<< Wstecz |
Wybrano: R-1570 b, z 1893 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Kościół Boga żywego
„Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele
jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus. Albowiem przez jednego Ducha my wszyscy
w jedno ciało jesteśmy
ochrzczeni...” „Jedno jest ciało i jeden duch, jako też jesteście powołani w
jednej nadziei powołania waszego. Jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest; Jeden
Bóg i Ojciec wszystkich...” „Takżem się stał nieprzyjacielem waszym, prawdę wam
mówiąc?” [A jeśli tak, to] „Myśmy
głupi dla Chrystusa...” – 1 Kor. 12:12-13; Efez. 4:4-6; Gal. 4:16.
Co do
tego, że Bóg wybiera Kościół w ciągu Wieku Ewangelii, zgadzają się
wszyscy z wyjątkiem uniwersalistów. Także co do tego, że wszyscy w ten sposób
wybrani tworzą jeden Kościół oraz że tylko ten jeden Kościół uznawany jest
przez Boga, a członkostwo w nim można sobie zapewnić tylko w tym życiu – w
czasie Wieku Ewangelii. Powszechnie przyznaje się, że są to nauki Biblii.
Wielu
przyznaje również, że obecny związek z Ciałem Chrystusa, Kościołem, jakkolwiek
bardzo wartościowy, jest jedynie próbnym członkostwem, które zostanie
potwierdzone i uczynione wiecznym poprzez wprowadzenie do pełnego członkostwa w
Kościele zwycięzców przy końcu owego okresu próbnego obecnego żywota (Jana
15:5,6; Filip. 3:12-16).
I
choć zarówno my, jak i inni chrześcijanie, zgadzamy się co do tego, że Kościół
zwycięzców będzie jednym Kościołem, a nie wieloma kościołami, są jednak
części składowe tego tematu, co do których się nie zgadzamy.
Uważamy,
że warunki obecnej próby dla wszystkich, którzy zostali przyjęci jako próbni
członkowie niebiańskiego Kościoła, są znacznie bardziej surowe i wymagające
oraz że wybrana grupa jest w związku z tym znacznie mniejsza niż to się
powszechnie wśród chrześcijan przypuszcza – ci, którzy są obecnie wybierani,
stanowią jedynie „maluczkie stadko” (Łuk. 12:32). Wielu sądzi, że celem Boga,
dla którego powołuje On i wielce wywyższa Kościół, jest jedynie zamiar
zbawienia go od wiecznych mąk. My uważamy – i znajdujemy na to liczne dowody
Pisma Świętego, które też często przedstawiamy – że Bożym celem owego wyboru,
ćwiczenia, doświadczania i ostatecznego wywyższenia Kościoła jest błogosławienie przez niego całego Jego upadłego i spętanego grzechem stworzenia (ludzi i
aniołów), poprzez udzielenie wszystkim w pełni doskonałego sądu, czyli próby, w
znacznie dogodniejszych warunkach, gdzie doskonała wiedza i dostateczna
pomoc będą stanowiły podstawowe elementy łaski. Widzimy przeto, że Kościół jest
wybierany dla wielkiego dzieła, które ma być przeprowadzone w ciągu Wieku
Tysiąclecia – przywrócenia wszystkich spośród upadłych istot, „które chcą”,
do ich pierwotnego stanu, i skazania wszystkich świadomie splugawionych
na wtórą śmierć – wieczną karę całkowitego unicestwienia.
Nie
da się też zaprzeczyć, że biblijny pogląd jest znacznie bardziej podniosły niż
owo powszechne, samolubne przekonanie, mające swe źródło w wielkim odstępstwie.
Ci, którzy zostali powołani w nadziei uczestniczenia w Boskim planie czynienia
dobrze innym – błogosławieniu wszystkim rodzajom ziemi – mogą być pewni zarówno
tego, że będzie ich mniej, a także, że duchowo będą stali ponad masami tych,
którzy motywowani są jedynie samolubną nadzieją uniknięcia mąk.
Różnimy
się jednocześnie od większości chrześcijan, uznając Kościół w jego obecnym stanie
jedynie za Kościół na próbie. Dalej twierdzimy, że jest obecnie tylko jeden
Kościół, ponieważ będzie tylko jeden Kościół w chwale. Nasz Pan i apostołowie
nigdy nie uznawali więcej niż jednego Kościoła na ziemi. Byli oni tak dalecy od
ustanawiania czy uznawania wielu kościołów, że wręcz potępiali wszelkie
usiłowania dzielenia się na różne stronnictwa, gromadzenia się pod różnymi
nazwami, jako skłonność do schizm i sekciarstwo, które są
przeciwne Bożej woli i szkodliwe, będąc przejawami cielesności we wszystkich,
którzy na to przyzwalają i przyczyniają się do podziałów w próbnym Kościele.
Potężna
i celna argumentacja Pawła dotycząca tego tematu jest częściowo zaciemniona
przez powszechne tłumaczenia [Biblii]. Mimo to, gdy zwróci się na to uwagę,
można bez trudności zauważyć ogólny kierunek apostolskiego rozumowania. Jest to
jednak znacznie łatwiejsze w wartościowym i ogólnie bardzo wiernym tłumaczeniu Emphatic
Diaglott. Apostoł napomina, żeby ci nauczyciele, którzy sprzyjają podziałom
w Chrystusowym stadzie byli „upatrywani” i żeby się od nich odwracać, ponieważ
nie postępują oni zgodnie z wolą Pana, ale działają samowolnie. Dodaje on, że
tacy „przez łagodną mowę i pochlebstwo serca prostych zwodzą” (Rzym 16:17).
Strofuje on kościół koryncki z powodu panującej wśród nich skłonności do
sekciarstwa (1 Kor. 1:10-13 oraz 1 Kor. 3:3-6). Dzielili się oni na „paulitów,
apollosytów i piotrytów”, podczas gdy tylko niewielu prawidłowo artykułowało
swoją nazwę jako chrystianie.
Każdy
z tych nauczycieli miał swoje szczególne cechy w sposobie nauczania, które
wzbudzały szacunek wśród jednych, podczas gdy inni wzbudzali najwyższy podziw u
innych. Jednak wszyscy oni głosili jedną Ewangelię – jednego Pana, jedną wiarę
i jeden chrzest. Duch faworyzowania niektórych, który prowadził do powstawania
frakcji i podziałów, a także do wychwalania sekciarskich nazw stronnictw lub
też posługiwania się w tym celu imionami poszczególnych nauczycieli, stały się standardami,
którym uleganie apostoł uznaje za przejaw cielesności – dowód ulegania duchowi
świata.
Samo
używanie różnych nazw było już złe, ale stanowiło to jednocześnie przejaw
jeszcze większego zła – ducha samolubstwa i stronniczości. Dowodziło to, że ci
koryntianie, którzy przyjmowali nazwy stronnictw, w rzeczywistości nigdy nie
docenili jedności Ciała Chrystusa. Nie uznali oni tego, że to Chrystus jest
jedyną Głową, jedynym przywódcą i wzorem oraz że Jego Imię jest jedynym, z
którym winni identyfikować się Jego naśladowcy i po nim się rozpoznawać. Wierni
nie są winni temu, że szydercy wystawiają jakąś nazwę na pośmiewisko. Jednak
prawdziwy i lojalny żołnierz krzyża nigdy nie powinien ani przywłaszczać sobie,
ani uznawać takiej nazwy. Przykładami tak powstałych nazw są słowa „metodyści”
czy „baptyści”. Obie te nazwy zostały wymyślone przez naśmiewców, a następnie
zostały przyjęte jako nazwy stronnictw, określające sekty, frakcje, czy też
działy w Ciele Chrystusa. Wszyscy prawdziwi nauczyciele nie tylko zostali
posłani przez Chrystusa, ale ponadto od Niego otrzymują swoje pouczenia. Tak
więc każdy człowiek, który próbowałby nadać swoje lub czyjeś inne imię
jakiejkolwiek części Kościoła jest oponentem i przeciwnikiem prawdziwego i
jedynego Pana i Głowy Kościoła. Jest on zwodzicielem i złoczyńcą, niezależnie
od tego, jakie podawałby przyczyny lub motywy swojego postępowania.
Apostoł
gani koryntian i stara się wykazać ich błąd przywłaszczania sobie innych
nauczycieli poza Chrystusem, który miał być ich Głową, wzorem i przywódcą. Pyta
on: „Czyż Chrystus jest podzielony?” Czy jest obecnie wiele nasion
Abrahamowych, z których każde jest dziedzicem obietnicy? Czy taka jest
przyczyna, że aprobujecie podziały na różne stronnictwa? Czy któryś z tych
przywódców – Paweł, Apollos i Piotr wyświadczyli wam jakąś szczególną łaskę i
zobowiązali was, abyście odpłacili im poprzez nazywanie się ich sługami i
naśladowcami, nosząc ich imiona? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? Czy
zostaliście ochrzczeni w jego imię?
O
nie, drogo umiłowani! Jeden i tylko jeden zasługuje na wszystkie zaszczyty w
Kościele, i teraz, i na wieki, a tym Jednym jest prawdziwy Pan i Mistrz
Kościoła. Tylko Jego imię w dowolnej formie powinien nosić Kościół. On
prowadzi, On uczy, On karmi. Zaś rozmaici ludzcy przedstawiciele, używani przez
Niego jako narzędzia do udzielania Jego błogosławieństw dla swojej Oblubienicy,
nigdy nie powinni zajmować Jego miejsca w jej sercu ani też mieć udziału w Jego
zaszczytach wobec świata.
Przez
długie czasy, a właściwie do bardzo niedawna, chrześcijanie uznawali tę słuszną
zasadę, że jest tylko jedno Ciało, czyli Kościół na ziemi, dokładnie tak, jak
będzie tylko jeden Kościół w chwale. Podążając za tą ideą każda sekta
twierdziła, że to ona jest owym jedynym prawdziwym Kościołem i
prześladowała inne. Jednak stopniowo każda z nich zaczęła zauważać w innych
pewne dobre cechy w nauce oraz w praktyce i ich poglądy zmieniły się aż do tych
obecnych, gdzie twierdzą dobitnie, a w sprzeczności ze Słowem naszego Pana i
apostołów, że sekty są zdecydowanie pożyteczne, że ludzki umysł jest tak
stworzony, iż wspólna wiara, do której Paweł zachęca Kościół, jest niemożliwa,
i że rozmaite istniejące obecnie sekty z ich sprzecznymi odmiennościami w
przekonaniach są niezbędnym dostosowaniem tej idei do ludzkich uprzedzeń i
ułomności.
Jednak
ciągle trzymając się idei, że w jakiś sposób musi istnieć tylko jeden Kościół,
niecierpliwie starają się dokonać ponownego zjednoczenia wszystkich większych
sekt, tak aby utworzyć (nominalnie) jeden Kościół, w ramach którego
każda sekta mogłaby zachować swą specyfikę wiary lub też niewiary, zgodną z
obecnym stanem. Wszyscy uczestnicy takiej unii (której Sojusz Ewangelicki [ang.
Evangelical Alliance] jest początkiem) zgadzaliby się jedynie co do tego, że
mogą się nie zgadzać, żyliby i dawaliby pożyć innym po to, aby w ogólny sposób
uznawać się wzajemnie w celu zwiększenia wpływów i władzy oraz ochrony, które
byłyby skutkiem takiego stowarzyszenia dla każdej z sekt, a także w celu
zmniejszenia wpływów innych nie zrzeszonych w takiej formie, aby w ten sposób
ograniczyć niezależność myślenia. Służyłoby to ustanowieniu i umocnieniu
„prawowiernej” linii granicznej, w obrębie której występowałyby pewne
ograniczenia osobistej wolności, ale też pewna miara wolności, polegająca na
wyborze między formami i naukami różnych sekt w ten sposób uznanych za prawowierne.
Dzieje
się tak właśnie obecnie między tak zwanymi „liberalnymi umysłami” wszystkich
ugrupowań religijnych. Coraz częściej słyszy się głosy, że organizacja tego
typu, jaką jest Sojusz Ewangelicki, jest zupełnie wystarczająca. Nawołuje się
też do tego, by próbować doprowadzić do uznania tak skomponowanego Kościoła przez rząd.
Nawet
jednak, gdyby udało się do tego w pełni doprowadzić, nie byłoby to niczym
więcej jak tylko unią z nazwy, w której panowałyby w rzeczywistości te
same podziały i różnice – nominalnie jeden kościół, a w rzeczywistości wiele
sekt, tak jak obecnie.
Pierwszym
niebezpieczeństwem, przed którym apostoł ostrzegał Kościół, było sekciarstwo.
Jego ostrzeżenia znalazły posłuch, przynajmniej w tamtym czasie, skoro nie
powstały wielkie sekty paulitów czy apollosytów. Jednak tak jak to zwykle bywa,
wielki przeciwnik odparty z jednej strony, zaczyna działać na przeciwnym
biegunie i stara się zachęcać do jedności bardzo różnej od tej, o której
nauczali apostołowie i nasz Pan. Tym usiłowaniem jest doprowadzenie to tego, by
każdy uznany członek Kościoła miał dokładnie taki sam pogląd na każdy szczegół
chrześcijańskiej nauki. Ukoronowaniem tej tendencji było powstanie papiestwa, w
którym każde zagadnienie doktrynalne musiało zostać przyjęte przez papieży i
sobory, a każdy człowiek, który chciałby być uważany za członka kościoła, był
zobowiązany do pełnego uznawania takich decyzji oraz wyznawania, że takie
rozstrzygnięcia są jego przekonaniami, jego wiarą, choć w
rzeczywistości wcale nie są jego, tylko zostały przyjęte, zaadoptowane. Albo
zostały one ogólnie ślepo przyjęte, albo też obłudnie wyznane przy zachowaniu
intelektualnych zastrzeżeń.
To
było zupełnie nie to, na co nalegał Paweł. Jego pragnieniem była jedność serca
i umysłu, a nie bezmyślne, nieczułe i obłudne oświadczenie. Zachęcał on do
jedności takiej, jaka jest naturalnym wynikiem właściwego praktykowania
wolności, którą mamy w Chrystusie – by rozważać i wierzyć Pismu Świętemu, by
rosnąć w łasce i w znajomości, tak aby każdy był przekonany przez swój własny
umysł, ukorzeniony i ugruntowany w jednej wierze, tak jak przedstawiona jest
ona w Piśmie Świętym. Jedność wiary, do której namawiał Paweł, nie była
kunsztowną wiarą, która porusza i obejmuje wszystkie zagadnienia niebiańskie i
ziemskie, ludzkie i Boskie, objawione i nieobjawione. Wręcz przeciwnie: Listy
Pawłowe – pełne logicznego rozumowania – nie wspominają nawet zagadnień, na
które sekciarze kładą największy nacisk, i które ogólnie stają się sprawdzianami przynależności.
Paweł
nic nie mówi o wiecznych mękach dla grzeszników. Nie wspomina o tajemniczej
trójcy, w której trzech bogów w niepojęty sposób miałoby być zarówno trzema Bogami, jak i w tym samym czasie jednym Bogiem. Nie pisze ani słowa o
tym, jakoby człowiek posiadał naturę nie podlegającą śmierci, która musi
żyć wiecznie, czy to w miejscu przyjemności, czy to boleści. Nie mówi też
nic o tym, że obecne życie miałoby się zakończyć procesem sądowym dla
wszystkich klas ludzi. Nie wchodzi też w zawiłą dyskusję na temat chleba i wina
używanego w czasie upamiętniania Pańskiej śmierci – czy mamy tam do czynienia z
transsubstancjacją czy z konsubstancjacją. Mimo to bez trudności można się
przekonać, że nie podziela on żadnego z tych błędów.
Należy
jednak zauważyć, że nie wspominając nawet słowem o tych sekciarskich
testach przynależności Paweł oświadcza: „Albowiem nie chroniłem się, żebym wam
nie miał oznajmić wszelkiej rady Bożej” – Dz. Ap. 20:27. Wynika z tego
wyraźnie, że żadne z owych zagadnień, uznawanych dzisiaj za sedno i
treść chrześcijańskiej nauki oraz sprawdzian wiary, nie stanowi owej „jednej
wiary” ani też w żadnym stopniu i sensie nie przynależy do „wiary raz
świętym podanej” (Judy 1:3).
Owa
jedna wiara, którą wszyscy winni podzielać, była bardzo prosta, tak prosta, że
każdy, zarówno wykształcony, jak i niewykształcony, musiał móc ją przyjąć i
zrozumieć, aby mógł być „dobrze upewniony w zmyśle swoim”. Nie była to
porcja bezsensownych tajemnic, niespójnych ze sobą wzajemnie i sprzecznych tak
z rozumem, jak i z Biblią, która miałaby być wchłonięta przez nierozumnych z
łatwowiernością, a przez wykształconych z obłudnymi intelektualnymi
zastrzeżeniami. Była ona tak prosta i jasna, tak sensowna, żeby każdy uczciwy
naśladowca Chrystusa mógł być co do niej w pełni przekonany w swym własnym
umyśle.
Na
czym polegała owa jedna wiara? Jej podstawy określa Paweł w taki sposób:
„Albowiem naprzód podałem wam, com też wziął [przede wszystkim – jako fundament
prawdy, czyli nauki, na której i w harmonii z którą muszą pozostać wszystkie
inne nauki], iż Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism; a iż był
pogrzebiony, a iż zmartwychwstał dnia trzeciego według Pism” – 1 Kor. 15:3-4.
„Boć jeden jest Bóg, jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi,
człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup za wszystkich, co jest
świadectwem czasów jego” – 1 Tym. 2:5-6.
W
tych słowach wyraża się poczucie grzechu i bezsilności. Jest w nich uznanie
Bożego pełnego miłości planu prowadzącego do naszego odkupienia. Wyznają one,
że śmierć naszego Pana była naszym okupem, oraz że przebaczenie
(usprawiedliwienie) oraz pojednanie z Bogiem, a także restytucja człowieka
nastąpią jako skutek wiary w Odkupiciela, kiedy w słusznym czasie
zostanie On ukazany każdemu z osobna.
Owo
krótkie stwierdzenie zawiera całą Ewangelię, w takim samym sensie, jak żołądź
zawiera cały dąb. Bez tego sedna Ewangelii nikt nigdy nie może posiąść
prawdziwej dobrej nowiny. Tak więc należy nalegać na to, by prawda ta
stanowiła test chrześcijańskiej społeczności. Musi się to przyjąć, inaczej
Ewangelia nie została przyjęta. Gdy zaś ta nauka została uznana, uznana została
Ewangelia. Odtąd zaczyna się dzieło wzrostu – rozwój tej dobrej nowiny.
Tempo owego wzrostu może być różne i będzie zależało od temperamentu i
okoliczności. Będzie się ona rozwijać w gałązkę, młode drzewko, a następnie
stopniowo w potężny dąb. Jednak jeśli rozwój ten wynika z posiania tego
jednego nasienia, to i poszczególne stopnie wzrostu muszą odpowiadać jego
naturze. Tak też jest z wiarą – prawdziwą wiarą. Musi ona we wszystkich
sprawach wyrastać z tego jednego nasienia wiary, niezależnie od osiągniętego
stopnia rozwoju. Ta jedna Ewangelia uznaje upadek i grzeszność człowieka
oraz Boskie miłosierdzie i miłość okazane przez wielkie Chrystusowe dzieło
zbawienia, przebaczenia i ostatecznego odrodzenia. Wszystkie zaś teorie, które
omijają którykolwiek z tych przedmiotów, są fałszywe, a jest ich wiele.
Niektórzy
zaprzeczają idei Bożej miłości twierdząc, że cała miłość pochodziła od
Chrystusa, który interweniował i udaremnił pierwotny plan swego Ojca.
Jednak owa jedyna wiara kierowana apostolskim świadectwem pokazuje, że Bóg tak
umiłował świat i tak ułożył plan, który jest konsekwentnie realizowany, że
posłał swego jednorodzonego Syna, aby dokonał tego, co już się stało i co jeszcze
niebawem ma zostać dokonane. Inni zaprzeczają, że jakiekolwiek odkupienie zostało dokonane przez śmierć naszego Pana Jezusa, nie zgadzają się z tym, że
Jego życie było zastępczą ofiarą, odpowiednią ceną, czyli „okupem za
wszystkich”, twierdząc, że to Ojciec sam dokonuje wszystkiego poprzez
zwykłe przebaczenie grzesznikom. Ale znów owa jedna wiara jest
wyraźnie wyznaczona przez słowa Pawła: Jest „jeden także pośrednik między Bogiem i ludźmi, człowiek Chrystus Jezus, który dał samego siebie na okup [odpowiadającą cenę] za wszystkich” – 1 Tym. 2:5-6.
Gdy
owa prosta prawda zostanie przyjęta do uczciwego serca, stopniowo zacznie
wzrastać prawdziwa Ewangelia, która we wszystkich kierunkach wypuści korzenie
rozsądku i pędy nadziei, karmiąc się obietnicami Bożymi i budując się wedle
Jego zamierzenia, pojmując zagadnienie owego „jednego chrztu” [zob. Watch
Tower z maja 1988 roku] oraz wszystkie inne elementy dobrej nowiny w jej
całej pełni na każdym stopniu rozwoju.
Zauważmy
różnicę między owym Bożym testem, tą prostą pierwszą zasadą Ewangelii, a
błędnymi kierunkami proponowanymi przez ludzi, którzy usiłują zmusić wszystkich
do przyjęcia całego systemu wiary, twierdząc, że wszyscy inni są niemowlętami w
Chrystusie, by spętać ich w ten sposób i ograniczyć ich wzrost. Takie wymaganie
od niemowląt w Chrystusie, by przyjęły trzydzieści lub czterdzieści artykułów
wiary ułożonych przez innego człowieka, aby się zgodziły, że jest to nieomylna
prawda i obiecały, że nigdy nie uwierzą w nic więcej ani mniej niż to, co te
artykuły zawierają – podobne jest do wybrania z całego sadu jednego
skarłowaciałego i pokrzywionego drzewa, by to właśnie ono stało się wzorem,
a inne drzewa miałyby się tak ukształtować, aby wyglądały równie grubo i
chropowato jak wystawiony wzór oraz miałyby się one zakuć w żelazne obręcze,
żeby nigdy nie wyrosły na większe i prostsze drzewa.
Ta
prawdziwa Ewangelia, owa prosta wiara, która może być łatwo zrozumiana i
wyznawana także przez najsłabsze niemowlęta w Chrystusie, musi być także, i to
zawsze i w takim samym stopniu, wiarą najbardziej rozwiniętych synów Bożych. Ową jedną wiarę (ale nie te niekończące się rozgałęzienia wiary, które bywają z
niej wyprowadzane) Paweł podaje jako wzór lub sprawdzian dla wszystkich
roszczących sobie pretensję do nazwy chrześcijanie. Wszystkich tych, którzy
zgodzili się co do tego wzorca i fundamentu wiary, Paweł zalicza do owego
jednego Kościoła. Skoro zaś każdy członek miał rosnąć w łasce, wiedzy i
miłości, to gdyby wszyscy rośli wedle zarysów i w harmonii z tak wyznaczonym
fundamentem prawdy, zawsze byłaby zachowana harmonijna jedność wiary i
społeczności w Kościele.
Taka
właśnie była doskonała baza jedności, która łączyła wszystkich niezależnie od
stopnia ich indywidualnego rozwoju w prawdzie. Najefektywniej
zabezpieczała ona też przed błędami. Jako że, gdyby to proste wyznanie wiary
uczynione zostało wzorcem, przy pomocy którego doświadczane byłyby wszystkie
obecne nauki, to prędko doprowadziłoby to do odrzucenia wszystkich błędów i do
ustanowienia prawdziwej jedności w Kościele, „jednego Pana, jednej wiary i
jednego chrztu”.
Próba
zmuszenia wszystkich ludzi do takiego samego pojmowania każdego zagadnienia
doprowadziła do wielkiego odstępstwa i rozwinęła się w ogromny system papieski.
W procesie tym została zarzucona „Ewangelia”, „jedna wiara”, którą ustanowił
Paweł wraz z innymi apostołami. Została ona pogrzebana pod masą pozbawionych
natchnienia dekretów papieży i soborów. Jedność pierwotnego Kościoła
bazująca na prostej Ewangelii i spajana jedynie miłością oddała miejsce niewoli
rzymskiego kościoła – niewolnictwu dzieci Bożych, którego zwyrodnienie do
dzisiaj jest dla wielu przyczyną słabości i cierpienia.
Ruch
reformacyjny szesnastego wieku pojawił się jako usiłowanie odzyskania wolności
sumienia, skończył się jednak wprowadzeniem skomplikowanych wyznań wiary,
które narzucane przez długie wieki doprowadziły reformatorów i ich naśladowców
do stworzenia kolejnego systemu niewoli bardzo podobnego do papiestwa, z tą
jedynie różnicą, że został on lekko zmodyfikowany i dawał możliwość rozwijania
pełniejszego pojęcia na niektóre tematy. I odtąd zawsze było tak samo, każdy
następny ruch reformatorski popełniał błąd polegający na usiłowaniu
wprowadzenia wyznania wiary na tyle tylko obszernego, by pomieściło ono poglądy
jego pierwszych animatorów.
„KONFEDERACJA
KOŚCIOŁÓW” JEST NIEWSKAZANA
Chociaż
podziały w Kościele Chrystusowym są bardzo niewłaściwe i całkowicie przeciwne
Bożej woli i Jego Słowu, to jednak są one daleko korzystniejsze niż jedność w niewoli papieskiego systemu wiary. Zamiast więc usiłować doprowadzić do
zjednoczenia wszystkich sekt w jakiejś jednej „konfederacji kościołów”, która
byłaby podobna do papieskiego systemu jedności (tyle tylko, że na wyższym nieco
poziomie), i przy pomocy której można by regulować i ograniczać kolejne
rozważania i dalszy wzrost, potrzebowalibyśmy czegoś całkiem przeciwnego –
należałoby usunąć wszystkie sekty oraz ich zawiłe kreda i wyznania wiary.
Zamiast jeszcze ściślejszego wiązania się (w tego rodzaju Unię Konfederacji
Kościołów – czyli kołem w kole, podwójnym uwięzieniem), należałoby się pozbyć
wszelkiego rodzaju niewoli, z wyjątkiem prostego sprawdzianu nałożonego przez
wymagania jednej wiary, raz świętym podanej. Wszystkie sekciarskie nazwy
stronnictw powinny zostać odrzucone, a imię Chrystusa winno być jedynym
imieniem noszonym przez Jego Kościół.
Takie
złamanie sekciarskich ogrodzeń pozwoliłoby prawdziwym dzieciom Bożym na
dobrowolne przyjęcie pierwotnego i prostego sprawdzianu „wszyscy jednym
jesteście w Chrystusie” [Gal. 3:28] – to właśnie byłoby potrzebne.
Unicestwiłoby to sekciarską pychę, która tak często udaje prawdziwą
chrześcijańską gorliwość i miłość, a skłaniało do rozwijania prawdy, a przez to
także przyczyniałoby się do rozwoju prawdziwej gorliwości dla prawdy, której
życzyłby sobie nasz Pan dla swoich naśladowców. Określenie Kościół Chrystusowy
nie oznaczałoby już dla nikogo więcej: „nasz związek wyznaniowy”, a śpiewając
poniższe słowa wszyscy mieliby na myśli ten jeden jedyny prawdziwy Kościół:
Miłuję
Kościół ten, o Boże,
Którego mury przed Tobą stoją,
Miły jak oka Twego źrenica,
Który rzeźbiłeś sam ręką swoją.
W
takich warunkach, uznając prawdziwy i jedyny sprawdzian, taki jaki został
przytoczony powyżej na podstawie pism Pawła, ci, którzy wcześniej przewodzili
przeciwnym sobie obozom w dyskusjach na temat rozmaitych zagadnień, połączyliby
umysły i serca, by uważnie wyważyć różne stwierdzenia Pisma Świętego. A
szczerze poszukując Bożego planu nie za długo zostaliby zgodnie z obietnicą
wprowadzeni we wszelką prawdę.
Połączyliby
swe ręce i serca jako chrześcijanie, a ponieważ ich umysły pod
niektórymi względami nie od razu by się zgodziły, byłoby tylko kwestią
krótkiego czasu, by bezstronne rozważanie Bożego planu bez sekciarskich założeń
i organizacji, które należałoby koniecznie uwzględnić, doprowadziło także i ich
umysły do zupełnej jedności i ogólnej harmonii, nawet jeśli wcześniejszy wzrost
ich wiary różnił się zarówno pod względem korzeni, jak i gałęzi. Wszyscy
rozumieliby „jednoż” [Filip. 3:16], choć niektórzy mogliby dostrzegać
więcej szczegółów niż inni.
Owa
wolność, a mimo to zgoda i jedność, która jest skutkiem całkowitej akceptacji
Bożej woli i Jego Słowa, nie zostanie jednak ogólnie osiągnięta, z wyjątkiem
nielicznych „zwycięzców” obecnego wieku. Pozostali zaś, jak dowodzi Pismo
Święte, będą trwali w sekciarskich więzach, a nawet będą rozwijać swą niewolę
jedności poprzez tworzenie kościelnego koncernu czy też „konfederacji
kościołów” (zob. Iz. 8:12), aż wszystko to zostanie naprawione przy końcu
obecnego czasu ucisku poprzez upadek sekciarskich monarchii, jak i obecnych
rządów politycznych – Dan. 12:1; Obj. 18:2-5.
W
kolejnej epoce, w czasie sądu świata, nie będzie takich wielkich
zwodniczych systemów. Obecnie jednak Bóg dozwala na ich istnienie, aby
doświadczyć i objawić „zwycięzców”.
Niechaj
zatem umiłowani święci, którzy kroczą wąską ścieżką i których imiona „zapisane
są w niebie” do próbnego członkostwa w prawdziwym Kościele Chrystusowym,
cierpliwie trwają w wielbieniu Boga na sposób, który inni uważają za herezję –
w dokładnym rozważaniu i w wierzeniu we wszystko, co jest zapisane w
natchnionym Słowie, nawet jeśli miałoby to znaleźć się w konflikcie z ludzkimi
wyznaniami wiary i z poglądami tak zwanych wybitnych teologów. Bądźcie na tyle
prości, aby przyjąć Boga w Jego Słowie, chociaż kościelne monopole i
konfederacje będą starały się świadomie lub nieświadomie przekręcać je dla
swojej własnej korzyści.
Uciekajcie
z tak zwanych zjednoczeń, które prowadzą jedynie w niewolę. To co jest
konieczne, to mniej niż takie zjednoczenia, a nie więcej. Każdy
osobiście potrzebuje czuć i praktykować taką wolność w zakresie poglądów,
jakiej domaga się obecnie dla siebie każda z sekt. W tym znaczeniu i pod tym
względem niewola jedności kościoła pod zarządem papiestwa była najgorszym i
najpełniejszym zniewoleniem pojedynczych chrześcijan, zaś całkowite skruszenie
wszelkich form sekciarstwa, tak żeby nie było nawet dwóch osób, które czują się
zobowiązane do zachowania jednego wyznania wiary (z wyjątkiem
podstawowych zasad), byłoby stanem najbardziej pożądanym. Rozbicie papiestwa na
setki sekt, z których każda czuła się niezależna od innych, było dobrym
dziełem, zmierzającym do urzeczywistnienia wolności, którą Chrystus nas wolnymi
uczynił. Choć na początku uznane to było za katastrofę, to jednak wkrótce ruch
ten zasłynął jako Reformacja. Teraz zaś pokruszenie owych licznych sekt, tak
aby każdy osobiście stał się wolny, jest nieodzowne dla uzyskania
pełnego wzrostu w łasce, wiedzy i miłości, na ile to jest obecnie możliwe. Owo
rozbicie sekciarstwa, które obecnie uważa się za nieszczęście, zostanie
stopniowo uznane za największą z religijnych reformacji. Znaki czasu wskazują,
że taka reformacja zbliża się, a Pismo Święte ją zapowiada. Jeszcze trochę
światła, jeszcze trochę wiedzy, a spadną sekciarskie kajdany, w które zakute są
ludzkie sumienia. A wtedy dopiero zaistnieje jedność zbudowana w oparciu o
prawidłowe zasady – jedność serc i zasad, a nie tylko wierzeń i wyznań wiary.
Uznając wzajemne swobody osobiste, każdy uczeń Chrystusa będzie się czuł
związany z innymi jedynie miłością do Pana i Jego Słowa. Inni zaś zostaną
oddzieleni.
Sekciarstwo
żałośnie wypaczyło wspaniały obraz jedności w Chrystusie, dany przez naszego
Pana tak, jak to zostało zapisane w Ew. Jana 15:1-5. Aby dostosować go do
sekciarskich skłonności i przedstawić błąd jako naukę Słowa Bożego, twierdzi
się, że „winoroślą” jest cały kościół, a różne „chrześcijańskie” związki
wyznaniowe stanowią jej gałęzie. To, że słowa naszego Pana nie zawierają
niczego podobnego, musi stać się oczywiste dla każdego, kto w szczerości
rozważy to miejsce. Gałązkami są osoby, a każda gałązka jest określona przez
Pana według Jego własnego słowa jako „ktoś”. Niechaj ta Pańska ilustracja
prawdziwej i właściwej jedności wszystkich latorośli w jednym winnym krzewie w
nawiązaniu do odżywiania się tymi samymi sokami, z tych samych korzeni, nauczy
nas prawdziwej jedności i osobistej wolności w Ciele Chrystusa.
* * *
Przypuśćmy,
że pensje i „diety” wszystkich duchownych, biskupów, księży itp. zostałyby
zniesione, że wszystkie kościoły, kaplice i katedry zburzone, wszystkie
seminaria teologiczne zlikwidowane, a ich wykładowcy skierowani do innych
zajęć, wszystkie chrześcijańskie związki i stowarzyszenia rozwiązane, włączając
w to sekciarskie organizacje – jaki byłby tego skutek?
Trudno
w to wątpić, że byłoby to ogromne błogosławieństwo ukryte pod pozorami wielkiej
i straszliwej katastrofy. Jej skutkiem byłoby zgromadzenie prawdziwych chrześcijan w jedną Bożą rodzinę, a nie w sekciarskie ugrupowanie, po to, by studiować
Słowo Boże, a nie ludzkie tradycje i wyznania wiary sformułowane w ciemnych
wiekach. Wkrótce też wszystkie dzieci Boże, gdyby im tylko nie przeszkadzać,
zaczęłyby też słuchać Bożego Słowa. W rezultacie przyjęto by też jednego Pana,
jedną wiarę i jeden chrzest, podczas gdy światowe masy zostałyby szybko
uniesione w innym kierunku i zauważalna stałaby się rzeczywista różnica między
Kościołem a światem. Pismo Święte wydaje się wskazywać, że tego rodzaju
zniszczenie obecnych systemów powinno mieć miejsce, zanim „pszenica” –
prawdziwy Kościół – zostanie oddzielona od „kąkolu” – powierzchownych
wyznawców. Duch stronniczości i umiłowanie sekt jest tak silne, że
najwidoczniej dopiero prawie całkowite zrujnowanie ich wszystkich pozwoli
uwolnić dzieci Boże, które obecnie są związane i zaślepione przez sekty i w
sektach.
O tej
właśnie katastrofie – sekciarskim upadku Babilonu – mówi Księga Objawienia w
wizji o siedmiu ostatnich plagach (Obj. 15-18). Cierpienie z nią związane
będzie jednak w znacznej mierze duchowym rozgoryczeniem wynikającym z
niespełnienienia się sekciarskich nadziei i planów oraz ze zranienia
sekciarskiej pychy. Mistrz powiedział: „Przetoż czujcie, modląc się na każdy
czas, abyście byli godni ujść tego wszystkiego, co się dziać ma” [Łuk. 21:36].
Obejmuje to także cierpienie spowodowane plagami, podobnie jak i wszystkie inne
niedogodności, które staną się udziałem tego świata, ponieważ pozostaje on w
nieświadomości odnośnie rzeczywistego planu Bożego. To właśnie
uniknięcie tych plag ma na myśli Objawiciel (czyli nasz Pan – Obj. 1:1), gdy
mówi do nas: „Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli uczestnikami
grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj. 18:4.
TRZY
KONCEPCJE KOŚCIOŁA
„Są
dwie koncepcje kościoła, które dla wygody określę jako koncepcję protestancką i
katolicką. Protestancki pogląd na kościół głosi, że jest to dobrowolne
stowarzyszenie wierzących w Chrystusa; że ci, co mają podobne poglądy na
zagadnienia religijne, łączą się w społeczność i wybierają sobie swojego pastora,
który od nich następnie wywodzi swoje upoważnienie i autorytet. W konsekwencji
mają oni prawo zalecić mu, czego ma nauczać, a czego nie, lub też całkowicie
rozwiązać swój kościół i założyć następny, dokładnie tak, jak członkowie klubu
lub partii politycznej mają prawo wycofania się i utworzenia nowej organizacji.
Protestancka teoria kościoła mówi, że kościół jest zgromadzeniem jednostek,
którzy 'mogą się dowolnie przeorganizować, tworząc nowe kościoły przy każdej
takiej reorganizacji' (Ewer). Znów zgodnie z teorią katolicką kościół
jest organizacją założoną przez Wszechmogącego Boga raz dla wszystkich, która
ma trwać aż do końca czasów i do której zaprasza On ludzi – jest to Jego
rodzina, Jego domostwo, Jego Królestwo, Jego miasto. Jego przedstawiciele są
upoważnieni przez Boga, a swój nauczycielski autorytet czerpią wyłącznie od
Niego. Słowem kościół według katolików nie jest demokracją, lecz imperium, nie
republiką, ale królestwem. Jako taki dany został człowiekowi z Boskim
autorytetem – jego przedstawiciele znajdują się pod przysięgą, którą składają
Wiecznemu Królowi, mają oni usługiwać ludziom w Jego imieniu i dla Niego” –
Żywy Kościół [The Living Church].
Brat
Wright, który przesłał nam powyższe wycinki, dodaje: „Proszę podaj nam, Bracie
Russell, trzeci i poprawny pogląd.”
Przedstawiając
prawdziwy pogląd na Kościół, działamy w tej niekorzystnej sytuacji, że od
piętnastu stuleci ludziom głosi się jeden z tych dwóch poglądów lub kombinację
ich obu, podczas gdy prawdziwa idea Kościoła znikła z pola widzenia
około drugiego wieku naszej ery. Owo poprawne ujęcie, tak jak my go pojmujemy,
jest następujące:
Kościół
Boży, gdy zostanie skompletowany i zorganizowany, będzie wszystkim tym,
o czym mówi przytoczona powyżej koncepcja katolicka lub episkopalna. Nie jest
on jednak jeszcze kompletny, więc nie jest też zorganizowany. W swej
zorganizowanej formie zostanie przyobleczony mocą i będzie „nie demokracją, ale
monarchią, nie republiką, ale Królestwem. Jako taki [będzie] dany człowiekowi [światu – w czasie Tysiąclecia] z Boskim autorytetem [i z mocą, która
wesprze jego władzę]. Jego przedstawiciele znajdą się [w przyszłości] pod
przysięgą, którą złożą Wiecznemu Królowi, i będą usługiwać ludziom w Jego
imieniu i w Jego sprawie”. Wszystko to, tak jak to zostało napisane, odpowiada
dokładnie nadchodzącemu królowaniu Kościoła, gdy będzie on „błogosławił
wszystkim rodzajom ziemi”. Nie będzie to jednak odpowiadało obecnemu stanowi
rzeczy. Nie ma obecnie takiej organizacji, która dysponowałaby Boskim
autorytetem, aby mogła absolutystycznie zarządzać ludzkością. Nie ma takiej
organizacji, która by to dzisiaj czyniła, choć wiemy, że istnieje wiele takich,
które uzurpują sobie tego rodzaju prawa w teorii, twierdząc, że powinno się im pozwolić taką władzę sprawować. A wiele innych chętnie by tamtych
naśladowało.
To
był fatalny błąd, w który kościół zaczął popadać w drugim wieku. Wysiłki
urzeczywistnienia tej fałszywej koncepcji znalazły swą kulminację w wyniosłej
imperialnej imitacji przyszłego Królestwa, jaką jest papiestwo, które od
stuleci usiłuje dominować nad światem, twierdząc, że ma do tego „Boskie
upoważnienie”. Owa idea w większym lub mniejszym stopniu przeniknęła i zatruła
także koncepcje głoszone przez protestancki kler, który naśladując fałszywe
papieskie idee kościoła, także twierdzi, że kościół jest już obecnie
zorganizowany, choć ich twierdzenia, że mają „Boskie upoważnienie” do nauczania
ludzi i rządzenia światem, są na ogół przedstawiane mniej chełpliwie niż to ma
miejsce w przypadku papiestwa.
Kościół
Boży nie jest jeszcze zorganizowany. Wręcz przeciwnie – Wiek Ewangelii
jest czasem powoływania i doświadczania ochotników gotowych ofiarować
się i cierpieć ze swym Mistrzem już teraz, aby przez to udowodnić, że są godni
(Obj. 3:4,5,21; 2 Tym. 2:11-12; Rzym. 8:17) tego, by zostać zorganizowani jako
współdziedzice Jego Królestwa przy końcu Wieku Ewangelii, kiedy to zostanie ono
ustanowione lub też zorganizowane w wielkiej chwale, aby błogosławić światu i
nad nim panować z „Boskim upoważnieniem”.
W
międzyczasie owi niezorganizowani, a jedynie powołani, którzy starają się
uczynić swoje powołanie i wybranie pewnym, by otrzymać udział w Królestwie (2
Piotra 1:10; 2 Kor. 5:9), są jedynie „ochotniczym stowarzyszeniem
wierzących”, którzy czują się do siebie przyciągani jedynie siłą wzajemnego
wsparcia w usiłowaniu poznania i wykonania woli Mistrza, aby mogli być uznani
za godnych obiecanej czci i chwały, a nie po to, by panować nad ludźmi z
Boskiego upoważnienia, jako że obecnie takiej władzy nie mają. Jest to „ochotnicze stowarzyszenie” poświęconych, w którym nie ma miejsca na żadną absolutną władzę
jednych nad drugimi. Nikomu nie powinno się pozwalać na panowanie nad
dziedzictwem Pańskim, gdyż jeden jedyny Pan pozostawił pouczenie: „Ale wy nie
nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, Chrystus; ale wy
jesteście wszyscy braćmi” – Mat. 23:8.
Zamiast
królewskiej i wielkopańskiej zasady panowania, powszechnej w tym świecie, nasz
Mistrz pozostawił wszystkim całkiem inną i przeciwną regułę: „Wiecie, iż ci,
którym się zda, że władzę mają nad narody, panują nad nimi, a którzy z nich
wielcy są, moc przewodzą nad nimi. Lecz nie tak będzie między wami; ale
ktobykolwiek chciał być wielkim między wami, będzie sługą waszym; A
ktobykolwiek z was chciał być pierwszym, będzie sługą wszystkich. Bo i Syn
człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył, i aby dał duszę swą
na okup za wielu” – Mar. 10:42-45.
Pan
był najprzykładniejszym sługą. Także między apostołami, ci którzy za przywilej
służby Kościołowi płacili najwyższą cenę – jak Paweł, Piotr, Jan czy Jakub –
byli owszem poważani przez tych, którzy mieli ducha prawdy, ale w proporcji do
ich służby, a nie do tytułów, tog, szat i ludzkich zaszczytów, których w
ogóle nie posiadali.
Kościół,
czyli zgromadzenie wierzących – praktykantów przyszłej chwały – w swoim
„ochotniczym stowarzyszeniu” miał istotnie uznać „nauczycieli”,
„pomocników”, „apostołów” itp., ale nie ich ustanawiać. Gdy tylko rozpoznają
oni człowieka „potężnego w Pismach”, „sposobnego do nauczania”, zdolnego do objaśniania
Boskiego planu, a w szczególności uzdolnionego, by budować ich w najświętszej
wierze, winni z zadowoleniem okazać wdzięczność za tę Bożą łaskę
wzbudzającą wśród nich takowych sług wszystkich, którzy wspieraliby ich
w rozumieniu Jego Słowa. Powinni oni jednak zawsze być bardzo ostrożni, by
radując się i dziękując Bogu za tych sług, wymagali w każdym punkcie nauki
potwierdzenia: „tak mówi Pan”. Winni oni także na każdy dzień rozważać Pismo
Święte, by przekonać się, czy tak się rzeczy mają – czy rozumowanie i argumenty
podawane przez nauczycieli zgadzają się z całym świadectwem objawionego planu
Boga.
W ten
sposób Pan jest nauczycielem dla swych naśladowców, raz po raz posyłając
spośród nich samych ludzi, zwracających ich uwagę na prawdy, które zostały
przeoczone, lub na szkodliwe błędy, które się zakradły. Owi „cisi” między
praktykantami będą słuchali głosu Mistrza, obojętnie przez kogo by przemawiał.
Tacy będą wprowadzeni w prawdę i przygotowani do wzięcia w słusznym czasie
udziału w organizacji Jego Królestwa. „Poprowadzi cichych w sądzie, a nauczy
pokornych drogi swojej” – Ps. 25:9.
Jak
się więc okazuje, obydwie koncepcje, zarówno katolicka, jak i protestancka, są
błędne. Katolickie ujęcie stosuje przyszłą organizację w obecnym czasie, zaś
pogląd protestancki, choć unika pewnych tego rodzaju błędów, ciągle jednak
wyznaje ich wystarczająco dużo, by sobie szkodzić, gdyż zamiast uznać
wszystkich poświęconych wierzących za „ochotnicze stowarzyszenie”, w
którym Bóg powoływałby swych własnych nauczycieli, protestanci usiłują zorganizować
się i związać credami oraz wyznaniami wiary w rozmaite sekty, z których
każda pragnie utrwalać samą siebie oraz swe idee, a także wybierać i postanawiać
własnych nauczycieli w swoich seminariach.
PRAWDZIWY
KOŚCIÓŁ
Istnieje
dzisiaj wiele organizacji, które uzurpują sobie prawo do nazywania się
Kościołem i które wiążą się w rozmaite unie. My jednak chcielibyśmy obecnie
wskazać na autorytet Bożego Słowa, które podaje, jaki Kościół ustanowił nasz
Pan i jakie są podstawy jego jedności. Po drugie, pragniemy wykazać, że każdy
chrześcijanin winien należeć do tego Kościoła. Po trzecie – pokazać szkodliwe
skutki łączenia się ze złym kościołem. Oraz po czwarte – gdybyśmy przyłączyli
się do prawdziwego Kościoła, jakie byłyby skutki utraty naszego w nim
członkostwa.
Po
pierwsze, Kościół, który Jezus począł gromadzić w czasie swej służby, i który
został uznany przez Jego Ojca w dniu Pięćdziesiątnicy po złożeniu ceny okupu,
był jedynie nieliczną gromadką uczniów, którzy poświęcili ziemski czas, talenty
i życie na ofiarę dla Boga. Stanowili oni „ochotnicze stowarzyszenie” dla
wzajemnego wspierania się. Owo zgromadzenie było pod prawami i zarządem
Chrystusa, jego Głowy, czyli uznanego autorytetu władzy. Wiązała ich tylko
wzajemna miłość i wspólne zainteresowania. Ponieważ wszyscy zaciągnęli się pod
dowództwo Jezusa, nadzieje, obawy, radości, smutki i cele jednego, stawały się
udziałem wszystkich. W taki sposób doznawali oni znacznie doskonalszej jedności
serc, niż byłoby to możliwe, gdyby wiązało ich jedynie ustanowione przez ludzi
wyznanie wiary. I tak ich jedyną podstawą jedności był duch, ich
wszechogarniającym prawem – miłość, a wszyscy razem znajdowali się pod
posłuszeństwem „prawa ducha”, tak jak zostało ono wyrażone w życiu, działaniu i
słowach ich Pana. Ich zarządzeniami była wola tego, który powiedział:
„Jeśli mię miłujecie, przykazania moje zachowajcie.”
Są
dwa znaczenia, w których można rozważać zagadnienie prawdziwego Kościoła Chrystusowego. Wszyscy, którzy tak jak pierwotny Kościół, całkowicie poświęcili
się, by czynić wolę Ojca, poddani będąc jedynie woli i zarządzeniom Chrystusa i
nie okazując posłuszeństwa niczemu innemu – ci właśnie, owi święci, od początku
Wieku Ewangelii aż do jego końca, gdy tylko wszyscy z tej klasy zostaną
zapieczętowani, stanowić będą „KOŚCIÓŁ PIERWORODNYCH, których imiona zapisane
są w niebie”. Ci wszyscy mają takie same dążenia, nadzieje i cierpienia, a w
słusznym czasie staną się współdziedzicami z Chrystusem Jezusem owego wielkiego
dziedzictwa – odziedziczą oni Królestwo, które Bóg obiecał tym, którzy Go
miłują.
W
innym znaczeniu klasa ta została uznana poprzez uhonorowanie jej części jako
reprezentacji całości. W tym sensie o wszystkich żyjących z tej klasy można
mówić jako o Kościele. Tak samo więc każda część owej klasy żyjących
naśladowców, która ma możliwość się ze sobą spotykać, może być słusznie
nazywana Kościołem, ponieważ tam, gdzie gromadzą się dwaj lub trzej w imieniu
Pana, tam obiecał On być między nimi. A wobec tego ich spotkanie jest zbieraniem
się kościoła – zgromadzeniem „kościoła pierworodnych”. Stanie się ono walnym
zgromadzeniem [Żyd. 12:23], gdy cały Kościół takim się stanie i zostanie
uwielbiony wraz z ich Głową.
Taka
jest więc nasza definicja Kościoła Chrystusowego. Została ona doskonale
zilustrowana przez Pawła (Rzym. 12:4-5), gdy porównuje on Kościół do ludzkiego
ciała. W obrazie tym głowa wyobraża naszego Pana, a wszyscy, którzy do Niego
należą, tworzą Jego Ciało, nad którym Głowa panuje. Jezus był i zawsze będzie
Głową dla swojego Kościoła jako całości. Jest on także Głową i Władcą całego
żyjącego Kościoła. Także w każdym zgromadzeniu, gdzie spotykają się dwaj lub
trzej w Jego imieniu (gdy Jego Słowo jest upragnione i poważane), jest
On Głową, Władcą i Nauczycielem.
Gdyby
ktoś zapytał, w jakim sensie On uczy, odpowiedzielibyśmy – przez zastosowanie w
praktyce charakteru Głowy, czyli Nauczyciela, poprzez korzystanie z nauki
jednego – lub większej ilości – z Jego narzędzi do rozwijania prawdy, przez
wzmacnianie wiary, ośmielanie nadziei, pobudzanie gorliwości itp., dokładnie
tak, jak głowa ciała może nakazać jednym członkom, by usługiwały innym. Tutaj
jednak potrzebne jest słowo przestrogi: Jeśli ktoś stanie się tak użytecznym
członkiem jak prawa ręka, powinien się strzec, by nie przejmować pozycji i
władzy Głowy w celu forsowania swych własnych słów i koncepcji jako jedynie
słusznej prawdy. Zawsze powinien on pamiętać, że jego najwyższym zaszczytem
jest pełnienie roli palca wskazującego lub też narzędzia mówczego do wyrażania
woli jedynego Pana i Mistrza. Niechaj się taki nie nadyma, gdyż pycha
paraliżuje i czyni bezużytecznym. „Ale wy nie nazywajcie się mistrzami
[nauczycielami]; albowiem jeden jest mistrz [Głowa] wasz, Chrystus; ale wy
jesteście wszyscy braćmi” [Mat 23:8]. Również niechaj pomniejsze członki nie
pogardzają swoimi urzędami, bo „jeśliby wszystkie były jednym członkiem,
gdzieżby było ciało?” [1 Kor. 12:19] „I owszem daleko więcej członki, które się
zdadzą być najmdlejsze w ciele, potrzebne są” [1 Kor. 12:22]. „Ale teraz Bóg
ułożył członki, każdy z nich z osobna w ciele, jako chciał” [1
Kor. 12:18].
Jakże
prosty, piękny i skuteczny jest Boży plan owego „ochotniczego stowarzyszenia”
Jego dzieci.
To
doprowadza nas do drugiego zagadnienia, to jest, że wszyscy chrześcijanie powinni
być przyłączeni do takiego stowarzyszenia lub grupy inicjatywnej. W świetle
tego, co zostało już powiedziane odnośnie klasy wchodzącej w skład Kościoła
powoływanego przez Pana, jest oczywiste, że jeśli wyrzekłeś się całej swojej
woli, talentów, czasu itp., zostałeś uznany przez Pana za aspiranta do
członkostwa w Kościele, którego On jest Głową, i którego imiona zapisane są w
niebie. W taki sposób przez poświęcenie przyłączamy się do prawdziwego
Kościoła, a nasze imiona zostają odnotowane w niebie. Ktoś jednak powie: Czy
nie muszę jednak przystąpić do jakiejś organizacji na ziemi, opowiedzieć się za
którymś z wyznań wiary i pozwolić, by moje imię zostało zapisane na ziemi? Nie!
Pamiętaj, że to Pan jest naszym wzorem i Nauczycielem, a w żadnym z Jego słów
czy czynów nie znajdziesz ani jednej podstawy do tego, by zobowiązywać się do
przyjmowania jakiegoś creda czy tradycji ludzkiej, z których wszystkie mają
skłonność do tego, by czynić Słowo Boże bezużytecznym i zniewolić cię, co
przeszkodzi w twoim wzroście w łasce i znajomości, przed czym Paweł znów
przestrzega nas, mówiąc: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus
wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” – Gal. 5:1.
Ktoś
inny znów powie: Jeśli nie jest rzeczą właściwą przyłączyć się do któregoś z
istniejących nominalnych kościołów, to może należałoby założyć jakieś własne
zauważalne stowarzyszenie? Tak, to jest to, co właśnie tworzymy –
stowarzyszenie ukształtowane na wzór pierwotnego Kościoła. Uważamy, że
powróciliśmy do pierwotnej prostoty. Pan Jezus jest naszą Głową i Prawodawcą.
Duch święty jest naszym tłumaczem i przewodnikiem prowadzącym nas do prawdy.
Imiona nas wszystkich zostały zapisane w niebie. Czujemy się związani miłością
i wspólnymi zainteresowaniami.
Pytasz,
w jaki sposób się wzajemnie rozpoznamy? My zaś pytamy, jak my mielibyśmy
pomagać we wzajemnym rozpoznawaniu się, skoro duch naszego Mistrza przejawia
się w słowach i w czynach, w sposobie postępowania i w wyglądzie? O tak, żywa
wiara, niekłamana miłość, wytrwałość, łagodność i dziecięca prostota połączone
z dojrzałą wytrwałością i gorliwością znamionują synów Bożych i nie
potrzebujemy ziemskich list członkowskich, ponieważ imiona wszystkich takich
ludzi zapisane zostały w Barankowej księdze żywota.
Chorzy
potrzebują odwiedzin i wsparcia? Oni natychmiast gotowi są poświęcić swój czas.
Gdy praca Pańska wymaga nakładów finansowych – oni pierwsi poświęcą swoje
środki. Jeśli praca ta zhańbi ich przed światem i zwyrodniałym nominalnym
kościołem – oni ofiarowali Bogu także swoją reputację i wszystko inne.
Zapytasz
jednak: A w jaki sposób mamy postępować z kimś takim spośród nas, który nie
postępuje porządnie? Jeśli nie mamy żadnej organizacji, podobnej do tych, które
widzimy wokół, w jaki sposób uwolnimy się od takiego człowieka, zgodnie z tym,
czego Pan od nas oczekuje? Odpowiadamy: Postępuj dokładnie tak, jak nakazał
Jezus i Paweł.
Obecnie,
tak jak w pierwotnym Kościele, pojedynczy członkowie znajdują się na różnych
poziomach osobistego rozwoju. Apostoł Paweł mówi (1 Tes. 5:14), że niektórzy są
bojaźliwi i trzeba ich pocieszać, niektórzy są słabi i ich trzeba podtrzymywać,
że choć trzeba być cierpliwymi względem wszystkich, to należy także upominać
niesfornych (którzy dają się sprowadzić z drogi wyznaczonej przez prawdziwego
ducha Chrystusowego). Nie należy mylić niesfornych z bojaźliwymi, by ich
pocieszać, ani też ze słabymi, by ich wzmacniać, ale trzeba w
cierpliwości, z miłością upominać niesfornego. Kogo nazywa on niesfornym? Bez
wątpienia jest wiele sposobów niesfornego (niezdyscyplinowanego) postępowania,
ale w 2 Tes. 3:11 mówi on o takich, którzy w ogóle nie pracują, tylko zajmują
się niepotrzebnymi sprawami. Upomina ich, by pracowali, tak jak on pracował,
żeby nie być dla nikogo ciężarem. Jeśli zaś ktoś nie chce pracować, niechaj też
i nie je. On sam tak postępował, aby być przykładem dla innych. Przestrzega
także przed niemoralnymi i niesprawiedliwymi ludźmi, a także przed tymi, którzy
przekręcają Pismo Święte i w ten sposób obracają Prawdę Bożą w kłamstwo. Następnie
znów w wersecie 14 [2 Tes. 3:14] mówi, że po ostrzeżeniu takiego kogoś: jeśli
„jest nieposłuszny (...) tego naznaczcie, a nie mieszajcie się z nim, aby się
zawstydził; wszakże nie miejcie go za nieprzyjaciela, ale napominajcie jako
brata.”
Znów
nasz Pan daje wyraźne przepisy odnoszące się do zgorszenia między dwoma braćmi.
Mat. 18:15-17: „A jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój, idź, strofuj go
między tobą i nim samym: jeśli cię usłucha, pozyskałeś brata twego. Ale jeśli
cię nie usłucha, przybierz do siebie jeszcze jednego albo dwóch, aby w uściech
dwóch albo trzech świadków stanęło każde słowo. A jeśliby ich nie usłuchał,
powiedz zborowi [zgromadzeniu braci, którzy się razem zbierają]; a jeśliby
zboru nie usłuchał, niech ci będzie jako poganin i celnik.” Jeśli pod
przywództwem naszego Wodza przestrzegalibyśmy Jego przykazań – co powinno mieć
miejsce, jeśli naprawdę Go miłujemy – niewiele byłoby nieporozumień i trudności
między braćmi.
Owo
stowarzyszenie posiada swoich ewangelistów, pasterzy i nauczycieli,
wskazywanych i wyznaczanych przez Pana. Nie potrzebują oni nałożenia rąk z
namaszczenia tak zwanej sukcesji apostolskiej, ponieważ „Duch Panującego Pana
pomazał” wszystkich członków Jego Ciała, aby opowiadali Ewangelię oraz
dokonywali innych dzieł opisanych w Iz. 61:1, a obowiązkiem każdego członka
Ciała jest sprawowanie swego urzędu w celu budowania innych członków. W
prawdziwym Kościele wszyscy są kapłanami, jest to stowarzyszenie kapłanów, a
nie stowarzyszenie pod kontrolą kleru czy klasy kapłańskiej (1 Piotra 2:9).
Jest tylko jeden wielki Biskup, czyli Nadzorca, który wzbudza i posyła od czasu
do czasu swych własnych specjalnych wysłanników, aby odkrywali prawdy, obalali
błędy, itp. Luther wydaje się być jednym z nich, także Wesley i inni. Jednak
nasz Pan zachowuje swoje Biskupstwo, zgodnie z tym, co powiedział apostołom (1
Piotra 2:25). Jakże doskonałe jest owo ochotnicze zjednoczenie Kościoła
Chrystusowego, którego członkostwo wynika z zapisu w niebie, ze związku miłości
i rządów ducha. Jakże smutny jest błąd polegający na myleniu kościoła
nominalnego z rzeczywistym.
Nie
trzeba nikogo przekonywać o tym, jak ważne są nasze cztery tezy. Byłoby to
istotnie strasznym nieszczęściem, gdybyśmy utracili członkostwo w prawdziwym
Ciele Chrystusa. A żaden członek nie jest wolny od tego zagrożenia, jeśli nie
strzegłby pilnie swojej starej natury, która uznana została za martwą, aby nie
powracała ponownie do życia i nie ujawniała się w postaci pychy, samolubstwa,
zawiści, obmowy i wielu innych jeszcze grzechów. Zaś napełnieni miłością –
miłością, która domaga się ofiary – przyobleczeni pokorą i przykryci zbawczą
krwią, możemy czuć się bezpieczni w Kościele (Ciele), mając zapewnienie, że
„upodobało się Ojcu naszemu dać nam królestwo”.
O
tak, królestwo jest chwalebnym przeznaczeniem prawdziwego Kościoła –
„maluczkiego stadka” – obecnie kroczącego drogą upokorzenia, wychylającego do
dna gorzki puchar śmierci. Chwała, która zostanie w nas objawiona, na razie
zauważalna jest jednie oczyma wiary, zaś pokusy i próby widoczne są na każdym
kroku. „Bójmyż się tedy, aby snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do
odpocznienia jego, nie zdał się kto z was być upośledzony” – Żyd. 4:1.
W
taki sposób Paweł ostrzega innych i taką bojaźń sam żywił, „aby innym głosząc
naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego” (1 Kor. 9:27). Nasze
imiona mogą zostać odrzucone jako nie nadające się z punktu widzenia członków
nominalnego kościoła, ale radujmy się i weselmy się, że imiona nasze zostały
zapisane w niebie. Mogą oni patrzeć na was krzywym okiem, mogą was oczerniać,
kłamliwie mówić wszystko co złe przeciwko wam lub też mogą oni starać się
pozyskać was ponownie przez pochlebstwo, przekonując, że nie powinniście
zaprzepaszczać swych szans, że moglibyście tak wiele osiągnąć, gdybyście tylko
z nimi zostali. Ach, jakże potrzebna jest w owym „złym dniu” wiara, która:
Nieporuszona
świata złym spojrzeniem,
Nie zważa na pochlebny gest.
Wśród fal utrapień kroczy niezachwiana
Szatańskie sidło nie straszne jej jest.
Najdrożsi,
raz jeszcze powtórzmy sobie ostrzeżenie: „Stójcie tedy w tej wolności, którą
nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli. –
Nie poddawajmy się mu nawet w najmniejszym stopniu.
WSPÓLNOTA
CHRZEŚCIJAŃSKA
Ludzkość
pragnie wspólnoty. W ostatnich latach ludzie o rozwiniętej moralności
powszechnie zaspokajają to pragnienie w nominalnych kościołach protestanckich –
w ich komitetach, na spotkaniach, zebraniach modlitewnych itp. Taka wspólnota i
takie oddziaływanie przyczyniły się znacznie do poprawienia atmosfery,
moralności, a także odnośnych standardów w świecie. Jednak wspólnoty takie
rzadko zasługują na miano społeczności chrześcijańskiej, ponieważ to nie
Chrystus i Jego Słowo, lecz światowe ambicje, pycha, ubiory, wygląd,
plotkarstwo stanowią na ogół podstawę i przedmiot takiej wspólnoty. Tak więc
nie uznając organizacji kościelnych za kościoły jako takie, szanujemy je
jako najwyższy rodzaj światowych atrakcji. Nawet jeśli często uprawia
się w nich pychę, zawiść, nienawiść i skandale, to jednak zło, jakie je
charakteryzuje, nie jest tak wielkie jak występki, które plenią się poza owymi
szkołami moralności.
Ponadto
u wielu pojawia się myśl o wpływie wywieranym na żonę czy męża, dzieci,
rodzeństwo czy przyjaciół. Obawiają się, że ich wystąpienie z kościoła i
przyznanie, że w rzeczywistości jest on, podobnie jak wszystkie inne,
instytucją światową i niezadowalającą, może zniechęcić inne osoby do
członkostwa w kościołach, a przez to przynajmniej do zewnętrznego wyznania
Chrystusa. I co dalej? Być może następnej zimy ich klub społeczny przeżyje
odrodzenie religijne. Być może dzięki importowanym „ożywieniowcom”, pieśniom,
modlitwom, kazaniom – gorącym od opisów i aluzji do wiecznych mąk, czekających
tych wszystkich, którzy nie przyłączą się do którejś z sekt, uda się zwieść
jeszcze kogoś, by przyjął zewnętrzne formy pobożności, pozbawione jej
rzeczywistej mocy. A tymczasem oni przez wycofanie się odsunęliby się od pomocy
w tym dziele. I co wtedy?
I
wtedy stałoby się o wiele lepiej, odpowiadamy. Jeśli przekonujemy się, że Boże
imię i charakter są hańbione za sprawą błędnych wyobrażeń prezentowanych przez
wszystkie denominacje chrześcijańskie, to dlaczego mielibyśmy chcieć, by nasze
dzieci i przyjaciele przyłączali się do towarzystwa, które przyjmuje tak
hańbiące wyznania, czyli fałszywe wierzenia? W jakim celu mielibyśmy chcieć
przyłączać się do pracy, która jest tak bardzo sprzeczna ze wszystkim, czego
nauczał i co praktykował nasz Pan wraz ze swymi apostołami, która tak błędnie
przedstawia ludziom poszukującym Boga sposób Jego odnalezienia i która zwodzi
pokutujących, nie ukazując rzeczywistego „Kościoła Boga żywego”, którego
członkowie mają imiona zapisane w niebiosach? Dlaczegóżby człowiek, który
znalazł Prawdę, albo raczej który został odnaleziony przez Prawdę w obecnym
czasie żniwa, nie miałby być zadowolony, mogąc wykorzystać każdą cząstkę swoich
możliwości oddziaływania na rzecz prawdy i przeciwko owym błędom, które wiążą
tak wielu drogich nam Bożych świętych?
Z
pewnością, im bardziej jesteśmy świadomi, tym bardziej jest nam przykro, że
tyle naszych sił poświęciliśmy w przeszłych latach na wspieranie błędu, który
hańbił Boga i zniewalał Jego dzieci. Tym bardziej też powinniśmy dążyć do tego,
by tak szybko, jak to tylko możliwe, zmienić nasze nastawienie, tak by nasze
przyszłe wysiłki na rzecz prawdy mogły z nawiązką zrównoważyć to, co wcześniej
uczyniliśmy dla szerzenia błędu. A jeśli stwierdzamy, że zrzucenie z siebie
więzów sekciarstwa jest tak trudne i bolesne, to tym gorliwiej winniśmy się starać
oszczędzić naszym dzieciom podobnego bólu. Zewnętrzne wyznawanie zupełnego
poświęcenia Chrystusowi, jeśli nie odpowiada to rzeczywistości, oraz udawanie
wiary w creda, w które się nie wierzy, stanowi szkodę dla każdego, kto tak
postępuje. Lepiej jest uczyć nasze dzieci, by były szczere z sobą, z innymi i
przede wszystkim z Bogiem, niż pokazywać im, jak ośmieszać się przez nieszczere
wyznania. Będzie to dla nich korzyścią zarówno teraz, jak i daleko bardziej w
przyszłym „czyśćcu” (zob. broszura nr 17 „Czyściec” [niedostępna w języku
polskim – przyp. red.]).
To
wszystko nie zmienia jednak faktu, że potrzebujemy wspólnoty. A niedostatek
właściwego jej rodzaju w kościołach nominalnych winien zbliżać nas do Pana,
byśmy mogli tym więcej doceniać wartość Jego miłości, Jego Słowa, Jego
społeczności, a także miłości i wspólnoty ze wszystkimi, którzy stanowią Jego
prawdziwą rodzinę w duchu. Wtedy też prędko nauczymy się doceniać słowa naszego
Mistrza, które są tak samo aktualne w odniesieniu do dzisiejszych światowych
kościołów, jak były za Jego dni – „Nie dziwujcie się, (...) jeśli was świat
nienawidzi”; „Wiedzcie, żeć mię pierwej, niżeli was, miał w nienawiści”; „Nie
wiecież, iż przyjaźń świata jest nieprzyjaźnią Bożą?” [1 Jana 3:13; Jana 15:18;
Jak. 4:4]. W taki sposób, coraz bardziej oddzieleni od ludzi światowo
usposobionych, dowiemy się, co miał na myśli Apostoł, gdy pisał: „My wiemy,
żeśmy przeniesieni z śmierci do żywota, iż miłujemy braci” [1 Jana
3:14]. Nasza miłość do Jezusa, jako starszego Brata, będzie stawała się coraz
mocniejsza, wywierając wpływ na wszystkie nasze myśli, słowa i uczynki. Będzie
też pobudzała nas do miłości względem wszystkich, którzy są do Niego podobni.
Uczucie to zaś nie będzie zależne od bogactwa, urody czy pozycji społecznej. I
tylko ci, którzy choćby do pewnego stopnia wzrośli w duchu i podobieństwie
naszego Odkupiciela, mogą docenić taką poradę i tego rodzaju wspólnotę. Inni
będą miłować ludzi światowych, ponieważ miłość Ojca jeszcze się w nich nie
rozwinęła i ponieważ nie znienawidzili oni jeszcze każdej złej drogi.
PRAWDZIWY
KOŚCIÓŁ NIE JEST SEKTĄ
Kościół
Chrystusowy nie jest ani sektą, ani połączeniem sekt. Jest jeden i
niepodzielny. Tworzy go Chrystus i wszyscy, którzy są z Nim zjednoczeni,
połączeni żywą wiarą w Jego odkupieńcze dzieło za nich oraz przez zupełne
poświęcenie dla Niego, Jego dzieła – aż do śmierci. Ten prawdziwy Kościół
został przedstawiony przez naszego Pana pod postacią winnego krzewu, którego
gałązkami są indywidualnie wszystkie naprawdę do Niego należące osoby.
Słownik
Webstera definiuje słowo 'sekta' [ang. 'sect'] w następujący sposób: „Odcięta
część (...), stąd też grupa ludzi, którzy oddzielili się od innych ze względu
na jakąś szczególną naukę lub zestaw poglądów, które dla nich są wspólne”.
Opis
ten dobrze pasuje do różnych wyznaniowych grup chrześcijańskich. Wszystkie
oddzielają się od innych chrześcijan. Wszystkie czynią tak ze względu na pewną
naukę lub zestaw poglądów, które dla nich są wspólne. Jednak członkowie
prawdziwego Kościoła są indywidualnościami, każdy z osobna; są zjednoczeni z
Chrystusem, a nie ze sobą wzajemnie. Tak jak szprychy u koła, z których każda
oddzielnie umocowana jest do piasty, tak każdy członek Ciała Chrystusa w swym
wewnętrznym, duchowym życiu związany jest jedynie z Chrystusem. A tak jak
obręcz stabilizuje i zapewnia jedność działania wszystkich szprych na ich
końcach, tak też miłość, „więź doskonałości” [Kol. 3:14 BT], jest jedynym
zobowiązaniem, które powinno być dopuszczalne między tymi, których wola została
pogrzebana w Chrystusie.
Nasz
Pan oświadczył, że nie przyszedł, by łatać czy naprawiać judaizm. Nie zamierzał
wlewać nowego wina swych nauk do starych bukłaków judaizmu. Wynika z tego, że
chrześcijaństwo nie jest schizmą, czyli sektą lub odłamem judaizmu. Przeciwnie,
stanowi ono nowy system nauk religijnych opartych na nowym przymierzu, zawartym
między Bogiem a człowiekiem przez Chrystusa jako pośrednika, którego krew
zapieczętowała owo nowe przymierze i sprawiła, że zaczęło ono działać.
Jedynym
sprawdzianem społeczności – bycia chrześcijaninem, który jest naprawdę
zjednoczony z Chrystusem przez wiarę i poświęcenie – jest zatem
rzeczywiste poświęcenie i prawdziwa wiara. Jednak znaczenie pełnego poświęcenia
myśli, słowa i uczynku chętnie bywa doceniane również przez takie osoby, które
mimo to kwestionują znaczenie prawdziwej wiary dla rzeczywistego
członkostwa w Chrystusie – wiary, która została na początku podana świętym
przez naszego Pana i Jego apostołów. Prawdziwą wiarą jest to, że wszyscy są
grzesznikami, znajdującymi się pod sprawiedliwym potępieniem Bożym,
sprowadzonym przez upadek, oraz że Chrystus Jezus, nasz Pan, umarł za NASZE GRZECHY według Pism i został wzbudzony z martwych przez Ojca, który
zapewnił w ten sposób nas wszystkich, że ofiara za grzech, złożona za nas przez
Chrystusa, była doskonała i całkowicie wystarczająca dla uwierzytelnienia i
zapieczętowania Nowego Przymierza, dzięki któremu wszyscy należący do rodu
Adamowego, którzy cierpią na chorobę grzechu, ale pragną pogodzić się z Bogiem,
mogą zostać usprawiedliwieni i odzyskać Jego miłość, łaskę i błogosławieństwo
(1 Kor. 15:3-4; Rzym. 5:1,6,12,18). Kto zachowuje tę prostą wiarę, jest
wierzącym, członkiem „domu wiary”. Każdy, kto posiadając tę wiarę,
zupełnie poświęca się Panu na służbę, jest ochrzczonym wierzącym, członkiem –
na okresie próbnym – jedynego, prawdziwego Kościoła, którego członkowie mają
imiona zapisane w niebie. Jeśli będzie uczestniczył w chrześcijańskim biegu
tak, jak się do tego zobowiązał przymierzem, otrzyma nagrodę i stanie się
członkiem wybranego Kościoła w chwale, któremu Pan zagwarantował miejsce na
swym tronie.
Taka
jest podstawa naszej nadziei, jedyny fundament, którego nie mógł założyć żaden
człowiek. Założył go dla nas Bóg (1 Kor. 3:11), albowiem „gdy jeszcze byliśmy
grzesznymi, Chrystus za nas umarł” (Rzym. 5:8), „sprawiedliwy za
niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga” (1 Piotra 3:18). Uświadamiając
sobie, że jesteśmy grzesznikami pod potępieniem śmierci oraz że możemy uzyskać
pokój z Bogiem i zostać usprawiedliwieni do życia przez przyswojenie sobie
zasług Jego śmierci, chętnie przyjmujemy Go za swojego Odkupiciela. „Mamy
odkupienie przez krew jego, to jest odpuszczenie grzechów” (Efez. 1:7). Na tym
polega usprawiedliwienie. Będąc w ten sposób usprawiedliwieni przez
wiarę, mamy pokój z Bogiem. Następnie, uzmysławiając sobie, że ci, którzy
zostali w ten sposób odkupieni, nie mogą spędzić reszty życia dla samych siebie
i własnych przyjemności, lecz powinni oddać się Temu, który za nich umarł (2
Kor. 5:14-15), poświęcamy się na Jego służbę.
Po
ugruntowaniu się na tym fundamencie, należy następnie rozwijać w życiu
pomniejsze nauki i zasady. W tym duchu jesteśmy zachęcani przez Apostoła (2
Piotra 1:5-8), byśmy dodali do tej wiary rozmaite łaski i owoce – cnotę,
umiejętność, powściągliwość, cierpliwość, pobożność, braterską łaskę i miłość.
Taka
była wiara pierwotnego Kościoła i taka jest też wiara wszystkich, którzy w
sposób uprawniony noszą imię Chrystusa. Tylko oni mogą też słusznie być
nazywani chrześcijanami. To prawda, że pierwotny Kościół rozwinął coś więcej
niż tylko te podstawowe zasady, by móc korzystać z „twardego pokarmu” i wraz ze
wszystkimi świętymi rozumieć głębokie rzeczy Boże. Mimo to „niemowlęta w Chrystusie” i ci, „którzy przez przyzwyczajenie mają zmysły wyćwiczone” [Żyd.
5:14], należeli do jednej rodziny – „wszyscy wy jednym jesteście w Chrystusie
Jezusie” [Gal. 3:28]. Nie należało porzucać tamtych zasad przez zastępowanie
ich innymi teoriami, ale rozwijać się na fundamencie, tak jak to zostało
powyżej wytłumaczone. Osoby bardziej zaawansowane w łasce i nauce znosiły
ułomności słabych, wszyscy razem i każdy osobno starając się o dalszy wzrost w
łasce i znajomości. Tam gdzie przestrzegane były apostolskie zasady, nie mogło
być mowy o sektach czy o podziałach w owym Ciele. Dopiero wtedy, gdy w
zgromadzeniach zaczął się rozwijać błąd, Paweł pisał do niektórych: »Słyszę, że
są między wami podziały (sekty) i częściowo w to wierzę. Gdyż z tego, co
dowiedziałem się o waszej światowości i błędach, które się między wami pojawiły,
jest oczywiste, że muszą się pojawić też podziały, ponieważ ci, co naprawdę
należą do Pana, nie mogą mieć społeczności z bezowocnymi uczynkami ciemności,
lecz raczej muszą je strofować« (1 Kor. 11:18-19).
Podziały
wywoływały sprzeciw w jedynym prawdziwym Kościele, a wszyscy apostołowie
nauczali, że jest jeden Pan, jedna wiara i jeden chrzest. Jest jedna owczarnia
i jeden Pasterz (1 Kor. 12:25). Chrześcijanie stanowią odrębną klasę ludzi –
odłączoną od świata, od grzeszników i od wszystkich innych – gdyż przyjęli
zbawienie przez odkupienie we krwi Chrystusa. Ich wzajemna sympatia i
współpraca nie są wymuszone ani doktryną, ani w żaden inny sposób. Łączy ich
tylko miłość oraz poczucie wspólnoty zainteresowań w gronie współpielgrzymów i
współdziedziców. Nauka o okupie służy jako ochrona każdemu z tych,
którzy w taki sposób przynależą do Chrystusa, przeciwko chrześcijanom, którzy
tylko przypisują sobie imię Chrystusa, lecz negują oraz ignorują fundamentalną
część Jego dzieła. Nie tyle zbiorowo, co indywidualnie, święci nie
powinni mieć żadnej społeczności z uczynkami ciemności (Efez. 5:11).
Nie
ma w tym nic dziwnego, że Szatan stara się dzielić i odłączać owce. Usiłuje on
stawiać ogrodzenia w rodzaju denominacyjnych wyznań wiary, które przeszkadzają
niektórym owcom w udaniu się za Pasterzem na zielone pastwiska oraz do żywych
wód prawdy. Ma to sens, patrząc z jego punktu widzenia. Dziwne jest jednak to,
że udaje mu się ograniczyć swobodę rozsądnego myślenia u tak wielu ludzi,
którzy zaczynają myśleć, iż wyznacznikiem duchowości jest stwierdzenie: Jestem
z Lutra luteraninem, ja z Kalwina albo Knoxa – prezbiterianinem, ja z Wesleya –
metodystą, i tak dalej. Tymczasem apostoł Paweł powiedział pewnego dnia, kto
jest zagrożony duchem sekciarstwa: Ten, kto mówi: jam Pawłowy, ja Apollosowy, a
ja Piotrowy. Czyż nie jesteście cieleśni? Czy takie myślenie nie jest
całkiem sprzeczne z duchem Chrystusowym? „Czy rozdzielony jest Chrystus?” [1
Kor. 1:13 NB]. Czy Paweł, Piotr albo też Knox, Kalwin, Wesley lub ktokolwiek
inny, z wyjątkiem Chrystusa, umarł za wasze grzechy i was odkupił?
Powinni być oni poważani jako słudzy Chrystusa i Kościoła, powinni być jak
najbardziej szanowani za to, czego dokonali, ale określanie Oblubienicy
jakimkolwiek innym imieniem poza imieniem Oblubieńca jest rzeczą jawnie
niewłaściwą.
Ach,
oby wszyscy mogli zrozumieć to, że w oczach Bożych jest tylko jeden Kościół,
którego członkowie zapisani są w niebie, i że Bóg nie może i nie zamierza
uznawać żadnego podziału w prawdziwym Kościele ani nawet okazywać zrozumienia
dla takiego działania. Nie uznaje On ograniczających wyznań wiary, które
doprowadzają do tego, że tak wiele owiec zostało uwięzionych i pozbawionych
pokarmu. Jak wykazaliśmy, wzniósł On tylko jedno ogrodzenie wokół swej
owczarni. Wewnątrz jest mnóstwo miejsca, zarówno dla jagniąt, jak i dla w pełni
dojrzałych owiec.
PRZYPOWIEŚĆ
O FAŁSZYWYCH OWCZARNIACH
Wyobraźcie
sobie piękne, obszerne pastwisko otoczone mocnym i wysokim ogrodzeniem (prawem
Bożym), w obrębie którego znajdują się wszystkie owce, ale nie istnieje żaden
inny sposób dostania się do tej zagrody (stanu usprawiedliwienia), jak tylko
przez Chrystusa, który jest drzwiami – wiara w Jego ofiarę za grzech
stanowi jedyną drogę wiodącą do owczarni. Każdy, kto dostaje się do tej zagrody
jakąkolwiek inną drogą, jest złodziejem i rabusiem. Takie jest pastwisko
przygotowane przez Dobrego Pasterza dla owiec, które do Niego należą i za które
złożył On swoje życie. Do tej prawdziwej zagrody Chrystusa weszło spore stado
owiec. Należą one do prawdziwego Pasterza. Rozglądamy się jednak po zielonych
niwach i zauważamy, że tylko nieliczne owce, doprawdy malutkie stadko, wydają
się mieć przyjemność w korzystaniu z wolności całej zagrody – wolności, którą
nas Chrystus wolnymi uczynił. A gdzie są inni? Patrzymy, a oto za drzwiami, po
obu stronach ścieżki, znajdują się małe zagrody. Nad każdą z nich widnieje
jakiś napis – prezbiterianie, metodyści, baptyści, adwentyści, katolicy rzymscy
i greccy, episkopalianie, luteranie itd. Patrząc na te ich komórki, zauważamy,
że różnią się między sobą. Jedne zbudowane są jak więzienia, z żelaznymi
kratami, ogrodzeniami i łańcuchami, inne są mniej surowe, a niektóre mają
jedynie wyznaczone „nieprzekraczalne granice” i owce rozumieją, że nie wolno im
poza nie wychodzić.
Owe
zagródki pełne są owiec, ale są to zwierzęta słabe, delikatne i chorowite, gdyż
cierpią na brak właściwego ruchu i świeżego, pożywnego pokarmu. Są
regularnie karmione, ale tylko łuskami, czasami z dodatkiem odrobiny mleka.
Jedzą bez zamiłowania i nie mają z tego pożytku. Wiele z nich wygląda mizerniej
i biedniej niż na początku, gdy znalazły się w zagrodzie. Inne znów oślepły.
Ale, o dziwo, wszystkie wydają się być absolutnie zadowolone, każda ze swojej
zagródki, i rzadko się zdarza, że któraś próbuje uciec.
Zauważyliśmy
także, że zostali wyznaczeni podrzędni pasterze, by pomagać paść owce. To oni
właśnie zbudowali owe zagródki, najwyraźniej bez zezwolenia Głównego Pasterza.
Nie
mogąc zrozumieć, dlaczego owce pozwoliły się tak ogrodzić, przyglądamy się, w
jaki sposób zostały zwiedzione, by znaleźć się za tymi różnymi ogrodzeniami.
Gdy weszły do owczarni przez jedyne drzwi (wiarę w Chrystusa), każdy podrzędny
pasterz starał się je przekonać, że konieczne jest znalezienie się w jednej z
owych mniejszych zagród oraz że najlepsza jest właśnie ta, którą on
reprezentuje. W rezultacie niemal wszystkie owce, które weszły do owczarni,
zostały uwięzione, gdyż zaufały podrzędnym pasterzom i udały się za
większością. Jedynie nieliczne z nich przeszły obok i cieszyły się wszystkimi
swobodami owczarni. Podrzędni pasterze cały czas starali się przekonać własne
owce, że wolne owce to heretycy i że są na najlepszej drodze do
zagłady.
Obserwowaliśmy
całą tę sytuację, by zobaczyć, jak się ona zakończy, gdyż zauważyliśmy, że
niektórzy oczekiwali na Głównego Pasterza, a wiedzieliśmy, że miał przybyć
niedługo. Byliśmy więc ciekawi, czy zaakceptuje On te podziały i zniewolenie Jego trzody. Prawie wszyscy podrzędni pasterze twierdzili, że Jego przyjście jest
jeszcze bardzo odległe.
Ostatnio
usłyszeliśmy o wielkiej radości między wolnymi owcami. Przekonaliśmy się, że
Główny Pasterz przybył cicho, w sposób niezauważalny („jako złodziej”), ale
został rozpoznany przez niektóre z owiec. To dlatego się radują. Niektóre z
owych uwięzionych również usłyszały głos Pasterza. Patrzyły, przysłuchiwały
się, ale trudno im było uwierzyć. To jednak naprawdę był głos Pasterza, który
prowadzi i porządkuje swą trzodę. Jego prawdziwe owce usłyszały Jego głos,
potępiający ową skłonność do odgradzania się i nawołujący je: „Wynijdźcie!”.
Niektóre
z nich przeskoczyły ogrodzenia i wydostały się na wolność, by korzystać z
pokarmu udzielanego z ręki Pasterza. Inne były tak słabe i omdlałe z braku
pokarmu, że głos ten wywoływał w nich dreszcz oczekiwania, ale nie wyszły, gdyż
bały się podrzędnych pasterzy. Widzieliśmy także zza płotu, jak niektóre z
wolnych owiec przyniosły pokarm i podawały go przez kraty, karmiąc słabe
owce, aż wzmocniły się na tyle, że udało im się przeskoczyć przez płot. W
międzyczasie podrzędni pasterze zostali zaalarmowani i zdwoili wysiłki, by
przez różne działania zwiększyć kontrolę nad swoimi (?) owcami.
Niektórzy oskarżali i wyśmiewali te zza płotu i straszyli owce w swojej
zagrodzie. Inni zaś zwiększyli ilość zwyczajowej musztry – czyli pielęgnowania
„zewnętrznych pozorów pobożności”.
Czekaliśmy,
co wyniknie z tej sytuacji, i ujrzeliśmy niewiernych podrzędnych pasterzy
związanych i uderzonych plagami. Widzieliśmy, jak zostały zniszczone więzienne
zagrody, aż cała owczarnia stała się dostępna, zgodnie z jej przeznaczeniem,
dla jednego stada, pod jedną nazwą, a Głową tego stada był prawdziwy Pasterz,
który oddał życie za owce – Jezus Chrystus.
WYNIJDŹCIE
Z NIEGO, LUDU MÓJ!
W
Obj. 18:4-8 znajdujemy najbardziej dobitne pouczenie naszego Pana odnośnie
właściwego zachowania w obecnym czasie. Owa dorada nie zawsze znajdowała
zastosowanie. Stała się aktualna od czasu, gdy symboliczny Babilon upadł na
skutek Bożego potępienia, co, jak wykazuje proroctwo, nastąpiło w 1878 roku.
Według Pisma Świętego Babilon, matka obrzydliwości, przez długi czas błędnie
reprezentował prawdę i prawdziwy Kościół, który w znacznej części się w nim
znajdował, podobnie jak w pokrewnych mu organizacjach (zob. „Wykłady Pisma
Świętego”, tom II, str. 271-282, tom III, str. 135-197). Jednak wyrok jego
odrzucenia miał być odłożony aż do czasu „żniwa”.
Wyrażenie:
„Wynijdźcie z niego, ludu mój” jasno dowodzi, że pewna ilość prawdziwych
świętych Bożych znajdowała się w Babilonie i że do czasu jego upadku Bóg nie
sprzeciwiał się, by przebywali w systemach nominalnego kościoła i nie nakazywał
im ich opuszczania. W rzeczywistości nawet sam Pan czasami przemawiał zarówno
do Babilonu, jak i przez niego, aż do czasu, gdy po zapukaniu do drzwi oznajmił
swą obecność. Gdy jednak pewna siebie, choć w rzeczywistości ślepa i nędzna
Laodycea nie zwracała na Niego uwagi, na zawsze wyrzucił ją ze swych ust, aby
nie była już Jego rzecznikiem (Obj. 3:14-22).
Obecnie
jednak rozpoczął się sąd wielkiego dnia Tysiąclecia, który najpierw dotyczy
Kościoła i polega na oddzieleniu jego prawdziwych członków od fałszywych i
nominalnych.
W
celu dokonania owego rozdzielenia, prawda – ów „miecz ducha”, ostrzejszy od
miecza obosiecznego – została dobyta z pochwy. Rozgrywający się obecnie
konflikt między prawdą a błędem, światłem a ciemnością, ma na celu sprawdzenie,
przesianie i oddzielenie „synów światłości”, którzy umiłowali prawdę, od synów
ciemności, którzy kochają się w błędzie. Jak już wykazywaliśmy, drugie
przyjście naszego Pana jest pod wieloma względami podobne do pierwszego.
Dotyczy to również Jego słów: „Mniemacie, abym przyszedł pokój dawać na ziemię?
Bynajmniej, powiadam wam, ale rozerwanie” (Łuk. 12:51). Będzie się tak działo
dopóty, dopóki Jego Kościół nie zostanie zgromadzony i uwielbiony, a Jego
Królestwo ustanowione z chwalebnym autorytetem.
Wyrażenie:
„abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag
jego” oznacza, że w tym czasie, w którym zabrzmi wezwanie do wyjścia, lud Boży
posiądzie jasne zrozumienie prawdy. Będzie wyraźnie wiadomo, na czym polega grzech Babilonu – jego błąd nauki i życia. Uzyskawszy takie oświecenie, ci, którzy
należą do ludu Bożego, mającego Jego ducha oraz Jego umiłowanie dla
sprawiedliwości i prawdy, znienawidzą błąd i ciemności, w których tak długo
tkwili. Będą oni gotowi i chętni, by dowiedzieć się, jakie są ich zobowiązania
względem nominalnego kościoła. Wpływ światła prawdy na ich serca sprawi, że
instynktownie zadadzą sobie pytanie: „Co za społeczność światłości z
ciemnością” [2 Kor. 6:14] i będą tylko czekali, by Pan ukazał im swoją mądrość
i wolę. Do takich Pan zwraca się przez swe Słowo: „Wynijdźcie z niego, ludu
mój”.
Wyrażenie:
„abyście nie byli uczestnikami grzechów jego” ma charakter zarówno
przypomnienia, jak i groźby. Jest to przypomnienie, że nie mając świadomości
prawdy, nie mieli też odpowiedzialności za błędy i złe postępowanie Babilonu,
matki i córek. Ale teraz, gdy rozumieją te błędy, czyli grzechy, ponoszą też
odpowiedzialność. Jeśliby więc teraz pozostali w owych organizacjach,
wyrażaliby przez to swe intelektualne poparcie i byliby tak samo odpowiedzialni
jak ci, co wprowadzili te błędy, a co więcej, z pewnością mieliby też udział w
ponoszeniu konsekwencji.
Jednak
z różnych powodów niektóre osoby starają się usprawiedliwiać, by tylko pozostać
w Babilonie. Wykazują przez to albo brak właściwego ducha prawdy, albo że nie
skorzystały w wystarczającej mierze z „pokarmu na czasu słuszny”, jaki
zapewniłby im właściwe zrozumienie grzechów Babilonu, które według Pańskiej
oceny sięgnęły aż do nieba. Innym czynnikiem wywołującym zamieszanie jest to,
że niektóre córki rzymskiej matki porzuciły wiele z zewnętrznych symboli i form
praktykowanych przez ich matkę. Mimo to jednak zachowały znaczną część jej
ducha i nauki.
Dla
przykładu, baptyści, kongregacjonaliści, adwentyści, „uczniowie” i kilka innych
ugrupowań religijnych twierdzą, że nie mają żadnych więzów. Utrzymują, że to
Biblia stanowi ich credo oraz że każda grupa, czyli zgromadzenie, jest sama
odpowiedzialna za swoje sprawy, że spotkania, na które owe niezależne
zgromadzenia różnych wyznań się ze sobą schodzą, stanowią jedynie dobrowolne
stowarzyszenie, w którym nie ma miejsca na denominacyjny nadzór i
sekciarską niewolę. Ponadto, szczególnie u „uczniów”, wymagane wyznanie wiary
jest bardzo proste. Jednak zaraz na początku wymieniana jest nauka o trójcy lub
o wiecznych mękach albo też one obydwie. A tam, gdzie nie są one
wyszczególnione, są uważane za oczywiste. Jeśli się o nich wspomni, podobnie
jak na temat sposobu powrotu naszego Pana czy czasów restytucji, to natychmiast
pojawia się mocny nurt sprzeciwu i czy to jest zapisane, czy nie, okazuje się,
że istnieje credo, odnośnie którego nie dopuszcza się możliwości
przeprowadzenia biblijnego sprawdzianu czy wyrażenia krytyki. I jeśli nie
wyrazisz zgody, będziesz musiał albo zachować milczenie, albo opuścić taką
społeczność.
Słowo
credo oznacza „wierzę”. Jest rzeczą zupełnie słuszną, że każdy
chrześcijanin ma dla siebie credo, czyli zestaw przekonań, w jakie wierzy.
Jeśli zaś pewna liczba chrześcijan osiągnie jedność wiary zgodnej z zarysami
Słowa Bożego, ich zgromadzanie się na społeczność i wspólnotę będzie, zgodnie z
oświadczeniem Biblii, zarówno właściwe, jak i pomocne. Powszechną trudnością
jest to, że gdy grupy chrześcijan spotykają się jako bracia, sporządzają sobie
pisane lub domyślne creda, które wychodzą poza to, co napisane w Słowie Bożym,
obejmując także ludzkie tradycje. Albo też pomijają one wiarę, czyniąc
moralność, czyli dobre uczynki, jedyną podstawą społeczności. Jednak sama nazwa
wskazuje, że chrześcijanie to ludzie wierzący w Chrystusa, a nie tylko
moraliści. Chociaż więc pewien zestaw przekonań jest konieczny, a ten, kto by
go nie miał, nie miałby też wiary, a zatem byłby niewierzący, i chociaż
społeczność chrześcijańska w zgodności wiary jest konieczna dla osiągnięcia
wspólnoty, to jednak wszyscy powinni zwrócić uwagę na to, że społeczność i
wiara pierwotnego Kościoła pod Bożym kierownictwem opierała się na pierwszych
zasadach nauki Chrystusowej. I dlatego ani nic więcej, ani nic mniej nie
powinno stanowić fundamentu społeczności chrześcijańskiej tu i teraz.
Zaproponujemy
bezpieczny sposób oceny, czy twoje obecne zgromadzenie w imieniu Chrystusa
stanowi część Babilonu, czy nie, i czy w związku z tym dotyczy cię wezwanie
„wynijdźcie”. A mianowicie: Jeśli w twoim zgromadzeniu nie ma zebrań, podczas
których ktokolwiek może poddać pod dyskusję jakiś fragment Pisma Świętego, a ty
oraz inni możecie w jej ramach przedstawić wasze poglądy na Słowo Boże, to coś
jest nie w porządku. Nie powinieneś pragnąć takiej społeczności. Twoje światło
znajduje się pod korcem i zaniknie, jeśli nie zapewnisz mu odrobiny swobody.
Albo porzucisz taki stan rzeczy, albo twoje światło stanie się ciemnością.
Jeśli
jednak na zebraniach, w których uczestniczysz, masz taką samą szansę jak inni,
by powołać się na jakiś fragment Pisma Świętego i na równi z innymi móc wyrazić
swój pogląd na temat jego znaczenia, to możesz stwierdzić, że znalazłeś
przynajmniej niektóre przejawy chrześcijańskiej wolności. Gdyż żadnemu chrześcijaninowi
nie wolno odebrać prawa odpowiedzi na pytanie o uzasadnienie nadziei,
którą wyznaje. A skoro każdy chrześcijanin twierdzi, że jego credo,
czyli zestaw przekonań, jest zbudowane na Słowie Bożym, to wynika z tego, że
każdy powinien też być nie tylko chętny, ale i gotowy, by w dowolnym czasie
zmienić swoje przekonanie na bardziej biblijne, jeśli tylko ktoś umie mu takie
wskazać.
Odnalazłszy
takich, którzy stosują bereańskie metody, raduj się, ale z bojaźnią, dopóki nie
sprawdzisz ich dalej. Nie nadużywaj ich gościnności przez usiłowanie
zmonopolizowania ich czasu. Bądź zadowolony i wdzięczny, że masz swój w nim
udział. A gdy przyjdzie kolej na twój temat, to zwróć uwagę, (1) żeby był
mądrze dobrany, tak by wzmacniał, a nie tłamsił twoich słuchaczy. (2) Módl się,
byś jako duchowny, sługa prawdy, mógł okazać się „robotnikiem, który by się nie
zawstydził” [2 Tym. 2:15]. (3) Niechaj nic nie dzieje się wśród sporu,
rywalizacji czy próżnych wysiłków demonstrowania własnej chwały lub popisywania
się swoją wiedzą na temat Słowa Bożego, ale (4) „szczerymi będąc [KJV mówiąc
prawdę] w miłości” [Efez. 4:15], przekazujmy prawdę w sposób wyraźny i
dobitny.
Tak
długo, jak otrzymujesz takie możliwości, by słuchać innych i wyrażać swoje
myśli, możesz uważać, że znajdujesz się w bezpiecznym miejscu. W miarę
czynienia postępów w przysłuchiwaniu się innym oraz wyrażaniu własnych poglądów
w sposób swobodny i otwarty, sytuacja może rozwinąć się w jednym z dwóch
kierunków: albo razem osiągniecie zgodność w duchu prawdy, albo też, jeśli ty
będziesz trzymał się Pisma Świętego, a oni będą obstawali przy swoich
poglądach, które nie mają oparcia w Biblii, zaczną cię nienawidzić, podobnie
jak i prawdę, i prędko zakończy się wasza społeczność.
Jednak
w większości wypadków takie doświadczanie duchów nie będzie konieczne. Ogólnie
przekonasz się, że zgromadzenia mają ustalone creda, które każdy członek jest
zobowiązany uznać. Jeśli nie przez podpis albo ustne zobowiązanie, to
przynajmniej przez milczące przyzwolenie. W takim wypadku zapoznaj się z owym
credem czy też wyznaniem wiary i przekonaj się, czy uczciwie, szczerze i
prawdziwie wyraża ono zasady twojej wiary. Jeśli nie, to nie powinieneś tracić
czasu i natychmiast je odrzuć, choć przez minione lata mogłeś być szczerze
nieświadomy, co ono zawiera. Teraz wiesz i jeśli teraz w sposób
świadomy pozostaniesz w takiej społeczności, będziesz okłamywał samego siebie i
w ten sposób dowiedziesz, że nie jesteś miłośnikiem prawdy i człowiekiem, który
chce podobać się Bogu, ale zwolennikiem błędu, chcącym podobać się ludziom.
Powiadomienie
pastora oraz niektórych lub nawet wszystkich starszych, że z czymś się nie
zgadzasz lub w coś nie wierzysz, nie jest wystarczającym rozwiązaniem tej
sytuacji. Oni nie mają upoważnienia ani od Boga, ani od ludzi, by zwalniać cię
z twojego publicznego wyznania. Jeśli na przykład jesteś prezbiterianinem, to
dołączyłeś nie do pastora ani nie do posiedzenia czy też lokalnego
zgromadzenia, ale do całej organizacji wszystkich prezbiterian. I dopóki jesteś
formalnie jej członkiem, to masz zobowiązanie względem wszystkich, zarówno pod
względem wiary, jak i postępowania. A przed całym światem występujesz jako jeden z nich oraz jako wspólnik wszystkiego, co oni razem wyznają. Jeśli nie wierzysz
tak jak oni, to twoim obowiązkiem zarówno względem nich, jak i względem świata
jest się wycofać, by w ten sposób zająć właściwe stanowisko względem samego
siebie, jak i względem wszystkich innych ludzi. Jeśli z łaski Bożej jesteś
jednym z niewielu, którzy przeszli z ciemności do cudownej światłości, to
będziesz się teraz wstydził nauk, które wcześniej z przyjemnością wyznawałeś.
Wobec tego znajdziesz przyjemność w tym, by zmniejszyć o jednego liczbę
wyznawców błędu, a dodać jedną osobę do liczby wzgardzonego „malutkiego stadka”
– do którego rzeczywiście nie przyznają się ludzie, ale które Bóg przyjął jako
swoją własność, którą ukochał i o którą się troszczy.
Tak
jak nie dołączałeś tylko do pastora czy zebrania, lecz do zgromadzenia, całej
grupy wyznaniowej, tak też twoja rezygnacja z członkostwa powinna w miarę
możliwości być tak samo publiczna jak przystąpienie do zgromadzenia. W związku
z tym, w odpowiedzi na wiele zapytań w tej sprawie, podajemy poniżej propozycję
ogólnego zarysu listu oznajmiającego o wycofaniu się z kościoła. Każdy, kto ma
taką potrzebę, może czuć się uprawniony do skopiowania i wykorzystania tego
wzoru. W miarę możności powinien on być odczytany głośno w czasie
jakiegoś otwartego zebrania, przewidzianego na ogólne wystąpienia,
spostrzeżenia itp., na przykład w ramach zebrania świadectw i modlitw. Po
odczytaniu należy go wręczyć przewodniczącemu zebrania jako przedstawicielowi
zgromadzenia i administracji. Jeśli z jakichś powodów, choroby czy innych
podobnych przyczyn, taki sposób postępowania okaże się niemożliwy, to list ten
powinien zostać wysłany w kopercie zaadresowanej do wszystkich członków
urzędującej rady, która egzaminuje kandydatów na członków lub reprezentuje
zgromadzenie w sprawach duchowych.
Proponowana
forma takiego listu byłaby następująca:
Drodzy
bracia i siostry
Członkowie
i przedstawiciele kościoła _____
Pan
nauczył mnie ostatnio pewnych cudownych rzeczy ze swego Słowa i jestem z tego
bardzo zadowolony. Oczy mojego zrozumienia otwarły się tak szeroko, że Biblia
stała się dla mnie zupełnie nową księgą. Bóg stał się teraz moim Ojcem,
Chrystus Odkupicielem, a wszyscy wierzący moimi braćmi w takim znaczeniu,
jakiego nie znałem nigdy wcześniej.
Nie
chciałbym, żebyście pomyśleli, że miałem jakąś wizję albo otrzymałem szczególne
objawienie. Przyjąłem jedynie Słowo Boże, które „przedtem napisano ku naszej
nauce” [Rzym. 15:4]. Jednak Bóg sprawił, że przez pewnych Jego sług stało się
ono dla mnie niedawno bardziej zrozumiałe. Owi słudzy również nie powołują się
na żadne specjalne natchnienie czy objawienie, ale twierdzą, że nadszedł po
prostu słuszny Boży czas na odpieczętowanie i ujawnienie Jego
chwalebnego planu, który w mądry sposób był w przeszłości utrzymywany w
tajemnicy, jak to oznajmia samo Pismo Święte (Dan. 12:9).
Z
owych błogosławionych spraw mogę krótko wymienić jedynie kilka. Zrozumiałem, że
Pismo Święte nie naucza, jakoby wszyscy, z wyjątkiem świętych, mieli się
znaleźć na wiecznych mękach. W Biblii odkryłem stwierdzenie, że zupełną zapłatą
za dobrowolny grzech przeciwko pełnej świadomości woli jest, używając języka
Apostoła, „wieczne zatracenie od obliczności Pańskiej” [2 Tes. 1:9]. Co
więcej, zrozumiałem, że ponieważ tak wielu ludzi (zapewne znaczna większość)
umarło w całkowitej lub częściowej niewiedzy odnośnie Boga i Jego oferty życia
wiecznego przez Chrystusa, Bóg łaskawie zapewnił możliwość, by w czasie Wieku
Tysiąclecia wszystkie takie osoby ze wszystkich narodów ziemi mogły być
błogosławione niezbędną wiedzą oraz mogły otrzymać sposobność okazania
posłuszeństwa zapewniającego życie wieczne. Dalej jeszcze przekonałem się, że
zgodnie z nauką Pisma Świętego my, czyli Kościół Wieku Ewangelii, jako
współdziedzice z Chrystusem, naszym Panem, mamy być Bożymi przedstawicielami w
udzielaniu owego wspaniałego milenijnego błogosławieństwa. Na koniec
zrozumiałem też, że ów czas błogosławieństwa, o który lud Boży modlił się od
tak dawna, mówiąc: „Przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak
i na ziemi”, jest najprawdopodobniej bardzo nieodległy, że już obecnie pszenica
oddzielana jest od kąkolu, a niedługo wielki ucisk obali obecne instytucje i
ustanowi Chrystusowe Królestwo pokoju i sprawiedliwości. Z przyjemnością
dostarczę biblijne dowody potwierdzające te przekonania każdemu, kto pragnąłby
rozważać Słowo Boże i sprawdzać, czy tak się rzeczy mają.
Teraz
jednak, drodzy przyjaciele, muszę spełnić przykrą powinność. Uważam, że wiele z
owych klejnotów prawdy stoi w bezpośrednim konflikcie z naszymi poglądami,
tak jak są one nauczane i wyznawane przez naszą wyznaniową literaturę. Wobec
tego, chcąc być uczciwym względem siebie i was, zmuszony jestem zrezygnować z
członkostwa w tym kościele, w którym jestem razem z wami. Pozostanie
oznaczałoby mylne przedstawianie waszych poglądów, podczas gdy wy błędnie
reprezentowalibyście moje – nauka o wiecznych mękach dla dziewięciu dziesiątych
naszego rodu wydaje mi się obecnie potwornym bluźnierstwem przeciwko miłości
Boga, którego Słowo, jeśli jest poprawnie zrozumiane, naucza czegoś całkowicie
przeciwnego.
Przez
blisko ____ lat starałem się wiernie dotrzymywać moich zobowiązań względem was,
jako moich współczłonków w tym kościele. Nauczyłem się tutaj miłować niektórych
z was w sposób bardzo serdeczny – jednych za przymioty społeczne, innych ze
względu na świętobliwość i upodobnianie się do Chrystusa. Sprawia mi to ogromny
ból, że muszę oznajmić wam o mojej rezygnacji, i dlatego składam to
wyjaśnienie. Zapewniam was, że przyczyna nie leży w tym, iż moja miłość stała się mniejsza niż poprzednio, gdyż wydaje mi się, że z łaski Bożej
zwiększa się ona zarówno względem Niego, jak i tych, którzy do Niego należą, a
także jako odruch współczucia w stosunku do całego rodzaju ludzkiego. Moja
decyzja nie powinna być zatem rozumiana jako wycofanie się z Kościoła
Chrystusowego, który jest zapisany w niebie, ale jedynie jako rezygnacja z
członkostwa w kościele _______, którego członkowie są zapisani na ziemi.
Wycofuję się, by uzyskać więcej wolności sumienia zarówno względem Boga,
jak i względem ludzi, a także by móc utrzymywać pełniejszą społeczność ze wszystkimi,
którzy są ludem Pańskim z potrzeby serca – nie tylko z tymi, którzy znajdują
się w tym zgromadzeniu czy wyznaniu, ale także we wszystkich innych. Nie proszę
o pisemne potwierdzenie mojej rezygnacji, gdyż nie sądzę, bym mógł lepiej
pasować gdziekolwiek indziej. Z mojej strony pragnąłbym usunąć wszelkie bariery
między sobą a moimi towarzyszami pielgrzymki. Tak więc dla was wszystkich,
którzy jesteście w Chrystusie Jezusie – członkami Jego Ciała – nadal pozostaję
współczłonkiem, latoroślą prawdziwej winorośli (Chrystusa), której nic nie może
oddzielić od miłości Bożej w Chrystusie, mym Panu (Jana 15:5; Rzym. 8:38-39).
Straż 1/2008, Straż 2/2013, W.T. R-1570b-1893r