<< Wstecz |
Wybrano: R-1983 b, z 1896 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Grzechy wybaczalne i śmiertelne
Każde naruszenie Boskiego prawa jest grzechem, bez
względu na to, czy jest popełnione świadomie czy nieświadomie (1 Jana 3:4; Jak.
2:10). Wyrażenia „wybaczalny” i „śmiertelny” w odniesieniu do grzechów
rzadko używane są poza obrębem Kościoła rzymskokatolickiego, tej wielkiej imitacji
prawdziwego Kościoła. Wyrażenia te dzielą jednak grzechy na dwa rodzaje,
właściwie i biblijnie, chociaż czynią to w sposób niedostrzegany przez Kościół
rzymskokatolicki.
„Wybaczalny
grzech” to taki, który może być
przebaczony, odpuszczony – podlegający odpuszczeniu. „Śmiertelny grzech” to taki, który nie podlega przebaczeniu. Jest
to grzech prowadzący do śmierci: taki, który pociąga za sobą karę śmierci – wieczną
śmierć. Apostoł Jan (1 Jana 5:16,17) odnosi się do obydwu tych grzechów,
mówiąc: „Jest grzech na śmierć [śmiertelny
grzech]; nie za tym mówię, aby się kto
modlił [prosił czy spodziewał się jego wybaczenia], ale jest grzech nie na śmierć [wybaczalny]”.
Stwórca i Prawodawca przewidział za grzech tylko
jedną karę: „Zapłatą za grzech jest
śmierć”; „Dusza, która grzeszy, ta umrze”. (Rzym. 6:23; Ezech. 18:4). Lecz Ten
wielki i sprawiedliwy Sędzia nigdy nie rozpatruje sprawy, jeśli sądzony nie miał
pełnej i uczciwej szansy poznania i wypełnienia swego obowiązku. Tak było z
próbą Adama. Został on stworzony jako doskonały człowiek na podobieństwo swego
Stwórcy i postawiony wśród sprzyjających warunków, w których posłuszeństwo było
zarówno możliwe, jak i rozsądne. Otrzymał pełną informację, że karą za grzech będzie
śmierć (1 Moj. 2:17). Tak więc w każdym przypadku sądu przez Najwyższego
Sędziego wszechświata, w którym podsądny okazuje się winny, jedyną karą jest
śmierć. Przed Jego sądem każdy grzech jest więc śmiertelny.
Przez Chrystusa Bóg przewidział jednak odkupienie dla
Adama i jego rodzaju. Dlatego przygotował ofiarę okupu - bezgrzesznego Jezusa
za grzesznika Adama i potępiony w nim rodzaj ludzki. I tak cały rodzaj Adama
został kupiony przez Jezusa Jego drogocenną krwią; Boskie prawo zostało
zachowane (Rzym. 3:26), a rodzaj ludzki z woli Bożej przeszedł w nowe ręce, w
celu udzieleniu mu próby; w ten sposób sprawiedliwie oddał Bóg cały sąd rodzaju
ludzkiego Synowi (Jana 5:22; Dz. Ap. 17:31), pod warunkami Nowego Przymierza.
Wszyscy, którzy dowiadują się o łasce Bożej w Chrystusie i Nowym Przymierzu i ją
przyjmują, uważani są za podniesionych ze śmiertelnego grzechu Adama oraz jego
następstw i otrzymają nową próbę do życia pod Nowem Przymierzem, które uznaje
ich upadek i niedoskonałość i traktuje wszystkie ich grzechy i niedomagania jako
„wybaczalne”, odpuszczalne grzechy, z
wyjątkiem tych, które są popełniane celowo, świadomie.
Wszyscy prawdziwi chrześcijanin będą oczywiście starać
się unikać wszelkiego rodzaju grzechu i we wszystkich sprawach będą starać się
czynić to, co podoba się Panu. Prędzej czy później wszyscy przekonują się
jednak, że ten skarb nowej natury, nową wolę, mają w naczyniu glinianym (2 Kor.
4:7); że niedoskonałości glinianego naczynia (naszego ciała) w mniejszym lub
większym stopniu niszczą nasze wysiłki podobania się Bogu i służenia Mu. W
rezultacie, nawet ci najbardziej pobożni przekonują się, że wielokrotnie muszą
się udawać do tronu Boskiej łaski, by dostąpić
miłosierdzia [przebaczenia] i znaleźć
łaskę ku pomocy w stosownej porze” (Żyd. 4:16). Wiemy, że są pewne grzechy,
które nie są wybaczalne; dlatego dla wszystkich poświęconych ważną staje się
świadomość tej różnicy; nie dlatego, żebyśmy pozostawali w (wybaczalnych)
grzechach, aby łaska obfitowała (Rzym. 6:1,2), gdyż takie postępowanie byłoby
grzechem świadomym, które zamieniłoby grzech wybaczalnego w śmiertelny, lecz dlatego,
byśmy tym bardziej uważali na wszystkie grzechy; z drugiej strony także
dlatego, by ci, którzy mają wrażliwe sumienia, niesprawiedliwie nie oskarżali
siebie o grzech śmiertelny i nie tracili nadziei.
Z powodu upadku jesteśmy niedoskonali w naszych
sądach i wszyscy potrzebujemy Boskiej instrukcji i „ducha zdrowego rozsądku”. W przeciwnym razie niektórzy błądziliby
w jednym kierunku, a inni w przeciwnym. Na przykład, niektórzy są pokornego ducha,
oskarżającego samego siebie, stale skłonni do sądzenia siebie zbyt surowo,
zapominając, że Bóg „wie cośmy za
ulepienie; pamięta, żeśmy prochem”; że gdybyśmy mogli zyskać uznanie Boga
dzięki naszym uczynkom, słowom i myślom, sądzeni Jego prawem, nie potrzeba
byłoby odkupienia ani kropienia naszych serc drogocenną krwią, ani przypisywania
usprawiedliwienia, sprawiedliwości Chrystusa, przez wiarę. Do tej grupy należą
zwykle ci, którzy są uciskani strachem, że popełnili śmiertelny grzech, podczas
gdy ci, którzy popełniają grzech śmiertelny, zazwyczaj są z siebie bardzo zadowoleni
i nie podejrzewają czekającej ich kary.
Ta druga grupa, jak starożytni faryzeusze, posiadają
tyle samooceny i zadowolonej z siebie pewności, że często uważają swoje błędy,
słabości i niedoskonałości za łaski. Spora ich liczba posuwa się nawet do
krańcowości chlubienia się doskonałością, wierząc (albo przynajmniej tak
twierdząc), że już od lat nie uchybili Boskiej mierze doskonałości. Z takim
usposobieniem umysłu nie mogą oczywiście przybliżać się do tronu łaski, by
uzyskać miłosierdzie, ponieważ doskonałość nie potrzebuje miłosierdzia.
Przeciwnie, coraz bardziej tracą oni ocenę dla okupowej krwi. Gdy po pewnym
czasie przeciwnik przedstawia im doktrynę, że Chrystus nie był naszym
Odkupicielem, lecz jedynie wzorem dla pobożnego życia, wielu z nich jest
gotowych wyprzeć się Pana, który ich odkupił, uznać krew przymierza za rzecz
pospolitą i postępować przeciwnie do ducha Boskiej łaski i miłosierdzia,
polegając na swych tak zwanych „doskonałych” uczynkach, które w oczach Boga w rzeczywistości są „plugawymi szatami” niesprawiedliwości. Ich problem polega na tym, że
nie mają przed sobą doskonałego wzoru, przez który mogliby poznawać własne niedoskonałości.
Dlatego bardzo ważne jest to, abyśmy wszyscy formowali nasze sądy w oparciu o objawione
myśli Boga na ten temat, tak jak i na wszystkie inne.
Pod Przymierzem Zakonu danym Izraelowi nie
obowiązywało takie rozróżnienie odnośnie grzechów: nie było grzechów wybaczalnych;
wszystkie grzechy były grzechami śmiertelnymi. Dlatego mówiąc o Zakonie i o
samym sobie pod nim, Apostoł mówi: „Okazało się, że to przykazanie, które miało
mi być ku żywotowi, było ku śmierci”. Pod Zakonem zapłatą za grzech była śmierć
i tylko śmierć (Rzym. 7:10). To prawda, że Izraelici otrzymali typiczny Dzień
Pojednania, dzięki któremu ich grzechy były zakrywane przez rok, lecz
konieczność powtarzania tych ofiar co roku dowodzi, że tak naprawdę grzech nie
był znoszony, lecz pozostawał (Żyd. 10:11). A więc karą Przymierza Zakonu dla
wszystkich Izraelitów byłaby śmierć, wieczna śmierć, tak jak w wypadku Adama,
gdyby nasz Pan jedną ofiarą nie dokonał podwójnego dzieła. On nie tylko odkupił
świat, stając się zastępcą Adama, lecz urodził się pod Zakonem, aby mógł
odkupić także i tych, którzy zostali (potępieni) pod Przymierzem Zakonu (Gal.
4:4,5).
Tak jak cały świat tak naprawdę był w Adamie i mógł
być odkupiony jedną ofiarą, tak cały Izrael był reprezentowany w jednym
człowieku, Mojżeszu (1 Kor. 10:2), Pośredniku ich Przymierza Zakonu, aby w odpowiednim
czasie antytyp Mojżesza mógł wypełnić wszystkie wymogi Przymierza Zakonu – wypełnić
je oraz zastąpić Nowem Przymierzem. Tak Chrystus stał się „końcem Zakonu ku sprawiedliwości każdemu (Izraelicie) wierzącemu” (Rzym. 10:4). Pod Nowem
Przymierzem nieuchronne niedoskonałości Żydów nie będą już więc grzechami śmiertelnymi
(zabijającymi), ale wybaczalnymi (możliwymi do odpuszczenia; Żyd. 9:15).
To właśnie Ewangelia, zapieczętowana drogocenną krwią
Chrystusa, pod Nowem Przymierzem ogłasza przebaczenie i miłosierdzie dla wierzących
(i pokutujących) grzeszników w odniesieniu do wszystkich grzechów i bluźnierstw
z wyjątkiem tego, które nigdy nie może być przebaczone – ani w tym Wieku, ani w
przyszłym (Mat. 12:31,32). Grzechy i bluźnierstwa, które mogą być przebaczone,
to te popełniane w nieświadomości. Grzechy, które nie mogą być przebaczone, to grzechy
świadome. Z powodu upadku nasz rodzaj znajduje się pod silnym panowaniem słabości,
ignorancji, zaślepienia itd., odziedziczonych po Adamie i powiększanych przez
wszystkich naszych przodków. A nasz Pan Jezus, zapłaciwszy karę za grzech Adama,
może sprawiedliwie odpuścić i przebaczyć Swemu ludowi wszelką odpowiedzialność za
takie braki, których ten nie akceptuje, lecz zwalcza w sobie.
Grzechy i bluźnierstwa, które nie mogą być
przebaczone, to te nieprzykryte okupem. Chociaż Boska łaska przebaczenia w
Chrystusie jest za „wiele upadków” (Rzym. 5:16), jest tak dlatego, że tych wiele upadków pośrednio lub
bezpośrednio jest rezultatem pierwszego upadku – nieposłuszeństwa Adama – które
zostało w pełni zrównoważone posłuszeństwem i ofiarą Chrystusa na korzyść Adama
i jego całego potomstwa. Dlatego wszyscy ci, którzy wyraźnie pojmują dobro i zło
oraz sprawiedliwość i grzech, a następnie świadomie wybierają grzech, zło (nie z powodu odziedziczonych słabości – fizycznych,
umysłowych i moralnych, lecz z powodu preferowania niesprawiedliwości) – nie
mogą twierdzić, że ich wina jest z ignorancji czy dziedziczenia. Jest to nowy i
świadomy grzech, tak jak ten pierwszy, i nie jest on przykryty okupem, który
odkupił z pierwszego przestępstwa. Jest on więc nowym grzechem na śmierć
(śmiertelnym grzechem), za który Chrystus nie umarł, bo „Chrystus więcej nie umiera”. Zapewnione zostało tylko jedno
odkupienie. Taki grzesznik musi umrzeć za swój własny grzech; jego życie jest
na zawsze stracone; nic nie może uczynić, aby je odzyskać; nie jest też wolą
Bożą, by Chrystus albo jakiekolwiek inne stworzenie miało takich ponownie odkupić,
zważywszy że wybierają oni grzech po wyraźnym zrozumieniu jego charakteru i świadomości,
że zostali wykupieni spod jego mocy. Za takimi nie musicie się modlić, mówi Apostoł
Jan. Jeśli chcemy, aby nasze modlitwy zostały wysłuchane, musimy się modlić w
zgodzie z Boskimi zasadami i planem.
W sposób ogólny widzimy więc, że grzechami
śmiertelnymi są tylko te grzechy, które są popełniane przeciwko znacznej znajomości,
ze złej woli, świadomie. Uważamy, że całkowicie słuszne jest założenie, że biorąc
pod uwagę cały rodzaj ludzki, świadomych, rozmyślnych grzeszników jest obecnie
stosunkowo niewielu, tak jak święci to zaledwie „maluczkie stadko”. Częściowo jest tak z tego samego powodu: by
wybrać dobro, przyjąć Chrystusa i zostać usprawiedliwionym z wiary, a także
uświęconym przez prawdę, potrzeba światła znajomości Chrystusa; podobnie,
światło to niezbędne jest do odrzucenia Chrystusa i Jego sprawiedliwości i
wybrania świadomego grzechu, niesprawiedliwości. Jednak fakt, że w czasie Wieku
Ewangelii stosunkowo niewielu posiada światło i wystarczającą sposobność
umożliwiającą im stanie się członkami „maluczkiego stadka”, nielicznymi
wybranymi, by w Królestwie Tysiąclecia zostać królami i kapłanami; a także
fakt, że z tego samego powodu niewielu może popełnić w pełni śmiertelny grzech
– nie oznaczają jednak, że tylko nieliczni kiedykolwiek popełnią śmiertelny
grzech. Gdy w czasie Tysiąclecia dla wszystkich będą sprzyjające warunki do osiągnięcia
życia wiecznego, te same sprzyjające warunki umożliwią wszystkim popełnienie
grzechu na śmierć, którego zapłatą jest wtóra śmierć. Nie mamy żadnego
zapewnienia, że „owce” przewyższą
liczbą „kozłów” (chociaż w Europie i
w Ameryce literalne owce przewyższają liczebnie kozłów, w Palestynie, gdzie
nasz Pan wypowiedział tę przypowieść, ich proporcje jeszcze dzisiaj są mniej
więcej równe).
Dlatego oczywiste jest, że skoro olbrzymia większość
rodzaju ludzkiego (pogan i umysłowo niedorozwiniętych), ta umierająca i ta już
umarła, nie została jeszcze oświecona przez „tą
prawdziwą światłość, która oświeca każdego człowieka, przychodzącego na świat” (Jana 1:9), nie mogła ona popełnić śmiertelnego grzechu, a więc nie jest pod
wyrokiem wtórej śmierci, bez względu na to, jak bardzo mogła być zła w swej
nieświadomości. Pod Nowem Przymierzem żaden grzech nie jest bowiem śmiertelny
(zabijający), jeśli jego powodem jest ignorancja lub odziedziczone słabości. A
to Nowe Przymierze przygotowane zostało dla wszystkich, każdego człowieka, i we
właściwym czasie musi być wszystkim ogłoszone. To otwiera przed nami
błogosławioną myśl, że chociaż miliardy pogan pozostają jeszcze w swych grzechach,
które mogą być wymazane tylko przez wiarę, pod warunkami Nowego Przymierza, nie
są oni skazani na wtórą śmierć. Ich grzechy, sądzone pod Nowym Przymierzem, będą
wybaczalne i będą im odpuszczone przez Odkupiciela, a oni sami będą mogli być przygotowani
do wiecznego życia przez pewne oczyszczające doświadczenia w tym wielkim
czyśćcu – tysiącletnim Królestwie Chrystusa, tak różnym od niebiblijnego
czyśćca rzymskokatolickiej teologii. Dzięki niech będą Bogu za powszechne odkupienie
od śmiertelnego grzechu Adama oraz za łaskawe zapewnienie, że z odkupionego
rodzaju ludzkiego na wtórą śmierć posłani zostaną tylko rozmyślni i świadomi grzesznicy.
GRZECHY MIESZANE
- CZĘŚCIOWO ŚWIADOME
Gdyby to była jedynie kwestia grzechów świadomych lub
nieświadomych, stosunkowo łatwa byłaby decyzja odnośnie naszych własnych uchybień
oraz drugich; problem jest jednak o wiele trudniejszy. Pod pewnymi względami chrześcijanin
może być uważany za istotą dwoistą: nie tylko posiada on swoje naturalne ciało,
zdeprawowane przez odziedziczone grzechy i słabości, a do tego równie
zdeprawowany naturalny umysł, sympatyzujący ze słabościami ciała, lecz posiada także
odnowiony umysł, wolę, która pragnie służyć prawu Bożemu. Te dwa umysły, wole,
są sobie przeciwne; nie da się ich pogodzić, a człowiek, który próbuje uznawać
obydwa i czynić ich współwładcami swego śmiertelnego ciała, jest „człowiekiem dwoistego umysłu”,
„niestatecznym we wszystkich drogach swoich”, jak opisuje to Apostoł Jakub
(Jak. 1:8). Ci „letni” – ani zimni,
ani gorący; ani za grzechem, ani przeciwko grzechowi – przegrywają w całym tego
słowa znaczeniu. Bóg potrzebuje stanowczych charakterów – inne nie będą uznane
ani przyjęte.
W każdym wypadku nowy umysł musi zatem kontrolować, a
ten zdeprawowany, cielesny, musi być mu podporządkowany w celu zniszczenia.
Lecz tu pojawia się trudność. Naturalny umysł („serce”) jest zdradliwsze ponad wszystko inne, zdesperowane i przewrotne
(Jer.17:9). Różne członki naszego ciała w swej deprawacji sympatyzują z naturalnym
umysłem i sprzyjają mu. Gdy więc nowy umysł walczy ze starym i stara się go
zniszczyć, ten drugi udaje, że jest martwy i cicho ukrywa się na jakiś czas, tylko
po to, by później uwidocznić się jeszcze bardziej chytrze.
A zatem razem z Apostołem możemy uświadomić sobie, że
nawet gdy nowy umysł stanie się zarządcą tych śmiertelnych ciał, to stary
umysł, wola – skłonna do grzechu, choć odsunięta i uważana za umarłą – tak
naprawdę nie jest umarła i nie będzie taką tak długo, jak długo nasze śmiertelne ciała pozostają
niedoskonałe, czyli aż do śmierci. Dlatego każdego dnia musimy umartwiać
(zabijać) wolę i uczynki ciała. Lecz czasami ta umartwiana wola zdeprawowanego
ciała (samolubna, nieczysta, tak czy inaczej godna pogardy dla nowej woli, „umysłu Chrystusa”), zachęcana i
wspomagana przez wpływ „ducha tego świata” lub przez szatana (być może jako
posłańca światłości, by zwodzić), powstaje, by usidlić i zniszczyć nową wolę oraz
jej nowe nadzieje i aspiracje. W takich wypadkach, ilu spotkała przynajmniej
częściowa i tymczasowa porażka, aż przypomnieli sobie, że należy prosić o
wzmocnienie siły od Tego, który obiecał nigdy nas nie opuścić ani nie zaniechać
oraz udzielić nam łaski i siły w każdym czasie potrzeby. Wtedy uświadamiamy
sobie, że większy jest Ten, który jest po naszej stronie, niż wszyscy ci,
którzy są przeciwko nam – wewnątrz i na zewnątrz (Rzym. 8:23, 31).
A gdy taka walka dobiegnie końca, a nowa wola siada i
liczy szkody wyrządzone przez atak starej woli, wtedy musi wystąpić samokrytyka:
„O, dlaczego nie byłem bardziej czujny? Z
doświadczenia wiedziałem, że jestem podatny na zranienie na punkcie, z którego
przyszedł atak. Nie odparłem go też z właściwą pilnością. Prawie obawiam się,
że chciałem tego ataku i że zachęcałem nieprzyjaciela, grzech; a jeśli tak, czy
nie było to niewiernością wobec Pana? I czy nie był to także grzech świadomy, skoro
nowa wola nie odparła go z dostateczną energią?” Czy to był grzech wybaczalny
czy śmiertelny?
Opisany przypadek nie jest grzechem śmiertelnym. Potwierdzeniem
tego jest fakt, że nowa wola ostatecznie stoi na polu walki i że wcale nie
cieszy się z rozpadu dobrych postanowień, nadziei, modlitw itd.; nowa wola
czuje rozgoryczenie, wstyd i skruchę z powodu nieuczynienia wszystkiego, co
mogło być uczynione, by przeciwstawić się upadłej woli. Ci, którzy zgrzeszyli świadomie,
z pełnym zamiarem uczynienia tego, i których grzech jest śmiertelny, nie czują
skruchy, lecz później pochwalają swój grzech i chełpią się nim, zazwyczaj jako
większym światłem i wolnością (zob. Żyd.6:4-6; 10: 26-31). W tym drugim
odnośniku (w.27) „straszliwe oczekiwanie
sądu” nie odnosi się do świadomego grzesznika, który jest śmiały, zuchwały
i zadowolony z siebie, lecz do ludu Bożego, który rozumie niebezpieczny stan
tych, którzy „poczytują krew przymierza
za rzecz pospolitą”, gardząc zawartą w niej łaską Bożą i woląc stać w
plugawych szatach swej własnej niesprawiedliwości.
Lecz opisany przez nas grzech nie byłby w pełni wybaczalny,
gdyby wola w jakimkolwiek stopniu zgodziła się na niego, choćby tylko na tyle, że
mu się nie sprzeciwiała. Jeśli cokolwiek można było zrobić i myślano o tym, by się
mu sprzeciwić, lecz tak się nie stało, bo przyjemniejsze było ponowne
skosztowanie „przyjemności grzechu”, choćby
przez krótki czas, wydaje się, że zawiera to w sobie pewien element świadomego grzechu.
Taki grzech jest mieszany. Przede wszystkim pochodzi on ze słabości ciała oraz tych
odziedziczonych, wzmocniony przez pokusy z zewnątrz, co w sumie składa się na
grzech wybaczalny, możliwy do odpuszczenie po okazaniu pokuty, wyznaniu i
zadośćuczynieniu w miarę możliwości, przez zasługę ofiary za grzech złożonej przez
naszego wielkiego Najwyższego Kapłana. „Gdyby
kto (w Chrystusie) zgrzeszył, mamy
Orędownika u Ojca, Jezusa Chrystusa sprawiedliwego”. „Jeśli wyznamy grzechy nasze, wierny jest Bóg i sprawiedliwy, aby nam
odpuścić grzechy, i oczyścić nas od wszelkiej nieprawości” (1 Jana 2:1,
1:9).
Na ile jednak wola zgodziła się na grzech, choćby
tylko przez moment, jest on niewybaczalny i za tę miarę odpowiedzialności
musimy się spodziewać „chłost”, tj. kary.
Jest to niebezpieczna sytuacja, ponieważ każdy taki atak starej natury zachęca
i wzmacnia ją do nowych ataków, a osłabia i zniechęca nową naturę i przyczynia
się do zasmucania Ducha Świętego, przez którego jesteśmy zapieczętowani. Jeśli w
dalszym ciągu będzie zniechęcana, nowa wola w krótkim czasie przestanie
istnieć, a stara obejmie zupełne panowanie i niebawem zaczniemy chodzić według
ciała, a nie według ducha, „a końcem tych
rzeczy jest śmierć” – wtóra śmierć. Jest zatem oczywiste, że skłonność
mieszanego grzechu biegnie w kierunku grzechu śmiertelnego.
Jeśli kiedykolwiek zauważymy, że zostaliśmy pokonani
przez zło, powinniśmy „osądzić samych
siebie”, powinniśmy zbadać nasze postępowanie i nie tylko czuć skruchę
wobec Boga i postanowić być bardziej czujnym i wiernym w przyszłości, lecz powinniśmy
naprawić zło na miarę naszych zdolności i uniżyć się przed Panem. Apostoł mówi:
„Bo gdybyśmy się sami sądzili (strofowali, naprawiali), nie bylibyśmy sądzeni (strofowani,
naprawiani, przez Pana) ; lecz gdy
sądzeni bywamy, od Pana bywamy ćwiczeni (karani „plagami”), abyśmy ze
światem nie byli potępieni” (1 Kor. 11:31, 32; 1 Tym. 5:24).
GRZECH
PRZECIWKO DUCHOWI ŚWIĘTEMU
Krótka definicja grzechu, bluźnierstwa przeciwko
Duchowi Świętemu jest następująca: jest nim każde przestępstwo lub złe słowa pogardy,
lekceważenia wobec światła prawdy, ducha prawdy, jasno rozumianej. Taki grzech
zawiera przynajmniej pewną miarę samowoli, która nie może być wybaczona. Trzeba
ją odpokutować. Gdyby nie było żadnych okoliczności łagodzących w postaci
słabości, zaślepienia, pokusy itd., takie odpokutowanie kosztowałoby życie
przestępcy i byłoby jego udziałem we wtórej śmierci. Jeśli jednak – tak jak
powszechnie teraz – występują okoliczności łagodzące, przestępca może
skorzystać z warunków Nowego Przymierza i uzyskać przebaczenie proporcjonalnie
do swej ignorancji lub innych okoliczności łagodzących i może odpokutować samowolne
elementy grzechu przez przejście „chłost” – kar. Te kary mogą być naturalnymi konsekwencjami niewłaściwego postępowania
lub szczególną zapłatą, dyscyplinowaniem przy pomocy przeciwności losu, chorób
itd.
Czasami światło może być bardzo jasne, a samowolne,
rozmyślne czynienie zła bardzo wyraźne, jak w przypadku faryzeuszy, którzy
słyszeli nauki naszego Pana i widzieli, jak wypędzał demony i mówili: On
wypędza demony mocą Belzebuba, księcia demonów. Oni przynajmniej częściowo byli
zaślepieni przez szatana i ignorancję (Mat. 15:14; Dz. Ap. 3:17). Gdyby więc odrzucili
Jezusa i zaprzeczyli, że jest On Mesjaszem obiecanym przez Pana i przez
proroków; gdyby nazwali Go oszustem i hipokrytą – wszystko to można by
przypisać ich ślepocie, a pod łaskawymi warunkami Nowego Przymierza mogłoby to być
wybaczone jako grzech wybaczalny. Gdy bluźnili oni jednak przeciwko świętej mocy,
przeciwko świętemu duchowi Boga, działającemu przez Jezusa na rzecz dobrych
rzeczy, a nigdy na rzecz złych, oni przekraczali swą nieświadomość i nikczemnie
oraz rozmyślnie mówili to, w co na pewno sami nie wierzyli. W takim stopniu stawali
się zatem winni czegoś więcej niż tylko wybaczalnego grzechu. Z powodu takiej
rozmyślności ich bluźnierstwo stawało się grzechem, który nie może być przebaczony
„ani w tym świecie (wieku), ani w przyszłym świecie (wieku)”. Nie podano żadnych warunków (i na ile
rozumiemy Boski plan, nigdy nie zostaną one podane) przebaczania jakichkolwiek rozmyślnych
grzechów, z wyjątkiem pierwszego grzechu Adama. Wszystkie inne rozmyślne grzechy
muszą być ukarane.
Lecz tak jak bluźnierstwo faryzeuszy było czymś więcej
niż tylko wybaczalnym grzechem, było ono również czymś mniejszym niż grzechem śmiertelnym,
ponieważ oni nie grzeszyli przeciwko jasnemu zrozumieniu. Byli oni „ślepymi, wodzami ślepych”, jak oświadczył
nasz Pan (Mat. 15:14); działali w znacznym stopniu w ignorancji, jak podaje Piotr
(Dz. Ap. 3:17). Ten niewybaczalny grzech faryzeuszy należał zatem do „grzechów mieszanych”,
który koniecznie musi otrzymać sprawiedliwą karę, proporcjonalnie do jego
samowoli, co nastąpi w Tysiącleciu, gdy Syn Człowieczy zasiądzie na tronie
chwały i będzie sądzić świat w sprawiedliwości.
Sytuacja wyglądałyby zupełnie inaczej, gdyby faryzeusze
ci byli uczniami; gdyby byli świadkami Jego
wszystkich wielkich czynów i gdyby słyszeli Jego wszystkie cenne słowa; gdyby
byli prywatnie uczeni, tak jak uczonych było 12 Apostołów (Mat. 13:11); i gdyby
razem z nimi stali się uczestnikami świętego ducha Chrystusowego, tak że w Jego
imieniu i mocy sami wypędzaliby demony i leczyli choroby. Właśnie na tym polega
różnica między ich grzechem a grzechem Judasza: oni zgrzeszyli wobec częściowych,
niepełnych dowodów. Z tego powodu grzech Judasza był śmiertelny, a ich nie.
Ich przypadek różnił się też od przypadku
oświeconych, poświęconych i spłodzonych z Ducha dzieci z Wieku Ewangelii. Z
powodu naszego większego oświecenia i jaśniejszego zrozumienia taki grzech z
naszej strony oznaczałby większą świadomość. Prawdopodobnie oznaczałoby to dla
nas grzech śmiertelny. Nawet w ich wypadku nasz Pan widział taki zły stan
serca, że powiedział: „Wy hipokryci, jakże
będziecie mogli ujść przed sądem Gehenny” (symbol wtórej śmierci). Wyraźnie
chodzi o to, że niektórzy z nich – wyrobiwszy sobie tak przewrotne charaktery,
tak niezgodne ze sprawiedliwością – nawet po pobłogosławieniu ich pełniejszym
światłem i sposobnościami Tysiąclecia, prawdopodobnie spotkają się z wyrokiem
śmierci. Lekcja dla nas jest taka, że jeśli ci, którzy nawet nie należą do
Kościoła, będącego obecnie na próbie, mają styczność ze światłem, to z tego
powodu stają się w pewnym sensie odpowiedzialni. Każdy albo przygotowuje i
buduje charakter, albo go niszczy, mniej lub bardziej przygotowując się na skorzystanie
ze sprawiedliwego panowania sądu Tysiąclecia. Sąd naszego Pana (w dniu sądu – Tysiącleciu),
pomiędzy tymi, którzy znali, a tymi, którzy nie znali Jego woli, trafnie został
wyrażony Jego słowami o tym, że w dniu sądu łatwiej będzie Sodomie i Gomorze niż
miastu, które odrzuciło posłańców Ewangelii, a to dlatego, że oni zgrzeszyli
przeciwko większemu światłu (zob. Mat 10:15).
Każdy, kto usłyszał coś trochę prawdy, ma wielką
odpowiedzialność. Każdy, kto ma możliwość dowiedzieć się więcej, bez względu na
to, czy z tego skorzysta, czy nie, ma większą odpowiedzialność. Kto grzeszy (świadomie)
przeciwko pewniej mierze światła, otrzyma „chłosty”, karę. Kto świadomie grzeszy przeciwko większemu światłu lub większej
sposobności zdobycia światła, otrzyma „wiele
chłost”. Kto całkowicie świadomie grzeszy przeciwko jasnemu zrozumieniu
prawdy, popełnia zupełny grzech w pełnym tego słowa znaczeniu i otrzyma zupełną
zapłatę za grzech – śmierć – wtórą śmierć.
----------
* Zob. “Przypadek Judasza beznadziejny” w naszym
wydaniu z 15 kwietnia 1896.
Straż 1953 str.3-8 W.T. R-1983 b -1896 r.
NABOŻEŃSTWO DLA DZIECI.
—Róża.—
Róże są dzisiaj w rozkwicie!
Przyjdźcie, dzieci, odejdźcie od swoich gier
Na chwilę posłuchać w altance,
I dowiedzieć się od każdego kwitnącego kwiatka
Złotych prawd, które będą na zawsze
Przechowywane przez bogaty skarb serca!
W ogrodzie napotkasz nasz widok
Róż różnego kształtu i koloru,
Rozkładających teraz ich wdzięczne kwiaty,
Napełniających powietrze swym słodkim zapachem,
Od maleńkich pączków, do słodkości rozwiniętych kwiatów,
Skręcają się w pęki u naszych stóp.
Niektóre przybrane na biało, są tu przedstawione,
I delikatne niektóre w róż przystrojone;
Niektóre jaśnieją w swej złocistej chwale;
Niektóre przybrane w purpurowy odcień wina.
Oczarowani przez ich wspaniałość i rzadką piękność,
Zrywamy trochę pączków i pięknych kwiatów.
Część, które widzieliśmy kiedyś jako piękne i barwne
Widzimy teraz jako szybko przemijające.
W ogrodu kwitnącym wnętrzu,
Czy nie możemy zrobić pozoru śladu?
I wyczytać w tym, w ukoronowanej różą lasce,
Miłość i siłę Bożej natury?
Tylko kilka krótkich miesięcy temu,
Róże leżały w śmierci pod ziemią;
Radosną wiosną słońce i deszcz
Wzniosły je znów ze snu do życia,
Zwycięskie, one wrosły by kwitnąć
W piękności ponad swym zimowym grobem.
Pączki wyglądają jak dziecięce dni,
Kiedy szczęśliwe dzieci śmieją się i grają;
Znak na w pół rozkwitniętych róż wygląda na
Młodość, gdy życie jest słodkie od snów;
Młodość powoli rozszerza się w łasce i mocy
Aż, tak jak jaśniejący, w pełni rozkwitły kwiat,
Osiąga swój szczyt, a potem wiek postępuje,
I wkrótce czas życia już się kończy.
Rosnące róże kwitnące w swój dzień,
Są wcześnie zrywane, lub znikają w starości;
Więc, wcześnie lub późno, wszystkie składają swój dech,
Pod okrutną ręką Śmierci.
Bóg, który pięknie ubiera te róże,
Czyż on nie dba o swe stworzenia?
O, tak! One powstaną z swej mizerii śmierci.
On, dzięki którego prawu kwitną róże
W miłości przewidział wspaniały plan
Aby ocalić od śmierci swe stworzenie, człowieka:
Jego Syna dany jako okup za wszystkich; -
Cierpiał nawet śmierć, aby nasze dusze zbawić,
I powrócił do życia na wysokości ponownie
Aby dać ludziom wieczne życie.
On trzyma klucz do zamkniętych bram Śmierci;
Oczekując tylko odpowiedniego czasu.
W całej szerokiej domenie natury,
Zawsze panuje porządek i ład;
I tak samo w wymiarze łaski:
Na każdą rzecz jest czas, jest miejsce;
Gdy, tak jak dokoła jest zmiana pór roku,
One przynoszą wiosenny czas dla duszy,
Chrystus otworzy ich cichy grób,
I zaoferuje im ponowny wzrost, by kwitli;
A potem wszyscy kochający prawo i prawdę
Będą rozkwitać w nieprzemijalnej młodości.
Tu się zatrzymajmy. Znów zauważmy
Róże – jak ich płatki się rozkładają:
Pączki, rozkładają się z godziny na godzinę,
Przeciągle prezentując doskonały kwiat;
Powoli ich wszystkie płatki się rozłożyły;
A wtedy widzimy ich serca ze złota.
Tak i również, rozkładają się Boskie plany łaski;
Jego układ, głęboko ukryty, żaden człowiek nie mógł odnaleźć,
Aż do czasu gdy tajemnica odpieczętowana;
Ukryte bogactwa wewnątrz odkryła.
Róże w swym słodkim nabożeństwie przemawiają,
Czyniąc to tak poważnym i głębokim, jak każda mowa.
Czyż każdy z wspaniale kwitnących kwiatów
Nie głosi mądrości i mocy
Tego, który, z swego tronu w górze,
Dogląda wszystkich swoich planów w miłości?
MARY E. PENNOCK.