Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: F-8 ,   z 1904 roku.
Zmień język na

Wykład 5 - Organizacja Nowego Stworzenia

Żywe kamienie” na duchową świątynię – Nominalne a rzeczywiste Nowe Stworzenie – „Tajemnica Boża” i „tajemnica nieprawości” – Wielka organizacja Antychrysta – Wiarygodność Pisma Świętego – Wolność dozwolona dla świata i kościelnictwa – Porządek z zamieszania – „W czasie słusznym” – „Końce wieków” – Winny Krzew zaszczepiony przez Ojca – „Dwunastu apostołów Baranka” – Paweł zajął miejsce Judasza – Liczba apostołów ograniczona do dwunastu – Apostolska misja – Silne charaktery apostołów – Apostoł Paweł „w niczym nie ustępował” innym apostołom – Natchnienie dwunastu – Boskie nadzorowanie pism apostołów – „A na tej opoce zbuduję kościół” – Harmonia Ewangelii – Klucze autorytetu – Apostolska nieomylność – Rozważanie zastrzeżeń – „Jeden jest Mistrz wasz” – Prawdziwy Kościół jest „stadkiem Boga” – Apostołowie, prorocy, ewangeliści, nauczyciele – Pańska organizacja Nowego Stworzenia jest absolutnie kompletna – On jest także jego zarządcą – Dary ducha ustały wraz z ich koniecznością – Jedność „wiary raz świętym podanej” – Jedność pod przymusem jest antychrystusowa – Biskupi, starsi, diakoni – Prawdziwe znaczenie słowa „prorok” – Pokora podstawową cechą starszeństwa – Inne potrzebne przymioty – Diakoni i słudzy – Nauczyciele w Kościele – Zdolność do nauczania powinna być powszechna – „Niechaj was niewielu będzie nauczycielami, bracia” – „A nie potrzebujecie, aby was kto uczył” – „Ten, który jest nauczany” i „ten, który naucza” – Rola kobiet w Kościele – Kobiety jako współpracowniczki – „Niechże się nakrywa”.

Nowe Stworzenie nie osiągnie doskonałości czy zupełności przed „pierwszym zmartwychwstaniem”, kiedy to zakończy się jego organizacja. Ilustruje to obraz świątyni: jako żywe kamienie jesteśmy teraz powoływani albo zapraszani na miejsca we wspaniałej świątyni i, jak to wyjaśnia Apostoł (1 Piotra 2:5), przychodzimy do Jezusa, który jako przedstawiciel Ojca kształtuje, rzeźbi, dopasowuje i poleruje nas do zajęcia miejsc w chwalebnej świątyni przyszłości – miejscu spotkania Boga ze światem. Tak jak w rzeczywistej świątyni zbudowanej przez Salomona każdy <str. 196> kamień był w kamieniołomie dokładnie dopasowany na swoje miejsce w budynku, tak jest i z nami – cały przygotowawczy proces ma miejsce w obecnym życiu. Jak w obrazie każdy ukształtowany kamień zajął swe miejsce bez odgłosu młota, tak też w pozaobrazie – żywe kamienie, które teraz z radością poddają się Pańskim przygotowaniom, będą ostatecznie ułożone pod Nim jako wieńczącym kamieniem, gdy zostaną z Nim zjednoczone poza zasłoną – bez zamieszania, bez potrzeby dalszego zarządzania i przygotowań.

Pismo Święte uznaje szczególną jedność, czyli związek między tymi żywymi kamieniami w okresie ich przygotowania. Co więcej, idzie o krok dalej i uznaje tymczasową organizację, która pozwala każdemu członkowi przyszłego Królestwa mieć udział z wielkim Nauczycielem i Głównym Budowniczym w dziele przygotowawczym „budowania się na najświętszej wierze” – we wzajemnym wspomaganiu się w pracy kształtowania charakterów zgodnie ze wzorem – Panem naszym, Jezusem. Gdy przejdziemy do szczegółowego badania Boskiego zarządzenia w obecnym czasie, wielu zdziwi się, gdy zobaczy, jak wiele wolności Pan pozostawił każdemu pojedynczemu członkowi Nowego Stworzenia. Ale kiedy uznamy fakt, że szuka On dobrowolnych czcicieli, dobrowolnych ofiarników, którzy powodowani są miłością do Pana i zasad sprawiedliwości, by kłaść swe życie dla dobra braci i dla pracy z Nim, wtedy staje się jasne, że ten Pański plan, polegający na darowaniu wielkiej wolności, jest najlepszym planem – tym, który najpewniej doświadcza wierności serca, najlepiej rozwija charakter i dowodzi woli każdego co do postępowania według prawa miłości względem bliźniego, czynienia innym tak, jakby się chciało, żeby i nam czyniono.

Wolność taka, względna swoboda, dobrze pasuje do celu, jaki Pan ma w obecnym czasie – a mianowicie do wyboru Maluczkiego Stadka, do doskonalenia go pod względem charakteru i przygotowania do funkcji Królewskiego Kapłaństwa w przyszłości – ale nie pasowałaby ona ani nie byłaby wystarczająca do dzieła nawracania świata, które w myśl powszechnego mniemania On teraz przeprowadza. I to z powodu tej niewłaściwej <str. 197> doktryny – tego założenia, że Bóg w obecnym wieku upoważnił Kościół do podbicia świata i do poddania Mu wszystkich rzeczy – tak wiele rozsądnych osób nie może zrozumieć prostoty zorganizowania Kościoła przez Pana i apostołów. I widząc, że taki porządek nie pasowałby do nawrócenia świata, ludzie postanowili rozbudować tę organizację, jak to widzimy w różnych kościelnych instytucjach chrześcijaństwa. Zalicza się do nich papiestwo, jedna z najbardziej wyrafinowanych i najpotężniejszych organizacji, jakie sobie można wyobrazić. System metodystyczno-episkopalny ma także władczy charakter, tylko na wyższym poziomie; ma on pod kontrolą inną klasę. Tak gruntowne zorganizowanie obydwu tych systemów dało im sukces i moc w „świecie chrześcijańskim”. W miarę rozważania tego tematu zobaczymy, że te i wszystkie inne ludzkie „kościoły” są w swej organizacji całkiem różne od Kościoła, który założył Pan – że ich drogi nie są Jego drogami, tak jak ich plany nie są Jego planami; bo jako wyższe są niebiosa niż ziemia, tak przewyższają drogi Pańskie drogi ludzkie (Izaj. 55:8 9). Już niedługo ludzie szczerego serca zobaczą, że systemy te wielce zbłądziły, porzucając prostotę Chrystusa i usiłując być mądrzejszymi niż Bóg w przeprowadzaniu Jego dzieła. Ostateczny efekt pokaże Jego mądrość i umysłową ograniczoność człowieka.

Nominalne a rzeczywiste Nowe Stworzenie

Podobnie jak w obrazowym narodzie wszyscy byli Izraelitami z nazwy, a stosunkowo niewielu było „prawdziwymi Izraelitami”, tak też nie powinniśmy się dziwić, że i w pozaobrazie znajdujemy nominalny kościół i Kościół rzeczywisty, nominalne nowe stworzenie i rzeczywiste Nowe Stworzenie. Od kiedy tylko chrześcijaństwo stało się do pewnego stopnia popularne, „kąkol”, „imitacja pszenicy”, wdarł się na pole pszeniczne, udając prawdziwą pszenicę. Choć człowiekowi niepotrafiącemu czytać serc trudno jest rozróżnić prawdę od fałszu, pszenicę od kąkolu, to Pan zapewnia nas, że On zna serca, że „Pan zna tych, którzy są jego”. Oczekuje On i od nas rozróżniania między prawdziwymi <str. 198> owcami a wilkami w owczej skórze, między prawdziwą „Winoroślą”, rodzącą prawdziwe owoce, a cierniami i ostem, które mogą starać się uchodzić za członków prawdziwej „Winorośli”, i to rozróżnianie nam nakazuje. Jednak Pan nie pozwala wychodzić swemu ludowi poza ten ogólny osąd – liberalne ocenianie ogólnego zewnętrznego charakteru – mówiąc: „A tak nie sądźcie przed czasem”. Nie starajcie się określić, ile czasu na przyniesienie dojrzałych owoców należy dać tym, których uznajecie za prawowite gałązki „Winnego Krzewu”. Musimy zostawić to Ojcu, Winogrodnikowi, który przycina każdą gałązkę i który ostatecznie odetnie każdą gałąź czy członka, który „owocu nie przynosi”. Dlatego my pozostawiamy przycinanie „Winorośli” – naprawianie każdego prawdziwie poświęconego członka Kościoła Chrystusowego – Winogrodnikowi, zostawiając Mu też ekskomunikowanie i uznając, że On zasadził, podlewał i wywiódł latorostki z każdej gałązki w prawdziwej „Winorośli”. Pewna miara tego ducha „Winnego Krzewu” ma być widoczna w każdej gałązce, czyli członku, i wzrost każdego ma być wspomagany. Pomiędzy tymi latoroślami ma panować prawo miłości. Ale prawo do krytykowania, napominania, jakiegokolwiek oczyszczania bądź czynienia czegokolwiek przez jedną latorośl względem innej jest ograniczone jedynie do stopnia zgodnego ze wskazówkami Boskiego Słowa – i ani na krok poza jego upoważnienie. Duch miłości ma raczej pobudzać do miłosierdzia, dobroci, wytrwałości i cierpliwości aż do granic dozwolonych przez wielkiego Winogrodnika, które, jak już zasugerowaliśmy, są szerokie, liberalne i przeznaczone do rozwoju charakteru w każdej gałązce.

Wszystko to wygląda inaczej w ludzkich organizacjach – proporcjonalnie do stopnia zignorowania czy porzucenia przez nie prostoty Boskiego porządku. Ustanowiły one arbitralne prawa, określające, kto może być uznany za członków czy latorośle Winnego Krzewu, a kto nie może być przyjęty do pełnej społeczności; ustanowiono przymusowe zobowiązania finansowe i różne reguły oraz przepisy, których nie ma w Piśmie Świętym, zaprowadzono liczne kreda i wyznania, których nie ustanowiło Pismo Święte, zalecono kary <str. 199> za niestosowanie się do tych przepisów, których nie narzuca Pismo Święte, wyznaczono reguły wyłączania ze społeczności, ekskomunikowania itp., sprzeczne z jakimkolwiek upoważnieniem danym prawdziwemu Kościołowi, Ciału Chrystusowemu, prawdziwej „Winorośli”, Nowemu Stworzeniu.

Zwróciliśmy już uwagę na fakt, że Kościół Chrystusowy jest nazwany w Piśmie Świętym „tajemnicą Bożą”*, ponieważ, wbrew przypuszczeniom, miał on być Ciałem Mesjańskim, które pod swą pomazaną Głową, Jezusem, będzie rządziło i błogosławiło świat. Ta tajemnica albo sekret, teraz świętym objawiona, była zakryta od przeszłych wieków i dyspensacji (Efezj. 3:3 6) i jest tajemnicą Bożą, która wkrótce się zakończy w dopełnieniu Nowego Stworzenia przy końcu obecnego Wieku Ewangelii. Zwróciliśmy też uwagę na fakt, że Pismo Święte mówi o Babilonie jako o systemie fałszywym (matka i córki – jedne bardziej, inne mniej zepsute, o różnych stopniach fałszu) i tam umiejscawia „tajemnicę nieprawości”. Nie mówimy tu, że założyciele tych fałszywych systemów celowo i specjalnie zorganizowali je dla zmylenia ludu Bożego. Mamy raczej pamiętać, że to Szatanowi w Piśmie Świętym przypisuje się, iż „zwiódł cały okrąg świata” w tej kwestii, przedstawiając zło jako dobro, a dobro jako zło oraz światło jako ciemność, a ciemność jako światłość. Szatan „teraz jest skuteczny w synach niedowiarstwa” (Izaj. 5:20; Efezj. 2:2), tak jak wcześniej zaoferował współpracę naszemu Panu, Jezusowi. Z rozkoszą pragnie współpracy ze wszystkimi naśladowcami Chrystusa, których może odwieść od postępowania śladami Mistrza. Tak jak próbował przekonać naszego Pana, że są lepsze drogi – drogi wymagające mniejszej samoofiary i samozaparcia niż drogi Ojca – poprzez które mógłby błogosławić wszystkie narody ziemi, tak też w czasie Wieku Ewangelii próbuje przekonać prawdziwie poświęconych braci Pańskich, by przyjęli jego plany – by nie zważali na plany i zasady Ojca. Chciałby, żeby byli przeświadczeni o wyższości swej mądrości <str. 200> – by uważali, że mogą lepiej służyć Panu innymi sposobami niż tymi, o których mówi Pismo Święte. Chciałby ich napełnić gorliwością dla ich ludzkich systemów, dla prowadzonej przez nich działalności i założonych przez nich organizacji oraz wzbić ich w związku z tym w pychę. Nie powiodło się Przeciwnikowi z Mistrzem, Jego odpowiedź była niezmienna: „Tak napisano”. Ale rzecz ma się inaczej z Jego naśladowcami. Bardzo wielu nie zważa na to, co jest napisane, lekceważy przykład Mistrza i Jego Słowa, nie zważa na słowa i przykład apostołów, z wielką determinacją przeprowadzając za Boga plan, który, jak się spodziewają i wierzą, zostanie przez Niego zaaprobowany i przyczyni się do Jego chwały.

* Tom I, Wykład V

Jakże będą oni zdumieni swym błędem, gdy niebawem zobaczą takie Królestwo, jakie Bóg pierwotnie zaplanował i jakie konsekwentnie urzeczywistnił! Odkryją wtedy, o ile lepiej jest być ostrożnym, by uczyć się od Pana, zamiast próbować uczyć Pana, że lepiej jest brać udział w Jego dziele na Jego sposób, a nie pracować dla Niego w sposób, którego On nie uzna. Powodzenie osiągnięte w tych ludzkich przedsięwzięciach – takich jak papiestwo, metodyzm i proporcjonalnie w innych wyznaniach – czyni te systemy „ostrym obłędem” (NB).

Pan nie interweniował ani nie zatrzymywał wzrostu tego „kąkolu” na pszenicznym polu w czasie Wieku Ewangelii. Przeciwnie, pouczył swój lud, by spodziewał się ich wspólnego wzrastania aż do czasu „żniwa”, gdy On sam będzie obecny, nadzorując oddzielanie, zbieranie pszenicy do swego gumna (stan chwały) i pilnując wiązania kąkolu na czas wielkiego ucisku, którym zakończy się ten wiek i który zniszczy ich jako „kąkol” albo imitację Nowego Stworzenia, nie niszcząc ich jako istot ludzkich. Zaiste, wielu spośród „kąkolu” jest szanowanymi, moralnymi i, jak nazywa to świat, „dobrymi ludźmi”. Podobnie i pomiędzy wszystkimi pogańskimi religiami są też elementy dobra, choć w o wiele mniejszym stopniu niż między „kąkolem”, który jest wielce błogosławiony i skorzystał pod każdym względem poprzez swą bliską styczność z <str. 201> prawdziwą „pszenicą” i przez częściowe rozpoznanie ducha Pańskiego w tej ostatniej.

Apostoł Paweł oznajmia, że ta tajemnica nieprawości („Babilon”, zamieszanie, chrześcijaństwo) zaczynała swe oddziaływanie na lud Pański za jego dni; ale działanie to było najwidoczniej słabe aż do śmierci Pawła i innych apostołów. Kiedy apostołowie jeszcze towarzyszyli Kościołowi, byli oni w stanie wskazać pewnych fałszywych nauczycieli, poprzez których Przeciwnik starał się prywatnie, w tajemnicy, sekretnie wprowadzić godne potępienia herezje, by podkopać wiarę i odwrócić wiernych od nadziei, obietnic i prostoty Ewangelii (2 Piotra 2:1). Apostoł Paweł także mówi o nich w sposób ogólny, o tym, że rozpoczynają dzieło nieprawości; ale też wymienia kilku z nich po imieniu, jak Hymeneusza, Filetusa itd., „którzy względem prawdy celu uchybili” itd. – „podwracając wiarę niektórych” (2 Tym. 2:17). Na innym miejscu ostrzega Kościół poprzez starszych efeskich przed tymi fałszywymi nauczycielami i ich błędami, szczególnie zwracając uwagę na to, że po jego śmierci ich działalność rozkwitnie – „wilcy okrutni, którzy trzodzie folgować nie będą” (Dzieje Ap. 20:29). Jest godne uwagi, jak bardzo wiąże się to z przepowiednią naszego Pana zawartą w przypowieści (Mat. 13:25,39). Nasz Pan wyraźnie wskazuje, że ci fałszywi nauczyciele i ich fałszywe doktryny są narzędziami działania Przeciwnika, który nasiał kąkolu pomiędzy pszenicą zasianą przez Niego samego i apostołów. Mówi: „A gdy ludzie [specjalni słudzy, apostołowie] zasnęli, przyszedł nieprzyjaciel jego i nasiał kąkolu”.

Możemy być pewni, że niedługo po tym, jak apostołowie zasnęli, duch rywalizacji pod wodzą Przeciwnika doprowadził stopniowo do zorganizowania wielkiego systemu Antychrysta – papiestwa. Organizacja ta, jak to już widzieliśmy*, nie zaistniała od razu, ale stopniowo – począwszy od przejęcia władzy około IV stulecia. Wielki Antychryst kwitł przez jakiś czas z takim powodzeniem, <str. 202> że wszystkie dzieła historyczne pisane od tego czasu aż po Reformację praktycznie ignorowały prawo osób i klas do nazwy „chrześcijanie” czy do bycia uznanymi za prawowiernych i wierzących, jeśli nie należeli oni do tego systemu Antychrysta lub w jakiś sposób go nie popierali. Takim osobom nie pozwalano istnieć, chyba że w ukryciu lub na wygnaniu, a jeśli były o nich jakieś zapiski, to najwidoczniej zostały zniszczone. Lecz być może tak jak ci, którzy dziś postępują w świetle „teraźniejszej prawdy”, wierni tamtego okresu byli tak mało znaczący pod względem liczby i wpływów, że nikt nie pomyślałby o nich jako o wartych wzmianki, w porównaniu do wielkiego i popularnego systemu, przeciwko któremu próbowali oponować, a który tak gwałtownie wspiął się na wpływowe stanowisko władzy, zarówno w doczesnych, jak i w duchowych sprawach.

* Tom II, Wykład IX

Od Reformacji Przeciwnik znów okazuje swój podstęp, organizując każdy nowy odłam (każdy świeży wysiłek w kierunku osiągnięcia prawdy) w kolejnego Antychrysta. Wynikiem tego jest, że dziś mamy nie tylko pierwotną „matkę wszeteczeństw”, ale też jej liczne „córki”*. W świetle tych faktów nie będziemy poszukiwać zapisków historii o prawdziwym Kościele, z wyjątkiem tych, które znajdujemy w Nowym Testamencie, a które najwidoczniej zostały zachowane dla nas z wielką czcią i czystością, pomimo sporadycznych wstawek, jak np. w Ew. Jana 21:25 i 1 Jana 5:7.

* zob. Tom III, str. 42,154,155

Zwrócimy jednak pokrótce uwagę na pewne fakty, które nie tylko dowodzą nam, że Pismo Święte zostało zachowane we względnej czystości, ale też jednocześnie poświadczają, że wiele systemów twierdzących, iż zostały zorganizowane przez Pana i apostołów, całkowicie różni się od tego, który został przez nich rzeczywiście zorganizowany, o czym wiemy na podstawie zapisu Nowego Testamentu.

(1) Gdyby pierwotny Kościół był zorganizowany na sposób papiestwa czy innych współczesnych denominacji, to zapis biblijny różniłby się bardzo od tego, jaki posiadamy. Mielibyśmy jakieś wzmianki o założeniu przez naszego Pana apostolstwa z wielką pompą. On sam <str. 203> siedziałby gdzieś na stolicy jako papież, przyjmujący apostołów jako kardynałów w szkarłatnych szatach itd. Mielibyśmy surowe prawa i przepisy co do piątku, wstrzymywania się od mięsa itd., coś o pokropieniu „wodą święconą” apostołów czy ludu oraz coś o przeżegnywaniu się. Nie zapomniano by o Marii, matce naszego Pana. Istniałby zapis o jej rzekomym cudownym poczęciu i ogłoszono by ją „matką Bożą”, a samego Jezusa przedstawiono by jako oddającego jej jakąś szczególną cześć i pouczającego apostołów, by do Niego przez nią przychodzili. Byłoby jakieś zalecenie dotyczące „świętych gromnic”, kiedy i gdzie miały być używane; jakieś pouczenie o wzywaniu świętych, o mszy i o tym, jak Piotr na spotkaniu z pozostałymi apostołami został uznany za papieża; jak przed nim padali na ziemię i jak on odprawiał msze za nich wszystkich, oznajmiając, że ma moc ponownie stworzyć Chrystusa w chlebie i ponownie ofiarować Go za osobiste występki. Mielibyśmy jakiś zapis pogrzebu Szczepana; tego, jak Piotr wraz z innymi „poświęcili” dla niego grób, by mógł leżeć w „ziemi poświęconej”, i że odmawiając nad nim modły włożyli mu w rękę „świętą gromnicę”. Mielibyśmy prawa i nakazy regulujące różne porządki kleru, jak i to, że laicy nie stanowią wcale „braci” dla kleru, lecz że są mu poddani. Czytalibyśmy o szczeblach kleru, wyższych i niższych, o wielebnych, bardzo wielebnych, przewielebnych, o biskupach, arcybiskupach, kardynałach i papieżach, a także szczegółowe wskazówki co do tego, jak wszyscy, i każdy z osobna, mieli osiągać swe pozycje, starając się o wzajemne uznanie i o to, by być największym.

Fakt, że apostołowie nie czynią nawet najmniejszej aluzji do tych rzeczy, wyraźnie dowodzi, iż systemy, które, w całości czy częściowo, uznają takie podziały w kościele, takie autorytety i urzędy, nie zostały zorganizowane przez apostołów ani pod ich nadzorem, ani też <str. 204> przez Pana, który apostołów ustanowił i uznawał ich dzieło (Jan 15:16; Dzieje Ap. 1:2; Obj. 21:14).

(2) Dowodzi to ponadto, że Biblia nie została przez tych mądrych organizatorów wymyślona, bo gdyby ją sfałszowali, to możemy być pewni, że obficie zaopatrzyliby ją we wzmianki o powyżej wspomnianym charakterze.

(3) Mając takie podstawy i dowody, że „matka” i liczne „córki” – systemy obecnych czasów – nie zostały ustanowione przez Pana i apostołów, lecz wynikły ze sfałszowania ich prostych nauk, i stąd są jedynie instytucjami ludzkimi, starającymi się być mądrzejszymi niż Bóg w czynieniu Boskiego dzieła – miejmy o tyle większe zaufanie do Słowa Bożego i przykładajmy gorliwszą uwagę nawet do najdrobniejszych szczegółów, jakie stawia ono przed nami w tej i we wszystkich innych sprawach.

W ciągu sześciu tysięcy lat historii świata aż do obecnych czasów Bóg dozwalał ogółowi ludzkości, by jak tylko może najlepiej sama próbowała rozwiązywać problemy życia. Człowiek cielesny został stworzony z cechami umysłu, które skłaniały go do oddawania czci i wielbienia swego Stwórcy. Te cechy umysłu nie zostały zupełnie zatarte przez upadek – z pewnością nie można powiedzieć, że cała ludzkość jest „całkowicie zdeprawowana”. Tak jak Bóg zezwolił, by człowiek używał dowolnie innych cech umysłu, tak też zezwolił mu na posługiwanie się jego wrodzonymi cechami moralności i religijności zgodnie z jego skłonnościami. Możemy zauważyć, że z pominięciem cielesnego i duchowego Izraela oraz wpływów, jakie przeszły z nich na świat, Bóg pozostawił świat samemu sobie – aby kierował, jak umie najlepiej, swym rozwojem. Człowiek w swej nieświadomości i ślepocie padł w wielkiej mierze ofiarą knowań Szatana i upadłych aniołów, którzy przez różnorodne formy przesądów, fałszywych religii czy magii odprowadzili masy ludzkie daleko od prawdy. Apostoł wyjaśnia tę sytuację mówiąc, że stało się tak, ponieważ ludzie „poznawszy Boga, nie chwalili go jako Boga ani mu dziękowali, owszem znikczemnieli w myślach swoich i zaćmiło się bezrozumne serce ich”, a wówczas Bóg podał ich na pastwę ich pragnień – pozwolił im się za nimi udać po to, by mogli nauczyć się <str. 205> istotnych rzeczy o swym stanie nieprawości i żeby poprzez zdegradowanie, w jakie mieli popaść, zamanifestowana została wielka „grzeszność grzechu” i nieroztropność postępowania za inną radą niż Stwórcy.

Jak już wcześniej zauważyliśmy, nasz Pan nie zamierza pozostawić ludzkości w tym słabym, upadłym stanie, bowiem przez Nowe Stworzenie i w czasie uznanym przez Pana za słuszny znajomość Pana dosięgnie każdego członka ludzkiej rodziny, dając mu pełną możliwość poznania Prawdy i wszystkich błogosławieństw zapewnionych przez odkupienie. Chcemy tu wyraźnie zaznaczyć, że tak jak Bóg pozostawił pogańskie narody samym sobie, tak też pozostawia tak zwane „chrześcijaństwo” jemu samemu. Zezwala, by ludzie, którzy otrzymali pewną miarę światła Boskiego objawienia, używali go według swej woli – by sami próbowali ulepszyć Boski plan, zorganizować ludzkie systemy itd. Wszystko to nie oznacza, że nie ma On mocy interwencji albo że pochwala te różne sprzeczne i mniej lub bardziej szkodliwe wymysły i instytucje, tak ludzkości, jak i kościelnictwa. Te doświadczenia złożą się na kolejną lekcję, która w przyszłości napomni wielu, gdy dostrzegą oni wspaniały wynik Boskiego planu i zrozumieją, jak Bóg wciąż pracował nad osiągnięciem swych pierwotnych celów, praktycznie ignorując knowania i wymysły człowieka, osiągając swe cele czasem częściowo przez nie, a czasem całkowicie wbrew nim. Tak jak to zrobił przy końcu Wieku Żydowskiego, gdy dozwolił, by niektórzy członkowie tego narodu wykonali Jego plan poprzez prześladowanie i ukrzyżowanie Pana i Jego apostołów. I jak niektórzy z nich byli „prawdziwymi Izraelitami”, później błogosławionymi, podniesionymi i włączonymi do udziału w cierpieniach Chrystusowych, by w przyszłości mogli mieć także udział w Jego chwałach, tak i obecnie zdaje się, że są duchowi „prawdziwi Izraelici”, którzy na podobieństwo Pawła zostaną wyrwani z sideł Przeciwnika.

Godna uwagi jest jeszcze inna rzecz: Pan wyznaczył specjalny czas na rozpoczęcie swego Królestwa, a więc musi też mieć i specjalny czas, w którym Jego wybrane Nowe Stworzenie ma być rozwinięte <str. 206> i przygotowane do Jego służby. I najwidoczniej było to częścią Jego planu, by specjalne światło oświeciło początek i koniec tego okresu. Apostoł daje to do zrozumienia, gdy mówi o nas jako o tych, „którzy znaleźli się u kresu wieków” (1 Kor. 10:11 NB). To w czasie zachodzenia na siebie Wieków Żydowskiego i Ewangelii po raz pierwszy zostały okazane Droga, Prawda i Życie. „Ciemne wieki” nastąpiły w międzyczasie, a teraz, przy zachodzeniu na siebie Wieków Ewangelii i Tysiąclecia światło świeci jak nigdy przedtem – na „rzeczy nowe i stare”. Choć należy przypuszczać, że ci, którzy byli w harmonii z Panem na początku wieku, otrzymali szczególne światło, i że tacy obecnie, przy końcu wieku, otrzymają łaskę światła „teraźniejszej prawdy”, by przez nią mogli być uświęceni, to jednak nie należy uważać, że taka sama miara światła była niezbędna do uświęcenia w ciągu minionych stuleci, z których kilka znanych jest pod nazwą „ciemnych wieków”. Nie należy przypuszczać, że Pan kiedykolwiek pozostawał bez świadków, nawet jeśli ich pomijano na kartach historii; to pominięcie powinniśmy przypisać ich względnemu brakowi popularności i temu, że nie mieli oni ani kontaktu z wielkimi systemami antychrześcijańskimi, ani sympatii dla nich – nawet jeśli niektórzy z nich znajdowali się w tych systemach. Wskazuje na to wyraźnie wezwanie Pana, mające zastosowanie obecnie, że powinniśmy się spodziewać znalezienia wielu z ludu Pańskiego pośród oszołomionych i zdezorientowanych przez sekciarstwo w Babilonie: „Upadł Babilon on wielki”; „Wynijdźcie z niego, ludu mój! abyście nie byli uczestnikami grzechów jego, a iżbyście nie wzięli z plag jego” – Obj. 18:2,4.

Dokonawszy w ten sposób pobieżnego przeglądu Kościoła i jego ograniczonych świadectw historycznych, przejdźmy do bardziej szczegółowej analizy Kościoła, takiego, jakim został on pierwotnie ustanowiony przez naszego Pana. Tak jak jest tylko jeden duch Pański, którego muszą posiadać wszyscy, którzy są Jego, tak też jest tylko jedna Głowa i punkt centralny Kościoła, nasz Pan, Jezus. Musimy jednak pamiętać, że we wszystkich swych dziełach ciągle wskazywał On na Ojca i że według Jego własnych słów to, co czynił, było w imieniu Ojca i z Jego upoważnienia – „Wszelki szczep, którego nie szczepił Ojciec mój niebieski, <str. 207> wykorzeniony będzie” – Mat. 15:13. Prawdziwy Kościół, Nowe Stworzenie, był zaszczepiony przez Ojca. Nasz Pan mówi: „Jam jest ona winna macica prawdziwa, wyście latorośle, a Ojciec mój jestci winiarzem”. Dalej wskazuje, że jest „winorośl ziemi”, kościół nominalny, fałszywy kościół, który nie był zaszczepiony przez Ojca i który będzie wykorzeniony. Owocem prawdziwego „Winnego Krzewu” jest miłość, którą Ojciec bardzo ceni, ale owocem „winorośli ziemi” są różne formy samolubstwa, które będą ostatecznie zgromadzone i wrzucone w prasę wielką gniewu Bożego w czasie wielkiego ucisku, którym zakończy się ten wiek (Jan 15:1 6; Obj. 14:19).

Z pewnością każdy badacz Biblii zauważył, że nasz Pan i apostołowie nie uznawali żadnych podziałów w Kościele i nie zważali na zjawiska takie jak rozłamy – zarówno faktyczne, jak i z nazwy. Za ich życia Kościół był jeden, niepodzielny, cechowały go: jedna wiara, jeden Pan i jeden chrzest. To z tego punktu widzenia nazywano go Kościołem, Kościołem Bożym, Kościołem Boga Żywego, Kościołem Chrystusowym, Kościołem Pierworodnych, a jednostki doń należące nazywano „braćmi”, „uczniami”, „chrześcijanami”. Wszystkie te nazwy używane są bez różnicy wobec całego Kościoła i wobec najmniejszych zgromadzeń – złożonych nawet z dwóch czy trzech osób, wobec jednostek w Jeruzalem czy Antiochii i wszędzie indziej. Różnorodność tych nazw i ich powszechne użycie wyraźnie wskazuje, że żadna z nich nie miała być nazwą własną. Wszystkie były jedynie ilustracją wielkiej prawdy, o której nasz Pan i apostołowie stale mówili, a mianowicie, że Kościół (ekklesia, ciało, grono) naśladowców Pana to Jego „wybrani” do udziału w Jego krzyżu i do nauczenia się teraz niezbędnych lekcji oraz do tego, by w przyszłości być przy Nim i w Jego chwale.

Zwyczaj ten powinien być kontynuowany, lecz został zmieniony w wiekach średnich. Gdy rozwinął się błąd, zapanował wraz z nim duch sekciarstwa i za nim poszły osobliwe miana – Kościół rzymski, Kościół baptystyczny, Kościół luterański, Kościół anglikański, święty Kościół katolicki, Kościół Wesley’a, Kościół chrześcijański, Kościół prezbiteriański itd. Są to oznaki cielesności, jak na to wskazuje Apostoł <str. 208> (1 Kor. 3:3 4), a w miarę jak Nowe Stworzenie wyłania się z wielkiej ciemności, która tak długo okrywała świat, zostaje oświecone także w tym zakresie. Obserwując błąd i pozór zła, nie tylko opuszcza sekciarstwo, ale także nie chce być znane pod tymi niebiblijnymi nazwami – aczkolwiek chętnie nazywa się wszystkimi poprawnymi mianami biblijnymi.

Zbadajmy teraz podstawy jedynego Kościoła założonego przez Pana.

Dwunastu apostołów Barankowych

Apostoł Paweł oznajmia, że gruntu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, którym jest Jezus Chrystus (1 Kor. 3:11). Na tym gruncie nasz Pan, jako przedstawiciel Ojca, rozpoczął kształtowanie swego Kościoła, a czyniąc to powołał dwunastu apostołów – nie przypadkowo, lecz celowo, podobnie jak dwanaście plemion Izraela nie było dwunastoma z przypadku, ale zgodnie z Boskim planem. Pan nie tylko nie wybrał więcej niż tych dwunastu apostołów na to stanowisko, ale nigdy od tej pory nie upoważnił nikogo do wybrania dodatkowych apostołów – z wyjątkiem faktu, że Judasz, okazawszy się niegodnym miejsca między dwunastoma, odpadł ze swego stanowiska i został zastąpiony apostołem Pawłem.

Zauważamy, z jaką troską Pan dbał o apostołów – Jego troskliwość o Piotra, Jego modlitwę za nim w godzinie jego próby i późniejsze szczególne wezwanie go, by pasł Jego owce i baranki. Zauważamy też Jego troskę o wątpiącego Tomasza i chęć dokładnego zademonstrowania mu prawdziwości swego zmartwychwstania. Z dwunastu nie utracił żadnego, z wyjątkiem syna zatracenia – a jego zboczenie z drogi było wiadome Panu już wcześniej i przepowiedziane w Piśmie Świętym. Nie możemy uznać wyboru Macieja, opisanego w Dziejach Apostolskich, za wybór Pański w jakimkolwiek znaczeniu. Bez wątpienia był on dobrym człowiekiem, ale został wybrany przez jedenastu bez upoważnienia. Byli oni poinstruowani, by pozostać w Jeruzalem i czekać na zesłanie z nieba ducha świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy, i to podczas tego okresu oczekiwania, zanim zostali obdarzeni mocą, <str. 209> popełnili błąd, rzucając losy i wybierając Macieja na miejsce Judasza. Pan nie zganił ich za to niezgodne z Jego zamiarami mieszanie się w Jego porządek, ale po prostu zignorował ich wybór i w słusznym czasie wywiódł apostoła Pawła, oznajmiając: „Albowiem mi ten jest naczyniem wybranym”. W innym jeszcze miejscu mamy stwierdzenie Apostoła, że został wybrany z żywota matki swojej, by być specjalnym sługą, oraz że nie jest w niczym mniejszy od największych z apostołów (Gal. 1:15; 2 Kor. 11:5).

Widać stąd, że zupełnie nie zgadzamy się z poglądami papiestwa ani protestanckiego Kościoła episkopalnego, Kościoła katolicko-apostolskiego ani też z poglądami mormonów, pośród których wszyscy twierdzą, że liczba apostołów nie była ograniczona do dwunastu i że od tamtych dni istnieli ich następcy, którzy mówili i pisali z autorytetem równym pierwszym dwunastu apostołom. Zaprzeczamy temu, a na dowód przytaczamy szczególny sposób, w jaki Pan wybrał tych dwunastu, przywołując na pamięć znaczenie liczby dwanaście w dziedzinie świętych rzeczy odnoszących się do tego wybrania. Możemy to wreszcie przypieczętować przez wskazanie na symboliczny obraz uwielbionego Kościoła zawarty w Objawieniu 21. Jest tam bardzo wyraźnie opisane Nowe Jeruzalem – symbol nowego rządu Tysiąclecia, Kościół, Oblubienica połączona ze swym Panem. W tym obrazie znajduje się jasne stwierdzenie, jak drogocenne jest dwanaście gruntów, oraz że na dwunastu gruntach było wypisanych dwanaście imion „dwunastu apostołów Barankowych” – ani mniej, ani więcej. Czyż możemy mieć lepszy dowód nad ten, iż nigdy nie było więcej niż dwunastu apostołów Barankowych i że wszyscy inni byli, jak to sugeruje apostoł Paweł – „fałszywymi apostołami” (2 Kor. 11:13)?

Nie możemy sobie też wyobrazić, dlaczego potrzeba byłoby większej liczby apostołów, skoro nadal mamy owych dwunastu – ich świadectwo oraz owoce ich pracy – i to w o wiele wygodniejszej formie niż mieli ci, którzy towarzyszyli im osobiście w czasie ich misji. Mamy w posiadaniu opisy ich misji oraz uczynione przez nich zapisy Pańskich słów, cudów itd. Zawarte w ich listach wykłady na różne tematy z dziedziny doktryn chrześcijańskich dotarły do naszych <str. 210> rąk w postaci jak najbardziej wiarygodnej. Rzeczy te są „wystarczające”, jak tłumaczy Apostoł, „aby człowiek Boży był (...) dostatecznie wyćwiczony”. Tłumacząc dalej ten temat Apostoł mówi: „Nie uchylałem się bowiem od zwiastowania wam całej woli Bożej”. Cóż więcej trzeba? 2 Tym. 3:17; Dzieje Ap. 20:27

Zaraz po zakończeniu czterdziestu dni medytacji na puszczy i pokus ze strony Przeciwnika oraz po zaplanowaniu dalszego działania nasz Pan rozpoczął głoszenie Ewangelii nadchodzącego Królestwa i zapraszanie naśladowców, którzy zostali nazwani uczniami. To spomiędzy tych uczniów ostatecznie wybrał On dwunastu (Łuk. 6:13 16). Otoczenie, z jakiego wszyscy oni pochodzili, można zaliczyć do skromniejszych warstw społeczeństwa; kilku z nich było rybakami, i to o nich bez dezaprobaty jest powiedziane, że władcy „zrozumieli, iż ludźmi byli nieuczonymi i prostakami” (Dzieje Ap. 4:13). Najwidoczniej dwunastu zostało powołanych spośród „uczniów”, czyli ogółu naśladowców, którzy utożsamiali się z misją Pana i wyznawali Go, nie porzucając swych codziennych zajęć. Pan zaprosił tych dwunastu, by współpracowali z Nim w misji głoszenia Ewangelii, i jak jest napisane, porzucili oni wszystko, by pójść za Nim (Mat. 4:17 22; Mar. 1:16 20, 3:13 19; Łuk. 5:9 11). „Siedemdziesięciu” później wyznaczonych nigdy nie zostało uznanych za apostołów. Łukasz zdaje nam szczegółową relację z wyboru dwunastu, oznajmiając, że tuż przed tym wydarzeniem nasz Pan oddalił się na górę, by się modlić – widocznie po to, by poradzić się Ojca co do swego dzieła i swych towarzyszy w tej pracy. Całą noc trwał na modlitwie – a gdy nastał dzień, przywołał do siebie swych uczniów (z greckiego mathetes – uczący się, uczniowie) i z nich wybrał dwunastu, których nazwał też apostołami (z greckiego apostolos – posłany). Tak oto dwunastu zostało odróżnionych i oddzielonych od uczniów (Łuk. 6:12,13,17).

Pozostali uczniowie, którzy nie zostali w ten sposób wybrani do apostolstwa, byli także miłowani przez Pana i bez wątpienia w pełni sympatyzowali z Jego wyborem onych dwunastu, uznając to za konieczne dla ogólnego dobra dzieła. Nie jest powiedziane, <str. 211> według jakich kryteriów Pan dokonał swego wyboru, ale mamy zapisaną Jego modlitwę: „Twoić byli i dałeś mi je”. I znowu: „I żaden z nich nie zginął, tylko on syn zatracenia” – Judasz. W jakim sensie i do jakiego stopnia Ojciec dokonał wyboru dwunastu, nie ma dla nas znaczenia. Bez wątpienia jedną z cech, jakie posiadali, była pokora; i z pewnością ich skromne zawody i wcześniejsze doświadczenia w życiu sprawiły, że stali się nie tylko ludźmi pokornymi, ale wzmocniły one dodatkowo ich charakter, upór i wytrwałość do takiego stopnia, do jakiego nie doprowadziłyby inne zajęcia. Jest powiedziane, że wybór dwunastu, który miał miejsce w tym czasie, bez oczekiwania na Dzień Pięćdziesiątnicy (data spłodzenia Kościoła), miał zasadniczo na celu umożliwienie im przebywania z Panem, obserwowania Jego dzieł, usłyszenia Jego przesłania, by w ten sposób mogli w słusznym czasie jako naoczni świadkowie oznajmiać nam i wszystkiemu ludowi Bożemu cudowne dzieła Boże i cudowne słowa żywota objawione przez Jezusa (Łuk. 24:44 48; Dzieje Ap. 10:39 42).

Apostolska misja

Nie ma nigdzie najmniejszej wzmianki do apostołów albo o nich, by mieli być panami nad dziedzictwem Bożym; by mieli uważać się za wyższych w stosunku do pozostałych wierzących, by istnieli poza działaniem prawa Bożego czy mieli szczególne łaski albo zabezpieczenie swego wiecznego dziedzictwa. Mieli oni stale pamiętać, że „wyście wszyscy braćmi” i że „jeden jest Mistrz wasz, Chrystus”. Zawsze mieli oni pamiętać o konieczności uczynienia swego powołania i wyboru pewnym, oraz że jeśli nie będą posłuszni prawu miłości, pokorni jak małe dzieci, w żaden sposób nie „wejdą do Królestwa”. Nie dano im żadnych oficjalnych tytułów ani wskazówek co do ubioru czy zachowania, jedynie tyle, że mają we wszystkich rzeczach być wzorem <str. 212> dla stadka, by inni, widząc ich dobre uczynki, wychwalali Ojca; by inni, postępując ich śladami, szli także śladem przywódcy i by ostatecznie osiągnęli tę samą chwałę, cześć i nieśmiertelność – stali się uczestnikami tej samej boskiej natury, członkami tego samego Nowego Stworzenia.

Dano im zlecenie służby – mieli służyć jedni drugim, służyć Panu i kłaść swe życie za braci. Służba ta miała być wykonywana w szczególnym połączeniu z rozgłaszaniem Ewangelii. Byli oni uczestnikami pierwotnego pomazania, które wcześniej spłynęło na Mistrza, tego samego pomazania, które dotyczy całego Nowego Stworzenia, całego Królewskiego Kapłaństwa i które jest opisane przez proroka słowami: „Duch Panującego Pana jest nade mną, przeto mię pomazał Pan, abym opowiadał Ewangelię cichym, (...) abym związał rany tych, którzy są skruszonego serca” – Izaj. 61:1 2; Łuk. 4:17 21; Mat. 10:5 8; Mar. 3:14 15; Łuk. 10:1 17.

Mimo że to pomazanie nie zostało im udzielone bezpośrednio aż do Dnia Pięćdziesiątnicy, to jednak odczuli oni poprzednio jego przedsmak poprzez to, że Pan udzielił im częściowej mocy ducha świętego, gdy ich rozesłał, by głosili. Ale nawet i w tym wypadku usunięta została możliwość chlubienia się, gdy Pan posłał siedemdziesięciu innych w podobnym celu i z podobną mocą czynienia cudów w Jego imieniu. Prawdziwe dzieło apostołów nie zaczęło się w należytym tego słowa znaczeniu, dopóki nie otrzymali ducha świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy. Wtedy to dane im były specjalne znaki mocy Bożej: nie jedynie duch święty i dary ducha, lecz również i przede wszystkim moc udzielania tych darów innym. Od tego czasu ta właśnie moc odróżniała ich od wszystkich innych członków ówczesnego Kościoła. Inni wierzący policzeni byli jako członkowie pomazanego Ciała Chrystusowego, uczynieni uczestnikami Jego ducha i spłodzeni z owego ducha do nowości żywota, lecz nikt oprócz apostołów nie mógł posiadać tych darów, chyba że zostały udzielone przez nich samych. Musimy jednak pamiętać, że te dary <str. 213> czynienia cudów, mówienia językami, tłumaczenia języków itp. w żadnym sensie nie utrudniały ani nie zastępowały owoców ducha, które każda wierna osoba miała rozwijać poprzez posłuszeństwo pouczeniom Bożym w miarę wzrastania w łasce, poznaniu i miłości. Przekazywanie takich darów – choć po ich otrzymaniu ktoś mógł w dalszym ciągu być miedzią brzęczącą, cymbałem brzmiącym – było mimo to znakiem apostołów jako specjalnych sług i przedstawicieli Pańskich w dziele budowania podstaw Kościoła (1 Kor. 12:7 10, 13:1 3).

Wybierając tychże apostołów i pouczając ich, nasz Pan miał na względzie błogosławienie i uczenie wszystkich swych naśladowców do końca wieku. Widać to wyraźnie w Jego modlitwie przy końcu Jego misji, w której odnosząc się do uczniów, rzekł: „Objawiłem imię twoje ludziom [apostołom], któreś mi dał ze świata; twoić byli i dałeś mi je, i zachowali słowa twoje. A teraz poznali, iż wszystko, coś mi dał, od ciebie jest. Albowiem słowa [nauki], któreś mi dał, dałem im. (...) Jać za nimi proszę, a nie za światem proszę, ale za tymi, któreś mi dał, bo twoi są. (...) Nie tylko za tymi [apostołami] proszę, lecz i za onymi, którzy przez słowo ich uwierzą we mnie [cały Kościół Wieku Ewangelii], aby wszyscy byli jedno [w zamierzeniu, miłości], jako ty, Ojcze! we mnie, a ja w tobie; aby i oni w nas jedno byli [a potem, ukazując ostateczny cel tego wybrania, tak apostołów, jak i całego Nowego Stworzenia, dodał On], aby świat [umiłowany przez Boga jeszcze w stanie grzechu i odkupiony przez drogocenną krew] uwierzył, żeś ty mię posłał” – aby go odkupić i odrodzić (Jan 17:6 9,20,21).

Choć apostołowie byli ludźmi nieuczonymi, to najwyraźniej cechowali się mocnym charakterem, a pod kierunkiem nauk Pana ich brak świeckiej mądrości i wykształcenia został w wystarczającym stopniu zrównoważony „duchem zdrowego zmysłu”. Nie dziwi więc fakt, że mężowie ci byli jednoznacznie uznawani <str. 214> przez pierwotny Kościół za przewodników na drodze Pańskiej, za specjalnie naznaczonych nauczycieli – „filary Kościoła” – którzy autorytetem ustępowali tylko samemu Panu. Na różne sposoby przygotowywał ich On do zajęcia tego stanowiska.

Ciągle z Nim przebywali i dzięki temu mogli być świadkami wszystkich elementów Jego usługi – nauczania, cudów, modlitw, współczucia, świętości, ofiarności aż do śmierci, wreszcie byli też świadkami Jego zmartwychwstania. Tych świadectw potrzebował nie tylko Kościół pierwotny, lecz i wszyscy ci, którzy zostali powołani przez Pana i przyjęli Jego powołanie do Nowego Stworzenia, którzy szukają schronienia i pokładają ufność w chwalebnych nadziejach ogniskujących się w Jego charakterze, w Jego ofiarniczej śmierci, w Jego wielkim wywyższeniu oraz w planie Bożym, jaki ma On wypełnić. Potrzebują oni takiego osobistego świadectwa względem tych wszystkich spraw, aby otrzymać wzmocnienie wiary i pociechy.

Siedemdziesięciu innych uczniów zostało posłanych w późniejszym czasie przez Pana, aby ogłaszać Jego obecność oraz czas żniwa Wieku Żydowskiego, lecz ich misja różniła się pod wieloma względami od misji dwunastu. Nasz Pan starał się we wszelki sposób wyróżnić apostołów, abyśmy my oraz cały Kościół mogli mieć do nich jak najpełniejsze zaufanie. To tylko oni uczestniczyli w Ostatniej Wieczerzy i w ustanowieniu Pamiątki Jego śmierci. Tylko oni byli z Nim w ogrodzie Getsemane. To tylko im Pan objawił się w szczególny sposób po zmartwychwstaniu i tylko oni zostali wykorzystani jako rzecznicy ducha świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy. Jedenastu z nich było „mężami galilejskimi”, jak zauważył ktoś, kto ich słyszał: „Izali oto ci wszyscy, którzy mówią, nie są Galilejczycy?” Dzieje Ap. 2:7; Łuk. 24:48 51; Mat. 28:16 19

Chociaż, co potwierdza zapis biblijny, Pan ukazał się po zmartwychwstaniu przed pięciuset braćmi, jednak apostołowie zostali potraktowani w szczególny sposób, jako że mieli się stać wyjątkowymi „świadkami wszystkiego tego, co czynił w krainie judzkiej i w Jeruzalemie, którego zabili, zawiesiwszy na drzewie. Tego Bóg wzbudził <str. 215> dnia trzeciego (...) i rozkazał nam, abyśmy kazali ludowi” – Dzieje Ap. 10:39 45, 13:31; 1 Kor. 15:3 8.

Apostoł Paweł, choć nie był bezpośrednim świadkiem w takim stopniu jak jedenastu, został jednak uczyniony świadkiem zmartwychwstania Pańskiego przez to, że dane mu było oglądać przebłysk późniejszej chwalebnej Jego obecności, co sam stwierdza: „A na ostatek po wszystkich ukazał się i mnie, jako poronionemu płodowi [narodzonemu przed czasem]” – 1 Kor. 15:8 9. Apostoł Paweł nie miał właściwie prawa oglądać Pana w chwale wcześniej niż ostatek Kościoła w Jego wtórym przyjściu, kiedy to wszyscy Jego wierni mieli być przemienieni i uczynieni takimi jak On, aby mogli Go widzieć takim, jaki jest. Jednak aby mógł się on stać prawdziwym świadkiem, dany był mu ten przebłysk oraz inne widzenia i objawienia w ilości większej niż wszystkim innym. Może właśnie w ten sposób doświadczył on rekompensaty za wcześniejszy brak osobistego kontaktu z Mistrzem. Te szczególne doświadczenia nie były jedynie korzyścią dla niego samego, ale głównie, jak przypuszczamy, dla całego Kościoła. Z pewnością stwierdzić można, że te specyficzne doświadczenia, widzenia, objawienia itp., dane Apostołowi, który zajął miejsce Judasza, stały się bardziej pomocne niż nauki jakiegokolwiek innego apostoła.

Doświadczenia te pozwoliły mu nie tylko poznać i docenić „głębokie rzeczy Boże”, a nawet niektóre rzeczy, o których człowiekowi nie godzi się mówić (2 Kor. 12:4), ale światło, jakim oświeciły umysł Apostoła, odbiło się poprzez jego pisma na Kościele od jego czasów aż po dziś dzień.

To właśnie dzięki temu, że apostoł Paweł otrzymał te widzenia i objawienia, mógł on ocenić sytuację, zrozumieć, na czym polega nowa dyspensacja i tak jasno pojąć długość, szerokość, wysokość i głębokość Bożego charakteru i planu. I to dlatego, że sam doceniał on te rzeczy, mógł je wypowiedzieć w swoich naukach i listach w taki sposób, by przez cały wiek były błogosławieństwem dla domowników wiary. Nawet i dziś Kościół lepiej poradziłby sobie z utratą świadectw niektórych czy nawet wszystkich innych apostołów <str. 216> niż z utratą świadectwa tego jednego Apostoła. Niemniej jednak cieszymy się z pełnego świadectwa i doceniając jego całokształt, radujemy się też szlachetnymi charakterami wszystkich dwunastu apostołów. Zauważmy, jakie świadectwa wskazują na jego apostolstwo: po pierwsze, mamy słowa Pana: „Albowiem mi ten jest naczyniem wybranym, aby nosił imię moje przed poganami i królami, i przed synami izraelskimi” – Dzieje Ap. 9:15. Własne oświadczenie Apostoła brzmi następująco: „A oznajmiam wam, bracia! iż Ewangelia, która jest opowiadana ode mnie, nie jest według człowieka. Albowiem ja anim jej wziął, anim się jej nauczył od człowieka, ale przez objawienie Jezusa Chrystusa” – Gal. 1:11 12. Ponownie oświadcza on, że „ten, który był skuteczny przez Piotra w apostolstwie między obrzezanymi [Żydami], skuteczny był i we mnie między poganami” – Gal. 2:8. Jego gorliwość względem Pana i braci oraz gotowość do położenia za nich życia – poprzez poświęcanie czasu i energii dla ich błogosławieństwa – świadczą o jego prawie do bycia apostołem na równi z innymi. A kiedy jego apostolskie stanowisko w Kościele zostało podane w wątpliwość, on szczerze się na to powołał oraz na Pańskie błogosławieństwo widoczne w jego objawieniach, służbie itd., jako na dowody, że nie jest „w niczym podlejszy” od innych. 1 Kor. 9:1; 2 Kor. 11:5,23, 12:1 7,12; Gal. 2:8, 3:5

Zamiarem Pańskim nie była praca apostołów wyłącznie pośród Żydów – zapis biblijny wskazuje na coś całkiem przeciwnego. Pouczył On jedenastu, że Jego dzieło i przesłanie są przeznaczone docelowo dla wszystkich ludzi; mieli oni jednak pozostać w Jerozolimie aż do otrzymania mocy i tam rozpocząć świadczenie. Oto co Pan do nich powiedział: „Ale przyjmiecie moc Ducha Świętego, który przyjdzie na was; i będziecie mi świadkami i w Jeruzalemie, i we wszystkiej judzkiej ziemi, i w Samarii, aż do ostatniego kraju ziemi” – Dzieje Ap. 1:8. To świadczenie nie trwało jedynie za życia apostołów, ale trwa w dalszym ciągu. W dalszym ciągu głoszą nam oni słowo, dalej pouczają wiernych, dalej zachęcają, dalej napominają, dalej karcą. Ich śmierć nie zakończyła ich służby. Ciągle jeszcze mówią, świadczą, wciąż są rzecznikami Pana wobec Jego wiernych. <str. 217>

Natchnienie apostołów

Powinniśmy mieć zaufanie do apostołów jak do wiernych świadków lub kronikarzy. Ich świadectwa nacechowane są uczciwością, widać bowiem, że nie starali się szukać bogactwa lub chwały u ludzi, ale ofiarowali oni swe ziemskie korzyści w gorliwości dla wzbudzonego i uwielbionego Mistrza. I już tylko z tego powodu ich świadectwo byłoby nieocenione. Dodatkowo jednak widzimy, iż Pismo Święte uczy, że Pan posłużył się nimi jako natchnionymi przedstawicielami, których pouczył szczególnie w sprawach świadectwa, nauk i zwyczajów, jakie mieli ustanowić w Kościele. Wydali oni świadectwo nie tylko o tym, co słyszeli i widzieli, lecz także o nauce, jaką otrzymali przez ducha świętego; byli więc wiernymi szafarzami. „Tak niechaj o nas człowiek rozumie, jako (...) o szafarzach tajemnic Bożych” – powiedział Paweł (1 Kor. 4:1). Tę samą myśl wyraził nasz Pan, kiedy powiedział w odniesieniu do dwunastu: „Uczynię was rybakami ludzi” oraz „paś owce moje”, „paś baranki moje”. Apostoł mówi też, że tajemnica (głębokie prawdy Ewangelii dotyczące „wysokiego powołania” Nowego Stworzenia – Chrystusa) ukryta w innych wiekach, jest teraz objawiona świętym apostołom i prorokom przez ducha. Celem tego objawienia – jak wyjaśnia Apostoł – jest „objaśnienie wszystkim, jaka by była społeczność onej tajemnicy [tzn. na jakich warunkach można otrzymać uczestnictwo w tym Nowym Stworzeniu] zakrytej od wieków w Bogu” – Efezj. 3:3 11. Opisując natomiast budowanie Kościoła na fundamencie apostołów i proroków, którego gruntownym kamieniem węgielnym jest Jezus Chrystus, Apostoł oświadcza: „Dlatego [dla sprawy budowania Kościoła, świątyni Bożej] ja Paweł jestem więźniem Chrystusa Jezusa za was pogan” – Efezj. 2:20,22, 3:1.

Obiecane było, że Pocieszyciel „nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, cokolwiek wam powiedziałem” i „przyszłe rzeczy wam opowie” – Jan 14:26, 16:13. Do pewnego stopnia stosuje się to niewątpliwie do całego Kościoła, ale przede wszystkim <str. 218> dotyczyło to apostołów. I rzeczywiście ciągle oddziałuje to na pozostałą część Kościoła przez apostołów – ich słowa są w dalszym ciągu kanałami, poprzez które duch święty uczy nas zarówno o rzeczach nowych, jak i starych. Zgodnie z powyższą obietnicą można rozumieć, że natchnienie apostolskie miało trojaki charakter: (1) Odświeżenie pamięci umożliwiające im przypomnienie sobie i odtworzenie bezpośrednich nauk Pana. (2) Doprowadzenie do zrozumienia prawd dotyczących Boskiego planu wieków. (3) Szczególne objawienia na temat rzeczy przyszłych, tj. tych, o których Pan oznajmił: „Mamci wam jeszcze wiele mówić, ale teraz znieść nie możecie” – Jan 16:12.

Nie powinniśmy sądzić, że to odświeżenie pamięci apostołów znaczyło, iż podyktowano im słowo w słowo to, co rzekł Pan, tak pod względem frazeologii, jak też kolejności Jego słów. Apostolskie zapisy nie zawierają dowodów, że słowa te były im w ten sposób dyktowane. Jednak obietnica Pańska jest sama w sobie gwarancją poprawności ich wypowiedzi. W każdej z czterech Ewangelii znajdujemy historię wczesnego życia oraz misji Pana; wyraźnie jednak widać indywidualność autorów. Każdy z nich na swój sposób zapisuje te rzeczy, które wydają mu się najważniejsze. A dzięki nadzorowi Pańskiemu te różne zapisy przedstawiają wspólnie historię na tyle kompletną, na ile jest to konieczne dla ugruntowania wiary Kościoła co do tożsamości Jezusa jako Mesjasza zapowiadanego przez proroków, co do wypełnionych proroctw, które o Nim mówią, oraz faktów z Jego życia i nauczania. Gdyby było to natchnienie słowne (dyktando słowo w słowo), to nie byłoby potrzeby, aby kilka osób opowiadało tę samą historię. Warto jednak zauważyć, że choć każdy pisarz posługiwał się wolnością wyrażania się na swój własny sposób i wybrał te wydarzenia, które z jego punktu widzenia były najważniejsze i najbardziej godne zapisu, to Pan przez swego świętego ducha tak nadzorował tą sprawą, że nic ważnego nie zostało pominięte – wszystko, co konieczne, zostało wiernie zapisane – „aby człowiek Boży był doskonały, ku wszelkiej sprawie dobrej dostatecznie wyćwiczony”. Ciekawe jest to, że zapis apostoła Jana uzupełnia pozostałe trzy – Mateusza, <str. 219> Marka i Łukasza – i że głównie opisuje on ważne sytuacje i wydarzenia pominięte przez innych.

Postanowienie Pańskie, że za pomocą ducha świętego wprowadzi On apostołów, a przez nich Nowe Stworzenie „we wszelką prawdę”, sugeruje, że to wprowadzenie miało być ogólnym, a nie indywidualnym czy osobistym wprowadzeniem we wszelką prawdę, a widać to na podstawie zapisów Pisma Świętego. Chociaż apostołowie, z wyjątkiem Pawła, byli ludźmi prostymi i nieuczonymi, to jednak ich biblijne traktaty mają szczególną wartość. Udało się im „zawstydzić mądrych” teologów, począwszy od im współczesnych aż po dzień dzisiejszy. Najbardziej elokwentny wyraz błędu nie może się ostać wobec ich logicznego wywodu w oparciu o Zakon i Proroków oraz nauki Pana. Żydowscy doktorzy Prawa dostrzegli to i, jak czytamy – „poznali ich też, że byli z Jezusem”, tzn., że znali Jego nauki i kierowali się Jego duchem (Dzieje Ap. 4:5,6,13).

Listy apostolskie składają się z takich logicznych argumentacji, opartych na natchnionych pismach Starego Testamentu i na słowach Pana; i wszyscy, którzy w ciągu Wieku Ewangelii posiadają tego samego ducha dzięki podążaniu za sposobem rozumowania, jaki Pan przekazał przez swoich rzeczników, są prowadzeni do tych samych prawdziwych wniosków; tak więc nasza wiara nie jest zasługą mądrości ludzkiej, ale opiera się na mocy Bożej (1 Kor. 2:4 5). Niemniej jednak ani w tych naukach, ani w ich historycznych opisach nie znajdujemy śladów dyktowania słów ani oznak tego, że byli oni jedynie skrybami Pana, mechanicznie mówiącymi i zapisującymi, jak to czynili dawniejsi prorocy (2 Piotra 1:21). Jasne spojrzenie apostołów było raczej skutkiem oświecenia ich umysłów, które umożliwiło im dostrzeżenie i zrozumienie Boskich zamiarów, a przez to jasne ich przedstawienie. Podobnie rzecz się ma z ludem Bożym od czasów apostołów, który postępując za nimi, może teraz wzrastać w łasce, znajomości i miłości oraz może „pojąć ze wszystkimi świętymi, jaka jest szerokość <str. 220> i długość, i wysokość, i głębokość i (...) poznać miłość Chrystusową, która przewyższa wszelkie [ludzkie] poznanie” – Efezj. 3:18 19 (NB).

Jednakowoż w pełni uzasadnione jest przekonanie, że ich nauki oraz opisy historyczne były pisane pod kierownictwem Pańskim, tak by można było uniknąć słów niepoprawnych i aby Prawda została ukazana w takim kształcie, by mogła stanowić „pokarm na czas słuszny” dla domowników wiary, od ich czasów aż do dnia dzisiejszego. Boski nadzór nad apostołami był zapowiedziany wcześniej wzmianką naszego Pana: „Cokolwiek byście związali na ziemi, będzie związane i na niebie; a co byście rozwiązali na ziemi, będzie rozwiązane i na niebie” – Mat. 18:18. Rozumiemy, że znaczenie tych słów nie jest takie, iż Pan miałby zrezygnować ze swoich postanowień i być posłuszny rozkazom apostołów, ale że to oni będą pod taką opieką i pod kierownictwem ducha świętego, że ich decyzje w Kościele, dotyczące tego, co powinno być uważane za obowiązkowe, a co za pozostawione własnemu uznaniu, będą poprawne. Znaczy to też, że cały Kościół może uznać te sprawy za ostatecznie ustalone i uzgodnione, ponieważ osiągnięte wnioski opierają się na postanowieniach Pana oraz apostołów.

Na tej opoce zbuduję kościół mój”

W pełni zgodne z powyższymi wnioskami było więc to, że kiedy apostoł Piotr dał świadectwo, iż nasz Pan jest Mesjaszem, „odpowiadając Jezus rzekł mu: Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jonaszowy! bo tego ciało i krew nie objawiły tobie, ale Ojciec mój, który jest w niebiesiech. A ja ci też powiadam, żeś ty jest Piotr [petros – kamień, skała]; a na tej opoce [petra – na masywnej skale, czyli na wielkiej fundamentalnej opoce prawdy, którą wyraziłeś] zbuduję kościół mój”. Sam Pan jest budowniczym i On sam jest nazwany fundamentem: „Albowiem fundamentu innego nikt nie może założyć oprócz tego, który jest założony, a którym jest Jezus Chrystus” – 1 Kor. 3:11 (NB). On jest ową wspaniałą opoką, a wyznanie Piotra było fundamentalnym świadectwem – oznajmieniem podstawowych zasad leżących u podłoża Boskiego planu. <str. 221> Apostoł Piotr właśnie tak zrozumiał tę sprawę i tak wyraził swe zrozumienie (1 Piotra 2:5 6). Oznajmił on, że wszyscy prawdziwie poświęceni wierzący to „żywe kamienie”, które zbliżają się do wielkiej opoki Boskiego planu, Jezusa Chrystusa, aby się budować w święty Kościół Boży poprzez związek z Nim, z fundamentem. Dlatego Piotr rezygnuje z jakichkolwiek roszczeń odnośnie bycia kamieniem fundamentu i zalicza się do tej samej grupy co inne „żywe kamienie” (gr. lithos) Kościoła – chociaż petros, czyli skała, oznacza większy kamień niż lithos, bowiem wszyscy apostołowie jako kamienie „fundamentu” będą mieli większe znaczenie od swoich braci (Obj. 21:14).

Klucze upoważnienia

W tej samej wypowiedzi Pan rzekł do Piotra: „I tobie dam klucze królestwa niebieskiego, a cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w niebiesiech...”. W ten sposób upoważnienie dane całej grupie apostołów było przekazane konkretnie Piotrowi, wraz z dodatkowym przywilejem czy honorem posiadania kluczy – czyli mocy, autorytetu otwierającego. Pamiętamy, jak apostoł Piotr użył kluczy Królestwa i dokonał dzieła otwarcia nowej dyspensacji, najpierw dla Żydów w Dzień Pięćdziesiątnicy, a później dla pogan w domu Korneliusza. Czytamy, że w Dniu Pięćdziesiątnicy, kiedy wylany był duch święty, „Piotr stanąwszy z jedenastoma, podniósł głos swój” – z własnej inicjatywy; on otworzył, a inni poszli jego śladem i zaproszenie Ewangelii zostało w ten sposób szeroko otwarte dla Żydów. W przypadku Korneliusza Pan posłał do Piotra posłańców, a przez specjalną wizję pouczył go, by skorzystał z ich zaproszenia. W taki sposób użył go, aby otworzyć te drzwi łaski, wolności i przywileju dla pogan – aby oni także mogli mieć udział w przywileju „wysokiego powołania” Nowego Stworzenia. Te wydarzenia stoją w zupełnej zgodzie z tym, co już zauważyliśmy odnośnie Pańskich zamiarów co do wyboru dwunastu apostołów. A im wyraźniej dzieci Boże zrozumieją fakt, że owych dwunastu stanowi szczególne przedstawicielstwo nowej dyspensacji i że ich <str. 222> słowa stanowią specjalny środek przekazu prawdy względem Nowego Stworzenia, tym bardziej będą one gotowe uznać ich słowa i tym mniej będą pragnąć przyjmować nauki innych, które są niezgodne z ich świadectwem. „Jeśli nie chcą, niechże mówią według słowa tego, w którym nie masz żadnej zorzy” – Izaj. 8:20.

Ostatnia część obietnicy Pańskiej brzmi: „On [święty duch Ojca] przyszłe rzeczy wam pokaże”. Słowa te sugerują szczególne natchnienie, jakie mieli otrzymać apostołowie, a pośrednio wskazują na błogosławienie i oświecanie ludu Pańskiego aż do samego końca obecnego wieku poprzez nauczanie go. W ten sposób stali się oni nie tylko świętymi apostołami, ale także prorokami przepowiadającymi Kościołowi przyszłe wydarzenia. Niekoniecznie musiało być tak, że wszyscy apostołowie zostali wykorzystani w takim samym stopniu do wszelkich sposobności tej posługi. Fakty wskazują, że niektórzy z nich zostali bardziej uprzywilejowani nie tylko możliwością usług apostolskich, ale jednocześnie widzeniem „przyszłych rzeczy”. Apostoł Paweł ukazuje różne przyszłe rzeczy: wielkie odstępstwo w Kościele, objawienie „człowieka grzechu”, tajemnicę dotyczącą wtórego przyjścia Pana, że nie wszyscy zaśniemy, ale wszyscy musimy być przemienieni; tajemnicę ukrytą w przeszłych wiekach i dyspensacjach, że Kościół, składający się również z pogan, ma współdziedziczyć obietnicę daną Abrahamowi, że jego nasienie będzie błogosławić wszystkie narody ziemi itd., itp. Apostoł wskazuje, że przy końcu wieku nastaną złe czasy w Kościele, że ludzie będą bardziej miłować rozkosze niż Boga, przybierając tylko pozór pobożności, ale zaprzeczając płynącej z niej mocy, że niewierni, „wilki okrutne” (zwolennicy niszczącej wyższej krytyki), nie oszczędzą stadka Pańskiego. Istotnie, wszystkie pisma apostoła Pawła są jasno oświecone widzeniami i objawieniami, które otrzymał on jako widzący to, co w jego czasach należało jeszcze do przyszłości i nie mogło być w pełni wyjaśnione, lecz co zostały ukazane świętym poprzez obrazy i proroctwa Starego Testamentu, zrozumiałe obecnie w świetle słów <str. 223> apostolskich, ponieważ nadszedł „czas słuszny” na ich zrozumienie.

Apostoł Piotr proroczo wskazuje na nadejście fałszywych nauczycieli w Kościele, którzy poufnie i po cichu wprowadzą godne potępienia herezje, zaprzeczające nawet, że Pan ich nabył. Patrząc na nasze czasy prorokuje on następująco: „Przyjdą w ostateczne dni naśmiewcy (...) mówiący: Gdzież jest obietnica obecności jego [Chrystusa]? Bo jako ojcowie zasnęli, wszystko tak trwa od początku stworzenia”. On także proroczo oznajmił, że „on dzień Pański przyjdzie jako złodziej w nocy”.

Apostoł Jakub też prorokuje o końcu obecnego wieku, mówiąc: „Nuż teraz, bogacze! płaczcie, narzekając nad nędzami waszymi, które przyjdą, (...) zgromadziliście skarb na ostatnie dni”.

Apostoł Jan był jednak najznaczniejszym wieszczem, prorokiem spośród wszystkich apostołów. Jego widzenia składające się na Księgę Objawienia opisują w najszczególniejszy sposób rzeczy przyszłe.

Apostolska nieomylność

Na podstawie powyższych spostrzeżeń mamy zupełne podstawy, by wierzyć, że apostołowie byli tak prowadzeni przez Pana poprzez Jego świętego ducha, iż wszystkie ich publiczne wypowiedzi pochodziły z Bożego natchnienia dla napomnienia Kościoła i są nie mniej nieomylne niż wypowiedzi proroków poprzedzającej dyspensacji. Jednak mimo iż jesteśmy w ten sposób upewnieni co do wiarygodności ich świadectwa i tego, że wszystkie ich wypowiedzi skierowane do Kościoła znalazły Bożą aprobatę, dobrze będzie uważnie zbadać pięć szczególnych sytuacji wspomnianych w Nowym Testamencie, które powszechnie uważa się za przeciwne poglądowi o nieomylności ich nauk. Przeanalizujemy je pojedynczo.

(1) Piotrowe zaparcie się naszego Pana tuż przed Jego ukrzyżowaniem. Nie podlega dyskusji fakt, że Piotr popełnił tutaj poważny błąd, za który później szczerze pokutował. Lecz nie powinniśmy zapominać, że to przewinienie, choć popełnione po jego wyborze na apostoła, miało miejsce przed <str. 224> jego namaszczeniem duchem świętym w Dniu Pięćdziesiątnicy i przed otrzymaniem apostolskiego daru w całym tego słowa znaczeniu. Co więcej, nieomylność apostołów, jaką postulujemy, dotyczy ich publicznych nauk i pism, a nie wszystkich wydarzeń i szczegółów ich życia, które z pewnością były dotknięte zmazami ich ziemskich naczyń i zepsute skutkami upadku, z powodu którego ucierpiały wszystkie dzieci Adama. Słowa Apostoła, że „mamy ten skarb w naczyniu glinianym”, najwyraźniej stosowały się do niego samego i innych apostołów, jak również do wszystkich członków Kościoła – którzy też otrzymali ducha świętego. Nasz udział jako jednostek w wielkim dziele pojednania naszego Mistrza zakrywa te zmazy ciała, które są przeciwne naszym pragnieniom jako Nowych Stworzeń.

Apostolski urząd służby Panu i Kościołowi był całkowicie niezależny od słabości cielesnych i został apostołom przekazany nie ze względu na ich ludzką doskonałość, lecz wtedy, gdy jak sami przyznają, byli oni „ludźmi, tymże jako i wy biedom poddanymi” (Dzieje Ap. 14:15). Sam urząd nie zapewniał restytucji – doskonałości śmiertelnych ciał – lecz jedynie nowy umysł i ducha świętego, który miał ich prowadzić. Ich myśli i czyny nie zmieniły się w doskonałe, lecz Opatrzność tak pokierowała, że publiczne nauki dwunastu są nieomylne, są Słowem Pańskim. Jest to ten sam rodzaj nieomylności, jaki przypisuje się papieżom, że kiedy papież przemawia ex cathedra, czyli oficjalnie, wtedy za sprawą Boskiej opatrzności nie może się mylić. Nieomylność tę przypisuje się papieżom na takiej podstawie, że oni też są apostołami, pomijając i ignorując fakt, że Pismo Święte uczy, iż jest jedynie „dwunastu apostołów Barankowych”.

(2) W pewnej sytuacji Piotr postąpił „obłudnie” – można mu było zarzucić dwulicowość (Gal. 2:11 14). Tego wydarzenia używa się na dowód, że postępowanie apostołów nie cechowało się nieomylnością. Zgadzamy się z tym, widząc, że apostołowie sami to też przyznawali (Dzieje Ap. 14:15); powtarzamy jednak, że ich ludzkim słabościom nie dane było zepsuć ich dzieła i użyteczności jako apostołów, bowiem oni „kazali Ewangelię przez ducha świętego z nieba zesłanego” (1 Piotra 1:12; Gal. 1:11 12) – nie mądrością ludzką, <str. 225> ale mądrością z góry (1 Kor. 2:5 16). Powyższy błąd Piotra Bóg szybko skorygował poprzez apostoła Pawła, który uprzejmie, ale stanowczo „sprzeciwił się mu w twarz, bo był godzien nagany”. A że było to przyjęte w sposób właściwy przez apostoła Piotra i że wyraźnie przezwyciężył on swą słabość na punkcie faworyzowania Żydów, widać w pełni na podstawie jego dwóch listów, w których nie ma ani śladu wątpliwości na ten temat ani jakiegokolwiek braku wierności w uznaniu Pana.

(3) Twierdzi się, że apostołowie spodziewali się wtórego przyjścia Pańskiego bardzo szybko, możliwe, że jeszcze za ich życia, i że te ich spodziewania były błędem doktrynalnym i udowodniły, że ich nauczanie nie jest godne zaufania. Na zarzut ten odpowiadamy, że to Pan oznajmił, iż zostawia apostołów w niepewności co do czasu swego wtórego przyjścia i ustanowienia Królestwa. Nakazał im po prostu, by czuwali, aby gdy nastaną te wydarzenia, nie znajdowali się co do nich w ciemności, w jakiej będzie cały świat. Ich pytanie na ten temat po Pańskim zmartwychwstaniu wywołało odpowiedź: „Nie waszą rzeczą jest znać czasy i chwile, które Ojciec w swojej mocy położył”. Czy zatem mamy obwiniać apostołów o rzecz, co do której Pan oświadczył, że miała być przez pewien czas Bożą tajemnicą? Na pewno nie. Zauważamy jednak, że pod kierownictwem ducha apostołowie byli bardzo ostrożni co do „rzeczy przyszłych”, gdy wyrażali się na temat czasu wtórego przyjścia. Nie wygląda też na to, żeby spodziewali się tych wydarzeń za swego życia; z ich słów wynika coś wręcz przeciwnego.

Na przykład, apostoł Piotr wyraźnie mówi, że napisał swe listy po to, by jego świadectwo było w posiadaniu Kościoła po jego śmierci – co jest wyraźnym dowodem, iż nie spodziewał się on doczekać ustanowienia Królestwa (2 Piotra 1:15). Apostoł Paweł, choć głosił, że „czas jest krótki”, nie twierdził, że wie jak krótki. Rzeczywiście, z perspektywy tygodnia składającego się z siedmiu tysiącletnich dni, w którym siódmy dzień niesie z sobą Królestwo, cztery szóste okresu oczekiwania <str. 226> już wtedy minęły, a więc upłynęło już sporo czasu. My w ten sam sposób wyrażamy się w naszych codziennych sprawach, kiedy w czwartek mówimy, że tydzień wkrótce się skończy. Paweł mówił też o czasie swego odejścia, o gotowości położenia życia i o tym, że wolałby już to uczynić. Wskazuje on też, że dzień Pański miał przyjść jak złodziej w nocy. Korygował też fałszywe poglądy na ten temat, mówiąc: „Abyście się nie zaraz dali zrażać z zmysłu waszego ani sobą trwożyć, lub przez ducha, lub przez mowę, lub przez list, jakoby od nas pisany, jakoby nadchodził dzień Chrystusowy. Niech was nikt nie zwodzi żadnym sposobem, albowiem nie przyjdzie on dzień, ażby pierwej przyszło odstąpienie i byłby objawiony człowiek on grzechu, on syn zatracenia. (...) Izali nie pamiętacie, iż jeszcze z wami będąc, o tymem wam opowiadał? A teraz wiecie, co przeszkadza, aby był objawiony czasu swego” [2 Tes. 2:2 6].

(4) Słyszy się też zarzuty, że Paweł, który napisał: „Oto ja Paweł mówię wam, iż jeśli się obrzezywać będziecie, Chrystus wam nic nie pomoże” – Gal. 5:2, kazał obrzezać się Tymoteuszowi (Dzieje Ap. 16:3). Pojawia się pytanie: „Czy nie znaczy to, że uczył fałszywie, wbrew własnemu świadectwu?” Odpowiadamy: Nie. Tymoteusz był Żydem, gdyż jego matka była Żydówką (Dzieje Ap. 16:1), a obrzezanie było narodowym zwyczajem żydowskim wprowadzonym przed Prawem Mojżeszowym. Zwyczaj ten był praktykowany nawet i po Chrystusie, który „zniósł [Przymierze Zakonu] z pośrodku, przybiwszy go do krzyża”. Obrzezka dana była Abrahamowi i jego nasieniu na czterysta trzydzieści lat przed nadaniem Prawa Izraelowi jako całemu narodowi pod górą Synaj. Piotr był postanowiony jako apostoł obrzezanych (tj. Żydów), a Paweł jako apostoł nieobrzezanych (tzn. pogan). Gal. 2:7 8

Jego argument w Gal. 5:2 nie stosuje się do Żydów. Zwraca się on tutaj do pogan, którzy pragnęli obrzezania lub nawet myśleli o nim tylko dlatego, że pewni fałszywi nauczyciele powodowali zamieszanie przekonując ich, że muszą zachowywać Przymierze Zakonu, jak również przyjąć Chrystusa. W ten sposób doprowadzali ich do ignorowania Przymierze Łaski. Apostoł <str. 227> udowadnia tutaj, że ich obrzezanie się (dla takiej przyczyny) stanowiłoby odrzucenie Przymierza Łaski, a przez to całego dzieła Chrystusa. Nie widział nic zdrożnego w tym, by Żydzi kontynuowali swój narodowy zwyczaj obrzezania; widać to w jego słowach z 1 Kor. 7:18 19 i w tym, jak postąpił z Tymoteuszem. Nie znaczy to, że obrzezanie było konieczne dla Tymoteusza albo jakiegokolwiek innego Żyda, ale nie było ono niewłaściwe, a że miał się on często znajdować pomiędzy Żydami, byłoby mu ono pomocne w zjednywaniu sobie ich zaufania. Zauważymy jednak silny sprzeciw ze strony Pawła, gdy niektórzy, nie rozumiejąc tej sprawy, starali się obrzezać Tytusa – rodowitego Greka (Gal. 2:3 5).

(5) Postępowanie Pawła opisane w Dziejach Ap. 21:20 26 jest oceniane jako sprzeczne z jego własnymi naukami o Prawdzie i jako dowód na jego omylność, tak pod względem nauki, jak i praktyki. Twierdzi się, że to właśnie z powodu tego niewłaściwego czynu Bóg dozwolił, aby Paweł tyle cierpiał jako więzień, a potem został posłany do Rzymu, lecz taki pogląd nie opiera się na biblijnych faktach. Opis podaje, że w tym całym doświadczeniu Paweł cieszył się współczuciem i aprobatą pozostałych apostołów, a przede wszystkim nieustanną łaską Pańską. Postąpił w ten sposób na prośbę apostołów. Zanim udał się do Jerozolimy (Dzieje Ap. 21:10 14), dane mu było prorocze świadectwo, że czekają go więzy i więzienie. Będąc wierny przekonaniu o swej powinności odważył się stawić czoła tym przepowiedzianym przeciwnościom. Czytamy, że kiedy był on już w trakcie tych ucisków, „stanąwszy przy nim Pan, rzekł: Bądź dobrego serca, Pawle! albowiem jakoś o mnie świadczył w Jeruzalemie, tak musisz świadczyć i w Rzymie”. Później widzimy, że Pan okazuje mu znowu łaskę, gdyż czytamy: „Stanął przy mnie tej nocy Anioł Boga tego, któregom ja jest i któremu służę, mówiąc: Nie bój się, Pawle! musisz stawiony być przed cesarzem, a oto darował ci Bóg wszystkich, którzy płyną z tobą” – Dzieje Ap. 23:11, 27:23 24.

Wobec tych faktów należy starać się zrozumieć <str. 228> postępowanie Pawła w świetle jego konsekwentnie odważnej i szlachetnej postawy – wielce doceniając jego dzieła i świadectwo, których Bóg nie tylko nie zganił, ale je zaaprobował. Przystępując do zbadania fragmentu z Dziejów Ap. 21:21 27 zauważamy (w. 21), że Paweł nie nauczał, iż żydowscy nawróceni nie powinni obrzezywać dzieci. Nie odrzucał też Prawa Mojżeszowego, a raczej uczcił je przez wskazanie na większą i wspanialszą rzeczywistość, jaką Prawo Mojżeszowe tak wymownie obrazowało. Będąc zatem dalekim od odrzucenia Mojżesza, wyraża on szacunek zarówno dla niego, jak i Zakonu, mówiąc: „Zakon jest święty i przykazanie święte, i sprawiedliwe, i dobre”, oraz wskazuje, że przez Zakon pomnożyła się wiedza o okropności grzechu, że Zakon był tak wielki, iż żaden niedoskonały człowiek nie mógł go wykonać w pełni i że Chrystus, który go wykonał, zdobył jego nagrodę, a teraz pod Przymierzem Łaski oferuje wieczne życie i błogosławieństwa jako dar dla tych, którzy nie są w stanie wykonać Zakonu, lecz przez wiarę przyjęli jako przykrycie dla swoich niedoskonałości Jego doskonałe posłuszeństwo i ofiarę, stając się Jego naśladowcami na drodze sprawiedliwości.

Niektóre ceremonie dyspensacji żydowskiej – takie jak posty, uroczystości nowego miesiąca i dni sabatu, jak też święta – były obrazami duchowych prawd należących do Wieku Ewangelii. Apostoł wyraźnie udowadnia, że Ewangelia Przymierza Łaski ani ich nie nakazuje, ani nie zakazuje. (Wieczerza Pańska i chrzest są jedynymi przykazanymi ceremoniami o charakterze symbolicznym, jakie zostały nam nakazane, i są one nowe. Kol. 2:16 17; Łuk. 22:19; Mat. 28:19

Jeden z tych żydowskich symbolicznych obrzędów, zwany „oczyszczeniem”, był zastosowany przez Pawła i czterech Żydów w rozważanym przez nas przypadku. Jako Żydzi, mieli oni prawo, jeśliby tak postanowili, nie tylko poświęcić się Bogu – w Chrystusie, ale także okazać symbol tego oczyszczenia. I właśnie to uczynili, a mężowie, którzy byli z Pawłem, złożyli dodatkowo ślub upokorzenia się przed Panem i ludem okazany w ogoleniu głów. Te symboliczne ceremonie były związane z pewną opłatą, która prawdopodobnie stanowiła „ofiarę” pieniężną – taka sama cena od każdego na wspomożenie wydatków Świątyni. <str. 229>

Apostoł Paweł nigdy nie uczył, że Żydzi są wolni od Zakonu, lecz wręcz przeciwnie, że Zakon ma nad każdym z nich władzę tak długo, jak żyją. Wyjaśnia on jednak, że jeśli jakiś Żyd przyjąłby Chrystusa i stał się „z nim umarłym”, to dzięki temu dług takiego Żyda względem Przymierza Zakonu jest zaspokojony i staje się on wolny w Chrystusie (Rzym. 7:1 4). Ale nawróconych pogan uczył, że nie byli oni nigdy pod żydowskim Przymierzem Zakonu i że praktykowanie przez nich żydowskich ceremonii i rytuałów oznaczałoby, iż poprzez te symbole spodziewają się osiągnąć zbawienie oraz że nie w pełni polegają na zasłudze ofiary Chrystusa. Z tym zgadzali się wszyscy apostołowie. Zob. Dzieje Ap. 21:25, 15:20,23 29.

Wnioskujemy więc, że Bóg użył owych dwunastu apostołów w bardzo wspaniały sposób, uczyniwszy z nich zdolnych sług swej Prawdy, prowadząc ich w sposób nadprzyrodzony w zagadnieniach, o których pisali – tak że nic, co pożyteczne człowiekowi Bożemu, nie zostało ominięte – a w słowach ich oryginalnych pism okazał On opiekę i mądrość ponad zrozumienie samych apostołów. Niech Bóg będzie uwielbiony za ten pewny grunt dla naszej wiary!

Apostołowie nie mieli panować nad dziedzictwem Bożym

Czy apostołowie mają być uznawani w jakimkolwiek sensie za panów w Kościele? Innymi słowy, gdy Pan i Głowa Kościoła odszedł, czy któryś z nich przejął miejsce Głowy? Czy może wspólnie stanowili oni łączną głowę, na Jego miejscu, mającą na celu przejąć kierowniczy ster? A może byli wspólnie, lub oddzielnie, tym, co twierdzą o sobie rzymscy papieże, mieniący się następcami apostołów – namiestnikami, zastępcami Chrystusa dla Kościoła, który jest Jego Ciałem?

Przeciwne takim hipotezom jest jasne stwierdzenie Pawła (Efezj. 4:4 5): „Jedno jest ciało” i „jeden Pan”; i dlatego pomiędzy różnymi członkami tego Ciała, niezależnie od względnej ważności niektórych, uznawany ma być tylko jeden Pan i Głowa. Uczył o tym jasno i nasz Pan, kiedy zwracając się do ludu i swych uczniów, rzekł: „Nauczeni w Piśmie i faryzeusze (...) miłują (...), aby je nazywali ludzie: <str. 230> Mistrzu, mistrzu! Ale wy nie nazywajcie się mistrzami; albowiem jeden jest mistrz wasz, ale wy jesteście wszyscy braćmi” – Mat. 23:1 2,6 8. I ponownie, zwracając się do apostołów, Jezus powiedział: „Wiecie, iż ci, którym się zda, że władzę mają nad narodami, panują nad nimi, a którzy z nich wielcy są, moc przewodzą nad nimi. Lecz nie tak będzie między wami, ale ktobykolwiek chciał być wielkim między wami, będzie sługą waszym, a ktobykolwiek z was chciał być pierwszym, będzie sługą wszystkich. Bo i Syn człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, ale aby służył, i aby dał duszę swą na okup za wielu” – Mar. 10:42 45.

Nie mamy też dowodów, że pierwotny Kościół uważał kiedykolwiek apostołów za panów Kościoła ani że apostołowie kiedykolwiek przypisali sobie taki autorytet i godność. Ich zachowanie było bardzo dalekie od papieskiego poglądu o panowaniu i od poglądów innych znacznych osób zajmujących stanowiska we wszystkich sektach chrześcijańskich. Piotr, na przykład, nigdy nie określił siebie mianem „księcia apostołów”, jakim go określają dziś papiści; Piotr ani inni apostołowie nie dawali innym takich tytułów ani nie otrzymywali takich hołdów od ówczesnego Kościoła. Zwracali się do siebie i nazywali się wzajemnie po imieniu, po prostu jako Piotr, Jan, Paweł albo jako brat Piotr, brat Jan. Wszyscy w ówczesnym Kościele podobnie się pozdrawiali – jako bracia i siostry w Chrystusie (zob. Dzieje Ap. 9:17, 21:20; Rzym. 16:23; 1 Kor. 7:15, 8:11; 2 Kor. 8:18; 2 Tes. 3:6,15; Filem. 7,16). Napisane jest też, że nawet sam Pan nie wstydził się nazywać ich wszystkich „braćmi” (Hebr. 2:11), co wskazuje na to, że i Jego postawa daleka jest od chęci dominacji podczas sprawowania rzeczywistego i należnego Mu przywództwa i władzy.

Żaden z tych czołowych sług pierwotnego Kościoła nie chodził w szatach kapłańskich albo z krzyżem i różańcem itp., zabiegając o poważanie i hołd u ludzi. Bowiem, jak nauczył ich Pan, najgłówniejszymi pomiędzy nimi byli ci, którzy najwięcej służyli. I tak na przykład, kiedy prześladowanie spowodowało rozproszenie Kościoła i przegnanie z Jerozolimy, „jedenastu” odważnie pozostało na miejscu w gotowości na wszystko, co miało przyjść; bowiem w tym czasie próby członkowie Kościoła w rozproszeniu mogli uzyskać od tych w Jerozolimie zachętę i <str. 231> pomoc. Gdyby i oni uciekli, cały Kościół opanowałyby strach i panika. Widzimy, że Jakub ginie od Herodowego miecza; Piotr z taką samą perspektywą wrzucony jest do więzienia i przykuty łańcuchami do dwóch żołnierzy (Dzieje Ap. 12:1 6); Paweł i Sylas zostali w swej służbie okrutnie ubiczowani, a potem wrzuceni do więzienia, gdzie ich nogi zakuto w dyby; Paweł znosił „wielki bój utrapienia” (Dzieje Ap. 16:23 24; 2 Kor. 11:23 33). Czy wyglądali na panów lub zachowywali się oni jak panowie? Z pewnością – nie.

Piotr mówi o tym bardzo wyraźnie, kiedy radzi starszym, by „paśli trzodę Bożą”. Nie mówi waszą trzodę, wasz lud, wasz kościół, jak to się dziś słyszy z ust wielu duchownych, ale trzodę Bożą, nie jako panujący nad dziedzictwem, ale wzorami będąc dla trzody – wzorami pokory, wierności, gorliwości i pobożności (1 Piotra 5:1 3). A Paweł mówi: „Mam za to, iż Bóg nas, ostatnich apostołów, wystawił jakoby na śmierć skazanych; albowiem staliśmy się dziwowiskiem światu, Aniołom i ludziom. Myśmy głupi dla Chrystusa (...) bezecni i łakniemy, i pragniemy, i nadzy jesteśmy, i bywamy policzkowani, i tułamy się, i pracujemy, robiąc własnymi rękami; gdy nas hańbią, dobrorzeczemy, gdy nas prześladują, znosimy; gdy nam złorzeczą, modlimy się za nich: staliśmy się jako śmieci tego świata i jako omieciny u wszystkich” – 1 Kor. 4:9 13. Z pewnością nie wyglądają oni w tym wszystkim na „panów”. Sprzeciwiając się poglądowi pewnych braci, którzy zdawali się pragnąć panowania nad dziedzictwem Bożym, Paweł mówi ironicznie: „Jużeście nasyceni, jużeście ubogaceni, bez nas królujecie”; lecz dalej zaleca tę jedynie słuszną drogę, mianowicie drogę pokory, mówiąc: „Bądźcie naśladowcami moimi” w tym względzie. I jeszcze: „Tak niechaj o nas człowiek rozumie jako o sługach Chrystusowych i o szafarzach tajemnic Bożych” – 1 Kor. 4:8,16,1.

Dalej też ten sam Apostoł dodaje: „Ale jako nas Bóg sobie upodobał, żeby nam była zwierzona Ewangelia, tak mówimy, nie jako ludziom się podobając, ale Bogu, który sobie upodobywa serca nasze. Albowiem nigdyśmy nie używali mowy pochlebnej, jako wiecie; aniśmy pod zasłoną czego łakomstwu dogadzali; Bóg jest świadkiem; aniśmy szukali od ludzi <str. 232> chwały, ani od was, ani od inszych, mogąc wam być ciężkimi jako apostołowie Chrystusowi, aleśmy byli skromnymi między wami, jako gdy mamka odchowuje dziatki swoje” – 1 Tes. 2:4 7. Apostołowie ani nie wydawali bulli, ani nie rzucali klątw, natomiast znajdujemy wśród ich pełnych miłości i dobroci wyrażeń takie jak: „Gdy nas hańbią, dobrorzeczemy”, „Proszę też i cię, towarzyszu wierny”, „Starszego wiekiem nie strofuj, lecz nakłaniaj prośbą” (1 Kor. 4:13; Filip. 4:3; 1 Tym. 5:1 BT).

Kościół pierwotny właściwie oceniał pobożność oraz niezrównaną duchową wiedzę i mądrość apostołów. Uznając ich, zgodnie z rzeczywistością, za specjalnie wybranych dla siebie przez Pana ambasadorów, Kościół siedział u ich stóp, ucząc się – jednak nie bezmyślnie, bezkrytycznym umysłem, lecz z nastawieniem, by doświadczać duchów i sprawdzać świadectwa (1 Jana 4:1; 1 Tes. 5:21; Izaj. 8:20). A apostołowie, ucząc ich, napominali do takiej postawy umysłu, która domagałaby się uzasadnienia tej nadziei. Zachęcali do tego i byli gotowi wyjść takiej postawie naprzeciw – nie z usidlającymi słowami mądrości człowieka (ludzkiej filozofii czy teorii), ale z oznakami ducha i mocy, aby wiara Kościoła nie opierała się na mądrości ludzkiej, ale na mocy Bożej (1 Kor. 2:4 5). Nie kultywowali oni ślepej czy zabobonnej czci dla samych siebie.

Czytamy, że Berianie, „zacniejsi nad one, co byli w Tesalonice, (...) przyjęli słowo Boże ze wszystką ochotą, na każdy dzień rozsądzając Pisma, [by przekonać się] jeśliby się tak miało”. Ustawicznym staraniem apostołów było właśnie wykazanie, że głoszona przez nich Ewangelia jest dokładnie tą samą Ewangelią, którą w niewyraźnych zarysach wyrażali starożytni prorocy, „którym objawione jest, iż nie samym sobie, ale nam [Ciału Chrystusowemu] tym usługiwali, co wam teraz zwiastowano przez tych, którzy wam kazali Ewangelię [tj. apostołów] przez Ducha Świętego z nieba zesłanego” (1 Piotra 1:10 12) – dokładnie tę samą Ewangelię życia i nieśmiertelności, jaką wywiódł na jaśnię sam Pan, że jej większe zajaśnienie <str. 233> i wszystkie szczegóły objawione Kościołowi za pośrednictwem apostołów oraz pod prowadzącym i kierującym wpływem ducha świętego – tak przez specjalne objawienia, jak i przez metody bardziej naturalne, a obie były stosowane – stanowiły wypełnienie Pańskiej obietnicy wobec apostołów, a przez nich dla całego Kościoła: „Mamci wam jeszcze wiele mówić, ale teraz znieść nie możecie”.

Właściwym było więc to, że Berianie badali Pisma, aby się dowiedzieć, czy świadectwo apostołów zgodne było ze świadectwem Prawa i Proroków, i aby porównać je z naukami naszego Pana. Nasz Pan skłaniał się do takiego dowodzenia swego świadectwa przy pomocy Prawa i Proroków, mówiąc: „Badajcież się Pism, (...) a one są, które świadectwo wydają o mnie”. Całe Boskie świadectwo musi być harmonijne, czy to pochodzące z Prawa, od proroków, od Pana czy od apostołów. Ogólna harmonia jest dowodem tego, że pisma są natchnione przez Boga. I dzięki Bogu znajdujemy właśnie taką harmonię, a Pisma Starego i Nowego Testamentu stanowią „harfę Bożą”, nazwaną tak przez samego Pana w Obj. 15:2. Zaś przeróżne świadectwa Prawa i Proroków stanowią poszczególne struny tej harfy, która gdy jest nastrojona przez ducha świętego mieszkającego w naszych sercach i dotknięta palcami oddanych sług i poszukiwaczy Boskiej Prawdy, wydaje z siebie czarujące dźwięki, jakie nigdy wcześniej nie wpadły w ucho śmiertelników. Chwała niech będzie Panu za wyborną melodię błogosławionej „pieśni Mojżesza i Baranka”, której uczymy się ze świadectwa Jego świętych apostołów i proroków, z których Pan Jezus jest pierwszym!

Lecz mimo iż świadectwo Pana i apostołów musi być zgodne ze świadectwem Prawa i Proroków, to powinniśmy się spodziewać, że będzie to świadectwo o rzeczach zarówno nowych, jak i starych; tego właśnie nauczyli nas prorocy (Mat. 13:35; Psalm 78:2; 5 Mojż. 18:15,18; Dan. 12:9). Widzimy, że tak jest, bowiem wyjaśniają oni świadectwa dawnych proroków, ukazując nowe objawienia Prawdy. <str. 234>

Apostołowie, prorocy, ewangeliści, nauczyciele

Według powszechnego zrozumienia chrześcijaństwa nasz Pan zabezpieczył sprawę organizacji Kościoła w stopniu niewystarczającym w stosunku do celów, jakie zamierzył, i oczekuje, że jego lud użyje własnej mądrości w tej kwestii. Wielu ludzi o rozmaitych poglądach popierało mniej lub bardziej ścisłe zasady organizacyjne i dlatego w dzisiejszym świecie znaleźć możemy chrześcijan zorganizowanych na różne sposoby, mniej lub bardziej rygorystyczne, a każdy twierdzi, że jego denominacja czy też system zarządzania ma najwięcej zalet. Jest to podejście błędne! Nie jest logiczne przypuszczenie, że Bóg, przewidziawszy Nowe Stworzenie przed założeniem świata, byłby na tyle niedbały w swym dziele, że pozostawiłby swoich wiernych bez jasnego zrozumienia swej woli i odpowiedniego systemu czy też sposobu zorganizowania, jaki służyłby ich dobru. Tendencją umysłu ludzkiego jest albo dążenie do anarchii, albo do ścisłej organizacji i niewoli. Zasady Boskiego porządku, unikając obu tych krańcowości, wyznaczają Nowemu Stworzeniu organizację skrajnie prostą, pozbawioną jakichkolwiek elementów niewoli. Rzeczywiście, Pismo Święte zaleca każdemu chrześcijaninowi: „Stójcie tedy w tej wolności, którą nas Chrystus wolnymi uczynił, a nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” – Gal. 5:1.

Aby ukazać ten Boski porządek, musimy ograniczyć się całkowicie do zapisów Boskich i zupełnie pominąć historię kościelnictwa, pamiętając, że przepowiedziane „odstępstwo” zaczynało już działać w czasach apostolskich i że postępowało raptownie po śmierci apostołów, a jego kulminacyjnym punktem był system papieski. Biorąc pod uwagę zapis biblijny, możemy do Nowego Testamentu dołączyć opis obrazowego porządku pod Zakonem, ale musimy ciągle pamiętać, że obrazy te przedstawiały nie tylko sprawy obecnego Wieku Ewangelii, ale również porządek w nadchodzącym Wieku Tysiąclecia. Na przykład, Dzień Pojednania i związane z nim zadania przedstawiały, jak już wcześniej <str. 235> zauważyliśmy, obecny Wiek Ewangelii. W dniu tym najwyższy kapłan nosił nie swe chwalebne szaty, ale po prostu szaty święte, lniane, co przedstawiało fakt, że podczas Wieku Ewangelii ani Pan, ani Jego Kościół nie zajmują z ludzkiego punktu widzenia wyróżnionego czy chwalebnego miejsca, ale ich stan jest stanem czystości i sprawiedliwości – wyobrażonym w szatach lnianych, które w przypadku Kościoła są symbolem sprawiedliwości Jego Pana i Głowy. Dopiero po Dniu Pojednania najwyższy kapłan przywdziewał szaty chwalebne, które obrazowały chwałę oraz godność władzy i mocy Chrystusa w Wieku Tysiąclecia. Wraz z Panem również Kościół przedstawiony jest w chwalebnych elementach tego obrazu, bowiem tak jak głowa najwyższego kapłana przedstawiała naszego Pana i Mistrza, tak ciało kapłańskie przedstawiało Kościół; zaś chwalebne szaty reprezentowały godność i cześć całego Królewskiego Kapłaństwa, kiedy nadejdzie już czas wywyższenia. Hierarchia papieska, fałszywie twierdząc, że rządy Chrystusa są dokonywane pod jej przedstawicielstwem, że papieże są Jego namiestnikami, a kardynałowie, arcybiskupi i biskupi reprezentują Kościół w chwale i w mocy – usiłuje sprawować nad światem władzę cywilną i religijną, udając chwałę i godność wybranego Nowego Stworzenia przez noszenie wspaniałych szat liturgicznych. Królewskie Kapłaństwo w dalszym ciągu przywdziewa jednak białe szaty ofiarnicze i oczekuje na prawdziwego Pana Kościoła i na prawdziwe wywyższenie do „chwały, czci i nieśmiertelności”, gdy ostatni z wybranych wykona swoją część pracy w dziele ofiarowania.

Szukając wytycznych odnośnie organizacji i zasad w Kościele w dniach jego upokorzenia i ofiarowania, szczególnie musimy się skupić na Nowym Testamencie. Fakt, że zasady te nie są ujęte w skondensowanej formie, nie powinien stanąć na przeszkodzie naszemu oczekiwaniu, że tworzą one jednak zwarty system, który da się odnaleźć. Musimy walczyć z wrodzonymi oczekiwaniami naszej wypaczonej oceny w odniesieniu do praw, pamiętając, że <str. 236> Kościół jako synowie Boży otrzymał „doskonały zakon wolności”, bowiem jego członkowie nie są już sługami, ale synami, a synowie muszą nauczyć się korzystania z wolności synostwa, by przez to tym bardziej okazać swoje absolutne posłuszeństwo prawu i zasadom miłości.

Apostoł przedstawia naszym umysłom obraz Nowego Stworzenia będący ilustracją całego zagadnienia. Mamy tu postać ciała ludzkiego, w którym głowa przedstawia Pana, a wszystkie części i członki ciała przedstawiają Kościół. Temat ten został wspaniale, a jednocześnie z wielką prostotą rozwinięty w 1 Kor. 12. Znajdujemy tu wyjaśnienie, że „jako ciało jedno jest, a członków ma wiele, ale wszystkie członki ciała jednego, choć ich wiele jest, są jednym ciałem: tak i Chrystus [jedno ciało czy też grono składające się z wielu członków]. Albowiem przez jednego ducha my wszyscy w jedno ciało jesteśmy ochrzczeni, bądź Żydowie, bądź Grekowie, bądź niewolnicy, bądź wolni”. Następnie Apostoł zwraca nam uwagę na fakt, że tak jak dobre zdrowie ciała zależy w znacznej mierze od jedności, harmonii i współpracy wszystkich członków, tak jest i z Kościołem, Ciałem Chrystusowym. Jeśli jeden członek cierpi ból, poniżenie, pohańbienie, to wszystkie inne są także dotknięte, dobrowolnie lub z konieczności. A jeśli jakiś członek otrzymał szczególne błogosławieństwo, pociechę czy odpocznienie, to wszyscy inni będą się cieszyć tymi łaskami. Zaznacza on (w. 23), że tak jak my sami staramy się zakrywać i chować swoje ułomności i zmazy cielesne oraz je uśmierzać i leczyć, tak powinno też być i z Kościołem, Ciałem Chrystusowym, gdzie najbardziej ułomne członki powinny być przedmiotem szczególnej troski oraz być przykrywane dobrocią i miłością, „aby nie było rozerwania w ciele, ale iżby jedne członki o drugich jednakie staranie miały”, tak o te najskromniejsze, jak i o te najbardziej doceniane (w. 25).

Według powyższych słów Pańska organizacja Kościoła jest zaiste zupełna. Ale jak w naturze, tak i w sprawach duchowych: tam gdzie ta organizacja w pełni funkcjonuje, mniejsza jest konieczność temblaków i bandaży. Drzewo jest wspaniale zorganizowanym i jednolitym systemem od korzeni aż po wierzchołek, a jednak gałęzie jego nie potrzebują specjalnych zamocowań, sznurków, śrub czy też <str. 237> wydrukowanych zasad i praw; tak jest też i w przypadku Ciała Chrystusowego. W ciele odpowiednio dopasowanym, zharmonizowanym i ujednoliconym zgodnie z liniami wytyczonymi przez Pana nie będą konieczne sznurki, temblaki albo śruby mocujące i łączące poszczególnych członków – nie będą potrzebne prawa, kreda ani inne wspaniałe ludzkie urządzenia zacieśniające i utrzymujące tę bliskość. O sile tego związku decyduje jedność ducha, a zatem dopóki będzie w nim pozostawał duch życia, dopóty trwać będzie zgoda i jedność Ciała; zaś związek będzie na tyle silny, lub na tyle słaby, na ile obfitować w nim będzie duch Pański.

Apostoł mówi dalej, że to Bóg nadzoruje sprawy tej organizacji, Nowego Stworzenia, które On sam zaplanował i rozpoczął. Mówi nam: „Lecz wy jesteście ciałem Chrystusowym i członkami, każdy z osobna. A niektórych Bóg postanowił w zborze [ekklesia, kościół, ciało] najprzód apostołów, potem proroków, po trzecie nauczycieli, potem cudotwórców, potem dary uzdrawiania, pomocników, rządców, rozmaitość języków”. Nowością dla wielu, którzy przyzwyczaili się do przyznawania sobie i innym chwalebnych, zaszczytnych, odpowiedzialnych, służbowych miejsc w Kościele, będzie zdanie sobie sprawy z tego, że Bóg obiecał nadzorowanie tej dziedziny wśród tych, którzy wyglądają od Niego kierownictwa i prowadzeni są przez Jego Słowo i ducha.

Gdyby uznano ten fakt, jakże niewielu ośmieliłoby się ubiegać o zajmowanie głównych miejsc i manewrować w celu osiągnięcia politycznej popularności czy zaszczytnych stanowisk! Uzmysłowienie sobie Boskiej opieki nad prawdziwym Kościołem prowadzi przede wszystkim do odróżnienia prawdziwego Kościoła od systemów nominalnych, a następnie do pobożnego i pokornego starania się o poznanie Boskiej woli względem postanowień co do całej organizacji Kościoła, służby i sług.

Apostoł pyta: „Izali wszyscy są apostołami? Izali wszyscy prorokami? Izali wszyscy nauczycielami?”, dając nam do zrozumienia, że nie można na to pytanie odpowiedzieć twierdząco i że każdy, kto spełnia tę funkcję, powinien okazać jakiś dowód Boskiego naznaczenia, jak też powinien wypełniać swój urząd, czyli posługę, nie przypodobując się ludziom, lecz wielkiemu nadzorcy Kościoła – jego Głowie i Panu. Apostoł zwraca nam uwagę na fakt, że te różnice <str. 238> w Kościele są analogiczne do różnic pomiędzy członkami ciała ludzkiego oraz że każdy członek jest potrzebny i żaden nie może być w pogardzie. Oku nie wolno powiedzieć do nogi: „Nie potrzebuję cię” albo do ucha: „Nie potrzebuję cię” ani do ręki: „Nie potrzebuję cię”. „A jeśliby wszystkie były jednym członkiem, gdzieżby było ciało?” „Albowiem ciało nie jest jednym członkiem, ale wieloma” (1 Kor. 12:19,14).

Przyznać trzeba, że obecnie nie mamy takiej samej różnorodności członków w Kościele, bowiem, jak zaznacza Apostoł, „mówienie językami to znak nie dla wierzących, ale dla niewierzących”, co jest prawdą także w odniesieniu do cudów. Po śmierci apostołów, którzy mieli moc udzielania tych darów ducha i po śmierci tych, którzy te dary od nich otrzymali, cuda te – dary – miały w Kościele, jak już zauważyliśmy, ustać. Lecz w dalszym ciągu miała istnieć w Kościele praca odpowiednia dla każdego mężczyzny i dla każdej kobiety – możliwość służenia Panu, Prawdzie i współczłonkom Ciała Chrystusowego, dla każdego zgodnie z jego naturalnymi zdolnościami. Kiedy ustały cuda, ich miejsce zajęło wzrastanie w Prawdzie i znajomości Pańskiej oraz w łaskach ducha. Jeszcze w czasie kiedy te dary niższego rzędu – uzdrawianie, języki, tłumaczenie i inne cuda – miały miejsce w Kościele, Apostoł napominał braci, by „starali się usilnie o lepsze dary”.

Przedmiotem tego starania czy nadziei nie mogło być apostolstwo, bowiem apostołów było tylko dwunastu; lecz można się było starać i pragnąć, by być prorokiem (wyjaśniającym) albo nauczycielem. „Lecz, dodaje Apostoł, ja wam jeszcze zacniejszą drogę ukażę” (1 Kor. 12:31). Dalej więc wskazuje on, że ponad każdym z tych darów i usług w Kościele stoi przywilej posiadania wielkiej miary ducha Mistrza – miłości. Apostoł zwraca uwagę, że najskromniejszy członek Kościoła, który zdobędzie doskonałą miłość, osiąga w oczach Pańskich stopień wyższy i szlachetniejszy niż jakikolwiek apostoł czy prorok, któremu brak cnoty miłości. Oświadcza on, że jeśli brakuje miłości, całość jest pusta i niezadowalająca w oczach Pana bez względu na dary. <str. 239> Rzeczywiście, możemy być pewni, że nikt nie mógłby z aprobatą Pańską długo zajmować stanowiska apostoła, proroka czy nauczyciela w Kościele, gdyby nie osiągnął stopnia doskonałej miłości lub jeśli przynajmniej nie starałby się go osiągnąć. W przeciwnym razie ktoś taki stopniowo znalazłby się w ciemności, a może nawet stałby się nauczycielem błędu, zamiast być nauczycielem Prawdy oraz sługą Szatana do przesiewania braci.

W swym Liście do Efezjan (4:1 16) Apostoł powtarza tę lekcję o jedności Kościoła jako jednego ciała składającego się z wielu członków pod wspólną Głową, którą jest Jezus Chrystus, połączonego jednym duchem – duchem miłości. Napomina on wszystkich takich członków, żeby postępowali w sposób godny swego powołania, w uniżoności, pokorze, cierpliwości, wzajemnie się znosząc w miłości, starając się utrzymać jedność ducha w „związce pokoju”. W rozdziale tym Apostoł mówi o różnych członkach Ciała, naznaczonych do specjalnych w nim usług i wyjaśnia cel tego usługiwania. Stwierdza: „I on ustanowił jednych apostołami, drugich prorokami, innych ewangelistami, a innych pasterzami i nauczycielami, aby przygotować świętych do dzieła posługiwania [do chwalebnego urzędu lub służby w tysiącletnim Królestwie], do budowania ciała Chrystusowego, aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do męskiej doskonałości, aż dorośniemy do wymiarów pełni Chrystusowej, abyśmy (...) będąc szczerymi w miłości, wzrastali pod każdym względem w niego, który jest Głową, w Chrystusa, z którego całe ciało spojone i związane przez wszystkie wzajemnie się zasilające stawy (...) rośnie i buduje siebie samo w miłości” – Efezj. 4:11 16 (NB).

Zauważmy obrazowe określenia, jakich używa Apostoł – nawiązuje on do ciała człowieka, lecz małego i nierozwiniętego. Informuje nas, że Bożą wolą jest, by wszystkie najróżniejsze członki tego ciała wzrastały aż do osiągnięcia pełni rozwoju, pełni siły i mocy – „męska doskonałość” jest bowiem obrazem na Kościół w jego właściwym, skompletowanym stanie. Rozciągając <str. 240> ten obraz na cały wiek, aż do obecnego czasu, widzimy, że kolejni członkowie zasypiali, aby czekać na wspaniałe rozrządzenie o poranku Tysiąclecia w postaci „pierwszego zmartwychwstania”, i że ich miejsca były stopniowo zapełniane, tak że Kościół nigdy nie był organizacją niepełną, choć czasem widoczne były znaczne słabości jednego lub mocne strony innego członka. Jednak przedmiotem wysiłków każdego z członków musi być zawsze czynienie wszystkiego, co w jego mocy, w celu budowania Ciała, wzmacniania innych członków i doskonalenia ich w łaskach ducha – „aż dojdziemy wszyscy do jedności wiary”.

Jedność wiary jest rzeczą pożądaną; należy się o nią ubiegać, lecz nie o taki rodzaj jedności, jaką się powszechnie uznaje za cel. Jedność powinna panować pod względem „wiary raz świętym podanej”, czystej i prostej, dającej jednak każdemu członkowi wolność zajęcia różnych stanowisk co do pomniejszych zagadnień bez jakichkolwiek instrukcji dotyczących ludzkich spekulacji, teorii itp. Biblijnie pojmowana jedność opiera się na fundamentalnych zasadach Ewangelii: (1) Naszym odkupieniu przez kosztowną krew i usprawiedliwieniu przez okazaną wiarę w to odkupienie; (2) Naszym uświęceniu, oddzieleniu na służbę Panu i Prawdzie, obejmującym także usługiwanie braciom; (3) Bez tych podstaw, co do których należy wymagać jedności, biblijna społeczność nie może istnieć. W każdym innym punkcie należy zgodzić się na pełną wolność, pielęgnując jednak pragnienie zrozumienia – i wspierania innych w zrozumieniu – Boskiego planu w każdym jego aspekcie i szczególe. W taki sposób każdy członek Ciała Chrystusowego, zachowując swą osobistą wolność, będzie do tego stopnia oddany Głowie i wszystkim członkom, że z ochotą odda za nich wszystko, włącznie z własnym życiem.

Zastanowiliśmy się nad szczególnym zadaniem apostołów i nad faktem, że ich liczba była ograniczona oraz że w dalszym ciągu wykonują oni swą usługę dla Kościoła, przemawiając jako Pańskie narzędzia do Jego ludu przez Jego Słowo. Teraz przestudiujmy zagadnienie <str. 241> innych usług w Kościele, jakie wspomina Apostoł, określając je mianem darów od Pana dla całego Ciała (ekklesia).

Pan daje apostołów, proroków, ewangelistów, pasterzy, nauczycieli w celu błogosławienia całego Ciała, tak pod względem obecnego, jak i wiecznego dobra. Ci, którzy szczerze polegają na Panu jako ich Głowie, Nauczycielu, Przewodniku Kościoła, czyli członkowie Jego Ciała, powinni oczekiwać, szukać i zauważać Jego dary w każdym z tych szczegółów oraz przyjmować je i ich używać, jeśli pragną skorzystać z tego obiecanego błogosławieństwa. Dary te nie są wmuszane Kościołowi, jednak ci, którzy je zaniedbują, gdy są im oferowane, doświadczają odpowiednich strat duchowych. Pan ustanowił je w Kościele na samym początku, dając nam przykład idealnego porządku Kościoła i zostawiając swemu ludowi wolną rękę co do tego, czy będzie on naśladował Jego przykład i doświadczał odpowiednich błogosławieństw, czy będzie go pomijać i spotykać się z odpowiednimi trudnościami i rozczarowaniami. My, którzy pragniemy prowadzenia i nauki od Pana, starajmy się dowiedzieć, jak On pierwotnie postanowił różnych członków i jakiego rodzaju darów udzielał od tamtego czasu swemu ludowi. Może w ten sposób uda nam się lepiej ocenić, które z tych darów mamy do dyspozycji i z większą gorliwością starać się będziemy o ich posiadanie w przyszłości.

Apostoł oświadcza, że wolą Pańską jest, aby nie było schizm w Ciele – rozłamów, podziałów. Przy użyciu ludzkich metod podziały są nieuniknione – pominąwszy okres tryumfu papiestwa, kiedy ów system nominalny stał się silny i posługiwał się okrutnymi prześladowaniami względem wszystkiego, co nie w pełni się z nim zgadzało. Był to jednak czas jedności opartej na sile, na przymusie, jedności tylko zewnętrznej, a nie jedności serc. Ci, których uwalnia Syn, nigdy nie będą należeć szczerze to takich związków, bowiem wolność osobista zostaje w nich całkowicie zniszczona. Problem denominacji protestanckich nie polega na tym, że są zbyt liberalne i dlatego rozdzielone na wiele odłamów, ale że mając w sobie jeszcze dużo ducha instytucji-matki, nie posiadają mocy, z jaką ta <str. 242> kiedyś tłumiła i gwałciła wolność myśli. Niewątpliwie wielu zdziwi nasze stwierdzenie, że zamiast zbyt wielu podziałów i rozłamów, jakie obserwujemy obecnie na każdym kroku, prawdziwą potrzebą Kościoła Chrystusowego jest jeszcze większa wolność – dopóki każdy poszczególny członek nie stanie się wolny i niezależny od wszelkich ludzkich więzów, wierzeń i wyznań wiary. Gdyby każdy chrześcijanin stał mocno w wolności, którą go Pan wolnym uczynił (Gal. 5:1; Jan 8:32), i gdyby każdy był wierny Panu i Jego Słowu, wtedy bardzo szybko zrozumiano by pierwotną jedność, jakiej uczyły Pisma, i wszystkie prawdziwe dzieci Boże, wszyscy członkowie Nowego Stworzenia zauważyliby, że będą pragnąć kontaktu z podobnie uwolnionymi innymi członkami oraz że zwiążą się z nimi więzami miłości daleko mocniej niż związani są ludzie w ziemskich systemach czy stowarzyszeniach. „Miłość Chrystusowa przyciska nas” [trzyma nas razem wg Konkordancji Younga] – 2 Kor. 5:14.

Wszyscy członkowie rodziny Aarona mogli kandydować do służby kapłańskiej; niemniej jednak istniały pewne ograniczenia, bariery i czynniki dyskwalifikujące, uniemożliwiające służbę. Podobnie jest z wypełnieniem tego obrazu pośród Królewskiego Kapłaństwa – wszyscy są kapłanami, wszyscy są członkami pomazanego Ciała. Pomazanie to oznacza dla każdego pełne upoważnienie do głoszenia i nauczania dobrej nowiny, jak jest napisane: „Duch Pański nade mną; przeto mię pomazał, abym opowiadał Ewangelię ubogim; posłał mię, abym uzdrawiał skruszone na sercu...” A ponieważ słowa te stosowały się do Głowy Chrystusa, Nowego Stworzenia i Królewskiego Kapłaństwa, stosują się one także do wszystkich członków, czyli mówiąc ogólnie, każde poświęcone dziecko Boże ma w sobie to pomazanie duchem świętym, pełne upoważnienie, polecenie głoszenia Słowa – „abyście opowiadali cnoty tego, który was powołał z ciemności ku dziwnej swojej światłości” (1 Piotra 2:9).

I tak jak wymagane było od obrazowych kapłanów, aby wolni byli od pewnych skaz i osiągnęli określony wiek, tak jest też wśród członków Królewskiego <str. 243> Kapłaństwa – jednym brak określonych kwalifikacji do publicznej usługi, podczas gdy inni je posiadają. Każdy powinien trzeźwo (Rzym. 12:3,6) spojrzeć na siebie, aby ocenić miarę posiadanych darów Bożych, a więc miarę swego szafarstwa i stopień odpowiedzialności. Podobnie wszyscy członkowie powinni uważnie upatrywać w sobie nawzajem tak naturalnych, jak i duchowych kwalifikacji i osiągnięć i odpowiednio do tego ocenić wolę Bożą. W obrazie ważny był wiek, ale u pozaobrazowych Kapłanów odpowiadająca cecha to doświadczenie, rozwój charakteru; wada zeza odpowiadałaby w pozaobrazowym Kapłaństwie brakowi jasnego zrozumienia i jasnego spojrzenia na sprawy duchowe, co stanowiłoby przeszkodę w publicznej służbie w Kościele. Podobnie wszelkie inne zmazy, które uniemożliwiały obrazową służbę kapłańską, przedstawiają różne moralne, fizyczne czy umysłowe niedoskonałości pozaobrazowego Królewskiego Kapłaństwa.

Niemniej jednak, podobnie jak ci zdeformowani kapłani w obrazie korzystali z wszystkich przywilejów, jakimi cieszyli się inni, w celu otrzymania środków materialnych, spożywania chlebów pokładnych, ofiar itd., tak rzecz się ma i w pozaobrazie – owe braki uniemożliwiające członkowi Ciała Chrystusowego publiczne usługiwanie Kościołowi i Prawdzie nie powinny przeszkodzić mu w duchowym rozwoju ani w uznaniu za pełnoprawnego uczestnika przy duchowym stole Pańskim i przed Tronem Łaski. Tak jak nikt nie mógł zajmować urzędu najwyższego kapłana, jeśli cechował się fizycznymi niedociągnięciami albo nie osiągnął wymaganego wieku, tak i ci, którzy pragną służby Prawdzie „w słowie i nauce”, nie powinni być nowicjuszami, lecz członkami Ciała, których dojrzałość charakteru i poznania oraz owoce ducha uzasadniałyby kwalifikacje do takiej usługi. Tacy powinni być uznani za starszych, niekoniecznie w sensie podeszłego wieku, lecz w znaczeniu zaawansowania, dojrzałości w dziedzinie Prawdy oraz rozwiniętych umiejętności w zakresie udzielania rad i napominania braci zgodnie z zasadami Słowa Pańskiego.

Rozumiejąc w ten sposób znaczenie słowa „starszy”, widzimy słuszność wersetów, które oznajmiają, że wszyscy, którzy zajmują się duchowym usługiwaniem <str. 244> Prawdzie, mogą być również słusznie nazywani „starszymi” bez względu na to, czy wykonują usługę apostoła, proroka, ewangelisty, pasterza czy nauczyciela. Aby móc objąć któreś z tych służebnych stanowisk, trzeba być uznanym za starszego w Kościele. Nawet apostołowie oświadczali, że są starszymi (1 Piotra 5:1; 2 Jana 1); zaś w odniesieniu do sług Kościoła oraz ich wyboru powszechne przekłady Biblii używają trzech słów:

Biskupi, starsi, pasterze

Te trzy określenia są jednak mylące ze względu na ich niepoprawne zastosowanie przez kościoły różnych wyznań. Dlatego koniecznie musimy wyjaśnić, że słowo „biskup” oznacza nadzorca i że każdy postanowiony starszy uznawany był za nadzorującego jakąś większą lub mniejszą pracę. Na przykład Apostoł, spotkawszy się ze starszymi Kościoła efeskiego i upominając ich na pożegnanie rzekł: „Pilnujcież tedy samych siebie i wszystkiej trzody, w której was Duch Święty postanowił biskupami [nadzorcami]” – Dzieje Ap. 20:28.

Jednak za sprawą Pańskiej opatrzności niektórym z tych starszych udzielony został większy zakres wpływu czy nadzoru w Kościele i dlatego zasadne jest nazywanie ich ogólnymi nadzorcami. Takimi byli apostołowie – apostoł Paweł, mając szerszy zakres nadzoru, doglądał zborów powstałych w krajach pogańskich – w Azji Mniejszej i w Europie Południowej. Ale to stanowisko ogólnych nadzorców nie ograniczało się tylko do apostołów. Pan w swej opatrzności wzbudził innych, aby w ten sposób służyli Kościołowi – „nie dla sprośnego zysku, ale ochotnym umysłem” – z pragnieniem służenia Panu i braciom. Tymoteusz był przede wszystkim zaangażowany w takie usługiwanie pod kierownictwem apostoła Pawła, częściowo jako jego przedstawiciel, i był polecany różnym grupom czy zborom [ekklesia] ludu Pańskiego. Pan miał i wciąż ma odpowiednie kompetencje, by nadal posyłać takich nadzorców, których On wybiera w celu udzielania porad i napominania Jego trzody. Lud Pański także powinien być kompetentny, <str. 245> jeśli chodzi o ocenę wartości dorady oferowanej przez takich nadzorców. Powinny ją popierać znaki pobożnego życia, pokornego zachowania, duch ofiarności, brak jakiegokolwiek działania w celu uzyskania chwały czy sprośnego zysku, jak również nauczanie, które wytrzymałoby krytykę sumiennego badania Biblii, poszukującego codziennie w Piśmie Świętym potwierdzenia, czy wyjaśnienia danej osoby zgadzają się z literą i duchem Słowa. Jak już zauważyliśmy, tak traktowano nauki apostołów, do czego oni sami zachęcali braci, chwaląc tych, którzy cechowali się taką ostrożnością, pozbawioną jednak podchwytliwości czy nadmiernego krytycyzmu (Dzieje Ap. 17:11).

Z historii Kościoła można natomiast wywnioskować, że duch rywalizacji i upodobania do czci szybko zastąpił ducha pokornego oddania i ofiarności, a jednocześnie łatwowierność i pochlebstwo zajęły miejsce badania Pisma Świętego. W rezultacie nadzorcy z czasem stali się bardziej apodyktyczni i stopniowo zaczęli twierdzić, że są równi apostołom itp. Aż wreszcie doszło między nimi do takiej rywalizacji, iż niektórzy z nich zaczęli się wyróżniać tytułami głównych, czyli arcybiskupów. Rywalizacja między tymi arcybiskupami doprowadziła do wyniesienia jednego z nich na stanowisko papieża. Ten sam duch panuje też w mniejszym lub większym stopniu nie tylko w papiestwie, ale także wśród tych, którzy zostali zwiedzeni i wprowadzeni w błąd jego przykładem, jakże dalekim od prostoty pierwotnego porządku. W rezultacie widzimy dziś, że taka organizacja, jaka została ustanowiona w Kościele pierwotnym, tzn. bez sekciarskich tytułów i bez chwały, honorów oraz władzy nielicznych nad wieloma, bez podziału na kler i laików, jest uznawana za całkowity brak organizacji. My jednak cieszymy się, że możemy zaliczać się do tych niewywyższanych i przez to naśladować przykład pierwotnego Kościoła oraz cieszyć się podobną wolnością i błogosławieństwami.

Tak jak w Kościele wszyscy starsi są nadzorcami, doglądającymi, stróżami spraw Syjonu, niektórzy lokalnie, a inni w znaczeniu ogólnym i szerokim, tak każdy, stosownie do swych talentów i umiejętności, może służyć trzódce, jeden – o odpowiednich kwalifikacjach – jako ewangelista, <str. 246> któremu warunki umożliwiają głoszenie Prawdy początkującym i znajdowanie tych, którzy mają uszy ku słuchaniu dobrej nowiny, inny – jako pasterz (pastor), ponieważ jego szczególne kwalifikacje w dziedzinie społeczności umożliwiają mu zajmowanie się sprawami ludu Pańskiego osobiście, indywidualnie, poprzez odwiedzanie ich w domach, zachęcanie i wzmacnianie ich, zgromadzanie i bronienie przed wilkami w owczej skórze, które gryzą i pożerają. „Prorocy” też mają określone kwalifikacje do usługiwania.

Słowo „prorok” nie jest dziś raczej używane w sensie ogólnym, w jakim używane było w dawnych czasach, lecz rozumiane jest jako ‘jasnowidz’, ‘osoba przepowiadająca przyszłość’. Dokładnie mówiąc, słowo prorok ma znaczenie przemawiającego publicznie, oratora. Jasnowidz, który ma widzenia, albo ktoś, kto otrzymuje objawienia, może też być nazwany prorokiem w znaczeniu ich jednoczesnego oznajmiania; jednak te dwa znaczenia są oddzielne i różne. W przypadku Mojżesza i Aarona, Mojżesz był większy, jako przedstawiciel Boga, a Pan rzekł do niego: „Oto postanowiłem cię za boga [mocarza, wyższego] faraonowi, a Aaron, brat twój, będzie prorokiem twoim” – rzecznikiem, narzędziem mówiącym (2 Mojż. 7:1). Zauważyliśmy już, że niektórzy apostołowie, otrzymawszy wiedzę o rzeczach przyszłych, byli wieszczami; teraz możemy powiedzieć, że prawie wszyscy z nich byli też prorokami, tj. publicznymi mówcami, szczególnie Piotr i Paweł. Ale było też wielu innych publicznych mówców, czyli proroków. Takowym był np. Barnaba; jest też napisane, że „Judas i Sylas, będąc i oni prorokami [publicznymi mówcami], długimi słowy napominali braci i utwierdzali je” – Dzieje Ap. 15:32.

W Piśmie Świętym nie znajdujemy sugestii, aby osobę, która nie kwalifikuje się do danej pracy, uznawać za naznaczoną przez Pana, jeśli odnośne stanowisko wymaga stosownych umiejętności, których takiej osobie brak. Przeciwnie, obowiązkiem każdego członka Ciała Chrystusowego jest, by służył innym zgodnie ze swymi talentami, odpowiednio do swoich umiejętności, aby każdy był na tyle skromny i na tyle pokorny, by „nie miał o sobie <str. 247> wyższego mniemania, niż należy, lecz niech sądzi o sobie trzeźwo”, zgodnie z rzeczywistą wartością talentów, jakimi obdarzył go Pan. Kościół nie powinien też uznawać nikogo spośród siebie, kto z tego względu pragnąłby być największym. Wręcz przeciwnie – powinno się szukać pokory jako podstawowej kwalifikacji do starszeństwa i każdego innego działu usługiwania. Jeśli jest zatem dwóch w równym stopniu utalentowanych braci, z których jeden jest przebojowy i bardziej ambitny, a drugi pokorny i powściągliwy, to duch Pański, który jest duchem mądrości i zdrowego zmysłu, poucza Pański lud, by docenił pokorniejszego brata jako tego, którego Pan obdarzyłby szczególną łaską i co do którego życzyłby sobie, by zajął on znaczniejsze miejsce w usługiwaniu.

Mniej dziwne jest to, że „kozły” i owce podobne do kozłów w stadzie Pańskim pragną czołowych stanowisk, niż to, że prawdziwe owce, które rozpoznają głos Mistrza, znają Jego ducha i starają się czynić Jego wolę, zgadzają się pokornie, by takie kozły lub owce podobne do kozłów nimi kierowały. Dobrze jest starać się o pokój ze wszystkimi ludźmi, jeśli jednak za cenę spokoju zlekceważymy Słowo i ducha Pańskiego, z pewnością sprowadzi to mniej lub bardziej bolesne skutki. Choć powinniśmy mieć łagodną, owczą naturę, to jednak jest konieczne, aby owce cechowały się charakterem, inaczej nie okażą się zwycięzcami; a jeśli mają charakter, to powinny pamiętać na słowa Głównego Pasterza: „Owce moje głosu mego słuchają [są mu posłuszne] (...) i idą za mną”; „ale za cudzym nie idą (...) bo nie znają głosu obcych” – Jan 10:5,27. Dlatego obowiązkiem każdej z owiec jest szczególne zwracanie uwagi na posłannictwo i zachowanie każdego brata, zanim przyłączą się one do ustanowienia go nadzorcą, zarówno miejscowym, jak i w szerszym zakresie. Owce powinny najpierw być przekonane, że dany brat ma rzeczywiste kwalifikacje na starszego w Kościele – że mocno stoi w podstawowych naukach Ewangelii – pojednaniu, odkupieniu przez kosztowną krew Chrystusa, pełnym poświęceniu się zarówno Jemu, jak i Jego przesłaniu, Jego braciom, Jego służbie. Powinno się patrzeć łaskawie i z sympatią na najsłabsze owieczki i na wszystkie owce umysłowo i moralnie utykające, ale <str. 248> wybierając takie jednostki na przewodników czy starszych, zadawałoby się gwałt Boskiemu porządkowi. Nie powinno się obdarzać sympatią kozłów ani wilków w owczej skórze, które ubiegają się o miejsce i władzę w Kościele.

Należy zauważyć, że zborowi [ekklesia] lepiej być bez żadnego publicznego sługi, niż mieć za przewodnika złotoustego „kozła”, który z pewnością nie „skieruje serc ku miłości Bożej”, ale zwodniczo w inną stronę. Pan przestrzegał Kościół przed takimi. Opisał ich Apostoł, mówiąc: „Z was samych powstaną mężowie mówiący rzeczy przewrotne [nieprawdziwe, mylące nauki], aby za sobą pociągnęli uczniów” [sprytnie przyciągnęli naśladowców samych siebie]. Apostoł mówi, że wielu z nich naśladować będzie zginienia tych, przez których bluźniona będzie droga prawdy (Dzieje Ap. 20:30; 2 Piotra 2:2).

Widzimy, że tak się dzisiaj rzeczy mają. Wielu głosi siebie zamiast Ewangelii i dobrej nowiny o Królestwie, pociągając uczniów za sobą i swoimi denominacjami, zamiast przyciągać ich do Pana i z Nim tylko ich jednoczyć jako członków Jego Ciała. Starają się być głowami kościołów, zamiast uczyć członków, by spoglądali bezpośrednio na Pana jako ich Głowę. Od takich powinniśmy się odwrócić. Prawdziwe owce nie powinny wspierać swą zachętą ich złych dróg. Apostoł Paweł mówi o takich, że przyjęli oni tylko pozór pobożności, ale się mocy jej wyparli (2 Tym. 3:5). Są oni pedantycznymi zwolennikami dni, form, ceremonii, władz kościelnych itp., szanowanymi między ludźmi, ale w oczach Pana są oni obrzydliwością, jak stwierdza Apostoł. Prawdziwe owce mają nie tylko uważnie rozpoznawać głos prawdziwego Pasterza i iść za nim, ale muszą także pamiętać, by nie naśladować, wspierać ani zachęcać tych, co dbają tylko o siebie. Każdy, kto jako starszy godny jest zaufania w Kościele, powinien zostać na tyle dobrze poznany wcześniej, aby to zaufanie było uzasadnione, dlatego Apostoł mówi: „nie nowotny”. Człowiek nowotny mógłby skrzywdzić Kościół i sam doznać krzywdy przez urośnięcie w pychę i odejście przez to od Pana oraz <str. 249> właściwego ducha, a także opuszczenie wąskiej drogi wiodącej do Królestwa.

Apostoł Paweł* daje wyraźną doradę względem tych, których można słusznie uznać za starszych w Kościele – opisując szczegółowo m.in., jakim się powinni cechować charakterem. Pisząc na ten temat w swym liście do Tymoteusza (1 Tym. 3:1 7), powtarza to samo, używając nieco innych określeń. Zwracając się do Tytusa, który najwyraźniej był innym ogólnym nadzorcą (Tyt. 1:5 11), opisuje ich obowiązki względem Kościoła. Apostoł Piotr mówi na ten temat następująco: „Starszych, którzy są między wami, proszę ja współstarszy, (...) Paście trzodę Bożą, która jest między wami, doglądając jej (...) nie dla sprośnego zysku, ale ochotnym umysłem, ani jako panując nad dziedzictwem Pańskim, ale wzorami będąc trzody” – 1 Piotra 5:1 3.

* 1 Tym. 3:2, 5:17; 1 Tes. 5:12; Jak. 5:14

Powinni to być mężowie szczodrzy, o życiu czystym, mężowie tylko jednej żony; a jeśli mają dzieci, to należy patrzeć, w jakim stopniu rodzic wywiera pozytywny wpływ na swą własną rodzinę. Można bowiem logicznie wnioskować, że jeśli zaniedbuje się on w swoich obowiązkach względem własnych dzieci, to pewnie postępowałby też niemądrze i niedbale w radach i ogólnej służbie wobec dzieci Pańskich w zgromadzeniu [ekklesia], w Kościele. Nie ma być dwulicowy, zwodniczy, nie powinien być kłótliwy ani skłonny do sporów. Powinien mieć dobrą opinię między ludźmi spoza Kościoła, nie dlatego, że świat odpowiednio kocha lub docenia świętych, ale że świat nie powinien znaleźć nic zdrożnego w charakterze takiej osoby pod względem uczciwości, sprawiedliwości, moralności czy prawdomówności. Nie mamy też żadnych ograniczeń co do liczby starszych w Kościele, czyli zborze [ekklesia].

Dalej wymagane jest, aby starszy był „ku nauczaniu sposobny”, czyli że musi posiadać zdolności nauczyciela, tłumaczącego i wyjaśniającego Boski plan, i w ten sposób być w stanie dopomóc trzódce Pańskiej słowem i nauką. Nie jest konieczne, by starszy posiadał talent <str. 250> czy kwalifikacje „proroka”, tzn. publicznego mówcy. W jednym zborze może znajdować się kilku braci posiadających zdolności do nauczania innych, pasterskie i inne kwalifikacje do starszeństwa, ale żaden z nich może nie posiadać zdolności do publicznego przemawiania i przedstawiania Bożego planu. Należy ufać, że Pan wzbudzi takich sług, jacy są potrzebni, a jeśli żaden się nie znajduje, to najwidoczniej nie było takiej potrzeby. Zauważmy tu, że najlepiej funkcjonujące zgromadzenia [ekklesia], czyli zebrania, to te, w których nie pojawiają się wybitne talenty w zakresie publicznego przemawiania, a dzięki temu badania Biblii są w nich prowadzone regularnie, a nie okazjonalnie. Pismo Święte wyraźnie ukazuje, że taki był również zwyczaj wczesnego Kościoła, że gdy się zgromadzano, różni członkowie Ciała mieli możliwość usługiwania różnymi posiadanymi przez siebie talentami – jeden przemawiał, inni się modlili, a jeszcze inni, jeśli nie wszyscy – śpiewali. Doświadczenie zdaje się wskazywać, że te grupy ludu Pańskiego, które stosują się jak najdokładniej do tej reguły, otrzymują najwięcej błogosławieństw i rozwijają najsilniejsze charaktery. To, co jedynie słyszy ucho, nawet jeśli jest dobrze powiedziane i dobre, nie zostawia tak gruntownego śladu w sercach jak to, co jest rozważane i wypracowane przez umysł każdego z osobna, a co ma z pewnością miejsce podczas dobrze prowadzonego badania Biblii, do udziału w którym wszyscy powinni być zachęcani.

Inni starsi, choć może nie aż tak sposobni ku nauczaniu, mogą być w swoim żywiole prowadząc zebrania modlitw i świadectw, które powinny być praktykowanym rodzajem zebrań w zgromadzeniach ludu Pańskiego. Jeśli ktoś odkryje w sobie znaczny talent napominania, to powinien z niego korzystać i nie pozwalać, by leżał on bezużyteczny, gdy tymczasem on będzie usiłował zajmować się rzeczami, do których specjalnego talentu nie posiada. Apostoł mówi: „Jeśli kto napomina, niech trwa w napominaniu”, niech dzieli się swymi umiejętnościami i usługuje w tym zakresie; „Jeśli kto naucza [ma talent wyjaśniania, przedstawiania prawdy w sposób prosty], niech trwa w nauczaniu”. <str. 251>

Słowo biskup, czyli nadzorca, ma szeroki zasięg znaczeniowy, podobnie jak i słowo pasterz [pastor]. Jedynie starszy nadaje się do funkcji nadzorcy albo pastora, czyli pasterza. Pastor, czyli pasterz trzody, jest jej nadzorcą; te dwa słowa znaczą praktycznie to samo. Pan Jahwe jest naszym Pastorem, czyli Pasterzem w najszerszym tego słowa znaczeniu (Psalm 23:1), a Jego jednorodzony Syn, nasz Pan, Jezus, jest wielkim Pasterzem i Biskupem (nadzorcą) naszych dusz – dla całego stada, na każdym miejscu. Wszyscy ogólni nadzorcy i „pielgrzymi” są pasterzami, czyli pastorami doglądającymi ogólnego dobra stadka. A każdy miejscowy starszy jest pastorem, pasterzem, nadzorcą o miejscowym zasięgu obowiązków. Widzimy więc, że starsi w Kościele powinni posiadać przede wszystkim ogólne kwalifikacje do tej usługi, a po drugie, że ich specjalne, naturalne kwalifikacje mają określać, w jakim kierunku mogą oni najlepiej służyć Panu i Jego sprawie – jedni w zakresie pracy ewangelizacyjnej, inni w dziedzinie pracy pasterskiej wśród owiec już nawróconych, poświęconych i będących w owczarni; jedni działając na polu miejscowym, a inni na szerszym polu.

Czytamy: „Starsi, którzy się w przełożeństwie dobrze sprawują, niech będą uznani za godnych dwojakiej czci, a zwłaszcza ci, którzy pracują w słowie i w nauce” – 1 Tym. 5:17 18. Na mocy tych słów nominalny kościół zbudował swą klasę przełożonych starszych, przypisując wszystkim starszym stanowisko władzy i autorytetu, a często dyktatury wśród braci. Taka definicja „przełożeństwa” jest przeciwna temu, co mówi Pismo Święte w tej sprawie. Tymoteusz, zajmując stanowisko ogólnego nadzorcy, czyli starszego, został pouczony przez Apostoła słowami: „Starszemu nie łaj, ale jako ojca napominaj, młodszego jako braci...”. „Sługa Pański nie ma być zwadliwy, lecz ma być układny przeciwko wszystkim.” Nic w tych słowach nie uzasadnia samowładnych rządów albo dyktatorstwa – natomiast pokora, łagodność, wytrwała cierpliwość, braterska uprzejmość i miłość muszą być głównymi cechami tych, którzy uznani są za starszych. Powinni oni być w całym tego słowa znaczeniu przykładem dla stadka. Jeśli więc okazaliby się dyktatorami, to ich <str. 252> przykład nakazałby wszystkim postępować po dyktatorsku. Ale gdy będą cisi, wytrwali, cierpliwi, uprzejmi i miłujący, to przykład ich ukaże wszystkim te właśnie zalety. Bardziej dosłowna interpretacja rozważanego tu fragmentu sugeruje, że należy okazywać uznanie starszym w takim stopniu, w jakim oni okazują wierność wobec zadań służby, którą na siebie wzięli. Dlatego możemy sformułować ten fragment następująco: Niech wyróżniający się starsi będą uznani za godnych podwójnej czci, zwłaszcza ci, którzy pochyleni z wysiłku – głoszą i nauczają.

Diakoni, słudzy

Podobnie jak słowo „biskup” oznacza jedynie nadzorcę, w żadnym zaś razie pana czy mistrza, chociaż stopniowo pojawiło się u ludzi owo błędne rozumienie tego słowa, tak jest też i z określeniem „diakon”, które dosłownie oznacza sługę. Apostoł określa i siebie, i Tymoteusza mianem „sług Bożych” (2 Kor. 6:4). Słowo „słudzy” zostało tutaj przetłumaczone z greckiego diakonos. W jeszcze innym miejscu Apostoł mówi: „Sposobność nasza jest z Boga, który też nas uczynił sposobnymi sługami Nowego Testamentu” – 2 Kor. 3:5 6. Tu także słowo greckie diakonos przetłumaczono na „słudzy”. Mówiąc ściśle, Apostoł oświadcza, że on sam i Tymoteusz są diakonami (sługami) Boga i diakonami (sługami) Nowego Testamentu – Nowego Przymierza. Widzimy więc, że wszyscy prawdziwi starsi w Kościele są w takim sensie diakonami, czyli sługami Boga i Prawdy oraz Kościoła – inaczej nie można ich wcale uważać za starszych.

Nie chcemy tu sugerować, że w pierwotnym Kościele nie było różnicy co do posług. Wręcz przeciwnie. Chcemy podkreślić fakt, że nawet apostołowie i prorocy, którzy byli starszymi w Kościele, byli wszyscy diakonami, czyli sługami, w myśl tego, co powiedział nasz Pan: „Kto z was największy jest, będzie sługą [diakonos] waszym” – <str. 253> Mat. 23:11. Charakter i wierność sługi ma stanowić o stopniu zaszczytu i poważania, jakie ktoś ma otrzymać w zborze [ekklesia] Nowego Stworzenia. Jako że w Kościele byli słudzy, którzy biorąc pod uwagę talenty nie kwalifikowali się do uznania ich za starszych, gdyż mieli mniej zdolności do nauczania albo mniej doświadczenia, tak niezależnie od jakichkolwiek mianowań przez sam Kościół, apostołowie i prorocy (nauczyciele) dobierali sobie w różnych okolicznościach pewne osoby jako swoich sług, pomocników albo inaczej diakonów. Na przykład, kiedy Paweł i Barnabasz byli razem, mieli przez jakiś czas Jana Marka za sługę, pomocnika. A kiedy Paweł rozstał się z Barnabaszem, Barnabasz zabrał ze sobą Jana, podczas gdy Paweł i Sylas zabrali Łukasza jako sługę i pomocnika. Ci pomocnicy nie uważali się za równych apostołom ani za równych w służbie dla innych, zdolniejszych i bardziej doświadczonych od siebie; ale cieszyli się przywilejem pomagania i służenia pod kierownictwem tych, których uważali za kompetentnych i uznanych sług Boga, jak i Prawdy. Kościół nie musiał wybierać ich do tego posługiwania apostołom. Podobnie jak Kościół wybierał swoich sług, czyli diakonów, tak i apostołowie wybierali swoich. Nie była to kwestia przymusu, ale udzielonej możliwości. Jan i Łukasz uważali widocznie, że w ten sposób mogą o wiele lepiej służyć Panu, aniżeli obierając jakąkolwiek inną drogę otwierającą się przed nimi; dlatego z własnej woli i bez żadnego skrępowania przyjęli tę służbę, mogąc równie dobrze odmówić jej przyjęcia, gdyby byli przekonani, że potrafią lepiej spożytkować swoje zdolności w jakiś inny sposób.

Jednakowoż nasze słowo diakon stosuje się w Nowym Testamencie do klasy braci użytecznych jako słudzy Ciała Chrystusowego i odpowiednio cenionych, ale nie tak dobrze jak inni nadających się na stanowisko starszych. Wybranie ich jednak do jakiejkolwiek specjalnej służby w Kościele wymagało dobrego charakteru, wierności dla Prawdy i gorliwości w służbie dla Pana i Jego stadka. Tak na przykład w pierwotnym Kościele, <str. 254> kiedy zorganizowano rozdawanie żywności dla ubogich spośród stadka, apostołowie najpierw sami zajęli się tą sprawą. Ale kiedy następnie powstało szemranie i zarzuty, że zaniedbano niektórych potrzebujących, apostołowie przekazali całą tę sprawę wiernym, Kościołowi, mówiąc: Wybierzcie spośród siebie odpowiednich mężów do spełniania tej służby, a my poświęcimy swój czas, wiedzę i talenty na usługiwanie Słowu (Dzieje Ap. 6:2 5).

Należy pamiętać, że wybrano siedmiu sług, czyli diakonów, a między tymi siedmioma był Szczepan, który później stał się pierwszym męczennikiem – mając zaszczyt jako pierwszy pójść śladami Mistrza na śmierć. Fakt, że Szczepan był wybrany na diakona przez Kościół, w niczym nie przeszkadzał mu głosić Słowa Bożego, gdzie tylko nadarzyła się sposobność. Widzimy więc doskonałą wolność, jaka panowała w pierwotnym Kościele. Cały zbór, uznając zdolności jakiegoś członka, mógł zwrócić się do niego z prośbą o oddanie pewnych usług. Ale taka prośba i zgoda na nią nie były wcale niewolą – pod żadnym względem nie powstrzymywały takiego sługi od użycia swoich talentów w jakikolwiek inny sposób, zależnie od okoliczności. Szczepan, będąc diakonem, wiernie usługując przy stołach czy np. załatwiając finansowe sprawy dla zboru, był błogosławiony przez Pana i otrzymał sposobność użycia swej gorliwości i talentów w bardziej publiczny sposób, przez głoszenie Ewangelii. Jego historia dostarcza dowodu, że Pan uznał go za starszego w Kościele, zanim jeszcze bracia rozpoznali jego zdolności. Niewątpliwie, gdyby żył dłużej, bracia również z czasem spostrzegliby jego kwalifikacje na starszego, umiejącego przedstawiać Prawdę i za takiego by go uznali.

Chcemy tu jednak podkreślić fakt zupełnej wolności każdej jednostki odnośnie użytkowania w miarę możliwości swoich talentów jako ewangelista, zarówno poprzez bezpośrednie mianowanie zboru [ekklesia] Nowego Stworzenia, jak i bez takiego mianowania. (Szczepan jednak nie byłby upoważniony do nauczania w Kościele bez <str. 255> wybrania przez Kościół do tej służby.) Ta absolutna wolność indywidualnego sumienia i talentów, przy równoczesnym braku jakiegokolwiek skrępowania lub ograniczającego autorytetu, jest znamienną cechą wczesnego Kościoła, którą powinniśmy naśladować zarówno w duchu, jak i w czynie. Kościół potrzebuje starszych zdolnych do nauczania i ewangelistów do głoszenia, jak też potrzebuje diakonów do służby w innym zakresie, np. pomocników w czasie zgromadzeń, skarbników itd. Diakoni są sługami Bożymi i sługami Kościoła i odpowiednio do tego są szanowani. Starsi są sługami, chociaż ich usługa uznana jest za usługę wyższego rzędu – za służbę słowem i nauką.

Nauczyciele w Kościele

Jak już wiemy, „sposobność ku nauczaniu” jest konieczną kwalifikacją na stanowisko, czyli służbę, starszego w Kościele. Można mnożyć cytaty z Pisma Świętego dla wykazania, że św. Paweł uważał siebie nie tylko za apostoła, starszego i sługę, lecz także za nauczyciela, mówiącego „nie tymi słowy, których ludzka mądrość naucza, ale których Duch Święty naucza” (1 Kor. 2:13). Nie był on nauczycielem języków lub matematyki, astronomii czy innych nauk, z wyjątkiem tej jednej wielkiej nauki, z którą wiąże się Ewangelia Pańska, czyli radosna nowina. To wynika z przytoczonych powyżej słów Apostoła; i dobrze by było, gdyby cały lud Pański zawsze o tym pamiętał. I nie tylko ci, którzy uczą i głoszą, lecz także i ci, którzy ich słuchają, mają uważać, by głoszona była nie ludzka mądrość, ale Boska. Dlatego Apostoł napomina Tymoteusza: „Każ Słowo Boże” (2 Tym. 4:2), „To przykazuj i tego nauczaj” (1 Tym. 4:11), „Tego nauczaj i do tego upominaj” (1 Tym. 6:2). Idąc dalej, Apostoł wskazuje, że tak cały Kościół, jak i starsi, powinni uważać, aby nauczyciele fałszywych doktryn, nauczyciele filozofii i „błędnej rzekomej nauki” [1 Tym. 6:20] nie byli uznani za nauczycieli w Kościele. Apostoł zaleca: „Jeśli kto inaczej uczy, (...) odstąpcie od takiego” – nie popierajcie tego, <str. 256> co stanowi inną Ewangelię niż ta, którą otrzymaliście, a która była wam „zwiastowana przez tych, którzy wam kazali Ewangelię przez Ducha Świętego z nieba zesłanego” [1 Piotra 1:12]. 1 Tym. 6:3 5; Gal. 1:8

Jednak są tacy, którzy mają kompetencje nauczyciela i zdolni są wyjaśniać innym plan Boski prywatnie, chociaż nie mają zdolności do przemawiania publicznego, do krasomówstwa, do „prorokowania”. Ci, którzy prywatnie służą Panu i Jego sprawie, nie powinni być zniechęcani, a wręcz przeciwnie – zachęcani do tego, by przy każdej sposobności służyć tym, którzy mają uszy ku słuchaniu, i opowiadać cnoty naszego Pana i Króla. Ponadto musimy rozpoznać różnicę pomiędzy „nauczaniem” a „głoszeniem” (Dzieje Ap. 15:35). Głoszenie jest publicznym wykładaniem, podczas gdy nauczanie może przynieść lepsze rezultaty w bardziej prywatnych warunkach – w kołach biblijnych lub w prywatnej rozmowie. Najzdolniejsi kaznodzieje, mówcy publiczni, czyli „prorocy”, przekonali się nieraz, że ich publiczna praca najlepiej owocuje wtedy, gdy zamiast publicznych wykładów dodaje się do niej bardziej prywatne wyjaśnianie głębokich rzeczy Bożych w mniejszej grupie.

Dar ewangelisty, czyli umiejętność poruszania ludzkich serc i umysłów do badania Prawdy, jest szczególnym darem, który nie wszyscy posiedli – zarówno dzisiaj, jak i za czasów wczesnego Kościoła. Co więcej, zmienione warunki nadały nieco inny charakter tej pracy, tak że obecnie, dzięki ogólnemu wykształceniu pracę ewangeliczną można w znacznej mierze wykonywać słowem drukowanym. W obecnym czasie wiele osób zajmuje się tego rodzaju pracą – rozdając ludziom broszury, egzemplarze czasopisma The Watch Tower [„Strażnica”] i rozprowadzając serię Wykładów Pisma Świętego. Fakt, że ci ewangeliści pracują w sposób dostosowany do dzisiejszych czasów, a nie tak jak w przeszłości, nie może być powodem zarzutów, podobnie jak i to, że ewangeliści podróżują teraz kolejami parowymi i elektrycznymi, zamiast jak dawniej chodzić pieszo lub jeździć na wielbłądzie. Ewangelizacji dokonuje się przez przedstawienie Prawdy – Boskiego planu <str. 257> wieków – Słowa Bożego – „zwiastowanie wielkiej radości”. Według naszego przekonania żadna inna praca ewangelizacyjna nie przynosi dziś wspanialszych rezultatów niż właśnie ta. Wielu jest też takich, którzy mają talent i zdolności do zajęcia się tą służbą, podczas gdy nie są przygotowani do zaangażowania się w inne dziedziny pracy. Wielu żeńców jeszcze nie poszło do „winnicy”. Trwamy za nimi w modlitwie, żeby Pan żniwa posłał ich i dał im dostrzec przywileje i możliwości zaangażowania się w tę działalność ewangelizacyjną.

Kiedy Filip ewangelista uczynił, co mógł, dla ludu w Samarii, zostali tam posłani Piotr i Jan (Dzieje Ap. 8:14). Tak i nasi ewangeliści-kolporterzy, poruszywszy czyste umysły swoich słuchaczy, zapoznają ich z Wykładami Pisma Świętego oraz z Watch Tower jako nauczycielami, od których następnie mogą się oni uczyć drogi Pańskiej. I podobnie jak Piotr, Paweł, Jakub oraz Jan, będąc posłańcami i przedstawicielami Pana, pisali listy do domowników wiary i w ten sposób doglądali, pouczali i zachęcali trzodę Pańską, tak też obecnie literatura poświęcona Prawdzie (The Watch Tower) regularnie odwiedza przyjaciół, osobiście i zbiorowo – starając się utwierdzić ich w wierze, ukształtować i wzmocnić ich charakter według wzoru ustanowionego przez Pana i Jego apostołów.

 Zdolność do nauczania powinna być powszechna

Apostoł napisał do pewnych braci: „Albowiem mając być nauczycielami względem czasu [jaki już jesteście w Prawdzie] zasię potrzebujecie [z powodu braku gorliwości dla Pana i z powodu ducha światowości], aby was uczono, które są pierwsze początki mów Bożych” – Hebr. 5:12. Oznacza to, że przynajmniej w ogólnym pojęciu cały Kościół, całe Kapłaństwo, członkowie Nowego Stworzenia powinni posiąść umiejętność w Słowie Ojcowskim, stosownie do zalecenia: „Bądźcie zawsze gotowi ku daniu odpowiedzi każdemu <str. 258> domagającemu się od was rachunku o tej nadziei, która w was jest, z cichością i bojaźnią” – 1 Piotra 3:15. Widzimy więc, że w świetle Pisma Świętego nauczanie nie jest ograniczone tylko do klasy kleru, bowiem każdy członek Nowego Stworzenia jest członkiem Królewskiego Kapłaństwa, „pomazanym do nauczania” i przez to w pełni upoważnionym do głoszenia radosnej nowiny tym, którzy mają uszy ku słuchaniu – każdy stosownie do swych umiejętności przedstawienia jej w sposób wierny i zrozumiały. Ale tu spotykamy się ze szczególnym oświadczeniem innego apostoła:

Niechaj was niewielu będzie nauczycielami, bracia” – Jak. 3:1 –

Co ma to oznaczać? Apostoł odpowiada sam: „Wiedząc, że cięższy sąd odniesiemy” – wiedząc, że w miarę zajmowania wyższego stanowiska w Ciele Chrystusowym wzrasta zarówno nasza odpowiedzialność, jak i pokusy. Apostoł nie mówi, że nikt z nas nie powinien zostać nauczycielem, lecz chce raczej, aby każdy, kto uważa, że posiada odpowiednie zdolności na nauczyciela, pamiętał o odpowiedzialności w wypadku podejmowania się przedstawiania Słowa Bożego w jakimkolwiek zakresie – w trosce o pewność, że żadne wypowiedziane słowo nie przedstawia Boskiego charakteru i planu w złym świetle, zniesławiając Boga i czyniąc krzywdę tym, którzy słuchają.

Dobrze by było, gdyby wszyscy w Kościele uznali tę radę, tę mądrość z góry, i się do niej zastosowali. Być może byłoby o wiele mniej nauczania, niż się obecnie słyszy, ale nauczyciele i nauczani mieliby nie tylko więcej poszanowania dla Pana i dla Prawdy – Jego Słowa, lecz także byliby w większym stopniu wolni od wpro­wadzających zamieszanie błędów. Na tej zasadzie słowa naszego Mistrza sugerują, że będą tacy, którzy otrzymają udział w Królestwie, lecz ponieważ ich nauczanie nie było w zupełnej zgodzie z Boskim planem, ich miejsce w Królestwie będzie niższe, niż gdyby szczerze przykładali większą uwagę do wyłącznego nauczania Bożego posłannictwa. Słowa Pana brzmią: „Kto by tedy rozwiązał jedno z tych przykazań najmniejszych i uczyłby tak ludzi, najmniejszym będzie nazwany w królestwie niebieskim” – Mat. 5:19. <str. 259>

Nie potrzebujecie, aby was kto uczył”

Pomazanie, któreście wy wzięli od niego, zostaje w was, a nie potrzebujecie, aby was kto uczył; ale jako to pomazanie uczy was o wszystkim, a jest prawdziwe i nie jest kłamstwem, a jako was nauczyło, tak i w nim zostaniecie. Ale wy macie pomazanie od onego świętego i wiecie wszystko” – 1 Jana 2:27,20.

Wobec licznych wyjątków Pisma Świętego zachęcających Kościół do uczenia się, do wzrastania w łasce i znajomości, do wzajemnego budowania się w najświętszej wierze oraz zapewniających nas, że Pan wzbudzi apostołów, proroków, ewangelistów i nauczycieli, to oświadczenie Apostoła wydaje się bardzo dziwne, dopóki się go właściwie nie zrozumie. Zdanie to było kamieniem obrażenia dla wielu, chociaż możemy mieć pewność, że Pan nie dopuścił, aby ci, których serca szczerze zwracały się ku Niemu, doznali wskutek tego obrażenia. Ale wydźwięk całego Pisma Świętego, które rozważamy, „przykazanie za przykazaniem, przepis za przepisem”, w połączeniu z doświadczeniami życiowymi, przekona każdego skromnego i pokornego człowieka, że coś błędnego musiało się zakraść przy tłumaczeniu tego zdania; albo też że pojęcia oparte na tym wyjątku są zupełnie niewłaściwe. Ci, którzy się potykają, są przewrażliwieni pod względem wszystkiego, co dotyczy ich osoby i dlatego pragnęliby oni, aby Pan obchodził się z nimi indywidualnie i inaczej niż z resztą Nowego Stworzenia. To jednak sprzeciwia się całkowicie ogólnej nauce Pisma Świętego, że Ciało jest jedno i ma wiele członków połączonych w jedno, i że tylko przez współpracę z innymi członkami i dzięki niej dostarczany pokarm jest przekazywany każdemu członkowi Ciała w celu wzmocnienia go i odżywienia. Widać więc, że Pan zamierzył uczynić swój lud wzajemnie zależnym od siebie, aby nie nastąpiło rozerwanie, i że właśnie w tym celu napomina nas przez Apostoła, abyśmy nie zaniedbywali wspólnych zgromadzeń, pamiętając, że Pan specjalnie upodobał sobie spotykanie się ze zborem [ekklesia], z Ciałem, na każdym miejscu, gdy jest choćby „dwóch lub trzech zgromadzonych” w Jego imieniu.

Badając ten tekst zauważamy, że Apostoł występuje przeciwko <str. 260> błędowi, jaki panował za jego dni. Był to poważny błąd, który w imię Prawdy i chrześcijaństwa, w imię uczniostwa Pańskiego, praktycznie unieważniał całe objawienie. Apostoł powiada, że ten błędny system nie jest częścią prawdziwego Kościoła ani jego doktryn, lecz przeciwnie, należy do Antychrysta, czyli sprzeciwia się Chrystusowi, chociaż przybiera Jego imię i tym sposobem żegluje pod fałszywą banderą. Powiada o nich, że „z nas wyszli, ale nie byli z nas [albo nigdy nie byli prawdziwymi chrześcijanami, albo przestali nimi być]; albowiem gdyby byli z nas, zostaliby byli z nami”. Apostoł wskazuje na ich błąd, polegający na twierdzeniu, jakoby proroctwa o Mesjaszu były figuralne i nigdy nie miały się wypełnić na poziomie ludzkim. Apostoł nazwał takie nauczanie kompletnym zaprzeczeniem stwierdzenia Ewangelii, która mówi, że Syn Boży stał się ciałem, został pomazany przy swoim chrzcie przez ducha świętego jako Mesjasz i nas odkupił.

Myślą Apostoła jest to, że wszyscy, którzy w ogóle stają się chrześcijanami i do pewnego stopnia rozumieją Boski plan, muszą najpierw uznać fakt, że tak oni sami, jak i wszyscy inni byli grzesznikami i potrzebowali Odkupiciela; następnie muszą uznać, że Jezus, Pomazaniec, odkupił ich przez złożenie ofiary ze swego życia. Apostoł oznajmia następnie, że nie trzeba, aby ktoś uczył ich tej podstawowej prawdy. Nie mogliby oni w ogóle być chrześcijanami, nie znając tych podstaw chrześcijańskiej religii – że Chrystus umarł za ich grzechy według Pism i wstał z martwych dla ich usprawiedliwienia – jak też, że nasze usprawiedliwienie i wynikające z niego uświęcenie oraz nadzieja chwały zależne są w zupełności od faktu i wartości Chrystusowej ofiary złożonej na ich korzyść. Apostoł wskazuje, że chociaż można było ufać i wierzyć w Ojca, nie wierząc w Syna, zanim jeszcze Syn się objawił, to jednak ktokolwiek teraz zapiera się Syna Bożego, ten tym samym zapiera się i Ojca. A nikt nie może wyznać Syna Bożego bez równoczesnego wyznania Ojca i planu Ojcowskiego, którego On jest punktem centralnym i wykonawcą.

Możemy więc i dzisiaj dokładnie zrozumieć myśl Apostoła: ktokolwiek został spłodzony z <str. 261> ducha świętego, musiał najpierw uwierzyć w Pana Jezusa – że Jezus był jednorodzonym u Ojca, że objawił się w ciele, że był świętym, niewinnym i odłączonym od grzeszników, że oddał siebie samego na okup za nas i że ta ofiara została przyjęta przez Ojca oraz poświadczona Jego zmartwychwstaniem na znak, że jest On chwalebnym Królem i Wybawicielem. Bez tej wiary nikt nie może otrzymać ducha świętego, czyli pomazania. Wynika z tego, że kto został pomazany, ten nie potrzebuje, aby go ktoś nauczał dalej, tracąc czas na dyskusje o podstawowych zagadnieniach: czy Jezus był Synem Bożym, czy też nie; czy był Odkupicielem, czy nie; czy był On pomazanym Mesjaszem, który ma w słusznym według Boga czasie wypełnić kosztowne obietnice Pisma Świętego. Jeśli będzie w nas trwało to samo pomazanie, które otrzymaliśmy, upewni nas ono o prawdziwości tych rzeczy. „A jako was nauczyło, tak w nim zostaniecie.” Kto nie pozostaje w Nim – w Winnym Krzewie, ten jako odcięta gałązka z pewnością uschnie; ale kto pozostaje w Nim, ten pozostaje i w Jego duchu i nie może się Go zaprzeć.

Ale wy macie pomazanie od onego świętego i wiecie wszystko.” W ciągu Wieku Żydowskiego duch święty był wyobrażony przez święty olej namaszczenia, który wylany na głowę najwyższego kapłana, ściekał po całym ciele. Ktokolwiek więc należy do Ciała Chrystusowego, ten jest pod pomazaniem, pod wpływem ducha, a gdziekolwiek jest duch Pański, tam namaszcza on, wygładza i oliwi. Jego dążeniem jest zachowanie pokoju ze wszystkimi ludźmi, o ile to tylko możliwe i o ile pozwala na to wierność sprawiedliwości. Duch ten sprzeciwia się starciom – gniewowi, złości, nienawiści i kłótni. Ci, którzy znajdują się pod wpływem tego ducha, chętnie uczą się u Pana, a będąc dalekimi od spierania się z Jego planem i objawieniem, szybko dochodzą z nimi do pełnej harmonii i otrzymują obiecane naoliwienie – namaszczenie, gładkość, pokój, radość i świętość umysłu.

Ci, którzy otrzymali ducha Pańskiego w takim znaczeniu tego słowa, ducha niosącego w serca pokój, radość i zgodę, wiedzą, że otrzymali go na skutek Pańskiego działania w ich życiu, a otrzymali to wszystko, <str. 262> bowiem uwierzyli w Pana Jezusa i przyjęli Go jako Pomazańca. To pomazanie jest więc dowodem nie tylko dla nich samych, lecz również w znacznej mierze i dla innych, że są oni członkami Ciała Chrystusowego. Natomiast, jeśli komuś brak tego pokoju i radości, a jego serce napełnione jest złością, walką i nienawiścią oraz kłótnią, sprzeczkami i sporami, na pewno brak mu dowodów tego pomazania, tego namaszczenia i tej gładkości, jakie towarzyszą duchowi Pańskiemu. Prawdą jest, że nie wszyscy jesteśmy tacy sami, więc ta gładkość charakteru w zewnętrznych sprawach życia u jednych nie ujawnia się tak szybko jak u innych. Ale już na początku chrześcijańskiej drogi należy doszukiwać się tej gładkości serca jako oznaki, że „jesteśmy z Jezusem”, że uczymy się od Niego i otrzymaliśmy Jego ducha; a wkrótce potem i inni powinni dostrzec tego ducha w naszym codziennym życiu.

Widzimy więc, że żaden werset Pisma Świętego nie sprzeciwia się ogólnej wymowie Słowa Pańskiego odnośnie potrzeby nauczycieli i uczenia się o Panu za ich pośrednictwem. Nie znaczy to, że uważamy, iż Bóg jest zależny od nauczycieli i że nie mógłby pouczać, budować i zachęcać członków Nowego Stworzenia za pomocą innych środków i sposobów; ale dlatego, że Słowo Boże oświadcza, iż taki właśnie jest Jego środek i sposób działania, Jego metoda pouczania i budowania Kościoła, Ciała Chrystusowego – aby nie było w nim rozerwania i aby każdy członek nauczył się współczucia, współpracy i wspierania każdego innego członka.

Rozważyliśmy już fakt, że tych nauczycieli nie należy uważać za nieomylnych, lecz że ich słowa mają być ważone i mierzone według Boskich norm – na podstawie słów naszego Pana, apostołów oraz świętych proroków z przeszłych dyspensacji, którzy mówili i pisali pod natchnieniem ducha świętego w celu napomnienia nas, na których przyszedł koniec wieku. A teraz zwróćmy uwagę na oświadczenie Apostoła: „A ten, którego się naucza Słowa Bożego, niechaj się dzieli wszelkim dobrem z tym, który naucza” – Gal. 6:6 (NB). <str. 263>

Ten, którego się naucza” i „ten, który naucza”

Werset ten, pozostając w zgodzie ze wszystkimi innymi, dowodzi, że Bóg tak to zaplanował, aby nauczać swój lud poprzez wzajemne uczenie się jeden od drugiego. Nawet najskromniejszy z Jego stadka ma myśleć sam za siebie i w ten sposób osobiście rozwijać zarówno swą wiarę, jak i charakter. Niestety, owa tak ważna sprawa jest powszechnie zaniedbywana przez tych, którzy wzywają imienia Chrystusowego! Powyższy werset rozróżnia nauczycieli i uczniów; uczniowie jednak mają mieć wolność przekazywania i oznajmiania swoim nauczycielom wszelkich zagadnień, jakie zauważają i jakie zdają się mieć związek z omawianym tematem. A mają to czynić nie tak, jakby sami chcieli być nauczycielami, lecz tak, jak inteligentny student zwraca się do starszego brata, też studenta. Uczniowie nie mają być maszynami ani obawiać się porozumiewania; przez zadawanie pytań i zwracanie uwagi na to, co im się wydaje złym, a co dobrym zastosowaniem Pisma Świętego, biorą oni udział w pracy mającej na celu utrzymywanie Ciała Chrystusa i Jego nauk w czystości. Tak więc mają oni być krytykami. Zamiast być zniechęcani do takiego postępowania, zamiast słyszeć, że nie wolno im krytykować nauczyciela czy kwestionować jego wyjaśnień, są oni ponaglani do dialogu, do krytyki.

Nie powinniśmy jednak sądzić, że życzeniem Pana jest wzniecanie ducha nadmiernej krytyki albo utrzymywanie kłótliwego i obwiniającego usposobienia. Taki duch jest zupełnie przeciwny duchowi świętemu, a w dodatku jest bardzo niebezpieczny; kiedy bowiem ktoś w duchu dysputy wysuwa hipotezy i przypuszczenia, w których prawdziwość sam nie wierzy, a robi to tylko po to, aby zmylić swego przeciwnika, dla samej „dyskusji” itp., ten z pewnością poniesie szkodę i prawdopodobnie zaszkodzi takim postępowaniem innym. Zasadniczą rzeczą jest uczciwy stosunek do prawdy, jeśli ktoś chce w niej wzrastać: sprzeciwianie się temu, co uważa się za prawdę lub choćby tylko chwilowe popieranie czegoś, co się uznaje za błąd, czyniąc to „dla zabawy” lub z jakiegoś innego powodu, na pewno będzie obraźliwe dla Pana i sprowadzi jakąś sprawiedliwą odpłatę. Niestety wielu ludzi, chcąc „sprawdzić, co można powiedzieć” przeciwko stanowisku, które uważali za prawdę, popadło w <str. 264> sidła, zostało całkowicie omamionych i zaślepionych, ponieważ udali się taką drogą. Prawda jest po Panu najdroższą rzeczą na świecie! Nie należy więc z nią igrać ani się nią bawić; jeśli ktoś zlekceważy tę zasadę, ten sam poniesie szkodę z tego powodu (zob. 2 Tes. 2:10 11).

Należy wspomnieć, że słowo „dzieli się” ma szerokie znaczenie i zawiera w sobie nie tylko przekazywanie myśli, odczuć itd., ale i to, że ten, którego się naucza i kto otrzymuje korzyści duchowe, powinien z ochotą przyczyniać się w jakiś sposób do wspierania tych, którzy uczą, poprzez dzielenie się z Panem, Prawdą i braćmi owocami swojej pracy i talentów. Na tym zasadza się święte usposobienie Nowego Stworzenia. Na początku doświadczeń chrześcijańskich każdy uczy się znaczenia słów Mistrza: „Szczęśliwsza jest rzecz dawać, niżeli brać”; dlatego wszyscy, którzy mają tego ducha, chętnie poświęcają swe ziemskie rzeczy na służbę Prawdzie, a czynią to w miarę jak ich dobre i szczere serca otrzymują duchowe błogosławieństwa. Nad zagadnieniem, w jaki sposób mamy dawać i jak używać do tego mądrości, zastanowimy się później, w innym rozdziale.

Zadania kobiety w Kościele

Zagadnienie to można by wprawdzie lepiej rozważyć dopiero po przeanalizowaniu ogólnego stosunku mężczyzny i kobiety w Boskim porządku, ale niezaprzeczalnie istnieją ważkie powody, dla których dobrze będzie przedstawić tę sprawę teraz, natomiast inne pokrewne poglądy, podane później, będą, jak sądzimy, zgodne z tym, co tutaj przedstawimy.

Nic nie jest pewniejsze od faktu, że płeć nie jest istotna dla Pana w Jego dziele wyboru zgromadzenia [ekklesia] Nowego Stworzenia. Tak mężczyźni, jak i kobiety ochrzczeni są na znak członkostwa w „jednym Ciele”, którego Głową jest Jezus. Obie płcie kwalifikują się zatem do udziału w „pierwszym zmartwychwstaniu” i w jego chwale, czci i nieśmiertelności pod ogólnym warunkiem: „Jeśli z nim cierpimy, z nim też królować będziemy”. Nasz Pan i apostołowie odnosili się zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet z uznaniem <str. 265> i sympatią. Wobec tego należy rozumieć, że wszelkie ograniczenia dotyczące płci żeńskiej w związku z rodzajem i zakresem służby dla Ewangelii obowiązują jedynie w obecnym czasie – w ciele, oraz że nie można ich uzasadniać założeniem, jakoby mężczyźni byli preferowani przez Boga. Postaramy się wykazać, że różnice czynione pomiędzy płciami mają swe podłoże w symbolice biblijnej, ponieważ mężczyzna symbolizuje Jezusa Chrystusa, Głowę Kościoła, podczas gdy kobieta symbolizuje Kościół, Oblubienicę, podległą naznaczonej od Boga Głowie.

Miłość naszego Pana dla Jego matki oraz dla Marty i Marii, jak też innych godnych uznania kobiet, „które mu służyły z majętności swoich”, jest bardzo widoczna nawet bez tego wyraźnego stwierdzenia, że je „miłował” (Jan 11:5); a jednak kiedy wybierał swoich dwunastu apostołów, a następnie „siedemdziesięciu” uczniów, to nie włączył między nich żadnej z tych kobiet. Nie należy przypuszczać, że było to przeoczenie lub że przeoczeniem było pominięcie kobiet należących do pokolenia Lewiego w usłudze publicznej przez przeszło szesnaście poprzedzających stuleci. Nie możemy także wyjaśnić tego założeniem, że kobiety z kręgu przyjaciół naszego Pana nie były dostatecznie wykształcone, aby można je było użyć do tej służby, albowiem o wybranych jest napisane, że łatwo można było poznać, iż są „nieuczeni i prości”. Musimy zatem przyjąć, że było Boskim zamiarem, aby spomiędzy „braterstwa” tylko mężczyźni wybierani byli do specjalnej publicznej usługi jako ambasadorzy Ewangelii. Zauważmy też przy tej okazji, że to rozporządzenie Boskie jest odwrotne do metody wielkiego Przeciwnika, który choć jest gotowy używać obydwu płci za swoje narzędzia, to jednak zawsze uznawał kobietę za swego najskuteczniejszego przedstawiciela.

Pierwsza kobieta była pierwszym ambasadorem Szatana – i to skutecznym – gdyż wprowadziła w błąd pierwszego mężczyznę i pociągnęła cały rodzaj ludzki w grzech i śmierć. Czarownice w dawnych czasach i media spirytystyczne oraz wyznawczynie Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki czasów obecnych stanowią zgodne dowody, że Szatan dla propagowania swoich treści często wykorzystuje kobiety, podczas gdy Bóg posługuje się mężczyznami. Co więcej, Boski program <str. 266> przeciwny jest naturalnej skłonności mężczyzn do specjalnego wyróżniania niewiast w sprawach religijnych, do przypisywania płci żeńskiej wyższego stopnia czystości, uduchowienia i społeczności z Bogiem. Ta skłonność widoczna jest w zapisach tak przeszłych, jak i obecnych, można ją wykazać w mitologii na przykładzie egipskiej bogini Izis, w asyryjskiej bogini Astarte, w greckiej Dianie, Junonie, Wenus i Bellonie oraz w kulcie maryjnym, który przez szereg stuleci, aż po dzień dzisiejszy zdominował dwie trzecie wszystkich, którzy wzywają imienia Chrystusowego – pomimo wyraźnego naznaczenia mężczyzny na przedstawiciela i rzecznika Pana w Jego Kościele.

Oprócz tego symbolicznego znaczenia Słowo Pańskie nie mówi nam o innych powodach czynienia różnic ze względu na płeć, dlatego nasze przypuszczenia w tej sprawie niekoniecznie muszą być słuszne. Sądzimy jednak, że pewne właściwości serca i umysłu, jakimi cechują się najszlachetniejsze kobiety, czynią je nieodpowiednimi do publicznych usług religijnych. Na przykład, kobieta jest z natury obdarzona dobrymi pragnieniami zadowalania innych i zyskiwania aprobaty i pochwały. Ta cecha jest nieocenionym błogosławieństwem w domu, gdyż sprzyja przyrządzaniu rozlicznych przysmaków oraz przystrajaniu mieszkania w tak atrakcyjny sposób, że wygląda ono inaczej niż mieszkanie starej panny czy starego kawalera. Prawdziwa żona z zadowoleniem podejmuje wysiłki w celu zadowolenia swej rodziny i cieszy się bardzo, kiedy wszyscy okazują uznanie za jej starania – za gotowanie itd. Nigdy nie powinna być tych pochwał pozbawiona, gdyż z pewnością się jej należą, pragnie ich jej serce i są niezbędne dla jej zdrowia i rozwoju.

Lecz jeśli kobietę wyrwie się z jej środowiska – tak wielkiego i ważnego, że poeta słusznie powiedział: „Ręka, która porusza kołyskę, rządzi światem” – jeśli postawi się ją przed publicznością jako mówczynię, nauczycielkę czy pisarkę, znajdzie się wówczas w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Bowiem pewne właściwości jej płci (z których jedną wymieniliśmy powyżej), a które czynią z niej prawdziwą kobietę, atrakcyjną dla prawdziwych mężczyzn, sprawią, że w nienaturalnych warunkach jej kobiecość dozna uszczerbku i zacznie się ona zachowywać po męsku. Natura wyznaczyła granice <str. 267> i zakresy płci nie tylko względem kształtów fizycznych i porostu włosów, lecz także względem cech serca i umysłu, tak je wzajemnie dostosowując, że zakłócanie czy nieuznawanie tych zasad na pewno przyniesie w końcu szkodę, bez względu na tymczasowe pozorne korzyści.

Chęć przypodobania się – którą natura tak obficie obdarowała niewiastę – jest, gdy ją właściwie wykorzystać, bardzo pożyteczna dla niej samej, dla domu i rodziny. Ale może się stać dla niej sidłem, jeżeli zostanie zastosowana względem publiczności – gdy chodzić będzie o uznanie Kościoła albo świata. Chęć zabłyśnięcia – okazania się mądrzejszym lub zdolniejszym od innych – jest niebezpieczeństwem, które dotyka wszystkich stojących przed oczyma publiczności; chęć ta niewątpliwie stała się przyczyną upadku wielu mężczyzn, którzy zaczęli się chlubić i popadli w sidła Przeciwnika. Ale już sama kobiecość niewiasty sprawia, że jest ona szczególnie podatna na potknięcie się z powodu chęci błyszczenia, co może także spowodować potknięcie się innych. Gdy bowiem taka osoba zejdzie z drogi, otrzyma z pewnością od Przeciwnika nieprawdziwy olej, którego fałszywe światło może sprowadzić wielu z drogi Pańskiej. Stąd ostrzeżenie Apostoła: „Niechaj was niewiele będzie nauczycielami, bracia moi! Wiedząc, że mąż [który jest nauczycielem] odniesie sroższe doświadczenia” (Jak. 3:1) – dałoby się jeszcze lepiej zastosować w odniesieniu do sióstr. Niebezpieczeństwo było dla nich rzeczywiście tak wielkie, że żadna nie została mianowana nauczycielem i dlatego Apostoł pisze: „Bo niewieście nie pozwalam uczyć ani władzy mieć nad mężem, ale aby była w milczeniu” – 1 Tym. 2:11 12.

To stanowcze i wyraźne oświadczenie nie znaczy jednakże, że siostry spośród Nowego Stworzenia nie mogą nigdy udzielić błogosławieństwa przez opowiadanie „kosztownej wieści”. Ten sam Apostoł odnosi się z wielkim szacunkiem do szlachetnych kobiet jemu współczesnych, które były pomocnicami w służbie. Na przykład mówi o Pryscylii oraz o jej małżonku jako o „pomocnikach” czy „współpracownikach” (Rzym. 16:3). To oznacza trochę więcej niż tylko przyjmowanie Apostoła w ich domu; znaczy to, że małżonkowie ci brali udział w jego pracy, czyli nie tylko w budowaniu namiotów, lecz zwłaszcza w jego głównej pracy – jako sługi <str. 268> Ewangelii. Dalej (Rzym. 16:6) określa on usługiwanie Marii w inny sposób, mówiąc: „Maria wiele pracowała dla nas”. Widocznie nie była ona współpracowniczką. Jej usługi oddawane Apostołowi, za które też jej dziękuje, były natury osobistej – być może takie jak np. pranie czy szycie. Zaś usługi Pryscylii wzmiankowane są w ten sam sposób jak usługi Urbana (w. 9). A ponieważ imię Akwili wymienione jest po imieniu jego żony, możemy logicznie wnioskować, że usługiwanie Pryscylii jako „pomocnika” było bardziej skuteczne niż jej męża. Tryfena i Tryfosa są innymi siostrami, których „praca w Panu” została zaszczytnie podkreślona (w. 12).

Wszelkie tłumaczenie słów Apostoła, które zmierzałoby do nieuznawania sposobności sióstr do „pracy w Panu” należy uważać za wyraźnie błędne. Tylko w zgromadzeniach Kościoła (dwóch, trzech lub większej liczby osób), mających na celu wielbienie i chwalenie Pana oraz wzajemne budowanie, siostry mają zajmować miejsce podporządkowane i nie starać się o stanowisko przewodników i nauczycieli. Starając się bowiem o takie stanowiska, niewiasty przywłaszczałyby sobie władzę nad mężczyzną, na którego – tak z natury, jak i przez nakaz – Pan włożył odpowiedzialność za zadania przywódcze, niewątpliwie z rozsądnych powodów, bez względu na to, czy możemy się z nimi zgodzić, czy nie.

Ograniczenia te, wypowiedziane przez Apostoła, odnoszą się widocznie do takich zebrań, jakie wspomniane są w 1 Liście do Koryntian, rozdział 14. W zebraniach tych uczestniczyły i siostry, które na pewno miały udział we wszystkich wynikających z nich błogosławieństwach – uczestnicząc w śpiewach, hymnach, pieśniach duchowych i modlitwach, które były wypowiadane przez wszystkich. Apostoł pragnął wskazać na konieczność porządku na zebraniach, aby wszyscy mogli osiągnąć przez to większe korzyści. Nalega więc, aby w jednym czasie przemawiał lub prorokował tylko jeden mówca i aby inni go słuchali oraz aby na jednym zebraniu nie przemawiało więcej niż dwóch lub trzech mówców, żeby nie doprowadzać do zbyt wielkiej różnorodności opinii podczas jednego spotkania. Milczeć miał również każdy, kto mówił nieznanym językiem, chyba że ktoś z obecnych potrafiłby przetłumaczyć jego słowa.

Kobiety miały nie przemawiać na takich zebraniach, chociaż poza zebraniami lub w domu mogły „zapytać <str. 269> swoich mężów” lub bardziej poprawnie – swoich mężczyzn. Mogły podawać swoje poglądy lub pytania poprzez tych braci (mężczyzn), z którymi były w zażyłych stosunkach – a więc przez mężów, o ile to możliwe, lub przez braci, z którymi rozmawiały powracając do domu po zebraniach itd. Słowo dom w tym tekście ma znaczenie rodziny, czyli zażyłości. Zawarta jest tu następująca myśl: niech niewiasty zadają swe pytania mężczyznom lub poprzez mężczyzn, których bliżej znają. Apostoł mówi następnie: „Albowiem nie pozwolono im, aby mówiły, ale aby poddanymi były, jako i zakon mówi” – 1 Kor. 14:34 36.

Widocznie ktoś w Kościele korynckim popierał kwestię „równouprawnienia kobiet”, twierdząc, że w Kościele uprawnienia kobiet i mężczyzn niczym się nie różnią. Ale Apostoł nie tylko zaprzecza temu, lecz nawet gromi śmiałość ich przekonania, że mogą wprowadzić zasady nieuznawane przez innych z ludu Bożego. Słowa Apostoła brzmią: „Izali od was słowo [przesłanie] Boże wyszło [i z was pochodzi]? Izali [skądinąd] tylko do was przyszło? Jeśli kto zda się być prorokiem albo duchownym, niech uzna, iż te rzeczy, które wam piszę, są Pańskim rozkazaniem”, a nie jedynie moim osobistym przekonaniem lub wymysłem. Nie wolno więc i nam, ani Koryntianom, kierować się własnymi upodobaniami czy osądami, lecz mamy ugiąć się przed słowami Apostoła jak przed Pańskim rozkazaniem. Jeśli zaś ktoś podaje w wątpliwość ową radę Apostoła, to musi konsekwentnie odrzucić i wszystko inne, co powiedział ten Apostoł.

Właściwe będzie rozważenie w związku z tym słów Apostoła mówiących o darach udzielonych przez Pana Kościołowi – począwszy od Pięćdziesiątnicy. Stwierdza on: „I tenże dał niektóre apostoły, a niektóre proroki, a drugie ewangelisty, drugie też pasterze i nauczyciele; ku spojeniu świętych, ku pracy w usługiwaniu, ku budowaniu ciała Chrystusowego” – Efezj. 4:11 12. W greckim języku o rodzaju słowa decyduje rodzajnik – męski, żeński lub nijaki. Znaczy to, że powyższe wersety stanowią świetną podstawę do decydowania, jak szczegółowo Pan przez ducha świętego zarysował linię <str. 270> płci w odniesieniu do aktywnych sług Jego Kościoła. Co zatem widzimy w powyższym tekście, jaki rodzaj wskazany jest w języku greckim? Otóż rodzajnik postawiony przed wyrazami: apostołowie, prorocy, ewangeliści i pasterze to tous (liczba mnoga, biernik rodzaju męskiego). Nie ma żadnego rodzajnika przed słowem nauczyciele, które najwyraźniej oznacza tu albo „pomocników” (1 Kor. 12:28), albo jest ogólnym określeniem mężczyzn apostołów, mężczyzn mówców, mężczyzn ewangelistów, mężczyzn pasterzy – jako wszystkich nauczycieli.

Pozwalamy sobie jednak zauważyć, że jeśli siostra zwraca uwagę zgromadzenia na słowa Pana lub apostołów na jakikolwiek dyskutowany temat bez wyrażania swoich własnych zapatrywań na daną sprawę, to postępowania takiego nie można uważać za nauczanie ani za uzurpowanie sobie władzy nad mężczyzną. Raczej przytacza ona i odwołuje się do słów oraz nauk uznanych i upoważnionych nauczycieli. Podobnie rzecz wygląda, gdy siostra wzmiankuje albo czyta innym niniejszą książkę lub inne wydane przez nas pozycje objaśniające Pismo Święte; nie ma wówczas miejsca nauczanie przez nią samą, lecz przez cytowanego autora. Widzimy więc, jak Pan nie tylko zatroszczył się o swoje stadko, ale też jak dostatnio zabezpieczył wszystkie jego potrzeby.

Wszyscy mogą słuchać Bożych rozkazów, ale na pewno nikt ich nie zrozumie, jeśli nie uzmysłowi sobie, że w użyciu biblijnym niewiasta jest symbolem Kościoła, a mężczyzna – symbolem Pana, Głowy, czyli Mistrza Kościoła (zob. Efezj. 5:23; 1 Kor. 11:3). Tak jak Kościół nie powinien starać się uczyć Pana, tak i niewiasta, symbolizując Kościół, nie może przyjmować roli nauczyciela dla mężczyzny, który symbolizuje Pana. Mając to na myśli, żadna siostra nie musi czuć się upokorzona ani żaden brat dumny z powodu tego rozporządzenia Pisma Świętego. Natomiast wszyscy powinni pamiętać, że Pan jest jedynym nauczycielem oraz że bracia pod żadnym pozorem nie mają głosić swojej własnej mądrości, lecz jedynie przedstawiać innym to, co Pan, ich Głowa, podaje jako Prawdę. Zastosujmy ten wyjątek Pisma (1 Tym. 2:11 12) do Pana i do Kościoła w taki sposób: Kościół niech się uczy w milczeniu ze wszelkim poddaństwem. Bo Kościołowi nie pozwalam uczyć ani władzy mieć nad Chrystusem, lecz aby był w milczeniu. <str. 271>

Niech się nakrywa”

Wykazaliśmy już*, że najwyższy kapłan, przedstawiający Chrystusa, Najwyższego Kapłana naszego wyznania, był jedyną osobą z odkrytą głową, kiedy występował w szatach kapłańskich, a wszyscy podkapłani, wyobrażający Kościół, Królewskie Kapłaństwo, mieli głowy nakryte tzw. „czapkami”. Nauka zawarta w tym obrazie jest w zupełnej zgodzie z tym, co zostało powiedziane powyżej, albowiem w zgromadzeniach [ekklesia] Nowego Stworzenia Pan, pozaobrazowy Najwyższy Kapłan, wyobrażony jest przez braci, podczas gdy Kościół, Królewskie Kapłaństwo, wyobrażony jest przez siostry, o których powiada Apostoł, że także powinny mieć głowę nakrytą dla zaznaczenia nauki o poddaństwie Kościoła względem Pana. Apostoł omawia to w 1 Kor. 11:3 7,10 15.

* „Cienie Przybytku”, str. 36

Niektórzy wnioskują, że skoro Apostoł wspomniał długie włosy niewiasty jako nakrycie dane jej przez naturę, to nie miał na myśli nic ponadto. Ale werset 6. wyraźnie mówi inaczej – a mianowicie Apostoł rozumie, że niewiasta nie tylko powinna mieć dane jej z natury długie włosy, lecz dodatkowo powinna nosić nakrycie głowy, które – o czym mówi w wersecie 10. – jest oznaką, czyli symbolicznym przyznaniem, że jest poddana mężowi, czyli że uznaje jego autorytet. Stanowi to symbol pouczający nas, że cały Kościół jest poddany Chrystusowi. Zapis wersetu 4. zdaje się na pozór pozostawać w sprzeczności z wymaganiem, aby niewiasty zachowywały milczenie w zborach [ekklesia]. Myślimy jednak, że chociaż w nabożeństwach ogólnych niewiasty nie mają mieć publicznego działu, to jednak na wspólnych zebraniach w celu modlitw i świadectw, a nie doktrynalnego nauczania, nie można zabraniać siostrom uczestniczenia, jeśli mają nakryte głowy.

Jeśli chodzi o sprawę zachowywania przez siostry figuralnego nakrywania głów, Apostoł nakłania do tej praktyki, ale nie przedstawia tego jako Boskiego nakazu. Przeciwnie, dodaje: „A jeśliby się kto zdał być swarliwym [odnośnie tej sprawy], my takiego obyczaju nie mamy” [nie mamy w tej sprawie wyraźnego prawa w Kościele]. Nie należy uważać tego za podstawowy wymóg, chociaż wszyscy, którzy starają się pełnić wolę Pańską, powinni <str. 272> z uwagą zachowywać ten i wszystkie inne symbole od chwili zrozumienia stosowności ich symbolicznego charakteru. Słowa „dla Aniołów” odnoszą się widocznie do wybranych starszych Kościoła, którzy w szczególnym sensie wyobrażają Pana, Głowę w zgromadzeniach [ekklesia] (Obj. 2:1).

* * *

Podsumowując sugerujemy, by interpretacja słów natchnionego Apostoła, odnoszących się do zakresu wolności sióstr w sprawach Kościoła, była możliwie jak najbardziej liberalna. Nasze zrozumienie w tej sprawie jest następujące:

(1) Siostry mają taką samą wolność jak i bracia w sprawach wybierania sług Kościoła – starszych i diakonów.

(2) Siostry nie mogą służyć jako starsi lub nauczyciele w Kościele, ponieważ Apostoł mówi: „Niewieście nie pozwalam uczyć” – 1 Tym. 2:12. Nie powinno to jednak być rozumiane jako konieczność powstrzymywania sióstr od brania udziału w zebraniach, na których nie ma nauczania lub kazania, czyli w zebraniach modlitw i świadectw, w badaniach beriańskich itp. Apostoł mówi bowiem, że jeśli niewiasta modli się lub prorokuje (mówi), powinna mieć głowę nakrytą dla okazania, że uznaje fakt, iż Pan, wielki Nauczyciel, jest specjalnie wyobrażany przez braci (1 Kor. 11:5,7,10). Taki udział w zebraniach nie jest uważany za nauczanie, ponieważ i bracia biorący udział nie są nauczycielami, jak powiada Apostoł: „Izali wszyscy są nauczycielami?”. Nie, nauczyciele, czyli starsi, są specjalnie wybierani, chociaż zawsze spośród mężczyzn. Efezj. 4:11; 2 Tym. 2:24; 1 Kor. 12:28 29 <str. 273>

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016