<< Wstecz |
Wybrano: R-4163 , z 1908 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
JEZUS NAMASZCZONY W BETANII
--
Jan 12:1-11 -- 19 kwietnia --
Tekst
przewodni: My go miłujemy, iż on nas pierwej umiłował –
1 Jana 4:19.
Ostatni
tydzień służby naszego Pana na ziemi był bardzo pracowity. Sześć
dni przed Paschą był żydowski sabat, który kończył się o
godzinie szóstej wieczorem i prawdopodobnie była to pora, o której
nasz Pan oraz Jego uczniowie spędzali czas z Martą i Marią „w
domu Szymona trędowatego” – który był prawdopodobnie ich ojcem
[Mat. 26:6-13]. Łazarz, ich brat, którego wzbudzenie z umarłych
zostało opisane w poprzedniej lekcji, również znajdował się przy
stole.
Nasz
Pan wiedział, że czas Jego śmierci się zbliża i zapowiadał to
Swoim umiłowanym uczniom, ale oni byli tak przyzwyczajeni do tego,
że mówił o wspaniałych rzeczach niemożliwych do pojęcia, że
prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy ze zbliżającej się
tragedii na Kalwarii. Nie powinno nas to dziwić jeśli pamiętamy na
biblijne oświadczenia, że nasz Pan mówił w przypowieściach i
podobieństwach – „a bez podobieństwa nie mówił do nich”
[Mat 13:34]. Na przykład Jego słowa: „Rozwalcie ten kościół, a
we trzech dniach wystawię go”, „Jamci jest chleb on żywy,
którym z nieba zstąpił: jeźliby kto jadł z tego chleba, żyć
będzie na wieki” czy „Jeźli nie będziecie jedli ciała Syna
człowieczego, i pili krwi jego, nie macie żywota w sobie” (Jan
2:19, 6:51,53). Gdy wspomnimy na te trudne słowa, całkowicie
zrozumiałe jest, że apostołowie nie zrozumieli właściwego
znaczenia słów naszego Pana: „musi być wywyższony Syn
człowieczy” [Jan 3:14] i innych podobnych wypowiedzi
zapowiadających Jego śmierć.
Zanim
dojdziemy do rozważań nad wieczerzą w Betanii oraz namaszczeniem w
ów sabatowy wieczór, przypomnijmy sobie wydarzenia dni
poprzedzających ten wieczór, byśmy byli w stanie zrozumieć
stwierdzenie naszego Pana, że to namaszczenie maścią szpikanardową
było przygotowaniem do Jego pogrzebu. Następnego ranka (pierwszego
dnia tygodnia, obecnie zwykle nazywanego niedzielą), posławszy po
oślę, nasz Pan wjechał na nim do Jerozolimy. Ludzie, doceniając
wspaniały cud dokonany na Łazarzu, zgromadzili się oraz okrzyknęli
Go Mesjaszem, synem Dawida, wypełniającym proroctwo Zachariasza
(9:9), a także rozciągali przed Nim szaty oraz liście palmowe
(dlatego dzień ten nazywany jest ogólnie Niedzielą Palmową). Przy
tej okazji nasz Pan zapłakał nad Jerozolimą oraz oświadczył:
„Oto wam dom wasz pusty zostanie” – Mat. 23:38.
Przypuszcza
się, że następnego dnia (w poniedziałek) nasz Pan przepędził
kupców ze świątyni i nauczał tam lud, a na podstawie zapisu
wnioskujemy, że w czasie Jego podróży w tym dniu przeklął
„nieurodzajne drzewo figowe”, które miało przedstawiać naród
żydowski – niewydający owocu i dlatego odrzucony. Wydaje się, że
trzeci dzień (wtorek) był ponownie spędzony na nauczaniu w
świątyni, odpowiadaniu na pytania itd. oraz że tego wieczora,
wracając do Betanii, rozmawiał z uczniami na temat wielkich
wydarzeń, które się zbliżały. Czwarty dzień (środa) został
najprawdopodobniej spędzony w spokoju w Betanii, a piątego dnia
(czwartek) uczniowie przygotowali paschalną wieczerzę, która
została spożyta o szóstej wieczorem – na początku dnia szóstego
(piątku) – będącego według wyliczeń Żydów 14 nisan.
Następnie miały miejsca doświadczenia w Getsemane oraz rozprawa
przed Piłatem następnego ranka i późniejsze ukrzyżowanie.
„GOŚCINNOŚCI
NIE ZAPOMINAJCIE” [Hebr. 13:2 BW]
Wracamy
teraz do świadectwa gościnności okazanej naszemu Panu sześć dni
przed ukrzyżowaniem w domu Szymona trędowatego, mieszkaniu Marty,
Marii i Łazarza. Musimy pamiętać, że nasz Pan był gościem w
tych stronach – Jego dom, jeśli kiedykolwiek jakikolwiek miał,
był w Galilei, gdzie spędzał najwięcej czasu. „Bo się nie
chciał bawić w ziemi Judzkiej, przeto że Żydowie szukali, aby go
zabili” (Jan 7:1). Ale teraz nadszedł czas Jego ofiary i zgodnie z
tym udał się pomiędzy Swoich wrogów – mimo iż wiadome było,
że znaczący Żydzi usiłowali Go zabić, a także pragnęli zabić
Łazarza, który był żyjącym dowodem Jego mesjańskiej mocy.
Możemy
przypuszczać, że nie była to zwykła wieczerza, ale raczej miała
formę uczty czy biesiady na cześć naszego Pana. Niemniej jedno z
wydarzeń z nią związanych przyćmiło wszystkie inne jej aspekty,
tak że narrator wspomina tylko to jedno – namaszczenie naszego
Pana za pomocą „maści szpikanardowej płynącej, bardzo
kosztownej”. Nasz Pan sam oświadczył: „Gdziekolwiek kazana
będzie ta Ewangielija po wszystkim świecie, i to co ona uczyniła,
powiadano będzie na pamiątkę jej” (Mar. 14:9). Jest więc
całkowicie słuszne, byśmy zbadali dokładnie niektóre szczegóły
tej posługi, tak wysoko ocenionej przez Mistrza.
Prof.
Shaff twierdzi, że „przez maść mamy rozumieć raczej
płynne perfumy niż to, co zwykle rozumiemy jako maść”. Słoik
alabastrowy miał raczej kształt płaskiej butelki czy flakonu, a
stłuczenie słoika (Mar. 14:3) oznacza otwarcie jego zabezpieczeń
czyli pieczęci, za pomocą których cenny zapach był zamykany.
Słowa Judasza wyrażające niezadowolenie są dla nas wskazówką
jak cenne były to perfumy, ponieważ mówi on, że „można było
ten olejek sprzedać drożej niż za trzysta denarów i rozdać
ubogim” [BW]. Denar, tłumaczony jako „grosz” w Biblii
Gdańskiej, był średnią dniówką w owym czasie – „A zmówiwszy
się z robotnikami z grosza [denara] na dzień” [Mat. 20:2].
Jeżeli porównamy te wartości z obecnymi, przyjmując pracę na
gospodarce na 50 centów dziennie (co jest stosunkowo umiarkowanym
założeniem), wówczas 300 denarów stanowiłoby równowartość
150 dolarów w przeliczeniu na nasze pieniądze. Dlatego widzimy, że
zapach ten był „bardzo kosztowny”. Była to prawie pinta perfum
[ok. pół litra – przyp. tłum.], rzymski funt miał dwanaście
uncji. Nie powinniśmy kwestionować prawdopodobieństwa tego, że
perfumy były takie drogie, ponieważ nawet dzisiaj mamy odpowiednik
w wartości olejku z płatków kwiatów róży wytwarzanych na
dalekim wschodzie. Twierdzi się, że czterysta tysięcy w pełni
dojrzałych róż wykorzystywanych jest do wyprodukowania jednej
uncji tych perfum [28 gramów – przyp. tłum.], które, bez żadnych
domieszek, sprzedawane są nawet po 100 dolarów na uncję, czyli po
1 200 dolarów za ilość, którą Maria wykorzystała do
namaszczenia naszego Pana. Twierdzi się, że Neron był pierwszym z
cesarzy, który pozwolił sobie na używanie drogocennych perfum do
namaszczania siebie, ale bardziej wartym uznania, hołdu i
namaszczenia słodką wonnością był ten, którego zaszczyt
namaścić miała Maria. Był On
„KSIĘCIEM
KRÓLÓW ZIEMI” [Obj. 1:5]
Judasz
był pierwszym, który wyraził sprzeciw wobec tego jako straty, ale
jego problem polegał na tym, że kochał Pana zbyt mało, a
pieniądze zbyt bardzo. Stopień w jakim miłość pragnie poświęcić
się dla innych, jest, przynajmniej w pewnym stopniu, miarą miłości.
Inny ewangelista informuje nas, że kilku spośród uczniów, pod
wpływem słów Judasza, zajęło w tej sprawie podobne stanowisko i
negatywnie wyrażało się o czynie Marii. Apostoł Jan, jednakże,
wykorzystuje tę okazję, by nakreślić nieco charakter Judasza –
bardziej niż wynika to z powszechnego przekładu wersetu 6. Jego
słowa brzmią: „Powiedział to nie dlatego, że tak troszczył się
o biednych, ale dlatego, że był złodziejem, miał mieszek i kradł
rzeczy, które w nim się znajdowały” – Diaglott.
Słowa
naszego Pana „Zaniechajcie jej” [Mar. 14:6] były ostrym
napomnieniem dla tych, dla których uczucie miłości nie miało
innej wartości jak tylko pieniężną. Prawdą było faktycznie, że
było mnóstwo ubogich, i nadal będzie wielu ubogich oraz liczne
możliwości usługiwania im, ale możliwość, aby w szczególny
sposób oddać część Panu i wylać na Niego pachnące olejki,
które tak pięknie wyraziły miłość i oddanie Marii, nie miała
trwać długo i nasz Pan oświadcza, że okoliczności w pełni
usprawiedliwiały ten drogi wydatek. Nie okazuje On zrozumienia dla
postawy, które przelicza uczucia z taką starannością na wartość
pieniężną. Co więcej, możemy sądzić, że w wielu przypadkach
jednostki, jak ta opisana tutaj, które tak dbają, by pieniądze
zostały wydane na biednych są często jak Judasz, tak chciwe, że
bardzo mało z ich pieniędzy faktycznie trafia do ubogich.
Wręcz
przeciwnie, to głębokie, miłujące i życzliwe serca, jak to,
które posiadała Maria, czasami radujące się z kosztownych ofiar,
są tak samo głęboko współczujące i pomocne fizycznie ubogim. I
w naszych usługach dla innych nie mamy zapominać, że pieniądze
nie są jedyną rzeczą, której ludzie tak bardzo potrzebują –
niektórzy potrzebujący miłości i współczucia wcale nie
potrzebują pieniędzy. Nasz Pan był jednym z nich: Jego własne
serce, pełne miłości, doznawało stosunkowo mało zrozumienia ze
strony mniej lub bardziej niedoskonałych umysłów nawet
najszlachetniejszych przedstawicieli upadłej rasy jakimi byli Jego
apostołowie. W Marii, zdawało się, odnalazł głęboką miłość
i oddanie, które było dla Niego przyjemną wonią, pokrzepieniem,
dodaniem nowych sił, balsamem – i Maria najwyraźniej doceniała,
bardziej niż pozostali, długość, szerokość, wysokość i
głębokość charakteru Mistrza; nie tylko radowała się z
siedzenia u Jego stóp, by się od Niego uczyć, ale teraz radowała
się, wielkim kosztem, z okazanego Mu dowodu swego oddania, swej
miłości.
Wylała
perfum najpierw na głowę naszego Pana (Mar. 14:3), co było
zwyczajem, a następnie resztkę wylała na Jego stopy. Ale apostoł
Jan, opisując to wydarzenie, zdaje się całkowicie zapominać o
namaszczeniu głowy naszego Pana, gdyż był pod tak wielkim
wrażeniem jeszcze dobitniejszego wyrazu oddania w namaszczeniu stóp
i wytarciu ich włosami swojej głowy. Jest to faktycznie obraz
miłości – oddania wartego opowiadania na pamiątkę.
CZYNY
SĄ GŁOŚNIEJSZE NIŻ SŁOWA
Ktoś
powiedział: „Wzięła najpiękniejszą ozdobę kobiety i
poświęciła ją na wytarcie ubrudzonych podróżą stóp swego
Nauczyciela; ofiarowała dla Niego najlepsze co miała do najmniej
zaszczytnego celu. Był to najwspanialszy możliwy sposób wyrażenia
jej miłości i oddania. Oddała swój najcenniejszy skarb w
najbardziej oddany sposób. Była nieśmiała i małomówna, nie
potrafiła mówić o swoich uczuciach i dlatego wyraziła je w ten
sposób”.
Nie
jesteśmy zaskoczeni, gdy dowiadujemy się, że cały dom został
wypełniony wonnością i nie mamy wątpliwości, że wonność ta
pozostała na długo, ale znacznie cenniejszą wonnością były
uczucia serca Marii, które Pan przyjął i których nigdy nie
zapomni oraz słodka woń jej oddania, która została nam
opowiedziana i która przynosi błogosławieństwa wszystkim
prawdziwym sercom, które doceniły jej służbę i pragnęły
naśladować jej zachowanie.
„JEDNEMU
Z TYCH NAJMNIEJSZYCH” [Mat. 25:40 BW]
Nie
mamy przywileju bezpośredniego kontaktu z naszym drogim
Odkupicielem, niemniej mamy wiele okazji do czynienia tego, co w
pewnym stopniu będzie korespondowało z czynem Marii – naszym
przywilejem jest namaszczanie Pańskich „braci” słodkimi
perfumami miłości, współczucia, radości i pokoju, a im droższe
to będzie ze względu na nasze samozaparcie, tym cenniejsze to
będzie w oczach naszego Starszego Brata, który oświadczył, że w
stopniu, w jakim wykonujemy bądź nie wykonujemy czegoś dla Jego
braci, wykonujemy bądź nie wykonujemy tego dla Niego (Mat.
25:40,45). Co więcej, przedstawia on tych „braci” w figurze jako
„członków Swego Ciała” i z tego punktu widzimy, że chociaż
nie mamy przywileju wylewania tej wonności na Głowę Ciała –
która teraz jest wielce wywyższona ponad anioły, księstwa i moce
oraz ponad wszelkie imię na ziemi, tuż za Ojcem – jest naszym
przywilejem wylewanie tej wonności na stopy Chrystusa – ostatnich
żyjących członków Jego Kościoła Wieku Ewangelii.
Nie
wiemy w jakim stopniu końcowe lata tego Wieku Ewangelii mogą
korespondować z końcowymi dniami służby naszego Pana, nie wiemy
jak podobne mogą być doświadczenia „stóp” Ciała
Chrystusowego do doświadczeń Głowy Ciała; wiemy jednak, że w
każdej chwili mamy nasz błogosławiony przywilej, by pocieszać
innych, wspierać ich, dopomagać im w próbach, które wpisane są w
nasze dopełnianie „ostatków ucisków Chrystusowych” (Kol.
1:24). I w jakimkolwiek stopniu wykorzystamy te okazje jak uczyniła
to Maria, musimy najpierw je docenić, podobnie jak ona.
„MIŁOŚĆ
ZACZYNA SIĘ W DOMU”
Nic
tutaj nie miało na celu zasugerowanie zaniedbywania członków
naszych cielesnych rodzin „według ciała”, wobec których uwaga
jest zawsze właściwa oraz ogólnie rozumiana, a także powinna być
coraz bardziej oceniania i praktykowana proporcjonalnie do tego, jak
Pański lud przyjmuje darmo Jego ducha miłości – uprzejmość,
łagodność, cierpliwość i wytrwałość. Ale podkreślamy to, co
podkreśla Pismo Święte, mianowicie, że nasze zainteresowanie oraz
wysiłki nie mają być ograniczone jedynie do więzów cielesnych,
ale wręcz przeciwnie, mają być „najwięcej domownikom wiary”
(Gal. 6:10). Będą inne i przyszłe możliwości czynienia dobra
całej ludzkości, ale możliwość służenia „Ciału
Chrystusowemu” jest ograniczona do obecnego wieku.
Odnośnie
słuszności czynienia dobrze innym – wyrażania naszej miłości
poprzez nasze postępowanie jak również nasze słowa wszystkim
członkom naszej rodziny jak również członkom Ciała Chrystusowego
– cytujemy pewne słowa:
„Najsłodsza
wonność jaka może się pojawić w kręgach domowych wydobywa się
z uczynków pełnego miłości usługiwania, które członkowie
okazują sobie nawzajem. Najsłodsza wonność naszych domów nie
wydobywa się z eleganckich mebli, miękkich dywanów, pięknych
obrazów czy luksusowej żywności. W wielu domach, mimo iż są te
rzeczy, panuje atmosfera tak nieprzyjemna i bezwonna jak bukiet
sztucznych kwiatów”.
Ktoś
inny powiedział:
„Gdyby
moi znajomi mieli alabastrowe słoiczki pełne wonnych perfum
współczucia i przywiązania, które zamierzaliby wylać na moje
ciało, wolałbym, by przynieśli je w godzinie smutku i utrapienia,
i otworzyli je, bym został wzmocniony i pocieszony nimi kiedy ich
naprawdę potrzebuję... Wolę mieć prostą trumnę bez kwiatów
oraz pogrzeb bez mowy pogrzebowej niż życie bez słodyczy miłości
i współczucia... Kwiaty na trumnie nie wydają wonności wstecz na
utrudzoną drogę”.
The
Watch Tower, 1 kwietnia 1908, R-4163
(Niepublikowany w języku
polskim)