WYKŁAD VI
DZIEŁO
ŻNIWA
Charakter dzieła żniwa – Zbieranie pszenicy – Wiązanie w snopki i palenie
kąkolu – Jego pochodzenie i urodzaj – Jego zniszczenie podobne do
zniszczenia plew żniwa żydowskiego – Wskazanie na podobieństwa czasowe –
Odrzucenie, stopniowy upadek i ostateczne zniszczenie Babilonu –
Popieczętowanie sług Bożych przed przyjściem plag na Babilon – Sąd, czyli
próba, zarówno systemów, jak i jednostek – Symboliczne znaczenie próby
systemu żydowskiego – Próbowanie i przesiewanie pszenicy – Mądre panny
oddzielone od głupich wchodzą na ucztę – „I zamknione są drzwi” – Kolejny
przegląd i odrzucenie niektórych – Dlaczego i jak? – Zamknięcie „wysokiego
powołania” – Czas jest krótki – „Aby nikt nie wziął korony twojej” –
Pracownicy jedenastej godziny i zwycięzcy.
„ŻNIWO” jest
określeniem, które daje ogólne pojęcie o pracy, jakiej wykonania należy się
spodziewać między 1874 a 1914 rokiem. Jest to raczej czas żęcia niż siania,
czas próby, rozliczania, rozstrzygnięć i nagradzania. Żniwo Wieku
Żydowskiego było symbolicznym wyobrażeniem żniwa obecnego wieku. Obserwacje
i porównania poczynione w oparciu o rozmaite cechy tamtego żniwa dostarczają
bardzo jasnego wyobrażenia o dziele, które musi być przeprowadzone w obecnym
żniwie. Szczególne nauczanie naszego Pana w tamtym czasie miało na celu
zgromadzenie pszenicy – tych, którzy już zasługiwali na to miano – i
oddzielenie plew od pszenicy w narodzie izraelskim. Jego nauki stały się
także nasionami nowej dyspensacji, która rozpoczęła się (wkrótce po
odrzuceniu narodu izraelskiego) w Dniu Pięćdziesiątnicy.
Powinniśmy dokładnie
zapamiętać słowa, które nasz Pan wypowiedział do uczniów, posyłając ich do
narodu-kościoła <str. 136> w trakcie swej misji, gdyż dowodzą one, że
szczególne w tamtym czasie dzieło nie polegało na sianiu, ale żęciu. Rzekł
do nich: „Podnieście oczy wasze, a przypatrzcie się krainom, żeć już białe
są ku żniwu. A kto żnie, bierze zapłatę i zbiera owoc do żywota
wiecznego” – Jan 4:35,36. Jako główny żniwiarz tamtego żniwa (podobnie jak i
tego) Pan powiedział do pod-żniwiarzy: „Jam was posłał żąć to, około
czegoście wy nie pracowali. Insić [patriarchowie, prorocy i inni święci
mężowie dawnych czasów] pracowali, a wyście weszli w pracę ich”, abyście
żęli owoce pracy tamtych stuleci i przeprowadzali próbę ludu głosząc
posłannictwo: „Przybliżyło się królestwo niebieskie” i obecny jest Król –
„Oto król twój idzie” (Mat. 10:7; Jan 12:15; Zach. 9:9).
W czasie żydowskiego
żniwa nasz Pan nie przerabiał kozłów na owce, ale szukał oślepionych i
rozproszonych owiec izraelskich, powołując tych, którzy już byli Jego
owcami, aby usłyszawszy Jego głos poszli za Nim. Obserwacja
symbolicznego wyobrażenia dostarcza wiadomości dotyczących charakteru
dzieła, które ma być przeprowadzone w trakcie obecnego żniwa, czyli czasu
żęcia. Wkrótce rozpocznie się inny, większy zasiew w dogodniejszych
warunkach Wieku Tysiąclecia i Królestwa. Właściwie już, tu i tam, w
tęskniące, łaknące Prawdy serca, wpadają ziarna prawd restytucyjnych, które
w przyszłości przyniosą plon. Jednakże w obecnym czasie jest to praca
uboczna, gdyż podobnie jak żniwo żydowskie, tak i obecne, to czas żęcia
rzekomego kościoła (tak zwanego chrześcijaństwa) w tym celu, aby prawdziwi
święci, oddzielnie zgromadzeni, mogli zostać wywyższeni i mieć społeczność z
Panem, nie tylko po to, aby głosić Prawdę, lecz także, aby urzeczywistnić
dla świata wielkie dzieło naprawienia.
W trakcie tego żniwa
pszenica i kąkol miały zostać oddzielone; jednakże przed oddzieleniem obie
te klasy stanowią kościół nominalny. Pszenica to prawdziwi synowie <str.
137> Królestwa, naprawdę poświęceni, dziedzice, zaś kąkol to nominalny, a
nie rzeczywisty Kościół Chrystusowy czy przyszła Oblubienica. Kąkol to ci,
którzy, jak mówi o nich Jezus, nazywają go Panem, ale nie są mu posłuszni
(Łuk. 6:46). Na pozór są oni do siebie tak podobni, że odróżnienie jednych
od drugich wymaga dokładnego przyjrzenia się. „Rolą” w przypowieści „jest
świat”, a zatem pszenica razem z kąkolem (kąkol jest liczniejszy)
współtworzy to, co czasem nazywamy „światem chrześcijańskim” albo
„chrześcijaństwem”. Dzięki uczęszczaniu na nabożeństwa, okazjonalnie albo
regularnie, dzięki nazywaniu siebie chrześcijanami, dzięki przestrzeganiu
pewnych rytuałów i ceremonii, dzięki bardziej lub mniej formalnemu
identyfikowaniu się z niektórymi systemami religijnymi, przedstawiciele
kąkolu wyglądają, a nawet uchodzą za głęboko poświęcone dzieci Boże. W tak
zwanych „krajach chrześcijańskich” wszyscy, z wyjątkiem zdeklarowanych
ateistów i Żydów, uważani są za chrześcijan. Ich liczbę (wliczając w to
garstkę prawdziwie poświęconych – świętych) oblicza się na około 280 mln
greko- i rzymskokatolików i około 120 mln protestantów.
Nasz Pan nie nauczał, że w trakcie Wieku
Ewangelii należy dokonywać oddzielania prawdziwych synów Królestwa od tych,
którzy takowych tylko udają. Próba przeprowadzenia zupełnego rozdzielenia
spowodowałaby przewrócenie świata (roli) do góry nogami – ogólne zaburzenie
porządku tak pomiędzy pszenicą, jak i kąkolem. Przeto rzekł: „Dopuśćcie
obojgu społem rość aż do żniwa”. Dodał jednak: „A czasu żniwa rzekę żeńcom
[aniołom, posłańcom]: Zbierzcie pierwej kąkol, a zwiążcie go w snopki ku
spaleniu; ale pszenicę zgromadźcie do gumna mojego” – Mat. 13:30. Stąd też
należy spodziewać się, że w czasie żniwa przeprowadzona będzie powszechna
praca oddzielania, która wcześniej była zabroniona. Chociaż ci, którzy są
wyobrażani przez pszenicę, są nieustannie zachęcani do trwania w wolności,
którą ich Chrystus wolnymi uczynił oraz <str. 138> do niewikłania się w
związki z jawnymi przestępcami i wilkami w owczej skórze, to jednak nie
mieli oni wytyczać granicy pomiędzy zupełnie poświęconymi (pszenicą,
świętymi) a ludźmi wyobrażanymi przez kąkol, którzy przyznają się do
nauk i imienia Chrystusowego, a nawet pozwalają, aby nauki te w pewnej
mierze wywierały wpływ na ich sposób zachowania, lecz pragnienia ich serc są
dalekie od Pana i służby dla Niego. Pan nakazał, abyśmy całkowicie
wystrzegali się sądzenia serc i intencji. Zadanie takie wykraczałoby poza
zasięg naszych możliwości. Jednakże rozmaite sekty nieustannie usiłowały
właśnie to czynić – oddzielać, doświadczać pszenicę i przy pomocy
rygorystycznych, a sfabrykowanych przez ludzi, wyznań wiary odpędzać kąkol,
czyli heretyków – wszystkich wyznawców Chrystusa, których wierzenia nie
pasowały do ich fałszywych wzorców. Jakże bezskuteczne były te usiłowania!
Doprowadzono jedynie do ustanowienia fałszywych, niebiblijnych kryteriów i
nauk, które raczej przyczyniły się do obfitego rozwoju kąkolu oraz zduszenia
i odłączenia pszenicy. Taką była na przykład nauka o wiecznych mękach dla
wszystkich nie należących do Kościoła. Jakież mnóstwo kąkolu powstało z
przyczyny tego błędu nawet obecnie, gdy w coraz jaśniejszym świetle dnia
został on przecież istotnie zmodyfikowany, jakże zduszona została pszenica,
oślepiona i powstrzymana przed właściwym uznaniem Boskiego charakteru i
planu. Dziś dopiero widać błąd różnych sekt, które nie posłuchały rady
naszego Pana, aby pozwolić pszenicy i kąkolowi – świętym i wyznawcom –
rosnąć razem i nie próbować przeprowadzania podziału. Każdy uczciwy
człowiek przyzna, że w jego sekcie znajduje się wielka ilość kąkolu –
wyznawców, a nie świętych, że za murami sekciarstwa pozostaje wielu
świętych. Tak więc żadna ze współczesnych sekt ani nie mogłaby, ani nie
usiłuje twierdzić, że zawiera jedynie pszenicę, a wolna jest
od kąkolu. Tym bardziej żadna ziemska organizacja (z wyjątkiem
Christadelfian i Mormonów) nie byłaby na tyle zuchwała, aby twierdzić, że
cała pszenica znajduje się u niej. Nie ma zatem żadnego
usprawiedliwienia dla wznoszenia organizacyjnych i teologicznych murów. Nie
oddzielają one <str. 139> pszenicy od kąkolu, bo nie ma takiej metody, która
pozwalałaby dokonać zupełnego, całkowitego rozdzielenia serc, za wyjątkiem
tej, którą Pan ustanowił i która miała być zastosowana w czasie żniwa.
Dowodzi to potrzeby rozpoznania, kiedy nadejdzie czas, w którym ma się
rozpocząć żniwiarskie dzieło rozdzielania. Nasz Pan, zgodnie ze swą
obietnicą, nie zostawił nas przecież w ciemności, ale wszystkim, których
serca są odpowiednio przygotowane, udziela stosownych w tym czasie
informacji. „Lecz wy bracia nie jesteście w ciemności [ani nie śpicie], aby
was on dzień jako złodziej zachwycił” – 1 Tes. 5:4.
Prawda na czasie
jest sierpem obecnego żniwa; podobny sierp był użyty w żniwie żydowskim.
Żeńcami, aniołami,1 czyli
posłańcami, są obecnie naśladowcy Pańscy, podobnie jak byli nimi żeńcy żniwa
żydowskiego. Aczkolwiek w ciągu wieku nie należało próbować oddzielania
pszenicy od kąkolu, to jednak gotowym, godnym i posłusznym w obecnym czasie
będzie ukazany Boski plan i porządek tak jasno, że rozpoznają w czasie
żniwa Jego głos: „Zapuść sierp swój” obecnej Prawdy i „Zgromadźcie mi
świętych moich, którzy ze mną uczynili przymierze przy ofierze”; „Cić
mi będą, mówi Pan Zastępów, w dzień, który Ja uczynię, własnością” – Psalm
50:5; Mal. 3:17.
Czas ten przeznaczony jest nie tylko na
zgromadzenie świętych przy pomocy Prawdy (do jedności z Panem i ze sobą
wzajemnie, a bez społeczności z tymi, którzy są jedynie wyznawcami,
kąkolem), lecz także jest to czas oczyszczenia roli przez zniszczenie
kąkolu, ścierniska i chwastów w przygotowaniu pod nowy zasiew. W jednym
znaczeniu „pszenica” jest wybierana spośród kąkolu – gdyż ilość kąkolu jest
znacznie większa – według tego, jak mówi Pan: „Wynijdźcie z niego, ludu
mój”. Z drugiej jednak strony, również właściwie, oddzielenie ukazane jest
symbolicznie w zebraniu kąkolu <str. 140> spomiędzy pszenicy. Rzeczywiście,
pszenica ma prawo przebywać na tym miejscu. Jest to pole pszeniczne, a nie
pole kąkolu (ludzkość uważana jest za grunt, z którego wyrasta i rozwija się
pszenica, ale także kąkol), tak więc to kąkol znajduje się na nie swoim
miejscu i powinien być usunięty. Pan założył pole pszeniczne, a pszenica
wyobraża synów królestwa (Mat. 13:38). Skoro więc rola, czyli świat, ma być
im oddana, a nawet już do nich przez obietnicę należy, to słusznie pokazuje
przypowieść, że to kąkol ma być oddzielony, spalony, pozostawiając pszenicy
pole i wszystko, co się na nim znajduje. Kąkol jest odesłany tam, skąd
przyszedł – do ziemi (świata), a pierwociny pszenicy zostaną zgromadzone w
gumnie, aby ziemia mogła przynieść ponowny plon.
Pszenica nie miała być wiązana w snopki: ziarna
były wsiane oddzielnie i niezależnie, łączyła je jedynie przynależność do
tego samego gatunku i podobne warunki wzrostu. Natomiast, jak oświadcza
przypowieść, w efekcie żniwa nastąpi między innymi zgromadzenie kąkolu i
związanie go w snopki przed „spaleniem”, czyli „czasem ucisku”. Ta praca
odbywa się wokoło nas. Nigdy jeszcze nie istniało tyle związków zawodowych,
trustów kapitalistycznych i wszelkiego rodzaju stowarzyszeń ochronnych, co
teraz.
„Rolą” z przypowieści jest cywilizowany świat,
na którym w czasie Reformacji wiatry walk religijnych wszędzie powodowały
łączenie się pszenicy i kąkolu w wielkie gromady (grupy wyznaniowe),
skłaniając jednych do zwrócenia się w tym, drugich zaś w przeciwnym kierunku
(doktrynalnym). Takie nagromadzenie w bliskim związku pszenicy i kąkolu
doprowadziło u wszystkich do znacznej utraty indywidualności. Naukowe burze
należą już do przeszłości, lecz siłą przyzwyczajenia trwają podziały
i tylko gdzieniegdzie kłosy pszeniczne próbują w zatłoczeniu prostować się
spod przygniatającego je ciężaru wielkich tłumów.
Wraz z czasem żniwa przychodzi uwolnienie
pszenicy od ciężaru i zawady kąkolu. Sierp <str. 141> Prawdy przygotowuje ją
do wolności, którą Chrystus uczynił wszystkich wolnymi na samym początku.
Ten sam sierp ma jednak przeciwny wpływ na kąkol. Duch kąkolu skłania się
raczej ku właściwej sektom dążności do zewnętrznej wspaniałości i działania
na pokaz niż ku indywidualnemu posłuszeństwu i wierności Bogu.
Dlatego też odrzucają oni teraźniejszą Prawdę i mocno sprzeciwiają się jej,
szybko stwierdziwszy, że potępia ona sekciarstwo i stanowi indywidualną
próbę dla każdego. Jakkolwiek wszystkie sekty wykazują skłonność do
jednoczenia się, to jedność ta umotywowana jest chęcią przeciwstawienia się
dezintegracyjnym tendencjom teraźniejszej Prawdy do tego stopnia, że
nakładają oni powoli, ostrożnie, ale ciasno, więzy na każdą próbę
indywidualnego myślenia i badania zagadnień religijnych, żeby ich
organizacje nie rozpadły się i nie pozostał w nich po ucieczce pszenicy sam
kąkol.
Wszyscy ci, którzy są wyobrażeni przez kąkol, są
świadomi, że gdyby stanęli na indywidualnej próbie, nie zasłużyliby na
udział w Królestwie obiecanym dla sumiennych naśladowców Baranka. Woleliby
oni, aby sekty sądzone były tak jak korporacje, przez wzajemne ich
porównywanie, mając w ten sposób nadzieję przedostania się do Królestwa
chwały dzięki zasłudze pszenicy, z którą są stowarzyszeni. Nic na to jednak
nie poradzą, gdyż próbie przydatności do zaszczytów Królestwa nie będą
poddane sekty, lecz każdy indywidualnie. Sprawdzona będzie osobista wierność
Bogu i Prawdzie. Wydaje się, że w jaśniejszym świetle dnia dzisiejszego,
które rozprasza mgły bigoterii i uprzedzenia, każda sekta zdaje sobie
sprawę, że wszystkie inne mają równe (równie niewielkie) prawo twierdzenia,
że są jedynym prawdziwym Kościołem. Mając tę świadomość starają się wywołać
wrażenie, że przyłączenie się do jednej z sekt – mało ważne do której – jest
warunkiem zbawienia. W taki sposób łączą oni ideę indywidualnej
odpowiedzialności z sekciarskim niewolnictwem.
Jako przykład więzów nałożonych ostatnio
powszechnie na wszystkich zwolenników sekt niech posłużą pozornie <str. 142>
niewinne, a dla wielu nawet rzekomo pożyteczne, lekcje Międzynarodowej
Szkoły Niedzielnej. Mogło by się wydawać, że jest to przejaw
pozbawionej sekciarskiego ducha współpracy w badaniu Biblii, że jest to
wielki krok naprzód i odejście od starych metod badania przy pomocy
katechizmów. Ów system ujednoliconych lekcji pozornie stanowi porzucenie
ducha sekciarskiego i zjednoczenie się wszystkich chrześcijan, aby każdy
mógł badać Biblię w jej własnym świetle, co wszyscy uznają oczywiście za
właściwy kierunek, ale w rzeczywistości żaden z sekciarzy tak nie postępuje.
Należy bowiem zauważyć, iż lekcje Międzynarodowej Szkoły Niedzielnej
pozornie tylko pozbawione są sekciarskiego sposobu myślenia, pozornie
tylko zapewniają wolność badania Biblii. W rzeczywistości każde z wyznań
przygotowuje swe własne komentarze do zamieszczonych wersetów, a komitet
układający owe lekcje, dbając o zewnętrzne pozory jedności, dobiera takie
fragmenty Pisma Świętego, co do których nie występują zasadnicze różnice.
Pomijane są tutaj, aczkolwiek zdecydowanie podtrzymywane ciągle w obrębie
każdej z sekt, fragmenty Pisma Świętego i nauki, co do których występują
różnice. One to właśnie wymagałyby szczególnej dyskusji, aby mogło się
okazać, co jest błędem, a co słuszną racją w przekonaniach każdego z wyznań.
W ten tylko sposób mogłaby zostać osiągnięta prawdziwa jedność na zasadzie:
„Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest”.
Efektem tych i innych podobnych działań
„zjednoczeniowych” jest nadawanie protestantyzmowi pozorów okazałości i
jeśli nie oficjalne, to ukryte twierdzenie, że każdy musi należeć do
jednej z jego sekt, gdyż w przeciwnym razie nie mógłby być w ogóle dzieckiem
Bożym. W swej istocie nie jest to jednak jedność kościoła, lecz związek
różnych i oddzielnych organizacji, z których każda wciąż pragnie zachować
swą dotychczasową odrębność organizacyjną jako sekta, czyli snop, łącząc się
jednak z innymi w celu imponowania światu i wywoływania wrażenia ogromu. To
tak, jakby snopy zestawiane były w stogi. Każdy z nich jest oddzielnie
związany jako organizacja, a związek ten staje się jeszcze <str. 143>
ciaśniejszy przez ściśnięcie i zaklinowanie go innymi snopami w wielkim,
imponującym stogu.
Jest jeszcze jedna przyczyna, która sprawia, że
system lekcji międzynarodowych w powiązaniu ze współczesnymi metodami
„przeprowadzania” Szkoły Niedzielnej skutecznie wspiera ducha sekciarstwa
oraz hamuje rzeczywisty wzrost znajomości Prawdy. Przeprowadzana w Szkole
lekcja i towarzyszące jej „ćwiczenia” są tak szerokie, że nie pozostawiają w
ogóle czasu na rozważenie ostrożnie przygotowanych pytań, które są
zamieszczane wraz z odpowiedziami. W ten sposób łaknący Prawdy badacz Biblii
i, niejednokrotnie, uczciwy nauczyciel nie ma czasu na zadanie innych,
istotniejszych pytań, które mogłyby stanowić podstawę do dyskusji i
dostarczyć myślącym niezbędnego pokarmu. Pierwotnie klasy biblijne spotykały
się, by rozważać samodzielnie wybrane fragmenty Biblii, a w poznawaniu
Prawdy hamowane były jedynie swymi własnymi uprzedzeniami i przesądami. W
ten sposób, szczerze łaknący Prawdy zawsze mogli uczynić pewien postęp.
Obecnie jednak, coraz jaśniej przyświecające światło, które oświetla każdy
temat, rozpraszając mgły zabobonów i uprzedzeń, przez te właśnie
Międzynarodowe Lekcje, które miały stanowić pomoc, jest powstrzymywane, aby
nie świeciło studentom lekcji biblijnych. Badania Biblii przez nich
prowadzone są umiejętnie sterowane, aby nie pojawiły się żadne nowe idee,
ich umysły są ustawicznie zajmowane „mlekiem słowa” (w znacznym stopniu
rozcieńczonym ludzkimi tradycjami), aby zupełnie nie mieli apetytu na
„twardy pokarm” zaawansowanej Prawdy (Hebr. 5:14). W trakcie tych lekcji
cały czas i sposobność rozkoszowania się oraz uczenia się, jak doceniać
„pokarm”, są zaprzepaszczane jednym stwierdzeniem: „Musimy trzymać się
tematu, bo lekcja wkrótce się skończy”. Rację mieli prorocy i apostołowie,
gdy mówili, że zrozumienie wielkich prawd Bożych, niezbędne dla naszego
wzrostu w łasce i poznaniu miłości Bożej, jest niemożliwe bez zaniechania
nauk początkowych – „odstawienia od mleka i odłączenia od piersi” – oraz bez
udania się ku doskonałości (Hebr. 6:1; Izaj. 28:9). <str. 144>
Chociaż metody prowadzenia Szkoły Niedzielnej
uległy ostatnio znacznej poprawie, to jednak ciągle pozostawiają one wiele
do życzenia. Pod ich wpływem znajduje się wiele najprawdziwszych dzieci
Bożych, które usilnie pragnąc służyć Bogu, są w mniejszym lub większym
stopniu zdezorientowane wielką liczbą uczestników tych lekcji oraz
sprawianym przez nie wrażeniem „pracy Pańskiej”. Przyznajemy, że
rezultaty tej działalności są częściowo dobre, ale nie brakuje też stron
negatywnych. Szczerzy ludzie zniechęcani są do czynienia osobistego postępu
i wykonywania obowiązku, zaleconego przez Boga rodzicom. Przynosi to szkodę
tak im, jak i ich dzieciom. Dla niedojrzałych ludzi krótka lekcja oraz
„ćwiczenia” zdają się być przyjemniejszymi od badania Biblii. Wprowadzeni są
w przekonanie, że wypełnili swój obowiązek, a towarzyskie plotki i
rozrywki, z których przy tej okazji można skorzystać, wynagradzają im
ofiarę tych kilku chwil. Także dzieciom najbardziej podobają się
„ćwiczenia” śpiewu, książki z opowiadaniami, pikniki, poczęstunki i
powszechne rozrywki. Możliwość zaprezentowania swych pięknych strojów
poprawia i dzieciom, i ich mamom samopoczucie i stanowi wynagrodzenie za
wysiłek ubierania się na tę okazję. Wszystko to doprowadza do zrzucenia
rodzicielskiej odpowiedzialności za domowe wychowanie religijne na
oszukańczą machinę Szkoły Niedzielnej. Szkoła Niedzielna została słusznie
nazwana żłobkiem kościoła, a dzieci karmione przez nią radami ducha
światowego, stają się młodymi kłosami kąkolu, który przynosi obfity plon i
zarasta pola Babilonu.
Jeśli gdzieś znajdzie się grupa dorosłych
studiujących Biblię, a nauczyciel jest na tyle otwarty i niezależny, aby nie
podążać za przypadającą lekcją, lecz rozważać najistotniejsze sprawy,
pozwalając, aby w duchu wolności mogła zwyciężać Prawda, niezależnie od
tego, czy zgadza się ona z przyjętymi przez sektę wierzeniami, czy też nie,
to jest on przez pastora posiadającego światową mądrość, albo przez jakiegoś
superintendenta uznany za nauczyciela niebezpiecznego. Tacy nauczyciele są
istotnie niebezpieczni dla sekciarstwa i prędko pozbawiani są możliwości
nauczania. W przeciwnym razie oni sami oraz prawdy, na których otwarte
dociekanie pozwalaliby, doprowadziłyby <str. 145> niebawem do przecięcia
więzów i rozsypania się sekciarskich snopów. Dlatego też tacy nauczyciele
niedługo utrzymują swą posadę. Za to mile widziani są inni – tacy, co umieją
panować nad myślami swych słuchaczy, odwracać ich uwagę od „twardego
pokarmu”, i utrzymywać ich na etapie nie odstawionych od piersi niemowląt,
zbyt słabych, aby stać o własnych siłach i przywiązanych do systemów, które
uczy się ich kochać i wierzyć, że bez nich się umiera. Jednak prawdziwy
nauczyciel i prawdziwy badacz Pisma Świętego nie może poddawać się więzom
ludzkiej niewoli, powinien cieszyć się wolnością badania i używania jako
pokarmu każdego fragmentu dobrego Słowa Bożego oraz być nieskrępowanym w
podążaniu za Barankiem, gdziekolwiek on prowadzi (Jan 8:36; Gal. 5:1).
Chociaż dzisiaj muszą być zachowane
zewnętrzne pozory wolności osobistej w stopniu większym niż kiedykolwiek, to
jednak należy stwierdzić, że nigdy jeszcze powrozy związujące pszenicę i
kąkol w snopy nie były zaciśnięte tak dokładnie jak teraz. Jeszcze nigdy
zarządzenia nie były tak ciasne i ograniczające wszelkie swobody osobiste
jak dzisiaj. Każda wolna godzina gorliwego zwolennika sekty jest starannie
wypełniona licznymi spotkaniami, działalnością, tak że nie zostaje ani
chwila na nieskrępowane myślenie albo badanie Biblii. Zasadniczym
zamierzeniem wszystkich takich spotkań i rozrywek jest umocnienie i rozwój
sekty, a skutkiem – wspomniana niewola, tak szkodliwa dla rzeczywistego
rozwoju prawdziwych dzieci Bożych – pszenicy. Ze słów proroka wynika, że
związki stają się coraz mocniejsze (Izaj. 28:22). Nieco pszenicy i wiele
kąkolu tworzy te snopy, z których z każdym dniem coraz trudniej będzie się
uwolnić.
Jak zauważyliśmy, ilość prawdziwie poświęconych
– pszenicy, jest mała, ogromna zaś liczba „ochrzczonych wyznawców” (którym
to adekwatnym mianem pewien metodystyczny biskup określił klasę kąkolu). Na
tej podstawie sądząc, spalenie kąkolu będzie znaczącym wydarzeniem. Błędem
jest jednak powszechne przekonanie, że spalenie kąkolu w piecu ognistym,
gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów <str. 146> (Mat. 13:42), jest związane
albo z literalnym ogniem albo z uciskiem po śmierci. Cała przypowieść o
kąkolu stosuje się do obecnego wieku. Ogień, podobnie jak i pszenica oraz
kąkol, jest symboliczny i zniszczy kąkol w czasie wielkiego ucisku,
którym ma się zakończyć ten wiek. Pszenica zaś, zgodnie z obietnicą, będzie
z ucisku wybawiona (Mal. 3:17; Łuk. 21:36). Wielki piec ognisty to „czas
wielkiego ucisku”, który nastąpi przy końcu żniwa i dotknie niegodną klasę
kąkolu „chrześcijaństwa”.
Zniszczenie wspomniane w przypowieści nie
oznacza także ani teraźniejszego, ani przyszłego unicestwienia jednostek,
z których składa się kąkol. Jest to raczej obalenie niesłusznych pretensji
tej grupy ludzi. Twierdzą oni, że są chrześcijanami, podczas gdy naprawdę są
ciągle dziećmi tego świata. Spalenie lub zniszczenie kąkolu będzie więc
równoznaczne z objawieniem ich prawdziwych charakterów – rozpoznaniem, iż
należą do świata. Nominalni członkowie Kościoła Chrystusowego nie będą już
więcej udawać chrześcijan.
Nasz Pan, jak sam wyjaśnia, posiał dobre
nasienie Królestwa – Prawdę, z której wyrasta cała prawdziwa pszenica –
spłodzeni przez ducha Prawdy. Później dopiero, podczas nocy ciemnych
wieków, Szatan posiał kąkol. Bez wątpienia kąkol był posiany tak samo, jak i
pszenica, stanowiąc potomstwo błędu. Przekonaliśmy się już, jak za
pośrednictwem przeciwnika i jego zaślepionych sług dokonało się godne
ubolewania splugawienie Świątnicy oraz wojska i jak drogocenne naczynia
(nauki) zostały niewłaściwie wykorzystane i sprofanowane przez papiestwo. Ta
przypowieść stanowi jedynie inny opis tych samych działań. Fałszywe nauki
rodziły niesłuszne pragnienia i ambicje na Pańskim polu pszenicznym,
zdobywając dla Szatana wielu sług – siewców błędnych nauk i praktyk, które
doprowadzały do obfitego rozmnożenia się kąkolu.
Dla wielu ludzi pole to wygląda pięknie i
kwitnąco, gdyż jego plon liczy się w setkach milionów. Jednak ilość
pszenicy, zduszonej i zahamowanej w rozwoju przez kąkol, jest w
rzeczywistości bardzo niewielka. Dla pszenicy byłoby o wiele lepiej, <str.
147> gdyby będący pod wpływem ducha światowego kąkol nie znajdował się w
kościele, lecz na swoim właściwym miejscu – w świecie – i pozostawił na tym
polu poświęcone „Maluczkie Stadko”, jedyne przedstawicielstwo ducha i nauk
Chrystusa. Wtedy różnica pomiędzy kościołem i światem byłaby wyraźnie
zaznaczona, a rozwój Kościoła, choć zdawałby się może wolniejszy,
byłby na pewno zdrowszy. Pozornie wielki sukces, objawiający się liczbami,
dobrobytem i społeczną pozycją, w czym wielu znajduje powód do chluby, jest
w istocie wielką krzywdą, a bynajmniej nie błogosławieństwem, tak dla
świata, jak i dla Kościoła.
Gdy zastanawiamy się nad tym zagadnieniem,
dochodzimy do wniosku, że wielu z przedstawicieli kąkolu nie powinno być
obwinianych za to, że zajmują stanowisko fałszywej pszenicy. Podobnie,
niewielu z nich zdaje sobie sprawę z tego, że kąkol nie jest prawdziwym
Kościołem, a Maluczkie Stadko traktują oni jako ekstremistów i fanatyków.
Istotnie, w porównaniu do owego kąkolowego mnóstwa, nasz Pan, apostołowie i
cała pszenica mogliby się wydać ekstremistami i fanatykami, jeśliby
większość – kąkol – miała rację.
Przedstawiciele kąkolu byli tak często i z
przekonaniem zapewniani, że są chrześcijanami – że są nimi wszyscy z
wyjątkiem Żydów, ateistów i pogan – że trudno byłoby oczekiwać, aby mieli
uważać inaczej. Fałszywe doktryny upewniają ich, iż są tylko dwie
możliwości, i że wszyscy ci, co unikną wiecznych mąk, mają być
współdziedzicami z Chrystusem. W każdej mowie pogrzebowej, z wyjątkiem
przypadków wyjątkowej degradacji, jawnej bezbożności i niemoralności,
przyjaciele zmarłego zapewniani są o pokoju, radości i niebiańskiej chwale,
w której się on znalazł. W celu udowodnienia takiego poglądu cytuje się całe
fragmenty Pisma Świętego, które, jak to pokazuje kontekst, powinny być
odnoszone jedynie do zupełnie poświęconych, do świętych.
W naturze wielu ludzi leży skłonność do ganienia
samych siebie, świadomego przyznawania, iż nie są świętymi oraz twierdzenia,
że nie roszczą sobie prawa do udziału w obfitych obietnicach Pisma Świętego.
Jednakże <str. 148> ich kąkolowi współtowarzysze, zajmujący miejsca i w
ławkach, i za pulpitami, a wcale nie lepiej poinformowani, przekonują ich,
że zastrzeżenia te są nieuzasadnione. Ich sumienie podpowiada im, zapewnia
nawet, że nie uczynili nic takiego, za co sprawiedliwie mogliby być skazani
na wieczne męki, zaś na podstawie wiary w fałszywe nauki „chrześcijaństwa”
mają nadzieję i uważają, że tak jak i wszyscy inni dobrzy ludzie, są oni
członkami Kościoła, do którego należą wszystkie kosztowne obietnice. W ten
sposób przez samo uznawanie fałszywych nauk stają się kąkolem. Zajmując
miejsce, które im się nie należy, propagują fałszywe wyobrażenia o
wzniosłych wzorcach świętości. Wprowadzeni w błąd, mają poczucie
bezpieczeństwa i zadowolenia. Porównując swe życie i samych siebie do
większości innych członków nominalnego kościoła oraz do zmarłych przyjaciół,
nad których grobami wysłuchiwali pogrzebowych pochwał, stwierdzają, że co
najmniej mieszczą się w średniej, a może nawet są bardziej konsekwentni od
wielu głośnych wyznawców. Mają jednak świadomość, że ich serce i życie,
czas, środki, talenty i możliwości w rzeczywistości nigdy nie zostały przez
nich ofiarowane na służbę Bogu.
Podobnie jak „plewy” Wieku Żydowskiego
zostały zniszczone przy końcu ówczesnego żniwa (Łuk. 3:17), tak i
„kąkol” będzie zniszczony przy końcu żniwa obecnego czasu. Plewy, zanim
jeszcze żniwo zakończyło się w niszczącym ten system ogniu walk
religijnych i politycznych, wyrzekły się wszelkich praw do Boskiej łaski
jako zwycięskie Królestwo Boże. Taki sam los spotka klasę kąkolu, tak
zwanego „chrześcijaństwa”. Zostaną zniszczeni, przestaną być kąkolem,
przestaną zwodzić tak siebie, jak i innych; zaprzestaną przywłaszczania
sobie nader wspaniałych i kosztownych obietnic przynależnych jedynie
zwycięzcom, świętym. Gdy ogień, który już został rozniecony, „ogień
gorliwości Pańskiej” (czas wielkiego ucisku, którym zakończy się obecny wiek
<str. 149> – Sof. 3:8) pochłonie ich rozmaite, tak zwane
chrześcijańskie, królestwa oraz różne religijne organizacje rozdarte
waśniami na skutek coraz jaśniej przyświecającego światła Prawdy, wtedy
przestaną rościć sobie prawo używania nazwy „chrześcijaństwo” dla swych
światowych organizacji.
Po opisie spalenia kąkolu, w dalszym ciągu
przypowieści czytamy: „Tedy sprawiedliwi [pszenica] lśnić się będą
jako słońce w królestwie Ojca swego”. (Czyż może być lepsze potwierdzenie
słuszności poglądu, że prawdziwy Kościół nie uzyskał jeszcze mocy Królestwa
Bożego i że wywyższenie to nastąpi dopiero po zakończeniu żniwa?) Tedy
powstanie owo słońce sprawiedliwości (którego ośrodkiem chwały będzie zawsze
Jezus Chrystus), a zdrowie będzie na ramionach jego, aby błogosławić,
naprawiać, odkażać i oczyszczać z grzechu i błędu całą ludzkość. Niezdolni
do poprawy zostaną zniszczeni wtóra śmiercią.
Należy pamiętać, że w symbolicznym wyobrażeniu,
jakim jest żniwo żydowskie, żydowski dom Izraela według ciała tworzyli
zarówno prawdziwi Izraelici, jak i ci, którzy takowych jedynie udawali, że
tylko prawdziwi Izraelici zostali oddzieleni i zebrani do
ewangelicznego gumna oraz zaszczyceni Prawdą Wieku Ewangelii i że wszyscy
inni należący do tego narodu („plewy”) nie zostali zniszczeni fizycznie
(choć oczywiście wielu ludzi zginęło w tym ucisku), lecz zostali odcięci od
łask Królestwa, w których dotąd pokładali nadzieję i którymi się chlubili.
Porównajmy to z odpowiednikiem w równoległości – postępowaniem w stosunku do
„kąkolu” podczas jego obecnego palenia.
Nasz Pan powiedział, czego należy się spodziewać
w obecnym „żniwie”, jaki mamy w nim udział tak jako odłączani, jak i jako
„żniwiarze” używający sierpa Prawdy w celu niesienia pomocy innym w
dochodzeniu do wolności Chrystusowej i odłączaniu się od fałszywych ludzkich
systemów i związków. Ponadto, aby dać nam podwójną pewność, że mamy rację i
że nadszedł czas oddzielania i żniwa, Pan dostarczył nam dowodów czasowych
objawiających datę rozpoczęcia żniwa, jego długość i moment zakończenia.
Świadczą one, jak już wykazaliśmy, że koniec roku 1874 jest początkiem, a
rok 1914 <str. 150> – końcem 40 lat żniwa. Każdy najdrobniejszy szczegół
porządku i dzieła obecnego żniwa znajduje swe odzwierciedlenie w
odpowiadającym mu symbolicznie okresie żniwa Wieku Żydowskiego. Rozważymy
obecnie niektóre z dostrzeżonych szczegółów czasowych żniwa symbolicznego
oraz zauważymy wynikające z nich lekcje, które zostały najwyraźniej tak
zaplanowane przez Pana, aby były pouczające i aby dzisiaj chroniły nas przed
wątpieniem i niepewnością, a utwierdzały w znajomości Jego planu, we
współdziałaniu z Nim z mocą jako współpracownicy w wypełnianiu Jego
objawionej woli.
Wszystkie szczegóły czasu wynikające ze żniwa
żydowskiego (aczkolwiek czasem pośrednio wiążą się i z wiernymi)
bezpośrednio odnoszą się do szerokich nominalnych rzesz, wyznaczając dla
nich okresy: próby, odrzucenia, obalenia i zniszczenia systemu
narodu-kościoła. Tak więc nasz Pan, jako Oblubieniec i Żniwiarz, przyszedł
(w roku 29 n.e.) nie tylko do prawdziwych Izraelitów, ale i do całego
narodu (Jan 1:11). W trakcie przeprowadzania pracy żniwiarskiej okazało się,
że niewiele jest dojrzałych ziaren, które nadają się do gumna (epoki
ewangelicznej) i że zdecydowana większość posiada jedynie pozory pszenicy, a
w rzeczywistości stanowi „plewy” pozbawione zasadniczych cech pszenicy. Trzy
i pół roku później (w 33 r. n.e.) nasz Pan objął urząd królewski i pozwolił,
aby lud wsadził go na oślę i okrzyknął go królem (czego wcześniej odmawiał –
Jan 6:15). Moment ten znajduje odbicie w znacznie ważniejszym wydarzeniu
żniwa Wieku Ewangelii. W równoległości, jak już wiemy, są to: rok 1874 –
data rozpoczęcia się obecności naszego Pana jako Oblubieńca i Żniwiarza oraz
kwiecień roku 1878 – data objęcia i sprawowania przez Niego w sposób
rzeczywisty urzędu Króla królów i Pana panów. Tym razem jest on królem
duchowym – obecnym z całą mocą, choć niewidzialnym dla ludzi.
Te pierwsze poczynania naszego Pana w roli <str.
151> Króla Izraela, choć wtedy trwały jedynie kilka godzin, mają dla nas
niezwykle głębokie znaczenie, gdyż stanowią cień i niewątpliwą wskazówkę,
czego należy się spodziewać dzisiaj. To, czego świadkami byli ludzie
w tamtym czasie – a więc królewski wjazd do Jerozolimy na oślęciu i
wypędzenie biczem ze świątyni handlarzy pieniędzmi – wypełnia się, według
naszego zrozumienia, dzisiaj na większą skalę, jakkolwiek bicz z
postronków, król i proklamowanie jego królewskiego autorytetu objawiły się
obecnie w zupełnie innej formie, widocznej jedynie dla oczu wiary. Te
wydarzenia z rzeczywistości żydowskiej zwracają jednak naszą uwagę na
wypełnienie, które inaczej uszłoby naszej uwadze. Pierwszą czynnością
symbolicznego Króla było odrzucenie całego narodu-kościoła Izraela jako
niegodnego stanowienia Jego Królestwa i dalszego traktowania jako Jego
szczególne dziedzictwo. Wyraził to w słowach: „Jeruzalem, Jeruzalem, które
zabijasz proroki i które kamionujesz te, którzy do ciebie byli posłani:
ilekroć chciałem zgromadzić dzieci twoje jako zgromadza kokosz kurczęta
swoje pod skrzydła, a nie chcieliście? Oto wam dom wasz pusty zostanie”
– Mat. 23:37-39.
Z porównania tych faktów z obecnym żniwem
wynika, że tak jak w 33 roku Izrael, po 1845 latach uznawania go za lud Boży
poprzez okazywanie łaski i stosowanie tymczasowego karania, został odrzucony
przez Króla, gdyż w trakcie trzyipółletniego przeglądu i próby nie okazał
się godnym, tak też i w czasie obecnego żniwa, po podobnym okresie inspekcji
trwającej trzy i pół roku i przy końcu podobnego okresu 1845 lat łaski i
karcenia, nominalne chrześcijaństwo miało zostać odrzucone przez Króla jako
niegodne, aby nadal otrzymywać łaskę albo być przez Niego w jakiejkolwiek
formie uznawane.
Odrzucenie nominalnego Izraela według ciała nie
oznaczało bynajmniej indywidualnego odrzucenia żadnego z „prawdziwych
Izraelitów”, w którym nie było zdrady, lecz wręcz przeciwnie, stanowiło
podstawę do udzielenia takim (którzy uwolnili się od „ślepych przewodników”
i skorzystali z bardziej bezpośredniego i doskonałego nauczania
przekazywanego przez nowe duchowe narzędzia – apostołów) jeszcze większej
łaski. Tak też <str. 152> i obecnie powinniśmy oczekiwać, że duchowe łaski,
którymi dotychczas były obdarzane rzesze nominalnych chrześcijan, będą odtąd
należeć się tylko wiernym i posłusznym. Odtąd też nie można się spodziewać,
że stosowne światło oraz „pokarm na czas słuszny dla domu wiary” miałyby być
w jakimkolwiek stopniu udzielane za pośrednictwem dotychczasowych narzędzi.
Użyte zostaną w tym celu wyłącznie wierne jednostki znajdujące się poza
upadłymi i odrzuconymi systemami.
Nasz Pan w trakcie swej misji, zanim jako król
nie odrzucił systemu żydowskiego, uznawał prawo Faryzeuszy i Saduceuszy do
nauczania ludu, jakkolwiek często strofował ich za hipokryzję i zwodzenie
ludu. Jasno wynika to z jego słów (Mat. 23:2): „Na stolicy Mojżeszowej
usiedli nauczeni w Piśmie i Faryzeuszowie. Przetoż wszystkiego, czegokolwiek
by wam rozkazali przestrzegać, przestrzegajcie i czyńcie”. Podobnie też
przez pewien czas wielcy religijni władcy nominalnego chrześcijaństwa na
synodach, konferencjach, soborach, itp. jako nauczyciele ludu zasiadali w
pewnym sensie na Chrystusowej stolicy, tak jak żydowski Sanhedryn zasiadał
niegdyś na stolicy Mojżeszowej. Jednak po roku 33 n.e. Faryzeuszowie i
Saduceuszowie pod żadnym względem nie byli już więcej uznawani przez Pana, a
prawdziwi Izraelici nie byli już nauczani przez nich, lecz przez samego Boga
za pośrednictwem pokorniejszych, nie utytułowanych i bardziej godnych
narzędzi, które zostały powołane z ludu i w szczególny sposób przygotowane
przez Boga. Musimy się tego spodziewać i teraz, w równoległym żniwie.
Ujęcie królewskiej władzy przez naszego Pana w
roku 33 n.e. i Jego pierwszy urzędowy akt odrzucenia narodowego kościoła
Izraela według ciała, w powiązaniu z innymi uderzającymi podobieństwami tych
dwóch okresów, narzuca oczywisty wniosek, że w równoległym momencie czasowym
obecnego żniwa, tj. w 1878 roku, mistyczny Babilon, inaczej zwany
chrześcijaństwem, wyobrażany symbolicznie przez judaizm, został odcięty i
rozeszła się wieść: „Upadł, upadł Babilon on wielki; i stał się przybytkiem
czartów, i mieszkaniem wszelkiego ducha nieczystego, i mieszkaniem
wszelkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego” – Obj. 18:2. <str. 153>
Przepowiedziany upadek, plagi i zniszczenie
mistycznego Babilonu zostały proroczo przedstawione w wielkim ucisku i
narodowym wyniszczeniu rzeczywistego Izraela, które doprowadziło w końcu do
zupełnej klęski tego narodu w 70 r. n.e. Długość okresu, w którym dokonał
się ów upadek ma także swoją równoległość. Od czasu, gdy nasz Pan w 33 r.
n.e. wypowiedział słowa: „Oto wam dom wasz pusty zostanie”, do roku 70
upłynęło 36 ˝ roku. Także od 1878 do końca 1914 roku upływa 36 ˝ roku.
Zatem, według przedstawionych już proroctw, wraz z końcem roku 1914
przeminie to, co Bóg nazywa Babilonem, a ludzie chrześcijaństwem.
Judaizm był naznaczonym przez Boga wyobrażeniem
Tysiącletniego Królestwa Chrystusowego, które obejmie swą władzą i wpływem
wszystkie sprawy. Toteż nieprzypadkowo judaizm stanowił połączenie kościoła
i państwa, unię rządu religijnego i świeckiego. Jednak Kościół ewangeliczny,
jak to wykazaliśmy wcześniej, w żadnym razie nie miał stowarzyszać się ani
mieć cokolwiek wspólnego z rządzeniem światem, aż do czasu, gdy jego Pan i
Król królów, przyszedłszy, ujmie władzę i wywyższy go jako swą Oblubienicę
do współudziału w królowaniu sprawiedliwości. Ustanowienie systemu zwanego
chrześcijaństwem, które to objęło wszelkie formy zarządu i sformułowało
creda stwierdzające przynależność do Chrystusa (w rzeczywistości
jednak będące jedynie nędzną imitacją prawdziwego Królestwa Chrystusowego)
było objawem zlekceważenia słów Pańskich i zastosowania się do zasad
ludzkiej mądrości, teorii i planów. Twór ten powstał przed nadejściem
właściwego czasu, z pominięciem Pana i przy użyciu niewłaściwych elementów.
Upadek Babilonu jako niewłaściwego systemu państwowo-kościelnego oraz
zgromadzenie poza jego obrębem godnej pszenicy może być i jest dobrze
zilustrowane w upadku judaizmu.
Pierwotne znaczenie słowa Babilon to brama
Boga, lecz później, na ironię, nabrało ono znaczenia mieszaniny
albo <str. 154> zamieszania. W Księdze Objawienia nazwa ta użyta jest
szczególnie dla określenia kościoła nominalnego, który będąc pierwotnie
bramą chwały, stał się bramą błędu i zamieszania, nędzną mieszaniną
składającą się głównie z kąkolu – hipokrytów, pomieszanego z rzeszami
światowych wyznawców, wśród których zagrzebane zostały klejnoty Pańskie, a
ich prawdziwe piękno i blask ukryte. W symbolice proroctw terminem Babilon
określany jest niekiedy wyłącznie Kościół Rzymski, zwany „Babilonem wielkim,
matką wszeteczeństw”. Przez wieki nazwa ta mogła się odnosić wyłącznie do
niego, gdyż był jedynym systemem zamieszania, nie tolerującym żadnego
innego. Jednakże na skutek różnych nieudolnych usiłowań reformatorskich
zrodziły się z niego inne systemy kościelne, choć nie tak wielkie, jak ich
„matka”, nie tak bezbożne ani nie tak zdecydowanie złe. Także i w nich
dominowały błędy, kąkol i duch świata, tak iż nazwa Babilon użyta jest
ogólnie jako określenie całej rodziny systemów chrześcijańskich, która
obejmuje obecnie nie tylko Kościół Rzymski, lecz także wszystkie sekty
protestanckie. Skoro bowiem system papiestwa miał być matką, to rozmaite
systemy protestanckie, które z niego powstały, powinny być uważane za córki
– do czego protestanci powszechnie się przyznają, a niekiedy nawet z dumą.
Jeszcze przed czasem żniwa, wielu spośród
znajdującego się w Wielkim Babilonie ludu Bożego dostrzegało, iż rzeczywisty
charakter tego systemu jest rażąco niechrześcijański (w szczególności
zauważyli to Waldensi, Hugenoci i reformatorzy z XVI wieku). Zwracając na to
uwagę, odłączali się od systemu-matki pociągając za sobą wielu ludzi, wśród
których nie brakowało i kąkolu. Przepowiedział to prorok mówiąc: „Bo się do
nich wiele pochlebców przyłączy” – Dan. 11:34. Były to burze
polityczno-doktrynalne rozdzierające chrześcijaństwo jeszcze przed czasem
żniwa. Ciągle przeważający w tych ruchach kąkol doprowadził do powstania
kolejnych systemów babilońskich, choć nie były one tak niewłaściwe jak
system macierzysty.
Pszenica, choć niejednokrotnie usiłowała <str.
155> uwolnić się od zmory kąkolu (szczególnie od haniebnych błędów przez
niego popieranych bądź też wprowadzanych), a jej wysiłki spotykały się z
błogosławieństwem, znajdowała się w tej sytuacji pod nieustannym wpływem
kąkolu, była ciągle zmieszana z przeważającą ilością tego chwastu. Jednakże
przez wzgląd na pszenicę Boża łaska rozciągała się nawet na te pomieszane
babilońskie systemy. Nie zostały one zupełnie i na zawsze odcięte od
wszelkich łask ani skazane na rychłe zniszczenie, ani też cały lud Boży nie
został jasno i zdecydowanie wezwany do ich opuszczenia, dokąd nie nadszedł
Boski czas na dokonanie całkowitego i ostatecznego oddzielania – czas żniwa,
1878 rok. Na samym początku wieku lud Boży został przestrzeżony przed
podstępami Antychrysta i pouczony, aby się z nim nie łączył. Jednakże w celu
doświadczenia i wypróbowania go dozwolone zostało, aby w pewnej mierze
został on zwiedziony oraz w mniejszym lub większym stopniu zmieszał się z
tym systemem. Każde przebudzenie i zrozumienie niechrześcijańskich zasad,
nauk i uczynków, które prowadziło do podjęcia działań reformatorskich,
służyło próbowaniu i sprawdzaniu klasy pszenicy oraz pomagało w stopniowym
oczyszczaniu jej od zmaz Antychrysta. Ostatnia próba i stanowcze wezwanie w
powiązaniu z całkowitym odrzuceniem owych systemów, które już odtąd nie
mogły korzystać z łaski Bożej (tak jak poprzednio otrzymywały ją ze względu
na znajdującą się w nich pszenicę), mają na celu ostateczne odłączenie klasy
pszenicy od wszelkich systemów i zasad antychrystusowych. Jeżeli systemy te
podtrzymywały poprzednio jakieś prawdy, to obecnie gwałtownie się ich
pozbywają, zastępując je ludzkimi teoriami, sprzeciwiającymi się wszystkim
elementom Boskiej Prawdy; żywe nabożeństwo i pobożność szybko ustępują
miejsca duchowi tego świata i zamiłowaniu do przyjemności.
Gdy upadek Babilonu został oznajmiony,
znajdujący się w nim nadal lud Boży otrzymał nakaz wyjścia: „I słyszałem
inszy głos z nieba mówiący: Wynijdźcie z niego ludu mój! abyście nie
byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj.
18:4. Wyrażenie „Upadł Babilon: Wynijdźcie z niego <str. 156> ludu mój”
zawiera dwie istotne myśli, na które należałoby szczególnie zwrócić uwagę.
Wskazuje ono, że w pewnym okresie Babilon nie był odtrącony od łaski Bożej,
otrzymując pewną jej miarę pomimo, że przejawiał cechy zamieszania; nie był
on zupełnie odrzucony aż do czasu oddzielania podczas żniwa, niezależnie od
wielkiej obfitości błędu tkwiącego w tym systemie oraz niezależnie od
niewielkiej ilości okazywanego przez niego ducha Chrystusowego. Wskazuje
ono, że w pewnym momencie Babilon miał być nagle i całkowicie odrzucony;
wtedy też wszelkie łaski miały ustać dla niego na zawsze i miał nastąpić
sąd; takie właśnie odrzucenie – według tego, co już wykazaliśmy – miało
nastąpić w 1878 roku. Wskazuje ono także, że w momencie odrzucenia Babilonu
mieli być w nim i być z nim stowarzyszeni liczni członkowie ludu Bożego,
gdyż to po upadku, czyli odtrąceniu Babilonu od łaski, zostało skierowane do
nich wezwanie: „Wynijdźcie z niego, ludu mój”.
Należy przy tym zauważyć różnicę pomiędzy
licznymi ruchami nastawionymi na stopniowe reformowanie systemu, jakie
pojawiły się w minionych czterech stuleciach, a ostatecznym całkowitym
oddzieleniem. Te pierwsze były dozwolonymi próbami reformowania
Babilonu, podczas gdy to, co stało się ostatnio, jest skutkiem oceny, iż nie
ma nadziei na przeprowadzenie takiej reformy: „Byłci Babilon kubkiem złotym
w ręce Pańskiej, upajającym wszystkę ziemię; wino jego piły narody, dlatego
poszalały narody [zatrute jego błędami], ale nagle upadnie Babilon i starty
będzie; rozkwilcie się nad nim, nabierzcie olejku balsamowego dla boleści
jego, owa się wyleczy. Leczyliśmy Babilon, ale nie jest uleczony.
Opuśćmyż go, a pójdźmyż każdy do ziemi swej [do prawdziwego Kościoła albo,
co może nastąpić, i do świata, gdyż przez to okaże się, kto jest pszenicą, a
kto kąkolem]; bo sąd jego aż do nieba sięga” – Jer. 51:7-9 (por. Obj. 17:4,
14:8, 18:2,3,5,19).
Nie uleczony Babilon skazany jest obecnie na
zagładę. Został odrzucony cały system – system systemów – a do wszystkich
członków ludu Bożego, którzy nie sympatyzują z jego fałszywymi poglądami
<str. 157> i praktykami, skierowane jest wezwanie, aby odłączyli się od
niego. Prorok podaje przyczynę wydania wyroku o odrzuceniu oraz niemożności
zrozumienia jej przez niektórych, mówiąc:
„I bocian na powietrzu zna ustawione czasy swe,
i synogarlica, i żuraw, i jaskółka przestrzegająca czasu przylecenia swego;
ale lud mój nie zna sądu Pańskiego. [Nie rozumie, że musi przyjść czas
żniwa, pełnego i całkowitego oddzielenia pszenicy od plew i kąkolu. Wykazuje
pod tym względem mniejszą orientację niż ptaki wędrowne.] Jakoż mówicie:
Myśmy mądrzy, a zakon Pański jest przy nas [skoro nie potraficie dostrzec
czasu żniwa i właściwej mu zmiany epok]? zaprawdę, oto daremnie pióro pisarz
czyni; daremnie są w zakonie biegłymi [ponieważ słowo Pańskie wypowiedziane
za pośrednictwem proroków i apostołów jest bezużyteczne i odłożone na bok
bez rozważenia, a ułożone w minionych „ciemnych wiekach” wyznania wiary są
latarniami bez światła dla tych, którzy chodzą w ciemności]. Kogoż
zawstydzili ci mędrcy (?) [wykształceni]. Którzyż są przestraszeni
[niepowodzeniem swych umiłowanych ludzkich metod] i pojmani? Oto słowo
Pańskie odrzucają; cóż to tedy za mądrość ich [teraz]? [Por. Izaj. 29:10]
Dlatego dam żony [kościoły] ich innym, pola [działania] ich tym, którzy ich
opanują; bo od najmniejszego aż do największego, wszyscy [z nich] zgoła
udali się za łakomstwem; od proroka [mówcy] aż do kapłana [duchownego]
wszyscy przewodzą kłamstwo. [Por. Izaj. 56:10-12, 28:14-20.] Bo leczą
skruszenie córki ludu mego [nominalnego Syonu – Babilonu] tylko po wierzchu,
mówiąc: Pokój, pokój! chociaż nie masz pokoju [gdyż cały ten system jest
skażony i wymaga gruntownego oczyszczenia przy pomocy lekarstwa Słowa Bożego
– Prawdy]. Izali się zawstydzili, przeto że obrzydliwość czynili? Zaiste,
ani się zapałać, ani wstydzić umieli; przeto upadną [nauczyciele] między
padającymi czasu nawiedzenia swego [przeglądu – podczas „żniwa”] <str. 158>
upadną, mówi Pan. Do szczętu ich wykorzenię, mówi Pan; nie będzie żadnego
grona na winnej macicy, a żadnej figi na drzewie figowem; nawet i liść
opadnie, a com im dał [wszystkie duchowe łaski i przywileje], odjęte będzie”
– Jer. 8:7-13.
Kolejny werset stwierdza, iż wielu odrzuconych
będzie zdawało sobie sprawę z nadchodzących ucisków, a jednak ciągle nie
będą oni dostrzegać ich prawdziwej przyczyny. Będą mówić: Zjednoczmy się i
obwarujmy się w potężnych miastach [rządach] i odpocznijmy. Do
pewnego stopnia zdają sobie sprawę z tego, że ani rozsądek, ani Pismo Święte
nie potwierdzają ich fałszywych doktryn i że najrozsądniejszą wobec tego
metodą jest odpoczywać w cieniu starych przesądów pod ochroną tak zwanych
chrześcijańskich rządów. Zupełnie szczerze mówią tu oni: „Pan Bóg nasz każe
nam odpocząć, gdy nas napoi wodą żółci”. Jedynym ich pokrzepieniem może być
kielich, który sami sobie zgotowali (zatruty goryczą błędu – „naukami
diabelskimi”, zmieszanymi z czystą wodą żywota – Prawdą Słowa Bożego). Czyż
ci, którzy należą do Babilonu, miłują go, a tym samym nie są gotowi, aby
okazać posłuszeństwo wobec wezwania: „Wynijdźcie z niego”, nie zostaną
zmuszeni do wypicia kielicha, który sami przygotowali? Czyż nie będą musieli
przyznać, że ich nauki są fałszywe? Z całą pewnością będą musieli to
uczynić, aż im to całkowicie obrzydnie. Werset następny mówi o rozczarowaniu
na skutek niespełnienia się ich oczekiwań; mieli oni nadzieję, że wyznawane
przez nich gorzkie (jak woda żółci) nauki nawrócą świat i doprowadzą do
Tysiąclecia. Mówią: „Czekaj pokoju, aleć nic dobrego; czasu uzdrowienia,
alić oto strach!” – choroba nominalnego Syonu rozwinie się gwałtownie w
czasie nawiedzenia i odrzucenia go, gdy „prawdziwi Izraelici”, posłuszni
wezwaniu Bożemu, zaczną opuszczać systemy nominalne.
Niektórzy zastanawiają się, dlaczego Bóg nie
postanowił, aby została przeprowadzone kolejna reforma, jeszcze większa od
poprzednich, które okazały się tak powierzchowne i krótkotrwałe. Pytają oni:
Dlaczego Bóg nie wylał <str. 159> ducha łaski na wszystkie wielkie sekty,
łącząc je w jedną, albo też na którąś z nich, oczyszczając ją od
nieczystości i przyciągając do niej wszystkich innych? My zaś pytamy:
Dlaczego by nie złączyć także wszystkich królestw na ziemi w jedno i nie
oczyścić go?
Wszystkie dzieci Boże winny być przekonane, że
byłoby to niezgodne z objawionym przez Niego planem. Nieco wnikliwsze
przemyślenia i spojrzenie z punktu widzenia Słowa Bożego ujawniają brak
rozsądku w takim rozumowaniu. Weź pod uwagę liczbę wyznawców kościoła
(czterysta milionów) i zadaj sobie pytanie: Ilu z nich mogłoby rzeczywiście
powiedzieć, że są zupełnie, ciałem i umysłem, ofiarowani na
służbę Panu i w zgodzie z Jego planem? Twoje własne obserwacje
doprowadzą cię do wniosku, że po oddzieleniu „pszenicy” od „kąkolu” przez
usunięcie „kąkolu” w każdym prawie wypadku, w największych kościołach i
katedrach zgromadzałaby się zaledwie niewielka garstka wiernych.
Próba oczyszczenia systemów nominalnych nie
została podjęta z tego powodu, że nawet największy wysiłek w tym kierunku
nie przystosowałby nie poświęconych rzesz „chrześcijaństwa” oraz ich
świeckich i kościelnych organizacji do wykonywania dzieła Pańskiego, które
ma być obecnie zapoczątkowane na ziemi. Pan wybierał prawdziwie
poświęconych, godnych, przez minione osiemnaście stuleci; to, co pozostało
do zrobienia na dziś, to wybrać ostatnich poświęconych – a jest ich niewielu
– spomiędzy ludzi obecnie żyjących. Stanowią oni dopełnienie ustanowionej
uprzednio liczby członków ciała Chrystusowego.
Powód, dla którego odrzucone są wszystkie
ludzkie organizacje, a najlepsza z nich nie została zreformowana, aby
wszystkie mogły się w niej zgromadzić, pokazany jest w postępowaniu naszego
Pana w odniesieniu do sekt żydowskich w czasie żniwa, czyli zakończenia
tamtej epoki. Tak wtedy jak i teraz wszystkie one zostały odrzucone, a
„prawdziwi Izraelici” byli wezwani do opuszczenia ich i skorzystania z
wolności, aby mogli być nauczani o Boskiej woli i planie za pośrednictwem
osobiście przez Boga wybranych narzędzi. <str. 160>
Nasz Pan chcąc wytłumaczyć Żydom mądrość
objawiającą się przez taki sposób postępowania, zilustrował ją dwoma
przypowieściami: po pierwsze, że użycie łaty z nowego sukna do naprawienia
bardzo starej szaty doprowadziłoby jedynie do objawienia jej słabości, a na
skutek nierównej odporności materiałów rozdarcie powiększyłoby się i po
drugie, że nalanie nowego wina do starych bukłaków, które utraciły już swoją
rozciągliwość i elastyczność, przyniosłoby z całą pewnością raczej szkodę
niż pożytek, gdyż w rezultacie stare bukłaki zostałyby natychmiast
rozsadzone i zniszczone, a wartościowe, nowe wino zmarnowałoby się.
Nowe nauki naszego Pana były nowym winem, zaś
żydowskie sekty starymi bukłakami. Przypuśćmy, że Pan przyłączyłby się do
jednej z nich i próbował rozpocząć reformę; jaki byłby tego skutek? Nie
ulega wątpliwości, że nowe nauki, jeżeliby zostały przyjęte, doprowadziłyby
do zupełnego rozpadu takiej sekty. Moc jej organizacji wybudowana na
szerokich podstawach sekciarskiej pychy, a scementowana błędami,
uprzedzeniami i tradycjami ludzkimi, uległaby natychmiastowemu zniszczeniu.
Nowe nauki natomiast byłyby tłamszone i ograniczane przez dawne błędy i
tradycje takiej sekty, za której przeszłość świat powszechnie obciążyłby
odpowiedzialnością te nauki.
Z tego też samego powodu, podczas odbywającego
się obecnie żniwa, w brzasku Wieku Tysiąclecia, Pan nasz ukazując większe
światło Prawdy, nie przykłada go jak łaty do jednego ze starych systemów,
ani nie wlewa jako nowego wina do starych bukłaków. Po pierwsze, dlatego że
żaden z nich nie znajduje się w takim stanie, który umożliwiałby załatanie,
czyli przyjęcie nowych nauk, a po drugie, dlatego, że gdyby wśród starych
systemów zostały przyjęte nowe prawdy, skutkiem ich działania byłoby
wykształcenie sił, które rozsadziłyby każdą sektę, nawet solidnie
zorganizowaną i spojoną. Gdyby poddawać tej próbie jeden system po drugim,
rezultat byłby zawsze taki sam, aż w końcu nie pozostałoby żadne naczynie, w
którym można by przetrzymywać i zachować nowe wino (nauki). <str. 161>
Metoda postępowania naszego Pana podczas
pierwszego przyjścia była zatem najlepszym rozwiązaniem. Sporządził On
całkowicie nową szatę z nowego sukna, a nowe wino wlał w nowe bukłaki, tj.
powołał prawdziwych Izraelitów (nie związanych z sektami) i podał im prawdy
słuszne w tamtym czasie. Podobnie i teraz. Nawołuje On, aby ci, co łakną
Prawdy, opuścili nominalny duchowy Izrael, a będzie im dane poznać Prawdę w
sposób, w jaki udziela jej Pan i będą z ochotą współdziałać z Nim w
wykonywaniu Jego planu, nie bacząc na przemijanie starych bukłaków,
odrzucanych jako nieprzydatne do przechowywania nowego wina. Cieszcie się
raczej, że uznani jesteście za godnych otrzymania świadectwa o teraźniejszej
prawdzie, o tym nowym winie. Gdy tylko doświadczycie słuszności tego
świadectwa, przyjmijcie je i postępujcie według jego wskazań z radością.
Ci, którzy w czasie pierwszego przyjścia
czekali, aż poznają opinię wybitnych przedstawicieli sekt, aby się nią
kierować i którzy pytali: „Izali kto uwierzył weń z książąt albo z
Faryzeuszów?”, nie usłyszeli Prawdy, gdyż naśladowali ludzi, zamiast Boga.
Wybitni członkowie sekt nie uznali wówczas nauczania Chrystusa. Tak wtedy,
jak i dzisiaj ludzie tego rodzaju są najbardziej ślepymi przewodnikami
ślepych. Zamiast przyjąć Prawdę i otrzymać błogosławieństwo, „upadają” w
czasie próby. Stara szata i stare bukłaki znajdują się w tak złym stanie, że
zupełnie nie nadają do dalszego użytku.
Skoro tym, który wzywa do opuszczenia Babilonu,
jest sam Pan, nie mamy wątpliwości, że niezależnie od tego, jakie
przedstawicielstwo będzie do tego celu użyte, cały lud prawdziwie do Niego
należący usłyszy to wezwanie. Stanie się to próbą wykazującą albo
posłuszeństwo, albo umiłowanie Babilonu i spokrewnienie z jego błędami.
Jeśliby kto pochwalał nauki i metody tego systemu do tego stopnia, że byłoby
mu ciężko go opuścić, dowiedzie tym, że nie jest godny teraźniejszej Prawdy
i zasługuje na otrzymanie plag, które wkrótce zostaną wylane na Babilon.
Jednakże słowa wezwania wskazują na to, że znajdujący się w Babilonie <str.
162> wierny lud Boży nie jest traktowany jako współodpowiedzialny za jego
grzechy światowości oraz za ignorowanie Boskiej Prawdy, aż do czasu,
gdy dowie się, że Babilon upadł – został odrzucony. Ci, którzy i wtedy by
w nim trwali, będą już uznani za jego część, gdyż pochwalają złe
uczynki i nauki, dawne i teraźniejsze, zostaną także policzeni wśród
uczestników jego grzechów, a tym samym zasługujących na udział w jego
karaniu, w nadchodzących plagach (zob. Obj. 18:4).
Jakże dosadnie brzmi stwierdzenie: „Stał się
przybytkiem czartów i mieszkaniem wszelkiego ducha nieczystego, i
mieszkaniem wszelkiego ptactwa nieczystego i przemierzłego”, lecz czyż nie
jest prawdą, że najohydniejsza część społeczeństwa stara się przywdziewać
szaty chrześcijaństwa i obrzędowości oraz znaleźć się w jednej z dzielnic
(sekt) Babilonu. Reprezentowana jest w nim, w takiej czy innej formie, każda
nieczysta zasada i nauka. Jest on „klatką”, w której bezpiecznie mieszkają
nie tylko ciche i łagodne gołębice Pańskie, ale i wiele nieczystych oraz
budzących wstręt ptaków. Iluż przestępców i oszustów, zwodzących mężczyzn i
kobiety, jest wyznawcami kościoła Chrystusowego! A ilu z nich pod
płaszczykiem wyznania załatwia nadal swe ciemne interesy! Powszechnie
wiadomo, iż większość najbrutalniejszych przestępców, którzy zostali skazani
na karę śmierci, umiera pozostając w społeczności rzymskokatolickiej.
W Babilonie znajdowali się najlepsi i najgorsi,
kwiat i męty społeczeństw cywilizowanego świata. Najlepsi, to garstka
prawdziwie poświęconych, w politowania godny sposób przemieszana z ogromną
liczbą tych, którzy są jedynie wyznawcami i plugawymi, przestępczymi mętami.
Jednak w sprzyjających okolicznościach obecnego czasu żniwa prawdziwie
poświęceni będą oddzieleni w przygotowaniu do uwielbienia.
Jako przykład proporcji występowania nieczystych
i wzbudzających wstręt ptaków w Babilonie i poza nim podajemy oficjalny
raport o stanie społecznym pewnej części pola pszenicznego, gdzie
„ortodoksja” od wielu stuleci szczyciła się <str. 163> najwyższą jakością i
czystością pszenicy i niewielką ilością kąkolu i gdzie w zakresie
ustanawiania prawa i rządzenia ludźmi tak zwany jedyny „kościół”
współpracuje z rządem:
Stan Społeczeństwa Anglii i Walii
Raport Parlamentarny 1873 roku
Populacja według wyznania
religijnego
Rzymskokatolicy....................................................................................
1 500 000
Kościół
Anglikański..............................................................................
6 933 935
Dysydenci [Protestanci poza Kościołem
Episkopalnym] ..............................
7 234 158
Ateiści......................................................................................................
7 000 000
Żydzi...........................................................................................................
57 000
Ogólna liczba przestępców
w więzieniach
Rzymskokatolicy.......................................................................................
37 300
Kościół
Anglikański.................................................................................
96 600
Dysdenci....................................................................................................
10 800
Ateiści...........................................................................................................
350
Żydzi...............................................................................................................
0
Ilość przestępców na 100
000 ludności
Rzymskokatolicy........................................................................................
2 500
Kościół
Anglikański..................................................................................
1 400
Dysydenci....................................................................................................
150
Ateiści.............................................................................................................
5
Żydzi...............................................................................................................
0
Przestępców w proporcji
Rzymskokatolicy......................................................................................
1 na 40
Kościół
Anglikański................................................................................
1 na 72
Dysydenci................................................................................................
1 na 666
Ateiści..................................................................................
1 na 20 000 <str. 164>
Przyczyna takiego stanu rzeczy jest podana w
Obj. 18:3: „Iż z win [ducha, wpływu] zapalczywości wszeteczeństwa
[światowych związków] jego [Babilonu] piły wszystkie narody”. Błędne nauki
odnośnie charakteru i misji Kościoła oraz twierdzenie, iż nadszedł już czas
jego wywyższenia i królowania (a szczególnie za czasów Konstantyna, po
wielkim i głośnym sukcesie polegającym na zrealizowaniu ziemskich ambicji
kościoła, gdy zaczął uważać się za Królestwo Boże, ustanowione w celu
królowania w mocy i wielkiej chwale), przywiodły do Babilonu wielu ludzi,
którzy nigdy by się do niego nie przyłączyli, gdyby był został na wąskiej
drodze ofiarowania. Pycha i ambicja doprowadziły do zagarnięcia światowej
władzy przez kościół tamtego wczesnego okresu. Osiągnięcie takiej władzy
wymagało uznania mas i zdobycie światowego wpływu. W celu uzyskania wielkiej
liczby zwolenników, której w obecnych warunkach Prawda nie mogłaby
przyciągnąć, wprowadzano fałszywe nauki, które z czasem uzyskały przewagę
nad wszystkimi innymi. Jeśli jakieś prawdy jeszcze były podtrzymywane, to w
zniekształconej i przekręconej formie. Osiągnięto cel – wielką liczbę
wyznawców, dochodzącą nawet do setek milionów, a prawdziwy Kościół –
pszenica – ukryty między milionowymi rzeszami kąkolu, pozostał ciągle
„Maluczkim Stadkiem”. W tej sytuacji zarodek prawdziwego Królestwa Bożego,
jak owca między drapieżnymi wilkami, siłą zmuszony do poddania się, padł
ofiarą przemocy; tak jak nasz Pan, którego śladem postępował, spotkał się z
pogardą i został odrzucony przez ludzi – jako mężowie boleści, świadomi
niemocy.
Obecnie jednak, kiedy świta poranek Tysiąclecia,
a objawiane są fałszywe nauki przynależące do ciemnej nocy, co przeminęła,
kiedy błyszczą autentyczne klejnoty Prawdy, musi nastąpić zaplanowane
całkowite oddzielenie pszenicy od kąkolu. Jak fałszywe nauki powodowały
niewłaściwy rozwój, tak skutkiem objawienia Prawdy w świetle żniwa będzie
podział. Kąkol jednak, a nawet częściowo pszenica, odczuwa strach. Wydaje im
się, że rozpad Babilonu byłby równoznaczny ze zniszczeniem dzieła Pańskiego
<str. 165> i niepowodzeniem jego sprawy. Tak jednak nie jest; kąkol nigdy
nie był pszenicą, a Bóg nigdzie nie zachęca, aby go za pszenicę uważać.
„Pozwolił” jedynie, aby rosły razem, aż do czasu żniwa. Teraz zaś lud Boży
wezwany jest do opuszczenia Babilońskiej „klatki” z nieczystymi ptakami, aby
cieszyć się wolnością i korzystać ze światła, biorąc udział w dziele żniwa,
a także, aby dowieść, iż nie zgadza się z błędnymi naukami i praktykami
Babilonu i w ten sposób uciec przed nimi oraz uniknąć grożącej za nie kary –
plag, które dotkną wszystkich pozostających w tym systemie.
Owe plagi i ucisk, wyobrażane przez ucisk, jaki
spadł na odrzucony dom żydowski, opisane są w Księdze Objawienia przy pomocy
tak ponurej symboliki, iż wielu badaczy rozważając ten temat dochodzi do
bardzo przesadnych i na ślepo wysnutych wniosków, a przez to nie posiada
odpowiedniego przygotowania umożliwiającego im zrozumienie zbliżającej się
rzeczywistości. Symbole tłumaczą oni często literalnie, stąd też nie będą w
stanie zauważyć ich istotnego wypełniania się jako religijnych, społecznych
i politycznych wstrząsów, kontrowersji, przewrotów, buntów, rewolucji itp.
Zauważmy także, iż pomiędzy odrzuceniem
Babilonu, odtrąceniem go od łaski (1878 rok), a mającymi na niego spaść
plagami i uciskiem, występuje krótki okres czasu, w którym wierny lud Boży
zostanie poinformowany o tych faktach i będzie zgromadzony spośród Babilonu.
Jasno wskazują na to słowa tego samego wersetu, jako że ogłoszeniu: „Upadł
Babilon” towarzyszy wezwanie: „Wynijdźcie z niego ludu mój, abyście
(…) nie wzięli z [nadchodzących] plag jego”. O tym samym przedziale
czasowym i tejże pracy, która ma być dokonana, wspomina Obj. 7:3 używając
mowy symbolicznej. Posłaniec gniewu otrzymuje zakaz: „Nie szkodźcie ziemi
ani morzu, ani drzewom, aż
popieczętujemy sługi Boga naszego na czołach ich”. Popieczętowanie na
czołach oznacza, że intelektualne zrozumienie Prawdy będzie stanowiło znak,
czyli pieczęć, który dokona podziału i rozróżnienia pomiędzy sługami Boga
<str. 166> oraz sługami i czcicielami Babilonu. Poświadcza to prorok Daniel:
„Wszyscy niezbożni [nie dochowujący swego przymierza] nie zrozumieją, ale
mądrzy [z twego ludu] zrozumieją” – Dan. 12:10. W ten sposób zostaną oni
zaznaczeni i rozdzieleni, zanim plagi spadną na odrzucony Babilon.
Z poprzednio rozważanego wersetu jasno wynika,
że wiedza ma być czynnikiem dokonującym tak popieczętowania, jak i
oddzielania. Najpierw bowiem jest wydane oświadczenie, że „upadł Babilon” i
że spadną nań wkrótce różne plagi, czyli kara. I dopiero wtedy od ludu
Bożego należy spodziewać się posłuszeństwa nakazowi „Wynijdźcie”, na
podstawie tej właśnie wiedzy. Doprawdy, zdajemy sobie z tego sprawę, że
wszyscy muszą być dobrze „popieczętowani na czołach ich” – rozumnie
poinformowani odnośnie planu Bożego, zanim będą mogli poprawnie ocenić ten
nakaz i usłuchać go.
Czyż nie jest to oczywiste, że właśnie to dzieło
pieczętowania jest już przeprowadzane? Czyż nasze czoła nie są teraz
pieczętowane? Czyż nie odbywa się to w najstosowniejszym czasie? Czyż Pan
osobiście swą ręką – przez swe Słowo – nie prowadzi nas krok po kroku do
właściwego oceniania Prawdy i wszystkich innych zagadnień z Jego punktu
widzenia, powodując, że zmieniamy swe wcześniejsze poglądy na wiele tematów,
które opieraliśmy na innych źródłach? Czyż nie jest prawdą, że żadna z
rozmaitych części, czyli sekt Babilonu, nie była użyta w celu
popieczętowania naszych czół, lecz że wszystkie one stanowiły raczej
przeszkodę, która hamowała szybkie przeprowadzanie tej pracy? Czyż nie
dostrzegamy słuszności tych faktów oraz oświadczenia Pańskiego, że pszenica
musi zostać oddzielona od kąkolu w czasie żniwa? Czyż mielibyśmy się nie
zgodzić z tym, że Bóg zaplanował objawienie tych prawd swym wiernym, a
następnie oczekiwał, by okazali serdeczne zamiłowanie do Jego planu i
natychmiastowe posłuszeństwo? Jeżeli nawet posłuszeństwo i wyjście
wymagałoby od nas zostawienia poza sobą ludzkiej chwały, zrezygnowania z
wysokich dochodów, mieszkania na plebanii, finansowej pomocy w naszych
interesach, domowego spokoju i innych rzeczy, <str. 167> nie bójmy się. Ten
sam, który mówi do nas: „Wynijdź”, powiedział kiedyś do Piotra, chodząc po
morzu: „Pójdź”. Piotr, usłuchawszy tego wezwania, poszedł i byłby utonął,
gdyby nie podtrzymała go wyciągnięta ręka Pańska, ta sama, która obecnie
skutecznie podpiera tych, co na Jego polecenie wychodzą z Babilonu. Nie
zważajcie na rozkołysane morze trudności stających na drodze, lecz
nabierzcie odwagi patrząc tylko na Pana.
Polecenie brzmi: Wynijdźcie, a nie: Idźcie;
opuszczając bowiem niewolę ludzkich tradycji i wierzeń, systemów i błędów
udajemy się wprost do Pana, abyśmy byli nauczani, karmieni, abyśmy się
wzmacniali i zmierzali ku doskonałości w czynieniu wszystkiego tego, co jest
Mu przyjemne, abyśmy mogli stać, a nie upaść wraz z Babilonem.
Słowo Boże objawia nam, że nominalny kościół, po
odpadnięciu od łaski i po usunięciu go z ust Pańskich (Obj. 3:16), stopniowo
pogrąży się w niewierze. Biblia zostanie tam w końcu zupełnie pominięta,
stając się tylko pustą nazwą, a filozoficzne spekulacje w rozmaitych
odcieniach zostaną uznane za prawdziwe credo. Wierni popieczętowani unikną
tego upadku, gdyż będą „godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma,
i stanąć” a nie upaść, w czasie obecności Pańskiej (Łuk. 21:36). W istocie
już teraz wielu pogrążyło się w ten sposób, uprawiając jedynie formy kultu,
wierząc w Boga i w przyszłe życie, lecz według wyobrażeń kształtowanych
przez własne lub cudze filozofie, teorie, tworzone z pominięciem Biblii jako
nieomylnego źródła wiedzy na temat Boskich zamiarów. Choć odwołują się do
Biblii, nie wierzą w jej opowiadania, szczególnie te o raju i upadku.
Trzymając się imienia Jezus i nazywając go Chrystusem oraz Zbawicielem,
uważają go za przykład, znakomity aczkolwiek nie wolny od pomyłek, a
całkowicie odrzucają Jego ofiarę okupową – Jego krzyż. Twierdząc, że Bóg
jest Ojcem także dla grzeszników, wypierają się przekleństwa i Pośrednika.
Powszechnie nie dostrzega się faktu, że misja
naszego Pana, która w czasie pierwszego przyjścia <str. 168> trwała trzy i
pół roku, aż do odrzucenia narodu żydowskiego (ich kościół był identyczny z
narodem), była raczej ogólną próbą dla tamtego ustroju, czyli systemu w
całości, niż sprawdzianem dla pojedynczych członków. Jego
duchowieństwo – kapłani, nauczeni w Piśmie i Faryzeusze – było
przedstawicielem całego systemu. Oni sami twierdzili, że są
przedstawicielami judaizmu (Jan 7:48,49), a i lud za takich ich uważał, stąd
też tak istotne było pytanie: „Izali kto uwierzył weń z książąt albo z
Faryzeuszów?” Także i nasz Pan tak ich traktował; rzadko kiedy strofował
lud za to, iż Go nie przyjął, ustawicznie zaś obciążał
odpowiedzialnością za to „ślepych przewodników”, którzy sami do Królestwa
nie wchodzą, ani nie dozwalają uczynić tego ludowi – który inaczej na pewno
przyjąłby Jezusa jako Mesjasza i Króla.
Nasz Pan czynił nieustanne wysiłki w celu
uniknięcia rozgłosu, aby Jego cuda i nauczanie nie doprowadziły do
podburzenia ludu, który w takim wypadku na siłę ogłosiłby go królem
(Jan 6:15), jednocześnie nie zaprzestając poddawania świadectw i dowodów
swego mesjańskiego autorytetu pod uwagę żydowskiego kleru, aż do czasu, gdy
po zakończeniu próby tego narodu-kościoła, jego dom – system – „został
pusty”, odrzucony. Wtedy dopiero, pod kierownictwem Pana, poprzez nauczanie
apostolskie, cały wysiłek został skierowany do pojedynczych ludzi, a
odrzucona organizacja kościelna i jej urzędnicy zostali całkowicie
pominięci.
Dowodem, iż w czasie swej misji, aż do
odrzucenia judaizmu, Pan Jezus traktował nauczycieli i kapłanów jako
reprezentantów tego systemu, jest jego postępowanie w stosunku do
oczyszczonego trędowatego, opisane w Mat. 8:4. Jezus powiedział do niego:
„Patrz, abyś nikomu nie powiadał; ale idź ukaż się kapłanowi i
ofiaruj dar on, który przykazał Mojżesz na świadectwo przeciwko
nim”. Dowód ten, czyli
świadectwo, miał być do czasu ukryty przed ludem, lecz pospiesznie
przedstawiony „przywódcom”, którzy stanowili reprezentację kościoła
żydowskiego w czasie przeprowadzanej wówczas próby. <str. 169>
Szczególną uwagę należy zwrócić na przedmiot i
skutek próby systemu kościoła tworzonego przez Żydów ze względu na jej
symboliczne znaczenie odnoszące się do obecnej próby Kościoła Wieku
Ewangelii, a także ze względu na miejsce Żydów w całym planie Bożym. Wedle
obietnic Bożych, uważali się oni za lud gotowy do przyjęcia Mesjasza,
za lud, który zostanie przez Niego zorganizowany, wzmocniony, poprowadzony i
wykorzystany jako „swój lud” w dziele błogosławienia wszystkich
innych narodów ziemi, poprzez udzielenie im możliwości zupełnego poznania
Boga i poddania się Jego sprawiedliwym prawom. Jakkolwiek Bóg dzięki swej
przenikliwości był w pełni świadomy, że naród izraelski nie nadaje się do
zajęcia tego nadrzędnego miejsca w Jego wielkim dziele, to jednak w pełni
umożliwił im podjęcie próby skorzystania z tego przywileju, tak jakby nie
wiedział, jaki będzie jej rezultat. Jednocześnie jednak Jego umiejętność
przewidywania została zawarta w zapisach proroczych, których Żydzi nie byli
w stanie zrozumieć, abyśmy my nie pomyśleli, że Bóg w swoim
postępowaniu z Żydami przeprowadzał eksperyment, który się nie udał.
Dokąd Izrael twierdził, że jest przygotowany do
wykonania swej części planu, a nawet, że czeka na to z utęsknieniem, było
jak najbardziej właściwe, aby przeprowadzić taką próbę, zanim dalsza
część tego planu zostanie wprowadzona w życie. Gdyby po przeprowadzeniu
koniecznej próby okazało się, że nasienie Abrahama według ciała nie nadaje
się do otrzymania najwyższego zaszczytu, który był obiecany i do którego
dążyło, to kolejnym zamierzeniem przewidzianym na taką sytuację było
powołanie i wybranie w czasie Wieku Ewangelii jednostek godnych najwyższej
czci, jaka obiecana była dla nasienia Abrahamowego i, wraz z Mesjaszem,
współdziedziców obiecanego Królestwa, które podźwignie i ubłogosławi
wszystkie rodzaje ziemi (Gal. 3:16,27-29,14).
„Siedemdziesiąt tygodni” (490 lat) łaski Bożej
dla narodu żydowskiego musiało się wypełnić, stąd też żaden poganin ani
Samarytanin nie mógł być powołany, aby być uczniem albo w jakikolwiek inny
sposób mieć do czynienia z Królestwem głoszonym przez Jezusa i apostołów
(Dzieje Ap. 3:26). „Wamci najpierw miało być opowiadane słowo Boże”
[zaproszenie <str. 170> do udziału w Królestwie], powiedział apostoł Paweł,
zwracając się do Żydów (Dzieje Ap. 13:46). „Na drogę poganów nie zachodźcie,
ani do miasta samarytańskiego nie wchodźcie, ale raczej idźcie do owiec,
które zaginęły z domu Izraelskiego”, a także: „Nie jestem posłany, tylko do
owiec, które poginęły z domu Izraelskiego”, powiedział Mistrz rozsyłając
uczniów (Mat. 10:5, 15:24).
Na przeprowadzenie próby Żydów Bóg wyznaczył
cały „siedemdziesiąty tydzień”, w połowie którego Chrystus zmarł – okres
siedmiu lat, począwszy od rozpoczęcia misji przez naszego Pana aż do
wysłania Piotra do Korneliusza – pierwszego nawróconego poganina. Zamiast
jednak przeprowadzać próbę dla wszystkich (narodu-kościoła) przez całe
siedem lat, została ona, na ich korzyść (a nie na niekorzyść), „skrócona w
sprawiedliwości”. Było rzeczą oczywistą i to nie tylko dla Boga, lecz i dla
ludzi, że Faryzeusze, kapłani i nauczeni w Piśmie nie tylko odrzucili
Jezusa, lecz aż do końca nienawidzili Go i szukali okazji, aby Go zabić.
Toteż gdy nadszedł czas i gdy publicznie wystąpił On w roli króla
przybywającego do nich na oślęciu, nie przyjęty przez przedstawicieli
narodu-kościoła, natychmiast wyrzekł się tego systemu, pomimo iż prosty lud
przyjął Go przyjaźnie, a nawet nalegał, aby został uznany za króla (Mar.
12:37). W ten to sposób Pan nasz skrócił próbę, która w dalszym ciągu byłaby
bezużyteczna, aby pozostała część „siedemdziesiątego tygodnia” mogła być
poświęcona specjalnie i wyłącznie dla ludu – jednostek spośród
odrzuconego systemu, zanim praca głoszenia posłańców nowej dyspensacji
zostanie skierowana do rozpowszechniania Prawdy między wszystkimi narodami.
Tak też się stało. Gdy po zmartwychwstaniu nasz Pan powiedział uczniom, że
ich praca nie musi się już ograniczać wyłącznie do Żydów, lecz powinna
rozciągać się na „wszystkie narody”, był na tyle dokładny, aby dodać
„począwszy od Jeruzalemu” (Łuk. 24:47). Wiedział też, że ich żydowskie
poglądy będą powstrzymywać ich od skierowania kroków dalej – poza własny
naród, aż do czasu, <str. 171> gdy On sam otworzy tę drogę, co stało się po
odtrąceniu ich od łaski przez posłanie Piotra do Korneliusza. Odtąd
jednostki tak spośród pogan, jak i Żydów, miały równe prawo uczestniczenia w
Boskiej łasce, będąc równie przyjemnymi w Chrystusie i przez Chrystusa. W
obecnym powołaniu „nie ma różnicy” jak chodzi o Boga. Jeśli zaś jest, to
tylko na niekorzyść dla Żydów, którzy z uprzedzenia nie chcą przyjąć, jako
daru w Chrystusie, błogosławieństwa niegdyś im ofiarowanego na
warunkach całkowitego dochowania litery i ducha prawa Bożego, którego nikt z
ludzi upadłego stanu nie mógł wykonać.
Ów „siedemdziesiąty tydzień”, z jego wszystkimi
szczegółami dotyczącymi próby narodu izraelskiego, nie tylko miał na celu
wypróbowanie tego systemu, lecz także, a może nawet przede wszystkim, był on
symbolicznym wyobrażeniem podobnej próby nominalnego kościoła
ewangelicznego, czyli duchowego Izraela, zwanego „chrześcijaństwem” i
„Babilonem”, która miała być przeprowadzona w trakcie podobnego
siedmioletniego okresu – od październiku 1874 do października 1881 roku –
rozpoczynającego żniwo Wieku Ewangelii. „Chrześcijaństwo”, „Babilon”
utrzymuje, iż dostrzega niepowodzenie, jakie przeżył jego poprzednik – naród
izraelski i twierdzi, że stanowi prawdziwe duchowe nasienie Abrahama
oraz że jest gotowe i z niecierpliwością oczekuje na czas, w którym będzie
nawracać pogański świat i w sprawiedliwości rządzić wszystkimi narodami,
nauczać je i błogosławić. Dokładnie to samo utrzymywał system żydowski. Wiek
obecny jest taki sam, jak jego symboliczny odpowiednik, także pod tym
względem, że wszyscy ówcześni przywódcy traktowali obietnice dotyczące
przyjścia Mesjasza jako wyrażenia symboliczne, a tylko zwykli ludzie
spodziewali się, że Mesjaszem będzie pojedynczy człowiek.
Wykształceni Żydzi tamtego czasu zignorowali człowieka-Mesjasza, gdyż
spodziewali się, że dzięki znakomitym prawom ich naród-kościół zapanuje nad
innymi narodami i w ten sposób wypełni to, co dla prostych ludzi wiązało się
z koniecznością nadejścia jednoosobowego Mesjasza. (Jest to pogląd wciąż
podtrzymywany przez „wykształconych” nauczycieli żydowskich, rabinów, którzy
uważają, że proroctwa mesjańskie <str. 172> odnoszą się do ich
narodu-kościoła, a nie do jednoosobowego Zbawiciela świata. Nawet proroctwa
odnoszące się do cierpienia Chrystusa stosują oni do swych narodowych
cierpień.) Postępując wedle tej teorii, rozsyłali po całym świecie
misjonarzy, aby nakłonić ludzkość do przestrzegania Prawa Mojżeszowego,
mając nadzieję dotrzeć w ten sposób do wszystkich i „błogosławić wszystkie
narody ziemi” pominąwszy jednoosobowego Mesjasza. Była to tendencja do tego
stopnia istotna, że wspomniał o niej nasz Pan, mówiąc: „Obchodzicie morze i
ziemię, abyście uczynili jednego nowego Żyda”.
Jakże podobne są teorie współczesnego
nominalnego „chrześcijaństwa”. Prości ludzie, gdy dowiadują się, że Pan
obiecał przyjść ponownie oraz że apostołowie i prorocy przepowiadali, iż
Tysiąclecie, czyli czas restytucji, będzie skutkiem wtórego przyjścia
naszego Pana (Dzieje Ap. 3:19-21), skłonni są przyjąć Prawdę i radować się
nią, tak jak prosty lud w czasie pierwszego przyjścia. Podobnie jednak jak
osiemnaście stuleci temu, najwyżsi kapłani i przywódcy ludu wyznają bardziej
zaawansowane (?) idee. Twierdzą oni, że obietnice błogosławieństw
Tysiąclecia, pokój dla ziemi i dobre upodobanie w ludziach przyjdą jako
skutek ich wysiłków, działalności misyjnej itp., bez konieczności osobistego
przyjścia Pana Jezusa, unieważniając w ten sposób obietnice wtórego
przyjścia i nadchodzącego Królestwa.
Najwyżsi kapłani i przywódcy, „kler”
współczesnego „chrześcijaństwa”, zwodzą samych siebie i lud, twierdząc i,
jak się wydaje, także wierząc, iż ich działalność misjonarska niebawem
osiągnie ostateczny cel oraz że bez Pana znaleźli się w przededniu
udzielenia światu przedstawionych w Słowie Bożym błogosławieństw
Tysiąclecia.
To zwodnicze mniemanie po części znajduje
podstawę w korzystnej sytuacji dla rozwoju handlu w krajach rozwiniętych i
co za tym idzie, w zwiększeniu światowego dobrobytu, co wynika z właściwego
dla „Dnia Przygotowania” rozwoju <str. 173> umiejętności i możliwości
szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Babilon ośmiela się
przypisywać sobie zasługę za zaistnienie takiej sytuacji, twierdząc, iż
wszystkie te osiągnięcia są rezultatem chrystianizacji świata i jego
pobudzającego wpływu. Dumnie wskazuje on na pomyślność i dobrobyt
„chrześcijańskiego narodu” Wielkiej Brytanii, uważając, iż są one skutkiem
przestrzegania zasad chrześcijańskich. A jaka jest rzeczywistość? Rozwój
narodów, tak tego, jak i innych, pozostawał zawsze w proporcji do wysiłków
włożonych w próby zrzucenia z siebie jarzma babilońskiego ucisku. Wielka
Brytania na tyle cieszyła się pomyślnością, na ile zerwała gnębiące kajdany
papiestwa, na ile zaś ciągle pozostaje pod wpływem papieskich poglądów
dotyczących jedności kościoła i państwa, Boskiego upoważnienia do
sprawowania władzy królewskiej, kapłańskiej i do uciskania oraz na ile
poddaje się pod tyranię chciwości i samolubstwa, na tyle ciągle dowodzi
swego upodlenia.
Żądza władzy i złota umożliwiła powolne otwarcie
bram pogańskich lądów dla handlu prowadzonego przez tak zwane
chrześcijańskie narody, dla angielskiego i niemieckiego rumu i opium oraz
dla amerykańskiej whisky i tytoniu. Miłość Boża i błogosławieństwo dla
pogańskich narodów nie miały nic wspólnego z tą działalnością. Oto niewielki
fragment bieżącej historii, który powinien wstrząsnąć sumieniami tak zwanych
chrześcijańskich narodów, jeśli w ogóle mają one jeszcze resztki sumienia.
Mahometański Emir z Nupe w Zachodniej Afryce przesłał niedawno następujący
list do Biskupa Crowthera z misji nigeryjskiej:
„Sprawa jest krótka. Chodzi jedynie o barasę
[rum]. Barasa, barasa, barasa! Ona zrujnowała nasz kraj, zrujnowała
strasznie nasz naród, ona doprowadziła nasz lud do szaleństwa. Błagam cię
Malam Kip, nie zapomnij o tym piśmie, wszyscy cię błagamy, aby [Crowther]
uprosił wielkich kapłanów [zarząd Towarzystwa Misyjnego Kościoła
Anglikańskiego], żeby <str. 174> ubłagali Królową Angielską [Głowę Kościoła
Anglikańskiego] o wydanie zakazu sprowadzania barasy do naszego kraju.
Przez Boga i Proroka! Przez Boga i Proroka, Jego
posłańca, on musi nam w tym pomóc – w sprawie barasy. Powiedz mu, niech Bóg
mu błogosławi w jego pracy. Jest to słowo ust Malike, Emira z Nupe.”
W komentarzu pewna baptystyczna gazeta zauważa:
„Pokorny murzyński władca wykazuje w swym liście
taką troskę o swój naród, jakiej jeszcze żaden chrześcijański monarcha czy
rząd nie okazał, albowiem ani żaden europejski władca chrześcijański, ani
żaden prezydent Stanów Zjednoczonych nie stanął w taki sposób po stronie
swego narodu. Nigdy nie znalazły się takie słowa w żadnym przemówieniu
inauguracyjnym w parlamencie ani w żadnej odezwie prezydenckiej. Niech
wstydzą się nasi chrześcijańscy władcy! Zysk, przeklęty głód złota, to prawa
dla kupców, którzy są ulubieńcami i panami naszych rządów.”
Pytamy zatem w imię prawdy, dlaczego rządy te
zwą się chrześcijańskimi. Rząd Stanów Zjednoczonych nie stanowi pod tym
względem wyjątku. Choć tak wielu jest tych, którzy uparcie określają go
mianem rządu chrześcijańskiego, on sam nie przypisuje sobie prawa używania
takiego niezasłużonego tytułu, jest jednak nieustannie do tego zachęcany
przez gorliwych sekciarzy. Z Bostonu nieustannie wysyłane są do Afryki
ogromne ładunki rumu, w co rząd nie ingeruje. Odbywa się to nawet za jego
przyzwoleniem, jako że rząd wydaje producentom i handlowcom dziesiątki
tysięcy licencji uprawniających do rozprowadzania między obywatelami swego
własnego kraju straszliwej „wody ognistej”, która poprzez proces nazywany
rektyfikacją, czyli mówiąc inaczej– zalegalizowanym mieszaniem
najwstrętniejszych trucizn, staje się podwójnie szkodliwa i powodująca
uzależnienie. „Chrześcijańscy” mężowie stanu oraz władcy tak zwanych
chrześcijańskich narodów stają w obronie takich i gorszych jeszcze praktyk,
usprawiedliwiając je ze względu na podatki, które są najłatwiejszym
sposobem pobierania od ludzi pieniędzy stanowiących udział w koniecznych
wydatkach państwa. Jest to niewątpliwie najgorszy i najpodlejszy nierząd.
Każdy myślący człowiek zgodzi się z tym, że określenie „chrześcijański”
byłoby zupełnie nie na miejscu, nawet gdybyśmy używali go w odniesieniu do
najlepszego z obecnych rządów. Próba <str. 175> pogodzenia treści tego
określenia z charakterem „królestw tego świata” rządzonych przez „księcia
tego świata” – Szatana i ludzi przepojonych „duchem światowości”,
wprowadziła zamieszanie w serca wielu prawdziwych chrześcijan, którzy
zostali zwiedzeni błędnym poglądem, jakoby obecne rządy miały mieć cokolwiek
wspólnego z Królestwem Chrystusowym.
Cannon Farrar w Contemporary Review
(„Przegląd Współczesny”) pisze:
„Dawna drapieżność handlu niewolnikami
została zastąpiona zachłannością i rujnującą drapieżnością handlarzy wódką.
Nasi ojcowie trzymali narody afrykańskie pod jarzmem bicza, a my zakuwamy je
w jarzmo kańczugów. Rzeki Afryki zostały otwarte dla handlu tylko po to, aby
popłynęła nimi szalejąca trucizna alkoholu. Żadna rzeka Inferna2 nie
była bardziej przeklęta i czerwona od krwi. Czy żyje jeszcze nasze sumienie
narodowe?”
Odpowiadamy – Nie! Ten naród nigdy nie był
narodem chrześcijańskim, tak jak nigdy nie posiadał chrześcijańskiego
sumienia ani chrześcijańskiego ducha. Co najwyżej można by uznać, że
światło, którym przyświecają szczerze poświęcone dzieci Boże, na tyle
oświeciło, oczyściło i zawstydziło opinię publiczną krajów, w których
„świecą oni jako światła”, że podjęto się tam przeprowadzenia częściowej
reformy moralnej.
W identyczny sposób te same chrześcijańskie (?)
rządy zmusiły Chiny i Japonię, nie bacząc na ich szczery protest, do
podobnie okropnego handlu. W 1840 roku Wielka Brytania rozpoczęła z Chinami
wojnę zwaną „wojną opiumową”, której celem było zniewolenie rządu
chińskiego, pragnącego ochronić swój naród przed strasznym przekleństwem
opium i zmuszenie go, aby zezwolił na napływ tego artykułu. Wojna przyniosła
zwycięstwo tym, co stanęli w owym sporze po stronie diabła. Brytyjskie
okręty wojenne zniszczyły tysiące domów i pozbawiły życia tysiące ludzi, ale
zmusiły pogańskich władców Chin, aby otwarli bramy swego cesarstwa dla opium
– powolnej śmierci, trucizny, którą Chiny przyjęły szybko. Według
oficjalnego raportu opublikowanego w 1872 roku, czysty dochód rządu
Brytyjskiego z handlu tym narkotykiem, po odliczeniu ogromnych kosztów
związanych z poborem dochodów, wyniósł w roku poprzedzającym <str. 176>
ponad 37 mln dolarów. Te 37 mln rocznie stały się główną przyczyną wojny,
jakże przeciwnej duchowi miłości i troski o obecny albo przyszły dobrobyt
Chińczyków. Zawarta w traktacie klauzula, zapewniająca ochronę
chrześcijańskim misjonarzom, była jedynie kąskiem chytrze rzuconym w celu
uspokojenia sumień miłujących sprawiedliwość ludzi, w celu wywołania
wrażenia, że owa straszna zbrodnia była uprzejmym aktem miłosierdzia. Na
mocy traktatu kończącego wojnę niektóre porty zostały otwarte dla
brytyjskiego handlu, a w ślad za tym zawarte zostały podobne traktaty z
innymi narodami, co przyniosło pewne dobre skutki. Jednym z nich było
otwarcie Chin na wpływy cywilizacyjne. Jednakże pojawienie się w Chinach
grupy chrześcijan głoszących tamtemu narodowi niektóre zasady
sprawiedliwości nie było zasługą narodu brytyjskiego, którego jedynym
przedmiotem zainteresowania był handel; źródłem niesłusznej niesprawiedliwej
wojny przeciwko ludowi, nie tak dobrze wyszkolonemu w posługiwaniu się
diabelskimi sztuczkami, nie było dobro narodu chińskiego ani chwała Boża,
lecz żądza złota.
„Chrześcijaństwo” nauczyło narody, prócz innych
przywar, najgorszej formy bałwochwalstwa – czczenia samego siebie, bogactwa
i władzy, dla których to rzeczy wielu ludzi i wiele narodów przyznających
się do chrześcijaństwa gotowych jest oszukiwać, szkodzić, a nawet zabijać
się wzajemnie. Nauczyło ich także bluźnierstwa i świętokradztwa w każdym
języku, gdyż każda załoga statku, niezależnie od tego, z jakiego
chrześcijańskiego narodu pochodzi, bluźni przeciwko imieniowi Chrystusa.
Jednakże pomimo takiego wpływu rzekomo chrześcijańskich narodów, spomiędzy
nich wyszli także szlachetni misjonarze krzyża, prawdziwi słudzy Boży, a
także mniej szlachetni słudzy człowieka – tych jednak była zaledwie garstka
– których celem było opowiadanie narodom o Chrystusie i o prawdziwej
cywilizacji.
Choć nie dotyczy to gorliwych misjonarzy,
to jednak pozostający w kraju entuzjastyczni urzędnicy towarzystw misyjnych,
nie mając pojęcia o sytuacji w obcych krajach ani nie będąc nią w
rzeczywistości zainteresowani, sądząc po wielkich <str. 177> sumach, jakie
są każdego roku zbierane i wydawane, myślą, że świat pogański jest już
prawie nawrócony, a ich wysiłki niebawem sprowadzą obiecane błogosławieństwa
Tysiąclecia bez konieczności wtórego przyjścia naszego Pana. Czołowi
misjonarze, z wyjątkiem tych, którzy umieją ożywiać swe nadzieje niezależnie
od rzeczywistych doświadczeń i zdrowego osądu, przyznają się do wielkiego
zniechęcenia. Jeden z nich Wielebny J. C. R. Ewing, D.D., który przez
dziewięć lat pracował na misji w Indiach, wygłaszając niedawno wykład dla
Young Men’s Christian Association3 w
Pittsburghu przyznał, że aktualnym efektem działalności
cywilizacyjnej i misyjnej jest nie tylko obalenie religii pogańskich, ale
także podważenie wiary w jakąkolwiek religię, doprowadzające ludzi do
ateizmu. Wyraził on jednak głęboką nadzieję, że następnie dokona się
przejście od ateizmu do chrześcijaństwa. Nadzieja ta jest jednak
bezpodstawna, jak wyraźnie dowodzą wszelkie doświadczenia krajów
cywilizowanych. Przytaczamy poniżej fragmenty zamieszczonych w prasie
relacji dotyczących jego publicznego wykładu:
„Wiele zawdzięczają Indie pośrednim i
bezpośrednim wpływom chrześcijaństwa, które przyczyniło się do obalenia
dawnych wierzeń w materialne bóstwa oraz do zastąpienia ich uznawaną przez
narody Zachodnie [Europy i Ameryki] ideą jednego najwyższego Boga. [Wprost
należałoby raczej powiedzieć, że przyjmują oni pogląd właściwy dla ateizmu,
głoszący, iż Natura jest najwyższym i jedynym Bogiem.]
Spomiędzy 263 mln mieszkańców tego kraju, 10 mln
młodych ludzi, którzy znają język angielski, poznaje zachodnią ideologię
taką, jakiej i my się uczymy. Wyższa kasta otrzymuje staranne wykształcenie
w zakresie literatury, religii i nauki, które są podstawowymi elementami
wykształcenia ludzi zamieszkujących Amerykę. Dawny obraz mściwego Boga,
który musi zostać przebłagany rozlicznymi darami i modlitwami, ustąpił
miejsca współczesnemu duchowi ateizmu. Wykształceni ludzie Wschodu nie
wierzą już w bogów, w których wierzyli ich ojcowie. Na zawsze zaniechali
swych przekonań, zastępując je naukami pułkownika Roberta G. <str. 178>
Ingersola, Paine’a, Voltaire’a, Bradlaugha i wielu innych nauczycieli
ateizmu i panteizmu. Epoka sceptycyzmu niebawem przeminie, a Zachód, tak jak
udzielił Indiom swej ideologii, tak przekaże im religię chrześcijańskiego
Boga.
Młodzież w Indiach jest wykształcona, bystra,
inteligentna, dobrze zorientowana w problemach innych narodów oprócz swego
własnego oraz, co może się wydawać dziwne, znakomicie znająca Biblię.
Istotnie, znają ją oni tak dobrze, że jedynie człowiek posiadający gruntowną
znajomość Biblii i chrześcijańskiej teologii może mieć nadzieję, iż będzie w
stanie odpowiedzieć w zadowalający sposób na wnoszone przez nich
zastrzeżenia i argumenty. Powszechny pogląd, że misjonarz siedzi w cieniu
drzewa i naucza zgromadzonych wokół niego nagich dzikusów, jest już daleki
od rzeczywistości. W Indiach misjonarz spotyka inteligentnych oraz
wykształconych ludzi i musi być dobrze przygotowany, aby wywrzeć na nich
wpływ. Ludzie ci, oprócz posiadanego wykształcenia, dobrze wyglądają, są
przyjaźni, grzeczni, uprzejmi, a cudzoziemców traktują z wielkim poważaniem
i szacunkiem”.
Sytuacja opisana przez misjonarza
bynajmniej nie daje podstawy do żywienia nierozsądnej nadziei, którą
wcześniej ten pan wyraził. Doświadczenie z całą pewnością dowiodło, iż przy
pomocy nieudolnych argumentów sekciarzy, których błędy zniekształcają i
wypaczają resztki posiadanej Prawdy, rzadko udaje się nawrócić czy to
szczerego, czy też szyderczego sceptyka. Chyba tylko ślepi nie dostrzegają,
że jeśliby tysiąc milionów pogan zostało nawróconych do stanu, w
jakim znajduje się czterysta milionów3 tak
zwanych chrześcijan, to można by zadać podobne pytanie, jak w Wieku
Żydowskim (Mat. 23:15), czy nie zasługiwaliby oni dwakroć więcej na
zniszczenie niż wtedy, gdy pozostaliby byli wierni swym pogańskim przesądom.
Doprawdy, żaden rozsądny człowiek nie mógłby powiedzieć, że nawrócenie do
stanu, w jakim trwają tak zwani chrześcijanie pasowałoby do opisu
Tysiąclecia oraz pokoju i dobrej woli z nim związanych, a przepowiedzianych
<str. 179> przez proroków i krótko podsumowanych w modlitwie naszego Pana
słowami: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak
i na ziemi” – Łuk. 11:2.
Czyż należy się dziwić, że owe czterysta
milionów ludzi tworzących, jak mniemają, Kościół Chrystusowy i
nazywających się Królestwem – chrześcijaństwem, zostało przez Pana
odrzuconych i określonych znacznie bardziej stosowną nazwą – Babilon
(mieszanina, zamieszanie)? Czyż jest to zaskakujące, że na skutek swych
poglądów na temat Królestwa Chrystusowego oraz sposobów i skutków
upowszechnienia go w świecie, pozostają oni nie przygotowani do
rzeczywistego Królestwa i niechętnie przyjmują nowego Króla, tak jak, z
podobnych powodów, władcy domu, który był symbolicznym wyobrażeniem, byli
nie przygotowani na pierwsze przyjście? Nie należy także wątpić, że owi
cesarze, królowie i książęta, którzy obecnie używają swego wpływu i władzy
głównie w celu wywyższania samych siebie, którzy wyposażają i utrzymują
miliony ludzi pod bronią, aby zapewnić sobie ochronę i możliwość dalszego
sprawowania władzy i imperialnych ekstrawagancji, będą chętnie patrzeć, jak
to już miało miejsce w przeszłości, na miliony poległych, a w konsekwencji
na kolejne miliony wdów i sierot, byle tylko nie dzielić z nikim doczesnych
korzyści. Czyż jest w tym coś dziwnego, że ludzie ci nie pożądają, nie
oczekują, ani nie wierzą w takie Królestwo, jakie jest obiecane w Piśmie
Świętym, Królestwo, w którym wielcy, wyniośli i pyszni będą poniżeni, a
ludzie niskiego stanu będą wywyższeni do powszechnego, właściwego i
przewidzianego poziomu? Nie ma w tym nic dziwnego, że wszyscy, którzy
sympatyzują z jakąkolwiek formą ucisku, zdzierstwa czy miażdżącego monopolu,
dzięki którym uzyskują lub mają nadzieję uzyskać, niesprawiedliwe korzyści
kosztem swych bliźnich, są nieskorzy do wierzenia w Królestwo
sprawiedliwości, w którym każda niesprawiedliwość i nieuczciwość będzie
zabroniona? A już zupełnie nie należy się dziwić, że nie są oni skłonni
wierzyć w bliskość, czy właściwie w nadejście owego Królestwa.
Nie powinniśmy się także dziwić, iż wielcy
kapłani i władcy „chrześcijaństwa”, upatrujący w swych rewirach czy też
sektach możliwości zarobku (Izaj. 56:11), nie rozpoznali, a przeto <str.
180> i odrzucili obecnego w tym czasie duchowego Króla, podobnie jak
nauczyciele domu Izraela według ciała odrzucili Go wtedy, gdy był obecny w
ciele. Czyż nie zauważamy, że tak jak wtedy Pan odtrącił, odciął, pozbawił
łaski i wrzucił w ogień ucisku wiele „naturalnych gałęzi” drzewa oliwnego,
zachowując jako gałęzie jedynie prawdziwych Izraelitów, tak i w żniwie
obecnego wieku ta sama mądrość sprawdza także „dzikie gałęzie” (Rzym.
11:21,22), odcinając wielką ilość tych gałęzi z imienia, od łaski i
tłustości korzenia [obietnicy Abrahamowej], gdyż ich charaktery, cele i
skłonności są obce i naprawdę dzikie – nie przystające do obietnic i planu
Bożego wyobrażanego przez korzeń?
Nie ma więc w tym nic dziwnego, że
przeprowadzane obecnie żniwo zaznacza się oddzieleniem prawdziwych
chrześcijan od tych, którzy są jedynie wyznawcami chrześcijaństwa, podobnie
jak w czasie żniwa żydowskiego dokonane zostało rozdzielenie prawdziwych i
rzekomych Izraelitów. Rozsądek wskazuje, że tego należałoby się spodziewać,
nawet gdybyśmy nie mieli objawienia Słowa Bożego, które wskazuje, że
szerokie rzesze będą odrzucone jako Babilon (por. Rzym. 11:20-22 z Obj.
3:16, 18:4).
Odrzucenie Babilonu („chrześcijaństwa”) w 1878
roku oznaczało odrzucenie szerokich rzesz wyznawców – „wojska”, jak je
określa Daniel – w celu zaznaczenia różnicy pomiędzy nimi a tymi, którzy
stanowią Świątnicę czy też klasę Świątyni. Klasa Świątnicy nie będzie
zaniechana ani spustoszona. Nie, dzięki Bogu, Świątnica ma być uwielbiona,
chwała Pańska ma napełnić Świątynię, gdy ostatni z żywych kamieni zostanie
wypolerowany, przyjęty i osadzony na swoim miejscu (1 Piotra 2:5-6).
Dowiedzieliśmy się już, w jaki sposób klasa Świątnicy istniała w ciągu
całego wieku, jak została splugawiona, a jej drogocenne naczynia (nauki)
sprofanowane oraz jak dokonywało się stopniowe oczyszczanie jej od błędów.
Cały czas stanowiła ona rzeczywisty Kościół, pomimo że do pewnego czasu
systemy nominalne były jeszcze uznawane i do pewnego stopnia wykorzystywane.
Jednakże po odrzuceniu systemów nominalnych, tak <str. 181> teraz, jak i
podczas żniwa żydowskiego, uznawany jest i używany jako rzecznik spraw
Bożych, jedynie prawdziwy Kościół, czyli Świątnica. Kajfasz, najwyższy
kapłan Izraela, na kilka dni przed odrzuceniem tego systemu, był jeszcze
uznawany za przedstawiciela Bożego i dane mu było wypowiedzieć wspaniałą
naukę i proroctwo (zob. Jan 11:50,51,55, 18:14). Nie znajdujemy jednak
żadnego potwierdzenia w Słowie Bożym ani żadnej logicznej przyczyny, dla
której można by uważać, że po jego odrzuceniu Bóg kiedykolwiek liczył się z
tym narodem-kościołem, czy też jego władcami i przedstawicielami. Taka sama
lekcja stosuje się do czasu obecnego – do Babilonu. Został on „wypluty” z
ust Pańskich, a głos Oblubieńca i Oblubienicy nie będzie w nim nigdy
więcej słyszany (Obj. 18:23).
Na próżno usiłują niektórzy bronić swej
dzielnicy Babilonu. Zgadzając się w ogólności z proroczym opisem, twierdzą,
że ich sekta czy też pojedyncze zgromadzenie stanowi wyjątek w stosunku do
ogólnego charakteru Babilonu, a przeto Pan nie mógłby ich wzywać do
formalnego czy publicznego opuszczenia go, według tego jak kiedyś do niego
wstąpili.
Tacy niech zwrócą uwagę na to, iż żyjemy obecnie
w czasie żniwa, oddzielania oraz że nasz Pan określił przyczynę, dla której
należy opuścić Babilon: „Abyście nie byli uczestnikami grzechów jego”.
Zastanówcie się także, z jakiego powodu Babilon otrzymał swą nazwę.
Najwyraźniej dlatego, że stanowi mieszaninę wielu błędnych nauk i kilku
elementów Boskiej Prawdy, co stało się przyczyną wielkiego zamieszania,
także z powodu mieszanego towarzystwa zgromadzonego w nim na skutek
pomieszania Prawdy i błędu. Ponieważ zaś błędy podtrzymywane są kosztem
Prawdy, staje się ona bezużyteczna i częstokroć traktowana gorzej niż nic
nie znacząca. Podtrzymywanie i nauczanie błędu kosztem Prawdy jest grzechem,
któremu podlegają bez wyjątku wszystkie sekty kościoła nominalnego. Gdzie
znajdziemy taką sektę, która pomagałaby w pilnym badaniu Pisma Świętego, aby
dzięki temu można było wzrastać w łasce i w <str. 182> znajomości Prawdy?
Czy znajdziemy sektę, która nie hamowałaby indywidualnego wzrostu tak
poprzez swe nauki, jak i praktyki? Czy istnieje sekta, w której można by być
posłusznym słowom Mistrza i pozwalać świecić swemu światłu? Nie słyszeliśmy
o takowej.
Jeśli dzieci Boże znajdujące się w tych
organizacjach nie zdają sobie sprawy ze swej niewoli, to znaczy, że nie
próbują korzystać z danej im wolności, zasypiając na posterunku, podczas gdy
powinni być czynnymi szafarzami i wiernymi strażnikami (1 Tes. 5:5-6).
Niechaj się więc obudzą i spróbują skorzystać z wolności, którą wedle swego
mniemania posiadają; niech wykażą współwyznawcom, w jakich miejscach ich
przekonania nie zgadzają się z Boskim planem, gdzie odstąpili od niego i
udali się w całkowicie przeciwnym kierunku; niechaj wykażą, że Jezus
Chrystus z łaski Bożej skosztował śmierci za wszystkich oraz w jaki
sposób prawda ta i błogosławieństwa z niej wypływające będą świadczone
wszystkim ludziom „we właściwym czasie” i jak w „czasach ochłody”
błogosławieństwa restytucji spłyną na całą ludzkość. W dalszym ciągu niech
przedstawią zagadnienie wysokiego powołania do Kościoła ewangelicznego,
twarde warunki członkostwa w tym Ciele oraz szczególne dzieło Wieku
Ewangelii polegające na wyborze osobliwego „ludu imieniowi jego”, który we
właściwym czasie będzie wywyższony, aby królował z Chrystusem. Ci, którzy
spróbowaliby użyć swej wolności w celu głoszenia dobrej nowiny w
dzisiejszych synagogach, albo odniosą sukces i nawrócą całe zgromadzenie,
albo ściągną na siebie gromy. Przeciwnicy wyrzucą was ze swych synagog i nie
będą utrzymywać z wami społeczności oraz będą mówić wszystko złe przeciwko
wam, kłamiąc dla imienia Chrystusowego. Tak czyniąc, wielu będzie zapewne
przekonanych, że wyświadczają Bogu przysługę. Jeśli jednak wytrwacie w
takiej postawie, otrzymacie pociechę kosztownych obietnic zapisanych w Izaj.
66:5 i Łuk. 6:22: „Słuchajcie słowa Pańskiego, którzy drżycie na słowo jego.
Bracia wasi nienawidzący was, a wyganiający was dla imienia mego
mówiąc: Niech się okaże sława Pańska [czynimy to dla chwały Pańskiej].
Okażeć się <str. 183> zaiste ku pociesze waszej; ale oni pohańbieni będą”.
„Błogosławieni będziecie, gdy was ludzie nienawidzić będą i gdy was wyłączą,
i będą was sromocić, i imię wasze wyrzucą jako złe, dla Syna człowieczego.
Radujcie się dnia tego i weselcie się; albowiem oto zapłata wasza jest
obfita w niebiesiech; boć tak właśnie prorokom czynili ojcowie ich.” Lecz:
„Biada wam, gdyby dobrze o was mówili wszyscy ludzie; bo tak czynili
fałszywym prorokom ojcowie ich”.
Jeżeli w zgromadzeniu, z którym utrzymujesz
społeczność, są sami święci – jeśli wszyscy stanowią pszenicę, a nie ma
między nimi kąkolu – to spotkałeś wyjątkowych ludzi, którzy z radością
przyjmą prawdy czasu żniwa. Jeżeli jednak tak nie jest, to musisz być
przygotowany na to, że teraźniejsza Prawda oddzieli kąkol od pszenicy, a co
więcej ty musisz wykonać swój obowiązek przedstawienia prawd, które dokonają
takiego podziału.
Jeśli masz być jednym ze zwycięskich świętych,
musisz teraz zostać „żniwiarzem” i zapuścić sierp Prawdy. Jeżeli jesteś
wierny Panu, godny Prawdy i współdziedzictwa z Nim w chwale, będziesz się
radował ze współudziału z Głównym Żniwiarzem w obecnym dziele żniwa, nie
zważając na swą naturalną skłonność do gładkiego prześliźnięcia się przez
ten świat.
Jeśli pomiędzy pszenicą zgromadzenia, którego
jesteś członkiem, znajduje się kąkol, a tak jest zawsze, to wiele będzie
zależało od tego, co stanowi większość. Jeśli przeważa pszenica, to mądrze i
z miłością przedstawiona Prawda wywrze na nią pozytywny wpływ, a kąkol po
pewnym czasie odłączy się. Jeśli jednak przewagę będzie miał kąkol – będzie
go dziewięć dziesiątych albo więcej, jak to zwykle ma miejsce – to skutkiem
nawet najostrożniejszego i najłagodniejszego przedstawienia Prawdy czasu
żniwa będzie rozgoryczenie i gwałtowny sprzeciw; a jeśli trwałbyś w
ogłaszaniu dobrej nowiny i w wykazywaniu z dawna przyjętych błędów,
zostaniesz wkrótce „wypędzony” dla dobra sekciarskiej <str. 184> sprawy albo
wolność twoja zostanie tak ograniczona, że twoje światło nie będzie mogło
więcej przyświecać w tym zgromadzeniu. Nie ulega wątpliwości, co w takiej
sytuacji należy zrobić. Należy wydać pełne miłości świadectwo o miłosierdziu
i mądrości wspaniałego Boskiego planu wieków oraz w sposób publiczny
odłączyć się od nich, przedstawiając z mądrością i w cichości uzasadnienie
takiego postępowania.
Poszczególne sekty Babilonu – „chrześcijaństwa”
– cechują się różnym stopniem niewoli. Niektórzy z tych, którzy gwałtownie
oburzali się na absolutnie skrajne zniewolenie sumień i ograniczanie
możliwości dokonywania ocen przez jednostki w rzymskim systemie, są zupełnie
gotowi zniewolić samych siebie, a już szczególnie drugich, przy pomocy
wyznań wiary i dogmatów przyjmowanych przez kolejne sekty protestanckie. To
prawda, że ich łańcuchy są lżejsze i dłuższe od tych, które stosował Rzym w
ciemnych wiekach. Z tego też powodu jest to dobre, jest to prawdziwa
reformacja – krok we właściwym kierunku, w kierunku całkowitej
wolności, w kierunku takich stosunków w Kościele, jakie panowały za czasów
apostolskich. Dlaczego jednak mamy w ogóle nosić ludzkie kajdany? Po co
wiązać i ograniczać sumienia? Dlaczego nie mielibyśmy stać w zupełnej
wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił? Dlaczegóż by nie wyrzec się
wszystkich wysiłków upadłego człowieka, zmierzających do spętania sumień i
powstrzymania dociekań, nie tylko tych, które czynione były w odległej
przeszłości ciemnych wieków, ale i tych dokonywanych ostatnio przez
rozmaitych reformatorów? Dlaczegóż by nie postanowić, aby na wzór Kościoła
apostolskiego, swobodnie wzrastać w znajomości w tym samym stopniu,
co w łasce i miłości, skoro w „słusznym czasie” Pańskim odsłaniają się
kolejne zarysy Jego wspaniałego planu?
Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że wstępując
do jednej z ziemskich organizacji i przyjmując jej wyznanie wiary
jako swoje, zobowiązują się do wierzenia dokładnie w taki sposób, w jaki
credo określa poszczególne zagadnienia. Jeśli, pomimo tych więzów, pod które
dobrowolnie się poddali, chcieliby samodzielnie myśleć i otrzymywać z innego
źródła światło, które przyświeca jaśniej niż to, co przyjmuje ich sekta,
musieliby albo okazać nieposłuszeństwo sekcie i złamać umowę, że nie przyjmą
wierzeń przeciwnych ich wyznaniu wiary, albo też <str. 185> musieliby
uczciwie odrzucić credo, z którego „wyrośli” i opuścić taką sektę. Podjęcie
takiego kroku nie jest rzeczą łatwą i wymaga pewnego wysiłku, gdyż prowadzi
on do zniszczenia zwykle przyjemnych stosunków towarzyskich, a uczciwy
człowiek poszukujący Prawdy jest narażony na nierozsądne oskarżenia, iż jest
„zdrajcą” swej sekty, „renegatem”, jednostką „nie utwierdzoną”, itp. Od
członka sekty wymaga się, aby całkowicie poddał jej swój umysł i nie starał
się myśleć samodzielnie. Sekta podejmuje się w jego imieniu decydować o tym,
co jest prawdą, a co błędem; on zaś, chcąc być uczciwym, lojalnym, wiernym
członkiem, we wszelkich sprawach dotyczących religii musi akceptować tak
przyszłe, jak i podjęte już w przeszłości decyzje swej sekty, nie
uwzględniając swych indywidualnych poglądów i unikając osobistego
dociekania, aby nie wzrosła jego wiedza, a sekta nie straciła członka. Owo
oddanie sumienia w niewolę sekty i creda, wyrażane jest na ogół, gdy ktoś
mówi, że „należy” do danej sekty.
Kajdany sekciarstwa, bynajmniej nie uważane za
więzy, cieszą się poważaniem i są noszone jako ozdoba, jako odznaka szacunku
i znak charakteru. Wiele dzieci Bożych zostało do tego stopnia zwiedzionych,
że gdyby nie mieli tych łańcuchów – lżejszych czy cięższych, dłuższych albo
krótszych, zależnie od stopnia ograniczenia ich wolności osobistej – czuliby
się zawstydzeni. Wstydzą się oświadczyć, że nie znajdują się w niewoli
żadnej sekty ani creda, lecz „przynależą” wyłącznie do Chrystusa.
Stąd też obserwujemy czasami zjawisko, że
uczciwe, łaknące Prawdy dzieci Boże stopniowo przechodzą z jednej
organizacji wyznaniowej do innej, tak jak dzieci, które przechodzą do
kolejnych klas w szkole. Jeśli ktoś należał do kościoła rzymskiego, a jego
oczy otwarły się, opuściwszy go wpada na ogół w jeden z odłamów systemu
metodystycznego albo prezbiteriańskiego. Jeśli tam jego głód Prawdy nie
zostanie całkowicie przytłumiony, a duchowe zmysły nie zostaną otępione
duchem światowości, prawdopodobnie po kilku latach znajdzie się w jednym z
nurtów systemu baptystycznego. <str. 186> Jeśli jednak nadal będzie wzrastał
w łasce, znajomości oraz umiłowaniu Prawdy i docenianiu wolności, którą nas
Chrystus wolnymi uczynił, znajdzie się w końcu poza wszystkimi ludzkimi
organizacjami, złączony jedynie z Panem i jego świętymi, związany wyłącznie
delikatnymi, a jednocześnie mocnymi więzami miłości i Prawdy, tak jak to
miało miejsce w kościele pierwotnym (1 Kor. 6:15,17; Efezj. 4:15,16).
Powszechne jest obecnie poczucie niewygody i
niepewności, jeśli nie pozostaje się w związkach łańcuchów sekciarstwa.
Rodzi się ono na skutek przyjęcia fałszywego poglądu, pierwotnie głoszonego
przez papiestwo, że przynależność do ziemskich organizacji jest rzeczą
nieodzowną, przyjemną Panu i konieczną dla uzyskania żywota wiecznego.
Ziemskie, ludzkie systemy organizacyjne, tak dalekie od prostoty i braku
ograniczeń w społeczności czasów apostolskich, mimowolnie i prawie
podświadomie traktowane są przez chrześcijan jak różnorodne Niebiańskie
Towarzystwa Ubezpieczeniowe, w jednym z których należy
regularnie opłacać składkę w postaci pieniędzy, czasu i poważania, by
zapewnić sobie niebiański odpoczynek i pośmiertny pokój. Postępując wedle
tej zasady ludzie występując z jednej sekty, wiążą się natychmiast z
następną, kierowani podobnymi obawami, jakie towarzyszą przeterminowaniu się
polisy ubezpieczeniowej, a które powodują natychmiastowe dążenie do
odnowienia jej w jednej z firm cieszących się powszechnym szacunkiem.
Jednakże żadna ziemska organizacja nie jest w
stanie wydać paszportu do niebiańskiej chwały. Najbardziej nawet fanatyczni
sekciarze (pomijając rzymskokatolików) nie usiłują twierdzić, że członkostwo
w ich sekcie daje gwarancję niebiańskiej chwały. Wszyscy są zmuszeni
przyznać, że lista członków prawdziwego Kościoła znajduje się w niebie, a
nie na ziemi. Zwodzą jednak ludzi twierdząc, że do Chrystusa należy
koniecznie przychodzić za ich pośrednictwem – należy koniecznie
uzyskać członkostwo w jednym z sekciarskich ciał, aby móc stać się członkiem
„Ciała Chrystusowego”, prawdziwego Kościoła. W przeciwieństwie do tego, Pan,
nie odrzucając co prawda nikogo, kto przyszedł do Niego sekciarskimi drogami
ani nie odsyłając próżno tych, co Go naprawdę poszukują, <str. 187> poucza
nas, że takie zawady nie są nam potrzebne, a zrobilibyśmy znacznie lepiej
przychodząc do niego bezpośrednio. Woła on: „Pójdźcie do mnie”,
„weźmijcie jarzmo moje na się, a uczcie się ode mnie”, „jarzmo moje
wdzięczne jest, a brzemię moje lekkie jest”, „a znajdziecie odpocznienie
duszom waszym”. Obyśmy byli wcześniej posłuchali Jego głosu. Uniknęlibyśmy
byli ciężkich jarzm nakładanych przez sekty, trzęsawisk rozpaczy, zamków
zwątpienia, targowisk próżności i lwów światowego sposobu myślenia.
Jednakże wielu z tych, którzy z urodzenia byli
członkami sekt, bądź też znaleźli się w nich jako niemowlęta czy małe
dzieci, nie zastanawiając się nad systemami, zachowało w swym sercu wolność,
a w rozwoju swym nieświadomie przekroczyło ograniczenia i więzy narzucane
przez creda, które uznają z racji swego wyznania i popierają przy pomocy
dostępnych im środków i wpływów. Niewielu z nich jednak zauważyło ujemne
strony sekciarskiej niewoli i korzyści płynące z posiadania pełnej wolności,
ani też zupełne, całkowite oddzielenie nie było przykazywane aż do obecnego
czasu, czasu żniwa. Dziś rozbrzmiewają słowa naszego Pana: „Wynijdźcie z
pośrodku jego; oczyśćcie się [uwolnijcie się tak od złych zwyczajów, jak i
od fałszywych nauk] wy, którzy nosicie naczynie [prawdy – nauki] Pańskie” –
Izaj. 52:11.
Do korzenia drzewa nominalnego systemu
chrześcijańskiego – Babilonu, „chrześcijaństwa” – przyłożona jest już
siekiera, podobnie jak w czasie pierwszego przyjścia została ona przyłożona
do korzenia nominalnego systemu żydowskiego; i tak ów wielki system –
ulubione miejsce „ptaków niebieskich”, które go tak bardzo splugawiły (Łuk.
13:18,19), że stał się w rzeczywistości „mieszkaniem wszelkiego ptactwa
nieczystego i przemierzłego” (Obj. 18:2) – zostanie ścięty i nie będzie już
dłużej zwodził świata. Zamiast niego zostanie przyjęte prawdziwe drzewo
oliwne, którego korzeniami są obietnice Boże, a gałęziami jednostki szczerze
i całkowicie poświęcone. Wierni Wieku Ewangelii, których imiona są
„zapisane w niebie”, zostaną uznani za prawdziwych i jedynych
współdziedziców, za Oblubienicę Barankową (Obj. 17:14). <str. 188>
Doświadczanie i przesiewanie klasy Świątnicy
Wyjście z Babilonu jest ważnym i trwającym długo
krokiem w kierunku zupełnego zwycięstwa. Nie jest to jednak bynajmniej krok
ostatni i należy uważnie wystrzegać się tendencji do odpoczywania po
dokonaniu każdego kolejnego kroku na tej drodze.
„Nie sądź, że twoim udziałem zwycięstwo,
Albo, że twoje trudy skończone.
Niejedną próbę przejdzie twe męstwo,
Zanim zdobędziesz niebieską
koronę.
Patrząc na obłok świadków ogromny,
Niech trwa w czujności twa dusza
słaba.
Złóż wszelki grzech twój i ciężar znojny,
Ku niebu zdążaj, gdzie czeka
sława.”
Wyjście z Babilonu poprzedzone bywa zwykle
krokami świadczącymi o posłuszeństwie, które przyczyniają się do
wykształcenia i wzmocnienia charakteru przed kolejnymi konfliktami i
zwycięstwami. Po nim następują rozmaite próby i sposobności odniesienia
zwycięstwa, o czym Paweł (Gal. 5:1) pisał: „Stójcie tedy w tej wolności,
którą was Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo
niewoli”. Każdy kto zdał sobie sprawę z wolności synów Bożych i zupełnego
uwolnienia z niewoli Babilonu, powinien spodziewać się, że wielki przeciwnik
podejmie wysiłki, aby poddać go pod inne jarzmo niewoli albo spowodować
zgorszenie. Pan dozwala na te trudne próby, aby wybierani obecnie ludzie
mogli być objawieni i przygotowani do służby w Królestwie chwały.
Ilustrację takiego doświadczania i przesiewania,
cień tego, czego należy się spodziewać obecnie, stanowią wydarzenia żniwa
żydowskiego. Przedstawicielami Świątyni, czyli Świątnicy, podczas pierwszego
przyjścia byli uczniowie naszego Pana, o których powiedział On: „Wy
jesteście czystymi, ale nie wszyscy” [z was]. Po odrzuceniu nominalnego
Izraela (w 33 r. n.e.) owa reprezentacja klasy Świątyni Bożej, składająca
się z czystych i nieczystych, została <str. 189> dotknięta poważnymi
doświadczeniami w celu rozdzielenia jej. Przesiewany był Piotr i nieomalże
upadł (Łuk. 22:31; Mat. 26:74,75; Jan 21:15-17), ale że był „czysty”, wierny
w głębi serca, dane mu było wyjść z tej próby zwycięsko. Także Judasz był
doświadczany i dowiódł, że był nieczystym, będąc gotowym sprzedać Prawdę za
ziemskie korzyści, zaprzeć się Pana dla pieniędzy, chociaż ucałował Go, by
wyrazić swą miłość.
Podobnie i teraz, w czasie obecnego żniwa, mamy
oczyszczoną Świątnicę, a w bliskim związku z nią także i tych, którzy nie są
czystymi. Tak więc od czasu odrzucenia Babilonu w 1878 roku i od momentu
wezwania do opuszczenia go, wśród tych, którzy wyszli, przeprowadzane jest
dzieło doświadczania i przesiewania. Historia Piotra i Judasza dowodzi bez
wątpienia, że i w obecnym czasie pomiędzy opuszczającymi Babilon,
oczyszczonymi od wielu jego zmaz w zakresie nauk, pojawią się klasy ludzi o
podobnych cechach – jedni pozostaną wierni Panu i Prawdzie, a drudzy, którzy
nie zmierzają ku poznaniu Pana, lecz udają się za złem i fałszywymi naukami,
nierzadko gorszymi od tych, przed którymi uciekli, okazują swą niewierność.
Symboliczny akt oczyszczenia Świątyni
Jerozolimskiej, dokonany przez naszego Pana po objęciu władzy królewskiej i
ogłoszeniu sądu nad nominalnym kościołem żydowskim, był cieniem obecnego
czasu żniwa, zapowiadającym doświadczanie i przesiewanie klasy Świątyni
począwszy od 1878 roku. Po oświadczeniu, że dom ich zostanie spustoszony,
wkroczył On do świątyni – stanowiącej symboliczne wyobrażenie rzeczywistej
Świątyni, czy też Świątnicy – i uczyniwszy sobie bicz z powrózków, użył go w
celu wypędzenia handlarzy pieniędzmi, a stoły sprzedawców gołębi
poprzewracał.
Bicz z powrózków użyty przez Pana wyobraża
rozmaite prawdy, które zostały użyte w Świątyni w obecnym czasie żniwa w
celu naprawienia, doświadczenia i odłączenia nieczystych. Głoszona obecnie
Prawda objawia tak jasno doskonałą wolę Bożą, istotną rolę zupełnego
poświęcenia, ukazuje jak wąską jest droga, którą muszą <str. 190> podążać
naśladowcy Pańscy, że ci, co przystąpili do klasy Świątnicy powodowani
nieczystymi motywami, są ustawicznie chłostani przez Prawdę, aż w końcu
zostaną zmuszeni do jej opuszczenia.
Jest kilka przypowieści naszego Pana, które
wskazują na to, że klasa „Świątnicy” zostanie w ogólnym znaczeniu odłączona
od „wojska”, czyli szerokich rzesz wyznawców chrześcijaństwa. Dwie z nich
jednak rozwijają to zagadnienie ukazując następujące potem dzieło
doświadczania i przesiewania klasy Świątnicy – oddzielanie zwycięzców,
którzy odziedziczą Królestwo (Obj. 3:21) od tych spośród szczerze
poświęconych, którzy poddają się duchowi tego świata, zaniedbując się w
ofiarowaniu obecnych przywilejów i ludzkich zaszczytów na rzecz większych
zaszczytów od Boga.
Przypowieść o dziesięciu pannach ukazuje
wszystkie panny – poświęconych – w stanie odłączenia od Babilonu. Zaznacza
jednak, że i pomiędzy nimi nastąpi rozdział – odłączone zostaną panny
mądre, pełne wiary, żarliwej miłości i ducha natychmiastowego
posłuszeństwa, od głupich, które dopuściły do ostygnięcia swej
pierwszej miłości oraz żarliwości ducha, na skutek czego osłabła ich wiara i
gotowość do posłuszeństwa. Mądrzy, pozostając wierni uczynionemu przymierzu
zupełnego poświęcenia Bogu oraz gorliwie czuwając w oczekiwaniu na obiecany
powrót Pana, są przygotowani do przyjęcia radosnego poselstwa czasu żniwa,
do rozpoznania przepowiedzianych znaków wskazujących na obecność Mistrza i
do wytrzymania każdej próby, przez którą On uznałby za stosowne ich
przeprowadzić; są gotowi dowieść swej lojalności i wierności. Tacy, nie
śpiąc, lecz czuwając, za sprawą proroctw obwieszczających obecność Mistrza,
usłyszą Jego pukanie. Doczesne niewygody i utrapienia, znoszone w cichości
dla dobra Prawdy, są przez nich przyjmowane jako zwiastun zbliżania się
wiecznego pokoju, radości, chwały i błogosławieństwa.
Rozlegający się głos pukania proroctw
obwieszczających <str. 191> obecność Pańską w jesieni 1874 roku, był prawie
natychmiast usłyszany i zaraz został wydany okrzyk: „Oto Oblubieniec!
wynijdźcie przeciwko niemu”. Okrzyk ten nadal rozbrzmiewa i będzie trwał
dotąd, dokąd nie usłyszą go wszystkie poświęcone panny, dokąd nie
dokona on próby ich wiary i lojalności. Wszyscy mądrzy, mając lampy (Słowo
Boże) ochędożone i płonące, posiadając olej (duch święty) w swych naczyniach
(w sercach), rozpoznają obecność Pańską, podporządkują swe sprawy i
postępowanie posiadanej przez nich wierze i wynijdą „przeciwko” Niemu, aby
spotkać się z umiłowanym Oblubieńcem i zasiąść z nim do uczty weselnej.
Żydowskie obrzędy weselne stanowią piękną
ilustrację zaręczyn i poślubienia Kościoła przez Chrystusa, jego Pana.
Zaręczyny, czyli zaślubiny, były prawną umową poświadczoną przymierzem
wierności z obu stron. Kobieta pozostawała w domu ojca aż do zabrania jej do
domu oblubieńca, co miało miejsce zwykle rok po zaręczynach, czyli
zaślubinach. Realizacja umowy polegała na przyjęciu małżonki w domu
przygotowanym przez jej męża. Dla uczczenia tego momentu urządzano trwającą
kilka dni wielką ucztę, zwaną Świętem Godów. O oznaczonej godzinie
oblubieniec stawiał się po oczekującą na niego z niecierpliwością
oblubienicę i w towarzystwie orszaku panien, wyposażonych w lampy i inne
konieczne przybory, odprowadzał ją do ich przyszłego domu, w którym odbywała
się przygotowana przez niego uczta.
W przypowieści nie wspomniana jest oblubienica,
a oblubieniec przychodzi po wszystkie „mądre panny”, które towarzyszą mu i
wchodzą na przygotowaną ucztę radości. Ilustracja taka jest słuszna, a nawet
konieczna, ponieważ Oblubienica Chrystusowa składa się z wielu członków,
którzy znajdują piękne wyobrażenie w mądrych pannach. Głupie panny, które
później otrzymały światło <str. 192> i doświadczenie, nie dostępując jednak
takiego wywyższenia jak „mądre” – klasa wiernej Oblubienicy, bez wątpienia
zaliczą się do wspomnianych (w Psalmie 45:15,16), idących „za nią
panien towarzyszek”, które we właściwym czasie zostaną wyróżnione przez
Króla, choć w mniejszym stopniu niż Oblubienica.
Postawa mądrych panien, przygotowanych i z
niecierpliwością oczekujących na przyjście Oblubieńca, dokładnie odpowiada
jedynej właściwej postawie, jaką winni zająć członkowie Kościoła,
prawdziwie poświęconego i zaślubionego Panu. Gdyby oblubienica zaniedbała
się i nie była przygotowana na ten najważniejszy moment w jej życiu,
dowiodłaby tym samym, że nie jest godna zaszczytu. Podobnie rzecz się ma z
Kościołem: „Ktokolwiek ma tę nadzieję w Nim, oczyszcza się”, stara się
posiąść takie nastawienie serca oraz postawę życia, które zadowalałyby
Oblubieńca, tęskni i oczekuje na błogosławione połączenie i ucztę obiecaną
przez tego, który powiedział: „Idę, abym wam zgotował miejsce, a (…) przyjdę
zasię i wezmę was do siebie”.
Ze wspomnianej przypowieści jasno wynikają dwie
rzeczy: po pierwsze to, że ów szczególny rys Prawdy (rozpoznanie obecności
Oblubieńca) nie był przeznaczony dla świata w ogólności, ani nawet dla
całego kościoła nominalnego, lecz jedynie dla panien, czyli dla
poświęconych, po drugie, zdaje się być oczywistym, że poselstwo ogłaszające
obecność Oblubieńca dokona podziału, który doświadczy i wypróbuje każdą
pannę z osobna oraz jasno objawi mądrych, wiernych i godnych w odróżnieniu
od niewiernych – niemądrych panien.
Jakież bogactwo łaski zawiera się we wspaniałym
poselstwie: „Oto Oblubieniec!” A jednak jest to wielka tajemnica, wiadoma
jedynie świętym, gdyż świat nie jest w stanie jej przyjąć. Poselstwo to jest
w jego opinii głupie i będzie tak przyjmowane, aż usłyszą go wszystkie
panny, aż mądre panny wejdą na ucztę, aż „drzwi zostaną zamknięte”, a
„gorejący ogień” czasu wielkiego ucisku, który wówczas zapłonie, sprawi, że
każde oko ujrzy (uzna), iż rozpoczęła się obecność Pańska i Jego królowanie.
Z jakąż królewską gracją zwraca się w swym
posłannictwie Jahwe do <str. 193> pokornych sług i służebnic: „Słuchajże
córko, a obacz, a nakłoń ucha twego, a zapomnij narodu twego i domu
[ziemskich związków, nadziei, pragnień i ambicji] ojca twojego [Adama]. A
zakocha się Król [Pan Jezus] w piękności twojej, albowiem on jest Panem
twoim; przetoż kłaniaj się przed nim” – Psalm 45:11,12. Któż są ci, co
otrzymają tak wielką łaskę? Czyż nie „powołani, przyjęci i wierni”?
„Wszystka zacność córki królewskiej [córki Jahwe, gdyż Oblubienica
Chrystusowa uważana jest za własność Jahwe] jest wewnątrz.” Jej
pięknem jest świętość. Zewnętrznie, dla świata, nie jest piękna, została
wzgardzona i odrzucona przez ludzi, podobnie jak jej Pan w swym upokorzeniu.
Nie zawsze jednak tak będzie; skoro naśladowała go w upokorzeniu, będzie
także miała udział w Jego chwale; jako Nowe Stworzenie w stosownym czasie
przywdzieje Jego boską naturę – „a szaty jej [po uwielbieniu] bramowane są
złotem”, które jest symbolem boskiej natury. „W odzieniu haftowanym
przywiodą ją do króla” – w prostej białej szacie dostarczonej jej przez
Pana, w szacie Jego sprawiedliwości, szacie, która zostanie przez nią
starannie i pięknie obramowana chrześcijańskimi przymiotami. Jej hojnemu
wejściu do królewskiego pałacu (2 Piotra 1:5-8,11) towarzyszyć będzie wielka
radość na niebie i na ziemi. Wielu powie: „Weselmy się i radujmy się, a
dajmy mu chwałę; bo przyszło wesele barankowe, a małżonka jego nagotowała
się” – Obj. 19:7. „Córka Tyru [mocarze ziemscy] przyjdzie z darami, tobie
złożą hołd najbogatsi z ludu (…) Upamiętnię imię twoje przez wszystkie
pokolenia, dlatego ludy wysławiać cię będą po wieki wieczne” – Psalm
45:13-18 nb.
Prawdziwie „mądrymi” spośród poświęconych okażą
się ci, którzy, poniechawszy uroków świata, ziemskich nadziei i nagród, z
tęsknotą w sercu oczekując <str. 194> na Miłego, będą przygotowani i godni
wielkiego wywyższenia obiecanego dla Oblubienicy, Małżonki Barankowej.
„Oblubienico Baranka, niech wdzięki twoje, Naszym udziałem się staną.”
Jeśli wzięcie lamp i podążanie za Oblubieńcem
oznacza pozostawienie wszystkiego, aby naśladować Chrystusa w czasie Jego
obecności, która stała się faktem, to jest to równoznaczne z opuszczeniem
Babilonu, w którym przeważnie znajdowały się panny, skoro Prawda objawiona w
świetle żniwa wyraźnie sugeruje oddzielenie pszenicy od kąkolu. Staranne
ochędożenie lamp umożliwia mądrym pannom, które posiadają ducha świętego,
ducha poświęcenia i posłuszeństwa, zauważenie tego faktu. Posiadając „olej”
będą one miały także światło, a doceniając ten przywilej, prędko i z
radością będą „naśladować Baranka, gdziekolwiek idzie”.
W przeciwieństwie zaś do tego, głupim pannom,
nie posiadającym dostatecznej ilości oleju, brakuje jasnego światła
umożliwiającego zrozumienie obecności Oblubieńca. Na skutek zbytniego
obciążenia troskami i zamierzeniami doczesnego żywota, nie udaje im się
dostatecznie zgłębić tego tematu, a w konsekwencji wahają się, nie będąc
zdecydowanymi na opuszczenie Babilonu i wykazując pewną miarę obojętności i
niedowierzania w całej tej sprawie. Nawet wtedy, gdy zachęcani przez innych,
niechętnie zabierają się od wyjścia, mają nieustanną tendencję do patrzenia
za siebie, jak żona Lota. Dla takich Pan zostawił ostrzeżenie: „Pamiętajcie
na żonę Lotową” – Łuk. 17:32. Powiedział także: „Żaden, który by przyłożył
rękę swoją do pługa, a oglądałby się nazad, nie jest sposobny do
królestwa Bożego”.
W przypowieści nie ma niczego takiego, co
wskazywałoby, iż ci, którzy wyobrażani są przez głupie panny, zdadzą sobie
sprawę ze swej głupoty wcześniej, nim przeminie sposobność wejścia na ucztę.
Dopiero wtedy uświadomią sobie, jak nierozsądne było ich oczekiwanie na to,
że zostaną uznani przez Pana za członków Jego Oblubienicy i za
współdziedziców, podczas gdy, co najwyżej, byli letnimi i oddalonymi
naśladowcami. Wielu z tych, którzy obecnie cieszą się „najwyższym szacunkiem
między ludźmi”, a ze względu na swe „wspaniałe dokonania” są uznawani za
wybitnych, znajdzie się między rozczarowanymi. <str. 195>
I zamknione są drzwi.
Głoszenie obecności Oblubieńca, wychodzenie Mu
naprzeciw i wchodzenie z Nim na wesele w dalszym ciągu się odbywa i
będzie trwało tak długo, aż wszystkie mądre panny zostaną w dostatecznym
stopniu „popieczętowane na czołach ich” znajomością Prawdy czasu żniwa, aby
mogły odłączyć się od Babilonu i wejść z Oblubieńcem na przygotowaną ucztę.
Gdy już wszystkie panny zostaną doświadczone za pomocą teraźniejszej Prawdy,
drzwi sposobności zostaną zamknięte i nikt już nie będzie mógł wejść na
ucztę, ponieważ Mistrz powiedział: Jam jest, „który otwiera, a nikt nie
zawiera, i zawiera, a nikt nie otwiera” – Obj. 3:7. Gdy zaś po zamknięciu
drzwi głupie panny przyjdą i zapukają prosząc o wpuszczenie, mówiąc: „Panie,
Panie, otwórz nam”, wtedy On odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: nie znam
was”. Jeśli ktoś teraz wstydzi się Mistrza i Jego słów, pozostając na nie
obojętnym, to i On się go będzie wstydził w czasie mającego niebawem
nastąpić Jego objawienia się w chwale i potędze ze wszystkimi świętymi i
wiernymi posłańcami – mądrymi pannymi uwielbionymi i wywyższonymi wraz z
Nim.
Zauważmy, że zamknięcie drzwi nie ma nic
wspólnego ze światem. Są to drzwi umożliwiające wejście na ucztę weselną.
Zawsze były one otwarte wyłącznie dla poświęconych, dla panien. Nikt inny
nie był zaproszony do wejścia przez nie. Zamkną się one, gdy prawdy czasu
żniwa dokonają przesiania i oddzielenia wszystkich gorących – gorliwie
strzegących przymierza – od zimnych, letnich i zbytnio zajętych, którzy się
zaniedbują w dochowywaniu przymierza. Dzięki Bogu, te drzwi, które tutaj się
zamykają, nie są drzwiami miłosierdzia czy wszelakich łask. Są to jednak
drzwi możliwości uczestniczenia w największej łasce –
współdziedzictwa z Chrystusem jako Jego Oblubienica. Choć głupie panny staną
przed zamkniętymi drzwiami, które pomimo ich pukania nigdy już się nie
otworzą, choć pozostaną na zewnątrz wystawione na wielkie uciśnienie „złego
dnia”, gdzie będzie płacz, narzekanie i zgrzytanie <str. 196> zębów, to
jednak nie oznacza to, że Bóg oddalił je od swej miłości i miłosierdzia,
albo że nie udziela im łaski czy nawet szczególnej opieki. Wielki ucisk,
przez który przejdą, dokona zamierzonego oczyszczenia i uzdrowienia
pokutujących już wówczas panien, dzięki czemu zostaną one przystosowane jako
chwalebne naczynia w służbie Mistrza do zaszczytnego użytku, choć nie
najbardziej zaszczytnego, do którego zostały pierwotnie powołane, a którego
nie okazały się godne. Ze względu na to, iż kierują się w pewnym stopniu
duchem Babilonu i, choć w niewielkiej mierze, lecz jednak wspierają go swym
wpływem, zostaną uznane przez Boga za uczestniczki grzechów tego systemu, a
przeto niegodne ujścia plag, którymi miał on zostać dotknięty. Plagi te
muszą więc nastąpić nie tylko w celu zniszczenia Babilonu, lecz także dla
oczyszczenia i odłączenia nie dojrzałej dotąd pszenicy w nim pozostającej –
głupich panien, które w pewnej mierze zostały pokonane i upojone winem
Babilonu.
Piękną ilustracją wejścia na wesele wraz z Panem
jest szczęśliwy weselny orszak, który przy akompaniamencie muzyki, z
zapalonymi lampami i ze wszelkimi objawami radości towarzyszył żydowskiej
oblubienicy w drodze do domu jej męża. W ten sposób wchodziła ona do radości
pana swego na przygotowaną przez niego ucztę. W radości takiej uczestniczą
obecnie mądre panny. Radość zaczyna się już wtedy, gdy dowiadują się o
obecności Oblubieńca. Szczęśliwe opuszczają wszystko, aby być z Nim i wziąć
udział w uczcie. Wiarą już uczestniczą w nadchodzącej uczcie, gdyż obecny
Oblubieniec zapoznaje je z nadzwyczaj wielkimi i kosztownymi rzeczami, jakie
oczekują na Jego wybraną Oblubienicę. Objawia jej wielkie dzieło
błogosławienia i naprawienia świata, w którym będzie miała przywilej wziąć
udział. Doprawdy, wchodząc do sali, w której odbędzie się przyjęcie i widząc
dowody, że nadchodzi czas uczty łask Królestwa, czujemy się jakbyśmy już
weszli do radości Pana naszego. Czujemy już przedsmak zbliżających się
błogosławieństw. Duchowo już ucztujemy, korzystając z bogactwa darów Jego
łaski. <str. 197> Przez wiarę zasiedliśmy do stołu, a Mistrz zgodnie ze swą
obietnicą (Łuk. 12:37) przyszedł, aby nam usługiwać.
Owo ucztowanie przez wiarę przy stole
kosztownych prawd, odkrytych w czasie obecnego żniwa, rozpoczęło się w 1875
roku, po zakończeniu się 1335 dni (Dan. 12:12) na początku żniwa i stanowi
błogosławieństwo przepowiedziane przez proroka, który powiedział: „Ach,
błogosławiony, kto doczeka, a dojdzie do tysiąca trzech set trzydziestu i
pięciu dni”.
Próba szaty weselnej
Inna przypowieść naszego Pana (Mat. 22:1-14)
ukazuje jeszcze dalej idące dzieło doświadczania klasy Świątnicy –
próbowanie i oddzielanie nawet wśród tych, którzy usłyszeli i przyjęli
poselstwo czasu żniwa. „Mądre panny” z poprzedniej przypowieści, które
weszły z Oblubieńcem na wesele i „goście” z przypowieści rozważanej obecnie,
to ta sama klasa poświęconych, którzy jak dotąd okazali się wierni i
posłuszni. Ludzie ci zobrazowani są w rozmaitych symbolach, a każda z tych
ilustracji ma swoje szczególne znaczenie. Przedstawieni są oni jako panny,
jako słudzy oczekujący na powrót Pana z wesela, jako goście na uczcie
weselnej i jako Oblubienica. Stanowią oni Ciało Chrystusa, przyszłą
Oblubienicę Chrystusową, są żołnierzami pod wodzą Chrystusa, gałązkami w
Chrystusie jako winorośli, gałęziami drzewa oliwnego w Chrystusie, żywymi
kamieniami świątyni, której Chrystus jest węgielnym kamieniem, uczniami
Chrystusa – Nauczyciela, owcami, dla których On jest pasterzem itp. Przy
rozważaniu tych symboli musimy pamiętać, że każdy z nich stanowi oddzielną
ilustrację, niezależną od innych i że należy poszukiwać w każdym z nich jemu
właściwego znaczenia. Zrozumienie tych ilustracji byłoby całkowicie
niemożliwe, gdybyśmy usiłowali je łączyć ze sobą i zastanawiać się, w jaki
sposób kamienie mogą być gałązkami winorośli, owce żołnierzami albo goście
weselni sługami <str. 198> czy oblubienicą. W rzeczywistości nie
jesteśmy powołani, aby być gośćmi na Barankowej uczcie weselnej ani też
sługami oczekującymi na powrót Pana z wesela, lecz aby stanowić Oblubienicę.
Jednakże pod pewnymi względami musimy być podobni do sług i do gości
– musimy posiadać uwagę i czujność wiernych sług oraz z innego punktu
widzenia być jak owi goście.
Przypowieść ta ma na celu ukazanie aspektów,
które nie są możliwe do zilustrowania przy pomocy porównania do oblubienicy,
przedstawiającej Kościół jako jedną postać zbiorową, jako współdziedzica
Chrystusowego. Tutaj zobrazowana jest niezbędna cecha gotowości oraz ukazany
jest przegląd, któremu każdy będzie podlegał indywidualnie i który spowoduje
odrzucenie jednych i przyjęcie drugich. Podlegający temu przeglądowi
znajdują się już w komnacie gościnnej. Stanowią oni pszenicę zżętą i zebraną
spośród kąkolu oraz są mądrymi pannami oddzielonymi od głupich. Usłyszeli
oni i przyjęli prawdy czasu żniwa i przez wiarę już się radują, oczekując na
chwałę i błogosławieństwo, które będą wynikiem ich zupełnego połączenia się
z Chrystusem. Jak dotąd każdy z nich biegł dobrze, lecz przed dotarciem do
celu, każdy „kto mniema, że stoi, niechże patrzy, aby nie upadł”.
Znakiem świadczącym o stanie godnym pochwały i o
gotowości do wesela jest w tej przypowieści posiadanie szaty weselnej.
Na weselach żydowskich było w zwyczaju, że gospodarz zapewniał dla
wszystkich gości właściwe przy tej uroczystości ubrania – białe, lniane
szaty. Zaniechanie szaty weselnej podarowanej przez gospodarza z tej okazji
i wystąpienie w swym własnym ubraniu uznawane było za bezwstydną
niestosowność zachowania i oznaczało, że gość okazuje pychę i brak szacunku
dla gospodarza.
Symbolicznym znaczeniem szaty weselnej jest
oczywiście sprawiedliwość Chrystusowa, zapewniana przez naszego Gospodarza,
Jahwe (Rzym. 8:30-34). Została ona przypisana każdemu wierzącemu i mającemu
ufność w Nim. Bez niej nikt nie będzie przyjęty na weselu <str. 199>
Barankowym, bez niej żaden gość nie zostanie wpuszczony. Niezbędne jest tak
zaproszenie, jak i szata. Przypowieść pokazuje, że tylko tak ubrani zostaną
wpuszczeni do specjalnego, przygotowawczego przedsionka – do światła
teraźniejszej Prawdy – gdzie Oblubienica czyni ostateczne przygotowania
(Obj. 19:7). Po otrzymaniu i przyjęciu zaproszenia oraz szaty, goście
spędzają tu pewien krótki czas tuż przed ucztą weselną (w czasie żniwa)
dopasowując szaty oraz pomagając sobie wzajemnie w ostatnich
przygotowaniach. Działalność ta jest już teraz ucztowaniem, którego przyszli
uczestnicy wiarą oceniają tę radosną perspektywę. Oblubieniec, wielkie
przyszłe dzieło, chwalebne dziedzictwo i obecna praca związana z
przygotowaniami – to nieustanne tematy ich myśli i rozmów.
W przedsionku, (którym jest obecny dogodny czas
i warunki), wspaniale oświetlonym jasnym światłem Boskiej Prawdy na czasie,
zapewnione są wszelkie udogodnienia i natchnienie ułatwiające ostateczne
przyozdobienie się i zupełne przygotowanie do uczty weselnej. Przypowieść
wskazuje jednak, że nawet w tych szczególnie dogodnych okolicznościach
znajdą się ludzie – wyobrażani tutaj przez „jednego człowieka” – którzy
znieważą gospodarza, Króla; pogardziwszy szatą weselną, zdejmą ją.
Wyraźna nauka tej przypowieści wskazuje zatem na
to, że ostateczną powszechną próbą „mądrych panien”, które dotąd wykazywały
gotowość i godność, na skutek czego korzystały ze znacznej części światła
czasu żniwa, będzie zdolność do właściwej oceny zagadnienia, które tak
często podkreślane jest przez Pismo Święte, a mianowicie, że przyjęcie ich
do grona uczestników uczty nie jest ich wyłączną zasługą, lecz zawdzięczają
to przede wszystkim zakryciu ich nagości i niedoskonałości zasługą Tego,
który dał za nie swe życie na okup, a Jego sprawiedliwość przypisana im jak
szata, czyni je przyjemnymi i godnymi królewskiego przyjęcia. Wszyscy muszą
ubrać szatę, którą można potem wyhaftować swymi dobrymi uczynkami. <str.
200>
Ostatnia wielka i powszechna próba będzie rzeczą
niezwykle znamienną i istotną. Widoczne jest, że nasz Niebiański Ojciec
postanowił, że w gronie Oblubienicy znajdą się wyłącznie ci, którzy jasno
uświadamiają sobie swą nicość i przyjmują wspaniałego Oblubieńca za swego
Zbawiciela, Pana i Nauczyciela.
Zdziwienie może wywoływać też fakt, że dobrze,
jak dotąd, sprawujący się biegacze mogą upaść, będąc tak bliskimi spełnienia
swych nadziei. Lecz to ostrzeżenie skłania wszystkich poświęconych do
czuwania i modlitwy, aby nie wpadli w pokuszenie, gdyż w
ostatecznych dniach nastaną przepowiedziane przez apostoła trudne czasy
(1 Tym. 4:1; 2 Tym. 3:1, 4:3-5). Jednakże czasy te nie są aż tak trudne, aby
łaska Boża nie mogła podtrzymać tych, którzy ufnie wspierają się na ramieniu
Wszechmogącego. Istotnie, nigdy przedtem ci, co pokornie trzymali się
wąskiej ścieżki ofiarowania, nie byli w takim stopniu podtrzymywani ani w
pełni wyposażeni w zupełną zbroję Bożą jak teraz. Trudno pojąć, dlaczego
jednak owa obfitość łask Bożych, wyrazistość objawienia miłosiernego planu
Pańskiego (wedle którego w Tysiącleciu Kościół będzie użyty do udzielania
błogosławieństw wszystkim rodzajom ziemi) zamiast prowadzić do pokory i
głębszego uznania wartości wspaniałej ceny okupowej, sprawiającej wyzwolenie
świata spod przekleństwa oraz zapewniającej nam powołanie do boskiej natury
i współdziedzictwa z Chrystusem, wywołuje u niektórych ludzi skutek wprost
przeciwny. Zamiast uznawać się co najwyżej za „nieużytecznych sług”, zdają
się przeceniać swe mało znaczące samozaparcie dla Prawdy i traktować je na
równi z tym, co uczynił Pan Jezus, zapominając, że sami sobą nie
przedstawiają żadnej wartości i nie dostrzegając nieskazitelnej doskonałości
naszego Pana. Wydaje im się, że są tak samo jak Pan Jezus niezbędni
do wykonania wspaniałego planu wieków objawionego w Piśmie Świętym. Stoją
oni pod zarzutem „nie trzymania się Głowy” i niedostatecznego poszanowania
Jego wielkiego dzieła wybawienia <str. 201> (Kol. 2:19). Znajdują się pod
przekleństwem, jakie dotknie każdego, który by „krew przymierza, przez którą
był poświęcony [i przyjęty], za pospolitą miał” (Hebr. 10:29).
Odrzucając „drogę” – drogę jedyną – oraz jedyne imię pod niebem dane
ludziom, przez które można uzyskać wybawienie od przekleństwa Adamowego i
całkowite pojednanie z Bogiem, sprzeciwiają się samemu duchowi łaski Bożej.
W przypowieści ludzie ci zobrazowani są w
człowieku, który został „związany”. Ich przygotowania do uczty zostały
przerwane, a także uniemożliwione zostało dalsze rozpoznawanie związanych z
nią błogosławieństw i radości. Ostatecznie zostaną oni zupełnie pozbawieni
światła przez wrzucenie w światowe „ciemności zewnętrzne”, gdzie będą mieli
udział w udręczeniach i utrapieniach czasu wielkiego ucisku. Odkrywane
obecnie prawdy, które mają na celu nasze dobro i rozwój, stały się dla nich
przyczyną potknięcia, gdyż nie zostali należycie wyćwiczeni w Prawdzie. Tak
jak Izrael, który po długim okresie otrzymywania szczególnej łaski Bożej
napełnił się pychą i począł myśleć o sobie, iż na łaskę sobie zasłużył
i że jest niezbędny w Boskim planie, został odrzucony przez Boga od
wszelkich łask, tak też będzie obecnie z tymi, którzy dotychczas biegli
dobrze, lecz nie zachowawszy pokory, uznali samych siebie za godnych
pokazania się przed Bogiem w szacie własnej sprawiedliwości; wydaje
im się, iż mają prawo uczestniczenia w uczcie bez przywdziania weselnej
szaty przypisanej sprawiedliwości Chrystusowej.
Ów proroczy szczegół rozważanej przypowieści,
choć napawa nas smutkiem, wypełnia się na naszych oczach, dodając jeszcze
jedno ogniwo do długiego łańcucha dowodów potwierdzających aktualność
„żniwa”. Niektórzy z cieszących się obecnie duchowymi łaskami pogardzili
szatą weselną i odrzucili ją. Aczkolwiek nadal twierdzą, iż Chrystus jest
ich Panem, to jednak zaprzeczają ważności ugody, na mocy której stał się On
ich Panem, a <str. 202> oni sami zostali uznani za godnych zaproszenia na
wesele (Rzym. 14:9, 5:2). Śmiało twierdzą, że nie potrzebują Zbawiciela i
przy pomocy wyrafinowanej sofistyki i błędnego tłumaczenia Pisma Świętego
przekonują samych siebie i innych, że dostali się do owczarni odmienną
drogą, nie wymagającą odkupienia – drogą swej własnej sprawiedliwości, która
według określenia apostoła jest „szatą splugawioną”. Twierdzą oni, że nie
potrzebują Obrońcy ani okupu, gdyż zostali nieodwołalnie wybrani przez Boga,
aby odziedziczyć niebiańską chwałę.
Owo zdejmowanie szaty weselnej przez odrzucanie
wartości ofiary okupowej Chrystusa, po raz pierwszy pojawiło się wśród
chodzących w świetle teraźniejszej Prawdy w lecie 1878 roku. Od tamtego
czasu każdy, kto wchodzi do bogato oświetlonej sali przyjęć, każdy, kto
przyjmuje światło żniwa, przechodzi taki sprawdzian. Pomimo obecności
Oblubieńca, błąd zapuszcza korzenie i sprawia, że niektórzy odrzucają
niezbędną szatę weselną. Jakiż to wywołało niepokój pomiędzy gośćmi, jakie
podziały, jakie przesiewanie! Ci, którzy odrzucają szatę, wydają się
niecierpliwie zachęcać innych do uczynienia tego samego; czyniąc to,
napotykają na sprzeciw ze strony wiernych i tak w samej sali, gdzie
przebywają goście, dokonuje się podział, który będzie przebiegał aż do
ostatniego momentu przed rozpoczęciem się wesela.
Tymczasem obecny, choć niewidzialny,
Oblubieniec-Król wyznacza wierne, godne jednostki, które zakosztują
przygotowanej przez Niego wieczerzy. Dozwala On na przeprowadzenie
ostatecznej próby, którą sam przepowiedział w przypowieści. Do tych, co
pozbyli się szaty, zwraca się z pytaniem: „Przyjacielu! [towarzyszu] jakoś
tu wszedł nie mając szaty weselnej?” – delikatnie, lecz dobitnie
przypominając, że ubranie szaty było właśnie warunkiem dopuszczenia do
uczestnictwa w łaskach oraz że szata taka została każdemu darmo zapewniona.
Niech więc ci wszyscy, którzy obecnie zapierają się wartości śmierci
Chrystusa jako swej ceny okupowej, spróbują oświadczyć, iż w czasie, gdy
wchodzili na ucztę, aby skorzystać z teraźniejszego światła – świadomości
<str. 203> obecności Pańskiej oraz innych tak wyraźnie obecnie dostrzeganych
głębokich prawd Bożych, nie posiadali szaty. Nikt nie wszedł tutaj bez
szaty, gdyż w takim razie nie mógłby widzieć głębokich rzeczy Bożych (1 Kor.
2:7-14). Tak w przypowieści, jak i w otaczającej nas rzeczywistości jedyną
odpowiedzią na takie pytanie zadane tym, co odrzucili szatę jest
„milczenie”. Nie potrafią zaprzeczyć, że wpuszczono ich tutaj, gdy jeszcze
mieli szatę na sobie, nie chcą jednak tego potwierdzić.
„Wtedy król rzekł sługom: Zwiążcie mu nogi i
ręce i wrzućcie go do ciemności zewnętrznej” (nb).
„Ciemność zewnętrzna” jest to ciemność, która okrywa mądrych według tego
świata, ciemność ludzkich uzasadnień nie kierowanych Słowem Bożym i
niezgodnych z jego objawionym planem okupu i restytucji. Związanie, czy też
ograniczenie, stanowi przykład dla grona poświęconych i dobitnie pomaga
wszystkim prawdziwie wiernym zauważyć, że wedle oceny Króla szata
przedstawia ogromną wartość, a jej posiadanie jest niezbędne. Sługami,
którym polecono wykonać czynność związania, są tacy, dla których Prawda jest
celem i którzy mogą związać wpływy takowych przy pomocy świadectw
Pisma Świętego mówiących o wielkiej i niezbywalnej wartości kosztownej krwi
i zakupionej dla nas szaty sprawiedliwości. Walcząc z tymi argumentami Pisma
Świętego, jednostki nie odziane w szatę są zmuszone – swą własną
argumentacją i próbami usprawiedliwiania samych siebie – do opuszczenia
światłości i udania się w „ciemność zewnętrzną”. Dla nich, tak jak i dla
świata, krzyż stał się kamieniem obrażenia i głupstwem, lecz dla wiernych i
poświęconych jest on niezmiennie „mocą Bożą i mądrością Bożą”.
Należy jednak zauważyć, że ci, którzy według
przypowieści zostaną „związani” i „wrzuceni w zewnętrzną ciemność”, musieli
najpierw znajdować się w świetle Prawdy czasu żniwa, a w związku z tym ich
odpowiedzialność i kara są większe niż odpowiedzialność i kara tych, co
nigdy nie cieszyli się taką łaską. Tysiące członków nominalnego kościoła
pójdzie zapewne <str. 204> za naukami swych wybitnych przywódców,
pogardzając wiarą w skuteczność kosztownej krwi Chrystusa jako ceny okupowej
za grzeszników. Ludzie ci jednak czyniąc ten krok nie będą w pełni za niego
odpowiedzialni, ponieważ w tej sprawie nigdy nie zostali dostatecznie
uświadomieni.
Tysiące wyznawców chrześcijaństwa nigdy nie
wierzyło, że Chrystus jest ich okupem albo zastępcą i nigdy nie miało na
sobie szaty przypisanej sprawiedliwości. Oni oczywiście nie są wspomniani w
przypowieści. Odnosi się ona jedynie do bardzo ograniczonej grupy tych,
którzy dobrze pojmowali i oceniali okup i dzięki temu przez łaskę, jaka z
niego wynika skorzystali ze szczególnego światła czasu żniwa – czasu
obecności Króla tuż przed rozpoczęciem uczty. Jak bardzo winni się strzec
przeto ci, co raz zostali oświeceni i którzy skosztowali dobrego słowa
Bożego i mocy przyszłego wieku, aby obronić się przed najniewinniejszymi
nawet sugestiami skłaniającymi ich do podjęcia tego kroku nielojalności,
nieprawości i nieszczęścia (Hebr. 10:26-31, 6:4-8).
Rozważając te przypowieści, nie wolno nam
popełnić błędu polegającego na mniemaniu, iż wszystkie mądre panny znalazły
się już na weselu – w sali gościnnej przeznaczonej do szczególnych,
ostatecznych przygotowań i że przed rozpoczęciem przeglądu, o którym
wspomina przypowieść, drzwi zostały zamknięte. Drzwi sposobności ciągle
pozostają otwarte dla wszystkich poświęconych, okrytych wiarą w weselną
szatę sprawiedliwości Chrystusowej. Poselstwo: „Oto Oblubieniec!” ciągle
jeszcze rozbrzmiewa, a mądre panny nieustannie wychodzą Mu naprzeciw i
wchodzą z Nim na wesele. Głupie zaś nie powróciły jeszcze z olejem w swych
naczyniach. Jednak od momentu „wejścia króla” (od 1878 roku, który stanowi
równoległość w stosunku do symbolicznego objęcia przez naszego Pana urzędu
Króla żydowskiego – Mat. 21:1-13) trwa przegląd gości i sprawdzian, czy
doceniają oni wartość szaty weselnej. W czasie, gdy kolejne mądre panny
dowiadują się o obecności Oblubieńca <str. 205> i z radością przybywają na
ucztę, niektóre z tych, co przybyły tu wcześniej, dowodzą tego, iż nie są
godne pozostania w środku. Ich nogi i ręce były i są wiązane, a ich ocena i
zrozumienie teraźniejszej Prawdy – o obecności Pańskiej oraz o obecnym i
przyszłym dziele – zaczynają być coraz bardziej nikłe, proporcjonalnie do
szybszego, czy też wolniejszego, w zależności od temperamentu, ciążenia w
kierunku światowego punktu widzenia, wynikającego z fałszywego rozumowania
opartego na błędnych przesłankach – w kierunku „ciemności zewnętrznej” tego
świata, w porównaniu do wewnętrznego światła, dostępnego obecnie świętym,
którzy we właściwy sposób okryci są szatą. Nie ulega wątpliwości, że
wszystkie panny, które tu weszły muszą być sprawdzone w tym zakresie.
Szczęśliwi i bez obaw będą ci, których serca mogą powiedzieć:
„Nadzieja moja cała tkwi
W Chrystusa drogocennej krwi.
I Jego tylko pragnę znać,
Przy boku Pana wiernie stać.
Bo przez tę Jego świętą krew
Przebłagał Jezus Boski Gniew.”
Oni też mogą triumfalnie śpiewać:
„Już przyszedł na ziemię Książę pokoju,
A jego oblicze jasnym blaskiem
lśni.
Posłuchaj słów jego po znoju:
‘Dziś znowu mój pokój dam ci’.
Krzyża ramiona zakryły me grzechy
A przeszłość niegodna w zbawczej
mocy krwi
Jemu wciąż ufam, On źródłem pociechy.
Twa wola w mym życiu po wszystkie
dni.”
Koniec wysokiego powołania
nie jest równoznaczny z zamknięciem drzwi.
Pismo Święte nie podaje nam dokładnej daty
zamknięcia drzwi umożliwiających wejście na ucztę weselną, jednakże wyraźne
stwierdza, że zanim to nastąpi, wszystkim „pannom” będzie <str. 206>
dana możliwość wejścia, a te z nich, które są „mądre” czyli gotowe, z tej
sposobności skorzystają.
Otwarte „drzwi” wyobrażają możliwość
skorzystania z pewnych warunków i przywilejów. Drzwi zamknięte
oznaczają ustanie tego przywileju, czyli sposobności. Przywilej,
zaproszenie, sposobność Wieku Ewangelii, które umożliwiają wierzącym w
Chrystusa ograniczone pewnymi warunkami wejście do współdziedzictwa z
Nim w Królestwie niebieskim i w boskiej naturze, stanowi „drzwi”, przez
które „przystęp otrzymaliśmy wiarą ku tej łasce, w której stoimy”,
tj. ku nadziei posiadania chwały Bożej (Rzym. 5:2). Drzwi, które stały
otworem przez cały Wiek Ewangelii, zostaną w pewnym momencie zamknięte;
wzmianka o drzwiach w przypowieści o dziesięciu pannach wyznacza ten moment.
Wtedy to zakończą się wspomniane powyżej sposobności i przywileje.
Przypowieść opisuje jedynie wydarzenia końca Wieku Ewangelii, które
rozegrają się pomiędzy członkami prawdziwego Kościoła żyjącego w tym czasie.
„Drzwi” wspomniane w tej przypowieści – symbol szczególnych przywilejów,
spełnienia i celu wszelkich łask Wieku Ewangelii – będą otwarte dla „mądrych
panien” w czasie żniwa. Zamknięcie drzwi, gdy wszystkie już panny
skorzystają z tego przywileju, oznacza zamknięcie dostępu do wszelkich
łask i przywilejów Wieku Ewangelii, bowiem uczta jest pełnym wyobrażeniem
korzyści i przywilejów płynących z Ewangelii, wyobrażeniem wspaniałego
dokończenia, do którego prowadzą wszelkie udzielone nam łaski; uczta jest
stanem osiągnięcia obiecanej chwały Królestwa.
Zauważcie, że „drzwi” sposobności i
przywileju niebawem zostaną zamknięte. Nasz Pan nazwał je bramą i
powiedział, że w Wieku Ewangelii niełatwo będzie je znaleźć i wejść w nie.
Radził dołożyć wszelkich starań, aby tego dokonać, gdyż jest to warunek
uczestnictwa w nieśmiertelności i zaszczytach Królestwa, do którego wiodą te
i tylko te drzwi. Powiedział przeto: „Usiłujcie, abyście weszli przez ciasną
bramę; albowiem powiadam wam; wiele ich będą chcieli wnijść, ale nie będą
mogli, gdy wstanie gospodarz <str. 207> i zamknie drzwi” – Łuk. 13:24,25.
Wąska droga to, jak się już dowiedzieliśmy,5 droga
ofiarowania samego siebie na rzecz dzieła i planu Pańskiego. Warunki, w
jakich obecnie żyjemy, czynią tę drogę wąską. Każdy, kto będzie chciał
podążać śladami naszego Przewodnika i Poprzednika, z pewnością się o tym
przekona; będzie musiał znosić trudności i prześladowania, gdyż duch
światowości sprzeciwia się Prawdzie i sprawiedliwości. Obserwując przykład
postępowania naszego Pana, przekonujemy się, że pójście tą drogą oznacza nie
tylko bierne poddanie się zarządzeniom, Jego duchowi, lecz także wymaga od
nas aktywnej, energicznej gorliwości w rozpowszechnianiu Prawdy za wszelką
cenę. Wszyscy, którzy tak jak On, idą wąską drogą, wierni aż do śmierci,
współuczestniczą w Jego cierpieniach, aby w słusznym czasie
współuczestniczyć w Jego chwale uczty weselnej – chwale, która się okaże
przy objawieniu Pana i jego Królestwa (Filip. 3:10; 1 Piotra 4:13).
Wobec tak chwalebnego kresu wąskiej drogi
ofiarowania samego siebie dla dobra Prawdy, możliwość postępowania po niej
jest największym z przywilejów, które zostały kiedykolwiek zaoferowane
istotom stworzonym. Przywilej cierpienia z Chrystusem dla Jego sprawy, po
uprzednim uznaniu Go za swego Odkupiciela, jest przeto drzwiami, jedynymi
możliwymi drzwiami, przez które wchodząc można osiągnąć chwałę, stać się
Oblubienicą i współdziedzicem Chrystusowym.
Zamknięcie drzwi mogłoby zostać wskazane na trzy
sposoby: pierwszy, to wyraźne oświadczenie Biblii podające dokładną datę,
drugi, to taki zwrot zapatrywań opinii publicznej, który spowodowałby, że
wierność i gorliwość w służbie Prawdy nie spotykałyby się już ze sprzeciwem,
a tym samym cierpienie z Chrystusem dla Prawdy (Rzym. 8:17) nie byłoby
możliwe, lub trzeci – taki stan spraw <str. 208> światowych, który
skutecznie zagrodziłby wszelkie możliwości służenia, nie pozostawiając w tej
sytuacji kandydatom możliwości prowadzenia działalności, w której dzięki
swej aktywności i wytrwałości mogliby rozwinąć i wykazać swą miłość i
wierność.
Aczkolwiek z całą pewnością wiemy, że zamknięcie
drzwi będzie miało miejsce w okresie żniwa, czyli dokonania obecnego wieku,
to jednak Biblia nie określa dokładnej daty tego wydarzenia. Chociaż wiemy,
że czas wielkiego ucisku spowoduje wielki zwrot zapatrywań opinii publicznej
w kierunku pozytywnego stosunku do Prawdy i sprawiedliwości, to jednak nie
mamy żadnych wzmianek, jakoby taki stan rzeczy miał zaistnieć, zanim
całkowicie zakończy się żniwo. Mamy jednak wyraźne znaki świadczące o tym,
iż zamknięcie drzwi nastąpi według ostatniego z wymienionych
sposobów. Zostaliśmy przecież ostrzeżeni, że przed świtem dnia Tysiąclecia
nastanie noc, w czasie której żaden nie będzie mógł nic sprawować –
„Przyszedł poranek, także i noc” – Izaj. 21:12 (zob. także Tom II, rozdz.
viii).
Otwarta przed nami wąska droga daje przywilej i
możliwość współpracowania z Panem w obecnym czasie, kiedy okazywanie jego
ducha cichości i gorliwości oraz lojalności względem Boga i Jego Prawdy
odbywa się kosztem ziemskich korzyści, kiedy stawanie w obronie Jego sprawy
i Prawdy, którą on zapoczątkował spowoduje, że staniemy się, co najmniej,
bardzo niepopularnymi, kiedy usiłowanie oddawania czci Jego imieniowi i
udzielania bliźnim błogosławieństwa Prawdy przez przyświecanie swym
światłem, sprowadzi na nas zarzuty, fałszywe pomówienia i jakąś formę
prześladowań. Skoro więc otwarcie ciasnej bramy oznacza, jak się
przekonaliśmy, radowanie się przywilejem ofiarowania się za wszelką cenę,
pozostając wiernymi aż do śmierci, to wynika z tego, że zamknięcie
wszelkich sposobności współudziału w takiej służbie i cierpieniu będzie
równoznaczne z zamknięciem drzwi, z zagrodzeniem wąskiej drogi do
przyszłej chwały i współdziedziczenia. Królowanie z Chrystusem uwarunkowane
jest naszą wiernością w Jego służbie, a obecnie oznacza to cierpienie wraz z
nim (Rzym. 8:17, 6:8). <str. 209>
Jak się przekonaliśmy, cierpienie z Chrystusem
różni się od zwykłego cierpienia, właściwego wszystkim członkom upadłego
stanu. Są to jedynie takie cierpienia, które są mniej lub bardziej
bezpośrednim skutkiem naśladowania przykładu Chrystusa w obronie
niepopularnych prawd i w wykazywaniu popularnych błędów. Takie były
przyczyny cierpień Chrystusa, takie też będą przyczyny prześladowań,
cierpień i strat wszystkich, którzy postępują Jego śladami. Mając obecnie
współudział w Jego cierpieniach, zostaną oni na końcu drogi uznani za
godnych udziału w nagrodzie, jaka przypadnie tym, co pozostaną wierni
zasadom. W ciągu Wieku Ewangelii oznaczało to dzieło ofiarowania samego
siebie i wytrwałość w znoszeniu zarzutów przy pracy siania i podlewania
nasion prawd Chrystusowych. Obecnie, przy końcu tego wieku, znaczy to
podobną wierność i wytrwałość w odbywającym się obecnie dziele żniwa, aż do
położenia życia włącznie, czy to, jeśliby była taka potrzeba, w stopniowym
procesie zużywania swych sił witalnych przez pracę w służbie Pańskiej,
umierając na każdy dzień, czy to przez bardziej gwałtowną, męczeńską śmierć.
Aczkolwiek prawdą jest, iż Kościół ma być „bez
nagany” – „nie mającym zmazy, albo zmarszczku, albo czego takiego” (Efezj.
5:27), ponieważ został „nad śnieg wybielony” we wspaniałym źródle zbawczej
miłości zasługą swego Odkupiciela, to jednak owa bezgrzeszność nie jest
jedyną cechą, dzięki której zaślubiony, dziewiczy Kościół będzie godny
uznania go za Oblubienicę, żonę Baranka. Spełnienie tego warunku będzie
konieczne dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zostaną uznani za
godnych posiadania jakiejkolwiek formy życia wiecznego. Oblubienica
Barankowa, oprócz pozostawania w czystości panieńskiej i nie wchodzenia w
żadne grzeszne związki czy flirty ze światem, winna wykazać się czymś
znacznie istotniejszym. Musi ona tak dokładnie upodobnić się do swego Pana,
tak ściśle postępować Jego śladem i wedle Jego wskazówek, aby, tak jak On,
stała się ofiarą, męczennikiem dla tych samych zasad Prawdy i
sprawiedliwości. Musi udowodnić, że pała miłością do swego Oblubieńca
i pełna jest niestrudzonego oddania dla Jego imienia i zasad <str. 210> do
tego stopnia, iż gotowa jest doznawać wzgardy i odrzucenia od świata, tak
jak i On został odrzucony na skutek trwania przy swych naukach.
W celu rozwinięcia i okazania takiego
charakteru Oblubienica musi być doświadczona i wypróbowana. Jej ufność,
wytrwałość, wierność Panu na dobre i na złe, muszą się rozwinąć i być
wypróbowane. Tylko tacy, którzy tak się rozwiną i będą wypróbowani, a w
próbie okażą się wiernymi, będą przyjęci i uznani za Oblubienicę i
współdziedziców swego Pana – dziedzica wszystkich rzeczy. Napisane jest
bowiem: „Błogosławiony mąż, który znosi pokuszenie; bo gdy będzie [w
ten sposób] doświadczony, weźmie koronę żywota, którą obiecał Pan tym,
którzy go [tak gorąco] miłują”. W tym sensie każdą próbę wierności
powinniśmy przyjmować z radością, gdyż stanowi ona kolejną możliwość
okazania Oblubieńcowi mocy i głębi naszej miłości, złożenia jeszcze jednego
dowodu na to, że jesteśmy godni Jego miłości i zaufania oraz obiecanego
wywyższenia. Uczestnicy nadchodzącej chwały naszego Pana są nie tylko
powołani i przyjęci, lecz także muszą okazać się wiernymi,
aż do śmierci (Obj. 17:14).
Drzwi możliwości współpracy z Panem w dziele
Wieku Ewangelii zostaną zatem zamknięte wtedy, gdy „przyjdzie noc, gdy żaden
nie będzie mógł nic sprawować”. Dla tych zaś, którzy wcześniej w wiernej
służbie nie rozwinęli koniecznych cech charakteru i nie udowodnili swej
sympatii, poświęcenia, miłości i gorliwości dla Pana i Jego Prawdy (Mat.
10:37; Mar. 8:38), będzie już wtedy za późno, aby to uczynić. Okażą się, jak
to określa przypowieść, „głupimi pannami”, gdyż pozwolili, aby wymknęła im
się wspaniała, chwalebna możliwość cierpienia dla tego i za tego, z którym
chętnie byliby królowali. Do tego czasu pełna liczba tych, którzy według
Bożego przeznaczenia mieli wejść w skład Kościoła i uzupełnić go, zostanie
powołana, wybrana i okaże się w doświadczeniach wierna – „przypodobana
obrazowi Syna jego” (Rzym. 8:29). Przeminie żniwo, skończy się lato łask, a
do wykonania pozostanie jedynie spalenie kąkolu w celu oczyszczenia roli
(świata, ludzkości) i zupełnego przygotowania <str. 211> jej pod daleko
bardziej rozległy zasiew Wieku Tysiąclecia.
Nadejście owej nocy powstrzyma z pewnością
dalszą pracę przy rozsiewaniu Prawdy, która na skutek powszechnego
niezrozumienia, zamiast być przyjętą w swym rzeczywistym świetle jako
zapowiedź Boskich zamiarów i objawienie nadciągającego ucisku świata oraz
jego rzeczywistego podłoża, zostanie prawdopodobnie uznana za jedną z
istotnych przyczyn anarchii i zamieszania, jakie wówczas zapanują. Nie
należy się spodziewać, że nadejście nocy i zamknięcie drzwi nastąpi nagle.
Będzie to raczej stopniowe utrudnianie i wygaszenie dzieła żniwa.
Czas obecny, przed wybuchem burzy ucisku,
przeznaczony jest na popieczętowanie sług Bożych na czołach ich (Obj.
7:2,3). Każda zatem mądra panna, zanim zapadnie noc, a drzwi możliwości
działania zostaną zamknięte, winna docenić przywilej obecnego czasu tak w
sensie uzyskania intelektualnego zapieczętowania teraźniejszą Prawdą, jak i
przez zaangażowanie się do żniwiarskiego dzieła pieczętowania innych
należących do klasy pszenicy i gromadzenia ich w bezpiecznym gumnie.
Patrząc na dwadzieścia cztery lata, które
pozostały do zakończenia żniwa,6 oczywistym
się nam wydaje, że sprzyjające okoliczności obecnego czasu nie potrwają zbyt
długo. Koniec żniwa oznaczał będzie zakończenie panowania zła i
zapoczątkowanie chwalebnego Dnia Tysiąclecia. W tym też okresie musi nastać
ciemna noc największego ucisku dla świata, wielka ciemność, która poprzedzi
świtanie chwalebnego dnia: „Przyszedł poranek, także i noc” – „czas
uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły być”.
Nadejście nocy, w której żniwiarze zostaną
zmuszeni do zaniechania swej pracy, świadczyć będzie o wykonaniu
ostatniego dzieła Wieku Ewangelii, o tym, że dokonało się „popieczętowanie”
i „zgromadzenie” <str. 212> w miejscu odosobnienia od świata, w gumnie (Mat.
13:30) postanowionej liczby członków Oblubienicy Chrystusowej. Bóg nie
dozwoli nikomu przerwać tej pracy, dokąd nie zostanie ona zakończona. Gdy
zaś wszyscy prawdziwi i wierni słudzy Boży zostaną popieczętowani na czołach
ich, a dzieło Wieku Ewangelii zostanie zakończone, nikt nie będzie już mógł
przystąpić do tej pracy ani otrzymać za nią sowitej zapłaty, obiecanej w
„bardzo wielkich i kosztownych obietnicach” jako nagroda dla wiernych,
którzy korzystają z możliwości wejścia przez otwarte jeszcze „drzwi”
(2 Piotra 1:4).
Nie należy jednak wyciągać wniosku, jakoby
wszyscy mieli otrzymać nagrodę natychmiast, skoro tylko udowodnią, iż są
wiernymi. Możliwe, że niektórzy z nich będą żyli nieco dłużej, wkraczając w
ciemności nocy ucisku – naszą nadzieją jest jednak, że tak nie będzie. „Tuć
jest cierpliwość świętych, tuć są ci, którzy chowają przykazania Boże i
wiarę Jezusową.” Przywdziawszy zupełną zbroję Bożą i dobitnie
przeciwstawiwszy się błędowi przez wyraźne i odważne głoszenie i bronienie
Prawdy w złym dniu, w którym ludzie śmiało i wyzywająco będą obnosić się z
monstrualnymi błędami, święci mają postąpić wedle napomnienia, aby:
„Wszystko wykonawszy, ostać się”, mając na sobie zupełną zbroję, z mieczem
ducha zawsze gotowym do obrony, czuwając ze wszelką ustawicznością i z
modlitwą za wszystkich świętych. Wszyscy będą potrzebować cierpliwości, aby
uczyniwszy wolę Bożą, odnieść obietnicę (Obj. 14:12; Efezj. 6:13; Hebr.
10:36).
Chcemy wyraźnie podkreślić, że zakończenie
wysokiego powołania do współdziedzictwa z naszym Panem Jezusem w Królestwie
Bożym nie jest równoznaczne z zamknięciem drzwi z przypowieści o dziesięciu
pannach. Aczkolwiek ogólne „powołanie” do tej łaski zakończyło się w 1881
roku, to „drzwi” są nadal otwarte. Powołanie jest ogólnym zaproszeniem
Bożym skierowanym do wszystkich usprawiedliwionych, wierzących w
Odkupiciela, aby poszli w Jego ślady drogą ofiarowania samego siebie aż do
śmierci, a przez to, aby mogli udowodnić, że są godni królowania z Nim w
chwale. Łaska ta stała się dostępna w ściśle określonym czasie: oczekujący
uczniowie zostali przyjęci do skorzystania z niej w Dniu Pięćdziesiątnicy
roku <str. 213> 33 n.e. Jej koniec jest także ściśle określony – październik
1881 roku, jak to zostało wcześniej wykazane.7
Z drugiej strony, zamknięcie „drzwi” z
przypowieści zapisanej w 25 rozdziale Mateusza, wyznacza zupełne ustanie,
także dla powołanych, wszelkich możliwości otrzymania nagrody wysokiego
powołania. Wyznacza ono ustanie możliwości udowodnienia przez wierną służbę,
iż jest się godnym otrzymania tej nagrody; gdy nadejdzie noc, w której nikt
nie będzie mógł nic sprawować, wtedy zakończą się także wszelkie możliwości
służenia (Jan 9:4). Jest przeto rzeczą oczywistą, że owe drzwi, czyli
możliwość uczynienia naszego powołania i wybrania pewnym, niekoniecznie
muszą się zamknąć wtedy, gdy powołanie, czyli ogólne zaproszenie, przestanie
być rozpowszechniane. Dopóki więc drzwi stoją otworem, każdy wierzący, który
pragnąłby wejść i byłby gotów zastosować się do wymagań, może to uczynić,
pomimo, iż ogólne „powołanie”, czyli zaproszenie do wejścia przez nie, nie
jest już aktualne. W istocie, drzwi – możliwość pracy i ofiary – nie zostały
jeszcze zamknięte, pomimo iż ogólne powołanie zakończyło się w 1881 roku.
Wiek Ewangelii był czasem powołania, po pierwsze
przez wzywanie grzesznych do pokuty i do wiary w Chrystusa jako Odkupiciela
i po drugie, przez wzywanie usprawiedliwionych do zaszczytnego przywileju
współdziedzictwa z Chrystusem w Jego Królestwie, pod warunkiem, iż obecnie
będziemy podążali Jego śladami, drogą ofiarowania samych siebie aż do
śmierci. Spełniając ten warunek możemy być przyjęci do sprawowania dzieła
Królestwa i otrzymać zaszczyty nadchodzącego Wieku Tysiąclecia. Skoro bowiem
nasz Pan mówi, że dokonaniem obecnego wieku będzie żniwo, wyraźnie oznacza
to radykalną zmianę z siania na żęcie, z powoływania na doświadczanie
powołanych i zakończenie dzieła rozpoczętego przez powołanie.
Aby zilustrować zmianę charakteru pracy przy
końcu Wieku Ewangelii, nasz Pan dał przypowieść o niewodzie (Mat. 13:47-50):
„Zasię podobne jest królestwo <str. 214> niebieskie niewodowi zapuszczonemu
w morze i ryby wszelkiego rodzaju zagarniającemu, który gdy był pełen,
wyciągnęli rybitwi na brzeg, a usiadłszy, wybierali dobre ryby w naczynia, a
złe precz wyrzucali. Takci będzie przy dokonaniu świata [żniwie – Mat.
13:39]; wynijdą Aniołowie [posłańcy, słudzy Boży] i wyłączą złe z pośrodku
sprawiedliwych i wrzucą je w piec ognisty [czas wielkiego ucisku]; tam
będzie płacz i zgrzytanie zębów”.
Przypowieść ta odnosi się do nominalnego
Kościoła Chrześcijańskiego, który miał być wedle oczekiwań Królestwem Bożym.
Sieć wrzucona w morze (świat), zagarniająca ryby (ludzi
– Mat. 4:19) wszelkiego rodzaju (prawdziwych chrześcijan, na wpół
zwiedzionych i oszukanych chrześcijan oraz tłumy hipokrytów), która, gdy
jest pełna (w zupełności Bożego czasu), zostaje wyciągnięta na brzeg.
Oznacza to, że zgromadzone w nominalnym kościele „ryby wszelkiego rodzaju”,
choćby nadawały się do wszystkiego innego, to nie pasują do Królestwa; Bóg
sprawi, że przy końcu wieku – w czasie żniwa – powołanie, czyli zaproszenie
do Królestwa, ustanie, co zobrazowane jest w wyciągnięciu niewodu na brzeg.
Wtedy rybacy przystąpią do innej pracy, a mianowicie do segregacji i
rozdzielania, czego efektem będzie zgromadzenie ryb pożądanego gatunku i
odrzucenie innych, które nie okażą się godnymi łaski, do której zostały
powołane. „Wielu jest wezwanych, ale mało wybranych” – Mat. 22:14.
Dzieło oddzielania przedstawione w tej
przypowieści jest równoznaczne z podobną pracą ukazaną w przypowieści o
pszenicy i kąkolu. Na tej podstawie można się więc spodziewać, iż praca
siania (powoływanie) zostanie przerwana i zastąpiona pracą żęcia. W obu
przypowieściach słudzy Pańscy, którzy postępując wedle Jego wskazówek
dokonają tej zmiany, nazywani są aniołami – specjalnymi posłańcami Bożymi.
Są to Jego wierni uczniowie, którzy postępując pokornie, będąc blisko Pana,
gorliwie <str. 215> starając się poznać Jego plan i dowiedzieć, w jaki
sposób podjąć współpracę w Jego dziele, nie są pozostawieni w ciemności,
jeśli chodzi o znajomość Jego czasów i chwil (Mat. 13:11; 1 Tes. 5:4; Jer.
8:7-12). Oczywiście owo żęcie i zbieranie odnosi się jedynie do żyjących w
czasie żniwa, a nie do umarłych, z których każdy po zakończeniu swego życia
został odnotowany i oddzielony w oczekiwaniu na należne mu miejsce w
Maluczkim Stadku uwielbionych – w samym Królestwie – albo też poza nim
(2 Tym. 4:8).
Zadaniem niewodu nie było złapanie wszystkich
ryb morskich. Nasz Pan, Główny Rybak, zaplanował schwytać zamierzoną liczbę
ryb określonego rodzaju. Bez znaczenia było, ile ryb innych gatunków
dostanie się wraz z nimi do sieci. Gdy zaplanowana liczba pożądanego,
szczególnego gatunku znalazła się w niewodzie, został on wyciągnięty na
brzeg w celu dokonania sortowania i oddzielania. Skoro według zarządzenia
niewód został wyciągnięty na brzeg, oznacza to, iż zakończone jest już
polecenie wrzucenia niewodu w morze, wydane na początku wieku (Mat. 28:19,
24:14). Wszyscy zatem, którzy nadal chcą współpracować z Panem, muszą
zwrócić uwagę na Jego polecenia i nie marnować czasu na ogólny połów, lecz
zająć się obecną pracą wybierania i zgromadzania. Tak jak wówczas Prawdą na
czasie było współdziałanie w pracy powołania, tak Prawdą czasu żniwa,
„teraźniejszą prawdą” jest współdziałanie z Panem w dziele doświadczania i
oddzielania.
Skoro zatem słudzy Pańscy usłyszą Jego głos,
oświadczający za pośrednictwem Słowa, że w obecnym czasie należy zaprzestać
siania, a rozpocząć żęcie, zaniechać połowu i przystąpić do sortowania ryb,
wstrzymać powoływanie, a głosić poselstwo czasu żniwa skierowane do tych,
którzy zostali już powołani, wykonają to polecenie z radością i z
pośpiechem, jeśli będą naprawdę wiernymi. Otrzymawszy zatem od Mistrza
świadomość Jego planu wieków i nie będąc w ciemności, jeśli chodzi o
rozumienie czasów i chwil, w jakich żyjemy, nie powinni już czynić starań w
celu rozsiewania na roli – wśród świata – dobrego nasienia Królestwa, lecz
<str. 216> „dawać pokarm na czas słuszny dla czeladzi” – domowników wiary,
rozpowszechniając między tymi, którzy twierdzą, że są dziećmi Bożymi, dobrą
nowinę o nadejściu Królestwa oraz o wspaniałej radości i błogosławieństwie,
jakie ono wkrótce przyniesie wszystkim ludziom.
Jakże dziwne jest to, że właśnie takie poselstwo
głoszące, iż Boża miłość zapewniła okup i naprawienie wszystkich rzeczy
przez Jezusa Chrystusa i Jego uwielbione Ciało – Kościół, poselstwo głoszące
Królestwo Boże, poselstwo, które winno uradować, pobudzić i zjednoczyć
wszystkie miłujące chrześcijańskie serca, rozwinie i doprowadzi do
serdecznej jedności jedynie prawdziwych chrześcijan, a to w celu
wypróbowania i oddzielenia ich od nominalnego ogółu.
Już wkrótce żniwo zakończy się, a wtedy będą się
wspólnie radowali tak ci, co siali, jak i ci, co żęli. Obecnie jednak
żniwiarze muszą spieszyć się z pracą, a trosce o jej zupełne wykonanie winna
towarzyszyć modlitwa o to, aby Pan żniwa, Główny Żeńca, skierował do swego
żniwa więcej robotników. Nie długo już oracz następnego wieku
(przepowiedziany czas wielkiego ucisku, który przygotuje świat pod zasiew
Tysiąclecia) będzie przynaglał żeńcę obecnej dyspensacji (Amos 9:13).
Siedemdziesiąty tydzień Izraela
symbolem ustania łaski ewangelicznej
Należy pamiętać, iż początek, środek i koniec
izraelskiego „siedemdziesiątego tygodnia” – ostatnich siedmiu lat ich łaski
– zostały bardzo dokładnie wyznaczone. Uważamy, iż było to uczynione w celu
udzielenia nam wyraźnych informacji określających daty przy końcu
ewangelicznego wieku łaski dla duchowego Izraela. Dla Izraela według ciała
tydzień ten rozpoczął się, jak zauważyliśmy, wraz z zapoczątkowaniem próby
żniwa w 29 r. n.e. Moment ten wyznaczony został przez chrzest naszego Pana w
Jordanie i uznanie Go za Mesjasza. Odtąd rozpoczęło się żęcie. Równoległym
odpowiednikiem tych wydarzeń w naszym czasie jest rozpoznanie obecności
Pańskiej, która stała się faktem w 1874 roku, na początku obecnego żniwa.
<str. 217>
Środek tygodnia dla tamtego przymierza wypadł w
roku 33 n.e. Jest to data odrzucenia Izraela jako systemu narodu-kościoła,
która zaznaczona została śmiercią naszego Pana na krzyżu i wypowiedzianymi
przez Niego tuż przed śmiercią słowami: „Oto wam dom wasz pusty zostanie”. W
równoległości odpowiada to odtrąceniu od łaski i upadkowi sekciarskich
systemów zwanych chrześcijaństwem albo „Babilonem”, co stało się w 1878
roku.
Druga połowa tygodnia dla przymierza
izraelskiego (3 ˝ roku, od 33 do 36 r. n.e.) to okres, w którym łaska nie
była udzielana ani narodowi, ani sekcie, lecz poszczególnym jednostkom,
zapewniając Izraelitom (nie tak jak poprzednio za pośrednictwem nominalnego
kościoła, lecz indywidualnie, jeśliby to przyjęli) dostęp do
wszystkich łask i szczególnych przywilejów wynikających z Przymierza
Abrahamowego aż do momentu zakończenia siedemdziesięciu symbolicznych
tygodni, do kresu ich łaski, wyznaczonego przez udzielenie łaski
Korneliuszowi i poganom w ogólności. W równoległości zatem na czas obecny,
okres 3 ˝ roku od kwietnia 1878 roku, kiedy to tak zwane chrześcijaństwo,
czyli „Babilon”, zastało odtrącone od łaski, do października 1881 roku był
końcowym okresem łaski wysokiego powołania udzielanej pojedynczym
wierzącym. Tak więc ogólne „powołanie” (łaska Wieku Ewangelii)
zakończyło się w październiku 1881 roku, tak jak analogiczna data
października 36 r. n.e. oznaczała koniec łaski żydowskiej.
Żydowska łaska polegała na tym, że
Izraelowi zaproponowany został (wyłączny) udział w Królestwie. Przyrodzone
potomstwo Abrahama zostało zaproszone do skorzystania z przywilejów i
możliwości wynikających z Przymierza Zakonu. Wraz z zakończeniem tygodnia
ich przymierza owo powołanie – łaska, albo przywilej – ustało
zupełnie i na zawsze. Łaska ewangeliczna polegała zaś na zaoferowaniu
Królestwa (wyłącznie) tym, co wierzą w Chrystusa – „wysokiego powołania”
tym, którzy pod Przymierzem Łaski zostali pojednani z Bogiem i mogą
skorzystać ze sposobności stąd wynikających (i stać się „nasieniem”
Abrahamowym, które ma błogosławić świat) przez wzięcie udziału z Jezusem
Chrystusem, ich Odkupicielem, w Jego przymierzu ofiarowania samego siebie,
które stanowi sprawdzian <str. 218> wykazujący, czy są oni godni otrzymania
udziału w przyszłym dziele i w chwale Chrystusowej. Ta właśnie łaska ustała
całkowicie i na zawsze w październiku 1881 roku, punkcie czasowym
równoległym do momentu zakończenia łaski powołania żydowskiego.
Należy zauważyć, że wstrzymanie łaski, czyli
powołania Żydów, nastąpiło tuż przed ogłoszeniem innego powszechnego
powołania, które, pomijając przynależność do narodu czy uprzednią łaskę,
obejmowało jednak wszystkich Żydów, którzy przez wiarę stali się
godnymi powołania do zaszczytu Królestwa udzielonego całemu światu.
Wstrzymanie łaski, którą cieszyli się uprzednio, było rzeczywistością do
tego stopnia, iż zdawało się, że nie będą już mieć udziału w żadnym innym
zaproszeniu i że zostali później powołani do niższej łaski. Nie było to
jednak tak wyraźne, gdyż ogólne powołanie ewangeliczne, które nie pomijało
Żydów, ale przez wiarę w Chrystusa stało się dostępne dla każdego
narodu, było właściwie tym samym powołaniem, tylko poszerzonym i
pogłębionym.
Wstrzymanie łaski – „powołania” – w naszym
czasie, w 1881 roku, wiąże się z następującym po nim, a właściwie
zakładającym się z nim, ogólnym zaproszeniem całego świata do
błogosławieństw Tysiąclecia i łask na warunkach wiary oraz dobrowolnego
posłuszeństwa (ale nie ofiarowania się aż do śmierci). Jednak powołanie do
radowania się błogosławieństwami pod panowaniem Królestwa, a nie do stania
się częścią Pomazańca, stanowi niższe powołanie, mniejszą łaskę niż ta,
która ustała. Zmiana ta, to wstrzymanie łaski wyższej, a rozpoczęcie
udzielania niższej – będzie w obecnym czasie trudna do zauważenia ze względu
na to, iż w Kościele utracone zostało zrozumienie wspaniałej nagrody
Królestwa i współdziedzictwa z Chrystusem w boskiej naturze. Powszechne
rozumienie nagrody, utrzymywane przez chrześcijan od wielu wieków, zakłada
co najwyżej, że po zmartwychwstaniu otrzymają doskonałe ciała i uwolnieni od
chorób, bólu i smutku będą cieszyć się łaską Bożą i życiem wiecznym.
Zrozumienie to, daleko odbiegające od rzeczywistej oceny <str. 219>
przywilejów wynikających z „wysokiego powołania” Wieku Ewangelii, można
jednak uznać za bliskie prawdy, jeśli chodzi o zarysy błogosławionych
przywilejów, jakie będą udzielone całemu światu w Wieku Tysiąclecia, każdemu
człowiekowi, który wykaże się posłuszeństwem i pogodzi się z Bogiem.
W gruncie rzeczy, jedynymi, którzy wyraźnie i
szczegółowo dostrzegają właściwy charakter wielkiego, wysokiego powołania
Wieku Ewangelii, jedynymi, którzy mogą przeto głosić i tłumaczyć, czym
ono jest, są ci, co zostali poinformowani przez Słowo Boże, że kresem
tego powołania jest październik 1881 roku. Inni, cytując słowa apostoła
dotyczące „wysokiego powołania Bożego w Chrystusie”, w rzeczywistości mówią
o niższym powołaniu, które zostanie ogłoszone w Wieku Tysiąclecia. Stąd też
owo prawdziwe, ogólne ewangeliczne powołanie zostało zakończone i nikt nie
może go przedłużyć. Jedni nie potrafią go rozpowszechniać ze względu na brak
zrozumienia, a drudzy nie mogą, będąc poinformowani o jego zakończeniu.
Aczkolwiek ogólne „powołanie” ustało, to jednak
„drzwi” nie są jeszcze zamknięte. Koniec „powołania” oraz zamknięcie „drzwi”
są dwoma odmiennymi, różnymi zagadnieniami. Nawet po zakończeniu ogólnego
„powołania” dla pewnej grupy ludzi „drzwi” pozostają otwarte, aby mogli
rozpocząć bieg po wspaniałą nagrodę współdziedzictwa w Królestwie. Bóg
zaplanował, że Kościół – „Ciało Chrystusa” – będzie składał się z określonej
liczby członków. Nie może tam zatem wystąpić ani nadmiar, ani niedobór (zob.
jak przedstawione to jest symbolicznie w 3 Mojż. 21:17-23). Oznacza to, iż
powołanych – zaproszonych do tego zaszczytu – nie mogło być więcej
niż zmieściłoby się w zaplanowanej przez Niego liczbie. Słowo Boże dowodzi
zaś, że liczba ta została dopełniona w październiku 1881 roku. Ponieważ
jednak niektórym z tych, co przyjęli ogólne powołanie i weszli w przymierze
z Bogiem, nie uda się wytrwać w przymierzu i osiągnąć nagrody, to już po
zakończeniu wysokiego powołania „drzwi” pozostają otwarte, aby mogli stanąć
do biegu, uczynić ofiarę z samego siebie w służbie Prawdy ci, którzy
zajmą <str. 220> miejsce tych którzy porzucili weselną szatę
sprawiedliwości Chrystusowej w czasie sprawdzianu i tych, co uczyniwszy
przymierze samo-ofiarowania się na służbę, umiłowali świat, a będąc
nadmiernie obciążeni troskami i przyjemnościami nie dotrzymali warunków
zawartego przymierza.
Jeszcze raz powtarzamy, że zakończenie powołania
w 1881 roku w żaden sposób nie ma wpływu na przywileje tysięcy ludzi, którzy
wcześniej przyjęli powołanie i stali się poświęconymi sługami Bożymi. Nikt z
tych, co byli w środku, nie został usunięty. Nie oznacza to także, iż nikt
więcej nie może już wejść do środka. Zakończenie powołania oznacza jedynie
zaniechanie Boskiego ogólnego zapraszania.
To, że dopiero niedawno dokładnie zrozumiałeś,
czym są bardzo wielkie i kosztowne obietnice dotyczące chwały przygotowanej
przez Boga dla tych, którzy Go miłują, nie oznacza, że nie byłeś powołany i
przyjęty w ubieganiu się o tę wspaniałą nagrodę na długo przed tym, zanim
zrozumiałeś, jak ona jest wspaniałą i wielką. Prawdą jest, że nikt
przyjmując powołanie, nie zdaje sobie na początku sprawy z tego, jak
wyboista i wąska jest droga, ani jak wielka nagroda czeka tych, którzy dojdą
do końca. Jasnością oświecającą nasze zrozumienie obietnicy jest działająca
w nas moc Boża, która pokrzepia i pozwala zwyciężać pojawiające się
przeszkody i doświadczenia. Wielkie i kosztowne obietnice odsłaniają się
przed nami stopniowo, gdy okazując się wiernymi postępujemy naprzód, abyśmy
pobudzeni nimi, z mocą i odwagą tak biegli, by otrzymać nagrodę (2 Piotra
1:4).
Zwycięzcy, którzy otrzymają nagrodę są nazwani
nie tylko powołanymi i wybranymi (przyjętymi), ale i wiernymi. Chociaż więc
zakończyło się ogólne powołanie, to wyraźnie widać, że nadal trwa
próbowanie wierności powołanych. Wierni są pieczętowani i oddzielani od
tych, którzy nie dochowują wierności przymierzu samo-ofiarowania się. Mądre
panny oddzielane <str. 221> są od głupich, które dowodzą braku rozumu,
sądząc, iż możliwe jest jednoczesne ubieganie się o nagrody, zaszczyty i
bogactwa tego świata oraz wierne podążanie wąską drogą w biegu o nagrodę
chwały, czci i nieśmiertelności, w biegu którego same wymagania
uniemożliwiają przecież uprawianie takiej podwójnej gry. „Mąż umysłu
dwoistego, jest niestateczny we wszystkich drogach swoich”, „nie możecie
Bogu służyć i mamonie” – Jak. 1:8; Mat. 6:24.
Gdy wszystkie wierne „mądre panny” zostaną
wypróbowane i wejdą do radości Pana swego, „drzwi” sposobności
umożliwiające dostęp do tego zaszczytu zamkną się i nikt więcej nie będzie
mógł przez nie wejść. Gdy do środka wejdą wszyscy mądrzy, a przewidziana
liczba będzie uzupełniona, wtedy powstanie gospodarz i zamknie drzwi (Łuk.
13:24,25; Mat. 25:10). Sam Pan mówi nam, że wtedy wielu zmieni
zdanie, dostrzeże przywilej i sposobność ofiarowania się, którymi niegdyś
się cieszyli, ale je utracili. Gdy będą usiłować wejść, Gospodarz powie im:
Nie uznaję was za swoją Oblubienicę, mam tylko jedną Oblubienicę, a ona jest
już zupełna. Jednak, dzięki Bogu, inne miejsca Pisma Świętego dowodzą, iż
głupie panny, aczkolwiek w trakcie próby, ze względu na swe postępowanie,
okazały się niegodne wysokiego powołania, dostąpią łaski i chociaż ich
stanowisko będzie skromniejsze, znajdą się jednak wśród domowników Pańskich.
Przeto zanim się zamkną drzwi, zanim dopełni się
liczba wiernych, niechaj każdy stara się uczynić pewnym swe powołanie i
wybranie. Aż do końca pozwalajmy Panu, aby przez swe kosztowne obietnice
oraz przez te pouczające przypowieści sprawował w nas i chcenie, i
skuteczne wykonanie według upodobania swego.
Ktoś może jednak powiedzieć: Obawiam się, iż nie
należę do tych, co zostali powołani przed zamknięciem ogólnego powołania w
1881 roku, ponieważ w tamtym czasie byłem zupełnie nieświadomy głębi
obietnic Bożych, co więcej, byłem Bogu zupełnie nieznany, a nawet byłem Jego
nieprzyjacielem, byłem daleki od uczynienia z Nim przymierza, daleki od
chęci oddania się Mu na służbę. Dopiero niedawno <str. 222> poznałem w ogóle
Boga, niedawno wziąłem na siebie jarzmo Chrystusowe, aby się od Niego uczyć,
a już całkiem niedawno dowiedziałem się o obecnym przywileju cierpienia z
Chrystusem, zapierania samego siebie w Jego służbie oraz o tym, że ci,
którzy mają udział w ofierze, staną się wkrótce Jego współdziedzicami w
chwalebnym dziele Tysiąclecia. Teraz zaś, gdy zobaczyłem chwałę, gdy
zachwyciłem się kosztownymi obietnicami, zdecydowałem się stanąć do
ubiegania się o tę cudowną nagrodę, miałbym stwierdzić, że nie jest ona dla
mnie dostępna, ponieważ już powołano wystarczającą liczbę osób do
uzupełnienia całości? Nie ośmielam się zmieniać Boskich zamiarów ani prosić
Go, aby do wyznaczonej przez Jego mądrość liczby dodawał jeszcze jedno
miejsce dla mnie, ale dotkliwie przeżyję to nieszczęście.
Takim odpowiadamy: Stań do biegu. Sprawa twoja
nie jest tak beznadziejna, jak ci się wydaje. „Drzwi” nie są jeszcze
„zamknięte”. Pamiętaj, że gdyby nawet wszyscy, którzy przyjęli
powołanie, mieli po jego zamknięciu okazać się wiernymi przymierzu, to i tak
nie byłoby ich więcej niż należy, lecz dokładnie tyle ile potrzeba. Pamiętaj
także, że skoro tak twoje obserwacje, jak i Pismo Święte wskazują, iż
spośród wielu, którzy przyjęli powołanie, mało będzie wybranych, ponieważ
tylko jednostki okazują się w czasie próby wierne przymierzu. Gdy powołani
jeden po drugim upadają, ich możliwości, ich miejsca pracy oraz ich
korony zwycięstwa zostaną przekazane innym. Jedno z tych miejsc pracy, jedna
z tych koron zwycięstwa może przypaść tobie, twoje imię może jeszcze
zostać zapisane w księdze żywota na liście próbnych członków Oblubienicy
Chrystusowej na miejscu wymazanego imienia jednostki niegodnej (zob. Obj.
3:5; Hebr. 12:23).
Ci, którzy uchwycili się kosztownych
obietnic i pragną pracować w winnicy, okazują przekonywujące dowody
spłodzenia z ducha,8 gdyż
umysł ludzki, nawet w stanie usprawiedliwienia, nie jest w stanie pojąć
głębokich rzeczy przygotowanych przez Boga dla tych, którzy poświęcili
<str. 223> się i zostali przyjęci (1 Kor. 2:6-16). Bóg zaś jest zbyt
miłosierny i zbyt sprawiedliwy, aby wzbudzał w sercu nadzieje, które nie
mogą być urzeczywistnione. Spłodzenie z ducha przez Słowo Prawdy oznacza
narodzenie do życia duchowego, chyba żeby ktoś jako spłodzony okazał się
niegodny – niewierny. „Przetoż nie odrzucajcie ufności waszej, która ma
wielką zapłatę.”
Jedenasta Godzina -
Mat. 20:1-16
Przypowieść ta zdaje się dostarczać szczególnej
lekcji dotyczącej naszego czasu. Robotnikami są gorliwe i poświęcone dzieci
Boże, które przez cały Wiek Ewangelii – „dzień” z przypowieści – wiernie
wykorzystują swój czas i energię, nie w służbie samemu sobie czy mamonie,
ale w służbie Bożej. Robotnicy wyobrażają więc tylko tych, którzy są
wierni, z których każdy otrzyma tę samą zapłatę – zaszczyty Królestwa,
symbolizowane przez „grosz”.
Ogólny charakter powołania i potrzeba
pracowników, ukazane są w fakcie czterokrotnego najmowania robotników –
wcześnie rano, o godzinie dziewiątej, w południe oraz o godzinie trzeciej po
południu. Jednakże tylko na początku udzielona była dokładna, wyraźna
informacja o wysokości wynagrodzenia – wtedy to gospodarz „umówił
się” z robotnikami, że będzie płacił jeden grosz za służbę. I tak, w
pierwotnym Kościele dokładnie rozumiano obietnicę Królestwa, która później
przeważnie nie była już zauważana ani wyraźnie głoszona. Żyjący członkowie
Kościoła Chrystusowego zatrudnieni w winnicy w dowolnym momencie
Wieku Ewangelii reprezentują wszystkich robotników. Szczególną cechą
tej przypowieści jest klasa pracowników przyjętych na służbę Panu o
„jedenastej [ostatniej] godzinie”, gdy praca tego dnia była już prawie
zakończona. Pragną oni zaangażować się na służbę Mistrza, jednakże zbyt
późno, po zakończeniu ogólnego <str. 224> powołania. Mówią oni: „Nikt
nas nie najął”, zgłosiliśmy się za późno, aby być przyjęci do służby na
warunkach powołania.
Odpowiedzią Mistrza jest wskazanie na „nie
zamknięte” jeszcze drzwi możliwości działania i cierpienia w Jego służbie.
Oznaką zamknięcia ich będzie nadejście „nocy, gdy żaden nie będzie mógł nic
sprawować”. Nie wspomina jednak nic o zapłacie, pomimo że innym,
wezwanym na warunkach ogólnego powołania, powiedział: „Co będzie
sprawiedliwego, dam wam”7 –
część zapłaty, na którą „zmówił się” na początku.
Podobnie w ciągu Wieku Ewangelii, nasz Pan przez
swych przedstawicieli w Kościele ustawicznie zapraszał wierzących, aby
zgłaszali się do Niego na służbę. Pełnia zapłaty – boska natura i królewska
chwała – została wyraźnie oznajmiona i zrozumiana jedynie na początku.
Później zaś, w ciągu całego wieku, pomimo wspominania o niej, nie była ona
jasno rozumiana z powodu wielkiego zboczenia z drogi Prawdy. Obecnie
znaleźliśmy się przy końcu ewangelicznego dnia służby – jest „jedenasta
godzina”. Przeminął już czas powołania robotników na ten dzień.
Jednakże obecnie stoją jeszcze niektórzy mówiąc: My nie zostaliśmy powołani
do pracy, „nas nikt nie najął”, nie dano nam obietnicy ani uzyskania pracy,
ani otrzymania nagrody po zakończeniu służby. Powołanie jest zakończone,
praca przypadająca na ten dzień prawie wykonana, i bez nas jest dosyć
robotników. Pan jednak nakazał nam jako jego przedstawicielom powiedzieć im:
„Idźcie i wy do winnicy”. Niczego wam nie obiecuję, gdyż ogólne powołanie
zakończyło się, nie ma wiele czasu, okres pracy dobiega już końca,
„nadchodzi noc, gdy żaden nie będzie mógł nic sprawować”, ale idźcie,
okażcie swą miłość i gorliwość, a sprawę zapłaty pozostawcie mojej
szczodrobliwości.
Tyle też możemy powiedzieć. Jedyną nadzieją,
której możemy się uchwycić, jest to, że wszyscy pracownicy naszego Mistrza
zawsze otrzymywali zapłatę daleko obfitszą, niż mogliby się spodziewać.
Wiemy <str. 225> także, iż niektóre miejsca pracy zostaną zwolnione przez
tych, co nie okazali się wiernymi, a korony dla nich odłożone będą dane
innym, którzy przez wierność i ofiarowanie samych siebie udowodnią, iż są
godni udziału w pracy i w nagrodzie.
Dlatego też, jeśli ktoś poznał i umiłował Pana
dopiero niedawno, a pragnie służyć Jemu i Jego Prawdzie, niech nie będzie
zniechęcony z powodu zakończenia się ogólnego powołania w 1881 roku. Jeśli
widzisz przed sobą otwarte „drzwi” sposobności ofiarowania się i
służby, wejdź w nie, lecz uczyń to szybko, gdyż ciemna noc gwałtownego
sprzeciwu wobec Prawdy wkrótce nas ogarnie i przeszkodzi ci w przyjęciu
służby. „Przyszedł poranek, także i noc.” „Przychodzi noc, gdy żaden nie
będzie mógł nic sprawować.” Gdy to się stanie, będziesz wiedział, że
„drzwi są zamknięte”, że wszystkie mądre panny weszły już do środka, że
wszyscy zostali wypróbowani, a wszystkie możliwe wolne miejsca zostały
zapełnione. Do tego czasu wszyscy szczególni „słudzy Boga” zostaną
„popieczętowani na czołach ich” (rozumowo docenią wartość Boskiego planu),
cztery wiatry zostaną uwolnione (Obj. 7:1-3), powodując powstanie wielkiego
„wichru” ucisku, w pośrodku którego reszta członków klasy Eliasza zostanie
„przemieniona” i wywyższona do chwały Królestwa.
Jakaż nauka kryje się tutaj dla tych, co
uczynili z Panem przymierze, aby tylko Jemu służyć, a jednak zaniedbują Jego
pracę, usiłując zdobyć przemijającą radość i nagrodę, którą daje świat i
poświęcając temu celowi swój czas, myśli i możliwości. Pan zachęca ich
mówiąc: „Bądź wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota”. „Kto
zwycięży [kto pokona w sobie ducha tego świata], ten będzie obleczony w
szaty białe i nie wymażę imienia jego z ksiąg żywota, ale wyznam imię
jego przed obliczem Ojca mojego i przed świętymi sługami jego.” „Trzymaj co
masz, aby nikt nie wziął korony twojej” – Obj. 2:10, 3:5,11. <str.
226>
Wynijdźmy – List do Żydów 13:13
pokojnym krokiem, z wolą niezłomną,
Wzgardzony, co głowy nie spuszcza nisko,
Wychodzi z miasta przez bramę ogromną,
Opuszcza ludzkiej pychy siedlisko
Wędrowiec. Tam zdąża, gdzie wąska jest droga,
Co wiedzie do życia, do szczęścia, do Boga.
Porzucił życie, bo żyć nie potrafił,
Z pleców swych złożył brzemię zbyt ciężkie,
Grzech, który duszę znękaną trapił,
Troski i smutki, i łzy niemęskie.
Nie jedną mu przyjdzie pokonać przeszkodę,
Lecz gdy zwycięży, otrzyma nagrodę.
Precz z bezczynnością, precz próżne sny!
W znojnym mozole trwać w trudach krzyża.
Nie zwalniać kroku idąc przez mgły
I nie uciekać, gdy bój się zbliża.
Porzucić chwałę doczesnej próżności,
Zaprzeć się, cierpieć, nie chować złości.
Nie płakać straty dobrego imienia,
Nie bać się hańby, szyderstw, pogardy,
Nie spuszczać głowy, gdy złe spojrzenia
Zapadną w serce jak kamień twardy.
Płacić miłością za złość i zawiść,
Za krzywdę kochać i błogosławić.
Niech wzrok w śnieżystych szczytach utkwiony
Wstecz się nie wraca do próżnych radości,
Nie patrzy ku żyznym równinom Sodomy,
Ku sławie, chwale egipskiej mądrości.
Niech babilońskie wierzby tułacze
Nie zwodzą serca swym rzewnym płaczem.
I cóż, że smutek, że ból doskwiera
Że serce drżące i ciało płonie.
Zza ciemnej chmury słońce wyziera.
Na białym koniu, w złotej koronie
Zbawca, ciemności władcę poniżył.
Noc przeminęła, dzień się przybliżył.
I jeszcze tylko chwila cierpienia
Oddziela chwałę od próby znoju.
Rok, dwa, pięć, więcej, nie ma znaczenia.
Mistrz jest obecny! Książę Pokoju!
Praca skończona, walka wygrana.
Wnijdź do radości, do domu Pana!
<str. 227>
1. Słowo „anioł” oznacza
posłaniec.
2. Od łac. infernus –
znajdujący się w dole, piekielny – przyp.tłum.
3. Stowarzyszenie Męskiej
Młodzieży Chrześcijańskiej, YMCA – przyp.tłum.
4. Z owych 400 mln, 280 mln
to rzymskokatolicy i grekokatolicy, a 120 mln to protestanci.
5. Tom I, str. 203.
6. Pisane w 1890 roku – przyp.tłum.
7. Najstarsze manuskrypty
greckie, Synaicki i Watykański w Mat. 20:7 pomijają słowa
„a co będzie sprawiedliwego, weźmiecie”.
8 Zob. Tom I, str. 226.
powrót do początku >>
Tom III
|