<< Wstecz |
Wybrano: R-5055 a, z 1912 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
„Oddać na zatracenie ciało”
W Wieku Ewangelii był i jest tylko
jeden sposób, przez który, można się przybliżyć do Boga. Chrystus Pan nie
wskazuje na wiele dróg, lecz tylko na jedną. "Ciasna jest brama i wąska
droga, która prowadzi do żywota" w obecnym czasie. Gdy królestwo Boże
zostanie ustanowione wtenczas będzie otwarty gościniec, czyli droga wygodna,
łatwa do postępowania, jak to Bóg przez Proroka Izajasza oświadcza
(Iz.35:8-10). Na drodze tej nie będzie kamieni obrażenia; nie będzie ona wąską
ani trudną, lecz stosunkowo łatwą. Będzie to droga, po której podczas
tysiącletniego panowania Mesjasza, cały rodzaj ludzki będzie mógł powrócić do
Boga; podczas tego okresu, cały świat będzie wspierany, zachęcany i ćwiczony,
aby tą drogą wszyscy mogli dojść aż do końca.
W obecnym czasie ta jedyna droga
prowadząca do Boga, jest drogą ciemną, wąską i pełną trudności. Dla świata,
światło nie zaczęło jeszcze przyświecać. Pismo Święte przedstawia Kościół
Chrystusowy w Wieku Ewangelii jako mówiący: "Słowo twoje jest pochodnią
nogom moim". W dawnych czasach, ludzie podróżujący nocą mieli małe
latarki, które przymocowywali do sandałów i tym sposobem oświecali drogę przed
swymi nogami. Podobnie Chrystus postępował z Kościołem podczas Wieku Ewangelii.
Wąska droga była i jest ciemna, ale - jak mówi apostoł Piotr my mamy mocną
"mowę prorocką", która jako świeca, oświeca nam drogę i oświecać
będzie "im dalej, tym bardziej - aż do dnia doskonałego". -
2Piotr.1:19; Przyp.Sal.4:18.
Gdy dzień ten nadejdzie, ludzie nie
będą potrzebowali lamp, ani świec, albowiem będzie tam światło słońca.
Znajomość Pańska napełni wówczas wszystką ziemię.
OFIAROWANIE JEST NIEZBĘDNE BY SIĘ
STAĆ UCZNIEM
Jednym zarysem wąskości tej drogi
jest, że w obecnym czasie nie bywa nikt przyjęty przez Boga inaczej, jak tylko
przez wyraźne zawarcie z Bogiem przymierza. Ktokolwiek takiego przymierza z
Bogiem nie zawarł, nie może być Chrześcijaninem w całym znaczeniu tego wyrazu,
pomimo, że on myśli o sobie, że nim jest. Żyjących obecnie na świecie jest
przeszło czterysta milionów ludzi, co liczą się Chrześcijanami. Wielu mniema,
że przyłączając się, do jakiego kościoła lub czyniąc, jaki dobry uczynek, to
tym samym stają się naśladowcami Chrystusa. Lecz Pismo Święte bardzo wyraźnie
oświadcza: "Jeźli kto chce iść za mną, niechajże samego siebie zaprze, a
weźmie krzyż swój i naśladuje mię" (Mat.16:24). Zaparcie samego siebie i
niesienie krzyża jest rzeczą niezbędną dla tych, co pragną stać się uczniami
Chrystusa w obecnym czasie.
Wiele ludzi nie są wcale
Chrześcijanami, ponieważ nie zawarli z Bogiem żadnego przymierza. Co się
tyczy klasy, która teraz jest powoływana do uczniowstwa Bóg tak mówi:
"Zgromadźcie mi świętych moich, którzy ze mną uczynili przymierze przy
ofierze". - Przez zupełne poświęcenie samych siebie; "stawiajcie ciała
wasze ofiarą żywą, świętą, przyjemną Bogu, to jest rozumną służbę waszę"
(Ps.50:5; Rzym.12:1). Przyjętymi przez Chrystusa i spłodzonymi z Ducha Świętego
bywają tylko ci, którzy weszli przez ciasną bramę na wąską drogę i uczynili z
Bogiem przymierze ofiary, oddając Mu swoją wolę i ziemskie prawa, aby wola Boża
mogła się w nich wykonać.
Jeżeli ktoś wstąpił na wąską drogę,
to powinien na niej wytrwać, lecz to nie znaczy, ażeby się nigdy nie potknął i
nie popełnił, jaką omyłkę, ale jeśli wytrwa postępując po niej dobrze na ile go
stać, będąc w sercu wiernym swojemu Panu, wówczas otrzyma obietnicę, że
zasiądzie na Jego stolicy, jako członek klasy Oblubienicy Chrystusowej.
TROSKI ŚWIATOWE PRZEMAGAJĄ WIELU
Wszystkim wiadomo, że Pismo Święte
pokazuje, że mieli być tacy, co uczyniwszy raz ze siebie poświęcenie, zostali
następnie uwikłani sidłami tego świata, troskami o doczesny żywot lub ułudą
bogactw. Tacy nie będą mogli wypełnić warunków, jakich się podjęli, a tym samym
nie czynią tego, co jest niezbędne by osiągnąć współdziedzictwo z naszym Panem.
Ktokolwiek odrzuca krzyż nie otrzyma korony. Iluż to ludzi jest obciążonych
troskami o ten żywot! Iluż to innych bywa zwiedzionych ułudą bogactw tego
świata!
Był pewien brat, z którym autor był
swego czasu w wielkiej przyjaźni; byliśmy jak dwaj bracia. Pewnego dnia on
rzekł do mnie: "Bracie Russell, ja bym bardzo pragnął zająć się pracą
Pańską i pełnić jakąkolwiek służbę w rozpowszechnianiu prawdy; ale mając żonę
rozumie się, że Pan włożył na mnie odpowiedzialność starania się o nią. Nie
czułbym się usprawiedliwionym, aby iść pracować dla prawdy, a żonę pozostawić
na opiece drugich. Lecz jeżeli opatrzność zrządzi, że kiedykolwiek będę miał
dosyć pieniędzy tak, abym na pewien czas mógł opuścić dom bez narażenia rodziny
na niedostatek lub niewygodę, wtenczas chętnie pójdę głosić Ewangelię
drugim". Pan wziął go za słowo. Był on wtenczas buchalterem w pewnej
firmie. Z powodu śmierci jednego z członków tej firmy Pan otworzył drogę
naszemu przyjacielowi do stania się głównym wspólnikiem tej firmy. Bez żadnych
wysiłków z jego strony, zaczęło mu się powodzić finansowo dobrze, tak, że w
niezbyt długim czasie było go stać, co najmniej na pół miliona dolarów.
Pewnego dnia przemówiłem do niego:
"Bracie, mam pewną bardzo ważną sprawę, która mi leży na sercu". Na
to on rzekł: "Powiedz mi bracie, w czym trudność a ja ci pomogę, bez
względu ile by to kosztowało". Można zauważyć jego wspaniałomyślność! On
myślał, że chciałem od niego pieniędzy! Dziękuję Bogu, drodzy przyjaciele! że
jeszcze nigdy nie miałem potrzeby prosić kogokolwiek o pieniądze i nie
przypuszczam abym kiedykolwiek potrzebował to czynić, więc odpowiedziałem:
"Bracie, czuję się w wielkim zakłopotaniu i tylko ty jeden możesz mi na to
pomóc". "Powiedz mi, co jest takiego" odpowiedział. "Drogi
bracie! - rzekłem - chcę ci przypomnieć, coś mówił kilka lat temu, kiedyś był
jeszcze biednym". Potem powtórzyłem mu całą naszą poprzednią rozmowę,
najlepiej jak tylko mogłem dodając: "Pan obdarzył cię pieniędzmi i uczynił
Swoją część, a teraz czy i ty chcesz uczynić swoją?" Na co on
odpowiedział, ze łzami w oczach: "Bracie Russell, moim interesem mam
związane ręce i nogi, że jest to teraz dla mnie rzeczą niemożliwą". Troska
o doczesny żywot i ułuda bogactw, związała mu, według jego własnych słów, ręce
i nogi; lecz serce jego było jeszcze wierne Bogu.
Chociaż nie wiemy, ani nie chcemy
być jego sędzią, lecz wątpimy, aby w takich warunkach życiowych ten drogi brat
mógł pokonać otaczające go trudności dostania się do królestwa, to jest, by
mógł się stać członkiem uwielbionego Kościoła. Więzy, którymi zostały związane
jego "ręce i nogi", przeszkodzą mu w osiągnięciu najwyższej nagrody;
chociaż mniemamy, że był on prawdziwie dzieckiem Bożym. Nie możemy
przypuszczać, aby z powodu zaniedbania podjętej ofiary miał on pójść na wtórą
śmierć. Myślimy raczej, że mając dobry charakter Pan go miłował, ponieważ Bóg
miłuje ludzi posiadających dobre charaktery. Mniemamy więc, że chrześcijanin
żyjący w podobnych warunkach i z odpowiednim charakterem znajdzie się może w
Wielkim Gronie i jesteśmy bardzo radzi, że klasa Wielkiego Grona istnieje.
NASZE CZŁOWIECZEŃSTWO MUSI UMRZEĆ
Tylko ci znajdą się w
"Maluczkim Stadku", którzy wiernie wydają swe życie w ofierze aż do
końca ich pielgrzymki. Bóg przewidział i postanowił, że ci, co mają stanowić tę
klasę, wszyscy muszą być przypodobani obrazowi Syna Jego. Jeśli, kto nie jest
zupełnym obrazem Jezusa; jeśli nie pozostawił wszystkiego, aby Jego naśladować,
ten w klasie Jego Małżonki się nie znajdzie.
Pismo Święte wspomina o dwóch
klasach - o Maluczkim Stadku i o Wielkim Gronie - obie te klasy są częściami
"kościoła pierworodnych". W figuralnych obrzędach narodu Żydowskiego,
kapłani byli członkami pokolenia Lewiego; lecz byli jeszcze inni z pokolenia
Lewiego, którzy kapłanami nie byli. Lewici jako całość, rozumiemy, iż
przedstawiali Kościół pierworodnych, którzy osiągną stan duchowy, lecz stanowić
będą dwie klasy, "Maluczkie Stadko", czyli klasę kapłanów i
"Wielkie Grono", czyli klasę Lewitów.
Aby ktokolwiek w przyszłości mógł
się znaleźć w klasie kapłanów, musi teraz z własnej woli złożyć z siebie ofiarę
Bogu i poddać się Panu Jezusowi, jako wielkiemu Arcykapłanowi, aby On mógł
dokonywać w nas dzieła ofiary. Co będzie z tymi, którzy zawierają przymierze z
Bogiem a ofiary swej nie dokonają? Ich ziemskie życie poświęcone; Bóg dał im
Ducha przysposobienia synowskiego i uprawomocnił ich umowę, przez którą oni
poświęcili wszystkie swe ziemskie prawa. Tacy nie mogą już nigdy dostąpić
zbawienia, które świat ma otrzymać w przyszłości. Oni dobrowolnie wyrzekli się
wszystkich ziemskich praw życia. Bóg po udzieleniu im Ducha Świętego, uznał
umowę obowiązującą obie strony. Tacy otrzymają naturę Niebieską, albo żadnej.
"ODDAĆ SZATANOWI"
Tacy, co nie wykonają swego
poświęcenia w zupełności, bywają oddani onemu przeciwnikowi, aby ich trapił,
dokąd ich ciała nie zostaną zniszczone - dokąd ziemskie skłonności, które ich
wstrzymywały od zupełnej wierności Bogu, nie zostaną złamane, a umysł dojdzie
do zupełnego posłuszeństwa i harmonii z Bogiem. Czego oni nie złożą
dobrowolnie, będzie od nich odjęte przemocą.
Znajomość, jaką w tej sprawie mamy
otrzymaliśmy ze słów Apostoła. Św. Paweł pisząc do Kościoła w Koryncie,
nadmienił, że oni mieli między sobą brata, który nie postępował według zawartego
z Bogiem przymierza, ale żył w grzechu. Apostoł zganił cały Zbór, że swego
obowiązku względem tego brata nie uczynił. Potem dodał: "Przetoż ja, aczem
odległy ciałem, lecz przytomny duchem, jużem jakobym był przytomny osądził
tego, który to tak popełnił; - oddać szatanowi na zatracenie ciała, żeby duch
był zachowany w on dzień Pana Jezusa" (1Kor.5:3,5). Jeśliby ciało nie
zostało zniszczone, to duch nie mógłby być zachowany (zbawiony), jest
argumentem Apostoła.
To oświadczenie Apostoła podaje nam
myśl, jaką jest wola Boża, odnośnie tych, co się na służbę Jemu poświęcili, a
później poświęcenia swego, nie spełniali dość gorliwie. Ciała ich, w każdym
wypadku muszą być zniszczone. Jeśli ich nowa wola zostanie pokonana przez
ciało, to wynikiem będzie nie tylko śmierć ciała, ale i śmierć woli; czyli
wtóra śmierć. Lecz jeśli będą mieli pragnienie pozostać w harmonii z Bogiem,
to, choć zniszczenie ich ciał nie będzie uznane ofiarą, to jednak zostaną
zachowani "jako przez ogień" i w dniu Pana Jezusa, znajdą się w
duchowym stanie. - 1Kor.3:15.
W wypadku, o którym wspomnieliśmy
poprzednio, czytelnik może zapyta: Czy brat taki straci później wszelką
znajomość prawdy? Na to pytanie, które jest dość ważne odpowiadamy:
Rzecz zrozumiała, że w sprawie
wspomnianego brata, nie znając uczuć jego serca nie możemy sądzić. Lecz on
opuścił nas i przyłączył się do kościoła Prezbiteriańskiego. Następnie
przyłączył się do zrzeszenia Chrześcijańskiego Pokrewieństwa (Christian
Alliance) i starał się wierzyć i praktykować cudowne leczenie przez wiarę,
pomimo znajomości, jaką w tym względzie posiadł. Postępując przez pewien czas
po tej drodze cudownego leczenia itp. dostał kilka ataków jakiejś choroby i
pomimo swego wierzenia w leczenie przez wiarę, musiał zawezwać lekarza.
Ostatecznie, po bardzo ciężkiej chorobie trwającej kilka tygodni, umarł. Nie
mieliśmy w owym czasie dosyć znajomości o nim, aby powiedzieć na ile jego umysł
był zwrócony do Boga. Z powodu takiego postępowania nie mieliśmy w nim bliższej
społeczności, ponieważ jego postępowanie przecięło naszą dawną bliską przyjaźń.
Pewien brat zwrócił naszą uwagę na
inny wypadek po opisaniu, którego zapytał: "Czy brat myśli, że w tym
wypadku miało miejsce to, co byśmy mogli nazwać zniszczeniem ciała?" Nam
się zdaje, że to miało w rzeczywistości miejsce, w tym wypadku. Przytaczamy go
poniżej:
W pewnym mieście był pewien brat,
który poznał prawdę i wielce się nią radował. Spotkał on pewnego człowieka,
który lubił się z nim spotykać i rozmawiać o prawdzie. Człowiek ten okazywał
dobrego ducha, akurat odpowiedniego do przyjęcia prawdy. Lecz żona jego była
bardzo przeciwna. Sprzeciwiając się mu rzekła: "Wybieraj pomiędzy twoją
religią a mną; obydwóch mieć nie możesz". Stawiła ona przed nim tę sprawę
stanowczo i wyraźnie i on wybrał swą żonę. Nie długo potem, jak nas
poinformowano, Pan dopuścił na tego biednego brata takie doświadczenie, że on z
pewnością bardzo żałował wyboru, jaki uczynił. Nabawił się jakiejś przykrej
choroby i kiedy cierpienia jego były najsroższe, żona jego opuściła go.
Mamy nadzieję, że Pan go nie opuścił
i że ostatecznie mu przebaczył, albowiem sprawa ta przedstawia się, jakoby Pan
postąpił z tym bratem według jego własnej woli, oraz że był on dzieckiem Bożym,
aczkolwiek nie z klasy zupełnych zwycięzców. On miłował swą żonę więcej aniżeli
Pana, nie był więc godnym stać się członkiem klasy Jego Oblubienicy. Dlatego
też widocznie poniósł on tak zupełną stratę cielesną, jakiej się pewno nigdy
nie spodziewał. Musiał on swą żonę bardzo miłować, jeśli wolał ją bardziej niż Pana.
Ta jednak opuściła go i to wtenczas, gdy on jej najwięcej potrzebował! Nawet z
punktu zapatrywania światowego, uznałby każdy, że żona opuszczając męża w
takich warunkach, postąpiła bardzo niegodziwie. Gotowiśmy przypuszczać, że brat
ten nawrócił się do Pana; w ostatnich chwilach nauczył się swej lekcji i pewno
uczynił pewne obietnice Panu. Jeśli tak, to nie wątpimy, że duch jego zostanie
zachowany, czyli zbawiony w dniu Pana Jezusa.
Straż
1928 str. 171 - 173. W.T.
R-5055 a - 1912 r.