<< Wstecz |
Wybrano: R-4658 a, z 1910 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wielbłąd i ucho igielne
Mat. 19:13-26
Złoty werset: „Zaniechajcie dziatek, a nie zabraniajcie im
przychodzić do mnie; albowiem takich jest królestwo niebieskie” - Mat.
19:14.
Po drodze w kierunku Jerozolimy do
Mistrza przybyły matki, pragnące uzyskać dla swych dzieci Jego błogosławieństwo.
Apostołowie, zdając sobie sprawę z wielkości Mistrza oraz wielkiego znaczenia
Jego czasu, zabraniali tego i ganili matki. Gdy Jezus to usłyszał, zawołał ich
i powiedział: „Zaniechajcie dziatek, a nie zabraniajcie im przychodzić do mnie,
albowiem takich jest królestwo niebieskie”, a następnie nakładał ręce na ich
głowy, udzielając im błogosławieństwa.
Nie należy na tej podstawie
wnioskować, jakoby Królestwo Niebieskie miało składać się z małych dzieci. Ta
błędna idea bywa głoszona, wywołując tego typu wyobrażenie o Królestwie. Jest
wprost przeciwnie – małe dzieci nie mogą dostać się do Królestwa. Tylko ci,
którzy okazują posłuch wierze, bywają powoływani do Królestwa i jego chwał.
Błogosławieństwo naszego Pana, udzielone małym dzieciom, oznaczało jedynie Jego
sympatię i miłość, a także Jego uznanie dla czystości i niewinności
dzieciństwa. Ci, którzy będą należeć do Królestwa Bożego, muszą być jak małe
dzieci w znaczeniu cechowania się prostotą serca, szczerością, uczciwością i
ufnością względem swego niebiańskiego Ojca – tego typu ludzie staną się
dziedzicami Królestwa.
Inny opis przekazuje nam dalsze
słowa Jezusa w takim znaczeniu, że wszyscy, którzy chcą być Jego uczniami,
muszą stać się jak małe dzieci – muszą być podobni do małych dzieci
pod względem niewinności, zaufania itp. Jednak wszyscy ci, którzy staną się
dziedzicami Królestwa, muszą okazać się zwycięzcami. Oni biorą swoje krzyże i
naśladują Pana, gdziekolwiek ich prowadzi. Tak jak nasz Pan nie mógł wziąć
swego krzyża, gdy był dziewięcioletnim chłopcem, tak i dzieci nie mogą stać się
naśladowcami Chrystusa w biblijnym znaczeniu, dopóki nie osiągną dojrzałości,
co u jednych może nastąpić znacznie wcześniej niż u innych. Znaliśmy
dwunastoletnie dzieci, które mniej więcej w takim wieku okazywały wspaniałe
przejawy wiary, posłuszeństwa i poświęcenia względem woli Pana, a także dawały
dowody spłodzenia z ducha świętego. Takie dzieci, ale nie żadne inne, mogłyby
mieć nadzieję na to, że będą dzielić z Chrystusem Jego tysiącletnie Królestwo.
SPRAWDZIAN MŁODEGO
DOSTOJNIKA
W swej podróży nasz Pan został
zagadnięty przez pewnego człowieka, który powiedział: „Nauczycielu dobry! co
dobrego mam czynić, abym miał żywot wieczny?” [Mat. 19:27] Rozumował on poprawnie,
a mianowicie, że życie wieczne jest sprawą godną wszelkiego pożądania,
wspaniałą nadzieją przewyższającą wszelkie inne nadzieje, jakie żywi ludzka
rodzina. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że takie pytanie zostało postawione, gdyż
jego skutkiem była natchniona odpowiedź, interesująca wszystkich. Jaką wartość
przedstawiałoby obecne życie, gdyby nie prowadziło nas ono w górę ku żywotowi
wiecznemu? Jakże czulibyśmy się zagubieni, gdybyśmy wiedzieli, że w momencie
śmierci zostaniemy wymazani na zawsze! Jak niewiele warte byłoby to życie –
jakże niewiele mogłoby ono wnieść w celu zaspokojenia pragnień naszych serc,
tęskniących za życiem wiecznym!
Chcąc skłonić młodego człowieka do
okazania zaangażowania, nasz Pan odparł: „Przecz mię zowiesz dobrym?” Dlaczego
uznajesz mnie za dobrego nauczyciela? Albo zgodnie z tym, co twierdzę, jestem
Mesjaszem, albo oszustem, a wtedy daleko mi do dobra. Czy akceptujesz moje
mesjańskie posłannictwo? Jeśli zaś nie, to dlaczego nazywasz mnie dobrym, czyli
stwierdzasz, że coś, co nie pochodzi od Boga, źródła wszelkiego dobra, może być
dobre? Odpowiem jednak na twoje pytanie: Jeśli chcesz wejść do życia wiecznego,
przestrzegaj przykazań. Młody człowiek zapytał znów: Których? Mistrz
odpowiedział: „Nie będziesz zabijał, nie będziesz cudzołożył, nie będziesz
kradł, nie będziesz mówił fałszywego świadectwa; Czcij ojca twego i matkę, i
miłować będziesz bliźniego swego, jako siebie samego”. Młody człowiek
odpowiedział: „Tegom wszystkiego przestrzegał od młodości swojej; czegoż mi
jeszcze nie dostaje?”
Był on przykładnym młodzieńcem i
Jezus go miłował. Najwyraźniej przestrzegał on żydowskiego Zakonu, na ile tylko
wystarczało mu wiedzy i zdolności. Uważał, że kocha swych bliźnich jak samego
siebie. Był to jednak błąd, który Pan mu uświadomił, podsuwając następującą
myśl: „Jeśli chcesz być doskonałym, idź, sprzedaj majętności twoje i rozdaj
ubogim, a będziesz miał skarb w niebie” zamiast na ziemi. Ofiaruj też swoją
ziemską reputację i zostań moim naśladowcą.
O, jakże Pan umiał dotknąć jego czułego
miejsca! Młodzieniec przyszedł do Niego z chełpliwym nastawieniem, będąc bardzo
pewny, że jeśli ktokolwiek na tym świecie stara się żyć w zgodzie z Boskimi
zarządzeniami, to on jest właśnie tą osobą. Przybył po aprobatę Mistrza, po to,
by usłyszeć od Niego: Jesteś wyjątkiem od zasady. Pan nie powiedział mu: Jeśli
miłujesz swego bliźniego, tak jak samego siebie, to przynajmniej podejmiesz
wysiłek, by zapewnić bliźniemu taką wygodę, jaką sam się cieszysz. Miał on
przyjemność być bardzo bogaty, podczas gdy wielu jego bliźnich, o których
myślał, że ich kocha tak jak samego siebie, było bardzo biednych – jakże to
przykre, jak smutne, że tak właśnie było. Gdy tylko Jezus ujawnił mu trudność
jego położenia, natychmiast to zrozumiał. Spojrzał na siebie tak jak nigdy
dotąd. Stało się to dla niego nowym sprawdzianem. Tak też dzieje się ze
wszystkimi. Poprzednia lekcja ukazywała nam Królestwo jako wspaniałą nagrodę,
perłę wielkiej wartości, skarb, dla którego trzeba pozbyć się wszystkiego, by
go posiąść. Obecna lekcja prowadzi do tego samego wniosku.
Nie popełniajmy jednak błędu, który
przydarza się wielu ludziom, i nie sądźmy, że ów młody człowiek, który
prowadził tak prawe życie, a tylko nie zdołał dostać się do nieba, zostanie
poddany wiecznym mękom tylko dlatego, że nie ofiarował wszystkiego, by stać się
Pańskim uczniem. Utrata Królestwa była dla niego wystarczającą karą, bez
konieczności poddawania go wiecznym mękom w przyszłości. Ludzie tacy jak on z
pewnością będą czynić bardzo szybkie postępy w błogosławionych warunkach
tysiącletniego Królestwa i otrzymają życie wieczne na poziomie ludzkiej
doskonałości, choć nie okażą się godni zaszczytów Królestwa przynależnych
wybranym. Wybranymi zaś są jedynie ci, którzy z przyjemnością ofiarują swoje
życie i wszystko, co posiadają, by zdobyć wspaniałą nagrodę.
PRZECHODZENIE PRZEZ UCHO
IGIELNE
Nasz Pan skomentował tę sytuację do
swych uczniów dodając, że bogaci będą mieli wielkie trudności z dostaniem się
do Królestwa. Raczej ze współczuciem niż oskarżeniem powiedział On: „Łatwiej
wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Bożego”
[Mat. 19:24 NB]. Zadziwiło to bardzo uczniów, którzy wiedzieli, że większość
ludzi pobożnych tamtych czasów należała do bogatych warstw społecznych – do
saduceuszy i faryzeuszy. Pomyśleli więc sobie: Jeśli oni nie wejdą do
Królestwa, to kto wejdzie? „Któż tedy może być zbawiony?” Nasz Pan odpowiedział
jednak: „U ludzi to rzecz niemożliwa, ale u Boga wszystko jest możliwe”. Ludzie
byliby raczej skłonni powiedzieć, że Bóg w ogóle nie znalazłby nikogo godnego
Królestwa, gdyby odrzucił bogatych.
W rzeczy samej, żaden bogaty człowiek nie wejdzie do Królestwa. Musi on oddać Panu wszystko, inaczej
zostanie odgrodzony od miejsca w Królestwie. Warunki przyjęcia są takie same
dla bogatych jak dla biednych. Ten, kto chciałby mieć „perłę bardzo drogą”,
musi sprzedać wszystko, co posiada, by ją posiąść. Bogaci muszą oddać wszystko
Panu i następnie jako szafarze własnych bogactw będą odpowiedzialni za swe
szafarstwo.
Poniższy krótki wiersz opisuje ucho
igielne, czyli niewielkie przejście w większej bramie, przez które po zmierzchu
wielbłądy bez ładunku mogą wchodzić do miast otoczonych murem. Tak też bogaci,
pozbywszy się swego brzemienia i stawszy się biedni, mogą wejść do Królestwa.
PRZEZ UCHO IGIELNE
Wielki był mój wielbłąd, ładunek
wysoki,
Brama zaś mała jak ucho w cienkiej igle.
Miasto było za murem, ach jakże piękne,
I ja, i mój wielbłąd tam chętnie byśmy weszli.
Musisz opuścić swój ładunek – zawołał odźwierny
Trzeba Ci zrzucić te tobołki pychy.
Zrobiłem, jak kazał, ale tobół wielki
Ciągle zbyt szeroki jak na wąską bramę.
Odźwierny znów rzecze: Aby jeszcze był mniejszy,
Musisz pozbyć się kosza samolubstwa.
Usłuchałem, choć nie bez wielkiego kłopotu.
Mimo to ani ja, ani wielbłąd nie przecisnęliśmy się przez bramę.
No cóż, rzekł odźwierny, widać twe bagaże zawierają
Pewną małą paczuszkę z napisem „zaufanie do złota”.
Niewielka była tego złota garstka,
Lecz odźwierny namawiał: Wyrzuć to precz.
I oto, nie uwierzycie, mój wysoki wielbłąd
Skurczył się do wymiaru tej niewielkiej bramy.
I wszystkie moje bogactwa, ogromna posiadłość
Z łatwością przedostały się przez bramę tę wąską. [dak]
PRZEZ IGIELNE UCHO
Wielbłąd mój wielki, ładunek
potężny,
Brama zaś mała jak igielne ucho.
Za murem miasto, piękne niebywale,
W środku się znaleźć byłoby wspaniale.
„Bagaż Twój zbyt wielki” – odźwierny zawoła
– „Pozbądź się mój kochany tego pychy toboła!”
Zrobiłem jak nakazał, lecz ciężar mój wielki
Wciąż jeszcze za szeroki dla ucha igiełki.
„Ten z samolubstwem koszyk zrzuć zaraz z wielbłąda
A zmniejszy się ładunek, na to mi wygląda!”
Usłuchałem, lecz mimo sił wspólnego nakładu
Ani ja, ani wielbłąd nie daliśmy rady!
Odźwierny na to – „Jak widzę, przyszła ci ochota,
Wozić z sobą kuferek z ufnością do złota.”
Choć tylko mała garstka skarbu tego lecz
Odźwierny już woła – „Wyrzuć ją precz!”
Wtedy o dziwo – fakt niezachwiany
– Wielbłąd się skurczył do rozmiarów bramy,
I wszystkie skarby me – to niesłychane
– Przeszły z łatwością przez tę wąską bramę! [AgaR]
Straż,
3/2010 W.T. R-4658 a – 1910 r.