<< Wstecz |
Wybrano: SM-635 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Rozwój na podobieństwo Chrystusa
„Przeto
tedy, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary”
– Gal. 6:10.
Rozwój charakteru na podobieństwo naszego Pana
Jezusa Chrystusa jest pierwszym obowiązkiem każdego poświęconego dziecka
Bożego. „Na to też powołani jesteście” – mówi Apostoł [1 Piotra 2:21]; nie
specjalnie po to, by czynić coś dla innych, ale szczególnie w tym celu, by
rozwijać sobie własny charakter – żeby bojować dobry bój, uchwycić się żywota
wiecznego i osiągnąć błogosławieństwa, do jakich Bóg nas zaprosił. Nawet jeśli,
być może, robimy coś dla innych, to nie powinno to być uważane za coś
ważniejszego od tej pracy, jaką Bóg powierzył nam do wykonania indywidualnie
dla nas samych.
Widać jednak, że wielu dobrych ludzi popełnia
błąd pod tym względem. Obserwujemy wielkie instytucje różnych denominacji,
których członkowie działają na rzecz nawrócenia świata i dla przyjemności, a
jednocześnie zaniedbują swój własny wzrost w łasce i znajomości Słowa Bożego.
Wszystko to jest sprzeczne z naukami Pisma Świętego. To, co lud Boży ma czynić
dla świata, ma znaczenie drugoplanowe i powinno być wykonywane jedynie w miarę
nadarzających się okazji. Ich głównym zadaniem jest praca dla samych siebie.
Ważne jest, by ta myśl dobrze się zakorzeniła w naszych umysłach. W przeciwnym
razie mogłoby nas spotkać to, przed czym przestrzegał św. Paweł, że każąc
drugim, sami moglibyśmy zostać odrzuceni (1 Kor. 9:27).
Rozwijając samych siebie i mając zapewnienie
Pisma Świętego, że w odpowiednim czasie żąć będziemy, o ile nie ustaniemy,
możemy i powinniśmy jednak czynić coś także dla innych. W miarę nadarzających
się okazji możemy dobrze czynić komukolwiek, każdemu. Sposobności ku temu jest
wiele. Wybierając, co mamy robić, musimy pamiętać o napomnieniu Apostola: „Póki
czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary”.
Według naszego zrozumienia „dom wiary”
stanowią ci, którzy mają „wiarę raz świętym podaną” (Judy 1:3). Przyjąć tę
wiarę znaczy o wiele więcej, aniżeli powiedzieć: Dobry Panie, cóż dobrego mam
czynić? Przyjęcie wiary przedstawionej w Słowie Bożym oznacza podjęcie kroków
wskazanych przez Mistrza jako potrzebnych do otrzymania członkostwa w Domu
Wiary. Pan nie powiedział: Jeżeli chcesz być zaliczany do grona moich uczniów,
to możesz uczynić to albo jeśli wolisz, tamto. Przeciwnie, Pan powiedział:
„Jeśli kto chce iść za mną, niechajże samego siebie zaprze, a weźmie krzyż swój
i NAŚLADUJE MIĘ” – Mat. 16:24.
Zwracając się do domowników wiary, św. Paweł
oświadczył: „Jesteście powołani w JEDNEJ NADZIEI powołania waszego” – Efez.
4:4. Zaproszenie dane Kościołowi Wieku Ewangelii było tylko jedno, a ci, którzy
je przyjęli, są nazwani królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym
(1 Piotra 2:9). Z innych fragmentów Pisma Świętego dowiadujemy się jednak, że
pomiędzy tymi, którzy przyjmują to zaproszenie i poświęcają się Bogu, są dwie
klasy: Maluczkie Stadko i Wielki Lud – pozafiguralni Kapłani i Lewici. Pierwsza
klasa wiernie wypełnia swoje śluby poświęcenia. Druga natomiast utraciła w
pewnej mierze swoją pierwszą miłość. Chociaż nie są oni nieprzyjaciółmi Boga,
odznaczają się w swym życiu obojętnością. Oni nie są zwycięzcami. Mimo że służą
w różnorodny sposób i na ogół są dobrymi ludźmi, to jednak nie osiągnęli miary
wymaganej od tych, którzy chcą się znaleźć w klasie kapłańskiej. Dlatego nie
otrzymają oni hojnego wejścia do Mesjańskiego Królestwa, lecz będą musieli
„omyć szaty swoje i wybielić je we krwi Barankowej”, ponieważ w pewnym stopniu
zaniedbali wykonywania swoich obowiązków (Obj. 7:9‑11). Będą
oni stanowić klasę pozafiguralnych Lewitów, którym w przyszłości zostanie
powierzone sprawowanie pewnej służby wspólnie z Królewskim Kapłaństwem.
KTO STANOWI „DOM WIARY”
Wypatrując okazji do służby, poświęceni Pańscy
powinni w pierwszej kolejności mieć na uwadze domowników wiary, a nie ludzi światowych.
Tę część czasu, której nie zużywamy dla samych siebie, powinniśmy poświęcić dla
dobra „domu wiary”. Ktoś mógłby zapytać: Dlaczego nie mamy zużywać naszego
czasu także dla tych, którzy nie są domownikami wiary? Czemu nie mielibyśmy się
zajmować na przykład pracą na rzecz najuboższych? Odpowiadamy, że ci, którzy
zajmują się taką działalnością, nie rozumieją planu Bożego. Jednakże nie
krytykujemy ich, ponieważ sympatyzujemy ze wszystkim, co zmierza do
podźwignięcia ludzkości. Uważamy bowiem, że na pierwszym miejscu powinno stać
zawsze nasze własne podźwignięcie, zaraz potem zaś praca dla domowników wiary.
Powodem, dla którego stosujemy taką właśnie kolejność postępowania, jest fakt,
że w obecnym czasie Bóg zajmuje się wyłącznie domownikami wiary.
Ci, którzy zajmują się wspomaganiem ubogich,
sądzą, że Bóg liczy się obecnie z całą ludzkością i że teraz właśnie jest
jedyna możliwość otrzymania życia wiecznego. Mając mylne pojęcie, że rodzaj
ludzki znajduje się w niebezpieczeństwie wiecznych mąk, ludzie ci uważają, iż
czynią dobrze, zaniedbując samych siebie i wszystko inne, by poświęcić się
pracy wśród zdegradowanych. Gdyby znali Boski plan ukazany w Biblii,
wiedzieliby, że Bóg nie zajmuje się obecnie światem, lecz tylko „domem wiary”.
To stwierdzenie jest zgodne ze słowami Jezusa,
który nie modlił się za światem, lecz za tymi, których dał Mu Ojciec (Jan 17:20‑21). On
przyjmował tych, którzy przychodzili do Niego jako grzesznicy i chcieli słuchać
Jego poselstwa. Ci, co przyjmowali to poselstwo, byli traktowani jako domownicy
wiary i im nasz Pan usługiwał w sposób szczególny, zaniedbując nawet swoje
własne, doczesne sprawy. Możemy być jednak pewni, że nigdy nie zaniedbał swoich
osobistych potrzeb duchowych, albowiem własny rozwój jako Nowego Stworzenia był
Jego pierwszym obowiązkiem, tak jak jest również i naszym (2 Piotra 1:4‑11, 3:18).
„Domem wiary” w ścisłym znaczeniu tego słowa
jest rodzina Boża, ci, którzy stawili swoje ciała na ofiarę Bogu, zostali przez
Niego przyjęci i spłodzeni z ducha świętego. Wszyscy oni należą do rodziny
Bożej. Niektórzy z nich czynią dobry postęp, wzrastając mocno, wysoko i
szeroko, podczas gdy inni pozostają tylko „niemowlątkami w Chrystusie”. Możemy
więc uczynić pewną różnicę pomiędzy „domem Bożym” a „domem wiary”. „Dom wiary”
zdaje się być szerszym określeniem i obejmuje wszystkich, którzy zbliżają się
do „wiary raz świętym podanej” i starają się ją przyjąć. Są to ci, którzy
stanowią kandydatów na członków rodziny Bożej i którzy ostatecznie wzrosną w
wierze i gorliwości na tyle, by pełnić rozumną służbę i stawiać swoje ciała
„ofiarą żywą, świętą i przyjemną Bogu” (Rzym. 12:1).
Stwierdzamy, że dla wyrobienia w sobie
charakteru na podobieństwo Chrystusa właściwy jest następujący sposób
postępowania: Najpierw musimy uczynić swoje własne powołanie i wybranie mocnym
poprzez rozwijanie w sobie wszystkich owoców i łask ducha świętego; następnie
powinniśmy czuwać, by zauważyć i chętnie wykorzystać wszelkie sposobności do
wykonywania służby Bożej, jakie Boska opatrzność przed nami otworzy. Te
sposobności mamy wykorzystywać przede wszystkim dla dobra domowników wiary, a
następnie dla pożytku wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Pomaganie
potrzebującym nie oznacza jednak udzielania im rzeczy zbytkownych lub też
dawania tyle, żeby miało im starczyć do końca życia, lecz wspieranie ich w
nagłej potrzebie – np. przez zapewnienie płaszcza, kapelusza, sukienki –
czegokolwiek, co jest im potrzebne, a my możemy to im odstąpić. Gdy zauważymy,
że ktoś znajduje się w odpowiednim stanie, by jego oczy wyrozumienia mogły
zostać otwarte na prawdę Słowa Bożego, powinniśmy sytuację taką uważać za dobrą
okazję do udzielenia mu w tej mierze pomocy. Aby znaleźć czas na pomoc takiej
osobie, możemy odłożyć nasze doczesne sprawy, lecz pod żadnym pozorem nie powinniśmy
zaniedbywać naszego duchowego wzrostu.
„STARAJ SIĘ, ABYŚ SIĘ DOŚWIADCZONYM STAWIŁ BOGU ROBOTNIKIEM”
Do stałego i równomiernego wzrostu w łaskach i
owocach ducha świętego konieczne jest badanie Słowa Bożego. A co więcej –
ponieważ skarb nowego umysłu mamy w glinianym, przeciekającym naczyniu,
niezbędne jest, abyśmy badali ustawicznie. Dlatego też żaden prawdziwy
chrześcijanin nie będzie myślał ani przez chwilę, by zaprzestać studiowania
Słowa, czy to poprzez bezpośrednie czytanie Biblii, czy też przez czytanie
„Wykładów Pisma Świętego”, które układają Słowo Boże w taki sposób, by
wspomagać badania tematyczne. Pewien stopień duchowego orzeźwienia można także
osiągnąć przez poranną pieśń, tekst „Manny” czy „Ślub”. Zalecamy, aby takie
odświeżanie było częścią każdego poranka przed śniadaniem, o ile to możliwe, z
całą rodziną, a jeśli nie, to indywidualnie. Kilka minut spędzonych na
rozmyślaniu o rzeczach niebiańskich, na dziękczynieniu Bogu i na zaśpiewaniu
pochwalnej pieśni przyniesie znaczną korzyść duchową. Lud Boży powinien w
rozmaity sposób utrzymywać ciągły kontakt ze Słowem Bożym, inaczej bowiem życie
Nowego Stworzenia zacznie zamierać.
Jest jeszcze inny sposób badania, który zdaje
się być niezauważany nawet przez wiernie studiujących Słowo Boże. Mamy tu na
myśli rozważanie, którym powinniśmy się zajmować od chwili przebudzenia się
rano aż do naszego zaśnięcia wieczorem. Powinniśmy ustawicznie zastanawiać się,
czy stosujemy się do tego, co już wiemy odnośnie Boga, Pisma Świętego, Jego
woli, naszych obowiązków wobec drugich i wobec samych siebie, a także odnośnie
Złotej Reguły itd. Innymi słowy, każdy chrześcijanin powinien codziennie, o
każdej godzinie, czyli ustawicznie, coraz więcej zastanawiać się, jak wyzbywać
się złości, gniewu, nienawiści, zazdrości, sporu, obmowy i różnych innych
uczynków upadłego ciała i Przeciwnika; z podobną wytrwałością powinien też
pilnie rozważać, w jaki sposób przyoblekać się w łaski ducha świętego –
cichość, łagodność, cierpliwość, wytrwałość, braterską życzliwość, miłość.
Cała Biblia i wszystko, czego o niej i z niej
się uczymy, wszystkie lekcje dostarczane nam przez Boską opatrzność, a także
korzyści, jakie otrzymujemy ze społeczności z braćmi, wszystko to jest tylko
przygotowaniem do najważniejszej lekcji naszego życia – w jaki sposób najlepiej
wypełnić wolę Bożą w myśli, w słowie i w uczynku. Kładziemy nacisk na tego
rodzaju „badanie”, ponieważ mamy świadomość, że wielu spośród ludu Bożego nie
rozumie tej sprawy dostatecznie jasno. Niektórzy z wierzących myślą, że uduchowienie
zależy od ilości godzin spędzonych na badaniu Biblii. Tym sposobem pojmują oni
tylko pewną cząstkę prawdy. Największe błogosławieństwo wynika bowiem z naszych
wysiłków, aby stosować się do zasad, jakich już nauczyliśmy się ze Słowa
Bożego. To badanie nie wymaga ustawicznego trzymania Biblii w rękach, ale
ustawicznego pamiętania o tym, czego już nauczyliśmy się ze Słowa Bożego,
abyśmy mogli zastosować to w praktyce w różnych sprawach życia, w naszych
myślach, słowach i uczynkach wobec Boga, bliźnich i wobec samych siebie.
Kazania Pastora Russella SM-635