<< Wstecz |
Wybrano: R-881 , z 1886 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Słowo przestrogi
Żyjemy
w czasach, w których krytykowanie – czy to pisemne, czy ustne –
nauk innych osób uważane jest za niegrzeczne, traktowane jako znak
ograniczenia oraz dewocji, niezależnie od tego, jak błędne te
nauki mogą być. Te powszechne nastroje wyrosły z dążeń różnych
denominacji protestanckich do stworzenia zewnętrznej unii lub
przynajmniej porozumienia celem niewystępowania przeciwko sobie
nawzajem, a to dzięki ignorowaniu różnic doktrynalnych zamiast
harmonizowania ich w oparciu o Biblię. Zostało to poparte przez
niezależnych myślicieli, mających właściwe lub niewłaściwe
poglądy, którzy przestali zgadzać się ze swoimi denominacjami, a
jednak z powodu sekciarskiej popularności pragnęli pozostać w
granicach nominalnego kościoła. Oni to, wezwani do złożenia
wyjaśnień, do obrony swojego stanowiska, wołają „dewoci” i
„ograniczeni” na tych, którzy próbują pociągnąć ich do
odpowiedzialności za odstąpienie od ślubów wyświęcenia w
sekcie, pod której nazwą i auspicjami pozostają.
Ludzie
światowi, którzy dominują w każdej sekcie, wolą nowsze i tak
zwane liberalne poglądy, a ci, którzy mocno trzymają się
doktryny, prawdziwej lub nie, boją się epitetu „dewot” tak
bardzo, że się poddają i starają się myśleć i działać tak
cicho, jak to tylko możliwe.
Jest
to do takiego stopnia prawdziwe, że wiodące kazalnice czołowych
sekt pełne są ludzi genialnych i zdolnych, którzy mimo to nie
tylko regularnie kłamią co tydzień (gdyż nie wyznają, że wierzą
w doktryny ani też że nauczają doktryn wyznawanych przez sekty, do
których należą), ale co gorsza, niektórzy z nich nie twierdzą
nawet, że wierzą w Biblię i plan zbawienia w niej zawarty. Czytają
z niej teksty na zasadzie rytuału i zwyczaju, ale przytaczają też
obok cytaty z Szekspira, uważając najwyraźniej, że jedne i drugie
powstały w oparciu o tę samą inspirację. Otwarcie nauczają tego,
czego inni nauczają prywatnie – że plan zbawienia jest krokiem w
powszechnym procesie ewolucji. Zaprzeczają upadkowi, utracie
niewinności, doskonałości i życia przez naszego przedstawiciela,
Adama a także okupowi, który uwalnia od tej utraty dzięki ŚMIERCI
Jezusa Chrystusa, drugiego przedstawiciela ludzkości (Rzym. 5:17-19;
Mat. 18:11). Jeden z tych ludzi otwarcie zadeklarował w swoim
zgromadzeniu: „Jeśli wierzycie w stary schemat teologii, że
człowiek upadł w Adamie, to nie macie już miejsca, by uwierzyć w
cokolwiek, co do was mówię, a moje nauczanie jest na próżno”.
W
ten sposób z ewolucji, albo – jak ją określają – z
progresywnego rozwoju, tworzą nową ewangelię, nową nadzieję,
inną od głoszonej przez Jezusa i apostołów (1 Kor. 15:21,22;
Hebr. 2:9), mówiącej o zbawieniu, które ma być osiągnięte przez
zmartwychwstanie, a umożliwione dzięki śmierci Jezusa stanowiącej
okup za wszystkich.
Jednak
te wypowiedzi prawie nie są kwestionowane, ponieważ po pierwsze,
tak zwana „ortodoksja” wśród swoich różnych sprzecznych
wierzeń nie posiada jednoznacznych, ostrych, mocnych argumentów,
które mogłyby z powodzeniem sprostać tym pogańskim herezjom. Po
drugie, te antybiblijne teorie ewolucyjne są popularne pośród
bogatych ludzi, wykształconych i podążających za modą, którzy
stanowią „kręgosłup” każdej denominacji, a ci, którzy
występują przeciwko nim, w każdym wypadku uważani są za
ograniczonych dewotów, przeciwników reform i postępu.
Dziękujemy
Bogu za wolność sumienia, za wolność od stosów, za reformę i
postęp w studiowaniu Jego Słowa, za umiejętność właściwego
analizowania Jego cennych prawd oraz za światło, które obecnie z
tego Słowa bije, odsłaniając tradycyjne błędy i ujawniając
Boskie plany. Liberalne chrześcijaństwo, obecnie tak popularne,
obejmuje 350 milionów chrześcijan na świecie, a w tej liczbie
mieści się każdy odcień wiary i niewiary, które mają swe źródło
w Biblii bądź też poza nią. Obejmuje ono również, jak to się
publicznie przyznaje, „wszystkie splamione i poranione”
charaktery chrześcijaństwa. Dzięki Bogu mamy jednak dość wiedzy
na temat Jego Słowa, by całkowicie odrzucić to wszystko jako
niezgodne z jego naukami. A kto przez milczenie lub czyny udziela
poparcia błędowi lub jego zwolennikom, jest uczestnikiem tego zła.
Ten
sam błędny kierunek z tych samych powodów dominuje w prasie
religijnej, choć w mniejszym stopniu. Istnieją liczne czasopisma,
których nauki, choć moralne, skłaniają się – podobnie jak te
opisane wyżej – do ewolucjonizmu i stoją w opozycji do biblijnej
ewangelii mówiącej o przywróceniu z UPADŁEGO stanu dzięki
zapłaceniu okupu, czyli odpowiedniej ceny za wszystkich – w
śmierci naszego Pana Jezusa.
Nie
rościmy sobie prawa do zajmowania się prywatnymi sprawami lub
osobistą reputacją współczesnych wydawców, lecz rościmy sobie
pełnię praw do tego, by krytykować ich publiczne nauki i
przyznajemy im to samo prawo. I chociaż nigdy nie skrzywdzilibyśmy
ich osobiście, lecz raczej chcemy czynić im dobrze, dołożymy
wszelkich starań, by obalić ich sofistykę i ukazać ją dzieciom
Bożym oraz obnażyć przewrotny i usidlający sposób, w jaki
odsunęli okup i krzyż Chrystusa, a w to miejsce poddali pomysł, że
jesteśmy pojednani z Bogiem przez naszą własną śmierć dla
grzechu, jak lubią o tym mówić, każdy na swoim własnym,
codziennym krzyżu.
Argumentując,
mówią oni, że Adam umarł dla sprawiedliwości, Chrystus umarł
dla grzechu, a my możemy być zaakceptowani przez Boga dzięki
naśladowaniu przykładu Chrystusa, czyli stając się umarłymi dla
grzechu. W ten sposób tworzą argument, którego słabość
dostrzega niewielu, ponieważ śmierć bywa używana przez apostołów
w znaczeniu przenośnym, jak i dosłownym. Jeśli ktoś z ich
czytelników zapyta, czy wierzą oni, że Jezus był grzesznikiem, by
móc umrzeć dla grzechu, tak jak Adam umarł dla sprawiedliwości,
oni szybko cytują Pismo Święte, które oznajmia, że „grzechu w
Nim nie było” i bezpiecznie kończą na tym argumentację,
ponieważ niewielu potrafi przejrzeć ich sofistykę. Powtarzają
więc w kółko te same rzeczy, przyznając jednym tchem, że w
Jezusie nie było grzechu, a następnie, że umarł dla grzechu w
taki sam sposób, jak Adam umarł dla sprawiedliwości, i że my
powinniśmy umrzeć dla grzechu, tak jak On to uczynił.
Z
trudem dajemy wiarę, by ci nauczyciele zostali zwiedzeni przez swoją
własną sofistykę i nie potrafili zauważyć, że skoro Jezus był
bez grzechu, to Jego umieranie dla grzechu w dowolnym znaczeniu
przenośnym byłoby zupełnie innym obrazem niż nasza śmierć dla
grzechu. Chodzi o to, że w tym znaczeniu, w którym my stajemy się
martwi dla grzechu, byliśmy kiedyś w tym grzechu żywi, aktywni. W
efekcie, jeśli Jezus nigdy nie żył w grzechu, to nie mógł umrzeć
dla grzechu w takim samym znaczeniu, w jakim o nas można powiedzieć,
że umieramy dla grzechu lub przestajemy żyć w grzechu.
Załóżmy,
czysto teoretycznie, że przyznajemy im rację, a następnie mówimy,
iż Adam umarł dla sprawiedliwości, gdy zaczął żyć w grzechu.
Bez wątpienia oznaczałoby to, że był żywy dla sprawiedliwości,
zanim mógł umrzeć lub przestać żyć w takim stanie. Skoro nasz
Pan Jezus nigdy nie żył w grzechu lub dla grzechu, czyż nie jest
oczywiste dla wszystkich, że nie mógł umrzeć dla grzechu w
sposób, w jaki Adam umarł dla sprawiedliwości, czyli w znaczeniu
odejścia od grzechu lub porzucenia go? W związku z tym jasne jest,
że taki argument zamiast być logiczny, jest sofistyką –
zwodniczym ułożeniem słów w celu przekazania fałszywej idei i
spowodowania, by wydawała się rozsądną.
Jakie
jest więc znaczenie zdania z Rzym. 6:10 (BT): „Bo to, że umarł,
umarł dla grzechu tylko raz”? Odpowiadamy: On umarł dla [lub z
powodu] grzechu raz, jednak nie metaforycznie, lecz rzeczywiście,
naprawdę, na literalnym krzyżu – jako ofiara za nasze grzechy lub
z powodu naszych grzechów. Gdy uświadamiamy sobie pełnię ceny w
ten sposób zapłaconej oraz to, że przy powstaniu z grobu On nie
wziął tej ceny z powrotem, ale został wzbudzony przez Ojca do
nowej natury, to jesteśmy przygotowani, by zdać sobie sprawę, że
my, którzy byliśmy pod potępieniem śmierci, jesteśmy w pełni
odkupieni spod tej kary, a przez zmartwychwstanie odzyskamy życie.
Uświadamiając sobie to teraz, przez wiarę możemy myśleć o sobie
jakbyśmy przeszli przez mękę, przez którą przeszedł nasz Pan –
jakbyśmy umarli i zostali ożywieni przez Boga (Rzym. 6:11).
W
rzeczywistości zapłatą za grzech jest całkowite zniszczenie,
jednak Chrystus zapłaciwszy naszą karę, zapewnił nam ożywienie
ze stanu śmierci. W ten sposób, jeśli chodzi o nas, efekt jest
taki sam, jak gdyby Bóg użalił się i darował nam karę, a po
odebraniu nam życia zgodnie z Jego groźbą, ustąpił i przywrócił
nas do istnienia oraz swojej łaski.
Mówimy,
że efekt, jeśli chodzi o nas, jest taki sam, ale został on
osiągnięty w prawy i sprawiedliwy sposób ze strony Boga. Bóg nie
mógłby łamać swoich własnych praw i dekretów. Coś takiego
wskazywałoby na niedoskonałość, zmienność, wahanie i
niesprawiedliwość. On daje nam jednak ten sam błogosławiony
rezultat i podtrzymuje ważność swojego prawa. W ten sposób, jak
mówi Paweł, sprawiedliwe prawo Boże jest uwielbione i pokazane
jako niezmienne i wspaniałe, podczas gdy Jego miłość i mądrość
również objawiają się w metodzie użytej do przywrócenia
zgubionych i potępionych – tj. w okupie.
Ktoś
jednak powie: czy nie nauczacie, że przywilejem wierzących jest
ofiarować się jako żywe ofiary i umrzeć wraz z Chrystusem? Tak,
faktycznie, w dużej mierze naszym celem i pracą było
przedstawienie Kościołowi, iż posiada radosny przywilej, by
dopełniać cierpień Chrystusowych i umrzeć wraz z Nim, jeśli
będzie żył wraz Nim. Wielokrotnie pokazywaliśmy, że jest to
wysokie powołanie kończącego się właśnie wieku, które naznacza
ten okres i wyróżnia spośród przeszłych i przyszłych wieków
oraz dyspensacji Bożego planu. Wykazaliśmy to nie tylko na
podstawie słów apostolskich, ale także obrazów ukrytych w
żydowskich obrzędach religijnych. Zawsze twierdziliśmy jednak i
wielokrotnie dowodziliśmy na podstawie słów apostołów i Zakonu,
że wszyscy członkowie rodzaju Adamowego są grzesznikami
znajdującymi się pod przekleństwem, czyli pod karą śmierci za
popełniony grzech – są niedoskonali i nie do przyjęcia przez
Boga. Twierdzimy i dowodzimy, że okup, który nasz Pan, Jezus, dał
za wszystkich ludzi, zapewnia wszystkim pełne oswobodzenie od
wszelkich strat spowodowanych grzechem Adama. Dowodzimy także, że
my, którzy teraz przyjmujemy ten okup w tym wieku, jesteśmy uznani
przez Boga za doskonałych i bez skazy, przykryci przypisaną
sprawiedliwością Chrystusa jak szatą, a DZIĘKI tej
sprawiedliwości ci, którzy podczas tego „czasu przyjemnego”
złożyli z siebie ofiarę i umarli wraz z Nim, zostali zaakceptowani
przez Ojca jako Oblubienica i współdziedzice Jezusa Chrystusa,
naszego Pana.
Ten
właśnie temat podjęli współcześni nam myśliciele, próbując z
każdej indywidualnej ofiary uczynić cenę pojednania z Bogiem, a
ofiarę Jezusa pozbawić wartości poza tą, że stała się
przykładem dla innych ludzi, jak powinni ofiarować się i stawać
się godnymi przyjęcia przez Boga.
To
jest to, co Żydzi usiłowali zrobić przez ponad osiemnaście
stuleci i nie udało im się. Starali się usprawiedliwić samych
siebie, stać się świętymi i godnymi przyjęcia przez Boga dzięki
swym uczynkom. I co dalej? Czy owi współcześni myśliciele
przypisują ofierze Kościoła wyższy standard, niż nauczany przez
nas? Wręcz przeciwnie, standard został obniżony, gdyż twierdzą
oni, że gdy ktoś umiera dla grzechu, jedynie grzechy są tym, co
podlega ukrzyżowaniu. Na ołtarzu przed Panem kładą swoje grzechy
i grzeszne pragnienia, ale unoszący się zapach jest niewątpliwie
wstrętny. Niestety! Ludzie zawsze mieli do tego skłonność. Rzeczy
potępione przez Boga, czyli grzechy, których nie mają prawa
akceptować i którym nie powinni pobłażać, te kładą przed Panem
i nazywają to ofiarowaniem. Podobnie Saul przyprowadził trzody i
stada, które powinien był uśmiercić, i chciał uczynić z nich
wielką ofiarę dla Pana, lecz taka ofiara była nie do przyjęcia.
Podobnie też kiedy ubodzy Żydzi przyprowadzali na ofiarę dla Pana
ślepe, chrome i słabe zwierzęta, nie były one przez Pana
przyjmowane. Kain postąpił lepiej niż oni – nie próbował
ofiarować Bogu rzeczy słabych i niedoskonałych, ale pierwsze owoce
z pola, symbolizujące dobre uczynki. Mimo to jednak jego ofiara nie
była godna przyjęcia, ponieważ przede wszystkim musiała być
przedstawiona lekcja, że była potrzebna śmierć (figuralna ofiara
Jezusa) dla odkupienia nas i przywrócenia łączności z Bogiem, aby
nasze dobre uczynki mogły zostać zaakceptowane.
Nasza
ofiara musi być bez skazy. Nie możemy ofiarować naszej
nieczystości i grzechów. Musimy zostać usprawiedliwieni za darmo
od wszystkiego i stać się „świętymi” przez oczyszczenie,
które jest we krwi Chrystusa, przez co staniemy się przyjemni w
oczach Bożych (Rzym. 12:1). Wtedy możemy się ofiarować i być
ofiarą godną przyjęcia.
Jeszcze
raz zwróćmy uwagę na niespójność stanowiska współczesnych
myślicieli. Uważają, że Chrystus jest przykładem tego, jak
umrzeć dla grzechu lub – jak to określają – ofiarować go. Czy
rzeczywiście tak jest? Czy porzucił On swoje grzechy i ofiarował
je Bogu, skoro był bez grzechu? Co za niespójność! Co za absurd!
Jakie
jest więc nasze stanowisko? Odpowiadamy: grzechy i słabości oraz
zaparcie się rzeczy, które są złe (grzeszne), a zatem nie mamy do
nich prawa, nie były w ogóle częścią ofiary Jezusa, naszego
Pana, ani nie są częścią naszej ofiary jako Jego uczniów i
naśladowców. Jego ofiara polegała na zaparciu się praw,
przywilejów, wygód i wolności w służbie dla Bożego planu, a jej
ukoronowaniem oraz dokonaniem było oddanie własnego życia, do
którego miał pełne prawo, ponieważ nie było w Nim grzechu. Tak
jest też z Ciałem Chrystusa, „malutkim stadkiem”, które teraz
jednoczy się z Nim w ofierze i śmierci, aby móc razem z Nim
uczestniczyć w chwale oraz udzielaniu światu błogosławieństw,
które Jego ofiara okupu umożliwiła. Odmawiają sobie należnych im
przyjemności, wolności itp. w życiu doczesnym, a w śmierci oddają
istnienie, do którego dzięki okupowi Jezusa mają prawo. Oddają
ludzką naturę oraz wszystkie jej przywileje na wieczność, tak jak
pokazał im Mistrz, i mają Jego zapewnienie przebudzenia się na
Jego podobieństwo, które jest wiernym obrazem osoby Ojca –
boskiej natury.
Tak
więc Przeciwnik zdaje się chwytać i obracać przeciwko prawdzie
każdy jej punkt, który zaczyna odgrywać jakąś rolę. Dobrze
zostało powiedziane, że przemienia się w anioła światłości
[prawdy]. Jego metody są różne, ale jego zasady są zawsze te
same, a skoro stara się on usidlić i doprowadzić dzieci światłości
do potknięcia, wybiera najlepszych spośród nich, których może
pozyskać, by byli jego narzędziami w prowadzeniu jego sprawy.
Zion's Watch Tower,
wrzesień 1886, R-881
Straż 1/2016