<< Wstecz |
Wybrano: F-8 , z 1904 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wykład 5 - Organizacja Nowego Stworzenia
„Żywe
kamienie” na duchową świątynię – Nominalne a rzeczywiste
Nowe Stworzenie – „Tajemnica Boża” i „tajemnica
nieprawości” – Wielka organizacja Antychrysta – Wiarygodność
Pisma Świętego – Wolność dozwolona dla świata i kościelnictwa
– Porządek z zamieszania – „W czasie słusznym” –
„Końce wieków” – Winny Krzew zaszczepiony przez Ojca –
„Dwunastu apostołów Baranka” – Paweł zajął miejsce Judasza
– Liczba apostołów ograniczona do dwunastu – Apostolska misja –
Silne charaktery apostołów – Apostoł Paweł „w niczym nie
ustępował” innym apostołom – Natchnienie dwunastu – Boskie
nadzorowanie pism apostołów – „A na tej opoce zbuduję
kościół” – Harmonia Ewangelii – Klucze autorytetu –
Apostolska nieomylność – Rozważanie zastrzeżeń – „Jeden
jest Mistrz wasz” – Prawdziwy Kościół jest „stadkiem Boga”
– Apostołowie, prorocy, ewangeliści, nauczyciele – Pańska
organizacja Nowego Stworzenia jest absolutnie kompletna – On jest
także jego zarządcą – Dary ducha ustały wraz z ich
koniecznością – Jedność „wiary raz świętym podanej” –
Jedność pod przymusem jest antychrystusowa – Biskupi, starsi,
diakoni – Prawdziwe znaczenie słowa „prorok” – Pokora
podstawową cechą starszeństwa – Inne potrzebne przymioty –
Diakoni i słudzy – Nauczyciele w Kościele – Zdolność
do nauczania powinna być powszechna – „Niechaj was niewielu
będzie nauczycielami, bracia” – „A nie potrzebujecie, aby
was kto uczył” – „Ten, który jest nauczany” i „ten,
który naucza” – Rola kobiet w Kościele – Kobiety jako
współpracowniczki – „Niechże się nakrywa”.
Nowe
Stworzenie nie osiągnie doskonałości czy zupełności przed
„pierwszym zmartwychwstaniem”, kiedy to zakończy się jego
organizacja. Ilustruje to obraz świątyni: jako żywe kamienie
jesteśmy teraz powoływani albo zapraszani na miejsca we wspaniałej
świątyni i, jak to wyjaśnia Apostoł (1 Piotra 2:5),
przychodzimy do Jezusa, który jako przedstawiciel Ojca kształtuje,
rzeźbi, dopasowuje i poleruje nas do zajęcia miejsc
w chwalebnej świątyni przyszłości – miejscu spotkania Boga
ze światem. Tak jak w rzeczywistej świątyni zbudowanej przez
Salomona każdy <str. 196> kamień był w kamieniołomie
dokładnie dopasowany na swoje miejsce w budynku, tak jest
i z nami – cały przygotowawczy proces ma miejsce
w obecnym życiu. Jak w obrazie każdy ukształtowany
kamień zajął swe miejsce bez odgłosu młota, tak też
w pozaobrazie – żywe kamienie, które teraz z radością
poddają się Pańskim przygotowaniom, będą ostatecznie ułożone
pod Nim jako wieńczącym kamieniem, gdy zostaną z Nim
zjednoczone poza zasłoną – bez zamieszania, bez potrzeby dalszego
zarządzania i przygotowań.
Pismo
Święte uznaje szczególną jedność, czyli związek między tymi
żywymi kamieniami w okresie ich przygotowania. Co więcej,
idzie o krok dalej i uznaje tymczasową organizację, która
pozwala każdemu członkowi przyszłego Królestwa mieć udział
z wielkim Nauczycielem i Głównym Budowniczym w dziele
przygotowawczym „budowania się na najświętszej wierze” – we
wzajemnym wspomaganiu się w pracy kształtowania charakterów
zgodnie ze wzorem – Panem naszym, Jezusem. Gdy przejdziemy do
szczegółowego badania Boskiego zarządzenia w obecnym czasie,
wielu zdziwi się, gdy zobaczy, jak wiele wolności Pan pozostawił
każdemu pojedynczemu członkowi Nowego Stworzenia. Ale kiedy uznamy
fakt, że szuka On dobrowolnych czcicieli, dobrowolnych ofiarników,
którzy powodowani są miłością do Pana i zasad
sprawiedliwości, by kłaść swe życie dla dobra braci i dla
pracy z Nim, wtedy staje się jasne, że ten Pański plan,
polegający na darowaniu wielkiej wolności, jest najlepszym planem –
tym, który najpewniej doświadcza wierności serca, najlepiej
rozwija charakter i dowodzi woli każdego co do postępowania
według prawa miłości względem bliźniego, czynienia innym tak,
jakby się chciało, żeby i nam czyniono.
Wolność
taka, względna swoboda, dobrze pasuje do celu, jaki Pan ma w obecnym
czasie – a mianowicie do wyboru Maluczkiego Stadka, do
doskonalenia go pod względem charakteru i przygotowania do
funkcji Królewskiego Kapłaństwa w przyszłości – ale nie
pasowałaby ona ani nie byłaby wystarczająca do dzieła nawracania
świata, które w myśl powszechnego mniemania On teraz
przeprowadza. I to z powodu tej niewłaściwej <str.
197> doktryny – tego założenia, że Bóg w obecnym wieku
upoważnił Kościół do podbicia świata i do poddania Mu
wszystkich rzeczy – tak wiele rozsądnych osób nie może zrozumieć
prostoty zorganizowania Kościoła przez Pana i apostołów.
I widząc, że taki porządek nie pasowałby do nawrócenia
świata, ludzie postanowili rozbudować tę organizację, jak to
widzimy w różnych kościelnych instytucjach chrześcijaństwa.
Zalicza się do nich papiestwo, jedna z najbardziej
wyrafinowanych i najpotężniejszych organizacji, jakie sobie
można wyobrazić. System metodystyczno-episkopalny ma także władczy
charakter, tylko na wyższym poziomie; ma on pod kontrolą inną
klasę. Tak gruntowne zorganizowanie obydwu tych systemów dało im
sukces i moc w „świecie chrześcijańskim”. W miarę
rozważania tego tematu zobaczymy, że te i wszystkie inne
ludzkie „kościoły” są w swej organizacji całkiem różne
od Kościoła, który założył Pan – że ich drogi nie są Jego
drogami, tak jak ich plany nie są Jego planami; bo jako wyższe są
niebiosa niż ziemia, tak przewyższają drogi Pańskie drogi ludzkie
(Izaj. 55:8 9). Już niedługo ludzie szczerego serca zobaczą,
że systemy te wielce zbłądziły, porzucając prostotę Chrystusa
i usiłując być mądrzejszymi niż Bóg w przeprowadzaniu
Jego dzieła. Ostateczny efekt pokaże Jego mądrość i umysłową
ograniczoność człowieka.
Nominalne
a rzeczywiste Nowe Stworzenie
Podobnie
jak w obrazowym narodzie wszyscy byli Izraelitami z nazwy,
a stosunkowo niewielu było „prawdziwymi Izraelitami”, tak
też nie powinniśmy się dziwić, że i w pozaobrazie
znajdujemy nominalny kościół i Kościół rzeczywisty,
nominalne nowe stworzenie i rzeczywiste Nowe Stworzenie. Od
kiedy tylko chrześcijaństwo stało się do pewnego stopnia
popularne, „kąkol”, „imitacja pszenicy”, wdarł się na pole
pszeniczne, udając prawdziwą pszenicę. Choć człowiekowi
niepotrafiącemu czytać serc trudno jest rozróżnić prawdę od
fałszu, pszenicę od kąkolu, to Pan zapewnia nas, że On zna serca,
że „Pan zna tych, którzy są jego”. Oczekuje On i od nas
rozróżniania między prawdziwymi <str. 198> owcami a wilkami
w owczej skórze, między prawdziwą „Winoroślą”, rodzącą
prawdziwe owoce, a cierniami i ostem, które mogą starać
się uchodzić za członków prawdziwej „Winorośli”, i to
rozróżnianie nam nakazuje. Jednak Pan nie pozwala wychodzić swemu
ludowi poza ten ogólny osąd – liberalne ocenianie ogólnego
zewnętrznego charakteru – mówiąc: „A tak nie sądźcie
przed czasem”. Nie starajcie się określić, ile czasu na
przyniesienie dojrzałych owoców należy dać tym, których
uznajecie za prawowite gałązki „Winnego Krzewu”. Musimy
zostawić to Ojcu, Winogrodnikowi, który przycina każdą gałązkę
i który ostatecznie odetnie każdą gałąź czy członka,
który „owocu nie przynosi”. Dlatego my pozostawiamy przycinanie
„Winorośli” – naprawianie każdego prawdziwie poświęconego
członka Kościoła Chrystusowego – Winogrodnikowi, zostawiając Mu
też ekskomunikowanie i uznając, że On zasadził, podlewał
i wywiódł latorostki z każdej gałązki w prawdziwej
„Winorośli”. Pewna miara tego ducha „Winnego Krzewu” ma być
widoczna w każdej gałązce, czyli członku, i wzrost
każdego ma być wspomagany. Pomiędzy tymi latoroślami ma panować
prawo miłości. Ale prawo do krytykowania, napominania,
jakiegokolwiek oczyszczania bądź czynienia czegokolwiek przez jedną
latorośl względem innej jest ograniczone jedynie do stopnia
zgodnego ze wskazówkami Boskiego Słowa – i ani na krok poza
jego upoważnienie. Duch miłości ma raczej pobudzać do
miłosierdzia, dobroci, wytrwałości i cierpliwości aż do
granic dozwolonych przez wielkiego Winogrodnika, które, jak już
zasugerowaliśmy, są szerokie, liberalne i przeznaczone do
rozwoju charakteru w każdej gałązce.
Wszystko
to wygląda inaczej w ludzkich organizacjach – proporcjonalnie
do stopnia zignorowania czy porzucenia przez nie prostoty Boskiego
porządku. Ustanowiły one arbitralne prawa, określające, kto może
być uznany za członków czy latorośle Winnego Krzewu, a kto
nie może być przyjęty do pełnej społeczności; ustanowiono
przymusowe zobowiązania finansowe i różne reguły oraz
przepisy, których nie ma w Piśmie Świętym, zaprowadzono
liczne kreda i wyznania, których nie ustanowiło Pismo Święte,
zalecono kary <str. 199> za niestosowanie się do tych
przepisów, których nie narzuca Pismo Święte, wyznaczono reguły
wyłączania ze społeczności, ekskomunikowania itp., sprzeczne
z jakimkolwiek upoważnieniem danym prawdziwemu Kościołowi,
Ciału Chrystusowemu, prawdziwej „Winorośli”, Nowemu Stworzeniu.
Zwróciliśmy
już uwagę na fakt, że Kościół Chrystusowy jest nazwany w Piśmie
Świętym „tajemnicą Bożą”*, ponieważ, wbrew przypuszczeniom,
miał on być Ciałem Mesjańskim, które pod swą pomazaną Głową,
Jezusem, będzie rządziło i błogosławiło świat. Ta
tajemnica albo sekret, teraz świętym objawiona, była zakryta od
przeszłych wieków i dyspensacji (Efezj. 3:3 6) i jest
tajemnicą Bożą, która wkrótce się zakończy w dopełnieniu
Nowego Stworzenia przy końcu obecnego Wieku Ewangelii. Zwróciliśmy
też uwagę na fakt, że Pismo Święte mówi o Babilonie jako
o systemie fałszywym (matka i córki – jedne bardziej,
inne mniej zepsute, o różnych stopniach fałszu) i tam
umiejscawia „tajemnicę nieprawości”. Nie mówimy tu, że
założyciele tych fałszywych systemów celowo i specjalnie
zorganizowali je dla zmylenia ludu Bożego. Mamy raczej pamiętać,
że to Szatanowi w Piśmie Świętym przypisuje się, iż
„zwiódł cały okrąg świata” w tej kwestii,
przedstawiając zło jako dobro, a dobro jako zło oraz światło
jako ciemność, a ciemność jako światłość. Szatan „teraz
jest skuteczny w synach niedowiarstwa” (Izaj. 5:20; Efezj.
2:2), tak jak wcześniej zaoferował współpracę naszemu Panu,
Jezusowi. Z rozkoszą pragnie współpracy ze wszystkimi
naśladowcami Chrystusa, których może odwieść od postępowania
śladami Mistrza. Tak jak próbował przekonać naszego Pana, że są
lepsze drogi – drogi wymagające mniejszej samoofiary
i samozaparcia niż drogi Ojca – poprzez które mógłby
błogosławić wszystkie narody ziemi, tak też w czasie Wieku
Ewangelii próbuje przekonać prawdziwie poświęconych braci
Pańskich, by przyjęli jego plany – by nie zważali na plany
i zasady Ojca. Chciałby, żeby byli przeświadczeni o wyższości
swej mądrości <str. 200> – by uważali, że mogą lepiej
służyć Panu innymi sposobami niż tymi, o których mówi
Pismo Święte. Chciałby ich napełnić gorliwością dla ich
ludzkich systemów, dla prowadzonej przez nich działalności
i założonych przez nich organizacji oraz wzbić ich w związku
z tym w pychę. Nie powiodło się Przeciwnikowi
z Mistrzem, Jego odpowiedź była niezmienna: „Tak napisano”.
Ale rzecz ma się inaczej z Jego naśladowcami. Bardzo wielu nie
zważa na to, co jest napisane, lekceważy przykład Mistrza i Jego
Słowa, nie zważa na słowa i przykład apostołów, z wielką
determinacją przeprowadzając za Boga plan, który, jak się
spodziewają i wierzą, zostanie przez Niego zaaprobowany
i przyczyni się do Jego chwały.
*
Tom I, Wykład V
Jakże
będą oni zdumieni swym błędem, gdy niebawem zobaczą takie
Królestwo, jakie Bóg pierwotnie zaplanował i jakie
konsekwentnie urzeczywistnił! Odkryją wtedy, o ile lepiej jest
być ostrożnym, by uczyć się od Pana, zamiast próbować uczyć
Pana, że lepiej jest brać udział w Jego dziele na Jego
sposób, a nie pracować dla Niego w sposób, którego On
nie uzna. Powodzenie osiągnięte w tych ludzkich
przedsięwzięciach – takich jak papiestwo, metodyzm
i proporcjonalnie w innych wyznaniach – czyni te systemy
„ostrym obłędem” (NB).
Pan
nie interweniował ani nie zatrzymywał wzrostu tego „kąkolu” na
pszenicznym polu w czasie Wieku Ewangelii. Przeciwnie, pouczył
swój lud, by spodziewał się ich wspólnego wzrastania aż do czasu
„żniwa”, gdy On sam będzie obecny, nadzorując oddzielanie,
zbieranie pszenicy do swego gumna (stan chwały) i pilnując
wiązania kąkolu na czas wielkiego ucisku, którym zakończy się
ten wiek i który zniszczy ich jako „kąkol” albo imitację
Nowego Stworzenia, nie niszcząc ich jako istot ludzkich. Zaiste,
wielu spośród „kąkolu” jest szanowanymi, moralnymi i, jak
nazywa to świat, „dobrymi ludźmi”. Podobnie i pomiędzy
wszystkimi pogańskimi religiami są też elementy dobra, choć
w o wiele mniejszym stopniu niż między „kąkolem”,
który jest wielce błogosławiony i skorzystał pod każdym
względem poprzez swą bliską styczność z <str. 201>
prawdziwą „pszenicą” i przez częściowe rozpoznanie ducha
Pańskiego w tej ostatniej.
Apostoł
Paweł oznajmia, że ta tajemnica nieprawości („Babilon”,
zamieszanie, chrześcijaństwo) zaczynała swe oddziaływanie na lud
Pański za jego dni; ale działanie to było najwidoczniej słabe aż
do śmierci Pawła i innych apostołów. Kiedy apostołowie
jeszcze towarzyszyli Kościołowi, byli oni w stanie wskazać
pewnych fałszywych nauczycieli, poprzez których Przeciwnik starał
się prywatnie, w tajemnicy, sekretnie wprowadzić godne
potępienia herezje, by podkopać wiarę i odwrócić wiernych
od nadziei, obietnic i prostoty Ewangelii (2 Piotra 2:1).
Apostoł Paweł także mówi o nich w sposób ogólny,
o tym, że rozpoczynają dzieło nieprawości; ale też wymienia
kilku z nich po imieniu, jak Hymeneusza, Filetusa itd., „którzy
względem prawdy celu uchybili” itd. – „podwracając wiarę
niektórych” (2 Tym. 2:17). Na innym miejscu ostrzega Kościół
poprzez starszych efeskich przed tymi fałszywymi nauczycielami i ich
błędami, szczególnie zwracając uwagę na to, że po jego śmierci
ich działalność rozkwitnie – „wilcy okrutni, którzy trzodzie
folgować nie będą” (Dzieje Ap. 20:29). Jest godne uwagi, jak
bardzo wiąże się to z przepowiednią naszego Pana zawartą
w przypowieści (Mat. 13:25,39). Nasz Pan wyraźnie wskazuje, że
ci fałszywi nauczyciele i ich fałszywe doktryny są
narzędziami działania Przeciwnika, który nasiał kąkolu pomiędzy
pszenicą zasianą przez Niego samego i apostołów. Mówi:
„A gdy ludzie [specjalni słudzy, apostołowie] zasnęli,
przyszedł nieprzyjaciel jego i nasiał kąkolu”.
Możemy
być pewni, że niedługo po tym, jak apostołowie zasnęli, duch
rywalizacji pod wodzą Przeciwnika doprowadził stopniowo do
zorganizowania wielkiego systemu Antychrysta – papiestwa.
Organizacja ta, jak to już widzieliśmy*, nie zaistniała od razu,
ale stopniowo – począwszy od przejęcia władzy około IV
stulecia. Wielki Antychryst kwitł przez jakiś czas z takim
powodzeniem, <str. 202> że wszystkie dzieła historyczne
pisane od tego czasu aż po Reformację praktycznie ignorowały prawo
osób i klas do nazwy „chrześcijanie” czy do bycia uznanymi
za prawowiernych i wierzących, jeśli nie należeli oni do tego
systemu Antychrysta lub w jakiś sposób go nie popierali. Takim
osobom nie pozwalano istnieć, chyba że w ukryciu lub na
wygnaniu, a jeśli były o nich jakieś zapiski, to
najwidoczniej zostały zniszczone. Lecz być może tak jak ci, którzy
dziś postępują w świetle „teraźniejszej prawdy”, wierni
tamtego okresu byli tak mało znaczący pod względem liczby
i wpływów, że nikt nie pomyślałby o nich jako
o wartych wzmianki, w porównaniu do wielkiego
i popularnego systemu, przeciwko któremu próbowali oponować,
a który tak gwałtownie wspiął się na wpływowe stanowisko
władzy, zarówno w doczesnych, jak i w duchowych
sprawach.
*
Tom II, Wykład IX
Od
Reformacji Przeciwnik znów okazuje swój podstęp, organizując
każdy nowy odłam (każdy świeży wysiłek w kierunku
osiągnięcia prawdy) w kolejnego Antychrysta. Wynikiem tego
jest, że dziś mamy nie tylko pierwotną „matkę wszeteczeństw”,
ale też jej liczne „córki”*. W świetle tych faktów nie
będziemy poszukiwać zapisków historii o prawdziwym Kościele,
z wyjątkiem tych, które znajdujemy w Nowym Testamencie,
a które najwidoczniej zostały zachowane dla nas z wielką
czcią i czystością, pomimo sporadycznych wstawek, jak np.
w Ew. Jana 21:25 i 1 Jana 5:7.
*
zob. Tom III, str. 42,154,155
Zwrócimy
jednak pokrótce uwagę na pewne fakty, które nie tylko dowodzą
nam, że Pismo Święte zostało zachowane we względnej czystości,
ale też jednocześnie poświadczają, że wiele systemów
twierdzących, iż zostały zorganizowane przez Pana i apostołów,
całkowicie różni się od tego, który został przez nich
rzeczywiście zorganizowany, o czym wiemy na podstawie zapisu
Nowego Testamentu.
(1)
Gdyby pierwotny Kościół był zorganizowany na sposób papiestwa
czy innych współczesnych denominacji, to zapis biblijny różniłby
się bardzo od tego, jaki posiadamy. Mielibyśmy jakieś wzmianki
o założeniu przez naszego Pana apostolstwa z wielką
pompą. On sam <str. 203> siedziałby gdzieś na stolicy jako
papież, przyjmujący apostołów jako kardynałów w szkarłatnych
szatach itd. Mielibyśmy surowe prawa i przepisy co do piątku,
wstrzymywania się od mięsa itd., coś o pokropieniu „wodą
święconą” apostołów czy ludu oraz coś o przeżegnywaniu
się. Nie zapomniano by o Marii, matce naszego Pana. Istniałby
zapis o jej rzekomym cudownym poczęciu i ogłoszono by ją
„matką Bożą”, a samego Jezusa przedstawiono by jako
oddającego jej jakąś szczególną cześć i pouczającego
apostołów, by do Niego przez nią przychodzili. Byłoby jakieś
zalecenie dotyczące „świętych gromnic”, kiedy i gdzie
miały być używane; jakieś pouczenie o wzywaniu świętych,
o mszy i o tym, jak Piotr na spotkaniu z pozostałymi
apostołami został uznany za papieża; jak przed nim padali na
ziemię i jak on odprawiał msze za nich wszystkich,
oznajmiając, że ma moc ponownie stworzyć Chrystusa w chlebie
i ponownie ofiarować Go za osobiste występki. Mielibyśmy
jakiś zapis pogrzebu Szczepana; tego, jak Piotr wraz z innymi
„poświęcili” dla niego grób, by mógł leżeć w „ziemi
poświęconej”, i że odmawiając nad nim modły włożyli mu
w rękę „świętą gromnicę”. Mielibyśmy prawa i nakazy
regulujące różne porządki kleru, jak i to, że laicy nie
stanowią wcale „braci” dla kleru, lecz że są mu poddani.
Czytalibyśmy o szczeblach kleru, wyższych i niższych,
o wielebnych, bardzo wielebnych, przewielebnych, o biskupach,
arcybiskupach, kardynałach i papieżach, a także
szczegółowe wskazówki co do tego, jak wszyscy, i każdy
z osobna, mieli osiągać swe pozycje, starając się o wzajemne
uznanie i o to, by być największym.
Fakt,
że apostołowie nie czynią nawet najmniejszej aluzji do tych
rzeczy, wyraźnie dowodzi, iż systemy, które, w całości czy
częściowo, uznają takie podziały w kościele, takie
autorytety i urzędy, nie zostały zorganizowane przez apostołów
ani pod ich nadzorem, ani też <str. 204> przez Pana, który
apostołów ustanowił i uznawał ich dzieło (Jan 15:16; Dzieje
Ap. 1:2; Obj. 21:14).
(2)
Dowodzi to ponadto, że Biblia nie została przez tych mądrych
organizatorów wymyślona, bo gdyby ją sfałszowali, to możemy być
pewni, że obficie zaopatrzyliby ją we wzmianki o powyżej
wspomnianym charakterze.
(3)
Mając takie podstawy i dowody, że „matka” i liczne
„córki” – systemy obecnych czasów – nie zostały
ustanowione przez Pana i apostołów, lecz wynikły ze
sfałszowania ich prostych nauk, i stąd są jedynie
instytucjami ludzkimi, starającymi się być mądrzejszymi niż Bóg
w czynieniu Boskiego dzieła – miejmy o tyle większe
zaufanie do Słowa Bożego i przykładajmy gorliwszą uwagę
nawet do najdrobniejszych szczegółów, jakie stawia ono przed nami
w tej i we wszystkich innych sprawach.
W ciągu
sześciu tysięcy lat historii świata aż do obecnych czasów Bóg
dozwalał ogółowi ludzkości, by jak tylko może najlepiej sama
próbowała rozwiązywać problemy życia. Człowiek cielesny został
stworzony z cechami umysłu, które skłaniały go do oddawania
czci i wielbienia swego Stwórcy. Te cechy umysłu nie zostały
zupełnie zatarte przez upadek – z pewnością nie można
powiedzieć, że cała ludzkość jest „całkowicie zdeprawowana”.
Tak jak Bóg zezwolił, by człowiek używał dowolnie innych cech
umysłu, tak też zezwolił mu na posługiwanie się jego wrodzonymi
cechami moralności i religijności zgodnie z jego
skłonnościami. Możemy zauważyć, że z pominięciem
cielesnego i duchowego Izraela oraz wpływów, jakie przeszły
z nich na świat, Bóg pozostawił świat samemu sobie – aby
kierował, jak umie najlepiej, swym rozwojem. Człowiek w swej
nieświadomości i ślepocie padł w wielkiej mierze ofiarą
knowań Szatana i upadłych aniołów, którzy przez różnorodne
formy przesądów, fałszywych religii czy magii odprowadzili masy
ludzkie daleko od prawdy. Apostoł wyjaśnia tę sytuację mówiąc,
że stało się tak, ponieważ ludzie „poznawszy Boga, nie chwalili
go jako Boga ani mu dziękowali, owszem znikczemnieli w myślach
swoich i zaćmiło się bezrozumne serce ich”, a wówczas
Bóg podał ich na pastwę ich pragnień – pozwolił im się za
nimi udać po to, by mogli nauczyć się <str. 205> istotnych
rzeczy o swym stanie nieprawości i żeby poprzez
zdegradowanie, w jakie mieli popaść, zamanifestowana została
wielka „grzeszność grzechu” i nieroztropność
postępowania za inną radą niż Stwórcy.
Jak
już wcześniej zauważyliśmy, nasz Pan nie zamierza pozostawić
ludzkości w tym słabym, upadłym stanie, bowiem przez Nowe
Stworzenie i w czasie uznanym przez Pana za słuszny
znajomość Pana dosięgnie każdego członka ludzkiej rodziny, dając
mu pełną możliwość poznania Prawdy i wszystkich
błogosławieństw zapewnionych przez odkupienie. Chcemy tu wyraźnie
zaznaczyć, że tak jak Bóg pozostawił pogańskie narody samym
sobie, tak też pozostawia tak zwane „chrześcijaństwo” jemu
samemu. Zezwala, by ludzie, którzy otrzymali pewną miarę światła
Boskiego objawienia, używali go według swej woli – by sami
próbowali ulepszyć Boski plan, zorganizować ludzkie systemy itd.
Wszystko to nie oznacza, że nie ma On mocy interwencji albo że
pochwala te różne sprzeczne i mniej lub bardziej szkodliwe
wymysły i instytucje, tak ludzkości, jak i kościelnictwa.
Te doświadczenia złożą się na kolejną lekcję, która
w przyszłości napomni wielu, gdy dostrzegą oni wspaniały
wynik Boskiego planu i zrozumieją, jak Bóg wciąż pracował
nad osiągnięciem swych pierwotnych celów, praktycznie ignorując
knowania i wymysły człowieka, osiągając swe cele czasem
częściowo przez nie, a czasem całkowicie wbrew nim. Tak jak
to zrobił przy końcu Wieku Żydowskiego, gdy dozwolił, by
niektórzy członkowie tego narodu wykonali Jego plan poprzez
prześladowanie i ukrzyżowanie Pana i Jego apostołów.
I jak niektórzy z nich byli „prawdziwymi Izraelitami”,
później błogosławionymi, podniesionymi i włączonymi do
udziału w cierpieniach Chrystusowych, by w przyszłości
mogli mieć także udział w Jego chwałach, tak i obecnie
zdaje się, że są duchowi „prawdziwi Izraelici”, którzy na
podobieństwo Pawła zostaną wyrwani z sideł Przeciwnika.
Godna
uwagi jest jeszcze inna rzecz: Pan wyznaczył specjalny czas na
rozpoczęcie swego Królestwa, a więc musi też mieć
i specjalny czas, w którym Jego wybrane Nowe Stworzenie ma
być rozwinięte <str. 206> i przygotowane do Jego służby.
I najwidoczniej było to częścią Jego planu, by specjalne
światło oświeciło początek i koniec tego okresu. Apostoł
daje to do zrozumienia, gdy mówi o nas jako o tych,
„którzy znaleźli się u kresu wieków” (1 Kor. 10:11
NB). To w czasie zachodzenia na siebie Wieków Żydowskiego
i Ewangelii po raz pierwszy zostały okazane Droga, Prawda
i Życie. „Ciemne wieki” nastąpiły w międzyczasie,
a teraz, przy zachodzeniu na siebie Wieków Ewangelii
i Tysiąclecia światło świeci jak nigdy przedtem – na
„rzeczy nowe i stare”. Choć należy przypuszczać, że ci,
którzy byli w harmonii z Panem na początku wieku,
otrzymali szczególne światło, i że tacy obecnie, przy końcu
wieku, otrzymają łaskę światła „teraźniejszej prawdy”, by
przez nią mogli być uświęceni, to jednak nie należy uważać, że
taka sama miara światła była niezbędna do uświęcenia w ciągu
minionych stuleci, z których kilka znanych jest pod nazwą
„ciemnych wieków”. Nie należy przypuszczać, że Pan
kiedykolwiek pozostawał bez świadków, nawet jeśli ich pomijano na
kartach historii; to pominięcie powinniśmy przypisać ich
względnemu brakowi popularności i temu, że nie mieli oni ani
kontaktu z wielkimi systemami antychrześcijańskimi, ani
sympatii dla nich – nawet jeśli niektórzy z nich znajdowali
się w tych systemach. Wskazuje na to wyraźnie wezwanie Pana,
mające zastosowanie obecnie, że powinniśmy się spodziewać
znalezienia wielu z ludu Pańskiego pośród oszołomionych
i zdezorientowanych przez sekciarstwo w Babilonie: „Upadł
Babilon on wielki”; „Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście
nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli
z plag jego” – Obj. 18:2,4.
Dokonawszy
w ten sposób pobieżnego przeglądu Kościoła i jego
ograniczonych świadectw historycznych, przejdźmy do bardziej
szczegółowej analizy Kościoła, takiego, jakim został on
pierwotnie ustanowiony przez naszego Pana. Tak jak jest tylko jeden
duch Pański, którego muszą posiadać wszyscy, którzy są Jego,
tak też jest tylko jedna Głowa i punkt centralny Kościoła,
nasz Pan, Jezus. Musimy jednak pamiętać, że we wszystkich swych
dziełach ciągle wskazywał On na Ojca i że według Jego
własnych słów to, co czynił, było w imieniu Ojca i z Jego
upoważnienia – „Wszelki szczep, którego nie szczepił Ojciec
mój niebieski, <str. 207> wykorzeniony będzie” – Mat.
15:13. Prawdziwy Kościół, Nowe Stworzenie, był zaszczepiony przez
Ojca. Nasz Pan mówi: „Jam jest ona winna macica prawdziwa, wyście
latorośle, a Ojciec mój jestci winiarzem”. Dalej wskazuje,
że jest „winorośl ziemi”, kościół nominalny, fałszywy
kościół, który nie był zaszczepiony przez Ojca i który
będzie wykorzeniony. Owocem prawdziwego „Winnego Krzewu” jest
miłość, którą Ojciec bardzo ceni, ale owocem „winorośli
ziemi” są różne formy samolubstwa, które będą ostatecznie
zgromadzone i wrzucone w prasę wielką gniewu Bożego
w czasie wielkiego ucisku, którym zakończy się ten wiek (Jan
15:1 6; Obj. 14:19).
Z pewnością
każdy badacz Biblii zauważył, że nasz Pan i apostołowie nie
uznawali żadnych podziałów w Kościele i nie zważali na
zjawiska takie jak rozłamy – zarówno faktyczne, jak i z nazwy.
Za ich życia Kościół był jeden, niepodzielny, cechowały go:
jedna wiara, jeden Pan i jeden chrzest. To z tego punktu
widzenia nazywano go Kościołem, Kościołem Bożym, Kościołem
Boga Żywego, Kościołem Chrystusowym, Kościołem Pierworodnych,
a jednostki doń należące nazywano „braćmi”, „uczniami”,
„chrześcijanami”. Wszystkie te nazwy używane są bez różnicy
wobec całego Kościoła i wobec najmniejszych zgromadzeń –
złożonych nawet z dwóch czy trzech osób, wobec jednostek
w Jeruzalem czy Antiochii i wszędzie indziej. Różnorodność
tych nazw i ich powszechne użycie wyraźnie wskazuje, że żadna
z nich nie miała być nazwą własną. Wszystkie były jedynie
ilustracją wielkiej prawdy, o której nasz Pan i apostołowie
stale mówili, a mianowicie, że Kościół (ekklesia, ciało,
grono) naśladowców Pana to Jego „wybrani” do udziału w Jego
krzyżu i do nauczenia się teraz niezbędnych lekcji oraz do
tego, by w przyszłości być przy Nim i w Jego
chwale.
Zwyczaj
ten powinien być kontynuowany, lecz został zmieniony w wiekach
średnich. Gdy rozwinął się błąd, zapanował wraz z nim
duch sekciarstwa i za nim poszły osobliwe miana – Kościół
rzymski, Kościół baptystyczny, Kościół luterański, Kościół
anglikański, święty Kościół katolicki, Kościół Wesley’a,
Kościół chrześcijański, Kościół prezbiteriański itd. Są to
oznaki cielesności, jak na to wskazuje Apostoł <str. 208>
(1 Kor. 3:3 4), a w miarę jak Nowe Stworzenie
wyłania się z wielkiej ciemności, która tak długo okrywała
świat, zostaje oświecone także w tym zakresie. Obserwując
błąd i pozór zła, nie tylko opuszcza sekciarstwo, ale także
nie chce być znane pod tymi niebiblijnymi nazwami – aczkolwiek
chętnie nazywa się wszystkimi poprawnymi mianami biblijnymi.
Zbadajmy
teraz podstawy jedynego Kościoła założonego przez Pana.
Dwunastu
apostołów Barankowych
Apostoł
Paweł oznajmia, że gruntu innego nikt nie może założyć oprócz
tego, który jest założony, którym jest Jezus Chrystus (1 Kor.
3:11). Na tym gruncie nasz Pan, jako przedstawiciel Ojca, rozpoczął
kształtowanie swego Kościoła, a czyniąc to powołał
dwunastu apostołów – nie przypadkowo, lecz celowo, podobnie jak
dwanaście plemion Izraela nie było dwunastoma z przypadku, ale
zgodnie z Boskim planem. Pan nie tylko nie wybrał więcej niż
tych dwunastu apostołów na to stanowisko, ale nigdy od tej pory nie
upoważnił nikogo do wybrania dodatkowych apostołów –
z wyjątkiem faktu, że Judasz, okazawszy się niegodnym miejsca
między dwunastoma, odpadł ze swego stanowiska i został
zastąpiony apostołem Pawłem.
Zauważamy,
z jaką troską Pan dbał o apostołów – Jego
troskliwość o Piotra, Jego modlitwę za nim w godzinie
jego próby i późniejsze szczególne wezwanie go, by pasł
Jego owce i baranki. Zauważamy też Jego troskę o wątpiącego
Tomasza i chęć dokładnego zademonstrowania mu prawdziwości
swego zmartwychwstania. Z dwunastu nie utracił żadnego,
z wyjątkiem syna zatracenia – a jego zboczenie z drogi
było wiadome Panu już wcześniej i przepowiedziane w Piśmie
Świętym. Nie możemy uznać wyboru Macieja, opisanego w Dziejach
Apostolskich, za wybór Pański w jakimkolwiek znaczeniu. Bez
wątpienia był on dobrym człowiekiem, ale został wybrany przez
jedenastu bez upoważnienia. Byli oni poinstruowani, by pozostać
w Jeruzalem i czekać na zesłanie z nieba ducha
świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy, i to podczas tego
okresu oczekiwania, zanim zostali obdarzeni mocą, <str. 209>
popełnili błąd, rzucając losy i wybierając Macieja na
miejsce Judasza. Pan nie zganił ich za to niezgodne z Jego
zamiarami mieszanie się w Jego porządek, ale po prostu
zignorował ich wybór i w słusznym czasie wywiódł
apostoła Pawła, oznajmiając: „Albowiem mi ten jest naczyniem
wybranym”. W innym jeszcze miejscu mamy stwierdzenie Apostoła,
że został wybrany z żywota matki swojej, by być specjalnym
sługą, oraz że nie jest w niczym mniejszy od największych
z apostołów (Gal. 1:15; 2 Kor. 11:5).
Widać
stąd, że zupełnie nie zgadzamy się z poglądami papiestwa
ani protestanckiego Kościoła episkopalnego, Kościoła
katolicko-apostolskiego ani też z poglądami mormonów, pośród
których wszyscy twierdzą, że liczba apostołów nie była
ograniczona do dwunastu i że od tamtych dni istnieli ich
następcy, którzy mówili i pisali z autorytetem równym
pierwszym dwunastu apostołom. Zaprzeczamy temu, a na dowód
przytaczamy szczególny sposób, w jaki Pan wybrał tych
dwunastu, przywołując na pamięć znaczenie liczby dwanaście
w dziedzinie świętych rzeczy odnoszących się do tego
wybrania. Możemy to wreszcie przypieczętować przez wskazanie na
symboliczny obraz uwielbionego Kościoła zawarty w Objawieniu
21. Jest tam bardzo wyraźnie opisane Nowe Jeruzalem – symbol
nowego rządu Tysiąclecia, Kościół, Oblubienica połączona ze
swym Panem. W tym obrazie znajduje się jasne stwierdzenie, jak
drogocenne jest dwanaście gruntów, oraz że na dwunastu gruntach
było wypisanych dwanaście imion „dwunastu apostołów
Barankowych” – ani mniej, ani więcej. Czyż możemy mieć lepszy
dowód nad ten, iż nigdy nie było więcej niż dwunastu apostołów
Barankowych i że wszyscy inni byli, jak to sugeruje apostoł
Paweł – „fałszywymi apostołami” (2 Kor. 11:13)?
Nie
możemy sobie też wyobrazić, dlaczego potrzeba byłoby większej
liczby apostołów, skoro nadal mamy owych dwunastu – ich
świadectwo oraz owoce ich pracy – i to w o wiele
wygodniejszej formie niż mieli ci, którzy towarzyszyli im osobiście
w czasie ich misji. Mamy w posiadaniu opisy ich misji oraz
uczynione przez nich zapisy Pańskich słów, cudów itd. Zawarte
w ich listach wykłady na różne tematy z dziedziny
doktryn chrześcijańskich dotarły do naszych <str. 210> rąk
w postaci jak najbardziej wiarygodnej. Rzeczy te są
„wystarczające”, jak tłumaczy Apostoł, „aby człowiek Boży
był (...) dostatecznie wyćwiczony”. Tłumacząc dalej ten temat
Apostoł mówi: „Nie uchylałem się bowiem od zwiastowania wam
całej woli Bożej”. Cóż więcej trzeba? 2 Tym. 3:17; Dzieje
Ap. 20:27
Zaraz
po zakończeniu czterdziestu dni medytacji na puszczy i pokus ze
strony Przeciwnika oraz po zaplanowaniu dalszego działania nasz Pan
rozpoczął głoszenie Ewangelii nadchodzącego Królestwa
i zapraszanie naśladowców, którzy zostali nazwani uczniami.
To spomiędzy tych uczniów ostatecznie wybrał On dwunastu (Łuk.
6:13 16). Otoczenie, z jakiego wszyscy oni pochodzili,
można zaliczyć do skromniejszych warstw społeczeństwa; kilku
z nich było rybakami, i to o nich bez dezaprobaty
jest powiedziane, że władcy „zrozumieli, iż ludźmi byli
nieuczonymi i prostakami” (Dzieje Ap. 4:13). Najwidoczniej
dwunastu zostało powołanych spośród „uczniów”, czyli ogółu
naśladowców, którzy utożsamiali się z misją Pana
i wyznawali Go, nie porzucając swych codziennych zajęć. Pan
zaprosił tych dwunastu, by współpracowali z Nim w misji
głoszenia Ewangelii, i jak jest napisane, porzucili oni
wszystko, by pójść za Nim (Mat. 4:17 22; Mar. 1:16 20,
3:13 19; Łuk. 5:9 11). „Siedemdziesięciu” później
wyznaczonych nigdy nie zostało uznanych za apostołów. Łukasz
zdaje nam szczegółową relację z wyboru dwunastu,
oznajmiając, że tuż przed tym wydarzeniem nasz Pan oddalił się
na górę, by się modlić – widocznie po to, by poradzić się
Ojca co do swego dzieła i swych towarzyszy w tej pracy.
Całą noc trwał na modlitwie – a gdy nastał dzień,
przywołał do siebie swych uczniów (z greckiego mathetes –
uczący się, uczniowie) i z nich wybrał dwunastu, których
nazwał też apostołami (z greckiego apostolos – posłany).
Tak oto dwunastu zostało odróżnionych i oddzielonych od
uczniów (Łuk. 6:12,13,17).
Pozostali
uczniowie, którzy nie zostali w ten sposób wybrani do
apostolstwa, byli także miłowani przez Pana i bez wątpienia
w pełni sympatyzowali z Jego wyborem onych dwunastu,
uznając to za konieczne dla ogólnego dobra dzieła. Nie jest
powiedziane, <str. 211> według jakich kryteriów Pan dokonał
swego wyboru, ale mamy zapisaną Jego modlitwę: „Twoić byli
i dałeś mi je”. I znowu: „I żaden z nich
nie zginął, tylko on syn zatracenia” – Judasz. W jakim
sensie i do jakiego stopnia Ojciec dokonał wyboru dwunastu, nie
ma dla nas znaczenia. Bez wątpienia jedną z cech, jakie
posiadali, była pokora; i z pewnością ich skromne zawody
i wcześniejsze doświadczenia w życiu sprawiły, że
stali się nie tylko ludźmi pokornymi, ale wzmocniły one dodatkowo
ich charakter, upór i wytrwałość do takiego stopnia, do
jakiego nie doprowadziłyby inne zajęcia. Jest powiedziane, że
wybór dwunastu, który miał miejsce w tym czasie, bez
oczekiwania na Dzień Pięćdziesiątnicy (data spłodzenia
Kościoła), miał zasadniczo na celu umożliwienie im przebywania
z Panem, obserwowania Jego dzieł, usłyszenia Jego przesłania,
by w ten sposób mogli w słusznym czasie jako naoczni
świadkowie oznajmiać nam i wszystkiemu ludowi Bożemu cudowne
dzieła Boże i cudowne słowa żywota objawione przez Jezusa
(Łuk. 24:44 48; Dzieje Ap. 10:39 42).
Apostolska
misja
Nie
ma nigdzie najmniejszej wzmianki do apostołów albo o nich, by
mieli być panami nad dziedzictwem Bożym; by mieli uważać się za
wyższych w stosunku do pozostałych wierzących, by istnieli
poza działaniem prawa Bożego czy mieli szczególne łaski albo
zabezpieczenie swego wiecznego dziedzictwa. Mieli oni stale pamiętać,
że „wyście wszyscy braćmi” i że „jeden jest Mistrz
wasz, Chrystus”. Zawsze mieli oni pamiętać o konieczności
uczynienia swego powołania i wyboru pewnym, oraz że jeśli nie
będą posłuszni prawu miłości, pokorni jak małe dzieci, w żaden
sposób nie „wejdą do Królestwa”. Nie dano im żadnych
oficjalnych tytułów ani wskazówek co do ubioru czy zachowania,
jedynie tyle, że mają we wszystkich rzeczach być wzorem <str.
212> dla stadka, by inni, widząc ich dobre uczynki, wychwalali
Ojca; by inni, postępując ich śladami, szli także śladem
przywódcy i by ostatecznie osiągnęli tę samą chwałę,
cześć i nieśmiertelność – stali się uczestnikami tej
samej boskiej natury, członkami tego samego Nowego Stworzenia.
Dano
im zlecenie służby – mieli służyć jedni drugim, służyć Panu
i kłaść swe życie za braci. Służba ta miała być
wykonywana w szczególnym połączeniu z rozgłaszaniem
Ewangelii. Byli oni uczestnikami pierwotnego pomazania, które
wcześniej spłynęło na Mistrza, tego samego pomazania, które
dotyczy całego Nowego Stworzenia, całego Królewskiego Kapłaństwa
i które jest opisane przez proroka słowami: „Duch Panującego
Pana jest nade mną, przeto mię pomazał Pan, abym opowiadał
Ewangelię cichym, (...) abym związał rany tych, którzy są
skruszonego serca” – Izaj. 61:1 2; Łuk. 4:17 21; Mat.
10:5 8; Mar. 3:14 15; Łuk. 10:1 17.
Mimo
że to pomazanie nie zostało im udzielone bezpośrednio aż do Dnia
Pięćdziesiątnicy, to jednak odczuli oni poprzednio jego przedsmak
poprzez to, że Pan udzielił im częściowej mocy ducha świętego,
gdy ich rozesłał, by głosili. Ale nawet i w tym wypadku
usunięta została możliwość chlubienia się, gdy Pan posłał
siedemdziesięciu innych w podobnym celu i z podobną
mocą czynienia cudów w Jego imieniu. Prawdziwe dzieło
apostołów nie zaczęło się w należytym tego słowa
znaczeniu, dopóki nie otrzymali ducha świętego w Dniu
Pięćdziesiątnicy. Wtedy to dane im były specjalne znaki mocy
Bożej: nie jedynie duch święty i dary ducha, lecz również
i przede wszystkim moc udzielania tych darów innym. Od tego
czasu ta właśnie moc odróżniała ich od wszystkich innych
członków ówczesnego Kościoła. Inni wierzący policzeni byli jako
członkowie pomazanego Ciała Chrystusowego, uczynieni uczestnikami
Jego ducha i spłodzeni z owego ducha do nowości żywota,
lecz nikt oprócz apostołów nie mógł posiadać tych darów, chyba
że zostały udzielone przez nich samych. Musimy jednak pamiętać,
że te dary <str. 213> czynienia cudów, mówienia językami,
tłumaczenia języków itp. w żadnym sensie nie utrudniały ani
nie zastępowały owoców ducha, które każda wierna osoba miała
rozwijać poprzez posłuszeństwo pouczeniom Bożym w miarę
wzrastania w łasce, poznaniu i miłości. Przekazywanie
takich darów – choć po ich otrzymaniu ktoś mógł w dalszym
ciągu być miedzią brzęczącą, cymbałem brzmiącym – było
mimo to znakiem apostołów jako specjalnych sług i przedstawicieli
Pańskich w dziele budowania podstaw Kościoła (1 Kor.
12:7 10, 13:1 3).
Wybierając
tychże apostołów i pouczając ich, nasz Pan miał na
względzie błogosławienie i uczenie wszystkich swych
naśladowców do końca wieku. Widać to wyraźnie w Jego
modlitwie przy końcu Jego misji, w której odnosząc się do
uczniów, rzekł: „Objawiłem imię twoje ludziom [apostołom],
któreś mi dał ze świata; twoić byli i dałeś mi je,
i zachowali słowa twoje. A teraz poznali, iż wszystko,
coś mi dał, od ciebie jest. Albowiem słowa [nauki], któreś mi
dał, dałem im. (...) Jać za nimi proszę, a nie za światem
proszę, ale za tymi, któreś mi dał, bo twoi są. (...) Nie tylko
za tymi [apostołami] proszę, lecz i za onymi, którzy przez
słowo ich uwierzą we mnie [cały Kościół Wieku Ewangelii], aby
wszyscy byli jedno [w zamierzeniu, miłości], jako ty, Ojcze!
we mnie, a ja w tobie; aby i oni w nas jedno byli
[a potem, ukazując ostateczny cel tego wybrania, tak apostołów,
jak i całego Nowego Stworzenia, dodał On], aby świat
[umiłowany przez Boga jeszcze w stanie grzechu i odkupiony
przez drogocenną krew] uwierzył, żeś ty mię posłał” – aby
go odkupić i odrodzić (Jan 17:6 9,20,21).
Choć
apostołowie byli ludźmi nieuczonymi, to najwyraźniej cechowali się
mocnym charakterem, a pod kierunkiem nauk Pana ich brak
świeckiej mądrości i wykształcenia został w wystarczającym
stopniu zrównoważony „duchem zdrowego zmysłu”. Nie dziwi więc
fakt, że mężowie ci byli jednoznacznie uznawani <str. 214>
przez pierwotny Kościół za przewodników na drodze Pańskiej, za
specjalnie naznaczonych nauczycieli – „filary Kościoła” –
którzy autorytetem ustępowali tylko samemu Panu. Na różne sposoby
przygotowywał ich On do zajęcia tego stanowiska.
Ciągle
z Nim przebywali i dzięki temu mogli być świadkami
wszystkich elementów Jego usługi – nauczania, cudów, modlitw,
współczucia, świętości, ofiarności aż do śmierci, wreszcie
byli też świadkami Jego zmartwychwstania. Tych świadectw
potrzebował nie tylko Kościół pierwotny, lecz i wszyscy ci,
którzy zostali powołani przez Pana i przyjęli Jego powołanie
do Nowego Stworzenia, którzy szukają schronienia i pokładają
ufność w chwalebnych nadziejach ogniskujących się w Jego
charakterze, w Jego ofiarniczej śmierci, w Jego wielkim
wywyższeniu oraz w planie Bożym, jaki ma On wypełnić.
Potrzebują oni takiego osobistego świadectwa względem tych
wszystkich spraw, aby otrzymać wzmocnienie wiary i pociechy.
Siedemdziesięciu
innych uczniów zostało posłanych w późniejszym czasie przez
Pana, aby ogłaszać Jego obecność oraz czas żniwa Wieku
Żydowskiego, lecz ich misja różniła się pod wieloma względami
od misji dwunastu. Nasz Pan starał się we wszelki sposób wyróżnić
apostołów, abyśmy my oraz cały Kościół mogli mieć do nich jak
najpełniejsze zaufanie. To tylko oni uczestniczyli w Ostatniej
Wieczerzy i w ustanowieniu Pamiątki Jego śmierci. Tylko
oni byli z Nim w ogrodzie Getsemane. To tylko im Pan
objawił się w szczególny sposób po zmartwychwstaniu i tylko
oni zostali wykorzystani jako rzecznicy ducha świętego w Dniu
Pięćdziesiątnicy. Jedenastu z nich było „mężami
galilejskimi”, jak zauważył ktoś, kto ich słyszał: „Izali
oto ci wszyscy, którzy mówią, nie są Galilejczycy?” Dzieje Ap.
2:7; Łuk. 24:48 51; Mat. 28:16 19
Chociaż,
co potwierdza zapis biblijny, Pan ukazał się po zmartwychwstaniu
przed pięciuset braćmi, jednak apostołowie zostali potraktowani
w szczególny sposób, jako że mieli się stać wyjątkowymi
„świadkami wszystkiego tego, co czynił w krainie judzkiej
i w Jeruzalemie, którego zabili, zawiesiwszy na drzewie.
Tego Bóg wzbudził <str. 215> dnia trzeciego (...) i rozkazał
nam, abyśmy kazali ludowi” – Dzieje Ap. 10:39 45, 13:31;
1 Kor. 15:3 8.
Apostoł
Paweł, choć nie był bezpośrednim świadkiem w takim stopniu
jak jedenastu, został jednak uczyniony świadkiem zmartwychwstania
Pańskiego przez to, że dane mu było oglądać przebłysk
późniejszej chwalebnej Jego obecności, co sam stwierdza: „A na
ostatek po wszystkich ukazał się i mnie, jako poronionemu
płodowi [narodzonemu przed czasem]” – 1 Kor. 15:8 9.
Apostoł Paweł nie miał właściwie prawa oglądać Pana w chwale
wcześniej niż ostatek Kościoła w Jego wtórym przyjściu,
kiedy to wszyscy Jego wierni mieli być przemienieni i uczynieni
takimi jak On, aby mogli Go widzieć takim, jaki jest. Jednak aby
mógł się on stać prawdziwym świadkiem, dany był mu ten
przebłysk oraz inne widzenia i objawienia w ilości
większej niż wszystkim innym. Może właśnie w ten sposób
doświadczył on rekompensaty za wcześniejszy brak osobistego
kontaktu z Mistrzem. Te szczególne doświadczenia nie były
jedynie korzyścią dla niego samego, ale głównie, jak
przypuszczamy, dla całego Kościoła. Z pewnością stwierdzić
można, że te specyficzne doświadczenia, widzenia, objawienia itp.,
dane Apostołowi, który zajął miejsce Judasza, stały się
bardziej pomocne niż nauki jakiegokolwiek innego apostoła.
Doświadczenia
te pozwoliły mu nie tylko poznać i docenić „głębokie
rzeczy Boże”, a nawet niektóre rzeczy, o których
człowiekowi nie godzi się mówić (2 Kor. 12:4), ale światło,
jakim oświeciły umysł Apostoła, odbiło się poprzez jego pisma
na Kościele od jego czasów aż po dziś dzień.
To
właśnie dzięki temu, że apostoł Paweł otrzymał te widzenia
i objawienia, mógł on ocenić sytuację, zrozumieć, na czym
polega nowa dyspensacja i tak jasno pojąć długość,
szerokość, wysokość i głębokość Bożego charakteru
i planu. I to dlatego, że sam doceniał on te rzeczy, mógł
je wypowiedzieć w swoich naukach i listach w taki
sposób, by przez cały wiek były błogosławieństwem dla
domowników wiary. Nawet i dziś Kościół lepiej poradziłby
sobie z utratą świadectw niektórych czy nawet wszystkich
innych apostołów <str. 216> niż z utratą świadectwa
tego jednego Apostoła. Niemniej jednak cieszymy się z pełnego
świadectwa i doceniając jego całokształt, radujemy się też
szlachetnymi charakterami wszystkich dwunastu apostołów. Zauważmy,
jakie świadectwa wskazują na jego apostolstwo: po pierwsze, mamy
słowa Pana: „Albowiem mi ten jest naczyniem wybranym, aby nosił
imię moje przed poganami i królami, i przed synami
izraelskimi” – Dzieje Ap. 9:15. Własne oświadczenie Apostoła
brzmi następująco: „A oznajmiam wam, bracia! iż Ewangelia,
która jest opowiadana ode mnie, nie jest według człowieka.
Albowiem ja anim jej wziął, anim się jej nauczył od człowieka,
ale przez objawienie Jezusa Chrystusa” – Gal. 1:11 12.
Ponownie oświadcza on, że „ten, który był skuteczny przez
Piotra w apostolstwie między obrzezanymi [Żydami], skuteczny
był i we mnie między poganami” – Gal. 2:8. Jego gorliwość
względem Pana i braci oraz gotowość do położenia za nich
życia – poprzez poświęcanie czasu i energii dla ich
błogosławieństwa – świadczą o jego prawie do bycia
apostołem na równi z innymi. A kiedy jego apostolskie
stanowisko w Kościele zostało podane w wątpliwość, on
szczerze się na to powołał oraz na Pańskie błogosławieństwo
widoczne w jego objawieniach, służbie itd., jako na dowody, że
nie jest „w niczym podlejszy” od innych. 1 Kor. 9:1;
2 Kor. 11:5,23, 12:1 7,12; Gal. 2:8, 3:5
Zamiarem
Pańskim nie była praca apostołów wyłącznie pośród Żydów –
zapis biblijny wskazuje na coś całkiem przeciwnego. Pouczył On
jedenastu, że Jego dzieło i przesłanie są przeznaczone
docelowo dla wszystkich ludzi; mieli oni jednak pozostać
w Jerozolimie aż do otrzymania mocy i tam rozpocząć
świadczenie. Oto co Pan do nich powiedział: „Ale przyjmiecie moc
Ducha Świętego, który przyjdzie na was; i będziecie mi
świadkami i w Jeruzalemie, i we wszystkiej judzkiej
ziemi, i w Samarii, aż do ostatniego kraju ziemi” –
Dzieje Ap. 1:8. To świadczenie nie trwało jedynie za życia
apostołów, ale trwa w dalszym ciągu. W dalszym ciągu
głoszą nam oni słowo, dalej pouczają wiernych, dalej zachęcają,
dalej napominają, dalej karcą. Ich śmierć nie zakończyła ich
służby. Ciągle jeszcze mówią, świadczą, wciąż są
rzecznikami Pana wobec Jego wiernych. <str. 217>
Natchnienie
apostołów
Powinniśmy
mieć zaufanie do apostołów jak do wiernych świadków lub
kronikarzy. Ich świadectwa nacechowane są uczciwością, widać
bowiem, że nie starali się szukać bogactwa lub chwały u ludzi,
ale ofiarowali oni swe ziemskie korzyści w gorliwości dla
wzbudzonego i uwielbionego Mistrza. I już tylko z tego
powodu ich świadectwo byłoby nieocenione. Dodatkowo jednak widzimy,
iż Pismo Święte uczy, że Pan posłużył się nimi jako
natchnionymi przedstawicielami, których pouczył szczególnie
w sprawach świadectwa, nauk i zwyczajów, jakie mieli
ustanowić w Kościele. Wydali oni świadectwo nie tylko o tym,
co słyszeli i widzieli, lecz także o nauce, jaką
otrzymali przez ducha świętego; byli więc wiernymi szafarzami.
„Tak niechaj o nas człowiek rozumie, jako (...) o szafarzach
tajemnic Bożych” – powiedział Paweł (1 Kor. 4:1). Tę
samą myśl wyraził nasz Pan, kiedy powiedział w odniesieniu
do dwunastu: „Uczynię was rybakami ludzi” oraz „paś owce
moje”, „paś baranki moje”. Apostoł mówi też, że tajemnica
(głębokie prawdy Ewangelii dotyczące „wysokiego powołania”
Nowego Stworzenia – Chrystusa) ukryta w innych wiekach, jest
teraz objawiona świętym apostołom i prorokom przez ducha.
Celem tego objawienia – jak wyjaśnia Apostoł – jest
„objaśnienie wszystkim, jaka by była społeczność onej
tajemnicy [tzn. na jakich warunkach można otrzymać uczestnictwo
w tym Nowym Stworzeniu] zakrytej od wieków w Bogu” –
Efezj. 3:3 11. Opisując natomiast budowanie Kościoła na
fundamencie apostołów i proroków, którego gruntownym
kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus, Apostoł oświadcza:
„Dlatego [dla sprawy budowania Kościoła, świątyni Bożej] ja
Paweł jestem więźniem Chrystusa Jezusa za was pogan” – Efezj.
2:20,22, 3:1.
Obiecane
było, że Pocieszyciel „nauczy was wszystkiego i przypomni
wam wszystko, cokolwiek wam powiedziałem” i „przyszłe
rzeczy wam opowie” – Jan 14:26, 16:13. Do pewnego stopnia stosuje
się to niewątpliwie do całego Kościoła, ale przede wszystkim
<str. 218> dotyczyło to apostołów. I rzeczywiście
ciągle oddziałuje to na pozostałą część Kościoła przez
apostołów – ich słowa są w dalszym ciągu kanałami,
poprzez które duch święty uczy nas zarówno o rzeczach
nowych, jak i starych. Zgodnie z powyższą obietnicą
można rozumieć, że natchnienie apostolskie miało trojaki
charakter: (1) Odświeżenie pamięci umożliwiające im
przypomnienie sobie i odtworzenie bezpośrednich nauk Pana. (2)
Doprowadzenie do zrozumienia prawd dotyczących Boskiego planu
wieków. (3) Szczególne objawienia na temat rzeczy przyszłych, tj.
tych, o których Pan oznajmił: „Mamci wam jeszcze wiele
mówić, ale teraz znieść nie możecie” – Jan 16:12.
Nie
powinniśmy sądzić, że to odświeżenie pamięci apostołów
znaczyło, iż podyktowano im słowo w słowo to, co rzekł Pan,
tak pod względem frazeologii, jak też kolejności Jego słów.
Apostolskie zapisy nie zawierają dowodów, że słowa te były im
w ten sposób dyktowane. Jednak obietnica Pańska jest sama
w sobie gwarancją poprawności ich wypowiedzi. W każdej
z czterech Ewangelii znajdujemy historię wczesnego życia oraz
misji Pana; wyraźnie jednak widać indywidualność autorów. Każdy
z nich na swój sposób zapisuje te rzeczy, które wydają mu
się najważniejsze. A dzięki nadzorowi Pańskiemu te różne
zapisy przedstawiają wspólnie historię na tyle kompletną, na ile
jest to konieczne dla ugruntowania wiary Kościoła co do tożsamości
Jezusa jako Mesjasza zapowiadanego przez proroków, co do
wypełnionych proroctw, które o Nim mówią, oraz faktów
z Jego życia i nauczania. Gdyby było to natchnienie
słowne (dyktando słowo w słowo), to nie byłoby potrzeby, aby
kilka osób opowiadało tę samą historię. Warto jednak zauważyć,
że choć każdy pisarz posługiwał się wolnością wyrażania się
na swój własny sposób i wybrał te wydarzenia, które z jego
punktu widzenia były najważniejsze i najbardziej godne zapisu,
to Pan przez swego świętego ducha tak nadzorował tą sprawą, że
nic ważnego nie zostało pominięte – wszystko, co konieczne,
zostało wiernie zapisane – „aby człowiek Boży był doskonały,
ku wszelkiej sprawie dobrej dostatecznie wyćwiczony”. Ciekawe jest
to, że zapis apostoła Jana uzupełnia pozostałe trzy – Mateusza,
<str. 219> Marka i Łukasza – i że głównie
opisuje on ważne sytuacje i wydarzenia pominięte przez innych.
Postanowienie
Pańskie, że za pomocą ducha świętego wprowadzi On apostołów,
a przez nich Nowe Stworzenie „we wszelką prawdę”,
sugeruje, że to wprowadzenie miało być ogólnym, a nie
indywidualnym czy osobistym wprowadzeniem we wszelką prawdę,
a widać to na podstawie zapisów Pisma Świętego. Chociaż
apostołowie, z wyjątkiem Pawła, byli ludźmi prostymi
i nieuczonymi, to jednak ich biblijne traktaty mają szczególną
wartość. Udało się im „zawstydzić mądrych” teologów,
począwszy od im współczesnych aż po dzień dzisiejszy.
Najbardziej elokwentny wyraz błędu nie może się ostać wobec ich
logicznego wywodu w oparciu o Zakon i Proroków oraz
nauki Pana. Żydowscy doktorzy Prawa dostrzegli to i, jak
czytamy – „poznali ich też, że byli z Jezusem”, tzn., że
znali Jego nauki i kierowali się Jego duchem (Dzieje Ap.
4:5,6,13).
Listy
apostolskie składają się z takich logicznych argumentacji,
opartych na natchnionych pismach Starego Testamentu i na słowach
Pana; i wszyscy, którzy w ciągu Wieku Ewangelii posiadają
tego samego ducha dzięki podążaniu za sposobem rozumowania, jaki
Pan przekazał przez swoich rzeczników, są prowadzeni do tych
samych prawdziwych wniosków; tak więc nasza wiara nie jest zasługą
mądrości ludzkiej, ale opiera się na mocy Bożej (1 Kor.
2:4 5). Niemniej jednak ani w tych naukach, ani w ich
historycznych opisach nie znajdujemy śladów dyktowania słów ani
oznak tego, że byli oni jedynie skrybami Pana, mechanicznie
mówiącymi i zapisującymi, jak to czynili dawniejsi prorocy
(2 Piotra 1:21). Jasne spojrzenie apostołów było raczej
skutkiem oświecenia ich umysłów, które umożliwiło im
dostrzeżenie i zrozumienie Boskich zamiarów, a przez to
jasne ich przedstawienie. Podobnie rzecz się ma z ludem Bożym
od czasów apostołów, który postępując za nimi, może teraz
wzrastać w łasce, znajomości i miłości oraz może
„pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość <str.
220> i długość, i wysokość, i głębokość
i (...) poznać miłość Chrystusową, która przewyższa
wszelkie [ludzkie] poznanie” – Efezj. 3:18 19 (NB).
Jednakowoż
w pełni uzasadnione jest przekonanie, że ich nauki oraz opisy
historyczne były pisane pod kierownictwem Pańskim, tak by można
było uniknąć słów niepoprawnych i aby Prawda została
ukazana w takim kształcie, by mogła stanowić „pokarm na
czas słuszny” dla domowników wiary, od ich czasów aż do dnia
dzisiejszego. Boski nadzór nad apostołami był zapowiedziany
wcześniej wzmianką naszego Pana: „Cokolwiek byście związali na
ziemi, będzie związane i na niebie; a co byście
rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i na niebie” –
Mat. 18:18. Rozumiemy, że znaczenie tych słów nie jest takie, iż
Pan miałby zrezygnować ze swoich postanowień i być posłuszny
rozkazom apostołów, ale że to oni będą pod taką opieką i pod
kierownictwem ducha świętego, że ich decyzje w Kościele,
dotyczące tego, co powinno być uważane za obowiązkowe, a co
za pozostawione własnemu uznaniu, będą poprawne. Znaczy to też,
że cały Kościół może uznać te sprawy za ostatecznie ustalone
i uzgodnione, ponieważ osiągnięte wnioski opierają się na
postanowieniach Pana oraz apostołów.
„Na
tej opoce zbuduję kościół mój”
W pełni
zgodne z powyższymi wnioskami było więc to, że kiedy apostoł
Piotr dał świadectwo, iż nasz Pan jest Mesjaszem, „odpowiadając
Jezus rzekł mu: Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jonaszowy! bo
tego ciało i krew nie objawiły tobie, ale Ojciec mój, który
jest w niebiesiech. A ja ci też powiadam, żeś ty jest
Piotr [petros – kamień, skała]; a na tej opoce [petra – na
masywnej skale, czyli na wielkiej fundamentalnej opoce prawdy, którą
wyraziłeś] zbuduję kościół mój”. Sam Pan jest budowniczym
i On sam jest nazwany fundamentem: „Albowiem fundamentu innego
nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony,
a którym jest Jezus Chrystus” – 1 Kor. 3:11 (NB). On
jest ową wspaniałą opoką, a wyznanie Piotra było
fundamentalnym świadectwem – oznajmieniem podstawowych zasad
leżących u podłoża Boskiego planu. <str. 221> Apostoł
Piotr właśnie tak zrozumiał tę sprawę i tak wyraził swe
zrozumienie (1 Piotra 2:5 6). Oznajmił on, że wszyscy
prawdziwie poświęceni wierzący to „żywe kamienie”, które
zbliżają się do wielkiej opoki Boskiego planu, Jezusa Chrystusa,
aby się budować w święty Kościół Boży poprzez związek
z Nim, z fundamentem. Dlatego Piotr rezygnuje
z jakichkolwiek roszczeń odnośnie bycia kamieniem fundamentu
i zalicza się do tej samej grupy co inne „żywe kamienie”
(gr. lithos) Kościoła – chociaż petros, czyli skała, oznacza
większy kamień niż lithos, bowiem wszyscy apostołowie jako
kamienie „fundamentu” będą mieli większe znaczenie od swoich
braci (Obj. 21:14).
Klucze
upoważnienia
W tej
samej wypowiedzi Pan rzekł do Piotra: „I tobie dam klucze
królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie
związane i w niebiesiech...”. W ten sposób
upoważnienie dane całej grupie apostołów było przekazane
konkretnie Piotrowi, wraz z dodatkowym przywilejem czy honorem
posiadania kluczy – czyli mocy, autorytetu otwierającego.
Pamiętamy, jak apostoł Piotr użył kluczy Królestwa i dokonał
dzieła otwarcia nowej dyspensacji, najpierw dla Żydów w Dzień
Pięćdziesiątnicy, a później dla pogan w domu
Korneliusza. Czytamy, że w Dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy
wylany był duch święty, „Piotr stanąwszy z jedenastoma,
podniósł głos swój” – z własnej inicjatywy; on
otworzył, a inni poszli jego śladem i zaproszenie
Ewangelii zostało w ten sposób szeroko otwarte dla Żydów.
W przypadku Korneliusza Pan posłał do Piotra posłańców,
a przez specjalną wizję pouczył go, by skorzystał z ich
zaproszenia. W taki sposób użył go, aby otworzyć te drzwi
łaski, wolności i przywileju dla pogan – aby oni także
mogli mieć udział w przywileju „wysokiego powołania”
Nowego Stworzenia. Te wydarzenia stoją w zupełnej zgodzie
z tym, co już zauważyliśmy odnośnie Pańskich zamiarów co
do wyboru dwunastu apostołów. A im wyraźniej dzieci Boże
zrozumieją fakt, że owych dwunastu stanowi szczególne
przedstawicielstwo nowej dyspensacji i że ich <str. 222>
słowa stanowią specjalny środek przekazu prawdy względem Nowego
Stworzenia, tym bardziej będą one gotowe uznać ich słowa i tym
mniej będą pragnąć przyjmować nauki innych, które są niezgodne
z ich świadectwem. „Jeśli nie chcą, niechże mówią według
słowa tego, w którym nie masz żadnej zorzy” – Izaj. 8:20.
Ostatnia
część obietnicy Pańskiej brzmi: „On [święty duch Ojca]
przyszłe rzeczy wam pokaże”. Słowa te sugerują szczególne
natchnienie, jakie mieli otrzymać apostołowie, a pośrednio
wskazują na błogosławienie i oświecanie ludu Pańskiego aż
do samego końca obecnego wieku poprzez nauczanie go. W ten
sposób stali się oni nie tylko świętymi apostołami, ale także
prorokami przepowiadającymi Kościołowi przyszłe wydarzenia.
Niekoniecznie musiało być tak, że wszyscy apostołowie zostali
wykorzystani w takim samym stopniu do wszelkich sposobności tej
posługi. Fakty wskazują, że niektórzy z nich zostali
bardziej uprzywilejowani nie tylko możliwością usług
apostolskich, ale jednocześnie widzeniem „przyszłych rzeczy”.
Apostoł Paweł ukazuje różne przyszłe rzeczy: wielkie odstępstwo
w Kościele, objawienie „człowieka grzechu”, tajemnicę
dotyczącą wtórego przyjścia Pana, że nie wszyscy zaśniemy, ale
wszyscy musimy być przemienieni; tajemnicę ukrytą w przeszłych
wiekach i dyspensacjach, że Kościół, składający się
również z pogan, ma współdziedziczyć obietnicę daną
Abrahamowi, że jego nasienie będzie błogosławić wszystkie narody
ziemi itd., itp. Apostoł wskazuje, że przy końcu wieku nastaną
złe czasy w Kościele, że ludzie będą bardziej miłować
rozkosze niż Boga, przybierając tylko pozór pobożności, ale
zaprzeczając płynącej z niej mocy, że niewierni, „wilki
okrutne” (zwolennicy niszczącej wyższej krytyki), nie oszczędzą
stadka Pańskiego. Istotnie, wszystkie pisma apostoła Pawła są
jasno oświecone widzeniami i objawieniami, które otrzymał on
jako widzący to, co w jego czasach należało jeszcze do
przyszłości i nie mogło być w pełni wyjaśnione, lecz
co zostały ukazane świętym poprzez obrazy i proroctwa Starego
Testamentu, zrozumiałe obecnie w świetle słów <str. 223>
apostolskich, ponieważ nadszedł „czas słuszny” na ich
zrozumienie.
Apostoł
Piotr proroczo wskazuje na nadejście fałszywych nauczycieli
w Kościele, którzy poufnie i po cichu wprowadzą godne
potępienia herezje, zaprzeczające nawet, że Pan ich nabył.
Patrząc na nasze czasy prorokuje on następująco: „Przyjdą
w ostateczne dni naśmiewcy (...) mówiący: Gdzież jest
obietnica obecności jego [Chrystusa]? Bo jako ojcowie zasnęli,
wszystko tak trwa od początku stworzenia”. On także proroczo
oznajmił, że „on dzień Pański przyjdzie jako złodziej w nocy”.
Apostoł
Jakub też prorokuje o końcu obecnego wieku, mówiąc: „Nuż
teraz, bogacze! płaczcie, narzekając nad nędzami waszymi, które
przyjdą, (...) zgromadziliście skarb na ostatnie dni”.
Apostoł
Jan był jednak najznaczniejszym wieszczem, prorokiem spośród
wszystkich apostołów. Jego widzenia składające się na Księgę
Objawienia opisują w najszczególniejszy sposób rzeczy
przyszłe.
Apostolska
nieomylność
Na
podstawie powyższych spostrzeżeń mamy zupełne podstawy, by
wierzyć, że apostołowie byli tak prowadzeni przez Pana poprzez
Jego świętego ducha, iż wszystkie ich publiczne wypowiedzi
pochodziły z Bożego natchnienia dla napomnienia Kościoła
i są nie mniej nieomylne niż wypowiedzi proroków
poprzedzającej dyspensacji. Jednak mimo iż jesteśmy w ten
sposób upewnieni co do wiarygodności ich świadectwa i tego,
że wszystkie ich wypowiedzi skierowane do Kościoła znalazły Bożą
aprobatę, dobrze będzie uważnie zbadać pięć szczególnych
sytuacji wspomnianych w Nowym Testamencie, które powszechnie
uważa się za przeciwne poglądowi o nieomylności ich nauk.
Przeanalizujemy je pojedynczo.
(1)
Piotrowe zaparcie się naszego Pana tuż przed Jego ukrzyżowaniem.
Nie podlega dyskusji fakt, że Piotr popełnił tutaj poważny błąd,
za który później szczerze pokutował. Lecz nie powinniśmy
zapominać, że to przewinienie, choć popełnione po jego wyborze na
apostoła, miało miejsce przed <str. 224> jego namaszczeniem
duchem świętym w Dniu Pięćdziesiątnicy i przed
otrzymaniem apostolskiego daru w całym tego słowa znaczeniu.
Co więcej, nieomylność apostołów, jaką postulujemy, dotyczy ich
publicznych nauk i pism, a nie wszystkich wydarzeń
i szczegółów ich życia, które z pewnością były
dotknięte zmazami ich ziemskich naczyń i zepsute skutkami
upadku, z powodu którego ucierpiały wszystkie dzieci Adama.
Słowa Apostoła, że „mamy ten skarb w naczyniu glinianym”,
najwyraźniej stosowały się do niego samego i innych
apostołów, jak również do wszystkich członków Kościoła –
którzy też otrzymali ducha świętego. Nasz udział jako jednostek
w wielkim dziele pojednania naszego Mistrza zakrywa te zmazy
ciała, które są przeciwne naszym pragnieniom jako Nowych Stworzeń.
Apostolski
urząd służby Panu i Kościołowi był całkowicie niezależny
od słabości cielesnych i został apostołom przekazany nie ze
względu na ich ludzką doskonałość, lecz wtedy, gdy jak sami
przyznają, byli oni „ludźmi, tymże jako i wy biedom
poddanymi” (Dzieje Ap. 14:15). Sam urząd nie zapewniał restytucji
– doskonałości śmiertelnych ciał – lecz jedynie nowy umysł
i ducha świętego, który miał ich prowadzić. Ich myśli
i czyny nie zmieniły się w doskonałe, lecz Opatrzność
tak pokierowała, że publiczne nauki dwunastu są nieomylne, są
Słowem Pańskim. Jest to ten sam rodzaj nieomylności, jaki
przypisuje się papieżom, że kiedy papież przemawia ex cathedra,
czyli oficjalnie, wtedy za sprawą Boskiej opatrzności nie może się
mylić. Nieomylność tę przypisuje się papieżom na takiej
podstawie, że oni też są apostołami, pomijając i ignorując
fakt, że Pismo Święte uczy, iż jest jedynie „dwunastu apostołów
Barankowych”.
(2)
W pewnej sytuacji Piotr postąpił „obłudnie” – można mu
było zarzucić dwulicowość (Gal. 2:11 14). Tego wydarzenia
używa się na dowód, że postępowanie apostołów nie cechowało
się nieomylnością. Zgadzamy się z tym, widząc, że
apostołowie sami to też przyznawali (Dzieje Ap. 14:15); powtarzamy
jednak, że ich ludzkim słabościom nie dane było zepsuć ich
dzieła i użyteczności jako apostołów, bowiem oni „kazali
Ewangelię przez ducha świętego z nieba zesłanego”
(1 Piotra 1:12; Gal. 1:11 12) – nie mądrością ludzką,
<str. 225> ale mądrością z góry (1 Kor. 2:5 16).
Powyższy błąd Piotra Bóg szybko skorygował poprzez apostoła
Pawła, który uprzejmie, ale stanowczo „sprzeciwił się mu
w twarz, bo był godzien nagany”. A że było to przyjęte
w sposób właściwy przez apostoła Piotra i że wyraźnie
przezwyciężył on swą słabość na punkcie faworyzowania Żydów,
widać w pełni na podstawie jego dwóch listów, w których
nie ma ani śladu wątpliwości na ten temat ani jakiegokolwiek braku
wierności w uznaniu Pana.
(3)
Twierdzi się, że apostołowie spodziewali się wtórego przyjścia
Pańskiego bardzo szybko, możliwe, że jeszcze za ich życia, i że
te ich spodziewania były błędem doktrynalnym i udowodniły,
że ich nauczanie nie jest godne zaufania. Na zarzut ten odpowiadamy,
że to Pan oznajmił, iż zostawia apostołów w niepewności co
do czasu swego wtórego przyjścia i ustanowienia Królestwa.
Nakazał im po prostu, by czuwali, aby gdy nastaną te wydarzenia,
nie znajdowali się co do nich w ciemności, w jakiej
będzie cały świat. Ich pytanie na ten temat po Pańskim
zmartwychwstaniu wywołało odpowiedź: „Nie waszą rzeczą jest
znać czasy i chwile, które Ojciec w swojej mocy położył”.
Czy zatem mamy obwiniać apostołów o rzecz, co do której Pan
oświadczył, że miała być przez pewien czas Bożą tajemnicą? Na
pewno nie. Zauważamy jednak, że pod kierownictwem ducha apostołowie
byli bardzo ostrożni co do „rzeczy przyszłych”, gdy wyrażali
się na temat czasu wtórego przyjścia. Nie wygląda też na to,
żeby spodziewali się tych wydarzeń za swego życia; z ich
słów wynika coś wręcz przeciwnego.
Na
przykład, apostoł Piotr wyraźnie mówi, że napisał swe listy po
to, by jego świadectwo było w posiadaniu Kościoła po jego
śmierci – co jest wyraźnym dowodem, iż nie spodziewał się on
doczekać ustanowienia Królestwa (2 Piotra 1:15). Apostoł
Paweł, choć głosił, że „czas jest krótki”, nie twierdził,
że wie jak krótki. Rzeczywiście, z perspektywy tygodnia
składającego się z siedmiu tysiącletnich dni, w którym
siódmy dzień niesie z sobą Królestwo, cztery szóste okresu
oczekiwania <str. 226> już wtedy minęły, a więc
upłynęło już sporo czasu. My w ten sam sposób wyrażamy się
w naszych codziennych sprawach, kiedy w czwartek mówimy,
że tydzień wkrótce się skończy. Paweł mówił też o czasie
swego odejścia, o gotowości położenia życia i o tym,
że wolałby już to uczynić. Wskazuje on też, że dzień Pański
miał przyjść jak złodziej w nocy. Korygował też fałszywe
poglądy na ten temat, mówiąc: „Abyście się nie zaraz dali
zrażać z zmysłu waszego ani sobą trwożyć, lub przez ducha,
lub przez mowę, lub przez list, jakoby od nas pisany, jakoby
nadchodził dzień Chrystusowy. Niech was nikt nie zwodzi żadnym
sposobem, albowiem nie przyjdzie on dzień, ażby pierwej przyszło
odstąpienie i byłby objawiony człowiek on grzechu, on syn
zatracenia. (...) Izali nie pamiętacie, iż jeszcze z wami
będąc, o tymem wam opowiadał? A teraz wiecie, co
przeszkadza, aby był objawiony czasu swego” [2 Tes. 2:2 6].
(4)
Słyszy się też zarzuty, że Paweł, który napisał: „Oto ja
Paweł mówię wam, iż jeśli się obrzezywać będziecie, Chrystus
wam nic nie pomoże” – Gal. 5:2, kazał obrzezać się
Tymoteuszowi (Dzieje Ap. 16:3). Pojawia się pytanie: „Czy nie
znaczy to, że uczył fałszywie, wbrew własnemu świadectwu?”
Odpowiadamy: Nie. Tymoteusz był Żydem, gdyż jego matka była
Żydówką (Dzieje Ap. 16:1), a obrzezanie było narodowym
zwyczajem żydowskim wprowadzonym przed Prawem Mojżeszowym. Zwyczaj
ten był praktykowany nawet i po Chrystusie, który „zniósł
[Przymierze Zakonu] z pośrodku, przybiwszy go do krzyża”.
Obrzezka dana była Abrahamowi i jego nasieniu na czterysta
trzydzieści lat przed nadaniem Prawa Izraelowi jako całemu narodowi
pod górą Synaj. Piotr był postanowiony jako apostoł obrzezanych
(tj. Żydów), a Paweł jako apostoł nieobrzezanych (tzn.
pogan). Gal. 2:7 8
Jego
argument w Gal. 5:2 nie stosuje się do Żydów. Zwraca się on
tutaj do pogan, którzy pragnęli obrzezania lub nawet myśleli o nim
tylko dlatego, że pewni fałszywi nauczyciele powodowali zamieszanie
przekonując ich, że muszą zachowywać Przymierze Zakonu, jak
również przyjąć Chrystusa. W ten sposób doprowadzali ich do
ignorowania Przymierze Łaski. Apostoł <str. 227> udowadnia
tutaj, że ich obrzezanie się (dla takiej przyczyny) stanowiłoby
odrzucenie Przymierza Łaski, a przez to całego dzieła
Chrystusa. Nie widział nic zdrożnego w tym, by Żydzi
kontynuowali swój narodowy zwyczaj obrzezania; widać to w jego
słowach z 1 Kor. 7:18 19 i w tym, jak
postąpił z Tymoteuszem. Nie znaczy to, że obrzezanie było
konieczne dla Tymoteusza albo jakiegokolwiek innego Żyda, ale nie
było ono niewłaściwe, a że miał się on często znajdować
pomiędzy Żydami, byłoby mu ono pomocne w zjednywaniu sobie
ich zaufania. Zauważymy jednak silny sprzeciw ze strony Pawła, gdy
niektórzy, nie rozumiejąc tej sprawy, starali się obrzezać Tytusa
– rodowitego Greka (Gal. 2:3 5).
(5)
Postępowanie Pawła opisane w Dziejach Ap. 21:20 26 jest
oceniane jako sprzeczne z jego własnymi naukami o Prawdzie
i jako dowód na jego omylność, tak pod względem nauki, jak
i praktyki. Twierdzi się, że to właśnie z powodu tego
niewłaściwego czynu Bóg dozwolił, aby Paweł tyle cierpiał jako
więzień, a potem został posłany do Rzymu, lecz taki pogląd
nie opiera się na biblijnych faktach. Opis podaje, że w tym
całym doświadczeniu Paweł cieszył się współczuciem i aprobatą
pozostałych apostołów, a przede wszystkim nieustanną łaską
Pańską. Postąpił w ten sposób na prośbę apostołów.
Zanim udał się do Jerozolimy (Dzieje Ap. 21:10 14), dane mu
było prorocze świadectwo, że czekają go więzy i więzienie.
Będąc wierny przekonaniu o swej powinności odważył się
stawić czoła tym przepowiedzianym przeciwnościom. Czytamy, że
kiedy był on już w trakcie tych ucisków, „stanąwszy przy
nim Pan, rzekł: Bądź dobrego serca, Pawle! albowiem jakoś o mnie
świadczył w Jeruzalemie, tak musisz świadczyć i w Rzymie”.
Później widzimy, że Pan okazuje mu znowu łaskę, gdyż czytamy:
„Stanął przy mnie tej nocy Anioł Boga tego, któregom ja jest
i któremu służę, mówiąc: Nie bój się, Pawle! musisz
stawiony być przed cesarzem, a oto darował ci Bóg wszystkich,
którzy płyną z tobą” – Dzieje Ap. 23:11, 27:23 24.
Wobec
tych faktów należy starać się zrozumieć <str. 228>
postępowanie Pawła w świetle jego konsekwentnie odważnej
i szlachetnej postawy – wielce doceniając jego dzieła
i świadectwo, których Bóg nie tylko nie zganił, ale je
zaaprobował. Przystępując do zbadania fragmentu z Dziejów
Ap. 21:21 27 zauważamy (w. 21), że Paweł nie nauczał,
iż żydowscy nawróceni nie powinni obrzezywać dzieci. Nie odrzucał
też Prawa Mojżeszowego, a raczej uczcił je przez wskazanie na
większą i wspanialszą rzeczywistość, jaką Prawo Mojżeszowe
tak wymownie obrazowało. Będąc zatem dalekim od odrzucenia
Mojżesza, wyraża on szacunek zarówno dla niego, jak i Zakonu,
mówiąc: „Zakon jest święty i przykazanie święte,
i sprawiedliwe, i dobre”, oraz wskazuje, że przez Zakon
pomnożyła się wiedza o okropności grzechu, że Zakon był
tak wielki, iż żaden niedoskonały człowiek nie mógł go wykonać
w pełni i że Chrystus, który go wykonał, zdobył jego
nagrodę, a teraz pod Przymierzem Łaski oferuje wieczne życie
i błogosławieństwa jako dar dla tych, którzy nie są
w stanie wykonać Zakonu, lecz przez wiarę przyjęli jako
przykrycie dla swoich niedoskonałości Jego doskonałe posłuszeństwo
i ofiarę, stając się Jego naśladowcami na drodze
sprawiedliwości.
Niektóre
ceremonie dyspensacji żydowskiej – takie jak posty, uroczystości
nowego miesiąca i dni sabatu, jak też święta – były
obrazami duchowych prawd należących do Wieku Ewangelii. Apostoł
wyraźnie udowadnia, że Ewangelia Przymierza Łaski ani ich nie
nakazuje, ani nie zakazuje. (Wieczerza Pańska i chrzest są
jedynymi przykazanymi ceremoniami o charakterze symbolicznym,
jakie zostały nam nakazane, i są one nowe. Kol. 2:16 17;
Łuk. 22:19; Mat. 28:19
Jeden
z tych żydowskich symbolicznych obrzędów, zwany
„oczyszczeniem”, był zastosowany przez Pawła i czterech
Żydów w rozważanym przez nas przypadku. Jako Żydzi, mieli
oni prawo, jeśliby tak postanowili, nie tylko poświęcić się Bogu
– w Chrystusie, ale także okazać symbol tego oczyszczenia.
I właśnie to uczynili, a mężowie, którzy byli
z Pawłem, złożyli dodatkowo ślub upokorzenia się przed
Panem i ludem okazany w ogoleniu głów. Te symboliczne
ceremonie były związane z pewną opłatą, która
prawdopodobnie stanowiła „ofiarę” pieniężną – taka sama
cena od każdego na wspomożenie wydatków Świątyni. <str. 229>
Apostoł
Paweł nigdy nie uczył, że Żydzi są wolni od Zakonu, lecz wręcz
przeciwnie, że Zakon ma nad każdym z nich władzę tak długo,
jak żyją. Wyjaśnia on jednak, że jeśli jakiś Żyd przyjąłby
Chrystusa i stał się „z nim umarłym”, to dzięki
temu dług takiego Żyda względem Przymierza Zakonu jest zaspokojony
i staje się on wolny w Chrystusie (Rzym. 7:1 4). Ale
nawróconych pogan uczył, że nie byli oni nigdy pod żydowskim
Przymierzem Zakonu i że praktykowanie przez nich żydowskich
ceremonii i rytuałów oznaczałoby, iż poprzez te symbole
spodziewają się osiągnąć zbawienie oraz że nie w pełni
polegają na zasłudze ofiary Chrystusa. Z tym zgadzali się
wszyscy apostołowie. Zob. Dzieje Ap. 21:25, 15:20,23 29.
Wnioskujemy
więc, że Bóg użył owych dwunastu apostołów w bardzo
wspaniały sposób, uczyniwszy z nich zdolnych sług swej
Prawdy, prowadząc ich w sposób nadprzyrodzony w zagadnieniach,
o których pisali – tak że nic, co pożyteczne człowiekowi
Bożemu, nie zostało ominięte – a w słowach ich
oryginalnych pism okazał On opiekę i mądrość ponad
zrozumienie samych apostołów. Niech Bóg będzie uwielbiony za ten
pewny grunt dla naszej wiary!
Apostołowie
nie mieli panować nad dziedzictwem Bożym
Czy
apostołowie mają być uznawani w jakimkolwiek sensie za panów
w Kościele? Innymi słowy, gdy Pan i Głowa Kościoła
odszedł, czy któryś z nich przejął miejsce Głowy? Czy może
wspólnie stanowili oni łączną głowę, na Jego miejscu, mającą
na celu przejąć kierowniczy ster? A może byli wspólnie, lub
oddzielnie, tym, co twierdzą o sobie rzymscy papieże, mieniący
się następcami apostołów – namiestnikami, zastępcami Chrystusa
dla Kościoła, który jest Jego Ciałem?
Przeciwne
takim hipotezom jest jasne stwierdzenie Pawła (Efezj. 4:4 5):
„Jedno jest ciało” i „jeden Pan”; i dlatego
pomiędzy różnymi członkami tego Ciała, niezależnie od względnej
ważności niektórych, uznawany ma być tylko jeden Pan i Głowa.
Uczył o tym jasno i nasz Pan, kiedy zwracając się do
ludu i swych uczniów, rzekł: „Nauczeni w Piśmie
i faryzeusze (...) miłują (...), aby je nazywali ludzie: <str.
230> Mistrzu, mistrzu! Ale wy nie nazywajcie się mistrzami;
albowiem jeden jest mistrz wasz, ale wy jesteście wszyscy braćmi”
– Mat. 23:1 2,6 8. I ponownie, zwracając się do
apostołów, Jezus powiedział: „Wiecie, iż ci, którym się zda,
że władzę mają nad narodami, panują nad nimi, a którzy
z nich wielcy są, moc przewodzą nad nimi. Lecz nie tak będzie
między wami, ale ktobykolwiek chciał być wielkim między wami,
będzie sługą waszym, a ktobykolwiek z was chciał być
pierwszym, będzie sługą wszystkich. Bo i Syn człowieczy nie
przyszedł, aby mu służono, ale aby służył, i aby dał
duszę swą na okup za wielu” – Mar. 10:42 45.
Nie
mamy też dowodów, że pierwotny Kościół uważał kiedykolwiek
apostołów za panów Kościoła ani że apostołowie kiedykolwiek
przypisali sobie taki autorytet i godność. Ich zachowanie było
bardzo dalekie od papieskiego poglądu o panowaniu i od
poglądów innych znacznych osób zajmujących stanowiska we
wszystkich sektach chrześcijańskich. Piotr, na przykład, nigdy nie
określił siebie mianem „księcia apostołów”, jakim go
określają dziś papiści; Piotr ani inni apostołowie nie dawali
innym takich tytułów ani nie otrzymywali takich hołdów od
ówczesnego Kościoła. Zwracali się do siebie i nazywali się
wzajemnie po imieniu, po prostu jako Piotr, Jan, Paweł albo jako
brat Piotr, brat Jan. Wszyscy w ówczesnym Kościele podobnie
się pozdrawiali – jako bracia i siostry w Chrystusie
(zob. Dzieje Ap. 9:17, 21:20; Rzym. 16:23; 1 Kor. 7:15, 8:11;
2 Kor. 8:18; 2 Tes. 3:6,15; Filem. 7,16). Napisane jest
też, że nawet sam Pan nie wstydził się nazywać ich wszystkich
„braćmi” (Hebr. 2:11), co wskazuje na to, że i Jego
postawa daleka jest od chęci dominacji podczas sprawowania
rzeczywistego i należnego Mu przywództwa i władzy.
Żaden
z tych czołowych sług pierwotnego Kościoła nie chodził
w szatach kapłańskich albo z krzyżem i różańcem
itp., zabiegając o poważanie i hołd u ludzi.
Bowiem, jak nauczył ich Pan, najgłówniejszymi pomiędzy nimi byli
ci, którzy najwięcej służyli. I tak na przykład, kiedy
prześladowanie spowodowało rozproszenie Kościoła i przegnanie
z Jerozolimy, „jedenastu” odważnie pozostało na miejscu
w gotowości na wszystko, co miało przyjść; bowiem w tym
czasie próby członkowie Kościoła w rozproszeniu mogli
uzyskać od tych w Jerozolimie zachętę i <str. 231>
pomoc. Gdyby i oni uciekli, cały Kościół opanowałyby strach
i panika. Widzimy, że Jakub ginie od Herodowego miecza; Piotr
z taką samą perspektywą wrzucony jest do więzienia
i przykuty łańcuchami do dwóch żołnierzy (Dzieje Ap.
12:1 6); Paweł i Sylas zostali w swej służbie
okrutnie ubiczowani, a potem wrzuceni do więzienia, gdzie ich
nogi zakuto w dyby; Paweł znosił „wielki bój utrapienia”
(Dzieje Ap. 16:23 24; 2 Kor. 11:23 33). Czy wyglądali
na panów lub zachowywali się oni jak panowie? Z pewnością –
nie.
Piotr
mówi o tym bardzo wyraźnie, kiedy radzi starszym, by „paśli
trzodę Bożą”. Nie mówi waszą trzodę, wasz lud, wasz kościół,
jak to się dziś słyszy z ust wielu duchownych, ale trzodę
Bożą, nie jako panujący nad dziedzictwem, ale wzorami będąc dla
trzody – wzorami pokory, wierności, gorliwości i pobożności
(1 Piotra 5:1 3). A Paweł mówi: „Mam za to, iż
Bóg nas, ostatnich apostołów, wystawił jakoby na śmierć
skazanych; albowiem staliśmy się dziwowiskiem światu, Aniołom
i ludziom. Myśmy głupi dla Chrystusa (...) bezecni i łakniemy,
i pragniemy, i nadzy jesteśmy, i bywamy policzkowani,
i tułamy się, i pracujemy, robiąc własnymi rękami; gdy
nas hańbią, dobrorzeczemy, gdy nas prześladują, znosimy; gdy nam
złorzeczą, modlimy się za nich: staliśmy się jako śmieci tego
świata i jako omieciny u wszystkich” – 1 Kor.
4:9 13. Z pewnością nie wyglądają oni w tym
wszystkim na „panów”. Sprzeciwiając się poglądowi pewnych
braci, którzy zdawali się pragnąć panowania nad dziedzictwem
Bożym, Paweł mówi ironicznie: „Jużeście nasyceni, jużeście
ubogaceni, bez nas królujecie”; lecz dalej zaleca tę jedynie
słuszną drogę, mianowicie drogę pokory, mówiąc: „Bądźcie
naśladowcami moimi” w tym względzie. I jeszcze: „Tak
niechaj o nas człowiek rozumie jako o sługach
Chrystusowych i o szafarzach tajemnic Bożych” – 1 Kor.
4:8,16,1.
Dalej
też ten sam Apostoł dodaje: „Ale jako nas Bóg sobie upodobał,
żeby nam była zwierzona Ewangelia, tak mówimy, nie jako ludziom
się podobając, ale Bogu, który sobie upodobywa serca nasze.
Albowiem nigdyśmy nie używali mowy pochlebnej, jako wiecie; aniśmy
pod zasłoną czego łakomstwu dogadzali; Bóg jest świadkiem;
aniśmy szukali od ludzi <str. 232> chwały, ani od was, ani od
inszych, mogąc wam być ciężkimi jako apostołowie Chrystusowi,
aleśmy byli skromnymi między wami, jako gdy mamka odchowuje dziatki
swoje” – 1 Tes. 2:4 7. Apostołowie ani nie wydawali
bulli, ani nie rzucali klątw, natomiast znajdujemy wśród ich
pełnych miłości i dobroci wyrażeń takie jak: „Gdy nas
hańbią, dobrorzeczemy”, „Proszę też i cię, towarzyszu
wierny”, „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą”
(1 Kor. 4:13; Filip. 4:3; 1 Tym. 5:1 BT).
Kościół
pierwotny właściwie oceniał pobożność oraz niezrównaną
duchową wiedzę i mądrość apostołów. Uznając ich, zgodnie
z rzeczywistością, za specjalnie wybranych dla siebie przez
Pana ambasadorów, Kościół siedział u ich stóp, ucząc się
– jednak nie bezmyślnie, bezkrytycznym umysłem, lecz
z nastawieniem, by doświadczać duchów i sprawdzać
świadectwa (1 Jana 4:1; 1 Tes. 5:21; Izaj. 8:20).
A apostołowie, ucząc ich, napominali do takiej postawy umysłu,
która domagałaby się uzasadnienia tej nadziei. Zachęcali do tego
i byli gotowi wyjść takiej postawie naprzeciw – nie
z usidlającymi słowami mądrości człowieka (ludzkiej
filozofii czy teorii), ale z oznakami ducha i mocy, aby
wiara Kościoła nie opierała się na mądrości ludzkiej, ale na
mocy Bożej (1 Kor. 2:4 5). Nie kultywowali oni ślepej czy
zabobonnej czci dla samych siebie.
Czytamy,
że Berianie, „zacniejsi nad one, co byli w Tesalonice, (...)
przyjęli słowo Boże ze wszystką ochotą, na każdy dzień
rozsądzając Pisma, [by przekonać się] jeśliby się tak miało”.
Ustawicznym staraniem apostołów było właśnie wykazanie, że
głoszona przez nich Ewangelia jest dokładnie tą samą Ewangelią,
którą w niewyraźnych zarysach wyrażali starożytni prorocy,
„którym objawione jest, iż nie samym sobie, ale nam [Ciału
Chrystusowemu] tym usługiwali, co wam teraz zwiastowano przez tych,
którzy wam kazali Ewangelię [tj. apostołów] przez Ducha Świętego
z nieba zesłanego” (1 Piotra 1:10 12) – dokładnie
tę samą Ewangelię życia i nieśmiertelności, jaką wywiódł
na jaśnię sam Pan, że jej większe zajaśnienie <str. 233>
i wszystkie szczegóły objawione Kościołowi za pośrednictwem
apostołów oraz pod prowadzącym i kierującym wpływem ducha
świętego – tak przez specjalne objawienia, jak i przez
metody bardziej naturalne, a obie były stosowane – stanowiły
wypełnienie Pańskiej obietnicy wobec apostołów, a przez nich
dla całego Kościoła: „Mamci wam jeszcze wiele mówić, ale teraz
znieść nie możecie”.
Właściwym
było więc to, że Berianie badali Pisma, aby się dowiedzieć, czy
świadectwo apostołów zgodne było ze świadectwem Prawa
i Proroków, i aby porównać je z naukami naszego
Pana. Nasz Pan skłaniał się do takiego dowodzenia swego świadectwa
przy pomocy Prawa i Proroków, mówiąc: „Badajcież się
Pism, (...) a one są, które świadectwo wydają o mnie”.
Całe Boskie świadectwo musi być harmonijne, czy to pochodzące
z Prawa, od proroków, od Pana czy od apostołów. Ogólna
harmonia jest dowodem tego, że pisma są natchnione przez Boga.
I dzięki Bogu znajdujemy właśnie taką harmonię, a Pisma
Starego i Nowego Testamentu stanowią „harfę Bożą”,
nazwaną tak przez samego Pana w Obj. 15:2. Zaś przeróżne
świadectwa Prawa i Proroków stanowią poszczególne struny tej
harfy, która gdy jest nastrojona przez ducha świętego
mieszkającego w naszych sercach i dotknięta palcami
oddanych sług i poszukiwaczy Boskiej Prawdy, wydaje z siebie
czarujące dźwięki, jakie nigdy wcześniej nie wpadły w ucho
śmiertelników. Chwała niech będzie Panu za wyborną melodię
błogosławionej „pieśni Mojżesza i Baranka”, której
uczymy się ze świadectwa Jego świętych apostołów i proroków,
z których Pan Jezus jest pierwszym!
Lecz
mimo iż świadectwo Pana i apostołów musi być zgodne ze
świadectwem Prawa i Proroków, to powinniśmy się spodziewać,
że będzie to świadectwo o rzeczach zarówno nowych, jak
i starych; tego właśnie nauczyli nas prorocy (Mat. 13:35;
Psalm 78:2; 5 Mojż. 18:15,18; Dan. 12:9). Widzimy, że tak
jest, bowiem wyjaśniają oni świadectwa dawnych proroków, ukazując
nowe objawienia Prawdy. <str. 234>
Apostołowie,
prorocy, ewangeliści, nauczyciele
Według
powszechnego zrozumienia chrześcijaństwa nasz Pan zabezpieczył
sprawę organizacji Kościoła w stopniu niewystarczającym
w stosunku do celów, jakie zamierzył, i oczekuje, że
jego lud użyje własnej mądrości w tej kwestii. Wielu ludzi
o rozmaitych poglądach popierało mniej lub bardziej ścisłe
zasady organizacyjne i dlatego w dzisiejszym świecie
znaleźć możemy chrześcijan zorganizowanych na różne sposoby,
mniej lub bardziej rygorystyczne, a każdy twierdzi, że jego
denominacja czy też system zarządzania ma najwięcej zalet. Jest to
podejście błędne! Nie jest logiczne przypuszczenie, że Bóg,
przewidziawszy Nowe Stworzenie przed założeniem świata, byłby na
tyle niedbały w swym dziele, że pozostawiłby swoich wiernych
bez jasnego zrozumienia swej woli i odpowiedniego systemu czy
też sposobu zorganizowania, jaki służyłby ich dobru. Tendencją
umysłu ludzkiego jest albo dążenie do anarchii, albo do ścisłej
organizacji i niewoli. Zasady Boskiego porządku, unikając obu
tych krańcowości, wyznaczają Nowemu Stworzeniu organizację
skrajnie prostą, pozbawioną jakichkolwiek elementów niewoli.
Rzeczywiście, Pismo Święte zaleca każdemu chrześcijaninowi:
„Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi
uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” –
Gal. 5:1.
Aby
ukazać ten Boski porządek, musimy ograniczyć się całkowicie do
zapisów Boskich i zupełnie pominąć historię kościelnictwa,
pamiętając, że przepowiedziane „odstępstwo” zaczynało już
działać w czasach apostolskich i że postępowało
raptownie po śmierci apostołów, a jego kulminacyjnym punktem
był system papieski. Biorąc pod uwagę zapis biblijny, możemy do
Nowego Testamentu dołączyć opis obrazowego porządku pod Zakonem,
ale musimy ciągle pamiętać, że obrazy te przedstawiały nie tylko
sprawy obecnego Wieku Ewangelii, ale również porządek
w nadchodzącym Wieku Tysiąclecia. Na przykład, Dzień
Pojednania i związane z nim zadania przedstawiały, jak
już wcześniej <str. 235> zauważyliśmy, obecny Wiek
Ewangelii. W dniu tym najwyższy kapłan nosił nie swe
chwalebne szaty, ale po prostu szaty święte, lniane, co
przedstawiało fakt, że podczas Wieku Ewangelii ani Pan, ani Jego
Kościół nie zajmują z ludzkiego punktu widzenia wyróżnionego
czy chwalebnego miejsca, ale ich stan jest stanem czystości
i sprawiedliwości – wyobrażonym w szatach lnianych,
które w przypadku Kościoła są symbolem sprawiedliwości Jego
Pana i Głowy. Dopiero po Dniu Pojednania najwyższy kapłan
przywdziewał szaty chwalebne, które obrazowały chwałę oraz
godność władzy i mocy Chrystusa w Wieku Tysiąclecia.
Wraz z Panem również Kościół przedstawiony jest
w chwalebnych elementach tego obrazu, bowiem tak jak głowa
najwyższego kapłana przedstawiała naszego Pana i Mistrza, tak
ciało kapłańskie przedstawiało Kościół; zaś chwalebne szaty
reprezentowały godność i cześć całego Królewskiego
Kapłaństwa, kiedy nadejdzie już czas wywyższenia. Hierarchia
papieska, fałszywie twierdząc, że rządy Chrystusa są dokonywane
pod jej przedstawicielstwem, że papieże są Jego namiestnikami,
a kardynałowie, arcybiskupi i biskupi reprezentują
Kościół w chwale i w mocy – usiłuje sprawować
nad światem władzę cywilną i religijną, udając chwałę
i godność wybranego Nowego Stworzenia przez noszenie
wspaniałych szat liturgicznych. Królewskie Kapłaństwo w dalszym
ciągu przywdziewa jednak białe szaty ofiarnicze i oczekuje na
prawdziwego Pana Kościoła i na prawdziwe wywyższenie do
„chwały, czci i nieśmiertelności”, gdy ostatni
z wybranych wykona swoją część pracy w dziele
ofiarowania.
Szukając
wytycznych odnośnie organizacji i zasad w Kościele
w dniach jego upokorzenia i ofiarowania, szczególnie
musimy się skupić na Nowym Testamencie. Fakt, że zasady te nie są
ujęte w skondensowanej formie, nie powinien stanąć na
przeszkodzie naszemu oczekiwaniu, że tworzą one jednak zwarty
system, który da się odnaleźć. Musimy walczyć z wrodzonymi
oczekiwaniami naszej wypaczonej oceny w odniesieniu do praw,
pamiętając, że <str. 236> Kościół jako synowie Boży
otrzymał „doskonały zakon wolności”, bowiem jego członkowie
nie są już sługami, ale synami, a synowie muszą nauczyć się
korzystania z wolności synostwa, by przez to tym bardziej
okazać swoje absolutne posłuszeństwo prawu i zasadom miłości.
Apostoł
przedstawia naszym umysłom obraz Nowego Stworzenia będący
ilustracją całego zagadnienia. Mamy tu postać ciała ludzkiego,
w którym głowa przedstawia Pana, a wszystkie części
i członki ciała przedstawiają Kościół. Temat ten został
wspaniale, a jednocześnie z wielką prostotą rozwinięty
w 1 Kor. 12. Znajdujemy tu wyjaśnienie, że „jako ciało
jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała
jednego, choć ich wiele jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus
[jedno ciało czy też grono składające się z wielu
członków]. Albowiem przez jednego ducha my wszyscy w jedno
ciało jesteśmy ochrzczeni, bądź Żydowie, bądź Grekowie, bądź
niewolnicy, bądź wolni”. Następnie Apostoł zwraca nam uwagę na
fakt, że tak jak dobre zdrowie ciała zależy w znacznej mierze
od jedności, harmonii i współpracy wszystkich członków, tak
jest i z Kościołem, Ciałem Chrystusowym. Jeśli jeden
członek cierpi ból, poniżenie, pohańbienie, to wszystkie inne są
także dotknięte, dobrowolnie lub z konieczności. A jeśli
jakiś członek otrzymał szczególne błogosławieństwo, pociechę
czy odpocznienie, to wszyscy inni będą się cieszyć tymi łaskami.
Zaznacza on (w. 23), że tak jak my sami staramy się zakrywać
i chować swoje ułomności i zmazy cielesne oraz je
uśmierzać i leczyć, tak powinno też być i z Kościołem,
Ciałem Chrystusowym, gdzie najbardziej ułomne członki powinny być
przedmiotem szczególnej troski oraz być przykrywane dobrocią
i miłością, „aby nie było rozerwania w ciele, ale
iżby jedne członki o drugich jednakie staranie miały”, tak
o te najskromniejsze, jak i o te najbardziej doceniane
(w. 25).
Według
powyższych słów Pańska organizacja Kościoła jest zaiste
zupełna. Ale jak w naturze, tak i w sprawach
duchowych: tam gdzie ta organizacja w pełni funkcjonuje,
mniejsza jest konieczność temblaków i bandaży. Drzewo jest
wspaniale zorganizowanym i jednolitym systemem od korzeni aż po
wierzchołek, a jednak gałęzie jego nie potrzebują
specjalnych zamocowań, sznurków, śrub czy też <str. 237>
wydrukowanych zasad i praw; tak jest też i w przypadku
Ciała Chrystusowego. W ciele odpowiednio dopasowanym,
zharmonizowanym i ujednoliconym zgodnie z liniami
wytyczonymi przez Pana nie będą konieczne sznurki, temblaki albo
śruby mocujące i łączące poszczególnych członków – nie
będą potrzebne prawa, kreda ani inne wspaniałe ludzkie urządzenia
zacieśniające i utrzymujące tę bliskość. O sile tego
związku decyduje jedność ducha, a zatem dopóki będzie w nim
pozostawał duch życia, dopóty trwać będzie zgoda i jedność
Ciała; zaś związek będzie na tyle silny, lub na tyle słaby, na
ile obfitować w nim będzie duch Pański.
Apostoł
mówi dalej, że to Bóg nadzoruje sprawy tej organizacji, Nowego
Stworzenia, które On sam zaplanował i rozpoczął. Mówi nam:
„Lecz wy jesteście ciałem Chrystusowym i członkami, każdy
z osobna. A niektórych Bóg postanowił w zborze
[ekklesia, kościół, ciało] najprzód apostołów, potem proroków,
po trzecie nauczycieli, potem cudotwórców, potem dary uzdrawiania,
pomocników, rządców, rozmaitość języków”. Nowością dla
wielu, którzy przyzwyczaili się do przyznawania sobie i innym
chwalebnych, zaszczytnych, odpowiedzialnych, służbowych miejsc
w Kościele, będzie zdanie sobie sprawy z tego, że Bóg
obiecał nadzorowanie tej dziedziny wśród tych, którzy wyglądają
od Niego kierownictwa i prowadzeni są przez Jego Słowo
i ducha.
Gdyby
uznano ten fakt, jakże niewielu ośmieliłoby się ubiegać
o zajmowanie głównych miejsc i manewrować w celu
osiągnięcia politycznej popularności czy zaszczytnych stanowisk!
Uzmysłowienie sobie Boskiej opieki nad prawdziwym Kościołem
prowadzi przede wszystkim do odróżnienia prawdziwego Kościoła od
systemów nominalnych, a następnie do pobożnego i pokornego
starania się o poznanie Boskiej woli względem postanowień co
do całej organizacji Kościoła, służby i sług.
Apostoł
pyta: „Izali wszyscy są apostołami? Izali wszyscy prorokami?
Izali wszyscy nauczycielami?”, dając nam do zrozumienia, że nie
można na to pytanie odpowiedzieć twierdząco i że każdy, kto
spełnia tę funkcję, powinien okazać jakiś dowód Boskiego
naznaczenia, jak też powinien wypełniać swój urząd, czyli
posługę, nie przypodobując się ludziom, lecz wielkiemu nadzorcy
Kościoła – jego Głowie i Panu. Apostoł zwraca nam uwagę
na fakt, że te różnice <str. 238> w Kościele są
analogiczne do różnic pomiędzy członkami ciała ludzkiego oraz że
każdy członek jest potrzebny i żaden nie może być
w pogardzie. Oku nie wolno powiedzieć do nogi: „Nie
potrzebuję cię” albo do ucha: „Nie potrzebuję cię” ani do
ręki: „Nie potrzebuję cię”. „A jeśliby wszystkie były
jednym członkiem, gdzieżby było ciało?” „Albowiem ciało nie
jest jednym członkiem, ale wieloma” (1 Kor. 12:19,14).
Przyznać
trzeba, że obecnie nie mamy takiej samej różnorodności członków
w Kościele, bowiem, jak zaznacza Apostoł, „mówienie
językami to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących”, co
jest prawdą także w odniesieniu do cudów. Po śmierci
apostołów, którzy mieli moc udzielania tych darów ducha i po
śmierci tych, którzy te dary od nich otrzymali, cuda te – dary –
miały w Kościele, jak już zauważyliśmy, ustać. Lecz
w dalszym ciągu miała istnieć w Kościele praca
odpowiednia dla każdego mężczyzny i dla każdej kobiety –
możliwość służenia Panu, Prawdzie i współczłonkom Ciała
Chrystusowego, dla każdego zgodnie z jego naturalnymi
zdolnościami. Kiedy ustały cuda, ich miejsce zajęło wzrastanie
w Prawdzie i znajomości Pańskiej oraz w łaskach
ducha. Jeszcze w czasie kiedy te dary niższego rzędu –
uzdrawianie, języki, tłumaczenie i inne cuda – miały
miejsce w Kościele, Apostoł napominał braci, by „starali
się usilnie o lepsze dary”.
Przedmiotem
tego starania czy nadziei nie mogło być apostolstwo, bowiem
apostołów było tylko dwunastu; lecz można się było starać
i pragnąć, by być prorokiem (wyjaśniającym) albo
nauczycielem. „Lecz, dodaje Apostoł, ja wam jeszcze zacniejszą
drogę ukażę” (1 Kor. 12:31). Dalej więc wskazuje on, że
ponad każdym z tych darów i usług w Kościele stoi
przywilej posiadania wielkiej miary ducha Mistrza – miłości.
Apostoł zwraca uwagę, że najskromniejszy członek Kościoła,
który zdobędzie doskonałą miłość, osiąga w oczach
Pańskich stopień wyższy i szlachetniejszy niż jakikolwiek
apostoł czy prorok, któremu brak cnoty miłości. Oświadcza on, że
jeśli brakuje miłości, całość jest pusta i niezadowalająca
w oczach Pana bez względu na dary. <str. 239>
Rzeczywiście, możemy być pewni, że nikt nie mógłby z aprobatą
Pańską długo zajmować stanowiska apostoła, proroka czy
nauczyciela w Kościele, gdyby nie osiągnął stopnia
doskonałej miłości lub jeśli przynajmniej nie starałby się go
osiągnąć. W przeciwnym razie ktoś taki stopniowo znalazłby
się w ciemności, a może nawet stałby się nauczycielem
błędu, zamiast być nauczycielem Prawdy oraz sługą Szatana do
przesiewania braci.
W swym
Liście do Efezjan (4:1 16) Apostoł powtarza tę lekcję
o jedności Kościoła jako jednego ciała składającego się
z wielu członków pod wspólną Głową, którą jest Jezus
Chrystus, połączonego jednym duchem – duchem miłości. Napomina
on wszystkich takich członków, żeby postępowali w sposób
godny swego powołania, w uniżoności, pokorze, cierpliwości,
wzajemnie się znosząc w miłości, starając się utrzymać
jedność ducha w „związce pokoju”. W rozdziale tym
Apostoł mówi o różnych członkach Ciała, naznaczonych do
specjalnych w nim usług i wyjaśnia cel tego usługiwania.
Stwierdza: „I on ustanowił jednych apostołami, drugich
prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami
i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła
posługiwania [do chwalebnego urzędu lub służby w tysiącletnim
Królestwie], do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy
wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej
doskonałości, aż dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej,
abyśmy (...) będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod
każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa,
z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie
wzajemnie się zasilające stawy (...) rośnie i buduje siebie
samo w miłości” – Efezj. 4:11 16 (NB).
Zauważmy
obrazowe określenia, jakich używa Apostoł – nawiązuje on do
ciała człowieka, lecz małego i nierozwiniętego. Informuje
nas, że Bożą wolą jest, by wszystkie najróżniejsze członki
tego ciała wzrastały aż do osiągnięcia pełni rozwoju, pełni
siły i mocy – „męska doskonałość” jest bowiem obrazem
na Kościół w jego właściwym, skompletowanym stanie.
Rozciągając <str. 240> ten obraz na cały wiek, aż do
obecnego czasu, widzimy, że kolejni członkowie zasypiali, aby
czekać na wspaniałe rozrządzenie o poranku Tysiąclecia
w postaci „pierwszego zmartwychwstania”, i że ich
miejsca były stopniowo zapełniane, tak że Kościół nigdy nie był
organizacją niepełną, choć czasem widoczne były znaczne słabości
jednego lub mocne strony innego członka. Jednak przedmiotem wysiłków
każdego z członków musi być zawsze czynienie wszystkiego, co
w jego mocy, w celu budowania Ciała, wzmacniania innych
członków i doskonalenia ich w łaskach ducha – „aż
dojdziemy wszyscy do jedności wiary”.
Jedność
wiary jest rzeczą pożądaną; należy się o nią ubiegać,
lecz nie o taki rodzaj jedności, jaką się powszechnie uznaje
za cel. Jedność powinna panować pod względem „wiary raz świętym
podanej”, czystej i prostej, dającej jednak każdemu
członkowi wolność zajęcia różnych stanowisk co do pomniejszych
zagadnień bez jakichkolwiek instrukcji dotyczących ludzkich
spekulacji, teorii itp. Biblijnie pojmowana jedność opiera się
na fundamentalnych zasadach Ewangelii: (1) Naszym odkupieniu przez
kosztowną krew i usprawiedliwieniu przez okazaną wiarę w to
odkupienie; (2) Naszym uświęceniu, oddzieleniu na służbę Panu
i Prawdzie, obejmującym także usługiwanie braciom; (3) Bez
tych podstaw, co do których należy wymagać jedności, biblijna
społeczność nie może istnieć. W każdym innym punkcie
należy zgodzić się na pełną wolność, pielęgnując jednak
pragnienie zrozumienia – i wspierania innych w zrozumieniu
– Boskiego planu w każdym jego aspekcie i szczególe.
W taki sposób każdy członek Ciała Chrystusowego, zachowując
swą osobistą wolność, będzie do tego stopnia oddany Głowie
i wszystkim członkom, że z ochotą odda za nich wszystko,
włącznie z własnym życiem.
Zastanowiliśmy
się nad szczególnym zadaniem apostołów i nad faktem, że ich
liczba była ograniczona oraz że w dalszym ciągu wykonują oni
swą usługę dla Kościoła, przemawiając jako Pańskie narzędzia
do Jego ludu przez Jego Słowo. Teraz przestudiujmy zagadnienie <str.
241> innych usług w Kościele, jakie wspomina Apostoł,
określając je mianem darów od Pana dla całego Ciała (ekklesia).
Pan
daje apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy, nauczycieli
w celu błogosławienia całego Ciała, tak pod względem
obecnego, jak i wiecznego dobra. Ci, którzy szczerze polegają
na Panu jako ich Głowie, Nauczycielu, Przewodniku Kościoła, czyli
członkowie Jego Ciała, powinni oczekiwać, szukać i zauważać
Jego dary w każdym z tych szczegółów oraz przyjmować
je i ich używać, jeśli pragną skorzystać z tego
obiecanego błogosławieństwa. Dary te nie są wmuszane Kościołowi,
jednak ci, którzy je zaniedbują, gdy są im oferowane, doświadczają
odpowiednich strat duchowych. Pan ustanowił je w Kościele na
samym początku, dając nam przykład idealnego porządku Kościoła
i zostawiając swemu ludowi wolną rękę co do tego, czy będzie
on naśladował Jego przykład i doświadczał odpowiednich
błogosławieństw, czy będzie go pomijać i spotykać się
z odpowiednimi trudnościami i rozczarowaniami. My, którzy
pragniemy prowadzenia i nauki od Pana, starajmy się dowiedzieć,
jak On pierwotnie postanowił różnych członków i jakiego
rodzaju darów udzielał od tamtego czasu swemu ludowi. Może w ten
sposób uda nam się lepiej ocenić, które z tych darów mamy
do dyspozycji i z większą gorliwością starać się
będziemy o ich posiadanie w przyszłości.
Apostoł
oświadcza, że wolą Pańską jest, aby nie było schizm w Ciele
– rozłamów, podziałów. Przy użyciu ludzkich metod podziały są
nieuniknione – pominąwszy okres tryumfu papiestwa, kiedy ów
system nominalny stał się silny i posługiwał się okrutnymi
prześladowaniami względem wszystkiego, co nie w pełni się
z nim zgadzało. Był to jednak czas jedności opartej na sile,
na przymusie, jedności tylko zewnętrznej, a nie jedności
serc. Ci, których uwalnia Syn, nigdy nie będą należeć szczerze
to takich związków, bowiem wolność osobista zostaje w nich
całkowicie zniszczona. Problem denominacji protestanckich nie polega
na tym, że są zbyt liberalne i dlatego rozdzielone na wiele
odłamów, ale że mając w sobie jeszcze dużo ducha
instytucji-matki, nie posiadają mocy, z jaką ta <str. 242>
kiedyś tłumiła i gwałciła wolność myśli. Niewątpliwie
wielu zdziwi nasze stwierdzenie, że zamiast zbyt wielu podziałów
i rozłamów, jakie obserwujemy obecnie na każdym kroku,
prawdziwą potrzebą Kościoła Chrystusowego jest jeszcze większa
wolność – dopóki każdy poszczególny członek nie stanie się
wolny i niezależny od wszelkich ludzkich więzów, wierzeń
i wyznań wiary. Gdyby każdy chrześcijanin stał mocno
w wolności, którą go Pan wolnym uczynił (Gal. 5:1; Jan
8:32), i gdyby każdy był wierny Panu i Jego Słowu, wtedy
bardzo szybko zrozumiano by pierwotną jedność, jakiej uczyły
Pisma, i wszystkie prawdziwe dzieci Boże, wszyscy członkowie
Nowego Stworzenia zauważyliby, że będą pragnąć kontaktu
z podobnie uwolnionymi innymi członkami oraz że zwiążą się
z nimi więzami miłości daleko mocniej niż związani są
ludzie w ziemskich systemach czy stowarzyszeniach. „Miłość
Chrystusowa przyciska nas” [trzyma nas razem wg Konkordancji
Younga] – 2 Kor. 5:14.
Wszyscy
członkowie rodziny Aarona mogli kandydować do służby kapłańskiej;
niemniej jednak istniały pewne ograniczenia, bariery i czynniki
dyskwalifikujące, uniemożliwiające służbę. Podobnie jest
z wypełnieniem tego obrazu pośród Królewskiego Kapłaństwa
– wszyscy są kapłanami, wszyscy są członkami pomazanego Ciała.
Pomazanie to oznacza dla każdego pełne upoważnienie do głoszenia
i nauczania dobrej nowiny, jak jest napisane: „Duch Pański
nade mną; przeto mię pomazał, abym opowiadał Ewangelię ubogim;
posłał mię, abym uzdrawiał skruszone na sercu...” A ponieważ
słowa te stosowały się do Głowy Chrystusa, Nowego Stworzenia
i Królewskiego Kapłaństwa, stosują się one także do
wszystkich członków, czyli mówiąc ogólnie, każde poświęcone
dziecko Boże ma w sobie to pomazanie duchem świętym, pełne
upoważnienie, polecenie głoszenia Słowa – „abyście opowiadali
cnoty tego, który was powołał z ciemności ku dziwnej swojej
światłości” (1 Piotra 2:9).
I tak
jak wymagane było od obrazowych kapłanów, aby wolni byli od
pewnych skaz i osiągnęli określony wiek, tak jest też wśród
członków Królewskiego <str. 243> Kapłaństwa – jednym
brak określonych kwalifikacji do publicznej usługi, podczas gdy
inni je posiadają. Każdy powinien trzeźwo (Rzym. 12:3,6) spojrzeć
na siebie, aby ocenić miarę posiadanych darów Bożych, a więc
miarę swego szafarstwa i stopień odpowiedzialności. Podobnie
wszyscy członkowie powinni uważnie upatrywać w sobie nawzajem
tak naturalnych, jak i duchowych kwalifikacji i osiągnięć
i odpowiednio do tego ocenić wolę Bożą. W obrazie ważny
był wiek, ale u pozaobrazowych Kapłanów odpowiadająca cecha
to doświadczenie, rozwój charakteru; wada zeza odpowiadałaby
w pozaobrazowym Kapłaństwie brakowi jasnego zrozumienia
i jasnego spojrzenia na sprawy duchowe, co stanowiłoby
przeszkodę w publicznej służbie w Kościele. Podobnie
wszelkie inne zmazy, które uniemożliwiały obrazową służbę
kapłańską, przedstawiają różne moralne, fizyczne czy umysłowe
niedoskonałości pozaobrazowego Królewskiego Kapłaństwa.
Niemniej
jednak, podobnie jak ci zdeformowani kapłani w obrazie
korzystali z wszystkich przywilejów, jakimi cieszyli się inni,
w celu otrzymania środków materialnych, spożywania chlebów
pokładnych, ofiar itd., tak rzecz się ma i w pozaobrazie
– owe braki uniemożliwiające członkowi Ciała Chrystusowego
publiczne usługiwanie Kościołowi i Prawdzie nie powinny
przeszkodzić mu w duchowym rozwoju ani w uznaniu za
pełnoprawnego uczestnika przy duchowym stole Pańskim i przed
Tronem Łaski. Tak jak nikt nie mógł zajmować urzędu najwyższego
kapłana, jeśli cechował się fizycznymi niedociągnięciami albo
nie osiągnął wymaganego wieku, tak i ci, którzy pragną
służby Prawdzie „w słowie i nauce”, nie powinni być
nowicjuszami, lecz członkami Ciała, których dojrzałość
charakteru i poznania oraz owoce ducha uzasadniałyby
kwalifikacje do takiej usługi. Tacy powinni być uznani za
starszych, niekoniecznie w sensie podeszłego wieku, lecz
w znaczeniu zaawansowania, dojrzałości w dziedzinie
Prawdy oraz rozwiniętych umiejętności w zakresie udzielania
rad i napominania braci zgodnie z zasadami Słowa
Pańskiego.
Rozumiejąc
w ten sposób znaczenie słowa „starszy”, widzimy słuszność
wersetów, które oznajmiają, że wszyscy, którzy zajmują się
duchowym usługiwaniem <str. 244> Prawdzie, mogą być również
słusznie nazywani „starszymi” bez względu na to, czy wykonują
usługę apostoła, proroka, ewangelisty, pasterza czy nauczyciela.
Aby móc objąć któreś z tych służebnych stanowisk, trzeba
być uznanym za starszego w Kościele. Nawet apostołowie
oświadczali, że są starszymi (1 Piotra 5:1; 2 Jana 1);
zaś w odniesieniu do sług Kościoła oraz ich wyboru
powszechne przekłady Biblii używają trzech słów:
Biskupi,
starsi, pasterze
Te
trzy określenia są jednak mylące ze względu na ich niepoprawne
zastosowanie przez kościoły różnych wyznań. Dlatego koniecznie
musimy wyjaśnić, że słowo „biskup” oznacza nadzorca i że
każdy postanowiony starszy uznawany był za nadzorującego jakąś
większą lub mniejszą pracę. Na przykład Apostoł, spotkawszy się
ze starszymi Kościoła efeskiego i upominając ich na
pożegnanie rzekł: „Pilnujcież tedy samych siebie i wszystkiej
trzody, w której was Duch Święty postanowił biskupami
[nadzorcami]” – Dzieje Ap. 20:28.
Jednak
za sprawą Pańskiej opatrzności niektórym z tych starszych
udzielony został większy zakres wpływu czy nadzoru w Kościele
i dlatego zasadne jest nazywanie ich ogólnymi nadzorcami.
Takimi byli apostołowie – apostoł Paweł, mając szerszy zakres
nadzoru, doglądał zborów powstałych w krajach pogańskich –
w Azji Mniejszej i w Europie Południowej. Ale to
stanowisko ogólnych nadzorców nie ograniczało się tylko do
apostołów. Pan w swej opatrzności wzbudził innych, aby w ten
sposób służyli Kościołowi – „nie dla sprośnego zysku, ale
ochotnym umysłem” – z pragnieniem służenia Panu
i braciom. Tymoteusz był przede wszystkim zaangażowany w takie
usługiwanie pod kierownictwem apostoła Pawła, częściowo jako
jego przedstawiciel, i był polecany różnym grupom czy zborom
[ekklesia] ludu Pańskiego. Pan miał i wciąż ma odpowiednie
kompetencje, by nadal posyłać takich nadzorców, których On
wybiera w celu udzielania porad i napominania Jego trzody.
Lud Pański także powinien być kompetentny, <str. 245> jeśli
chodzi o ocenę wartości dorady oferowanej przez takich
nadzorców. Powinny ją popierać znaki pobożnego życia, pokornego
zachowania, duch ofiarności, brak jakiegokolwiek działania w celu
uzyskania chwały czy sprośnego zysku, jak również nauczanie,
które wytrzymałoby krytykę sumiennego badania Biblii,
poszukującego codziennie w Piśmie Świętym potwierdzenia, czy
wyjaśnienia danej osoby zgadzają się z literą i duchem
Słowa. Jak już zauważyliśmy, tak traktowano nauki apostołów, do
czego oni sami zachęcali braci, chwaląc tych, którzy cechowali się
taką ostrożnością, pozbawioną jednak podchwytliwości czy
nadmiernego krytycyzmu (Dzieje Ap. 17:11).
Z historii
Kościoła można natomiast wywnioskować, że duch rywalizacji
i upodobania do czci szybko zastąpił ducha pokornego oddania
i ofiarności, a jednocześnie łatwowierność
i pochlebstwo zajęły miejsce badania Pisma Świętego.
W rezultacie nadzorcy z czasem stali się bardziej
apodyktyczni i stopniowo zaczęli twierdzić, że są równi
apostołom itp. Aż wreszcie doszło między nimi do takiej
rywalizacji, iż niektórzy z nich zaczęli się wyróżniać
tytułami głównych, czyli arcybiskupów. Rywalizacja między tymi
arcybiskupami doprowadziła do wyniesienia jednego z nich na
stanowisko papieża. Ten sam duch panuje też w mniejszym lub
większym stopniu nie tylko w papiestwie, ale także wśród
tych, którzy zostali zwiedzeni i wprowadzeni w błąd jego
przykładem, jakże dalekim od prostoty pierwotnego porządku.
W rezultacie widzimy dziś, że taka organizacja, jaka została
ustanowiona w Kościele pierwotnym, tzn. bez sekciarskich
tytułów i bez chwały, honorów oraz władzy nielicznych nad
wieloma, bez podziału na kler i laików, jest uznawana za
całkowity brak organizacji. My jednak cieszymy się, że możemy
zaliczać się do tych niewywyższanych i przez to naśladować
przykład pierwotnego Kościoła oraz cieszyć się podobną
wolnością i błogosławieństwami.
Tak
jak w Kościele wszyscy starsi są nadzorcami, doglądającymi,
stróżami spraw Syjonu, niektórzy lokalnie, a inni w znaczeniu
ogólnym i szerokim, tak każdy, stosownie do swych talentów
i umiejętności, może służyć trzódce, jeden –
o odpowiednich kwalifikacjach – jako ewangelista, <str.
246> któremu warunki umożliwiają głoszenie Prawdy
początkującym i znajdowanie tych, którzy mają uszy ku
słuchaniu dobrej nowiny, inny – jako pasterz (pastor), ponieważ
jego szczególne kwalifikacje w dziedzinie społeczności
umożliwiają mu zajmowanie się sprawami ludu Pańskiego osobiście,
indywidualnie, poprzez odwiedzanie ich w domach, zachęcanie
i wzmacnianie ich, zgromadzanie i bronienie przed wilkami
w owczej skórze, które gryzą i pożerają. „Prorocy”
też mają określone kwalifikacje do usługiwania.
Słowo
„prorok” nie jest dziś raczej używane w sensie ogólnym,
w jakim używane było w dawnych czasach, lecz rozumiane
jest jako ‘jasnowidz’, ‘osoba przepowiadająca przyszłość’.
Dokładnie mówiąc, słowo prorok ma znaczenie przemawiającego
publicznie, oratora. Jasnowidz, który ma widzenia, albo ktoś, kto
otrzymuje objawienia, może też być nazwany prorokiem w znaczeniu
ich jednoczesnego oznajmiania; jednak te dwa znaczenia są oddzielne
i różne. W przypadku Mojżesza i Aarona, Mojżesz
był większy, jako przedstawiciel Boga, a Pan rzekł do niego:
„Oto postanowiłem cię za boga [mocarza, wyższego] faraonowi,
a Aaron, brat twój, będzie prorokiem twoim” – rzecznikiem,
narzędziem mówiącym (2 Mojż. 7:1). Zauważyliśmy już, że
niektórzy apostołowie, otrzymawszy wiedzę o rzeczach
przyszłych, byli wieszczami; teraz możemy powiedzieć, że prawie
wszyscy z nich byli też prorokami, tj. publicznymi mówcami,
szczególnie Piotr i Paweł. Ale było też wielu innych
publicznych mówców, czyli proroków. Takowym był np. Barnaba; jest
też napisane, że „Judas i Sylas, będąc i oni
prorokami [publicznymi mówcami], długimi słowy napominali braci
i utwierdzali je” – Dzieje Ap. 15:32.
W Piśmie
Świętym nie znajdujemy sugestii, aby osobę, która nie kwalifikuje
się do danej pracy, uznawać za naznaczoną przez Pana, jeśli
odnośne stanowisko wymaga stosownych umiejętności, których takiej
osobie brak. Przeciwnie, obowiązkiem każdego członka Ciała
Chrystusowego jest, by służył innym zgodnie ze swymi talentami,
odpowiednio do swoich umiejętności, aby każdy był na tyle skromny
i na tyle pokorny, by „nie miał o sobie <str. 247>
wyższego mniemania, niż należy, lecz niech sądzi o sobie
trzeźwo”, zgodnie z rzeczywistą wartością talentów,
jakimi obdarzył go Pan. Kościół nie powinien też uznawać nikogo
spośród siebie, kto z tego względu pragnąłby być
największym. Wręcz przeciwnie – powinno się szukać pokory jako
podstawowej kwalifikacji do starszeństwa i każdego innego
działu usługiwania. Jeśli jest zatem dwóch w równym stopniu
utalentowanych braci, z których jeden jest przebojowy
i bardziej ambitny, a drugi pokorny i powściągliwy,
to duch Pański, który jest duchem mądrości i zdrowego
zmysłu, poucza Pański lud, by docenił pokorniejszego brata jako
tego, którego Pan obdarzyłby szczególną łaską i co do
którego życzyłby sobie, by zajął on znaczniejsze miejsce
w usługiwaniu.
Mniej
dziwne jest to, że „kozły” i owce podobne do kozłów
w stadzie Pańskim pragną czołowych stanowisk, niż to, że
prawdziwe owce, które rozpoznają głos Mistrza, znają Jego ducha
i starają się czynić Jego wolę, zgadzają się pokornie, by
takie kozły lub owce podobne do kozłów nimi kierowały. Dobrze
jest starać się o pokój ze wszystkimi ludźmi, jeśli jednak
za cenę spokoju zlekceważymy Słowo i ducha Pańskiego,
z pewnością sprowadzi to mniej lub bardziej bolesne skutki.
Choć powinniśmy mieć łagodną, owczą naturę, to jednak jest
konieczne, aby owce cechowały się charakterem, inaczej nie okażą
się zwycięzcami; a jeśli mają charakter, to powinny pamiętać
na słowa Głównego Pasterza: „Owce moje głosu mego słuchają
[są mu posłuszne] (...) i idą za mną”; „ale za cudzym
nie idą (...) bo nie znają głosu obcych” – Jan 10:5,27.
Dlatego obowiązkiem każdej z owiec jest szczególne zwracanie
uwagi na posłannictwo i zachowanie każdego brata, zanim
przyłączą się one do ustanowienia go nadzorcą, zarówno
miejscowym, jak i w szerszym zakresie. Owce powinny
najpierw być przekonane, że dany brat ma rzeczywiste kwalifikacje
na starszego w Kościele – że mocno stoi w podstawowych
naukach Ewangelii – pojednaniu, odkupieniu przez kosztowną krew
Chrystusa, pełnym poświęceniu się zarówno Jemu, jak i Jego
przesłaniu, Jego braciom, Jego służbie. Powinno się patrzeć
łaskawie i z sympatią na najsłabsze owieczki i na
wszystkie owce umysłowo i moralnie utykające, ale <str.
248> wybierając takie jednostki na przewodników czy starszych,
zadawałoby się gwałt Boskiemu porządkowi. Nie powinno się
obdarzać sympatią kozłów ani wilków w owczej skórze, które
ubiegają się o miejsce i władzę w Kościele.
Należy
zauważyć, że zborowi [ekklesia] lepiej być bez żadnego
publicznego sługi, niż mieć za przewodnika złotoustego „kozła”,
który z pewnością nie „skieruje serc ku miłości Bożej”,
ale zwodniczo w inną stronę. Pan przestrzegał Kościół
przed takimi. Opisał ich Apostoł, mówiąc: „Z was samych
powstaną mężowie mówiący rzeczy przewrotne [nieprawdziwe, mylące
nauki], aby za sobą pociągnęli uczniów” [sprytnie przyciągnęli
naśladowców samych siebie]. Apostoł mówi, że wielu z nich
naśladować będzie zginienia tych, przez których bluźniona będzie
droga prawdy (Dzieje Ap. 20:30; 2 Piotra 2:2).
Widzimy,
że tak się dzisiaj rzeczy mają. Wielu głosi siebie zamiast
Ewangelii i dobrej nowiny o Królestwie, pociągając
uczniów za sobą i swoimi denominacjami, zamiast przyciągać
ich do Pana i z Nim tylko ich jednoczyć jako członków
Jego Ciała. Starają się być głowami kościołów, zamiast uczyć
członków, by spoglądali bezpośrednio na Pana jako ich Głowę. Od
takich powinniśmy się odwrócić. Prawdziwe owce nie powinny
wspierać swą zachętą ich złych dróg. Apostoł Paweł mówi
o takich, że przyjęli oni tylko pozór pobożności, ale się
mocy jej wyparli (2 Tym. 3:5). Są oni pedantycznymi
zwolennikami dni, form, ceremonii, władz kościelnych itp.,
szanowanymi między ludźmi, ale w oczach Pana są oni
obrzydliwością, jak stwierdza Apostoł. Prawdziwe owce mają nie
tylko uważnie rozpoznawać głos prawdziwego Pasterza i iść
za nim, ale muszą także pamiętać, by nie naśladować, wspierać
ani zachęcać tych, co dbają tylko o siebie. Każdy, kto jako
starszy godny jest zaufania w Kościele, powinien zostać na
tyle dobrze poznany wcześniej, aby to zaufanie było uzasadnione,
dlatego Apostoł mówi: „nie nowotny”. Człowiek nowotny mógłby
skrzywdzić Kościół i sam doznać krzywdy przez urośnięcie
w pychę i odejście przez to od Pana oraz <str. 249>
właściwego ducha, a także opuszczenie wąskiej drogi wiodącej
do Królestwa.
Apostoł
Paweł* daje wyraźną doradę względem tych, których można
słusznie uznać za starszych w Kościele – opisując
szczegółowo m.in., jakim się powinni cechować charakterem. Pisząc
na ten temat w swym liście do Tymoteusza (1 Tym. 3:1 7),
powtarza to samo, używając nieco innych określeń. Zwracając się
do Tytusa, który najwyraźniej był innym ogólnym nadzorcą (Tyt.
1:5 11), opisuje ich obowiązki względem Kościoła. Apostoł
Piotr mówi na ten temat następująco: „Starszych, którzy są
między wami, proszę ja współstarszy, (...) Paście trzodę Bożą,
która jest między wami, doglądając jej (...) nie dla sprośnego
zysku, ale ochotnym umysłem, ani jako panując nad dziedzictwem
Pańskim, ale wzorami będąc trzody” – 1 Piotra 5:1 3.
*
1 Tym. 3:2, 5:17; 1 Tes. 5:12; Jak. 5:14
Powinni
to być mężowie szczodrzy, o życiu czystym, mężowie tylko
jednej żony; a jeśli mają dzieci, to należy patrzeć,
w jakim stopniu rodzic wywiera pozytywny wpływ na swą własną
rodzinę. Można bowiem logicznie wnioskować, że jeśli zaniedbuje
się on w swoich obowiązkach względem własnych dzieci, to
pewnie postępowałby też niemądrze i niedbale w radach
i ogólnej służbie wobec dzieci Pańskich w zgromadzeniu
[ekklesia], w Kościele. Nie ma być dwulicowy, zwodniczy, nie
powinien być kłótliwy ani skłonny do sporów. Powinien mieć
dobrą opinię między ludźmi spoza Kościoła, nie dlatego, że
świat odpowiednio kocha lub docenia świętych, ale że świat nie
powinien znaleźć nic zdrożnego w charakterze takiej osoby pod
względem uczciwości, sprawiedliwości, moralności czy
prawdomówności. Nie mamy też żadnych ograniczeń co do liczby
starszych w Kościele, czyli zborze [ekklesia].
Dalej
wymagane jest, aby starszy był „ku nauczaniu sposobny”, czyli że
musi posiadać zdolności nauczyciela, tłumaczącego
i wyjaśniającego Boski plan, i w ten sposób być
w stanie dopomóc trzódce Pańskiej słowem i nauką. Nie
jest konieczne, by starszy posiadał talent <str. 250> czy
kwalifikacje „proroka”, tzn. publicznego mówcy. W jednym
zborze może znajdować się kilku braci posiadających zdolności do
nauczania innych, pasterskie i inne kwalifikacje do
starszeństwa, ale żaden z nich może nie posiadać zdolności
do publicznego przemawiania i przedstawiania Bożego planu.
Należy ufać, że Pan wzbudzi takich sług, jacy są potrzebni,
a jeśli żaden się nie znajduje, to najwidoczniej nie było
takiej potrzeby. Zauważmy tu, że najlepiej funkcjonujące
zgromadzenia [ekklesia], czyli zebrania, to te, w których nie
pojawiają się wybitne talenty w zakresie publicznego
przemawiania, a dzięki temu badania Biblii są w nich
prowadzone regularnie, a nie okazjonalnie. Pismo Święte
wyraźnie ukazuje, że taki był również zwyczaj wczesnego
Kościoła, że gdy się zgromadzano, różni członkowie Ciała
mieli możliwość usługiwania różnymi posiadanymi przez siebie
talentami – jeden przemawiał, inni się modlili, a jeszcze
inni, jeśli nie wszyscy – śpiewali. Doświadczenie zdaje się
wskazywać, że te grupy ludu Pańskiego, które stosują się jak
najdokładniej do tej reguły, otrzymują najwięcej błogosławieństw
i rozwijają najsilniejsze charaktery. To, co jedynie słyszy
ucho, nawet jeśli jest dobrze powiedziane i dobre, nie zostawia
tak gruntownego śladu w sercach jak to, co jest rozważane
i wypracowane przez umysł każdego z osobna, a co ma
z pewnością miejsce podczas dobrze prowadzonego badania
Biblii, do udziału w którym wszyscy powinni być zachęcani.
Inni
starsi, choć może nie aż tak sposobni ku nauczaniu, mogą być
w swoim żywiole prowadząc zebrania modlitw i świadectw,
które powinny być praktykowanym rodzajem zebrań w zgromadzeniach
ludu Pańskiego. Jeśli ktoś odkryje w sobie znaczny talent
napominania, to powinien z niego korzystać i nie pozwalać,
by leżał on bezużyteczny, gdy tymczasem on będzie usiłował
zajmować się rzeczami, do których specjalnego talentu nie posiada.
Apostoł mówi: „Jeśli kto napomina, niech trwa w napominaniu”,
niech dzieli się swymi umiejętnościami i usługuje w tym
zakresie; „Jeśli kto naucza [ma talent wyjaśniania,
przedstawiania prawdy w sposób prosty], niech trwa
w nauczaniu”. <str. 251>
Słowo
biskup, czyli nadzorca, ma szeroki zasięg znaczeniowy, podobnie jak
i słowo pasterz [pastor]. Jedynie starszy nadaje się do
funkcji nadzorcy albo pastora, czyli pasterza. Pastor, czyli pasterz
trzody, jest jej nadzorcą; te dwa słowa znaczą praktycznie to
samo. Pan Jahwe jest naszym Pastorem, czyli Pasterzem w najszerszym
tego słowa znaczeniu (Psalm 23:1), a Jego jednorodzony Syn,
nasz Pan, Jezus, jest wielkim Pasterzem i Biskupem (nadzorcą)
naszych dusz – dla całego stada, na każdym miejscu. Wszyscy
ogólni nadzorcy i „pielgrzymi” są pasterzami, czyli
pastorami doglądającymi ogólnego dobra stadka. A każdy
miejscowy starszy jest pastorem, pasterzem, nadzorcą o miejscowym
zasięgu obowiązków. Widzimy więc, że starsi w Kościele
powinni posiadać przede wszystkim ogólne kwalifikacje do tej
usługi, a po drugie, że ich specjalne, naturalne kwalifikacje
mają określać, w jakim kierunku mogą oni najlepiej służyć
Panu i Jego sprawie – jedni w zakresie pracy
ewangelizacyjnej, inni w dziedzinie pracy pasterskiej wśród
owiec już nawróconych, poświęconych i będących w owczarni;
jedni działając na polu miejscowym, a inni na szerszym polu.
Czytamy:
„Starsi, którzy się w przełożeństwie dobrze sprawują,
niech będą uznani za godnych dwojakiej czci, a zwłaszcza ci,
którzy pracują w słowie i w nauce” – 1 Tym.
5:17 18. Na mocy tych słów nominalny kościół zbudował swą
klasę przełożonych starszych, przypisując wszystkim starszym
stanowisko władzy i autorytetu, a często dyktatury wśród
braci. Taka definicja „przełożeństwa” jest przeciwna temu, co
mówi Pismo Święte w tej sprawie. Tymoteusz, zajmując
stanowisko ogólnego nadzorcy, czyli starszego, został pouczony
przez Apostoła słowami: „Starszemu nie łaj, ale jako ojca
napominaj, młodszego jako braci...”. „Sługa Pański nie ma być
zwadliwy, lecz ma być układny przeciwko wszystkim.” Nic w tych
słowach nie uzasadnia samowładnych rządów albo dyktatorstwa –
natomiast pokora, łagodność, wytrwała cierpliwość, braterska
uprzejmość i miłość muszą być głównymi cechami tych,
którzy uznani są za starszych. Powinni oni być w całym tego
słowa znaczeniu przykładem dla stadka. Jeśli więc okazaliby się
dyktatorami, to ich <str. 252> przykład nakazałby wszystkim
postępować po dyktatorsku. Ale gdy będą cisi, wytrwali,
cierpliwi, uprzejmi i miłujący, to przykład ich ukaże
wszystkim te właśnie zalety. Bardziej dosłowna interpretacja
rozważanego tu fragmentu sugeruje, że należy okazywać uznanie
starszym w takim stopniu, w jakim oni okazują wierność
wobec zadań służby, którą na siebie wzięli. Dlatego możemy
sformułować ten fragment następująco: Niech wyróżniający się
starsi będą uznani za godnych podwójnej czci, zwłaszcza ci,
którzy pochyleni z wysiłku – głoszą i nauczają.
Diakoni,
słudzy
Podobnie
jak słowo „biskup” oznacza jedynie nadzorcę, w żadnym zaś
razie pana czy mistrza, chociaż stopniowo pojawiło się u ludzi
owo błędne rozumienie tego słowa, tak jest też i z określeniem
„diakon”, które dosłownie oznacza sługę. Apostoł określa
i siebie, i Tymoteusza mianem „sług Bożych” (2 Kor.
6:4). Słowo „słudzy” zostało tutaj przetłumaczone z greckiego
diakonos. W jeszcze innym miejscu Apostoł mówi: „Sposobność
nasza jest z Boga, który też nas uczynił sposobnymi sługami
Nowego Testamentu” – 2 Kor. 3:5 6. Tu także słowo
greckie diakonos przetłumaczono na „słudzy”. Mówiąc ściśle,
Apostoł oświadcza, że on sam i Tymoteusz są diakonami
(sługami) Boga i diakonami (sługami) Nowego Testamentu –
Nowego Przymierza. Widzimy więc, że wszyscy prawdziwi starsi
w Kościele są w takim sensie diakonami, czyli sługami
Boga i Prawdy oraz Kościoła – inaczej nie można ich wcale
uważać za starszych.
Nie
chcemy tu sugerować, że w pierwotnym Kościele nie było
różnicy co do posług. Wręcz przeciwnie. Chcemy podkreślić fakt,
że nawet apostołowie i prorocy, którzy byli starszymi
w Kościele, byli wszyscy diakonami, czyli sługami, w myśl
tego, co powiedział nasz Pan: „Kto z was największy jest,
będzie sługą [diakonos] waszym” – <str. 253> Mat. 23:11.
Charakter i wierność sługi ma stanowić o stopniu
zaszczytu i poważania, jakie ktoś ma otrzymać w zborze
[ekklesia] Nowego Stworzenia. Jako że w Kościele byli słudzy,
którzy biorąc pod uwagę talenty nie kwalifikowali się do uznania
ich za starszych, gdyż mieli mniej zdolności do nauczania albo
mniej doświadczenia, tak niezależnie od jakichkolwiek mianowań
przez sam Kościół, apostołowie i prorocy (nauczyciele)
dobierali sobie w różnych okolicznościach pewne osoby jako
swoich sług, pomocników albo inaczej diakonów. Na przykład, kiedy
Paweł i Barnabasz byli razem, mieli przez jakiś czas Jana
Marka za sługę, pomocnika. A kiedy Paweł rozstał się
z Barnabaszem, Barnabasz zabrał ze sobą Jana, podczas gdy
Paweł i Sylas zabrali Łukasza jako sługę i pomocnika.
Ci pomocnicy nie uważali się za równych apostołom ani za równych
w służbie dla innych, zdolniejszych i bardziej
doświadczonych od siebie; ale cieszyli się przywilejem pomagania
i służenia pod kierownictwem tych, których uważali za
kompetentnych i uznanych sług Boga, jak i Prawdy. Kościół
nie musiał wybierać ich do tego posługiwania apostołom. Podobnie
jak Kościół wybierał swoich sług, czyli diakonów, tak
i apostołowie wybierali swoich. Nie była to kwestia przymusu,
ale udzielonej możliwości. Jan i Łukasz uważali widocznie,
że w ten sposób mogą o wiele lepiej służyć Panu,
aniżeli obierając jakąkolwiek inną drogę otwierającą się
przed nimi; dlatego z własnej woli i bez żadnego
skrępowania przyjęli tę służbę, mogąc równie dobrze odmówić
jej przyjęcia, gdyby byli przekonani, że potrafią lepiej
spożytkować swoje zdolności w jakiś inny sposób.
Jednakowoż
nasze słowo diakon stosuje się w Nowym Testamencie do klasy
braci użytecznych jako słudzy Ciała Chrystusowego i odpowiednio
cenionych, ale nie tak dobrze jak inni nadających się na stanowisko
starszych. Wybranie ich jednak do jakiejkolwiek specjalnej służby
w Kościele wymagało dobrego charakteru, wierności dla Prawdy
i gorliwości w służbie dla Pana i Jego stadka. Tak
na przykład w pierwotnym Kościele, <str. 254> kiedy
zorganizowano rozdawanie żywności dla ubogich spośród stadka,
apostołowie najpierw sami zajęli się tą sprawą. Ale kiedy
następnie powstało szemranie i zarzuty, że zaniedbano
niektórych potrzebujących, apostołowie przekazali całą tę
sprawę wiernym, Kościołowi, mówiąc: Wybierzcie spośród siebie
odpowiednich mężów do spełniania tej służby, a my
poświęcimy swój czas, wiedzę i talenty na usługiwanie Słowu
(Dzieje Ap. 6:2 5).
Należy
pamiętać, że wybrano siedmiu sług, czyli diakonów, a między
tymi siedmioma był Szczepan, który później stał się pierwszym
męczennikiem – mając zaszczyt jako pierwszy pójść śladami
Mistrza na śmierć. Fakt, że Szczepan był wybrany na diakona przez
Kościół, w niczym nie przeszkadzał mu głosić Słowa
Bożego, gdzie tylko nadarzyła się sposobność. Widzimy więc
doskonałą wolność, jaka panowała w pierwotnym Kościele.
Cały zbór, uznając zdolności jakiegoś członka, mógł zwrócić
się do niego z prośbą o oddanie pewnych usług. Ale taka
prośba i zgoda na nią nie były wcale niewolą – pod żadnym
względem nie powstrzymywały takiego sługi od użycia swoich
talentów w jakikolwiek inny sposób, zależnie od okoliczności.
Szczepan, będąc diakonem, wiernie usługując przy stołach czy np.
załatwiając finansowe sprawy dla zboru, był błogosławiony przez
Pana i otrzymał sposobność użycia swej gorliwości
i talentów w bardziej publiczny sposób, przez głoszenie
Ewangelii. Jego historia dostarcza dowodu, że Pan uznał go za
starszego w Kościele, zanim jeszcze bracia rozpoznali jego
zdolności. Niewątpliwie, gdyby żył dłużej, bracia również
z czasem spostrzegliby jego kwalifikacje na starszego,
umiejącego przedstawiać Prawdę i za takiego by go uznali.
Chcemy
tu jednak podkreślić fakt zupełnej wolności każdej jednostki
odnośnie użytkowania w miarę możliwości swoich talentów
jako ewangelista, zarówno poprzez bezpośrednie mianowanie zboru
[ekklesia] Nowego Stworzenia, jak i bez takiego mianowania.
(Szczepan jednak nie byłby upoważniony do nauczania w Kościele
bez <str. 255> wybrania przez Kościół do tej służby.) Ta
absolutna wolność indywidualnego sumienia i talentów, przy
równoczesnym braku jakiegokolwiek skrępowania lub ograniczającego
autorytetu, jest znamienną cechą wczesnego Kościoła, którą
powinniśmy naśladować zarówno w duchu, jak i w czynie.
Kościół potrzebuje starszych zdolnych do nauczania i ewangelistów
do głoszenia, jak też potrzebuje diakonów do służby w innym
zakresie, np. pomocników w czasie zgromadzeń, skarbników itd.
Diakoni są sługami Bożymi i sługami Kościoła i odpowiednio
do tego są szanowani. Starsi są sługami, chociaż ich usługa
uznana jest za usługę wyższego rzędu – za służbę słowem
i nauką.
Nauczyciele
w Kościele
Jak
już wiemy, „sposobność ku nauczaniu” jest konieczną
kwalifikacją na stanowisko, czyli służbę, starszego w Kościele.
Można mnożyć cytaty z Pisma Świętego dla wykazania, że św.
Paweł uważał siebie nie tylko za apostoła, starszego i sługę,
lecz także za nauczyciela, mówiącego „nie tymi słowy, których
ludzka mądrość naucza, ale których Duch Święty naucza”
(1 Kor. 2:13). Nie był on nauczycielem języków lub
matematyki, astronomii czy innych nauk, z wyjątkiem tej jednej
wielkiej nauki, z którą wiąże się Ewangelia Pańska, czyli
radosna nowina. To wynika z przytoczonych powyżej słów
Apostoła; i dobrze by było, gdyby cały lud Pański zawsze
o tym pamiętał. I nie tylko ci, którzy uczą i głoszą,
lecz także i ci, którzy ich słuchają, mają uważać, by
głoszona była nie ludzka mądrość, ale Boska. Dlatego Apostoł
napomina Tymoteusza: „Każ Słowo Boże” (2 Tym. 4:2), „To
przykazuj i tego nauczaj” (1 Tym. 4:11), „Tego nauczaj
i do tego upominaj” (1 Tym. 6:2). Idąc dalej, Apostoł
wskazuje, że tak cały Kościół, jak i starsi, powinni
uważać, aby nauczyciele fałszywych doktryn, nauczyciele filozofii
i „błędnej rzekomej nauki” [1 Tym. 6:20] nie byli
uznani za nauczycieli w Kościele. Apostoł zaleca: „Jeśli
kto inaczej uczy, (...) odstąpcie od takiego” – nie popierajcie
tego, <str. 256> co stanowi inną Ewangelię niż ta, którą
otrzymaliście, a która była wam „zwiastowana przez tych,
którzy wam kazali Ewangelię przez Ducha Świętego z nieba
zesłanego” [1 Piotra 1:12]. 1 Tym. 6:3 5; Gal. 1:8
Jednak
są tacy, którzy mają kompetencje nauczyciela i zdolni są
wyjaśniać innym plan Boski prywatnie, chociaż nie mają zdolności
do przemawiania publicznego, do krasomówstwa, do „prorokowania”.
Ci, którzy prywatnie służą Panu i Jego sprawie, nie powinni
być zniechęcani, a wręcz przeciwnie – zachęcani do tego,
by przy każdej sposobności służyć tym, którzy mają uszy ku
słuchaniu, i opowiadać cnoty naszego Pana i Króla.
Ponadto musimy rozpoznać różnicę pomiędzy „nauczaniem”
a „głoszeniem” (Dzieje Ap. 15:35). Głoszenie jest
publicznym wykładaniem, podczas gdy nauczanie może przynieść
lepsze rezultaty w bardziej prywatnych warunkach – w kołach
biblijnych lub w prywatnej rozmowie. Najzdolniejsi kaznodzieje,
mówcy publiczni, czyli „prorocy”, przekonali się nieraz, że
ich publiczna praca najlepiej owocuje wtedy, gdy zamiast publicznych
wykładów dodaje się do niej bardziej prywatne wyjaśnianie
głębokich rzeczy Bożych w mniejszej grupie.
Dar
ewangelisty, czyli umiejętność poruszania ludzkich serc i umysłów
do badania Prawdy, jest szczególnym darem, który nie wszyscy
posiedli – zarówno dzisiaj, jak i za czasów wczesnego
Kościoła. Co więcej, zmienione warunki nadały nieco inny
charakter tej pracy, tak że obecnie, dzięki ogólnemu wykształceniu
pracę ewangeliczną można w znacznej mierze wykonywać słowem
drukowanym. W obecnym czasie wiele osób zajmuje się tego
rodzaju pracą – rozdając ludziom broszury, egzemplarze czasopisma
The Watch Tower [„Strażnica”] i rozprowadzając serię
Wykładów Pisma Świętego. Fakt, że ci ewangeliści pracują
w sposób dostosowany do dzisiejszych czasów, a nie tak
jak w przeszłości, nie może być powodem zarzutów, podobnie
jak i to, że ewangeliści podróżują teraz kolejami parowymi
i elektrycznymi, zamiast jak dawniej chodzić pieszo lub jeździć
na wielbłądzie. Ewangelizacji dokonuje się przez przedstawienie
Prawdy – Boskiego planu <str. 257> wieków – Słowa Bożego
– „zwiastowanie wielkiej radości”. Według naszego przekonania
żadna inna praca ewangelizacyjna nie przynosi dziś wspanialszych
rezultatów niż właśnie ta. Wielu jest też takich, którzy mają
talent i zdolności do zajęcia się tą służbą, podczas gdy
nie są przygotowani do zaangażowania się w inne dziedziny
pracy. Wielu żeńców jeszcze nie poszło do „winnicy”. Trwamy
za nimi w modlitwie, żeby Pan żniwa posłał ich i dał
im dostrzec przywileje i możliwości zaangażowania się w tę
działalność ewangelizacyjną.
Kiedy
Filip ewangelista uczynił, co mógł, dla ludu w Samarii,
zostali tam posłani Piotr i Jan (Dzieje Ap. 8:14). Tak i nasi
ewangeliści-kolporterzy, poruszywszy czyste umysły swoich
słuchaczy, zapoznają ich z Wykładami Pisma Świętego oraz
z Watch Tower jako nauczycielami, od których następnie mogą
się oni uczyć drogi Pańskiej. I podobnie jak Piotr, Paweł,
Jakub oraz Jan, będąc posłańcami i przedstawicielami Pana,
pisali listy do domowników wiary i w ten sposób
doglądali, pouczali i zachęcali trzodę Pańską, tak też
obecnie literatura poświęcona Prawdzie (The Watch Tower) regularnie
odwiedza przyjaciół, osobiście i zbiorowo – starając się
utwierdzić ich w wierze, ukształtować i wzmocnić ich
charakter według wzoru ustanowionego przez Pana i Jego
apostołów.
Zdolność
do nauczania powinna być powszechna
Apostoł
napisał do pewnych braci: „Albowiem mając być nauczycielami
względem czasu [jaki już jesteście w Prawdzie] zasię
potrzebujecie [z powodu braku gorliwości dla Pana i z powodu
ducha światowości], aby was uczono, które są pierwsze początki
mów Bożych” – Hebr. 5:12. Oznacza to, że przynajmniej
w ogólnym pojęciu cały Kościół, całe Kapłaństwo,
członkowie Nowego Stworzenia powinni posiąść umiejętność
w Słowie Ojcowskim, stosownie do zalecenia: „Bądźcie zawsze
gotowi ku daniu odpowiedzi każdemu <str. 258> domagającemu
się od was rachunku o tej nadziei, która w was jest,
z cichością i bojaźnią” – 1 Piotra 3:15.
Widzimy więc, że w świetle Pisma Świętego nauczanie nie
jest ograniczone tylko do klasy kleru, bowiem każdy członek Nowego
Stworzenia jest członkiem Królewskiego Kapłaństwa, „pomazanym
do nauczania” i przez to w pełni upoważnionym do
głoszenia radosnej nowiny tym, którzy mają uszy ku słuchaniu –
każdy stosownie do swych umiejętności przedstawienia jej w sposób
wierny i zrozumiały. Ale tu spotykamy się ze szczególnym
oświadczeniem innego apostoła:
„Niechaj
was niewielu będzie nauczycielami, bracia” – Jak. 3:1 –
Co
ma to oznaczać? Apostoł odpowiada sam: „Wiedząc, że cięższy
sąd odniesiemy” – wiedząc, że w miarę zajmowania
wyższego stanowiska w Ciele Chrystusowym wzrasta zarówno nasza
odpowiedzialność, jak i pokusy. Apostoł nie mówi, że nikt
z nas nie powinien zostać nauczycielem, lecz chce raczej, aby
każdy, kto uważa, że posiada odpowiednie zdolności na
nauczyciela, pamiętał o odpowiedzialności w wypadku
podejmowania się przedstawiania Słowa Bożego w jakimkolwiek
zakresie – w trosce o pewność, że żadne wypowiedziane
słowo nie przedstawia Boskiego charakteru i planu w złym
świetle, zniesławiając Boga i czyniąc krzywdę tym, którzy
słuchają.
Dobrze
by było, gdyby wszyscy w Kościele uznali tę radę, tę
mądrość z góry, i się do niej zastosowali. Być może
byłoby o wiele mniej nauczania, niż się obecnie słyszy, ale
nauczyciele i nauczani mieliby nie tylko więcej poszanowania
dla Pana i dla Prawdy – Jego Słowa, lecz także byliby
w większym stopniu wolni od wprowadzających zamieszanie
błędów. Na tej zasadzie słowa naszego Mistrza sugerują, że będą
tacy, którzy otrzymają udział w Królestwie, lecz ponieważ
ich nauczanie nie było w zupełnej zgodzie z Boskim
planem, ich miejsce w Królestwie będzie niższe, niż gdyby
szczerze przykładali większą uwagę do wyłącznego nauczania
Bożego posłannictwa. Słowa Pana brzmią: „Kto by tedy rozwiązał
jedno z tych przykazań najmniejszych i uczyłby tak ludzi,
najmniejszym będzie nazwany w królestwie niebieskim” –
Mat. 5:19. <str. 259>
„Nie
potrzebujecie, aby was kto uczył”
„Pomazanie,
któreście wy wzięli od niego, zostaje w was, a nie
potrzebujecie, aby was kto uczył; ale jako to pomazanie uczy was
o wszystkim, a jest prawdziwe i nie jest kłamstwem,
a jako was nauczyło, tak i w nim zostaniecie. Ale wy
macie pomazanie od onego świętego i wiecie wszystko” –
1 Jana 2:27,20.
Wobec
licznych wyjątków Pisma Świętego zachęcających Kościół do
uczenia się, do wzrastania w łasce i znajomości, do
wzajemnego budowania się w najświętszej wierze oraz
zapewniających nas, że Pan wzbudzi apostołów, proroków,
ewangelistów i nauczycieli, to oświadczenie Apostoła wydaje
się bardzo dziwne, dopóki się go właściwie nie zrozumie. Zdanie
to było kamieniem obrażenia dla wielu, chociaż możemy mieć
pewność, że Pan nie dopuścił, aby ci, których serca szczerze
zwracały się ku Niemu, doznali wskutek tego obrażenia. Ale
wydźwięk całego Pisma Świętego, które rozważamy, „przykazanie
za przykazaniem, przepis za przepisem”, w połączeniu
z doświadczeniami życiowymi, przekona każdego skromnego
i pokornego człowieka, że coś błędnego musiało się
zakraść przy tłumaczeniu tego zdania; albo też że pojęcia
oparte na tym wyjątku są zupełnie niewłaściwe. Ci, którzy się
potykają, są przewrażliwieni pod względem wszystkiego, co dotyczy
ich osoby i dlatego pragnęliby oni, aby Pan obchodził się
z nimi indywidualnie i inaczej niż z resztą Nowego
Stworzenia. To jednak sprzeciwia się całkowicie ogólnej nauce
Pisma Świętego, że Ciało jest jedno i ma wiele członków
połączonych w jedno, i że tylko przez współpracę
z innymi członkami i dzięki niej dostarczany pokarm jest
przekazywany każdemu członkowi Ciała w celu wzmocnienia go
i odżywienia. Widać więc, że Pan zamierzył uczynić swój
lud wzajemnie zależnym od siebie, aby nie nastąpiło rozerwanie,
i że właśnie w tym celu napomina nas przez Apostoła,
abyśmy nie zaniedbywali wspólnych zgromadzeń, pamiętając, że
Pan specjalnie upodobał sobie spotykanie się ze zborem [ekklesia],
z Ciałem, na każdym miejscu, gdy jest choćby „dwóch lub
trzech zgromadzonych” w Jego imieniu.
Badając
ten tekst zauważamy, że Apostoł występuje przeciwko <str. 260>
błędowi, jaki panował za jego dni. Był to poważny błąd, który
w imię Prawdy i chrześcijaństwa, w imię uczniostwa
Pańskiego, praktycznie unieważniał całe objawienie. Apostoł
powiada, że ten błędny system nie jest częścią prawdziwego
Kościoła ani jego doktryn, lecz przeciwnie, należy do Antychrysta,
czyli sprzeciwia się Chrystusowi, chociaż przybiera Jego imię
i tym sposobem żegluje pod fałszywą banderą. Powiada o nich,
że „z nas wyszli, ale nie byli z nas [albo nigdy nie
byli prawdziwymi chrześcijanami, albo przestali nimi być]; albowiem
gdyby byli z nas, zostaliby byli z nami”. Apostoł
wskazuje na ich błąd, polegający na twierdzeniu, jakoby proroctwa
o Mesjaszu były figuralne i nigdy nie miały się wypełnić
na poziomie ludzkim. Apostoł nazwał takie nauczanie kompletnym
zaprzeczeniem stwierdzenia Ewangelii, która mówi, że Syn Boży
stał się ciałem, został pomazany przy swoim chrzcie przez ducha
świętego jako Mesjasz i nas odkupił.
Myślą
Apostoła jest to, że wszyscy, którzy w ogóle stają się
chrześcijanami i do pewnego stopnia rozumieją Boski plan,
muszą najpierw uznać fakt, że tak oni sami, jak i wszyscy
inni byli grzesznikami i potrzebowali Odkupiciela; następnie
muszą uznać, że Jezus, Pomazaniec, odkupił ich przez złożenie
ofiary ze swego życia. Apostoł oznajmia następnie, że nie trzeba,
aby ktoś uczył ich tej podstawowej prawdy. Nie mogliby oni w ogóle
być chrześcijanami, nie znając tych podstaw chrześcijańskiej
religii – że Chrystus umarł za ich grzechy według Pism i wstał
z martwych dla ich usprawiedliwienia – jak też, że nasze
usprawiedliwienie i wynikające z niego uświęcenie oraz
nadzieja chwały zależne są w zupełności od faktu i wartości
Chrystusowej ofiary złożonej na ich korzyść. Apostoł wskazuje,
że chociaż można było ufać i wierzyć w Ojca, nie
wierząc w Syna, zanim jeszcze Syn się objawił, to jednak
ktokolwiek teraz zapiera się Syna Bożego, ten tym samym zapiera się
i Ojca. A nikt nie może wyznać Syna Bożego bez
równoczesnego wyznania Ojca i planu Ojcowskiego, którego On
jest punktem centralnym i wykonawcą.
Możemy
więc i dzisiaj dokładnie zrozumieć myśl Apostoła:
ktokolwiek został spłodzony z <str. 261> ducha świętego,
musiał najpierw uwierzyć w Pana Jezusa – że Jezus był
jednorodzonym u Ojca, że objawił się w ciele, że był
świętym, niewinnym i odłączonym od grzeszników, że oddał
siebie samego na okup za nas i że ta ofiara została przyjęta
przez Ojca oraz poświadczona Jego zmartwychwstaniem na znak, że
jest On chwalebnym Królem i Wybawicielem. Bez tej wiary nikt
nie może otrzymać ducha świętego, czyli pomazania. Wynika z tego,
że kto został pomazany, ten nie potrzebuje, aby go ktoś nauczał
dalej, tracąc czas na dyskusje o podstawowych zagadnieniach:
czy Jezus był Synem Bożym, czy też nie; czy był Odkupicielem, czy
nie; czy był On pomazanym Mesjaszem, który ma w słusznym
według Boga czasie wypełnić kosztowne obietnice Pisma Świętego.
Jeśli będzie w nas trwało to samo pomazanie, które
otrzymaliśmy, upewni nas ono o prawdziwości tych rzeczy.
„A jako was nauczyło, tak w nim zostaniecie.” Kto nie
pozostaje w Nim – w Winnym Krzewie, ten jako odcięta
gałązka z pewnością uschnie; ale kto pozostaje w Nim,
ten pozostaje i w Jego duchu i nie może się Go
zaprzeć.
„Ale
wy macie pomazanie od onego świętego i wiecie wszystko.”
W ciągu Wieku Żydowskiego duch święty był wyobrażony przez
święty olej namaszczenia, który wylany na głowę najwyższego
kapłana, ściekał po całym ciele. Ktokolwiek więc należy do
Ciała Chrystusowego, ten jest pod pomazaniem, pod wpływem ducha,
a gdziekolwiek jest duch Pański, tam namaszcza on, wygładza
i oliwi. Jego dążeniem jest zachowanie pokoju ze wszystkimi
ludźmi, o ile to tylko możliwe i o ile pozwala na to
wierność sprawiedliwości. Duch ten sprzeciwia się starciom –
gniewowi, złości, nienawiści i kłótni. Ci, którzy znajdują
się pod wpływem tego ducha, chętnie uczą się u Pana,
a będąc dalekimi od spierania się z Jego planem
i objawieniem, szybko dochodzą z nimi do pełnej harmonii
i otrzymują obiecane naoliwienie – namaszczenie, gładkość,
pokój, radość i świętość umysłu.
Ci,
którzy otrzymali ducha Pańskiego w takim znaczeniu tego słowa,
ducha niosącego w serca pokój, radość i zgodę, wiedzą,
że otrzymali go na skutek Pańskiego działania w ich życiu,
a otrzymali to wszystko, <str. 262> bowiem uwierzyli
w Pana Jezusa i przyjęli Go jako Pomazańca. To pomazanie
jest więc dowodem nie tylko dla nich samych, lecz również
w znacznej mierze i dla innych, że są oni członkami
Ciała Chrystusowego. Natomiast, jeśli komuś brak tego pokoju
i radości, a jego serce napełnione jest złością, walką
i nienawiścią oraz kłótnią, sprzeczkami i sporami, na
pewno brak mu dowodów tego pomazania, tego namaszczenia i tej
gładkości, jakie towarzyszą duchowi Pańskiemu. Prawdą jest, że
nie wszyscy jesteśmy tacy sami, więc ta gładkość charakteru
w zewnętrznych sprawach życia u jednych nie ujawnia się
tak szybko jak u innych. Ale już na początku chrześcijańskiej
drogi należy doszukiwać się tej gładkości serca jako oznaki, że
„jesteśmy z Jezusem”, że uczymy się od Niego
i otrzymaliśmy Jego ducha; a wkrótce potem i inni
powinni dostrzec tego ducha w naszym codziennym życiu.
Widzimy
więc, że żaden werset Pisma Świętego nie sprzeciwia się ogólnej
wymowie Słowa Pańskiego odnośnie potrzeby nauczycieli i uczenia
się o Panu za ich pośrednictwem. Nie znaczy to, że uważamy,
iż Bóg jest zależny od nauczycieli i że nie mógłby
pouczać, budować i zachęcać członków Nowego Stworzenia za
pomocą innych środków i sposobów; ale dlatego, że Słowo
Boże oświadcza, iż taki właśnie jest Jego środek i sposób
działania, Jego metoda pouczania i budowania Kościoła, Ciała
Chrystusowego – aby nie było w nim rozerwania i aby
każdy członek nauczył się współczucia, współpracy
i wspierania każdego innego członka.
Rozważyliśmy
już fakt, że tych nauczycieli nie należy uważać za nieomylnych,
lecz że ich słowa mają być ważone i mierzone według
Boskich norm – na podstawie słów naszego Pana, apostołów oraz
świętych proroków z przeszłych dyspensacji, którzy mówili
i pisali pod natchnieniem ducha świętego w celu
napomnienia nas, na których przyszedł koniec wieku. A teraz
zwróćmy uwagę na oświadczenie Apostoła: „A ten, którego
się naucza Słowa Bożego, niechaj się dzieli wszelkim dobrem
z tym, który naucza” – Gal. 6:6 (NB). <str. 263>
„Ten,
którego się naucza” i „ten, który naucza”
Werset
ten, pozostając w zgodzie ze wszystkimi innymi, dowodzi, że
Bóg tak to zaplanował, aby nauczać swój lud poprzez wzajemne
uczenie się jeden od drugiego. Nawet najskromniejszy z Jego
stadka ma myśleć sam za siebie i w ten sposób osobiście
rozwijać zarówno swą wiarę, jak i charakter. Niestety, owa
tak ważna sprawa jest powszechnie zaniedbywana przez tych, którzy
wzywają imienia Chrystusowego! Powyższy werset rozróżnia
nauczycieli i uczniów; uczniowie jednak mają mieć wolność
przekazywania i oznajmiania swoim nauczycielom wszelkich
zagadnień, jakie zauważają i jakie zdają się mieć związek
z omawianym tematem. A mają to czynić nie tak, jakby sami
chcieli być nauczycielami, lecz tak, jak inteligentny student zwraca
się do starszego brata, też studenta. Uczniowie nie mają być
maszynami ani obawiać się porozumiewania; przez zadawanie pytań
i zwracanie uwagi na to, co im się wydaje złym, a co
dobrym zastosowaniem Pisma Świętego, biorą oni udział w pracy
mającej na celu utrzymywanie Ciała Chrystusa i Jego nauk
w czystości. Tak więc mają oni być krytykami. Zamiast być
zniechęcani do takiego postępowania, zamiast słyszeć, że nie
wolno im krytykować nauczyciela czy kwestionować jego wyjaśnień,
są oni ponaglani do dialogu, do krytyki.
Nie
powinniśmy jednak sądzić, że życzeniem Pana jest wzniecanie
ducha nadmiernej krytyki albo utrzymywanie kłótliwego
i obwiniającego usposobienia. Taki duch jest zupełnie
przeciwny duchowi świętemu, a w dodatku jest bardzo
niebezpieczny; kiedy bowiem ktoś w duchu dysputy wysuwa
hipotezy i przypuszczenia, w których prawdziwość sam nie
wierzy, a robi to tylko po to, aby zmylić swego przeciwnika,
dla samej „dyskusji” itp., ten z pewnością poniesie szkodę
i prawdopodobnie zaszkodzi takim postępowaniem innym.
Zasadniczą rzeczą jest uczciwy stosunek do prawdy, jeśli ktoś
chce w niej wzrastać: sprzeciwianie się temu, co uważa się
za prawdę lub choćby tylko chwilowe popieranie czegoś, co się
uznaje za błąd, czyniąc to „dla zabawy” lub z jakiegoś
innego powodu, na pewno będzie obraźliwe dla Pana i sprowadzi
jakąś sprawiedliwą odpłatę. Niestety wielu ludzi, chcąc
„sprawdzić, co można powiedzieć” przeciwko stanowisku, które
uważali za prawdę, popadło w <str. 264> sidła, zostało
całkowicie omamionych i zaślepionych, ponieważ udali się
taką drogą. Prawda jest po Panu najdroższą rzeczą na świecie!
Nie należy więc z nią igrać ani się nią bawić; jeśli
ktoś zlekceważy tę zasadę, ten sam poniesie szkodę z tego
powodu (zob. 2 Tes. 2:10 11).
Należy
wspomnieć, że słowo „dzieli się” ma szerokie znaczenie
i zawiera w sobie nie tylko przekazywanie myśli, odczuć
itd., ale i to, że ten, którego się naucza i kto
otrzymuje korzyści duchowe, powinien z ochotą przyczyniać się
w jakiś sposób do wspierania tych, którzy uczą, poprzez
dzielenie się z Panem, Prawdą i braćmi owocami swojej
pracy i talentów. Na tym zasadza się święte usposobienie
Nowego Stworzenia. Na początku doświadczeń chrześcijańskich
każdy uczy się znaczenia słów Mistrza: „Szczęśliwsza jest
rzecz dawać, niżeli brać”; dlatego wszyscy, którzy mają tego
ducha, chętnie poświęcają swe ziemskie rzeczy na służbę
Prawdzie, a czynią to w miarę jak ich dobre i szczere
serca otrzymują duchowe błogosławieństwa. Nad zagadnieniem,
w jaki sposób mamy dawać i jak używać do tego mądrości,
zastanowimy się później, w innym rozdziale.
Zadania
kobiety w Kościele
Zagadnienie
to można by wprawdzie lepiej rozważyć dopiero po przeanalizowaniu
ogólnego stosunku mężczyzny i kobiety w Boskim porządku,
ale niezaprzeczalnie istnieją ważkie powody, dla których dobrze
będzie przedstawić tę sprawę teraz, natomiast inne pokrewne
poglądy, podane później, będą, jak sądzimy, zgodne z tym,
co tutaj przedstawimy.
Nic
nie jest pewniejsze od faktu, że płeć nie jest istotna dla Pana
w Jego dziele wyboru zgromadzenia [ekklesia] Nowego Stworzenia.
Tak mężczyźni, jak i kobiety ochrzczeni są na znak
członkostwa w „jednym Ciele”, którego Głową jest Jezus.
Obie płcie kwalifikują się zatem do udziału w „pierwszym
zmartwychwstaniu” i w jego chwale, czci
i nieśmiertelności pod ogólnym warunkiem: „Jeśli z nim
cierpimy, z nim też królować będziemy”. Nasz Pan
i apostołowie odnosili się zarówno do mężczyzn, jak i do
kobiet z uznaniem <str. 265> i sympatią. Wobec tego
należy rozumieć, że wszelkie ograniczenia dotyczące płci
żeńskiej w związku z rodzajem i zakresem służby
dla Ewangelii obowiązują jedynie w obecnym czasie – w ciele,
oraz że nie można ich uzasadniać założeniem, jakoby mężczyźni
byli preferowani przez Boga. Postaramy się wykazać, że różnice
czynione pomiędzy płciami mają swe podłoże w symbolice
biblijnej, ponieważ mężczyzna symbolizuje Jezusa Chrystusa, Głowę
Kościoła, podczas gdy kobieta symbolizuje Kościół, Oblubienicę,
podległą naznaczonej od Boga Głowie.
Miłość
naszego Pana dla Jego matki oraz dla Marty i Marii, jak też
innych godnych uznania kobiet, „które mu służyły z majętności
swoich”, jest bardzo widoczna nawet bez tego wyraźnego
stwierdzenia, że je „miłował” (Jan 11:5); a jednak kiedy
wybierał swoich dwunastu apostołów, a następnie
„siedemdziesięciu” uczniów, to nie włączył między nich
żadnej z tych kobiet. Nie należy przypuszczać, że było to
przeoczenie lub że przeoczeniem było pominięcie kobiet należących
do pokolenia Lewiego w usłudze publicznej przez przeszło
szesnaście poprzedzających stuleci. Nie możemy także wyjaśnić
tego założeniem, że kobiety z kręgu przyjaciół naszego
Pana nie były dostatecznie wykształcone, aby można je było użyć
do tej służby, albowiem o wybranych jest napisane, że łatwo
można było poznać, iż są „nieuczeni i prości”. Musimy
zatem przyjąć, że było Boskim zamiarem, aby spomiędzy
„braterstwa” tylko mężczyźni wybierani byli do specjalnej
publicznej usługi jako ambasadorzy Ewangelii. Zauważmy też przy
tej okazji, że to rozporządzenie Boskie jest odwrotne do metody
wielkiego Przeciwnika, który choć jest gotowy używać obydwu płci
za swoje narzędzia, to jednak zawsze uznawał kobietę za swego
najskuteczniejszego przedstawiciela.
Pierwsza
kobieta była pierwszym ambasadorem Szatana – i to skutecznym
– gdyż wprowadziła w błąd pierwszego mężczyznę
i pociągnęła cały rodzaj ludzki w grzech i śmierć.
Czarownice w dawnych czasach i media spirytystyczne oraz
wyznawczynie Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki czasów obecnych
stanowią zgodne dowody, że Szatan dla propagowania swoich treści
często wykorzystuje kobiety, podczas gdy Bóg posługuje się
mężczyznami. Co więcej, Boski program <str. 266> przeciwny
jest naturalnej skłonności mężczyzn do specjalnego wyróżniania
niewiast w sprawach religijnych, do przypisywania płci żeńskiej
wyższego stopnia czystości, uduchowienia i społeczności
z Bogiem. Ta skłonność widoczna jest w zapisach tak
przeszłych, jak i obecnych, można ją wykazać w mitologii
na przykładzie egipskiej bogini Izis, w asyryjskiej bogini
Astarte, w greckiej Dianie, Junonie, Wenus i Bellonie oraz
w kulcie maryjnym, który przez szereg stuleci, aż po dzień
dzisiejszy zdominował dwie trzecie wszystkich, którzy wzywają
imienia Chrystusowego – pomimo wyraźnego naznaczenia mężczyzny
na przedstawiciela i rzecznika Pana w Jego Kościele.
Oprócz
tego symbolicznego znaczenia Słowo Pańskie nie mówi nam o innych
powodach czynienia różnic ze względu na płeć, dlatego nasze
przypuszczenia w tej sprawie niekoniecznie muszą być słuszne.
Sądzimy jednak, że pewne właściwości serca i umysłu,
jakimi cechują się najszlachetniejsze kobiety, czynią je
nieodpowiednimi do publicznych usług religijnych. Na przykład,
kobieta jest z natury obdarzona dobrymi pragnieniami zadowalania
innych i zyskiwania aprobaty i pochwały. Ta cecha jest
nieocenionym błogosławieństwem w domu, gdyż sprzyja
przyrządzaniu rozlicznych przysmaków oraz przystrajaniu mieszkania
w tak atrakcyjny sposób, że wygląda ono inaczej niż
mieszkanie starej panny czy starego kawalera. Prawdziwa żona
z zadowoleniem podejmuje wysiłki w celu zadowolenia swej
rodziny i cieszy się bardzo, kiedy wszyscy okazują uznanie za
jej starania – za gotowanie itd. Nigdy nie powinna być tych
pochwał pozbawiona, gdyż z pewnością się jej należą,
pragnie ich jej serce i są niezbędne dla jej zdrowia
i rozwoju.
Lecz
jeśli kobietę wyrwie się z jej środowiska – tak wielkiego
i ważnego, że poeta słusznie powiedział: „Ręka, która
porusza kołyskę, rządzi światem” – jeśli postawi się ją
przed publicznością jako mówczynię, nauczycielkę czy pisarkę,
znajdzie się wówczas w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Bowiem
pewne właściwości jej płci (z których jedną wymieniliśmy
powyżej), a które czynią z niej prawdziwą kobietę,
atrakcyjną dla prawdziwych mężczyzn, sprawią, że
w nienaturalnych warunkach jej kobiecość dozna uszczerbku
i zacznie się ona zachowywać po męsku. Natura wyznaczyła
granice <str. 267> i zakresy płci nie tylko względem
kształtów fizycznych i porostu włosów, lecz także względem
cech serca i umysłu, tak je wzajemnie dostosowując, że
zakłócanie czy nieuznawanie tych zasad na pewno przyniesie w końcu
szkodę, bez względu na tymczasowe pozorne korzyści.
Chęć
przypodobania się – którą natura tak obficie obdarowała
niewiastę – jest, gdy ją właściwie wykorzystać, bardzo
pożyteczna dla niej samej, dla domu i rodziny. Ale może się
stać dla niej sidłem, jeżeli zostanie zastosowana względem
publiczności – gdy chodzić będzie o uznanie Kościoła albo
świata. Chęć zabłyśnięcia – okazania się mądrzejszym lub
zdolniejszym od innych – jest niebezpieczeństwem, które dotyka
wszystkich stojących przed oczyma publiczności; chęć ta
niewątpliwie stała się przyczyną upadku wielu mężczyzn, którzy
zaczęli się chlubić i popadli w sidła Przeciwnika. Ale
już sama kobiecość niewiasty sprawia, że jest ona szczególnie
podatna na potknięcie się z powodu chęci błyszczenia, co
może także spowodować potknięcie się innych. Gdy bowiem taka
osoba zejdzie z drogi, otrzyma z pewnością od Przeciwnika
nieprawdziwy olej, którego fałszywe światło może sprowadzić
wielu z drogi Pańskiej. Stąd ostrzeżenie Apostoła: „Niechaj
was niewiele będzie nauczycielami, bracia moi! Wiedząc, że mąż
[który jest nauczycielem] odniesie sroższe doświadczenia” (Jak.
3:1) – dałoby się jeszcze lepiej zastosować w odniesieniu
do sióstr. Niebezpieczeństwo było dla nich rzeczywiście tak
wielkie, że żadna nie została mianowana nauczycielem i dlatego
Apostoł pisze: „Bo niewieście nie pozwalam uczyć ani władzy
mieć nad mężem, ale aby była w milczeniu” – 1 Tym.
2:11 12.
To
stanowcze i wyraźne oświadczenie nie znaczy jednakże, że
siostry spośród Nowego Stworzenia nie mogą nigdy udzielić
błogosławieństwa przez opowiadanie „kosztownej wieści”. Ten
sam Apostoł odnosi się z wielkim szacunkiem do szlachetnych
kobiet jemu współczesnych, które były pomocnicami w służbie.
Na przykład mówi o Pryscylii oraz o jej małżonku jako
o „pomocnikach” czy „współpracownikach” (Rzym. 16:3).
To oznacza trochę więcej niż tylko przyjmowanie Apostoła w ich
domu; znaczy to, że małżonkowie ci brali udział w jego
pracy, czyli nie tylko w budowaniu namiotów, lecz zwłaszcza
w jego głównej pracy – jako sługi <str. 268>
Ewangelii. Dalej (Rzym. 16:6) określa on usługiwanie Marii w inny
sposób, mówiąc: „Maria wiele pracowała dla nas”. Widocznie
nie była ona współpracowniczką. Jej usługi oddawane Apostołowi,
za które też jej dziękuje, były natury osobistej – być może
takie jak np. pranie czy szycie. Zaś usługi Pryscylii wzmiankowane
są w ten sam sposób jak usługi Urbana (w. 9). A ponieważ
imię Akwili wymienione jest po imieniu jego żony, możemy logicznie
wnioskować, że usługiwanie Pryscylii jako „pomocnika” było
bardziej skuteczne niż jej męża. Tryfena i Tryfosa są innymi
siostrami, których „praca w Panu” została zaszczytnie
podkreślona (w. 12).
Wszelkie
tłumaczenie słów Apostoła, które zmierzałoby do nieuznawania
sposobności sióstr do „pracy w Panu” należy uważać za
wyraźnie błędne. Tylko w zgromadzeniach Kościoła (dwóch,
trzech lub większej liczby osób), mających na celu wielbienie
i chwalenie Pana oraz wzajemne budowanie, siostry mają zajmować
miejsce podporządkowane i nie starać się o stanowisko
przewodników i nauczycieli. Starając się bowiem o takie
stanowiska, niewiasty przywłaszczałyby sobie władzę nad
mężczyzną, na którego – tak z natury, jak i przez
nakaz – Pan włożył odpowiedzialność za zadania przywódcze,
niewątpliwie z rozsądnych powodów, bez względu na to, czy
możemy się z nimi zgodzić, czy nie.
Ograniczenia
te, wypowiedziane przez Apostoła, odnoszą się widocznie do takich
zebrań, jakie wspomniane są w 1 Liście do Koryntian, rozdział
14. W zebraniach tych uczestniczyły i siostry, które na
pewno miały udział we wszystkich wynikających z nich
błogosławieństwach – uczestnicząc w śpiewach, hymnach,
pieśniach duchowych i modlitwach, które były wypowiadane
przez wszystkich. Apostoł pragnął wskazać na konieczność
porządku na zebraniach, aby wszyscy mogli osiągnąć przez to
większe korzyści. Nalega więc, aby w jednym czasie przemawiał
lub prorokował tylko jeden mówca i aby inni go słuchali oraz
aby na jednym zebraniu nie przemawiało więcej niż dwóch lub
trzech mówców, żeby nie doprowadzać do zbyt wielkiej
różnorodności opinii podczas jednego spotkania. Milczeć miał
również każdy, kto mówił nieznanym językiem, chyba że ktoś
z obecnych potrafiłby przetłumaczyć jego słowa.
Kobiety
miały nie przemawiać na takich zebraniach, chociaż poza zebraniami
lub w domu mogły „zapytać <str. 269> swoich mężów”
lub bardziej poprawnie – swoich mężczyzn. Mogły podawać swoje
poglądy lub pytania poprzez tych braci (mężczyzn), z którymi
były w zażyłych stosunkach – a więc przez mężów,
o ile to możliwe, lub przez braci, z którymi rozmawiały
powracając do domu po zebraniach itd. Słowo dom w tym tekście
ma znaczenie rodziny, czyli zażyłości. Zawarta jest tu następująca
myśl: niech niewiasty zadają swe pytania mężczyznom lub poprzez
mężczyzn, których bliżej znają. Apostoł mówi następnie:
„Albowiem nie pozwolono im, aby mówiły, ale aby poddanymi były,
jako i zakon mówi” – 1 Kor. 14:34 36.
Widocznie
ktoś w Kościele korynckim popierał kwestię „równouprawnienia
kobiet”, twierdząc, że w Kościele uprawnienia kobiet
i mężczyzn niczym się nie różnią. Ale Apostoł nie tylko
zaprzecza temu, lecz nawet gromi śmiałość ich przekonania, że
mogą wprowadzić zasady nieuznawane przez innych z ludu Bożego.
Słowa Apostoła brzmią: „Izali od was słowo [przesłanie] Boże
wyszło [i z was pochodzi]? Izali [skądinąd] tylko do was
przyszło? Jeśli kto zda się być prorokiem albo duchownym, niech
uzna, iż te rzeczy, które wam piszę, są Pańskim rozkazaniem”,
a nie jedynie moim osobistym przekonaniem lub wymysłem. Nie
wolno więc i nam, ani Koryntianom, kierować się własnymi
upodobaniami czy osądami, lecz mamy ugiąć się przed słowami
Apostoła jak przed Pańskim rozkazaniem. Jeśli zaś ktoś podaje
w wątpliwość ową radę Apostoła, to musi konsekwentnie
odrzucić i wszystko inne, co powiedział ten Apostoł.
Właściwe
będzie rozważenie w związku z tym słów Apostoła
mówiących o darach udzielonych przez Pana Kościołowi –
począwszy od Pięćdziesiątnicy. Stwierdza on: „I tenże dał
niektóre apostoły, a niektóre proroki, a drugie
ewangelisty, drugie też pasterze i nauczyciele; ku spojeniu
świętych, ku pracy w usługiwaniu, ku budowaniu ciała
Chrystusowego” – Efezj. 4:11 12. W greckim języku
o rodzaju słowa decyduje rodzajnik – męski, żeński lub
nijaki. Znaczy to, że powyższe wersety stanowią świetną podstawę
do decydowania, jak szczegółowo Pan przez ducha świętego
zarysował linię <str. 270> płci w odniesieniu do
aktywnych sług Jego Kościoła. Co zatem widzimy w powyższym
tekście, jaki rodzaj wskazany jest w języku greckim? Otóż
rodzajnik postawiony przed wyrazami: apostołowie, prorocy,
ewangeliści i pasterze to tous (liczba mnoga, biernik rodzaju
męskiego). Nie ma żadnego rodzajnika przed słowem nauczyciele,
które najwyraźniej oznacza tu albo „pomocników” (1 Kor.
12:28), albo jest ogólnym określeniem mężczyzn apostołów,
mężczyzn mówców, mężczyzn ewangelistów, mężczyzn pasterzy –
jako wszystkich nauczycieli.
Pozwalamy
sobie jednak zauważyć, że jeśli siostra zwraca uwagę
zgromadzenia na słowa Pana lub apostołów na jakikolwiek
dyskutowany temat bez wyrażania swoich własnych zapatrywań na daną
sprawę, to postępowania takiego nie można uważać za nauczanie
ani za uzurpowanie sobie władzy nad mężczyzną. Raczej przytacza
ona i odwołuje się do słów oraz nauk uznanych
i upoważnionych nauczycieli. Podobnie rzecz wygląda, gdy
siostra wzmiankuje albo czyta innym niniejszą książkę lub inne
wydane przez nas pozycje objaśniające Pismo Święte; nie ma
wówczas miejsca nauczanie przez nią samą, lecz przez cytowanego
autora. Widzimy więc, jak Pan nie tylko zatroszczył się o swoje
stadko, ale też jak dostatnio zabezpieczył wszystkie jego potrzeby.
Wszyscy
mogą słuchać Bożych rozkazów, ale na pewno nikt ich nie
zrozumie, jeśli nie uzmysłowi sobie, że w użyciu biblijnym
niewiasta jest symbolem Kościoła, a mężczyzna – symbolem
Pana, Głowy, czyli Mistrza Kościoła (zob. Efezj. 5:23; 1 Kor.
11:3). Tak jak Kościół nie powinien starać się uczyć Pana, tak
i niewiasta, symbolizując Kościół, nie może przyjmować
roli nauczyciela dla mężczyzny, który symbolizuje Pana. Mając to
na myśli, żadna siostra nie musi czuć się upokorzona ani żaden
brat dumny z powodu tego rozporządzenia Pisma Świętego.
Natomiast wszyscy powinni pamiętać, że Pan jest jedynym
nauczycielem oraz że bracia pod żadnym pozorem nie mają głosić
swojej własnej mądrości, lecz jedynie przedstawiać innym to, co
Pan, ich Głowa, podaje jako Prawdę. Zastosujmy ten wyjątek Pisma
(1 Tym. 2:11 12) do Pana i do Kościoła w taki
sposób: Kościół niech się uczy w milczeniu ze wszelkim
poddaństwem. Bo Kościołowi nie pozwalam uczyć ani władzy mieć
nad Chrystusem, lecz aby był w milczeniu. <str. 271>
„Niech
się nakrywa”
Wykazaliśmy
już*, że najwyższy kapłan, przedstawiający Chrystusa,
Najwyższego Kapłana naszego wyznania, był jedyną osobą z odkrytą
głową, kiedy występował w szatach kapłańskich, a wszyscy
podkapłani, wyobrażający Kościół, Królewskie Kapłaństwo,
mieli głowy nakryte tzw. „czapkami”. Nauka zawarta w tym
obrazie jest w zupełnej zgodzie z tym, co zostało
powiedziane powyżej, albowiem w zgromadzeniach [ekklesia]
Nowego Stworzenia Pan, pozaobrazowy Najwyższy Kapłan, wyobrażony
jest przez braci, podczas gdy Kościół, Królewskie Kapłaństwo,
wyobrażony jest przez siostry, o których powiada Apostoł, że
także powinny mieć głowę nakrytą dla zaznaczenia nauki
o poddaństwie Kościoła względem Pana. Apostoł omawia to
w 1 Kor. 11:3 7,10 15.
*
„Cienie Przybytku”, str. 36
Niektórzy
wnioskują, że skoro Apostoł wspomniał długie włosy niewiasty
jako nakrycie dane jej przez naturę, to nie miał na myśli nic
ponadto. Ale werset 6. wyraźnie mówi inaczej – a mianowicie
Apostoł rozumie, że niewiasta nie tylko powinna mieć dane jej
z natury długie włosy, lecz dodatkowo powinna nosić nakrycie
głowy, które – o czym mówi w wersecie 10. – jest
oznaką, czyli symbolicznym przyznaniem, że jest poddana mężowi,
czyli że uznaje jego autorytet. Stanowi to symbol pouczający nas,
że cały Kościół jest poddany Chrystusowi. Zapis wersetu 4. zdaje
się na pozór pozostawać w sprzeczności z wymaganiem,
aby niewiasty zachowywały milczenie w zborach [ekklesia].
Myślimy jednak, że chociaż w nabożeństwach ogólnych
niewiasty nie mają mieć publicznego działu, to jednak na wspólnych
zebraniach w celu modlitw i świadectw, a nie
doktrynalnego nauczania, nie można zabraniać siostrom
uczestniczenia, jeśli mają nakryte głowy.
Jeśli
chodzi o sprawę zachowywania przez siostry figuralnego
nakrywania głów, Apostoł nakłania do tej praktyki, ale nie
przedstawia tego jako Boskiego nakazu. Przeciwnie, dodaje: „A jeśliby
się kto zdał być swarliwym [odnośnie tej sprawy], my takiego
obyczaju nie mamy” [nie mamy w tej sprawie wyraźnego prawa
w Kościele]. Nie należy uważać tego za podstawowy wymóg,
chociaż wszyscy, którzy starają się pełnić wolę Pańską,
powinni <str. 272> z uwagą zachowywać ten i wszystkie
inne symbole od chwili zrozumienia stosowności ich symbolicznego
charakteru. Słowa „dla Aniołów” odnoszą się widocznie do
wybranych starszych Kościoła, którzy w szczególnym sensie
wyobrażają Pana, Głowę w zgromadzeniach [ekklesia] (Obj.
2:1).
*
* *
Podsumowując
sugerujemy, by interpretacja słów natchnionego Apostoła,
odnoszących się do zakresu wolności sióstr w sprawach
Kościoła, była możliwie jak najbardziej liberalna. Nasze
zrozumienie w tej sprawie jest następujące:
(1)
Siostry mają taką samą wolność jak i bracia w sprawach
wybierania sług Kościoła – starszych i diakonów.
(2)
Siostry nie mogą służyć jako starsi lub nauczyciele w Kościele,
ponieważ Apostoł mówi: „Niewieście nie pozwalam uczyć” –
1 Tym. 2:12. Nie powinno to jednak być rozumiane jako
konieczność powstrzymywania sióstr od brania udziału
w zebraniach, na których nie ma nauczania lub kazania, czyli
w zebraniach modlitw i świadectw, w badaniach
beriańskich itp. Apostoł mówi bowiem, że jeśli niewiasta modli
się lub prorokuje (mówi), powinna mieć głowę nakrytą dla
okazania, że uznaje fakt, iż Pan, wielki Nauczyciel, jest
specjalnie wyobrażany przez braci (1 Kor. 11:5,7,10). Taki
udział w zebraniach nie jest uważany za nauczanie, ponieważ
i bracia biorący udział nie są nauczycielami, jak powiada
Apostoł: „Izali wszyscy są nauczycielami?”. Nie, nauczyciele,
czyli starsi, są specjalnie wybierani, chociaż zawsze spośród
mężczyzn. Efezj. 4:11; 2 Tym. 2:24; 1 Kor. 12:28 29
<str. 273>