WYKŁAD IX
Człowiek Grzechu - Antychryst
ANTYCHRYST MUSI SIĘ ROZWINĄĆ, BYĆ OBJAWIONY I
UKARANY PRZED DNIEM PAŃSKIM - ROZWAŻANIE PRZECIWSTAWNEGO POGLĄDU NA TEN
TEMAT - OPIS PROROCZY - NARODZINY ANTYCHRYSTA - JEGO SZYBKI ROZWÓJ -
ZGODNOŚĆ RZECZYWISTOŚCI HISTORYCZNEJ Z OPISEM BIBLIJNYM - JEGO KRÓLESTWO
JEST FALSYFIKATEM - JEGO ZNAMIENNE USTA I GŁOWA - NADĘTE SŁOWA WIELKIEGO
BLUŹNIERSTWA - BLUŹNIERCZE NAUKI - WYNISZCZANIE ŚWIĘTYCH NAJWYŻSZEGO -
TYSIĄCLETNIE PANOWANIE - UDERZENIE ANTYCHRYSTA MIECZEM DUCHA - JEGO OSTATNIA
POTYCZKA I ZNISZCZENIE.
"Niech was nikt nie zwodzi
żadnym sposobem; albowiem nie przyjdzie on dzień, ażby pierwej przyszło
odstąpienie i byłby objawiony człowiek on grzechu, on syn zatracenia"
- 2 Tes. 2:3.
ZNAMIENNE stwierdzenie apostoła Pawła, zacytowane powyżej, dowodzi, że
objawienie postaci określonej przez niego mianem "Człowieka Grzechu" musi
nastąpić przed nadejściem Dnia Pańskiego. Wcześniej zaś wykazaliśmy, że
dzień ten już świta. W świetle tego wersetu byłoby ważne stwierdzić, czy
wspomniany Człowiek Grzechu już się pojawił. Jeżeliby bowiem postać tak
pieczołowicie opisywana przez św. Pawła i innych apostołów jeszcze się nie
pojawiła, to zacytowane słowa stanowiłyby Pawłowe weto przeciwko wszystkim
innym świadectwom odnoszącym się do obecności Pańskiej i ustanowienia jego
Królestwa w obecnym czasie. Takie weto musi pozostawać jako nieodparty
argument aż Człowiek Grzechu zostanie objawiony, odpowiadając w każdym
szczególe opisom proroczym.
Pismo Święte wyraźnie stwierdza, że Człowiek Grzechu musi powstać, rozwinąć
się i osiągnąć powodzenie zanim nadejdzie Dzień Pański. Jeszcze przed dniem
Chrystusowym powodzenie i wpływy tej potęgi mają osiągnąć swój szczyt i
zacząć podupadać. I to właśnie jasny blask obecności Pana w czasie Jego
drugiego przyjścia spowoduje ostateczne zniszczenie Człowieka Grzechu.
Należy obserwować owe przepowiedziane okoliczności, aby przekonać się, czy
przestroga dla Kościoła czasów św. Pawła, tyczy się także naszych dni. Dziś,
po upływie osiemnastu stuleci, znów twierdzi się, że nastał Dzień
Chrystusowy. Rodzi się więc ważne pytanie: Czy to, co pisał św. Paweł
poprawiając błąd Tesaloniczan, jest również istotnym zastrzeżeniem względem
naszych obecnych twierdzeń?
Apostoł napominał członków Kościoła, aby wyglądali przyjścia Pańskiego,
zważając na mocniejszą mowę prorocką. Z wielką troską wskazywał też na znaki
obecności Chrystusa, charakter Jego działalności w tym czasie itp. Z tego
wszystkiego wynika, że zależało mu na tym, aby Kościół umiał rozpoznać
obecność Pańską w słusznym czasie i nie dał się zwieść twierdzeniom, że Pan
przyszedł przed nastaniem właściwego czasu Jego obecności. Popełnienie
drugiego z tych błędów już na początku Wieku Ewangelii zdemaskowało tych,
którzy skwapliwie z tego błędu korzystając, zwodzili innych w myśl zasady
Antychrysta, działającej nawet już w tamtych czasach. Zaś nieumiejętność
rozpoznania Dnia Pańskiego i Jego obecności w słusznym czasie, objawia tych,
co nie potrafią rozpoznać Pana z powodu nieustającego zwodzenia i fałszywych
nauk Antychrysta i pozostają ślepi na wspaniałe prawdy i szczególne
przywileje obecnego czasu. Stąd też troska apostoła o wiernych żyjących przy
obu krańcach wieku i ostrzeżenie: "Niech was nikt nie
zwodzi żadnym sposobem...". Stąd też dokładny opis Człowieka Grzechu,
jaki miał umożliwić rozpoznanie go w swoim czasie.
Chrześcijanie żyjący przy końcu Wieku Ewangelii mają skłonność do
zapominania o obietnicy powrotu Pana, a jeśli nawet o niej pamiętają, to
mają w związku z nią straszne, pełne grozy przeczucia. Pierwotny Kościół zaś
przeciwnie, wyglądał niecierpliwie przyjścia Pańskiego, a nawet z radością
byłby skłonny go przyspieszyć, gdyż miało ono spełnić wszystkie ich
nadzieje; wierni mieli otrzymać nagrodę, a smutek miał ustać. Nic dziwnego,
że wierzący tamtego czasu tak chętnie lgnęli do każdego, kto nauczał, że
Dzień Pański jest bliski albo nawet już nastał. Naturalnie byli oni w ten
sposób wystawieni na niebezpieczeństwo zwiedzenia w tej sprawie, chyba że
pilnie rozważali naukę apostoła, dotyczącą tego zagadnienia.
Kościół w Tesalonikach, będąc pod wrażeniem błędnych twierdzeń, że Pan już
powrócił i nastał Jego dzień, przypuszczał zapewne, że poglądy te były
zgodne z nauką apostoła Pawła zawartą w pierwszym jego liście, gdzie pisał (1
Tes. 5:1-5), że Dzień Pański przyjdzie potajemnie, cicho i
niepostrzeżenie, jak złodziej w nocy, że święci będą oświeceni wiedzą o nim,
podczas gdy inni pozostaną w nieświadomości. Dowiedziawszy się o poważnym
błędzie, jakiemu ulegli, sądząc, że nastał już dzień obecności Pańskiej,
apostoł Paweł napisał drugi list, którego centralną myślą była naprawa tego
błędu. Pisał on: "Co się zaś tyczy przyjścia Pana
naszego, Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia,
abyście nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakie
wyrocznie, czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby
już nastał [był obecny, z gr. enistemi] dzień
Pański. Niechaj was nikt w żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej,
zanim nie przyjdzie odstępstwo [gr. apostasia] i
nie objawi się człowiek niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który
wynosi się ponad wszystko, co się zwie Bogiem [możnowładcą]
lub jest przedmiotem boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej,
podając się za Boga. Czy nie pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam
mówiłem? A wiecie, co go teraz powstrzymuje, tak iż się [Chrystus]
objawi dopiero we właściwym czasie. Albowiem tajemna moc nieprawości
[nieposłuszeństwa Chrystusowi] już działa, tajemna
dopóty, dopóki ten, który teraz powstrzymuje nie zejdzie z pola. A wtedy
objawi się ów niegodziwiec, którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich i
zniweczy blaskiem przyjścia [obecności, z gr. parousia]
swego"(NB). Paweł mógł pisać z takim przekonaniem
o rozwoju Człowieka Grzechu, ponieważ badał Proroctwo Daniela, na które
również zwrócił uwagę nasz Pan (Mat. 24:15).
Niewykluczone też, że apostoł w swych osobistych
"widzeniach i objawieniach" otrzymał więcej informacji na temat tych
ogromnych spustoszeń, jakich w Kościele miał dokonać Antychryst.
Należy zwrócić uwagę, że św. Paweł nie używa argumentów, jakimi posługują
się dzisiaj niektórzy przeciwnicy poglądu, że Dzień Pański się rozpoczął.
Nie pisze on: O głupi Tesaloniczanie! Czyż nie wiecie, że gdy przyjdzie
Chrystus, ujrzą Go wasze oczy, a uszy wasze usłyszą przerażający głos trąby
Bożej? Że otrzymacie dalsze dowody Jego obecności w postaci chwiejących się
nagrobków zmartwychwstania świętych? Czyż nie jest oczywiste, że gdyby tego
typu krytyka była słuszna, to apostoł nie omieszkałby użyć tak prostych i
łatwych argumentów? Fakt, że nie zastosował on takiej argumentacji stanowi
dowód, że nie jest i nie może ona być zgodna z prawdą.
Istotne jest to, że św. Paweł, podejmując energiczny wysiłek odwiedzenia ich
od błędu, podnosi jedno tylko zastrzeżenie w stosunku do ich rozumowania.
Oznacza to, że zgadza się zasadniczo z ich poglądem na temat Dnia Pańskiego.
Podziela ich spostrzeżenie, że mógłby się on rozpocząć pomimo ogólnej
nieświadomości, że nie musiałyby mu towarzyszyć żadne zewnętrzne znaki.
Jedyną sprawą budzącą jego zastrzeżenia jest to, że najpierw miało przyjść
odstępstwo, a w konsekwencji odstępstwa - rozwój Człowieka Grzechu, który,
niezależnie od tego, jak byśmy go rozumieli - jako jednostkę, czy też system
uosobiony w wielkim Antychryście - musi powstać, rozkwitnąć i zacząć
podupadać pierwej niż rozpocznie się dzień Pańskiej obecności. Wynika stąd,
że jeżeli potrafilibyśmy zidentyfikować postać, której istnienie dałoby się
udowodnić i której charakterystyka odpowiadałaby w każdym szczególe
proroczemu opisowi Człowieka Grzechu od początku jego istnienia aż do czasów
współczesnych, to jedyne i uzasadnione zastrzeżenie Pawła nie stałoby już
przeszkodzie, aby dziś stwierdzić, że żyjemy podczas Dnia Pańskiego, dnia
Pańskiej obecności. Ponadto, jeśli potrafimy zidentyfikować Człowieka
Grzechu, określić dokładnie jego powstanie, rozwój i upadek, to byłoby to
kolejnym dowodem, współgrającym z poglądami przedstawionymi w poprzednich
rozdziałach, potwierdzającym to, że nastał już Dzień Pański.
Proroczy opis Człowieka Grzechu
Rozważając proroctwa Pisma Świętego można zauważyć, że jest w nich wyraźnie
określony charakter Człowieka Grzechu, czas oraz miejsce jego powstania,
rozkwitu i upadku.
Już same nazwy, jakich używają natchnieni autorzy dla określenia tej
postaci, dobitnie uwypuklają jej charakter. Paweł [oraz Jan] używają takich
określeń, jak: niezbożnik, człowiek grzechu, tajemnica nieprawości,
antychryst i syn zatracenia. Prorok Daniel tę samą postać nazywa
obrzydliwością spustoszenia (Dan. 11:31; 12:11),
zaś nasz Pan - obrzydliwością spustoszenia, opowiedzianą przez Daniela
proroka (Mat. 24:15) albo bestią (Obj.
13:1-8). Innym obrazem określającym tę samą postać jest mały róg
wyrastający na strasznej bestii, którą widział Daniel w swej wizji
proroczej. Róg ten miał oczy i usta, mówiące wielkie rzeczy, osiągnął
wielkie powodzenie, wypowiedział wojnę świętym i pokonał ich (Dan.
7:8,21). Także św. Jan przestrzegał Kościół przed tym
niebezpieczeństwem: "Jakoście słyszeli, że antychryst
przyjść ma", podając jednocześnie sposób uwolnienia się spod wpływu
antychrysta (1 Jana 2:18-27). Także Księga
Objawienia jest w znacznej części poświęcona szczegółowemu, proroczemu
opisowi Antychrysta. Jednakże to proroctwo zaledwie tutaj wspomnimy,
odkładając jego szczegółowe omówienie na jeden z kolejnych tomów.
Wymienione miejsca i krótkie opisy ukazują postać nikczemną, wyrafinowaną,
obłudną, zwodniczą, tyrańską i okrutną, która rozwinęła się w pośrodku
Kościoła Chrześcijańskiego. Jej rozwój był początkowo powolny i skryty, po
czym gwałtownie wzrosła ona w siłę, sięgnęła po władzę i wpływy, aż
osiągnęła szczyty ziemskiej mocy, bogactwa i sławy. Jednocześnie cały czas
posługiwała się swymi wpływami, aby przeciwstawiać się Prawdzie i świętym, a
poprawiać swoją własną pozycję, do końca roszcząc sobie pretensje
szczególnej świętości, autorytetu i władzy pochodzącej od Boga.
W rozdziale tym zamierzamy wykazać, że Człowiekiem Grzechu jest system, a
nie jednostka, jak wielu sugeruje. Tak, jak w skład Chrystusa wchodzi
prawdziwy Pan i prawdziwy Kościół, tak i Antychryst - oszukańczy system -
składa się z fałszywego pana i odstępczego kościoła, któremu dozwolono przez
pewien czas fałszywie przedstawiać Prawdę, praktykować oszustwo i imitować
władzę oraz przyszłe panowanie prawdziwego Pana i jego Kościoła oraz upajać
narody fałszywymi twierdzeniami i przypuszczeniami.
Mamy nadzieję dowieść w sposób przekonywający dla sumiennego czytelnika, że
pojawiło się już owo wielkie odstępstwo, albo apostazja, wspomniane przez
św. Pawła i że Człowiek Grzechu rozwinął się, usiadł w świątyni Bożej
(rzeczywistej, a nie symbolicznej), wypełnił wszelkie przepowiednie
apostołów i proroków odnośnie jego charakteru i działalności, został
objawiony i teraz, począwszy od 1799 roku, jest niszczony duchem ust
Pańskich (Prawdą) i w trakcie rozpoczętego właśnie dnia gniewu Pańskiego i
objawienia w płomienistym ogniu pomsty, zostanie ostatecznie unicestwiony.
Nie mamy bynajmniej na celu ignorowania różnych innych poglądów; wydaje nam
się jednak konieczne zwrócenie uwagi czytelnika na kilka absurdów związanych
z powszechnym poglądem na temat Antychrysta. Czynimy to po to, aby
dostojeństwo i racjonalność prawdy na ten temat mogły być w sposób godny
ocenione w kontraście do ograniczonego twierdzenia, jakoby wszystko, co
Pismo Święte przepowiada odnośnie Człowieka Grzechu, miało się wypełnić w
działalności jednego literalnego człowieka. Twierdzi się, że człowiek ten
tak oczaruje cały świat, że w przeciągu kilku krótkich lat zagarnie dla
siebie hołd i uwielbienie od wszystkich ludzi, którzy tak łatwo dadzą się
przekonać temu człowiekowi, że jest on Bogiem, iż odbudują świątynię w
Jerozolimie, aby oddawać mu cześć na podobieństwo Wszechmocnego Jahwe.
Wszystko to ma się dokonać w błyskawicznym tempie trzech i pół roku,
twierdzą zwolennicy takiego poglądu, mylnie interpretując czas symboliczny,
podobnie jak błędnie rozumieją oni ten symbol człowieka.
Żadne fikcyjne opowieści i najbardziej absurdalne wymysły dziecięce nie
dorównają krańcowości poglądów niektórych drogich dzieci Bożych, które
potykają się o literalne rozumienie języka Pawła, a przez to zaślepiają
siebie samych i innych na wiele kosztownych prawd, których nie są w stanie
dostrzec w świetle Prawdy, ze względu na błąd, jaki popełniają w tym
względzie. Niezależnie od naszej do nich sympatii, ich
"ślepa wiara" skłania nas do uśmiechu, gdy z wielką powagą opowiadają
o rozmaitych symbolach Księgi Objawienia i nie rozumiejąc ich, błędnie
odnoszą je w literalny sposób do tego ich cudownego człowieka. W obecnych
czasach niespotykanego dotąd sceptycyzmu twierdzą oni, że w przeciągu
krótkiego, trzyipółrocznego okresu cały świat legnie u jego stóp i odda mu
cześć jako Bogu, podczas gdy cezarowie, Aleksander, Napoleon, Machomet i
inni przelali morza krwi i spędziwszy na tym daleko więcej niż trzy i pół
roku, nie osiągnęli nawet tysięcznej części tego, czego miałby dokonać ów
człowiek.
Na dodatek, wszystkich wymienionych zdobywców wspomagała tępa ciemnota i
zabobon, podczas gdy obecnie panują warunki jak najbardziej niekorzystne dla
tego rodzaju oszustwa i naciągania; każda tajna rzecz jest objawiana jak
nigdy przedtem, a szalbierstwo, jakie tu miałoby zaistnieć, jest zbyt dziwne
i niedorzeczne, aby mogło być skuteczne. Tendencją naszych czasów jest
raczej brak poszanowania dla człowieka, choćby był najlepszy, najbardziej
utalentowany, miał największe możliwości, i to niezależnie od zajmowanego
przez niego stanowiska, czy urzędu. Stało się to tak powszechne, że po
tysiąckroć bardziej można by się spodziewać, że cały świat zaprzeczy
istnieniu jakiegokolwiek Boga, niżby miał uczcić śmiertelnego człowieka jako
Wszechmogącego Boga.
Ci, co zajmują się tym tematem, napotykają na ogół na jedną zasadniczą
przeszkodę: w ograniczony sposób pojmują oni znaczenie słowa bóg. Nie
zauważają oni, że grecki wyraz theos (bóg) nie zawsze odnosi się do Jahwe.
Słowo to tłumaczy się na możnowładca, a odnosi się ono szczególnie do
władców religijnych i kultowych. W Nowym Testamencie słowo theos używane
jest na ogół w odniesieniu do Jahwe, a to z tej przyczyny, że apostołowie w
swych wykładach rzadko mówili o fałszywych systemach religii, a więc i o ich
przywódcach kultowych czy bogach. Istnieje jednak kilka miejsc, gdzie słowo
bóg (theos) odnosi się do istot innych niż najwyższa istota, Jahwe. Należą
do nich: Jan 10:34,35; Dzieje Ap. 7:40,43; 17:23; 1
Kor. 8:5.
Rozumiejąc ducha greckiego słowa theos, bez przeszkód zgodzimy się, że słowa
apostoła, stwierdzające, że Antychryst usiądzie w kościele Bożym jako Bóg,
podając się za Boga, nie muszą koniecznie oznaczać, że Antychryst będzie
usiłował wywyższać się ponad autorytet Jahwe, ani nawet, że będzie próbował
zająć Jego miejsce. Apostoł stwierdza jedynie, że będzie on przedstawiał się
jako przywódca religijny, roszcząc sobie prawo do sprawowania władzy nad
innymi władcami religijnymi, posuwając się nawet do wywyższenia się w
Kościele, czyli w prawdziwej świątyni Bożej. Tam też miał on rościć sobie
prawo do panowania i sprawowania władzy jako jego upoważniony zwierzchnik.
Jeśli w języku greckim słowo theos pojawia się w niejednoznacznym
kontekście, to jako dodatkowa informacja może nam posłużyć przedimek. Jeśli
miejsce to odnosi się do Jahwe, to tam często pojawia się przedimek
określony, tak jakby w języku angielskim powiedziało się
"the God". W rozważanym wersecie (2 Tes. 2:4)
słowo theos odnoszące się do Antychrysta nie jest zaznaczone takim
przedimkiem.
Usunąwszy tę przeszkodę z naszego umysłu, możemy poszukiwać właściwego
wypełnienia dla tego proroctwa. Nie będziemy szukać Antychrysta, który
twierdziłby, iż jest Jahwe i domagałby się stosownej do tego czci, ale
takiego, który rości sobie prawo do tytułu zwierzchnika, najwyższego
nauczyciela religijnego w Kościele, uzurpując sobie prawo do sprawowania
władzy zamiast Chrystusa, który został przez Boga wyznaczony jako Głowa, Pan
i Nauczyciel.
Dziwne jest także to, że zwolennicy literalnego wypełnienia proroctwa o
Człowieku Grzechu są jednocześnie wyznawcami poglądu o przyjściu Chrystusa
przed Tysiącleciem i oczekują nań "lada chwila".
Dlaczego wszyscy oni nie są w stanie dostrzec znaczenia słów apostoła, gdy
twierdzi on tak zdecydowanie, że Dzień Pański (dzień Jego obecności) nie
może przyjść i nie należy go oczekiwać, zanim nie zostanie objawiony on
Człowiek Grzechu? Trzeba było ponad czterdziestu lat, aby wznieść dawną
świątynię żydowską. Wybudowanie w Jerozolimie świątyni wspanialszej od
tamtej, aby mógł w niej osiąść literalny Człowiek Grzechu i odbierać boską
cześć, i dzisiaj wymagałoby także co najmniej dziesięciu do dwudziestu lat.
W jaki sposób pogodzić to z oczekiwaniem, że Pan przyjdzie lada chwila?
Takie rozumowanie jest pozbawione rozsądku, a na dodatek sprzeczne z
proroctwem apostolskim. Spójność rozumowania nakazuje, aby ludzie ci albo
zaniechali oczekiwania na rychłe przyjście Chrystusa, albo zarzucili swe
twierdzenia, że wypełnienie proroctwa o Człowieku Grzechu należy jeszcze do
przyszłości. Przecież dzień obecności Pańskiej nie może przyjść, zanim by
nie pojawiło się odstępstwo (apostazją) i zanim z owej apostazji nie narodzi
się, nie rozwinie i nie zostanie objawiony Człowiek Grzechu.
Umiejętnie łącząc poprawne zrozumienie słów apostoła z właściwym poglądem na
sposób przyjścia Pańskiego, unikamy tego rodzaju rozbieżności i
sprzeczności. Zamiast tego pojawia się przekonywająca jedność i harmonia.
Taki właśnie pogląd chcemy obecnie przedstawić, pozostawiając czytelnikowi
zbadanie, czy jest on zgodny z Pismem Świętym.
Rozmaite tytuły używane do określenia tego systemu są niewątpliwie
symboliczne. Nie są to imiona jednostki, ale określenia cech
charakterystycznych kombinacji religijno-świeckiej, rozwiniętej w obrębie
nominalnego kościoła chrześcijańskiego, kombinacji, która przez swe
wyrafinowane przeciwstawianie się Chrystusowi - Głowie i Jego prawdziwemu
Kościołowi - dobrze zasłużyła sobie na imię Antychrysta. Tylko taki system,
a nie jednostka, mógł wypełnić wszystkie przepowiednie, odnoszące się do
Antychrysta, czyli Człowieka Grzechu. Jest też rzeczą oczywistą, że roli
systemu Antychrysta nie może spełnić żadna z religii pogańskich, takich jak
Islam, czy Braminizm, gdyż kościół chrześcijański nigdy nie był poddany
zwierzchności tych systemów ani też nie wywodzą się one z kościoła
chrześcijańskiego. Religie te są i zawsze były niezależne od kościoła
chrześcijańskiego.
System, który w pełni odpowiadałby natchnionemu opisowi, musi być z wyznania
chrześcijański, a w jego szeregach powinno być wielu takich, co twierdzą, iż
są chrześcijanami. Jego korzenie muszą tkwić w apostazji, odstępstwie od
prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Odstępstwo to musiało być z początku
tajemne, ukradkowe, aż do chwili, gdy okoliczności pozwoliły na przejęcie
władzy. Jego potajemny początek miał miejsce za czasów apostolskich, gdy
niektórzy nauczyciele pragnęli wywyższyć się nad innych.
Nie potrzebujemy długo się rozglądać, aby odszukać doskonały odpowiednik
wszystkich tych opisów, dokonywanych tak przez świeckich historyków, jak i
zbałamuconych przez niego jego własnych sług. Przekonamy się, jak dokładnie
pasuje on do proroczego opisu Antychrysta. Jeśli jednak powiemy, że jedynym
systemem, którego historia odpowiada proroctwom, jest papiestwo, to niechaj
nas nikt nie posądza o to, że twierdzimy tym samym, jakoby każdy
rzymskokatolik był człowiekiem grzechu, albo że księża, czy nawet papieże
Kościoła Rzymskiego byli czy są owym Antychrystem. Żaden człowiek nie jest
"onym Antychrystem", "onym
Człowiekiem Grzechu" opisanym w proroctwach. Papieże, biskupi i inni
są co najwyżej członkami systemu Antychrysta, podobnie jak wszyscy
uczestnicy Królewskiego Kapłaństwa są jedynie członkami prawdziwego
Chrystusa w Jezusie, ich Głowie. W podobny też sposób razem tworzą oni w
obecnym stanie Eliasza albo onego przepowiedzianego Chrystusa. Idąc dalej,
należy zauważyć, że Kościół Rzymski, w znaczeniu wyłącznie systemu
kościelnego, również nie jest "Człowiekiem Grzechu"
i nigdzie nie jest przedstawiany jako mężczyzna. Przeciwnie, symbolem
kościoła odstępczego, oddzielonego od pana i głowy, jest zawsze kobieta.
Prawdziwy Kościół jest wyobrażany jako "czysta panna",
podczas gdy kościół odstępczy, który odstąpił od pierwotnej czystości i
wierności Panu, jest symbolicznie zwany "wszetecznicą".
Kościół, jako rzeczywista "panna", pozostaje w
takim stanie aż do końca Wieku Ewangelii, kiedy to ma zostać połączony ze
swym Panem i przybrać Jego imię - Chrystus. Odstępczy kościół przeto nie był
Antychrystem czy Człowiekiem Grzechu, zanim nie zjednoczył się ze swym panem
i głową - papieżem, domniemanym namiestnikiem Chrystusa - i nie stał się
religijnym imperium, fałszywie zwanym chrześcijaństwem, czyli królestwem
Chrystusa.
Papiestwo to imię tego fałszywego królestwa, zbudowanego na mylnym
zrozumieniu nauki o tym, że zwycięzcy Kościoła mieli być królami i kapłanami
Bogu i mieli królować na ziemi. Czas królowania jeszcze nie nadszedł. Wiek
Ewangelii ma inny cel: wybór, rozwój, ćwiczenie, upokorzenie i ofiarowanie
Kościoła, podążającego śladami swego Pana i cierpliwie czekającego i
trwającego aż do naznaczonego czasu obiecanego wywyższenia i pełnego chwały
królowania - Wieku Tysiąclecia.
Pan przewidział, że nominalne chrześcijaństwo rozprzestrzeni się na cały
świat, a zyskując na popularności, będzie przyjmowane przez wielu jedynie ze
względu na formę - bez zagłębiania się w istotę jego ustanowienia.
Przewidział też, że wraz ze wzrostem liczby ludzi tego typu -
identyfikujących się z Kościołem - zakradnie się duch światowości, który
jest przeciwny duchowi samozaparcia i samoofiarowania; przewidział, że
rozwinie się samolubstwo, chęć wywyższania się i żądza władzy i nie trzeba
będzie długo czekać na to, by skwapliwie skorzystały one z okazji do
urzeczywistnienia swych zamiarów; że w taki sposób Kościół rozpocznie
królowanie nad światem przed czasem - albo inaczej - światowy element, który
zakradł się do Kościoła, sprawi, że jego wpływ stanie się na tyle
odczuwalny, iż pod nazwą prawdziwego Kościoła ujmie ziemską władzę, którą
Bóg oddał poganom i która nie mogła przejść w ręce prawdziwego Kościoła aż
do zakończenia Czasów Pogan w 1914 roku.
I tak też się stało. Wraz ze wzrostem liczby wyznawców nominalny kościół
począł zbaczać z drogi. Jego członkowie zostali wystawieni na wpływ i
przykład ambitnych przywódców, których nauki ukierunkowane były coraz
bardziej w stronę władzy i ziemskich wpływów, idących w parze z rosnącą
liczbą wyznawców i bogactwem. Stopniowo do Kościoła wkradł się duch
światowości i coraz silniejsze pożądanie rzeczy doczesnych. Ambicja
podsuwała myśli: "Jeśli by tylko wielkie Imperium Rzymskie z całą jego
władzą, wpływami, armią i bogactwem poparło Kościół, jakże zacną i
szlachetną rzeczą byłoby wtedy być chrześcijaninem! Jakże prędko ustałyby
prześladowania ze strony pogan! A wtedy mielibyśmy moc nie tylko ich
zastraszyć, ale i zmusić do przyjęcia chrześcijaństwa, krzyża i imienia
Chrystusowego. Na pewno nie jest to zamiarem Bożym, aby Kościół już zawsze
był poddany światu i prześladowany przez niego. Słowa apostoła: 'Azaż nie
wiecie, iż święci będą sądzili świat?', jak i obietnica naszego Pana, że
będziemy z Nim królować oraz wiele innych proroctw o królowaniu Kościoła
jasno wyrażają Boski zamiar względem nas. To prawda, że apostoł pisał, iż
nasz Pan winien pierwej powrócić i wywyższyć Kościół, że napominał, abyśmy
czekali na Niego, ale minęło już tyle stuleci i nie widać żadnych znaków
Pańskiej obecności. Należy uznać, że apostoł do pewnego stopnia się mylił.
Dla nas jest oczywiste, że powinniśmy wykorzystać wszelkie możliwości
objęcia doczesnej władzy, utrzymania jej i zdobycia świata dla Pana. Kościół
winien też posiadać głowę - kogoś, kto by był przedstawicielem nieobecnego
Pana i kto reprezentowałby Kościół przed światem, kogoś, kto mógłby odebrać
hołd od świata, wykonując władzę Chrystusa i panując nad światem laską
żelazną, według słów proroka Dawida". I tak w powolnym, wielowiekowym
procesie usprawiedliwiania się rzeczywista nadzieja Kościoła - wywyższenie
do sprawowania władzy i błogosławienia świata w czasie drugiego przyjścia
Pana - stopniowo ustąpiła miejsca nowej nadziei, nadziei sukcesu bez Pana,
pod przywództwem i kierunkiem papieży. Przez zmowę, intrygę i wymianę
uprzejmości ze światem nadzieja Kościoła została zamieniona na nadzieję
fałszywą, oczukańcze sidło, które pozwoliło Szatanowi dodawać jeden błąd do
drugiego, tak w nauce, jak i praktyce. <280>
W trakcie tego procesu zaistniał moment pojawienia się odstępstwa, jakie
można było określić mianem "Człowieka Grzechu".
Było to wtedy, gdy pod przywództwem i kierunkiem papieży hierarchia papieska
wzmocniła się na tyle, że sięgnęła po doczesną władzę w imieniu Chrystusa,
roszcząc sobie pretensje do Jego Tysiącletniego Królestwa. Była to fałszywa
i oszukańcza uzurpacja, niezależnie od tego, jak mocno wierzyli w nią jej
zwolennicy. Było to fałszywe i oszukańcze królestwo, niezależnie od tego,
jak szczere były intencje niektórych twórców i zwolenników tej idei. Było to
królowanie Antychrysta, choć jego uczestnicy z przekonaniem twierdzili i
wierzyli, że jest to prawdziwa chwała, królestwo i moc Chrystusa na ziemi.
Nieprawdą jest, że sumienność gwarantuje rację. Każdy system błędu ma w
swych szeregach tyluż sumiennych, lecz zbałamuconych czcicieli, co
obłudników, jeśli nie więcej. Sumienność oznacza uczciwość moralną i nie
zależy od wiedzy. Wprowadzeni w błąd poganie z przekonaniem hołdują i
składają ofiary bałwanom. Wprowadzony w błąd Saul z przekonaniem
prześladował świętych. Tak też było z wieloma zwolennikami papiestwa;
wprowadzeni w błąd z przekonaniem przekręcali proroctwa, prześladowali
prawdziwych świętych i budowali wielki system Antychrysta. Przez setki lat
papiestwo oszukiwało królów ziemi twierdząc, iż jego władza pochodzi od Boga
i jest zwierzchnia w stosunku do władzy doczesnej. Nie dość jednak na tym.
System ten usadził się w samym Kościele, świątyni Bożej - gdzie wyłącznie
Chrystus winien być uznawany za Głowę i Nauczyciela - uzurpując sobie prawa
nauczyciela i prawodawcy. I tu, swym fenomenalnym sukcesem i chełpliwymi
roszczeniami oszukał bez mała wszystkich. "Tedy się
dziwowała wszystka ziemia" - była zaskoczona, wprowadzona w błąd,
oszołomiona - "których imiona nie są zapisane w księgach
żywota Baranka zabitego od założenia świata", a wielu, których imiona
są zapisane jako świętych Bożych, zostało wprawionych w poważne
zakłopotanie. Oszustwo to jest tym trudniejsze do odkrycia, że jego plan
rodził się bardzo powoli, a realizowany był jeszcze wolniej. Ciągnęło się to
wiekami, a przecież ambicje te działały potajemnie już za czasów św. Pawła.
Był to powolny proces dodawania błędu do błędu, poszerzania w miarę upływu
czasu ambitnych deklaracji jednego człowieka przez ambicję jego następców. I
tak Szatan podstępnie sadził i podlewał ziarno błędu, doprowadzając do
powstania największego i najbardziej wpływowego systemu w całej historii
ludzkości - systemu Antychrysta.
Słowo "Antychryst" ma dwojakie znaczenie.
Pierwsze z nich brzmi: przeciwko Chrystusowi (tj. w opozycji do Chrystusa),
zaś drugie - zamiast Chrystusa (tj. imitacja Chrystusa). W pierwszym
znaczeniu słowo to ma ogólny sens i może odnosić się do wszystkich wrogów
sprzeciwiających się Chrystusowi. W tym sensie Saul (później nazwany
Pawłem), każdy Żyd, muzułmanin, pogański cesarz i lud Rzymu byli
antychrystami - przeciwnikami Chrystusa (Dzieje Ap. 9:4).
Jednakże Pismo Święte nie używa imienia Antychryst w takim znaczeniu. Pomija
ono wszystkich tego typu wrogów i stosuje pojęcie Antychryst w drugim z
podanych znaczeń - przeciwko, ale w znaczeniu podszywania się, imitacji,
zajmowania miejsca prawdziwego Chrystusa. Jan wyraża to w następujący
sposób: "A jakoście słyszeli, że [ów]
antychryst przyjść ma, i teraz wiele antychrystów powstało" -
1 Jana 2:18,19. [Język grecki rozgranicza owego
jednego szczególnego Antychrysta i wielu pomniejszych.] Dalszy komentarz św.
Jana dowodzi, że nie miał on na myśli wszystkich oponentów Chrystusa i
Kościoła, ale pewną grupę, która wyznając swą przynależność do Ciała
Chrystusowego - Kościoła, porzuciła fundamentalną zasadę Prawdy. Dlatego też
nie tylko przekręcała ona Prawdę, ale w oczach świata zajmowała miejsce
Chrystusa, nosząc Jego imię. W taki sposób udawała ona prawdziwych świętych.
Św. Jan mówi o nich: "Z nas wyszli, ale nie byli z nas"
- oni nie są naszymi przedstawicielami, choćby nawet oszukiwali samych
siebie i świat pod tym względem. W tym samym liście św. Jan oświadcza, że
ci, o których wspomina jako o wielu antychrystach, posiadają ducha onego
Antychrysta.
Tego właśnie winniśmy się spodziewać i tego doszukujemy się w papiestwie:
nie tyle przeciwstawiania się imieniowi Chrystusa, co opozycji, która polega
na fałszywym noszeniu Jego imienia, imitowaniu Jego królestwa i władzy i na
przedstawianiu w fałszywym świetle Jego charakteru, planu i nauk wobec
świata. Taki wróg jest najbardziej niebezpieczny, gorszy od zdeklarowanego
przeciwnika. Należy też pamiętać, że taka jest prawda, niezależnie od tego,
że poszczególni członkowie tego systemu pobłądzili w szczerości swych
intencji - "zwodzący i zwiedzeni".
Z tymi wiadomościami na temat tożsamości i charakterystyki Człowieka
Grzechu, wiedząc gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach należy go szukać,
przejdziemy dalej do zbadania niektórych historycznych dowodów,
świadczących, jak nam się wydaje, poza wszelkimi racjonalnymi
wątpliwościami, że wszystkie przepowiednie odnośnie Antychrysta wypełniły
się w systemie papieskim i to w takim stopniu i wymiarze, że w świetle dnia
dzisiejszego każdy musi przyznać: coś takiego nie mogłoby się powtórzyć.
Ograniczona ilość miejsca zmusza nas do rozważenia tylko niektórych
świadectw historycznych. Z zasady też powołujemy się jedynie na świadectwa o
niekwestionowanej rzetelności historycznej, sięgając niejednokrotnie do
cytatów z pisarzy rzymskokatolickich.
Okoliczności, które doprowadziły do powstania
Człowieka Grzechu
WIELKIE ODSTĘPSTWO. Zapytujemy najpierw, czy historia światowa odnotowuje
wypełnienie proroctwa św. Pawła o wielkim odstępstwie od pierwotnej prostoty
i czystości nauki i życia Kościoła chrześcijańskiego oraz o tajemnej
działalności nieprawych, ambitnych wpływów w kościele w okresie
poprzedzającym powstanie papiestwa, Człowieka Grzechu, tj., przed uznaniem
papieża za głowę kościoła?
Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. Hierarchia papieska powstała dopiero
kilka wieków po Chrystusie i po założenia Kościoła apostolskiego, zaś o
okresie rozdzielającym te wydarzenia czytamy:1*
"W miarę wzrostu kościoła w liczbę i bogactwo, wznoszono kosztowne budowle
przeznaczone na miejsca kultu. Liturgia stawała się coraz bardziej
wyszukana, a do wspomagania religijności wykorzystywano rzeźby i malowidła.
Relikwie świętych i męczenników były w wielkim poszanowaniu jako uświęcone
dziedzictwo. Zwiększano liczbę nabożeństw, a kościół pod przywództwem
chrześcijańskich cesarzy [w czwartym wieku] z zastępami kleru i imponującymi
ceremoniami, przejął wiele z okazałości i zewnętrznego splendoru pogańskiego
systemu, który został przez niego wyrugowany".
Inni zaś podają:2* "Równolegle ze stabilizacją
[chrześcijaństwa jako oficjalnej religii cesarstwa w czwartym wieku]
postępował proces wielkiej i powszechnej korupcji, która rozpoczęła się już
dwa wieki wcześniej. Z ciemnoty i zabobonu kościelnictwo czerpało moc do
poprawiania swej pozycji".
Rapin zaś zauważa: "W piątym wieku chrześcijaństwo zostało zdeprecjonowane
przez wielki napływ ludzkich pomysłów. Prostota zarządu i dyscyplina zostały
zredukowane do systemu władzy klerykalnej, zaś sposób uwielbiania Boga
skażono ceremoniami zapożyczonymi z kultów pogańskich".
Mosheim w swej "Historii chrześcijaństwa" opisuje stopniowe odstępstwo
kościoła od jego pierwotnej prostoty i czystości oraz proces jego degradacji
aż do przekształcenia się w "Człowieka Grzechu".
Z jego pism nie wynika, czy rozpoznał Antychrysta, niemniej jednak w
mistrzowski sposób prześledził działanie "tajemnicy
nieprawości" w kościele aż do początku czwartego wieku. Jego dalsze
studia zostały przerwane nagłą śmiercią. Ograniczona ilość miejsca nie
pozwala nam tu przytoczyć fragmentów jego wspaniałego i obszernego dzieła,
lecz pragniemy je w całości polecić jako wysoce pouczające w rozważanym
przez nas zakresie.
Z książki Lorda "Stary rzymski świat" zacytujemy
krótki i celny zarys historii kościoła pierwszych czterech wieków. Fragment
ten wyraźnie i zwięźle obrazuje stopniowy upadek chrześcijaństwa oraz jego
gwałtowny rozkład po usunięciu przeszkody, o której wspomina apostoł. Pisze
on:
"W pierwszym wieku wśród powołanych nie znalazło się wielu mądrych i
szlachetnie urodzonych ludzi. Nie są nam znane wielkie nazwiska. Nie było
filozofów, mężów stanu, arystokratów, generałów, gubernatorów, sędziów czy
urzędników. W pierwszym wieku chrześcijanie nie byli dość znamienitymi
ludźmi, aby narazić się na powszechne prześladowania ze strony rządu. Nie
absorbowali oni nawet uwagi opinii publicznej. Nikt z nimi nie polemizował,
nawet greccy filozofowie. Nie zachowały się też żadne protesty czy obrona ze
strony chrześcijan przed zarzutami przeciwników. W ich szeregach nie było
wielkich ludzi ani pod względem wykształcenia, ani talentu, ani bogactwa,
ani pozycji społecznej. Lista wielkich nazwisk kościoła pierwszego wieku
jest zupełnie pusta. Pomimo tego nowonawróconych przybywało w każdym
mieście, a tradycja podaje, że najzacniejsi ginęli śmiercią męczeńską, w tym
prawie wszyscy apostołowie.
W drugim wieku największe nazwiska to: Polikarp, Ignacy, Justyn Męczennik,
Klemens, Melito i Apoloniusz, cisi biskupi i nieustraszeni męczennicy,
którzy przemawiali do wiernych w wieczernikach i nie posiadali światowych
godności, słynąc jedynie ze swej świętości i prostoty charakteru, a
wspominano o nich jedynie ze względu na ich męczeństwo i wiarę. Czytamy o
męczennikach, że niektórzy z nich pisali cenne rozprawy czy apologie, ale
nie znajdziemy wśród nich arystokratów. Mając na względzie blichtr i władzę,
hańbą było stać się chrześcijaninem. Wczesna literatura chrześcijańska ma
charakter głównie apologetyczny, zaś jej wymiar doktrynalny jest prosty i
praktyczny. Pojawiały się owszem kontrowersje w obrębie kościoła, kwitło
intensywne życie religijne, wielka aktywność, wspaniałość cnoty, ale żadnych
konfliktów zewnętrznych, żadnej historii świeckiej. Nie atakowano jeszcze
wtedy rządu ani wielkich instytucji społecznych cesarstwa. Chrześcijaństwo
było niewielką społecznością czystych i nieskalanych ludzi, którzy nie mieli
aspiracji, aby sprawować kontrolę nad społeczeństwem. Zwracali jednak na
siebie uwagę rządu i odgrywali na tyle doniosłą rolę, że byli prześladowani.
Postrzegano ich jako fanatyków, którzy usiłują zniszczyć poszanowanie dla
istniejących instytucji.
[Zorganizowany dla ujęcia władzy]
"W tym wieku dyskretnie zorganizowano administrację kościoła. Pojawiły się
zorganizowane formy społeczności członków. Zwiększyły się wpływy biskupów,
nie w społeczeństwie, ale wśród chrześcijan. Ustanowiono podział na diecezje
i parafie. Zróżnicowano pozycję biskupów miejskich i wiejskich. Delegaci
kościoła zbierali się, aby dyskutować nad zagadnieniami wiary czy też
ukrócić rodzące się herezje. Rozwinął się system diecezjalny i zaczęła się
centralizacja kościoła. Poczęto zaliczać diakonów do wyższego kleru. Ukuto
broń ekskomuniki. Podjęto działalność misyjną. Tworzono święta kościelne.
Wiele wiodących umysłów epoki przyjmowało poglądy gnostyckie. Regularnie
nauczano wiary w szkołach katechetycznych. Wielkiego znaczenia nabrały
ceremonie chrztu i sakramentów. Popularne stało się życie klasztorne. Tak
oto kościół kładł fundamenty pod przyszłe formy administracji i władzy.
Trzeci wiek zastał kościół jako potężną instytucję. W większych miastach
imperium zgromadzały się synody. Rozwinięto system metropolitalny. Ustalono
ostateczną formę prawa kanonicznego. Wielkie szkoły teologiczne przyciągały
co bardziej dociekliwe umysły. Usystematyzowano [tzn. określono, ograniczono
oraz sformułowano w credo i wyznaniach wiary] naukę kościoła. Chrystianizm
rozprzestrzenił się tak szeroko, że musiało to skończyć się albo
prześladowaniami, albo legalizacją. Wielcy biskupi sprawowali władzę nad
rozwijającym się kościołem. Wielcy doktorzy [teologii] spekulowali na temat
problemów [tak zwanej filozofii i nauki], którymi zostały ożywione szkoły
greckie. Budowle kościelne stawały się coraz większe. Ustanowiono święta dla
uczczenia męczenników. Kościół gwałtownie osiągnął pozycję, która zmuszała
świat do zwracania nań uwagi.
Dopiero w czwartym wieku ustały cesarskie prześladowania. Na chrześcijaństwo
nawrócił się [rzymski cesarz] Konstantyn. Kościół sprzymierzył się z
państwem. Pierwotna wiara została skażona. Przesądy i próżna filozofia
zajęły poczesne miejsce wśród wiernych. Biskupi znaleźli się wśród dworzan.
Kościoły wzrosły w bogactwo i przepych. Synody dostały się pod wpływy
polityczne. Monachiści [mnisi] przyczynili się do ukształtowania fałszywego
obrazu życia w cnocie. Polityka i dogmatyka szły ręka w rękę, a cesarze
mieli decydujący wpływ na dekrety soborów [kościoła]. W kościele znalazła
się arystokracja. Gdy tylko chrześcijaństwo stało się religią dworu i klas
uprzywilejowanych, zaczęło być używane do popierania wszelkich form zła,
przeciwko którym pierwotnie występowało. Kościół przesiąkł błędami filozofii
pogańskiej, a ponadto przyjął na swój użytek wiele ceremonii kultów
wschodnich, pozornie nieszkodliwych a urzekających wspaniałością. Kościoły
czwartego wieku były już równie imponujące co świątynie bałwochwalstwa.
Imponujące i częste były też święta. Lud lgnął do nich, gdyż dostarczały one
rozrywki i były okazją do przerwania ciężkiej pracy. Kult męczenników
zaowocował wprowadzeniem obrazów - późniejszego źródła powszechnego
bałwochwalstwa. Chrześcijaństwo zostało przyozdobione wystawnymi
ceremoniami. Kult świętych nabierał powoli cech czczenia ich jak bogów, a
zabobon uczynił z matki Jezusowej przedmiot absolutnego kultu. Stoły do
komunii upodobniły się do imponujących ofiarniczych ołtarzy żydowskich, a
relikwie męczenników były traktowane jak święte amulety. Życie klasztorne
rozrosło się także w wielki system pokuty i sposobu na oczyszczenie grzechu.
Zastępy mnichów udawały się do ponurych, odludnych miejsc, oddając się
śpiewom, postom i samooczyszczeniom. Był to zestaw ludzi ponurych i
fanatycznie usposobionych, którzy stracili poczucie praktycznego celu życia.
Kler, ambitny i światowy, gonił za zaszczytami i honorami. Zapełniali oni
dwory książęce, aspirując do tytułów. Nie byli już wspierani dobrowolnymi
datkami wiernych, ale żyli z rządowych pensji lub z dochodów z dóbr
odziedziczonych po starych pogańskich świątyniach. Kościół otrzymywał
ogromne dobra w spadku po bogatych, a pieczę nad tymi posiadłościami
sprawował kler. Zapisy spadkowe stały się źródłem nieprzebranego bogactwa. W
miarę bogacenia się kler stawał się coraz mniej wrażliwy na potrzeby ludu,
gdyż uniezależniał się od jego datków. Był coraz bardziej leniwy, arogancki
i obojętny. Lud został odsunięty od zarządzania kościołem. Biskupi stali się
dygnitarzami, wyznaczającymi i kontrolującymi kler. Kościół sprzymierzył się
z państwem, a dogmaty religijne były ustanawiane mocą urzędniczego miecza.
Ustanowiona została imponująca wielostopniowa hierarchia, która kończyła się
na biskupie Rzymu.
Cesarz decydował w sprawach wiary, a kler został zwolniony od wszelkich
obciążeń państwowych. Napływ kandydatów na stanowiska kapłańskie był
ogromny, ponieważ kler zgromadził w swych rękach władzę i bogactwo.
Otrzymanie stanowisk [biskupstw] nie zależało od pobożności czy talentów,
ale od znajomości wśród wielkich tego świata. Misja kościoła została
zatracona w degradującym związku z państwem. Chrześcijaństwo stało się
widowiskiem na pokaz, rytuałem, ramieniem państwa, próżną filozofią,
przesądem, formą."
W taki to sposób wielkie odstępstwo, przepowiadane przez apostoła Pawła,
stało się faktem historycznym. Dają temu wyraz wszyscy historycy, nawet ci,
którzy akceptują zagarnięcie władzy i wychwalają głównych aktorów tego
dzieła. Szkoda, że ze względu na ograniczoną ilość miejsca nie możemy
przytoczyć więcej dobitnych cytatów. Odstępstwo, rozgrywające się na
przestrzeni wieków, było tak stopniowe, że żyjącym wtedy ludziom było
znacznie trudniej je zaobserwować niż nam, którzy możemy na to spojrzeć z
perspektywy historycznej. Oszustwo było tym trudniejsze do wykrycia, że
każdy krok organizacyjny, każdy postęp w kierunku zagarnięcia wpływów i
władzy w kościele odbywał się w imieniu Chrystusa i wedle tych, którzy to
czynili, zmierzał do uwielbienia Go i wypełnienia planu objawionego w Piśmie
Świętym. Tak rozwinął się wielki Antychryst - najbardziej niebezpieczny,
wyrafinowany i uporczywy przeciwnik prawdziwego chrześcijaństwa,
najzagorzalszy prześladowca prawdziwych świętych.
Usunięcie przeszkody
Apostoł Paweł przepowiedział, że owa zasada nieprawości miała przez pewien
czas działać potajemnie, podczas gdy na drodze jej działania stały pewne
przeszkody. Dopiero po ich usunięciu miała otworzyć się droga dla
gwałtownego rozwoju Antychrysta. Św. Paweł pisze: "Tylko
że ten, który teraz przeszkadza, przeszkadzać będzie, ażby był z pośrodku
odjęty" - 2 Tes. 2:7. Czy historia
odnotowała wydarzenia, które mogłyby stanowić wypełnienie tej przepowiedni?
Z zapisów historii wynika, że rozwój Antychrysta był powstrzymywany przez
to, że miejsce, do którego on aspirował, było już zajęte przez kogoś innego.
Świat został podbity pod panowanie Imperium Rzymskiego, które narzuciło mu
swą politykę i prawo. Jego twórcy, doceniając rolę religijnych zabobonów
jako łańcuchów pozwalających na kontrolę i kierowanie ludźmi, przejęli
porządek, który wywodził się z Babilonu, z czasów jego największej potęgi w
roli światowej władzy. Porządek ten zmierzał do tego, aby cesarz mógł
sprawować kontrolę nad sprawami religii w takim samym stopniu, jak nad
sprawami świeckimi. Uzasadnieniem dla takiego roszczenia miało być
twierdzenie, że cesarz jest półbogiem, w pewnym sensie pochodzącym z rodu
pogańskich bóstw. W związku z tym czczono cesarza, a jego posągi adorowano.
Nosił on tytuł Pontifex Maximus - tj. najwyższy kapłan, najpotężniejszy
przywódca religijny. Dokładnie ten właśnie tytuł przywłaszczyli sobie i
nosili papieże i biskupi rzymskiej hierarchii od czasu, gdy Antychryst
posiadł "moc i stolicę, i moc wielką"
poprzedniego władcy Rzymu (Obj. 13:2).
Jednakże starożytny, pogański Rzym, podobnie jak i Babilon, posiadł jedynie
nikły fragment religijnej władzy, w porównaniu do skomplikowanego i
szczegółowo rozwiniętego mechanizmu oraz teoretycznej i praktycznej
pomysłowości Rzymu papieskiego - tryumfującego spadkobiercy zamysłów swych
poprzedników - który po stuleciach podstępów i knowań tak się obwarował, że
nawet dzisiaj, będąc pozornie pozbawiony władzy i świeckiego panowania,
nadal z ukrycia, potajemnie rządzi światem i panuje nad królestwami daleko
bardziej niż potrafili to czynić w stosunku do poddanych im królów rzymscy
cesarze.
Trzeba też przyznać, że rzymscy cesarze, zajmując stanowisko Pontifex
Maximus, czyli najwyższego przywódcy religijnego, nie pozwalali sobie na
taką tyranię jak ich następcy na papieskim tronie. Pisze o tym Gibbon:3*
"Należy uwzględnić to, że liczba protestantów skazanych na śmierć w jednej
tylko prowincji i pod panowaniem jednego króla dalece przewyższała ilość
męczenników pierwotnego kościoła, którzy ginęli na przestrzeni trzech wieków
w [całym] Cesarstwie Rzymskim". Było także zwyczajem tamtych czasów, że
szczególne względy okazywano najpopularniejszym bogom, niemniej jednak w
krajach podbitych przez rzymskie wojska na ogół uznawano bogów i kulty
lokalnej ludności. Przykładem może tu być Palestyna, która nawet pod
rzymskim panowaniem na ogół zachowała religijną swobodę i wolność sumienia.
Cesarski Pontifex Maximus pozwalał na to i jako religijny przywódca okazywał
w ten sposób łaskawość wobec ludu oraz tolerancję względem wszelkich
popularnych bóstw.
Tak więc, jak się przekonaliśmy, początkowy rozwój Antychrysta został
powstrzymany przez to, że tron duchowej supremacji, na który pożądliwie
spoglądał, był zajęty przez przedstawicieli najpotężniejszego ze znanych
naówczas imperiów światowych. Jednocześnie zaś jakakolwiek próba jawnego
okazania skłonności w tym kierunku prowadziła do narażenia się na gniew
panów ówczesnego świata. Stąd też początkowo owe nieprawe ambicje były
skrzętnie ukrywane, aż do czasu, gdy pojawiły się dogodne okoliczności,
które pozwoliły nominalnemu kościołowi nabrać potęgi i wpływów, i gdy
cesarska władza, rozproszona na skutek politycznych nieporozumień, ulegała
stopniowemu rozkładowi.
Władza Rzymu poczęła raptownie słabnąć, a jego potęga i jedność zostały
podzielone między sześciu pretendentów do cesarskich zaszczytów. Wtedy to
właśnie cesarzem został Konstantyn. Można bez obawy przyjąć, że jedną z
przyczyn przyjęcia przez niego chrześcijaństwa była chęć wzmocnienia i
zjednoczenia cesarstwa. Mówi o tym historia:
"Nie sposób jednoznacznie rozstrzygnąć, czy Konstantyn przyjął je
[chrześcijaństwo] będąc przekonanym o jego słuszności, czy też kierowały nim
pobudki polityczne. Na pewno jednak religia ta, spotykając się ze strony
władz rzymskich jedynie z milczącą pogardą lub jawnym prześladowaniem,
szerzyła się wśród ludu, tak że Konstantyn przyjmując ją pozyskał uczucia
żołnierzy. (...) Kierunek, który obrał cesarz, stając się chrześcijaninem,
został wyznaczony przez światowe ambicje, a nie ducha Chrystusa, który
powiedział, że Jego Królestwo nie jest z tego świata. Odkąd Konstantyn
uczynił chrześcijaństwo religią cesarstwa, obserwujemy zhańbienie jego ducha
rzeczami ziemskimi. (...) Żaden z biskupów nie był uznawany za głowę całego
kościoła. Rolę tę w gruncie rzeczy spełniał właśnie cesarz. Korzystając z
tego zwołał on Sobór Nicejski, biorąc stronę Atanazego w jego sporze z
Ariuszem. Sobór zgodził się ze stanowiskiem cesarza."4*
"Niezależnie od tego, jakie korzyści można było osiągnąć przez pozyskanie
cesarskiego prozelity, to raczej splendor purpury, a nie przewaga mądrości i
cnoty, wyróżniał go wśród wielu tysięcy jego poddanych, którzy przyjęli
nauki chrześcijańskie. (...) Ten rok jego królowania, w którym zwołał on
Sobór Nicejski, został skalany egzekucją jego najstarszego syna. Wdzięczność
kościoła wyniosła na piedestały jego cnoty i usprawiedliwiła uchybienia
możnego protektora, który usadowił chrześcijaństwo na tronie rzymskiego
świata."5*
To właśnie wtedy, pod panowaniem Konstantyna, krańcowo zmienił się stosunek
cesarstwa do chrześcijaństwa, łaskawość zajęła miejsce nieprzychylności, a
cesarski Pontifex Maximus stał się protektorem z wyznania prawdziwego, lecz
w rzeczywistości odstępczego kościoła Chrystusa, następnie ująwszy go za
rękę prowadził w stronę zaszczytów i popularności, aby w miarę osłabiania
władzy cesarskiej mógł on umieszczać przedstawicieli tegoż kościoła na
tronie świata w charakterze naczelnego zwierzchnika religijnego - Pontifex
Maximus.
Błędem byłoby jednak mniemać, choć czyni to wielu, że ówczesny kościół był
czysty (dziewiczy), a dopiero po wyniesieniu do władzy i dostojeństwa wpadł
w sidła światowości. Prawda jest całkiem inna. Jak już stwierdziliśmy, już
wcześniej nastąpiło wielkie odstępstwo od pierwotnej czystości, prostoty i
wolności, ku ambicjonalnym podziałom na wyznaniowe frakcje. Ich błędy i
ceremonie przypominające pogaństwo, ozdobione niektórymi prawdami, ale
poparte i zakończone doktryną o wiecznych mękach, przyciągnęły do
chrześcijaństwa szerokie rzesze zwolenników, które stały się dla Konstantyna
wartościowe, zostały uznane i odpowiednio wykorzystane. Żaden tego rodzaju
światowy człowiek nie myślał poważnie o tym, aby stanąć w obronie pokornego,
upodobnionego do Chrystusa "Małego Stadka" -
prawdziwie poświęconych członków Kościoła, których imiona zapisane są w
niebie. Wspomniana przez historyków popularność wśród żołnierzy cesarskich
jest czymś zupełnie innym od popularności wśród prawdziwych żołnierzy
krzyża.
Na dowód tego zacytujmy fragment opisu historycznego dotyczącego stanu
społeczności religijnej z czasów poprzednika Konstantyna - Dioklecjana,
który przy końcu swego panowania, będąc przekonany, że chrześcijanie czyhają
na jego życie, odwrócił się przeciwko nim i prześladował ich nakazując
niszczyć Biblie, skazując biskupów na wygnanie, a wreszcie skazując na
śmierć wszystkich, którzy sprzeciwialiby się tym zarządzeniom. O epoce tej
Gibbon6* pisze:
"Dioklecjan i jego towarzysze często powierzali najważniejsze urzędy
ludziom, którzy deklarowali swe obrzydzenie dla wszelkich kultów
religijnych, a jednocześnie odznaczali się umiejętnościami przydatnymi w
służbie państwowej. Biskupi zajmowali zaszczytne stanowiska w swoich
prowincjach i cieszyli się poważaniem i szacunkiem nie tylko ludu, ale też i
urzędników. W każdym prawie mieście stare kościoły nie mogły pomieścić
rosnącej liczby nowo nawracających się chrześcijan. Toteż na ich miejsce
wznoszono okazałe, znacznie pojemniejsze budowle, które miały służyć wiernym
jako miejsca kultu publicznego. Zepsucie obyczajów i zasad, nad czym tak
bardzo ubolewał Euzebiusz, winno być rozpatrywane nie tylko jako
konsekwencja, ale i dowód wolności, jakiej chrześcijanie zażywali i
nadużywali za czasów Dioklecjana. Powodzenie rozluźniło nerwy dyscypliny.
Podstęp, zazdrość i złość panowały w każdym zgromadzeniu. Nowo nawróceni
pretendowali do urzędów biskupich, które z każdym dniem stawały się coraz
bardziej godne wybujałych ambicji. Biskupi, walcząc o zdobycie przewagi w
hierarchii kościelnej, swym postępowaniem zdawali się stanowić świecką
tyranię w kościele, a żywa wiara, która wciąż jeszcze odróżniała chrześcijan
od pogan, okazywała się w ich życiu znacznie słabsza, niż by to wynikało z
ich rozpraw polemicznych.
Historia Pawła z Samostaty, który objął stolicę metropolitalną [biskupią] w
Antiochii w czasie, gdy na Wschodzie panował Odenatus i Zenobia, może
posłużyć jako ilustracja stanu i charakteru tamtych czasów. [W 270 r. n.e.]
Paweł uznawał służbę kościelną za bardzo lukratywny zawód. Jego jurysdykcję
kościelną cechowało przekupstwo i zachłanność. Zmuszał on co zamożniejszych
wiernych do składania częstych datków, wykorzystując znaczną część dochodów
publicznych na swe prywatne potrzeby. [Jego krytycy twierdzą, jak pisze
Gibbon, że Paweł zajmował urząd cesarskiego Ducenariusa z roczną pensją
dwustu sestertii - 77 tys. dolarów.] Z powodu jego pychy i zbytku religia
chrześcijańska stała się dla pogan odrażająca. Jego sala posiedzeniowa,
tron, splendor publicznych wystąpień, błagające o wysłuchanie tłumy, ogromna
liczba listów i petycji, na które udzielał odpowiedzi i nieustanny pośpiech
cechujący jego działalność urzędową, znacznie bardziej przystawałyby do
urzędu świeckiego niż do pokory pierwszych biskupów. Zwracając się zza
mównicy do ludu, Paweł używał obrazowego stylu i teatralnych gestów,
przypominających azjatyckich sofistów, a katedra rozbrzmiewała najbardziej
wyszukanymi peanami na cześć jego boskiej elokwencji. W stosunku do tych,
którzy ośmielali się sprzeciwiać jego władzy albo nie zaspokoili jego
próżności, prałat Antiochii był arogancki, surowy i nieprzebłagany, zaś
podległy Pawłowi kler cieszył się swobodą i korzystał z hojnie udzielanych
bogactw kościoła."
Tak oto pod panowaniem Konstantyna usunięte zostały wszelkie przeszkody,
czego skutkiem miał być, jak się zaraz przekonamy, gwałtowny rozwój
organizacji papieskiej, czyli nominalnego kościoła pod przywództwem biskupa
Rzymu jako papieża.
Szybki rozwój Antychrysta
Szybki rozwój hierarchii papieskiej po dojściu Konstantyna do władzy jest
znamienną cechą historii papiestwa. "Książę tego świata"
był wierny danej obietnicy, że nagrodą za uczczenie go i za posłuszeństwo
będzie władza i panowanie (Mat. 4:8-9). Edyktem
Mediolańskim Konstantyn zapewnił prawne bezpieczeństwo posiadłości
kościelnych, a chrześcijanie mogli odzyskać utracone poprzednio ziemie.
Drugi edykt, wydany w 321 r. n.e., zezwalał na swobodne przekazywanie
majątków kościołowi. Sam Konstantyn dał przykład takiej swobody, obsypując
obfitymi bogactwami chrześcijański kler. Za przykładem cesarza poszło
tysiące jego poddanych, darując już za życia albo zapisując w testamencie
swe dobra na rzecz skarbca kościelnego. White pisze:7*
"Kościół Rzymski prędko zaczął zagarniać władzę nad innymi [kościołami
innych miast i krajów]. Wynikało to zarówno z liczby i bogactwa jego
członków, jak i ze znaczenia samego miasta jako stolicy imperium. Wiele
okoliczności złożyło się na wzrost znaczenia biskupów Rzymu, aczkolwiek jego
aspiracje i roszczenia spotykały się jeszcze wtedy z aktywnym sprzeciwem.
Przeniesienie siedziby władz [z Rzymu do Konstantynopola, dokonane przez
Konstantyna w 334 r. n.e.] rozszerzyło władzę zachodniego kościoła poprzez
oddanie biskupowi głównego urzędu. Do tego dochodzi jeszcze zatwierdzenie
przez Gracjana i Walentyniana zwyczaju odwoływania się do Rzymu i częste
pielgrzymki do grobów św. Piotra, św. Pawła i innych męczenników".
Po śmierci Konstantyna zmienne losy Cesarstwa Rzymskiego zdawały się
sprzyjać umacnianiu się odstępczego kościoła i rozwojowi Antychrysta.
Zjednoczenie pod wodzą papieża, uznawanego za przedstawiciela i zastępcę
Chrystusa, nie stało się jeszcze faktem. Każdy z następców Konstantyna, aż
do Teodozjusza, uznawał się za głowę kościoła, w którym koncentrowała się
boska władza. Chociaż żaden z tysiąca ośmiuset biskupów cesarstwa nie był
jeszcze przygotowany do tego, aby zażądać uznania go za głowę, czyli
papieża, to jednak wielu z nich zmierzało już ku temu celowi, a cesarzom
znane były ich roszczenia do tytułu Pontifex Maximus. Posługiwano się przy
tym płytkim argumentem, że skoro czci się zmarłych świętych, to podobny
szacunek należy się ich żyjącym przedstawicielom - biskupom. Pomimo tego
cesarze w kolejnych edyktach uznawali cesarstwo za hierarchię bożą, a samych
siebie za istoty boskie.8*
Biskup Rzymu prędko uzyskał władzę i zwierzchność; pięćdziesiąt lat po
zalegalizowaniu chrześcijaństwa był już ogromnie bogaty i wpływowy,
korzystając z tego, że jest biskupem stolicy i zarazem najpotężniejszego
miasta ówczesnego świata. Współczesny historyk Ammianus tak opisuje jego
bogactwo i przepych: "Splendorem i wspaniałością przewyższał królów. Jeździł
najwspanialszymi powozami, przywdziewał najdelikatniejsze szaty, a
wyróżniały go zbytek i pycha". Przeniesienie stolicy imperium do
Konstantynopola, narażenie miasta Rzym na inwazje barbarzyńców z północy,
nieustanne zmiany wśród generałów i zarządców szybko upadającego cesarstwa
uczyniły biskupa Rzymu najstabilniejszym i najbardziej poważanym urzędnikiem
na tamtych terenach. Do stopniowego wzrostu prestiżu jego urzędu przyczyniło
się tak przeniesienie konkurencyjnego splendoru dworu cesarskiego do
Konstantynopola, jak i szacunek, który wzbudzała sama nazwa Rzymu na całym
świecie.
Jako przykład można tu wspomnieć historię najazdu Wandalów na Rzym w 455 r.
n.e. Miasto zostało złupione, a cała okolica była spustoszona i uciśniona.
Okoliczności te wykorzystał Leon, biskup Rzymu, aby oznajmić tak
barbarzyńcom, jak i Rzymianom, swe przekonanie o przynależnym mu prawie do
sprawowania duchowej zwierzchności. Do nieokrzesanych barbarzyńców,
pozostających pod wrażeniem wspaniałości i bogactwa, które zastali w Rzymie,
Leon, przywdziawszy pontyfikalne szaty, zwrócił się: "Strzeżcie się! Oto ja
jestem następcą św. Piotra, któremu Bóg powierzył klucze królestwa
niebieskiego i którego kościoła nie przemogą bramy piekielne; jestem żyjącym
przedstawicielem Boskiej władzy nad ziemią. Jestem Cezarem, panującym w
miłości Cezarem chrześcijańskim, któremu winni się poddać wszyscy
chrześcijanie. W mojej mocy jest przekleństwo piekła i błogosławieństwo
niebios. Uwalniam wszystkich poddanych od zobowiązań wobec króla. Z Boskiego
upoważnienia daję i odbieram trony i zwierzchność wśród chrześcijan.
Strzeżcie się, abyście nie zbezcześcili dziedzictwa udzielonego mi przez
waszego niewidzialnego króla. Zaiste, padnijcie przede mną na kolana i
módlcie się, aby nie przyszedł na was gniew Boży."
Szacunek dla miejsca i nazwy aktywnie działał na korzyść biskupa Rzymu,
który wkrótce począł rościć sobie pretensje do wyższości wobec wszystkich
innych biskupów, a także zarządców i władców. Niebawem też jego ambicją
stało się władanie nie tylko w sprawach kościelnych, ale i w świeckich.
Twierdził, że Kościół Rzymski ma prawo do koronowania i detronizowania, do
mianowania i obalania wszystkich władców dawnego Imperium Rzymskiego, że
otrzymując takie prawo i dziedzictwo od samego Boga ma moc ziemskiego
panowania. Roszczenia te były ustawicznie ponawiane i niezmiennie
kwestionowane przez biskupów sprzeciwiających się tym poglądom, tak że nie
sposób podać dokładnej daty początku ziemskiego panowania Rzymskiego
Kościoła. Jeśli chodzi o samo papiestwo, to twierdzi ono, że jego
organizacja powstała za dni apostołów, a Piotr był pierwszym papieżem.
Pogląd taki jest jednak bezzasadny, a ponadto wszystkie fakty historyczne
świadczą o tym, że nieprawe ambicje przez długi czas działały w ukryciu, a
przeszkodą dla ich rozwinięcia w system Antychrysta było istnienie Imperium
Rzymskiego, którego rozkład ujawnił dopiero ukryte roszczenia.
Stąd też zajmujemy się Antychrystem, którego stopniowy rozwój i organizacja,
począwszy od ukrytych ambicji, stanowiły stosowną przygrywkę do ukazania
straszliwego oblicza tego systemu po zagarnięciu pełni upragnionej władzy -
od 539 do 1799 r. n.e. - która znajdowała się w jego rękach przez 1260 lat.
Na pierwsze trzy wieki tego długiego okresu przypadał rozwój doczesnej
władzy, ostatnie trzy to stopniowy jej zanik na skutek oddziaływania wpływów
reformacyjnych i rozwoju cywilizacji. Pozostałe siedem wieków, to okres
świetności papiestwa i "wieki ciemnoty" dla całego świata, pełne kłamstw i
oszustw dokonywanych w imię Chrystusa i prawdziwej religii.
Pisarz rzymskokatolicki w pełni potwierdza nasze spostrzeżenia. Cytujemy
jego słowa jako uzupełniające świadectwo, pomimo że koloryzuje ono fakty,
entuzjastycznie opisując powstanie papiestwa i uzyskanie przez niego
doczesnej władzy jako owoc działania sił niebieskich, których rzekoma pomoc
zapewniła mu szybki wzrost znaczenia na świecie. Autor ten pisze:
"Rozkwit doczesnej władzy papieży stanowi jeden z najbardziej niezwykłych
fenomenów, jakie zostały odnotowane w annałach historii i zasługują na
podziw i zdumienie. Na skutek jedynego w swym rodzaju współdziałania różnych
okoliczności cicho, ale nieustannie, powstawała na ruinach Rzymskiego
Imperium - możnowładcy wielu narodów i przedmiotu szacunku wszystkich
nieomal ludów żyjących w czasach jego świetności - nowa potęga, nowe
królestwo, które począwszy od nieznacznego początku głęboko zapuściło
korzenie i już wkrótce miało sprawować władzę dalece przewyższającą potęgę
Rzymu, którego gigantyczne ruiny rozpadały się w drobne kawałki i obracały w
proch. W samym zaś Rzymie autorytet następcy Piotrowego wyrastał obok władzy
cesarskiej, której cień stanowił dla niego ochronę. Rosnące wpływy papieży
miały już wkrótce przyćmić swym blaskiem splendor cesarskiej purpury.
Przeniesienie przez Konstantyna stolicy cesarstwa z Zachodu na Wschód, znad
historycznych brzegów Tybru na przepiękne wybrzeża Bosforu, legło u podstaw
suwerenności, której początek należy właściwie liczyć od owej epokowej
zmiany. Praktycznie prawie od tego samego dnia Rzym, który był świadkiem
narodzin, młodości, chwały i upadku potężnej cywilizacji, dzięki której
nazwa tego miasta wraz z jego orłami została zaniesiona do najodleglejszych
zakątków znanego naówczas świata, został porzucony przez dziedziców jego
sławy. Jego lud, opuszczony przez cesarzy, wystawiony na łatwy łup
drapieżnych barbarzyńców, których ataków nie miał już odwagi odpierać,
znalazł w biskupie Rzymu swego stróża i protektora, swego ojca. Z roku na
rok doczesna władza papieży nabierała kształtu i wzrastała w siłę bez użycia
przemocy, przelewu krwi i podstępu, ale dzięki sile sprzyjających
okoliczności, które były w oczywisty niemal sposób kształtowane ręką Bożą".
Podczas gdy rzymskokatolicy przedstawiają powstanie papiestwa na ruinach
pogańskiego Rzymu jako tryumf chrześcijaństwa, to ci, co są zaznajomieni z
prawdziwym duchem chrześcijaństwa, na próżno usiłują się doszukać
najmniejszych choćby przejawów tej ideologii w nierządzie, jakiego dopuścił
się kościół przez swój nieczysty związek ze światem. Równie trudno byłoby
się dopatrzeć przejawów Boskiego wstawiennictwa na rzecz Kościoła
Rzymskiego, który osiągał sukcesy przy pomocy nieświadomości, zabobonów,
nieszczęść i innych okoliczności wynikających z układu wydarzeń. Tym
bardziej też nie sposób zgodzić się z tym, że ziemska władza i chwała
Kościoła Rzymskiego miałaby być w jakimkolwiek sensie wypełnieniem obietnicy
danej przez Pana prawdziwemu Kościołowi, że zostanie on wywyższony w
słusznym czasie - po pojawieniu się i po upadku Antychrysta. Prawdziwy
Kościół nie miał być wywyższony na tronie splamionym krwią i zbrodnią, a
takim jest od samego początku tron papieski. Tym bardziej też prawdziwy
Chrystus nie potrzebowałby wzywać królów ziemi, aby ustanawiali i chronili
jego władzę. Znaki odróżniające prawdziwe Królestwo Chrystusa od jego
imitacji są łatwe do zauważenia przez tych, którzy dzięki Słowu Bożemu znają
prawdziwego Chrystusa, wiedzą czym jest Jego prawdziwe Ciało, prawdziwy
Kościół, jakie są zasady, na których ugruntowane będzie Jego Królestwo, i
którym będzie ono służyć.
Niechaj jednak nikt nie sądzi, iż rzeczywisty Kościół Chrystusowy, nawet w
tych czasach zepsucia, mógłby być zniesiony albo zapomniany.
"Zna Pan, którzy są jego", niezależnie od czasu i
okoliczności. Jako pszenica mogli oni rosnąć na polu przerośniętym kąkolem.
Jako złoto mieli znaleźć się w piecu, aby wypróbowani i doświadczeni mogli
stać się "uczestnikami dziedzictwa świętych w
światłości". To prawda, że dzieje ludzi, którzy zwali samych siebie
chrześcijanami, zajmują najpocześniejsze miejsca na kartach historii, bez
wątpienia jednak gromadka wiernych, którzy przez wszystkie prześladowania,
wśród zwodniczych dokonań tajemnicy nieprawości postępowali w sposób godny
wysokiego powołania, została przeniesiona do odpocznienia i zapisana u Boga
na liście dziedziców niewiędnącej korony, która dla nich została odłożona w
niebie.
Tak oto z opisów historycznych jasno wynika, że Człowiek Grzechu,
Antychryst, powstał w Rzymie; że choć początkowo natknął się na pewien opór,
to jednak stopniowo doszedł do władzy lub też, jak wyraża to prorok Daniel,
jako "mały róg" wyrósł na głowie starej rzymskiej
bestii, owej "wielkiej i strasznej bestii", dla
której Daniel nie potrafił znaleźć właściwego określenia, a która miała moc,
aby ranić i niszczyć. Stopniowo przekonamy się, że historia Antychrysta
zgadza się nie tylko z proroctwem Daniela, ale i ze wszystkimi proroctwami,
które się do niej odnoszą.
Historyczna charakterystyka Antychrysta
Rozpoznawszy Antychrysta, spróbujemy teraz porównać charakterystyki
papiestwa z opisem proroctw odnoszącym się do charakteru i dokonań
Antychrysta, czyli Człowieka Grzechu.
Ktoś mógłby zarzucić, że pomijamy cesarzy Rzymu (którzy przecież uważali się
za naczelnych zwierzchników religijnych), nie nazywając ich Antychrystem, a
odnosimy ten tytuł w całości do organizacji systemu papieskiego. Z całą
stanowczością odpowiadamy, że taki pogląd jest w pełni uzasadniony i
odsyłamy czytelnika do podanej już definicji Antychrysta, który w Piśmie
Świętym przedstawiony jest jako ten, który zajmuje miejsce czy jest zamiast
Chrystusa. Aby być duchowym imperium, musi on usiłować władać królestwami
ziemi przy użyciu duchowego autorytetu, a ponadto musi być nie tylko
przeciwnikiem, ale też jednocześnie imitacją, fałszywym przedstawicielstwem
Królestwa Chrystusa, udającym to prawdziwe i podejmującym zadania
przynależne w słusznym czasie władzy prawdziwego Chrystusa - Kościoła
uwielbionego i zupełnego pod wodzą jedynie prawdziwej Głowy i Pana -
rzeczywistego Pontifex Maximus.
Papiestwo nie tylko że uważa siebie za chwalebne Królestwo Chrystusowe
obiecane przez Pana, apostołów i proroków, lecz ponadto stosuje do siebie i
do swych kolejnych głów (papieży, którzy wedle jego mniemania stoją na
miejscu Chrystusa jako najwyżsi kapłani lub królowie tego królestwa)
wszystkie te fragmenty Pisma Świętego, które opisują milenijną chwałę
Chrystusa. "Jako zwodzący [innych], tak i zwiedzeni" (swymi fałszywymi
teoriami rozwijającymi się stopniowo, na przestrzeni wieków, na skutek
niepohamowania grzesznej chęci wywyższania się) papieże krok po kroku
wprowadzili tytuły dla wszystkich, którzy byli związani z hierarchią, a
ponadto: wspaniałe ubiory, imponujące ceremonie i wielkie katedry z
uroczystymi, budzącymi zachwyt nabożeństwami, a wszystko na taką skalę, aby
odpowiadało ich aspiracjom zajęcia miejsca Królestwa Chrystusowego.
Wszystkie wspaniałe miejsca, ubiory i ceremonie były tak zaplanowane, aby
jak najdokładniej odpowiadały chwale i wielkości, jaka pojawia się w
proroczych opisach.
Na przykład w Ps. 2:12 czytamy:
"Pocałujcie syna [królowie i sędziowie ziemi],
by się snać nie rozgniewał, i nie zginęlibyście w drodze, gdyby się najmniej
zapaliła pożądliwość jego". W poleceniu tym nie chodzi o rzeczywisty
pocałunek, lecz o dobrowolne poddanie się, ochoczą uległość wobec naszego
Pana. Proroctwo to wypełnia się w obecnym czasie, gdy w trakcie przygotowań
do wspaniałego i prawdziwego Tysiącletniego Królestwa prawdziwego Chrystusa
królowie, czyli wielcy tego świata w zakresie spraw politycznych,
społecznych, finansowych i religijnych, są na próbie gotowości lub braku
gotowości oddania pokłonu sprawiedliwym zarządzeniom, które niebawem mają
zostać wprowadzone w życie. Ci, którzy przeciwstawiają się sprawiedliwości,
sprzeciwiają się też sceptrowi Króla chwały i zostaną zniszczeni w wielkim
ucisku, który poprzedzi Tysiącletnie Królestwo nowego Króla. Wszyscy, którzy
nie będą sobie życzyli Jego panowania, zostaną zabici (Łuk.
19:27). "Nieprzyjaciele jego proch lizać będą"
- zostaną pokonani.
Fałszywe zastosowanie tego proroctwa do oszukańczego królestwa, do
przedstawicielskiej głowy Antychrysta - papieża, dało za dni szczytu jego
świetności podstawę do tego, aby wszyscy cesarzowie i królowie padali przed
nim na kolana, jak przed Chrystusem, i całowali jego wielki palec u nogi -
jako wypełnienie powyższego proroctwa.
Tego typu stwierdzenia są na ogół pomijane przez badaczy proroctw i pisarzy,
ponieważ zwracają oni szczególną uwagę na przejawy niemoralności. Jest to
jednak poważny błąd, ponieważ przestępstw w dowolnym czasie i miejscu zawsze
była obfitość i nie wymagałyby one wyjątkowego opisu proroczego, jaki
towarzyszy wzmiankom o Antychryście. Nawet jeżeli udałoby się udowodnić, że
ludzie związani z systemem papieskim byli wzorami moralności, to i tak nie
zmieniłoby to faktu, że jest on wypełnieniem opisywanego przez proroctwa
wielkiego Antychrysta, falsyfikatu, który przywłaszczył sobie wszystkie
tytuły, przywileje, władze i szacunek przynależny Pomazańcowi Pańskiemu.
Bądąc falsyfikatem, przekręcił on także plan Boży w odniesieniu do wyboru w
obecnym czasie "Małego Stadka", czyli Kościoła.
Zarzucona została całkowicie prawdziwa nadzieja Kościoła i Pańskie
zapewnienie błogosławienia świata w czasie Tysiącletniego Królestwa
Chrystusa, które wedle ich twierdzeń miało się wypełnić w ich własnym
panowaniu.
Trudno nawet właściwie ocenić szkody, jakie powstały na skutek tej
przewrotności i błędnej interpretacji planu Bożego. Było to bezpośrednie
źródło wszelkich skażonych nauk, które jedna po drugiej były wprowadzane,
aby uzasadnić fałszywe roszczenia i dodać dostojeństwa Antychrystowi. Pomimo
iż trzy wieki temu reformacja zapoczątkowała erę badań biblijnych i wolności
myśli, co doprowadziło do odrzucenia wielu błędów i zła, to jednak
fałszerstwo, o którym mowa, było rozwinięte na taką skalę, było tak
doskonałe w każdym szczególe i w każdym zarządzeniu, a cały świat był tak
skutecznie przez nie oszukany, że nawet Luter i wielu innych, rozumiejąc już
i ogłaszając to, że papiestwo jest wynikiem wielkiego odstępstwa i owym
proroczym Antychrystem, twardo trzymali się fałszywej teorii, która
doprowadziła do tak specyficznych błędów w doktrynie i praktyce. Do dnia
dzisiejszego bowiem większość protestantów zrzeszonych w różnego rodzaju
ugrupowaniach popiera teorię Antychrysta, twierdząc, że Królestwo
Chrystusowe zostało już ustanowione. Niektórzy nawet usiłowali, tak jak
papiestwo, uczynić jakąś osobę głową swojego kościoła. Inni zaś na miejsce
głowy kościoła powołują radę lub synod. Wszyscy jednak pozostają pod wpływem
fałszywego poglądu wprowadzonego przez Antychrysta, a wynikającego z mylnej
interpretacji nauki Pisma Świętego. Twierdzą oni mianowicie, że czas obecny,
a nie przyszły, jest przeznaczony na działalność Królestwa Chrystusowego.
Zaprzeczając potrzebie przyszłego wieku, zaniedbują, podobnie jak to czyni
Antychryst, rozwijania doskonałej świętości wśród wierzących na rzecz
gorliwości w uprzedzaniu dzieła przyszłego wieku (nawrócenia świata). Ich
przekonanie w tym względzie sięga tak daleko, że skłonni są nawet przekręcać
plan Boga i Jego Słowo, wymyślając teorie służące zatrwożeniu świata i
przyprowadzeniu go do wyznania pobożności. Skłonni są także posługiwać się
podejrzanymi światowymi metodami, aby uatrakcyjnić swoje głoszenie, a swoje
ugrupowanie uczynić bardziej ponętnym dla nie nawróconych, których chętnie
będą, podobnie jak i Antychryst, zliczać w swej próżności i w celu
przechwalania się wielką liczbą wyznawców.
Ludziom takim trudno jest dostrzec, że papiestwo to Antychryst. Nie ma w tym
nic dziwnego, skoro ich wiara nie jest jeszcze uwolniona od trucizny, a
rozsądek jest wciąż w znacznym stopniu zaślepiony samą istotą błędu
Antychrysta. Najpierw trzeba zrozumieć wspaniałość, potęgę i nieodzowność
Tysiącletniego Królestwa Chrystusowego oraz jego dzieło błogosławienia
wszystkich rodzajów ziemi, aby dostrzec potęgę oszukańczego fałszerstwa
Antychrysta. Wtedy dopiero można właściwie oszacować rozmiary zniszczeń,
jakich dokonał on na polu Prawdy, a także ocenić zakres jego pustoszącego i
kalającego wpływu na nominalny kościół, czyli świątnicę Bożą.
Niechaj nikogo nie dziwi doskonałość owego fałszerstwa. Jest ono przecież
dziełem Szatana, skonstruowanym według najlepszych wzorów Pisma Świętego
ilustrujących przyszłą chwałę. Wielki przeciwnik, widząc, że nadszedł czas
wyboru Kościoła, że prawdy posiane przez Pana i apostołów poczyniły szybkie
postępy w stosunku do wszystkich pogańskich religii, wyszukując pokornych
wszędzie, gdzie tylko wieść o nich dotarła, starał się zrujnować czystość
Kościoła, a tych, których nie potrafił powstrzymać, usiłował zwieść na inną,
fałszywą drogę. Tak więc tryumf Antychrysta, jak i obecna jego potęga, są w
istocie sukcesem Szatana. Jednakże dostrzegamy i tutaj mądrość Bożą, gdyż
sukces Antychrysta, pozornie zapowiadający klęskę planu Bożego, w
rzeczywistości nieświadomie <304> przyczynił się do zapewnienia powodzenia
tegoż planu. Trudno byłoby bowiem o lepszy sposób tak wszechstronnego
wypróbowania szczerze poświęconych oraz sprawdzenia ich wierności Słowu
Bożemu, niż dozwolenie na ową wielką oszukańczą imitację Królestwa
Chrystusowego.
Zamieszczona obok tabela pozwoli zauważyć, jak dokładnie papiestwo imitowało
przyszłą organizację Królestwa Chrystusowego oraz w jakim stopniu
nawiązywało ono do wzorów zaczerpniętych z obrazowego kapłaństwa
żydowskiego.
KOŚCIÓŁ BOŻY
Królewkie Kapłaństwo
Prawdziwy Obraz |
Rzeczywistość w Tysiącleciu |
Oszukańcza Imitacja |
AARON
i jego następcy - Najwyższy Kapłan,
czyli Arcykapłan, głowa i przedstawiciel oraz rzecznik. |
CHRYSTUS JEZUS,
nasz Pan i Głowa oraz przedstawiciel;
Najwyższy Kapłan naszego wyznania, czyli porządku. |
PAPIEŻE,
następujący kolejno Arcykapłani
papieskiej hierarchii, jej panowie i rzecznicy. |
|
|
|
Podkapłani, którzy wywodzą godność swego
urzędu, prawa i przywilej służby od Aarona, będąc obrazem jego
ciała, wyobrażają Kościół Chrystusowy. |
Kościół uwielbiony, Ciało Chrystusa,
uczestnicy Jego chwały, majestatu i urzędu władzy: których urzędy
będą się różnić między sobą tak, jak gwiazda od gwiazdy różna jest w
jasności. |
Kościół Rzymski składający się z
biskupów i prałatów, którzy dzielą między sobą dostojeństwo
hierarchii, choć różnią się pod względem ważności urzędów, takich
jak: kardynał, biskup, itp. |
Podwładnymi hierarchii są następujący
pomocnicy: |
Lewici,
których służba związana była z obrazowym
Przybytkiem i polegała na nauczaniu itp. Niższy stopień kapłaństwa,
który pozbawiony był dostępu do Najświętszego Sanktuarium
(obrazującego naturę duchową); nie wolno im było tam nawet zaglądać. |
Ziemski poziom
Królestwa Bożego, dzięki któremu
uwielbiony Kościół będzie mógł utrzymywać nieco bardziej bezpośredni
kontakt ze światem, w nauczaniu, zarządzaniu, itp.; także i świat
będzie mógł porozumiewać się z duchowym Kościołem w chwale. |
Podkapłani
papiestwa, nie będący częścią ani
członkami owego kościoła, czyli hierarchii, lecz zwani
"braćmi" i
"siostrami". Z tego grona wywodzą się nauczyciele,
pielęgniarki, itp., utrzymujący bezpośrednie stosunki z ludźmi, jak
i z hierarchią. |
|
|
|
Cały Izrael był nauczany i prowadzony
przez opisaną powyżej hierarchię. W Mojżeszu zaś, który wyobraża
zupełnego Chrystusa, mieli Izraelici proroka, kapłana i króla w
jednej osobie, co jest obrazem władzy Chrystusa w Tysiącleciu (Dzieje
Apostolskie. 3:22). |
Świat będzie nauczany, prowadzony,
zarządzany i wspierany przez opisane powyżej Królestwo Boże oraz
jego ziemskich przedstawicieli, którzy posiądą pełnię władzy i
będzie im się należało posłuszeństwo. Każdy nieposłuszny będzie
"wytracony" (Dzieje
Ap. 3:23). |
Papiestwo jako Królestwo Boże domaga
się, aby świat był posłuszny jego zarządzeniom i nauczaniu. Jako
narzędziem posługuje się niższym kapłaństwem. W czasach potęgi swej
władzy usiłowało egzekwować swoje prawa i
"wytracać" nieposłusznych. |
Mosheim, opisując powstanie systemu hierarchicznego w kościele, wyraźnie
wskazuje na ową oszukańczą imitację. Cytujemy fragment
I tomu, str. 337:
"Gdy istniały jeszcze nikłe szanse, że Jerozolima podźwignie kiedyś głowę z
prochu, chrześcijańscy nauczyciele i starsi nie przywłaszczali sobie tytułów
ani godności, a przynajmniej nie czynił tego nikt ze skromnych i pokornych.
Gdy jednak los miasta został przypieczętowany przez Hadriana [135 r. n.e.],
a Żydzi nie mieli już żadnych podstaw, aby żywić jakiekolwiek nadzieje na
odrodzenie i ponowne ustanowienie swego rządu, ci sami pasterze i słudzy
powzięli zamiar przekonania swych owieczek, że to oni są spadkobiercami praw
żydowskiego kapłaństwa. Biskupi przeto mieli na celu wpajanie mniemania,
jakoby ich urząd miał mieć charakter przypominający żydowską służbę
arcykapłańską, a oni na skutek tego weszli w posiadanie wszystkich praw
przynależnych żydowskiemu najwyższemu kapłanowi. Funkcje zwykłych żydowskich
kapłanów, na tej samej zasadzie, zostały przejęte w znaczenie doskonalszej
formie przez starszych kościoła chrześcijańskiego, w końcu zaś diakoni
zajęli miejsce opowiadające Lewitom, jako niżsi rangą słudzy".
Głowa i usta Antychrysta - Jego wielkie wyniosłe
słowa
Papież (każdy z kolejnych papieży) jest głową fałszywego kościoła, który
stanowi jego ciało, podobnie jak Chrystus Jezus jest głową prawdziwego
Kościoła, swego Ciała. Głowa jest reprezentantem ciała, a jego usta
przemawiają w imieniu ciała. Przekonamy się, zgodnie z naszymi
oczekiwaniami, że ta istotna cecha Antychrysta jest dobitnie ukazana w
Piśmie Świętym. Proroctwo Daniela 7:8,11 i
25 oraz Objawienie 13:5,6
zwracają szczególną uwagę na usta Antychrysta, uznając je za cechę
charakterystyczną tej postaci. Daniel mówi, że róg miał
"oczy podobne oczom człowieczym" - co przedstawia inteligencję i
dalekowzroczną politykę. Tenże róg miał różnić się od wszystkich innych
potęg; miał być mądrzejszy i bardziej przebiegły niż pozostałe mocarstwa,
które sięgały po światowy prymat. Jego władza miała być oparta nie na
fizycznej sile, ale raczej na umiejętnym używaniu ust (umiejętności
wyrażania się) i oczu (wiedzy). Toteż każdy, kto zapoznał się z historią
papiestwa, przyzna, że symbole, użyte tu dla zobrazowania rodzaju jego
władzy i stosowanych metod, są uderzająco trafne.
"I dane jej są usta, mówiące
wielkie rzeczy. (...) I otworzyła usta swoje ku bluźnierstwu przeciwko Bogu,
aby bluźniła imię jego i przybytek jego, i tych, którzy mieszkają na
niebie." "A słowa przeciw Najwyższemu mówić będzie" -
Obj. 13:5,6; Dan. 7:8,25
Należy pamiętać, że jest to mowa obrazowa, przy pomocy której opisany jest
charakter i roszczenia symbolicznej "bestii"
(rządu) oraz "rogu" (władzy) wychodzącego ze
starej bestii rzymskiej, czyli imperium. Pod pewnymi względami papiestwo
stanowiło nowy rząd ("bestię"), odróżniający się
od starego Imperium Rzymskiego. Z drugiej jednak strony było ono rogiem,
czyli władzą, wyrastającą razem z innymi z imperium, która przez pewien czas
sprawowała nadrzędną kontrolę nad innymi rogami, czyli władzami. Opis
proroczy zawiera oba te ujęcia po to, aby jak najdokładniej wskazać na
właściwe wypełnienie.
Wielkie i wyniosłe słowa Antychrysta, albo inaczej bluźnierstwa, rozlegały
się na przestrzeni całej, długiej historii jego istnienia. Słowo
"bluźnierstwo" ma dziś prawie wyłącznie znaczenie
przeklinania i odnosi się do najbardziej wulgarnych przekleństw i
bluźnierstw. W rzeczywistości jednak słowo
"bluźnierstwo" oznacza wszelkiego rodzaju zniewagę Boga. Bouvier tak
definiuje to słowo: "Bluźnierstwo jest przypisywaniem Bogu czegoś, co jest
przeciwne jego naturze, nie przynależy do Niego i zaprzecza temu, co On
czyni". Zob. Wielki Słownik Webstera pod hasłem bluźnierstwo i bluźnierczo.
Nie ulega wątpliwości, że w takim właśnie sensie słowo
"bluźnierstwo" jest używane w Piśmie Świętym. Zauważmy, jak używali
tego słowa nasz Pan i Faryzeusze: "Odpowiedzieli mu
Żydowie, mówiąc: Dla dobrego uczynku nie kamienujemy się, ale dla
bluźnierstwa, to jest, że ty będąc człowiekiem, czynisz się sam Bogiem".
Jezus odpowiedział im: "A mnie, którego Ojciec poświęcił
i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, żem ja rzekł: Jestem Synem Bożym?"
- Jan 10:33,36. Zobacz też
Mar. 14:61-64.
Rozumiejąc właściwie znaczenie słowa "bluźnierstwo",
najprostszy nawet umysł przyzna, że wielkie, nadęte słowa wypowiadane przez
papiestwo i jego wyniosłe roszczenia są z całą pewnością bluźnierstwami.
Ustanowienie oszukańczego Królestwa Bożego było potwarzą w stosunku do rządu
Bożego, wielkim bluźnierstwem i fałszywym przedstawianiem Jego charakteru,
planu i słowa. Boży charakter, tj. Jego "imię",
zostało zbezczeszczone tysiącami potwornych edyktów, bulli i dekretów,
wydanych w Jego imieniu przez cały szereg tych, co mienili się być
namiestnikami i przedstawicielami Jego Syna. Zbezczeszczony został także
Boży Przybytek, prawdziwy Kościół, a to przez ustanowienie fałszywego
systemu, który rościł pretensje do zajmowania jego miejsca. Głosił on, że
jego wyznawcy są jedynym prawdziwym przybytkiem i kościołem Bożym. Pozwólmy
jednak mówić historii, przytoczmy owe wielkie nadęte słowa, bluźniercze
przywłaszczenia, które wypowiadali i potwierdzali kolejni papieże, głowy
Antychrysta.
W dziele zatytułowanym "Papież Zastępca Chrystusa, Głowa
Kościoła", napisanym przez wybitnego katolika, magistra Monsignora
Capela, odnajdujemy listę ni mniej ni więcej, tylko sześćdziesięciu dwóch
bluźnierczych tytułów, jakich używali papieże. Warto jeszcze zwrócić uwagę,
że nie są to jedynie martwe określenia historyczne, gdyż zestawienie to
zostało sporządzone przez jednego z najsłynniejszych obecnie żyjących
papieskich autorów. Z listy tej przytaczamy następujące tytuły:
-
Najświętsza ze wszystkich Głów
-
Święty Ojciec ojców
-
Najwyższy Arcykapłan nad wszystkimi
prałatami
-
Nadzorca religii chrześcijańskiej
-
Główny Pasterz - Pasterz pasterzy
-
Chrystus przez namaszczenie
-
Abraham przez patriarchat
-
Melchizedek w obrządku
-
Mojżesz we władzy
-
Samuel w urzędzie sądowym
-
Najwyższy Kapłan, najprzedniejszy biskup
-
Książę biskupów
-
Dziedzic apostołów; Piotr we władzy
-
Klucznik Królestwa Niebieskiego
-
Arcykapłan naznaczony z pełnią władzy
-
Zastępca Chrystusa
-
Królewski Kapłan
-
Głowa wszystkich świętych kościołów
-
Zwierzchnik uniwersalnego kościoła
-
Biskup biskupów, to jest Najwyższy
Arcykapłan
-
Władca Domu Pańskiego
-
Pan apostolski i Ojciec ojców
-
Główny Pasterz i Nauczyciel
-
Lekarz dusz
-
Skała, której pyszne bramy piekła nie
przemogą
-
Nieomylny Papież
-
Głowa wszystkich świętych kapłanów Bożych
Jako dodatek do tej długiej listy tytułów, której fragmenty przytoczyliśmy
powyżej, autor cytuje wyjątek z listu Św. Bernarda, opata z Clairvaux do
papieża Eugeniusza III, z 1150 roku:
"Kimże jesteś? Najwyższym Kapłanem, Najprzedniejszym Biskupem. Ty jesteś
księciem biskupów, ty jesteś spadkobiercą apostołów. Ty jesteś Ablem w
prymasostwie, Noem w rządzie, Abrahamem w dostojeństwie patriarchatu, według
porządku - Melchizedekiem, według zacności - Aaronem, według autorytetu -
Mojżeszem, Samuelem według urzędu sędziowskiego, Piotrem według władzy,
CHRYSTUSEM Z NAMASZCZENIA. Tyś jest tym, któremu klucze nieba są dane,
któremu powierzono owce. Są może inni strażnicy niebios, inni pasterze
trzody, ale najwspanialszym z nich jesteś ty, ponieważ odziedziczyłeś obydwa
te tytuły w inny sposób niż tamci i od nich wcześniej. (...) Władza tamtych
jest ograniczona, twoja zaś rozciąga się nawet nad tymi, którzy otrzymali
władzę nad innymi. Czyż nie mógłbyś, gdyby tylko były po temu powody,
zamknąć niebios przed biskupem, pozbawiając go episkopalnego urzędu i
oddając go Szatanowi? Tak więc twe przywileje są niezmienne, zarówno
względem kluczy tobie powierzonych, jak i owiec oddanych pod twą opiekę".
Wszystkie te schlebiające bluźniercze tytuły zostały odniesione do rzymskich
Arcykapłanów i z rozkoszą oraz nieukrywaną satysfakcją przez nich
zaakceptowane, tak jakby się im one słusznie należały.
Papież Bonifacy VII wydał następujący dekret, który jest do dziś
obowiązującym prawem: "Oświadczamy, mówimy, określamy i ogłaszamy, iż rzeczą
niezbędną dla zbawienia każdej istoty ludzkiej jest uległość wobec
rzymskiego Arcykapłana". Papież Grzegorz VII, który w 1063 roku zarządził,
aby wszyscy tytułowali papieża ojcem ojców, zamierzając uzasadnić papieskie
roszczenia, wyciągnął następujący wniosek z 1 Mojż.
1:16: "Bóg uczynił dwa wielkie światła na firmamencie niebieskim:
większe, które miało rządzić dniem i mniejsze, aby rządziło nocą. Obydwa
wielkie, ale jedno było większe. 'Na firmamencie niebieskim', to jest w
kościele powszechnym, 'Bóg uczynił dwa światła', to jest ustanowił dwa
rodzaje godności: władzę pontyfikalną i władzę królewską. Jednakże ta z
nich, która zarządza dniem, czyli sprawami duchowymi, jest większa, zaś
druga, sprawująca kontrolę nad rzeczami cielesnymi, jest mniejsza. Tak jak
słońce różni się od księżyca, tak papieże różnią się od królów". Inni
papieże przyjęli tę interpretację, która w istotny sposób przyczyniła się od
ugruntowania idei papieskiej supremacji.
Św. Antoni, arcybiskup Florencji, cytując słowa Psalmu
8:4-8: "Albowiem mało mniejszym uczyniłeś go od
Aniołów" itd. i odnosząc je do Chrystusa, w taki sposób przenosi
następnie ich znaczenie na papieża:
"A ponieważ opuścił on nas cieleśnie, to pozostawił swego wikariusza
[zastępcę] na ziemi, tj. Najwyższego Kapłana, o którym mówimy 'papa', tj.
'ojciec ojców', aby słowa te dobrze pasowały do papieża. Papież bowiem, jak
powiada Hostiensis, jest większy od człowieka, ale mniejszy od aniołów, gdyż
jest śmiertelny, jednakże autorytetem i władzą ich przewyższa, gdyż
aniołowie nie mogą poświęcać ciała i krwi Chrystusa ani też związywać czy
rozwiązywać, do czego najsłuszniejsze prawo mają właśnie papieże. Aniołowie
nie mogą też zarządzać ani udzielać odpustów. Został on ukoronowany chwałą i
czcią, chwałą z polecenia, jest przeto zwany nie tylko błogosławionym, ale
najbardziej błogosławionym. Czyż można mieć wątpliwości co do tego, że zwie
się błogosławionym tego, który został wyniesiony na szczyty wielkiego
dostojeństwa? Jest on ukoronowany taką czcią, że wierni mogą całować jego
stopy. Większej czci być nie może. "Czcijcie podnóżek
nóg jego" (Ps. 99:5). Został on
ukoronowany świetnością władzy, ponieważ może wszystkich sądzić, sam nie
podlegając niczyjemu osądowi, chyba że zboczyłby z drogi wiary [wiary
Antychrysta oczywiście]. Dlatego właśnie nosi on potrójną złotą koronę i
został 'postanowiony nad sprawami rąk jego', aby rozporządzał wszystkimi
podwładnymi. On otwiera niebiosa, posyła winnych do piekła, utwierdza
cesarstwa i zarządza duchowieństwem".
Sobór Laterański na pierwszym posiedzeniu przyznał papieżowi tytuł
"Książę Wszechświata". Na drugiej sesji nazwano
go "Kapłanem i Królem, który ma być czczony przez
wszystkich ludzi i którego sobie upodobał Bóg". Na piątym posiedzeniu
odniesiono proroctwo opisujące chwalebne królowanie Chrystusa do panowania
Leona X: "Nie płacz córko Syońska, bo oto Lew z
pokolenia Judy, korzeń Dawidowy, oto Bóg wzbudził tobie zbawiciela".
Ze Słownika Kościelnego Ferrar'ego, poważanego autorytetu wśród
rzymskokatolików, cytujemy poniżej skondensowaną definicję władzy
papieskiej, umieszczoną pod hasłem papa. Oto jej druga część:
"Dostojeństwo i wywyższenie papieża sprawia, że nie jest on po prostu
człowiekiem, lecz tak jakby Bogiem i wikariuszem [przedstawicielem] Boga.
(...) Stąd też papież jest ukoronowany potrójną koroną - jako król nieba,
ziemi i piekła. Mało tego, znakomitość i władza papieża sięgają nie tylko
rzeczy niebieskich, ziemskich i piekielnych, ale rozciągają się nawet na
aniołów i są w stosunku do nich nadrzędne. Wynika stąd, że jeśliby aniołowie
mogli błądzić w wierze albo żywić uczucia jej przeciwne, to byliby sądzeni i
ekskomunikowani przez papieża. (...) Jego dostojeństwo i władza jest tak
wielka, że zasiada on za jednym trybunałem razem z Chrystusem, tak że
cokolwiek czyni papież zdaje się pochodzić z ust samego Boga. (...) Papież
jest jakby Bogiem na ziemi, jedynym księciem wiernych Chrystusowych,
najwspanialszym królem królów, wyposażonym w ogrom władzy; jemu powierzono
zarządzanie ziemią i królestwem niebieskim". Dalej pisze on: "Autorytet i
władza papieża są tak wielkie, że może on modyfikować, wypowiadać, czyli
interpretować Boskie prawo". "Papież może w pewnych okolicznościach
przeciwdziałać prawu Bożemu przez ograniczenia, komentarze, itp."
W ten sposób Antychryst nie tylko usiłował ustanowić kościół w mocy przed
nadejściem czasu Pańskiego, ale także był na tyle zuchwały, że próbował
"przeciwdziałać" Boskim prawom i
"modyfikować" je w taki sposób, aby odpowiadały
jego własnym wymysłom. Jakże wyraźnie wypełniło się w ten sposób proroctwo,
które ponad tysiąc lat wcześniej przepowiedziało:
"Będzie zamyślał, aby odmienił czasy i prawa" -
Dan. 7:25.
W
bulli, czyli edykcie, Sykstus V stwierdza:
"Władza dana św. Piotrowi i jego następcom przez bezgraniczną moc wiecznego
Króla, przewyższa wszelką moc ziemskich królów i książąt. Zarządza ona nimi
wszystkimi w sposób nieograniczony. Gdyby którzykolwiek z nich opierali się
Boskiemu rozporządzeniu, spotkają się ze straszliwą zemstą, zostaną
pozbawieni tronu bez względu na to, jaką mają władzę, i zrzuceni do
najniższych części ziemi jako sługi wywyższającego się Lucyfera".
W bulli papieża Piusa V, zatytułowanej "Przeklęcie i ekskomunika Elżbiety,
królowej Anglii, oraz jej stronników, z dodaniem innych jeszcze kar"
czytamy:
"Panujący na wysokościach, któremu dana jest wszelka moc na niebie i na
ziemi, powierzył jedyny święty, katolicki i apostolski kościół jednej tylko
osobie na ziemi, to jest Piotrowi, księciu apostołów, i następcy Piotra -
biskupowi Rzymu, aby miał nad kościołem pełną władzę. Jego jedynie uczynił
książęciem nad wszystkimi ludami i wszystkimi królestwami, aby wykorzeniał,
psuł, wytracał, obalał, budował i szczepił".
Św. Bernard potwierdza, że "nikt oprócz Boga nie jest podobny papieżowi, ani
na ziemi, ani w niebiesiech".
"Cesarz Konstantyn" - twierdzi papież Mikołaj I - "nadał papieżowi tytuł
Boga; tak więc ktoś będący Bogiem nie może być sądzony przez ludzi".
Według Innocentego i Jakobacjusza "papież może uczynić prawie wszystko, co
czyni Bóg", podczas gdy Decjusz odrzuca słowo prawie - według niego jest ono
zbędne. Jakobacjusz i Durand utrzymują, że "podobnie jak Boga, nikt nie
ośmiela się zapytać papieża - Panie, co czynisz?" Antoniusz zaś napisał:
"Do niego [do papieża] należy ustanawianie rzeczy, które służą dobru
publicznemu i usuwanie wszystkiego, co stanowi przeszkodę w dążeniu do tego
celu - grzechów, nadużyć, oddalających ludzi od Boga (...) według tego, co
powiedziano w proroctwie Jeremiasza 1:10 [tutaj
znowu zastosowano do Antychrysta proroctwo odnoszące się do tysiącletniego
panowania Chrystusa]: 'Oto cię dziś postanawiam nad narodami i nad
królestwami, abyś wykorzeniał i psuł, i wytracał, i obalał' - jeżeli chodzi
o grzechy, 'abyś budował i szczepił' - jeżeli chodzi o cnoty (...) Co do
mocy papieża nad tymi, którzy znajdują się w piekle, którzy są przedstawieni
w rybach morskich (Psalm 8) - ponieważ tak, jak ryby są bez przerwy miotane
falami morza, tak i ci, którzy są w czyśćcu bez przerwy doświadczają boleści
karania - tych Bóg poddał papieżowi, podobnie, jak i ryby morskie, aby
papież udzielał im pomocy przez odpuszczenie grzechów.
Poganie są poddanymi papieża, który rządzi światem jako namiestnik
Chrystusa. Chrystus jednak ma pełną władzę nad wszelkim stworzeniem. Papież
jest wikariuszem Chrystusa i nikt nie może zgodnie z prawem odmówić mu
posłuszeństwa tak samo, jak nikt nie może odmówić posłuszeństwa Bogu. (...)
Papież może karać pogan i barbarzyńców (...) i chociaż poganie nie mogą
ponieść kary duchowej, na przykład ekskomuniki, to jednak kościół może na
nich nałożyć karę pieniężną, a także przez książąt kary cielesne. (...)
Kościół może w sposób pośredni nakładać kary duchowe na Żydów, poddając
ekskomunice chrześcijańskich książąt, których ci Żydzi są poddanymi, jeżeli
ci książęta zaniedbują karania ich karami cielesnymi, gdy Żydzi czynią
cokolwiek przeciwko chrześcijanom. (...) Jeżeli istnieje potrzeba nawrócenia
niektórych, to pożądane byłoby wymuszenie tegoż pod strachem i chłostą, nie
po to, by rzeczywiście uwierzyli, lecz aby przez swój upór nie stwarzali
przeszkód dla wiary. Nawracanie niewiernych powinno być wzorowane na sądzie
Bożym".
Widzimy tutaj, w jaki sposób błędne doktryny prowadzą do niesprawiedliwości.
Ludzie szybko stają się okrutni i zaczynają uciskać innych, jeżeli wcześniej
przekonają samych siebie, że czyniąc taką nieprawość stają się podobni Bogu
- stają się naśladowcami Boga. Trudno uwierzyć, że ludzie są jeszcze tak
uprzejmi i spokojni wobec tych wszystkich okropnych, fałszywych pojęć i
doktryn dotyczących Boskiego planu wobec ludzkości, którymi Szatan zaślepia
i zwodzi przez papieską fontannę błędu, prowadząc ludzi drogą zgodną z ich
wrodzoną upadłą naturą. Ten sam autor pisze dalej:
"Papież ma również władzę nad heretykami i schizmatykami, symbolizowanymi
przez woły, ponieważ przeciwstawiają się prawdzie rogami dumy. Bóg poddał
ich również pod stopy papieża, aby byli ukarani czterema sposobami, to jest
przez ekskomunikę, usunięcie ze stanowisk, pozbawienie doczesnych dóbr i
prześladowania ze strony wojska. Za heretyków mają być jednak uznani tylko
wtedy, kiedy odmówią porzucenia swoich szkodliwych nauk i będą gotowi
uparcie ich bronić. (...) Papież może wyznaczać, czyli wybierać cesarza.
Cesarz jest sługą papieża, ponieważ jest on sługą Boga, którego miejsce
zajmuje papież. Bóg bowiem postanowił cesarza sługą papieża. (...)
Przypuszczam, że jest uznane za prawdziwe stwierdzenie, iż papież, wikariusz
Chrystusa, posiada uniwersalną władzę sądowniczą nad duchowymi i doczesnymi
sprawami na całym świecie, w miejsce Boga żywego".
Na uwagę zasługują poniższe wyrażenia papieży, zacytowane z dzieła Foxa pt.
"Acts and Monuments" przez H. G. Guinnessa, znanego angielskiego pisarza.
Całym sercem zgadzamy się z komentarzem tego pisarza na temat systemu,
którego usta wyrażają takie myśli: "Jeżeli 'kto się wywyższa, będzie
poniżony', to jakież poniżenie będzie proporcjonalne do takiego
samowywyższenia?"
"Dlatego, widząc władzę daną Piotrowi, a przez Piotra mnie, który jestem
jego następcą, któż w całym świecie nie powinien być poddany moim dekretom,
mającym taką moc na niebie, w piekle i na ziemi, tak nad żywymi, jak i nad
umarłymi. (...) Przez jurysdykcję, której kluczem jest tak wielka pełnia
mojej mocy, że kiedy wszyscy inni są poddanymi - tak, nawet cesarze powinni
podporządkować swoją władzę mnie - jedynie ja nie jestem niczyim sługą,
nawet sługą samego siebie. Tak więc mój papieski majestat na zawsze
pozostaje niewzruszony i sięga ponad wszystkich ludzi. Temu majestatowi
wszyscy powinni być posłuszni i naśladować go. Żaden człowiek oprócz mnie
nie może go sądzić czy oskarżać o jakiekolwiek przestępstwo. Nikt nie może
poddać mnie ekskomunice, chociaż ja łączę się z ekskomunikowanymi. Nie
obowiązuje mnie żadne prawo. Nikt nie może mnie okłamywać, ponieważ ten,
który mnie okłamuje, jest heretykiem i osobą wyklętą. W ten sposób jest we
mnie pokazana wielkość kapłaństwa rozpoczętego w Melchizedeku, uroczyście
obchodzonego w Aaronie, udoskonalonego w Chrystusie, reprezentowanego w
Piotrze, wywyższonego w uniwersalnej władzy sądowniczej i okazanego w
papieżu. W ten sposób przez wielkość mojego kapłaństwa, gdy wszystkie rzeczy
są mi poddane, wypełnia się we mnie to, co powiedziano o Chrystusie: 'Wszystkoś
poddał pod nogi jego'.
Podobnie należy rozumieć, że biskup tego kościoła jest zawsze dobry i
święty. Tak, chociaż popełniłby zabójstwo lub cudzołóstwo, nie może być
oskarżony, lecz raczej uniewinniony przez pamięć o mordercach Samsona, o
kradzieżach Żydów itd. Cała ziemia stanowi moją diecezję, a ja jestem
biskupem wszystkich ludzi, posiadającym władzę Króla nad wszystkimi królami
- moimi sługami. Ja jestem wszystkim we wszystkim i ponad wszystkim tak, że
sam Bóg i ja, wikariusz Boga, jesteśmy w tym samym konsystorzu, a ja mogę
uczynić prawie wszystko to, co czyni Bóg. We wszystkich sprawach, które
wymieniam, moja wola ma zastąpić rozumowanie, ponieważ mam prawo uwolnić od
prawa i zło uznać za sprawiedliwość, poprawiając prawa i zmieniając je.
Dlatego więc, skoro rzeczy, które ja czynię, nie są czynione przez
człowieka, lecz przez Boga - ZA KOGÓŻ MOŻECIE MNIE UZNAĆ, JEŻELI NIE ZA
BOGA? Poza tym, jeśli prałaci kościoła byli przez Konstantyna nazywani
bogami, to ja, stojący o wiele wyżej niż oni, muszę zajmować miejsce PONAD
WSZELKIMI BOGAMI. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że mam moc zmieniać
czasy i chwile, zmieniać i odwoływać prawa, anulować wszelkie przepisy,
łącznie z naukami Chrystusa. Chrystus bowiem nakazał Piotrowi schować miecz,
napominając uczniów, aby nie używali siły w celu pomszczenia samych siebie.
Ja zaś, papież Mikołaj, napisałem do biskupów we Francji, nakłaniając ich,
aby dobyli rzeczywistych mieczy. (...) I chociaż sam Chrystus był obecny na
weselu w Kanie Galilejskiej, ja, papież Marcin, w moim majestacie zabroniłem
duchowieństwu uczestniczyć w ucztach weselnych, a także zawierać małżeństwa.
Co więcej, chociaż Chrystus zabronił pożyczać w nadziei zdobycia zysku, czyż
ja, papież Marcin, nie anulowałem tego prawa? Cóż miałbym powiedzieć o tym,
że sprawiłem, iż morderstwa nie były uznane za morderstwa czy zabójstwa, aby
można było zabijać wyklętych? Podobnie mogę anulować i anuluję prawa natury
i kanony apostolskie. Według nakazu apostolskiego, za cudzołóstwo kapłan
powinien być pozbawiony urzędu. Ja zaś, przez władzę Sylwestra, zmieniam
rygor tego postanowienia uznając, że obecnie umysły i ciała ludzi są
słabsze, niż niegdyś. (...) Jeśli chcecie poznać wszystkie takie sprawy,
które prawnie podlegają moim papieskim rozporządzeniom i nikt oprócz mnie
nie może się do nich wtrącać, a których było pięćdziesiąt jeden, to wymienię
je poniżej. [Tu następuje lista.]
Po tym, jak opisałem w zadowalający sposób moją władzę na ziemi, w niebie i
w czyśćcu, jej wielkość i jej pełnię w wiązaniu, rozwiązywaniu,
rozkazywaniu, przyzwalaniu, wybieraniu, potwierdzaniu, anulowaniu,
czynieniu, nieczynieniu itd., powiem parę słów o moich bogactwach i o moich
wielkich posiadłościach, aby każdy człowiek mógł zobaczyć obfitość
wszystkiego - moje dzierżawy, dziesięciny i daniny, moje jedwabie, moje
purpurowe mitry, korony, złoto, srebro, perły i drogie kamienie, ziemie i
posiadłości. Do mnie należy przede wszystkim cesarskie miasto - Rzym, Pałac
Laterański, Królestwo Sycylii, Apula i Capua. Również królestwa Anglii i
Irlandii: czyż nie są, lub czyż nie powinny być moimi lennikami? Do
powyższych dodałbym także, oprócz innych prowincji i królestw tak na
Wschodzie, jak i na Zachodzie, od północy aż na południe, wymienione poniżej
posiadłości. [Tu następuje długa lista.] Cóż miałbym powiedzieć tutaj o
moich dziennych dochodach, o pierwocinach, o dochodach rocznych, odpustach,
bullach, dochodach z konfesjonałów, rozporządzeń, testamentów, dyspens,
przywilejów, wyborów, prebend, domów kościelnych i o innych wpływach, które
stanowią niemałą sumę pieniędzy? (...) Trudno pojąć, jak wielkie bogactwa
płyną do mojego skarbca. (...) A cóż powinienem mówić o Niemczech, skoro,
jak mówią moi prawnicy, cały świat jest moją diecezją i wszyscy ludzie są
obowiązani w to wierzyć? Dlatego więc, jak rozpocząłem, tak i zakończę
rozkazując, oświadczając i obwieszczając, iż rzeczą niezbędną do zbawienia
każdej istoty ludzkiej jest być mnie poddanym."
Wielu zakłada obecnie, że ta chełpliwość papieska należy do odległej
przeszłości i że w czasach późniejszych nastąpiła w tym systemie wielka
zmiana. Wystarczy jednak chwila refleksji i przyjrzenia się faktom, aby
stwierdzić, że te skłonności papiestwa nadal pozostają nie zmienione.
Powinniśmy również pamiętać, że papiestwo ciągle utrzymuje, iż jego doktryny
są niezmienne, że dekrety papieża i soborów są nieomylne, że te dekrety,
tchnące bluźnierstwem przeciw Bogu i prześladowaniem Jego świętych, są nadal
przez dzisiejszy Kościół Rzymskokatolicki uważane za święte. Jedyną zmianą w
papiestwie jest utrata władzy, spowodowana przebudzeniem w okresie
Reformacji. Chęć nadal istnieje, ale możliwość wprowadzenia jej w czyn
została ograniczona przez wzrost znajomości i wolności, w którym
najważniejszą rolę spełniała Biblia. Antychryst jest stopniowo obezwładniany
przez prawdziwego Chrystusa - przez "ducha ust jego"
- przez Jego Słowo. Wkrótce jasny blask obecności Immanuela doszczętnie
zniszczy chełpliwy falsyfikat i całkowicie uwolni świat od zwodniczych
roszczeń i błędów.
Jako ilustracja współczesnych żądań papieży niech posłuży nam następujący
fakt: obecny papież po objęciu stanowiska przyjął imię Leona XIII i niedługo
potem nazwał się "Leo de tribus Juda", co oznacza "Lew z pokolenia Judy".
Jest to jeden z tytułów naszej rzeczywistej Głowy. Jeżeli więc chodzi o
zarozumiałe roszczenia, obecny papież nie ustępuje tym, którzy zajmowali to
stanowisko w ciemnych wiekach.
Poniższy obrządek, zwany Adoracją, nadal jest częścią ceremonii związanej z
wprowadzaniem na urząd nowego papieża. Nowy papież, odziany w biel,
ozdobiony wieloma drogimi kamieniami, w czerwonych butach z wielkimi złotymi
sprzączkami w kształcie krzyża, jest prowadzony do ołtarza, gdzie klęka.
Potem "papież wstaje i, mając na głowie mitrę, zostaje podniesiony przez
kardynałów i posadzony przez nich na tronie-ołtarzu. Jeden z biskupów klęka
i rozpoczyna się śpiewanie Te Deum [Ciebie, Boże, chwalimy]. W tym czasie
kardynałowie całują stopy, ręce i twarz papieża." W mennicy papieskiej
zostaje wybita moneta, przedstawiająca tę ceremonię, a napis głosi: "Którego
uczynili, tego adorują".
Główny reprezentant papieża w Anglii, kardynał Manning, zwraca szczególną
uwagę wiernych na następujące wymagania wiary katolickiej:
"Oświadczamy, potwierdzamy, wypowiadamy i utrzymujemy, iż rzeczą niezbędną
do zbawienia każdej istoty ludzkiej jest poddanie się arcykapłanowi
rzymskiemu". W opublikowanym wykładzie reprezentuje on papieża mówiącego:
"Uważam się za Najwyższego Sędziego i Rządcę sumienia ludzkiego: chłopa,
pracującego w polu i księcia, zasiadającego na tronie, rodziny, która żyje w
domowym zaciszu i urzędnika, stanowiącego prawa dla królestw. Ja jestem
jedynym, ostatecznym, najwyższym Sędzią tego, co dobre i tego, co złe".
Przyglądając się współczesnym przykładom "wielkich i wyniosłych słów
próżności" papiestwa, nie powinniśmy również przeoczyć znamiennego dekretu
Rady Ekumenicznej, która odbyła się w Rzymie w roku 1870. Dokument ten
orzeka o nieomylności papieża. Prawdą jest, że zarówno teraz, jak i w
przeszłości, dumni papieże rościli sobie prawo do nieomylności, a biskupi i
książęta, chcąc zyskać łaski papieży, rzeczywiście za takowych ich uznawali,
stwierdzając: "Tyś jest bogiem na ziemi". Jednak dopiero Rada Papieska w
oświeconym dziewiętnastym stuleciu, w chłodny i świadomy sposób
poinformowała świat, jak wielkim jest ten "bóg na ziemi" - że jest on prawie
tak doskonały, jak tamten Bóg w niebiesiech; że nie popełnia więcej błędów,
niż tamten; że w swoich wyrokach, ogłaszanych ex cathedra, jest nieomylny -
nie popełnia błędów.
Głosowanie rady odbyło się 13 lipca 1870, a 18 lipca powyższy dekret został
formalnie ogłoszony podczas specjalnej ceremonii w katedrze św. Piotra w
Rzymie. Z zainteresowaniem można przeczytać poniższy opis tego wydarzenia,
przekazany przez dr J. Cummingsa z Londynu:
"Papież zasiadł na wielkim tronie wzniesionym przed wschodnim oknem bazyliki
św. Piotra. Wokół niego jaśniał blask wspaniałych drogich kamieni. Obok
stali kardynałowie, patriarchowie i biskupi w bogatych szatach. Wszystko
razem stanowiło niezwykły i wspaniały obraz. Papież wybrał na tę ceremonię
poranek i wschodnie okno - aby wschodzące słońce oświetliło swoimi
promieniami jego otoczenie i aby, odbiwszy się i załamawszy w diamentach,
rubinach i szmaragdach, ukazało go nie jako człowieka, lecz - zgodnie z
ogłaszanym dekretem - jako osobę pełną chwały Bożej. (...) Wczesnym rankiem
papież zasiadł przy wschodnim oknie, (...) lecz słońce... nie ukazało się.
Ponury świt szybko się ściemniał; było coraz ciemniej i ciemniej.
Oślepiająca chwała nie rozbłysła. Stare oczy niedoszłego Boga były zbyt
zmęczone, aby czytać przy świetle dziennym: papież musiał poprosić o świece.
Światło świec nadwerężyło jego nerwy wzrokowe i zmuszony był przekazać tekst
kardynałowi. Kardynał kontynuował czytanie wśród zapadającego mroku.
Niewiele jednak zdążył przeczytać, gdyż z granatowego nieba spadł niezwykle
jasny piorun i rozpoczęła się taka burza, jakiej jeszcze w Rzymie nie
oglądano. Na wszystkich padł strach. Czytanie przerwano. Jeden z kardynałów,
cały drżąc zerwał się ze swojego krzesła i zawołał: "To głos mówiącego Boga,
gromy Synaju!"
Wśród bluźnierczych pretensji Antychrysta warte uwagi są niektóre z jego
doktryn, a szczególnie doktryna o mszy, którą szerzej omówimy w następnym
Tomie. Pomijając czczenie świętych i Marii, zatrzymamy się nad kilkoma
większymi jeszcze błędami.
Nieomylność kościoła była jednym z pierwszych błędów i przygotowała drogę
dla następnych. Była ona głoszona jeszcze przed uznaniem urzędu papieskiego.
Był to najpoważniejszy błąd, który zamknął drogę do usuwania innych, później
odkrytych błędów. Postawił on dekrety kościoła poza wszelkim sprzeciwem i
wątpliwościami tak ze strony rozumu, jak i Pisma Świętego. Zasadami wiary
stały się ludzkie słabości, niewiedza i błędne poglądy. Zastąpiły one Słowo
Boże - Biblię, ponieważ skoro głos soboru został ogłoszony nieomylnym (nie
popełniającym błędów), wszystko musiało się temu głosowi podporządkować.
Każdy sobór czuł się zobowiązany nie podejmować decyzji, które byłyby
sprzeczne z dekretami poprzednich. Jeśli któryś postąpiłby inaczej,
otrzymałby surową naganę. Tak więc raz ustanowiony błąd nie mógł być
usunięty, ani nawet krytykowany. Biblia i rozum musiały być tak
interpretowane i naciągane, aby pasowały do nieomylnych dekretów ludzi,
którzy się mylą. Nic dziwnego, że okazało się, iż potrzeba było znakomitych
teologów, aby interpretować Pisma tak, żeby zgadzały się z tak zwanymi
nieomylnymi dekretami. Nic też dziwnego, że dla wygody Antychryst zakazał
czytania Biblii.
Zakazana Biblia. Z historii papiestwa jasno widać, że mimo wyznawania
szacunku dla Biblii jako Słowa Bożego, system ten zawsze stawiał na
pierwszym miejscu własne nieomylne słowa, Biblia zaś pozostawała w ich
cieniu. Co więcej, Słowo Boże zostało całkowicie zakazane jako nie nadające
się do czytania i niebezpieczne dla ludzi. W ten sposób nieomylne słowo
papieskie mogło przejąć kontrolę nad wszystkim. Papiestwo wiedziało dobrze,
że Biblia stanowi zagrożenie dla jego mocy i że była nieprzerwanym
oskarżeniem dla jego roszczeń.
W czasach władzy papieskiej posiadanie lub czytanie Biblii było traktowane
jako przestępstwo kryminalne. Wynalazek druku i idący za nim rozwój nauki
spowodowały około szesnastego wieku zmartwychwstanie Biblii z grobu martwych
języków, w którym trwała starannie ukryta przez Antychrysta, zabraniającego
pod groźbą surowych kar tłumaczenia tej księgi na inne języki. Kiedy więc
ożywczy duch niepodległości zaczął się szerzyć między ludźmi, nierzadko
zdarzało się palenie Biblii. Z Watykanu płynęły długo i głośno bezlitosne
klątwy na domniemanych grzeszników, którzy ośmieliliby się tłumaczyć,
publikować lub czytać Słowo Boże.
Kiedy Wycliffe wydał swój przekład Biblii, papież Grzegorz przesłał do
Uniwersytetu w Oksfordzie bullę potępiającą tłumacza, który "popadł w
obrzydliwy rodzaj niegodziwości". Przekład Tyndale'a również został
potępiony. Kiedy Luter opublikował swoje tłumaczenie Biblii na język
niemiecki, papież Leon X także wydał przeciwko niemu bullę. Niemniej jednak
dzieło wspaniale i równomiernie posuwało się naprzód: Biblia miała bowiem
przejść zupełne zmartwychwstanie i przeznaczone jej było oświecić ludzi
wszelkich narodowości i języków. Kościół w Rzymie zaczął to powoli zauważać
i dlatego postanowił zezwolić na przekładanie Pisma Świętego na języki
nowożytne - przekładanie jej przez katolickich tłumaczy i z katolickimi
objaśnieniami. Biblie te nie miały jednak docierać do ludzi - chyba, że
istniało niebezpieczeństwo, iż otrzymają oni przekłady protestanckie.
Stwierdza to przekład Rhemish.
Poniższe cytaty pokazują charakter niektórych objaśnień do tego właśnie
przekładu, który w ostatnich latach został zastąpiony bardzo podobnym,
chociaż zawierającym mniej subiektywne objaśnienia, tłumaczeniem Douay. W
notatce do trzeciego rozdziału Ew. Mateusza czytamy: "Heretycy mogą być
karani i prześladowani; mogą i powinni być karani i zabijani przez władze
duchowe lub świeckie". Objaśnienie do Galacjan 1:18
mówi: "Katolicy nie powinni oszczędzać własnych rodziców, jeżeli są oni
heretykami". Komentarz do Hebr. 5:7: "Tłumacze
Biblii protestanckiej powinni być wrzuceni w otchłań piekielną". Werset z
Obj. 17:6 skomentowano: "Krew protestantów nie
jest jednak nazywana krwią świętych, podobnie jak krew złodziei, mężobójców
i innych złych ludzi, za których zgubę - z wyroku sprawiedliwości -
społeczeństwo nie ponosi odpowiedzialności".
Dalej cytujemy niektóre z ograniczeń narzuconych wtedy, gdy okazało się, że
nie da się całkowicie zapobiec czytaniu Biblii. Czwarta zasada Index
Expurgatoris mówi:
"Jeżeli ktoś ośmieli się czytać lub mieć Biblię bez pisemnego pozwolenia, to
nie otrzyma rozgrzeszenia, dopóki nie dostarczy tej Biblii ordynariuszowi.
Księgarze, którzy sprzedają lub w inny sposób rozprowadzają Biblie w języku
narodowym, dostarczając je jakimkolwiek osobom nie posiadającym pisemnego
pozwolenia, zostaną ukarani konfiskatą książek, a biskup nałoży na nich taką
karę, jaką uzna za stosowną, według wielkości przestępstwa".
Decyzja Soboru Trydenckiego, podjęta podczas posiedzenia w roku 1546:
"Aby ograniczyć działania nierozważnych umysłów, Sobór postanawia, iż w
sprawach wiary i moralności oraz wszystkiego, co ma związek z zachowywaniem
chrześcijańskich doktryn, nikt nie ma prawa rozumieć Pisma Świętego według
własnych sądów albo inaczej, niż było i jest postanowione przez święty
macierzysty kościół, którego prawem jest wydawać sądy o prawdziwym
znaczeniu".
Z bulli Piusa VII przeciwko Towarzystwom Biblijnym, wydanej w dniu 29
czerwca 1816 roku i przesłanej Prymasowi Polski:
"Byliśmy naprawdę zaskoczeni tym wielce podstępnym narzędziem, jakim
podkopuje się podstawy religii. Ponieważ sprawa ta jest bardzo ważna, wraz z
naszymi czcigodnymi braćmi, kardynałami świętego Kościoła Rzymskiego,
rozważyliśmy ją z największą uwagą na soborze, podczas którego
zastanawialiśmy się również nad krokami, jakie nasza władza pontyfikalna
powinna przedsięwziąć, aby uleczyć i zwalczyć tę zarazę tak dalece, jak
tylko jest to możliwe. (...) Wykazaliście już dobrowolnie gorące pragnienie
wykrycia i zniszczenia bezbożnych machinacji tych nowatorów. Jednak zgodnie
z naszym urzędem raz jeszcze upominamy was, że cokolwiek możecie osiągnąć
siłą, radą lub władzą, powinniście czynić codziennie i z największą
uczciwością. (...) Biblia drukowana przez heretyków ma znaleźć się na liście
książek zakazanych, zgodnie z regułami indeksu".
Ten sam papież w roku 1819 wydał bullę przeciwko używaniu Pisma Świętego w
szkołach irlandzkich. Czytamy w niej:
"Do świętej kongregacji dotarła wiadomość, że we wszystkich niemal częściach
Irlandii ustanowione zostały Towarzystwa Biblijne, wspierane funduszami
płynącymi od grup heterodoksyjnych. W Towarzystwach tych niedoświadczeni
ludzie obojga płci zatruwani są zdeprawowanymi doktrynami. (...) Powinno się
więc podjąć wszelkie możliwe starania, aby utrzymać młodzież z dala od tych
niszczących szkół. (...) Działajcie, jak tylko umiecie, aby ortodoksyjna
młodzież nie uległa zepsuciu w tych miejscach - a cel ten, mam nadzieję,
zostanie z łatwością osiągnięty przez ustanowienie w całej waszej diecezji
szkół katolickich".
Mamy więc tutaj szczere objaśnienie prawdziwego celu zakładania katolickich
szkół parafialnych w Wielkiej Brytanii i Ameryce Północnej. Celem tym była
ochrona wyznania katolickiego. Antychryst nie ma żadnego innego celu, kiedy
oferuje edukację prostym ludziom. Niewiedza i przesądy są osłoną papiestwa.
Potwierdzają to stulecia władzy tego systemu, a także okres nazywany
"mrokami Średniowiecza". Nie zaniedbywano ograniczonej edukacji
duchowieństwa, ale głęboka ciemnota wszystkich dawnych krajów
rzymskokatolickich jest dowodem, że nikt nie dbał o naukę zwykłych ludzi.
Szkoły i Biblie zawsze były wrogami Antychrysta i nie mogły być tolerowane -
chyba, że były naprawdę konieczne. Wtedy dla przetrwania Antychrysta
niezbędne stawało się rzucenie na nie fałszywego światła.
W bulli Leona XII, skierowanej do duchowieństwa Irlandii w roku 1825,
czytamy:
"Nie jest dla was tajemnicą, czcigodni bracia, że na całym świecie panoszy
się zuchwale pewne towarzystwo, powszechnie nazywane Towarzystwem Biblijnym.
Odrzuciwszy tradycje ojców świętych i dobrze znane dekrety Soboru
Trydenckiego, powyższe Towarzystwo wszystkie swoje siły i środki skupia na
dążeniu do jednego celu: do przetłumaczenia albo raczej do wypaczenia Biblii
i wydania jej w narodowych językach wszystkich ludzi".
Nawet dużo późniejszy papież, Pius IX, wyraził ból swojego serca z powodu
triumfu Biblii, tego wielkiego wroga Antychrysta. Powiedział on: "Niech będą
przeklęte te podstępne i zwodnicze towarzystwa, nazywane Towarzystwami
Biblijnymi, które oddają Biblię w ręce niedoświadczonej młodzieży".
Rzeczywiście, Rzymskokatolicki Sobór Plenarny w Baltimore zadecydował w roku
1886, że w katolickich szkołach w Stanach Zjednoczonych mogą być używane
Biblie zaaprobowane przez kościół. Nie oznaczało to jednak zmiany w
rzeczywistych upodobaniach Antychrysta, lecz było jedynie jeszcze jednym
krokiem jego dalekowzrocznej polityki i ustępstwem wobec panującego w tym
kraju ducha wolności, który nie znosi podobnych ograniczeń. Wiadomo było
jednak, że ludzie szukali wolności, a nie Biblii. Dziś, dwa lata po tych
wydarzeniach, w szkołach katolickich Biblii nie znajdziemy.
Innym błędem, który przyniósł wiele owoców, była doktryna o naturalnej,
przyrodzonej nieśmiertelności człowieka (raz rozpoczęte życie nigdy nie
ustaje). Myśl tę zapożyczono z filozofii greckiej. Kiedy uznano ją za
prawdziwą, w naturalny sposób doprowadziło to do wniosku, że skoro życie
musi trwać wiecznie, to biblijne wersety dotyczące wtórej śmierci i
zniszczenia dobrowolnych grzeszników muszą znaczyć coś zupełnie przeciwnego
niż to, o czym rzeczywiście mówią, a mianowicie - wiecznie trwające życie w
pewnych warunkach. Dalej łatwo było stwierdzić, że w przypadku złych ludzi
życie to musi być cierpieniem. Tortury te często malowano na ścianach
kościołów, mówili też o nich gorliwi kapłani i mnichowie. Nawróceni ludzie
łatwo przyjmowali tę błędną naukę, ponieważ filozofowie greccy (przodujący
wtedy w sprawach nauki, religii i filozofii, których idee, jak wykazuje
Józefus, zaczęły nawet przenikać do judaizmu) od dawna uczyli już o karze,
jaka czekała grzeszników po śmierci. Na ich korzyść przemawia jednak fakt,
że nigdy nie posunęli się oni do tak strasznych bluźnierstw o charakterze i
władzy Boga, jakich nauczał Antychryst. Zaraz potem przyszła kolej na
ustanowienie miejsca tych wszystkich tortur i nazwanie tego miejsca piekłem.
Znaleziono też wersety z Pisma Świętego, odnoszące się do szeol, hades i
gehenny, które opisują rzeczywistą zapłatę za grzech - pierwszą i drugą
śmierć. Zręcznie zinterpretowano te wersety, podobnie jak przypowieści
naszego Pana i symbole z Objawienia, a uczyniono to w taki sposób, aby
zwieść cały świat najokropniejszymi bluźnierstwami o charakterze i planie
Boga, naszego mądrego i łaskawego Ojca Niebieskiego.
Wprowadzono też koncepcję czyśćca, aby powyższą doktrynę uczynić bardziej
znośną i w ten sposób umożliwić Antychrystowi jeszcze silniejszą kontrolę
nad ludźmi. Antychryst twierdził, że ma klucze nieba i piekła, a także iż
może zmniejszyć cierpienia czyśćcowe, będące karą nie tylko za Adama i
odziedziczone po nim słabości, ale także za dobrowolne, zamierzone grzechy.
Łatwo można sobie wyobrazić, jaką dawało to władzę nad ciemnymi, prostymi
ludźmi, szczególnie gdy cesarze i przywódcy akceptowali tego zwodziciela i
gięli się przed nim w ukłonach.
Zaraz potem pojawiły się msze za zmarłych: tak biedni, jak i bogaci
poczuwali się do obowiązku płacenia za nie. Skuteczność tych mszy, jeżeli
chodzi o uwalnianie od cierpień czyśćcowych, miała być nieograniczona -
nawet Jahwe ani Chrystus nie mogli się im przeciwstawić. Stało się to
źródłem wielkich dochodów Antychrysta, ponieważ kapłani ciągle przypominali
umierającym bogaczom o powinności pozostawienia hojnych datków na msze za
nich samych, aby ci, którzy odziedziczą po nich majątek nie przeoczyli tej
sprawy. Podobne ostrzeżenia pojawiły się w tym roku w rzymskokatolickich
czasopismach - ostrzeżenia mówiące, że mniej pieniędzy powinno się wydawać
przy pogrzebie na kwiaty, a więcej na msze za zmarłych.
Niedługo przed krucjatami wprowadzono odpusty: wiemy, że odpusty te były
niezbędne, aby zwerbować ochotników, którzy wzięliby udział w tych
krucjatach, czyli świętych wojnach. Zgodnie z papieskim zarządzeniem każdy
uczestnik takiej wojny uzyskiwał przebaczenie nie tylko swoich przeszłych
grzechów, ale również tych, które miał popełnić w przyszłości, co chroniło
go od pewnych cierpień w czyśćcu. Odpusty te, jak twierdzą rzymskokatolicy,
nie były przewidziane jako pozwolenia na popełnianie grzechów, lecz jako
nagrody za zasługi; nagrody te mogły wyrównać dług lub anulować określoną
liczbę dni lub lat mąk w czyśćcu. Tak więc jeżeli na skutek popełnionych
grzechów człowiek podlegał karze tysiąca lat cierpień, a jednocześnie zdołał
jednorazowo lub przy wielu okazjach zapewnić sobie odpusty za tysiąc lat -
za pieniądze, za przysługi oddane papiestwu lub za odbyte pokuty - był wolny
od czyśćca. Gdyby zdobył dziewięćset lat odpustu, musiałby jeszcze cierpieć
przez sto lat. Gdyby z kolei ilość odpustów była dużo większa od należnych
mu kar, człowiek taki prawdopodobnie zostałby uznany za świętego, do którego
należy zanosić modły i którego należy adorować. W ten właśnie sposób Ludwik,
król Francji i uczestnik krucjat stał się świętym: został kanonizowany i
obecnie ludzie modlą się do niego jako do świętego Ludwika.
Rzeczywiście istnieje pewna różnica między rozumianymi w ten sposób
odpustami a pozwoleniami na popełnianie grzechów: różnica ta jest jednak
bardzo mała, papiestwo bowiem wyznaczyło za powszechnie popełniane grzechy
określoną ilość cierpień. W ten sposób nie tylko przeszłe grzechy mogły być
anulowane, ale również ci, którzy mieli powody, aby przypuszczać, że
popełnią określone grzechy w przyszłości, mogli z wyprzedzeniem zapewnić
sobie ich odpuszczenie. Istniały również "odpusty całkowite", które
oczywiście obejmowały wszystkie grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe.
Nawet w dzisiejszych czasach mają jeszcze miejsce różne niewiarygodne
praktyki. Rzymskokatolicy mają pewne modlitwy, których powtarzanie jest
podstawą odpustu za pewien określony czas. Duża ilość powtórzeń, jak
twierdzą, uchroni ich od gniewu przez długi czas. Tak więc ci, którzy
odmówią "Witaj, święta Królowo" otrzymują czterdzieści dni odpustu; za
"Litanię do Błogosławionej Panienki" można uzyskać dwieście dni, zaś dla
odmawiających "Zdrowaś Mario" przewidziano sto lat odpustu. Można sobie
wyobrazić, do jakiego odstępstwa doprowadziła ta bluźniercza doktryna w
"ciemnych wiekach", kiedy wszystkim oferowano odpusty za pieniądze oraz za
prześladowania niewiernych i heretyków.
Za przestępstwa popełniane przez bogaczy, którzy mogli płacić, żądano
olbrzymich kar, zaś najbardziej podstawowe występki przeciwko
sprawiedliwości, powszechniejsze między prostymi ludźmi, przebaczano dużo
łatwiej. Tak więc małżeństwo z najbliższym kuzynem kosztowało pięć tysięcy
dolarów, podczas gdy za zamordowanie żony lub za ojcobójstwo wymagano
jedynie dwudziestu dolarów. Spanheim pisze: "Instytucja odpustów stała się
mennicą pieniędzy dla Kościoła Rzymskokatolickiego, kopalnią złota dla
rozpustnych siostrzeńców, bratanków i dzieci papieży, źródłem finansów dla
wojen papieskich, środkiem spłacania długów i niewyczerpaną fontanną zbytku
papieży".
Aby to wszystko uregulować, rozmaitym grzechom przypisywano różne kary -
różne liczby dni lub lat w czyśćcu. Ustalono też odpowiednią skalę cen, aby
uzyskiwać określone opłaty za morderstwo, kradzież, dzieciobójstwo,
cudzołóstwo, krzywoprzysięstwo i inne grzechy. W ten sposób anulowano pokuty
oraz łagodzono bądź skracano męki w czyśćcu, a to wszystko ku zadowoleniu
pracowników Antychrysta. Trudno się dziwić, że ludzie szybko zrozumieli, iż
za tyle grzechów trzeba płacić tyle pieniędzy.
Z powodu odpustów przestępczość wzrosła tak znacznie, że oburzenie wyższych
klas społecznych stało się przyczyną rebelii skierowanej przeciwko
kościołowi. Ludziom otworzyły się oczy i zobaczyli, że duchowieństwo,
począwszy od najwyższych dostojników, a na zwykłych urzędnikach kończąc,
pogrążone jest w niegodziwości.
Podobnie, jak największe ciemności zapadają przed samą burzą, tak i przed
wielkim ruchem reformacji nastąpiła najczarniejsza, jeżeli chodzi o
moralność, godzina mrocznego panowania Antychrysta. Wtedy właśnie jawny i
bezwstydny handel odpustami napełnił wstrętem Lutra i doprowadził jego i
innych gorliwych papistów do tego, że zaczęli badać i kwestionować cały
system, tak z punktu widzenia moralności, jak i - później - aspektów
doktrynalnych. Na koniec Luter ogłosił prawdę, że papiestwo rzeczywiście
jest Antychrystem. Odkrywszy to, odważnie wskazał na pewne symbole z
Objawienia oraz na ich zastosowanie i częściowe wypełnienie w hierarchii
papieskiej.
O
tej sprawie czytamy u dobrze znanego duchownego, Lymana Abbotta:
"Jednym z powodów, dla których przedtem udzielano więcej odpustów niż
obecnie, był napływ pieniędzy do kościoła. Handel ten osiągnął największe
rozmiary na początku XVI wieku za czasów Leona X, który udzielał odpustu
każdemu, kto wspomagał wznoszenie katedry św. Piotra w Rzymie. Jego głównym
przedstawicielem do spraw sprzedaży odpustów w Niemczech był niejaki Jan
Tetzel. Jego osławione występki nie stały na przeszkodzie wybraniu go do
udzielania odpustów innym, czystszym od niego duszom. Żadne dziwactwo nie
było dla niego zbyt wielkie, byle tylko napełniało pieniędzmi jego szkatułę.
Twierdził on, że czerwony krzyż, który towarzyszył mu we wszystkich
miejscach, ma równie wielką moc, jak krzyż Chrystusa - że nie istnieje tak
wielki grzech, z którego ten krzyż nie mógłby człowieka oczyścić: 'Odpusty
są zbawieniem nie tylko dla żywych, ale i dla umarłych. W tym samym
momencie, kiedy pieniądze uderzą w dno skrzynki, dusza opuszcza czyściec i
ulatuje wolna do nieba' - oto jedno z bluźnierczych stwierdzeń Tetzla.
Ustanowiono cennik grzechów: 'Poligamia kosztuje sześć dukatów;
świętokradztwo i krzywoprzysięstwo - dziewięć; morderstwo - osiem; czary -
dwa'. Ten właśnie jawny i bezwstydny handel był największą przyczyną
reformacji. Odpustów nadal udzielano - nie tylko za przejawy pobożności,
lecz również za finansowe wspieranie kościoła. Publiczne i jawne
sprzedawanie odpustów zostało teraz przez Kościół Rzymski w większej części
zaprzestane".
Inny pisarz zacytował dalsze słowa Tetzla:
"Podejdźcie bliżej, a dam wam listy z odpowiednimi pieczęciami, dzięki
którym nawet grzechy, które zapragniecie popełnić w przyszłości, będą wam
odpuszczone. Nie ma tak wielkiego grzechu, którego odpusty nie mogłyby
zmazać. Płaćcie tylko, płaćcie dużo, a wszystko będzie wam wybaczone. Wy,
kapłani, wy szlachta, wy, sprzedawcy i wy, żony, panny i młodzieńcy,
słuchajcie waszych rodziców i przyjaciół, którzy wołają na was z bezdennej
czeluści: 'Cierpimy straszliwe męki, niewielka jałmużna wybawi nas od
tortur. Możecie ją dać, więc czyż jej nie dacie?' Za dziesięć groszy możecie
wybawić waszych ojców od czyśćca. Nasz Pan Bóg nie zajmuje się już nami jako
Bóg - całą swoją moc oddał papieżowi".
Poniższy tekst pochodzi z blankietów używanych przez Tetzla, które
uzupełniał imieniem kupującego, jego grzechami itd.:
"Niech nasz Pan, Jezus Chrystus, zmiłuje się nad tobą, (...) i wybawi cię
przez zasługi swoich najświętszych mąk. Ja, w imieniu danej mi władzy
apostolskiej, oczyszczam cię z wszystkich (...) występków, grzechów i
zbrodni, jakie popełniłeś, bez względu na ich wielkość i rodzaj, (...)
anuluję cierpienia, które musiałbyś znosić w czyśćcu, (...) przywracam ci
niewinność i czystość, jaką miałeś w chwili twego chrztu tak, że gdy
umrzesz, zamkną się przed tobą drzwi miejsca kaźni, a otworzą bramy raju.
Jeżeli zaś będziesz żył długo, łaska ta będzie trwała niezmiennie do końca
twoich dni. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, amen. Brat Jan Tetzel,
intendent, podpisuje ten dokument własnoręcznie - - - "
Jeżeli chodzi o obecne czasy, możemy powiedzieć, że kilka lat temu drukowane
odpusty były sprzedawane na stołach w niektórych z większych kościołów
rzymskokatolickich w Meksyku i na Kubie.
"Dano jej też walczyć z
świętymi i zwyciężać ich" -
"i święte najwyższych miejsc zetrzeć".
Czy fałszywe królestwo papieskie rzeczywiście miało władzę nad prawdziwie
poświęconymi dziećmi Bożymi? Czy rzeczywiście zwyciężyło - czy
"starło ich" podczas długiego okresu ucisku albo
też zgniatania, jak sugeruje tekst hebrajski? Nasza odpowiedź brzmi: tak.
Używano wszelkich możliwych środków, aby zdławić ducha prawdziwego
chrześcijaństwa (Jan 8:36;
Gal. 5:1; 2 Kor. 3:17), a zamiast niego wprowadzić ducha, doktryny i
obrządki Antychrysta. Na początku nie było to otwarte atakowanie wiernych,
lecz raczej powolny, nieprzerwany, zgniatający ucisk, skierowany szczególnie
przeciwko nauczycielom odmiennych doktryn i wyczerpujący cierpliwość i wiarę
wielu ludzi. To ciągłe gnębienie i uciskanie można jasno zobaczyć na
przykładzie instytucji konfesjonału, w którym Antychryst nie tylko
dowiadywał się o każdym przejawie krytyki i przeciwstawiania się temu
systemowi, o jakim słyszał spowiadający się, ale pod groźbą przyszłej kary
nakazywał też ujawniającemu swoje grzechy człowiekowi wyznanie i pokutę za
jego własne myśli i czyny podobne tamtym. Wkrótce powyższa procedura została
poparta przez władze cywilne; tak więc jakikolwiek protest przeciwko
kościołowi mógł być uznany za zdradę władzy cywilnej, która była popierana
przez system papieski.
W pierwszym okresie wywyższenia papiestwa narody w całości stawały się
nominalnymi członkami kościoła; w przeciwnym razie były uznawane za pogan.
Od wszystkich, którzy wyznawali Chrystusa, oczekiwano podporządkowania się
zwyczajom i prawom hierarchii dążącej stopniowo do samowywyższenia się.
Kiedy błąd - zawsze bardziej popularny niż prawda - zyskiwał większy wpływ i
siłę, wówczas ścigał, zakazywał i oczerniał Prawdę oraz wszystkich, którzy
ją wyznawali. To właśnie był czas, kiedy - jak pokazano w Objawieniu -
prawdziwy Kościół (niewiasta) uciekł na pustynię - w odosobnienie (Obj.
12:6). Odrzucenie to było spowodowane jej wiernością Prawdzie,
prawdziwemu Panu i Głowie Kościoła. W tych czasach, kiedy odstępcy stawali
się książętami, prawdziwi, pokorni święci doświadczali tego, przed czym Pan
ostrzegał zarówno ich, jak i wszystkich innych pobożnych - doświadczali
prześladowań. Teściowa była przeciwko synowej, ojciec przeciwko synowi, brat
przeciwko bratu. Najwięksi wrogowie człowieka często rzeczywiście znajdowali
się w jego własnym domu. Czy cokolwiek mogło bardziej zetrzeć lub zgniatać
świętych Najwyższego niż takie prześladowania, trwające przez wiele stuleci?
Aby zobaczyć, jak srogie i bezwzględne były te prześladowania, musimy znów
spojrzeć na karty historii.
Prześladowania chrześcijan w pogańskim Rzymie nie są nawet warte
porównywania z prześladowaniami przez Rzym papieski. Były one o wiele
rzadsze, miały ograniczony zasięg i były mniej srogie. Z przekazów wczesnych
chrześcijan wiadomo, że większość urzędników rzymskich, egzekwujących w
poszczególnych prowincjach decyzje cesarza lub senatu, mających w swoich
rękach władzę życia i śmierci, zachowywała się jak dobrze wychowani ludzie o
liberalnym wykształceniu, którzy respektowali reguły sprawiedliwości. Rzadko
używali tak wstrętnych metod, jak prześladowania. Częściej z pogardą
oddalali oskarżenia przeciwko chrześcijanom (tak, jak próbowali uczynić
Piłat i Herod w przypadku naszego Pana - Łuk.
23:14-16,20,22; Mat. 27:24) lub sugerowali oskarżonym chrześcijanom
jakieś sposoby obejścia prawa. Kiedy tylko mogli, używali swojej władzy
raczej chroniąc chrześcijan, niż ich uciskając. Pogańskie trybunały często
były najpewniejszym ratunkiem przed żydowskimi oskarżycielami.9*
Okrutne prześladowania za czasów obrzydliwego tyrana - Nerona, który spalił
niektórych chrześcijan, aby odwrócić od siebie publiczne podejrzenia, są
jedną z najczarniejszych kart historii pogańskiego Rzymu. Liczba ofiar
Nerona była jednak stosunkowo niewielka. Ofiarami pogańskich prześladowań
były przeważnie wybitne jednostki, nie zaś społeczności. Jednak nawet te
prześladowania przywódców nie stanowiły wyrazu ustalonej, ciągłej i
zdeterminowanej opozycji ze strony panujących; były raczej rezultatem
niekontrolowanego, spowodowanego przesądami, poruszenia między ludem.
Zaspokojenie tych żądań wydawało się przywódcom niezbędne dla utrzymania
spokoju i porządku. Przykłady takich wydarzeń znajdujemy w życiu apostoła
Pawła, a także innych apostołów (Dzieje Ap. 19:35-41;
25:24-27; 26:2,3,28). Nawet szersze prześladowania przez cesarzy
rzymskich trwały bardzo krótko, wyjąwszy prześladowania za czasów
Dioklecjana, które z różną siłą trwały przez 10 lat. Pomiędzy tymi
prześladowaniami były długie okresy pokoju i ciszy. Pod władzą cesarzy
chrześcijaństwo było niepokojone, ale nie zostało
"starte"; można raczej powiedzieć, że wspaniale się rozwijało.
Jakże inne były prześladowania papieskie, którym podlegali nie tylko
przywódcy, lecz wszyscy, i które trwały nie przez kilka miesięcy, lecz
nieprzerwanie! To, co pod panowaniem pogańskich cesarzy było przejściową
modą lub szaleństwem, za czasów papieży stało się zorganizowanym systemem,
który podsycany był fanatyzmem religijnym i intrygami ambicji oraz
inspirowany szatańską gorliwością, energią i okrucieństwem, którego nie
można porównać z niczym innym w całych dziejach ludzkości. Odpadły kościół
odłożył miecz ducha i, trzymając się mocno ramienia cesarstwa, ze straszliwą
furią obrócił swoją cielesną broń przeciwko wszystkim słabszym przeciwnikom,
którzy stali na drodze jego ambicji. Jednocześnie system ten uległością i
pochlebstwem zwodził możnych, aż zdobył ich zaufanie, po czym mógł uzurpować
sobie ich pozycję i władzę.
Zarówno pogaństwo, jak i herezja stały się wówczas przedmiotem prześladowań
- szczególną uwagę zwrócono przy tym na herezję. "Tak zwane duchowieństwo
chrześcijańskie", pisze Edgar, "przewrotnie zastosowało prawa żydowskiej
teokracji i zapisy żydowskich annałów dla niechrześcijańskiego i podłego
celu obudzenia demona prześladowań przeciwko rozpadającym się pozostałościom
greckich i rzymskich [pogańskich] przesądów. (...) Rozplótłszy starożytną
tkaninę politeizmu, przenieśli jego dochody do systemu kościelnego,
państwowego i wojskowego. (...) Pogaństwo zostało wygnane z rzymskich
terytoriów. (...) Przekonania zastąpiono przymusem, a ewangelię terrorem.
Twarz pokrywa się rumieńcem, gdy czytamy Symmachusa i Libaniusza, dwóch
pogańskich oratorów, apelujących o rozsądek i perswazję w propagowaniu
religii, podczas gdy Teodozjusz i Ambrozjusz, chrześcijański cesarz i
chrześcijański biskup, usilnie podkreślają przemoc i przymus".
Kiedy Konstantyn objął władzę w Rzymie, był skłonny tolerować wszystkie
religie, czego świadectwem był Edykt Mediolański, dający wolność przekonań
religijnych każdemu człowiekowi w Imperium Rzymskim. Kościół chrześcijański,
który tak długo był prześladowany i tęsknił do wolności, powinien był
powitać taki krok z radością. Stało się jednak inaczej. Zaniknął już
prawdziwy duch chrześcijaństwa i teraz największą ambicją kościoła było
wywyższenie się tak szybko, jak tylko możliwe, przez zadeptanie każdej
iskierki wolności i podporządkowanie wszystkiego własnym rozkazom. "Zgodnie
z tym", mówi Gibbon,10* "jego [Konstantyna]
urzędnicy kościelni szybko doprowadzili do zredukowania bezstronności urzędu
i do obudzenia gorliwości nawróconego. (...) Wszelkie nadzieje pokoju i
tolerancji wygasły, kiedy zebrał w murach swojego pałacu trzystu biskupów".
Cesarz został wtedy zmuszony do ogłoszenia, że ci, którzy w sprawach wiary
nie akceptują wyroków tego duchownego zgromadzenia, powinni przygotować się
na wygnanie. Ogłoszono również, że decyzje powyższych duchownych mają
autorytet boski. Ten duch nietolerancji szybko wydał owoc w postaci gorzkich
i bezwzględnych prześladowań. Konstantyn wydał dwa prawa karne przeciwko
herezji, a za tym przykładem poszli jego następcy - Walentynian, Gracjan,
Teodozjusz, Arkadiusz i Honoriusz. Teodozjusz wydał piętnaście podobnych
statutów, Arkadiusz - dwanaście, Honoriusz - nie mniej niż osiemnaście.
Zostały one zapisane w kodeksach Teodozjusza i Justyniana ku niesławie ich
autorów - kapłanów i cesarzy.
To, co Antychryst uważał za stosowne nazwać herezją (a co w dużej części
było prawdą i sprawiedliwością, opartą na mocnych podstawach), zostało
uznane za rzecz gorszą od niewierności; przeciwko tym obydwóm rzeczom
powstawali królowie, cesarze i teolodzy; obie były prześladowane
(szczególnie herezja) przez inkwizycję. Kiedy na początku trzynastego wieku
nastąpił rozwój nauki, kiedy ludzie zaczęli budzić się ze snu i koszmarnych
widziadeł "ciemnych wieków", ci, z których umysłów Prawda nie została
całkowicie wymazana, znów otrzymali zachętę do działania i znów prawdy
zostały ukazane na przekór coraz większym błędom Antychrysta. Wtedy właśnie
duch prześladowań, którym był owładnięty Antychryst, spowodował eksplozję
działań mających na celu zmiażdżenie przeciwnika.
Królowie i książęta drżeli o swoje korony, jeżeli w jakimkolwiek stopniu
spowodowali niezadowolenie papieża. Ich majątki zagrożone były interdyktem,
jeżeli oni sami lub ich poddani odmawiali absolutnego posłuszeństwa rozkazom
papieża. Złożyli oni przysięgę, że wytrzebią herezję. Ostrzeżono ich, że
muszą oczyścić swoje prowincje z heretyckiej przewrotności, inaczej bowiem
utracą swoje włości. Baronom, którzy nie pomagali w dziele prześladowań,
rzeczywiście odebrano majątki. Królowie i książęta czynili więc wysiłki, aby
zastosować się do poleceń papieskich, a baronowie i ich wasale musieli im
służyć i pomagać w dziele niszczenia.
Nawet przed tym przebudzeniem, jeszcze w roku 630, Sobór w Toledo zmusił
wstępującego na tron króla Hiszpanii do złożenia przysięgi, że nie będzie
tolerował w swoim państwie żadnych heretyków; ogłoszone zostało, że
monarcha, nie dotrzymujący powyższej przysięgi, będzie "wyklęty przed
obliczem wiecznego Boga i zostanie wrzucony do ognia piekielnego".
Straszliwe znaczenie tych roszczeń poznano jednak w pełni dopiero wtedy, gdy
rozpoczęło się przebudzenie, a Antychryst osiągnął szczyty swej władzy.
Sobór w Oksfordzie w roku 1160 przekazał sądowi cywilnemu grupę zwolenników
Waldensa, którzy przybyli do Anglii z Gaskonii. Według odpowiedniego rozkazu
króla Henryka II tak kobiety, jak i mężczyźni zostali publicznie
wychłostani, naznaczeni na policzku piętnem, odbitym rozpalonym żelazem i -
półnadzy - wypędzeni w środku zimy poza miasto. Wszystkim mieszkańcom
zabroniono okazywać współczucie dla skazańców lub wyświadczyć im
najdrobniejszą choćby przysługę.
Fryderyk, cesarz niemiecki, rozkazał w roku 1224, aby wszyscy heretycy
zostali żywcem spaleni ogniem. Ich majątki miały być skonfiskowane, a ich
dzieci, jeżeli nie przyłączyły się do prześladowań, miały być zniesławione.
Ludwik, król Francji, w roku 1228 wydał dekret nakazujący wykorzenienie
herezji, po czym sam dopilnował jego wykonania. Zmusił on Rajmunda, hrabiego
Tuluzy, do zniszczenia heretyków w jego włościach, nie wyłączając jego
przyjaciół i wasali.
Od najwcześniejszych przejawów władzy, która stopniowo rozwinęła się potem w
system papieski, istnieli ludzie, którzy przeciwstawiali się tym siłom. Opór
ten okazywała jednak tylko garstka wiernych, którzy mieli bardzo niewielki
wpływ na przytłaczający napływ światowości, zalewający kościół. Stopniowo,
kiedy spostrzegali błędy, wycofywali się po cichu z wielkiego odstępstwa,
aby chwalić Boga zgodnie z własnym sumieniem, nawet pod groźbą prześladowań.
Najznaczniejsi z nich zostali później nazwani waldensami, albigensami,
wycliffitami i hugenotami. Wszyscy oni, chociaż różnie nazywani, mieli, o
ile nam wiadomo, jednakowe początki i jednakową wiarę. "Waldensjanizm" -
pisze Rainerous (3.4), wyróżniający się trzynastowieczny inkwizytor - "jest
najstarszą herezją i istnieje, według niektórych, od czasów [papieża]
Sylwestra, a według innych - nawet od czasów apostolskich". Sylwester był
papieżem, kiedy Konstantyn zasiadał na cesarskim tronie i kiedy wyznał
chrześcijaństwo. W ten sposób widzimy, że od samego początku Prawda miała
swoich zwolenników, którzy, choć pokorni i niepopularni, rozumnie odrzucali
papieskie doktryny o czyśćcu, oddawaniu czci obrazom, ustanawianiu świętych,
czczeniu Marii Panny, modlitwach za zmarłych, przemianie chleba i wina w
ciało i krew Jezusa, celibacie duchowieństwa, odpustach, mszy itd. Odrzucali
również pielgrzymki, palenie kadzideł, święte pogrzeby, używanie wody
święconej, święte szaty, monachizm itd. Utrzymywali oni, że powinno się
postępować według nauk Pisma Świętego, a nie według tradycji i roszczeń
kościoła w Rzymie. Uważali oni papieża za głowę wszystkich błędów i
twierdzili, że odpuszczenie grzechów można otrzymać jedynie przez zasługi
Pana Jezusa.
Wiara i praca tych ludzi stały się podstawą reformacji i protestu przeciwko
błędowi na długo przed pojawieniem się Lutra; tak oni, jak i inni
przeciwnicy Rzymu, byli ścigani, nienawidzeni i prześladowani przez
rozwścieczonych i bezlitosnych emisariuszy papiestwa. Waldensowie i
albigensowie stanowili najliczniejszą grupę protestantów sprzeciwiających
się papiestwu. Kiedy w XIII wieku nadeszło przebudzenie, to właśnie głównie
od nich rozbłysła Prawda, chociaż później jej blask został odbity i
wzmocniony przez Wycliffe'a, Hussa, Lutra i innych. Ich doktryny, oparte na
prostocie i moralności, lśniły jeszcze większym blaskiem na tle pompatycznej
dumy i rażącej niemoralności wywyższonego wówczas papiestwa.
Wtedy właśnie papieże, doradcy, teologowie, królowie, uczestnicy krucjat i
inkwizytorzy połączyli swoje diabelskie siły, aby zniszczyć każdego
przeciwnika i zagasić najdrobniejsze nawet promyki wschodzącego światła.
Papież Innocenty III wysłał najpierw misjonarzy do dystryktów, w których
znalazły poparcie doktryny albigensów. Misjonarze ci mieli głosić rzymską
religię, czynić cuda itd. Wysiłki te okazały się bezużyteczne, więc papież
ogłosił krucjatę, obiecując wszystkim jej uczestnikom przebaczenie grzechów
i natychmiastowe pójście do nieba bez przechodzenia przez czyściec. Z
przekonaniem, że papież jest w stanie zapewnić obiecane nagrody, pół miliona
ludzi - Francuzów, Niemców i Włochów - zebrało się pod sztandarem krzyża,
aby bronić katolicyzmu i wykorzeniać herezję. Przez kolejne dwadzieścia lat
trwała seria bitew i oblężeń. Miasto Beziers zostało zaatakowane i zdobyte w
roku 1209. Jak podają historycy, sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców, bez
względu na wiek i płeć, zginęło od miecza. Krew tych, którzy uciekli do
kościołów i tam zostali zamordowani przez świętych uczestników krucjaty,
zalała ołtarze i płynęła ulicami.
Lavaur zostało zdobyte w roku 1211. Gubernatora powieszono na szubienicy, a
jego żonę wrzucono do studni i zabito kamieniami. Mieszkańcy bez żadnych
wyjątków zostali skazani na śmierć; czterystu z nich spalono żywcem.
Kwitnąca kraina Langwedocji została spustoszona, miasta spalono, a
mieszkańców wybito ogniem i mieczem. Ocenia się, że jednego dnia zginęło
tysiąc albigensów; ich ciała złożono na jedno miejsce i spalono.
Całe to szaleństwo krwi i nikczemności odbywało się w imieniu religii: ku
chwale Bożej i ku czci kościoła, ale w rzeczywistości celem tego wszystkiego
było umocnienie Antychrysta siedzącego w świątnicy Bożej [w kościele],
ogłaszającego siebie bogiem - mocarzem - zdolnym pokonać i zniszczyć swoich
wrogów. Duchowieństwo dziękowało Bogu za zniszczenia, a po chwalebnej
wiktorii pod Lavaur skomponowano i śpiewano hymn ku chwale Boga. Okrutną
rzeź pod Beziers uznano za "widzialny sąd nieba" nad herezją albigensów.
Uczestnicy krucjaty wzięli rano udział w mszy, a w dzień podążyli dalej
niszczyć krainę Langwedocji i mordować jej mieszkańców.
Powinniśmy jednak pamiętać, że te jawne krucjaty przeciwko albigensom i
waldensom podjęto jedynie dlatego, że tak zwana "herezja" zdobyła poparcie
dużej części tych społeczności. Byłoby wielkim błędem przypuszczać, że te
krucjaty były jedynym rodzajem prześladowań. Spokojne, ciągłe zgniatanie
tych jednostek, których w olbrzymim państwie papieskim były tysiące, trwało
bez przerwy, "ścierając" świętych Najwyższego.
Karol V, cesarz niemiecki oraz król Hiszpanii i Niderlandów, prześladował
zwolenników reformacji w całym swoim wielkim państwie. Popierany przez sejm
w Worms, wyjął spod prawa Lutra, jego naśladowców i jego pisma. Przeklął też
wszystkich, którzy pomagaliby Lutrowi lub czytali jego książki, skazując ich
na utratę mienia, wygnanie poza granice cesarstwa i karę za zdradę stanu. Na
terenie Niderlandów naśladowcy Lutra mieli być ścinani, zaś kobiety miały
być żywcem pogrzebane, lub - jeżeli były wyjątkowo uparte - oddane
płomieniom. Chociaż to zbiorowe prawo zostało zawieszone, dzieło śmierci
trwało nadal we wszystkich przerażających formach. Książę Alvy pysznił się
egzekucją 18 000 protestantów, wykonaną w ciągu sześciu tygodni. Paolo
ocenia liczbę straconych w Niderlandach z powodu religii na 50 000. Grotius
podaje listę 100 000 męczenników belgijskich. Na łożu śmierci Karol nakazał
swojemu synowi, Filipowi II, dokończenie dzieła prześladowań i wykorzenienie
herezji, które on sam rozpoczął. Filip nie omieszkał wypełnić tego
zobowiązania. Z zaciekłością rozniecał ducha prześladowań, paląc
protestantów bez żadnych wyjątków i bez cienia litości.
Franciszek i Henryk, królowie francuscy, poszli za przykładem Karola i
Filipa, jeżeli chodzi o ich gorliwość względem katolicyzmu i wykorzeniania
herezji. Najlepszymi przykładami tej gorliwości w dziele Antychrysta są
masakry w Merindol, w Orange i w Paryżu. Masakra w Merindol została
zaplanowana przez francuskiego króla i zatwierdzona przez francuski
parlament, po czym jej realizację powierzono prezydentowi o nazwisku Oppeda.
Prezydent otrzymał rozkaz wybicia ludzi, spalenia miasta i zburzenia zamków
waldensów, których wielu zamieszkiwało tamte właśnie tereny. Historycy
rzymskokatoliccy przyznają, że na skutek tego rozkazu tysiące mężczyzn,
kobiet i dzieci poniosło śmierć, zrujnowano dwadzieścia cztery miasta, a
cała kraina została spustoszona. Mężczyźni, kobiety i dzieci szukali
schronienia w lasach, gdzie również wyszukiwano ich i zabijano mieczem.
Wielu z tych, którzy pozostali w miastach, spotkał taki sam lub jeszcze
gorszy los. Pięćset kobiet zamknięto w stodole, którą następnie podpalono;
kiedy wyskakiwały przez okna, zabijano je włóczniami. Kobiety gwałcono, a
dzieci mordowano na oczach ich rodziców, którzy nie mogli im pomóc.
Niektórych spychano do przepaści, a innych przepędzano nagich przez miasta.
Rzeź w Orange w roku 1562 miała, jak opisują ze szczegółami katoliccy
historycy, podobny charakter. Włoska armia, wysłana przez papieża Piusa VI,
miała rozkaz zabijać mężczyzn, kobiety i dzieci; rozkaz ten wykonywano z
całym okrucieństwem. Bezbronni heretycy ginęli od miecza, byli spychani ze
skał, rzucani na ostrza haków i sztyletów, wieszani, przypiekani ogniem,
hańbieni i torturowani na wszelkie możliwe sposoby.
Rzeź w Paryżu w dniu św. Bartłomieja 24 sierpnia 1572 roku, była równie
okrutna, a miała jeszcze większy zasięg. To również zostało szczegółowo
opisane przez katolickich historyków. Jeden z nich, Thuanus, określa te
wydarzenia jako "srogie okrucieństwo, nie znajdujące porównania w całej
starożytności". Rozlegający się o północy 23 sierpnia dźwięk dzwonów dał
sygnał do niszczenia i znów powtórzyły się przerażające sceny z Merindol i
Orange, tym razem ku zgubie znienawidzonych hugenotów. Karnawał śmierci
trwał siedem dni. Całe miasto spłynęło ludzką krwią, dwór był pełen trupów,
na które król i królowa patrzyli z wielką satysfakcją. Ciało admirała
Coligny było wleczone przez ulice, Sekwana pokryła się trupami. Dane o
ilości zabitych wahają się od 5 000 do 10 000. Dzieło zniszczenia nie
ograniczyło się do samego Paryża, lecz objęło szerokim kręgiem cały naród
francuski. Następnego dnia wysłano we wszystkich kierunkach specjalnych
gońców z rozkazem ogólnej masakry hugenotów. Okrutne sceny rozgrywały się we
wszystkich niemal prowincjach, a szacunkowe dane o ilości zabitych wahają
się od 25 000 do 70 000.
W scenach tych okrutnych rzezi Antychryst znajdował wielką satysfakcję.
Papież i jego dwór cieszyli się ze zwycięstwa odniesionego przez katolicyzm
nad waldensjanizmem w Merindol i w Orange, a bezbożnego Oppedę nazwano
"obrońcą wiary i bohaterem chrześcijaństwa". Król francuski udał się na mszę
i składał Bogu wielkie podziękowania za zwycięstwo i za rzeź hugenotów w
Paryżu. Ta rzeź, usankcjonowana przez francuskiego króla i przez parlament
oraz przez podwładnych Rzymu, była prawdopodobnie spowodowana podżeganiem ze
strony papieża i całej hierarchii papieskiej. Na pewno zaś była ona przez
nich aprobowana. Świadczy o tym fakt, że dwór papieski przyjął powyższe
wieści z ogromną radością. Papież Grzegorz XIII osobiście poprowadził
wspaniałą procesję do kościoła św. Ludwika, aby podziękować Bogu za tak
wielkie zwycięstwo. Ogłosił natychmiast święto i wysłał na dwór francuski
nuncjusza, aby w imieniu papieża pochwalił "ten czyn tak długo obmyślany, a
tak szczęśliwie dokonany dla dobra religii". Król wybił medal na pamiątkę
rzezi. Na medalu tym znajdował się napis "Pietas Excitavit Justitiam" -
Pobożność Wykonała Sprawiedliwość.
Medale upamiętniające to wydarzenie zostały również wybite z rozkazu papieża
w mennicy papieskiej. Jeden z nich znajduje się obecnie na wystawie w
Memorial Hall w Filadelfii. Na jednej stronie znajduje się postać papieża i
skrócony napis: "Gregorius XIII, Pontifex Maximus Anno I" - pierwszy rok
jego pontyfikatu, tzn. 1572. Na rewersie widać anioła zniszczenia z krzyżem
w lewej ręce i z mieczem w prawej, przed którym próbuje uciec powalona na
ziemię grupa hugenotów - mężczyzn, kobiet i dzieci, których twarze i
postacie pełne są przerażenia i rozpaczy. Pod tym znajdują się słowa: "Ugonottorum
Strages 1572", co oznacza "Rzeź hugenotów 1572".
W Watykanie powieszono obraz przedstawiający rzeź w dniu św. Bartłomieja. W
jego górnej części był zwój z łacińskim napisem oznaczającym "Arcykapłan
aprobuje los Coligny". Coligny był wybitnym przywódcą hugenotów i jednym z
pierwszych zabitych. Kiedy zginął, jego głowę odcięto od reszty ciała i
oddano królowej (która kazała ją zabalsamować i posłać do Rzymu jako
trofeum). Jego ciało tłum wlókł przez ulice Paryża. Wkrótce potem król
został owładnięty wyrzutami sumienia, które nigdy go już nie opuściły.
Swojemu zaufanemu lekarzowi powiedział: "Nie wiem, co się ze mną stało, ale
mój umysł i ciało drżą, jakby w gorączce. Kiedy śpię i kiedy czuwam, wydaje
mi się bez przerwy, że widzę dookoła poszarpane ciała z odpychającymi
twarzami, całe pokryte krwią". Król zmarł po długiej agonii, zlany krwawym
potem.
W roku 1641 Antychryst ogłosił "wojnę o religię" w Irlandii i wezwał lud do
uśmiercania protestantów na wszelkie możliwe sposoby. Zwiedziony naród uznał
ten rozkaz za głos Boży i nie omieszkał go wykonać. Krew protestantów
zaczęła płynąć w całej Irlandii. Domy obracano w popiół, miasta i wsie były
prawie zupełnie zrujnowane. Niektórzy byli zmuszani do mordowania własnych
krewnych, a potem do odbierania sobie życia. Żegnani byli słowami księży,
którzy mówili, że ich agonia to dopiero początek mąk piekielnych. Tysiące
ludzi umierały z zimna i głodu, próbując uciekać do innych krajów. W Cavan
droga na przestrzeni dwunastu mil była splamiona krwią rannych zbiegów.
Podczas ucieczki ścigani rodzice porzucili sześćdziesięcioro dzieci.
Ogłoszono, że ktokolwiek udzieli tym maleństwom pomocy, zostanie razem z
nimi pogrzebany. Siedemnastu dorosłych pogrzebano żywcem w Fermaugh, a w
Kilkenny - siedemdziesięciu dwóch. W samej prowincji ulsterskiej ponad 154
000 protestantów zostało zabitych lub wygnanych z Irlandii.
O'Niel, prymas Irlandii, ogłosił tę masakrę "świętą i prawowitą wojną", a
papież (Urban VIII) wydał w maju 1643 roku bullę dającą "pełne i absolutne
odpuszczenie grzechów" tym, którzy wzięli udział w "dzielnym czynieniu tego,
co do nich należy, aby całkowicie wykorzenić zatruty zaczyn heretyckiej
zarazy".
Inkwizycja czyli "Święte Oficjum"
Zaszczyt wynalezienia piekielnej inkwizycji przypisuje się przywódcy owej
krucjaty - Dominikowi, chociaż Benedykt, gorliwie nadający świętemu
Dominikowi tytuł Wielkiego Inkwizytora, ma pewne wątpliwości co do tego, czy
sama idea pojawiła się najpierw w umyśle papieża Innocentego, czy też
świętego Dominika. Po raz pierwszy inkwizycja została ustanowiona przez
papieża Innocentego III w roku 1204.
Św. Dominik był potworem, pozbawionym śladów współczucia. Wydawało się, że
największą przyjemność znajdował w scenach tortur i cierpień. Podczas
krucjaty przeciwko albigensom z krzyżem w dłoni prowadził i zachęcał
świętych wojowników do zabijania i niszczenia. Inkwizycja, czyli Święte
Oficjum, jest obecnie w kościele rzymskokatolickim trybunałem do spraw
wykrywania, uciskania i karania herezji i innych przestępstw przeciwko
kościołowi w Rzymie.11* W czasach Dominika nie
było legalnego trybunału, a narzędzi tortur nie doprowadzono jeszcze do
takiej doskonałości, jaką osiągnęły później. Niemniej jednak i bez tej
maszynerii Dominik wynalazł obfitość sposobów torturowania ludzi: wykręcanie
stawów, wydzieranie nerwów, odrywanie części ciał ofiar i palenie na stosie
tych, których przekonań nie można było zmienić w żaden inny sposób i którzy
nie wyrzekliby się swojej wolności i wiary.
Z upoważnienia papieża Innocentego - aby karać odebraniem majątku, wygnaniem
i śmiercią heretyków nie przyjmujących jego ewangelii - Dominik podburzył
urząd miejski i lud, aby zabijali heretyków waldensów. Za jednym razem wydał
na spalenie stu osiemdziesięciu albigensów. Właśnie za taką wierność w
służeniu Antychrystowi Dominik został kanonizowany i do dzisiaj jest
adorowany przez rzymskokatolików, którzy się do niego modlą. Rzymski
Brewiarz (coś w rodzaju modlitewnika) chwali "jego zasługi i doktryny, które
oświeciły kościół, jego pomysłowość i cnotę, które unicestwiły heretyków
tolossańskich, oraz jego cuda, którymi nawet wzbudzał umarłych". Rzymski
Mszał (zawierający liturgię związaną z administrowaniem wieczerzy Pańskiej)
wychwala jego zasługi i prosi przez jego wstawiennictwo o doczesną pomoc. W
ten sposób Antychryst ciągle podtrzymuje i czci swoich wiernych bohaterów.
Żaden krótki opis nie da wyobrażenia okropności inkwizycji, paraliżującego
przerażenia, jakie siała wśród ludzi. Tych, którzy głośno nie wychwalali
Antychrysta lub którzy ośmielali się krytykować jego metody, podejrzewano o
herezję. Takie osoby, bez żadnego ostrzeżenia, podlegały uwięzieniu w
ciemnicy na nieokreślony czas - aż do momentu, w którym przeprowadzano
proces. Oskarżyciel i oskarżenie pozostawały więźniowi nieznane. Procesy
odbywały się w tajemnicy, a zeznania wymuszano torturami. Tortury, jakie
stosowano, wydają się zbyt okropne, aby opisywać je w tym wieku i w tym
kraju wolności. Ich prawdziwość potwierdzona jest jednak dowodami, których
nawet katoliccy historycy nie są w stanie obalić. Ich bezowocne próby
usprawiedliwiania się umacniają tylko już istniejące dowody. Narzędzia
tortur, pozostałości inkwizycji, istnieją nadal i w tej sytuacji próby
zaprzeczania nie mają sensu. "Święte Oficjum" zatrudniało nawet lekarzy,
którzy obserwowali tortury i przerywali je, kiedy istniało
prawdopodobieństwo, że śmierć uwolni cierpiącego. Ofierze pozwalano odzyskać
świadomość, aby można było zastosować tortury po raz drugi albo nawet
trzeci. Tortury te nie zawsze miały być karą za herezję: ich ogólnym celem
było wymuszenie zeznań, odwołanie przekonań lub wskazanie dalszych winnych -
zależnie od przypadku.
Nawet w obecnym stuleciu, gdy cierpienia zadawane przez inkwizycję znacznie
zelżały, nadal były szczególnie okrutne. Historyk wojen napoleońskich,
opisując zdobycie Toledo, przedstawia też moment otwarcia więzienia
inkwizycji:
"Wydawało się, że nastąpiło otwarcie grobów. Blade postacie niczym duchy
wysnuwały się z ciemnic, ziejących grobowym smrodem. Krzaczaste brody
sięgające piersi i paznokcie przypominające ptasie szpony zniekształcały
szkielety, które po raz pierwszy od wielu lat odetchnęły świeżym powietrzem.
Wśród nich było wiele kalek z głową wysuniętą w przód i rękami zwisającymi
sztywno i bezradnie. Zostali oni zamknięci w pieczarach tak małych, że nie
mogli się w nich wyprostować. Pomimo wysiłków lekarzy [wojskowych] wielu z
nich tego samego dnia zmarło. Następnego dnia generał Lasalle wraz z kilkoma
oficerami przeprowadził dokładną inspekcję całego więzienia. Ilość machin do
torturowania ludzi napełniła przerażeniem nawet ich - mężczyzn przywykłych
do pola walki.
We wgłębieniu podziemia, przylegającego do prywatnej sali przesłuchań, stała
drewniana figura Marii, wyrzeźbiona przez mnichów. Jej głowa otoczona była
złocistą aureolą, a jej prawa ręka dzierżyła sztandar. Wszystkim od razu
wydało się podejrzane, że oprócz jedwabnej szaty, zwieszającej się w fałdach
od jej ramion, postać ma na sobie rodzaj pancerza. Po dokładniejszym
obejrzeniu okazało się, że przednia część figury była pełna sterczących
gwoździ i małych, wąskich ostrzy, skierowanych w kierunku patrzących.
Jednemu ze sług inkwizycji generał polecił uruchomić tę - jak to nazwał -
machinę. Kiedy figura wyciągnęła ręce tak, jakby miała przytulić kogoś do
serca, miejsce ofiary zajął dobrze wypchany plecak polskiego grenadiera.
Statua coraz mocniej przyciskała go do siebie i kiedy pomocnik, zgodnie z
rozkazami, umieścił ramiona figury w poprzedniej pozycji, plecak był
podziurawiony na głębokość dwóch-trzech cali, a jego części znajdowały się
nadal na gwoździach i ostrzach".
Wynaleziono również różnego rodzaju koła tortur. Jedną z najprostszych metod
można opisać następująco: ofierze, odartej z wszelkiej odzieży, wiązano z
tyłu ręce powrozem, który za pomocą bloku podciągał człowieka do góry. Do
nóg skazańca przymocowywano obciążenie. Cierpiący był kilkakrotnie
opuszczany, a następnie gwałtownie podciągany, co wykręcało mu stawy i
powodowało, że lina, na której wisiał, przecinała ciało aż do kości.
Niedawno wyciągnięto na światło dzienne jeszcze inną pozostałość
popełnianych w imię Chrystusa przestępstw. Drukarnia Towarzystwa Biblijnego
w Rzymie potrzebowała więcej miejsca, więc wynajęto duże pomieszczenie w
pobliżu Watykanu. Wkrótce zwrócono uwagę na duży, dość szczególny pierścień
na suficie. Dochodzenie wykazało, że pokój, w którym obecnie drukowano
Biblie - "miecz ducha, który jest słowo Boże" i dzięki któremu Antychryst
stał się "bezsilny" i nie może szkodzić świętym - ten sam pokój był niegdyś
używany przez inkwizycję jako izba tortur; kółko na suficie było
prawdopodobnie przeznaczone do zadawania cierpień wielu biednym,
zakneblowanym męczennikom.
Podejrzanych o herezję skazywano niekiedy na tak zwany "akt wiary". Władza
kościelna oddawała więźnia w ręce sprawiedliwości świeckiej. Duchowieństwo w
imię miłosierdzia błagało magistrat o okazanie oskarżonemu współczucia i,
trzymając krzyż, ujmowało się za nim i nakłaniało go do zaparcia się wiary,
żeby mógł zbawić swoje teraźniejsze i przyszłe życie. Urzędnicy dobrze znali
swoją rolę: okazywali litość tylko tym, którzy wypierali się swoich
przekonań. W ten sposób sędziowie zdobywali miano "obrońców wiary" i
"tępicieli heretyków". Skazanego heretyka ubierano w żółtą szatę, upstrzoną
wizerunkami psów, węży, płomieni i diabłów, po czym prowadzono go na miejsce
egzekucji, przywiązywano do stosu i palono.
Torquemada, drugi osławiony Wielki Inkwizytor, był jeszcze innym obrazem
ducha Antychrysta. Rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że spowodował
spalenie żywcem dziesięciu tysięcy dwustu dwudziestu osób - mężczyzn i
kobiet. Llorente, który przez trzy lata był Wielkim Sekretarzem Inkwizycji i
miał dostęp do dowodów w dokumentach, wykazuje w swoich raportach
opublikowanych w roku 1817 (4 tomy), że w latach 1481-1808 z rozkazu jedynie
tego "Świętego Oficjum" spalono żywcem nie mniej niż 31 912 osób, a ponad
300 000 torturowano i skazano na odbycie pokuty. Każdy katolicki kraj w
Europie, Azji i Ameryce miał swoją własną inkwizycję.
Nie możemy tutaj pójść śladami cierpień, jakimi Antychryst gnębił wszelkie
przejawy reform, wolności sumienia czy wolności publicznej. Wystarczy
powiedzieć, że te prześladowania obejmowały wszystkie kraje, w których
papiestwo miało poparcie - Niemcy, Holandię, Polskę, Włochy, Anglię,
Irlandię, Szkocję, Francję, Hiszpanię, Portugalię, Abisynię, Indie, Kubę,
Meksyk i niektóre stany południowoamerykańskie. Nie mamy tutaj miejsca, aby
zacytować poszczególne przypadki i wykazać, że wielu męczenników to
prawdziwi święci i bohaterowie, którzy nawet w najgorszych cierpieniach
mieli wystarczającą łaskę i siłę, aby powoli umierając, śpiewać hymny chwały
i wdzięczności prawdziwej Głowie prawdziwego Kościoła i, podobnie jak Jezus,
modlić się za swoich wrogów, prześladujących ich zgodnie z tym, co
przepowiedział Pan.12*
Dla tych samych powodów nie będziemy wyszczególniać wszystkich okropnych,
przyprawiających o mdłości i drążących duszę tortur, zadawanych niektórym z
Boskich klejnotów za to, że byli wierni swoim przekonaniom. Ci, którzy
zajmowali się tym przedmiotem, oceniają, że w ciągu ostatnich trzynastu
stuleci papiestwo pośrednio lub bezpośrednio spowodowało śmierć
pięćdziesięciu milionów ludzi. Można z całą pewnością powiedzieć, że ludzka
i szatańska pomysłowość dały z siebie wszystko, aby wynaleźć nowe i okrutne
tortury tak dla politycznych, jak i religijnych przeciwników Antychrysta. Ci
ostatni zaś - heretycy - prześladowani byli z dziesięciokrotnie większą
zawziętością. Oprócz pospolitych form prześladowań, takich jak łamanie
kołem, palenie, topienie, przebijanie sztyletem, głodzenie, zabijanie przy
pomocy strzał i kul, diabelskie serca wynalazły inne metody oddziaływania na
najwrażliwsze części ciała tak, aby spowodować jak największy ból. Do uszu
wlewano roztopiony ołów; wycinano języki, a usta wypełniano płynnym ołowiem;
budowano koła najeżone ostrzami, które powoli rozcinały ofiarę na kawałki;
kleszcze rozgrzewano do czerwoności i chwytano nimi najwrażliwsze części
ciała; wydłubywano oczy; rozpalonymi szczypcami zrywano paznokcie; w piętach
przewiercano otwory, przez które przeciągano linę krępującą ofiarę;
niektórych zmuszano do rzucania się z wysokości na ustawione na dole ostrza,
na których powoli umierali, wijąc się w bólu. Niektórym wypełniano usta
prochem strzelniczym, którego podpalenie rozrywało głowę na strzępy;
niektórych zatłuczono na śmierć młotem na kowadle; w innych, przymocowanych
do miechów kowalskich, pompowano powietrze, dopóki nie pękli; innych jeszcze
zadławiano na śmierć posiekanymi częściami ich własnych ciał, moczem lub
ekskrementami itd.
Gdyby nie dowody, w niektóre z tych diabelskich okrucieństw trudno byłoby
dziś uwierzyć. Pokazują one, jaki stopień zdeprawowania może osiągnąć
ludzkie serce i jak nieczuli na wszelkie dobre instynkty mogą stać się
ludzie pod wpływem fałszywej, oszukańczej religii. Duch Antychrysta
zdegradował i poniżył świat tak, jak duch prawdziwego Chrystusa i wpływ
prawdziwego Królestwa Bożego podniósłby i uszlachetnił serca i czyny ludzi,
co w rzeczywistości będzie miało miejsce w Tysiącleciu. W pewnym, niewielkim
stopniu zostało to pokazane w rozwoju cywilizacji, sprawiedliwości i
miłosierdzia, od kiedy moc Antychrysta poczęła słabnąć, a ludzie nakłonili
uszy ku Słowu Bożemu i chociaż trochę się nim zajęli.
Prawdą jest, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze narzędzie zwodzenia i
uciskania rodzaju ludzkiego. Wykorzystywano każdą słabość upadłego
człowieka, podniecano wszelkie podłe uczucia i sowicie je nagradzano. W ten
sposób przyciągano wszystkich złych ludzi, których zaliczano potem do
najbardziej oddanych sług. Członków szlachetniejszych grup nęcono w inny
sposób - zewnętrznym, pełnym hipokryzji okazywaniem pobożności,
samozaparciem i miłosierdziem, manifestowanym w instytucjach klasztornych,
których jedynym celem było sprowadzanie ludzi ze ścieżek cnoty. Radośni i
frywolni mogli być usatysfakcjonowani paradami i pokazami, całą tą pompą i
ceremoniałem; odważni i szukający przygód realizowali swe marzenia w misjach
i krucjatach; rozpustni mogli kupić odpuszczenie grzechów, a okrutni bigoci
mieli możliwość gnębienia swoich przeciwników.
Pełni przerażenia i zdziwienia zapytujemy samych siebie: Dlaczego królowie,
książęta, cesarze i wszyscy ludzie nie sprzeciwiali się tym okrucieństwom?
Dlaczego nie powstali i nie pobili Antychrysta? Odpowiedź znajdujemy w
Piśmie Świętym (Obj. 18:3): narody były pijane
(ogłupione), potraciły zmysły pijąc zmieszane wino (fałszywych i prawdziwych
doktryn), podane im przez odpadły kościół. Zwiodły ich roszczenia papiestwa.
Prawdę mówiąc, dziś jeszcze częściowo trwają w osłupieniu, bo chociaż
królewscy ambasadorowie, upadający przed papieżem, nie zwracają się doń jak
dawniej "Baranku Boży, który gładzisz grzech świata",
ani nie traktują go jako "Boga mającego moc nad
wszelkimi rzeczami na ziemi i w niebie", to jednak nadal są jeszcze
daleko od poznania prawdy - że papiestwo było i jest szatańskim falsyfikatem
prawdziwego Królestwa.
Podczas gdy królowie i żołnierze męczyli się tą nieludzką pracą, święta (?)
hierarchia zachowywała się zupełnie inaczej: okazuje się, że Sobór w Siennie
w roku 1423 ogłosił, iż przyczyną rozprzestrzeniania się herezji w różnych
częściach świata jest ospałość inkwizytorów, będąca powodem obrazy Boskiej,
krzywdy katolicyzmu i zagłady dusz. Książąt upominano przez miłosierdzie
Boże, aby wykorzenili herezję, jeżeli chcą uniknąć Boskiej pomsty.
Wszystkim, którzy zaangażowali się w dzieło zniszczenia i przysłali
zbrojnych ludzi, darowano zbiorcze odpusty. Ustawy te ogłaszano w kościołach
w każdy sabat. Wielu rzymskokatolickich pisarzy i historyków używało swoich
piór w celu usprawiedliwiania, polecania i chwalenia prześladowań heretyków.
Bellarmine stwierdza na przykład, że apostołowie "powstrzymywali się od
używania świeckich armii tylko dlatego, że w ich czasach nie było
chrześcijańskich książąt". Doktor Dens, uznany teolog rzymskokatolicki,
wydał w roku 1758 dzieło, uważane przez papistów za autorytet szczególnie w
ich kolegiach, gdzie ma taką rangę, jak Blackstone w angielskim prawie
cywilnym. Dzieło to jest przesiąknięte duchem prześladowań. Skazuje ono
patronów herezji na konfiskatę majątków, wygnanie z kraju, uwięzienie,
śmierć i zakaz chrześcijańskiego pogrzebu.
Jedna z autoryzowanych klątw, opublikowana w rzymskim pontyfikale, mówi:
"Niech Bóg Wszechmogący i wszyscy Jego święci przeklną ich takim
przekleństwem, jakim przeklinają diabła i jego aniołów. Niech zostaną
wyniszczeni z ziemi, w której mieszkają. Niech przyjdzie na nich
najpodlejsza śmierć i niech żywi zstąpią do grobu. Niech ich potomstwo
będzie wyniszczone z ziemi - głodem, pragnieniem, nagością i wszelkim innym
cierpieniem. Niech spadnie na nich wszelkie nieszczęście, zaraza i męka.
Niech wszyscy będą przeklęci. Niech będą przeklęci zawsze i wszędzie. Niech
będą przeklęci od czubka głowy do palców stóp. Niechaj ich oczy oślepną,
uszy ogłuchną, usta zaniemówią. Niech ich język przylgnie do podniebienia,
niech ich ręce osłabną, niech ich nogi więcej nie chodzą. Niech będą
przeklęte wszystkie członki ich ciał. Przeklęci niech będą - stojąc czy
leżąc - od tej chwili na wieki; niech ich światło zagaśnie w obecności Boga
w dniu sądu. Niech będą pogrzebani wraz z psami i osłami. Niech głodne wilki
targają ich ciała. Niech diabeł i aniołowie jego towarzyszą im na wieki.
Amen, amen; niech tak będzie, niech tak się stanie".
To jest właśnie duch papiestwa; wszyscy, którzy mają ducha prawdziwego
Chrystusa, powinni natychmiast rozpoznać tak podły falsyfikat.
Ponieważ błędy doktrynalne są podstawą wszystkich błędów moralnych, trudno
wątpić, że w sprzyjających warunkach nie zmienione doktryny znów stałyby się
przyczyną złego ducha i złych owoców - podobnych aktów niesprawiedliwości,
ucisku, przesądów, ignorancji i prześladowań. Wszystkie dostępne środki
zostałyby użyte do odbudowania, podtrzymania i rozszerzenia fałszywego
Królestwa Bożego. Aby to udowodnić, przytoczmy kilka incydentów, na które
ostatnio zwróciliśmy uwagę:
7 sierpnia 1887 roku w Meksyku, w miejscowości Ahuehuetitlan, Guerrero,
protestancki misjonarz, Abraham Gomez, został wraz z dwoma współpracownikami
zamordowany z zimną krwią przez tubylców, nakłonionych do tego czynu przez
księdza rzymskokatolickiego, ojca Vergarę. Jak się okazało, poprzedniego
dnia podczas mszy ksiądz ten namawiał słuchaczy, aby "przykładnie obeszli
się z tym sługą szatana", który się między nimi objawił. Dodał przy tym, że
mogą go zabić i będą chronieni tak przez szefa policji, jak i przez samego
księdza. Słowo kapłana było dla tych prostych ludzi prawem, podobnie jak dla
władz świeckich. Zmasakrowane ciało biednego misjonarza, zastrzelonego i
pociętego na części, wleczono po ulicach, hańbiąc je we wszelki możliwy
sposób, aby stało się ostrzeżeniem dla innych. Takiej krzywdy nie można
naprawić.
Po tym, jak nowojorski Independent zwrócił uwagę na tę krwawą masakrę,
wpływowe rzymskokatolickie czasopismo Freeman (Wolnościowiec), ukazujące się
również w Nowym Jorku, zamieściło następującą odpowiedź:
"[Protestanccy misjonarze] widzą, jak uczciwi ludzie klękają na dźwięk
dzwonów bijących na Anioł Pański, aby uczcić Zwiastowanie i Wcielenie.
Biblia, jak mówią, wymaże wkrótce takie 'przesądy'. Lampka pali się przed
wizerunkiem Matki Boskiej. 'Ha!' woła misjonarz; 'wkrótce nauczymy
nieoświeconych ludzi, aby nie szanowali tego symbolu!' i tak dalej. Jeżeli
zabicie kilku misjonarzy skłoni podobnych im ludzi do pozostania w domach,
to powinniśmy powiedzieć - my, papiści, jesteśmy tak grzeszni! - powinniśmy
powiedzieć: 'Niech ten taniec trwa nadal; niech nic nie przesłania naszej
radości'".
Minister o nazwisku C. G. Moule opowiada historię, która obiegła całą prasę
- historię prześladowań w Madeirze, których ofiarą byli Robert Kelley i
nawróceni przez niego ludzie. Wszyscy oni i ich dzieci - około tysiąca osób
- za przyjęcie ziarna Prawdy zostali wygnani z kraju.
W tak zwanych protestanckich Prusach pastor Thummel został aresztowany za
"obrażanie Kościoła Rzymskokatolickiego". Opublikował on pamflet krytykujący
papiestwo, w którym w jednej z "obraźliwych" uwag stwierdzał, iż papiestwo
jest odstępstwem "zbudowanym na pieniądzach i bałwochwalstwie".
Niedawno Prusy i Hiszpania toczyły spór o Wyspy Karolińskie, a papież
wyznaczył siebie na arbitra, czyli sędziego, który miał rozwiązać ten spór.
(Wiele przypomina tutaj o jego poprzedniej sile i o stanowisku arbitra,
czyli najwyższego sędziego narodów.) Papież podjął decyzję na korzyść
Hiszpanii. Hiszpania natychmiast wysłała okręt wojenny, pięćdziesięciu
żołnierzy i sześciu księży. Gdy tylko przyjechali, amerykański misjonarz Mr.
Doane został uwięziony i pozbawiony wszelkiego kontaktu z nawróconymi przez
siebie ludźmi. Jedynym powodem tej kary było to, że odmówił zaprzestania
pracy misyjnej i oddania swojej własności księżom. Ponieważ zaś wyspy te
należą obecnie do Hiszpanii, a Hiszpania do papieża, żadna religia oprócz
papieskiej nie może być na ich terenie tolerowana.
Pewien przyjaciel piszącego, były rzymskokatolik, twierdzi, że kiedy
ostatnio podróżował po Ameryce Południowej, został obrzucony kamieniami i
musiał ratować się ucieczką, ponieważ nie odkrywał głowy i nie klękał wraz z
całym tłumem, kiedy ulicą szli rzymscy kapłani, niosący krucyfiks i hostię.
Za podobne przestępstwo, jak zapewne pamiętają czytelnicy gazet codziennych,
trzej Amerykanie zostali w Madrycie pobici przez księży, zaatakowani przez
tłum i aresztowani przez policję.
"Nawrócony Katolik" cytuje ze "Stróża", rzymskokatolickiego dziennika
ukazującego się w St. Louis, w stanie Missouri:
"Protestantyzm! Chętnie byśmy go ciągnęli i rwali na części, wbili na pal i
rozwiesili wysoko, jak wronie gniazda; darli kleszczami i przypiekali
rozpalonym żelazem; wypełnili roztopionym ołowiem i zatopili w ogniu
piekielnym na sto sążni głęboko".
Gdy spojrzymy na wydarzenia z przeszłości, wydaje się prawdopodobne, że w
takim duchu i mając większą władzę wydawca "Stróża" szybko powiększyłby
zasięg swoich gróźb poza protestantyzm - do osób samych protestantów.
W Hiszpanii, w Barcelonie, z rozkazu rządu spalono niedawno dużą ilość
egzemplarzy Biblii. Zasugerował to, oczywiście, Kościół Rzymskokatolicki.
Poniższy cytat, przetłumaczony ze "Sztandaru Katolickiego" - tamtejszej
gazety papieskiej - potwierdza, iż kościół zezwolił na taką akcję i był z
niej zadowolony:
"Dzięki Bogu dożyliśmy wreszcie czasów, gdy głosiciele heretyckich doktryn
są przykładnie karani. Wkrótce musi być przywrócony święty Trybunał
Inkwizycji. Jego panowanie będzie bardziej chwalebne i owocne, niż w
przeszłości. Nasze katolickie serce przepełnione jest wiarą i entuzjazmem.
Ogromna radość, którą czujemy, widząc owoce obecnej kampanii, przechodzi
wszelkie wyobrażenia. Cóż za przyjemny dla nas dzień nastąpi, kiedy ujrzymy
antyklerykałów wijących się w płomieniach inkwizycji".
Aby
zainicjować nową krucjatę, ta sama gazeta pisze:
"Wierzymy, iż należy ogłosić imiona tych świętych mężów, z których rąk
ucierpiało tak wielu grzeszników, aby dobrzy katolicy mogli uczcić ich
pamięć:
Torquemada: |
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił |
10 220 |
Wizerunków spalił |
6 840 |
Na inne kary skazał |
97 371 |
Diego Deza: |
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił |
2 592 |
Wizerunków spalił |
829 |
Na inne kary skazał |
32 952 |
Kardynał Jiminez de Cisneros: |
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił |
3 564 |
Wizerunków spalił |
2 232 |
Na inne kary skazał |
48 059 |
Adrian de Florencia: |
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił |
1 620 |
Wizerunków spalił |
560 |
Na inne kary skazał |
21 835 |
|
Ogólna liczba kobiet i mężczyzn
spalonych żywcem
pod rządami 45 Wielkich Inkwizytorów |
35 534 |
Ogólna liczba spalonych wizerunków |
18 637 |
Ogólna liczba skazanych na inne kary |
293 533 |
Razem |
347 704 |
Tysiąclecie papiestwa
Prawdziwe Królestwo prawdziwego Chrystusa miało trwać tysiąc lat. Papieski
falsyfikat uważa więc okres swojego największego powodzenia, który rozpoczął
się w roku 800, a zakończył w obecnym stuleciu, za wypełnienie
tysiącletniego panowania, przepowiedzianego w dwudziestym rozdziale
Objawienia. Okres, który nastąpił potem, kiedy to papiestwo stopniowo
traciło całą swoją doczesną moc, cierpiało wiele upokorzeń od narodów,
będących wcześniej jego sprzymierzeńcami, postradało większość swoich
terytoriów, dochodów i praw tak długo posiadanych i wykorzystywanych - ten
okres zwolennicy Rzymu nazywają "małym czasem" z
Objawienia 20:3,7,8, który miał nastąpić pod
koniec Tysiąclecia, gdy Szatan zostanie rozwiązany.
W historii łatwo można znaleźć daty początku i końca papieskiego tysiąclecia
ignorancji, przesądów i oszustw. Jeden z pisarzy rzymskokatolickich13*
określa początek tego imperium religijnego w następujący sposób: "Koronacja
Karola Wielkiego na Cesarza Zachodu, dokonana przez papieża Leona w roku 800
n.e. była rzeczywistym początkiem świętego Cesarstwa Rzymskiego".14*
Chociaż papiestwo było już dużo wcześniej zorganizowane jako system
religijny, a nawet otrzymało władzę świecką w roku 539, to jednak właśnie
Karol Wielki rzeczywiście nadał i formalnie uznał doczesne panowanie
papieża. Podobnie jak w roku 800 Karol Wielki stał się pierwszym władcą
"Świętego Cesarstwa Rzymskiego", tak Franciszek II był ostatnim i
dobrowolnie zrzekł się tytułu w roku 1806.15*
Podobnie, jak przed rokiem 800 papiestwo rosło, popierane przez rzymską
"bestię" (lud) i przez jej rogi (władze), tak po roku 1800 zostało
pozbawione świeckiego panowania nad królami i narodami, a nawet było deptane
i rabowane przez swoich wcześniejszych zwolenników (Obj.
17:16,17). Obecnie, chociaż nadal jest czczone i nadal ma duży wpływ
na świadomość ludzi, to jednak opłakuje utratę wszystkiego, co przypomina
świeckie dominium.
Uważny badacz zauważy w rozwoju i wywyższeniu Antychrysta cztery mniej lub
bardziej wyraźne okresy. Również proces jego upadku składa się z czterech
etapów. Rozwój można podzielić następująco:
1. W czasach Pawła, około roku 50, początek
sekretnego dzieła niegodziwej ambicji.
2. Papiestwo, "Człowiek Grzechu", zostało
zorganizowane hierarchicznie, tzn. kościół stał się organizacją; papieża
uznano za Głowę, reprezentującą Chrystusa panującego nad kościołem i nad
narodami; proces ten następował stopniowo w latach 300-494.16*
3. Czas, w którym papieże rozpoczęli używanie
świeckiej władzy i autorytetu, co, jak później wykażemy, miało miejsce w
roku 539 (Tom III, rozdział 3).
4. Czas wywyższenia, rok 800, kiedy to, jak już
widzieliśmy, zostało stworzone "Święte Cesarstwo Rzymskie", a papież,
koronujący Karola Wielkiego na cesarza, został uznany za Króla królów,
Cesarza cesarzy, "innego Boga, Boga na ziemi".
Upadek papieskich wpływów można podzielić następująco:
1. Okres reformacji, który rozpoczął się około
roku 1400 pismami Wycliffe'a; po nim przyszli Huss, Luter i inni.
2. Okres sukcesów Napoleona, degradacja
papieży, aż wreszcie zrzeczenie się tytułu "Cesarza świętego Cesarstwa
Rzymskiego" przez Franciszka II - lata 1800-1806.
3. Ostateczne odrzucenie papieża jako władcy
Rzymu i tak zwanych papieskich prowincji Włoch, dokonane przez
papieskich poddanych i króla Włoch w roku 1870. Na skutek tego
Antychryst został całkowicie pozbawiony świeckiej władzy.
4. Ostateczne wykorzenienie tej fałszywej
hierarchii blisko końca rozpoczętego już "dnia gniewu" i sądu - który
dokona się, jak już wykazaliśmy w "Czasach Pogan", w roku 1914.
Czy
można jeszcze wątpić?
Prześledziliśmy wzrost Antychrysta, zapoczątkowany odstępstwem, czyli
"odpadnięciem" w kościele chrześcijańskim. Słyszeliśmy, jak bluźnił,
ogłaszając samego siebie Królestwem Chrystusowym, a papieża namiestnikiem
Chrystusa - "innym Bogiem, Bogiem na ziemi". Słyszeliśmy jego dumne
bluźnierstwa, przywłaszczanie sobie tytułów i zaszczytów należnych
prawdziwemu Królowi królów i Panu panów. Widzieliśmy, jak okrutnie wypełniał
słowa przepowiedni: "zetrze święte najwyższych miejsc". Widzieliśmy, że
przytłoczona i zdeformowana Prawda zostałaby całkiem przesłonięta przez
błąd, przesądy i działalność księży, gdyby Pan w odpowiednim momencie nie
spowodował pojawienia się reformatorów, pomagając w ten sposób swoim
świętym, jak napisano: "Zaczem ci, którzy nauczają lud,
którzy nauczają wielu, padać będą od miecza i od ognia, od pojmania i od
łupu przez wiele dni. A gdy padać będą, małą pomoc mieć będą" (Dan.
11:33,34).
Czyż w świetle tego całego świadectwa możemy jeszcze wątpić, że apostołowie
i prorocy pisali właśnie o papiestwie, dokładnie przedstawiając nam jego
charakterystyczne cechy? Myślimy, że każdy pozbawiony przesądów umysł nie
będzie miał najmniejszych wątpliwości, że papiestwo to Antychryst, Człowiek
Grzechu. Żaden człowiek nie mógłby wypełnić tych przepowiedni.
Nieporównywalny z niczym sukces papiestwa jako fałszywego Chrystusa - sukces
odniesiony w zwodzeniu całego świata - w wystarczającym stopniu wypełnił
przepowiednię Pana, który, odniósłszy się wcześniej do Jego odrzucenia,
powiedział: "Jeźliżby przyszedł inny w imieniu swojem,
onego przyjmiecie" - Jan 5:43.
Niewątpliwie wielu będzie zaskoczonych faktem, że zastanawiając się nad tym
tematem pominęliśmy nikczemność i wielką niemoralność papieży i innych
urzędników kościelnych oraz mroczne dzieje "metod" stosowanych przez
jezuitów i inne tajne zakony, pracujące dla papiestwa jako instytucje
wywiadowcze. Pominęliśmy je celowo: nie dlatego, że są nieprawdziwe, bo
nawet rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że miały rzeczywiście miejsce,
lecz dlatego, że nasza argumentacja nie wymaga takich dowodów. Wykazaliśmy,
że hierarchia papieska (nawet, gdyby składała się z najbardziej obyczajnych
i rzetelnych ludzi - co, jak widać z historii, nie miało miejsca) jest
Antychrystem, Człowiekiem Grzechu, imitacją i fałszywym reprezentantem
tysiącletniego Królestwa Chrystusa, zręcznie zorganizowanym w celu
zwodzenia.
Słowa angielskiego historyka Macaulay'a są dowodem, że niektórzy nawet bez
szczególnego światła proroctw potrafią zobaczyć cudowny system papieski -
imitację najcudowniejszego z systemów, Królestwa Bożego, które jeszcze jest
przed nami:
Macaulay pisze:
"Nie można w żaden sposób zaprzeczyć, że forma rządzenia w Kościele Rzymskim
jest arcydziełem ludzkiej [my powiedzielibyśmy - szatańskiej] mądrości.
Prawdą jest, że żaden inny system władzy nie mógł wprowadzić takich doktryn
przy tak dużych przeciwnościach. Doświadczenie dwunastu stuleci, pełnych
wydarzeń, oraz pomysłowość i cierpliwa opieka czterdziestu pokoleń polityków
doprowadziły ten system do takiej doskonałości, że pomiędzy organizacjami
politycznymi zajmuje on najwyższe miejsce".
Ostateczny koniec Antychrysta
Prześledziliśmy historię papiestwa aż do obecnych czasów, do Dnia Pańskiego
- do czasu obecności Immanuela. Człowiek Grzechu rozwijał się, dokonał
swojego straszliwego dzieła, został uderzony mieczem ducha - Słowem Bożym.
Bez względu na jego pragnienia, duch ust Chrystusowych uczynił go bezsilnym,
jeżeli chodzi o jawne i ogólne prześladowanie świętych. Pytamy teraz: co
dalej? Co mówi apostoł o upadku Antychrysta?
W 2 Tes. 2:8-12 apostoł Paweł pisze o
Antychryście następujące słowa: "którego Pan zabije
duchem ust swoich i zniesie objawieniem przyjścia swego". Światło
Prawdy rozjaśni wszystkie sprawy. Przez objawienie dobra i zła doprowadzi do
wielkiej walki pomiędzy tymi dwiema zasadami i pomiędzy ludźmi będącymi ich
zwolennikami. To spowoduje czas wielkiego ucisku i gniewu. W walce tej błąd
i zło upadną, a sprawiedliwość i prawda zatryumfują. Jednym z bastionów zła,
które zostanie ostatecznie i całkowicie zniszczone, jest Antychryst, z
którym prawie każdy teoretyczny czy praktyczny błąd jest pośrednio lub
bezpośrednio związany. To właśnie ten blask, to światło słoneczne obecności
Pańskiej, doprowadzi do "dnia ucisku", na skutek
którego w tym czasie zostanie zniszczony Antychryst wraz ze wszystkimi
innymi złymi systemami. "Pojawieniu się jego towarzyszyć
będzie działanie Szatana, z całą mocą, wśród znaków i fałszywych cudów, z
wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną ponieważ nie przyjęli
miłości Prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg dopuszcza działanie na
nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy
nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie nieprawość" (BT) - aby
zostali uznani za niegodnych dzielić w tysiącletnim Królestwie władzę jako
współdziedzice z Chrystusem.
Rozumiemy, iż z tych słów wynika, że w czasie obecności Pańskiej (właśnie
teraz, po roku 1874), Szatan użyje tego systemu - Antychrysta (jednego ze
swoich najważniejszych narzędzi, mających na celu zwodzenie i panowanie nad
światem), a także innych swoich pomocników, aby stawić jak największy opór
nowemu porządkowi rzeczy, który właśnie ma być ustanowiony. Będzie
wykorzystywał każdą, najmniejszą nawet okoliczność, całą wrodzoną słabość i
całe samolubstwo rodzaju ludzkiego, aby zapewnić sobie pomoc ich serc, rąk i
piór w tej ostatecznej walce przeciwko wolności i całkowitemu rozjaśnieniu
Prawdy. Uprzedzenia pojawią się tam, gdzie przesłoniłaby je w pełni poznana
Prawda. Wielu zostanie zwiedzionych i sprowadzonych na manowce wielką
gorliwością i różnymi związkami stronników. Stanie się tak nie dlatego, że
Bóg zaciemnił Prawdę do takiego stopnia, żeby nie mogła prowadzić prawdziwie
poświęconych, lecz dlatego, że zwiedzeni ludzie nie byli wystarczająco
gorliwi w poszukiwaniu i używaniu Prawdy, danej jako
"pokarm na czas słuszny". Wtedy właśnie okaże się, że zwiedziona
klasa przyjęła Prawdę nie dlatego, że ją umiłowała, lecz raczej powodowana
była tradycją, formalnością lub strachem. Apostoł zapewnia nas, jak się
wydaje, że w tej ostatecznej, śmiertelnej walce Antychryst będzie pozornie
zwiększał swoją moc przez użycie nowych strategii, oszustw i kombinacji;
jednak prawdziwy Pan ziemi, Król królów, zwycięży w czasie swojej obecności.
Podczas wielkiego ucisku całkowicie i ostatecznie unicestwi On Antychrysta i
na zawsze pozbawi go mocy i możliwości zwodzenia.
Jeżeli chodzi o dokładny kształt tej ostatecznej walki, to możemy jedynie
podać pewne sugestie, oparte głównie na jej symbolicznych obrazach z Księgi
Objawienia. Oczekujemy, że cały świat podzieli się na dwa obozy - prawdziwi,
zwycięscy święci nie przyłączą się do żadnego z nich. Jeden obóz będzie się
składał z socjalistów, wolnomyślicieli, niewierzących, niezadowolonych i
prawdziwych miłośników wolności, których oczy zaczynają dostrzegać fakty,
jeżeli chodzi o złe systemy rządzenia i o despotyzm tak w polityce, jak i w
religii. Drugi obóz będzie się stopniowo tworzył z przeciwników ludzkiej
wolności i równości: cesarzy, królów, arystokracji; będzie z nimi również
sympatyzował falsyfikat Królestwa Bożego - Antychryst - popierający
świeckich despotów i sam także przez nich popierany. Oczekujemy również, że
Antychryst zmieni i złagodzi swoją politykę, aby odzyskać sympatię i
nawiązać praktyczną współpracę (a nie rzeczywiście się jednoczyć) z
ekstremistami ze wszystkich denominacji protestanckich, które nawet teraz
dążą do nominalnego zjednoczenia się z sobą i z Rzymem - zapominając przy
tym, że prawdziwa jedność powstaje i trwa dzięki Prawdzie, a nie na mocy
dekretów, konwencji i praw. Chociaż taka współpraca protestantów i katolików
może się niektórym wydawać niemożliwa, to jednak widzimy już niewątpliwie
znaki szybkiego zbliżania się takiego związku. Przyśpiesza to jeszcze tajna
działalność papiestwa wśród jego ludzi, przez co politycy chętni do
współpracy z nim otrzymują wysokie stanowiska w rządach.
Można również oczekiwać, że wkrótce pojawią się prawa, które stopniowo
ograniczą wolność osobistą pod pretekstem konieczności i dobra publicznego.
Krok po kroku, wkrótce okaże się, że niezbędne jest sformułowanie jakiegoś
"prostego prawa religijnego". W ten sposób kościół i państwo będą do pewnego
stopnia zjednoczone w rządzeniu Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Prawa te będą
jak najprostsze, aby odpowiadały wszystkim tak zwanym "ortodoksyjnym" (czyli
popularnym) poglądom religijnym. Będą one miały na celu ograniczenie i
uniemożliwienie dalszego rozwoju w łasce i w znajomości "pokarmu na czas
słuszny". Pretekstem stanie się prawdopodobnie ochrona przed socjalizmem,
niewiarą i polityczną erupcją niższych i niezależnych klas społeczeństwa.
Z całą pewnością możemy powiedzieć, że w niedalekiej przyszłości, jako część
ucisku - nawet wcześniej, niż najcięższy ucisk tego "dnia gniewu" spadnie na
świat i zniszczy całą konstrukcję społeczną ziemi (co będzie przygotowaniem
do nowego, lepszego świata pod rządami prawdziwego Chrystusa) - jeszcze
przed tym wszystkim nastąpi surowa próba dla prawdziwie poświęconego
Kościoła, podobna do tego, co działo się w dniach tryumfu papiestwa. Teraz
zmienią się jedynie metody prześladowań - będą bardziej wyrafinowane i
lepiej dopasowane do cywilizacji obecnych czasów: ostrza, kleszcze i koła
przyjmą formę sarkazmu i donosicielstwa, ograniczenia wolności oraz
socjalnego, finansowego i politycznego bojkotu.
Kończąc ten rozdział, chcielibyśmy jeszcze raz powiedzieć naszym
czytelnikom, że papiestwo jest Antychrystem nie z powodu swej niemoralności,
lecz dlatego, że stanowi falsyfikat prawdziwego Kościoła i prawdziwego
Królestwa. Nie zauważywszy tego właśnie faktu, wielu protestantów zostanie
zwiedzionych i podejmie współpracę z papiestwem przeciwko prawdziwemu
Królowi Chwały.
Wierni aż do śmierci
Jestem żołnierzem. Mój znak - krzyż;
W ślady Baranka idę.
Czy się obawiam walczyć dlań,
Lub wyznać Jego imię?
Czy mogę wejść do raju bram
Kwiecistą, łatwą drogą,
Gdy inni idą pośród burz
I toczą bitwę srogą?
Czyż ja nie muszę walczyć tak,
Aby pokonać wroga?
Czy próżny świat mi łaskę da,
Pomoże dojść do Boga?
Muszę więc trwać, by zdobyć tron.
Dodaj odwagi, Panie!
Pokonam trud i zniosę ból,
Gdy Słowo przy mnie stanie.
W chwalebnej walce świętych zbór
Zwycięży - choć umiera.
Święci przez wiarę znają triumf
I widzą go już teraz.
Gdy przyjdzie ten wspaniały dzień,
Gdy święci w blasku staną,
Zwycięską zaśpiewają pieśń:
Niech chwała będzie Panu!
1. * Historia Powszechna Fishera, str. 193
2. * Historia Powszechna White'a, str. 156
3. *
Tom II, str 85
4. * Historia Powszechna Willarda, str. 163
5. * Gibbon, Tom II, str. 269
6. *
Tom II, str. 53,57
7. * Historia Powszechna White'a, str. 155
8. * Zob. Gibbon, Tom II, str. 108
9. * Gibbon, Tom II, strony 31-33
10. *
Tom II, str. 236
11. * Stolica św. Piotra, str. 589
12. * Tym, którzy chcieliby dowiedzieć się
więcej o tych przerażających czasach i scenach, polecamy następujące
książki: Historia Anglii Macaulay'a; Republika holenderska Motley'a;
Historia reformacji D'Aubigne'a; Osiemnaście wieków chrześcijaństwa
White'a; Romanizm Elliota; Księga męczenników Foxa.
13. * Stolica św. Piotra
14. * Święte Cesarstwo Rzymskie to nazwa
wielkiej instytucji politycznej średniowiecza. Jego początkiem był Karol
Wielki. W swojej "Historii uniwersalnej" Fisher opisuje to na stronie
262: "W teorii była to unia światowego państwa i światowego kościoła -
nierozłączna społeczność, na czele której stali cesarz i papież,
naznaczone przez niebo [?] głowy: świecka i duchowa." Ponieważ zaś
papieże, jako namiestnicy Chrystusa, namaszczali cesarzy, w
rzeczywistości stali na czele całego imperium.
15. * "Bitwy: pod Marengo (1800) i pod
Austerlitz (1805) dwa razy rzuciły Niemcy do stóp Napoleona.
Najważniejszym rezultatem tej drugiej klęski było utworzenie
Konfederacji Reńskiej pod protektoratem władcy francuskiego. To
wydarzenie oznaczało koniec starych Niemiec, czyli [świętego] Cesarstwa
Rzymskiego, trwającego przez tysiąc lat". ("Historia Uniwersalna"
White'a, str. 508.
16. * Papieże długo starali się o to
przywództwo, o bycie głową kościoła; stopniowo zostali uznani i
otrzymali władzę. Władzę tę ogólnie zaakceptowano już w roku 494, jak
wykazuje romanista - autor "Stolicy św. Piotra". Wymieniwszy szczegółowo
wszystkie dowody przyznania przez różne rady, biskupów, cesarzy itd., że
biskup Rzymu jest najwyższym kapłanem, autor książki czyni następujące
podsumowanie:
"słowa te zostały spisane już Roku
Pańskiego 494. (...) Z powyższych autentycznych świadectw wynika
więc niezbicie, że prymat tronu Piotrowego [biskupstwo Rzymu]
rozwinął się w piątym wieku do tego stopnia, iż papieża uważano
ogólnie za centrum jedności chrześcijańskiej - za najwyższego władcę
i nauczyciela kościoła Bożego, księcia biskupów, ostatecznego
arbitra, rozsądzającego duchowe sprawy we wszystkich częściach
świata; za sędziego i przewodniczącego ogólnych zgromadzeń, które
prowadził za pośrednictwem swoich legatów".
powrót do początku >>
Tom II
|