<< Wstecz |
Wybrano: R-5854 a, z 1916 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Jak sprawujemy nasze wielkie zbawienie
„Moi mili!... z
bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie, albowiem Bóg jest, który
sprawuje w was chcenie i skuteczne wykonanie według upodobania swego” – Filip. 2:12-13.
W tym
rozdziale, z którego wzięty jest nasz tekst, ap. Paweł składa piękny hołd
kościołowi w Filippi. On zwraca uwagę w czułych i miłych słowach na ich
ustawiczne posłuszeństwo jego radom i naukom, nie tylko wtedy, gdy był z nimi,
lecz również podczas jego nieobecności. Napomina ich do ustawicznej wierności i
gorliwości na tej właściwej drodze. On pragnie, aby czynili jeszcze większy
postęp w uzyskaniu podobieństwa do ich Mistrza, przez pokorę i posłuszeństwo
sprawując w sobie z bojaźnią i ze drżeniem niezbędny rozwój charakteru,
starając się ze swej strony o osiągnięcie zbawienia, do którego zostali w
Chrystusie powołani. To napomnienie ap. Pawła jest również przeznaczone dla
dzisiejszych poświęconych w Chrystusie Jezusie. Przypomina on nam, jak to
czynił wobec kościoła w Filippi, że sprawujemy nasze zbawienie. Na innym
miejscu Pisma Św. informuje nas, że nasze zbawienie jest przez łaskę, a nie „przez
uczynki sprawiedliwości, które byśmy my czynili, ale według miłosierdzia swego
zbawił nas przez omycie odrodzenia i odnowienie ducha świętego” – Tyt. 3:5.
Powyższy cytat nie zawiera sprzeczności. Nasze zbawienie nie jest „z
uczynków, aby się kto nie chlubił”. Ojciec mianował Pana Jezusa jako
naszego Zbawiciela i przez Niego nasze zbawienie jest wykonywane. My nie możemy
sami siebie usprawiedliwić, lecz będąc usprawiedliwieni przez krew Chrystusa i
gdy zostaliśmy powołani niebieskim powołaniem, możemy uczestniczyć w tym
wielkim dziele naszego przygotowania się do przyszłego stanowiska i chwały.
Czynimy to przez zwracanie uwagi na nauki naszego Pana, przez naśladowanie
przykładów, jakie nam podał. Nie możemy nigdy osiągnąć doskonałości w ciele,
lecz od początku nasze serca, nasze intencje muszą być całkowicie uczciwe, a dzień
po dniu intencje serca muszą stawać się coraz bardziej skrystalizowane i
utrwalone na drodze sprawiedliwości.
Musimy
nadal sprawować dzieło kierowania naszego ciała do uległości i werbowania go do
Pańskiej służby.
JAK STAJEMY SIĘ SYNAMI BOŻYMI
Wielką
zachętą dla nas jest świadomość, że tej walki nie musimy prowadzić samotnie.
Wszystkie niebieskie moce są zaangażowane dla naszego dobra. Bóg nasz prowadził
nas dotąd według chcenia i skutecznego upodobania swego i pragnie nadal w ten
sposób pomagać nam i prowadzić przez swe Słowo Prawdy, jeżeli usiłujemy zwracać
uwagę na Jego rady. Ewangelia jest „mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego”, kto
ją przyjmuje i nie może być znaleziona lepsza zachęta niż wielkie i kosztowne
obietnice nam darowane, abyśmy przez nie stali się „uczestnikami boskiej
natury”.
Nasze
zbawienie jest zbawieniem ze śmierci do życia, z grzechu do sprawiedliwości. Co
więcej, jest to przemiana z ludzkiej do Boskiej natury – jest to nasze „wielkie
zbawienie”. Wprowadzającym krokiem do naszego zbawienia było dzieło
dokonane przez naszego Pana Jezusa na Kalwarii. „On umarł za nasze grzechy”. Ta śmierć za nasze grzechy była niezbędną rzeczą, gdyż nie było nikogo na
ziemi, kto mógłby zapłacić karę za grzech Adama. Prawo żądało „oko za oko,
ząb za ząb, życie człowieka za życie człowieka”. Nie było doskonałego
człowieka, dlatego Bóg zarządził, aby Jego Jednorodzony Syn zgodził się
zapłacić karę śmierci za człowieka. Ojciec mógł to uczynić w inny sposób, lecz
nie uczynił tego. Dlatego wierzymy, że był to najlepszy sposób postępowania.
Jednakże śmierć Chrystusa nie była wszystkim, co było potrzebne. „On powstał
z martwych dla naszego usprawiedliwienia”. Jego śmierć była potrzebna dla
zmazania naszych grzechów, lecz to nie mogło dokonać naszego usprawiedliwienia,
dopóki był On jeszcze objęty związkami śmierci – dopóki nie zmartwychwstał – a
nawet więcej, dopóki nie wstąpił na wysokość i nie przedłożył zasługi swej
ofiary na naszą korzyść – na rzecz Kościoła. Jeszcze więcej niż to – nasze
usprawiedliwienie nie jest dokonane, dopóki w każdym indywidualnym przypadku
nie ujawnią się niezbędne kroki wiary i pełne poświęcenie jako skutek
przypisania zasługi naszego Zbawiciela.
Zasługa
Chrystusowa nie została jeszcze zastosowana za świat, ponieważ jego czas
jeszcze nie przyszedł. Dotąd jest ona zastosowana jedynie za Kościół – za tych,
którzy zostali powołani do współdziedzictwa z Chrystusem i którzy przyjęli
powołanie. Gdy Jezus okazał się przed obliczem Bożym za nami, zostało dokonane
zarządzenie, przez które możemy stać się usprawiedliwieni. Zaistniały pewne
niezbędne warunki, na podstawie których Bóg jest chętny przypisać zasługę
Chrystusowej śmierci. Dotyczy to jedynie tych, którzy odwrócą się od grzechu,
aby być od niego uwolnionymi i by ci, którym ta łaska jest udzielona mogli
służyć Bogu. Jedynie tacy mogą teraz stać się synami Bożymi.
Czy
te kroki obejmują lata, dni czy też kilka minut, wszystkie muszą być podjęte,
zanim możemy znaleźć się w miejscu, gdzie będziemy przyjęci przez Chrystusa i
przedstawieni przez Niego Ojcu. Gdy nasz Zbawiciel przypisuje nam swą zasługę,
okrywa nasze splugawienie, prowadzi nas to do istotnego usprawiedliwienia. My
nie uczyniliśmy nic dla dokonania tego usprawiedliwienia, a jedynie
zaprezentowaliśmy samych siebie, że możemy stać się sługami sprawiedliwości.
Okazaliśmy jedynie gotowość przyjęcia tego błogosławieństwa. Gdy zasługa
została w ten sposób przypisana, wszystko z przeszłości zostało nam
przebaczone, nasze splugawienia przykryte. Ojciec przyjął naszą ofiarę, a nasz
Najwyższy Kapłan poświęcił nas jako usprawiedliwienie ludzkie istoty. W tym
momencie zostaliśmy spłodzeni od Ojca przez Jego świętego ducha „ku
dziedzictwu nieskazitelnemu, niepokalanemu i niezwiędłemu, w niebiesiech dla
nas zachowanemu” – 1 Piotra 1:4. Staliśmy się zarodkiem „nowego
stworzenia”, które rozpoczęło wzrastać i rozwijać się dzień po dniu, aż w
słusznym czasie zostaniemy narodzeni jako duchowe istoty na Boskim poziomie,
jeśli pozostaniemy wiernymi aż do śmierci.
CUDOWNA ŁASKA BOŻA
Jest
to zadziwiające dzieło, cudowna przemiana! Wybrani z rodzaju zniewolonego
grzechem, z istot cielesnej natury, zdeprawowanych, trawionych śmiercią,
potępionych przez grzech, zostaliśmy podniesieni z lgnącego błota, omyci,
oczyszczeni od naszego splugawienia, zewleczeni z łachmanów naszej
niesprawiedliwości i rozpoczęła się w nas rozwijać nowa natura. Wówczas nasze
ziemskie dążenia zostały stopniowo zastąpione przez niebieskie. Jesteśmy
przemieniani dzień po dniu, bywamy podnoszeni aż do zmartwychwstania, kiedy
dzieło naszej przemiany zostanie w pełni zakończone, jesteśmy wywyższani do
nieprawdopodobnych wyżyn – ponad naturę i rangę aniołów, cherubinów, serafinów
i ponad każde imię, jakie jest mianowane, posadzeni na tronie Mesjasza obok
chwalebnego Syna Bożego, jako uczestnicy Jego wspaniałej natury – natury samego
Jahwe – Boskiej natury!
Czy
może człowiek śmiertelny wyobrazić sobie taką cudowną chwałę? Sama myśl o takim
powołaniu powinna sprawić, abyśmy skłonili nasze serca do prochu przed naszym
Bogiem, uświadamiając sobie naszą wielką niegodność tak zdumiewającej łaski –
niewysłowionego szczęścia! Co możemy oddać Panu, aby odpowiednio okazać naszą
wdzięczność za tak niewymowną łaskę? Z pewnością najbardziej wierna służba,
jaką możemy okazać jest bardzo słabym odwzajemnieniem się Temu, który nas tak
ubłogosławił, umiłował i zaszczycił! Będziemy współdziedzicami z naszym Panem
chwały w tym cudownym dziedzictwie, jeśli pozostaniemy wierni aż do śmierci i
utrzymamy w białości nasze szaty. Dla nas „stare rzeczy przeminęły i
wszystkie stały się nowymi”. Jako stare stworzenia nie mieliśmy żadnego
znaczenia u Boga – byliśmy nędznymi elementami świata. Byliśmy umarłymi w
upadkach i grzechach. Jedynie jako „nowe stworzenia” możemy mieć jakieś
znaczenie i podobać się Bogu, a także dla Niego pracować. Jest to Nowe
Stworzenie, do którego apostoł kieruje tematowy tekst.
NASZA WIELKA ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Gdy
uczyniliśmy poświęcenie samych siebie Bogu, nasze wszystkie grzechy znalazły
się pod kosztowną krwią i rozpoczęło się w nas nowe życie. Znajdujemy się pod
uroczystym przymierzem i możemy widzieć, że nasza przemiana stale postępuje
naprzód. Gdy Ojciec przyjął naszą ofiarę i nasze śluby wobec Niego, obdarzył
nas duchem świętym, nie obdarzył nas pełnym wykonaniem naszych nadziei, lecz
jedynie „zadatkiem naszego dziedzictwa”. Wyraziliśmy zgodę być umarłymi
dla ziemskich rzeczy, a żyć jedynie dla Boga. Dlatego każdy z nas winien okazać
w słowach, czynach i myślach że w zawartej umowie z naszej strony wszystko jest
szczere – że mamy na uwadze każde jej słowo. Gdy staliśmy się dziećmi Bożymi,
naszą ambicją winno być okazanie naszej lojalności względem Boga, a także
wierności naszemu przymierzu ofiary. Czy z naszym Panem Jezusem było inaczej?
Nasz
Pan przyszedł na świat, aby stać się naszym Zbawicielem. Lecz On nie był
Zbawicielem, gdy się narodził, ani gdy osiągnął trzydzieści lat życia i dopóki
nie uczynił ofiarowania samego siebie. Był On nazwany Zbawicielem od swego
narodzenia jedynie w perspektywicznym sensie. On stał się oficjalnie naszym
Zbawicielem, gdy został ochrzczony przez Jana w Jordanie i gdy duch święty
spoczął na Nim w swej spładzającej mocy. Pozostał on w Nim przez trzy i pół
roku Jego aktywnej służby przy wykonywaniu swego poświęcenia. Każdy czyn Jego
życia podczas tego decydującego okresu był wypełnieniem Jego przymierza ofiary.
On zobowiązał się poświęcić swą ludzką naturę wraz ze wszystkimi jej warunkami
i możliwościami, aby mógł wykonać zamiary Ojca. Dla tej przyczyny przyszedł On
na ten świat i wiernie wykonał swe przymierze. Jego wspaniałą nagrodą była
Boska natura i władza wykonania całego wielkiego planu Ojca.
NASZE PRZYMIERZE JEST PODOBNE DO CHRYSTUSOWEGO
Podobnie
dzieje się z nami jako Jego naśladowcami. Wchodzimy pod to samo zarządzenie:
nasze słabości i niedoskonałości zostały przykryte szatą Chrystusowej
sprawiedliwości, która stanowi naszą „szatę weselną”. W ten sposób stajemy
przed Ojcem doskonali w Umiłowanym, a Jego słowo skierowane do nas brzmi: „Dosyć
masz na łasce mojej, albowiem moc moja wykonywa się w słabości” – 2 Kor. 12:9.
Wszystkie dzieci Boże, które są wierne swemu przymierzu, sprawują każdego dnia
swe zbawienie. Jest to dzieło ofiarowania, codzienne dzieło krzyżowania ciała.
Od początku naszego poświęconego życia jesteśmy traktowani jako będący w pełni „ukrzyżowani
z Chrystusem”, lecz faktyczne krzyżowanie jest procesem powolnym, bolesnym,
długotrwałym i kończy się dopełnieniem naszej ofiary w śmierci.
Polecenie
Boże brzmi: „Zgromadźcie mi świętych moich, którzy ze mną uczynili
przymierze przy ofierze” – Psalm 50:5. Do jakiego stopnia wykonujemy w nas
to dzieło ofiary? A do jakiego stopnia usiłujemy uczestniczyć w dziele
zgromadzania świętych Bożych do Niego? Czy jesteśmy wierni stosownie do naszej
zdolności i sposobności? Czy jesteśmy pewni, że troskliwie wykorzystujemy
sposobności – małe czy wielkie, które leżą w naszym zasięgu? Gdy nie
dostrzegamy naszych sposobności, Pan użyje innych do wykonania dzieła, które
mogłoby być nasze, a my możemy utracić błogosławieństwo i nagrodę służby, jaką
moglibyśmy wykonać. Jak winniśmy być ostrożnymi!
„CO ŚLUBOWAŁEŚ, ODDAJ”
Lecz
nie możemy sądzić jeden drugiego w tej sprawie. Nie do mnie należy powiedzieć,
że wy nie jesteście dostatecznie gorliwi w waszym ofiarowaniu. Nikt z was nie
może właściwie powiedzieć, że ja nie dość wiernie wypełniam swe ofiarowanie.
Każdy stoi albo upada swemu Panu. Do Pana i do nas samych należy rozstrzyganie
tej ważnej sprawy w każdym naszym indywidualnym przypadku. My nie możemy w
pełni sądzić nawet samych siebie. Winniśmy starać się czynić wszystko co najlepsze
i pozostawić wyniki Pańskiej decyzji. Ojciec wyznaczy każdemu wiernemu
członkowi Pańskiego Cciała właściwe miejsce w chwalebnej świątyni.
Bracia
mogą podawać drugim słowo sugestii w tym zakresie, lecz nic ponadto. Jedynie
Pan może decydować, czy żyjemy zgodnie z warunkami naszego przymierza. On
oczekuje wierności od każdego z tych, którzy zawarli z Nim przymierze. Byłoby
daleko lepiej, gdybyśmy nigdy nie poświęcili naszego ziemskiego życia i jego
spraw, niż poślubiwszy coś Bogu, potem zaniedbywali wykonać tego, co
ślubowaliśmy (Kazn. 5:3-4). Jest to najbardziej uroczysta sprawa i z pewnością
nasz Pan żąda od nas wypełnienia naszych ślubów. Jeżeli śmierć z naszej strony
nie jest dobrowolna, on zniszczy nasze ciało. Jeżeli opieramy się temu, będzie
to oznaczać beznadziejną śmierć naszej istoty.
NASZ WIECZNY, NIEODMIENNY BÓG
„Bóg
jest, który sprawuje w was” – oświadcza apostoł Paweł. My nie możemy sami rozpocząć tego
dzieła. Nigdy nie przyszłoby nam na myśl, gdybyśmy nie zostali zaproszeni, aby
dążyć do osiągnięcia uczestnictwa w chwale i nieśmiertelności Pana Jezusa.
Mogłoby to wydawać się nam wysoką zarozumiałością dążenie do tego bez wyraźnego
zaproszenia. Bóg zaplanował tę całą sprawę. Uczynił to w nas przez swe
obietnice, swą opatrzność w naszych codziennych doświadczeniach, przez
wszystkie nauki, przestrogi i rady swego Słowa i z tego się radujemy. U Boga
nie ma odmiany i gdy raz uczynił tę propozycję, wypełni ją do końca. On nigdy
nie zmieni swych zamiarów. On nigdy nie czyni zarządzeń, które chciałby odwołać
lub poprawić.
Jesteśmy
zapewnieni przez ap. Pawła, że „Ten, który rozpoczął w nas dobrą sprawą,
dokona aż do dnia Jezusa Chrystusa”. Jedynym warunkiem tego jest nasza
wierność. Bóg nigdy nie zawiedzie. „Czynem jego jesteśmy.” On
rzeczywiście wykonuje swe dzieło. Poddaliśmy samych siebie mając
przeświadczenie, że Bóg może wykonać w nas zarówno chcenie, jak i wykonanie
według swego upodobania. Jest On wielkim mistrzem rękodzieła. Tak więc dzieło łaski
postępuje naprzód w naszych sercach i naszym życiu, czyniąc nas gotowymi do
wywyższonego stanu, do jakiego zostaliśmy powołani. I jedynie wówczas, gdybyśmy
zaniedbali tych wielkich przywilejów, jakie zostały nam darowane, Bóg może nas
pozbawić tychże i udzielić je innym.
Ci,
którzy budują wspaniały budynek, potrzebują szczególnej mocy do ukończenia
swego dzieła – wzniesienia wielkich stalowych konstrukcji, kamiennych bloków,
cegieł itp. Teraz Bóg zamierza dostarczyć mocy, przez którą możemy wykonać dzieło
budowy naszego charakteru, tę cudowną strukturę, jaką rozpoczęliśmy. Lecz Pan
nie wykona tego wielkiego dzieła w nas bez naszego pilnego z Nim
współdziałania. On dał nam powołanie, natchnienie i dostarcza nam niezbędnej
pomocy każdego dnia. Powinniśmy więc trwać w budowaniu tego niezbędnego
charakteru, jaki On chce widzieć we wszystkich tych, których pragnie uczynić
współdziedzicami ze swym Synem.
„CZYŃCIE WSZYSTKIE RZECZY BEZ SZEMRANIA”
Naśladując
stóp naszego Pana Jezusa, nie możemy szemrać podczas naszej drogi, narzekając
na to, że jest trudna i wąska, dyskutować, jak i gdzie mamy być prowadzeni, lub
szukać innej drogi niż ta, jaką Boska opatrzność nam wyznacza, uświadamiając
sobie i ufając, że Pan dokładnie wie, jakie doświadczenia są potrzebne dla naszego
rozwoju w podobieństwie Chrystusowego charakteru. Powinniśmy również uświadomić
sobie, że jeśli posłuszeństwo było możliwe podczas gdy nasze miesiące są pełne
skarg i niezadowolenia wobec Pana i naszego losu, na jaki On zezwolił, może to
oznaczać, że jesteśmy pozbawieni ducha Jego zarządzeń.
Takie
posłuszeństwo – jeśli było możliwe, a więcej nie jest – nie spotka się z Boskim
uznaniem i nie osiągnie nagrody. Dlatego jak napomina apostoł – powinniśmy „czynić
wszystko bez szemrania i poswarków. Abyście byli bez nagany i szczerymi
dziatkami Bożymi, nienaganionymi w pośrodku narodu złego i przewrotnego, między
którymi świecicie jako światła na świecie, zachowując słowa żywota”.
JAK MAMY BAĆ SIĘ I DRŻEĆ
Wyrażenia
tematowego tekstu – „z bojaźnią i ze drżeniem zbawienie swoje sprawujcie” –
nie należy rozumieć, że Pan życzy sobie, aby Jego dzieci literalnie drżały
przed Nim ze strachu. Winniśmy użyć tego samego znaczenia w interpretacji słów
i wyrażeń Pisma Św., jakiego użylibyśmy przy czytaniu każdej innej książki lub
w zrozumieniu słów naszych przyjaciół. Ktoś powołany na stanowisko o wielkiej
odpowiedzialności, niekiedy potem mówi: „Przyjąłem to stanowisko z bojaźnią
i ze drżeniem”. On nie rozumie, że faktycznie trząsł się ze strachu, lecz
jest to wyrażenie użyte dla okazania, że ktoś odczuwa potrzebę wielkiej
troskliwości, że uświadamia sobie swą wielką odpowiedzialność i zobowiązania,
aby nie uchybić wielkim wymaganiom przy najbardziej gorliwym staraniu się.
Oznacza to, że ten ktoś uświadamia sobie, że nie należy bagatelizować sprawy i
traktować ją jako czczą drobnostkę, lecz że jej zaniedbanie może przynieść
poważne konsekwencje. Podobnie gdy czytamy ten fragment Pisma Św., nie mamy
myśleć, że powinniśmy drżeć ze strachu przed naszym Bogiem, lecz wierzymy, że
myślą apostoła było, iż w tym wielkim dziele, jakie podjęliśmy – w postępowaniu
śladami Jezusa, aby osiągnąć nagrodę wysokiego powołania – wiele zależy od
naszej wierności i pilności. Nie podjęliśmy małej rzeczy. Jest tu bardzo wielka
odpowiedzialność. Ważą się losy naszej wieczności – kwestia życia lub śmierci.
Ci, którzy osiągną nagrodę, będą dziedzicami Bożymi wyniesionymi do najwyższego
zaszczytu i chwały, jakie kiedykolwiek zostały zaoferowane – do chwały i czci
przewyższającej ludzką wyobraźnię! Wierzymy, że taka oferta nigdy się nie
powtórzy.
Syn
Boży posiada stanowisko następne po Ojcu i nie będzie miał więcej jak jedną
oblubienicę. Z pewnością więc potrzeba, abyśmy sprawowali nasze zbawienie z
bojaźnią i ze drżeniem – z wielką troskliwością i gorliwością w każdym
szczególe dotyczącym tego zbawienia. Winniśmy żarliwie oceniać fakt, że jest to
najbardziej cudowna rzecz w całym Boskim wszechświecie! Wierzymy, że jeśli nie
uczynimy naszego powołania i wybrania pewnym i nie staramy się prowadzić dobrego
boju wiary podczas obecnego krótkiego czasu teraz, sposobność przeminie na
zawsze. Nie będzie żadnej korzyści z płaczu i zgrzytania zębów. Gdy drzwi
zostaną zamknięte, nigdy nie będą otworzone. Podobnie jak Ezaw ci, którzy się
zaniedbują, nie znajdą „miejsca pokuty”, choć będą jej „z płaczem
szukać”. Wspaniałe pierworodztwo wymknie się im z rąk na zawsze. Lecz o
wiernych współpracownikach, którzy codziennie starają się „biec, aby
otrzymać”, „pewniśmy coś lepszego i zbawienia bliższego, chociaż tak mówimy”. Jednakże dobrze jest, gdy mamy „czyste umysły pobudzone przez
napominanie”, abyśmy mogli kierować nasze oczy do niebieskiego miasta i ku
nagrodzie, jaka jest nam wystawiona. Męczący marsz, jak wierzymy, wkrótce się
skończy. W najgorszym razie jest to krótka chwilka. I tak z niewzruszonym
sercem z cierpliwością i wytrwałością dążmy do końca naszego biegu.
„Szczęśliwy
w nadziei – twym hasłem być musi,
już świta brzask!
Coś wspaniałego ten brzask ci przynosi:
Dzień pełen łask!
Przepasz biodra swoje, włóż nogi w sandały,
Choć droga ponura, jej finał wspaniały.”
Na Straży 1983/1/01, str. 1; W.T. R-5854a-1916r.