<< Wstecz |
Wybrano: H2-103 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Używanie świata, a nie używanie go w zły sposób
„Aby nie byli wysokomyślnymi ani nadziei pokładali w bogactwie
niepewnym, ale w Bogu żywym, który nam wszystkiego obficie ku używaniu dodaje”
– 1 Tym. 6:17.
Nigdy wcześniej świat nie
był nastawiony na kumulowanie bogactw bardziej niż obecnie. Ów duch głodu
bogactw tak rzuca się w oczy, że ktoś ułożył nawet prześmiewczą modlitwę,
przesadnie ukazującą ducha dzisiejszego świata, by pomóc niektórym osobom
uświadomić sobie, że podlegają zagrożeniu bałwochwalstwem. Mówiąc o „świecie”,
używamy tego pojęcia tak, jak stosował je nasz Pan, zwracając się do swych
uczniów: „Nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z świata”; „jako i ja nie
jestem z świata” [Jan 15:19; Jan 17:14].
Pańscy uczniowie zostali
wybrani spośród tych, którzy uważali się za lud Boży, z klerykalnego systemu
żydowskiego, zaś pozostali, którzy nie poszli za Jego naukami, stanowili ów
„świat”. Wynika to z definicji podanej przez Jezusa. Podobnie i my dzisiaj
widzimy taki „świat”, a mianowicie chrześcijaństwo, które w znacznym stopniu
oddane jest bałwochwalstwu – kultowi Mamony, pieniądza. Spojrzenie na tę sprawę
z takiego właśnie punktu widzenia i lekkie przerysowanie ogólnego obrazu
obecnego nastawienia chrześcijańskiego może okazać się dla nas pożyteczne.
Posłuchajmy tekstu, w którym ktoś starał się opisać rzeczywistą postawę
dominującą w cywilizowanym świecie. Pożytek z wysłuchania owej prześmiewczej
modlitwy będzie proporcjonalny do stopnia świadomości jej niestosowności oraz
do siły postanowienia, by przy łasce Bożej nigdy tak nie wyglądały modlitwy
naszych warg, by nasze serca nigdy nie znalazły się w takim stanie, by nie
takie były uczynki naszego życia, gdyż w ten sposób okazalibyśmy innym, że staliśmy
się swego rodzaju bałwochwalcami.
OTO JAK ŚWIAT MODLI SIĘ
DO SWEGO BOŻKA
„Ach, wszechmocny
Dolarze! Nasz uznany zarządco, zachowawco i dobroczyńco! Pragniemy przybliżać
się do ciebie tak przy tej, jak i przy każdej innej okazji, by okazać ci wielki
szacunek, który winien zawsze towarzyszyć twej przewyższającej wszystko
wielkości. Wszechmocny Dolarze, bez ciebie nie moglibyśmy uczynić niczego na
tym świecie, zaś z tobą możemy dokonać wszystkiego. Gdy choroba dotyka nas swą
paraliżującą ręką, ty możesz nam zapewnić najczulsze pielęgniarki i najbardziej
umiejętnych lekarzy. Gdy zaś kończy się nasza walka ze śmiercią i bywamy
zanoszeni na ostatnie miejsce spoczynku umarłych, ty możesz sprawić, że zagra
nam orkiestra i będzie nam w tej ostatniej drodze towarzyszyć wojskowa eskorta.
Na koniec wreszcie, choć to rzecz nie ostania, pozwolisz, by na miejscu naszego
spoczynku wzniesiono wspaniały pomnik, a wspomnienie naszej pamięci utrwalisz
żywym epitafium. Gdy zaś tutaj, w zawirowaniach życia dotknie nas nieszczęście
i pokusa, jeśli zostaniemy oskarżeni o przestępstwa i stawieni przed sądem, ty,
wszechmocny Dolarze, zadbasz dla nas o utalentowanych adwokatów, łaskawych
sędziów i przychylną ławę przysięgłych, byśmy mogli wyjść z tego bez szwanku.
Prosimy Cię zatem, bądź z nami, razem ze wszystkimi twymi dziesiętnymi
ułamkami, ponieważ ty jesteś tym jedynym, którego kochamy oraz najwyższym
między dziesiątkami tysięcy. Nie ma takich okoliczności życia, w których nie
dałoby się odczuć twego potężnego i wszechogarniającego czaru. Gdy Ciebie brak,
jakże mroczne staje się domostwo, jak opustoszały kamień serca. Gdy zaś ty,
wszechmocny Dolarze, jesteś z nami, jakże radośnie śpiewa nam befsztyk na
ruszcie, jak sympatycznie grzeje antracytowy węgiel, podczas gdy zapach orzechowego
drewna rozchodzi się po mieszkaniu, ożywiając nasze dusze i pobudzając je do
wyrazów radości. Wszechmocny Dolarze, ty ozdabiasz dżentelmena, ty także
karmisz głupca. A gdy trzeba przeprowadzić wybory, ty jesteś najpotężniejszym
argumentem dla polityków i demagogów – sędzią rozstrzygającym każdy spór.
Wszechmocny Dolarze, twe jaśniejące oblicze świadczy o cudownej twej mocy. Obyś
zawsze mógł znaleźć trwałe miejsce spoczynku w mojej kieszeni! Ja potrzebuję
cię. Ja zawsze ciebie potrzebuję!”
BĄDŹ WOLA BOŻA
Modlitwa prawdziwego
chrześcijanina powinna być całkowicie odmienna od tej, którą została
przeczytana. Dla niego Pan, jego Bóg, jest najważniejszy – Jemu należy ufać,
Jego miłować i okazywać Mu posłuszeństwo za wszelką cenę, aż do granic
możliwości. Poeta wyraził to w następujących krótkich słowach:
Jedną modlitwą się tylko
modlę,
Wszystkie modlitwy w jedno się łączą:
Bym tylko w Tobie mógł istnieć, Panie,
By tylko Twoja się wola działa.
I żeby wola Twa, Panie, mą wolą była.
W powszechnym światowym
przekonaniu przyjęcie woli Pańskiej i kroczenie Jego drogami oznacza
wyrzeczenie się wszystkich przyjemności i radości życia oraz stanie się
człowiekiem smutnym i strapionym. Taki pogląd powinien być korygowany przy
każdej nadarzającej się okazji przez wszystkich tych, którzy rzeczywiście znają
drogi Pana. Nie twierdzimy, że światowi ludzie są chrześcijanami i tylko nie
zdają sobie z tego sprawy, a ich różne przyjemności są właściwe dla
chrześcijanina. Wprost przeciwnie, ściśle trzymamy się Pisma Świętego i przyznajemy,
że wierność Panu i Jego Słowu, wierność względem tych, którzy mają Jego ducha,
a także ogólne przywiązanie do zasad sprawiedliwości z pewnością doprowadzą lud
Boży do stanu mniejszego lub większego oddzielenia się od świata. Tak
zaplanował to Pan i tak przepowiedział: „Nie jesteście z świata”, „jako i ja
nie jestem z świata”.
Przyznać też trzeba, że
wierność owym zasadom będzie przeszkadzała w gromadzeniu bogactw. Dlatego też
niewielu możnych, niewielu bogatych, niewielu mądrych można znaleźć wśród ludu
Bożego. Nadal aktualna jest również moc słów naszego Pana: „Jeśli was świat
nienawidzi, wiedzcie, żeć mię pierwej, niżeli was, miał w nienawiści”. „Nie
jest sługa większy nad pana swego” [Jan 15:18,20].
Mimo to lud Boży pragnie
coraz bardziej doceniać i podkreślać fakt, że okazywanie posłuszeństwa Bożemu
kierownictwu wiąże się z radością, pokojem i błogosławieństwem, których nie
sposób doznać nigdzie indziej ani też wtedy, gdy obiera się inny sposób
postępowania. Owe błogosławieństwa Pańskie udzielane Jego wiernym z nawiązką
rekompensują im utratę ziemskich przyjaźni, bogactw i popularności, które
pozyskaliby może, gdyby w inną stronę skierowali swe naturalne uzdolnienia.
Taka mizantropijna,
nieprzyjazna ludziom postawa dominowała w Średniowieczu i skłaniała wielu ludzi
do zamykania się w klasztorach oraz innych miejscach odosobnienia. Wynikała ona
przeważnie z błędnego pojmowania Bożego charakteru i planu. Pod wpływem
szatańskich oszustw, z ciemnych wieków rodem, piekielne płomienie i jęki najbliższych
istot, poddawanych wymyślnym torturom w czyśćcu czy piekle, położyły się
cieniem na życiu wielu ludzi, którzy nie tylko opłakiwali swych zmarłych
przyjaciół, ale także byli dręczeni strachem, że i oni sami mogliby się znaleźć
w podobnej sytuacji. Rozumując w tak błędny sposób wyobrażali sobie, że
niebiański Ojciec życzyłby sobie, żeby chodzili oni w worze i posypywali się
popiołem, czyniąc samych siebie w obecnym życiu coraz bardziej nieszczęśliwymi
w nadziei, że może uda im się uniknąć niektórych z owych nieszczęść, których
spodziewali się w przyszłości. W nawiązaniu do takiego ducha poeta napisał:
„Słodkie nadzieje, piękne ptaki, cudowne kwiaty, wszystkie straciły dla mnie
swój urok”.
To wszystko jest
nieprawdą, drodzy przyjaciele, a świat powszechnie budzi się, w pewnym stopniu
uświadamiając sobie ten błąd. W miarę jak jest rozpraszana ta ciemność,
klasztory i zakony stają się coraz mniej popularne, mimo że wiele osób ciągle
kurczowo trzyma się teorii o wiecznych mękach. Różnica polega na tym, że dzisiaj,
choć teoretycznie wierzy się w piekło, to jednocześnie zakłada się, że wszyscy
cywilizowani ludzie, członkowie kościołów oraz ich rodziny i bliscy, będą w
stanie go uniknąć. Tym niemniej Kościół rzymsko-katolicki nadal upiera się przy
chrzcie niemowląt, twierdząc, że nieochrzczone dzieci poszłyby do piekła.
Ciągle uważa się, że w przypadku zagrożenia życia dziecka przy porodzie chrzest
powinien zostać przeprowadzony przy użyciu specjalnego przyrządu – na wszelki
wypadek, żeby uniknąć wszelkiego ryzyka. Liczni zaś protestanci, choć
zaprzeczają poglądowi, jakoby niemowlęta miały podlegać groźbie wiecznych mąk z
powodu braku chrztu, są mimo to bardzo niespokojni, gdy ich dzieci poważnie
zachorują przed odbyciem obrzędu chrztu. W ten sposób dowodzą, że ciągle w
pewnym stopniu podlegają owej dawnej ciemnocie zabobonów i błędów.
Jakże szczęśliwi możemy
być, że za sprawą Bożej opatrzności nasze oczy otwierają się coraz szerzej,
byśmy mogli widzieć, że Pismo Święte nie naucza o żadnych wiecznych mękach, że
pogląd ten wynika z całkowicie błędnej interpretacji pewnych przypowieści oraz
niejasnych i symbolicznych stwierdzeń, że nie ma ani jednego dosłownego
stwierdzenia, które potwierdzałoby taką naukę. Ponieważ nie mamy tutaj
możliwości zająć się w szczegółach tą sprawą, zachęcamy was, drodzy
przyjaciele, którzy mielibyście jeszcze wątpliwości odnośnie biblijnej nauki o
piekle, byście wysłali kartkę pocztową na mój adres w Allegheny, a otrzymacie
darmową broszurę na temat „Co mówi Pismo Święte o piekle” [dostępna obecnie
tylko w języku angielskim – przyp. tłum.].
Broszura ta zajmuje się
powyższym tematem w sposób pełen powagi, rozważając wszystkie miejsca, w
których występuje słowo „piekło” i wyjaśniając ponad wszelką wątpliwość, co w
tym zakresie jest nauką Biblii, a co nią nie jest.
POPRAWNY POGLĄD NA ŻYCIE
Niektórzy z was zapewne
zauważyli, że w naszym śpiewniku zmieniliśmy powyżej cytowaną zwrotkę, tak by
śpiewać jej treść w dokładnie przeciwnym znaczeniu: „Słodkie nadzieje, piękne
ptaki, cudowne kwiaty, wszystkie zyskały dla mnie nowy urok” [Hymns of Dawn
94]. Tak też powinno być. Apostoł oświadcza co prawda: „Jeśli tylko w tym
żywocie w Chrystusie nadzieję mamy, nad wszystkich ludzi jesteśmy
najnędzniejszymi” [1 Kor. 15:19], jednak nadzieja w Chrystusie dotyczy nie
tylko przyszłego życia, ale także i obecnego. Radości i błogosławieństwa życia
przyszłego, opromieniając serca ludu Bożego, rozpraszają mrok i smutek do tego
stopnia, że chrześcijanin prawdziwie pouczony przez Słowo Pańskie i właściwie
napełniony Jego duchem będzie najszczęśliwszą osobą na tym świecie. Inne osoby
z tego świata szukają radości i szczęścia – chrześcijanin zaś znajduje je
wtedy, gdy odnajduje Chrystusa.
Apostoł stwierdza, że
nasz zmysł – nasz nowy stosunek do życia prowadzony i kierowany przez słowo
Ojcowskie – jest duchem „zdrowego zmysłu” (2 Tym. 1:7). W rzeczywistości cały
świat uświadamia sobie, że nie ma zdrowych poglądów, nie umie zdrowo osądzać,
że myli się często i w wielu sprawach. Również chrześcijanie nie są oczywiście
pod tym względem w żaden sposób uprzywilejowani. Często nawet znajdują się w
gorszym położeniu, gdyż jak mówi Apostoł: „Czy Bóg nie wybrał ubogich tego
świata” [Jak. 2:5]? Jednakże od czasu, gdy chrześcijanin przyjmuje Pana za
swego przewodnika i doradcę, otrzymuje dostęp do mądrości znacznie
przewyższającej jego własną, a owa mądrość „zdrowego zmysłu” to „zmysł
Chrystusowy”. Na ile ktoś kieruje się takim zmysłem, na tyle sprawy życiowe
będą rozpoznawane zgodnie z ich rzeczywistą wagą, z ich prawdziwą wartością, w powiązaniu
ze sprawami przyszłego życia, do którego chrześcijanin obecnie się
przygotowuje, przechodząc odpowiednie szkolenie. Z punktu widzenia nowego
umysłu chrześcijanin pouczony przez Boga zdaje sobie sprawę z tego, że
cierpienia obecnego czasu prób, trudności i samozaparcia nie są godne tego, by
być porównywane z chwałą, która ma zostać w nas objawiona (Rzym. 8:18).
„KTÓRY NAM WSZYSTKIEGO
OBFICIE KU UŻYWANIU DODAJE”
Nasz werset tytułowy
zawiera sugestię, że lud Boży nie powinien być posępny i strapiony, ponieważ
Pan zadbał o wszystko, co służy jego przyjemności. Apostoł rozważa w tym
miejscu zagadnienie bogactw obecnego czasu i zachęca lud Boży, by nie pokładał
w nich swej ufności, by pamiętał o niepewności światowych bogactw. Zdobycie
takich bogactw nie jest pewne, nawet jeślibyśmy się o nie starali; utrzymanie
ich zaś nie byłoby pewne, nawet gdybyśmy je już zdobyli. Apostoł nalega, byśmy
położyli naszą ufność w żywym Bogu, który jest źródłem naszego życia i
wszystkich błogosławieństw, który zapewnia o swej dobroci względem nas i że
będziemy mogli obficie radować się wszystkimi dobrami obecnego żywota.
Światowo usposobiony
człowiek uważa tę ofertę za fałszywą. Argumentuje on, że nie można się cieszyć
tym, czego się nie posiada. Nie zauważa on błędu w swym rozumowaniu. Również
niektóre dzieci Boże nie do końca nauczyły się obierać w tych sprawach Pański
punkt widzenia. Patrząc zaś z perspektywy świata, nie będziemy umieli się
radować. Prawdziwe radowanie się dobrami tego życia wymaga spojrzenia na nie z
Bożego punktu widzenia. Określił go Apostoł w następujący sposób: „Wszystko
bowiem jest wasze (...) czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; wszystko jest
wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus – Boga” – 1 Kor. 3:21-23 (BT).
Wielu osobom stwierdzenie
to wydaje się być nieprawdziwe. My jednak odpowiadamy, że jest ono prawdą w
odniesieniu do każdego poświęconego dziecka Bożego, na tyle, na ile potrafi ono
przyjąć taki punkt widzenia i wiarą odnieść go do swojego życia. Dla Boga
bowiem poświęceni Pańscy, Kościół jest jedynym przedmiotem Jego
zainteresowania, jedynym przedmiotem działania Jego opatrzności w obecnym
czasie. To prawda, że zaplanował On chwalebne błogosławieństwa dla świata w
wieku, który nastąpi po obecnym okresie, w wieku Tysiąclecia. Jednak obecnie to
na Kościele, którego Chrystus jest Głową, skupione są wszystkie Boże łaski,
zrządzenia, działania. „Wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu, to jest tym,
którzy według postanowienia Bożego powołani są” [Rzym. 8:28]. Stanowią oni
„szczęśliwy przedmiot Jego łask, bo ujrzą kiedyś Jego twarz”, a wszelkie
niebiańskie moce są nastawione na to, by błogosławić i zaspakajać ich najwyższe
potrzeby. „Zatacza obóz Anioł Pański około tych, którzy się go boją, i wyrywa
ich” – Psalm 34:8. „Aniołowie [posłańcy] ich w niebiesiech zawsze patrzą na
oblicze Ojca mojego” – Mat. 18:10.
Któż miałby wnieść jakieś
oskarżenie przeciwko tym, którzy miłują Pana, którzy ufność pokładają w
kosztownej krwi, którzy starają się postępować nie według ciała, ale według
ducha? Czy Chrystus, który umarł? Czy Bóg, który raz potępił, ale który teraz
darmo ich usprawiedliwił od wszystkiego? Wszystko działa na ich korzyść oraz
dla ich dobra. Powinni oni rozpoznać te warunki, przedstawione w Piśmie
Świętym, by móc jeszcze serdeczniej radować się w obecnych doświadczeniach
życia, wiedząc, że nawet jego próby i trudności wypracowują większe
błogosławieństwo w przyszłości poprzez kształtowanie ich charakteru, przez
polerowanie, sprawdzanie i przygotowywanie ich do niebiańskiego Królestwa, do
współdziałania z ich Panem i Mistrzem w wielkim dziele błogosławienia świata,
które już niebawem ma zostać zainaugurowane.
ILUSTRACJE TEJ ZASADY
Spróbujmy pokazać, w jaki
sposób członkowie ludu Pańskiego mogą obficie radować się wszystkimi dobrami,
nie będąc wcale ich rzeczywistymi posiadaczami. Patrząc na zewnątrz, widzą
piękne pola, sady, lasy, murawy, ogrody. Mogą się oni do woli radować całym ich
pięknem, tak samo jak ci, co posiadają tytuły ich własności. Mogą oni
przyglądać się z zewnątrz wielu pięknym i drogim domom na ziemi, nie mówiąc już
o wielkich budynkach publicznych. Mogą podziwiać architekturę, radować się nią
i rozmyślać o pożytku i wygodzie, jakie budowle te zapewniają ich mieszkańcom.
Mogą także radować się ładnymi końmi i powozami swych bogatszych sąsiadów, bez
konieczności sprawowania nad nimi opieki i posiadania odpowiedzialności za nie.
Zapytacie może jednak: A
czy inni ludzie, poza ludem Bożym, nie mogą w taki sam sposób radować się tymi
dobrami? Odpowiemy: Nie. Różne czynniki uniemożliwią innym ludziom czerpanie
przyjemności z takiego podejścia. Ich serca są w mniejszym lub większym stopniu
opanowane przez samolubstwo, zazdrość, złość, nienawiść czy kłótnię. Jeśli oni
nie mogą mieć czegoś pięknego albo wielkiego, będą woleli, żeby inni też tego nie
mieli. Są oni zawistni względem bogatych. Ów brak umiejętności „obfitego
radowania się ze wszystkiego” nie ogranicza się też wyłącznie do biedaków tego
świata. Wielu ludzi bogatych w światowe dobra, ludzi, którym niczego nie
brakuje, jest mimo to nieszczęśliwych, ponieważ nie umie się „obficie cieszyć
ze wszystkiego”. Wielu spośród najbardziej kulturalnych, bogatych i
uprzywilejowanych ludzi jest nieszczęśliwych i nie tylko nie potrafią oni
cieszyć się z rzeczy posiadanych przez ich sąsiadów, ale także nie doznają
właściwej radości z tego, co sami posiadają.
Samolubstwo, które
przynależy do naszej natury, jest tak głęboko zakorzenione, że dopiero
spłodzenie z ducha świętego, a także znaczny wzrost w łasce i w owocach ducha
pozwalają osiągnąć pozycję, w której zaczynamy dopiero zyskiwać właściwą
perspektywę na wszystkie rzeczy, które nas otaczają, ucząc się nimi cieszyć,
dziękować za nie Bogu i być szczęśliwymi. Wielu bogatych traci zainteresowanie
tym, co posiadają, gdy stwierdzą, że zostali prześcignięci przez innych, którzy
wcześniej nie byli bogatsi od nich. Umiejętność radowania się powodzeniem
innych oraz cieszenia się wszystkimi błogosławieństwami natury i sztuki, które
za sprawą Bożej opatrzności, znalazły się w naszym otoczeniu, wymaga pokoju
Bożego, miłości i życzliwości względem bliźnich. Prawdziwe dziecko Boże, nawet
jeśli jego dom jest bardzo prosto wyposażony, a jego żywność i odzienie
spełniają jedynie wymogi wygody i umiarkowania, umie spoglądać z radością,
pokojem i satysfakcją na całe stworzenie, umie cieszyć się, gdy tylko widzi
szczęście i powodzenie u innych, ponieważ jego serce zostało uwolnione od ducha
samolubstwa, który rodzi zazdrość, zawiść i kłótnię, który zatruwa i pozbawia
kolorów wszystko, co piękne i atrakcyjne spośród dobrych rzeczy teraźniejszego
świata.
Dziecko Boże ma liczne
możliwości rozwijania najbardziej wysublimowanych gustów, gdy przechodząc
ulicami miasta przygląda się wystawom sklepowym z najelegantszymi produktami.
Nie musi się to koniecznie natychmiast wiązać z pragnieniem posiadania owych
pięknych wyrobów artystycznych, po to, by je sobie móc powiesić w domu i nazwać
je swoją własnością. Będzie ono zadowolone mając choćby możliwość popatrzenia
na nie i uradowania się nimi, również w takiej sytuacji, gdy stanowią one
własność innych osób. Wydaje nam się nawet, że w ten sposób można mieć znacznie
więcej rzeczywistej przyjemności niż wtedy, gdybyśmy coś posiadali. Dziecko
Boże będzie zadowolone z nieposiadania dóbr luksusowych, mogąc w tym zakresie
ofiarować swe „prawa” po to, by mieć udział z Chrystusem w zapieraniu samego
siebie w obecnym życiu oraz by mieć nadzieję wiecznego dziedzictwa przyszłej
„chwały, czci i nieśmiertelności”. Będzie ono zadowolone i bardzo wdzięczne
mogąc mieć to, co przyczynia się do jego umiarkowanej wygody życia doczesnego.
Takie jest szczęśliwe życie dziecka Bożego, które rozumie, że każdy dobry i
doskonały dar pochodzi z góry, od Ojca światłości. Nie ufa ono w niepewnych
bogactwach, lecz w Bogu, który jest źródłem życia i błogosławieństwa, i który
nam wszystkiego obficie ku używaniu daje.
ZŁE UŻYWANIE ŚWIATA
Apostoł utrwala tę myśl w
1 Kor. 7:31 [BG], gdzie zachęca, by lud Boży używał świata, ale nie używał go w
zły sposób. Oznacza to, by nie używać rzeczy doczesnych źle, albo jeszcze
dokładniej według oryginału – używać świata, ale nie do końca, używać go z
umiarkowaniem. W innym miejscu [Filip. 4:5] Apostoł zachęca nas, by nasza
skromność [KJV „umiarkowanie”] była wiadoma wszystkim ludziom. Pismo Święte
naucza, by ludzie należący do Boga byli w swych umysłach zrównoważeni – by nie
byli krańcowi. Owszem świat uważa nas za ekstremistów, ponieważ jesteśmy gotowi
ofiarować rzeczy ziemskie na rzecz spraw niebiańskich, a takie postępowanie dla
świata, który nie wierzy w rzeczy niebieskie, jest niemądre, nierozsądne.
Jednak dla nas, patrzących na sprawy z punktu widzenia wiary w Boskie
obietnice, umiarkowanie w używaniu rzeczy doczesnych oznacza używanie ich w
taki sposób, by służyły sprawie przyszłego życia. Taka jest „mądrość, która
jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna,
ustępliwa” itd. – Jak. 3:17 [NB].
Nasz werset tytułowy
zawiera wskazówkę, że umiejętność cieszenia się sprawami doczesnymi oznacza
przede wszystkim poleganie na Bogu, a nie na samym sobie, na innych czy na
bogactwie. Jakże często obserwujemy u tych, którzy ufają sami sobie, którzy
polegają na „ramieniu cielesnym”, którzy czynią sobie bożka z bogactwa i mu
ufają, że się gubią, że ich życie w takich okolicznościach staje się porażką,
że nie zapewnia im radości, pokoju, satysfakcji, a jest tylko źródłem
niezadowolenia, rozczarowania, że toczą oni spory i brakuje im szczęścia.
Ufność w Bogu, dawcy
wszelkich błogosławieństw oraz wdzięczne przyjmowanie cząstki, która została
nam udzielona, oznacza, że przybliżyliśmy się do Boga oraz Jego wyznaczonej
drogi i zostaliśmy przyjęci, że uznaliśmy samych siebie za grzeszników, którzy
usłyszawszy o łasce Bożej w Chrystusie, skorzystaliśmy z tego przywileju przez
wiarę w krew. Oznacza to coś jeszcze więcej – że przyjąwszy Bożą łaskę
powierzyliśmy nasze sprawy w Jego ręce, że zaakceptowaliśmy Jego propozycję, by
dzięki całkowitemu wyrzeczeniu się samych siebie jako istot cielesnych móc
zostać przeze Niego uznanymi i przyjętymi do Jego rodziny jako duchowe nowe
stworzenia w Chrystusie. Dalej oznacza to, że uczyniwszy te kroki nasza wiara
mocno trzyma się Bożych obietnic, które głoszą, iż wszystkie rzeczy należą do
nas i służą naszemu dobru, naszym najwyższym duchowym interesom. Z tego punktu
widzenia możemy żywić rzeczywistą ufność względem Boga i przyjmować wszelkie
zwroty w doczesnym życiu z doskonałym spokojem, wiedząc, że On troszczy się o
nas, skoro my wszystkie nasze troski złożyliśmy na Niego.
STOKROĆ WIĘCEJ
Słowa naszych cytatów, że
Bóg „nam wszystkiego obficie ku używaniu dodaje” oraz że „wszystko jest nasze”,
ponieważ jesteśmy Chrystusowi, a jako tacy należymy do Boga, przypominają nam o
jeszcze jednym stwierdzeniu, w którym nasz Pan Jezus jeszcze trochę inaczej
ujmuje tę samą sprawę. Pewien apostoł zapytał naszego Pana, jaka specjalna
łaska stanie się ich udziałem za to, że całkowicie wyrzekli się wszystkiego, co
wiąże się z obecnym życiem, i stali się Jego naśladowcami oraz sługami Prawdy. Odpowiedź
naszego Pana odnosi się do wszystkich Jego naśladowców od dni apostołów aż do
naszych czasów. Stosuje się ona do wszystkich, którzy kroczą wąską drogą Jego
śladami, czyniąc pewnym swe powołanie i wybranie do tego, by stać się Jego
współdziedzicami w niebiańskim Królestwie, które już niebawem ma zostać
ustanowione. Powiedział on: „Nikt nie jest, kto by opuścił dom albo braci, albo
siostry, albo ojca, albo matkę, albo żonę, albo dzieci, albo role dla mnie i
dla Ewangelii, żeby nie miał wziąć stokrotnie teraz w tym czasie domów i braci,
i sióstr, i matek, i dzieci, i ról z prześladowaniem, a w przyszłym wieku
żywota wiecznego” – Mar. 10:29-30.
Musimy niestety w tym
miejscu stwierdzić, że wśród zdeklarowanych naśladowców naszego Pana jest wielu
takich, których doświadczenie wskazuje na coś innego niż to, co zostało
wyszczególnione powyżej. Albo był to błąd Mistrza, a Jego słowa nie okazały się
prawdziwe, albo też jest to wina tych, którzy sięgając po tę obietnicę, nie są
w stanie sprostać postawionym wymaganiom, nie składają oni, czyli nie ofiarują
wszystkiego dla sprawy Pana i Ewangelii, a w związku z tym mają niewielkie
możliwości otrzymania sto razy więcej. Jeśli niczego się nie ofiaruje w
Pańskiej sprawie, to stukrotnie więcej oznacza brak przyrostu. Z drugiej zaś
strony, dla tych, którzy złożyli taką ofiarę i okazali się przez to wierni
swemu poświęceniu do tego, by kroczyć śladami Mistrza, słowa te nabierają
głębokiego znaczenia. Nawiązują oni serdeczną społeczność z innymi, którzy
kroczą tą samą wąską drogą, a między tymi, którzy prawdziwie należą do Pana,
rodzi się szczera więź – między starszymi a młodszymi, tak jak między rodzicami
i dziećmi, a między pozostałymi osobami – jak między braćmi i siostrami.
Wszelkie straty poniesione wskutek okazywania wierności Panu i Jego
posłannictwu są rekompensowane stukrotnie, a nawet więcej. Umieją to jednak
zrozumieć wyłącznie ci, którzy mają w tym względzie jakieś doświadczenie. Inni
nie powinni w tej sprawie wypowiadać żadnych sądów czy ocen, gdyż nie wypróbowali
Pańskich obietnic. Jak już zauważyliśmy wcześniej, owi wierni za sprawą wzrostu
w łasce, miłości oraz życzliwości są w stanie bardziej radować się wszystkimi
dobrami, posiadanymi przez ich sąsiadów i przyjaciół niż ich światowi sąsiedzi
i przyjaciele. Stwierdzenie o stukrotnej wielokrotności jest właściwie dalece
niewystarczające. W rzeczywistości wydaje się, że nasz Pan mógł z powodzeniem
powiedzieć, że będziemy radować się domami, polami, itd. tysiąckrotnie więcej w
stosunku do tego, co ofiarowaliśmy dla Jego sprawy.
Uczmy się, drodzy bracia
i siostry, patrzeć na sprawy naszego życia i otoczenia z perspektywy coraz
bliższej Boskiemu punkowi zapatrywania. W takich warunkach codzienne
doświadczenia doczesnego życia będą układały się sto razy lepiej, dostarczą nam
one sto razy więcej okazji do zadowolenia i okazywania radości – i to tej
prawdziwej duchowej radości – niżby to miało miejsce w innych warunkach. To zaś
znajdzie odbicie w naszym zewnętrznym życiu i to nie tylko naszym. „Śpiewając i
nucąc w swych sercach Panu”, będziemy zdolni przyjąć doświadczenia życia –
zarówno te bolesne, jak i przyjemne – z radością i z dziękczynieniem oraz ze
świadomością, że wszystkie one służą naszemu dobru, że stanowią cenne
doświadczenie, przyczyniając się do rozwoju charakteru, który uzdolni nas do
znalezienia się w Królestwie. Co więcej, owa radość serca uwidoczni się na
naszych twarzach. Szczęście serca uwidacznia się na twarzy, tak jak o treści
książki można się zorientować po spisie treści. Troski i zmartwienia przynależące
do obecnego życia, zakłopotanie związane ze staraniem się o dobra dla nas
nieosiągalne oraz rozczarowania z powodu niemożliwości ich zdobycia, wśród ludu
Bożego ustąpią miejsca zadowoleniu wiary i zaufaniu do Pana, pokojowi serca,
stałości celów – pokojowi z Bogiem i – na ile to tylko od nas zależy – pokojowi
z bliźnimi.
Symboliczna świątynia
starożytności nie została wybudowana w jeden dzień. Podobnie i chwalebna
świątynia przyszłości, Ciało Chrystusa, Kościół znajduje się obecnie w procesie
rozwoju i udoskonalania do Królestwa. Kształtowanie, ociosywanie i polerowanie
„żywych kamieni” wymaga czasu. Nie powinniśmy spodziewać się pełni realizacji
wszystkich łaskawych obietnic Pańskich zaraz na początku naszej
chrześcijańskiej drogi. Powinniśmy jednak cały czas mieć je przed oczyma, by
wskazywały nam one ostateczny poziom tego, co powinniśmy osiągnąć w
chrześcijańskim życiu. Powinniśmy ciągle spoglądać na owe „wszystkie rzeczy”,
które do nas należą, starając się coraz lepiej uświadamiać sobie ich znaczenie.
Winniśmy zauważać to, co otrzymujemy „stokrotnie teraz w tym czasie”, by ocenić
te błogosławieństwa, które już otrzymaliśmy lub które znajdują się w zasięgu
naszych możliwości. Powinniśmy uczyć się, by coraz mniej pokładać ufności w
niepewnych bogactwach ziemskich, a jak najszybciej rozpocząć radowanie się
rzeczami, które nam Bóg „obficie ku używaniu dodaje”, uświadamiając sobie, że
to nasz Niebiański Ojciec stoi u steru i kieruje nami jako swoimi dziećmi ku
wszystkim nader obfitym bogactwom Jego łaski i miłującej dobrotliwości, jakie
obiecał tym, co trwają w Chrystusie Jezusie, będąc członkami Jego Ciała i
Kościoła.
Straż 4/11, H2-103