Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: F-10 ,   z 1904 roku.
Zmień język na

Wykład 7 - Prawo Nowego Stworzenia

Nadanie prawa wskazuje na możliwość jego wykonania – Boskie prawo w swej pierwotnej postaci – Prawo do życia nie mogło być dane upadłemu rodzajowi – Odkupienie nie według zakonu, lecz według łaski – Wypełnienie Przymierza Zakonu i zapieczętowanie Nowego Przymierza przez jedną ofiarę Chrystusa – Prawo Synajskie wyłącznie dla cielesnego Izraela – Prawo Nowego Przymierza – Przykazanie, pod którym rozwijają się święci – Oddzielone i szczególne miejsce Nowego Stworzenia względem Boga i przymierza – Wzrost uznania dla doskonałego prawa – Bieg do mety i trwanie u mety – Złota Reguła – Doskonały zakon wolności.

Fakt ustanowienia prawa przez odpowiedzialny organ ustawodawczy oznacza, że jego adresaci są w stanie go przestrzegać albo że istnieją procedury umożliwiające darowanie win za wykroczenia. Odgórne nadanie prawa zakłada również możliwość jego przekroczenia, stąd z każdym prawem łączą się kary. W przypadku ojca Adama – który był stworzony, jak mamy powiedziane, na obraz i podobieństwo Boże, a następnie znalazł się pod wyrokiem i przekleństwem na skutek nieposłuszeństwa wobec woli Bożej – możemy wnioskować, że wcześniej dane mu było jasno sformułowane prawo. W przeciwnym razie nie zostałby on potępiony przez Stwórcę jako przestępca. Mamy wyraźnie powiedziane, że grzechem popełnionym w raju było nieposłuszeństwo względem Bożego polecenia. Fakt, że wydany na Adama wyrok śmierci, który przez niego w sposób naturalny rozciągnął się i na jego potomstwo, był sprawiedliwy, świadczy o tym, że rozumiał on prawo Boże i świadomie je przekroczył. Gdyby było inaczej – wina spadałaby na prawodawcę. Tego, że Adam był w stanie przyjąć Boskie prawo i okazać mu posłuszeństwo, dowodzi fakt, <str. 350> iż prawo to nie przewidywało możliwości przebaczenia ani pośrednika, ale w rezultacie jego pogwałcenia Adam poniósł pełną karę.

Nie znajdujemy żadnego zapisu, który mówiłby, że Stwórca przekazał ojcu Adamowi i matce Ewie jakiś kodeks prawa wyryty w kamieniu czy też utrwalony w inny sposób. Ponieważ obecnie przyzwyczajeni jesteśmy do spisywania praw, ze względu na ludzkie słabości, wielu nie rozumie, w jaki sposób doskonały Adam otrzymał doskonałe prawo, na podstawie którego był doświadczany, a wskutek niepowodzenia – potępiony. Pomyłką jest jednak oczekiwanie, że prawa muszą być spisane w sposób widoczny – na papierze lub na kamieniu – i nieprzyjmowanie do wiadomości istnienia wyższej formy zapisu Boskiego prawa, polegającej na stworzeniu człowieka do życia w takiej harmonii z zasadami sprawiedliwości, że słusznie można by powiedzieć, iż Boskie prawo – poczucie dobra i zła – zostało wyryte w jego doskonałym organizmie. W ten sposób Boże prawo zapisane jest w Jego własnej istocie i w istotach wszystkich zastępów anielskich. W taki też sposób Boże prawo zostało zapisane już w samych organizmach Adama i Ewy, którzy nie mieli grzesznych skłonności, lecz przeciwnie – dążyli do sprawiedliwości. Byli oni sprawiedliwi, żyli w sprawiedliwych i doskonałych warunkach, byli świadomi swoich zobowiązań wobec Stwórcy i odpowiedzialności związanej z posłusznym wypełnianiem każdego z Jego przykazań, które znali dokładnie, a nie ogólnikowo. Ich występek nie znajduje przeto żadnego usprawiedliwienia. Miłosierdzie mogłoby skłaniać do ich wytłumaczenia brakiem doświadczenia odnośnie kary, jednakże fakt, że mogli nie w pełni rozumieć istotę kary za grzech, nie zmienia innego faktu – iż potrafili odróżnić dobre postępowanie od złego. Wiedzieli, że dobrą rzeczą było słuchać Boga, a złą – nie słuchać Go, całkowicie niezależnie od tego, czy rozumieli, jakie cierpienia sprowadzi na nich nieposłuszeństwo. Apostoł potwierdza w każdym szczególe zapis 1 Księgi Mojżeszowej, mówiąc: „Adam nie był zwiedziony” [1 Tym. 2:14]. Oznacza to, że popełnił przestępstwo świadomie, rozmyślnie, sprowadzając na siebie tym samym przekleństwo, wyrok za świadomy grzech, zapowiedzianą wcześniej przez Stwórcę karę – śmierć. <str. 351>

Rozglądając się dzisiaj wokół siebie stwierdzamy, że świat w znacznym stopniu zatracił swe pierwotne podobieństwo do Boga, jakie charakteryzowało naszych pierwszych rodziców po ich stworzeniu. Ludzie utracili znacznie więcej niż intuicyjną zdolność odróżniania dobra od zła. Prawo Boskie, kiedyś jasno i wyraźnie wpisane w ludzką naturę, zatarło się w znacznym stopniu na przestrzeni minionych sześciu tysięcy lat „panowania grzechu i śmierci”. Bóg, pozostając w kontakcie z niektórymi przedstawicielami rodzaju ludzkiego, ożywił w wielu sercach to pierwotne prawo i odtworzył w nich w pewnej mierze różne cechy prawości. Mimo to, nawet wśród ludzi najbardziej cywilizowanych i schrystianizowanych nikt nie odważyłby się zaufać zupełnie własnemu osądowi w różnych kwestiach dobra i zła. Dlatego nadal potrzebujemy pewnych Boskich norm, do których moglibyśmy zmierzać i według których moglibyśmy regulować naszą ocenę dobra i zła, czyniąc ją coraz bardziej zbliżoną do Boskiego wzoru. Tym niemniej, nawet pomiędzy najbardziej zdegradowanymi ludami pogańskiego świata często znajdujemy przejawy sumienia i mniej lub bardziej rozwinięte pojęcie dobra i zła. Są to wypaczone i zniekształcone pozostałości pierwotnego prawa istoty ludzkiej, zgodnie z którym stworzona ona została „na obraz Boży”. Apostoł nawiązuje do tego stanu rzeczy wśród pogan, mówiąc o ich myślach „wespół siebie oskarżających albo też wymawiających”. Stwierdza on, że w ten sposób „ukazują skutek zakonu, napisany na sercach” ich, czyli pozostałości pierwotnego prawa, szczątkowe dowody tego, że było ono kiedyś wrodzoną cechą ludzkości (Rzym. 2:15).

Wśród ludzi znane są zarówno prawa odnoszące się do przestępców, jak i prawa dla tych, którzy nie są przestępcami: (1) prawa obywatelskie, zapewniające posłusznym życie, pokój i wolność, a jednocześnie grożące przestępcom utratą wolności, przywilejów itp. w więzieniu; (2) prawa dotyczące skazanych, znacznie surowsze, o ile wyrok nie zostanie złagodzony, i w żadnym wypadku nie zapewniające im swobód.

Podobnie ma się rzecz z prawem Bożym. Najpierw było pierwotne prawo, pod którym Adam został poddany próbie. Miał on <str. 352> z początku przywileje i błogosławieństwa – życie, pokój, szczęście i zaspokojenie każdej potrzeby. Było mu to zagwarantowane tak długo, jak długo był posłuszny Stwórcy. Za nieposłuszeństwo groziła kara śmierci: „Umierając, śmiercią umrzesz” [1 Mojż. 2:17]. Kara ta przeszła naturalną drogą również na jego potomstwo. Tak więc od momentu złamania prawa Adam stał się winowajcą, skazańcem pozbawionym nadziei życia, jaką się wcześniej cieszył, pozbawionym domu w Edenie i niedawnej społeczności ze swym Stwórcą. Nieprzygotowana ziemia stała się dla niego miejscem odbywania kary, a grób – wiecznym więzieniem. Prawo panujące nad nim wcześniej ustało, tzn. nie dawało mu już nadziei życia, lecz skazało go na śmierć. Adam przestał podlegać temu prawu życia, a jego potomstwo nie narodziło się pod tym prawem ani nie miało nadziei czy perspektyw otrzymania życia wiecznego – wszyscy byli więźniami. Grzech i śmierć ich zniewoliły i stały się, mówiąc obrazowo, ich katami i strażnikami więziennymi.

Chociaż pierwotne prawo nie mogło już działać względem nich i już ich ukarało, to znajdowali się oni pod wpływem pewnych naturalnych praw. W ich stanie uwięzienia prawa te powodowały, że każdy występek przeciw sumieniu, każdy krok brnący głębiej w to, co uważali za grzech, przynosił im szybszą degradację i śmierć. Im pilniej jednak przestrzegali zasad, które uznawali za prawe, tym łatwiej znosili warunki swej niewoli, choć nic nie wskazywało na możliwość wybawienia.

Apostoł mówi nam, że niemożliwe było, aby Bóg dał naszemu upadłemu rodzajowi prawo życia. Ludzie zostali sprawiedliwie skazani i dopóki wyrok na nich utrzymywał się w mocy, dopóty nie mogło być im dane żadne prawo, którego zachowanie umożliwiłoby uwolnienie od śmierci. Ustanowienie prawa życia dla rodziny ludzkiej musiało być poprzedzone wykonaniem kary pierwotnego prawa i zniesieniem przekleństwa – potępienia. Dopiero wtedy, po dokonaniu zadośćuczynienia za pierwsze przestępstwo i po zniesieniu za niego kary, mogły zostać poczynione inne kroki, włącznie z ofertą <str. 353> warunkowego życia wiecznego. Pan uczynił wzmianki o swym zamiarze wprowadzenia takiego rodzaju zadośćuczynienia za grzech i dania ludzkości jeszcze jednej szansy na życie wieczne w miejsce tej, którą otrzymał i utracił ojciec Adam, a w nim całe jego potomstwo. Boskie obietnice były jednak bardzo niewyraźne, dając jedynie zalążek nadziei. Stąd ludzka rodzina – więźniowie pod panowaniem grzechu i śmierci – na mocy Boskich obietnic nazywana jest „więźniami nadziei” [Zach. 9:12].

Jedną z takich wzmianek o pojednaniu były słowa Pana wypowiedziane przez Niego przy wydawaniu wyroku, że nasienie niewiasty potrze kiedyś głowę węża (1 Mojż. 3:15). Tym symbolicznym i niezrozumiałym językiem Pan zapowiedział odwrócenie siły zła – zwycięstwo mające przyjść zarówno poprzez, jak i dla rodu Adama. Tym nasieniem niewiasty, jak wszyscy wiemy, był Chrystus. Cztery tysiące lat po upadku Bóg zesłał swego Syna „zrodzonego z niewiasty”, a zatem zaliczonego do potępionego rodzaju ludzkiego, „aby z łaski Bożej za wszystkich śmierci skosztował” [Hebr. 2:9] – aby wziął na siebie karę za każdego człowieka, aby zniósł z każdego człowieka przekleństwo, wyrok śmierci, i aby w ten sposób udostępnił każdemu człowiekowi podstawę prawną, pozwalającą na ponowne zastosowanie prawa życia, którego przestrzeganie zapewni nagrodę życia wiecznego.

Zanim jednak nadszedł czas zesłania Syna i dokonania przez Niego odkupienia rodzaju ludzkiego spod przekleństwa śmierci, Bóg zajął się szczególnie Abrahamem i jego rodziną, znaną później jako Izraelici. Przede wszystkim Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi dał Bóg mniej lub bardziej wyraźnie sformułowane obietnice mówiące o Jego łaskawych zamiarach błogosławienia wszystkich narodów ziemi. Takie przesłanie pochodzące od wielkiego Sędziego, który potępił rodzaj ludzki, miało doniosłe znaczenie. Oznaczało ono albo <str. 354> pogwałcenie sprawiedliwości poprzez zniesienie przekleństwa, czyli wyroku, albo też że Najwyższy Sąd Wszechświata miał plan, na mocy którego mógł być sprawiedliwy, a pomimo to okazać miłosierdzie tym, którzy staliby się go godni, podporządkowując się sprawiedliwym Bożym rozporządzeniom. Patriarchowie radowali się tymi obietnicami i mniej lub bardziej jasno rozumieli nadzieję przyszłego życia poprzez zmartwychwstanie umarłych, które miało być udziałem nie tylko ich i ich potomstwa, ale ostatecznie błogosławieństwem dla każdego członka rodzaju ludzkiego.

Mając na uwadze tę właśnie obietnicę daną Abrahamowi, Pan ustanowił specjalne prawo dla jego dzieci – Izraelitów. Prawo to, dane im na górze Synaj, było podstawą przymierza z nimi. Wypełnienie tego prawa gwarantowało im udział we wszystkich obietnicach. Prawo to uznane było za doskonałe, sprawiedliwe i dobre w każdym aspekcie, ponieważ jednak Izraelici byli upadli, zdeprawowani i niedoskonali, niezbędne okazało się najpierw ustanowienie pośrednika – był nim Mojżesza. Potrzebny był także sposób na coroczne obrazowe umorzenie wykroczeń ludu przeciwko temu prawu i umożliwienie dalszych starań w zakresie zachowywania Zakonu z pokolenia na pokolenie. Ustanowienie pośrednictwa Mojżesza oraz obrazowych ofiar za grzech wskazuje, że ludzie, którym dano przymierze i prawo, uznani zostali za niezdolnych do okazania mu zupełnego posłuszeństwa. W przeciwieństwie do Zakonu pierwsze prawo w Edenie nie przewidywało pośrednika i nie uwzględniało słabości ludzkiego ciała, co samo przez się dowodzi jasno, że pierwszy Adam był doskonały na obraz i podobieństwo Stwórcy, mógł więc okazać całkowite posłuszeństwo Boskiemu prawu. Widzimy też, że ludzkość znacznie się w międzyczasie zdegradowała, bo zarządzenia związane z Prawem Mojżeszowym zostały dostosowane do zdeprawowanych, upadłych ludzi.

Apostoł zapewnia ponadto, że żaden Żyd, z wyjątkiem Pana Jezusa, nigdy nie zachował Zakonu, <str. 355> a zatem tylko Jezus otrzymał, i mógł otrzymać, nagrody wynikające z Przymierza Zakonu uczynionego z Izraelem. Oto słowa Apostoła: „Z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwione żadne ciało przed oblicznością jego”. Zakon miał zatem dwojaki cel. Po pierwsze, pokazywał, że nikt z upadłego rodzaju nie mógł wypełnić Boskiego prawa ani być zaakceptowanym w oczach Bożych. Po drugie, świadczył, że Pan Jezus był doskonały, ponieważ zachował Zakon, czego nikt niedoskonały dokonać nie mógł. W ten sposób, zachowawszy to prawo, stał się jedynym spadkobiercą przymierza uczynionego z Abrahamem. Tym samym został uznany za przepowiedziane nasienie Abrahama, w którym błogosławione miały być wszystkie narody ziemi. Przymierze, osiągnąwszy swe wypełnienie w osobie Jezusa Chrystusa, zakończyło się pod względem tego obiecanego błogosławiącego nasienia. Kiedy jednak spoglądamy uważnie na obietnicę, dostrzegamy pewne aspekty o podwójnym znaczeniu. Zapowiadała ona tak duchowe, jak i ziemskie nasienie, jak wynika z obietnicy: „Rozmnożę nasienie twoje jako gwiazdy niebieskie i jako piasek, który jest na brzegu morskim” – 1 Mojż. 22:17.

Wypełniwszy przymierze, nasz Pan, Jezus, ma w swych rękach całe zadanie błogosławienia wszystkich narodów ziemi, lecz działając i teraz, i w przyszłości zgodnie z Bożym planem będzie On rad użyć w odpowiedniej chwili niektórych spośród ziemskiego nasienia, cielesnego Izraela, jako swych ziemskich narzędzi lub przedstawicieli w tym dziele błogosławienia. Tak więc przymierze w odniesieniu do Izraela według ciała nie zostało zupełnie zniesione. Zgodnie z oświadczeniem Apostoła, na cielesny Izrael czeka błogosławieństwo po ustanowieniu Królestwa Niebieskiego podczas wtórego przyjścia Pana. Apostoł mówi: „Darów swoich i wezwania Bóg nie żałuje”, „według wybrania są miłymi dla ojców”, „aby dla miłosierdzia wam [Kościołowi] okazanego i oni miłosierdzia dostąpili. Albowiem zamknął je Bóg wszystkie w niedowiarstwo, aby się nad wszystkimi zmiłował”. Słowa te dają nam do zrozumienia, że Wybawiciel, który przyjdzie z Syjonu, aby błogosławić całą ludzkość, odwróci najpierw niepobożność od Jakuba. W ten sposób Jakub – Izrael według ciała – będzie mógł ostatecznie współdziałać w błogosławieniu świata (Rzym. 11:26 32). <str. 356>

Widzimy zatem, że do czasu pierwszego przyjścia Pańskiego świat nie posiadał prawa, oprócz ogólnego prawa natury – prawa naszego upadłego i zniewolonego stanu; prawa, które oświadcza, że możemy przyspieszyć nasze kłopoty, ale nie jesteśmy w stanie ich uniknąć; prawa orzekającego, że chociaż śmierć jest pewna na skutek pierwszego wyroku i choć nie możemy mieć nadziei na ucieczkę od śmierci, to możemy przynajmniej czasowo oddalić egzekucję i niejako złagodzić jej surowość. Widzieliśmy, że jedynym innym prawem, czyli przymierzem, było to, które zostało dane Izraelowi. Mojżesz wyraźnie zaznaczył, że nie należało ono do żadnego innego ludu czy narodu, mówiąc: „Nie z ojcami naszymi uczynił Pan to przymierze, ale z nami, którzyśmy tu dziś wszyscy żywi” – 5 Mojż. 5:3. Zauważamy, że choć Zakon miał usprawiedliwić Izraelitów i choć mieli oni osiągnąć błogosławieństwa przymierza związanego z tym Zakonem, to nikomu z nich się to nie udało, z wyjątkiem jednego – człowieka Jezusa Chrystusa, naszego Pana i Odkupiciela. Prześledźmy sprawę dalej i przyjrzyjmy się, jak Boskie prawo działa obecnie.

Nasz Pan, Jezus, zachował, czyli wypełnił przez swą śmierć, prawo Boże wyrażone na Synaju. Prawo z góry Synaj sprowadzało się w sumie do słów: „Będziesz tedy miłował Pana, Boga twego, ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej siły twojej”; „Będziesz miłował bliźniego twego jako samego siebie.” Ojciec Niebieski zrządził tak, że Jego umiłowany Syn, opuściwszy chwałę stanu duchowego i stawszy się doskonałym człowiekiem pośród niedoskonałych ludzi, przede wszystkim uszanował wolę Ojca – że powinien się stać Odkupicielem człowieka. Nie było w tej sprawie przymusu i gdyby chciał, mógłby był szukać tylko własnej przyjemności; jednak wtedy nie wypełniłby Prawa, które oznajmia, że wszyscy pozostający z nim w zgodzie muszą kochać Boga nade wszystko – bardziej niż samych siebie; muszą też znaleźć upodobanie w woli Bożej do tego stopnia, że gotowi będą poświęcić własną wolę, a nawet i życie.

Wskazują na to słowa: „Będziesz miłował Pana, Boga twego, ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy [istoty] twojej, i ze wszystkiej myśli twojej, i ze wszystkiej siły twojej” [Mar. 12:30]. Taka miłość <str. 357> do Boga nie zawahałaby się oddać życia, istoty i siły w dobrowolnej ofierze dla Boskich zamiarów. Apostoł zapewnia, że Pan Jezus, „postawą będąc znaleziony jako człowiek”, rozumiejąc jasno Boski plan, oddał siebie zupełnie na ofiarę za człowieka. O tak! Pan uczynił to z radością, o czym czytamy: „Jest moją radością, mój Boże, czynić Twoją wolę, a Prawo Twoje mieszka w moim wnętrzu” – Psalm 40:9 (BT). Miała tu także znaczenie miłość do rodzaju ludzkiego, z którym Jezus się spokrewnił, rodząc się jako człowiek. Jednak kochanie ludzi jak siebie samego nie było jednoznaczne z samoofiarowaniem się za nich. Taka ofiara świadczyłaby o miłości większej niż miłość własna. Właśnie to podporządkowanie się pierwszej części Prawa pociągnęło za sobą ofiarę człowieka Jezusa Chrystusa. Wszystko to, jak widzimy, wynikało z zachowania Przymierza Zakonu, którego wszystkie warunki spełnić musiał urodzony pod nim Jezus. Tylko dzięki posłuszeństwu prowadzącemu aż do śmierci mógł stać się On dziedzicem obietnicy Abrahamowej.

Lecz poprzez Jego śmierć osiągnięte zostało jeszcze coś innego – coś więcej niż udowodnienie, że był godny roli obiecanego nasienia Abrahama, godny i zdolny do błogosławienia świata. Tym czymś było odkupienie Adama i jego potomków spod pierwotnego wyroku śmierci. Zgodnie z Boskim rozporządzeniem obie te rzeczy dokonały się jednocześnie, dzięki tej samej ofierze. My jednak powinniśmy je wyraźnie odróżniać. Nasz Pan nie tylko wypełnił Przymierze Zakonu poprzez swe posłuszeństwo aż do śmierci, lecz także, w myśl Boskiego postanowienia, przez tę samą śmierć zagwarantował Nowe Przymierze. Przymierze Zakonu, jak zauważyliśmy, wykazało, że Jezus był osobiście godny, natomiast Nowe Przymierze stosuje się do całej ludzkości. Znajdowała się ona pod wyrokiem śmierci, a trwałe błogosławieństwo nie mogło być osiągnięte inaczej, jak tylko przez zadośćuczynienie i anulowanie tego pierwotnego wyroku. Dopiero wtedy ktoś mógł błogosławić, czyli mieć prawo do błogosławienia rodzaju ludzkiego i podniesienia go ze śmierci do życia, ponieważ do tej pory panował nad nim Boski wyrok śmierci, a Bóg żadną miarą nie usprawiedliwi winnego kosztem własnego prawa. Jak wspaniała jest Boska ekonomia, <str. 358> która poprzez jedno dzieło sprawdziła zdolność Odkupiciela do wybawienia i podźwignięcia ludzkości oraz zapewniła okup za ojca Adama i jednocześnie za jego dzieci, które w sposób naturalny uczestniczyły w konsekwencjach jego grzechu i śmierci. Przedmiot ten omawiany był wcześniej* i nie będziemy go tutaj rozpatrywać szczegółowo.

* zob. Tom V, Wykłady XIV, XV

Nasze obecne rozważanie dotyczy Boskiego prawa. Zauważyliśmy, że prawo z góry Synaj odnosiło się wyłącznie do naturalnych potomków Abrahama i że reszta świata pozostawała bez Boga, bez nadziei, motywacji, zachęty, bez obietnic – jako obcy, nieznajomi, cudzoziemcy (Efezj. 2:12). Rozumiemy, że Przymierze Synajskie dobiegło końca, jeżeli chodzi o wielką próbę i nagrodę. Zrozumieliśmy także, że zapewnione zostało Nowe Przymierze (Hebr. 7:22), które stało się skuteczne dzięki krwi Chrystusa. Zapytajmy teraz, czy to Nowe Przymierze już obowiązuje, a jeżeli tak, to czy towarzyszy mu nowe prawo, tak jak Przymierzu Synajskiemu towarzyszyło prawo Zakonu. Odpowiadamy, że Nowe Przymierze nie weszło jeszcze w życie, jeśli chodzi o świat, i że w pełni wejdzie w życie dopiero w czasie wtórej obecności Chrystusa, a cielesny Izrael, jak rozumiemy, jako pierwszy z ludzkości skorzysta z Nowego Przymierza.

Nowe Przymierze ogłosi pokój względem pierwotnego przekleństwa i oznajmi, że zostało ono w pełni zadośćuczynione przez Odkupiciela oraz że każdy, kto przez Niego przychodzi do Ojca, będzie mógł pod warunkiem posłuszeństwa doświadczyć restytucji ze stanu pierwotnego potępienia, będzie ponadto ogłaszać miłosierdzie dla cielesnego Izraela, który znajdował się pod dodatkowym przekleństwem – przekleństwem Przymierza Zakonu. Każde stworzenie dowie się, że jest odkupienie za przeszłe grzechy, jak też, że wszelkie słabości i niedoskonałości, którym ludzkość nadal podlega, będą przebaczane i odtąd oceniane zgodnie z ich faktycznym stanem. Prawo pośredniczącego Królestwa <str. 359> Chrystusa pomoże im podnieść się stopniowo z obecnego stanu umysłowej, moralnej i fizycznej śmierci, krok po kroku, aż do pełnej doskonałości ludzkiej natury. Wtedy ludzie będą w stanie przejść próbę przed Wszechmogącym i okazać stałość charakteru oraz udowodnić, że godni są życia wiecznego pod prawem Jego Królestwa. To Nowe Przymierze zawiera zatem całkowite miłosierdzie i łaskę Boga, przewidziane dla całej ludzkości w Wieku Tysiąclecia. Jest to przymierze przebaczenia, błogosławienia i restytucji dla wszystkich, którzy skorzystają z łaski Boga w Chrystusie Jezusie, kiedy ich oczy i uszy zostaną otwarte.

Prawo Nowego Przymierza

Z Nowym Przymierzem związane będzie odpowiednie prawo. Będzie to Boskie prawo, które się nie zmienia, a które jedynie w różnych okresach było rozmaicie, mniej lub bardziej wyraźnie, formułowane. Będzie to prawo, które oznajmia, że Bóg przeciwstawia się grzechowi, a okazuje łaskę i błogosławieństwo względem ludzi prawych. W Wieku Tysiąclecia świat zawsze będzie miał do dyspozycji tę bezwzględną miarę, do której doskonałych norm każdy będzie się musiał stopniowo zbliżać. Pewną pobłażliwością cieszyć się jednak będą mogli ci, którzy będą się starać być posłuszni, a będzie ona zależeć od stopnia ich słabości, które w błogosławionych warunkach restytucji będą stopniowo zanikać w miarę wzrastania w posłuszeństwie. Napisane jest: „Toć jest przymierze, które postanowię z domem izraelskim po tych dniach, mówi Pan: Dam prawa moje w myśli ich i na sercach ich napiszę je (...) miłościw będę nieprawościom ich, a grzechów ich nie wspomnę więcej” (Hebr. 8:10; Jer. 31:33 34).

Jest tu więc mowa o stopniowym zmazywaniu dawnych grzechów i nieprawości, które będzie dziełem Wieku Tysiąclecia, jak też o sukcesywnym odtwarzaniu, ponownym zapisywaniu Boskiego prawa w sercach ludzi – każdego, kto tego pragnie. To wpisywanie na nowo prawa Bożego w charakter człowieka jest po prostu innym sposobem określenia dzieła „naprawienia wszystkich rzeczy, co był przepowiedział Bóg przez usta wszystkich świętych swoich proroków”, które ma się dokonać w owym wielkim dniu panowania <str. 360> Chrystusa. Nie wolno nam zapomnieć tych wyraźnych słów: „I stanie się, że każda dusza, która by nie słuchała tego proroka [dusza, która nie podda się ponownemu wpisywaniu Boskiego prawa w swój charakter], będzie wygładzona z ludu” – Dzieje Ap. 3:23.

Powróćmy jednak do tematu. Omówiliśmy funkcjonowanie Nowego Przymierza w Wieku Tysiąclecia, kiedy Ten, który odkupił świat, będzie sprawował swą władzę i rządy jako wielki Prorok, wielki Nauczyciel, błogosławiąc świat poprzez proces restytucji oraz zapisując na nowo w sercach ludzi Boski charakter. Zapytajmy teraz o okres przejściowy pomiędzy anulowaniem Przymierza Zakonu, poprzez jego wypełnienie w Chrystusie Jezusie, naszym Panu, a zaprowadzeniem warunków Nowego Przymierza w Wieku Tysiąclecia: Co ma miejsce w tym przejściowym okresie? Czy w tym czasie funkcjonuje jakieś przymierze? A jeśli tak, to czy łączy się z nim jakieś prawo? Odpowiadamy, że w okresie przejściowym Wieku Ewangelii Pan wybiera członków Nowego Stworzenia, że funkcjonuje i obowiązuje pewne przymierze i że oparte jest ono na pewnym prawie. Aby to zrozumieć, przypomnijmy sobie słowa Apostoła: „Zakon dla przestępstwa przydany jest, ażby przyszło ono nasienie”. Przymierze Zakonu dane na górze Synaj było zatem dodatkiem do poprzedniego przymierza; a patrząc wstecz dostrzeżemy, że tym pierwotnym przymierzem było Przymierze Abrahamowe, które trwało przez czterysta trzydzieści lat przed dodaniem Przymierza Zakonu. Apostoł zwraca na ten fakt uwagę, mówiąc, że „Zakon, który po czterech set i po trzydziestu lat nastał” nie mógł unieważnić ani znieść pierwotnego przymierza (Gal. 3:19,17).

Wynika z tego, że gdy nasz Pan, Jezus, wypełnił Przymierze Zakonu, tym co pozostało, było owo pierwotne Przymierze Abrahamowe, tak jak to było, zanim dodane zostało Przymierze Zakonu. To właśnie pod Przymierzem Abrahamowym rozwija się Nowe Stworzenie. Abrahamowa obietnica, czyli przymierze, brzmiała: „A będą błogosławione w tobie i w nasieniu twoim wszystkie narody <str. 361> ziemi”. Apostoł wyjaśnia, że wspomniane w obietnicy nasienie Abrahama to Chrystus – Chrystus Jezus, nasz Pan – oraz dodaje: „A jeśliście wy Chrystusowi [jeżeli staniecie się, każdy z osobna, członkami Ciała Chrystusowego], tedyście nasieniem Abrahamowym, a według obietnicy [przymierza] dziedzicami” – Gal. 3:16,29.

Teraz więc rozumiemy nasze położenie, gdyż znów Apostoł mówi: „My, tedy bracia! tak jako Izaak, jesteśmy dziatkami obietnicy” – w zupełnie innym sensie niż byli Żydzi pod Zakonem. Apostoł wyraźnie odróżnia Izrael duchowy od cielesnego, mówiąc, że potomkowie Jakuba według ciała nie są dziećmi Abrahama, o których mówi obietnica, ale dzieci wiary są uważane za Nasienie. Wyjaśnia on też, że Abraham przedstawiał niebiańskiego Ojca, a jego żona Sara wyobrażała to pierwotne przymierze, z którego kiedyś ma płynąć tak wiele błogosławieństw. Sara jednakże była przez pewien czas bezpłodna, niezdolna urodzić nasienie obietnicy. Podobnie Boskie przymierze pozostawało jałowe przez prawie dwa tysiące lat i zaczęło wydawać nasienie obietnicy dopiero w zmartwychwstaniu Chrystusa. Wtedy narodziła się Głowa Nasienia Abrahama, a ostatecznie do duchowego stanu zrodzone będzie („narodzone z martwych”) także całe Ciało Chrystusowe, pozaobrazowy Izaak. Gdy w ten sposób przyjdzie owo Nasienie, wypełni się obietnica, czyli przymierze – błogosławione będą wszystkie narody ziemi.

W okresie niepłodności owego pierwotnego przymierza dodane zostało inne przymierze, a mianowicie Przymierze Synajskie, Żydowskie albo Przymierze Zakonu. Narodziły się z niego dzieci – nasienie cielesne, nie według obietnicy, które nie nadawało się do wypełnienia pierwotnej obietnicy. Apostoł wskazuje, że Przymierze Zakonu wyobrażone było w niewolnicy Sary o imieniu Hagar, której syn Ismael przedstawiał Żydów pod Przymierzem Zakonu oraz że – jak Bóg zapowiedział – syn niewolnicy (Hagar) nie będzie współdziedziczył z synem wolnej (Sary), co w pozaobrazie oznaczało, że Żydzi pod Przymierzem Zakonu nie odziedziczą <str. 362> pierwotnej obietnicy Abrahamowej, która przejdzie na duchowe nasienie. Szczegóły tego zagadnienia są przez Apostoła wyczerpująco i pięknie przedstawione w Liście do Galacjan (rozdz. 4). Apostoł występuje tam przeciwko fałszywemu twierdzeniu, jakoby chrześcijanie musieli stać się Żydami i przejść pod Prawo Mojżeszowe, aby stać się dziedzicami pod pierwotną obietnicą Abrahamową.

Paweł wykazuje, że w przeciwieństwie do tego – wszyscy, którzy znajdują się pod Zakonem, pozostają w niewoli, podczas gdy duchowe nasienie Abrahama musi być wolne jak Izaak, a nie jak Ismael. Dowodzi on następnie, że jeśli jakikolwiek poganin, nie będący pod Zakonem, wchodzi pod Przymierze Prawa Synajskiego, oddziela się w ten sposób od prawdziwego nasienia Abrahama, stając się pozaobrazowym Ismaelitą. Pisze on: „Oto ja Paweł mówię wam, iż jeśli się obrzezywać będziecie, Chrystus wam nic nie pomoże. A oświadczam się zasię przed każdym człowiekiem, który się obrzezuje, iż powinien wszystek zakon pełnić. Pozbawiliście się Chrystusa, którzy się kolwiek przez zakon usprawiedliwiacie; wypadliście z łaski” [Gal. 5:2 4]. Sprzeciwiając się temu, Apostoł przekonuje tych Żydów, których z niewoli Przymierza Zakonu uwolniła śmierć Chrystusa oraz tych pogan, którzy nigdy Przymierzu Zakonu nie podlegali, a którzy teraz przyjęli Chrystusa i Przymierze Łaski, słowami: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” (Gal. 5:1 4).

Widzimy więc, że to „nowe stworzenie”, z Chrystusem jako swą Głową, stanowi nasienie Abrahama zgodne z owym pierwotnym Przymierzem Abrahamowym i że to ono ma błogosławić świat poprzez odkupienie i restytucję. Nie dziwi nas także fakt, iż figuralnie, w obrazach używanych przez Pana i apostołów, Nowe Stworzenie jest czasami pokazane jako „mąż doskonały”, którego głowa przedstawia Chrystusa Jezusa, zaś członki jego ciała przedstawiają Kościół – poszczególnych jego członków (Efezj. 4:13; Kol. 1:18). I tak: „My tedy, bracia, tak jako Izaak, jesteśmy dziatkami obietnicy” [Gal. 4:28] <str. 363> – członkami pozaobrazowego Izaaka, którego Głową jest Jezus. Nasz Pan określa siebie także mianem Oblubieńca, a wierny Mu Kościół mianem Jego zaślubionej wybranki, oczekującej wesela, na którym będzie Oblubienicą. Apostoł używa tego samego obrazu, oznajmiając: „Poślubiłem was przecież jednemu mężowi, by was przedstawić Chrystusowi jako czystą dziewicę” (Obj. 21:2; 2 Kor. 11:2). Tę samą figurę związku małżeńskiego Chrystusa z Kościołem znajdujemy ponadto w obrazowej historii Abrahama, który posłał swego sługę Eliezera (symbolizującego ducha świętego), aby poszukał żony dla Izaaka. Rebeka, radośnie przyjąwszy propozycję, przyprowadzona została do Izaaka i stała się jego żoną. Podobnie i my, powołani jesteśmy do bycia dziedzicami Bożymi i współdziedzictwami Jezusa Chrystusa, naszego Pana, do dziedzictwa niezniszczalnego, nieskazitelnego i niezwiędłego. Lekcja płynąca z każdego z tych przykładów jest taka sama: Chrystus – Głowa i Ciało, Oblubieniec i Oblubienica, uczynieni jednym – stanowi dziedzica Przymierza Abrahamowego oraz wszystkich obietnic i dobrych rzeczy w nim zawartych.

Apostoł oznajmia, że góra Synaj i ziemskie Jeruzalem symbolizowały i przedstawiały cielesny Izrael, który nie otrzymał duchowego błogosławieństwa. Ostatek cielesnego Izraela, który okazał się godny duchowego błogosławieństwa, został odłączony od Izraela według ciała i stał się częścią prawdziwego Izraela Bożego, współdziedzicami zmartwychwstałego Chrystusa w niebiańskich dobrach, jakie Bóg nadal zachowuje dla tych, którzy Go miłują. Zarówno do ostatka cielesnego Izraela, jak też do innych z tej samej duchowej klasy, powołanej przez Boga spomiędzy pogan, odnoszą się bardziej doniosłe symbole niż Synaj i Jeruzalem. Są to góra Syjon i niebieskie Jeruzalem, których obraz w chwale ukazuje 21. rozdział Objawienia św. Jana.

Mając jasno ustalony fakt, że Nowe Stworzenie ma w Boskim planie i przymierzach miejsce wyróżnione, oddzielone od świata i od cielesnego Izraela, że rozwija się ono nie pod Przymierzem <str. 364> Synajskim, Zakonu, lecz pod pierwotnym przymierzem, zastanówmy się, jakie prawo jest połączone z Przymierzem Abrahamowym, jakiemu prawu poddane jest Nowe Stworzenie. Apostoł odpowiada: „Boście nie pod zakonem, ale pod łaską” [Rzym. 6:14]. Czyżby? Czy to możliwe? Czy Nowe Stworzenia w Chrystusie Jezusie nie podlegają żadnemu kodeksowi przykazań? Czy nie obowiązuje ich dziesięć przykazań Dekalogu? W odpowiedzi stawiamy kolejne pytanie: Czy dziesięć przykazań dotyczyło Abrahama lub Izaaka? Jeżeli nie, jeśli nie otrzymali oni tych przykazań i dlatego nie podlegali Zakonowi, to nasza odpowiedź brzmi: Nowe Stworzenie również ich nie otrzymało, a wszyscy przychodzący do społeczności z Bogiem jako członkowie duchowej klasy, zwanej „ciałem Chrystusowym” albo „nowymi stworzeniami w Chrystusie Jezusie”, wolni są od potępienia i od Przymierza Zakonu.

Nowe Stworzenie znajduje się w szczególnym i odrębnym od innych położeniu wobec Boga i Jego prawa. Ma ono nową, uznaną przez Boga pozycję – dzięki wierze – stan usprawiedliwienia i przypisanej sprawiedliwości, co zauważyliśmy już wcześniej. Ta uznana sprawiedliwość, przypisana mu przez zasługę ofiary Chrystusa, przykrywa dawne niedoskonałości, a także pozostaje przy nim jako okrywająca i usprawiedliwiająca szata sprawiedliwości, bowiem przez jej zasługi zakryte są niezamierzone potknięcia i zmazy w słowie, myśli lub uczynku. Jako Nowe Stworzenia, wszyscy są obrazowo przyodziani białą szatą – sprawiedliwością świętych, przypisaną sprawiedliwością Odkupiciela, ich Głowy. Te Nowe Stworzenia są również przyjęte do stanu i społeczności członków Ciała Chrystusowego na podstawie swego wyznania miłości. Deklaracją swego poświęcenia oznajmiają, że tak bardzo oceniają Boskie miłosierdzie i łaskę, okazane w śmierci Jego Syna, i swoje w Nim usprawiedliwienie oraz tak bardzo miłują Dawcę wszelkich łask, że znajdują przyjemność w składaniu swych ciał ofiarą żywą, zgodnie z Boskim zaproszeniem.

Poświęcenie, czyli ofiarowanie ziemskich korzyści i nadziei, celów i ambicji, nie jest powodowane strachem albo <str. 365> samolubnym umiłowaniem nagrody, lecz czystą miłością, wdzięczną za Boską miłość, miłością czynną, pragnącą okazania się przed Bogiem i współdziałającą z całym Jego wspaniałym planem. Kiedy Pan przyjmuje takie wyznanie miłości i oddania, udziela tym, którzy je czynią, swojego ducha i uznaje ich za synów Bożych spłodzonych z ducha świętego. „Najmilsi! Teraz dziatkami Bożymi jesteśmy, ale jeszcze się nie objawiło, czym będziemy [jak wielkiej doznamy przemiany, gdy otrzymamy nowe, zmartwychwstałe ciała, jakie obiecał nam Pan]; lecz wiemy, że gdy się on objawi, podobni mu będziemy; albowiem ujrzymy go tak, jako jest [i ta myśl nam wystarcza]” – 1 Jana 3:2.

Czy Ojciec Niebieski umieścił swoich anielskich synów pod prawem z Synaju? Czy ostrzega ich, by nie mieli innych bogów, nie czynili sobie posągów i nie czcili ich? Czy mówi im, by nie pożądali, nie kradli, nie wydawali fałszywego świadectwa, nie zabijali itd.? Odpowiadamy: Nie, z pewnością nie nałożył takiego prawa na swych anielskich synów. Dlaczego więc mielibyśmy się spodziewać, że prawo takie dane będzie Nowemu Stworzeniu? Czyż Ojciec Niebieski nie przyjął tych Nowych Stworzeń za swoich synów? Czy nie dał im swego ducha? Czy byłoby zatem niezbędne dawanie takich praw tym, którzy otrzymali ducha świętego w miejsce swych naturalnych, samolubnych skłonności lub woli? Widzimy stosowność nakładania praw na sługi, jako że nie są oni żywotnie zainteresowani ogólnym dobrem i mogą nie podzielać w pełni ducha lub upodobań swojego pana. Wyobraźmy sobie jednak doskonałego pana i doskonałych synów, napełnionych jego duchem, radujących się wykonywaniem jego woli i współpracą z nim we wszystkich jego miłosiernych planach. Czy byłoby konieczne nakładanie przez ojca takich praw na takich synów?

A byłci Mojżesz wierny we wszystkim domu jego, jako sługa” [Hebr. 3:5], a słudzy tego domu słusznie byli poddani Zakonowi Mojżeszowemu, który „dla przestępstwa przydany jest, ażby przyszło ono nasienie, któremu się stała obietnica”. Jezus w ciele wyniszczył samego siebie i stał się niewolnikiem, <str. 366> sługą pod Zakonem, aby pokazać nie tylko to, że Zakon był sprawiedliwy, lecz aby okazać swoją własną doskonałość według ciała i aby odkupić świat. Kiedy powstał z martwych, stając się „pierworodnym z umarłych”, stał się jednocześnie pierworodnym pośród wielu braci – Głową Nowego Stworzenia. Według ciała pozostawał On pod Zakonem, lecz Nowe Stworzenie, zmartwychwstały Pan, nie jest pod Zakonem. To On stał się Głową nad nowym domem synów. „Chrystus jako syn nad domem swoim [synów] panuje, którego domem my jesteśmy, jeśli tylko tę pewną ufność (...) zachowamy.” Mimo iż jesteśmy ciągle w ciele, to jako Nowe Stworzenia nie jesteśmy cieleśni ani nie jesteśmy traktowani przez Boga tak jak reszta świata, to znaczy według ciała. Jesteśmy traktowani jak Nowe Stworzenia, które chwilowo przebywają w ciele, jakby w świątyni czy w namiocie, czekając na przysposobienie, czyli na uwolnienie od swego ciała, by móc być ze swą już uwielbioną Głową i być jej podobni. „Wy nie jesteście [uważani przez Boga za będących] w ciele, ale w duchu, gdyż duch Chrystusowy mieszka w was” – Rzym. 8:8 9.

Zagadnienia tego nie można zrozumieć, jeżeli nie spojrzy się na nie z Boskiego punktu widzenia. Nowe Stworzenia, wszyscy spłodzeni z ducha świętego nie pomyśleliby nawet o tym, by mieć innego boga, poza tym Jedynym, o czynieniu sobie posągów i czczeniu ich albo o bluźnieniu przeciwko imieniu Bożemu. Nie mogliby nawet pomyśleć o kradzieży, ale raczej woleliby dawać. Nie przeszłoby im przez myśl składanie fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu. Zamiast tego miłość, jaką są wypełnieni, usiłowałaby przykryć i schować zmazy nie tylko braci, ale i świata w ogólności. Nie pomyśleliby oni o zabijaniu bliźnich, ale raczej woleliby dać życie innym, a nawet znacznie więcej – tak, ich duch święty skłoniłby ich raczej do złożenia życia za braci, tak jak ten sam duch skłonił Wodza naszego zbawienia, by oddał siebie samego na okup za wszystkich. Czy nie jest oczywiste, że gdyby Bóg dał prawo Nowemu Stworzeniu, domowi synów, takie, jakie dał domowi sług, zupełnie <str. 367> by ono do nich nie pasowało i wcale by im się nie przydało? Członkowie tego „domu synów” nie mogliby być posłuszni takiemu prawu, nie tracąc jednocześnie ducha świętego i nie przestając być Nowymi Stworzeniami. „Jeśli kto Ducha [zmysłu, usposobienia] Chrystusowego nie ma, ten nie jest jego” – Rzym. 8:9.

W jaki sposób jednak Nowe Stworzenia mogą obywać się bez prawa, bez jakichś przepisów? Odpowiadamy, że najwyższym wyrazem Bożego prawa jest miłość. Boże zalecenia są tak wyczerpujące, tak przenikające, oddzielające stawy od szpiku, że nie da się ich w całości wypełnić, chyba że przez miłość. Gdyby nawet każdy element prawa został dokładnie wykonany, a nie towarzyszyłby temu duch miłości i oddania Bogu, prawu Boskiemu nie stałoby się zadość. W przeciwieństwie do tego, ponieważ miłość jest wypełnieniem prawa, tam gdzie ona panuje, każdy szczegół i każdy aspekt Boskiego porządku będzie przedmiotem starań i będzie gorliwie przestrzegany przy użyciu wszelkich zdolności danej istoty, nie z przymusu, lecz z radością i miłością.

Taką miłość do Boga i Jego sprawiedliwości Nowe Stworzenie wyznało przy poświęceniu. Wtedy to miłość stała się jego prawem i tym prawem miłości pozostaje ono silnie związane aż do śmierci. Każde uchybienie w przestrzeganiu tego prawa jest przestępstwem wobec zawartego przymierza. Posłuszeństwo prawu miłości w miarę wiedzy i możliwości oznacza samoofiarowanie i zwycięstwo nad duchem tego świata, nad słabościami ciała i nad atakami Przeciwnika. Łaska Boża równoważy nieumyślne zmazy i prowadzi do zwycięstwa w Jego imieniu i przez Jego zasługi. W przeciwieństwie do tego, świadome nieposłuszeństwo, umyślne i uporczywe przekraczanie prawa miłości oznaczałoby zaprzepaszczenie ducha przysposobienia synowskiego, zagaszenie ducha świętego; oznaczałoby, że Nowe Stworzenie umarło, przestało istnieć.

Apostoł podejmuje zagadnienie sposobu, w jaki łaska wyrównuje wszystkie nasze uchybienia. Zadaje on przewrotne pytanie, na które sam odpowiada: „Zostaniemyż w grzechu, aby łaska obfitowała? Nie daj tego Boże! Albowiem którzyśmy umarli grzechowi, jakoż jeszcze w nim żyć będziemy?” – Rzym. 6:1 2. <str. 368> Przyjmując przebaczenie w Chrystusie, przyznaliśmy, że zmęczył nas grzech i że nasza wola, rozpoczynając nowe, sprawiedliwe życie, umarła dla grzechu. I tak jak nasze życie dla Boga i sprawiedliwości, właściwe Nowym Stworzeniom, oznaczało śmierć dla grzechu, tak i ewentualność ponownego życia dla grzechu – w tym sensie, że nasza wola, serce i miłość skierowałyby się ku grzechowi i niesprawiedliwości – oznaczałaby niezawodnie, że umarliśmy jako Nowe Stworzenia i że nie zaliczamy się już do ludu Bożego jako Nowe Stworzenia w Jezusie Chrystusie, dla których stare rzeczy przeminęły, a wszystko, przynajmniej w zakresie woli, stało się nowe.

Powinniśmy jednak na chwilę się tu zatrzymać i rozważyć różnicę pomiędzy zwykłym cielesnym uchybieniem a umyślnym odpadnięciem od łaski, kiedy to już zakosztowaliśmy dobrego Słowa Bożego i mocy przyszłego wieku oraz staliśmy się uczestnikami ducha świętego. Z takiego upadku nie można się podźwignąć (Hebr. 6:4 6, 10:26). Musimy te rzeczy wyraźnie od siebie odróżnić, gdyż są one całkowicie odmienne. Uchybienie ciała oznacza jedynie, że naszym śmiertelnym ciałom przydarzył się upadek przez dziedziczną słabość albo przez zasadzkę Przeciwnika, podczas gdy nasza wola, serce w ogóle tego nie pochwalały albo nie w pełni zgadzały się z ciałem. Należy oczywiście potępiać takie występki i walczyć z nimi, ale czasem, dzięki łasce Bożej, stają się one dla nas pomocą w rozwoju charakteru. Uczymy się wtedy, że nie należy ufać samemu sobie ani chwalić się własną siłą, lecz że zwycięstwo, które pokonuje świat, pochodzi z wiary. Kiedy zatem Nowe Stworzenie ze smutkiem stwierdza, że jego ciało w czymś uchybiło, musi wzmóc czujność względem tak ujawnionej słabości i wzmocnić się w Panu i w sile mocy Jego oraz stać się mniej podatnym na kolejne potknięcia z tego samego powodu.

W ten sposób krok po kroku uczymy się więc jako Nowe Stworzenia, aby nie pokładać naszej ufności w ciele, lecz spoglądać na Pana, od którego przychodzi pomoc w każdej potrzebie. Zawsze pamiętajmy, że wciąż jesteśmy Nowymi Stworzeniami, ponieważ <str. 369> nadal trwamy w zasłudze ofiary Chrystusowej przez wiarę i nadal staramy się wypełniać nasze przymierze miłości ku poświęcaniu samych siebie, jak powiedział Mistrz: „Sam Ojciec miłuje was” [Jan 16:27]. Musimy być dobrej myśli i pamiętać, że Nowe Stworzenie nie grzeszy, to znaczy, że grzech nie obciąża Nowego Stworzenia, więc dopóki zwalczamy grzech, nikt nie może nic zarzucić wybrańcom Boga, gdyż „Bóg jest, który usprawiedliwia (...) Chrystus jest, który umarł” – Rzym. 8:33 34.

Wzrost uznania dla doskonałego prawa

Prawo miłości było podstawą naszego przymierza z Panem, na mocy którego staliśmy się Nowymi Stworzeniami. Mimo to początkowo nie rozumieliśmy w pełni tego prawa. Od tego czasu jesteśmy w szkole Chrystusowej, poznając prawdziwe znaczenie miłości w jej pełni i zupełności, wzrastając w łasce, wzrastając w wiedzy, dodając do naszej wiary różne elementy i cechy miłości – łagodność, cierpliwość, braterską uprzejmość itd. Jesteśmy nieustannie sprawdzani pod względem miłości i nasz końcowy egzamin będzie szczególnie jej dotyczył. Tylko ci, którzy osiągną doskonałą miłość, miłość pełną samopoświęcenia, uznani zostaną za godnych bycia częścią Nowego Stworzenia, członkami Ciała Chrystusowego.

Bieg do mety i trwanie u mety

W innym miejscu Apostoł przedstawia nasze obecne doświadczenia jako wyścig. Nawołuje, abyśmy odłożyli wszelki ciężar, wszelki usidlający nas grzech, każdą słabość ciała i wszelkie ziemskie ambicje i abyśmy cierpliwie biegli w wytyczonych nam w Ewangelii zawodach do „kresu ku zakładowi powołania” oraz abyśmy, uczyniwszy wszystko, co w naszej mocy, stali – wierni u mety, zupełni w Chrystusie (Filip. 3:13 14; Hebr. 12:1; Efezj. 6:13). Przywodzi nam to na myśl trasę wyścigu i jego mety po pierwszej, drugiej, trzeciej i czwartej ćwierci oraz zagrożenia, trudności, przeciwności i pokusy po drodze. My zaś, rozpoczynając ten wyścig, pragniemy dotrzeć do kresu – doskonałej miłości. Wiemy, że jeśli nie osiągniemy tego <str. 370> celu, nie będziemy podobni Synowi Bożemu, a więc nie będziemy w tym najwyższym sensie przyjemni Bogu, nie będziemy zatem mogli być współdziedzicami z Jezusem w Królestwie. Cała trasa wyścigu, od startu aż do mety, to miłość. Rozpoczynamy na starcie, z wdzięczną miłością do Boga za Jego łaskę dla nas w Chrystusie, za przebaczenie naszych grzechów. Ta właśnie miłość z obowiązku sprawia na początku, że składamy nasze ciała ofiarą żywą. Mówimy sobie, że skoro Bóg zrobił dla nas tak wiele, powinniśmy okazać wdzięczność; Chrystus oddał za nas swe życie, więc i my powinniśmy kłaść nasze życie za braci.

Ta powinność, czyli miłość z obowiązku, jest całkiem słuszna, uzasadniona i prawdziwa, lecz niewystarczająca. Musi ona prowadzić z kolei do jeszcze wyższego rodzaju miłości. Do momentu pokonania pierwszego z czterech etapów odczuwamy ciągle miłość z obowiązku, ale minąwszy go, okazujemy już miłość z wdzięczności. Uczymy się lepiej doceniać miłość Bożą, zauważamy, że nie była ona w żadnym wypadku efektem samolubstwa, lecz dziełem Jego wspaniałego, szlachetnego charakteru. Stopniowo doceniamy Bożą sprawiedliwość, mądrość, moc, miłość, i w miarę jak dostrzegamy te cechy naszego Stwórcy, zaczynamy je kochać. Staramy się żyć sprawiedliwie – nie tylko dlatego, że jest to nasz obowiązek, ale dlatego, że kochamy sprawiedliwość.

Biegnąc dalej w tych zawodach, docieramy do mety drugiego etapu. Tu okazuje się, że nauczyliśmy się już nie tylko kochać sprawiedliwość, ale i proporcjonalnie do tego nienawidzić grzech. Znajdujemy w naszych sercach rosnące poparcie dla Boskiego planu odwrócenia fali grzechu, która zalała świat i sprowadziła nań zapłatę w postaci śmierci. Na tym etapie rodzi się w nas energia, „ożywienie” i aktywność skierowana na sprawiedliwość, a przeciwko grzechowi.

Nasza miłość wzrasta, a my biegniemy do mety trzeciego etapu. W tym czasie nasza miłość z obowiązku oraz miłość do zasad sprawiedliwości poszerzyła się o miłość do Bożego charakteru. Nie aprobujemy już żadnej niegodziwości wyrządzanej ludziom i pogwałcającej Boski charakter i plan. Na tym etapie osiągnęliśmy ponadto <str. 371> stan większego współczucia dla innych. Zaczynamy podzielać Boskie uczucia: nie tylko sprzeciw wobec grzechu, ale i miłość oraz współczucie dla tych, którzy szukają drogi sprawiedliwości i świętości. Potrafimy też postrzegać braci w nieco innym niż dotychczas świetle. Widzimy w nich teraz Nowe Stworzenia i odróżniamy je od ich śmiertelnych ciał, których upadki są dla nas oczywiste. Uczymy się kochać braci jako Nowe Stworzenia i współczuć im w różnych słabościach i pomyłkach ich ciał. Nasza miłość do nich jest tak gorąca, że znajdujemy przyjemność w oddawaniu za nich życia – każdego dnia i o każdej porze, poświęcając nasze ziemskie interesy, przyjemności czy wygody, oddając czas, wpływ i wszystko inne, by im pomagać i służyć.

Nadal jednak zdążamy do „kresu”, gdyż istnieje jeszcze wyższy stopień miłości, który musimy osiągnąć – czwarty i ostatni etap „zakładu powołania”. Jakaż to miłość? Czy może ona przewyższać ofiarną miłość do braci, pełne oddanie Bogu oraz zasadom sprawiedliwości i miłości? Odpowiadamy, że jest to miłość, na którą wskazał nasz Pan, gdy mówił, że musimy się nauczyć kochać nawet nieprzyjaciół. Bóg przecież „tak umiłował świat”, gdy byliśmy wrogami, obcymi, Bożymi nieprzyjaciółmi poprzez nasze niegodziwe czyny. Byliśmy jeszcze grzesznikami, kiedy dał On za nas swego jednorodzonego Syna. Oto miara doskonałej miłości, a nam nie wolno się zatrzymać, dopóki jej nie osiągniemy. Każdy, kto chciałby być przyjęty przez Pana do chwały jako członek Nowego Stworzenia, musi rozwinąć w sobie miłość do nieprzyjaciół.

Nie chodzi o to, by kochać nieprzyjaciół jak braci. Nie taki mamy wzór. Bóg nie kocha swych wrogów tak samo jak swych synów, jak swoich przyjaciół. Jezus też nie kochał wrogów tak samo jak swych uczniów. Bóg jednak kochał swych przeciwników na tyle, by chętnie i z gotowością uczynić dla nich wszystko, co byłoby zgodne ze sprawiedliwością. Jezus tak kochał swych nieprzyjaciół, że ze szczerej chęci czynił im dobro. Nie żywi On wobec nich wrogości ani urazy w zamian za ich nienawiść, <str. 372> lecz jest gotowy zlać na nich we właściwym czasie błogosławieństwa Wieku Tysiąclecia, aby oni wszyscy mogli dojść do poznania prawdy, by nawet ci, którzy Go przebodli, spojrzeli na Niego i zapłakali, gdy Bóg ześle na nich „ducha łaski i modlitw” (Zach. 12:10). Musimy osiągnąć miłość do nieprzyjaciół, o jakiej mówi nasz Pan: „Miłujcie nieprzyjacioły wasze; błogosławcie tym, którzy was przeklinają; dobrze czyńcie tym, którzy was mają w nienawiści, i módlcie się za tymi, którzy wam złość wyrządzają i prześladują was” – Mat. 5:44. W naszych sercach nie może być miejsca na żadnego rodzaju gorycz, wrogość czy nienawiść. Muszą one być pełne miłości, tak by nawet nieprzyjaciel nie mógł w nich wzbudzić złości ani zawziętości.

O, jakąż cierpliwością i braterską uprzejmością odznacza się charakter tych, którzy nie znajdują niczego, nawet w swych wrogach, co pobudzałoby ich do złośliwości, nienawiści lub niezgody! Do takiego „kresu” mamy dążyć jako Nowe Stworzenia. Wyraziliśmy wdzięczność za ducha miłości, wyznaliśmy swoje jej oddanie, poświęciliśmy życie zgodnie z jej zasadami, a teraz jesteśmy doświadczani, aby się okazało, na ile prawdziwe były nasze deklaracje. Pan łaskawie daje nam czas na ten bieg, na rozwój charakteru. „Onci zaiste zna, cośmy za ulepienie; pamięta, żeśmy prochem” [Psalm 103:14]. Mimo to ważne jest, abyśmy się podporządkowali tym postanowieniom, skoro mamy być współdziedzicami Syna Bożego jako członkowie Nowego Stworzenia.

Nasz Pan, Jezus, Wódz naszego zbawienia, nie musiał biec w tych zawodach i rozwijać różnych cech miłości, gdyż będąc doskonały, posiadał je w doskonałym stopniu od początku swej działalności. Jego próbą było to, czy wytrwa w tych zasadach i cechach, czy stale będzie kochał Boga i sprawiedliwość nade wszystko, czy ciągle będzie kochał braci do tego stopnia, by oddać za nich życie, czy wytrwa w miłości do nieprzyjaciół tak, by znajdować przyjemność w czynieniu im dobrze, i wreszcie, czy sprosta wymogom doskonałej miłości. Wiemy, że okazał On wierność wobec miłości w każdym jej aspekcie: <str. 373> oddał życie nie tylko za przyjaciół, ale i za wrogów, którzy Go ukrzyżowali. I my musimy tego doświadczyć. Musimy w swych sercach osiągnąć standard doskonałej miłości, nawet jeśli nasze ciała nie zawsze będą w stanie w pełni wyrazić uczucia naszych serc.

Niektórzy mogą biec w tych zawodach bardzo szybko; pokonując kolejne etapy jeden po drugim, mogą prędko dotrzeć do celu – doskonałej miłości. Inni, mniej gorliwi lub gorzej naśladujący Sprawcę naszej wiary, czynią w biegu mniejsze postępy, zadowalając się przez lata jedynie miłością z obowiązku albo postępują nieco do przodu w kierunku umiłowania Boskiego charakteru i zasad sprawiedliwości. Zadziwiająco niewielu posunęło się dalej i osiągnęło taką miłość do braci, która pozwoliłaby im radować się z zaparcia samych siebie, gdyby to miało służyć domownikom wiary. Jeszcze mniej osiągnęło stan doskonałej miłości – miłości do nieprzyjaciół, która nie tylko powściąga się przed wyrządzaniem im krzywdy słowem i czynem, ale i cieszy się z ich błogosławieństw. Skoro nasz Pan jest wobec nas tak bardzo cierpliwy, dając nam wiele okazji do osiągnięcia „kresu”, powinniśmy cieszyć się z Jego wyrozumiałości i tym bardziej się starać o osiągnięcie tego „kresu ku zakładowi powołania”. Pamiętajmy, że czas jest krótki i że tylko doskonała miłość Nowych Stworzeń zostanie przyjęta przez Ojca.

Tak jak nasz Pan był próbowany u „mety” doskonałej miłości, tak i my wszyscy mamy być doświadczani po jej osiągnięciu. Nie spodziewajmy się więc, że dotrzemy do tego „kresu” dopiero w ostatnich chwilach życia, lecz starajmy się o to jak najszybciej. Tempo, w jakim ten „cel” osiągniemy, będzie dla Boga i braci miarą naszej gorliwości i miłości.

Słowa Apostoła: „Abyście mogli (...) wszystko wykonawszy, ostać się” (Efezj. 6:13) sugerują, że kiedy osiągniemy „kres” doskonałej miłości, poddani zostaniemy licznym próbom wiary, próbom cierpliwości i próbom różnych aspektów miłości. Świat nie jest przyjacielem łaski, nie pomoże nam więc w dążeniu we właściwym kierunku. Szatan jest wciąż naszym przeciwnikiem i przysporzy nam wielu trudności, chcąc <str. 374> pozbawić nas osiągniętego stanu. Na tym polega nasza próba. Musimy trwać w tym, co zdobyliśmy, musimy „biec do kresu” [Filip. 3:14] za cenę swego ziemskiego życia – kładąc swe życie w Bożej służbie dla braci i czyniąc dobro wszystkim ludziom, kiedy tylko mamy sposobność. „Wiernyż jest ten, który was powołał...”, który obiecuje nam wsparcie i wszelką pomoc. Dosyć nam na łasce Jego (1 Tes. 5:24; 2 Kor. 12:9).

To prawo miłości, jak już zauważyliśmy, jest także prawem anielskich synów Bożych. Na nim oparte jest ich posłuszeństwo woli Bożej i wzajemna harmonia. W Wieku Tysiąclecia będą dane ludzkości prawa, rozporządzenia, ustawy i przepisy w celu wprowadzenia jej w błogosławione warunki tysiącletniego Królestwa. Jednak ci, którzy przy jego końcu okażą się godni żywota wiecznego, na pewno reprezentować będą więcej niż zwykłe posłuszeństwo prawom i wymaganiom. Na ich sercach wypisane będzie pierwotne prawo Boże, posłuszeństwo i prawo miłości, które jest częścią Boskiego charakteru. Owi synowie Boga czasu restytucji, na poziomie ludzkim, zostaną przez Niego przyjęci i posiądą nowego ducha miłości, bez którego nie mogliby podobać się Bogu. Chce On bowiem, aby Jego chwalcy wielbili Go w duchu i w prawdzie. Widzimy więc, że tak niebo, jak i ziemia muszą posiadać pewne prawo i wymagać względem niego posłuszeństwa. Jednakże Boska miara posłuszeństwa tak bardzo przewyższa nasze ziemskie i niedoskonałe wyobrażenia i normy, że jedno słowo „miłość” wyraża całe prawo Boże, któremu będą podlegały dzieci Boże na każdym poziomie życia. Jakże cudowny i chwalebny jest charakter i plan naszego Boga! Wypełnieniem Jego Zakonu jest miłość i nie wyobrażamy sobie wyższego prawa.

Dotąd zajmowaliśmy się pojęciami abstrakcyjnymi. Teraz chcemy zwrócić uwagę na fakt, że Nowe Stworzenie, w dalszym ciągu przebywające w przybytku ciała i mniej lub bardziej podległe jego słabościom i przeciwnościom, musi kierować się prawem miłości i przy jego pomocy kontrolować <str. 375> wzajemne zachowanie się względem siebie i świata. Jest to „nowe przykazanie”, które Pan dał wszystkim swoim naśladowcom, a które przewyższa nawet wymogi zasady znanej jako

Złota Reguła.

Złoto, jak już wcześniej zauważyliśmy, jest symbolem tego, co Boskie. Zatem złota reguła to Boska reguła. Jest to w istocie bardziej zasada sprawiedliwości niż miłości. Zwykły człowiek może się obecnie zbliżyć do prawa sprawiedliwości nie bardziej, niż głosi przysłowie uznawane między ludźmi za najwyższy standard: „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Jest to co najwyżej „negatywna dobroć”. Jednak Złota Reguła, której obecnie nikt poza Nowym Stworzeniem nie jest w stanie ocenić ani nawet zrozumieć, ma wydźwięk pozytywny – czyńcie innym to, co chcecie, by oni wam czynili. Jest to „pozytywna dobroć”, ale jedynie sprawiedliwość. Jeżeli członkom Nowego Stworzenia czasami nie udaje się pozostać w zgodzie ze wszystkimi cechami tej Złotej Reguły, z prostym prawem sprawiedliwości, muszą oni szczerze żałować i smucić się, chyba że jeszcze wciąż są niemowlętami na tej nowej drodze. Jeśli jakiekolwiek przestąpienie tej zasady spowoduje ból lub żal, jest to pewnym znakiem, że nie zostało ono popełnione umyślnie, nie wynika z serca. Nie jest to pogwałceniem zasady przez samo Nowe Stworzenie, lecz nastąpiło co najwyżej na skutek pobłażliwości lub potknięcia się ciała wbrew pragnieniom ducha, czyli wbrew intencjom. Proporcjonalnie jednak do tego, na ile nowy umysł żyje dla Boga i gorliwie pełni Jego wolę, będzie on prędki, czujny i energiczny w strzeżeniu „ziemskiego naczynia”, w którym mieszka. Przywdzieje zbroję Bożą, by móc toczyć dobry bój przeciw słabościom ciała. Dopilnuje, aby w przypadku popełnienia błędu w słowie lub czynie szybko nastąpiło obfite zadośćuczynienie, o ile będzie to możliwe. W ten sposób „ziemskie naczynie” odczuje opór, zostanie zawstydzone i być może zmniejszy swą aktywną opozycję względem nowego umysłu. <str. 376>

To Boskie prawo wpływa na stosunki Nowego Stworzenia z Bogiem. Nowe Stworzenie zaczyna dostrzegać znaczenie słów: „Będziesz miłował Pana, Boga twego, ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej, i ze wszystkiej myśli twojej, i ze wszystkiej siły twojej” [Mar. 12:30]. Nie ma tu miejsca dla własnego „ja”, chyba że pozostaje ono w pełnej harmonii z Bogiem. Wpływa to również na stosunki z braćmi, bo jakże można kochać Boga, którego się nigdy nie widziało (z wyjątkiem oglądania przez wiarę), jeśli nie kocha się braci mających ducha Bożego, których widzimy fizycznym wzrokiem (1 Jana 4:20 21)? W miarę jak Nowe Stworzenie uczy się dbać o postępowanie wobec braci i czynić im to, czego samo chciałoby od nich doświadczać, dostrzega, jak bardzo zmienia się jego życie. Do myślenia, mówienia, działania i życia według tej zasady nikt nie był dotychczas przyzwyczajony.

Chcąc, by bracia byli dla niego życzliwi i odnosili się do niego z łagodnością, Nowe Stworzenie samo okazuje im uprzejmość i łagodność. Chcąc, by okazywano cierpliwość względem jego niedoskonałości i słabości oraz by przykrywano te ludzkie wady płaszczem miłosierdzia, robi to samo wobec nich. Nie chcąc, by bracia mówili o nim źle, nawet gdyby to była prawda, samo „o nikim źle nie mówi”, lecz „dobrze czyni wszystkim”, a szczególnie domownikom wiary. Nie chcąc, by oczekiwania wobec niego przekraczały jego możliwości, Nowe Stworzenie nie oczekuje od innych rzeczy nierealnych. Ta sama zasada działa również w odniesieniu do świata i jego spraw. W ten sposób cały bieg życia zmienia się, według słów Apostoła, stopniowo i proporcjonalnie do tego, na ile „widzimy chwałę Pańską”, na ile doceniamy i naśladujemy wspaniałość Boskiego charakteru rządzącego się ową Złotą Regułą doskonałej sprawiedliwości, której towarzyszy obfitująca miłość.

W miarę rozwoju nowego umysłu, nowej woli spłodzonej z ducha świętego stan serca zmienia się „z chwały w chwałę” [2 Kor. 3:18]. Z tą odmianą serca, umysłu, woli i intencji (a na ile to możliwe również <str. 377> i odmianą na zewnątrz) stajemy się dostosowani i „nadający się”, w myśl Bożej obietnicy, do wielkiej i ostatecznej przemiany w zmartwychwstaniu, kiedy to, co posiane w słabości i upadku, powstanie w mocy i w chwale jako duchowe Nowe Stworzenie – Chrystus Boży. Wiele mamy dobrych i pomocnych rad, napomnień i sugestii danych nam przez apostołów i powtórzonych oraz popieranych przez różnych braci; są one pożyteczne ku strofowaniu, ku naprawie itd., ale prawo, owo błogosławione prawo, któremu poddane jest Nowe Stworzenie, to prawo miłości, które przewyższa Złotą Regułę. Właściwie docenione, prawo to spowodowałoby, że wiele rzeczy czynionych dziś przez Nowe Stworzenia nie miałoby już miejsca. Z kolei wiele rzeczy obecnie zaniedbanych byłoby wykonywanych gorliwie i z zapałem.

Doskonały zakon wolności

Jeśli początkowo ktoś myślał, że Pan dał Nowemu Stworzeniu za dużo swobody i że brak mu odpowiednich ograniczeń i zasad, na pewno zmienił zdanie, kiedy ujrzał długość, szerokość i rozległość prawa Bożego, podsumowanego krótko słowem „miłość”. Apostoł (Jak. 1:25) określa je mianem „zakonu wolności”. Ale Bóg stosuje ten „zakon wolności” wyłącznie do Nowego Stworzenia, spłodzonego z Jego ducha. Nie może się on stosować do innych. Inni bowiem pozostają wciąż pod Prawem Mojżeszowym, będąc sługami niezdatnymi do „wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił” jako synów, albo są pod potępieniem pierwotnego prawa – pod potępieniem śmierci. Jako potępieni grzesznicy, są oni nadal traktowani jak obcy, nieznajomi i cudzoziemcy, bez Boga i bez nadziei na świecie. Nie wiedzą nawet o łasce Bożej, która ostatecznie przynosi zbawienie całemu światu, a która obecnie bywa objawiana tylko stosunkowo nielicznym. Przeciwnik nie pozwala masom usłyszeć przesłania o Boskiej miłości i o odkupieniu. Zaślepia ich umysły i diabelskimi naukami zatyka uszy większości ludzi (2 Kor. 4:4; 1 Tym. 4:1). <str. 378>

Nie ma wolności dla tych, którzy chcą czynić źle, co potwierdza społeczeństwo, zamykając złoczyńców w więzieniach. Doskonały „zakon wolności” również nie jest odpowiedni dla ludzi źle usposobionych. Jest on przeznaczony dla tych, którzy pragną czynić dobrze, dla doskonałych. W Tysiącleciu świat nie będzie znajdował się pod prawem miłości, ale będzie rządzony przez sprawiedliwość i miłosierdzie na warunkach posłuszeństwa zasadom Królestwa. Dopiero na końcu tego Królestwa, kiedy umyślni złoczyńcy zostaną zniszczeni „wtórą śmiercią”, ludzkość – sprawdzona i doskonała oraz w pełni zgodna z Boskimi normami – znajdzie się pod „zakonem wolności” – pod prawem miłości i jej Złotą Regułą. Dopóki ludzie do tego nie dojrzeją, będą traktowani w znacznym stopniu jak słudzy (Hebr. 13:17). Nowe Stworzenie, obecnie pod „zakonem wolności”, jest tak traktowane, ponieważ dla niego „stare rzeczy przeminęły, oto się wszystkie nowymi stały” [2 Kor. 5:17]. Nienawidzi ono teraz grzechu, a miłuje sprawiedliwość, używając swej wolności nie jako sposobności do folgowania ciału, lecz do umartwiania go. Nie delektuje się grzechem, lecz poświęca ziemskie korzyści, by przy Pańskiej pomocy odrzucić grzech, uwolnić świat od niego i zapłaty za niego – śmierci. Tylko spłodzeni do tego nowego ducha czy usposobienia – ducha Bożego – ci, którzy stali się uczniami w szkole Chrystusa, by Go poznać i stać się Jego naśladowcami, mogą bezpiecznie znaleźć się pod „zakonem wolności”. Jeżeli utracą ducha przysposobienia synowskiego, przestaną być synami, przestaną podlegać „zakonowi wolności”.

Ci, którzy obecnie uczą się właściwie wykorzystywać wolność, którą ich Chrystus wolnymi uczynił, przez poświęcenie wstępując pod to doskonałe prawo miłości i znajdując się pod nim, kładą swe życie za braci, za prawdę i sprawiedliwość, ci wierni uznani zostaną za godnych stania się przedstawicielami Pana i współdziedzicami z Jego umiłowanym Synem w wielkim dziele błogosławienia świata. Jakże niezbędne są powyższe kwalifikacje do tej pracy, jak konieczne jest, by ci, którzy mają być nauczycielami, pomocnikami, sędziami i rządcami nad światem, błogosławiąc w ten sposób wszystkim narodom ziemi w Tysiącleciu, byli w pełni ukształtowani i sprawdzeni w miłości, tak by mogli się stać miłosiernymi i wiernymi „królewskimi kapłanami”! <str. 379>

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016