<< Wstecz |
Wybrano: R-5919 , z 1916 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Święty Paweł w Koryncie
-
23 lipca [1916] – Dzieje Ap. 18:1-11 -
Lekcje
z doświadczeń św. Pawła – Korynt lepszym polem dla ewangelii
niż Ateny – Jak zwykle poselstwu sprzeciwiali się i bluźnili ci,
którzy woleli „tradycje starszych” – Przybycie Sylasa i
Tymoteusza – Św. Paweł zachęcony i pocieszony.
„Nie
bój się, lecz mów i nie milcz” – werset 9.
Ateny
nie okazały się zbyt udanym polem dla wysiłków apostoła Pawła.
Szybko dostrzegł on, że chociaż ich obywatele głównie zajmują
się słuchaniem nowin i rozprawianiem na każdy temat, to jednak
skłonność ku fałszywej nauce i filozofii zajmowała ich uwagę i
zaspakajała ich umysły w takim stopniu, że nie byli tak gotowi na
przyjęcie prawdy jak inni, mniej wykształceni i o mniejszym
zacięciu filozoficznym. Doświadczenia apostoła pod tym względem
pokrywają się z doświadczeniami wszystkich tych, którzy w
szczerości głoszą ewangelię Chrystusową pozbawioną wszelkich
ludzkich wynalazków i filozofii, oraz są potwierdzeniem jego słów,
że Bóg nie wybiera wielu mądrych lub wielkich czy uczonych według
świeckich standardów, lecz głównie ubogich tego świata –
ubogich społecznie, filozoficznie i finansowo – żeby byli
dziedzicami Królestwa, bowiem klasa ta jest bardziej skłonna
przyjąć wiarę i obfitować w niej.
Opuściwszy
Ateny, św. Paweł przebył około 80 kilometrów do Koryntu –
znaczącego miasta handlowego Grecji, słynącego ze swoich wyrobów,
architektury, obrazów, odlewów w brązie itd. Korynt znajdował się
na znacznie niższym poziomie moralnym niż Ateny, był znacznie
mniej wytworny, stanowił jednak lepsze pole dla ewangelii. Tam,
gdzie powszechne stają się religijne formy i ceremonie, ludzie
przykładają do nich odpowiednio mniej wagi i znaczenia. Jednakże
tam, gdzie powszechny jest grzech, niemoralność i niereligijność,
ludzie o skłonnościach religijnych zazwyczaj przejawiają większą
wolność i są bardziej otwarci na prawdę. Nie zadowalając się
formalizmem, wyraźniej rozpoznają sprawiedliwość z powodu ostrego
kontrastu, w jakim jawi się ona na tle obfitującego grzechu.
Podobnie
i dzisiaj prawda spotyka się raczej z chłodniejszym przyjęciem
pośród tych, których uczucia religijne są w pewnej mierze
zaspokojone formami i ceremoniami. Serce najbardziej gotowe na
przyjęcie prawdy to serce nienasycone i nieowładnięte religijnym
formalizmem, lecz w pewnej mierze świadome niezmiernej grzeszności
grzechu oraz łaknące sprawiedliwości, która jest z Boga. Tak jak
apostoł, mamy dostrzegać najbardziej owocne pola i na nich zużywać
nasze siły, pozostawiając inne pola na bardziej dogodny czas, który
nadejdzie, czy to w obecnym wieku, czy też podczas Tysiąclecia.
Lekcje
z doświadczeń św. Pawła
Najwyraźniej
apostoł był w owym czasie nieco przygnębiony. Jego pierwszy list
do Kościoła korynckiego, napisany w późniejszym czasie, wyraźnie
wskazuje na jego zniechęcenie i możliwą chorobę, pisze on bowiem:
„Byłem ja u was w słabości i w bojaźni, i w strachu wielkim”.
Jego ciężkie przeżycia w Filippi, niewielki sukces w Atenach,
„chudość portfela” i potrzeba społeczności – wszystko to
wywierało na niego przybijający wpływ, a on sam mówi nam, że Pan
pocieszył go widzeniem.
Wkrótce
po przybyciu do Koryntu św. Paweł natknął się na Akwilę i jego
żonę Pryscyllę. Byli oni wytwórcami namiotów, a ponieważ był
to także fach apostoła, zamieszkał on z nimi. W owych czasach
panował taki zwyczaj, że synowie ludzi z wyższych sfer uczyli się
zawodu bez względu na to, jak bardzo byli wykształceni pod innym
względem. Fach apostoła Pawła stawiał go w korzystnej sytuacji,
bowiem umożliwiał mu zaspokojenie własnych potrzeb podczas
głoszenia ewangelii Chrystusa. Z jego własnych wyjaśnień w tej
sprawie dowiadujemy się, że nawet po tym, jak znaczna liczba
wierzących zaczęła zgromadzać się w Koryncie jako zbór, apostoł
utrzymywał się ze swojego fachu. Powodem, dla którego tak czynił,
nie było przekonanie, że grzechem z jego strony byłoby
przyjmowanie pieniędzy i wsparcia od tamtejszych wierzących, ale
nadzieja, iż ewangelia zyska większe uznanie w oczach wielu, kiedy
zobaczą, że jej główny propagator nie robi tego dla pokarmu,
który ginie, ani dla bogactwa, lecz że głosi ewangelię bez
zapłaty – kładąc swoje życie dla braci.
O
tym okresie apostoł napisał do Tesaloniczan: „Stąd doznaliśmy
przez was, bracia, w wielkiej potrzebie i ucisku naszym pociechy
dzięki waszej wierze” – 1 Tes. 3:7. Później o swoich
doświadczeniach napisał do Koryntian następująco: „Aż do tej
chwili cierpimy głód i pragnienie, i jesteśmy nadzy, i
policzkowani, i tułamy się. I trudzimy się pracą własnych rąk;
spotwarzają nas, my błogosławimy; prześladują nas, my znosimy,
złorzeczą nam, my się modlimy; staliśmy się jak śmiecie tego
świata, jak omieciny u wszystkich aż dotąd” – 1 Kor. 4:11-18.
Wielu
z nas może wyciągnąć lekcję z doświadczeń św. Pawła. Jeśli
Bóg dozwolił, by on cierpiał niedostatek, był zniesławiany,
oczerniany i ciemiężony – jeśli on potrzebował takich
doświadczeń po to, by wydobyć z niego to, co było w nim
najlepsze, i by jego listy były tym bardziej użyteczne dla Kościoła
– możliwe, że czasami Pańskie postępowanie z nami może mieć
taki sam cel, czyli przygotowanie nas do większej użyteczności w
Jego służbie.
Św.
Paweł „ściśniony w duchu”
Pomimo
całego swojego zniechęcenia oraz faktu, że praca przy wyrabianiu
namiotów ledwo wystarczała na zaspokojenie podstawowych potrzeb
życiowych, apostoł nigdy nie zapomniał, że jego główną misją
w życiu jest głoszenie ewangelii. O ile zarabianie na codzienny
chleb utrudniało mu głoszenie w dni powszednie, to kiedykolwiek
mógł dotrzeć do zgromadzenia Żydów, przeznaczał przynajmniej
dni sabatu na tę ważniejszą pracę. Czytamy, że rozprawiał z
nimi w synagodze w każdy dzień sabatu. Jednak najwyraźniej
odczuwał pewną miarę skrępowania i nie przemawiał z typową dla
siebie śmiałością i stanowczością, być może dlatego, że
brakowało mu moralnego wsparcia, które jest ważną rzeczą dla
wszystkich, a dla niektórych wręcz niezbędną.
W
końcu przybyli Sylas i Tymoteusz, przynosząc ze sobą nie tylko
pokrzepiającą społeczność i zachęcające wiadomości z Berei,
Tesaloniki i Filippi, lecz również dar, jak sam apostoł nam o tym
mówi – całkiem prawdopodobne, że pochodził on od Lidii,
sprzedawczyni purpury, która była dobrze sytuowana. Wynik tych
zachęcających zdarzeń jest podany do naszej wiadomości. Apostoł
Paweł, który „ściśniony był w duchu”, poczuł przypływ
świeżych sił, popychających go do tego, by bardziej gorliwie
opowiadać poselstwo i bardziej zdecydowanie przedstawiać sprawy w
synagodze.
Po
tym, jak z wielką śmiałością złożył świadectwo o Jezusie i
stwierdził, że jego poselstwo zostało odrzucone przez większość
w synagodze, apostoł sam doprowadził do przełomu, otrząsając
swoje szaty, jak gdyby nie chciał wziąć od nich nawet prochu, i
oświadczając tym, którzy sprzeciwiali się i bluźnili: „Krew
wasza na głowę waszą, ja jestem czysty, od tej chwili pójdę do
pogan”.
Są
takie chwile, kiedy stanowczość jest absolutnie konieczna, mimo że
może doprowadzić do podziału pośród tych, którzy utrzymują, że
służą temu samemu Bogu. W takich chwilach dużo więcej dobra
można osiągnąć takim sposobem niż przez trwanie w
niesprzyjających warunkach. Oliwa i woda nigdy się nie zmieszają,
a czas poświęcony na ich łączenie jest całkowicie stracony. W
sytuacji, gdy manifestowana jest niezaprzeczalna zawziętość i
nienawiść, tak jak miało to miejsce w rozważanym przez nas
przypadku, lepiej jest się wycofać.
Jednakże
ani apostoł, ani my nie uznawalibyśmy za stosowne, czy też w ogóle
dozwolone, by lud Pana sprzeczał się i obrażał jeden na drugiego
w kwestii błahostek niewartych uwagi. Otrząśnięcie prochu z szat
nie tylko było zalecone przez naszego Pana (Mat. 10:14), lecz
stanowiło także zwyczaj w owych czasach – apostoł wyraził tym
gestem jak gdyby ostrzeżenie, że w swoim odczuciu wypełnił
całkowicie swój obowiązek i pozostawiał odpowiedzialność na ich
barkach.
Skutek
był dobry z dwóch względów: (1) Pomogło to zająć zdecydowane
stanowisko przełożonemu synagogi Kryspusowi, którego duchowy
rozwój w przeciwnym wypadku mógłby zostać zahamowany. Kryspus
opowiedział się za Panem Jezusem i stanął po stronie apostoła
wraz z kilkoma innymi osobami. (2) To, że Żydzi odrzucili apostoła
i jego poselstwo, musiało w sposób bardziej szczególny zwrócić
uwagę pogan na ewangelię. Niektórzy z tych pogan już uwierzyli.
Nowe spotkania odbywały się w domu Justusa, pobożnego człowieka,
który mieszkał obok synagogi. Dzięki temu Żydom uczęszczającym
na nabożeństwa w synagodze było ustawicznie przypominane poselstwo
św. Pawła wygłoszone w synagodze, co było dla nich bodźcem, by
wejść do domu Justusa i usłyszeć więcej odnośnie wypełnienia
się proroctw w Jezusie.
Św.
Paweł zostaje zachęcony
W
rezultacie znaczna liczba Koryntian uwierzyła i została ochrzczona,
wyrażając tym sposobem swoje poświęcenie dla czynienia woli Pana.
Z tego wynika, że sprzeciwy niekoniecznie są czymś szkodliwym dla
sprawy Pana. Wprost przeciwnie, bezpiecznie można powiedzieć, że
najbardziej niebezpieczną rzeczą jest stagnacja.
Najwyraźniej
Pan widział, że Jego sługa Paweł potrzebuje w owym czasie jakiejś
szczególnej zachęty. Dlatego apostoł otrzymał kolejne widzenie, w
którym zostało mu powiedziane: „Nie bój się, lecz mów i nie
milcz, bo Ja jestem z tobą i nikt się nie targnie na ciebie, aby ci
uczynić coś złego; mam bowiem wiele ludu w tym mieście”.
Jakiż
wielki wgląd w sposób, w jaki Bóg sprawuje nadzór nad poselstwem
ewangelii i jej sługami, daje nam to zdarzenie! Jak bardzo słowa te
przypominają nam o obietnicy, że Pan nie pozwoli, byśmy byli
kuszeni ponad to, co jesteśmy w stanie znieść, ale z każdym
pokuszeniem da i wyjście (1 Kor. 10:13)! Możemy być pewni, że
widzenie to oraz jego przesłanie nie były wyłącznie dla apostoła,
ale dla wszystkich z ludu Pana od tamtych czasów aż do dziś. Ten
sam Bóg jest równie szczodry dla wszystkich, którzy Go wzywają, i
może jednakowo ochronić i wybawić swoich sług. Dlatego też
pozwoli tylko na takie doświadczenia, jakie Jego nieskończona
mądrość uzna za korzystne dla Jego sprawy oraz które przyniosą
Jego sługom przeogromną obfitość wiekuistej chwały.
Słowa
Pana o tym, że ma wiele ludu w Koryncie, również są dla nas pewną
lekcją. Pokazują, że Pan zna serca wszystkich i sprawuje pieczę
nie tylko nad swoimi świętymi, ale również nad tymi, którzy
jeszcze nie słyszeli Jego poselstwa, lecz których serca cechują
się sprzyjającą postawą uczciwości i szczerości. W związku z
tym otrzymujemy dalszą lekcję, by pamiętać, że Pan sam nadzoruje
swoje misje i potrafi kierować swoimi poświęconymi sługami nie
tylko co do kierunku i miejsca wykonywania służby, lecz również
odnośnie czasu, jaki mają pozostać w danym miejscu, wykonując
Jego wolę, oraz odnośnie charakteru doświadczeń potrzebnych im do
jak najlepszego osiągnięcia Jego celów.
Im
mocniej naszą wiarą potrafimy uchwycić tę sytuację, tym bardziej
będziemy umieli polegać na Panu i korzystać z Jego mądrości
zamiast naszej własnej, tym donioślejsze sukcesy będziemy mogli
odnosić jako Jego słudzy i tym większe będziemy odczuwać
szczęście i zadowolenie. Musimy mieć bowiem świadomość, że
wszystkie rzeczy współdziałają dla dobra tych, którzy są Jego i
oddali się Jego kierownictwu i opiece.
Osiemnaście
miesięcy nauczania
Korynt
był nazywany „targowiskiem próżności” świata, był ośrodkiem
frywolności, miejscem szukania uciech itd. Mówi się, że był
jednym z najbardziej rozwiązłych i rozpustnych miast swoich czasów.
Na początku może nas dziwić, że to najnikczemniejsze z wielkich
miast mogło wydać większy duchowy plon niż którekolwiek z innych
wielkich metropolii. Plon tak wielki, że sam Pan oświadczył, że
ma tam „wiele ludu” i opatrznościowo zatrzymał tam swojego
ambasadora na półtora roku, podczas gdy w innych miejscach dane mu
było pozostać tylko kilka dni lub tygodni.
Zasada
w tej sprawie wydaje się być następująca: zewnętrzna moralność
często prowadzi do powstania faryzejskiego poczucia własnej
sprawiedliwości, co jest najbardziej zgubnym i śmiertelnym wrogiem
prawdziwej sprawiedliwości. Z drugiej strony tam, gdzie grzech jest
rażąco oczywisty, jest przez to odpychający dla czystych w sercu,
dla wszystkich, którzy miłują sprawiedliwość. A poczucie wstrętu
wobec grzechu wydaje się lepiej przygotowywać takie serca do
szczerego poświęcenia się Panu i umożliwia im przyjęcie Jego
poselstwa. Teoria ta sprawdziła się przynajmniej w pracy misyjnej w
Koryncie, w przeciwieństwie do innych miejsc o dużo bardziej
szacownej reputacji.
Lekcją
dla nas w związku z tym jest to, że zawsze powinniśmy się strzec
w naszych sercach przed takim duchem własnej sprawiedliwości,
wynikającym z zewnętrznych praktyk religijnych, któremu brak
prawdziwej świętości, prawdziwego uświęcenia. To właśnie pod
tym względem Pan znalazł braki w jednym z siedmiu kościołów, do
którego powiedział: „A tak, ponieważ jesteś letni, a ani zimny,
ani gorący, wyrzucę cię z ust moich. Albowiem mówisz: Jestem
bogaty i zbogaciłem się, a niczego nie potrzebuję; a nie wiesz,
żeś ty biedny i mizerny, i ubogi, i ślepy, i nagi” (Obj.
3:16-17). Taki jest zarzut naszego Pana co do obecnego stanu
nominalnego kościoła, tak bogatego w ziemskie korzyści oraz tak
bardzo zadowolonego z siebie. Strzeżmy się, by w żaden sposób i w
żadnej mierze taka letniość nie ogarnęła nas i byśmy nie
stracili Bożej łaski.
The Watch Tower, 1
lipca 1916, R-5919
Straż 3/2016