Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: SM-375 ,   z 0 roku.
Zmień język na

Wszyscy są dłużnikami Bożej Łaski

Albowiem któż cię różnym czyni? I cóż masz, czego byś nie wziął? A jeśliżeś wziął, przeczże się chlubisz, jakobyś nie wziął?” – 1 Kor. 4:7.

Ewolucjoniści i wyżsi krytycy w swej tak zwanej „nowej teologii” zastosowaliby nasz cytat do tego, co oni nazywają „podnoszeniem się człowieka”. Mówią nam oni, że pierwszy człowiek był kuzynem małpy i że cały postęp, jaki został dokonany od tego czasu przez różne rasy ludzkie, jest tak wielki, iż należy być zań wdzięcznym i z niego dumnym. Według ich teorii każde pokolenie otrzymuje w spadku po poprzednim dodatkowe dobrodziejstwa i w ten sposób świat postępuje naprzód i wznosi się ku cudownym wyżynom duchowym, moralnym i fizycznym. Ale my nie możemy zgodzić się z tą teorią, bo uważamy historię biblijną za daleko bardziej zgodną z faktami w tej kwestii.

Opisy biblijne i objawienia uczą o tym, że człowiek odpadł od pierwotnej doskonałości i podobieństwa do swego Stwórcy wskutek nieposłuszeństwa – nieposłuszeństwa, które się zwiększa w miarę oddalania się od Stwórcy. Biblia ukazuje nam także pewną miarę ozdrowienia, czyli podnoszenia się człowieka z głębin jego poniżenia w zależności od osiągania przezeń znajomości swego Stwórcy i okazywania posłuszeństwa względem Jego praw. Nasz cytat dobrze do tego pasuje – do biblijnego nauczania od 1 Księgi Mojżeszowej do Księgi Objawienia. Pierwotna doskonałość człowieka była darem Stwórcy. Grzech natomiast był wynikiem dobrowolnego przeciwstawienia się człowieka Bożej woli, a każdy postęp dokonany przez kogoś z ludzkiego rodu był zależny od ilości łaski Pańskiej i od jej przyjęcia. „I cóż masz, czego byś nie wziął?” Zapytajmy Słowa Bożego i historii: Któż nas różnymi czyni od innych? Zobaczmy, czy tak jest, czy nie, czy jesteśmy różnymi z powodu procesu ewolucji, czy różnymi dlatego, że otrzymaliśmy więcej Bożej łaski.

ADAM NIE BYŁ KUZYNEM SZYMPANSA

Ci, którzy przyjęli teorię ewolucji w miejsce przekazu Biblii, są tak tym przejęci, że oszukują sami siebie, by wierzyć kłamstwu. Czasem dają opinii publicznej do zrozumienia, że jest jedynie bardzo niewielka różnica pomiędzy najniższym, najbardziej zdegradowanym członkiem rodzaju ludzkiego a najwyższym stopniem rozwoju przedstawiciela świata zwierzęcego, chociaż w rzeczywistości dobrze wiedzą, że jest to nieprawda. Wiedzą, że tak naprawdę istnieje ogromna różnica. Zapewniają nas, że trzeba odnaleźć jedno zaginione ogniwo, ale najlepiej poinformowani spośród nich dobrze wiedzą, że ogniwo to jest bardzo długie.

Znaleziono kilka czaszek, o których ci mądrzy ludzie mówią nam, że należą one do okresu o setki tysięcy lat wcześniejszego od czasów Adama określonych w Piśmie Świętym. Ale my, kwestionując wiek tych znalezisk i przecząc temu, jakoby istniał jakiś człowiek przed pierwszym biblijnym człowiekiem, Adamem, pytamy tych mędrców o wytłumaczenie faktu, że każda z tych czaszek, prezentowanych jako tak stare, wykazuje większą pojemność i objętość mózgu niż u przeciętnego człowieka współcześnie. Jak oni to wytłumaczą wobec faktu, że miejsce na mózg najdoskonalej rozwiniętej małpy jest niewiele większe niż połowa jamy mózgowej u najmniej rozwiniętego człowieka współcześnie? Czyż te fakty nie obalają całej ich teorii i nie dowodzą, że przeciętna pojemność mózgowa u ludzi zmniejszała się, zamiast się powiększać? Czy nie znają oni statystyk ogłoszonych niedawno w Wielkiej Brytanii, które pokazują, że rozmiar kapeluszy noszonych przez Anglików znacznie się zmniejszył w ostatnim stuleciu? Jeśli koniecznie trzeba ustanowić jakieś pokrewieństwo między człowiekiem a małpą (któremu my przeczymy), to czy nie rzetelniej byłoby przyjąć, jak to niedawno uczynił jeden z uczonych europejskich, że małpy to zwyrodniali członkowie rodu ludzkiego? Czy nie jest rzeczą bezpieczną dla człowieka o przeciętnym uświadomieniu i średnich zdolnościach rozumowania powątpiewać w mądrość tych uczonych, którzy mają dwojakie przypuszczenia co do jednej kwestii i którzy zachowując sobie prawo do częstego zmieniania swoich domysłów, ujawniają szaloną fantazję, skoro rozbieżności w szacunkach na temat czasu pojawienia się na ziemi pierwszego człowieka sięgają milionów lat?

„Lud”, który słuchał Jezusa z radością i który ciągle jeszcze słucha poselstwa wielkiego Pasterza, będzie się czuł daleko pewniejszym i będzie znacznie mądrzejszym, jeżeli da posłuch jedynie Bożemu Słowu odnośnie tego przedmiotu. Posługuje się ono stwierdzeniami nie pozostawiającymi wątpliwości, a jego teoria nie jest sama z sobą sprzeczna, lecz jest pewna i zdrowa. Mówi o pierwotnym stworzeniu człowieka na wyobrażenie i podobieństwo Boże. Tłumaczy, że odpadnięcie rodu ludzkiego od tej doskonałości było proporcjonalne do oddalenia się od Boga. Apostoł wyjaśnia całą tę sytuację w kilku słowach, mówiąc: „Przeto, iż poznawszy Boga, nie chwalili go jako Boga ani mu dziękowali, owszem znikczemnieli w myślach swoich i zaćmiło się bezrozumne serce ich. Mieniąc się być mądrymi, zgłupieli i odmienili chwałę nieskazitelnego Boga w podobieństwo obrazu skazitelnego człowieka i ptaków, i czworonogich zwierząt, i płazów. A przetoż podał je Bóg pożądliwościom serc ich ku nieczystości, aby lżyli ciała swoje pomiędzy sobą. A jako się im nie upodobało mieć w znajomości Boga, tak też Bóg je podał w umysł opaczny, aby czynili, co nie przystoi” – Rzym. 1:2128.

ZMIANA NA GORSZE – ZMIANA NA LEPSZE

Czyż natchniony zapis Apostoła, wykazujący wpływ bezbożności na szerzenie się wszeteczeństwa i degradacji, nie zgadza się z tym wszystkim, co jest nam tak dobrze znane z naszego własnego doświadczenia w kontaktach z ludźmi i z przekazów historycznych? Na pewno tak! Są one zadowalające dla tych, którzy mają właściwe usposobienie umysłu, ale nic nie zadowoli tych, co mają chwiejne usposobienie i starają się ignorować osobowego Boga, a człowieka jako Jego stworzenie. Rozumowanie Apostoła nabiera dodatkowej mocy, gdy spojrzymy na odwrotną stronę sprawy i weźmiemy pod rozwagę skutek Prawdy i łaski Bożej, gdziekolwiek one zajaśniały i dotknęły świat w ciągu wieków zaznaczonych przez Pismo Święte i później.

Weźmy na przykład pod uwagę stan moralny, fizyczny i umysłowy świata za czasów Abrahama. Nie będziemy iść dalej w przeszłość, ponieważ niewiele informacji przekazuje nam Pismo Święte o epoce, która była przed potopem, a i niewiele też pisze o czasie od potopu do Abrahama, który będąc powołanym przez Boga, zamieszkał jako przybysz w ziemi Kanaan, gdy jeszcze żył Sem, syn Noego. Gdyby teoria ewolucji była poprawna, to Abraham byłby tylko nieznacznie oddalony od szympansa. A czego dowiadujemy się o jego charakterze? Opis biblijny opowiada nam o jego różnych słabościach, ale też i o jego dobrych przymiotach, a przez to Pismo Święte pokazuje samo siebie jako bezstronną, prawdziwą opowieść. Biblijna historia wywyższa Abrahama jako najwspanialszego człowieka, do tego stopnia przepełnionego wiarą w Boga, że jego charakter jest aż dotąd wzorem nawet dla chrześcijan. Jego postępowanie z bratankiem Lotem ukazuje go jako człowieka bardzo sprawiedliwego i honorowego. Jego zarządzanie wielkimi stadami i trzodami przy pomocy trzystu osiemnastu wyćwiczonych sług ukazuje go jako człowieka interesu o znacznie większych zdolnościach zarządzania w porównaniu do przeciętnego dzisiejszego człowieka. Jego pościg i pokonanie armii, która zdobyła Sodomę i wzięła jej skarby jako łupy, a ludność jako jeńców, włącznie z bratankiem Abrahama Lotem, wykazuje u Abrahama zdolności generalskie niepośledniej miary, jak też wyszkolenie jego wytrenowanych sług, które pod względem inteligencji stawia ich na poziomie znacznie wyższym od małpy.

Co więcej, obejście się Abrahama z łupami – jego odmowa przyjęcia jakiejkolwiek części dla siebie – ujawnia długość, szerokość, wysokość i głębokość intelektu i charakteru daleko odbiegające od tego, co reprezentują farmerzy, hodowcy bydła i generałowie nawet naszych dzisiejszych czasów. Ponadto, najnowsze wykopaliska z ruin babilońskich wydobyły na światło dzienne fakt, że wśród tego ludu panowała w owym czasie wysoko rozwinięta cywilizacja, że towary były kupowane i sprzedawane na miarę i za pieniądze, że rachunki były prowadzone w prawie taki sam sposób jak w dzisiejszych czasach wśród najbardziej cywilizowanych ludów i znacznie powyżej poziomu, jaki obserwujemy wśród ras pogańskich dzisiejszych czasów. Dalej, w związku z historią o Abrahamie możemy się krótko przyjrzeć postaci króla Egiptu, by się przekonać, że kierował się on wysokimi standardami honoru, sprawiedliwości i moralności w swym postępowaniu z Abrahamem i Sarą, jego żoną. Jego zasady były tak szlachetne, że wątpimy, czy można by znaleźć podobne w przypadku połowy dzisiejszych książąt i władców (1 Moj. 20:911).

BÓG UCZYNIŁ IZRAELA „RÓŻNYM”

Jeszcze i dziś można znaleźć dzieci Abrahama: pustynnych Arabów – synów Ismaela czy Hebrajczyków – synów Izaaka. Czy możemy stwierdzić, że jakoby jakiś proces ewolucyjny wyniósł dzieci Abrahama na wyższy, szlachetniejszy poziom umysłowy, moralny i fizyczny niż ten, jaki dostrzegamy w ich przodku? Na pewno nie! Spójrzmy na działalność Boga. Bóg oświadczył Abrahamowi, że przyjmie jego potomstwo przez Izaaka i dokona przez nie dzieła, które ostatecznie będzie błogosławić i podnosić cały rodzaj ludzki, z każdego narodu, z każdej rasy. Ale jakby dla pokazania nam, że nie polega On na naturalnej ewolucji przy rozwoju ludu żydowskiego, Bóg dozwolił na to, by naród ten znalazł się w pewnego rodzaju niewoli czy poddaństwie u Egipcjan. Po długim okresie takiego poddaństwa Pan wywiódł ich pod wodzą Mojżesza, który był niewątpliwie wielkim wodzem, wielkim generałem, dobrym człowiekiem, jak też najpokorniejszym z ludzi. Był on człowiekiem, z którego każdy naród na świecie byłby dzisiaj dumny. Na pewno ewolucja nie rozwinęła rasy mogącej dorównać standardowi tego syna niewolnika. Zakon dany na górze Synaj służy aż dotąd za podstawę formułowania wszelkich praw, a jego krótkie streszczenie podane w 3 Moj. 19:18 i w 5 Moj. 6:5 wciąż pozostaje wzorcem wszelkich praw wśród najmędrszych i najlepszych ludów na ziemi, a mianowicie: „Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej siły twojej”, a „bliźniego twego jak siebie samego” (Mat. 22:40).

To prawda, że lud Izraela, otoczony przykładami bałwochwalstwa i niemoralności, często uchybiał w zakresie swego związku przymierza z Bogiem i swych starań o przestrzeganie Boskiego Zakonu, ale naród ten jako całość pod pewnymi względami stał się w końcu, pod rządami Dawida i Salomona, najznakomitszym i najmądrzejszym na świecie. Prawdą jest też, że naród ten popadł w kłopoty i stracił specjalną, Bożą łaskę, gdy odrzucił Mesjasza, niemniej jednak i teraz wpływ obietnic Boskich i Zakonu czyni ich wciąż jeszcze wielkim ludem, tak że chociaż pozbawieni bytu narodowego, rozproszeni pomiędzy wszystkimi narodami ziemi, wywierają w świecie finansowym i literackim wpływ, jakiemu nie ma równego. Bez wątpienia zostali oni uczynieni różnymi od innych ludzi z racji obcowania Boga z nimi i danych im obietnic. W zależności od stopnia swej wiary i posłuszeństwa Panu mieli błogosławieństwo (Rzym. 3:13; 5 Moj. 4:59).

W JAKI SPOSÓB RÓWNIEŻ CHRZEŚCIJANIE SĄ „RÓŻNYMI”

Ale nie powinniśmy oceniać błogosławieństwa dla Izraela przez pryzmat tych, którzy nie mieli dostatecznej wiary, by przyjąć Mesjasza w Jego dniach. Powinniśmy raczej zwrócić uwagę na tych wiernych, którzy przyjęli Jezusa. Dwunastu apostołów, wybranych przez naszego Pana spośród tych, co pokornie szli przez życie, pozostawiło swój ślad w świecie jako jego dobroczyńcy w najwyższym sensie – następni po ich Panu, Odkupicielu.

Gdy zastanawiamy się nad wpływem, jaki wywarła Ewangelia Chrystusowa w świecie, musimy zauważyć różnicę pomiędzy prawdziwymi a nominalnymi chrześcijanami. Liczbę tych drugich szacuje się na 400 milionów, a obejmuje ona zarówno te najlepsze, jak i te najgorsze jednostki z rodu ludzkiego, wraz z prawdziwymi chrześcijanami. Wszyscy z tej masy zostali mniej lub bardziej oświeceni przez nauki Chrystusa i apostołów, ale jedynie stosunkowo mała ich liczba przyjęła to specjalne błogosławieństwo, do jakiego zostali zaproszeni i które nie zawsze cieszy się przychylną opinią wśród ludzi.

Zwróćmy uwagę na rozumowanie oparte na słowach naszego cytatu: „Albowiem któż cię różnym czyni?” Twierdzimy, opierając się na Biblii i historii, że degradacja, jaka przyszła na świat wskutek nieposłuszeństwa i upadku Adama, została w znacznym stopniu zniwelowana przez łaskę i prawdę, jakie nasz Pan Jezus wywiódł na światło poprzez swoje posłannictwo zbawienia. Tak jak Żydzi byli błogosławieni przez obrazy i cienie Zakonu oraz kierowane do nich prorocze posłannictwa, tak w ciągu Wieku Ewangelii każdy naród świata został obdarowany pewną miarą światła, które przyszło przez Ewangelię Chrystusową – proporcjonalnie do tego, czy ludzie otrzymali prawdziwie, czyste poselstwo i na ile na nie odpowiedzieli. Lecz są dwa wyjątki, i to bardzo ważne! Rozważmy je.

Poselstwo jako takie zostało w ubolewania godny sposób wypaczone, i to przez tych właśnie, którzy utrzymywali, że się nim cieszą i że są jego sługami. Piękno i prostota oryginalnego posłannictwa – że Bóg pojednał świat ze sobą w Chrystusie, wkładając nasze występki na Tego, który umarł za nas – stopniowo stawały się wykrzywione i spaczone przez pogląd, jakoby Ojciec Niebieski usiłował pogwałcić wszelkie zasady sprawiedliwości i miłości i posłać cały ród Adamowy na wieczne męki i jakoby Jezus w miłości i współczuciu oddał samego siebie, usiłując przyjść z pomocą naszemu rodzajowi, ale że jego wysiłki, włączając w to Jego śmierć, przyniosły niewiele pożytku dla większości tych, którzy pomarli nawet nie usłyszawszy o jedynym imieniu pod niebem i wśród ludzi, przez które możemy być zbawieni. Piękna nauka Boskiego Słowa, która mówi, że Bóg obecnie wybiera spośród ludzi specjalną klasę na Oblubienicę, Małżonkę Barankową i współdziedziczkę w Królestwie Tysiąclecia, które ma błogosławić wszystkie narody ziemi, została przekręcona w najokropniejszą doktrynę.

W myśl tego fałszywego zapatrywania na kwestię wybrania Bóg, na mocy swej suwerennej władzy, postanowił zbawić garstkę z naszego rodu dla wykazania, co mógł był zrobić dla wszystkich, gdyby Mu się tak upodobało; że najzupełniej nie obchodzą Go interesy niewybranych i że wcale nie zamierzył dla nich zbawienia ani w tym, ani w przyszłym życiu. Los tych, którzy umarli, nie poznawszy Chrystusa, a przez to nie mając możliwości dostąpienia zbawienia przez wiarę w Jego imię, został tak bardzo błędnie przedstawiony, że dla rozsądnie myślącego człowieka Bóg miłości, który czyni wszystkie rzeczy według rady swej woli, wydaje się być najstraszliwszym demonem, pozbawionym sprawiedliwości i miłości i daleko podlejszym od najbardziej zdegradowanego przedstawiciela ludzkiej rodziny – trudno byłoby bowiem sądzić, że jakikolwiek człowiek mógłby mieć przyjemność w wiecznym torturowaniu innych stworzeń (Iz. 29:13).

Czyż jest zatem dziwne, że takie przekręcenie poselstwa zrodziło złe owoce? Czy nie jest prawdą, że tak samo jak skażone drzewo z pewnością zrodzi złe owoce, tak fałszywe doktryny rozwiną zły charakter u osób, które je przyjmą? Sięgając wstecz do wieków średnich, z trwogą czytamy o milionach ludzi, którzy dla sumienia byli brutalnie mordowani, cierpieli okrutne tortury itp. Gdy dowiadujemy się, że w dodatku okrucieństwa te stosowano w imię Boga, religii i Biblii, słusznie oburzamy się na takie przekręcanie Prawdy, ale jednocześnie odczuwamy współczucie, mając świadomość, że złe postępowanie wynikało z przyjęcia fałszywych doktryn, przeciwnych zarówno literze, jak i duchowi Biblii. Tak więc widzimy, że kościelnictwo niewłaściwie przedstawia Chrystusa i Jego nauki, jak też nauki apostołów. Niemniej jednak, jak się przecież można spodziewać, litera nauk Chrystusowych do pewnego stopnia panuje nawet wśród tych, których postępowanie wskazuje na to, że albo nigdy nie posiadali ducha Jego nauki – ducha miłości, wesela, pokoju, łagodności, delikatności, cierpliwości i dobrotliwości – albo go utracili.

„NIE BÓJ SIĘ, O MALUCZKIE STADKO”

Błogosławieństwo przychodzi proporcjonalnie do tego, na ile ludzie powrócili do prawdziwego poselstwa. Wygląda na to, że po kilka osób w każdym kraju ma to usposobienie serca, które ich uzdalnia do oceniania ducha prawdziwego przesłania, pomimo domieszek ludzkiej filozofii i fałszu. Ale tak obecnie, jak i wcześniej było ich zawsze niewiele. Z tego względu nasz Pan Jezus nazywa ich „maluczkim stadkiem”, mówiąc: „Nie bój się, o maluczkie stadko; upodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” [Łuk. 12:32]. Dwunastu apostołów było z tej klasy Maluczkiego Stadka; ale przez wszystkie wieki byli też inni posiadający tego samego ducha, wmieszani pomiędzy kąkol, czyli tłumy tych, co zachowują jedynie zewnętrzne formy, będąc mniej lub bardziej zmyleni przez fałszywe doktryny. Oni to, wbrew błędom i własnej bezsilności, trzymali się biblijnych oświadczeń odnośnie sprawiedliwości i miłości Stwórcy oraz miłosierdzia zapewnionego w Odkupicielu. Nie zważali na błędne przedstawianie Boskiego charakteru przez wyznania wiary z okresu „ciemnych wieków” i sercem przyjęli Pana na warunkach podanych przez naszego drogiego Odkupiciela: Jeśli kto chce być uczniem moim, niechaj weźmie swój krzyż i naśladuje mnie (Łuk. 9:23; Mat. 19:2729; [Łuk. 14:27]).

Trzymając się litery i ducha tej nauki, klasa ta chętnie przyzwala, by dla sprawy Chrystusa nawet uchodzić za głupców i stara się kroczyć śladami Tego, który pozostawił im przykład, jak żyć w odłączeniu od świata, żyć dla Boga, Prawdy i dla dobra bliźnich. Jest ich jednak tak mało i wywierają tak nieznaczny wpływ, że nie sposób znaleźć śladów ich istnienia w którejkolwiek z wielkich, światowych denominacji. Są oni raczej uznawani za „omieciny” wszystkich ugrupowań religijnych – czasem okazuje im się litość, a czasem pogardę. To, co Apostoł powiedział o takich ludziach za swoich dni, jest prawdą i dzisiaj – świat nas nie zna, tak jak nie poznał naszego Pana. To, co Odkupiciel powiedział o tej klasie, też jest dzisiaj prawdą: „Nie są z świata, jako i ja nie jestem z świata” [Jana 17:14]. „Byście byli z świata, świat, co jest jego, miłowałby; lecz iż nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z świata, przetoż was świat nienawidzi” – Jana 15:19.

Lecz choć świat wypiera się tej klasy i nią gardzi, niemniej jednak uznaje w niej to, co nazywa niepraktycznym duchem, ponieważ ich pojęcia, ambicje i metody nie należą do takich, które by zapewniały osiągnięcie maksimum pomyślności i powodzenia w obecnych czasach, gdy światem rządzą grzech i samolubstwo. Świat i kościelnictwo tak błędnie pojmują Boski plan, że cokolwiek jest wysoko cenione wśród ludzi, jest obrzydliwością przed Panem, podczas gdy to, co jest wysoko cenione przez Pana, jest obrzydliwością dla tych, co nie są w pełnej z Nim zgodzie.

KTÓŻ NAS „RÓŻNYMI UCZYNIŁ”?

Widzieliśmy, że Prawda pomieszana z błędem oddzieliła chrześcijaństwo od pogaństwa, pod pewnymi względami ku wielkiemu jego pożytkowi. Nauka Ewangelii odnośnie pierwotnej równości ludzi, a także odnośnie ostatecznej odpowiedzialności każdego indywidualnie jedynie przed Panem – przy czym reguła sądzenia będzie jednakowa dla książąt i dla chłopów, dla wykształconych i dla niewykształconych – spowodowała otwarcie oczu ludzkiego pojmowania tych spraw, podczas gdy ludy pogańskie wciąż ulegają przesądom odnośnie klas i kast. Duch wolności zaszczepiony w ten sposób przez tę część Prawdy, którą świat mógł przyjąć i którą przyjął, dokonał w pewnych obszarach cudownych przemian wszędzie tam, gdzie dotarło poselstwo Ewangelii. Prosty lud pochwycił myśl, że „A Man’s a Man for a’ that” [„Pomimo wszystko człowiek jest człowiekiem”, szkocka pieśń Roberta Burnsa z 1795 r., wyrażająca ideę równości wszystkich ludzi] i do pewnego stopnia także tę, że możliwości, wykształcenie i potęga umysłu ustanowiły zasady panowania na tym świecie, ale nie mają one ani mocy, ani wpływu w odniesieniu do przyszłego życia, gdy wszyscy będą na jednym poziomie przed sądowym trybunałem Chrystusa. Ta odrobina Prawdy, którą przyjęło chrześcijaństwo, wywarła uwalniający, podnoszący i oświecający skutek, a okazała się zgubna dla ciemnoty i przesądu. Lecz chrześcijaństwo nie było gotowe na przyjęcie innych szczegółów Boskiego poselstwa, „opowiadającego pokój przez Jezusa Chrystusa” [Dz. Ap. 10:36]. Nie przyjęło ono zaproszenia do dokonania zupełnego poświęcenia swych serc Bożej woli i służbie oraz do kroczenia śladami Jezusa. W związku z tym nie otrzymało ono pełni korzyści i błogosławieństw, jakie mogło osiągnąć.

Innymi słowy, chrześcijanie rozwinęli się w myśl zasad miłości i wolności, ale nie rozwinęli się w kierunku poświęcenia i uświadomienia sobie odpowiedzialności przed Bogiem. A konsekwencją tego jest to, że szybko się zbliżamy do czasu, kiedy te marnie zrównoważone proporcje oznaczać będą ruinę naszej obecnej cywilizacji. Wzrost w wolności, niezależności itd., w połączeniu ze wzrostem w samolubstwie wytwarzają taki stan rzeczy, jaki Biblia przedstawia w odniesieniu do zakończenia obecnego Wieku, kiedy to – zwłaszcza w chrześcijaństwie – ręka każdego człowieka podniesie się na rękę bliźniego [Zach. 14:13]. Zasiane niegdyś samolubstwo zrodzi anarchię, spowoduje obalenie wszystkich ludzkich rządów i ograniczeń oraz doprowadzi do ucisku tak straszliwego, jakiego świat nie zna. Mamy tu ilustrację, że wolność jest niebezpieczna, gdy siłą napędową jest samolubstwo. Istota Pańskiego poselstwa została odrzucona, konsekwencje, jakie z tego wynikną, będą zgubne. Im większe światło, tym większa odpowiedzialność; im wyższe wyniesienie, tym większy upadek. Przykry to obraz, jaki Pismo Święte podaje odnośnie naszej obecnej cywilizacji. „Kościelnictwo”, któremu brak ducha Pańskiego, ducha miłości, samo się zrujnuje na bazie własnej inteligencji, z powodu ducha samolubstwa. Pewna miara Prawdy uczyniła ,,chrześcijaństwo” różnym od pogaństwa, a rezultatem będzie to, że gdy wszystko się będzie rozpadać, najbardziej uprzywilejowani poniosą największe szkody.

Ale co z Maluczkim Stadkiem, prawdziwymi chrześcijanami, którzy nie tylko cenią swoją wolność, uwolnienie od ciemnoty i przesądu, lecz także w zupełności przyjmują Pańskie poselstwo i przez poświęcanie wszystkiego biorą swój krzyż, aby kroczyć za drogim Odkupicielem, nie żyjąc jedynie dla doczesnych radości, wygód i zaszczytów, ale głównie po to, by działa się wola Ojca – co będzie z nimi? O, stanowią oni szczególny przypadek, dla wielu trudny do pojęcia. Jak Mistrz powiedział do nich: „Na świecie ucisk mieć będziecie, ale ufajcie, jam zwyciężył świat” [Jana 16:33], tak też z nimi jest, że świat ich nie rozumie i uważa jedynie za ludzi głupich, którzy nie mają radości, zadowolenia ani przyjemności w życiu. Jest jednak przeciwnie, bo oni dobrze wiedzą, że mają więcej przyjemności, więcej radości, więcej szczęścia niż ich przyjaciele, ponieważ w ich sercach panuje pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum. Nie tylko cieszą się oni i radują perspektywą przyszłości – nadzieją uczestniczenia w „pierwszym zmartwychwstaniu”, sławie, czci i nieskazitelności, które mają być wtedy dane wybranym, ale i w obecnych próbach, trudnościach i przeciwnościach czują się szczęśliwymi (Rzym. 5:35).

Ach, to jest sekret prawdziwego pokoju i prawdziwej radości – miłość Boża, obietnice Boże, uświadomienie sobie na podstawie Słowa Bożego, że obecne próby i trudności działają wszystkie dla dobra tych, którzy Go miłują, dla wszystkich powołanych zgodnie z Jego zamysłem, przygotowując ich do sławy, czci, błogosławieństwa i wykorzystania w przyszłości – w Tysiącleciu i później! Nauczyli się oni nie zważać tyle co kiedyś na uśmieszki lub grymasy świata. Oni wypatrują uśmiechu swego Niebieskiego Pana i Oblubieńca i są szczęśliwi, gdy oczyma wiary pojmują, że bez względu na ich ziemski stan cieszą się przywilejem służenia swemu Mistrzowi i Jego sprawie.

CÓŻ MAMY, CZEGO BYŚMY NIE WZIĘLI?

W słowach naszego cytatu zawarta jest myśl, która powinna nam dopomóc do wyrobienia w sobie pokory, jednej z łask Pańskiego ducha, bez której, jak On nam mówi, nigdy nie moglibyśmy być Mu przyjemnymi jako współdziedzice z naszym drogim Odkupicielem w Jego chwalebnym Królestwie, które już wkrótce ma błogosławić cały rodzaj ludzki. Czy nie dostrzegamy prawdy w stwierdzeniu Apostoła, że wszystko, co posiadamy, każdy przymiot charakteru i cały jego rozwój, pochodzi od Pana, że my sami nie zapoczątkowaliśmy niczego, czym byśmy się mogli chlubić lub z czego moglibyśmy być dumni (1 Kor. 4:7)?

Patrząc wstecz, w odległą przeszłość, widzimy, że nasi przodkowie byli niecywilizowanymi poganami i że Bóg posłał do nich pewną miarę światła Ewangelii. Byli oni błogosławieni w takim stopniu, w jakim przyjmowali ją do swych dobrych i szczerych serc. Idąc dalej, widzimy błogosławieństwa cywilizacji postępującej w ślad za tą Ewangelią światłości, prawdy i łaski. W przypadku każdego z nas szczególnie uświadamiamy sobie to, że urodziliśmy się w przychylnych warunkach, że w Słowie Bożym mamy moc Bożą do przekształcenia charakteru i w związku z tym nasza własna praca została tak natchniona i podsycona entuzjazmem przez obietnice Pańskie, że widzimy – jak mówi nam Pismo Święte – iż przez te obietnice i wskazówki podane w Biblii Bóg sprawuje w nas chcenie ku czynieniu tego, co jest Mu miłe. Nasze usprawiedliwienie przez wiarę w drogocenną krew pochodzi na pewno nie z nas samych, ale od Pana, który zapewnił ofiarę i który dał nam błogosławione pomazanie oczu naszego zrozumienia, byśmy mogli widzieć Jezusa jako Baranka Bożego, który gładzi grzech świata. Jest to łaska nad łaskami, że zostaliśmy obdarzeni zdolnością docenienia przywileju złożenia naszych ciał ofiarą żywą i stania się przez to uczniami Chrystusa oraz Jego naśladowcami, aby ostatecznie móc uzyskać „pierwsze zmartwychwstanie” i stać się członkami Oblubienicy, Małżonki Barankowej.

Kazania Pastora Russella  SM-375

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016