ZARYS ROZWOJU TERAŹNIEJSZEJ PRAWDY
Często otrzymujemy zapytania
odnośnie prawd przedstawionych w “Brzasku Tysiąclecia” [Wykłady
Pisma Świętego – przyp. tłum.] i w “Strażnicy Syjońskiej”.
Skąd one pochodzą i w jaki sposób rozwinęły się do obecnego symetrycznego i
pięknego stanu? Czy były one rezultatem wizji? Czy Bóg w jakiś nadnaturalny
sposób objawił piszącym rozwiązanie tajemnic swego planu? Czy autorzy są
czymś więcej od zwykłych ludzi? Czy powołują się na posiadanie nadnaturalnej
mądrości i mocy? W jaki sposób przyszło to objawienie Boskiej Prawdy?
Nie, drodzy
przyjaciele, ja nie uważam, że posiadam jakąkolwiek wyższość
albo nadzwyczajną moc, poważanie lub autorytet ani też nie
pożądam poważania od swych braci, domowników wiary, z
wyjątkiem takiego uznania, jak określił to Mistrz: “A ktobykolwiek
między wami chciał być wielkim, niech będzie sługą waszym” – Mat.
20:27.
Zaś moja pozycja pomiędzy
ludźmi światowymi z nominalnych kościołów jest z pewnością daleka od
wywyższenia –“wszędzie przeciwko niej mówią” [Dz.Ap. 28:22].
Jednak jestem w zupełności zadowolony, a wywyższenia oczekuję w słusznym
czasie od Pana (1 Piotra 5:6). Na powyższe pytania odpowiadam słowami
apostoła: “Dlaczego patrzycie na nas, jakobyśmy przez naszą moc
czynili te rzeczy? My jesteśmy ludzie tym samym biedom poddani, jak i wy”,
podobnym cierpieniom i ułomnościom, usilnie starając się przez
przezwyciężanie przeciwności, zniechęceń itp. biec do mety naszego
powołania.
Jako wierny student Słowa
Bożego pragnę być jedynie wskazującym palcem, jak to poprzednio
wyraziłem, by dopomóc wam w poszukiwaniach na świętych stronicach cudownego
planu Bożego – nie mniej cudownego dla mnie aniżeli dla was, o czym was
zapewniam, drogo umiłowani współuczestnicy mojej wiary i radości.
Nie, Prawda,
którą ja przedstawiam jako mówcze narzędzie Boga, nie została mi
objawiona w widzeniach lub snach ani przez słyszalny głos Boży, ani cała od
razu, lecz stopniowo od 1870, a szczególnie od roku 1880. To jasne
rozwijanie się Prawdy nie miało miejsca z powodu jakiejś ludzkiej
przemyślności lub przenikliwości, lecz z powodu zwykłego faktu, że nadszedł
właściwy czas Boży i jeżeli ja nie będę mówił albo ktoś inny, to “same
kamienie wołać będą”.
Przytoczoną poniżej
historię podaję dlatego, że byłem zachęcany i nakłaniany, by
opisać, jak wyglądało Boskie kierownictwo na ścieżce światłości, a także
dlatego, że wierzę, iż jest to konieczne po to, by złe zrozumienie i
głosy uprzedzenia mogły być unieszkodliwione i aby nasi czytelnicy mogli
widzieć, jak do obecnego czasu Pan nam dopomagał i nami kierował. Nie
mogę wymienić wszystkich szczegółów Boskiej łaski, w których nasza wiara
była doświadczana, ani Boskich odpowiedzi na nasze modlitwy, pamiętając, że
ani nasz Mistrz, ani też pierwotny Kościół nie pozostawili nam przykładów
chlubiącej się wiary, lecz raczej przeciwne napomnienie: “Ty wiarę
masz? miejże ją sam u siebie” [Rzym. 14:22]. Niektóre z
najbardziej kosztownych doświadczeń wiary i modlitwy są za święte, aby je
wystawiać na widok publiczny.
ŚWIATŁOŚĆ W CIEMNOŚCI
Nie będę cofał się aż tak
dalece, by przypomnieć, jak światło Prawdy rozpoczynało przebijać się przez
chmury uprzedzeń i zabobonów, które opanowały świat pod rządami papieży w
ciemnych wiekach. Ruch lub raczej ruchy reformacyjne od tego czasu aż
dotąd miały szczególny udział w wyprowadzeniu światła z ciemności.
Pozwólcie mi tu ograniczyć się do rozważania prawd czasu żniwa, podanych w
Brzasku Tysiąclecia [Wykładach Pisma Świętego – przyp. tłum] i “Strażnicy
Syońskiej”.
Pozwólcie, że rozpocznę
opowiadanie od 1868 roku, kiedy Redaktor będąc poświęconym dzieckiem
Bożym i członkiem kościoła kongregacjonalnego i Y.M.C.A. [Związku
Młodzieży Chrześcijańskiej] zaczął tracić wiarę odnośnie wielu
ogólnie przyjętych nauk. Będąc prezbiterianinem, wychowanym tylko na naukach
katechizmu, a przy tym z natury posiadając dociekliwy umysł, stałem się
gotową ofiarą dla logicznej niewiary tak szybko, jak zacząłem sam za siebie
myśleć. Lecz to, co z początku zdawało się zapowiadać zupełne rozbicie
mojej wiary w Boga i w Pismo Święte, znalazło się pod wpływem
opatrzności Bożej, zrządzone właśnie dla mego dobra, i zniszczyło jedynie
moje zaufanie do ludzkich wierzeń i systemów mylnie
przedstawiających naukę Biblii.
Byłem stopniowo prowadzony do
tego, by zobaczyć, że każde wyznanie posiadało niektóre elementy Prawdy,
lecz w ogólności wprowadzały one w błąd i zaprzeczały Słowu Bożemu. Wędrując
pomiędzy różnymi teoriami natknąłem się na adwentystów. Przypadkowo
wszedłem jednego wieczoru do sali, gdzie – jak słyszałem – odbywały
się zebrania religijne, by zobaczyć, czy garstka, która
się tam zgromadza, ma do zaoferowania coś rozsądniejszego aniżeli
wierzenia wielkich kościołów. Tam po raz pierwszy usłyszałem o poglądach
wtórnych adwentystów. Kaznodzieją był Jonas Wendell, obecnie już dawno nie
żyjący. Tak więc przyznaję się do długu względem adwentystów, jak również i
innych wyznań. Chociaż jego objaśnienia Pisma nie były w zupełności jasne i
były dalekie od tego, czym my się obecnie radujemy, to jednak były
wystarczające, by pod Boską opatrznością przywrócić moją wiarę w natchnienie
Biblii i wskazać, że pisma apostołów i proroków są ściśle ze sobą spojone.
To, co usłyszałem, skierowało mnie do mojej
Biblii, by studiować ją z większą gorliwością i ostrożnością aniżeli
dotychczas. Zawsze też będę dziękował Panu za Jego kierownictwo, bo chociaż
adwentyzm nie dopomógł mi do zrozumienia ani jednej prawdy, to jednak
dopomógł mi wielce do wyzbycia się błędów i przygotował mnie do poznania
Prawdy.
Wkrótce zacząłem rozumieć,
że żyjemy gdzieś blisko końca Wieku Ewangelii i blisko czasu, o
którym Pan oświadczył, że ci spośród Jego dzieci, którzy posiadają dość
mądrości i czuwają, powinni osiągnąć jasne zrozumienie Jego planu. W tym
czasie ja i kilka innych poszukujących Prawdy osób z Pitsburga i Allegheny
utworzyliśmy grupę dla studiowania Biblii i od 1870 do 1875 roku
wzrastaliśmy w łasce, znajomości i miłości Boga i Jego Słowa. Zaczęliśmy
stopniowo dostrzegać miłość Bożą i to, co ona uczyniła dla całego rodzaju
ludzkiego, czyli że wszyscy będą obudzeni z grobów, by mogli poznać
Prawdę, a będąc posłuszni i wierząc w dzieło odkupienia dokonane przez
Chrystusa, zostaną przyprowadzeni do zupełnej jedności i harmonii z Bogiem,
aby przez zasługę Chrystusa otrzymać następnie żywot wieczny. Doszliśmy
do wniosku, że jest to dzieło restytucji przepowiedziane w
Dziejach Ap. 3:21. Lecz chociaż widzieliśmy, że Kościół był powołany
do współdziedzictwa z Panem w Tysiącletnim Królestwie, to jednak nie
pojmowaliśmy jeszcze jasno różnicy między nagrodą Kościoła, który jest
obecnie na próbie, a nagrodą wiernych ze świata przy końcu Wieku
Tysiąclecia. Nie wiedzieliśmy, że Kościół w nagrodę otrzyma chwałę duchowej
Boskiej natury, podczas gdy wszyscy ludzie otrzymają chwałę restytucji –
przywrócenie ich do doskonałości ludzkiej natury, jaką cieszył się ich
przodek Adam, gdy był w ogrodzie Eden.
Jednak wtedy
poznawaliśmy jedynie ogólny zarys Boskiego Planu i
wyzwalaliśmy się od wielu długo pielęgnowanych błędów.
Czas na jasne zrozumienie drobniejszych szczegółów jeszcze w pełni nie
nadszedł. Tu właśnie z wdzięcznością wspominam pomoc okazaną mi przez braci
G. Stetsona i G. Storrsa. Ten ostatni był redaktorem The
Bible Examiner [Egzaminator Biblii]. Obydwaj już nie żyją.
Studiowanie Słowa Bożego z tymi drogimi braćmi prowadziło krok po kroku do
coraz bardziej “zielonych pastwisk” i jaśniejszych nadziei dla świata.
Jednak dopiero w roku 1872
osiągnąłem jasny pogląd na dzieło naszego Pana jako naszej “ceny
okupu” i zdobyłem mocny fundament dla całej nadziei restytucji, która
mieści się w doktrynie okupu. Do tego czasu, gdy czytałem świadectwa, że
wszyscy, co są w grobach, wyjdą, miałem pewne wątpliwości, czy to
zarządzenie obejmuje np. niedorozwiniętych umysłowo, niemowlęta, czyli
istoty, które bardzo mało lub wcale nie korzystały z doświadczeń obecnego
życia.
Lecz gdy w 1872 roku
zacząłem badać przedmiot restytucji z punktu widzenia
ceny okupu danej przez naszego Pana Jezusa za Adama, a w rezultacie za
wszystko, co było w nim utracone, mój pogląd na restytucję ustabilizował się
zupełnie, co dało mi zupełne przekonanie, że wszyscy muszą wyjść z grobów i
być przyprowadzeni do zupełnej znajomości oraz skorzystać z pełnej
możliwości otrzymania wiecznego życia w Chrystusie.
Tak minęły lata od 1869 do
1872. Lata następne – do 1876 – były czasem ciągłego wzrostu w
łasce i znajomości w tym małym gronie studentów biblijnych, z którymi
zgromadzałem się w Allegheny. Następował nasz stopniowy rozwój – od
niedojrzałych z początku i nieokreślonych pojęć na temat restytucji do
lepszego rozumienia szczegółów, lecz właściwy czas Boży dla jaśniejszego
światła jeszcze nie nadszedł.
Około tego czasu
rozpoznaliśmy także różnicę pomiędzy naszym Panem
jako “człowiekiem, który dał samego siebie”, a Panem, który
przyjdzie po raz wtóry, jako duchowa istota, co wykazaliśmy w Brzasku
Tysiąclecia,
tom II, rozdz. V.
Smucił nas bardzo
błąd adwentystów, którzy oczekując Chrystusa w ciele i nauczając,
że świat i wszystko, co na nim jest, z wyjątkiem wtórych adwentystów,
będzie spalony w 1873 lub 1874 roku, a ich poglądy
odnośnie celu i sposobu przyjścia Pana skłoniły mnie, by napisać broszurkę “Cel
i sposób powrotu naszego Pana”, która została opublikowana w nakładzie
50 tysięcy egzemplarzy.
Około stycznia 1876 roku
moja uwaga została w sposób szczególny zwrócona na przedmiot proroczego
czasu w odniesieniu do powyższej nauki i nadziei. Stało się to w następujący
sposób: Otrzymałem pisemko pod tytułem The Herald of the Morning
[Zwiastun poranka], przysłany mi przez N. H. Barboura. Gdy
otworzyłem to pismo, zorientowałem się po grafice na okładce, że redagowane
jest przez adwentystów. Przeczytałem je, będąc ciekawy, jaką następną datę
spalenia świata wyznaczyli. Lecz wyobraźcie sobie moje zdziwienie i
zadowolenie, gdy z treści wywnioskowałem, że redaktorowi poczęły się
otwierać oczy na zagadnienia, które przez kilka lat cieszyły nasze serca w
Allegheny, czyli na fakt, że celem przyjścia naszego Pana nie jest
zniszczenie, lecz błogosławienie wszystkich rodzajów ziemi i że Jego
przyjście będzie podobne do przybycia złodzieja w nocy, że nie przyjdzie On
w ciele, lecz jako istota duchowa, niewidzialna dla człowieka i że przy
końcu tego wieku nastąpi zgromadzenie Kościoła i rozdzielenie pszenicy od
kąkolu, gdy tymczasem świat nie będzie sobie zdawał z tego sprawy.
Ucieszyłem się, że inni
przychodzą do tego samego zrozumienia, lecz byłem zdziwiony, gdy
zauważyłem ostrożne stwierdzenie, że redaktor wierzy, iż
proroctwa wykazują, że Pan już jest obecny
na świecie (niewidzialny i niewidoczny) i że czas pracy żniwa,
zbierania pszenicy już nastał oraz że taki pogląd był poparty przez
proroctwa czasowe, co do których kilka miesięcy wcześniej przypuszczał, że
zawiodły.
I tutaj pojawiła się nowa
myśl: Czy to mogło być możliwe, że proroctwa odnośnie czasu, które ja tak
długo lekceważyłem z powodu ich nadużywania przez adwentystów, miały
rzeczywiście wskazywać, kiedy Pan miał być niewidzialnie obecny, by zakładać
swe Królestwo? A przecież było to słuszne spodziewać
się, że Pan zawiadomi swój lud co do tego
przedmiotu, zwłaszcza że On obiecał, iż wierni nie będą pozostawieni w
ciemności wraz ze światem, i chociaż dzień Pański przyjdzie na wszystkich
innych jako złodziej w nocy (tajemniczo, niespodziewanie), to jednak nie
miało to się odnosić do gorliwych, czuwających świętych (1 Tes. 5:4).
Przypomniałem sobie pewne
argumenty użyte przez mego przyjaciela Jonasa Wendell’a oraz innych
adwentystów, którzy starali się udowodnić, że rok 1873 będzie czasem
spalenia ziemi itp. – jako że chronologia świata wskazywała, iż sześć
tysięcy lat od Adama skończyło się z początkiem 1873 roku – oraz
innych wydarzeń podanych w Piśmie Świętym, które miały równocześnie
nastąpić. Czy mogło być tak, że te argumenty czasowe, które ja pomijałem
jako niewarte uwagi, zawierały ważną prawdę, którą oni niewłaściwie
stosowali?
Pragnąc poznać wszystko,
cokolwiek Bóg miał mi do przedstawienia przez kogokolwiek, natychmiast
napisałem do M. Barboura, zawiadamiając go, że zgadzam się z nim
odnośnie innych punktów i że pragnę dowiedzieć się szczegółowo, dlaczego i
na podstawie jakich dowodów Pisma Świętego utrzymywał on, że obecność
Chrystusa i żniwo Wieku Ewangelii rozpoczęły się jesienią 1874 roku.
Odpowiedź potwierdziła, że moje przypuszczenia były
słuszne – chronologia i dowody odnośnie czasu były te same, których
używali adwentyści w 1873 roku.
Barbour i J. E. Paton
z Michigan, jego współpracownik, byli aż do tego czasu wtórymi adwentystami.
Gdy jednak data 1874 roku przeszła, a świat nie został spalony i nie
zobaczyli Chrystusa Pana przychodzącego w ciele, byli oni przez pewien czas
zakłopotani. Przeanalizowali powtórnie proroctwa odnoszące się do czasu,
które jakoby się nie spełniły i nie mogli znaleźć żadnego błędu. Zaczęli
wtedy zastanawiać się, że może czas był właściwy, lecz ich
oczekiwania niewłaściwe i może poglądy o restytucji i błogosławieniu
świata, o których ja i inni nauczaliśmy, są rzeczami, których należało
oczekiwać?
Niedługo po rozczarowaniu w
1874 roku jeden z czytelników “Zwiastuna poranka”, który posiadał
kopię Diaglottu, zauważył coś, co wydało mu się niezwykłe – że w
Ewangelii Mateusza 24:27,37 i 39 słowo, które w naszym zwykłym
tłumaczeniu jest podane jako “przyjście”,
w tłumaczeniu Diaglottu brzmi “obecność”.
To był wątek, który poprzez zrozumienie proroctw czasowych doprowadził ich
do właściwych poglądów odnośnie celu i sposobu powrotu Pana. Ja zaś
przeciwnie, najpierw otrzymałem właściwy pogląd odnośnie celu i sposobu
powrotu Pana, a następnie czasu tych wydarzeń, na jaki wskazywało Słowo
Boże. Tak więc Bóg prowadzi swe dzieci przez różne początkowe zarysy
Prawdy, lecz tam, gdzie znajdują się serca gorliwe i wierne, rezultatem
będzie doprowadzenie ich do jedności.
Brak było jednak książek i
innych wydawnictw wyjaśniających proroctwa czasowe, tak jak one były wtedy
rozumiane. Opłaciłem więc koszta podróży dla Barboura, by przybył do nas do
Filadelfii (gdzie byłem zajęty interesami przez lato 1876 r.)
i wykazał mi na podstawie Pisma
Świętego, że proroctwa wskazywały na rok 1874 jako na datę
rozpoczęcia się obecności Pana i czasu żniwa. Niedługo przybył, a
przedstawione dowody bardzo mnie zadowoliły. Będąc też pozytywnie nastawiony
oraz zupełnie poświęcony Panu, zobaczyłem od razu, że te szczególne czasy, w
których żyjemy, nakładają na nas, jako na uczniów Chrystusowych, pewien
obowiązek. Skoro jest to czas żniwa, to musimy wykonywać pracę żniwiarską, a
“teraźniejsza prawda” ma być sierpem, którym według woli Pana
będziemy prowadzić pracę zbierania i żęcia wszędzie między Jego dziećmi.
Wypytywałem Barboura,
co i “Zwiastun” czynią w tej sprawie ? Odpowiedział, że nic.
Czytelnicy “Zwiastuna”, rekrutujący się przeważnie z zawiedzionych
adwentystów, prawie wszyscy stracili zainteresowanie, wstrzymali prenumeratę
i z tego powodu “Zwiastun” był w zasadzie zawieszony. Na to powiedziałem mu,
że zamiast czuć się zniechęconym i porzucać pracę teraz, gdy zrozumiał
prawdę o zupełnej restytucji, opartej na zadośćuczynieniu dzięki okupowej
ofierze Pana (co miałem możność mu przedstawić i z czym on się zgodził,
podczas gdy ja wiele skorzystałem od niego odnośnie czasów), powinien czuć
się zadowolony i przejawiać chęć podzielenia się tymi wielkimi i dobrymi
nowinami z innymi i że powinien pomnożyć swą gorliwość. Znajomość faktu,
że znajdowaliśmy się już w czasie żniwa, stanowiła dla mnie jak nigdy
przedtem zachętę, by rozpowszechniać Prawdę i natychmiast postanowiłem
rozpocząć ożywioną pracę.
Przede wszystkim
postanowiłem ograniczyć swoją działalność zawodową i poświęcić więcej
czasu, jak i środków materialnych na prowadzenie wielkiej pracy żniwa.
Zgodnie z tym wysłałem Barboura z powrotem do domu, z pieniędzmi i
instrukcjami, by przygotował w zarysie książkę o dobrych nowinach, tak jak
były one wtedy rozumiane, włączając szkic czasów, a ja w międzyczasie
zamknąłem swoją firmę w Filadelfii, przygotowując się do pracy na niwie
Pańskiej. Następnie opuściłem Filadelfię, udając się w podróż kaznodziejską
po kraju.
Niedługo też ukazała się
książka pt. “Trzy światy”, o 196 stronicach, przygotowana
wspólnie przez Barboura i przeze mnie, jako że mnie również dane było
poświęcić jej nieco czasu i uwagi. Obydwa nasze nazwiska znalazły się na
stronie tytułowej tej pozycji, pomimo tego, że zasadniczo została ona
napisana przez Barboura. Chociaż nie była to pierwsza książka, która
nauczała o restytucji, i nie pierwsza na temat proroctw czasowych, to jednak
wierzymy, że była ona pierwszą, która połączyła ideę restytucji z
proroctwami czasowymi. Ze sprzedaży tej książki i z mojej kieszeni pokrywane
były wydatki związane z podróżowaniem itp. Po pewnym czasie doszedłem do
wniosku, że dobrze byłoby mieć jeszcze jednego pracownika żniwa i posłałem
po Patona, który natychmiast zgodził się przyłączyć do pracy, a jego wydatki
na podróże pokrywane były w ten sam sposób.
Ponieważ mieliśmy świadomość,
jak szybko ludzie zapominają to, o czym słyszeli, wkrótce stało się dla nas
jasne, że chociaż spotkania były pożyteczne do rozbudzenia zainteresowania,
to jednak niezbędne było jakieś czasopismo, które podtrzymywałoby to
zainteresowanie i rozwijało je. Zrozumieliśmy więc, że jest wolą Pana, by
jeden z nas zajął się pracą regularnego wydawania “Zwiastuna poranka”.
Wysunąłem więc propozycję, by Barbour się tym zajął, gdyż posiadał
już doświadczenie i jako zecer mógł czynić to bardziej ekonomicznie, a
Paton i ja mieliśmy w dalszym ciągu podróżować oraz przy sposobności
pisać artykuły. Na zwracane przez niego uwagi, że nie posiadamy własnej
maszyny i że mała liczba prenumerujących nie pozwoli przez dłuższy czas na
to, by pismo było samowystarczalne, odpowiedziałem, że dostarczę funduszów
na kupno maszyny itp. i pozostawiłem kilkaset dolarów do dyspozycji Barboura,
aby on zarządzał nimi jak najbardziej gospodarnie, podczas gdy Paton i ja
nadal mieliśmy objeżdżać kraj. Sądziłem, że było to wolą Pana i tak zostało
uczynione.
Podczas
objazdu stanu Nowa Anglia poznałem A. P. Adamsa, młodego
kaznodzieję metodystów, który głęboko zainteresował się Prawdą, jaką przez
tydzień głosiłem w zgromadzeniu, gdzie służył. Następnie przedstawiłem go
małym zgromadzeniom zainteresowanych w okolicznych miasteczkach i wspomogłem
w różnych rzeczach tak, jak mogłem, ciesząc się z tego, że po krótkim
przyuczeniu i on szybko stanie się współpracownikiem na niwie żniwa. Mniej
więcej w tym samy czasie ucieszył mnie bardzo fakt przyłączenia się A. D.
Jonesa, który był zatrudniony przeze mnie jako kierownik w Pitsburgu. Młody
człowiek, aktywny i obiecujący, szybko stał się czynnym i cennym
pracownikiem w żniwiarskiej pracy. Pamiętają go dobrze niektórzy z naszych
czytelników. Jones biegł dobrze przez pewien czas, lecz ambicja czy coś
innego uczyniły z niego zupełnego rozbitka, jeśli chodzi o wiarę, i było to
dla nas bolesną ilustracją mądrości słów apostoła: “Niechaj was niewielu
będzie nauczycielami, bracia moi, wiedząc, że cięższy sąd odniesiemy” –
Jak. 3:1.
więcej informacji
znajdziesz - źródło: R3820-1916 r.
powrót do początku:
Historia