<< Wstecz |
Wybrano: R-4854 b, z 1911 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Staranie się o swoich domowych.
"A jeźli kto o swoich, a
najwięcej o domowych starania nie ma, wiary się zaparł i gorszy jest niż
niewierny". - 1Tym. 5:8.
Dla lepszego oddania myśli, tekst
powyższy można by wyrazić w następujący sposób: Jeśli kto nie ma starania o
tych, którzy od niego zależą, a szczególnie o swoich własnych domowników, ten
wyrzekł się wiary i jest gorszym od niewiernego.
W pierwszym miejscu odnosi się to do
chrześcijańskiego męża i jego obowiązków względem jego żony i dzieci. Jeśliby
mąż przestał się starać o swoją żonę, przestał ją miłować i gdyby ją opuścił,
bądź w sercu, w uczuciach, bądź też w rzeczywistości, to byłoby to dowodem, że
taki musiał odpaść daleko od Pana, od kierownictwa Ducha Świętego i od
"mądrości pochodzącej z góry, która najprzód jest czysta, potem spokojna,
mierna, powolna, pełna miłosierdzia i owoców dobrych". - Jak.3:17.
Kto by żył w takich warunkach nie
można by uważać, że jest on jednym z tych, którzy otrzymali Pańskie uznanie
jako "zwycięzcy", chyba po gruntownej reformie. Także rodzice
zobowiązani są dać dziecku swemu lepsze zapoczątkowanie w życiu aniżeli to
niedoskonałe i umierające ciało zrodzone na ten świat. Przywodząc na świat
potomstwo, rodzice są obowiązani, aby ich dzieci miały odpowiednią ostoję na
tym świecie. To obejmuje w sobie nie tylko dostarczanie im pożywienia i
odzienie w ich dzieciństwie, ale także zaopatrzenie i ugruntowanie ich w
umysłowych i moralnych zasadach, o czym już nieraz pisaliśmy; a wszystko to
znaczy, by odkładać i poświęcać coś ze swego na korzyść dzieci.
Widząc przeciwności żywione uważamy
za rzecz właściwą rozumieć ten tekst Pisma Świętego, jako napomnienie rodziców,
aby mieli cośkolwiek oszczędności odłożonych na potrzeby ich rodziny, w razie
gdyby ich śmierć zaskoczyła przed dojściem ich dzieci do pełnoletności. Nie
rozumiemy, aby Apostoł miał na myśli, iż rodzice powinni się starać, aby dla
swych dzieci zostawić fortunę, o którą miałyby się później spierać a przez to
wzajemnie sobie szkodzić. Dziecko, które zostało zrodzone i wychowane w
odpowiednim dobrobycie i warunkach i otrzymało wystarczające wykształcenie i
dobry nadzór, aż do dojścia do pełnoletności, tym samym już posiada bogatą
spuściznę w samym sobie; a rodzice, którzy w taki sposób dziecko swoje
zaopatrzyli mają wszelki powód do przeświadczenia, iż w sprawie tej kierowali
się zdrowym rozsądkiem i Duchem Świętym, czyli usposobieniem, które daje im od
Pana uznanie, chociażby żadnych posiadłości lub tylko skromny domek dzieciom
swym pozostawili. Tacy rodzice wywiązali się dobrze ze swego szafarstwa, a
dzieci ich z pewnością ostatecznie ocenią należycie ich wierność w wykonaniu
swego obowiązku.
Naszą powinnością jest okazywać więcej
zainteresowania w tych, z którymi nas łączą związki krwi, aniżeli w innych
ludziach. Jeśli Duch Boży pobudza nas do uprzejmości i dobroci względem
wszystkich ludzi, to z pewnością, że względem naszych krewnych powinniśmy żywić
uczucia o tyle czulsze i serdeczniejsze. Jednak według naszego zdania nie
uważamy za rzecz mądrą ani zgodną z nauką Pisma Świętego i z wzorami, jakie
mamy wystawione w postępowaniach Pana Jezusa i Apostołów, aby krewnych naszych
darzyć jakąś nadzwyczajną serdecznością lub przyjmować i traktować ich lepiej,
choćby tak samo jak domowników wiary.
Tutaj przyjmujemy tak bliską
zażyłość dla naszych krewnych, jaka tylko słowami Apostoła jest od nas
wymagana: "Jeźli kto o swoich starania nie ma - wiary się zaparł".
Poza powyższym wyjątkowym poleceniem mamy stosować słowa Apostoła: "Przeto
tedy, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom
wiary" (Gal. 6:10). Następnymi po domownikach wiary powinni być nasi
bliscy krewni.
Z pewnością, że z punktu nowego
Stworzenia, to nowe pokrewieństwo, czyli członkowie Ciała Chrystusowego, byliby
członkami naszego domu, czyli naszymi domownikami i ich doczesne potrzeby
byłyby w pewnej mierze naszym zobowiązaniem. Obecnie żyjemy w czasach
odmiennych od tych, w których żył nasz Pan; dziś mamy instytucję społecznej
opieki, dlatego ten tekst nie może być teraz stosowany z taką mocą jak był w
czasie, gdy Apostoł słowa te pisał. W obecnym czasie mógłby ktoś czynić
odpowiednie staranie o swoich, czasem i w ten sposób, gdyby płacił swoją część
podatku przeznaczonego instytucjom społecznej opieki; a w razie potrzeby mógłby
się udać do takowych o konieczne wsparcie, bądź dla siebie bądź dla swoich
bliźnich - członków swej rodziny.
WZAJEMNE BUDOWANIE SIĘ W ŚWIĘTEJ
WIERZE.
Chrystus jest Głową Jego domu. On
nie zamierzył, aby Jego domownicy byli jedni drugim ciężarem; jednakowoż każdy
powinien odczuwać pewnego rodzaju zobowiązanie względem drugich i chętnie nieść
pomocną dłoń czy to w celu dopomożenia, czy w celu wzmocnienia lub zachęty
"budując się w najświętszej wierze" (Juda 20). Zamiarem naszego Pana
było widocznie zbliżyć Jego naśladowców, jednych ku drugim, by zebrać ich w
nową rodzinę, w nowy dom, "dom wiary". Z tego powodu mamy często
powtarzane napomnienia i zachęcania do wzajemnej społeczności, do wzajemnej
pomocy i regularnego zgromadzania się; do tego jest daną obietnica, że gdzie
dwóch albo trzech zbierze się w imieniu Pańskim tam On będzie z nimi,
błogosławiąc im. Dlatego jest dane napomnienie, aby lud Boży nie opuszczał
społecznego zgromadzania się. - Żyd.10:25.
Wracając do naszego tekstu zauważmy,
że Apostoł oświadcza, iż kto by zaniedbywał swą rodzinę to zaparłby się wiary.
Wiara, którą my wyznajemy nie jest tylko samo wierzenie w niektóre doktryny,
lecz rozciąga się i na właściwość naszego postępowania, na nasz charakter i w
ogóle na wszystkie sprawy naszego życia. My wyznajemy, iż należy się miłować
Boga więcej niżeli miłują Go inni ludzie. Przyznajemy, iż powinno się miłować
bliźniego jak samego siebie. Powyższe zasady przyznajemy jako sztandar naszego
życia. Jeźli zobowiązanie człowieka wobec bliźniego jest, aby go miłować jak
samego siebie, to wobec jego rodziny zobowiązanie to jest dwa razy większe.
Jeśli więc ktoś od tych zobowiązań się uchyla, to taki jest fałszywym przedstawicielem
nauki Chrystusa przez niego wyznawanej. Prowadzić życie przeciwne wyznawanym
naukom znaczy zapierać się wiary. Kto by więc gwałcił ogólnie przyjętą zasadę,
o której powyżej była mowa, to żyłby gorzej od ludzi światowych zamiast żyć
lepiej.
Co do zapierania się wiary, to myśl
jest ta, że temu, co zaniedbywałby swoich naturalnych praw i obowiązków,
brakowałoby miłości i sympatii ku tym, których dobra zaniedbuje i odpowiednio
byłoby zapieraniem się wiary. Jak doskonały wzór niesamolubnej miłości mamy w
naszym Mistrzu, który w największych uciskach i cierpieniach myślał z sympatią
o drugich! Widzimy Jego troskę o dobro Swej Matki, którą przed Swoją śmiercią
powierzył Swemu miłemu uczniowi Janowi; ujawniając tym sposobem Swoje uznanie
onym zacnym przymiotom, które Jan wykazał starając się być jak najbliżej swego
Mistrza w Jego godzinie próby!
Straż 1928 str. 30,31. W.T.
R-4854 b - 1911 r.