<< Wstecz |
Wybrano: R-4804 a, z 1911 roku. |
Zmień język na 
| |
| | |
Czego bał się nasz Pan i od czego został wybawiony
„Chrystus...
dla bogobojności został wysłuchany” – Żyd. 5:7 (NB).
Nasz
Pan nie obawiał się tego, że braknie Mu Bożej miłości czy też, że Boże
obietnice się nie spełnią. Wiedział On, że wierny jest Bóg, gdy coś obiecuje,
że dotrzymuje umowy, a także że Jego postępowanie i działanie oparte jest na
wiecznych zasadach prawdy i sprawiedliwości, od których odstąpienie choćby na
jotę jest wprost niemożliwe. Nasz Pan wiedział też jednak, że plan zbawienia ludzi
został uzależniony od posłuszeństwa pomazanego Najwyższego Kapłana względem
każdej joty i kreski praw, które się do Niego odnosiły, tak jak zostały one
ukazane w obrazowej służbie Przybytku. Ofiara nie tylko miała zostać złożona,
ale musiała być złożona dokładnie w taki sposób, jaki został przewidziany.
Gdyby
obrazowy arcykapłan, Aaron, kiedykolwiek nie dopełnił któregoś z przepisów
dotyczących ofiarowania (zob. 3 Moj. 9:16), gdyby zapomniał lub zignorował
jakąkolwiek część owych zaleceń albo też, gdyby zastąpił je jakimiś własnymi
pomysłami, nie zostałby dopuszczony do pokropienia ubłagalni taką niedoskonałą
ofiarą; jego usługa nie zostałaby przyjęta, a on by umarł i nie mógł wyjść, by
błogosławić lud (3 Moj. 16:2-3).
Widzimy
więc, że podejmując się wielkiego dzieła odkupienia, nasz Pan miał do czynienia
ze sprawą życia i śmierci, nie tylko w odniesieniu do całego rodzaju ludzkiego,
ale także samego siebie. Obrazowo mówiąc, ujął On swoje życie we własne ręce.
Nic więc dziwnego, że pod ciężarem tej odpowiedzialności Pan odczuwał strach.
Napięcie wywołane próbą, której został poddany, byłoby zbyt wielkie nawet dla
doskonałej ludzkiej natury, gdyby nie otrzymała ona wsparcia Bożej łaski. To
dlatego często szukał On miejsca modlitwy, gdzie prosił o łaskę pomocy w
stosownym czasie.
Jakże
ogromna była walka utrapienia, przez którą przechodził, jak wymyślne i
podstępne były zwodnicze pokusy na pustyni! (Zob. Wykłady Pisma Świętego, tom
V, str. 110-117.) Jakiż był wobec Niego sprzeciw grzeszników, jakże podła niewdzięczność
ze strony tych, których przyszedł zbawić. Pomyślmy o Jego ubóstwie, o utracie
przyjaciół, wysiłku i wyczerpaniu, bezdomności i nieustannych prześladowaniach,
a wreszcie o zdradzie i agonii śmierci! O tak, sprawdzian wytrzymałości i
posłuszeństwa względem dokładnych wymagań Zakonu ofiarniczego był w tych
warunkach niezmiernie wymagający. Jak wielką ostrożność, skrupulatność
wypracował on u naszego Pana. Istniała bowiem obawa, że nie uda Mu się
skorzystać z obietnicy o wejściu do pozostającego odpocznienia oraz do
przyszłej chwały Dnia Pojednania, gdyby nie dopełnił wszystkich wymagań swego
urzędu kapłańskiego odnośnie sprawowania przyjemnej służby. Tak też mówi
Apostoł: „Bójmyż się tedy, aby
snać zaniedbawszy obietnicy o wejściu do odpocznienia
jego, nie zdał się kto z was być upośledzony” – Żyd. 4:1.
„IZALI
NIE MAM PIĆ KIELICHA TEGO, KTÓRY MI DAŁ OJCIEC?” [Jana 18:11]
Gdy
Pan doczekał ostatniej nocy swego ziemskiego życia, w Jego umyśle coraz
intensywniej pojawiało się pytanie: „Czy do tej pory wykonałem wszystko
dokładnie tak, by było to zgodne z wolą Bożą? A teraz, w obliczu śmiertelnego
zmagania, które na mnie przychodzi, czy jestem zdolny do tego, by wypić kielich
goryczy aż do samego dna? Czy jestem zdolny znieść nie tylko fizyczną agonię, ale
także hańbę, wstyd i okrutne szyderstwa? Czy jestem w stanie uczynić to tak
doskonale, by moja własna sprawiedliwość mogła zostać bez zastrzeżeń przyjęta
przez Boga? Czy będę umiał znieść widok rozproszenia i przerażenia moich
uczniów, pozornego unicestwienia dzieła mojego życia? Czy udźwignę to, że moje
imię oraz Boża sprawa okryte zostaną hańbą, gdy tymczasem moi wrogowie będą
chełpliwie triumfować? Czy umiem tego wszystkiego dokonać, tak by usłyszeć:
„Dobrze, [sługo dobry]”?
Taka
była ostatnia walka naszego Pana. Z pewnością moce ciemności były bardzo
aktywne w tej strasznej godzinie, wykorzystując okoliczności, Jego słabość i
zmęczenie, by osłabić Jego nadzieję, by napełnić Jego umysł obawami, że na
pewno upadnie albo nawet już upadł, nie wykonując swego zadania w
zadowalający sposób, a w związku z tym, Jego zmartwychwstanie nie byłoby pewne.
Nic dziwnego, że Jego doskonałe ludzkie serce tonęło w takich rozważaniach, a
emocjonalna agonia wyciskała z Jego ciała wielkie krople krwawego potu! Ale czy
uległ On takiemu zniechęceniu i
czy wycofał się z walki, gdy został poddany przełomowemu sprawdzianowi? Nie!
Przedstawił On owe ludzkie obawy swemu Niebiańskiemu Ojcu, Temu, „który go mógł zachować od śmierci”, tak
by Jego ludzka wola mogła zostać wzmocniona Bożą łaską, by mógł śmiało dążyć do
dopełnienia ofiary przyjemnej Bogu, by chętnie poddał się tym, którzy mieli Go
poprowadzić jak baranka na zabicie, jak owcę przed tych, którzy ją strzygą, by
nie otworzył ust w samoobronie (Iz. 53:7).
Jego
modlitwy do Ojca nie były daremne: „Dla
bogobojności został wysłuchany”. Choć Jego słowa były nieliczne (ponieważ
żadne słowa nie były w stanie wyrazić uczuć Jego duszy), Jego utrapiony duch
cały czas wstawiał się za Nim swymi westchnieniami, których nie dało się wysłowić
(Rzym. 8:28). Następnie Bóg posłał anioła, by Go pocieszał i usługiwał Mu, by
zapewniał Go o nieustającej łasce Bożej i w ten sposób udzielił Mu nowej
odwagi, wzmocnił Jego umysł i zdecydowanie charakteru w celu wytrzymania
wszystkiego, co było jeszcze przed Nim, aż
do śmierci włącznie.
Z
takim wsparciem ze strony Bożej łaski nasz drogi Pan wyszedł z tej sytuacji
pełen niewzruszonej odwagi, by dokończyć dzieła, które zostało Mu powierzone.
Mógł teraz spokojnie wyjść do swych umiłowanych, choć zmęczonych i
zdezorientowanych uczniów, i powiedzieć: „Śpijcie
dalej i odpoczywajcie” [Mat. 26:45 NB]. Gorycz duchowej walki była już za
Nim, a w Jego duszy świeciło niebiańskie światło rozpraszające ciemny mrok,
który wisiał nad Nim jak żałobny obłok, sprawiając, że był On „smutny aż do śmierci” [Mat. 26:38]. O
tak, „dla bogobojności został wysłuchany”,
a strach został całkowicie od Niego odjęty. Mocny dostarczoną przez Boga mocą
czuł, że jest w stanie złożyć przyjemną ofiarę, wypełniając przez to co do joty
i kreski wszystkie wymagania Zakonu; dzięki temu został zachowany od śmierci,
a Jego zmartwychwstanie było pewne.
Z
TEGO, CO CIERPIAŁ, NAUCZYŁ SIĘ POSŁUSZEŃSTWA [Żyd. 5:8]
Bogobojność
naszego Pana nie była grzeszną bojaźnią. Była to bojaźń, do odczuwania której jesteśmy
zachęcani także i my, pragnący kroczyć Jego śladami, o ile nie chcemy utracić
obietnic, które są zagwarantowane, ale pod pewnymi konkretnymi i niezmiennymi
warunkami (Żyd. 4:1). Bojaźń ta rodziła się nie z wątpliwości w moc i chęć Boga
do spełnienia wszystkich Jego obietnic, ale ze świadomości sprawiedliwych
zasad, które muszą w każdym przypadku rządzić działaniem Ojca. Była to bojaźń
wobec niezmiennego Prawa, które sprawiedliwie powiązało nagrodę życia wiecznego
i chwały z wypełnieniem Jego przymierza ofiary oraz karę wiecznej śmierci z
Jego niepowodzeniem. W tym też czasie zaczął On sobie uświadamiać, że pomimo
doskonałości posiadanej przez Niego ludzkiej natury, Jego serce i ciało
upadnie, jeśli nie zostanie wzmocnione Bożą łaską. Psalmista wyraża ową bojaźń
Pana i źródło, z której ona pochodziła, mówiąc: „Choć ciało moje i serce moje ustanie, jednak Bóg jest skałą serca mego
i działem moim na wieki” (Ps. 73:26). Była to synowska bojaźń, całkowicie
zgodna z relacją, jaka wiązała Go, uznanego Syna, z Bogiem. „A choć był Synem Bożym, wszakże z tego, co
cierpiał, nauczył się posłuszeństwa” – Żyd. 5:8.
Jesteśmy
szczęśliwi, że Jezus nie był chłodny i obojętny, ale wrażliwy i pełen ciepłych,
miłujących i czułych uczuć oraz że my w konsekwencji możemy uświadamiać sobie,
iż jest On bardziej niż ktokolwiek inny z ludzi zdolny do współczucia z
najbardziej czułymi, najdelikatniejszymi, najczystszymi i najwrażliwszymi
osobami. Musiał On bardzo żywo odczuwać warunki, w których się znalazł, kładąc
za nas swoje życie, gdyż im bardziej doskonały jest organizm, tym wrażliwsze i
tym bardziej napięte bywają uczucia. Im większa jest zdolność do radości, tym
mocniejsze odczuwanie smutku. Będąc absolutnie doskonałym, nasz Pan musiał być
nieporównywalnie bardziej podatny na wpływ bólu niż inni ludzie.
„OFIAROWAŁ
MODLITWY I UNIŻONE PROŚBY DO TEGO, KTÓRY GO MÓGŁ ZACHOWAĆ”
Poza
tym wiedział On, że posiada doskonałe życie, niezbywalne, a uświadamiał sobie,
że właśnie będzie się z nim rozstawał. Inne istoty ludzkie cieszą się jedynie
niszczejącą i potępioną egzystencją, zdając sobie sprawę, że muszą się z
nią po pewnym czasie rozstać. Dlatego dla naszego Pana złożenie życia było
całkowicie odmienną sprawą, niż gdyby swe życie miał położyć któryś z Jego
naśladowców. Jeśli wyobrazimy sobie, że sto procent oznacza doskonałe życie, to
nasz Pan miał pełne sto procent do ofiarowania, podczas gdy my, będąc w
dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach umarłymi ze względu na występki i
grzechy oraz związane z nimi potępienie, moglibyśmy co najwyżej ofiarować jedną
setną. A zatem chłodna stoicka obojętność względem utraty życia, bazująca na
świadomości, że mogłoby ono trwać co najwyżej jeszcze tylko przez krótki czas,
byłaby czymś całkiem odmiennym od jasnej świadomości, którą posiadał nasz Pan
dzięki doświadczeniu bycia z Ojcem „pierwej, niżeli świat był”. Przy tym miał
On świadomość, że życie, które składał, nie było stracone ze względu na
grzech, lecz stanowiło Jego dobrowolną ofiarę.
Nie
ma wątpliwości, że owa myśl o utracie życia stanowiła istotny element smutku
naszego Pana. Apostoł jasno sugeruje to w słowach: „Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami
modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od [ze] śmierci, i dla bogobojności został
wysłuchany” – aby nie był zgładzony (Żyd. 5:7 NB). Ta myśl prowadziła do następnej, tj. czy doskonale wykonał On
wolę Ojca? Czy miał prawo do obiecanej nagrody i czy ją otrzyma – a mianowicie:
powstanie od umarłych?
Gdyby
uchybił choćby w najmniejszym szczególe, nie osiągnąwszy dokładnego stopnia
doskonałości, Jego śmierć oznaczałaby unicestwienie. I choć wszyscy ludzie
obawiają się zagłady, nikt nie może poczuć pełnej głębi i mocy jej znaczenia,
jak tylko Ten, który posiadał nie tylko doskonałe życie, ale także wspomnienie
wcześniejszej chwały u Ojca „pierwej,
niżeli świat był”. Dla Niego sama myśl o unicestwieniu sprowadzała udrękę i
trwogę dla duszy. Wydaje się, że myśl ta nigdy wcześniej nie dotarła z taką
siłą do umysłu naszego Pana. To właśnie spadło na Niego w tym momencie,
sprowadzając smutek aż do śmierci. Rozumiał, że niebawem, zgodnie z Prawem,
będzie musiał cierpieć jako złoczyńca, a w tej sytuacji pojawiało się naturalne
pytanie: Czy był całkowicie bez
zarzutu, czy Niebiański Sędzia zupełnie Go uniewinni, choć tak wielu
ludzi skłonnych było Go potępić?
„NIE
MOGLIŚCIE JEDNEJ GODZINY CZUWAĆ ZE MNĄ?”
Po
modlitwie wrócił do swych trzech uczniów, ale zastał ich śpiących. Łagodnie
upomniał ich, pytając: „Tak to nie
mogliście jednej godziny czuwać
ze mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie” [Mat.
26:40 NB]. Następnie nasz Pan odszedł ponownie i modlił się tymi samymi
słowami, potem uczynił to jeszcze raz, po raz trzeci. Sprawa wyraźnie ciążyła
Jego sercu. Czy mógł teraz, kończąc swój bieg, w zupełności polegać na tym, że
starając się poszukiwać woli Bożej, uczynił wszystko w sposób godny przyjęcia?
Czy mógł mieć zupełną pewność wiary, że Bóg wybawi Go od śmierci przez
zmartwychwstanie?
W
odpowiedzi na Jego błaganie wysłany został niebiański posłaniec, by Go
pocieszył, by Go pokrzepił i wzmocnił. Nie mamy informacji na temat poselstwa,
jakie przyniósł anioł, ale najwidoczniej było to posłannictwo pokoju. Zapewnił
Go nie tylko o tym, że postępowanie Pana znalazło uznanie w oczach Ojca, ale
także, że zostanie przez zmartwychwstanie wywiedziony ze śmierci. Wystarczyło
to, by udzielić naszemu Panu całej siły i odwagi, potrzebnej do przebycia
ciężkiej próby, którą miał przed sobą. Od tej pory widzimy Go, jak jest
spokojny i opanowany, bardziej niż jakakolwiek znana nam postać. Gdy podchodzi
do Niego Judasz i jego zgraja, jest On najbardziej spokojny i opanowany ze
wszystkich tam obecnych. Podobnie jest przed arcykapłanem Kajfaszem, Piłatem i
w czasie ukrzyżowania. Odnalazł On pokój w posłannictwie, że został uznany
przez Ojca i że należą Mu się wszystkie łaskawe obietnice chwały, czci i
nieśmiertelności. Teraz był gotów przebyć każdą ciężką próbę, był w stanie
doskonale poddać się swoim nieprzyjaciołom.
Straż 2/2011 W.T. R-4804a-1911