<< Wstecz |
Wybrano: SM-375 , z 0 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wszyscy są dłużnikami Bożej Łaski
„Albowiem któż cię różnym czyni? I
cóż masz, czego byś nie wziął? A jeśliżeś wziął, przeczże się chlubisz, jakobyś
nie wziął?” – 1 Kor. 4:7.
Ewolucjoniści i wyżsi krytycy w swej tak zwanej „nowej teologii”
zastosowaliby nasz cytat do tego, co oni nazywają „podnoszeniem się człowieka”.
Mówią nam oni, że pierwszy człowiek był kuzynem małpy i że cały postęp, jaki
został dokonany od tego czasu przez różne rasy ludzkie, jest tak wielki, iż
należy być zań wdzięcznym i z niego dumnym. Według ich teorii każde pokolenie
otrzymuje w spadku po poprzednim dodatkowe dobrodziejstwa i w ten sposób świat
postępuje naprzód i wznosi się ku cudownym wyżynom duchowym, moralnym i
fizycznym. Ale my nie możemy zgodzić się z tą teorią, bo uważamy historię
biblijną za daleko bardziej zgodną z faktami w tej kwestii.
Opisy biblijne i objawienia uczą o tym, że człowiek odpadł od pierwotnej
doskonałości i podobieństwa do swego Stwórcy wskutek nieposłuszeństwa –
nieposłuszeństwa, które się zwiększa w miarę oddalania się od Stwórcy. Biblia
ukazuje nam także pewną miarę ozdrowienia, czyli podnoszenia się człowieka z
głębin jego poniżenia w zależności od osiągania przezeń znajomości swego
Stwórcy i okazywania posłuszeństwa względem Jego praw. Nasz cytat dobrze do
tego pasuje – do biblijnego nauczania od 1 Księgi Mojżeszowej do Księgi
Objawienia. Pierwotna doskonałość człowieka była darem Stwórcy. Grzech
natomiast był wynikiem dobrowolnego przeciwstawienia się człowieka Bożej woli,
a każdy postęp dokonany przez kogoś z ludzkiego rodu był zależny od ilości
łaski Pańskiej i od jej przyjęcia. „I cóż masz, czego byś nie wziął?” Zapytajmy
Słowa Bożego i historii: Któż nas różnymi czyni od innych? Zobaczmy, czy tak
jest, czy nie, czy jesteśmy różnymi z powodu procesu ewolucji, czy różnymi
dlatego, że otrzymaliśmy więcej Bożej łaski.
ADAM NIE BYŁ KUZYNEM SZYMPANSA
Ci, którzy przyjęli teorię ewolucji w miejsce przekazu Biblii, są tak
tym przejęci, że oszukują sami siebie, by wierzyć kłamstwu. Czasem dają opinii
publicznej do zrozumienia, że jest jedynie bardzo niewielka różnica pomiędzy
najniższym, najbardziej zdegradowanym członkiem rodzaju ludzkiego a najwyższym
stopniem rozwoju przedstawiciela świata zwierzęcego, chociaż w rzeczywistości
dobrze wiedzą, że jest to nieprawda. Wiedzą, że tak naprawdę istnieje ogromna
różnica. Zapewniają nas, że trzeba odnaleźć jedno zaginione ogniwo, ale
najlepiej poinformowani spośród nich dobrze wiedzą, że ogniwo to jest bardzo
długie.
Znaleziono kilka czaszek, o których ci mądrzy ludzie mówią nam, że
należą one do okresu o setki tysięcy lat wcześniejszego od czasów Adama
określonych w Piśmie Świętym. Ale my, kwestionując wiek tych znalezisk i
przecząc temu, jakoby istniał jakiś człowiek przed pierwszym biblijnym
człowiekiem, Adamem, pytamy tych mędrców o wytłumaczenie faktu, że każda z tych
czaszek, prezentowanych jako tak stare, wykazuje większą pojemność i objętość
mózgu niż u przeciętnego człowieka współcześnie. Jak oni to wytłumaczą wobec
faktu, że miejsce na mózg najdoskonalej rozwiniętej małpy jest niewiele większe
niż połowa jamy mózgowej u najmniej rozwiniętego człowieka współcześnie? Czyż
te fakty nie obalają całej ich teorii i nie dowodzą, że przeciętna pojemność
mózgowa u ludzi zmniejszała się, zamiast się powiększać? Czy nie znają oni
statystyk ogłoszonych niedawno w Wielkiej Brytanii, które pokazują, że rozmiar
kapeluszy noszonych przez Anglików znacznie się zmniejszył w ostatnim stuleciu?
Jeśli koniecznie trzeba ustanowić jakieś pokrewieństwo między człowiekiem a
małpą (któremu my przeczymy), to czy nie rzetelniej byłoby przyjąć, jak to
niedawno uczynił jeden z uczonych europejskich, że małpy to zwyrodniali
członkowie rodu ludzkiego? Czy nie jest rzeczą bezpieczną dla człowieka o
przeciętnym uświadomieniu i średnich zdolnościach rozumowania powątpiewać w
mądrość tych uczonych, którzy mają dwojakie przypuszczenia co do jednej kwestii
i którzy zachowując sobie prawo do częstego zmieniania swoich domysłów,
ujawniają szaloną fantazję, skoro rozbieżności w szacunkach na temat czasu
pojawienia się na ziemi pierwszego człowieka sięgają milionów lat?
„Lud”, który słuchał Jezusa z radością i który ciągle jeszcze słucha
poselstwa wielkiego Pasterza, będzie się czuł daleko pewniejszym i będzie
znacznie mądrzejszym, jeżeli da posłuch jedynie Bożemu Słowu odnośnie tego
przedmiotu. Posługuje się ono stwierdzeniami nie pozostawiającymi wątpliwości,
a jego teoria nie jest sama z sobą sprzeczna, lecz jest pewna i zdrowa. Mówi o
pierwotnym stworzeniu człowieka na wyobrażenie i podobieństwo Boże. Tłumaczy,
że odpadnięcie rodu ludzkiego od tej doskonałości było proporcjonalne do
oddalenia się od Boga. Apostoł wyjaśnia całą tę sytuację w kilku słowach,
mówiąc: „Przeto, iż poznawszy Boga, nie chwalili go jako Boga ani mu
dziękowali, owszem znikczemnieli w myślach swoich i zaćmiło się bezrozumne
serce ich. Mieniąc się być mądrymi, zgłupieli i odmienili chwałę
nieskazitelnego Boga w podobieństwo obrazu skazitelnego człowieka i ptaków, i
czworonogich zwierząt, i płazów. A przetoż podał je Bóg pożądliwościom serc ich
ku nieczystości, aby lżyli ciała swoje pomiędzy sobą. A jako się im nie
upodobało mieć w znajomości Boga, tak też Bóg je podał w umysł opaczny, aby
czynili, co nie przystoi” – Rzym. 1:21‑28.
ZMIANA NA GORSZE – ZMIANA NA LEPSZE
Czyż natchniony zapis Apostoła, wykazujący wpływ bezbożności na
szerzenie się wszeteczeństwa i degradacji, nie zgadza się z tym wszystkim, co
jest nam tak dobrze znane z naszego własnego doświadczenia w kontaktach z
ludźmi i z przekazów historycznych? Na pewno tak! Są one zadowalające dla tych,
którzy mają właściwe usposobienie umysłu, ale nic nie zadowoli tych, co mają
chwiejne usposobienie i starają się ignorować osobowego Boga, a człowieka jako
Jego stworzenie. Rozumowanie Apostoła nabiera dodatkowej mocy, gdy spojrzymy na
odwrotną stronę sprawy i weźmiemy pod rozwagę skutek Prawdy i łaski Bożej,
gdziekolwiek one zajaśniały i dotknęły świat w ciągu wieków zaznaczonych przez
Pismo Święte i później.
Weźmy na przykład pod uwagę stan moralny, fizyczny i umysłowy świata za
czasów Abrahama. Nie będziemy iść dalej w przeszłość, ponieważ niewiele
informacji przekazuje nam Pismo Święte o epoce, która była przed potopem, a i
niewiele też pisze o czasie od potopu do Abrahama, który będąc powołanym przez
Boga, zamieszkał jako przybysz w ziemi Kanaan, gdy jeszcze żył Sem, syn Noego.
Gdyby teoria ewolucji była poprawna, to Abraham byłby tylko nieznacznie
oddalony od szympansa. A czego dowiadujemy się o jego charakterze? Opis
biblijny opowiada nam o jego różnych słabościach, ale też i o jego dobrych
przymiotach, a przez to Pismo Święte pokazuje samo siebie jako bezstronną,
prawdziwą opowieść. Biblijna historia wywyższa Abrahama jako najwspanialszego
człowieka, do tego stopnia przepełnionego wiarą w Boga, że jego charakter jest
aż dotąd wzorem nawet dla chrześcijan. Jego postępowanie z bratankiem Lotem
ukazuje go jako człowieka bardzo sprawiedliwego i honorowego. Jego zarządzanie
wielkimi stadami i trzodami przy pomocy trzystu osiemnastu wyćwiczonych sług
ukazuje go jako człowieka interesu o znacznie większych zdolnościach
zarządzania w porównaniu do przeciętnego dzisiejszego człowieka. Jego pościg i
pokonanie armii, która zdobyła Sodomę i wzięła jej skarby jako łupy, a ludność
jako jeńców, włącznie z bratankiem Abrahama Lotem, wykazuje u Abrahama
zdolności generalskie niepośledniej miary, jak też wyszkolenie jego
wytrenowanych sług, które pod względem inteligencji stawia ich na poziomie
znacznie wyższym od małpy.
Co więcej, obejście się Abrahama z łupami – jego odmowa przyjęcia
jakiejkolwiek części dla siebie – ujawnia długość, szerokość, wysokość i
głębokość intelektu i charakteru daleko odbiegające od tego, co reprezentują
farmerzy, hodowcy bydła i generałowie nawet naszych dzisiejszych czasów.
Ponadto, najnowsze wykopaliska z ruin babilońskich wydobyły na światło dzienne
fakt, że wśród tego ludu panowała w owym czasie wysoko rozwinięta cywilizacja,
że towary były kupowane i sprzedawane na miarę i za pieniądze, że rachunki były
prowadzone w prawie taki sam sposób jak w dzisiejszych czasach wśród
najbardziej cywilizowanych ludów i znacznie powyżej poziomu, jaki obserwujemy
wśród ras pogańskich dzisiejszych czasów. Dalej, w związku z historią o
Abrahamie możemy się krótko przyjrzeć postaci króla Egiptu, by się przekonać,
że kierował się on wysokimi standardami honoru, sprawiedliwości i moralności w
swym postępowaniu z Abrahamem i Sarą, jego żoną. Jego zasady były tak
szlachetne, że wątpimy, czy można by znaleźć podobne w przypadku połowy
dzisiejszych książąt i władców (1 Moj. 20:9‑11).
BÓG UCZYNIŁ IZRAELA „RÓŻNYM”
Jeszcze i dziś można znaleźć dzieci Abrahama: pustynnych Arabów – synów
Ismaela czy Hebrajczyków – synów Izaaka. Czy możemy stwierdzić, że jakoby jakiś
proces ewolucyjny wyniósł dzieci Abrahama na wyższy, szlachetniejszy poziom
umysłowy, moralny i fizyczny niż ten, jaki dostrzegamy w ich przodku? Na pewno
nie! Spójrzmy na działalność Boga. Bóg oświadczył Abrahamowi, że przyjmie jego
potomstwo przez Izaaka i dokona przez nie dzieła, które ostatecznie będzie
błogosławić i podnosić cały rodzaj ludzki, z każdego narodu, z każdej rasy. Ale
jakby dla pokazania nam, że nie polega On na naturalnej ewolucji przy rozwoju
ludu żydowskiego, Bóg dozwolił na to, by naród ten znalazł się w pewnego
rodzaju niewoli czy poddaństwie u Egipcjan. Po długim okresie takiego
poddaństwa Pan wywiódł ich pod wodzą Mojżesza, który był niewątpliwie wielkim
wodzem, wielkim generałem, dobrym człowiekiem, jak też najpokorniejszym z
ludzi. Był on człowiekiem, z którego każdy naród na świecie byłby dzisiaj
dumny. Na pewno ewolucja nie rozwinęła rasy mogącej dorównać standardowi tego
syna niewolnika. Zakon dany na górze Synaj służy aż dotąd za podstawę
formułowania wszelkich praw, a jego krótkie streszczenie podane w 3 Moj. 19:18
i w 5 Moj. 6:5 wciąż pozostaje wzorcem wszelkich praw wśród najmędrszych i
najlepszych ludów na ziemi, a mianowicie: „Będziesz miłował Pana Boga twego ze
wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej siły
twojej”, a „bliźniego twego jak siebie samego” (Mat. 22:40).
To prawda, że lud Izraela, otoczony przykładami bałwochwalstwa i niemoralności,
często uchybiał w zakresie swego związku przymierza z Bogiem i swych starań o
przestrzeganie Boskiego Zakonu, ale naród ten jako całość pod pewnymi względami
stał się w końcu, pod rządami Dawida i Salomona, najznakomitszym i
najmądrzejszym na świecie. Prawdą jest też, że naród ten popadł w kłopoty i
stracił specjalną, Bożą łaskę, gdy odrzucił Mesjasza, niemniej jednak i teraz
wpływ obietnic Boskich i Zakonu czyni ich wciąż jeszcze wielkim ludem, tak że
chociaż pozbawieni bytu narodowego, rozproszeni pomiędzy wszystkimi narodami
ziemi, wywierają w świecie finansowym i literackim wpływ, jakiemu nie ma
równego. Bez wątpienia zostali oni uczynieni różnymi od innych ludzi z racji
obcowania Boga z nimi i danych im obietnic. W zależności od stopnia swej wiary
i posłuszeństwa Panu mieli błogosławieństwo (Rzym. 3:1‑3; 5 Moj. 4:5‑9).
W JAKI SPOSÓB RÓWNIEŻ CHRZEŚCIJANIE
SĄ „RÓŻNYMI”
Ale nie powinniśmy oceniać błogosławieństwa dla Izraela przez pryzmat
tych, którzy nie mieli dostatecznej wiary, by przyjąć Mesjasza w Jego dniach.
Powinniśmy raczej zwrócić uwagę na tych wiernych, którzy przyjęli Jezusa.
Dwunastu apostołów, wybranych przez naszego Pana spośród tych, co pokornie szli
przez życie, pozostawiło swój ślad w świecie jako jego dobroczyńcy w najwyższym
sensie – następni po ich Panu, Odkupicielu.
Gdy zastanawiamy się nad wpływem, jaki wywarła Ewangelia Chrystusowa w
świecie, musimy zauważyć różnicę pomiędzy prawdziwymi a nominalnymi
chrześcijanami. Liczbę tych drugich szacuje się na 400 milionów, a obejmuje ona
zarówno te najlepsze, jak i te najgorsze jednostki z rodu ludzkiego, wraz z
prawdziwymi chrześcijanami. Wszyscy z tej masy zostali mniej lub bardziej
oświeceni przez nauki Chrystusa i apostołów, ale jedynie stosunkowo mała ich
liczba przyjęła to specjalne błogosławieństwo, do jakiego zostali zaproszeni i
które nie zawsze cieszy się przychylną opinią wśród ludzi.
Zwróćmy uwagę na rozumowanie oparte na słowach naszego cytatu: „Albowiem
któż cię różnym czyni?” Twierdzimy, opierając się na Biblii i historii, że
degradacja, jaka przyszła na świat wskutek nieposłuszeństwa i upadku Adama,
została w znacznym stopniu zniwelowana przez łaskę i prawdę, jakie nasz Pan
Jezus wywiódł na światło poprzez swoje posłannictwo zbawienia. Tak jak Żydzi
byli błogosławieni przez obrazy i cienie Zakonu oraz kierowane do nich prorocze
posłannictwa, tak w ciągu Wieku Ewangelii każdy naród świata został obdarowany
pewną miarą światła, które przyszło przez Ewangelię Chrystusową –
proporcjonalnie do tego, czy ludzie otrzymali prawdziwie, czyste poselstwo i na
ile na nie odpowiedzieli. Lecz są dwa wyjątki, i to bardzo ważne! Rozważmy je.
Poselstwo jako takie zostało w ubolewania godny sposób wypaczone, i to
przez tych właśnie, którzy utrzymywali, że się nim cieszą i że są jego sługami.
Piękno i prostota oryginalnego posłannictwa – że Bóg pojednał świat ze sobą w
Chrystusie, wkładając nasze występki na Tego, który umarł za nas – stopniowo
stawały się wykrzywione i spaczone przez pogląd, jakoby Ojciec Niebieski
usiłował pogwałcić wszelkie zasady sprawiedliwości i miłości i posłać cały ród
Adamowy na wieczne męki i jakoby Jezus w miłości i współczuciu oddał samego
siebie, usiłując przyjść z pomocą naszemu rodzajowi, ale że jego wysiłki,
włączając w to Jego śmierć, przyniosły niewiele pożytku dla większości tych,
którzy pomarli nawet nie usłyszawszy o jedynym imieniu pod niebem i wśród
ludzi, przez które możemy być zbawieni. Piękna nauka Boskiego Słowa, która
mówi, że Bóg obecnie wybiera spośród ludzi specjalną klasę na Oblubienicę,
Małżonkę Barankową i współdziedziczkę w Królestwie Tysiąclecia, które ma
błogosławić wszystkie narody ziemi, została przekręcona w najokropniejszą
doktrynę.
W myśl tego fałszywego zapatrywania na kwestię wybrania Bóg, na mocy
swej suwerennej władzy, postanowił zbawić garstkę z naszego rodu dla wykazania,
co mógł był zrobić dla wszystkich, gdyby Mu się tak upodobało; że najzupełniej
nie obchodzą Go interesy niewybranych i że wcale nie zamierzył dla nich
zbawienia ani w tym, ani w przyszłym życiu. Los tych, którzy umarli, nie
poznawszy Chrystusa, a przez to nie mając możliwości dostąpienia zbawienia
przez wiarę w Jego imię, został tak bardzo błędnie przedstawiony, że dla
rozsądnie myślącego człowieka Bóg miłości, który czyni wszystkie rzeczy według
rady swej woli, wydaje się być najstraszliwszym demonem, pozbawionym
sprawiedliwości i miłości i daleko podlejszym od najbardziej zdegradowanego
przedstawiciela ludzkiej rodziny – trudno byłoby bowiem sądzić, że jakikolwiek
człowiek mógłby mieć przyjemność w wiecznym torturowaniu innych stworzeń (Iz.
29:13).
Czyż jest zatem dziwne, że takie przekręcenie poselstwa zrodziło złe
owoce? Czy nie jest prawdą, że tak samo jak skażone drzewo z pewnością zrodzi
złe owoce, tak fałszywe doktryny rozwiną zły charakter u osób, które je przyjmą?
Sięgając wstecz do wieków średnich, z trwogą czytamy o milionach ludzi, którzy
dla sumienia byli brutalnie mordowani, cierpieli okrutne tortury itp. Gdy
dowiadujemy się, że w dodatku okrucieństwa te stosowano w imię Boga, religii i
Biblii, słusznie oburzamy się na takie przekręcanie Prawdy, ale jednocześnie
odczuwamy współczucie, mając świadomość, że złe postępowanie wynikało z
przyjęcia fałszywych doktryn, przeciwnych zarówno literze, jak i duchowi
Biblii. Tak więc widzimy, że kościelnictwo niewłaściwie przedstawia Chrystusa i
Jego nauki, jak też nauki apostołów. Niemniej jednak, jak się przecież można
spodziewać, litera nauk Chrystusowych do pewnego stopnia panuje nawet wśród
tych, których postępowanie wskazuje na to, że albo nigdy nie posiadali ducha
Jego nauki – ducha miłości, wesela, pokoju, łagodności, delikatności,
cierpliwości i dobrotliwości – albo go utracili.
„NIE BÓJ SIĘ, O MALUCZKIE STADKO”
Błogosławieństwo przychodzi proporcjonalnie do tego, na ile ludzie
powrócili do prawdziwego poselstwa. Wygląda na to, że po kilka osób w każdym
kraju ma to usposobienie serca, które ich uzdalnia do oceniania ducha
prawdziwego przesłania, pomimo domieszek ludzkiej filozofii i fałszu. Ale tak
obecnie, jak i wcześniej było ich zawsze niewiele. Z tego względu nasz Pan
Jezus nazywa ich „maluczkim stadkiem”, mówiąc: „Nie bój się, o maluczkie
stadko; upodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” [Łuk. 12:32]. Dwunastu
apostołów było z tej klasy Maluczkiego Stadka; ale przez wszystkie wieki byli
też inni posiadający tego samego ducha, wmieszani pomiędzy kąkol, czyli tłumy
tych, co zachowują jedynie zewnętrzne formy, będąc mniej lub bardziej zmyleni
przez fałszywe doktryny. Oni to, wbrew błędom i własnej bezsilności, trzymali
się biblijnych oświadczeń odnośnie sprawiedliwości i miłości Stwórcy oraz
miłosierdzia zapewnionego w Odkupicielu. Nie zważali na błędne przedstawianie
Boskiego charakteru przez wyznania wiary z okresu „ciemnych wieków” i sercem
przyjęli Pana na warunkach podanych przez naszego drogiego Odkupiciela: Jeśli
kto chce być uczniem moim, niechaj weźmie swój krzyż i naśladuje mnie (Łuk.
9:23; Mat. 19:27‑29; [Łuk. 14:27]).
Trzymając się litery i ducha tej nauki, klasa ta chętnie przyzwala, by
dla sprawy Chrystusa nawet uchodzić za głupców i stara się kroczyć śladami
Tego, który pozostawił im przykład, jak żyć w odłączeniu od świata, żyć dla
Boga, Prawdy i dla dobra bliźnich. Jest ich jednak tak mało i wywierają tak
nieznaczny wpływ, że nie sposób znaleźć śladów ich istnienia w którejkolwiek z
wielkich, światowych denominacji. Są oni raczej uznawani za „omieciny”
wszystkich ugrupowań religijnych – czasem okazuje im się litość, a czasem
pogardę. To, co Apostoł powiedział o takich ludziach za swoich dni, jest prawdą
i dzisiaj – świat nas nie zna, tak jak nie poznał naszego Pana. To, co
Odkupiciel powiedział o tej klasie, też jest dzisiaj prawdą: „Nie są z świata,
jako i ja nie jestem z świata” [Jana 17:14]. „Byście byli z świata, świat, co
jest jego, miłowałby; lecz iż nie jesteście z świata, alem ja was wybrał z
świata, przetoż was świat nienawidzi” – Jana 15:19.
Lecz choć świat wypiera się tej klasy i nią gardzi, niemniej jednak
uznaje w niej to, co nazywa niepraktycznym duchem, ponieważ ich pojęcia,
ambicje i metody nie należą do takich, które by zapewniały osiągnięcie maksimum
pomyślności i powodzenia w obecnych czasach, gdy światem rządzą grzech i
samolubstwo. Świat i kościelnictwo tak błędnie pojmują Boski plan, że cokolwiek
jest wysoko cenione wśród ludzi, jest obrzydliwością przed Panem, podczas gdy to,
co jest wysoko cenione przez Pana, jest obrzydliwością dla tych, co nie są w
pełnej z Nim zgodzie.
KTÓŻ NAS „RÓŻNYMI UCZYNIŁ”?
Widzieliśmy, że Prawda pomieszana z błędem oddzieliła chrześcijaństwo od
pogaństwa, pod pewnymi względami ku wielkiemu jego pożytkowi. Nauka Ewangelii
odnośnie pierwotnej równości ludzi, a także odnośnie ostatecznej
odpowiedzialności każdego indywidualnie jedynie przed Panem – przy czym reguła
sądzenia będzie jednakowa dla książąt i dla chłopów, dla wykształconych i dla
niewykształconych – spowodowała otwarcie oczu ludzkiego pojmowania tych spraw,
podczas gdy ludy pogańskie wciąż ulegają przesądom odnośnie klas i kast. Duch
wolności zaszczepiony w ten sposób przez tę część Prawdy, którą świat mógł
przyjąć i którą przyjął, dokonał w pewnych obszarach cudownych przemian
wszędzie tam, gdzie dotarło poselstwo Ewangelii. Prosty lud pochwycił myśl, że
„A Man’s a Man for a’ that” [„Pomimo wszystko człowiek jest człowiekiem”,
szkocka pieśń Roberta Burnsa z 1795 r., wyrażająca ideę równości wszystkich
ludzi] i do pewnego stopnia także tę, że możliwości, wykształcenie i potęga
umysłu ustanowiły zasady panowania na tym świecie, ale nie mają one ani mocy,
ani wpływu w odniesieniu do przyszłego życia, gdy wszyscy będą na jednym
poziomie przed sądowym trybunałem Chrystusa. Ta odrobina Prawdy, którą przyjęło
chrześcijaństwo, wywarła uwalniający, podnoszący i oświecający skutek, a
okazała się zgubna dla ciemnoty i przesądu. Lecz chrześcijaństwo nie było
gotowe na przyjęcie innych szczegółów Boskiego poselstwa, „opowiadającego pokój
przez Jezusa Chrystusa” [Dz. Ap. 10:36]. Nie przyjęło ono zaproszenia do
dokonania zupełnego poświęcenia swych serc Bożej woli i służbie oraz do
kroczenia śladami Jezusa. W związku z tym nie otrzymało ono pełni korzyści i błogosławieństw,
jakie mogło osiągnąć.
Innymi słowy, chrześcijanie rozwinęli się w myśl zasad miłości i
wolności, ale nie rozwinęli się w kierunku poświęcenia i uświadomienia sobie
odpowiedzialności przed Bogiem. A konsekwencją tego jest to, że szybko się zbliżamy
do czasu, kiedy te marnie zrównoważone proporcje oznaczać będą ruinę naszej
obecnej cywilizacji. Wzrost w wolności, niezależności itd., w połączeniu ze
wzrostem w samolubstwie wytwarzają taki stan rzeczy, jaki Biblia przedstawia w
odniesieniu do zakończenia obecnego Wieku, kiedy to – zwłaszcza w
chrześcijaństwie – ręka każdego człowieka podniesie się na rękę bliźniego
[Zach. 14:13]. Zasiane niegdyś samolubstwo zrodzi anarchię, spowoduje obalenie
wszystkich ludzkich rządów i ograniczeń oraz doprowadzi do ucisku tak
straszliwego, jakiego świat nie zna. Mamy tu ilustrację, że wolność jest
niebezpieczna, gdy siłą napędową jest samolubstwo. Istota Pańskiego poselstwa
została odrzucona, konsekwencje, jakie z tego wynikną, będą zgubne. Im większe
światło, tym większa odpowiedzialność; im wyższe wyniesienie, tym większy
upadek. Przykry to obraz, jaki Pismo Święte podaje odnośnie naszej obecnej
cywilizacji. „Kościelnictwo”, któremu brak ducha Pańskiego, ducha miłości, samo
się zrujnuje na bazie własnej inteligencji, z powodu ducha samolubstwa. Pewna
miara Prawdy uczyniła ,,chrześcijaństwo” różnym od pogaństwa, a rezultatem
będzie to, że gdy wszystko się będzie rozpadać, najbardziej uprzywilejowani
poniosą największe szkody.
Ale co z Maluczkim Stadkiem, prawdziwymi chrześcijanami, którzy nie
tylko cenią swoją wolność, uwolnienie od ciemnoty i przesądu, lecz także w
zupełności przyjmują Pańskie poselstwo i przez poświęcanie wszystkiego biorą
swój krzyż, aby kroczyć za drogim Odkupicielem, nie żyjąc jedynie dla doczesnych
radości, wygód i zaszczytów, ale głównie po to, by działa się wola Ojca – co
będzie z nimi? O, stanowią oni szczególny przypadek, dla wielu trudny do
pojęcia. Jak Mistrz powiedział do nich: „Na świecie ucisk mieć będziecie, ale
ufajcie, jam zwyciężył świat” [Jana 16:33], tak też z nimi jest, że świat ich
nie rozumie i uważa jedynie za ludzi głupich, którzy nie mają radości,
zadowolenia ani przyjemności w życiu. Jest jednak przeciwnie, bo oni dobrze
wiedzą, że mają więcej przyjemności, więcej radości, więcej szczęścia niż ich
przyjaciele, ponieważ w ich sercach panuje pokój Boży, który przewyższa wszelki
rozum. Nie tylko cieszą się oni i radują perspektywą przyszłości – nadzieją
uczestniczenia w „pierwszym zmartwychwstaniu”, sławie, czci i nieskazitelności,
które mają być wtedy dane wybranym, ale i w obecnych próbach, trudnościach i
przeciwnościach czują się szczęśliwymi (Rzym. 5:3‑5).
Ach, to jest sekret prawdziwego pokoju i prawdziwej radości – miłość
Boża, obietnice Boże, uświadomienie sobie na podstawie Słowa Bożego, że obecne
próby i trudności działają wszystkie dla dobra tych, którzy Go miłują, dla
wszystkich powołanych zgodnie z Jego zamysłem, przygotowując ich do sławy,
czci, błogosławieństwa i wykorzystania w przyszłości – w Tysiącleciu i później!
Nauczyli się oni nie zważać tyle co kiedyś na uśmieszki lub grymasy świata. Oni
wypatrują uśmiechu swego Niebieskiego Pana i Oblubieńca i są szczęśliwi, gdy
oczyma wiary pojmują, że bez względu na ich ziemski stan cieszą się przywilejem
służenia swemu Mistrzowi i Jego sprawie.
CÓŻ MAMY, CZEGO BYŚMY NIE WZIĘLI?
W słowach naszego cytatu zawarta jest myśl, która powinna nam dopomóc do
wyrobienia w sobie pokory, jednej z łask Pańskiego ducha, bez której, jak On
nam mówi, nigdy nie moglibyśmy być Mu przyjemnymi jako współdziedzice z naszym
drogim Odkupicielem w Jego chwalebnym Królestwie, które już wkrótce ma
błogosławić cały rodzaj ludzki. Czy nie dostrzegamy prawdy w stwierdzeniu
Apostoła, że wszystko, co posiadamy, każdy przymiot charakteru i cały jego rozwój,
pochodzi od Pana, że my sami nie zapoczątkowaliśmy niczego, czym byśmy się
mogli chlubić lub z czego moglibyśmy być dumni (1 Kor. 4:7)?
Patrząc wstecz, w odległą przeszłość, widzimy, że nasi przodkowie byli
niecywilizowanymi poganami i że Bóg posłał do nich pewną miarę światła
Ewangelii. Byli oni błogosławieni w takim stopniu, w jakim przyjmowali ją do
swych dobrych i szczerych serc. Idąc dalej, widzimy błogosławieństwa
cywilizacji postępującej w ślad za tą Ewangelią światłości, prawdy i łaski. W
przypadku każdego z nas szczególnie uświadamiamy sobie to, że urodziliśmy się w
przychylnych warunkach, że w Słowie Bożym mamy moc Bożą do przekształcenia
charakteru i w związku z tym nasza własna praca została tak natchniona i
podsycona entuzjazmem przez obietnice Pańskie, że widzimy – jak mówi nam Pismo
Święte – iż przez te obietnice i wskazówki podane w Biblii Bóg sprawuje w nas
chcenie ku czynieniu tego, co jest Mu miłe. Nasze usprawiedliwienie przez wiarę
w drogocenną krew pochodzi na pewno nie z nas samych, ale od Pana, który
zapewnił ofiarę i który dał nam błogosławione pomazanie oczu naszego
zrozumienia, byśmy mogli widzieć Jezusa jako Baranka Bożego, który gładzi
grzech świata. Jest to łaska nad łaskami, że zostaliśmy obdarzeni zdolnością
docenienia przywileju złożenia naszych ciał ofiarą żywą i stania się przez to
uczniami Chrystusa oraz Jego naśladowcami, aby ostatecznie móc uzyskać
„pierwsze zmartwychwstanie” i stać się członkami Oblubienicy, Małżonki
Barankowej.
Kazania Pastora Russella SM-375