<< Wstecz |
Wybrano: R-3194 b, z 1903 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Święty Paweł przed Feliksem
LEKCJA
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH 24:10-16, 24-26
„Nie będę się bał złego: albowiemeś Ty ze mną” Ps. 23:4
Pięć
dni po przywiedzeniu Pawła jako więźnia do Cezarei, przybyli do tegoż miasta
również najwyższy kapłan Ananiasz z niejakim Tertullem, prokuratorem, i ze
starszymi przedstawicielami Sanhedrynu, aby wnieść przeciwko Pawłowi skargę,
którą też zaraz rozpoczęli. Prokurator Tertullus zaczął omawianie całej sprawy
bardzo pochlebną uwagą skierowaną do starosty Feliksa. Było to obłudne,
ponieważ świeccy ówcześni historycy, tak Józefus, jak i Tacyt, opisują Feliksa
jako najgorszego i najsurowszego starostę, jaki kiedykolwiek został przysłany
przez Rzymian do Judei.
Pochlebstwo
takie, czyli niezasłużone, jest bardzo obrzydliwe, w zupełności przeciwne
zasadom, jakimi powinni się rządzić naśladowcy Pana. Jest to nieuczciwością,
hipokryzją. Mimo to jednak, pochlebstwo jest bardzo potężną bronią, której
człowiek przewrotny używa bez skrupułów i często broń ta daje mu przewagę w
sprawach tego świata i w zwalczaniu wiernych Pańskich, którzy się nią nie
posługują, ponieważ prawda i uczciwość są zasadami ich wszelkich mów i czynów.
Niektórzy z wiernych są nawet gotowi posuwać te reguły zbyt daleko, np. gdyby
tacy znaleźliby się na miejscu Pawła, czuliby może za swój obowiązek zgromić
Feliksa. Powinni jednak zrozumieć, że nie są zobowiązani napominać każdego,
który źle czyni, tak samo, jak nie są zobowiązani mówić osobom nieurodziwym, że
są brzydkimi. Sposób postępowania Pawła w tej sprawie jest dobrą ilustracją
postępowania według ducha zdrowego zmysłu. Kiedy nadeszła jego kolej mówienia
do starosty, nie zgromił go, nie zganił, ani też nie wypowiedział ani jednego
słowa pochlebstwa. Przedmowa do jego obrony była w zupełności prawdziwa, co do
słowa, a jednak przekazana w sposób grzeczny i uprzejmy.
Grzeczność
jest zawsze cechą charakterystyczną chrześcijanina. W świecie jest może tylko
powierzchowną ogładą, lecz u wierzącego to prawdziwy wyraz serdecznego uczucia
rozwiniętego na zasadzie miłości. To miłość pobudza do łagodności,
cierpliwości, grzeczności itd., a nawet przy przeciwnościach wstrzymuje się od
wypowiadania słów nieuprzejmych i ostrych, chyba, że wymaga tego obowiązek.
FAŁSZYWE
OSKARŻENIE PRZECIWKO PAWŁOWI
Prokurator
Tertullus sformułował poważne oskarżenie przeciwko Pawłowi. Starał się, aby w
oczach Feliksa przedstawić go jako konspiratora przeciw rzymskiemu rządowi – a
przynajmniej jako wszczynającego rozruchy i zamieszanie pomiędzy ludem.
Oskarżenie to było rozbudowane, nawiązywało nie tylko do ostatniego wypadku,
czyli do zamieszek w Jerozolimie, ale jak dowodził Tertullus, Paweł powodował
zamęt wśród narodu, gdziekolwiek przebywał. Prokurator ten nie pomyślał
widocznie o tym, że zamieszanie mogło być spowodowane przez rozmyślnych
czynicieli złego, aby przeszkodzić postępowi sprawiedliwości i prawdy. Myślą,
jaką starał się przedstawić staroście było, iż ktokolwiek jest powodem zamętu,
bez względu na to, jak słuszną byłaby jego sprawa, powinien być uważany za
wroga dobrego ładu, prawa i porządku. Te same argumenty mają wielką siłę i dziś
u tych, którzy nie dbają o prawdziwe zasady sprawiedliwości i wolności.
Wcale
by nas nie zdziwiło, gdyby w niedalekiej przyszłości przeciwnicy obecnej prawdy
zajęli podobne niesprawiedliwe stanowisko przeciwko nam, którzy staramy się, za
przykładem Apostoła, głosić prawdę o nowej dyspensacji naszym braciom w
Babilonie, którzy nie tylko są niechętni do słuchania, ale także skłonni nieraz
do gniewu, sprzeciwiania się i prześladowania, aby i innym przeszkodzić w
słuchaniu i przyjęciu owej radosnej nowiny, która będzie wszystkiemu ludowi.
Po wysłuchaniu
oskarżyciela, Feliks dozwolił Pawłowi przemówić, co ten też uczynił z dobrym
skutkiem. Wykazał, że (1) do Jerozolimy przybył dopiero niedawno temu, i że nie
wzbudzał tam żadnych rozruchów, a w czasie jego aresztowania modlił się
spokojnie w Świątyni, nie dyskutując z nikim, ani nie łamiąc niczyich praw. (2)
Zażądał, aby jego oskarżyciele dowiedli prawdziwości swoich zarzutów –
oświadczył, że nie są oni w stanie tego zrobić, a tym samym wykazał, w sposób
rozumny i właściwy, że ciężar dostarczenia dowodów spoczywa na jego
oskarżycielach, a nie na nim. (3) Przyznał jednak, że była pewna podstawa do
okazywanej jemu nienawiści, a było nią to, że jego rodacy zarzucali mu
wyznawanie i nauczanie herezji – odstępstwo od religii żydowskiej.
W
odpowiedzi na zarzut, że był on hersztem sekty Nazarejczyków, Paweł zaprzeczył,
aby było to herezją przeciwko religii żydowskiej lub sektą, odstępstwem od
prawdziwej wiary. Jego wrogowie nazywali Chrześcijaństwo herezją i odstępstwem
od Judaizmu, ale z punktu widzenia Apostoła były to fałszywe zarzuty.
Chrześcijaństwo, zamiast być odstępstwem od Judaizmu, było raczej jego
naturalnym wynikiem, rozwojem, czyli wypełnieniem Boskich obietnic, na jakich
wszystkie nadzieje i widoki Judaizmu były zbudowane. Apostoł wykazał tę sprawę
jak najwyraźniej w swoim liście do Rzymian (r. 11), gdzie porównał naród
żydowski do drzewa oliwnego, którego korzeniem była obietnica dana Abrahamowi,
a gałęziami Izraelici. Apostoł nie przedstawił Chrześcijaństwa jako nowego
drzewa, ani nawet jako nowej gałęzi na pierwotnym drzewie oliwnym, ale
zaprezentował je jako dalszy rozwój tego samego drzewa. Żydów, którzy
sprzeciwili się postępowi i nie przyjęli Jezusa, ukazał jako odłamane gałęzie;
natomiast ci, którzy przyjęli Chrystusa – wszyscy „prawdziwi Izraelici” –
nazywani Chrześcijanami od zesłania Ducha Świętego, byli i są dotąd uznawani za
Izraelitów duchowych.
EWANGELIA
GŁOSZONA PRZEZ PAWŁA
Prowadząc
dalej swoją obronę, Apostoł usprawiedliwił twierdzenie, jakie uczynił
poprzednio przed Sanhedrynem, a mianowicie, że znaczna część sprzeciwów
wnoszonych przeciwko niemu przez jego rodaków, wynikała z powodu jego wiary w
zmartwychwstanie, przy czym wielu z nich się z tym godziło i wiarę tę
podzielało – „że będzie zmartwychwstanie sprawiedliwych i niesprawiedliwych”.
Ewangelia
głoszona przez tego Apostoła pod wieloma względami różniła się od tego, co jest
ogólnie nauczane w czasie obecnym. Uwidocznia się to z tego, co powiedział przy
tej okazji – iż najgłówniejszą doktryną jego kazań była nauka o zmartwychwstaniu.
To prawda, że niektórzy mogliby mówić, iż obecnie nie ma potrzeby kłaść tak
dużego nacisku na tę naukę, ponieważ dziś nie tak wielu Saduceuszów, czyli
takich, którzy by jej zaprzeczali. W odpowiedzi na to oświadczymy, że dziś jest
bardzo mało takich, którzy wierzą, że umarli są martwymi. Olbrzymia większość
ludzi, tak chrześcijan, jak i pogan, przyjęła za prawdę teorię, że nikt nie
umiera – że ci, którzy zdają się umierać, stają się w rzeczywistości więcej
żywymi niż kiedykolwiek. Nie wierząc, aby ktoś był martwym, niemożliwym jest
wierzyć w zmartwychwstanie. Zamiast tego rozwinęła się inna myśl: że będzie
zmartwychwstanie ciała. Nauczanym jest, że dusza, czyli właściwa osoba nie
umiera, a tylko zrzuci swoje ciało, jakby starą odzież, a w pewnym przyszłym
czasie otrzyma to ciało z powrotem. Gdyby taką naukę o zmartwychwstaniu głosił
Apostoł – jeżeli miałby na myśli zmartwychwstanie ciała, to argument jego byłby
bardzo słaby. Byłoby niemądrym tracić dużo czasu i energii w obronie
propozycji, która by nie miała w sobie żadnej korzyści ani zasługi, choćby
nawet mogła być udowodniona.
Apostoł
miał zupełnie inną myśl: jego kazaniem było, że śmierć jest karą za grzech, i
że po śmierci nie ma żadnego życia ani świadomości i nie byłoby ich nigdy,
gdyby nie było zmartwychwstania. Nauczał on również, że zmartwychwstanie może
nastąpić jedynie jako łaska Boża zapewniona Okupem za wszystkich skazanych na
śmierć. Zatem, każąc o zmartwychwstaniu, Paweł nie tylko wyrażał swoją wiarę,
że Chrystus Jezus nie był już więcej umarłym, ale również, że w słusznym czasie
Bóg obdarzy zmartwychwstaniem całą ludzkość. Tak więc, Jezus i zmartwychwstanie
stanowi sumę i główną treść ewangelicznej nadziei, z punktu widzenia Apostoła,
a także z naszego, ponieważ podzielamy jego punkt zapatrywania.
NADZIEJA
PRZYSZŁEGO ŻYWOTA
Niektórym
mogłyby się nasunąć pytania: jeżeli zmartwychwstanie (anastasis) znaczy zupełne
podniesienie kogoś ze stanu śmierci do stanu doskonałego życia, to jak Apostoł
mógł tu mówić o zmartwychwstaniu tak sprawiedliwych, jak i niesprawiedliwych?
Jak można by to rozumieć i zharmonizować z innymi Pismami, które mówią, że
tylko usprawiedliwieni odziedziczą życie – że kto ma Syna, ma żywot, a kto nie
ma Syna, nie ogląda żywota? Lub, że ktokolwiek nie będzie posłuszny Onemu
Wielkiemu Prorokowi, będzie wygładzony z ludu, czyli odcięty od żywota, wtórą
śmiercią.
Odpowiadamy,
że Apostoł nie prowadził tu swego argumentu do przyszłości; nie mówi, że w
przyszłości dojdą do doskonałości żywota tak sprawiedliwi, jak i niesprawiedliwi,
ale mówi o tych, którzy w obecnym czasie są sprawiedliwymi, bądź też
niesprawiedliwymi. Sprawiedliwi w obecnym czasie są „usprawiedliwieni z wiary”,
i o ile zostaną wiernymi warunkom wysokiego powołania, otrzymają dział w
pierwszym zmartwychwstaniu. Niesprawiedliwymi zaś są wszyscy
nieusprawiedliwieni, czyli niewierzący. Apostoł wyjaśnia, że oni nie wierzą,
ponieważ bóg świata tego zaciemnił im umysły (2 Kor. 4:4). Pismo Święte jednak
wykazuje wyraźnie, że specjalnym dziełem w wieku przyszłym będzie otwieranie
oczu ślepym i uszu głuchym, i napełnianie całej ziemi znajomością Pańską, w tym
właśnie celu, aby ci, którzy obecnie są niesprawiedliwi, ponieważ nie znają
Pana, mogli Go wtedy poznać i przyjąć, a przez to dostąpić usprawiedliwienia i
zmartwychwstania przygotowanego dla wszystkich. Dostąpią go wszyscy, z
wyjątkiem tych, którzy to łaskawe zarządzenie sami osobiście odrzucą.
Określiwszy
swoją wiarę w przyszłe życie przez zmartwychwstanie, Apostoł oświadczył
następnie, że starał się żyć zgodnie z tą nadzieją przyszłego żywota – dążąc,
aby zawsze miał sumienie bez obrażenia przed Bogiem i przed ludźmi. Chciał
przez to powiedzieć, że w swoich myślach, słowach i czynach, tak w stosunku do
Boga, jak i ludzi, starał się postępować sumiennie i uczciwie.
Nic
dziwnego, że Feliks, chociaż był człowiekiem złym i przewrotnym i choć w jego
interesie było, aby przychylić się do propozycji pochlebczego prokuratora i
przypodobać się najwyższemu kapłanowi, to jednak nie był skłonny, aby tak
zacnego więźnia skazać na śmierć. Z tego, co jest napisane, można również
wnioskować, że Feliks przypuszczał, iż w związku ze sprawą Pawła miał dobrą
sposobność otrzymania znacznej łapówki, gdyby go uwolnił, ponieważ Paweł w
swojej obronie oświadczył, że nie tylko nie rozmyślał o żadnej szkodzie dla
swoich współbliźnich, ale nawet niósł ze sobą jałmużny i dary od braci z obcych
miast, aby wspierać biedniejszych w Jerozolimie. Niewątpliwie Feliks myślał, że
więzień tak wysoce utalentowany, wykształcony i posiadający rzymskie obywatelstwo
miał zapewne wielu przyjaciół nie tylko w Jerozolimie, ale i w różnych innych
miastach. Spodziewał się prawdopodobnie, że Paweł i jego przyjaciele byliby
gotowi znacznie wynagrodzić go za uwolnienie Apostoła. Taka myśl jest wyrażona
w wersecie 26.
NAUKA
PAWŁA PRZESTRASZYŁA FELIKSA
Feliks
był wyraźnie bardzo zainteresowany swoim więźniem, bo wspomniał o nim swojej
żonie, która była żydówką. Po kilku dniach wezwał nawet Pawła do siebie, aby
tak on, jak i jego żona mogli się więcej dowiedzieć o tej nowej nauce. Jego
ciekawość była na pewno więcej niż zaspokojona, kiedy Apostoł wykładał swój
przedmiot. Omawiał on plan Boży, sprawiedliwość zakonu i niemożliwość, aby
niedoskonały człowiek wypełnił wszystkie jego wymagania; mówił, że Jezus stał się
Odkupicielem tych, których zakon potępiał, i że teraz zbawienie i sposobność
żywota wiecznego otworzone są wszystkim posłusznym Ewangelii, którzy odwrócą
się od grzechu, a wiarą będą polegać na Odkupicielu. Następnie Apostoł
niezawodnie wykazał, że sprawiedliwość była rozumnym wymaganiem Boskiego
zakonu, i że przyjęcie Boskiej łaski w Chrystusie powinno każdego pobudzać do
panowania nad sobą, do zwalczania cielesnych skłonności, oraz że nadejdzie
dzień sądu, w którym wszystkie niesprawiedliwości poniosą słuszną odpłatę w
proporcji do znajomości, z jaką były popełnione.
Słuchając
tych wywodów, starosta Feliks zląkł się i zadrżał, popełnione przez niego
samego niegodziwości i prowadzone rozpustne życie stanęły mu przed oczyma i
zrozumiał, że według zasad, które wykładał Paweł, musiałby w tym przyszłym
sądzie ponieść wiele karania. Jego żona Drusylla była w rzeczywistości żoną
króla Azyza; lecz jej sumienie było widocznie jeszcze więcej zatarte niż
Feliksa, nie zostało tym przemówieniem Pawła w ogóle poruszone. Aby skończyć tę
rozmowę z Pawłem, Feliks oświadczył, że później, w sposobnym czasie, zawezwie
Pawła, aby usłyszeć więcej o tej Ewangelii. Można jednak wątpić, aby
kiedykolwiek poruszył jeszcze z nim ten temat – już dość usłyszał, więcej niż
był gotów przyjąć i zastosować się.
Postępowanie
Feliksa niewiele różniło się od postępowania innych, tak w jego czasach, jaki
obecnie. Wielu jest takich, którzy drżą, gdy pomyślą o swoich grzechach, lecz
zerwanie z nimi odkładają na później. Tymczasem, gdy grzech już dobrze się w
kimś utrwali, to odpowiedni czas na łatwe wyparcie się go nigdy nie nadejdzie.
Kto chce stać się naśladowcą Pana, musi z odwagą przyjąć przez Chrystusa
zaofiarowaną mu przez Boga pomoc w rozerwaniu więzów grzechu – musi przede
wszystkim umiłować wolność, którą może dać nam tylko Chrystus.
Ci,
którzy nie posiadają tego serdecznego pragnienia wolności od grzechu, pozostaną
jego niewolnikami aż do poranku nowego dnia Tysiąclecia, kiedy to wybierany
Kościół zostanie już dopełniony i wraz z Chrystusem, jako Głową, rozerwie okowy
grzechu, uwolni wszystkich więźniów i nakłoni ich do posłuszeństwa prawom
Królestwa Bożego, wymierzając karę w proporcji do rozmyślności grzeszników,
mając na celu ich naprawę i przywrócenie im tego wszystkiego, co było stracone
przez Adama, a odkupione drogocenną krwią Chrystusa.
LEKCJE
DLA NAS
Możemy
zaczerpnąć dobrą lekcję z metody, jaką Apostoł przedstawił prawdę Feliksowi.
Nie atakował on charakteru starosty, ani nie gromił go za jego grzechy – użył
lepszego sposobu. Ignorując jego osobiste nieprawości, Paweł postawił przed
starostą lustro doskonałego prawa miłości, wolności i sprawiedliwości, aby on
sam mógł zobaczyć, ile mu brakowało do absolutnego ideału uznawanego przez
Boga. Oby wszyscy wierni Pańscy mogli nauczyć się karcić grzech – przez
przyświecanie światłem prawdy i proporcjonalnym do tego światłem
chrześcijańskiego życia! Oby ich słowa, jak i postępowanie, były żywymi listami
o łasce Bożej i o Jego łaskawych zarządzeniach, tak dla nagrody tych, którzy Go
szukają, jak i dla ukarania i ćwiczenia tych, którzy tego potrzebują!
Odwaga
Apostoła w przedstawianiu prawdy takiej osobie, która miała najwięcej do
powiedzenia w rozsądzeniu jego sprawy, jest znamienna i godna uznania. W
zupełności odpowiada temu, co mówi nasz złoty tekst. Znajdujący się po stronie
Pańskiej
i mający Pana po swojej stronie, nie potrzebują bać się złego, bez względu na
to, gdzie się znajdują. Ta wolność od bojaźni nie powinna nas jednak pobudzać
do wyniosłej brawury, lub do niegrzecznych, nieprzystojnych słów czy metod
postępowania; Apostoł tak nie czynił. Boską regułą wyrażoną przez niego jest,
że mamy być szczerymi w miłości, a więc i prawdę mamy mówić w miłości – Efez.
4:15.
Inną
lekcją z doświadczeń Pawła, jak i wszystkich prawdziwych wiernych jest, że
rzucane na nich oskarżenia, obelgi, oszczerstwa itp. nie są w stanie wyrządzić
im trwałej szkody. Zauważmy Wodza naszego zbawienia, przeciwko któremu mówiono
i czyniono fałszywie wiele różnego zła, nazwano Go nawet księciem demonów i
ukrzyżowano Go jako bluźniercę Boga. Czyż te ataki i zniewagi onego wielkiego
przeciwnika, przez jego zwiedzionych synów nieposłuszeństwa, nie uczyniły
charakteru naszego Pana tym szlachetniejszym i kryształowym?
Podobnie
rzecz się ma z doświadczeniami Apostoła Pawła – one tym bardziej uwydatniają
nam jego zacny charakter. Alegoryczne dzieło Bunyana „Droga Pielgrzyma” opisuje
pewną scenę, która dobrze ilustruje naszą lekcję i zachęca, aby nie zważać na
obelgi i obmowy obecnego czasu, ale trwać w łasce Bożej i cieszyć się Jego
błogosławieństwem w naszych dążeniach, aby wiernie Mu służyć. Poniżej
przytaczamy fragment z dzieła Bunyana:
„Następnie pasterze zaprowadzili
pielgrzyma na inne miejsce, zwane Górą Niewinności, i tam obaczył człowieka w
bieli, którego dwóch innych ludzi, nazwiskiem Uprzedzenie i Złośnik,
ustawicznie obrzucało błotem. Przypatrując się temu, pielgrzym zauważył, że
błoto rzucane na człowieka w bieli, po krótkiej chwili spadało z niego i szaty
jego były tak czyste, jakoby brudu na nich nigdy nie było. Pielgrzym zapytał:
„Co to ma znaczyć?”. Pasterze odpowiedzieli: „Imię tego człowieka jest Pobożny,
a szaty przedstawiają niewinność jego życia. Tymi, którzy obrzucają go błotem,
są nienawidzący go za dobre czyny; ale, jak widzisz, błoto nie trzyma się jego szat;
podobnie sprawa ma się z każdym, który żyje na tym świecie w niewinności; ci,
co usiłują takich ludzi oczernić, mozolą się daremnie; albowiem po małej chwili
Bóg wywiedzie ich niewinność jako światłość, a sprawiedliwość ich jako słońce w
południe”. – Ps. 37:1-11.
Straż 01/1953, str. 10; W.T.
R-3194b-1903r