<< Wstecz |
Wybrano: SM-697 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Braterstwo Chrystusowe
„Bądźcie (...) pełni braterskiej miłości, miłosierni, pokorni. Nie oddawajcie
złym za złe ani złorzeczeniem za złorzeczenie! Przeciwnie zaś, błogosławcie! Do
tego bowiem jesteście powołani, abyście odziedziczyli błogosławieństwo” – 1
Piotra 3:8‑9 BT.
Chwalebna myśl przyświecała założycielom miasta Filadelfia, gdy je tak
nazwali, to znaczy „bratnia miłość”, ujawniając w ten sposób dobre intencje
swych serc, umiłowanie pokoju, braterstwa, wzajemnej pomyślności. I któż może
wątpić w to, że błogosławieństwa owych założycieli miały w pewnym stopniu dobroczynny
wpływ na sprawy tego wielkiego miasta. Niemniej jednak nikt z nas nie może nie
dostrzegać faktu, iż niebraterskie słowa i uczynki jego mieszkańców powodowały
smutki, rozgoryczenia, nędzę, śmierć wielu w obrębie jego granic. Początkowo
skłonni jesteśmy dziwić się, dlaczego tak jest, dlaczego grzech zdaje się być
bardziej zaraźliwy niż sprawiedliwość i dlaczego, jak oznajmia Pismo Święte,
cały nasz ród jest skłonny do grzechu tak jak iskry do unoszenia się w górę.
Czyż mamy sądzić, że ci, co nadali to imię miastu, byli daleko lepsi, daleko
szlachetniejsi, daleko bardziej podobni do Boga aniżeli ich dzisiejsi
potomkowie?
Nie chcielibyśmy wygłaszać tak kategorycznego stwierdzenia. Jesteśmy
przekonani, że są i dzisiaj w rodzie Adamowym ludzie tak dobrzy, szlachetni i
miłujący prawdę jak kiedykolwiek wcześniej. Ale pamiętamy też słowa Apostoła
odnoszące się do naszego czasu i do końca obecnego Wieku Ewangelii i
zapowiadające, że „źli ludzie i zwodziciele postąpią w gorsze, jako zwodzący,
tak i zwiedzeni” – 2 Tym. 3:13. Mówi on też: „A to wiedz, iż w ostateczne dni
nastaną czasy trudne. Albowiem ludzie będą sami siebie miłujący, łakomi,
chlubni, niepobożni, bez przyrodzonej miłości, przymierza nietrzymający,
potwarcy, niepowściągliwi, nieskromni, dobrych niemiłujący, zdrajcy, skwapliwi,
nadęci, rozkosze raczej miłujący niż miłujący Boga, którzy mają kształt
pobożności, ale się skutku jej zaparli” – 2 Tym. 3:2‑5.
Świadectwa gazet i sprawozdań sądowych wykazują znaczny przyrost
skłonności kryminalnych, co w pełni odpowiada tym proroczym przepowiedniom, a
taki stan rzeczy rodzi oczywiście pytanie: Skąd się to bierze, że świat daje
takie dowody wzrastającej nieprawości, skoro wielu spodziewało się, iż
dostępność powszechnej oświaty i rozpowszechnienie Biblii powinno już było
dotąd sprawić nawrócenie świata?
Już prawie sto lat upływa od czasu, gdy założono wielkie towarzystwa
biblijne, a działalność misyjną wśród protestantów wszczęto ze świeżym zapałem
i nadzieją. Ubiegłe stulecie zaznaczyło się w historii świata religijną
gorliwością, wysiłkami misyjnymi i rozpowszechnieniem Pisma Świętego w stopniu
daleko większym niż kiedykolwiek przedtem. Niemniej jednak dzisiaj dowiadujemy
się ze statystyk, że choćbyśmy zaliczyli do chrześcijan wszystkich wyznawców z
pogan i uważających się za takowych spośród narodów cywilizowanych, bez względu
na to, jaką mają oni wiarę w Chrystusa, to i tak sto lat temu było 600 mln
pogan, a dzisiaj jest ich 1,2 miliarda. Przed stu laty uczelnie i seminaria
duchowne na świecie były prawie bez wyjątku wierne względem Boga, Biblii i
Chrystusa, podczas gdy dzisiaj nie można prawie znaleźć instytutu naukowego, w
którym by publicznie nie uczono ewolucji człowieka i „wyższego krytycyzmu”
wbrew nauce Biblii, a nawet wśród tych nielicznych, które tak nie uczą, trudno
byłoby wskazać choćby jeden, którego wszyscy profesorowie byliby lojalni wobec
Biblii, a w rozmowach prywatnych nie sprzeciwiali się Słowu Bożemu i wyłożonemu
w nim Boskiemu planowi. Uważamy, że to jest jedna z przyczyn tak alarmującego
wzrostu samolubstwa, niesprawiedliwości, bezbożności i przestępczości.
„PONIEWAŻ WSZYSCY ZGRZESZYLI”
Wyjaśnienie tej sytuacji znajdujemy w słowach Apostoła: „Jako przez
jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak też na
wszystkich ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12.
Przez cztery tysiące lat przeważał ten wewnętrzny pęd ku dołowi, ściągając
ludzkość w niektórych częściach świata w bardzo głębokie zepsucie, a w
rezultacie tego, jak stwierdza prorok: „Ciemności okryły ziemię, a zaćmienie
narody” – Iz. 60:2. Światłość, zapoczątkowana przez naszego Odkupiciela przed
dziewiętnastu stuleci, sprzeciwiała się ciemności i w dzieciach światłości ją
pokonała, świecąc jednocześnie rozproszonym światłem i wywierając wpływ wszędzie
tam, gdziekolwiek znajdują się święci Pańscy.
Lecz w ciągu drugiej połowy XIX wieku dzięki Pańskiej opatrzności
wynalazki sprawiły, że na świecie pojawiła się przecudna maszyneria, co, jak
nas informuje Pismo Święte, należy do „dnia jego przygotowania” na nadchodzącą
epokę Tysiąclecia. Wynalazki dodały bodźca umysłom i ciałom tych, którzy się z
nimi zetknęli, pobudzając ich ambicje do zdobywania wiedzy, do polepszania swej
doczesnej sytuacji i do gromadzenia bogactw. Chociaż pod wieloma względami był
z tym związany wielki pożytek i błogosławieństwo, to jednak jest faktem, iż
wskutek słabości człowieka rozbudzało to w ludziach samolubne skłonności, już i
tak istniejące, i błogosławieństwo to przyniosło dla wielu szkodę zamiast
pożytku. Wzrost wiedzy w połączeniu ze wzrostem samolubstwa i wielkim
napięciem, w jakim obecnie żyją ludzie, skutkuje wzrostem przestępczości i
zamieraniem bratniej miłości, jak to już zauważyliśmy.
CZAS PRÓBY DLA CHRZEŚCIJAŃSTWA
Różne wersety Pisma Świętego wskazują na czas obecny i na najbliższą
przyszłość jako na okres ciężkiej próby dla chrześcijaństwa. To czas
przeznaczony na wprowadzenie tysiącletniego Królestwa drogiego Bożego Syna, nie
według oczekiwanych przez wielu kierunków działania, takich jak nawrócenie
świata, lecz przez skompletowanie Kościoła i uwielbienie go wraz z jego Panem,
Oblubieńcem, jako Jego Oblubienicy, a następnie przez zapoczątkowanie
królowania sprawiedliwości, prawości, równości dla błogosławienia i pouczania
świata, dla podniesienia ze stanu grzechu i śmierci wszystkich, którzy dadzą
posłuch posłannictwu tego chwalebnego dnia, na który świat czekał tak długo.
Jak już zasugerowano, nowa era zostanie zapoczątkowana w sposób zupełnie
nieoczekiwany dla chrześcijaństwa i stąd jego próba w tym czasie będzie tym
bardziej krytyczna. Z chrześcijaństwem będzie tak samo, jak było z Żydami w
czasie pierwszego przyjścia naszego Pana, o czym On sam powiedział: „Dlatego
żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego” (Łuk. 19:44). Gdyby się dzisiaj
chrześcijaństwo przebudziło i uświadomiło sobie właściwe znaczenie obecnej
sytuacji, to oznaczałoby to wielką zmianę, ale tylko dla tych stosunkowo
nielicznych, którzy dokonali pełnego poświęcenia się Panu; inni natomiast nie
byliby w stanie uwierzyć ani przyjąć tej lekcji, bo napisane jest: „Wszyscy
niezbożni nie zrozumieją” [Dan. 12:10].
Z punktu widzenia poświęconych, nowy okres, jak oświadcza Pismo Święte,
przychodzi jak złodziej w nocy. Tylko takim, którzy dotrzymują swych ślubów
poświęcenia, zostanie udzielona Boska pomoc w zrozumieniu obecnej sytuacji.
Inni z poświęconych pozostawać będą w częściowej albo w całkowitej
nieświadomości aż do chwili, gdy oprzytomnieją na skutek zupełnego rozpadu
obecnych instytucji politycznych, społecznych i religijnych, który – jak
wskazuje Pismo Święte – ma poprzedzić zapoczątkowanie Królestwa Tysiąclecia. Co
się zaś tyczy ogółu świata, a w szczególności wykształconych, to otwarcie
zarzucają oni myśl o osobowym Bogu i Boskim planie odnośnie ludzkich spraw.
Uciekając się do racjonalistycznego sposobu myślenia, ubóstwiają mamonę,
bogactwo, stanowiska, wykształcenie itd., przybierając jedynie pozór
pobożności, ale zaprzeczając jej mocy [2 Tym. 3:5 NB] (1 Tes. 5:1‑6).
Tymi słowy Pismo Święte zwraca naszą uwagę na fakt, że w czasie
zbliżania się wielkiego poranku Tysiąclecia i błogosławieństwa dla całej
ludzkości nastanie ciemny okres, krótki czas strasznego ucisku i anarchii.
Przychodzi on jako sprawiedliwa zapłata dla tych wszystkich, którzy mając
znajomość Boga i Jego sprawiedliwości, bardziej cenili rzeczy związane z
mamoną. Lekcja dla nich będzie bardzo surowa, ale dzięki Pańskiej opatrzności
okaże się ona ostatecznie bardzo pożyteczna, gdy zbliżający się ucisk tego
strasznego okresu przeorze głęboko ich serca i przygotuje wielu, jak ufamy, na błogosławieństwa
Królestwa Tysiąclecia, które nastanie potem.
Już teraz widzimy to wielkie zmaganie się narodów, kapitału i pracy,
wpływu Słowa Bożego z jednej strony, a wierzeń „ciemnych wieków” i różnych form
nowej teologii oraz agnostycyzmu – z drugiej. Pismo Święte wszędzie
przepowiada, że upadek przyjdzie z ogromną mocą, ale równie jasno zapewnia nas,
że po tym strasznym doświadczeniu Bóg skieruje do ludzi czyste posłannictwo, by
wszyscy mogli wyznawać imię Pańskie i służyć Mu jednomyślnie (Sof. 3:9). Zapewnia
nas także, że „gdy się sądy Pańskie odprawiają na ziemi, sprawiedliwości się
uczą obywatele okręgu ziemskiego” (Iz. 26:9). Jeżeli Boża mądrość stwierdza, że
to jest najlepszy sposób udzielenia ludzkości potrzebnych lekcji
przygotowujących do wprowadzenia królestwa światłości i błogosławieństwa,
wszyscy poświęceni Bogu powiedzą: Amen! „Sprawiedliwe i prawdziwe są drogi
twoje, o królu świętych! Któż by się ciebie nie bał, Panie! i nie wielbił
imienia twego? (...) że się okazały sprawiedliwe sądy twoje” (Obj. 15:3‑4, 16:5).
KOŚCIÓŁ NOMINALNY A KOŚCIÓŁ
RZECZYWISTY
Uznając chrześcijaństwo, czyli cywilizowaną część świata, za Kościół
Chrystusowy z imienia – włączając w to wszystkie wyznania i wszystkich mających
z nimi łączność lub związek, bezpośredni czy dalszy – widzimy, że przyczyną,
dla której przychodzi na nich wielki ucisk, jest to, iż miłość ustąpiła miejsca
samolubstwu. Pewna miara samolubstwa z natury występuje u wszystkich ludzi,
lecz w ostatnich latach rozwinęło się ono jeszcze bardziej i znacznie nasiliło
swój wpływ wśród cywilizowanych narodów, a straszliwa anarchia, jaką się
właśnie bieżący Wiek ma zakończyć, będzie owocem tego samolubstwa. Pismo Święte
ukazuje to nie tylko w tych fragmentach, jakie już przytoczyliśmy, ale i w
innych, licznych oświadczeniach stwierdzających, że w ciągu nadchodzącego
ucisku ręka każdego człowieka podniesie się na bliźniego i przeciwko bratu –
każdy za siebie samego. Lecz zostawmy taką wizję nominalnego Kościoła i ucisku
nań przychodzącego i spójrzmy na prawdziwy Kościół, ukryty w olbrzymiej rzeszy
tych, którzy nazywają się chrześcijanami.
Szacuje się, że jest 400 mln ludzi nazywających się chrześcijanami,
którzy reprezentowani są przez kilkaset wyznań i organizacji. W tej wielkiej
masie może być trudno wyodrębnić tych nielicznych wiernych Pańskich, zwanych
„maluczkim stadkiem”. Musimy ich szukać we wszystkich wyznaniach i poza nimi.
Powinniśmy pamiętać, że nasz Pan nie pozostał bez świadków, że i dzisiaj jest
tak, jak było za czasów Eliasza, kiedy Pan rzekł do proroka: „Zachowałem w
Izraelu siedem tysięcy, których wszystkich kolana nie kłaniały się Baalowi” – 1
Król. 19:18. Możemy się spodziewać jeszcze większej liczby tych, którzy nie
uginają kolan ani przed sekciarstwem, ani przed złotym cielcem mamony. Jak mamy
rozpoznać tych prawdziwych naśladowców Jezusa, o których napisano: „Zna Pan
tych, którzy są jego”? Jakie są ich charakterystyczne cechy? Pod jakim względem
są oni osobliwi i odmienni od nominalnych mas? Pod jaką nazwą występują? Czy
jest to elitarne towarzystwo bogaczy, uczonych, możnych? Pismo Święte
odpowiada: Nie! I zapewnia nas, że niewielu znajdzie się pomiędzy nimi możnych,
niewielu mądrych, niewielu uczonych, ale przeważnie będą oni biednymi tego
świata, a za to bogatymi w wierze – dziedzicami Królestwa. Musimy zatem szukać
jakiegoś innego znaku, jakichś innych cech charakterystycznych, po których
moglibyśmy ich poznać.
„PO TYM WSZYSCY POZNAJĄ”
Słowa naszego Odkupiciela dają nam klucz do odgadnięcia cech, jakich
mamy szukać. Stwierdza On: „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi,
jeśli miłość wzajemną mieć będziecie” – Jan 13:35 NB. Kładzie na to nacisk,
mówiąc: „Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was
umiłowałem” – Jan 13:34 NB. Ach, teraz rozumiemy, że Kościół jest błogosławionym
braterstwem wszystkich, którzy nie tylko miłują Boga w najwyższym stopniu, tak
że rozkoszują się czynieniem Jego woli, nawet kosztem swych własnych spraw, ale
którzy także miłują się wzajemnie, jak ich Chrystus umiłował, to znaczy do tego
stopnia, że gotowi są kłaść życie jeden za drugiego! Na próżno rozglądamy się
za taką organizacją pomiędzy ludźmi. Widzimy rozmaite związki czy organizacje
pod różnymi nazwami; wszystkie odwołują się do miłości, ale żadna z nich nie
może nawet marzyć o spójni takich więzów miłości. Nie pomijamy masonów, Odd
Fellows, prezbiterian, metodystów, episkopalian, luteranów, rzymskich katolików
itd. Ale żadna z tych organizacji nie rości sobie pretensji do takiego
braterstwa, jakie przedstawił nasz Pan. Utrzymują one co prawda, że ich
członkowie zwracają szczególną uwagę na sprawy innych i przejawiają pewien
rodzaj czci dla Boga, ale nie w takim stopniu, jak wyraził to nasz Mistrz – nie
na tyle, by złożyć swoje życie w czynieniu woli Ojca i z miłości dla
braterstwa.
W naszym tytułowym wersecie apostoł Piotr wskazuje, że naśladowcy Pańscy
mają się miłować jak bracia – jak prawdziwi bracia, tak, jak w rzeczywistości
bracia powinni się miłować. Wskazuje, że będzie to oznaczało miłosierdzie,
dobrotliwość i pobłażliwość w znoszeniu krzywd i pomówień; że właściwa miłość
braterska przyjmie to nie tylko bez oddawania złem za zło, lecz przeciwnie –
odpłaci błogosławieństwem. Och, cóż to za miłość – jakże wysoki standard
miłości! Ilu z nas, jakże niewielu, zdawało sobie kiedyś sprawę z miary miłości
bratniej, która by znalazła uznanie naszego Pana, miary, jakiej On wymaga, by
móc stać się Jego braćmi, miary, o jakiej mówi w modlitwie, której nas nauczył:
„Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom!”
Ten sam Apostoł wskazuje, że aby się stać jednym z prawdziwych uczniów
Jezusa, trzeba nie tylko przejawiać wiarę w Boga oraz Pana Jezusa Chrystusa i w
odpuszczenie naszych grzechów za Jego pośrednictwem, ale potrzebne jest coś
więcej. „Oczyszczając dusze wasze w posłuszeństwie prawdy przez Ducha Świętego
ku nieobłudnej braterskiej miłości, z czystego serca jedni drugich miłujcie
uprzejmie” – 1 Piotra 1:22. Ach, tego nam właśnie trzeba, drodzy bracia! Nie
tylko wierzymy i przyjmujemy przebaczenie Pana, ale przyjmujemy także znajomość
Prawdy, znajomość Jego woli, a potem pozostaje nam już tylko zastosowanie tej
wiedzy w praktyce, przepojenie nią naszych myśli, słów i uczynków, okazywanie
jej posłuszeństwa do tego stopnia, by mieć nieobłudną miłość dla braci.
Powinniśmy to mieć ciągle na uwadze jako właściwe, wspaniałe stosowanie prawdy
przekazanej przez Pana. Prawda jest po to, by uświęcać; jak nasz Pan
oświadczył: „Poświęćże je w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” [Jana
17:17]. W miarę jak prawda ta zaczyna kontrolować nasze słowa, myśli i uczynki,
usunie ona ducha samolubstwa z naszych pragnień i wytworzy w nas nowe ambicje,
nowe pragnienia i miłość do Ojca, do braci, włączając w to naszego Starszego
Brata, Jezusa, i stopniowo sama będzie się stawać coraz bardziej żarliwa. Nie
będzie to tylko zewnętrzna ogłada, udawana miłość, ale wewnętrzne uczucie
serca.
Posłuchajmy, co na ten temat mówi apostoł Jan: „Nie dziwcie się bracia,
jeżeli was świat nienawidzi”. Nie mamy się spodziewać żadnej specjalnej
sympatii ze strony świata, ale raczej tego, że błędnie nas zrozumie. Jednak
pomiędzy braćmi możemy się spodziewać czegoś innego, jak dalej stwierdza
Apostoł: „My wiemy, że przeszliśmy ze śmierci do żywota, bo miłujemy braci”.
Kto więc nie miłuje braci, ten nie może być pewny, że przeszedł ze stanu
śmierci do stanu wolności umysłu i serca. Jakże powinniśmy pragnąć, by to
świadectwo Apostoła potwierdziło nasze nadzieje, że jesteśmy Nowymi
Stworzeniami w Chrystusie, że przeszliśmy z królestwa ciemności do Królestwa
drogiego Syna Bożego oraz ze stanu potępienia i śmierci do stanu
usprawiedliwienia do życia. Lecz Apostoł mówi dalej: „Kto nie miłuje [brata],
pozostaje w śmierci. Każdy, kto nienawidzi brata swego, jest zabójcą, a wiecie,
że żaden zabójca nie ma w sobie żywota wiecznego”. Ostre to słowa dla braci!
Nie zapominajmy ich wielkiej wagi, ich wartości, wypróbujmy nasze serca, naszą
postawę względem Pana poprzez naszą miłość lub brak tej miłości do braci, jak
nam to z natchnienia zaleca Apostoł. Ale to jeszcze nie koniec wywodu Apostoła;
swoje oświadczenia wieńczy on stwierdzeniem: „Po tym poznaliśmy miłość, że On
za nas oddał życie swoje; i my winniśmy życie oddawać za braci” (1 Jana 3:14‑16 NB).
KIM SĄ BRACIA?
Jeżeli mamy ich poznać po owocach, to niewielu braci tego rodzaju jest
na świecie. Wczesny Kościół ujawnił pewną liczbę wspaniałych przykładów takiego
braterstwa. Jezus sam był Starszym Bratem, który położył za nas swoje życie.
Apostołowie i ci, co mieli pokorne usposobienie, poszli ściśle śladami Mistrza;
a podobnych znajdzie się też, jak nam się zdaje, w ciągu następnych stuleci;
również dzisiaj, jak wierzymy, można ich znaleźć we wszystkich wyznaniach i
poza nimi – takich, co mają ogólne podobieństwo charakteru – choć jest ich
niewiele. Apostoł mówi o naszym Panu: „Nie wstydzi się ich braćmi nazywać” –
Żyd. 2:11. Podobnie jak On, poświęcili swoje życie dla sprawy Ojca, w służbie
Prawdy.
Wiedząc, że teraz Bóg wybiera spośród świata lud dla swego imienia, za
główny cel swojego życia postawili oni sobie to, by stać się współpracownikami
Boga w wyszukiwaniu tej wybranej klasy i pomaganiu im w czynieniu ich powołania
i wybrania mocnym. Ani czas, ani wpływ, ani pieniądze nie są nazbyt cennymi w
ich oczach, gdy trzeba wydać je w tej służbie – ba, nawet samo ich życie,
podobnie jak życie Mistrza i apostołów, jest w taki sposób stopniowo zużywane –
„to jedno czynię”. Ci bracia muszą co prawda jeść, spać i dlatego nie mogą być
opieszałymi w swoich sprawach, ale ich głównym zajęciem, radością i żarliwością
ducha jest służenie Panu poprzez służenie braciom.
To prawda, że niektórzy z tych braci o miłujących sercach i szlachetnych
pragnieniach, usiłujący naśladować „Wzór”, nie mogą Go skopiować w sposób
doskonały, a to z racji „słabości ciała”. Św. Paweł, jeden z nich, stwierdza
coś, co odnosi się do wszystkich: „Nie czynię dobrego, które chcę”. Nasze
ideały i nasze standardy są wyższe od wszystkiego, co jesteśmy w stanie
osiągnąć. Ustawicznie się przekonujemy, że niegodziwość, samolubstwo, które
jest częścią naszej starej natury, wciąż jeszcze czai się w zakątkach naszego
śmiertelnego ciała i wymaga naszego działania, a czasem zdobywa nad nami
przewagę, bo jest w nas chęć, ale inną kwestią jest zrealizowanie woli naszych
nowych zmysłów. Dlatego nawet u najwierniejszych braci pojawia się czasem
konieczność okazania pokory poprzez wyznanie, że nieoględnie wypowiedziane
słowo czy nieprzemyślany uczynek w złym świetle ukazały rzeczywiste uczucia
serca. Ale nawet i takie potknięcie i wyznanie winy może być przez Pana
obrócone w błogosławieństwo, a doświadczenie może się okazać pomocne do
wzmocnienia umysłu, do strzeżenia warg w przyszłości oraz do rozwinięcia
cichości i pokory, które w oczach Boga są znamiennymi przymiotami o wielkiej
wartości.
„JAKIMIŻ MACIE BYĆ”
Apostoł kładzie nacisk na znaczenie naszego nowego pokrewieństwa z
braćmi w Chrystusie i z synami Bożymi oraz chce nam to jak najwyraźniej
uzmysłowić, mówiąc: „Jakimiż wy macie być w świętych obcowaniach i
pobożnościach, którzy oczekujecie i spieszycie się na przyjście dnia Bożego” –
2 Piotra 3:11‑12. To prawda! Gdy wspomnimy na
nasze własne niedoskonałości i ułomności oraz na pobłażliwość Pana, który musi
na to patrzeć i nam przebaczać, jakże powinno nas to uczynić wspaniałomyślnymi
w naszym usposobieniu względem braci, którzy wraz z nami starają się kroczyć w
kierunku przeciwnym niż ten świat, wiodąc życie pełne samoofiary i
samozaparcia! Jakże ich słabości powinny nas poruszać! Jak ich walka powinna
pobudzać nas do sympatii i słów zachęty! Jakże powinniśmy sobie zdawać sprawę z
tego, że oni, podobnie jak i my, spotykają się z opozycją świata, ciała,
Przeciwnika! Jakże powinniśmy zabiegać o to, by z łaski Pańskiej mieli oni
wśród swoich braci wszystko, co jest potrzebne do pociechy, podźwignięcia i
zachęty dla nowej natury, i żeby nic ich nie zniechęcało! Jakże uprzejmymi
powinny się stać nasze słowa i uczynki. Jak bardzo powinno nam leżeć na sercu
ich dobro!
Zbliżajmy się coraz bardziej do tej chwalebnej miary przedstawionej w
Ewangelii. Pamiętajmy także o tym, że choć specjalny nacisk położony jest na tę
miłość do braci i choć to ona ma stanowić kryterium dla domowników Pańskich, to
jest poza tym jeszcze jeden stopień, a mianowicie miłowanie naszych
nieprzyjaciół, czynienie dobrze tym, którzy haniebnie nas wykorzystują i
prześladują. Zaprawdę, niektóre z największych naszych przeciwności przychodzą
czasem od braci – mniej lub bardziej zaślepionych i zwiedzionych przez
Przeciwnika, którzy często zajmują takie stanowisko jak Saul z Tarsu, zanim
jego oczy otwarły się na faktyczny stan rzeczy.
Musimy mieć taką miłość do braci, żebyśmy – nawet jeśliby nam w
najgorszy sposób złorzeczyli i nas oczerniali – nie oddawali im złem za złe ani
łajaniem za łajanie, ale przeciwnie – błogosławili, jak zaleca nasz tekst.
Postępowanie w myśl tej Boskiej instrukcji zapewni nam takie wypolerowanie,
jakie nie mogłoby wyniknąć z żadnego innego doświadczenia, takie, które będzie
nas coraz bardziej upodabniać do obrazu drogiego Syna Bożego, który doznał tego
samego od swych braci według ciała i od rzekomego Kościoła Bożego, a w których
to doświadczeniach naśladowali Go również wierni z wczesnego Kościoła. Podobnie
i dziś nie dziwimy się, jeżeli utrapienia, prześladowania i sprzeciwy pochodzą
głównie ze strony tych, którzy mianują imię Chrystusowe, a z których jedni są
braćmi tylko z imienia, drudzy zaś są bez wątpienia prawdziwymi braćmi.
Kazania Pastora Russella SM—697