Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: F-9 ,   z 1904 roku.
Zmień język na

Wykład 6 - Porządek i Karność Nowego Stworzenia

Znaczenie ordynacji – Tylko dwunastu sług upełnomocnionych – „Kler” i „laicy” – Wybieranie starszych i diakonów – Ustanawianie starszych w każdym zgromadzeniu – Kto i w jaki sposób może wybierać starszych – Zwykła większość nie wystarcza – Różnorodność usługiwania – Usługiwanie płatne? – Karność w zborze – Mylnie rozumiane powołanie do głoszenia – „Napominajcie nieporządnych” – Napominanie nie jest powszechnym nakazem – Publiczne napominania nie powinny być częste – „Patrzcie, byście nie oddawali złem za złe” – Pobudzanie do miłości – „Społeczne zgromadzenie nasze” – Różnorodność i charakter naszych zebrań – Doktryny są nadal konieczne – Możliwość zadawania pytań – Przykłady pożytecznych zebrań – „Niech każdy będzie dobrze upewniony w umyśle swoim” – Posługi pogrzebowe – Dziesięciny, zbiórki pieniędzy, dobroczynność. 

ZASTANAWIAJĄC SIĘ nad tym zagadnieniem dobrze jest mieć na uwadze jedność Kościoła oraz to, że chociaż na całym świecie jest tylko jeden Kościół, to jednak w innym znaczeniu tego słowa każde odrębne zgromadzenie, każda grupa wierzących reprezentuje cały Kościół. Każde oddzielne zgromadzenie [ekklesia] powinno zatem uważać Pana za swą Głowę, zaś dwunastu apostołów za dwanaście jasno świecących gwiazd – nauczycieli, których Pan trzymał w swej ręce i którymi kierował, używając ich jako swych rzeczników do nauczania swego Kościoła w każdym miejscu, podczas każdego zgromadzenia przez cały wiek.

Każde zgromadzenie [ekklesia], nawet jeśli składa się z dwóch albo trzech osób, powinno uznawać wolę Głowy wobec wszystkich swoich spraw. Powinno ono trwać w poczuciu jedności ze wszystkimi zgromadzeniami [ekklesia] tej samej „kosztownej wiary” w ofiarę drogiego Odkupiciela i w obietnice Boże – widoczne na każdym miejscu. Z upodobaniem powinno dowiadywać się, jak mają się inne zbory i uznawać, że <str. 274> Pan jako nadzorca swego dzieła może obecnie, tak jak i w każdym innym okresie, używać specjalnych narzędzi do usługiwania Kościołowi jako całości, jak również użyć pewnych członków każdego, nawet małego lokalnego zgromadzenia. Ufając Bogu i uznając charakter sług, którymi się On posługuje – pokornych, gorliwych, mających dobre świadectwo i jasne zrozumienie Prawdy, dających dowody pomazania i namaszczenia duchem – zbory będą przygotowane na to, by spodziewać się takiego ogólnego posługiwania na potrzeby całego Kościoła oraz by starać się o uczestniczenie w tym ogólnym błogosławieniu i w udzielaniu „pokarmu na czas słuszny” obiecanego nam przez Pana. Powinny one także pamiętać o tym, że Bóg obiecał udzielić szczególnych błogosławieństw przy końcu tego wieku i że miał zaopatrzyć domowników wiary w rzeczy zarówno stare, jak i nowe, za pomocą odpowiednich kanałów według swego wyboru (Mat. 24:45 47).

Środkami, kanałami tych błogosławieństw będzie kierował sam Pan; On też będzie miał nad nimi nadzór. Wszyscy członkowie Ciała zjednoczeni z Głową powinni z ufnością oczekiwać wypełnienia się Jego obietnic; niemniej jednak powinni „doświadczać duchów”, czyli badać doktryny, bez względu na to, z czyich ust one wychodzą. Takie doświadczanie nie jest dowodem braku zaufania do tych, których uznajemy za prowadzone przez Boga narzędzia do przekazywania Prawdy. Jest natomiast znakiem wierności Panu i Prawdzie, wierności, która powinna przewyższać zaufanie do wszelkich ludzkich nauczycieli i ich wypowiedzi; dowodzi również, że są oni posłuszni nie głosowi ludzkiemu, lecz głosowi Najwyższego Pasterza; że ucztują oni przy Jego Słowie, miłują je oraz z lubością je spożywają i przyswajają. Tacy członkowie Ciała bardziej niż inni wzmacniają się i szybciej wzrastają w Panu i w sile mocy Jego, ponieważ zwracają baczniejszą uwagę na Pańskie kierownictwo i Jego nauczanie.

Ta ogólna jedność Ciała, ta ogólna solidarność, to ogólne nauczanie za pomocą powszechnego kanału, który Pan zamierzył dla zgromadzenia swych klejnotów w czasie swej wtórej obecności (Mal. 3:17; Mat. 24:31), nie stoją na przeszkodzie odpowiedniemu uznaniu porządku każdej z tych niewielkich grup, czyli zborów [ekklesia]. Bez względu na to, jak małe jest zgromadzenie, powinien w nim panować porządek. Używając słowa <str. 275> „porządek” nie mamy jednak na myśli sztywności czy formalizmu. Porządek działający najbardziej skutecznie i zadawalająco to taki, który działa bez hałasu i którego mechanizmy nie rzucają się w oczy. Nawet małe zgromadzenie, składające się np. z trzech, pięciu lub dziesięciu osób, powinno zwracać się ku Panu, aby zorientować się, jakie są Jego wskazania względem tego, którzy członkowie powinni być uznani za starszych, doświadczonych, najbardziej zaawansowanych w Prawdzie, cechujących się tymi różnymi kwalifikacjami na starszego, które, jak już wcześniej zauważyliśmy, są zarysowane w natchnionym Słowie, a do których należą: jasne zrozumienie Prawdy, zdolność jej nauczania, wzorowe pod względem moralnym życie i wreszcie umiejętność utrzymania porządku bez niepotrzebnego ścierania się, czego przykładem mogłaby być jego rodzina.

Jeżeli małe zgromadzenie będzie miało na uwadze Słowo i ducha Pańskiego i pozwoli, by te czynniki go pobudzały, to wynik jego jednomyślnych uchwał, wyrażony w wyborze usługujących, powinien być uważany za Pański zamysł w tym względzie – wybrani na starszych będą najlepsi i najodpowiedniejsi z całej grupy. Należy jednak troszczyć się o to, aby nie dokonywać takich wyborów bez właściwej rozwagi i modlitwy; w związku z tym wskazane jest, by wcześniej pojawiło się stosowne ogłoszenie o wyborach, należy też przyjąć, że tylko ci, którzy uważają się za Nowe Stworzenia (bez względu na płeć), powinni starać się o wyrażenie Pańskiego zamysłu w tej sprawie – przez głosowanie. Zaliczają się do nich ci, którzy odwrócili się od grzechu, w miarę możności starają się o naprawę i przyjęli ofiarę Pana Jezusa za podstawę swego pojednania z Bogiem, ci, którzy w zupełności ofiarowali się Panu, stając się uczestnikami pomazania i wszystkich przywilejów należnych „domowi synów”. Tacy jedynie zdolni są ocenić i wyrazić zamysły, czyli wolę Głowy Ciała. Jedynie ci stanowią Kościół, Ciało Chrystusowe, inni zaś, którzy nie ofiarowali się jeszcze, lecz wierzą w drogocenną krew, mogą być uważani za „domowników wiary”, których postępu można się spodziewać i których dobro należy mieć na uwadze. <str. 276>

Ustanawianie starszych w każdym zgromadzeniu

A gdy im przez głosy postanowili starsze w każdym zborze [ekklesia] i modlili się z postami, poruczyli je Panu” – Dzieje Ap. 14:23.

Forma powyższego zapisu oraz liczne wzmianki o starszych we wszystkich zborach usprawiedliwiają wniosek, że mamy do czynienia z konsekwentnym zwyczajem pierwotnego Kościoła. Wyraz „starsi” w powyższym wersecie obejmuje ewangelistów, pasterzy, nauczycieli i proroków (publicznych wykładowców); stąd też ważne jest, abyśmy się dowiedzieli, co znaczy wyraz „postanowili”. Ogólnie rzecz biorąc wyraz ten używany jest obecnie w związku z ceremonią mianowania kogoś na dany urząd. Lecz nie takie jest znaczenie greckiego słowa cheirotoneo, użytego w powyższym tekście. Oznacza ono „wybieranie przez wyciągnięcie ręki”, czyli nadal praktykowany sposób głosowania. Określenie tego rodzaju znajdujemy w „Analitycznej Konkordancji Biblijnej” prof. Younga. A ponieważ dzieło to uznawane jest za autorytet wśród prezbiterian, podamy też definicję zamieszczoną w „Wyczerpującej Konkordancji Stronga”, którą za autorytatywne źródło uznają metodyści. Strong definiuje rdzeń tego słowa jako: „ktoś wyciągający rękę, głosujący (przez podniesienie ręki)”.

Zupełnie inny wyraz grecki użyty został przez naszego Pana, gdy powiedział On o apostołach: „Alem ja was obrał i postanowiłem” – Jan 15:16. Występuje tu to samo słowo tithemi, którego użył Apostoł mówiąc o swoim postanowieniu: „Jam jest postanowiony za kaznodzieję i apostoła” – 1 Tym. 2:7. Lecz to „postanowienie”, jak Apostoł wyraźnie zaznacza, pochodziło „nie od ludzi ani od człowieka, ale przez Jezusa Chrystusa i Boga Ojca” (Gal. 1:1). Wszyscy członkowie pomazanego Ciała, zjednoczeni z Głową, współuczestnicy Jego ducha, są tak samo postanowieni – wprawdzie nie jak Paweł do apostolstwa, lecz jako słudzy Prawdy, a każdy odpowiednio według swych zdolności i możliwości (Izaj. 61:1). Tylko dwunastu było ustanowionych jako apostołowie – szczególni przedstawiciele i słudzy obdarzeni pełnomocnictwem.

Powracając do ustanawiania i uznawania starszych za pomocą głosowania w zgromadzeniu (ekklesia) Nowego Stworzenia przez „wyciągnięcie ręki”, jak to widzieliśmy powyżej, zwróćmy uwagę na fakt, <str. 277> że był to przyjęty zwyczaj, ponieważ Apostoł używa tego samego greckiego wyrazu, gdy wspomina o tym, w jaki sposób jego pomocnikiem stał się Tytus. „Ale też obrany jest przez głosy od zborów za towarzysza drogi naszej.” Słowa zaznaczone kursywą pochodzą od greckiego cheirotoneo, które, jak mówiliśmy, oznacza „wybieranie przez wyciągnięcie ręki”. Ponadto słowo „też” wskazuje na to, że i sam Apostoł został wybrany w podobny sposób, nie w znaczeniu postanowienia czy wybrania na apostoła, lecz jako misjonarz, przedstawiciel kościołów w opisanych okolicznościach i bez wątpienia na ich koszt.

Najwyraźniej jednak niektóre późniejsze podróże misjonarskie Apostoła odbyły się bez głosowania i bez poparcia materialnego ze strony Kościoła w Antiochii (2 Tym. 1:15). Reguły pierwotnego Kościoła dawały wszystkim wolność używania swych talentów i środków, jakimi dysponowali, każdemu według własnego sumienia. Zgromadzenia (ekklesia) mogły przyjąć albo odmówić usług samych apostołów jako swych specjalnych przedstawicieli. Podobnie i apostołowie mogli odmówić albo przyjąć takie zadania, kierując się wolnością własnego sumienia.

Lecz czy poza wspomnianym w Nowym Testamencie sposobem ustanawiania starszych na drodze wyborów nie ma jakiegoś innego? Czy nie ma niczego, co oznaczałoby nadanie władzy lub zezwolenie na nauczanie w znaczeniu obecnie używanego słowa „wyświęcenie”, które jest powszechnie stosowane we wszystkich wyznaniach w odniesieniu do upoważnienia i postanowienia starszych, kaznodziei itp.? Zastanowimy się nad tymi pytaniami.

Wyraz postanowić w odniesieniu do starszych użyty jest jeszcze w tylko jednym miejscu i jest on tłumaczeniem innego greckiego wyrazu – kathistemi, który znaczy: „umieścić, ulokować” wg Younga oraz „umieścić” wg Stronga. Słowo to występuje w Tyt. 1:5 „Abyś w rząd dobry wprawił i postanowił po miastach starszych, jakom ci ja był rozkazał”, to znaczy tak, jak ja zarządziłem. Na pierwszy rzut oka powyższy werset sugeruje, że Tytus był upoważniony do ustanowienia owych starszych niezależnie od życzenia zgromadzeń (kościołów, ekklesia), i właśnie na takiej bazie opiera się episkopalna teoria porządku kościelnego. Katolicy, zwolennicy kościoła episkopalnego i metodyści episkopalni twierdzą, że ich <str. 278> biskupi mają apostolską władzę ustanawiania, umieszczania i naznaczania starszych dla zgromadzeń bez wyciągnięcia ręki, czyli głosowania kościoła.

Powyższy tekst stanowi osłonę dla takich zapatrywań, ale zdaje się on być słabym argumentem, gdy weźmiemy pod uwagę ostatnią frazę: „jakom ci był rozkazał”. Zauważmy, że Apostoł z pewnością nie rozkazał ani nie poinstruował Tytusa, aby w tej sprawie postępował inaczej niż on sam (jako apostoł). A opis metody samego Apostoła we właściwym tłumaczeniu jest bardzo jasny: „A gdy im przez głosy postanowili starsze w każdym zborze [ekklesia] i modlili się z postami, poruczyli je Panu” – Dzieje Ap. 14:23.

Nie ulega wątpliwości, że rady Apostoła oraz rady Tytusa, którego szczególnie polecił on braciom jako wiernego sługę Prawdy, były nie tylko pożyteczne, lecz też i pożądane przez braci oraz z reguły wprowadzane w życie. Jednak tak Apostoł, jak i postępujący jego śladami składali odpowiedzialność tam, gdzie i Bóg ją złożył – na zgromadzenie [ekklesia], którego troską powinno być „doświadczanie duchów [nauk i nauczycieli], jeśli z Boga są” (1 Jana 4:1). „Ale jeśli nie chcą, niechże mówią według słowa tego, w którym nie masz żadnej zorzy” [Izaj. 8:20]; „takich się chroń” – radzi Apostoł. Na takich nie należy głosować ani w żaden inny sposób uznawać ich za nauczycieli, starszych itp.

W każdym przypadku konieczna była zgoda zgromadzenia [ekklesia] – czy to wyrażona przez głosy, jak zostało stwierdzone, czy też nie. Przypuśćmy bowiem, że Tytus naznaczyłby starszych, którzy nie byliby zadowalający dla braci. Czy długo wtedy panowałby pokój? Co mógłby osiągnąć taki starszy, niemiły w opinii zgromadzenia, w usłudze duszpasterskiej czy innej? Praktycznie nic.

Powodem podziału wiernych na dwie klasy – „kler” i „laików” – jest duch klerykalizmu, a nie nauka naszego Pana i Jego dwunastu apostołów. To duch klerykalizmu i duch antychrystusowy ciągle jeszcze starają się na wszelkie sposoby panować nad dziedzictwem Bożym – proporcjonalnie do stopnia nieświadomości panującej w danym zgromadzeniu. <str. 279>

Pan i Apostoł uznają nie starszych, lecz Kościół (ekklesia) jako Ciało Chrystusowe. Godność i cześć, którą posiadają wierni starsi jako słudzy Pańscy i Kościoła, nie jest wynikiem jedynie ich własnej oceny ani też uznania, jakim darzą ich inni starsi. Wybierające zgromadzenie powinno ich znać i uznać, że posiadają chrześcijańskie cnoty i zdolności określone przez Słowo Boże; w przeciwnym zaś razie nie powinno się obdarzać ich takim stanowiskiem i godnością. Dlatego starszy, który ustanowił samego siebie, nie ma podstaw do jakiegokolwiek autorytetu. Jeśli jakiś brat nie uznaje Kościoła, Ciała Chrystusowego, a własny sąd i samego siebie stawia ponad ogół, to dowodzi on wyraźnie, że nie cechuje się postawą odpowiednią do uznania go za starszego. Pokora i uznawanie jedności zboru [ekklesia] jako Ciała Pańskiego są najbardziej podstawowymi cechami niezbędnymi w takim usługiwaniu.

Żaden brat nie powinien też, jeśli nie został wybrany, podejmować się publicznych obowiązków w Kościele jako przewodniczący, przedstawiciel itp., nawet gdyby był pewny, że stanowisko takie zostałoby mu bezsprzecznie powierzone. Biblijny sposób ustanawiania starszych we wszystkich kościołach polega na wyborze przez zgromadzenie – poprzez wyciągnięcie ręki w głosowaniu. Domaganie się takiego wyboru przed podjęciem służby jest przestrzeganiem zalecenia Pisma Świętego. Tego rodzaju wybór umacnia starszego i dodatkowo przypomina zgromadzeniu [ekklesia] o jego obowiązkach i odpowiedzialności za wybór starszych, który powinien odbywać się w imieniu i w duchu Pańskim – jako wyrażający Boży wybór i Bożą wolę. Co więcej, ten biblijny porządek zobowiązuje członków zgromadzenia [ekklesia] do zwracania uwagi na wszystkie słowa i uczynki starszych jako swych sług i przedstawicieli. Porządek ten sprzeciwia się powszechnie utartemu mniemaniu, że starsi są właścicielami i władcami zgromadzenia oraz kładzie kres ich myśleniu i wyrażaniu się o nim: „mój lud”, zamiast „lud Pański, któremu ja służę”.

Czemu sprawy te nie są powszechnie rozumiane i przedstawiane, skoro tak wyraźnie wyjaśnia je Pismo Święte? Dzieje się tak dlatego, że ludzka natura lubi honory i zaszczyty i łatwo popada w zły stan, sprzyjający temu upodobaniu; dlatego że stan taki trwał powszechnie przez siedemnaście wieków; dlatego że ludzie <str. 280> godzą się na taką sytuację i wolą ją niż stan wolności, przez którą Chrystus czyni ludzi prawdziwie wolnymi. Ponadto wielu ludzi było tak pewnych, że obyczaje Babilonu muszą być poprawne, iż nigdy nie rozważyli tej sprawy w świetle Słowa Pańskiego.

Okres starszeństwa

Natchnione Pisma nic nie mówią na temat okresu, na jaki starszy ma być obierany. Wolno nam zatem posłużyć się własnym rozsądkiem i zdaniem w tej sprawie. Wiele osób w Kościele może być szanowanych z racji swego wieku czy zaawansowania, bardzo użytecznych i wysoko cenionych, a jednak nie zostać wybranymi przez zgromadzenie [ekklesia] na starszych, aby być jego przedstawicielami w charakterze ewangelistów, nauczycieli, pasterzy itd. O „starszych niewiastach”* apostołowie nieraz wspominają z uznaniem, nie mówią jednak wcale o tym, aby któraś z nich była kiedykolwiek obrana jako reprezentujący zgromadzenie (ekklesia) starszy lub nauczyciel. Niektórzy, uznani za odpowiednich do usługiwania w zgromadzeniu [ekklesia], z czasem mogą utracić wymagane kwalifikacje, inni zaś dojść z pomocą Bożą do większej zdolności w usługiwaniu Kościołowi. Właściwymi okresami na pełnienie tej służby zdają się być: rok lub jego części – pół roku lub kwartał. Te ostatnie okresy – gdy osoby były mniej wypróbowane, rok zaś, gdy chodzi o osoby bardziej doświadczone i cieszące się już dobrą opinią. Ponieważ nie mamy nakazu, rady czy nawet sugestii na ten temat, każde zgromadzenie powinno starać się o możliwie jak najlepsze rozpoznanie woli Pańskiej w każdym przypadku oddzielnie.

* Rola kobiety w Kościele omówiona została w Wykładzie V.

Ilość starszych

Ilość starszych nie jest przez Pismo Święte ograniczona, lecz oczywiście wiele zależy od rozmiaru zgromadzenia [ekklesia] oraz liczby kompetentnych braci. (Nie należy zakładać względem nikogo, że jest wierzący i w pełni poświęcony. Każdy, tak słowem, jak i czynem powinien niezbicie dowieść swej wiary i zupełnego poświęcenia na długo przed wybraniem go na starszego.) Jesteśmy za tym, <str. 281> aby wybrać wszystkich posiadających odpowiednie kwalifikacje i podzielić usługi między nich. Jeżeli pobudzać ich będzie odpowiednia gorliwość, niektórych spośród nich pochłonie wkrótce całkowicie jakiś rodzaj pracy misjonarskiej czy ewangelizacyjnej, a wielu innych poświęci na nią część swego czasu. Tak więc każde zgromadzenie [ekklesia] powinno być czymś w rodzaju szkoły teologicznej, z której ciągle wyłaniają się zdolni nauczyciele, by pracować na szerszym polu usługiwania. Starszy, który okazywałby zazdrość względem innych lub usiłował stawiać im w pracy przeszkody, powinien być uważany za niegodnego pozostawania nadal starszym; z drugiej strony, nie powinien być wybierany nikt niekompetentny czy nowicjusz, by zadośćuczynić jego próżności. Kościół, czyli członkowie Ciała Chrystusowego powinni głosować tak, jak według ich przekonania życzyłaby sobie ich Głowa.

Pragniemy przestrzec przed wybieraniem starszych w sytuacjach, gdzie nie znalazłby się nikt zdolny do pełnienia takiej służby zgodnie z kwalifikacjami podanymi przez apostołów. Znacznie lepiej jest nie mieć żadnego starszego, niż mieć niekompetentnych starszych. W międzyczasie, dopóki nie znajdzie się jakiś brat nadający się do służby, niech odbywają się zebrania o charakterze nieformalnym, z Biblią jako podręcznikiem i z bratem Russellem jako nauczycielem obecnym poprzez Wykłady Pisma Świętego i The Watch Tower – waszym wybranym starszym, jeśli takie byłoby wasze życzenie.

Kto i w jaki sposób może wybierać starszych?

Tylko Nowe Stworzenia – zgromadzenie [ekklesia] (Ciało – mężczyźni i kobiety) – mają prawo wybierać, czyli głosować. Wszyscy „domownicy wiary”, wierzący, którzy się jeszcze nie ofiarowali, nie mają udziału w takim wyborze, ponieważ ma on na celu rozpoznanie wyboru Pańskiego wyrażanego poprzez Jego Ciało posiadające Jego ducha. Wszyscy z poświęconych powinni głosować i każdy z nich może zgłaszać kandydatury na ogólnym zebraniu zorganizowanym w tym celu. Wskazane jest, aby działo się to przynajmniej na tydzień przed wyborami, aby był czas na zastanowienie się.

Niektórzy twierdzą, że głosowanie powinno być tajne, gdyż tylko w ten sposób każdy może prawdziwie wyrazić swoją wolę. Odpowiadamy, że zalety tej metody równe są jej wadom; traci się mianowicie karność i możliwość kształtowania charakteru wynikającą z zaleconego przez apostołów <str. 282> „podnoszenia rąk”. Każdy powinien być otwarty i śmiały, a jednocześnie miłujący i łagodny. Należy pamiętać, że głosowanie jest wyborem Pańskim, wyrażonym przez członków Jego Ciała, na ile potrafią go rozpoznać. Nikt nie ma prawa uchylać się od tego obowiązku ani przedkładać jednych nad drugich, z wyjątkiem przeświadczenia, że wyrażany jest wyłącznie zamysł Pański.

Zwykła większość nie wystarcza

W sprawach świeckich decyduje głos zwykłej większości. Jasne jest jednak, że w zgromadzeniu [ekklesia], czyli w Ciele Pańskim, tak być nie powinno. Zamiast tej zasady należy posługiwać się – o ile można to osiągnąć – zasadą ławy przysięgłych i usilnie się starać o jednomyślny wyrok lub decyzję. Bratu otrzymującemu zwykłą większość głosów trudno byłoby czuć się przekonanym, że został wybrany zgodnie z „wyborem Pańskim”, a podobne mogłyby też być odczucia zgromadzenia. Powinno się wyłonić innego kandydata, który mógłby otrzymać poparcie wszystkich lub prawie wszystkich głosujących, przez powtarzane co tydzień głosowanie, aż znajdzie się odpowiedni brat lub sprawa zostanie zaniechana, albo niech wszyscy zgodzą się na wybranie dwóch, trzech lub kilku, którzy mogliby służyć kolejno i tym sposobem zadowolić wszystkich. Gdzie jednak panuje gorliwa miłość ku Panu i Prawdzie, połączona z modlitwą o kierownictwo i usposobienie wzajemnego okazywania sobie szacunku, to jeśli zdolności są równe, łatwo będzie się zgodzić co do woli Bożej w danej sprawie. „Nic nie czyniąc spornie albo przez próżną chwałę”; „abyście zachowali jedność ducha w związce pokoju” – Filip. 2:3; Efezj. 4:3.

Ten sam porządek powinien panować przy wyborze pomocników zwanych diakonami i diakonisami, na których dobrą opinię należy zwrócić uwagę przy ocenie ich kwalifikacji (zob. 1 Tym. 3:8 13). Osoby takie mogą być użyte do wszelkich potrzebnych rodzajów służby i powinny mieć jak najwięcej tych samych zalet, co i starsi, włącznie ze zdolnością do nauczania i posiadaniem łask ducha.

Różnorodność usługiwania

Jak już zauważyliśmy, starsi mogą posiadać szczególne zdolności w takiej lub innej dziedzinie – jedni celują w napominaniu, <str. 283> drudzy w nauczaniu, inni w prorokowaniu, czyli przemawianiu, jeszcze inni jako ewangeliści, umiejący zainteresować niewierzących, a niektórzy jako pasterze, mający ogólny dozór nad stadkiem w różnych jego sprawach, tak lokalnych, jak i ogólnych. Przemowa apostoła Pawła do starszych zgromadzenia [ekklesia] w Efezie ukazuje nam ogólny zakres usługiwania, do którego każda jednostka musi się dostosować, używając odpowiednio swych zdolności jako szafarz. Słowa jego godne są tego, aby się nad nimi zastanawiali z rozwagą i modlitwą ci, którzy mają przyjąć służbę starszego w jakiejkolwiek dziedzinie. Powiedział on: „Pilnujcież tedy samych siebie i wszystkiej trzody, w której was Duch Święty postanowił nadzorcami [słowo błędnie oddawane jako ‘biskup’], abyście paśli zbór [ekklesia] Boży” – Dzieje Ap. 20:28. Tak! Starsi powinni przede wszystkim pilnować samych siebie, aby przez ten mały zaszczyt związany ze swym stanowiskiem nie stali się pysznymi i władczymi, i aby nie przywłaszczyli sobie autorytetu i czci należnych Głowie, Najwyższemu Pasterzowi. Pasienie trzody należy do Pana, jak jest napisane: „Jako pasterz trzodę swoją paść będzie” – Izaj. 40:11. Jeżeli zatem ktoś jest wybrany na starszego, to w tym celu, aby reprezentował Najwyższego Pasterza, aby mógł być kanałem lub narzędziem, za pomocą którego wielki Pasterz trzody mógłby udzielać tym, którzy są Jego, „pokarmu na czas słuszny”, „rzeczy nowych i starych”.

Biada pasterzom rozpraszającym trzodę pastwiska mego, mówi Pan. Przetoż tak mówi Pan, Bóg Izraelski do pasterzy, którzy pasą lud mój: Wy rozpraszacie owce moje, owszem, rozganiacie je, a nie nawiedzacie ich; oto ja nawiedzę was dla złości spraw waszych, mówi Pan. (...) Nadto postanowię nad nimi pasterzy, którzy by je paśli, aby się więcej nie lękały ani strachały” – Jer. 23:1,2,4.

Wkładanie rąk starszych

(1) „Nie zaniedbuj daru Bożego, który w tobie jest, któryć dany jest przez prorokowanie [przepowiednię] z włożeniem rąk starszych” – 1 Tym. 4:14.

(2) „Tych [siedmiu diakonów wybranych przez Kościół] stawili przed Apostołów, którzy pomodliwszy się, kładli na nich ręce” – Dzieje Ap. 6:6.

(3) „W Antiochii we zborze [ekklesia] (...) rzekł im Duch Święty: Odłączcie mi Barnabasza i Saula do tej sprawy, do którejm <str. 284> ich powołał. Tedy poszcząc i modląc się, i wkładając na nie ręce, odprawili je” – Dzieje Ap. 13:1 3.

(4) „Rąk z prędka na nikogo nie wkładaj ani bądź uczestnikiem cudzych grzechów” – 1 Tym. 5:22.

(5) „A gdy na nie Paweł włożył ręce, zstąpił na nie Duch Święty i mówili językami, i prorokowali [przemawiali]” – Dzieje Ap. 19:6.

(6) „Tedy [apostołowie] na nie wkładali ręce, a oni przyjmowali Ducha Świętego” – Dzieje Ap. 8:17 19.

(7) „Abyś wzniecał dar Boży, który jest w tobie przez włożenie rąk moich” – 2 Tym. 1:6.

Powyżej zebraliśmy natchnione świadectwa dotyczące wkładania rąk w zgromadzeniu [ekklesia] Nowego Stworzenia. W ostatnich trzech cytatach (5,6,7) znajdujemy wyraźne wzmianki o udzielaniu „darów”, które były powszechne w pierwotnym Kościele. Apostołowie wkładali ręce na wszystkich poświęconych wiernych i przez to otrzymywali oni jeden lub więcej darów, na przykład „języki”. „A w każdym różnie przejawia się Duch ku wspólnemu pożytkowi”*. Pierwsze cztery teksty (1,2,3,4) można połączyć w całość odnoszącą się do jednej nauki, a mianowicie: mówią one o znaku aprobaty lub poparcia, nie zaś o znaku zezwolenia czy upoważnienia.

* zob. Tom V, Wykład VIII

(1) Tymoteusz, przybrany „syn” Pawła w służbie, był już ochrzczony i otrzymał dar ducha świętego z rąk apostoła Pawła (zob. p. 7), kiedy szedł z nim do Jerozolimy (Dzieje Ap. 21:15 19). Nie ulega wątpliwości, że tam i wtedy „Jakub i wszyscy starsi” – starsi apostolscy, uznając oddanie Tymoteusza i jego bliski związek z Pawłem – jednomyślnie błogosławili go, wkładając nań ręce w dowód uznania i wsparcia; a zgodnie z opisem czynili to nie według dotychczasowego zwyczaju i nie tak, jak względem wszystkich towarzyszy Pawła, ale „przez prorokowanie”, wykazując, że do postąpienia w ten sposób pobudzeni zostali przez pewnego rodzaju przepowiednię lub pouczenie od Pana.

(2) Celem włożenia rąk apostołów na wspomnianych diakonów nie było mianowanie ani upoważnienie ich do głoszenia, gdyż nie byli wybrani na mówców, lecz do „służenia stołom”. Jednak dzięki posiadanemu przez nich pomazaniu <str. 285> duchem świętym mieli już oni pełne upoważnienie do głoszenia, w miarę swych zdolności i sposobności. Wiemy, że Szczepan, jeden z tych diakonów, bez żadnej wzmianki o pozwoleniu, upoważnieniu czy jakimkolwiek mianowaniu, był tak gorliwym kaznodzieją, że jako pierwszy po Mistrzu krwią zapieczętował swe świadectwo. Wspomniane w wersecie włożenie rąk oznaczało widocznie tylko apostolskie uznanie i błogosławieństwo.

(3) Wkładanie rąk na Pawła i Barnabę nie mogło być pozwoleniem na głoszenie, ponieważ byli już oni uznani za starszych i przez ponad rok nauczali w kościele w Antiochii. Oprócz tego już wcześniej głosili w innych miejscach (por. Dzieje Ap. 9:20 29, 11:26). Wymienione tu wkładanie rąk oznaczało tylko poparcie dla misjonarskiej pracy, jakiej Paweł i Barnaba mieli się podjąć, oraz to, że zbór [ekklesia] w Antiochii jednoczył się z nimi w tej misji i zapewne wspomagał ich finansowo.

(4) Tu Apostoł daje do zrozumienia, że wkładanie rąk przez Tymoteusza na innego współpracownika w „winnicy” oznacza jego aprobatę i poparcie. Gdyby więc taki ktoś pod jakimś względem nie spełniał oczekiwań, Tymoteusz byłby współuczestnikiem jego niepowodzenia. Miał się on starać, by w miarę możności nie używać swych wpływów do wprowadzenia osoby, która mogłaby wyrządzić szkodę Pańskim owcom, tak pod względem moralnym, jak i doktrynalnym.

Dlatego nie należy podejmować takiego ryzyka. Należy być ostrożnym w dawaniu listów polecających czy w wyrażaniu publicznej aprobaty dla kogoś w postaci publicznego życzenia sukcesu. Tę samą radę można zastosować do całego ludu Pana, proporcjonalnie do wpływu, jaki posiadają. Nic jednak nie wskazuje na to, że czyjeś upoważnienie do głoszenia zależało od zezwolenia Tymoteusza; prawo to jest zgodnie z umiejętnościami udzielane przez Pana wszystkim, którzy otrzymują świętego ducha pomazania.

Usługiwanie płatne?

Zwyczaj służby płatnej, powszechnie uważany dzisiaj za nieuchronny i niezbędny, nie był stosowany w Kościele pierwotnym. Nasz Pan i wybranych przez Niego Dwunastu, o ile możemy sądzić na podstawie natchnionych <str. 286> zapisów, byli biedni, z wyjątkiem może Jakuba, Jana i Mateusza. Przyzwyczajeni do dawania dobrowolnych ofiar Lewitom, Żydzi najwyraźniej rozciągnęli ten zwyczaj na wszystko, co miało związek z religią i co ich zdaniem pochodziło od Boga. Uczniowie mieli głównego skarbnika – Judasza (Jan 12:6, 13:29) i najwyraźniej nigdy nie odczuwali braku; równie oczywisty jest też fakt, że nigdy nie prosili o jałmużnę. W słowach naszego Pana nie spotykamy najmniejszej sugestii na ten temat. Zupełnie polegał On na Ojcowskiej opatrzności, a pewne zacne niewiasty służyły Mu (i tym, którzy z Nim byli) „z majętności swoich”. Zob. Mat. 27:55 56; Łuk. 8:2 3.

Gdyby kazania i przypowieści naszego Pana przeplatane były nawoływaniem o pieniądze, odebrałoby im to ich żywotność. Nic nie przemawia do nas tak, jak widoczna bezinteresowność Mistrza i tych, którzy w szczególny sposób zostali przez Niego wybrani. Jedynym wyjątkiem był Judasz, a jego chciwość doprowadziła go do upadku (Jan 12:5 6). Umiłowanie pieniądza i wystawności oraz system kolekt dzisiejszego Babilonu osłabiają jego skądinąd potężny wpływ; natomiast brak tego ducha wśród wiernych Pańskich, tak teraz, jak i przy pierwszym przyjściu sprawia, że wypadają oni korzystnie w oczach tych, którzy badają ich jako żywe listy, choć niezupełnie doceniają ich nauki. W znamienny sposób Pan zabezpieczał jak dotąd swe dzieło „żniwa” bez jednego choćby apelu o pieniądze. Ufamy też, że nigdy nie będziemy czynić inaczej, gdyż wierzymy, że taka jest wola Boża.

Niech chciwi rozkoszy tego świata i dostatków zabiegają o nie na drodze przedsiębiorczości lub zyskownych stanowisk, ale niechaj nikt nie zostaje sługą Ewangelii Chrystusowej z innych pobudek niż z miłości do Boga, Jego Prawdy i braci, z powodu miłości, która z radością ofiarowuje wygodę, bogactwo i zaszczyty w oczach ludzkich, nie z żalem, ale ochotnym sercem. Lecz niestety chrześcijaństwo z nazwy rozrosło się i stało się światowe, a jego słudzy tytułują się wielebnymi, przewielebnymi, najprzewielebniejszymi czy doktorami teologii. Z tymi zaszczytami i tytułami idą w parze pensje, nie na miarę ich potrzeb, lecz w oparciu o kupiecką ocenę ich zdolności do przyciągania szerokich rzesz i <str. 287> bogatych ludzi. Naturalny wynik tego jest następujący: „Przedniejsi jego sądzą według darów, a kapłani jego za zapłatę uczą, a prorocy jego za pieniądze prorokują, a przecie na Panu polegają, mówiąc: Izali nie jest Pan w pośrodku nas? Nie przyjdzie na nas nic złego”. „Stróżowie jego ślepi, wszyscy zgoła nic nie umieją, wszyscy są psami niemymi8, nie mogą szczekać; ospałymi są, leżą, kochają się w drzemaniu. A są psami obżartymi, nie mogą się nigdy nasycić; sami się pasąc, nie umieją nauczać. Wszyscy się za drogą swoją [dobrobytem] udali, każdy za łakomstwem swoim, z strony [denominacji] swej.” „Według swoich pożądliwości zgromadzą sobie sami nauczycieli, mając świerzbiące uszy [na ludzkie pochwały]. A odwrócą uszy od prawdy, a ku baśniom je obrócą” – Izaj. 56:10 11; Mich. 3:11; Filip. 3:2; 2 Tym. 4:3 4.

8 doktorami teologii, z ang. DD – dumb dogs lub Doctors of Divinity – przyp. tłum.

Niektórzy rozumują, że należy się wystrzegać obydwu krańcowości – wielkiego wynagrodzenia i braku wynagrodzenia – i przypominają słowa Pana: „Godzien jest robotnik zapłaty swojej” oraz słowa Apostoła: „Ponieważeśmy wam duchowne dobra siali, wielkaż to, gdybyśmy wasze cielesne żęli?” [1 Kor. 9:11]. Musimy jednak pamiętać, że nawet te najdobitniejsze wersety Pisma Świętego wskazują nie na książęce wynagrodzenie, lecz na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Wyjaśnia to Apostoł w słowach: „Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu”. Wół powinien mieć wolność zaspokojenia swych potrzeb, lecz nic ponadto. Apostoł podał nam myśl przewodnią swego własnego pomyślnego usługiwania, mówiąc: „A nie obciążę was, próżnując, albowiem nie szukam tego, co jest waszego, ale was samych. (...) Lecz ja bardzo rad nakład czynię i samego siebie wynałożę za dusze wasze, aczkolwiek bardzo was miłując, mniej bywam od was umiłowany” – 2 Kor. 12:14 15.

Postępowanie śladami Jezusa, jak i Jego czołowego apostoła, Pawła, nie prowadzi nas w kierunku zarobków. Paweł, wskazawszy na to, że proszenie o ziemskie wynagrodzenie za usługi duchowe nie gwałciłoby w żaden sposób sprawiedliwości, mówi w następujących słowach o swoim własnym postępowaniu w tym względzie: „Srebra albo złota, albo szaty nie pożądałem od nikogo. Owszem, sami wiecie, że moim potrzebom i tych, <str. 288> którzy są ze mną, służyły te [moje] ręce. Wszystkomci wam okazał, iż tak pracując, musimy podejmować słabe, a pamiętać na słowa Pana Jezusowe, że on rzekł: Szczęśliwsza jest rzecz dawać, niżeli brać” – Dzieje Ap. 20:33 35.

Lecz tej mocy nie używaliśmy [aby wymagać od was rzeczy materialnych w zamian za duchowe], lecz wszystko znosimy, abyśmy jakiej przeszkody Ewangelii Chrystusowej nie dali” – 1 Kor. 9:12. „A będąc u was i cierpiąc niedostatek, nie byłem ciężki nikomu, albowiem, czego mi nie dostawało, dołożyli [dobrowolnie] bracia, którzy przyszli z Macedonii” – 2 Kor. 11:9.

Pod tym względem nasza wolność jest taka sama jak apostołów. Wierność dla sprawy Bożej powinna nas prowadzić do wstępowania w ich ślady tak w tej, jak i w innych sprawach. Nasz Pan, apostołowie i ich pomocnicy, którzy podróżowali i poświęcali cały swój czas na służbę Prawdzie, przyjmowali dobrowolne ofiary od braci na pokrycie swych wydatków. Jak to już było wyjaśnione, członkowie kościoła w Antiochii wkładali ręce na Pawła i Barnabę, gdy mieli się oni udać w pierwszą podróż misyjną, co zdaje się pokazywać, że zbór ten pokrywał ich koszty podróży i tym sposobem brał udział w ich pracy. Podobnie i my wszyscy, jako The Watch Tower Bible and Tract Society [Towarzystwo Biblijne i Wydawnictwo The Watch Tower], wspólnie wysyłamy „pielgrzymów”, pokrywając ich wydatki.

W Piśmie Świętym nie ma wzmianki, pośrednio lub wprost, jakoby miejscowi starsi w zgromadzeniach otrzymywali pensje lub zwrot kosztów; jesteśmy przekonani, że dla lokalnych zgromadzeń pożyteczne byłoby korzystanie z dobrowolnych usług ich członków – wielu czy nielicznych, zacnych czy małoznaczących. W porównaniu z zatrudnianiem ta biblijna metoda jest zdrowa dla ducha, ponieważ pobudza ona różnych członków do wykorzystywania swych duchowych darów i prowadzi do polegania na Panu jako na rzeczywistym Pasterzu. W miarę jak liczba uzdolnionych nauczycieli będzie wzrastać, należałoby, idąc za przykładem kościoła w Antiochii, wysyłać ich jako misjonarzy, kolporterów, pielgrzymów itd.

Jeżeli jednak jakieś zgromadzenie uważa, że pole jego działalności jest obszerne i że dany brat mógłby z pożytkiem poświęcić cały swój czas na usługiwanie oraz <str. 289> pracę misyjną i jeśliby chciało dobrowolnie pokrywać koszty jego utrzymania, to nie znamy wersetu zabraniającego przyjęcia takich środków. Zarówno usługujący starszy, jak i wspierający go zbór [ekklesia], powinni jednak zwrócić uwagę na to, aby wyznaczona suma nie przewyższała kosztów umiarkowanego utrzymania tak jego, jak i tych, którzy są od niego zależni. Obie strony powinny również uważać, by ćwiczyli się wszyscy członkowie zboru [ekklesia], a szczególnie tacy, którzy posiadają zdolności do starszeństwa, w przeciwnym razie z pewnością rozwinie się duch Babilonu, czyli kościelnictwa.

Karność w zborze – Mat. 18:15 18 –

Stosowanie karności jest zadaniem nie tylko starszych, lecz całego Kościoła. Jeżeli wydaje się, że ktoś jest w błędzie lub grzechu, domniemane przewinienie powinno być wykazane błądzącemu tylko przez tego, kto doznał krzywdy lub przez członka, który pierwszy odkrył winę. Jeżeli strofowany uchyla się od wyjaśnienia sprawy i nadal trwa w swym błędzie lub grzechu, należy poprosić dwóch albo trzech braci, nieuprzedzonych do niego, by wysłuchali sprawy i udzielili rady poróżnionym stronom. (Mogą, lecz nie muszą oni być starszymi. Ich starszeństwo nie powinno dodawać im mocy lub znaczenia w tej sprawie, chyba że ich sąd jest bardziej dojrzały, a ich wpływ bardziej skuteczny.) Jeśli taki komitet wyda jednogłośną decyzję na korzyść jednej czy drugiej strony, to strona przeciwna powinna się z tym zgodzić, a sprawa powinna być uznana za całkowicie zakończoną – poprawa lub zadośćuczynienie, na ile to możliwe, powinny nastąpić bardzo prędko. Jeśli jedna z poróżnionych stron w dalszym ciągu trwałaby w błędnym postępowaniu, wtedy (lecz nie wcześniej) ten, kto wniósł początkowe oskarżenie lub ktoś z powołanego komitetu, albo najlepiej wszyscy razem, mogliby skorzystać ze swego przywileju wniesienia sprawy przed zgromadzenie [ekklesia], Ciało, Kościół. Widać tu, że starsi w żadnym razie nie byli sędziami członków; wysłuchanie i osąd były pozostawiane miejscowemu zgromadzeniu, czyli Kościołowi.

Gdy już dwa (powyżej wzmiankowane) wstępne kroki zostały powzięte i fakty zostały poświadczone wobec starszych, <str. 290> ich obowiązkiem byłoby zwołanie ogólnego zebrania zboru [ekklesia], czyli wszystkich poświęconych, jako sądu – dla wysłuchania sprawy we wszystkich jej szczegółach i wydania decyzji w imieniu i z poszanowaniem Głowy Kościoła. Sprawa powinna być tak jasna, a postępowanie z oskarżonym tak wspaniałomyślne, że wyrok powinien być jednomyślny lub prawie jednomyślny. Tym sposobem pokój i jedność Ciała (ekklesia) zostaną zachowane. Aż do momentu wydania wyroku przez Kościół możliwe powinno być okazanie skruchy. Owszem, skrucha i poprawa – pozyskanie winnego – stanowią główny cel każdego etapu takiego postępowania, karanie zaś wcale nie jest celem. Kara nie należy do nas, lecz do Boga: „Mnie pomsta, a ja oddam, mówi Pan” – Rzym. 12:19. Gdyby winny okazał skruchę na którymkolwiek etapie prowadzonej sprawy, to powinno to być dla tych, którzy posiadają ducha Pańskiego, powodem do dziękczynienia i radości; tylko tacy mają być członkami Jego Ciała (Rzym. 8:9).

Co więcej, jeśli winny odmówiłby zastosowania się do uchwały całego zgromadzenia, nie można nań nakładać kary ani nawet tego usiłować. Cóż zatem pozostaje? Zgromadzenie powinno po prostu pozbawić go swej społeczności i wszelkich oznak wskazujących na braterstwo. Od tego momentu winny ma być traktowany „jako poganin i celnik” (Mat. 18:17).

Na żadnym etapie takiego postępowania upadki i wady winnego nie powinny być ogłaszane publicznie, by nie hańbić jego samego, Kościoła oraz Pana, Głowy Kościoła. Nie powinno się mówić o nim pogardliwie nawet po odłączeniu, nie mamy bowiem szkalować ani lżyć celników i pogan, nie powinniśmy „o nikim źle mówić”, lecz „dobrze czynić wszystkim” (Tyt. 3:2; Gal. 6:10). Miłość nalega na absolutne posłuszeństwo tym dwóm powyższym wymogom względem „wszystkich”. O ileż bardziej nalegać będzie na to, aby „brat”, współczłonek zboru [ekklesia], Ciała Chrystusowego, nie tylko nie został skrzywdzony przez fałszywe czy zniekształcone oświadczenia, lecz ponadto aby jego słabości, błędy czy grzechy zostały starannie zakryte nie tylko przed tym bezwzględnym światem, ale także przed „domownikami <str. 291> wiary”, a nawet przed Kościołem – aż do ostatniego etapu, kiedy absolutnie niezbędna będzie konieczność „powiedzenia Kościołowi”. Na każdym etapie duch miłości będzie żywić nadzieję, że ten, który pobłądził, zmaga się z nieodpowiednim zrozumieniem sprawy i prosić będzie Boga o mądrość i łaskę, aby móc odwrócić grzesznika od błędnej drogi jego, a tym sposobem (jeżeli to możliwe) zachować duszę od śmierci (Jak. 5:20).

O, niechby duch święty, duch miłości mieszkał w każdym członku zgromadzenia [ekklesia] tak obficie, że słuchanie niechlubnych wieści o kimkolwiek, a szczególnie o współczłonku, sprawiałoby cierpienie! Udałoby się wtedy wyeliminować połowę albo i więcej nieporozumień. Stosowanie powyższej procedury, nakreślonej przez Pana, nie tylko nie prowadziłoby do częstych rozpraw w zborach, lecz przede wszystkim, dzięki usuwaniu przyczyn poróżnienia, wpoiłoby poszanowanie dla sądu Kościoła jako sądu Pańskiego, słuchano by więc jego głosu i zgodnie z nim by postępowano. Co więcej, możemy być pewni, że gdyby panował porządek i miłość, każdy starałby się pilnować samego siebie, a nie usiłowałby gromić swego brata, naprawiać lub oddawać sprawę w ręce komitetu czy Kościoła, chyba że sprawa byłaby znaczącej wagi i dotyczyłaby jego samego, Kościoła lub Prawdy.

Nie da się zaprzeczyć, że większość kłopotów w Kościele (jak i w społeczeństwie oraz w rodzinach) pochodzi nie z żądzy czynienia źle ani z nieumyślnych złych czynów, lecz z nieporozumień i po części przynajmniej – z opacznego tłumaczenia zamiarów i pobudek. Język jest głównym winowajcą, dlatego też duch zdrowego zmysłu ma za zadanie czuwać nad wargami, jak również nad sercem, z którego pochodzą niełaskawe uczucia, które z kolei wyrażone przez usta rozpalają ogień namiętności i często wielu ranią. Nowe Stworzenie – Kościół – posiada ścisłe wskazówki swego Pana i Głowy w tej ważnej sprawie. Jego duch miłości ma ich napełniać, wtedy gdy sami, prywatnie, mają się udać do osoby czyniącej źle, bez uprzedniego porozumiewania się i rozmawiania z kimkolwiek innym. Nie idą tam też w tym celu, aby daną osobę zawstydzić z powodu jej postępowania, łajać lub karać w inny sposób, <str. 292> lecz aby spowodować zaprzestanie zła i jeżeli to możliwe, wynagrodzenie wyrządzonej dotychczas szkody. Opowiadanie innym o błędzie, tak przed, jak i po rozmowie, jest rzeczą nieuprzejmą, pozbawioną miłości – sprzeciwiającą się Słowu i duchowi naszej Głowy. Nie należy o tej sprawie mówić nawet po to, by się kogoś poradzić: mamy radę Pańską i zgodnie z nią powinniśmy postępować. W sprawach szczególnej wagi należy pytać o radę najmądrzejszych ze starszych, i to w formie hipotezy, tak by nie ujawniać rzeczywistego stanu rzeczy ani osoby winnego.

Bez względu na to, czy błędnie postępujący wysłucha, czy uchyli się od wysłuchania – nie ustąpi, należy poprzestać na osobistym zwróceniu się do niego, chyba że sprawa jest poważna. Lecz jeżeli drugi krok okaże się konieczny, nie należy objaśniać sprawy tym, którzy są zaproszeni na naradę, dopóki nie zgromadzą się oni w obecności oskarżyciela i oskarżonego. Tym sposobem uniknie się oszczerczej mowy, komitet braci przystąpi do sprawy nieuprzedzony i prędzej będzie mógł mądrze doradzić obydwu stronom, ponieważ wina może być po obu stronach, a nawet całkowicie po stronie osoby oskarżającej. W każdym razie dzięki tak sprawiedliwemu sposobowi postępowania oskarżony będzie przychylnie usposobiony i okaże się bardziej skłonny do poddania się decyzji doradzających, jeśli i oni uznają jego postępowanie za złe. Bez względu na to, czy uznany przez komitet za winnego zgodzi się z ich decyzją, czy nie, cała sprawa pozostaje ciągle ściśle prywatna i nie należy czynić o niej przed nikim nawet wzmianki, dopóki – uznana za dostatecznie ważną – nie zostanie wniesiona przed zgromadzenie i ostatecznie rozstrzygnięta. Wtedy pierwszy raz staje się ona wspólną własnością, ale jedynie świętych i stosownie do ich uświęcenia nie będą oni pragnąć mówić do nikogo o ułomnościach i grzechach innych w większym stopniu, niż to potrzebne*.

* zob. też Wykład IX, „Jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat twój”.

Podczas prowadzenia dochodzeń przez sąd zgromadzenia sprawa jest pod rozwagą każdego z osobna. Dlatego każdy sam musi rozsądzić, jaki wyrok jest sprawiedliwy. Kara zerwania społeczności z daną osobą ma na celu naprawę ku sprawiedliwości i jest zalecana przez Pana. Ma ona służyć Kościołowi jako ochrona poprzez odłączenie tych, którzy postępują nieporządnie <str. 293> – nie według ducha miłości. Nie należy jej uważać za odłączenie na zawsze, lecz tylko do czasu, gdy strofowany rozpozna winę i przyzna się do niej oraz w miarę możliwości naprawi wyrządzone szkody.

Skargi przeciwko starszym

Przeciwko starszemu nie przyjmuj skargi, chyba za dwoma albo trzema świadkami” – 1 Tym. 5:19.

W tym oświadczeniu Apostoł przyjmuje dwie zasady: (1) że zgromadzenie uznało wcześniej, iż starszy posiada dobry i szlachetny charakter oraz że jest szczególnie gorliwy względem Prawdy i oddany Bogu; (2) że takie jednostki ze względu na swe wybitne stanowisko w Kościele będą szczególnie narażone na ataki Przeciwnika, że staną się przedmiotami zazdrości, złośliwości, nienawiści i walki ze strony niektórych, zgodnie z ostrzeżeniem Pana: „Nie dziwujcie się, jeśli was świat nienawidzi”; „Wiedzcie, że mnie pierwej niżeli was miał w nienawiści”; „Jeśli gospodarza Belzebubem nazywali, o ile więcej domowników jego nazywać będą” (Mat. 10:25; 1 Jana 3:13; Jan 15:18). Im więcej wiary i zdolności posiada dany brat i im bardziej naśladuje swego Mistrza, tym bardziej odpowiedni jest jego wybór na starszego. Jednak im większą okazywać będzie wierność, tym pewniej może się spodziewać, że będzie miał jako nieprzyjaciół nie tylko Szatana i jego posłańców, lecz tych wszystkich, których Szatan zdoła zwieść i wprowadzić w błąd.

Powyższe rozumowanie miało stanowić dla starszego zabezpieczenie przed potępieniem go na podstawie słowa pojedynczej osoby, o ile z drugiej strony życie jego było bez nagany. Co do wieści i pogłosek, to nie miały one wcale być brane pod uwagę, ponieważ żaden prawdziwy współpracownik, znając regułę Pańską (Mat. 18:15), nie powtarzałby pogłosek ani wierzył tym, którzy lekceważą w ten sposób wskazówki Mistrza. Aby w ogóle być wysłuchanymi, oskarżyciele muszą zapewnić, że są świadkami. I nawet gdyby dwóch lub więcej świadków wniosło oskarżenie, to sprawa miała być przeprowadzona nie inaczej, jak tylko w opisany powyżej sposób. Każdy wnoszący zarzut przeciw starszemu, w przypadku gdyby osobista z nim rozmowa nie odniosła skutku, powinien wziąć ze sobą dwóch albo trzech innych, którzy w ten sposób staliby się świadkami krnąbrności. <str. 294> Dopiero wtedy sprawa ta, nie będąc jeszcze uregulowana, mogła być wniesiona przed Kościół – przez Tymoteusza albo kogoś innego.

Co więcej, przedstawienie oskarżenia w obecności dwóch albo trzech świadków było wymogiem względem wszystkich członków, co pozwala na wyciągnięcie wniosku, że Apostoł utrzymywał, iż starszy ma mieć takie same prawa i przywileje, jakie zagwarantowane są każdemu z braci. Być może niektórzy skłonni byli utrzymywać, że ponieważ starszy musiał posiadać dobre imię nie tylko w Kościele, ale i poza nim, to powinien był ze względu na swoje wpływowe stanowisko być stawiany przed sądem z powodu najbardziej błahych zarzutów. Lecz słowa Apostoła pod tym względem wyjaśniają, że starsi mają takie same prawa jak inni.

Ta sprawa świadków powinna być głęboko wyryta w umyśle każdego Nowego Stworzenia. Nie należy słuchać, a tym bardziej przyjmować do wiadomości czegoś, o czym inni opowiadają w sposób oszczerczy, twierdząc, że wiedzą to na pewno. Jeżeli dwóch albo trzech, idąc za wskazówkami Pana, wniesie oskarżenie – nie za czyimiś plecami, jako oczernianie, lecz zgodnie z pouczeniem – przed zgromadzenie, to nawet wtedy nie powinno się w to wierzyć; bowiem dopiero teraz następuje właściwy czas na wysłuchanie tej sprawy przez zgromadzenie – na wysłuchanie obu stron w obecności każdej z nich; potem ma być wydana pełna pobożności decyzja i napomnienie, wyrażone w taki sposób, aby mogły pomóc winnemu powrócić na drogę sprawiedliwości, nie zaś aby pogrążyć go w „ciemnościach zewnętrznych”.

Mylnie rozumiane powołanie do głoszenia

Liczne osoby twierdzą, że zostały przez Pana powołane do głoszenia Ewangelii; czasem jednak natychmiast dodają, że nie wiedzą, dlaczego lub że zdają sobie sprawę, iż nie posiadają szczególnych zdolności do tej służby albo że okoliczności zdają się zawsze przeszkadzać im w wypełnianiu tego powołania. Dalsze szczegółowe pytania co do natury ich „powołania” ujawniają, że jest ono tylko wytworem ich wyobraźni albo bezpodstawnym przeświadczeniem. Ktoś, na przykład, na jakimś etapie swych doświadczeń (może nawet zanim został chrześcijaninem) doznał wrażenia, że powinien poświęcić się Bogu i Jego służbie, a jego najwyższy ideał służby Bożej wiąże się <str. 295> z doświadczeniami w nominalnym kościele, z osobą kaznodziei, którego słuchała jego rodzina. Ktoś inny może odczuł potrzebę uznania i zapragnął noszenia specjalnego ubioru oraz przyjmowania wyrazów szacunku, tytułów i pensji kaznodziei, choćby drugo- czy trzeciorzędnego. Jeśli ktoś taki ma o sobie wysokie mniemanie, może uległ wrażeniu, że podobnie jak apostołowie byli „nieuczonymi i prostakami”, tak może i jego Bóg specjalnie powołał ze względu na jego brak zdolności i wykształcenia. Bóg okazał łaskę wielu takim osobom, wspomagając jednocześnie swoją sprawę, poprzez niedopuszczenie do spełnienia się ich ambicji, źle pojmowanych jako powołanie do głoszenia Ewangelii.

Jak już zaznaczono, każdy członek Nowego Stworzenia jest powołany do głoszenia; nie przez własne ambicje czy wyobraźnię, lecz przez Słowo wzywające wszystkich, którzy nie na próżno przyjęli łaskę Bożą, aby „opowiadali cnoty tego, który nas powołał z ciemności ku dziwnej swojej światłości” (1 Piotra 2:9). To powołanie obejmuje zatem wszystkich spłodzonych z ducha Prawdy – mężczyzn i kobiety, niewolników i wolnych, bogatych i biednych, wykształconych i niewykształconych – ludzi czarnych, brązowych, czerwonych, żółtych lub białych. Jakiegoż więcej potrzeba nam polecenia ponad to: „A włożył w usta moje pieśń nową”, czyli tę o „wszystkich litościach Pańskich” (Psalm 40:4, 107:43).

Prawdą jest, że Pan w specjalny sposób obrał i powołał dwunastu apostołów do szczególnej pracy. Prawdą jest również to, co zamierzył, że jeśli Jego lud będzie słuchał Jego słów, On „umieści członki w ciele, każdego z nich według swego upodobania” [1 Kor. 12:18] – do różnych posług, „każdemu według jego zdolności” (Mat. 25:15). Lecz wykazuje On jasno, że wielu będzie starało się „umieścić” samych siebie jako nauczycieli; zaś obowiązkiem Kościoła jest zwracać się ustawicznie ku Niemu jako prawdziwej Głowie i Przewodnikowi, nie zaś faworyzować samolubnych, ambitnych braci; i że lekceważenie tego obowiązku będzie oznaczało lekceważenie Jego słów, a przez to braki w miłości i posłuszeństwie, co na pewno będzie szkodą duchową zarówno dla zgromadzenia [ekklesia], jak i dla samozwańczych nauczycieli. <str. 296>

Pańska zasada w tej sprawie została jasno pokazana: „Kto się wywyższa, poniżony będzie i kto się poniża, wywyższony będzie” – Łuk. 14:11. Kościół ma kierować się tą zasadą, takim stanem ducha we wszystkich sprawach, w których ma się starać o poznanie i posłuszeństwo Panu. Pańską metodą jest wspieranie tylko takich, u których gorliwość, wierność i wytrwałość w czynieniu dobra ujawniły się w rzeczach małych. „Kto wierny jest w małym, i w wielu wierny jest” – Łuk. 16:10. „Nad małym byłeś wierny, nad wielem cię postanowię” – Mat. 25:21,23. Na niskich szczeblach drabiny zaszczytów zawsze jest mnóstwo miejsca. Kto pragnie służyć Panu, Prawdzie i braciom, nie będzie musiał długo czekać na okazję do skromnych usług, jakimi pyszni pogardzają i jakie lekceważą, oglądając się za takimi rodzajami służby, które są bardziej zaszczytne w ludzkich oczach. Wierni będą się radować z każdej posługi, a Pan coraz szerzej otwierać będzie przed nimi drzwi możliwości. W ten sposób Jego wola, odzwierciedlająca mądrość z góry, ma być dokładnie przestrzegana przez każdego członka Nowego Stworzenia – szczególnie przy głosowaniu, gdy podnosi on rękę jako członek Ciała Chrystusowego mający wyrazić wolę Głowy.

Brat szukający własnej chwały powinien być pominięty, nawet jeśli jest zdolny; za to brat mniej zdolny, lecz pokorny, powinien być wybrany na starszego. Tego rodzaju łagodne upomnienie byłoby korzystne dla wszystkich, nawet jeśli nie uczyni się wcale wzmianki na temat przyczyn takiej decyzji. Natomiast w przypadku, gdy uzdolniony starszy okazuje ducha dyktatorskiego lub skłonność do wywyższania się ponad zgromadzenie, uważając, że należy do odrębnej klasy, albo gdy sądzi, iż Boże prawo do nauczania nie pochodzi od zgromadzenia [ekklesia], czyli Kościoła – wówczas byłoby nie tylko przysługą, ale i obowiązkiem skierowanie go do mniej zaszczytnego rodzaju służby albo odsunięcie go na pewien czas od wszelkich specjalnych posług, dopóki nie przyjmie tej łagodnej nagany i nie uwolni się z sideł Przeciwnika.

Wszyscy powinni pamiętać, że ambicja, podobnie jak i inne przymioty, jest w Kościele konieczna, tak jak i w świecie; lecz w <str. 297> Nowym Stworzeniu nie może to być ambicja samolubna, dążąca do tego, by stać się wielkim i wybitnym, lecz pełna miłości ambicja, by służyć Panu i Jego ludowi – choćby nawet i tym najmniejszym. Wszyscy wiemy, w jaki sposób ambicja doprowadziła Szatana do upadku. Choć wcześniej cieszył się łaską i służył Bogu, stał się wrogiem swego Stwórcy i przeciwnikiem wszystkich Jego sprawiedliwych zarządzeń. Podobnie też wszyscy, którzy przyjmują jego sposób postępowania, mówiąc: „Wstąpię na niebo nad gwiazdy Boże [postawię się nad innych synów Bożych] (...) będę równy Najwyższemu” [władcą między nimi, uzurpatorem Boskiej zwierzchności bez Boskiego ustanowienia i przeciw Boskim rozporządzeniom] – na pewno doświadczą Boskiej dezaprobaty i pewnego stopnia odosobnienia od Pana. Wpływ takich osób, tak jak wpływ Szatana, na pewno będzie szkodliwy. Podobnie jak Szatan byłby niebezpiecznym nauczycielem, tak również i wszyscy posiadający jego skłonności odwodziliby z pewnością od światła, a prowadzili do ciemności, ponieważ nie mają właściwego usposobienia, aby otrzymać światłość i być jej posłańcami dla innych.

Jeżeli zatem jakiś brat jest pewny, że został powołany do piastowania publicznego urzędu kaznodziei, chociaż nie był upoważniony do tej służby w odpowiedni sposób, jeżeli skłonny jest do narzucania się zgromadzeniu, choć nie został jednomyślnie wybrany, lub gdyby będąc wybrany na przewodniczącego albo starszego, starał się utrzymać tę pozycję i sądził, że ma do niej prawo bez zwykłego głosowania w zgromadzeniu, które okresowo wyrażałoby życzenie przedłużenia jego usługi – wtedy można uznać, że albo taki brat nie pojmuje istoty rzeczy, albo posiada złego, samolubnego ducha uniemożliwiającego mu jakąkolwiek służbę w zgromadzeniu [ekklesia]. W każdym razie byłoby rzeczą stosowną zmienić ten stan rzeczy przy okazji najbliższych wyborów; a jak już wspomnieliśmy, najodpowiedniejszym dniem, bo najłatwiejszym do zapamiętania, byłaby pierwsza niedziela roku, półrocza lub kwartału.

Napominajcie nieporządnych”

A prosimy was, bracia! napominajcie nieporządnych, [dosł. w BG: „którzy nie stoją w rządzie” – przyp. tłum.] cieszcie bojaźliwych, znaszajcie słabych, nieskwapliwymi bądźcie przeciwko wszystkim. Patrzcie, aby kto złem za złe komu nie oddawał, ale zawsze dobrego naśladujcie, i sami między sobą, i ku wszystkim” – 1 Tes. 5:14 15. <str. 298>

To napomnienie skierowane jest nie tylko do starszych, lecz do całego Kościoła, ze starszymi włącznie. Uwzględnia ono fakt, że chociaż cały Kościół, jako Boże Nowe Stworzenie w Chrystusie Jezusie, jest w oczach Bożych doskonały, to jednak wszyscy posiadają niedoskonałości cielesne; widać w tym napomnieniu i to, o czym wszyscy wiemy, a mianowicie, że są różnice w stopniach i rodzajach naszych cielesnych niedoskonałości. Tak jak różne usposobienia dzieci w ziemskiej rodzinie wymagają różnego postępowania ze strony rodziców, tak tym bardziej w rodzinie Bożej istnieją na tyle duże różnice charakterów, że wymagają one szczególnego uwzględnienia we wzajemnym współżyciu. Dopatrywanie się niedoskonałości u innych i krytykowanie ich przynosiłoby wielką krzywdę nam samym; rozwijałoby bowiem w naszych sercach usposobienie do upatrywania wad u innych, a łatwość zauważania słabości i niedoskonałości u innych skłaniałaby nas być może do niedostrzegania w takim samym stopniu swych własnych braków. Takie krytykowanie jest zupełnie obce duchowi i celowi apostolskiego napomnienia.

Adresatami są tutaj ci, którzy są spłodzeni z ducha Prawdy, ducha uświęcenia, ducha pokory, ducha miłości. Ci, którzy wzrastają w łaskach ducha, będą zatroskani o swoje własne wady i głównie do nich krytycznie nastawieni, podczas gdy ich miłość do innych będzie ich prowadzić do tak częstego, jak to tylko możliwe znajdowania dla nich wytłumaczenia i okazywania im pobłażliwości. Lecz o ile ten duch miłości stosownie pobłaża urazom i słabościom braci, powinien jednak czuwać, aby czynić im dobrze – unikając sprzeczek, kłótni, sporów, besztania, ganienia i wzajemnego obmawiania, lecz stosując się do Złotej Reguły [Mat. 7:12]. Z łagodnością, delikatnością, cierpliwością, wytrwałością należy starać się o uwzględnianie wzajemnych słabości i jednocześnie o pomaganie sobie w pozbyciu się ich, przy czym każdy ma pamiętać o swych własnych ułomnościach.

Nieporządnych” nie należy pocieszać i popierać ani zachęcać do ich złego postępowania, lecz grzecznie i z miłością napominać, że Bóg jest Bogiem porządku i <str. 299> że stosownie do naszego pragnienia, by wzrastać na Jego podobieństwo i w Jego łasce, musimy przestrzegać zasad porządku. Powinni oni być napominani, że nic tak nie odbiega od Boskiego porządku jak anarchia i skoro nawet ludzie świeccy uznają zasadę, że najgorsza forma rządu jest lepsza niż anarchia, to tym bardziej taką samą zasadę w Kościele powinien uznawać lud Boży, który otrzymał ducha zdrowego zmysłu – ducha świętego. Apostoł napomina nas, abyśmy ulegali sobie wzajemnie dla dobra ogólnej sprawy Pańskiej. Gdybyśmy wszyscy byli doskonali i gdyby doskonałe było nasze zrozumienie woli Bożej, myślelibyśmy wszyscy jednakowo – nie byłoby wtedy szczególnej potrzeby wzajemnego podporządkowywania się sobie. Ale ponieważ nasze poglądy się różnią, konieczne jest zwracanie uwagi na innych i uwzględnianie ich sposobu widzenia i osądu oraz w miarę możliwości ustępowanie w niektórych sprawach dla dobra ogólnego pokoju, więcej – rezygnowanie ze wszystkiego dla zachowania jedności ducha w związce pokoju w Ciele Chrystusowym, z wyjątkiem sytuacji, w których dochodziłoby do pogwałcenia zasad.

Nieporządni albo niesforni niecałkowicie być może ponoszą winę za swój stan. Wielu ludzi jest nieporządnych już z urodzenia i przejawia skłonność do okazywania tej cechy w ubiorze i we wszystkich sprawach życia. Niesforność stanowi więc część ich ułomności i należy odnosić się do niej ze współczuciem, uprzejmie, lecz pomimo to nie należy pozwalać, by wyrządzała krzywdę Kościołowi Bożemu, stawała na przeszkodzie jego użyteczności czy uniemożliwiała jego współdziałanie w badaniu i służeniu Prawdzie. Nie jest wolą Bożą, aby Jego lud posiadał taką łagodność, która przy postępowaniu z nieporządnymi stanowiłaby słabość. Uprzejmie, z miłością, lecz stanowczo należy im wskazać na to, że porządek jest pierwszym prawem niebios i winien być wysoce szanowany przez tych, którzy mają niebiański zmysł; byłoby więc grzechem, gdyby zgromadzenie jednemu, dwóm lub większej ilości członków pozwalało gwałcić zarządzenia Boskie, jakie wyrażone są w Słowie Bożym i ogólnie rozumiane przez zgromadzenie, z którym mają oni społeczność. <str. 300>

Napominanie nie jest powszechnym nakazem

Byłoby jednak wielkim błędem przypuszczać, że Apostoł, zwracając się ogólnie do Kościoła, miał na myśli to, że każdy członek zgromadzenia miałby dokonywać takiego napominania. Mądre i pomocne napominanie jest sprawą naprawdę bardzo delikatną i tylko niewielu posiada do tego talent. Wybór starszych przez zgromadzenia to wybór spośród całej grupy takich, którzy są najbardziej duchowo rozwinięci i posiadają naturalne zdolności do reprezentowania zgromadzenia, nie tylko w prowadzeniu zebrań itp., ale i w utrzymywaniu porządku podczas zebrań oraz w mądrym, łagodnym i stanowczym napominaniu niesfornych. A fakt, że taka właśnie jest myśl Apostoła, został pokazany w dwóch poprzednich wersetach, w których mówi on:

Prosimy was, bracia, abyście poznali tych, którzy pracują między wami i którzy są przełożonymi waszymi w Panu i napominają was, abyście ich jak najbardziej miłowali dla ich pracy. Pokój też zachowajcie między sobą” – 1 Tes. 5:12 13.

Jeżeli rzeczywiście starano się poznać Boską mądrość i właściwie kierowano się nią przy wybieraniu starszych zgromadzenia, to należy się spodziewać, że wybrani tym sposobem będą wysoko cenieni; a ponieważ nowicjusze nie mają być wybierani, należy stąd wnioskować, iż starsi wybrani zostali ze względu na swoje zasługi, ponieważ braterstwo zauważyli, że posiadają oni w znacznej mierze świętego ducha miłości, mądrości i pokory, obok pewnych naturalnych darów i zdolności do pełnienia takiej służby. Słowa Apostoła: „Pokój też zachowajcie między sobą” znaczą, że wybrawszy starszych jako przedstawicieli zgromadzenia, Ciało jako całość spodziewa się, iż będą oni wypełniali usługi, do których zostali wybrani, a nie że każdy z nich przypisze sobie rolę strofującego, napominającego itp. Poprzednio była już mowa o tym, że członkowie ludu Bożego nie powinni sądzić się nawzajem osobiście, lecz tylko zgromadzenie jako całość może wykluczyć kogoś ze społeczności i pozbawić przywileju zbierania się. A może to nastąpić, jak zauważyliśmy, dopiero po zastosowaniu różnych środków o charakterze bardziej prywatnym, gdy <str. 301> wszystkie usiłowania naprawienia zła okażą się bezskuteczne, a dobro Kościoła jako całości będzie poważnie zagrożone przez złe postępowanie winnego. Lecz w rozważanych słowach Apostoł upomina nas, że zgromadzenie powinno „poznać”, darzyć uznaniem, poważać tych, których wybrało za swych przedstawicieli i spodziewać się po nich, że będą czuwać nad dobrem Kościoła i upominać nieporządnych dopóty, dopóki sprawa nie stanie się na tyle poważna, by należało wnieść ją przed sąd Kościoła.

Publiczne napominania nie powinny być częste

W pewnych sytuacjach może okazać się konieczne publiczne napomnienie przed zgromadzeniem; sugeruje to Apostoł Tymoteuszowi: „A tych, którzy grzeszą [publicznie], strofuj przed wszystkimi, aby i drudzy bojaźń mieli” – 1 Tym. 5:20. Takie publiczne strofowanie może być stosowane jedynie względem poważnego grzechu popełnionego publicznie. Przy stosunkowo mniejszych uchybieniach wobec przepisów porządku starsi, kierując się prawem miłości i Złotą Regułą, powinni uważnie „przypatrywać się jeden drugiemu ku pobudzaniu się do miłości i dobrych uczynków”. Tak się przypatrując, z pewnością zrozumieją, że słowa napomnienia na osobności okażą się dla danej osoby bardziej pomocne niż publiczne strofowanie, które mogłoby urazić, zranić lub zaszkodzić komuś o wrażliwej naturze, w sytuacji, kiedy zadawanie takich ran jest zupełnie niepotrzebne i gdy miłość podpowiada inny sposób postępowania. Lecz jeśli już starszy ma publicznie strofować ciężki grzech, powinien, mimo wszystko, czynić to z miłością i z pragnieniem, aby upomniany mógł się poprawić i został pozyskany na nowo, nie zaś by nim pogardzano i go odrzucono. Co więcej, nie wchodzi w zakres uprawnień starszego napomnienie, które zawiera w sobie zakaz korzystania z przywilejów istniejących w zgromadzeniu. Do takiego upomnienia, jak już widzieliśmy powyżej, ma prawo tylko Kościół jako całość, i to po zupełnym zbadaniu sprawy, w której oskarżony ma pełną możliwość obrony lub naprawy swego postępowania i otrzymania przebaczenia. Kościół (ekklesia) – czyli poświęceni Panu – są zbiorowo <str. 302> Jego przedstawicielami, starszy zaś jest jedynie przedstawicielem Kościoła, który wybierając go, starał się jak najlepiej odczytać wybór Pański. Kościół zatem, nie starsi, stanowi sąd najwyższej instancji we wszystkich takich sprawach; z tego powodu postępowanie starszego zawsze podlega rozważeniu lub korekcie całego Kościoła według wspólnego zrozumienia woli Pana.

Zatrzymajmy się na chwilę w tym miejscu poruszanego zagadnienia i zapytajmy, w jakim stopniu zgromadzenie powinno wykonywać ten obowiązek napominania nieporządnych w sposób pośredni, bezpośredni albo poprzez starszych, aż do ewentualnego wyłączenia ze zgromadzenia. Wyłączenie na zawsze nie leży w gestii Kościoła. Przypuśćmy, że brat, który zawinił przeciwko bratu albo całemu Kościołowi, powraca i mówi: „Żałuję swego złego postępowania i przyrzekam, że odtąd starać się będę z całych sił postępować poprawnie”, lub coś podobnego. Takiemu bratu mamy przebaczyć zupełnie, chętnie i tak szczerze, jak mamy nadzieję, że Pan przebaczy wszystkim ich winy. Tylko Pan ma prawo i moc odcięcia kogoś na zawsze, ma moc odłamania gałązki od Winnego Krzewu. W 1 Liście Jana 5:16 mamy powiedziane, że jest grzech na śmierć, za który modlitwy są bezużyteczne; należy się spodziewać, że taki rozmyślny grzech, który w ten sposób sprowadziłby karę wtórej śmierci, byłby tak widoczny, tak oczywisty, że pozostający w społeczności z Panem łatwo by go rozpoznali. Nie powinniśmy sądzić kogoś za to, co ma w sercu, ponieważ nie umiemy w jego sercu czytać; lecz jeśli ktoś popełnia rozmyślny grzech na śmierć, to ujawni się z nim na zewnątrz – przez mowę swych ust, jeżeli zaistniało przestępstwo dotyczące doktryn, zaprzeczające wartości drogocennej krwi pojednania, lub przez niemoralne prowadzenie się, jeśli ktoś powrócił do postępowania według ciała, jak napisano: „wróciła się świnia umyta do walania się w błocie” [2 Piotra 2:22]. To do takich odnoszą się słowa Listu do Hebrajczyków 6:4 8 i 10:26 31, gdzie Apostoł przestrzega nas, abyśmy z takimi nie mieli do czynienia, nie jadali z nimi ani nie przyjmowali ich w swych domach, jak też abyśmy ich nie pozdrawiali (2 Jana 9 11), bowiem ci, którzy utrzymywaliby z nimi łączność i ich pozdrawiali, uważani byliby za <str. 303> przyjmujących postawę nieprzyjaciół Bożych i biorących udział w złych uczynkach, naukach, zależnie od sytuacji.

Jeśli chodzi o innych, którzy postępują „nieporządnie”, to zalecenia względem nich są całkiem odmienne. Taki wyłączony brat czy siostra nie powinien być traktowany jak nieprzyjaciel ani za takiego uważany, ale jak brat, który zbłądził, zgodnie z dalszą wypowiedzią Apostoła w tym samym liście: „Jeżeli kto jest nieposłuszny słowu naszemu w tym liście [jeżeli byłby niesforny, nie chciał poddać się rozumnym, miłosiernym i łaskawym zasadom porządku], naznaczcie go i nie łączcie się z nim, aby się zawstydził, wszakże nie miejcie go za nieprzyjaciela, ale napominajcie jako brata” – 2 Tes. 3:14 15. W opisanej tu sytuacji chodzi o jakieś otwarte, publiczne sprzeciwienie się takiego brata regułom porządku wytyczonym przez Apostoła jako Pańskiego rzecznika. Takie publiczne występowanie przeciwko prawym zasadom powinno być zganione przez zgromadzenie, jeśli zadecyduje ono, że brat ten postępuje na tyle niepoprawnie, że potrzebuje napomnienia. Jeżeli jednak nie zgadza się on ze zdrowymi zasadami, danymi nam przez Pana za pośrednictwem Apostoła, to powinno się uznać, iż brat ten postępuje na tyle niepoprawnie, że nie jest stosowne, by miał społeczność z braćmi, dopóki nie uzna tych rozsądnych wymagań. Na ulicy braterstwo nie powinni przechodzić obok niego obojętnie, lecz traktować go grzecznie; wyłączenie powinno polegać jedynie na pozbawieniu go przywileju zgromadzania się i na odsunięciu od wszelkich braterskich związków itd., które są właściwe dla wiernych. Myśl ta zawarta jest w słowach Jezusa: „Niech ci będzie jako poganin i celnik”. Nasz Pan nie miał na myśli, że mamy czynić krzywdę poganom lub celnikom albo obchodzić się z nimi nieuprzejmie, lecz jedynie żebyśmy nie mieli z nimi takiej społeczności jak z braćmi, nie starali się pozyskać ich zaufania ani też, jako Nowe Stworzenia, nie darzyli ich naszym zaufaniem. Domownicy wiary mają być związani i połączeni ściśle przez wzajemną miłość, sympatię i wszelkie ich przejawy. To właśnie na skutek braku tych przywilejów i błogosławieństw wyłączony brat poddany jest cierpieniu, dopóki nie poczuje, że musi zmienić swoje postępowanie i powrócić do rodzinnego grona. Powyższe słowa sugerują, <str. 304> że między członkami Ciała Pańskiego powinno panować ciepło, serdeczność i prawdziwe braterstwo.

Pocieszajcie bojaźliwych”

Analizując dalej słowa Apostoła zacytowane powyżej zaznaczamy, że zadaniem Kościoła jest pocieszanie bojaźliwych. Widać tu, że otrzymanie ducha świętego nie przekształca naszych śmiertelnych ciał do tego stopnia, żeby ich słabości zostały całkowicie przezwyciężone. Niektórzy charakteryzują się słabością umysłu, tak jak inni słabością ciała. Każdemu należy okazać współczucie z powodu jego słabości. Bojaźliwe umysły nie miały zostać uleczone w cudowny sposób. Nie należy też sądzić, że posiadający takie słabości nie są częścią Ciała dlatego, że nie mogą ogarnąć umysłem długości, szerokości, wysokości i głębokości planu Bożego. Przeciwnie, podobnie jak Pan nie wybiera do swego Kościoła jedynie tych, którzy są doskonale rozwinięci fizycznie, silnych i zdrowych, tak też nie szuka wyłącznie tych, którzy posiadają tęgi umysł i zdolni są rozumować i dokładnie analizować wszystkie szczegóły Boskiego planu. Znajdą się w Ciele tacy, którzy będą w tej dziedzinie uzdolnieni, lecz inni są słabszego umysłu i nie posiadają nawet średniego poziomu wiedzy. Jaką powinniśmy im dać pociechę? Odpowiadamy, iż zarówno starsi przedstawiający Prawdę, jak i cały Kościół poprzez społeczność jednych z drugimi powinni takich pocieszać, niekoniecznie przez wykazywanie ich słabości i jednoczesne im pobłażanie, lecz raczej w ogólnym sensie, nie oczekując, że wszyscy członkowie rodziny Bożej posiądą ten sam stopień biegłości i bystrości intelektu. Nikt nie ma prawa utrzymywać, iż fakt posiadania takich ułomności świadczy o tym, że ktoś nie należy do Ciała.

Z poprawionego przekładu płynie taki sam wniosek: „Pocieszajcie małodusznych” [BT]. Niektórym z natury brak odwagi do walki i waleczności, i chociaż mają jak najlepsze chęci i zawsze lojalne serca, to nie mogą w tym samym stopniu co inni należący do Ciała „wzmacniać się w Panu” albo otwarcie „bojować dobry bój <str. 305> wiary”. Pan jednak widzi na pewno ich chęci i zamiary, widzi, że chcą być odważni i wierni, powinni więc to również widzieć i bracia, o ile chcą osiągnąć poziom zwycięzców.

Wszyscy powinni wiedzieć, że sądząc swój lud, Pan bierze pod uwagę serce każdego. Jeżeli ktoś o słabym umyśle czy sercu ma na tyle woli i chęci, by zrozumieć podstawy Boskiego planu odkupienia przez Jezusa Chrystusa oraz swego własnego usprawiedliwienia przed Bogiem przez wiarę w Odkupiciela, jeżeli na tej podstawie stara się prowadzić życie poświęcone Panu, to należy postępować z nim pod każdym względem w taki sposób, aby mógł odczuwać, że jest całkowicie członkiem Ciała Chrystusowego. Fakt, że osoby takie nie mogą tłumaczyć lub zrozumieć jasno wszystkich szczegółów Boskiego planu i stać w jego obronie tak odważnie jak inni, nie może być powodem kwestionowania ich przyjęcia przez Pana. Należy ich zachęcać, aby w dalszym ciągu podążali drogą samoofiarowania w służbie Bożej, korzystając z wszelkich nadarzających się sposobności, by pracować na chwałę Pana i ku pożytkowi Jego ludu – należy zachęcać, by pocieszali się myślą, że wszyscy trwający w Chrystusie, pielęgnujący owoce Jego ducha oraz postępujący Jego śladami ofiarowania się, otrzymają w słusznym czasie nowe, obdarzone doskonałymi zdolnościami ciała, w których wszyscy członkowie będą zdolni poznać tak, jak są poznani – a tymczasem Pan zapewnia nas, że Jego moc o wiele pełniej objawia się w naszych słabościach.

Podtrzymujcie słabych”

Z określenia tego możemy wnioskować, że niektóre osoby w Kościele są słabsze niż inne; nie pod względem fizycznym, lecz słabsze duchowo – w tym znaczeniu, że ich ludzkie ciała są na tyle skażone, że jako Nowe Stworzenia napotykają na większe trudności w duchowym wzrastaniu i rozwijaniu się. Takie osoby nie mają zostać odrzucone od Ciała; przeciwnie – powinniśmy zrozumieć, że jeżeli Pan uznał ich za godnych poznania Jego łaski, to może On sprawić, że zostaną zwycięzcami przez Tego, który nas umiłował i kupił <str. 306> swą drogocenną krwią. Należy ich wspierać obietnicami znajdującymi się w Piśmie Świętym, które mówią, że kiedy jesteśmy słabi sami z siebie, to możemy być mocni w Panu i sile mocy Jego poprzez powierzenie Mu wszystkich naszych trosk i uchwycenie się przez wiarę Jego łaski; tak że w chwilach słabości i pokus spełni się w ich życiu obietnica: „Dosyć masz na łasce mojej, albowiem moc moja wykonywa się w słabości” [2 Kor. 12:9]. Całe zgromadzenie może okazać pomoc w tym pocieszaniu i wspieraniu, chociaż oczywiście starsi mają szczególny obowiązek i odpowiedzialność wobec nich, ponieważ są oni wybranymi przedstawicielami Kościoła, a zatem i Pana. Apostoł, mówiąc o różnych członkach Ciała i wspomniawszy o pasterzach i nauczycielach, mówi również o pomocnikach (1 Kor. 12:28). Widocznie życzeniem Pana jest, aby każdy członek Kościoła starał się zająć takie stanowisko, by nie tylko pomagać starszym, wybranym na przedstawicieli Kościoła, lecz by wspomagać się wzajemnie, czyniąc w miarę możności dobrze wszystkim, a szczególnie domownikom wiary.

Cierpliwymi bądźcie względem wszystkich”

Zgodnie z tym napomnieniem dotyczącym zachowywania wzajemnej cierpliwości w każdej sytuacji Nowe Stworzenia zauważą, że odnosząc się właściwie do współbraci, pielęgnują jednocześnie w sobie jedną z najwspanialszych łask ducha świętego – cierpliwość. Cierpliwość to łaska ducha, do której ćwiczenia wszelkie życiowe okoliczności dostarczają licznych okazji, zarówno w odniesieniu do osób spoza Kościoła, jak i jego członków. Powinniśmy też pamiętać, że całemu światu należy się z naszej strony cierpliwość. Zrozumiemy to tylko wtedy, gdy w poprawnym świetle spojrzymy na stan wzdychającego stworzenia objawiony przez Pismo Święte. Widzimy w nim historię upadku i jego szkodliwe skutki dla wszystkich. Widzimy w nim Bożą cierpliwość względem grzeszników i Jego wspaniałą miłość okazaną w ich odkupieniu i w postanowieniach mających na celu nie tylko <str. 307> błogosławienie i podźwignięcie Jego Kościoła z błota lgnącego oraz z szumiącego dołu grzechu i śmierci, lecz również wspaniałe błogosławieństwa przewidziane dla całej ludzkości. W Biblii widzimy również, że głównym utrudnieniem dla świata jest omamienie przez Przeciwnika, „boga tego świata”, który obecnie zaślepia go i zwodzi (2 Kor. 4:4).

To zrozumienie powinno niezawodnie dodać nam cierpliwości! A jeśli mamy cierpliwość względem świata, o ileż cierpliwsi powinniśmy być wobec tych, którzy nie są już z tego świata, bo dzięki łasce Bożej, na warunkach przebaczenia w Chrystusie Jezusie, zostali przyjęci do Jego rodziny i teraz starają się postępować Jego śladami. Jak miłościwa i wytrwała powinna być cierpliwość względem naszych współuczniów, członków Ciała Pańskiego! W istocie, nie pozostaje nam wobec nich nic innego jak tylko cierpliwość. Nasz Pan i Mistrz bez wątpienia zganiłby i strofował nasz brak cierpliwości względem kogokolwiek z nich. Co więcej, musząc staczać walki ze światem, ciałem i Przeciwnikiem w obecnych utrapieniach i słabościach, bardzo potrzebujemy cierpliwości także wobec samych siebie. Zrozumienie powyższych prawd pomoże nam być bardziej cierpliwymi dla wszystkich.

Patrzcie, aby nikt nikomu złem za złe nie oddawał”

Słowa te są czymś więcej niż tylko radą; są one poleceniem danym Kościołowi jako całości i stosują się do każdego zgromadzenia ludu Pańskiego. Wynika z nich, że jeśli ktoś z domowników wiary ma skłonność do mszczenia się, do brania odwetu czy odpłacania złem za zło, tak względem współbraci, jak i innych ludzi, to zwrócenie przez Kościół uwagi na takie zachowanie wcale nie będzie wtrącaniem się do cudzych spraw. Obowiązkiem Kościoła jest zauważanie takich sytuacji. „Patrzcie, aby kto złem za złe komu nie oddawał” oznacza: zwracajcie uwagę, aby wśród braci zachowany był właściwy duch. Jeżeli zatem starsi dowiedzieliby się o sytuacjach związanych z powyższym poleceniem, to ich obowiązkiem jest udzielenie bratu lub siostrze uprzejmego napomnienia odnośnie tego, <str. 308> jak uczy Słowo Pańskie; a jeśli dana osoba nie usłucha, to starsi mają obowiązek wnieść sprawę przed zgromadzenie itd. Mamy tutaj upoważnienie, aby Kościół zwracał uwagę na takie niewłaściwe postępowanie każdej osoby. W ten sposób powinniśmy nie tylko patrzeć na siebie nawzajem, troszcząc się o siebie wzajemnie i dbając o to, by nikt się nie cofał, lecz przeciwnie – uważać, aby wszyscy naśladowali tego, co dobre. Powinniśmy z radością zauważać i chwalić wszelkie oznaki prawego postępowania, wspierając je osobiście oraz jako zgromadzenia ludu Pańskiego. Postępując w ten sposób, możemy według słów Apostoła radować się zawsze i to z właściwego powodu. Bowiem przy takiej wzajemnej pomocy wzrośnie miłość w Ciele Chrystusowym, będzie się ono coraz bardziej upodabniać do swej Głowy i stawać zdolnym do współdziedzictwa z Nim w Królestwie.

Przypatrujmy się jedni drugim ku pobudzaniu się do miłości i do dobrych uczynków” – Hebr. 10:24 –

Wyrażona jest tutaj piękna i pełna miłości myśl. Choć są tacy, którzy przypatrują się swym współtowarzyszom, by znaleźć w nich błędy, by powodować zniechęcenie lub w samolubnych celach wykorzystywać ich słabości, to Nowe Stworzenie powinno postępować przeciwnie: starannie badać skłonności innych w tym celu, by uniknąć takich słów lub czynów, które niepotrzebnie mogłyby zranić lub rozgniewać, a co więcej – w celu pobudzenia ich do miłości i dobrego postępowania.

A dlaczego nie? Czyż cała postawa świata, ciała i Szatana nie pobudza do zawiści, samolubstwa, zazdrości, czyż nie jest pełna złego pokuszenia do grzeszenia myślą, słowem i uczynkiem? Czy zatem Nowe Stworzenia Ciała Chrystusowego nie powinny powstrzymywać się od takiego rodzaju prowokującego postępowania względem siebie i innych, a zamiast tego zająć się pobudzaniem i zachęcaniem w przeciwnym kierunku – do miłości i dobrych uczynków? Nie ulega wątpliwości, że jak każde napomnienie i pouczenie Słowa Bożego, tak i to jest i słuszne, i pożyteczne. <str. 309>

Społeczne zgromadzenie nasze”

Nie opuszczając społecznego zgromadzenia naszego, jako niektórzy obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a to tym więcej, czym więcej widzicie, iż się on dzień przybliża” – Hebr. 10:25.

Zalecenie Pańskie odnośnie zgromadzania się Jego ludu, dane tu poprzez Apostoła, zgadza się najzupełniej ze słowami Pana: „Gdzie są dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem w pośrodku ich” – Mat. 18:20. Cel tych zgromadzeń wskazany jest jasno: odbywają się one po to, aby umożliwiać czynienie wspólnych postępów w sprawach duchowych; dają sposobność do wzajemnego pobudzania się i zachęcania do coraz większej miłości względem Pana i siebie nawzajem oraz do wzmożenia wszelkiego rodzaju dobrych uczynków – tak by były one wyrazem uwielbienia dla naszego Ojca, błogosławieństwem dla braterstwa i by czyniły dobro wszystkim w miarę nadarzających się okazji. Ktoś, kto mówi: „Miłuję Boga”, a jednak nienawidzi brata swego, nie wie, co mówi i zwodzi samego siebie (1 Jana 4:20). Podobnie mylą się, naszym zdaniem, ci, którzy mówią: „Pragnę być z Panem, cieszyć się Jego błogosławieństwem i społecznością z Nim”, a tymczasem zaniedbują sposobności zgromadzania się z braćmi i nie cieszą się z ich towarzystwa i społeczności.

Jest rzeczą naturalną, że każda istota ludzka musi szukać jakiegoś towarzystwa; a doświadczenie potwierdza prawdziwość przysłowia, że „swój do swego lgnie”. Jeżeli zatem nie cenimy społeczności z osobami uduchowionymi, nie pragniemy jej i nie zabiegamy o nią, jeżeli nie staramy się stwarzać okazji, aby z niej korzystać, to możemy być pewni, że świadczy to o niezdrowym stanie duchowym. Ludzie cieleśni lubią przebywać w cielesnym towarzystwie i społeczności oraz cieszyć się nimi. Świadomie też planują i organizują wspólnie sprawy służbowe i przyjemności, mimo że ich ogólne światowe nadzieje i plany są bardzo ograniczone w porównaniu do nader wielkich i kosztownych nadziei Nowego Stworzenia. Kiedy nasze umysły zostają przemienione przez odnowienie ducha świętego, nasze pragnienie społeczności nie ginie, lecz otrzymuje inny kierunek; znajdujemy bowiem szerokie pole do społeczności, <str. 310> badania, dyskusji i radowania się – w obrębie tematyki obejmującej historię grzechu i wzdychającego stworzenia, tak w przeszłości, jak i obecnie, Boski plan odkupienia i zbliżające się wybawienie wzdychającego stworzenia, nasze wysokie powołanie do współdziedzictwa z Panem, dowody na to, że nasze wyzwolenie się zbliża itd. Co za obfite pole do myślenia, studiowania, społeczności i wspólnoty!

Nic więc dziwnego, jeśli mówimy, że ten, kto nie docenia przywileju spotykania się z innymi, aby rozmawiać na te tematy, jest pod pewnym względem chory duchowo, bez względu na to, czy jest w stanie tę dolegliwość u siebie dostrzec, czy też nie. Być może taki ktoś jest dotknięty pewnym rodzajem duchowej pychy lub poczuciem samowystarczalności, które prowadzą go do myślenia: „Nie potrzebuję chodzić do wspólnej szkoły Chrystusowej, aby się uczyć wraz z innymi naśladowcami; lekcje od Pana będę otrzymywać na osobności, prywatnie w swym domu; On uczyć mnie będzie oddzielnie i to rzeczy głębszych i bardziej duchowych”. Można sądzić, że wielu dotkniętych jest tym duchowym egocentryzmem, uważając się za lepszych od innych braci Pańskich oraz sądząc, że Pan postąpi wbrew swemu zwyczajowi i zasadom określonym w Słowie Bożym i będzie im służyć w sposób szczególny tylko dlatego, że myślą o sobie więcej, niż powinni i tego się też domagają. Tacy braterstwo winni pamiętać, że nie mogą rościć sobie prawa do żadnej obietnicy błogosławieństwa Pańskiego, jeśli trwają w takim zrozumieniu i postępowaniu. Przeciwnie, „Bóg się pysznym sprzeciwia, ale pokornym łaskę daje” [Jak. 4:6]. Tym, którzy słuchają pouczeń Pana i są im posłuszni, błogosławi On, mówiąc: „Jeśli mnie miłujecie, przykazania moje zachowajcie” [Jan 14:15]. Tym, których postawa jest pod tym względem poprawna, wystarcza w zupełności, że Pan zlecił nam schodzić się w Jego imieniu i obiecał udzielić błogosławieństwa nawet tak małej liczbie jak dwom albo trzem, o ile będą Mu posłuszni, oraz że Kościół przedstawia Jego Ciało i powinien wzrastać w mocy, którą „jeden członek drugiemu posiłku dodaje” [Efezj. 4:16] oraz „budować się” wzajemnie we wszystkich łaskach i owocach ducha. Czasami trudności nie wynikają jedynie z duchowego egocentryzmu, lecz spowodowane są częściowym zaniedbaniem Słowa Bożego i poleganiem na ludzkim sposobie rozumowania, <str. 311> które spodziewa się, że obietnica: „Będą wszyscy wyuczeni od Boga” [Jan 6:45] oznacza nauczanie osobiste, oddzielnie jeden od drugiego. Takie rozumowanie stoi w sprzeczności ze zwyczajami apostołów, ich naukami i doświadczeniem ludu Pańskiego.

Z drugiej jednak strony nie powinniśmy pragnąć przebywania w wielkiej grupie, widowiskowości ani popularności, lecz mamy pamiętać, że Pańska obietnica błogosławieństwa mówi: „Gdzie was jest dwóch lub trzech”, i dalej, zgodnie z napomnieniem apostolskim – że nie powinniśmy zaniedbywać „naszego społecznego zgromadzenia”. Ani Pan, ani apostołowie nie wpajają nam ducha sekciarstwa, kiedy mówią, że zgromadzenia nie powinny być zgromadzeniami światowymi, do których lud Pański miałby się przyłączać, lecz zgromadzeniami chrześcijańskimi, zgromadzeniami tych, którzy znają łaskę Bożą i przyjęli ją przez zupełne poświęcenie się Bogu i Jego służbie. Ludzi światowych nie należy przynaglać do przychodzenia na te zebrania. Oni nie są z was, tak jak wy „ze świata nie jesteście”; gdyby zaś pociągnęła ich muzyka lub inne powody, duch tego zalecenia byłby zatracony; bowiem gdzie obfitowałaby światowość i pragnienie zadowolenia i przyciągnięcia ludzi światowych, tam właściwy cel zbierania się zostałby szybko zapomniany. Właściwy cel ukazany jest w słowach: „Budujcie się na najświętszej wierze waszej”, „budujcie jeden drugiego”, „zachęcajcie się wzajemnie do miłości i dobrych uczynków” (Judy 20; 1 Tes. 5:11; Hebr. 10:24 BP).

Niech ludzie źle usposobieni lgną do siebie, jeśli chcą, a ludzie o dobrych zasadach moralnych niech również lgną do sobie podobnych; zaś spłodzeni z ducha niech się zgromadzają społecznie i robią postępy zgodnie ze Słowem Pańskim w celu wzajemnego budowania się. Jeżeli jednak zaniedbują tego, to niech wina za przykre następstwa nie spada na Głowę Kościoła ani też na wiernych apostołów, którzy jasno podkreślili właściwy sposób postępowania i dali tego przykład swoim postępowaniem.

Nie znaczy to, że dla obcych wstęp na zebrania Kościoła jest wzbroniony, o ile będą na tyle zainteresowani, by przyjść i „widzieć porządek wasz”, otrzymać błogosławieństwo z waszego świętego obcowania, z napominania ku dobrym <str. 312> uczynkom i miłości, z wykładów o Boskim Słowie obietnicy itp. Wyraźnie zaznacza to Apostoł w 1 Kor. 14:24. Chodzi nam o to, że „zgromadzenie nasze” nie jest zgromadzeniem niewierzących, które ustawicznie czyni zabiegi, aby poruszyć serca grzeszników. Grzesznik powinien mieć wolność przychodzenia na zebrania, lecz należy pozostawić go w spokoju, by mógł widzieć porządek i miłość panujące wśród poświęconych Panu, by tym sposobem, mając tylko częściowe wyrozumienie, mógł dowiedzieć się o swych grzechach poprzez poznanie ducha świętobliwości i czystości w Kościele oraz by mógł się przekonać o błędach w wyznawanych przez siebie naukach, widząc porządek i harmonię Prawdy, jakie panują wśród ludu Pańskiego. Por. 1 Kor. 14:23 26.

To prowadzi nas do zastanowienia się nad tym, jaki powinien być ogólny

Charakter zebrań

ludu Pańskiego. Spostrzegamy przede wszystkim, że tak w tej sprawie, jak i w innych lud Pański nie otrzymał żelaznych praw i przepisów, ma więc swobodę przystosowania się do zmieniających się uwarunkowań czasu i kraju, ma wolność stosowania ducha zdrowego zmysłu, wolność szukania mądrości pochodzącej z góry i wykazania, w jakim stopniu osiągnął podobieństwo do charakteru Pańskiego ucząc się zasad Prawa Miłości. Można mieć pewność, że to Prawo Miłości pobudzi nas do zachowania umiarkowania przy wprowadzaniu jakichkolwiek zmian w zwyczajach pierwotnego Kościoła; z pewnością bardzo ostrożnie wprowadzać będzie zasadnicze zmiany, chyba że uzna je za konieczne, a nawet wtedy będzie się starało postępować zgodnie z duchem wszystkich pouczeń, przepisów i praktyk pierwotnego Kościoła.

W pierwotnym Kościele mamy przykład apostołów, owych wyjątkowych nauczycieli. Mamy przykład starszych wykonujących pracę pasterską, pracę ewangeliczną oraz prorokujących, czyli publicznie przemawiających. Na podstawie jednego opisu, szczegółowo przekazanego w 1 Liście do Koryntian, rozdział 14, możemy sądzić, że każdy członek Kościoła był zachęcany przez apostołów do rozwijania w sobie wszelkich posiadanych zdolności i darów w celu wielbienia Pana i służenia braciom, by w ten sposób ćwiczyć samego siebie <str. 313> i wzmacniać się w Panu i w Prawdzie, pomagając innym i otrzymując od nich pomoc. Ten opis zwykłego zebrania Kościoła w czasach Apostoła nie mógłby być w zupełności i w szczegółach zrealizowany dzisiaj, a to z powodu szczególnych „darów ducha”, tymczasowo udzielonych pierwotnemu Kościołowi w celu przekonywania ludzi postronnych, jak również dla osobistej zachęty w czasie, kiedy bez tych darów niemożliwe byłoby dla ówczesnych wiernych budowanie się i korzystanie z nich w jakimkolwiek stopniu. Jednak te wczesne zwyczaje zaaprobowane przez Apostoła mogą stać się dla nas cennymi i pomocnymi przykładami, z których małe grupki ludu Pańskiego mogą wszędzie korzystać, stosownie do okoliczności.

Główną lekcją jest dla nas wzajemne wspomaganie się – „budując się [wzajemnie] na najświętszej wierze waszej”. Nie było w zwyczaju, by wyłącznie jeden czy kilku starszych nauczało Słowa Bożego ani by wyłącznie do nich należało wszelkie napominanie i budowanie. Było natomiast zwyczajem, że każdy członek zgromadzenia dawał coś od siebie, przy czym wkład braci starszych, stosowny do ich zdolności i darów, był o wiele ważniejszy. Możemy więc sądzić, że taki porządek byłby bardzo korzystny i przyczyniłby się do błogosławieństwa nie tylko słuchaczy, lecz także wszystkich uczestników. Któż bowiem nie wie, że nawet najsłabszy mówca lub najbardziej nieuczony człowiek, jeśli będzie miał serce pełne miłości i oddania Panu, może przekazać myśli, które okażą się drogocenne dla wszystkich słuchających? Rodzaj zebrań opisany tu przez Apostoła był widocznie przykładem większości zebrań prowadzonych przez Kościół. Z opisu widzimy, że były to zebrania urozmaicone, podczas których, gdybyśmy chcieli zastosować je do naszych czasów, ktoś mógłby napominać, ktoś inny wykładać, inny pomodlić się, inny jeszcze zaproponować odśpiewanie pieśni, inny odczytać wiersz odzwierciedlający jego uczucia i doświadczenia, stosownie do tematu zebrania. Jeszcze ktoś inny mógłby odczytać werset związany z rozważanym tematem. Tym sposobem Pan może użyć każdego członka zgromadzenia do wzajemnego budowania się i wspomagania.

Nie sądzimy, aby w pierwotnym Kościele nie było zwykłych kazań. Przeciwnie, widzimy, że <str. 314> dokądkolwiek udawali się apostołowie, uważani byli za szczególnie uzdolnionych wykładowców Słowa Bożego, których wizyta miała być pewnie niedługa, więc być może podczas ich pobytu prawie wszystkie mowy wygłaszane były przez nich, chociaż nie wątpimy, że odbywały się również inne społeczne zebrania dostępne dla wszystkich. Ten sam sposób apostolskich kazań stosowali bez wątpienia i inni, którzy apostołami nie byli, jak na przykład: Barnaba, Tymoteusz, Apollos, Tytus itd.; tę samą wolność posiadali też i inni, którzy z niej źle korzystali, wywierając wielce szkodliwy wpływ: Hymeneusz, Filetus i inni.

Tam, gdzie Pan nie podał ścisłego prawa, byłoby niestosowne, aby ktokolwiek z nas je ustanawiał. Chcemy jednak podać kilka sugestii względem pewnych duchowych potrzeb Kościoła, które wymagają posługiwania:

(1) Nauczanie jest konieczne tak względem spraw odnoszących się do proroctw, jak i nauk moralnych oraz rozwijania w sobie chrześcijańskich przymiotów.

(2) Z powodu mniejszych lub większych różnic w sposobie wypowiadania się, z racji różnych zdolności umysłowych oraz różnic w stopniu pojmowania spraw duchowych między niemowlętami w Chrystusie a tymi, którzy są bardziej dojrzali w łasce i znajomości, pożyteczne byłoby danie każdemu okazji do wyrażenia swego zrozumienia spraw, jakich się nauczył czytając lub słuchając. Należy robić to w tym celu, aby ewentualne niedostatki w zrozumieniu mogły zostać poprawione przez wypowiedzi innych na dany temat.

(3) Często i regularnie powinny odbywać się zebrania, na których każdy miałby w miarę pełną sposobność przedstawienia swojego, jego zdaniem odmiennego, spojrzenia na prawdę, w porównaniu z tym, co zostało być może ogólnie przyjęte i uznane przez zgromadzenie [ekklesia].

(4) Każde nabożeństwo ludu Pańskiego powinno zawierać część przeznaczoną na uduchowienie, ale ponadto, jak pokazuje doświadczenie, wielce korzystne jest, gdy każdy członek zgromadzenia ma możliwość w obecności swych braci ustami wyznać w formie świadectwa czy modlitwy swoje oddanie dla Pana. <str. 315>

Doktryny są nadal konieczne

Weźmy pod uwagę punkt pierwszy: Żyjemy w czasie, gdy doktryny są powszechnie wyszydzane i gdy bardzo wielu ludzi jest zdania, że doktryny i wiara nie mają żadnej wartości wobec dobrych uczynków i moralności. Nie możemy się z tym zgodzić, ponieważ wiemy, że nie zgadza się to zupełnie ze Słowem Bożym, które stawia wiarę na pierwszym miejscu, uczynki zaś na drugim. To nasza wiara zostaje przyjęta przez Pana i według tej naszej wiary On nas nagrodzi, chociaż słusznie oczekuje On, że właściwa wiara przyniesie tyle dobrych uczynków, na ile pozwolą słabości naszego ziemskiego naczynia. Taka jest zasada wiary wyznaczana w każdym miejscu Pisma Świętego. „Bez wiary nie można podobać się Bogu.” „Zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza” (Hebr. 11:6; 1 Jana 5:4). Nikt zatem nie może stać się zwycięzcą, jeśli nie wierzy w Boga i w Jego obietnice; żeby jednak wierzyć w obietnice Boskie, należy je zrozumieć, ta zaś sposobność i zdolność wzmacniania się w wierze będzie proporcjonalna do zrozumienia Boskiego planu wieków i połączonych z nim wielkich i kosztownych obietnic. Dlatego też doktryny – nauczanie – ważne są nie tylko dla samej wiedzy, którą lud Boży ma posiadać i którą ma się cieszyć w stopniu przewyższającym wiedzę świata o sprawach Bożych, lecz szczególnie ze względu na wpływ, jaki ta wiedza ma wywierać na wszystkie nasze nadzieje, cele i postępowanie. Słowa: „A ktokolwiek ma tę nadzieję w nim, oczyszcza się” (1 Jana 3:3) stanowią wyrażenie biblijne zgadzające się zupełnie z powyższymi stwierdzeniami. Kto stara się oczyszczać samego siebie, udoskonalać swoje postępowanie, aby odnieść zwycięstwo, musi zacząć od tego, co zaleca Pismo Święte, to jest od serca; musi też czynić postępy, a jako środka do oczyszczania się – używać Boskich obietnic. A to oznacza znajomość nauki Chrystusowej.

Właściwe jest jednak, abyśmy dostrzegli różnicę między naukami Chrystusa a naukami ludzi. Naukami Chrystusowymi są te, które On sam i Jego natchnieni apostołowie podali nam w <str. 316> Nowym Testamencie. Nauki ludzkie są wyrażane w ludzkich wyznaniach wiary, z których wiele zdecydowanie stoi w rażącej sprzeczności z naukami Pańskimi, a wszystkie razem są wzajemnie sprzeczne. Prócz tego, nie wystarczy, abyśmy tylko jeden raz przyjęli naukę, ponieważ, jak oświadcza Apostoł, te dary łaski Bożej znajdują się w słabych glinianych naczyniach, bardzo przeciekających; gdy więc przestaniemy otrzymywać, przestaniemy posiadać; z tego powodu konieczne jest, abyśmy mieli „przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem” [Izaj. 28:10] i abyśmy nieustannie odnawiali i przeglądali nasze badania Boskiego planu wieków, używając wszelkich pomocniczych środków, w jakie nas Boska opatrzność zaopatruje, starając się ze wszystkich sił stosować się do zaleceń Apostoła, by być „nie tylko słuchaczami zapamiętliwymi, ale czynicielami uczynku”, a przez to „czynicielami słowa” (Jak. 1:22 25).

Nasze drugie twierdzenie nie zostanie być może tak od razu w pełni docenione jak pierwsze. Wielu, jeżeli nie wszyscy, skłonnych jest może myśleć, że ci, którzy mogą wyrazić Prawdę najjaśniej, najpłynniej, najdokładniej, powinni być jej jedynymi wyrazicielami, inni zaś powinni milczeć, słuchać i uczyć się. Pod wieloma względami jest to myśl poprawna. Nie zalecamy, aby ktokolwiek był dopuszczany do wykładania nauk lub uważany za nauczyciela, a jego słowa za naukę, jeśli niezdolny jest do nauczania lub jasno nie rozumie planu Bożego. Zachodzi jednak wielka różnica pomiędzy naznaczeniem takich do nauczania, jak to ma miejsce w przypadku starszych, a zorganizowaniem zebrania, na którym wszyscy członkowie Nowego Stworzenia mieliby sposobność krótkiego wypowiedzenia się lub zadania pytania, rozumiejąc, że ich pytania, wątpliwości i wypowiedzi nie stanowią przekonań Kościoła i nie są opinią zgromadzenia. Na takich zebraniach błędne przekonania mogłyby być wyrażone w formie pytań, nie w celu nauczania takich opinii lub ich narzucania, lecz po to, by je poddać krytycznej ocenie. Uważajmy jednak, by nie gwałcić sumienia, usiłując bronić błędnych poglądów. Zebranie takie należy przeprowadzać jedynie w obecności kogoś, kto posiada dobrą znajomość <str. 317> Prawdy, jest zdolny wykazać słuszność swych wierzeń na podstawie Pisma Świętego i pełniej ukazać drogę Pańską. Można by zapytać: Jaki pożytek byłby z takich zebrań? Odpowiadamy, że niejednokrotnie widzieliśmy korzyści, jakie z tego wyniknęły. Często trudne, a niekiedy wręcz niemożliwe jest przedstawienie zagadnienia w sposób prosty i bezpośredni. Niemożliwe jest też, by wszystkie umysły, aczkolwiek szczere, mogły uchwycić dany przedmiot w takim samym stopniu na podstawie jakiegoś jednego przykładu. Stąd wynika wartość pytań i sens przedstawiania tej samej prawdy na wiele sposobów, czego przykład mamy w przypowieściach naszego Pana, przedstawiających zagadnienia z różnych punktów widzenia i dostarczających bardziej pełnego i harmonijnego poglądu na całość. Zauważyliśmy również, że nieudolne i nieco niedokładne przedstawienie jakiegoś zagadnienia Prawdy może niekiedy dotrzeć do pewnych umysłów, w wypadku których bardziej systematyczne i logiczniejsze przedstawienie nie odniosło skutku – nieumiejętność mówcy dopasowała się pod pewnymi względami do niższego poziomu rozumowania i osądu słuchacza. Mamy radować się, jeżeli opowiadana Ewangelia jest przyjmowana przez łaknące serca, niezależnie od sposobu, jak to wyjaśnia Apostoł: „Niektórzy Chrystusa opowiadają z sporu i próżnej chwały”. Możemy tylko radować się, gdy niektórzy są przyprowadzani do właściwej znajomości Pana, nawet jeśli przykro nam z powodu niewłaściwych pobudek przedstawiania Prawdy lub jak w powyższym wypadku – z powodu niedoskonałego sposobu jej przedstawiania. Kochamy Pana, Prawdę i braci i pragniemy im służyć, dlatego też powinniśmy się radować ze wszystkiego, co przynosi pożądane rezultaty, i tak się dostosowywać, by nie stać na przeszkodzie temu, co uznajemy za fakt. Nie znaczy to, że do nauczania w Kościele powinno się wyznaczać osoby nielogiczne i niekompetentne albo że pozbawiona logiki prezentacja jest z reguły najskuteczniejsza. Wręcz przeciwnie. Nie powinniśmy jednak kompletnie lekceważyć tego, co służy za przewód błogosławieństwa dla niektórych umysłów oraz tego, co ma uzasadnienie w praktykach pierwotnego Kościoła.

Na poparcie naszego trzeciego punktu stwierdzamy, że bez względu na nasze przekonanie, <str. 318> iż posiadamy Prawdę, nierozsądne byłoby z pewnością bezwzględne niedopuszczanie do stawiania pytań i wyrażania zdań przeciwnych w celu wykluczenia wszystkiego, co uważane byłoby za błędne przez prowadzącego zebranie lub przez całe zgromadzenie. Powinno istnieć tylko jedno ograniczenie – by na zgromadzeniach Nowego Stworzenia nie zastanawiać się nad sprawami świeckimi, nad światową nauką i filozofią, lecz przeznaczać je wyłącznie na badania Boskiego objawienia. Badając zaś Boskie objawienie, zgromadzenie powinno zawsze, na początku czy na końcu, robić różnicę pomiędzy podstawowymi zasadami nauki Chrystusowej (której nikt nie może zmienić lub godzić się na jej kwestionowanie) a omawianiem głębokich nauk, które jednak pozostawać muszą w zupełnej zgodzie z podstawowymi zasadami. Dla nieskrępowanego przedstawienia takich zaawansowanych nauk powinno się zawsze wygospodarować odpowiednią ilość czasu, organizując zebrania, na których mogą one zostać wysłuchane. Nie znaczy to jednak, aby to wysłuchiwanie miało się wciąż powtarzać i aby komuś pozwalano powodować zamieszanie oraz przeszkadzać na każdym zebraniu i przy omawianiu każdego tematu ciągłym poruszaniem jakiegoś ulubionego zagadnienia. Niech zostanie ono uczciwie wysłuchane i przedyskutowane w stosownym czasie, w obecności osób gruntownie zaznajomionych z Prawdą. Jeśli jednak zgromadzenie odrzuci dany przedmiot jako niebiblijny, a przedstawiający te myśli nie będzie co do tego przekonany, niech się przynajmniej powstrzyma na dłuższy czas, np. na rok, od narzucania go zgromadzeniu, po czym mógłby bez żadnego nietaktu poprosić o powtórne wysłuchanie, na które zgromadzenie mogłoby udzielić zgody lub też nie, stosownie do tego, czy uważa, że warto rozważyć tę sprawę, czy nie.

Chcemy wyraźnie podkreślić, że nie stwarzając takich możliwości, możemy napotkać na dwa niebezpieczeństwa. Pierwszym niebezpieczeństwem jest popadnięcie w stan, który, jak widzimy, panuje w nominalnych kościołach chrześcijańskich. Niemożliwością jest znalezienie dostępu do ich uszu za pomocą normalnych zebrań kościelnych, każdy bowiem sposób dotarcia do nich jest starannie strzeżony. Drugie niebezpieczeństwo polega na tym, że jeśli ktoś posiada teorię, która jego zdaniem jest <str. 319> prawdziwa – bez względu na to, jak bardzo może ona być fałszywa i nieracjonalna – to nie będąc godziwie wysłuchanym, nigdy nie czułby się zadowolony, lecz ustawicznie narzucałby się z danym przedmiotem. Zostawszy zaś należycie wysłuchanym, nawet jeśli nadal byłby nieprzekonany co do błędu w swej argumentacji, zrozumiałby niewłaściwość narzucania się z daną sprawą tym, którzy myśli tej już wysłuchali i ją odrzucili.

Nasza czwarta sugestia: Wzrost wiedzy może się przyczynić do odwrócenia się od pobożności – choć może wydawać się to dziwne. Zdolności nasze bowiem są tak małe, a nasz czas na rzeczy religijne tak ograniczony, że silne skierowanie uwagi w jednym kierunku może doprowadzić do jej umniejszenia w innych. Chrześcijanin nie powinien być zupełnie głową bez serca ani też całkowicie sercem bez głowy. „Duch zdrowego zmysłu” prowadzi nas do pielęgnowania wszystkich owoców i łask, które kształtują i uzupełniają charakter zmierzający do doskonałości. Tendencją naszych czasów we wszystkich zakresach jest raczej tego przeciwieństwo – specjalizacja. Jeden robotnik wykonuje jedną część pracy, drugi inną, tak że bardzo mało robotników rozumie rzemiosło w całości, jak w dawniejszych czasach. Nowe Stworzenie powinno przeciwdziałać tej tendencji i musi odpowiednio „czynić proste koleje dla nóg swoich”, aby dbając o jeden rodzaj owoców ducha, nie narazić się na niebezpieczeństwo z powodu braku należytego pielęgnowania innych udzielonych przez Boga zdolności czy przywilejów.

Przymioty pobożności znajdują się w całym rodzaju ludzkim i są mniej lub bardziej rozwinięte. Te umysłowe przymioty, zwane czcią i uduchowieniem, korzystają z pomocy sumienia, nadziei, zgody itp. Jeżeli te cechy zostaną zaniedbane, nastąpi zwyrodnienie zainteresowania Prawdą i miłości do niej. Zamiast skierowania naszych serc ku Panu z jeszcze większym uznaniem dla Jego miłości, zamiast większego pragnienia podobania Mu się, czczenia Go i służenia Mu – niższe przymioty dołączą się do tego konfliktu, zajmując miejsce przymiotów wyższych, a dociekanie prawdy będzie się odbywać w świetle wypaczonych filozofii, co doprowadzi do sprzeczek, destrukcji, ambicji, sporu i próżnej chwały. Nowe <str. 320> Stworzenie powinno zatem nie tylko mieć za zadanie, by nabożeństwo uduchowiające – modlitwy i chwały, stanowiło część każdego zebrania, lecz sądzimy, że w dodatku powinno się raz na tydzień urządzać specjalne zebranie o charakterze nabożeństwa uduchowiającego połączonego ze sposobnością do świadectw związanych z chrześcijańskim życiem – nie według pospolitego zwyczaju cofania się o rok, dwadzieścia lat lub więcej, by mówić o pierwszym nawróceniu itd., lecz w celu podzielenia się aktualnym świadectwem, odnoszącym się konkretnie do stanu serca w danej chwili i w ciągu tygodnia, jaki upłynął od ostatniego zebrania podobnego rodzaju. Takie bieżące świadectwa okazują się pomocne dla tych, którzy ich słuchają; opisywanie pomyślnych doświadczeń często stanowi dla nich zachętę, a opowiadanie o próbach, trudnościach i kłopotach przynosi im pociechę, bowiem w ten sposób zdają sobie oni sprawę, że w swych bolesnych doświadczeniach, a niekiedy porażkach, nie są osamotnieni.

Tym sposobem wszyscy będą mogli dokładniej poznać znaczenie słów Apostoła: „Najmilsi! niech wam nie będzie rzeczą dziwną ten ogień, który na was przychodzi ku doświadczeniu waszemu, jakoby co obcego na was przychodziło” – 1 Piotra 4:12. Uświadomią sobie, że wszyscy, którzy są ludem Bożym, przechodzą próby i trudności, i każdy w ten sposób uczy się współczuć innym; a w miarę wzrastania więzów współczucia, wzrasta również duch pomocy oraz duch miłości – duch święty. Temat takich śródtygodniowych zebrań mógłby być z powodzeniem ustalany na wcześniejszym zebraniu niedzielnym; a podsunięty pod rozwagę braciom powinien natchnąć każdego do zauważania i oceniania bieżących doświadczeń, a szczególnie do obserwowania ich w świetle owego konkretnego tematu ustalonego na dany tydzień. Bez wątpienia każdy chrześcijanin posiada wiele okazji do tego, by w każdym tygodniu dostrzegać nauki i życiowe doświadczenia w różnych dziedzinach. Lecz większość, nie myśląc o nich i nie zauważając ich, pozwala, aby te cenne lekcje mijały ich niepostrzeżenie. I tak, głównie poprzez większe i bardziej gorzkie doświadczenia życia, uczą się tego, czego powinni byli się nauczyć zwracając uwagę na codzienne Pańskie opatrznościowe działanie względem nich. <str. 321>

Tytułem wyjaśnienia: Przypuśćmy, że przedmiotem na dany tydzień jest „pokój Boży” z tekstu: „A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, będzie strzegł serc waszych” – Filip. 4:7. Każdy z braterstwa powinien zaobserwować w ciągu tygodnia, w jakim stopniu powyższe słowa znalazły swe wypełnienie w jego przypadku oraz co zdawało się przeszkadzać i przeciwdziałać trwaniu istniejącego pokoju, wnosząc niepokój, niezadowolenie. Te doświadczenia i zaczerpnięte z nich lekcje, opowiedziane przez braci, zarówno bardziej, jak i mniej doświadczonych (tak przez mężczyzn, jak i kobiety), nie tylko skierowałyby ich uwagę na ich własne doświadczenia w pierwszej części tygodnia, lecz w jego drugiej części do ich własnych doświadczeń dodałyby też doświadczenia i lekcje innych, co umożliwiłoby im lepsze wzajemne zrozumienie i prowadziło do coraz lepszego poznania piękna pokoju, w przeciwieństwie do waśni – do poznania błogosławieństwa pokoju Bożego w sercu i do zrozumienia, w jaki sposób można posiadać ten pokój, nawet gdy otoczeni jesteśmy zgiełkiem, zamieszaniem lub znajdujemy się w przygnębiających warunkach, na które nie mamy wpływu. Nabożny charakter tych zebrań przyczyni się do ich wartości. Im bardziej dotkliwie ktoś zdaje sobie sprawę ze swych własnych wad i z im większym zaangażowaniem stara się wzrastać w łaskach ducha, tym głębsza będzie jego pobożność względem Pana, jego pragnienie podobania Mu się i większego udziału w duchu świętym*.

* Zebrania o charakterze opisanym powyżej odbywają się w różnych miejscowościach, łatwo dostępnych dla ich uczestników.

Widoczne jest, że na tych zebraniach, tak jak i na wszystkich innych, najwięcej dobrego zdziałać można przez zachowanie porządku; nie w takim stopniu, aby zabić ducha i wolność zebrania, lecz w stopniu możliwie najlepiej zachowującym wolność bez zaburzeń lub nieporządku, kierując się rozumnymi, uprzejmymi i łagodnymi ograniczeniami. Na przykład: Charakter zebrania powinien być uzgodniony wcześniej, a obowiązkiem przewodniczącego powinno być utrzymanie go z pomocą rozsądnej i łagodnej wyrozumiałości, tak by osiągnąć założony i uzgodniony cel. Należy zrozumieć, że nie są to ogólne zebrania pytań ani <str. 322> zebrania dyskusyjne czy też mające na celu głoszenie – w tym celu przewidziane są inne zebrania i ci, którzy sobie tego życzą, są na nich mile widziani. Te zaś zebrania mają ściśle określony cel. Dla zachowania właściwego charakteru takiego zebrania i uniknięcia prywatnych dyskusji czy odpowiedzi przewodniczący, wybrany na przedstawiciela całej grupy, ma być jedyną osobą bezpośrednio odpowiadającą lub zwracającą uwagę innym, i to tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. Jego obowiązkiem jest dopilnowanie, aby świadectwo jednej osoby nie było tak długie, że stanie się nużące, i nie odbierało innym sposobności wypowiedzenia się, oraz żeby zebranie nie przeciągnęło się poza rozsądny, uzgodniony uprzednio czas. Fakt, że wszystkie te zadania należą do przewodniczącego, sugeruje, że powinien on być starszym w zgromadzeniu. Nowicjusz z niedostatecznym doświadczeniem, mając nawet najlepsze zamiary, mógłby być zbyt pobłażliwy lub zbyt surowy w stosowaniu zasad w takiej sytuacji; mógłby on psuć zebrania przez zbytnią pobłażliwość albo obrazić jakiegoś czcigodnego brata czy siostrę przez nierozsądnie wyrażone upomnienie lub niemądre zastosowanie jakiejś reguły. A nawet więcej, przewodniczącym takiego zebrania powinien być starszy lub ktoś zdolny do piastowania urzędu starszego w Kościele, aby mógł posiadać dostateczną znajomość Słowa Bożego, miał wyrobioną uprzejmość oraz zdolność do nauczania, tak by móc udzielić słowa zachęty, rady czy też pomocy w odpowiedzi na rozmaite świadectwa, jakie będą wypowiadane. „Bo słowo według czasu wyrzeczone, o jako jest dobre!” – o ileż bardziej czasem pomocne niż cały wykład w innej sytuacji (Przyp. 15:23).

Choć wcześniej wskazaliśmy na różnego rodzaju potrzeby, jakie powinny zostać zaspokojone przez zebrania, to jednak bardziej szczegółowo opisaliśmy tylko to ostatnie, które nawiasem mówiąc, uważamy za najważniejsze ze wszystkich: zebranie przynoszące największą pomoc w rozwoju duchowym. Spójrzmy teraz pokrótce, jakie zasady właściwe byłyby dla innych zebrań. Różnić się one będą w zależności od okoliczności, warunków i liczby zgromadzających się – Kościoła [ekklesia], Ciała. Gdyby liczba ta stanowiła około 50, a niektórzy z tej liczby byliby szczególnie uzdolnieni do publicznego przemawiania i <str. 323> jasnego wykładania Prawdy, to naszym zdaniem jedno kazanie na tydzień byłoby z reguły bardzo korzystne, szczególnie, jeżeli na zebranie mogliby zostać zaproszeni przyjaciele, sąsiedzi lub inni. Lecz jeżeli opatrzność Pańska zrządziła, że nie ma w zgromadzeniu nikogo, kto by był szczególnie uzdolniony do zwięzłego, logicznego, rozumnego przedstawienia jakiegoś zagadnienia Pisma Świętego w formie wykładu, to sądzimy, że byłoby lepiej nie próbować tej formy zebrań albo podzielić czas między kilku braci posiadających pewną zdolność zwięzłego przedstawienia tematu z Pisma Świętego; temat niech będzie jeden, a mówcy niech kolejno przedstawią swoje myśli. Albo tacy starsi mogliby się zamieniać: jeden w jedną niedzielę, drugi w następną lub dwóch w jedną niedzielę, a dwóch w następną itd. Okazuje się, że najważniejsze potrzeby całego Kościoła są najlepiej zaspokajane przez wyłonienie i danie sposobności wszystkim braciom, proporcjonalnie do ich zdolności, przy czym zawsze należy pamiętać, że zdecydowanie głównymi wymogami są pokora i dobre zrozumienie Prawdy, a nie kwiecistość wymowy czy oratorstwo.

Lecz zebraniem najważniejszym i naszym zdaniem – najowocniejszym, następnym po opisanym wyżej zebraniu uduchowiającym, jest to, w którym bierze udział całe zgromadzenie wierzących, a przewodniczący czy prowadzący zmienia się co jakiś czas. Przedmiotem dyskusji na tych zebraniach może być albo jakiś temat, albo tekst z Pisma Świętego, a przewodniczący, uprzednio zapoznawszy się z tym przedmiotem, powinien być upoważniony do podzielenia go między braci poprzez wyznaczenie im, o ile to możliwe, części danego tematu z tygodniowym wyprzedzeniem, po to by mogli przyjść na zebranie przygotowani do wypowiedzi stosownie do przydzielonej im części. Ci główni uczestnicy badania na dany temat (może być ich dwóch, sześciu albo więcej, stosownie do liczby osób zdolnych, wielkości zgromadzenia i ważności przedmiotu) znajdą wydatną pomoc w Bibliach Beriańskich opatrzonych odnośnikami do Wykładów Pisma Świętego i Strażnic oraz w spisach tematów itp. Powinni oni przedstawić temat albo własnymi słowami, albo odszukać stosowne wyjątki z Wykładów Pisma Świętego, Strażnic itd., które <str. 324> mogliby przeczytać, o ile dotyczą one dokładnie tego tematu, łącząc je z jakąś stosowną wypowiedzią.

Po rozpoczęciu zebrania uwielbieniem i modlitwą przewodniczący może po kolei prosić o wypowiedzi na przygotowane tematy. Po przedstawieniu przez wyznaczonego mówcę jego wniosków na temat przydzielonego mu zagadnienia całe zgromadzenie powinno mieć okazję do pytań oraz do wypowiedzi – zgodnych albo przeciwnych względem tego, co przedstawił wyznaczony mówca. Jeżeli zebrani nie okazują skłonności do prowadzenia dyskusji i potrzebują zachęty, powinien uczynić to przewodniczący przez umiejętne pytania. Jedynie przewodniczący powinien zwracać się do mówców, starając się wyjaśnić albo pogodzić ich oświadczenia, chociaż rozumie się, że może on powołać któregoś z mówców, by dokładniej wyjaśnił swe stanowisko czy rozumowanie. Mówcy powinni kierować swe uwagi do przewodniczącego, a nigdy do siebie nawzajem; w ten sposób można uniknąć konfliktów osobistych i sprzeczek. W dyskusjach tych przewodniczący nie powinien brać udziału w żadnym innym sensie niż określonym powyżej, lecz na końcu zebrania powinien być w stanie zebrać różne spostrzeżenia, streszczając cały przedmiot ze swego punktu widzenia, a potem zakończyć tę część zebrania uwielbieniem i dziękczynieniem.

Każdy punkt można przedyskutować, a cały przedmiot można dobrze rozważyć i zbadać, tak by został jasno zrozumiany przez wszystkich. W badaniach niektórych bardziej złożonych przedmiotów lepiej by było, gdyby przewodniczący streścił i wyraził swą opinię przy zakończeniu każdej z części rozważanego tematu. Nie znamy lepszego rodzaju zebrań mających na celu dogłębne badanie Słowa Bożego. Uważamy, że dla większości zgromadzeń ludu Bożego będzie on daleko bardziej korzystny niż zwykłe kazanie.

Tego rodzaju zebranie zawiera w sobie wszystkie zalety ujęte w wyżej przedstawionych sugestiach w punktach 1, 2 i 3. Odnośnie punktu pierwszego, to ci, którym wyznaczono role wiodące w tym zebraniu, mają sposobność ćwiczenia wszelkich posiadanych przez siebie zdolności. Co do punktu drugiego, to wszyscy mają sposobność <str. 325> uczestniczenia, zadawania pytań, wypowiadania się po każdym z mówców w poszczególnych częściach. Przy takim zebraniu uwzględniony jest również punkt trzeci, ponieważ nie sam przewodniczący, lecz raczej całe zgromadzenie powinno decydować o wyborze tematów na każdy tydzień i to co najmniej z tygodniowym wyprzedzeniem.

Każdy uczestniczący w takim zebraniu powinien mieć przywilej postawienia swego pytania lub zaprezentowania swego tematu, a duch miłości, sympatii, wzajemnej pomocy i względu na innych powinien być tego rodzaju, by każdy właściwy temat został uważnie i z szacunkiem wysłuchany. W przypadku zaś, gdyby wyrażona została specjalna prośba o zajęcie się tematem, który zdaje się sprzeciwiać ogólnym poglądom zgromadzenia, choć mieści się w granicach podstawowych zasad Ewangelii, osobie proszącej o taką dyskusję powinna zostać wyznaczona odpowiednia ilość czasu na przedstawienie sprawy, ona też powinna być w tym wypadku głównym mówcą, a jej czas powinien zostać w miarę możliwości ograniczony, przypuśćmy do około 30 minut, odpowiednio do wagi przedmiotu i zainteresowania zgromadzenia. Po tej prezentacji inni członkowie zebrania powinni mieć możliwość wypowiedzenia się na rozważany temat; zadający pytanie powinien otrzymać kilka minut na krótką odpowiedź na ewentualne zarzuty stawiane przez innych, zaś przewodniczący powinien zdecydować, kiedy zebranie należy zakończyć.

Inny rodzaj zebrań, który okazał się bardzo korzystny przy badaniu Słowa Bożego, znany jest pod nazwą „beriańskiego koła badania Biblii”. Zebrania te nie są zwykłymi kółkami czytelników, lecz poświęcone są systematycznemu badaniu Boskiego planu we wszystkich jego częściach poprzez omawianie kolejnych zagadnień. Kolejne tomy Wykładów Pisma Świętego, traktując przedmioty w połączeniu i w określonej kolejności, stanowią (wraz z Biblią) podręczniki do tych badań biblijnych; lecz aby te zebrania przyniosły korzyść, przewodniczący i zebrani muszą odróżnić czytanie od badania. Jeśli chodzi o czytanie, to wszyscy drodzy przyjaciele mogą <str. 326> z powodzeniem, a może nawet z większym pożytkiem, przeczytać tekst w domu. Celem tych badań jest zajęcie się pewną częścią każdego tematu, zwykle przedstawioną w jednym lub kilku paragrafach, gruntowne jej omówienie i przytoczenie odnośnych wersetów Pisma Świętego itd., dokładne przedyskutowanie zagadnienia i skłonienie, o ile to możliwe, każdego uczestnika zebrania do wyrażenia swej myśli względem rozważanego zagadnienia, a potem przejście do następnego przedmiotu. Niektórym z tych Kół Beriańskich badanie jednego tomu Wykładów Pisma Świętego zabrało rok lub nawet dwa, przynosząc wielkie zainteresowanie i pożytek*.

* Zebrania takie odbywają się w różnych miejscowościach wieczorami w dni najbardziej dogodne dla uczestników. Prowadzone są one przez różnych braci starszych.

Każdy niech będzie dobrze upewniony w umyśle swoim” – Rzym. 14:5 –

Wszystkie logiczne umysły lubią dochodzić do konkretnego wniosku, o ile to możliwe względem każdego zagadnienia Prawdy; a Apostoł oświadcza, że o to starać się powinien dla samego siebie każdy członek Kościoła – „w umyśle swoim”. Lecz pospolitym błędem jest stosowanie tej dobrej w znaczeniu osobistym reguły względem całego zgromadzenia czy zebrania badającego Biblię – usiłowanie zmuszenia wszystkich, aby doszli to tego samego zdania odnośnie znaczenia Słowa Pańskiego. Właściwe jest pragnienie, aby wszyscy mogli ujrzeć „okiem w oko” [Izaj. 52:8], lecz nierozsądne jest spodziewanie się, że to nastąpi, skoro wiemy, że wszyscy odpadli od doskonałości nie tylko pod względem ciała, lecz i umysłu, i że odchylenia te dotyczą różnych aspektów; przykładem tego mogą być rozmaite kształty głów, jakie znaleźć można w każdej grupie ludzi. Rozmaite rodzaje i stopnie wykształcenia są również ważnymi czynnikami, które pomagają lub przeszkadzają w osiągnięciu zgodnego poglądu.

Lecz czy Apostoł nie daje do zrozumienia, że wszyscy mamy być jednego zrozumienia i że wszyscy będziemy wyuczeni przez Boga tak, iż wszyscy posiądziemy ducha zdrowego zmysłu oraz że powinniśmy spodziewać się wzrastania w łasce i znajomości ku wzajemnemu budowaniu się w najświętszej wierze? <str. 327>

Tak, wszystko to jest prawdą; lecz nie jest powiedziane, że wszystko to zostanie osiągnięte na jednym zebraniu. Lud Boży posiada nie tylko różnie rozwinięte głowy i różni się doświadczeniem czy wykształceniem, lecz w dodatku Nowe Stworzenia różnią się wiekiem – jedni są niemowlętami, inni dziećmi, zaś inni osobami dojrzałymi. Niech więc nas nie dziwi, że niektórzy w pojmowaniu są powolniejsi od innych, a więc dłużej zajmuje im dojście w swych umysłach do pełnego przekonania odnośnie niektórych „głębokości Bożych”. Muszą oni pojąć rzeczy podstawowe – że wszyscy byli grzesznikami, że Jezus Chrystus, nasz Przewodnik, odkupił nas przez swą ofiarę dokonaną na Kalwarii, że znajdujemy się teraz w szkole Chrystusowej, gdzie uczymy się i przysposabiamy do Królestwa i naszej w nim służby, i że do szkoły tej mają wstęp tylko ci, którzy wszystko poświęcili dla Pana. Wszyscy muszą te rzeczy rozumieć oraz zawsze i całkowicie się z nimi zgadzać, w przeciwnym bowiem razie nie moglibyśmy takich osób uznać nawet za braterskie niemowlęta w Nowym Stworzeniu; wszyscy jednak potrzebujemy wzajemnej cierpliwości i wyrozumiałości dla odmienności innych, a za tym wszystkim musi stać miłość, która pomnaża każdą łaskę ducha, w miarę jak dochodzimy do jej pełni.

Wobec powyższego, wszystkie pytania, wszystkie odpowiedzi – na zebraniach, w których uczestniczy więcej osób – wszystkie uwagi powinny odnosić się do wszystkich obecnych uczestników (a nie do kogoś osobiście lub do pewnej liczby) i dlatego winny być kierowane do przewodniczącego, który jest przedstawicielem wszystkich, z wyjątkiem sytuacji, gdy przewodniczący poprosi mówcę, aby zwrócił się do słuchaczy i przemawiał wprost do zgromadzonych. Z tej też przyczyny po wyrażeniu swego poglądu każdy powinien spokojnie wysłuchać poglądów innych, a nie czuć się powołanym do debatowania lub powtarzania swego już raz przedstawionego stanowiska. Skorzystawszy z danej mu sposobności, każdy powinien położyć ufność w Panu, by to On kierował, uczył i pokazywał Prawdę, a nie nalegać na to, aby wszystkich zmusić do rozumienia każdego zagadnienia tak, jak widzi je dana osoba, czy też tak, jak się zapatruje na nie nawet większość. „Pod względem podstaw – jedność, a pod względem rzeczy ubocznych – życzliwość” – oto właściwa reguła, według której należy postępować.

Zgadzamy się jednak, że każdy element prawdy jest ważny i że najmniejszy element błędu jest szkodliwy, że lud Pański powinien modlić się i starać o jedność w znajomości, <str. 328> ale nie możemy się spodziewać, że osiągniemy ją przemocą. Jedność ducha względem pierwszych i podstawowych zasad prawdy jest rzeczą najistotniejszą. Gdzie zaś ta jedność jest utrzymywana, tam możemy być pewni, że wszystkich, którzy ją posiadają, nasz Pan poprowadzi do wszelkiej prawdy, jaka jest na czasie i jaka jest dla nas konieczna. I to właśnie dlatego prowadzący trzodę Pańską potrzebują szczególnej mądrości, miłości, siły charakteru i jasnego zrozumienia Prawdy, by pod koniec każdego zebrania ten, który je prowadzi, umiał podsumować omawiane świadectwa Pisma Świętego i pozostawić umysły uczestników pod ich błogosławionym wpływem, wyrażając się jasno, stanowczo, z miłością, lecz nigdy dogmatycznie, chyba że chodzi o zasady podstawowe.

Posługi pogrzebowe

Na pogrzebach, kiedy między zgromadzonymi przyjaciółmi panuje poważne skupienie – zimne i milczące ciało, zbolałe serca, zapłakane oczy i oznaki żałoby – wszystko to pomaga uzmysłowić sobie ogólną prawdę, że śmierć nie jest przyjacielem ludzkości, lecz jej wrogiem. Takie okazje bardzo zatem sprzyjają przedstawianiu Prawdy i powinny być wykorzystywane. Wielu z tych, którzy obecnie interesują się „teraźniejszą prawdą”, otrzymało pierwszy jasny jej przebłysk słuchając mów pogrzebowych. Dodatkowo, w takich uroczystościach uczestniczy i przysłuchuje się im wiele osób, które z powodu uprzedzenia lub w obawie przed sprzeciwieniem się przyjaciołom nie uczęszczają na normalne zebrania, gdzie przedstawiana jest Prawda. Radzimy zatem, aby z takiej sposobności skorzystano tak skutecznie, jak na to pozwolą okoliczności. Jeżeli zmarły był osobą wierzącą, a jego rodzina się sprzeciwia, powinien był wyrazić przedśmiertne życzenie, aby ktoś z przedstawicieli Prawdy miał na jego pogrzebie mowę. Jeżeli zmarła osoba to dziecko i oboje rodziców jest w Prawdzie, wtedy rzecz byłaby jasna; lecz jeżeli jedno z rodziców jest przychylne, a drugie przeciwne, wtedy odpowiedzialność w tej kwestii spoczywałaby na ojcu, chociaż żona miałaby pełne prawo przedstawić swemu mężowi swój pogląd na sprawę, a on powinien poważnie rozważyć jej sugestie <str. 329> – nie na tyle jednak, by zaniechać własnej odpowiedzialności przed Bogiem jako głowa rodziny.

W wielu małych zborach znajdują się bracia zdolni do przygotowania interesującego i pożytecznego wykładu, odpowiedniego na taką okazję, bez potrzeby korzystania z naszych lub czyichkolwiek porad; lecz w większości małych grup poświęconych brak jest szczególnych zdolności do wygłaszania takich mów i z tego powodu chcielibyśmy zaproponować kilka sugestii odnośnie pożytecznej metody przeprowadzania takich posług. Lepiej by było, aby brat usługujący nie należał do bliskiej rodziny zmarłego. Lecz gdyby nie było nikogo innego, to nie byłoby w tym nic złego, gdyby usługiwał syn, mąż czy ojciec. Jeżeli usługujący nie ma doświadczenia w publicznym przemawianiu i nie jest dobrze zapoznany z przedmiotem, wtedy lepszym wyjściem dla niego byłoby skorzystanie z poniższych sugestii i dostosowanie ich do własnych potrzeb oraz do konkretnej sytuacji, jak też zapisanie ich, tak by mógł je odczytać zebranym przyjaciołom. Pismo powinno być bardzo wyraźne albo w formie maszynopisu; treść powinna być uprzednio przeczytana głośno parę razy, aby publiczny odczyt był płynny, wyraźny i zrozumiały. Sugerujemy też, że gdyby się nie znalazł nikt z braci, kto byłby zdolny do usłużenia przy takiej okazji, wtedy nie byłoby niestosowne, aby mowę odczytała siostra, używając jakiegoś nakrycia głowy.

Poniżej zamieszczamy proponowany wzór porządku oraz przemówienia na pogrzebie brata w Panu.

(1) Możemy rozpocząć odśpiewaniem stosownego hymnu o powolnej melodii np.: „Na opoce wieków” [PBT 251], „Bliżej przed Pański Tron” [PBT 188], „Racz dać nam światło” [PBT 334], „Wielu śpi, lecz nie na zawsze [PBT 169]” lub inne.

(2) Gdyby w jakiejś rodzinie byli członkowie należący do któregoś z kościołów innych wyznań i pragnęliby oni, aby ich duchowny wziął udział w pewnej części posługi, byłoby bardzo stosowne poprosić go, aby przeczytał kilka wersetów z Pisma Świętego na temat zmartwychwstania <str. 330> albo odmówił modlitwę lub też jedno i drugie. Jeżeliby takiego życzenia nie było, można ominąć ten punkt (2) i zaraz po śpiewie (1) przejść do mowy (3).

(3) Proponowany wzór mowy pogrzebowej

Drodzy przyjaciele! Zebraliśmy się tutaj, aby złożyć hołd pamięci naszego przyjaciela i brata, którego ziemskie szczątki mamy złożyć do grobu – proch do prochu, popiół do popiołu. Choć faktem jest, że nie ma nic pospolitszego na świecie nad śmierć i towarzyszące jej choroby, dolegliwości i zmartwienia, tym niemniej jako ludzie myślący nie możemy przyzwyczaić się do tak bolesnego rozrywania związków rodzinnych, więzów przyjaźni, miłości, braterstwa. Choćbyśmy leczyli tę ranę na wszelkie sposoby, nadal pozostanie bolesna, mimo że, jak oświadcza Apostoł, jako chrześcijanie „nie smucimy się jako drudzy, którzy nadziei nie mają” [1 Tes. 4:13]. Lecz cóż mogłoby być dzisiaj stosowniejsze nad rozważenie tej dobrej nadziei, danej nam w Ewangelii, jak balsam Gileadu, który najlepiej potrafi leczyć nasze ziemskie zmartwienia.

Lecz zanim zaczniemy zastanawiać się nad nadziejami wystawionymi przed nami w Ewangelii – nadzieją powstania z umarłych, nadzieją przyszłego życia w daleko szczęśliwszych warunkach niż obecne – nasuwają się słuszne pytania: Dlaczego potrzebujemy takiej nadziei? Dlaczego zamiast otrzymania nadziei zmartwychwstania nie moglibyśmy raczej zostać uchronieni od śmierci? Dlaczego Bóg pozwala nam żyć zaledwie kilka krótkich dni lub lat pełnych cierpienia? Dlaczego następnie jesteśmy „ścinani” jak więdnąca trawa? Dlaczego rozrywają się więzy uczuć, a porządek domowy i rodzinny zostaje zniszczony przez tego wielkiego wroga naszego rodzaju – śmierć, która w ciągu minionych sześciu tysięcy lat pochłonęła, jak obliczono, ponad pięćdziesiąt miliardów istnień ludzkich, naszych braci według ciała – dzieci Adama? Dla myślących umysłów nie ma bardziej interesujących pytań.

Niewiara mówi nam, że będąc tylko najwyższym stopniem zwierząt, rodzimy się, żyjemy i umieramy jak bezrozumne <str. 331> zwierzęta i że nie możemy się spodziewać żadnego życia w przyszłości. Lecz wzdrygając się na taką myśl i jednocześnie nie mogąc dowieść własnym doświadczeniem, że jest inaczej, my, jako dzieci Boże, usłyszeliśmy słowa naszego Ojca, „głoszącego pokój przez Jezusa Chrystusa, naszego Pana”. Poselstwo pokoju, które przynosi nam nasz drogi Odkupiciel jako swoim naśladowcom, nie jest zaprzeczeniem faktów w tej sprawie ani oświadczeniem, jakoby nie było ani boleści, ani zmartwień, ani śmierci, lecz wręcz przeciwnie. On oświadcza: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot”. On mówi nam również, że „wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos jego i wyjdą”. Ach, jak słodkie jest dla nas owo zaprzeczenie tego, co mówi niewiara! Przynosi ono nadzieję, a nadzieja przynosi pokój, w miarę jak uczymy się poznawać i ufać Ojcu, jak również i Synowi, którego słowa usłyszeliśmy i który przeprowadza pełne łaski zamierzenia Ojca.

Lecz jeżeli w ten sposób Pan obiecuje zmartwychwstanie i jeżeli poselstwo zmartwychwstania przynosi pokój, wytchnienie i nadzieję, czyż nie jest w dalszym ciągu właściwe pytanie, dlaczego Bóg najpierw miałby podać człowieka na zniszczenie, a dopiero później, wzbudzając go, powiedzieć do rodzaju ludzkiego słowami psalmisty: „Nawróćcie się, synowie ludzcy” (Psalm 90:3)? Czyż nie mógł ich zachować przy życiu? Czy nie mógł przeszkodzić zmartwieniom, boleści i śmierci? Odpowiadamy, że Pismo Święte, i tylko ono, daje nam wyjaśnienie obecnego stanu; nic innego nie może nas oświecić w tym względzie nawet w najmniejszym stopniu. Mówi nam ono, że Bóg początkowo stworzył rodzaj ludzki doskonałym, prawym, na swoje wyobrażenie i podobieństwo oraz że przez nieposłuszeństwo pierwsi nasi rodzice odpadli od tego szlachetnego stanu i zostali poddani karze za grzech, którą jest śmierć, i że ta kara za grzech, jaka spadła na ojca Adama, obejmuje naturalną drogą cały jego rodzaj. Rozpęd grzechu powiększał się z upływem pokoleń i odpowiednio wzmagały się choroby, boleści i śmierć.

Wszystkich nas źle uczono, że przekleństwem, czyli karą za grzech Adama mają być wieczne męki; że my i cały rodzaj ludzki odziedziczyliśmy tę nieopisaną karę jako rezultat grzechu pierworodnego i że tyko ci, którzy <str. 332> stali się naśladowcami Jezusa, ofiarowanymi świętymi, mogą uniknąć wiecznych mąk. Lecz okazuje się, drodzy przyjaciele, że Słowo Boże nie potwierdza tego nielogicznego, niesprawiedliwego i nielitościwego planu i że Pismo Święte jasno stwierdza coś wręcz przeciwnego – że karą za grzech jest śmierć, że wieczne życie jest darem Bożym i że nikt nie może otrzymać tego daru z wyjątkiem tych, którzy stali się żywotnie połączeni z umiłowanym Synem Ojca. Stąd widzimy, że niesprawiedliwi nie odziedziczą życia wiecznego, a zatem nie mogą cierpieć wiecznej niedoli. Oświadczenie Pisma Świętego jest bardzo jasne i bardzo słuszne: iż Bóg „wszystkich niepobożnych wytraci” (Psalm 145:20).

Zauważmy, jak jasno zostało to powiedziane ojcu Adamowi, kiedy był poddany próbie – i właśnie w tamtym czasie i miejscu, o wiele bardziej niż w jakimkolwiek innym, powinniśmy szukać słów naszego niebiańskiego Ojca, aby się dowiedzieć, z jaką karą wiąże się Jego słuszny gniew. Jest napisane, że w raju Pan hojnie zaopatrzył naszych pierwszych rodziców w różne życiodajne drzewa owocowe, a następnie wystawił ich na próbę posłuszeństwa, zabroniwszy im spożywania, kosztowania i nawet dotykania owocu jednego szczególnego drzewa. I właśnie to nieposłuszeństwo stało się powodem wygnania z raju, odebrania dostępu do drzew (sadu) żywota, co stopniowo sprowadziło stan umierania, który nadal trwa, a nawet się nasila; wszystkim nam bowiem wiadomo, że przeciętny wiek życia ludzkiego jest obecnie daleko krótszy niż ojca Adama, który „przeżył dziewięćset trzydzieści lat”.

Słowa Pańskie wyrażone w 1 Księdze Mojżeszowej są następujące: „Dnia, którego jeść będziesz z niego, śmiercią umrzesz”. Tym „dniem”, jak apostoł Piotr nam wyjaśnia, był dzień Pański, o którym mówi on: „Ale ta jedna rzecz niech wam nie będzie tajna, najmilsi, iż jeden dzień u Pana jest jako tysiąc lat”. I właśnie w ciągu tego „dnia” umarł Adam, a nikt z jego potomstwa nie przeżył całego tysiącletniego dnia. Boskie słowa potępienia po przestępstwie Adama jasno wskazują, że nie miał On zamiaru skazywać na męki swego stworzenia i że przekleństwo rozciągało się nie dalej jak do zniszczenia obecnego życia i dodatkowych ucisków związanych ze stanem umierania. <str. 333> Oto słowa Boże wypowiedziane do Adama o przekleństwie: „W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba, aż się nawrócisz do ziemi, gdyżeś z niej wzięty; boś proch i w proch się obrócisz” (1 Mojż. 2:17, 3:19; 2 Piotra 3:8).

Wielkim na pewno powodem do radości jest zdanie sobie sprawy z faktu, że straszna nauka o wiecznych mękach, które dotyczą nie tylko naszych pierwszych rodziców, lecz przechodzą na cały ich ród, na wszystkie ich dzieci, jest nauką fałszywą i pochodzi nie z Biblii, lecz z „mroków średniowiecza”. Nie znajduje się ona w tym oświadczeniu Pana w żadnym tego słowa znaczeniu. Posłuchajmy wyjaśnienia apostoła Pawła odnośnie tej sprawy, a owo wyjaśnienie zgadza się najzupełniej z tym, co podaje 1 Księga Mojżeszowa. Mówi on: „Przetoż jako przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć [jako skutek grzechu], tak też na wszystkich ludzi śmierć przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12. Czyż może być coś bardziej sensownego i zadowalającego niż to Boskie wyjaśnienie śmierci? Że jest ona rezultatem grzechu, że nasz ojciec Adam, będąc wystawiony na próbę, przez nieposłuszeństwo stracił wszystkie swoje prawa i przywileje i został poddany temu przekleństwu choroby, bólu, zmartwień, kłopotów i śmierci oraz że my, nie będąc poddani żadnej próbie (bezużytecznym byłoby poddawać próbie nas, którzy odziedziczyliśmy skłonności do grzechu i słabości), jesteśmy uczestnikami tego samego Boskiego wyroku przeciwko grzechowi – to znaczy śmierci – i że jako rodzaj ludzki staczamy się stopniowo w przepaść słabości, chorób, boleści i zmartwień – aż do grobu.

To wyjaśnienie jest zadowalające dla naszego intelektu i uzasadnia, dlaczego nawet niemowlę, choćby żyło tylko godzinę, dzień, tydzień czy miesiąc, staje się uczestnikiem boleści i śmierci na równi z tymi, którzy żyją kilka lat dłużej i osobiście biorą udział w przestępowaniu prawa sprawiedliwości. „W nieprawości jestem poczęty, a w grzechu poczęła mnie matka moja” – oświadcza na ten temat Pismo Święte. „Wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im łaski Bożej.”

Lecz gdzie jest nadzieja? Jaka jest rada na tak smutny stan rzeczy? Co da się zrobić dla tych, którzy teraz na całym świecie cierpią, boleją i umierają i co można uczynić dla pięćdziesięciu miliardów, które już stały się więźniami <str. 334> śmierci? Odpowiadamy, że oni sami z pewnością nic nie mogą dla siebie zrobić. Sześć tysięcy lat ludzkich usiłowań, by podźwignąć się z choroby, boleści i śmierci, jest bez wątpienia dowodem na zupełną bezpodstawność tego rodzaju nadziei. Ci, którzy chcą kierować się nadzieją, muszą to czynić przez spoglądanie ku Panu, ku Bogu naszego zbawienia. On zamierzył zbawienie, a Biblia jest objawieniem chwalebnego planu wieków, który Bóg wykonuje stopniowo i po kolei. Pierwszym krokiem było odkupienie, tj. zapłacenie kary za nasze grzechy – kary śmierci. Została ona zapłacona przez naszego Pana, Jezusa, który „umarł – sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł do Boga”. Nikt z potępionej ludzkości nie mógł zbawić nawet samego siebie i dlatego, jak prorok wykazuje, „brata swego nikt żadnym sposobem nie odkupi ani może dać Bogu okupu jego zań” [Psalm 49:8]. Lecz skrajna niedola ludzka stała się dla Boga sposobnością i posłał On Jezusa, który dał za nas swoje niezepsute życie, życie, które było „święte, niepokalane, odłączone od grzeszników”, odłączone od umierającej ludzkości. To życie Bóg przyjmuje jako równoważną cenę znoszącą potępienie życia ojca Adama i stąd korzyści dla wszystkich nas, którzy jesteśmy dziećmi Adama, ponieważ nie zostaliśmy potępieni z powodu naszej własnej winy, lecz „przez nieposłuszeństwo jednego człowieka”; z tej przyczyny Bóg może być sprawiedliwy, a jednocześnie może uwolnić nas przez posłuszeństwo i okup jednego – Jezusa Chrystusa, naszego Pana; to o Nim pisze Pismo Święte: „Który siebie samego złożył jako okup za wszystkich, aby o tym świadczono we właściwym czasie” – 1 Tym. 2:6 (NB).

Zauważmy przy okazji, drodzy przyjaciele, że nasz Pan, Jezus, nie odkupił jedynie Kościoła, lecz jak Pismo Święte wyraźnie oświadcza: „On jest ubłaganiem [zadośćuczynieniem] za grzechy nasze [za grzechy Kościoła]; a nie tylko za nasze, ale też za grzechy wszystkiego świata” – 1 Jana 2:2. Tu, dzięki Bogu, mamy podstawę dla dobrej nadziei, która, jak Apostoł mówi, sprawia, że możemy smucić się nie jak inni, którzy nadziei nie mają albo też mają nadzieję słabą, nieopartą na wyraźnych oświadczeniach Słowa Bożego.

Ktoś jednak powie: Jezus umarł dawno temu, dlaczego więc grzech i śmierć wciąż jeszcze panują i pochłaniają ludzką rodzinę? Odpowiadamy, że Bóg zwlekał z posłaniem <str. 335> ofiary przez cztery tysiące lat i nadal jeszcze zwleka z zesłaniem zapewnionego przez tę ofiarę błogosławieństwa, które musi ostatecznie nastąpić i które na pewno nastąpi w Boskim „właściwym czasie”. Powód zwłoki, jak wyjaśnia Pismo Święte, jest dwojaki:

Po pierwsze, dozwolić, aby narodziła się dostateczna ilość rodzaju ludzkiego, odpowiednia do zapełnienia, czyli zaludnienia całej ziemi, wtedy gdy zostanie ona doprowadzona do doskonałości Edenu i kiedy cała stanie się Boskim rajem przywróconym na większą i wspanialszą skalę. W ciągu obecnego czasu ludzie otrzymują pewną dozę doświadczenia co do grzechu i śmierci oraz część bardzo ważnej nauki, a mianowicie nauki o ogromie grzeszności grzechu i o tym, jak wielce jest on niepożądany. Jak tylko nadejdzie Pański czas, a wierzymy, że jest on bliski, spełni On swą obietnicę i ustanowi swoje Królestwo na świecie, a ono zwiąże Szatana i ukróci wszelką moc i wpływy, które obecnie sprzyjają grzechowi i śmierci, oraz spowoduje, że znajomość Pańska napełni całą ziemię. Tym sposobem Chrystus będzie błogosławił rodzaj ludzki i podźwignie go stopniowo ku wspaniałej doskonałości, w jakiej był stworzony na wyobrażenie Boże ukazane w Adamie. Ten okres błogosławieństwa zwie się Tysiącletnim Królestwem i to o nie Pan nauczył nas modlić się: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na ziemi”. Cały ten tysiącletni dzień błogosławieństwa i restytucji konieczny będzie dla ustanowienia na ziemi sprawiedliwości na trwałych podstawach, dla wypróbowania całej ludzkości – dla przekonania się, kto z ludzi przez posłuszeństwo Chrystusowi okaże się godnym żywota wiecznego; a jeżeli ktoś, posiadając pełną świadomość, będzie wolał czynić grzech, taki zostanie skazany na „wtórą śmierć”, na „wieczne odtrącenie od obliczności Pańskiej i od chwały mocy jego”. Błogosławieństwa Tysiąclecia będą udziałem nie tylko 1,6 miliarda żyjących obecnie ludzi, lecz także pięćdziesięciu miliardów tych, którzy znaleźli się w grobie, w więzieniu śmierci, z którego Pan nasz, Jezus, ich zawoła, by korzystali ze sposobności Jego Królestwa, jak sam oświadcza: „Ja mam klucze piekła i śmierci” (Obj. 1:18). <str. 336>

Po drugie, drodzy przyjaciele, Pan zwlekał z zesłaniem ogólnego błogosławieństwa i sposobności dla świata od czasu, jak nasz Pan nas odkupił w tym celu, aby w ciągu obecnego Wieku Ewangelii mógł wybrać spośród rodzaju ludzkiego tych, których odkupił, tj. „maluczkie stadko”, klasę „wybranych”, uczniów, naśladowców, uświęconych, świętych. Szuka On więc „ludu szczególnego”, „królewskiego kapłaństwa”, aby uczestniczyli z Nim w tysiącletnim Królestwie – nie po to, by mieli udział wraz ze światem w jego restytucji ziemskiego stanu, choć będzie on doskonały, wspaniały i chwalebny, nie do rajskiego domu Eden, choć będzie on bardzo pożądany – lecz do jeszcze większej łaski, by stali się podobnymi do swego Pana jako istoty duchowe, uczestnicy boskiej natury daleko wyższej od aniołów, zwierzchności i państw oraz do uczestnictwa w Jego chwale. Jak cudowna jest ta nadzieja, jakim natchnieniem przejmuje serce każdego, kto usłyszał to zaproszenie, kto stał się uczniem, naśladowcą Jezusa i stara się postępować Jego śladami, za Jego przykładem! O! Jak wielkim błogosławieństwem będzie otrzymanie takiej chwały, czci i nieśmiertelności, jakie są obiecane Kościołowi przy „pierwszym zmartwychwstaniu”; jak wielki to przywilej uczestniczyć z naszym Panem w rozdawaniu Bożych łask całemu wzdychającemu stworzeniu i zapraszaniu tych, którzy pragną przyjść do wody żywota i czerpać ją darmo! Zaiste, w Królestwie duch i Oblubienica powiedzą: „Przyjdź” (wtedy bowiem już będzie Oblubienica, gdyż wesele Baranka będzie miało miejsce przy końcu obecnego Wieku Ewangelii). „Kto chce, niech bierze wodę żywota darmo” – Obj. 22:17. Czy nie są to dwa słuszne powody, dla których Bóg zwlekał z udzieleniem błogosławieństwa od czasu dokonania na Kalwarii ofiary odkupienia? Z pewnością możemy radować się z tej zwłoki i z wynikającej dla nas sposobności, że możemy być powołani oraz uczynić nasze powołanie i wybranie pewnym.

Tak, drodzy przyjaciele, można pokrótce przedstawić chwalebną nadzieję, która pobudzała naszego drogiego brata, którego pamięć dzisiaj czcimy. Te nadzieje były kotwicą jego duszy i uzdalniały go do mocnego stania po stronie Pana i do jednoczenia się w swym losie z tymi, którzy wyznają Mistrza i idąc za Nim, starają się codziennie nieść swój krzyż. Posiadał on <str. 337> szlachetne cechy, które bez wątpienia zauważyło wielu spośród was, ale nadziei i radości związanych z jego przyszłym dziedzictwem nie opieramy na założeniu, że był on doskonały, lecz na przekonaniu, że Jezus Chrystus był jego doskonałym Odkupicielem, a on Mu zaufał. A ktokolwiek Mu zaufał, nigdy nie będzie zawstydzony i ostatecznie okaże się zwycięzcą. Niewątpliwie nasz drogi brat posiadał cenne przymioty, które wszyscy moglibyśmy naśladować, ale nie musimy kierować się wzorem ziemskim. Sam Bóg dał nam w swym Synu chwalebny przykład, który my wszyscy, tak jak to robił nasz drogi brat, mamy starać się naśladować. Nie powinniśmy patrzeć na siebie nawzajem, ale na doskonały wzór, Jezusa. Dobrze czynimy, nie patrząc na naturalne wady, które wskutek upadku posiada cała ludzkość, i pamiętając, że w przypadku naśladowców Pana są one wszystkie przykryte szatą Jego sprawiedliwości, tak że są oni uczestnikami „łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym”.

Wreszcie, drodzy przyjaciele, wyciągajmy lekcje z krótkotrwałości obecnego życia; i choć Bóg ma w zapasie wielkie błogosławieństwa dla świata, my, którzy już słyszeliśmy o Jego łasce i zbawieniu w Jezusie, mamy szczególne przywileje, szczególne sposobności i równie szczególną odpowiedzialność w związku z naszą znajomością. Jak Apostoł oświadcza: „Ktokolwiek ma tę nadzieję w nim, oczyszcza samego siebie, jako i on czysty jest” [1 Jana 3:3]. Jeżeli spodziewamy się być z Panem, brać udział w Jego chwale i uczestniczyć w Jego dziele w przyszłości, to wiemy, że ma to oznaczać, iż charakter nasz musi się zmienić, że nasze serca muszą być odnowione, że względem Boga musimy stać się nie tylko czystymi w sercu, to jest w myślach, woli i zamiarach, lecz na ile to tylko możliwe, także w słowach i w uczynkach, na ile tylko nowa wola jest zdolna panować w różnych okolicznościach nad naszym ciałem, niedoskonałym wskutek upadku. Mamy pamiętać nie tylko o tym, aby trwać w Jezusie i pozostawać przykrytymi szatą Jego zasługi, lecz również w coraz większym stopniu pielęgnować w sercach dary Jego ducha; wielką pomoc w tym względzie stanowią dobre postanowienia. Postanówmy więc od nowa w tej uroczystej chwili, mając na względzie owe poważne, lecz i pełne radości myśli, że będziemy się odtąd starali wierniej postępować <str. 338> śladami Mistrza i zezwalać, by światło Jego Prawdy i łaski jaśniało coraz bardziej w naszym życiu. Starajmy się, aby każdego dnia naszego życia świat, w którym żyjemy, mógł się stawać lepszy i szczęśliwszy i abyśmy, na ile to możliwe, wielbili Boga w naszym ciele i duchu, które należą do Niego. Amen.

(4) Po wykładzie może nastąpić modlitwa, która powinna zostać odmówiona przez samego mówcę lub przez jakiegoś brata kompetentnego w Prawdzie. Żaden obcy duchowny nie powinien być powoływany do modlitwy po takiej przemowie. Można być w miarę pewnym, że jego modlitwa zwracałaby się raczej do ludzi niż do Boga, z zamiarem zniszczenia w umysłach słuchaczy jakiegokolwiek dobrego skutku spowodowanego przez wykład. W modlitwie należy szczególnie podziękować Panu za Jego łaski w Jezusie Chrystusie i prosić o Jego błogosławieństwo dla wszystkich obecnych, a szczególnie dla pozostałych z rodziny, pogrążonych w żałobie.

(5) Nabożeństwo powinno być stosownie zakończone jedną lub dwiema zwrotkami odpowiedniej pieśni, jakie poprzednio zaproponowaliśmy.

(6) Na miejscu pochówku, po spuszczeniu trumny do grobu, zalecamy jedynie kilka słów modlitwy.

Zmiany w przemówieniu w zależności od okoliczności

Mowa powyższa mogłaby oczywiście być odpowiednia w przypadku zmarłej siostry, jeśli słowo „brat” zastąpimy słowem „siostra”. W przypadku pogrzebu osoby ze świata lub osoby, która nie wyznawała zupełnego poświęcenia Panu, należałoby zrobić kilka zmian w miejscach, na które kompetentny mówca z łatwością zwróci uwagę.

W razie śmierci dziecka, bez względu na to, czy wierzących, czy niewierzących rodziców, przemówienie może być odpowiednio zmienione; zmarłego można określić jako: „naszego młodego przyjaciela [lub przyjaciółkę], który nie zdążył stać się mężczyzną (kobietą), a który został ścięty sierpem ponurego żniwiarza śmierci”; jeżeli to było niemowlę, można by użyć wersetu: „Zawściągnij głos twój od płaczu, a oczy swe od łez, bo będziesz miała zapłatę za pracę swoją, mówi Pan, <str. 339> że się nawrócą z ziemi nieprzyjacielskiej” – Jer. 31:15 17. W takim przypadku stosowne byłoby podkreślenie niezaprzeczalnego faktu, że dzieci w młodocianym wieku nie mogły popełnić grzechu na śmierć i że przez to potwierdza się orzeczenie Pisma Świętego, iż przez nieposłuszeństwo jednego człowieka, a nie przez powszechne nieposłuszeństwo grzech wszedł na świat wraz ze śmiercią, która jest jego wynikiem czy też spowodowaną przez niego karą.

Dziesięciny, zbiórki pieniędzy itd.

O ile wiemy, żadne ze gromadzeń ludu Bożego „tej drogi” (Dzieje Ap. 22:4) nie urządza publicznych zbiórek pieniędzy. Od początku zalecaliśmy, by unikać publicznych zbiórek pieniędzy, nie dlatego, żebyśmy wierzyli, iż jest w tym cokolwiek grzesznego ani też dlatego, że potępia to Pismo Święte, lecz z tego powodu, że kwestia pieniędzy jest tak bardzo podkreślana w całym chrześcijaństwie przez wszystkie denominacje, iż naszym zdaniem zupełne jej unikanie przyczyniłoby się do chwały Bożej. Ludzie, od których przez całe życie domagano się pieniędzy, zaczynają obecnie zdawać sobie sprawę, że większość kazań, nauczania itd. jest wykonywana dla zysku, nawet jeżeli nie jedynie i głównie, to w znacznej mierze.

Pismo Święte oświadcza, że większość wiernych Pańskich wywodzić się będzie z biednych tego świata, a potwierdza to również nasze doświadczenie – że niewielu jest bogatych, wielkich, niewielu zacnego rodu, lecz Bóg głównie „obrał ubogich na tym świecie, aby byli bogatymi w wierze” [Jak. 2:5]. Niektórzy spośród nich, gdy przychodzą na zebrania, na których zalecana jest „teraźniejsza prawda”, z pewnością odczuwają ulgę, gdyż nie ma tam światowego ducha zgarniania pieniędzy i przynajmniej w niektórych przypadkach zachęciło ich to do Prawdy. Ci, których oczy zostały otwarte na światło „teraźniejszej prawdy”, zapałali gorliwością i energią do służenia Prawdzie, a ich pragnienie przyświecania światłem na chwałę Ojca i Syna stało się tak wielkie, że wielu obojętnych chrześcijan skłonnych jest pytać: Jaka kieruje nimi pobudka? Jaki jest tego cel? Czy otrzymasz jakąś zapłatę albo uzyskasz jakieś inne korzyści, jeśli uda ci się <str. 340> mnie zainteresować, skoro gotów jesteś pożyczyć mi książki albo poświęcić swój czas na próbę zwrócenia mojej uwagi na te biblijne tematy stosownie do twojego ich postrzegania? Przychodząc na zebrania i widząc, że zwykłe zbiórki pieniężne i natrętne nawoływania o pieniądze nie istnieją, owi poszukujący Prawdy zostają całkowicie przekonani, że to miłość do Pana, do Jego Prawdy i do Jego stadka natchnęła ten wysiłek przybliżenia im Prawdy. Choć skłonni są do częściowego uprzedzania się względem Prawdy, to jednak takie przejawy szczerości i pobożnego ducha uczynności i szczodrobliwości dowodzą same przez się, że wypływają z ducha Pańskiego, z ducha miłości.

Lecz choć popieramy tę zasadę i zalecamy ją wszędzie z całego serca wszystkim z ludu Pańskiego, to z drugiej strony naszym obowiązkiem jest zwrócenie uwagi na fakt, że chociaż w chwili przyjęcia przez Pana i poświęcenia ktoś mógł być zły, samolubny i skąpy, to jednak bez odniesienia w znacznym stopniu zwycięstwa nad swym samolubnym usposobieniem nie mógłby być zaliczany do „Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach” [Hebr. 12:23 BT] i kojarzony z Panem, Głową tego Kościoła. Wiemy dobrze, że samolubstwo i skąpstwo są obce duchowi naszego niebiańskiego Ojca i naszego Pana, Jezusa, muszą więc też być obce wszystkim, którzy mają zostać ostatecznie uznani za dzieci tego Ojca, a wszyscy muszą posiadać to rodzinne podobieństwo, którego główną cechą jest miłość – życzliwość. Jeżeli na skutek dziedziczenia, złego otoczenia lub wychowania, w śmiertelnych ciałach tych, którzy zostali przyjęci na próbnych członków Nowego Stworzenia, rozwinął się duch skąpstwa, to wkrótce będą musieli oni w tym względzie prowadzić walkę. Jak oświadcza Apostoł, zmysł ciała będzie walczył przeciw zmysłowi ducha, Nowemu Stworzeniu, a zmysł Nowego Stworzenia musi odnieść zwycięstwo, jeśliby chciało ono ostatecznie osiągnąć upragnione miejsce między zwycięzcami. Samolubstwo i skąpstwo mają być zwyciężane; pobożność, hojność i szczodrobliwość tak serca, jak i uczynku, mają być starannie pielęgnowane. Choć może ci, którzy są tak usposobieni, będą musieli do samej śmierci <str. 341> walczyć z ciałem, to jednak nie może być tutaj żadnej wątpliwości co do postawy umysłu, czyli nowej woli, a ci, którzy znają ich dobrze, na pewno dostrzegą w ich postępowaniu dowody zwycięstwa nowego umysłu nad cielesnością i samolubstwem.

Mimo zachęty do unikania zbiórek pieniędzy oraz wszelkich finansowych kwestii podczas zgromadzeń Kościoła, nie jest naszym zamiarem zniechęcanie do dawania. Na ile zauważyliśmy, ci, którzy dają Panu najobficiej, z całego serca, najchętniej, są najbardziej błogosławieni przez Niego w sprawach duchowych. Należy zwrócić uwagę, że wyrażenia „ochotnego dawcę Bóg miłuje” [2 Kor. 9:7] nie stosujemy wyłącznie do darów pieniężnych; zawierają się w nim bowiem wszystkie dary i ofiary, jakie Pański lud ma przywilej składać na ołtarzu ofiarnym, a które, jak Bóg nas powiadamia, z upodobaniem przyjmuje On przez zasługę naszego drogiego Odkupiciela. Rzeczywiście, jeśli kiedykolwiek i gdziekolwiek pytano nas: Czy lepiej byłoby, abym zajął się daną dziedziną pracy zarobkowej i dzięki niej mógł oddać więcej środków wypracowanych swymi rękami i umysłem na szerzenie Prawdy, czy też raczej powinienem poprzestać na skromniejszych możliwościach usługiwania w ten sposób, przyjmując inny kierunek, który umożliwiłby mi poświęcenie więcej swego czasu i osobistych talentów dla dobra Prawdy i na jej głoszenie wśród przyjaciół, sąsiadów itd.? – wówczas odpowiedzią naszą zawsze było, że powinniśmy wziąć pod uwagę, iż czas i wpływ poświęcone na służenie Prawdzie są bardziej cenione w oczach Pana niż dary pieniężne.

Stąd, gdyby ktoś posiadał zdolności do przedstawiania Prawdy i jednocześnie talent do uczciwego zarabiania pieniędzy, radą naszą byłoby, żeby z talentu zarabiania pieniędzy korzystał jedynie w ograniczonym stopniu, aby móc poświęcić jak najwięcej czasu, uwagi i energii na wykorzystanie swego talentu wyższego rzędu na służenie Prawdzie. Stosuje się to też w znacznym stopniu do służenia Prawdzie poprzez słowo drukowane, kolportaż itp.

Szczęśliwsza jest rzecz dawać, aniżeli brać” [Dzieje Ap. 20:35] – oto pewnik, <str. 342> prawdziwie doceniany przez lud Pański, przez tych, którzy osiągnęli pewien stopień rozwoju Bożego podobieństwa. Bóg jest wielkim dawcą – On daje ustawicznie. Całe stworzenie we wszystkich swych przejawach jest wynikiem tej szczodrobliwości ze strony Boga. On dał swego jednorodzonego Syna, wraz z życiem, przyjemnościami i błogosławieństwami wynikającymi z bliskiego z Nim obcowania. On dał niezliczone błogosławieństwa anielskim synom Bożym. On obdarzył nasz rodzaj w osobie Adama błogosławieństwem życia i obfitymi błogosławieństwami tego świata, które budzą podziw nawet w swym obecnym upadłym i zdegradowanym stanie. On nie tylko wyposażył nas w zmysły, za pomocą których możemy na przykład odczuwać przyjemne zapachy, smaki, zauważać piękne kolory i ich kombinacje itp., lecz także wspaniale i szczodrze wyposażył naturę tak, by zaspokajała te doznania – w owoce, kwiaty, w klejnoty czy gwieździste niebo; hojnie udzielił On swych szczodrobliwych darów ziemskiemu człowiekowi.

Gdy zaś rozważamy błogosławieństwa, które Bóg zachował dla „maluczkiego stadka” Nowego Stworzenia, jak zostało nam to objawione w Jego Słowie, potwierdzamy, że są one niezmiernie obfite i przewyższają wszelkie nasze prośby i myśli. „Oko nie widziało i ucho nie słyszało, i na serce ludzkie nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy go miłują; ale nam to Bóg objawił przez Ducha swojego” [1 Kor. 2:9 10]. Przeto szczodrobliwość, czyli dawanie, dopomaganie, błogosławienie innych jest częścią podobieństwa do Boga. Cóż więc dziwnego, że powinniśmy doceniać bardziej dawanie niż przyjmowanie?

W miarę jak uczymy się doceniać rzeczy duchowe oraz w miarę jak osiągamy społeczność z Bogiem i stajemy się uczestnikami Jego ducha, i na ile ten duch miłości, szczodrobliwości i wspaniałomyślności jest rozlany w naszych sercach, na tyle znajdujemy przyjemność w czynieniu dobrze wszystkim, a szczególnie domownikom wiary. Miłość w nas, tak jak i w naszym Ojcu Niebieskim, nie stara się wyłącznie o swe własne korzyści i powodzenie, lecz ustawicznie czuwa, starając się dostrzec, jakie błogosławieństwa mogą zostać udzielone i innym, w jaki sposób życie innych można <str. 343> rozjaśnić i rozweselić, w jaki sposób mogą być oni pocieszani w swych smutkach i wspomagani w swych potrzebach. To właśnie w miarę jak rozlewa się w nas ten nowy zmysł, w miarę jak przemieniamy się przez odnowienie naszych umysłów i przemieniani bywamy z chwały w chwałę, zaczynamy doceniać to wielkie przyszłe dzieło, które Bóg dla nas nakreślił – dzieło błogosławienia wszystkim narodom ziemi, na wzór Boży, bycia Jego przedstawicielami w podziale obfitych niebieskich błogosławieństw, jakie przygotował On dla wszystkich, którzy osiągną harmonię z Nim. Nowe Stworzenia odkrywają zatem, że w miarę swego wzrastania w łasce, choć nadal doceniają obietnice osobistej chwały, zaczynają myśleć szczególnie o przywilejach, jakie otrzymają w ramach współdziedzictwa ze swym Panem, o usługiwaniu w restytucji – wraz ze wszystkimi łączącymi się z nią rozlicznymi błogosławieństwami – nędznemu wzdychającemu stworzeniu, podnosząc wszystkich tego pragnących do doskonałości ludzkiej, od której wszyscy odpadli w Adamie.

Kiedy w obecnym czasie wzrasta w sercach naszych ten duch miłości, owo pragnienie dawania, pragnienie dopomagania innym, prowadzi nas to nie tylko do myślenia o innych z hojnością, lecz również do hojności postępowania – do chętnego ofiarowania naszego czasu i wpływu dla dobra innych, aby tak jak my, także i oni mogli być błogosławieni światłem „teraźniejszej prawdy”. I choćbyśmy nie mieli zdolności do nauczania i wykładania, ten sam duch każe nam starać się spożytkować nasz talent posiadanego czasu i okazji na rozdawanie broszurek itp. z dodaniem choćby kilku odpowiednich słów od siebie. Duch ten prowadzi nas dalej, jeżeli posiadamy talenty finansowe – do użycia ich w służbie Pańskiej dla szerzenia Ewangelii. Rzeczywiście wierzymy, że zarówno kiedyś, jak i dzisiaj, Pan ceni ducha biednej wdowy, która wrzuciła dwa pieniążki do skarbnicy Pańskiej i okazała zaparcie się siebie choć przez tak małą ofiarę, co jak Pan oświadcza, sprawiło, że w Jego oczach, a zatem i w oczach Ojca, uznana została za dawcę najwyższego rodzaju – według Jego własnego serca: „Ta z niedostatku swego wszystką żywność, którą miała, wrzuciła” (Łuk. 21:4). Na swój sposób udzieliła się więc dla ogólnej sprawy, bardzo podobnie do tego, <str. 344> jak czynił to sam Pan. On dał nie tylko środki materialne, lecz oddawał swe własne życie, każdego dnia, każdej godziny służąc innym, aż wreszcie na Kalwarii w najpełniejszym tego słowa znaczeniu dokończył tego dzieła.

Zastanowiło nas, dlaczego nasz Pan nie dał biednej wdowie w jakiś sposób do zrozumienia, że uczyniła ona więcej, niż było jej obowiązkiem, że posiadając tylko dwa pieniążki, powinna była oba, a przynajmniej jeden, zachować na swe własne potrzeby. Gdyby ktoś inny niż Pan czy jeden z apostołów, zauważywszy ten czyn, pochwalił go bez słowa przestrogi pod tym względem, czulibyśmy, że mamy prawo udzielić takiej przestrogi. Sądzimy jednak, że z reguły niewiele osób potrzebuje przestrogi, gdy chodzi o zadbanie o samego siebie. Bardzo mało jest takich, których trzeba ostrzegać, by nie oddawali wszystkich swoich środków utrzymania. Bywają czasem tacy, lecz jesteśmy pewni, że jak stało się z biedną wdową, tak byłoby i z tymi nielicznymi osobami – Pan wynagrodziłby im w jakiś sposób to, co uważalibyśmy za ich zbytnią szczodrobliwość. Pewni jesteśmy, że lepiej jest, aby ktoś błądził w swej zbyt wielkiej szczodrobliwości niż przeciwnie. „Niejeden udziela szczodrze, a wżdy mu przybywa [jeżeli nie nastąpi to w sprawach materialnych, niezawodnie będzie tak w rzeczach duchowych], a drugi skąpi więcej, niż trzeba [ci, którzy zbyt dbają o siebie, są zbyt ostrożni, skąpi, zbyt zachowawczy], a wżdy ubożeje [niekiedy pod względem materialnym, lecz na pewno zawsze duchowo]” – Przyp. 11:24.

Ponieważ Pan nie ustanowił dla swego ludu żadnej reguły co do szczodrobliwości, lecz pozostawił tę sprawę w gestii tych, którzy wszystko Mu ofiarowali, najwyraźniej jest Jego zamiarem, by ich poświęcenie było mierzone na podstawie ich dalszego postępowania – ich ofiar, ich zaparcia samego siebie. Wobec tego, każdemu nasuwa się to słuszne pytanie: Ile swego czasu, wpływu i swych pieniędzy powinienem oddawać Panu? Odpowiadamy, że jeżeli pytanie to stawia ktoś, kto poświęcił się zupełnie <str. 345> i stał się Nowym Stworzeniem, to odpowiedź może być tylko jedna: Nie ma on nic do oddania, gdyż już dał Panu wszystko, co posiada. Jeżeli zaś coś zatrzymał, to znaczy, że nie uczynił zupełnego poświęcenia i może być pewny, że nie został w pełni przyjęty przez Pana.

Lecz jeśli przyznajemy, że oddaliśmy Panu wszystko, to w jaki sposób mamy określić wolę Bożą względem wykorzystania tego, co daliśmy? Odpowiadamy, że każdy powinien uważać się za ustanowionego przez Pana szafarza swego własnego czasu, wpływu i pieniędzy i że każdy powinien się starać, by używać tych talentów, jak najlepiej umie, na chwałę Mistrza. A ponieważ ma on przywilej przystępu do tronu łaski, to znaczy, że jeżeli ma wątpliwości co do sposobu wykorzystywania tych zdolności, to może prosić Boga, który szczerze udziela mądrości proszącemu, a nie wymawia. Kierowany tą mądrością pochodzącą z góry oraz w miarę systematycznego wzrostu swej miłości i gorliwości względem Pana poprzez poznanie Prawdy i osiągnięcie jej ducha, zauważy, że oddawać będzie coraz więcej czasu, coraz więcej swego wpływu i coraz więcej środków, jakie posiada, na usługiwanie Prawdzie; będzie on w dodatku myślał, w jaki sposób ograniczyć osobiste i rodzinne zobowiązania, by móc zwiększyć swe dary i ofiary.

Jak wiadomo, Bóg ustanowił u Żydów system dziesięcin, według którego dziesiąta część wypracowanych bogactw, czy to ze zboża, jarzyn, stada albo z trzody lub pieniędzy, była odkładana na cele święte, jako własność Pańska, i miała być wykorzystana tylko na takie święte sprawy. Lecz było to tylko zarządzenie dla „domu sług”. Pan pozostawił „dom synów” bez żadnego takiego prawa czy przepisu. Czy można stąd wnioskować, że spodziewa się mniej od synów niż od sług? Z pewnością nie. Syn, którego sprawy ojca obchodziłyby mniej niż sługę, byłby niegodny być synem i niezawodnie przestałby nim być; znalazłby się bowiem ktoś inny, posiadający więcej prawdziwego synowskiego ducha. Co do „domu synów”, to nie tylko dziesiąta część, lecz wszystko jest poświęcone, ofiarowane i wszystko ma być użyte <str. 346> stosownie do sytuacji jako ewentualna usługa dla Pana i Jego sprawy. I w taki właśnie sposób mamy ciągle postępować, składając w służbie dla Prawdy nasze życie i wszystko, co posiadamy*.

* Zobowiązania poświęconych względem ich rodzin oraz to, jak mają się one do oddawania wszystkiego Panu, rozpatrywane są w Wykładzie XIII.

Apostoł zwraca na to naszą uwagę w Liście do Filipian, w którym zapewnia ich, że ich dobrowolne dary były zarówno użyteczne, jak i zostały docenione, dodając: „Nie dlatego, że pragnę daru, lecz pragnę owocu, który wzrasta na wasze dobro” (Filip. 4:17 BT). Wiedział on, że jeśli tylko zostali spłodzeni z ducha świętego, ujawnią się w nich owoce dobrych uczynków i szczodrobliwości, a im więcej ich będzie, tym większe będzie miał dowody ich duchowego wzrostu, którego pragnął najbardziej. Tak jest i dzisiaj. Pan powiadamia nas, że całe złoto i srebro oraz bydło na tysiącach gór jest Jego. W rzeczywistości nie potrzebuje On żadnych naszych wysiłków, naszych pieniędzy, lecz ponieważ będzie to dla nas pożyteczne i pomocne w naszym rozwoju, dozwala On, by Jego dzieło znalazło się w takich warunkach, które wymagają wszelkich wysiłków ze strony tych, którzy prawdziwie do Niego należą, oraz wszystkich środków, których gotowi będą użyć, usiłując Go uwielbić.

Jakże łaskawy jest ten porządek! Jakież błogosławieństwa przyniosły już owe przywileje drogiemu ludowi Bożemu! Nie wątpimy, że będą nam one towarzyszyć do końca naszego biegu, abyśmy wszyscy mieli ten błogosławiony przywilej służenia Panu wszelkimi naszymi talentami. Dlatego więc podkreślamy, że zgodnie z przykładem biednej wdowy i jej dwóch pieniążków nie ma między nami takich biednych, którzy by nie mogli okazać Panu pragnień swych serc. Pańska ocena wydaje się być taka, jak zostało to wyrażone w jednym miejscu, że ten, który jest wierny w małych rzeczach, będzie wierny w sprawach większych i ważniejszych i że właśnie takim skłonny On będzie dawać nie tylko większe możliwości w przyszłości, lecz również większe możliwości w czasie obecnym. <str. 347>

Radą naszą jest, aby kwestii pieniężnych jak najstaranniej unikać (czyli naszym zdaniem – zupełnie) w czasie ogólnych zebrań Kościoła. Radzimy, aby pielęgnowany był duch Pański; jeśli zaś będzie on przebywał obficie w naszych sercach, wówczas każdy będzie się starał dać swą cząstkę na cele nie tylko bieżących wydatków Kościoła, jak np. opłata za wynajmowanie miejsca zebrań lub inne wydatki, ale również, na ile to możliwe, każdy będzie się z zapałem udzielał w celu szerzenia światła, które jest błogosławieństwem dla jego duszy, wśród innych, którzy jeszcze pozostają w ciemności. Zgodnie z tą myślą radzimy, aby nie prosić o pieniądze ludzi obcych, chociaż nie widzimy przyczyny, dla której mielibyśmy odmawiać przyjęcia ofiarowanych przez nich pieniędzy. Mogłoby to bowiem co najmniej wskazywać na ich sympatię, a bez wątpienia ostatecznie przyniesie im – w życiu teraźniejszym lub przyszłym – uznanie i nagrodę ze strony Tego, który oświadczył, że nawet kubek zimnej wody podany jednemu z Jego uczniów w Jego imieniu w żaden sposób nie pozostanie bez nagrody (Mat. 10:42; Mar. 9:41).

* * *

Choć czasem Boska ciąży dłoń, choć ciężki próby trud,

W pokorze chylmy naszą skroń, jak Pański czyni lud.

 

Bo doskonałość Bożych sług ta dłoń wyrobić ma;

Więc choć przykrości zsyła Bóg, niech wiara nasza trwa.

 

Lecz ręka Pańska dobra jest, bo ćwiczy wiarę w nas;

A choć nam zsyła srogi chrzest, wnet ześle lepszy czas.

 

Z pokorą znośmy każdy cios i każdy nowy ból;

Nie skarżmy się na ciężki los, bo tak nasz cierpiał Król.

 

Wszak hart zyskuje w ogniu stal, a złoto świetny blask;

Za każdą próbę Pana chwal, to dowód Jego łask. <str. 348>


Gdybym mógł wiedzieć

Gdybym tę pewność posiąść mógł,

że Pan mój wie, co tak mnie nęka,

       że zna me brzemię, życia trud

zmęczenie, hałas oraz zwady,

ból, co przecina niczym nóż,

bolączki wszelkie nienazwane –

       O jakiż pokój miałbym z Panem!

 

I jestem ciekaw, czy naprawdę

dzieli On z nami ludzkie sprawy,

       On – możny Król i Pan... Czyż ten,

co bezkresnymi rządzi światy

i imię gwiazd i planet zna,

ma dla nas tyle nieprzebranej łaski,

       by dostrzec, co się pyłem zda?

 

Ach, gdybym pewność taką miał,

chętnie z cierpieniem bym się zmagał,

       nie straszny byłby żaden ból,

a to, co tylko los by zdarzył, nie stratą

ale szczodrym zdałoby się zyskiem,

       błogosławieństwem z Pańskiej łaski pól.

 

Me serce już nie wątpi, drogi Boże!

że Twoja dobroć ciągle przy mnie jest.

       A Miłość za mnie raz ukrzyżowana

nie jest miłością, co porzucić może,

lecz czeka, by ponieść me brzemiona

       i w swoich trzyma mnie ramionach. <str. 349>


  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016