<< Wstecz |
Wybrano: CR-487 , z 1916 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Miłosierdzie naszego wielkiego Boga
Błędne
zrozumienie charakteru Boga prowadzi ludzi do sceptycyzmu
Miłość
Boga przyciska nas – Wielu stało się agnostykami wskutek błędnego
nauczania – Bardzo ograniczone głoszenie ewangelii przez wiele
wieków – Poganie zdezorientowani nierozsądnymi i sprzecznymi
wyznaniami wiary – prawda jest teraz jasna dla szczerych badaczy
Biblii – Większość profesorów wyższych uczelni nie wie nic o
prawdziwych naukach Biblii – Wiele łaknących prawdy dusz potyka
się o dzisiejsze błędy – Właściwe poznanie Boga oznacza życie
wieczne.
„Albowiem
lepsze jest miłosierdzie twoje niż żywot, aby cię chwaliły wargi
moje” (Psalm 63:3).
Coraz
lepiej widzimy, że Biblia przedstawia nam Boga miłosierdzia i z
tego punktu widzenia wzywa nas, by odpowiedzieć zwróceniem się w
jakiś sposób ku Niemu. Coraz bardziej oddziałuje na nas mylność
wyznań wiary. Jakże wprowadzają nas one w błąd, każąc myśleć
o naszym Niebieskim Ojcu inaczej, niż jako o miłosiernym,
kochającym Rodzicu, tak jak przedstawia Go nasz tekst. Zgodnie z tą
myślą o miłosierdziu naszego Boga apostoł stwierdza: „Albowiem
miłość Chrystusowa przyciska nas” (2 Kor. 5:14 NB). Odkąd
Chrystus jest odblaskiem chwalebnej istoty Ojca [Hebr. 1:3], Bóg
także nas przyciska – przyciąga do siebie swoją miłością.
Najprawdopodobniej
przyczyną, dla której tak wielu trzymało się z dala od Boga, jest
to, że był On bardzo fałszywie przedstawiany nam wszystkim i przez
nas wszystkich. Gdy czytamy słowa apostoła o tym, żeby poganie
„szukali Boga, czy nie znajdą Go niejako po omacku” (Dzieje Ap.
17:27), pytamy: Jak to jest, że poganie nie znaleźli Pana?
Niewątpliwie św. Paweł wyraża tutaj słuszne odczucie; bo ludzie
są tak skonstruowani, że najwyższe i najczulsze części naszego
mózgu to te, które nawołują do czci dla Wszechmocnego Boga.
Dlatego najbardziej naturalnym dla wszystkich ludzi stanem byłoby
pragnienie posiadania Boga, utrzymywania społeczności z Nim,
cieszenia się Jego łaską i błogosławieństwem oraz zachowania
życia wiecznego, jakie On zaoferował.
Zauważamy
jednak coś zupełnie przeciwnego, i to nie tylko w krajach
chrześcijańskich, ale też tam, gdzie ewangelia była głoszona w
bardzo znikomym stopniu. Nie tylko dostrzegamy wielu takich, którzy
lekceważą Pana i nie bardzo się Nim zajmują, ale znajdujemy też
ludzi, którzy się całkowicie od Niego odwrócili i stali się Jego
przeciwnikami. Nazywają się oni agnostykami, a termin ten oznacza
osoby, które nie wiedzą o Bogu nic określonego oraz takie, które
domagają się dowodów istnienia rzeczy nadnaturalnych. Jest jednak
różnica między niewiernym – niewierzącym – a agnostykiem.
Wiele czołowych postaci naszych czasów otwarcie przyznaje, że są
agnostykami. Próbując znaleźć Boga, szukają jakby po omacku. Są
też tacy, którzy przeskakują z jednej denominacji do drugiej, i
jeszcze inni, jak wyznawcy „chrześcijańskiej nauki”, którzy
znajdują się poza obrębem tzw. ugrupowań ortodoksyjnych –
wszyscy po omacku poszukują prawdy, ale jej nie znają.
Odpychani
przez fałszywe nauki
Trudno
jest ocenić, jak wielką szkodę spowodowały doktryny, które
fałszywie przedstawiają Boski charakter. Błędne nauki odpowiadają
za występowanie licznych denominacji nazywających się
chrześcijańskimi, ale wiedzących niewiele o Bogu i Chrystusie –
posiadających w większości jedynie formalnych wyznawców. Tylko
nieliczni twierdzą, że są w pełni poświęceni Panu. Po tych
wszystkich wiekach głoszenia spodziewalibyśmy się oczywiście
lepszych rezultatów. Problem polega na tym, że w ciągu tych wieków
w niewielkim stopniu głoszono prawdziwą ewangelię. Gdybyśmy przez
cały Wiek Ewangelii byli nauczani prostej prawdy, a nie „nauk
diabelskich”, bez wątpienia rezultaty byłyby podobne do tych,
jakie osiągano we wczesnym Kościele, kiedy tysiące nawracały się
do Pana – Dzieje Ap. 2:41, 4:4.
Byliby
to szlachetni chrześcijanie, a nie jedynie formalni wyznawcy.
Apostoł mówi nam o tych, którzy znosili wielki bój utrapienia,
którzy ponosili szkodę, a także o innych, którzy stali się
uczestnikami tych, z którymi się tak obchodzono (Hebr. 10:32-33).
Za cesarza rzymskiego Nerona i później za Dioklecjana wielu
chrześcijan cierpiało z powodu swojej wierności Bogu. Wymagało to
ogromnej siły charakteru, by wytrwać i być gotowym cierpieć, a
nawet umrzeć dla sprawiedliwości. Gdyby taki duch się utrzymał,
to gdzie byłoby dzisiaj chrześcijaństwo?
Kilka
lat temu, gdy przebywałem w tzw. krajach pogańskich, niektórzy z
tych pogan przyszli do mnie jednego ranka, niedługo przed moim
odjazdem, i powiedzieli: „Pastorze Russell, szkoda, że już
odjeżdżasz. Chcielibyśmy, żebyś został dłużej. Nie
przyszliśmy wczoraj, by cię posłuchać, bo sądziliśmy, że
nauczasz tak jak tutejsi misjonarze. Powiedziano nam jednak, że to
coś całkiem innego i chętnie byśmy cię usłyszeli. Wiemy, że
jest coś w chrześcijaństwie, ale nie mogliśmy zrozumieć, jak
może być prawdą to, co mówili nam misjonarze – że tysiące
cierpią wieczne męki, bo nie znali waszego Boga”. Niektórzy
mówili: „Bogowie pogańscy są lepsi niż wasz Bóg. Nas uczy się,
żeby nie odbierać życia nawet robakowi i uważać, jak stąpamy,
by nie zabić nawet najmniejszego stworzenia. Jakże to inne niż to,
co opowiadają nam misjonarze o waszym Bogu! Czy dziwi cię, że nie
jesteśmy chrześcijanami?”.
Zauważcie,
że ludzie ci jakby po omacku poszukują Boga i mają pragnienie, by
Go znaleźć, ale są zdezorientowani wskutek fałszywego
przedstawiania Boga z Biblii. Oczywiście, mogliśmy rozmawiać tylko
przez tłumacza, a ponadto byłem ograniczony moim planem, więc nie
mogłem zostać z nimi dłużej, by im opowiedzieć o miłosierdziu
naszego Boga tak, jak bym tego pragnął.
„Nie
wiecie, jakiego ducha jesteście”
Gdy
św. Paweł był w Atenach, zwrócił uwagę na fakt, że poganie po
omacku poszukiwali Boga i próbowali Go znaleźć. Na rogach ulic i
wszędzie mieli czcze wizerunki wzniesione jako zobrazowanie ich
najrozmaitszych bóstw; by nie przeoczyć żadnego, wzniesiono nawet
ołtarz „Nieznanemu Bogu”. Św. Paweł spostrzegł to i głosił
im prawdziwego Boga. Byli oni jednak tak zamroczeni przesądem i
błędem, że gdy usłyszeli o rzeczywistym Bogu i Jego planie, nie
byli gotowi na przyjęcie ewangelii.
Gdyby
prawda była głoszona przez najlepszych nauczycieli przez cały Wiek
Ewangelii, wynik mógłby być taki sam. Być może zostałaby ona
odrzucona; być może tylko nieliczni przejawialiby chęć przyjęcia
tego poselstwa. Jednak doświadczenie uczy, że wielu ludzi chciałoby
poznać prawdę o Bogu. Nawet dziesięcioletnie i młodsze dzieci są
Nim zainteresowane; wiele dwunastolatków czy czternastolatków
posiada jasną znajomość Jego planu.
Fałszywe
doktryny odciągnęły ludzi od Pana, a chrześcijanie, zwiedzeni
przez te błędne doktryny, wykazują całkiem odmiennego ducha niż
chrześcijański. Nie wiedzą, jakiego są ducha, jak było też w
przypadku św. Jakuba i św. Jana. Pamiętacie, jak mieszkańcy
pewnej wioski samarytańskiej odmówili sprzedania chleba dla
Mistrza. Św. Jakub i św. Jan zapytali naszego Pana: „Panie, czy
chcesz, abyśmy słowem ściągnęli ogień z nieba, który by ich
pochłonął...?”. Mistrz odrzekł: „Nie wiecie, jakiego ducha
jesteście. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze
ludzkie, ale je zachować” – Łuk. 9:51-56.
Podobnie
jak tamci dwaj uczniowie, chrześcijaństwo miało niewłaściwie
ześrodkowaną uwagę. Nie rozumieliśmy naszego Ojca w niebie ani
Jego planu. Posiadaliśmy diabelskie poglądy, zrodzone z doktryn
demonów (1 Tym. 4:1). W średniowieczu ludzi palono na stosie i
poddawano różnym torturom, a to wszystko w imieniu Jezusa, w imię
religii. Jakże straszny był to błąd! Czyż nie odwodziło to
ludzi od Pana i prawdy? Czy nie wyrządzało ogromnej szkody tym,
którzy popełniali takie przestępstwa, a także światu w
ogólności? O tak, a wszystko to było wynikiem braku znajomości
Boga.
Teraz
wszakże, z łaski Bożej, światło jasno przyświeca poprzez
Biblię. Dzisiaj lud Boży może ocenić rozważany przez nas tekst w
taki sposób, w jaki nie mógł tego uczynić nawet wczesny Kościół.
Dzięki miłosierdziu Boga usta nasze mogą Go wychwalać. Jakże
daleko od nas jest ten pogląd, który był wielu z nas wpajany w
dzieciństwie – że Bóg jest mściwy, gotowy rzucić nas diabłu;
i że nasz Pan Jezus powstał i rzekł: „Proszę, nie czyń tego!
Ja umarłem za tych ludzi. Pozwól mi okazać im miłosierdzie!”;
oraz że potem Ojciec miałby powiedzieć: „Ze względu na ciebie
nie zrobię tego, bo inaczej rzuciłbym ich na wieczne męki”.
Jakże
nieszczęsny to obraz! Gdzie byłoby Boskie miłosierdzie? Gdy jednak
widzimy, że Bóg przygotował wspaniały plan zbawienia przed
założeniem świata, że ma cudowny zamysł w wybraniu spośród
świata Kościoła, Oblubienicy dla swego Syna, żeby stali się oni
niebiańskimi istotami o boskiej naturze (2 Piotra 1:4), aby później
błogosławić całą ludzkość – zaczynamy dostrzegać Jego
miłosierdzie, Jego litość.
Dobre
i złe punkty widzenia
Doczekaliśmy
czasu, gdy nasze koncepcje Boga są coraz jaśniejsze. Budzimy się
ze snu przeszłości. Z wolna otwierają się nasze oczy zrozumienia.
Patrzymy i zwracamy nasze myślenie w dobrym kierunku. Również
wielcy profesorowie na naszych uczelniach patrzą i coś widzą, ale
nie patrzą oni w dobrą stronę. Były profesor jednej z zachodnich
uczelni doszedł niedawno do poznania prawdy. Kiedyś do kogoś z
braterstwa poczynił uwagę: „Nie ma potrzeby, by nauczać ewolucji
młodych mężczyzn i kobiety, którzy przychodzą na studia.
Wstępują oni do uczelni już przygotowani do tego tematu, znając
odnośne pojęcia ze szkolnych podręczników i skądinąd. Uczono
ich już, że człowiek pojawił się na świecie w drodze ewolucji.
Co więcej, prawie wszyscy na wydziałach naszych uczelni i
uniwersytetów są ewolucjonistami”.
Wielu
myślących ludzi tego świata patrzy przez pryzmat kierunków
teozofii albo Nowej Myśli czy Chrześcijańskiej Nauki. Poszukują
światła, ale nie wiedzą, w którą udać się stronę. Wielce
doceniamy stopień światła, jakie stało się naszym udziałem w
zrozumieniu Boskiego planu. „Błogosławione oczy wasze, że
widzą”. Patrzyliście w dobrym kierunku – jaki wskazał Bóg –
na Jego Słowo. Wyżsi krytycy, ewolucjoniści i inni, którzy
skłaniają się do swojego własnego rozumienia, są w ciemności.
Ci, którzy uważnie przyglądają się naukom Biblii, są
przyciągani bliżej ku Bogu i uzyskują głębszą Jego ocenę jako
osobowego Boga.
Wszyscy,
którzy uznają te ludzkie teorie, uważają Boga za zasadę bez
osobowości. A jeśli ktokolwiek podąża za tymi kultami, nadal
wierząc w osobowego Boga, to jest tak dlatego, że nie pojął
jeszcze idei swoich liderów. Istnieje teoria, że jest pewna zasada
dobra, które działa wszędzie, i zasada ta jest Bogiem. Stąd też
mówią oni, że Bóg jest wszędzie i we wszystkim. Dla nich Bóg to
wielkie prawo natury. Czy jest jakaś inteligencja w takowym prawie?
Jakieś współczucie czy miłość? Ani trochę! Chwalą oni zasadę
zamiast wielkiego źródła zasad. Czczą prawo zamiast wielkiego
autora prawa.
Boskie
miłosierdzie wiadome nielicznym
Nasz
werset przemawia do tych, którzy nauczyli się poznawać Boga. Od
czasów wczesnego Kościoła niewielu wiedziało o Boskim
miłosierdziu. Zostało ono zagubione na równi z naukami Biblii.
Tylko poprzez Biblię można się dowiedzieć o Boskim miłosierdziu
i litości. Słowa tego tekstu są prawdą odnośnie wszystkich,
którzy znajdowali się w bliskiej społeczności z Bogiem w ciągu
ewangelicznej dyspensacji. Klasie tej przyświeca większe światło
niż kiedykolwiek wcześniej. Rzeczywiście wiemy coś o miłosierdziu
naszego Boga.
Gdy
taka świadomość zagościła w twoim sercu, wywiera ona
przekształcający wpływ na twoje serce i umysł; ma wpływ na
wszystkich z Bożego ludu. Psalmista oznajmia, że miłosierdzie
naszego Boga jest lepsze niż żywot – niż obecne życie, nie
przyszłe. Jest to miłosierdzie, które przygotowało dla nas
przyszłe życie. Ze względu na ten fakt dostrzegamy to, co nam
jeszcze pozostało z tego obecnego życia, jako rzecz znikomą i
niemającą porównania z tym, co Bóg dla nas zarezerwował. Obecne
życie jest bardzo wartościowe jako szkoła ćwicząca nas do tego
przyszłego, ale nie samo w sobie. Dlatego cieszymy się, mogąc je
kłaść w służbie dla Boga. Jednak nie jesteśmy do tego zmuszani.
Bóg nie zmusza nikogo do ofiary. Ktokolwiek czyni ofiarę przyjemną
dla Boga, czyni to z własnej woli.
Nasza
nadzieja opiera się na miłosierdziu naszego Boga. Skoro tylko
dostrzegliśmy Jego miłujący charakter, z radością wyrzekamy się
tych niewielu rzeczy, jakie mamy. Tak samo było z naszym Panem
Jezusem. Czyż nie położył On swego życia, doceniwszy Boże
miłosierdzie? I tak ma być ze wszystkimi, którzy idą w Jego
ślady. W ten sposób cenimy to, co Bóg przygotował na przyszłość,
bardziej niż obecne życie i jesteśmy chętni zrezygnować ze
wszelkich ziemskich perspektyw, poczytując je za szkodę i śmieci w
tym celu, aby móc zdobyć chwalebne rzeczy, jakie Bóg obiecał tym,
którzy Go miłują.
Służba
ochocza, a nie wymuszona
Dalej
nasz tekst powiada: „Wargi moje wysławiać cię będą”.
Wysławiamy Boga z radością w naszych sercach. On nie domaga się
naszych pochwał; nie jest tak, że MUSIMY zrobić to czy tamto. Nie
powinniśmy pytać: „Czy muszę to zrobić?” albo „Czy Bóg
tego wymaga?”. To nie jest właściwy duch; powinno być raczej
zupełnie odwrotnie. Służmy naszemu Niebieskiemu Ojcu i wykonujmy
Jego wolę tak, jak czynił to Pan Jezus. On powiedział: „Pragnę
czynić wolę twoją, Boże mój, a zakon twój jest we wnętrzu
moim” (Hebr. 10:5-9; Psalm 40:7-8). My również ustami będziemy
chwalić Boga z radością za przywilej służby i cierpienia dla
Jego imienia.
Takiego
ducha zademonstrowali św. Paweł i Sylas, gdy z powodu swojej
wierności prawdzie znajdowali się w więzieniu w Filippi. Tam, w
więzieniu, z obolałymi od biczów plecami, ze skrępowanymi rękami
i nogami i w jak najmniej dogodnej pozycji ciała, ci dwaj wierni
słudzy Boga tak bardzo doceniali Boże miłosierdzie, że swymi
ustami wznosili pieśni chwały, opowiadając innym dobrą nowinę.
Tak
jest też z nami, drodzy braterstwo. Nie możemy zatrzymywać dla
siebie miłościwego Bożego poselstwa. Jak powiedział prorok, jest
ono jak ogień w naszych kościach (Jer. 20:9). Musimy wysławiać
Boga. Musimy obwieszczać nasze uznanie wobec Jego chwalebnych
rzeczy, jakie zarezerwował dla Kościoła, i wobec błogosławieństw,
jakie ma zarezerwowane dla całej ludzkości. Ponieważ Jego
miłosierdzie jest lepsze niż żywot, wychwalamy Go radosnymi
ustami.
Wspaniała
opowieść o Bożej miłości
A
to jest żywot wieczny, aby poznać Boga, powiedział Mistrz (Jan
17:3). Ponieważ tak jest, teraz tylko niewielu ma żywot wieczny,
gdyż tylko niewielu zna Boga. A nie wystarczy wiedzieć, że jest
Bóg, ani zdawać sobie sprawę, że jest On żywą istotą, a nie
zasadą. Jak mówi Pismo: „Kto bowiem przystępuje do Boga, musi
uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy go szukają”
(Hebr. 11:6). Najpierw uwierzyliśmy; potem staraliśmy się poznać
Jego wolę w odniesieniu do nas.
Uczyniwszy
tak, przekonaliśmy się, że w swojej miłości poczynił On
przygotowania, żebyśmy mogli wyjść spod potępienia grzechu i
śmierci i być przyjęci do Jego rodziny. Ofiarowaliśmy Mu się
przez Chrystusa, naszego odkupiciela. Bóg nas uznał i dał
spłodzenie ze swego ducha świętego. Kiedyś w przyszłości, jeśli
będziemy wierni, narodzimy się na duchowym poziomie i staniemy
współdziedzicami z Jezusem Chrystusem, naszym Panem.
Convention Reports
Sermons, CRS-487, Wykład na konwencji w St. Louis 22-25 czerwca
1916
Straż 3/2016