<< Wstecz |
Wybrano: F-13 , z 1904 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wykład 10 - Chrzest Nowego Stworzenia
Chrzest
w drugim stuleciu – Rodzice chrzestni – Ceremonia chrztu
w Kościele rzymskim – Dlaczego wprowadzono chrzest
niemowląt – Świadectwo Biblii odnośnie chrztu – Pogląd
„uczniów” – Pogląd baptystów – Właściwy pogląd –
Chrzest w śmierć Chrystusa – „Przez jednego Ducha my
wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni” – Chrzest ognia
– Symboliczny chrzest z wody – Czy symboliczny chrzest jest
konieczny – Właściwy symbol – Kto może udzielać chrztu –
Dobór słów – Powtórzenie symbolu – „Ci, którzy się
chrzczą nad umarłymi”.
Chrześcijanie
jednomyślnie rozumieją, że Nowy Testament naucza o chrzcie,
mają oni jednak ogromnie zróżnicowane i pomieszane poglądy
co do sposobu jego przeprowadzania i znaczenia.
Wielkie
odstępstwo od wiary, o którym wspominali w Nowym
Testamencie apostołowie, nasiliło się z początkiem drugiego
wieku do tego stopnia, że już wtedy zapanowały w nominalnym
kościele przesądne wyobrażenia na temat chrztu. Chrzest wodny miał
nie tylko umożliwić człowiekowi społeczność z Bogiem
poprzez zmazanie dawnych grzechów, lecz także zagwarantować mu,
jako członkowi Kościoła Chrystusowego, pewne Boże
błogosławieństwa i przywileje bez chrztu nieosiągalne.
Dlatego w tych pierwszych dniach wierni zabiegali o chrzest
dla siebie samych, jak również dla swoich dzieci. Ponieważ jednak
niemowlęta nie mogły posiadać wiary ani przyjąć we własnym
imieniu obietnic przymierza, wyznaczano dla nich poręczycieli,
innych niż cieleśni rodzice – „rodziców duchowych”.
Obiecywali oni uroczyście, że dzieci będą wierzyć w Pana
i naśladować Go oraz zobowiązywali się dopilnować ich
religijnego wychowania. Nazywano ich ojcami i matkami
chrzestnymi.
Zarówno
nauczyciele, jak i nauczani szybko posunęli się ku
formalizmowi, rozbudowując jednocześnie odnośne symbole i ich
znaczenie. W trzecim wieku budowano <str. 422> przed
kościołami specjalne chrzcielnice. Z reguły na takie budowle
składało się pomieszczenie połączone z werandą otwartą
dla widzów, w obecności których składano przysięgę chrztu,
po czym prywatnie dokonywano chrztu w chrzcielnicy. By odegnać
złe duchy, prowadzący ceremonię odprawiał egzorcyzmy, dmuchając
trzy razy w twarz kandydata, co miało symbolizować Ojca, Syna
i ducha świętego. Woda do chrztu była poświęcana według
wyszukanej formuły, której częścią były egzorcyzmy, czyli
wyganianie duchów z tejże wody, po czym stawała się ona wodą
święconą. Kandydat, obnażony, co przedstawiało zupełne wyzbycie
się starego człowieka, był następnie trzykrotnie zanurzany,
kolejno w imię Ojca, Syna i ducha świętego. Wszystko to
działo się poza kościołem, by zaznaczyć, że dotychczas kandydat
nie był ani nie mógł być członkiem Kościoła i stał się
nim dopiero za sprawą tej ceremonii. Od chrztu aż do najbliższej
niedzieli kandydat miał nosić białe ubiory. Z czasem zanikł
podział na kościół i baptysterium, a chrzcielnice
zaczęto budować wewnątrz świątyń.
Wyznawcy
Kościoła rzymskiego i greckokatolickiego nadal w znacznym
stopniu kultywują te wyszukane ceremonie z trzeciego stulecia,
z pewnymi tylko uaktualnieniami. Oto procedura chrztu w Kościele
rzymskim, nie zawsze jednak stosowana dokładnie w tej formie:
„1.
Niemowlę pozostaje poza kościołem, co symbolizuje istotny brak
dostępu do nieba reprezentowanego przez kościół.
2.
Kapłan dmucha trzy razy w twarz dziecka, zaznaczając tym, że
diabła wygnać może jedynie duch Boży.
3.
Na głowie i piersi niemowlęcia kreśli się znak krzyża.
4.
Kapłan wkłada do ust dziecka uprzednio wyegzorcyzmowaną sól,
która symbolizuje mądrość mającą strzec od zepsucia. <str.
423>
5.
Odprawia się egzorcyzm nad dzieckiem.
6.
Kapłan dotyka ust i uszu niemowlęcia poślinionym palcem,
wymawiając słowo effatha.
7.
Dziecko jest rozbierane, co oznacza zdjęcie starego człowieka.
8.
Dziecko zostaje przedstawione przez rodziców chrzestnych,
reprezentujących kościół.
9.
Następuje wyrzeczenie się diabła i jego uczynków.
10.
Niemowlę zostaje namaszczone olejem.
11.
Czyni się wyznanie wiary.
12.
Dziecko jest pytane, czy chce być ochrzczone.
13.
Nadaje się dziecku imię jakiegoś świętego, który ma je strzec
i być dla niego przykładem.
14.
Trzykrotnie zanurza się dziecko lub trzy razy wylewa się wodę na
jego głowę.
15.
Dziecko otrzymuje pocałunek pokoju.
16.
Namaszcza się głowę dziecka, co symbolizuje, że chrzest czyni je
królem i kapłanem.
17.
Otrzymuje ono zapaloną świeczkę, co oznacza, że stało się
dzieckiem światłości.
18.
Niemowlę zawija się w komżę (białą szatę), symbolizującą
uzyskanie czystości przez chrzest.” (Elliott, Delineation of
Romanism [Zarys katolicyzmu rzymskiego], tom I, str. 240; zob.
też Roman Catholic Catechism, str. 252 [katechizm katolicki])
Powyższe
wypaczone praktyki chrztu kultywowane były przez ponad 1200 lat
przed powstaniem istniejących dziś różnych odłamów
protestanckich. Niewątpliwie istniały jednostki z ludu
Pańskiego, które nieco jaśniej pojmowały te sprawy, ale możemy
przypuszczać, że było ich bardzo niewiele. Nie wspomina o nich
ani o różnicy ich poglądów żaden zapis historyczny. Nic
więc dziwnego, że w XV i XVI wieku obarczeni taką
spuścizną protestanci byli nadal pod jej przemożnym wpływem
i choć zaniechali w znacznym stopniu krańcowej
ceremonialności, utrzymywali jednak te same ogólne poglądy
i zwyczaje. Nawet dziś, skądinąd inteligentni ludzie żywią
zabobonny strach przed ewentualną przyszłością swych dzieci,
gdyby umarły one, nie zostawszy <str. 424> ochrzczone, a więc,
jak mniemają, bez odpuszczenia grzechów i bez prawa
członkostwa w kościele. W konsekwencji tego przesądnego
przeświadczenia, w przypadku zagrożenia życia niemowlęcia
dopuszczają oni, jeżeli kapłan jest daleko, by ktokolwiek
przeprowadził ceremonię chrztu – nie chcą przecież ryzykować
wiecznego życia dziecka. Mimo iż we wszystkich odłamach dąży się
do utrzymania całej władzy, przywilejów i autorytetu w rękach
kleru, w tak wyjątkowych okolicznościach nawet Kościół
rzymsko- i greckokatolicki przyznaje laikatowi przywilej
udzielania chrztu. W liturgii Kościoła anglikańskiego,
opisanej w czasach Edwarda VI, rzecz ta wyglądała następująco:
„Pastorowie i wikarzy często napominać winni lud, aby bez
godziwej przyczyny i potrzeby dzieci w domostwach nie
chrzcił; a dopiero skoro wielka potrzeba miałaby ich do tego
przymusić, to im czynić wolno”.
Poniżej
przytaczamy wyjaśnienie chrztu, które znaleźliśmy w autoryzowanym
Roman Catholic Catechism [katechizm rzymsko-katolicki] (str. 248):
„Pierwszym
i najważniejszym sakramentem jest chrzest, (...) ponieważ
przed chrztem żaden inny sakrament nie może być przyjmowany (...)
i ponieważ bez chrztu nikt nie może być zbawiony. (...)
W chrzcie przebaczony zostaje grzech pierworodny i wszystkie
grzechy popełnione przed chrztem: chrzest zadość czyni doraźnemu,
jak i wiecznemu karaniu. (...) Chrzest oczyszcza nas od
grzechów, a także przemienia duchowo, czyni nas świętymi,
dziećmi Boga i dziedzicami niebios”.
Kościół
luterański ma bardzo podobny pogląd na tę sprawę.
Kościół
anglikański, choć nieco zmienił obrządek, takie samo znaczenie
przywiązuje do chrztu niemowląt. Odzwierciedlają to następujące
wyjątki z „The Book of Common Prayer” [modlitewnik]:
„Poświęć
tę wodę ku mistycznemu obmyciu z grzechu i spraw, by to
dziecię, teraz w niej chrzczone, otrzymało pełnię Twej łaski
i na zawsze pozostało w liczbie Twoich wiernych
i wybranych dzieci”. <str. 425>
„Przyjmujemy
to dziecię do kongregacji Chrystusowej trzódki i oznaczamy je
znakiem Krzyża.”
„Widząc
zasię, drogo umiłowani braterstwo, że dziecię to jest odrodzone
i przyłączone do Ciała Kościoła Chrystusowego, dzięki
składajmy Bogu wszechmocnemu za te łaski.”
„Dzięki
Ci niesiemy korne, najlitościwszy Ojcze, za to, że upodobało Ci
się odrodzić to dziecię Twym świętym duchem.”
Prezbiterianie
mają mniej radykalne poglądy. Artykuł 28 Westminsterskiego
Wyznania Wiary mówi: „Chrzest jest sakramentem, (...) znakiem
i pieczęcią przymierza łaski, wszczepienia w Chrystusa,
odrodzenia, odpuszczenia grzechów”. Oznajmia, że chrzest stosuje
się jedynie do niemowląt, których jedno z rodziców lub oboje
są chrześcijanami. Dodaje też: „Mimo iż wielkim grzechem byłoby
ignorować lub zaniedbywać ten sakrament, to jednak łaska
i zbawienie nie są z nim tak nieodłącznie związane, że
nikt nie mógłby być odrodzony lub zbawiony bez chrztu, lub
z drugiej strony, że wszyscy ochrzczeni są niewątpliwie
odrodzeni”.
Zasady
prezbiterian, przywiązujące mniejsze znaczenie do chrztu, nie
pozwalają jednak nikomu poza duchownymi na dokonywanie tej usługi,
co tylko podkreśla jego wagę. Z faktu, iż tylko stosunkowo
nieliczni znają przytoczoną wyżej klauzulę, wynika, że
prezbiterianie nie mniej niż inni boją się konsekwencji
w przypadku śmierci niechrzczonego dziecka.
Metodyści
oraz Protestancki Kościół Episkopalny w Stanach
Zjednoczonych, jak też i większość współczesnych
instytucji podziela ten ostatni, bardziej umiarkowany pogląd na
znaczenie chrztu niemowląt.
Za
ilustrację tej sytuacji może posłużyć anegdota o doktorze,
który późno w nocy został wezwany do umierającego dziecka.
Przybył on na miejsce tuż przed wezwanym równocześnie księdzem.
Jako że lekarz nic już nie mógł zrobić, usunął się na stronę,
ksiądz zaś chwycił miskę z wodą i pokropił dziecko ze
słowami: „Ja cię chrzczę w imię Ojca, Syna i ducha
świętego”. Po chwili dziecko zmarło, a doktor i ksiądz
opuścili dom. <str. 426> „Przybył ksiądz w ostatniej
chwili” – powiedział lekarz. „Jeszcze dwie minuty i byłoby
za późno. Czy mogę spytać, jakie buty ksiądz nosi?”. „Wsuwane”
– odpowiedział tamten. „Cóż za szczęście!” – wykrzyknął
doktor. „Gdyby to były buty sznurowane, nie zdążyłby ksiądz na
czas i jakaż to byłaby tragedia dla dziecka!”
Wielu
bardziej oświeconych chrześcijan zapewne zaprzeczyłoby takim
fałszywym i przesądnym poglądom, że Bóg mógłby oddać
nieochrzczone niemowlę diabłom na wieczne męczarnie lub uczynić
mu podobną krzywdę. A jednak ci sami ludzie okazują wielką
troskę na myśl o tym, że jedno z ich dzieci mogłoby
umrzeć bez tego sakramentu. Ludzie mniej oświeceni z pewnością
wierzą z przekonaniem w konieczność tego rytuału
i panicznie boją się konsekwencji jego pominięcia. Wielki
jest wciąż wpływ pochodzący z minionych stuleci błędnych
nauk, z „wieków ciemnych”.
Dowody
na to, że owe mylne poglądy na istotę, potrzebę i skuteczność
chrztu powstały już w drugim wieku, znaleźć można w History
of Doctrine [Historia doktryn] Hagenbacha, §72. Później, za czasów
Konstantyna, pojawił się podtrzymywany przez Tertuliana (De Bapt.,
rozdz. 18) pogląd, że chrzest, mając wielką magiczną moc
zmazywania przeszłych, lecz nie przyszłych grzechów, powinien
odbywać się jak najpóźniej, tuż przed samą śmiercią. Jeszcze
później pociechą dla umierających stało się „ostatnie
namaszczenie”; czyniono natomiast starania, by jak najwcześniej
pozyskiwać wszystkich do kościoła. „Św.” Augustyn nauczał,
że „nie ma zbawienia poza kościołem”, czego konsekwencją
stała się nauka głosząca, że niemowlęta nieuczynione członkami
kościoła „idą na zatracenie”. Od tego czasu datuje się
powszechne praktykowanie chrztu niemowląt. Duch kościelnictwa od
samego zarania dążył za wszelką cenę do powiększenia swego
wpływu i liczebności członków. Skalano w ten sposób
pogląd na prawdziwy charakter i postanowienia naszego Stwórcy
oraz zignorowano świadectwo Jego Słowa, <str. 427>
a prawdziwe chrześcijaństwo, „pszenica”, doznało krzywdy
na skutek tego obfitego posiewu „kąkolu” przez Przeciwnika.
Chrzest
niemowląt przez niektórych odrzucony
Ci,
którzy rozumieją, że chrzest zalecany jest wierzącym i że
nikt nie jest w stanie wierzyć za kogoś innego, odrzucają
chrzest niemowląt jako niebiblijny. Jednocześnie utrzymują oni
zwykle, że chrztem nakazanym przez Pana i apostołów jest
wyłącznie chrzest w wodzie. Zwraca to uwagę na fakt, iż
greckie słowo baptidzo, z którego tłumaczy się „chrzest”,
oznacza zanurzenie, pogrążenie, całkowite zamoczenie lub
przykrycie wodą, podczas gdy dla wyrażenia spryskiwania, polewania
czy pokrapiania używa się w języku greckim zupełnie innych
słów. Podzielający te przekonania praktykują z reguły jedno
zanurzenie do tyłu, w imię Ojca i Syna, i ducha
świętego. Niektórzy zanurzają chrzczonych twarzą do przodu,
trzykrotnie, raz w imię Ojca, raz w imię Syna i raz
w imię ducha świętego. Wyjaśniają tę ostatnią formę tym,
że nawiązuje ona do pochylenia głowy przez Jezusa, gdy umierał
i dlatego Jego naśladowcy powinni być zanurzani na
podobieństwo Jego śmierci, twarzą do przodu. Nie wydaje się, aby
opisani tu chrześcijanie zauważali, że Chrystus nie był pochowany
twarzą w dół oraz że Ojciec i duch święty ani nie
umarli, ani nie byli pochowani i dlatego taka symbolika jest
całkiem niespójna. Natomiast słowa „w imię Ojca i Syna,
i ducha świętego” oznaczają „z upoważnienia”
Ojca, Syna i ducha świętego, tzn., że Ojciec, Syn i duch
święty współdziałają, zalecając chrzest dla wierzących.
Wśród
tych, którzy dokonują jednego zanurzenia plecami do tyłu, wyróżnić
można dwa główne odłamy: baptystów i „uczniów”. Ich
poglądy na znaczenie i skutek chrztu są jednak zupełnie
różne. Przekonania „uczniów”, nazywających siebie
„chrześcijanami”, a często bez ich zgody <str. 428>
określanych mianem „kampbellitów”, mówią, że chrzest
(zanurzenie w wodzie) służy odpuszczeniu grzechów. Ci zatem,
którzy nie zostali ochrzczeni w wodzie, pozostają w swych
grzechach i są „dziećmi gniewu”. Takie zapatrywanie na to
zagadnienie wyklucza przytłaczającą większość ludzkości,
z wyjątkiem niemowląt (których grzech pierworodny
najwyraźniej zdają się ignorować). Chrześcijanie ze wszystkich
prawie wyznań – kongregacjonaliści, metodyści, prezbiterianie,
zjednoczeni prezbiterianie, luteranie, episkopalianie,
rzymsko-katolicy, grecko-katolicy i inni – zostają w ten
sposób sklasyfikowani jako grzesznicy, nieusprawiedliwieni przed
Bogiem, narażeni na gniew Boży, rozumiany na różne sposoby, lecz
dla większości, z „uczniami” włącznie, oznaczający
wieczne męki.
Jest
to stanowisko bardzo bezwzględne, nie tylko w odniesieniu do
świata, ale i do rzesz wyznawców chrześcijaństwa. Nie dziwi
nas więc, że nasi przyjaciele „uczniowie” z reguły
unikają tak skrajnego stawiania sprawy, choć akceptują jego logikę
jak wszyscy inni, którzy się nad tym zastanawiają. Dla nas to
niepoprawne rozumienie chrztu jest nie do przyjęcia. Naszym zdaniem
stoi ono w sprzeczności zarówno z Pismem Świętym, jak
i ze zdrowym rozsądkiem. Trudno jest nam uwierzyć, że Pan
uzależnił wieczny los ludzi od ich wiedzy i posłuszeństwa
wobec jakiejś instytucji. Mimo to nasi przyjaciele „uczniowie”
obwarowali swoje poglądy pewnymi wersetami z Pisma Świętego,
których nie można pominąć: Jan głosił Żydom pokutę
i odpuszczenie grzechów; apostołowie nawoływali Żydów
w Dzień Pięćdziesiątnicy, by uwierzyli i ochrzcili się
na odpuszczenie grzechów, by wzywali imienia Pańskiego, obmywając
się z grzechów (Mat. 3:6; Jan 4:1 2; Dzieje Ap. 2:38,41).
We właściwym czasie rozważymy te wersety i podkreślimy, jak
i dlaczego odnoszą się one wyłącznie do Żydów, nigdy zaś
do pogan. Przekonamy się również, że gdy pewni poganie z kościoła
w Efezie przyznali, iż wzięli chrzest Janowy ku pokucie
i odpuszczeniu grzechów, apostoł Paweł nakazał im ochrzcić
się ponownie w imieniu Pana Jezusa (Dzieje Ap. 19:3 5).
<str. 429>
Nasi
przyjaciele baptyści, choć nie mniej mocno podkreślają
konieczność chrztu przez zanurzenie w wodzie, wysunęli
zupełnie inną tezę odnośnie jego skuteczności. Przeczą oni,
jakoby miał on służyć odpuszczeniu grzechów, czego według nich
można jedynie doświadczyć przez wiarę w Jezusa Chrystusa,
Odkupiciela. Utrzymują jednakże, że chrzest stanowi drzwi do
Kościoła i tylko ci, którzy byli zanurzeni, naprawdę do
niego wchodzą. Inni, w ich pojęciu, nie powinni oczekiwać
przywilejów i błogosławieństw należnych Kościołowi ani
teraz, ani w życiu przyszłym. W wyniku tego baptyści
z reguły niechętnie widzą przy Wieczerzy kogoś, kto nie był
zanurzony w wodzie, twierdząc, że nie jest ona dla świata,
tylko dla Kościoła, a nikt nie wchodzi do niego inaczej niż
przez drzwi chrztu z wody. Nieliczne kościoły baptystyczne,
które ostatnio rozluźniły ten wymóg, uczyniły to wbrew własnej
teorii. Na poparcie przytaczamy fragment artykułu J. T. Lloyda
z czasopisma Religious Herald:
„Chrześcijańskim
chrztem jest wyłącznie zanurzenie wiernego w wodzie, w imię
Ojca, Syna i Ducha Świętego. Kościoły baptystów są
jedynymi istniejącymi kościołami chrześcijańskimi. Pedobaptyści
[chrześcijanie chrzczący niemowlęta] nie mają prawa do spożywania
Wieczerzy Pańskiej. Biorąc w niej udział, czynią to
niegodnie, jedząc i pijąc dla siebie potępienie”.
Gdyby
teoria baptystów miała być słuszna, wszyscy członkowie innych
odłamów nazywających się chrześcijańskimi, którzy nie byli
zanurzeni w wodzie, sami siebie zwodzą, sądząc, że
w jakimkolwiek sensie należą do Kościoła Chrystusowego. Jest
tak dlatego, mówią nasi przyjaciele baptyści, że zanurzenie jest
drzwiami do Kościoła i każdy, kto nie był zanurzony, nie
jest w Kościele ani nie jest z Kościoła Chrystusowego,
będącego Jego Ciałem. Nie dziwimy się, że nasi przyjaciele
baptyści, a szczególnie ci o najwyższych wymaganiach dla
serca i umysłu, wahają się przedstawić ludziom takie,
jedynie przecież słuszne, wnioski wynikające z ich przekonań.
Sprowadziłoby to bowiem na nich gniew <str. 430> i pogardę
wielu z tych, których szanują jako chrześcijan, mimo ich
odmiennych poglądów. A gdyby ta teoria baptystów była
prawdziwa? Według wszystkich wyznań chrześcijańskich oznaczałoby
to, że tylko jednostki ochrzczone przez zanurzenie mogą być
zbawione, a pozostali, z innych wyznań i ze świata
poza tymi denominacjami, byliby zgubieni. Czyż nie jest to bowiem
zawarta we wszystkich wyznaniach wiary teoria mówiąca, że tylko
Kościół ma być zbawiony, a wszyscy inni zdążają
w kierunku zagłady lub wiecznych męczarni czy innej strasznej
przyszłości, przeznaczonej im po śmierci?
Odcinamy
się od tych wszystkich powyższych teorii jako od niedoskonałych
ludzkich wyobrażeń, wyraźnie niespójnych wewnętrznie. Każdy
rozsądny i nieuprzedzony umysł będzie natychmiast
przeświadczony o ich błędzie już na podstawie samego ich
sformułowania. Nie możemy przyznać, że tylko zanurzeni
„uczniowie” czy baptyści, lub oba te wyznania razem, stanowią
członków Kościoła Boga żywego, których imiona są zapisane
w niebie, a nie kwalifikują się do nich niezanurzeni
wyznawcy z innych odłamów. Nie możemy się zgodzić, że
kiedy Syn człowieczy siał na roli dobre ziarno Ewangelii, cała
„pszenica” znalazła się w ogrodzeniu baptystów,
a „kąkolem” byli wszyscy poza nim. Nie możemy nawet uznać,
że cała „pszenica” i cały „kąkol” znajdują się
pośród zanurzonych w wodzie, wyłączając w ten sposób
z Pańskiej przypowieści o pszenicy i kąkolu (Mat.
13) wszystkie inne denominacje. Uważamy, że wszystkie te sprzeczne
teorie są błędne i nie znajdują pochwały u Boga.
Wszelkie sekty i odłamy stoją w opozycji do Boskiej
instytucji – jednej Głowy, jednego Ciała, jednej Wiary i jednego
Chrztu. Nie twierdzimy, że Kościół Pański, Nowe Stworzenie, ma
wielu członków; przeciwnie – jest to „maluczkie stadko”.
Musimy
uznać naszych przyjaciół baptystów, „uczniów”, prezbiterian,
metodystów, luteran, episkopalian i rzymskich katolików za
część ogólnego chrześcijaństwa, nazywanego przez Biblię <str.
431> „Babilonem”. Syn Człowieczy i Jego wierni
naśladowcy siali dobre ziarno, przynoszące owoc w całym
chrześcijaństwie, które możemy traktować jak łan pszenicy Wieku
Ewangelii. Przeciwnik nasiał „kąkolu” tak bujnie, że prawie
zupełnie przytłoczył „pszenicę”, czyniąc z łanu
pszenicznego raczej pole kąkolu. Teraz jednakże, skoro nastało
wreszcie obiecane przez Pana „żniwo” Wieku Ewangelii, posyła On
żniwiarzy, by zgromadzili „pszenicę”, każde jej ziarno, do
gumna. Oczywiste jest, że ziarna prawdziwej pszenicy można znaleźć
nie tylko pośród baptystów i „uczniów”, lecz także
wśród prezbiterian, metodystów, episkopalian, luteran,
kongregacjonalistów, rzymskich katolików i innych. Zgadza się
to z faktem, że poselstwo zostało skierowane do ludu Bożego
w całym Babilonie: „Upadł, upadł Babilon on wielki [Boski
wyrok dosięgnął jego systemów; zostały one odrzucone przez
Pana]. (...) Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli
uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag
jego” – Obj. 18:2,4.
Wynika
z tego, że baptyści, „uczniowie” i inni bardzo się
pomylili w zrozumieniu istoty chrztu i wynikających
z niego przywilejów i błogosławieństw. Pokrótce
przedstawiliśmy rozwój sytuacji aż do obecnego czasu, aby wykazać
wszystkim, że wszelkie powszechne teorie dotyczące chrztu zawierają
zasadnicze błędy. Tak przygotowani możemy zatem ominąć ludzkie
tradycje oraz teorie i z modlitwą, nabożnie udać się do
Słowa Pańskiego, gdzie natchnieni apostołowie wypowiadają się na
ten niewątpliwie ważny temat Bożego postanowienia. Tylko jeśli
wyraźnie ujrzymy całe zamieszanie wokół różnych teorii
chrześcijańskich, będziemy w stanie w pełni docenić
prostotę Boskiego przesłania na ten temat.
Świadectwo
Pisma Świętego na temat chrztu
Obrządek
żydowski obejmował przeróżne formuły dotyczące <str. 432>
oczyszczania naczyń, obmywania i pokrapiania osób nieczystych
itd. Nic jednak nie mówił o chrzcie (baptidzo, zanurzenie),
jaki był głoszony przez Jana pod koniec Wieku Żydowskiego. Chrzest
Janowy był tylko dla Żydów, którzy byli już obrazowo uznawani za
oczyszczonych poprzez ofiary za grzech w Dzień Pojednania. Dla
nich chrzest Jana oznaczał pokutę od dostrzeżonych grzechów,
pogwałceń Przymierza Zakonu oraz obrazowe oczyszczenie – powrót
do stanu sprawiedliwości serca, czyli pragnień. Pokutujący
i symbolicznie oczyszczeni, czyli obmyci, Żydzi byli uznawani
za przywróconych do stanu harmonii z Bogiem, posiadanego
wcześniej dzięki Przymierzu Zakonu. Jan głosił i chrzcił,
by przygotować lud na Królestwo Boże i na objawienie
Mesjasza, które w myśl jego kazań było już blisko i które
wymagać miało od ludzi gotowości serca, jeżeli chcieli otrzymać
błogosławieństwo. Każdy Żyd pod Zakonem był członkiem domu
Mojżesza: „I wszyscy w Mojżesza ochrzczeni są w obłoku
i w morzu” – 1 Kor. 10:2. Dom Mojżesza był domem
sług, tak jak jest napisane: „A byłci Mojżesz wierny we
wszystkim domu jego jako sługa” – Hebr. 3:5. Zgodnie z Boskim
rozporządzeniem każdy, kto chciałby się okazać wierny jako
członek obrazowego Izraela, domu sług podległego Mojżeszowi,
pośrednikowi przymierza obrazowego, czyli Zakonu, musiał się
cechować taką gotowością serca, żeby kiedy pojawi się
pozaobrazowy Mojżesz, Mesjasz, Chrystus, być przygotowanym na
przyjęcie Go jako pozaobrazowego Mojżesza. A ponieważ byli
oni ochrzczeni w Mojżesza w obłoku i w morzu,
przyjęcie Chrystusa w miejsce Mojżesza oznaczałoby, że są
w Chrystusie jako członkowie Jego Ciała, których On jest
Głową, i że poprzez ten z Nim związek są oni sługami
Nowego Przymierza, którego pośrednikiem będzie pełny, uwielbiony
Chrystus – Głowa i Ciało.
Jan
zatem nie chrzcił swych uczniów w Chrystusa, lecz ku pokucie,
przywodząc ludzi z powrotem do stanu harmonii z Mojżeszem.
W tym stanie, jako naturalne gałązki drzewa oliwnego (Rzym.
11:16 21) <str. 433> nie potrzebowaliby oni wszczepiania
w Chrystusa, gdyż dla nich Chrystus miał zająć miejsce
Mojżesza, który Go tylko przez pewien czas symbolizował. Należy
również pamiętać, że tak zwany „chrzest Janowy”, chrzest
pokuty, odpuszczenia grzechów i „obmycia z grzechów”
nie stosował się do nikogo poza Żydami. Poganie bowiem, nie będąc
ochrzczeni w Mojżesza ani też nigdy nie będąc symbolicznym
domem sług, nie mogli poprzez pokutę od grzechu wrócić do stanu,
jakiego przecież nigdy nie posiadali. Dlatego poganie, którzy
uwierzyli w Chrystusa, muszą być wprowadzeni do Jego domu
synów w inny sposób. Oni, jak wyjaśnia Apostoł, byli dzikimi
gałązkami, „z natury dziećmi gniewu”, przybyszami,
obcymi, nienależącymi do społeczności Izraela. Żadna pokuta czy
reforma nie mogła uczynić tych obcych przybyszów członkami
obrazowego domu sług, do których wyłącznie należał przywilej
przejścia przez wiarę w Chrystusa z domu sług do
pozaobrazowego domu synów. Jeżeli inni chcą stać się gałązkami
tego drzewa oliwnego (Chrystusa), którego korzeniem była obietnica
Abrahamowa (Gal. 3:16,29), muszą zostać wszczepieni w miejsce
odłamanych „naturalnych gałęzi” pierwotnego drzewa oliwnego –
domu sług, których serca nie były we właściwym stanie, by
przyjąć Mesjasza, i którzy nie mogli być w związku
z tym przyjęci przez Niego jako członkowie Jego domu synów.
„Do swej własności [ludu, Izraela] przyszedł, ale go właśni
jego [jako naród] nie przyjęli. Lecz którzykolwiek go przyjęli,
dał im tę moc [przywilej], aby się stali synami Bożymi, to jest
tym, którzy wierzą w imię jego. Którzy nie z krwi ani
z woli ciała, ani z woli męża, ale z Boga narodzeni
są” – którzy w tenże sposób stali się członkami Nowego
Stworzenia w znaczeniu duchowym (Jan 1:12).
Obrazowy
Izrael opuścił Egipt, symbolizujący świat, by podążać za
Mojżeszem, poddając się jego kierownictwu. Kiedy nadeszła wielka
próba, czyli doświadczenie nad Morzem Czerwonym, które, gdyby nie
Boża interwencja poprzez Mojżesza, oznaczałoby ich zagładę,
wszyscy oni zostali obrazowo ochrzczeni w Mojżesza w morzu
i w obłoku – w morzu, które było wokół nich,
i w obłoku, który był nad nimi. Wtedy to Izrael stał
się jego domem, rodziną reprezentowaną <str. 434> przez
niego jako głowę. Wyszli z morza oddani Mojżeszowi
i zobowiązani, by go słuchać i postępować za nim.
U stóp góry Synaj zostali znowu powierzeni Mojżeszowi, jako
pośrednikowi Przymierza Zakonu. Wszystkie ich nadzieje łączyły
się z tym, który oznajmił: „Proroka z pośrodku
ciebie, z braci twej, jakom ja jest, wzbudzi tobie Pan; onego
słuchać będziecie” (5 Mojż. 18:15,18; Dzieje Ap. 3:22).
Każdy „prawdziwy Izraelita”, poświęcony już i aż do
śmierci związany z Mojżeszem oraz ze wszystkimi w nim
zakotwiczonymi nadziejami życia, był w ten sposób o krok
od przyjęcia Chrystusa w jego miejsce i jako jego
pozaobraz oraz od zrozumienia, że wynikające z Zakonu ich
zobowiązania wobec Mojżesza zostały teraz za sprawą Boga
przeniesione na Chrystusa, będącego gwarantem Nowego Przymierza,
któremu Żydzi zobowiązali się służyć (2 Kor. 3:6).
Z poganami
rzecz miała się zupełnie inaczej. Przyjęcie przez nich Chrystusa
oznaczało to wszystko, do czego Żydzi zobowiązali się względem
Mojżesza, a co następnie przeszło na Chrystusa. Nie powinno
nas więc dziwić, że Pismo Święte uczy o dużo szerszym
i głębszym znaczeniu chrztu w odniesieniu do wierzących,
którzy nie byli Żydami i nie podlegali Zakonowi oraz nie byli
związani z Mojżeszem, i dlatego nie zostali przeniesieni
od Mojżesza do Chrystusa. Dla nich chrzest oznaczał radykalną
zmianę, którą apostoł Paweł zobrazował (Rzym. 11) we
wszczepieniu dzikich gałązek oliwnych w dobre drzewo oliwne.
Oznaczał on całkowitą przemianę.
Chrzest
w śmierć Chrystusa
„Azaż
nie wiecie, iż którzykolwiek ochrzczeni jesteśmy w Chrystusa
Jezusa, w śmierć jego ochrzczeni jesteśmy?
Pogrzebieniśmy
tedy z nim przez chrzest w śmierć, aby jako Chrystus
wzbudzony jest z martwych przez chwałę ojcowską, tak żebyśmy
i my w nowości żywota chodzili.
Bo
jeśliżeśmy z nim wszczepieni w podobieństwo śmierci
jego, tedy też i w podobieństwo zmartwychwstania
wszczepieni z nim będziemy” – Rzym. 6:3 5.
My,
którzy z natury jesteśmy poganami, najlepiej czynimy,
przyjmując to w zupełności wyczerpujące wyjaśnienie
prawdziwego chrztu, skierowane przez apostoła Pawła do wierzących
w Rzymie. Wielu z nich, jeśli nie wszyscy, było wcześniej
poganami, „dziećmi <str. 435> gniewu”. W przytoczonych
trzech wersetach Apostoł jak najszczegółowiej wykłada zagadnienie
chrztu w odniesieniu do nas. Zapisy te są bardzo ogólnie
stosowane przy dowodzeniu różnych doktryn związanych z chrztem.
Cytują je przede wszystkim nasi bracia, którzy uznają, że chrzest
jest wyrażony poprzez zanurzenie w wodzie. Zauważmy jednak, że
Apostoł ani słowem nie wspomina o chrzcie z wody. Chrzest
wodny jest tylko symbolem, obrazem rzeczywistego chrztu. Apostoł
przedstawia tu z różnych punktów widzenia prawdziwy, istotny
chrzest, bez którego nikt nie może być uważany za członka Ciała,
Kościoła Chrystusowego. Natomiast każdy, kto przyjmie ten chrzest,
ma być policzony w poczet członków zboru [ekklesia], Nowego
Stworzenia, bez względu na imię, miejsce, kolor skóry czy płeć.
Apostoł
zwraca się do tych, którzy już są członkami Chrystusa, tymi
słowy: „Azaż nie wiecie, iż którzykolwiek ochrzczeni jesteśmy
w Chrystusa Jezusa...” – przerywamy tu, by zaznaczyć, iż
nie mówi on „którzykolwiek zostaliśmy pokropieni wodą” ani
„którzykolwiek byliśmy zanurzeni w wodzie”, lecz
„którzykolwiek ochrzczeni [zanurzeni] jesteśmy w Chrystusa
Jezusa”. Co to znaczy „być zanurzonym w Jezusa Chrystusa”?
Z pewnością jest to kontynuacja tego, co Apostoł przedstawia
w 1 Kor. 12:27 „Lecz wy jesteście ciałem Chrystusowym
i członkami, każdy z osobna”. W jaki sposób
stajemy się członkami Ciała Chrystusa? Apostoł odpowiada, że
jesteśmy weń ochrzczeni, a zatem traktowani jak członkowie
naszego Pana, członkowie podlegający Mu jako Głowie, członkowie
Kościoła, „który jest jego ciałem”.
Rozważmy
obecnie proces, który doprowadził nas do członkostwa w Chrystusie
Jezusie. W dalszych słowach apostoł Paweł wyjaśnia tę
kwestię następująco: „Którzykolwiek ochrzczeni jesteśmy
w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego ochrzczeni jesteśmy”.
Ani słowa na temat chrztu w Chrystusa poprzez zanurzenie
w wodzie! Nie! Jakże oczywiste jest, że choćbyśmy byli
zanurzeni w wodzie i tysiąc razy, nie stalibyśmy się
przez to członkami Ciała Chrystusowego. Przyjmując słowa
Apostoła, zdajemy sobie sprawę, że nasza jedność z Chrystusem,
stawanie się członkami Jego Kościoła, Ekklesia, <str. 436>
których imiona zapisane są w niebie, rozpoczęło się
w momencie, gdy zostaliśmy ochrzczeni w Jego śmierć.
Kiedy i jak byliśmy ochrzczeni w śmierć Pańską?
Odpowiadamy, że ten chrzest w śmierć z Panem, to
przytłoczenie, pogrzebanie naszego ja, naszych ciał, którego
skutkiem było stanie się członkami Jego Ciała jako Nowe
Stworzenia, dokonało się w chwili, gdy w pełni
podporządkowaliśmy Mu naszą wolę – poświęciwszy Mu wszystko,
aby Go naśladować i okazywać posłuszeństwo aż do śmierci.
Wola
wyobraża całą osobę i wszystko, co ona posiada. Wola
sprawuje władzę nad ciałem, rękami, nogami, oczami, ustami
i umysłem. Wola kieruje także kieszenią, kontem w banku,
nieruchomościami. Zarządza naszym czasem, umiejętnościami
i wpływami. Każda będąca w naszym posiadaniu rzecz,
przedstawiająca jakąkolwiek wartość, podlega woli. Dlatego, kiedy
poddajemy Panu naszą wolę lub – jak gdzie indziej mówi Pismo
Święte – „serca”, oddajemy Mu wszystko. Pogrzebanie naszej
ludzkiej woli i oddanie się pod wolę Chrystusa oznacza naszą
śmierć jako istot. „Albowiemeście umarli i żywot wasz
skryty jest z Chrystusem w Bogu” – Kol. 3:3. Ta śmierć
i pogrzeb to właśnie nasz chrzest w śmierć. Zatem
z Boskiego punktu widzenia nie powinniśmy już uważać siebie
za istoty ludzkie, o ludzkiej naturze, „z ziemi ziemskie”
i o ziemskich dążeniach i nadziejach, lecz za Nowe
Stworzenia w Chrystusie Jezusie.
Po
owym pogrzebaniu, zanurzeniu naszej woli w wolę Chrystusa,
następuje moment spłodzenia do nowości życia, do nowej natury.
Nasz Pan poświęcił swą ludzką naturę, aż do śmierci czyniąc
wolę Ojca, a mimo to nie pozostał w śmierci, lecz został
wzbudzony z martwych do nowości natury. Podobnie i my,
którzy przez poświęcenie stajemy się „umarłymi z nim”,
mając udział w Jego poświęceniu, nie pozostajemy w stanie
śmierci, lecz przez wiarę możemy być natychmiast wzbudzeni do
świadomości naszego pokrewieństwa z Panem jako Nowe
Stworzenia. I tak Apostoł oznajmia: „Wy nie jesteście
w ciele, ale w duchu, gdyż Duch Boży mieszka w was”
– Rzym. 8:9. Dla świata jest to „ukryta tajemnica”*. Nie
docenia <str. 437> on naszego wynikającego z wiary
usprawiedliwienia w oczach Bożych, lecz uważa nas za ludzi,
którzy – jak inni – nadal trwają w grzechu. Świat nie
widzi też powodu, dla którego mielibyśmy się ofiarować
i poświęcać swą wolę Panu, być umarłymi jako istoty
ludzkie po to, by mieć udział z Nim jako Nowe Stworzenia. Nie
dostrzega naszego poświęcenia ani jego przyjęcia, nie rozumie
symbolicznego zmartwychwstania do nowości życia, nowości nadziei,
nowości ambicji, do nowego rodzaju związku z Bogiem przez
Chrystusa. Wierzymy naturalnie, że ludzie widzą pewne owoce naszego
życia, nie spodziewamy się jednak, by w obecnych warunkach
wydały im się one dobre, mądre czy wartościowe. „Świat nie zna
nas [jako Nowych Stworzeń], iż onego nie zna” – 1 Jana
3:1.
*
Tom I, Wykład V
Wszystko
to jest dla wierzących jedynie naśladowaniem Jezusa – wzięciem
swego krzyża i pójściem za Nim. Będąc świętym, niewinnym,
niepokalanym, odłączonym od grzeszników, nie musiał On oczekiwać
żadnej ofiary za grzech, bo „nie znał grzechu”. I gdy
tylko według Zakonu osiągnął wiek dojrzały (trzydzieści lat),
natychmiast uczynił całkowite poświęcenie samego siebie, zupełne
ofiarowanie swych ziemskich spraw, nadziei, ambicji i pragnień,
by czynić wyłącznie wolę Ojca. Gdy przyszedł do Jana nad Jordan,
Jego serce zdawało się mówić to, co zostało proroczo
zapowiedziane: „Oto idę (na początku księgi napisano o mnie),
abym czynił, o Boże! wolę twoją! pragnę, albowiem zakon
twój jest pośrodku wnętrzności moich” (Psalm 40:8 9; Hebr.
10:7). Poświęcając się woli Ojca, nasz Pan zdawał sobie sprawę,
że okazany przez Niego na zewnątrz chrzest symbolizował poddanie
Jego ziemskiego życia i natury, które już były zanurzone,
pogrzebane w woli Ojca, i to aż do śmierci. Jego
zanurzenie w wodzie było jedynie symbolicznym okazaniem chrztu,
czyli pogrzebania Jego woli, co nastąpiło już wcześniej. Chrzest
był więc ogromnie ważny dla Jezusa, ale nie dla Jana. Jan dziwił
się, że ten, „który nie znał grzechu”, miał być ochrzczony,
a chrzest Janowy był przecież dla przestępców Przymierza
Zakonu na odpuszczenie grzechów.
Nikt
poza Panem Jezusem nie rozumiał w pełni, dlaczego <str.
438> „przystało” Mu, by wypełnił wszelką sprawiedliwość.
Nikt oprócz Niego nie zdawał sobie sprawy, że mimo iż Jemu nie
był potrzebny taki chrzest (symboliczne oczyszczenie z grzechu),
gdyż nie był grzesznikiem, to jednak przystało Mu, aby jako
przyszła Głowa przyszłego Ciała stawił siebie za przykład.
Miała to być lekcja dla wszystkich Jego naśladowców – nie tylko
owych członków Ciała, którzy według ciała pochodzili z domu
Izraela, ale i dla tych, którzy byli jeszcze obcymi,
cudzoziemcami i przychodniami. Godziło Mu się okazać symbol
pełnego poświęcenia woli i wszystkiego, co miał, aż do
śmierci, abyśmy my mogli w przyszłości kroczyć Jego
śladami.
Bez
trudu możemy wykazać, że chrzest naszego Pana z rąk Jana nie
był rzeczywistym chrztem, lecz tylko obrazem, symbolem. Zauważmy
mianowicie Jego słowa wypowiedziane przed ostatnią wieczerzą: „Mam
być chrztem ochrzczony, a jakom jest ściśniony, póki się to
nie wykona” – Łuk. 12:50. Nasz Pan wskazuje tutaj, że Jego
chrzest nie miał być chrztem z wody, lecz chrztem śmierci –
chrztem w śmierć, zgodnie z Boskim rozporządzeniem –
jako cena odkupienia człowieka, ofiara za grzech.
Poświęciwszy
się tym chrztem śmierci, kiedy tylko stało się to możliwe, czyli
w wieku trzydziestu lat, i dokładnie wypełniając
wymagania tego poświęcenia przez trzy i pół roku swej misji,
„na każdy dzień umierał”, wylewał na śmierć swoją duszę,
zużywał swą energię, siłę, życie w służeniu Ojcu, swoim
naśladowcom, a w szerokim znaczeniu – w służbie
swoim wrogom. Wreszcie, gdy wiedział, że nadchodzi kres Jego chrztu
śmierci, jego pełne wykonanie i gdy czuł ciężar doświadczeń
oraz trudności przytłaczających Go coraz bardziej z każdą
chwilą, nie mając nikogo, kto by Mu współczuł – „nikt z ludu
nie był z nim”, nikt, kto rozumiałby okoliczności
i sytuację oraz podzielił Jego smutek, okazał sympatię,
pocieszył czy pokrzepił – wtedy, pragnąc, by Jego próba już
się skończyła, Jezus zawołał: „Jakom jest ściśniony
[w wielkich trudnościach], <str. 439> póki się to [mój
chrzest śmierci] nie wykona” – Łuk. 12:50. Wkrótce dokonał
się Jego chrzest, gdy umarł, wołając: „Wykonało się!”
Umiera
nie tylko Pan i Jego Ciało, Kościół, ale i cały świat.
Świat jednak nie ma udziału w śmierci Chrystusa tak jak
Kościół, Jego Ciało. Istnieje tu zasadnicza różnica. Cały
świat jest martwy na skutek wyroku, czyli przekleństwa, jakie
spadło na ojca Adama. Jednak nasz Pan, Jezus, nie był ze świata,
nie był jednym spośród umierających w Adamie. Jak się
przekonaliśmy, Jego życie było święte i oddzielone od życia
wszystkich grzeszników; mimo iż miał ziemską matkę*, nie
podlegał potępieniu. Dlaczego więc umarł? Pismo Święte
odpowiada, że „Chrystus umarł za grzechy nasze”. Jego śmierć
była ofiarą. Podobnie dzieje się z Kościołem, Jego Ciałem,
które chrzci się chrztem w Jego śmierć i ma udział
w Jego ofiarniczej śmierci. Członkowie Kościoła, z natury
będąc potomkami Adama, „dziećmi gniewu jak inni”, są jednak
najpierw usprawiedliwieni ze śmierci Adamowej ku żywotowi dzięki
swej wierze w naszego Pana, Jezusa i Jego dzieło
odkupienia. Najważniejszym celem usprawiedliwienia z Adamowego
potępienia do życia jest to, by dać im przywilej bycia
ochrzczonymi w Jezusa Chrystusa (czyli stania się członkami
Jego Ciała, Kościoła [ekklesia]) poprzez chrzest w Jego
śmierć, czyli poprzez uczestniczenie w Jego śmierci jako
współofiarnicy. Ach, jak ogromna jest różnica między byciem
umarłym w Adamie a byciem umarłym w Chrystusie!
*
Tom V, Wykład IV
Tajemnica
naszego związku z Chrystusem poprzez ofiarę, przez chrzest
śmierci teraz, a następnie poprzez łączność i jedność
z Nim w przyszłej chwale, jest dla świata niepojęta.
Powinna jednak być doceniana przez wiernych Pańskich, a Pismo
Święte wielokrotnie ją poświadcza. „Jeśli z nim cierpimy,
z nim też królować będziemy”, „Jeśliśmy tedy
z Chrystusem umarli, wierzymy, iż też z nim żyć
będziemy”, „dziedzicami w prawdzie Bożymi,
a spółdziedzicami Chrystusowymi, jeśli tylko z nim
cierpimy [jeśli doświadczamy z Nim chrztu śmierci jako Jego
Ciało], abyśmy też z nim byli uwielbieni” (2 Tym.
2:12; Rzym. 6:8, 8:17). <str. 440>
W czwartym
wersecie zapisu, nad którym się zastanawiamy [Rzym. 6:4], Apostoł
powtarza tę samą myśl z innego punktu widzenia:
„Pogrzebieniśmy tedy z nim przez chrzest w śmierć”.
Znowu brak tutaj odniesienia do chrztu z wody, jest natomiast
podkreślenie znaczenia chrztu śmierci, naszego poświęcenia aż do
śmierci. Apostoł kontynuuje swój wywód, podając powód naszego
chrztu w śmierć Chrystusa: „Aby jako Chrystus wzbudzony jest
z martwych przez chwałę ojcowską, tak żebyśmy i my
w nowości żywota chodzili”. Apostoł tylko pośrednio odnosi
się do naszego udziału w pierwszym zmartwychwstaniu, kiedy
będziemy uczestnikami chwały naszego Pana w Jego Królestwie;
słowa te dotyczą przede wszystkim obecnego życia. Każdy, kto
w pełni poświęca swe życie Panu, aby umrzeć z Nim
i być z Nim współofiarnikiem w służbie Prawdy,
musi, żyjąc w tym świecie, uważać, że jest odrębny
i różny od ludzi, którzy go otaczają. Zawarte przymierze
polega na umieraniu dla ziemskich rzeczy, które tak absorbują
innych, a które dla Nowego Stworzenia mogą tylko spełniać
rolę narzędzi w jego służbie. Przez Odkupiciela Nowe
Stworzenie ożywa dla niebiańskich rzeczy i nadziei, które są
niewidoczne i niezrozumiałe dla otaczającego nas świata.
Zgodnie z tym nasze życie w świecie powinno być nowe,
różne i oddzielone od życia tych, którzy są wokół nas,
ponieważ zostaliśmy ożywieni nowym duchem, nowymi, niebiańskimi
nadziejami i celami.
W piątym
wersecie nadal nie znajdujemy najmniejszej wzmianki dotyczącej
chrztu z wody, choć może na pierwszy rzut oka zdaje się, że
tak nie jest. „Bo jeśliżeśmy z nim wszczepieni
w podobieństwo śmierci jego, tedy też i w podobieństwo
zmartwychwstania wszczepieni z nim będziemy.” Gdyby
„wszczepienie w podobieństwo śmierci jego” należało
rozumieć jako chrzest w wodzie, oznaczałoby to podkreślenie
chrztu z wody o wiele bardziej, niż jakikolwiek nauczyciel
byłby skłonny przyznać. Czego najbardziej dotyczy nasza
chrześcijańska nadzieja? Czyż nie udziału w zmartwychwstaniu
Pana, w pierwszym zmartwychwstaniu? Apostoł Paweł przedstawił
to jako wspaniały cel jego dążeń i nadzieję, na której się
koncentrował: „Żebym go poznał i moc zmartwychwstania jego
[jako członek <str. 441> Jego Ciała, Kościoła],
i społeczność ucierpienia jego, przykształtowany będąc
śmierci jego. Owabym jakimkolwiek sposobem doszedł powstania
z martwych” – Filip. 3:10 11. W świetle tych słów
rozumienie, iż werset Rzym. 6:5 oznacza, że udział
w zmartwychwstaniu Chrystusowym jest pewnym następstwem chrztu
w wodzie, byłoby oczywistym zaprzeczeniem każdego innego
zapisu oraz pogwałceniem zdrowego rozsądku. Dlaczegóżby
wszczepienie czy pogrzebanie w wodzie miało spowodować udział
w pierwszym zmartwychwstaniu? Tysiące ludzi zostało
wszczepionych, pogrzebanych czy zanurzonych w wodzie, lecz
śmiało można założyć, że nigdy nie będą mieli udziału
w „pierwszym zmartwychwstaniu”, zmartwychwstaniu Chrystusa.
Jeżeli
jednak zrozumiemy, że werset ten, zgodnie z dwoma poprzednimi,
odnosi się do chrztu w śmierć, wszczepienia w śmierć,
w podobieństwo śmierci Chrystusa, wtedy wszystko staje się
jasne i logiczne. Zostaliśmy powołani przez Pana do
współdziedzictwa z Jego Synem, do cierpienia i umierania
z Nim oraz do życia i królowania wraz z Nim. Dlatego
więc, jeśli tylko będziemy wierni temu powołaniu, wszczepieni
i pogrzebani w Jego śmierć, tak jak On był pogrzebany
w śmierć, to jako oddani żołnierze Boga i słudzy
Prawdy otrzymamy na koniec pełną nagrodę, obiecaną takim przez
Boga: udział w pierwszym zmartwychwstaniu – do chwały, czci
i nieśmiertelności.
Chrzest
w śmierć jest rzeczywistym chrztem dla Kościoła, podobnie
jak był rzeczywistym chrztem dla naszego Pana. Chrzest w wodzie
jest tylko symbolem, czyli obrazem rzeczywistego chrztu – tak dla
nas, jak był dla Niego. Dowodzą tego słowa Jezusa skierowane do
dwóch z Jego uczniów – Jakuba i Jana. Poprosili oni
Pana, by im obiecał, że kiedyś w Królestwie zasiądą jeden
po Jego prawicy, drugi po lewicy. Nasz Pan odrzekł: „Nie wiecie,
o co prosicie. Możecież (...) chrztem, którym ja się chrzczę
[w znaczeniu ciągłym], być ochrzczeni?” Jakub i Jan
zadeklarowali swoją gotowość udziału w Jego poniżeniu, jak
i chrzcie w śmierć, co spotkało się z Pańską
aprobatą: „Kielichci, który ja piję, pić będziecie i chrztem,
którym ja się chrzczę, ochrzczeni będziecie” (Mar. 10:35 39).
<str. 442> Każdemu powołanemu, którego serce jest gotowe na
te doświadczenia, Pan udzieli tego przywileju, jak i swej
pomocy. Tacy będą rzeczywiście zanurzeni w śmierć
Chrystusa, a w rezultacie otrzymają udział w pierwszym
zmartwychwstaniu oraz w związanej z nim chwale Królestwa.
Najwyraźniej nasz Pan nie odnosił się tu do chrztu w wodzie.
Ci dwaj uczniowie byli bowiem z Nim od początku Jego służby
i jako Jego przedstawiciele chrzcili ludzi w wodzie Janowym
„chrztem pokuty na odpuszczenie grzechów” (Jan 3:22 23,
4:1 2; Mar. 1:4). Pytanie naszego Pana o ich gotowość
udziału w Jego chrzcie nie zostało przez apostołów źle
zrozumiane. Było dla nich oczywiste, że nie wymagał On od nich
ponownego zanurzenia w wodzie. Wiedzieli dobrze, że chodziło
o zanurzenie ich woli w Jego woli i woli Ojca, a co
za tym idzie – o ich udział w Jego ofierze, czyli
o codzienne umieranie, kładzenie życia za braci, aż do końca,
do rzeczywistej śmierci.
„Przez
jednego Ducha my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni”
– 1 Kor. 12:12 13.
Nikt
nie powinien rozumieć, że słowa Apostoła mówiące o naszym
chrzcie w śmierć z naszym Panem, o „chrzcie w jego
śmierć”, oznaczają chrzest duchem świętym. Śmierć i duch
święty to dwa odrębne zagadnienia, a więc te dwa rodzaje
chrztu są też różne i odrębne. Chrzest w śmierć
odnosi się do jednostki: każdy, kto chce się stać członkiem
Ciała Chrystusa, musi się indywidualnie poświęcić i ofiarować
swą wolę. Następnie, przyjmując tę ofiarę, Pan przez swego
ducha wspiera każdego poświęconego w oddawaniu życia
w służbie dla Prawdy i dla braci – aż do śmierci.
Chrzest ducha świętego natomiast był jednorazowym chrztem
obejmującym cały Kościół. Miał on miejsce w „górnym
pokoju” w Dzień Pięćdziesiątnicy. Nie wymagał
powtarzania, gdyż jego działanie w stosunku do Kościoła trwa
aż do dziś. Niektóre z zewnętrznych przejawów zostały
powtórzone tylko w przypadku Korneliusza. Miały one służyć
za dowód dla Piotra i dla wszystkich wierzących Żydów oraz
dla Korneliusza i dla wszystkich wierzących odtąd pogan –
<str. 443> dowód na to, że Bóg nie czyni różnicy między
Żydami a poganami ani nikogo nie dyskryminuje. Zanurzenie
w Dniu Pięćdziesiątnicy dokonało się, gdy górny pokój
został napełniony duchem świętym, tak że 120 obecnych tam braci
„wszyscy w jednym duchu zostali ochrzczeni [zanurzeni]”.
Apostołom dany został ponadto znak szczególnej łaski Bożej
w postaci rozdzielonych języków ognia nad ich głowami.
To
pomazanie duchem świętym odpowiadało namaszczaniu najwyższych
kapłanów i królów Izraela świętym olejkiem namaszczenia.
Olejek wylewany był na głowę i spływał po całym ciele.
Wylanie na głowę wyobrażało udzielenie ducha świętego naszemu
Panu w chwili Jego poświęcenia w wieku trzydziestu lat,
kiedy to Ojciec dał Mu ducha „nie pod miarą” (Jan 3:34). Gdy
nastał Dzień Pięćdziesiątnicy, a Pan, nasza uwielbiona
Głowa, ukazał się w obecności Ojca i dokonał
przebłagania za grzechy swego ludu, upoważniony został do „wylania
tego” świętego ducha Pięćdziesiątnicy zanurzającego Jego
Kościół, co oznaczało przyjęcie go przez Pana i przez Ojca
jako członków Kościoła [ekklesia], Jego Ciała, członków Nowego
Stworzenia. Jego Kościół, Jego Ciało rozwija się od tego czasu,
a duch święty spoczywa nad nim i w nim. Każdy nowy
członek jest dołączany do Kościoła, Jego Ciała, stając się
uczestnikiem jednego chrztu z ducha, który stosuje się do
Ciała, Kościoła, i je przenika.
Rozważany
werset łączy ten chrzest z ducha Dnia Pięćdziesiątnicy
z naszym osobistym chrztem w śmierć i ukazuje ich
wzajemny stosunek. Jako ludzie usprawiedliwieni, ochrzczeni jesteśmy
w śmierć; natomiast jako członkowie Nowego Stworzenia
jesteśmy pomazani duchem świętym i stajemy się członkami
Ciała Chrystusowego, Ekklesia. Jak już zauważyliśmy, aby nasza
ofiara mogła być przyjęta, a my uznani za „umarłych
z nim”, z naszym Panem i Głową, musimy wpierw,
przez wiarę w Odkupiciela, zostać usprawiedliwieni z grzechu
Adama i ze śmierci. Ponadto musimy poświęcić, ofiarować,
nasze usprawiedliwione „ja” i stać się członkami Nowego
Stworzenia, by mógł się rozpocząć proces <str. 444>
umierania, który przy łasce Pańskiej dopełni naszego chrztu
w śmierć na podobieństwo chrztu naszego Pana w śmierć
i zapewni udział w Jego pierwszym zmartwychwstaniu. Zgadza
się to z przedstawionym już wnioskiem, że to nie
usprawiedliwienie czyni nas Nowymi Stworzeniami – członkami Ciała
Chrystusa – lecz chrzest w śmierć wraz z Nim, jak mówi
Apostoł: „Albowiem jako ciało jedno jest, a członków ma
wiele, (...) tak i Chrystus. Albowiem przez jednego Ducha my
wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni, (...) a wszyscy
napojeni jesteśmy w jednego Ducha” – 1 Kor. 12:12 13.
Obecny
Wiek Ewangelii jest „rokiem Pańskim przyjemnym”, podczas którego
jest On chętny przyjąć ofiary wierzących, ich zupełne
poświęcenie aż do śmierci. Każdy, kto swym poświęceniem
odpowiada na powołanie obecnego wieku (Rzym. 12:1), jest natychmiast
przyjmowany do grona członków „Kościoła pierworodnych, którzy
są zapisani w niebiosach” [Hebr. 12:23 BT]. Ta akceptacja,
jak zauważyliśmy, nie przesądza sprawy. Wszyscy poświęceni muszą
„umierać codziennie”, co oznacza, że ich stan całkowitego
poświęcenia ma być utrzymywany na każdy dzień, aż i oni
będą mogli powiedzieć: „Wykonało się”. Poświęcenie wymaga
stałej, cierpliwej i wiernej wytrwałości w ofiarowaniu
i dobrym postępowaniu. Końcem ma być, jak w przypadku
naszego Pana i Głowy, literalna śmierć. Jest bowiem napisane:
„Jam rzekł: Bogowieście [elohim – moc mający], a synami
Najwyższego wy wszyscy jesteście. A wszakże jako i inni
ludzie pomrzecie, a jako jeden z książąt upadniecie”;
nie jak książę Adam, przestępca, lecz jak książę Jezus,
uczestnicząc w Jego śmierci (Psalm 82:6 7). Wierność
i codzienne umieranie są niezbędne, by uczynić nasze
powołanie i wybranie pewnym. Tylko tym, którzy wiernie kroczą
w Pańskie ślady, dano obietnicę chwały, czci
i nieśmiertelności, przewidzianą dla wiernych zwycięzców –
„wybranych” członków Nowego Stworzenia. Nasz Pan mówi: „Bądź
wierny aż do śmierci, a dam ci koronę żywota” – Obj.
2:10. Widzimy zatem, że z Kościołem jest tak, jak było
z naszym Panem i Głową – to poświęcenie <str. 445>
przynosi pierwsze owoce ducha, a wierność na co dzień
utrzymuje ciągłe błogosławieństwo ducha, pomnażając radości
i owoce, podczas gdy wierne wypełnienie przymierza –
w rzeczywistej śmierci – jest niezbędne do osiągnięcia
pełnego dziedzictwa – udziału w pierwszym zmartwychwstaniu,
w jego chwale i zaszczytach (Efezj. 1:12 14; Rzym.
8:16 17).
Chrzest
ognia
Zwróciliśmy
już w znacznej mierze uwagę* na skierowane do Żydów słowa
Jana Chrzciciela o Jezusie: „Ten was chrzcić będzie Duchem
Świętym i ogniem” – Mat. 3:11. Zapowiadały one
błogosławieństwo dla wierzących Izraelitów w Dzień
Pięćdziesiątnicy oraz ogień gniewu Bożego, „gniew aż do
końca” (1 Tes. 2:16), który przyszedł na pozostałą część
tego narodu. Chrzest ognia nie jest błogosławieństwem, nie jest
więc rozsądne, aby chrześcijanie modlili się o taki chrzest.
Przy końcu Wieku Żydowskiego chrzest taki dotknął „plew” tego
narodu. Nasz Pan zapowiada, że podobnie będzie pod koniec Wieku
Ewangelii, gdy „ogień” strawi klasę „kąkolu”
chrześcijaństwa. Będzie to chrzest ognia, przerażający ucisk,
„czas uciśnienia, jakiego nie było, jako narody poczęły być”
(Dan. 12:1).
*
Tom V, Wykład IX
Symboliczny
chrzest w wodzie
Zwróciliśmy
już uwagę na różne rodzaje chrztu w wodzie powszechne wśród
chrześcijan i z reguły mylnie uważane przez nich za
prawdziwy chrzest. Wykazaliśmy, jak błędne i niekonsekwentne
są kryteria oparte na tych chrztach z wody, które nie mają
wpływu na serce i które są najwyżej symbolem, choć ich
zwolennicy uważają, że nie jest to symbol, gdyż nie rozumieją
jasno istoty rzeczywistego chrztu w śmierć z Chrystusem.
Jak prostą, a jednocześnie jak prawdziwą staje się owa próba
prawdziwego chrztu Kościoła Chrystusowego – Ciała, Ekklesia –
którego imiona zapisane są w niebie, niezależnie <str.
446> od ziemskiej przynależności! Prawdziwy chrzest jest
w istocie bramą wejściową do prawdziwego Kościoła. Nikt
bowiem nie może być dopuszczony ani zapisany w poczet członków
Kościoła, Ciała Chrystusa, oraz jako taki mieć zapisane swoje
imię w niebie, jeśli najpierw nie doświadczy chrztu woli,
serca w śmierć Chrystusa, stając się w ten sposób
członkiem Jego Kościoła, który „dopełnia ostatków ucisków
Chrystusowych” (Kol. 1:24). O, tak! Ci wszyscy wierzący,
którzy się tak poświęcają i chrzczą w śmierć wraz
z Panem, na pewno są prawdziwą „pszenicą” i nikt
z nich nie jest „kąkolem”. Brama wody może przepuścić
„kąkol” razem z „pszenicą” do Kościoła baptystów,
ale brama chrztu w śmierć wpuści do prawdziwego Kościoła
wyłącznie klasę „pszenicy”, ponieważ nikt inny nie będzie
się chciał ubiegać o takie warunki, choć niektórzy mogą to
do pewnego stopnia imitować, tak jak „kąkol” imituje
„pszenicę”.
Patrząc
z tego punktu, da się zauważyć, że wśród prezbiterian,
metodystów, luteran, episkopalian, kongregacjonalistów, rzymskich
katolików oraz wśród „uczniów” i baptystów również
mogą się znaleźć członkowie prawdziwego Kościoła, ochrzczeni
w Jezusa Chrystusa poprzez chrzest w Jego śmierć.
Z drugiej strony, niewątpliwie znaczna większość członków
wszystkich wyznań (włącznie z „uczniami” i baptystami
zanurzonymi w wodzie) nie ma udziału ani części w Ciele
Chrystusa, w prawdziwym Kościele [ekklesia], jako że nie
weszli przez rzeczywistą bramę do rzeczywistego Kościoła, poprzez
rzeczywisty chrzest w „jego śmierć”. Nie da się temu
zaprzeczyć.
Podkreśliwszy
zatem za przykładem Apostoła znaczenie prawdziwego chrztu, zajmijmy
się jego symbolem – chrztem w wodzie. Zastanówmy się
najpierw, czy symbol jest właściwy i konieczny dla tych,
którzy są już ochrzczeni prawdziwym chrztem. Następnie rozważmy,
co jest właściwym jego symbolem.
Czy
symboliczny chrzest jest niezbędny?
Świadectwo
Pana i apostołów jasno wskazuje na zasadność symbolicznego
chrztu, chrztu w wodzie, jako że oni sami ochrzczeni zostali
wodą i zalecali to innym, nie tylko Żydom, <str. 447>
ale i nawróconym poganom. Wykazaliśmy powyżej, że chrzest
Pana Jezusa różnił się zupełnie od chrztu Janowego
przeznaczonego dla wszystkich Żydów. Chrzest Pana nie był chrztem
pokuty na odpuszczenie grzechów. Jan nie rozumiał tego zagadnienia.
Nasz Pan, ustanawiając symbol własnej śmierci, nie próbował
wyjaśniać zagadnień, których Jan i jemu współcześni nie
mogli zrozumieć, bowiem jeszcze nie był dany duch święty, gdyż
Jezus nie dokonał jeszcze swej ofiary za nasze grzechy ani nie był
uwielbiony, tak by przedłożyć ofiarę w naszej sprawie. Pan
Jezus zobowiązał apostołów, a przez nich i nas,
następującymi słowy: „Idąc tedy, nauczajcie wszystkie narody,
chrzcząc je w imię [z upoważnienia] Ojca i Syna,
i Ducha Świętego” – Mat. 28:19 20. Polecenie to
obowiązuje przez cały Wiek Ewangelii i to na jego podstawie
odbywa się dziś praca wszystkich służących Prawdzie. Pan nie
mówił tu o chrzcie z ducha w Dniu Pięćdziesiątnicy,
ponieważ nie było w mocy apostołów chrzcić ludzi w ten
sposób. Prawo to posiadał i posiada wyłącznie sam Pan.
Apostołowie oraz wszyscy wierni nauczyciele Słowa Pańskiego
otrzymali natomiast upoważnienie do nauczania ludzi o łasce
Bożej okazanej w Chrystusie, o usprawiedliwieniu,
o uświęceniu, o poświęceniu, o chrzcie w śmierć
z Chrystusem, jeśli chcieliby oni uczestniczyć w nowej
naturze i przyszłej chwale. W skład chrztu wchodził
także i symboliczny chrzest w wodzie, który miał być
zewnętrznym znakiem dla innych, oznajmiającym wewnętrzne
poświęcenie serca osoby wierzącej. Nasz Pan również najpierw
w sercu poświęcił się swemu Ojcu, a następnie okazał
to poprzez symbol chrztu w wodzie.
Z wszystkich
nauk natchnionych apostołów wynika, że rozumieli oni własne
i nasze zobowiązanie. Opowiadali ludziom najpierw o łasce
Bożej okazanej w dziele odkupienia i zachęcali ich do
wiary, która dawała usprawiedliwienie życia. Nakłaniali do
pełnego poświęcenia serca, mówiąc: „Proszę was tedy, bracia
[już nie grzesznicy, lecz tymczasowo usprawiedliwieni przez wiarę
w Chrystusa, a zatem <str. 448> określeni mianem
„domowników wiary”, „braci”], przez litości Boże [których
część otrzymaliście w swym usprawiedliwieniu], abyście
stawiali ciała wasze ofiarą żywą, świętą [usprawiedliwioną],
przyjemną Bogu, to jest rozumną służbę waszą”. Było to
zaproszenie do poświęcenia, do ofiary, do chrztu „w śmierć
jego”. Wszyscy, którzy chętnie i z odpowiednim
nastawieniem i oceną słuchali Słowa, byli chrzczeni – nie
tylko przez swój rzeczywisty, wewnętrzny ślub poświęcenia, lecz
także symbolicznie – chrztem z wody, będącym tegoż
zewnętrznym świadectwem.
Zauważmy
następujące wersety, świadczące o tym, że wszyscy
apostołowie praktykowali chrzest nie tylko Żydów, ale i pogan.
Czytamy o ludziach z Samarii: „A gdy uwierzyli
Filipowi, (...) chrzcili się mężowie i niewiasty [nie
dzieci]” – Dzieje Ap. 8:12. Nawrócony przez kazanie Filipa
Etiopczyk także został ochrzczony w wodzie (Dzieje Ap.
8:35 38). Kiedy Piotr głosił Korneliuszowi i jego
domownikom, „przypadł Duch Święty na wszystkie słuchające
[rozumiejące] tych słów [a zatem nie niemowlęta]. (...)
I rozkazał je pochrzcić” – Dzieje Ap. 10:44 48.
Czytamy znowu: „Wiele z Koryntczyków słuchając, uwierzyli
i ochrzczeni są” – Dzieje Ap. 18:8 oraz „Lidyja, która
szarłat sprzedawała w mieście tyjatyrskim, Boga się bojąca,
słuchała, której Pan otworzył serce, aby pilnie słuchała tego,
co Paweł mówił, (...) ochrzciła się i dom jej” – Dzieje
Ap. 16:14 15. Gdy stróż więzienny w Filippi uwierzył,
został ochrzczony przez Pawła i Sylasa w więzieniu
(Dzieje Ap. 16:33). Czytamy również: „Ochrzciłem też i dom
Stefanowy” –1 Kor. 1:16.
W ostatnim
przypadku Apostoł wspomina co prawda, że ochrzcił niewielu, lecz
było to najpewniej spowodowane „bodźcem” w jego ciele,
słabym wzrokiem. Tym, którzy zostali przez niego ochrzczeni,
usłużył on prawdopodobnie osobiście, gdyż nie było w okolicy
nikogo innego odpowiedniego do pełnienia tej usługi. Paweł
dziękował Bogu, że ochrzcił tak nielicznych. Nie oznacza to
jednak zmiany w rozumieniu konieczności rzeczywistego czy
symbolicznego chrztu. Paweł cieszył się natomiast, iż wobec <str.
449> dysputy i podziałów wiodących do stwierdzeń: „jam
jest Pawłowy”, „jam jest Apollosowy” lub „jam jest Piotrowy”
on mógł powiedzieć, że niewielu ochrzcił osobiście i nie
mógł być posądzony o zabieganie o osobistych uczniów
ani chrzczenie we własnym imieniu, zamiast starania się o uczniów
dla Chrystusa i chrzczenia ich w Chrystusowym imieniu.
W świetle
wyraźnych orzeczeń Pisma Świętego co do postępowania Pana
i apostołów wielce pochopne byłoby twierdzenie, że Biblia
nie uczy o symbolicznym czy wodnym chrzcie lub że stosuje się
on tylko do Żydów, albo że miał on być jedynie wstępnym
działaniem. W rzeczywistości bowiem chrzest był głoszony
i praktykowany od początku Wieku Ewangelii aż do dziś, choć
towarzyszą mu różnorodne formy i ceremonie oraz mniej lub
bardziej błędne pojęcia co do jego znaczenia, zaciemniające
symbolikę i zatracające wartość rzeczywistego chrztu.
Uzasadnione jest na pewno respektowanie chrztu z wody przez
wszystkich chrześcijan jako ustanowionego przez Boga. Jeśli ktoś
uparcie temu zaprzecza, nie będziemy się spierać. Wierzymy jednak,
że jeśli w jego sercu miał miejsce prawdziwy chrzest
i poddanie jego woli pod wolę Pana, i jeśli umarł on dla
własnego „ja” i dla świata, a ożył dla Boga przez
Jezusa Chrystusa, naszego Pana – Bóg objawi mu i tę kwestię
w odpowiednim czasie (Filip. 3:15).
Na
razie radujmy się z tymi, którzy odnaleźli właściwy chrzest
i stali się jego uczestnikami. Powinszujmy im odnalezienia
prawdy, gdyż znacznie lepiej jest zrozumieć prawdziwy chrzest, nie
dostrzegając symbolu, niż dostrzegać symbol, a nie
rozpoznawać rzeczywistości. Mając to na uwadze, bez względu na
to, jak bardzo doceniamy chrzest symboliczny, nie możemy
chrześcijańskiej społeczności opierać na nim, lecz jedynie na
rzeczywistym chrzcie w śmierć Chrystusa. Zatem wszyscy, którzy
przyjmują Pana jako Odkupiciela oraz wyznają pełne poświęcenie
serca i życia dla Niego, są dla nas braterstwem w Chrystusie
Jezusie, członkami Kościoła [ekklesia], a ich imiona zapisane
są w niebie. Są oni Nowymi Stworzeniami w <str. 450>
Chrystusie i nie jest ważne, czy są żydowskiego czy
pogańskiego pochodzenia, czy są wolnymi czy niewolnikami,
mężczyznami czy kobietami, ochrzczonymi czy też nieochrzczonymi
chrztem w wodzie.
Nie
zapominajmy jednak, że większa wiedza pociąga za sobą nie tylko
większe przywileje i radości, ale i większą
odpowiedzialność. Każdy więc, kto dostrzega piękno i wagę
symbolu chrztu w wodzie, staje tym samym przed kolejną próbą
co do umartwienia swej własnej woli, czyli prawdziwego chrztu
w śmierć z Panem. Łatwo zauważyć, że niespełnienie
symbolu w takiej sytuacji oznaczałoby wycofanie ofiary
i uchybienie dziełu czynienia swego powołania i wybrania
pewnym.
Właściwy
symbol chrztu
Nie
zamierzamy rozważać rozmaitości argumentów „za i przeciw”
odnośnie metody, jaką posługiwali się pierwotnie apostołowie
przy udzielaniu symbolicznego chrztu – czy było to kropienie,
polewanie czy zanurzanie. Chcemy jednak zauważyć, że żadne
niemowlę nie mogło posiadać takiego stanu serca i umysłu,
który uzasadniałby poświęcenie, czyli chrzest jego woli w wolę
Chrystusa, oznaczający śmierć dla własnego „ja” i dla
świata. Twierdzimy ponadto, że symboliczny chrzest nie mógł mieć
miejsca i być zasadny przed chrztem rzeczywistym, ponieważ
chrzest symboliczny przewidziany został jedynie jako zewnętrzny
wyraz, wyznanie tego, co już skrycie nastąpiło pomiędzy naszą
wolą i sercem a Panem.
Wynika
z tego, że znaczna większość chrześcijan nie doświadczyła
w ogóle symbolicznego chrztu z wody, jako że jest on
możliwy dopiero po ich świadomym złożeniu ślubu poświęcenia.
Zanurzenie dorosłych poprzedzające poświęcenie nie byłoby
bardziej skuteczne niż zwykła kąpiel i nie bardziej byłoby
symbolicznym chrztem niż pokropienie niepoświęconego niemowlęcia.
Każdy powinien się więc szczerze zastanowić, co jest prawdziwym
chrztem z wody, prawdziwym symbolem wyznaczonym przez Pana
i tego przestrzegać. Każde poświęcone serce, które naprawdę
umarło dla <str. 451> własnej woli i światowych
zapatrywań, będzie gorliwe w poznawaniu i czynieniu woli
Pańskiej w tej i w każdej innej sprawie. Gotowość
taką sugeruje następujące wyrażenie: „(...) aleście żywymi
Bogu w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym. 6:11).
Nawet
gdyby zamieszanie wokół metody przeprowadzania chrztu było tak
zupełne, a świadectwo dotyczące sposobu jego praktykowania we
wczesnym Kościele tak zawiłe, że nie mielibyśmy żadnych
informacji, by stwierdzić, czy apostołowie chrzcili przez
pokropienie, przez polanie czy przez zanurzenie, to rozumiejąc teraz
dobrze, na czym polega rzeczywisty chrzest, możemy jasno ocenić, co
stanowiłoby jego odpowiedni symbol, czyli obraz, a co nie. Po
rozważeniu wszystkich praktykowanych form, jedna tylko wydaje się
obrazować śmierć, pogrzebanie z Chrystusem. Nie dostrzegamy
żadnej symboliki śmierci z Chrystusem dla świata i własnego
„ja” w pokropieniu czoła kandydata większą czy mniejszą
ilością kropli wody ani też w wylaniu na niego wiadra wody.
Jeśli te metody mają jakiś symboliczny związek ze śmiercią, to
my nie umiemy go dostrzec. Kiedy jednak dochodzimy do zanurzenia, od
razu widzimy wspaniałą, uderzającą, przekonującą i odpowiednią
ilustrację znaczeń zawartych w prawdziwym chrzcie w śmierć.
Już samo greckie słowo baptidzo oznacza zanurzenie, pokrycie,
pochowanie, ogarnięcie. Także czynność zanurzenia w wodzie
plecami do tyłu w imię Chrystusa jest najbardziej uderzającym
obrazem pogrzebania, właściwym w każdym szczególe.
Sprawujący chrzest symbolizuje Pana. Idący do niego kandydat
odzwierciedla naszą wewnętrzną drogę do Pana w celu
otrzymania chrztu. Wyznając, że sami nie potrafimy umrzeć dla
własnego „ja” i dla świata, powierzamy siebie Panu
i prosimy, żeby przyjął chęć w miejsce uczynku i po
tym, jak zaniechaliśmy własnej woli, pogrzebał nas w swą
śmierć, zesłał doświadczenia, próby, wsparcie i ćwiczenia
pomagające nam wypełnić przymierze poświęcenia. Kiedy kandydat
wyrzeka się własnej woli, usługujący zanurza go łagodnie
w wodzie. Zanurzony tyłem, bezradny w wodzie, stanowi
dopełnienie obrazu naszej <str. 452> bezsilności wobec
śmierci. Gdy sprawujący chrzest podnosi go z wody i przywraca
do pozycji stojącej, widzimy znowu obraz tego, co Pan nam obiecał –
że wzbudzi nas z martwych we właściwym czasie swoją własną
mocą. Nie próbujemy narzucać zrozumienia tym, którzy się z nami
nie zgadzają. Stosowność tego symbolu przekonuje nas jednak, że
jego autorem jest Pan. Któż inny mógłby przygotować tak dokładne
odzwierciedlenie, czyli symbol całego tego przedmiotu?
Każdy,
kto dokonał rzeczywistego chrztu, kto oddał siebie Chrystusowi, aby
z Nim stać się umarłym i pogrzebanym na podobieństwo
Jego śmierci oraz kto docenia piękno tego symbolicznego obrazu,
z pewnością odczuwa przemożne pragnienie wypełnienia go we
własnym przypadku. Jego serce mówi zapewne: „Pragnę czynić wolę
twoją, Boże mój” [Psalm 40:9 NB].
Jakie
korzyści zaskarbiamy sobie, stosując się do tego symbolu?
Odpowiadamy, że nie ma korzyści z wypełnienia tylko jednej
części ślubu poświęcenia; pożytek odniesiemy dopiero wtedy, gdy
będziemy się starali wypełnić wszystkie warunki, od pierwszego do
ostatniego, wszystko, co wiąże się z zupełnym poddaniem swej
woli pod wolę Pana i z niestłumionym wysiłkiem
w podążaniu Jego śladami. Ostateczna korzyść czeka nas
dopiero na końcu podróży, w pierwszym zmartwychwstaniu do
chwały, czci i nieśmiertelności. Jednak pewna część tej
korzyści może być już teraz naszym udziałem. Zadowolenie umysłu,
pokój w sercu, przekonanie, że tak jak Pan staramy się
„wypełnić wszelką sprawiedliwość”, zapewniają nam Boży
pokój, który jak rzeka płynie miarowo, pewnie i z mocą
przez życie tych, którzy są Jego – pokój Boży w naszych
sercach, który przewyższa wszelki rozum.
Apostoł
mówi, że „jeden [jest] Pan, jedna wiara, jeden chrzest; jeden Bóg
i Ojciec wszystkich” (Efezj. 4:4 6). Skoro jest tylko
jeden właściwy chrzest, musi mu towarzyszyć tylko jeden właściwy
symbol. Chrześcijanie zasadniczo przyznają, że zanurzenie w wodzie
najbardziej odpowiada znaczeniu języka biblijnego. Na poparcie
przytaczamy komentarze pochodzące od osób, które uczestniczyły
zapewne w rzeczywistym chrzcie <str. 453> w śmierć
Chrystusa, ale na skutek zamieszania na punkcie jego symbolu wodnego
doszły do wniosku, że kwestia ta jest nieistotna.
Niektóre
świadectwa na ten temat
Jan
Kalwin, prezbiterianin: „Samo słowo ‘baptidzo’ oznacza
‘zanurzyć’. Zanurzenie było z całą pewnością
praktykowane w pierwotnym Kościele”. Institutes, księga IV,
rozdz. XV, art. 19
Dr
Macknight, prezbiterianin: „W czasie chrztu osoba chrzczona
jest pogrzebana w wodzie”; „Chrystus pozwolił się
ochrzcić, czyli pogrzebać w wodzie”.
Dr
Philip Schaff, prezbiterianin: „Zanurzenie, a nie pokropienie,
było bezsprzecznie oryginalną, normalną formą. Wskazuje na to
znaczenie greckich słów baptidzo, baptisma, baptismos”. Historia
Kościoła Apostolskiego, str. 568
W późniejszej
publikacji (1885) pisze on o tych „porównaniach”
następująco: „Wszystkie one przemawiają za zanurzeniem, nie za
pokropieniem, z czym w pełni zgadzają się najlepsi
egzegeci katoliccy i protestanccy, angielscy i niemieccy”.
Nauki dwunastu apostołów, str. 55 56
Marcin
Luter, luteranin: „Chrzest jest greckim słowem, które można
przełożyć jako ‘zanurzenie’. (...) Według mnie wszyscy
przychodzący do chrztu powinni być całkowicie zanurzeni w wodzie”.
Dzieła Lutra, tom I, str. 336
John
Wesley, metodysta: „Pogrzebani z Nim przez chrzest –
nawiązuje do dawnego sposobu zanurzania”.
Wall,
z kościoła episkopalnego: „Zanurzenie było
najprawdopodobniej przyjętym i naturalnym sposobem, w jaki
został ochrzczony nasz błogosławiony Zbawca i najpewniej
pierwsi chrześcijanie”. Historia chrztu niemowląt, tom I, str.
571, Oxford 1862
Dean
Stanley, z kościoła episkopalnego: „Przez pierwsze
trzynaście wieków powszechnym sposobem chrztu był ten opisany
w Nowym Testamencie. Samo znaczenie słowa ‘baptidzo’
wskazuje, że chrzczeni byli umieszczani pod wodą, zalewani,
zanurzani w wodzie”. Sakramenty chrześcijańskie, str. 17
<str. 454>
Brenner,
rzymski katolik: „Przez trzynaście stuleci chrzest powszechnie
i konsekwentnie oznaczał zanurzenie osoby w wodzie”.
Historyczny rys udzielania chrztu, str. 306
„Człowiek
był całkowicie zanurzany w wodzie.” Encyklopedia Kitto’a
„Chrzest
– zamoczenie, zanurzenie.” Encyklopedia Amerykańska
„Chrzest
był pierwotnie udzielany przez zanurzenie.” Encyklopedia Brande’a
„Chrzest
oznacza zanurzenie.” Słownik biblijny Smitha
„Baptidzo
– zanurzać w wodzie lub pod wodę.” Grecki leksykon Lidella
i Scotta
„Zanurzać,
zatapiać.” Grecki leksykon Robinsona
„Zanurzać,
zalewać, zatapiać.” Leksykon Greenfielda
Kto
może udzielać chrztu w wodzie
Skoro
wszyscy poświęceni, ochrzczeni w śmierć Chrystusa, stanowią
Królewskie Kapłaństwo i członków namaszczonego Ciała
Pańskiego, to w myśl słów z Mat. 28:19 są oni nie
tylko upoważnieni do nauczania ludzi i kierowania ich w ten
sposób w stronę chrztu, pogrzebania ich woli w wolę
Pana, lecz również do udzielania chrztu w wodzie jako symbolu
poświęcenia. Jeżeli nie ma w pobliżu osoby poświęconej,
która mogłaby wykonać tę symboliczną usługę, to nie znamy
racjonalnych przeciwwskazań, aby chrzest przeprowadziła wierząca
osoba niepoświęcona, a nawet światowa, niewierząca.
Rzeczywiste przymierze jest zawierane pomiędzy Panem a osobą
poświęcającą się. Chrzest w wodzie nie jest chrztem
rzeczywistym, lecz tylko obrazem, więc wykonujący tę usługę,
dobry czy zły człowiek, nie jest Panem, ale odgrywa jedynie rolę
przedstawiciela, który ma usłużyć zanurzanemu. Istnieje wszakże
określony porządek, którego dobrze jest przestrzegać, jak
w przypadku wszystkich spraw dotyczących zboru [ekklesia].
Wskazuje on, że najbardziej odpowiednimi do tej usługi osobami
byliby wybrani starsi. <str. 455>
Właściwe
słowa
Pismo
Święte nie podaje szczególnej formuły słownej na tę okazję,
gdyż jak widzimy, słowa mają tu drugorzędne znaczenie. Chrzest
byłby ważny, nawet gdyby odbywał się bez słów, ponieważ, jak
zaznaczyliśmy wcześniej, prawdziwe przymierze zostało zawarte
między chrzczonym a Panem, a czynność zanurzenia
w wodzie jest jego zewnętrznym wyznaniem. Nieistotne jest
zatem, w co wierzy lub nie wierzy usługujący, co powie lub
czego nie powie. Ważne są myśli i intencje serca osoby
chrzczonej w ten symboliczny sposób. Niemniej jednak na
podstawie słów Pana z Mat. 28:19 i słów Apostoła
z Rzym. 6:3 polecamy na tę okazję następującą prostą
formułę:
„Bracie
Janie [lub jakieś inne chrześcijańskie imię], w imię Ojca
i Syna, i ducha świętego, z tego upoważnienia, ja
ciebie chrzczę w Chrystusa”.
Powtórzenie
symbolu
Ponieważ
dawno zatraciło się prawdziwe znaczenie chrztu, wielu z tych,
którzy już byli zanurzeni w wodzie, pyta nas o ważność
ich chrztu i o to, czy należy go powtórzyć, czy nie.
Odpowiadamy, że symbol nie wymaga powtórzenia. Każdy powinien się
jednak zastanowić, czy chrzest nastąpił po pełnym poświęceniu
na śmierć, gdyż w przeciwnym razie nie miałby on żadnego
innego znaczenia lub wartości niż jakakolwiek inna kąpiel czy
zanurzenie w wodzie. Każdy musi zdecydować sam za siebie, czy
okazał posłuszeństwo temu świadectwu. Jeżeli jednak chrzest
w wodzie nastąpił po poświęceniu, czyli po chrzcie w śmierć,
nie zachodzi konieczność jego powtarzania, nawet jeśli wiedza na
ten temat nie była wówczas dostateczna.
Chrzest
nad umarłymi
„Cóż
uczynią ci, którzy się chrzczą nad umarłymi, jeśliż zgoła
umarli nie bywają wzbudzeni?” – 1 Kor. 15:29.
Błędne
zrozumienie powyższych słów Apostoła doprowadziło w wiekach
średnich do chrztu zastępczego: <str. 456> Chrześcijanie,
których przyjaciele umarli nieochrzczeni, chrzcili się za nich jako
ich przedstawiciele. Właściwe zrozumienie istoty rzeczywistego
chrztu jasno wskazuje na niestosowność takiego postępowania. Żaden
człowiek nie może poświęcić się w imieniu innego
człowieka, tak jak i nie może przekazać mu swego cielesnego
czy duchowego życia. To złe zrozumienie słów Apostoła
doprowadziło jednak do zamieszania w umysłach wielu tych,
którzy nie zauważyli, jak wielkie odstępstwo nastąpiło po
śmierci apostołów i jak nierozumne i szalone były
teorie i zwyczaje wówczas wprowadzone.
Apostoł
porusza temat zmartwychwstania. Podtrzymuje on tutaj i szczegółowo
omawia tę naukę. Zbór koryncki najwyraźniej spotkał się
z atakami na swoją wiarę w zmartwychwstanie.
W przytoczonym wersecie, kontynuując swą argumentację,
Apostoł zwraca uwagę Kościoła na fakt, iż wszyscy jego
członkowie zostali ochrzczeni i że ich chrzest przedstawiał
czy symbolizował śmierć w omówionym przez nas powyżej
znaczeniu. Wykazując brak logiki w tych nowych myślach,
Apostoł zapytuje, gdzie zasadność, gdzie wartość takiego
poświęcenia na śmierć, przedstawionego w ich chrzcie, jeżeli
prawdą ma być nowa teoria, przecząca w ogóle
zmartwychwstaniu. Koryntianie poświęcili się jako współczłonkowie,
by umierać wspólnie, umierać jeden za drugiego w społeczności
z Chrystusem, aby w ten sposób być umarłymi z Nim
jako członkowie Jego Ciała, członkowie wielkiej ofiary pojednania
za umarły świat, a to dlatego, że mieli nadzieję obiecanego
zmartwychwstania.
Apostoł
dowodzi, że poglądy chrześcijaństwa albo razem stoją, albo razem
upadają. Jeżeli nie ma powstania z martwych, to ci, którzy
zasnęli w Chrystusie, zginęli, tak jak reszta świata. A jeśli
tak jest i jeśli nie ma nadziei dla Kościoła, a przezeń
dla świata, to po co mielibyśmy poświęcać swe życie na śmierć?
Jesteśmy ochrzczeni w śmierć z Chrystusem, ochrzczeni za
umarłych, aby w przyszłości połączyć się z Nim jako
Życiodawcą dla świata – jako Nasienie Abrahamowe. <str. 457>