WYKŁAD VII
Zgromadzenie narodÓw i przygotowanie ŻywioŁÓw
dla wielkiego ognia zapalczywości PaŃskiej
Jak i dlaczego zgromadzane są narody –
Przygotowywanie żywiołów społecznych dla wielkiego ognia – Gromadzenie
skarbów – Wzmaganie się ubóstwa – Tarcia społeczne przybliżają moment
zapłonu – Słowa przewodniczącego Amerykańskiej Federacji Świata Pracy –
Bogacze bywają czasami zbyt ostro potępiani – Połączenie samolubstwa z
wolnością – Pogląd bogatych i biednych na temat niezależności – Dlaczego
obecna sytuacja nie może być trwała – Maszyny ważnym czynnikiem w dziele
przygotowania do wielkiego ognia – Konkurencja wśród kobiet – Rozsądna i
nierozsądna ocena sytuacji ze strony świata pracy – Nieugięte prawo podaży i
popytu obowiązujące wszystkich – Zatrważające spojrzenie na zagraniczną
konkurencję w przemyśle – Obawy pana Justina McCarthy dotyczące Anglii –
Wypowiedź parlamentarzysty Keira Hardie na temat spojrzenia na świat pracy w
Anglii – Prorocze słowa J. Chamberlaina skierowane do brytyjskich robotników
– Związek agresji narodowej z interesem przemysłowym – Wypowiedź pana
Liebknechta na temat społecznej i przemysłowej wojny w Niemczech – Uchwały
kongresu Międzynarodowej Organizacji Handlu – Olbrzymowie naszych dni –
Lista trustów i konsorcjów – Barbarzyńskie niewolnictwo a cywilizowana
niewola – Masy społeczne między górnym i dolnym kamieniem młyńskim –
Powszechność tej sytuacji oraz brak możliwości uregulowania jej mocą ludzką.
“Przeto
oczekujcie na mię, mówi Pan, do dnia, którego powstanę do łupu; bo sąd mój
jest, abym zebrał narody i zgromadził królestwa, abym na nie wylał
rozgniewanie moje i wszystkę popędliwość gniewu mego; ogniem zaiste
gorliwości mojej będzie pożarta ta wszystka ziemia. Bo na ten czas przywrócę
narodom wargi czyste, którymi by wzywali wszyscy imienia Pańskiego, a
służyli mu jednomyślnie” – Sof. 3:8,9. <str. 270>
Zgromadzenie narodów w tych ostatecznych dniach,
stanowiące wypełnienie zacytowanego powyżej proroctwa, jest niezwykle
znamienne. Współczesne odkrycia i wynalazki sprawiły, że naprawdę nawet
najodleglejsze krańce ziemi znalazły się obecnie w bliskim sąsiedztwie.
Podróże, urządzenia pocztowe, telegraf, telefon, handel, rozpowszechnienie
książek i gazet oraz inne podobne zjawiska doprowadziły do tego, że świat
osiągnął nieznany dotąd stopień wspólnoty myśli i działania. Taki stan
rzeczy spowodował już nawet konieczność ustanowienia międzynarodowych praw i
uregulowań, które powinny być przestrzegane przez wszystkie kraje.
Przedstawiciele państw spotykają się na naradach, a każdy kraj ma w obcych
państwach swych ambasadorów albo innych przedstawicieli. Jednym z rezultatów
owego sąsiedztwa narodów jest organizowanie wystaw międzynarodowych. Żaden
kraj nie może już cieszyć się wyłącznością, która mogłaby zagrodzić innym
państwom drogę do jego portów. Z konieczności więc otwarły się wszystkie
bramy i stan ten nie może już ulec zmianie. Z łatwością pokonywane są nawet
bariery językowe.
Przedstawiciele narodów cywilizowanych nie czują
się już cudzoziemcami w żadnej części świata. Wspaniałe statki morskie łatwo
i wygodnie przewożą do najbardziej odległych zakątków ziemi przedstawicieli
handlu i przemysłu, wysłanników politycznych oraz ciekawskich poszukiwaczy
przygód. We wspaniałych wagonach kolejowych udają się oni następnie w głąb
lądu, skąd przywożą ogromną ilość informacji i pomysłów, ożywiających nowe
projekty i przedsięwzięcia. Nawet nieoświecone narody pogańskie budzą się z
wiekowego snu i z zaciekawieniem oraz podziwem przyglądają się dalekim
przybyszom, którzy opowiadają im o swych cudownych osiągnięciach. Obecnie
zaś także i one wysyłają za granice swoich przedstawicieli, aby skorzystali
z tych nowych znajomości.
Jakże niezwykłym wydarzeniem wydawało się za dni
Salomona to, że królowa z Saby przebyła około osiemset kilometrów, by
słuchać mądrości Salomona i oglądać jego wielkość. <str. 271> Tymczasem
dzisiaj ogromna ilość ludzi, nawet nie utytułowanych, przemierza cały świat,
którego większa część była jeszcze wtedy w ogóle nieznana, aby zobaczyć
wszystkie bogactwa, które zostały zgromadzone, i przekonać się o dokonanych
postępach. Dzisiaj można wygodnie, a nawet luksusowo, objechać ziemię
dookoła w czasie krótszym niż osiemdziesiąt dni.
Zaiste narody zostały “zgromadzone” w sposób
zgoła nieoczekiwany. Jest to jednak jedyny sposób, w jaki mogło się to
odbyć, tj. poprzez zgromadzenie we wspólnych interesach i przedsięwzięciach;
niestety jednak nie jest to zgromadzenie w braterskiej miłości, gdyż każdy
krok na drodze tego postępu nacechowany jest samolubstwem. Duch
przedsiębiorczości, którego siłą motywacyjną jest samolubstwo, pobudził
rozwój kolei, statków parowych, linii telegraficznych, kablowych i
telefonicznych. Samolubstwo jest czynnikiem regulującym handel,
międzynarodowe stosunki wzajemne oraz wszelkie inne zamierzenia i
przedsięwzięcia, z wyjątkiem może głoszenia Ewangelii i zakładania
instytucji dobroczynnych. Nawet jednak i w tych dziedzinach można żywić
obawę, że wiele z tego, co się czyni, ma inne pobudki, niż tylko czysta
miłość względem Boga i ludzkości. Samolubstwo zgromadziło narody i
ustawicznie przygotowuje je na przepowiedzianą, a obecnie nadciągającą już
wielkimi krokami, odpłatę anarchii, obrazowo przedstawionej jako “ogień
zapalczywości Pańskiej” albo Jego gniewu, który już niebawem całkowicie
pochłonie obecny porządek społeczny – świat, który jest (2 Piotra 3:7). Tak
to wygląda z punktu widzenia człowieka; prorok przypisuje jednak dzieło
zebrania narodów Bogu. Obydwa te stwierdzenia są słuszne, gdyż człowiek
cieszy się swobodą działania, ale Bóg dzięki swej przemożnej opatrzności
kształtuje bieg ludzkich spraw tak, by odpowiadały Jego mądrym zamierzeniom.
A zatem człowiek ze swymi uczynkami i metodami stanowi czynnik wykonawczy,
ale to Bóg jest wielkim Zarządcą, który zbiera obecnie narody i gromadzi
królestwa ze wszystkich krańców ziemi, co stanowi przygotowanie do
przekazania władzy nad ziemią temu, “co do niej ma prawo” – Immanuelowi.
<str. 272>
Prorok informuje nas, dlaczego Pan zbiera
narody, mówiąc: “Abym na nie wylał rozgniewanie moje i wszystką popędliwość
gniewu mego; ogniem zaiste gorliwości mojej będzie pożarta ta wszystka
ziemia [cała struktura społeczna]”. Poselstwo to niosłoby dla nas jedynie
smutek i udręczenie, gdyby nie zapewnienie, że rezultaty tych wydarzeń okażą
się korzystne dla świata dzięki obaleniu rządów samolubstwa i ustanowieniu
za pośrednictwem tysiącletniego Królestwa Chrystusowego panowania
sprawiedliwości, o której mówi prorok: “Bo na ten czas przywrócę
narodom wargi czyste [ich stosunki wzajemne nie będą już oparte na
samolubstwie, ale będą czyste, wierne i pełne miłości], którymi by wzywali
wszyscy imienia Pańskiego, a służyli mu jednomyślnie”.
Owo “zebranie narodów” przyczyni się do
wzmocnienia surowości sądu, a jednocześnie sprawi, że nikt go nie uniknie.
Sprawi to, że ucisk będzie krótki i stanowczy, tak jak jest napisane:
“Sprawę zaiste skróconą uczyni Pan na ziemi” (Rzym. 9:28; Izaj. 28:22).
Przygotowywanie żywiołów społecznych
dla wielkiego ognia
Rozglądając się wokół siebie dostrzegamy
“żywioły” przygotowujące się na ogień owego dnia – na ogień gniewu Bożego.
Samolubstwo, wiedza, bogactwo ambicja, nadzieja, niezadowolenie, strach i
rozpacz stanowią czynniki, których wzajemne tarcie już niebawem doprowadzi
do rozpalenia gniewnych namiętności świata i spowoduje, że rozmaite
“żywioły” społeczne rozpalone ogniem stopnieją. Rozglądając się po świecie,
zauważamy jakie zmiany zaszły w związku z tymi namiętnościami na przestrzeni
minionego stulecia, a zwłaszcza w ciągu ostatnich czterdziestu lat. Dawne
zadowolenie wynikające z zaspokojenia opuściło wszystkie klasy – bogatych i
biednych, mężczyzn i kobiety, wykształconych i niewykształconych. Każdy jest
niezadowolony. Wszyscy samolubnie i coraz gwałtowniej domagają się swoich
“praw” albo ubolewają z powodu <str. 273> “bezprawia”. A zaiste jest to
bezprawie, straszliwe bezprawie, które trzeba naprawić, a prawami trzeba się
cieszyć i je respektować, lecz nasze czasy, czasy wzrostu wiedzy i
niezależności, cechują się skłonnością do jednostronnego spojrzenia, do
zwracania bacznej uwagi na własne interesy przy jednoczesnym lekceważeniu
strony przeciwnej. Według przepowiedni proroka doprowadzi to w końcu do
tego, że ręka każdego człowieka obróci się przeciwko bliźniemu, co stanie
się bezpośrednią przyczyną wielkiej ostatecznej katastrofy. Wobec
zdecydowanego przekonania o posiadaniu praw osobistych Słowo Boże i
Opatrzność oraz lekcje z przeszłości poszły w niepamięć, co uniemożliwia
ludziom wszystkich klas obranie mądrzejszego i bardziej umiarkowanego
kierunku postępowania, kierunku, którego nawet nie są w stanie dostrzec,
gdyż samolubstwo zaślepiło ich do tego stopnia, że nie widzą niczego, co nie
pasuje do ich stereotypów. Żadna z klas nie potrafi bezstronnie uwzględnić
dobra i praw innych. Złota reguła jest powszechnie lekceważona, a brak
mądrości, podobnie jak i niesprawiedliwość takiego postępowania, stanie się
niebawem oczywista dla wszystkich klas, gdyż wszystkie klasy będą
straszliwie cierpieć w czasie ucisku. Z tym że bogaci, jak informuje nas
Pismo Święte, będą cierpieć najbardziej.
Oto bogacze pilnie gromadzą bajeczne skarby na
ostanie dni, burzą spichlerze, po to, by na ich miejsce wznieść większe,
mówiąc sobie i potomnym: “Duszo! masz wiele dóbr złożonych na wiele lat;
odpocznijże, jedz, pij, bądź dobrej myśli. Tymczasem Bóg przemawia do nich
przez proroka: “O głupi, tej nocy upomnę się duszy twojej od ciebie, a to,
coś nagotował, czyjeż będzie?” (Łuk. 12:15-20)
Owszem prędko zbliża się przepowiedziana ciemna
noc (Izaj. 21:12; 28:12,13,21,22; Jan 9:4), która jak sidło przypadnie na
cały świat. A wtedy, rzeczywiście, do kogóż będą należały zgromadzone
skarby, skoro w owej godzinie ucisku “srebro swoje po ulicach rozrzucą, a
złoto ich będzie jako nieczystość”? “Srebro ich i złoto ich nie będzie ich
mogło <str. 274> wybawić w dzień popędliwości Pańskiej; (…) przeto, że im
jest ku obrażeniu nieprawość ich” – Ezech. 7:19.
Gromadzenie skarbów
Jest rzeczą oczywistą, że żyjemy w
czasach, które przyćmiły wszystkie inne epoki pod względem nagromadzenia
bogactw oraz “rozkoszy”, czyli rozrzutnego życia prowadzonego przez bogaczy
(Jak. 5:3,5). Posłuchajmy świadectw w tym zakresie pochodzących z bieżącej
literatury. Jeśli można bowiem jednoznacznie udowodnić, że tak jest, to
będziemy mieli kolejny dowód na to, że żyjemy w “ostatnich dniach” obecnej
dyspensacjis i
że zbliża się wielki ucisk, który ostatecznie usunie obecny porządek świata
i zaprowadzi nowy ład pod panowaniem Królestwa Bożego.
Pan William E. Gladstone w szeroko komentowanym
przemówieniu określił obecny czas mianem “wieku produkcji bogactw”. Potem
zaś powiedział:
“Mam tu przed sobą panów, którzy za swego życia
zaznali większego nagromadzenia bogactw niż to miało miejsce we wszystkich
poprzedzających okresach od dni Juliusza Cezara”.
Zwróćcie uwagę na to stwierdzenie w ustach
jednego z najlepiej poinformowanych ludzi na świecie. Ten tak dla nas trudny
do pojęcia fakt, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat wyprodukowano i
zgromadzono więcej bogactw, niż na przestrzeni poprzednich dziewiętnastu
stuleci, jest i tak według statystyki oparty na bardzo ostrożnym szacunku, a
nowa sytuacja, jaka się przez to wytwarza, ma już niebawem odegrać istotną
rolę w ponownym uregulowaniu społecznego porządku świata.
Gazeta The Boston Globe, opublikowała
kilka lat temu następujące zestawienie niektórych bogatych ludzi w Stanach
Zjednoczonych:
“Dwudziestu jeden magnatów kolejowych, którzy
spotkali się w poniedziałek w Nowym Jorku, aby przedyskutować zagadnienie
konkurencji na kolei, dysponuje kapitałem o wysokości 3 miliardów dolarów.
Żyją jeszcze ludzie pamiętający te czasy, gdy w naszym kraju było zaledwie
kilku <str. 275> milionerów. Obecnie liczbę milionerów oblicza się na 4600,
a mówi się, że roczny dochód wielu z nich przekracza milion dolarów.
Według ostrożnych szacunków w Nowym Jorku jest
zaskakująco wysoka liczba 1157 ludzi i majątków, z których każdy jest wart
milion dolarów. W Brooklynie jest 162 ludzi i majątków o wartości
przekraczającej milion dolarów. Tak więc w tych dwóch miastach jest 1319
milionerów, przy czym majątek wielu z nich przekracza milion dolarów. Są oni
więc multimilionerami. Różny jest też charakter tych wielkich fortun, toteż
przynoszą one różne dochody. Rentowność tych bardziej okazałych liczy się w
okrągłych cyfrach. I tak: majątek Johna D. Rockefellera przynosi 6 procent,
Williama Waldorfa Astora – 7 procent, majątek Jaya Goulda, który po
przejęciu go przez korporację pozostał praktycznie nadal nie podzielony – 4
procent, Corneliusa Vanderbilta – 5 procent oraz Williama K. Venderbilta – 5
procent.
Licząc według podanej rentowności i doliczając
odsetki kapitalizujące się w cyklu półrocznym, roczny i dzienny dochód
czterech wymienionych osób i majątków jest następujący:
Rocznie
Dziennie
William Waldorf Astor .......................
$8 900 000 $23 277
John D. Rockefeller............................
7 611 250 20 853
Majątek Jaya Goulda ..........................
4 040 000 11 068
Cornelius Vanderbilt ...........................
4 048 000 11 090
William K. Vanderbilt .........................
3 795 000 10 397
Powyższe kwoty z pewnością oszacowane są bardzo
ostrożne, gdyż już szesnaście lat temu odnotowano, że kwartalna dywidenda
pana Rockefellera od akcji koncernu Standard Oil Company, w którym jest on
jednym z głównych udziałowców, opiewała na cztery miliony dolarów, a
przecież ten sam pakiet udziałów przynosi dzisiaj znacznie większe dochody.
Gazeta The Niagara Falls Review jeszcze
przed nastaniem obecnego wieku opublikowała następujące ostrzeżenie: <str.
276>
“Jedno z największych niebezpieczeństw
zagrażających obecnie stabilności amerykańskich instytucji to wzrost liczby
milionerów i systematyczna koncentracja własności i pieniędzy w rękach
jednostek. Niedawny artykuł w liczącej się gazecie wydawanej w Nowym Jorku
podaje liczby, które powinny zwrócić uwagę opinii publicznej na rozwój tego
zagrożenia. Poniższa lista zawiera nazwiska dziewięciu osób, o których mówi
się, że są właścicielami największych fortun w Stanach Zjednoczonych:
William Waldorf Astor
........................................... $150 000 000
Jay Gould
.............................................................. 100 000 000
John D. Rockefeller
................................................. 90 000 000
Cornelius Vanderbilt
................................................ 90 000 000
William K. Vanderbilt
.............................................. 80 000 000
Henry M. Flagler
..................................................... 60 000 000
John L. Blair
........................................................... 50 000 000
Russell Sage
........................................................... 50 000 000
Collis P. Huntington
................................................. 50 000 000
Łącznie
.............................. $720 000 000
Jeśliby oszacować dochody przynoszone przez te
ogromne sumy przyjmując przeciętne odsetki, jakie uzyskuje się przy innych
tego typu inwestycjach, to otrzymuje się następujące kwoty:
Rocznie Dziennie
Astor
................................................ $9 135 000 $25 027
Rockefeller
........................................ 5 481 000 16 003
Gould
................................................ 4 040 000
11 068
Vanderbilt, C.
.................................... 4 554 000 12 477
Vanderbilt, W. K. ..............................
4 048 000 11 090
Flagler
............................................... 3 036 000
8 318
Blair
.................................................. 3 045 000
8 342
Sage
................................................. 3 045 000
8 342
Huntington
......................................... 1 510 000 4 137
Niemal wszyscy ci ludzie prowadzą stosunkowo
prosty tryb życia i nie są w stanie wydać nawet skromnej części tych
ogromnych dziennych i rocznych dochodów. W konsekwencji nadwyżka staje się
kapitałem i przyczynia się do dalszego wzrostu bogactwa tych osób. Rodzina
Vanderbiltów posiada obecnie następujące ogromne sumy pieniędzy:
(Ostatnie kilka lat zapewne znacznie zwiększyły
niektóre z tych liczb.) <str. 277>
Cornelius Vanderbilt
................................................ $90 000 000
William K. Vanderbilt
.............................................. 80 000 000
Frederick W. Vanderbilt
........................................... 17 000 000
George W. Vanderbilt
.............................................. 15 000 000
Mrs. Elliot F. Sheppard
............................................ 13 000 000
Mrs. William D. Sloane
............................................ 13 000 000
Mrs. Hamilton McK. Twombly
................................. 13 000 000
Mrs. W. Seward Webb
............................................ 13 000 000
Łącznie
............................. $254 000 000
Jeszcze bardziej zdumiewająca jest akumulacja
kapitału dokonana przez trust Standard Oil, który został niedawno rozwiązany
i przejęty przez Standard Oil Company. Majątki z tej inwestycji były
następujące:
John D. Rockefeller
............................................... $90 000 000
Henry M. Flagler
..................................................... 60 000 000
William Rockefeller
................................................. 40 000 000
Benjamin Brewster
.................................................. 25 000 000
Henry H. Rogers
..................................................... 25 000 000
Oliver H. Payne (Cleveland)
.................................... 25 000 000
Wm. G. Warden (Philadelphia)
................................. 25 000 000
Majątek Chas. Pratta (Brooklyn)
.............................. 25 000 000
John D. Archbold
.................................................... 10 000 000
Łącznie
.............................. $325 000 000
Bogactwo to zostało zgromadzone w rękach ośmiu,
czy dziewięciu ludzi w ciągu zaledwie dwudziestu lat. I w tym właśnie tkwi
zagrożenie. W rękach Goulda, Vanderbiltów i Huntingtona znajdują się wielkie
koleje Stanów Zjednoczonych. W posiadaniu Sage’a, Astorów i innych są
pozostałe wielkie odcinki na terenie Nowego Jorku, które nieustannie
nabierają wartości. Na skutek naturalnej akumulacji połączone majątki tych
dziewięciu rodzin w ciągu dwudziestu pięciu lat wzrosłyby do kwoty
2 754 000 000 dolarów. Majątek samego Williama Waldorfa Astora, wyłącznie
dzięki czystej sile akumulacji, jeszcze przed jego śmiercią osiągnie wartość
miliarda dolarów, a pieniądze te, podobnie jak u Vanderbiltów i innych,
przejdą na rodzinę, tworząc arystokrację finansową, która jest skrajnym
zagrożeniem dla ogólnego dobrobytu oraz stanowi osobliwy komentarz w
stosunku do arystokracji z urodzenia czy talentu, którą Amerykanie uważają
za bardzo szkodliwą dla Wielkiej Brytanii. <str. 278>
Istnieją także i inne wielkie majątki, a kolejne
fortuny dopiero powstają. Wymienimy tylko niektóre z nich:
William Astor
......................................................... $40 000 000
Leland Stanford
....................................................... 30 000 000
Mrs. Hetty Green
.................................................... 30 000 000
Philip D. Armour
..................................................... 30 000 000
Edward F. Searles
................................................... 25 000 000
J. Pierpont Morgan
.................................................. 25 000 000
Majątek Charlesa Crockera
...................................... 25 000 000
Darius O. Mills
........................................................ 25 000 000
Andrew Carnegie
.................................................... 25 000 000
Majątek E. S. Higginsa
............................................ 20 000 000
George M. Pullman
.................................................. 20 000 000
Łącznie
............................. $295 000 000
I tak kapitał o niewyobrażalnej wysokości
znalazł się w rękach jednostek, co pozbawiło wielu innych [potencjalnych
okazji]. Nie ma ludzkiej siły, która byłaby w stanie uregulować tę dręczącą
kwestię. Jest źle, a będzie jeszcze gorzej.”
O niektórych amerykańskich milionerach i o tym,
jak zdobyli swoje miliony
Wydawca czasopisma Review of Reviews
[Przegląd Przeglądów] podaje informację, którą sam określa w następujący
sposób: “Kilka wyjątków z najbardziej pouczającej i zabawnej gazety, której
jedynym uchybieniem jest zbyt optymistyczne spojrzenie na plutokratycznąs ośmiornicę”.
Oto jego słowa:
“Pewien zastrzegający sobie anonimowość
Amerykanin, na podstawie swoich osobistych doświadczeń, z wielką sympatią
opowiada dla Cornhill Magazine historię niektórych milionerów naszej
olbrzymiej republiki. Utrzymuje on, że nawet jeśli cztery tysiące milionerów
dzieli między sobą czterdzieści miliardów dolarów z siedemdziesięciu sześciu
miliardów, które stanowią ogólny majątek całego narodu, to i tak dla
pozostałych przypada średnio 500 dolarów na każdego obywatela, wobec 330
dolarów, które przypadały na osobę czterdzieści pięć lat temu. Twierdzi on,
że milionerzy wzbogacili się nie zubożając pozostałych klas, ale czyniąc je
bogatszymi. <str. 279>
‘Komandor Vanderbilt, który zarobił pierwszy
milion dla rodziny Vanderbiltów, urodził się zaledwie sto lat temu. Jego
kapitałem były tradycyjnie bose stopy, puste kieszenie i wiara we własne
szczęście – fundament tak wielu amerykańskich fortun. Ciężka praca od
szóstego do szesnastego roku życia dostarczyła mu kolejnego, bardziej
namacalnego kapitału w postaci stu dolarów gotówką. Pieniądze te
zainwestował w niewielką łódkę, dzięki której uruchomił swój własny interes
– transport jarzyn do Nowego Jorku. Mając dwadzieścia lat ożenił się i odtąd
razem z żoną zajęli się robieniem pieniędzy. On pływał swoją łódką, a ona
prowadziła hotel. Trzy lata później miał już dziesięć tysięcy dolarów. Potem
szybko przybywało mu pieniędzy – tak szybko, że gdy wybuchła wojna domowa,
chłopiec, który zaczynał od jednej łódki o wartości stu dolarów, był w
stanie ofiarować swemu narodowi jeden ze swoich statków o wartości ośmiuset
tysięcy dolarów, nie nadwyrężając przy tym swych zasobów finansowych i
możliwości swej floty. W wieku siedemdziesięciu lat posiadał fortunę o
wartości siedemdziesięciu milionów dolarów.
Fortuna Astora zawdzięcza swe istnienie umysłowi
jednego człowieka i naturalnemu rozwojowi wielkiego narodu. Wśród czterech
pokoleń John Jacob Astor był jedynym, który na prawdę umiał zbić majątek.
Pieniądze, które zdobywał, nie wnikając w to w jaki sposób, inwestował w
nieruchomości miejskie w Nowym Jorku. Obszar tego miasta jest ograniczony,
gdyż jest ono położone na wyspie, tak więc rozwój miasta Nowy Jork, który
był skutkiem rozwoju całej republiki, sprawił, że jego skromny majątek z
osiemnastego wieku stał się jedną z największych fortun amerykańskich
dziewiętnastego wieku. Pierwszym i ostatnim z Astorów, nad którego
mistrzostwem w robieniu milionów warto się zastanawiać, był przeto John
Jacob Astor, który uprzykrzywszy sobie pracę jako pomocnik w sklepie
rzeźniczym ojca, znajdującym się w Waldorf, około sto dziesięć lat temu
wybrał się, by spróbować szczęścia w nowym świecie. Na statku zbił on, w
pewnym sensie, swoją całą fortunę. Tam bowiem spotkał starego handlarza
skórami, który nauczył go sztuczek, jakimi posługiwał się wśród Indian
prowadząc handel skórami. Astor zajął się takim handlem i zrobił na tym
pieniądze. Następnie ożenił się z bystrą i energiczną młodą kobietą imieniem
Sarah Todd. Sarah i John Jacob mieli niewyszukany zwyczaj spędzania
wszystkich wieczorów w swym sklepie przy sortowaniu futer. (…) W ciągu
piętnastu lat John Jacob i Sarah, jego żona, zgromadzili dwa i pół <str.
280> miliona dolarów. (…) Obracając z powodzeniem obligacjami Stanów
Zjednoczonych, których cena była wtedy bardzo niska, John Jacob podwoił swój
majątek, który następnie został ulokowany w nieruchomościach i w tym stanie
przetrwał do dzisiaj.
Leland Stanford, Charles Crocker, Mark Hopkins i
Collis P. Huntington udali się do Kalifornii w okresie gorączki złota w 1849
roku. Gdy pojawiła się kwestia budowy kolei transkontynentalnej, owa czwórka
‘dostrzegła w tym miliony’ i razem założyli Union Pacific. Majątek tych
czterech ludzi, którzy w 1850 roku byli nędzarzami, ocenia się dzisiaj na
200 milionów dolarów.
Jeden z nich, Leland Stanford, postanowił
założyć rodzinę. Jednak dziesięć lat temu zmarł jego jedyny syn i w tej
sytuacji zdecydował się on ufundować uniwersytet ku czci swego syna. A
dokonał tego w iście książęcym stylu. Będąc jeszcze ‘w ciele’ przekazał
członkom rady powierniczej trzy gospodarstwa o łącznej powierzchni 34 400
hektarów, które dzięki swym wspaniałym winnicom warte były 6 milionów
dolarów. Do tego dodał 14 milionów w papierach wartościowych, a w dniu swej
śmierci pozostawił uniwersytetowi spadek w wysokości 2,5 miliona dolarów,
zamykając całą kwotę swej darowizny od pojedynczego człowieka dla placówki
oświatowej sumą 22,5 miliona dolarów, która jest prawdopodobnie ‘rekordem
świata’ w tej dziedzinie. Również jego żona powiadomiła, że ma zamiar
przekazać uniwersytetowi osobisty majątek o wartości około 10 milionów
dolarów.
Najznakomitszego przykładu robienia pieniędzy w
historii amerykańskich milionów dostarcza Standart Oil Trust.
Trzydzieści lat temu pięciu młodych ludzi
mieszkających w większości w małym mieście Cleveland (w stanie Ohio) i
stosunkowo niezamożnych (prawdopodobnie cała ta grupa nie mogła się
poszczycić nawet 50 tysiącami dolarów) dostrzegło możliwości finansowe
tkwiące w ropie naftowej. Mówiąc obrazowym językiem przewodników znad starej
rzeki ‘natychmiast w to weszli’ i to z powodzeniem. Dzisiaj ta sama piątka
obraca majątkiem o wartości 600 milionów dolarów. (…) John D. Rockefeller,
umysł i motor tego wielkiego trustu, jest człowiekiem rumianej twarzy,
łagodnego oka oraz tak jowialnych manier, że trudno byłoby go nazwać
‘zaborczym monopolistą’. Jego aktualnym hobby jest edukacja, a swoje hobby
uprawia w sposób niezwykle krzepki i męski. Wziął on pod swoje skrzydła
Uniwersytet Chicagowski i jak do tej pory <str. 281> do kasy nowej placówki
edukacyjnej w drugim co do wielkości mieście republiki wpłynęło z jego
własnej kieszeni siedem milionów dolarów.”
W artykule zamieszczonym w Forum pan
Thomas G. Shearman, nowojorski statystyk, podał nazwiska siedemdziesięciu
Amerykanów, których majątki mają łączną wartość 2,7 miliarda dolarów, co
daje średnią 38,5 miliona na każdego. Twierdzi też, że można by zestawić
listę dziesięciu osób, którzy mają średnio po 100 milionów dolarów albo stu,
których majątek wyniósłby średnio po 25 milionów dolarów na każdego, a przy
tym “średni dochód roczny owej setki najbogatszych Amerykanów wynosi
co najmniej 1,2 miliona dolarów [na każdego], a najprawdopodobniej
przekracza 1,5 miliona”.
Komentując to ostatnie stwierdzenie, pewien
zdolny pisarz (pastor Josiah Strong) powiada:
“Jeśliby stu robotników mogło zarobić po tysiąc
dolarów rocznie, to każdy z nich musiałby pracować tysiąc dwieście albo i
tysiąc pięćset lat, aby zarobić tyle, ile wynosi roczny dochód owej
setki najbogatszych Amerykanów. A nawet gdyby robotnik mógł zarobić 100
dolarów dziennie, to musiałby pracować, nie biorąc ani jednego dnia urlopu,
aż osiągnie wiek pięciuset czterdziestu siedmiu lat, żeby zaoszczędzić tyle,
ile posiadają niektórzy Amerykanie.”
Poniższa tabela porównuje majątek czterech
najbogatszych narodów świata w 1830 i 1893 roku. Zestawienie to pokazuje, w
jaki sposób “gromadzone jest” narodowe bogactwo w tych “ostatnich dniach”
obecnego wieku, wieku bajecznej akumulacji dóbr.
1830 1893
Łączny majątek Wielkiej
Brytanii ........ $16 890 000 000....... $50 000 000 000
Łączny majątek Francji
.......................... 10 645 000 000......... 40 000 000 000
Łączny majątek Niemiec
........................ 10 700 000 000......... 35 000 000 000
Łączny majątek Stanów
Zjednocz. ........ 5 000 000 000......... 72 000 000 000
Aby czytelnik mógł sobie wyrobić pojęcie o tym,
w jaki sposób statystycy otrzymują wyniki dotyczące tak obszernych dziedzin,
podajemy poniższy przykład szacunkowej oceny majątku Stanów Zjednoczonych:
<str. 282>
Nieruchomości w miastach
i wsiach ...................................... $15 500 000 000
Nieruchomości inne niż w
miastach i wsiach ........................ 12 500 000 000
Własność prywatna (nie
wymieniona poniżej) ....................... 8 200 000 000
Koleje i ich wyposażenie
............................................................ 8 000 000 000
Kapitał zainwestowany w
fabrykach ........................................ 5 300 000 000
Wyprodukowane towary
........................................................... 5 000 000 000
Produkty (łącznie z
wełną) ..........................................................
3 500 000 000
Posiadłości i pieniądze
zainwestowane za granicą.................. 3 100 000 000
Budynki publiczne,
arsenały, okręty wojenne itp. .................. 3 000 000 000
Zwierzęta domowe w
gospodarstwach rolnych ..................... 2 480 000 000
Zwierzęta domowe w
miastach i miasteczkach ........................ 1 700 000 000
Pieniądze, monety krajowe
i zagraniczne, banknoty itp. ........ 2 130 000 000
Grunty publiczne (licząc
3,1 dolara za hektar) ......................... 1 000 000 000
Dobra mineralne
(wszelkiego rodzaju) .........................................
590 000 000
Łącznie $72 000 000 000
Kilka lat temu stwierdzono, że majątek Stanów
Zjednoczonych zwiększa się w tempie czterdziestu milionów dolarów na
tydzień, czyli dwóch miliardów dolarów rocznie.
(Całkowite zadłużenie Stanów Zjednoczonych,
obejmujące dług publiczny i prywatny, oszacowano wówczas na dwadzieścia
miliardów dolarów.)
Owo gromadzenie skarbów na ostatnie dni, którego
przykłady tutaj podajemy, obejmuje przeważnie Stany Zjednoczone, ale
zjawiska te odnoszą się do całego cywilizowanego świata. Wielka Brytania
jest bogatsza od Stanów Zjednoczonych, jeśli liczyć majątek przypadający na
osobę i stanowi najbogatszy naród świata. Nawet w Chinach i Japonii są od
niedawna milionerzy. Klęskę Chin, poniesioną w 1894 roku w wojnie z Japonią,
przypisuje się głównie skąpstwu urzędników rządowych, o których mówi się, że
dostarczali gorsze armaty i kule armatnie, albo nawet ich imitacje, chociaż
urzędnicy płacili wielkie sumy za prawdziwą broń. <str. 283>
Oczywiście bogactwa zdobywają jedynie nieliczni
spośród tych, którzy się o nie ubiegają. Pożądanie bogactw i pogoń za nimi
nie zawsze bywają wynagradzane. Zmora samolubstwa gnębi nie tylko tych,
którym się powiodło. Apostoł pisze bowiem: “Którzy chcą bogatymi być
[którzy są zdecydowani zdobyć bogactwo za wszelką cenę], wpadają w
pokuszenie i w sidło, i w wiele głupich i szkodliwych pożądliwości, które
pogrążają ludzi na zatracenie i zginienie. Albowiem korzeń wszystkiego złego
jest miłość pieniędzy [bogactwa]” – 1 Tym. 6:9-10. Większość z tych,
którzy podejmują to ryzyko, nie posiadając doświadczenia spotyka się z
rozczarowaniem i stratą. Tylko nieliczni, obdarzeni światową mądrością i
zapałem, zgarniają największe zyski podejmując niewielkie ryzyko. I tak na
przykład “południowoafrykańska gorączka złota”, która szerzyła się niegdyś w
Wielkiej Brytanii i we Francji, w rzeczywistości doprowadziła do przekazania
setek milionów dolarów z kieszeni i kont bankowych przedstawicieli klasy
średniej na konta bogatych kapitalistów i bankierów, którzy ponosili
najmniejsze ryzyko. W rezultacie klasa średnia, pragnąc się szybko wzbogacić
i ryzykując całym majątkiem, poniosła niewątpliwie wielkie straty. Prowadzi
to do niezadowolenia wśród tej na ogół konserwatywnie nastawionej klasy,
która w przeciągu kilku lat może okazać się gotowa do przyjęcia któregoś z
pomysłów socjalistycznych, jako że ich autorzy obiecują korzyści dla klasy
średniej.
Wzmaganie się ubóstwa
Czy jednak prawdą jest i to, że w tej ziemi
obfitości, w której tak wiele osób gromadzi swe bajeczne bogactwa, są także
ludzie biedni i w potrzebie? Czy nie są sami sobie winni, że dysponując
dobrym zdrowiem nie są w stanie zapewnić sobie wygodnego życia? Czy
przejmowanie odpowiedzialności za losy biedniejszych klas przez tych, którym
się powiodło, nie będzie prowadzić do rozwijania biedy i uzależnień? Tak
patrzy na to zagadnie wielu spośród ludzi bogatych, którzy często przed
dwudziestoma pięcioma laty sami byli biedni i dobrze pamiętają, że w
tamtym czasie nie brakowało pracy i każdy, kto tylko mógł i chciał
pracować, mógł coś robić. Ludzie ci nie uświadamiają sobie, jak wielkie
zmiany zaszły od tamtego czasu <str. 284> i że wraz z cudownym rozmnożeniem
się ich majątków, warunki życia mas społecznych bardzo się uwsteczniły, a
zwłaszcza w ciągu ostatnich siedmiu lat. To prawda, że w obecnym czasie
zarobki są na ogół uczciwe, gdyż dbają o to związki zawodowe i inne
organizacje, jednak wielu ludzi pozostaje bez pracy, a wielu z tych, którzy
są na posadach, mają ograniczony czas pracy o połowę albo i jeszcze
bardziej, tak że nawet przy bardzo oszczędnej gospodarce prawie nie są w
stanie prowadzić przyzwoitego i uczciwego życia.
Gdy przychodzą szczególnie dotkliwe kryzysy
gospodarcze, jak ten w latach 1893-96, wielu bezrobotnych zdanych jest na
łaskę przyjaciół, choć i oni nie bardzo mogą poradzić sobie z tym dodatkowym
obciążeniem. Ci zaś, którzy nie mają przyjaciół, zmuszeni są korzystać z
usług instytucji dobroczynnych, które w takich okresach nie są w stanie
podołać zwiększonym potrzebom.
Kryzys gospodarczy 1893 roku przetoczył się jak
fala przez cały świat, a jego ciężkie brzemię ciągle jeszcze jest
odczuwalne, choć daje się powoli zauważyć ożywcze tchnienie ozdrowienia.
Jednak, jak wskazuje Pismo Święte, obecny ucisk przychodzi falami, w
skurczach – “jako ból na niewiastę brzemienną” (1 Tes. 5:3) – a każdy
kolejny skurcz będzie prawdopodobnie poważniejszy, aż do tego ostatecznego.
Ludzie wiodący dostatnie i wygodne życie mają na ogół trudności z
uświadomieniem sobie nędzy, jaka szerzy się wśród niezwykle szybko rosnącej
klasy najuboższych. W rzeczywistości nawet ci przedstawiciele klasy średniej
i bogatej, którzy mają zrozumienie i współczucie dla ubóstwa ludzi bardzo
biednych, zdają sobie sprawę z tego, że nie ma żadnej możliwości
przeprowadzenia takich zmian w obecnym porządku społecznym, które
przyniosłyby trwałą ulgę dla najbiedniejszych. I tak każdy czyni tyle, ile
może i co mu się wydaje być jego obowiązkiem względem najbliższych, starając
się jednocześnie zapomnieć o ustawicznie docierających do niego raportach na
temat ubóstwa.
Poniższe cytaty z prasy codziennej przypominają
warunki, jakie panowały w roku 1893, a przecież niebawem sytuacja może się
powtórzyć i to z naddatkiem. Dziennik The California Advocte pisał:
<str. 285>
“Koncentracja wielotysięcznych tłumów
bezrobotnych w naszych wielkich miastach jest makabrycznym widowiskiem, a
ich żałosne wołanie o pracę i chleb rozlega się po całym kraju. Jest to
stary, nie rozwiązany problem ubóstwa, który został zwielokrotniony przez
bezprecedensowy kryzys gospodarczy. Przymusowa bezczynność staje się coraz
bardziej dokuczliwym efektem ubocznym cywilizacji. Jest ona złowrogim
cieniem, który nieustannie wlecze się za cywilizacją, rosnąc i nabierając
intensywności w miarę jej rozwoju. Z całą pewnością nie jest normalny stan,
w którym człowiek chcący pracować, pragnący pracy, nie może znaleźć miejsca,
gdzie mógłby coś robić, choć jego życie uzależnione jest od pracy. Utraciło
już swą aktualność stare powiedzenie, że ‘świat winien jest każdemu
człowiekowi życie’. Prawdą jest jednak to, że świat powinien zapewnić
każdemu człowiekowi szansę zarobienia na życie. Opracowano już wiele teorii,
podjęto wiele wysiłków, aby zapewnić niezbywalne ‘prawo do pracy’ każdemu,
kto chce pracować. Jednak jak dotąd wszystkie te próby kończyły się marnym
niepowodzeniem. Zaiste, dobroczyńcą ludzkości będzie ten, komu uda się
skutecznie rozwiązać problem zapewnienia jakiejś pracy każdemu chcącemu
pracować robotnikowi, uwalniając w ten sposób świat od przekleństwa
przymusowej bezczynności.”
Inny artykuł opisuje marsz ponad
czterotysięcznego tłumu bezrobotnych, którzy przeszli ulicami w centrum
Chicago. Na czele szedł jeden z nich niosąc tablicę z nagryzmolonym ponurym
hasłem: “Chcemy pracy”. Następnego dnia robotnicy maszerowali z wieloma
transparentami, na których były następujące hasła: “Żyjcie i pozwólcie żyć”,
“Chcemy szansy utrzymania naszych rodzin”, “Praca albo chleb” itp. Armia
bezrobotnych przemaszerowała przez San Francisco z transparentami, na
których było napisane: “Tysiące domów do wynajęcia i tysiące ludzi
bezdomnych”, “Głodni i nędzni”, “Batem głodu wpędzeni w żebractwo”,
“Zejdźcie nam z pleców, a pomożemy sobie sami” itp.
W innym wycinku z gazety czytamy:
<str. 286>
“NEWARK, Stan New Jersey, 21 sierpnia –
Niezatrudnieni robotnicy zorganizowali dzisiaj wielki pochód. Na jego czele
szedł człowiek z wielką czarną flagą, na której białymi literami było
napisane: ‘Znak czasu – przymieram głodem, bo on jest tłusty’. Poniżej
namalowany był gruby, najedzony człowiek w cylindrze, a obok niego głodujący
robotnik.”
Inna gazeta w następujący sposób pisała o
strajku angielskich górników:
“Boleśnie mnożą się w Anglii doniesienia o
prawdziwych nieszczęściach, a nawet głodzie, podczas gdy zastój w
przemyśle i chaos na kolei przybiera rozmiar poważnej narodowej klęski. (…)
Jak można się było spodziewać, rzeczywista przyczyna tkwi w ogromnych
opłatach za prawo do eksploatacji, jakie najemcy muszą płacić właścicielom
ziemskim, od których dzierżawią kopalnie. Milionerzy, których prawa do
pobierania opłat eksploatacyjnych wiszą kamieniem młyńskim na szyi przemysłu
węglowego, w większości są równocześnie wybitnymi członkami Izby Lordów, co
prowadzi do szybkiego skojarzenia tych dwóch spraw w gniewnej świadomości
społecznej. (…) Radykalne gazety sporządzają złowieszcze wykazy lordów, na
podobnej zasadzie jak wykazy trustów w Ameryce, uwidaczniając swoje
szacunkowe dane o ich gigantycznych poborach, które otrzymują z tytułu
własności ziemi.
Z miast dobiega wołanie o chleb. Jest ono
bardziej przenikliwe, chrapliwe i donośne niż kiedykolwiek. Wyrywa się
bowiem ze ściśniętych żołądków i słabnących szkieletów. Pochodzi ono od
mężczyzn, którzy włóczą się po ulicach w poszukiwaniu pracy. Pochodzi od
kobiet przesiadujących bez nadziei w pustych pokojach. Pochodzi od dzieci.
Biedacy z Nowego Jorku znaleźli się w takiej
nędzy, jakiej dotąd nie znano. Prawdopodobnie żadna z żyjących osób nie
rozumie, jak straszne jest cierpienie, jak okropna nędza. Nikt nie ma
poglądu na całość. Niczyja wyobraźnia nie jest w stanie tego ogarnąć.
Tylko nieliczni spośród tych, którzy będą to
czytali, są w stanie zrozumieć, co to znaczy nie mieć chleba. Jest to
sytuacja tak przerażająca, że nie sposób sobie tego uświadomić. Każdy mówi
sobie: ‘Ludzie ci na pewno mogą się gdzieś udać, by dostać coś do zjedzenia,
tyle żeby podtrzymać swe życie. Mogą pójść do przyjaciół.’ Ale dla
dotkniętych głodem <str. 287> nie ma żadnego ‘gdzieś’. Ich przyjaciele są
tak samo biedni jak oni. Są ludzie tak osłabieni brakiem żywności, że nie
mogą pracować, nawet jeśli ktoś im zaproponuje pracę.”
Examiner z San Francisco napisał w
artykule redakcyjnym:
“Jak to jest? Mamy tak dużo jedzenia, że rolnicy
narzekają na niskie ceny produktów rolnych. Mamy tak dużo ubrań, że zamyka
się zakłady bawełniane i wełniane, ponieważ nikt nie chce kupować ich
wyrobów. Mamy tak dużo węgla, że firmy kolejowe zajmujące się jego
transportem są na krawędzi bankructwa. Mamy tak dużo domów, że murarze są
bez pracy. Wszystkie potrzeby i wygody życia występują w takiej obfitości,
jakiej nie mieliśmy nawet w najbardziej pomyślnych latach naszej historii.
Jeśli więc kraj ma dostatek żywności, ubrań, paliwa i schronienia dla
każdego, to dlaczego mamy tak ciężkie czasy? Na pewno nie jest temu winna
natura. A więc co, albo kto?
Problem bezrobocia jest jednym z
najpoważniejszych zadań, z jakimi muszą się zmierzyć Stany Zjednoczone.
Według statystyk opracowanych przez Bradstreet na początku tego roku
w 119 największych miastach Stanów Zjednoczonych nieco ponad 801 tysięcy
osób zdolnych do pracy pozostawało bez zatrudnienia, zaś liczba osób
zależnych od ich dochodów przekracza 2 miliony. Gdyby sytuacja w owych 119
miastach odpowiadała średniej krajowej, oznaczałoby to, że całkowita liczba
pracowników najemnych pozostających bez pracy przekracza 4 miliony, a liczba
osób od nich zależnych wynosi ponad 10 milionów. Ponieważ jednak bezrobotni
na ogół znajdują się w miastach, to można bezpiecznie przyjąć, że liczby te
należy podzielić przez cztery. Nawet jeśli przyjmiemy taki wniosek, to i tak
liczba pracowników najemnych pozostających bez zatrudnienia będzie ogromną,
rozdzierającą serce sumą.
Europa od dawna już podąża ciężką drogą biedy,
której końcem jest ubóstwo, stąd też władze Starego Świata wiedzą znacznie
lepiej, jak obchodzić się z tym problemem, niż względnie zamożne
społeczeństwo z tej strony oceanu. Zarobki w Europie są tak niskie, że w
wielu państwach ludzie na starość muszą szukać schronienia w przytułku dla
ubogich. Nawet przy dużej dozie przedsiębiorczości i oszczędności robotnik
nie jest w stanie odłożyć pieniędzy, które mogłyby być zabezpieczeniem na
starość. Różnica między dochodami i wydatkami jest tak niewielka, że kilka
dni choroby albo braku zatrudnienia <str. 288> doprowadza robotnika do
natychmiastowej nędzy. Tamtejsze rządy były zmuszone zabrać się za tą sprawę
bardziej naukowo, a nie stosować popularnej amerykańskiej metody ‘jakoś to
będzie’, dzięki której nie pracujący włóczęga żyje znakomicie, a pełen
godności człowiek, który znajdzie się w potrzebie, musi cierpieć głód.”
Wydawca czasopisma The Arena tak
pisze w swym
Cywilizacyjnym Piekle:
“Granice martwego morza potrzeb stają się coraz
bardziej rozległe w każdym większym skupisku ludzkim. Szemranie gniewnego
niezadowolenia złowieszczo narasta wraz z upływem każdego roku. Siła
skąpstwa, każąca odmówić biednym sprawiedliwości, postawiła nas w obliczu
niewiarygodnego kryzysu, któremu teraz jeszcze można by zapobiec, gdybyśmy
tylko byli na tyle mądrzy, by okazać sprawiedliwość i ludzkie uczucia. Z
problemu tego nie da się już jednak szydzić, tak jakby był on bez znaczenia.
Nie jest to już zjawisko lokalne. Swym oddziaływaniem i zagrożeniem ogarnia
ono całą działalność polityczną. Jeszcze kilka lat temu jeden z najbardziej
szanowanych duchownych w Ameryce oświadczył, że w naszej republice nie ma
zjawiska biedy, nad którym warto by się zastanawiać. Dzisiaj żadna myśląca
osoba nie zaprzeczy, że problem ten przybrał ogromne rozmiary. Niedawno temu
zatrudniłem pewnego człowieka z Nowego Jorku, by osobiście przeglądając
miejskie raporty sądowe, upewnił się, jaka jest dokładna liczba nakazów
eksmisji wydanych w ciągu dwunastu miesięcy. I jaki był rezultat?
Sprawozdania dowodzą zatrważającego faktu, że w okresie dwunastu miesięcy,
do 1 września 1892 roku, w Nowym Jorku wydano 29 720 nakazów eksmisji.
W artykule, jaki ukazał się w Forum w
grudniu 1892 roku, pan Jacob Riis pisze na temat szczególnych potrzeb
ubogich mieszkańców Nowego Jorku. Cytujemy: ‘W Nowym Jorku niezmiennie od
wielu lat jedna dziesiąta ludzi umierających w tym bogatym mieście jest
grzebana na cmentarzu dla ubogich. Spośród 382 530 pogrzebów odnotowanych w
ciągu ostatniej dekady 37 966 odbyło się na tym cmentarzu’. Dalej pan Riis
wskazuje na fakty, dobrze znane wszystkim, którzy zajmują się zagadnieniem
warunków socjalnych i którzy osobiście badają sprawę ubóstwa w wielkich
miastach, świadczące o tym, że wskaźnik cmentarza dla ubogich, pomimo
istotnego znaczenia, nie jest adekwatną miarą zjawiska ubóstwa, jako
problemu wielkich miast. I dalej pisze on na ten temat:
‘Jeśli ktoś miał jakąkolwiek osobistą styczność
z ubogimi i wie, jak wielki strach towarzyszy ich zmaganiom z ogarniającą
ich nędzą, jak planują, jak spiskują i <str. 289> martwią się, żeby tylko
ucieszyć się nędznym przywilejem bycia złożonym w spokoju do własnego,
opłaconego grobu, choć przez całe życie nie mieli ani szopy, którą mogliby
nazwać własną, to na pewno się ze mną zgodzi co do słuszności
przypuszczenia, że tam, gdzie jeden człowiek, mimo tych wszystkich starań,
bywa wrzucany do owego straszliwego rowu, tam dwóch lub trzech stoi krok od
jego krawędzi. Te szacunkowe obliczenia, wskazujące na dwadzieścia do
trzydziestu procent naszej ludności, która ciągle musi odpędzać wilka biedy
od swoich drzwi, owe przerażające wątpliwości, znajdują wystarczające
potwierdzenie w dobrze znanych, choć odosobnionych akcjach dobroczynnych
przeprowadzanych w Nowym Jorku.’
W 1890 roku oficjalnie odnotowano w Nowym Jorku
239 samobójstw. Sprawozdania sądowe, jak nigdy dotąd, pełne są przypadków
prób samobójczych. ‘Jesteś’, mówił naczelny sędzia miejski Smyth, zwracając
się do biednej istoty, która szukała ucieczki w śmierci przez skok do East
River, ‘drugim przypadkiem usiłowania samobójstwa, jaki pojawia się w naszym
sądzie dzisiaj przed południem. A’, mówił dalej, ‘nie przypominam sobie,
żeby w ogóle kiedykolwiek było tak wiele prób samobójczych, jak w ciągu
ostatnich kilku miesięcy.’
Nad setkami, tysiącami naszych obywateli powoli,
lecz nieuchronnie, zapada noc ubóstwa i rozpaczy. Są oni świadomi jej
nadejścia, ale powstrzymanie jej postępów jest poza zasięgiem ich
możliwości. ‘Każdego roku czynsze rosną, a zarobki maleją, i co my możemy na
to poradzić’, powiedział pewien robotnik na temat perspektyw na przyszłość.
‘Nie widzę żadnego wyjścia z tej sytuacji’, gorzko dodał i trzeba przyznać,
że perspektywy są bardzo ponure, jeśli szybko nie zostanie podjęta jakaś
radykalna reforma ekonomiczna, gdyż podaż na rynku pracy rośnie znacznie
szybciej niż popyt. ‘Dziesięć kobiet na jedno miejsce pracy, choćby
najgorsze’ brzmiało obojętne stwierdzenie pewnego urzędnika, który niedawno
przeprowadzał ukierunkowane badania w zakresie pracy kobiet. ‘Setki
dziewcząt’, pisze dalej ten sam autor, ‘rujnuje swoją przyszłość i traci
zdrowie w dusznych, niedostatecznie wietrzonych magazynach i warsztatach, a
mimo to dziesiątki innych przybywają co tydzień ze wsi i małych miasteczek,
by zająć zwolnione miejsca pracy’. I nie wyobrażajmy sobie, że Nowy Jork
jest pod tym względem wyjątkowym miastem. To co dzieje się w metropolii,
jest pod pewnymi względami typowe dla każdego wielkiego miasta w Ameryce. W
odległości strzału armatniego od Beacon Hill w Bostonie, gdzie dumnie wznosi
się złota kopuła Kapitolu, <str. 290> mieszkają setki rodzin, które powoli
umierają z głodu i duszą się, rodzin, które dzielnie walczą o zaspokojenie
najprostszych potrzeb życiowych, podczas gdy z roku na rok ich sytuacja
staje się coraz bardziej beznadziejna, walka o chleb coraz bardziej zażarta,
a widoki na przyszłość coraz bardziej posępne. W rozmowie jeden z tych
umęczonych ludzi powiedział z pewnym smutkiem i przygnębieniem,
znamionującym brak nadziei, a może i przytępioną wrażliwość, która
uniemożliwiała mu uchwycenie pełni straszliwego znaczenia swych słów:
‘Słyszałem raz o człowieku zamkniętym przez pewnego tyrana w żelaznej
klatce, której ściany codziennie przesuwały się bliżej niego. Aż w końcu,
ściany klatki były tak blisko siebie, że każdego dnia wyciskały już po
kawałku życia z tego człowieka, a wydaje mi się’, powiedział on, ‘że w
pewnym sensie jesteśmy w sytuacji całkiem podobnej do tej, w jakiej znalazł
się tamten człowiek, gdy bowiem widzę, jak codziennie wynosi się te małe
skrzynki, mówię czasem do żony: Znowu wyciśnięty został kawałek życia,
któregoś dnia wyniosą nas także’.
Odwiedziłem ostatnio ponad dwadzieścia mieszkań
czynszowych, w których życie toczy walkę ze śmiercią, w których z cierpliwym
heroizmem, dalece przewyższającym śmiałe zwycięstwa odniesione wśród
podniosłych okrzyków pól bitewnych, matki i córki bez przestanku trudzą się
z igłą w ręku. W wielu domach widziałem przykutych do łóżka inwalidów. W ich
zapadłych oczach i zmizerowanych obliczach wyraźnie można było przeczytać
historię miesięcy, a może lat powolnego umierania śmiercią głodową w nędzy,
w przyprawiającym o mdłości odorze oraz w niemal powszechnym brudzie tych
socjalnych piwnic. Tutaj dopiero uzyskuje się bolesną świadomość upiornego
głodu i wszechobecnego strachu. Serca tych wygnańców przez całe życie
ściśnięte są miażdżącym ciężarem lęku. Nieustannie staje im przed oczyma
obraz właściciela pojawiającego się w drzwiach z nakazem eksmisji. Na każdym
kroku prześladuje ich strach przed chorobą, gdyż dla nich choroba oznacza
brak możliwości zapewnienia rodzinie choćby skromnego wyżywienia,
koniecznego do utrzymania się przy życiu. Rozpacz w obliczu niepewnej
przyszłości najczęściej zatruwa im nawet chwilę spoczynku. Taki jest obecnie
wspólny los cierpliwych i utrudzonych robotników w slumsach naszych wielkich
miast. Na twarzach większości z nich można zobaczyć wyraz ponurego smutku i
niemej rezygnacji.
Czasami jednak w ich zapadniętych
oczodołach zabłyśnie jakieś kapryśne światło, nieszczęsny błysk zdradzający
tlące się jeszcze ognie niezatartej świadomości doznanych krzywd.
Podświadomie czują oni, że los polnych zwierząt jest bardziej radosny, niż
ich przeznaczenie. Nawet jeśli jeszcze zmagają się od świtu aż do <str. 291>
późnej nocy, by zdobyć kawałek chleba i utrzymać obskurny pokój, wiedzą, że
w wielkich, pulsujących ośrodkach chrześcijaństwa zamyka się dla nich okno
nadziei. Zaprawdę smutkiem napawa myśl, że w tym samym czasie, gdy nasza
ziemia, jak nigdy dotąd, pełna jest majestatycznych świątyń pod wezwaniem
wielkiego Nazarejczyka, który poświęcił swe życie na służbę ubogim,
poniżonym i odrzuconym, widzimy jak podnosi się fala ubóstwa, jak
nieproszona bieda staje się nieuchronnym przeznaczeniem kolejnych tysięcy
osób każdego roku. Nigdy jeszcze altruizms nie
był w takim stopniu obecny na ustach ludzi. Jeszcze nigdy ludzkie serce nie
tęskniło tak jak obecnie za prawdziwymi przejawami ludzkiego braterstwa.
Nigdy jeszcze cały cywilizowany świat nie był tak głęboko poruszony
niezmiennym od wieków marzeniem – o ojcostwie Boga i braterstwie ludzi. A tu
tymczasem, dziwna nieprawidłowość! Płacz niewinnych, pogwałcenie
sprawiedliwości, wołania milionów ludzi zaprzęgniętych w ten kierat
dobiegają z każdego cywilizowanego kraju, jak nigdy dotąd. Głos Rosji miesza
się z wołaniem Irlandii. Wypędzeni z Londynu łączą się z wyrzutkami
wszystkich wielkich miast Europy i Ameryki w jednym wielkim, potężnym,
wstrząsającym ziemią żądaniu sprawiedliwości.
W samym Londynie na krawędzi przepaści żyje
ponad trzysta tysięcy ludzi, których każde uderzenie serca przeszyte jest
lękiem, którzy, jak w nocnym koszmarze, przez całe życie prześladowani są
myślą, że zostaną pozbawieni nędznej nory, którą oni nazywają domem. Niżej
od nich stoczyło się dwieście tysięcy istnień, którym zagraża głód. Jeszcze
niżej jest trzysta tysięcy tych, którzy już znaleźli się w warstwie głodu, w
strefie, gdzie głód dręczy dzień i noc, gdzie każda sekunda każdej minuty
każdej godziny każdego dnia przesycona jest agonią. Jeszcze niżej od
głodujących znaleźli się bezdomni – ci, którzy już zupełnie nie mają za co
wynająć mieszkania nawet w najgorszych dzielnicach, ci, którzy przez cały
rok nocują bez schronienia, których setkami można znaleźć w nocy na zimnych,
kamiennych płytach wzdłuż nabrzeża Tamizy. Niektórzy mają gazetę, którą mogą
położyć na wilgotnych kamieniach, większość jednak nie może sobie pozwolić
nawet na taki luksus. Armia tych całkowicie bezdomnych liczy w Londynie
trzydzieści trzy tysiące.”
Może ktoś powie, że w tym ujęciu jest wiele
przesady? Niech się sam przekona. Nawet jeśli jest to tylko w połowie
prawdą, to i tak sytuacja jest rozpaczliwa! <str. 292> Niezadowolenie, nienawiść i tarcia przybliżają
gwałtownie moment społecznego zapłonu Choćby nie wiadomo jak tłumaczyć biednym, że
bogaci nigdy nie byli tak miłosierni jak teraz, że obecne społeczeństwo
hojniej niż kiedykolwiek troszczy się o biednych, ślepych, chorych i tych,
co nie mają zapewnionej opieki, że łoży się ogromne sumy pochodzące z
podatków na utrzymanie tych instytucji dobroczynnych, to i tak nie zadowoli
to człowieka pracy. Mając szacunek dla samego siebie i będąc inteligentnym
obywatelem, nie prosi on o jałmużnę. Nie dąży do zapewnienia sobie
przywileju korzystania z przytułku dla ubogich, dobroczynnego leczenia w
szpitalu w razie choroby. Chce on mieć szansę uczciwego i przyzwoitego
zarobku na chleb, pragnie w pocie czoła i z godnością uczciwego, ciężko
pracującego robotnika móc utrzymać swoją rodzinę. Widzi zaś, jak on sam i
jego przyjaciel robotnik wpada w coraz większe uzależnienie od czyjejś łaski
i wpływów, mogących mu pomóc znaleźć i utrzymać miejsce pracy, widzi jak
niewielki sklepikarz, murarz czy rzemieślnik boryka się ciężej niż
kiedykolwiek, żeby zarobić na uczciwe życie, podczas gdy jednocześnie czyta
o tym, jak dobrze powodzi się bogatym, jak rośnie liczba milionerów, jak
łączą się kapitały, aby lepiej kontrolować przemysł – przemysł miedziowy,
stalowy, szklany, naftowy, zapałczany, papierowy, węglowy, lakierniczy,
gospodarstwa domowego, telegraficzny i każdy inny. Widzi też, jak ów
połączony kapitał kontroluje przebieg spraw światowych, tak aby równocześnie
ze spadkiem wartości jego pracy, spowodowanym konkurencją, rosły
jednocześnie ceny towarów i usług, albo przynajmniej nie spadały
proporcjonalnie do redukcji kosztów wytwarzania, spowodowanej zastosowaniem
ulepszonych maszyn zastępujących ludzki umysł i mięśnie.
W takich okolicznościach nie ma się co dziwić,
że na trzynastym dorocznym kongresie pracy w Chicago wiceprzewodniczący
Zrzeszenia Rzemieślników powitał <str. 293> gości następującymi
sarkastycznymi słowami:
“Życzylibyśmy sobie, byśmy mogli was powitać w
dobrze prosperującym mieście, jednak fakty nie potwierdzałyby takiego
stwierdzenia. Sytuacja jest tutaj taka, jaka jest, ale nie taka, jak być
powinna. Dlatego pozwalamy sobie powitać was w imieniu stu monopolistów oraz
pięćdziesięciu tysięcy włóczęgów, w mieście, w którym mamona święci karnawał
w pałacach, a w tym samym czasie matki wypłakują sobie oczy, dzieci
przymierają głodem, zaś mężczyźni daremnie szukają pracy. Pozwalamy sobie
powitać was w imieniu stu tysięcy bezrobotnych i w imieniu właścicieli
budowli poświęconych Bogu na chwałę, których drzwi są jednak nocą zamknięte
przed głodującymi i biednymi; w imieniu duchownych, którzy pasą się na
winnicy Bożej, zapominając o dzieciach Bożych, które są głodne i nie mają
miejsca, gdzie mogłyby skłonić głowę; w imieniu filarów systemu wyciskania
potu, milionerów i diakonów, których dusze są zagrożone pożądliwością złota;
w imieniu najemnych pracowników, których krwawy pot przekuwa się tutaj na
złote dukaty; w imieniu schronisk dla obłąkanych i przytułków dla biednych,
w których tłoczą się ludzie odchodzący od zmysłów na skutek licznych trosk
dręczących ich w tej krainie obfitości.
Pokażemy wam widoki z Chicago, których nie
ogląda się na terenach wystawowych – obrazy wielkości i słabości naszego
miasta. Dziś w nocy pokażemy wam setki ludzi śpiących na surowych kamieniach
korytarzy tego budynku, w którym się teraz znajdujemy – bez domu i bez
jedzenia – ludzi, którzy mogą i chcą pracować, ale dla których nie ma pracy.
Byłby najwyższy czas, byśmy podnieśli alarm – alarm przeciwko dalszemu
utrzymywaniu rządu, którego suwerenne prawa przekazywane są magnatom
kolejowym, baronom węglowym i spekulantom, alarm przeciwko dalszemu
utrzymywaniu rządu federalnego, którego polityka finansowa powstaje na Wall
Street pod dyktando finansowych baronów z Europy. Spodziewamy się, że
podejmiecie kroki, które pozwolą na skorzystanie z przywilejów, tak aby
odsunąć od władzy niewiernych sług narodu, którzy ponoszą odpowiedzialność
za istniejący stan rzeczy.”
Mówca ten popełnia oczywiście ogromny błąd
sądząc, że zmiana urzędnika czy partii może uleczyć istniejące zło.
Tłumaczenie mu jednak, podobnie zresztą jak i każdemu innemu człowiekowi
przy zdrowych zmysłach, że to nie ustrój społeczny <str. 294> stanowi
przyczynę występowania krańcowego bogactwa i ubóstwa, mijałoby się z celem.
Niezależnie jednak od różnic, jakie występują między ludźmi w zakresie oceny
przyczyn takiej sytuacji i metod jej uzdrowienia, wszyscy zgadzają się z
jednym, że mamy tu do czynienia z chorobą. Jedni, podążając w fałszywych
kierunkach, bezowocnie poszukują środka zaradczego, a tymczasem wielu
innych, niestety, nie życzy sobie, aby takowy został znaleziony, a
przynajmniej nie wcześniej, aż zdążą wykorzystać obecną sytuację.
Zgodnie z tym wypowiadał się George E. McNeill.
W swym przemówieniu na światowym kongresie pracy powiedział:
“Przyczyną narodzin ruchu klasy robotniczej jest
głód – głód chleba, głód mieszkań, ciepła, odzieży i przyjemności. W ludzkim
dążeniu do szczęścia, każdy ubiega się o swoje ideały, lekceważąc przy tym,
często ze stoickim spokojem, ideały innych. System gospodarczy opiera się na
diabelskiej, żelaznej zasadzie: Każdy dla siebie. Czyż więc jest w tym coś
niezrozumiałego, że ludzie, którzy najwięcej cierpią pod rządami samolubstwa
i chciwości, organizują się w celu obalenia diabelskiego systemu rządów?”
Gazety pełne są opisów modnych wesel i
balów, na których tak zwana “śmietanka” towarzyska pojawia się w kosztownych
ubraniach i rzadkich klejnotach. Pewna dama na balu w Paryżu miała podobno
ubrać na siebie diamenty o wartości 1,6 miliona dolarów. New York World
z sierpnia 1896 opublikował zdjęcie Amerykanki ozdobionej diamentami i
innymi klejnotami wycenionymi na milion dolarów, a wcale nie należała ona do
najbogatszej warstwy społecznej. Prasa codzienna donosi o rozrzutnym
rozdawaniu tysięcy dolarów na urządzanie takich bankietów – na wyborowe
wina, ozdoby kwiatowe itp. Można przeczytać o pałacach wznoszonych dla
bogatych ludzi, z których wiele kosztuje ponad 50 tysięcy dolarów1,
a niektóre nawet 1,5 miliona. Opowiada się o “spotkaniach towarzyskich” dla
piesków, na których zwierzęta pod opieką “nianiek” karmione są wykwintnymi
potrawami. Czyta się o 10 tysiącach dolarów wydanych na potrawę deserową, 6
tysiącach za artystyczne wazony z kwiatami, 50 tysiącach za dwie różowe
wazy. Prasa podaje, że angielski książę zapłacił 350 tysięcy dolarów za
konia, <str. 295> że pewna kobieta z Bostonu pochowała swojego męża w
trumnie o wartości 50 tysięcy dolarów, że inna “dama” wydała 5 tysięcy na
pogrzeb swojego ukochanego pudelka, że nowojorscy milionerzy płacą aż 800
tysięcy dolarów za jeden jacht.
Czyż można się więc dziwić, że wielu zazdrości,
a inni gniewają się i są rozgoryczeni, gdy porównują taką rozrzutność z
niedostatkiem albo przynajmniej z przymusową oszczędnością w swych
rodzinach? Biorąc pod uwagę to, że tylko nieliczni są “Nowymi Stworzeniami”,
tymi, którzy swe uczucia kierują ku rzeczom wyższym, a nie doczesnym, którzy
nauczyli się, że “jestci wielki zysk pobożność z przestawaniem na swem” i
którzy czekają na Pana z dochodzeniem sprawiedliwości w swej sprawie, trudno
się dziwić, że budzi to w sercach ludzkich uczucia zazdrości, nienawiści,
złości i niezgody. Uczucia te dojrzeją w końcu do otwartego buntu, który
będzie ostatecznym wykonaniem wszystkich uczynków ciała i diabła w czasie
zbliżającego się wielkiego ucisku.
“Oto ta była nieprawość Sodomy (…) pycha, sytość
chleba, i obfitość pokoju; co ona mając (…) ręki jednak ubogiego i
nędznego nie posilała” – Ezech. 16:49,50.
Kalifornijski Christian Advocate,
opisując wytworne bale w Nowym Jorku, pisze:
“Rozrzutne zbytki i kłujące w oczy
ekstrawagancje ‘starożytnych’ bogaczy greckich i rzymskich przeszły do
historii. Tymczasem jednak podobnie lekkomyślne efekciarstwo znów pojawia
się w tak zwanych dobrych towarzystwach naszego kraju. Jeden z naszych
korespondentów opowiada o pewnej damie z Nowego Jorku, która w jednym tylko
sezonie na rozrywki wydała 125 tysięcy dolarów. Charakter i wartość tych
rozrywek można ocenić na podstawie faktu, że uczyła ona swych gości, jak (…)
się mrozi rzymski poncz w kielichach czerwonych i żółtych tulipanów oraz jak
się je żółwie złotymi łyżkami ze srebrnych czółen. Inni zwolennicy rozrywek
pokrywają swe stoły drogimi różami, a jeden z ‘owych czterystu’ miał podobno
wydać 50 tysięcy na jedno przyjęcie. Rozrzutne wydawanie tylu pieniędzy na
tak <str. 296> nędzne cele jest rzeczą grzeszną i haniebną, niezależnie od
tego, jak wielki ktoś posiada majątek.”
Messiah’s Herald podaje:
“Stu czterdziestu czterech społecznych
autokratów pod wodzą jednego arystokraty urządziło wielki bal. Swym blaskiem
przyćmił on bale królewskie. Był niesłychanie ekskluzywny. Wino lało się
strumieniami. Piękno użyczyło swych uroków. Nawet Marek Antoniusz z
Kleopatrą nie otaczali się takim przepychem. Była to kolekcja milionerów.
Skarbce świata zostały ogołocone z pereł i diamentów. Naszyjniki z
klejnotami o wartości 200 tysięcy dolarów, i nieco tańsze, zdobiły
dziesiątki dekoltów. Tańczono wśród przepychu Alladyna. Radości nie było
końca. W tym samym czasie, jako podaje gazeta, 100 tysięcy głodujących
górników z Pensylwanii czyściło ulice w poszukiwaniu czegoś do jedzenia,
niektórzy z nich żywili się kotami, a wielu popełniło samobójstwo, by nie
patrzeć na swe dzieci umierające z głodu. Tymczasem jeden naszyjnik ze
stołecznego balu uchroniłby ich wszystkich od głodu. Było to jedno z
‘wielkich wydarzeń towarzyskich’ narodu zwanego chrześcijańskim. Cóż za
sprzeczność! I na to nie ma lekarstwa. Tak będzie ‘aż On przyjdzie’.”
“Aż On przyjdzie”? O nie, raczej “tak będzie i
za dni Syna człowieczego”, gdy On przyszedł, gdy zgromadza swych
wybranych do siebie i przez to ustanawia swe Królestwo, które zostanie
zapoczątkowane przez “pokruszenie” na kawałki obecnego systemu społecznego w
czasie wielkiego ucisku i anarchii, w przygotowaniu do ustanowienia
Królestwa sprawiedliwości (Obj. 2:26,27; 19:15). Jako się działo za dni
Lotowych, tak będzie i za dni Syna człowieczego. A jako było za dni
Noego, tak będzie i przyjście [parousia – obecność] Syna człowieczego
(Mat. 24:37; Łuk. 17:26,28).
Czy bogacze bywają zbyt ostro potępiani?
Cytujemy fragment z artykułu redakcyjnego gazety
Examiner z San Francisco:
“Należący do pana W. K. Vanderbilta
ogromny brytyjski jacht parowy ‘Valiante’ dołączył w nowojorskim porcie do
brytyjskiego jachtu parowego <str. 297> ‘Conqueror’, który stanowi własność
pana F. W. Vanderbilta. ‘Valiante’ jest wart 800 tysięcy dolarów. Jest to
równoznaczne z dochodem ze zbiorów 15 tysięcy buszlis pszenicy,
przy cenie sześćdziesiąt centów za buszel albo całkowitą produkcją co
najmniej 8 tysięcy gospodarstw o powierzchni 64 hektarów każde. Innymi
słowy, 8 tysięcy rolników reprezentujących 40 tysięcy mężczyzn, kobiet i
dzieci, pracowało w słońcu i w deszczu, by umożliwić panu Vanderbiltowi
zbudowanie w zagranicznej stoczni jachtu, jakim nie mogą się poszczycić
nawet władcy europejscy. Budowa jachtu wymagała pracy co najmniej tysiąca
mechaników przez okres roku. Gdyby te pieniądze, które zapłacono za jacht,
puścić w obieg między robotnikami, to na przestrzeni kilku kwartałów
wywierałyby one odczuwalny wpływ na nastroje obecnego czasu.”
J. R. Buchanan pisząc w czasopiśmie Arena
na temat bezdusznej rozrzutności bogaczy, powiada:
“Jej zbrodniczość nie polega na bezduszności
pobudek, ale na niczym nie usprawiedliwionym niszczeniu szczęścia i życia
ludzkiego w imię osiągnięcia samolubnych celów. Po dokładniejszym zbadaniu
tej sprawy przekonamy się, że takie jawne trwonienie majątku na zwykłe
wygody jest przestępstwem. Wybudowanie stajni dla koni za 700 tysięcy
dolarów, jak to uczynił pewien milioner z Syracuse, czy też wydanie 50
tysięcy dolarów na jeden posiłek nie stanowiłoby niczyjej krzywdy, gdyby
pieniądze były tak samo ogólnie dostępne jak powietrze i woda, tymczasem
jednak każdy dolar wyobraża przeciętną dzienną dawkę pracy. Dlatego też
stajnia za 700 tysięcy dolarów odpowiada pracy tysiąca ludzi przez dwa lata
i cztery miesiące. Jest ona także równoważna 700 istnieniom ludzkim, jako że
1000 dolarów wystarczyłoby na wyżywienie dziecka do dziesiątego roku życia,
a na następne dziesięć lat dziecko mogłoby już w pełni samo na siebie
zarobić. Tak więc modna stajnia stanowi równowartość fizycznej podstawy
utrzymania dla 700 osób, co dowodzi, że właściciel ceni ją sobie bardziej
niż 700 ludzi, którzy umrą, aby on mógł zaspokoić swą próżność.”
The Literary Digest pisze w artykule
redakcyjnym:
“Nie tak dawno temu pewien duchowny z Nowej
Anglii wystosował list do pana Samuela Gompersa, przewodniczącego
Amerykańskiej Federacji Pracy, z zapytaniem dlaczego, w jego opinii, tak
wielu inteligentnych robotników nie uczęszcza do kościoła. W odpowiedzi pan
Gompers stwierdził, że jedną z przyczyn jest to, że kościoły przestały już
odpowiadać nadziejom i aspiracjom robotników, nie okazują też one
współczucia wobec ich <str. 298> nieszczęść i brzemion. Pastorzy albo nie
mają potrzebnej wiedzy, mówił on, albo nie mają odwagi, by otwarcie zza
kazalnic oznajmić prawa i krzywdy milionów robotników. Kościół krzywym okiem
patrzy na organizacje, które okazują się najskuteczniejsze w zapewnianiu
poprawy warunków życia. Uwaga robotników była kierowana w stronę ‘słodkiej
przyszłości’, przy całkowitym lekceważeniu okoliczności wynikających z
‘gorzkiej teraźniejszości’. Kościół i duchowieństwo ‘usprawiedliwiają i
bronią bezprawia popełnianego przeciwko interesom ludu, dlatego że ci,
którzy się go dopuszczają, są bogaci’. Zapytany o to, co jego zdaniem
mogłoby pomóc w doprowadzeniu do pojednania kościoła z masami społecznymi,
pan Gompers opowiedział się za ‘całkowitą zmianą obecnego stanowiska’. Swą
odpowiedź kończy takimi słowami: ‘Ten kto nie potrafi okazywać współczucia
robotnikom, kto w spokoju ducha albo z obojętnością przypatruje się
straszliwym rezultatom obecnych stosunków ekonomicznych i społecznych, ten
jest nie tylko przeciwnikiem najważniejszych interesów rodziny ludzkiej, ale
też particeps criminis [uczestnikiem zbrodni] wszystkich krzywd
wyrządzanych mężczyznom i kobietom naszych czasów, dzieciom dnia
dzisiejszego, ludzkości dnia jutrzejszego.”
Przytaczając odgłosy opinii publicznej
potępiające klasę bogaczy oraz stwierdzając potępienie ze strony Pana i
przepowiedzianą karę, jaka ma spaść na całość tej klasy, lud Boży powinien
jednocześnie zgodnie z rozsądkiem okazywać umiarkowanie w swoich sądach i
opiniach dotyczących pojedynczych osób dysponującym wielkim majątkiem. Pan,
który wydaje tak surowy sąd przeciwko tej klasie, okaże jednak wielkie
miłosierdzie wobec pojedynczych jej członków. Gdy tylko zniszczy ich bałwany
srebra i złota, zniży wyniosłość ich oczu i poniży pychę, okaże się łaskawy
w pocieszaniu i uzdrawianiu tych, którzy wyrzekną się samolubstwa i dumy.
Należy także zaznaczyć, że przytaczamy tu jedynie racjonalne i umiarkowane
wypowiedzi rozsądnych autorów, pomijając krańcowe i często bezsensowne
oratorstwo anarchistów i wizjonerów.
Ułatwieniem w zachowaniu umiarkowania w sądzie
niech będzie dla nas to, (1) że określenie “bogaty” jest bardzo ogólne <str.
299> i obejmuje nie tylko ludzi posiadających ogromne fortuny, ale także
wielu innych, którzy w porównaniu z największymi bogaczami mogą się wydać
ubodzy; (2) że pomiędzy tymi, których osoby bardzo biedne określiłyby mianem
bogaczy, jest wielu dobrych i życzliwych ludzi, aktywnych do pewnego stopnia
w dobroczynnych i filantropijnych przedsięwzięciach. Jeśli więc nie wszyscy
są takimi aż do granic samopoświęcenia, byłoby przejawem złej woli, gdyby
ci, którzy sami nie poświęcili się dla dobra innych, mieli potępiać drugich,
którzy tego nie czynią. Ci zaś, którzy poświęcają się dla innych, wiedzą,
jak bardzo trzeba cenić każdy przejaw takiego ducha, niezależnie od tego,
czy znajduje się go u bogatych, czy biednych.
Dobrze jest także pamiętać, że wielu ludzi
bogatych nie tylko uczciwie płaci ogromne podatki, z których wspierane są
darmowe szkoły powszechne, działalność rządu, organizacje charytatywne itp.,
ale jeszcze chętnie udziela innych darowizn dla ulżenia biednym, ochoczo
wspierając przytułki, uczelnie, szpitale, a także kościoły, które ich
zdaniem na to zasługują. Ci zaś, którzy tak postępują z dobrego i szczerego
serca, a nie (jak, trzeba przyznać, ma to czasami miejsce) na pokaz i dla
poklasku, nie miną się z nagrodą. Wszyscy oni powinni spotkać się ze
słusznym szacunkiem.
Łatwo jest krytykować milionerów i wszyscy
chętnie to czynią, obawiamy się jednak, że w niektórych przypadkach sąd ten
bywa zbyt surowy. Apelujemy więc do naszych czytelników, by nie myśleli o
nich nazbyt niełaskawie. Pamiętajcie, że i oni, podobnie jak biedni, muszą w
pewnym sensie poddać się kontroli obecnego systemu społecznego. Zwyczaj
sprawił, że ich umysły i serca zostały poddane działaniu pewnych praw i
ograniczeń. Fałszywe wyobrażenia o chrześcijaństwie, popierane od wieków
przez cały świat – przez bogatych i przez biednych – utarły sobie głębokie
koleiny poglądów i argumentów, którymi toczą się tu i tam koła ich
rozumowania. Czują oni, że muszą postępować tak jak inni ludzie, to znaczy,
że powinni wykorzystywać swój czas i talenty zgodnie ze swymi zdolnościami i
na zasadach “rynkowych”. Gdy zaś tak czynią, pieniądze spływają same, gdyż
<str. 300> kapitał i maszyny są dzisiaj źródłem bogactwa, a praca nie jest w
cenie.
Poza tym sądzą oni, że posiadanie bogactwa jest
ich obowiązkiem, nie dlatego, by je po prostu gromadzić, ale by nim
dysponować. Prawdopodobnie zastanawiają się oni, czy byłoby lepiej oddać
pieniądze na działalność charytatywną, czy też pozostawić je w obiegu, w
obrocie handlowym i w wynagrodzeniach za pracę. Słusznie dochodzą oni do
wniosku, że lepszy jest ten drugi sposób ich wykorzystania. Bale, bankiety,
wesela, jachty itp. traktują jako przyjemność dla siebie i swoich
przyjaciół, ale także jako wsparcie dla mniej zamożnych sąsiadów. A
czy pogląd ten nie jest poniekąd słuszny? Bankiet kosztujący, na
przykład, dziesięć tysięcy dolarów wpuszcza do obiegu prawdopodobnie
piętnaście tysięcy dolarów – przez rzeźników, piekarzy, kwiaciarzy, krawców,
projektantów, jubilerów itp. itd. Jacht kosztujący 800 tysięcy dolarów, choć
jest wielką ekstrawagancją pojedynczych osób, uruchamia obrót sporej sumy
pieniędzy między robotnikami w jakimś kraju, a ponadto jego utrzymanie
kosztuje rocznie od 20 do 100 tysięcy dolarów, które pójdą na płace dla
oficerów, maszynistów, marynarzy oraz na zaopatrzenie w żywność i na inne
bieżące wydatki.
W obecnych złych warunkach jest przeto
dla klasy średniej i ubogiej znacznie korzystniej, że bogacze ulegają
“nierozumnej rozrzutności”, niż gdyby mieli być skąpi. Hojne wydając część
strumienia bogactw, które napływają do ich kas, płacą na przykład za
diamenty, które muszą zostać wykopane, oszlifowane i oprawione, a to
zapewnia zatrudnienie tysiącom robotników, którzy musieliby dołączyć do
grona bezrobotnych, gdyby bogaci ludzie nie mieli słabostek i
ekstrawaganckich pomysłów, a tylko gromadzili wszystko, co wchodzi w ich
posiadanie. Argumentując w ten sposób, bogacze mogą w rzeczywistości uważać
swoją rozrzutność za działalność “dobroczynną”. Jeśli jednak tak czynią, to
podążają tą samą drogą fałszywego rozumowania, jakie zostało przyjęte
przez niektórych przedstawicieli klasy średniej, którzy urządzają “kościelne
spotkania towarzyskie” oraz jarmarki i festyny na rzecz “słodkiej
dobroczynności”. <str. 301>
Nie staramy się tutaj usprawiedliwiać ich
postępowania, a tylko wskazać na to, że rozrzutność ludzi bogatych w
okresach trudności finansowych nie musi wcale dowodzić, że są oni
pozbawieni uczuć dla biednych. Kiedy zaś zaczynają myśleć o działalności
charytatywnej, która byłaby prowadzona nie w oparciu o zasady rynkowe, bez
wątpienia dochodzą do wniosku, że wymagałoby to zatrudnienia małej armii
złożonej z mężczyzn i kobiet, która nadzorowałaby rozdawnictwo ich dziennych
dochodów, a i tak nie można by być całkowicie pewnym, że pomoc trafi do
najbardziej potrzebujących. Dzieje się tak z powodu egoizmu, który jest
zjawiskiem tak powszechnym, że tylko w stosunku do nielicznych można mieć
zaufanie, iż będą uczciwie rozdzielać te wielkie sumy. Pewna milionerka
stwierdziła, że nigdy nie wygląda z okna swego powozu, gdy przejeżdża przez
ubogie dzielnice, ponieważ widok ten obraża ją. Zastanawiamy się, czy nie
jest tak również dlatego, że dręczą ją wyrzuty sumienia z powodu kontrastu
między jej położeniem a położeniem biednych. Jeśli więc chodzi o osobiste
doglądanie działalności charytatywnej, to mężczyźni są zbyt zajęci
pilnowaniem swych interesów, kobiety zaś są zbyt delikatne, by patrzeć na
nieprzyjemne widoki, słyszeć nieprzyjemne dźwięki i czuć nieprzyjemne
zapachy. Będąc jeszcze biedakami, ludzie ci mogli pożądać tych możliwości
czynienia dobrze, które obecnie posiadają, jednak egoizm, duma, oraz
zobowiązania i etyka wynikająca z ich przynależności społecznej nie
pozwalają na szlachetne uczucia i uniemożliwiają przyniesienie wielu owoców.
Ktoś kiedyś powiedział, że to właśnie dlatego nasz Pan chodził, czyniąc
dobrze, że został poruszony uczuciami wobec ludzkiej niedoli.
Czyniąc te wzmianki odnośnie pewnej miary
współczucia, jakie ludzie bogaci mogą okazywać klasom ludzi biednych, nie
chcemy być zrozumiani, że w jakimkolwiek sensie usprawiedliwiamy samolubną
rozrzutność bogaczy, która jest złem i którą Pan jako zło potępił (Jak.
5:5). Jednak przy rozważaniu rozmaitych stron tego nurtującego problemu
należy zachować zrównoważenie umysłu, trzeźwość sądu i okazywać współczucie
ludziom, których “bóg tego świata” tak oślepił swymi bogactwami, że w swych
sądach nie kierują <str. 302> się sprawiedliwością, ludziom, którzy już
niebawem zostaną przez Pana surową zganieni i wychłostani. W niektórych
sprawach “bóg tego świata” oślepia także ludzi biednych, tak że i oni
usprawiedliwiają złe postępowanie. W ten sposób doprowadzi on obydwie strony
do tego, że stoczą między sobą wielką “bitwę”.
Tak więc można znaleźć pewne argumenty na
usprawiedliwienie obecnego nagromadzenia bogactw w rękach garstki ludzi.
Trzeba też przyznać, że niektórzy ludzie bogaci, a zwłaszcza ci umiarkowanie
bogaci, są bardzo skłonni do dobroczynności. Prawdą może też okazać się
stwierdzenie, że przecież bogaci gromadzą swe bogactwa przestrzegając tego
samego prawa, któremu podlegają wszyscy, oraz że niektórzy ludzie biedni są
z natury znacznie mniej wspaniałomyślni i wykazują mniejszą skłonność do
sprawiedliwości niż niektórzy bogacze, tak że gdyby się znaleźli na ich
miejscu, to mogliby się nieraz okazać bardziej wymagający i zaborczy niż
bogaci. Mimo to jednak Pan obwieszcza, że posiadacze bogactw zostaną
niebawem pozwani na sąd w tej właśnie sprawie, ponieważ dostrzegając obecny
kierunek rozwoju sytuacji nie poszukiwali na własny koszt sprawiedliwszych i
bardziej wspaniałomyślnych rozwiązań niż te, które są stosowane obecnie. A
takie rozwiązania proponuje na przykład socjalizm.
Poniżej cytujemy doniesienie prezentujące pogląd
coraz większej liczby ludzi, według którego obowiązkiem społeczeństwa
jest albo pozostawienie swobodnego dostępu do wszystkich możliwości i
bogactw natury (ziemi, powietrza i wody), albo w razie ich monopolizacji
zapewnienie możliwości codziennej pracy tym, którzy nie mają udziału w
monopolach. Oto jego treść:
“Rzadko ukazują się drukiem opisy bardziej
wzruszających wydarzeń jak to, o którym opowiedziała nam pewna
przedszkolanka, mieszkająca w Brooklynie w stanie Nowy Jork.
Pewna mała dziewczynka, która uczęszcza do
przedszkola we wschodniej, najuboższej dzielnicy Nowego Jorku, nie tak dawno
temu przyszła rano na zajęcia cienko ubrana, wyglądając na zmizerowaną i
zziębniętą. Po chwili przebywania w ciepłym przedszkolu, dziecko powiedziało
poważnie patrząc w twarz wychowawczyni: <str. 303>
‘Panno C. …, czy pani kocha Boga?’
‘Dlaczego pytasz? Owszem, tak’, powiedziała
przedszkolanka.
‘Bo ja nie’, szybko odpowiedziało dziecko z
wielkim przejęciem i gwałtownością, ‘Ja Go nienawidzę’.
Wychowawczyni poprosiła o wyjaśnienie, uznając,
że jest to bardzo dziwne stwierdzenie w ustach dziecka, które tak pilnie
starała się nauczyć, że należy kochać Boga.
‘No bo’, powiedziała dziewczynka, ‘On sprawia,
że wieje wiatr, a ja nie mam ciepłego ubrania. On sprawia, że pada śnieg, a
moje buty są dziurawe. On sprawia, że jest zimno, a my nie mamy w domu czym
palić. On sprawia, że jesteśmy głodni, a mama nie ma dla nas chleba na
śniadanie’.”
W komentarzu do tej wypowiedzi gazeta pisze:
“Przypatrując się doskonałej hojności Boga w udzielaniu synom ziemi dóbr
materialnych, ciężko jest po przeczytaniu tej historii cierpliwie znosić
zadowolenie bogatych bluźnierców, którzy podobnie jak ta dziewczynka,
obwiniają Boga o niedole ubóstwa.”
Tak czy owak, od ludzi tego świata nie można
oczekiwać zbyt wiele, gdyż duchem tego świata jest samolubstwo. Więcej
powodów mielibyśmy, by spoglądać w stronę wybitnych i bogatych ludzi, którzy
wyznają, że są chrześcijanami. Tymczasem oni też nie ofiarują ani swojego
życia, ani bogactwa na Boskim ołtarzu w służbie Ewangelii, nie oddają tych
rzeczy nawet w służbie dla doczesnego dobrobytu ludzkości. Oczywiście
Ewangelia jest najważniejsza! Powinniśmy oddać jej do dyspozycji cały nasz
czas, wszystkie talenty, wpływy i środki, którymi dysponujemy. Tam jednak,
gdzie nie jest ona zrozumiana, gdzie nie wywiera wpływu na serca z powodu
fałszywych poglądów, wynikających z błędnego nauczania, tam poświęcone serce
z pewnością znajdzie wiele okazji do niesienia pomocy dla upadłych
współbliźnich w akcjach na rzecz wstrzemięźliwości, w pomocy socjalnej, w
reformie miejskiej itp. I rzeczywiście jest całkiem pokaźna liczba osób
zaangażowanych, wywodzą się oni jednak przeważnie z klasy ubogiej albo
średniej, rzadko kiedy trafia się człowiek bogaty albo milioner. Gdyby
chociaż tylko niektórzy ze światowych milionerów posiedli na tyle ducha
Chrystusowego, by okazać gotowość oddania swych umysłowych, finansowych i
czasowych możliwości do dyspozycji umiejętnych współpracowników, którzy
<str. 304> chętnie przyszliby z pomocą, gdyby tylko otwierały się przed nimi
takie drzwi możliwości, to w przeciągu roku świat stałby się świadkiem
niespotykanej reformy społecznej! W interesie dobra publicznego ograniczono
by albo wypowiedziano przywileje, jakimi cieszą się korporacje i trusty. Złe
prawa zostałyby poprawione, a dobro publiczne byłoby w ogólności chronione i
strzeżone, przy jednoczesnym osłabieniu wpływów manipulatorów finansowych i
politycznych jako działających przeciwko dobru publicznemu.
Oczekiwanie na takie wykorzystanie bogactwa
byłoby jednak nierozsądne, gdyż jakkolwiek wielu bogatych ludzi wyznaje
chrześcijaństwo, to podobnie jak i pozostała część świata nie mają pojęcia o
prawdziwym chrześcijaństwie, czyli o wierze w Chrystusa jako osobistego
Odkupiciela oraz o całkowitym poświęceniu wszystkich talentów w Jego
służbie. Pragną oni zostać zaliczeni do “chrześcijan”, gdyż nie chcą być
uznawani za “pogan” albo “Żydów”, gdyż imię Chrystusa jest obecnie
popularne, mimo że Jego rzeczywiste nauki nie są już w tym stopniu znane,
jak wtedy, gdy został On ukrzyżowany.
Rzeczywiście Słowo Boże poświadcza, że
niewielu wybitnych, bogatych czy mądrych ludzi wybrał Bóg, aby stali się
dziedzicami Jego Królestwa. Wybierał On na ogół takich, którzy mierzeni
mądrością, poważaniem i wartościami tego świata wydawali się biedni i
wzgardzeni. Jakże ciężko (kosztem jakich trudności) będzie bogaczowi wejść
do Królestwa Bożego. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne,
niż bogatemu wejść do Królestwa niebieskiego2 (Mat.
19:23,24).
Niestety jednak “biedni bogacze” będą musieli
przejść przez straszliwe doświadczenia. <str. 305> Bogactwo okaże się nie
tylko przeszkodą w otrzymaniu przyszłej czci i chwały w Bożym Królestwie,
ale nawet tutaj korzyści z niego płynące będą krótkotrwałe. “Nuż teraz,
bogacze! płaczcie, narzekając nad nędzami waszymi, które przyjdą. (…)
zgromadziliście skarb na ostatnie dni.” Płacz i narzekanie bogaczy będą już
niedługo słyszalne. Świadomość ta powinna usunąć ze wszystkich serc całą
zazdrość i pożądliwość, zastępując je współczuciem dla “biednych bogaczy”,
takim współczuciem, które nie będzie pragnęło ani domagało się zmiany
Pańskiego sądu, uznając Jego mądrość i dobroć oraz wiedząc, że skutkiem
owego płaczu i narzekania będzie naprawa serc oraz otwarcie oczu na
sprawiedliwość i miłość, które staną się udziałem wszystkich – zarówno
bogatych jak i biednych. Bogatym będzie jednak ciężej, gdyż zmiana ich
sytuacji będzie znacznie poważniejsza i bardziej gwałtowna.
Czemu jednak warunki nie mogą się zmienić
stopniowo przez wyrównanie poziomu bogactwa i wygody? Dlatego, że świat nie
kieruje się królewskim prawem miłości, ale prawem niegodziwości –
samolubstwem.
Połączenie samolubstwa z wolnością
Doktryna chrześcijaństwa zachęca do wolności,
zaś wolność prowadzi do zdobycia wiedzy i wykształcenia. Wolność i wiedza
stanowią jednak zagrożenie dla ludzkiego dobrobytu, z wyjątkiem sytuacji,
gdzie panuje nad nimi litera i duch królewskiego prawa miłości. Dlatego też
“chrześcijaństwo”, przyswajając sobie chrześcijańską wolność i zdobywając
wiedzę bez jednoczesnego przyjęcia prawa Chrystusowego, a zamiast niego
zagarniając wiedzę i wolność na użytek upadłych i samolubnych skłonności,
nauczyło się jedynie lepiej praktykować swe samolubstwo. W rezultacie kraje
chrześcijańskie są obecnie na ziemi obszarem największego niezadowolenia,
zaś inne kraje mają udział w tym niezadowoleniu i jego krzywdach
proporcjonalnie do tego, na ile przyswajają sobie wiedzę i wolność <str.
306> chrześcijaństwa bez jednoczesnego przyjęcia ducha Chrystusowego, ducha
miłości.
Biblia, tak Stary jak i Nowy Testament,
pielęgnuje ducha wolności – nie wprost ale pośrednio. Zakon
rzeczywiście nakazywał, by słudzy byli poddani swym panom, ograniczał jednak
panów w interesie ich sług, zapewniając, że niesprawiedliwość zostanie
niechybnie ukarana przez wielkiego Pana wszystkich – samego Boga. Ewangelia
Nowego Testamentu wyraża takie same zasady (por. Kol. 3:22-25; 4:1). Biblia
zapewnia jednak wszystkich, że mimo różnic między ludźmi pod względem władz
umysłowych, moralnych i fizycznych, Bóg przygotował warunki do całkowitej
restytucji, żeby przez wiarę w Chrystusa wszyscy – bogaci i biedni,
niewolnicy i wolni, mężczyźni i kobiety, mądrzy i prostacy – mogli zostać
przywróceni do Boskiej łaski na wspólnym poziomie jako “obdarowani w onym
Umiłowanym”.
Nic więc dziwnego, że starożytni Żydzi byli
narodem tak bardzo miłującym wolność, że zyskali sobie sławę ludu
buntowniczego, nie akceptującego stanu niewoli, a ich zwycięzcy dochodzili
do wniosku, że nie ma innego sposobu ich podporządkowania, jak całkowite
wyniszczenie narodu. Nie zaskakuje nas także i to, że czołowi mężowie stanu
(nawet ci niechrześcijańscy) uznali Biblię za “kamień węgielny naszej
wolności”, a doświadczenie pokazuje, że tam, gdzie pozbywano się Biblii, tam
też zanikała wolność, zabierając ze sobą wykształcenie i ogólną wzniosłość
uczuć. Tak było w ciągu dwóch pierwszych wieków ery chrześcijańskiej. Potem
zaczął się panoszyć błąd – władza kapłanów i przesądy. Biblia była
ignorowana albo i zakazana, a zamiast dalszego postępu, papiestwo
doprowadziło swą polityką do nastania “wieków ciemnoty”. Wraz z ponownym
przywróceniem prawa do powszechnego nauczania przez Biblię, co dokonało się
w okresie reformacji angielskiej i niemieckiej, wśród ludzi ponownie ożyła
wolność, wiedza i postęp. Niezaprzeczalnym faktem jest, że kraje, które
uznają Biblię, cieszą się większą wolnością i powszechnym oświeceniem, <str.
307> a tam, gdzie jest swobodny dostęp do Biblii, tam i naród jest wolny,
bardziej oświecony, lepiej wykształcony i dokonujący szybszych postępów we
wszelkich dziedzinach rozwoju.
Teraz jednak zwróćmy uwagę na to, co
zauważyliśmy już wcześniej, że chrześcijaństwo przyswoiło sobie oświecający
i oswobadzający wpływ Biblii, powszechnie przy tym pomijając jej prawo
miłości (doskonały zakon wolności – Jak. 1:25). Myślący ludzie
zaczynają sobie uświadamiać fakt, że wiedza w połączeniu z wolnością stanowi
potężną siłę, która może być użyta zarówno w dobrym, jak i złym celu. Jeśli
punktem oparcia tej dźwigni stanie się miłość, to rezultat będzie potężny i
dobry. Jeśli jednak jej punktem oparcia będzie samolubstwo, to skutkiem
będzie zło – potężne i dalekosiężne. Taka jest zasada i wobec niej staje
dziś chrześcijaństwo. Wedle tej zasady bardzo gwałtownie kształtują się
obecnie żywioły dla “ognia dnia pomsty” i odpłaty.
Z chemii wiadomo, że bardzo użyteczne i
dobroczynne składniki zmieszane w nieodpowiednich proporcjach stają się
nagle mocną trucizną. Tak też jest z błogosławieństwami wiedzy i wolności,
gdy złączą się one z samolubstwem. W pewnych proporcjach mieszanka ta oddała
ludzkości wartościowe usługi, jednak ogromny rozwój wiedzy, jaki się
ostatnio dokonał, zamiast posadzić wiedzę na tronie władzy, ukoronował
samolubstwo. Egoizm dominuje i korzysta z usług wiedzy i wolności.
Połączenie to sprawuje obecnie władzę nad światem i nawet jego wartościowe
składniki stają się nieprzyjaciółmi sprawiedliwości i pokoju z powodu
samolubstwa, które sprawuje nad nimi kontrolę. W tych warunkach wiedza w
służbie samolubstwa jest najbardziej aktywna przy realizacji egoistycznych
celów, a wolność kontrolowana przez samolubstwo staje się samowolą, która
pogardza prawami i wolnością innych. Tak więc w obecnej sytuacji <str. 308>
samolubstwo (kontrolujące dwa pozostałe elementy) oraz wiedza i wolność
stanowią triumwirat złych mocy, które sprawują dziś wyniszczającą władzę nad
chrześcijaństwem za pośrednictwem swych wykonawców i przedstawicieli –
bogatych i wpływowych klas. Niebawem jednak ten sam złowrogi triumwirat
zmieni swych sług i przedstawicieli, którymi staną się masy społeczne.
Prawie wszyscy ludzie w krajach cywilizowanych,
z nielicznymi tylko wyjątkami, czy to bogaci czy biedni, wykształceni czy
prostacy, mądrzy czy głupi, mężczyźni czy kobiety, podejmują niemal każdą
działalność życia popychani przez tę potężną koalicję sił. To one sprawiają,
że podległych im ludzi ogarnia szał w dążeniu do osiągnięcia pozycji,
władzy, korzyści i wywyższenia własnej osoby. Nieliczni święci, którzy dążą
do doczesnego i przyszłego dobra dla innych, stanowią nie liczącą się
mniejszość, której nie warto nawet uwzględniać przy ocenie obecnej sytuacji.
Nie będą oni w stanie zrealizować dobra, za którym tęsknią, dokąd nie
zostaną uwielbieni ze swoim Panem i Mistrzem, a dopiero wtedy będą mieli
zarówno potrzebne kwalifikacje, jak i moc, by błogosławić świat jako
Królestwo Boże. Tymczasem jednak, będąc w ciele, muszą ciągle czuwać i
modlić się, by ich wiedza i wolność, choć wyższe od świata, nie obróciły się
jednak w zło, dostając się pod kontrolę samolubstwa.
Pogląd bogatych i biednych na temat
niezależności
Dopiero niedawno szerokie rzesze społeczeństwa
wyzwoliły się z niewolnictwa i poddaństwa uzyskując wolność i niezależność.
Wiedza miała ogromne znaczenie dla zrzucenia osobistych i politycznych
więzów. Równość polityczna nie została osiągnięta za zgodą panujących, ale
wywalczona siłą, krok po kroku. Teraz zaś świat, zrównany już w prawach
politycznych, dzieli się znów wzdłuż nowych linii podziału, linii pychy i
samolubstwa. Wzniecana jest nowa bitwa, w której bogaci i zamożni walczą o
utrzymanie, a nawet zwiększenie zakresu swego bogactwa i władzy, zaś niższe
klasy walczą o prawo do pracy <str. 309> i do względnej wygody życia (por.
Amos 8:4-8). Wielu bogatych jest skłonnych myśleć o biednych klasach w taki
oto sposób: No tak, masy społeczne otrzymały wreszcie prawa wyborcze i
niezależność. Niech im to wyjdzie na zdrowie! Na pewno się jednak
przekonają, że rozum jest czynnikiem odgrywającym istotną rolę we wszystkich
sprawach życia, a rozum ma przeważnie tylko arystokracja. Naszą troską jest
jedynie to, żeby korzystali ze swych praw z umiarem i zgodnie z prawem. W
ten sposób zostaniemy zwolnieni ze znacznej części odpowiedzialności.
Dawniej, gdy ludzie żyli w poddaństwie, każdy pan, szlachcic i książę czuł
się odpowiedzialny za tych, którzy znajdowali się pod jego opieką. Teraz zaś
mamy swobodę dbania przede wszystkim o swoje przyjemności i majątki. Ich
niezależność ma dla nas same dobre strony. Ta zmiana okazała się korzystna
dla każdego “pana” życzącego przecież innym tego samego. Niech i oni tak
samo dobrze dbają o swój dobrobyt, jak my dbamy o nasz. Stawiając się z nami
na równi w prawach politycznych i niezależności, zmienili nasze wzajemne
stosunki – stoją oni obecnie według prawa na równi z nami, a więc są naszymi
konkurentami, a nie podopiecznymi. Dowiedzą się jednak z czasem, że
równość polityczna nie zrównuje ludzi pod względem fizycznym czy
intelektualnym. W rezultacie doprowadzi to do ustanowienia arystokracji
rozumu i bogactwa na miejsce dawnej arystokracji dziedzicznej.
Niektórzy przedstawiciele niższych klas
społecznych bezmyślnie odpowiadają: Zgadzamy się na te warunki. Jesteśmy
niezależni i mamy sporo możliwości, by zadbać o swoje interesy. Baczcie
tylko, żebyśmy was nie wywiedli w pole. Życie to wojna o bogactwo, a my mamy
liczebną przewagę. Będziemy organizowali strajki, bojkoty i uzyskamy to, co
chcemy.
Gdyby przyjąć założenie, że wszyscy
ludzie są od siebie wzajemnie niezależni oraz że każdy może samolubnie
czynić to, co jest najkorzystniejsze z punktu widzenia jego własnych
interesów, niezależnie od interesów i dobrobytu innych, to trudno byłoby
mieć zastrzeżenia do przytoczonych, zwalczających się poglądów głoszących
wojnę o bogactwo. Z całą pewnością tak też właśnie jest, <str. 310> że
wszystkie klasy zdają się coraz bardziej kierować zasadami samolubstwa i
niezależności. Kapitaliści dbają o swoje własne interesy i na ogół (z
nielicznymi szlachetnymi wyjątkami) płacą za pracę najmniej, jak tylko mogą.
Zaś mechanicy i robotnicy także (ze szlachetnymi wyjątkami) patrzą tylko,
żeby dostać jak najwięcej pieniędzy za swoją pracę. Czyż więc logiczne jest
to, by którakolwiek z klas dopatrywała się błędu u drugiej, skoro obydwie
kierują się tymi samymi zasadami niezależności, samolubstwa i siły?
Pogląd ten zyskał sobie już tak powszechne
uznanie, że zanikł dawny zwyczaj, według którego ludzie o wyższym
wykształceniu, większej mierze talentu i przewagi nad innymi, odwiedzali
biednych i wspierali ich swoją radą i środkami materialnymi. Teraz każdy
pilnuje swoich trosk, a innym pozostawia niezależność w zakresie zajęcia się
swoimi sprawami albo często kieruje ich do szczodrych instytucji publicznych
– przytułków, hospicjów, domów opieki itp. Dla niektórych może to być pod
pewnymi względami korzystne, dla innych jednak i pod innymi względami może
łatwo okazać się kłopotliwe – z powodu braku doświadczenia, braku
zapobiegliwości, rozrzutności, lenistwa, głupoty i braku szczęścia.
W rzeczywistości ani bogaty, ani biedny nie może
sobie pozwolić na samolubną niezależność od innych. Nikt też nie
powinien ani myśleć, ani postępować w sposób sugerujący taką możliwość.
Ludzkość stanowi jedną rodzinę – Bóg “uczynił z jednej krwi wszystek naród
ludzki” (Dzieje Ap. 17:26). Każdy członek tej ludzkiej rodziny jest
ludzkim bratem dla każdego człowieka. Wszyscy są dziećmi jednego ojca,
Adama, syna Bożego (Łuk. 3:38), którym Bóg powierzył zadanie wspólnego
dbania o ziemię i wszystko, co się na niej znajduje. Wszyscy mają więc
udział w błogosławieństwach Boskiej troskliwości, gdyż w dalszym ciągu
“Pańska jest ziemia, i napełnienie jej”. Popadnięcie w grzech i poniesienie
wynikającej z niego kary śmierci, dopełnione przez stopniowy upadek pod
względem fizycznym, umysłowym i moralnym, doprowadziło do mniejszego lub
większego osłabienia każdego człowieka, każdy więc potrzebuje współczucia
innych i pomocy proporcjonalnie do stopnia <str. 311> swej
przypadłości i wynikającej stąd zależności umysłowej, moralnej i
fizycznej.
Gdyby miłość była czynnikiem kierującym sercami
wszystkich ludzi, to każdy cieszyłby się, mogąc wnieść swój wkład do
ogólnego dobrobytu, a wszyscy mieliby równy dostęp do możliwości
zaspokojenia wspólnych potrzeb i niektórych wygód życia. Oznaczałoby to
pewną dozę socjalizmu. Miłość nie kieruje jednak postępowaniem ludzi i
dlatego takiego planu nie da się obecnie wprowadzić w życie. Ludzie kierują
się zasadą samolubstwa, które ogarnia już nie tylko większą część
chrześcijaństwa, ale niemal jego całość, wydając gorzkie owoce i
przyczyniając się do jego szybkiego dojrzewania na wielkie winobranie
opisane w Objawieniu 14:19,20.
Jedynie (1) masowe nawrócenie świata albo
(2) interwencja nadludzkiej siły mogłyby zmienić jeszcze bieg wydarzeń
światowych, tak aby zasada samolubstwa została zastąpiona zasadą miłości. O
takim nawróceniu nie marzą nawet najwięksi optymiści, jako że
chrześcijaństwu ledwie udaje się nawrócić stosunkowo niewielką liczbę
spośród miliardów ludzi, i to jedynie w sensie zewnętrznym, gdzie nie ma
mowy o prawdziwym nawróceniu – nawróceniu od samolubnego ducha tego świata
do miłującego i wspaniałomyślnego ducha Chrystusowego – które dotyczy
jedynie nielicznych. Tak więc lepiej jest porzucić jakiekolwiek oczekiwania
w tym zakresie. Jedyną nadzieją jest więc interwencja nadludzkiej siły i to
jest właśnie owa zmiana, którą Bóg obiecał przeprowadzić w czasie
Tysiącletniego Królestwa Chrystusowego i za jego pośrednictwem. Bóg
przewidział, że na usunięcie samolubstwa i na pełne zapanowanie miłości w
sercach nawet tych, którzy tego pragną, potrzebny będzie okres tysiąca lat i
dlatego zaplanował takie właśnie“czasy naprawienia wszystkich rzeczy”
(Dzieje Ap. 3:21). Tymczasem jednak nieliczni, którzy rzeczywiście szanują
zasadę miłości i pragną jej ustanowienia, widzą niemożność zapewnienia tego
ziemskimi metodami, gdyż bogaci nie pozbędą się dobrowolnie swoich korzyści
ani też masy społeczne nie byłyby w stanie wyprodukować dla siebie
wystarczającej ilości środków do życia, gdyby nie były mobilizowane
koniecznością albo <str. 312> pożądliwością, tak bardzo zakorzeniona jest
samolubna beztroska u jednych oraz samolubne, rozrzutne zamiłowanie do
luksusu i bezmyślna rozrzutność u innych.
Dlaczego obecna korzystna sytuacja
nie może trwać długo
Ktoś mógłby jednak powiedzieć, że bogaci i
biedni żyją razem od sześciu tysięcy lat i że obecna sytuacja nie stwarza
większego zagrożenia wywołania klęski, niż to miało miejsce w przeszłości,
że nie ma większego niebezpieczeństwa, by bogaci zgnietli i zagłodzili
biednych ani żeby biedni zniszczyli bogatych w anarchii. Jest to jednak
błąd. Niebezpieczeństwo zagrażające obu stronom jest większe niż
kiedykolwiek.
Od czasów poddaństwa ludu sytuacja uległa
wielkiej zmianie. Zmiany dotyczą nie tylko warunków fizycznych, ale i
umysłowych. Obecnie zaś, gdy lud zakosztował cywilizacji i wykształcenia,
trzeba by wieków stopniowego pogłębiania niewoli, żeby poddać go ponownie
pod dawny porządek rzeczy, w którym ludzie byli wasalami ziemskiej
arystokracji. Nie dałoby się tego przeprowadzić w ciągu jednego stulecia –
prędzej ludzie byliby gotowi umrzeć! Rewolucję spowodowałoby samo
podejrzenie, że pojawi się taka tendencja określająca przyszłość dla ich
dzieci, a taki właśnie strach pobudza biednych do gwałtowniejszych
protestów, niż to miało miejsce kiedykolwiek wcześniej.
Ktoś jednak mógłby zapytać, dlaczego w ogóle
mielibyśmy brać pod uwagę taką tendencję? Dlaczego nie spodziewamy się
utrzymania, albo wręcz wzrostu, powszechnego dobrobytu, jaki miał miejsce w
minionym wieku, a szczególnie w ciągu ostatnich pięciu lat?
Nie możemy się zgodzić z takimi przewidywaniami,
gdyż obserwacje i przemyślenia dowodzą, że byłyby one nierozsądne, albo
wprost nierealne, z kilku powodów. Pomyślność obecnego wieku była – według
rozporządzenia Bożego (Dan. 12:4) – bezpośrednim skutkiem umysłowego
przebudzenia świata, wraz ze stymulującymi go czynnikami, takimi jak
druk, maszyny parowe, elektryczność i <str. 313> zastosowanie maszyn.
Przebudzenie to zaowocowało zwiększeniem się żądań zaspokojenia potrzeb i
wygód ze strony coraz większych ilości ludzi. Nagłe zwiększenie się popytu
nie miało odzwierciedlenia w wysokości produkcji, co spowodowało powszechny
wzrost wynagrodzeń. Gdy zaś na rynku krajowym podaż zrównała się z popytem,
a potem go przewyższyła, wtedy na rynkach innych krajów, dotychczas nie
przebudzonych, również pojawiło się zapotrzebowanie na zwiększoną produkcję.
Przez pewien czas przynosiło to korzyść wszystkim klasom, a dobrobyt i
poziom życia wzrosły we wszystkich cywilizowanych krajach bardziej niż
kiedykolwiek. Fabryki produkujące maszyny potrzebowały odlewaczy, mechaników
i stolarzy, oni zaś potrzebowali pomocników, którzy dostarczali drewno,
wyrabiali cegły, budowali piece i w nich palili. Gdy maszyny były już
gotowe, w wielu z nich stosowano węgiel, co zwiększyło zatrudnienie wśród
górników, inżynierów, palaczy itd. Wszędzie na świecie wzrosło
zapotrzebowanie na statki parowe i tabor kolejowy, dzięki czemu tysiące
ludzi prędko znalazło zatrudnienie przy ich budowie, wyposażaniu i
obsłudze. W ten sposób gwałtownie rosło zapotrzebowanie na klasę robotniczą,
a wynagrodzenia rosły proporcjonalnie do wymaganych umiejętności. Pośrednie
korzyści osiągali także inni, którzy nie byli bezpośrednio objęci tym
zatrudnieniem, gdyż ludzie, którzy lepiej zarabiali, lepiej się odżywiali,
kupowali lepsze ubrania, mieszkali w lepszych domach, które były lepiej
wyposażone. Rolnik musiał więcej zapłacić wynajętym robotnikom, ale
jednocześnie otrzymywał wyższe ceny za swoje produkty. Tak działo się we
wszystkich gałęziach przemysłu. Korzystali więc na tym garbarze, szewcy,
producenci trykotaży, zegarmistrzowie, jubilerzy itp., gdyż im więcej ludzie
zarabiali, tym więcej mogli wydać zarówno na artykuły pierwszej potrzeby,
jak i na towary luksusowe. Ci, co kiedyś chodzili boso, kupowali buty, ci,
co chodzili bez skarpetek, zaczęli uważać skarpetki za rzecz niezbędną, i
tak zaczęła się koniunktura we wszystkich dziedzinach handlu. Całe to
zapotrzebowanie pojawiło się tak nagle, że nieunikniony stał się powszechny
i gwałtowny rozwój gospodarczy. <str. 314>
Zapotrzebowanie wpływało pobudzająco na
wynalazczość. Urządzenia oszczędzające pracę ludzką były jedno po drugim
wprowadzane do fabryk, domów, gospodarstw rolnych i wszędzie indziej, tak że
dziś trudno byłoby zarobić na utrzymanie bez posługiwania się nowoczesnymi
maszynami. Wszystko to razem, w połączeniu z handlem z innymi krajami, w
których choć nieco później, ale też miało miejsce podobne przebudzenie,
zapewniało klasie robotniczej trwałą pomyślność, a handlowcom i
przemysłowcom krajów chrześcijańskich – bajeczne bogactwa.
Obecnie jednak zbliżamy się do końca owego
szlaku pomyślności. W wielu dziedzinach światowa podaż przekroczyła już
popyt, a właściwie finansową zdolność zaspokajania pożądliwości.
Chiny, Indie i Japonia, które były wspaniałymi klientami przemysłu
europejskiego i amerykańskiego, powszechnie korzystają obecnie z własnych
zasobów siły roboczej (za 6-12 centów na godzinę), reprodukując wcześniej
zakupione towary. Tak więc proporcjonalnie do zwiększania własnej produkcji,
zapotrzebowanie z ich strony będzie coraz mniejsze. Kraje Ameryki
Południowej rozwijały się szybciej, niż na to pozwalały ich możliwości
intelektualne, tak że niektóre z nich są już bankrutami i muszą oszczędzać,
aby poprawić swą sytuację finansową.
Wyraźnie więc widać, jak zbliża się kryzys,
kryzys, który osiągnąłby swoją kulminację wcześniej niż w Europie, gdyby nie
to, że Wielka Republika dzięki protekcyjnym cłom przeżywała okres
bezprecedensowej koniunktury, ściągającej tutaj milionowy kapitał
inwestycyjny z Europy, a także miliony Europejczyków, którzy przybywali do
tego kraju, by mieć udział w korzyściach wynikających z rozwoju
gospodarczego. Doprowadziło to do powstania olbrzymich korporacji i trustów,
które stanowią obecnie wielkie zagrożenie dla dobra publicznego.
Ogólna dobra koniunktura oraz wzrost wynagrodzeń
objęły także i Europę. Miało na to wpływ ulżenie europejskiej klasie
robotniczej, ale także wojny, które przyczyniły się do zmniejszenia
konkurencji na rynku pracy, pozbawiając życia milion mężczyzn <str. 315> w
kwiecie wieku, a także niszcząc wiele dóbr oraz powodując ogólną przerwę w
pracy. Ponadto przez ostatnie dwadzieścia pięć lat nieustannie zwiększała
się liczebność wojsk stacjonarnych, co odrywało od pracy kolejne kilka
milionów ludzi, którzy inaczej byliby konkurentami dla innych robotników.
Poza tym trzeba także wziąć pod uwagę ogromną liczbę osób zatrudnionych przy
produkcji uzbrojenia, armat, okrętów wojennych itp.
Jeśli zatem pomimo wszystkich tych tak
korzystnych i pomyślnych okoliczności, pomimo zapotrzebowania na pracę,
pomimo dobrych zarobków zauważamy, że szczyt został osiągnięty i płace
wykazują raczej tendencję spadkową, to możemy być pewni, zarówno z ludzkiego
punktu widzenia, jak i z perspektywy Boskiego objawienia, że zbliża się
przełom – ów szczególny kryzys w historii świata.
Warto także zauważyć, że wzrostowi wynagrodzeń,
które w ostatnich latach osiągnęły niebywałą wysokość, z powodzeniem
dotrzymywał kroku wzrost kosztów utrzymania, który stanowił więcej niż
przeciwwagę dla zwiększających się zarobków. Jaki będzie tego skutek? Jak
długo będziemy musieli na niego czekać?
Katastrofa nastąpi nagle. Tak jak żeglarz, który
powoli, z trudem wspiął się na wierzchołek masztu, może bardzo szybko spaść
na dół, tak jak ogromna maszyna, którą wolno wciąga się przy pomocy dźwigni
i rolek, gdy ześliźnie się z haka, spada z miażdżącą, niszczycielską siłą,
która nigdy nie byłaby tak wielka, gdyby nie nastąpiło podciągnięcie w górę,
podobnie i ludzkość – podciągnięta na poziom przewyższający wszystkie
dotychczasowe osiągnięcia, przy użyciu dźwigni i rolek wynalazków i
usprawnień oraz dzięki zastosowaniu korb i dźwigów powszechnej edukacji i
oświecenia – znalazła się w takim miejscu, skąd już (ze względu na
samolubstwo) nie może być wyżej podniesiona przy zastosowaniu tych samych
mechanizmów, w punkcie, gdzie siły podtrzymujące słabną. Uchwyci się ona i
zatrzyma przez krótką chwilę (przez kilka lat) na niższym poziomie, dokąd
dźwignie i liny, które nie mogą już podnieść jej wyżej, nie zerwą się, a
wtedy nastąpi całkowita zagłada. <str. 316>
Kiedy zaczęto wprowadzać maszyny, obawiano się,
że będą one stanowić konkurencję dla ludzkiej pracy i umiejętności. Jednak
czynniki stanowiące przeciwwagę, o których była mowa powyżej (tj. ogólne
przebudzenie w krajach chrześcijańskich i poza nimi, produkcja maszyn,
wojny, armie itp.), jak do tej pory z powodzeniem równoważą naturalną
tendencję, i to do tego stopnia, że wielu ludzi uznało, iż sytuacja ta nie
podlega zasadom rozsądku i że maszyny oszczędzające pracę nie stanowią
zagrożenia dla zatrudnienia człowieka. Tak jednak nie jest. Świat ciągle
podlega prawu podaży i popytu. Działanie tego prawa jest niezawodne i da się
go wyjaśnić każdemu rozsądnemu człowiekowi. Wzrost zapotrzebowania na ludzką
pracę i umiejętność był jedynie okresowy, powodując jeszcze większą podaż
maszyn, które zajmą miejsce robotników, aż wreszcie, gdy zostanie osiągnięty
szczyt, skutek może być tylko jeden – gwałtowny i miażdżący dla tych, na
których spadnie ów poruszony z miejsca ciężar.
Załóżmy, że rozwój cywilizacyjny spowodował
pięciokrotny wzrost popytu w stosunku do okresu sprzed
pięćdziesięciu lat (a jest to na pewno powściągliwe obliczenie). Jaka będzie
w tej sytuacji podaż? Wszyscy zgodzą się co to tego, że wynalazki i
zastosowanie maszyn spowodowały ponad DZIESIĘCIOKROTNY wzrost podaży w
stosunku do produkcji sprzed pięćdziesięciu lat. Nawet ograniczony człowiek
wie, że gdy tylko powstanie odpowiednia liczba maszyn, aby zaspokoić
popyt, to zaraz musi pojawić się konkurencja, wyścig między człowiekiem
a maszyną, ponieważ pracy nie wystarczy dla wszystkich, nawet gdyby nie
zwiększać liczby maszyn ani liczby robotników. Pojawiło się jednak dodatkowe
współzawodnictwo. Liczba ludzi na świecie gwałtownie rośnie, a maszyny
sterowane przez coraz bardziej umiejętnych ludzi wytwarzają codziennie
jeszcze więcej i jeszcze lepszych maszyn. Któż tego nie dostrzeże, że przy
obecnym samolubnym systemie, gdy tylko podaż przewyższy popyt
(skoro tylko pojawi się nadprodukcja), wyścig między człowiekiem i maszyną
będzie bardzo krótki i bardzo niekorzystny <str. 317> dla człowieka. Maszyny
są w ogólności niewolnikami z żelaza, stali i drewna, ożywianymi
przez parę i elektryczność. Potrafią one wykonywać nie tylko więcej pracy,
ale też potrafią pracować lepiej od człowieka. A na dodatek nie mają
umysłów, które trzeba kształtować, nie mają upadłych skłonności, które
trzeba opanować, nie mają żon i rodzin, o których myślą i o które dbają, nie
są ambitne, nie zakładają związków zawodowych i nie wysyłają
przedstawicieli, którzy zakłócają działanie dyrekcji zakładu, nie strajkują,
a przy tym gotowe są pracować po godzinach bez wielkiego narzekania i bez
dodatkowej opłaty. Maszyny są zatem, jako niewolnicy, poszukiwane znacznie
bardziej niż czarni czy biali ludzie w tej roli. Tym samym więc ludzka praca
i umiejętność znajdują coraz mniejsze zastosowanie. Ci zaś, którzy posiadają
własnych zmechanizowanych niewolników, cieszą się w myśl aktualnego prawa i
zwyczaju ludzkiego wolnością i niezależnością, ponieważ dzięki temu
zwolnieni są z odpowiedzialności i troski o swoich niewolników.
Światowa klasa robotnicza nie jest ślepa.
Robotnicy widzą, przynajmniej w zarysie, do czego musi doprowadzić obecny
system samolubstwa, który przecież i oni, co muszą przyznać, pomagali
pielęgnować i w ramach którego ciągle razem z wieloma innymi działają. Mimo
to nie widzą jeszcze wyraźnie, jak nieuchronnie prowadzi on do obrzydliwego
niewolnictwa, którym zostaną z pewnością niebawem objęci, jeśli ten kierunek
nie ulegnie zmianie. Widzą jednak, że konkurencja między tymi, którzy chcą
zostać sługami mechanicznych niewolników (maszynistami, mechanikami,
palaczami itp.), staje się z każdym rokiem coraz ostrzejsza.
Maszyny jako czynnik w dziele przygotowania do
“ognia”.
Minione kilka lat są jedynie przedsmakiem tego, co nadchodzi.
Cytujemy wypowiedzi osób, które zaczynają się
budzić i zdawać sobie sprawę z możliwej przyszłości. Nieznany autor pisze:
<str. 318>
“Świetność starożytnych, greckich demokracji
miejskich, błyszczących jak jasne punkty na ciemnym tle otaczającego je
barbarzyństwa, stała się źródłem niezgody między współczesnymi orędownikami
rozmaitych form rządu. Przeciwnicy rządów obywatelskich utrzymują, że
starożytne miasta wcale nie były demokracjami, ale w rzeczywistości miały
ustrój arystokratyczny, jako że tylko praca niewolników zapewniała wolnym
obywatelom taką ilość wolnego czasu, która pozwalałaby im poświęcić się
polityce. Wedle poglądów tych myślicieli w społeczeństwie musi istnieć klasa
“podkładowa” przeznaczona do najgorszych robót, a polityka, która pozwala
zwykłym robotnikom mieć udział w rządach, nie ma szans na przetrwanie.
To pozornie przekonywujące rozumowanie zostało
pomysłowo odparte przez pana Charlesa H. Loringa w jego prezydenckim
wystąpieniu przed Amerykańskim Stowarzyszeniem Inżynierów Mechaniki w 1892
roku, w którym przyznał, że współczesna cywilizacja ma wszystkie zalety
starożytnego niewolnictwa, będąc jednocześnie pozbawiona ówczesnego
okrucieństwa. ‘Hańbą starożytnej cywilizacji’, mówił on, ‘był całkowity brak
humanizmu. Sprawiedliwość, życzliwość i miłosierdzie odgrywały niewielką
rolę. Zastępowały je: siła, oszustwo i okrucieństwo. Trudno byłoby też
oczekiwać czegoś więcej od organizacji opartej na najgorszym systemie
niewolnictwa, który zawsze przerażał myślących ludzi. Tak długo, jak
podstawą cywilizacji było ludzkie niewolnictwo, cywilizacja taka musiała
cechować się brutalnością, gdyż strumień nie może wznieść się wyżej od swego
źródła. Taka cywilizacja, osiągnąwszy gwałtowną kulminację, musiała się
rozpaść, a historia pokazuje, choć nie zawsze wyraźnie, że pogrążała się ona
w barbarzyństwie gorszym od tego, z którego wyrosła.
Współczesna cywilizacja także opiera się na
ciężkiej pracy niewolnika. Różni się on jednak znacznie od swego
starożytnego poprzednika. Nie ma on nerwów i nie zna uczucia zmęczenia. Nie
potrzebuje on przerw w pracy i nie bardzo się wysilając jest bardziej
wydajny niż cała armia ludzkich niewolników. Jest on nie tylko znacznie
silniejszy, ale i dużo tańszy niż ludzie. Pracuje bez przerwy i w każdej
dziedzinie, znajduje równie dobre zastosowanie przy wykonywaniu prac
najbardziej precyzyjnych, jak i tych najprostszych. Produkuje wszystko w
takich ilościach, że człowiek, uwolniony od znacznej części swego
niewolniczego wysiłku, po raz pierwszy w pełni cieszy się prawami pana
stworzenia. Produkty <str. 319> wszystkich wspaniałych dziedzin naszej
cywilizacji – możliwość taniego i szybkiego transportu lądowego i wodnego,
druk, urządzenia pokojowe i wojenne, zdobywanie wiedzy we wszystkich
dziedzinach – wszystko to stało się możliwe i osiągalne dzięki pracy
posłusznego niewolnika, który nazywa się maszyna parowa.’
Istotnie, tak właśnie jest, że współczesne
urządzenia są niewolnikami o wydajności kilkaset razy większej od człowieka,
który służył jako niewolnik w starożytności. To właśnie zjawisko stanowi
obecnie materialną podstawę cywilizacji, w której cała ludność stanie się
klasą niepracującą, odpowiadającą wolnym obywatelom Aten – klasą, która tak
na prawdę nie jest wolna po to, by spędzać czas na bezmyślnych hulankach,
ale klasą uwolnioną od najcięższej pracy i zdolną do zapewnienia sobie
wygody kosztem wysiłku nie większego niż taki, który potrzebny jest dla
zachowania dobrego zdrowia, rozwoju umysłowego oraz dla rozsądnej rozrywki.
Ocenia się, że w samej tylko Wielkiej Brytanii maszyny parowe wykonują pracę
odpowiadającą wysiłkowi 156 milionów ludzi, co stanowi liczbę większą niż
całkowita populacja świata starożytnego, licząc w to niewolników i ludzi
wolnych. W Stanach Zjednoczonych maszyny parowe wykonują pracę 230 milionów
ludzi, co odpowiada niemal całkowitej populacji naszego globu w chwili
obecnej, a dochodzi do tego jeszcze energia wodospadów zaprzęgana do pracy w
silnikach elektrycznych w takim zakresie, że nawet tamta wielka rzesza
ludzka musiałaby usunąć się w cień.
Niestety jednak, dysponując materialną bazą dla
cywilizacji, która mogłaby zapewnić powszechną wygodę, wypoczynek i
inteligencję, ciągle jeszcze nie nauczyliśmy się, w jaki sposób czerpać z
tego korzyści. Poprawiamy się, ale nadal mamy jeszcze obywateli, którzy
uważają się za szczęśliwych dopiero wtedy, gdy mają możliwość przeznaczenia
wszystkich godzin dnia na wyczerpującą pracę – obywateli, którzy wedle
naszych teorii politycznych powinni mieć taki sam wpływ na politykę rządu,
jak każdy inny człowiek, a mimo to nie mają możliwości przyswojenia sobie
poglądów na jakikolwiek temat, z wyjątkiem tego, czy będą mieli coś do
zjedzenia na następny posiłek.
Nauki fizyczne zapewniły nam możliwość
zbudowania największej, najwspanialszej, najszczęśliwszej i najtrwalszej
cywilizacji, która przewyższyłaby wszystko, co zna historia. Zadaniem nauk
socjologicznych jest pokazanie nam, jak mamy korzystać z tej substancji.
Każdy eksperyment w tym kierunku, niezależnie od powodzenia, <str. 320> jest
cenny. W chemii przeprowadza się tysiące bezowocnych doświadczeń, zanim
zostanie dokonany wynalazek. Jeśli nawet zawiodły Kaveah i Altrurias,
to ich projektodawcom ciągle zawdzięczamy to, że oznakowali podwodne rafy
zagrażające rozwojowi.”
Dziennik zajmujący się obrotem węgla, The
Black Diamond [Czarny Diament], pisze:
“Wystarczy tylko spojrzeć na szybkość transportu
i na telekomunikację, która się dzięki temu rozwinęła, by przekonać się, jak
wszystko to sprawia, że trudno jest zrozumieć zasady funkcjonowania
współczesnego przemysłu. Niezwykle istotną cechą mechanizacji górnictwa
jest niezawodność i ciągłość pracy maszyn. Dzięki temu zostanie istotnie
zmniejszone zagrożenie strajkiem, można też zauważyć, że tam gdzie
organizowane są strajki, tam też często w ich następstwie dochodzi do
poszerzenia zakresu zastosowania urządzeń mechanicznych. Rozwój
mechanicznych metod pracy we wszystkich dziedzinach stopniowo kształtuje
związki między pokrewnymi dziedzinami produkcji na bazie dostosowania, co
będzie w dalszym ciągu prowadziło do takiego punktu, w którym strajki staną
się właściwie niemożliwe.
Elektryczność jest jeszcze w powijakach, tam
jednak, gdzie zostanie zastosowana, prawie nigdy już nie oddaje pola, a ci,
co kopią czarne diamenty, staną niebawem w obliczu oczywistego faktu, że
nawet tam, gdzie jeszcze nie zostali wyparci przez tanią siłę roboczą z
Europy, będą mieli do czynienia z bardziej nieprzejednanym wrogiem, gdyż za
kilka lat na miejsce tysięcy górników, będzie się zatrudniać tylko setki
ludzi, którzy przy pomocy elektrycznych urządzeń wydobywczych wykonają taką
samą ilość pracy.”
Czasopismo Olyphant Gazette pisze:
“Cudowne postępy w nauce, niezliczone narzędzia
owego wieku wynalazków, usunęły prawie całkowicie pracę ręczną z wielu
dziedzin przemysłu, a tysiące robotników, którzy przed kilkoma laty mieli
dobrze płatną pracę, bezskutecznie poszukują obecnie jakiegoś zajęcia. Tam,
gdzie kiedyś w zakładzie czy w fabryce zatrudniano setki osób, teraz pracuje
dwudziestu, a przy pomocy mechanicznych urządzeń i tak wykonują więcej
pracy. Linotyp pozbawił pracy tysięcy drukarzy, a podobnie jest w innych
zawodach. Przy użyciu maszyn praca wykonywana jest szybciej, taniej i
dokładniej niż ręcznie.
Perspektywy są więc takie, że za kilka lat przy
wydobyciu węgla antracytowego <str. 321> będzie się używało prawie wyłącznie
urządzeń elektrycznych, a praca człowieka i muła będą tylko dodatkiem do
działania elektrycznego narzędzia tam, gdzie nie będzie można użyć maszyn
napędowych.”
Inny autor zauważa następujące fakty:
“Jeden mężczyzna i dwóch chłopców mogą wykonać
pracę, która jeszcze kilka lat temu wymagała zatrudnienia 1100 prządek.
Jeden człowiek wykonuje obecnie pracę, którą za
czasów jego dziadka wykonywało pięćdziesięciu tkaczy.
Zastosowanie maszyn do wytłaczania bawełny
pozbawiło pracy tysiąc pięciuset robotników, pozostawiając na ich miejsce
jednego.
Jedna maszyna obsługiwana przez jednego
człowieka wykonuje dziennie tyle podków, co w tym samym czasie pięciuset
ludzi pracujących ręcznie.
Z 500 ludzi zatrudnionych dawniej w zakładach
zajmujących się piłowaniem pni, 499 straciło pracę na skutek wprowadzenia
nowoczesnych maszyn.
Jedna maszyna do produkcji gwoździ zastępuje
1100 ludzi.
Przy wyrobie papieru 95 procent pracy ręcznej
wykonują maszyny.
Jeden człowiek wyrabia obecnie tyle naczyń
glinianych, ile wykonywało 1000 ludzi przed zastosowaniem maszyn.
Dzięki użyciu maszyn przy załadunku i rozładunku
statków jeden człowiek może wykonać pracę 2000 ludzi.
Sprawny zegarmistrz może wykonać 250 do 300
zegarków w ciągu roku, używając przy tym maszyn, które zastępują 85 procent
pracy ręcznej.”
Gazeta Pittsburgh Post, odnotowując rok
temu znaczny postęp w technologii produkcji surowego żelaza, jaki dokonał
się na przestrzeni ostatnich dwóch dziesięcioleci dzięki modernizacji pieców
hutniczych, napisała:
“Dwadzieścia lat temu, w roku 1876, produkcja
surówki żelaza w Stanach Zjednoczonych wynosiła 2 093 236 ton. W roku 1895
produkcja surówki w okręgu Allegheny wyniosła 5 054 585 ton. W 1885 roku
całkowita krajowa produkcja surówki wynosiła 4 144 000 ton, podczas gdy w
roku 1895 znaleźliśmy się na pierwszym miejscu w świecie z produkcją
9 446 000 ton.”
Kanadyjczycy zauważają takie same okoliczności i
te same skutki. Montreal Times pisze:
“Przy zastosowaniu najlepszych obecnie maszyn
jeden człowiek <str. 322> może wyprodukować bawełniane ubrania dla 250
ludzi. Jeden człowiek może wyprodukować tkaniny wełniane dla 300 ludzi.
Jeden człowiek może wyprodukować obuwie dla 1000 ludzi. Jeden człowiek może
wypiec chleb dla 200 ludzi. Mimo to tysiące ludzi nie może dostać bawełny,
wełny, obuwia czy chleba. Musi być jakaś przyczyna takiego stanu rzeczy.
Musi być jakiś sposób zaradzenia temu haniebnemu stanowi anarchii, w jakim
się znaleźliśmy. A zatem, jaki jest ten środek zaradczy?”
Topeka State Journal pisze:
“Prof. Hertzka, austriacki ekonomista i polityk,
obliczył, że przy zastosowaniu nowoczesnych technologii i maszyn produkcja
rozmaitych gałęzi przemysłu, zaspokajająca potrzeby 22 milionów Austriaków w
każdej dziedzinie życia, wymagałaby zatrudnienia 615 tysięcy ludzi przy
zachowaniu zwykłego czasu pracy. Zaspokojenie zapotrzebowania na towary
luksusowe wymagałoby dodatkowego zatrudnienia zaledwie 315 tysięcy
pracowników. Dalej oblicza on, że ogólna liczba mężczyzn i kobiet w wieku
produkcyjnym, między 16 a 50 rokiem życia, wynosi obecnie w zaokrągleniu 5
milionów. Te obliczenia doprowadzają go dalej do wniosku, że powyższa liczba
pracowników, przy pełnym zatrudnieniu i wyposażona w nowoczesne maszyny i
technologie, mogłaby zaspokoić podstawowe i luksusowe potrzeby całej
ludności pracując przez trzydzieści siedem dni w roku w takich samych
godzinach jak obecnie. Gdyby zdecydowali się oni przepracować 300 dni w
roku, to wystarczyłoby, aby pracowali jedną godzinę i dwadzieścia minut
dziennie.
Jeśli obliczenia prof. Hertzka odnoszące się do
Austrii są słuszne, to można je zastosować z niewielkimi zmianami do każdego
innego kraju, nie wyłączając Stanów Zjednoczonych. W Kalifornii pracuje
kombajn parowy, który obsługiwany przez trzy osoby potrafi dziennie zżąć i
powiązać zboże z 36 hektarów. Przy użyciu pługu wieloskibowego ciągniętego
przez parowy traktor można zaorać 35 hektarów pola dziennie. Pewien piekarz
w Brooklynie zatrudnia 350 ludzi i wypieka 70 tysięcy bochenków dziennie, co
daje 200 bochenków dziennie na jednego zatrudnionego. Stosując maszynę
McKay’a, jeden człowiek może wyprodukować 300 par butów w czasie, który przy
produkcji ręcznej pozwalałby na uszycie pięciu par. W fabryce narzędzi
rolniczych 500 ludzi wykonuje obecnie pracę 2500 ludzi.
Przed rokiem 1879 siedemnastu sprawnych ludzi
było w stanie wyprodukować 6000 mioteł tygodniowo. Obecnie dziewięciu ludzi
produkuje w tym samym czasie 14 400 mioteł. Jeden człowiek może dzisiaj
zrobić i zamknąć <str. 323> 2500 konserw o wadze 1 kilograma dziennie.
Nowojorska fabryka zegarków jest w stanie wyprodukować 1400 zegarków
dziennie, czyli 511 000 rocznie albo dwa do trzech zegarków na minutę. W
przemyśle krawieckim jeden człowiek dysponujący maszyną elektryczną może
uszyć 500 ubrań dziennie. W zakładach stalowych Carnegie, wykorzystujących
energię elektryczną, ośmiu ludzi wykonuje pracę trzystu. Jedna maszyna do
produkcji zapałek, zaopatrywana przez chłopca, może wykroić 10 milionów
zapałek dziennie. Najnowsze krosna tkackie mogą działać bez obsługi przez
całą przerwę obiadową oraz półtorej godziny po zamknięciu fabryki, tkając
materiał automatycznie.
Tutaj stoimy przed problemem naszego wieku,
który oczekuje na rozwiązanie: W jaki sposób powiązać nasze możliwości i
potrzeby tak, aby nie marnotrawić energii i uniknąć niedostatku. Rozwiązując
ten problem, można by było uniknąć zmęczenia i przepracowania ludzi. Można
by było zlikwidować ubóstwo, głód, zepsucie i włóczęgostwo. Proponowano już
niezliczoną ilość rozwiązań, jednak jak dotąd żadnego z nich nie da się
zrealizować bez wyrządzenia komuś krzywdy rzeczywistej lub pozornej.
Człowiek, który zaproponuje ludziom światłe rozwiązanie tego problemu,
będzie największym bohaterem i najwspanialszym dobroczyńcą rodzaju
ludzkiego, jaki kiedykolwiek urodził się na ziemi.”
Współzawodnictwo wśród kobiet istotnym
czynnikiem
Jeszcze innym zagadnieniem, które trzeba wziąć
pod uwagę, jest współzawodnictwo kobiet. Według danych pochodzących ze spisu
ludności z roku 1880, w Stanach Zjednoczonych pracowało zarobkowo 2 477 157
kobiet. W roku 1890 liczba ta wynosiła 3 914 711, co oznacza wzrost o ponad
pięćdziesiąt procent. Szczególnie wzrosło zatrudnienie kobiet w księgowości,
przy kopiowaniu i stenografowaniu. Spis powszechny z roku 1880 wykazał, że w
tych dziedzinach zatrudnionych było 11 756 kobiet. W spisie z roku 1890
liczba ta wynosiła już 168 374. Można spokojnie powiedzieć, że obecnie (w
1912 roku) liczba kobiet pracujących zarobkowo wynosi ponad dziesięć
milionów. Również zatrudnienie kobiet jest zmniejszane na skutek
zastosowania maszyn. Dla przykładu, zakład wypalania kawy w Pittsburghu
zainstalował niedawno dwie nowo wynalezione maszyny do paczkowania kawy,
które obsługiwane <str. 324> są przez cztery kobiety, co spowodowało
zwolnienie pięćdziesięciu sześciu pracowniczek.
Rywalizacja nasila się z każdym dniem, a każdy
wartościowy wynalazek zwiększa jedynie skalę problemu. Mężczyźni i kobiety
rzeczywiście zostali uwolnieni od ciężkiej pracy, tylko kto będzie
utrzymywał ich oraz ich rodziny w czasie bezrobocia.
Rozsądne i nierozsądne poglądy i metody świata
pracy
Możemy jedynie stwierdzić, że wszystkie
przesłanki przemawiają za zwiększaniem się zapotrzebowania na miejsca pracy,
wywoływanego przez rosnącą armię bezrobotnych oraz, co za tym idzie, za
dalszym zmniejszaniem się zarobków. W celu odwrócenia tej tendencji założone
zostały związki zawodowe świata pracy, które oczywiście w pewnym stopniu
pomogą w zachowaniu godności, płac i człowieczeństwa, chroniąc wielu ludzi
przed miażdżącą siłą monopoli. Ich działanie wywiera jednak zarówno zły, jak
i dobry wpływ. Rozwinęły one w ludziach zaufanie do związków i przekonanie,
że potrafią one poradzić sobie z problemami i ulżyć w trudnych sytuacjach,
podczas gdy jedynym sposobem poznania drogi, którą można kroczyć nie
upadając, jest spoglądanie na Boga i udawanie się do Jego Słowa po naukę.
Gdyby ludzie byli postępowali w taki sposób, to Pan dałby im, jako swoim
dzieciom, “ducha zdrowego zmysłu” i byłby ich prowadził swą radą. Tak się
jednak nie stało. Wręcz przeciwne, nasiliły się zjawiska niewiary w Boga,
braku zaufania do ludzi, powszechnego niezadowolenia, bezradności, irytacji
i samolubstwa. Związki zawodowe kultywowały ducha samolubnej niezależności
oraz wyniosłości, przyczyniając się do samowoli robotników, co pozbawiło ich
sympatii nawet u dobrych i życzliwych pracodawców, którzy powoli dochodzą do
wniosku, że podejmowanie działań pojednawczych ze związkami nie ma sensu,
gdyż robotnicy muszą przez ciężkie doświadczenia oduczyć się samowoli. <str.
325>
Rozumowanie ludzi świata pracy jest poprawne,
gdy twierdzą oni, że błogosławieństwa i wynalazki związane ze świtaniem
poranka Tysiąclecia powinny przynosić korzyści dla całej ludzkości, a nie
tylko pomnażać bogactwo tych, którzy przez skąpstwo, bystrość myślenia,
zapobiegliwość i uprzywilejowaną pozycję zapewnili sobie i swoim dzieciom
prawo posiadania maszyn i ziemi oraz prawo do codziennego gromadzenia
jeszcze większego bogactwa. Robotnicy uważają, że ci szczęśliwcy nie mają
prawa samolubnie zagarniać wszystkiego, co się tylko da, ale powinni
wspaniałomyślnie dzielić się z nimi wszystkimi korzyściami, i to nie w
charakterze darowizny tylko przysługującego prawa. Nie powinno
się to także odbywać w myśl zasad samolubnej konkurencji, ale w
oparciu o Boskie prawo miłości bliźniego. Swoje żądania opierają oni
na nauczaniu Pana Jezusa, często cytując jego reguły.
Zdają się jednak zapominać, że domagają się od
tych, którym się powiodło, by żyli wedle zasad miłości dla pożytku tych
mniej szczęśliwych, którzy jednak nadal chcą żyć według zasad samolubstwa.
Czy rozsądne jest ich oczekiwanie, że inni będą postępowali wedle zasad,
których oni sami się są skłonni stosować względem innych? Czyż pomimo całej
słuszności i sensowności tych żądań, można oczekiwać ich spełnienia?
Oczywiście że nie. Ci sami ludzie, którzy najgłośniej domagają się, aby
inni, którym się powiodło, dzielili się z nimi swymi korzyściami, nie
wykazują najmniejszej skłonności do dzielenia się swoją miarą dobrobytu z
drugimi, którzy są w jeszcze gorszej sytuacji.
Innym wynikiem działania zasady samolubstwa w
sprawach ludzkich jest to, że większość stosunkowo małej grupy ludzi o
trzeźwym sądzie została wchłonięta przez wielkie przedsiębiorstwa
przemysłowe, trusty i inne tego typu instytucje, podczas gdy ci, którzy
udzielają porad związkom zawodowym ludzi pracy, są na ogół osobami o
umiarkowanym albo wręcz miernym rozsądku. Zresztą i tak rozsądne,
umiarkowane poglądy, nawet jeśli się pojawiają, są najczęściej odrzucane,
gdyż robotnicy nauczyli się podejrzliwości i wielu z nich przypuszcza, że
ci, którzy proponują rozsądne rozwiązania, są szpiegami i wysłannikami
pracodawców, sympatyzującymi z ich poglądami. Większość tych ludzi
cechuje się brakiem rozsądku i ulega tym, którzy sprytnie schlebiają
kaprysom <str. 326> ludzi od siebie bardziej nieświadomych w celu objęcia
dobrze płatnych stanowisk przywódczych.
W każdym razie połowa przyjętych i
zrealizowanych rozwiązań okazała się, czy to z powodu niewiedzy, czy też z
braku właściwej oceny sytuacji, niemądra i niekorzystna dla tych, którym
miała przynieść pożytek. Problemem jest przeważnie, jak się wydaje,
poleganie na ludzkiej sile, wyrażającej się w liczebności i odwadze, przy
jednoczesnym lekceważeniu mądrości, która pochodzi z góry, która “najprzódci
jest czysta, potem spokojna, mierna, powolna, pełna miłosierdzia i owoców
dobrych, nie posądzająca i nieobłudna”. W rezultacie nie posiadają oni ducha
(czyli usposobienia) “zdrowego zmysłu”, który mógłby nimi kierować (2 Tym.
1:7).
Wyobrażają oni sobie, że dzięki działalności
związkowej, przez bojkoty, strajki itp. będą w stanie utrzymać płace w kilku
dziedzinach przemysłu na poziomie dwukrotnie albo trzykrotnie wyższym niż
przy innych rodzajach pracy. Nie zauważają jednak tego, że przy obecnej
mechanizacji pracy nie trzeba już, tak jak dawniej, latami uczyć się
rzemiosła, że dzięki powszechności dostępu do szkół i prasy tysiące ludzi
może się dziś nauczyć tego, co dawniej mogło zrozumieć jedynie niewielu oraz
że nadwyżka siły roboczej, prowadząca do gwałtownego spadku wynagrodzeń w
rzemiośle i przemyśle, skłoni wielu ludzi do starania się o łatwiejszą i
lepiej płatną pracę w innym zawodzie, czemu ostatecznie w warunkach tak
silnej konkurencji nie będzie można się przeciwstawić. Ludzie nie będą stać
bezczynnie i głodować, nie będą patrzeć, jak ich rodziny przymierają głodem.
Zgodzą się raczej na pracę za dolara, czy dwa dolary dziennie, tam, gdzie
obecnie zarabia się trzy albo cztery dolary.
Jak długo sytuacja jest korzystna – w
warunkach niedoboru siły roboczej lub przewagi popytu nad podażą w obrocie
towarowym – związki zawodowe mogą się okazać, i okazują się, dość pożyteczne
dla swoich członków poprzez utrzymywanie dobrych zarobków, korzystnych
godzin i higienicznych warunków <str. 327> pracy. Byłoby jednak błędem,
gdyby w tym zakresie próbować oceniać przyszłość na podstawie
teraźniejszości i oczekiwać od związków zawodowych, by przeciwdziałały
prawom podaży i popytu. Niech ludzie pracy oglądają się raczej na swą jedyną
nadzieję, na Pana, a nie polegają na sile ludzkiej.
Nieugięte prawo podaży i popytu
obowiązujące wszystkich
Przekonaliśmy się zatem, że podstawą obecnej
gospodarki, tak w odniesieniu do małych, jak i wielkich, dla biednych i
bogatych, jest brak miłości, bezwzględność i samolubstwo. Producenci i
handlowcy starają się uzyskać jak najwyższą cenę za swoje produkty, zaś
ludzie chcą kupować w miarę możliwości najtaniej. Rzadko kto zadaje sobie
pytanie o rzeczywistą wartość towaru, chyba że w samolubnym celu. Zboże i
inne produkty rolne sprzedawane są za najwyższą, możliwą do uzyskania cenę,
tymczasem konsumenci kupują je jak się tylko da najtaniej. Podobnie jest z
pracą i umiejętnościami, ich posiadacz stara się sprzedać je jak najdrożej,
zaś rolnicy, kupcy i przemysłowcy starają się zapłacić za nie jak najmniej,
byle tylko zaspokoić swoje potrzeby.
Działanie owego “prawa podaży i popytu”
jest bezwzględne, nikt nie może się spod niego wyłamać. Nikt nie jest w
stanie go całkowicie pominąć i żyć w obecnym ustroju społecznym. Przypuśćmy
na przykład, że rolnik powiedziałby: “Przeciwstawię się temu prawu, które
obecnie rządzi światem. Cena pszenicy wynosi obecnie 60 centów za buszels,
pszenica musiałaby jednak kosztować dolara za buszel, żeby pokryć koszty
mojej własnej pracy i koszty zatrudnienia robotników. Nie sprzedam więc
mojej pszenicy taniej niż po dolarze za buszel”. Skutek byłby taki, że
pszenica zgniłaby, rodzina rolnika nie miałaby za co kupić ubrania, jego
pracownicy zostaliby pozbawieni pensji z powodu jego kaprysów, a człowiek,
który pożyczył mu pieniądze, straciłby cierpliwość w związku z
niedotrzymaniem warunków umowy i sprzedałby jego gospodarstwo, pszenicę i
wszystko inne, na pokrycie długu. <str. 328>
Albo wyobraźmy sobie przeciwną sytuację.
Przypuśćmy, że rolnik powiedziałby: “Moim pomocnikom w gospodarstwie płacę
obecnie trzydzieści dolarów miesięcznie. Dowiedziałem się jednak, że w
pobliskim miasteczku mechanicy, nie pracując wcale ciężej, w krótszym czasie
zarabiają od pięćdziesięciu do stu dolarów miesięcznie. Postanawiam więc, że
odtąd moi pracownicy będą pracować przez cały rok osiem godzin dziennie
zarabiając sześćdziesiąt dolarów miesięcznie.” Jaki byłby rezultat takiej
próby przeciwstawienia się prawu podaży i popytu? Taki rolnik popadłby
zapewne prędko w długi. Owszem, gdyby wszyscy rolnicy w Stanach
Zjednoczonych płacili tyle samo swoim robotnikom i sprzedawali swoje
produkty po uczciwych cenach, to może dałoby się tak zrobić. Jednak po
zakończeniu sezonu elewatory zbożowe byłyby pełne pszenicy, gdyż Europa
zaopatrzyłaby się gdzie indziej. I co wtedy? Otóż wiadomość ta zostałaby
natychmiast przekazana telegraficznie do Indii, Rosji i Południowej Ameryki
i producenci pszenicy z tych krajów wysłaliby do nas swoją pszenicę, łamiąc
tak zwaną umowę rolną i zaopatrując biednych w tani chleb. Z całą pewnością
taki system, nawet jeśli udałoby się go wprowadzić, nie przetrwałby dłużej
niż rok.
To samo prawo obecnego porządku społecznego –
prawo podaży i popytu – w podobny sposób, z niewielkimi tylko zmianami
zależnymi od okoliczności, sprawuje kontrolę nad wszystkimi innymi
produktami ludzkiej pracy i umiejętności.
W naszej wielkiej republice panowały korzystne
warunki, zapewniające duży popyt, wysokie zarobki i dobre zyski, dzięki
protekcyjnym cłom przeciwdziałającym konkurencji z Europy oraz dzięki
tendencji do inwestowania europejskich kapitałów na tutejszym rynku ze
względu na wyższe dochody, zaś wysokie zarobki ściągały wykwalifikowanych
robotników, którzy mogli tutaj otrzymać lepsze wynagrodzenie niż w swoich
krajach. Było to jednak działanie tego samego prawa podaży i popytu.
Milionowy kapitał inwestycyjny, przeznaczony na produkcję maszyn, szlaków
kolejowych oraz na zaspokojenie potrzeb mieszkaniowych i innych potrzeb
życiowych ludzi, przez wiele lata zapewniał temu niezwykłemu krajowi
najwyższą <str. 329> koniunkturę w świecie. Jednak szczyt tej koniunktury
już minął i znaleźliśmy się w okresie jej spadku. Nic też nie jest w stanie
temu zapobiec, chyba żeby wybuchła wojna albo inna katastrofa w pewnych
cywilizowanych krajach, która na jakiś czas spowodowałaby przerzucenie
produkcji światowej do tych krajów, które cieszą się pokojem. Wojna
chińsko-japońska nieznacznie zmniejszyła to napięcie, nie tylko ze względu
na zakup broni i amunicji przez walczące strony, ale także dzięki
odszkodowaniom, jakie Chiny zapłaciły Japonii. Pieniądze te Japończycy
natychmiast wydali na zakup okrętów wojennych, które zostały zbudowane w
różnych krajach, głównie w Wielkiej Brytanii. Co więcej, dołączenie Japonii
do grona “potęg morskich” skłoniło rządy Europy i Stanów Zjednoczonych do
wzmocnienia swoich sił morskich. Trudno sobie wyobrazić coś bardziej
krótkowzrocznego, jak niedawny masowy wiec robotników w Nowym Jorku, którzy
protestowali przeciwko dalszym wydatkom na rozbudowę floty i umocnień
obronnych wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Powinni oni byli wiedzieć, że takie
wydatki przyczyniają się do utrzymania zatrudnienia robotników. Będąc
stanowczymi przeciwnikami wojny, jesteśmy jednocześnie przeciwko temu, by
ludzie głodowali z powodu braku zatrudnienia i w związku z tym skłonni
bylibyśmy akceptować zwiększone ryzyko wybuchu wojny. Niechby długi świata
zostały zamienione na obligacje. Obligacje będą miały w czasie zbliżającego
się ucisku takie samo znaczenie, jak złoto i srebro (Ezech. 7:19; Sof.
1:18).
Wielu ludzi zauważa, że konkurencja jest
zagrożeniem, czego rezultatem jest wejście w życie “projektu ustawy o
wykluczeniu Chińczyków”. Ustawa ta wstrzymała imigrację milionów Chińczyków,
a ponadto przyczyniła się do wydalenia z naszego kraju wszystkich tych,
którzy nie uzyskali dotychczas praw obywatelskich. W celu wstrzymania
imigracji z Europy uchwalono ustawę zabraniającą przyjmowania emigrantów,
którzy nie umieją czytać. Powszechnie wiadomo, że wkrótce na skutek
działania prawa podaży i popytu zarobki wyrównają się na całym świecie i
dlatego usiłuje się, na ile to tylko możliwe i najdłużej, jak się tylko da,
chronić wynagrodzenia w Stanach Zjednoczonych przed spadkiem do poziomu
europejskiego czy azjatyckiego. <str. 330>
Inni usiłują uchwalić prawne zabezpieczenia –
zobowiązać producentów do płacenia wysokich wynagrodzeń i sprzedawania
swoich wyrobów z niewielkim zyskiem. Zapominają oni o tym, że jeśli tutaj
kapitał nie będzie przynosił zysków, to zostanie ulokowany gdzie indziej.
Fabryki będą wybudowane, ludzie zatrudnieni i produkcja uruchomiona tam,
gdzie warunki są dogodniejsze, gdzie są niższe zarobki i korzystniejsze
ceny.
Perspektywy na najbliższą przyszłość okażą się
jednak w obecnych warunkach jeszcze bardziej ponure, gdy spojrzymy na to
zagadnienie nieco szerzej. Prawo podaży i popytu rządzi tak pracą, jak i
kapitałem. Kapitał jest równie czujny jak świat pracy w poszukiwaniu
bardziej dochodowego zatrudnienia. Inwestorzy są równie dobrze poinformowani
i lokują swe pieniądze to tu, to tam, po całym świecie. Jednak kapitał i
praca zmierzają w przeciwnych kierunkach i rządzą się przeciwnymi zasadami.
Wykwalifikowani robotnicy szukają miejsc, gdzie płace są najwyższe. Kapitał
szuka takich regionów, w których zarobki są najniższe, by przez to zapewnić
sobie większy zysk.
Mechanizacja łaskawie służyła kapitałowi i nadal
mu wiernie służy. Jednak wzrostowi kapitału i zwiększeniu liczby maszyn
towarzyszy “nadprodukcja” – czyli sytuacja, w której produkuje się więcej,
niż można z zyskiem sprzedać – konkurencja, zmniejszanie się cen i
wynikające z tego pomniejszenie zysków. To prowadzi w naturalny sposób do
powstawania związków, mających na celu utrzymanie cen i zysków zwanych
trustami. Jest jednak rzeczą wątpliwą, czy i one będą w stanie się utrzymać.
Jeśli tak, to tylko w tych dziedzinach, gdzie chodzi o produkcję artykułów
opatentowanych albo towarów o podaży ograniczonej czy też regulowanej
prawem, które wcześniej czy później zostanie zmienione.
Zatrważające spojrzenie
na zagraniczną konkurencję w przemyśle
W tej sytuacji otwiera się znów nowe pole dla
przedsiębiorczości i kapitału, a nie dla świata pracy. Japonia i Chiny budzą
się z wiekowego snu i wchodzą w krąg zachodniej cywilizacji. Docenia się tam
znaczenie urządzeń parowych, mechanizacji i innych współczesnych wynalazków.
Winniśmy pamiętać, <str. 331> że Japonia pod względem liczby ludności prawie
dorównuje Wielkiej Brytanii, a liczba Chińczyków pięciokrotnie przewyższa
liczebność mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Pamiętajmy także, że te
milionowe narody nie składają się z dzikusów, tylko z ludzi, którzy na ogół
potrafią czytać i pisać w swoim języku, a ich cywilizacja, choć różniąca się
od naszej, jest znacznie starsza od cywilizacji europejskiej. Chińczycy byli
cywilizowanymi producentami wyrobów z porcelany i jedwabiu, gdy w Wielkiej
Brytanii zamieszkiwały jeszcze ludy pierwotne. Nie powinny nas więc dziwić
wiadomości, że kapitał szuka możliwości inwestycyjnych w Chinach, a
szczególnie w Japonii, poprzez budowę szlaków kolejowych, dostarczanie
maszyn, wznoszenie wielkich zakładów produkcyjnych, aby w ten sposób
wykorzystać umiejętności, zapał, gospodarność, cierpliwość i uległość
milionów ludzi nawykłych do ciężkiej pracy i do oszczędności.
Inwestorzy spodziewają się wielkich dochodów w
kraju, gdzie za 6-15 centów dziennie można mieć pracownika, który nie
narzeka i okazuje wdzięczność. W Japonii ulokowany już został dość znaczny
kapitał, a jeszcze większy czeka na koncesje w Chinach. Czy można więc mieć
wątpliwości co to tego, że w przeciągu krótkiego okresu kilku lat światowi
producenci zostaną zmuszeni do konkurowania z owymi milionami
wykwalifikowanych i pojętnych ludzi? Jeśli zarobki w Europie wydają się
niedostatecznie wysokie, jeśli obecne wynagrodzenia w Stanach Zjednoczonych
– w zestawieniu ze szczodrymi (w porównaniu do Europy i Azji) wypłatami w
minionych latach oraz wobec rozrzutnych pomysłów i zwyczajów, jakie się
tutaj kultywuje – uznajemy za “głodowe stawki” (mimo że są one ciągle dwa
razy wyższe niż w Europie i ośmiokrotnie wyższe niż w Azji), to jakże
pożałowania godna byłaby sytuacja na rynku pracy w całym cywilizowanym
świecie po dalszych trzydziestu latach wynalazków i budowy maszyn
zastępujących pracę ludzką oraz po tym, gdy robotnicy na całym świecie
zostaną zmuszeni do bezpośredniego konkurowania z tanią <str. 332> pracą
Dalekiego Wschodu? Oznaczałoby to nie tylko spadek płac do 15 centów
dziennie, ale dodatkowo na jedno miejsce pracy przy tak nędznych
wynagrodzeniach przypadałoby sześciu ludzi. Kilka lat temu prasa publiczna
pisała o przeniesieniu zakładów bawełnianych z Connecticut do Japonii. Od
tamtego czasu wielu innych producentów przeniosło się na rynek japoński, aby
zapewnić sobie dostęp do taniej siły roboczej i mieć możliwość uzyskiwania
dzięki temu wyższych dochodów.
Niemiecki cesarz najwyraźniej dostrzegał
zbliżanie się takiej “wojny gospodarczej”. Wyraził to symbolicznie w
podarowanym rosyjskiemu carowi słynnym obrazie, który został namalowany
przez artystę według wskazówek cesarza. Obraz ten przedstawia narody
europejskie pod postaciami kobiet odzianych w zbroje, które stoją w świetle
promieniującym od widniejącego ponad nimi na niebie krzyża. Postacie
zwrócone są w kierunku anioła Michała i patrzą na ciemny obłok unoszący się
znad Chin i płynący w ich stronę, z którego w świetle błyskawic wyłaniają
się ohydne kształty i twarze. Pod obrazem umieszczone zostały słowa: “Narody
Europy! Łączcie się w obronie waszej wiary i waszych domów”.
Żółty człowiek z białymi pieniędzmi
Poniższy cytat pochodzi z poważnej angielskiej
gazety Journal of the Imperial Colonial Institute [Dziennik
Instytutu Imperialno-Kolonialnego]. Jego autorem jest pan Whitehead, członek
rady ustawodawczej Hongkongu w Chinach. Pisze on:
“Jak dotąd Chińczycy dopiero zaczynają budowę
zakładów przędzalniczych i tkackich. Nad rzeką Jangcy w pobliżu Szanghaju
pracuje już pięć fabryk, a inne są w trakcie budowy. Ocenia się, że będą one
obejmowały około 200 tysięcy wrzecion, a niektóre z nich już rozpoczęły
pracę. Zaangażowany tutaj kapitał jest pochodzenia wyłącznie krajowego. Tak
więc jeśli tylko nasz system monetarny okaże się stabilny, to dzięki
przywróceniu pokoju w tym regionie oraz uczciwemu i umiejętnemu zarządzaniu
nie będzie właściwie granic dla ekspansji i rozwoju przemysłu w krajach
Dalekiego Wschodu.” <str. 333>
W tej samej sprawie naszą uwagę przyciągnęło
opublikowanie w Waszyngtonie raportu, przesłanego do rządu jeszcze w roku
1896 przez amerykańskiego konsula generalnego Jernigana, stacjonującego w
Szanghaju w Chinach. W raporcie tym stwierdza się, że: tamtejszy przemysł
bawełniany jest godny wielkiej uwagi; powstają i dobrze prosperują zakłady
bawełniane; rozpoczęto już uprawę bawełny; Chiny posiadają niemal
nieograniczone areały ziemi nadającej się pod uprawę bawełny, jak i zasoby
bardzo taniej siły roboczej; oraz że wobec tych faktów “nie ma żadnych
wątpliwości, iż Chiny staną się niebawem jednym z największych
producentów bawełny w świecie”.
Omawiając zagadnienie wojny chińsko-japońskiej z
1894 roku pan Whitehead oświadcza, że głównie z nią związane są nadzieje na
ożywienie gospodarcze w Chinach. Dalej pisze on:
“Obecna wojna może przyczynić się do uwolnienia
chińskiego ludu spod więzów mandarynów. Wiadomo, że chińskie zasoby
surowcowe są ogromne, a kraj ten ma do dyspozycji miliony hektarów ziemi
wspaniale nadającej się pod uprawę bawełny, którą pomimo krótkich włókien
można w powodzeniem mieszać z innymi gatunkami. W grudniu 1893 roku na rzece
szanghajskiej stało jednocześnie pięć parowców oceanicznych,
transportujących do Japonii uprawianą w Chinach bawełnę, która w japońskich
zakładach rękami japońskich robotników zostanie zamieniona na przędzę i
ubrania. Obecnie Japończycy importują bawełnę dla swoich zakładów
bezpośrednio z Ameryki i innych krajów. Gdyby po owym straszliwym
przebudzeniu Chiny, ze swymi trzystoma milionami niezwykle przedsiębiorczych
ludzi, otworzyły swe obszerne terytoria w głębi kraju, budując linie
kolejowe, otwierając wody śródlądowe dla parowego ruchu rzecznego i
uruchamiając dla rozwoju swe nieograniczone zasoby, to nie sposób wprost
byłoby przewidzieć rozmiary i skutki takiego rozwoju sytuacji. Równałoby się
to praktycznie odkryciu nowej półkuli ziemskiej, gęsto zaludnionej przez
przedsiębiorczych ludzi oraz obfitującej w zasoby rolnicze, mineralne i
inne. Jak dotychczas jednak otwarcie Chin, które jak sądzimy będzie jednym
ze skutków obecnej wojny, okaże się korzystne dla angielskich
przedsiębiorców, <str. 334> i jeśli nie zostaną, i to prędko, wprowadzone
jakieś zmiany w naszym systemie monetarnym, to Niebiańskie Imperium, które
było polem tak wielu naszych zwycięstw gospodarczych, stanie się jedynie
świadkiem naszej największej porażki.”
Słowa pana Whiteheada, mówiące o “porażce”,
dowodzą jego czysto kapitalistycznego spojrzenia. W rzeczywistości bowiem
“porażką” zostaną raczej dotknięci angielscy robotnicy. Następnie zajmuje
się on sprawą Japonii:
“W okolicach Osaki i Kioto obserwuje się obecnie
zdumiewający wzrost aktywności gospodarczej. W bardzo krótkim okresie czasu
uruchomiono tutaj nie mniej niż pięćdziesiąt dziewięć bawełnianych zakładów
przędzalniczych i tkackich, których łączna wartość przekracza 20 milionów
dolarów, przy czym kapitał ten jest całkowicie pochodzenia krajowego. W
zakładach tych pracuje w sumie 770 874 wrzecion, których łączna produkcja
została oszacowana w maju przez kompetentne władze na ponad 500 tysięcy bel
przędzy o szacunkowej wartości 40 milionów dolarów, czyli przy obecnym
kursie około 4 milionów funtów szterlingów. W przeciągu krótkiego czasu
japoński przemysł, i to nie tylko przędzalniczy i tkacki, ale każdej innej
branży, uczynił skokowy postęp. Osiągnięcia Japończyków sięgnęły już takiego
punktu, w którym mogą oni w znacznym stopniu lekceważyć brytyjską
konkurencję przemysłową.”
W dalszym ciągu pan Whitehead dowodzi, że
kapitaliści z Europy i Stanów Zjednoczonych, usuwając srebro z systemu
monetarnego, doprowadzili niemal do podwojenia cen złota, to zaś prawie
podwaja przewagę Chin i Japonii. Pisze on:
“Wygląda to tak, że srebro odpowiada nadal tej
samej wartości pracy co przed dwudziestoma czy trzydziestoma laty.
Niedostosowanie naszego systemu monetarnego pozwala zatem wschodnim krajom
zatrudnić obecnie za tę samą ilość złota co najmniej dwa razy tyle ludzi co
dwadzieścia pięć lat temu. Dla lepszego zrozumienia tego ważnego zagadnienia
przytoczę pewien przykład: W roku 1870 srebrne dziesięć rupii stanowiło
równowartość jednego złotego funta szterlinga przy wspólnym kursie złota i
srebra, co wystarczało na opłacenie pracy dwudziestu ludzi przez jeden
dzień. Dzisiaj jednemu złotemu funtowi szterlingowi odpowiada dwadzieścia
rupii w srebrze, za które można zatrudnić na cały dzień czterdziestu ludzi,
zamiast dwudziestu, <str. 335> zatrudnionych w roku 1870. Przy takich
utrudnieniach brytyjski rynek pracy nie może być konkurencyjny.
W krajach wschodnich srebro ciągle odpowiada tej
samej ilości pracy co dawniej. Tymczasem jego wartość w przeliczeniu na
złoto jest obecnie dwukrotnie mniejsza. Dla przykładu, dwadzieścia lat temu
w Anglii można było zatrudnić kogoś do wykonania pewnej pracy np. za osiem
szylingów. Osiem szylingów stanowi obecnie wynagrodzenie za mniej więcej
taką samą pracę jak kiedyś, gdyż zarobki prawie nie wzrosły, osiem szylingów
ma także według naszego prawa nadal taką samą wartość monetarną co dawniej,
tymczasem zaś zawarte w nich złoto warte jest obecnie mniej niż pół
szylinga. W podobny sposób za dwa dolary można obecnie zatrudnić tyle samo
robotników co dawniej, niemniej jednak wartość złota w dwudolarówce równa
jest jedynie czterem szylingom. Tak więc za cztery szylingi, albo ich
równowartość w srebrze, można obecnie zatrudnić w Azji tyle samo robotników
co przed dwudziestu laty za osiem szylingów albo ich równowartość w srebrze.
Wzrost wartości złotych monet o ponad 55 procent spowodował proporcjonalny
spadek wartości pracy w krajach Wschodu, a tym samym będą one w stanie
produkować swe wyroby taniej, niż w krajach przyjmujących podstawę złota.
Jeśli zatem nasz system monetarny nie zostanie zmodyfikowany albo jeśli
brytyjscy robotnicy nie będą gotowi zaakceptować znacznej redukcji
wynagrodzeń, to brytyjski przemysł będzie zmuszony do nieuchronnego
opuszczenia brzegów Anglii, ponieważ jego produkty zostaną wyparte przez
wyroby krajów przyjmujących podstawę srebra.”
Pan Whitehead nie pomyliłby się, gdyby jeszcze
dodał, że już niedługo kraje przyjmujące podstawę srebra będą nie tylko
samowystarczalne w zakresie zaspokajania własnych potrzeb, ale jeszcze
zarzucą swymi towarami kraje opierające swój system monetarny na wartości
złota. Dla przykładu, Japonia mogłaby sprzedawać swoje towary w Anglii o
jedną trzecią taniej niż u siebie, a przez wymianę otrzymanych monet złotych
na srebrne mogłaby osiągnąć ogromne zyski. Tak więc mechanicy amerykańscy i
europejscy będą zmuszeni do konkurowania z tanią i cierpliwą pracą
kwalifikowanych robotników azjatyckich, i to w warunkach niekorzystnego
przeliczenia <str. 336> finansowego, które wynika z różnic między systemami
monetarnymi opierającymi się na złocie i na srebrze.
Komentując wykład pana Whiteheada, londyński
Daily Chronicle zwraca uwagę na fakt, że Indie już przejęły
znaczną część produkcji angielskiego przemysłu bawełnianego. Gazeta pisze:
“Wykład szanownego T. H. Whiteheada, wygłoszony
wczoraj wieczorem w Instytucie Kolonialnym, zwrócił uwagę na niektóre
zadziwiające zestawienia liczbowe w odniesieniu do naszego handlu
wschodniego. Fakt, że w ciągu ostatnich czterech lat wartość naszego
eksportu spadła o 54 miliony funtów szterlingów, niestety nie podlega
dyskusji. Bilans działalności 67 spółek przędzalniczych z Lancashire za rok
1894 wykazał łączny deficyt w wysokości 411 tysięcy funtów
szterlingów. W przeciwieństwie do tego wzrost eksportu indyjskiej przędzy i
gotowych wyrobów do Japonii był wprost gigantyczny, zaś zakłady bawełniane w
Hiogo w Japonii miały w 1891 roku średnią rentowność 17 procent. Lord Thomas
Sutherland stwierdził, że niedługo Peninsular and Oriental Company
będzie prawdopodobnie budowała swe statki na rzece Jangcy, zaś pan Whitehead
jest przekonany, że kraje Wschodu będą już wkrótce konkurowały na rynkach
europejskich. Niezależnie od występujących między nami różnic w zakresie
proponowanych rozwiązań, tego rodzaju stwierdzenia w ustach eksperta
dostarczają podstaw do poważnej refleksji.”
Niemiecka gazeta Berliner Tageblatt
uważnie przygląda się zagadnieniu przesądzonego zwycięstwa Japonii nad
Chinami, wyrażając zaskoczenie inteligencją tamtego kraju. Określa ona
hrabiego Ito, premiera Japonii, mianem drugiego Bismarcka, a ogólnie o
Japończykach wyraża się, że są całkiem cywilizowani. Artykuł kończy się
bardzo znamienną uwagą odnoszącą się do wojny przemysłowej, o której
mówimy:
“Hrabia Ito okazuje znaczne zainteresowanie
przemysłowym rozwojem swego kraju. Jest przekonany, że większość
obcokrajowców nie docenia szans Japonii w walce o międzynarodową supremację
w dziedzinie przemysłu. Japońskie kobiety, uważa on, dorównują mężczyznom na
każdym stanowisku, podwajając w ten sposób zasoby siły roboczej tego
narodu.”
Wydawca paryskiego Economiste Français,
wyrażając się na temat Japonii i jej polityki, pisze znamienne słowa: <str.
337>
“Świat znalazł się w nowym stadium. Europejczycy
muszą liczyć się z nowymi czynnikami cywilizacji. Mocarstwa muszą zaniechać
sporów między sobą i okazać wolę współpracy, pamiętając, że odtąd setki
milionów mieszkańców Dalekiego Wschodu – trzeźwych, pracowitych i zręcznych
robotników – będą naszymi rywalami.”
Pan George Jamison, brytyjski konsul generalny w
Szanghaju w Chinach, pisał na temat konkurencji ze Wschodu, dowodząc, że
usunięcie srebra z podstawy systemu monetarnego i związane z tym obniżenie
jego wartości oraz oparcie systemu monetarnego w krajach cywilizowanych
wyłącznie na złocie jest jeszcze jednym czynnikiem upośledzającym klasę
robotniczą i zapewniającym zyski inwestorom. Napisał on:
“Systematyczny wzrost wartości złota w
porównaniu do srebra doprowadził do całkowitej zmiany sytuacji. Towary
brytyjskie stały się tak drogie w przeliczeniu na srebro, że Wschód był
zmuszony podjąć samodzielną produkcję, zaś spadek cen białego metalu pomógł
do tego stopnia w wykonaniu owego zadania, że produkcja była w stanie nie
tylko zaspokoić lokalne potrzeby, ale jeszcze mogła być z zyskiem
eksportowana. Ze względu na wzrost wartości złota ceny towarów brytyjskich w
przeliczeniu na srebro na rynkach wschodnich podwoiły się, co przyczyniło
się do niemal całkowitego ich wyparcia. Jednocześnie zaś spadek cen srebra
obniżył o połowę ceny towarów wschodnich w przeliczeniu na złoto na rynkach
krajów używających złota jako podstawy swojego systemu monetarnego, co
sprawia, że zapotrzebowanie na nie nieustannie rośnie. Warunki są tak
nierówne, że walka na dłuższą metę wydaje się niemożliwa. Jest to tak, jakby
związawszy mistrzowi nogi kazać mu wygrać bieg, podczas gdy jego przeciwnicy
startują od połowy dystansu.
Sytuacja w Ameryce najlepiej dowodzi tego, że na
otwartym polu Europejczycy nie mają szans podjęcia konkurencji z krajami
Wschodu. Chińczycy niskimi wynagrodzeniami tak zmonopolizowali amerykański
rynek pracy, że musieli zostać usunięci z kraju, gdyż inaczej robotnicy
europejscy musieliby głodować albo zostać wypędzeni. Kraje europejskie nie
są jednak zagrożone bezpośrednią obecnością azjatyckich robotników na rynku
pracy, jak to miało miejsce w Ameryce (gdyż robotnicy ze Wschodu znali
sytuację zarobkową w Europie i mogli się łatwo zorientować, ile sami mogliby
zarobić) tylko konkurencją towarów wykonanych przez tych robotników na
Wschodzie i opłacanych wedle wschodnich stawek. Poza tym łatwiej jest
odmówić zatrudnienia wschodniego robotnika, niż zrezygnować z kupowania jego
wyrobów, szczególnie gdy <str. 338> ich jakość ciągle się poprawia, a ceny
maleją. Pokusa, żeby je kupować, jest tym większa, im mniejsza jest siła
nabywcza pieniędzy zarabianych przez brytyjskiego robotnika. Jest on coraz
bardziej skłonny do kupowania, a jednocześnie coraz mniej chętnie kupuje
rodzime, droższe towary. Kraje stosujące protekcjonizm celny są w lepszej
sytuacji. Mogą one nakładać zwiększone cła na towary ze Wschodu i przez to
powstrzymać ich napływ na swoje rynki. Jednak Anglia ze swoim wolnym handlem
nie ma żadnego systemu obrony, a ciężar tego brzemienia spadnie na
robotników. Zło nasila się nieustannie. Wzrost wartości złota w przeliczeniu
na srebro o ćwierć pensa zwiększa cenę towarów brytyjskich na Wschodzie o
jeden procent. Tymczasem spadek wartości srebra o ćwierć pensa czyni towary
wschodnie o jeden procent tańszymi w krajach stosujących podstawę złota. W
Japonii bardzo szybko rozwijają się nowe gałęzie przemysłu, a ten sam proces
może z powodzeniem zostać przeprowadzony w Chinach, Indiach czy innych
krajach. Osiągnąwszy raz taką pozycję, Wschód nie pozwoli się usunąć,
niezależnie od sprzeciwów. Jeśli zatem nie zostaną podjęte jakieś szybkie
kroki na rzecz zmiany światowego systemu walutowego, produkty wschodnie będą
szeroko rozprowadzane po całym świecie, rujnując brytyjski przemysł i
doprowadzając do nieopisanej katastrofy tysięcy robotników.”
Pan Lafcadio Hearn, który przez wiele lat był
nauczycielem w Japonii, w artykule opublikowanym w Atlantic Monthly
(październik 1895), wskazuje na jedną z przyczyn, dla których konkurowanie z
Japonią jest tak trudne. Biedni Japończycy mogą mianowicie mieszkać,
przemieszczać się oraz prowadzić wygodne życie, zgodnie z tamtejszymi
wyobrażeniami o komforcie, niemal całkowicie za darmo. Tłumaczy on, że
japońskie miasta składają się z domów wybudowanych z gliny, bambusa i
papieru, które powstają w ciągu pięciu dni i przy nieustannych naprawach
mają stać tak długo, dokąd ich właściciel nie zapragnie ich zmienić. W
Japonii nie ma właściwie żadnych wielkich budynków z wyjątkiem kilku
gigantycznych fortec wzniesionych przez arystokrację za czasów feudalnych.
Nowoczesne fabryki japońskie, prowadząc rozległe interesy oraz produkując
piękne i kosztowne wyroby, są tylko powiększonymi szopami, nawet świątynie
muszą co dwadzieścia lat, zgodnie z odwiecznym zwyczajem, zostać pocięte na
małe kawałki i rozdane pielgrzymom. <str. 339> Japoński robotnik nigdy nie
zapuszcza korzeni ani nie życzy sobie, aby przywiązywano go do jednego
miejsca. Jeśli ma jakieś powody, żeby przenieść się do innej prowincji,
czyni to bez wahania. Rozbiera swój dom, czyli malowniczy i czysty szałas z
papieru i gliny, pakuje swój dobytek na plecy, mówi żonie i rodzinie, by
udali się za nim i lekkim krokiem oraz z lekkim sercem udaje się w ciężką
drogę wiodącą do odległego celu, który znajduje się być może pięćset
kilometrów dalej. Po drodze wydaje 5 szylingów (około 1,22 dolara), a po
przybyciu prędko, za parę następnych szylingów, buduje sobie nowy dom i
natychmiast staje się szanowanym i odpowiedzialnym obywatelem. Pan Hearn
mówi:
“Cała ludność Japonii przemieszcza się
nieustannie w taki sposób, a na zmianach polega geniusz japońskiej
cywilizacji. W świecie wielkiej konkurencji przemysłowej elastyczność jest
tajemnicą potęgi Japonii. Robotnik przenosi się bez narzekania tam, gdzie
jest największe zapotrzebowanie na jego pracę. Fabrykę można przenieść na
inne miejsce w ciągu tygodnia, a warsztat rzemieślniczy za pół dnia. Nie
wymaga to transportu, nie trzeba praktycznie niczego budować, a groszowe
opłaty za drogę także nie utrudniają podróży.
Japończyk wywodzący się z ludu, będąc
wykwalifikowanym pracownikiem, którego można bez wysiłku zadowolić niższym
wynagrodzeniem niż każdego zachodniego rzemieślnika w tej samej dziedzinie,
ma to szczęście, że jest niezależny zarówno od szewca, jak i od krawca. Nie
wstydzi się on pokazywać swoich sprawnych stóp i zdrowego ciała, i do tego
ma wolne serce. Pragnąc przemieścić się na odległość tysiąca kilometrów,
jest w stanie spakować się do podróży w ciągu pięciu minut. Jego cały
dobytek nie kosztuje nawet siedemdziesiąt pięć centów. Jego cały bagaż da
się zawinąć w chustkę. Za dziesięć dolarów może on, nie pracując, podróżować
przez cały rok, może też podróżować utrzymując się z przygodnej pracy albo
wręcz jako pielgrzym. Odpowiecie pewnie, że każdy dzikus może tak żyć.
Owszem, ale cywilizowany człowiek nie może. Tymczasem zaś Japończycy są
cywilizowanymi ludźmi i to od tysiąca lat. I właśnie dlatego ich obecne
możliwości zagrażają zachodnim przemysłowcom.”
Komentując tę wypowiedź, londyński Spectator
pisze:
“Obraz nakreślony przez autora jest godny uwagi
i otwarcie przyznajemy, tak jak to zawsze czyniliśmy, że konkurencja
japońska jest groźna i pewnego dnia <str. 340> może ona wywrzeć istotny
wpływ na położenie przemysłowej cywilizacji europejskiej.”
Charakter konkurencji, jakiej można się
spodziewać z tej strony, dobrze przedstawiony jest w poniższym cytacie z
Literary Digest. Artykuł nosi tytuł:
Warunki pracy w Japonii
“Japonia osiągnęła zdumiewający postęp
gospodarczy. W znacznej mierze należy to przypisać inteligencji i pilności
tamtejszych robotników, którzy bez narzekania gotowi są pracować czternaście
godzin dziennie. Przykre jest to, że ich usłużność bywa w znacznej mierze
nadużywana przez pracodawców, których jedynym celem wydaje się być pokonanie
obcej konkurencji. Szczególnie ma to miejsce w przemyśle bawełnianym, w
którym zatrudnionych jest bardzo wielu ludzi. Berlińskie Echo tak
opisuje sposób działania japońskich fabryk:
Zwykle pracę zaczyna się o godzinie szóstej
rano, jednak pracownicy chętnie przychodzą do pracy o dowolnej porze i nie
narzekają, jeśli im się każe stawić o godzinie czwartej rano. Wynagrodzenia
są zdumiewająco niskie. Nawet w największych ośrodkach przemysłowych
pracownicy tkalni i przędzalni zarabiają średnio piętnaście centów na dzień.
Kobiety otrzymują jedynie sześć centów. Pierwsze fabryki zostały wybudowane
przez rząd, który następnie przekształcił je w spółki akcyjne. Najbardziej
dochodowym przemysłem jest wyrób artykułów bawełnianych. Jeden zakład w
Kanegafuchi zatrudnia 2100 mężczyzn i 3700 kobiet. Pracują oni na dwie
zmiany, nocną i dzienną, po dwanaście godzin z jedną czterdziestominutową
przerwą na posiłek. W pobliżu zakładu znajdują się ich mieszkania, gdzie
pracownicy mogą też otrzymać posiłki w cenie nieco poniżej półtora centa.
Podobnie wygląda sytuacja pracowników przędzalni w Osace. Wszystkie te
zakłady posiadają znakomite angielskie maszyny, które pracując nieustannie
przez dzień i noc przynoszą ogromne zyski. Wiele fabryk otwiera filie albo
zwiększa swoją produkcję, gdyż produkcja nie zaspokaja jeszcze konsumpcji.
<str. 341>
Statystyki dowodzą, że przemysłowcy szybko
nauczyli się zatrudniać kobiety jako tanie konkurentki dla męskiej siły
roboczej. Trzydzieści pięć przędzalni zatrudnia 16 879 kobiet i 5730
mężczyzn. Pracodawcy tworzą potężny syndykat, często nadużywający
pobłażliwości władz, które nie chcą szkodzić gospodarce. Małe dziewczynki w
wieku od ośmiu do dziesięciu lat zmuszane są do pracy od dziewięciu do
dwunastu godzin dziennie. Prawo wymaga, by dzieci te uczęszczały do szkoły,
nauczyciele się skarżą, ale władze przymykają oczy na takie nadużycia.
Wielkie posłuszeństwo i pokora pracowników doprowadziły do pewnej procedury,
która sprawia, że pracodawcy mają całkowitą władzę nad swoimi pracownikami.
Żaden zakład nie zatrudni pracownika z innego przedsiębiorstwa, jeśli nie
dostarczy on pisemnego pozwolenia od poprzedniego pracodawcy. Zasada ta jest
egzekwowana tak ściśle, że nawet nowi pracownicy są dokładnie obserwowani i
jeśli okaże się, że mają pewne pojęcie o swoim rzemiośle, a nie przedłożyli
zezwolenia, to natychmiast zostaną zwolnieni.”
Także British Trade Journal opublikował
raport na temat przemysłu w Osace na podstawie korespondencji dla
Observera wydawanego w Adelaidzie w Australii. Korespondent tego
czasopisma, piszący bezpośrednio z Osaki, jest pod takim wrażeniem
różnorodności i żywotności tamtejszego przemysłu, że nazywa to miasto
“Manchesterem Dalekiego Wschodu”.
“Pewne pojęcie na temat wspaniałości
przemysłu produkcyjnego w Osace można sobie wyrobić w oparciu o fakt, że
jest tutaj wiele fabryk o kapitale przekraczającym 50 tysięcy jenów3,
trzydzieści o kapitale ponad 100 tysięcy jenów, cztery z kapitałem powyżej
miliona jenów i jedno z dwumilionowym kapitałem. Przemysł ten zajmuje się
wszystkim – jedwabiem, wełną, bawełną, konopiami, jutą, przędzalnictwem i
tkactwem, dywanami, zapałkami, papierem, skórą, szkłem, cegłami, cementem,
sztućcami, meblami, parasolami, herbatą, cukrem, żelazem, miedzią,
mosiądzem, sakes,
mydłem, szczotkami, grzebieniami, towarami luksusowymi itp. Jest to istny ul
działalności i przedsiębiorczości, a geniusz naśladownictwa oraz
niezmordowany upór Japończyków stawia ich na równi, jeśli nie wyżej, od
rzemieślników starych cywilizowanych krajów Zachodu. <str. 342>
W Osace działa dziesięć zakładów bawełnianych,
których łączny kapitał w przeliczeniu na złoto wynosi 9 milionów dolarów.
Wszystkie są wyposażone w najnowsze urządzenia i zostały całkowicie
oświetlone światłem elektrycznym. Zakładami tymi zarządzają wyłącznie
Japończycy, czerpiąc z nich podobno pokaźne zyski o wysokości dochodzącej
nawet do 18 procent od zainwestowanego kapitału. Z bawełny o wartości 19
milionów sprowadzonej w ciągu jednego roku do Japonii 79 procent zostało
zakupione i przerobione w zakładach Kobe i Osaki.”
Warto także zwrócić uwagę na poniższy telegram
opublikowany w publicznej prasie:
“SAN
FRANCISCO, KALIFORNIA, 6 czerwca. Szanowny Robert P.
Porter, wydawca Cleveland World oraz były nadzorca spisu powszechnego
w Stanach Zjednoczonych w roku 1890, wrócił wczoraj z Japonii na pokładzie
parowca ‘Peru’. Wizyta pana Portera w imperium cesarzy Mikado miała na celu
zbadanie gospodarczej sytuacji tego kraju ze szczególnym uwzględnieniem
wpływu japońskiej konkurencji na koniunkturę w Ameryce. Po przeprowadzeniu
gruntownych badań aktualnych warunków panujących w Japonii wyraził on swoje
przekonanie, że jest to jeden z najistotniejszych problemów, które Stany
Zjednoczone będą zmuszone rozwiązać. Zagrożenie jest bardzo bliskie,
o czym świadczy ogromny wzrost japońskiej produkcji w przeciągu ostatnich
pięciu lat oraz jej wspaniałe zasoby w zakresie taniej i wykwalifikowanej
siły roboczej. Japoński eksport samych artykułów tekstylnych wzrósł na
przestrzeni ostatnich dziesięciu lat z 511 tysięcy dolarów do 23 milionów
dolarów, zaś ogólna kwota eksportu wzrosła w tym samym okresie z 78 do 300
milionów dolarów, powiedział pan Porter. W zeszłym roku Japończycy zakupili
u nas surową bawełnę o wartości 2,5 miliona dolarów, ale my zakupiliśmy w
Japonii rozmaite towary o wartości 54 milionów dolarów.
W celu zobrazowania gwałtownego tempa wzrostu
powołał się on na przemysł zapałczany. Dziesięć lat temu Japonia produkowała
zapałki o wartości 60 tysięcy dolarów, głównie na potrzeby krajowe, zaś w
ubiegłym roku całkowita wartość produkcji tego przemysłu wyniosła 4,7
miliona dolarów, z czego prawie wszystko zostało wyeksportowane do Indii.
Dziesięć lat temu eksportowano słomianki i chodniki o wartości 885 dolarów,
w zeszłym roku eksport ten miał wartość 7 milionów dolarów. Stało się to
możliwe dzięki zastosowaniu nowoczesnej mechanizacji i dzięki najbardziej
uległej klasie robotniczej na świecie. <str. 343> Nie ma tam żadnego prawa
pracy, a dzieci można zatrudniać w dowolnym wieku. Dzieci w wieku siedmiu,
ośmiu, dziewięciu lat pracują przez cały dzień, zarabiając jeden albo dwa
amerykańskie centy na dzień.
Wobec zwiększającego się zapotrzebowania na
naszą bawełnę oraz wzrostu eksportu gotowych wyrobów na nasz rynek, w
czasie, gdy tam przebywałem, powołano do życia japońskie konsorcjum z
kapitałem założycielskim 5 milionów dolarów, które wybuduje i będzie
obsługiwało trzy nowe oceaniczne linie parowe między Japonią a naszym
krajem. Spośród amerykańskich portów wyznaczone zostały Portland w stanie
Oregon, Philadelphia oraz Nowy Jork.”
Reporter widział się i przeprowadził wywiad z
panem S. Asam z Tokio w Japonii, przedstawicielem wspomnianego powyżej
konsorcjum parowców, który przybył na pokładzie tego samego statku, co pan
Porter, aby zawrzeć umowy na budowę wspomnianych jednostek. Wyjaśnił on, że
rząd japoński zaproponował udzielenie ogromnej dotacji na budowę statków o
nośności ponad 6 tysięcy ton, które pływałyby między Stanami Zjednoczonymi a
Japonią, oraz że konsorcjum zostało założone po to, by skorzystać z tego
dofinansowania, i będzie budowało wszystkie swoje statki o jeszcze większej
wyporności wynoszącej około 9 tysięcy ton. Konsorcjum zamierza prowadzić
bardzo ożywioną działalność i w tym celu zmierza do znacznego obniżenia cen
przewozów towarów i osób. Planuje się, że cena biletu za przejazd jednej
osoby z Japonii na nasze wybrzeże Pacyfiku będzie wynosiła 9 dolarów.
Kongres USA bada zagadnienie japońskiej
konkurencji
Poniższy cytat, pochodzący z raportu komisji
kongresu Stanów Zjednoczonych, który można bez zastrzeżeń uznać za
wiarygodny, w pełni potwierdza powyższe opinie.
“WASZYNGTON,
9 czerwca 1896. Pan Dingley, przewodniczący komisji do spraw finansów,
złożył dzisiaj raport o zagrożeniach dla amerykańskiego przemysłu
powodowanych przez straszliwą inwazję tanich wyrobów ze Wschodu oraz o
wpływie różnic w wymianie walutowej między krajami stosującymi podstawę
złota, a tymi, które stosują podstawę srebra, na interesy amerykańskiego
przemysłu i rolnictwa. Zagadnienia te były badane przez komisję.
W raporcie czytamy, że gwałtownemu przebudzeniu
w Japonii towarzyszy <str. 344> równie szybki rozwój zastosowania w
przemyśle zachodnich technologii. Japończycy nie posiadają zmysłu
wynalazczości Amerykanów, ale dysponują wspaniałą umiejętnością
naśladowania. Poziom życia w Japonii, przy średnim czasie pracy wynoszącym
12 godzin dziennie, jest tak niski, że robotnicy ze Stanów Zjednoczonych
uznaliby go za życie na granicy śmierci głodowej. Tak wykwalifikowani
robotnicy, jak kowale, stolarze, kamieniarze, zecerzy, krawcy czy tynkarze
zarabiają w japońskich miastach od 26 do 33 centów dziennie, a pracownicy
fabryk od 5 do 20 centów dziennie w przeliczeniu na dolary, co oznacza sumę
niecałe dwa razy większą w japońskiej monecie srebrnej. Robotnicy rolni
zarabiają zaś 1,44 dolara miesięcznie.
Dalej raport podaje, że Europejczycy i
Amerykanie przekonali się już o opłacalności inwestycji w tym kraju.
Sześćdziesiąt jeden zakładów bawełnianych, które pozornie kontrolowane są
przez firmy japońskie, w rzeczywistości zorganizowali Europejczycy. W
podobny sposób działają liczne małe fabryki jedwabiu, w których
zainstalowanych jest ponad pół miliona wrzecion. Japonia już prawie w
całości zaspokaja skromne potrzeby swych mieszkańców w dziedzinie wyrobów
bawełnianych i zaczyna eksportować tanie materiały jedwabne oraz chustki.
Niedawno temu w Japonii powstała fabryka
zegarków z amerykańskimi maszynami, której założycielami są Amerykanie,
chociaż na akcjach figurują nazwiska Japończyków, ponieważ aż do roku 1899
obcokrajowcy nie będą mieli prawa prowadzenia działalności produkcyjnej pod
własnym nazwiskiem. Rozwój tej fabryki wskazuje na to, że jest to udane
przedsięwzięcie.
Jest prawdopodobne, że szybki rozwój
mechanizacji przemysłu japońskiego umożliwi w przeciągu kilku lat produkcję
najlepszych gatunków bawełny, jedwabiu i innych wyrobów, które przy niskiej
cenie siły roboczej będą znacznie bardziej konkurencyjne niż podobne towary
z Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec.
Według raportu pana Dingleya konkurencja
japońska nie będzie się różniła od europejskiej pod względem jakości, tylko
stopnia intensywności. Komisja nie widzi żadnej możliwości zaradzenia tej
sytuacji – pominąwszy całkowity zakaz sprowadzania towarów wyprodukowanych
przez więźniów – jak tylko obłożenie konkurencyjnych towarów cłem
wyrównującym różnicę między kosztami produkcji a dystrybucji. Takie
posunięcie jest rozważane. Przemawia za tym osiągnięcie podwójnego celu:
uzyskanie środków na wsparcie działalności rządu <str. 345> oraz
dostosowanie konkurencji na naszym rynku do wyższych zarobków osiąganych w
tym kraju. Twierdzi się też, że posunięcie to nie ma na celu dawania
szczególnych przywilejów producentom krajowym, gdyż producenci mogą łatwo
przemieścić się do Anglii czy Japonii, by znaleźć się w takiej samej
sytuacji co tutaj, przy zachowaniu ceł na import konkurencyjnych wyrobów,
ustanawianych w celu wyrównania różnic w wysokości zarobków występujących
między krajami. Ustanowienie ceł prowadziłoby do zapewnienia korzyści
wszystkim ludziom, jako że są one w większym stopniu związane z rodzimą
produkcją aniżeli z produkcją w innych krajach.”
Japoński rząd nie zapewnia ochrony zagranicznych
patentów. Japończycy nabywają najbardziej wartościowe maszyny oszczędzające
pracę ludzką, powstające w cywilizowanym świecie i podejmują produkcję
tanich kopii zatrudniając tanich rodzimych specjalistów, którzy nie będąc
bardzo “oryginalni”, są podobnie jak Chińczycy wspaniałymi naśladowcami. W
ten sposób maszyny kosztują mniej niż połowę tego, co kosztowałyby gdzie
indziej. Wkrótce już Japonia będzie w stanie podjąć sprzedaż dla krajów
chrześcijańskich swych własnych opatentowanych urządzeń albo gotowych
wyrobów.
Pod nagłówkiem “Japońska konkurencja” San
Francisco Chronicle pisze:
“O kierunku wiatru japońskiej konkurencji
świadczy fakt przeniesienia wielkiej fabryki słomianych mat z Milford w
stanie Connecticut do Kobe, jednego z japońskich ośrodków przemysłowych. Ci,
którzy lekceważą zagadnienie japońskiej konkurencji i wyniośle głoszą
wyższość zachodniego intelektu, całkowicie przeoczyli fakt, że łatwość
przemieszczania kapitału daje możliwość szybkiego ulokowania go w krajach,
gdzie jest do dyspozycji tania siła robocza. Tak więc wyższy europejski i
amerykański intelekt będzie potrzebny tylko do wyprodukowania maszyny, która
następnie zostanie zakupiona przez inwestorów i umieszczona w kraju, gdzie
przy jej pomocy można produkować jak najtaniej.”
Szanowny Robert P. Porter, na którego
powoływaliśmy się już wcześniej, napisał jakiś czas temu do North
American Review artykuł, w którym dowodzi, że pomimo amerykańskich ceł
na obce towary, Japończycy dokonują szybkiej inwazji na przemysł Stanów
Zjednoczonych. Udaje im się to dlatego, że dysponują (1) tanią i cierpliwą
siłą roboczą oraz (2) stuprocentową przewagą używanej przez nich
podstawy <str. 346> srebra nad obowiązującą w krajach cywilizowanych
podstawą złota, która z nawiązką równoważy straty na protekcyjne cła, jakie
można nałożyć.
Przytaczamy kilka wyjątków z tego artykułu
dotyczących powyższej kwestii.
“Obrazowo mówiąc, Japończycy rzucili rękawicę
rynkowi amerykańskiemu, stawiając naszych robotników i inwestorów w obliczu
wyzwania spowodowanego wysoką jakością i niską ceną swoich produktów, które
jak na razie wydają się być poza wszelką konkurencją, nawet przy
zastosowaniu najnowocześniejszych urządzeń oszczędzających pracę ludzką.”
Podając statystyczny wykaz rozmaitych towarów
japońskich sprowadzanych do Stanów Zjednoczonych, pisze on:
“W ciągu ostatnich kilku miesięcy odwiedzałem
poszczególne rejony w Japonii i dokonałem przeglądu zakładów przemysłowych
produkujących towary uwidocznione w wykazie. Czterdziestokrotny wzrost
eksportu materiałów tekstylnych na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat
przypisać należy temu, że Japonia jest krajem tkaczy.”
Japończycy, jak się wydaje, wysyłają do Ameryki
ogromne ilości taniego jedwabiu i innych tanich towarów, ale to, co już
osiągnęli, wydaje się niczym w porównaniu do tego, czego niebawem zamierzają
dokonać:
“Japończycy podejmują wszelkie działania poprzez
zakładanie cechów i stowarzyszeń w celu podwyższenia jakości i ujednolicenia
swoich wyrobów.”
Przy okazji pan Porter wykazuje, że pozbawione
ochrony zakłady bawełniane w Lancashire w Anglii upadają, tymczasem, jak
pisze, w Japonii:
“Przędzalnie bawełny w roku 1889 zapewniały
zatrudnienie jedynie 5394 kobietom oraz 2539 mężczyznom. W 1895 roku w
zakładach, które pod względem wyposażenia i produkcji odpowiadają
międzynarodowym standardom, zatrudnionych jest ponad 30 tysięcy kobiet oraz
10 tysięcy mężczyzn. Przyszłość przemysłu bawełnianego, przynajmniej w
zakresie zaopatrzenia Azji, spoczywa w rękach Chin i Japonii. Angielski
przemysł tekstylny upadł już tak nisko, że nic nie jest w stanie go
uratować, nawet przywrócenie srebra jako podstawy systemu monetarnego, jak
wyobrażają to sobie niektórzy. Zakłady bawełniane, zarówno w Osace jak i
Szanghaju, rozwijają się bardzo szybko, a na przestrzeni kilku najbliższych
lat okaże się, który z tych ośrodków będzie lepszy. W moim przekonaniu,
<str. 347> które opieram na dokładnym zapoznaniu się z rachunkiem kosztów
produkcji, lepsza będzie Japonia.
Gdyby Japonia podjęła produkcję materiałów
wełnianych i sukna, jak uczyniła to z bawełną, to jej tkacze mogliby sprawić
Europie i Ameryce niejedną niespodziankę, wprawiając w osłupienie tych,
którzy twierdzą, że nie ma sensu obawiać się japońskiej konkurencji.
Umożliwiają to stałe dostawy taniej wełny z Australii. Oglądane przeze mnie
próbki japońskich wyrobów z wełny oraz sukna wskazują na to, że w branży
tekstylnej Japończycy czują się równie swobodnie, jak w dziedzinie jedwabiu
czy bawełny. Równie dobre są wyroby z delikatnego lnu, choć produkcja jest
tu na razie niewielka.
Gwałtowny napływ japońskich parasoli, których
sprowadza się rocznie około 2 miliony sztuk, wywołał obawy wśród wytwórców
parasoli w Stanach Zjednoczonych.”
Sami Japończycy nie ukrywają zresztą swej dumy z
powodu zbliżającego się zwycięstwa w “wojnie przemysłowej”. Pan Porter
pisze:
“Będąc w Japonii, miałem przyjemność spotkać,
oprócz innych polityków i wysokich urzędników, pana Kaneko, wiceministra
rolnictwa i handlu. Przekonałem się, że jest to człowiek inteligentny i
przewidujący, dysponujący ogromnym doświadczeniem w dziedzinie ekonomii i
statystyki. Zdobywszy wykształcenie na jednym z wielkich uniwersytetów
europejskich, podąża z duchem czasu we wszystkich sprawach, które dotyczą
Japonii oraz jej przemysłowej i handlowej przyszłości.”
Pan Kaneko wygłosił później przemówienie w Izbie
Handlowej, w którym powiedział:
“Pracownicy przędzalni w Manchester [w Anglii]
mawiają, że Anglosasi potrzebowali trzech pokoleń, by uzyskać konieczne
doświadczenie i biegłość w zakresie przędzenia bawełny, tymczasem Japończycy
opanowali tę umiejętność w przeciągu dziesięciu lat i obecnie doszli do
tego, że zaczynają przewyższać umiejętnościami mieszkańców Manchesteru.”
Zacytujemy następującą korespondencję z San
Francisco:
“Pan Oshima, dyrektor techniczny powstających w
Japonii zakładów stalowych, oraz czterej japońscy inżynierowie przybyli na
<str. 348> pokładzie parowca ‘Rio de Janeiro’ z Jokohamy. Odbywają oni
podróż, w trakcie której zapoznają się z wielkimi zakładami stalowymi w
Ameryce i Europie po to, by w przyszłości zakupić instalacje o wartości 2
milionów dolarów. Twierdzą oni, że dokonają swych zakupów tam, gdzie będą
mogli uczynić to najlepiej i najtaniej. Instalacja ma mieć wydajność 100
tysięcy ton. Zakłady zostaną wybudowane na polach węglowych w południowej
Japonii i będzie w nich wytapiana zarówno stal martenowska, jak i
bessemerowska.
Pan Oshima powiedział: ‘Chcemy, aby nasz naród
osiągnął zasłużoną pozycję w czołówce krajów przemysłowych. Będziemy
potrzebowali ogromne ilości stali i nie chcemy być w tym zakresie zależni od
innych krajów’.”
Tuż za Japonią plasują się Indie z 250 milionami
ludności i szybko rozwijającym się przemysłem, a następnie nowa Republika
Chińska licząca 400 milionów ludzi przebudzonych dzięki niedawnemu zatargowi
i doceniających wartość zachodniej cywilizacji, która umożliwiła 40 milionom
Japończyków pokonanie ich kraju. Były premier rządu chińskiego, Li Hung
Chang, objechał przed kilkoma laty cały świat, zabiegając o pomoc
amerykańskich i europejskich instruktorów dla swego narodu i wyrażając
otwarcie wolę przeprowadzenia reform w każdej dziedzinie. To on właśnie
wywarł wielkie wrażenie na amerykańskim generale Grancie, który spotkał się
z nim w trakcie jego podróży i wyraził swoją opinię, że jest to jeden z
najwybitniejszych mężów stanu na świecie.
Owo zbliżenie się do siebie przeciwległych
krańców ziemi będzie miało takie znaczenie, że producenci z Wielkiej
Brytanii, Ameryki, Niemiec i Francji będą mieli niebawem jako konkurentów
tych, którzy do niedawna byli wspaniałymi klientami; konkurentów, którzy nie
tylko wyprą ich z obcych rynków, ale jeszcze dokonają inwazji na wewnętrzne
rynki tych krajów; konkurentów którzy odbiorą pracę robotnikom z tych krajów
pozbawiając ich luksusów, a może nawet i chleba poprzez konkurencję
spowodowaną różnicami w wysokości wynagrodzeń. W tej sytuacji nie ma się co
dziwić, że niemiecki cesarz przedstawił narody europejskie jako kobiety,
przerażone widokiem powstającego na Wschodzie upiora, <str. 349> który
zagraża dalszemu istnieniu cywilizacji.
Nikt nie jest już w stanie powstrzymać rozwoju
tej sytuacji. Jest ona częścią nieuchronnej przyszłości, gdyż wynika z
działania prawa podaży i popytu, które oznacza to samo w odniesieniu do
pracy, jak i towarów – kupuj możliwie najlepsze produkty najtaniej, jak się
da. Jedyne, co może ukrócić i powstrzymać nasilanie się obecnych kłopotów,
które w miarę działania zasady samolubstwa będą jeszcze bardziej narastać,
to przygotowany przez Boga środek zaradczy – Królestwo Boże z jego nowym
prawem i całkowitym przeobrażeniem społeczności ludzkiej w oparciu o zasadę
miłości i równości.
Dotychczas ludność całego świata stanowiła
klientelę dla narodów Europy i Ameryki, które zaopatrywały ją zarówno w
gotowe wyroby, jak i w urządzenia, teraz zaś podaż przewyższyła popyt, a
miliony obywateli tych narodów bezskutecznie poszukuje zatrudnienia nawet za
najniższą stawkę, jakie zatem rysują się perspektywy na najbliższą
przyszłość, jeśli liczba konkurentów jeszcze się podwoi? Przyrost
naturalny dodatkowo zaostrzy ten problem. Sytuacja nie przedstawiałaby
się jeszcze tak niekorzystnie, nie byłaby aż tak beznadziejnie ponura, gdyby
nie fakt, że owe niecałe siedemset milionów nowych konkurentów to ludzie
najbardziej ulegli, cierpliwi i tani, jakich tylko można znaleźć na świecie.
Jeśli kapitał jest w stanie kierować postępowaniem robotników Europy i
Ameryki, to daleko lepiej będzie mu się to udawało z ludźmi, którzy nigdy
nie zaznali niczego innego poza posłuszeństwem względem swych panów.
Spojrzenie na świat pracy w Anglii
Pan Justin McCarthy, znany pisarz angielski, w
artykule na łamach Cosmopolis oświadczył pewnego razu:
“Fatalne zjawiska zubożenia i bezrobocia powinny
wywołać w sercach Anglików poczucie większego zagrożenia, niż jakiekolwiek
ostrzeżenia przed obcą inwazją. Tymczasem zaś politycy angielscy nigdy
poważnie nie traktowali tego problemu, w ogóle się nad nim nie
zastanawiając. Nawet niepokój wywołany nieporozumieniami między <str. 350>
pracodawcami a robotnikami – strajk z jednej strony oraz zamykanie zakładów
z drugiej – nie doprowadził tak naprawdę do ustalenia żadnego prawnego
środka zaradczego. Rzeczywistą przyczyną takiego stanu rzeczy jest fakt, że
naszą uwagę przyciąga każdy temat, tylko nie to, w jakich warunkach żyje
nasz naród.”
Keir Hardie, członek parlamentu i lider partii
pracy, w wywiadzie udzielonym kilka lat temu powiedział reporterowi:
“Działalność branżowych związków zawodowych
prowadzona jest w Anglii w bardzo niewłaściwy sposób. Czasami boję się, że
ruch ten już praktycznie nie istnieje. My robotnicy dowiadujemy się, jak
inwestorzy potrafią używać swych pieniędzy w celu organizowania się i
pokonywania nas. Przemysłowcy nauczyli się, jak zwalczać pracowników, i
ludzie są bezsilni. Związki zawodowe od dłuższego czasu nie wygrały w
Londynie żadnego ważnego strajku. Wielu działaczy potężnych niegdyś związków
jest dziś bezsilnych. Odnosi się to szczególnie do dokerów. Pamiętacie
wielki strajk pracowników portowych? Doprowadził on do unicestwienia
związku, który go zorganizował. Położenie związków zawodowych w Londynie
jest rozpaczliwe.
Niezależna Partia Pracy jest partią
socjalistyczną. Nic innego nas nie zadowala, jak tylko socjalizm – socjalizm
miejski, socjalizm narodowy, socjalizm przemysłowy. Wiemy, czego chcemy i
wszyscy tego chcemy. Nie dążymy do walki, ale jeśli nie będziemy w stanie w
inny sposób osiągnąć tego, co chcemy, to będziemy walczyć, a gdy już
walczymy, to czynimy to z determinacją. Nadrzędnym celem Niezależnej Partii
Pracy jest doprowadzenie do wspólnoty przemysłowej opartej na powszechnej
własności ziemi i kapitału przemysłowego. Jesteśmy przekonani, że naturalne
podziały polityczne muszą przebiegać wzdłuż linii ekonomicznych.
Wśród wszystkich wad obecnego systemu
największym uciskiem dla brytyjskich robotników jest moim zdaniem
nieregularność oraz niepewność zatrudnienia. Zapewne wiecie, że zagadnienie
to jest moją specjalnością, a wygłaszane przeze mnie stwierdzenia oparte są
na faktach. Na wyspach brytyjskich żyje ponad milion zdrowych, dorosłych
robotników, którzy nie są pijakami ani próżniakami, nie są też mniej
inteligentni od przeciętnego człowieka, a jednak nie pracują, choć nie ma w
tym żadnej winy z ich strony, nie są też absolutnie w stanie znaleźć żadnej
pracy. Zarobki wydają się być dwukrotnie wyższe niż pół wieku temu, <str.
351> jeśli jednak weźmiemy pod uwagę stratę czasu, jaka wynika z braku
zatrudnienia, to okaże się, że położenie robotnika jest w rzeczywistości
znacznie gorsze niż dawniej. Niewielki, ale regularny dochód zapewnia
znacznie większe poczucie bezpieczeństwa, niż większa suma zarabiana
nieregularnie. Gdyby każdy robotnik miał zapewnione prawo zarobienia na
podstawowe potrzeby, to większość zagadnień, które nas obecnie nurtują,
zostałoby rozwiązanych w sposób naturalny. Obecna sytuacja z pewnością nie
napawa optymizmem. W czasie niedawnych straszliwych mrozów dodatkowo
zatrudniano ludzi przy odśnieżaniu ulic przez cztery godziny dziennie za 6
pensów na godzinę. Tysiące bezrobotnych gromadziło się przed bramą urzędu
już od 4 rano, żeby znaleźć się na przodzie kolejki. Stali tam trzęsąc się z
zimna, wygłodzeni i zrozpaczeni, aż do godziny 8, kiedy to otwierano urząd.
Szturm, jaki wtedy następował, przypominał rozruchy. Ludzie byli dosłownie
zadeptywani na śmierć w tym potwornym tłoku wywołanym możliwością zarobienia
2 szylingów (48 centów). Podwórze urzędu zostało zdemolowane. Głodni ludzie
zwartą masą, popychani przez tysiące innych, którzy tłoczyli się z tyłu,
wyłamali mury i bramy, gdyż chcieli zdobyć pracę. Trudno byłoby tych ludzi
nazwać próżniakami.
Przeciętny zarobek niewykwalifikowanego
człowieka w Londynie, nawet jeśli odpowiada on związkowym wymaganiom, wynosi
zaledwie 6 pensów na godzinę. Na prowincji jeszcze mniej. Szczegółowe
badania wykazały, że kwota poniżej 3 gwinei [63 szylingi] tygodniowo nie
jest w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb przeciętnej rodziny składającej
się z dwojga dorosłych i trojga dzieci, nie mówiąc już o towarach
luksusowych. Bardzo niewielu robotników w Anglii zarabia tyle, albo
przynajmniej w tych granicach. Wykwalifikowany robotnik jest szczęśliwy,
jeśli dostaje 2 gwinee [42 szylingi] na tydzień przez cały rok, a robotnik
może mówić o szczęściu, jeśli uda mu się zarobić 24 szylingi (5,84 dolara)
przez siedem dni, z czego jedna trzecia idzie na czynsz. Tak więc życie
rodziny nawet najlepiej opłacanych robotników utrzymuje się na granicy
ubóstwa. Zaś nawet krótki okres bezrobocia nieuchronnie spycha ich poniżej
granicy nędzy. Dlatego właśnie mamy tak wielu nędzarzy.
Londyn liczy obecnie 4,3 miliona mieszkańców.
Sześćdziesiąt tysięcy rodzin (300 tysięcy osób) ma średni dochód tygodniowy
nie przekraczający 18 szylingów, co skazuje ich na życie w stanie
ustawicznego niedostatku. Jeden na ośmiu mieszkańców Londynu <str. 352>
kończy życie w hospicjum albo przytułku. Co szesnasty może być obecnie
uznany za nędzarza. Każdego dnia do szkół przychodzi 43 tysiące dzieci,
które nie jadły śniadania. Trzydzieści tysięcy ludzi nie ma domu, inni zaś
mieszkają w schroniskach albo przygodnych izbach.”
Powyższa statystyka wykazuje, że kolejne kilka
lat może tylko zaostrzyć warunki tej rywalizacji. W taki sposób Wszechmocny
stopniowo przygotowuje masy społeczne wszystkich narodów do uświadomienia
sobie tego, że wcześniej czy później interes jednego człowieka musi stać się
interesem innego, że każdy powinien być stróżem brata swego, jeśli chce
zachować swój własny dobrobyt.
Nie można też oskarżać kapitalistów o to, co
również czynią i zawsze czynili robotnicy – a mianowicie, że dążą do
własnych korzyści. W rzeczywistości każdy może się przekonać, że część
biedaków jest w duchu tak samo samolubna, jak niektórzy spośród bogatych.
Możemy sobie nawet wyobrazić, że gdyby niektórych biednych postawić
na miejscu bogatych, to byliby jeszcze bardziej wymagający i mniej
wspaniałomyślni niż ich obecni panowie. Nie okazujmy zatem nienawiści i nie
oskarżajmy bogatych, a za to nienawidźmy i oskarżajmy ogólne i pojedyncze
przypadki samolubstwa, które są przyczyną obecnej sytuacji i obecnego zła. A
także, szczerze brzydząc się samolubstwem, postanówmy przy łasce Pańskiej na
każdy dzień umartwiać (zabijać) swe własne przyrodzone samolubstwo oraz
kultywować przeciwstawną zaletę miłości, abyśmy w ten sposób zostali
przypodobani obrazowi drogiego Syna Bożego, naszego Pana i Zbawiciela.
Prorocze słowa szanownego Josepha Chamberlaina
skierowane do brytyjskich robotników
Warto zwrócić uwagę na słowa Josepha
Chamberlaina, byłego brytyjskiego sekretarza do spraw kolonialnych oraz
jednego z najbardziej błyskotliwych mężów stanu <str. 353> naszych dni.
Przyjmując delegację bezrobotnych szewców, którzy przybyli, by wystąpić w
obronie warsztatów miejskich, wykazał im dobitnie, że to, czego się
domagają, może im pomóc jedynie doraźnie, że takie warsztaty mogą tylko
doprowadzić do przewagi podaży nad popytem i pozbawić pracy innych
robotników, którzy obecnie dość dobrze sobie radzą, że jedyną słuszną
polityką jest podtrzymywanie dobrych stosunków handlowych ze światem
zewnętrznym w celu znalezienia nowych nabywców butów, których zakupy szybko
wywołałyby zapotrzebowanie na ich pracę. Powiedział on:
“Waszym celem nie powinno być zmienianie
warsztatu, w którym produkuje się buty, ale zwiększanie popytu na obuwie.
Jeśli znajdziecie nowych nabywców dla waszych produktów, to nie tylko wy,
którzy teraz pracujecie, dalej utrzymacie swą pracę, ale jeszcze dacie
zatrudnienie tym, którzy są obecnie bezrobotni. To powinno być naszym
wielkim celem. W uzupełnieniu do tego szczególnego zagadnienia, które mi
przedstawiliście, muszę wam uzmysłowić, że najogólniej mówiąc, najlepszym
sposobem zaradzenia problemowi bezrobocia jest poszukiwanie nowych rynków
zbytu. Jesteśmy wypierani przez zagraniczną konkurencję z naszych
tradycyjnych rynków, z neutralnych regionów, które dawniej były zaopatrywane
przez Wielką Brytanię. Jednocześnie rządy innych krajów bezwzględnie usuwają
nasze towary ze swoich rynków wewnętrznych. Dokąd zatem nie będziemy umieli
powiększyć tych rynków zbytu, które są obecnie pod naszą kontrolą
albo znaleźć nowych, zagadnienie bezrobocia, które już obecnie jest
bardzo poważnym problemem, nabierze najważniejszego znaczenia. Mam też
wszelkie podstawy, by żywić wielkie obawy co do komplikacji, jakie mogą się
z tym wiązać. Przedstawiam wam to zagadnienie w sposób ogólny, ale
błagam was, abyście słysząc odgłosy krytyki wobec postępowania tego czy
innego rządu albo generała, związanego z ekspansją Brytyjskiego Imperium,
pamiętali, że nie jest to kwestia szowinizmu, jak się niekiedy sugeruje, lub
nieuzasadnionej agresji, ale że w rzeczywistości chodzi tu o kontynuację
zadania, które zawsze było celem ludu Anglii, a mianowicie o poszerzanie
rynków zbytu i związków gospodarczych z nie zagospodarowanymi miejscami na
ziemi. Dokąd zaś tego nie będziemy czynić, i to w sposób ciągły, jestem
przekonany, że zagrożenia, które już dzisiaj są tak poważne, będą miały w
nieodległym czasie daleko poważniejsze konsekwencje.” <str. 354>
Związek agresji narodowej z interesem
przemysłowym
W tym właśnie tkwi tajemnica brytyjskiej agresji
i imperialnej ekspansji. Nie ma ona jedynie na względzie zapewnienia innym
narodom mądrzejszych przywódców i lepszych rządów ani też nie kieruje się
zamiłowaniem do posiadania jak największych terytoriów i władzy, ale jest to
część wojny handlowej, “wojny gospodarczej”. Narodów nie podbija się już po
to, by je tak jak dawniej tylko obrabować, ale po to, żeby im służyć –
zapewnić sobie rynek. W tych działaniach wojennych największe sukcesy
odnosiła Wielka Brytania. W konsekwencji posiadła ona ogromne bogactwa,
które zostały zainwestowane daleko i blisko. Będąc pierwszym krajem, w
którym wystąpiła nadprodukcja, jako pierwsza też zmuszona była szukać
zagranicznych rynków zbytu i przez długi czas była fabryką bawełny i żelaza
dla krajów pozaeuropejskich. Rewolucja techniczna, która miała miejsce po
zakończeniu wojny domowej w Stanach Zjednoczonych w 1865 roku, postawiła ten
kraj na jakiś czas w centrum uwagi, czyniąc go światowym ośrodkiem
gospodarczym. Rewolucja techniczna rozprzestrzeniła się na wszystkie
cywilizowane kraje, kierując ich uwagę na poszukiwanie zagranicznych
nabywców. Jest to właśnie owa międzynarodowa konkurencja, o której
wspominał pan Chamberlain. Wszyscy politycy zdają sobie sprawę z tego, o
czym on mówi, a mianowicie, że światowe rynki są już prawie nasycone, a
mechanizacja i cywilizacja coraz szybciej przybliżają chwilę, gdy nie będzie
już dalszych rynków zagranicznych. Bardzo mądre jest więc jego
oświadczenie: “Zagrożenia, które już dzisiaj są tak poważne, będą miały w
nieodległym czasie daleko poważniejsze konsekwencje.”
W roku 1896 pan Chamberlain, jako brytyjski
sekretarz do spraw kolonialnych, podejmował delegatów z kolonii brytyjskich,
którzy przebyli tysiące mil, by rozmawiać z nim oraz z innymi kompetentnymi
osobami o najlepszych sposobach odpierania konkurencji przemysłowej. Odkąd
tylko w Wielkiej Brytanii stwierdzono, że wielkość produkcji w tym kraju
przewyższa potrzeby ludności, oraz że zachodzi konieczność poszukiwania
zagranicznych rynków zbytu, Wielka Brytania stała się orędownikiem idei
wolnego handlu i oczywiście nakłaniała także swe kolonie do popierania
takiej polityki, na ile tylko mogła to osiągnąć bez <str. 355> użycia siły.
Konferencja ta miała na celu podjęcie kroków w kierunku ustanowienia
protekcyjnych ceł, którymi Wielka Brytania i jej liczne kolonie mogłyby się
w znacznym stopniu odgrodzić od konkurencji ze Stanów Zjednoczonych,
Niemiec, Francji i Japonii.
Podboje Francji, Włoch oraz Wielkiej Brytanii w
Afryce miały takie samo znaczenie. Dostrzegając zaostrzanie się i
rozszerzanie wojny handlowej, kraje te siłą starały się zapewnić sobie
kontrolę nad niektórymi rynkami zbytu. Poniższe doniesienie prasowe
dowodzi słuszności tych ocen.
“WASZYNGTON,
9 czerwca 1896. Biorąc za punkt wyjścia oficjalny komunikat o francuskiej
aneksji Timbuktu, centralnego regionu w krainie Dżallon o powierzchni
większej od Pensylwanii i dokładnie tak samo urodzajnego, konsul Stanów
Zjednoczonych, pan Strickland, urzędujący w Goree-Dakar, przekazał do
Departamentu Stanu niezmiernie interesujący raport o zagrożeniach dla
amerykańskiego handlu w Afryce w związku z gwałtowną ekspansją europejskich
posiadłości kolonialnych. Pokazuje on, w jaki sposób Francja, wprowadzając
dyskryminacyjne cło na obce towary w wysokości 7 procent, zmonopolizowała
rynek francuskich kolonii, niszcząc w ten sposób bardzo dochodowy i ciągle
rozwijający się handel, który Stany Zjednoczone już prowadziły w tej części
świata. Twierdzi on, że rozpoczął się już proces ochrony być może nawet
całego kontynentu afrykańskiego przeciwko handlowi amerykańskiemu poprzez
wprowadzanie protekcyjnych ceł. Jeśli zaś jeden kraj już obecnie podejmuje
takie skuteczne posunięcia, to i pozostałe będą zmuszone do tego samego w
celu wyrównania stosunków między nimi.”
Doprawdy, serca ludzi drętwieją ze strachu w
oczekiwaniu tych rzeczy, które przychodzą na świat [społeczeństwo].
Przygotowują się też oni najlepiej, jak tylko umieją na to, czego się
spodziewają.
Niech jednak nikt ani przez moment nie pomyśli,
że zapowiadana “ekspansja Brytyjskiego Imperium”, jak i innych imperiów
ziemi, oraz powszechna wojna o handel jest wszczynana i prowadzona
jedynie w celu zapewnienia zatrudnienia brytyjskim, włoskim <str. 356> i
francuskim robotnikom. Bynajmniej! Robotnik jest tutaj tylko pionkiem.
Zasadniczym celem tych działań jest otwarcie dla brytyjskich kapitalistów
nowych regionów, w których będą mogli zgarniać kolejne profity i gromadzić
skarb na ostatnie dni (Jak. 5:3).
Społeczna i przemysłowa wojna w Niemczech
Pan Liebknecht, przywódca Partii
Socjaldemokratycznej w niemieckim Reichstagu, odwiedzając Wielką Brytanię w
lipcu 1896 roku udzielił wywiadu opublikowanego na łamach londyńskiego
Daily Chronicle. Z artykułu tego przedrukowujemy kilka wyjątków.
‘Nasza Partia Socjaldemokratyczna jest
najsilniejszą z pojedynczych partii w niemieckim parlamencie. W ostatnich
wyborach zgromadziliśmy 1 880 000 głosów. Spodziewamy się rozwiązania
parlamentu w związku z wydatkami na marynarkę wojenną, czego Reichstag nie
zatwierdzi. W kolejnych wyborach spodziewamy się otrzymać kolejny milion
dodatkowych głosów.’
‘Czy oznacza to, że szowinizm w Niemczech nie
jest tak silny?’
‘W Niemczech w ogóle nie ma szowinizmu. Wśród
wszystkich narodów europejskich Niemcom najbardziej uprzykrzył się
militaryzm. My socjaliści stoimy na czele ruchu przeciwko niemu.’
‘Czy uważa pan, że ruch przeciwko militaryzmowi
szerzy się w całej Europie?’
‘Jestem o tym przekonany. Deputowani
socjalistyczni w parlamentach Francji, Niemiec, Belgii, Włoch i Danii, a
mamy ich nie tak mało, walczą z nim do upadłego. W czasie międzynarodowego
kongresu, który odbędzie się w Londynie, wszyscy obecni na nim
parlamentarzyści socjalistyczni spotkają się w celu podjęcia wspólnej akcji.
Jeśli chodzi o Niemcy, to są one całkowicie zrujnowane przez swój system
militarny. Jesteśmy młodym krajem, nasze fabryki zaczynają dopiero
działalność, jeśli więc mamy konkurować z Anglią …’
‘… to musicie także narzekać na zagraniczną
konkurencję?’
‘Oczywiście że tak, tylko że dla nas jest to coś
całkiem realnego. U nas, jak się zaraz przekonacie, nie ma wolności prasy
ani wolności zgromadzeń publicznych. Wy zaś macie i jedno, i drugie, dlatego
też uważam, że obecny system <str. 357> ekonomiczny jest głębiej i mocniej
zakorzeniony w Anglii niż gdziekolwiek indziej. Poza tym my musimy walczyć z
doktryną o boskich prawach królów, tymczasem wy Anglicy doszliście już do
tego dwieście lat temu, że boskie prawa dla królów i wolność polityczna
wykluczają się wzajemnie.’
‘Czy spodziewa się pan zatem, że niebawem
nastąpią wielkie zmiany?’
‘Tak. Obecny system w Niemczech wywołuje tak
wielkie niezadowolenie, że musi zostać zmieniony.’
‘Czy może mi pan teraz powiedzieć coś na temat
sytuacji ekonomicznej w Niemczech? Podobnie jak my, macie również problem
rolny.’
‘W Niemczech mamy pięć milionów posiadłości
wiejskich i wszystkie pogrążają się w ruinie najszybciej, jak to tylko
możliwe. Każda z nich – i trzeba przy tym dodać słowo rozmyślnie – oddana
jest pod zastaw i to poniżej rzeczywistej wartości gospodarstwa. Nasi
wieśniacy żywią się chlebem upieczonym z mieszanki żyta i owsa. Właściwie
każdy rodzaj żywności jest w Anglii tańszy niż w Niemczech.’
‘A wasze fabryki?’
‘Jako kraj przemysłowy znajdujemy się na
razie w stadium początkowym. Nasz system gospodarczy datuje się dopiero
od roku 1850, ale skutki jego wprowadzenia zaczynają już znacznie
przewyższać osiągnięcia waszego kraju. Zostaliśmy gwałtownie podzieleni na
dwie klasy – proletariat oraz kapitalistów i właścicieli ziemskich. Nasza
klasa średnia jest dosłownie obracana w proch za sprawą stosunków
ekonomicznych, w jakich się znaleźliśmy. Jej przedstawiciele spychani są do
niższej klasy pracującej i temu właśnie zjawisku przypisuję nadzwyczajny
sukces naszej partii.
Musicie pamiętać, że u nas partie nie mają tak
ostro zarysowanych tożsamości, jak tutaj w Anglii. My, socjaldemokraci,
współpracujemy z każdą partią, jeśli tylko jesteśmy w stanie dzięki temu
coś uzyskać dla siebie. Mamy tylko trzy wielkie partie, inne można pominąć.
Są nimi nasza partia, konserwatyści i katolicka partia centrowa. Nasi
konserwatyści bardzo różnią się od waszych. Pragną oni powrotu feudalizmu i
najgorszej reakcji. Warunki ekonomiczne powodują podział w partii centrowej
i część jej członków przejdzie do nas, a pozostali do konserwatystów. A
potem zobaczymy, co będzie dalej.’ <str. 358>
Pan Liebknecht przedstawił także historię ruchu
socjalistycznego. Gwałtowny wzrost popularności socjaldemokratów w Niemczech
należy przypisać niedawnemu pojawieniu się w tym kraju przemysłowego
komercjalizmu oraz ostrej konkurencji, jaką Niemcy musiały podjąć, by
dotrzymać kroku Anglii i Francji w walce o uzyskanie przewagi ekonomicznej.”
Należy zwrócić uwagę na kilka zjawisk, które
zdaniem tego wybitnego człowieka wywierają presję na ludzi stając się
przyczyną nieszczęść i podziałów narodów na dwie klasy – bogatych i
biednych. Są nimi: (1) kwestia agrarna czyli zagadnienie własności
ziemskiej, dotyczące szczególnie rolników; (2) kwestia ekonomiczna, czyli
monetarna, obejmująca zagadnienie związku między kapitałem a pracą; (3)
kwestia przemysłowa, czyli problem ze znalezieniem dochodowego zatrudnienia
dla mechaników, wiążący się z zagraniczną oraz wewnętrzną konkurencją,
podażą i popytem itp. Te właśnie zagadnienia wprawiają w zakłopotanie
wszystkie cywilizowane narody, przygotowując je na zbliżający się światowy
ucisk – rewolucję, anarchię – stanowiący przygotowanie do Tysiącletniego
Królestwa.
Pan Liebknecht był delegatem na Kongres Związków
Zawodowych, który odbył się w Londynie w lipcu 1896 roku. Na zjeździe tym
podjęto postanowienie, że:
“Międzynarodowe spotkanie robotników (uznając,
że pokój między narodami świata jest zasadniczą podstawą międzynarodowego
braterstwa i postępu ludzkości oraz będąc przekonani, że narody ziemi nie
pragną wojen, u których podłoża leży chciwość i samolubstwo rządzących i
uprzywilejowanych klas, których jedynym celem jest przejęcie kontroli nad
światowymi rynkami zbytu, we własnym interesie i przeciwko rzeczywistym
interesom robotników) niniejszym oświadcza, że robotnicy różnych narodowości
nie prowadzą między sobą żadnego sporu oraz że mają oni jednego wspólnego
wroga, którym są klasy kapitalistów i posiadaczy ziemskich, zaś jedynym
sposobem zapobieżenia wojnom i ustanowienia pokoju jest obalenie systemu
społecznego opartego na istnieniu klas kapitalistów i posiadaczy ziemskich,
w którym tkwią korzenie wojen; zobowiązuje się ono przeto uroczyście do
<str. 359> działania na rzecz jedynej drogi, na której możliwe jest obalenie
tego systemu – tj. uspołecznienia środków produkcji, dystrybucji i wymiany;
dalej oświadcza się, że dopóki cel ten nie zostanie osiągnięty każdy spór
międzynarodowy powinien być rozstrzygany na drodze arbitrażu, a nie przy
użyciu brutalnej siły zbrojnej; dalej zgromadzenie to uznaje, że
ustanowienie międzynarodowego ośmiogodzinnego dnia pracy dla wszystkich
robotników jest najbardziej bezpośrednim krokiem w kierunku ostatecznego
wyswobodzenia klasy robotniczej i nalega, by rządy wszystkich krajów uznały
za niezbędne prawne usankcjonowanie ośmiogodzinnego dnia pracy; i dalej,
biorąc pod uwagę fakt, że jedynym sposobem, w jaki klasa robotnicza może
dokonać swego ekonomicznego i społecznego wyswobodzenia, jest przejęcie
aparatu politycznego, który obecnie znajduje się w rękach klasy
kapitalistycznej oraz to, że w wielu krajach szerokie rzesze mężczyzn i
kobiet, przedstawicieli klasy robotniczej, nie posiadają praw wyborczych i
nie mogą brać udziału w działaniach politycznych, zgromadzenie robotników
postanawia i uroczyście zobowiązuje się do podjęcia wszelkich wysiłków na
rzecz uzyskania powszechnego prawa wyborczego.”
Atak na ludzkość z jeszcze innej strony
Olbrzymowie naszych dni
Dalszym skutkiem rywalizacji jest organizowanie
wielkich korporacji w zakresie handlu i produkcji. Są to ważne żywioły
przygotowujące nadejście “ognia”. Owe olbrzymie korporacje gwałtownie
usuwają małe warsztaty i sklepy, które nie mogą kupować ani sprzedawać tak
korzystnie, jak wielkie koncerny. Z kolei wielkie koncerny, będąc zdolne do
prowadzenia szerszej działalności, niż zachodzi potrzeba, tworzą
zjednoczenia zwane trustami. Trusty, które pierwotnie organizowano po to, by
zapobiegać konkurencji poprzez eliminowanie małych firm, okazały się bardzo
korzystne dla reprezentowanego w nich kapitału i zarządu. Ten sposób
działania staje się coraz bardziej popularny, a Wielka Republika znajduje
się w tym zakresie w światowej czołówce. Zwrócimy uwagę na następującą
listę, opublikowaną w nowojorskim czasopiśmie World 2 września 1896
roku pod nagłówkiem: “Rozrastanie się trustów”. <str. 360>
“Lista 139 zjednoczeń na rzecz regulacji
produkcji,
stałych cen, monopolizacji handlu i okradania ludzi
wbrew prawu
Nazwa.....................................................................................................
Kapitał
Dressed Beef and Provision
Trust........................................... $100 000 000
Sugar Trust, New
York..................................................................
75 000 000
Lead
Trust.......................................................................................
30 000 000
Rubber Trust, New
Jersey............................................................
50 000 000
Gossamer Rubber
Trust................................................................
12 000 000
Anthracite Coal Combine,
Pennsylvania..................................
*85 000 000
Axe
Trust........................................................................................
15 000 000
Barbed Wire Trust,
Chicago.......................................................
*10 000 000
Biscuit and Cracker
Trust.............................................................
12 000 000
Bolt and Nut
Trust.......................................................................
*10 000 000
Boiler Trust, Pittsburgh,
Pa.........................................................
*15 000 000
Borax Trust,
Pennsylvania............................................................
*2 000 000
Broom Trust,
Chicago....................................................................
*2 500 000
Brush Trust,
Ohio...........................................................................
*2 000 000
Button
Trust....................................................................................
*3 000 000
Carbon Candle Trust,
Cleveland..................................................
*3 000 000
Cartridge
Trust..............................................................................
*10 000 000
Casket and Burial Goods
Trust....................................................
*1 000 000
Castor Oil Trust, St.
Louis.................................................................
500 000
Celluloid
Trust..................................................................................
8 000 000
Cigarette Trust, New
York............................................................ 25 000 000
Condensed Milk Trust,
Illinois.................................................... 15 000 000
Copper Ingot
Trust......................................................................
*20 000 000
Sheet Copper
Trust......................................................................
*40 000 000
Cordage Trust, New
Jersey.......................................................... 35 000 000
Crockery
Trust..............................................................................
*15 000 000
Cotton Duck
Trust.........................................................................
10 000 000
Cotton-Seed Oil
Trust...................................................................
20 000 000
Cotton Thread Combine, New
Jersey........................................... 7 000 000
Electric Supply
Trust...................................................................
*10 000 000
Flint Glass Trust,
Pennsylvania..................................................... 8 000 000
Fruit Jar
Trust..................................................................................
*1 000 000
Galvanized Iron Steel Trust,
Pennsylvania.................................
*2 000 000
Glove Trust, New
York..................................................................
*2 000 000
* Szacunkowo <str. 361>
Nazwa
....................................................................................................
Kapitał
Harvester
Trust.............................................................................
*$1 500 000
Hinge
Trust.......................................................................................
1 000 000
Indurated Fibre
Trust.........................................................................
500 000
Leather Board
Trust..........................................................................
*500 000
Lime
Trust........................................................................................
*3 000 000
Linseed Oil
Trust...........................................................................
18 000 000
Lithograph Trust, New
Jersey..................................................... 11 500 000
Locomotive Tire
Trust...................................................................
*2 000 000
Marble
Combine...........................................................................
*20 000 000
Match Trust,
Chicago.....................................................................
8 000 000
Morocco Leather
Trust.................................................................
*2 000 000
Oatmeal Trust,
Ohio.......................................................................
*3 500 000
Oilcloth
Trust..................................................................................
*3 500 000
Paper Bag
Trust...............................................................................
2 500 000
Pitch
Trust.....................................................................................
*10 000 000
Plate Glass Trust, Pittsburgh,
Pa..................................................
*8 000 000
Pocket Cutlery
Trust......................................................................
*2 000 000
Powder
Trust....................................................................................
1 500 000
Preservers’ Trust, West
Virginia..................................................
*8 000 000
Pulp
Trust........................................................................................
*5 000 000
Rice Trust,
Chicago.........................................................................
2 500 000
Safe
Trust..........................................................................................
2 500 000
Salt
Trust.........................................................................................
*1 000 000
Sandstone Trust, New
York..........................................................
*1 000 000
Sanitary Ware Trust, Trenton,
N.J................................................ 3 000 000
Sandpaper
Trust................................................................................
*250 000
Sash, Door and Blind
Trust..........................................................
*1 500 000
Saw Trust,
Pennsylvania................................................................
5 000 000
School Book Trust, New
York......................................................
*2 000 000
School Furniture Trust,
Chicago................................................. 15 000 000
Sewer Pipe
Trust..............................................................................
2 000 000
Skewer
Trust..........................................................................................
60 000
Smelters’ Trust,
Chicago..............................................................
25 000 000
Smith Trust,
Michigan......................................................................
*500 000
Soap
Trust..........................................................................................
*500 000
Soda-Water Apparatus Trust, Trenton,
N.J................................ 3 750 000
Spool, Bobbin and Shuttle
Trust................................................... 2 500 000
Sponge
Trust.....................................................................................
*500 000
* Szacunkowo <str. 362>
Nazwa
....................................................................................................
Kapitał
Starch Trust,
Kentucky...............................................................
$10 000 000
Merchants’ Steel
Trust.................................................................
25 000 000
Steel Rail
Trust..............................................................................
*60 000 000
Stove Board Trust, Grand Rapids,
Mich......................................... 200 000
Straw Board Trust, Cleveland,
Ohio............................................
*8 000 000
Structural Steel
Trust.....................................................................
*5 000 000
Teazle
Trust........................................................................................
*200 000
Sheet Steel
Trust............................................................................
*2 000 000
Tombstone
Trust................................................................................
100 000
Trunk
Trust.......................................................................................
2 500 000
Tube Trust, New
Jersey................................................................
11 500 000
Type
Trust........................................................................................
6 000 000
Umbrella
Trust................................................................................
*8 000 000
Vapor Stove
Trust..........................................................................
*1 000 000
Wall Paper Trust, New
York......................................................... 20 000 000
Watch
Trust...................................................................................
30 000 000
Wheel
Trust....................................................................................
*1 000 000
Whip
Trust.........................................................................................
*500 000
Window Glass
Trust....................................................................
*20 000 000
Wire
Trust.....................................................................................
*10 000 000
Wood Screw
Trust.......................................................................
*10 000 000
Wool Hat Trust, New
Jersey........................................................
*1 500 000
Wrapping Paper
Trust...................................................................
*1 000 000
Yellow Pine
Trust...........................................................................
*2 000 000
Patent Leather
Trust........................................................................
5 000 000
Dye and Chemical
Combine..........................................................
*2 000 000
Lumber
Trust...................................................................................
*2 000 000
Rock Salt
Combination....................................................................
5 000 000
Naval Stores
Combine...................................................................
*1 000 000
Green Glass
Trust...........................................................................
*4 000 000
Locomotive
Trust...........................................................................
*5 000 000
Envelope
Combine...........................................................................
5 000 000
Ribbon
Trust.................................................................................
*18 000 000
Iron and Coal
Trust.......................................................................
10 000 000
Cotton Press
Trust.........................................................................
*6 000 000
Tack
Trust.......................................................................................
*3 000 000
Clothes-Wringer
Trust..................................................................
*2 000 000
Snow Shovel
Trust............................................................................
*200 000
* Szacunkowo <str. 363>
Nazwa
....................................................................................................
Kapitał
The Iron League
(Trust).............................................................
*$60 000 000
Paper Box
Trust..............................................................................
*5 000 000
Bituminous Coal
Trust.................................................................
*15 000 000
Alcohol
Trust..................................................................................
*5 000 000
Confectioners’
Trust......................................................................
*2 000 000
Gas
Trust.........................................................................................
*7 000 000
Acid
Trust.......................................................................................
*2 000 000
Manilla Tissue
Trust......................................................................
*2 000 000
Carnegie
Trust................................................................................
25 000 000
Illinois Steel
Trust........................................................................
*50 000 000
Brass
Trust.....................................................................................
10 000 000
Hop
Combine.....................................................................................
*500 000
Flour Trust, New
York.....................................................................
7 500 000
American Corn Harvesters’
Trust..............................................
*50 000 000
Pork Combine,
Missouri..............................................................
*20 000 000
Colorado Coal
Combine................................................................
20 000 000
Bleachery
Combine......................................................................
*10 000 000
Paint Combine, New
York..............................................................
*2 000 000
Buckwheat Trust, New
Jersey....................................................... 5 000 000
Fur Combine, New
Jersey.............................................................
10 000 000
Tissue Paper
Trust.......................................................................
*10 000 000
Cash Register
Trust.....................................................................
*10 000 000
Western Flour
Trust......................................................................
10 000 000
Steel and Iron
Combine...................................................................
4 000 000
Electrical Combine No.
2................................................................. 1 800 000
Rubber Trust No.
2..........................................................................
7 000 000
Tobacco
Combination.....................................................................
2 500 000
Łączny
kapitał ..................................... $1 507 060 000
To samo wydanie tego samego czasopisma w
artykule redakcyjnym odnotowuje potęgę oraz skłonności jednego z tych
trustów. Artykuł opatrzono nagłówkiem: “Co oznacza postęp węglowy”.
“Podwyżka cen węgla antracytowego o 1,5 dolara
za tonę oznacza dla jedenastu członków Coal Trust [Trustu Węglowego]
zagarnięcie nie mniej niż pięćdziesięciu, a może i sześćdziesięciu milionów
dolarów. Na podstawie konkurencji cenowej, jaka miała miejsce ubiegłej
jesieni i wynikających z niej korzystnych cen węgla, pieniądze te prawnie
należą się tym, którzy korzystają z węgla. <str. 364>
Ogromna podwyżka cen węgla oznacza, że wielu
producentów, którzy mieli zamiar rozpocząć działalność tej jesieni, będą
musieli zrezygnować, ponieważ ponosząc tak wielkie dodatkowe koszty
produkcji nie będą w stanie konkurować z tymi, którzy kupują węgiel po
cenach naturalnych. Oznacza to, że wielu właścicieli fabryk obniży
wynagrodzenia, aby wyrównać wzrost kosztów produkcji wynikający z podwyżki
cen węgla. Oznacza to także, że wiele gospodarstw domowych o umiarkowanych
dochodach będzie musiało wyrzec się niektórych skromnych wygód i luksusów.
Ludzie muszą kupić węgiel, a ponieważ urzędnicy wybrani przez tych ludzi nie
egzekwują obowiązującego prawa, będą musieli zapłacić ceny podyktowane przez
trusty. Oznacza to wreszcie, że biedni będą zmuszeni do zakupienia mniejszej
ilości węgla. Poprzednie ceny były dostatecznie wysokie. Nowe ceny są
wybitnie restrykcyjne. Tak więc w czasie nadchodzącej zimy biedacy będą się
trząść z zimna.
Z jednej strony większy luksus dla nielicznych,
z drugiej strony niewygoda, a w tysiącach przypadków wręcz nędza dla wielu
ludzi. Między tymi dwoma stronami znajduje się złamane i zhańbione prawo.”
Przyjrzymy się jeszcze innemu przykładowi potęgi
trustów. Na wiosnę 1895 roku założony został Cotton Tie Trust [Trust
Wiązadeł do Bawełny] (wiązadło do bawełny to prosta stalowa taśma, którą
używa się do wiązania bawełny w bele). W tym czasie wiązadła kosztowały
siedemdziesiąt centów za sto sztuk. Następnego roku trust doszedł do
wniosku, że podniesienie cen do 1,4 dolara za sto sztuk przyniosłoby większe
dochody. Podwyżka nastąpiła na krótko przed okresem wiązania bawełny, tak
aby już w tym sezonie nie można było sprowadzić wiązadeł zza granicy.
Nie wszystkie trusty wykorzystują w taki sposób
swoją przewagę. Prawdopodobnie jeszcze nie wszystkie znalazły się w tak
korzystnych okolicznościach. Nie ulega jednak wątpliwości, że “zwykli
ludzie”, masy społeczne, narażeni są na poważne niebezpieczeństwo
poniesienia strat spowodowanych działalnością takich olbrzymich organizacji.
Wszyscy wiemy, czego można się obawiać ze strony potężnego i samolubnego
człowieka, a przecież te trusty “olbrzymy” dysponują o wiele większą potęgą
i wpływami niż pojedynczy ludzie, a jeszcze na dodatek nie mają sumienia.
Przysłowiem stało się już powiedzenie: “Korporacje nie mają duszy”.
Wybraliśmy następujące doniesienie prasowe z
Pittsburgh Post, aby pokazać jakie są dochody trustów. <str. 365>
Dochody trustów
“NOWY JORK, 5 listopada 1896. Komisja
likwidacyjna Standard Oil Trust zebrała się dzisiaj, by ogłosić wysokość
zwykłej dywidendy kwartalnej: 3 dolary za akcję oraz 2 dolary za akcję
dodatkową, płatne 15 grudnia. Całkowita emisja papierów wartościowych
Standard Oil Trust miała pierwotną wartość 97 250 000 dolarów. W ciągu
kończącego się właśnie roku fiskalnego zadeklarowana została dywidenda w
wysokości 31 procent, co daje całkowitą kwotę dochodów w wysokości
30 149 500 dolarów. W tym samym okresie spółka American Sugar Refining
Company, znana jako trust cukrowy, wypłaciła dywidendy w wysokości 7 023 920
dolarów. Podobno oprócz tego, że trust dokonał tych wypłat dla udziałowców,
posiada on jeszcze nadwyżkę w zapasach surowego cukru, ściągalne płatności
oraz gotówkę w kwocie około 30 milionów dolarów.”
Ta sama gazeta pisze dalej w artykule
redakcyjnym:
“Wire Nail Trust [trust kabli i gwoździ] był
prawdopodobnie jedną z najbardziej nikczemnych organizacji spośród tych,
które założono w tym kraju w celu grabienia i wymuszania od ludzi pieniędzy.
Urągał on prawu, stosował korupcję, znęcał się i rujnował konkurentów,
kontrolując swoją dziedzinę handlu na prawach autokratycznego władcy.
Dokonawszy tego, podwyższył ceny o dwieście do trzystu procent i podzielił
między swych udziałowców milionowe zyski. I to oczywiście nie jest anarchia.
Anarchistami są tylko ci, którzy protestują przeciwko takiemu rozbojowi i
urąganiu prawu. Tak przynajmniej uważa pan A. C. Faust z New Jersey, członek
trustu gwoździowego, który pisze do gazety World, że obnażanie przez
nią nieprawidłowości w działaniu trustu ‘podsyca ogień powszechnego
niezadowolenia’. Prowadzi to do bardzo interesującej sytuacji. Nielegalne i
rabunkowe trusty powinny cieszyć się swobodą działania, natomiast
jakiekolwiek próby utrzymania ich pod kontrolą nie powinny być tolerowane,
gdyż ‘podsycają ogień powszechnego niezadowolenia’. Z jednej strony mamy
ludność tego kraju, a z drugiej licencjonowanych rabusiów – trusty. Nie
wolno jednak obnażać, protestować ani rozniecać ‘ognia powszechnego
niezadowolenia’, gdyż to utrudnia działalność trustów. Czyż może być większe
zuchwalstwo i arogancja?
Coal Trust [trust węglowy] rozprowadzający
produkty antracytowe obrabowuje ludzi na pięćdziesiąt milionów dolarów
rocznie przez podwyższenie cen o 1,5 dolara za tonę. Czcigodny dr Parkhurst
<str. 366> oddał pewnego razu należyty szacunek tej szczególnej bandzie
mówiąc: ‘Jeśli spółki węglowe, czyli zjednoczenia węglowe albo trusty
węglowe, używają całej swej władzy w celu wyciągania z kieszeni biedaków i
przelewania do swoich skarbców tylu pieniędzy, ile się da i ile tylko się
śmie, co prowadzi do jeszcze większego zubożenia biednych, do zmniejszenia
wygody ich życia oraz wyciśnięcia z nich ostatnich kropli zdrowia i życia,
to takie spółki są
opętane przez demona kradzieży i morderstwa.
A odnosi się to znacznie bardziej tak do
handlarzy węglem, jak i do innych kupców.’
W tym samym czasie, gdy pastor dr Parkhurst
stwierdził, że ludzie ci są ‘opętani przez demona kradzieży i morderstwa’,
inny nowojorski kaznodzieja, pastor dr Herber Newton, przemawiając do
trzódki milionerów zasiadających w aksamitnych ławkach, wychwalał trusty
jako niezbędny i dobroczynny składnik naszej postępowej cywilizacji.”
Co się tyczy nagłego spadku cen szyn stalowych z
25 do 17 dolarów za tonę, to wychodzący w Allegheny dziennik Evening
Record pisze:
“Wielki ‘Syndykat Stalowy’ utworzony po to, by
utrzymywać wysokie ceny, został praktycznie zrujnowany. Owo gigantyczne
zjednoczenie kapitału i władzy, mające na celu kontrolowanie produkcji
najpotężniejszej gałęzi amerykańskiego przemysłu, podwyższanie i obniżanie
cen na zwykłe polecenie, opodatkowanie konsumentów dla swojej przyjemności i
do granic sensowności, ma zostać pochłonięte przez organizm jeszcze większy,
jeszcze bardziej potężny, dysponujący jeszcze większym bogactwem.
Rockefeller i Carnegie objęli w posiadanie amerykański przemysł stalowy.
Jest to wydarzenie epokowe. Obniżka cen szyn stalowych z 25 do 17 dolarów za
tonę, co stanowi najniższą cenę w historii, wyznacza nową erę dla ekonomii
tego kraju. Jak dotąd jest to przypadek pochłonięcia jednego trustu przez
inny, na czym korzystają koleje.
Śmiało można powiedzieć, że przedsięwzięcie to
ani w przypadku pana Rockefellera, ani pana Carnegie nie było wynikiem
rozważań nad nastrojami publicznymi. Dostrzegli oni szansę na zgniecenie
konkurencji i skorzystali z niej. Weszli oni obecnie w posiadanie
najważniejszych zasobów rudy na świecie, gór Mesaba powyżej Duluth, które
opisywane są jako region, gdzie nie trzeba podejmować głębokich i
kosztownych wykopów, a wystarczy jedynie zgarnąć rudę z powierzchni ziemi.
Rockefeller zapewnił sobie dodatkowe korzyści, zabezpieczając te złoża <str.
367> przez budowę floty barek rzecznych o ogromnej ładowności, przy pomocy
których można transportować surowy materiał do doków na jeziorze Erie.
Poprzez zawarcie sojuszu z Carnegie, który posiada piece i huty, zamknął on
swe koło, uzależniając całkowicie od swojej łaski producenta szyn kolejowych
‘Railmakers’ Association’. Cała ta operacja została przeprowadzona przez
mistrzowskie połączenie istniejących już placówek. Rezultat, przynajmniej
jak na razie, jest korzystny dla wielkiej ilości ludzi. To, czy panowie
Rockefeller i Carnegie, dysponując tak wielką władzą, zadowolą się
umiarkowanymi zyskami i pozwolą, by korzystali na tym ludzie, czy też
pozbywszy się konkurencji wykorzystają swą potęgę dla bezlitosnego
zdzierstwa, jest poważnym problemem. Fakt, że zgromadzili w swych rękach tak
wielką władzę, jest już sam w sobie zagrożeniem.”
Poniższa sprawa była swego czasu bardzo głośna,
warto jednak o niej wspomnieć przy okazji rozważania tego tematu.
“KANSAS
CITY, Missouri, 26 listopada 1896. Były gubernator
David R. Francis, obecnie sekretarz spraw wewnętrznych, przesłał do
niewielkiej partii popierającej zastosowanie złota jako podstawy systemu
monetarnego, która wczoraj wieczorem urządzała przyjęcie w hotelu Midland,
następujący list:
Departament Spraw Wewnętrznych
Waszyngton, D.C., 19 listopada 1896
‘Szanowni Panowie. Właśnie otrzymałem wasze
zaproszenie z dnia 25 bm. i żałuję, że nie będę mógł dziś wieczorem
uczestniczyć w wyrażeniu poparcia dla zwycięstwa zdrowego pieniądza. (…)
Jeśli nie zostaną uchwalone jakieś ustawy regulujące wzrost wpływu bogactwa
i ograniczające potęgę trustów i monopoli, to jeszcze przez upływem tego
wieku wybuchnie powstanie ludu, które zagrozi nawet naszym instytucjom.
DAVID R. FRANCIS”
Poniższy cytat przedrukowujemy za londyńskim
Spectatorem:
“Jesteśmy w posiadaniu decyzji wydanej przez
sędziego Russella z nowojorskiego sądu najwyższego, która pokazuje, do
jakiego stopnia forsowany jest w Stanach Zjednoczonych system ‘trustów’,
czyli system wykorzystania kapitału do tworzenia monopoli. Zostało założone
Narodowe Stowarzyszenie Hurtowni Leków, które objęło swym zasięgiem prawie
każdego poważniejszego kupca, handlującego lekami, narzucając stałe ceny na
te produkty. Jeśli jakiś kupiec sprzedaje leki po cenach niższych niż
Stowarzyszenie, ostrzega ono okólnikiem całą branżę, by nikt nie zawierał z
nim transakcji, co z reguły kończy się bankructwem <str. 368> nieposłusznej
firmy. Spółka John D. Park i Synowie postanowiła sprzeciwić się temu
dyktatowi i wystąpiła z wnioskiem o wprowadzenie zakazu działania
Stowarzyszenia, który w tym konkretnym przypadku został odrzucony, lecz stał
się powodem przyjęcia ogólnej zasady, wedle której zaleca się wszystkim
ludziom, by powstrzymywali się od działalności ‘konspiracyjnej’, mającej na
celu wymuszenie ‘ograniczeń w handlu’. Mamy tu do czynienia z przypadkiem
krańcowym, jako że w oczywisty sposób trust tego rodzaju igra, lub może
igrać z życiem ludzkim. Nie tyle zresztą chodzi o to, że podnoszą oni ceny
leków patentowych do 21 szylingów za kroplę, co było przedmiotem tej
szczególnej skargi, ile o to, że ubogich nie będzie stać na nabycie takich
leków, jak chinina, opium, czy środki przeczyszczające. Należy pamiętać, że
następcy pana Bryana umieszczają sprawę systemu trustów na czele swych
zarzutów przeciwko kapitałowi, a przypadki takie, jak ten, dostarczają
oparcia dla ich argumentów.”
Trusty w Anglii
Chociaż trusty można by uważać za wynalazek
amerykański, to jednak poniższa notatka podawana za londyńskim
Spectatorem dowodzi, że zjawisko to nie ogranicza się wyłącznie do
Ameryki. Autor pisze:
“Trusty zaczynają opanowywać niektóre dziedziny
brytyjskiej gospodarki. Obecnie istnieje zjednoczenie, albo inaczej trust, w
branży łóżek metalowych, którego główna siedziba znajduje się w Birmingham,
ale działalnością swą obejmuje on całą Anglię. Trust ten jest tak sprytnie
urządzony, że jest rzeczą praktycznie niemożliwą, by jakiś niezależny
producent łóżek mosiężnych albo żelaznych mógł zacząć działalność bez
przyłączenia się do tego zjednoczenia. A jeśli nawet to uczyni, to będzie
musiał zwrócić się z prośbą o wydanie zezwolenia na produkcję, którego
najprawdopodobniej i tak nie otrzyma. Gdyby mimo to zdecydował się podjąć
niezależną działalność, to nie będzie w stanie zakupić surowców ani też nie
znajdzie żadnego pracownika, który dysponowałby jakimkolwiek doświadczeniem
w tym rzemiośle, ponieważ wszyscy producenci żelaza i mosiądzu na łóżka
metalowe zgodzili się zaopatrywać jedynie zakłady należące do zjednoczenia,
zaś robotnicy zostali zobowiązani przez swoje związki zawodowe do pracy
wyłącznie dla tych producentów, którzy tworzą trust. Tak więc dla
konsumentów jedyną nadzieją na utrzymanie niskich cen jest zagraniczna
konkurencja. Sukcesy odnoszone obecnie przez trust łóżek metalowych
skłaniają producentów innych branż do naśladowania tego przykładu.”
Zjednoczenia takie, sprawujące kontrolę nad
kapitałem w wysokości milionów dolarów, <str. 369> są rzeczywiście
olbrzymami. Jeśli przez następne kilka lat procesy te będą dalej
przebiegały w taki sposób, jak to miało miejsce w ciągu ubiegłego
dwudziestolecia, to już wkrótce finansowa dźwignia zapewni im kontrolę nad
całym światem. Niebawem będą oni dysponowali władzą, która nie tylko zapewni
im możliwość dyktowania cen produktów znajdujących się w powszechnym użyciu,
ale ponadto, jako główni pracodawcy, będą sprawowali pełną kontrolę nad
wysokością wynagrodzeń za pracę.
Trzeba przyznać, że zjednoczenia kapitałowe
zrealizowały w przeszłości wielkie przedsięwzięcia, których w pojedynkę nie
dałoby się wykonać tak sprawnie i z tak dobrym rezultatem. Rzeczywiście,
prywatne przedsiębiorstwa przyjęły i z powodzeniem udźwignęły ryzyko, które
opinia publiczna byłaby potępiła, uniemożliwiając wykonanie podobnych zadań,
gdyby miał się ich podjąć rząd. Nie chcielibyśmy więc tutaj zostać
zrozumiani, że w ogólności potępiamy tendencję do gromadzenia kapitału.
Wskazujemy jedynie na to, że doświadczenie każdego kolejnego roku zwiększa
nie tylko finansową władzę trustów, ale także ich spryt i przenikliwość,
wobec czego prędko zbliżamy się do takiego momentu, o ile go już nie
osiągnęliśmy, w którym zagrożone zostaną interesy ludności albo i wręcz same
swobody obywatelskie. Każdy mówi: Trzeba by coś zrobić! Tylko nikt nie wie,
co. W rzeczywistości ludzkość jest bezradnie zdana na łaskę olbrzymów
przerostu obecnego systemu społecznego, opartego na samolubstwie, zaś jedyna
nadzieja jest w Bogu.
Prawdą jest także i to, że olbrzymami tymi
kierują na ogół ludzie zdolni, którzy, jak się wydaje, przeważnie skłonni są
wykonywać swą władzę z umiarkowaniem. Niemniej jednak można zaobserwować
koncentrację władzy, której nadmiar, w połączeniu z samolubnymi pobudkami
leżącymi u jej podłoża, będzie od czasu do czasu powodował zwiększanie
ucisku tych, którzy jej służą oraz ludu, gdy tylko pojawi się taka możliwość
i sprzyjające ku temu okoliczności.
Owe olbrzymy zagrażają obecnie rodzinie
ludzkiej, podobnie jak literalni olbrzymowie, którzy żyli na ziemi przed
czterema tysiącami lat. Byli to “mężowie sławni” – istoty o wspaniałych
możliwościach, którzy bystrością umysłu przewyższali członków upadłego
rodzaju Adamowego. Byli oni pokoleniem mieszanym, <str. 370> powstałym w
wyniku wniesienia nowej żywotności do rodu Adamowego. Podobnie
wygląda to w przypadku współczesnych olbrzymów organizacyjnych. Są
one tak wielkie, potężne i przebiegłe, że trudno sobie wyobrazić, by mogły
zostać pokonane bez Boskiej interwencji. Ich zadziwiające moce jak dotąd
jeszcze nie zostały w pełni wykorzystane. Olbrzymy te są także hybrydami,
które powstały na skutek pomieszania mądrości, zawdzięczającej swe istnienie
cywilizacji chrześcijańskiej, z samolubstwem serc upadłego rodzaju
ludzkiego.
Jednak ludzkie potrzeby i Boska sposobność są w
tym miejscu zbieżne, i tak jak olbrzymowie “pierwszego świata”, którzy
istnieli “za dni onych przed potopem”, zginęli zatopieni powodzią wód,
podobnie i współczesne olbrzymy organizacyjne zostaną unicestwione
zbliżającą się powodzią ognia – symbolicznym “ogniem gorliwości” Pańskiej,
albo inaczej Pańskiej zapalczywości, która już płonie, w czasie “uciśnienia,
jakiego nie było, jako narody poczęły być”. W “ogniu” tym zostaną spalone
wszystkie olbrzymy rozpusty i samolubstwa. Upadną i nie powstaną już nigdy
więcej (Izaj. 26:13,14; Sof. 3:8,9).
Barbarzyńskie niewolnictwo a więzy cywilizacji
Dokonajmy szybkiego porównania przeszłości,
teraźniejszości i przyszłości pod względem podaży siły roboczej i popytu na
nią. Dopiero na przestrzeni ostatnich stu lat całkowicie zlikwidowano handel
niewolnikami, a niewolnictwo zostało zniesione. Swego czasu było ono
powszechne, ale stopniowo zostało zamienione na feudalne poddaństwo w
Europie i w Azji. Niewolnictwo zostało zniesione w Wielkiej Brytanii dopiero
w roku 1838 poprzez wypłacenie z kasy rządu narodowego sumy 20 milionów
funtów szterlingów, czyli blisko 100 milionów dolarów odszkodowania dla
właścicieli niewolników. Francja wyzwoliła swych niewolników w roku 1848. W
Stanach Zjednoczonych niewolnictwo przetrwało w południowych stanach do 1863
roku. Nie można zaprzeczyć, że chrześcijańskie wypowiedzi i publikacje<str.
371> miały wielkie znaczenie dla położenia kresu ludzkiemu niewolnictwu. Z
drugiej jednak strony należy zauważyć, że to zmieniające się warunki na
światowym rynku pracy pomogły rządzącej większości w uzyskaniu nowego
poglądu na tę sprawę, a fundusze odszkodowań ułatwiły przekonanie
właścicieli niewolników do nowego porządku rzeczy. Chrześcijańskie
wypowiedzi i publikacje przyspieszyły jedynie zniesienie niewolnictwa, bez
nich również by to nastąpiło, tyle że później.
Niewolnictwo umiera śmiercią naturalną w
warunkach współczesnego systemu samolubnej konkurencji wspieranego przez
wynalazki techniczne oraz przyrost liczby ludności. Pominąwszy kwestie
moralne i religijne, upowszechnienie niewolnictwa w gęsto zaludnionych i
cywilizowanych krajach byłoby dzisiaj niemożliwe ze względu na jego
nieopłacalność finansową. Jest tak dlatego, (1) że urządzenia mechaniczne w
znacznym stopniu zastąpiły zarówno niewykwalifikowaną, jak i wykwalifikowaną
siłę roboczą; (2) że robotnik inteligentny może wykonać więcej pracy i
wykonać ją lepiej niż robotnik nieinteligentny; (3) że koszty ucywilizowania
i choćby ograniczonego wykształcenia niewolnika sprawiłyby, że jego praca
byłaby droższa niż praca wolnego człowieka. Poza tym sprawowanie kontroli
nad nieco inteligentniejszym i bardziej sprawnym niewolnikiem oraz
pożyteczne wykorzystanie jego pracy byłyby znacznie trudniejsze niż w
przypadku człowieka pozornie wolnego, który ma jednak nogi i ręce związane
potrzebami życiowymi. Słowem, ludzie, którzy posiedli światową mądrość,
przekonali się, że wojny prowadzone w celu zdobycia łupów i niewolników
przynoszą mniejsze korzyści, niż wojny rywalizacji gospodarczej, których
wyniki są korzystniejsze i mają szerszy zasięg. Wiedzą też oni, że ów wolny
“niewolnik potrzeb życiowych” jest tańszy i zdolniejszy.
Praca ludzi wolnych i inteligentnych jest więc
tańsza niż niewykształconych niewolników. Jeśli zatem cały świat staje się
coraz bardziej inteligentny, a liczba ludzi gwałtownie rośnie, to jest
rzeczą oczywistą, że obecny system społeczny zdąża do samozniszczenia,
podobnie jak lokomotywa pędząca pełną parą, ale bez hamulca albo regulatora.
<str. 372>
Skoro zatem społeczeństwo naszych czasów
zorganizowane jest w oparciu o prawo podaży i popytu, to nie posiada ono
żadnego hamulca ani żadnego regulatora, który mógłby powstrzymać samolubną
rywalizację świata. Cała struktura opiera się na tej zasadzie. Samolubny
ucisk, siła przygniatająca społeczeństwo, rośnie z każdym dniem. Ucisk mas
społecznych będzie rósł, ludzie będą przygniatani coraz bardziej, będą
znajdować się coraz niżej, stopień po stopniu, aż wreszcie dojdzie do
społecznego upadku w anarchii.
Masy społeczne między górnym i dolnym
kamieniem młyńskim
Dla ludzie staje się coraz bardziej oczywiste,
że przy obecnym stanie rzeczy znajdują się oni między dolnym i górnym
kamieniem młyńskim i jeśli się nie sprzeciwią, to szybko kręcący się kamień
zmieli ich w końcu i w niezbyt odległym czasie znajdą się w stanie nędznego
i niegodziwego poddaństwa. A sytuacja istotnie tak właśnie wygląda. Potrzeby
życiowe są rurą, przez którą ludzie wtłaczani są między kamienie młyńskie.
Dolnym kamieniem jest twarde prawo podaży i popytu, które ze zwiększającą
się siłą dociska rosnące i coraz lepiej wykształcone społeczeństwo świata do
górnego kamienia zorganizowanego samolubstwa, napędzanego gigantyczną mocą
mechanicznych niewolników, wspieranych przez koła zębate, dźwignie oraz
rolki zjednoczeń kapitałowych, trustów i monopoli. (Warto wiedzieć, że w
1887 roku Biuro Statystyczne z Berlina obliczyło, iż działające wtedy
maszyny parowe – potężni niewolnicy – wykonywały pracę równoważną mniej
więcej miliardowi ludzi, czyli liczbie trzykrotnie większej od ilości ludzi
na świecie w wieku produkcyjnym. A przecież, jak się wydaje, moc maszyn
parowych i elektrycznych od tamtego czasu co najmniej się podwoiła. Poza tym
jak na razie prawie wszystkie te maszyny znajdują się w krajach
cywilizowanych, których liczba ludności wynosi około jednej piątej
całkowitej liczby mieszkańców ziemi.) Innym składnikiem siły napędzającej
górny kamień jest jego koło zamachowe, obciążone <str. 373> ciężarem
skoncentrowanego i niewyobrażalnego dotąd bogactwa oraz potęgą rozumu,
ćwiczonego i popędzanego samolubstwem. W celu częściowego zilustrowania
działania tego młyna, przytoczymy dane z raportu londyńskiego, według
którego w mieście tym żyje 938 293 ubogich, 316 834 bardzo ubogich oraz
37 610 zupełnych nędzarzy, co oznacza, że łącznie w tym największym mieście
świata 1 292 737 osób, czyli blisko jedna trzecia całkowitej populacji, żyje
w ubóstwie. Oficjalne dane ze Szkocji podają, że jedna trzecia rodzin
mieszka w jednym pokoju, a jedna trzecia w mieszkaniach zaledwie
dwupokojowych. W Nowym Jorku w czasie ciężkiej zimy 21 tysięcy kobiet i
dzieci zostało eksmitowanych, ponieważ nie byli w stanie płacić czynszu. W
tym samym roku na cmentarzach dla ubogich zostało pochowanych 3819 osób,
których bieda pozbawiła możliwości zarówno godnego życie, jak i uczciwego
pochówku. A przypomnijmy, że to wszystko działo się w mieście mającym wśród
swych obywateli tysiące milionerów.
Pan J. A. Collins, piszący dla The American
Magazine of Civics [Amerykański Magazyn Obywatelski], zajmował się
zagadnieniem upadku amerykańskiej własności domów w świetle danych z
amerykańskiego spisu powszechnego. Już na początku uprzedza on czytelników,
by przygotowali się na przerażające fakty oraz na straszne i groźne wnioski.
Cytujemy następujący fragment:
“Przed kilkudziesięcioma laty społeczeństwo
składało się w większości z ludzi posiadających własne domy, które były
praktycznie nie obciążone długami. Obecnie większość ludzi mieszka w domach
czynszowych.”
Wobec tego, że posiadacz domu obciążonego
hipoteką jest właściwie tylko dzierżawcą mieszkania, którego właścicielem
jest posiadacz hipoteki, autor zauważa, że 84 procent rodzin w tym kraju
mieszka w rzeczywistości w mieszkaniach czynszowych. Dalej pisze on:
“Pomyślcie o przerażających skutkach, jakie
przyniosło zaledwie kilka ostatnich lat, i to przy ogromnych obszarach nie
zagospodarowanej ziemi na Zachodzie, gdzie bez trudności mogli zamieszkać
osadnicy, przy wielu gałęziach przemysłu, które oferowały zatrudnienie i
wysokie zarobki. A teraz wyobraźcie sobie, jak będzie to wyglądać, gdy
ziemie wielkiego Zachodu będą już zajęte albo ich własność zostanie
zmonopolizowana, gdy liczba ludności wzrośnie o kolejne <str. 374> miliony
na skutek przyrostu naturalnego oraz imigracji, gdy złoża mineralne oraz
kopalnie będą kontrolowane przez syndykaty obcego kapitału, gdy system
transportowy znajdzie się w posiadaniu kilku milionerów, gdy producenci
połączą się w wielkie korporacje dbające o własny interes, gdy grunty
publiczne zostaną wyczerpane, a spekulanci zmonopolizują własność działek
budowlanych, których ceny przekroczą możliwości nabywcze zwykłych
robotników.”
Porównując te dane ze statystykami europejskimi,
pan Collins stwierdza, że warunki panujące w największej republice na ziemi
nie są tak korzystne jak w Europie, z wyjątkiem Wielkiej Brytanii, która
jest najbogatszym i najbardziej oświeconym z krajów europejskich. Jednak
liczby podawane przez pana Collinsa są mylące, gdyż należy pamiętać, że
tysiące z owych domów obciążonych hipotekami są własnością młodych ludzi
(którzy w Europie mieszkaliby ze swoimi rodzicami) oraz imigrantów, którzy
kupują na raty. Naga prawda przedstawia się jednak wystarczająco
niekorzystnie. Ze względu na wszystkie napięcia naszych czasów, większość
hipotek nigdy nie zostanie oczyszczona, chyba że przy pomocy szeryfa.
Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak
tania bywa czasami ludzka siła i ludzki czas. Ci zaś, którzy zdają sobie z
tego sprawę, nie wiedzą, w jaki sposób zaradzić temu złu, i muszą sami
bardzo uważać, żeby nie dostać się w jego szpony. We wszystkich wielkich
miastach świata jest tysiące ludzi, określanych mianem “wyrobników”, którzy
dla zaspokojenia podstawowych potrzeb pracują ciężej i więcej, niż pracowała
niegdyś większość niewolników na Południu. Teoretycznie są wolni, ale w
praktyce są niewolnikami, niewolnikami z potrzeby, którym wolno chcieć, ale
nie wolno działać, czy to dla siebie, czy innych.
Poniższy cytat wiążący się z tym tematem
pochodzi z wydawanej w Pittsburghu gazety Presbyterian Banner.
“System wyzysku narodził się i rozwinął za
granicą, zanim jeszcze został przeszczepiony na grunt amerykański, by
przynieść i tutaj związane z nim przekleństwo. Nie ogranicza się on do
przemysłu odzieżowego, ale obejmuje wszystkie inne dziedziny, w których
<str. 375> działają pośrednicy. Pośrednik lub dostawca zobowiązuje się
dostarczyć towary dla handlowców po określonej cenie. By cena sprzedaży była
korzystna dla nabywców, a jednocześnie zapewniała zyski sprzedawcy i
pośrednikowi, cena, którą płaci pośrednik musi być ustalona na niskim
poziomie, a biedni robotnicy muszą cierpieć.
W Anglii niemal wszystkie dziedziny produkcji
zarządzane są na tej zasadzie. Przemysł obuwniczy, futrzany, meblowy,
tapicerski i wiele innych zostały opanowane przez pośredników, a robotnicy
otrzymują głodowe stawki. Chcieliśmy jednak mówić o przemyśle odzieżowym w
naszym kraju. W roku 1886 w Nowym Jorku było zaledwie dziesięć takich
warsztatów wyrobniczych, obecnie jest ich setki. Tak samo jest w Chicago i
innych miastach. Większość tych warsztatów znajduje się w rękach żydowskich,
zaś Żydzi w Bostonie i Nowym Jorku są w lepszej sytuacji niż ich bracia na
Zachodzie, ponieważ mogą zatrudniać obcokrajowców, którzy niedawno przybyli
do Ameryki i nie znając angielskiego dają się łatwo wykorzystywać. Robotnicy
ci pracują w zatłoczonych, źle wietrzonych pomieszczeniach, niekiedy po
dwudziestu albo trzydziestu w hali przewidzianej dla ośmiu pracowników,
gdzie bardzo często muszą jeszcze gotować, jeść i mieszkać, pracując po
osiemnaście albo dwadzieścia godzin na dobę, co ledwo pozwala im utrzymać
się przy życiu.
Wynagrodzenia płacone za tego typu pracę są
hańbą dla ludzkości. Ciężko pracujący mężczyzna jest w stanie zarobić dwa
do czterech dolarów tygodniowo. Poniższe liczby podane zostały przez kogoś,
kto zajmował się tą dziedziną, a swe informacje uzyskał od ‘wyrobniczego
bossa’, który podał mu ceny, jakie otrzymuje od dostawcy:
Za uszycie płaszcza
............................................. $ 0,76 do 2,50
Za uszycie eleganckiego płaszcza
............................ 0,32 do 1,50
Za uszycie spodni
................................................... 0,25 do 0,75
Za uszycie kamizelki (za tuzin)
................................ 1,00 do 3,00
Za uszycie krótkich spodni (za tuzin)
........................ 0,50 do 0,75
Za uszycie koszuli perkalowej (za tuzin)
................... 0,30 do 0,45
Od cen podanych przez tego szefa trzeba jeszcze
odliczyć jego zyski oraz koszty <str. 376> przewozu, które pokrywają
pracownicy. Tak więc można sobie wyobrazić, jak ciężko muszą pracować ci
ludzie, by zaspokoić najzwyklejsze potrzeby życiowe. Za krótkie spodnie,
które szef sprzedaje po 65 centów za tuzin, wyrobnik otrzymuje jedynie 35
centów.
Pracownik otrzymuje dziesięć centów za uszycie
letnich spodni, a uszycie sześciu par zajmuje mu blisko osiemnaście godzin.
Płaszcze szyje piętnaście osób, z których każda wykonuje część pracy. Za
spodnie drelichowe dostaje się sześćdziesiąt centów za tuzin. To tylko kilka
przykładów, ale każda kobieta, która ma choć trochę pojęcia o szyciu i
wyrobie odzieży, zdaje sobie sprawę, ile trzeba w to włożyć pracy.
Każda rzecz spotka się jednak z odpłatą, a
niewinni i bezmyślni muszą czasami cierpieć na równi z winnymi. Odzież
wyrabia się w najbardziej niehigienicznych warunkach. Pomieszczenia, gdzie
odbywa się produkcja, są cuchnącą wylęgarnią chorób, a czasami w ogóle nie
nadają się do tego, by przebywali w nich ludzie. Pewien człowiek, który w
tym roku odwiedził jeden z takich warsztatów w Chicago, zobaczył, że czworo
ludzi pracujących przy wyrobie płaszczy jest chorych na szkarlatynę, a w
pewnym miejscu leżały zwłoki dziecka, które zmarło na tę samą chorobę. Praca
toczyła się jednak dalej, prowadząc do nieuchronnego rozprzestrzeniania się
epidemii.”
“Ach, czemuż złoto w najwyższej cenie, Droższe niż zdrowie, niż krwi strumienie.”
Liczba ludzi żyjących w skrajnej nędzy
gwałtownie rośnie, a jak wykazaliśmy konkurencja sprawia, że cała ludzkość
stacza się coraz niżej. Unika tego jedynie nieliczne grono szczęśliwców,
którzy weszli w posiadanie maszyn albo nieruchomości. Ich bogactwo i władza
odpowiednio rosną i jeśli sytuacja nie ulegnie zmianie, to można się
spodziewać, że niedługo będziemy już mieli miliarderów.
Nie jest możliwe, by taki stan rzeczy trwał
wiecznie. Samo działanie naturalnego prawa przyczyny i skutku musi w końcu
sprowadzić karę. Trudno byłoby też oczekiwać, że sprawiedliwość Boża, która
stworzyła to prawo, pozwoli, by sytuacja ta przedłużała się w
nieskończoność. Bóg przez Chrystusa odkupił nasz niegodny rodzaj ludzki i
ujął się w jego sprawie, a czas wybawienia spod <str. 377> samolubstwa i
powszechnej władzy zła jest już bardzo bliski (Rzym. 8:19-23).
Poniższy fragment z zachodniego dziennika,
opublikowany przed kilkoma laty, dobrze przedstawia sytuację panującą w
tamtym czasie, ale dzisiaj jest jeszcze bardziej wymowny. Czytamy tam:
“Liczba bezrobotnych w naszym kraju wynosi
dzisiaj dwa miliony. Liczba osób od nich zależnych jest prawdopodobnie
czterokrotnie większa.
Być może już o tym słyszeliście. Chcę jednak,
byście tak długo o tym myśleli, aż uświadomimy sobie, co to oznacza. Oznacza
to, że mając ‘najlepszy rząd na świecie’ oraz ‘najlepszy system bankowy,
jakiego świat jeszcze nie widział’, w kraju, gdzie wszystko zasługuje na
najwyższą notę, przy niesłychanie wysokiej produkcji żywności oraz innych
artykułów pierwszej potrzeby i towarów luksusowych, okazuje się, że jedna
siódma naszej ludności skazana jest na żebranie, jeśli nie chce przymierać
głodem. Ludzie chodzą głodni obok sklepów i magazynów pełnych zboża, którego
nie można sprzedać za cenę odpowiadającą kosztom produkcji. Ludzie trzęsą
się z zimna, chodząc niemal nago w cieniu wystaw sklepowych wypchanych po
brzegi wszystkimi rodzajami ubrań. Ludzie marzną, nie mając czym palić, gdy
w tysiącach kopalń leżą miliony ton łatwo dostępnego węgla. Bezrobotni
szewcy byliby szczęśliwi, gdyby mogli pójść do pracy i zrobić buty dla
górników w zamian za węgiel. Również pracownicy kopalń chętnie podjęliby
pracę w celu otrzymania butów. Podobnie na wpół odziani rolnicy z Kansas,
którzy nie mogą sprzedać swojej pszenicy, aby zapłacić rachunki za zebranie
i wymłócenie zboża, byliby szczęśliwi, gdyby mogli wymienić swoje produkty z
pracownikami fabryk na Wschodzie, którzy przędą i tkają potrzebne im
ubrania.
Głównym problemem tego kraju nie jest obecnie
brak zasobów naturalnych. Nie chodzi też o brak umiejętności czy chęci u
dwóch milionów bezrobotnych do podjęcia pracy i produkowania potrzebnych i
użytecznych przedmiotów. Przyczyna tkwi w tym, że środki produkcji oraz
wymiany towarowej zgromadzone są w rękach nielicznych ludzi. Zaczynamy już
sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo niezdrowa jest ta sytuacja. A
zrozumiemy to jeszcze lepiej, gdy proces nagromadzenia środków produkcji
będzie się nasilał. Ludzie są bez pracy, zmarznięci i głodni ponieważ nie
mogą zamienić produktów swej pracy na inne towary. Czy w obliczu tych faktów
<str. 378> nie należałoby stwierdzić, że nasza współczesna cywilizacja,
którą się tak szczycimy, bliska jest kompletnego fiaska? Gdyby naszych
bezrobotnych ustawić czwórkami w odstępach dwumetrowych, to utworzyliby
kolumnę o długości tysiąca kilometrów. Ci, którzy są na ich utrzymaniu
utworzyliby w ten sam sposób kolumnę o długości czterech tysięcy kilometrów.
Utworzona w ten sposób kolumna sięgałaby od Atlantyku po Pacyfik, od Sandy
Hook do Golden Gate.
Gdyby intelekt rasy ludzkiej nie był w
stanie wypracować lepszego systemu gospodarczego niż ten, który mamy, to
powinniśmy stwierdzić, że istnienie ludzkości jest największym
niepowodzeniem wszechświata. [Rzeczywiście, to jest właśnie punkt, do
którego prowadzi Boska opatrzność. Ludzie muszą przekonać się o własnej
bezsilności i poznać prawdziwego Mistrza, podobnie jak źrebak, który musi
zostać “ujeżdżony”, by stać się wartościowym koniem.] Najbardziej haniebną i
okrutną rzeczą jest to, że obecnie próbuje się tworzyć armię przemysłową,
która brałaby udział w bitwach toczonych przez naszych plutokratycznychs królów,
nikt jednak nie dba o ich utrzymanie w okresach, gdy ich usługi nie są
potrzebne.”
Powyższe słowa zostały napisane w czasie
najpoważniejszej recesji wywołanej “manipulacjami celnymi” i na szczęście
nie odpowiadają normalnym warunkom. Nie możemy jednak być pewni, że taka
sytuacja się nie powtórzy. W każdym razie czasopismo Harrisburg Patriot
z tego samego roku podaje następujące liczby pod nagłówkiem “Liczba
bezrobotnych”:
“W Bostonie 10 000 robotników pozostaje bez
pracy; w Worcester jest 7000 bezrobotnych; w New Haven – 7000; w Providence
– 9600; w Nowym Jorku – 100 000. Utica jest niewielkim miastem, a liczba
bezrobotnych wynosi tam 16 000; w Paterson, (New Jersey) połowa ludności nie
ma pracy; w Philadelphii – 15 000; w Baltimore – 10 000; w Wheeling – 3000;
w Cincinnati – 6000; w Cleveland – 8000; w Columbus – 4000; w Indianapolis –
5000; w Terre Haute – 2500; w Chicago – 200 000; w Detroit – 25 000; w
Milwaukee – 20 000; w Minneapolis – 6000; w St. Louis – 80 000; w St. Joseph
– 2000; w Omaha – 2000; w Butte City (Montana) – 5000; w San Francisco –
15 000.”
Poniżej zamieszczamy fragment artykułu pod
tytułem “Problem, który musicie rozwiązać”, jaki został opublikowany przez
The Coming Nation. Dowodzi on jak wyraźnie niektórzy ludzie <str.
379> rozumieją obecną sytuację. Wszystkie te głosy ostrzegawcze nie czynią
jednak nic innego, jak tylko wciąż powtarzają uroczystą radę proroka:
“Terazże tedy zrozumiejcie, królowie [wszyscy mający jakikolwiek autorytet i
władzę], nauczcie się sędziowie ziemi!” W artykule tym czytamy:
“Przyznacie, że nowe maszyny szybko pozbawiają
ludzi pracy. Twierdzenie, że produkcja tych maszyn oraz ich obsługa daje
zatrudnienie takiej samej ilości ludzi, jest nieprawdą, ponieważ gdyby tak
było, to użycie maszyn nie przynosiłoby żadnej korzyści. Nie ulega
najmniejszej wątpliwości, że setki tysięcy ludzi pozostaje bez pracy,
ponieważ maszyny wykonują pracę, którą wcześniej oni wykonywali. Przyznać to
musi każdy, kto tylko przez chwilę się zastanowi. Ci bezrobotni nie kupują
tak wielu dóbr, jak wtedy, gdy pracowali, to zaś powoduje zmniejszanie się
popytu na towary, co z kolei prowadzi do tego, że nie są zatrudniani dalsi
robotnicy, którzy powiększają tym samym grono bezrobotnych i zmniejszają
popyt.
Co zamierzacie uczynić z niezatrudnionymi? To,
że ceny towarów w ogólności się zmniejszyły, nie zapewnia zatrudnienia
większej ilości ludzi. Nie ma dla nich zajęcia, gdyż wszystkie miejsca pracy
są nasycone ludźmi z tego samego powodu. Nie można ich przecież zabić (o ile
nie będą strajkować), a nie mają się oni dokąd udać. Z całą powagą pytam, co
zamierzacie z nimi zrobić? Nawet dobrzy rolnicy bankrutują, jaką więc szansę
będą mieli bezrobotni, nawet gdyby mieli ziemię?
Ludzie ci mnożą się jak grzyby po deszczu. Ich
liczbę ocenia się na miliony. Wielu z nich nie ma żadnych szans na
zatrudnienie, a jeśli nawet je mają, to tylko na miejsce innych, którzy są
obecnie zatrudnieni, a oni znów dołączą do grona bezrobotnych. Myślicie
pewnie, że to nie wasze zmartwienie, co się z nimi stanie, ale moi panowie,
to jest wasze zmartwienie, i nie za długo sobie to uświadomicie. Tego
problemu nie pozbędziecie się, odwracając się na pięcie i zatykając uszy.
Tak myślał swego czasu naród francuski i prędko dowiedział się w inny
sposób, jak jest naprawdę, nawet jeśli obecna generacja Francuzów zapomniała
o tej nauczce. Dzisiejsze pokolenie mieszkańców Stanów Zjednoczonych musi
uporać się z tym zagadnieniem i uczyni to w jakiś sposób. Może <str.
380> się to odbyć na drodze pokojowej, w miłości i sprawiedliwości, ale może
tego dokonać też człowiek na koniu, depczący prawa wszystkich ludzi,
podobnie jak wy obecnie beztrosko patrzycie na deptanie praw niektórych
ludzi. Powtarzam, odpowiecie na te pytania w przeciągu kilku lat.
Francuzi byli ostrzegani, ale nie słuchali, gdyż
dwór królewski zbyt wesoło się bawił w swym zepsuciu. A czy wy
posłuchacie? Czy też pozwolicie, aby obecna sytuacja rozwijała się dalej w
sposób niekontrolowany, aż pięć czy sześć milionów ludzi będzie się domagać
chleba albo bagnetów. Tarapaty, w jakich znajdą się Stany Zjednoczone, będą
sto razy większe ze względu na warunki społeczne, jakie panują tutaj od stu
lat. Umiłowanie swobody, karmione nienawiścią do królów, tyranów i
prześladowców, stało się z czasem ogromnie silne. Nikt nie będzie w stanie
zmusić armii czy floty, wywodzącej się z ludu, by na skinienie czy rozkaz
króla – tytularnego albo nie – strzelała do własnych ojców i braci. Czy
wobec nieuchronności skutków przedłużającej się bezczynność milionów ludzi,
którzy za sprawą podobnych warunków życia zostaną niebawem połączeni w jedną
wspólnotę, nie myślicie, że warto by okazać nieco więcej zainteresowania tą
sprawą? Czy nie byłoby lepiej znaleźć i zastosować jakiś środek zaradczy,
zatrudnić tych ludzi choćby przy robotach publicznych, niż doprowadzić do
takiego finału?
Wiemy, co robią kapitaliści: Widzimy, jak
przygotowują narzędzia wojenne, by sprawować władzę nad ludźmi przy użyciu
siły zbrojnej. Jest to jednak głupota z ich strony. Są oni mądrzy tylko w
swoim własnym mniemaniu. Przyjmują oni taktykę postępowania królów i staną
się w końcu plewą na wietrze. Wszystko sprzysięgło się przeciwko ich
taktyce. Królowie, dysponując armiami większymi niż te, które można tutaj
wyćwiczyć do obrony kapitalistów, drżą wobec stałego wzrostu świadomości
ludu, przyspieszanego nieszczęściem szybko rosnącej armii bezrobotnych.
Sprawiedliwość nikomu nie czyni krzywdy, może jednak pozbawić grabieżców ich
przywilejów. Dążmy więc, jako obywatele, do tego, by sprawa została
rozwiązana w sposób zgodny z prawem, nie jako członkowie partii, ale jako
obywatele, dla których kraj jest ważniejszy od własnej partii, a
sprawiedliwość od królewskiego złota.”
To są mocne słowa z ust człowieka, który gorąco
wierzy w to, co mówi. A takich jest wielu. Trudno byłoby nie przyznać, że
oskarżenia te są przynajmniej po części prawdziwe. <str. 381>
Powszechność tej sytuacji oraz brak możliwości
uregulowania jej mocą ludzką
Sytuacja ta nie jest cechą szczególną Ameryki
czy Europy, ponieważ i Azja od setek lat nie zaznała niczego innego.
Amerykańska misjonarka w Indiach pisze, że ogarnęła ją rozpacz, gdy
mieszkańcy tego kraju zapytali ją, czy to prawda, że w jej ojczyźnie ludzie
mają tyle chleba, ile tylko zechcą, tak by móc jeść trzy razy dziennie.
Dodaje też, że w Indiach większość ludzi nie ma na tyle żywności, by
zaspokoić naturalny głód.
Namiestnik Gubernatora Bengalu w Indiach
powiedział nie tak dawno dziennikarzowi, że “połowa rolników przez okrągły
rok nie wie, co to znaczy zaspokoić w pełni swój głód”. Ci, którzy uprawiają
zboże, nie mogą zjeść tyle, ile domaga się żołądek, gdyż najpierw muszą
zapłacić podatki. Dziesięć milionów Hindusów trudni się ręcznym wyrobem
odzieży bawełnianej, obecnie zaś zmechanizowane fabryki na wybrzeżu
doprowadziły do upadku ich rzemiosło, nie pozostawiając im żadnej innej
możliwości, jak tylko zajęcie się rolnictwem na bardzo trudnych warunkach.
W Południowej Afryce, gdzie bez ograniczeń
inwestowano miliony dolarów w czasie tak zwanej “afrykańskiej gorączki
złota”, dla bardzo wielu ludzi nastały ciężkie czasy, a najgorzej powodzi
się niektórym wykształconym. Poniższy cytat, pochodzący z gazety wydawanej w
Natalu w Południowej Afryce, daje pewne pojęcie o panującej tam sytuacji.
“Ci, którzy szukają tutaj zatrudnienia nie
wchodząc w bezpośredni kontakt z europejskimi imigrantami, mają niewielkie
pojęcie o nędzy, jaka panuje wśród tych klas mieszkańców Durbanu.
Pocieszające jest jednak to, że Komitet Pomocy Rady Miejskiej zdaje sobie
sprawę ze swych zobowiązań humanitarnych względem tych nieszczęśliwców,
którzy tutaj wylądowali. W trakcie rozmowy, którą w tym tygodniu
przeprowadziłem z panem R. Jamesonem, niestrudzonym działaczem, który duszą
i ciałem zaangażował się w działalność filantropijną, upewniłem się, że
około pięćdziesięciu osób znajdzie tymczasowe zatrudnienie przy pracach
publicznych w Point organizowanych przez komitet. Przykro jest patrzeć na
ludzi <str. 382> z wykształceniem urzędniczym czy też na uzdolnionych
rzemieślników, którzy ‘upadli tak nisko’, że z ulgą przyjmują wynagrodzenie
ustalone przez Korporację w wysokości 3 szylingów dziennie plus mieszkanie
za osiem godzin kopania piasku w promieniach upalnego słońca.
Tymczasem i tak nie ma wolnych miejsc, a liczne
podania o pracę są odrzucane. Czasami przewodniczący komitetu, dając
ogłoszenia albo szukając pracy w jakiś inny sposób, znajduje zatrudnienie
dla ludzi, którzy mają pewne doświadczenie zawodowe albo rzemieślnicze.
Wtedy zwolnione miejsce w brygadzie zajmuje jeden z tych, których podanie
zostało wcześniej odrzucone. Oprócz tych, którzy pracują w brygadach, jest
jeszcze liczna grupa ludzi, którzy obchodzą miasto, daremnie poszukując
zatrudnienia. I oni szybko odnajdują drogę do naszego dobrodusznego
wicemera, który stara się uczynić, co tylko może, żeby im pomóc. Jednak
próby te, niestety, często kończą się niepowodzeniem. Jeśli pracodawcy
mający wolne miejsca zdecydują się zwrócić do pana Jamesona, to otrzymają
pełną informację dotyczącą bezrobotnych z jego listy. Trzeba pamiętać, że
żaden z tych ludzi nie jest właściwie obywatelem Durbanu, tylko przywędrował
tu z innych części Południowej Afryki w poszukiwaniu pracy. Durban nie jest
bynajmniej odosobniony pod tym względem. Dowody świadczące o tym, że także
gdzie indziej panuje podobna, opłakana sytuacja, są aż nadto wyraźne.
Jak już zauważyliśmy, wielu spośród chętnych do
pracy w brygadach komitetu pomocy to ludzie nawykli jedynie do pracy
kościelnej. Nie sposób przesadzić, podkreślając że nie mają oni w Natalu
najmniejszych szans ze względu na ogromne zatłoczenie panujące na rynku
pracy. Jednak bez tej działalności Korporacji na rzecz zorganizowania
doraźnych robót publicznych, w mieście panowałaby obecnie znacznie większa
nędza. W sumie, postawa ludzi pracujących w brygadach prac publicznych jest
wzorowa i stanowi gwarancję kontynuowania polityki przyjętej przez radę.
Można by jednak zapytać, a co w tej sprawie czyni Stowarzyszenie
Dobroczynności? Ta wspaniała instytucja zapewnia pomoc wyłącznie stałym
mieszkańcom i ich rodzinom, a przecież ma pełne ręce, jeśli nie
pieniędzy, to przynajmniej roboty z przypadkami zasługującymi na taką
opiekę.” <str. 383>
Czyż jednak inteligentni ludzie, którzy
rozumieją te zagadnienia, nie podejmą kroków zmierzających do zapobieżenia
uciskowi swych bliźnich, którzy mieli nieco mniej szczęścia albo nie byli
równie inteligentni? Czyż nie widzą oni, że górny kamień młyński
niebezpiecznie zbliża się do dolnego oraz że masy ludzi, które muszą się
między nimi zmieścić, odczuwają ich ucisk coraz bardziej dotkliwie, a będzie
się on jeszcze zwiększał? Czy wspaniałomyślne serca nie przyjdą z pomocą?
Nie. Większość z tych, którzy mając więcej
szczęścia albo umiejętności znaleźli się w korzystniejszej sytuacji, są tak
zajęci “robieniem pieniędzy”, tak oddani “słodyczy” swej sakiewki, że nie
uświadamiają sobie rzeczywistej sytuacji. Słyszą oni jęki tych, którym się
nie powiodło i często, nawet szczodrze, udzielają im pomocy, jednak liczba
tych nieszczęśliwców tak szybko rośnie, że coraz więcej ludzi przestaje
widzieć możliwość zapewnienia biedakom trwałej poprawy sytuacji.
Przyzwyczajają się oni do panujących warunków i poprzestają na zadowalaniu
się swym własnym komfortem i szczególnymi przywilejami, zapominając
jednocześnie o kłopotach bliźnich.
Są oczywiście nieliczni, dobrze sytuowani,
którzy mimo bogactwa mniej lub bardziej wyraźnie rozumieją sytuację.
Niektórzy z nich są z pewnością przemysłowcami, właścicielami kopalń itp.
Dostrzegają oni trudności i życzą sobie, by sprawy wyglądały inaczej, pragną
też brać udział w ich poprawie. Ale cóż mogą zrobić? Bardzo niewiele,
może tylko pomagać w przypadkach najskrajniejszej nędzy wśród sąsiadów i
krewnych. Nie są w stanie zmienić obecnego ustroju społecznego i doprowadzić
do rozkładu systemu opartego na rywalizacji. Zdają sobie także sprawę z
tego, że całkowite wyeliminowanie rywalizacji bez jednoczesnego uruchomienia
innych sił, które zajęłyby jej miejsce i wyzwoliły energię u ludzi z natury
nieudolnych, przyniosłoby szkodę światu.
Jest rzeczą oczywistą, że żaden człowiek czy
grupa ludzi nie jest w stanie zmienić obecnego porządku społecznego. Może on
jednak zostać zmieniony, i stanie się to niebawem, dzięki mocy Pańskiej i
zgodnie z Jego metodami działania, na co wskazuje Pismo Święte. <str. 384>
Miejsce obecnego porządku zajmie doskonały system, którego podstawą nie
będzie samolubstwo, lecz miłość i sprawiedliwość. Aby to jednak osiągnąć
konieczne jest usunięcie obecnego systemu. Nowe wino nie zostanie wlane w
stare bukłaki, a nowa łata nie zostanie przyszyta do starej szaty. I dlatego
współczując zarówno bogatym, jak i biednym w obliczu zbliżających się
nieszczęść, możemy modlić się: “Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja
jako w niebie, tak i na ziemi”, nawet jeśli wiemy, że będzie ono ustanowione
w “ogniu zapalczywości Bożej”, którego “żywioły” są już przygotowywane.
Nastaje Poranek
Już lepszy dzień nastaje, poranek obiecany,
Gdy Prawdy blask, wśród mocy łask, obali zła
bałwany;
Gdy Chrystus Pan wysłucha żałosnych westchnień
głosu;
Wyciągnie dłoń nad morza toń, przywróci ziemi
pokój.
Tam pycha dumnych władców nie wzniesie się do
nieba,
Tam starczy wiek i młodych śmiech pieśń chwały
będzie śpiewać.
Już z ziemi nie popłyną łzy smutku i żałości,
Gdy mocny Król ukoi ból, da radość dla
ludzkości.
Już głos Jubileuszu na ziemi się rozlega.
Wzniesionych rąk złowrogi krąg woła o pomstę
nieba.
Rok łaski dla ludzkości otwiera swe podwoje –
Tak bliski już jest koniec burz. Ach! Przyjdź
Królestwo Twoje.
Bądź wola Twa na ziemi, błagamy w dzień i w
nocy.
Wśród rannych tchnień niech zniknie cień, niech
pierzchnie czar złej mocy.
A gdy nad horyzontem świtają słońca zorze,
Uwielbion bądź, nad światem rządź, Niebiański
Ojcze, Boże!
<str. 385>
1 W celu uzyskania właściwego
wyobrażenia o dzisiejszej wartości przytaczanych kwot pieniężnych
należałoby je pomnożyć mniej więcej przez 20 – przyp.tłum.
2. Uważa się, że mianem “ucha igielnego”
określana była mała furtka w murach starożytnych miast, używana po
zachodzie słońca, gdy większe bramy były zamknięte z obawy przed atakiem
nieprzyjaciół. Według tych opisów furtka była tak mała, że wielbłąd mógł
przejść przez nią tylko na kolanach i po zdjęciu ładunku z jego
grzbietu. Ilustracja ta wskazywałaby na to, że bogacz musiałby pozbyć
się swojego ładunku i uklęknąć, zanim będzie mógł uczynić pewnym swoje
powołanie i wybranie do odziedziczenia miejsca w Królestwie.
3 Srebrny jen ma obecnie wartość około 50
centów w złocie.
powrót do początku >>
Tom IV
|