Ktoś dobrze powiedział: „Chrześcijanin na świecie jest jak okręt na oceanie. Okręt tak długo jest na nim bezpieczny, jak długo ocean nie znajdzie się wewnątrz okrętu”. Jedną z największych trudności obecnego chrześcijaństwa jest to, że wpuściło ono obcych, „narody tej ziemi”, i uznało ich za chrześcijan. To przynosi szkodę nie tylko chrześcijanom, przez obniżenie ich standardów (ponieważ przeciętna staje się normą), lecz także szkodzi „obcym”, sprawiając, iż wielu z nich wierzy, że są całkowicie bezpieczni i nie potrzebują żadnego nawrócenia, gdyż zewnętrznie zasługują na szacunek i być może często uczestniczą w nabożeństwach.
Lud Boży jest świętym narodem, odłączonym od wszystkich innych na służbę Bogu. Jego wiara, duch, nadzieje i cele różnią się od tych, jakie posiada zwykły człowiek. Te dwie klasy różnią się od siebie tak bardzo, iż próba nawiązania wzajemnej społeczności okazałaby się bolesna i zgubna. Taki związek byłby szczególnie niekorzystny dla ludu Bożego. Dla dobra obu klas konieczne jest ich rozdzielenie. Stąd napomnienie: „Wyjdźcie z niego, ludu mój!” Kiedy dochodzi do takiego rozdzielenia, wierni wchodzą w bliższą społeczność z Panem i wzajemnie ze sobą.