<< Wstecz |
Wybrano: SM-286 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wilki w owczej skórze
„A przetoż weźmijcie zupełną
zbroję Bożą, abyście mogli dać odpór w dzień zły, a wszystko wykonawszy, ostać
się” – Efez. 6:13.
Jedynie ci, którzy pojęli znaczenie słów Apostoła odnośnie właściwego
rozważania Słowa Prawdy – tylko ci, co się nauczyli z Pism, że plan Boży jest
progresywny, a następujące po sobie wieki stanowią jego ogniwa – tylko tacy
mogą zrozumieć, dlaczego Boska opatrzność w pewnym czasie dopuszcza na Kościół
szczególne doświadczenia, próby itp., na jakie nie dozwalała ona w innym
czasie. Oby wszyscy chrześcijanie przebudzili się do odpowiedniego badania
Biblii – do poznania celu Bożego postępowania z Żydami w ciągu Wieku
Żydowskiego, z chrześcijanami w ciągu Wieku Ewangelicznego, a ze światem w
ciągu Wieku Tysiąclecia. Patrząc z takiego punktu widzenia, dowiedzieliby się,
czego uczy Pismo Święte, a mianowicie, że jest czas nasienia, czyli czas siewu,
oraz czas zbiorów, czyli żniwa, którym każdy wiek, spełniwszy swój cel, kończy
się, ustępując miejsca innemu wiekowi i odmiennej pracy. W końcu Wieku
Żydowskiego, na przykład, przyszło na ten lud szczególne przesiewanie i
próbowanie, które w myśl oświadczenia Jana Chrzciciela, ostatniego z proroków,
było przewiewaniem pszenicy, oddzielaniem plew, przygotowującym do zebrania
pszenicy do spichlerza następnego wieku oraz dopuszczeniem na klasę plew z tego
ludu ucisku, który kompletnie go zniszczył jako naród.
Podobnie Pan powiada nam w jednej ze swoich przypowieści (Mat. 13:24‑30), że w końcu tego Wieku Ewangelii będzie miało miejsce oddzielanie
pszenicy od kąkolu – pszenica zostanie zebrana do chwalebnego Królestwa, o
jakie się modlimy: „Przyjdź królestwo twoje”, a kąkol ogólnie zniszczony, ale
nie jako jednostki. Zniszczenie kąkolu, imitacji chrześcijanina, oznaczać
będzie, że osoba pozująca na chrześcijanina, zbliżająca się do Pana wargami, podczas
gdy jej serce dalekie jest od Boga, przestanie praktykować takie wyznawanie. Od
tego czasu prawdziwy Kościół będzie uznany na swojej szczególnej pozycji jako
wybrani Boga, Maluczkie Stadko, które idzie śladami Mistrza, radośnie
poświęcając ziemskie interesy dla osiągnięcia niebiańskich. Odtąd, jak wskazuje
przypowieść, będą oni lśnić w Królestwie jak słońce dla błogosławienia narodów
ziemi, włączając w to także klasę kąkolu, która nie będzie już odtąd więcej
oszukiwana ani oszukująca odnośnie swego prawdziwego stanowiska, ale wraz z
resztą ludzkości będzie miała przywilej dojścia do zupełnej harmonii z Bogiem
(Mal. 4:2; Mat. 13:43).
Co się tyczy czasu żniwa Wieku Ewangelii, zwracam się przy tej okazji do
was w przekonaniu, że cały ten okres żniwa będzie trwał według Pisma Świętego
czterdzieści lat i że weszliśmy w ten okres w roku 1878, a zatem zakończy się
on z rokiem 1918. Pragnę zwrócić waszą uwagę na to, że szczególne utrapienia,
uciążliwości i sprawdzanie wiary oraz posłuszeństwa, przeznaczone w celu
zupełnego oddzielenia pszenicy od kąkolu, spadają obecnie na chrześcijaństwo –
przyszły na nas jak „złodziej w nocy” jakiś czas temu. Nie zdążymy omówić tutaj
różnych dowodów biblijnych, które wskazują, że znajdujemy się w końcowym
okresie Wieku Ewangelii i na początku czy w brzasku Wieku Tysiąclecia. Wielu z
was posiada już nasze „Wykłady Pisma Świętego”, w których te zagadnienia są
obszernie przedstawione wraz z ich biblijnym uzasadnieniem. W tej chwili
zadowolić się musimy zwróceniem uwagi tylko na pewne zewnętrzne objawy,
wskazujące, że żyjemy w okresie, który w naszym tekście Apostoł określa jako
„DZIEŃ ZŁY”.
Okres ten przedstawiany jest w całym Piśmie Świętym bardzo dramatycznie,
jako czas gruntownego sprawdzania, czas, w którym oddzielenie pszenicy od
kąkolu całkowicie się dokona, tak iż ani jedno ziarno pszenicy nie będzie
stracone i ani jedno ziarno kąkolu, nawet przypadkiem, nie uchowa się pomiędzy
pszenicą, bo Pan oświadcza, że dokona dokładnego oddzielenia. Większość ludzi
ma trudność z zaakceptowaniem myśli, że w ich czasach mogłoby wydarzyć się coś
szczególnego – żeby to oni mieli znaleźć się pośrodku wypełniania się proroctw.
Gdybyśmy twierdzili, że te rzeczy wydarzą się w przeciągu stulecia czy
tysiąclecia, daleko większa liczba ludzi byłaby gotowa dociekać i uznać siłę
argumentacji. Ale z powodu oswojenia z warunkami, z doświadczeniami, z
uciążliwościami, z zakłopotaniem i z twierdzeniami wielu – jak przepowiedział
Apostoł – że wszystko tak się dzieje od początku stworzenia (2 Piotra 3:4),
wielu zamyka oczy swojego pojmowania na jak najbardziej godny uwagi stan rzeczy
w naszych dniach.
Apostoł stwierdza, iż tacy „umyślnie wiedzieć nie chcą”, a Jezus mówi,
że „słysząc, nie słyszą ani rozumieją”; i znowu Pan przez proroka oświadcza:
„Lud mój wygładzony będzie dla nieumiejętności” (2 Piotra 3:5; Mat. 13:13; Oz.
4:6). Rzeczywiście, ci, co się zwą chrześcijanami, w większości są niedbali,
obojętni na to, co z woli Pana zostało zapisane dla ich napomnienia, zachęty i pomocy
w tym „złym dniu”. Tacy nie zaliczają się do wybranych, którzy, jak wykazuje
Apostoł, nie będą w ciemności, tak żeby ten dzień zaskoczył ich jak złodziej.
Będą oni pilni, czujni, baczni i pewnie stojący w wierze. Dlatego, korzystając
z zapewnionych przez Pana środków, otrzymają oni błogosławieństwo, specjalną
zapłatę, podczas gdy inni, zaniedbując swe przywileje, okazują się niegodni
wielkich łask, jakich obecnie Bóg udziela Maluczkiemu Stadku. Nie twierdzimy,
że nie będą oni mieli sposobności znalezienia się pośród tego „wielkiego ludu”,
jaki ukazuje Pismo Święte, a który wyjdzie z wielkiego ucisku i znajdzie się
przed tronem zamiast na tronie (Obj. 7:15, 3:21).
Zwróćmy uwagę na oświadczenie naszego Pana, który stwierdza, iż próba
naszego czasu będzie tak krytyczna, tak wymagająca, że doprowadziłaby – o ile
by to było możliwe – do zwiedzenia nawet wybranych (Mat. 24:24). Lecz nie
będzie to możliwe, bo Pan przyrzekł im potrzebną pomoc, a oni będą w takim
stanie serca i umysłu, by szukać pomocy i z niej skorzystać. Zauważcie, jak Pan
przez proroka Dawida (Psalm 91) przepowiada szczególne utrapienia tego czasu,
obrazując rozmaite metody Szatana – spirytyzm, „wyższy krytycyzm”,
Chrześcijańską Naukę itp. – jako zarazy morowe i strzały. Mówi nam on, że tysiąc
padnie obok nas, owszem, dziesięć tysięcy po naszej prawej stronie, między
innymi ci, których uważamy za najbardziej zacnych, a nawet w jakimś sensie za
naszych przyjaciół w Panu.
Następnie podana jest przyczyna, dla której te same zarazy i strzały nie
powodują upadku wybranych, a mianowicie: „Ponieważeś ty Pana, który jest
nadzieją moją, i Najwyższego za przybytek swój położył, (...) ani jaka plaga
nie przybliży się do namiotu twego” – „on złośnik nie dotyka się go” (1 Jana
5:18). To, co dla innych będzie kamieniem obrażenia, dla tej klasy będzie
oparciem – w tym sensie, że wspinać się będą po nim na jeszcze wyższy stopień
osobistego rozwoju i upodobnienia charakteru do Pana. Wszystkie rzeczy muszą
zgodnie działać dla ich dobra, ponieważ miłują oni Boga prawdziwie, szczerze,
ponad siebie i inne stworzenia, i ponieważ są wierni swojemu przymierzu –
swojemu poświęceniu dla Pana. Zaraza morowa błędu nie może ich dotknąć,
ponieważ w tajemnicy Pańskiej obecności posiadają zbroję łaski i prawdy
specjalnie im udzielonej. Jak jest napisane: „Tajemnica Pańska objawiona jest
tym, którzy się go boją, a przymierze swoje oznajmuje im” – Ps. 25:14.
„BO TO DZIEŃ POKAŻE”
Wskazując na ten czas żniwa, który się rozpoczął w roku 1878, Apostoł
nazywa go specjalnym dniem, czyli epoką; i takim on był naprawdę. Żaden okres w
historii świata nie był tak znamienny pod tyloma względami. Nawiązując do tego
czasu i do prób wiary, jakie tutaj przyjdą na lud Pański, Apostoł mówi: „Każdy
niechaj baczy jako na nim buduje [wiarę], albowiem gruntu innego nikt nie może
założyć, oprócz tego, który jest założony, który jest Jezus Chrystus”. Tymi
słowy Apostoł wskazuje, że nie zwraca się on do świata pogańskiego, ale do
tych, którzy przynajmniej nominalnie przyjęli Chrystusa jako grunt dla swoich
nadziei. Kontynuując, mówi: „A jeśli kto na tym gruncie buduje złoto, srebro,
kamienie drogie, drwa, siano, słomę, każdego robota jawna będzie, gdyż przez
ogień objawiona będzie, a każdego roboty, jaka jest, ogień doświadczy” – 1 Kor.
3:10‑15.
Czyż można sobie wyobrazić jaśniejsze oświadczenie? Ogień, o jakim jest
tu mowa, jest oczywiście symboliczny, podobnie jak drwa, siano, słoma, złoto,
srebro, drogie kamienie. Tak jak drwa, siano, słoma mogą być zniszczone przez
literalny ogień, tak samolubne nauki, błędy i wszelka niewłaściwa wiara będą
zniszczone w tym czasie, na jaki wskazuje Apostoł: „Dzień to pokaże”, czyli
wykaże wiarę, która się ostoi, i wiarę, która zostanie strawiona. Apostoł mówi
dalej: „Jeśli czyja robota zostanie, którą na nim budował, zapłatę weźmie.
Jeżeli czyja robota zgore, ten szkodę podejmie”. Niestety, wielu musi
stwierdzić, że ich wiara ulega spaleniu! Jakże nieliczni otrzymują wielką
zapłatę, przekonując się, że mają wiarę, która się ostoi wobec wszelkich prób
tego dnia! Czyż nie jest prawdą, że spirytyzm, teozofia, Chrześcijańska Nauka i
„wyższy krytycyzm” trawią wiarę wielu – wszystkich, którzy się z nimi zetknęli,
którzy mają tylko drwa, siano, słomę ludzkiej tradycji, a którym brak złota,
srebra i drogich kamieni Bożego Słowa?
Kontynuując, Apostoł zapewnia nas, że wszyscy, którzy budują na
Chrystusie, zostaną ostatecznie ocaleni, choćby nawet ponieśli wielką szkodę w
związku ze swoją wiarą. Mówi on: „Lecz on sam będzie zachowany, wszakże tak
jako przez ogień”. Ogień tego dnia wykaże niektórym, jak kiepsko budowali, jak
mało dawali posłuchu Słowu Pańskiemu, do jakiego stopnia podlegali ludzkim
tradycjom i wierzeniom ciemnych wieków. Wielu – możemy być tego pewni – utraci
w tym czasie całą wiarę w Chrystusa, lecz jeśli tak się stanie, będzie to tylko
dowodem, że ich wiara nie była odpowiednio ugruntowana na tym, który jest
jedynym prawdziwym fundamentem.
Zauważmy też, że nasz tekst stosuje się i odnosi do czasu żniwa tego
Wieku i także nazywa go „dniem”, „dniem złym” – dniem, czyli epoką, w której
utrapienia, próby itp. przyjdą na lud Boży, na prawdziwych Izraelitów, dla
rozwoju oraz wykazania wartości tych, co miłują Pana z całego swego serca,
umysłu, duszy i siły, a bliźnich jak siebie samych, jak i dla wskazania tych,
którzy byli letnimi w swej miłości ku Panu i braciom i którzy byli tak
obciążeni troskami tego życia lub ułudami bogactw, że zostali zaskoczeni przez
„ten dzień” – nasz dzień (1 Tes. 5:4; Efez. 6:13).
Nasz tekst, bardzo harmonizujący z cytatem przytoczonym z Psalmów, wskazuje,
że potrzebna jest zbroja, że trudno ostać się wobec ataków tego dnia, jak i to,
że niewielu będzie tych, którzy się ostatecznie ostoją. Apostoł nawołuje,
żebyśmy wzięli na siebie zupełną zbroję Bożą, a nie jedynie tarczę wiary, nie
sam hełm zbawienia, nie tylko pancerz sprawiedliwości lub miecz ducha, nie
jedynie pas Prawdy ani nie same sandały, lecz żebyśmy wzięli je wszystkie – bo
będziemy ich wszystkich potrzebować, jeśli mamy być zdolni przetrzymać
wszystkie ataki, jakich należy się spodziewać w owym „złym dniu”, i wszystko
wykonawszy, ostać się. Niestety, niewielu zdaje sobie sprawę ze znaczenia tej
zbroi, jaką nam Bóg zalecił! Ich trudność wynika z tego, że nie rozpoznają
czasu, w jakim żyją, nie są dostatecznie rozbudzeni, nie są wystarczająco pilni
w badaniu Pisma Świętego, które jako jedyne poucza, jak nakładać na siebie
zbroję i jak przygotowywać się do bitwy. Dlatego wszyscy tacy letni
chrześcijanie zostaną na pewno pokonani w owym „złym dniu”.
DLACZEGO BÓG NA TO ZEZWOLI
Św. Paweł, pisząc do Tesaloniczan, przepowiedział ten „dzień zły”, w
którym obecnie żyjemy – w którym tak wielu upadnie, ponieważ nie zważali na
Słowo Pańskie, ponieważ zbytnio przejmowali się troskami tego życia i ułudą
ziemskich bogactw, o które tak wielu zabiega. Mówi nam on, że utrapienia
naszych dni przyjdą od wielkiego przeciwnika, Szatana, nie dlatego, że Bóg nie
jest w stanie przeszkodzić mu w stosowaniu tych zasadzek i prób, lecz dlatego,
że Bóg chce, żeby to przyszło – chce zezwolić na przeprowadzenie takiej próby, sprawdzenia
i przesiania rzekomego Kościoła naszych dni, aby wszyscy, którzy nie są Mu
wierni z serca, mogli zostać zwiedzeni, oszukani, i aby upadli. Po oznajmieniu
dzieł Szatana, jakich można się spodziewać wraz z wszelką mocą, wśród znaków,
rzekomych cudów i podstępnych oszustw, Apostoł wyjaśnia, iż dopuszczone jest to
dlatego, „że miłości prawdy nie przyjęli”. Dodaje: „A przetoż pośle im Bóg
skutek błędów, aby wierzyli kłamstwu, aby byli osądzeni wszyscy, którzy nie
uwierzyli prawdzie, ale sobie upodobali niesprawiedliwość” – nieprawdę (2 Tes.
2:9‑12). Nie słuchali oni Prawdy Bożej, ale postępowali
obłudnie.
Wielu mówi nam, że nie stanowi to różnicy, w co wierzymy – w prawdę czy
w fałsz – że Pan oceni nasze stanowisko na podstawie naszych uczynków. Ale Pismo
Święte zabrania tak myśleć i zaręcza, że nikt nie ma uczynków, które podobałyby
się Bogu, ponieważ wszyscy są niedoskonali. Boski zamiar jest taki, że w ciągu
tego Wieku Bóg uwzględnia i nagradza wiarę – przy założeniu i stwierdzeniu, że
prawdziwa wiara ma być poparta dobrymi uczynkami na miarę możliwości, zaś Bóg
policzy to za doskonałość przez Chrystusa. W ostatnich zacytowanych słowach
Apostoł potwierdza całą naukę Pisma Świętego odnośnie wartości Prawdy dla ludu
Bożego. Zauważcie słowa Mistrza: „I poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”,
a także Jego modlitwę do Ojca za swoimi naśladowcami: „Poświęć je w prawdzie
twojej; słowo twoje jest prawdą” (Jana 8:32, 17:17).
Pan dał swoje Słowo, a od czasu do czasu posługiwał się narzędziami do
odsłonięcia jego znaczenia przed tymi, którzy mieli odpowiednie usposobienie
serca na jego przyjęcie. Ale dozwolił On także, by zakradły się błędy,
fałszerstwa i kłamliwe cuda, chociaż nigdy wcześniej nie występowały w takim
nasileniu jak w tym „złym dniu” – ponieważ teraz pragnie On szczególnie
posłużyć się tymi błędami w dziele sprawdzania, przesiewania, oddzielania wśród
tych, którzy Go wyznają, tak aby niewłaściwa wiara mogła być ujawniona i
zniszczona, zaś prawdziwa wiara mogła lśnić jeszcze jaśniej, i by ostatecznie
jej wyznawcy mogli być uwielbieni z Nim samym w Królestwie.
Wobec tych słów Apostoła odnośnie umiłowania Prawdy każdy powinien
zbadać samego siebie, czy okazuje miłość i służy wierzeniom ciemnych wieków
albo wyznaniom i wierzeniom czasów nowożytnych, czy też jego miłość i
poświęcenie skierowane są wyłącznie ku Prawdzie przedstawionej nam w Bożym
Słowie. Możemy oszukiwać innych, możemy nawet do pewnego stopnia oszukiwać
samych siebie, bo jak powiada prorok, serce jest najzdradliwsze ze wszystkiego.
Ale nie możemy oszukać Boga. Jeżeli z Pańskiej opatrzności Prawda dociera do
nas i dostrzegamy przebłysk jej piękna, w kontraście do beznadziei i błędu, to
znajdujemy się na próbie. Jeśli odrzucimy Prawdę, ponieważ jest niepopularna, i
będziemy się trzymać wstrętnego błędu dlatego, że jest popularny, to już
jesteśmy przetestowani. Albo jeśli przyjmujemy Prawdę i cieszymy się nią w
naszych umysłach, lecz z powodu jej niepopularności chowamy światło pod korzec,
ukrywając je w celu uchronienia się przed opozycją ciemności, to możemy być
pewni, że nie będzie to przyjemne dla Pana, który nie takich szuka na swoich
wybranych. Stawia on swoje Słowo na równi z samym sobą, mówiąc: „Ktokolwiek by
się wstydził za mię i za słowa moje, za tego się Syn człowieczy wstydzić będzie,
gdy przyjdzie w chwale swej” [Łuk. 9:26].
To o tym Apostoł mówi jako o nieprzyjęciu Prawdy w miłości. Ktokolwiek
przyjmuje Prawdę w miłości, ten na miarę swoich najlepszych zdolności i osądu
będzie ją pokazywał innym bez względu na to, ile miałoby go to kosztować. W ten
sposób będzie dowodził, że jest dzieckiem światłości, dzieckiem Boga. Będzie
zbawiony. Ale ten, który stara się ocalić swoje życie, ocalić swoje ziemskie
interesy przez ukrywanie światła, czyli przez zaniechanie publicznego wyznania
go, ten na pewno się przekona, iż takie postępowanie jest dla niego szkodliwe
(1 Kor. 4:1‑2).
JAK OBŁUDNICY DAWNYCH CZASÓW
Wskazaliśmy już, że wpływy czynne w obecnym czasie przy podkopywaniu
wiary, trawieniu jej i niszczeniu porównane są do zarazy morowej, jaka już jest
w powietrzu i udziela się wszystkim tym, których organizmy są w stanie
umożliwiającym zarażenie się tymi truciznami. Muszę obszerniej omówić tę
kwestię, bo złe wpływy, jakimi jesteśmy otoczeni w obecnym czasie, są tak
wyrafinowane, tak zwodnicze, tak powszechne, że większość ludzi wcale ich nie
rozpoznaje. Co za zgorszenie wywołałoby to w chrześcijaństwie, gdyby sobie
zdano sprawę z tego, że te morowe wpływy wydostają się z kazalnic –
prawdopodobnie nie ze wszystkich, ale na pewno z czterech na pięć w większych
miastach, i coraz szybciej rozprzestrzeniają się na mniejsze miasta i na
wioski! Popatrzmy na tę sprawę rzetelnie i uczciwie. Konieczne jest, żeby
prawdziwy lud Pański znał fakty. Co do innych, to są oni tak zaspani, tak
kompletnie upici winem Babilonu (Obj. 18:3), że nie mamy nadziei, abyśmy mogli
na nich wpłynąć. Odkąd się tylko ten „dzień zły” rozpoczął, szerzy się ta
zaraza – już przeszło trzydzieści lat.
Dzisiaj każda uczelnia, każde seminarium teologiczne w całym
cywilizowanym świecie uczy tego, co jest powszechnie znane jako „wyższy
krytycyzm” Biblii, chociaż właściwsze byłoby tutaj określenie: wyższa niewiara
wśród wybitnych przedstawicieli całego chrześcijaństwa. Ci wyżsi krytycy
wykonują taką samą robotę jak Thomas Paine i Robert Ingersoll, tylko że
prowadzą ją na wyższym poziomie – przemawiając nie do tłumu i pospólstwa, lecz
do ludzi wyrobionych, inteligentnych i poszukujących prawdy. Skutek ich wpływów
jest tysiąckroć bardziej szkodliwy.
Ci, do których zwracali się Paine i Ingersoll, bardzo rzadko byli w
ogóle chrześcijanami. Dlatego też niszczyli oni bardzo niewiele wiary – czynili
jedynie niewiarę bardziej cuchnącą i zepsutą. Ale ci niewierzący wyżsi krytycy
z tego „złego dnia” robią użytek z całej ogromnej maszynerii chrześcijaństwa
wszystkich wyznań, zwłaszcza poprzez seminaria teologiczne, ażeby podkopać i
obalić wiarę wszystkich, którzy wyznają imię Chrystusa, wielkich i małych,
bogatych i biednych, wykształconych i nieuczonych. W dodatku czyni się to
systematycznie, zwodniczo i przebiegle, w sposób, który byłby przez masy ludzi
jak najmniej zauważony. Bezpiecznie można powiedzieć, że z pewnością czterech z
pięciu kończących seminaria teologiczne wszelkich wyznań to niewierzący wyżsi
krytycy, których nauczono, że głównym ich zadaniem jest propagowanie moralności
wśród ludzi, zwłaszcza zaś budowanie kościelnictwa, szczególnie ich własnego
wyznania, i stopniowo, ukradkiem, przebiegle oddalanie ludzi od wiary w Biblię
ku ich wyższym krytycznym dogmatom. I udaje im się to w zdumiewającym stopniu.
„Zaraza morowa” to jedyne obrazowe określenie, które rzeczywiście pasuje do
tego zgubnego wpływu.
„Z UST TWOICH OSĄDZĘ CIĘ”
Zgodnie z tymi słowami Pana przekonujemy się, że z Boskiej opatrzności
ci wyżsi krytycy stopniowo mówią coraz więcej przeciwko samym sobie. Ale
chrześcijanin z imienia jest dość ograniczony, zaś wielu prawdziwych
chrześcijan, jak wyjaśnia Apostoł, to jedynie „niemowlęta w Chrystusie”,
niezdolne do przyswajania twardego pokarmu Słowa, a potrafiące spożywać i
przyswajać tylko „mleczny pokarm” – rozumiejąc jedynie podstawowe zasady.
Dlatego te jawne oświadczenia owych wilków w owczej skórze, które przebierają
się za owce, nie są brane poważnie. Jeśli owce są zatrwożone słowami, to znów
uspokajają się, myśląc: „To jest nasz zacny duchowny, dobrze wychowany i
wykształcony; on na pewno nie prowadziłby nas na manowce. On na pewno by nas
nie zwodził. Jeśliby przestał wierzyć w Biblię i stał się niewierzącym, to na
pewno opuściłby zajmowane stanowisko. Nie mógłby on być tak nieuczciwy, by miał
nosić na sobie owczą skórę i posługiwać się nią dla zwodzenia nas i
zatracenia”. Biedne niewiniątka! Posłuchajcie zatem wyznania jednego z tych
fałszywych pasterzy i wyjaśnienia sztuczek i oszustw, przy pomocy których
utrzymuje on spokój wśród ludzi, wszczepiając im od czasu do czasu trochę
trucizny „wyższego krytycyzmu”, która w końcu powoduje duchowe odurzenie i
prowadzi do duchowej śmierci.
Podaję wam jego słowa tak, jak zostały wydrukowane w najwybitniejszym z
religijnych pism na świecie – w nowojorskim „Independent”. Redaktor tego
czasopisma, uwzględniając życzenie owego wilka, by nie został ujawniony, i
prawdopodobnie sympatyzując z nim w całej tej procedurze, zaręcza za niego jako
za człowieka obdarzonego inteligencją i chrześcijańskim charakterem, wysoko
postawionego w tak zwanym prawowiernym kościele, którego prawowierności nikt
nie może kwestionować. Oto jego wyznanie:
„Nigdy nie wyróżniałem się jako heretyk. Nawet lokalnie nie powstała na
mój temat opinia, jakobym zbyt daleko odchodził od prawowiernych poglądów.
Gdybym którejś niedzieli zechciał wyłuszczyć mojej kongregacji wszystkie moje
odstępstwa od przyjętych wierzeń chrześcijańskich, zgorszyłbym ich ponad
wszelką miarę. Ogólnie wiedzą oni, że jestem liberalnie myślącym człowiekiem, a
ja nierzadko korzystam z okazji, żeby przyspieszyć ich postępy w porzucaniu
zużytych dogmatów, a zdążaniu w kierunku prawdy takiej, jaką powinna ona być.
Nie mam wątpliwości, że wkroczyli już na tę drogę i przeważająca ich część
skłonna jest zachować rozsądny spokój. Moja kongregacja wyróżnia się
ponadprzeciętną inteligencją, wiedzą i sympatią dla ruchów postępowych;
niemniej jednak jestem najzupełniej przekonany, że całkowite ujawnienie z mej
strony wierzeń, do jakich doprowadziły mnie moje dociekania, podrażniłoby ich
uszy i nie tylko wzbudziło antagonizm wobec mojej osoby, ale także spowodowało
odwrócenie się ich upodobań w kierunku konserwatyzmu i prawowierności”.
Co myślicie o tym wyznaniu, drodzy przyjaciele? Co myślicie o takim
potajemnym, śmiercionośnym rozmyślaniu tego wykształconego człowieka,
uznającego się za sługę Bożego Słowa i jako takiego –„uchodzącego za wielkiego
między ludźmi”? Jest on modelowym, wspaniałym przykładem około czterech piątych
wszystkich kaznodziei wszystkich wyznań – okazem obłudy, jaka się zakradła do
Kościoła Chrystusowego. Ale nie zacytowałem jeszcze jego wyznania w całości!
Niech mi więc wolno będzie kontynuować czytanie jego własnych słów, które
wyszły spod jego własnego pióra, będących wyrazem jego podłej przebiegłości czy
zwodniczości, przez które usidla on, chwyta i niszczy owce. Osądźcie sami, czy
nie mamy słuszności, przywiązując tak szczególną uwagę do tej sprawy. Czy Pismo
Święte nie mówi, że pasterze, pastorzy, którzy widzą nadchodzące wilki, a nie
biją na alarm i nie starają się bronić trzody, nie wywiązują się z powierzonych
im obowiązków? Chcę uwolnić się od odpowiedzialności przez głośne wołanie i
nieoszczędzanie tych wilków w owczym odzieniu. Czytam więc dalej:
„SZYBKI WZROST WYRAFINOWANEJ
NIEWIARY”
„Opinie religijne zmieniają się tak szybko – przynajmniej takie jest
moje doświadczenie z mojej parafii – że obecnie nie wahałbym się ani przez
chwilę dać najpełniejszy wyraz poglądom całkowicie potępiającym cały plan
pojednania przez ofiarę oraz zagadnienie przypisanej sprawiedliwości.
Pobożnisie, którzy co tydzień lub dwa, po każdym kazaniu na jakikolwiek temat
od Dan do Beerszeby, byli skłonni do ustawicznego wypytywania z niepokojem,
dlaczego nie wspomniałem o tym, że Chrystus uczynił pojednanie za grzech, siedzą
teraz spokojnie podczas kazania, w którym nigdy nie ma mowy o Chrystusie jako o
pojednawczej ofierze.”
Jakże to zgadza się z prawdą! Przed przeszło trzydziestoma laty
wykazaliśmy na podstawie Pisma Świętego, że sprawdzian dla chrześcijaństwa
zostanie przeprowadzony na tym właśnie punkcie, a mianowicie, że pojednanie za
grzech dokonane przez naszego drogiego Odkupiciela jest fundamentem, na którym
opiera się wszelka biblijna wiara i nadzieja, i że zostanie on odrzucony przez
ogół chrześcijaństwa zgodnie z proroczymi zarysami Pisma Świętego, o których
nie chcę tu rozprawiać; część z nich znaleźć można w symbolicznej Księdze
Objawienia. Cóż za wielka zmiana od tamtego czasu! Nie tylko Chrześcijańska
Nauka w wielkim stopniu wpłynęła na wszystkie wyznania poprzez swoje fałszywe
twierdzenia, że nie ma ani grzechu pierworodnego, ani śmierci, a więc i kary za
grzech pierworodny, że stąd także Chrystus nie umarł i nie wykupił od
pierwotnej kary, że nie było potrzeby odkupienia, ponieważ nie ma grzechu –
utrzymują oni, że grzech jest tylko złudzeniem – lecz od tamtego czasu także i
„wyższy krytycyzm” zabrał się do dzieła po całym cywilizowanym świecie i
naprawdę niszczy wiarę odnośnie samego centralnego punktu Boskiego planu. Bo
kto nie wierzy w pojednawcze dzieło Chrystusa, ten nie jest chrześcijaninem,
pomimo przyznawania się do uczniostwa.
Chrześcijaństwo to nie tylko uznanie faktu, że Jezus narodził się i
umarł ani też przyjęcie jedynie moralnych i religijnych nauk Jezusa.
Chrześcijaństwo to uznanie, że jesteśmy grzesznikami, że Chrystus umarł za
nasze grzechy i trzeciego dnia powstał dla naszego usprawiedliwienia, że dzięki
Niemu mamy odkupienie oraz darowanie grzechów przez wiarę w Jego krew. Ten, kto
utracił tę wiarę w krew Jezusa, utracił swój związek z prawdziwym
chrześcijaństwem i im prędzej on sam i cała ludzkość o tym się dowiedzą, tym
lepiej dla wszystkich zainteresowanych. Gdyby był uczciwym człowiekiem, to
wystąpiłby otwarcie i przyznał się do stanowiska, jakie zajmuje. Jeżeli
natomiast, tak jak autor, którego cytowałem, jest człowiekiem nieuczciwym, to
uwidacznia w ten sposób, że nie jest godzien Prawdy, bo woli, jak nam powiada,
postępować kłamliwie, niszcząc wiarę nazbyt ufnej owcy, którą prowadzi i której
pochwałami i pieniędzmi się cieszy. Czytajmy, co dalej pisze ten fałszywy
pasterz (Ezech. 34:2‑10):
„Doświadczenie nauczyło mnie, żeby nie być zbyt napastliwym w swoich
herezjach. Przekonałem się, że jeśli się przetrzyma swoje doktrynalne odkrycia
w szufladzie biurka przez mniej więcej pięć lat, a potem się je wyjmie i
następnie – dla odświeżenia duszy – pozwoli się, by od czasu do czasu
niepostrzeżenie pojawiły się na jednej czy dwu stronicach kolejnego
niedzielnego kazania, to na koniec się okazuje, że można je wyznawać tak
ogniście, jak się tylko komu podoba, a ci, którzy przedtem rozniecaliby żagiew
celem spalenia tego kogoś, będą siedzieć spokojnie, słuchając jego doktryny i
odśpiewają ostatni hymn w błogim przeświadczeniu, że jeszcze raz dane im było
usłyszeć prawdę, w którą zawsze wierzyli”.
PRZEBUDŹ SIĘ, OWCO, I USŁYSZ!
Czy spośród laików znalazłby się ktoś, kto mając szlachetne usposobienie
i miłując prawdę, zamieniłby się miejscami z tym zadowolonym z siebie
zwodzicielem i fałszerzem? Czy jakiś poważany biznesmen bez zarumienienia się
uczyniłby takie wyznanie przed redaktorem pisma „New York Independent” odnośnie
swej metody prowadzenia interesów, choćby nawet jego nazwisko miało pozostać w
tajemnicy? Czy nie wstydziłby się tego, nawet gdyby tylko sam redaktor
dowiedział się o jego przewrotności? Doprawdy, możemy w znacznie większym
stopniu znaleźć wytłumaczenie dla tych, co praktykują pewnego rodzaju oszustwa
w związku z prowadzeniem reklamy swoich interesów i przesadzają w ocenie
wartości swych towarów itp., bo oni otwarcie zabiegają tylko o własne korzyści,
a opinia publiczna wie, że ich twierdzenia trzeba brać ze szczyptą
pobłażliwości. Ale sługa Ewangelii uważa się za dobroczyńcę, który poświęca
swoje życie na służbę Prawdzie, na służbę Panu, na budowanie swoich bliźnich w
najświętszej wierze, jaka została ongiś udzielona świętym. Jakże ohydnie podły
i wstrętny jest zatem taki człowiek, jak też i jego sposób postępowania! Im
bardziej dystyngowany, nienaganny i wykształcony jest taki człowiek, tym
większy to dla niego wstyd. Słuchajcie dalej:
„Z tej przyczyny nie ogłaszam w każdą niedzielę, że nie wierzę w
niepokalane poczęcie Jezusa ani w fizyczne zmartwychwstanie. Chociaż wielce
cenię i podziwiam doktora Crapsey’a, nie spieszno mi do wystawienia się obok
niego na świecznik. Pozwalam innym mówić, a ja tylko ostrożnie odpowiadam na
pytania”.
Doktor Crapsey, o którym jest tutaj wzmianka, był niedawno sądzony za
herezję i został odsunięty od episkopalnej kazalnicy. On, ów wielkoduszny
człowiek! Po solennym wyznaniu swej wiary w nauki Biblii, po uzyskaniu wysokiej
pozycji pośród tych, co poważają Biblię, oraz pobierając dobrą pensję za jej
wykładanie w swojej kongregacji, uznał za stosowne i honorowe złamać swoje
śluby i – zatrzymując sobie wysokie tytuły, zaszczyty i korzyści pieniężne
związane z jego pozycją – ogłosić ufającym mu słuchaczom teorię „wyższych
krytyków” odmawiającą natchnienia Pismu Świętemu, twierdzącą, że jakoby Jezus
był urodzony tak samo jak każdy inny człowiek, że Jego śmierć nie była
ofiarniczą, a Jego krew można uznać za „pospolitą” (Żyd. 10:29). Nie dziwi nas
to wcale, że czcigodny wilk, którego wyznanie właśnie odczytujemy, chwali w
nim, czci i podziwia doktora Crapsey’a. My ze swej strony nie możemy podziwiać
takiej dwulicowości, ale gdyby nam przyszło wybierać pomiędzy nimi dwoma, to
uważalibyśmy za bardziej honorowe pozostać na stanowisku doktora Crapsey’a, bo
jest on odrobinę bardziej honorowy. Przytoczmy jeszcze jeden ustęp z tego
słynnego wyznania. Autor stwierdza:
„Mam nadzieję, że niewiele lat upłynie, a herezje, bo takimi one bez
wątpienia są, o cudownym poczęciu i zmartwychwstaniu Chrystusa staną się, co
najwyżej, tolerowanymi opiniami. Z cierpliwością, taktem i wytrwałością
spodziewam się kiedyś dojść do tego wyzwolenia mojej duszy, bo cierpliwie
czekam już dość długo na wyrażenie mych opinii o pojednaniu. Wyjawienie ich
teraz naraziłoby na niebezpieczeństwo moją rzeczywistą pracę, którą nie jest
uczenie historii, nawet jeśli byłaby to prawdziwa historia odnośnie Jezusa,
Jego apostołów czy Jego Kościoła, ale poszerzanie ludzkiej egzystencji o
prawdziwą religijną wiarę i nakłanianie do rozwijania pewnych moralnych i
szlachetnych cnót przez poświęcanie się obowiązkowi, tak jak mi Bóg dozwala go
pojmować. Nikt nie chciałby być nazywany obłudnikiem. Pocieszające jest jednak
to, że w czasach Jezusa nie byli piętnowani jako obłudnicy ci, co uważali się
za Żydów i obchodzili święta, chociaż zupełnie nie podzielali powszechnych
poglądów”.
„KOŃCEM ICH JEST ZATRACENIE”
Widać tu jeszcze iskierkę sumienia, które w zasadzie zdaje sobie sprawę
z tego, że z takim postępowaniem wiąże się przynajmniej podejrzenie o obłudę.
Zauważmy jednak, jak stara się on usprawiedliwić. Mówi o „poświęceniu się
obowiązkowi, tak jak mu Bóg pozwala go pojmować”. Czy można się spodziewać, że
Bóg dałby takiemu człowiekowi zdolność pojmowania czegokolwiek? Raczej
powiedzielibyśmy tak, jak Jezus powiedział do obłudników dawnych czasów:
„Wyście z ojca diabła i pożądliwości ojca waszego czynić chcecie. Onci był
mężobójcą od początku i w prawdzie nie został” – Jana 8:44. Człowiek ten, a
jest on tylko jednym z wielu przykładów, jest mężobójcą. Zabija on w znaczeniu
duchowym tych, co są pod jego opieką, przez odbieranie im, jeśli mu się uda,
ich iskierki wiary i spłodzenia z ducha, a dokonuje on tego w taki sposób, jak
czynił to nasz wielki Przeciwnik – przez kłamstwa i zaprzeczanie Pańskiemu
Słowu. Pojęcie obowiązku u tego człowieka jest bardzo wyraźne – pełnienie go
polega na utrzymaniu wszystkich ludzkich zaszczytów, jakie udało mu się zyskać,
zagarniając pod siebie każdy grosz i gwałcąc przymierze z Bogiem i ze swoją
kongregacją. Od takiego poczucia obowiązku, od takich obłudnych wilków zachowaj
nas, dobry Panie! Ten dżentelmen i wszyscy wyżsi krytycy oraz ewolucjoniści,
okupujący kazalnice chrześcijaństwa, zajmują dokładnie taką samą pozycję jak
dawni nauczeni w Piśmie i faryzeusze, o których Pan powiedział: „Tak
unieważniacie słowo Boże przez swoją naukę”. Powiedział im, że na zewnątrz są
czyści i zasługują na szacunek, podobnie jak i ten człowiek, ale wewnątrz pełni
są wszelkiego rodzaju plugastwa – zdrady, samolubstwa, niewiary, tak jak i ów
człowiek, który obnażając się, pokazuje nam, jaki jest (Mar. 7:5,9,13).
W tamtych czasach, podobnie jak i teraz, prosty lud był tak
zahipnotyzowany przez swoich doktorów Zakonu i kapłanów, że obawiał się słuchać
głosu Syna Człowieczego i Jego pokornych naśladowców, czekając najpierw na
przyzwolenie obłudnych nauczycieli, którzy poprzez zewnętrzny wygląd udawali
sługi Boże i dla zamydlenia oczu odprawiali długie modlitwy. Czego prosty lud
potrzebował wówczas, tego samego potrzebuje dzisiaj – przebudzenia. Jak
prawdziwi Izraelici, w których nie było zdrady, otrzymali poselstwo, tak i
podobna klasa otrzyma poselstwo teraz. Tej to klasie, nie zaś „wyższym
krytykom” i ewolucjonistom, dana jest obietnica: „Wam dane jest znać tajemnice
Królestwa Niebios”, ale tym, co są na zewnątrz, rzeczy te przekazywane są
jedynie w podobieństwach i w niejasnych wypowiedziach (Mat. 13:11 NB).
Żyjemy w czasie potrząsania, w czasie palenia, gdy wszystkie drwa, siano
i słoma fałszu muszą być spalone, gdy jedynie cenne prawdy Słowa Bożego –
złoto, srebro i drogie kamienie wiary – wytrzymają próbę. Posłuchajmy słów
Apostoła: „Czujcież, stójcie w wierze, mężnie sobie poczynajcie”. Szukajcie
„starych ścieżek” – nie ścieżek czy teorii ciemnych wieków i ich przerażających
„nauk diabelskich”, lecz nauk Jezusa i apostołów – aby się wiara wasza nie
gruntowała na doktrynach ludzkich, ale na mocy Bożej (Jer. 6:16; 1 Kor. 16:13,
2:5).
Kazania Pastora Russella SM-286