<< Wstecz |
Wybrano: R-3127 a, z 1903 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Radujcie się zawsze w Panu
LEKCJA Z LISTU AP. PAWŁA DO FILIPIAN
(Filip. 4:1-13).
List do Filipian jest jednym z najuczu-ciowszych listów napisanych przez
apostoła Pawła. Nie ma w nim strofowania ani nagany, jakie czasami przejawiają
się w innych jego listach. Zawierają się w nim raczej słowa uznania, pochwały i
szczególniejszej miłości. Widocznym też jest, że to małe grono ludu Pańskiego w
Filipii miłowało apostoła tak serdecznie, jak on miłował ich. Jego uciski,
ponoszone dla nich, napełniały ich serca ku niemu dozgonną wdzięcznością.
Znajdujemy, że przy co najmniej czterech okazjach oni zasilali apostoła: raz,
gdy przebywał w Koryncie (2 Kor. 11:9), dwa razy, gdy był w Tesalonice (Filip.
4:16) i raz, gdy znajdował się w Rzymie jako więzień. Przy tej okazji ostatnio
wspomnianej oni posłali Pawłowi dary i wyrazy miłości przez posłańca
Epafrodyta, który przyszedłszy do Rzymu w sezonie malarii, rozchorował się poważnie
- prawdopodobnie na tzw. pontyiczną lub rzymską gorączkę. Po wyzdrowieniu,
kiedy już Epafrodyt miał wracać do Filipii, list ten był jemu dany, aby go
doręczył Filipianom.
Pewien pisarz, komentując praktyczną miłość okazaną przez braci
Filipian, napisał takie uwagi: "Wierni w Malacie byli jedynymi innymi, o
których podają zapiski, iż w podobny sposób miłość swoją okazali Pawłowi.
Efezjanie płakali nad nim, lecz nic nie jest powiedziane, aby wyrazili swoje
uczucie pewnym zasiłkiem dla niego. Być może uczynili to, lecz nie zostało
zapisane". Apostoł niezawodnie potrzebował takich manifestacji
wdzięczności i oceny za jego starania o nich. Kiedykolwiek je otrzymał, były
one zapewne zachętą i wzmocnieniem dla niego. Musiało to być dla niego bardzo
przykrym, gdy zauważył, że za jego miłość do zgromadzenia w Koryncie - za jego
troskliwość i poświęcenie swego życia na korzyść tego, jak i innych zgromadzeń
- był mało przez braci korynckich ceniony i poważany, jak to ujawnia się dość
wyraźnie z jego listów (1 Kor. 4:7-9; 2 Kor. 10:10).
Mając na uwadze tę bliską i serdeczną społeczność pomiędzy apostołem a
zgromadzeniem w Filipii, jako pomiędzy podpasterzem, czyli pastorem, a trzodą,
tym większej siły i znaczenia nabiera dla nas pierwszy wiersz tej lekcji:
"Bracia moi mili, pożądani, radości i korono moja, tak stójcie w Panu,
najmilsi moi". Słowa te, spod pióra tak sumiennego i szczerego człowieka,
jakim był apostoł, są wonnością i esencją prawdziwej miłości i społeczności
chrześcijańskiej. Jak bardzo one musiały być ocenione i jak zupełnie musiały
być zasłużone!
JEDNOMYŚLNOŚĆ, ALE NIE WE WSZYSTKIM
Chociaż nie było w zgromadzeniu w Filipii warunków godnych nagany, to
jednak potrzeba im było napomnienia, aby stali mocnymi w Panu. Przy łasce Pana
oni już rozwinęli w sobie pewne owoce ducha, lecz potrzebowali jeszcze pewnych
prób i doświadczeń. Do tych to prób, których każdy poszczególny członek, jak i
każde zgromadzenie ludu Bożego musi spodziewać się, apostoł starał się ich
przysposobić. Upominał więc, aby od tego, do czego już doszli pod względem
wiary, miłości i posłuszeństwa, nie cofali się, ale aby trwali, nie ufając
jednak we własnych siłach, ale, jak wyraził w tym wierszu, aby stali "w
Panu" - aby ufność pokładali w Jego mocy i w Jego łasce, dostatecznej w każdym
czasie potrzeby.
Kilka sióstr w tym zgromadzeniu było widocznie pomocnymi w pracy
Pańskiej, nie tylko wtedy, gdy apostoł tam przebywał, ale i później. Dwie z
tych wspomniane są po imieniu (w. 2), a napomnienie, aby były jednego
wyrozumienia w Panu wskazuje, że pod niektórymi przynajmniej względami
zrozumienia ich różniły się. Dobrze jest zauważyć oględny język apostoła w tej
sprawie: On nie upominał, aby były jednomyślnymi we wszystkim, bo rozumiał
zapewne, że z powodu różnicy temperamentu, usposobienia, nawyków życiowych itp.
jednomyślność we wszystkim była niemożliwa, lecz zachęcał, aby były jednego
zrozumienia w Panu, aby zachowały jedność serca i umysłu w sprawach tyczących
się Pana i Jego dzieła.
Korzystnym będzie dla wszystkich poświęconych w Panu iść w podobnych
sprawach drogą wskazaną przez apostoła - nie starać się harmonizować wszystkich
rzeczy w obecnych warunkach, raczej kontentować się, że zachodzą pewne różnice
zdań w różnych sprawach i przedmiotach, zachęcając jednak do jedności, społeczności,
zgody i harmonii w Panu, w Prawdzie, w duchu miłości ku wszystkim domownikom
wiary. Domaganie się czegoś więcej niż to - wysiłki, aby wszystkich doprowadzić
do jednego poglądu w kwestiach finansowych, społecznych i wszystkich innych -
próby, aby doprowadzić wszystkich do jednych upodobań pod względem ubrań,
żywności itp. spowodowałyby dużo przykrych sporów i rozterek pomiędzy
domownikami wiary. Wysiłki takie są przeciwne Pańskim instrukcjom, podanym
przez apostoła, przeciwne są duchowi zdrowego umysłu, przeciwne mądrości z góry
pochodzącej, która doradza i zachęca do jedności, ale tylko w Panu i tylko
według zasad i w kwestiach ustalonych przez Pana w Piśmie Św.. Zasady biblijne
pozostawiają każdemu zupełną wolność działania i rozsądzania we wszystkim, co
nie jest stanowczo określone w Słowie Bożym. Zachęcamy więc, aby wierni Pańscy
naśladowali mądrości apostoła w tej sprawie, dając posłuch napomnieniu, jakie
on dał tym dwom siostrom, aby nic nie dzieliło ich w sprawach Pańskich.
PRAWDZIWY JARZMOTOWARZYSZ
W trzecim wierszu naszej lekcji, słowo "towarzyszu" (grec.
suzuge, ang. "yokefellow") dosłownie oznacza towarzysza w jarzmie,
lecz w tym wypadku było to prawdopodobnie imię pewnego brata w owym
zgromadzeniu, więc powinno rozpoczynać się dużą literą. Apostoł dodał do tego
słowa przymiotnik "wierny", co znaczyłoby, że był to jarzmotowarzysz
nie tylko z imienia, ale prawdziwy, gotowy współdziałać z drugimi i pomagać
każdemu. W pojęciu apostoła niektórzy byli obciążeni, potrzebowali pomocy. Wyszczególnił
Klemensa i dwie siostry poprzednio wspomniane, których różnice mogłyby im być
ciężarem. Że różnice te nie dochodziły jeszcze do stopnia szkodzenia im
duchowo, wynika z oświadczenia apostoła, iż nadal uznawał je za
współpracowniczki i wciąż jeszcze rozumiał, że imiona ich były w księgach
żywota. Z tego względu one powinny starać się być w harmonii w Panu, a brat
Jarzmotowarzysz powinien wobec nich spełnić istotne znaczenie swego imienia,
przez dopomożenie im w tych trudnościach, pomagając im do zachowania jedności
ducha w związce pokoju w Panu.
Nie ma miejsca, aby ktokolwiek z nas mógł zostać apostołem, bo było ich
tylko dwunastu i nigdy nie miało ich być i nie będzie więcej (Obj. 21:14). Może
też nie będzie dla każdego z nas sposobności dokonać czegoś poważnego w służbie
Pańskiej; lecz dla każdego są sposobności być wiernym i prawdziwym
jarzmo-towarzyszem, czyli pomocnikiem dla braci i sióstr w dźwiganiu ich
ciężarów - być towarzyszem w ich jarzmie - nie tylko w jarzmie finansowych
trudności lub w jarzmie choroby, lecz niekiedy można pomóc drugiemu w
trudnościach podobnych do wyżej opisanych, wynikłych z różnic temperamentu i
usposobienia. Niechaj więc każdy stara się być prawdziwym jarzmotowarzyszem
współczłonkom Ciała Chrystusowego. Możemy być pewni, że Pan wysoce ceni takie
usługi i tym sposobem sami będziemy wzrastać w łasce i w cnocie, którą On sam
zalecał, gdy powiedział: ,,Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni synami
Bożymi nazwani będą" (Mat. 5:9).
RADOŚĆ W PANU
Zakładając pewne ogólne zasady życia cnotliwego, wskazanego Nowym
Stworzeniom, apostoł doradza: "Radujcie się zawsze w Panu i znowu mówię -
radujcie się". Orzeczenie to jest złotym tekstem niniejszej lekcji i
wyraża esencję życia chrześcijańskiego. W warunkach obecnych nie należy
spodziewać się, że okoliczności będą zawsze przyjazne i radosne z cielesnego
punktu zapatrywania. Przeto człowiek, który mógłby zawsze radować się w Panu,
musi posiadać wiarę w Boga; musi też mieć ufność, nadzieję i miłość. Bez tego
on nie jest w stanie przyswoić sobie obietnic Słowa Bożego do takiego stopnia,
aby mógł radować się nawet w uciskach, w cierpieniach, w różnych trudnościach i
doświadczeniach, gdy jest źle zrozumiany i fałszywie oskarżony, gdy jest
oczerniany i szkalowany dla Prawdy. Radować się w takich okolicznościach mogą
tylko ci, którzy żyją blisko Pana, którzy odczuwają duchową łączność z Nim,
także Jego protekcję i pieczę nad nimi, i którzy wierzą niezłomnie w Jego
obietnicę, że im jako Nowym Stworzeniom wszystkie rzeczy pomagają do
najwyższego dobra.
Inni mogą radować się dziś, a jutro zostaną zniechęceni, przygnębieni.
Tylko wierni w Chrystusie Jezusie są uprzywilejowanymi radować się zawsze.
Rozmyślanie o Boskich łaskach, przeszłych, obecnych i przyszłych umniejsza i
łagodzi wszelkie doświadczenia i trudności do tego stopnia, że wydawają się
tylko małymi i króciutkimi uciskami, niegodnymi porównania z obiecaną chwałą,
czcią i nieśmiertelnością, a także z błogimi przywilejami służenia Bogu i Jego
sprawie teraz i w przyszłości.
Na punkt radowania się w Panu apostoł położył szczególniejszy nacisk,
gdy dodał: "i znowu mówię - radujcie się". To zdaje się uczyć, że nie
może być za wiele radujących się chrześcijan i że oni nie mogą radować się za
dużo, jeżeli radują się w Panu. Nie jest to wszakże radość wyniosła ani też
koniecznie za bardzo skryta. Jest nią spokojny, szczęśliwy i miły stan duszy,
niekoniecznie jednak potrzebuje przejawiać się w hałaśliwych demonstracjach,
jak to niektórzy mylnie mniemają i praktykują.
"SKROMNOŚĆ" - PAN BLISKO
JEST
Następnym upomnieniem apostoła jest, aby skromność wiernych i ich
umiarkowanie i wyrozumiałość były okazywane nie tylko wobec braci, ale i wobec
wszystkich, z którymi mają jakąkolwiek styczność. Greckie słowo tu przełożone
na skromność zawiera w sobie myśl umiarkowania i wyrozumiałości, a również: aby
od drugich nie dopomagać się ścisłej sprawiedliwości. Miłosierdzie i
pobłażliwość są przymiotami wymaganymi od członków Ciała Chrystusowego.
Wierność, na ile to jest możliwym, w wykonywaniu wszystkiego, co sprawiedliwość
wymagałaby od nas, a miłosierdzie w naszych wymaganiach słuszności od drugich,
powinna być naszą regułą; abyśmy byli dziećmi naszego Ojca, który jest w
niebiesiech; albowiem On jest dobrym i miłosiernym wobec niewdzięcznych.
"Pan blisko jest" - myślą tego zdaje się być, że ci, co są
Pańscy, nie żyją tylko dla czasu obecnego. Gdy nasz Król ujmie swoją władzę i
rozpocznie panowanie, nastąpią wielkie zmiany na tym świecie. Nie powinniśmy
więc domagać się od każdego aż do ostatniej odrobiny i aż do ostatniego grosza,
czyli aż do szczytu naszych praw. Raczej powinniśmy tak radować się dobrymi
rzeczami, jakie nadchodzą i które już są nasze przez wiarę, że w naszych
stosunkach z braćmi lub z innymi będziemy hojnymi i wspaniałomyślnymi w
obecnych sprawach i rzeczach doczesnych.
Nie spodziewamy się Boskiej sprawiedliwości wobec nas, albowiem nic
takiego nie uczyniliśmy, ani moglibyśmy uczynić, co słusznie mogłoby domagać
się owych nader wielkich i kosztownych rzeczy nam obiecanych. Przeto
spodziewając się tak wielkich łask i niezmiernych obfitości, możemy również
okazać się hojnymi i liberalnymi w naszych uczuciach ku drugim; a szczególnie
ku domownikom wiary, ponieważ są to nasi bracia i współprzedstawiciele tego
samego Pana, przez którego będziemy tak hojnie obdarzeni. Możemy też być
hojnymi wobec ludzi tego świata, ponieważ oni nie mają przed sobą tych widoków
chwalebnych, jakie my mamy i z tego powodu serca ich nastawione są do rzeczy
doczesnych, a nas stać na to, abyśmy przyznali im cały ich dział w tych rzeczach,
a nawet więcej, ponieważ zostaliśmy ubogaceni przez naszego Ojca Niebieskiego i
przez Niebiańskiego Oblubieńca.
Że apostoł nie spodziewał się powrotu Pana każdej chwili ani przed swoją
śmiercią, ujawnia się z tego, że w innym swoim liście napisał, iż spodziewa się
wkrótce śmierci i że przyjdzie mu w tym stanie śmierci czekać na nagrodę, na
odłożoną mu koronę sprawiedliwości (2 Tym. 3:7,8). Na innym miejscu napisał
również, że on dzień Pański nie przyjdzie, aż po onym wielkim odpadnięciu,
wspomnianym w proroctwach, aż po objawieniu człowieka grzechu itp. (2 Tes.
2:2-10). Z tego wynika, że napomnienie jego: "Pan blisko jest" było w
znaczeniu wyżej przytoczonym, że żyjemy u schyłku panowania złego, że brzask
dnia Pańskiego nie jest daleko, że dla oka wiary jest on tak blisko, iż wpływ
tego powinien ujawniać się we wszystkich sprawach obecnego życia.
Troski właściwe, a przesadne "Nie troszczcie się o żadną
rzecz" - to następne napomnienie apostoła, lecz ponieważ nasze polskie
słowo "troszczenie" straciło swoje pierwotne znaczenie, zachodzi
niebezpieczeństwo mylnego zrozumienia tego napomnienia. Pierwotnym znaczeniem
tego słowa było: "przesadne troszczenie się", trwoga. Słowa apostoła
mają znaczenie podobne do słów naszego Pana zapisanych u Mat. 6:27 -
"troskliwie myśląc" i znaczą, aby nie być zatrwożonym, obciążonym w
umyśle przesadnymi troskami. Właściwym jest, aby wierni Pańscy troszczyli się w
znaczeniu, aby byli ostrożnymi, uważnymi we wszystkim. Nie mamy być niedbałymi,
obojętnymi, nieuważnymi w naszym postępowaniu, w słowach, ale oględnymi i
przezornymi. Trwożliwe troszczenie jest nieuniknione u osób polegających tylko
na własnych siłach i zdolnościach, lecz członkowie Ciała Chrystusowego przyjęci
w Onym Umiłowanym do Boskiej rodziny, jako Synowie Boży, zapewnieni są w Jego
Słowie, że dokąd będą wiernymi, wszystkie rzeczy pomagać im będą ku dobru
najwyższemu. Czemuż więc mieliby się troszczyć aż do stopnia martwienia się o
cokolwiek. Czemuż mają się czuć zatrwożonymi. Ten, który czuwa nad ich duchowym
dobrem, nie drzemie.
Gdy chrześcijanie ukazują zatrwożenie i przesadną troskę, to ujawniają,
że brak im wiary i prawdopodobnym jest, że oni albo nigdy nie dorośli do stanu
właściwej ufności w Bogu, albo też dozwolili ziemskim troskom o ten żywot
zaćmić oblicze Ojca Niebieskiego przed ich duchowym wzrokiem, tak że stracili
wiarę w Boską miłość i pieczę nad nimi. Znajdujący się w takim stanie powinni
natychmiast udać się do tronu niebieskiej łaski i do Boskich obietnic, aby
dostąpić miłosierdzia, a karmiąc się Słowem Żywota, aby stali się mocnymi w
Panu, ufnymi Jemu. Tym sposobem przesadne troski pokonane zostaną wiarą,
ufnością i pokojem serca, bez względu na warunki zewnętrzne.
POKÓJ BOŻY
Taką jest rada apostoła, że zamiast troszczyć się o każdą rzecz,
poruczyć mamy wszystkie nasze sprawy Panu. Polegając na Jego obiecanej pomocy i
uznając brak odpowiedniej mądrości w nas samych, z radością przyjąć powinniśmy
Boską mądrość i Jego zarządzenia miłościwe, przedstawiając Jemu nasze żądności,
czyli potrzeby z dziękowaniem. Taki duch wdzięczności zawiera w sobie uznanie,
że okoliczności i warunki, w jakich znajdujemy się, były i są pod Boskim
nadzorem, że w opiece Jego ufamy i Jemu poruczamy naszą przyszłość. Wdzięczność
za wszystko, co posiadamy i ocena Boskiego kierownictwa dotąd i obecnie odrzuci
wszelkie obawy i troski na przyszłość, ponieważ wdzięczne serce jest upewnione,
że Ten, który okazał nam tyle łask i odkupił nas, gdyśmy jeszcze byli grzesznymi,
tym łaskawszym będzie nam teraz, gdy staliśmy się Jego dziećmi przez
przysposobienie synowskie w Chrystusie Jezusie.
Pytanie zachodzi: Czemu Bóg nie da nam tego, co widzi, że potrzebujemy
bez proszenia Go o to i bez odwoływania się do Jego obietnic7 Niezawodnie
dlatego, abyśmy wpierw doszli do odpowiedniej postawy serca, aby łaski
otrzymane przyniosły nam większe duchowe korzyści. Nawet tak jak jest, możemy
być pewni, że nie dosyć oceniamy Boską opiekę nad nami; a nawet w naszych
modlitwach i dziękowaniach nie rozeznajemy może ani połowy naszych powodów do
wdzięczności, jak rozpoznamy je kiedyś w przyszłości, gdy poznamy tak, jak
jesteśmy poznani przez Pana. Podobnie sprawa się ma z fizycznym głodem.
Gdybyśmy byli tak ukształtowani, że głód nigdyby nam nie dokuczył i nie
wskazywałby nam na potrzebę pokarmu, to może mniej byśmy oceniali nasze
potrawy, choćbyśmy je spożywali w takiej samej proporcji i z taką samą
regularnością.
O ile posiadamy wyżej opisanego ducha radowania się w Panu i ufania
Jemu, jeżeli pragnienia nasze są znajome u Boga i zgodnie z Jego obietnicami,
na ile możemy je rozeznać, i jeżeli przyjmujemy z dziękowaniem, cokolwiek
Opatrzność Jego nam zsyła, wtedy apostoł zapewnia nas, że "pokój Boży,
który przewyższa wszelkie wyrozumienie, będzie strzegł serc naszych i myśli
naszych w Chrystusie Jezusie". Jest to myśl bardzo wyraźna. Mowa nie jest
o pokoju własnym. Z natury możemy być usposobienia mniej lub więcej
niespokojnego - nerwowi, niezadowoleni, bojaźliwi, grymaśliwi lub niezgodni; lecz
idąc za powyższymi wskazówkami, uczymy się ufać Bogu i wtedy pokój Boży - pokój
osiągnięty ze zrozumienia Boskiej potęgi, dobroci, gotowości trzymania nas za
rękę jako swoje dziatki - wchodzi do serc naszych i uwalnia nas od przesadnych
trosk, zmartwień i t.p.
Myślą tego jest, że pokój ten będzie z nami zawsze, będzie nas strzegł
ustawicznie, aby odeprzeć wszelkie zbyteczne troski i obawy. On uspokaja umysł
chrześcijanina, tak, że w sercu swoim ma pokój z Bogiem, znajduje się w
łączności i społeczności z Nim; a także strzeże jego umysłu, jego władz
umysłowych, pouczając go i zapewniając o Boskiej mocy, mądrości i miłości. Nie
daje mu jednak żadnego zapewnienia co do jego osobistej doskonałości i godności
przed obliczem Bożym. Ten pokój, właściwy raczej, zapewnia nas, że nasze
stanowisko przebywania w Boskiej łasce jest tylko w Chrystusie Jezusie - w Jego
ofierze i przy Jego pomocy.
CZUWANIE NAD MYŚLAMI
Dochodzimy teraz do apostolskiego najwznioślejszego zsumowania sposobów,
którymi chrześcijanin ma regulować swoje uczucia, ustalić i umocnić je w
rzeczach i sprawach korzystnych, aby mógł wzrastać w łasce i w znajomości, a
także w miłości Bożej. Apostoł wykazuje, że gdy już uczynione było poświęcenie
się Bogu, gdy już wiara doszła do stopnia radowania się i dziękowania we
wszystkim, co Boska Opatrzność zsyła, gdy już pokój i ufność zagościły w sercu,
dalszy rozwój charakteru zależeć będzie od czuwania nad naszymi myślami, a to
oznacza też czuwanie nad słowami i czynami, albowiem z obfitości serca usta
mówią i z obfitości serca regulowany jest cały sposób postępowania.
Jaki tedy powinien być kierunek myśli chrześcijanina, gdy już doszedł do
rozwoju nakreślonego przez apostoła? Myśli jego powinny skłaniać się przede
wszystkim do rzeczy prawdziwych. Nie powinien mieć najmniejszej sympatii z
czymś, co jest fałszywe lub choćby tylko przesadne, wyolbrzymione. Kto
sympatyzuje z fałszerstwem albo przesadą, ten mniej lub więcej sam się kala,
zanieczyszcza. Ktokolwiek zaś oczyszcza swoje myśli, unika przesady itp., stopniowo
oczyszcza swój umysł i cały swój charakter, dochodząc do coraz bliższej
łączności i społeczności z Panem, który jest prawdą.
Nie jest dostatecznym wiedzieć o prawdziwości danych spaw. Mamy jeszcze
doświadczać i rozeznawać, do jakiego stopnia one są poczciwe, zacne, bo
aczkolwiek Pan przyjął nas, beze- cnych i niedoskonałych, i chociaż przykrył
bezecne części naszego charakteru swoją zasługą i proponuje to czynić do końca,
to jednak nie możemy sympatyzować z bezecnymi cechami naszego stanu upadłego, ale
wspinać się musimy do prawdziwej zacności i do najwyższych ideałów uczciwości w
naszych sercach, w myślach i we wszystkich naszych stosunkach z Bogiem i z
bliźnimi. Zatem po próbie prawdziwości zastosowana ma być próba poczciwości.
Dana sprawa może być prawdziwa, lecz czy jest ona poczciwa, zacna, aby warto o
niej rozmyślać lub mówić? To jest drugim pytaniem.
SPRAWIEDLIWOŚĆ, CZYSTOŚĆ ITD.
Inną jeszcze próbę mamy stosować: Czy dana sprawa jest sprawiedliwa? Nie
mamy dozwolić, aby nasz umysł zajmował się czymkolwiek niesprawiedliwym; i tę
próbę sprawiedliwości powinniśmy uczyć się stosować do wszystkich myśli, słów i
czynów naszych, gdy zaś na postępowanie innych mamy spoglądać z innego punktu
zapatrywania - to jest, na ile rozsądek zezwala, z punktu litości,
miłosierdzia, cierpliwości i pomocy. Nie możemy wszakże być za powolnymi w
krytycznym rozsądzaniu własnych myśli i planów pod względem sprawiedliwości,
abyśmy jej nigdy nie pogwałcili świadomie.
Czystość także jest zaletą, którą powinniśmy cenić. Gdy to, co jest
czyste, będziemy miłować i pielęgnować w odpowiednim stopniu, to cokolwiek jest
nieczyste, sprawi nam przykrość i przygnębienie, starać się będziemy, aby to
jak najprędzej wypuścić z pamięci; a najlepszy na to sposób jest ustawiczne
rozmyślanie o rzeczach czystych, a odpieranie wszystkiego, co nieczyste.
Powinniśmy tez rozeznawać rzeczy przyjemne i chwalebne. Z naszego punktu
zapatrywania, cokolwiek jest nieczyste, niesprawiedliwe, niepoczciwe i
nieprawdziwe, nie może być przyjemne, pożądane ani godne rozmyślania. Aby
rozmyślać o przedmiotach najczystszych - musimy koniecznie wznosić nasz duchowy
wzrok do rzeczy możliwie najwyższych i na ile możemy, starać się powinniśmy
rozpoznać miły, chwalebny i doskonały charakter naszego Boga i Pana naszego
Jezusa Chrystusa, a także miłe i zacne charaktery współbraci. Umysł
rozmyślający często nad chwalebną doskonałością Pańską, napełniony myślami o
Jego wspaniałych prawdach i obietnicach, jest dobrze zabezpieczony przed
natrętnymi myślami o sprawach niedobrych, nieświętych, przeciwnych duchowi
Pańskiemu.
Zakańczając listę przedmiotów godnych rozmyślania, apostoł wspomina
jeszcze cnotę w zastosowaniu do rzeczy lub przedmiotów - mające cnotę byłyby
takie, które mają wartość. Orzeczenie "jeśli która chwała" dosłownie
znaczy: cokolwiek jest pochwały godne. Oznacza to więc szlachetne słowa,
działania i uczucia drugich. O ile takowe są zacne, godne uznania i pochwały,
możemy o nich bezpiecznie rozmyślać, a w rezultacie tego sami wznosić się
będziemy do ideałów, którymi nasz umysł - nowa natura - karmi się. Coraz więcej
będziemy odmieniać się przez odnowienie umysłu naszego i coraz bliżej dochodzić
będziemy do chwalebnego podobieństwa naszego Pana i Mistrza, przemienieni z
chwały w chwałę, krok za krokiem i cal po calu już w tym żywocie; a gdy w taki
sposób nasze myśli, uczucia i sposobności z Panem zachowamy aż do końca,
dostąpimy działu w pierwszym zmartwychwstaniu, które udoskonali nas na wieki,
według obrazu i podobieństwa Pańskiego.
"TO CZYŃCIE, A BÓG BĘDZIE Z
WAMI"
Jak wielu (a może jak mało) mogłoby powiedzieć to, co powiedział apostoł
w wierszu 19: "Czegoście się nauczyli i coście przyjęli, słyszeli i
widzieli przy mnie, to czyńcie". To powinno być zasadą każdego
chrześcijanina, ponieważ każdy z nich i wszyscy są przedstawicielami Pana, Jego
ambasadorami; przeto, na ile to od nich zależy, ich postępowanie i słowa
powinny być żywymi listami, czytanymi z korzyścią przez braci, a nawet przez
światowych. Nie dziw, że apostoł dodaje, iż czyniąc to "Bóg pokoju będzie
z nimi". Tak jak jest pewnym, że On był z apostołem, podobnie będzie ze
wszystkimi innymi postępującymi śladami Chrystusa Pana.
"Uradowałem się wielce w Panu, że miłość wasza znowu rozkwitła w
staraniach o mnie." Słowa te zdają się wyrażać myśl, że gorliwość Filipian
w upatrywaniu sposobności, aby mu służyć, jakoby do pewnego stopnia zmniejszała
się chwilowo i następnie znowu się wzmagała. Nie chcąc jednak być zrozumianym,
że daje im naganę, apostoł prędko dodał: "Mieliście zawsze dobre zamiary,
lecz nie mieliście sposobności ku temu". Jak uważnym był ten mąż Boży, aby
niepotrzebnie nie ranić uczuć braci. Podobnie uważnymi powinniśmy być wszyscy,
aby miłość Bożą rozszerzać nie tylko do stopnia darzenia braci dobrymi
uczuciami, ale też, aby wpływ naszego języka lub pióra nie ranił niepotrzebnie
nawet najmniejszych z nich.
Wspominając o staraniach Filipian o niego, apostoł zaraz dodał, że nie
skarży się na braki. On nauczył się praktykować to, co innym zalecał, aby
radować się w Panu - aby odrzucać przesadne troski, lecz w każdym położeniu
przedstawiać Bogu potrzeby swoje w modlitwach, prośbach i dziękczynieniach.
Ponieważ sam to czynił, posiadał wynikły z tego pokój Boży. W takim stanie bez
względu, w jakich potrzebach znajdował sie, on nie żalił się na braki; albowiem
nauczył się ufać, że Ojciec Niebieski zaopatrzy go w to, co rzeczywiście
potrzebuje - a więcej ponadto nie pożądał, bo jak sam następnie oświadczył:
"Bom ci się nauczył na tym przestawać, co mam".
To nie znaczy, że mamy zadowalać się na wzór włóczęgów i próżniaków,
którzy woleliby "żyć wiarą" i kosztem drugich, zamiast "pracować
własnymi rękami". Nie powinniśmy pozwolić, aby sposobności, talenty i
przywileje dane nam od Pana leżały bezczynnie, ale gdy zapobiegliwie używamy
naszych talentów i sposobności rozumnie, najlepiej jak możemy i tak, aby to
było przyjemnym przed obliczem Bożym, powinniśmy być zadowoleni z wyników
takich zabiegów.
KORZYŚCI Z DOŚWIADCZEŃ
Powinniśmy wnosić, że Ojciec Niebieski, który karmi wróbelki i
przyodziewa pola roślinnością, kwieciem, jest w zupełności zdolny zaopatrzyć
potrzeby nasze w stopniu najlepszym dla naszego dobra najwyższego. Przeto
wykonawszy jak najlepiej wszystko, co od nas zależy, powinniśmy być w
zupełności zadowolonymi z wyników naszych starań i pracy, choćby to były tylko
najkonieczniejsze potrzeby życiowe. Nie powinniśmy jednak być zadowolonymi z
naszych niedostatków, jeżeli one byłyby wynikiem niezaradności, lenistwa lub
marnotrawstwa z naszej strony. Tylko, gdy czynimy, co jest w naszej mocy, nie
ignorując danych nam od Boga naszych talentów i sposobności, ale używając ich
zgodnie z naszym poświęceniem i szafarstwem, możemy i powinniśmy być zadowoleni
z wyników, czy są one duże, czy małe. Kontentowanie się tym, co mamy, nie
ignoruje talentów i sposobności; albowiem te są częścią tego, co mamy - tego,
co jako szafarze zobowiązaliśmy używać, jak najlepiej umiemy.
Pan zapewne przysposobił apostoła do chwalebnego miejsca w Królestwie
Niebieskim, dając mu tak urozmaicone doświadczenia, jakie są wspomniane w
wierszu 12. Jak nasz Pan był obłożony poczuciem krewkości naszych, aby mógł być
wiernym Najwyższym Kapłanem na okres przyszłego Tysiącletniego Królestwa (a
także dla nas obecnie), podobnie apostoł Paweł przez swoje doświadczenia był
widocznie przygotowany do zaszczytnego miejsca w Królewskim Kapłaństwie w tymże
samym Królestwie.
Podobnie i z nami: jeżeli znajdujemy, że doświadczenia nasze są
urozmaicone, raz przyjazne, to znowu srogie i bolesne, możemy wnosić, że Pan
zna, iż potrzebujemy jednych i drugich, wyżyn powodzenia i nizin przeciwności,
abyśmy przez nie mogli być odpowiednio pouczeni i wykwalifikowani do stanowiska
wyznaczonego nam w przyszłości. Uczmy się tedy za przykładem apostoła, jak
obfitować. Nie dozwólmy, aby obfitość dóbr ziemskich miała odwrócić nas od
ślubów poświęcenia. Uczmy się także, jak być w niedostatku (w potrzebie), a
jednak nie brakować (przybierać) ponad to, co Boska mądrość i opatrzność uzna
za stosowne nam udzielić, czyli starajmy się być zadowolonymi.
Tajemnica powodzenia Pawła apostoła wyrażona jest w ostatnim wierszu
naszej lekcji. Była nią jego bliska społeczność z Panem, jego zażyła łączność z
Nim i poleganie na Nim. On trwał jako dobra latorośl w winnym krzewie, ożywiony
tym samym duchem, dlatego we wszystkich przejściach i doświadczeniach on mógł z
zadowoleniem, z wdzięcznością i z radością powiedzieć: "Wszystko mogę w
Chrystusie, który mnie posila". Uczmy się i my radować - "radować się
w Panu zawsze".
W.T.R- 3127 a
-1903 r.