<< Wstecz |
Wybrano: R-5540 a, z 1914 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Słodkie perfumy Marii
Mar. 14:1-11
"Ona, co mogła, to uczyniła" - Mar. 14:8.
Ostatnie pięć dni z życia Jezusa są pełne znaczenia.
Wydarzenie, które będzie przedmiotem poniższego rozważania, miało miejsce przy
końcu żydowskiego Sabatu, poprzedzającego ukrzyżowanie naszego Pana. Zbliżały
się święta Wielkanocne. Jezus powiedział uczniom, że będzie ukrzyżowany, lecz
oni myśleli, że mówi do nich używając jakiejś przenośni. Rzeczywiście, w żadnym
okresie publicznej misji naszego Pana, możliwość ukrzyżowania Go nie była mniej
prawdopodobna, niż w czasie, gdy to się stało. Jego kazania, oraz kazania Jego
uczniów, najpierw dwunastu a później siedemdziesięciu, wzbudziły poważne
zainteresowanie wśród Żydów szczególnie w Galilei.
Wielkie rzesze ludu były w Jeruzalem, aby obchodzić
święta trwające cały tydzień. Tysiące z nich słyszało o Jezusie, a wielu było
odbiorcami Jego łask, ponieważ On uleczył ich choroby. Krótko przedtem znaczna
część tej rzeszy obradowała, aby Jezusa ogłosić królem. Rzeczywiście zaraz
następnego dnia, po wydarzeniu, które jest przedmiotem poniższej lekcji, rzesze
te wprowadziły Jezusa, jadącego na ośle z tryumfem do Jeruzalem, jako króla wołając:
"Hosanna na wysokości, synowi Dawidowemu, który przychodzi w imieniu
Pańskim!"
Chrystus jednakże wiedział, że te masy ludu będą jak
dzieci w rękach ówczesnych wielkich nauczycieli. Wiedział, że wśród kapłanów,
nauczonych w Piśmie i Faryzeuszów panowała zbrodnicza nienawiść skierowana ku
Niemu. Prawdziwie napisane jest, że mieli go w nienawiści bez przyczyny (Jan
15:25); to znaczy bez słusznej przyczyny; lecz ze swego punktu widzenia mieli
oni dosyć powodów by Go nienawidzić.
POSTAWA RELIGIJNYCH NAUCZYCIELI
Chociaż naród żydowski stracił swoją niezależność już
dawno przedtem i nie miał widoków na odzyskanie jej, to jednak nigdy, począwszy
od czasów Salomona, ich polityczne perspektywy nie zdawały się być tak
korzystne jak wówczas. Rzymscy władcy okazali swoją gotowość współdziałania z
tymi właśnie kapłanami, nauczonymi w Piśmie i religijnymi przywódcami. Cesarze
chcieli jedynie panować i zrozumieli, że przez tych religijnych przywódców,
mogli oni wywierać większy wpływ niż w jakikolwiek inny sposób.
Tym sposobem ci wielcy nauczyciele religijni sami czuli
się dobroczyńcami ludu. Teraz zaś zauważyli, że ich wpływ nad mniej oświeconymi
Żydami maleje, z powodu nauk Jezusa. Oni byli tak zadowoleni ze swego
stanowiska rzekomych przedstawicieli Bożych i pośredników rzymskiego rządu, że
nie czuli potrzeby zasięgać jakiejkolwiek informacji o Jezusie i Jego naukach.
Z ich punktu widzenia wydawało się że, wszystko jest w najlepszym porządku. Oni
nie zabiegali o nic, jak tylko o to, aby ich plany nie były pokrzyżowane.
Niektórzy z tych przywódców stracili wiarę w Boga i w
przyszłe życie. Inni zachowali jeszcze wiarę w Boga i w Jego obiecane
królestwo, lecz myśleli, że przyjaźń z cesarstwem Rzymskim będzie najlepszym
sposobem wzmocnienia ich narodu i przygotowania go do Mesjańskiej chwały. Z
tego punktu widzenia Jezus był burzycielem pokoju, bo nie należał do ich kliki.
Jego sposób postępowania, jak i nie mniej Jego nauki, strofowały ich i
zmierzały do złamania ich wpływu nad ludem.
Religijni wodzowie dowiedzieli się, że Jezus miał
przybyć do Jeruzalem by obchodzić święta. Fragment Pisma, który mamy pod
rozwagą (Mar. 14:1,2) mówi, że oni radzili między sobą jak z Nim postąpić,
zabić Go, czy pozbyć się go w jakiś sposób. Zdaje się, iż jednomyślnie
wierzyli, że zgubienie Jezusa będzie dla dobra sprawy Pana, tak jak oni tę sprawę
mylnie pojmowali. Inne Pisma mówią, że Kajfasz, najwyższy kapłan, oświadczył,
iż lepiej będzie, aby jeden człowiek zginął, niż miałby zginąć ten cały naród
(Jana 11:49-52). Wodzowie ci obawiali się, że jeżeli nauczanie Jezusa będzie
nadal tak się rozwijać, to na pewno rozbudzi w narodzie wiarę w królestwo
Mesjasza. Oni mieli Jezusa za oszusta, lecz obawiali się, że Jego nauki mogą
wzniecić pewnego rodzaju fanatyczne powstanie.
Ci religijni wodzowie żywili mordercze zamiary w swych
sercach. Problemem było jedynie jak mogliby tego mordu dokonać i omamić lud,
tak aby nie rozgniewać tych co już zaczęli wierzyć w Jezusa. Doszli do wniosku,
że czas świąt byłby nieodpowiedni, bo Jezus będzie otoczony gromadami ludu, z
którego wielu miało Go za wielkiego proroka, a inni za Mesjasza. Takie było
nastawienie ich umysłów, gdy przyszedł do nich Judasz i podał im myśl, iż
będzie miał na oku Jezusa i że za pewną sumę pieniędzy poinformuje ich, w jakim
czasie byłoby najlepiej Jezusa aresztować - w czasie, gdy rzesze nie będą z
Nim. Plan Judasza został ostatecznie przyjęty i wprowadzony w czyn.
UCZTA - POMAZANIE
Jezus i Jego uczniowie byli honorowymi gośćmi u
Łazarza, którego Jezus wskrzesił, gdy był on już trzy dni w grobie. Jezus był
najzacniejszym gościem, ku czci którego urządzona była ta uczta, a Jego
uczniowie uczestniczyli w niej z Nim. Marta i Maria, wraz z Łazarzem urządzili
tę ucztę. W czasie wieczerzy weszła Maria ze słoikiem bardzo kosztownych perfum,
które wylała na głowę Jezusa, a później pewną część na Jego nogi, jak to jest
opisane w innym miejscu.
Dom napełnił się zapachem perfum; Jezus był wielce
zaszczycony. Potem podniósł się głos szemrania - "Po cóż ta strata?"
Św. Jan mówi, że przywódcą tych szemrających był Judasz, i że kilku innych
przyłączyło się do jego szemrania. Judasz udawał przyjaciela ubogich, dając
jakoby do zrozumienia, że jego oburzenie nie było z pobudek samolubnych,
osobistych, lecz, że myślał ile to dobrego można by uczynić dla innych za te
pieniądze.
Apostołowie później poznali, że ta mowa była obłudna.
Jezus już wówczas rozumiał ten gniew Judasza, który go doprowadził do jawnego
obrażania jednej z gospodyń tej spotkania. Św. Jan mówi, że Judasz oburzył się
ponieważ wolałby sam te pieniądze dostać. On był skarbnikiem tej gromadki uczniów;
nosił z sobą worek z pieniędzmi, i jak to się później dowiedzieli, był
złodziejem, który skrycie odkładał pewną część dla siebie (Jan 12:6). Z
pewnością Judasz nie jest jedynym, który wstawiał się za ubogimi a jednocześnie
przywłaszczał sobie pieniądze.
MIARA PRZYWIĄZANIA MARII
Oświadczenie Judasza, iż perfumy te były warte trzysta
groszy, pewnie nie było przesadnym oszacowaniem. Trzysta groszy byłoby to około
sześć dolarów; lecz w owym czasie srebrny grosz, warty szesnaście centów,
przedstawiał wartość jednego dnia pracy. Tak więc trzysta groszy stanowiłoby
właściwie jeden rok pracy Szesnaście dolarów lub więcej płacono niekiedy za
uncję ekstraktu z róż; a historia mówi nam, że w przeszłości płacono bajeczne
wprost sumy za perfumy.
Obecnie perfumy mogą być robione i sprzedawane w niezbyt
wysokiej cenie, w porównaniu do cen płaconych w przeszłości. A jednak w
starożytności ludzie mieli szczególne zamiłowanie do perfum i obfite użycie
ich, jak w powyżej przytoczonym wypadku, wyrażało głęboki szacunek, a nawet
uwielbienie. Maria niewątpliwie czuła, że jej najbardziej ceniony przyjaciel
Jezus, który wyprowadził jej brata z grobu, nie mógł być nikim innym jak
Mesjaszem, Synem i Przedstawicielem Boga Jehowy. Uwielbienie, jakie odczuwała w
stosunku do Boga starała się wyrazić Jego Przedstawicielowi, Jezusowi.
Biedna Maria musiała się czuć przygnębiona, gdy
usłyszała tę szorstką krytykę. Lecz Jezus wystąpił w jej obronie i rzekł:
"Zaniechajcie jej, przeczże się jej przykrzycie? Dobryć uczynek uczyniła
przeciwko Mnie. Zawsze bowiem ubogie macie z sobą i kiedykolwiek chcecie,
możecie im dobrze czynić; ale Mnie nie zawsze mieć będziecie".
Z pewnością to uznanie Mistrza pocieszyło Marię; i
gdziekolwiek Ewangelia była głoszona, ta opowieść o jej serdecznym przywiązaniu
do Pana, aż do poniesienia wielkiego wydatku i prawdopodobnie znacznego
zaparcia samej siebie, była również opowiadana na pamiątkę jej, nie tylko ku
jej czci, ale szczególnie dla zachęty i natchnienia innych z ludu Bożego, aby
również starali się osiągnąć podobną miłość, która raduje się z wyświadczania
usług, a nawet w ponoszeniu znacznej ofiary.
SUGESTIA WARTA ROZWAGI
Pewien, obecnie już nieżyjący, drukarz z Bostonu,
umieścił na swoich biletach wizytowych następujący pomocny i praktyczny napis:
"Nie trzymaj alabastrowych słoików swej miłości i czułości zapieczętowanych, aż twoi przyjaciele umrą,
lecz obdarzaj ich słodyczą, dokąd żyją. Wypowiadaj słowa uznania i pociechy,
gdy uszy ich mogą to słyszeć. Mów dobrze o nich nie wówczas, gdy ich już tu nie
ma, ale raczej, gdy jeszcze tu są. Kwiaty, jakie posłałbyś na ich trumnę,
posyłaj im teraz i w ten sposób upiększaj i osładzaj ich domy, zanim je
opuszczą.”
”Jeżeli moi przyjaciele mają zachowane alabastrowe
słoiki, pełne wonnych perfum sympatii i miłości, które chcą otworzyć nad moim
martwym ciałem, to wolałbym aby je przynieśli teraz, w moich godzinach
przygnębienia i kłopotów i aby je otworzyli, bym mógł być orzeźwiony i
pocieszony, gdy tego potrzebuję i mogę z tego skorzystać. Wolałbym raczej mieć
prostą trumnę bez kwiatów i mowy pochwalnej, niż życie bez słodyczy, miłości i
sympatii. Uczmy się pomazywać, darzyć serdecznością naszych przyjaciół przed
ich pogrzebem".
"Pośmiertna grzeczność nie rozweseli
przygnębionego ducha. Kwiaty na trumnie nie przeniosą zapachu wstecz, na
mozolną drogę, którą nasi umiłowani już przeszli".
Straż 1933 str. 56,57. W.T. R-5540 a -
1914 r.