<< Wstecz |
Wybrano: CR-188 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Przez Pacyfik – do widzenia, Ameryko!
[Fragment
listu br. L. W. Jonesa]
Nadszedł
dzień, gdy mieliśmy opuścić Amerykę i wyruszyć na Daleki Wschód oraz w
pośpieszną wędrówkę przez Indie, Egipt itd. Mieliśmy rezerwację na japoński
statek „Shinyo Maru”, co się wykłada „Wiosna na oceanie”. Pogoda była prawie
jak w lipcu, powietrze rześkie, a niebo błękitne niczym kolor indygo. Na
nabrzeżu zebrało się około pięćdziesięcioro przyjaciół, by nas pożegnać. Oprócz
nich było wielu przyjaciół innych pasażerów. Nasi przyjaciele weszli na pokład,
by obejrzeć nasz nowy dom, w którym przebywać będziemy przez parę następnych
tygodni. Przy okazji zostawili bratu Russellowi wiele bukietów, udekorowali
jego kabinę kwiatami, podarowali mu kilka opakowań słodyczy itp., a wszystko to
z chrześcijańskiej miłości i szacunku dla jego pracy. Tuż przed odejściem
zebrali się u drzwi i zaśpiewali: „Zostań z Bogiem, aż się zejdziem znów”. On
natomiast ze swej strony wypowiedział krótką modlitwę i udzielił im
pożegnalnego błogosławieństwa.
O
godzinie trzynastej podniesiono kotwicę, a ogromny tłum ludzi na nabrzeżu
machał chusteczkami, żegnając swych przyjaciół na pokładzie. Był to bardzo
wzruszający widok.
Wkrótce
przepłynęliśmy przez cieśninę „Golden Gate” i znaleźliśmy się na ogromnym
oceanie o średniej głębokości dwóch mil i szerokości sześciu tysięcy mil, jakie
mieliśmy do pokonania. Przypomniało nam to pieśń: „Miłosierdzie Boże jest tak
bezmierne, jak rozległy jest ocean”, a także słowa innej: „Jego miłość jest
głębsza niż najgłębsze morze” oraz werset: „Ziemia będzie pełna poznania chwały
Pana, jak morze wodami jest wypełnione” [Abak. 2:14].
SHINYO
MARU
Następnie
wszyscy udali się do swoich pokoi, by zacząć przygotowania do spędzenia na statku
około czterech tygodni. To stosunkowo nowy statek, o długości 550 stóp,
szerokości 63 stóp i wysokości 38,5 stóp. Był to jego trzeci rejs.
Na
pokładzie tego typu statków znajdują się wszelkie wygody, o jakich sobie tylko
można zamarzyć. Przestronny salon jadalny, hall towarzyski i biblioteka oraz –
co zasadnicze dla wygody na statku dalekomorskim – duże, dobrze wentylowane
kabiny i łazienki – wszystko to daje podróżnemu poczucie, że nie musi
rezygnować z żadnego z luksusów doczesnego życia.
Kapitan
jest Anglikiem, intendant, pierwszy oficer pokładowy, steward i lekarz to
Amerykanie, natomiast inni oficerowie są Japończykami. Pozostałą część załogi
stanowią w większości Japończycy, jest też kilku Chińczyków. Z początku
wydawało się to dość dziwne być w otoczeniu tak wielu Japończyków i Chińczyków,
ale przyzwyczailiśmy się i już o tym nie myślimy. Jadalnia jest bardzo
przyjemna, a rachunki za jedzenie naliczane są dokładnie i rzetelnie.
Brat
Russell był wkrótce gotowy do pracy i rozpoczął dyktowanie. Jeśli tylko może,
pomaga, i traci się w ten sposób bardzo mało czasu. Stanowi on wspaniały
przykład dla wszystkich. Pozostała część grupy spędzała czas na różnych
zajęciach – jedni spacerowali po pokładzie, inni czytali, a niektórzy raczej
nic nie robili, jako że zaczynali się czuć niezbyt dobrze, choć morze
pozostawało całkiem spokojne. Wszyscy zeszli jednakże na obiad, który jednym
smakował bardziej, innym mniej. Wszystko na statku jest bardzo przyjemne,
posiłki dobre, pokoje przestronne, a wyposażenie całego statku ma standard
pierwszej klasy. Choć nie jest on tak wielki jak ogromne liniowce atlantyckie,
to dorównuje im pod wieloma względami.
Mówi
się, że podróż dookoła świata w tych dniach szybkiego, niedrogiego i
luksusowego podróżowania – o jakiej myśl przeraziłaby naszych dziadków – jest
obecnie postrzegana jako niemalże nieodzowny element kształcenia uczniów,
polityków i biznesmenów.
Dni
na wodzie są bardzo do siebie podobne, dookoła nic, tylko woda. Jeszcze nie
obeszliśmy statku. W ciągu dnia brat Russell zajęty jest dyktowaniem, po części
mnie, a po części bratu Robisonowi. Reszta grupy spotyka się codziennie rano na
poranne badanie tomów, które prowadzi brat Kuehn. Okazjonalnie uczestniczą w
nim również inni pasażerowie, ale niewiele jest pośród nich słuchających uszu.
Od czasu do czasu silniej wieje i porządnie kołysze oceanem, a wtedy obecność
części pasażerów wyraża się poprzez ich zauważalny brak. Ja czuję się dobrze i
nie wymiotuję, ani w czasie posiłków, ani po nich.
Salon
jadalny nieustannie cieszy się powodzeniem. Powietrze morskie, morska bryza,
ćwiczenia na pokładzie (na tym statku ośmiokrotne obejście pokładu równa się
jednej mili), uciechy w dobrym towarzystwie – wszystko to jak najbardziej
sprzyja apetytowi podróżnego. Suto zastawione stoły, śnieżnobiały obrus,
srebrne i inne naczynia, w połączeniu z osiągnięciami sztuki kulinarnej
serwowanymi przez orientalnych kelnerów – wszystko to jest źródłem przyjemności
i zadowolenia.
14
grudnia 1911. Jest środa, dzień bardzo pogodny, choć nieco chłodny. Mówią nam,
że za dzień lub dwa będzie cieplejsza pogoda. Na dziś potrzebny jest płaszcz,
nawet wewnątrz, ale szczególnie na deku. Wydaje się, że wszyscy dobrze spali.
Część osób wstała, myśląc, że to już pora śniadania, ale poczekawszy chwilę,
zorientowali się, że czas cofa się o około trzydzieści minut co pół dnia, tak
że w rzeczywistości było pół godziny wcześniej. Teraz jest tutaj o trzy i pół
godziny wcześniej niż w Nowym Jorku albo dwie i pół godziny wcześniej w
stosunku do Chicago, ponieważ cały czasu „uciekamy” Słońcu. Wkrótce, jak nam
mówią, dotrzemy do miejsca, gdzie przekroczymy pewną linię i stracimy cały
dzień. Innymi słowy, o tym czasie dzisiaj będzie wczoraj.
Brat
Russell i jego dwaj stenografowie byli zajęci całe przedpołudnie, gdy tymczasem
reszta grupy zaczęła czytanie Wykładów Pisma Świętego, mając nadzieję
przeczytać je wszystkie podczas podróży. Teraz jest popołudnie. Z wyjątkiem
dwóch osób wszyscy byli przy stole na obiedzie, który był od serca przygotowany
i podany przez japońskich i chińskich kelnerów. Japończycy noszą białe żakiety,
zaś Chińczycy długie, niebieskie fartuchy, sięgające prawie do podłogi.
Niektórzy mają warkocze, inni je obcięli. Zdaje się, że dobrze nas rozumieją,
ale my rozumiemy ich nie bardzo, gdy mówią, a już absolutnie wcale, gdy mówią w
swoich rodzimych językach.
NIEDZIELA
[17 grudnia 1911] NA PACYFIKU
ZBLIŻAJĄC SIĘ DO HONOLULU
Na
specjalną prośbę kapitana Shinyo Maru, Smitha, pastor Russell przeprowadził od
jedenastej do dwunastej nabożeństwo uwielbieniowe. Obecna była część pasażerów,
oprócz komitetu i tych, którzy podróżują z nimi. Brat Ernest Kuehn
przewodniczył [w pieśni] od pianina i całe zgromadzenie przyłączyło się do
śpiewu. Nabożeństwo rozpoczęto od pieśni: „Już Zbawca świata pośród nas” [PBT
10].
Modlitwa:
br. Russell
Pieśń:
„Kościoła świętą Głową” [PBT 281]
Odczytanie
Psalmu 27 przez br. Russella
Pieśń:
„Jak pewny fundament” [HD 93]
Tekst:
„Gdy się przypatruję niebiosom twoim, dziełu palców twoich, miesiącowi i
gwiazdom, któreś wystawił, tedy mówię: Cóż jest człowiek, iż nań pamiętasz albo
Syn człowieczy, iż go nawiedzasz? Albowiem mało mniejszym uczyniłeś go od
Aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go. Dałeś mu opanować sprawy rąk twoich,
wszystkoś poddał pod nogi jego. Owce i woły wszystkie, nadto i zwierzęta polne.
Ptactwo niebieskie i ryby morskie, i cokolwiek chodzi po ścieżkach morskich.
Panie, Panie nasz! jako zacne jest imię twoje po wszystkiej ziemi!” – Psalm
8:4-10
Myślimy,
że sugestia proroka w odniesieniu do człowieka przychodziła do głowy każdej
rozumnej istocie. Gdy popatrzymy na bezmiar wód i na przemieszczający się po
nich nasz okręt, myślimy: Jak maleńki jest człowiek; jak niewielką drobiną jest
on we wszechświecie. Gdy przypatrujemy się niebiosom i sobie uzmysławiamy, że
przedstawiają one o tyleż więcej Boskiej mocy, jesteśmy jeszcze bardziej
zaskoczeni. Gdy zastanowimy się nad niebiosami i pomyślimy, że wszystkie te
gwiazdy, z wyjątkiem planet należących do naszego systemu, są tak naprawdę
słońcami, wokół których planety krążą jak nasza Ziemia wokół Słońca, i gdy
pomyślimy o ilości tych słońc i ich planet, jesteśmy zdumieni i ponad wszystko
czujemy swoją małość. Pytamy astronomów o liczbę tych słońc, a oni nam mówią,
że widać ich sto milionów, a więc gdybyśmy wzięli po dziesięć planet dookoła
tych stu milionów słońc, to byłoby ich tysiąc milionów. A potem mówią nam oni,
że gdybyśmy stanęli na tej najdalszej, to wciąż widzielibyśmy jeszcze więcej i
jeszcze więcej. Nasze umysły ogarnia trwoga, gdy rozmyślamy o niebiosach,
dziele palców Bożych, i gdy następnie pomyślimy o człowieku, jak małym on jest
z Bożej perspektywy. Wówczas oceniamy owe stwierdzenie Pisma Świętego, że
człowiek jest jak „pyłek na szali”, który w ogóle nie jest wart, by brać go pod
uwagę. Wszyscy byliśmy w sklepie spożywczym i widzieliśmy, że sprzedawca nie
zwraca uwagi na pyłek na szalach swojej wagi. Tak małym jest człowiek w oczach
Boskiego Stworzyciela, że dziwimy się, iż Bóg w ogóle miałby się ludzkością
interesować.
Gdyby
nie Biblia, drodzy przyjaciele, nie rozpoznalibyśmy Bożego zainteresowania nami
i moglibyśmy pomyśleć, iż Bóg jest tak wielki, że nie zwracałby na nas uwagi.
Ale gdy Bóg objawia się nam w Biblii, zaczynamy widzieć, że Boska moc została
użyta i zamanifestowała się nie tylko w stworzeniu tych wszystkich światów,
lecz dostrzegamy przejawy tej Boskiej siły również w postępowaniu Boga względem
nas, jak i Bożej miłości, którą Pismo Święte określa jako „przewyższającą
wszelki rozum”. Cóż za wspaniała łaskawość ze strony Stwórcy, że zwraca na nas
swoją uwagę.
Nasz
tekst idzie dalej i dostarcza kolejnych informacji na ten temat. „Cóż jest
człowiek, iż nań pamiętasz albo Syn człowieczy, iż go nawiedzasz? Albowiem mało
mniejszym uczyniłeś go od Aniołów.” Ta myśl pojawia się tuż zaraz. Co do
aniołów, to Pismo Święte daje do zrozumienia, że są ich różne poziomy, jedne
wyższe, drugie niższe, ale wszystkie doskonałe. Na świecie mamy również
rozmaite poziomy życia zwierzęcego, dzikich zwierząt, ryb morskich, ptaków
powietrznych oraz człowieka jako najwyżej rozwiniętego spośród tych ziemskich
stworzeń. Stoi on w odniesieniu do tych wszystkich niższych stworzeń tak jak
Bóg wobec całego wszechświata i jest to zaszczyt, jakim nasz wielki Stworzyciel
obdarzył swoje ludzkie stworzenia. Stąd mamy powiedziane w tym psalmie: „Dałeś
mu opanować sprawy rąk twoich, wszystkoś poddał pod nogi jego”. Patrząc z tego
punktu widzenia – jakim wspaniałym stworzeniem jest zatem człowiek! Ma pozycję
tylko nieco niższą od aniołów, biorąc pod uwagę jego naturę w powiązaniu z
ziemią, gdy tymczasem aniołowie są znacznie wspanialsi, jeśli rozważy się ich
naturę. Jednak w tym psalmie mowa jest o człowieku jako stojącym powyżej, w tym
sensie, że ma on władzę. Aniołowie nie mają władzy nad innymi aniołami, lecz
wszyscy są poddani wielkiemu Stworzycielowi, Bogu. Człowiek jednak, na
podobieństwo swego Stwórcy, otrzymał panowanie nad niższymi stworzeniami i w
związku z tym jest to wspaniały zaszczyt, jakim został ukoronowany – „Chwałą i
czcią ukoronowałeś go. Dałeś mu opanować sprawy rąk twoich”.
Całkiem
słusznie można by rzec, że jeśli Bóg jest tak troskliwy w stosunku do ludzkości
i tak wielce wyróżnił swe ludzkie stworzenia, to dlaczego nie mógłby
przygotować czegoś jeszcze lepszego dla nas na tym świecie? Dlaczego jest tak,
że zdani jesteśmy na tak niesprzyjające warunki, w jakich obecnie egzystujemy?
Dlaczego istnieje smutek, ból, wzdychanie, płacz i umieranie? Dlaczego mamy
burze, huragany, cyklony i tornada, głód, suszę i epidemie – dlaczego to
wszystko, skoro Bóg troszczy się o nas jako o swoje stworzenia? Nie znalibyśmy
odpowiedzi na te wszystkie pytania, gdyby nie została ona udzielona w Biblii. W
księdze tej, najwspanialszej ze wszystkich, mamy klucz do odpowiedzi,
wyjaśnienie, a jest ono następujące: Pierwotnie Bóg postanowił, że człowiek nie
powinien być poddany pod żadne z tych trudności i niepowodzeń. Człowiek został
uczyniony doskonałym i umieszczony w przyjaznym i doskonałym otoczeniu
doskonałego ogrodu, na wschód od Edenu, wraz ze wszystkim, co było potrzebne
dla jego dobra. Żadnych huraganów, żadnych chorób, żadnych burz ani trudności,
i człowiek mógł żyć wiecznie. Taka była wspaniała posiadłość tego ludzkiego
syna Boga.
Skąd
zatem ta zmiana? Owa cudowna Księga odpowiada, że całkowita zmiana nastąpiła z
powodu grzechu, i o tym też czytamy. Św. Paweł mówi: „Przez jednego człowieka
grzech wszedł na świat” [wcześniej nie było na świecie grzechu], „a przez
grzech śmierć” [Rzym. 5:12 NB]. Dokąd nie pojawił się grzech, człowiek nie
podlegał umieraniu. Tak więc wszystkie dolegliwości, bóle, zmartwienia i
choroby, jakich doświadczamy, są częścią tego procesu umierania. Problem z nami
wszystkimi polega więc na tym, moi drodzy przyjaciele, że z natury wszyscy
jesteśmy dziećmi gniewu. Czy jest to Boski gniew wyrażający się w [piekielnych]
mękach? Doprawdy, nie. Tak nam przekazywali może w dobrej wierze nasi
przodkowie. O, nie, nie. Gniew Boży widzimy na własne oczy, jak oświadcza
apostoł Paweł: „Gniew Boży ujawnia się” [Rzym. 1:18 BT] – w naszych własnych
ciałach, w naszych boleściach i cierpieniach, w umysłowej niedoskonałości, w
niedoskonałości fizycznej i moralnej, które w całości są częścią tej wielkiej
kary za grzech, ponieważ czytamy, że gdy człowiek stał się przestępcą, Bóg
posłał świętego anioła, aby wyprowadził naszych pierwszych rodziców z ogrodu Eden,
daleko od drzewa żywota, które podtrzymywałoby ich w doskonałości, daleko do
bezkresnej ziemi. Chociaż cała Ziemia mogła być z łatwością uczyniona
doskonałą, Bóg zostawił ją niedokończoną, nieprzygotowaną dla człowieka, a
przygotował jedynie ogród na wschód od Edenu na próbę dla naszych pierwszych
rodziców. Boska mądrość przewidziała bowiem, że człowiek zgrzeszy i zamiast
całą Ziemię uczynić doskonałą, Bóg pozostawił ją w niedoskonałym stanie, z
wyjątkiem ogrodu Eden. Dlatego czytamy, że gdy Bóg wypędzał naszych pierwszych
rodziców z ogrodu Eden, rzekł: „Przeklęta niech będzie ziemia [nie dlatego, że
ja uczynię ją niezdatną, bo ona już taka jest] z twego powodu. Cierń i oset
będzie ci ona rodziła, a przecież pokarmem twym są płody roli. W pocie więc
oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z
której zostałeś wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!” [1 Mojż.
3:17-19 BT]
Innymi
słowy, drodzy przyjaciele, karą za grzech względem naszej rasy jest KARA
ŚMIERCI – „śmiercią umrzesz” (1 Mojż. 2:17). Ciąży ona nad rodzajem ludzkim od
sześciu tysięcy lat, od czasu gdy grzech wszedł na świat. Stąd też wszystkie
karty historii od czasów Adama aż dotąd zaznaczone są grzechem i cierpieniem,
bólem i wzdychaniem, bo wszyscy jesteśmy grzesznikami, a ponieważ jesteśmy
grzesznikami, Bóg traktuje nas zgodnie ze swą własną wolą: „śmiercią umrzesz”.
To
jest jednak ta smutna strona zagadnienia. Czy nie ma innej strony w tej
sprawie, czy nie ma dla nas nadziei? Ta sama błogosławiona Księga – Biblia –
mówi nam o tym. Przesłanie Ewangelii, oznaczającej „dobrą nowinę”, mówi nam, że
Bóg ma pewne dobre wieści dla tych, których skazał na śmierć. Pytamy: Co jest
tym dobrym poselstwem? Pismo Święte odpowiada, że Ten, który skazał nas jako
niegodnych wiecznego życia, zapewnił dla nas odkupienie, że Jego Syn stał się
naszym Odkupicielem, że Chrystus umarł, „sprawiedliwy za niesprawiedliwych”,
aby móc przywieść wszystkich z powrotem do harmonii z Bogiem. O, powiemy, ale
czyż Jezus nie umarł osiemnaście stuleci temu lub jeszcze dawniej? Tak, to
prawda. I czy grzech i śmierć nie panują nadal tak samo jak wtedy? Tak. Gdzież
zatem jest to błogosławieństwo, które przyszło przez Jezusa? No cóż,
odpowiadamy, zostało przygotowane błogosławieństwo dwuskrzydłowe. Przede
wszystkim błogosławieństwo nadziei, którym cieszą się niektórzy z ludu Bożego,
błogosławieństwo świadomości, że w stosownym Boskim czasie Bóg udzieli tego
wielkiego błogosławieństwa, o jakim opowiada poselstwo Ewangelii.
CO
JEST POSELSTWEM EWANGELII?
O,
jest to fakt, że Bóg zapewnił Odkupiciela i że w związku z tym będzie mieć
miejsce powstanie od umarłych; nie pozostaną oni martwi, lecz wyjdą. Nastanie
nowa dyspensacja, wspaniały poranek, kiedy to wszelki grzech i smutek zostanie
usunięty. I tak, Pismo Święte zapewnia nas, że nadejdzie czas, gdy już nie
będzie wzdychania, płaczu ani umierania, ponieważ wszystkie te wcześniejsze
rzeczy, wszystko, co ma związek z grzechem, ze śmiercią przeminie za zawsze. My
zaś pytamy, kto jest taki mocny, by pokonać grzech i śmierć oraz podźwignąć
ludzkość z grzechu, słabości i niedoskonałości i przywieść ją z powrotem. Na to
pytanie Biblia odpowiada, że Tym, który to uczyni, jest Ów wielki siedzący na
tronie Boga, jak czytamy: „I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto wszystko
nowym czynię” [Obj. 21:5 NB]. Ale kto to jest? O, to jest Ten Sam, który z
łaski Bożej stał się Odkupicielem, Jezus. On ma być tym wielkim Królem królów i
Panem panów oraz ma panować od morza do morza, od rzeki aż po krańce ziemi
[Psalm 72:8]; pod błogosławionym wpływem tego panowania zupełne
błogosławieństwo Boże ponownie przyjdzie na ziemię. „Wtedy otworzą się oczy
ślepych, otworzą się też uszy głuchych” [Izaj. 35:5 NB]. „I objawi się chwała
Pańska, i ujrzy to wszelkie ciało pospołu” [Izaj. 40:5 NB]. Są to słowa
proroka, dane nam dla naszej nadziei i wzmocnienia naszych serc, abyśmy mogli
odwrócić się od grzechu i stawać coraz bardziej dziećmi Boga.
Mówiliśmy
o świecie i o tym, jak to jest być błogosławionym przez to Mesjańskie
Królestwo, Królestwo drogiego Syna Bożego, Królestwo, o które Jezus nauczył nas
modlić się: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i na
ziemi”, ale widzimy, że jeszcze nie wszystkie te rzeczy się spełniły. Nie
widzimy, żeby ludzkość była przywrócona do doskonałości ani żeby wykonywało się
pośród ludzi owo wielkie dzieło dobrej nowiny. Ale mamy słowa Apostoła w tym
względzie. Mówi on: „Nie widzimy, aby mu wszystko poddane było”, nie ma
harmonii, ale, stwierdza, widzimy początek Bożego dzieła, widzimy Jezusa, który
z łaski Bożej za wszystkich śmierci skosztował. Widzimy jeszcze więcej, moi
przyjaciele. Minęło więcej niż osiemnaście wieków. Nie tylko Jezus zaznał
śmierci, ale bardzo wielu poszło na śmierć w odpowiedzi na powołanie, by stać
się Oblubienicą Chrystusa, Kościołem Pierworodnych, aby połączyć się ze swym
Panem – to Kościół, o którym śpiewaliśmy w naszej drugiej pieśni:
„Kościoła
Świętą Głową
Sam Jezus Chrystus jest;
On dał nam swoje słowo,
On dał nam ducha chrzest
I z nieba zszedł na ziemię,
By ducha Prawdy zlać,
By zbawić ludzkie plemię
I żywot wieczny dać.”
To
jest zatem owym pierwszym dziełem Boga w zbawieniu ludzkości – zgromadzenie
Oblubienicy Chrystusa, Kościoła, aby połączył się ze swym Panem i dzielił Jego
chwałę, cześć i nieśmiertelność. Mamy nadzieję być częścią tej klasy, a do niej
należą wielkie obietnice, jakie będzie ona z Nim dzielić w „pierwszym
zmartwychwstaniu”, błogosławiąc następnie wszystkie rodziny ziemi restytucją.
Ludzkość ma zostać przywrócona do wszystkiego, co miał i co utracił Adam, do
wszystkiego, co Jezus odkupił na Kalwarii; w łączności z Nim będzie Kościół
powołany ze świata, klasa świętych, którzy chodzili śladami Jezusa, jak znów
czytamy w wypowiedzi Jezusa: „Błogosławiony i święty, który ma część w
pierwszym zmartwychwstaniu; albowiem nad tymi wtóra śmierć mocy nie ma; ale
będą kapłanami Bożymi i Chrystusowymi, i będą z nim królować tysiąc lat” [Obj.
20:5]. Tysiąc lat królowania Mesjasza, tysiąc lat podnoszenia ludzkości, tysiąc
lat związania Szatana, tysiąc lat, podczas których poznanie napełni całą
ziemię, tysiąc lat, w czasie których świat zostanie przywrócony do rajskich
warunków, które symbolicznie były pokazane w ogrodzie Eden, i kiedy każde
stworzenie na niebie i na ziemi zostanie doprowadzone do doskonałego stanu, i
gdy śpiewać będą na chwałę Bogu i temu, który siedzi z Nim na tronie,
Barankowi, po wszystkie wieki.
Wciąż
jeszcze przed nami ta inna strona, bowiem to samo Pismo Święte mówi nam o
wywyższeniu Kościoła do chwały i błogosławieństwach dla świata za pośrednictwem
Królestwa Mesjasza, o tym, że ziemia będzie rajem Bożym, o tym, że będzie
również klasa „nienaprawialnych”, która zostanie ukarana. Po tym, jak otrzymają
oni pełne poznanie Boga i następnie świadomie zgrzeszą wbrew Boskiemu światłu i
błogosławieństwom, karą dla nich nie będą wieczne męki, lecz „zatracenie od
obliczności Pańskiej i od chwały mocy jego”, jak stwierdza św. Paweł [2 Tes.
1:9].
Nabożeństwo
zakończono pieśnią „Bliżej przed Pański tron” [PBT 188].
Modlitwą usłużył pastor Russell.
Straż 1/12, CR 188-190