<< Wstecz |
Wybrano: CR-427 , z 1913 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Chrześcijańska wolność
(Wykład wygłoszony na
konwencji w Londynie, 1-4 sierpnia 1913)
Nasz werset na
dzisiejszy wieczór zapisany jest w ósmym rozdziale Pawłowego Listu do Rzymian:
„Pod
nadzieją, że i samo stworzenie będzie uwolnione z niewoli skażenia na wolność
chwały dziatek Bożych” – Rzym. 8:21.
Mówiąc o wolności w
odniesieniu do naszej ludzkiej rodziny, używamy tego pojęcia oczywiście w
znaczeniu złagodzonym. Wszystkie cywilizowane narody mają skłonność do
chlubienia się swoją wolnością, chrześcijanie również, choć w rzeczywistości,
jak wyjaśnia Apostoł, wszyscy ludzie są niewolnikami. Urodziliśmy się w niewoli
i tylko ci, którzy zostali wyzwoleni, wiedzą, czym jest prawdziwa wolność. Nasz
werset zapewnia nas jednak, że zamiarem Bożym jest, by każde z Jego stworzeń,
jeśli tylko zechce, mogło ostatecznie zakosztować wolności.
Patrząc na świat,
zauważamy, że każdy człowiek, nie tylko ze świata, ale także z Kościoła, jest w
pewnym sensie ograniczony. Jesteśmy skrępowani swoją niewiedzą na jakiś temat,
słabościami mentalnymi i moralnymi, brakiem umiejętności, niedoskonałością oraz
słabością fizyczną. To dlatego Apostoł słusznie powiedział, że nie czynimy
tego, co byśmy chcieli. Z tego punktu widzenia, drodzy przyjaciele, wszelkie
wypowiedzi na temat wolności mogą wydawać się naciągane. Następnie zaś nasuwa
się naturalne pytanie: Po co Bóg nas stworzył? Dlaczego poddał nas tym warunkom
niewoli, grzechu i niedoskonałości naszego własnego ciała? Biblia odpowiada, że
wszyscy zostaliśmy zrodzeni w grzechu i ukształtowani w nieprawości: „W grzechu
poczęła mię matka moja” (Ps. 51:7). To jest wyjaśnienie. Wiemy, że taka jest
prawda, że nikt nigdy nie urodził się w doskonałości, z wyjątkiem Jezusa. Adam
był doskonały, gdy Bóg go stworzył na swój obraz i swoje podobieństwo,
oświadczając, że jest on bardzo dobry, bardzo zadowalający dla Boga. To musiało
oznaczać doskonałość, drodzy przyjaciele. Nic, co nie jest doskonałe, nie może
być zadowalające dla Boga. Jesteśmy niedoskonali i dlatego nie możemy sami z
siebie być zadowalający. Wymaga to jakiegoś działania na naszą korzyść, które
przedstawiłoby nas jako zadowalających dla Boga. Potrzebujemy wielkiego dzieła
restytucji i rekonstrukcji. Konieczne jest, by te nasze śmiertelne ciała zostały
przemienione i uczynione doskonałymi. Gdybyśmy byli doskonali w naszych
umysłach, naszej woli, gdyby wszystkie nasze intencje były doskonałe, jakże
wielkimi przywilejami życia moglibyśmy się cieszyć, a szczególnie gdyby cała
ludzka rodzina miała podobne usposobienie. Jeśli przeważyłaby prawomyślność,
jakże wspaniały byłby świat. Nawet w obecnym czasie, pomimo wszystkich szkód
wynikających z przekleństwa, jakże pięknie jest, gdy bracia mieszkają razem w
jedności. Posiadanie ducha zdrowego rozsądku, ducha wolności stanowi już w
obecnym życiu ogromną korzyść. Jakże więc wielkimi przywilejami cieszy się
chrześcijanin. Został on bowiem wyzwolony. Nie całkowicie, ale częściowo jest
wolny.
Tak więc z owym
zagadnieniem zniewolenia, drodzy przyjaciele, jeśli ma ono zostać przedstawione
we właściwy sposób, musimy cofnąć się o sześć tysięcy lat do czasu, gdy pierwsi
rodzice okazali się nieposłuszni Bogu i zostali wygnani z Edenu oraz odcięci od
społeczności z Bogiem, Stwórcą. Od tego momentu ich słabość, ich niewiedza
zaczęła nad nimi ciążyć, pozbawiając ich sił umysłu i ciała. Nie trzeba było
długo czekać, by rozczarowanie i niezadowolenie ich umysłów odcisnęło się na
urodzonych przez nich dzieciach, a pierwszy z ich synów okazał się nawet
mordercą. Niewątpliwie został on naznaczony owymi warunkami, jakie panowały w
czasie jego narodzenia i nieco wcześniej. Rodzice, usunięci z Edenu, naturalnie
byli do pewnego stopnia oburzeni, niezadowoleni i rozgoryczeni, zastanawiali
się zapewne, czy nie powinni byli zachować więcej rozwagi i kto ponosi winę, a
także próbowali pocieszać się tymi odmiennymi warunkami, w których znaleźli się
pod przekleństwem, poza rajem. „W pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba,
aż się nawrócisz do ziemi, gdyżeś z niej wzięty; boś proch, i w proch się
obrócisz” (1 Moj. 3:19). Oznacza to, że przekleństwo, pod którym żyli, oraz pot
oblicza, którego doświadczali, gdy trzeba było zdobywać środki do życia, tak
zmieniły ich ogólne nastawienie do wszystkiego, że pojawiło się samolubstwo.
Wszystko to, jak możemy zauważyć, odbiło się na dzieciach. Pierwszy syn okazał
się mordercą. Ducha morderstwa przyniósł z sobą na świat. Pojawił się duch
urazy. Trudno byłoby obciążyć Kaina całą odpowiedzialnością za jego stan.
Podobnie też i my nie w całości jesteśmy winni temu, jacy jesteśmy.
Urodziliście się w grzechu. Ja też, gdyż według Słowa Bożego cała ludzka
rodzina została zrodzona w grzechu. Ale odpowiedzialność za to nie spoczywa też
na Bogu. Bóg nie stworzył naszego rodu niedoskonałym. Wina spada na ojca Adama.
Dysponując całkowitą doskonałością, w której wszystko działało na jego korzyść,
dopuścił się jednak nieposłuszeństwa, grzechu, który sprowadził kłopoty na
niego i na wszystkie jego dzieci. Bóg miał w tej sytuacji jedynie taki udział,
że ustanowił owe chwalebne zasady sprawiedliwości, które w końcu kiedyś
zajaśnieją i ukażą się aniołom i ludziom jako jedyny właściwy kierunek
postępowania, który Bóg mógł obrać względem swych zbuntowanych dzieci.
Zrozumienie tego,
drodzy przyjaciele, że urodziliśmy się w takich warunkach, pozwala nam objaśnić
wiele z tych rzeczy, które wcześniej wzbudzały nasze zdumienie. Jakże wielu
ludzi pyta: Dlaczego Bóg stworzył takiego człowieka? Czemu powołał do życia
osoby niedorozwinięte? W ten sposób Pan obciążany jest tym, co zrobił Adam oraz
jego dzieci. Ludzie są w ten sposób bardzo niesprawiedliwi z powodu swej
nieznajomości Boga oraz nieświadomości odnośnie praw dziedziczenia. My jednak
wiemy, jak silny wpływ mają prawa dziedziczności. Sposób, w jaki żyją rodzice w
czasie narodzenia swoich dzieci, ma wielki wpływ na przyszłość tych ostatnich.
Jako niedoskonali ludzie nie możemy oczywiście wydać na świat doskonałego
potomstwa. Jest to niemożliwe, ponieważ „jak może czysty pochodzić od
nieczystego?” (Ijoba 14:4 NB), zauważa Pismo Święte. Jednak na ile rodzice
starają się poświęcać Bogu, na tyle dzieci otrzymują błogosławieństwo.
Pamiętamy, jak apostoł Paweł stwierdza, że wierzący rodzic (nawet jeśli drugi z
rodziców jest niewierzący) wywiera uświęcający, czyli odłączający wpływ na dziecko.
Niezależnie od tego, czy wierzącym rodzicem jest ojciec czy matka, dziecko
przypisywane jest wierzącemu. Apostoł mówi bowiem: „Inaczej dzieci wasze byłyby
nieczyste (1 Kor. 7:14). Skoro dzieci Boże wstępują w związek z Bogiem,
wszystko, co mają, dzielą z Nim w tym związku. Nie tylko ich dzieci, ale i cały
ich majątek należy do Pana od chwili, gdy oddali Mu się całkowicie przez
poświęcenie. Na tej zasadzie, jak oświadcza Apostoł, nasze dzieci stają się
dziećmi Pana, który ma szczególną pieczę nad nimi, dlatego że mają wierzących
rodziców. Choć ta nauka Słowa Bożego jest tak prosta, a jej piękno zupełnie
oczywiste – że Pan otacza szczególną opieką dzieci rodziców, którzy poświęcili
Mu swe życie, co sprawia, że owe dzieci stają się przyjemne dla Pana – to
jednak wielu potknęło się i w tej sprawie. Wiemy, jaki błąd był i jest głoszony
na podstawie tego właśnie wersetu. Prezbiterianie, ustanowiwszy według własnego
gustu naukę o osobach wybranych i niewybranych oraz twierdząc, że ów wybór
dokonał się na długo przed powstaniem świata, naturalnie wierzą też, że ich
dzieci są wybrane. Dlatego dawniej dzielili dzieci na wybrane i niewybrane.
Wybrane miały wszystkie pójść do nieba, zaś niewybrane – na wieczne męki.
Prezbiteriańskie
Zgromadzenie Ogólne, które spotkało się w Stanach Zjednoczonych około osiem
tygodni temu w mieście Atlanta, uchwaliło bardzo wspaniałe postanowienie na
temat wiecznych mąk. Bardzo przyjemnie było mi przeczytać, że postanowiono, by
odtąd żadne dziecko nie było skazywane na wieczne męki. Jakże to
wspaniałomyślne, drodzy przyjaciele! Pomyślcie tylko: Spośród 90 tys. ludzi,
którzy codziennie umierają, co najmniej jedna trzecia to niemowlęta. Tak więc
dzięki tej rezolucji uratowano 30 tys. niemowląt dziennie! Tylko że dziwimy
się, dlaczego nasi drodzy prezbiteriańscy przyjaciele nie uczynili tego
wcześniej. Jednak cieszymy się z każdego kroku, po którym, jak wierzymy,
przyjdą następne. Nie kieruję się żadnym odruchem odwetu. Wprost przeciwnie,
raduję się. Moi rodzice byli prezbiterianami. Zostałem należycie ochrzczony,
żebym mógł stać się jednym z wybranych niemowląt i dostać się do nieba.
Doceniam tę ufność moich rodziców. Postąpili oni odpowiednio do światła, jakie
posiadali, ale cieszę się, że dzięki łasce Bożej nasze światło jest jaśniejsze
niż ich. Nie żebyśmy mieli jakieś nowe światło, jednak ta sama lampa Słowa
Bożego świeci obecnie tak, jak nigdy wcześniej. Każda kartka rzuca swe światło
i blask na inne strony. Doprawdy, jaśnieje cała Księga, a gdy stajemy się
prawdziwymi badaczami Pisma Świętego i zdejmujemy sekciarskie okulary, które
nam tak przeszkadzały, zaczynamy dostrzegać jasność w Bożym świetle. A wtedy
nasze serca również stają się świetliste. Ten blask się rozprzestrzenia i
wydaje mi się, że mogę zauważyć tę światłość nawet na twarzach tych, którzy
poznali Prawdę. Wydają się one jaśnieć w taki sposób, w jaki nie lśniły
wcześniej. Są jaśniejsze nawet niż twarze innych dobrych osób. Wiecie, wiele
ludzi w świecie ma jedynie puste twarze. Nie ma na nich niczego, co
przydawałoby im rzeczywistego blasku. Nawet jeśli należą oni do Chrystusa,
nawet jeśli ufają Panu, jest tak wiele rzeczy, które są zasłonięte, tak wiele
tego, co ciemne. Tak samo było kiedyś z nami. Nic dziwnego, że ich oblicza są
mniej lub bardziej posępne. Obecnie jednak, dzięki Bogu, prawdziwe światło
świeci coraz wyraźniej, a my się nim cieszymy. Ufam, że przyświeca ono również
z naszych twarzy, że opowiadane jest przez nasze języki dla zbudowania,
błogosławieństwa i wzmocnienia innych, tak by wszyscy mogli mieć udział w
błogosławieństwie, które stało się udziałem ludu Bożego. Światło to było
przyćmione przez pewien czas w „ciemnych wiekach”, ponieważ nie dbano o Słowo
Boże. Przez tysiąc czterysta lat nie było ono w ogóle rozważane. Studiowano
tylko wyznania wiary. A nawet od czasu częściowego ich odrzucenia Biblia jest
badana tylko fragmentarycznie, pod strachem, żeby ktoś nie odrzucił
wcześniejszego kreda. Zapomina się przy tym, że Bóg nigdy nie miał nic do
czynienia z wyznaniami wiary, które są wyłącznie dziełem ludzi, a nawet gorzej
– dziełem diabła.
Cieszę się, drodzy
przyjaciele, że prezbiterianie rozumieją plan Boży nieco dokładniej i że
uświadamiają sobie, podobnie do nas, że Bóg jest miłością i że Bóg miłości
nigdy nie przeklina, zwłaszcza niemowląt. Wydaje nam się nawet, że nikt nie
jest zagrożony wiecznymi mękami, w które kiedyś wszyscy wierzyliśmy, bo ktoś
nam tak powiedział. Jesteśmy zadowoleni, że nasi prezbiteriańscy przyjaciele
uprzejmie uwolnili tych najmniejszych. Jest to krok we właściwym kierunku. Radujemy
się z nimi i mamy nadzieję, że zostaną podjęte kolejne kroki w celu
oswobodzenia innych, którzy umarli przed przyjęciem tej uchwały, tak by szkoda
mogła zostać usunięta całkowicie. Tyle że wedle naszego zrozumienia tej sprawy,
nikt nie musiał się nią kłopotać. My wiemy, że najmłodsi, podobnie jak cała
reszta rodzaju Adamowego, czekają jedynie na drugie przyjście Mesjasza. Wszyscy
oni oczekują na czas, gdy Chrystus ustanowi swoje Królestwo, gdy zwiąże Szatana
na tysiąc lat, tak by ów „stary smok” nie mógł już zwodzić narodów. Ach, jakże
smutne, że zwodził on także i nas, i jakże jesteśmy szczęśliwi, że pozbyliśmy
się tego oszustwa i że jaśniej ukazał nam się prawdziwy charakter Boży.
Tak więc, drodzy
przyjaciele, owa nauka o wiecznych mękach jest zaledwie jednym z wielu oszustw,
którym podlegaliśmy, jednym z wielu łańcuchów niewolnictwa, od których
zostaliśmy uwolnieni. Byliśmy kiedyś poddani tym ciężkim łańcuchom uprzedzeń,
nie mając świadomości Słowa Bożego. Nie znaliśmy naszego Boga, dlatego że nie
rozważaliśmy należycie Jego Słowa. Obecnie jednak powoli wydostajemy się z
wcześniejszych ciemności i jesteśmy za to wdzięczni Bogu.
Świat dąży dzisiaj do
wolności, i to prawdopodobnie znacznie usilniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Dostrzega się wartość swobód, ludzie cenią sobie wolność. W tym miejscu warto
wspomnieć o wielkim skoku w kierunku wolności, który zakończył się anarchią, a
mianowicie o Rewolucji Francuskiej. Wydaje nam się, że patrząc zarówno z
ludzkiej, jak i biblijnej perspektywy, nasze czasy wykazują dążności w bardzo
podobnym kierunku. Cały obecny świat z jego wielką mądrością docenia wolność
bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, jednak w swoim ożywieniu na rzecz wolności
jest on skłonny do popadania w krańcowość i zmierzania ku anarchii. Anarchia jest
tym, czego obawia się cały świat. Boją się jej nie tylko zwykli ludzie, lecz
także najrozumniejsi mężowie stanu tego świata. Nawet Jezus powiedział,
opisując ten specyficzny czas, że „ludzie drętwieć będą przed strachem i
oczekiwaniem tych rzeczy, które przyjdą” (Łuk 21:26). Te rzeczy jeszcze nie
przyszły, lecz Jezus opisuje nastawienie ludzi, zanim one nadejdą. Oczekiwanie
ucisku pobudza strach i dlatego ludzi ogarnia przerażenie. Winniśmy okazywać
współczucie tym, którzy mają takie bojaźliwe nastawienie, a miłują wolność. My
również cenimy sobie swobodę i dlatego jeśli popełniają oni pewne błędy, to
powinniśmy myśleć o nich z sympatią. Dostrzegamy nasze własne pomyłki. Być
może, gdybyśmy nie doszli do lepszego zrozumienia Bożego charakteru i Jego chwalebnego
planu przyszłych czasów, to również mielibyśmy takie samo błędne zrozumienie
wolności, co dzisiejszy świat i niewykluczone, że przyczynialibyśmy się do
anarchii, jak to czynią obecnie inni.
Socjaliści mówią: Nie
dbamy o przyszłość. Wystarczająco długo już słuchaliśmy, jak nam mówiono,
żebyśmy czekali na nagrodę w przyszłości. Teraz wolimy odbierać naszą zapłatę
od razu. Biedni to ludzie, którym brakuje oświecenia odnośnie ich ludzkich
swobód i praw! Nie znają oni planu Bożego i dlatego tracą wiarę w przyszłe
życie. Istnieje niebezpieczeństwo, że gdy braknie im wiary w przyszłe
istnienie, ich obecna egzystencja również przestanie być dla nich ważna. Będą
gotowi ją poświęcić za błyskotki i okrutne warunki, które oni nazywają
wolnością.
My jednak mówimy
dzisiejszego wieczoru o prawdziwej wolności. Jest rzeczywista wolność, którą
zapewnił Bóg, i ta wolność się zbliża. Jeszcze nie została osiągnięta, ale
wszystko wskazuje na to, a potwierdzają to świadectwa Słowa Bożego, że owa
wolność zbliża się z każdym dniem.
Nie powinniśmy
zapominać o udziale Szatana i upadłych aniołów w upodleniu i zniewoleniu
człowieka. Apostoł informuje nas w szczególności o wpływie „nauk diabelskich”
(1 Tym. 4:1), które pochodzą od upadłych aniołów, i o tym, jakie są skutki ich
oddziaływania na świat. Jest on w mniejszym lub większym stopniu zwiedziony
naukami demonów. Najdziwniejsze jest zaś to, że najgorsza z owych demonicznych
nauk wyznawana jest w krajach chrześcijańskich. Nie tak dawno temu zostałem
zawstydzony, gdy rozmawiałem z pewnymi rozumnymi mieszkańcami Indii.
Usprawiedliwiając się, dlaczego nie są chrześcijanami, powiedzieli: „Nie możemy
być chrześcijanami, ponieważ nie potrafimy uwierzyć w to, co mówią nam
misjonarze, i dlatego nie możemy wierzyć w waszego Boga. Zauważamy, że biali
ludzie są wspaniali pod wieloma względami, i uświadamiamy sobie, że
przewyższają nas w wielu dziedzinach. Kiedy jednak mówią nam w swych
religijnych wykładach, że nasi przodkowie od wielu pokoleń znajdują się na
wiecznych mękach, ponieważ nie wierzyli w Jezusa, nie możemy tego uznać. Nasz
Bóg nie pozwala nam dręczyć nawet niemego stworzenia, jak więc mamy wierzyć w
takiego Boga, który torturuje ludzkie istoty, i to za ich niewiedzę? Jak możemy
czcić takiego Boga?”. Czułem się w obowiązku udzielić następującej odpowiedzi:
„Przyjaciele, zgadzam się z wami. Lecz nie jest to charakter naszego Boga. My,
chrześcijanie, w błędny sposób przedstawiliśmy naszego niebiańskiego Ojca i
Jego chwalebne zamierzenie. Przykro nam, że tak się stało, a gdy tylko nasze
oczy otwierają się z dnia na dzień coraz szerzej, staramy się opowiadać innym,
jak bardzo jest On miłujący i miłosierny”. Oni zaś odpowiedzieli: „Czy nie
zechciałbyś się zatrzymać i wyjaśnić nam tego zagadnienia?”. Odpowiedziałem, że
moje spotkania były zaplanowane z wyprzedzeniem i że nie jest to możliwe, bym
teraz został, lecz zadbam o to, by ktoś ich odwiedził i opowiedział im o Bogu
miłości oraz Jego planie. Ta obietnica ich zadowoliła i miło się pożegnaliśmy w
przekonaniu, że znajdą dla siebie coś, co ich zadowoli. Rozumieli, że ich
własne poglądy nie były zadowalające, ale doprawdy, drodzy przyjaciele, byłem
zmuszony wyznać, że to, co im proponowano, nie było wcale lepsze od ich
przekonań, przynajmniej pod względem doktrynalnym. Misjonarze, owszem, głoszą
pewne zasady moralne oraz wynikającą z nich praktykę. Do tego dochodzi pewien
wysiłek edukacyjny, by nauczyć ludzi siedzieć na krześle zamiast na podłodze
oraz jeść widelcem, a nie palcami. Wszystko to są ważne sprawy. Jednak zupełnie
pominęli oni, moim zdaniem, nauczanie o charakterze Boga.
O tak, owo
ograniczenie, zniewolenie, w którym się urodziliśmy, odcisnęło się na naszym
umyśle, moralności oraz cielesności. W ciągu sześciu tysięcy lat od czasów
Adama spływało ono na nas, torując sobie szeroko drogę wśród wszystkich
zdolności, talentów, które przynależą do człowieczeństwa, tak że dzisiaj
jesteśmy tym, czym jesteśmy, będąc w znacznym stopniu zmuszeni wstydzić się
samych siebie, gdy weźmie się pod uwagę całość. Londyn nie może szczycić się
sobą w całości. Miasto to mogłoby wybrać spośród swych mieszkańców szlachetne
osoby, z których niewątpliwie mogłoby być dumne. Również Brooklyn mógłby wybrać
takie postacie i mieć z nich przyjemność. Podobnie rzecz się ma we wszystkich
innych państwach i miastach, gdzie występuje skłonność do szczycenia się
niektórymi najlepszymi i najszlachetniejszymi osobistościami. Jednak jako
całość jesteśmy beznadziejnie nieudani, jak wyraża to prorok Dawid,
przemawiając z upoważnienia Boga: „Albowiem wnętrzności moje pełne są
brzydkości, a nie masz nic całego w ciele moim” (Ps. 38:8). Wszyscy jesteśmy w
taki sposób zniewoleni, gdyż poddani jesteśmy owym niedoskonałościom. Każdy z
nas jest upośledzony i nie jesteśmy wolni. Czego więc potrzebujemy, żeby
uzyskać wolność? Potrzebujemy tej właśnie rzeczy, którą Bóg zamierza nam dać,
zgodnie ze swoją zapowiedzią. Zauważcie słowa naszego wersetu tytułowego z
Rzym. 8:21. Apostoł wskazuje na zakończenie Wieku Ewangelii oraz na działalność
Mistrza w czasie Jego drugiego przyjścia. Mówi on w wersecie dwudziestym, że
stworzenie poddane jest marności, to znaczy ułomności – słabościom umysłowym,
moralnym i fizycznym. Marności tej zostaliśmy poddani nie z własnej woli. Nie
było to naszym pragnieniem, by urodzić się w grzechu, nie chcielibyśmy być
urodzeni w słabości, ani umysłowej, ani moralnej, ani psychicznej. Ale jednak
tak właśnie się stało, wbrew naszej woli. Bóg jest odpowiedzialny. On odpowiada
za to, że poddał pod przekleństwa nasz ród. On nałożył tę karę. Pozbawił nas
społeczności z sobą i było to sprawiedliwe. Czyż nie jest tak, że wszystkie
sprawy Jego stworzeń znajdują się w Jego rękach? Czy było coś niewłaściwego w
tym, że nasz niebiański Ojciec powiedział do Adama i Ewy: »Jeśli będziecie
postępowali zgodnie z tym, co wam dałem, jeśli będziecie używali waszych
zdolności i talentów zgodnie ze sprawiedliwymi zarządzeniami, które
postanowiłem, możecie żyć wiecznie, możecie przez całą wieczność zamieszkiwać
tę ziemię i posiadać ją na własność.« Pan powiedział im, że mogą rozmnożyć swoje
potomstwo, napełniać ziemię i czynić ją sobie poddaną. Oznaczało to, że w miarę
jak rodziłyby się ich dzieci, granice Edenu byłyby coraz bardziej poszerzane i
coraz większa część ziemi byłaby im poddana, aż wreszcie potomkowie Adama i
Ewy, wszyscy sprawiedliwi i doskonali jak rodzice, byliby na tyle liczni, by
napełnić całą ziemię, zupełnie nad nią panować i w pełni z niej korzystać.
Taka była umowa i
obejmowała ona również karę, że jeśli nie będą posłuszni, to nie posiądą ziemi
tak łatwo, ale spadnie na nich przekleństwo śmierci. (Jakże myliliśmy się
kiedyś, wyobrażając sobie, że tym przekleństwem miały być wieczne męki.) – »Nie
będziesz godny, by w ogóle żyć. Moje prawo zadba o to, byś nie mógł żyć jako
buntownik. Nie po to przygotowałem wszechświat, by był zamieszkiwany przez
buntowników i tych, którzy chcieliby się sprzeciwiać mojemu prawu i mojej
władzy; tacy zostaną wytraceni spośród ludzi.« Tak więc kara śmierci była
sprawiedliwa. A to, że Bóg natychmiast nie poraził piorunem pierwszych
rodziców, było wyłącznie przejawem Jego miłosierdzia. Wypędził ich z ogrodu
Eden i pozwolił im, by robili, co tylko w ich mocy, w celu przedłużenia życia.
Adam przeżył dziewięćset trzydzieści lat. Ach, jakiż on miał organizm!
Wspaniały, naprawdę na obraz i podobieństwo Boga – prawdziwy król ziemi! Był w
stanie przez dziewięćset trzydzieści lat toczyć bój z przeciwnościami na
nieprzygotowanej ziemi i bez społeczności z Bogiem.
Bóg miał pełne prawo
wymierzyć tę karę rodzajowi ludzkiemu. Radujemy się też świadomością, której
nie mieliśmy wcześniej, że kara ta nie jest niesprawiedliwa. Bóg miał swój cel,
by okazać swemu stworzeniu miłosierdzie, pozwalając im żyć tak długo, jak tylko
mogli. Było to zamierzone. Wiedział On, że w przyszłości odkupi ludzi,
spłacając ich zobowiązania i wybawiając ich z upadłego stanu i przywracając do
stanu pierwotnego. Wszystkie te doświadczenia pozyskane w związku z upadkiem,
grzechem, smutkiem, bólem, westchnieniami i umieraniem wśród jęków okażą się w
przyszłości dla nich wartościowe. Jakiż cudowny plan! Ależ to rozsądne! W ten
sposób przekonujemy się, że Bóg nie obchodzi się z ludzkością bezlitośnie,
pozwalając jej cierpieć grzech i śmierć. Pismo Święte poucza nas, że musimy
zdobyć doświadczenie „nadmiernej grzeszności grzechu” (Rzym. 7:13 BT), aby po
powrocie do zupełnej zgody z Bogiem wiedzieć już, jak to jest. Ludzkość kiedyś
przekona się, że Boże drogi są tak skonstruowane, by prowadzić do szczęścia i
pokoju. Inne drogi prowadzą do nieszczęścia i kończą się katastrofą. Po
zaproponowaniu tego Bożego zamierzenia minęły cztery tysiące lat i nie było
żadnych oznak, żeby miało się ono spełnić. Bóg dał Żydom Zakon, który
informował ich, że gdyby byli w stanie sprostać jego wymaganiom, to byłoby
wiadomo, że są zdolni do przeprowadzenia pracy, którą On zamierzał wykonać na
świecie. Wtedy poleciłby ich jako swój lud dla świata. Wcześniej jednak trzeba
było zademonstrować rzeczywistą przynależność do nasienia Abrahama. Na tę
okoliczność Bóg mógłby powiedzieć: »Wyjaśniłem już Abrahamowi, że moim zamiarem
jest błogosławić wszystkim narodom ziemi i że błogosławieństwo to zostanie
udzielone za pośrednictwem jego potomstwa. Wy w rzeczywistości jesteście
dziećmi Abrahama. Jeśli tylko będziecie przestrzegać mojego Prawa i będziecie
posłuszni moim ustawom, wykonam dla was wszystko, o co tylko można prosić.
Udzielę wam życia wiecznego, a wtedy będziecie przygotowani, by wykonać pracę,
którą miało przeprowadzić „nasienie Abrahamowe” i w ten sposób staniecie się
tymi, którzy będą błogosławić pozostałą część rodzaju ludzkiego.« Izraelici
ogromnie się uradowali, gdy Bóg obiecał im ową szczególną łaskę. Jakże
rozczarowani musieli być ci biedni ludzie, gdy rok po roku próbowali
przestrzegać Zakon i nie byli w stanie tego uczynić. Podobnie jak pozostali
ludzie, byli niedoskonali ze względu na upadek i dlatego, tak jak oni, nie byli
w stanie zachować doskonałego Bożego prawa. Nie umiemy postępować tak, jak
byśmy chcieli. Żydzi stwierdzili, że nie potrafią okazać posłuszeństwa Prawu
zgodnie ze swym życzeniem. Otrzymywali jednak błogosławieństwo za samo
usiłowanie zachowania przykazań. Każda osoba, która próbuje żyć w zgodzie z
Bogiem i Jego zasadami sprawiedliwości, będzie odczuwała korzyści z tego
wynikające, zarówno cielesne, jak i umysłowe. Nikt jednak nie uzyska życia wiecznego.
Nie, Bóg zamknął drzwi żywota wiecznego i nie można go uzyskać inaczej, jak
tylko wkraczając na tę jedyną drogę, przez drzwi, które Bóg wyznaczył, a
mianowicie, przez Pana Jezusa Chrystusa.
Stwierdzamy jednak, że
w odpowiednim czasie Bóg posłał swego Syna, który urodził się z panny, aby mógł
odkupić, ponownie nabyć to, co stracił ojciec Adam i cały jego ród. W jaki
sposób? Kara spadła na wszystkich przez jednego człowieka właśnie dlatego, by
Bóg mógł sprawiedliwie pozwolić jednemu człowiekowi umrzeć i spłacić dług za
innego człowieka. Zauważamy w tym doskonałe wyrównanie. Tak jak cała ludzkość
znalazła się pod potępieniem przez nieposłuszeństwo jednego człowieka, tak też
cały rodzaj ludzki może osiągnąć usprawiedliwienie przez innego człowieka. „Bo
ponieważ przez człowieka śmierć, przez człowieka też powstanie umarłych.
Albowiem jako w Adamie wszyscy umierają, tak i w Chrystusie wszyscy ożywieni
będą” (1 Kor. 15:21-22). Jednak owo wielkie wybawienie jeszcze nie nastąpiło,
ciągle jest jeszcze perspektywą. Jezus przyszedł i umarł. Owszem, cena okupu
została złożona w ręce sprawiedliwości. Nie została jednak jeszcze zastosowana
za grzechy świata. Nie, ciągle jeszcze czekamy. Owa cena okupu obejmuje całą
ludzką rodzinę. Każdy, kogo to dotyczy, jest zatem zainteresowany śmiercią
Jezusa.
Na czym zatem polegało
owo Boże zamierzenie. Ach, jest ono tak obszerne i wielkie, że gdy się o nim po
raz pierwszy dowiedzieliśmy, byliśmy tak zdumieni, że pomyśleliśmy: To jest
zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. A jednak, drodzy bracia i drogie siostry,
dlaczego mielibyśmy uważać, że niebiański Ojciec jest diabłem, zamiast przyjąć
to, że jest On łaskawym Bogiem i – jak sam mówi o sobie – Ojcem miłosierdzia i
Bogiem wszelkich łask. Ta wiadomość oddziałuje na nasze serca, takiego
poselstwa potrzebujemy. Wszyscy poganie mają diabelskich bożków, ale żaden z
nich nie jest gorszy od tego, którego my chrześcijanie sobie wymyśliliśmy jako
naszego Boga. Ach, jakże zostałem zawstydzony, gdy zapytałem rdzennych
mieszkańców krajów pogańskich, dlaczego sporządzają sobie tak odrażające
obrazy. Nie odpowiedzieli, ale moje sumienie zareagowało wyrzutami, gdy
przypomniałem sobie, jakiego ja miałem wstrętnego mentalnego bożka, którego sam
sobie uczyniłem w dawniejszych czasach. Moje bóstwo nie było wyrzeźbione przy
użyciu narzędzi stolarskich czy kamieniarskich, ale zostało wydrukowane tuszem
na papierze. Opisujące je kreda postulowały istnienie gorszego boga niż
pogańskie bożki z drewna i z kamienia. Jednak najlepsi spośród ludu Bożego stopniowo
odnoszą zwycięstwo nad błędnymi ideami. Przyjmują oni lepsze przekonania i
starają się zapomnieć senne koszmary „ciemnych wieków”. Starają się żyć w
jaśniejszym świetle słonecznym kosztownych obietnic Bożych. A mimo to czasami
jeszcze wyłaniają się straszliwe bóstwa wyznań wiary, by powodować kłopot i
utrapienie.
Wdzięczni jednak
jesteśmy prawdziwemu Bogu, że dał nam zrozumieć, iż karą za grzech nie są
wieczne męki, ale śmierć. Przywróceniem zaś jest powstanie z martwych, z
którego skorzysta cała ludzkość – ze „zmartwychwstania i sprawiedliwych, i
niesprawiedliwych”, jak powiedział Apostoł (Dz. Ap. 24:15). To stwierdzenie
obejmuje wszystkich. A wobec tego owe miłe małe dzieci, o których myśleliśmy,
że idą na potępienie w liczbie 30 tys. dziennie, po prostu schodzą do grobu.
Rachel miała je właśnie na myśli. Pamiętacie, co jest napisane w Prorokach?
„Rachel płacząca synów swoich (...) przeto, że ich nie masz” (Jer. 31:15). Nie
płakała ona nad nimi dlatego, że byli w piekle lub w czyśćcu, ale ponieważ ich
„nie było”. Pańska wiadomość dla Racheli brzmi zaś: „Zawściągnij głos swój od
płaczu, a oczy swe od łez; bo będziesz miała zapłatę za pracę swoją, mówi Pan,
że się nawrócą z ziemi nieprzyjacielskiej” (Jer. 31:16) – z ziemi wielkiego
nieprzyjaciela, którym jest śmierć. Śmierć jest nieprzyjacielem, który kradnie
nasze dzieci, naszych bliskich i powoduje całe to spustoszenie na świecie,
który znalazł się pod przekleństwem. Bóg ustanowił swój plan i odpowiednie
czasy na jego realizację. Był ustanowiony czas, kiedy miał przyjść Chrystus po
raz pierwszy. Była przewidziana praca, którą miał On wtedy wykonać. Podobnie
też jest ustanowiony czas na Jego drugie przyjście. Może nie wszyscy o tym
wiemy, ale Bóg ma ustanowione czasy. Bogu znane są wszystkie Jego dzieła od założenia
świata. W postanowionym przez Niego czasie Mesjasz miał przyjść ponownie nie po
to, by znów zostać ukrzyżowany, nie żeby ponownie cierpieć sprawiedliwy za
niesprawiedliwych, nie w celu jeszcze jednego odkupienia człowieka. O nie, nie
ma już potrzeby dalszego cierpienia za grzech. On już ucierpiał, sprawiedliwy
za niesprawiedliwych, by mógł doprowadzić nas do harmonii z Bogiem. Teraz
jednak przybywa po raz drugi, powiada Apostoł, bez ofiary za grzech ku
zbawieniu (Hebr. 9:28). Będzie mógł zbawić tych, za których umarł. A za kogo
umarł? Z łaski Bożej Jezus skosztował śmierci za każdego (Hebr. 2:9), za Żyda i
poganina, niewolnika i wolnego z każdego narodu, każdej rasy, niezależnie od
koloru skóry i płci – za wszystkich. Mówię wam, drodzy przyjaciele, mamy Boga,
który jest wspaniały, który wspaniale wykonuje swoje dzieła. Jego miłość,
miłosierdzie i łaskawe zamierzenie cechują się taką długością, szerokością,
wysokością i głębokością, o jakich my nawet nie umiemy marzyć. W owym przyszłym
czasie Mesjasz będzie panował. Królestwo będzie należało do Pana, a Szatan
zostanie związany, by już więcej nie zwodził narodów. Umarli zostaną obudzeni i
otrzymają pomoc, by mogli wydostać się ze swojej deprawacji oraz umysłowej
słabości. Zerwane zostaną wszystkie więzy nieświadomości i uprzedzeń. W
procesie restytucji odzyskana zostanie siła umysłu i ciała.
Często próbowałem sobie
wyobrazić, czym będzie doskonała ludzka istota. Chciałbym mieć portret
Zbawiciela, ponieważ wierzę, że taki obraz dawałby nam pogląd, jak mógł
wyglądać doskonały człowiek. W Piśmie Świętym można przeczytać, że gdy ludzie
słyszeli Jezusa, „wszyscy mu dawali świadectwo i dziwowali się wdzięczności
onych słów, które pochodziły z ust jego” (Łuk. 4:22). Dziwili się, jak subtelne
są jego myśli, jak wspaniałe wyrażenia, które przemawiają do prostych, zwykłych
ludzi, tak by wszyscy mogli je docenić. Myślę także, że Piłat wydał temu
świadectwo, gdy wyprowadził Mistrza po raz ostatni. Był on najwyraźniej
przekonany, że nie ma żadnej podstawy do skazania Jezusa na śmierć i dlatego,
jak pamiętamy, chcąc zaspokoić fanatyczne nastawienie tłumu, kazał Go
ubiczować, a następnie postawił przed ludem i oświadczył: Ecce homo, czyli „oto
człowiek”, „spójrzcie na człowieka”. Nie ma takiego Żyda, jak ten człowiek. Czy
naprawdę chcecie Go ukrzyżować? Chcecie ukrzyżować najlepszego Żyda, jakiego
macie? Takie wydaje się być znaczenie tego ostatniego apelu: Spójrzcie na tego
człowieka, spójrzcie na Jego twarz i powiedzcie mi, czy chcecie Go ukrzyżować.
No cóż, drodzy przyjaciele, cieszymy się, że nadchodzi czas, gdy możliwość
takiego braku zrozumienia będzie już należała do przeszłości. Nie winimy tych,
którzy ukrzyżowali Zbawiciela. Owszem, pamiętamy, z jaką miłością i
zrozumieniem wyrażał się o tym św. Piotr, gdy tłumaczył: „Ale teraz, bracia!
wiem, żeście to z niewiadomości uczynili, jako i książęta wasi” (Dz. Ap.
3:15-17), gdyby bowiem wiedzieli, nie ukrzyżowaliby dawcy żywota – księcia,
przez którego przychodzi życie wieczne. „Gdyby byli poznali, nigdy by Pana
chwały nie ukrzyżowali” (1 Kor. 2:8). To dlatego Bóg ukrył to przed oczyma
tych, którzy nie mieli właściwego nastawienia serca, a w związku z tym, w swym
zaślepieniu uczynili coś, czego by nigdy nie zrobili, gdyby ich oczy były
otwarte. Mesjasz miał być „wycięty” (Iz. 53:8 BG), jak zostało przepowiedziane
zgodnie z Bożym zamierzeniem. Dawno temu w czasach Mojżesza było już napisane:
„Przeklęty każdy, który wisi na drzewie” (Gal. 3:13). W tym celu, by stać się
przekleństwem i móc zaspokoić wymagania prawa, Jezus musiał cierpieć na krzyżu.
Tak zostało to zamierzone przez Boga i dlatego pozwolił On Żydom, by byli tak
zaślepieni na te fakty. W ten sposób pozwolił im wypełnić Jego słowo. Ale, jak
mówiłem, zastanawiam się czasami, jak będzie wyglądał doskonały człowiek, gdy
cały świat zostanie przywrócony. Praca tysiąca lat wywrze wpływ nie tylko na
tych żyjących na początku, ale na wszystkich, którzy poszli do grobów.
Pamiętamy, że Apostoł mówi o tym, iż każdy człowiek będzie uczestniczył w
zmartwychwstaniu w swoim porządku – w swoim rzędzie (1 Kor. 15:22-23); sugeruje
tym samym, że będą różne klasy wychodzących z grobów. Powstaną oni w tym samym
stanie, z tymi samymi niedoskonałościami, z którymi umarli – wydaje się, że
wszystko, co odziedziczyli od Adama, nadal będzie ich udziałem. Powstaną i ktoś
im oświadczy, a oni to zrozumieją, że Bóg zapewnił Zbawiciela i to wspaniałego,
który może całkowicie zbawić nawet tych, którzy poszli do dołu, do szeolu,
hadesu, grobu, którzy znaleźli się w stanie śmierci. W ten sposób Bóg ukaże swą
moc w dziele odtworzenia. Cóż będzie mogło się równać tej demonstracji mocy?
Nic nie może być porównywalne z wywiedzeniem ojca Adama ze stanu śmierci.
Nieskończona moc zostanie zademonstrowana w odtworzeniu człowieka z jego
wszystkimi specyficznymi cechami i charakterystykami – jakim był, zanim umarł.
To właśnie zapowiada Biblia, to jest dzieło tysiąca lat, a mianowicie
restytucja, przywrócenie. Ci, którzy postępowali zgodnie z zasadami Królestwa,
dokonają jeszcze większego postępu w restytucji i osiągną doskonałość wcześniej
niż inni. Nawet tym powolnym będzie udzielona możliwość, a pewne wypowiedzi
Pisma Świętego wyraźnie, naszym zdaniem, stwierdzają, że każdemu będzie
zagwarantowana próba trwająca sto lat, a jeśli nie będzie dawał w tym czasie oznak
postępu, zostanie zgładzony, gdyż byłby przeszkodą dla innych i niegodnym
dalszej pracy prowadzonej przez wielkiego Mesjasza.
Drodzy przyjaciele, gdy
przypatrujemy się, jak wiele może dokonać człowiek w obecnym czasie w ciągu
dziesięciu lat nawet bez wstawiennictwa Bożej mocy, pomimo upośledzenia,
ignorancji i uprzedzeń, a także wszelkich umysłowych, moralnych oraz fizycznych
ułomności, to zastanawiamy się, ile można dokonać w ciągu dziesięciu lat w
Królestwie Mesjasza. Sądzę, że w ciągu dziesięciu lat Bożego rządu znajdzie się
sposób na pokonanie wszelkiego rodzaju wad i grzechów świata. Myślę, że
dziesięć lat Boskiej dyscypliny dokona wielkiej przemiany i poprawy w całym
świecie, dwadzieścia lat jeszcze więcej. Domyślam się, jak będzie wyglądał
świat po pięćdziesięciu latach od ustanowienia Królestwa Mesjasza. Wyobrażam
sobie, że będzie to cudowny świat. Mam wrażenie, że tylko nieliczni ludzie nie
będą posłuszni Bogu. Ale oczywiście nie do mnie ani nie do was należy taka
ocena. W Biblii zawarte są sugestie, że nawet po takim pełnym okazaniu Bożej
dobroci znajdą się jeszcze ludzie, którzy będą podobni do samego Szatana. Będąc
całkowicie otoczony Bożą łaską, stał się on dobrowolnym przestępcą, a pycha
doprowadziła go do tego, że sprzeciwił się Bogu. Wszyscy ci, którzy mają
szatańskiego ducha, są uznawani za jego posłańców, naśladowców i uczniów. Dla
Szatana i wszystkich jego naśladowców Bóg przewidział powtórną śmierć – wieczne
wytracenie od oblicza Pańskiego i od chwały Jego mocy. Zostaną oni potraktowani
jak nierozumne zwierzęta, jak mówi św. Piotr (2 Piotra 2:12). Następnie, drodzy
przyjaciele, nasz werset doprowadza nas do czasu, gdy cała praca restytucji
będzie już wykonana i gdy cały świat zostanie przywrócony i doprowadzony do
doskonałości, co będzie oznaczało wybawienie stworzenia z niewoli skażenia. Czy
tego nie zauważacie? „Stworzenie” oznacza tutaj rodzinę ludzką. Nasz miły brat
Wesley popełnił w interpretacji tego wersetu kilka poważnych pomyłek, gdy
uznał, że może tu chodzić np. o bydło i tak to wyraził w swoich pismach. Ale
każdy dobry człowiek może popełniać błędy i nie zamierzamy podkreślać jego
błędów. Jednak rozumiemy, że Bóg nie zapewnił życia wiecznego zwierzętom. Nie
znajdujemy nic na ten temat w Słowie Bożym. Umierają one, ponieważ taki jest
porządek ich natury. Mają one żyć przez określony czas i usłużyć celowi swego
istnienia jako część świata zwierzęcego. Następnie pojawiają się inne osobniki,
które zajmują to samo miejsce. Tylko dla człowieka Bóg przewidział życie
wieczne. I tak, gdy Jezus umarł, nie było mowy o tym, by odkupił świat
zwierzęcy. Zwierzęta miały wykonać swoje funkcje, jakie Bóg dla nich
przewidział. To człowiek był celem Bożego zamierzenia. Tym, który zgrzeszył i
za którego Jezus umarł, był człowiek. Apostoł Paweł wyraźnie oświadcza i
tłumaczy, że przez nieposłuszeństwo jednego człowieka grzech wszedł na świat.
Tak też przez posłuszeństwo jednego człowieka pojawiła się sprawiedliwość. Z
tego też punktu widzenia tytułowe słowa Apostoła z Listu do Rzymian stają się
całkowicie jasne i oczywiste.
Apostoł pisze, że całe
stworzenie zostało poddane marności nie dobrowolnie. To Bóg tak to urządził.
Nie dobrowolnie, ale z powodu tego, który je jej poddał. On dopuścił, by
pojawiło się przekleństwo, pozwolił, by to dziedzictwo przechodziło z pokolenia
na pokolenie, z ojca i matki na dzieci, naznaczając je grzechem. Pozwolił na
to, by trwało takie panowanie grzechu i śmierci. Mógł ich zgładzić natychmiast,
uderzając piorunem, wolał ich jednak pozostawić przy życiu, gdyż miała z tego
wyniknąć pewna lekcja. Poddał ich „pod nadzieją”. O jaką tutaj chodzi nadzieję?
Pragnął On dać ludziom pewną nadzieję. Nie była to pewność, gdyż ciągle pewna
część odpowiedzialności spoczywała na nich. Nawet wtedy, gdy będzie już panował
Mesjasz, a ludzkości zostaną udzielone wszelkie możliwości powrotu do domu Ojca
i do doskonałości, w której zostali stworzeni, by zawrócili z dróg
niedoskonałości, odwrócili się od niewoli skażenia – gdy będą już dostępne
wszystkie te sposobności, to i tak każdy będzie musiał sam dla siebie podjąć
decyzję. Nasz Pan to wyjaśnia. Ojciec szuka takich, którzy by Go chwalili w
duchu i w prawdzie (Jana 4:23-24) i tylko takim będzie miał przyjemność
udzielić pełni swych błogosławieństw. Tak więc w tej nadziei będą oni czerpać
korzyści z doświadczenia bólu, smutku, grzechu, śmierci, westchnień i płaczu. W
pełni opanują tę ważną lekcję, że popełniony został wielki błąd. Gdy zaś sami
znajdą się ponownie w łasce, będą tak wyposażeni w wiedzę na temat przeszłości,
wiedzę uzyskaną w związku z upadkiem i podźwignięciem ludzkości, że na
wszystkie niepokoje wywoływane przez grzech i Szatana będą mogli odpowiedzieć:
W Panu tylko ufność mam, bo On kupił mnie swą krwią. To w tej nadziei znajdzie
się odpowiednio dużo takich ludzi. W tej nadziei Bóg pozwolił, by prawo
dziedziczenia działało przeciwko rodzajowi ludzkiemu, wpędzając go w coraz
większą słabość umysłu i ciała. To była nadzieja, którą Bóg ustawicznie
powtarzał. Adamowi i Ewie uchylił tylko jej rąbka, mówiąc, że nasienie
niewiasty zmiażdży głowę węża. Wąż wyobraża zło, a nasienie niewiasty, to
Mesjasz. Następnie powtórzył On tę samą myśl do Abrahama: W nasieniu twoim
błogosławione będą wszystkie narody ziemi. Nadzieja zawsze była ważna.
Następnie była dana Izraelowi. Izraelici mieli nadzieję, że jeśli zachowają
Zakon, otrzymają życie i Bóg będzie mógł ich użyć w usłudze tej nadziei. Tak
też było z Chrystusem – ta sama nadzieja i taka sama obietnica. Sam będąc
niezmienny, Bóg zdawał się działać zgodnie z radą swej własnej woli. Zbliżając
się jednak do owego wspaniałego dnia, gdy rzeczy te mają się spełnić, Bóg
udziela większego światła oświetlającego Jego Słowo, pisma Starego i Nowego
Testamentu.
Nasze oczy otwierają
się coraz szerzej, byśmy mogli wiedzieć coraz więcej na temat długości i
szerokości, a także wysokości i głębokości tego, czego nie widzieliśmy
wcześniej. Tak więc widzimy, drodzy przyjaciele, że było to w nadziei. Rozważmy
więc, jaka to była nadzieja.
Gdyż i samo stworzenie
– owo wzdychające stworzenie, czyli ludzkość – również zostanie wybawione z
niewoli skażenia. Niewola skażenia jest niewolą śmierci. A czym jest niewola
śmierci? Niewola śmierci to zasada, której wszyscy ulegamy w naszej słabości.
Wasza moralna słabość w ogromnej mierze wywodzi się z owej kary działającej w
was. Owa niewola skażenia i śmierci obejmuje cały świat. Czyż nie jest tak? Czy
możemy poprawić stwierdzenie Apostoła. Czy jest gdzieś taki człowiek, który
mógłby te sprawy opisać tak jasno i w sposób tak odpowiadający wszystkim okolicznościom,
które znamy z własnego doświadczenia? Z pewnością nie.
Tak więc, Bożym celem
jest wybawienie stworzenia z owego wzdychającego ciała. Wyznaczył on
tysiącletni dzień królowania Mesjasza, który ma być tym, co wybawi ludzi,
zerwie ich pęta i da im wolność – nie wbrew ich woli, ale stopniowo w działaniu
zgodnym z ich życzeniem, będą starali się pokonywać swoje słabości, by wydostać
się z niewoli skażenia. Wszystkie te wysiłki zapewnią im błogosławieństwo i
będą dla nich daleko bardziej pożyteczne, niż gdyby Bóg wywiódł ich z grobu od
razu doskonałych. Gdyby powstali z grobu doskonali, nie znaliby samych siebie,
nie mówiąc już o tym, żeby mieli dać poznać się innym. I jaki wtedy byłby
pożytek ze wszystkich tych doświadczeń związanych z upadkiem? Wszystko byłoby
stracone. Byliby jak nowi Adamowie – doskonali, ale tak samo podatni na grzech
jak Adam, któremu brakło doświadczenia.
Adam nie zakosztował
zła. Znał tylko dobro. Teraz zaś Bóg dał światu możliwość przez sześć tysięcy
lat poznawać smak zła. Wszyscy spożywamy te gorzkie grona, tak jak informuje
nas prorok Ezechiel, że zęby synów ścierpły (Ezech. 18:2). Ojcowie, a właściwie
ojciec Adam, zjedli kwaśne grona grzechu, a ścierpły zęby wszystkich synów.
Macie swoje słabości i niedoskonałości, ja również je mam – są one skutkiem
tego samego występku. Bóg, przemawiając przez tego samego proroka, powiada, że
nadchodzi chwalebna epoka, gdy prawo to nie będzie już więcej w mocy. W tym
dniu zęby ścierpną jedynie temu, który będzie spożywał kwaśne grona. Umrze dusza
tego człowieka, który grzeszy. W przypadku Adama jedna dusza zgrzeszyła, a w
rezultacie tego czynu umiera dwadzieścia miliardów dusz, gdyż są jego
potomkami. Ale też jedna dusza umarła za Adama, tak jak czytamy, że Jezus
„wylał na śmierć duszę swoją” (Iz. 53:12). Uczynił swą duszę ofiarą za grzech.
W przyszłości Jezus ujrzy owoc pracy swej duszy, którym będzie nasycony. Będzie
widział ów wspaniały wynik – cała ludzkość zostanie nabyta drogocenną krwią,
każdy będzie mógł skorzystać z możliwości dźwignięcia się i przez to poznania
samego siebie w doświadczeniach przeszłości, a także identyfikowania się z
doświadczeniami przyszłości, tak że w rezultacie na końcu wszyscy całkowicie
pozbędą się niewoli skażenia, więzów śmierci. Będą wspaniałym stworzeniem, nawet
lepszym niż Adam. Adam był doskonały pod względem fizycznym, ale jego wiedza
była niekompletna. Wiedział coś o korzystnych stronach życia, ale nie poznał
jego ciemnych stron.
Gdy ludzie powrócą,
będą w pełni poinformowani – poznawszy wcześniej grzech i śmierć, teraz zdobędą
wiedzę na temat sprawiedliwości i życia. Jeśli następnie opowiedzą się za
sprawiedliwością, otrzymają Boże błogosławieństwo wiecznego życia, ponieważ
„samo stworzenie będzie uwolnione z niewoli skażenia na wolność chwały dziatek
Bożych”. Czy Adam był dzieckiem Bożym, zanim został spętany więzami skażenia?
Owszem, tak. Czyż Biblia nie mówi o nim, że był synem Bożym? (Łuk. 3:38). Ale
czy jego dzieci nazwane są synami Bożymi? O nie, tak nie było aż do czasu
przyjścia Odkupiciela. W tym okresie nie ma żadnej wzmianki o synach Bożych.
Abraham mógł co najwyżej być przyjacielem, ale nie synem. Izraelici mogli co
najwyżej stanowić dom sług pod zarządem Mojżesza, ale nie dom synów. Pamiętamy
nawet sytuację, w której stało się to podstawą do próby ukamionowania
Zbawiciela. Powiedział On, że jest Synem Bożym, podczas gdy oni uważali, że
nikt nie ma prawa tak się nazywać. I mieli całkowitą rację, gdyż oni nie byli
synami Bożymi, jako że drzwi do synostwa nie zostały jeszcze wtedy otwarte.
Nikt nie mógł być synem, dopóki Bóg nie stworzył możliwości powrotu do
synostwa. Cały świat, w miarę jak będzie pozyskiwał doskonałość w procesie
restytucji, powróci do wolności synów Bożych. Ach, jakże to będzie chwalebne i
radosne. Święci aniołowie, jak wiemy, wszyscy są synami Bożymi. Bóg uznaje ich
za synów, choć na poziomie odmiennym od naszego. Każdy na swoim poziomie, ale
wszyscy będą wolni od skażenia, będą uwolnieni od śmierci. Bóg nie ma żadnych
umierających synów. Ktoś, kto jest uznawany przez Boga za syna, musi mieć
życie. On nie ma martwych synów. Wszyscy jego synowie żyją.
No dobrze, ale dokąd
my się wybieramy, bracie Russell? Gdzie jest nasz udział? Mówiłeś o restytucji
w przyszłości, o tym, w jaki sposób stworzenie wydostaje się na wolność synów
Bożych, ale czyż Pismo Święte nie mówi, że my jesteśmy synami Bożymi?
Owszem, apostoł Jan
powiada, że „teraz dziećmi Bożymi jesteśmy” (1 Jana 3:2), dodaje jednak: „Ale
jeszcze się nie objawiło, czym będziemy”. Jesteśmy synami Bożymi, ale jeszcze
nie otrzymaliśmy pełnego błogosławieństwa, które należy się synom Bożym.
Jesteśmy dziećmi Bożymi w fazie embrionalnej, wyprzedzając czas. Mamy obietnice
od Boga i Jego uznanie, ale w nie całkiem jeszcze dokonanym znaczeniu. Jesteśmy
synami Bożymi na tyle, na ile praktykujemy wiarę. W jaki jednak sposób
zostajemy synami Bożymi? Wszyscy synowie są wolni. Mówimy o wszystkich tych,
którzy należą do Chrystusa. Gdy mówię o przynależności do Chrystusa, nie uznaję
żadnych sekciarskich linii podziału na baptystów, prezbiterian, episkopalian,
rzymskich katolików, luteran czy jakichkolwiek innych. Owe sekty nie są zgodne
z Bożym porządkiem. Bóg ustanowił tylko jeden Kościół – Kościół pierworodnych,
których imiona są zapisane w niebie. Jeśli lud Boży – gdziekolwiek się
znajduje, niezależnie od przynależności do denominacji lub pozostawania poza
ich obrębem – należy do Chrystusa, to należy też do Kościoła będącego Kościołem
pierworodnych, których imiona zapisane są w niebie. Nikt nie może ich pozbawić
tego członkostwa z wyjątkiem samego Mistrza. On zaś mówi, że nie wymaże naszych
imion, jeśli tylko dochowamy wierności umowie, którą zawarliśmy, podejmując się
naszej „rozumnej służby”.
W jaki sposób
stajemy się synami? Do jakiego stopnia cieszymy się wolnością?
Na te pytania można
spojrzeć z różnych punktów widzenia. Jeślibyście zapytali dziś kogoś ze świata,
jaką wolność mają chrześcijanie, to zapewne odpowiedzieliby, że nie mają
żadnej, że są oni najbardziej zniewolonymi ludźmi, jakich tylko można sobie
wyobrazić. Podróżowałem pewnego razu po Niemczech i jechało ze mną w przedziale
jeszcze dwóch pasażerów. Zauważyli, że nie wysiadam na stacjach postojowych,
żeby napić się piwa i że nie palę. Wydawało im się też, że nie przeklinam.
Jeden z nich spojrzał na mnie uprzejmie, ale ze współczuciem i zapytał: To
niech pan powie, jaką przyjemność ma pan w życiu. Mogłem się tylko uśmiechnąć,
drodzy przyjaciele, bo mam tak wiele przyjemności, znacznie więcej niż oni. I
ja się zastanawiałem, jaką oni mają przyjemność z życia. Nasze spojrzenia są tak
różne, że Apostoł powiada: „Dlatego świat nas nie zna, że jego (Jezusa) nie
poznał” (1 Jana 3:1). To są różne punkty widzenia. Świat nie rozumie naszego
podejścia i dlatego dobrze jest, jeśli do ludzi światowych podchodzimy ze
zrozumieniem.
Jakie jest zatem nasze
położenie z Boskiego punktu widzenia? Z jednej strony jesteśmy wolni, w innym
zaś znaczeniu tego słowa stajemy się niewolnikami. Po pierwsze spójrzmy, co
mówi Apostoł. Mówi on, że jesteśmy niewolnikami Pana Jezusa Chrystusa. Św.
Paweł tak mówi sam o sobie: „Niechaj mi nikt trudności nie zadaje, albowiem ja
piętna Pana Jezusowe noszę na ciele moim” (Gal. 6:17). Co miał na myśli? Język
grecki zawiera znacznie więcej informacji niż angielski. W dawnych czasach
ludzie mieli niewolników, którym żelazem wypalali znaki świadczące o tym, do
kogo należy taka osoba. Dzięki temu można było zidentyfikować uciekinierów i
tych, którzy się zgubili. Apostoł pisze o sobie, że stał się niewolnikiem Pana
Jezusa Chrystusa i dlatego powiada, że „piętna Pana Jezusowe nosi na ciele”,
mając zapewne na myśli uderzenia, które otrzymał, gdy był biczowany i bity z
powodu świadectwa prawdy i wierności Panu. Wielbił Boga w swych trudnościach.
Pamiętamy sytuację, jak św. Paweł i Sylas zostali razem wtrąceni do więzienia w
Filippi. Zostali wychłostani pomimo tego, że Paweł był obywatelem rzymskim i
mógł się poskarżyć. Władze zarządziły chłostę w pośpiechu, zanim przeprowadzono
dochodzenie. A zapewne zgodnie ze zwyczajem rany posypano solą. Możecie sobie
wyobrazić, jak bolały ich plecy, gdy leżeli związani z nogami zakutymi w dyby w
jak najmniej wygodnej pozycji, a rany na plecach piekły od soli. Było to bardzo
przykre doświadczenie, drodzy przyjaciele, i bądźmy wdzięczni, że takie rzeczy
już dzisiaj nam się nie zdarzają. Mimo to postanówmy sobie, że gdyby Boża
opatrzność jednak dopuściła na nas coś podobnego, będziemy się starać za
wszelką cenę znaleźć uznanie Boże i otrzymać łaskę stosowną do takiego
doświadczenia. Ale przyjrzyjmy się tym dwóm szlachetnym mężom. Każdy, kto czyta
ten opis, musi przyznać, że dzisiaj mamy bardzo niewiele takich postaci, które
cierpią dla sprawiedliwości. Te dwie szlachetne dusze wzniosły dla Boga taką
chwałę, że aż zadrżały więzienne mury. Moi drodzy przyjaciele! To ten sam
Apostoł mówi z myślą o tobie i o mnie: „Chlubimy się też z ucisków” (Rzym.
5:3). On wiedział, jak radować się w ucisku, mógł to powiedzieć z
doświadczenia. Jeśli wy czy ja mielibyśmy mieć podobne doświadczenie albo gdyby
nasze doświadczenie przyszło poprzez jakiś innego rodzaju ucisk, w każdym
wypadku nauczmy się radować w ucisku, wiedząc – a to właśnie wiedza sprawia tak
wielką różnicę – że ucisk sprawuje cierpliwość, cierpliwość sprawuje
doświadczenie, a doświadczenie nadzieję. Bóg dozwala na te wszystkie
sprawdzające nas doświadczenia, gdyż mają one wypracować dla nas nader zacnej
chwały wieczną wagę (2 Kor. 4:17). Podobnie jak apostoł Paweł, staliśmy się
niewolnikami Pana Jezusa Chrystusa. Opisałem niewolniczą służbę, do której
przystąpiliśmy. Ale ile wolności mamy w Chrystusie? Spójrzmy na to z innego
punktu widzenia. Czy możecie jeść, co chcecie? Czy możecie pić, co wam się
podoba? Nie. Czy możecie się ubierać, jak chcecie? Nie. Powiecie jednak, że
przecież każdy niewolnik mógł pić i jeść wszystko, co tylko udało mu się
dostać. Ale z nami tak nie jest. Cokolwiek jemy, cokolwiek pijemy, cokolwiek
czynimy, wszystko to powinno być dla chwały Bożej. Tak zniewoleni? Owszem,
dokładnie tak. Dość ciężka ta niewola, czyż nie tak? Ale jest jeszcze gorzej.
Jeszcze coś więcej? Nie wolno wam nawet myśleć o tym, co chcecie. Czy
słyszeliście kiedyś, drodzy przyjaciele, o takiej niewoli, która usiłuje
kontrolować nawet czyjeś myśli? Taką jest właśnie niewola u Pana Jezusa
Chrystusa. Jest to jedyna niewola, która ogranicza ludzkie myśli, jak powiada Apostoł:
„Podbijając wszelaką myśl pod posłuszeństwo Chrystusowe” (2 Kor. 10:5) i pod
posłuszeństwo woli Bożej. Jesteśmy bardzo ciasno związani! Jeśli znacie jakieś
ściślejsze więzy od tych, to mi je pokażcie.
No tak, drodzy
przyjaciele, ale jest w tej sprawie pewna osobliwość. Chociaż jesteście tak
ciasno związani, mimo to zachowujecie absolutną wolność. Owszem, drodzy
przyjaciele, gdyż te więzy są dobrowolne. To nie Pan nas wiąże, to nie On nam
nakłada kajdany. Nie, sami je sobie zakładamy. On nigdy nie uczynił nas
niewolnikami. Jedynie ukazuje nam przywileje i możliwości, a jeśli ty sam
zdecydujesz się na te więzy i poddasz się tym ograniczeniom, wtedy On stanie
się twoim posiadaczem. Jezus Chrystus nie ma swojej własnej woli. Jego wola
jest wolą Ojca, który Go posłał. Jeśli mamy mieć Jego zmysł i ducha, to również
musimy mieć takie nastawienie i postępowanie, by szukać woli Ojca w niebiosach,
a nie swojej własnej. Jest to zatem służba ochotnicza. Jest jeszcze coś więcej
– jarzmo, które musicie sobie sami nałożyć. On nie pytał: Czy nie zechciałbyś
założyć sobie mojego jarzma. On po prostu stwierdził: „Weźcie na siebie moje
jarzmo” (Mat. 11:29). Jeśli związaliście się z Panem wiecznym przymierzem, by
być Jego sługami, nałożycie sobie to jarzmo. Jest jeszcze tak, że nawet
założywszy już sobie to jarzmo, macie też do niego klucz. Możecie je otworzyć,
porzucić jarzmo i stać się ponownie wolnymi ludźmi, żyjącymi na własną rękę,
jeślibyście tylko chcieli. Tak więc, drodzy przyjaciele, nie zostaliście
podbici w niewolę, ale sami się jej poddaliście. Chrystus was nie zniewolił, to
wy z własnej woli zostaliście niewolnikami Pana Jezusa Chrystusa. Dokonała tego
wasza własna wola i to podoba się Panu. Nie ma takich osób zbyt wiele, ale Pan
szuka właśnie takich. Wyszukuje ich już od tysiąca ośmiuset lat, by byli
kopiami Jego Syna. Wszyscy muszą być takimi odbiciami Jego Syna, gdyż tylko
„kopie” Chrystusa mogą stanowić klasę królewską. Nasienie Abrahama będzie się w
całości składać z synów i to dlatego potrzeba było aż tyle czasu, by wybrać owo
duchowe nasienie Abrahama. Sam Jezus był według ciała duchowym nasieniem
Abrahama, jednak w ciele nie mógł zaspokoić wymagań Przymierza Abrahamowego.
Musiał On złożyć swoje ziemskie życie, gdyż potrzebował ziemskich praw, by
przekazać je ludzkości. Gdyby zatrzymał swe ziemskie prawa, nie miałby niczego,
co mógłby przekazać dla nas. Gdy zaś oddał za nas swe życie na ofiarę, Bóg
wielce wywyższył Go do boskiej natury. Teraz ma On swoje ziemskie prawa do
życia do swojej dyspozycji, gdyż nie zaprzepaścił ich przez nieposłuszeństwo.
Przedłożył On sprawiedliwości swe prawa do życia na rzecz życia ojca Adama oraz
całego jego potomstwa, tak by przez tę jedną ofiarę na wieki mógł doskonałymi
uczynić wszystkich, którzy przychodzą przez Niego do Ojca (Hebr. 10:14).
Obecnie udoskonala Kościół – czyli tych, którzy postanawiają wziąć swój krzyż i
naśladować Go – poprzez udzielanie im doświadczeń potrzebnych do odniesienia
zwycięstwa. Uwalnia ich od zależności względem jakiejkolwiek innej władzy,
stając się jedynym, przed którym mają odpowiedzialność. „Jeśli więc Syn was
wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (Jan 8:36). W jaki sposób? On już nas
oswobodził, dając nam wolność myślenia. Pokazał nam też, w jaki sposób
korzystać z tej wolności. Do tej pory nie mieliśmy potrzebnej wiedzy, by
dokonywać wyborów, teraz jesteśmy w tym zakresie wolni. Dał nam też przykład, w
jaki sposób można zrobić właściwy użytek z tej wolności, a mianowicie,
ofiarując swą ziemską naturę, możemy razem z Nim odziedziczyć chwałę, cześć i
nieśmiertelność oraz mieć udział we wszystkich chwalebnych rzeczach, które Bóg
przygotował dla tych, którzy Go miłują. W ten sposób razem z Nim możemy uczynić
pewnym nasze powołanie i wybranie, umacniając je przez obecne posłuszeństwo.
Chwalebne pierwsze zmartwychwstanie zwieńczy to dzieło. Obecnie nie jesteśmy w
pełni oswobodzeni, gdyż jak Apostoł wyjaśnia, mamy ten skarb w naczyniu
glinianym, w śmiertelnym, niestety, ciele. Nowe stworzenie nie jest w stanie
posługiwać się tym śmiertelnym ciałem tak, jak by chciało, ze względu na jego
niedoskonałości i słabości. Jak najbardziej pragnęłoby ono podbić wszelką
zdolność pod posłuszeństwo Bożej woli, ale nie może uczynić wszystkiego, czego
by chciało, dlatego musi czekać na czas, gdy nastąpi przemiana. O tym wspomina
Apostoł, mówiąc o błogosławieństwie czekającym świat: „Bo wiemy, iż wszystko
stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd. A nie tylko ono stworzenie”
(Rzym. 8:22-23), czyli ogólnie wszyscy oczekują na doskonałość i wolność,
oswobodzenie z niewoli skażenia, ale także i my, Kościół, na to czekamy. „My,
którzy mamy pierwiastki Ducha, i my sami w sobie wzdychamy, oczekując
przysposobienia synowskiego, odkupienia ciała naszego.” Czekamy na czas, gdy
nowe stworzenie, nowy człowiek, który został już poczęty z ducha świętego,
otrzyma zupełność Bożego błogosławieństwa w chwalebnej przemianie
zmartwychwstania. To uczyni nas prawdziwie wolnymi! Kogo Syn wyswobodzi, ten
będzie prawdziwie wolny. On uczyni nas prawdziwie wolnymi w zmartwychwstaniu, w
jednej chwili, w mgnieniu oka. A wtedy zajmie się światem, by ich także
oswobodzić. Będzie ich uwalniał przez tysiąc lat, a przy końcu tego okresu
wszyscy, którzy będą z Nim w harmonii, zostaną uwolnieni z niewoli skażenia i
otrzymają chwalebną wolność synów Bożych na ziemskim poziomie. My nie jesteśmy
na ziemskim poziomie, gdyż nasza natura została przemieniona poprzez związek z
Jezusem Chrystusem i przez składanie razem z Nim ofiary ze swej ziemskiej
natury. Staliśmy się przez to współdziedzicami Bożymi razem z Nim i
współuczestnikami wyższego rodzaju natury.
Dzięki niech będą Bogu,
drodzy przyjaciele, za te chwalebne perspektywy nie tylko dla nas, ale również
dla owego nieszczęsnego, wzdychającego stworzenia. Niechaj Pan pomoże nam coraz
bardziej doceniać nie tylko wolność, którą mamy w Chrystusie, ale także
przywilej bycia niewolnikami Jezusa Chrystusa. Amen.
Straż, 3/2013; CRS-427-1913r