WYKŁAD XIV
KONIECZNOŚĆ POJEDNANIA – PRZEKLEŃSTWO
„Przekleństwo”
jest złem teraźniejszym, a nie przyszłym – Gdzie i dlaczego klątwa spadła na
wszystkich – Kiedy ustanie ten „gniew” Boży przeciwko grzechowi – „Ucieczka”
teraz i w przyszłości – Pojednanie jest konieczne ze względu na przyjęty przez
Boga plan – Człowiek przykładem dla aniołów i przyszłych stworzeń
„I nie będzie więcej żadnego przekleństwa” – Obj. 22:3.
Werset
ten jest całkowicie zgodny z ogólną nauką Pisma Świętego, że nadchodzi
czas, kiedy dzieło pojednania zostanie dokonane, a skutkiem tego będzie zdjęcie
przekleństwa z człowieka oraz z ziemi, jego królestwa. Oznacza to jednak, że
przekleństwo nie zostało jeszcze zniesione, że nadal ciąży na ziemi i na
ludzkości. Co więcej, oznacza to również, że był pewien czas, kiedy przekleństwo
to spadło na wszystkich, kiedy po raz pierwszy dotknęło człowieka i ziemię.
Jeżeli ktoś podejmie trud przestudiowania tego zagadnienia, z pewnością
odnajdzie w Piśmie Świętym tak cudowną zgodność nauk dotyczących tych trzech
punktów, że przekona się ze zdumieniem, że Biblia nie jest dziełem ludzkim;
choć została spisana przez różnych ludzi i w różnych okresach czasu na
przestrzeni dwóch tysięcy lat, stanowi jednolite świadectwo; świadectwo to zaś
jest najbardziej przekonujące, konsekwentne i pewne właśnie w odniesieniu do
tematu przekleństwa, skutków, jakie wywarło ono na człowieka, odkupienia od
niego oraz jego ostatecznego zniesienia.
Przekleństwo ciążące na rodzaju ludzkim, według powszechnego
zrozumienia i nauczania, oznacza przyszłe przekleństwo wiecznych mąk – nie
<str. 406> zaś przekleństwo w obecnym czasie. Jednak według Pisma
Świętego jest to przekleństwo teraźniejsze – śmierć, która zostanie zniesiona w
przyszłości. Nie należy jednak rozumieć tego przekleństwa śmierci w sposób
ogólnie przyjęty, który ogranicza jego wpływ jedynie do momentu śmierci lub
nawet kilku godzin czy dni na łożu śmierci, bądź kilku chwil, kiedy człowiek
traci ulatujący zeń dech żywota. Przeciwnie; aby zdać sobie sprawę, czym
rzeczywiście jest przekleństwo śmierci, musimy wyobrazić sobie pierwszego
doskonałego człowieka, z całą potęgą jego umysłu i ciała, który był obrazem
swego Stwórcy w cechach umysłu, pod względem fizycznym zaś, podobnie jak pod
umysłowym i moralnym – „bardzo dobry”: tak ocenił go najwyższy autorytet w tej
dziedzinie (1 Mojż. 1:31).
Krótki urywek historii przekazany nam w Księdze Rodzaju oraz
fakt, iż potop całkowicie zniszczył wszelkie dowody geniuszu i dzieła rąk ojca
naszej rodziny i jego najwcześniejszego potomstwa, nie dają nam podstaw do
oceny jego umiejętności fizycznych i umysłowych. Musimy polegać na fakcie, że
wszystkie dzieła Boga są „doskonałe”, zgodnie z Jego własnym stwierdzeniem (5
Mojż. 32:4) i Jego dalszymi słowami, że człowiek „udał się za rozmaitymi
myślami” i skalał się (Kazn. 7:29); musimy polegać na fakcie, że nawet pod
przekleństwem i nawet w niesprzyjających warunkach, w których człowiek żył po
wypędzeniu z ogrodu Eden – pomimo tych wszystkich nieprzyjaznych okoliczności –
organizm człowieka był tak wspaniale doskonały, że ojciec ludzkości żył jeszcze
przez bardzo długi okres dziewięciuset trzydziestu lat (1 Mojż. 5:5).
Kiedy porównujemy tę fizyczną witalność, niewspomaganą
długoletnim doświadczeniem w dziedzinie medycyny i rozwoju warunków
sanitarnych, z obecnymi warunkami i dostrzegamy, że wraz z całym postępem
naukowym, światłem i doświadczeniem wielu wieków połowa populacji umiera
poniżej dziesiątego roku życia, a ogólna przeciętna długość życia wynosi około
trzydziestu trzech lat – dopiero wtedy możemy osądzić, jak wiele fizycznej
żywotności utraciliśmy od chwili upadku, jak bardzo „przekleństwo” wpłynęło na
nas pod względem fizycznym. Ponieważ zaś wiemy, że w człowieku jego moce
umysłowe i fizyczne są ze sobą w znacznym stopniu powiązane – <str. 407>
w ten sposób, że przy założeniu, iż wszystkie inne czynniki pozostają bez
zmian, im zdrowszy jest organizm, tym większe i głębsze są jego umiejętności i
zdolności umysłowe – możemy sobie z dużym prawdopodobieństwem wyobrazić
umysłową wielkość ojca Adama, którego wspaniały Stworzyciel nazwał bardzo
dobrym i uznał, że jest godny, by nazwać go swoim synem, swoim umysłowym i
moralnym podobieństwem (Łuk. 3:38).
Doskonałość umysłowa i fizyczna, w warunkach przedstawionych
nam w Boskim opisie stworzenia, z całą pewnością pociągała za sobą doskonałość
moralną; musimy bowiem pamiętać, że jak uczy Pismo Święte, nie nastąpił jeszcze
upadek moralny i wynikająca z niego degradacja. Trudno również przypuszczać, że
osobowość człowieka niewyposażona w zasady moralne mogłaby w Piśmie Świętym być
określona jako „bardzo dobra”, jako obraz swojego Stwórcy. Gdyby Adam został
stworzony jako doskonały pod względem fizycznym i umysłowym, lecz nie pod
względem moralnym, byłby bardzo złym człowiekiem, zgodnie z zasadą, że większe
zdolności prowadzą do większych przestępstw, o ile te zdolności nie są
kontrolowane przez moralność.
Wyrok śmierci, czyli „przekleństwo”, wydany na Adama –
„śmiercią [ang. umierając – przyp. tłum.] umrzesz” (1 Mojż. 2:17) – nie
dotyczył jedynie mięśni i fizycznego organizmu człowieka – obejmował on całego
człowieka, zarówno jego stronę umysłową, jak i fizyczną; dotyczył też cech
moralnych, ponieważ są one częścią umysłowości. Potwierdzeniem jest fakt, że
dzisiaj widzimy, iż człowiek upadł pod każdym względem: jest zdegenerowany
fizycznie, a przeciętna długość jego życia, pomimo bardzo sprzyjających
warunków, spadła do trzydziestu trzech lat; jeżeli chodzi o cechy umysłowe i
moralne, również zauważamy wiele braków, choć człowiek posiada organy zdolne do
znacznie większego rozwoju niż pozwalałoby na to jego krótkie życie. O
moralnych cechach człowieka apostoł pisze: „Nie masz sprawiedliwego ani jednego
(...) Albowiem wszyscy zgrzeszyli, i nie dostaje im chwały Bożej”; wszyscy są
uczestnikami pierwotnego grzechu i jego następstw (Rzym. 3:10,23).
Co więcej, apostoł wskazuje, że ojciec Adam w chwili <str.
408> osądzenia go przez Boga był dobrowolnym przestępcą, a nie kimś, kto
został zwiedziony (1 Tym. 2:14). Apostoł uczy nas w ten sposób, że pod względem
moralnym Adam był w stanie zachować posłuszeństwo wobec Boskich wymagań,
inaczej Bóg popełniłby niesprawiedliwość, osądzając i potępiając za błąd
istotę, która na skutek niedoskonałego stworzenia nie byłaby w stanie wytrzymać
próby posłuszeństwa wobec Jego rozkazów. Każdy pozbawiony uprzedzeń i logicznie
myślący umysł zgodzi się, że dowodem na to, iż Adam był doskonały w całym
znaczeniu tego słowa i był gotowy do próby, jest fakt, że próba ta dotyczyła
wiecznego życia i śmierci oraz fakt, że świadomie popełnił on błąd, co zgodnie
ze sprawiedliwością sprowadziło nań wyrok wielkiego Sędziego i pełnię kary
przewidzianej przez prawo.
Co więcej, Bóg nawet po tym, jak cena okupu została zapłacona,
odmawia ponownego osądzenia ludzkości przed tym samym najwyższym i
nieodwołalnym Trybunałem, podając jako powód to, że w upadłym stanie nie
nadajemy się do osądzenia przez Jego absolutną sprawiedliwość i że nasze
najlepsze nawet uczynki nie mogłyby nikogo przed Nim usprawiedliwić – wszystko
to stanowi dowód nie tylko na to, że upadek rodzaju ludzkiego jest rzeczywiście
głęboki, lecz również że Bóg nie wystawiałby Adama na próbę, gdyby ten nie był
czymś o wiele lepszym niż my, całkowicie przygotowanym do tej próby –
doskonałym człowiekiem. Zgodnie z tą myślą Bóg osądza Kościół podczas obecnego
Wieku Ewangelii, oferując jako nagrodę wieczną duchową egzystencję; sąd świata
zaś przeprowadzi w Wieku Tysiąclecia, nagradzając wiecznie trwającą
doskonałością na poziomie ludzkim. „Bo Ojciec nikogo nie sądzi, lecz wszystek
sąd dał Synowi” (Jan 5:22).
Patrząc na człowieka jako całość (jedność cech umysłowych,
moralnych i fizycznych) z biblijnego punktu widzenia, dostrzegamy, że
przekleństwo, wyrok śmierci, działa przeciwko każdej części i elementowi jego
istoty; w świecie wokół nas znajdujemy dowody tego na każdym kroku. I jak w
przypadku zepsucia fizycznego u niektórych osób najsłabszym miejscem jest
<str. 409> żołądek, u innych mięśnie czy też kości – tak gdy traktujemy
człowieka jako całość, spostrzegamy, że u niektórych największa utrata,
zepsucie, zdeprawowanie nastapiły w umyśle, u drugich w moralności, a jeszcze u
innych – pod względem fizycznym; wszyscy jednak są w każdym z tych aspektów
skażeni; wszyscy jesteśmy beznadziejnie „straceni” pod tym przekleństwem. Nie
ma najmniejszej nawet nadziei, że ktokolwiek mógłby wyzwolić się z tych więzów
zepsucia, w których jesteśmy zrodzeni, jak napisano: „Oto w nieprawości poczęty
jestem, a w grzechu poczęła mnie matka moja” – Psalm 51:7. Przekleństwo śmierci
obejmuje nas od momentu narodzin i to przekonuje nas, że nie jest ono skutkiem
grzechów popełnianych przez daną jednostkę, lecz grzechów odziedziczonych – że
jest to przekleństwo, nieszczęście, które drogą dziedziczenia przeszło na nas z
ojca Adama.
Mówi się, że „nasze narodziny są początkiem umierania”, i
wszyscy mogą zaświadczyć, jak bardzo prawdziwe jest to zdanie: choroba i
zepsucie, ból i cierpienie, słabości i niemoce – wszystko to są podstawowe
procesy umierania, jakie w nas zachodzą. Dlatego gdyby nie zaślepienie
spowodowane niewłaściwym interpretowaniem Boskiego planu na skutek zwodzenia
przez Szatana, ludzie bez problemu zauważyliby wokół siebie fakt przekleństwa.
Apostoł pisze: „Gniew Boży objawia się z nieba przeciwko wszelakiej
niesprawiedliwości”; najmniejsza bowiem niesprawiedliwość jest grzechem (Rzym.
1:18). Apostoł nie mówi, że gniew Boży objawi się w przyszłym życiu i
płomieniach tortur, lecz poprawnie naucza, że jest on widoczny w obecnym życiu
i w obecnym czasie, i mogą to dostrzec wszyscy, których oczy są otwarte ku
widzeniu rzeczywistych faktów. Boży gniew jest widoczny na każdej tabliczce z
nazwiskiem lekarza, gdyż oznacza ona, że rodzaj ludzki podlega chorobom i
śmierci. Boży gniew jest widoczny na każdej tabliczce z nazwą zakładu
pogrzebowego, która zwraca naszą uwagę na fakt, że ludzkość umiera, że gniew,
przekleństwo Boga, ciąży na całym rodzaju ludzkim. Boży gniew jest widoczny w
każdym kondukcie pogrzebowym, w każdym karawanie, na każdym cmentarzu, każdym
kamieniu nagrobnym, w każdej oznace żałoby. Gniew Boży objawia się nie tylko
przeciwko największym grzesznikom, lecz przeciwko wszystkim niesprawiedliwym,
nawet najmniejszym z nich. Dlatego <str. 410> nie ma ucieczki, bo nie ma
sprawiedliwego ani jednego; dlatego tak niemowlęta, jak i starcy o siwych
włosach podlegają temu „gniewowi” i „przekleństwu”.
Prorok Ijob, cierpiąc z powodu tego przekleństwa – gniewu,
wołał: „Obyżeś mię w szeolu [niepamięci] ukrył i utaił, ażby się uciszył
[przeminął] gniew twój, (...) [potem] zawołasz, a ja tobie odpowiem; a
spraw rąk twoich pożądasz” – Ijoba 14:13,15. Ten czas gniewu, trwający już od
sześciu tysięcy lat, ma zakończyć się wielkim dniem pomsty, kiedy to
sprawiedliwość sprowadzi dodatkowy ucisk na rodzaj ludzki, ponieważ odrzucił on
większe sposobności i przywileje oraz okazał nieposłuszeństwo wobec praw sprawiedliwości
– ucisk proporcjonalny do tego, na ile prawa te zostały poznane przez
chrześcijaństwo. Dlatego o tym dniu pomsty i szczególnego gniewu, stanowiącego
dodatek do poprzedzających go wydarzeń, napisano: „czas uciśnienia, jakiego nie
było, jako narody poczęły być”. Święci Boży otrzymali jednak zapewnienie, że
zostaną policzeni jako godni ujścia wszystkich tych rzeczy przychodzących na
świat oraz godni, by stanąć przed Synem Człowieczym. Unikną oni tego
szczególnego gniewu, lecz nie omija ich ogólny gniew, jaki objawia się z nieba
przeciwko wszelkiej niesprawiedliwości. Pod wieloma względami mają w nim udział
wraz ze światem, a jednak istnieje delikatnie zarysowana różnica, o której
jasno mówi Pismo Święte, mianowicie:
Ci, którzy przyjmują Chrystusa podczas obecnie trwającego
Wieku Ewangelii i którzy Mu się w pełni poświęcili, zostali uznani za tych,
którzy przeszli z śmierci do żywota; uniknąwszy gniewu, przekleństwa, „uszli
plugastw świata” (2 Piotra 1:4; 2:18,20). To prawda, że nadal znajdują się w świecie,
nadal podlegają śmierci, możliwe, że nadal dzielą ze światem choroby, ból,
smutek i ucisk, spowodowany przez przekleństwo i ze światowego punktu widzenia
niczym się nie wyróżniają; niemniej jednak z Boskiego punktu widzenia, który
również ma być punktem widzenia wierzących, między nimi a światem istnieje
wielka różnica. Nie są już uznani za umierających z powodu Boskiego
„przekleństwa”, czyli „gniewu”, lecz w świetle ich usprawiedliwienia i <str.
411> następującego po nim stawienia siebie żywą ofiarą, ich śmierć
traktowana jest jako część ofiary Chrystusa. Jak powiada apostoł, w swojej
śmierci poczytani są za umarłych z Chrystusem, współuczestników Jego ofiary, a
nie za umierających z Adamem, jak reszta ludzkości. „Jeśliśmy tedy z Chrystusem
umarli, wierzymy, iż też z nim żyć będziemy” (Rzym. 6:8).
Podobnie nasz udział w fizycznych kłopotach i bólach jest
skutkiem fizycznej słabości, dziedziczenia itd. Nasz Pan zapewnia nas, że
wszelkie tego rodzaju dolegliwości, jakie dopuszcza On w podobnych przypadkach,
nie powinny być uważane za manifestacje Jego gniewu; wszelkie zło, jakie spada
na takich ludzi, będzie – dzięki Boskiej mądrości, miłości i mocy – dopomagało
im ku dobremu jako ćwiczenie ku rozwinięciu w nich jeszcze większej obfitości
Jego ducha; w ten sposób, jako Jego dzieci, zostaną przygotowani do chwały,
czci i nieśmiertelności – przez wypracowywanie w nich spokojnych owoców
sprawiedliwości i przygotowywanie ich w ten sposób do większej i wieczystej
chwały (Filip. 2:13; Rzym. 2:7; Hebr. 12:11; 2 Kor. 4:17; 2 Piotra 1:4-11).
Niemniej jednak w tym wszystkim chodzą oni wiarą, a nie widzeniem. Jeżeli
chodzi o zewnętrzne znaki, nie różnią się niczym od świata; w rzeczywistości
często można odnieść wrażenie, że lud Boży przechodzi więcej trudności, prób,
kłopotów i bólu niż reszta ludzi, którymi Bóg na razie się nie zajmuje,
ponieważ nie znajdują się oni jeszcze w stanie pojednania z Nim. To wymaganie
większej wiary samo w sobie jest już błogosławieństwem, ćwiczeniem, rozwijaniem
charakteru, dobrym owocem ducha.
Rozważamy jednak nasz przedmiot – konieczność pojednania – z
punktu widzenia całego świata, ogółu ludzkości. Przekleństwo, wyrok, werdykt
Boskiego prawa przeciwko wszelkiej niedoskonałości brzmi: zniszczenie.
Wszystkie rzeczy stworzone przez Boga były bardzo dobre i jest to jedyny stan,
w jakim cokolwiek może Go w pełni zadowolić. Fakt, że na razie pozwala na
istnienie niedoskonałych rzeczy – niedoskonałych istot i niedoskonałych
warunków – nie jest dowodem zmiany planu ze strony Boga: ten okres niedoskonałości
<str. 412> został dozwolony, ponieważ Boska mądrość przewidziała
chwalebny rezultat i ku osiągnięciu tego właśnie celu Bóg „sprawuje wszystko
według rady woli swojej” (Efezj. 1:11). Bóg mógł, na przykład, zniszczyć
Szatana w momencie, kiedy ten stał się przestępcą – podobnie mógł zniszczyć
upadłych aniołów i człowieka; w ten sposób nie doszłoby do utworzenia
niedoskonałej rasy. Niemniej jednak w planie Bożym było dozwolenie, by
niedoskonali i grzeszni przez pewien czas sami podejmowali decyzje w sprawach,
które nie będą stanowiły przeszkody dla wspaniałego rezultatu Boskich
zarządzeń; w ten sposób miało zostać ukazane degradujące oddziaływanie grzechu
na Szatana, upadłych aniołów i człowieka.
Podpadnięcie rodzaju ludzkiego pod sprawiedliwą karę
śmierci, zniszczenia, było pośrednio rezultatem braku znajomości, jaki cechował
Ewę, i w konsekwencji jej zwiedzenia; obejmuje ono, poprzez dziedziczenie,
wiele osób, które nigdy nie pogwałciły Boskiego prawa w sposób dobrowolny i
świadomy. Fakt ten otworzył drzwi dla Boskiej miłości i litości, a przy tym dał
przykład działania i wzajemnej współpracy Boskich przymiotów, które nie mogłyby
być objawione w takiej pełni i udowodnione w żaden inny wyobrażalny sposób.
Objawienie siebie i przymiotów swojego charakteru swojemu stworzeniu – nie
tylko ludzkości, ale również zastępom aniołów – było więc częścią pierwotnego
zamierzenia Stwórcy. Niewątpliwie, kiedy wypełni się wielki plan zbawienia,
niebiańscy aniołowie, jak i pojednani spośród świata, poznają Boski charakter –
mądrość, sprawiedliwość, miłość i moc – w znacznie większym stopniu niż go
kiedykolwiek wcześniej doceniali lub mogli docenić bez wielkich lekcji
wypływających z dozwolenia złego i odkupienia, obiecanego w Boskim planie
poprzez Chrystusa. Wskazuje na to apostoł Piotr, który zapewnia nas, że
„aniołowie pragną patrzyć” na te rzeczy – są nimi głęboko zainteresowani (1
Piotra 1:12).
Jak już zauważyliśmy, wyrok wydany na ludzkość jest
absolutnie <str. 413> sprawiedliwy, nie ma od niego odwołania z tytułu
sprawiedliwości (przyznajemy bowiem, że Adam miał wystarczającą znajomość
swojego Stwórcy, by pozostać Mu posłuszny i że Boskie zarządzenie sprawiedliwie
stanowiło, iż życie nie używane w harmonii z Jego sprawiedliwymi i dobrotliwymi
prawami zostanie odebrane, utracone). Niemniej jednak bez trudności możemy
zauważyć, że w przypadku człowieka Bóg mógł zastosować inną karę i żadna zasada
sprawiedliwości nie zostałaby pogwałcona. Dowodem tego jest Jego stosunek do
upadłych aniołów. Nie zostali oni objęci wyrokiem śmierci; wręcz przeciwnie,
wydany na nich wyrok mówił, że mieli być związani; i są oni nadal związani,
oczekując na ostateczny sąd (Judy 6).
Podobnie Bóg mógł pozwolić człowiekowi żyć przez te sześć
tysięcy lat od jego grzechu w Edenie bez upośledzenia jego fizycznego systemu,
bez poddawania go pod wyrok i władzę śmierci. W ten sposób człowiek, podobnie
jak aniołowie, którzy nie zachowali swojego pierwszego stanu, mógł być
zachowany żywy aż do sądu wielkiego dnia i wtedy zostać ostatecznie osądzony. Działanie
Boga nie zna jednak ograniczeń; w naturze widzimy wielką różnorodność; kwiat
różni się od kwiatu chwałą i pięknością, jedno stworzenie różni się od
drugiego; i podobnie, według – jak mówi apostoł – „nader rozlicznej mądrości
Bożej” (Efezj. 3:10), Bóg wybrał jeden sposób postępowania wobec aniołów,
którzy zgrzeszyli, a inny wobec ludzi, którzy stali się grzesznikami. Boski
gniew objawia się przeciwko jednym i drugim: gniew miłości i sprawiedliwości,
która nienawidzi wszelkiego grzechu, wszelkiego zła i ostatecznie je zniszczy;
jednocześnie zaś uczyni wszystko, co tylko możliwe, dla tych złoczyńców, którzy
staną się lojalnymi sługami sprawiedliwości, doświadczywszy zarówno grzechu,
jak i sprawiedliwości, oraz ich następstw.
W odniesieniu do człowieka Bóg postanowił dać przykład
ostatecznego końca grzechu i grzeszników – ich zniszczenia. Potwierdzają to
<str. 414> różne oświadczenia, skierowane do człowieka: „Dusza, która
grzeszy, ta umrze”; „zapłatą za grzech jest śmierć”. To znaczy, w tych
stwierdzeniach Bóg przekazuje jedynie ogólne prawo, które wkrótce będzie
absolutną zasadą całego Jego państwa – całego stworzenia: wszystko, co
niedoskonałe, będzie zniszczone i tylko stworzenie, które jest doskonałe,
absolutnie doskonałe, w absolutnej zgodzie z Boską wolą i celem, będzie
istniało wiecznie, jako błogosławieństwo dla samego siebie, chwała dla Stwórcy
i dobrodziejstwo dla wszystkich jego stworzeń.
Chociaż człowiek służy jako przykład działania tej zasady,
przez co każdy członek ludzkiej rodziny zostaje odcięty przez śmierć – „na
wszystkich ludzi śmierć przyszła” – to jednak nie jest zamiarem Boga, aby przez
to, iż ludzkość stała się przykładem tego, jak sroga jest Boska sprawiedliwość
w wykorzenianiu grzechu, dozwalać, by ludzkość cierpiała, służąc za przykład.
Wręcz przeciwnie: Boski plan przewiduje, że ludzkość doświadczy Boskiego
miłosierdzia, łaski i miłości w nie mniejszym stopniu niż inne Boskie
stworzenia. Dlatego właśnie Bóg przewidział w słusznym czasie odkupienie dla
wszystkich, w pełni odpowiadające potrzebom w tym przypadku, aby podobnie jak
przez nieposłuszeństwo jednego człowieka (Adama) wielu stało się grzesznikami,
przez posłuszeństwo jednego (Jezusa) wielu mogło stać się sprawiedliwymi (Rzym.
5:19).
Nie oznacza to jednak, że „wielu” ma stać się sprawiedliwymi
jedynie podczas Wieku Ewangelii albo wcale; wręcz przeciwnie, Pismo Święte
naucza, że tylko „maluczkie stadko” stanie się sprawiedliwe w teraźniejszym
złym czasie – tylko ci, którzy zostaną w szczególny sposób pociągnięci przez
Ojca i wezwani do wysokiego powołania, by stać się wspódziedzicami z Jego
Synem. Pozostała część ludzkości nie będzie nawet powołana, czy też
pociągnięta, dopóki Chrystus (Głowa i Ciało) nie zostanie podwyższony tak w
cierpieniu, jak i w chwale, zgodnie ze słowami samego Pana: „A ja jeśli będę
podwyższony od ziemi, pociągnę wszystkich do siebie” – Jan 6:44; 12:32. To
uniwersalne pociągnięcie należy do Wieku Tysiąclecia, nie zaś do obecnego lub
minionego czasu. Nie będzie to pociągnięcie jednostek ani pewnej klasy, ani też
narodu, <str. 415> jak miało to miejsce w przeszłości, lecz będzie to
pociągnięcie całej ludzkości, odkupionej drogocenną krwią.
Pociągnięcie to nie będzie jednak oznaczało przymusu; jak w
obecnym wieku istnieje możliwość oparcia się Ojcowskiemu pociągnięciu, przez co
wielu jest powołanych, ale niewielu będzie wybranych – podobnie w następnym
wieku świat ludzkości będzie mógł nie przyjąć pociągnięcia przez Chrystusa.
Pismo Święte zapewnia nas jednak, że droga stanie się tak prosta i warunki będą
tak sprzyjające, że jedynie ci, którzy miłują grzech i dobrowolnie go wybiorą
po przyjściu do znajomości sprawiedliwości i Prawdy, znajdą się wśród
przeciwników wielkiego Proroka i zostaną przezeń zniszczeni we wtórej śmierci
(Dzieje Ap. 3:23).
Patrząc na Boskie traktowanie ludzkości z perspektywy końca
Wieku Tysiąclecia, dostrzegamy, że zamiast Boskiego działania powodującego
wszelkie trudności, wykonanie na nas surowej kary wyznaczonej przez Boskie
prawo, przy współdziałaniu Boskiego miłosierdzia poprzez Chrystusa w okupie i
naprawieniu wszystkich rzeczy, w rzeczywistości było i jest wielkim
błogosławieństwem. Nie można jednak dostrzec tego w żaden inny sposób. Z tej
perspektywy widzimy bowiem nie tylko smutek, ucisk i ból, umieranie i
wzdychanie w teraźniejszym wieku, sprawiedliwą karę i naturalny rezultat
przestępstwa; widzimy też wykupienie człowieka z grzechu i jego przekleństwa,
nabyte przez Odkupiciela na Kalwarii – wykupienie, które ten sam Odkupiciel
zrealizuje w następnej kolejności – najpierw bowiem Kościół wybierany podczas
Wieku Ewangelii zgodnie z Boskim planem ma stać się Jego Oblubienicą i
współdziedzicem w Królestwie.
Śmierć, kara za grzech Adama (obejmująca również wszelki
ból, smutek i ucisk związany z umieraniem w ciągu minionych sześciu tysięcy
lat), jest bardzo surowa; niemniej jednak uważamy, że los człowieka jest
bardziej łaskawy niż los aniołów, którzy nie zachowali swojego pierwotnego
stanu i nie zostali skazani na śmierć, dlatego nie utracili swojej energii
życiowej przez śmierć ani nie doświadczyli choroby czy bólu, lecz doznali
jedynie ograniczenia swojej swobody i świętej <str. 416> społeczności.
Gdyby człowiek został potraktowany podobnie jak ci upadli aniołowie, gdyby
pozostawiono mu wolność w odniesieniu do ziemi itd., możemy sobie wyobrazić, w
jakim okropnym stanie znajdowałyby się obecnie rzeczy – jak zło rozmnożyłoby
się bez żadnych ograniczeń, jak z powodu zwiększonej podstępności i
przenikliwości zła wzmógłby się smutek na ziemi. Nawet w obecnym stanie
widzimy, że krótkie życie pozwala rozwinąć zadziwiający geniusz samolubstwa,
zadziwiającą mądrość ku wywyższaniu samego siebie, a zarazem uciskaniu innych
stworzeń. Kiedy uzmysłowimy sobie, jak wielu dzisiejszych milionerów spędziło
dzieciństwo w ubóstwie, a swoje dwieście milionów dolarów zdołało zgromadzić w
okresie krótszym niż pięćdziesiąt lat – jakich dokonań moglibyśmy spodziewać
się po takim geniuszu, gdyby mógł działać przez wiele stuleci? Możemy z dużym
prawdopodobieństwem przypuszczać, że doprowadziłby do zniewolenia i całkowitej
degradacji, do zezwierzęcenia dużej części ludzkiej rodziny w interesie kilku
umysłów – mistrzów sprytu i chciwości.
Kiedy patrzymy na tę sprawę z takiego punktu widzenia, nasze
serca pełne są wdzięczności, że spadła na nas właśnie ta forma „przekleństwa”,
na jaką zezwolił Bóg – „śmiercią umrzesz”. Jeżeli przy okazji nasze
doświadczenia jako całości rodzaju ludzkiego mają stać się lekcją nie tylko dla
nas, lecz również dla świętych aniołów i dla aniołów, którzy upadli, nasza
radość jest jeszcze większa; być może nawet Bóg zamierza użyć tej wielkiej
lekcji o ogromnej szkodliwości grzechu i o jego nieuniknionych skutkach, w
innych światach istot obdarzonych czuciem, które jeszcze nie zostały stworzone.
Kto wie – być może w odległej przyszłości niestworzone jeszcze miliardy będą
uczyć się sprawiedliwości od przewodników, wybranych spośród godnych członków
ziemskiego odkupionego i przywróconego rodzaju, którzy rzeczywiście
doświadczyli grzechu i którzy będą mogli o nim mówić na podstawie własnych przeżyć,
ostrzegając innych przed najmniejszym odstępstwem od absolutnego posłuszeństwa
Boskiej woli.
<str. 417> Przykładem tej zasady, zmieniającej szkodę w
błogosławieństwo dla tych, którzy zostali użyci jako przykład, jest Izrael.
Jako naród, Izrael został powołany spośród innych narodów i uczyniony ludem
obrazowym. Ich Przymierze Zakonu, chociaż wydawało się korzystne, w
rzeczywistości stanowiło dla nich drugą próbę, a niepowodzenie w tej próbie
sprowadziło na nich drugi potępiający wyrok – wydawało się, że Izrael jako
naród znajdował się pod większym przekleństwem niż pozostała część świata,
która – jak Bóg zapowiedział już wcześniej (w swoim przymierzu z Abrahamem) –
miała być usprawiedliwiona z wiary, jako że nikt nie mógł być
usprawiedliwiony z uczynków Zakonu. Przymierze Izraela wymagało doskonałych
uczynków; Izrael, na skutek odziedziczonej słabości ciała niezdolny do
doskonałych uczynków, podpadł pod „przekleństwo”, czyli wyrok śmierci, wynikający
z jego własnego przymierza. W ten sposób przymierze, które miało być ku
żywotowi (które miało dać żywot wieczny), było ku śmierci (Rzym.
7:9-14). Chociaż jednak Izrael został w ten sposób użyty przez Boga jako naród
obrazowy i jako ilustracja faktu, iż żaden niedoskonały człowiek nie jest w
stanie zachować doskonałego prawa Bożego, Bóg nie pozwolił, aby ta
ilustracja, obejmująca ich potępienie, spowodowała ich wieczną ruinę; a co za
tym idzie, zakładając odkupienie pozostałej części ludzkości, Jego plan
przewidywał, że ta sama ofiara, dzięki której cała rodzina Adama została
odkupiona przez Chrystusa, obejmowała także ten lud, obdarzony szczególną łaską
– naród, który pod Przymierzem Zakonu był również w szczególny sposób potępiony
(Rzym. 2:11-13; 3:19-23). To właśnie dlatego nasz Pan narodził się pod Przymierzem
Zakonu, aby móc odkupić tych, którzy zostali potępieni przez ten Zakon –
odkupić ich przez tę samą ofiarę, przez którą odkupił cały świat ludzkości,
potępiony pierwotnie w Adamie (Gal. 4:4,5).
Widzimy więc, że konieczność pojednania pomiędzy Bogiem a człowiekiem
wynika z faktu, że sam Bóg jest źródłem życia i jeżeli którekolwiek z Jego
stworzeń ma się cieszyć życiem wiecznym, musi to być Jego dar. „Dar z
łaski Bożej jest żywot wieczny <str. 418> w Chrystusie Jezusie, Panu
naszym” (Rzym. 6:23). Według zasad Boskiego rządu i prawa Bóg nie może
tolerować najmniejszego nawet grzechu (Hab. 1:13); nie może godzić się na
grzech ani w jakimkolwiek stopniu uznawać konieczności jego istnienia. On sam
jest doskonały i zarządził, że nikt niedoskonały nie będzie uznany za Jego
syna, który miałby otrzymać trwającą wiecznie egzystencję. Ponieważ zaś
człowiek przez swój upadek nie tylko znalazł się pod wyrokiem śmierci, lecz
również skaził się, zdegradował i zdeprawował, w znacznym stopniu wymazując
podobieństwo do Boga ze swojego umysłu i sumienia, jedyna nadzieja żywota
wiecznego leży w mocy czy też sposobie, przez które mogą być dokonane dwie
rzeczy: (1) uwolnienie ludzkości spod wyroku śmierci, wydanego przez
sprawiedliwość; (2) podniesienie ludzkości z upadku grzechu i deprawacji do
stanu absolutnej świętości i doskonałości, od jakiej człowiek odpadł. Jeżeli te
dwa warunki mogą być spełnione, jest nadzieja. Jeżeli nie, nie ma dla człowieka
najmniejszej nadziei żywota wiecznego. Na próżno szukamy pomocy wśród ludzkiej rodziny,
gdyż – chociaż niektórzy są mniej upadli, mniej zdeprawowani niż inni –
„wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im chwały Bożej”. Gdyby był chociaż jeden
sprawiedliwy, mógłby zapłacić okup za swojego brata (za Adama i wszystkich
potępionych w przestępstwie Adama) i w ten sposób, pod Boskim zarządzeniem,
stać się zbawicielem (wybawcą) swojej rodziny od ciążącego na niej wyroku; nikt
taki jednak się nie znalazł. „Nie masz sprawiedliwego ani jednego” (Psalm 49:8;
Rzym. 3:10,23).
Bóg w swojej mądrości wszystko to przewidział i zaplanował,
zanim rozpoczął stwarzanie ludzkości i w słusznym czasie objawił swój plan
uzdrowienia człowieka z tego potępienia i upadku. Nie było znikąd zmiłowania,
nie było nikogo, kto mógłby uratować – i wtedy Boskie ramię przyniosło wybawienie.
Ramieniem (mocą) Pańskim, objawionym, wyciągniętym z nieba, by dopomóc
człowiekowi w wydostaniu się z tego strasznego dołu śmierci i z grząskiej gliny
grzechu i upadku, był nasz Pan Jezus (Psalm 40:3; Izaj. 53:1). Cel, jaki Bóg
zamierza przezeń osiągnąć, jest następujący: <str. 419>
(1) Odkupienie człowieka z mocy grobu, spod wyroku śmierci,
spod „przekleństwa”, spod „gniewu”, który teraz ciąży nad światem. Okup został
dokonany w śmierci naszego Pana, Jezusa Chrystusa: Boska sprawiedliwość została
zaspokojona, a cała ludzkość uważana jest za nabytek Pana Jezusa Chrystusa, za
który zapłacił swoją drogocenną krwią.
(2) Obecnie spośród odkupionej ludzkości wybiera On „maluczkie
stadko” współdziedziców, którzy na skutek swojego samoofiarniczego poświęcenia
się Jemu, zostaną uznani za współuczestników Jego cierpień i ofiary i
dlatego otrzymają również udział w Jego niebiańskiej chwale i w przyszłym
dziele błogosławienia świata – stanowiącym owoc Jego ofiary.
(3) Dzieło restytucji ma być dokonane przez tego wielkiego
Odkupiciela i Jego współdziedzica, Jego Oblubienicę, Kościół, w „czasie
naprawienia wszystkich rzeczy, co był przepowiedział Bóg przez usta wszystkich
świętych swoich proroków od wieków”(Dzieje Ap. 3:19-21). Kiedy dobrowolni
grzesznicy, odrzucający Boską łaskę i miłosierdzie na warunkach Nowego
Przymierza, zostaną zniszczeni przez tego wielkiego Pośrednika, Chrystusa, a
pozostała część odkupionej ludzkości – doskonałej i zupełnej, całkowicie
przywróconej do stanu podobieństwa Bożego, bogatszej w znajomość Jego samego,
sprawiedliwości i grzechu, znajomość zdobytą przez doświadczenie obecnego
panowania grzechu i panowania sprawiedliwości podczas Restytucji – zostanie
przekazana Niebiańskiemu Ojcu, wtedy wielkie dzieło pojednania będzie spełnione.
Wszyscy, którzy to rozumieją, bez trudu dostrzegają też konieczność pojednania:
błogosławienie ludzkości nie może bowiem nastąpić w żaden inny sposób, jak
przez doprowadzenie jej do całkowitej harmonii z jej Stwórcą; takie pojednanie
wymaga zaś na samym początku odkupienia grzesznika – zapłacenia jego kary. Bóg
musi być sprawiedliwy w usprawiedliwianiu grzeszników, bo inaczej nigdy by ich
nie usprawiedliwił (Rzym. 3:26).
Na podstawie powyższego rozważania jasno widzimy, że liczba
pojednanych przez ofiarę za grzechy, złożoną przez naszego Pana – ogólne
zniesienie „przekleństwa” z prawnego punktu widzenia – nie określa żadnego
kryterium, przez które moglibyśmy <str. 420> oszacować liczbę tych,
którzy przez posłuszeństwo wiary staną się rzeczywiście wolni od grzechu i
powrócą do pojednania z Ojcem przez skorzystanie z możliwości zapewnionych
wszystkim przez naszego drogiego Odkupiciela. Nie ma żadnej wskazówki danej
przez Boga ani żadnej logicznej podstawy do przypuszczeń ze strony człowieka,
że Boska łaska i żywot wieczny, zapewniony przez Chrystusa, zostaną
kiedykolwiek osiągnięte przez kogokolwiek, oprócz tych, którzy znajdą się w
zupełnej harmonii serca z Bogiem i wszystkimi Jego prawami sprawiedliwości.
Radujemy się jednak, że w Boskim „słusznym czasie” wszelkiemu stworzeniu dane
będzie poznanie Boskiej łaski i wszelkich innych możliwości, znacznie lepszych
niż te, jakie zna dzisiaj świat. (1 Tym. 2:6). <str. 421>
powrót do początku >>
Tom V
|