Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: R-2877 a,   z 1901 roku.
Zmień język na

„Na koniec wszyscy bądźcie jednomyślni”

A na koniec wszyscy bądźcie jednomyślni, współcierpiący doległości, braterstwo miłujący, miłosierni i dobrotliwi nie oddawając złego za złe, ani łajania za łajanie, lecz przeciwnym obyczajem dobrorzecząc, gdyż wiecie, iż na to powołani jesteście, abyście błogosławieństwo odziedziczyli” – 1 Piotra 3:8-9.

Harmonia nie oznacza jednakowości, ale raczej oznacza jedność pośród urozmaicenia; i takie jest znaczenie greckiego słowa przetłumaczonego „jednomyślni”, w naszym tekście. Boska wola względem Jego ludu nie upatruje dokładnej identyczności, nie przeocza indywidualnych charakterystyk i cech szczególnych; przeciwnie harmonijne urozmaicenie jest bardziej pożądane, aniżeli identyczność, tak jak na przykład harmonijna łączność siedmiu kolorów, które składają się na piękność tęczy. Podobnie rzecz się ma w muzyce: ktoś uderza w akord na pianinie lub organach, a rezultatem jest harmonia, jedność, unia – rozmaitość nut składa się na melodię, która nie może być otrzymana z żadnej pojedynczej z nich, albo z identyczności takiej samej głośności. Taką również jest myśl w powyższych słowach Apostoła, odnośnie ludu Bożego. Ci, co ten lud stanowią, posiadają różne wrodzone temperamenty, usposobienia odrębności, a Boska alchemia, która przekształca ludzkie właściwości na duchowe, a stary umysł na nowy, nie niszczy zupełnie ani też nie zamierza zniszczyć tych różnych elementów charakteru i usposobienia, lecz zamierza odjąć z każdego jego brudy i niedoskonałości, by przez to ostatecznie wszystkich zjednoczyć i rozwinąć w harmonijną całość.

Bóg nie spodziewa się jednak, że ten stan zupełnej harmonii zostanie osiągnięty przez Jego wiernych zaraz w chwili ich poświęcenia się. Przeciwnie, Apostoł wykazuje w naszym tekście, że stopień ten jest raczej wynikiem, czyli dopełnieniem działania łaski Bożej pomiędzy Jego ludem, a nie początkiem tegoż. Apostoł mówi, że „na koniec” (a nie na początek) mamy być wszyscy jednomyślni, harmonijni. Potrzeba zazwyczaj całych lat przebywania i ćwiczenia w szkole Chrystusowej, zanim ktoś wzrośnie w łasce, znajomości i miłości o tyle, aby „na ostatek” dosiągł stanu opisanego w naszym tekście.

Apostoł Paweł upomina, że ustawicznie mamy wzrastać w łasce, w znajomości i w miłości, abyśmy ostatecznie osiągnęli w sercu, w woli, miarę doskonałego „męża” w Chrystusie (Efez. 4:13). „Niemowlęta” w Chrystusie nie mają postawy męża, więc potrzeba im naprzód mleka Słowa Bożego, a następnie twardego pokarmu, aby przez to wzrośli, a ostatecznie dosięgli idealnego stanu, jaki przedstawiony jest w naszym tekście. Jest to stan harmonii z Panem i jednych z drugimi, co dowodzi, że dzieło łaski uczyniło znaczny postęp – że meta doskonałej miłości została osiągnięta w sercu, chociaż nie jest możliwym aby zawsze została zupełnie wyrażona w każdym słowie i uczynku.

Apostoł Paweł opisuje tę przemianę życia, ten wzrost duchowy, gdy mówi: „Przemieńcie się przez odnowienie umysłu waszego” (Rzym. 12:1). Niewiele czasu zabrało danie tej instrukcji, również niewiele czasu potrzeba na przyjęcie jej, lecz potrzeba jest wiele cierpliwości i wytrwałości w czynieniu dobrze, aby według tej instrukcji postępować – aby osiągnąć ten przemieniony stan choćby tylko w sercu, tak, aby nasze intencje były zawsze dobre, chociaż trudno nam będzie zawsze dobrze czynić. Tu właśnie powstaje pewna trudność. Wielu nie rozumie, jakie są wymagania i z tego powodu idą przez życie w pewnym zamieszaniu, zakłopotaniu, w zwątpieniu i w obawie, pozbawieni pokoju i błogosławieństwa, które powinni otrzymać z właściwego wyrozumienia i przy odpowiednich staraniach.

Niezawodnie wszyscy zostali zdziwieni tym faktem, że ci, którzy objawiają najgłębsze zainteresowanie w Boskim planie nie zawsze są najspokojniejszymi i najprzyjemniejszymi ludźmi na świecie. Często są oni tak swarliwi, że ustawicznie niepokoją siebie i drugich swoją nieumiejętnością lub swarliwym i wojowniczym usposobieniem. Dokładnie tej zalety, którą Apostoł wspomina w tym tekście jako jednomyślność, albo harmonia, szczególnie brakuje, z natury, w usposobieniu większości z tych, którzy stają się głęboko zainteresowani w teraźniejszej prawdzie. Wobec tego niektórzy byli skłonni potępić te nauki i powiedzieć: To nie jest pokojowy duch Chrystusa. Gdzie jest duch Chrystusowy tam powinna być miłość i harmonia. Tak mówi też Apostoł: „Na koniec wszyscy bądźcie jednomyślni”. I należy mieć to na uwadze jako istotą ostatecznego wyniku ćwiczeń i instrukcji w szkole Chrystusowej; abyśmy przez nasze osiągnięcie tej skłonności do harmonii (przy jednoczesnej lojalności i odwadze dla prawdy), mogli bezpiecznie mierzyć nasz wzrost w łasce, wiedzy i miłości.

Chcemy zasugerować wyjaśnienie, dlaczego tak wielu z ludu Pana jest swarliwego usposobienia. Swarliwość jest wynikiem znacznej wojowniczości, niemądrze i w niewłaściwym kierunku używanej. Wojowniczość sama w sobie nie jest złym przymiotem. Wręcz przeciwnie, to jest dobry przymiot – przymiot w rzeczywistości niezbędny do osiągnięcia tej nagrody wystawionej przed nami w Ewangelii. Tym, którzy nie mają w sobie wojowniczości, brak jest kręgosłupa; brak im zdolności do prowadzenia prawego („upright”, dosłownie: stojącego //przyp. tłum.) życia w obecnych warunkach. Oni są jako łódź na wodzie bez wioseł i bez motoru. Tacy nie są sposobni do niczego więcej jak tylko płynąć za prądem, ponieważ brak im potrzebnego silnika do popychania ich w jakimkolwiek innym kierunku. Na świecie znajduje się wiele na pozór dobrych i spokojnych ludzi, którym brak jest stanowczości, brak charakteru, brak wojowniczości. Tacy nie mogą inaczej myśleć jak tylko płynąć z głównym prądem i bardzo często ludzie tacy są mylnie uważani za „świętych”, gdy wcale takimi nie są. Nie są oni wcale z tego materiału, jaki Bóg używa do wyrobienia świętych. Oni nie nadają się do Boskich celów, odnoszących się do powołania Wieku Ewangelii, ponieważ wszyscy, co są powoływani do Maluczkiego Stadka, powołani są na to, aby byli zwycięzcami, aby płynęli przeciwko głównemu prądowi i aby bojowali dobry bój wiary i posłuszeństwa Bogu; a ci, którym brak stanowczości i wojowniczości – którym brak charakteru – nie są w stanie zastosować się do wymaganych warunków, więc w tym zawodzie, czyli w tym biegu do wystawionej mety, wcale się nie znajdują.

Jeżeli tedy ktoś z tych, kto uchwycił prawdę i został również prawdą uchwycony i pociągnięty do poświęcenia się Panu, odczuwał niekiedy jakoby przewrotność swego wrodzonego usposobienia – swoją wojowniczość i swarliwość – i jeżeli z tego powodu czuł się czasami zniechęcony, to niech raczej podziękuje Bogu i niech nabierze otuchy. Niechaj zrozumie, że właśnie to usposobienie jest jedną z wymaganych kwalifikacji potrzebnych tym, co zaciągają się do służby pod Wodzem naszego zbawienia. Jednakowoż wierne sprawowanie tej służby będzie znaczyć doprowadzenie tego spornego usposobienia do zgody z duchem miłości; swarliwość zostanie opanowana, a wojowniczość zostanie skierowana w inną stronę, ku dobremu.

Biorąc dla siebie wszelką zachętę z tej myśli, że Bóg szuka i powołuje wojowniczej klasy „zwycięzców”, którzy nie mogliby być zwycięzcami, ani tez nie mogliby zwyciężyć, gdyby nie posiadali przezwyciężającego, czyli wojowniczego usposobienia, starajmy się jednak mieć odpowiednią władzę sami nad sobą, rozumiejąc, że ten dobry przymiot wojowniczości był pod wielu względami źle używany i że od chwili naszego stania się żołnierzami krzyża Chrystusowego, nasza wojowniczość ma być skierowana w inne przewody. Mamy nauczyć się przede wszystkim, że wojowniczość nasza nie ma być używana przeciwko Bogu, że nie mamy sprzeciwiać się Jego woli, ale raczej we wszelkich naszych myślach, słowach i czynach mamy być poddani Jemu. Mamy również pamiętać, że wojowniczość nasza nie ma być używana przeciwko braciom, ponieważ walka przeciwko braciom jest walką przeciwko Bogu, przeciwko prawdzie i przeciwko współczłonkom naszego własnego oddziału. Zamiast walczyć przeciwko braciom, mamy raczej miłować ich i walczyć za nimi tak samo jak walczyć mamy za Panem i za prawdą. Mamy także pamiętać, że wojowniczość nasza nie ma być używana przeciwko naszym przyjaciołom, sąsiadom lub w ogóle przeciwko ludziom światowym. Nie! Wszyscy oni mają dosyć różnych walk już bez naszej opozycji. Oni raczej potrzebują naszej sympatii, pomocy i zachęty, potrzebują wszystkiego cokolwiek możemy im udzielić ku ich podniesieniu.

BOJOWAĆ DOBRY BÓJ WIARY – 1 TYM. 6:12.

Jak tedy i przeciwko komu mamy używać naszą wojowniczość, aby takowa była dobrze wykorzystana ku Boskiemu upodobaniu, w służbie dla Jego sprawy? Odpowiadamy, że wojowniczość nasza musi być skierowana przeciwko grzechowi, a pierwsze jej działanie musi rozpocząć się w nas samych. Bój z samym sobą jest największym bojem, o czym mówi także Słowo Boże, oświadczając, że „kto panuje sercu swemu (nad swym umysłem, wolą), lepszy jest, niżeli ten, co dobył miasta” (Przyp. 16:32), ponieważ nauczył się używać wojowniczości prawego charakteru we właściwy sposób, ku samokontroli. Gdy już nabraliśmy pewnego doświadczenia w walce z grzechem i samolubstwem w samym sobie, w wyrzuceniu belki z własnego oka, w opanowaniu gniewu, zazdrości, nienawiści i sporu w swym własnym sercu i ciele – dopiero wtenczas z powodu tej ciężkiej walki i doświadczenia, będziemy lepiej przygotowani do dopomożenia braciom i bliźnim w ich trudnościach – do dopomożenia im w przezwyciężaniu ich wad i słabości.

Ktokolwiek rozpoczął walczyć choćby nawet przeciwko grzechom w drugich osobach, zanim dokonał energicznej walki przeciwko swym własnym słabościom i błędom, ten popełnił znaczną omyłkę. Aby być pomocnym dla drugich w ich walkach, potrzebną jest pokora i sympatia, a przymiotów tych nie można nabyć bez stoczenia wpierw walki z samym sobą i bez rozpoznania, jak silnym jest ten nieprzyjaciel z którym walczymy, i jak zupełnie grzech i samolubstwo oszańcowały się we wszystkich działaniach naszego ciała. Potrzeba nam nawet ponieść porażkę w niektórych walkach z samym sobą, abyśmy przez to zrozumieli swoją niezdolność do zwycięstwa i nauczyli się udawać do tronu niebieskiej łaski o potrzebną pomoc. Potrzeba nam tego, ponieważ, jak mówi Apostoł, gdy jesteśmy słabymi, tośmy mocni, a gdyśmy mocni w spoleganiu na samym sobie, wtedy jesteśmy słabi i sposobni do popełnienia omyłki w tym boju, przez co zostalibyśmy pokonani przez naszego nieprzyjaciela – grzech (Żyd. 4:16; 2 Kor. 12:10).

Wszyscy, którzy mieli jakiekolwiek doświadczenie w tej sprawie i którzy nauczyli się, jak i gdzie używać swej wojowniczej energii, wiedzą, że jest rozległe pole do zużycia każdej odrobiny wojowniczości, jaką człowiek posiada. (1) W ustawicznym boju z samym sobą, jak określił to Apostoł: „Karzę ciało moje i w niewolę podbijam, abym snąć inszym każąc sam nie był odrzucony” (1 Kor. 9:27). O! jak wiele energii i wytrwałości w bojowaniu dobrego boju wiary i jak wiele wierności dla Pana potrzeba w tym przezwyciężaniu samego siebie – „podbijając wszelką myśl (a o ile to możliwe także wszelkie słowo i uczynek) pod posłuszeństwo Chrystusowe” (2 Kor. 10:5). Jest tu wielkie pole do zużycia wojowniczości, dosyć miejsca do walki i sporu. Jest to walka z grzechem i samowolą, rozpieranie się z wolą ciała i sprzeciwianie się takowej na każdym kroku – umartwienie jej, zabijanie jej uczuć i pożądliwości. Nie dziw, że Apostoł mówi o tych obecnych doświadczeniach jako o boju; nie dziw, że on mówi nam, iż mamy być przygotowani do znoszenia różnych ucisków, jako dobrzy żołnierze Pana naszego Jezusa Chrystusa.

(2) Gdy zwycięstwo nad samym sobą zostało osiągnięte, gdy nowy umysł obstawił strażą każdą część przezwyciężonego ciała, aby nie dopuścić do powstania jego grzesznych skłonności i aby trzymać je w poddaństwie Królowi królów i Panu panów – wszelka energia, jaka jeszcze by zbywała, może być dobrze zużyta w walce dla Pana, braci i prawdy, w walce przeciwko błędom i przeciwko zasadzkom diabelskim, „albowiem zamysły jego nie są nam tajne” (2 Kor. 2:11), jak oświadczył Apostoł.

(3), Gdy oczy naszego wyrozumienia otwierają się coraz więcej, spostrzegamy wielką walkę, jaka toczy się na całym świecie pomiędzy sprawiedliwością, a grzechem, pomiędzy naszym Panem, a bogiem tego świata i jego zaciemnionymi przedstawicielami, którzy w nieświadomości swej myślą, że służą Bogu, a często walczą przeciwko prawdzie i przeciwko prawdziwym żołnierzom krzyża, ich braciom, tak jak czynił to Paweł przed swoim nawróceniem. Przypominamy sobie, jak to Paweł, jako Saul z Tarsu, prześladował Maluczkie Stadko, używając swej wojowniczości w zły sposób. Pamiętamy, jak Pan zawołał na niego: „Saulu, Saulu przeczże Mnie prześladujesz?” (Dz. Ap. 9:4) – czemu walczysz przeciwko Bogu, prawdzie i Jego sprawie? W wypadku Pawła widzimy, że skoro tylko oczy jego wyrozumienia zostały otworzone, on stał się najgorliwszym żołnierzem krzyża, niezwłocznie poświęcił swe życie na służbę Panu i braciom, których poprzednio prześladował.

Ta sama wojowniczość, która uczyniła Pawła gwałtownym prześladowcą, następnie uczyniła go najgorliwszym obrońcą prawdy. Tak samo rzecz się miała z innymi Apostołami. Ci, co z natury mieli więcej wojowniczości, gdy takowa została skierowana we właściwe przewody, stali się najsilniejszymi i najgorliwszymi obrońcami prawdy. Piotr, na przykład, pełen wojowniczości, co na początku było poważną przeszkodą dla niego i gotów był walczyć w obronie Pana tak, że uciął ucho słudze najwyższego kapłana, był następnie bardzo gorliwym w używaniu swych talentów ku Pańskiej chwale. Jakub i Jan, dwóch innych szczególnie zaszczyconych i uznanych przez Pana i specjalnie przez Niego użytych w służbie prawdzie, byli wojowniczego usposobienia do takiego stopnia, że nazywano ich „synami gromu” (Mar. 3:17). Ci dwaj byli tak oburzeni na Samarytan, że ci nie chcieli wpuścić Pana do swego miasta, że mówili: „Panie dopuść, że będziemy prosić, aby ogień zstąpił z nieba i spalił tych ludzi i ich miasto”. Oni posiadali wojowniczość, posiadali odwagę i gorliwość, lecz nie nauczyli się jeszcze jak takowe używać, co uprzytomnił im Pan, gdy powiedział: „Nie wiecie jakiegoście ducha, Syn Człowieczy nie przyszedł, aby zatracać dusze (życie) ludzkie, ale aby je zbawić” (Łuk. 9:54-56). Później, gdy oni zostali pomazani Duchem Świętym i gdy stopniowo poznali, jakiego byli ducha (jakiego ducha był Pan i jakiego też i oni być powinni, jako Jego naśladowcy), oni lepiej zrozumieli, jak ich wojowniczość i gorliwość miały być używane. Odtąd widzimy ich jako wiernych żołnierzy krzyża, nie uchylających się od żadnego niebezpieczeństwa i znoszących mężnie wszelkie trudności aż do śmierci, jako wierni żołnierze Pana naszego Jezusa Chrystusa.

To ta wrodzona wojowniczość poświęcona Bogu i dobrze kierowana przez ducha, doprowadziła Piotra i jeszcze jednego z apostołów, do takiej stanowczości, że gdy zostali oskarżeni i zagrożeni przez Sanhedryn, aby więcej nie kazali w imieniu Jezusowym, oni odważnie sprzeciwili się temu ograniczeniu ich wolności i praw, jako żydów pod zakonem; i w posłuszeństwie głosowi niebieskiego powołania, oświadczyli: „Jeśliż to sprawiedliwa przed obliczem Bożem was raczej słuchać niż Boga, rozsądźcie. Albowiem my nie możemy tego, cośmy widzieli i słyszeli nie mówić” (Dz. Ap. 4:19-20). Pan wiedział, jakich ludzi wybrać na Swoich Apostołów i widzimy wyraźnie, że słabi, chwiejni i pozbawieni energii ludzie nie służyliby Jego sprawie tak dobrze, jak ci, których Jezus powołał. Jest więc racjonalnym przypuszczać, że podobnie i przez cały ten wiek Pan powoływał silne charaktery, to jest takich, którzy mają odwagę czynić dobrze; którzy mają odwagę znosić pogardę tego świata, jego szykany, zniewagi i prześladowania z powodu ich wierności Panu i braciom. Na tym polega zwycięstwo; przeto w jakimkolwiek stopniu ktoś rozumie, że brak mu tych przymiotów niechaj rozwija w sobie wojowniczość we właściwym kierunku – aby pokonać słabość, pokonać grzech i wszelką skłonność do rzeczy przeciwnych Panu i Jego Słowu.

WIARA I PRAWDA TAKŻE KONIECZNE

Jednakowoż sama wojowniczość nie byłaby dostateczną. Potrzeba również proporcjonalnej wiary, aby dobrze używać wojowniczość. To też czytamy słowa naszego Pana: „To jest zwycięstwo, które zwyciężyło świat, wiara wasza” (1 Jana 5:4). Wiara w Boga musi być tą mocą, która kieruje Jego ludem i napełnia go energią. Nie wiara w formuły, wiara w ludzi lub wiara w siebie samego, ale wiara w Boga i w Jego wielkie i kosztowne obietnice. Jak koła parostatku, za pomocą których statek może pokonywać prąd wody i płynąć przeciw prądowi, przedstawiają wojowniczość, tak siła pary w motorze przedstawia wiarę, która musi być poza tą wojowniczością, ćwicząc i uzdalniając nas do znoszenia różnych trudności i do bojowania dobrego boju wiary w nadziei otrzymania obiecanej nagrody.

Podobnie opał i piec, wytwarzający parę, przedstawiają Słowo Boże i Jego opatrzność, które wytwarzają w nas tę pierwszą pobudkę, moc wiary, która zasila nas do płynięcia przeciwko prądowi. Wielkie i kosztowne obietnice Słowa Bożego były nam dane za podstawę wiary – jako opał do wytworzenia w nas mocy do chcenia i wykonania Boskiego upodobania (Filip. 2:13). Przeto te chwalebne obietnice nie mogą być zaniedbywane; one muszą być ustawicznie używane i muszą w nas trwać, aby mogły wytwarzać w nas potrzebną energię. A energia ta musi być stosowana i musimy kroczyć przeciwko prądowi tego świata, jeżeli chcemy osiągnąć ten chwalebny stan, do którego zostaliśmy powołani.

Chociaż należy nam pamiętać (bo inaczej moglibyśmy się zniechęcić), że osiągnięcie kontroli nad swoim duchem czyli umysłem i doprowadzenie go do zupełnej harmonii z Bogiem, a o ile to możliwe także z Jego ludem, ma być „na koniec”, to jednak nie mamy zaniedbywać naszych starań ku osiągnięciu tego ostatecznego i idealnego rozwoju, do którego zachęca Apostoł w naszym tekście. Ustawicznie mamy mieć przed sobą ten ideał i do niego mamy dążyć, a chociaż raz po raz popełniamy omyłkę, to jednak, gdy właściwie będziemy się ćwiczyć, staniemy się mocniejszymi nawet przez te omyłki; albowiem każda taka omyłka dopomaga nam rozpoznać lepiej słabe strony naszego charakteru. Gdy w taki sposób rozpoznamy nasze słabe strony i na przyszłość baczniejszą zwrócimy na nie uwagę, to z czasem przy pomocy Bożej i pod dyrektywą naszego wielkiego Nauczyciela, przez uczenie się z Jego słów i przykładów, dojdziemy do tego pożądanego, harmonijnego stanu, o jakim mówi nasz tekst. Spoglądając wstecz rozpoznamy, że nawet uchybienia, które później zostały rozpoznane i pobudziły nas do lepszej fortyfikacji przeciwko zasadzkom onego złośnika i przeciwko słabościom ciała, zostały opanowane z pomocą Bożą i stały się nam błogosławieństwem, zgodnie z Jego obietnicą, że wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu tym, którzy Go miłują.

Gdy na ostatek dosięgniemy tego stanu harmonii w większej mierze – gdy opanujemy nasze naturalne wojownicze skłonności i stopniowo doprowadzimy je do jedności z Bogiem z Jego Duchem i Słowem, a także z tymi, co są Jego, czyli z naszymi współżołnierzami w tym boju o sprawiedliwość, wtedy nasze stanowisko będzie podobne do tego, o jakim mówi tu Apostoł; mianowicie, będziemy miłosierni i dobrotliwi jedni wobec drugich. Będziemy się spodziewać zobaczyć, co też zobaczymy, że ci nasi bracia starają się panować nad sobą, więc będziemy odczuwać ku nim sympatię i pobłażliwość, tak, że gdy czasem który zbłądzi z powodu słabości ciała, my gotowi będziemy mu dopomóc w duchu cichości, bacząc, abyśmy sami nie byli podobnie kuszeni (Gal. 6:1). Będziemy ich miłować tak jak bracia miłować powinni – szczerze, serdecznie – taką miłością, sympatią i miłosierdziem, że gotowi będziemy uczynić wszystko, na co nas stać, aby tylko im dopomóc – przede wszystkim w rzeczach duchowych, w przezwyciężaniu grzechu i we wzroście w łasce, w znajomości i w miłości – lecz niekiedy i w sprawach doczesnych, gdy mamy ku temu sposobność i jest to dla nas możliwe.

Ta dobrotliwość i bratnia miłość pomiędzy duchowymi braćmi nawet w sprawach doczesnych z pewnością nie powinna być mniejsza aniżeli pomiędzy braćmi cielesnymi. Zaiste, gdy się zważy, że duchowe pokrewieństwo jest wyższe i zacniejsze od cielesnego, to wynika z tego, że choć ono nie ujmuje nic z miłości, przywiązania i obowiązków wobec cielesnego braterstwa, to jednak przemawia do nas silniej, tak, że dla brata w Chrystusie uczynilibyśmy choćby i w rzeczach doczesnych, tyle, co dla brata cielesnego, a nawet więcej. Apostoł wystawił tę zasadę, gdy powiedział: „Przeto tedy, póki czas mamy czyńmy dobrze wszystkim, a najwięcej domownikom wiary” (Gal. 6:10).

To wcale nie znaczy, iż mamy zaniedbywać tych, co są nam bliskimi według ciała i wobec których mamy szczególniejsze zobowiązania; ale znaczy, że oprócz nich, nasi bracia według ducha powinni mieć pierwsze miejsce w naszych sercach. Powinniśmy odczuwać ku nim sympatię i miłość i być gotowymi dzielić się z nimi tak rzeczami duchowymi, jak i materialnymi według ich potrzeb. Ci, których serca doszły do stanu zupełnej harmonii z Bogiem i Jego planem sami przeszli takie doświadczenia, że wobec drugich będą litościwymi i sympatyzującymi w ich trudnościach i doświadczeniach, co uczyni ich grzecznymi, uprzejmymi i delikatnymi wobec wszystkich.

Słowem, według wzoru Pisma Świętego, członkowie Kościoła Chrystusowego powinni być najbardziej ogładzonymi, najzacniejszymi, najbardziej uprzejmymi, najgościnniejszymi i najlepszymi ludźmi na świecie – i powinni być takimi w zupełnym znaczeniu, nie tylko w znaczeniu powierzchownej formy, udawanej uprzejmości itp. tak zwykłej w świecie, lecz ich uprzejmość i dobrotliwość powinny wypływać z serca i z należytej oceny Ducha Pańskiego, ducha prawdy, miłości i sprawiedliwości. Jest to wielką rzeczą, abyśmy mogli nauczyć się sprawiedliwości, abyśmy w wszystkich sprawach czynili drugim tak jak byśmy chcieli, aby drudzy nam czynili – abyśmy przyznawali im tyle wolności, ile chcemy jej dla siebie. Zaprawdę, iż prawo Boże jest zadziwiającym prawem, przeto ci, co są uczeni przez Pana i ćwiczeni zgodnie z wolą Bożą, muszą być szczególnym ludem, gorliwie naśladującym dobrych uczynków.

Ludzie o usposobieniu wojowniczym będą zawsze (dopóki są w ciele) skłonni do oddawania wet za wet; lecz ci, którzy nauczyli się od Pana lekcji samokontroli i rozwinęli w sobie cichość, braterską uprzejmość i miłosierdzie, będą w stanie zastosować się do wymagań naszego tekstu – „nie oddawając złego za złe, ani łajania za łajanie”. Patrząc na Pana, jako na ich wzór oni zobaczą, jakim był On – „Któremu, gdy złorzeczono nie odzłorzeczył” (1 Piotra 2:23). Nie dlatego, że Jego wrogowie znaleźli w Nim coś takiego, za co mogli Mu słusznie złorzeczyć, ani że oni byli tak bliskimi doskonałości, że Pan nie mógł znaleźć w nich nic godnego nagany, ale z powodu, że On poddał się pod Boską wolę tak zupełnie, że był w stanie podejmować te szykany i złorzeczenia od ludzi, znosić takowe w pokorze i cierpliwości, pamiętając, że na to też został powołany, aby dowieść Swej wierności, rozwinąć i zademonstrować prawdziwy charakter, odczuć i zamanifestować Swoją litość dla ludzi znajdujących się w zaciemnieniu ignorancji, oraz swoją miłość dla nich.

Podobnie musi być z nami w miarę, jak wzrastamy na podobieństwo charakteru naszego Pana. My również będziemy coraz mniej skłonni złorzeczyć tym, co nam złorzeczą. Będziemy gotowi utracić wszelkie rzeczy i radować się w doświadczeniach i trudnościach obecnego czasu wiedząc, że, jak mówi Apostoł, one sprawują nam nader wielką i wieczną chwałę. Tu możemy zauważyć jaka harmonia zachodzi pomiędzy tym, co powiedział Pan, a co mówi Apostoł: „Dobrorzeczcie tym, którzy was prześladują; dobrorzeczcie a nie przeklinajcie” (Filip. 3:8; 2 Kor. 4:17; Mat. 5:44; Rzym. 12:14). Apostoł mówi tu, że powinniśmy raczej błogosławić, a nie przeklinać. Jeżeli nie dosięgnęliśmy jeszcze do tej miary, która jest odznaką doskonałej miłości, w której moglibyśmy miłować naszych nieprzyjaciół i bylibyśmy gotowi, i chętni, błogosławić i dopomagać im do podźwignięcia się z ciemności i degradacji, to nie zniechęcajmy się tym, lecz starajmy się przeć naprzód, abyśmy mogli dojść do tego stanu doskonałego charakteru możliwie jak najprędzej, gdyż Apostoł oświadcza, iż „na to powołani jesteście, abyście błogosławieństwo odziedziczyli”.

BŁOGOSŁAWIONE DZIEDZICTWO, DO KTÓREGO JESTEŚMY PRZYGOTOWYWANI.

Zostaliśmy powołani, aby się stać Królewskim Kapłaństwem pod Jezusem, jako Królewskim Arcykapłanem naszego wyznania. Jesteśmy poinformowani w Piśmie Świętem, że Królewskie Kapłaństwo ma być Boskim przewodem, przez który w Tysiącleciu ma spłynąć błogosławieństwo na ludzkość i że jesteśmy teraz powoływani po to, abyśmy mogli przygotować się do tego kapłaństwa. Apostoł mówi, że, w przygotowywaniu naszego Pana do stanowiska Najwyższego Kapłana, było potrzebnym aby On był kuszonym, doświadczanym i aby cierpiał, a przez to aby mógł być miłosiernym i wiernym Najwyższym Kapłanem, gdy czas autorytetu i władzy tego urzędu nadejdzie. Podobnie jest potrzebne, aby wszyscy, którzy mają stanowić to Królewskie Kapłaństwo, byli obecnie również doświadczani, aby przez to rozwinęli w sobie zasady prawdy i sprawiedliwości – aby umiłowali sprawiedliwość, a znienawidzili nieprawość; a także aby w boju z samym sobą uzyskali kontrolę (przynajmniej w umyśle i woli), co uczyni ich zwycięzcami i rozwinie w nich owoce ducha wspomniane przez Apostoła, jak: braterską uprzejmość, współczucie, miłosierdzie itp. Wszystkie te przymioty będą im potrzebne w czasie, gdy będą mieli do czynienia z światem w Tysiącleciu. Oni będą miłosiernymi i wiernymi kapłanami, ponieważ będą umieli sympatyzować z biednym światem w jego upadłym stanie, a także będą wiedzieć, w jaki sposób ludziom pobłażać i dopomagać im w ich dążeniach do doskonałego wzoru, jaki wtenczas będzie ustanawiany procesem restytucji.

O ile zostaniemy zaliczeni do wybranych, to wtedy, czyli w Tysiącleciu będziemy królami i kapłanami. Jako królowie będziemy przyobleczeni władzą do kontrolowania świata. Wtedy będziemy potrzebowali odpowiedniej wojowniczości; lecz obecnie nie jesteśmy sposobni ani przygotowani do takiego kontrolowania świata w teraźniejszym czasie. Dlatego Pan polecił Swoim wiernym, aby czekali – aby tęsknili i modlili się o nadejście Jego Królestwa i o pełnienie się Jego woli na ziemi tak jak jest w niebie – a gdy czas ten nadejdzie, oni zostaną przyobleczeni niebiańską władzą i autorytetem. Ci wybrani królowie i kapłani będą w zupełności uzdolnieni do użycia tej władzy w sposób umiarkowany; albowiem będą naonczas mieli nowe ciała, będące w doskonałej zgodzie z nowym umysłem, który się teraz rozwija, ćwiczy i wspina do mety doskonałej miłości, która jest pełną dobroci, miłosierdzia, braterskiej uprzejmości i harmonii. Jak koniecznym więc jest, drodzy bracia, abyśmy nauczyli się tych lekcji o ile chcemy przygotować się do przyszłej chwalebnej służby w Królestwie, które wnet ma być ustanowione.

Straż 2/1936 str. 19-23  W.T. R-2877 a - 1901 r.

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016