WYKŁAD III
DNI OCZEKIWANIA NA KRÓLESTWO – DANIEL XII.
Zarys dzieła Królestwa – Wielki rozwój
umiejętności i podróżowania charakterystyczny dla okresu oczekiwania –
Przewidywania Sir Izaaka Newtona co do podróżowania koleją – 1260 dni –
Rzeka z ust smoka – Rozpowszechnienie częściowo poprawnego zrozumienia wizji
przy zakończeniu 1290 dni – Rozczarowanie, próba i następstwa – 1335 dni –
Błogosławieństwo dla wiernie „oczekujących” – Nawiązanie do dni oczekiwania
w przypowieści naszego Pana o dziesięciu pannach.
ROZDZIAŁ jedenasty
proroctwa Daniela wskazywał na „Czas Końca”, zaś rozdział dwunasty zwraca
uwagę na Królestwo i mówi o oczekiwaniu, które miało poprzedzić jego
ustanowienie w „Czasie Końca”. W pierwszych trzech wersetach skrótowo
opisany jest wspaniały wynik Boskiego planu.
„Tego czasu [w tym
czasie] powstanie Michał, książę wielki, który się zastawia za synami ludu
twego; a będzie czas uciśnienia jakiego nie było, jako narody poczęły być,
aż do tego czasu; tego, mówię, czasu wyswobodzony będzie lud twój,
ktokolwiek znaleziony będzie napisany w księgach. A wiele z tych, którzy
śpią w prochu ziemi, ocucą się, jedni ku żywotowi wiecznemu, a drudzy na
pohańbienie i na wzgardę wieczną. Ale ci, którzy innych nauczają, świecić
się będą jako światłość na niebie [słońce – Mat. 13:43], a którzy wielu ku
sprawiedliwości przywodzą, jako gwiazdy na wieki wieczne.” <str. 62>
Opis tysiącletniego
panowania Mesjasza, zawarty w trzech wersetach, jest jeszcze bardziej
skrótowy i zarysowy – a mimo to zrozumiały – niż streszczenie 2300 lat
historii świata zamieszczone w jedenastym rozdziale. Niczego tu jednak nie
pominięto. Imieniem Michał (oznaczającym „któż jak Bóg” lub przedstawiciel
Boży) nazwany jest tu nasz wspaniały Odkupiciel, który istotnie jest wielkim
księciem naznaczonym przez Boga, aby zastawiał się i wyswobodził lud
Daniela, lud Boży, czyli wszystkich prawdziwie i szczerze miłujących Boga –
prawdziwych Izraelitów (Rzym. 9:6,25,26; Gal. 6:16). Wyswobodzi ich z
grzechu, nieświadomości, bólu i śmierci, a także od wszelkich prześladowań i
zasadzek organizowanych przez ślepych sług Szatana, którym w przeszłości
prawie udało się zgnębić lud Boży. Wszyscy, którzy znajdą się zapisani w
księdze żywota Baranka, będą wyswobodzeni na zawsze: tak ci, co zostali
zapisani jako godni w Wieku Żydowskim i Patriarchalnym, jak i zapisani w
ciągu Wieku Ewangelii oraz ci, którzy zostaną zapisani w Wieku Tysiąclecia.
Choć cały lud Boży (wszyscy, którzy poznawszy Boga, miłują Go i są Mu
posłuszni) będzie wyswobodzony, to jednak w szczególny sposób odnotowane są
stopnie chwały, jakie będą udzielone niektórym – zwycięzcom. Jest tam także
napisane, że prawdziwe charaktery niektórych wielkich postaci historycznych,
takich jak: Aleksander, Neron, Napoleon, cezarowie czy papieże, którzy przez
niewłaściwe używanie swych talentów miażdżyli i oślepiali świat, zostaną
rozpoznane, a ich właściciele w Wieku Tysiąclecia będą zawstydzeni i okryci
hańbą. To krótkie spojrzenie na Królestwo Chrystusa nie pomija także
wielkiego ucisku, który stanowić będzie początek jego panowania. Będzie to
czas ucisku, z którym nie można porównywać żadnej z minionych rewolucji.
Nawet Rewolucja Francuska była niewielkim doświadczeniem w porównaniu z tym
uciskiem. Będzie to czas uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły
być i jakiego nigdy nie będzie, gdyż wielki książę Michał nie tylko podbije
cały świat, ale Jego Królestwo będzie wieczne. Sprawiedliwość będzie gruntem
<str. 63> Jego stolicy, a przeważająca część tych, którzy raz zakosztują z
Jego przywilejów, nigdy już nie uzna niczego innego jak tylko Królestwo,
które będzie „pożądanym od wszystkich narodów”.
W tym miejscu kończy
się wątek proroctwa, a pozostałe wersety rozdziału mają na celu wprowadzenie
(nie dla Daniela i jego współsług w tamtym czasie, lecz dla dzieci Bożych,
współsług Daniela żyjących w Czasie Końca) pewnych okresów: 1260, 1290 i
1335 symbolicznych dni, dzięki którym we właściwym czasie możemy być
przekonani, że okres, w którym żyjemy, jest istotnie żniwem, czyli
„dokonaniem” Wieku Ewangelii.
Wysłuchawszy długiej
relacji o konfliktach między królestwami tego świata, a wreszcie na koniec o
triumfie Królestwa Bożego pod wodzą wielkiego księcia Michała, Daniel bardzo
pragnął dowiedzieć się, kiedy będzie wyswobodzony lud Boży. W
odpowiedzi jednak usłyszał (werset 4): „Ale ty, Danijelu! zamknij te słowa i
zapieczętuj tę księgę, aż do czasu naznaczonego;1 bo to [wtedy]
wiele ich przebieży,2 a rozmnoży się umiejętność”.
Pogląd wynikający z 11
rozdziału proroctwa Daniela, że Czas Końca rozpoczął się w 1799 roku, jest
potwierdzony tak przez ogólny rozwój umiejętności, jakiego doświadczamy, jak
i przez przepowiedziane bieganie tam i sam, czyli częste i szybkie
podróżowanie. Wszystko to miało miejsce w Czasie Końca. Pierwszy statek
parowy został uruchomiony w 1807 roku, pierwszy parowóz w 1831, pierwszy
telegraf w 1844. Dzisiaj tysiące ogromnych parowozów i statków parowych
przewozi we wszystkie strony, „tam i sam”, tłumy ludzi.
Sir Izaak Newton,
wybitny astronom XVII wieku, wykazał wielkie zainteresowanie powyższą
wypowiedzią proroka Daniela i wyraził przekonanie, że wypełnieniem tego
proroctwa będzie rozwój ludzkiej wiedzy, który prawdopodobnie umożliwi
podróżowanie z prędkością pięćdziesięciu mil na godzinę. <str. 64>
Voltaire, znany ateista
francuski, ustosunkowując się do tego stwierdzenia lekceważąco zauważył:
„A teraz spójrzmy na
potężny umysł Newtona, wielkiego filozofa, który odkrył prawo grawitacji;
gdy zestarzał się i zdziecinniał, zaczął badać książkę zwaną Biblią i aby
wzbudzić nasze zaufanie do jej bajecznych nonsensów, zmuszał nas, abyśmy
wierzyli, iż jeszcze nastąpi taki rozwój wiedzy ludzkiej, że w przyszłości
będziemy mogli podróżować z prędkością pięćdziesięciu mil na godzinę! Biedny
zdziecinniały starzec!”
Obaj zmarli na długo
przed spowodowanym przez Czas Końca fantastycznym rozwojem wiedzy, który
zaiste wypełnił oczekiwania chrześcijańskiego filozofa oparte na Boskim
objawieniu.
Rozmowa zapisana w
wersetach 5-7 nie dotyczyła Daniela, lecz dzieci Bożych żyjących w Czasie
Końca: „I widziałem ja, Danijel, a oto drudzy dwaj stali, jeden stąd nad
brzegiem rzeki [w tłumaczeniu Younga „potopu”], a drugi z onąd
nad drugim brzegiem rzeki. I rzekł do męża obleczonego w szatę lnianą, który
stał nad brzegiem onej rzeki: Kiedyż przyjdzie koniec tym dziwnym rzeczom? I
usłyszałem tego męża obleczonego w szatę lnianą, który stał nad wodą onej
rzeki, że podniósłszy prawicę swoję i lewicę swoję ku niebu przysiągł przez
Żyjącego na wieki, iż [koniec nastąpi] po zamierzonym czasie i po
zamierzonych czasach i po połowie czasu”.
Przedmiotem
szczególnego zapytania była „obrzydliwość spustoszenia” wspomniana w
rozdziale 11:31-33, którą słusznie Daniel skojarzył ze straszną postacią
ukazaną w poprzednich wizjach zapisanych w rozdziałach 7:8-11,21,24-26 i
8:10-12,24-26.
Wspomniane tutaj czas,
czasy i połowa czasu, czyli trzy i pół czasu, czy też roku (360 × 3 1/2
= 1260 dni, symboliczny czas – 1260 rzeczywistych lat), gdzie indziej
występują jako okres sprawowania władzy przez papiestwo (por. Dan. 7:25,
12:7 i Obj. 12:14 z Obj. <str. 65> 12:6, 13:5). „Rzeka”, w której, czy
raczej, w czasie której zakończyło się owe 1260 lat władzy papiestwa
(pokazane jest to przez anioła stojącego nad rzeką, oznajmiającego
koniec czasu), symbolizuje opisaną przez nas wcześniej sytuację w czasie
Rewolucji Francuskiej. Jest to ta sama rzeka co w Obj. 12:15,16, gdzie nieco
dokładniejszy opis wskazuje na to, że rzeka wychodziła z ust węża, czyli
smoka i że z punktu widzenia Szatana rzeczywistym celem jej wypuszczenia
było zmiażdżenie „niewiasty” (protestującego Kościoła Bożego), gdy dobiegały
końca trzy i pół czasu (1260 lat) jej ukrywania się na pustyni, a ona sama
nabierała znaczenia – występowała „podparłszy się [na ramieniu] miłego
swego” – Słowa Bożego (Pieśń Salomonowa 8:5).
Woda jest zwykle
symbolem Prawdy, a symbol ten zachowuje swoje znaczenie, nawet jeśli
mówi się, że wychodzi z ust smoka czy węża. W tym obrazie zawarta jest myśl,
że wydanie Prawdy nastąpi za pośrednictwem działania złych instytucji
i złych intencji. Tak też było w rzeczywistości. Moc Rewolucji Francuskiej
zasadzała się na fakcie, że u jej podstaw znajdowały się wielkie prawdy.
Dotyczyły one duchowieństwa, władzy królewskiej, praw jednostki i ogólnych
swobód. „prawa człowieka” były
rzeczywiście hasłem tej rewolty przeciwko uciskowi ze strony państwa i
kościoła. Biorąc pod uwagę niewiedzę, przesądy i służalstwo, którym od tak
dawna podlegali ludzie w tamtych czasach, zdziwienie musi wywoływać fakt, iż
prawdy dotyczące praw człowieka zostały już wtedy dostrzeżone i
sformułowane. Wiele z tych prawd, które przetaczały się przez Francję jak
„powódź”, zalewając ten kraj krwią, stanowi przecież obecnie ogólnie
przyjęte zasady wśród cywilizowanych narodów; naówczas były jednak zbyt
radykalne i zbyt gwałtownie wprowadzone.
Rzeczywiście proroctwo
jasno wykazuje, że skutki, które za sprawą Boskiej opatrzności wywołała
działalność Szatana, nie były jego zamiarem. Wprost przeciwnie, tak jak to
miało już miejsce w innych okolicznościach, Szatan <str. 66> przechytrzył
samego siebie. Nigdy przecież nie wypuściłby wód prawdy, aby błogosławić,
ożywiać i wypuszczać na wolność. Jego usiłowaniem zawsze było, aby oślepiać
oraz trzymać ludzkość w bezpiecznych więzach nieświadomości i przesądów. Ów
nagły zalew wodami (prawdy) był zamierzony, aby jako środek wymiotny
spowodował zwrócenie pochodzącego z Biblii pokarmu wolności już
wcześniej dostarczonego ludziom przez Reformację. Miał on zmusić przywódców
i nauczycieli do przeciwstawienia się Prawdzie z obawy przed anarchią.
Podżegając do rewolucji
we Francji Szatan zamierzał wywołać w Europie, szczególnie wśród klas
wpływowych, strach przed wolnością. Pragnął on na przykładzie Francji
zademonstrować, że gdzie zostaną obalone rzymskie przesądy i zapanuje
wolność, tam w ogóle nie będzie prawa i porządku. Był to mistrzowski cios,
godny autora tej polityki. Jak dowodzi proroctwo, był on zaplanowany, aby
zmiażdżyć „niewiastę” (zreformowany Kościół) i przywrócić pełną harmonię
między wszystkimi konserwatywnymi i miłującymi pokój siłami – tak władcami
jak i podwładnymi – a papiestwem. Niepowodzenie tego planu nie wynikało z
bezsilności pomysłodawcy, lecz z działania mocy Bożej opatrzności, dzięki
której wszystkie rzeczy pomagają ku dobremu.
Można zauważyć, że
Boski plan uchronienia „niewiasty” (kościoła) przed podstępami Szatana i
doprowadzenia do tego, aby zło miało dobre skutki, wypełnił się dokładnie
według przepowiedni sprzed siedemnastu stuleci: „Ale ziemia ratowała
niewiastę; i otworzyła usta swoje i wypiła rzekę, którą był wypuścił smok z
gęby swojej”. „Ziemia”, jak to już wcześniej wytłumaczono, symbolizuje
społeczeństwo – ludzi miłujących porządek. Jest faktem historycznym, że
rzeka Prawdy, która rozlała się po Francji – stawiając w stan oskarżenia
papiestwo i jego duchownych oraz monarchię i jej pasożytniczą arystokrację
jako czynniki w dużej mierze odpowiedzialne za nieświadomość, ubóstwo i
przesądy ludu – została <str. 67> wypita, czyli powszechnie przyjęta przez
narody europejskie (rzymską „ziemię”). Wypadki te poważnie zaniepokoiły
papiestwo i arystokrację, lecz jednocześnie zupełnie je skłóciły na skutek
działalności armii napoleońskiej i pozbawienia papiestwa dotychczasowych
wpływów. Gdy „mąż przeznaczenia” został ostatecznie pokonany, a władcy
Europy zawarli tak zwane „Święte Przymierze” w celu tłumienia swobód ludu i
zachowania swoich tronów, było już za późno, aby spętać lud, gdyż wypił on
rzekę wód i nie był już uległy. Było za późno, aby myśleć o przywróceniu
autorytetu okrutnie upokorzonemu papiestwu, którego klątwy rzucane na
Francuzów i ich wolność obróciły się przeciwko niemu samemu. Papieża
nawet nie poproszono o przyłączenie się do „Świętego Przymierza”,
a przecież nieco wcześniej byłby zapewne jego głową. W ten to sposób
„niewieście”, zreformowanemu i rozwijającemu się Kościołowi Bożemu, została
udzielona pomoc, która uchroniła ją przed zniszczeniem, a wolność i prawda
zyskały uznanie w oczach ludzi. Począwszy też od tego czasu duch wolności i
Słowo Boże prowadziły do większego światła i prawdy wszystkich, którzy byli
chętni, aby podążać w tym kierunku.
Oto „rzeka”, która
wyznaczała zarówno koniec władzy papieskiej, jak i początek Pańskiego „Dnia
Przygotowania”, czyli „Czasu Końca”. Nad nią to właśnie stał w wizji
posłaniec Pański, który obwieścił zakończenie czasu, czasów i połowy czasu,
a oświadczenie to było odpowiedzią na pytanie: „Kiedyż przyjdzie koniec tym
dziwnym rzeczom?” „Dziwnymi rzeczami” albo cudami, o których tu mowa, nie są
wydarzenia opisane w rozdziale 12:1-3, rozgrywające się w Królestwie Bożym.
One nie były dziwne, lecz oczekiwane. „Dziwne rzeczy” to uciski,
prześladowania i doświadczenia, którym podlegał święty lud Boży,
szczególnie na skutek działań organizowanych przez dziwną władzę, czyli
„róg” – papiestwo w czasie jego supremacji. O róg ten Daniel już wypytywał
wcześniej (Dan. <str. 68> 7:19-22). Jego pytanie brzmiało: Jak długo Bóg
będzie dozwalał na zdumiewające odstępstwa od Prawdy oraz zadziwiające
okłamywanie dzieci Bożych i narodów. W odpowiedzi podana jest długość okresu
władzy papieskiej i dokładny czas jej obalenia. Następnie czytamy: „Gdy [w
ten sposób] do szczętu rozproszy siłę3 ręki ludu świętego, tedy
się to wszystko [dziwne rzeczy] wypełni”.
W wersecie 5 napisane
jest, że Daniel ujrzał postacie po obu stronach „rzeki”, i że obie pytały,
kiedy przyjdzie koniec tym dziwnym rzeczom. Widzenie to zdaje się sugerować,
że nawet po ustaniu władzy papiestwa ludzie będą wątpić, czy rzeczywiście
moc prześladowania i niszczenia została rozproszona. I nie ma w tym nic
dziwnego, skoro już po obaleniu jego panowania, po „odjęciu od niego
władzy”, a nawet gdy już był niszczony, „róg” ten nie dalej jak w 1870
roku wypowiedział wielkie słowa dotyczące swej nieomylności. Daniel, który
wyobraża świętych, mówi (Dan. 7:11): „Tedym [po odjęciu władzy, gdy „róg”
nie miał już możliwości, aby rozpraszać Prawdę, siłę ludu świętego] się
przypatrywał, skoro się głos począł tych słów wielkich, które on róg
mówił; przypatrywałem się [nie otrzymał on władzy nad świętymi i nad Prawdą,
lecz oddziaływał w inny sposób] aż była ta bestia zabita i zginęło ciało
jej, a podane było na spalenie ogniem” – powszechną anarchią. Tak ukazane
jest zniszczenie pozostałości starego rządu Cesarstwa Rzymskiego, czego
powodem był zgubny wpływ papiestwa wytrwale głoszącego napuszone
oświadczenia, nawet po utracie władzy.
Skoro koniec okresu
papieskiej władzy został jasno określony przez Rewolucję Francuską, oraz
przez wydarzenia zapisane w rozdziale 11:40-44, które wskazują szczególnie
na rok 1799, możemy szybko odmierzyć 1260 lat wstecz, aby stwierdzić, czy
miał wtedy miejsce początek władzy papieskiej. Jeżeli okaże się, że tak
było, nasz dowód dla potrzeb wiary będzie wystarczająco jasny i mocny.
Sprawdźmy więc. <str. 69>
Cofając się 1260 lat
wstecz od roku 1799 otrzymujemy rok 539, kiedy to, jak wykażemy, rozpoczęło
się panowanie papiestwa. System ten był jednak gęstą mieszaniną sił państwa
i duchowieństwa, a zapoczątkowanie jego władzy, tak jak i zakończenie, było
niepozornym procesem. Na temat początku i końca tego systemu panują więc
rozmaite poglądy i każdy z nich mógłby się wydawać możliwy do przyjęcia i
uzasadniony, zanim nie dowiemy się o ustanowionych przez Boga datach
powstania i upadku systemu papieskiego i nie przekonamy się o ścisłej
poprawności tego poglądu. Papiestwo rościło sobie pretensję do dominowania
tak w sprawach kościoła, jak i państwa i mieszało się do polityki, zanim
jeszcze zostało uznane przez swych przeciwników. Nawet po okresie, w którym,
jak wskazywało proroctwo, jego moc była złamana i rozpoczęło się jego
wytracanie, usiłowało ono sprawować cywilną władzę, a nawet ogłosiło, że
jego głowa jest nieomylna. Gdy jednak Rewolucja Francuska rozwiała urok
zabobonnej czci, papiestwo nie zostało już uznane przez Włochów z prowincji
Romagna. Nawet jeśli niekiedy między rewolucjami papież był teoretycznym
władcą Państwa Papieskiego, traktowano go jako obcego najeźdźcę,
przedstawiciela Austrii lub Francji, gdyż wojska tych państw stanowiły
ochronę jego urzędu.
Wiedząc zatem, że 1260
lat rozpoczyna się w 539 r. n.e., odkryjemy coś, czego inaczej byśmy nie
dostrzegli. Sami papiści są raczej skłonni datować początek swej władzy albo
od nawrócenia Konstantyna, a więc pozornej chrystianizacji Cesarstwa
Rzymskiego w 328 r. n.e., albo też od nadania kościołowi Państwa Papieskiego
przez Karola Wielkiego w 800 r. n.e.. Fakty świadczą jednak, iż Konstantyn w
żadnym sensie nie uznał prawa kościoła do sprawowania władzy świeckiej.
Wprost przeciwnie, to raczej chrześcijaństwo, choć było przez niego
faworyzowane, uznało cesarza co najmniej za swego współwładcę, tak że
cesarz zwoływał sobory i wtrącał się w sprawy kościoła. Data 539 r. n.e.,
wskazana przez proroczą miarę 1260 lat, stanowi mniej więcej środek pomiędzy
<str. 70> unią kościoła i Cesarstwa w 328 r. n.e. a całkowitym uznaniem
kościoła za władzę nadrzędną – wykonawcę tak świeckiej, jak i religijnej
władzy, czego dokonał w 800 r. n.e. Karol Wielki.
Od czasów Konstantyna
biskupi Rzymu zajmowali w świecie najwyższe stanowisko i już wkrótce potem
zaczęli rościć sobie prawo do panowania nad wszystkimi – tak w kościele, jak
i w świecie – twierdząc, że ktoś musi być uznany za władzę, czyli
głowę kościoła, i że biskup Rzymu jest najwłaściwszym kandydatem na to
stanowisko. Twierdzili oni, że i Piotr, i Paweł mieszkali w Rzymie i że w
ten sposób Rzym został ustanowiony siedzibą władzy apostolskiej. Uważali
też, iż na skutek zajmowanej przez to miasto pozycji wielowiekowej siedziby
cezarów i władzy świeckiej cieszy się ono wśród ludzi autorytetem.
Owe argumenty
przemawiające za supremacją Rzymu nie były wcale chętnie uznawane. Żywy był
duch rywalizacji, a inni biskupi wielkich miast także uważali, że mają prawo
do supremacji w tym czy w innym zakresie. Dopiero w 533 r. n.e. biskup Rzymu
został w tym zakresie uznany przez cesarza Justyniana I. Miało to związek z
ożywioną dyskusją religijną, w której cesarz stanął po stronie biskupa
Rzymu, uznając Maryję Pannę za godną czci, a sprzeciwiając się Eutychianom i
Nestorianom w sprawie rozgraniczenia albo łączenia natur w osobie Pana
Jezusa. Cesarz obawiał się, że dyskusja ta mogłaby podzielić
chrześcijaństwo, a co za tym idzie i Cesarstwo, które pragnął zjednoczyć na
mocnych fundamentach; już bowiem w tamtych czasach kościół nominalny i
Cesarstwo były jednym i tym samym – „chrześcijaństwem”. Justynian pragnąc
wyegzekwować swą władzę w zakresie prawa do rozstrzygnięcia tej dyskusji i
nakazania ludziom, jakie mają być ich przekonania, uznał, że biskup Rzymu
był wtedy najpopularniejszym wśród ubiegających się o prymat (papiestwo lub
przywództwo), a także, iż był on jednym z najbardziej „ortodoksyjnych”,
czyli najbliższych poglądom <str. 71> cesarza w dyskutowanych zagadnieniach.
W swych dokumentach nie tylko potępił on Eutychian i Nestorian, lecz
tytułując biskupa Rzymu głową wszystkich świętych kościołów i
wszystkich świętych kapłanów Bożych, uznał go i wyrażał pragnienie poparcia
papiestwa w tłumieniu herezji i zaprowadzaniu jedności w kościele.
W związku z tym
edyktem cesarz tak zwraca się do papieża Jana, patriarchy Rzymu:4
„Zwycięski Justynian,
pobożny, szczęśliwy, sławny, triumfator, zawsze czcigodny, do Jana,
najświętszego Arcybiskupa błogosławionego miasta Rzymu i Patriarchy.
Oddając cześć stolicy
apostolskiej i waszej świątobliwości (co zawsze było i jest naszym
życzeniem) i uwielbiając waszą wielebność, jak przystoi ojca, pośpieszyliśmy
donieść uwadze waszej świątobliwości o wszystkim, co dotyczy położenia
kościołów, ponieważ zawsze bardzo pragnęliśmy strzec jedności waszej
apostolskiej stolicy i pozycji świętych Bożych kościołów, która dotychczas
jest mocna i trwa pośród niepokojów, nie ulegając <str. 72> żadnym
przeciwnościom. Dlatego też pośpieszyliśmy, by zjednoczyć i poddać stolicy
waszej świątobliwości wszystkich kapłanów całego wschodniego obszaru.
Obecnie więc uznaliśmy za konieczne, aby sprawy, które zostały naruszone,
dotarły do uwagi waszej świątobliwości (chociaż są powszechnie znane i
niewątpliwe, jak też zawsze pilnie strzeżone i podawane przez wszystkich
kapłanów według nauki waszej apostolskiej stolicy). Nie pozwalamy bowiem,
aby cokolwiek, co dotyczy położenia kościołów, chociaż byłoby oczywiste i
niewątpliwe, jeśli zostałoby naruszone, nie stało się natychmiast wiadome
waszej świątobliwości, która jest głową wszystkich świętych kościołów. We
wszystkim bowiem (jak zostało powiedziane) staramy się, aby wzrósł honor i
autorytet waszej stolicy.”
Następnie list wspomina
o kilku wzbudzających niepokoje poglądach uznanych za heretyckie i wyraża
zgodność wiary cesarza z poglądami kościoła rzymskiego. List kończy się w
ten sposób:5 <str. 73>
„Popieramy bowiem
cztery święte sobory, to jest: trzystu osiemnastu świętych ojców, którzy
zebrali się w mieście Nicei [sobór Nicejski], oraz stu pięćdziesięciu
świętych ojców, którzy zgromadzili się w tym królewskim mieście [sobór w
Konstantynopolu], jak też świętych ojców, którzy zebrali się najpierw w
Efezie [Sobór Efeski], i świętych ojców, którzy zjechali do Chalcedonu
[sobór Chalcedoński]: tak jak uczy i podaje wasza apostolska stolica.
Wszyscy więc kapłani, podążając za nauką waszej apostolskiej stolicy, w ten
sposób wierzą i głoszą. Pospieszyliśmy przeto powiadomić o tym waszą
świątobliwość przez Hypatiusza i Demetriusza, przewielebnych biskupów, aby
nie były nieznane waszej świątobliwości rzeczy [doktryny], które błędnie i
na sposób żydowski zostały wypaczone przez niektórych zakonników, według
wiarołomstwa Nestoriusza. Pragniemy więc waszej ojcowskiej przychylności,
[prosząc] abyście przez list przeznaczony dla nas i dla najświętszego
biskupa tego błogosławionego miasta oraz dla waszego brata, patriarchy
(ponieważ również i on za pośrednictwem tychże samych napisał do waszej
świątobliwości), oznajmili nam to, że wasza świątobliwość uznaje to, o czym
słusznie mówią nakazy, i potępia wiarołomstwo tych, którzy po żydowsku
ośmielili się odtrącić prawdziwą wiarę. W ten sposób bowiem wzrośnie większa
miłość wszystkich względem was i autorytet waszej stolicy, a jedność
świętych kościołów, która jest przy was, pozostanie niezmącona, kiedy za
waszym pośrednictwem wszyscy przewielebni biskupi dowiedzą się o czystej
nauce waszej świątobliwości względem tego, z czym się do Was odwołujemy.
Prosimy zatem waszą wielebność o modlitwę za nami i zjednanie nam
opatrzności Bożej.”
Papież Jan odpowiedział
na to listem z 24 marca Roku Pańskiego 534.6 <str. 74>
Przy tej samej
okazji cesarz napisał do patriarchy Konstantynopola. Cytujemy pierwszy ustęp
z tego listu:7
„Do
Epifaniusza, najświętszego i najłaskawszego Arcybiskupa tego Królewskiego
Miasta, i Powszechnego Patriarchy.
Pragnąc, by wasza
świątobliwość wiedziała o wszystkim, co dotyczy spraw kościelnych, uznaliśmy
za konieczne posłużyć się tymi kościelnymi sprawozdaniami i przez nie
powiadomić waszą świątobliwość o zamęcie, jaki powstał, chociaż jesteśmy
przekonani, że i te rzeczy są jej znane. Skoro więc dowiedzieliśmy się, iż
niektórzy dalecy są od świętego, katolickiego i apostolskiego kościoła i
postępują za błędem bezbożnego Nestoriusza i Eutychesa, obwieściliśmy jak
dotąd edykt (o czym także waszej świątobliwości wiadomo), przez który
potępiliśmy szaleństwa heretyków, tak iż w żaden zgoła sposób nie
zmieniliśmy, nie zmienimy, ani nie przewyższymy należnej kościołowi pozycji,
która dotychczas ciągle, przy Boskiej pomocy, była zachowywana (o czym
również wie wasza świątobliwość), <str. 75> lecz w każdym względzie
zachowaliśmy stan jedności najświętszych kościołów z jego
Najwyższą Świątobliwością Papieżem
starego Rzymu, do którego napisaliśmy podobnie. Nie pozwalamy bowiem,
aby cokolwiek z tego, co dotyczy kościelnictwa, pozostało nieznane
Jego Wielebności, ponieważ
jest on głową wszystkich najświętszych Bożych kapłanów, zwłaszcza że ile
razy na tych terenach kiełkowali heretycy, byli poskramiani [dosł. odcinani,
jak pędy drzewa] zarówno poprzez orzeczenie jak i sprawiedliwy sąd jego
czcigodnej stolicy.”
Listy, z których
fragmenty cytujemy, można wraz z Edyktem Justyniana8 przeczytać w
całości w Tomie Prawa Cywilnego, Codocis lib. I tit. i.
To pierwsze oficjalne
uznanie roszczeń papiestwa zostało w sposób bardziej dobitny potwierdzone
przez cesarza Focjusza i jego następców.
Uznanie papieża za
władcę, kapłana-cesarza, nie było jednak na razie niczym więcej jak tylko
pustą nazwą. Justynian znajdował się daleko od <str. 76> Rzymu, a jego
stolicą był Konstantynopol. Rzym jak i cała Italia znajdowały się pod
panowaniem innego królestwa – Ostrogotów, którzy nie uznawali prymatu
papieskiego biskupa Rzymu, gdyż z wyznania byli w przeważającej części
arianami.9 Przeto wywyższenie i przywileje papiestwa nabrały mocy
dopiero po upadku monarchii Ostrogotów, wcześniej były tylko cesarskim
życzeniem, pustą nazwą. Rzeczywiście, jakby według wcześniej przygotowanego
planu, cesarz natychmiast (w 534 r. n.e.) wysłał do Italii Belisariusza na
czele armii i po sześciu latach od uznania papieża przez cesarza, władza
Ostrogotów została pokonana, a ich król Vitiges i kwiat jego armii zostali
rzuceni wraz z trofeami do stóp Justyniana. Miało to miejsce w 539 r. n.e.,
a zatem od tego właśnie momentu należy liczyć „postawienie
obrzydliwości spustoszenia”. Taki był mały początek papiestwa. Wtedy to
właśnie mały, osobliwy „róg” wspomniany w proroctwie Daniela (Dan.
7:8,11,20-22,25) począł wyrastać na rzymskiej bestii. Zaczął się on formować
albo zapuszczać korzenie o dwieście lat wcześniej, a dwieście lat po
niepozornym pojawieniu się był już „na wejrzeniu większy nad inne rogi” –
autorytety i władze na terytorium starego Imperium. Poczęły się rozwijać
jego oczy i usta, mówiące wielkie, napuszone słowa, wywyższał się ponad inne
rogi twierdząc, że ma do tego Boskie upoważnienie.
Prorok napisał, że trzy
rogi będą wyłamane, czyli wypadną, aby dać miejsce, przygotować drogę dla
osobliwego „rogu”, czyli władzy. Tak się też stało. Konstantyn wybudował
Konstantynopol i przeniósł do niego swoją stolicę. Była to korzystna
sytuacja dla rozwoju papiestwa w stolicy cezarów, lecz samemu Imperium nie
przyniosła ona pożytku. Wkrótce okazało się celowym podzielić Cesarstwo i
tak Italia znana była <str. 77> odtąd jako Cesarstwo Zachodnie, którego
siedzibą i stolicą była Rawenna. Był to jeden ze wspomnianych „rogów”, który
upadł w roku 476 n.e. za sprawą Herulów, innego z rogów, który osadził się
na ruinach poprzednika. Jako następne pojawiło się Królestwo Ostrogotów,
kolejny „róg”, który obalił Herulów i w roku 489 n.e. objął we władanie
Italię. Jak już dowiedzieliśmy się, to właśnie w okresie sprawowania władzy
przez ten „róg” (trzeci, który musiał być wyłamany, aby przygotować drogę
dla rogu papieskiego) prymat papieża został uznany przez Justyniana i na
jego rozkaz, na skutek działania jego generałów i armii, róg ten został
wyłamany. Wiemy też, że wyłamanie to było konieczne ze względu na rozwój
osobliwego panowania papieskiego łączącego władzę polityczną z religijną –
osobliwego „rogu”, który różnił się od innych. Istotnie niewykluczone, że
papiestwo potajemnie sprzyjało upadkowi każdego z tych „rogów”, czyli władz,
mając w ten sposób nadzieję otworzyć sobie drogę do wywyższenia i tak się
ostatecznie stało.
Wraz z obaleniem
Ostrogotów za władcę Italii uznano na pewien czas cesarza rzymskiego,
którego reprezentantami byli egzarchowie. Skoro jednak ich stolicą była
Rawenna, a nie Rzym i skoro uznali oni papieża w sposób, o którym była mowa,
to wynika z tego, że od 539 r. n.e. za naczelną władzę w mieście Rzym było
uznawane papiestwo. Od tego też momentu (kiedy zostało „postawione”) poczęło
rosnąć i odnosić sukcesy jako „róg”, czyli władza wśród innych
„rogów” wyobrażających uprzednią zjednoczoną władzę Rzymu. Sytuacja, w
której Italia, a szczególnie Rzym były nękane najazdami z północy, a podatki
nakładane przez różnego rodzaju panów były cięższe niż kiedykolwiek,
sprzyjała zerwaniu politycznej zależności od cesarskiej władzy w
Konstantynopolu. Władcy kościelni, którzy zawsze byli na miejscu, mówili tym
samym językiem co lud, mieli udział w ich zyskach i stratach, chętnie
zostali uznani <str. 78> przez ludzi za doradców, obrońców i władców miasta
Rzym i okolic.
Justynian, uznając
prymat biskupa rzymskiego nad innymi patriarchami, miał oczywiście na celu
pozyskanie jego współpracy w czekającej go wojnie z Ostrogotami w celu
odzyskania Italii jako części Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego. Wpływ
papieża i kościoła był bowiem na tyle znaczący, że pozyskanie ich poparcia w
tej wojnie stanowiło już na samym jej początku połowę zwycięstwa.
Goci powstali przeciwko
Cesarstwu i zdobyli Rzym, jednak nie zdołali na nowo ustanowić w nim swego
panowania, a więc jedynym rządem w Rzymie były władze kościelne. Także
Królestwo Longobardów, które wkrótce objęło swym zasięgiem większość Italii
i nawet obaliło panowanie Cesarstwa Wschodniego oddane przez Justyniana w
ręce egzarchów, uznało jednak, co należy podkreślić, autorytet papiestwa w
Rzymie. Dopiero przy końcu istnienia tego królestwa, w VIII wieku, podjęte
były pierwsze poważne próby podważenia autorytetu papieża. Opis tych
wydarzeń utwierdza jednak w przekonaniu, że papieże byli prawdziwymi
władcami Rzymu; sami twierdzili, iż są „następcami cezarów” – „cezarami
duchowymi” – choć kiedy to było dla nich wygodne, uznawali zwierzchność
rządu w Konstantynopolu. Kiedy jednak Longobardowie usiłowali zagarnąć Rzym
dla siebie, papież zwrócił się do francuskiego króla, aby udzielił
poparcia kościołowi (papiestwu) i pomógł mu utrzymać kontrolę, którą od
dawna nieprzerwanie sprawował nad tak zwanym „Dziedzictwem Piotrowym”,
nadanym mu, jak twierdzili papiści,10 przez Konstantyna jako
zwierzchność nad kościołem. <str. 79>
Francuscy królowie,
kolejno: Pepin i Karol Wielki udzielali swej armii dla ochrony papieskiego
panowania i pokonali Longobardów. Wspominaliśmy już wcześniej, że do
posiadanych już przez papiestwo od 539 roku Rzymu i okolic, Karol Wielki w
800 r. n.e. dołączył kilka prowincji, które złożyły się na tak zwane
„Prowincje Papieskie”. Tak więc królestwo, czyli „róg” Longobardów, nie
przeszkodziło, ani nie zajęło miejsca, jak przypuszczają niektórzy, „rogu”
papieskiego, choć nieraz go uciskało.
O ataku Longobardów na
Rzym Gibbon pisze:
„Pamiętny przykład
pokuty i pobożności zostawił Lutiprand, król Longobardów. Uzbrojony
zdobywca, stojąc już w bramach Watykanu, usłuchał wezwania Grzegorza I.
Wycofał swoje wojska, zrezygnował z podboju i z pełnym szacunkiem wszedł do
kościoła św. Piotra. Po odmówieniu modlitw złożył na grobie apostoła swój
miecz, sztylet, zbroję, płaszcz, srebrny krzyż i złotą koronę”. Natomiast
„jego następca Astolf oświadczył, iż jest wrogiem zarówno Cesarstwa jak i
papieża. (…) Wezwał Rzym, aby uznał zwycięskiego Longobarda za swego
prawowitego suwerena. Rzymianie wahali się, błagali, ubolewali, a groźni
barbarzyńcy byli powstrzymywani zbrojnie i układami, aż papież
pozyskał przyjaźń sprzymierzeńca i mściciela zza Alp”.
Papież (Stefan III)
pojechał do Francji i udało mu się uzyskać niezbędną pomoc. Powrócił więc,
pisze Gibbon, jako zwycięzca na czele armii francuskiej, którą osobiście
dowodził król (Pepin). Longobardowie po niewielkim oporze zgodzili się na
haniebny pokój i przyrzekli przywrócić stan posiadania rzymskiego
kościoła oraz uznać jego świętość.
Jako przykład roszczeń
papieży i takiego rodzaju władzy, dzięki której nie tylko twierdzili oni, że
mają prawo do panowania, ale istotnie panowali, zacytujemy z Gibbona list
papieża Stefana III <str. 80> wysłany w tym czasie do króla Francji. Zaraz
po odesłaniu armii francuskiej Longobardowie ponownie zaatakowali Rzym, a
papież znów prosił o pomoc. Pisał on w imieniu św. Piotra:
„Apostoł zapewnia swych
adoptowanych synów, króla, kler i szlachtę francuską, że będąc umarłym
według ciała, wciąż żyje duchem; że należy być posłusznym temu
głosowi założyciela i opiekuna rzymskiego kościoła; że Maryja Panna,
aniołowie, święci, męczennicy i wszystkie zastępy niebieskie jednomyślnie
popierają prośbę i potwierdzają swe zobowiązania, że ukoronują
pobożne przedsięwzięcie bogactwem, zwycięstwem i rajem, natomiast karą za
lekceważenie będzie wieczne potępienie dla tych, którzy by pozwolili,
aby jego grób, świątynie i lud wpadł w ręce wiarołomnych Longobardów”.
Gibbon dodaje: „Druga wyprawa Pepina była nie mniej pospieszna i udana jak
pierwsza. Św. Piotr był zadowolony; Rzym został ponownie uratowany”.
Ów początek
panowania papiestwa nie był jawny, niemniej jednak ważne jest, aby go
zdecydowanie uznać. Wymaga on, jak się wydaję, dokonanego powyżej wyraźnego
zaznaczenia. Kontynuując nasz dowód, że rok 539 n.e. był wskazany przez
proroctwo, cytujemy potwierdzające świadectwo pisarza
rzymskokatolickiego:
„Po upadku Zachodniego
Cesarstwa Rzymskiego zwiększył się wpływ papieży na politykę w Italii.
Papiestwo musiało przecież wziąć pod swoją opiekę nieszczęsne kraje, a
szczególnie Rzym i okolice, które często zmieniały właścicieli i były
ustawicznie narażone na napaści prymitywnych i brutalnych najeźdźców.
Następcy Piotra byli żywo zainteresowani pomyślnością mieszkańców Italii,
lekceważonych przez cesarzy Wschodniego Imperium, którzy przecież ciągle
rościli sobie prawo do sprawowania władzy na tym terenie. Sytuacja
mieszkańców nie poprawiła się nawet po zdobyciu przez Justyniana I części
Italii [w 539 r. n.e.] i zamienieniu jej w grecką prowincję. Cesarze
bizantyjscy potrafili jedynie wyczerpać podatkami poddanych <str. 81>
egzarchatu z Rawenny, ale w żaden sposób nie byli w stanie zapewnić
koniecznej ochrony.
W tych warunkach (…)
cesarze (…) całkowicie utracili rzeczywistą władzę i tylko
formalnie byli zwierzchnikami rządu. Tymczasem papieże, powodowani
potrzebą chwili, weszli praktycznie w posiadanie prymatu nad rzymskim
dominium. (…) Ten naturalny rezultat szlachetnego wysiłku został
później uznany za prawne nabycie [przez Pepina i Karola Wielkiego].
(…) Pepin, jak określali to współcześni mu pisarze, ‘przywrócił’
Stolicy Apostolskiej zdobyte tereny. To nadanie, czyli zwrot,
przywłaszczonych dóbr dokonane przez Pepina zostało potwierdzone, a nawet
rozszerzone przez jego syna Karola Wielkiego, który w roku 774 n.e. położył
kres panowaniu Longobardów w Italii. W ten legalny sposób
doczesna władza i suwerenność papieży
zostały stopniowo ustanowione, dzięki działaniu boskiej
opatrzności”.
Powyższe cytaty
pochodzą z książki „The History of the Catholic Church” [„Historia Kościoła
Katolickiego”] H. Brueck, D.D., Tom I, str. 250, 251, która jest
standardowym podręcznikiem wśród rzymskokatolików, używanym w ich uczelniach
i seminariach i zatwierdzonym przez dostojników papieskich. A zatem
świadectwo to dotyczące stopniowego uzyskiwania przez papiestwo
doczesnej władzy oraz wskazujące na czas, w którym okoliczności
sprzyjały zapoczątkowaniu tego procesu, przedstawia szczególną wartość.
Dowodzi ono, że upadek Królestwa Ostrogotów w roku 539 n.e. stanowił, według
oczywistego wskazania proroczej miary (1260 lat), ściśle określony punkt
czasowy, w którym został „postawiony” pustoszący i obrzydliwy, z
Bożego punktu widzenia, system.
Ten sam sposób
rozumowania, który wyraźnie wskazuje, że papiestwo posiadało władzę jeszcze
przed czasami Karola Wielkiego, prezentuje inne katolickie dzieło,
The Chair of St. Peter [„Stolica Piotrowa”] w rozdziale „Rozwój władzy
doczesnej” (str. 173): „Formalnie władzę nad Rzymem sprawował patrycjat
mianowany przez cesarza, lecz w rzeczywistości, na skutek
sprzyjających okoliczności, papieże stali się nadrzędnymi panami miasta”. Na
dowód, że posiadali oni autorytet i przywództwo autor cytuje historyczne
przykłady władzy papieży i bezsilności <str. 82> nominalnych władców.
Wspomina on papieża Grzegorza Wielkiego (590 r. n.e. – zaledwie pięćdziesiąt
lat po „postawieniu” papiestwa) jako przykład władzy posiadanej już wtedy
przez papieży:
„On to mianował
Leoncjusza gubernatorem Nepi w Etrurii, nakazując mieszkańcom, aby byli mu
posłuszni jak samemu papieżowi. Potem znów wyznaczył on Konstancjusza do
objęcia ważnego urzędu gubernatora Neapolu. Następnie zaś napisał do
biskupów w sprawie obrony i aprowizacji podległych im miast, wydając
rozkazy dowódcom wojsk (…) Słowem, stał się on rzeczywistym władcą
i obrońcą Italii. Miał zatem pełne prawo powiedzieć: ‘Ktokolwiek zajmuje
moje miejsce jako pasterz, musi poważnie zająć się sprawami zagranicznymi i
często trudno powiedzieć, czy spełnia funkcję pasterza, czy też doczesnego
księcia’.”
Oto do jakich rozmiarów
doszła władza doczesna papieży zaledwie pięćdziesiąt lat po małym początku w
539 r. n.e. Możemy więc czuć się pewni, że tak początek, jak i koniec 1260
lat – czasu, czasów i połowy czasu – są wyraźnie wyznaczone.
Daniel zrozumiał, że
tak wyznaczony kres panowania obrzydliwości pustoszącej kościół i
wyniszczającej Prawdę – siłę ludu Bożego, nie będzie równoznaczny z
wkroczeniem w Królestwo Michała (Chrystusa), ani z wywyższeniem władzy
świętych, lecz jedynie zapewni im uwolnienie od prześladowców. Ciągle jednak
nie było to zrozumienie, którego pragnął: „A gdym ja to słyszał, a [ciągle]
nie rozumiałem, rzekłem: Panie mój! cóż za koniec będzie tych rzeczy [albo
„co nastąpi potem”]? Tedy rzekł: Idź Danijelu! [byłoby dla ciebie
niepotrzebne próbować zrozumieć te zagadnienia] bo zawarte i zapieczętowane
są te słowa aż do czasu zamierzonego. A od tego czasu, którego odjęta będzie
ofiara ustawiczna, a postawiona będzie obrzydliwość spustoszenia [539
r. n.e.], będzie dni [lat] tysiąc, dwieście i dziewięćdziesiąt. [Wtedy]
Oczyszczonych [odłączonych] i wybielonych, i doświadczonych11 wiele
będzie, <str. 83> a niezbożni niezbożnie czynić będą; nadto wszyscy
niezbożni nie zrozumieją, ale mądrzy [wtedy] zrozumieją.12 [Ach!]
Błogosławiony, kto doczeka a dojdzie do tysiąca trzech set trzydziestu i
pięciu [1335] dni. Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i
spoczniesz, i powstaniesz do swojego losu [udziału, nagrody] u kresu dni”13 –
Dan. 12:8-13.
Uważny badacz
spostrzeże, iż owe 1290 i 1335 proroczych dni, a literalnych lat, mają ten
sam moment początkowy co 1260 lat papieskiej władzy niszczenia, to jest
„postawienie” obrzydliwości spustoszenia w 539 r. n.e. Jeśli mamy wspomniane
dwa wydarzenia zachodzące w różnym czasie, jak w tym przypadku – odjęcie
ofiary „ustawicznej” i postawienie obrzydliwości spustoszenia,
to zawsze musimy rozpoczynać liczenie od momentu, gdy obydwa z nich
stały się już faktem. W następnym rozdziale wykażemy, że odjęcie ofiary
ustawicznej nastąpiło na jakiś czas przed postawieniem obrzydliwości w 539
r. Była to wręcz przyczyna użycia nazwy „obrzydliwość”. Powinniśmy więc
wiązać „postawienie” obrzydliwości z późniejszym z tych dwóch wydarzeń.
Zauważmy dalej, że obie
te miary dane są jako odpowiedź na pytanie Daniela, co stanie się ze
świętymi Bożymi po uwolnieniu ich mocy (Prawdy) spod miażdżącej władzy
papiestwa (tj. po 1799 roku), a przed ustanowieniem Królestwa Mesjasza –
Michała. W odpowiedzi Daniel usłyszał, że w zasadzie nie musi pragnąć
zrozumienia tego, co napisze, lecz że w trzydzieści lat po
rozpoczęciu Czasu Końca (1260 + 30 = 1290) zacznie się dzieło oczyszczania,
wybielania i doświadczania ludu świętego, w związku z którym mądrym spośród
doświadczonych, wybielonych i odłączonych dane będzie zrozumieć to
proroctwo. Jednocześnie wiedza ta będzie obwieszczona w taki sposób, że
niepobożni i nieczyści nie przyjmą jej, ani <str. 84> w nią nie uwierzą.
Dalszy ciąg dowodzi, że owo właściwe zrozumienie wizji będzie dalekie
od doskonałości. Będzie mu brakowało podstawowych elementów aż do czasu, gdy
upłynie następne 45 lat (1290 + 45 = 1335), czyli 75 lat od rozpoczęcia
Czasu Końca w 1799 r. n.e. (1260 + 75 = 1335). Wyraźnie wskazuje na to
hebrajski tekst, przedstawiając tę sytuację tak, jakby strażnicy, którzy już
coś dojrzeli, nadal cierpliwie oczekiwali, aż do momentu, gdy nagle (gdy
upłynęło „1335 dni”) ujrzeli widok pełny i przejrzysty, daleko ponad to,
czego się spodziewali. „Ach! błogosławiony ten”.
Licząc od 539 r. n.e.,
1290 symbolicznych dni skończyło się w roku 1829, a 1335 dni – przy końcu
1874 roku. Niechaj czytelnik sam dokładnie osądzi, jak dokładnie daty te
wyznaczają czas zrozumienia wizji i wszystkich proroctw związanych z Czasem
Końca, a także moment rozpoczęcia procesu oddzielania, wybielania i
doświadczania przez ogień, doprowadzającego dzieci Boże do właściwego
dzieciom pokornego i ufnego stanu serca i umysłu, niezbędnego, aby docenić i
zrozumieć przeprowadzane przez Boga dzieło, według zaplanowanego przez Niego
czasu i sposobu.
W 1844 roku miał
swoją kulminację ruch, którego uczestnicy i wtedy, i później zwani byli „Wtórymi
Adwentystami” lub „Millerytami”, gdyż oczekiwali na wtóre przyjście14 Chrystusa,
a pan William Miller był przywódcą i inicjatorem tej grupy. Ruch, który
rozpoczął się około 1829 roku, jeszcze przed 1844 r. (kiedy to spodziewano
się powrotu naszego Pana), wzbudził zainteresowanie wśród wszystkich grup
chrześcijańskich, szczególnie we wschodnich i środkowych stanach Ameryki
Północnej. Na długo przedtem prof. Bengel z Tübingen w Niemczech zaczął
zwracać uwagę na proroctwa i na nadchodzące Królestwo Mesjasza, zaś wybitny
misjonarz Wolff głosił to samo w Azji. Głównym ośrodkiem tego ruchu była
jednak Ameryka, gdzie warunki społeczne, polityczne i <str. 85> religijne,
bardziej niż gdzie indziej, sprzyjały niezależności w badaniu Biblii oraz w
innych sprawach. W podobny sposób działalność związana z pierwszym
przyjściem została ograniczona do Judei, choć wszyscy szczerzy Izraelici
słyszeli mniej lub więcej na ten temat, gdziekolwiek by się nie znajdowali
(Dzieje Ap. 2:5).
Wiemy wszyscy, że
oczekiwania brata Millera zawiodły. Pan nie powrócił w 1844 roku i świat nie
został spalony, jak się Miller spodziewał i jak nauczał innych. Było to
wielkie rozczarowanie dla ludu Bożego, który tak ufnie wyczekiwał, że
Chrystus (Michał) objawi się, a razem z nim i oni zostaną wywyższeni do
chwały i mocy. Niezależnie jednak od doznanego rozczarowania ruch ten wywarł
zamierzony wpływ wzbudzając zainteresowanie tematem wtórego przyjścia
Pańskiego i udzielając napomnienia tym, którzy z związku z owym zagadnieniem
doszli do błędnych wniosków. Świadomie używamy sformułowania „zamierzony
wpływ”, gdyż bez wątpienia była w tym ręka Pańska. Ruch Millera odpowiadał
wydarzeniom z czasów pierwszego przyjścia w dwojaki sposób. Po pierwsze, gdy
narodził się nasz Pan, przybyli mędrcy ze Wschodu, a „lud oczekiwał” (Mat.
2:1-2; Łuk. 3:15). Po drugie, podobieństwo to dotyczy także czasu, gdyż
narodzenie Pana miało miejsce na trzydzieści lat przed Jego pomazaniem, gdy
w wieku trzydziestu lat rozpoczynał misję jako Mesjasz. Tak zwany „Ruch
Millerowski” wywarł, w wymiarze indywidualnym, błogosławiony wpływ na „lud
Boży”, który w nim uczestniczył: skłonił do uważnego badania Pisma Świętego
i wzbudził zaufanie raczej do Słowa Bożego niż do tradycji ludzkich.
Rozgrzał on, nakarmił i zjednoczył serca dzieci Bożych w pozasekciarskiej
społeczności. Zainteresowani pochodzili bowiem z różnych ugrupowań
religijnych, aczkolwiek większość była baptystami. Dopiero gdy ruch ten
zakończył swą działalność, niektórzy zorganizowali się i zawiązali
nowe sekty, ślepnąc tym samym i nie dostrzegając niektórych błogosławieństw
słusznych w czasie „żniwa”. <str. 86>
Jak można zauważyć, nie
zgadzamy się z większością interpretacji i wniosków pana Millera co do
celu, sposobu i czasu przyjścia naszego Pana. Uznajemy
jednak, że ruch ten był Bożym zamierzeniem i odegrał niezmiernie istotną
rolę w przygotowawczym procesie oddzielania, oczyszczania i wybielania ludu
w gotowości oczekującego na Pana. Była to próba i oczyszczanie nie tylko na
tamten czas, ale poprzez wzgardę, jaką rzucono na zagadnienie badania
proroctw i nauki o wtórym przyjściu, stał się on nieustannym sprawdzianem
dla poświęconych, niezależnie od ich związku z poglądami i oczekiwaniami
pana Millera. Samo wspomnienie o proroctwach, wtórym przyjściu czy
Tysiącletnim Królestwie wzbudza pogardę wśród mądrych tego świata, a
szczególnie nominalnego kościoła. Z tego samego powodu opatrzność Boża
spowodowała, że Jezus, narodzony w czcigodnym mieście Betlejem, dzieciństwo
swe spędził w Nazarecie, aby mógł być „nazwany Nazarejczykiem”. Celem
takiego postępowania było z całą pewnością rozdzielenie wybranego narodu
Bożego na „prawdziwych Izraelitów” i plewy. Przyczyną odłączenia plew stało
się stwierdzenie, że nasz Pan był Nazarejczykiem; „Możeż z Nazaretu być co
dobrego?”, argumentowali. Podobnie niektórzy i teraz zapytują: Możeż z
adwentyzmu być co dobrego, odrzucając bez rozważenia świadectwa naszego
Pana, apostołów i proroków. Jednak pokorni, mądrzy z Boskiego punktu
widzenia, jakkolwiek głupi w ocenie świata, nie zajmują takiego stanowiska.
„Ruch Millerowski” miał
i większe znaczenie. Był to przepowiedziany w proroctwie początek
właściwego zrozumienia wizji Daniela i zaistniał on w naznaczonym
czasie. Pogląd pana Millera na zagadnienie czasu, czasów i połowy czasu
(1260 lat) był praktycznie identyczny z podanym przez nas powyżej. Popełnił
on jednak <str. 87> błąd nie rozpoczynając liczenia okresów 1290 i 1335 od
tego samego punktu. Gdyby tak był uczynił, miałby rację. Niestety rozpoczął
on liczenie tych okresów od daty o 30 lat wcześniejszej – od około 509 r.,
zamiast roku 539, co doprowadziło go do wniosku, że 1335 dni zakończyło się
w 1844, zamiast w 1874 roku.15 Niemniej jednak był to początek
właściwego zrozumienia proroctwa, gdyż mimo wszystko okres 1260 lat, który
został zrozumiany właściwie, był kluczem, a skutkiem głoszenia tej prawdy
(zmieszanej co prawda z błędami, niewłaściwymi zastosowaniami i fałszywymi
wnioskami) było oddzielenie i oczyszczenie „wielu” i to w czasie, który
został dokładnie przez Pana przepowiedziany.
Nie rozumiejąc sposobu
i celu powrotu Pana, a spodziewając się gwałtownego pojawienia się i
zakończenia wszystkiego w jednym dniu, przypuszczał on, że wszystkie
proroctwa muszą się w tym czasie zakończyć. Usilnie starał się więc zmieścić
je przed owym wspólnym końcem. Stąd wyniknęło jego niepowodzenie. Bóg nie
dał jeszcze wtedy nikomu zrozumienia sięgającego poza ten punkt widzenia,
gdyż nie był to jeszcze czas na udzielenie większego światła.
Pan Miller był gorliwym
i poważanym członkiem Kościoła Baptystycznego, a że był uważnym badaczem
Pisma Świętego, proroctwa stawały się dla niego coraz jaśniejsze. Gdy był
zupełnie przekonany o słuszności swoich poglądów, zaczął je rozpowszechniać
– początkowo między pastorami, głównie baptystycznymi, a później wśród
wszystkich zgromadzeń i grup religijnych. Gdy praca rozwijała się, zaczął
podróżować ze swoimi licznymi współpracownikami i prowadzić na szeroką skalę
dzieło głoszenia. Zapoczątkowaniem pracy między pastorami Baptystów, jak
dowiadujemy się z jego wspomnień, było nawrócenie w 1829 roku Fullera,
starszego Kościoła Baptystycznego w Poultney, Vt., który głosił swe poglądy
publicznie. W liście napisanym około 3 lata później pan Miller pisze: <str.
88>
„Pan rozsiewa ziarno.
Już ośmiu pastorów oprócz mnie otwarcie głosi mniej więcej tę naukę. Znam
więcej niż stu braci, którzy mówią, że przyjęli moje poglądy. Niech będzie,
co być ma, ‘Prawda jest potężna i zwycięży’.”
Tak więc można
zauważyć, że rozdzielająca praca „ruchu Millera” rozpoczęła się w
przepowiedzianym czasie, po zakończeniu 1290 dni w 1829 roku.
Jak więc należy
rozumieć gorliwe oczekiwanie na wypełnienie się 1335 dni? Kto zatem
oczekiwał?
Niektóre z dzieci
Bożych, członkowie „ludu świętego”, pomiędzy którymi był także piszący te
słowa, aczkolwiek nie związani z „Ruchem Millerowskim” ani organizacją,
która powstała później pod nazwą „Kościoła Wtórego Adwentu”, wypatrywali
oraz „gorliwie oczekiwali” Królestwa Michała. Z radością potwierdzamy
świadectwo o „błogosławieństwie” ze wspaniale otwierającego się zrozumienia
planu naszego Ojca. Miało to miejsce począwszy od jesieni roku 1874 – po
zakończeniu 1335 dni.
Nie staje słów, by
wyrazić bezmiar tego błogosławieństwa! Tylko ci, którzy zostali posileni na
duchu nowym winem Królestwa, mogliby je ocenić, jeśliby w ogóle dało się to
opisać. Można to odczuć, lecz jakże trudno opowiedzieć! Począwszy od
zakończenia 1335 proroczych, symbolicznych dni, stawały się zrozumiałe
drogocenne prawdy o Pańskiej obecności, o tym, że już teraz żyjemy w
czasie „żniwa” Wieku Ewangelii i ustanawiania Królestwa Michała (Chrystusa).
O, błogosławiony czas
łaski! Harmonia, piękno, wielkość Boskiego planu zostały odsłonięte, gdy
wypełniło się 1335 dni. To właśnie w celu wyrażenia, na ile tylko umiemy,
owego „błogosławieństwa” i przedstawienia doskonalszej wykładni Boskiego
planu, który ma być zrozumiany przez cały obecnie żyjący „lud
święty”, publikowana jest seria
Wykładów Pisma Świętego. Nikt poza <str. 89> „ludem świętym” tego nie
zrozumie. Jest to dane jako łaska. „Wszyscy niezbożni nie zrozumieją”. Także
ci z „ludu świętego”, którzy mają społeczność ze światem, którzy
niemądrze pozostają w zgromadzeniu niepobożnych i siedzą na stolicy
naśmiewców, nie zrozumieją, nie doświadczą błogosławieństwa obecnie
przynależnego jedynie „świętym”, prawdziwie „mądrym”, których kochanie jest
w zakonie Pańskim i którzy rozmyślają o nim [badają go] we dnie i w nocy
(Psalm 1:1,2).
Posłannictwo dotyczące
Królestwa Michała, stopniowo odkrywające swą treść począwszy od 1829 roku,
przedstawione jest symbolicznie w Księdze Objawienia (rozdz. 10:2,8-10) jako
„książeczki”, które nakazano zjeść „mądrym” z „ludu świętego” wyobrażonym
przez Jana. Wszyscy, którzy przyjmują te prawdy, doświadczają przeżycia
podobnego do tego, które Jan opisał w wersecie 10. Odczuwają ich cudowną
słodycz: Ach, błogosławiony! Późniejsze skutki mają jednak zawsze mniejszą
lub większą domieszkę goryczy prześladowań. Jednak dla tych, którzy
cierpliwie je znoszą aż do końca, ostatecznym rezultatem będzie
oczyszczenie, wybielenie i doświadczenie, a przez to przygotowanie
Oblubienicy Chrystusowej do wesela i wywyższenia, które nastąpi przy końcu
Dnia Przygotowania.
Rozczarowanie, o którym
pisaliśmy, że stało się jednak błogosławieństwem i początkiem poprawnej
interpretacji wizji Daniela, wspomniane jest także w Proroctwie Abakuka,
któremu nakazano wypowiedzieć słowo pocieszenia (rozdz. 2:2): „Napisz
widzenie, a napisz rzetelnie na tablicach [planie], aby je prędko czytelnik
[pragnący] przeczytał. (…) A jeśliby na chwilę odwłaczał, oczekuj nań
[„Ach, błogosławiony, kto doczeka, a dojdzie do 1335 dni”], boć
zapewne przyjdzie, a nie omieszka”. To, co zdawało się odwłaczaniem lub
omieszkaniem, było raczej częściową pomyłką ze strony pana Millera,
przewidzianą i dozwoloną przez Pana dla wypróbowania swego „ludu świętego”.
Jako dowód poświęcenia,
badania Biblii i wiary, jakie zostały pobudzone przez ten ruch, cytujemy
fragment listu napisanego <str. 90> przez pana Millera po rozczarowaniu roku
1844 do tych, którzy wraz z nim byli uczestnikami tego doświadczenia:
„Dziękujemy zawsze Bogu
za was, słysząc tak teraz, jak i przedtem, że rozczarowanie, które ostatnio
przeżyliśmy, spowodowało w was, a mamy nadzieję, że w nas także, głęboką
pokorę i uważne wglądnięcie w nasze serca. Choć doświadczamy upokorzeń,
pewnej miary cierpień i szyderstw ze strony niepobożnego i przewrotnego
pokolenia, nie czujemy się przerażeni ani pokonani. Kiedykolwiek ktoś pyta o
tę nadzieję, którą macie, każdy z was może otworzyć Biblię i w cichości, z
bojaźnią wykazać pytającemu, dlaczego pokłada nadzieję w chwalebnym
pojawieniu się wielkiego Boga i naszego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. W
żadnej sprawie nie musicie się zwracać do waszych pastorów z pytaniem o
podstawy waszej wiary. Waszym przekonaniem jest Pismo Święte; (…) waszą
filozofią jest mądrość pochodząca z góry, od Boga, więzami waszej jedności
są miłość i społeczność świętych, waszym nauczycielem – duch święty, a
profesorem – Pan Jezus Chrystus. (…) Napominamy was przez miłość i
społeczność świętych, abyście trzymali się mocno tej nadziei, gdyż jest ona
potwierdzona wszystkimi obietnicami słowa Bożego, zabezpieczona przez dwie
rzeczy nieodmienne: radę i przysięgę Bożą, w których niemożebne jest, aby
Bóg kłamał. Potwierdzona i zapieczętowana jest ona przez śmierć, krew,
zmartwychwstanie i życie Jezusa Chrystusa. (…) Nie bójcie się, bracia! Pan
Bóg pouczył was, co macie mówić. Czyńcie to, czego Bóg sobie życzy, a On
zatroszczy się o rezultaty. Bóg mówi: ‘Powiedz im: I owszem przybliżyły
się te dni i spełnienie wszelkiego widzenia’ [zob. Ezech. 12:22,23]. (…)
Jest dla mnie prawie oczywiste, że jest w tym ręka Boża. Tysiące ludzi
przekonało się do badania Pisma Świętego dzięki głoszeniu tego czasu. (…)
Boska mądrość w ogromnej mierze wyznaczała tę zaplanowaną drogę do
osiągnięcia Jego dobrego celu w sposób przez Niego ustalony i w zamierzonym
czasie.”
W jednej z przypowieści
nasz Pan dobitnie zilustrował okres oczekiwania – od rozczarowania w
1844 roku aż do zrozumienia po zakończeniu „1335 dni”. Mamy na myśli – <str.
91>
Przypowieść o dziesięciu pannach
– Mat. 25:1-12 –
Przypowieść rozpoczyna
się od słowa „tedy”. Oznacza to, że nie wypełniła się ona zaraz, za dni
naszego Pana, lecz należała do przyszłości. „Tedy podobne będzie
królestwo niebieskie [w stadium zarodkowym – reprezentowane przez część lub
całość ludu świętego ubiegającego się o dziedzictwo w Królestwie] dziesięciu
pannom, które wziąwszy lampy swoje wyszły naprzeciwko oblubieńcowi. A było z
nich pięć mądrych i pięć głupich”.
Ani liczby, ani
proporcje nie są tutaj istotne. Przypowieść naucza, że będzie taki ruch
między dziedzicami Królestwa oczekującymi na spotkanie z Oblubieńcem, w
którym pojawią się dwie klasy określane tutaj jako „mądrzy” i „głupi”. Słowo
„panna” oznacza czystość; tak więc i głupi, i mądrzy w tej przypowieści
należą do „ludu świętego”. Istotnie, kto miłuje Oblubieńca i tęskni za
spotkaniem z Nim, nie może miłować grzechu. Wielu jednak okazuje się
„głupimi”.
„Ruch Millerowski” i
jego kontynuatorzy ściśle odpowiadają opisowi z tej przypowieści naszego
Pana. Był to ruch nie związany z żadnym wyznaniem religijnym, jakkolwiek
jego inicjatorem był baptysta. Wzięli w nim udział najbardziej poświęceni i
wierni ze wszystkich wyznań. Aczkolwiek nie podzielamy tych przekonań, to
jednak serca nasze napełnione są podziwem, gdy czytamy opisy z tamtych
czasów wskazujące na wielki zapał i gorliwość ludzi, którzy byli na tyle
uczciwi, aby postępować zgodnie ze swymi przekonaniami. Popłynął wtedy
strumień pieniędzy na wydawanie broszur i gazet w różnych językach oraz na
rozpowszechnianie tego posłannictwa po całym świecie. Mówi się, że w
kościołach wszystkich wyznań zapanował duch przebudzenia. W niektórych
zgromadzeniach, w całości ogarniętych wpływem tych nauk, ludzie, którzy
mogli zaofiarować pieniądze, <str. 92> składali je na stole przed mównicą,
gdzie były dostępne dla wszystkich potrzebujących. Uczciwość i gorliwość
wierzących w tamtym czasie była tak wielka, że, jak powiadają, pieniądze
ofiarowane Panu w ten sposób nie musiały być pilnowane, gdyż ci, którzy ich
nie potrzebowali, nie tknęliby ich.
Wszystkie panny opisane
w tej przypowieści miały ochędożone i płonące lampy. Lampy wyobrażają Słowo
Boże („Słowo twoje jest pochodnią16 nogom moim”). Prawdopodobnie
nigdy przedtem nie miało miejsca tak powszechne ochędożenie lamp –
badanie Pisma Świętego wśród wszystkich klas chrześcijan. Olej jest symbolem
ducha Prawdy. Ujawnił się on we wszystkich lampach, ale nie wszystkie panny
miały go w sobie – w „naczyniach”.
Rozczarowanie 1844 roku
odnotowane jest w przypowieści przy pomocy krótkiego stwierdzenia –
„Oblubieniec odwłaczał”, a raczej tak zdawało się tym, którzy na niego
oczekiwali. Zamieszanie, ciemność, która ogarnęła wszystkich, wiele
fałszywych i wizjonerskich poglądów głoszonych przez rozczarowanych opisane
są w przypowieści następująco: „A gdy oblubieniec odwłaczał z przyjściem,
zdrzemały się wszystkie i posnęły”. Doprawdy, w owej ciemności i drzemce
wiele z nich miało dziwne i nierozsądne sny.
Dalej w przypowieści
jest napisane, że między tymi samymi pannami miał miejsce kolejny, do
pewnego stopnia podobny, ruch. Odnosi się on do tej samej ogólnej klasy
wierzących, aczkolwiek niekoniecznie do tych samych osób. Tak pierwszy, jak
i drugi ruch był rezultatem otrzymania większego światła proroctw
dotyczących czasu wtórego przyjścia Mesjasza jako Oblubieńca Kościoła.
Występują jednak między tymi ruchami pewne różnice. W pierwszym lampy
wszystkich panien płonęły jednakowo, a grono oczekujących było zróżnicowane.
Tymczasem w drugim, aczkolwiek wszystkie panny powstały, wyprowadzone były
tylko te, które w sercu posiadały ducha Prawdy, a także znajomość Biblii –
ochędożone lampy. Przepowiedziane <str. 93> było, że pierwszy z tych ruchów
przeżyje rozczarowanie i że konieczne będzie oczekiwanie aż do końca 1335
dni. Drugi z nich nie doświadczył rozczarowania, a jego uczestnicy nie
musieli już dłużej czekać, gdyż spełnienie oczekiwań nadeszło wraz z końcem
1335 proroczych dni, w październiku 1874 roku, kiedy to po 1335 dniach, po
okresie „oczekiwania”, zaczęła być rozpoznawana obecność Pańska, według
nauki poprzedzających ją proroctw. Bardzo wcześnie, o poranku nowej epoki, a
jednocześnie, gdy spojrzymy na pogrążone w głębokim śnie panny – „o
północy”, stał się (i ciągle brzmi) okrzyk: „Oto oblubieniec!” Nie: Oto
oblubieniec idzie,17 lecz: Oto oblubieniec przyszedł
i żyjemy podczas [parousii] obecności Syna Człowieczego. Ruch, który
rozpoczął się we wspomnianym roku ma właśnie taki charakter: ogłasza
obecność Pańską i rozwijające się dzieło Królestwa. Począwszy od jesieni
1878 roku, kiedy zorganizowane zostało nasze wydawnictwo „Zion’s
Watch Tower, and Herald of Christ’s Presence” („Strażnica
Syonu i Zwiastun Obecności Chrystusa”), autor i jego
współpracownicy ogłaszali na podstawie proroctw obecność Pańską,
używając wykresów i tablic, takich jak zamieszczone w tej książce. Dzięki
Pańskiemu błogosławieństwu miliony egzemplarzy tego czasopisma rozeszły się
szeroko, głosząc wieść, że wypełnił się czas i ustanawiane jest już
Królestwo Chrystusa, podczas gdy królestwa i systemy ludzkie kruszą się i
zmierzają do zupełnego zniszczenia.
Przypowieść ostrzega
nas, że nie wszystkie panny ujrzą, jakkolwiek wszystkie ochędożyły
swe lampy. Tylko ci, którzy posiadają olej w naczyniach (w sobie – zupełne
poświęcenie), mogą skorzystać ze światła swych lamp i właściwie oceniać
zachodzące zjawiska. Inni (wszyscy czyści, panny) również posiądą kiedyś
olej i skorzystają z jego błogosławieństwa, lecz jedynie napełnieni
<str. 94> olejem – duchem Prawdy, posiądą światło we właściwym czasie i
otrzymają wielkie błogosławieństwo – wejdą z Oblubieńcem na wesele. Jedna
panna nie może udzielić drugiej oleju, czyli ducha poświęcenia i
towarzyszącego mu światła. Każdy osobiście musi być napełniony duchem, każdy
musi zdobyć zapas oleju (Prawdy, ducha poświęcenia i świętości), którego
ceną jest droga samozaparcia, fałszywych posądzeń i doświadczania przez
ogień. Rynkiem, na którym głupie panny zaopatrzą się w olej, będą
doświadczenia w czasie wielkiego ucisku, po którym będzie już za późno, aby
znaleźć się na weselu jako Oblubienica, małżonka Barankowa. Pismo Święte
wskazuje jednak, że ci, którzy będą żałować swego braku rozsądku, nie
zostaną zniszczeni, lecz będą naczyniami do „mniej zaszczytnego użytku”. W
ten sposób przygotowani, zostaną wykorzystani przez Mistrza jako słudzy w
Jego świątyni.
Powróćmy do słów, które
anioł powiedział do Daniela. W wersecie 13 czytamy (nb):
„Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec; i spoczniesz i powstaniesz do
swojego losu [udziału, nagrody] u kresu [1335] dni” – w czasie żniwa, które
się wtedy rozpocznie.
Słowo „koniec” w
stwierdzeniu: „Lecz ty idź swoją drogą, aż przyjdzie koniec” ma zupełnie
inne znaczenie niż „Czas Końca”. „Żniwo jest dokonaniem
świata”, a jak już wykazaliśmy, żniwo to okres 40 lat od jesieni 1874 roku
(zakończenia „1335 dni”) do jesieni 1914 roku. Tak więc Daniel otrzyma swój
udział, nagrodę, czyli los, w Królestwie Michała (Chrystusa), razem ze
wszystkimi prorokami jak i świętymi Wieku Ewangelii przy końcu czasu
„żniwa”. Święci będą w Królestwie pierwszymi zarówno pod względem
kolejności, jak i zaszczytu (Hebr. 11:40). Zob.
Wykłady Pisma Świętego, Tom I,
str. 288. <str. 95>
1. kj
„Czasu Końca” – przyp.tłum.
2. kj
„będą biegać tam i sam” – przyp.tłum.
3. W tłum. ang. cytowanym przez autora:
„zakończy rozpraszanie siły” – przyp.tłum.
4. „VictorJustinianus,
pius, felix, inclytus, triumphator, semper Augustus, Joanni sanctissimo
Archiepiscopo almae Urbis Romae et Patriarchae.
Reddentes honorem apostolicae
sedi, et vestrae sanctitati (quod semper nobis in voto et fuit et est), et
ut decet patrem honorantes vestram beatitudinem, omnia quae ad ecclesiarum
statum pertinent festinavimus ad notitiam deferre vestrae sanctitatis;
quoniam semper nobis fuit magnum studium, unitatem vestrae apostolicae sedis,
et statum sanctarum Dei ecclesiarum custodire, qui hactenus obtinet, et in
commote permanet, nulla intercedente contrarietate. Ideoque omnes sacerdotes
universi Orientalis tractus et subjicere et unire sedi vestrae sanctitatis
properavimus. In praesenti ergo quae commota sunt (quamvis manifesta et
indubitata sint et secundum apostolicae vestrae sedis doctrinam ab omnibus
semper sacertotibus firme custodita et praedicata) necessarium duximus, ut
ad notitiam vestrae sanctitatis perveniant. Nec enim patimur quicquam, quod
ad ecclesiarum statum pertinet, quamvis manifestum et indubitatum sit, quod
movetur, ut non etiam vestrae innotescat sanctitati quae caput est omnium
sanctarum ecclesiarum. Per omnia enim (ut distum est) properamus honorem et
auctoritatem crescere vestrae sedis.”
5. „Suscipimus autem sancta quatuor
concilia: id est, trecentorum decem et octo sanctorum patrum qui in Nicaena
urbe congregati sunt: et centum quinquaginta sanctorum patrum qui in hac
regia urbe convenerunt: et sanctorum patrum qui in Epheso primo congregati
sunt: et sanctorum patrum qui in Chalcedone convenerunt: sicut vestra
apostolica sedis docet atque praedicat.
Omnes ergo sacerdotes sequentes doctrinam apostolicae sedis
vestrae ita credunt et praedicant.
Unde properavimus hoc ad
notitiam deferre vestrae sanctitatis per Hypatium et Demetrium, beatissimos
episcopos, ut nec vestram sanctitatem lateat, quae et a quibusdam paucis
monachis male et Judaice secundum Nestorii perfidiam denegata sunt. Petimus
ergo vestrum paternum afectum; ut vestris ad nos destinatis literis, et ad
sanctissimum episcopum hujus almae urbis, et patriarcham vestrum fratrem (quoniam
et ipse per eosdem scripsit ad vestram sanctitatem, festinans in omnibus
sedem sequi apostolicam beatitudinis vestrae), manifestum nobis faciatis,
quod omnes qui praedicta recte confitentur, suscipit vestra sanctitas, et
eorum qui Judaice aussi sint rectam denegare fidem, condemnat perfidiam.
Plus enim ita circa vos omnium amor, et vestrae sedis crescet auctoritas; et
quae ad vos est unitas sanctarum ecclesiarum inturbata servabitur, quando
per vos didicerint omnes beatissimi episcopi eorum, quae ad vos relata sunt,
sinceram vestrae sanctitatis doctrinam. Petimus autem vestram beautitudinem
orare pro nobis, et Dei nobis adquirere providentiam.”
6. Z jego odpowiedzi cytujemy, co następuje:
„Gloriosissimo et clementissimo filio Justiniano
Augusto,
Johannes Episcopus Urbis
Romae.
Inter claras saptentiae
ac mansuetudinis vestrae laudes, Christianissime principum, puriore luce
tanquam aliquod sydus irradiat, quod amore fidei, quod charitatis studio
edocti ecclesiasticis disiplinis, Romanae sedis reverentiam conservatis, et
ei cuncta subjicitis, et ad ejus deducitis unitatem, ad cujus auctorem, hoc
est apostolorum primum, Domino loquente praeceptum est, Pasce oves meas:
Quam esse omnium vere ecclesiarum caput, et patrum regulae et principum
statuta declarant, et pietatis vestrae reverendissimi testantur affatus. (…)
Proinde serenitatis vestrae apices, per Hypatium atque Demetrium,
sanctissimos viros, fratres et coepiscopos meos, reverentia consueta
sescepimus: quorum etiam relatione comperimus, quod fidelibus populis
proposuistis edictum amore fidei pro submovenda haereticorum intentione,
secundum apostolicam doctrinam, fratum et coepiscoporum nostrorum
interveniente consensu. Quod, quia apostolicae
doctrinae convenit, nostra auctoritate confirmamus.” (Tłumaczenie tekstu
łacińskiego: „Do najchwalebniejszego i najłaskawszego syna, Justyniana
Augusta,
Jan, Biskup Miasta Rzymu.
Wśród sławnych zasług waszej mądrości i
łaskawości, o najbardziej chrześcijański z władców, jaśniejszym światłem,
jak gdyby jakaś gwiazda, promienieje to, że poprzez umiłowanie wiary i
zamiłowanie do dobroczynności, będąc obznajomieni z kościelną nauką,
okazujecie wciąż szacunek dla rzymskiej stolicy i jej wszystko
podporządkowujecie i prowadzicie do tej jedności, do której założyciela, to
jest do pierwszego z apostołów, Pan rzekł dając polecenie: Paś owieczki
moje. O tym, że stolica ta jest głową wszystkich kościołów, oznajmują
reguły ojców i rozporządzenia władców, jak też świadczą najczcigodniejsze
reskrypty waszej wielmożności. (…) Pisma od waszej najjaśniejszej osoby
przyjęliśmy zatem z należytym szacunkiem, za pośrednictwem Hypatiusza i
Demetriusza, najświętszych mężów, moich braci i współbiskupów. Z ich także
relacji dowiedzieliśmy się, że z miłości do wiary ogłosiliście wiernemu
ludowi edykt w celu zniszczenia zamiarów heretyków, stosownie do nauki
apostolskiej, za zgodą naszych braci i współbiskupów. Ponieważ zgadza się on
z nauką apostolską, utwierdzamy go naszym autorytetem.”
7. „Epiphanio sanctissimo et beatissimo
Archiepiscopo Regiae hujus Urbis et Ecumenico Patriarchae.
Cognoscere volentes tuam
sanctitatem ea omnia quae ad ecclesiasticum spectant statum: necessarium
duximus, hisce ad eam uti divinis compendiis, ac per ea manifesta eidem
facere, quae jam moveri coepta sunt, quamquam et illa eandem cognoscere
sumus persuasi. Cum itaque comperissemus quosdam alienos a sancta, catholica,
et apostolica ecclesia, impiorum Nestorii et Eutychetis sequutos deceptionem,
divinum antehac promulgavimus edictum (quod et tua novit sanctitas) per quod
haereticorum furores reprehendimus, ita ut nullo quovis omnino modo
immutaverimus, immutemus aut praetergressi simus eum, qui nunc usque,
coadjuvante Deo, servatus est, ecclesiasticum statum (quemadmodum et tua
novit sanctitas) sed in omnibus servato statu unitatis sanctissimarum
ecclesiarum cum ipso S. S. Papa veteris Romae, ad quem similia hisce
perscripsimus. Nec enim patimur ut quicquam eorum, quae ad ecclesiasticum
spectant statum, non etiam ac ejusdem referatur beatitudinem: quum ea sit
caput omnium sanctissimorum Dei sacertotum; vel eo maxime quod, quoties in
eis locis haeretici pullularunt, et sententia et recto Judicio illius
venerabilis sedis coerciti sunt.”
8. Wyjątek z tego Edyktu brzmi następująco:
„Imp.Justinian. A. Constantinopolitis.
Cum Salvatorem et Dominum omnium Jesum Christum
verum Deum nostrum colamus per omnia, studemus etiam (quatenus datum est
humanae menti assequi) imitari ejus condescensionem seu demissionem. Etenim
cum quosdam invenerimus morbo atque insania detentos impiorum Nestorii et
Eutychetis. Dei et sanctae catholicae et apostolicae ecclesiae hostium,
nempe qui detrectabant sanctam gloriosam semper virginem Mariam Theotocon
sive Deiparam appellare proprie et secundum veritatem: illos festinavimus
quae sit recta Christianorum fides edocere. Nam hi
incurabiles cum sint, celantes errorem suum passim circumeunt (sicut
didicimus) et simpliciorium animos exturbant et scandalizant, ea astruentes
quae sunt sanctae catholicae ecclesiae contraria. Necessarium igitur esse
putavimus, tam haereticorum vaniloquia et mendacia dissipare, quam omnibus
insinuare, quomodo aut sentiat sancta Dei et catholica et apostolica
ecclesia, aut praedicent sanctissimi ejus sacerdotes; quos et nos sequuti,
manifesta constituimus ea quae fidei nostrae sunt; non quidem innovantes
fidem (quod absit) sed coarguantes eorum insaniam qui eadem cum impiis
haereticis sentiunt. Quod quidem et nos in nostri imperii primordiis pridem
satagentes cunctis fecimus manifestum.”
(Tłumaczenie tekstu łacińskiego: „Justynian
August, cesarz Konstantynopola.
Ponieważ we wszystkim czcimy Zbawiciela i Pana,
Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga naszego, staramy się także (tak dalece
jak zostało dane ludzkiemu umysłowi) naśladować jego pobłażliwość i
odpuszczenie. Kiedy bowiem spotkaliśmy niektórych ogarniętych przez chorobę
i szaleństwo pochodzące od bezbożnego Nestoriusza i Eutychesa, wrogów
Bożego, świętego katolickiego i apostolskiego kościoła, którzy mianowicie
nie chcieli właściwie i podług prawdy nazywać świętej, pełnej chwały
wiecznej dziewicy Marii Matką Bożą lub Równą Bogu, pośpieszyliśmy pouczyć
ich, jaka jest prawidłowa wiara chrześcijan. Bo ponieważ są oni
niewyleczalni, ukrywając swoje odstępstwo, otaczają zewsząd (jak się
dowiedzieliśmy) i mącą umysły prostych ludzi, i gorszą, ustanawiając rzeczy,
które są przeciwne kościołowi katolickiemu. Uznaliśmy więc za konieczne
obalić gadaninę i kłamstwa heretyków oraz ogłosić, jak rozumie święty Boży,
katolicki i apostolski kościół i jak wyznają jego najświętsi kapłani,
których my także naśladując, podaliśmy do powszechnej wiadomości to, co
zgadza się z naszą wiarą. Nie odmieniliśmy jednak wiary (co byłoby
niestosowne), lecz dowiedliśmy szaleństwa tych, którzy zgadzają się z
bezbożnymi heretykami. Przeto, w początkach naszej władzy od dawna
postępując gorliwie, uczyniliśmy to jawnym dla wszystkich.)
9. Arianie – wyznawcy doktryny Ariusza,
nauczyciela z IV wieku n.e., który sprzeciwiał się używaniu neologizmu „homousios”
(„współistotny Ojcu”) w odniesieniu do Chrystusa. Sądził on, że Chrystus był
człowiekiem, który z racji swej doskonałości moralnej wyniesiony został do
godności boskiej. Doktryna Ariusza została potępiona na soborze w Nicei w
325 r. n.e. – przyp.tłum.
10. To, że te roszczenia nie były uzasadnione i
oparte na fałszerstwie – „Sfałszowanych Dekretach” – uznaje się dzisiaj
powszechnie nawet wśród rzymskokatolików. Konstantyn nie uczynił takiego
nadania, a papiestwo doszło do władzy nad Rzymem w sposób opisany powyżej.
11. kj
„przez ogień” – przyp.tłum.
12. Autor przestawia kolejność
wersetów 10 i 11 – przyp.tłum.
13. Werset 13 (nb)
– przyp.tłum.
14. Od łac. „adventus” –
przyjście – przyp.tłum.
15. Nie udało nam się uzyskać pism pana Millera,
aby sprawdzić jego interpretacje. Dowiedzieliśmy się jedynie, do jakich dat
stosował on prorocze liczby.
16. kj
„lampą” – przyp.tłum.
17. Najstarsze manuskrypty greckie (Synaicki i
Watykański) opuszczają idzie i podają: „Oto oblubieniec!”
powrót do początku >>
Tom III
|