<< Wstecz |
Wybrano: R-2773 a, z 1901 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Getsemane - czuwanie i modlitwa.
(Mat. 26:36-46)
„Nie moja wola, lecz twoja niech się
stanie” - (Łuk. 22:42).
Nikt nie może z rozwagą czytać opisu o ciemnej i smętnej
godzinie naszego Pana w Getsemane, gdzie „z wołaniem wielkim i ze łzami
ofiarował prośby do Tego (Ojca),
który Go mógł zachować od śmierci” - (Żyd. 5:7) i nie odczuć coś
niedokładnego w pojęciu panującym wśród chrześcijan, że nasz Pan Jezus był jednocześnie Swym własnym Ojcem Niebieskim,
czyli Jehową. Zasyłanie próśb, jak to jest podane, byłoby ze strony Pana tylko
udawaniem i szydzeniem gdyby to nie było prawdą, że Jezus zamiast Ojcem był
tylko Tym, kim mianował się być, to jest Synem posłanym przez Ojca,
jednorodzonym u Ojca, pierworodnym wszystkich rzeczy stworzonych, początkiem
stworzenia Bożego - (Jana 10:29; Jana
1:14; Kol. 1:15; Obj. 3:14). Nie ma absolutnie żadnej innej podstawy, na
której wypowiedzi naszego Pana i Apostołów oraz postępowanie Pana można by
zrozumiale wytłumaczyć. Na tym punkcie odsyłamy
szukającego prawdy do piątego tomu Wykładów Pisma Świętego.
Pan nasz Jezus i Jego uczniowie
spożyli baranka Wielkanocnego i nowo ustanowioną pamiątkę Jego śmierci.
Następnie udali się na Górę Oliwną, do ogrodu zwanego Getsemane, co oznacza „miejsce prasy oliwnej”,
ponieważ prawdopodobnie tam były w prasie wyciskane oliwki, a olej w ten sposób
wydobyty był używany tak na światło jak i na pokarm. Jeden Ewangelista wyraża
się o tym miejscu jako o „ogrodzie
Getsemańskim”, lecz słowo „ogród” w użyciu starożytnym odpowiada więcej obecnemu słowu „sad”, czyli ogród owocowy; nie
był to ogród kwiecisty. Po jednej stronie Góry Oliwnej znajduje się obecnie
miejsce ogrodzone, mierzące około 150 kwadratowych stóp, które rzekomo ma być
miejscem owej żarliwej modlitwy naszego Pana. Znajduje się tam osiem bardzo
starych, rozłożystych drzew oliwnych. Czy jest
to akurat tym samym miejscem - niewiadomo, lecz wydaje się to dość
prawdopodobnym.
Pan nasz prawdopodobnie udał się na
Górę Oliwną tego wieczoru z dwóch przyczyn. Po pierwsze wiedząc, że będzie
wydany przez zdrajcę Judasza i o zgrai, która z nim przyjdzie nasz Pan
prawdopodobnie nie chciał spowodować rozruchu i kłopotu w domu gospodarza,
który z uprzejmością pozwolił na użycie wielkiej sali, usłanej i gotowej do
wieczerzy. Po drugie, pragnął On spokoju i ciszy północnej, na szczycie góry,
gdzie mógłby być w samotności z Bogiem, aby wylać swe uczucia w modlitwie i
otrzymać siłę konieczną do nadchodzącej wielkiej próby. Zgodnie z ostatnią
myślą czytamy, że gdy nasz Pan przyszedł do wejścia ogrodu, pozostawił tam
ośmiu uczniów, jakby straż zewnętrzną, czyli wartę, która by Go ostrzegła; a
wziął z Sobą trzech uczniów, specjalnie zaszczyconych w innych okolicznościach,
to jest Piotra, Jakuba i Jana; Piotra, śmiałego, odważnego i popędliwego oraz
Jakuba i Jana, zwanych „synami gromu” - (Mar. 3:17) tych trzech, którzy byli najodważniejsi, najgorliwsi i
najpilniejsi z Jego uczniów. Tych właśnie życzył On mieć najbliżej siebie w tym
czasie niepokoju i troski. A jednak przy tej okazji, pragnął On jeszcze więcej
odosobnić się w modlitwie, gdyż nawet ci najwierniejsi przyjaciele nie mogli
ocenić Jego położenia, „z ludzi nie
był nikt z Nim” (Iz. 63:3). Pozostawił ich więc a oddaliwszy się jakby na
rzut kamienia, klęknąwszy na kolana, padł na oblicze Swoje, jak nam różne opisy
podają, a tak sam jeden rozmawiał z Ojcem.
Różne opisy
przeżyć naszego Pana w Ogrójcu, zgrupowane
razem, wskazują nam na cierpienie umysłowe, które ogarnęło naszego Pana tak
silnie i boleśnie, jak dotychczas jeszcze nie doświadczył; a ciężar ten wzmagał
się coraz więcej, „Smętna jest
dusza moja aż do śmierci” - (Mat. 26:38), była to boleść, która o
mało, że nie skruszyła Go, mówi Mateusz. A
Marek podaje, że Pan był „sorely
amazed” (w dosłownym tłumaczeniu: „srodze zadziwiony” a nie „począł się lękać”, jak podaje
Polska Biblia) - (Mar. 14:33) jakby to cierpienie przypadło na Niego
niespodziewanie, jakby był tym zdumiony. Łukasz, który był lekarzem powiada, że
był On „w boju”, czyli w
agonii, w walce. Wyraz grecki tu użyty oznacza walkę wzmagającą się w srogości,
tak, że „był pot Jego jako krople
krwi ściekające na ziemię” - (Łuk. 22:44). Krwawy pot nie jest czymś
nieznanym lekarzom, chociaż jest bardzo niezwykłym. Jest to oznaka krańcowego
naprężenia uczuciowego - bolesnego cierpienia aż do śmierci.
Niedowiarki twierdzą, że ten
opis o boleściach, łzach i modlitwach naszego Odkupiciela dowodzi o Jego
słabości. Argumentują, że istniało wielu męczenników z rozmaitych religii,
którzy stawili czoło śmierci odważnie, z niezachwianą stałością, nieraz z
uśmiechami na ustach, podczas gdy ten opis pokazuje jakby Jezus był tchórzem i
że był niższym a nie wyższym od innych. Lecz w sprawie tej zachodzi pewna
filozofia, jakiej ci niedowiarkowie nie mogą pojąć. W upadłych i zdegradowanych
ludziach istnieje pewna zdrętwiałość, która potrafi patrzeć na ból i śmierć z
obojętnością - uzdalnia ich do ponoszenia śmierci bez wielkiego wzruszenia lub
do zadania śmiertelnego ciosu innym bez miłosierdzia. Cieszymy się, że Jezus
nie był jednym z tych zimnych, stoikalnych lodowców,
lecz był pełen gorących, miłościwych, delikatnych uczuć i tkliwości. Możemy
więc zrozumieć, że wskutek tego jest On w stanie sympatyzować z najbardziej
uczuciowymi, najdelikatniejszymi, najbardziej ogładzonymi, najtkliwszymi,
więcej jak ktokolwiek z istot ludzkich. Musiał On bardzo dotkliwie odczuć
warunki, w które się postawił, gdy zdecydował się dobrowolnie położyć życie
Swoje za nas; ponieważ im doskonalszy organizm, tym wrażliwsze i tkliwsze są
uczucia, im większa zdolność do odczuwania radości, tym większa wrażliwość na
cierpienia, a Pan nasz będąc w zupełności doskonałym, musiał być wrażliwszy na
cierpienia bardziej niż inni ludzie.
Ponadto miał On doskonałe życie,
nieutracone, z czym był zupełnie zapoznany i wiedział, że miał się z życiem
rozstać; podczas gdy inni z rodziny ludzkiej posiadają tylko straconą i skazaną
egzystencję i wiedzą, że muszą kiedyś umrzeć, tak czy owak. A więc było to
zupełnie odmienną rzeczą dla Pana położyć Swoje życie, niż to jest dla Jego
naśladowców. Przypuśćmy, że liczba 100 reprezentuje doskonałe życie. Pan nasz
posiadał zupełne 100, które mógł położyć, podczas gdy my będąc więcej niż
99/100 części umarłymi przez grzechy, przewinienia i potępienie, moglibyśmy
złożyć, co najwięcej jedną setną część. Zimna obojętność wobec śmierci, na
podstawie, że prędzej lub później śmierć jest nieunikniona, różni się bardzo od
jasnego wyrozumienia, jakie nasz Pan posiadał na podstawie Jego doświadczeń z
Ojcem „przed
założeniem świata” - (Jana 17:24) i od zrozumienia, że życie, które On miał złożyć, nie było
postradane przez grzech, lecz położone z własnej dobrowolnej ofiary.
Nie ma wątpliwości, że ta myśl o
stracie życia była ważnym czynnikiem w boleści naszego Pana. Apostoł jasno daje
to do zrozumienia w liście do Żydów: „Który
za dni ciała swego modlitwy i uniżone prośby do tego, który go mógł zachować od
śmierci, z wołaniem wielkim i ze łzami ofiarował, i wysłuchany jest dla
uczciwości” - (Żyd. 5:7), a raczej: „Wysłuchany
jest w tym, czego się obawiał”. Pilnie dokładając starania, aby zawsze czynić wolę
Ojca, dzień po dniu mijał w ofierze aż do tej chwili, kiedy to za parę godzin
ofiara ta miała być dokończona; myśl ta nasuwała jednocześnie inną myśl,
mianowicie: Czy wypełnił On wolę Ojca doskonale? Czy mógł żądać i czy otrzymał obiecaną
Mu nagrodę - powstanie z umarłych?
Gdyby uchybił w jakimkolwiek
szczególe, niedomagając do wymaganej miary doskonałości, śmierć Jego
oznaczałaby zagładę; a chociaż wszyscy obawiają się zagłady, nikt nie mógł
pojąć głębokości i zupełnego jej znaczenia jak Ten, który nie tylko posiadał
doskonałe życie, ale pamiętał chwałę, jaką posiadał u Ojca przed założeniem
świata. Dla Niego więc sama myśl o zagładzie przeszywała serce boleścią i
przerażeniem. Zdaje się, że myśl ta nie dręczyła Pana Naszego przedtem tak
gwałtownie. Lecz obecnie przygniatała Go takim ciężarem, że smętna była Jego
dusza aż do śmierci. Wiedział On, że musi cierpieć według Zakonu jako
złoczyńca, dlatego myśl naturalnie nasuwała się, czy rzeczywiście był
całkowicie bez winy i czy Sędzia Niebieski uwolni Go, skoro tak wielu innych
było gotowych Go potępić?
Po modlitwie Pan udał się do trzech
uczniów, do których miał największe zaufanie, ponieważ ci więcej od innych byli
Jego wypróbowanymi i zaufanymi przyjaciółmi, lecz znalazł ich śpiącymi. Łukasz
tłumaczy, że usnęli ze znużenia. Noc ta i jej lekcje wyryły na nich głębokie
wrażenie; Pamiątka Wieczerzy, której zupełnie nie rozumieli również
przygniatała ich smutkiem, ponieważ Mistrz dał im do zrozumienia, że
przedstawiała ona śmierć Jego, a co więcej dał im dalej do zrozumienia, że
jeden z nich miał się Go zaprzeć. Strapienie to oddziałało na nich
odrętwiająco. Łagodnie Pan im zarzucił: „Takżeście nie mogli przez jedną
godzinę czuć ze mną? Czujcież, a módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie” - (Mat. 26:40-41). Niekoniecznie macie czuwać ze względu na Mnie, ale
powinniście być w postawie czuwania ze względu na siebie. Godzina srogiej próby
nadeszła dla nas wszystkich, dlatego czujcie i módlcie się, abyście nie upadli
w tym złym czasie.
Następnie Nasz Pan ponownie odszedł
modlić się. Tym razem modlitwy Jego były wyrażone w tych samych słowach, czyli
te same uczucia były wynurzone, co i poprzednim razem; i ponownie za trzecim
razem ta sama sprawa ciążyła Mu na sercu. Czy mógł polegać na tym, że starając
się czynić wolę Ojca, ukończywszy swój bieg, że wszystko, co uczynił było
przyjęte? Czy mógł mieć pełne zapewnienie wiary, że Go Bóg zachowa od śmierci
przez zmartwychwstanie? W odpowiedzi na Jego prośbę, posłaniec niebiański był
zesłany, aby Go pocieszyć, zapewnić i wzmocnić. Nie jesteśmy poinformowani,
jakie zlecenie Anioł Mu przyniósł, lecz wiemy, że było to poselstwo pokoju i że
przyniósł Mu zapewnienie, że droga obrana przez Niego była uznaną przez Ojca i
że wyprowadzi Go z śmierci przez zmartwychwstanie. To zapewnienie było
wystarczającym dla Pana, dając Mu dostateczną siłę i odwagę do ognistej próby,
jaką miał przed sobą; i znajdujemy, że od tej chwili był On najspokojniejszy i
najzimniejszy z wszystkich znakomitych wzorów zasługujących na uwagę. Gdy
zbliżył się Judasz i jego banda hołocka, Jezus był ze wszystkich
najspokojniejszy; tak samo rzecz się miała, gdy był przyprowadzony przed
Kajfasza; tak samo, gdy stanął przed Piłatem, jak również, gdy był krzyżowany.
Znalazł pokój w poselstwie, że miał uznanie od Ojca i że wszystkie łaskawe
obietnice chwały, czci i nieśmiertelności należały do Niego. Przygotowany był
więc poddać się jakiejkolwiek bądź próbie.
Pisma zapewniają, że Pan nasz był
kuszony we wszystkich rzeczach, tak jak i my (Jego bracia) bywamy kuszeni; a w
Jego doświadczeniu w Getsemane widzimy ilustrację jednej z najsroższych prób,
którą przechodzi lud Pański. Zdaje się, że nieraz przeciwnik stara się nas
zniechęcić podsuwając myśl, że próby i doświadczenia na „wąskiej ścieżce” są daremne, nie
przydadzą się do niczego i najlepiej to wszystko zaniechać. Gdy myśli takie
przychodzą do tych, którzy usilnie i wiernie starają się wypełniać warunki
swego poświęcenia, stanowią one jedną z najgroźniejszych prób, jakie ich
spotykają. Gdy odwrócili się od świata i jego przywiązania, jego nadziei,
zamiarów i pragnień, zamieniając to wszystko na niebiańskie dążenia, wtedy
cokolwiek zachmurzy ich niebiańskie nadzieje, pozostawia ich w ciemności nie do
opisania, tak przygnębiającej, jakiej nigdy by nie odczuli, gdyby poprzednio
nie widzieli i ocenili chwalebnych obietnic. Jaki kierunek powinniśmy w takiej
chwili obierać? Powinniśmy naśladować przykład naszego Pana i natychmiast
wyszukać Ojca w modlitwie, troskliwie dowiadując się czy wszystko jest w porządku
przed Jego oczyma; troskliwie oczekując zapewnienia, że chociaż świat ma nas w
nienawiści i mówi wszystko złe przeciwko nam, kłamiąc, to jednak my mamy
uznanie u Ojca; troskliwie szukając zapewnienia, że wszystko obróci się nam na
dobre i że Pan nam udzieli cząstki w lepszym zmartwychwstaniu ku żywotowi
wiecznemu.
Czyniąc to porównanie pomiędzy
naszymi doświadczeniami a doświadczeniami Pana, nie powinniśmy zapominać, że
zachodzi tu niezmierna różnica; że my należymy do umierającej ludzkości i jesteśmy
już 99/100 umarłymi. Dlatego też nie jesteśmy w stanie zupełnie ocenić
znaczenia śmierci, ani znaczenia żywota wiecznego. W dodatku mamy wzór naszego
Pana i dalsze zapewnienie, że nasza cząstka w Pierwszym Zmartwychwstaniu nie
będzie osiągnięta z racji naszej własnej doskonałości, ale przez Jego
doskonałość, z tym zastrzeżeniem, że udowodnimy Panu zupełną wierność serca,
intencji, woli, pomimo niedoskonałych wyników naszych starań, aby uwielbić Jego
w duchu i w ciałach naszych.
Ewangelista zaznaczył, że nasz Pan
modlił się: „Ojcze! jeźli chcesz,
przenieś ten kielich ode mnie” - (Łuk. 22:42). Być może, że nasz Pan przez
to chciał powiedzieć: „Jeżeli w
Twojej nieprzebranej miłości i litości widzisz, że jest możliwe dokonać dzieła
zbawienia ludzkości bez konieczności mojej śmierci, uczyń to”. Lecz jeżeli
Pan miał tę myśl, zdawałoby się to dawać do zrozumienia, że On zupełnie nie
objął Ojcowskiego Planu Restytucji dla rodzaju ludzkiego, który mógł być
uskuteczniony jedynie przez okup za Adama i jego grzech. Widząc to, nasz Pan
nie mógł przypuszczać, że cokolwiek innego oprócz okupu mogłoby sprowadzić
pożądany skutek. Bardzo możliwe, że myślą, która Go tak bardzo przygnębiała,
było zrozumienie, że jeżeli będzie pojmany jako bluźnierca, Jego wrogowie nie
zniszczą Go cichaczem, lecz oddadzą Go Rzymianom. Wiedział o wpływie i mocy,
jaką mogli wywrzeć, aby życzenia ich zostały spełnione i równocześnie wiedział
On, że metodą egzekucji u Rzymian było krzyżowanie, jak również wiedział On, że
w Piśmie wyraźnie było powiedziane, „Przeklęty,
który wisi na drzewie” - (Gal. 3:13).
Tu więc zdaje się być ześrodkowanie
Jego myśli: „Będę uważany przez
wszystkich rodaków za opuszczonego od Boga, za przeklętego; umrę jako
bluźnierca, jako złoczyńca, chociaż każde uczucie moje zawsze było ażeby być
wiernym Ojcu”. Zdaje się nam, że to stanowiło szczególną troskę naszego
Pana, nazwaną „kielichem” boleści, którego życzył, jeśli możliwe, aby był odjęty. Wierzymy, iż Pan
wiedział, że śmierć Jego była potrzebną, nieuniknioną, tak jak o tym
poinformował swych uczniów wiele razy; lecz że miała to być haniebna, sromotna
forma śmierci, „i to nawet śmierci krzyżowej” - (Filip 2:8), to Go wstrząsnęło, ponieważ nie tylko wskazywało na hańbę i błędne
przedstawienie Go przed ludem i tymi, których miłował i którym starał się
czynić dobrze, ale równocześnie nosiło to piętno, że był on przeklęty od Boga;
a jeśli był przeklęty od Boga, nie mógłby mieć żadnej nadziei do
urzeczywistnienia z martwych powstania. Ale gdy Pan został zapewniony przez
Anioła, że aktualnie nie będzie przeklęty od Boga, chociaż na chwilę zajmie
miejsce przeklętego Adama i „stanie się przekleństwem za nas” - (Iz.
53:5), za rodzaj ludzki - wtenczas nawet krzyż i hańbę jego poniósł Pan nasz z
męstwem i odwagą.
CZUJCIE I MÓDLCIE SIĘ, ABYŚCIE NIE
WESZLI W POKUSZENIE.
W wypadku naszego Pana i Apostołów, mamy zilustrowaną
wartość czuwania i modlitwy w ciemnej godzinie próby. Nasz Pan sam postępował
za kierownictwem, jakie dał Swym uczniom: Czuwał, modlił się, otrzymał
błogosławieństwo, został wzmocniony i stał się zwycięzcą. Uczniowie zaś nie
czuwali ani też nie modlili się, zaniedbali zrealizować potrzebę w tym wypadku,
czego wynikiem było ich rozproszenie i zamieszanie - a jeden z nich -
najsilniejszy z wszystkich, który chełpliwie rzekł chwilę przedtem: „Choćby się wszyscy zgorszyli z
ciebie, ja się nigdy nie zgorszę” - (Mat. 26:33), był tak obezwładniony
swoim otoczeniem, tak zasłabł z braku siły, którą powinien mieć gdyby był
czuwał i modlił się, że zaparł się Pana bezbożnie.
Gdziekolwiek znajdujemy lud Pana
starający się prowadzić życie świętobliwe i ofiarnicze, a ignorujący
przykazanie Pana, aby czuwać i modlić się, wiemy, że takim brak jest mądrości.
Aczkolwiek tacy mogą być Pannami, czystymi Pannami jednak są głupimi, ponieważ
nie mogą nigdy zdobyć zwycięstwa nad sobą, nad grzechem i nad przeciwnikiem o
swojej własnej sile. Jeżeli sam Mistrz potrzebował wzmocnienia, tym bardziej my
go potrzebujemy; a jeżeli On otrzymał wzmocnienie w odpowiedzi na „wołanie wielkie i ze łzami” -
(Żyd. 5:7), jest to wskazówką dla nas w jaki sposób Bogu się upodobało zsyłać
zupełne zapewnienie wiary, które jest zdolne wzmocnić nas jako dobrych
żołnierzy, byśmy mogli znieść wszystko w Jego imieniu i w Jego służbie. Ci,
którzy usilnie szukają Pana w modlitwie, z pewnością otrzymają błogosławieństwo
tak jak je otrzymał Pan nasz, a chociaż nie przyjdzie do nich taki sam
niebiański posłaniec by ich pocieszyć i zachęcić, to jednak innego rodzaju
niebiański posłaniec może być wysłany. Może on być w osobie współucznia, który
potrafi współczuć i sympatyzować z nami w naszych próbach i trudnościach, tak
jak żaden z Apostołów nie mógł sympatyzować z Naszym Panem lub dopomóc Mu; albo
posłańcem tym może być jeden z Apostołów, przez którego słowa pełne natchnienia
Bóg rozmawia z nami w Jego Słowie. Jakkolwiek to wzmocnienie przychodzi, musi
ono być zapewnieniem nie od ludzi lub Aniołów, lecz od Boga, wspierając nas
myślą, że jesteśmy przyjęci od Niego i że możemy spodziewać
się owych nader wielkich i kosztownych rzeczy,
które On ma zachowane dla tych, którzy Go miłują.
Tak więc, znajdujemy się w godzinie
próby, która przychodzi na cały świat. Pisma wskazują, że obecny czas jest ową „godziną pokuszenia” - (Obj. 3:10)
czyli próby przy zakończeniu obecnego wieku. Jest to godzina Getsemane w tym
znaczeniu słowa dla wszystkich, którzy się zupełnie poświęcili i są prawdziwie
Pańscy. W tej więc godzinie, podobnie jak Pan powinniśmy szukać oblicza Ojca,
aby otrzymać zupełne zapewnienie, że jesteśmy Jego a On nasz; i że możemy polegać
z ufnością na Jego mocy, którą nas przeprowadzi przez ten czas. Jest to czas, w
którym powinniśmy być pewni tego i jak to nieraz śpiewamy:
„Ach nie daj ziemskiej chmurze zajść
Przed nami by zakryła Cię”.
Jest to czas, kiedy ci, którzy
zaniedbają słów Mistrza: „Czujcież,
a módlcie się, abyście nie weszli w pokuszenie” - (Mat. 26:41), bez
wątpienia wpadną w pokuszenie a upadek taki będzie bolesny, chociaż podobnie
jak Piotr, później dźwigną się z upadku, ale będzie to z płaczem.
Wielu czyni pomyłkę w tym, że modlą
się bez czuwania; inni w tym, że czuwają bez modlitwy; lecz jedynie bezpieczny
i właściwy sposób wskazany przez Pana jest, aby połączyć czuwanie z modlitwą.
Mamy czuwać i być na baczności przed pokusami świata, ciała i diabła. Mamy
dawać baczność na każdą zachętę znajdującą się w Słowie Bożym, na znaki, które
ogłaszają Jego obecność i na wielkie zmiany dyspensacyjne tuż przed nami. Mamy
czuwać na wszystko, co nas może budować i wzmacniać w wierze, w nadziei, w
wierności i w miłości; a czuwając mamy się nieustannie modlić. Mamy modlić się
wspólnie z ludem Pańskim; mamy modlić się w domach naszych w gronie rodzinnym;
mamy modlić się na osobności, poufnie, w tajemnicy. Duch modlitwy powinien się
przejawiać we wszystkim, co mówimy i czynimy, czyli że serca nasze mają ciągle
odwoływać się do Pana po kierownictwo, we wszystkich sprawach życiowych i mamy
czynić wszystko na ile nas stać, cokolwiek nasze ręce znajdą do czynienia, w
sposób przyjemny Panu, abyśmy przez Niego byli osłonięci od pokus, które w przeciwnym
razie mogłyby być ponad naszą wytrwałość, abyśmy w końcu byli zbawieni ode
złego i otrzymali miejsce w Królestwie Pana. Bracia i Siostry, pamiętajmy o tym
coraz więcej i wprowadzajmy w czyn słowa naszego Pana, „Czujcie i módlcie się, abyście nie weszli
w pokuszenie” - (Mat. 26:41).
Brzask 02/1945 str.
19-23. W.T. R-2773 a -1901 r.