Nic nie może przynieść chrześcijaninowi większej niekorzyści w obliczu wrogów jak zezwolenie, choćby tymczasowe, na wypuszczenie z rąk kotwicy wiary. Niech to uczyni tylko na chwilę, a ciemności nieuchronnie zaczną gromadzić się wokół niego tak, że nie będzie mógł dojrzeć jasności oblicza Ojca, ponieważ „bez wiary nie można podobać się Bogu”. A kiedy ponownie będzie starał się uchwycić kotwicę, moce ciemności gwałtownie zaatakują go zwątpieniem i strachem, zwykle wynikającymi z jego ludzkich niedoskonałości, które – o czym powinien pamiętać – są przykryte szatą sprawiedliwości Chrystusa. Jeśli chcemy, by w naszym sercu panował pokój Boży, nigdy nie wolno nam wypuścić z rąk kotwicy wiary ani dopuścić, by najbardziej zajadłe ataki szatana osłabiły naszą odwagę. Postawą naszego serca zawsze powinno być: „Choćby mnie zabił, ufać w nim będę”.
Chrześcijanin nie pokłada ufności w sobie ani w broni cielesnej. Jego serce odpoczywa w Jehowie. A jaki odpoczynek może być bezpieczniejszy od tego doświadczanego na łonie Jehowy – samoegzystującego, wiecznego, nieśmiertelnego, niezależnego i nieograniczonego Boga! Obietnica i przysięga kogoś takiego są godne całkowitego zaufania. Nasza kotwica znajduje w Nim oparcie – w Jego osobie, charakterze, planie i dziełach.