<< Wstecz |
Wybrano: R-3369 a, z 1904 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Jak i dlaczego Chrystus był ukrzyżowany
LEKCJA
Z EW. WEDŁUG ŚW. MARKA (Mar. 15:22-39)
Złoty tekst: „Chrystus
umarł za grzechy nasze według Pism” – 1 Kor. 15:3
Wiktor
Hugo napisał: „Waterloo jest zmianą formy świata”. Ktoś inny sparafrazował to
stwierdzenie: „Kalwaria jest zmianą formy świata”. Opowieść o ukrzyżowaniu
naszego Pana podana jest z takim patosem, że rozbudza w nas współczucie i
napełnia nas miłością, szczególnie od chwili, kiedy prawdziwie zrozumiemy sens
wersetu przytoczonego powyżej jako złoty tekst. Wielu ludzi umierało śmiercią
nie mniej okrutną od tej, jaką poniósł nasz Pan; wielu – podobnie jak On – szło
na śmierć dobrowolnie i spokojnie. Jednak Chrystus jako pierwszy poniósł ofiarę
w zupełności niewinną, nie zasługując zupełnie na wyrok śmierci. Był to zatem
jedyny wypadek, gdzie śmierć była całkowicie dobrowolna. Pan był jedynym
człowiekiem, który nie musiałby umrzeć, gdyby nie chciał.
NIESIENIE KRZYŻA
Ewangeliści
podali szczegóły dotyczące ukrzyżowania Jezusa, każdy od nieco innej strony.
Dzięki temu – po połączeniu tych wszystkich opisów, z których każdy jest
prawdziwy – mamy jasny pogląd na całe to wydarzenie. Z sali sądowej, gdzie
starosta Piłat zasądził Jezusa na śmierć, nie będąc w stanie powstrzymać fali
żydowskiego uprzedzenia i ich groźnych domagań, Pan został wyprowadzony przez
setnika i trzech rzymskich żołnierzy, którzy mieli odstawić Go na miejsce
stracenia – na Kalwarię. Według zwyczaju, skazaniec – a w tym wypadku niewinna
ofiara – sam niósł swój krzyż, co z pewnością musiało być okrutnym zadaniem.
Nasz Pan osłabł widocznie pod ciężarem krzyża, dlatego zmuszono przechodzącego
obok wieśniaka, Szymona, aby Mu pomógł. Werset z Łukasza 23:26 nasuwa myśl, że
Szymon nie niósł całego krzyża, lecz tylko pomagał Jezusowi, niosąc tylną część
brzemienia, która zwykle wlokła się po ziemi.
Dziwimy
się często, gdzie byli w tamtej chwili Piotr, Jan i Jakub, że nie widzieli
zmagań Mistrza i nie pospieszyli Mu z pomocą? Jeżeli ktoś zazdrościłby
Szymonowi jego przywileju pomagania Mistrzowi w niesieniu krzyża, niech pozwoli
sobie uświadomić, że wielu z Pańskich braci nosi codziennie swe symboliczne
krzyże i że naszym przywilejem jest im pomagać. Pan gotów jest policzyć nam
każdą usługę wyświadczoną Jego wiernym naśladowcom, tak jak byśmy to uczynili
Jemu samemu. Jeżeli jednak żaden z braci nie zauważy przywileju podania
drugiemu pomocnej dłoni, niechaj ten, kto niesie ciężar, nie traci przez to
serca. Pan zna potrzebę i ześle pomoc, choćby miał kogoś do tego zmusić,
wzbudzając współczucie w człowieku światowym – tak jak rzecz się miała w przypadku
Jezusa, kiedy to żołnierze znaleźli pomocnika. Podobnie jak drewniany krzyż
naszego Pana nie był Jego najcięższym brzemieniem, tak krzyże Jego naśladowców
są niewidoczne dla świata, lecz bracia powinni je dostrzegać. „Noście
brzemiona jedni drugich i tak wypełniajcie zakon Chrystusowy.”
Współczujące
z Jezusem kobiety żydowskie szły w pobliżu, płacząc. W ich gronie były bez
wątpienia Maria -matka Jezusowa, Marta i Maria z Betanii oraz Maria Magdalena.
Brak co do tego szczegółowych informacji, jednak posiadamy wyraźne świadectwo
na temat współczucia okazywanego przez te niewiasty. Nasz Pan zachowywał
zupełny spokój, był jednak słaby i wycieńczony – nie tylko z tego powodu, że
całą swoją siłę życiową wydawał wcześniej na leczenie chorych, lecz także dlatego,
że przez ostatnią noc znajdował się w ogromnym napięciu nerwowym, bez spania i
jedzenia. Nadeszła w końcu dziewiąta godzina owego dnia, w którym Pan został
ukrzyżowany po przejściu co najmniej trzech czwartych mili od pałacu Piłata do
wzgórza Kalwarii, z częścią ciężaru krzyża na barkach. To miejsce stracenia
było zwykle określane przez okoliczną ludność mianem Golgota, co znaczy
„miejsce trupiej głowy”, ponieważ wierzchołek wzniesienia – w swoim kształcie,
kolorze i z ciemnymi zagłębieniami w skale, przypominającymi oczodoły i nos –
podobny był do trupiej czaszki. Po ukrzyżowaniu podano Jezusowi wino zmieszane
z gorzką myrrą, zwaną również żółcią, lecz nie w celu przydania cierpienia, jak
to się zwykle przypuszcza. Był to uczynek grzeczności. Żeńskie stowarzyszenie
mające na celu niesienie ulgi cierpiącym dostarczało owego wina zmieszanego z
gorzkimi narkotykami dla znieczulenia bólu. Zwyczajem było podawanie tego
napoju skazańcom, aby zmniejszyć ich ogromne cierpienia. Według tego, co podaje
Św. Mateusz, Jezus skosztował wina. Zrobił to prawdopodobnie, aby upewnić się,
co to jest, albo też na znak, że docenia okazaną Mu grzeczność, odmówił jednak
wypicia, woląc widocznie doświadczyć pełnej miary bólu i cierpień, jakie w swej
mądrości, miłości i sprawiedliwości przygotował Mu Jego Ojciec, który dozwolił
na tę próbę zupełnej miary Jego wierności i posłuszeństwa.
Krzyżowanie
musiało być straszną rzeczą: do położonego na ziemi krzyża przybijane były
gwoździami ręce i nogi ofiary. Cierpienie potęgowało się, gdy krzyż był
podnoszony przez silnych mężczyzn i gwałtownie opuszczany do przygotowanego
dołu. Jest rzeczą zupełnie właściwą, że ewangeliści nie opisali szczegółowo
ogromnych cierpień, jakich doświadczał nasz Pan. Będzie również całkiem
właściwe, jeśli i my podobnie pozostawimy tę sprawę. Serca nasze wzdrygają się
jednak, gdy rozmyślamy, jak wiele ta część okupu za nasze grzechy kosztowała
Tego, który kupił nas swoją drogocenną krwią. Kto dobrze pojmuje tę rzecz,
będzie tym bardziej gotowy cierpieć dla Pana i dla Jego sprawy, aby przez to
udowodnić swoją miłość i okazać, jak bardzo docenia to, co dla niego uczynił
Syn Boży. Zaiste powinniśmy rozumieć, że jest naszą stratą, jeśli cierpienie z
Nim nie przynosi nam zadowolenia, bo tylko gdy z Nim cierpimy, możemy mieć
nadzieję, że i królować z Nim będziemy.
WYPEŁNIENIE DWÓCH PROROCTW
Panował
zwyczaj, że rzeczy osobiste należące do skazańca stawały się własnością
żołnierzy, którzy dokonywali egzekucji. Czytamy, że rozdzielili oni między
siebie szaty Jezusa, wierzchnią suknię, sandały i pas – z czego każdemu
żołnierzowi przypadła jedna rzecz. Pozostała jednak jeszcze jedna część ubioru,
a mianowicie tunika, czyli spodnia suknia, sięgająca od szyi aż do stóp, „cała
dziana, nie zszywana”. Tej nie mogli równo podzielić, więc „rzucali o
nią losy” (Ps. 22:18; Jana 19:23-24).
Ukrzyżowanie
miało miejsce o godzinie trzeciej według żydowskiego sposobu liczenia, czyli o
dziewiątej zgodnie ze współczesną metodą podziału czasu. Nad głową Jezusa
przybito tablicę, na której wypisano zarzut, jaki był Mu stawiany. Napis
zamieszczono w trzech językach: łacińskim, czyli oficjalnym, urzędowym języku
państwa rzymskiego, greckim – ówczesnym języku klasycznym, oraz hebrajskim –
języku używanym przez Żydów. Był to zarzut, na który kapłani żydowscy kładli
największy nacisk, kiedy obwiniali Jezusa przed Piłatem. Mamy napisane, że
uczonym żydowskim nie podobało się sformułowanie napisu przez Piłata. Chcieli,
aby je zmienił, lecz on sprzeciwił się, mówiąc: „Com napisał, tom napisał”.
Żydzi woleli, aby było napisane: „Ten mienił się być królem żydowskim”,
lecz dzięki Bożej opatrzności nad głową Jezusa został umieszczony Jego
prawdziwy tytuł: „Jezus Nazareński, Król Żydowski”. Ci z nas, którzy nie
są Żydami, mają powód do radości, wiedząc, że Jezus jest jeszcze kimś więcej,
gdyż według Boskiego zarządzenia stał się dziedzicem świata i na pewno będzie
Królem całego rodzaju ludzkiego, a teraz już jest Królem świętych.
KRZYŻOWANIE
Jak
to się stało, że dwóch łotrów (rabusiów) oczekiwało egzekucji w tym samym
czasie, co Jezus, nie mamy w Biblii powiedziane. Możemy jednak przypuszczać, że
już od pewnego czasu znajdowali się oni w więzieniu pod wyrokiem śmierci i że kapłani
mogli podpuszczać władze rzymskie, aby byli oni straceni w tym czasie. Być może
chcieli w ten sposób przykryć niesprawiedliwość ich własnego postępowania i
nadać pewien pozór sprawiedliwości całej sprawie, albo też mieli na celu
większe upodlenie Jezusa poprzez uczynienie Go towarzyszem wyrzutków
społeczeństwa. Jakiekolwiek okoliczności wystąpiły, sprawa ta była przez Boga
przewidziana i przepowiedziana przez proroka: „Z przestępcami policzon
będąc” – Iz. 53:12.
„MYŚMY MNIEMALI, ŻE JEST ZRANIONY, UBITY OD BOGA”
W
pobliżu krzyża stał apostoł Jan, matka Jezusowa i kilka innych osób, których
serca pękały z żalu na widok Pańskiego upokorzenia i cierpienia. Potrzeby tych
cierpień nie byli wtedy w stanie zrozumieć. Kilku próżniaków i gapiów stało
prawdopodobnie opodal, podróżni przychodzili i odchodzili, ponieważ Golgota
znajdowała się przy głównej drodze. Zapewne wielu z tych, co słyszeli o Jezusie
i Jego cudach, doszło teraz do przekonania, że Jego twierdzenia były fałszywe,
a Jego cuda zwodnicze, dokonane mocą Belzebuba, księcia diabelskiego, jak
mówili faryzeusze; gdyby bowiem Jezus czynił te cuda mocą Bożą, tak jak
twierdził, to nie znalazłby się teraz na łasce swych nieprzyjaciół. Nie
przyszło im nigdy na myśl, że ktoś mógłby dobrowolnie złożyć swoje życie za
przyjaciół. Nie mieli najmniejszego pojęcia o potrzebie i celu Pańskiej
śmierci.
Podobną
omyłkę popełnia świat względem Pańskich naśladowców. Ci, którzy przechodzą
utrapienia, doświadczenia i prześladowania, odbierani są jako niewierni, będący
w niełasce u Boga. Proroctwa, które dotyczyły naszego Pana, są więc prawdą
także o Jego Kościele – o wszystkich członkach Jego Ciała: „A myśmy
mniemali, że jest zraniony, ubity od Boga i utrapiony” i wstydziliśmy się
Go. Świat nie pojmuje tego, co my rozumiemy, a mianowicie iż łaska Boża
względem wybranych okazuje się w tym, że mają oni możliwość przechodzić
doświadczenia, które mają przygotować ich do królewskich zaszczytów.
„NIEZBOŻNI NIE ZROZUMIEJĄ”
Z
pewnością wielu zapamiętało oświadczenie naszego Pana, wypowiedziane kilka dni
wcześniej, na temat zburzenia Świątyni, lecz było ono dla nich niezrozumiałe
albo rozmyślnie fałszowane w ich szyderstwach. Jezus nie mówił o zburzeniu ich
Świątyni, lecz wyraził się, że gdyby zburzyli ten Kościół, On wystawiłby go ponownie
w trzy dni (pozafiguralnie). Świątynia jerozolimska budowana była przez około
czterdzieści lat, dlatego stwierdzenie Jezusa wydawało im się napuszone.
Mówili, że łatwiej by Mu było okazać im swoją moc przez zstąpienie z krzyża.
Fakt, że tego nie zrobił, brany był za dowód, że wszystko, cokolwiek przedtem
czynił i mówił, było fałszerstwem. Dla tak czułego i wrażliwego umysłu, jakim
odznaczał się nasz Pan, takie zarzuty o fałszerstwo były bolesnym ciosem. On
jednak znosił to cierpliwie. Jakże bardzo się cieszymy, że Jezus nie zstąpił z
krzyża – przez to pozostawiłby nas przecież w naszych grzechach – świat nie
zostałby odkupiony!
Kapłani
i nauczeni w Piśmie ścigali swoją ofiarę aż do krzyża, zaniedbując niezawodnie
wiele ważnych spraw, byle tylko dopilnować, aby ofiara nie wymknęła się im z
rąk. Byli oni w tej sprawie więcej winni, aniżeli zwykły lud, starali się
jednak usprawiedliwić swoje postępowanie podobnie jak inni. Jest dość dziwne,
że z jednej strony przyznawali oni, iż Jezus „innych ratował”, a z
drugiej – fakt, że nie mógł wybawić samego siebie z ich rąk, zdawał się być
dostatecznym dla nich dowodem fałszywości wszystkiego, cokolwiek Jezus mówił o
swej społeczności z Bogiem Jahwe. Oni sami żądali, aby Jego krew spadła na nich
i na ich dzieci. Biedni ludzie! Myśleli o sobie, że są mądrzy, a jednak, jak
wykazał to apostoł Piotr za kilka dni, cała ta rzecz dokonana była w
nieświadomości. Oto słowa Piotrowe: „Wiem, żeście to z nieświadomości
uczynili jako i książęta wasi” – Dz. Ap. 3:17. Z korzyścią dla nich – jak i
dla większości ludzi – Pan Bóg nasz nie jest tak mściwy, jak niektórzy Go
przedstawiają, lecz jest „długo cierpliwy i wielkiego miłosierdzia”. W
zupełnej zgodzie z tym zdaniem pozostaje chwalebne proroctwo, mówiące, że
ostatecznie ci, którzy ukrzyżowali Pana, będą patrzeć na Tego, którego
przebodli, i płakać, a Bóg „wyleje na nich ducha łaski i modlitw i płakać
będą nad Nim jako nad jednorodzonym” – Zach. 12:10.
„GDY MU ZŁORZECZONO, NIE ODZŁORZECZYŁ”
Apostoł
wykazał, że cierpliwość, z jaką nasz Pan znosił te złorzeczenia, stanowi
przykład dla nas. Gdy Mu złorzeczono, nie odzłorzeczył. Ileż ostrych słów
mógłby nasz Pan wypowiedzieć przeciwko swoim prześladowcom. Tajemnica Jego
cierpliwości wyrażona została w zdaniu, które wyrzekł do Piłata: „Nie
miałbyś żadnej mocy nade mną, gdyby ci nie była dana z góry”. Ta sama myśl
zawarta jest w słowach: „Izali nie mam pić kielicha, który Ojciec mój mi
nalewa?” Podobnie nasza zdolność do przyjmowania złorzeczeń i prześladowań
w sposób cierpliwy i bez odwzajemniania się, będzie rosła proporcjonalnie do
zupełności naszego poświęcenia oraz proporcjonalnie do zrozumienia, że „od
Pana bywają sprawowane drogi człowieka dobrego” – Ps. 37:23.
Jeden
z ukrzyżowanych wraz z Jezusem mężczyzn złorzeczył Mu również. Być może robili
to obaj, wydaje się jednak, że ten drugi milczał przez pewien czas, a później
przemówił w obronie Jezusa, jak to jest zapisane w innej Ewangelii. Dzień, do
tej pory jasny, zaczął bardzo mrocznieć, a od godziny szóstej (dwunastej w południe)
do dziewiątej (trzeciej po południu), kiedy Jezus umarł, ciemność ta była
bardzo znaczna i niezwykła.
Pod
koniec cierpień, około godziny trzeciej, z ust Jezusa wydobył się silny głos
wołania, co dowodzi, że Jego żywotność była jeszcze znaczna. „Boże mój, Boże
mój, czemuś mnie opuścił”? Od samego początku tych doświadczeń, w nocy i o
poranku, od chwili, gdy w ogrodzie Getsemane otrzymał zapewnienie, że był
przyjemny Ojcu, nasz Pan znajdował się w trzeźwym i spokojnym stanie umysłu.
Czemu więc na sam koniec zawisła ciemna chmura pomiędzy Jego sercem a Ojcem?
Czemu Ojciec dozwolił na tę chmurę w momencie, kiedy Jego Syn, najbardziej
umiłowany, potrzebował Jego pociechy, wzmocnienia, miłości i łaski bardziej niż
kiedykolwiek przedtem? Na to pytanie odpowiemy później, gdy będziemy
zastanawiać się, dlaczego nasz Pan został ukrzyżowany.
Mniej
więcej w tym samym czasie Jezus powiedział: „Pragnę” i wtedy podano Mu
gąbkę nasączoną kwaśnym winem (Jan 19:29). Jezus wyssał nieco tego ożywczego
płynu, gdyż w takich warunkach rany musiały wywołać u Niego znaczną gorączkę.
Następnie Jezus głośno zawołał. Ewangelista Marek nie zapisał, co to były za
słowa, lecz podaje nam je Łukasz: „Ojcze, w ręce Twoje poruczam ducha mego” – moje życie. To dowodziło, że Jego wiara w Boga była zupełna, a tym, o czym
najwięcej myślał, było życie. Wydawał swoje życie w sposób możliwie
najwierniejszy i najszlachetniejszy, zgodnie z Boskim zarządzeniem. W nagrodę
za to Ojciec obiecał wzbudzić Go z martwych. On ufał tej obietnicy i teraz, konającym
tchnieniem, wyraził swoją wiarę.
„DOKONAŁO SIĘ”
Mamy
napisane, że wiele rzeczy wydarzyło się w chwili śmierci naszego Pana: ziemia
zadrżała w sąsiedztwie krzyża, a wielka zasłona w Świątyni jerozolimskiej,
przedzielająca miejsce święte od najświętszego, rozerwała się – nie od dołu ku
górze, co mogłoby być spowodowane starością, lecz od góry do dołu, co stanowiło
manifestację Boskiej mocy. Wiemy skądinąd, że zasłona ta, czyli kurtyna, miała
sześćdziesiąt stóp długości, trzydzieści stóp szerokości i była gruba na około
cztery cale. Józef Flawiusz opisał ją jako „babilońską tkaninę cudnej piękności
w kolorach białym, szkarłatnym i purpurowym”. Rozerwanie się tej kurtyny
przedstawiało symbolicznie otwarcie drogi pomiędzy samym niebem a niebieskim
stanem dla tych, którzy są na świecie. Chrystus otworzył nam drogę nową i żywą
przez zasłonę – to jest przez ofiarę swego ciała. Prawdziwi wierni
przedstawieni są teraz jako stowarzyszeni z Jezusem kapłani w Świątnicy, czyli
w pierwszym z tych dwu przedziałów. Tu mamy społeczność z Bogiem poprzez
światło złotego świecznika, poprzez chleb ze złotego stołu i przez wonność
kadzenia, jakie dozwolone jest nam składać na złotym ołtarzu. Z tego punktu
widzenia możemy teraz spoglądać poza zasłonę – chłonąć przebłyski niebieskiego
bogactwa, jakie Bóg zarezerwował dla tych, którzy Go miłują i według Jego
postanowienia powołani są w Chrystusie, który jest Głową Ciała.
CZEMU JEZUS BYŁ UKRZYŻOWANY
Jedną
z najbardziej zagadkowych spraw, niejasną dla wielu umysłów, włączając w to
tych, którzy mienią się być naśladowcami Pańskimi, lecz są przesądnymi
krytykami, jest kwestia, dlaczego cierpienia i śmierć naszego Pana na Kalwarii
były potrzebne. Odpowiadamy, że potrzebne były dlatego, że chciał tak Bóg –
ponieważ On ułożył swój plan w taki sposób, że były one nieuniknione. Nie ulega
wątpliwości, że Bóg mógł ułożyć inny plan zbawienia, gdyż cała ta sprawa
spoczywała w Jego rękach. Nie można jednak wątpić, że plan, jaki obrał, jest
najlepszy. Ktokolwiek próbuje rozwiązać tę kwestię swym własnym umysłem lub
przy pomocy ludzkiej filozofii, na pewno zbłądzi. Jedynym bezpiecznym i
właściwym sposobem postępowania w tej sprawie jest przyjęcie mądrości
pochodzącej z góry.
Słuchając
głosu Pańskiego przekonujemy się, że Bóg znał koniec na początku i że Jego plan
zamierzony jest po to, aby Jego przymioty: sprawiedliwość, mądrość, miłość i
moc zostały jak najwyraźniej objawione – nie tylko ludziom, ale także aniołom,
nie tylko istotom, które nie są święte, ale również świętym. Gdy Boski plan całkowicie
się wypełni, wszyscy poznają długość, szerokość, wysokość i głębokość mądrości,
sprawiedliwości, miłości i mocy, jakie są uwydatnione w Boskim zarządzeniu.
Jednakże w obecnym czasie tylko niektórzy mogą widzieć te rzeczy: „Tajemnica
Pańska objawiona jest tym, którzy się Go boją, a przymierze swoje oznajmuje im” – Ps. 25:14.
Z
zupełną świadomością, że nie będzie mógł odmienić swego wyroku, Bóg zarządził,
że śmierć ma być zapłatą za grzech. Już wtedy wiedział, że Adam zgrzeszy i wraz
z całą swoją rodziną podpadnie pod ten wyrok. Wszystkim, którzy rozumieli to
zarządzenie, sprawa ta musiała się wydawać beznadziejna, po pierwsze bowiem Pan
Bóg nie mógł zmienić swego wyroku, a po drugie wyrok ów, zabierając człowiekowi
życie, pozbawiał go wszystkiego. Nikomu nie przyszło na myśl, że Bóg mógłby
użyć dla swego celu zastępcy Adama, a gdyby nawet ktoś o tym pomyślał, nie
znalazłby wśród swych bliźnich nikogo, kto nadawałby się do tej roli, ponieważ
wszyscy byli grzeszni ze względu na dziedziczenie skutków upadku. Z pewnością
człowiek nigdy nie domyśliłby się, że Bóg, spoglądając na upadły rodzaj
Adamowy, może mieć tak wielką litość dla przestępców prawa, żeby dać im
możliwość wyjścia spod tej kary aż takim kosztem, jak to zostało dokonane. Pan
Bóg przecież, aby przygotować zastępcę Adama, musiałby stworzyć innego
człowieka, takiego samego jak pierwszy, albo też przemienić jakąś istotę ze
stanu duchowego do stanu cielesnego, takiego, w jakim znajdował się Adam przed
upadkiem. Trudno byłoby przypuszczać, że Bóg aż w takim stopniu zajmie się
ludzkimi stworzeniami. Co więcej, mogłoby się zdawać, że stworzenie przez Boga
drugiego człowieka podobnego do Adama spowodowałoby jedynie powtórzenie
przestępstwa, natomiast przemienienie jakiejś chwalebnej istoty duchowej w ludzką
oznaczałoby pogwałcenie sprawiedliwości – gdyż byłoby to ukaranie świętej i
posłusznej istoty na korzyść bezbożnych i grzesznych.
W
planie zarządzonym przez Boga zauważamy jednak Jego wielką mądrość, miłość i
sprawiedliwość. On bowiem postanowił przygotować okup za Adama i za jego
potomstwo, przygotować doskonałego człowieka, który miał się stać Odkupicielem
tego, który zgrzeszył, i wszystkich, którzy przez niego stracili życie, jednak
miało się to stać w taki sposób, aby nie było wobec nikogo niesprawiedliwe. Bóg
tak ułożył swój plan, żeby ten, kto stałby się odkupicielem człowieka, sam
odniósł wielką korzyść z cierpień i chwilowych strat, nieuniknionych w tym
dziele. Niewątpliwie gdyby Bóg przedstawił tę propozycję wszystkim niebieskim
zastępom, znalazłoby się wiele istot gotowych i chętnych do poświęcenia się w
posłuszeństwie, mających nadzieję otrzymania błogosławieństwa i nagrody, jakie
Ojciec uznałby za odpowiednie im dać. On jednak nie uczynił tej oferty
wszystkim, lecz tylko jednej istocie.
„OTO IDĘ, ABYM CZYNIŁ WOLĘ TWOJĄ, O BOŻE”
Pomiędzy
niebieskimi zastępami znajdował się Jednorodzony u Ojca – ten, który na
początku nazwany był Słowem i sam był Bogiem, czyli potężną istotą, użytą przez
Ojca jako narzędzie w stwarzaniu wszystkich aniołów i człowieka. Temu
najwyższemu ze wszystkich stworzeń jako pierwszemu Bóg przedstawił propozycję
poniesienia wielkiej ofiary i przejścia przez wielkie doświadczenie wiary w
miłość i potęgę Ojca, obiecując jednocześnie, że po dokonaniu tej ofiary
przywróci Go ponownie do życia i pomnoży Jego chwałę. To prawda, że
Jednorodzony mógłby odmówić, jak sądzimy, bez żadnego uprzedzenia, i gdyby to
zrobił, możliwość skorzystania z oferty zostałaby prawdopodobnie dana innemu
wspaniałemu aniołowi. On jednak zgodził się z ochotą, aby współdziałać z Ojcem
dla dobra ludzkości. Podjął się zadania, opuścił sferę niebieską, porzucił
niebiański stan, duchowe ciało i został przeniesiony do żywota Marii, aby w
słusznym czasie narodzić się jako człowiek pomiędzy ludźmi, „człowiek Chrystus
Jezus”. W trzydziestym roku życia – wieku odpowiednim według Zakonu – Jezus
dokonał zupełnego poświęcenia samego siebie na śmierć i okazał to poprzez
chrzest. W ciągu trzech i pół roku wypełniał tę ofiarę, aż do chwili, kiedy
zawołał na Kalwarii: „Wykonało się”. Tak więc Jego pierwsze wielkie
uniżenie się w chwili, gdy stał się człowiekiem, było stopniem przygotowawczym,
a wydawanie samego siebie na ofiarę w roli zastępcy Adama obejmowało okres
trzech i pół lat. Dokonał wówczas dzieła powierzonego Mu przez Ojca, które
dotyczyło odkupienia świata. Jego życie było okupem za Adama, a ponieważ cała
ludzkość, odziedziczywszy słabości i niedoskonałości, straciła życie przez
Adama, słusznie i zgodnie z prawem śmierć Chrystusa odkupiła nie tylko Adama,
ale także wszystkich ludzi. Ponieważ Adam jako grzesznik został odcięty od
społeczności z Bogiem, nasz Odkupiciel, jako zastępca Adama, musiał doznać
czegoś podobnego, choćby na chwilę przed swoją śmiercią. Było to najtrudniejsze
doświadczenie naszego Pana, dlatego krzyknął: „Boże mój, Boże mój, czemuś
mię opuścił?”
W
słusznym czasie obietnica, która została dana Jezusowi przez Ojca, została
wypełniona w Jego zmartwychwstaniu jako duchowej istoty. W słusznym czasie
również Pan wstąpił na wysokość, aby okazać się przed oblicznością Bożą i
zasługę swej ofiary zastosować względem wierzących. Dzieło to postępowało przez
cały Wiek Ewangelii, w ciągu którego wszyscy poświęceni byli przyjmowani w
Chrystusie jako członkowie Jego Ciała. Wierzący mają z kolei przywilej stawiania
swoich ciał jako żywą ofiarę i dopełniania w ten sposób ostatków ucisków
Chrystusowych. Wkrótce te wszystkie ofiary Dnia Pojednania zostaną dokonane i
wypełni się obietnica: „Jeśli z Nim cierpimy, z Nim też królować będziemy;
jeśli z Nim umrzemy, z Nim też żyć będziemy”. Od tego czasu dzieło
odkupienia przybierze większą skalę. Skoro tylko ostatni członkowie Ciała
Chrystusowego dokończą swych cierpień, Pan dokona zupełnego zadośćuczynienia za
resztę ludzkości i kara, czyli przekleństwo rzucone na świat, zostanie wtedy
zniesiona – nie tylko za tych, co będą mieli wiarę, ale za wszystkich.
CHWALEBNE WYNIKI
Potem
rozpocznie się dzieło poprawy ludzkości – najpierw tych, którzy jeszcze nie
poszli do grobu, stopniowo zaś także tych, którzy teraz znajdują się w grobach,
w więzieniu śmierci. Drzwi tego więzienia zostaną otwarte i wszyscy więźniowie
wyjdą na wolność, jak to określił prorok Izajasz (Iz. 61:1), lecz nie zostaną
poddani nowej próbie z powodu pierwszego przestępstwa Adamowego, ani próbie za
czyny dokonane w czasie, gdy znajdowali się pod przekleństwem Adama, ale nowej
próbie życia, opartej na ich własnej odpowiedzialności. Odpowiedzialność
każdego człowieka oceniona zostanie według miary posiadanej przez niego siły
charakteru. Będzie to sąd sprawiedliwy, który uwzględni każdą odziedziczoną
niedoskonałość i słabość i który będzie wymagał od ludzkości tylko tyle, na ile
będzie ją stać.
Wynikiem
tego każdy otrzyma sposobność dojścia do stanu, jaki został utracony w raju z
powodu nieposłuszeństwa ojca Adama. Raj zostanie przywrócony. Wszyscy, którzy
będą posłuszni w swych sercach, zostaną wówczas uznani za godnych, by korzystać
wiecznie z Boskich błogosławieństw. Posiądą oni żywot wieczny. Rozmyślni
przeciwnicy zaś zginą wtórą śmiercią.
Ofiara
naszego Pana była zatem potrzebna, aby uwolnić człowieka spod wyroku śmierci.
Chrystus umarł za nasze grzechy, jak czytamy w wersecie, który zamieściliśmy na
początku jako złoty tekst. Przez to spłacił ciążącą na nas karę śmierci, aby
Bóg mógł być sprawiedliwy i by mógł usprawiedliwić tych, którzy wierzą w
Jezusa, zwolniwszy ich spod wyroku śmierci. Śmierć naszego Pana była potrzebna
jeszcze z innego powodu. Jak wyjaśnia apostoł, konieczne było, aby Ten, co ma
sądzić świat w Tysiącleciu, umiał współczuć z ludzkością, która będzie wtedy na
próbie – aby potrafił i był gotów pobłażać im w słabościach, jakie
odziedziczyli, i aby miał nad nimi litość. To dlatego był kuszony we wszystkim
na podobieństwo nich, oprócz grzechu. Wraz z Panem Jezusem, wielkim Królem i
Sędzią tego czasu, również Kościół, jako współdziedzic Jego tronu sędziowskiego
i królewskiego kapłaństwa, będzie umiał współczuć, podtrzymywać na duchu,
posilać i podnosić tych, którzy będą doświadczani.
Stwierdzamy
zatem, że plan ułożony przez Boga jest najmądrzejszy i najlepszy w jak
najszerszym tego słowa znaczeniu. Według tego planu bowiem śmierć Chrystusa
była niezbędna do wykupienia człowieka spod wyroku śmierci, a srogie
doświadczenia, jakie Jezus przechodził, były odpowiednie dla Tego, kto miał być
obdarzony przez Ojca wielką godnością, czcią i odpowiedzialnością. Ojcu
upodobało się również przywieść do chwały Kościół, a następnie sądzić świat,
dlatego zaplanował, aby Wodza zbawienia uczynić doskonałym przez cierpienia,
aby Ten, który po Ojcu był największy we wszechświecie i który miał stać się
jeszcze większy przez otrzymanie działu w Boskiej naturze i chwale, mógł
zademonstrować wszelkiemu stworzeniu swoją całkowitą wierność wobec Ojca. Jezus
dowiódł tego, kiedy przebywał na ziemi, gdy cierpiał, sprawiedliwy za
niesprawiedliwych, aby przywieść wszystkich do Boga. W nagrodę za to „Bóg
nader Go wywyższył i darował Mu imię, które jest nad wszelkie imię; aby w
imieniu Jezusowym wszelkie się kolano skłaniało, a wszelki język aby wyznawał,
że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca”. Powyższy werset znajdzie
wypełnienie w Tysiącleciu.
Na Straży 1999/2/02, str. 43; W.T. R-3369a-1904r