<< Wstecz |
Wybrano: R-5586 a, z 1914 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Widzący rzeczy i oszołomieni
Nieliczni tylko uświadamiają sobie cudowny charakter
przemian zachodzących w odczuciach społecznych na przestrzeni ostatnich
czterdziestu lat, a mianowicie, że jest to czas Żniwa obecnego Wieku
[Ewangelii]. Rozwój umiejętności przepowiadany na nasze dni nadszedł we
właściwym czasie i sprawuje swoje dzieło. Polega ono na otwieraniu oczu
zrozumienia, które przez długi czas zaślepione były nieświadomością, przesądami
oraz fałszywymi doktrynami. Odnosi się to nie tylko do poświęconego ludu
Bożego, który obecnie o wiele jaśniej rozumie Biblię i jej przesłanie, lecz
także w znacznym stopniu do rozumnych ludzi tego świata, którzy nie wyznając
chrześcijaństwa, respektują jednak zasady sprawiedliwości, prawości i
miłosierdzia.
Będąc zwiedzeni błędami, które zafałszowały obraz
chrześcijaństwa, owi dobrze usposobieni ludzie zastanawiają się, w jakim
stopniu roszczenia kościoła mogą być słuszne w odniesieniu do obecnych królestw
składających się na świat chrześcijański, czyli Królestwo Chrystusa. Naturalnie
wątpią oni w to, dziwiąc się, że Królestwo Mesjasza osiąga tak niewielki postęp
na tej ziemi oraz wykazuje tak małą moc. Prowadzi to do podwójnego zamieszania.
1. Zdumiewają się oni nad tym, że żaden z narodów
chrześcijańskich nie zajmuje się politycznymi, społecznymi i finansowymi
problemami świata i nie usiłuje wyprowadzić harmonii z zamieszania, by w ten
sposób osiągnąć ogólnoświatowy rozwój, którego należałoby oczekiwać, gdyby
Królestwo Chrystusa sprawowało kontrolę nad światem oraz gdyby Pan zlecił
narodom chrześcijańskim zadanie nawrócenia świata oraz dokonania jego reformy
społecznej i każdej innej.
Wielu kaznodziei oraz wyznawców chrześcijaństwa zostało
przez te błędy w podobny sposób odwiedzionych od prawdziwego powołania
Kościoła, tak że porzucili głoszenie Ewangelii na rzecz propagowania nauk
społecznych czy podobnych spraw.
W rezultacie owa stosunkowo niewielka garstka chrześcijan,
którzy pieczołowicie podążają za wytycznymi Pisma Świętego, głosząc w
uprawniony sposób Ewangelię Chrystusa, jest kompromitowana, odtrącana i
pomawiana o to, że to oni minęli się ze swoim powołaniem.
Z drugiej strony, jakże jasno Biblia przedstawia to
zagadnienie! Zadanie, jakie Pan zlecił prawdziwemu Kościołowi, nie polega na
nawróceniu świata, lecz na wybraniu ze świata „malutkiego stadka” Jego wiernych
naśladowców. Mają oni przejść przez wiele utrapień, aby mogli znaleźć się w
Królestwie, które ciągle należy do przyszłości. Nie mieli oni mieszać się do polityki
ani niczego podobnego, lecz wykorzystać wszystkie swoje możliwości na rzecz
głoszenia Ewangelii każdemu, kto ma otwarte uszy, w tej intencji, by w ten
sposób pociągnięta, powołana i uświęcona przez Prawdę wybrana klasa stu
czterdziestu czterech tysięcy mogła ostatecznie zostać skompletowana i w ramach
„pierwszego zmartwychwstania” zmienić naturę z ziemskiej na niebiańską, stając
się Oblubienicą Chrystusa, Jego towarzyszką we wspaniałym Królestwie, które
zostanie wówczas ustanowione na całym świecie w celu błogosławienia i
uświadamiania wszystkich narodów ziemi.
2. Druga trudność wynikająca ze sfałszowania nauki
chrześcijańskiej nie mogłaby być lepiej zilustrowana, niż to zostało uczynione
w poniższym artykule, który został wynotowany z New
York Call. Autor, podobnie jak tysiące chrześcijan, jest najwyraźniej
szczerze zakłopotany obecną wojną oraz tym, że wyznawcy chrześcijaństwa walczą
po każdej ze stron, będąc reprezentowani przez wszystkie rządy z wyjątkiem
tureckiego. O co oni walczą i przeciwko czemu, jeśli wszystkie te królestwa są
Chrystusowe, skoro stanowią chrześcijaństwo? Z pewnością obecna wojna, jak
również jeszcze straszniejsze okoliczności, które według Biblii nastąpią po
niej, stopniowo coraz szerzej otworzą oczy ludzkości. Dopiero wtedy, gdy
„gorejący płomień” anarchii ogarnie świat, wszelkie oko wyrozumienia zauważy
gigantyczny błąd wyznań wiary, które przez pewien czas zwodziły nas wszystkich.
Ich oczy przejrzą za sprawą ucisku i stopniowo zrozumieją oni fakty oraz
przyjmą ową wspaniałą lekcję, że wszystkie królestwa tego świata mają ludzki
charakter i są w znacznym stopniu stowarzyszone z imperium „księcia tego
świata” oraz że są one obalane w tym celu, by pod całym niebem mogło zostać
ustanowione Królestwo Mesjasza. Artykuł z The Call brzmi
następująco:
KRACH ZBAWIENIA
»Europejska bijatyka pogrążyła nie tylko socjalizm. Również
Armia Zbawienia zanikła na kontynencie. Dziesiątki tysięcy jej
najaktywniejszych członków i działaczy walczą obecnie pod rzeczywistymi
sztandarami „krwi i ognia”, zamiast posługiwać się metafizycznymi symbolami
znanymi pod tymi hasłami, pod którymi Armia prowadziła swoją batalię przeciwko
„diabłu”.
Na kontynencie organizacja i system upadły całkowicie, a w
krajach neutralnych dotknięte zostały załamaniem finansów. Po zakończeniu wojny
konieczna będzie, jak się mówi, całkowita rekonstrukcja całej Armii. Jej
urzędnicy stwierdzają, że ucierpiała ona najbardziej ze wszystkich istniejących
organizacji religijnych, z wyjątkiem Kościoła katolickiego. W tym kraju [USA]
nawet ci, którym najlepiej się powodzi, rezygnują z udzielania darowizn.
Kościoły nie dają ani grosza. Firmy, od których dotychczas ściągano najwięcej
pieniędzy, upadają, a zbiórki uliczne praktycznie całkowicie zanikły.
Raport zdaje się wskazywać, że obawy te nie różnią się
niczym od tysięcy innych uczciwie opartych na materialnych podstawach. Gdy
tylko pojawiają się problemy ekonomiczne, działalność natychmiast znika.
Metafizyczne hasła i znaki firmowe, pod którymi prowadzi się interesy, stają
się całkowicie bezużyteczne i pozbawione znaczenia w obliczu zapaści
materialnej. W rzeczywistości literalna walka całkowicie wyeliminowała
abstrakcyjną wojnę między „grzechem a świętością”, którą Armia miała rzekomo
cały czas prowadzić, a „zbawienie” okazało się rynkowym „lekarstwem”. Dla tych,
którym proponuje się je bez pieniędzy i bez ceny, jest ono bezużyteczne, zaś
ci, co dawniej nabywali je za pieniądze, które można było przeznaczyć na
„pokonywanie grzeszników”, wycofali się. A przy tym grzesznicy, jak i ci, co nieśli
im dobrą nowinę, w równym stopniu giną na polach bitewnych Europy, prowadząc
„bitwę Pańską” z tymi, którzy znaleźli się po drugiej stronie.
Jednak pod tym względem przypadek Armii nie jest w żadnej
mierze odosobniony. Żadna z instytucji utrzymujących, że reprezentują dzisiaj
religię, nie była w stanie ostać się w obliczu wojny – począwszy od wyniosłych,
wyjątkowo poważanych i ustabilizowanych kościołów, aż po elementy religijności
„rynsztokowej”. Powszechna niemoc ich wszystkich sugeruje, że one też powinny
zostać odstawione do składnicy złomu na równi z militaryzmem. Jeśli świat w
ogóle potrzebuje jakiejś religii, to musi to być coś całkowicie nowego i
innego, a nie instytucja, która w czasach wojny służy diabłu, a w czasach
pokoju udaje, że z nim walczy.”«
Straż 4/2014; W.T.
R-5586a-1914r