<< Wstecz |
Wybrano: R-4705 a, z 1910 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Błogosławienie Boga i przeklinanie ludzi
„Języka
żaden z ludzi ukrócić nie może, który jest nieukrócone zło, pełne jadu
śmiertelnego. Przezeń błogosławimy Boga i Ojca i przezeń przeklinamy ludzi,
którzy na podobieństwo Boże stworzeni są; z jednychże ust wychodzi
błogosławieństwo i przekleństwo. Nie tak ma być, bracia moi!” –
Jak. 3:8-10.
Powyższe słowa
apostoła mówione były do „braci” – nie do świata. Zaiste cały ten list
adresowany jest do Kościoła; a to że na wstępie św. Jakub zaadresował ten list
„dwunastu pokoleniom, które są w rozproszeniu”, nie zaprzecza temu, co
powiedzieliśmy powyżej. Należy pamiętać, że dwunastu pokoleniom cielesnego
Izraela, czyli cielesnemu nasieniu Abrahamowemu, należała się pierwotnie owa
wielka obietnica Boża uczyniona Abrahamowi. Przeto Boska propozycja błogosławienia
światu należała się dziedzicznie cielesnemu Izraelowi, który to naród byłby
Boskim narzędziem w tym błogosławieniu, o ile zastosowałby się do Boskich
warunków. Jednakowoż jednym z tych warunków było, że Izraelici mieli posiadać
wiarę Abrahamową, a bez tej wiary nie mieli być uznawani za jego nasienie,
ponieważ Abraham miał być ojcem wierzących. W Nowym Testamencie nasz Pan i
apostołowie wykazali wyraźnie, jak i dlaczego cielesny Izrael jako naród został
odsunięty od dziedzictwa tej obietnicy. Apostoł przedstawiwszy ową obietnicę
jako korzeń oliwnego drzewa, przyrównał Izraelitów do gałęzi wyrastających z
tego korzenia i powiedział, że wiele z tych przyrodzonych gałęzi (ogromna ich
większość) zostało odłamanych i że przy pierwszym przyjściu Pana tylko ostatki
– resztki – okazały wiarę Abrahamową i przyjąwszy naszego Pana, stały się
członkami nowego domu synów (Jan 1:12).
Apostoł wyjaśnił
następnie, że odrzucenie niewiernych Izraelitów cielesnych dało sposobność, że
na miejsce tych odłamanych gałęzi mogli być wszczepieni ci z pogan, którzy
okazaliby wiarę Abrahamową. To, jak widzimy, było dziełem Wieku Ewangelii –
wszczepianie w pierwotny korzeń obietnicy wierzących z pogan, którzy kiedyś
byli bez Boga i bez nadziei na świecie, obcy od społeczności izraelskiej, lecz
teraz stali się bliskimi, złączeni z Chrystusem, a przez Niego zostali
przyłączeni do korzenia obietnicy danej Abrahamowi i do tłustości owego
symbolicznego drzewa oliwnego (Efez. 2:12; Rzym. 11).
Widzimy więc, że
Izraelici duchowi stali się owymi prawdziwymi Izraelitami z Boskiego punktu
zapatrywania, a więc i rzeczywistymi dziedzicami obietnicy Abrahamowej. Chociaż
pewne chwalebne obietnice ziemskie mają się jeszcze wypełnić cielesnemu
nasieniu Abrahamowemu, to jednak jako naród oni stracili tę wielką nagrodę, jak
to apostoł oświadczył: „Czego Izrael szuka, tego nie dostąpił; ale wybrani
dostąpili, a inni zatwardzeni (zaciemnieni) są” – Rzym. 11:7.
Tak więc owym
„dwunastu pokoleniom” izraelskim dane były obietnice, które stosują się nie
tylko do nich samych, ale także i przeważnie do duchowego Izraela, na którego
tamci byli obrazem. Jednakowoż pierwotne wybranie, czyli postanowienie Boże
względem nasienia Abrahamowego, że z niego będzie wybranych 144.000, czyli po
12.000 z każdego pokolenia, trwa dotąd, z czego wynika, że każdy przyjmowany z
pogan i wszczepiony w ów korzeń obietnicy Abrahamowej liczy się jako wchodzący
na miejsce odłamanej gałęzi w poszczególnym pokoleniu. Gdy dzieło Wieku
Ewangelii będzie dokonane, duchowy Izrael zostanie dopełniony; będzie to
„królewskie kapłaństwo, naród święty, lud nabyty” – wykazujący przymioty Tego,
który ich powołał z ciemności do przedziwnej światłości. Nie będzie tam ani
jednego więcej, ani mniej od pierwotnie postanowionej liczby; albowiem ilu z
cielesnego Izraela zostało odłamanych, tylu z pogan było wszczepionych. W taki
sposób przepowiedziane zostało o Kościele w Księdze Objawienia 7:3-8; a o
pieczętowaniu Kościoła jest powiedziane, że tyle a tyle ma być z każdego
pokolenia, z tą myślą, że wszyscy ci mają być popieczętowani na czołach swych,
zanim czas wielkiego ucisku przyjdzie na świat.
Przeto List św.
Jakuba ma być rozumiany jako adresowany do prawdziwych Izraelitów, wszczepionych
w korzeń obietnicy na miejsce odłamanych Izraelitów cielesnych. Z tym zgadzają
się słowa apostoła Pawła: „Nie wszyscy, którzy są z Izraela, są Izraelem” – Rzym. 9:6-7. A także: „Nie ten jest żydem, który jest żydem na jawie, ani
to jest obrzezka, która jest na jawie na ciele; ale który jest w skrytości
żydem i obrzezka serca, która jest w duchu, nie w literze” –Rzym. 2:28-29.
W podobnym znaczeniu wypowiedziane były słowa naszego Pana odnoszące się do
Kościoła: „Znam bluźnierstwo tych, którzy się powiadają być żydami, a nie
są, ale są bóżnicą szatańską” – Obj. 2:9, 3:9.
Pan nasz uznał
tę różnicę pomiędzy Izraelitami cielesnymi a prawdziwymi, gdy o Natanielu
wyraził się: „Oto prawdziwy Izraelczyk”. Te dwa Izraele, to jest
cielesny i duchowy, były figuralnie przedstawione w Izaaku i Ismaelu, a także,
jak to wykazał apostoł, w Jakubie i Ezawie (Rzym. 9:8-13, 22-23). W obu
wypadkach dziedzicem obietnicy był młodszy brat, co wykazywało, że duchowy
Izrael rozwinie się po cielesnym i zabierze miejsce tamtego jako dziedzic
głównego błogosławieństwa wspomnianego w Przymierzu Abrahamowym. Należy jednak
pamiętać, że w obu tych wypadkach pewne błogosławieństwo przypadło w udziale
także starszemu bratu, co było również obrazem; bo chociaż Bóg naznaczył
Chrystusa, aby był dziedzicem wszystkich rzeczy, a Kościół, aby był Jego
Oblubienicą, współdziedziczką we wszystkim, to jednak zarządził, że z nich
błogosławieństwo ma spłynąć na ziemskie nasienie, a przez to z kolei na
wszystkie rodzaje ziemi (Rzym. 11:26-33).
Ustaliwszy w
taki sposób na pewno, że duch święty przez apostoła mówi do Kościoła, zauważmy
teraz zdumiewające orzeczenie naszego tekstu i starajmy się wyrozumieć jego
znaczenie, postanawiając, że gdyby słowa te w jakimkolwiek znaczeniu stosowały
się do nas, my prędko przyjmiemy tę duchową naukę i tak naprawimy zły stan.
BŁOGOSŁAWIENIE
BOGA JĘZYKIEM
Możemy łatwo
zauważyć myśl apostoła, że wierzący błogosławią Boga swoim językiem. Czynią to
w swoich modlitwach, czynią to w swoich pieśniach uwielbiających Boga, a także
w ogłaszaniu Jego Prawdy i w świadczeniu o Jego opatrzności nad nimi. Jednym
słowem błogosławimy Boga naszymi językami, gdy ogłaszamy przymiot Tego, który
powołał nas z ciemności do swej przedziwnej światłości.
CHRZEŚCIJANIE
PRZEKLINAJĄCY LUDZI
Co jednak
apostoł miał na myśli, gdy napisał, że duchowi Izraelici przeklinają ludzi
swoimi językami i że to było tak pospolite, tak ogólnie praktykowane, że aż
wymagało publicznej nagany? Żaden chrześcijanin chyba nie przeklina swoich
bliźnich złorzeczeniami i brudnymi klątwami! Z pewnością, że nie; ale czy nie
ma i innych sposobów, którymi nasz język może przeklinać i szkodzić
współbliźnim? Należy pamiętać, że znaczenie naszego polskiego słowa
„przeklinać” zostało nieco zmienione w pospolitym użyciu w ostatnich czasach,
tak że straciło znaczenie wyrządzania drugiemu szkody, a zatrzymało tylko
znaczenie miotania klątw i złorzeczeń. W greckim języku zaś, gdy mowa jest o
klątwie, używane jest zupełnie inne słowo (mianowicie: „anathema” i
„anathematiso”, użyte dziesięć razy w Nowym Testamencie); gdy zaś mowa jest o
potępianiu jako o przeklinaniu, użyte jest słowo „katara” i „kataromai”, co
oznacza potępienie, mówienie źle o drugim, szkodzenie drugiemu. Św. Jakub użył
tego ostatniego słowa, z czego wynika, że to, co on napisał, ma właściwie takie
znaczenie: Tym samym językiem, którym chwalimy Boga, krzywdzimy naszych
współbliźnich, gdy ich obmawiamy, oczerniamy itp. W takim samym znaczeniu użył
tego słowa nasz Pan, gdy powiedział: „Błogosławcie tym, którzy was przeklinają”,
czyli mówią źle o was. Apostoł Paweł użył tego samego słowa gdy upominał
wiernych: „Błogosławcie, a nie przeklinajcie” – mówcie o drugich dobrze,
a nie źle, szkodząc. Powiedziane też jest, że nasz Pan przeklął (to samo słowo
greckie) drzewo figowe, mówiąc: „Niechaj się więcej z ciebie owoc nie rodzi
na wieki” – czyli uszkodził je, wypowiedział deklarację niekorzystną dla
przyszłego rozwoju tego drzewa. Podobnie wyraził się apostoł o Żydach będących
pod Zakonem, że byli pod przekleństwem – nie że Zakon był zły, ale że z powodu
niedoskonałości ciała Izraelici dostali się pod przekleństwo Zakonu, czyli pod
jego potępienie. Apostoł oświadczył także, iż „Chrystus odkupił nas (tych co przedtem byli Żydami) spod przekleństwa (potępienia) Zakonu,
stawszy się przekleństwem za nas”, czyli ponosząc za nas owo potępienie,
ową karę, jaką Zakon nakładał na przestępców (Gal. 3:10-13). Podobną myśl
wyraził apostoł względem przekleństwa, gdy oświadczył, że ziemia rodząca tylko
ciernie i osty „bliska jest przekleństwa” – nie że należy miotać na nią jakieś
klątwy, ale że jest godna potępienia jako niesposobna do uprawy, aż zostanie
przepalona, a chwasty wytępione (Mat. 5:44; Rzym. 12:14; Mar. 11:21; Żyd. 6:8).
Zrozumiawszy w
taki sposób rzeczywiste słowo użyte przez apostoła oraz jego znaczenie,
widzimy, że chociaż przeklinanie jest dość właściwym tłumaczeniem z oryginału,
to obecne zwykłe używanie i rozumienie tego słowa ukrywa dużo z jego znaczenia.
(Podobnie słowo „zło straciło wiele z jego oryginalnego obszernego znaczenia i
stosowane jest prawie wyłącznie do niemoralności i różnych nieprawości, podczas
gdy w obszernym znaczeniu ono może być zastosowane do wszystkiego, co jest
niepożądane, jak na przykład nieszczęścia, katastrofy itp.)
Analizując
oświadczenie apostoła z tego punktu zapatrywania, spostrzegamy, że jego zarzut
stosuje się do chrześcijan w bardzo dużym stopniu. Ilu to jest takich, którzy
językami swoimi szkodzą współbliźnim i tymi samymi językami chwalą Boga! Nie
wiemy o żadnym innym złu, na które wierni Pańscy byliby więcej narażeni, jak na
to. U wielu plotkowanie jest rzeczą tak naturalną jak oddychanie; czynią to
nieświadomie. Znaliśmy nawet ludzi, którzy uznali biblijną naganę dla potwarców
i obmówców, lecz byli w takim zamieszaniu co do tej sprawy i swego
postępowania, że wyrażali obrzydzenie dla potwarzy, a tym samym tchnieniem
wypowiadali potwarz. Wspominamy to jako dowód, że zło jest tak spojone z upadłą
naturą ludzką, iż wysuwa się spod uwagi Nowego Stworzenia niekiedy przez kilka
lat i tym sposobem unika ćwiczenia w sprawiedliwości, zalecanego w Słowie Bożym
i do którego wszyscy prawdziwie Pańscy chcą się stosować,
WYKRĘTY
STAREJ NATURY
Jest wiele i
dziwnych wykrętów, którymi stara natura będzie się posługiwać, aby uciszyć głos
sumienia, a jednak nadal używać tego przewodu zła, chociaż już dawno pozbyła
się gorszych praktyk, to jest takich, które są mniej zwykłe, mniej popularne i
bardziej grzeszne.
(1) Stara natura
gotowa jest mówić: „Ja nie chcę nikomu szkodzić; lecz przecież o czymś muszę
mówić, a nic nie jest tak zajmujące dla przyjaciół i sąsiadów, jak coś, co ma w
sobie mniejszy lub większy smak plotki (skandalu)”. Czy jednak ten powód może
uczynić obmowę i potwarz właściwą pomiędzy dziećmi światłości? Wcale nie. Pismo
Święte upomina: „Niechaj obcowanie (rozmowy) wasze będzie takie, jak
przystoi na świętych”; „Tak się sprawujcie jako przystoi Ewangelii
Chrystusowej”; „Mowa wasza niech zawsze będzie przyjemna, solą okraszona,
abyście wiedzieli jakbyście każdemu z osobna odpowiedzieć mieli”; „Żadna mowa
plugawa niech z ust waszych nie wychodzi; ale jeśli która jest dobra ku
potrzebnemu zbudowaniu, aby była przyjemna słuchającym” – Filip. 1:27; Kol.
4:6; Efez. 4:20.
„Każdy obmówca,
bez względu na to, jak ogładzone są jego metody i słowa, wie dobrze, iż obmowa
nie przynosi słuchaczowi nic dobrego, ale raczej zło, ponieważ ten, który
wysłuchał jego obmowy czy wieści skandalicznej, zniewolony jest swoją upadłą
naturą i opowiadać będzie tę wieść innym, bez względu na to, czy jest ona
prawdziwa czy fałszywa. W taki więc sposób obmówca rozniecił w sercu drugiego
płomień cielesnych uczuć, które przez jego wargi „rozpalają koło urodzenia”
(wrodzone złe skłonności upadłego ciała) w drugich, tak samo słabych i
upadłych. Upadła natura lubuje się i rozkoszuje w takich rzeczach, a ludziom
się zdaje, że są wolni do mówienia o skandalach, bo zwodzą samych siebie, że w
taki sposób oni bronią moralności, karcąc grzech i że dyskutując o danych
przestępstwach i potępiając je w drugich, wspominają o rzeczach, które są wstrętne
dla ich własnych sprawiedliwych dusz. Niestety, jakże błędne jest takie ludzkie
rozumowanie, gdy Pańska rada sprawiedliwości jest ignorowana!
Co zaś do tego
punktu, że gdyby skandale były wyeliminowane z rozmów chrześcijanina, gdyby on
miał ściśle zastosować się do apostolskiego napomnienia: „Nie mówcie źle o
nikim”, to nie miałby o czym mówić, odpowiadamy: Czyż pomiędzy wiernymi nie
ma dosyć tematów do rozmowy o rozlicznych bogactwach łaski Bożej w Chrystusie
Jezusie Panu naszym, jak one wyrażone są w wielkich i kosztownych obietnicach
Boskiego Słowa? W tych rzeczach mamy naprawdę coś, co przydaje cnoty nie tylko
słuchaczowi, ale i mówiącemu. Takie rozmowy obfitują błogosławieństwem, o ile
to tyczy się Nowego Stworzenia i one dopomagają do uśmierzenia starej natury z
jej złymi skłonnościami i pożądliwościami.
Niezawodnie, że
i apostoł miał to na myśli, gdy mówił, że wierni Pańscy mają „opowiadać
cnoty (przymioty) Tego, który ich powołał z ciemności do swej
przedziwnej światłości”. A serce przepełnione duchem miłości, duchem Bożym,
duchem Prawdy, będzie niezawodnie wydzielać podobne rzeczy i na zewnątrz,
językiem, albowiem „z obfitości serca usta mówią”. Przeto złe usta, usta
szkodzące współbliźnim, czy to członkom Ciała Chrystusowego, czy też obcym, są
dowodem złego serca – wykazują, że serce takiego nie jest czyste. „Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądają” – 1 Piotra 2:9; Mat. 12:34, 5:8.
PRZYJAŹŃ
ZE ŚWIATEM JEST NIEPRZYJAZNIĄ Z BOGIEM
(2) Inne
usprawiedliwienie plotkowania o sprawach innych ludzi, podawane jest przez
niektórych w tych słowach: Ja mogę rozmawiać o sprawach religijnych z tymi, co
są religijnego usposobienia, lecz gdy jestem z ludźmi światowymi lub z takimi,
co mienią się być religijnymi, lecz tematami religijnymi nie interesują się, to
z grzeczności muszę dostosować się do nich i przynajmniej wysłuchać ich plotek
i wieści; a gdybym przy tym nie brał żadnego udziału w takich rozmowach, to
uznano by mnie za dziwaka i moje towarzystwo nie byłoby pożądanym. Tak,
odpowiadamy, lecz takie ma być jedno z dziwactw „świętych”; oni mają odróżniać
się nie tylko od ludzi światowych, ale i od takich, co nominalnie wyznają
religię. Religia prawdziwych chrześcijan nie ma być tylko powierzchowną, tylko
w jednym dniu tygodnia ani pod pewnego rodzaju ubraniem, ale ma ona być z serca
i złączona z wszystkimi sprawami życia każdodziennie, o w każdej chwili. Ścisłe
przestrzeganie Boskich przykazań na pewno odłączy cię od nie których twoich
przyjaciół lubujących się w tych złych rzeczach, które zabronione są nam od
chwili, gdyśmy się stali dziećmi Boży mi i przyjęliśmy Jego ducha synostwa,
ducha miłości.
A że sam Pan
sprawę tę tak rozumiał, jawne jest z tego, że naprzód przepowiedział, iż droga
uczniostwa będzie „wąską drogą”. Jeżeli więc nie jesteś pożądanym gościem u
twoich sąsiadów i przyjaciół z powodu twej wierności prawu Chrystusowemu –
prawu miłości, które „krzywdy bliźniemu nie czyni” słowem ani uczynkiem, to
masz dobry powód do radowania się, iż możesz ponosić nieco cierpień i strat dla
Chrystusa, dla sprawiedliwości. Strata taka może wydawać się na początku
znaczną, lecz gdy zniesiesz ją dla Chrystusa, w posłuszeństwie do Jego
sprawiedliwego prawa miłości, to wnet będziesz mógł powiedzieć wraz z
apostołem, że takie straty są tylko „małymi uciskami”, niegodnymi porównania z
zyskanymi błogosławieństwami (Filip. 3:7-8; 2 Kor. 4:17). Twój powód do
radowania się jest w tym, iż Bóg obiecał, że podobne cierpienia wyjdą ci ku
dobremu. Towarzystwo z tymi, co nie starają się postępować według ducha, ale
zwykłymi drogami tego świata, jest szkodliwe dla świętych, czyli dla takich, co
starają się postępować w harmonii z nowym umysłem. Będzie im o wiele lepiej,
gdy takich towarzyszy i przyjaciół utracą, a im więcej będą odseparowani od
nich, tym bliższą społeczność znajdą z Panem, z Jego Słowem i ze wszystkimi
prawdziwymi członkami Jego Ciała, będącymi pod kierownictwem Jego ducha.
Zgodnie z tym Biblia wyraźnie oświadcza, że przyjaźń ze światem jest
nieprzyjaźnią z Bogiem (Jak. 4:4). Bóg celowo sprawę tę tak ułożył, że Jego
wierni muszą sami dokonać wyboru pomiędzy przyjaźnią i społecznością z Nim lub
ze światem; ponieważ rzeczy, które Bóg miłuje, nie są lubiane przez ludzi
światowych, natomiast te, które światowi miłują, jak złe uczynki, złe myśli i
złe mowy, są obrzydliwością w oczach Bożych i ci, co rzeczy takie lubią i je
czynią, nie mogą być z Nim w społeczności, bo nie mają ducha Pańskiego. „Kto
ducha Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego” – Rzym. 8:9.
POWTARZANIE
WIEŚCI RZEKOMO PRAWDZIWYCH
(3) Inny jeszcze
sposób, poprzez który wielu pod innymi względami dobrych chrześcijan unika tej
kwestii i usprawiedliwia się z tej zwykłej ludzkiej wady, polega na tym, że
(jak im się zdaje) mówią tylko prawdę. Jak często jednak ich lubująca się w
plotkach natura zaciemnia ich rozsądek i pobudza ich do przyjęcia za prawdę
rzeczy, o których wiedzą bardzo mało lub nic! A gdy już jakąś złą i oszczerczą
wieść powtórzą drugim, niekiedy ze swoim dodatkiem, to wcale nie dbają, aby o
danej sprawie dowiedzieć się więcej i sprawdzić, czy jest ona prawdziwa; a gdy
się okaże nieprawdziwa, nie zadają sobie trudu, aby dane kłamstwo i fałszywe
świadectwo przez nich powtórzone naprawić. Pycha cielesnego umysłu sprzeciwia
się w takich okolicznościach i nie chce uwierzyć prawdzie. W taki sposób jedno
zło prowadzi do drugiego.
Tacy powiedzą:
„O, ja nic nie powtórzę za prawdę dokąd na pewno nie stwierdzę, że to jest
prawdą, a staram się to poznać z osobistej obserwacji i z osobistego zapoznania
się ze sprawą. O czymkolwiek zaś nie jestem sam upewniony, czy jest to prawdą,
to wyraźnie mówię, że tak a tak słyszałem, że tak mi mówiono, lecz o
prawdziwości tego sam nie ręczę. W taki sposób unikam, aby o nikim źle nie
mówić”. Zdaje się, że nie ma bardziej pospolitego złudzenia w tej sprawie, jak
to powyżej wyrażone. Skażone upodobanie zasłania się sumieniem i twierdzi, że
mówienie prawdy jest zawsze dobre, zatem nauką Bożą nie może być, iż mówienie
prawdy jest oszczerstwem, ale że potępiane obmowy i oszczerstwa, jako ciała i
diabła, musi chyba stosować się tylko do mówienia czegoś, co jest fałszywe,
nieprawdziwe. Jest wielką jest to omyłką: Obmowa jest obmową, niezależnie od
tego, czy dotyczy prawdy, czy fałszu i tak jest traktowana nie tylko w prawie
Bożym, ale i w prawach cywilizowanych ludzi. Prawda, że w prawie ludzkim, gdyby
proces był wytoczony przeciwko obmówcy i zostałoby mu udowodnione, że to, co
mówił, było oparte na prawdzie, sąd prawdopodobnie uznałby to za okoliczność
łagodzącą i zawyrokowałby na niego mniejszą karę lub mniejsze odszkodowanie;
lecz obmową jest wszystko, cokolwiek wypowiedziane jest z intencją szkodzenia
drugiemu, bez względu na to, czy jest to prawdziwe, czy fałszywe i prawa
ludzkie zgadzają się z prawem Bożym, a zatem w każdym przypadku takie
szkodzenie komuś drugiemu jest złem.
Innymi słowy,
prawa Boskie i ludzkie zgodne są z tym, że pierwsze zło nie usprawiedliwia
drugiego zła. Prawo ludzkie mówi: Jeżeli zło zostało uczynione, sądy są po to,
by zło naprawić lub złoczyńcę ukarać, lecz poszkodowanemu nie wolno samemu
wymierzać sprawiedliwości, czy to przez fizyczne zaatakowanie winnego, czy też
przez użycie bardziej subtelnej broni, to jest języka, aby zabić jego charakter
trującym sztyletem złości i zawiści. Prawda, że wielu obmówców nie bywa nigdy
sądzonych; prawdą jest także, że wielu redaktorów gazet w Stanach Zjednoczonych
unika surowej kary za opublikowane paszkwile, na tej podstawie, że nie
publikowali tych rzeczy ze złości, a tylko jako wiadomości, które, według ich
twierdzenia, należą się opinii publicznej. Ludzie zajmujący publiczne
stanowiska wiedzą, że wiele fałszywych oświadczeń podawanych w przeciwnej
prasie będzie uznanych za fałszerstwo w opinii publicznej, więc uważają za
najlepszy sposób nie zwracać uwagi na zwykłe paszkwile ani nie procesować tych,
co je publikują. Skutkiem tego jest to, że oszczerstwa coraz więcej wzmagają
się pomiędzy ludźmi – co na pewno jest szkodliwe dla nich samych i dla ich
instytucji – bo gdy rządowi urzędnicy, sądy i wszystkie wpływowe osoby bywają w
taki sposób oczerniane (zazwyczaj, jak nam się zdaje, fałszywie), to z czasem
utracą swój wpływ ku dobremu na niższą klasę ludzi, którzy w taki sposób
pobudzani są do tym większego bezprawia i przygotowani są do anarchii, jaka
według Pisma Świętego zagraża obecnemu społeczeństwu.
PRAWO
BOŻE WYŻSZE OD LUDZKIEGO
Prawo Boże i
Chrystusowe idzie o wiele dalej i głębiej w takich sprawach, aniżeli prawa
ludzkie; albowiem ono nie ma do czynienia z ludźmi, ale z „Nowym Stworzeniem w
Chrystusie Jezusie” – odmienionym przez odnowienie umysłu, znajdującym się pod
specjalnym przymierzem i związane szczególniejszym prawem miłości, które
„bliźniemu krzywdy nie wyrządza” pod żadnymi warunkami ani okolicznościami, ale
przeciwnie, odpłaca „dobrym za złe” – „błogosławieniem za przeklinanie”. Prawo
Nowego Stworzenia, czyli miłość, nakazuje milczenie wszystkim uznającym to
prawo i jego Prawodawcę, bo ono mówi: „Nikogo nie lżyjcie” (czyli: Nie
mówcie źle o nikim) – Tytus 3:2. Ono idzie nawet dalej i zabrania złych myśli,
złych pożądań, złych domysłów przeciwko bliźnim. Ono oświadcza, że gdy serce
przepełnione jest miłością, to nie dozwoli nam nie tylko źle czynić bliźnim i
źle o nich mówić, ale nawet źle myśleć. „Miłość nie myśli złego” – a o
złem może być przekonana tylko niezbitymi dowodami.
Aby ten przedmiot tym dobitniej
wyryć w pamięci swych uczniów, On Wielki Nauczyciel o-świadczył: „Jakim
sądem sądzicie, takim sami osądzeni będziecie” – Mat. 7:1. Także polecił im
modlić się do Ojca słowami: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom”; a także powiedział: „Jeżeli nie odpuścicie drugim z
serc waszych upadków ich, to i Ojciec mój Niebieski nie odpuści wam upadków
waszych” – Mat. 6:12, 18:35. Zaiste, chrześcijanin będący prawdziwym
naśladowcą Pana, wyuczonym w Jego szkole i przygotowanym do uczenia drugich,
jest nie tylko oczyszczony na zewnątrz, ale i wewnętrznie jest czysty –
odłączony, omyty wodą Boskiej instrukcji od wszelkich złości i brudów
cielesnych. On już nie jest więcej niewolnikiem grzechu, nie jest kontrolowany
pożądliwościami i słabościami ciała lub duchem tego świata. Przynosi on owoce
sprawiedliwości, a nie owoce ciała, którymi są, złość, zazdrość, nienawiść,
spory, oszczerstwa, obmowy itp. rzeczy (Kol. 3:8; 1 Piotra 2:1-2. Z jego
wyższego punktu zapatrywania na Boskie prawo zaawansowany chrześcijanin widzi,
że w oczach Bożych nienawiść jest morderstwem, oszczerstwo zabójstwem, a
zepsucie dobrego imienia bliźniego jest rabunkiem i grabieżą. A jakakolwiek z
tych rzeczy, popełniona w Kościele, pomiędzy tymi, co mienią się być ludem
Bożym, jest podwójnym złem – zabójstwem i grabieżą brata. – Porównaj 1 Jana
3:15 i Mat. 5:21-22.
Wypowiedzieć
obelżywą lub szkodliwą uwagę na drugiego i następnie dodać: „Ja nie wiem, czy
to jest prawda, czy nie”, dowodzi, że ten, co to mówi, powodowany jest duchem
złego, a nie duchem Chrystusowym, duchem miłości. On chciałby uszkodzić lub
przeklinać swego bliźniego i jest gotów to uczynić. Może czułby się do pewnego
stopnia wstrzymywany od mówienia czegoś, o czym miałby pewności, że jest to
nieprawdą, lecz lubuje się w mówieniu źle i z upodobaniem przyjmuje złe wieści,
aby mógł je następnie obracać swoim językiem jak najlepsze specjały i w taki
sposób mówi nawet o takich skandalach, o których nie wie, czy są prawdziwe, a
stara się usprawiedliwić wymówkami takimi, jak jest powyżej przytoczona. Jak
prawdziwe jest to, co Pismo Święte z taką stanowczością oświadcza, iż cielesne
serce „najzdradliwsze jest nade wszystko i najprzewrotniejsze”! Ci, co takie
rozmowy prowadzą i w taki sposób usprawiedliwiają swoje zło, nigdy nie wstąpili
do szkoły Chrystusowej albo też są dopiero w klasie niemowląt i nie wiedzą, że
duch ich jest duchem morderstwa, a nie duchem bratniej miłości. O, gdyby
wszyscy chrześcijanie mogli rozpoznać, jak obszerne jest to prawo miłości, nie
tylko względem Boga, ale i względem współbliźnich! Jak wielkim hamulcem byłoby
to dla języka, jak ostrożnymi byłyby wszelkie rozmowy! Jak to i Dawid
powiedział: „Będę strzegł dróg moich, abym nie zgrzeszył językiem swym”.
A kto strzeże swego języka, stawia stróża nad swoim zdradliwym sercem i może je
lepiej poznawać i lepiej nad nim panować, albowiem „z obfitości serca usta
mówią” – Jer. 17:9; Psalm 39:2; Mat. 12:34.
NIEKTÓRE
WYJĄTKOWE OKOLICZNOŚCI
Jedyny wyjątek z
reguły, aby o nikim źle nie mówić, byłby wtedy, gdybyśmy wiedzieli, że
objawienie złego jest konieczne – gdzie mówienie o tym byłoby dla nas przykre,
ale konieczne z miłości dla drugich, którzy, gdyby o tym nie wiedzieli, mogliby
być poszkodowani. Na przykład, prawo krajowe wymaga, że gdybyśmy wiedzieli o
popełnionej zbrodni, to powiadomienie odpowiedniej władzy o wiadomych nam (lecz
nie urojonych) faktach nie byłoby oszczerstwem ani obmową, ale obowiązkiem.
Podobnie gdyśmy wiedzieli o pewnej słabości brata lub siostry i rozumielibyśmy,
że dane osoby mają być postawione na jakieś niebezpieczne stanowisko z tego
powodu, że inni nie wiedzą o ich słabości, to w takich okolicznościach mogło by
być naszym obowiązkiem objawić danym osobom lub danemu zgromadzeniu tyle ze znanych
nam faktów, (lecz nie domysłów) ile byłoby potrzebne do ochronienia ich od
szkody, jaka mogłaby wyniknąć z tych słabości. Takie coś nie byłoby obmową, bo
byłoby mówione z dobrej pobudki, w intencji ochronienia jednej strony od
nadzwyczajnych pokus, a z drugiej strony od możliwej szkody; i zanim cokolwiek
mówilibyśmy w takiej sprawie, powinniśmy najpierw dobrze upewnić się w swoim
sumieniu, że pobudki nasze nie są złe, ale dobre, że języka naszego chcemy użyć
do błogosławieństwa, a nie do przekleństwa, czyli w celu szkodzenia
komukolwiek. A nawet wtedy, powodowani duchem miłości i życzliwości tak do
słabego brata, jak i do innych, powinniśmy unikać wzmianki czegokolwiek
takiego, co nie jest zupełnie konieczne w danych okolicznościach.
Niektórzy mogą
sprzeciwiać się takiemu ograniczeniu wolności do mówienia tylko tego, o czym
się wie na pewno i gotowi są twierdzić, że ponieważ zupełna wiedza zazwyczaj
jest bardzo ograniczona, mało byłoby do mówienia. Odpowiadamy, że jest to
właśnie zgodne z Boskim prawem – „Miłuj bliźniego jak siebie samego”.
Nie chciałbyś na pewno, aby twój bliźni używał swego mózgu i języka dla złych
domysłów i oszczerstw przeciwko tobie; przeto nie powinieneś czynić tego
przeciwko niemu. Prawo świeckie nie wymaga, abyś mówił choćby jedno słowo
więcej, aniżeli wiesz w danej sprawie; ono nie pyta się o twoje podejrzenia i
złe domysły. Tak samo prawo Boże, prawo Nowego Stworzenia nakazuje, aby nie
wypowiadać żadnych złych domysłów na współbliźnich; gdy na umysł cisną się podejrzenia
z powodu obwiniających okoliczności, nowy umysł, powodowany wrodzoną dobrocią,
będzie się starał zrównoważyć te podejrzenia myśleniem, że jest to możliwie
mylna informacja lub mylne tłumaczenie sprawy i w taki sposób tę pozorną winę
podawać będzie w wątpliwość.
CZEMU
NIE MAMY ŹLE MÓWIĆ
Ktoś mógłby
powiedzieć: „Ja nie mogę tracić tak dużo czasu na sprawdzanie faktów. Życie
jest zbyt krótkie! Gdybym miał zawsze szukać faktów i dowodów i mówić tylko o
tym, co wiem, a nigdy o tym, co słyszałem, to nie starczyłoby mi czasu na inne
sprawy!”.
Zapewne, że tak!
Więc nauką z tego powinno być dla ciebie, aby naśladować biblijną regułę: „O
nikim źle nie mówcie”.
(1) Ponieważ nie masz czasu na sprawdzanie faktów i prawdopodobnie nie byłbyś w
stanie rozsądzać spraw bezstronnie, choćbyś nawet miał przed sobą wszystkie
fakty.
(2) Ponieważ, gdybyś miał ducha Chrystusowego, ducha miłości w dostatecznej mierze,
to wolałbyś nikomu nie mówić o tych faktach, chociażbyś nawet miał zupełny
łańcuch obwiniających dowodów; i im bardziej niekorzystne byłyby te wiadome
tobie fakty, tym bardziej brzydziłbyś się tą sprawą. Jakiż tedy musi być stan
tych, których uszy są świerzbiące na skandale, a języki rozkoszują się nimi
niczym słodyczą i którzy skwapliwie rozszerzają złe wieści, które otrzymali nie
z osobistego przekonania się o nich, ale z uprzedzonych, bezmyślnych lub
złośliwych plotek? Najpobłażliwszy pogląd o takich ludziach można by wyrazić
stwierdzeniem, że bardzo mało mają ducha Chrystusowego, że brak im miłości
bratniej i że jeszcze nigdy nie poznali „złotej reguły”. Apostoł zapytuje: „Izali
zdrój z jednego źródła wypuszcza słodką i gorzką wodę?” Na pytanie to może
być tylko jedna odpowiedź: Nie, z jednego źródła wypływać może tylko jeden
rodzaj wody, bądź dobrej, bądź też gorzkiej. Apostoł widocznie chciał dać do
zrozumienia, że taka sama reguła może być zastosowana do naszych serc i ust:
Jeżeli serca nasze są odnowione, to jak może być możliwe, że usta nasze
wypowiadają wdzięczne słowa ku Bogu, a gorzkie obelgi wynikające z zazdrości, nienawiści,
sporów itp. względem bliźnich?
Jeden jest tylko
sposób zrozumienia tego i wyjaśnienia biblijnego. Sposób ten wyrażony jest
przez apostoła Pawła: „Mamy ten skarb (nowe serce – nową naturę) w
naczyniu glinianym” – 2 Kor. 4:7; nie, że chrześcijanie są dwoistej natury;
albowiem taka myśl jest przeciwna nauce biblijnej. Mieszanina natur nie może
być uznawana, stąd też nasza ludzka natura została najpierw usprawiedliwiona
przez wiarę i odwrócenie się od grzechu, po czym została poświęcona, czyli
ofiarowana na śmierć, abyśmy mogli dostąpić duchowej natury i stać się „nowym
stworzeniem w Chrystusie Jezusie”. Jednakowoż to Nowe Stworzenie jest na razie
tylko zarodkiem, tylko nowym umysłem mieszkającym w tym śmiertelnym ciele, nad
którym ten nowy umysł ma panować i które uznane zostało za umarłe, o ile to się
tyczy cielesnej woli.
WALKA
NOWEGO UMYSŁU ZE STARYM
Dlatego
chrześcijanin może używać podobnego języka i mówić oraz myśleć o sobie i o
innych wierzących jakoby z dwóch stron zapatrywania – ze strony nowego umysłu
(jako Nowe Stworzenie), uznawanego za żywy i mający kontrolę nad starym
umysłem, i ze strony starego umysłu (starego stworzenia), uznawanego za umarłe
i pozbawionego kontroli. Jednakowoż tak jak ten nowy umysł żyje tylko
istnieniem poczytanym przez wiarę, podobnie i ów stary umysł jest umarły tylko
w tym poczytanym znaczeniu przez wiarę. I jak to oświadcza apostoł, te dwa
„umysły” są sobie przeciwne. Nie może być duchowego postępu tam, gdzie rządy są
podzielone. Toteż nowy umysł, posługujący się „skarbem” spłodzonym z ducha
Pańskiego przez Słowo Prawdy ma umartwiać ten stary cielesny umysł, czyli starą
wolę, stare usposobienie, upodobania i pożądania. W taki sposób ten nowy umysł
ma mieć zupełną kontrolę nad śmiertelnym ciałem i wszystkie jego czyny, słowa i
myśli ma regulować według prawa miłości, w harmonii ze sprawiedliwością i
prawdą. Przeto gdy usta nasze wypowiadają odczuwane w sercu uwielbienie ku
Bogu, który ubłogosławił nas, wyrwał nogi nasze z dołu głębokiego i z błota, a
postawił je na opoce, na Chrystusie Jezusie i w usta nasze włożył nowy śpiew,
to uwielbienia takie znaczą, że w owej chwili nowy umysł jest siłą
kontrolującą, że ów skarb nowego serca opływa w tym śmiertelnym ciele i przez
wargi wydziela uwielbienie, które jest zbudowaniem, pociechą i zachętą dla
słuchających. W taki sposób zdrój naszego serca wydziela wodę słodką, dającą
życie, błogosławieństwo i orzeźwienie. Jeśli jednak język nasz mówi jakieś złe
rzeczy, czy to prawdziwe, czy fałszywe, to dowodzi, że nowa natura jest przynajmniej
chwilowo przezwyciężona starą naturą; znaczy to więc, że w danej chwili działa
inny zdrój i używa ust do wydzielania słów złości, zazdrości, sporów, obelg i
różnego rodzaju złych mów – co jest przeklinaniem, czyli szkodzeniem drugim w
mniejszym lub większym stopniu. To znaczy, że stara natura nie jest podbijana w
niewolę, jak to określił apostoł – nie jest uśmiercana, grzebana, usuwana z
widowni; istnieje pewnego rodzaju porozumienie pomiędzy umysłem nowym a starym,
tak że oba używają na zmianę śmiertelnego ciała, niekiedy do dobrego, a
niekiedy do złego; albo też zachodzi pewne odrętwienie, pewien jakoby letarg
nowego umysłu i stan ten jest wykorzystywany przez umysł cielesny. Stan taki
oznacza więc, że zachodzi bardzo powolny rozwój duchowy Nowego Stworzenia albo
też ma miejsce zupełne powstrzymanie jego wzrostu. Wszyscy tacy powinni
pamiętać na słowa apostoła Piotra: „Albowiem dosyć nam żeśmy przeszłego
czasu żywota popełniali lubości pogan”; a także na słowa św. Pawła: „Nie
stawiajcie członków waszych orężem niesprawiedliwości grzechowi, ale stawiajcie
siebie samych Bogu, jako z umarłych żywi i członki wasze orężem sprawiedliwości
Bogu” – 1 Piotra 4:3; Rzym. 6:13.
ZNACZENIE
PRZESZŁYCH UCHYBIEŃ
Z powyższego
punktu zapatrywania rzecz ujmując, możemy pocieszać się, gdy patrząc wstecz
sprawdzamy, że i z naszych ust wychodziły niekiedy uwielbienia ku Bogu, a także
zniewagi, obelgi, zazdrości, nienawiści i wszelkiego rodzaju złe mowy,
szkodliwe dla drugich. To jeszcze nie dowodzi, że serca nasze nie były
usprawiedliwione i poświęcone duchem przysposobienia, nie dowodzi, że nie
jesteśmy dziećmi Bożymi i uczestnikami Jego ducha. Dowodzi jednak, że byliśmy
lub też dotąd jesteśmy duchowo chorzy i że potrzeba nam znacznego oczyszczenia,
jak to i apostoł wyraża: „Wyczyśćcie tedy stary kwas, abyście byli nowym
zaczynieniem”, czyli czystym, nie kwaszonym chlebem – rzeczywistymi
przedstawicielami Ciała Chrystusowego – 1 Kor. 5:7.
Powinniśmy
wiedzieć, że dokąd Nowe Stworzenie nie odniesie zupełnego zwycięstwa nad wolą
cielesną, nie otrzymamy wysokiej nagrody, która obiecana jest tylko „temu, co
zwycięży”. Zwycięstwo to jednakże nie polega na udoskonaleniu ciała, ale
udoskonaleniu serca – czyli woli, intencji. Co zaś do zmaz cielesnych, to
pomimo najlepszych naszych starań, aby ich się pozbyć, niektóre z nich będą
niezawodnie z nami tak długo, dokąd będziemy w tych ciałach. Udoskonalenie,
jakiego mamy się spodziewać, zabiegać o nie i które też bywa osiągnięte przez
zwycięzców, jest udoskonaleniem woli serca, intencji. „Błogosławieni
czystego serca, albowiem oni Boga oglądają”. Nasze fizyczne słabości i
nieudolności różnią się tak w rodzaju, jak i w stopniu. Niektórzy są już z
natury bardziej łagodni, uprzejmi itp., gdy zaś inni, zanim przyjęli Chrystusa,
byli bardzo surowi, nieokrzesani i szorstcy; a chociaż wpływ wewnętrznego
skarbu, czyli nowego umysłu będzie na pewno dokonywać pewnego ogładzenia i
przemiany zewnętrznego naczynia glinianego, to jednak nie możemy spodziewać
się, aby ta przemiana była taka sama w jednych, jak w drugich. Nie można się
spodziewać tak zupełnej i szybkiej naprawy w sprawiedliwości w takim
zewnętrznym człowieku, w którym surowość i szorstkość jakby były rzeczą
wrodzoną, a tym, który z urodzenia posiada wrażliwsze usposobienie.
Uznając te różnice
„glinianych naczyń”, musimy, ma się rozumieć, podejmować jak najsilniejsze
starania, aby swe własne naczynie naprawiać. Mamy pamiętać, że nasz stosunek do
drugich w Ciele Chrystusowym nie jest według ciała, ale według ducha; stąd też
apostoł oświadcza, że już więcej nie znamy jedni drugich według ciała, czyli
według jego słabości, niedoskonałości i różnych niedobrych skłonności, ale
według ducha, według intencji, według serca, jako „nowe stworzenia” (2 Kor.
5:16). To powinno pobudzić do wielkiej wyrozumiałości wobec cielesnych słabości
naszych braci, dokąd mamy to zapewnienie, że to ciało nie przedstawia
rzeczywistej istoty, czyli umysłu i woli naszego brata. Mamy więc być łagodnymi
wobec wszystkich, dobrotliwi jedni ku drugim do takiego stopnia, że zamiast
chęci zadawania drugim przykrości lub szkody językiem, będziemy raczej czuć do
nich sympatię, czynić im dobrze, a słowami łaski, pociechy, zachęty i
napomnienia, wypowiadanego w miłości, będziemy budować jedni drugich w
najświętszej wierze – na podobieństwo naszego Pana i Mistrza.
Prowadząc dalej
ten przedmiot, apostoł wykazuje, że są dwa rodzaje mądrości: mądrość niebieska
i mądrość ziemska. Wierni Pańscy powinni to rozróżniać i starać się, aby
mądrość ich była mądrością niebieską. Myślą apostoła jest, że w Kościele mogą
być niektórzy tacy, co liczą się jako Kościół i łączą się z innymi członkami
Kościoła z pobudek mądrych według świata – niektórzy, co zauważyli, że w
naukach Pisma Świętego mieści się pewna logika i mądrość, która imponuje i
którą będą może mogli obrócić na własną korzyść. Tacy, zdaniem apostoła, będą
skłonni do zarozumiałości, do „nadymania się” i do popisywania się swoją
mądrością. Na zewnątrz będą uznawać właściwość chrześcijańskich cnót,
właściwość braterskiej uprzejmości, łagodności, cichości, cierpliwości i
miłości, to jednak w swych sercach mają zawiść i złe pożądania – pożądanie
osobistej chwały i reputacji – zazdroszcząc wszystkim, którzy zdają się mieć
reputację lepszą niż oni.
Apostoł daje do
zrozumienia, że takim będzie bardzo trudno, a nawet niemożliwie, utrzymać się
bez przeklinania (czyli mówienia źle, szkodzenia) braci. Czynić to będzie dla
nich rzeczą tak naturalną, że nie będą mogli tego uniknąć, a główną przyczyną
jest to, że nie mają czystego, odrodzonego serca. Jeżeli serca ich były
odrodzone w przeszłości, to z czasem oni wrócili się do złego, „jako świnia do
walania się w błocie, a pies do zwracania swego”. Toteż takim, co w sercach
swych znajdują uczucie zazdrości i gorzkości, apostoł mówi, że nie mają powodu
do chlubienia się, ale powinni raczej uznać, że będąc w takim stanie serca, oni
wcale nie są chrześcijanami i powinni zaprzestać tego kłamania przeciwko
prawdzie – zaprzestać obłudnego udawania, że serca ich są odnowione i
poświęcone w Chrystusie Jezusie. Św. Jakub mówi takim wyraźnie, że ich
znajomość, ich mądrość nie jest z Boga ani z ducha świętego – „Nie jest ci
ta mądrość z góry zstępująca, ale ziemska, bydlęca, diabelska; bo gdzie jest
zawiść i zajątrzenie, tam i rozterki i wszelkie złe sprawy (mogą być spodziewane)” – Jak. 3:15-16.
STROFOWANIE
SZCZEGÓLNIE KIEROWANE DO NAUCZYCIELI
Zdaje się być
widocznym, że chociaż to strofowanie napisane przez św. Jakuba stosuje się do
wszystkich mieniących się duchowymi Izraelitami prawdziwymi, to jednak on uwagi
swe kieruje szczególnie do tych, co są nauczycielami w Kościele, co odznaczają
się znaczną mądrością. Słowa jego przywodzą nam na pamięć to, co powiedział
apostoł Paweł, który mówiąc o różnych darach danych pierwotnemu Kościołowi,
starał się wykazać niebezpieczeństwo grożące tym, co odznaczali się większą
znajomością. Ilustrując zasadę przytoczoną przez św. Jakuba, apostoł Paweł tak
sprawę tę określił:
„Chociażbym mówił
językami ludzkim i anielskim, a nie miałbym miłości, byłbym tylko jakoby
brzmiącym cymbałem, robiącym wiele hałasu, lecz nie mającym żadnego poczucia
tej sprawy w samym sobie; albowiem nie miałbym żadnego działu ani cząstki z
tymi, co mają ducha Chrystusowego. Chociaż posiadałbym dar prorokowania i
rozumiałbym wszystkie tajemnice, choćbym miał wszelką umiejętność i wiarę, a
miłości bym nie miał, byłbym niczym; i chociażbym całą swoją majętność wydał na
karmienie ubogich, a ciało swoje na spalenie, a nie miałbym miłości, nic by mi
to nie pomogło” – 1 Kor. 13:1-8.
W
taki to sposób apostoł wykazał jak najdobitniej, że znajomość i oratorstwo nie
są rzeczami najważniejszymi, ale jest nią miłość wypływająca z serca i
rozchodząca się na wszystkie poczynania życia. Zaiste, miłość działająca w
śmiertelnych ciałach naszych jest rzeczywistą próbą – rzeczywistym dowodem
naszej społeczności z Bogiem! Apostoł wykazuje więc, że ci, co otrzymali pewne
dary Boże, zanim doszli do właściwej społeczności z Bogiem, mogą stać się
miedzią brząkającą i brzmiącymi cymbałami, czyli jakoby niczym, jeżeli stracą
ducha miłości, ducha Chrystusowego; albowiem „kto ducha Chrystusowego nie ma,
ten nie jest Jego”. Dobrze by było, aby wierni Pańscy zauważyli te Boskie
instrukcje napisane przez tych dwóch najgłówniejszych apostołów i zapamiętali,
że bez względu na to, jak ważne mogą być: widza i oratorstwo, one nie mają być
uważane pomiędzy braćmi za nieomylny dowód znajdowania się na właściwej drodze;
albowiem znajomość i oratorstwo mogą być użyte ku szkodzeniu drugim, zamiast ku
ich pomocy.
Główną cechą, której należy
upatrywać w tych, co mają służyć zborowi w duchowych rzeczach, powinna być
przede wszystkim miłość. To nie znaczy, że znajomość i zdolności mają być
zupełnie ignorowane, lecz znaczy, że one mają być uznawane za drugorzędne, a
nie za najgłówniejsze, jak to zazwyczaj jest czynione. Upatrujcie pomiędzy sobą
mężów świętych, napełnionych duchem świętym, aby tacy czuwali nad duchowym
dobrem poszczególnych zgromadzeń ludu Bożego. A po Boskie objaśnienie, jak ten
duch święty się objawia i jakich cech należy upatrywać w sługach zborowych,
udajcie się do 1 Kor. 13:4-8 oraz 1 Piotra 1:22-23 i 2 Piotra 1:1-13. Wszyscy
mający pewne inne kwalifikacje, lecz dający dowody nadętości lub chęć panowania
nad dziedzictwem Pańskim, czyli nad Kościołem albo objawiających ducha
zazdrości, sporu, goryczy lub obmowy – powinni być pominięci jako objawiający
niewłaściwego ducha, który nie jest duchem z góry pochodzącym, ale ziemskim,
bydlęcym, diabelskim. Tacy są niebezpieczni jako nauczyciele i jakąkolwiek
znajomość posiadają, mogą wyrządzić nią więcej szkody aniżeli dobrego.
OKREŚLENIE
MĄDROŚCI POCHODZĄCEJ Z GÓRY
Prowadząc rzecz
dalej apostoł nie pozostawia żadnej wątpliwości co do znaczenia jego słów,
albowiem wyraźnie określa bieg, czyli owoce mądrości niebieskiej mówiąc:
„Ale mądrość, która jest z góry, najpierw jest czysta” (prawdziwa, szczera,
sumienna, nie udana, nie użyta tylko za szatę światłości, aby zwieść i przykryć
samolubstwo, złość, nienawiść itp.; nie czyniąca kompromisu z grzechem, z
nieczystością, w jakiejkolwiek formie); „potem spokojna” – „nowy umysł”
nie jest usposobieniem kłótliwym, spornym, ale spokojnym – on będzie bojował o
wiarę raz świętym podaną, lecz nie będzie bojował jedynie z zamiłowania do
walki i do sporów; przeciwnie, nowy umysł jest spokojnego usposobienia, i na
ile to możliwe, woli ustępować w mniej ważnych punktach spornych; on miłuje
swoich oponentów i sympatyzuje z ich trudnościami). Jest także „mierna”,
czyli łagodna (nie jest szorstka ani gburowata w czynie, w mowie lub w tonie
głosu, a gdy naczynie gliniane, w którym nowy umysł działa, posiada wrodzoną
szorstkość, nowa natura boleje nad tym i walczy z tą słabością, stara się ją
pokonać, a gdziekolwiek słabość ta wyrządzi szkodę drugiemu, stara się to
naprawić i wyrządzoną przykrość złagodzić). Jest też „powolna”, a raczej
(według poprawnego tłumaczenia) „łatwa do uproszczenia” (łatwo można do niej
dostąpić, nie jest harda, niedostępna lub sroga; jest jednak stanowcza w
sprawach zasadniczych – zasady nie mogą być naginane lub modyfikowane, one
należą do Boga. Lecz uznając zasady, duch mądrości okazuje swoją gotowość
ustępstwa przez uznawanie każdego dobrego zarysu swego oponenta i przez
okazywanie powodów, dla których ustępstwo nie jest możliwe tam, gdzie rozchodzi
się o Boskie prawo i zasady).
Mądrość z góry
jest również „miłosierna i pełna owoców dobrych”. (Rozkoszuje się we
wszystkich rzeczach powodowanych miłością i dobrocią; z przyjemnością czyni
dobrze drugim, okazuje miłosierdzie nawet niemym stworzeniom będącym pod jej
pieczą, lecz szczególnie jest miłosierną wobec braci i ich wad. Miłosierną jest
także w rodzinie – nie jest zbyt wymagającą, ale hojną, dobrotliwą i
wspaniałomyślną. Szczodrobliwą jest nawet wobec przeciwników i tych, co lubią
się spierać – nie ma upodobania w zwyciężaniu przemocą nawet dla prawdy, gdyby
to miało być szkodliwym, bolesnym i niemiłosiernym dla ludzi o przeciwnym
zdaniu). Jest także „nieposądzająca”, a raczej „bezstronna”.
(Miłuje dobro i prawdę bez względu na to, gdzie one się znajdują, a sprzeciwia
się nieprawdzie, nieczystości i bezbożności, czy znajduje je w przyjaciołach,
czy we wrogach. Sprawiedliwość jej jest bezstronna i miarkowana miłosierdziem;
nie pochwali wady w bracie dlatego, że on jest bratem, ale zgani ją z taką samą
łagodnością, pamiętając, że wszyscy podlegają różnym pokusom i atakom ze strony
świata, ciała i Szatana. Nie przeoczy cnoty nawet w nieprzyjacielu i nie zawaha
się jej uznać. Zasadą jej jest prawda, nie uprzedzenie, nie stronniczość, nie
sekciarstwo).
Mądrość z góry
jest w końcu „nieobłudna”. (Jest w zupełności szczera i otwarta, nie
potrzebuje udawać miłości, bo ona jest miłością; nie potrzebuje przybierać
marki dobroci na zewnątrz, aby przygasić uczucie gniewu, zawiści i sporu, bo
ona jest bez zawiści i bez sporu, owoce ciała i diabła zostały przez nią, przy
pomocy Bożej, rozpoznane jako ziemskie, bydlęce i diabelskie, więc zostały
odrzucone, a serce zostało usprawiedliwione, oczyszczone i poświęcone Bogu;
myśli, wola i intencje zostały odnowione i są teraz przepełnione skarbem ducha
ściętego).
KILKA
SŁÓW ZACHĘTY DO WSZYSTKICH
Z tymi myślami w
pamięci, starajmy się, drodzy czytelnicy, gorliwiej aniżeli kiedykolwiek
przedtem czuwać nad starą naturą i nad jej zwodniczą skłonnością osiągnięcia
kontroli nad językiem. Uczmy się coraz więcej oceniać, tak w sobie jak i w
drugich, ową mądrość niebieską, której działanie jest tak dobitnie określone
przez apostoła. Im ważniejsze są nasze członki, im więcej wpływowe, tym
usilniej starać się musimy utrzymać je w zupełnym poddaństwie Panu jako Jego
słudzy. Nasze nogi są użytecznymi członkami poświęconymi Bogu, możemy więc
używać ich w różnych poselstwach miłosierdzia, ku chwale Boskiego imienia i ku
zbudowaniu Jego ludu. Ręce nasze są również użyteczne, gdy w zupełności są
poświęcone na Boską służbę. Uszy nasze są też użyteczne w Jego służbie, aby
słuchać tylko Boga, a nie słuchać onego złego, a przez to, aby nie uznawać
złego, ale być dobrym przykładem dla drugich. Nasze oczy są wielkim
błogosławieństwem od Boga i one także mają być chronione od złego, od
pożądliwości oczu i od pychy żywota i mają być narzędziami, czyli sługami
sprawiedliwości w zachowaniu, ocenianiu i popieraniu dobrego, jak i w
rozpoznawaniu woli Bożej. Jednakże ze wszystkich członków naszego ciała
najbardziej wpływowym jest język. Wpływ języka przewyższa wszystkie inne
członki razem wzięte. Przeto kontrolowanie języka w służbie Pańskiej jest
najważniejszą pracą wiernych co do ich śmiertelnych ciał i służby, jaką w tych
ciałach mają sprawować Bogu. Kilka słów miłości, dobrotliwości i pomocy – jak
często zmieniły cały bieg życia ludzkiego – a nawet wiele miały do powiedzenia
w kształtowaniu narodów! A jak często słowa złe, niegrzeczne lub oszczercze
wyrządzały ogromną niesprawiedliwość, niszczyły dobrą reputację itp. Apostoł
określa to, iż język „zapala koło urodzenia naszego” – rozbudza wrodzone
namiętności, spory, nieprzyjaźni itp., o jakich z początku ani nie myślano. Nie
dziw, że apostoł dodaje, iż taki język „bywa zapalony od ognia Gehenny”, czyli
wtórej śmierci – prowadzi do wiecznego zniszczenia.
SŁOWO
PRZESTROGI DLA STARSZYCH I INNYCH
Publiczni słudzy
Kościoła są do pewnego stopnia jego „językami” i co za ogromny wpływ oni mogą
wywierać ku dobremu lub ku złemu; ku błogosławieniu i ku zbudowaniu wiernych
lub też ku ich szkodzie – ku przeklinaniu! Jak konieczne więc jest, aby wszyscy
mający być sługami, czyli jakoby językiem w Ciele Chrystusowym, byli tacy i
tylko tacy, jak duch święty zaleca. Wpływ sług zborowych rozchodzi się nie
tylko na tych, co są w zgromadzeniu, ale w pewnym stopniu są oni ustnymi
narzędziami słyszanymi dobrze i na zewnątrz. Ta sama zasada stosuje się też do
każdego członka w Kościele, co do jego używania lub nadużywania języka. Język
może być używany do sporów, do burzenia wiary i charakteru braci, do zburzenia
miłości i zaufania albo też do budowania drugich w owocach ducha świętego. Ilu
jest takich, co wypróbowało prawdziwość słów apostoła, że język posiada wielkie
możliwości tak do zbrudzenia całego ciała, czyli Kościoła, jak i do rozpalenia
naturalnych skłonności człowieka przez rozbudzenie złych i trujących
namiętności upadłej natury.
Jak mało
pomiędzy ludem Pańskim jest takich, którzy opanowali swój język na tyle, aby
doprowadzić go do zupełnego poddaństwa woli Bożej tak, aby używać go tylko ku
dobremu dla wszystkich, z którymi mają jakąkolwiek styczność! Uczyńmy więc
silne postanowienie, że przy Boskiej łasce (obiecanej nam w każdej potrzebie)
uczynimy w roku obecnym większy postęp w kontrolowaniu tym najgłówniejszym
członkiem naszego ciała, przywodząc go do zupełniejszego poddaństwa i
posłuszeństwa, jak i do lepszej służby Królowi królów i Panu panów – który
powołał nas z ciemności do przedziwnej swej światłości.
Na
Straży 1976/5/03, str. 69 W.T. R-4705 a – 1910 r.