<< Wstecz |
Wybrano: F-9 , z 1904 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wykład 6 - Porządek i Karność Nowego Stworzenia
Znaczenie
ordynacji – Tylko dwunastu sług upełnomocnionych – „Kler”
i „laicy” – Wybieranie starszych i diakonów –
Ustanawianie starszych w każdym zgromadzeniu – Kto i w jaki
sposób może wybierać starszych – Zwykła większość nie
wystarcza – Różnorodność usługiwania – Usługiwanie płatne?
– Karność w zborze – Mylnie rozumiane powołanie do
głoszenia – „Napominajcie nieporządnych” – Napominanie nie
jest powszechnym nakazem – Publiczne napominania nie powinny być
częste – „Patrzcie, byście nie oddawali złem za złe” –
Pobudzanie do miłości – „Społeczne zgromadzenie nasze” –
Różnorodność i charakter naszych zebrań – Doktryny są
nadal konieczne – Możliwość zadawania pytań – Przykłady
pożytecznych zebrań – „Niech każdy będzie dobrze upewniony
w umyśle swoim” – Posługi pogrzebowe – Dziesięciny,
zbiórki pieniędzy, dobroczynność.
ZASTANAWIAJĄC
SIĘ nad tym zagadnieniem dobrze jest mieć na uwadze jedność
Kościoła oraz to, że chociaż na całym świecie jest tylko jeden
Kościół, to jednak w innym znaczeniu tego słowa każde
odrębne zgromadzenie, każda grupa wierzących reprezentuje cały
Kościół. Każde oddzielne zgromadzenie [ekklesia] powinno zatem
uważać Pana za swą Głowę, zaś dwunastu apostołów za dwanaście
jasno świecących gwiazd – nauczycieli, których Pan trzymał
w swej ręce i którymi kierował, używając ich jako
swych rzeczników do nauczania swego Kościoła w każdym
miejscu, podczas każdego zgromadzenia przez cały wiek.
Każde
zgromadzenie [ekklesia], nawet jeśli składa się z dwóch albo
trzech osób, powinno uznawać wolę Głowy wobec wszystkich swoich
spraw. Powinno ono trwać w poczuciu jedności ze wszystkimi
zgromadzeniami [ekklesia] tej samej „kosztownej wiary” w ofiarę
drogiego Odkupiciela i w obietnice Boże – widoczne na
każdym miejscu. Z upodobaniem powinno dowiadywać się, jak
mają się inne zbory i uznawać, że <str. 274> Pan jako
nadzorca swego dzieła może obecnie, tak jak i w każdym
innym okresie, używać specjalnych narzędzi do usługiwania
Kościołowi jako całości, jak również użyć pewnych członków
każdego, nawet małego lokalnego zgromadzenia. Ufając Bogu
i uznając charakter sług, którymi się On posługuje –
pokornych, gorliwych, mających dobre świadectwo i jasne
zrozumienie Prawdy, dających dowody pomazania i namaszczenia
duchem – zbory będą przygotowane na to, by spodziewać się
takiego ogólnego posługiwania na potrzeby całego Kościoła oraz
by starać się o uczestniczenie w tym ogólnym
błogosławieniu i w udzielaniu „pokarmu na czas słuszny”
obiecanego nam przez Pana. Powinny one także pamiętać o tym,
że Bóg obiecał udzielić szczególnych błogosławieństw przy
końcu tego wieku i że miał zaopatrzyć domowników wiary
w rzeczy zarówno stare, jak i nowe, za pomocą
odpowiednich kanałów według swego wyboru (Mat. 24:45 47).
Środkami,
kanałami tych błogosławieństw będzie kierował sam Pan; On też
będzie miał nad nimi nadzór. Wszyscy członkowie Ciała
zjednoczeni z Głową powinni z ufnością oczekiwać
wypełnienia się Jego obietnic; niemniej jednak powinni „doświadczać
duchów”, czyli badać doktryny, bez względu na to, z czyich
ust one wychodzą. Takie doświadczanie nie jest dowodem braku
zaufania do tych, których uznajemy za prowadzone przez Boga
narzędzia do przekazywania Prawdy. Jest natomiast znakiem wierności
Panu i Prawdzie, wierności, która powinna przewyższać
zaufanie do wszelkich ludzkich nauczycieli i ich wypowiedzi;
dowodzi również, że są oni posłuszni nie głosowi ludzkiemu,
lecz głosowi Najwyższego Pasterza; że ucztują oni przy Jego
Słowie, miłują je oraz z lubością je spożywają
i przyswajają. Tacy członkowie Ciała bardziej niż inni
wzmacniają się i szybciej wzrastają w Panu i w sile
mocy Jego, ponieważ zwracają baczniejszą uwagę na Pańskie
kierownictwo i Jego nauczanie.
Ta
ogólna jedność Ciała, ta ogólna solidarność, to ogólne
nauczanie za pomocą powszechnego kanału, który Pan zamierzył dla
zgromadzenia swych klejnotów w czasie swej wtórej obecności
(Mal. 3:17; Mat. 24:31), nie stoją na przeszkodzie odpowiedniemu
uznaniu porządku każdej z tych niewielkich grup, czyli zborów
[ekklesia]. Bez względu na to, jak małe jest zgromadzenie, powinien
w nim panować porządek. Używając słowa <str. 275>
„porządek” nie mamy jednak na myśli sztywności czy formalizmu.
Porządek działający najbardziej skutecznie i zadawalająco to
taki, który działa bez hałasu i którego mechanizmy nie
rzucają się w oczy. Nawet małe zgromadzenie, składające się
np. z trzech, pięciu lub dziesięciu osób, powinno zwracać
się ku Panu, aby zorientować się, jakie są Jego wskazania
względem tego, którzy członkowie powinni być uznani za starszych,
doświadczonych, najbardziej zaawansowanych w Prawdzie,
cechujących się tymi różnymi kwalifikacjami na starszego, które,
jak już wcześniej zauważyliśmy, są zarysowane w natchnionym
Słowie, a do których należą: jasne zrozumienie Prawdy,
zdolność jej nauczania, wzorowe pod względem moralnym życie
i wreszcie umiejętność utrzymania porządku bez
niepotrzebnego ścierania się, czego przykładem mogłaby być jego
rodzina.
Jeżeli
małe zgromadzenie będzie miało na uwadze Słowo i ducha
Pańskiego i pozwoli, by te czynniki go pobudzały, to wynik
jego jednomyślnych uchwał, wyrażony w wyborze usługujących,
powinien być uważany za Pański zamysł w tym względzie –
wybrani na starszych będą najlepsi i najodpowiedniejsi z całej
grupy. Należy jednak troszczyć się o to, aby nie dokonywać
takich wyborów bez właściwej rozwagi i modlitwy; w związku
z tym wskazane jest, by wcześniej pojawiło się stosowne
ogłoszenie o wyborach, należy też przyjąć, że tylko ci,
którzy uważają się za Nowe Stworzenia (bez względu na płeć),
powinni starać się o wyrażenie Pańskiego zamysłu w tej
sprawie – przez głosowanie. Zaliczają się do nich ci, którzy
odwrócili się od grzechu, w miarę możności starają się
o naprawę i przyjęli ofiarę Pana Jezusa za podstawę
swego pojednania z Bogiem, ci, którzy w zupełności
ofiarowali się Panu, stając się uczestnikami pomazania
i wszystkich przywilejów należnych „domowi synów”. Tacy
jedynie zdolni są ocenić i wyrazić zamysły, czyli wolę
Głowy Ciała. Jedynie ci stanowią Kościół, Ciało Chrystusowe,
inni zaś, którzy nie ofiarowali się jeszcze, lecz wierzą
w drogocenną krew, mogą być uważani za „domowników
wiary”, których postępu można się spodziewać i których
dobro należy mieć na uwadze. <str. 276>
Ustanawianie
starszych w każdym zgromadzeniu
„A gdy
im przez głosy postanowili starsze w każdym zborze [ekklesia]
i modlili się z postami, poruczyli je Panu” – Dzieje
Ap. 14:23.
Forma
powyższego zapisu oraz liczne wzmianki o starszych we
wszystkich zborach usprawiedliwiają wniosek, że mamy do czynienia
z konsekwentnym zwyczajem pierwotnego Kościoła. Wyraz „starsi”
w powyższym wersecie obejmuje ewangelistów, pasterzy,
nauczycieli i proroków (publicznych wykładowców); stąd też
ważne jest, abyśmy się dowiedzieli, co znaczy wyraz „postanowili”.
Ogólnie rzecz biorąc wyraz ten używany jest obecnie w związku
z ceremonią mianowania kogoś na dany urząd. Lecz nie takie
jest znaczenie greckiego słowa cheirotoneo, użytego w powyższym
tekście. Oznacza ono „wybieranie przez wyciągnięcie ręki”,
czyli nadal praktykowany sposób głosowania. Określenie tego
rodzaju znajdujemy w „Analitycznej Konkordancji Biblijnej”
prof. Younga. A ponieważ dzieło to uznawane jest za autorytet
wśród prezbiterian, podamy też definicję zamieszczoną
w „Wyczerpującej Konkordancji Stronga”, którą za
autorytatywne źródło uznają metodyści. Strong definiuje rdzeń
tego słowa jako: „ktoś wyciągający rękę, głosujący (przez
podniesienie ręki)”.
Zupełnie
inny wyraz grecki użyty został przez naszego Pana, gdy powiedział
On o apostołach: „Alem ja was obrał i postanowiłem”
– Jan 15:16. Występuje tu to samo słowo tithemi, którego użył
Apostoł mówiąc o swoim postanowieniu: „Jam jest
postanowiony za kaznodzieję i apostoła” – 1 Tym. 2:7.
Lecz to „postanowienie”, jak Apostoł wyraźnie zaznacza,
pochodziło „nie od ludzi ani od człowieka, ale przez Jezusa
Chrystusa i Boga Ojca” (Gal. 1:1). Wszyscy członkowie
pomazanego Ciała, zjednoczeni z Głową, współuczestnicy Jego
ducha, są tak samo postanowieni – wprawdzie nie jak Paweł do
apostolstwa, lecz jako słudzy Prawdy, a każdy odpowiednio
według swych zdolności i możliwości (Izaj. 61:1). Tylko
dwunastu było ustanowionych jako apostołowie – szczególni
przedstawiciele i słudzy obdarzeni pełnomocnictwem.
Powracając
do ustanawiania i uznawania starszych za pomocą głosowania
w zgromadzeniu (ekklesia) Nowego Stworzenia przez „wyciągnięcie
ręki”, jak to widzieliśmy powyżej, zwróćmy uwagę na fakt,
<str. 277> że był to przyjęty zwyczaj, ponieważ Apostoł
używa tego samego greckiego wyrazu, gdy wspomina o tym, w jaki
sposób jego pomocnikiem stał się Tytus. „Ale też obrany jest
przez głosy od zborów za towarzysza drogi naszej.” Słowa
zaznaczone kursywą pochodzą od greckiego cheirotoneo, które, jak
mówiliśmy, oznacza „wybieranie przez wyciągnięcie ręki”.
Ponadto słowo „też” wskazuje na to, że i sam Apostoł
został wybrany w podobny sposób, nie w znaczeniu
postanowienia czy wybrania na apostoła, lecz jako misjonarz,
przedstawiciel kościołów w opisanych okolicznościach i bez
wątpienia na ich koszt.
Najwyraźniej
jednak niektóre późniejsze podróże misjonarskie Apostoła odbyły
się bez głosowania i bez poparcia materialnego ze strony
Kościoła w Antiochii (2 Tym. 1:15). Reguły pierwotnego
Kościoła dawały wszystkim wolność używania swych talentów
i środków, jakimi dysponowali, każdemu według własnego
sumienia. Zgromadzenia (ekklesia) mogły przyjąć albo odmówić
usług samych apostołów jako swych specjalnych przedstawicieli.
Podobnie i apostołowie mogli odmówić albo przyjąć takie
zadania, kierując się wolnością własnego sumienia.
Lecz
czy poza wspomnianym w Nowym Testamencie sposobem ustanawiania
starszych na drodze wyborów nie ma jakiegoś innego? Czy nie ma
niczego, co oznaczałoby nadanie władzy lub zezwolenie na nauczanie
w znaczeniu obecnie używanego słowa „wyświęcenie”, które
jest powszechnie stosowane we wszystkich wyznaniach w odniesieniu
do upoważnienia i postanowienia starszych, kaznodziei itp.?
Zastanowimy się nad tymi pytaniami.
Wyraz
postanowić w odniesieniu do starszych użyty jest jeszcze
w tylko jednym miejscu i jest on tłumaczeniem innego
greckiego wyrazu – kathistemi, który znaczy: „umieścić,
ulokować” wg Younga oraz „umieścić” wg Stronga. Słowo to
występuje w Tyt. 1:5 „Abyś w rząd dobry wprawił
i postanowił po miastach starszych, jakom ci ja był rozkazał”,
to znaczy tak, jak ja zarządziłem. Na pierwszy rzut oka powyższy
werset sugeruje, że Tytus był upoważniony do ustanowienia owych
starszych niezależnie od życzenia zgromadzeń (kościołów,
ekklesia), i właśnie na takiej bazie opiera się episkopalna
teoria porządku kościelnego. Katolicy, zwolennicy kościoła
episkopalnego i metodyści episkopalni twierdzą, że ich <str.
278> biskupi mają apostolską władzę ustanawiania, umieszczania
i naznaczania starszych dla zgromadzeń bez wyciągnięcia ręki,
czyli głosowania kościoła.
Powyższy
tekst stanowi osłonę dla takich zapatrywań, ale zdaje się on być
słabym argumentem, gdy weźmiemy pod uwagę ostatnią frazę: „jakom
ci był rozkazał”. Zauważmy, że Apostoł z pewnością nie
rozkazał ani nie poinstruował Tytusa, aby w tej sprawie
postępował inaczej niż on sam (jako apostoł). A opis metody
samego Apostoła we właściwym tłumaczeniu jest bardzo jasny:
„A gdy im przez głosy postanowili starsze w każdym
zborze [ekklesia] i modlili się z postami, poruczyli je
Panu” – Dzieje Ap. 14:23.
Nie
ulega wątpliwości, że rady Apostoła oraz rady Tytusa, którego
szczególnie polecił on braciom jako wiernego sługę Prawdy, były
nie tylko pożyteczne, lecz też i pożądane przez braci oraz
z reguły wprowadzane w życie. Jednak tak Apostoł, jak
i postępujący jego śladami składali odpowiedzialność tam,
gdzie i Bóg ją złożył – na zgromadzenie [ekklesia],
którego troską powinno być „doświadczanie duchów [nauk
i nauczycieli], jeśli z Boga są” (1 Jana 4:1).
„Ale jeśli nie chcą, niechże mówią według słowa tego,
w którym nie masz żadnej zorzy” [Izaj. 8:20]; „takich się
chroń” – radzi Apostoł. Na takich nie należy głosować ani
w żaden inny sposób uznawać ich za nauczycieli, starszych
itp.
W każdym
przypadku konieczna była zgoda zgromadzenia [ekklesia] – czy to
wyrażona przez głosy, jak zostało stwierdzone, czy też nie.
Przypuśćmy bowiem, że Tytus naznaczyłby starszych, którzy nie
byliby zadowalający dla braci. Czy długo wtedy panowałby pokój?
Co mógłby osiągnąć taki starszy, niemiły w opinii
zgromadzenia, w usłudze duszpasterskiej czy innej? Praktycznie
nic.
Powodem
podziału wiernych na dwie klasy – „kler” i „laików”
– jest duch klerykalizmu, a nie nauka naszego Pana i Jego
dwunastu apostołów. To duch klerykalizmu i duch
antychrystusowy ciągle jeszcze starają się na wszelkie sposoby
panować nad dziedzictwem Bożym – proporcjonalnie do stopnia
nieświadomości panującej w danym zgromadzeniu. <str. 279>
Pan
i Apostoł uznają nie starszych, lecz Kościół (ekklesia)
jako Ciało Chrystusowe. Godność i cześć, którą posiadają
wierni starsi jako słudzy Pańscy i Kościoła, nie jest
wynikiem jedynie ich własnej oceny ani też uznania, jakim darzą
ich inni starsi. Wybierające zgromadzenie powinno ich znać i uznać,
że posiadają chrześcijańskie cnoty i zdolności określone
przez Słowo Boże; w przeciwnym zaś razie nie powinno się
obdarzać ich takim stanowiskiem i godnością. Dlatego starszy,
który ustanowił samego siebie, nie ma podstaw do jakiegokolwiek
autorytetu. Jeśli jakiś brat nie uznaje Kościoła, Ciała
Chrystusowego, a własny sąd i samego siebie stawia ponad
ogół, to dowodzi on wyraźnie, że nie cechuje się postawą
odpowiednią do uznania go za starszego. Pokora i uznawanie
jedności zboru [ekklesia] jako Ciała Pańskiego są najbardziej
podstawowymi cechami niezbędnymi w takim usługiwaniu.
Żaden
brat nie powinien też, jeśli nie został wybrany, podejmować się
publicznych obowiązków w Kościele jako przewodniczący,
przedstawiciel itp., nawet gdyby był pewny, że stanowisko takie
zostałoby mu bezsprzecznie powierzone. Biblijny sposób ustanawiania
starszych we wszystkich kościołach polega na wyborze przez
zgromadzenie – poprzez wyciągnięcie ręki w głosowaniu.
Domaganie się takiego wyboru przed podjęciem służby jest
przestrzeganiem zalecenia Pisma Świętego. Tego rodzaju wybór
umacnia starszego i dodatkowo przypomina zgromadzeniu [ekklesia]
o jego obowiązkach i odpowiedzialności za wybór
starszych, który powinien odbywać się w imieniu i w duchu
Pańskim – jako wyrażający Boży wybór i Bożą wolę. Co
więcej, ten biblijny porządek zobowiązuje członków zgromadzenia
[ekklesia] do zwracania uwagi na wszystkie słowa i uczynki
starszych jako swych sług i przedstawicieli. Porządek ten
sprzeciwia się powszechnie utartemu mniemaniu, że starsi są
właścicielami i władcami zgromadzenia oraz kładzie kres ich
myśleniu i wyrażaniu się o nim: „mój lud”, zamiast
„lud Pański, któremu ja służę”.
Czemu
sprawy te nie są powszechnie rozumiane i przedstawiane, skoro
tak wyraźnie wyjaśnia je Pismo Święte? Dzieje się tak dlatego,
że ludzka natura lubi honory i zaszczyty i łatwo popada
w zły stan, sprzyjający temu upodobaniu; dlatego że stan taki
trwał powszechnie przez siedemnaście wieków; dlatego że ludzie
<str. 280> godzą się na taką sytuację i wolą ją niż
stan wolności, przez którą Chrystus czyni ludzi prawdziwie
wolnymi. Ponadto wielu ludzi było tak pewnych, że obyczaje Babilonu
muszą być poprawne, iż nigdy nie rozważyli tej sprawy w świetle
Słowa Pańskiego.
Okres
starszeństwa
Natchnione
Pisma nic nie mówią na temat okresu, na jaki starszy ma być
obierany. Wolno nam zatem posłużyć się własnym rozsądkiem
i zdaniem w tej sprawie. Wiele osób w Kościele może
być szanowanych z racji swego wieku czy zaawansowania, bardzo
użytecznych i wysoko cenionych, a jednak nie zostać
wybranymi przez zgromadzenie [ekklesia] na starszych, aby być jego
przedstawicielami w charakterze ewangelistów, nauczycieli,
pasterzy itd. O „starszych niewiastach”* apostołowie nieraz
wspominają z uznaniem, nie mówią jednak wcale o tym, aby
któraś z nich była kiedykolwiek obrana jako reprezentujący
zgromadzenie (ekklesia) starszy lub nauczyciel. Niektórzy, uznani za
odpowiednich do usługiwania w zgromadzeniu [ekklesia], z czasem
mogą utracić wymagane kwalifikacje, inni zaś dojść z pomocą
Bożą do większej zdolności w usługiwaniu Kościołowi.
Właściwymi okresami na pełnienie tej służby zdają się być:
rok lub jego części – pół roku lub kwartał. Te ostatnie okresy
– gdy osoby były mniej wypróbowane, rok zaś, gdy chodzi o osoby
bardziej doświadczone i cieszące się już dobrą opinią.
Ponieważ nie mamy nakazu, rady czy nawet sugestii na ten temat,
każde zgromadzenie powinno starać się o możliwie jak
najlepsze rozpoznanie woli Pańskiej w każdym przypadku
oddzielnie.
*
Rola kobiety w Kościele omówiona została w Wykładzie V.
Ilość
starszych
Ilość
starszych nie jest przez Pismo Święte ograniczona, lecz oczywiście
wiele zależy od rozmiaru zgromadzenia [ekklesia] oraz liczby
kompetentnych braci. (Nie należy zakładać względem nikogo, że
jest wierzący i w pełni poświęcony. Każdy, tak słowem,
jak i czynem powinien niezbicie dowieść swej wiary i zupełnego
poświęcenia na długo przed wybraniem go na starszego.) Jesteśmy
za tym, <str. 281> aby wybrać wszystkich posiadających
odpowiednie kwalifikacje i podzielić usługi między nich.
Jeżeli pobudzać ich będzie odpowiednia gorliwość, niektórych
spośród nich pochłonie wkrótce całkowicie jakiś rodzaj pracy
misjonarskiej czy ewangelizacyjnej, a wielu innych poświęci na
nią część swego czasu. Tak więc każde zgromadzenie [ekklesia]
powinno być czymś w rodzaju szkoły teologicznej, z której
ciągle wyłaniają się zdolni nauczyciele, by pracować na szerszym
polu usługiwania. Starszy, który okazywałby zazdrość względem
innych lub usiłował stawiać im w pracy przeszkody, powinien
być uważany za niegodnego pozostawania nadal starszym; z drugiej
strony, nie powinien być wybierany nikt niekompetentny czy
nowicjusz, by zadośćuczynić jego próżności. Kościół, czyli
członkowie Ciała Chrystusowego powinni głosować tak, jak według
ich przekonania życzyłaby sobie ich Głowa.
Pragniemy
przestrzec przed wybieraniem starszych w sytuacjach, gdzie nie
znalazłby się nikt zdolny do pełnienia takiej służby zgodnie
z kwalifikacjami podanymi przez apostołów. Znacznie lepiej
jest nie mieć żadnego starszego, niż mieć niekompetentnych
starszych. W międzyczasie, dopóki nie znajdzie się jakiś
brat nadający się do służby, niech odbywają się zebrania
o charakterze nieformalnym, z Biblią jako podręcznikiem
i z bratem Russellem jako nauczycielem obecnym poprzez
Wykłady Pisma Świętego i The Watch Tower – waszym wybranym
starszym, jeśli takie byłoby wasze życzenie.
Kto
i w jaki sposób może wybierać starszych?
Tylko
Nowe Stworzenia – zgromadzenie [ekklesia] (Ciało – mężczyźni
i kobiety) – mają prawo wybierać, czyli głosować. Wszyscy
„domownicy wiary”, wierzący, którzy się jeszcze nie
ofiarowali, nie mają udziału w takim wyborze, ponieważ ma on
na celu rozpoznanie wyboru Pańskiego wyrażanego poprzez Jego Ciało
posiadające Jego ducha. Wszyscy z poświęconych powinni
głosować i każdy z nich może zgłaszać kandydatury na
ogólnym zebraniu zorganizowanym w tym celu. Wskazane jest, aby
działo się to przynajmniej na tydzień przed wyborami, aby był
czas na zastanowienie się.
Niektórzy
twierdzą, że głosowanie powinno być tajne, gdyż tylko w ten
sposób każdy może prawdziwie wyrazić swoją wolę. Odpowiadamy,
że zalety tej metody równe są jej wadom; traci się mianowicie
karność i możliwość kształtowania charakteru wynikającą
z zaleconego przez apostołów <str. 282> „podnoszenia
rąk”. Każdy powinien być otwarty i śmiały, a jednocześnie
miłujący i łagodny. Należy pamiętać, że głosowanie jest
wyborem Pańskim, wyrażonym przez członków Jego Ciała, na ile
potrafią go rozpoznać. Nikt nie ma prawa uchylać się od tego
obowiązku ani przedkładać jednych nad drugich, z wyjątkiem
przeświadczenia, że wyrażany jest wyłącznie zamysł Pański.
Zwykła
większość nie wystarcza
W sprawach
świeckich decyduje głos zwykłej większości. Jasne jest jednak,
że w zgromadzeniu [ekklesia], czyli w Ciele Pańskim, tak
być nie powinno. Zamiast tej zasady należy posługiwać się –
o ile można to osiągnąć – zasadą ławy przysięgłych
i usilnie się starać o jednomyślny wyrok lub decyzję.
Bratu otrzymującemu zwykłą większość głosów trudno byłoby
czuć się przekonanym, że został wybrany zgodnie z „wyborem
Pańskim”, a podobne mogłyby też być odczucia zgromadzenia.
Powinno się wyłonić innego kandydata, który mógłby otrzymać
poparcie wszystkich lub prawie wszystkich głosujących, przez
powtarzane co tydzień głosowanie, aż znajdzie się odpowiedni brat
lub sprawa zostanie zaniechana, albo niech wszyscy zgodzą się na
wybranie dwóch, trzech lub kilku, którzy mogliby służyć kolejno
i tym sposobem zadowolić wszystkich. Gdzie jednak panuje
gorliwa miłość ku Panu i Prawdzie, połączona z modlitwą
o kierownictwo i usposobienie wzajemnego okazywania sobie
szacunku, to jeśli zdolności są równe, łatwo będzie się
zgodzić co do woli Bożej w danej sprawie. „Nic nie czyniąc
spornie albo przez próżną chwałę”; „abyście zachowali
jedność ducha w związce pokoju” – Filip. 2:3; Efezj. 4:3.
Ten
sam porządek powinien panować przy wyborze pomocników zwanych
diakonami i diakonisami, na których dobrą opinię należy
zwrócić uwagę przy ocenie ich kwalifikacji (zob. 1 Tym.
3:8 13). Osoby takie mogą być użyte do wszelkich potrzebnych
rodzajów służby i powinny mieć jak najwięcej tych samych
zalet, co i starsi, włącznie ze zdolnością do nauczania
i posiadaniem łask ducha.
Różnorodność
usługiwania
Jak
już zauważyliśmy, starsi mogą posiadać szczególne zdolności
w takiej lub innej dziedzinie – jedni celują w napominaniu,
<str. 283> drudzy w nauczaniu, inni w prorokowaniu,
czyli przemawianiu, jeszcze inni jako ewangeliści, umiejący
zainteresować niewierzących, a niektórzy jako pasterze,
mający ogólny dozór nad stadkiem w różnych jego sprawach,
tak lokalnych, jak i ogólnych. Przemowa apostoła Pawła do
starszych zgromadzenia [ekklesia] w Efezie ukazuje nam ogólny
zakres usługiwania, do którego każda jednostka musi się
dostosować, używając odpowiednio swych zdolności jako szafarz.
Słowa jego godne są tego, aby się nad nimi zastanawiali z rozwagą
i modlitwą ci, którzy mają przyjąć służbę starszego
w jakiejkolwiek dziedzinie. Powiedział on: „Pilnujcież tedy
samych siebie i wszystkiej trzody, w której was Duch
Święty postanowił nadzorcami [słowo błędnie oddawane jako
‘biskup’], abyście paśli zbór [ekklesia] Boży” – Dzieje
Ap. 20:28. Tak! Starsi powinni przede wszystkim pilnować samych
siebie, aby przez ten mały zaszczyt związany ze swym stanowiskiem
nie stali się pysznymi i władczymi, i aby nie
przywłaszczyli sobie autorytetu i czci należnych Głowie,
Najwyższemu Pasterzowi. Pasienie trzody należy do Pana, jak jest
napisane: „Jako pasterz trzodę swoją paść będzie” – Izaj.
40:11. Jeżeli zatem ktoś jest wybrany na starszego, to w tym
celu, aby reprezentował Najwyższego Pasterza, aby mógł być
kanałem lub narzędziem, za pomocą którego wielki Pasterz trzody
mógłby udzielać tym, którzy są Jego, „pokarmu na czas
słuszny”, „rzeczy nowych i starych”.
„Biada
pasterzom rozpraszającym trzodę pastwiska mego, mówi Pan. Przetoż
tak mówi Pan, Bóg Izraelski do pasterzy, którzy pasą lud mój: Wy
rozpraszacie owce moje, owszem, rozganiacie je, a nie
nawiedzacie ich; oto ja nawiedzę was dla złości spraw waszych,
mówi Pan. (...) Nadto postanowię nad nimi pasterzy, którzy by je
paśli, aby się więcej nie lękały ani strachały” – Jer.
23:1,2,4.
Wkładanie
rąk starszych
(1)
„Nie zaniedbuj daru Bożego, który w tobie jest, któryć
dany jest przez prorokowanie [przepowiednię] z włożeniem rąk
starszych” – 1 Tym. 4:14.
(2)
„Tych [siedmiu diakonów wybranych przez Kościół] stawili przed
Apostołów, którzy pomodliwszy się, kładli na nich ręce” –
Dzieje Ap. 6:6.
(3)
„W Antiochii we zborze [ekklesia] (...) rzekł im Duch Święty:
Odłączcie mi Barnabasza i Saula do tej sprawy, do którejm
<str. 284> ich powołał. Tedy poszcząc i modląc się,
i wkładając na nie ręce, odprawili je” – Dzieje Ap.
13:1 3.
(4)
„Rąk z prędka na nikogo nie wkładaj ani bądź uczestnikiem
cudzych grzechów” – 1 Tym. 5:22.
(5)
„A gdy na nie Paweł włożył ręce, zstąpił na nie Duch
Święty i mówili językami, i prorokowali [przemawiali]”
– Dzieje Ap. 19:6.
(6)
„Tedy [apostołowie] na nie wkładali ręce, a oni przyjmowali
Ducha Świętego” – Dzieje Ap. 8:17 19.
(7)
„Abyś wzniecał dar Boży, który jest w tobie przez włożenie
rąk moich” – 2 Tym. 1:6.
Powyżej
zebraliśmy natchnione świadectwa dotyczące wkładania rąk
w zgromadzeniu [ekklesia] Nowego Stworzenia. W ostatnich
trzech cytatach (5,6,7) znajdujemy wyraźne wzmianki o udzielaniu
„darów”, które były powszechne w pierwotnym Kościele.
Apostołowie wkładali ręce na wszystkich poświęconych wiernych
i przez to otrzymywali oni jeden lub więcej darów, na przykład
„języki”. „A w każdym różnie przejawia się Duch
ku wspólnemu pożytkowi”*. Pierwsze cztery teksty (1,2,3,4) można
połączyć w całość odnoszącą się do jednej nauki,
a mianowicie: mówią one o znaku aprobaty lub poparcia,
nie zaś o znaku zezwolenia czy upoważnienia.
*
zob. Tom V, Wykład VIII
(1)
Tymoteusz, przybrany „syn” Pawła w służbie, był już
ochrzczony i otrzymał dar ducha świętego z rąk apostoła
Pawła (zob. p. 7), kiedy szedł z nim do Jerozolimy (Dzieje Ap.
21:15 19). Nie ulega wątpliwości, że tam i wtedy „Jakub
i wszyscy starsi” – starsi apostolscy, uznając oddanie
Tymoteusza i jego bliski związek z Pawłem –
jednomyślnie błogosławili go, wkładając nań ręce w dowód
uznania i wsparcia; a zgodnie z opisem czynili to nie
według dotychczasowego zwyczaju i nie tak, jak względem
wszystkich towarzyszy Pawła, ale „przez prorokowanie”,
wykazując, że do postąpienia w ten sposób pobudzeni zostali
przez pewnego rodzaju przepowiednię lub pouczenie od Pana.
(2)
Celem włożenia rąk apostołów na wspomnianych diakonów nie było
mianowanie ani upoważnienie ich do głoszenia, gdyż nie byli
wybrani na mówców, lecz do „służenia stołom”. Jednak dzięki
posiadanemu przez nich pomazaniu <str. 285> duchem świętym
mieli już oni pełne upoważnienie do głoszenia, w miarę
swych zdolności i sposobności. Wiemy, że Szczepan, jeden
z tych diakonów, bez żadnej wzmianki o pozwoleniu,
upoważnieniu czy jakimkolwiek mianowaniu, był tak gorliwym
kaznodzieją, że jako pierwszy po Mistrzu krwią zapieczętował swe
świadectwo. Wspomniane w wersecie włożenie rąk oznaczało
widocznie tylko apostolskie uznanie i błogosławieństwo.
(3)
Wkładanie rąk na Pawła i Barnabę nie mogło być pozwoleniem
na głoszenie, ponieważ byli już oni uznani za starszych i przez
ponad rok nauczali w kościele w Antiochii. Oprócz tego
już wcześniej głosili w innych miejscach (por. Dzieje Ap.
9:20 29, 11:26). Wymienione tu wkładanie rąk oznaczało tylko
poparcie dla misjonarskiej pracy, jakiej Paweł i Barnaba mieli
się podjąć, oraz to, że zbór [ekklesia] w Antiochii
jednoczył się z nimi w tej misji i zapewne wspomagał
ich finansowo.
(4)
Tu Apostoł daje do zrozumienia, że wkładanie rąk przez Tymoteusza
na innego współpracownika w „winnicy” oznacza jego
aprobatę i poparcie. Gdyby więc taki ktoś pod jakimś
względem nie spełniał oczekiwań, Tymoteusz byłby
współuczestnikiem jego niepowodzenia. Miał się on starać, by
w miarę możności nie używać swych wpływów do wprowadzenia
osoby, która mogłaby wyrządzić szkodę Pańskim owcom, tak pod
względem moralnym, jak i doktrynalnym.
Dlatego
nie należy podejmować takiego ryzyka. Należy być ostrożnym
w dawaniu listów polecających czy w wyrażaniu publicznej
aprobaty dla kogoś w postaci publicznego życzenia sukcesu. Tę
samą radę można zastosować do całego ludu Pana, proporcjonalnie
do wpływu, jaki posiadają. Nic jednak nie wskazuje na to, że
czyjeś upoważnienie do głoszenia zależało od zezwolenia
Tymoteusza; prawo to jest zgodnie z umiejętnościami udzielane
przez Pana wszystkim, którzy otrzymują świętego ducha pomazania.
Usługiwanie
płatne?
Zwyczaj
służby płatnej, powszechnie uważany dzisiaj za nieuchronny
i niezbędny, nie był stosowany w Kościele pierwotnym.
Nasz Pan i wybranych przez Niego Dwunastu, o ile możemy
sądzić na podstawie natchnionych <str. 286> zapisów, byli
biedni, z wyjątkiem może Jakuba, Jana i Mateusza.
Przyzwyczajeni do dawania dobrowolnych ofiar Lewitom, Żydzi
najwyraźniej rozciągnęli ten zwyczaj na wszystko, co miało
związek z religią i co ich zdaniem pochodziło od Boga.
Uczniowie mieli głównego skarbnika – Judasza (Jan 12:6, 13:29)
i najwyraźniej nigdy nie odczuwali braku; równie oczywisty
jest też fakt, że nigdy nie prosili o jałmużnę. W słowach
naszego Pana nie spotykamy najmniejszej sugestii na ten temat.
Zupełnie polegał On na Ojcowskiej opatrzności, a pewne zacne
niewiasty służyły Mu (i tym, którzy z Nim byli)
„z majętności swoich”. Zob. Mat. 27:55 56; Łuk.
8:2 3.
Gdyby
kazania i przypowieści naszego Pana przeplatane były
nawoływaniem o pieniądze, odebrałoby im to ich żywotność.
Nic nie przemawia do nas tak, jak widoczna bezinteresowność Mistrza
i tych, którzy w szczególny sposób zostali przez Niego
wybrani. Jedynym wyjątkiem był Judasz, a jego chciwość
doprowadziła go do upadku (Jan 12:5 6). Umiłowanie pieniądza
i wystawności oraz system kolekt dzisiejszego Babilonu
osłabiają jego skądinąd potężny wpływ; natomiast brak tego
ducha wśród wiernych Pańskich, tak teraz, jak i przy
pierwszym przyjściu sprawia, że wypadają oni korzystnie w oczach
tych, którzy badają ich jako żywe listy, choć niezupełnie
doceniają ich nauki. W znamienny sposób Pan zabezpieczał jak
dotąd swe dzieło „żniwa” bez jednego choćby apelu
o pieniądze. Ufamy też, że nigdy nie będziemy czynić
inaczej, gdyż wierzymy, że taka jest wola Boża.
Niech
chciwi rozkoszy tego świata i dostatków zabiegają o nie
na drodze przedsiębiorczości lub zyskownych stanowisk, ale niechaj
nikt nie zostaje sługą Ewangelii Chrystusowej z innych pobudek
niż z miłości do Boga, Jego Prawdy i braci, z powodu
miłości, która z radością ofiarowuje wygodę, bogactwo
i zaszczyty w oczach ludzkich, nie z żalem, ale
ochotnym sercem. Lecz niestety chrześcijaństwo z nazwy
rozrosło się i stało się światowe, a jego słudzy
tytułują się wielebnymi, przewielebnymi, najprzewielebniejszymi
czy doktorami teologii. Z tymi zaszczytami i tytułami idą
w parze pensje, nie na miarę ich potrzeb, lecz w oparciu
o kupiecką ocenę ich zdolności do przyciągania szerokich
rzesz i <str. 287> bogatych ludzi. Naturalny wynik tego
jest następujący: „Przedniejsi jego sądzą według darów,
a kapłani jego za zapłatę uczą, a prorocy jego za
pieniądze prorokują, a przecie na Panu polegają, mówiąc:
Izali nie jest Pan w pośrodku nas? Nie przyjdzie na nas nic
złego”. „Stróżowie jego ślepi, wszyscy zgoła nic nie umieją,
wszyscy są psami niemymi8, nie mogą szczekać; ospałymi są, leżą,
kochają się w drzemaniu. A są psami obżartymi, nie mogą
się nigdy nasycić; sami się pasąc, nie umieją nauczać. Wszyscy
się za drogą swoją [dobrobytem] udali, każdy za łakomstwem
swoim, z strony [denominacji] swej.” „Według swoich
pożądliwości zgromadzą sobie sami nauczycieli, mając świerzbiące
uszy [na ludzkie pochwały]. A odwrócą uszy od prawdy, a ku
baśniom je obrócą” – Izaj. 56:10 11; Mich. 3:11; Filip.
3:2; 2 Tym. 4:3 4.
8
doktorami teologii, z ang. DD – dumb dogs lub Doctors of
Divinity – przyp. tłum.
Niektórzy
rozumują, że należy się wystrzegać obydwu krańcowości –
wielkiego wynagrodzenia i braku wynagrodzenia – i przypominają
słowa Pana: „Godzien jest robotnik zapłaty swojej” oraz słowa
Apostoła: „Ponieważeśmy wam duchowne dobra siali, wielkaż to,
gdybyśmy wasze cielesne żęli?” [1 Kor. 9:11]. Musimy jednak
pamiętać, że nawet te najdobitniejsze wersety Pisma Świętego
wskazują nie na książęce wynagrodzenie, lecz na zaspokojenie
podstawowych potrzeb. Wyjaśnia to Apostoł w słowach: „Nie
zawiążesz gęby wołowi młócącemu”. Wół powinien mieć
wolność zaspokojenia swych potrzeb, lecz nic ponadto. Apostoł
podał nam myśl przewodnią swego własnego pomyślnego usługiwania,
mówiąc: „A nie obciążę was, próżnując, albowiem nie
szukam tego, co jest waszego, ale was samych. (...) Lecz ja bardzo
rad nakład czynię i samego siebie wynałożę za dusze wasze,
aczkolwiek bardzo was miłując, mniej bywam od was umiłowany” –
2 Kor. 12:14 15.
Postępowanie
śladami Jezusa, jak i Jego czołowego apostoła, Pawła, nie
prowadzi nas w kierunku zarobków. Paweł, wskazawszy na to, że
proszenie o ziemskie wynagrodzenie za usługi duchowe nie
gwałciłoby w żaden sposób sprawiedliwości, mówi
w następujących słowach o swoim własnym postępowaniu
w tym względzie: „Srebra albo złota, albo szaty nie
pożądałem od nikogo. Owszem, sami wiecie, że moim potrzebom
i tych, <str. 288> którzy są ze mną, służyły te
[moje] ręce. Wszystkomci wam okazał, iż tak pracując, musimy
podejmować słabe, a pamiętać na słowa Pana Jezusowe, że on
rzekł: Szczęśliwsza jest rzecz dawać, niżeli brać” – Dzieje
Ap. 20:33 35.
„Lecz
tej mocy nie używaliśmy [aby wymagać od was rzeczy materialnych
w zamian za duchowe], lecz wszystko znosimy, abyśmy jakiej
przeszkody Ewangelii Chrystusowej nie dali” – 1 Kor. 9:12.
„A będąc u was i cierpiąc niedostatek, nie byłem
ciężki nikomu, albowiem, czego mi nie dostawało, dołożyli
[dobrowolnie] bracia, którzy przyszli z Macedonii” – 2 Kor.
11:9.
Pod
tym względem nasza wolność jest taka sama jak apostołów.
Wierność dla sprawy Bożej powinna nas prowadzić do wstępowania
w ich ślady tak w tej, jak i w innych sprawach.
Nasz Pan, apostołowie i ich pomocnicy, którzy podróżowali
i poświęcali cały swój czas na służbę Prawdzie,
przyjmowali dobrowolne ofiary od braci na pokrycie swych wydatków.
Jak to już było wyjaśnione, członkowie kościoła w Antiochii
wkładali ręce na Pawła i Barnabę, gdy mieli się oni udać
w pierwszą podróż misyjną, co zdaje się pokazywać, że
zbór ten pokrywał ich koszty podróży i tym sposobem brał
udział w ich pracy. Podobnie i my wszyscy, jako The Watch
Tower Bible and Tract Society [Towarzystwo Biblijne i Wydawnictwo
The Watch Tower], wspólnie wysyłamy „pielgrzymów”, pokrywając
ich wydatki.
W Piśmie
Świętym nie ma wzmianki, pośrednio lub wprost, jakoby miejscowi
starsi w zgromadzeniach otrzymywali pensje lub zwrot kosztów;
jesteśmy przekonani, że dla lokalnych zgromadzeń pożyteczne
byłoby korzystanie z dobrowolnych usług ich członków –
wielu czy nielicznych, zacnych czy małoznaczących. W porównaniu
z zatrudnianiem ta biblijna metoda jest zdrowa dla ducha,
ponieważ pobudza ona różnych członków do wykorzystywania swych
duchowych darów i prowadzi do polegania na Panu jako na
rzeczywistym Pasterzu. W miarę jak liczba uzdolnionych
nauczycieli będzie wzrastać, należałoby, idąc za przykładem
kościoła w Antiochii, wysyłać ich jako misjonarzy,
kolporterów, pielgrzymów itd.
Jeżeli
jednak jakieś zgromadzenie uważa, że pole jego działalności jest
obszerne i że dany brat mógłby z pożytkiem poświęcić
cały swój czas na usługiwanie oraz <str. 289> pracę misyjną
i jeśliby chciało dobrowolnie pokrywać koszty jego
utrzymania, to nie znamy wersetu zabraniającego przyjęcia takich
środków. Zarówno usługujący starszy, jak i wspierający go
zbór [ekklesia], powinni jednak zwrócić uwagę na to, aby
wyznaczona suma nie przewyższała kosztów umiarkowanego utrzymania
tak jego, jak i tych, którzy są od niego zależni. Obie strony
powinny również uważać, by ćwiczyli się wszyscy członkowie
zboru [ekklesia], a szczególnie tacy, którzy posiadają
zdolności do starszeństwa, w przeciwnym razie z pewnością
rozwinie się duch Babilonu, czyli kościelnictwa.
Karność
w zborze – Mat. 18:15 18 –
Stosowanie
karności jest zadaniem nie tylko starszych, lecz całego Kościoła.
Jeżeli wydaje się, że ktoś jest w błędzie lub grzechu,
domniemane przewinienie powinno być wykazane błądzącemu tylko
przez tego, kto doznał krzywdy lub przez członka, który pierwszy
odkrył winę. Jeżeli strofowany uchyla się od wyjaśnienia sprawy
i nadal trwa w swym błędzie lub grzechu, należy poprosić
dwóch albo trzech braci, nieuprzedzonych do niego, by wysłuchali
sprawy i udzielili rady poróżnionym stronom. (Mogą, lecz nie
muszą oni być starszymi. Ich starszeństwo nie powinno dodawać im
mocy lub znaczenia w tej sprawie, chyba że ich sąd jest
bardziej dojrzały, a ich wpływ bardziej skuteczny.) Jeśli
taki komitet wyda jednogłośną decyzję na korzyść jednej czy
drugiej strony, to strona przeciwna powinna się z tym zgodzić,
a sprawa powinna być uznana za całkowicie zakończoną –
poprawa lub zadośćuczynienie, na ile to możliwe, powinny nastąpić
bardzo prędko. Jeśli jedna z poróżnionych stron w dalszym
ciągu trwałaby w błędnym postępowaniu, wtedy (lecz nie
wcześniej) ten, kto wniósł początkowe oskarżenie lub ktoś
z powołanego komitetu, albo najlepiej wszyscy razem, mogliby
skorzystać ze swego przywileju wniesienia sprawy przed zgromadzenie
[ekklesia], Ciało, Kościół. Widać tu, że starsi w żadnym
razie nie byli sędziami członków; wysłuchanie i osąd były
pozostawiane miejscowemu zgromadzeniu, czyli Kościołowi.
Gdy
już dwa (powyżej wzmiankowane) wstępne kroki zostały powzięte
i fakty zostały poświadczone wobec starszych, <str. 290>
ich obowiązkiem byłoby zwołanie ogólnego zebrania zboru
[ekklesia], czyli wszystkich poświęconych, jako sądu – dla
wysłuchania sprawy we wszystkich jej szczegółach i wydania
decyzji w imieniu i z poszanowaniem Głowy Kościoła.
Sprawa powinna być tak jasna, a postępowanie z oskarżonym
tak wspaniałomyślne, że wyrok powinien być jednomyślny lub
prawie jednomyślny. Tym sposobem pokój i jedność Ciała
(ekklesia) zostaną zachowane. Aż do momentu wydania wyroku przez
Kościół możliwe powinno być okazanie skruchy. Owszem, skrucha
i poprawa – pozyskanie winnego – stanowią główny cel
każdego etapu takiego postępowania, karanie zaś wcale nie jest
celem. Kara nie należy do nas, lecz do Boga: „Mnie pomsta, a ja
oddam, mówi Pan” – Rzym. 12:19. Gdyby winny okazał skruchę na
którymkolwiek etapie prowadzonej sprawy, to powinno to być dla
tych, którzy posiadają ducha Pańskiego, powodem do dziękczynienia
i radości; tylko tacy mają być członkami Jego Ciała (Rzym.
8:9).
Co
więcej, jeśli winny odmówiłby zastosowania się do uchwały
całego zgromadzenia, nie można nań nakładać kary ani nawet tego
usiłować. Cóż zatem pozostaje? Zgromadzenie powinno po prostu
pozbawić go swej społeczności i wszelkich oznak wskazujących
na braterstwo. Od tego momentu winny ma być traktowany „jako
poganin i celnik” (Mat. 18:17).
Na
żadnym etapie takiego postępowania upadki i wady winnego nie
powinny być ogłaszane publicznie, by nie hańbić jego samego,
Kościoła oraz Pana, Głowy Kościoła. Nie powinno się mówić
o nim pogardliwie nawet po odłączeniu, nie mamy bowiem
szkalować ani lżyć celników i pogan, nie powinniśmy
„o nikim źle mówić”, lecz „dobrze czynić wszystkim”
(Tyt. 3:2; Gal. 6:10). Miłość nalega na absolutne posłuszeństwo
tym dwóm powyższym wymogom względem „wszystkich”. O ileż
bardziej nalegać będzie na to, aby „brat”, współczłonek
zboru [ekklesia], Ciała Chrystusowego, nie tylko nie został
skrzywdzony przez fałszywe czy zniekształcone oświadczenia, lecz
ponadto aby jego słabości, błędy czy grzechy zostały starannie
zakryte nie tylko przed tym bezwzględnym światem, ale także przed
„domownikami <str. 291> wiary”, a nawet przed
Kościołem – aż do ostatniego etapu, kiedy absolutnie niezbędna
będzie konieczność „powiedzenia Kościołowi”. Na każdym
etapie duch miłości będzie żywić nadzieję, że ten, który
pobłądził, zmaga się z nieodpowiednim zrozumieniem sprawy
i prosić będzie Boga o mądrość i łaskę, aby móc
odwrócić grzesznika od błędnej drogi jego, a tym sposobem
(jeżeli to możliwe) zachować duszę od śmierci (Jak. 5:20).
O, niechby
duch święty, duch miłości mieszkał w każdym członku
zgromadzenia [ekklesia] tak obficie, że słuchanie niechlubnych
wieści o kimkolwiek, a szczególnie o współczłonku,
sprawiałoby cierpienie! Udałoby się wtedy wyeliminować połowę
albo i więcej nieporozumień. Stosowanie powyższej procedury,
nakreślonej przez Pana, nie tylko nie prowadziłoby do częstych
rozpraw w zborach, lecz przede wszystkim, dzięki usuwaniu
przyczyn poróżnienia, wpoiłoby poszanowanie dla sądu Kościoła
jako sądu Pańskiego, słuchano by więc jego głosu i zgodnie
z nim by postępowano. Co więcej, możemy być pewni, że gdyby
panował porządek i miłość, każdy starałby się pilnować
samego siebie, a nie usiłowałby gromić swego brata, naprawiać
lub oddawać sprawę w ręce komitetu czy Kościoła, chyba że
sprawa byłaby znaczącej wagi i dotyczyłaby jego samego,
Kościoła lub Prawdy.
Nie
da się zaprzeczyć, że większość kłopotów w Kościele
(jak i w społeczeństwie oraz w rodzinach) pochodzi
nie z żądzy czynienia źle ani z nieumyślnych złych
czynów, lecz z nieporozumień i po części przynajmniej –
z opacznego tłumaczenia zamiarów i pobudek. Język jest
głównym winowajcą, dlatego też duch zdrowego zmysłu ma za
zadanie czuwać nad wargami, jak również nad sercem, z którego
pochodzą niełaskawe uczucia, które z kolei wyrażone przez
usta rozpalają ogień namiętności i często wielu ranią.
Nowe Stworzenie – Kościół – posiada ścisłe wskazówki swego
Pana i Głowy w tej ważnej sprawie. Jego duch miłości ma
ich napełniać, wtedy gdy sami, prywatnie, mają się udać do osoby
czyniącej źle, bez uprzedniego porozumiewania się i rozmawiania
z kimkolwiek innym. Nie idą tam też w tym celu, aby daną
osobę zawstydzić z powodu jej postępowania, łajać lub karać
w inny sposób, <str. 292> lecz aby spowodować
zaprzestanie zła i jeżeli to możliwe, wynagrodzenie
wyrządzonej dotychczas szkody. Opowiadanie innym o błędzie,
tak przed, jak i po rozmowie, jest rzeczą nieuprzejmą,
pozbawioną miłości – sprzeciwiającą się Słowu i duchowi
naszej Głowy. Nie należy o tej sprawie mówić nawet po to, by
się kogoś poradzić: mamy radę Pańską i zgodnie z nią
powinniśmy postępować. W sprawach szczególnej wagi należy
pytać o radę najmądrzejszych ze starszych, i to w formie
hipotezy, tak by nie ujawniać rzeczywistego stanu rzeczy ani osoby
winnego.
Bez
względu na to, czy błędnie postępujący wysłucha, czy uchyli się
od wysłuchania – nie ustąpi, należy poprzestać na osobistym
zwróceniu się do niego, chyba że sprawa jest poważna. Lecz jeżeli
drugi krok okaże się konieczny, nie należy objaśniać sprawy tym,
którzy są zaproszeni na naradę, dopóki nie zgromadzą się oni
w obecności oskarżyciela i oskarżonego. Tym sposobem
uniknie się oszczerczej mowy, komitet braci przystąpi do sprawy
nieuprzedzony i prędzej będzie mógł mądrze doradzić obydwu
stronom, ponieważ wina może być po obu stronach, a nawet
całkowicie po stronie osoby oskarżającej. W każdym razie
dzięki tak sprawiedliwemu sposobowi postępowania oskarżony będzie
przychylnie usposobiony i okaże się bardziej skłonny do
poddania się decyzji doradzających, jeśli i oni uznają jego
postępowanie za złe. Bez względu na to, czy uznany przez komitet
za winnego zgodzi się z ich decyzją, czy nie, cała sprawa
pozostaje ciągle ściśle prywatna i nie należy czynić o niej
przed nikim nawet wzmianki, dopóki – uznana za dostatecznie ważną
– nie zostanie wniesiona przed zgromadzenie i ostatecznie
rozstrzygnięta. Wtedy pierwszy raz staje się ona wspólną
własnością, ale jedynie świętych i stosownie do ich
uświęcenia nie będą oni pragnąć mówić do nikogo
o ułomnościach i grzechach innych w większym
stopniu, niż to potrzebne*.
*
zob. też Wykład IX, „Jeśliby zgrzeszył przeciwko tobie brat
twój”.
Podczas
prowadzenia dochodzeń przez sąd zgromadzenia sprawa jest pod
rozwagą każdego z osobna. Dlatego każdy sam musi rozsądzić,
jaki wyrok jest sprawiedliwy. Kara zerwania społeczności z daną
osobą ma na celu naprawę ku sprawiedliwości i jest zalecana
przez Pana. Ma ona służyć Kościołowi jako ochrona poprzez
odłączenie tych, którzy postępują nieporządnie <str. 293>
– nie według ducha miłości. Nie należy jej uważać za
odłączenie na zawsze, lecz tylko do czasu, gdy strofowany rozpozna
winę i przyzna się do niej oraz w miarę możliwości
naprawi wyrządzone szkody.
Skargi
przeciwko starszym
„Przeciwko
starszemu nie przyjmuj skargi, chyba za dwoma albo trzema świadkami”
– 1 Tym. 5:19.
W tym
oświadczeniu Apostoł przyjmuje dwie zasady: (1) że zgromadzenie
uznało wcześniej, iż starszy posiada dobry i szlachetny
charakter oraz że jest szczególnie gorliwy względem Prawdy
i oddany Bogu; (2) że takie jednostki ze względu na swe
wybitne stanowisko w Kościele będą szczególnie narażone na
ataki Przeciwnika, że staną się przedmiotami zazdrości,
złośliwości, nienawiści i walki ze strony niektórych,
zgodnie z ostrzeżeniem Pana: „Nie dziwujcie się, jeśli was
świat nienawidzi”; „Wiedzcie, że mnie pierwej niżeli was miał
w nienawiści”; „Jeśli gospodarza Belzebubem nazywali,
o ile więcej domowników jego nazywać będą” (Mat. 10:25;
1 Jana 3:13; Jan 15:18). Im więcej wiary i zdolności
posiada dany brat i im bardziej naśladuje swego Mistrza, tym
bardziej odpowiedni jest jego wybór na starszego. Jednak im większą
okazywać będzie wierność, tym pewniej może się spodziewać, że
będzie miał jako nieprzyjaciół nie tylko Szatana i jego
posłańców, lecz tych wszystkich, których Szatan zdoła zwieść
i wprowadzić w błąd.
Powyższe
rozumowanie miało stanowić dla starszego zabezpieczenie przed
potępieniem go na podstawie słowa pojedynczej osoby, o ile
z drugiej strony życie jego było bez nagany. Co do wieści
i pogłosek, to nie miały one wcale być brane pod uwagę,
ponieważ żaden prawdziwy współpracownik, znając regułę Pańską
(Mat. 18:15), nie powtarzałby pogłosek ani wierzył tym, którzy
lekceważą w ten sposób wskazówki Mistrza. Aby w ogóle
być wysłuchanymi, oskarżyciele muszą zapewnić, że są
świadkami. I nawet gdyby dwóch lub więcej świadków wniosło
oskarżenie, to sprawa miała być przeprowadzona nie inaczej, jak
tylko w opisany powyżej sposób. Każdy wnoszący zarzut
przeciw starszemu, w przypadku gdyby osobista z nim rozmowa
nie odniosła skutku, powinien wziąć ze sobą dwóch albo trzech
innych, którzy w ten sposób staliby się świadkami
krnąbrności. <str. 294> Dopiero wtedy sprawa ta, nie będąc
jeszcze uregulowana, mogła być wniesiona przed Kościół – przez
Tymoteusza albo kogoś innego.
Co
więcej, przedstawienie oskarżenia w obecności dwóch albo
trzech świadków było wymogiem względem wszystkich członków, co
pozwala na wyciągnięcie wniosku, że Apostoł utrzymywał, iż
starszy ma mieć takie same prawa i przywileje, jakie
zagwarantowane są każdemu z braci. Być może niektórzy
skłonni byli utrzymywać, że ponieważ starszy musiał posiadać
dobre imię nie tylko w Kościele, ale i poza nim, to
powinien był ze względu na swoje wpływowe stanowisko być stawiany
przed sądem z powodu najbardziej błahych zarzutów. Lecz słowa
Apostoła pod tym względem wyjaśniają, że starsi mają takie same
prawa jak inni.
Ta
sprawa świadków powinna być głęboko wyryta w umyśle
każdego Nowego Stworzenia. Nie należy słuchać, a tym
bardziej przyjmować do wiadomości czegoś, o czym inni
opowiadają w sposób oszczerczy, twierdząc, że wiedzą to na
pewno. Jeżeli dwóch albo trzech, idąc za wskazówkami Pana,
wniesie oskarżenie – nie za czyimiś plecami, jako oczernianie,
lecz zgodnie z pouczeniem – przed zgromadzenie, to nawet wtedy
nie powinno się w to wierzyć; bowiem dopiero teraz następuje
właściwy czas na wysłuchanie tej sprawy przez zgromadzenie – na
wysłuchanie obu stron w obecności każdej z nich; potem
ma być wydana pełna pobożności decyzja i napomnienie,
wyrażone w taki sposób, aby mogły pomóc winnemu powrócić
na drogę sprawiedliwości, nie zaś aby pogrążyć go
w „ciemnościach zewnętrznych”.
Mylnie
rozumiane powołanie do głoszenia
Liczne
osoby twierdzą, że zostały przez Pana powołane do głoszenia
Ewangelii; czasem jednak natychmiast dodają, że nie wiedzą,
dlaczego lub że zdają sobie sprawę, iż nie posiadają
szczególnych zdolności do tej służby albo że okoliczności zdają
się zawsze przeszkadzać im w wypełnianiu tego powołania.
Dalsze szczegółowe pytania co do natury ich „powołania”
ujawniają, że jest ono tylko wytworem ich wyobraźni albo
bezpodstawnym przeświadczeniem. Ktoś, na przykład, na jakimś
etapie swych doświadczeń (może nawet zanim został
chrześcijaninem) doznał wrażenia, że powinien poświęcić się
Bogu i Jego służbie, a jego najwyższy ideał służby
Bożej wiąże się <str. 295> z doświadczeniami
w nominalnym kościele, z osobą kaznodziei, którego
słuchała jego rodzina. Ktoś inny może odczuł potrzebę uznania
i zapragnął noszenia specjalnego ubioru oraz przyjmowania
wyrazów szacunku, tytułów i pensji kaznodziei, choćby drugo-
czy trzeciorzędnego. Jeśli ktoś taki ma o sobie wysokie
mniemanie, może uległ wrażeniu, że podobnie jak apostołowie byli
„nieuczonymi i prostakami”, tak może i jego Bóg
specjalnie powołał ze względu na jego brak zdolności
i wykształcenia. Bóg okazał łaskę wielu takim osobom,
wspomagając jednocześnie swoją sprawę, poprzez niedopuszczenie do
spełnienia się ich ambicji, źle pojmowanych jako powołanie do
głoszenia Ewangelii.
Jak
już zaznaczono, każdy członek Nowego Stworzenia jest powołany do
głoszenia; nie przez własne ambicje czy wyobraźnię, lecz przez
Słowo wzywające wszystkich, którzy nie na próżno przyjęli łaskę
Bożą, aby „opowiadali cnoty tego, który nas powołał
z ciemności ku dziwnej swojej światłości” (1 Piotra
2:9). To powołanie obejmuje zatem wszystkich spłodzonych z ducha
Prawdy – mężczyzn i kobiety, niewolników i wolnych,
bogatych i biednych, wykształconych i niewykształconych –
ludzi czarnych, brązowych, czerwonych, żółtych lub białych.
Jakiegoż więcej potrzeba nam polecenia ponad to: „A włożył
w usta moje pieśń nową”, czyli tę o „wszystkich
litościach Pańskich” (Psalm 40:4, 107:43).
Prawdą
jest, że Pan w specjalny sposób obrał i powołał
dwunastu apostołów do szczególnej pracy. Prawdą jest również
to, co zamierzył, że jeśli Jego lud będzie słuchał Jego słów,
On „umieści członki w ciele, każdego z nich według
swego upodobania” [1 Kor. 12:18] – do różnych posług,
„każdemu według jego zdolności” (Mat. 25:15). Lecz wykazuje On
jasno, że wielu będzie starało się „umieścić” samych siebie
jako nauczycieli; zaś obowiązkiem Kościoła jest zwracać się
ustawicznie ku Niemu jako prawdziwej Głowie i Przewodnikowi,
nie zaś faworyzować samolubnych, ambitnych braci; i że
lekceważenie tego obowiązku będzie oznaczało lekceważenie Jego
słów, a przez to braki w miłości i posłuszeństwie,
co na pewno będzie szkodą duchową zarówno dla zgromadzenia
[ekklesia], jak i dla samozwańczych nauczycieli. <str. 296>
Pańska
zasada w tej sprawie została jasno pokazana: „Kto się
wywyższa, poniżony będzie i kto się poniża, wywyższony
będzie” – Łuk. 14:11. Kościół ma kierować się tą zasadą,
takim stanem ducha we wszystkich sprawach, w których ma się
starać o poznanie i posłuszeństwo Panu. Pańską metodą
jest wspieranie tylko takich, u których gorliwość, wierność
i wytrwałość w czynieniu dobra ujawniły się w rzeczach
małych. „Kto wierny jest w małym, i w wielu wierny
jest” – Łuk. 16:10. „Nad małym byłeś wierny, nad wielem cię
postanowię” – Mat. 25:21,23. Na niskich szczeblach drabiny
zaszczytów zawsze jest mnóstwo miejsca. Kto pragnie służyć Panu,
Prawdzie i braciom, nie będzie musiał długo czekać na okazję
do skromnych usług, jakimi pyszni pogardzają i jakie
lekceważą, oglądając się za takimi rodzajami służby, które są
bardziej zaszczytne w ludzkich oczach. Wierni będą się
radować z każdej posługi, a Pan coraz szerzej otwierać
będzie przed nimi drzwi możliwości. W ten sposób Jego wola,
odzwierciedlająca mądrość z góry, ma być dokładnie
przestrzegana przez każdego członka Nowego Stworzenia –
szczególnie przy głosowaniu, gdy podnosi on rękę jako członek
Ciała Chrystusowego mający wyrazić wolę Głowy.
Brat
szukający własnej chwały powinien być pominięty, nawet jeśli
jest zdolny; za to brat mniej zdolny, lecz pokorny, powinien być
wybrany na starszego. Tego rodzaju łagodne upomnienie byłoby
korzystne dla wszystkich, nawet jeśli nie uczyni się wcale wzmianki
na temat przyczyn takiej decyzji. Natomiast w przypadku, gdy
uzdolniony starszy okazuje ducha dyktatorskiego lub skłonność do
wywyższania się ponad zgromadzenie, uważając, że należy do
odrębnej klasy, albo gdy sądzi, iż Boże prawo do nauczania nie
pochodzi od zgromadzenia [ekklesia], czyli Kościoła – wówczas
byłoby nie tylko przysługą, ale i obowiązkiem skierowanie go
do mniej zaszczytnego rodzaju służby albo odsunięcie go na pewien
czas od wszelkich specjalnych posług, dopóki nie przyjmie tej
łagodnej nagany i nie uwolni się z sideł Przeciwnika.
Wszyscy
powinni pamiętać, że ambicja, podobnie jak i inne przymioty,
jest w Kościele konieczna, tak jak i w świecie; lecz
w <str. 297> Nowym Stworzeniu nie może to być ambicja
samolubna, dążąca do tego, by stać się wielkim i wybitnym,
lecz pełna miłości ambicja, by służyć Panu i Jego ludowi –
choćby nawet i tym najmniejszym. Wszyscy wiemy, w jaki
sposób ambicja doprowadziła Szatana do upadku. Choć wcześniej
cieszył się łaską i służył Bogu, stał się wrogiem swego
Stwórcy i przeciwnikiem wszystkich Jego sprawiedliwych
zarządzeń. Podobnie też wszyscy, którzy przyjmują jego sposób
postępowania, mówiąc: „Wstąpię na niebo nad gwiazdy Boże
[postawię się nad innych synów Bożych] (...) będę równy
Najwyższemu” [władcą między nimi, uzurpatorem Boskiej
zwierzchności bez Boskiego ustanowienia i przeciw Boskim
rozporządzeniom] – na pewno doświadczą Boskiej dezaprobaty
i pewnego stopnia odosobnienia od Pana. Wpływ takich osób, tak
jak wpływ Szatana, na pewno będzie szkodliwy. Podobnie jak Szatan
byłby niebezpiecznym nauczycielem, tak również i wszyscy
posiadający jego skłonności odwodziliby z pewnością od
światła, a prowadzili do ciemności, ponieważ nie mają
właściwego usposobienia, aby otrzymać światłość i być
jej posłańcami dla innych.
Jeżeli
zatem jakiś brat jest pewny, że został powołany do piastowania
publicznego urzędu kaznodziei, chociaż nie był upoważniony do tej
służby w odpowiedni sposób, jeżeli skłonny jest do
narzucania się zgromadzeniu, choć nie został jednomyślnie
wybrany, lub gdyby będąc wybrany na przewodniczącego albo
starszego, starał się utrzymać tę pozycję i sądził, że
ma do niej prawo bez zwykłego głosowania w zgromadzeniu, które
okresowo wyrażałoby życzenie przedłużenia jego usługi – wtedy
można uznać, że albo taki brat nie pojmuje istoty rzeczy, albo
posiada złego, samolubnego ducha uniemożliwiającego mu jakąkolwiek
służbę w zgromadzeniu [ekklesia]. W każdym razie byłoby
rzeczą stosowną zmienić ten stan rzeczy przy okazji najbliższych
wyborów; a jak już wspomnieliśmy, najodpowiedniejszym dniem,
bo najłatwiejszym do zapamiętania, byłaby pierwsza niedziela roku,
półrocza lub kwartału.
„Napominajcie
nieporządnych”
„A prosimy
was, bracia! napominajcie nieporządnych, [dosł. w BG: „którzy
nie stoją w rządzie” – przyp. tłum.] cieszcie
bojaźliwych, znaszajcie słabych, nieskwapliwymi bądźcie przeciwko
wszystkim. Patrzcie, aby kto złem za złe komu nie oddawał, ale
zawsze dobrego naśladujcie, i sami między sobą, i ku
wszystkim” – 1 Tes. 5:14 15. <str. 298>
To
napomnienie skierowane jest nie tylko do starszych, lecz do całego
Kościoła, ze starszymi włącznie. Uwzględnia ono fakt, że
chociaż cały Kościół, jako Boże Nowe Stworzenie w Chrystusie
Jezusie, jest w oczach Bożych doskonały, to jednak wszyscy
posiadają niedoskonałości cielesne; widać w tym napomnieniu
i to, o czym wszyscy wiemy, a mianowicie, że są
różnice w stopniach i rodzajach naszych cielesnych
niedoskonałości. Tak jak różne usposobienia dzieci w ziemskiej
rodzinie wymagają różnego postępowania ze strony rodziców, tak
tym bardziej w rodzinie Bożej istnieją na tyle duże różnice
charakterów, że wymagają one szczególnego uwzględnienia we
wzajemnym współżyciu. Dopatrywanie się niedoskonałości u innych
i krytykowanie ich przynosiłoby wielką krzywdę nam samym;
rozwijałoby bowiem w naszych sercach usposobienie do
upatrywania wad u innych, a łatwość zauważania słabości
i niedoskonałości u innych skłaniałaby nas być może
do niedostrzegania w takim samym stopniu swych własnych braków.
Takie krytykowanie jest zupełnie obce duchowi i celowi
apostolskiego napomnienia.
Adresatami
są tutaj ci, którzy są spłodzeni z ducha Prawdy, ducha
uświęcenia, ducha pokory, ducha miłości. Ci, którzy wzrastają
w łaskach ducha, będą zatroskani o swoje własne wady
i głównie do nich krytycznie nastawieni, podczas gdy ich
miłość do innych będzie ich prowadzić do tak częstego, jak to
tylko możliwe znajdowania dla nich wytłumaczenia i okazywania
im pobłażliwości. Lecz o ile ten duch miłości stosownie
pobłaża urazom i słabościom braci, powinien jednak czuwać,
aby czynić im dobrze – unikając sprzeczek, kłótni, sporów,
besztania, ganienia i wzajemnego obmawiania, lecz stosując się
do Złotej Reguły [Mat. 7:12]. Z łagodnością, delikatnością,
cierpliwością, wytrwałością należy starać się o uwzględnianie
wzajemnych słabości i jednocześnie o pomaganie sobie
w pozbyciu się ich, przy czym każdy ma pamiętać o swych
własnych ułomnościach.
„Nieporządnych”
nie należy pocieszać i popierać ani zachęcać do ich złego
postępowania, lecz grzecznie i z miłością napominać,
że Bóg jest Bogiem porządku i <str. 299> że stosownie
do naszego pragnienia, by wzrastać na Jego podobieństwo i w Jego
łasce, musimy przestrzegać zasad porządku. Powinni oni być
napominani, że nic tak nie odbiega od Boskiego porządku jak
anarchia i skoro nawet ludzie świeccy uznają zasadę, że
najgorsza forma rządu jest lepsza niż anarchia, to tym bardziej
taką samą zasadę w Kościele powinien uznawać lud Boży,
który otrzymał ducha zdrowego zmysłu – ducha świętego. Apostoł
napomina nas, abyśmy ulegali sobie wzajemnie dla dobra ogólnej
sprawy Pańskiej. Gdybyśmy wszyscy byli doskonali i gdyby
doskonałe było nasze zrozumienie woli Bożej, myślelibyśmy
wszyscy jednakowo – nie byłoby wtedy szczególnej potrzeby
wzajemnego podporządkowywania się sobie. Ale ponieważ nasze
poglądy się różnią, konieczne jest zwracanie uwagi na innych
i uwzględnianie ich sposobu widzenia i osądu oraz w miarę
możliwości ustępowanie w niektórych sprawach dla dobra
ogólnego pokoju, więcej – rezygnowanie ze wszystkiego dla
zachowania jedności ducha w związce pokoju w Ciele
Chrystusowym, z wyjątkiem sytuacji, w których
dochodziłoby do pogwałcenia zasad.
Nieporządni
albo niesforni niecałkowicie być może ponoszą winę za swój
stan. Wielu ludzi jest nieporządnych już z urodzenia
i przejawia skłonność do okazywania tej cechy w ubiorze
i we wszystkich sprawach życia. Niesforność stanowi więc
część ich ułomności i należy odnosić się do niej ze
współczuciem, uprzejmie, lecz pomimo to nie należy pozwalać, by
wyrządzała krzywdę Kościołowi Bożemu, stawała na przeszkodzie
jego użyteczności czy uniemożliwiała jego współdziałanie
w badaniu i służeniu Prawdzie. Nie jest wolą Bożą, aby
Jego lud posiadał taką łagodność, która przy postępowaniu
z nieporządnymi stanowiłaby słabość. Uprzejmie, z miłością,
lecz stanowczo należy im wskazać na to, że porządek jest
pierwszym prawem niebios i winien być wysoce szanowany przez
tych, którzy mają niebiański zmysł; byłoby więc grzechem, gdyby
zgromadzenie jednemu, dwóm lub większej ilości członków
pozwalało gwałcić zarządzenia Boskie, jakie wyrażone są
w Słowie Bożym i ogólnie rozumiane przez zgromadzenie,
z którym mają oni społeczność. <str. 300>
Napominanie
nie jest powszechnym nakazem
Byłoby
jednak wielkim błędem przypuszczać, że Apostoł, zwracając się
ogólnie do Kościoła, miał na myśli to, że każdy członek
zgromadzenia miałby dokonywać takiego napominania. Mądre i pomocne
napominanie jest sprawą naprawdę bardzo delikatną i tylko
niewielu posiada do tego talent. Wybór starszych przez zgromadzenia
to wybór spośród całej grupy takich, którzy są najbardziej
duchowo rozwinięci i posiadają naturalne zdolności do
reprezentowania zgromadzenia, nie tylko w prowadzeniu zebrań
itp., ale i w utrzymywaniu porządku podczas zebrań oraz
w mądrym, łagodnym i stanowczym napominaniu niesfornych.
A fakt, że taka właśnie jest myśl Apostoła, został
pokazany w dwóch poprzednich wersetach, w których mówi
on:
„Prosimy
was, bracia, abyście poznali tych, którzy pracują między wami
i którzy są przełożonymi waszymi w Panu i napominają
was, abyście ich jak najbardziej miłowali dla ich pracy. Pokój też
zachowajcie między sobą” – 1 Tes. 5:12 13.
Jeżeli
rzeczywiście starano się poznać Boską mądrość i właściwie
kierowano się nią przy wybieraniu starszych zgromadzenia, to należy
się spodziewać, że wybrani tym sposobem będą wysoko cenieni;
a ponieważ nowicjusze nie mają być wybierani, należy stąd
wnioskować, iż starsi wybrani zostali ze względu na swoje zasługi,
ponieważ braterstwo zauważyli, że posiadają oni w znacznej
mierze świętego ducha miłości, mądrości i pokory, obok
pewnych naturalnych darów i zdolności do pełnienia takiej
służby. Słowa Apostoła: „Pokój też zachowajcie między sobą”
znaczą, że wybrawszy starszych jako przedstawicieli zgromadzenia,
Ciało jako całość spodziewa się, iż będą oni wypełniali
usługi, do których zostali wybrani, a nie że każdy z nich
przypisze sobie rolę strofującego, napominającego itp. Poprzednio
była już mowa o tym, że członkowie ludu Bożego nie powinni
sądzić się nawzajem osobiście, lecz tylko zgromadzenie jako
całość może wykluczyć kogoś ze społeczności i pozbawić
przywileju zbierania się. A może to nastąpić, jak
zauważyliśmy, dopiero po zastosowaniu różnych środków
o charakterze bardziej prywatnym, gdy <str. 301> wszystkie
usiłowania naprawienia zła okażą się bezskuteczne, a dobro
Kościoła jako całości będzie poważnie zagrożone przez złe
postępowanie winnego. Lecz w rozważanych słowach Apostoł
upomina nas, że zgromadzenie powinno „poznać”, darzyć
uznaniem, poważać tych, których wybrało za swych przedstawicieli
i spodziewać się po nich, że będą czuwać nad dobrem
Kościoła i upominać nieporządnych dopóty, dopóki sprawa
nie stanie się na tyle poważna, by należało wnieść ją przed
sąd Kościoła.
Publiczne
napominania nie powinny być częste
W pewnych
sytuacjach może okazać się konieczne publiczne napomnienie przed
zgromadzeniem; sugeruje to Apostoł Tymoteuszowi: „A tych,
którzy grzeszą [publicznie], strofuj przed wszystkimi, aby i drudzy
bojaźń mieli” – 1 Tym. 5:20. Takie publiczne strofowanie
może być stosowane jedynie względem poważnego grzechu
popełnionego publicznie. Przy stosunkowo mniejszych uchybieniach
wobec przepisów porządku starsi, kierując się prawem miłości
i Złotą Regułą, powinni uważnie „przypatrywać się jeden
drugiemu ku pobudzaniu się do miłości i dobrych uczynków”.
Tak się przypatrując, z pewnością zrozumieją, że słowa
napomnienia na osobności okażą się dla danej osoby bardziej
pomocne niż publiczne strofowanie, które mogłoby urazić, zranić
lub zaszkodzić komuś o wrażliwej naturze, w sytuacji,
kiedy zadawanie takich ran jest zupełnie niepotrzebne i gdy
miłość podpowiada inny sposób postępowania. Lecz jeśli już
starszy ma publicznie strofować ciężki grzech, powinien, mimo
wszystko, czynić to z miłością i z pragnieniem,
aby upomniany mógł się poprawić i został pozyskany na nowo,
nie zaś by nim pogardzano i go odrzucono. Co więcej, nie
wchodzi w zakres uprawnień starszego napomnienie, które
zawiera w sobie zakaz korzystania z przywilejów
istniejących w zgromadzeniu. Do takiego upomnienia, jak już
widzieliśmy powyżej, ma prawo tylko Kościół jako całość, i to
po zupełnym zbadaniu sprawy, w której oskarżony ma pełną
możliwość obrony lub naprawy swego postępowania i otrzymania
przebaczenia. Kościół (ekklesia) – czyli poświęceni Panu –
są zbiorowo <str. 302> Jego przedstawicielami, starszy zaś
jest jedynie przedstawicielem Kościoła, który wybierając go,
starał się jak najlepiej odczytać wybór Pański. Kościół
zatem, nie starsi, stanowi sąd najwyższej instancji we wszystkich
takich sprawach; z tego powodu postępowanie starszego zawsze
podlega rozważeniu lub korekcie całego Kościoła według wspólnego
zrozumienia woli Pana.
Zatrzymajmy
się na chwilę w tym miejscu poruszanego zagadnienia
i zapytajmy, w jakim stopniu zgromadzenie powinno wykonywać
ten obowiązek napominania nieporządnych w sposób pośredni,
bezpośredni albo poprzez starszych, aż do ewentualnego wyłączenia
ze zgromadzenia. Wyłączenie na zawsze nie leży w gestii
Kościoła. Przypuśćmy, że brat, który zawinił przeciwko bratu
albo całemu Kościołowi, powraca i mówi: „Żałuję swego
złego postępowania i przyrzekam, że odtąd starać się będę
z całych sił postępować poprawnie”, lub coś podobnego.
Takiemu bratu mamy przebaczyć zupełnie, chętnie i tak
szczerze, jak mamy nadzieję, że Pan przebaczy wszystkim ich winy.
Tylko Pan ma prawo i moc odcięcia kogoś na zawsze, ma moc
odłamania gałązki od Winnego Krzewu. W 1 Liście Jana 5:16
mamy powiedziane, że jest grzech na śmierć, za który modlitwy są
bezużyteczne; należy się spodziewać, że taki rozmyślny grzech,
który w ten sposób sprowadziłby karę wtórej śmierci, byłby
tak widoczny, tak oczywisty, że pozostający w społeczności
z Panem łatwo by go rozpoznali. Nie powinniśmy sądzić kogoś
za to, co ma w sercu, ponieważ nie umiemy w jego sercu
czytać; lecz jeśli ktoś popełnia rozmyślny grzech na śmierć,
to ujawni się z nim na zewnątrz – przez mowę swych ust,
jeżeli zaistniało przestępstwo dotyczące doktryn, zaprzeczające
wartości drogocennej krwi pojednania, lub przez niemoralne
prowadzenie się, jeśli ktoś powrócił do postępowania według
ciała, jak napisano: „wróciła się świnia umyta do walania się
w błocie” [2 Piotra 2:22]. To do takich odnoszą się
słowa Listu do Hebrajczyków 6:4 8 i 10:26 31, gdzie
Apostoł przestrzega nas, abyśmy z takimi nie mieli do
czynienia, nie jadali z nimi ani nie przyjmowali ich w swych
domach, jak też abyśmy ich nie pozdrawiali (2 Jana 9 11),
bowiem ci, którzy utrzymywaliby z nimi łączność i ich
pozdrawiali, uważani byliby za <str. 303> przyjmujących
postawę nieprzyjaciół Bożych i biorących udział w złych
uczynkach, naukach, zależnie od sytuacji.
Jeśli
chodzi o innych, którzy postępują „nieporządnie”, to
zalecenia względem nich są całkiem odmienne. Taki wyłączony brat
czy siostra nie powinien być traktowany jak nieprzyjaciel ani za
takiego uważany, ale jak brat, który zbłądził, zgodnie z dalszą
wypowiedzią Apostoła w tym samym liście: „Jeżeli kto jest
nieposłuszny słowu naszemu w tym liście [jeżeli byłby
niesforny, nie chciał poddać się rozumnym, miłosiernym i łaskawym
zasadom porządku], naznaczcie go i nie łączcie się z nim,
aby się zawstydził, wszakże nie miejcie go za nieprzyjaciela, ale
napominajcie jako brata” – 2 Tes. 3:14 15. W opisanej
tu sytuacji chodzi o jakieś otwarte, publiczne sprzeciwienie
się takiego brata regułom porządku wytyczonym przez Apostoła jako
Pańskiego rzecznika. Takie publiczne występowanie przeciwko prawym
zasadom powinno być zganione przez zgromadzenie, jeśli zadecyduje
ono, że brat ten postępuje na tyle niepoprawnie, że potrzebuje
napomnienia. Jeżeli jednak nie zgadza się on ze zdrowymi zasadami,
danymi nam przez Pana za pośrednictwem Apostoła, to powinno się
uznać, iż brat ten postępuje na tyle niepoprawnie, że nie jest
stosowne, by miał społeczność z braćmi, dopóki nie uzna
tych rozsądnych wymagań. Na ulicy braterstwo nie powinni
przechodzić obok niego obojętnie, lecz traktować go grzecznie;
wyłączenie powinno polegać jedynie na pozbawieniu go przywileju
zgromadzania się i na odsunięciu od wszelkich braterskich
związków itd., które są właściwe dla wiernych. Myśl ta zawarta
jest w słowach Jezusa: „Niech ci będzie jako poganin
i celnik”. Nasz Pan nie miał na myśli, że mamy czynić
krzywdę poganom lub celnikom albo obchodzić się z nimi
nieuprzejmie, lecz jedynie żebyśmy nie mieli z nimi takiej
społeczności jak z braćmi, nie starali się pozyskać ich
zaufania ani też, jako Nowe Stworzenia, nie darzyli ich naszym
zaufaniem. Domownicy wiary mają być związani i połączeni
ściśle przez wzajemną miłość, sympatię i wszelkie ich
przejawy. To właśnie na skutek braku tych przywilejów
i błogosławieństw wyłączony brat poddany jest cierpieniu,
dopóki nie poczuje, że musi zmienić swoje postępowanie i powrócić
do rodzinnego grona. Powyższe słowa sugerują, <str. 304> że
między członkami Ciała Pańskiego powinno panować ciepło,
serdeczność i prawdziwe braterstwo.
„Pocieszajcie
bojaźliwych”
Analizując
dalej słowa Apostoła zacytowane powyżej zaznaczamy, że zadaniem
Kościoła jest pocieszanie bojaźliwych. Widać tu, że otrzymanie
ducha świętego nie przekształca naszych śmiertelnych ciał do
tego stopnia, żeby ich słabości zostały całkowicie
przezwyciężone. Niektórzy charakteryzują się słabością
umysłu, tak jak inni słabością ciała. Każdemu należy okazać
współczucie z powodu jego słabości. Bojaźliwe umysły nie
miały zostać uleczone w cudowny sposób. Nie należy też
sądzić, że posiadający takie słabości nie są częścią Ciała
dlatego, że nie mogą ogarnąć umysłem długości, szerokości,
wysokości i głębokości planu Bożego. Przeciwnie, podobnie
jak Pan nie wybiera do swego Kościoła jedynie tych, którzy są
doskonale rozwinięci fizycznie, silnych i zdrowych, tak też
nie szuka wyłącznie tych, którzy posiadają tęgi umysł i zdolni
są rozumować i dokładnie analizować wszystkie szczegóły
Boskiego planu. Znajdą się w Ciele tacy, którzy będą w tej
dziedzinie uzdolnieni, lecz inni są słabszego umysłu i nie
posiadają nawet średniego poziomu wiedzy. Jaką powinniśmy im dać
pociechę? Odpowiadamy, iż zarówno starsi przedstawiający Prawdę,
jak i cały Kościół poprzez społeczność jednych z drugimi
powinni takich pocieszać, niekoniecznie przez wykazywanie ich
słabości i jednoczesne im pobłażanie, lecz raczej w ogólnym
sensie, nie oczekując, że wszyscy członkowie rodziny Bożej
posiądą ten sam stopień biegłości i bystrości intelektu.
Nikt nie ma prawa utrzymywać, iż fakt posiadania takich ułomności
świadczy o tym, że ktoś nie należy do Ciała.
Z poprawionego
przekładu płynie taki sam wniosek: „Pocieszajcie małodusznych”
[BT]. Niektórym z natury brak odwagi do walki i waleczności,
i chociaż mają jak najlepsze chęci i zawsze lojalne
serca, to nie mogą w tym samym stopniu co inni należący do
Ciała „wzmacniać się w Panu” albo otwarcie „bojować
dobry bój <str. 305> wiary”. Pan jednak widzi na pewno ich
chęci i zamiary, widzi, że chcą być odważni i wierni,
powinni więc to również widzieć i bracia, o ile chcą
osiągnąć poziom zwycięzców.
Wszyscy
powinni wiedzieć, że sądząc swój lud, Pan bierze pod uwagę
serce każdego. Jeżeli ktoś o słabym umyśle czy sercu ma na
tyle woli i chęci, by zrozumieć podstawy Boskiego planu
odkupienia przez Jezusa Chrystusa oraz swego własnego
usprawiedliwienia przed Bogiem przez wiarę w Odkupiciela,
jeżeli na tej podstawie stara się prowadzić życie poświęcone
Panu, to należy postępować z nim pod każdym względem w taki
sposób, aby mógł odczuwać, że jest całkowicie członkiem Ciała
Chrystusowego. Fakt, że osoby takie nie mogą tłumaczyć lub
zrozumieć jasno wszystkich szczegółów Boskiego planu i stać
w jego obronie tak odważnie jak inni, nie może być powodem
kwestionowania ich przyjęcia przez Pana. Należy ich zachęcać, aby
w dalszym ciągu podążali drogą samoofiarowania w służbie
Bożej, korzystając z wszelkich nadarzających się
sposobności, by pracować na chwałę Pana i ku pożytkowi Jego
ludu – należy zachęcać, by pocieszali się myślą, że wszyscy
trwający w Chrystusie, pielęgnujący owoce Jego ducha oraz
postępujący Jego śladami ofiarowania się, otrzymają w słusznym
czasie nowe, obdarzone doskonałymi zdolnościami ciała, w których
wszyscy członkowie będą zdolni poznać tak, jak są poznani –
a tymczasem Pan zapewnia nas, że Jego moc o wiele pełniej
objawia się w naszych słabościach.
„Podtrzymujcie
słabych”
Z określenia
tego możemy wnioskować, że niektóre osoby w Kościele są
słabsze niż inne; nie pod względem fizycznym, lecz słabsze
duchowo – w tym znaczeniu, że ich ludzkie ciała są na tyle
skażone, że jako Nowe Stworzenia napotykają na większe trudności
w duchowym wzrastaniu i rozwijaniu się. Takie osoby nie
mają zostać odrzucone od Ciała; przeciwnie – powinniśmy
zrozumieć, że jeżeli Pan uznał ich za godnych poznania Jego
łaski, to może On sprawić, że zostaną zwycięzcami przez Tego,
który nas umiłował i kupił <str. 306> swą drogocenną
krwią. Należy ich wspierać obietnicami znajdującymi się w Piśmie
Świętym, które mówią, że kiedy jesteśmy słabi sami z siebie,
to możemy być mocni w Panu i sile mocy Jego poprzez
powierzenie Mu wszystkich naszych trosk i uchwycenie się przez
wiarę Jego łaski; tak że w chwilach słabości i pokus
spełni się w ich życiu obietnica: „Dosyć masz na łasce
mojej, albowiem moc moja wykonywa się w słabości” [2 Kor.
12:9]. Całe zgromadzenie może okazać pomoc w tym pocieszaniu
i wspieraniu, chociaż oczywiście starsi mają szczególny
obowiązek i odpowiedzialność wobec nich, ponieważ są oni
wybranymi przedstawicielami Kościoła, a zatem i Pana.
Apostoł, mówiąc o różnych członkach Ciała i wspomniawszy
o pasterzach i nauczycielach, mówi również o pomocnikach
(1 Kor. 12:28). Widocznie życzeniem Pana jest, aby każdy
członek Kościoła starał się zająć takie stanowisko, by nie
tylko pomagać starszym, wybranym na przedstawicieli Kościoła, lecz
by wspomagać się wzajemnie, czyniąc w miarę możności
dobrze wszystkim, a szczególnie domownikom wiary.
„Cierpliwymi
bądźcie względem wszystkich”
Zgodnie
z tym napomnieniem dotyczącym zachowywania wzajemnej
cierpliwości w każdej sytuacji Nowe Stworzenia zauważą, że
odnosząc się właściwie do współbraci, pielęgnują jednocześnie
w sobie jedną z najwspanialszych łask ducha świętego –
cierpliwość. Cierpliwość to łaska ducha, do której ćwiczenia
wszelkie życiowe okoliczności dostarczają licznych okazji, zarówno
w odniesieniu do osób spoza Kościoła, jak i jego
członków. Powinniśmy też pamiętać, że całemu światu należy
się z naszej strony cierpliwość. Zrozumiemy to tylko wtedy,
gdy w poprawnym świetle spojrzymy na stan wzdychającego
stworzenia objawiony przez Pismo Święte. Widzimy w nim
historię upadku i jego szkodliwe skutki dla wszystkich. Widzimy
w nim Bożą cierpliwość względem grzeszników i Jego
wspaniałą miłość okazaną w ich odkupieniu
i w postanowieniach mających na celu nie tylko <str.
307> błogosławienie i podźwignięcie Jego Kościoła
z błota lgnącego oraz z szumiącego dołu grzechu
i śmierci, lecz również wspaniałe błogosławieństwa
przewidziane dla całej ludzkości. W Biblii widzimy również,
że głównym utrudnieniem dla świata jest omamienie przez
Przeciwnika, „boga tego świata”, który obecnie zaślepia go
i zwodzi (2 Kor. 4:4).
To
zrozumienie powinno niezawodnie dodać nam cierpliwości! A jeśli
mamy cierpliwość względem świata, o ileż cierpliwsi
powinniśmy być wobec tych, którzy nie są już z tego świata,
bo dzięki łasce Bożej, na warunkach przebaczenia w Chrystusie
Jezusie, zostali przyjęci do Jego rodziny i teraz starają się
postępować Jego śladami. Jak miłościwa i wytrwała powinna
być cierpliwość względem naszych współuczniów, członków
Ciała Pańskiego! W istocie, nie pozostaje nam wobec nich nic
innego jak tylko cierpliwość. Nasz Pan i Mistrz bez wątpienia
zganiłby i strofował nasz brak cierpliwości względem
kogokolwiek z nich. Co więcej, musząc staczać walki ze
światem, ciałem i Przeciwnikiem w obecnych utrapieniach
i słabościach, bardzo potrzebujemy cierpliwości także wobec
samych siebie. Zrozumienie powyższych prawd pomoże nam być
bardziej cierpliwymi dla wszystkich.
„Patrzcie,
aby nikt nikomu złem za złe nie oddawał”
Słowa
te są czymś więcej niż tylko radą; są one poleceniem danym
Kościołowi jako całości i stosują się do każdego
zgromadzenia ludu Pańskiego. Wynika z nich, że jeśli ktoś
z domowników wiary ma skłonność do mszczenia się, do brania
odwetu czy odpłacania złem za zło, tak względem współbraci, jak
i innych ludzi, to zwrócenie przez Kościół uwagi na takie
zachowanie wcale nie będzie wtrącaniem się do cudzych spraw.
Obowiązkiem Kościoła jest zauważanie takich sytuacji. „Patrzcie,
aby kto złem za złe komu nie oddawał” oznacza: zwracajcie uwagę,
aby wśród braci zachowany był właściwy duch. Jeżeli zatem
starsi dowiedzieliby się o sytuacjach związanych z powyższym
poleceniem, to ich obowiązkiem jest udzielenie bratu lub siostrze
uprzejmego napomnienia odnośnie tego, <str. 308> jak uczy
Słowo Pańskie; a jeśli dana osoba nie usłucha, to starsi
mają obowiązek wnieść sprawę przed zgromadzenie itd. Mamy tutaj
upoważnienie, aby Kościół zwracał uwagę na takie niewłaściwe
postępowanie każdej osoby. W ten sposób powinniśmy nie tylko
patrzeć na siebie nawzajem, troszcząc się o siebie wzajemnie
i dbając o to, by nikt się nie cofał, lecz przeciwnie –
uważać, aby wszyscy naśladowali tego, co dobre. Powinniśmy
z radością zauważać i chwalić wszelkie oznaki prawego
postępowania, wspierając je osobiście oraz jako zgromadzenia ludu
Pańskiego. Postępując w ten sposób, możemy według słów
Apostoła radować się zawsze i to z właściwego powodu.
Bowiem przy takiej wzajemnej pomocy wzrośnie miłość w Ciele
Chrystusowym, będzie się ono coraz bardziej upodabniać do swej
Głowy i stawać zdolnym do współdziedzictwa z Nim
w Królestwie.
„Przypatrujmy
się jedni drugim ku pobudzaniu się do miłości i do dobrych
uczynków” – Hebr. 10:24 –
Wyrażona
jest tutaj piękna i pełna miłości myśl. Choć są tacy,
którzy przypatrują się swym współtowarzyszom, by znaleźć
w nich błędy, by powodować zniechęcenie lub w samolubnych
celach wykorzystywać ich słabości, to Nowe Stworzenie powinno
postępować przeciwnie: starannie badać skłonności innych w tym
celu, by uniknąć takich słów lub czynów, które niepotrzebnie
mogłyby zranić lub rozgniewać, a co więcej – w celu
pobudzenia ich do miłości i dobrego postępowania.
A dlaczego
nie? Czyż cała postawa świata, ciała i Szatana nie pobudza
do zawiści, samolubstwa, zazdrości, czyż nie jest pełna złego
pokuszenia do grzeszenia myślą, słowem i uczynkiem? Czy zatem
Nowe Stworzenia Ciała Chrystusowego nie powinny powstrzymywać się
od takiego rodzaju prowokującego postępowania względem siebie
i innych, a zamiast tego zająć się pobudzaniem
i zachęcaniem w przeciwnym kierunku – do miłości
i dobrych uczynków? Nie ulega wątpliwości, że jak każde
napomnienie i pouczenie Słowa Bożego, tak i to jest
i słuszne, i pożyteczne. <str. 309>
„Społeczne
zgromadzenie nasze”
„Nie
opuszczając społecznego zgromadzenia naszego, jako niektórzy
obyczaj mają, ale napominając jedni drugich, a to tym więcej,
czym więcej widzicie, iż się on dzień przybliża” – Hebr.
10:25.
Zalecenie
Pańskie odnośnie zgromadzania się Jego ludu, dane tu poprzez
Apostoła, zgadza się najzupełniej ze słowami Pana: „Gdzie są
dwaj albo trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem w pośrodku
ich” – Mat. 18:20. Cel tych zgromadzeń wskazany jest jasno:
odbywają się one po to, aby umożliwiać czynienie wspólnych
postępów w sprawach duchowych; dają sposobność do
wzajemnego pobudzania się i zachęcania do coraz większej
miłości względem Pana i siebie nawzajem oraz do wzmożenia
wszelkiego rodzaju dobrych uczynków – tak by były one wyrazem
uwielbienia dla naszego Ojca, błogosławieństwem dla braterstwa
i by czyniły dobro wszystkim w miarę nadarzających się
okazji. Ktoś, kto mówi: „Miłuję Boga”, a jednak
nienawidzi brata swego, nie wie, co mówi i zwodzi samego siebie
(1 Jana 4:20). Podobnie mylą się, naszym zdaniem, ci, którzy
mówią: „Pragnę być z Panem, cieszyć się Jego
błogosławieństwem i społecznością z Nim”,
a tymczasem zaniedbują sposobności zgromadzania się z braćmi
i nie cieszą się z ich towarzystwa i społeczności.
Jest
rzeczą naturalną, że każda istota ludzka musi szukać jakiegoś
towarzystwa; a doświadczenie potwierdza prawdziwość
przysłowia, że „swój do swego lgnie”. Jeżeli zatem nie cenimy
społeczności z osobami uduchowionymi, nie pragniemy jej i nie
zabiegamy o nią, jeżeli nie staramy się stwarzać okazji, aby
z niej korzystać, to możemy być pewni, że świadczy to
o niezdrowym stanie duchowym. Ludzie cieleśni lubią przebywać
w cielesnym towarzystwie i społeczności oraz cieszyć się
nimi. Świadomie też planują i organizują wspólnie sprawy
służbowe i przyjemności, mimo że ich ogólne światowe
nadzieje i plany są bardzo ograniczone w porównaniu do
nader wielkich i kosztownych nadziei Nowego Stworzenia. Kiedy
nasze umysły zostają przemienione przez odnowienie ducha świętego,
nasze pragnienie społeczności nie ginie, lecz otrzymuje inny
kierunek; znajdujemy bowiem szerokie pole do społeczności, <str.
310> badania, dyskusji i radowania się – w obrębie
tematyki obejmującej historię grzechu i wzdychającego
stworzenia, tak w przeszłości, jak i obecnie, Boski plan
odkupienia i zbliżające się wybawienie wzdychającego
stworzenia, nasze wysokie powołanie do współdziedzictwa z Panem,
dowody na to, że nasze wyzwolenie się zbliża itd. Co za obfite
pole do myślenia, studiowania, społeczności i wspólnoty!
Nic
więc dziwnego, jeśli mówimy, że ten, kto nie docenia przywileju
spotykania się z innymi, aby rozmawiać na te tematy, jest pod
pewnym względem chory duchowo, bez względu na to, czy jest w stanie
tę dolegliwość u siebie dostrzec, czy też nie. Być może
taki ktoś jest dotknięty pewnym rodzajem duchowej pychy lub
poczuciem samowystarczalności, które prowadzą go do myślenia:
„Nie potrzebuję chodzić do wspólnej szkoły Chrystusowej, aby
się uczyć wraz z innymi naśladowcami; lekcje od Pana będę
otrzymywać na osobności, prywatnie w swym domu; On uczyć mnie
będzie oddzielnie i to rzeczy głębszych i bardziej
duchowych”. Można sądzić, że wielu dotkniętych jest tym
duchowym egocentryzmem, uważając się za lepszych od innych braci
Pańskich oraz sądząc, że Pan postąpi wbrew swemu zwyczajowi
i zasadom określonym w Słowie Bożym i będzie im
służyć w sposób szczególny tylko dlatego, że myślą
o sobie więcej, niż powinni i tego się też domagają.
Tacy braterstwo winni pamiętać, że nie mogą rościć sobie prawa
do żadnej obietnicy błogosławieństwa Pańskiego, jeśli trwają
w takim zrozumieniu i postępowaniu. Przeciwnie, „Bóg
się pysznym sprzeciwia, ale pokornym łaskę daje” [Jak. 4:6].
Tym, którzy słuchają pouczeń Pana i są im posłuszni,
błogosławi On, mówiąc: „Jeśli mnie miłujecie, przykazania
moje zachowajcie” [Jan 14:15]. Tym, których postawa jest pod tym
względem poprawna, wystarcza w zupełności, że Pan zlecił
nam schodzić się w Jego imieniu i obiecał udzielić
błogosławieństwa nawet tak małej liczbie jak dwom albo trzem,
o ile będą Mu posłuszni, oraz że Kościół przedstawia Jego
Ciało i powinien wzrastać w mocy, którą „jeden
członek drugiemu posiłku dodaje” [Efezj. 4:16] oraz „budować
się” wzajemnie we wszystkich łaskach i owocach ducha.
Czasami trudności nie wynikają jedynie z duchowego
egocentryzmu, lecz spowodowane są częściowym zaniedbaniem Słowa
Bożego i poleganiem na ludzkim sposobie rozumowania, <str.
311> które spodziewa się, że obietnica: „Będą wszyscy
wyuczeni od Boga” [Jan 6:45] oznacza nauczanie osobiste, oddzielnie
jeden od drugiego. Takie rozumowanie stoi w sprzeczności ze
zwyczajami apostołów, ich naukami i doświadczeniem ludu
Pańskiego.
Z drugiej
jednak strony nie powinniśmy pragnąć przebywania w wielkiej
grupie, widowiskowości ani popularności, lecz mamy pamiętać, że
Pańska obietnica błogosławieństwa mówi: „Gdzie was jest dwóch
lub trzech”, i dalej, zgodnie z napomnieniem apostolskim
– że nie powinniśmy zaniedbywać „naszego społecznego
zgromadzenia”. Ani Pan, ani apostołowie nie wpajają nam ducha
sekciarstwa, kiedy mówią, że zgromadzenia nie powinny być
zgromadzeniami światowymi, do których lud Pański miałby się
przyłączać, lecz zgromadzeniami chrześcijańskimi, zgromadzeniami
tych, którzy znają łaskę Bożą i przyjęli ją przez
zupełne poświęcenie się Bogu i Jego służbie. Ludzi
światowych nie należy przynaglać do przychodzenia na te zebrania.
Oni nie są z was, tak jak wy „ze świata nie jesteście”;
gdyby zaś pociągnęła ich muzyka lub inne powody, duch tego
zalecenia byłby zatracony; bowiem gdzie obfitowałaby światowość
i pragnienie zadowolenia i przyciągnięcia ludzi
światowych, tam właściwy cel zbierania się zostałby szybko
zapomniany. Właściwy cel ukazany jest w słowach: „Budujcie
się na najświętszej wierze waszej”, „budujcie jeden drugiego”,
„zachęcajcie się wzajemnie do miłości i dobrych uczynków”
(Judy 20; 1 Tes. 5:11; Hebr. 10:24 BP).
Niech
ludzie źle usposobieni lgną do siebie, jeśli chcą, a ludzie
o dobrych zasadach moralnych niech również lgną do sobie
podobnych; zaś spłodzeni z ducha niech się zgromadzają
społecznie i robią postępy zgodnie ze Słowem Pańskim w celu
wzajemnego budowania się. Jeżeli jednak zaniedbują tego, to niech
wina za przykre następstwa nie spada na Głowę Kościoła ani też
na wiernych apostołów, którzy jasno podkreślili właściwy sposób
postępowania i dali tego przykład swoim postępowaniem.
Nie
znaczy to, że dla obcych wstęp na zebrania Kościoła jest
wzbroniony, o ile będą na tyle zainteresowani, by przyjść
i „widzieć porządek wasz”, otrzymać błogosławieństwo
z waszego świętego obcowania, z napominania ku dobrym
<str. 312> uczynkom i miłości, z wykładów
o Boskim Słowie obietnicy itp. Wyraźnie zaznacza to Apostoł
w 1 Kor. 14:24. Chodzi nam o to, że „zgromadzenie
nasze” nie jest zgromadzeniem niewierzących, które ustawicznie
czyni zabiegi, aby poruszyć serca grzeszników. Grzesznik powinien
mieć wolność przychodzenia na zebrania, lecz należy pozostawić
go w spokoju, by mógł widzieć porządek i miłość
panujące wśród poświęconych Panu, by tym sposobem, mając tylko
częściowe wyrozumienie, mógł dowiedzieć się o swych
grzechach poprzez poznanie ducha świętobliwości i czystości
w Kościele oraz by mógł się przekonać o błędach
w wyznawanych przez siebie naukach, widząc porządek i harmonię
Prawdy, jakie panują wśród ludu Pańskiego. Por. 1 Kor.
14:23 26.
To
prowadzi nas do zastanowienia się nad tym, jaki powinien być ogólny
Charakter
zebrań
ludu
Pańskiego. Spostrzegamy przede wszystkim, że tak w tej
sprawie, jak i w innych lud Pański nie otrzymał żelaznych
praw i przepisów, ma więc swobodę przystosowania się do
zmieniających się uwarunkowań czasu i kraju, ma wolność
stosowania ducha zdrowego zmysłu, wolność szukania mądrości
pochodzącej z góry i wykazania, w jakim stopniu
osiągnął podobieństwo do charakteru Pańskiego ucząc się zasad
Prawa Miłości. Można mieć pewność, że to Prawo Miłości
pobudzi nas do zachowania umiarkowania przy wprowadzaniu
jakichkolwiek zmian w zwyczajach pierwotnego Kościoła;
z pewnością bardzo ostrożnie wprowadzać będzie zasadnicze
zmiany, chyba że uzna je za konieczne, a nawet wtedy będzie
się starało postępować zgodnie z duchem wszystkich pouczeń,
przepisów i praktyk pierwotnego Kościoła.
W pierwotnym
Kościele mamy przykład apostołów, owych wyjątkowych nauczycieli.
Mamy przykład starszych wykonujących pracę pasterską, pracę
ewangeliczną oraz prorokujących, czyli publicznie przemawiających.
Na podstawie jednego opisu, szczegółowo przekazanego w 1
Liście do Koryntian, rozdział 14, możemy sądzić, że każdy
członek Kościoła był zachęcany przez apostołów do rozwijania
w sobie wszelkich posiadanych zdolności i darów w celu
wielbienia Pana i służenia braciom, by w ten sposób
ćwiczyć samego siebie <str. 313> i wzmacniać się
w Panu i w Prawdzie, pomagając innym i otrzymując
od nich pomoc. Ten opis zwykłego zebrania Kościoła w czasach
Apostoła nie mógłby być w zupełności i w szczegółach
zrealizowany dzisiaj, a to z powodu szczególnych „darów
ducha”, tymczasowo udzielonych pierwotnemu Kościołowi w celu
przekonywania ludzi postronnych, jak również dla osobistej zachęty
w czasie, kiedy bez tych darów niemożliwe byłoby dla
ówczesnych wiernych budowanie się i korzystanie z nich
w jakimkolwiek stopniu. Jednak te wczesne zwyczaje zaaprobowane
przez Apostoła mogą stać się dla nas cennymi i pomocnymi
przykładami, z których małe grupki ludu Pańskiego mogą
wszędzie korzystać, stosownie do okoliczności.
Główną
lekcją jest dla nas wzajemne wspomaganie się – „budując się
[wzajemnie] na najświętszej wierze waszej”. Nie było w zwyczaju,
by wyłącznie jeden czy kilku starszych nauczało Słowa Bożego ani
by wyłącznie do nich należało wszelkie napominanie i budowanie.
Było natomiast zwyczajem, że każdy członek zgromadzenia dawał
coś od siebie, przy czym wkład braci starszych, stosowny do ich
zdolności i darów, był o wiele ważniejszy. Możemy więc
sądzić, że taki porządek byłby bardzo korzystny i przyczyniłby
się do błogosławieństwa nie tylko słuchaczy, lecz także
wszystkich uczestników. Któż bowiem nie wie, że nawet najsłabszy
mówca lub najbardziej nieuczony człowiek, jeśli będzie miał
serce pełne miłości i oddania Panu, może przekazać myśli,
które okażą się drogocenne dla wszystkich słuchających? Rodzaj
zebrań opisany tu przez Apostoła był widocznie przykładem
większości zebrań prowadzonych przez Kościół. Z opisu
widzimy, że były to zebrania urozmaicone, podczas których,
gdybyśmy chcieli zastosować je do naszych czasów, ktoś mógłby
napominać, ktoś inny wykładać, inny pomodlić się, inny jeszcze
zaproponować odśpiewanie pieśni, inny odczytać wiersz
odzwierciedlający jego uczucia i doświadczenia, stosownie do
tematu zebrania. Jeszcze ktoś inny mógłby odczytać werset
związany z rozważanym tematem. Tym sposobem Pan może użyć
każdego członka zgromadzenia do wzajemnego budowania się
i wspomagania.
Nie
sądzimy, aby w pierwotnym Kościele nie było zwykłych kazań.
Przeciwnie, widzimy, że <str. 314> dokądkolwiek udawali się
apostołowie, uważani byli za szczególnie uzdolnionych wykładowców
Słowa Bożego, których wizyta miała być pewnie niedługa, więc
być może podczas ich pobytu prawie wszystkie mowy wygłaszane były
przez nich, chociaż nie wątpimy, że odbywały się również inne
społeczne zebrania dostępne dla wszystkich. Ten sam sposób
apostolskich kazań stosowali bez wątpienia i inni, którzy
apostołami nie byli, jak na przykład: Barnaba, Tymoteusz, Apollos,
Tytus itd.; tę samą wolność posiadali też i inni, którzy
z niej źle korzystali, wywierając wielce szkodliwy wpływ:
Hymeneusz, Filetus i inni.
Tam,
gdzie Pan nie podał ścisłego prawa, byłoby niestosowne, aby
ktokolwiek z nas je ustanawiał. Chcemy jednak podać kilka
sugestii względem pewnych duchowych potrzeb Kościoła, które
wymagają posługiwania:
(1)
Nauczanie jest konieczne tak względem spraw odnoszących się do
proroctw, jak i nauk moralnych oraz rozwijania w sobie
chrześcijańskich przymiotów.
(2)
Z powodu mniejszych lub większych różnic w sposobie
wypowiadania się, z racji różnych zdolności umysłowych oraz
różnic w stopniu pojmowania spraw duchowych między
niemowlętami w Chrystusie a tymi, którzy są bardziej
dojrzali w łasce i znajomości, pożyteczne byłoby danie
każdemu okazji do wyrażenia swego zrozumienia spraw, jakich się
nauczył czytając lub słuchając. Należy robić to w tym
celu, aby ewentualne niedostatki w zrozumieniu mogły zostać
poprawione przez wypowiedzi innych na dany temat.
(3)
Często i regularnie powinny odbywać się zebrania, na których
każdy miałby w miarę pełną sposobność przedstawienia
swojego, jego zdaniem odmiennego, spojrzenia na prawdę, w porównaniu
z tym, co zostało być może ogólnie przyjęte i uznane
przez zgromadzenie [ekklesia].
(4)
Każde nabożeństwo ludu Pańskiego powinno zawierać część
przeznaczoną na uduchowienie, ale ponadto, jak pokazuje
doświadczenie, wielce korzystne jest, gdy każdy członek
zgromadzenia ma możliwość w obecności swych braci ustami
wyznać w formie świadectwa czy modlitwy swoje oddanie dla
Pana. <str. 315>
Doktryny
są nadal konieczne
Weźmy
pod uwagę punkt pierwszy: Żyjemy w czasie, gdy doktryny są
powszechnie wyszydzane i gdy bardzo wielu ludzi jest zdania, że
doktryny i wiara nie mają żadnej wartości wobec dobrych
uczynków i moralności. Nie możemy się z tym zgodzić,
ponieważ wiemy, że nie zgadza się to zupełnie ze Słowem Bożym,
które stawia wiarę na pierwszym miejscu, uczynki zaś na drugim. To
nasza wiara zostaje przyjęta przez Pana i według tej naszej
wiary On nas nagrodzi, chociaż słusznie oczekuje On, że właściwa
wiara przyniesie tyle dobrych uczynków, na ile pozwolą słabości
naszego ziemskiego naczynia. Taka jest zasada wiary wyznaczana
w każdym miejscu Pisma Świętego. „Bez wiary nie można
podobać się Bogu.” „Zwycięstwo, które zwyciężyło świat,
to wiara nasza” (Hebr. 11:6; 1 Jana 5:4). Nikt zatem nie może
stać się zwycięzcą, jeśli nie wierzy w Boga i w Jego
obietnice; żeby jednak wierzyć w obietnice Boskie, należy je
zrozumieć, ta zaś sposobność i zdolność wzmacniania się
w wierze będzie proporcjonalna do zrozumienia Boskiego planu
wieków i połączonych z nim wielkich i kosztownych
obietnic. Dlatego też doktryny – nauczanie – ważne są nie
tylko dla samej wiedzy, którą lud Boży ma posiadać i którą
ma się cieszyć w stopniu przewyższającym wiedzę świata
o sprawach Bożych, lecz szczególnie ze względu na wpływ,
jaki ta wiedza ma wywierać na wszystkie nasze nadzieje, cele
i postępowanie. Słowa: „A ktokolwiek ma tę nadzieję
w nim, oczyszcza się” (1 Jana 3:3) stanowią wyrażenie
biblijne zgadzające się zupełnie z powyższymi
stwierdzeniami. Kto stara się oczyszczać samego siebie, udoskonalać
swoje postępowanie, aby odnieść zwycięstwo, musi zacząć od
tego, co zaleca Pismo Święte, to jest od serca; musi też czynić
postępy, a jako środka do oczyszczania się – używać
Boskich obietnic. A to oznacza znajomość nauki Chrystusowej.
Właściwe
jest jednak, abyśmy dostrzegli różnicę między naukami Chrystusa
a naukami ludzi. Naukami Chrystusowymi są te, które On sam
i Jego natchnieni apostołowie podali nam w <str. 316>
Nowym Testamencie. Nauki ludzkie są wyrażane w ludzkich
wyznaniach wiary, z których wiele zdecydowanie stoi w rażącej
sprzeczności z naukami Pańskimi, a wszystkie razem są
wzajemnie sprzeczne. Prócz tego, nie wystarczy, abyśmy tylko jeden
raz przyjęli naukę, ponieważ, jak oświadcza Apostoł, te dary
łaski Bożej znajdują się w słabych glinianych naczyniach,
bardzo przeciekających; gdy więc przestaniemy otrzymywać,
przestaniemy posiadać; z tego powodu konieczne jest, abyśmy
mieli „przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem” [Izaj.
28:10] i abyśmy nieustannie odnawiali i przeglądali nasze
badania Boskiego planu wieków, używając wszelkich pomocniczych
środków, w jakie nas Boska opatrzność zaopatruje, starając
się ze wszystkich sił stosować się do zaleceń Apostoła, by być
„nie tylko słuchaczami zapamiętliwymi, ale czynicielami uczynku”,
a przez to „czynicielami słowa” (Jak. 1:22 25).
Nasze
drugie twierdzenie nie zostanie być może tak od razu w pełni
docenione jak pierwsze. Wielu, jeżeli nie wszyscy, skłonnych jest
może myśleć, że ci, którzy mogą wyrazić Prawdę najjaśniej,
najpłynniej, najdokładniej, powinni być jej jedynymi
wyrazicielami, inni zaś powinni milczeć, słuchać i uczyć
się. Pod wieloma względami jest to myśl poprawna. Nie zalecamy,
aby ktokolwiek był dopuszczany do wykładania nauk lub uważany za
nauczyciela, a jego słowa za naukę, jeśli niezdolny jest do
nauczania lub jasno nie rozumie planu Bożego. Zachodzi jednak wielka
różnica pomiędzy naznaczeniem takich do nauczania, jak to ma
miejsce w przypadku starszych, a zorganizowaniem zebrania,
na którym wszyscy członkowie Nowego Stworzenia mieliby sposobność
krótkiego wypowiedzenia się lub zadania pytania, rozumiejąc, że
ich pytania, wątpliwości i wypowiedzi nie stanowią przekonań
Kościoła i nie są opinią zgromadzenia. Na takich zebraniach
błędne przekonania mogłyby być wyrażone w formie pytań,
nie w celu nauczania takich opinii lub ich narzucania, lecz po
to, by je poddać krytycznej ocenie. Uważajmy jednak, by nie gwałcić
sumienia, usiłując bronić błędnych poglądów. Zebranie takie
należy przeprowadzać jedynie w obecności kogoś, kto posiada
dobrą znajomość <str. 317> Prawdy, jest zdolny wykazać
słuszność swych wierzeń na podstawie Pisma Świętego i pełniej
ukazać drogę Pańską. Można by zapytać: Jaki pożytek byłby
z takich zebrań? Odpowiadamy, że niejednokrotnie widzieliśmy
korzyści, jakie z tego wyniknęły. Często trudne, a niekiedy
wręcz niemożliwe jest przedstawienie zagadnienia w sposób
prosty i bezpośredni. Niemożliwe jest też, by wszystkie
umysły, aczkolwiek szczere, mogły uchwycić dany przedmiot w takim
samym stopniu na podstawie jakiegoś jednego przykładu. Stąd wynika
wartość pytań i sens przedstawiania tej samej prawdy na wiele
sposobów, czego przykład mamy w przypowieściach naszego Pana,
przedstawiających zagadnienia z różnych punktów widzenia
i dostarczających bardziej pełnego i harmonijnego poglądu
na całość. Zauważyliśmy również, że nieudolne i nieco
niedokładne przedstawienie jakiegoś zagadnienia Prawdy może
niekiedy dotrzeć do pewnych umysłów, w wypadku których
bardziej systematyczne i logiczniejsze przedstawienie nie
odniosło skutku – nieumiejętność mówcy dopasowała się pod
pewnymi względami do niższego poziomu rozumowania i osądu
słuchacza. Mamy radować się, jeżeli opowiadana Ewangelia jest
przyjmowana przez łaknące serca, niezależnie od sposobu, jak to
wyjaśnia Apostoł: „Niektórzy Chrystusa opowiadają z sporu
i próżnej chwały”. Możemy tylko radować się, gdy
niektórzy są przyprowadzani do właściwej znajomości Pana, nawet
jeśli przykro nam z powodu niewłaściwych pobudek
przedstawiania Prawdy lub jak w powyższym wypadku – z powodu
niedoskonałego sposobu jej przedstawiania. Kochamy Pana, Prawdę
i braci i pragniemy im służyć, dlatego też powinniśmy
się radować ze wszystkiego, co przynosi pożądane rezultaty, i tak
się dostosowywać, by nie stać na przeszkodzie temu, co uznajemy za
fakt. Nie znaczy to, że do nauczania w Kościele powinno się
wyznaczać osoby nielogiczne i niekompetentne albo że
pozbawiona logiki prezentacja jest z reguły najskuteczniejsza.
Wręcz przeciwnie. Nie powinniśmy jednak kompletnie lekceważyć
tego, co służy za przewód błogosławieństwa dla niektórych
umysłów oraz tego, co ma uzasadnienie w praktykach pierwotnego
Kościoła.
Na
poparcie naszego trzeciego punktu stwierdzamy, że bez względu na
nasze przekonanie, <str. 318> iż posiadamy Prawdę,
nierozsądne byłoby z pewnością bezwzględne niedopuszczanie
do stawiania pytań i wyrażania zdań przeciwnych w celu
wykluczenia wszystkiego, co uważane byłoby za błędne przez
prowadzącego zebranie lub przez całe zgromadzenie. Powinno istnieć
tylko jedno ograniczenie – by na zgromadzeniach Nowego Stworzenia
nie zastanawiać się nad sprawami świeckimi, nad światową nauką
i filozofią, lecz przeznaczać je wyłącznie na badania
Boskiego objawienia. Badając zaś Boskie objawienie, zgromadzenie
powinno zawsze, na początku czy na końcu, robić różnicę
pomiędzy podstawowymi zasadami nauki Chrystusowej (której nikt nie
może zmienić lub godzić się na jej kwestionowanie) a omawianiem
głębokich nauk, które jednak pozostawać muszą w zupełnej
zgodzie z podstawowymi zasadami. Dla nieskrępowanego
przedstawienia takich zaawansowanych nauk powinno się zawsze
wygospodarować odpowiednią ilość czasu, organizując zebrania, na
których mogą one zostać wysłuchane. Nie znaczy to jednak, aby to
wysłuchiwanie miało się wciąż powtarzać i aby komuś
pozwalano powodować zamieszanie oraz przeszkadzać na każdym
zebraniu i przy omawianiu każdego tematu ciągłym poruszaniem
jakiegoś ulubionego zagadnienia. Niech zostanie ono uczciwie
wysłuchane i przedyskutowane w stosownym czasie,
w obecności osób gruntownie zaznajomionych z Prawdą.
Jeśli jednak zgromadzenie odrzuci dany przedmiot jako niebiblijny,
a przedstawiający te myśli nie będzie co do tego przekonany,
niech się przynajmniej powstrzyma na dłuższy czas, np. na rok, od
narzucania go zgromadzeniu, po czym mógłby bez żadnego nietaktu
poprosić o powtórne wysłuchanie, na które zgromadzenie
mogłoby udzielić zgody lub też nie, stosownie do tego, czy uważa,
że warto rozważyć tę sprawę, czy nie.
Chcemy
wyraźnie podkreślić, że nie stwarzając takich możliwości,
możemy napotkać na dwa niebezpieczeństwa. Pierwszym
niebezpieczeństwem jest popadnięcie w stan, który, jak
widzimy, panuje w nominalnych kościołach chrześcijańskich.
Niemożliwością jest znalezienie dostępu do ich uszu za pomocą
normalnych zebrań kościelnych, każdy bowiem sposób dotarcia do
nich jest starannie strzeżony. Drugie niebezpieczeństwo polega na
tym, że jeśli ktoś posiada teorię, która jego zdaniem jest <str.
319> prawdziwa – bez względu na to, jak bardzo może ona być
fałszywa i nieracjonalna – to nie będąc godziwie
wysłuchanym, nigdy nie czułby się zadowolony, lecz ustawicznie
narzucałby się z danym przedmiotem. Zostawszy zaś należycie
wysłuchanym, nawet jeśli nadal byłby nieprzekonany co do błędu
w swej argumentacji, zrozumiałby niewłaściwość narzucania
się z daną sprawą tym, którzy myśli tej już wysłuchali
i ją odrzucili.
Nasza
czwarta sugestia: Wzrost wiedzy może się przyczynić do odwrócenia
się od pobożności – choć może wydawać się to dziwne.
Zdolności nasze bowiem są tak małe, a nasz czas na rzeczy
religijne tak ograniczony, że silne skierowanie uwagi w jednym
kierunku może doprowadzić do jej umniejszenia w innych.
Chrześcijanin nie powinien być zupełnie głową bez serca ani też
całkowicie sercem bez głowy. „Duch zdrowego zmysłu” prowadzi
nas do pielęgnowania wszystkich owoców i łask, które
kształtują i uzupełniają charakter zmierzający do
doskonałości. Tendencją naszych czasów we wszystkich zakresach
jest raczej tego przeciwieństwo – specjalizacja. Jeden robotnik
wykonuje jedną część pracy, drugi inną, tak że bardzo mało
robotników rozumie rzemiosło w całości, jak w dawniejszych
czasach. Nowe Stworzenie powinno przeciwdziałać tej tendencji
i musi odpowiednio „czynić proste koleje dla nóg swoich”,
aby dbając o jeden rodzaj owoców ducha, nie narazić się na
niebezpieczeństwo z powodu braku należytego pielęgnowania
innych udzielonych przez Boga zdolności czy przywilejów.
Przymioty
pobożności znajdują się w całym rodzaju ludzkim i są
mniej lub bardziej rozwinięte. Te umysłowe przymioty, zwane czcią
i uduchowieniem, korzystają z pomocy sumienia, nadziei,
zgody itp. Jeżeli te cechy zostaną zaniedbane, nastąpi
zwyrodnienie zainteresowania Prawdą i miłości do niej.
Zamiast skierowania naszych serc ku Panu z jeszcze większym
uznaniem dla Jego miłości, zamiast większego pragnienia podobania
Mu się, czczenia Go i służenia Mu – niższe przymioty
dołączą się do tego konfliktu, zajmując miejsce przymiotów
wyższych, a dociekanie prawdy będzie się odbywać w świetle
wypaczonych filozofii, co doprowadzi do sprzeczek, destrukcji,
ambicji, sporu i próżnej chwały. Nowe <str. 320>
Stworzenie powinno zatem nie tylko mieć za zadanie, by nabożeństwo
uduchowiające – modlitwy i chwały, stanowiło część
każdego zebrania, lecz sądzimy, że w dodatku powinno się raz
na tydzień urządzać specjalne zebranie o charakterze
nabożeństwa uduchowiającego połączonego ze sposobnością do
świadectw związanych z chrześcijańskim życiem – nie
według pospolitego zwyczaju cofania się o rok, dwadzieścia
lat lub więcej, by mówić o pierwszym nawróceniu itd., lecz
w celu podzielenia się aktualnym świadectwem, odnoszącym się
konkretnie do stanu serca w danej chwili i w ciągu
tygodnia, jaki upłynął od ostatniego zebrania podobnego rodzaju.
Takie bieżące świadectwa okazują się pomocne dla tych, którzy
ich słuchają; opisywanie pomyślnych doświadczeń często stanowi
dla nich zachętę, a opowiadanie o próbach, trudnościach
i kłopotach przynosi im pociechę, bowiem w ten sposób
zdają sobie oni sprawę, że w swych bolesnych doświadczeniach,
a niekiedy porażkach, nie są osamotnieni.
Tym
sposobem wszyscy będą mogli dokładniej poznać znaczenie słów
Apostoła: „Najmilsi! niech wam nie będzie rzeczą dziwną ten
ogień, który na was przychodzi ku doświadczeniu waszemu, jakoby co
obcego na was przychodziło” – 1 Piotra 4:12. Uświadomią
sobie, że wszyscy, którzy są ludem Bożym, przechodzą próby
i trudności, i każdy w ten sposób uczy się
współczuć innym; a w miarę wzrastania więzów
współczucia, wzrasta również duch pomocy oraz duch miłości –
duch święty. Temat takich śródtygodniowych zebrań mógłby być
z powodzeniem ustalany na wcześniejszym zebraniu niedzielnym;
a podsunięty pod rozwagę braciom powinien natchnąć każdego
do zauważania i oceniania bieżących doświadczeń,
a szczególnie do obserwowania ich w świetle owego
konkretnego tematu ustalonego na dany tydzień. Bez wątpienia każdy
chrześcijanin posiada wiele okazji do tego, by w każdym
tygodniu dostrzegać nauki i życiowe doświadczenia w różnych
dziedzinach. Lecz większość, nie myśląc o nich i nie
zauważając ich, pozwala, aby te cenne lekcje mijały ich
niepostrzeżenie. I tak, głównie poprzez większe i bardziej
gorzkie doświadczenia życia, uczą się tego, czego powinni byli
się nauczyć zwracając uwagę na codzienne Pańskie opatrznościowe
działanie względem nich. <str. 321>
Tytułem
wyjaśnienia: Przypuśćmy, że przedmiotem na dany tydzień jest
„pokój Boży” z tekstu: „A pokój Boży, który
przewyższa wszelki rozum, będzie strzegł serc waszych” –
Filip. 4:7. Każdy z braterstwa powinien zaobserwować w ciągu
tygodnia, w jakim stopniu powyższe słowa znalazły swe
wypełnienie w jego przypadku oraz co zdawało się przeszkadzać
i przeciwdziałać trwaniu istniejącego pokoju, wnosząc
niepokój, niezadowolenie. Te doświadczenia i zaczerpnięte
z nich lekcje, opowiedziane przez braci, zarówno bardziej, jak
i mniej doświadczonych (tak przez mężczyzn, jak i kobiety),
nie tylko skierowałyby ich uwagę na ich własne doświadczenia
w pierwszej części tygodnia, lecz w jego drugiej części
do ich własnych doświadczeń dodałyby też doświadczenia i lekcje
innych, co umożliwiłoby im lepsze wzajemne zrozumienie i prowadziło
do coraz lepszego poznania piękna pokoju, w przeciwieństwie do
waśni – do poznania błogosławieństwa pokoju Bożego w sercu
i do zrozumienia, w jaki sposób można posiadać ten
pokój, nawet gdy otoczeni jesteśmy zgiełkiem, zamieszaniem lub
znajdujemy się w przygnębiających warunkach, na które nie
mamy wpływu. Nabożny charakter tych zebrań przyczyni się do ich
wartości. Im bardziej dotkliwie ktoś zdaje sobie sprawę ze swych
własnych wad i z im większym zaangażowaniem stara się
wzrastać w łaskach ducha, tym głębsza będzie jego pobożność
względem Pana, jego pragnienie podobania Mu się i większego
udziału w duchu świętym*.
*
Zebrania o charakterze opisanym powyżej odbywają się
w różnych miejscowościach, łatwo dostępnych dla ich
uczestników.
Widoczne
jest, że na tych zebraniach, tak jak i na wszystkich innych,
najwięcej dobrego zdziałać można przez zachowanie porządku; nie
w takim stopniu, aby zabić ducha i wolność zebrania,
lecz w stopniu możliwie najlepiej zachowującym wolność bez
zaburzeń lub nieporządku, kierując się rozumnymi, uprzejmymi
i łagodnymi ograniczeniami. Na przykład: Charakter zebrania
powinien być uzgodniony wcześniej, a obowiązkiem
przewodniczącego powinno być utrzymanie go z pomocą rozsądnej
i łagodnej wyrozumiałości, tak by osiągnąć założony
i uzgodniony cel. Należy zrozumieć, że nie są to ogólne
zebrania pytań ani <str. 322> zebrania dyskusyjne czy też
mające na celu głoszenie – w tym celu przewidziane są inne
zebrania i ci, którzy sobie tego życzą, są na nich mile
widziani. Te zaś zebrania mają ściśle określony cel. Dla
zachowania właściwego charakteru takiego zebrania i uniknięcia
prywatnych dyskusji czy odpowiedzi przewodniczący, wybrany na
przedstawiciela całej grupy, ma być jedyną osobą bezpośrednio
odpowiadającą lub zwracającą uwagę innym, i to tylko wtedy,
kiedy jest to konieczne. Jego obowiązkiem jest dopilnowanie, aby
świadectwo jednej osoby nie było tak długie, że stanie się
nużące, i nie odbierało innym sposobności wypowiedzenia się,
oraz żeby zebranie nie przeciągnęło się poza rozsądny,
uzgodniony uprzednio czas. Fakt, że wszystkie te zadania należą do
przewodniczącego, sugeruje, że powinien on być starszym
w zgromadzeniu. Nowicjusz z niedostatecznym doświadczeniem,
mając nawet najlepsze zamiary, mógłby być zbyt pobłażliwy lub
zbyt surowy w stosowaniu zasad w takiej sytuacji; mógłby
on psuć zebrania przez zbytnią pobłażliwość albo obrazić
jakiegoś czcigodnego brata czy siostrę przez nierozsądnie wyrażone
upomnienie lub niemądre zastosowanie jakiejś reguły. A nawet
więcej, przewodniczącym takiego zebrania powinien być starszy lub
ktoś zdolny do piastowania urzędu starszego w Kościele, aby
mógł posiadać dostateczną znajomość Słowa Bożego, miał
wyrobioną uprzejmość oraz zdolność do nauczania, tak by móc
udzielić słowa zachęty, rady czy też pomocy w odpowiedzi na
rozmaite świadectwa, jakie będą wypowiadane. „Bo słowo według
czasu wyrzeczone, o jako jest dobre!” – o ileż
bardziej czasem pomocne niż cały wykład w innej sytuacji
(Przyp. 15:23).
Choć
wcześniej wskazaliśmy na różnego rodzaju potrzeby, jakie powinny
zostać zaspokojone przez zebrania, to jednak bardziej szczegółowo
opisaliśmy tylko to ostatnie, które nawiasem mówiąc, uważamy za
najważniejsze ze wszystkich: zebranie przynoszące największą
pomoc w rozwoju duchowym. Spójrzmy teraz pokrótce, jakie
zasady właściwe byłyby dla innych zebrań. Różnić się one będą
w zależności od okoliczności, warunków i liczby
zgromadzających się – Kościoła [ekklesia], Ciała. Gdyby liczba
ta stanowiła około 50, a niektórzy z tej liczby byliby
szczególnie uzdolnieni do publicznego przemawiania i <str.
323> jasnego wykładania Prawdy, to naszym zdaniem jedno kazanie
na tydzień byłoby z reguły bardzo korzystne, szczególnie,
jeżeli na zebranie mogliby zostać zaproszeni przyjaciele, sąsiedzi
lub inni. Lecz jeżeli opatrzność Pańska zrządziła, że nie ma
w zgromadzeniu nikogo, kto by był szczególnie uzdolniony do
zwięzłego, logicznego, rozumnego przedstawienia jakiegoś
zagadnienia Pisma Świętego w formie wykładu, to sądzimy, że
byłoby lepiej nie próbować tej formy zebrań albo podzielić czas
między kilku braci posiadających pewną zdolność zwięzłego
przedstawienia tematu z Pisma Świętego; temat niech będzie
jeden, a mówcy niech kolejno przedstawią swoje myśli. Albo
tacy starsi mogliby się zamieniać: jeden w jedną niedzielę,
drugi w następną lub dwóch w jedną niedzielę, a dwóch
w następną itd. Okazuje się, że najważniejsze potrzeby
całego Kościoła są najlepiej zaspokajane przez wyłonienie
i danie sposobności wszystkim braciom, proporcjonalnie do ich
zdolności, przy czym zawsze należy pamiętać, że zdecydowanie
głównymi wymogami są pokora i dobre zrozumienie Prawdy, a nie
kwiecistość wymowy czy oratorstwo.
Lecz
zebraniem najważniejszym i naszym zdaniem – najowocniejszym,
następnym po opisanym wyżej zebraniu uduchowiającym, jest to,
w którym bierze udział całe zgromadzenie wierzących,
a przewodniczący czy prowadzący zmienia się co jakiś czas.
Przedmiotem dyskusji na tych zebraniach może być albo jakiś temat,
albo tekst z Pisma Świętego, a przewodniczący, uprzednio
zapoznawszy się z tym przedmiotem, powinien być upoważniony
do podzielenia go między braci poprzez wyznaczenie im, o ile to
możliwe, części danego tematu z tygodniowym wyprzedzeniem, po
to by mogli przyjść na zebranie przygotowani do wypowiedzi
stosownie do przydzielonej im części. Ci główni uczestnicy
badania na dany temat (może być ich dwóch, sześciu albo więcej,
stosownie do liczby osób zdolnych, wielkości zgromadzenia
i ważności przedmiotu) znajdą wydatną pomoc w Bibliach
Beriańskich opatrzonych odnośnikami do Wykładów Pisma Świętego
i Strażnic oraz w spisach tematów itp. Powinni oni
przedstawić temat albo własnymi słowami, albo odszukać stosowne
wyjątki z Wykładów Pisma Świętego, Strażnic itd., które
<str. 324> mogliby przeczytać, o ile dotyczą one
dokładnie tego tematu, łącząc je z jakąś stosowną
wypowiedzią.
Po
rozpoczęciu zebrania uwielbieniem i modlitwą przewodniczący
może po kolei prosić o wypowiedzi na przygotowane tematy. Po
przedstawieniu przez wyznaczonego mówcę jego wniosków na temat
przydzielonego mu zagadnienia całe zgromadzenie powinno mieć okazję
do pytań oraz do wypowiedzi – zgodnych albo przeciwnych względem
tego, co przedstawił wyznaczony mówca. Jeżeli zebrani nie okazują
skłonności do prowadzenia dyskusji i potrzebują zachęty,
powinien uczynić to przewodniczący przez umiejętne pytania.
Jedynie przewodniczący powinien zwracać się do mówców, starając
się wyjaśnić albo pogodzić ich oświadczenia, chociaż rozumie
się, że może on powołać któregoś z mówców, by
dokładniej wyjaśnił swe stanowisko czy rozumowanie. Mówcy powinni
kierować swe uwagi do przewodniczącego, a nigdy do siebie
nawzajem; w ten sposób można uniknąć konfliktów osobistych
i sprzeczek. W dyskusjach tych przewodniczący nie powinien
brać udziału w żadnym innym sensie niż określonym powyżej,
lecz na końcu zebrania powinien być w stanie zebrać różne
spostrzeżenia, streszczając cały przedmiot ze swego punktu
widzenia, a potem zakończyć tę część zebrania uwielbieniem
i dziękczynieniem.
Każdy
punkt można przedyskutować, a cały przedmiot można dobrze
rozważyć i zbadać, tak by został jasno zrozumiany przez
wszystkich. W badaniach niektórych bardziej złożonych
przedmiotów lepiej by było, gdyby przewodniczący streścił
i wyraził swą opinię przy zakończeniu każdej z części
rozważanego tematu. Nie znamy lepszego rodzaju zebrań mających na
celu dogłębne badanie Słowa Bożego. Uważamy, że dla większości
zgromadzeń ludu Bożego będzie on daleko bardziej korzystny niż
zwykłe kazanie.
Tego
rodzaju zebranie zawiera w sobie wszystkie zalety ujęte w wyżej
przedstawionych sugestiach w punktach 1, 2 i 3. Odnośnie
punktu pierwszego, to ci, którym wyznaczono role wiodące w tym
zebraniu, mają sposobność ćwiczenia wszelkich posiadanych przez
siebie zdolności. Co do punktu drugiego, to wszyscy mają sposobność
<str. 325> uczestniczenia, zadawania pytań, wypowiadania się
po każdym z mówców w poszczególnych częściach. Przy
takim zebraniu uwzględniony jest również punkt trzeci, ponieważ
nie sam przewodniczący, lecz raczej całe zgromadzenie powinno
decydować o wyborze tematów na każdy tydzień i to co
najmniej z tygodniowym wyprzedzeniem.
Każdy
uczestniczący w takim zebraniu powinien mieć przywilej
postawienia swego pytania lub zaprezentowania swego tematu, a duch
miłości, sympatii, wzajemnej pomocy i względu na innych
powinien być tego rodzaju, by każdy właściwy temat został
uważnie i z szacunkiem wysłuchany. W przypadku zaś,
gdyby wyrażona została specjalna prośba o zajęcie się
tematem, który zdaje się sprzeciwiać ogólnym poglądom
zgromadzenia, choć mieści się w granicach podstawowych zasad
Ewangelii, osobie proszącej o taką dyskusję powinna zostać
wyznaczona odpowiednia ilość czasu na przedstawienie sprawy, ona
też powinna być w tym wypadku głównym mówcą, a jej
czas powinien zostać w miarę możliwości ograniczony,
przypuśćmy do około 30 minut, odpowiednio do wagi przedmiotu
i zainteresowania zgromadzenia. Po tej prezentacji inni
członkowie zebrania powinni mieć możliwość wypowiedzenia się na
rozważany temat; zadający pytanie powinien otrzymać kilka minut na
krótką odpowiedź na ewentualne zarzuty stawiane przez innych, zaś
przewodniczący powinien zdecydować, kiedy zebranie należy
zakończyć.
Inny
rodzaj zebrań, który okazał się bardzo korzystny przy badaniu
Słowa Bożego, znany jest pod nazwą „beriańskiego koła badania
Biblii”. Zebrania te nie są zwykłymi kółkami czytelników, lecz
poświęcone są systematycznemu badaniu Boskiego planu we wszystkich
jego częściach poprzez omawianie kolejnych zagadnień. Kolejne tomy
Wykładów Pisma Świętego, traktując przedmioty w połączeniu
i w określonej kolejności, stanowią (wraz z Biblią)
podręczniki do tych badań biblijnych; lecz aby te zebrania
przyniosły korzyść, przewodniczący i zebrani muszą odróżnić
czytanie od badania. Jeśli chodzi o czytanie, to wszyscy drodzy
przyjaciele mogą <str. 326> z powodzeniem, a może
nawet z większym pożytkiem, przeczytać tekst w domu.
Celem tych badań jest zajęcie się pewną częścią każdego
tematu, zwykle przedstawioną w jednym lub kilku paragrafach,
gruntowne jej omówienie i przytoczenie odnośnych wersetów
Pisma Świętego itd., dokładne przedyskutowanie zagadnienia
i skłonienie, o ile to możliwe, każdego uczestnika
zebrania do wyrażenia swej myśli względem rozważanego
zagadnienia, a potem przejście do następnego przedmiotu.
Niektórym z tych Kół Beriańskich badanie jednego tomu
Wykładów Pisma Świętego zabrało rok lub nawet dwa, przynosząc
wielkie zainteresowanie i pożytek*.
*
Zebrania takie odbywają się w różnych miejscowościach
wieczorami w dni najbardziej dogodne dla uczestników.
Prowadzone są one przez różnych braci starszych.
„Każdy
niech będzie dobrze upewniony w umyśle swoim” – Rzym.
14:5 –
Wszystkie
logiczne umysły lubią dochodzić do konkretnego wniosku, o ile
to możliwe względem każdego zagadnienia Prawdy; a Apostoł
oświadcza, że o to starać się powinien dla samego siebie
każdy członek Kościoła – „w umyśle swoim”. Lecz
pospolitym błędem jest stosowanie tej dobrej w znaczeniu
osobistym reguły względem całego zgromadzenia czy zebrania
badającego Biblię – usiłowanie zmuszenia wszystkich, aby doszli
to tego samego zdania odnośnie znaczenia Słowa Pańskiego. Właściwe
jest pragnienie, aby wszyscy mogli ujrzeć „okiem w oko”
[Izaj. 52:8], lecz nierozsądne jest spodziewanie się, że to
nastąpi, skoro wiemy, że wszyscy odpadli od doskonałości nie
tylko pod względem ciała, lecz i umysłu, i że
odchylenia te dotyczą różnych aspektów; przykładem tego mogą
być rozmaite kształty głów, jakie znaleźć można w każdej
grupie ludzi. Rozmaite rodzaje i stopnie wykształcenia są
również ważnymi czynnikami, które pomagają lub przeszkadzają
w osiągnięciu zgodnego poglądu.
Lecz
czy Apostoł nie daje do zrozumienia, że wszyscy mamy być jednego
zrozumienia i że wszyscy będziemy wyuczeni przez Boga tak, iż
wszyscy posiądziemy ducha zdrowego zmysłu oraz że powinniśmy
spodziewać się wzrastania w łasce i znajomości ku
wzajemnemu budowaniu się w najświętszej wierze? <str. 327>
Tak,
wszystko to jest prawdą; lecz nie jest powiedziane, że wszystko to
zostanie osiągnięte na jednym zebraniu. Lud Boży posiada nie tylko
różnie rozwinięte głowy i różni się doświadczeniem czy
wykształceniem, lecz w dodatku Nowe Stworzenia różnią się
wiekiem – jedni są niemowlętami, inni dziećmi, zaś inni osobami
dojrzałymi. Niech więc nas nie dziwi, że niektórzy w pojmowaniu
są powolniejsi od innych, a więc dłużej zajmuje im dojście
w swych umysłach do pełnego przekonania odnośnie niektórych
„głębokości Bożych”. Muszą oni pojąć rzeczy podstawowe –
że wszyscy byli grzesznikami, że Jezus Chrystus, nasz Przewodnik,
odkupił nas przez swą ofiarę dokonaną na Kalwarii, że znajdujemy
się teraz w szkole Chrystusowej, gdzie uczymy się
i przysposabiamy do Królestwa i naszej w nim służby,
i że do szkoły tej mają wstęp tylko ci, którzy wszystko
poświęcili dla Pana. Wszyscy muszą te rzeczy rozumieć oraz zawsze
i całkowicie się z nimi zgadzać, w przeciwnym
bowiem razie nie moglibyśmy takich osób uznać nawet za braterskie
niemowlęta w Nowym Stworzeniu; wszyscy jednak potrzebujemy
wzajemnej cierpliwości i wyrozumiałości dla odmienności
innych, a za tym wszystkim musi stać miłość, która pomnaża
każdą łaskę ducha, w miarę jak dochodzimy do jej pełni.
Wobec
powyższego, wszystkie pytania, wszystkie odpowiedzi – na
zebraniach, w których uczestniczy więcej osób – wszystkie
uwagi powinny odnosić się do wszystkich obecnych uczestników
(a nie do kogoś osobiście lub do pewnej liczby) i dlatego
winny być kierowane do przewodniczącego, który jest
przedstawicielem wszystkich, z wyjątkiem sytuacji, gdy
przewodniczący poprosi mówcę, aby zwrócił się do słuchaczy
i przemawiał wprost do zgromadzonych. Z tej też przyczyny
po wyrażeniu swego poglądu każdy powinien spokojnie wysłuchać
poglądów innych, a nie czuć się powołanym do debatowania
lub powtarzania swego już raz przedstawionego stanowiska.
Skorzystawszy z danej mu sposobności, każdy powinien położyć
ufność w Panu, by to On kierował, uczył i pokazywał
Prawdę, a nie nalegać na to, aby wszystkich zmusić do
rozumienia każdego zagadnienia tak, jak widzi je dana osoba, czy też
tak, jak się zapatruje na nie nawet większość. „Pod względem
podstaw – jedność, a pod względem rzeczy ubocznych –
życzliwość” – oto właściwa reguła, według której należy
postępować.
Zgadzamy
się jednak, że każdy element prawdy jest ważny i że
najmniejszy element błędu jest szkodliwy, że lud Pański powinien
modlić się i starać o jedność w znajomości,
<str. 328> ale nie możemy się spodziewać, że osiągniemy ją
przemocą. Jedność ducha względem pierwszych i podstawowych
zasad prawdy jest rzeczą najistotniejszą. Gdzie zaś ta jedność
jest utrzymywana, tam możemy być pewni, że wszystkich, którzy ją
posiadają, nasz Pan poprowadzi do wszelkiej prawdy, jaka jest na
czasie i jaka jest dla nas konieczna. I to właśnie
dlatego prowadzący trzodę Pańską potrzebują szczególnej
mądrości, miłości, siły charakteru i jasnego zrozumienia
Prawdy, by pod koniec każdego zebrania ten, który je prowadzi,
umiał podsumować omawiane świadectwa Pisma Świętego i pozostawić
umysły uczestników pod ich błogosławionym wpływem, wyrażając
się jasno, stanowczo, z miłością, lecz nigdy dogmatycznie,
chyba że chodzi o zasady podstawowe.
Posługi
pogrzebowe
Na
pogrzebach, kiedy między zgromadzonymi przyjaciółmi panuje poważne
skupienie – zimne i milczące ciało, zbolałe serca,
zapłakane oczy i oznaki żałoby – wszystko to pomaga
uzmysłowić sobie ogólną prawdę, że śmierć nie jest
przyjacielem ludzkości, lecz jej wrogiem. Takie okazje bardzo zatem
sprzyjają przedstawianiu Prawdy i powinny być wykorzystywane.
Wielu z tych, którzy obecnie interesują się „teraźniejszą
prawdą”, otrzymało pierwszy jasny jej przebłysk słuchając mów
pogrzebowych. Dodatkowo, w takich uroczystościach uczestniczy
i przysłuchuje się im wiele osób, które z powodu
uprzedzenia lub w obawie przed sprzeciwieniem się przyjaciołom
nie uczęszczają na normalne zebrania, gdzie przedstawiana jest
Prawda. Radzimy zatem, aby z takiej sposobności skorzystano tak
skutecznie, jak na to pozwolą okoliczności. Jeżeli zmarły był
osobą wierzącą, a jego rodzina się sprzeciwia, powinien był
wyrazić przedśmiertne życzenie, aby ktoś z przedstawicieli
Prawdy miał na jego pogrzebie mowę. Jeżeli zmarła osoba to
dziecko i oboje rodziców jest w Prawdzie, wtedy rzecz
byłaby jasna; lecz jeżeli jedno z rodziców jest przychylne,
a drugie przeciwne, wtedy odpowiedzialność w tej kwestii
spoczywałaby na ojcu, chociaż żona miałaby pełne prawo
przedstawić swemu mężowi swój pogląd na sprawę, a on
powinien poważnie rozważyć jej sugestie <str. 329> – nie
na tyle jednak, by zaniechać własnej odpowiedzialności przed
Bogiem jako głowa rodziny.
W wielu
małych zborach znajdują się bracia zdolni do przygotowania
interesującego i pożytecznego wykładu, odpowiedniego na taką
okazję, bez potrzeby korzystania z naszych lub czyichkolwiek
porad; lecz w większości małych grup poświęconych brak jest
szczególnych zdolności do wygłaszania takich mów i z tego
powodu chcielibyśmy zaproponować kilka sugestii odnośnie
pożytecznej metody przeprowadzania takich posług. Lepiej by było,
aby brat usługujący nie należał do bliskiej rodziny zmarłego.
Lecz gdyby nie było nikogo innego, to nie byłoby w tym nic
złego, gdyby usługiwał syn, mąż czy ojciec. Jeżeli usługujący
nie ma doświadczenia w publicznym przemawianiu i nie jest
dobrze zapoznany z przedmiotem, wtedy lepszym wyjściem dla
niego byłoby skorzystanie z poniższych sugestii i dostosowanie
ich do własnych potrzeb oraz do konkretnej sytuacji, jak też
zapisanie ich, tak by mógł je odczytać zebranym przyjaciołom.
Pismo powinno być bardzo wyraźne albo w formie maszynopisu;
treść powinna być uprzednio przeczytana głośno parę razy, aby
publiczny odczyt był płynny, wyraźny i zrozumiały.
Sugerujemy też, że gdyby się nie znalazł nikt z braci, kto
byłby zdolny do usłużenia przy takiej okazji, wtedy nie byłoby
niestosowne, aby mowę odczytała siostra, używając jakiegoś
nakrycia głowy.
Poniżej
zamieszczamy proponowany wzór porządku oraz przemówienia na
pogrzebie brata w Panu.
(1)
Możemy rozpocząć odśpiewaniem stosownego hymnu o powolnej
melodii np.: „Na opoce wieków” [PBT 251], „Bliżej przed
Pański Tron” [PBT 188], „Racz dać nam światło” [PBT 334],
„Wielu śpi, lecz nie na zawsze [PBT 169]” lub inne.
(2)
Gdyby w jakiejś rodzinie byli członkowie należący do
któregoś z kościołów innych wyznań i pragnęliby oni,
aby ich duchowny wziął udział w pewnej części posługi,
byłoby bardzo stosowne poprosić go, aby przeczytał kilka wersetów
z Pisma Świętego na temat zmartwychwstania <str. 330>
albo odmówił modlitwę lub też jedno i drugie. Jeżeliby
takiego życzenia nie było, można ominąć ten punkt (2) i zaraz
po śpiewie (1) przejść do mowy (3).
(3)
Proponowany wzór mowy pogrzebowej
Drodzy
przyjaciele! Zebraliśmy się tutaj, aby złożyć hołd pamięci
naszego przyjaciela i brata, którego ziemskie szczątki mamy
złożyć do grobu – proch do prochu, popiół do popiołu. Choć
faktem jest, że nie ma nic pospolitszego na świecie nad śmierć
i towarzyszące jej choroby, dolegliwości i zmartwienia,
tym niemniej jako ludzie myślący nie możemy przyzwyczaić się do
tak bolesnego rozrywania związków rodzinnych, więzów przyjaźni,
miłości, braterstwa. Choćbyśmy leczyli tę ranę na wszelkie
sposoby, nadal pozostanie bolesna, mimo że, jak oświadcza Apostoł,
jako chrześcijanie „nie smucimy się jako drudzy, którzy nadziei
nie mają” [1 Tes. 4:13]. Lecz cóż mogłoby być dzisiaj
stosowniejsze nad rozważenie tej dobrej nadziei, danej nam
w Ewangelii, jak balsam Gileadu, który najlepiej potrafi leczyć
nasze ziemskie zmartwienia.
Lecz
zanim zaczniemy zastanawiać się nad nadziejami wystawionymi przed
nami w Ewangelii – nadzieją powstania z umarłych,
nadzieją przyszłego życia w daleko szczęśliwszych warunkach
niż obecne – nasuwają się słuszne pytania: Dlaczego
potrzebujemy takiej nadziei? Dlaczego zamiast otrzymania nadziei
zmartwychwstania nie moglibyśmy raczej zostać uchronieni od
śmierci? Dlaczego Bóg pozwala nam żyć zaledwie kilka krótkich
dni lub lat pełnych cierpienia? Dlaczego następnie jesteśmy
„ścinani” jak więdnąca trawa? Dlaczego rozrywają się więzy
uczuć, a porządek domowy i rodzinny zostaje zniszczony
przez tego wielkiego wroga naszego rodzaju – śmierć, która
w ciągu minionych sześciu tysięcy lat pochłonęła, jak
obliczono, ponad pięćdziesiąt miliardów istnień ludzkich,
naszych braci według ciała – dzieci Adama? Dla myślących
umysłów nie ma bardziej interesujących pytań.
Niewiara
mówi nam, że będąc tylko najwyższym stopniem zwierząt, rodzimy
się, żyjemy i umieramy jak bezrozumne <str. 331>
zwierzęta i że nie możemy się spodziewać żadnego życia
w przyszłości. Lecz wzdrygając się na taką myśl
i jednocześnie nie mogąc dowieść własnym doświadczeniem,
że jest inaczej, my, jako dzieci Boże, usłyszeliśmy słowa
naszego Ojca, „głoszącego pokój przez Jezusa Chrystusa, naszego
Pana”. Poselstwo pokoju, które przynosi nam nasz drogi Odkupiciel
jako swoim naśladowcom, nie jest zaprzeczeniem faktów w tej
sprawie ani oświadczeniem, jakoby nie było ani boleści, ani
zmartwień, ani śmierci, lecz wręcz przeciwnie. On oświadcza: „Jam
jest zmartwychwstanie i żywot”. On mówi nam również, że
„wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos jego i wyjdą”.
Ach, jak słodkie jest dla nas owo zaprzeczenie tego, co mówi
niewiara! Przynosi ono nadzieję, a nadzieja przynosi pokój,
w miarę jak uczymy się poznawać i ufać Ojcu, jak
również i Synowi, którego słowa usłyszeliśmy i który
przeprowadza pełne łaski zamierzenia Ojca.
Lecz
jeżeli w ten sposób Pan obiecuje zmartwychwstanie i jeżeli
poselstwo zmartwychwstania przynosi pokój, wytchnienie i nadzieję,
czyż nie jest w dalszym ciągu właściwe pytanie, dlaczego Bóg
najpierw miałby podać człowieka na zniszczenie, a dopiero
później, wzbudzając go, powiedzieć do rodzaju ludzkiego słowami
psalmisty: „Nawróćcie się, synowie ludzcy” (Psalm 90:3)? Czyż
nie mógł ich zachować przy życiu? Czy nie mógł przeszkodzić
zmartwieniom, boleści i śmierci? Odpowiadamy, że Pismo
Święte, i tylko ono, daje nam wyjaśnienie obecnego stanu; nic
innego nie może nas oświecić w tym względzie nawet
w najmniejszym stopniu. Mówi nam ono, że Bóg początkowo
stworzył rodzaj ludzki doskonałym, prawym, na swoje wyobrażenie
i podobieństwo oraz że przez nieposłuszeństwo pierwsi nasi
rodzice odpadli od tego szlachetnego stanu i zostali poddani
karze za grzech, którą jest śmierć, i że ta kara za grzech,
jaka spadła na ojca Adama, obejmuje naturalną drogą cały jego
rodzaj. Rozpęd grzechu powiększał się z upływem pokoleń
i odpowiednio wzmagały się choroby, boleści i śmierć.
Wszystkich
nas źle uczono, że przekleństwem, czyli karą za grzech Adama mają
być wieczne męki; że my i cały rodzaj ludzki
odziedziczyliśmy tę nieopisaną karę jako rezultat grzechu
pierworodnego i że tyko ci, którzy <str. 332> stali się
naśladowcami Jezusa, ofiarowanymi świętymi, mogą uniknąć
wiecznych mąk. Lecz okazuje się, drodzy przyjaciele, że Słowo
Boże nie potwierdza tego nielogicznego, niesprawiedliwego
i nielitościwego planu i że Pismo Święte jasno
stwierdza coś wręcz przeciwnego – że karą za grzech jest
śmierć, że wieczne życie jest darem Bożym i że nikt nie
może otrzymać tego daru z wyjątkiem tych, którzy stali się
żywotnie połączeni z umiłowanym Synem Ojca. Stąd widzimy,
że niesprawiedliwi nie odziedziczą życia wiecznego, a zatem
nie mogą cierpieć wiecznej niedoli. Oświadczenie Pisma Świętego
jest bardzo jasne i bardzo słuszne: iż Bóg „wszystkich
niepobożnych wytraci” (Psalm 145:20).
Zauważmy,
jak jasno zostało to powiedziane ojcu Adamowi, kiedy był poddany
próbie – i właśnie w tamtym czasie i miejscu,
o wiele bardziej niż w jakimkolwiek innym, powinniśmy
szukać słów naszego niebiańskiego Ojca, aby się dowiedzieć,
z jaką karą wiąże się Jego słuszny gniew. Jest napisane,
że w raju Pan hojnie zaopatrzył naszych pierwszych rodziców
w różne życiodajne drzewa owocowe, a następnie wystawił
ich na próbę posłuszeństwa, zabroniwszy im spożywania,
kosztowania i nawet dotykania owocu jednego szczególnego
drzewa. I właśnie to nieposłuszeństwo stało się powodem
wygnania z raju, odebrania dostępu do drzew (sadu) żywota, co
stopniowo sprowadziło stan umierania, który nadal trwa, a nawet
się nasila; wszystkim nam bowiem wiadomo, że przeciętny wiek życia
ludzkiego jest obecnie daleko krótszy niż ojca Adama, który
„przeżył dziewięćset trzydzieści lat”.
Słowa
Pańskie wyrażone w 1 Księdze Mojżeszowej są następujące:
„Dnia, którego jeść będziesz z niego, śmiercią umrzesz”.
Tym „dniem”, jak apostoł Piotr nam wyjaśnia, był dzień
Pański, o którym mówi on: „Ale ta jedna rzecz niech wam nie
będzie tajna, najmilsi, iż jeden dzień u Pana jest jako
tysiąc lat”. I właśnie w ciągu tego „dnia” umarł
Adam, a nikt z jego potomstwa nie przeżył całego
tysiącletniego dnia. Boskie słowa potępienia po przestępstwie
Adama jasno wskazują, że nie miał On zamiaru skazywać na męki
swego stworzenia i że przekleństwo rozciągało się nie dalej
jak do zniszczenia obecnego życia i dodatkowych ucisków
związanych ze stanem umierania. <str. 333> Oto słowa Boże
wypowiedziane do Adama o przekleństwie: „W pocie oblicza
twego będziesz pożywał chleba, aż się nawrócisz do ziemi,
gdyżeś z niej wzięty; boś proch i w proch się
obrócisz” (1 Mojż. 2:17, 3:19; 2 Piotra 3:8).
Wielkim
na pewno powodem do radości jest zdanie sobie sprawy z faktu,
że straszna nauka o wiecznych mękach, które dotyczą nie
tylko naszych pierwszych rodziców, lecz przechodzą na cały ich
ród, na wszystkie ich dzieci, jest nauką fałszywą i pochodzi
nie z Biblii, lecz z „mroków średniowiecza”. Nie
znajduje się ona w tym oświadczeniu Pana w żadnym tego
słowa znaczeniu. Posłuchajmy wyjaśnienia apostoła Pawła odnośnie
tej sprawy, a owo wyjaśnienie zgadza się najzupełniej z tym,
co podaje 1 Księga Mojżeszowa. Mówi on: „Przetoż jako przez
jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech
śmierć [jako skutek grzechu], tak też na wszystkich ludzi śmierć
przyszła, ponieważ wszyscy zgrzeszyli” – Rzym. 5:12. Czyż może
być coś bardziej sensownego i zadowalającego niż to Boskie
wyjaśnienie śmierci? Że jest ona rezultatem grzechu, że nasz
ojciec Adam, będąc wystawiony na próbę, przez nieposłuszeństwo
stracił wszystkie swoje prawa i przywileje i został
poddany temu przekleństwu choroby, bólu, zmartwień, kłopotów
i śmierci oraz że my, nie będąc poddani żadnej próbie
(bezużytecznym byłoby poddawać próbie nas, którzy
odziedziczyliśmy skłonności do grzechu i słabości),
jesteśmy uczestnikami tego samego Boskiego wyroku przeciwko
grzechowi – to znaczy śmierci – i że jako rodzaj ludzki
staczamy się stopniowo w przepaść słabości, chorób,
boleści i zmartwień – aż do grobu.
To
wyjaśnienie jest zadowalające dla naszego intelektu i uzasadnia,
dlaczego nawet niemowlę, choćby żyło tylko godzinę, dzień,
tydzień czy miesiąc, staje się uczestnikiem boleści i śmierci
na równi z tymi, którzy żyją kilka lat dłużej i osobiście
biorą udział w przestępowaniu prawa sprawiedliwości.
„W nieprawości jestem poczęty, a w grzechu poczęła
mnie matka moja” – oświadcza na ten temat Pismo Święte.
„Wszyscy zgrzeszyli i nie dostaje im łaski Bożej.”
Lecz
gdzie jest nadzieja? Jaka jest rada na tak smutny stan rzeczy? Co da
się zrobić dla tych, którzy teraz na całym świecie cierpią,
boleją i umierają i co można uczynić dla pięćdziesięciu
miliardów, które już stały się więźniami <str. 334>
śmierci? Odpowiadamy, że oni sami z pewnością nic nie mogą
dla siebie zrobić. Sześć tysięcy lat ludzkich usiłowań, by
podźwignąć się z choroby, boleści i śmierci, jest bez
wątpienia dowodem na zupełną bezpodstawność tego rodzaju
nadziei. Ci, którzy chcą kierować się nadzieją, muszą to czynić
przez spoglądanie ku Panu, ku Bogu naszego zbawienia. On zamierzył
zbawienie, a Biblia jest objawieniem chwalebnego planu wieków,
który Bóg wykonuje stopniowo i po kolei. Pierwszym krokiem
było odkupienie, tj. zapłacenie kary za nasze grzechy – kary
śmierci. Została ona zapłacona przez naszego Pana, Jezusa, który
„umarł – sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby nas przywiódł
do Boga”. Nikt z potępionej ludzkości nie mógł zbawić
nawet samego siebie i dlatego, jak prorok wykazuje, „brata
swego nikt żadnym sposobem nie odkupi ani może dać Bogu okupu jego
zań” [Psalm 49:8]. Lecz skrajna niedola ludzka stała się dla
Boga sposobnością i posłał On Jezusa, który dał za nas
swoje niezepsute życie, życie, które było „święte,
niepokalane, odłączone od grzeszników”, odłączone od
umierającej ludzkości. To życie Bóg przyjmuje jako równoważną
cenę znoszącą potępienie życia ojca Adama i stąd korzyści
dla wszystkich nas, którzy jesteśmy dziećmi Adama, ponieważ nie
zostaliśmy potępieni z powodu naszej własnej winy, lecz
„przez nieposłuszeństwo jednego człowieka”; z tej
przyczyny Bóg może być sprawiedliwy, a jednocześnie może
uwolnić nas przez posłuszeństwo i okup jednego – Jezusa
Chrystusa, naszego Pana; to o Nim pisze Pismo Święte: „Który
siebie samego złożył jako okup za wszystkich, aby o tym
świadczono we właściwym czasie” – 1 Tym. 2:6 (NB).
Zauważmy
przy okazji, drodzy przyjaciele, że nasz Pan, Jezus, nie odkupił
jedynie Kościoła, lecz jak Pismo Święte wyraźnie oświadcza: „On
jest ubłaganiem [zadośćuczynieniem] za grzechy nasze [za grzechy
Kościoła]; a nie tylko za nasze, ale też za grzechy
wszystkiego świata” – 1 Jana 2:2. Tu, dzięki Bogu, mamy
podstawę dla dobrej nadziei, która, jak Apostoł mówi, sprawia, że
możemy smucić się nie jak inni, którzy nadziei nie mają albo też
mają nadzieję słabą, nieopartą na wyraźnych oświadczeniach
Słowa Bożego.
Ktoś
jednak powie: Jezus umarł dawno temu, dlaczego więc grzech i śmierć
wciąż jeszcze panują i pochłaniają ludzką rodzinę?
Odpowiadamy, że Bóg zwlekał z posłaniem <str. 335>
ofiary przez cztery tysiące lat i nadal jeszcze zwleka
z zesłaniem zapewnionego przez tę ofiarę błogosławieństwa,
które musi ostatecznie nastąpić i które na pewno nastąpi
w Boskim „właściwym czasie”. Powód zwłoki, jak wyjaśnia
Pismo Święte, jest dwojaki:
Po
pierwsze, dozwolić, aby narodziła się dostateczna ilość rodzaju
ludzkiego, odpowiednia do zapełnienia, czyli zaludnienia całej
ziemi, wtedy gdy zostanie ona doprowadzona do doskonałości Edenu
i kiedy cała stanie się Boskim rajem przywróconym na większą
i wspanialszą skalę. W ciągu obecnego czasu ludzie
otrzymują pewną dozę doświadczenia co do grzechu i śmierci
oraz część bardzo ważnej nauki, a mianowicie nauki o ogromie
grzeszności grzechu i o tym, jak wielce jest on
niepożądany. Jak tylko nadejdzie Pański czas, a wierzymy, że
jest on bliski, spełni On swą obietnicę i ustanowi swoje
Królestwo na świecie, a ono zwiąże Szatana i ukróci
wszelką moc i wpływy, które obecnie sprzyjają grzechowi
i śmierci, oraz spowoduje, że znajomość Pańska napełni
całą ziemię. Tym sposobem Chrystus będzie błogosławił rodzaj
ludzki i podźwignie go stopniowo ku wspaniałej doskonałości,
w jakiej był stworzony na wyobrażenie Boże ukazane w Adamie.
Ten okres błogosławieństwa zwie się Tysiącletnim Królestwem
i to o nie Pan nauczył nas modlić się: „Przyjdź
królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na
ziemi”. Cały ten tysiącletni dzień błogosławieństwa
i restytucji konieczny będzie dla ustanowienia na ziemi
sprawiedliwości na trwałych podstawach, dla wypróbowania całej
ludzkości – dla przekonania się, kto z ludzi przez
posłuszeństwo Chrystusowi okaże się godnym żywota wiecznego;
a jeżeli ktoś, posiadając pełną świadomość, będzie
wolał czynić grzech, taki zostanie skazany na „wtórą śmierć”,
na „wieczne odtrącenie od obliczności Pańskiej i od chwały
mocy jego”. Błogosławieństwa Tysiąclecia będą udziałem nie
tylko 1,6 miliarda żyjących obecnie ludzi, lecz także
pięćdziesięciu miliardów tych, którzy znaleźli się w grobie,
w więzieniu śmierci, z którego Pan nasz, Jezus, ich
zawoła, by korzystali ze sposobności Jego Królestwa, jak sam
oświadcza: „Ja mam klucze piekła i śmierci” (Obj. 1:18).
<str. 336>
Po
drugie, drodzy przyjaciele, Pan zwlekał z zesłaniem ogólnego
błogosławieństwa i sposobności dla świata od czasu, jak
nasz Pan nas odkupił w tym celu, aby w ciągu obecnego
Wieku Ewangelii mógł wybrać spośród rodzaju ludzkiego tych,
których odkupił, tj. „maluczkie stadko”, klasę „wybranych”,
uczniów, naśladowców, uświęconych, świętych. Szuka On więc
„ludu szczególnego”, „królewskiego kapłaństwa”, aby
uczestniczyli z Nim w tysiącletnim Królestwie – nie po
to, by mieli udział wraz ze światem w jego restytucji
ziemskiego stanu, choć będzie on doskonały, wspaniały
i chwalebny, nie do rajskiego domu Eden, choć będzie on bardzo
pożądany – lecz do jeszcze większej łaski, by stali się
podobnymi do swego Pana jako istoty duchowe, uczestnicy boskiej
natury daleko wyższej od aniołów, zwierzchności i państw
oraz do uczestnictwa w Jego chwale. Jak cudowna jest ta
nadzieja, jakim natchnieniem przejmuje serce każdego, kto usłyszał
to zaproszenie, kto stał się uczniem, naśladowcą Jezusa i stara
się postępować Jego śladami, za Jego przykładem! O! Jak
wielkim błogosławieństwem będzie otrzymanie takiej chwały, czci
i nieśmiertelności, jakie są obiecane Kościołowi przy
„pierwszym zmartwychwstaniu”; jak wielki to przywilej
uczestniczyć z naszym Panem w rozdawaniu Bożych łask
całemu wzdychającemu stworzeniu i zapraszaniu tych, którzy
pragną przyjść do wody żywota i czerpać ją darmo! Zaiste,
w Królestwie duch i Oblubienica powiedzą: „Przyjdź”
(wtedy bowiem już będzie Oblubienica, gdyż wesele Baranka będzie
miało miejsce przy końcu obecnego Wieku Ewangelii). „Kto chce,
niech bierze wodę żywota darmo” – Obj. 22:17. Czy nie są to
dwa słuszne powody, dla których Bóg zwlekał z udzieleniem
błogosławieństwa od czasu dokonania na Kalwarii ofiary odkupienia?
Z pewnością możemy radować się z tej zwłoki
i z wynikającej dla nas sposobności, że możemy być
powołani oraz uczynić nasze powołanie i wybranie pewnym.
Tak,
drodzy przyjaciele, można pokrótce przedstawić chwalebną
nadzieję, która pobudzała naszego drogiego brata, którego pamięć
dzisiaj czcimy. Te nadzieje były kotwicą jego duszy i uzdalniały
go do mocnego stania po stronie Pana i do jednoczenia się
w swym losie z tymi, którzy wyznają Mistrza i idąc
za Nim, starają się codziennie nieść swój krzyż. Posiadał on
<str. 337> szlachetne cechy, które bez wątpienia zauważyło
wielu spośród was, ale nadziei i radości związanych z jego
przyszłym dziedzictwem nie opieramy na założeniu, że był on
doskonały, lecz na przekonaniu, że Jezus Chrystus był jego
doskonałym Odkupicielem, a on Mu zaufał. A ktokolwiek Mu
zaufał, nigdy nie będzie zawstydzony i ostatecznie okaże się
zwycięzcą. Niewątpliwie nasz drogi brat posiadał cenne przymioty,
które wszyscy moglibyśmy naśladować, ale nie musimy kierować się
wzorem ziemskim. Sam Bóg dał nam w swym Synu chwalebny
przykład, który my wszyscy, tak jak to robił nasz drogi brat, mamy
starać się naśladować. Nie powinniśmy patrzeć na siebie
nawzajem, ale na doskonały wzór, Jezusa. Dobrze czynimy, nie
patrząc na naturalne wady, które wskutek upadku posiada cała
ludzkość, i pamiętając, że w przypadku naśladowców
Pana są one wszystkie przykryte szatą Jego sprawiedliwości, tak że
są oni uczestnikami „łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym”.
Wreszcie,
drodzy przyjaciele, wyciągajmy lekcje z krótkotrwałości
obecnego życia; i choć Bóg ma w zapasie wielkie
błogosławieństwa dla świata, my, którzy już słyszeliśmy
o Jego łasce i zbawieniu w Jezusie, mamy szczególne
przywileje, szczególne sposobności i równie szczególną
odpowiedzialność w związku z naszą znajomością. Jak
Apostoł oświadcza: „Ktokolwiek ma tę nadzieję w nim,
oczyszcza samego siebie, jako i on czysty jest” [1 Jana
3:3]. Jeżeli spodziewamy się być z Panem, brać udział
w Jego chwale i uczestniczyć w Jego dziele
w przyszłości, to wiemy, że ma to oznaczać, iż charakter
nasz musi się zmienić, że nasze serca muszą być odnowione, że
względem Boga musimy stać się nie tylko czystymi w sercu, to
jest w myślach, woli i zamiarach, lecz na ile to tylko
możliwe, także w słowach i w uczynkach, na ile
tylko nowa wola jest zdolna panować w różnych okolicznościach
nad naszym ciałem, niedoskonałym wskutek upadku. Mamy pamiętać
nie tylko o tym, aby trwać w Jezusie i pozostawać
przykrytymi szatą Jego zasługi, lecz również w coraz
większym stopniu pielęgnować w sercach dary Jego ducha;
wielką pomoc w tym względzie stanowią dobre postanowienia.
Postanówmy więc od nowa w tej uroczystej chwili, mając na
względzie owe poważne, lecz i pełne radości myśli, że
będziemy się odtąd starali wierniej postępować <str. 338>
śladami Mistrza i zezwalać, by światło Jego Prawdy i łaski
jaśniało coraz bardziej w naszym życiu. Starajmy się, aby
każdego dnia naszego życia świat, w którym żyjemy, mógł
się stawać lepszy i szczęśliwszy i abyśmy, na ile to
możliwe, wielbili Boga w naszym ciele i duchu, które
należą do Niego. Amen.
(4)
Po wykładzie może nastąpić modlitwa, która powinna zostać
odmówiona przez samego mówcę lub przez jakiegoś brata
kompetentnego w Prawdzie. Żaden obcy duchowny nie powinien być
powoływany do modlitwy po takiej przemowie. Można być w miarę
pewnym, że jego modlitwa zwracałaby się raczej do ludzi niż do
Boga, z zamiarem zniszczenia w umysłach słuchaczy
jakiegokolwiek dobrego skutku spowodowanego przez wykład.
W modlitwie należy szczególnie podziękować Panu za Jego
łaski w Jezusie Chrystusie i prosić o Jego
błogosławieństwo dla wszystkich obecnych, a szczególnie dla
pozostałych z rodziny, pogrążonych w żałobie.
(5)
Nabożeństwo powinno być stosownie zakończone jedną lub dwiema
zwrotkami odpowiedniej pieśni, jakie poprzednio zaproponowaliśmy.
(6)
Na miejscu pochówku, po spuszczeniu trumny do grobu, zalecamy
jedynie kilka słów modlitwy.
Zmiany
w przemówieniu w zależności od okoliczności
Mowa
powyższa mogłaby oczywiście być odpowiednia w przypadku
zmarłej siostry, jeśli słowo „brat” zastąpimy słowem
„siostra”. W przypadku pogrzebu osoby ze świata lub osoby,
która nie wyznawała zupełnego poświęcenia Panu, należałoby
zrobić kilka zmian w miejscach, na które kompetentny mówca
z łatwością zwróci uwagę.
W razie
śmierci dziecka, bez względu na to, czy wierzących, czy
niewierzących rodziców, przemówienie może być odpowiednio
zmienione; zmarłego można określić jako: „naszego młodego
przyjaciela [lub przyjaciółkę], który nie zdążył stać się
mężczyzną (kobietą), a który został ścięty sierpem
ponurego żniwiarza śmierci”; jeżeli to było niemowlę, można
by użyć wersetu: „Zawściągnij głos twój od płaczu, a oczy
swe od łez, bo będziesz miała zapłatę za pracę swoją, mówi
Pan, <str. 339> że się nawrócą z ziemi
nieprzyjacielskiej” – Jer. 31:15 17. W takim przypadku
stosowne byłoby podkreślenie niezaprzeczalnego faktu, że dzieci
w młodocianym wieku nie mogły popełnić grzechu na śmierć
i że przez to potwierdza się orzeczenie Pisma Świętego, iż
przez nieposłuszeństwo jednego człowieka, a nie przez
powszechne nieposłuszeństwo grzech wszedł na świat wraz ze
śmiercią, która jest jego wynikiem czy też spowodowaną przez
niego karą.
Dziesięciny,
zbiórki pieniędzy itd.
O ile
wiemy, żadne ze gromadzeń ludu Bożego „tej drogi” (Dzieje Ap.
22:4) nie urządza publicznych zbiórek pieniędzy. Od początku
zalecaliśmy, by unikać publicznych zbiórek pieniędzy, nie
dlatego, żebyśmy wierzyli, iż jest w tym cokolwiek grzesznego
ani też dlatego, że potępia to Pismo Święte, lecz z tego
powodu, że kwestia pieniędzy jest tak bardzo podkreślana w całym
chrześcijaństwie przez wszystkie denominacje, iż naszym zdaniem
zupełne jej unikanie przyczyniłoby się do chwały Bożej. Ludzie,
od których przez całe życie domagano się pieniędzy, zaczynają
obecnie zdawać sobie sprawę, że większość kazań, nauczania
itd. jest wykonywana dla zysku, nawet jeżeli nie jedynie i głównie,
to w znacznej mierze.
Pismo
Święte oświadcza, że większość wiernych Pańskich wywodzić
się będzie z biednych tego świata, a potwierdza to
również nasze doświadczenie – że niewielu jest bogatych,
wielkich, niewielu zacnego rodu, lecz Bóg głównie „obrał
ubogich na tym świecie, aby byli bogatymi w wierze” [Jak.
2:5]. Niektórzy spośród nich, gdy przychodzą na zebrania, na
których zalecana jest „teraźniejsza prawda”, z pewnością
odczuwają ulgę, gdyż nie ma tam światowego ducha zgarniania
pieniędzy i przynajmniej w niektórych przypadkach
zachęciło ich to do Prawdy. Ci, których oczy zostały otwarte na
światło „teraźniejszej prawdy”, zapałali gorliwością
i energią do służenia Prawdzie, a ich pragnienie
przyświecania światłem na chwałę Ojca i Syna stało się
tak wielkie, że wielu obojętnych chrześcijan skłonnych jest
pytać: Jaka kieruje nimi pobudka? Jaki jest tego cel? Czy otrzymasz
jakąś zapłatę albo uzyskasz jakieś inne korzyści, jeśli uda ci
się <str. 340> mnie zainteresować, skoro gotów jesteś
pożyczyć mi książki albo poświęcić swój czas na próbę
zwrócenia mojej uwagi na te biblijne tematy stosownie do twojego ich
postrzegania? Przychodząc na zebrania i widząc, że zwykłe
zbiórki pieniężne i natrętne nawoływania o pieniądze
nie istnieją, owi poszukujący Prawdy zostają całkowicie
przekonani, że to miłość do Pana, do Jego Prawdy i do Jego
stadka natchnęła ten wysiłek przybliżenia im Prawdy. Choć
skłonni są do częściowego uprzedzania się względem Prawdy, to
jednak takie przejawy szczerości i pobożnego ducha uczynności
i szczodrobliwości dowodzą same przez się, że wypływają
z ducha Pańskiego, z ducha miłości.
Lecz
choć popieramy tę zasadę i zalecamy ją wszędzie z całego
serca wszystkim z ludu Pańskiego, to z drugiej strony
naszym obowiązkiem jest zwrócenie uwagi na fakt, że chociaż
w chwili przyjęcia przez Pana i poświęcenia ktoś mógł
być zły, samolubny i skąpy, to jednak bez odniesienia
w znacznym stopniu zwycięstwa nad swym samolubnym usposobieniem
nie mógłby być zaliczany do „Kościoła pierworodnych, którzy
są zapisani w niebiosach” [Hebr. 12:23 BT] i kojarzony
z Panem, Głową tego Kościoła. Wiemy dobrze, że samolubstwo
i skąpstwo są obce duchowi naszego niebiańskiego Ojca
i naszego Pana, Jezusa, muszą więc też być obce wszystkim,
którzy mają zostać ostatecznie uznani za dzieci tego Ojca,
a wszyscy muszą posiadać to rodzinne podobieństwo, którego
główną cechą jest miłość – życzliwość. Jeżeli na skutek
dziedziczenia, złego otoczenia lub wychowania, w śmiertelnych
ciałach tych, którzy zostali przyjęci na próbnych członków
Nowego Stworzenia, rozwinął się duch skąpstwa, to wkrótce będą
musieli oni w tym względzie prowadzić walkę. Jak oświadcza
Apostoł, zmysł ciała będzie walczył przeciw zmysłowi ducha,
Nowemu Stworzeniu, a zmysł Nowego Stworzenia musi odnieść
zwycięstwo, jeśliby chciało ono ostatecznie osiągnąć upragnione
miejsce między zwycięzcami. Samolubstwo i skąpstwo mają być
zwyciężane; pobożność, hojność i szczodrobliwość tak
serca, jak i uczynku, mają być starannie pielęgnowane. Choć
może ci, którzy są tak usposobieni, będą musieli do samej
śmierci <str. 341> walczyć z ciałem, to jednak nie może
być tutaj żadnej wątpliwości co do postawy umysłu, czyli nowej
woli, a ci, którzy znają ich dobrze, na pewno dostrzegą w ich
postępowaniu dowody zwycięstwa nowego umysłu nad cielesnością
i samolubstwem.
Mimo
zachęty do unikania zbiórek pieniędzy oraz wszelkich finansowych
kwestii podczas zgromadzeń Kościoła, nie jest naszym zamiarem
zniechęcanie do dawania. Na ile zauważyliśmy, ci, którzy dają
Panu najobficiej, z całego serca, najchętniej, są najbardziej
błogosławieni przez Niego w sprawach duchowych. Należy
zwrócić uwagę, że wyrażenia „ochotnego dawcę Bóg miłuje”
[2 Kor. 9:7] nie stosujemy wyłącznie do darów pieniężnych;
zawierają się w nim bowiem wszystkie dary i ofiary, jakie
Pański lud ma przywilej składać na ołtarzu ofiarnym, a które,
jak Bóg nas powiadamia, z upodobaniem przyjmuje On przez
zasługę naszego drogiego Odkupiciela. Rzeczywiście, jeśli
kiedykolwiek i gdziekolwiek pytano nas: Czy lepiej byłoby, abym
zajął się daną dziedziną pracy zarobkowej i dzięki niej
mógł oddać więcej środków wypracowanych swymi rękami i umysłem
na szerzenie Prawdy, czy też raczej powinienem poprzestać na
skromniejszych możliwościach usługiwania w ten sposób,
przyjmując inny kierunek, który umożliwiłby mi poświęcenie
więcej swego czasu i osobistych talentów dla dobra Prawdy i na
jej głoszenie wśród przyjaciół, sąsiadów itd.? – wówczas
odpowiedzią naszą zawsze było, że powinniśmy wziąć pod uwagę,
iż czas i wpływ poświęcone na służenie Prawdzie są
bardziej cenione w oczach Pana niż dary pieniężne.
Stąd,
gdyby ktoś posiadał zdolności do przedstawiania Prawdy
i jednocześnie talent do uczciwego zarabiania pieniędzy, radą
naszą byłoby, żeby z talentu zarabiania pieniędzy korzystał
jedynie w ograniczonym stopniu, aby móc poświęcić jak
najwięcej czasu, uwagi i energii na wykorzystanie swego talentu
wyższego rzędu na służenie Prawdzie. Stosuje się to też
w znacznym stopniu do służenia Prawdzie poprzez słowo
drukowane, kolportaż itp.
„Szczęśliwsza
jest rzecz dawać, aniżeli brać” [Dzieje Ap. 20:35] – oto
pewnik, <str. 342> prawdziwie doceniany przez lud Pański,
przez tych, którzy osiągnęli pewien stopień rozwoju Bożego
podobieństwa. Bóg jest wielkim dawcą – On daje ustawicznie. Całe
stworzenie we wszystkich swych przejawach jest wynikiem tej
szczodrobliwości ze strony Boga. On dał swego jednorodzonego Syna,
wraz z życiem, przyjemnościami i błogosławieństwami
wynikającymi z bliskiego z Nim obcowania. On dał
niezliczone błogosławieństwa anielskim synom Bożym. On obdarzył
nasz rodzaj w osobie Adama błogosławieństwem życia
i obfitymi błogosławieństwami tego świata, które budzą
podziw nawet w swym obecnym upadłym i zdegradowanym
stanie. On nie tylko wyposażył nas w zmysły, za pomocą
których możemy na przykład odczuwać przyjemne zapachy, smaki,
zauważać piękne kolory i ich kombinacje itp., lecz także
wspaniale i szczodrze wyposażył naturę tak, by zaspokajała
te doznania – w owoce, kwiaty, w klejnoty czy gwieździste
niebo; hojnie udzielił On swych szczodrobliwych darów ziemskiemu
człowiekowi.
Gdy
zaś rozważamy błogosławieństwa, które Bóg zachował dla
„maluczkiego stadka” Nowego Stworzenia, jak zostało nam to
objawione w Jego Słowie, potwierdzamy, że są one niezmiernie
obfite i przewyższają wszelkie nasze prośby i myśli.
„Oko nie widziało i ucho nie słyszało, i na serce
ludzkie nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy go miłują;
ale nam to Bóg objawił przez Ducha swojego” [1 Kor. 2:9 10].
Przeto szczodrobliwość, czyli dawanie, dopomaganie, błogosławienie
innych jest częścią podobieństwa do Boga. Cóż więc dziwnego,
że powinniśmy doceniać bardziej dawanie niż przyjmowanie?
W miarę
jak uczymy się doceniać rzeczy duchowe oraz w miarę jak
osiągamy społeczność z Bogiem i stajemy się
uczestnikami Jego ducha, i na ile ten duch miłości,
szczodrobliwości i wspaniałomyślności jest rozlany w naszych
sercach, na tyle znajdujemy przyjemność w czynieniu dobrze
wszystkim, a szczególnie domownikom wiary. Miłość w nas,
tak jak i w naszym Ojcu Niebieskim, nie stara się
wyłącznie o swe własne korzyści i powodzenie, lecz
ustawicznie czuwa, starając się dostrzec, jakie błogosławieństwa
mogą zostać udzielone i innym, w jaki sposób życie
innych można <str. 343> rozjaśnić i rozweselić, w jaki
sposób mogą być oni pocieszani w swych smutkach i wspomagani
w swych potrzebach. To właśnie w miarę jak rozlewa się
w nas ten nowy zmysł, w miarę jak przemieniamy się przez
odnowienie naszych umysłów i przemieniani bywamy z chwały
w chwałę, zaczynamy doceniać to wielkie przyszłe dzieło,
które Bóg dla nas nakreślił – dzieło błogosławienia
wszystkim narodom ziemi, na wzór Boży, bycia Jego przedstawicielami
w podziale obfitych niebieskich błogosławieństw, jakie
przygotował On dla wszystkich, którzy osiągną harmonię z Nim.
Nowe Stworzenia odkrywają zatem, że w miarę swego wzrastania
w łasce, choć nadal doceniają obietnice osobistej chwały,
zaczynają myśleć szczególnie o przywilejach, jakie otrzymają
w ramach współdziedzictwa ze swym Panem, o usługiwaniu
w restytucji – wraz ze wszystkimi łączącymi się z nią
rozlicznymi błogosławieństwami – nędznemu wzdychającemu
stworzeniu, podnosząc wszystkich tego pragnących do doskonałości
ludzkiej, od której wszyscy odpadli w Adamie.
Kiedy
w obecnym czasie wzrasta w sercach naszych ten duch
miłości, owo pragnienie dawania, pragnienie dopomagania innym,
prowadzi nas to nie tylko do myślenia o innych z hojnością,
lecz również do hojności postępowania – do chętnego
ofiarowania naszego czasu i wpływu dla dobra innych, aby tak
jak my, także i oni mogli być błogosławieni światłem
„teraźniejszej prawdy”. I choćbyśmy nie mieli zdolności
do nauczania i wykładania, ten sam duch każe nam starać się
spożytkować nasz talent posiadanego czasu i okazji na
rozdawanie broszurek itp. z dodaniem choćby kilku odpowiednich
słów od siebie. Duch ten prowadzi nas dalej, jeżeli posiadamy
talenty finansowe – do użycia ich w służbie Pańskiej dla
szerzenia Ewangelii. Rzeczywiście wierzymy, że zarówno kiedyś,
jak i dzisiaj, Pan ceni ducha biednej wdowy, która wrzuciła
dwa pieniążki do skarbnicy Pańskiej i okazała zaparcie się
siebie choć przez tak małą ofiarę, co jak Pan oświadcza,
sprawiło, że w Jego oczach, a zatem i w oczach
Ojca, uznana została za dawcę najwyższego rodzaju – według Jego
własnego serca: „Ta z niedostatku swego wszystką żywność,
którą miała, wrzuciła” (Łuk. 21:4). Na swój sposób udzieliła
się więc dla ogólnej sprawy, bardzo podobnie do tego, <str.
344> jak czynił to sam Pan. On dał nie tylko środki materialne,
lecz oddawał swe własne życie, każdego dnia, każdej godziny
służąc innym, aż wreszcie na Kalwarii w najpełniejszym tego
słowa znaczeniu dokończył tego dzieła.
Zastanowiło
nas, dlaczego nasz Pan nie dał biednej wdowie w jakiś sposób
do zrozumienia, że uczyniła ona więcej, niż było jej
obowiązkiem, że posiadając tylko dwa pieniążki, powinna była
oba, a przynajmniej jeden, zachować na swe własne potrzeby.
Gdyby ktoś inny niż Pan czy jeden z apostołów, zauważywszy
ten czyn, pochwalił go bez słowa przestrogi pod tym względem,
czulibyśmy, że mamy prawo udzielić takiej przestrogi. Sądzimy
jednak, że z reguły niewiele osób potrzebuje przestrogi, gdy
chodzi o zadbanie o samego siebie. Bardzo mało jest
takich, których trzeba ostrzegać, by nie oddawali wszystkich swoich
środków utrzymania. Bywają czasem tacy, lecz jesteśmy pewni, że
jak stało się z biedną wdową, tak byłoby i z tymi
nielicznymi osobami – Pan wynagrodziłby im w jakiś sposób
to, co uważalibyśmy za ich zbytnią szczodrobliwość. Pewni
jesteśmy, że lepiej jest, aby ktoś błądził w swej zbyt
wielkiej szczodrobliwości niż przeciwnie. „Niejeden udziela
szczodrze, a wżdy mu przybywa [jeżeli nie nastąpi to
w sprawach materialnych, niezawodnie będzie tak w rzeczach
duchowych], a drugi skąpi więcej, niż trzeba [ci, którzy
zbyt dbają o siebie, są zbyt ostrożni, skąpi, zbyt
zachowawczy], a wżdy ubożeje [niekiedy pod względem
materialnym, lecz na pewno zawsze duchowo]” – Przyp. 11:24.
Ponieważ
Pan nie ustanowił dla swego ludu żadnej reguły co do
szczodrobliwości, lecz pozostawił tę sprawę w gestii tych,
którzy wszystko Mu ofiarowali, najwyraźniej jest Jego zamiarem, by
ich poświęcenie było mierzone na podstawie ich dalszego
postępowania – ich ofiar, ich zaparcia samego siebie. Wobec tego,
każdemu nasuwa się to słuszne pytanie: Ile swego czasu, wpływu
i swych pieniędzy powinienem oddawać Panu? Odpowiadamy, że
jeżeli pytanie to stawia ktoś, kto poświęcił się zupełnie
<str. 345> i stał się Nowym Stworzeniem, to odpowiedź
może być tylko jedna: Nie ma on nic do oddania, gdyż już dał
Panu wszystko, co posiada. Jeżeli zaś coś zatrzymał, to znaczy,
że nie uczynił zupełnego poświęcenia i może być pewny, że
nie został w pełni przyjęty przez Pana.
Lecz
jeśli przyznajemy, że oddaliśmy Panu wszystko, to w jaki
sposób mamy określić wolę Bożą względem wykorzystania tego, co
daliśmy? Odpowiadamy, że każdy powinien uważać się za
ustanowionego przez Pana szafarza swego własnego czasu, wpływu
i pieniędzy i że każdy powinien się starać, by używać
tych talentów, jak najlepiej umie, na chwałę Mistrza. A ponieważ
ma on przywilej przystępu do tronu łaski, to znaczy, że jeżeli ma
wątpliwości co do sposobu wykorzystywania tych zdolności, to może
prosić Boga, który szczerze udziela mądrości proszącemu, a nie
wymawia. Kierowany tą mądrością pochodzącą z góry oraz
w miarę systematycznego wzrostu swej miłości i gorliwości
względem Pana poprzez poznanie Prawdy i osiągnięcie jej
ducha, zauważy, że oddawać będzie coraz więcej czasu, coraz
więcej swego wpływu i coraz więcej środków, jakie posiada,
na usługiwanie Prawdzie; będzie on w dodatku myślał, w jaki
sposób ograniczyć osobiste i rodzinne zobowiązania, by móc
zwiększyć swe dary i ofiary.
Jak
wiadomo, Bóg ustanowił u Żydów system dziesięcin, według
którego dziesiąta część wypracowanych bogactw, czy to ze zboża,
jarzyn, stada albo z trzody lub pieniędzy, była odkładana na
cele święte, jako własność Pańska, i miała być
wykorzystana tylko na takie święte sprawy. Lecz było to tylko
zarządzenie dla „domu sług”. Pan pozostawił „dom synów”
bez żadnego takiego prawa czy przepisu. Czy można stąd wnioskować,
że spodziewa się mniej od synów niż od sług? Z pewnością
nie. Syn, którego sprawy ojca obchodziłyby mniej niż sługę,
byłby niegodny być synem i niezawodnie przestałby nim być;
znalazłby się bowiem ktoś inny, posiadający więcej prawdziwego
synowskiego ducha. Co do „domu synów”, to nie tylko dziesiąta
część, lecz wszystko jest poświęcone, ofiarowane i wszystko
ma być użyte <str. 346> stosownie do sytuacji jako ewentualna
usługa dla Pana i Jego sprawy. I w taki właśnie
sposób mamy ciągle postępować, składając w służbie dla
Prawdy nasze życie i wszystko, co posiadamy*.
*
Zobowiązania poświęconych względem ich rodzin oraz to, jak mają
się one do oddawania wszystkiego Panu, rozpatrywane są w Wykładzie
XIII.
Apostoł
zwraca na to naszą uwagę w Liście do Filipian, w którym
zapewnia ich, że ich dobrowolne dary były zarówno użyteczne, jak
i zostały docenione, dodając: „Nie dlatego, że pragnę
daru, lecz pragnę owocu, który wzrasta na wasze dobro” (Filip.
4:17 BT). Wiedział on, że jeśli tylko zostali spłodzeni z ducha
świętego, ujawnią się w nich owoce dobrych uczynków
i szczodrobliwości, a im więcej ich będzie, tym większe
będzie miał dowody ich duchowego wzrostu, którego pragnął
najbardziej. Tak jest i dzisiaj. Pan powiadamia nas, że całe
złoto i srebro oraz bydło na tysiącach gór jest Jego.
W rzeczywistości nie potrzebuje On żadnych naszych wysiłków,
naszych pieniędzy, lecz ponieważ będzie to dla nas pożyteczne
i pomocne w naszym rozwoju, dozwala On, by Jego dzieło
znalazło się w takich warunkach, które wymagają wszelkich
wysiłków ze strony tych, którzy prawdziwie do Niego należą, oraz
wszystkich środków, których gotowi będą użyć, usiłując Go
uwielbić.
Jakże
łaskawy jest ten porządek! Jakież błogosławieństwa przyniosły
już owe przywileje drogiemu ludowi Bożemu! Nie wątpimy, że będą
nam one towarzyszyć do końca naszego biegu, abyśmy wszyscy mieli
ten błogosławiony przywilej służenia Panu wszelkimi naszymi
talentami. Dlatego więc podkreślamy, że zgodnie z przykładem
biednej wdowy i jej dwóch pieniążków nie ma między nami
takich biednych, którzy by nie mogli okazać Panu pragnień swych
serc. Pańska ocena wydaje się być taka, jak zostało to wyrażone
w jednym miejscu, że ten, który jest wierny w małych
rzeczach, będzie wierny w sprawach większych i ważniejszych
i że właśnie takim skłonny On będzie dawać nie tylko
większe możliwości w przyszłości, lecz również większe
możliwości w czasie obecnym. <str. 347>
Radą
naszą jest, aby kwestii pieniężnych jak najstaranniej unikać
(czyli naszym zdaniem – zupełnie) w czasie ogólnych zebrań
Kościoła. Radzimy, aby pielęgnowany był duch Pański; jeśli zaś
będzie on przebywał obficie w naszych sercach, wówczas każdy
będzie się starał dać swą cząstkę na cele nie tylko bieżących
wydatków Kościoła, jak np. opłata za wynajmowanie miejsca zebrań
lub inne wydatki, ale również, na ile to możliwe, każdy będzie
się z zapałem udzielał w celu szerzenia światła, które
jest błogosławieństwem dla jego duszy, wśród innych, którzy
jeszcze pozostają w ciemności. Zgodnie z tą myślą
radzimy, aby nie prosić o pieniądze ludzi obcych, chociaż nie
widzimy przyczyny, dla której mielibyśmy odmawiać przyjęcia
ofiarowanych przez nich pieniędzy. Mogłoby to bowiem co najmniej
wskazywać na ich sympatię, a bez wątpienia ostatecznie
przyniesie im – w życiu teraźniejszym lub przyszłym –
uznanie i nagrodę ze strony Tego, który oświadczył, że
nawet kubek zimnej wody podany jednemu z Jego uczniów w Jego
imieniu w żaden sposób nie pozostanie bez nagrody (Mat. 10:42;
Mar. 9:41).
*
* *
Choć
czasem Boska ciąży dłoń, choć ciężki próby trud,
W pokorze
chylmy naszą skroń, jak Pański czyni lud.
Bo
doskonałość Bożych sług ta dłoń wyrobić ma;
Więc
choć przykrości zsyła Bóg, niech wiara nasza trwa.
Lecz
ręka Pańska dobra jest, bo ćwiczy wiarę w nas;
A choć
nam zsyła srogi chrzest, wnet ześle lepszy czas.
Z pokorą
znośmy każdy cios i każdy nowy ból;
Nie
skarżmy się na ciężki los, bo tak nasz cierpiał Król.
Wszak
hart zyskuje w ogniu stal, a złoto świetny blask;
Za
każdą próbę Pana chwal, to dowód Jego łask. <str. 348>
Gdybym
mógł wiedzieć
Gdybym
tę pewność posiąść mógł,
że
Pan mój wie, co tak mnie nęka,
że zna me brzemię,
życia trud
– zmęczenie,
hałas oraz zwady,
ból,
co przecina niczym nóż,
bolączki
wszelkie nienazwane –
O jakiż pokój
miałbym z Panem!
I jestem
ciekaw, czy naprawdę
dzieli
On z nami ludzkie sprawy,
On – możny Król
i Pan... Czyż ten,
co
bezkresnymi rządzi światy
i imię
gwiazd i planet zna,
ma
dla nas tyle nieprzebranej łaski,
by dostrzec, co się
pyłem zda?
Ach,
gdybym pewność taką miał,
chętnie
z cierpieniem bym się zmagał,
nie straszny byłby żaden
ból,
a to,
co tylko los by zdarzył, nie stratą
ale
szczodrym zdałoby się zyskiem,
błogosławieństwem
z Pańskiej łaski pól.
Me
serce już nie wątpi, drogi Boże!
że
Twoja dobroć ciągle przy mnie jest.
A Miłość za mnie
raz ukrzyżowana
nie
jest miłością, co porzucić może,
lecz
czeka, by ponieść me brzemiona
i w swoich
trzyma mnie ramionach. <str. 349>