<< Wstecz |
Wybrano: R-4800 a, z 1911 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Dobra Nowina za granicą
PRZYPOMNIENIE CZASÓW APOSTOLSKICH
(...)
Nocnym pociągiem wróciliśmy do Londynu i stamtąd następnego wieczoru
wyruszyliśmy na kontynent. Udaliśmy się prosto do Wiednia. Niektórzy żydowscy
przyjaciele z Nowego Jorku zachęcali nas do udania się w tym kierunku,
twierdząc, że Wiedeń, Budapeszt, Kraków i Lwów są wielkimi ośrodkami żydowskimi
i że wielu mieszkańców tych miast cieszyłoby się, słysząc nasze wypowiedzi na
temat: „Syjonizm w Proroctwie”.
Patrząc
na wszystkie zewnętrzne przejawy, wydaje się, że spotkania z Żydami były
całkowitym niepowodzeniem, jednak nie jesteśmy zupełnie przekonani, iż tak było
naprawdę, z Bożego punktu widzenia.
Żydowski
rabbi z Nowego Jorku, który starał się nam szkodzić, kontynuował swoje wysiłki,
by sprzeciwiać się nam także w Austro-Węgrach, i odniósł znaczący sukces.
Najwidoczniej nie podobało mu się to, że uczyliśmy ludzi proroctw biblijnych.
Za stosunkowo wysoką opłatą nadał telegrafem obszerną wiadomość mylnie nas
przedstawiającą i ostrzegającą Żydów przed nami, że jesteśmy misjonarzami.
W
Wiedniu wynajęta została średnich rozmiarów sala, która była zatłoczona.
Publiczność robiła wrażenie przeciętnej pod względem wyglądu i inteligencji.
Około dwóch trzecich wydawało się być zainteresowanych posłuchaniem nas, jednak
pozostała jedna trzecia zdecydowanie była zdania, że nikt nie powinien nas
usłyszeć. Od samego początku naszego wykładu ze wszystkich stron sali rozlegały
się okrzyki i śmiechy, a niektórzy wydawali się być opętani przez demony. Ktoś
mógłby powiedzieć, że przybyliśmy tam, by pozbawić ich całego ich życia i
wolności, podczas gdy nasze pobudki były całkowicie czyste i życzliwe.
Chcieliśmy tylko, by byli bardziej szczęśliwi, pragnęliśmy opowiedzieć im o
Bożej miłości, o cudownych proroctwach, których są dziedzicami, a które
niebawem mają się wypełnić. Najwidoczniej wszystkie te surowe lekcje, jakie owi
biedni Żydzi odebrali za sprawą prześladowań oraz niesprawiedliwości, nie
odniosły u nich większego skutku. Wydawało się, że o sprawiedliwości nie mają
oni pojęcia. Nie respektowali oni ani naszych praw jako ich przyjaciół, ani też
praw swych inteligentniejszych braci, którzy mieli ochotę posłuchać, co mamy do
powiedzenia, bez ograniczania osobistych swobód innych osób.
Uśmiechaliśmy
się do nich i dawaliśmy znaki, by przywrócić porządek, ale bez rezultatu. Za
pośrednictwem naszego niemieckiego tłumacza, brata Koetitza, usiłowaliśmy
przemówić kilka słów, by uspokoić ich obawy, jednak i to nie przyniosło żadnego
skutku. Krzyczeli oni, śmiali się i gwizdali, czyniąc wielki harmider.
Niektórzy zdawali się mieć chęć podnieść na nas ręce, ale mocny kordon tych
rozsądniejszych spośród nich utworzył barykadę wokół nas. Nie odczuwaliśmy
strachu, ale ci, którzy lepiej znali naszych przeciwników, wydawali się mocno o
nas obawiać. Stwierdzając, że nie jesteśmy w stanie niczego wskórać, z
uśmiechem pomachaliśmy ręką, dając znak, że rezygnujemy z dalszych prób, i
opuściliśmy podium. Ci sami Żydzi otwarli przed nami drogę i powstrzymywali
wszystkich oponentów, kierując nas na zewnątrz sali, w której zgromadziło się
około sześciuset osób. Pewna liczba młodych Żydów towarzyszyła nam w drodze do
hotelu i zadawała pytania aż do północy, pytając o możliwość przyjścia jeszcze
raz następnego dnia.
Nazajutrz
przybyło około piętnaście osób, które przez około dwie godziny zadawały kolejne
pytania odnośnie Boskiego Planu oraz żydowskiego w nim udziału. Poinformowali
nas, że po tym, jak opuściliśmy salę poprzedniego wieczoru, doszło do poważnej
kłótni między nimi samymi: (1) stronnictwem ateistycznym, anarchistycznym i
syjonistycznym, pozostającym pod wpływem depeszy rabbiego Magnusa,
samozwańczego przywódcy samozwańczej społeczności z Nowego Jorku, która samą
siebie nazywa: Jewish Kehillah, (2) społecznością ortodoksyjną, bardzo
podekscytowaną, która dołączyła do tamtych w sprzeciwie przeciwko nam, wierząc
w stwierdzenia, jakoby naszym celem była działalność „misyjna” i najwidoczniej
bardzo się obawiając, że moglibyśmy podjąć taką działalność, oraz (3) ponad
połową publiczności, rozsądną i inteligentną, a także bardziej cywilizowaną,
która sympatyzuje z judaizmem oraz Biblią, ale nie z ciemnotą i zabobonami. To
właśnie te osoby pragnęły nas posłuchać. Nasi żydowscy przyjaciele opowiadali
nam, jak owe trzy stronnictwa zaczęły się spierać po naszym wyjściu, że aż
musiało przybyć czterdziestu sześciu policjantów, by ich rozpędzić. Domyślamy
się, że rabbi Magnus i nowojorska Kehillah będzie się czuła bardzo dumna ze
swego wpływu, jaki wywarła na chuligańskie i anarchistyczne elementy spośród
swego narodu. Kłamliwe słowa mogą mieć powodzenie przez pewien czas, lecz
ostatecznie fałszerze zostaną rozpoznani i stracą poważanie u wszystkich, o
których szacunek warto zabiegać. Zarządziliśmy, by wielka liczba gazetek w
języku jidysz została rozpowszechniona w żydowskiej dzielnicy Wiednia, tak by
wszyscy, którzy chcą dowiedzieć się czegoś o „Syjonizmie w Proroctwie”, nie
byli całkowicie ograniczani przez swych obłąkanych strachem braci.
Zamierzaliśmy
urządzić spotkanie z Żydami w Budapeszcie, lecz posłana tam wcześniej osoba
doradzała, by tego nie robić. Rząd węgierski, jak tłumaczył pewien dostojnik,
od dawna próbował przełamać front judaizmu, by Żydzi stali się Węgrami i
przestali się interesować wszelkimi narodowymi nadziejami i obietnicami.
Najwyraźniej udało im się osiągnąć w tym zakresie znaczący sukces. Prominentni
Żydzi wykazywali niewielkie zainteresowanie syjonizmem i woleli, by także ich
mniej uświadomieni bracia porzucili wszelkie nadzieje syjonistyczne. Na dodatek
w Budapeszcie nie udało się znaleźć żadnej odpowiedniej sali w rozsądnej cenie,
a finansowe środki brata Driscolla nie pozwalały na wynajęcie sal, które byłyby
dostępne.
W
Krakowie nie odbyło się żadne spotkanie ze względu na ograniczenia rządowe.
Jest stąd niedaleko do granic Rosji i w znacznym stopniu panują tutaj rosyjskie
zwyczaje. Konieczne było, żeby ktoś z mieszkających tam obywateli był
odpowiedzialny przed rządem za takie zebranie, a także za to, co będzie na nim
mówione. Tymczasem nie udało się znaleźć nikogo takiego ani wśród Żydów, ani
wśród innych osób.
We
Lwowie sytuacja była podobna, jednak gdy brat Driscoll miał już poddać się w
swych wysiłkach, spotkał pewnego znamienitego Żyda, który wydawał się być
posłany przez Opatrzność. Aktywnie zainteresował się sprawą i podpisał papiery
zapewniające zgodę rządową. Mieliśmy wszelkie powody, by uważać, że dwa
zaplanowane tam spotkania, popołudniowe i wieczorne, spotkają się z dużym
zainteresowaniem wśród Żydów, którzy stanowią 28 procent całej populacji.
Przeliczyliśmy się jednak. Wiadomość przesłana do Wiednia z Ameryki została
przekazana również do Lwowa. „Pastor Russell jest misjonarzem i może być
wielkim zagrożeniem dla naszego narodu” wydawało się być sednem owej
wiadomości. Podobnie jak w Wiedniu, publiczność składała się z dwóch stronnictw
– jedni chcieli słuchać, inni byli zdecydowani, że nikt nie powinien słuchać.
Znów sprzeciwiający się Żydzi zachowywali się jak obłąkani – jak opętani przez
złe duchy. „Zgrzytali na niego zębami” [Dzieje Ap. 7:54] – słowa te dość trafnie
opisywałyby zaistniałą sytuację. Przypomnieliśmy sobie czasy apostolskie. Nie
dało się odbyć żadnego zebrania. Ponownie z uśmiechem ulegliśmy sytuacji i
ukłoniliśmy się publiczności na pożegnanie. Jedni dodawali nam otuchy, inni
oklaskiwali naszych przeciwników za to, że osiągnęli nad nami zwycięstwo.
Wycofaliśmy się.
Zdecydowaliśmy,
że nie będziemy podejmowali ponownej próby wygłoszenia wykładu wieczorem i
przesłaliśmy na tę okoliczność pisemną wiadomość. Wspomnieliśmy w niej o naszym
zainteresowaniu Żydami, zapewniając, że nie staramy się nawracać ich na
chrześcijaństwo. Jednak w obliczu faktu, że frakcja zaburzająca porządek była
tak liczna, zrezygnowaliśmy nawet z próby pojawienia się i zwrócenia na siebie
ich uwagi.
Następnie
dotarła do nas wiadomość z sali, z której wynikało, że przybyła tam liczna
inteligentna publiczność, która na nas czeka. Pewien Żyd miał zapewnić ochronę
umundurowanej policji w celu zachowania porządku, abyśmy tylko przybyli i
wygłosili wykład. Udaliśmy się tam, lecz powtórzyło się dzikie, fanatyczne,
głupie i niemal szalone zachowanie z popołudniowego zebrania. Raz jeszcze z
uśmiechem ukłoniliśmy się publiczności i zrezygnowaliśmy z wszelkich prób
wygłaszania do niej wykładów. Już na korytarzu prominentni Żydzi przepraszali
nas – jeden był bankierem, inny prawnikiem. Należy także wspomnieć, że pewien
szanowany rabin podejmował wysiłki, by zachować porządek w czasie zebrania.
Mimo to przyjaźnie nastawieni Żydzi tak bardzo się obawiali, że coś może nam
się przydarzyć, iż wyprowadzili nas z sali tylnymi drzwiami do czekających już
automobili. Troje z naszych przyjaciół pozostało z nami aż do momentu, gdy
wsiedliśmy do naszego pociągu, co nastąpiło prawie godzinę po północy. Dowiedli
nam oni przynajmniej, że nie wszyscy Żydzi są fanatykami i szaleńcami. A nawet
szybko stali się oni naszymi przyjaciółmi, zaś fakt, że odnosiliśmy się do tej
sprawy tak cierpliwie, przyjaźnie i bez żalu pod adresem naszych nieprzyjaciół,
wzbudził w nich zainteresowanie naszym posłannictwem, tak że poprosili o
materiały do czytania, tak dla siebie, jak i do dalszego rozpowszechniania.
Bóg
tylko wie, jakie może być Jego kierownictwo w związku z tymi doświadczeniami. W
naszej ocenie jednak żaden wyższy komplement nie mógłby być udzielony ludzkiemu
językowi. Pomyślcie o tym! Żydowska misja kościoła anglikańskiego prowadzi od
lat swój regularny oddział we Lwowie, a także, jak nam się wydaje – w Wiedniu;
ich działalność jest potężna i związana z dużymi wydatkami, mimo to nie odczuli
oni zagrożenia ze strony Żydów. To dopiero przybycie Amerykanina, który chciał
wygłosić kilkugodzinne przemówienie, wzbudziło w nich taki paroksyzm
podniecenia, strachu, lęku przed jakąś cudowną czarowną mocą, która mogłaby
popłynąć z jego wypowiedzi, by w ciągu dwóch godzin pozyskać ogromną część
Żydów dla chrześcijaństwa. Biedni Żydzi! Musimy przyznać, że nie czujemy się
godni takiego hołdu. Prawdopodobne zaś wydaje się to, że ich podekscytowanie w
tej sprawie może skłonić niektórych do głębszego zainteresowania, niż miałoby
to miejsce, gdyby wysłuchali nas w spokoju i porządku albo nawet, nie chcąc
słuchać, gdyby uprzejmie powstrzymali się od przybycia na zebranie, na które
zaproszeni – w każdym znaczeniu tego słowa – zostali jedynie ci, których
interesuje „Syjonizm w Proroctwie”.
BERLIŃSCY
CHRZEŚCIJANIE I ŻYDZI
Następnym
miejscem na naszej trasie był Berlin. Tam spotkaliśmy się z grupą bardzo
zainteresowanych osób wierzących w Teraźniejszą Prawdę. Niektórzy z nich
przybyli z miejscowości odległych nawet o trzysta kilometrów. Przemawialiśmy do
nich przez około półtorej godziny, po czym odbyło się zebranie świadectw. Potem
przewidziano ogólną przerwę obiadową. Część popołudniowa była przeznaczona
zarówno dla chrześcijan, jak i Żydów, mimo to wydaje się, że temat przyciągnął
publiczność, wśród której dominowali Żydzi. Przybyło ich w sumie blisko tysiąc.
Dotarły
tu już wieści z Wiednia i również wyrażana była wielka obawa, czy aby nie
zamierzamy tym krótkim przemówieniem ich wszystkich nawrócić. Było to dla nas
zdumiewające z dwóch powodów: (1) miało to miejsce w Berlinie, mieście
nowoczesnej myśli; (2) przywódcą sprzeciwiającej się frakcji był dr Loewe,
człowiek o bardzo szlachetnym wyglądzie. Ci, co nie wierzą w Biblię, nie
powinni byli brać udziału w tym spotkaniu, na które nie zostali zaproszeni.
Jeśli jednak za sprawą jakiegoś nieporozumienia już przyszli, powinni byli
zgodnie z zasadami sprawiedliwości dyskretnie się wycofać, wywołując przy tym
jak najmniej zamieszania. Jednak otrzymaliśmy kolejną ilustrację, w jaki sposób
nawet inteligentni ludzie mogą znaleźć się pod wpływem fałszywych słów i
uprzedzeń. Nasz wykład nie zdążył się jeszcze bardzo rozwinąć, gdy doktor oraz
około 120 jego zwolenników wycofali się na tył sali, gdzie urządzili
demonstrację sprzeciwu. Wydaje nam się, że byli to socjaliści i niewierzący,
ponieważ ich reakcja nastąpiła w momencie, gdy zaczęliśmy się odnosić do
proroctw biblijnych.
JAKŻE
DZIWNE SIĘ TO WYDAJE!
Jakże
dziwne wydaje się to, że ci, co pogardzają obietnicami uczynionymi Abrahamowi,
a nawet w ogóle kwestionują istnienie takiej osoby, mogą jednocześnie szczycić
się przynależnością do jego rodziny. Jakże dziwne wydaje nam się to, że osoby
lekceważące obietnice Pisma Świętego mogą mieć jakiekolwiek zainteresowanie
ziemią Palestyny – ziemią obietnicy. W różnych częściach ziemi można z
pewnością znaleźć znacznie bardziej interesujące krainy, które są też łatwiej
dostępne. Nie ulega wątpliwości, że syjonizm bez oparcia w religii nigdy
niczego nie osiągnie.
Pozostała
część słuchaczy, około osiemset osób, nie ruszyła się ze swoich miejsc i z
zainteresowaniem słuchała, gdy w dalszym ciągu zwracaliśmy uwagę zarówno Żydów,
jak i chrześcijan na zagadnienie syjonizmu z biblijnego punktu widzenia. Po
zakończeniu naszej usługi niektórzy Żydzi podeszli do przodu i poprosili o
udzielenie im głosu w celu publicznego przeproszenia za zachowanie tych, którzy
w hałaśliwy sposób opuścili salę. W najwyższych słowach uznania wyrażali się
oni na temat wysłuchanego wykładu i zapewniali nas o swojej wysokiej ocenie.
Stwierdzili, że nie są przyzwyczajeni słuchać takich słów z ust chrześcijan i
że ich bracia, którzy wyszli, uczynili to zapewne na skutek niezrozumienia.
Dopytywali się, kiedy będziemy przemawiali ponownie i zapewniali, że pojawi się
wielka publiczność. Gdy dowiedzieli się, że wyjeżdżamy jeszcze tego samego
wieczoru, wyrazili ubolewanie i ciepło zachęcali nas do powrotu w jakimś
przyszłym terminie.
W
sumie możemy powiedzieć, że nawet w Berlinie skutek mógłby być lepszy, gdyby
ci, którzy słuchali, nie spotkali się z manifestacją uprzedzeń i sprzeciwu.
Pozostawiamy jednak rezultaty w rękach Boga. Jeśli nadszedł czas dla Żydów, by
usłuchali głosu swych proroków oraz dla syjonizmu, by nabrał religijnego
charakteru, to tak się stanie. Jeśli się mylimy i Boży czas dla syjonizmu
jeszcze nie nastał, to jednak syjonizm w szerokim znaczeniu tego słowa
pozostaje nadal nadzieją tak dla świata, jak i dla Izraela. Niezależnie od tego
kiedy, Zakon i tak wyjdzie z góry Syjon, duchowego nasienia Abrahama,
uwielbionego Kościoła, Wielkiego Mesjasza z Jezusem jako Głową, a Słowo Pańskie
wyjdzie z Jeruzalemu – poprzez cielesne nasienie Abrahama, przez starożytnych
świętych i przez wielu innych wierzących, którzy do nich następnie dołączą,
tworząc zalążek ziemskiego Królestwa Mesjasza.
Straż 2/2011 W.T. R-4800a-1911r