WYKŁAD X
Proponowane Środki zaradcze – społeczne i
finansowe
Prohibicja i prawo głosowania dla kobiet –
Uwolnienie cen srebra i protekcyjne cła – “Komunizm” – “Wszystkie rzeczy
mieli wspólne” – “Anarchizm” – “Socjalizm” czyli “Kolektywizm” – Babbitt o
rozwoju społecznym – Herbert Spencer o socjalizmie – Przykład dwóch
społeczności socjalistycznych – “Nacjonalizm” – Powszechne wykształcenie
mechaniczne jako środek zaradczy – “jedyny podatek” jako środek zaradczy –
Odpowiedź, jakiej Henry George udzielił papieżowi Leonowi xiii w kwestii
robotniczej – Wypowiedź dr Lymana Abbotta na temat tej sytuacji – Sugestie
biskupa kościoła metodystyczno-episkopalnego – Inne nadzieje i obawy –
Jedyna nadzieja – “Ona błogosławiona nadzieja” – Stanowisko właściwe dla
ludu Bożego, który widzi te rzeczy – Na świecie, ale nie ze świata.
“Izali nie masz balsamu w Galaad? Izali tam nie
masz lekarza?” “Leczyliśmy Babilon, ale nie jest uleczony. Opuśćmyż go, a
pójdźmy każdy do ziemi swej; bo sąd jego aż do nieba sięga” – Jer. 8:22;
51:7-9.
ROZMAITE lekarstwa przedstawiane są jako
“panaceum” mające ulżyć wzdychającemu stworzeniu, poddanemu działaniu
obecnych warunków, które powszechnie uznawane są za poważne. Tak więc
wszyscy, którzy współczują z cierpiącym społeczeństwem, muszą także okazać
zrozumienie dla usiłowań różnych doktorów, którzy, postawiwszy diagnozę, z
wielką niecierpliwością domagają się, by pacjent wypróbował ich receptę.
Próby wymyślenia kuracji i zastosowania jej są godne polecenia i znajdują
zrozumienie wśród wszystkich dobrze usposobionych ludzi. Pomimo to zdrowy,
oświecony Słowem Bożym sąd informuje nas, że żadne z proponowanych lekarstw
nie uzdrowi tej choroby. Niezbędna będzie obecność i usługa Wielkiego
Lekarza wraz z Jego środkami zaradczymi – lekarstwami, szynami, <str. 470>
bandażami, kaftanami bezpieczeństwa i lancetami. I tylko skuteczne oraz
wytrwałe stosowanie tych środków będzie w stanie uzdrowić chorobę ludzkiej
deprawacji i samolubstwa. Przyjrzyjmy się jednak niektórym receptom
proponowanym przez innych doktorów, aby przekonać się, w jaki sposób
niektóre z nich, upodobniając się do mądrości Bożej, są od niej mimo
wszystko bardzo dalekie. Naszym celem nie jest sprzeczanie się, ale
wyraźniejsze zauważenie jedynego kierunku, z którego można oczekiwać
koniecznej pomocy.
Prohibicja i prawo głosowania dla kobiet -
jako środek zaradczy
Te dwa zagadnienia są zwykle ze sobą łączone,
gdyż zauważono, że prohibicja nigdy nie uzyska poparcia większości, jeśli
kobiety nie będą miały praw wyborczych – a nawet i wtedy nie jest to jeszcze
takie pewne. Obrońcy tego rozwiązania wskazują na statystyki, by wykazać,
jak wiele nieszczęść i ubóstwa w narodach chrześcijańskich wywodzi się z
obrotu napojami alkoholowymi. Twierdzą także, że gdyby zakazać sprzedaży
alkoholu, to pokój i obfitość stałyby się zasadą, a nie wyjątkiem.
Z całego serca sympatyzujemy z większością
twierdzeń tego rodzaju. Pijaństwo jest z pewnością jednym z najbardziej
szkodliwych owoców cywilizacji. Bardzo szybko rozprzestrzenia się ono także
na kraje półcywilizowane i barbarzyńskie. Bardzo byśmy się cieszyli, gdyby
zlikwidowano go teraz i na zawsze. Chętnie także przyznajemy, że likwidacja
obrotu alkoholem przyniosłaby znaczne zmniejszenie panującego obecnie
ubóstwa, gdyż przez niego marnowane są setki milionów dolarów rocznie.
Jednak usunięcie alkoholu nie uzdrowi zła wywodzącego się z obecnych,
samolubnych warunków społecznych ani też nie zrównoważy miażdżącego
ciśnienia “prawa podaży i popytu”, które będzie rosło nieubłaganie, jak
zawsze, wyciskając ostatnie soki życia z mas społecznych.
Kto tak naprawdę trwoni miliony dolarów
rocznie na alkohol? Bardzo biedni? Na pewno nie; bogaci! Bogaci na pierwszym
miejscu, a za nimi klasa średnia. Jeśliby od jutra zlikwidować obrót <str.
471> alkoholem, to nie tylko że nie zmniejszyłoby to presji finansowej dla
najuboższych, ale jeszcze przyniosłoby odwrotny skutek. Tysiące rolników,
którzy uprawiają miliony buszlis jęczmieniu,
żyta, winogron i chmielu – artykułów stosowanych przy produkcji napojów
alkoholowych – zmuszonych byłoby do uprawy innych roślin, doprowadzając w
ten sposób do jeszcze większego ogólnego spadku cen produktów rolnych.
Ogromna rzesza dziesiątków tysięcy gorzelników, bednarzy, producentów
butelek i naczyń szklanych, woźniców, pracowników restauracji i barmanów,
zatrudnionych obecnie przy obrocie alkoholem, byłaby zmuszona do znalezienia
sobie innego zajęcia, pogrążając jeszcze bardziej rynek pracy i
doprowadzając do dalszego obniżenia skali zarobków. Wielomilionowy kapitał,
zainwestowany obecnie w tej dziedzinie, zostałby przeniesiony gdzie indziej,
zwiększając konkurencję w biznesie.
Wszystko to nie powinno powstrzymywać nas w
dążeniu do pozbycia się tego przekleństwa. W miarę możliwości możemy też
starać się o pozyskanie dla tej sprawy większości społeczeństwa. Jednak taka
większość nigdy się nie znajdzie (z wyjątkiem społeczności
lokalnych). Większość składa się z niewolników tego nałogu i ludzi, którzy
są nim osobiście finansowo zainteresowani, wprost lub pośrednio. Prohibicja
nie zostanie wprowadzona aż do czasu ustanowienia Królestwa Bożego. Chcemy
tu jedynie wskazać, że usunięcie przekleństwa pijaństwa, nawet gdyby się
udało do tego doprowadzić, nie uzdrowiłoby obecnej choroby
społeczno-finansowej.
Uwolnienie cen srebra i protekcyjne cła -
jako środek zaradczy
Bez większych zastrzeżeń przyznajemy, że
usunięcie srebra z podstawy systemu monetarnego krajów chrześcijańskich było
mistrzowskim ciosem polityki samolubstwa ze strony kredytodawców, którzy
zmniejszyli w ten sposób ilość standardowych monet na rynku, zwiększając tym
samym wartość swoich kredytów. Uszczuplenie zasobów legalnego pieniądza
pozwoliło na utrzymanie wysokich odsetek od długów, gdy w tym samym czasie
wszystkie inwestycje w przemyśle, jak również wynagrodzenia za pracę
ustawicznie traciły na wartości na skutek zwiększenia podaży i konkurencji.
Wielu bankierów i kredytodawców <str. 472> to “uczciwi” ludzie, pozostający
w zgodzie z prawnym standardem uczciwości. Tylko że, niestety, standard ten
w wielu przypadkach jest zbyt niski. Zgodnie z nim mówi się: My bankierzy i
kredytodawcy pilnujmy swojego interesu, a rolnicy, którzy nie są tak
sprytni, niech pilnują swego. Będziemy zwodzić biedniejszych i mniej
bystrych nazywając złoto “uczciwym pieniądzem” a srebro “nieuczciwym
pieniądzem”. Wielu biednych stara się być uczciwymi i w ten sposób zostaną
onieśmieleni i pozyskani do popierania naszych planów, które będzie jednak
ciężko przeprowadzić wśród “żniwiarzy”. Pod wpływem naszego mówienia o
“uczciwym pieniądzu”, dzięki naszemu prestiżowi ludzi szanowanych oraz
naszej pozycji finansistów i ludzi bogatych, dojdą oni do wniosku, że
jakikolwiek pogląd sprzeczny z naszym musi być błędny. Zapomną, że srebrny
pieniądz był standardem światowym od najdawniejszych czasów, zaś złoto,
podobnie jak kamienie szlachetne, było dawniej towarem handlowym, a dopiero
potem dołączono go do srebra, aby zaspokoić zwiększające się zapotrzebowanie
na pieniądze konieczne do prowadzenia światowych interesów. Nawet w chwili
obecnej spada wysokość odsetek w naszych centrach finansowych. O ile jeszcze
obniżą się odsetki, jeśli całe srebro nabierze wartości monetarnej i
zwiększy się ilość pieniądza? Naszym następnym krokiem musi być wycofanie
wszystkich pieniędzy papierowych, by w ten sposób napęczniały nasze odsetki.
Zgodnie z prawem podaży i popytu każdy
pożyczkobiorca jest zainteresowany tym, żeby było jak najwięcej pieniędzy –
srebrnych, złotych i papierowych. Zgodnie z tym samym prawem w interesie
każdego bankiera i kredytodawcy leży wycofanie pieniędzy papierowych i
zdyskredytowanie srebra, ponieważ im mniej jest pieniędzy, którymi można
spłacić długi, tym większe jest zapotrzebowanie na ową niewielką ilość
pieniądza. Dlatego też wraz ze spadkiem wynagrodzeń za pracę i cen towarów
handlowych, wzrasta popyt na pieniądze, a odsetki trzymają się dobrze.
Jak już pokazaliśmy, prorocze wzmianki zdają się
wskazywać, że srebro nie zostanie już przywrócone do tych samych
przywilejów, jakimi cieszy się złoto jako standardowy pieniądz
cywilizowanego świata. Jest jednak oczywiste, że nawet gdyby nastąpiło pełne
przywrócenie pozycji srebra, to ulga z tego wynikająca byłaby jedynie <str.
473> doraźna – zlikwidowałoby to dodatkowe zachęty dla przemysłowców w
Japonii, Indiach, Chinach i Meksyku. Przyniosłoby to poprawę sytuacji
rolnictwa krajów chrześcijańskich, likwidując część obecnego napięcia, w
warunkach którego każdy stara się “wiązać koniec z końcem”, i odwlekając być
może gwałtowny upadek na jakiś czas. Jednak najwidoczniej Bóg nie życzy
sobie takiego przekładania owego “złego dnia”. Stąd też ludzki egoizm, ślepy
na wszelkie argumenty, będzie panował i rujnował jeszcze szybciej. Tak jak
jest napisane: “Zginie mądrość mądrych jego” oraz: “Ani srebro ich, ani
złoto ich nie będzie ich mogło wyrwać w dzień gniewu Pańskiego” (Sof. 1:18;
Ezech. 7:19; Izaj. 14:4-7 bg;
Izaj. 29:14).
Protekcjonizm, mądrze dozowany, tak by
uniemożliwiał powstawanie monopoli i rozwijał zasoby naturalne kraju, może
bez wątpienia przynosić pewne korzyści w zapobieganiu zrujnowaniu dochodów
robotniczych na całym świecie. Najprawdopodobniej jednak będzie to tylko
oznaczało ustawienie równi pochyłej, po której zarobki stoczą się na niższy
poziom, zamiast czekania, aż z hukiem runą w przepaść. Wcześniej czy
później, w panującym obecnie systemie konkurencyjnym, zarówno ceny towarów,
jak i wynagrodzenia za pracę będą musiały znaleźć się na całym świecie na
mniej więcej tym samym poziomie.
Przeto ani uwolnienia cen srebra, ani
ustanowienia protekcyjnych ceł nie można uznać za rozwiązanie obecnych i
przyszłych problemów. Jest to jedynie środek łagodzący.
Komunizm jako środek zaradczy
Komunizm proponuje system społeczny, w którym
będzie obowiązywała wspólnota dóbr. Wszelka własność będzie posiadana
wspólnie i użytkowana dla powszechnego dobra, zaś cały zysk z pracy będzie
spożytkowany dla ogólnej pomyślności w myśl zasady: “Każdemu według
potrzeb”. Do czego zmierza komunizm, można przekonać się na przykładzie
Komuny Paryskiej. Według opisu ks. Josepha Cooka “komunizm oznacza
zniesienie <str. 474> praw dziedzicznych, rodziny, narodowości, religii i
własności”.
Niektóre z właściwości komunizmu godne są
polecenia (zob. socjalizm), jednak w całości idea ta jest nierealna. System
ten być może mógłby dobrze funkcjonować w niebie, gdzie wszyscy są
doskonali, czyści i dobrzy oraz gdzie panuje miłość. Jednak po chwili
zastanowienia każdy człowiek, mający jakieś poglądy i nieco doświadczenia,
przyzna, że przy obecnym stanie serc taki system jest całkowicie nierealny.
Doprowadziłby on do tego, że wszyscy ludzie staliby się trutniami. Wkrótce
konkurowaliby między sobą, kto będzie wykonywał najmniejszą i najgorszą
pracę, a społeczeństwo prędko popadłoby w barbarzyństwo i niemoralność,
prowadzącą do szybkiej zagłady całego gatunku.
Niektórzy jednak wyobrażają sobie, że Biblia
naucza komunizmu, a w związku z tym musi to być prawdziwy środek zaradczy –
środek Boży. Dla wielu jest to najmocniejszy argument przemawiający za
komunizmem. Bardzo popularne jest przypuszczenie, jakoby miał on być
ustanowiony przez naszego Pana i apostołów oraz że powinien być kontynuowany
w rządach i praktyce chrześcijańskiej. Dlatego właśnie przedstawiamy poniżej
artykuł na ten temat pochodzący z naszego własnego czasopisma.
“Wszystkie rzeczy mieli wspólne”
“A wszyscy, którzy uwierzyli byli pospołu, i
wszystkie rzeczy mieli wspólne. A osiadłości i majętności sprzedawali, i
udzielali ich wszystkim, jako komu było potrzeba. A na każdy dzień trwając
zgodnie w kościele i chleb łamiąc po domach, przyjmowali pokarm z radością i
w prostocie serdecznej. Chwaląc Boga i mając łaskę u wszystkiego ludu” –
Dzieje Ap. 2:44-47.
Oto spontaniczny nastrój pierwotnego kościoła:
samolubstwo ustąpiło miejsca miłości i ogólnemu dobru. Błogosławione
doświadczenie! Niewątpliwie też podobne uczucia, mniej lub bardziej
uświadomione, rodzą się w sercach wszystkich, którzy naprawdę się nawrócili.
Gdy po raz pierwszy zdaliśmy sobie sprawę z rzeczywistego sensu <str. 475>
Boskiej miłości i zbawienia, gdy zupełnie oddaliśmy się na służbę Panu i
uświadomiliśmy sobie, jak wielkie otrzymaliśmy od niego dary, które odnoszą
się nie tylko do obecnego życia, ale i do tego, które dopiero ma przyjść,
odczuliśmy przepełniającą nas radość, która odkrywa w każdym
współpielgrzymie do niebiańskiego Chanaanu brata albo siostrę i sprawia, że
ufamy im jako krewnym naszego Pana i posiadającym Jego ducha. Mieliśmy więc
skłonność do postępowania z nimi w każdej sprawie tak, jakbyśmy czynili to
naszemu Panu oraz do dzielenia z nimi wszystkiego, co posiadamy, tak
jakbyśmy to dzielili z naszym Odkupicielem. W wielu przypadkach jednak
przeżywaliśmy brutalny szok, gdy uświadamialiśmy sobie, że nikt – ani my,
ani inni – nie jest doskonały w ciele, że nawet jeśli lud Pański posiada
obecnie wielką miarę ducha swego Mistrza, to skarb ten przechowuje w
“glinianym naczyniu” ludzkiej słabości i ułomności.
Następnie nauczyliśmy się, że trzeba liczyć się
nie tylko ze słabościami ciała innych ludzi, ale że także i nasze własne
niedomagania cielesne wymagają nieustannej kontroli. Stwierdziliśmy, że
mając wszyscy udział w upadku Adamowym, nie wszyscy upadamy w taki sam
sposób i pod tym samym względem. Wszyscy utracili podobieństwo Boże i ducha
miłości, rozwijając w sobie podobieństwo do Szatana i ducha samolubstwa.
Samolubstwo, podobnie jak miłość, objawia się na wiele sposobów. I tak, w
jednym człowieku samolubstwo rozwinęło się w formie zamiłowania do wygody,
lenistwa i bezmyślności, w innym zaś objawia się jako energiczna gotowość do
pracy w celu osiągnięcia przyjemności doczesnego życia i samozadowolenia.
Niektórzy spośród tych aktywnie
samolubnych znajdują zadowolenie w gromadzeniu majątku, chcąc żeby wszyscy
mówili: Ale on jest bogaty. Inni karmią swój egoizm ludzkimi zaszczytami,
jeszcze inni strojami, podróżami, rozpustą oraz najniższymi i najpodlejszymi
formami samolubstwa.
Od chwili spłodzenia do nowego życia w
Chrystusie i wejścia w posiadanie nowego ducha miłości rozpoczyna się
konflikt i walka, wewnętrzna i zewnętrzna, ponieważ nowy duch walczy z każdą
formą samolubstwa i deprawacji, które wcześniej miały nad nami władzę. “Nowy
zmysł Chrystusowy”, którego zasadami są sprawiedliwość i miłość, broni się i
przypomina woli, że wyraziła zgodę na tę zmianę i potwierdziła to
przymierzem. Pożądliwości ciała (samolubne pragnienia, niezależnie od ich
ukierunkowania) wspomagane przez wpływy zewnętrzne ze strony przyjaciół,
sprzeciwiają się i wszczynają dyskusję, twierdząc, <str. 476> że nie ma
potrzeby podejmowania tak radykalnych kroków, że takie postępowanie byłoby
głupie, absurdalne i nierealne. Ciało upiera się przy tym, że stary kierunek
nie powinien ulec zmianie, zgadzając się jedynie na niewielkie modyfikacje
polegające na rezygnacji z największych skrajności.
Ogromna większość ludu Bożego zdaje się zgadzać
na takie partnerstwo, które w rzeczywistości oznacza dalsze królowanie
samolubstwa. Inni zaś nalegają, że to duch i zmysł Chrystusowy winien
sprawować kontrolę. Walka, jaka z tego wynika, jest bardzo ciężka (Gal.
5:16,17), jednak nowa wola winna zwyciężać, uznając starą wolę wraz z jej
samolubstwem, czyli zdeprawowanymi dążeniami, za martwą (Kol. 2:20; 3:3;
Rzym. 6:2-8).
Czy kończy to jednak walkę raz na zawsze? Nie –
“Nie sądź, że twoim udziałem zwycięstwo, albo, że twoje trudy skończone.
Niejedną próbę przejdzie twe męstwo, zanim zdobędziesz niebieską
koronę.
O tak, musimy codziennie wznawiać tę walkę,
błagając Boga o pomoc, byśmy mogli ukończyć nasz bieg w radości. Musimy
pokonywać nie tylko naszą wolę, ale podobnie jak to czynił apostoł, podbijać
w niewolę nasze ciało (1 Kor. 9:27). Owa nieustanna czujność wobec ducha
samolubstwa i ciągłe wspieranie i pobudzanie w sobie ducha miłości jest
wspólnym doświadczeniem wszystkich tych, którzy “się oblekli w Chrystusa” i
przyjęli Jego wolę za swoją. Jakże słuszna jest wobec tego uwaga apostoła:
“Od tego czasu nikogo [w Chrystusie] według ciała nie znamy”. Tych, którzy
są w Chrystusie, znamy według ich nowego ducha, a nie według upadłego ciała.
Jeśli zatem widzimy, że upadają czasami, albo w pewnej mierze zawsze, ale
jednocześnie zauważamy u nich objawy nowego zmysłu, który walczy o
panowanie, słusznie jesteśmy skłonni raczej im współczuć niż ich besztać z
powodu niewielkich upadków: “Upatrując każdy samego siebie, abyś i ty nie
był kuszony [przez naszą starą, upadłą naturę, poprzez pogwałcenie
niektórych wymagań doskonałego zakonu miłości]”.
Tak więc w “obecnych utrapieniach”, gdy każdy
musi czynić wszystko, co tylko potrafi, by utrzymać pod kontrolą swe ciało i
ducha miłości, zdrowy rozsądek, jak również doświadczenie i Biblia,
podpowiadają nam, że lepiej nie komplikować sytuacji próbami wprowadzenia
komunizmu. Zamiast tego, każdy powinien, na ile to tylko możliwe, czynić
koleje proste nogami swymi, iżby to, co jest <str. 477> chromego, z drogi
nie ustąpiło, ale raczej uzdrowione było.
(1) Zdrowy rozsądek podpowiada, że skoro
święci z Boską pomocą muszą ustawicznie walczyć o to, by miłością pokonywać
samolubstwo, to w takiej przypadkowej osadzie czy społeczności z pewnością
nie udałoby się ustanowić prawa, które jest całkowicie obce dla większości
jej członków. Nie byłoby także możliwe utworzenie takiego komunistycznego
osiedla dla świętych, ponieważ my nie umiemy czytać serc i tylko “Pan zna,
którzy są jego”. A gdyby nawet udało się zorganizować taką osadę zamieszkałą
wyłącznie przez świętych i gdyby im się dobrze powodziło we wspólnocie
wszystkich dóbr, to wtedy wszelkiego rodzaju źli ludzie usiłowaliby zagarnąć
ich własność albo przynajmniej mieć udział w ich pomyślności. Gdyby zaś
takowych wyeliminować z tej społeczności, to opowiadaliby o niej wszystko,
co najgorsze, tak że nawet gdyby przedsięwzięcie to w ogóle się utrzymało,
to nie mogłoby w rzeczywistości okazać się sukcesem.
Niektórzy święci, jak również wiele ludzi w
świecie popadło w samolubną nieudolność, tak wielką, że tylko konieczność
zmusza ich do tego, by byli “w pracy nie leniwi, duchem pałający, Panu
służący”. Zaś inni są tak samolubnie ambitni, że muszą zostać poturbowani
przez niepowodzenia i przeciwności, by złagodnieli i okazali współczucie
innym, albo nawet zaczęli wobec nich sprawiedliwie postępować. W przypadku
obu tych kategorii ludzi “wspólnota” utrudniłaby jedynie opanowanie przez
nich właściwych i koniecznych lekcji.
Takie wspólnoty, pozostawione pod zarządem
większości, zniżyłyby się do poziomu większości, gdyż postępowa, aktywna
mniejszość, stwierdziwszy, że ich aktywność i gospodarność nie przynosi
żadnego pożytku wobec beztroski i lenistwa innych, również stałaby się
beztroska i bezmyślna. Gdyby zarządzali w nich organizatorzy o silnej woli,
w charakterze członków rady nadzorczej kierującej życiem na zasadach
paternalistycznych, to skutek byłyby może finansowo bardziej korzystny,
jednak członkowie społeczności, pozbawieni osobistej odpowiedzialności,
staliby się wyłącznie narzędziami i niewolnikami takich zarządców.
Zdrowy rozsądek wskazuje zatem, że koncepcja
indywidualizmu, wraz z jej wolnością i odpowiedzialnością, jest najlepsza z
punkt widzenia rozwoju inteligentnych istot, nawet jeśli w wielu sytuacjach
sprawia ona wielu ludziom wiele trudności.
Zdrowy rozsądek wskazuje, że komunizm mógłby się
powieść, gdyby na ziemi zostało ustanowione Tysiącletnie Królestwo pod
zarządem obiecanych na ten czas <str. 478> boskich władców, gdyby zostali
oni wsparci nieomylną mądrości i pełnią mocy dla jej wykorzystania,
wykonując “sąd według sznuru, a sprawiedliwość według wagi” i rządząc nie za
pozwoleniem większości, ale zgodnie ze sprawiedliwym sądem sprawowanym
“laską żelazną”. W takich okolicznościach komunizm mógłby się powieść i
okazać się, być może, najlepszym rozwiązaniem, a jeśli tak, to zostanie ono
zastosowane przez Króla królów. Na to jednak przyjdzie nam jeszcze poczekać.
Skoro zaś nie dysponujemy ani mocą, ani mądrością potrzebną dla ustanowienia
takiej teokratycznej władzy, to duch zdrowego zmysłu każe nam oczekiwać na
czas przewidziany przez Pana, a na razie modlić się: “Przyjdź Królestwo
Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi”. Gdy zaś Królestwo
Chrystusowe przyprowadzi wszystkich chętnych do Boga i sprawiedliwości oraz
gdy zniszczy wszystkich opornych, wtedy możemy się spodziewać, że na ziemi
rządzonej przez miłość, która już panuje w niebie, ludzie będą wspólnie
dzielili się własnością wszystkich dobrodziejstw, podobnie jak aniołowie
korzystają z obfitości nieba.
(2) Doświadczenie dowodzi, że metody
komunizmu są nieskuteczne w obecnym czasie. Było już kilka takich
społeczności. Żadna z nich nie zakończyła się jednak sukcesem. Od dawna
wiadomo już o niepowodzeniu wspólnoty Oneida w Nowym Jorku. Inna wspólnota,
Harmony Society [Towarzystwo Harmonii] z Pensylwanii, szybko zawiodła
nadzieje swych założycieli, gdyż panujące tam nieporozumienia doprowadziły
już do podziału. W okolicy Pittsburgha, w Pasadenie, założono jej filię
znaną pod nazwą Economites. Na początku prosperowała ona znakomicie, ale
tylko do czasu, obecnie zaś obumiera, a własność jej majątku jest
przedmiotem sporu zarówno w Towarzystwie, jak i na salach sądowych.
Obecnie zakładane są kolejne stowarzyszenia
komunistyczne, które odniosą jeszcze mniejszy sukces niż tamte, ponieważ
czasy się zmieniły. Panuje większa niezależność, zmniejszyło się poczucie
respektu i szacunku, dominują opinie popierane przez większość. W tej
sytuacji, bez nadludzkich przywódców, społeczności te z pewnością upadną.
Przywódcy kierujący się mądrością światową liczą na samych siebie, tymczasem
mądrzy chrześcijanie kierują swą uwagę w całkowicie inną stronę, będąc
posłuszni poleceniu Pańskiemu: “A ty poszedłszy, opowiadaj królestwo Boże”.
(3) Biblia nie naucza komunizmu, a za to
naucza miłującego, rozważnego indywidualizmu. Chyba, że weźmiemy pod uwagę
komunizm rodzinny, gdzie w tym znaczeniu każda rodzina występuje jako jedna
całość, której głową jest ojciec, a jego żona, stanowiąca jego część, jest z
nim współdziedzicem łaski życia, partnerem w każdej radości i przywileju,
jak również w każdej przeciwności i smutku. <str. 479>
Prawdą jest, że Bóg dozwolił na to, by pierwotny
Kościół został zorganizowany na sposób w pewnym sensie “komunistyczny”, o
czym wspomnieliśmy na początku naszego artykułu. Być może miało to jednak na
celu ukazanie nam braku mądrości w tej metodzie. Niechaj też nikt spośród
obecnych zwolenników tej idei nie twierdzi, że apostołowie nie zalecali i
nie organizowali takich wspólnot tylko dlatego, że brakowało im
mądrości potrzebnej dla obmyślenia i zrealizowania takiego planu, jako że w
nauczaniu naszego Pana i apostołów nie znajdujemy ani jednego słowa, które
zalecałoby zasady komunizmu; można za to przytoczyć liczne cytaty świadczące
o czymś przeciwnym.
Prawdą jest, że apostoł Piotr (oraz
prawdopodobnie inni apostołowie) wiedział o tym pierwszym porządku
“komunistycznym” i współdziałał z nim, nawet jeśli nie nauczał takiego
systemu. Niektórzy dochodzą także do wniosku, że śmierć Ananiasza i Safiry
stanowi dowód na to, że oddawanie wszystkich dóbr przez wiernych było
przymusowe. Nie jest to prawdą. Ich grzechem było kłamstwo, jak
oświadczył Piotr po zbadaniu tej sprawy. Jeśli posiadali ziemię, którą
nabyli w uczciwy sposób, to zatrzymując ją, nie uczyniliby nic złego. Także
sprzedanie jej nie było złem. Zło polegało na fałszywym oświadczeniu, że
suma pieniędzy, jaką oddawali była wszystkim, co posiadali, skoro tak
nie było. Usiłowali oszukać innych, chcąc mieć udział w ich wszystkich
dobrach, podczas gdy sami nie oddali wszystkiego.
W rzeczywistości chrześcijańska wspólnota w
Jerozolimie okazała się niepowodzeniem. “Wszczęło się szemranie (…), iż były
zaniedbywane w posługiwaniu powszednim wdowy ich.” Chociaż Kościół pod
nadzorem apostolskim był czysty i wolny od “kąkolu”, a wszyscy posiadali
skarb nowego ducha, czyli “zmysł Chrystusowy”, to jednak wyraźnie widać, że
skarb ten znajdował się w zniekształconych i pokręconych naczyniach
glinianych, które nie były w stanie ze sobą współpracować.
Apostołowie prędko przekonali się, że
zarządzanie taką społecznością w sposób istotny przeszkadzałoby ich
rzeczywistej działalności – głoszeniu Ewangelii. Dlatego zostawili te sprawy
dla innych. Apostoł Paweł i inni apostołowie podróżowali od miasta do miasta
głosząc Chrystusa, i to tego ukrzyżowanego. Jednak na ile wynika z
przekazów, nigdzie nie wspomnieli o “komunizmie” ani też nie zorganizowali
żadnej wspólnoty. Zaś apostoł Paweł oświadcza: “Albowiem nie chroniłem się,
żebym wam nie miał oznajmić wszelkiej rady Bożej”. Dowodzi to, że komunizm
nie jest częścią Ewangelii ani rady Bożej dla obecnego wieku. <str. 480>
Wprost przeciwnie, apostoł Paweł pouczał Kościół
i nawoływał do postępowania, które byłoby całkowicie niemożliwe, gdyby
tworzył on społeczność komunistyczną – pouczał, by każdy “miał staranie o
swoich”, by “pierwszego dnia w tygodniu każdy odkładał u siebie” pieniądze
na służbę Pańską wedle tego, jak mu się powodzi, żeby słudzy byli posłuszni
swoim panom, wypełniając służbę z podwójnie dobrą wolą, jeśli ich pan był
jednocześnie bratem w Chrystusie, by panowie tak traktowali swych sług,
jakby mieli zdać z nich rachunek przed wielkim Mistrzem, przed Chrystusem (1
Tym. 5:8; 6:1; 1 Kor. 16:2; Efezj. 6:5-9).
Nasz Pan Jezus Chrystus nie tylko nie założył
wspólnoty, ale nawet nie nauczał, żeby takowa miała być ustanowiona. Wprost
przeciwnie, w swych przypowieściach nauczał, że nie każdy otrzymał taką samą
liczbę talentów, lecz każdy jest szafarzem i powinien indywidualnie
(a nie kolektywnie jako komuna) zarządzać swymi własnymi sprawami i sam zdać
swój rachunek (Mat. 25:14-28; Łuk. 19:12-24; zob. także Jak. 4:13,15).
Umierając, nasz Pan oddał matkę pod opiekę swego ucznia, Jana, i według
zapisu Ewangelii Jana (19:27) “Od onej godziny wziął ją on uczeń do siebie”.
A przeto Jan mieszkał oddzielnie. Tak samo Marta, Maria i Łazarz. Gdyby nasz
Pan założył wspólnotę, to bez wątpienia jej właśnie, a nie Janowi, poleciłby
opiekę nad swoją matką.
Ponadto tworzenie wspólnoty wiernych jest
przeciwne celowi i metodom Wieku Ewangelii. Celem obecnego wieku jest
świadczenie światu o Chrystusie, wybieranie ludu dla imienia Bożego. I z
tą właśnie myślą wszyscy wierzący są zachęcani do tego, by byli płonącym i
jaśniejącym światłem dla ludzi – całego świata – a nie tylko wzajemnie dla
siebie. Tak więc Pan dozwolił na założenie pierwszej wspólnoty
chrześcijańskiej po to, by wykazać, że brak ustanowienia takich wspólnot nie
był skutkiem jakiegoś niedopatrzenia. Następnie jednak wspólnota ta została
przez Niego zlikwidowana, a jej wierzący uczestnicy rozproszeni, by głosili
Ewangelię wszystkiemu stworzeniu. Czytamy: “I wszczęło się onegoż czasu
wielkie prześladowanie przeciwko zborowi, który był w Jeruzalemie, i
rozproszyli się wszyscy po krainach ziemi Judzkiej i Samarii, oprócz
<str. 481> apostołów.” “A ci, którzy byli rozproszeni, chodzili opowiadając
słowo Boże” (Dzieje Ap. 8:1,4; 11:19).
Zadaniem ludu Bożego jest więc dalsze świecenie
jako światła w pośrodku świata, a nie zamykanie się w zakonach,
klasztorach i wspólnotach. Obietnica raju nie zostanie urzeczywistniona
poprzez przyłączanie się do takich wspólnot. Pragnienie przystępowania do
takich “sprzysiężeń” jest niczym innym, jak tylko częścią powszechnego ducha
naszych dni, przeciwko któremu zostaliśmy ostrzeżeni (Izaj. 8:12). “Poddaj
się Panu, a oczekuj go”. “Przetoż czujcie, modląc się na każdy czas, abyście
byli godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma, i stanąć przed Synem
człowieczym” – Łuk. 21:36.
Anarchia jako środek zaradczy
Anarchiści żądają wolności wykraczającej poza
granice prawa. Najwidoczniej doszli oni do wniosku, że zawiodły wszystkie
sposoby współpracy między ludźmi i dlatego proponują zniesienie wszelkich
ograniczeń. Anarchia jest więc dokładnym przeciwieństwem komunizmu, chociaż
niektórzy je mylą. Podczas gdy komunizm dąży do zniszczenia wszelkich
przejawów indywidualizmu oraz pragnie zmusić cały świat do dzielenia
wspólnego losu, to anarchia chce obalić wszelkie prawa i ograniczenia
społeczne tak, by każdy mógł czynić to, co mu się podoba. Na ile da się
stwierdzić, anarchia jest ideologią wyłącznie destruktywną i nie zawiera
żadnych cech konstruktywnych. Jej zwolennicy uważają prawdopodobnie, że
zniszczenie świata jest wystarczająco wielkim zadaniem na obecny czas i
trzeba pozwolić przyszłości, by sama stoczyła walkę w zakresie odbudowy.
Poniższe fragmenty szesnastostronicowej
broszury, opublikowanej przez londyńskich anarchistów i rozpowszechnianej w
czasie ich wielkiego pochodu pierwszomajowego, dają wyobrażenie o ich
dzikich i desperackich ideach.
“Przekonanie, że musi być jakiś rząd i że trzeba
mu się podporządkować, leży u podłoża wszystkich naszych nieszczęść. Jako
rozwiązanie tego problemu proponujemy walkę na śmierć i życie przeciwko
wszystkich rządom – rządom rzeczywistym, tak jak funkcjonują one w ramach
państwa, oraz rządom doktrynalnym, będącym skutkiem wielowiekowej ciemnoty
<str. 482> i uprzedzeń, jak choćby religia, patriotyzm, posłuszeństwo prawu,
wiara w pożyteczność rządu, poddaństwo bogaczom i urzędnikom – słowem, walkę
ze wszystkimi oszustwami wymyślonymi w celu ogłupienia i zniewolenia ludu
pracującego. Robotnicy muszą koniecznie obalić władze, gdyż ci, którzy
czerpią z niej zyski, na pewno tego nie uczynią. Patriotyzm i religia są
przybytkami i twierdzami łajdaków. Religia jest największym przekleństwem
rodzaju ludzkiego. Mimo to są ludzie skłonni sprofanować szlachetne słowo
‘praca’, łącząc go z budzącym wstręt określeniem ‘kościół’ w terminie
‘Kościół Pracy’. Równie dobrze można by mówić o ‘Policji Pracy’.
Nie podzielamy poglądów tych, którzy wierzą, że
państwo może zostać przekształcone w pożyteczną instytucję. Przemiana ta
byłaby podobnie trudna, jak zrobienie owcy z wilka. Nie wierzymy także w
centralizację produkcji i konsumpcji, do czego zmierzają socjaliści. Nie
byłoby to nic innego, jak obecne państwo w nowej postaci ze zwiększonymi
uprawnieniami, prawdziwe monstrum tyranii i niewolnictwa.
Celem anarchistów jest taka sama wolność dla
wszystkich. Ludzie różnią się od siebie pod względem posiadanych talentów i
uzdolnień. Każdy wie najlepiej, co umie robić i czego pragnie. Prawa i
uchwały stoją jedynie na przeszkodzie, zaś wymuszona praca nie jest nigdy
przyjemna. W stanie, do którego dążą anarchiści, każdy będzie wykonywał
pracę, która mu najbardziej odpowiada i zaspokajał swoje potrzeby we
wspólnym magazynie zgodnie ze swymi upodobaniami.”
Wydaje się, że nawet człowiek o bardzo
niewyrobionych poglądach i niewielkim doświadczeniu uzna takie propozycje za
przejaw kompletnego braku rozumu. Nie widać tu żadnej propozycji ani żadnej
nadziei na znalezienie środka zaradczego, a jedynie zgrzytanie zębami
bezradnych i zrozpaczonych ludzi. Mimo to, jest to krańcowość, której
ulegają wielkie rzesze ludzi na skutek działania okoliczności wywoływanych
przez samolubstwo.
Socjalizm albo kolektywizm jako środek zaradczy
Socjalizm jako forma rządów świeckich proponuje
odnowę społeczną, wzrost dobrobytu oraz <str. 483> bardziej równomierny
podział wypracowanego produktu dzięki społecznej własności ziemi i kapitału
(bogactwa innego niż posiadłość ziemska) oraz społecznemu zarządzaniu całą
gospodarką. Jego mottem jest: “Każdemu według zasług”.
Różni się on od “nacjonalizmu” tym, że nie
proponuje jednakowego wynagrodzenia dla wszystkich. Różni się od komunizmu
tym, że nie opowiada się za wspólnotą dóbr i własności. W ten sposób unika
on błędów obu tych ideologii i jest systemem zupełnie realnym, gdyby udało
się go wprowadzić stopniowo i za pośrednictwem mądrych, umiarkowanych i
niesamolubnych ludzi. System ten zdziałał już bardzo dużo dobrego na
niewielką skalę w różnych miejscowościach. W wielu miastach w Stanach
Zjednoczonych zarządza się na tej zasadzie wodociągami, systemem dróg,
szkołami, strażą pożarną i policją, dla korzyści ogółu. Europa wyprzedza nas
jednak pod tym względem, gdyż wiele linii kolejowych i połączeń
telegraficznych jest tam prowadzonych w taki sposób. Francuski przemysł
tytoniowy wraz z zyskami stanowi własność rządu i narodu. Rosyjski przemysł
spirytusowy został przejęty przez rząd i odtąd ma być przez niego zarządzany
dla powszechnej korzyści finansowej oraz, jak się twierdzi, także dla dobra
moralnego.
Poniższe interesujące statystyki pochodzą z
artykułu:
Rozwój społeczny
autorstwa E. D. Babbitta, doktora praw College
of Fine Forces z New Jersey.
“W 68 krajach rząd jest właścicielem połączeń
telegraficznych.
W 54 krajach rząd jest właścicielem linii
kolejowych, częściowo lub w całości, zaś w 19, między innymi w Stanach
Zjednoczonych, koleje są prywatne.
W Australii można przejechać pierwszą klasą
tysiąc mil za 5,5 dolara czyli sześć mil za 2 centy, zaś kolejarze zarabiają
za osiem godzin pracy dziennie więcej niż pracownicy kolei amerykańskich za
dziesięć godzin. Czy nie zuboża to kraju? W stanie <str. 484> Victoria,
gdzie obowiązują te stawki, dochód netto za rok 1894 był wystarczająco duży
dla opłacenia podatku federalnego.
Na Węgrzech, gdzie koleje są własnością państwa,
można przejechać sześć mil za jednego centa, a odkąd rząd zakupił linie
kolejowe, zarobki się podwoiły.
W Belgii opłaty za przewóz towarów i osób
zmniejszyły się o połowę, a zarobki się podwoiły. Mimo to koleje przynoszą
rządowi roczny dochód w wysokości 4 milionów dolarów.
W Niemczech jedna osoba może przejechać
państwowymi kolejami cztery mile za jednego centa, jednocześnie zaś zarobki
pracowników są o 120 procent wyższe niż pod zarządem korporacji. Czy taki
system doprowadził do ruiny? Nie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat dochody
netto zwiększyły się o 41 procent. W zeszłym roku koleje przyniosły rządowi
niemieckiemu czysty zysk w wysokości 25 milionów dolarów.
Szacuje się, że rządowa własność kolei w Stanach
Zjednoczonych pozwoliłaby ludziom zaoszczędzić miliard dolarów, zapewniając
jednocześnie wyższe zarobki pracownikom, których liczba wzrosłaby wtedy z
konieczności do 2 milionów wobec dzisiejszych 700 tysięcy.
Niemiecki Berlin uważany jest za najczystsze,
najlepiej wybrukowane i najsprawniej zarządzane miasto na świecie. Jest ono
właścicielem gazociągów, sieci elektrycznej, wodociągów, tramwajów,
miejskich telefonów, a nawet ubezpieczeń pożarowych, co przynosi mu roczny
dochód 5 milionów marek, czyli 1,25 miliona dolarów, oprócz wszystkich
wydatków. W mieście tym mieszkańcy mogą przejechać pięć mil, tyle razy ile
chcą w ciągu dnia, płacąc rocznie 4,5 dolara, podczas gdy dwa przejazdy
dziennie kolejką w Nowym Jorku kosztowałyby rocznie 36,5 dolara.
Pan F.G.R. Gordon opublikował w Twentieth
Century [Dwudziesty Wiek] statystyki kosztów oświetlenia szeregu miast
amerykańskich i stwierdził, że średni koszt utrzymania jednej lampy łukowej
będącej pod zarządem miejskim wynosi rocznie 52,125 dolara, podczas gdy
średnia cena, jaką różne miasta płacą prywatnym przedsiębiorstwom, wynosi
105,13 dolara rocznie za jedną lampę, czyli blisko dwa razy więcej, niż
wtedy, gdy miasto samo organizuje sobie oświetlenie.
W Stanach Zjednoczonych średnia cena telegramu
wynosiła w 1891 roku 32,5 centa. W Niemczech, gdzie linie telegraficzne są
własnością rządu, można przesłać wiadomość składającą się z dziesięciu słów
do dowolnej części kraju za 5 centów. <str. 485> Z powodu większych
odległości i wyższych zarobków musielibyśmy tutaj prawdopodobnie zapłacić od
pięciu do dwudziestu centów, zależnie od odległości. Jak znamienne są
korzyści z posiadania przez każde miasto własnych sieci gazowych,
wodociągowych, węglowych i tramwajowych dowodzą przykłady Birmingham,
Glasgow i innych miast Wielkiej Brytanii.”
Jak na razie bardzo pięknie, odpowiadamy. Jednak
żaden rozsądny człowiek nie będzie twierdził, że biedni ludzie w Europie
cieszą się już błogosławieństwami Tysiąclecia, nawet jeśli obecnie działają
wśród nich wszystkie te socjalistyczne teorie. Żaden dobrze poinformowany
człowiek nie odważy się powiedzieć, że europejskie klasy pracujące osiągnęły
choćby mniej więcej ten poziom, którym powszechnie cieszą się robotnicy w
Stanach Zjednoczonych. Nasz kraj jest dla nich ciągle rajem i trzeba nawet
uchwalać prawa ograniczające liczbę tych, którzy ciągle chcieliby w tym raju
zamieszkać.
Ciesząc się z każdej poprawy sytuacji biednych
ludzi w Europie, nie zapominajmy jednak, że ruch nacjonalizacyjny, z
wyjątkiem Wielkiej Brytanii, nie wynika z większej roztropności ludzi albo z
życzliwości czy też nieudolności kapitału. U jego podłoża leży zjawisko
dotyczące samych rządów, które nie występuje w Stanach Zjednoczonych. Rządy
europejskie zmuszone były przejąć na własność wymienione instytucje, by
uniknąć bankructwa. Wynika to z ogromnego obciążenia kosztami utrzymania
armii, floty, fortyfikacji itp., co zmusza je do poszukiwania źródeł
dochodów. Tanie opłaty kolejowe mają na celu pozyskanie ludzi, a także
przyciągnięcie kapitału, ponieważ gdyby opłaty nie były niskie, to ludzie
przy tak niskich zarobkach nie byliby w stanie podróżować. Jak wiadomo,
wagony czwartej klasy w Niemczech to wagony wyłącznie towarowe, które nie
mają żadnych siedzeń.
W obliczu tych faktów nie dajmy się zwieść
przypuszczeniom, jakoby środki tego typu miały rozwiązać kwestię robotniczą,
czy choćby zapewnić ulgę w tym zakresie przez okres dłuższy niż sześć lat, a
jeśli nawet, to i tak w nieznacznym stopniu.
Mamy powody, by wierzyć, że socjalizm uczyni w
najbliższych latach znaczne postępy. Jednak na ogół nie będzie <str. 486> on
rozwijał się w sposób mądry i umiarkowany, gdyż jego obrońcy zostaną upojeni
sukcesami, podczas gdy inni wpadną w rozpacz z powodu jego niepowodzeń, a w
tej sytuacji niecierpliwość doprowadzi do klęski. Kapitaliści i monarchiści
uważają socjalizm za swego wroga i już mu się sprzeciwiają na ile tylko
wystarcza im odwagi wobec opinii publicznej. Kościół nominalny, choć pełen
jest kąkolu i światowości, ciągle odgrywa w tej sprawie znaczącą rolę, gdyż
wyraża on interesy kontrolującej go klasy średniej, a od niej zależy
równowaga w stosunkach między wyższymi i niższymi warstwami społecznymi.
Ludzie ci mieli dotąd błędne wyobrażenie o socjalizmie, gdyż jego
dotychczasowi zwolennicy byli na ogół ateistami. Władcy, kapitaliści i
duchowieństwo, z nielicznymi wyjątkami, wykorzystają początkowe krańcowości
socjalizmu dla przeprowadzenia na niego napaści i haniebnego napiętnowania,
zachęcając się wzajemnie argumentami podsuwanymi przez własny interes i
strach. Doprowadzi to do chwilowego stłumienia tego ruchu.
Możemy się tylko cieszyć, gdy realizowane są
zasady równości, nawet jeśli miałoby to mieć jedynie fragmentaryczny i
doraźny charakter. Zaś wszyscy, których interesy miałyby być przez to
naruszone, powinni starać się spojrzeć na sprawę nieco szerzej i wyrzec się
części swoich osobistych korzyści na rzecz ogólnego dobra.
Jak już wskazywaliśmy, ruch ten zostanie
stłumiony przez połączone siły kościoła, państwa i kapitału, co z kolei
doprowadzi do wielkiego wybuchu anarchii, w której, jak wskazuje Pismo
Święte, zostaną zniszczone wszystkie obecne instytucje – będzie to “czas
uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły być”.
Gdyby jednak socjalizmowi udało się nawet
całkowicie zrealizować swoje zamiary, to i tak okazałoby się, że przynosi on
tylko doraźną ulgę dopóty, dopóki samolubstwo będzie zasadą dominującą w
sercach większości ludzi. Zawsze znajdą się “urodzeni kombinatorzy”, którzy
prędko wymyślą sposób na zgarnięcie śmietanki robót publicznych i
zatrzymanie wynagrodzeń dla samych siebie. Mnożyć się będą i kwitnąć
pasożyci struktur społecznych, <str. 487> a na każdym kroku będą tworzyły
się “układy”. Dokąd ludzie będą uznawali i czcili samą zasadę, dotąd będą
jej mniej lub więcej wierni. Stąd też socjalizm na samym początku może być
względnie uczciwy, a jego reprezentanci obejmujący urzędy będą wiernymi
sługami ogółu dla powszechnego dobra. Niech jednak tylko socjalizm uzyska
popularność, a natychmiast ci sami przebiegli, samolubni kombinatorzy,
którzy mu się dzisiaj sprzeciwiają, znajdą się w jego szeregach i będą nim
kierować dla osiągnięcia swych samolubnych celów.
Komuniści i nacjonaliści zdają sobie sprawę z
tego, że dokąd dozwolone będzie zróżnicowanie wynagrodzeń, dotąd samolubstwo
będzie zniekształcać i wykręcać prawdę i sprawiedliwość, a w celu
zaspokojenia pychy i ambicji usunie ono wszelkie bariery, jakie tylko
człowiek może wznieść, by zapobiec biedzie. By sprostać tej trudności
prezentują oni poglądy, które są krańcowo nierealne, ponieważ ludzie
są grzesznikami, a nie świętymi, oraz kierują się samolubstwem, a nie
miłością.
Pogląd Herberta Spencera na temat socjalizmu
Pan Herbert Spencer, znakomity angielski filozof
i ekonomista, zwracając uwagę na oświadczenie, że włoski socjalista Ferri
popiera jego teorie, napisał: “Stwierdzenie, że którykolwiek z moich
poglądów miałby sprzyjać socjalizmowi, napawa mnie ogromnym oburzeniem.
Powstanie socjalizmu uważam za największą katastrofę w dziejach świata.”
Chociaż wielcy myśliciele zgadzają się co do
tego, że konkurencja i “indywidualizm” mają swoje wady i wymagają
zastosowania drastycznego przeciwdziałania, to jednak potępiają zniewolenie
jednostki przez organizację społeczną, albo raczej pogrzebanie
indywidualizmu w socjalizmie, uznając, że ostatecznie będzie to jeszcze
większa katastrofa, jako że spowodowałoby to powstanie armii pracowników
publicznych, uczyniłoby politykę przedmiotem jeszcze większych targów niż
obecnie, a w rezultacie jeszcze szerzej niż kiedykolwiek otworzyłoby
możliwości tworzenia się układów oraz powszechnej korupcji.
Poniższy cytat z Literary Digest (10
sierpnia 1895) ma związek z rozważanym tematem i dowodzi, że <str. 488>
zasady socjalizmu nie byłyby trwałe, chyba że zostałyby wsparte rodzajem
przemocy – tak silne jest samolubstwo u wszystkich ludzi.
Dwie społeczności socjalistyczne
“Dwa praktyczne doświadczenia z
socjalizmem przyciągają uwagę studentów ekonomii społecznej na całym
świecie. W obu przypadkach pierwotnym założycielom wspólnot socjalistycznych
powodzi się nieźle, a w jednym nawet bardzo dobrze. Jednak próba życia
zgodnego z zasadami głoszonymi przez teoretyków socjalizmu nie powiodła się
w obu przypadkach. Dawniejsi komuniści powrócili do metod, które prawie nie
różnią się od metod stosowanych przez otaczającą ich burżuazję. Nie
dawniej jak dwa lata temu pewna grupa australijskich robotników, zmęczonych
życiem w płatnej niewoli, której jedynym wytchnieniem jest uciążliwość
wymuszonego bezrobocia, wybrała się do Paragwaju, gdzie otrzymała ziemię
przeznaczoną dla rolników, którzy nie dysponują wielkimi maszynami. Swoją
osadę nazwali Nowa Australia i mieli nadzieję, że przekształcą ją w Utopięs dla
robotników. Brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych w swym ostatnim
raporcie zawarło krótką historię ruchu, który skłonił wielu ludzi do
zamienienia Australii, ‘robotniczego Eldorado’, na Południową Amerykę.
Poniższy cytat pochodzi ze wspomnianego raportu:
Cele osady zostały określone w jej statucie,
którego jeden artykuł brzmi następująco: ‘Naszą intencją jest utworzenie
wspólnoty, w której każda praca będzie wykonywana dla pożytku wszystkich jej
członków i w której nie będzie możliwości wzajemnego tyranizowania się.
Obowiązkiem każdej jednostki będzie liczenie się z dobrem całej wspólnoty,
które jest celem nadrzędnym, zapewniając określony poziom wygody, szczęścia
i wykształcenia nieosiągalny w warunkach społeczeństwa, w którym nikt nie
jest pewien, czy nie będzie przymierał głodem’.
Ideał ten nie został urzeczywistniony.
Osiemdziesięciu pięciu kolonistów prędko zmęczyło się ograniczeniami
nałożonymi na nich przez większość i wypowiedziało posłuszeństwo. Nowi
przybysze z Australii uzupełnili straty spowodowane tym rozłamem, będąc
jednak niezadowoleni z przywódcy ruchu, wybrali swego własnego lidera, na
skutek czego w kolonii były już trzy partie. Równy podział dochodów <str.
489> z ich pracy wywoływał niezadowolenie u wielu robotników, którzy
niezgodnie z zasadami socjalizmu zażądali udziałów proporcjonalnych do
wykonywanej przez nich pracy. Ścisły przymus prohibicji stanowił kolejne
źródło niezadowolenia, szczególnie że wykroczenie przeciwko temu przepisowi
karane było wydaleniem bez prawa odzyskania kapitału wniesionego do kolonii.
Osada byłaby się już rozpadła, gdyby pierwotny przywódca ruchu, któremu
udało się uzyskać od władz paragwajskich mianowanie na urząd sędziego, nie
otoczył się siłami policyjnymi. Obecnie pojawiła się nadzieja, że kolonia
zacznie dobrze prosperować, ale zasady socjalistyczne zostały zarzucone.
Doświadczenia górników z Monthieux były nieco
inne. W ich przypadku to dobrobyt spowodował porzucenie teorii
socjalistycznych. Berliński Gewerbe Zeitung w następujący sposób
relacjonuje ich historię:
‘W Monthieux, w pobliżu St. Etienne, znajduje
się kopalnia, która kilka lat temu została porzucona przez spółkę, będącą
jej właścicielem, a górnicy zostali zwolnieni. Ponieważ w okolicy nie było
szans na zatrudnienie, robotnicy błagali spółkę, by przekazała im kopalnię.
Właściciele zaś, nie wierząc, że kopalnia może przynieść zyski, zgodzili
się. Górnicy nie mieli maszyn, jednak pracowali z zapałem i udało im się
znaleźć nowe pokłady. Dzięki nadludzkiemu wysiłkowi udało im się
zaoszczędzić nieco pieniędzy na zakup maszyn i w ten sposób owe porzucone
kopalnie w Monthieux stały się źródłem bogactwa dla nowych właścicieli.
Wówczas poprzedni właściciele usiłowali odzyskać swoją własność, ale
przegrali proces sądowy, a prasa robotnicza nie omieszkała wskazać na
różnicę między chciwością kapitalistów a szlachetnością górników, którzy
równo dzielili się dochodami swojej pracy. Kopalnie w Monthieux zostały
uznane za przykład triumfu, jaki kolektywizm odniósł nad prywatnym
kapitałem. W międzyczasie górnicy zwiększyli zakres swej działalności i nie
mogli już podołać całej pracy bez uzyskania pomocy. Sprowadzono innych
górników, którzy pracowali najlepiej jak tylko potrafili, by wesprzeć tę
pracę. Jednak ludzie, którzy pierwsi podjęli się przywrócenia opłacalności
kopalni, nie zgodzili się na równy podział z przybyszami. Wiedzieli, że
bogactwo, które znajdowało się pod ich stopami, zostało <str. 490> odkryte
dzięki ich nadludzkiemu wysiłkowi. Można powiedzieć, że stworzyli oni coś z
niczego, dlaczego więc mieli się dzielić rezultatami swej pracy z nowymi
przybyszami, którzy co prawda w tym czasie także pracowali, ale gdzie
indziej? Dlaczego mieliby oddawać nowym towarzyszom część żniwa, które nie
było owocem ich siewu? Nowi robotnicy powinni być dobrze opłaceni, lepiej
niż w innych kopalniach, ale nie powinni być udziałowcami. Wtedy to nowi
przybysze wszczęli rozruchy, zaś ‘kapitalistyczni’ robotnicy sprowadzili
policję i wyrzucili ich z sali posiedzeń.’”
Nacjonalizm jako środek zaradczy
Nacjonalizm jest kolejnym stopniem rozwoju
teorii socjalistycznych. W myśl tej ideologii cały przemysł powinien być
kierowany przez naród na bazie ogólnego obowiązku pracy i powszechnej
gwarancji zapewnienia wszystkim środków utrzymania. Wszyscy robotnicy
mieliby wykonywać tę samą ilość pracy i otrzymywać takie same wynagrodzenia.
Nacjonaliści twierdzą, że:
“Zjednoczenia, trusty i syndykaty, na które
obecnie ludzie narzekają, dowodzą użyteczności naszych podstawowych zasad
stowarzyszania się. Naszym dążeniem jest jedynie rozszerzenie tej zasady
tak, by cały przemysł działał w interesie wszystkich obywateli, pod
kierownictwem narodu – zorganizowanego ludu – organicznej jedności
wszystkich ludzi.
Obecny system przemysłowy dowodzi swej
nieprzydatności z powodu ogromnej ilości zła, jakie wytwarza. Dowodzi swej
absurdalności z powodu ogromnych strat energii i materiału, które jak się
przyznaje, nieodłącznie mu towarzyszą. Przeciwko temu systemowi wznosimy
nasz protest, zobowiązujemy się uroczyście uczynić wszystko w celu obalenia
niewolnictwa, które on spowodował i do którego kontynuacji dąży.”
Niektóre pozytywne elementy, które są wspólne
dla obu tych ideologii, wymieniliśmy w podrozdziale “Socjalizm albo
kolektywizm jako środek zaradczy”. Jednak w całości nacjonalizm jest
zupełnie nierealny. Zastrzeżenia do niego są zasadniczo takie same jak te,
które przedstawiliśmy wobec komunizmu. Chociaż nacjonalizm nie grozi
bezpośrednim zniszczeniem rodziny, tak jak komunizm, to jednak z pewnością
<str. 491> będzie zmierzał w tym kierunku. Wśród jego zwolenników jest wielu
ludzi o szerokich horyzontach i filantropijnym nastawieniu, którzy nie dążąc
do osiągnięcia osobistych korzyści pomogli w założeniu kolonii, gdzie
miałyby być wypracowane zasady nacjonalizmu o charakterze ogólnego
przykładu. Niektóre z nich upadły, zaś inne, które praktycznie odniosły
sukces, zostały zmuszone do zarzucenia zasad nacjonalizmu w
stosunkach ze światem zewnętrznym, a także, jak można było się spodziewać,
we wszystkich występują znaczne tarcia wewnętrzne. Jeśli nawet święci Boży,
żyjący zgodnie z zasadą: “jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest”, mają
trudności z zachowaniem “jedności ducha w związce pokoju” i potrzebują
napomnienia, by “znosili jedni drugich w miłości”, to jak można oczekiwać od
przypadkowego grona ludzi, którzy nie starają się o taką duchową wieź, by
udało im się pokonać samolubnego ducha świata, ciała i diabła?
Wiele takich kolonii, działających na zasadach
nacjonalizmu, powstało i upadło w ciągu kilku ostatnich lat w Stanach
Zjednoczonych. Jednym z największych niepowodzeń zasłynęła kolonia w
Kalifornii pod nazwą Altruria, założona przez ks. E. B. Payne pod hasłem
“Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Miała ona wielką przewagę nad
innymi koloniami, gdyż jej członkowie byli dobierani w szczególny sposób.
Ponadto jej zarząd zorganizowany był na zasadzie loży i był bardzo starannie
kontrolowany. Założyciel kolonii, podając w czasopiśmie Examiner (San
Francisco, 10 grudnia 1896) przyczyny jej niepowodzenia, powiedział:
“Altruria nie była całkowitą klęską (…)
pokazaliśmy, że zaufanie, dobra wola oraz szczerość – które przeważały przez
pewien czas – stały się podstawą szczęśliwego życia społeczności, zaś z
drugiej strony, że podejrzliwość, zazdrość i samolubne pobudki deprawują
naturę ludzką i pozbawiają życie człowieka wszelkiej wartości (…) Nie
wytrwaliśmy we wzajemnym zaufaniu i szacunku, jakie panowały na samym
początku, lecz powróciliśmy do metod postępowania reszty świata.”
To, co niektórzy ludzie pokazują przez swe
doświadczenia, inni poznają na zasadach logicznego rozumowania opartego na
znajomości ludzkiej <str. 492> natury. Jeśli ktoś pragnie przekonać się, jak
daremne są nadzieje na uzdrowienie sytuacji tymi metodami, w czasie, gdy
samolubstwo ciągle jeszcze dominuje w sercach ludzi, może tanio zdobyć to
doświadczenie zakwaterowując się na tydzień w trzech lub czterech
“pensjonatach” drugiej kategorii.
Powszechne wykształcenie mechaniczne
jako środek zaradczy
Kilka lat temu w The Forum ukazał się
artykuł napisany przez pana Henry Holt, w którym usiłuje on wykazać, że
wykształcenie powinno mieć charakter ogólno-techniczny, tak by zapewniało
mechanikom możliwość łatwej zmiany zawodu – powinni oni “opanować tuzin”
zawodów. Być może w ten sposób dałoby się pomóc niektórym ludziom przez
pewien czas, jednak oczywiste jest, że nie rozwiąże to problemu.
Wystarczająco zła jest obecna sytuacja, w której tynkarze i murarze mogą
mieć zatrudnienie, podczas gdy szewcy i tkacze są bezrobotni. Co zaś
wyniknęłoby z tego, gdyby szewcy i tkacze nauczyli się murować i tynkować?
Zapewnienie bezrobotnym możliwości ubiegania się o aktualnie poszukiwaną
pracę zwiększyłoby jedynie konkurencję w każdym zawodzie. Mimo to autor
dobrze ujął dwie istotne prawdy, które decydują o konieczności
wykształcenia. Pisze on:
“Prostszą z tych prawd jest nieuchronna, a nawet
okrutna konieczność doboru naturalnego. Nie mówię, że jest to sprawiedliwe.
Natura nie ma pojęcia o sprawiedliwości. Jej maszyneria ciężko i bezlitośnie
posuwa się naprzód w trudnych warunkach, ostatecznie jednak wyciska z tych
warunków wszystko, co najlepsze. Prawdą jest, że natura rozwinęła w nas
inteligencję, która w niewielkim stopniu pozwala nam kierować biegiem jej
spraw. I właśnie w procesie wykorzystania tej inteligencji wyłania się
funkcja sprawiedliwości. Naturą możemy jednak kierować tylko w zakresie
wyznaczanych przez nią kierunków, inaczej zostaniemy przez nią pochłonięci.
Żaden z jej kierunków nie jest szerszy i wyraźniej wyznaczony niż dobór
naturalny, zaś przy korzystaniu z naszych niewielkich swobód i praw
wyborczych nigdy nie jesteśmy tak mądrzy jak wtedy, gdy się zderzamy z
działaniem tego prawa – gdy na przykład powołaliśmy Lincolna z jego chaty.
Jednak póki co mamy znacznie większą skłonność do wybierania demagogów i
wtedy cierpimy. Socjalizm proponuje <str. 493> rozciągnięcie tego zagrożenia
cierpieniem na obszar produkcji. Przywódcy gospodarczy są obecnie wybierani
wyłącznie na zasadzie doboru naturalnego, od którego jedynym odchyleniem są
prawa dziedziczne, jednak anomalia podlega szybkiej samonaprawie, gdyż jeśli
syn nie odziedziczył odpowiednich cech potrzebnych w tej dziedzinie, to nie
będzie miał szans na przeżycie. Jednak w warunkach rozwoju wolnej
konkurencji i możliwości wynajęcia kapitału przez uzdolnionych ludzi bez
pieniędzy, zasadniczą prawdą jest to, że we współczesnym przemyśle działa
prawo doboru naturalnego. Socjaliści zaś proponują, by dobór naturalny
zastąpić sztucznym wyborem, i to na zasadzie powszechnego głosowania.
Powszechna wiedza o wyższości dróg natury pozwoliłaby uzdrowić to
szaleństwo.
Ważniejsza jest jednak inna prawda, której
wyraźne przedstawienie nie jest tak łatwe, lecz można podać pewien zarys.
Trudność nie polega na tym, że wymagane jest tutaj pewne wstępne
wykształcenie, ile raczej na tym, że dogmat zwalczał tę prawdę przez
tysiące lat i nadal z nią walczy. Dla większości czytelników każde z
poniższych stwierdzeń wyda się prawdopodobnie dziwne, jeśli prawdę tę
nazwiemy – przy użyciu znanej terminologii – uniwersalnym panowaniem prawa.
Faktem jest, że zastępy ludzi, którzy sądzą, iż wierzą w tę prawdę, modlą
się każdego dnia, żeby tak nie było, żeby w ich przypadku został uczyniony
wyjątek. Ludzie, na ogół – dotyczy to także ustawodawców – mając problemy
fizjologiczne posłaliby po doktora, w kłopotach z urządzeniami szukaliby
mechanika, w sprawach chemicznych – chemika, a następnie z dziecięcą wiarą
kierowaliby się ich opiniami. Jednak w sprawach ekonomicznych nie chcą
słuchać żadnych opinii, z wyjątkiem swoich własnych. Nie mają pojęcia, że
zagadnienia te, podobnie jak zjawiska fizyczne, znajdują się pod kontrolą
naturalnych praw, których odkrycie, albo poznanie tych, które już zostały
odkryte, wymaga specjalnych studiów, zaś postępowanie sprzeczne z tymi
prawami, wynikające z nieświadomości, musi doprowadzić do katastrofy, tak
samo zgubnej jak w przypadku innych zboczeń. (…)
Dla zrozumienia zarysu prawa naturalnego
robotnikom nie wystarczy zatem wykształcenie otrzymane w szkołach zawodowych
i świadomość pewnych faktów z zakresu ekonomii, ale musieliby posiąść wiedzę
naukową i historyczną. Na tej podstawie można by dopiero wyrobić sobie pewne
pojęcie o działaniu praw natury zarówno w dziedzinie społecznej, jak i w
świecie materialnym. Można by także zyskać świadomość, że prawo ludzkie jest
bezowocne, albo nawet szkodliwe, jeśli na drodze gruntownych badań i <str.
494> ostrożnych eksperymentów, nie zostanie dostosowane do prawa
naturalnego. Stąd też wyniknęłoby przekonanie, że żadne prawo ludzkie nie
jest w stanie zapewnić przetrwania tym, którzy nie są wyposażeni w
odpowiednie cechy, chyba że czyimś kosztem, oraz że jedynym sposobem
zapewnienia im samodzielnego przetrwania jest przystosowanie ich.”
O tak, dobrze by było, żeby wszyscy dowiedzieli
się, że te dwa prawa rządzą w naszym obecnym systemie społecznym i że nie
leży w mocy człowieka zmienianie natury ani jej praw. A stąd wynika, że
człowiek może jedynie łatać dziury w obecnych warunkach społecznych i
doraźnie je trochę poprawiać. Wprowadzenie nowych i bardziej pożądanych praw
koniecznych w doskonałym i idealnym społeczeństwie będzie wymagało
nadnaturalnej mocy. Nauczenie się tej lekcji pomoże osiągnąć stan
“pobożności z przestawaniem na swym” (zamiast niezadowolenia, które prowadzi
do jeszcze większego rozdrażnienia) w ramach oczekiwania na Królestwo Boże z
modlitwą: “Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na
ziemi”.
Jedyny podatek jako środek zaradczy
Zapewne widząc wskazane powyżej skutki
komunizmu, nacjonalizmu i socjalizmu, pan Henry George nakreślił pewien nie
pozbawiony wartości plan, znany pod nazwą “teoria jedynego podatku”. Można
by powiedzieć, że pod pewnymi względami jest to odwrócenie socjalizmu. Wiele
istotnych cech tej teorii bazuje na indywidualizmie. Opowiada się ona
za tym, by każda jednostka czerpała z zasobów własnego charakteru, wysiłku i
środowiska. Jedynym wyjątkiem jest nieodłączne prawo każdego człowieka do
udziału we wspólnym błogosławieństwie Stwórcy – błogosławieństwie powietrza,
wody i ziemi. Proponuje ona wprowadzenie niewielkiej, bezpośredniej poprawki
do obecnego systemu społecznego. Wychodząc z założenia, że obecne
nierówności majątkowe, na ile są one krzywdzące i szkodliwe, są wyłącznie
skutkiem prywatnej własności ziemi, w teorii tej proponuje się, by ziemię
uczynić ponownie wspólną własnością całego rodzaju Adamowego. Twierdzi się
także, że dzięki temu samorzutnie naprawią się szybko wszystkie wady
obecnego systemu społecznego. Proponuje się, <str. 495> żeby owej
redystrybucji ziemi dokonać nie na drodze proporcjonalnego podziału między
wszystkich członków rodziny ludzkiej, ale poprzez potraktowanie jej jako
jednej wielkiej posiadłości, pozwalając każdej osobie użytkować na zasadach
dzierżawy dowolnie wybraną część obecnej własności oraz pobieranie podatku
gruntowego oraz czynszu dzierżawnego od każdego użytkownika w wielkości
proporcjonalnej do wartości ziemi (wyłączając wartość budynków i innych
usprawnień znajdujących się na niej).W ten sposób działki niezabudowane
byłyby obciążone tak samo wysokim podatkiem i czynszem, jak zabudowane, a
nieużytki – jak przyległe pola uprawne. Ustanowiony w ten sposób podatek
tworzyłby fundusz, z którego opłacane byłyby wszelkie przedsięwzięcia na
rzecz wspólnego dobra – szkoły, ulice, szlaki kolejowe, wodociągi itp. oraz
lokalne i ogólne rządy. Stąd właśnie wywodzi się nazwa tej teorii – “jedyny
podatek”.
Skutkiem takiego prawa byłoby oczywiście
udostępnienie tysięcy działek miejskich i nieużytków dla rzeczywistego
osadnictwa. Gdyby zaś wszystkie podatki – od bydła, maszyn, transakcji i
wszelkich innych urządzeń – miały zostać zastąpione jednym podatkiem
gruntowym, to musiałby on być dość pokaźny. Byłby on jednak zróżnicowany,
tak by nie występowało żadne uprzywilejowanie. Ubogie ziemie rolnicze albo
tereny odległe od szlaków komunikacyjnych byłyby opodatkowane niżej w
stosunku do lepszych gruntów i tych, które położone są bliżej dróg. Działki
miejskie byłyby oszacowane przy uwzględnieniu wartości, lokalizacji i
otoczenia.
Takie prawo, gdyby wprowadzić go w życie, po
dziesięciu latach działania doprowadziłoby nieuchronnie do spadku wartości
nieruchomości, a z czasem sprawiłoby, że miliony hektarów ziemi i tysiące
działek miejskich zostałoby udostępnionych dla wszystkich, którzy chcieliby
z nich skorzystać, płacąc wyznaczony czynsz. Pan Henry George skorzystał z
okazji, że Papież Leon XIII wydał encyklikę na temat świata pracy, by
opublikować broszurę stanowiącą odpowiedź, zatytułowaną: “List otwarty do
Papieża Leona XIII” itd. Ponieważ tekst ten zawiera wiele wartościowych
myśli, mieszczących się w ramach naszego tematu, a poza tym podaje dalszy
opis <str. 496> teorii, którą właśnie rozważamy, zacytujemy z niego obszerne
fragmenty.
Wyjątek z otwartego listu pana Henry George do
papieża Leona XIII, w odpowiedzi na wydaną ostatnio encyklikę na temat
niepokojącej kwestii świata pracy
“Wydaje się, że Wasza Świątobliwość przeoczył
jej rzeczywiste znaczenie, przez stwierdzenie, że Chrystus, stając się synem
cieśli i pracując jako cieśla, pokazał jedynie to, że ‘nie powinien się
wstydzić ten, kto pracą swych rąk zarabia na chleb’. Wobec takiego
stwierdzenia równie dobrze można by powiedzieć, że nie okradając nikogo
pokazał, iż nie należy się wstydzić uczciwości. Jeśli Wasza Świątobliwość
rozważy, jak słuszny jest w każdym szerszym ujęciu podział wszystkich ludzi
na robotników, żebraków i złodziei, to przekona się także, że z moralnego
punktu widzenia było rzeczą niemożliwą, by Chrystus w czasie swego pobytu na
ziemi mógł być kimkolwiek innym, jak tylko robotnikiem, skoro ten, który
przyszedł wykonać prawo, musiał zarówno uczynkiem jak i słowem okazać
posłuszeństwo Boskiemu prawu pracy.
Proszę zobaczyć, jak pełną i jak piękną
ilustrację tego prawa stanowi życie Chrystusa na ziemi. Przychodząc na
ziemię w słabości niemowlęctwa, zgodnie z tym, jak postanowiono każdemu, by
przez to przeszedł, z miłością przyjął to, co z miłością zostało wyznaczone
przez naturalny porządek – utrzymanie zapewnione przez pracę, które każde
pokolenie zobowiązane jest zapewnić swym potomkom. Osiągnąwszy dojrzałość,
sam zarabiał na swe utrzymania przez wspólną pracę, którą musi wykonywać i
wykonuje większość ludzi, by zarobić na swe utrzymanie. Następnie,
przechodząc do wyższej – a nawet do najwyższej – sfery pracy, zarabiał na
swe utrzymanie dzięki nauczaniu prawd moralnych i naukowych, otrzymując za
to materialne wynagrodzenie w postaci ofiar darowanych Mu z miłości przez
wdzięcznych słuchaczy, nie odmawiając nawet kosztownego szpikanardu, którym
Maria namazała jego stopy. Zgodnie z tym, wybierając swych uczniów nie udał
się do właścicieli ziemskich czy innych monopolistów, żyjących kosztem pracy
innych, ale poszedł do zwykłych ludzi pracy. Powołując ich do wyższej sfery
pracy i posyłając ich, by uczyli prawd moralnych i duchowych, rzekł im, by
brali bez pogardy z jednej strony i bez uczucia poniżenia z drugiej,
miłościwe wynagrodzenie za swoją pracę, <str. 497> mówiąc: ‘Godzien jest
robotnik zapłaty swojej’. Potwierdził On w ten sposób nasze poglądy, że na
całą pracę składa się nie tylko praca fizyczna, ale każdy kto w jakikolwiek
sposób przyczynia się do materialnej, moralnej czy duchowej pełni życia,
jest także robotnikiem.1
Zakładając, że robotnicy, nawet zwykli robotnicy
fizyczni, są biedni z natury rzeczy, Wasza Świątobliwość pomija fakt, że
praca jest źródłem bogactwa, i przypisuje tym samym naturalnemu prawu danemu
przez Stwórcę niesprawiedliwość, która wywodzi się z ludzkiego bezbożnego
pogwałcenia Jego życzliwych zamiarów. Nawet w najbardziej prymitywnym stanie
rzemiosła, przy zachowaniu sprawiedliwości, można zapewnić każdemu zdrowemu
człowiekowi możliwość zarobienia na życie. Przy użyciu oszczędzających pracę
wynalazków naszych czasów wszyscy powinni móc zarobić znacznie więcej. Tak
więc mówiąc, że bieda nie jest hańbą, Wasza Świątobliwość sugeruje
nierozsądne wnioski. Bieda powinna być uznana za hańbę, ponieważ w
warunkach sprawiedliwości społecznej oznaczałaby ona – jeśli nie wynika z
nieszczęścia – lekkomyślność albo lenistwo.
Współczucie Waszej Świątobliwości zdaje się
ograniczać wyłącznie do biednych, do robotników. Czy tak być powinno? Czy
bogaci próżniacy nie zasługują także na litość? Wedle słowa Ewangelii to
właśnie bogaty bardziej niż biedny wymaga litości. Zaś dla każdego, kto
wierzy w przyszłe życie, stan człowieka, który ocknąwszy stwierdza, że
pozostawił za sobą umiłowane przez siebie miliony, musi wydać się godny
politowania. Ale nawet w tym życiu jakże bardzo politowania godny jest los
bogatego człowieka. Zło nie tkwi w samym bogactwie – w jego władzy nad
rzeczami <str. 498> materialnymi. Zło to posiadanie bogactw wtedy, gdy inni
popadają w nędzę, to unoszenie się tak wysoko, że traci się kontakt z życiem
ludzkości, z jej pracą i zmaganiem, z jej nadziejami i obawami, tak wysoko,
że jest się oddalonym od miłości będącej słodyczą życia, od uprzejmej
sympatii i wspaniałomyślnego postępowania wzmacniającego wiarę w człowieka i
zaufanie do Boga. Proszę zauważyć, w jaki sposób ludzie bogaci upatrują
podlejszych stron ludzkiej natury, jak otoczeni są pochlebcami i lizusami,
jak znajdują narzędzia nie tylko gotowe zaspokoić ich najbardziej podłe
odruchy, ale jeszcze je pobudzające i stymulujące, jak muszą się ustawicznie
pilnować, by nie zostali oszukani, jak często muszą podejrzewać, że pod
uprzejmymi czynami i przyjaznymi słowami kryją się złe zamiary, jak ich
szczodrość sprawia, że otoczeni zostają przez bezwstydnych żebraków i
podstępnych oszustów, jak często stygną w ich przypadku uczucia rodzinne, a
ich śmierci towarzyszy źle ukrywana radość tych, którzy mają nadzieję
przejąć ich majątek. Największe zło ubóstwa nie polega na niedostatku rzeczy
materialnych, ale na zahamowaniu i zakłóceniu rozwoju wyższych wartości. Tak
też, choć w inny sposób, posiadanie nie zasłużonych bogactw hamuje i
zniekształca rozwój najszlachetniejszych cech człowieka.
Nie można bezkarnie omijać Boskich przykazań.
Jeśli Bóg polecił, by człowiek pracą zarabiał na chleb, to bogaci próżniacy
muszą cierpieć. I cierpią. Proszę zważyć na całkowitą bezsensowność życia
tych, którzy żyją dla przyjemności. Proszę zważyć na obrzydliwe występki,
jakie lęgną się wśród ludzi, którzy otoczeni ubóstwem, sami sycą się
bogactwami. Proszę zważyć na straszliwą karę nudy, o której biedacy
wiedzą tak niewiele, że nie potrafią zrozumieć tego uczucia. Proszę zważyć
na pesymizm, który narasta wśród bogatych klas – owo odgradzanie się od
Boga, owa pogarda dla ludzi, która sprawia, że istnienie samo w sobie wydaje
się złem, a pomimo strachu przed śmiercią pojawia się tęsknota za
unicestwieniem.
Chrystus, mówiąc bogatemu młodzieńcowi, który go
szukał, by sprzedał wszystko, co ma i rozdał ubogim, nie myślał o ubogich,
ale o młodzieńcu. Dlatego jestem przekonany, że wśród bogatych, a
szczególnie wśród tych, którzy sami się wzbogacili, jest wielu takich,
którzy z czasem coraz wyraźniej zaczynają odczuwać, że ich bogactwa są
szaleństwem, i obawiać się zagrożeń i pokus, na jakie wystawią one ich
dzieci. Jednak siła dawnego przyzwyczajenia, podszepty pychy, podniecenie
zdobywaniem i zatrzymywaniem dla siebie kolejnych bogactw, co jest już dla
nich tylko atrakcją żetonu z karcianego stołu, oczekiwania rodziny, które
nabrały charakteru <str. 499> należnych praw oraz rzeczywiste trudności w
zrobieniu dobrego użytku ze swego bogactwa sprawiają, że są oni przywiązani
do swego brzemienia jak objuczony osioł do ładunku, aż potkną się nad
przepaścią wyznaczającą granicę tego życia.
Ludzie, którzy mają pewność zdobycia pożywienia,
gdy będą go potrzebowali, jedzą tylko tyle, by zaspokoić swój głód. Są
jednak plemiona żyjące na obrzeżach zamieszkałego świata, których życie
składa się z głodowania albo z ucztowania. Wielodniowe znoszenie głodu i
strach przed nim powodują, że gdy uda im się upolować jakąś zwierzynę, to
podobnie jak anakonda, napychają żołądki do pełna. Oto co stanowi
przekleństwo bogactwa i jednocześnie popycha człowieka do ubiegania się o
nie, co czyni z bogactwa przedmiot zazdrości i podziwu – strach przed
niedostatkiem. Tak jak nadmierne bogactwo jest reakcją na nadmierne ubóstwo,
tak niszczące duszę przymioty bogactwa są jedynie odbiciem niedostatku,
który prowadzi do zezwierzęcenia i wynaturzenia. Rzeczywiste zło tkwi w
niesprawiedliwości, z której wynika zarówno nienaturalne posiadanie, jak i
nienaturalna strata.
Trudno byłoby jednak obciążyć odpowiedzialnością
za tę niesprawiedliwość jakieś pojedyncze osoby czy klasy. To zjawisko
prywatnej własności ziemi jest owym wielkim złem społecznym, na skutek
którego cierpi całe społeczeństwo i którego ofiarami są zarówno bardzo
bogaci, jak i bardzo biedni, choć na przeciwległych biegunach. Wiedząc o
tym, wydaje nam się, że mówienie o osobistej odpowiedzialności bogatych za
cierpienia biednych jest pogwałceniem miłości chrześcijańskiej.
Jednocześnie zaś czyniąc to, Wasza Świątobliwość nalega, by nie tykać
przyczyny owego kolosalnego bogactwa i poniżającej nędzy. Oto mamy
człowieka ze zniekształcającą i niebezpieczną naroślą. Jeden lekarz
uprzejmie, łagodnie, ale zdecydowanie usunie ją. Inny zaś będzie nalegał, by
nie usuwać narośli, jednocześnie zaś uczyni jej biedną ofiarę obiektem
nienawiści i kpin. I który z nich postąpił słusznie?
Starając się przywrócić ludzi do ich równych i
naturalnych praw, nie szukamy korzyści dla jednej klasy, ale dla wszystkich,
gdyż obydwaj wiemy dzięki wierze i widzimy poprzez fakty, że
niesprawiedliwość nie może nikomu przynieść zysku, zaś sprawiedliwość będzie
korzyścią dla wszystkich.
Nie dążymy także do ‘daremnej i śmiesznej
równości’. (…) Równość, którą chcielibyśmy ustanowić, nie polega na równości
majątkowej, ale na równych możliwościach naturalnych. (…)
Przejmując zaś na użytek społeczny to, co w
naszym przekonaniu jest z całą pewnością wielkim funduszem przewidzianym w
Boskim porządku dla całego społeczeństwa, nie nakładamy nawet najmniejszego
podatku na posiadaczy bogactw, niezależnie od wielkości ich majątku. Nie
tylko uważamy <str. 500> takie podatki za pogwałcenie prawa własności, ale
jesteśmy wręcz przekonani, że na mocy wspaniałego stosowania się praw
Stworzyciela na polu ekonomii, niemożliwe jest, by ktokolwiek uczciwie
posiadł bogactwo bez jednoczesnego powiększenia bogactwa świata. (…)
Wasza Świątobliwość daje tego przykład w swej
encyklice. Zaprzeczając równości praw do materialnej podstawy życia, a
jednocześnie zdając sobie sprawę z istnienia prawa do życia, Wasza
Świątobliwość potwierdza prawo robotników do zatrudnienia i otrzymywania od
pracodawców pewnej zapłaty o nieokreślonej wysokości. Takie prawa nie
istnieją. Nikt nie ma prawa domagać się zatrudnienia u innego człowieka albo
żądać wyższego wynagrodzenia niż ktoś inny chce zapłacić. Nie wolno także
wywierać żadnego rodzaju presji na drugich, by podnieśli wynagrodzenia wbrew
własnej woli. Nie może być żadnego lepszego moralnego usprawiedliwienia dla
takiego żądania robotników wobec ich pracodawców niż to, które mogliby
przedstawić pracodawcy, domagając się, by robotnicy musieli dla nich
pracować także wtedy, gdy nie mają na to ochoty i żeby zaakceptowali
wynagrodzenia niższe, niż gotowi byliby przyjąć. Wszelkie pozorne
usprawiedliwienia mają źródło we wcześniejszym błędzie, polegającym na
odmówieniu robotnikom ich naturalnych praw. (…)
Chrystus usprawiedliwił Dawida, gdy ten
przyciśnięty głodem dopuścił się czynu, który w normalnych warunkach
zostałby uznany za świętokradztwo, zabierając z świątyni chleby pokładne.
Mówiąc to jednak daleki był od stwierdzenia, że okradanie świątyni jest
właściwym sposobem zapewnienia sobie utrzymania.
W encyklice zaleca jednak Wasza Świątobliwość
stosowanie w zwykłych stosunkach życiowych, w normalnych okolicznościach,
zasad, które etyka dopuszcza jedynie w nadzwyczajnych warunkach. Skłonność
Waszej Świątobliwości do potwierdzania fałszywych praw wynika z zaprzeczenia
praw słusznych. Naturalnym prawem każdego człowieka nie jest domaganie się
zatrudnienia i wynagrodzenia od innego człowieka, lecz zatrudnienie samego
siebie, a to poprzez odwołanie się swą własną pracą do niewyczerpanych
zasobów magazynu, jaki Stwórca zapewnił wszystkim ludziom w postaci ziemi.
Gdyby magazyn ten został otwarty, czego dokonalibyśmy wprowadzając zasadę
jedynego podatku, to naturalne zapotrzebowanie na pracę dotrzymywałoby kroku
podaży. Człowiek, który sprzedał pracę i człowiek, który ją kupił
wymieniliby się swobodnie między sobą dla obopólnej korzyści i ustałyby
wszelkie przyczyny sporów między robotnikami i pracodawcami. W takiej
sytuacji bowiem, gdyby każdy miał <str. 501> swobodę zatrudnienia, praca
przestałaby wydawać się łaską. Dlatego też nikt nie pracowałby dla drugiego
za mniejsze wynagrodzenie, biorąc pod uwagę wszystkie składniki, niż mógłby
zarobić pracując dla samego siebie. Płace wzrosłyby do swej pełnej wartości,
a związki między robotnikami i pracodawcami układałyby się na zasadach
obopólnej korzyści i wygody.
Jest to jedyny sposób, w jaki można zadowalająco
uregulować te sprawy.
Wasza Świątobliwość zdaje się uważać, że jest
jakaś sprawiedliwa stawka wynagrodzeń, którą pracodawca powinien chętnie
zapłacić, a robotnicy powinni z zadowoleniem przyjąć, oraz wyobraża sobie,
że uchwalenie takiej stawki położyłoby kres sporom. Pensja, o której zapewne
Wasza Świątobliwość myśli, powinna robotnikom wystarczyć na skromne życie i
być może, przy ciężkiej pracy i ścisłej oszczędności, pozwolić odłożyć jakąś
niewielką sumę.
W jaki sposób można jednak ustalić taką stawkę
wynagrodzeń bez ‘rynkowego targowania się’? Podobnie niemożliwe byłoby
ustalenie w taki sposób sprawiedliwych cen zbóż, świń, statków czy obrazów?
Czy arbitralne regulacje w tym czy innym przypadku nie hamowałyby tego
wzajemnego oddziaływania, które najskuteczniej pobudza ekonomiczne
przystosowanie się sił produkcyjnych? Dlaczego kupujący pracę mieliby w
większym stopniu niż kupujący inne towary zostać zmuszeni do płacenia
wyższych cen niż musieliby zapłacić na wolnym rynku? Dlaczego sprzedający
pracę mieliby się zadowolić zapłatą niższą niż oferuje wolny rynek? Dlaczego
robotnicy mieliby zadowolić się skromną pensją, skoro świat jest tak bogaty?
Dlaczego mieliby się godzić na całe życie ciężkiej pracy i wyrzeczeń, gdy
świat obfituje w dostatki? Dlaczego nie mieliby pragnąć zaspokojenia swych
wyższych potrzeb, delikatniejszych gustów? Dlaczego mieliby się zadowolić
podróżowaniem pod pokładem, gdy inni cieszą się wygodnymi kabinami?
Nigdy się tak nie stanie. Poruszenie naszych
czasów nie wynika jedynie z faktu, że robotnikom jest coraz trudniej
utrzymać ten sam poziom wygody życia. Inną, może nawet ważniejszą, przyczyną
jest to, że następuje rozwój ich pragnień, który domaga się wyższego poziomu
wygody życia. Ten rozwój pragnień musi postępować dalej, gdyż robotnik jest
człowiekiem, a człowiek to jest takie zwierzę, które nigdy nie jest
zadowolone.
Nie jest on wołem, któremu można powiedzieć:
tyle trawy, tyle ziarna, tyle wody i nieco soli i będzie <str. 502>
zadowolony. Przeciwnie, im więcej człowiek ma, tym więcej pragnie. Gdy ma
pod dostatkiem jedzenia, to chce lepszego jedzenia. Gdy ma dom, to chce, by
był on wygodny i ładny. Gdy te zwierzęce potrzeby są zaspokojone, pojawiają
się potrzeby umysłowe i duchowe.
Nieustanne niezadowolenie leży w naturze
człowieka – w tej szlachetniejszej naturze, która stawia go o całe niebo
wyżej od zwierząt i stanowi dla niego dowód, że istotnie został stworzony na
podobieństwo Boże. Nie należy się temu sprzeciwiać, gdyż jest to motor
wszelkiego postępu. Dzięki temu powstała katedra św. Piotra, a na matowych,
martwych płótnach zajaśniały anielskie twarze Madonny. Dzięki temu zważono
słońce, dokonano analizy gwiazd i odkrywano strona po stronie cudowne dzieła
twórczej inteligencji. Dzięki temu zmniejszono Atlantyk dla oceanicznych
przewozów, a błyskawicę nauczono przenosić nasze depesze do najodleglejszych
krajów. To otwiera przed nami możliwości, w obliczu których wszystkie
dokonania współczesnej cywilizacji wydają się być niczym. Nie można tego
stłumić bez degradacji i zezwierzęcenia człowieka, bez zdegradowania Europy
do roli Azji.
Dlatego też bez zaoferowania zarobków w sytuacji
wolnej od wszelkich ograniczeń w zakresie pracy w warunkach równego dostępu
do możliwości, jakie zapewnia natura, nie jest możliwe ustalenie żadnych
stawek zarobkowych, które zostałyby uznane za sprawiedliwe, a jednocześnie
zapobiegłyby dalszemu dążeniu robotników do tego, by zarabiać jeszcze
więcej. Stawki te nie tylko nie zapewniłyby im satysfakcji z niewielkiej
choćby poprawy warunków życiowych robotników, a wręcz przeciwnie,
spowodowałyby z pewnością jeszcze większe ich niezadowolenie.
Nie jest domaganiem się sprawiedliwości
także i to, że Wasza Świątobliwość zwraca się do pracodawców, by płacili
swoim pracownikom więcej niż muszą, wynagrodzenie wyższe od tego, jakie
musieliby zapłacić innemu robotnikowi, który przyszedłby do nich pracować.
Wasza Świątobliwość domaga się miłosierdzia, gdyż nadwyżka, którą
zapłaci bogaty pracodawca nie będzie w rzeczywistości wynagrodzeniem za
pracę, tylko jałmużną.
Mówiąc o praktycznych metodach poprawy sytuacji
świata pracy, które proponuje Wasza Świątobliwość, nie wspomniałem jeszcze o
tym, na co Wasza Świątobliwość kładzie największy nacisk – o miłosierdziu.
Jednak w zaleceniach tych trudno dopatrzyć się jakiegokolwiek realnego
środka, który pozwoliłby zlikwidować ubóstwo, nikt też nie będzie na nie
zważał. Gdyby dało się zlikwidować ubóstwo przez dawanie jałmużny, to w
chrześcijaństwie nie byłoby ubóstwa. <str. 503>
Miłosierdzie jest istotnie szlachetną i piękną
cnotą, wdzięczną dla ludzi i przyjemną dla Boga. Jednak miłosierdzie musi
być budowane w oparciu o sprawiedliwość. Nie może ono zastępować
sprawiedliwości.
O złych warunkach pracy w świecie
chrześcijańskim decyduje to, że klasa pracująca jest ograbiana. Dokąd zaś
Wasza Świątobliwość będzie usprawiedliwiać uprawianie tej grabieży, dotąd
próżną rzeczą jest nawoływanie do miłosierdzia. Takie postępowanie –
zalecanie miłosierdzia jako formy zastępczej względem sprawiedliwości – jest
w swej istocie pokrewne herezji potępionej przez poprzedników Waszej
Świątobliwości, która głosiła, że Ewangelia zastąpiła prawo oraz że miłość
Boża uwalnia ludzi od zobowiązań moralnych.
Wszystko, czego może dokonać miłosierdzie tam,
gdzie panuje niesprawiedliwość, to złagodzenie tu i ówdzie skutków
niesprawiedliwości. Nie może ono ich usunąć. A nawet i to niewielkie
złagodzenie skutków niesprawiedliwości ma swoje złe strony. Gdyż to, co w
tej sytuacji może zostać uznane jedynie za cnotę drugorzędną, rozwija zło
tam, gdzie brakuje cnoty fundamentalnej albo podstawowej. W tym znaczeniu
cnotą jest trzeźwość i cnotą jest pilność. Jednak trzeźwy i pilny złodziej
jest niezwykle niebezpieczny. W taki sposób cnotą jest cierpliwość. Jednak
cierpliwość w stosunku do zła prowadzi do lekceważenia zła. W tym sensie
cnotą jest zdobywanie wiedzy i dbanie o rozwój swych możliwości
intelektualnych. Jednak człowiek niegodziwy dzięki inteligencji ma jeszcze
potężniejsze możliwości czynienia zła. Diabły są w naszych wyobrażeniach
zawsze inteligentne.
W taki sposób owo pseudo miłosierdzie, które
odrzuca i neguje sprawiedliwość, przynosi złe skutki. Z jednej strony
demoralizuje ono swego odbiorcę, przynosząc ujmę godności ludzkiej tego
człowieka – którego jak Wasza Świątobliwość sam pisze ‘nawet Bóg traktuje z
szacunkiem’ – czyniąc go żebrakiem i nędzarzem, który przecież potrzebuje
tylko przywrócenia mu tego, co mu darował Bóg, by mógł stać się samodzielnym
i samoszanującym się obywatelem. Z drugiej strony miłosierdzie działa jako
środek otępiający sumienia tych, którzy żyjąc z grabieży swych bliźnich,
pielęgnują owe moralne złudzenia i duchową pychę, którą miał zapewne na
myśli Jezus, gdy powiedział, że łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho
igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego. Dzieje się tak, gdyż
pozwala ono ludziom pogrążonym w niesprawiedliwości, by przy użyciu swych
pieniędzy i wpływów podpierali swoją niesprawiedliwość i myśleli, że dając
jałmużny wykonują coś więcej niż swój obowiązek względem innych ludzi, a
dzięki temu zasługują na to, by Bóg dobrze o nich myślał. Znajdują się oni
na błędnej drodze skłonności do przypisywania sobie dobroci, która w
rzeczywistości <str. 504> zalicza się do dobroci Bożej. Proszę się bowiem
zastanowić: Któż jest Dawcą wszystkiego? Kto jest tym, który, jak Wasza
Świątobliwość pisze, ‘zapewnia człowiekowi magazyn, który nigdy nie
zawiedzie’ i który ‘człowiek może odkryć wyłącznie w niewyczerpanej
urodzajności ziemi’. Czy nie jest to Bóg? A jeśli tak, to człowiek
pozbawiony obfitości swego Boga jest zdany na obfitość swych współstworzeń i
czy zatem owe stworzenia, jak to ma miejsce, nie stawiają się na miejscu
Bożym przypisując sobie zasługę za wypełnianie zobowiązań, które wedle słów
Waszej Świątobliwości powierzył im Bóg?
Być może jednak gorszy od wszystkiego innego
jest sposób, w jaki owo zastąpienie jasnych wymogów sprawiedliwości
fałszywymi zaleceniami miłosierdzia udostępnia nominalnym nauczycielom
religii chrześcijańskiej wszelkich odłamów i społeczności łatwe sposoby
zjednywania sobie mamony pod pozorem służenia Bogu. (…)
O nie, Wasza Świątobliwość, tak jak wiara bez
uczynków jest martwa, jak człowiek nie może oddać swych powinności Bogu,
odmawiając jednocześnie bliźniemu praw, których mu tenże Bóg udzielił, tak
miłosierdzie nie wsparte sprawiedliwością nie może uczynić nic w kierunku
rozwiązania obecnych problemów świata pracy. Choćby więc bogaty ‘wynałożył
na żywność ubogich wszystką majętność swoją, i choćby wydał ciało swoje, aby
był spalony’, to i tak nie zlikwiduje to nędzy, dopóki będzie istniała
prywatna własność ziemi.
Weźmy pod uwagę przypadek bogatego człowieka
obecnych czasów, który uczciwie pragnie poświęcić swoje bogactwo w celu
poprawy warunków życia świata pracy. Co może on uczynić?
Czy może użyczyć swych bogactw tym, którzy są w
potrzebie? Może pomóc niektórym, którzy na to zasługują, ale nie poprawi
ogólnych warunków, a naprzeciwko dobra, które może uczynić, stanie groźba
wyrządzania krzywdy.
Wznosić kościoły? W cieniu kościołów jątrzy się
bieda i lęgnie występek, który ma w niej swe źródło.
Budować szkoły i uczelnie? Poza umożliwieniem
ludziom zauważenia niegodziwości, jaka tkwi w prywatnej własności ziemi,
rozwój szkolnictwa nie jest w stanie nic zdziałać dla zwykłych robotników,
ponieważ wraz z rozpowszechnieniem wykształcenia spadają wynagrodzenia dla
wykształconych.
Zakładać szpitale? Po co, już teraz robotnikom
wydaje się, że jest zbyt wielu ludzi szukających pracy, więc ratowanie i
przedłużanie życia zwiększy jedynie tę presję.
Budować modelowe mieszkania czynszowe? Jeśli nie
obniży on opłat za takie mieszkania, to odpędzi jeszcze dalej klasę ludzi,
którym chce pomagać, <str. 505> jeśli zaś obniży czynsze, to przyczyni się
do zwiększenia bezrobocia i obniżenia wynagrodzeń.
Laboratoria dla instytutów, szkoły naukowe,
warsztaty do przeprowadzania doświadczeń fizycznych? W ten sposób będzie
wspierał wynalazki i odkrycia, czyli siły, które działając w społeczeństwie
opartym na prywatnej własności ziemi miażdżą klasę robotniczą jak dwa
kamienie młyńskie.
Wspierać emigrację z miejsc, gdzie zarobki są
niskie, do miejsc gdzie są one nieco wyższe? Jeśli to uczyni, to nawet ci,
którym pomógł wyemigrować na samym początku, zwrócą się wkrótce do niego z
żądaniem wstrzymania takiej emigracji, gdyż obniża ona ich zarobki.
Oddać ziemię, ile by jej nie posiadał, odmówić
przyjmowania czynszu za nią albo wydzierżawić ją taniej niż wynosi cena
rynkowa? Wesprze jedynie w ten sposób nowych posiadaczy ziemi albo
częściowych jej posiadaczy. Może wzbogacić kilka osób, ale nie poprawi
ogólnych warunków świata pracy.
A może powinien, wzorując się na społecznie
usposobionych obywatelach z czasów antycznych, którzy wydawali ogromne sumy
na poprawę stanu swych rodzinnych miast, spróbować przyczynić się do tego,
by miasto, w którym się urodził albo w którym mieszka, stało się
piękniejsze? Niech poszerzy i wyprostuje wąskie i krzywe ulice, niech
wybuduje parki i wzniesie fontanny, niech zaprojektuje linie tramwajowe i
kolejowe czy też w jakikolwiek inny sposób sprawi, by wybrane przez niego
miasto stało się piękniejsze i bardziej atrakcyjne. Jaki będzie tego skutek?
Czy nie będzie tak, że ci, którzy przywłaszczają sobie szczodrość Bożą,
przywłaszczą sobie także i jego dary? Czy nie stanie się tak, że wartość
ziemi wzrośnie, a czystym skutkiem jego dobrodziejstwa będzie wzrost
czynszów i hojny dar dla właścicieli ziemskich? O tak, wystarczy samo
ogłoszenie, że zamierza on dokonać takich ulepszeń, a już zaczną się
spekulacje i skokowo wzrośnie wartość ziemi.
Cóż więc może uczynić bogaty człowiek w celu
poprawy warunków świata pracy?
Nie jest on w stanie uczynić niczego, z
wyjątkiem użycia swych sił w celu obalenia wielkiego zła podstawowego, które
ograbiło człowieka z jego praw pierworodztwa. Sprawiedliwość Boża szydzi z
wszelkich prób zastąpienia jej czymkolwiek innym.”
* * *
“Choć w pewnym wąskim zakresie ruch związków
zawodowych wspiera ideę wzajemności interesów, a często pomaga <str. 506>
rozwijać odwagę i świadomość polityczną, chociaż umożliwia ograniczonym
kręgom robotniczym nieznaczną poprawę warunków pozwalającą na złapanie tchu,
to jednak nie zwraca on uwagi na zasadnicze przyczyny określające pozycję
robotników, walcząc jedynie o poprawę dla niewielkiej części całej klasy
robotniczej przy użyciu metod, które nie mogą pomóc reszcie. Zabiegając o
ograniczenie konkurencji – ograniczenie prawa do pracy, posługuje się
metodami podobnymi do działań armii, która użyta nawet w słusznym celu
stanowi zagrożenie dla wolności i jest podatna na nadużycia, ponieważ broń
ruchu związkowego, strajk, jest z natury destruktywna, zarówno dla
walczących, jak i dla pozostałych, będąc formą pasywnej wojny. Zastosowanie
zasady związków zawodowych w odniesieniu do całego przemysłu, o czym marzą
niektórzy, oznaczałoby zniewolenie ludzi w ramach systemu kastowego.
Albo zastanówmy się choćby nad tak umiarkowanym
środkiem, jak ograniczenie godzin pracy oraz ograniczenie pracy kobiet i
dzieci. Patrzą oni na sytuację bardzo powierzchownie, skoro nie widzą
niczego więcej poza zapałem mężczyzn, kobiet i małych dzieci do nadmiernej
pracy, i zdecydowanie domagają się jedynie ograniczenia nadmiaru pracy,
podczas gdy całkowicie pomijają przyczyną tego zjawiska, owo żądło nędzy,
które zmusza ludzi do zbyt ciężkiej pracy. Zaś metody, którymi wymusza się
takie ograniczenia, prowadzą do zwiększenia liczby urzędników, mieszania się
do osobistej wolności, skłonności do korupcji i innych nadużyć.
Podobnie rzecz się ma z gruntownym socjalizmem,
któremu należy się szacunek za odwagę jego poglądów. Jego wprowadzenie
nadałoby pełny wymiar tym występkom. Przechodząc od razu do wniosków, bez
zadania sobie trudu ustalenia przyczyn, socjalizm nie zauważa, że ucisk nie
wynika z natury kapitału, ale ze zła, które ograbia pracę z kapitału poprzez
oddzielanie go od ziemi, co prowadzi do tworzenia fikcyjnego kapitału
będącego w rzeczywistości skapitalizowanym monopolem. Nie zauważa też, że
kapitał nie mógłby wyzyskiwać pracy, gdyby praca miała swobodny dostęp do
naturalnych materiałów służących do produkcji, że system wynagrodzeń ma
źródło we wzajemnym wyrachowaniu, będąc formą współpracy, w ramach której
jedna ze stron woli mieć skutek z góry ustalony niż nieokreślony, oraz że
tak zwane ‘żelazne prawo wynagrodzeń’ nie jest naturalnym prawem
określającym zarobki, ale prawem wynagrodzeń w tych nienaturalnych
okolicznościach, w których ludzi uczyniono bezradnymi poprzez pozbawienie
ich materiałów używanych do życia i pracy. Nie dostrzega on i tego, że
domniemane zło konkurencji jest w istocie złem ograniczonej konkurencji i
wynika z tego, że w sytuacji, w której człowiek pozbawiony jest dostępu
<str. 507> do ziemi konkurencja staje się jednostronna. Tymczasem zaś
zastosowanie metod proponowanych przez socjalizm, polegających na
zorganizowaniu ludzi w przemysłowe armie, na kierowaniu i zarządzaniu całą
produkcją i obrotem za pośrednictwem rządowych lub półrządowych urzędów
doprowadziłoby przy pełnej ich realizacji do egipskiego despotyzmu.
Różnimy się od socjalistów zarówno pod względem
oceny zła, jak i pod względem środków. My nie obawiamy się kapitału, uznając
go za naturalnego sługę pracy. Naszym zdaniem odsetki same w sobie są rzeczą
naturalną i sprawiedliwą. Nie ustanawialibyśmy też żadnych limitów
majątkowych ani nie nakładalibyśmy na bogatych żadnych ciężarów, których nie
ponosiliby biedni. Nie widzimy nic złego w konkurencji, a wręcz uważamy, że
nieskrępowana konkurencja jest konieczna do zdrowego funkcjonowania
przemysłu i społeczeństwa, podobnie jak dla zdrowego organizmu niezbędny
jest swobodny obieg krwi. Jest ona bowiem elementem zapewniającym
najpełniejszą współpracę. Dla wspólnoty zabralibyśmy jedynie to, co do
wspólnoty należy – wartość przypisywaną ziemi na skutek liczebnego wzrostu
wspólnoty. Z świętym poszanowaniem pozostawilibyśmy osobom prywatnym to, co
do nich prywatnie należy. Uznając zaś niezbędne monopole za funkcję państwa,
usunęlibyśmy wszystkie ograniczenia i zakazy z wyjątkiem tych, które odnoszą
się do zdrowia publicznego, bezpieczeństwa, moralności i wygody.
Jest jednak pewna fundamentalna różnica –
różnica, na którą pragnę zwrócić uwagę Waszej Świątobliwości: Socjalizm na
wszystkich swych etapach uważa, że zło naszej cywilizacji wynika z
niedostosowania albo zaburzenia naturalnych relacji, które należy sztucznie
zorganizować albo naprawić. W koncepcji tej na państwo spada obowiązek
inteligentnego zorganizowania wytwórczych stosunków między ludźmi,
skonstruowania wielkiego urządzenia, którego skomplikowane części muszą
właściwie ze sobą współpracować pod zarządem ludzkiej inteligencji. I tu
leży przyczyna, dla której socjalizm skłania się ku ateizmowi. Nie
dostrzegając porządku i symetrii prawa naturalnego, nie może też rozpoznać
Boga.
Z drugiej zaś strony my, którzy nazywamy samych
siebie Ludźmi Pojedynczego Podatku (nazwa ta wyraża jedynie proponowane
przez nas praktyczne rozwiązanie), uważamy, że społeczne i przemysłowe
stosunki między ludźmi nie są maszyną, która wymaga skonstruowania, lecz
organizmem, któremu trzeba jedynie pozwolić się rozwijać. W naturalnych
prawach społecznych i przemysłowych dostrzegamy taką samą harmonię jak w
<str. 508> organizmie ludzkim i uważamy, że rządzenie i sterowanie tymi
prawami przekracza możliwości ludzkiej inteligencji, podobnie jak człowiek
nie jest w stanie rządzić i sterować witalnymi siłami swego organizmu. W
owych prawach społecznych i przemysłowych dostrzegamy tak bliski związek z
prawem moralnym, że oba prawa muszą pochodzić od jednego Autora, a to
dowodzi, iż moralne prawo może być pewnym przewodnikiem człowieka tam, gdzie
inteligencja pobłądziłaby i wywiodła nas na manowce. Wobec tego, w celu
uzdrowienia zła naszych czasów wystarczy jedynie czynić sprawiedliwość i
zapewnić wolność. Z tego powodu nasze przekonania skłaniają się, albo wręcz
są jedynymi przekonaniami, które da się pogodzić z mocną i pełną czci wiarą
w Boga oraz z uznaniem Jego prawa za nadrzędne prawo, któremu ludzie muszą
się podporządkować, jeśli chcą sobie zapewnić pomyślność i uniknąć
zniszczenia. To dlatego właśnie, naszym zdaniem, ekonomia polityczna służy
jedynie ukazaniu głębi mądrości, jaka zawiera się w prostych prawdach, które
ludzie usłyszeli z ust Tego, o którym ze zdziwieniem mówiono ‘Czyż nie jest
on cieślą z Nazaretu?’
I dlatego właśnie dopatrując się w tym, co
proponujemy – czyli w zapewnieniu wszystkim ludziom równych naturalnych
możliwości dla wykorzystywania swych umiejętności i likwidowaniu wszystkich
ograniczeń w zakresie legalnego ich użytkowania – zgodności prawa ludzkiego
z prawem moralnym, możemy z ufnością twierdzić, że jest to środek nie tylko
wystarczający dla uzdrowienia całego zła, które Wasza Świątobliwość tak
uderzająco przedstawia, ale że jest on jedynym możliwym lekarstwem.
Nie ma więc żadnego innego rozwiązania. Ludzie
są zorganizowani w określony sposób, ustalone są ich związki z otaczającym
światem – czyli inaczej mówiąc takie są niezmienne prawa Boże – że poza
granicami ludzkich możliwości twórczych leży wymyślenie innego sposobu
usunięcia zła wynikającego z niesprawiedliwości i ograbiającego ludzi z ich
praw pierworodztwa, jak czynienie sprawiedliwości, jak udostępnienie
wszystkim darów, które Bóg przygotował dla wszystkich.
Skoro zaś człowiek może żyć tylko na ziemi i
tylko z ziemi, skoro ziemia jest owym źródłem materiałów i sił, z których
wzięte jest nawet ciało ludzkie i do których musi on sięgać chcąc
wyprodukować jakąkolwiek rzecz, to czy z tego nieodparcie nie wynika, że
dawanie ziemi na własność niektórym ludziom, a odmawianie innym wszelkich
praw do niej, jest dzieleniem ludzi na biednych i bogatych,
uprzywilejowanych i bezradnych? Czy z tego nie wynika, że <str. 509> ci,
którzy nie mają prawa do korzystania z ziemi mogą żyć jedynie ze
sprzedawania swej siły roboczej tym, którzy posiadają ziemię? Czy z tego nie
wynika, że to, co socjaliści nazywają ‘żelaznym prawem wynagrodzeń’, co
ekonomiści określają mianem ‘ciążenia zarobków do minimum’, musi odebrać
owym rzeszom ludzi pozbawionych ziemi – zwykłym robotnikom, którzy sami z
siebie nie mają możliwości korzystania ze swej pracy – wszystkie przywileje
jakiegokolwiek postępu czy poprawy sytuacji, która nie zmienia owego
niesprawiedliwego podziału ziemi? Nie mając możliwości zatrudnienia samych
siebie, muszą albo jako sprzedawcy pracy, albo jako dzierżawcy ziemi
współzawodniczyć między sobą o przywilej wykonywania pracy. Owa konkurencja
między ludźmi odciętymi od niewyczerpanego magazynu Bożego nie ma żadnego
innego ograniczenia poza głodem i musi ostatecznie wymusić spadek
wynagrodzeń do najniższego poziomu, na którym życie nie może być
podtrzymywane i nie może być kontynuowana reprodukcja.
Nie oznacza to, że wszystkie zarobki muszą spaść
do tego poziomu, ale zarobki tej z konieczności największej grupy
robotników, którzy dysponują jedynie przeciętną wiedzą, przeciętnymi
umiejętnościami i zdolnościami, znajdą się na pewno na tym poziomie. Zarobki
szczególnych klas, które odgrodzone są od konkurencji dzięki szczególnej
wiedzy, umiejętności, czy na skutek działania innych przyczyn, mogą utrzymać
się ponad owym przeciętnym poziomem. Na tej zasadzie, tam gdzie rzadka jest
umiejętność czytania i pisania, jej posiadanie zapewni człowiekowi zarobki
wyższe od zwykłego robotnika. Gdy jednak upowszechnienie szkolnictwa sprawi,
że umiejętność ta stanie się powszechna, zniknie także owa przewaga. Jeśli
więc zawód wymaga szczególnego szkolenia czy umiejętności albo jest trudno
dostępny poprzez wprowadzenie sztucznych ograniczeń, to owo powstrzymanie
konkurencji ma tendencję do utrzymywania zarobków w takim zawodzie na
wyższym poziomie. Gdy jednak postęp wynalazczości udostępni szerzej ową
szczególną kwalifikację albo gdy zostaną złamane sztuczne ograniczenia, to
zarobki spadają do przeciętnego poziomu. Na tej zasadzie również takie
wartości, jak przedsiębiorczość, rozwaga, zapobiegliwość tylko wtedy, gdy są
zjawiskiem wyjątkowym, mogą zapewnić ich posiadaczowi utrzymanie na poziomie
wyższym niż zwykłe przeżycie. Gdzie stają się one powszechne, tam
konkurencja musi ograniczyć zyski i oszczędności, których źródłem są te
wartości, do ogólnego poziomu, który wobec zmonopolizowania ziemi i
bezradności świata pracy może być położony tylko tak nisko, że następnym
stopniem jest ustanie życia.
Albo wyrażając tę samą rzecz nieco inaczej:
Jeśli ziemia jest niezbędną do życia i pracy, to jej właściciele będą w
stanie w zamian <str. 510> za pozwolenie na jej używanie otrzymać od
prostych robotników wszystko, co praca ta może wyprodukować, z wyjątkiem
tego, co wystarczy im jedynie do podtrzymania życia, które jest potrzebne
właścicielom ziemi i tym, którzy są od nich zależni.
Tak więc tam, gdzie prywatna własność ziemi
podzieliła społeczeństwo na klasę właścicieli ziemskich oraz klasę ludzi nie
posiadających ziemi, nie jest możliwy postęp czy rozwój ani przemysłowy, ani
społeczny, ani moralny, który byłby w stanie, bez poruszenia kwestii
własności ziemi, zapobiec ubóstwu albo ulżyć doli zwykłych robotników. Gdyż
niezależnie od tego, czy skutkiem wynalazku lub usprawnienia będzie wzrost
efektywności pracy czy też zmniejszenie kosztów utrzymania robotnika, może
on po jego upowszechnieniu przynieść jedynie skutek w postaci zwiększenia
dochodów właścicieli ziemi, nie przynosząc w ogóle korzyści zwykłym
robotnikom. W żaden sposób ludzie ci, dysponujący jedynie zwykłą, przeciętną
siłą roboczą, siłą całkowicie bezużyteczną bez środków niezbędnych do
wykonywania pracy, nie mogą zatrzymać więcej z wypracowanego przez siebie
dochodu jak tylko tyle, ile potrzeba do utrzymania się przy życiu.
O prawdziwości tego stwierdzenia można przekonać
się na podstawie dzisiejszej rzeczywistości. W naszych czasach wynalazki i
odkrycia niezmiernie zwiększyły produkcyjną moc pracy, jednocześnie też
zmniejszyły koszt wielu rzeczy potrzebnych do zaopatrzenia robotnika. Czy
usprawnienia te zwiększyły gdziekolwiek zarobki zwykłych robotników? Czy
korzyści z nich płynące nie wzbogaciły przede wszystkim posiadaczy ziemi,
ogromnie zwiększając wartość ziemi?
Mówię przede wszystkim, gdyż pewna część tych
korzyści została zużytkowana na utrzymanie olbrzymich stacjonarnych armii
oraz na przygotowania wojenne, na zapłacenie odsetek od wielkich długów
publicznych oraz na opłaty dla ukrytych przeważnie pod fikcyjnym kapitałem
monopoli innych niż monopol na ziemię. Jednak usprawnienia spożytkowane na
te straty nie przyniosły korzyści światu pracy. Powiększyły one jedynie
dochody właścicieli ziemi. Nawet gdyby zlikwidowano armie stacjonarne i
wszystko, co się z nimi wiąże, gdyby usunięto wszystkie monopole z wyjątkiem
monopolu na ziemię, gdyby rządy stały się modelem ekonomicznym, gdyby
pozbawiono zysków spekulantów, pośredników i wszelkiego rodzaju wymieniaczy,
gdyby każdy był tak ściśle uczciwy, że nie trzeba byłoby policji, sądów,
więzień i zabezpieczeń przeciwko nieuczciwości, to i tak rezultat <str. 511>
nie byłby inny od tego, co nastąpiłoby na skutek zwiększenia efektywności
produkcji.
A nie tylko to. Czy te wszystkie
błogosławieństwa nie sprowadziłyby głodu dla wielu z tych, którym jakoś
udaje się teraz przeżyć? Czy nie jest prawdą to, że zaproponowanie dzisiaj
całkowitego rozwiązania wszystkich armii w Europie – o co winni się modlić
wszyscy chrześcijanie – wywołałoby największe przerażenie ze względu na
konsekwencje pojawienia się na rynku pracy tak wielu nie zatrudnionych
robotników?
Wytłumaczenie tego i innych podobnych
paradoksów, które w naszych czasach wywołują niepokój ze wszystkich stron,
jest bardzo proste. Skutkiem wszystkich wynalazków i usprawnień
zwiększających moc produkcyjną, oszczędzających straty i czyniących wysiłek
bardziej ekonomicznym, jest zmniejszenie ilości pracy potrzebnej do
osiągnięcia zamierzonego rezultatu, czyli zaoszczędzenie pracy, tak że
mówimy o nich jako o wynalazkach i usprawnieniach oszczędzających pracę. I
teraz w naturalnym stanie społeczeństwa, gdzie uznawane są prawa wszystkich
ludzi do korzystania z ziemi, usprawnienia oszczędzające pracę mogłyby
posuwać się do najdalszych granic bez zmniejszania zapotrzebowania na ludzi,
gdyż w takich naturalnych warunkach zapotrzebowanie na ludzi wynika z
osobistej radości życia oraz mocnych instynktów, które Stwórca wszczepił w
serce człowieka. Jednak w nienaturalnym stanie społeczeństwa, w którym masy
ludzkie wydziedziczone zostały z wszystkiego z wyjątkiem siły roboczej, gdy
inni stworzą im możliwość jej wykorzystania, zapotrzebowanie na nich staje
się zwykłym zapotrzebowaniem na ich usługi dla tych, którzy mają możliwość
dać zatrudnienie, a człowiek jako taki staje się towarem. Z tego zatem
wynika, że pomimo naturalnego efektu usprawnień oszczędzających pracę,
którym jest zwiększenie zarobków, w nienaturalnych warunkach stworzonych
przez prywatną własność ziemi skutkiem nawet tak moralnych usprawnień jak
rozwiązanie armii i oszczędzanie pracy ustanowionej przez występek jest, w
rezultacie zmniejszenia popytu handlowego, obniżenie zarobków i skazanie
zwykłych robotników na życie w głodzie albo nędzy. Jeśliby wynalazki i
usprawnienia oszczędzające pracę mogły być prowadzone aż do całkowitego
zniesienia potrzeby pracy, to jaki byłby tego skutek? Czy nie stałoby się
tak, że właściciele ziemi mogliby wejść w posiadanie wszystkich bogactw,
które ziemia jest w stanie wyprodukować, całkowicie bez potrzeby
zatrudniania robotników, którzy musieliby w tej sytuacji albo umrzeć z
głodu, albo żyć jako pensjonariusze zdani na łaskę właścicieli ziemi? <str.
512>
Tak więc, dopóki będzie dozwolona własność
ziemi, dopóki jedni ludzie będą traktowani jako właściciele ziemi, a inni
będą mieli prawo życia na niej tylko za ich przyzwoleniem – dopóty ludzka
mądrość nie będzie w stanie wymyślić żadnego sposobu uniknięcia zła naszej
obecnej sytuacji.”
Owa teoria wolnej ziemi (z wyjątkiem
podatku od niej) cechuje się szerokością horyzontów i sprawiedliwością.
Bylibyśmy zadowoleni, gdyby mogła ona zostać natychmiast wprowadzona w
życie, chociaż osobiście nie odnieślibyśmy z tego żadnych korzyści. Na pewno
przyniosłaby ona społeczeństwu doraźną ulgę, aczkolwiek pozbawienie ziemi
jej wartości byłoby szokiem równym, albo znacznie większym, niż przyjęcie
propozycji socjalizmu, chyba że reforma ta zostałaby wprowadzona w życie,
jak to zostało powyżej zasugerowane, w sposób stopniowy po uprzednim
ogłoszeniu. Łatwo można by ją połączyć z niektórymi bardziej umiarkowanymi
elementami socjalizmu, przez co nabrałyby one ciężaru gatunkowego. Gdyby
bowiem ziemia, która jest jedynym źródłem bogactwa, znalazła się w rękach
wszystkich ludzi na takich warunkach, to nie byłoby takiej konieczności,
by zdrowi, przedsiębiorczy ludzie musieli cierpieć głód: wszyscy mogliby
przynajmniej wyprodukować żywność na swoje potrzeby. Chociaż więc jesteśmy
przekonani, że byłoby to mądre i sprawiedliwe rozwiązanie, pozostające w
zgodności z Boskim prawem, jak bardzo umiejętnie dowiódł tego pan George, to
jednak środek ten nie stanowiłby panaceum na wszystkie choroby ludzkości.
Wzdychające stworzenie wzdychałoby nadal aż do całkowitego ustanowienia
sprawiedliwości i prawdy na ziemi, gdy wszystkie serca znajdą się z nimi w
harmonii. Dokąd się to nie stanie, samolubstwo zawsze znajdzie możliwość
zgarnięcia śmietanki i zostawienia dla drugich tylko trochę chudego mleka
dla zaspokojenia jedynie ich podstawowych potrzeb.
Na dowód tego, że jedyny podatek od gruntu nie
byłby w stanie sam zaspokoić wymogów stawianych przez trudności społeczne i
finansowe ani nie powstrzymałby zbliżającej się katastrofy i ruiny
społecznej, cytujemy poniżej przykład niepowodzenia tej koncepcji. Indie
przez długie stulecia miały jedyny podatek, tylko podatek gruntowy – ziemia
była wspólną własnością użytkowaną pod kontrolą wsi. W rezultacie około
dwóch trzecich populacji było rolnikami, co stanowi znacznie wyższą
proporcję niż w jakimkolwiek innym narodzie świata. <str. 513> Prywatna
własność ziemi została wprowadzona tam dopiero w ostatnich latach przez
Anglików, i to jak dotychczas na bardzo ograniczonym terytorium. O
mieszkańcach Indii można powiedzieć, że są to ludzie zadowoleni i
spokojni, nie wynika to jednak bynajmniej z faktu, że są oni bogaci czy
opływają w luksusy i wygody. Współczesne urządzenia gwałtownie
rewolucjonizują ich rzeczywistość, zmniejszając i tak już skąpe zarobki i
zmuszając ich do coraz uboższego życia lub śmierci głodowej. Cytowaliśmy już
świadectwa poważnych autorytetów dowodzące, że masy tamtejszych biedaków
rzadko mogą sobie pozwolić na to, by najeść się do syta choćby najprostszych
pokarmów (zob. str. 381).
Stwierdzamy więc, że propozycja wprowadzenia
jedynego podatku, czyli wolnego dostępu do ziemi, mogłaby stanowić jedynie
doraźną ulgę. Nic ponadto nie możemy o tym rozwiązaniu powiedzieć, gdyż
jeśli samolubstwo dozna niepowodzenia z jednej strony, to natychmiast
znajdzie sobie ujście z drugiej. Efektywnie może tu pomóc jedynie “nowe
serce” i “nowy duch”, a tego nie potrafi zapewnić ani teoria jedynego
podatku, ani żadna inna ludzka teoria.
Przypuśćmy na przykład, że ludzie mieliby
ziemię. Zjednoczenia kapitałowe mogłyby jednak z łatwością odmawiać zakupu
produktów rolnych, jeśli nie byłyby one sprzedawane po wyznaczonych przez
kapitał cenach, które ledwo wystarczyłyby na to, by rolnicy mogli utrzymać
się przy życiu. Z drugiej zaś strony kapitał mógłby kontrolować i ustalać
wysokie ceny na wszystkie produkty, które rolnicy muszą kupować, począwszy
od nawozów i narzędzi rolniczych, a skończywszy na ubraniach i meblach.
Takie właśnie okoliczności z pewnością jeszcze
nastaną – prawo podaży i popytu działa zbyt wolno, by mogło zadowolić
dzisiejsze pożądanie bogactw. Świat pracy nie może powstrzymać działania
tego prawa i jest przepełniony zarówno maszynami, jak i wzrastającą liczbą
ludności. Jednak kapitał jest w stanie przeciwdziałać temu prawu, choćby
tylko częściowo, przez tworzenie trustów, zjednoczeń, syndykatów itp. w celu
częściowego albo niemal całkowitego kontrolowania podaży i cen. Przykładem
tego jest trust węglowy. <str. 514>
Cóż mógłby, pytamy, zdziałać jedyny podatek
przeciwko duchowi samolubstwa? Byłby całkowicie bezsilny!
Przypuśćmy jednak, że swobodny dostęp do
ziemi i propozycja jedynego podatku zostałyby wprowadzone w życie od jutra.
Przypuśćmy, że ziemie uprawne zostałyby uwolnione od wszelkich podatków, że
każde gospodarstwo zostałoby wyposażone w dom, konia, krowę, pług i inne
niezbędne wyposażenie. Przypuśćmy, że oznaczałoby to podwojenie areału
obecnych gruntów uprawnych i podwojenie obecnych zbiorów. Zapewniłoby to
zdrowym i gospodarnym ludziom obfitość kukurydzy, pszenicy i jarzyn. Gdyby
jednak nie nastąpiły jakieś szczególnie korzystne okoliczności, to wysoka
nadwyżka spowodowałaby tak niskie ceny, że nie wystarczyłyby one na pokrycie
kosztów transportu na rynek. Dzieje się tak nawet w obecnych warunkach:
tysiące buszlis ziemniaków
i kapusty gnije na polach, bo nie opłaca się ich zbierać. W pierwszym roku
działania takiej reformy tysiące silnych i chętnych ludzi, pragnących
pracować dla samych siebie, zostałoby przyciągniętych z miast do wyżej
wymienionych gospodarstw. Uwolniłoby to miejski rynek pracy od nadwyżki siły
roboczej i spowodowało okresowy wzrost zarobków dla tych, którzy pozostali w
miastach. Trwałoby to jednak tylko jeden rok. Rolnicy, stwierdziwszy, że za
zboże i ziemniaki nie są w stanie kupić ubrania i niezbędnego wyposażenia
domowego ani bezpośrednio, ani na drodze wymiany, opuściliby gospodarstwa i
powrócili do miast podejmując ożywioną konkurencję w walce o jakąkolwiek
pracę, która mogłaby im zapewnić cokolwiek więcej niż samo tylko
przetrwanie, która zapewniałaby im udział w komforcie i luksusie życia.
Niestety, swobodny dostęp do ziemi jest dobry
jeśli chodzi o uniknięcie głodu, jest też słusznym założeniem wobec faktu,
że nasz hojny Stwórca dał ziemię Adamowi i jego rodzinie jako wspólne
dziedzictwo. Byłoby też wielką pomocą w naszych obecnych trudnościach, gdyby
cały świat praktykował jubileusz zwrotu ziemi i umorzenia długów co
pięćdziesiąt lat, tak jak to czynili Żydzi. Byłoby to jednak obecnie tylko
środkiem łagodzącym, czego dowodzi dawna historia Żydów i obecne losy
mieszkańców Indii. <str. 515> Jedynym rzeczywistym uzdrowieniem może być
tylko wielki pozaobrazowy Jubileusz, który zostanie ustanowiony przez
przychodzącego Króla ziemi – Immanuela.
Inne nadzieje i obawy
Dokonaliśmy pobieżnego przeglądu podstawowych
teorii rozwiniętych w celu poprawy obecnej sytuacji, z którego jasno wynika,
że żadna z nich nie odpowiada potrzebom chwili. Oprócz tego są jeszcze
ogromne ilości ludzi, którzy nieprzerwanie głoszą i modlą się, widząc
panujące wokół zło, którzy oczekują, by ktoś zdjął przekleństwo ze świata,
którzy jednak ani nie dostrzegają, ani nie proponują żadnego realnego
rozwiązania.
W tym kontekście nie możemy nie wspomnieć o
niektórych uczciwych, ale całkowicie pozbawionych poczucia rzeczywistości
istotach, które na próżno wyobrażają sobie, że jeśli kościoły ockną się i
zrozumieją sytuację, to będą potrafiły zapobiec nadciągającej klęsce
społecznej, zrewolucjonizować społeczeństwo i następnie przywrócić porządek
oparty na nowym, lepszym fundamencie. Mówią oni: Jeśliby tylko kościołom
udało się przebudzić, to mogłyby podbić świat dla Chrystusa i same ustanowić
na ziemi Królestwo Boże oparte na fundamencie miłości i wierności względem
Boga oraz równej miłości do wszystkich innych ludzi. Niektórzy z nich
twierdzą nawet, że ten właśnie Chrystusowy duch w kościołach miałby być
powtórnym przyjściem Chrystusa.
Sugestia ta jest tak beznadziejnie nierealna, że
nawet nie trzeba tego dowodzić. Liczebność kościołów, którą oni uważają za
ich siłę, jest w istocie słabością. Spoglądają na liczbę 300 milionów
chrześcijan i mówią: Cóż za potęga! My zaś patrzymy na tę samą liczbę i
mówimy: Cóż za słabość!
Gdyby owa ogromna liczba składała się wyłącznie
ze świętych, postępujących i kierujących się miłością, to istotnie za
tym argumentem stałaby ogromna siła i realnym stałoby się przekonanie, że
gdy się oni ockną i właściwie ocenią sytuację, to będą w stanie natychmiast
przeprowadzić rewolucję społeczną. Niestety jednak dominuje wśród nich
“kąkol” i “plewy”, podczas gdy klasa “pszenicy” jest nieliczna. Jak
oświadczył wielki <str. 516> Pasterz, do Niego należy zaledwie “maluczkie
stadko” ludzi, którzy podobnie jak ich Mistrz “wyniszczyli samych siebie” i
nie posiadają żadnych wpływów. Między nimi jest “niewiele mądrych według
ciała, niewiele możnych, niewiele zacnego rodu” (1 Kor. 1:26). “Słuchajcie,
bracia moi mili! azaż Bóg nie obrał ubogich na tym świecie, aby byli
bogatymi w wierze i dziedzicami królestwa, które obiecał tym, którzy go
miłują?” – Jak. 2:5.
Nie, nie! Duch Chrystusowy, który posiada
Maluczkie Stadko, nie wystarczy, by można było oddać im Królestwo! Kościół
nigdy nie był pozbawiony takich, którzy posiadali tego ducha. To co
oświadczył nasz Pan zanim nas opuścił, że będzie z nami aż do skończenia
tego wieku, wypełniło się, tak jak powiedział. Obiecał On jednak również, że
tak jak odszedł (osobiście) przy końcu Wieku Żydowskiego, tak powróci
(osobiście) przy końcu obecnego Wieku. Zapewnił nas, że w czasie Jego
nieobecności wszyscy, którzy zachowają względem Niego wierność,
“prześladowani będą”, że Jego współdziedzice będą “gwałt cierpieć” aż do
czasu, gdy przyjdzie On ponownie i przyjmie ich do siebie. Wtedy w
nagrodę za ich wierność i cierpienia da im chwałę, cześć i nieśmiertelność
oraz udział w Jego tronie i władzy, by mogli błogosławić świat w
sprawiedliwym rządzie i w znajomości Prawdy oraz ostatecznie zniszczyć
świadomych sprawców nieprawości i usunąć ich spomiędzy tych, co czynią
sprawiedliwość. Na to zaś musi czekać nie tylko wzdychające stworzenie.
Także i my, którzy mamy pierwiastki ducha (Rzym. 8:23), musimy wzdychać i
oczekiwać na Boski czas i Boski sposób udzielenia Królestwa. Wykazał On nam,
że czas otrzymania tych błogosławieństw jest już obecnie niedaleki i że
rozpoczną się one od ukarania świata straszliwym czasem uciśnienia, którego
unikną święci, Maluczkie Stadko, gdy zostaną przemienieni i uwielbieni w
Królestwie.
Aby jednak nikt i nigdy nie mógł powiedzieć, że
korzyści płynące z bogactwa i wykształcenia pozwoliłyby mu na podbicie
świata, Bóg udzielił nominalnemu kościołowi, “chrześcijaństwu”, <str. 517>
takich właśnie przywilejów. Mimo to jednak wydaje się, że możliwości te
wywołują przeciwny skutek, rozwijając pychę, wyniosłość i brak wiary zwany
“wyższym krytycyzmem”. “Ale gdy przyjdzie Syn człowieczy, izali znajdzie
[tę] wiarę na ziemi?”
Jedyna nadzieja – “Ona błogosławiona nadzieja”
“Oczekując onej błogosławionej nadziei i
objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa;”
“Ku otrzymaniu wystawionej nadziei, którą mamy jako kotwicę duszy, i
bezpieczną, i pewną, i wchodzącą aż wewnątrz za zasłonę.” “Przetoż
przepasawszy biodra myśli waszej i trzeźwymi będąc, doskonałą miejcie
nadzieję ku tej łasce, która wam dana będzie w objawienie Jezusa Chrystusa;”
– Tyt. 2:13; Hebr. 6:19; 1 Piotra 1:13.
Zastanawiając się nad dręczącym problemem podaży
i popytu, który dokonuje tak głębokiego podziału ludzkości na dwie klasy –
biednych i bogatych, na ile tylko było to możliwe unikaliśmy ostrego
krytykowania którejkolwiek ze stron, mocno wierząc w to, co staraliśmy się
wykazać, że obecna sytuacja jest wynikiem działania ustrojowego prawa
samolubstwa (będącego skutkiem upadku Adamowego), które dominuje wśród
znacznej większości ludzkiej rodziny, zarówno po stronie bogatych, jak i
biednych. Owe głęboko osadzone prawa ustrojowego samolubstwa są
znienawidzone przez nieliczną garstkę (głównie ludzi biednych) tych, którzy
przyszedłszy do Chrystusa i przyjąwszy z całego serca Jego ducha i prawo
miłości, chętnie porzuciliby całe samolubstwo, jednak nie potrafią. Prawa te
kierują postępowaniem drobnych kupców i kontrahentów, jak również
pracowników. Działanie tych praw jest zaś tak niezawodne, że gdyby dzisiaj
umarli wszyscy bogaci, a ich majątki zostały równo podzielone między
pozostałych, prawa te spowodowałyby odtworzenie obecnej sytuacji na
przestrzeni kilku lat. Przecież wielu spośród dzisiejszych milionerów było
biednymi chłopcami. Zaś dowolny system prawny, który mógłby zostać uchwalony
większością głosów, pozbawiający ludzi możliwości realizowania swych
zachłannych i samolubnych skłonności, zniszczyłby dążenie do postępu i znów
gwałtownie skierował cywilizację na tory braku zapobiegliwości, nieudolności
i barbarzyństwa.
Jedyną nadzieją dla świata jest Królestwo
naszego <str. 518> Pana Jezusa Chrystusa – Królestwo Tysiąclecia. Jest ono
od dawna przepowiedzianym Boskim środkiem zaradczym, odłożonym na słuszny
czas, który obecnie jednak dzięki Bogu właśnie nadchodzi. Jeszcze raz ludzka
krańcowość okaże się Boską sposobnością – “Przyjdą do Pożądanego od
wszystkich narodów”,2 a
stanie się to w momencie przełomowym, kiedy bezowocnie wyczerpana zostanie
cała pomysłowość i umiejętność ludzka w zakresie poszukiwania rozwiązań
przynoszących ulgę. Doprawdy wydaje się, że jest to Boska metoda uczenia
wspaniałych lekcji w szkołach doświadczenia. W taki sposób Żydzi
bezpośrednio (a my i wszyscy ludzie pośrednio) nauczyli się ze swojego Prawa
Zakonu ważnej lekcji, że przez uczynki Prawa żadne (upadłe) ciało nie może
być usprawiedliwione przed Bogiem. W taki sposób Pan polecił swym uczniom
wykonywanie lepszego, Nowego Przymierza Łaski przez Chrystusa.
Czas uciśnienia, “dzień pomsty”, którym zakończy
się obecny Wiek i rozpocznie Wiek Tysiąclecia, będzie nie tylko słuszną
odpłatą za sprzeniewierzenie przywilejów, ale będzie zmierzał do upokorzenia
zuchwałości ludzi i uczynienia ich “ubogimi w duchu” oraz gotowymi na
przyjęcie wielkiego błogosławieństwa Bożego, które Bóg gotów jest wylać na
wszelkie ciało (Joel 2:28). W taki sposób rani On po to, by leczyć.
Ktoś nie zaznajomiony z planem Bożym mógłby
jednak zapytać: W jaki sposób może zostać ustanowione Królestwo Boże, skoro
wszystkie te ludzkie metody zawiodły? Jaki jeszcze inny plan może ono
zaproponować? Jeśli plan ten jest oznajmiony w Słowie Bożym, to dlaczego
ludzie nie mogą wprowadzić go w życie i w ten sposób uniknąć ucisku?
Odpowiadamy, że władza Królestwa Bożego nie
zostanie ustanowiona głosami ludzi ani też głosami arystokracji i władców. W
słusznym czasie “ten, co do niej ma prawo”, który prawo to nabył własną,
drogocenną krwią, “ujmie Królestwo”. Weźmie on “moc swoją wielką i
umie królestwo”. Stanie się to przy użyciu siły “I będzie ich [pogan]
rządził laską żelazną; jako statki garncarskie skruszeni będą” (Obj. 2:27).
“Abym zebrał narody, i zgromadził <str. 519> królestwa, abym na nie wylał
rozgniewanie moje i wszystką popędliwość gniewu mego; ogniem zaiste
gorliwości mojej będzie pożarta ta wszystka ziemia. Bo na ten czas
[gdy upokorzą się i będą gotowi słuchać i okazywać posłuszeństwo Jego radom]
przywrócę narodom wargi czyste, którymi by wzywali wszyscy imienia
Pańskiego, a służyli mu jednomyślnie” – Sof. 3:8,9.
Użycie siły i mocy, której człowiek nie będzie
mógł się oprzeć, będzie towarzyszyło nie tylko ustanowieniu Królestwa, ale
będzie także kontynuowane przez cały Wiek Tysiąclecia, gdyż całe królowanie
ma na uwadze specyficzny cel pokonania nieprzyjaciół sprawiedliwości. “Bo on
musi królować, póki by nie położył wszystkich nieprzyjaciół pod nogi jego.”
“Nieprzyjaciele jego proch lizać będą.” “Każda dusza, która by nie słuchała
[była posłuszna] tego proroka [chwalebny Chrystus – pozaobrazowy Mojżesz],
będzie wygładzona z ludu”, umrze wtórą śmiercią.
Szatan zostanie związany – wszystkie jego
oszukańcze i zwodnicze wpływy zostaną powstrzymane – ludziom nie będzie się
wydawało, że zło jest dobrem, albo dobro – złem, że prawda jest
nieprawdziwa, albo że fałszerstwo jest prawdą (Obj. 20:2).
Jak już jednak wykazywaliśmy, królowanie to nie
będzie polegało wyłącznie na sile. Sile nieodłącznie będzie towarzyszyła
oliwna gałązka miłosierdzia i pokoju dla wszystkich mieszkańców świata,
którzy będą uczyli się sprawiedliwości, gdy na ziemi będą się odprawiały
Jego sądy (Izaj. 26:9). Oczy ludzi oślepionych grzechem zostaną otwarte, a
świat zobaczy dobro i zło, sprawiedliwość i nieprawość w świetle bardzo
różniącym się od dzisiejszego – w świetle “siedmiokrotnym” (Izaj. 30:26,
29:18-20). Zewnętrzne pokusy obecnego czasu zostaną w większości
wyeliminowane, nie będzie wolno i nie będzie można czynić zła, zaś
niezawodna kara gwałtownie spadnie na przestępcę, wymierzona z nieomylną
sprawiedliwością przez chwalebnych i kompetentnych sędziów tej epoki, którzy
będą umieli okazać słabym współczucie (1 Kor. 6:2; Psalm 96:13; Dzieje Ap.
17:31). <str. 520>
Owi sędziowie nie będą sądzili według widzenia
oczu swoich, ani według słyszenia uszu swoich, ale będą wydawali sąd w
sprawiedliwości (Izaj. 11:3). Nie zdarzy się żadna pomyłka, żadna
niegodziwość nie minie się ze sprawiedliwą odpłatą, nawet usiłowanie
popełnienia zbrodni będzie musiało zostać prędko zaniechane w tych
warunkach. Wszelkie kolano skłoni się [przed władzą, która będzie wtedy
sprawowana], a każdy język będzie wyznawał [sprawiedliwość tego systemu]
(Filip. 2:10,11). Następnie, dla wielu ludzi zapewne stopniowo, nowy
porządek rzeczy zacznie przemawiać do serc, a to, co było na początku
posłuszeństwem z przymusu, stanie się posłuszeństwem z miłości
i uznania dla sprawiedliwości. Aż na końcu wszyscy inni – ci, którzy będą
posłuszni tylko pod przymusem siły – zostaną wytraceni wtórą śmiercią (Obj.
20:7-9; Dzieje Ap. 3:23).
W ten sposób siłą zostaną wprowadzone reguły i
prawa miłości. Nie stanie się to za zgodą większości, tylko wbrew jej
sprzeciwowi. Będzie to wymagało wyeliminowania z obecnej cywilizacji
republikańskich przyzwyczajeń i na pewien czas poddanie ludzkości pod
panowanie systemu autokratycznego, który będzie obowiązywał przez tysiąc
lat. Taka autokratyczna władza byłaby czymś straszliwym w rękach okrutnego
czy nieudolnego władcy, jednak Bóg uwalnia nas od wszelkich obaw,
informując, że dyktatorem owej epoki będzie Książę Pokoju, nasz Pan Jezus
Chrystus, któremu pomyślność rodzaju ludzkiego tak leżała na sercu, że
złożył za nas w ofierze swoje życie, jako cenę okupową, by uzyskać
prawo do podźwignięcia nas ze skażenia grzechem i przywrócić doskonałość
oraz Boską przychylność dla wszystkich, którzy przyjmą Jego łaskę przez
okazanie posłuszeństwa Nowemu Przymierzu.
Już na początku Tysiąclecia stanie się dla
wszystkich oczywiste, że sposób wyznaczony przez Boga jest jedynym, który
odpowiada wymogom stawianym przez sytuację chorego na grzech i samolubnego
świata. Zaiste, już teraz niektórzy zauważają, że świat bardzo potrzebuje
mocnego i sprawiedliwego rządu. Coraz wyraźniej widzą też, że jedynymi
osobami, które bezpiecznie można by obdarzyć absolutną wolnością, są ci,
którzy <str. 521> na trwałe się nawrócili – którzy mają odnowioną wolę,
odnowione serca i ducha Chrystusowego.
Stanowisko właściwe dla Ludu Bożego
Ktoś może jednak zapytać: Co mamy jednak czynić
teraz, my, którzy widzimy te rzeczy we właściwym świetle? Czy jeśli
posiadamy zbywający kawałek ziemi, to powinniśmy go oddać albo porzucić?
Nie, to nie służyłoby dobremu celowi, chyba że podarowalibyśmy go jakiemuś
biednemu sąsiadowi, który rzeczywiście go potrzebuje, a i wtedy, gdyby mu
się nie powiodło w użytkowaniu tej ziemi, to z pewnością surowo by was
skrytykował jako współautorów jego nieszczęścia.
Czy jeśli jesteśmy rolnikami, kupcami albo
przemysłowcami, to powinniśmy próbować prowadzić nasze interesy na zasadach
Tysiąclecia? Nie, gdyż takie postępowanie sprowadziłoby na was finansową
katastrofę, która wyrządziłaby krzywdę waszym wierzycielom, osobom będącym
na waszym utrzymaniu oraz waszym pracownikom.
Wydaje nam się, że jedyne, co można obecnie
zrobić, to pozwolić, by nasze umiarkowanie było wiadome wszystkim
ludziom, unikać wyzyskiwania kogokolwiek, wypłacać umiarkowane wynagrodzenia
lub udziały w dochodach albo też, jeśli to nie jest możliwe, nie
zatrudnianie nikogo, unikać nieuczciwości w jakiejkolwiek formie,
“obmyśliwając to, co jest uczciwego przed wszystkimi ludźmi”, dawać przykład
“pobożności z przestawaniem na swym”, zawsze, i słowem, i przykładem
zniechęcać innych nie tylko do używania przemocy, ale nawet okazywania
niezadowolenia, a wreszcie starać się prowadzić spracowanych i obciążonych
do Chrystusa i słowa łaski Bożej – przez wiarę i zupełne poświęcenie.
Gdybyście zaś z łaski Bożej mieli być szafarzami większego lub mniejszego
bogactwa, to nie czcijcie go, ani nie starajcie się przekonać, jak wiele
bogactw bylibyście w stanie zgromadzić dla tych, co będą po was dziedziczyć,
by się kłócili i sprzeniewierzali wasz majątek, lecz wykorzystajcie
go zgodnie z waszym przymierzem, w służbie Bożej, poddając się Jego
kierownictwu i pamiętając, że nie należy on do was po to, byście go
zatrzymywali albo używali na własne cele, ale Bóg powierzył go wam pod
opiekę, byście wykorzystali go w radosnej służbie na chwałę Bogu.
Jako przykład praktycznego zastosowania tych
uwag <str. 522> w sprawach codziennego życia publikujemy poniższy list,
który otrzymaliśmy od czytelnika naszego dwutygodnika, oraz naszą na niego
odpowiedź. Może okaże się to pomocne także dla innych.
Na świecie, ale nie ze świata
Pensylwania
DROGI BRACIE. W minioną niedzielę na naszym
nabożeństwie zastanawialiśmy się nad lekcją z Listu do Rzymian 12:1 i wśród
wielu myśli, jakie wyniknęły z tego niezwykle bogatego tematu, niektóre
dotyczyły wykorzystania naszego poświęconego czasu. Prowadzę sklep
spożywczy, a sytuacja ogólna w handlu wymaga w dzisiejszym czasie niemal
“wiecznej czujności”.
Wiele razy zadawałem sobie pewne pytanie: Czy
ja, jako jeden z poświęconych, powinienem podejmować nadal takie wysiłki, by
zdobywać i utrzymywać klientelę, jak to jest obecnie konieczne? Co tydzień
drukuję cennik, oferuję niejednokrotnie towary po cenach niższych od kosztów
własnych, rozdaję także często prezenty przy sprzedaży bardziej opłacalnych
towarów. Postępuję tak nie dlatego, że podoba mi się ta forma sprzedaży,
tylko dlatego, że wszyscy moi konkurenci tak robią. Aby więc móc utrzymać
mój sklep i źródło utrzymania (ponieważ nie jestem zamożny), zmuszony jestem
postępować tak jak inni.
Inne zastrzeżenie, jakie można by mieć do tego
rodzaju metod, polega na tym, że utrudniają one handel moim słabszym braciom
w tej samej branży handlowej. Znam dobrze wielu z nich. Są wśród nich wdowy,
które usiłują uczciwą pracą w handlu zarobić na życie, zmuszony jestem
jednak pozbyć się wszystkich moich wyższych uczuć i “rozpychać się łokciami”
niezależnie od tego, kto na tym ucierpi. Jest to smutne wyznanie jak dla
kogoś, kto ubiega się o pozycję pomagania naszemu Panu w podźwignięciu
ludzkości z otchłani samolubstwa, od którego musi się uwolnić w Wieku, który
jak wierzymy jest już tak niedaleko. Moim celem nie jest skłanianie Cię do
tego, byś usprawiedliwiał moje działanie w tej sprawie, ale pragnę usłyszeć
Twą opinię o tym, jaki powinien być sposób postępowania godny polecenia dla
poświęconego dziecka Bożego, prowadzącego interes w obecnym czasie, kiedy to
wielkie ryby połykają płotki.
Wasz w Chrystusie
W odpowiedzi napisaliśmy: Sytuacja, którą
opisałeś, jest taka sama w prawie każdej <str. 523> dziedzinie interesów i
coraz bardziej opanowuje cały świat. Stanowi ona część owego powszechnego
“ucisku” naszych czasów. Zarówno rozwój możliwości maszyn, jak i wzrost
liczebny rodziny ludzkiej przyczyniają się do obniżenia wynagrodzeń i
sprawiają, że brakuje pewności stałego zatrudnienia. Coraz więcej ludzi
stara się prowadzić własne przedsiębiorstwa, a konkurencja i niewielkie
zyski, choć korzystne dla biednych, doprowadzają do ekonomicznej zagłady
małych sklepów i wysokich cen. W rezultacie małe sklepy i małe zakłady
ustępują przed większymi, które z racji lepszej i bardziej ekonomicznej
organizacji zapewniają wyższy poziom usług po niższych cenach. Większe
ilości nowszych towarów po niższych cenach i przy wyższym poziomie usług są
ogólnie korzystne dla wszystkich, w porównaniu z dawniejszymi małymi
sklepikami z zestarzałymi towarami, wysokimi cenami i niedbałą obsługą,
nawet jeśli chwilowo niektóre biedne wdowy czy inni wartościowi ludzie mogą
ucierpieć na skutek braku intelektualnych, fizycznych, czy też finansowych
możliwości dotrzymania kroku tym zmianom w sposobie działania. Ale nawet i
oni, jeśli zdobędą się na szerszą i bardziej życzliwą ocenę sytuacji, będą
się cieszyć z tego, że ogólnie wszystkim powodzi się lepiej, nawet jeśli
prowadzi to do niekorzystnych zmian w ich własnym położeniu. Mogą oni
cieszyć się razem z tymi, którzy odnoszą korzyści i cierpliwie czekać na
przyjście Królestwa, które w znacznie większym stopniu niż dzisiaj
upowszechni dla wszystkich błogosławieństwa Boże. Jednak takiego
niesamolubnego spojrzenia na sytuację można oczekiwać jedynie od tych,
którzy mają “nową naturę” i cechują się właściwą dla niej miłością.
Współczesna konkurencja handlowa nie jest więc wyłącznie złem. Jest ona
jedną z ważnych lekcji, jakie udzielane są światu w ramach studiów
przygotowawczych poprzedzających ustanowienie wielkiego Wieku Tysiąclecia,
kiedy to interesy świata będą prowadzone po większej części, jeśli nawet nie
w całości, na zasadach “socjalistycznych” – nie dla wzbogacania i korzyści
pojedynczych osób, ale dla powszechnej pomyślności.
Tymczasem jednak samolubne więzy konkurencji
zaciskają się coraz silniej wokół tych, którzy kierują się szlachetnymi i
wspaniałomyślnymi pobudkami, niezależnie od tego czy są chrześcijanami, czy
nie. Cieszymy się, <str. 524> że uważasz to zagadnienie za istotne i nie
jesteś zadowolony z panujących obecnie warunków.
Radzimy, abyś miał oczy szeroko otwarte i jeśli
zauważysz, że jakaś inna branża w mniejszym stopniu obciążona jest
konkurencją i w związku z tym bardziej dogodna, żebyś dokonał zmiany. Jeśli
tego nie zrobisz, albo do czasu znalezienia bardziej dogodnego interesu czy
też korzystniejszych warunków, radzimy ci, żebyś pozostał tam, gdzie jesteś
i do pewnego stopnia modyfikował swe postępowanie, tj. abyś tak
równo, jak tylko potrafisz rozdzielił zagadnienia między trzy wzajemnie
sprzeczne interesy – twój własny, twoich konkurentów oraz twoich klientów
czy też bliźnich. Jeśli twój sklep jest w stanie utrzymać się i przynieść
umiarkowany dochód, to staraj się zachować ten stan, nie walcząc o dalszy
rozwój w celu uzyskania “bogactwa”, “bo którzy chcą bogatymi być,
wpadają w pokuszenie i w sidło” (1 Tym. 6:9). Powinniśmy unikać wszelkiej
nieuczciwej konkurencji, podłości względem konkurentów oraz jakiegokolwiek
fałszywego przedstawiania swoich towarów klientom. Za wszelką cenę
trzeba uważnie pilnować sprawiedliwości i uczciwości, a następnie dołożyć do
tego “umiarkowanie” względem twoich konkurentów, na ile podpowiada to miłość
i pozwalają okoliczności.
Nie zapominamy o poleceniu: “Nie przyłączaj się
do większości ku złemu” – 2 Mojż. 23:2 (nb),
ani nie radzimy iść nawet na najmniejszy kompromis z niesprawiedliwością.
Nie pytasz, na ile dobrze rozumiemy, czy możesz czynić niesprawiedliwość,
ale czy miłość pozwala uczynić wszystko, na co zezwala
sprawiedliwość i czemu się nie sprzeciwia przyjęty obyczaj. Światowe
serce nie wykazuje skrupułów wobec takich “błahostek”, to twoja “nowa
natura”, której prawem jest miłość, wolałaby widzieć powodzenie u twoich
konkurentów i to ona pragnie czynić dobrze wszystkim ludziom, gdy tylko
pojawia się sposobność – a najwięcej domownikom wiary. Pielęgnuj tę “nową
naturę” poprzez posłuszeństwo prawu miłości w każdy możliwy sposób.
“Jeźli można, ile z was jest, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie” –
postępując wspaniałomyślnie i zgodnie z miłością. Ten, kto przesycony jest
duchem miłości nie myśli nic złego o swych konkurentach, <str. 525> nie
szuka tylko własnego powodzenia i nie cieszy się z niepowodzenia konkurenta.
Trudność polega na tym, że cały świat postępuje
w oparciu o wynaturzone zasady samolubstwa, które są całkowicie niezgodne z
miłością. Niektórzy znajdują się na wyższym poziomie, inni na niższym, jedni
ograniczają swe samolubstwo do granic wyznaczanych przez sprawiedliwość,
inni posuwają się do niesprawiedliwości i nieuczciwości, ale ogólnie poziom
jest coraz niższy. “Nowe Stworzenie” w Chrystusie nigdy nie może znaleźć się
poniżej poziomu sprawiedliwości i uczciwości i musi starać się wznosić jak
najwyżej ponad ten najwyższy światowy standard, w kierunku doskonałej
miłości. Winą obecnego systemu konkurencyjnego jest to, że interesy
kupującego i sprzedającego są w ustawicznym konflikcie. Żadna moc nie jest w
stanie tego naprawić, poddać kontroli czy zmienić, z wyjątkiem owej jedynej
mocy, którą obiecał Bóg – Królestwa Tysiąclecia, które wszystkim narzuci
regułę miłości i uwolni ich od skłonności do samolubstwa i od jego więzów, a
ci, którzy zobaczą i poznają nową drogę, przyjmą pomoc, jaka zostanie im
zapewniona.
* * *
Przekonaliśmy się, że przy obecnym prawie
społecznym nieuchronnie musi nastąpić albo wgniecenie mas ludzkości w błoto
niewolniczej służby dla ludzi bogatych i inteligentnych, albo obecny
porządek społeczny runie pod panowaniem anarchii. Pismo Święte zapewnia nas,
że stanie się to drugie, doprowadzając do straszliwej zemsty wobec
wszystkich ludzi, bogatych i biednych, wykształconych i prostaków, by na tym
dobitnym przykładzie wszyscy mogli się przekonać, jak niemądre jest
samolubstwo i w przyszłości ocenić mądrość Boskiego prawa miłości. Pismo
Święte zapewnia nas także, że ten “wielki ucisk” udzieli wszystkim
straszliwej, ale w rezultacie bardzo pożytecznej lekcji. Jesteśmy przeto
przygotowani do tego, by w następnym rozdziale rozważyć miejsca Pisma
Świętego, które mówią o upadku “Babilonu”, czyli “chrześcijaństwa”, w
wielkim zmaganiu, którym zakończy się obecny Wiek. <str. 526>
Widząc niepowodzenie chrześcijaństwa w
przyswajaniu sobie ducha nauk Chrystusowych, widząc jak wiedza i wolność
płynące z Jego nauk zostały przyćmione duchem złości i samolubstwa oraz
dostrzegając w obecnych zapowiedziach nieuchronne zbliżanie się straszliwej
klęski – anarchii i wszelkiego złego uczynku – jesteśmy jednocześnie
przekonani o sprawiedliwości dozwolenia na to wszystko i rozpoznajemy w tym
Boskie prawo odpłaty. Ubolewając nad złem, jakie towarzyszy odpłacie,
zdajemy sobie sprawę z jej konieczności i sprawiedliwości. Przekonawszy się
też, jaki będzie koniec miłosierdzia, które ostatecznie wypłynie z
zastosowania tego specyficznego środka, nasze serca wykrzykują: “Wielkie i
dziwne są dzieła twoje, Panie, Boże Wszechmogący; sprawiedliwe są drogi
twoje, Królu narodów” – Obj. 15:3 (nb).
czekuj poranka – on przyjdzie niezawodnie,
Tak jak dzień, co po nocy następuje zgodnie.
Jeszcze oczy tęskniące nic nie widzą w mroku,
Zanim świt opromienił wątłe siły wzroku.
Zanim światłem łzy otarł dręczącej żałości,
Zanim promieniem przebił ciemność wątpliwości,
Czujesz, jak balsam rosy twoje stopy chłodzi,
Jak z uśmiechem poranka, noc w otchłań odchodzi.
Oczekuj poranka, o ty, synu zmartwienia,
Pobity i zgnębiony bezmiarem cierpienia.
Dla spragnionych i głodnych świat nie zna
litości,
Co w cierniowej koronie nieszczęścia i złości
Próżno wśród mroków gęstych szukają pomocy,
Gdy wokoło krąg wrogi zwiera siły nocy,
Ty oczekuj poranka – przyjdzie niezawodnie,
Tak jak dzień, co po nocy następuje zgodnie.
James Whitcomb Riley
1. “Nie należy także zapominać, że badacz,
filozof, nauczyciel, artysta, poeta, kapłan, choć nie zaangażowany przy
bezpośrednim wytwarzaniu bogactw, ma jednak nie tylko udział w produkcji
przedmiotów użytkowych i tych służących przyjemności, do których
osiągnięcia bogactwa są jedynie środkiem, ale ponadto jeszcze przez
przyswajanie i szerzenie wiedzy, stymulowanie procesów intelektualnych
oraz przez rozwijanie poczucia moralności może on w znacznym stopniu
przyczyniać się do zwiększania możliwości wytwarzania bogactw. Ponieważ
nie samym chlebem człowiek żyje. (…) Ten, kto posługując się umysłem lub
ciałem powiększa łączne pozytywne bogactwo ludzkości, zwiększa sumę
ludzkiej wiedzy lub podnosi życie człowieka na wyższy poziom albo dodaje
mu pełni, ten jest ‘wytwórcą’, ‘człowiekiem pracującym’, ‘robotnikiem’ w
szerokim znaczeniu tego słowa i godnie zarabia na swoją uczciwą zapłatę.
Zaś ten, kto nie robi nic, by uczynić ludzkość bogatszą, mądrzejszą,
lepszą i szczęśliwszą, żyje kosztem pracy innych, ten – niezależnie od
tego, jakie zaszczytne tytuły nosi i jak chętnie kapłani mamony kołyszą
przed nim swymi kadzielnicami – według najnowszych analiz jest jedynie
żebrakiem albo złodziejem.”
2. Aggieusz 2:8 – KJ “Ziści się pragnienie
wszystkich narodów” – przyp.tłum.
powrót do początku >>
Tom IV
|