<< Wstecz |
Wybrano: H2-188 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Mąż boleści i cierpienia
„Wzgardzony był i
opuszczony przez ludzi, mąż boleści, doświadczony w cierpieniu” – Izaj. 53:3.
Dobroć
i boleść z natury nie łączą się z sobą w naszych umysłach. Podobnie też
stwierdzenie: „Ten, kto grzeszy, będzie cierpiał” nie bardzo nas przekonuje.
Trudno nam przyjąć, że nasz wielki Stwórca oraz święci aniołowie z zastępów
niebiańskich są smutni, pełni współczucia, ogarnięci boleścią; przeciwnie, w
sposób naturalny i słuszny z niebiańską czystością kojarzy nam się myśl, że nie
ma tam ani nocy, ani chmur, ani mroku, ani bólu, ani płaczu, ani umierania, a
jednak to samo Pismo Święte, które nas zapewnia, że nasz Pan Jezus był święty,
niewinny, niepokalany, odłączony od grzeszników, przedstawia Go nam jako męża
boleści, doświadczonego w cierpieniu. Dlaczego tak jest? Dlaczego doświadczenia
Pana tak bardzo różniły się od naszych wyobrażeń o tym, co mogłoby spotkać
istotę doskonałą? Pismo Święte wyraźnie zaznacza, że grzech jest przyczyną
wszystkich naszych cierpień i problemów. Posłuchajmy Apostoła: „Przez jednego
człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć; tak też na wszystkich
ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12.
Nasze
cierpienia są zatem częścią kary za grzech, przejawami wyroku śmierci
wykonującego się w nas jako przestępcach Boskiego prawa. To prawda – ów wyrok
nie spotkał bezpośrednio nas, lecz naszych pierwszych rodziców, ale
odziedziczywszy po nich wszystko, co mogli nam dać, znaleźliśmy się w tym
stanie dziedziczenia niedoskonałych i przeklętych warunków. „Oto w nieprawości
poczęty jestem, a w grzechu poczęła mię matka moja” – Psalm 51:7.
„Nie
ma sprawiedliwego ani jednego” – Rzym. 3:10.
I
dlatego odpowiedzialności za nasze cierpienia, nasz ból, nasze problemy chętnie
upatrujemy w tym, że jesteśmy grzesznikami. Nasze pytanie jest jednak takie:
Jak i dlaczego nasz Odkupiciel był mężem boleści, doświadczonym w cierpieniu,
chociaż nie był grzesznikiem, choć nie był spadkobiercą słabego i
niedoskonałego stanu ludzkiego rodu, ale otrzymał swe życie bezpośrednio od
Ojca, przeniesionym będąc ze stanu niebiańskiego?
CO I
JAK ZNOSIŁ
Niewielka
refleksja poświadczy, że nasz Odkupiciel, który nie znał grzechu i który
wcześniej przebywał z Ojcem i świętymi w niebie, przeniesiony z niebiańskiego
do ziemskiego stanu, z otoczenia niebiańskiego do pełnego grzechu otoczenia
upadłej ludzkości, znacznie bardziej zdawał sobie sprawę z mroku i ponurości
grzechu i śmierci niż ktokolwiek z Adamowej rasy, niż ktokolwiek spośród tych,
do których się przyłączył. Oni byli zrodzeni w ciemności grzechu, w wynikającej
z niego słabości i deprawacji oraz w cierpieniu i umieraniu, jakie się z tym
wiązało. Nie znając nigdy innych warunków, przyzwyczaili się oni w pewnym
stopniu do tych okoliczności, tak jak i ludzkość czyni dzisiaj. Jednakże, nie
przecząc apostolskiemu oświadczeniu, że „całe stworzenie wespół wzdycha i
wespół boleje”, jest wielu spośród naszej rasy, którzy niedostatecznie
uświadamiają sobie swój stan, żeby nad sobą boleć. Przytępieni fizycznie,
moralnie i umysłowo, skarłowaciali i otępieni, nie potrafią ocenić głębi swego
nędznego, upadłego stanu i do pewnego stopnia ich niewiedza i zamroczenie są
dla nich przyjemne.
I dla
kontrastu – musimy zauważać to, że dla naszego Pana Jezusa było niemożliwością
stać się kimś innym niż mężem boleści, świadomym niemocy, gdy weźmie się pod
uwagę, jak szlachetne było Jego serce, jak czyste, prawdziwe i kochające i jak
nagle „zanurzony” został w te niesprzyjające okoliczności. Zilustrujmy to
naszym własnym doświadczeniem. Niech ktoś, kto wychowywał się w socjalnie i
fizycznie przyjaznych warunkach, pośród wyrafinowanych upodobań i gustów
estetycznych, zwiedzi zacofany kraj i stanie się świadkiem jego zepsucia lub
niech odwiedzi slumsy we własnym kraju i zetknie się z ludźmi upadłymi,
zdeprawowanymi, ze społecznych nizin – wówczas skrajnie niesmaczne odczucia,
widoki, dźwięki i zapachy będą budzić w nim wstręt w każdym sensie tego słowa i
– w zależności od tego, na ile jego serce skłonne jest do współczucia dla
innych – będzie on odczuwał ból i współczucie dla owych nieszczęśników w
stopniu znacznie większym niż oni czują względem samych siebie. Przyzwyczajeni
do takiego otoczenia, stali się stopniowo zahartowani, a nawet nauczyli się
czerpać w pewnej mierze przyjemność z widoków i dźwięków, które rażą i
przygnębiają ludzi bardziej wytwornych. Patrząc z tego punktu widzenia, trudno
się dziwić, że nasz Pan, choć wcześniej przyzwyczajony był do pełni radości,
gdy został przeniesiony do ludzkich warunków, był w sposób wyróżniający się
mężem boleści i bardziej świadomym niemocy niż inni.
NASZE
BOLEŚCI, NASZE CIERPIENIA
Kontekst
potwierdza tę myśl, stwierdzając: „Zaiste on niemocy nasze wziął na się, a
boleści nasze własne nosił” [Izaj. 53:4].
To
nasz stan skłonił naszego drogiego Odkupiciela do tego, że smucił się i
odczuwał boleść, posiadając pełne zrozumienia współczucie; to nasz bezradny i
godny pożałowania stan jako przeklętych grzeszników, wywołał Jego łzy, gdy
„Jezus zapłakał”.
Nie
ma w Piśmie Świętym ani słowa o tym, żeby Jezus się śmiał; okoliczności
widziane Jego oczyma były zbyt poważne. Ród ludzki znajdował się pod wyrokiem
śmierci, a umysłowe, moralne i fizyczne choroby trawiły go i sprawiały, że
staczał się w dół, do grobu. Obraz ten wystarczy, by wzbudzić współczucie
wszystkich – rasa stworzona na wyobrażenie i podobieństwo Boże, wraz z
korzystnymi zarządzeniami, by mieć pokój, powodzenie i wieczne życie, popadła w
nędzny stan, w jakim znalazło się też otoczenie Zbawiciela. Ale choć naród
żydowski posiadał pod każdym względem przewagę, ponieważ Boża łaska objawiała
się dla nich poprzez Zakon, poprzez świadectwa proroków itd., tak że znajdował
się on na wyższym poziomie niż pozostała ludzkość, to jednak nawet pośród tych,
z którymi Mistrz przebywał, musiało go przerażać, że zamiast miłości, żalu i
współczucia oraz braterskiej uprzejmości, łagodności i cierpliwości, a także
wszystkich łask ducha, do jakich nawykł, zmuszony był patrzeć na to, że panuje
między nimi całkiem odwrotny duch – duch samolubstwa, nienawiści, złości,
złośliwości, kłótni, bałwochwalczego stosunku do nazw, sławy i bogactwa oraz
zupełnej niemal ślepoty na miłość i lojalność względem Boga, która powinna
całkowicie napełniać ich serca, jak i na Złotą Regułę, jaka powinna kierować
ich wzajemnym odnoszeniem się do siebie. Nic dziwnego, że nasz Odkupiciel był
mężem boleści, zaznajomionym z żalem i smutkiem z naszego powodu oraz
przejawiającym ubolewanie dla naszego stanu.
SPRAWIEDLIWY
ZA NIESPRAWIEDLIWYCH
Jednak
samo użalanie się nad nami i zasmucanie nad naszym opłakanym stanem na niewiele
by się zdało; było potrzebne coś więcej, i nasz Pan to dla nas uczynił. Adamowi
została wymierzona kara, która stała się udziałem całego jego potomstwa. Karą
dla niego była śmierć (a nie kara wiecznych mąk). Czytamy: „śmiercią umrzesz”,
„boś proch, i w proch się obrócisz”, „dusza, która grzeszy, ta umrze” [1 Mojż.
2:17, 3:19; Ezech. 18:4]. Ponieważ wszystkie dusze wywodzą się z lędźwi
Adamowych, każda zatem ludzka dusza była pod tą karą z powodu niedoskonałości,
będąc niezdolną do przypodobania się Bogu. Najpierw było potrzebne coś więcej
niż smutek, żal i współczucie, i nasz Pan uczynił to dla naszego rodu. Umarł,
jak oświadcza Apostoł: „Chrystus umarł za grzechy nasze według Pism” [1 Kor.
15:3] oraz „Chrystus raz za grzechy cierpiał, sprawiedliwy za
niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga” [1 Piotra 3:18].
Rzeczywiście,
smutek, żal i współczucie przybrały praktyczną formę w postaci zapłacenia ceny okupowej
za grzechy całego świata. Nie sympatyzujemy z tymi, co twierdzą, że są
mądrzejsi, niż jest napisane, którzy utrzymują, że śmierć Chrystusa nie była
konieczna jako przebłaganie i zadośćuczynienie za nasze grzechy. Nie
solidaryzujemy się z sugestią, jakoby Bóg nie żądał ofiary. Wszystko w Piśmie
Świętym, jak i wszelkie fakty historyczne pokazują, że bez przelania krwi nie
ma odpuszczenia grzechów. Karą za grzech pozostałaby śmierć, a stan świata
byłby beznadziejny, gdyby Odkupiciel nie zajął miejsca pierwszego grzesznika,
przez którego cały ród znalazł się pod przekleństwem, pod karą śmierci. Gdyby
wyrok śmierci nie dotknął owego świętego, niewinnego, niepokalanego i
odłączonego od grzeszników, nigdy nie byłoby zmartwychwstania od umarłych,
nigdy nie byłoby odwrotu od mocy grobu, mocy szeolu, mocy hadesu. Dopóki nad
ludzkością wisiałby pierwotny wyrok, dopóty nie mógłby nastać Wiek Tysiąclecia,
„czas restytucji”.
WYKUPIENI
DROGĄ KRWIĄ
Zgadza
się to z przewijającą się przez całe Pismo Święte myślą, że nasz ród został
nabyty przez Odkupiciela, że jesteśmy kupieni aż za cenę kosztownej krwi
Chrystusa – wykupieni od wyroku sprawiedliwości, a cena ofiary naszego Pana
została zapłacona dla usprawiedliwienia i w zgodzie z Bożym planem, w którym objawiła
się zarówno miłość, jak i sprawiedliwość Boga. Taka jest istota Ewangelii –
Jezus umarł i przez zasługę Jego ofiary mamy odpuszczenie; grzechy i
niedoskonałości naszej rasy mogą być usunięte przez Boską sprawiedliwość, a ci,
co kiedyś zostali skazani na śmierć, mogą wiecznie korzystać z możliwości życia
przez Tego, który nas umiłował i kupił swoją drogocenną krwią. Kto usłyszy to
poselstwo, ma możność przyjęcia Dawcy Żywota i stania się Jego naśladowcą.
To
prawda, w obecnym czasie niewielu słyszy te dobre wieści jasno i wyraźnie, ale
mamy zapewnienie, że w odpowiednim czasie wszystkie ślepe oczy zostaną
otworzone, a niesłyszące uszy usłyszą – wszyscy poznają Boże miłosierdzie,
dobroć, miłość i opiekę. To ze względu na perspektywę końcowych rezultatów
owego wielkiego dzieła odkupienia aniołowie śpiewali w dzień narodzin naszego
Odkupiciela: „Zwiastuję wam radość wielką, która będzie wszystkiemu ludowi:
(...) zbawiciel, który jest Chrystus Pan” – Łuk. 2:10.
WYBAWIENIE
SIĘ OPÓŹNIA
Uzasadnione
jest pytanie: Dlaczego przekleństwo śmierci nie zostało zdjęte z ludzkości,
jeżeli jest prawdą, że Jezus zapłacił cenę okupu i odkupił nas przez ofiarę ze
swego życia? Odpowiadamy, że drogi Boże są wyższe niż drogi ludzkie, a plany
Boga przewyższają plany człowieka. Bóg zamierzył wyższe, potężniejsze i
bardziej całościowe zbawienie niż takie, o jakim człowiek mógł w ogóle
zamarzyć. Planuje On zbawienie bezgraniczne dla wszystkich, którzy przyjdą do
Ojca przez Niego – przez Jezusa.
Dzieło
zbawienia dzieli się na dwie wielkie części, z których jedna jest już teraz w
toku, a inna zacznie się, gdy obecna się zakończy. Pierwsza część Boskiego
planu zbawienia odnosi się do Kościoła, czyli Małego Stadka, oraz do „domu
wiary”, przy czym obie te grupy są oddzielone i różne od świata w ogólności,
wobec którego nie są obecnie prowadzone szczególne działania. Poselstwo
sprawiedliwości Boga, upadły stan człowieka i środek zaradczy przygotowany w
Jezusie są teraz głoszone po to, by ci, co mają uszy ku słuchaniu, mogli być
pozyskani i otrzymać błogosławieństwo. To błogosławieństwo, które wynika z
wiary, nie może obecnie objąć wszystkich, ani też nie jest Boskim zamiarem, aby
objęło ono wszystkich w obecnym czasie. Jest ono zamierzone jedynie dla
wybrania spośród narodów ludu dla imienia Jego – „maluczkiego stadka” (Dzieje
Ap. 15:14; Łuk. 12:32).
Błogosławieństwo
dociera od razu do tych, którzy teraz choćby w niewielkim stopniu słyszą i
widzą, jeśli tylko będą posłuszni; my zaś słusznie mówimy o nich jako o
zbawionych od momentu przyjęcia Pana i poświęcenia Mu swych serc; gdy się tak
jednak wyrażamy, że oni są zbawieni, mówimy przez wiarę w Boską obietnicę,
mówimy o „Panu i Zbawicielu Jezusie Chrystusie”.
Mówimy
o tym, że są zbawieni w tym sensie, że grzech już więcej nad nimi nie panuje.
Mówimy o zbawieniu od śmierci, ponieważ mamy wiarę w Boga i w zmartwychwstanie
od umarłych, ale rzeczywiste zbawienie ma być dane Kościołowi i „domowi wiary”
we wtórym przyjściu Pana, gdyż, jak stwierdza Apostoł – „W tej bowiem nadziei
zbawieni jesteśmy” [Rzym. 8:24 NB] – nie zbawieni aktualnie, bo też i nie
będziemy, aż dokona się nasza przemiana w zmartwychwstaniu, kończąc to, czego
przedsmak mamy już teraz w naszych sercach przez wiarę.
DZIELIMY
JEGO CIERPIENIA I BOLEŚCI
Ci,
co w obecnym czasie doświadczają zbawienia, włącznie z otrzymaniem ducha
świętego, ducha Pańskiego zmysłu, są tym samym wznoszeni do nowych doświadczeń
i pobudzani do spoglądania na sprawy z niemal takiej samej perspektywy, z
jakiej widział je Pan. Takim uczniom Jezusa dana jest możliwość przyjęcia
Pańskiego punktu widzenia w patrzeniu na grzech, na ogólnie upadły stan świata,
na jego ubóstwo, jego samolubstwo i w stosunku do tego wszystkiego pojawiają
się w nich prawie takie same odczucia, jakie napełniały serce naszego Mistrza.
Stają się też oni w związku z tym bardziej wrażliwi na cierpienia świata i
dogłębniej nad nim boleją.
Nie
jest wprawdzie możliwe, by kiedykolwiek osiągnęli tak głęboką ocenę tych spraw,
jaką posiadał Mistrz, ale proporcjonalnie do tego, na ile mają Jego zmysł, Jego
nastawienie, Jego ducha, na tyle też postrzegają sprawy z Jego punktu
zapatrywania. Oto, co mówi On do nas: „Weselcie się z weselącymi się, płaczcie
z płaczącymi” – Rzym. 12:15; oto, co mówi do tej samej klasy: „Błogosławieni,
którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni” – Mat. 5:4 NB i znów:
„Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się
będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni” –
Jan 16:20 NB.
Z
PORANKU WESELE
Prorok
oznajmił: „Z wieczora bywa płacz, ale z poranku wesele” [Psalm 30:6] – o
poranku zmartwychwstania, o poranku Bożej łaski, o poranku usunięcia
przekleństwa, o poranku zajaśnienia Słońca Sprawiedliwości dla błogosławienia
świata, dla uzdrowienia jego choroby grzechu oraz celem rozproszenia warunków
śmierci dla wszystkich, którzy zechcą przyjąć Boskie łaski, naówczas darmo
zaoferowane. Będzie to ponadto czas szczególnej radości i wesela Kościoła,
„domu wiary”. W najpełniejszym sensie wejdziemy wtedy do radości naszego Pana,
do prawdziwej radości, wiecznej radości, do radości i wesela wynikającego z
chwalebnych warunków, jakich dostąpimy, oraz ze wspaniałych przywilejów
błogosławienia ludzkości, jakie staną się wówczas naszym udziałem. Tymczasem
jednak mamy radość z wiary, nadziei i ufności, które nie zawiodą, bo miłość
Boża rozlana jest w naszych sercach [Rzym. 5:5 NB].
DWA
PUNKTY WIDZENIA ODNOŚNIE SMUTKU I RADOŚCI
Byłoby
błędem z naszej strony uważać, że nasz drogi Odkupiciel nie miał radości, jak i
takim samym błędem jest sądzić, że Jego naśladowcy nie mają żadnych radości.
Wręcz przeciwnie, utrzymujemy, że posiadają oni prawdziwe radości, jakich świat
nie może docenić. O Mistrzu czytamy: „Jezus rozradował się w duchu” [Łuk. 10:21
BT]. Z punktu widzenia ciała znajdował się On w nieprzyjaznym otoczeniu, ale z
punktu widzenia swego umysłu, swego serca, był On w bardzo uprzywilejowanym
stanie. Był zachwycony wolą Bożą; cieszył się, uzmysławiając sobie, że
realizacja Boskiego planu będzie nie tylko wykonaniem Bożej woli, ale
osiągnięciem błogosławieństwa dla wszystkich narodów ziemi, a przy okazji
będzie to dla Niego oznaczało osobiste uwielbienie wraz z Ojcem, i to taką
chwałą, jaką miał u Niego, zanim powstał świat. Nasz Mistrz, zwracając się do
nas wszystkich, którzy jesteśmy Jego uczniami, zapewnia nas, że mamy nie tylko
przywilej przyłączyć się do Jego cierpień i boleści, ale przyłączyć się
życzliwie do Jego radości, Jego weselenia się – zdawania sobie przez wiarę
sprawy ze zwycięstwa, jakim został On obdarzony i jakie, zgodnie z Jego
zapewnienieniem, będą z Nim dzielić również wszyscy Jego naśladowcy. Nawet
jeśli przychodzi nam cierpieć dla Prawdy, ze względu na posłuszeństwo Panu, to
mamy oparcie w stwierdzeniu: „Smutek wasz zamieni się w radość” [Jan 16:20 BT],
„To wam powiedziałem, aby radość moja była w was i aby radość wasza była
zupełna” [Jan 15:11 NB].
Zgodnie
z tym przekonujemy się, że Pismo Święte zaświadcza, iż naśladowcy Jezusa zawsze
się radowali, za wszystko dziękując. Nawet w próbach i trudnościach, w
więzieniu i z pokrwawionymi od biczowania plecami apostołowie potrafili śpiewać
na chwałę Bogu i dziękować za przywilej dołączania do Chrystusa w cierpieniach
obecnego czasu oraz – w sensie uprzedzającym – także za przyjemność połączenia
się z Nim w chwale, jaka nadejdzie.
Zaiste,
takiej radości świat ani nie może dać, ani zabrać. Takie radości nie są dla
tych, co cieszą się w pełni ziemskimi radościami dzisiaj, ale raczej dla tych,
którzy z powodu wierności dla zasad sprawiedliwości, dla świadectwa Pańskiego
Słowa są w jakimś sensie pozbawieni uznania wśród ludzi, wyobcowani, których
świat nie zna, bo nie poznał ich Mistrza, ponieważ jest on wciąż ślepy na swój
upadły stan i odłączenie od Boga i od sprawiedliwości, ponieważ oczy ich
wyrozumienia jeszcze nie zostały otwarte, aby zobaczyli swój prawdziwy stan i
potrzeby oraz to, co Bóg dla nich przygotował.
WZGARDZONY
I ODRZUCONY
Niektórym
może się wydawać, że ani Jezus nie jest już dłużej pogardzany i odrzucony przez
ludzi, ani też Jego naśladowcy nie są wzgardzeni i odrzuceni. Jak to wygląda?
Czy sprawy tak się zmieniły? Czy słowa Pana przestały być prawdą? „Nie dziwcie
się” [1 Jana 3:13]; „jeśli świat was nienawidzi, wiedzcie, że mnie wpierw niż
was znienawidził”- Jan 15:18 NB.
Czy
świat przestał znieważać i odtrącać Jezusa i Jego naśladowców? Odpowiadamy, że
podczas pierwszego przyjścia tłum stwierdził: „Nigdy jeszcze nikt nie
przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia” [Jan 7:46 BT].
Oni
nie wzgardzili Jego poselstwem w żadnym szczególe. Pamiętamy, że wielkie
mnóstwo ludu szło za Nim, bo widzieli cuda, jakie uczynił i jedli chleb oraz
ryby, jakie zapewnił. Tak i dzisiaj są tacy, co idą za Panem jak uczniowie, ale
niewielu jest takich, co chcą wziąć Jego krzyż i Go naśladować. Są całe rzesze
tych, co gotowi są wyznać, że kazanie na górze przedstawia najwyższe ideały,
jakie kiedykolwiek zaprezentowano ludzkości, ale bardzo nieliczni spośród tych,
co w ten sposób zachwalają idee kazania na górze, wyznają, że są naśladowcami
Baranka albo że żyli lub starali się najlepiej jak potrafili żyć w zgodzie ze
świętymi zasadami, które w jakiejś mierze pochwalają.
Wielu
jest tych, co korzystają z chlebów i ryb cywilizacji i którzy zdają sobie
sprawę, że imię Jezus jest jakoś związane z wieloma błogosławieństwami, jakie
są obecnie powszechne wśród rozwiniętych narodów, którzy jednakże dalecy są od
bycia naśladowcami łagodnego i miłującego Jezusa. Tłumy, które idąc za Jezusem,
wołały: „Hosanna!”, jak i te, które dawały świadectwo wielkości słów, jakie
pochodziły z Jego ust, tłumy, które chodziły za Nim, jak sam stwierdza, z
powodu chlebów i ryb, nie były wcale widoczne wtedy, gdy najwyższy kapłan,
nauczeni w Piśmie i faryzeusze, kierowani zazdrością, czyhali na życie Pana.
Tak jest i dzisiaj, ludzie, którzy pochwalają niektóre z nauk Jezusa, nie
byliby skłonni bardzo się niepokoić, gdyby doktorzy wydziałów teologicznych,
najwyżsi kapłani, uczeni i faryzeusze usiłowali dla rzekomo politycznych
przyczyn uciszyć tych, którzy jak najbardziej lojalnie starają się żyć zgodnie
z naukami Mistrza.
NIE
CHCEMY, ABY TEN KRÓLOWAŁ NAD NAMI
Żydzi
byli chętni przyznać, że nauki naszego Mistrza były wspaniałe w wielu
szczegółach, ale nie chcieli dostać się pod takie ograniczenia – nie chcieli Go
za swojego Mistrza, swojego króla, swojego prawodawcę. „Nie chcemy, aby ten
królował nad nami” [Łuk. 19:14 NB] – oto sposób, w jaki Pan opisuje ich
postawę, i w tym właśnie świat różni się od prawdziwych naśladowców Jezusa,
którzy tak bardzo pragną, żeby Chrystus był ich Królem, żeby Jego wola
wykonywała się w ich sercach, że chcą podobać się Mu coraz bardziej z każdym
dniem. „Pragną czynić Jego wolę” [Psalm 40:9 NB].
Inaczej
jest w przypadku świata i większości chrześcijan, którzy zachwalają niektóre z
pięknych mów Pana. Nie poważają Go jako władcy; wolą trzymać cugle swoich serc
we własnych rękach, tak, wolą swój plan niż Jego, nawet jeśli chodzi o
ustanowienie Jego Królestwa i sposoby, jakimi świat ma być błogosławiony. Oni
mają swoje własne plany i swoje własne sposoby. Ich modlitwa przedstawia się
tak: Nasza wola niech dzieje się na ziemi, Twoja, o Panie, w niebie. Prawdziwi
uczniowie Jezusa uznają Jego wolę, Jego plan i modlą się: „Przyjdź królestwo
twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi”.
Już
wkrótce modlitwy tej klasy zostaną wysłuchane; niedługo będą oni wraz z
Chrystusem jako Jego uwielbiony Kościół, połączeni w Jego Królestwie; zasiądą
na Jego tronie, przemienieni mocą zmartwychwstania do chwały, czci i
nieśmiertelności boskiej natury oraz złączeni z Jezusem w sprawowaniu władzy i
błogosławieniu wszystkich rodzin ziemi, odkupionych Jego drogocenną krwią.
Wtedy nadejdzie czas ich szczególnej radości i, dzięki Bogu, nie będzie to
oznaczać nieustannego czasu smutku, męczarni i tortur nad światem.
Pismo
Święte wskazuje nam jednak, że świat w obecnym czasie jest tak daleki od zgody
z Panem, że konieczny będzie wielki czas ucisku, aby należycie zaprowadzić
Królestwo Tysiąclecia – że pług uciśnienia będzie musiał głęboko przeorać
ludzkie dusze, aby skruszyć nieurodzajną glebę i przygotować ją na dobrą nowinę
zbawienia, taką jak Pan i uwielbiony naówczas Kościół obwieszczą każdemu
stworzeniu.
Powinniśmy
doprawdy podziękować Bogu za to, że w swej mądrości i miłości nie oszczędzi
światu tych doświadczeń, które będą dla niego korzystne oraz za obietnicę, że
gdy się sądy Pana odprawiają na ziemi, sprawiedliwości się uczą obywatele
okręgu ziemskiego [Izaj. 26:9]. A tymczasem my, którzyśmy doświadczyli, że
dobry jest Pan, którzy zgodziliśmy się być Jego naśladowcami, baczmy na to, aby
nie odmawiać uczestnictwa w cierpieniach Chrystusa, abyśmy mogli być uznani za
godnych, by dzielić chwałę, jaka nadejdzie. Cierpienia trwają tylko do
zakończenia Wieku Ewangelii; zaraz potem nastanie chwała, chwała i
błogosławieństwa dla wiernych oraz możliwości udzielania błogosławieństwa całej
ludzkości.
Doceniajmy
nie tylko cierpienia naszego Zbawiciela, ale zwracajmy uwagę na to, że nie jest
On wzgardzony i odrzucony przez nas jako Król i Władca naszych serc,
przeciwnie, z całej duszy i siły, jaka w nas jest, chwalmy, wielbijmy i
wysławiajmy Jego imię oraz rozgłaszajmy cnoty Tego, który nas powołał z
ciemności do cudownej swojej światłości.
Straż 1/12, H2-188