Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: R-2643 a,   z 1900 roku.
Zmień język na

"Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj"

Lekcja z Ewangelii według Św. Jana 6:5-14

Jezus i apostołowie wstąpiwszy w łódź, przepłynęli na północną stronę jeziora Galilejskiego. Łódź była widoczna z brzegów jeziora prawdopodobnie przez całą tę przestrzeń i rzesze, nie tylko te co słuchały poprzednio Jezusa, ale i inne pielgrzymujące pieszo do Jeruzalemu na obchodzenie świąt Wielkanocnych (Paschy), widziały łódź i domyślały się do jakiego punktu zmierzała. To też wielu, chcąc zobaczyć wielkiego Proroka, o którym słyszeli dużo dziwnych rzeczy, skierowali swoje kroki do punktu, gdzie łódź miała lądować. Tak więc, gdy Jezus i uczniowie dobili do swej przystani i wyszli z lodzi, zauważyli zbliżające się znaczne gromady ludzi.

Jezus, naturalnie, wiedział, że u większości tych ludzi, celem ich przyjścia była tylko ciekawość, a nie wiara, ani pragnienie nauki. Mimo to jednak Jego szczodrobliwe serce było pełne współczucia. Zauważył, iż lud ten był jako owce bez pasterza - jako naśladujących Mojżesza i nauczonych w zakonie bezmyślnie i ślepo, mając stosunkowo bardzo mało zdolności do zrozumienia i przyjęcia dobrego poselstwa, jakie On miał do dania. Mimo to jednak, chociaż nie byli w stanie przyjąć duchowych prawd, jakie Pan udzielał uczniom, On jednak postanowił udzielić im pewnej ogólnej lekcji, która byłaby im korzystna cieleśnie w tym czasie, a także mogłaby stać się przewodem błogosławieństwa dla nich na przyszłość, gdy patrząc wstecz przypomnieliby sobie to wydarzenie. Pan zamierzył nakarmić te rzesze cielesnym pokarmem i uczynić to w taki sposób, aby wywarło na nich korzystne wrażenie; a ponadto, aby to było nauką wiary i ufności dla Apostołów, którzy w późniejszym czasie potrzebowaliby tej wiary i spolegania rozbudzonych Jego cudami.

Filip, jeden z apostołów, zamieszkiwał w mieście położonym nie daleko od miejsca, gdzie się znajdowali; właściwym więc było, że do niego Pan skierował pytanie co do zapasów żywności - gdzie możnaby dostać dosyć chleba itd. Ewangelista zaznacza, że nie wypytywał się o to dlatego, że nie wiedział coby miał czynić, ale chciał On pobudzić umysł Filipa i innych uczni do myślenia, aby doświadczyć ich i rozwinąć wiarę. Filip jednak przyjął to pytanie w sposób czysto praktyczny i odpowiedział, że potrzeba było chleba co najmniej za dwieście groszy (około 34 dolary), aby głód tak wielkiej rzeszy zaspokoić tylko częściowo. Andrzej, myśląc prawdopodobnie o mocy Pana, lecz nie spodziewając się może tak wielkiego cudu, podsunął myśl, że był tam przynajmniej mały początek zapasów w formie pięciu chlebów jęczmiennych i dwuch rybek, w posiadaniu jednego z gromadki.

Łącząc świadectwa różnych Ewangelistów, możemy wnosić, że rozmowa pomiędzy Jezusem i Apostołami była mniej więcej następująca:

Jezus. - "Skąd kupimy chleba, aby ci jedli?"

Filip. - "Za dwieście groszy chleba nie dosyć im będzie, choćby każdy z nich mało co wziął."

Wszyscy Apostołowie. - "Rozpuść ten lud, aby odszedłszy do okolicznych miasteczek, wsi i gospod, znaleźli żywność." (Łukasz.).

Jezus. - "Dajcie wy im jeść." (Łukasz.)

Wszyscy Apostołowie.-"Czy mamy iść i nakupić chleba za dwieście groszy i dać im jeść?" (Marek.)

Jezus. - "Wieleż chleba macie? Idźcie, a dowiedźcie się." (Marek.)

Andrzej. - "Jest tu jedno pacholę, co ma pięcioro chleba jęczmiennego i dwie rybki; ale cóż to jest na tak wielu?"

W taki to sposób Pan przysposobił umysły Swych uczni do lepszej oceny cudu, jaki zamierzał uczynić; następnie powiedział im, aby rozkazali ludowi usiąść do proponowanego jedzenia. Było to dość łatwym zadaniem, ponieważ było dosyć trawy na onym miejscu, a ludność była zwyczajna urządzać się w grupy po pięćdziesiąt i sto do ogólnych uczt.

Fakt, że Pan Jezus uczynił dzięki nad chlebem i rybami, powinien być ważną lekcją dla chcących być Jego uczniami w jakimkolwiek stopniu. Jeżeli było właściwym, aby On dziękował Ojcu Niebieskiemu za prosty chleb jęczmienny (najuboższy i najtańszy) i za zeschłe rybki, to ileż właściwszym jest, abyśmy, z natury grzeszni i potępieni, a tylko przez pojednanie dokonane w Chrystusie, dozwolone mamy nazywać Boga Ojcem - wznosili nasze serca i głosy z podziękowaniem Ojcu, jako dawcy wszelkich dobrych darów, jakimi się cieszymy.

Nie możemy pojąć jak którykolwiek chrześcijanin może zaniedbywać dziękowania za codzienne pokarmy i przekonani jesteśmy, że zaniedbujący dużo na tym tracą. Bóg, naturalnie, nie traci nic; albowiem rozdawanie nie zuboża Go ani też powstrzymanie darów nie uczyniłoby Go bogatszym; lecz chrześcijanin, który nauczył się we wszystkim uznawać Ojca Niebieskiego i za wszystko Mu dziękować, nauczył się oceniać i rozkoszować Jego błogosławieństwami więcej aniżeli inni. Dla osób o tak wdzięcznym sercu, najprostsze pokarmy będą korzystniejsze, więcej uszczęśliwiające i zadawalniające, aniżeli obfitość pokarmów dla drugich. Nie ulega wątpliwości, że spokojny, wdzięczny i zadowolony umysł jest nie tylko błogosławieństwem sam w sobie, lecz w dodatku pomaga do lepszego trawienia a tym samym do osiągnięcia większej korzyści z spożytych pokarmów. Ludzie cierpiący na niestrawność wiedzą, że można jeść bez osiągnięcia zadowolenia i że można mieć obfitość wszystkiego bez osiągnięcia z tego właściwego pożywienia i sytości. Niema prawdopodobnie lepszej odtrutki na niestrawność, jak zadowolone, wdzięczne serce, które uznaje Boskie błogosławieństwa i stara się używać je nie tylko z wdzięcznością, ale i z zadowoleniem, co jest wielkim zyskiem.

Prawda, że Bóg nie obraża się, gdy my zaniedbujemy uznawać Go we wszystkich naszych drogach, ale nadal sprawia, aby słońce świeciło złym i dobrym, a deszcz aby padał sprawiedliwym jak i niesprawiedliwym, oraz zsyła wiele innych błogosławieństw doczesnych tym, którzy Go nie uznawają ani Mu dziękują. Jednakowoż tacy nie mogą spodziewać się, iż będą wzrastać w Boskiej łasce, tak jak mogliby, gdyby we wszystkich drogach swych uznawali Boga i starali się widzieć Jego opiekę nad ich sprawami.

Uwagi te nie stosujemy jednak do ludu tego świata, ani do nominalnych wierzących, a tylko do takich, którzy stali się ludem Bożym, zawarłszy przymierze z Bogiem przez Chrystusa. Co do ludzi światowych, którzy nie starają się być ludem Bożym, ani postępować śladami Jezusa, to zdaje się nawet, że dziękczynienia lub jakiekolwiek modlitwy z ich strony nie byłyby wcale właściwe, a przynajmniej nie miałyby wartości, jako czytamy: "Lecz niezbożnemu rzekł Bóg: Cóżci do tego, że opowiadasz ustawy Moje i bierzesz przymierze Moje w usta twoje? Ponieważ masz w nienawiści karność i zarzuciłeś Słowa Moje za się." (Ps. 50:16-17.) Inaczej mówiąc: jedna jest tylko właściwa droga, którą można rozpocząć naśladować Pana, a ci co nie chcą rozpocząć według Pańskich wskazówek, przez poświęcenie samych siebie, nie mają prawa mniemać, że zewnętrzne akta formalnej pobożności są przyjemne Bogu i przyjmowane przez Niego. Musimy najprzód stać się ludem Bożym zanim możemy spodziewać się, że jakiekolwiek nabożeństwo lub służba Boża z naszej strony będą Jemu przyjemne przez Jezusa Chrystusa.

Wiara Apostołów pokazana jest w tym, że oni zastosowali się do Pańskiego polecenia, porozsadzali lud na trawie i zaczęli roznosić tę, na początku tak znikomą ilość pokarmów. Bez wiary w Pana oni niezawodnie odmówiliby jakiegokolwiek udziału w tej sprawie, w obawie, że to ściągnęłoby na nich urągania i szyderstwa. Lekcja, jakiej nauczyli się przy tej okazji, niezawodnie pozostała z nimi po wszystkie lata, ucząc ich później, że wszystko mogą w mocy Chrystusowej, działając pod Jego rozkazami. I ta sama lekcja dochodzi z naciskiem do nas. Ani obowiązki nasze ani przywileje nie mogą być mierzone tylko naszymi zdolnościami. Właściwa wiara w Pana dozwala nam zrozumieć Jego bezgraniczną potęgę, i gdy On jest z nami w wypadkach rozdzielania duchowego pokarmu głodnym, to te nieznaczne zasoby, zdolności i sposobności, jakimi dysponujemy, mogą być przez Niego tak ubogacone, że dokonają zadziwiających rzeczy. Zaiste, czyż nie doświadczamy tego obecnie, w łączności z rozpowszechnianiem teraźniejszej prawdy? Z tak nieznacznych zasobów, talentów, sposobności i zdolności, jak wiele Bóg wyprowadził! Jak wielu było nakarmionych i jest nadal karmionych!

Ów cud rozmnożenia pokarmu był tylko w mocy Pana, a jednak wielkie błogosławieństwo spłynęło na Apostołów w tym, że mieli przywilej współdziałać z Panem. Podobnie jest i teraz; wierzymy, że obecne poselstwo na czas żniwa jest z Pana, z obecnego Oblubieńca, Króla i Żeńcy, jednakowoż upodobało się Jemu użyć nas jako rozdzielaczy tej prawdy wszystkim tym, co wierzą w Niego i chcą przyjąć Jego usługę. Jak naonczas Pan mógłby dokonać tego cudu nakarmienia pięć tysięcy ludzi bez pomocy uczni, tak i teraz On mógłby karmić prawdziwych Izraelitów duchowych, łaknących nie chleba i wody, ale słuchania Słowa Bożego (Amos 8:11), bez naszej pomocy. Bądźmy więc wdzięczni Jemu za przywilej współdziałania z Nim w jakimkolwiek zakresie i tym gorliwiej czyńmy z całej naszej mocy wszystko, co ręce nasze znajdą do czynienia.

Inna ważna lekcja wynikająca z tego cudu, to lekcja oszczędności; albowiem Apostołom rozdzielającym pokarm powiedziano też było, aby żebrali pozostałe ułamki dla własnego użytku na później i każdy z nich napełnił swój kosz, czyli taistrę (torbę), jako naonczas zwykli byli nosić podróżni. Cud ten miałby może tylko pół tyle wagi bez tej zakończającej nauki o oszczędności. Uczniowie i rzesze mogłyby nauczyć się mniemać o Boskiej mocy w niewłaściwym świetle i mogliby spodziewać się, że takie zaopatrzenie wynagrodzi im ich niedbalstwo i marnotrawstwo. Zebranie ułamków zaś wykazało przedewszystkim wielkość cudu, a po drugie, uczyło lekcji, że mamy używać zasoby jakie Bóg do rąk naszych włożył, a nie spodziewać się niepotrzebnych cudów.

Jak wielu wiernych Pańskich potrzebuje nauczyć się tej lekcji oszczędności? Jak wielu jest marnotrawnych pod względem pokarmów, w jakie Boska opatrzność ich zaopatruje? Jak wielu doznawałoby więcej błogosławieństw, gdyby nauczyli się większej oszczędności, nie tylko na to, aby w przyszłości mieli dla siebie, ale aby w razie potrzeby mogli i drugim użyczyć, czy to pokarmów duchowych, czy też cielesnych, stosownie do nastręczających się sposobności.

Niechaj więc wszyscy niedomagający pod względem oszczędności, przyswoją sobie tę lekcję od wielkiego Nauczyciela; niechaj nauczą się, że nic nie powinno być marnowane; że odpowiedzialni jesteśmy za wszystko, w co Bóg zaopatrzą nas, wprost lub pośrednio i że gdy prosimy o Boskie błogosławieństwo na nasze sprawy, to powinniśmy we wszystkich sprawach oceniać Boską łaskę i używać wszystkiego mądrze, oględnie i oszczędnie, aby to było przyjemnym w oczach Jego.

Ta sama lekcja może być zastosowana także do pokarmu duchowego. Fakt, że Bóg zaopatrzył nas hojnie w "rzeczy nowe i stare," nie znaczy, że po spożyciu tych rzeczy i nasyceniu się duchowo, traktować mamy te prawdy niedbale; raczej mamy być bacznymi na wszelkie okruszyny, zbierać je i zachowywać w pamięci, do dalszego użytku, oceniając je zawsze jako pochodzące od Pana, tak jak na początku otrzymaliśmy je z Jego ręki.

W.T. R-2643 a -1900 r.

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016