<< Wstecz |
Wybrano: F-6 , z 1904 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wykład 3 - Powołanie Nowego Stworzenia
Tylko
powołani się kwalifikują – Kiedy zaczęło się to „wielkie
zbawienie” – Wezwanie do pokuty nie jest powołaniem do boskiej
natury – Powołanie żydowskie – Powołanie ewangeliczne –
Dlaczego niewielu „wielkich”, „mądrych” czy „możnych”
zostaje powołanych – Wywyższenie wyróżnieniem za prawdziwą
pokorę – Charakter jest warunkiem powołania – Podczas
Tysiąclecia świat nie jest pod powołaniem, lecz pod nakazem –
Czas powołania ewangelicznego ograniczony – Nowe Stworzenie jest
powoływane, czyli pociągane przez Ojca – Chrystus naszą
mądrością – Chrystus naszym usprawiedliwieniem – Odróżnienie
usprawiedliwienia rzeczywistego od przypisanego – Czy Nowe
Stworzenie potrzebuje usprawiedliwienia – Podstawa
usprawiedliwienia – Usprawiedliwienie świętych Starego Testamentu
różni się od naszego – Usprawiedliwienie w Wieku
Tysiąclecia – Chrystus naszym uświęceniem – Uświęcenie
podczas Tysiąclecia – Dwa różne poświęcenia w obrazie
lewitów – Żaden z nich nie ma działu w ziemi –
Wielkie Grono – Dwie części Uświęcenia – Ze strony człowieka
– Ze strony Boga – Doświadczenia zależne są od temperamentu –
Uświęcenie to nie doskonałość ani uczucie – „Który uzdrawia
wszystkie choroby twoje” – Potrzeba tronu łaski – Jak
usprawiedliwienie staje się uświęceniem – Poświęcenie po
zakończeniu „wysokiego powołania” – Zbawienie, czyli
wyzwolenie Kościoła.
Sposobność
stania się członkami Nowego Stworzenia i udziału w jego
możliwościach, przywilejach, błogosławieństwach i chwałach
nie była ogólnie otwarta dla ludzkości, lecz skierowana jedynie do
„powołanej” klasy. I jest to bardzo wyraźnie przedstawione
w Piśmie Świętym. Pan powołał cielesny Izrael, aby stał
się Jego szczególnym ludem, odłączonym od innych ludów i narodów
ziemi, jak jest o tym napisane: „Tylkom was samych poznał
[uznałem] ze wszystkich rodzajów ziemi” – Amos 3:2. Powołanie
Izraela nie było jednakże „wysokim powołaniem” czy „powołaniem
niebiańskim”, i w konsekwencji nie znajdujemy żadnej
wzmianki o rzeczach niebiańskich w obietnicach odnoszących
się do tego narodu. Ich powołanie odnosiło się do stanu
przygotowawczego, który ostatecznie uczynił ostatek tego narodu
gotowym na przyjęcie i skorzystanie z „wysokiego <str.
86> powołania” do „wielkiego zbawienia, które wziąwszy
początek opowiadania przez samego Pana od tych, którzy go słyszeli,
nam jest potwierdzone” (Hebr. 2:3). Dlatego warunków „wysokiego”,
czyli „niebiańskiego powołania” nie należy szukać w Starym,
ale w Nowym Testamencie. Choć gdy oczy naszego zrozumienia
otwierają się na rozpoznawanie „głębokości Bożych”, możemy
zauważyć w Jego postępowaniu z Izraelem cielesnym
i w działającej nad nim opatrzności pewne obrazowe
lekcje, pożyteczne dla duchowego nasienia, które zostało powołane
„niebieskim powołaniem”. Apostoł zwraca nam bowiem na to uwagę,
mówiąc, że cielesny Izrael, jego prawa i Boża wobec niego
działalność były cieniem, czyli obrazem, lepszych rzeczy,
należących do tych, którzy są powołani do członkostwa w Nowym
Stworzeniu.
Ponieważ
w planie Bożym Chrystus miał mieć prymat we wszystkim,
konieczne było, aby był pierwszym, przewodnikiem, Najwyższym
Kapłanem, który miał stać się przywódcą tego Nowego Stworzenia
Bożych synów, wodzem ich zbawienia, przykładem, na którego
postępowaniu mogliby się wzorować i którego śladami mogliby
kroczyć; dostrzegamy w tym zupełnie wystarczający powód, dla
którego święci Starego Testamentu nie mogli mieć części, czyli
udziału w tym Nowym Stworzeniu. Poświadczają to słowa
naszego Pana odnośnie Jana Chrzciciela: „Zaprawdę powiadam wam:
Nie powstał z tych, którzy się z niewiast rodzą,
większy nad Jana Chrzciciela; ale który jest najmniejszym
w królestwie niebieskim, większy jest niżeli on” – Mat.
11:11. Podobnie mówi też Apostoł, wyrażając się z najwyższym
uznaniem o wierze i szlachetności charakteru owych braci
z poprzednich okresów czasu: „Bóg o nas coś lepszego
przejrzał, aby oni bez nas nie stali się doskonałymi” – Hebr.
11:40.
Poza
tym powinniśmy pamiętać, że nikt, kto nadal znajduje się pod
przekleństwem grzechu Adama, nie może być powołany. Aby
ktokolwiek mógł zostać powołany do tego „wysokiego powołania”,
konieczne jest zapewnienie usprawiedliwienia od wyroku Adamowego.
A ono nie mogło być dane nawet cielesnemu Izraelowi przez krew
cielców i kozłów, ponieważ nie mogą one nigdy zgładzić
grzechu i były jedynie obrazem lepszych ofiar, które
rzeczywiście zaspokajają wymagania Sprawiedliwości <str. 87>
wobec naszej rasy. Dlatego też niemożliwe było rozpoczęcie
powołania przed zapłaceniem ceny okupu przez Pana Jezusa, który
„kupił nas swą drogą krwią”. Nawet apostołowie byli tylko
wstępnie powołani i przyjęci do Nowego Stworzenia, aż
Odkupiciel zapłacił cenę, wstąpił na wysokość i przedłożył
ją w ich imieniu. Dopiero wtedy, i nie wcześniej, w Dniu
Pięćdziesiątnicy Ojciec bezpośrednio uznał tych wierzących
i spłodził ich przez swego ducha świętego, by stali się
Nowymi Stworzeniami. To prawda, że w czasie swej misji nasz Pan
powiedział do faryzeuszy: „Bom nie przyszedł wzywać
sprawiedliwych, ale grzesznych do pokuty” – Mat. 9:13. Musimy
jednak zauważyć wielką różnicę pomiędzy wzywaniem ludzi do
pokuty a wzywaniem ich do „wysokiego powołania”, do boskiej
natury i współdziedzictwa z Chrystusem. Żaden grzesznik
nie jest do tego przyjęty; stąd więc my wszyscy, będąc „z natury
dziećmi gniewu”, potrzebujemy być najpierw usprawiedliwieni od
wszystkiego, darmo, przez drogocenną krew Chrystusa.
Pełne
tego potwierdzenie znajdujemy we wstępie Listu do Rzymian (1:7),
który mówi, że list ten poświęcony jest „wszystkim, którzyście
w Rzymie, umiłowanym Bożym, powołanym świętym”6 –
powołanym, by stać się świętymi, uczestnikami boskiej natury.
Podobnie brzmi wstęp Listu do Koryntian: „Do Kościoła Bożego
w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie
Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi,
którzy na każdym miejscu wzywają imienia Pana naszego Jezusa
Chrystusa” – 1 Kor. 1:2 (BT). Wyłączność tego powołania
jest dalej podkreślona w wersecie 9, który oznajmia, kto jest
autorem naszego powołania: „Wiernyć jest Bóg, przez którego
jesteście powołani ku społeczności Syna jego, Jezusa Chrystusa,
Pana naszego”. Oznacza to związek, jedność; i stąd myśl,
że powołanie ma na celu wyszukanie spomiędzy ludzi tych, którzy
staną się jednością z Odkupicielem jako Nowe Stworzenia,
Jego współdziedzice w chwale, czci i nieśmiertelności,
przyznani Mu w nagrodę za Jego wierność.
6
KJ i Biblia Brzeska: „wezwanym, abyście byli świętymi” –
przyp. tłum.
Przychodzą
nam tu na myśl słowa Apostoła o tym, że będziemy uczynieni
współdziedzicami z Chrystusem dopiero po spełnieniu <str.
88> pewnych warunków, a mianowicie: „Jeśli tylko z nim
cierpimy, abyśmy też z nim byli uwielbieni” – Rzym. 8:17.
W tym samym rozdziale Listu do Koryntian (w. 24) Apostoł
pokazuje, że omawiane przez niego powołanie w żaden sposób
nie jest tym samym powołaniem, które przez pewien czas ograniczało
się tylko do Żydów, a dalej słowa jego wskazują, że nie
wszyscy są powołani. Mówi on bowiem: „Lecz samym powołanym
i Żydom, i Grekom każemy Chrystusa, który jest mocą
Bożą i mądrością Bożą” – choć dla niepowołanych
Żydów był On kamieniem obrażenia, a dla niepowołanych
Greków głupstwem. W swym Liście do Hebrajczyków 9:14 15
Apostoł wskazuje, że powołanie obecnego Wieku Ewangelii nie mogło
zostać ogłoszone, dopóki nasz Pan nie stał się przez swą śmierć
„rękojmią” Nowego Przymierza. Słowa jego brzmią: „I dlatego
jest nowego testamentu [przymierza] pośrednikiem, aby, gdyby śmierć
nastąpiła na odkupienie onych występków, które były pod
pierwszym testamentem [Przymierzem Zakonu], ci, którzy są powołani,
wzięli obietnicę wiecznego dziedzictwa” – Hebr. 7:22.
Niewielu
wielkich, mądrych czy uczonych zostaje powołanych
Można
by naturalnie zakładać, że to szczególne powołanie, jeśli
miałoby mieć jakieś obwarowania, ograniczałoby się do
najświetniejszych przedstawicieli upadłej rasy ludzkiej – do
najszlachetniejszych, najcnotliwszych, najbardziej utalentowanych.
Lecz Apostoł zaprzecza tej myśli, mówiąc: „Widzicie zaiste
powołanie wasze, bracia! iż niewiele mądrych według ciała,
niewiele możnych, niewiele zacnego rodu; ale co głupiego jest
u świata tego, to wybrał Bóg, aby zawstydził mądrych, a co
mdłego u świata, wybrał Bóg, aby zawstydził mocnych.
A podłego rodu u świata i wzgardzone wybrał Bóg,
owszem te rzeczy, których nie masz, aby te, które są, zniszczył.
Aby się nie chlubiło żadne ciało przed obliczem jego” –
1 Kor. 1:26 29. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest, jak
tłumaczy Apostoł, Boski zamiar, by żaden człowiek nie mógł się
chełpić, że w jakimś sensie lub stopniu zasłużył sobie na
wielkie błogosławieństwa, jakie mają zostać wylane. Wszystko to
ma na celu pokazanie, tak aniołom, <str. 89> jak
i człowiekowi, wielkiej mocy Bożej, przemieniającej
charaktery z niegodziwych i godnych pogardy na szlachetne
i czyste nie przy użyciu siły, ale przez przeobrażającą moc
Prawdy, działającą w powołanych poprzez dane im obietnice
i nadzieje, by chcieli i skutecznie wykonywali zamiary,
jakie On sobie upodobał. Rezultatem tego Bożego zarządzenia będzie
nie tylko chwała Ojca, ale też pokora i wieczne dobro tych,
których On ma błogosławić. W całym Nowym Testamencie
znajdujemy wielokrotnie powtarzające się stwierdzenia faktu, że to
powołanie i zbawienie nie pochodzi od człowieka ani nie jest
z jego mocy, ale z łaski Bożej. Nietrudno jest też
zrozumieć, dlaczego z zasady to powołanie jest mniej
atrakcyjne dla ludzi wysokiego rodu, zaś bardziej atrakcyjne dla
ludzi prostych.
Pycha
jest istotnym elementem upadłej natury i ciągle należy ją
mieć na względzie. Ci, których stan jest mniej upadły niż
większości ludzi i którzy przez to są szlachetniejsi
z natury niż ludzie przeciętni, dostrzegają ten fakt i są
skłonni czuć pewną wyższość i dumę z tego powodu.
Tacy, nawet jeśli szukają Pana i dążą do Jego
błogosławieństw i łask, mogą oczekiwać, że Pan przyjmie
ich na jakiejś innej podstawie niż ich bardziej upadłych, mniej
szlachetnych bliźnich. Miernikiem Bożym jest jednak doskonałość;
oznajmia On bowiem, że wszystko poniżej tego kryterium zostanie
potępione, a każdy z potępionych musi się udać do tego
samego Odkupiciela i do tej samej ofiary za grzechy, niezależnie
od tego, w jakim stopniu ucierpiał z powodu upadku. Było
pewne, że te warunki przyjęcia staną się bardziej atrakcyjne dla
godnych pogardy i bardziej upadłych członków ludzkiego rodu
niż dla bardziej szlachetnych – ludzie słabi i upadli
bardziej sobie zdają sprawę, że potrzebują Zbawiciela, gdyż
o wiele dotkliwiej odczuwają swą własną niedoskonałość.
Z kolei ludzie mniej upadli, posiadający pewną miarę
samozadowolenia, nie są skorzy do niskiego ugięcia kolan przed
krzyżem Chrystusowym, do przyjęcia usprawiedliwienia jako daru i do
zbliżenia się na tych, i tylko na tych, warunkach do tronu
niebiańskiej łaski, by otrzymać miłosierdzie i znaleźć
„łaskę ku pomocy czasu przygodnego”. <str. 90> Są oni
bardziej skłonni opierać się na swym własnym zrozumieniu i mieć
to uczucie pełnej satysfakcji, które będzie dla nich przeszkodą
w wejściu przez ciasną bramę na wąską drogę.
Bóg
najwyraźniej bardzo ocenia pokorę u wszystkich, których
zaprasza, by stali się członkami Nowego Stworzenia. Apostoł mówi
o tym: „Uniżajcież się tedy pod mocną ręką Bożą, aby
was wywyższył czasu swego” – 1 Piotra 5:6. Paweł wskazuje
na wzór wystawiony w Chrystusie Jezusie – na to, jak On sam
się poniżył i wyniszczył samego siebie, gdy dobrowolnie
przyjął niższą naturę i zgodził się na ucierpienie
śmierci, i to śmierci krzyżowej. Wskutek tego posłuszeństwa
i pokory Bóg wielce Go wywyższył. Dalej Piotr uczy: „Bóg
pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje” – 1 Piotra
5:5. Widzicie więc swe powołanie, bracia, jak to niewielu wielkich,
mądrych czy uczonych jest powołanych, ale głównie biedni tego
świata, bogaci w wiarę. Pan Bóg wielce ocenia pokorę,
a równocześnie i wiarę. Na członków Nowego Stworzenia
przyjmie tych, którzy nauczyli się ufać Mu bezgranicznie, dla
których Jego łaska jest wystarczająca i którzy dzięki mocy,
którą On im daje, osiągają idące w parze z wywyższeniem
zwycięstwo, do którego On ich powołuje.
Charakter
jest jednak warunkiem powołania
Choć
Pan Bóg nie powołuje mądrych, wielkich czy uczonych, to nie należy
jednak wyciągać z tego wniosku, że Jego lud jest prymitywny
albo niedouczony w sensie bycia złym, zepsutym czy nikczemnym.
Wręcz przeciwnie, Pan stawia tym, których powołuje, jak najwyższe
wymagania; są oni powoływani do świętości, czystości, wierności
i do zasad sprawiedliwości – do szczególnego cenienia tych
wartości w sercu i ukazywania ich w życiu na chwałę
Tego, który powołał ich z ciemności do swej cudownej
światłości (2 Piotra 1:3; 1 Piotra 2:9). Świat może
ich znać tylko według ciała, a według ciała mogą nie być
bardziej szlachetni czy subtelni niż inni – często są zresztą
mniej zacni – ale Pan przyjmuje ich <str. 91> nie według
ciała, lecz według ducha, według ich umysłów, intencji, ich
„serc”. Dlatego od chwili, gdy przyjmują łaskę Bożą
w Chrystusie i przebaczenie swych grzechów oraz poświęcają
się Panu, są uważani za wolnych od tych zmaz, które z natury
odziedziczyli jako dzieci Adama; jakby ich ciało zostało okryte
szatą zasług Chrystusa, chowającą jego wszystkie braki. To nowy
umysł, nowa wola jest „nowym stworzeniem”, przyjętym
i powołanym przez Boga, i z którym ma On jedynie do
czynienia.
Prawdą
jest, że rozwijający się nowy umysł będzie stawał się coraz
bardziej szlachetny, prawy, zacny i stopniowo będzie zdobywał
więcej władzy i kontroli nad ciałem. Ci natomiast, którzy
nie rozpoznają Nowego Stworzenia, tak jak nie poznali Pana, będą
się ostatecznie dziwić ich dobrym uczynkom i świętobliwemu
życiu oraz duchowi zdrowego zmysłu, choć nawet i to może
zostać przez nich czasem przypisane jakimś niegodziwym pobudkom.
Pomimo stopniowego dochodzenia nowego umysłu do coraz większej
harmonii z umysłem Pańskim, poświęceni Pańscy mogą nigdy
nie zdobyć całkowitej kontroli nad swym śmiertelnym ciałem,
z którym są związani, choć z pewnością ich celem
i dążeniem będzie wielbienie Pana Boga zarówno w swym
ciele, jak i w duchu oraz umyśle, które są Jego (1 Kor.
6:20).
Zwróćmy
uwagę na niektóre z tych cech i ograniczeń dotyczących
charakteru Nowego Stworzenia. Napomnienie Apostoła skierowane do
jednego z powołanych – ale stosowne dla nich wszystkich –
brzmi: „Bojuj on dobry bój wiary, chwyć się żywota wiecznego,
do któregoś też powołany” – 1 Tym. 6:12. Nowe Stworzenia
nie powinny spodziewać się zwycięstwa i zdobycia wielkiej
nagrody bez walki z Przeciwnikiem i grzechem obfitującym
we wszystkim, z czym są związani, oraz ze słabościami ich
własnych ciał, choć są one przykryte zasługą sprawiedliwości
Chrystusowej na warunkach Przymierza Łaski. Dalej Apostoł napomina
członków tej klasy, by „chodzili godnie Bogu, który ich powołał
do swego królestwa i do chwały” (1 Tes. 2:12). Nowe
Stworzenie ma nie tylko ocenić swe powołanie i jego końcową
nagrodę w Królestwie <str. 92> i chwale, ale
powinno pamiętać, że w obecnym życiu musi stać się
przedstawicielem Boga i Jego sprawiedliwości oraz starać się
zgodnie z nią postępować. Czytamy zatem: „Jako ten, który
was powołał, święty jest, i wy bądźcie świętymi we
wszelkim obcowaniu, dlatego że napisano: Świętymi bądźcie, iżem
ja jest święty” – 1 Piotra 1:15 16. I dalej
w tym samym liście (2:9) czytamy: „(...) abyście opowiadali
cnoty tego, który was powołał z ciemności ku dziwnej swojej
światłości”.
Duchowi
Izraelici Nowego Stworzenia nie zostali poddani w niewolę
ściśle określonych praw, jak miało to miejsce z Izraelem
cielesnym. Zostali natomiast poddani pod „zakon wolności”, by
ich miłość do Pana mogła się okazać nie tylko w znaczeniu
dobrowolnego unikania rzeczy niepodobających się Panu, lecz także
w dobrowolnym poświęcaniu ludzkich praw i korzyści
w służbie Prawdzie i sprawiedliwości, dla Pana i braci.
Zgodnie z tym Apostoł pisze: „Nie powołał nas Bóg do
nieczystości, ale do świętości” – 1 Tes. 4:7 (BT).
I dalej: „Albowiem wy ku wolności powołani jesteście,
bracia! tylko pod zasłoną tej wolności ciału nie pozwalajcie” –
Gal. 5:13, by to nie stało się okazją do czynienia zła. Używajcie
raczej swej wolności do ofiarowania obecnych praw dla dobra Prawdy
i służenia jej, byście przez to mogli być ofiarowującymi
kapłanami Królewskiego Kapłaństwa, którzy w przyszłości
będą królować w Królestwie Bożym jako współdziedzice
z Chrystusem, aby udzielać światu Bożych błogosławieństw.
Wiele
jest wersetów mówiących o tym, że powołanie do Nowego
Stworzenia jest powołaniem do chwały, czci i nieśmiertelności
(Filip. 3:14; 2 Piotra 1:3, itd.), ale wszędzie Pan zaznacza,
że ścieżka do tej chwały jest wąską drogą prób, doświadczeń
i ofiar. I tylko ci, którzy są spłodzeni z Jego
ducha, owszem, napełnieni nim, będą w stanie stać się
w końcu zwycięzcami i osiągnąć chwalebne rzeczy, do
których zostali powołani, a drogę do tych rzeczy dla
powołanych otworzył Ten, który obiecał: „Dosyć masz na łasce
mojej; albowiem moc moja wykonywa się w słabości”.
Nie
powinniśmy też myśleć o innych powołaniach, ale mamy
pamiętać <str. 93> stwierdzenie Apostoła: „Jesteście
powołani w jednej nadziei powołania waszego” – Efezj. 4:4.
Błąd popełnia każdy, kto myśli, że ma wybór w tej
sprawie. Jeśli chodzi o świat, to w przyszłym wieku nie
będzie powołania: Pan Bóg nie będzie podczas tego wieku wybierał
specjalnej, oddzielnej i wyróżniającej się od innych klasy
na specjalne stanowisko. Zamiast powoływać świat podczas Wieku
Tysiąclecia, Pan będzie im nakazywał posłuszeństwo prawom
i zasadom sprawiedliwości, a od każdego stworzenia będzie
wymagane (a nie wypraszane) posłuszeństwo milenijnemu rządowi,
w przeciwnym razie otrzyma ono karanie za nieposłuszeństwo, aż
w końcu zostanie wygładzone spomiędzy ludu, jak o tym
zostało napisane: „Każda dusza, która by nie słuchała tego
proroka, będzie wygładzona z ludu” – umrze „wtórą
śmiercią”, z której nie będzie żadnej nadziei ponownego
powstania.
Nie
ma także drugiego powołania w czasie obecnego Wieku Ewangelii,
choć, jak to już wcześniej zaznaczyliśmy, jest druga klasa
zbawionych, którzy są wybierani podczas tego wieku – Wielkie
Grono (Obj. 7:9 14), „którego nie mógł nikt zliczyć,
z każdego narodu i pokolenia, i ludzi, i języków”,
którzy będą służyć Bogu w Jego świątyni i przed
Jego tronem, w odróżnieniu od Oblubienicy, która będzie na
tronie i będzie klasą członków albo żywych kamieni
świątyni. Ale należący do tego drugiego grona nie mają
oddzielnego i odmiennego powołania. Mogli oni równie łatwo
i z o wiele większą skutecznością dojść do
chwały boskiej natury, gdyby okazali natychmiastowe i szczere
posłuszeństwo. Ostatecznie jednak staną się zwycięzcami, co jest
pokazane w gałązkach palmowych; jednak brak gorliwości
pozbawił ich możliwości przyjęcia do klasy zwycięzców, co stało
się przeszkodą w otrzymaniu wiecznego współdziedzictwa
i chwały członków Nowego Stworzenia oraz odebrało im
w znacznej mierze radość, pokój i satysfakcję, jakie
należą do zwycięzców i jakimi cieszą się oni już nawet
w obecnym życiu. Stan, który w końcu osiągną, jak to
wcześniej zauważyliśmy, będzie najwidoczniej podobny pod wieloma
względami do stanu albo poziomu aniołów. <str. 94>
Innym
aspektem powołania jest jego ograniczony czas, jak o tym mówi
Apostoł: „Oto teraz dzień przyjemny, oto teraz dzień zbawienia”,
„Dziś, jeślibyście głos jego usłyszeli, nie zatwardzajcież
serc waszych” – 2 Kor. 6:2; Hebr. 3:15. Ten przyjemny dzień
czy przyjemny rok, albo przyjemny okres lub epoka, rozpoczął się
od naszego Pana, Jezusa, i Jego poświęcenia. On był powołany.
On sam sobie nie przywłaszczył tej czci i taka zasada
pozostała – „A nikt sobie tej czci nie bierze” (Hebr.
5:4). Zuchwałym zaiste byłby człowiek, który przywłaszczyłby
sobie prawo do zmiany natury z ludzkiej na boską, z członkostwa
w rodzinie Adamowej i dziedziczenia jego utraconego stanu
do stania się współdziedzicem z Chrystusem we wszystkich
bogactwach, chwale i czci, których prawym dziedzicem po wieczne
czasy stał się On w odpowiedzi na swe powołanie.
Zamknięcie
tego powołania albo „dnia zbawienia”, „czasu przyjemnego”,
przyjdzie nie mniej pewnie niż jego początek. Bóg naznaczył
określoną, konkretną liczbę członków Nowego Stworzenia i gdy
tylko ta liczba się dopełni, dzieło Wieku Ewangelii się zakończy.
Możemy też zauważyć, że gdy zostanie powołana właściwa
liczba, samo powołanie musi ustać; bowiem powołanie choćby
jednego człowieka ponad liczbę, jaką Bóg przeznaczył, nie byłoby
z Jego strony konsekwentne, nawet gdyby przewidział, ilu
z powołanych odpadnie przez nieposłuszeństwo i nie
uczyni swego powołania i wybrania pewnym, przez co musieliby
być zastąpieni innymi. Konsekwencja zdaje się wymagać, by
Wszechmogący nie traktował lekko swych stworzeń, wystosowując
nawet o jedno zaproszenie więcej, jeśli będąc przyjęte, nie
mogłoby zostać spełnione. Wersety Pisma Świętego utrzymują, że
dla każdego członka tej ograniczonej liczby Królewskiego
Kapłaństwa została odłożona korona; i że gdy ktoś
przyjmuje powołanie Pańskie i poświęca się na jego
warunkach, jedna z koron zostaje dla niego odłożona. Nie jest
dlatego właściwe zakładać, że Pan powołałby kogoś, kto
stawiwszy się na zew powołania i przyjąwszy je, musiałby się
dowiedzieć, że korona nie może mu być jeszcze przyznana, ponieważ
musi czekać, aż ktoś, kto okaże się niewiernym, <str. 95>
utraci swe prawo. Napomnienie naszego Pana: „Trzymaj, co masz, aby
nikt nie wziął korony twojej” wydaje się oznaczać nie tylko to,
że jest ograniczona liczba koron, ale że ostatecznie przy końcu
tego wieku nastanie czas, gdy ci, co nie okazali się wiernymi swemu
przymierzu, zostaną odrzuceni, i w tym momencie inni już
będą czekać na ich korony (Obj. 3:11).
Według
naszego zrozumienia ogólne powołanie do tego współdziedzictwa
z naszym Odkupicielem jako członkowie Bożego Nowego Stworzenia
ustało w roku 1881. Ale sądzimy, że wielka liczba (we
wszystkich różnych denominacjach chrześcijaństwa –
prawdopodobnie dwadzieścia albo trzydzieści tysięcy) tych, którzy
w owym czasie uczynili z siebie pełne poświęcenie, nie
okazała się wierna swemu przymierzu ofiary. Tacy, gdy zostaną
w pełni doświadczeni i jeśli okażą się niewierni,
zostaną jeden po drugim odrzuceni od uczestnictwa w powołanym
gronie – aby inni, którzy w międzyczasie uczynili
poświęcenie, choć nie w ramach powołania, mogli być
przyjęci do pełnej społeczności z Chrystusem i Jego
współdziedzicami, i by z kolei oni mogli otrzymać swe
próby. Jeśli zaś okażą się niegodni, zostaną odrzuceni, a ich
miejsca zostaną zajęte przez jeszcze innych, którzy będą
oczekiwać w stanie poświęcenia. Najwidoczniej poprzez takie
zarządzenie nie ma potrzeby ogólnego powołania od roku 1881. Ci,
którzy obecnie zostają przyjęci, mogą tak samo otrzymać swe
prawa i przywileje bez konieczności zaliczenia w ogólne
powołanie czy zaproszenie, które ustało w 1881 roku –
zostają oni przyjęci, gdy proszą o to, korzystając
z nadarzającej się sposobności, by wypełnić miejsca tych,
którzy odchodzą. Oczekujemy, że to przychodzenie i odchodzenie
będzie trwało, aż ostatni członek tego nowego rodzaju stworzenia
okaże się wierny i wszystkie korony zostaną przyznane już na
wieczność.
Apostoł
stwierdza: „Lecz wy, bracia! nie jesteście w ciemności, aby
was on dzień jako złodziej zachwycił” – 1 Tes. 5:4.
Zgodnie ze wszystkimi poprzednio przytoczonymi orzeczeniami Pisma
Świętego mamy powody, by wierzyć, że w obecnym czasie żniwa
Wieku Ewangelii możliwość poznania prawdy o Boskim planie
wieków, o obecności Syna Człowieczego i <str. 96>
o dziele żniwa dana będzie wszystkim Pańskim poświęconym.
Sądzimy, że ta „teraźniejsza prawda” będzie sporą próbą
czy też dowodem właściwego stanu serca pomiędzy poświęconymi
obecnie, tak jak prawda o obecności naszego Pana i żniwo
Wieku Żydowskiego stanowiły próbę dla ziemskiego Izraela przy
pierwszym przyjściu. Spodziewamy się też, że ci, którzy
w obecnym czasie dochodzą do jasnej znajomości Prawdy
i okazują szczerość wiary w drogocenną krew oraz głębię
swego poświęcenia w służbie Pańskiej, ci, którym dane jest
jasne zrozumienie Boskiego planu wieków, powinni uważać, iż
posiadają dowód, że zostali przyjęci przez Pana jako przyszli
dziedzice z Chrystusem Jezusem, choć poświęcili się po roku
1881. Jeżeli uczynili swe poświęcenie dużo wcześniej, zanim
ustało powołanie, możemy uznać, że po tak długim czasie
dochodzą oni do właściwego stanu poświęcenia i dlatego
poznanie „teraźniejszej prawdy” zostało im dane jako
błogosławieństwo i świadectwo ich duchowej społeczności
z Panem. Jeśli natomiast nie byli pomiędzy poświęconymi
w roku 1881 albo wcześniej, to nasuwa się wniosek, że zostali
teraz przyjęci do społeczności klasy powołanych przez otrzymanie
miejsca należącego do kogoś powołanego wcześniej, komu brakowało
zapału – kto nie był ani zimny, ani gorący – i dlatego
został wyrzucony, aby otrzymać swój właściwy dział
w nadchodzącym czasie ucisku i nauczyć się w nim
pod karą i chłostą cennych lekcji, których powinien się był
nauczyć ze Słowa Bożego; by przeszedłszy przez czas wielkiego
ucisku, mógł osiągnąć miejsce w Wielkim Gronie, choć
powinien był dobrowolnie i z radością w uciskach
dojść do miejsca na tronie z Chrystusem.
W jaki
sposób Pan Bóg powołuje
„Przez
Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się
dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością
[usprawiedliwieniem], i uświęceniem, i odkupieniem” –
1 Kor. 1:30 (BT).
Chrystus
naszą mądrością
Mądrość
jest tu wspomniana na pierwszym, i dlatego najważniejszym
miejscu pomiędzy stopniami prowadzącymi do zbawienia. Zgadzają się
z tym <str. 97> przypowieści mędrca: „Początkiem
wszystkiego jest mądrość (...) za wszystką majętność twoją
nabywaj roztropności”. Niezależnie od naszych predyspozycji –
czy jesteśmy silni, czy słabi – mądrość jest najbardziej
zasadniczą rzeczą przy obieraniu przez nas właściwej drogi.
Z taką kolejnością ludzie się powszechnie zgadzają. Każdy,
niezależnie od poziomu inteligencji, stara się rozwinąć dalszą
wiedzę i mądrość; regułą jest, że nawet ci, którzy
obierają najmniej rozsądne cele, robią to, udając się drogą,
która w danej chwili nie wydaje im się niemądra. Tak było
z matką Ewą. Pragnęła znajomości, mądrości, i sam
fakt, że zakazane drzewo wydawało się być bramą do mądrości,
stał się dla niej pokusą do nieposłuszeństwa swemu Stwórcy.
Jakże niezbędny jest więc mądry doradca, by prowadzić nas miłymi
ścieżkami mądrości oraz po jej drogach pokoju.
I skoro
nawet matka Ewa, będąc doskonałą, potrzebowała mądrego
przewodnika, o ileż bardziej potrzebujemy go my, jej upadłe
i niedoskonałe dzieci. Nasz niebiański Ojciec, powołując nas
do udziału w Nowym Stworzeniu, przewidział wszystkie nasze
potrzeby: a mianowicie, że nie wystarczy nam nasza własna
mądrość oraz że mądrość Przeciwnika i jego zwiedzionych
naśladowców będzie używana na naszą szkodę, sprawiając, że
światłość wydawać się będzie ciemnością, a ciemność
światłością. Stąd też pomoc płynąca z tego wersetu,
który mówi, że Chrystus ma być naszą mądrością. Zanim w ogóle
przystąpimy do Boga, zanim w ogóle otrzymamy zasługę płynącą
z pojednania, czyli dostąpimy przez nią stanu synostwa,
potrzebujemy pomocy, kierownictwa, mądrości, otworzenia oczu
naszego zrozumienia, abyśmy mogli dostrzec tę obfitość, jaką Bóg
przygotował w swoim Synu.
By
mieć uszy otwarte na mądrość pochodzącą z góry, niezbędna
jest żarliwość serca. Musimy posiadać miarę pokory, w przeciwnym
bowiem razie będziemy mieć o nas samych wyższe, niż
powinniśmy, mniemanie i nie uda nam się rozpoznać swych
własnych słabości, wad, tego, że z Boskiego punktu
zapatrywania jesteśmy niegodni. Potrzeba nam także pewnej
uczciwości czy szczerości, by dobrowolnie dostrzec i uznać te
wady pokornym umysłem. Z tego punktu widzenia tym, którzy
pragną <str. 98> sprawiedliwości i harmonii z Bogiem,
opatrzność Pańska wskazuje Jezusa jako Zbawiciela. Bez względu na
to, jak niedoskonale ktoś mógłby na początku rozumieć filozofię
dokonanego dla nas pojednania, musi on przynajmniej zrozumieć fakt,
że „byliśmy z przyrodzenia dziećmi gniewu, jako i drudzy”
– grzesznikami; a także, iż ofiara Chrystusa była
sprawiedliwa i że Bóg ją przygotował i przyjął za
nas, byśmy „sinością jego byli uzdrowieni”, byśmy poprzez
Jego posłuszeństwo zostali przyjęci przez Ojca, który uznaje, że
nasze grzechy zostały złożone na Niego i niesione przez
Niego, zaś Jego sprawiedliwość i zasługa zostały nam
przypisane jako szata usprawiedliwienia. Musimy to zrozumieć –
Chrystus musi się nam w ten sposób stać mądrością –
zanim będziemy mogli podjąć jakiekolwiek działanie na podstawie
tej wiedzy i zanim przez szczere przyjęcie Jego zasługi
zostaniemy usprawiedliwieni przed Ojcem, przyjęci i uświęceni,
a z czasem wyzwoleni i uwielbieni. Ale Chrystus nie
przestaje być naszą mądrością, gdy robimy następny krok i staje
się On naszym usprawiedliwieniem. Owszem, nadal Go potrzebujemy jako
naszej Mądrości, naszego mądrego Doradcy. Pod Jego kierownictwem
musimy dostrzec mądrość polegającą na pełnym poświęceniu się,
na postępowaniu według tego poświęcenia w uświęconym
życiu, skupionym na czynieniu woli Ojca. Mądrość jest
najważniejszą rzeczą na każdym kroku. I przez całe
ofiarowane, czyli uświęcone życie, na każdym etapie podróży do
Niebiańskiego Miasta potrzebujemy mądrości pochodzącej z góry,
która według słów Apostoła „jest przede wszystkim czysta,
następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna
miłosierdzia i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna”
(Jak. 3:17 NB). Ziemska mądrość kieruje się samolubstwem,
samowolą, miłością własną, samozadowoleniem
i samowystarczalnością; a jak na to wskazuje Apostoł,
rzeczy te prowadzą do gorzkiej zawiści i niesnasek, bo
mądrość, zamiast pochodzić z góry, jest „przyziemna,
zmysłowa, demoniczna”. W przeciwieństwie do niej, mądrość
niebiańska pozostaje w harmonii z Boskim przymiotem
miłości, która „nie jest rozpustna, nie nadyma się, nie czyni
nic nieprzystojnego, nie raduje się z niesprawiedliwości, ale
się raduje z prawdy”.
W działaniu
tej mądrości jest także porządek; bo choć <str. 99>
zachowuje ona wszystkie cechy wymienione przez apostoła Jakuba, to
przypisuje im różną wagę. Choć duch mądrości pochodzącej
z góry jest spokojny – pożąda pokoju i stara się do
niego pobudzać – to jednak nie pokój stawiany jest na pierwszym
miejscu, lecz czystość – „najpierw czysta, potem spokojna”.
To ziemska mądrość podsuwa „pokój za wszelką cenę”
i wycisza sumienie, by krzewić samolubny spokój. Czysta
mądrość jest prosta, szczera, szlachetna, otwarta: miłuje
światłość; nie pochodzi z ciemności i grzechu ani też
nie sprzyja niczemu, co trzeba ukrywać: skryte uczynki widzi jako
przeważnie uczynki ciemności, a skryte rzeczy jako rzeczy złe.
Jest spokojna dopóty, dopóki pozostaje to w zgodzie
z uczciwością i czystością; pożąda pokoju, zgody,
jedności. Ale ponieważ pokój nie znajduje się na pierwszym
miejscu, dlatego może mieć moralny pokój i pełną harmonię
tylko z tymi rzeczami, które są uczciwe, czyste i dobre.
Mądrość
niebiańska jest łagodna – nie grubiańska ani szorstka w swych
planach i sposobie działania. Niemniej jednak jej łagodność
idzie za czystością i spokojem. Ci, którzy ją posiadają,
nie są najpierw łagodni, a potem czyści i spokojni, ale
najpierw czyści, uświęceni przez Prawdę. Pragną pokoju i chcą
go krzewić, dlatego są łagodni i chętni do pomocy, ale tylko
zgodnie z czystością, pokojem i łagodnością. Nie można
ich łatwo namówić do pomocy w złych uczynkach, bo duch
niebiańskiej mądrości się temu sprzeciwia.
Niebiańska
mądrość pełna jest miłosierdzia i dobrych owoców: raduje
się z miłosierdzia, które uważa za najważniejszy element
Boskiego charakteru i które stara się naśladować.
Miłosierdzie i wszystkie dobre owoce świętego ducha Pańskiego
z pewnością rozwiną się i w pełni dojrzeją
w sercu oświeconym mądrością pochodzącą z góry. Lecz
to miłosierdzie, zwrócone ze współczuciem i pomocą ku
nieświadomym i nierozmyślnym grzesznikom, nie może współczuć
ani mieć do czynienia z dobrowolnymi czynicielami zła, gdyż
duch mądrości to w pierwszym rzędzie czystość, a nie
miłosierdzie. Stąd miłosierdzie wynikające z tej mądrości
może działać w pełni jedynie w odniesieniu do
nierozmyślnych i nieświadomych grzeszników. <str. 100>
Ta
niebiańska mądrość nie powinna być „stronnicza”.
Stronniczość oznaczałaby niesprawiedliwość; natomiast czystość,
pokój, łagodność, miłosierdzie i dobre owoce ducha mądrości
pochodzącej z góry sprawiają, że już się nie ma względu
na osoby, a tylko na ich charakter, objawiający ich prawdziwą
wartość. Duch Pański nie zważa na cechy zewnętrzne – kolor
skóry itp. Duch mądrości pochodzącej z góry jest bezstronny
i pożąda tego, co czyste, spokojne, łagodne, prawdziwe,
niezależnie od tego, gdzie to coś się znajduje i w jakich
warunkach się objawia.
Dalej,
mądrość pochodząca z góry jest „nieobłudna” – jest
tak czysta, tak spokojna, tak łagodna, tak miłosierna w stosunku
do wszystkich, że nie istnieje potrzeba obłudy tam, gdzie ona
panuje. Lecz na pewno nie będzie w zgodzie, nie będzie żywić
sympatii ani mieć społeczności ze wszystkim, co grzeszne, ponieważ
jest w społeczności i stoi po stronie wszystkiego, co
czyste lub co stanowi o czystości, spokoju i łagodności,
a w takich warunkach nie ma miejsca na obłudę.
Bóg
dał nam niebiańską mądrość co do wszystkich tych spraw poprzez
swego Syna – nie tylko za pośrednictwem informacji o Jego
dziele odkupienia, ale także przez okazywane przez Niego łaski
ducha i posłuszeństwo Ojcu, dzięki czemu uczył On zarówno
słowem, jak i przykładem. Co więcej, tę mądrość
pochodzącą z góry otrzymujemy poprzez apostołów jako
przedstawicieli Chrystusa, dzięki ich naukom, jak i przez
wszystkich, którzy otrzymali owego ducha mądrości pochodzącej
z góry i którzy każdodziennie starają się, żeby ich
światło świeciło tak, by wychwalać Ojca w niebie.
Chrystus
naszym usprawiedliwieniem
Do
pewnego stopnia omówiliśmy już pojednanie między Bogiem
a człowiekiem, w którym nasz Pan, Jezus, stał się
usprawiedliwieniem* dla tych wszystkich, którzy Go przyjęli. W tym
miejscu jednak chcemy zastanowić się bardziej szczegółowo nad
znaczeniem tego powszechnie znanego słowa „usprawiedliwienie”,
które zdaje się nie być <str. 101> właściwie rozumiane
przez większość ludu Pańskiego. Zasadnicze elementy znaczeniowe
słowa „usprawiedliwienie” to (1) sprawiedliwość, czyli zasady
prawości, (2) fakt, że coś nie jest w zgodzie z tymi
zasadami – z jej wymaganiami, (3) doprowadzenie danej osoby
lub rzeczy, która ma te braki, do właściwego, czyli zgodnego
z zasadami stanu. Przykładem może tu być równoważnia lub
waga: odważnik po jednej stronie reprezentowałby sprawiedliwość;
natomiast to coś po drugiej stronie, co przedstawiałoby ludzkie
posłuszeństwo, musiałoby mieć tę samą wagę, by zrównoważyć
sprawiedliwość. Tego właśnie brakuje wszystkim w mniejszym
lub większym stopniu, i brak ten musi zostać uzupełniony, by
nastąpiło usprawiedliwienie, czyli zrównoważenie. Używając tej
ilustracji bardziej konkretnie, widzimy Adama, stworzonego
w pierwotnej doskonałości, w harmonii z Bogiem
i Jemu posłusznego. Był to jego właściwy, odpowiedni,
sprawiedliwy stan, w którym powinien był trwać. Ale grzesząc,
otrzymał Boski wyrok i został natychmiast odrzucony, gdyż
znalazł się poniżej Boskich wymagań. Od tego czasu jego rodzaj
„w nieprawości poczęty, a w grzechu zrodzony”
znajdował się na niższym jeszcze poziomie niż ojciec Adam –
jeszcze bardziej oddalony od normy wymaganej przez Boską
sprawiedliwość. Uznawszy ten fakt, bezcelowe byłoby ze strony
któregokolwiek z potomków Adama prosić Stwórcę o nowe
wyrównanie szali, o nową próbę, by sprawdzić, czy spełni
on wymogi nieskończonej sprawiedliwości. Uważamy, że taka próba
byłaby całkowicie bezużyteczna; bowiem jeśli doskonały człowiek
przez nieposłuszeństwo zaprzepaścił swój stan, my, którzy
jesteśmy niedoskonali, upadli, zdeprawowani, nie mielibyśmy żadnej
nadziei na spełnienie wymagań sprawiedliwości ani na wyrównanie
szali i usprawiedliwienie nas samych przed Bogiem – „Wszyscy
zgrzeszyli i nie dostaje im chwały Bożej”, w której
nasz rodzaj był pierwotnie stworzony w swym przedstawicielu,
ojcu Adamie.
*
Tom V, Wykład XV
Jeśli
więc rozumiemy, że jako rasa jesteśmy wszyscy niesprawiedliwi,
niedoskonali, i jeśli widzimy, że nikt przez żadne uczynki
nie może sprostać wymaganiom sprawiedliwości, to z pewnością
rozumiemy, że „brata swego nikt żadnym sposobem nie odkupi ani
może dać Bogu okupu jego zań” (Psalm 49:8). Nikt nie może
wyrównać braku drugiego, bo nie tylko, że nie posiada zapasu
zasługi, <str. 102> ważności czy cnót, by je za kogoś
zastosować, ale sam wykazuje braki, „bo wszyscy zgrzeszyli i nie
dostaje im”. Pytamy zatem: Czy Bóg może przyjąć
niesprawiedliwych, upadłych ludzi i mieć z nimi do
czynienia, On, który ich już potępił i uznał za niegodnych
swej łaski oraz oznajmił, że umrą, będąc niegodnymi życia?
Pokazuje nam On, że ma na to sposób, dzięki któremu nadal może
pozostać sprawiedliwym, a jednocześnie usprawiedliwiającym
tego, który wierzy w Jezusa. Wskazuje, że naznaczył Chrystusa
na pośrednika Nowego Przymierza, że Chrystus kupił świat swą
drogocenną krwią – ofiarą – oraz że we właściwym czasie,
podczas Wieku Tysiąclecia, Chrystus weźmie swą wielką moc
i będzie królował jako Król ziemi i błogosławił
wszystkie rodziny ziemi znajomością Prawdy i możliwością
restytucji – czyli przywrócenia do podobieństwa Bożego, jakie
było w ojcu Adamie – wzmocnioną przez doświadczenie upadku
i podniesienia się z niego. Dzieło przyprowadzania
ludzkości do doskonałości będzie dziełem usprawiedliwienia –
rzeczywistego czynienia doskonałym, w odróżnieniu od naszego
usprawiedliwienia, „usprawiedliwienia przez wiarę”, przypisanego
Kościołowi w Wieku Ewangelii. Rzeczywiste usprawiedliwianie
rozpocznie się z początkiem tysiącletnich rządów naszego
Pana i będzie postępowało stopniowo, aż „każdy człowiek”
otrzyma najpełniejszą możliwość powrotu do wszystkiego, co
zostało utracone w ojcu Adamie, wraz z dodatkowymi
pomocnymi doświadczeniami. Dzięki niech będą Bogu za ten okres
rzeczywistego usprawiedliwienia – rzeczywistego czynienia prawym –
rzeczywistego przyprowadzania chętnych i posłusznych ludzi
z niedoskonałości do doskonałości – fizycznej, umysłowej
i moralnej.
Ale
głównym naszym tematem jest teraz Nowe Stworzenie oraz to, jakie
kroki powziął Bóg w celu usprawiedliwienia tej małej klasy
ludzi, których powołał do boskiej natury, chwały
i nieśmiertelności. Potrzebują oni, tak jak i świat,
usprawiedliwienia, będąc z natury „dziećmi gniewu, jako
i drudzy”; bo tak, jak Bóg nie mógłby mieć do czynienia ze
światem znajdującym się jako grzesznicy pod wyrokiem śmierci, tak
też z tego samego powodu nie mógłby mieć do czynienia
z tymi, których powołuje na Nowe Stworzenia. Skoro świat musi
zostać usprawiedliwiony – przyprowadzony do doskonałości –
zanim Bóg będzie znowu mógł być z nim w harmonii,
<str. 103> to jak mógłby mieć społeczność z Kościołem,
przyjąć go do współdziedziczenia ze swym Synem, gdyby Kościół
nie został wpierw usprawiedliwiony? Musimy uznać, że
usprawiedliwienie jest niezbędnym warunkiem wstępnym, byśmy mogli
się stać Nowymi Stworzeniami, ale w jaki sposób ma się
dokonać usprawiedliwienie w naszym przypadku? Czy musimy być
przyprowadzeni do absolutnej, rzeczywistej doskonałości –
fizycznie, umysłowo i moralnie? Odpowiadamy: Nie. Bóg nie
postanowił dla nas takiego rzeczywistego usprawiedliwienia, ale
zapewnił inne usprawiedliwienie. Pismo Święte nazywa je
„usprawiedliwieniem z wiary” – nie jest ono rzeczywiste,
niemniej jednak konieczne. Pan Bóg zgadza się, że wszystkich tych,
którzy w obecnym czasie trwania rządów grzechu i śmierci
usłyszą poselstwo o Jego łasce i miłosierdziu przez
Chrystusa i dojdą do takiego stopnia harmonii z mądrością
pochodzącą z góry, że wyznają swój upadły stan oraz
wierząc poselstwu Pana, poddadzą mu się, odwracając się od
grzechu i na ile to możliwe wynagradzając wyrządzone zło –
nie będzie przywracał do rzeczywistej ludzkiej doskonałości, lecz
uzna ich grzechy za przykryte zasługą Chrystusową. Mając z nimi
do czynienia, Pan uzna ich za sprawiedliwych, usprawiedliwiając ich
z wiary.
To
uznane usprawiedliwienie, czy też usprawiedliwienie przez wiarę,
jest tak długo ważne, jak długo trwa wiara, która podparta jest
usiłowaniami czynienia woli Pana. (Jeśli wiara i posłuszeństwo
ustaną, natychmiast przestaje być przypisywane usprawiedliwienie.)
Usprawiedliwienie na podstawie wiary nie ustaje jednak w miarę
postępującego dzieła uświęcenia. Towarzyszy nam ono jako Nowym
Stworzeniom, nie tylko chroniąc nas od potępienia Adamowego, ale od
wszystkich słabości i niedoskonałości słowa, myśli
i uczynku, które posiadamy na skutek słabości naszych ciał
czy ich dziedzicznego obciążenia (nie dobrowolnie). Tak więc trwa
ono, przykrywając lud Pański jako Nowe Stworzenia aż do
zakończenia przez nich drogi – przez wszystkie próby
i doświadczenia niezbędne dla nich jako dla kandydatów
i próbnych członków Nowego Stworzenia. Zgodnie z tym
Apostoł oświadcza: „Przetoż teraz żadnego potępienia nie masz
tym, którzy będąc w Chrystusie Jezusie nie według ciała
chodzą, ale według Ducha” – pomimo faktu, że skarb <str.
104> nowej natury znajduje się w ziemskim naczyniu i z tego
powodu stale mamy mimowolne zmazy, z których najmniejsza
mogłaby nas potępić jako niegodnych życia wiecznego na każdym
z poziomów, gdyby nie były one przykryte zasługami naszej
weselnej szaty, szaty sprawiedliwości Chrystusowej, naszej
przypisanej sprawiedliwości, czyli usprawiedliwienia z wiary.
Będziemy potrzebowali tego usprawiedliwienia i będzie ono
naszą szatą tak długo, jak długo będziemy trwali w Chrystusie,
pozostając jeszcze w ciele. Ale ustanie całkowicie, gdy nasza
próba zakończy się przyjęciem nas jako zwycięzców, gdy
otrzymamy udział w pierwszym zmartwychwstaniu. Apostoł tak to
tłumaczy: „Bywa wsiane w skazitelności, niesławie,
słabości, a będzie wzbudzone w nieskazitelności, sławie
i mocy”, w pełni podobieństwa do naszego Pana, Ducha
Ożywiającego, który jest wiernym podobieństwem osoby Ojca. Gdy
zostanie osiągnięta ta doskonałość, nie będzie więcej
potrzebna przypisana sprawiedliwość, ponieważ będziemy wtedy
rzeczywiście sprawiedliwi, rzeczywiście doskonali. Nie ma
znaczenia, że doskonałość Nowego Stworzenia będzie na wyższym
poziomie niż doskonałość świata, tj. nie ma to znaczenia, jeśli
chodzi o samo usprawiedliwienie. Ci, którzy przyjmą łaskę
Bożą podczas przywracania do stanu ludzkiej doskonałości, będą
sprawiedliwi albo doskonali, kiedy zakończy się to dzieło; ale
doskonali czy sprawiedliwi w stanie niższym niż duchowy.
Obecnie powoływani do boskiej natury i z góry
usprawiedliwiani z wiary, co pozwala powoływać ich
i doświadczać jako synów Bożych, nie będą rzeczywiście
usprawiedliwieni czy uczynieni doskonałymi aż do chwili, gdy
w pierwszym zmartwychwstaniu osiągną pełnię życia
i doskonałości, w których nie będzie nic z obecnych
niedoskonałości; ich doskonałość w obecnym czasie jest im
bowiem przyznana, przypisana.
Przyczyna
albo podstawa naszego usprawiedliwienia
Z powodu
zaniedbań w porównywaniu wypowiedzi Słowa Bożego powstaje
w wielu umysłach zamieszanie odnośnie rozważanego przez nas
przedmiotu. Niektórzy na przykład, cytując słowa Apostoła, że
jesteśmy „usprawiedliwieni przez wiarę” (Rzym. 5:1, 3:28; Gal.
3:24), utrzymują, że wiara jest tak cenna w oczach Bożych, że
to ona przykrywa nasze niedoskonałości. Inni, używając
stwierdzenia Apostoła, <str. 105> że jesteśmy
„usprawiedliwieni łaską Bożą” (Rzym. 3:24; Tyt. 3:7),
twierdzą, że Pan Bóg usprawiedliwia albo oczyszcza tych, których
chce, niezależnie od ich cech, zasług, wiary czy uczynków. Jeszcze
inni zwracają uwagę na orzeczenie Pisma Świętego, że jesteśmy
„usprawiedliwieni krwią jego” (Rzym. 5:9; Hebr. 9:14; 1 Jana
1:7) i wnioskują z tego, że śmierć Chrystusa przyniosła
usprawiedliwienie wszystkim ludziom, niezależnie od ich wiary
i posłuszeństwa. A znów jeszcze inni biorą słowa
Pisma, że Chrystus został „wzbudzony z martwych dla
usprawiedliwienia naszego” (Rzym. 4:25 NB) i na mocy tego
twierdzą, że usprawiedliwienie przychodzi na nas poprzez
zmartwychwstanie Chrystusa. Są też tacy, którzy powołując się
na zapis Pisma Świętego: „z uczynków usprawiedliwiony bywa
człowiek” (Jak. 2:24), stwierdzają, że w końcowym
rozliczeniu nasze uczynki decydują o łasce albo niełasce
u Boga.
Faktem
jest, że wszystkie te określenia są prawdziwe i odzwierciedlają
jedynie poszczególne strony jednego wielkiego zagadnienia, podobnie
jak można oglądać wielki budynek od frontu, od tyłu, z boku
i pod różnymi kątami. Apostołowie, wyrażając powyższe
twierdzenia w różnym czasie, omawiali różne aspekty tego
tematu. My musimy zebrać je wszystkie i znaleźć w tym
zestawieniu całą prawdę na temat usprawiedliwienia.
Po
pierwsze więc, jesteśmy usprawiedliwieni z łaski Bożej. Nic
nie zobowiązywało naszego Stwórcy do uczynienia czegokolwiek
w celu uwolnienia nas od sprawiedliwej kary, jaką na nas
nałożył. Przewidując upadek, zanim nas jeszcze stworzył,
zlitował się nad nami przez swą łaskę i w swym planie
zapewnił dla naszego odkupienia Baranka, zabitego przed założeniem
świata. Ustalmy więc kwestię naszego pojednania z Ojcem –
dokonuje się ono w całości za sprawą Jego łaski,
niezależnie od sposobu, w jaki upodobało Mu się go dokonać.
Po
drugie, jesteśmy usprawiedliwieni krwią Chrystusa – przez Jego
dzieło odkupienia, Jego śmierć; znaczy to, że Stwórca
zamanifestował swą łaskę względem nas sprawiając, że Jezus
Chrystus „z łaski Bożej za wszystkich śmierci skosztował”
i w ten sposób zapłacił karę za Adama. A <str.
106> jako że cały świat uległ potępieniu przez Adama, efektem
końcowym będzie zniesienie grzechu całego świata. Upewnijmy się
co do tego tak samo jak względem punktu pierwszego, że łaska Boża
oddziałuje tylko przez ten jeden przewód, że „kto ma Syna, ma
żywot; kto nie ma Syna Bożego, nie ma żywota”, ale znajduje się
pod karą śmierci (1 Jana 5:12).
Po
trzecie, prawdą jest również, że Jezus Chrystus został wzbudzony
z martwych dla naszego usprawiedliwienia. Częścią planu
Bożego było nie tylko to, że Mesjasz miał stać się odkupicielem
ludzkości, ale i to, że miał On również błogosławić
i odnowić wszystkich pragnących powrotu do harmonii z Ojcem.
I dlatego, choć śmierć Jezusa była najważniejsza jako
podstawa naszego pojednania, nigdy nie mógłby się On stać
„kanałem”, przez który spłynęłyby nasze błogosławieństwa
i restytucja, gdyby był pozostał w stanie śmierci. Stąd
też nasz Ojciec, który postanowił, że Jego śmierć będzie ceną
naszego odkupienia, zapewnił także Jego powstanie z martwych,
aby we właściwym czasie stał się On przedstawicielem
pośredniczącym w dziele usprawiedliwienia człowieka –
powrotu ludzkości do stanu sprawiedliwości i harmonii
z Bogiem.
Po
czwarte, my (Kościół) jesteśmy usprawiedliwieni przez wiarę
w tym sensie, że Pan umożliwia nie rzeczywiste
usprawiedliwienie czy restytucję kogokolwiek w obecnym wieku,
lecz jedynie przypisaną sprawiedliwość czy też restytucję na
podstawie wiary; a te oczywiście mogą być zastosowane tylko
wobec tych, którzy tę wiarę będą praktykować. Ani nasza wiara,
ani niewiara nie mogą mieć nic wspólnego z Boskim
rozrządzeniem, które Bóg sobie zamierzył i które
przeprowadza oraz zakończy we właściwym czasie; jednak nasz udział
w tych łaskach, zaoferowanych nam, zanim otrzyma je świat,
zależy od naszej wiary. W czasie Wieku Tysiąclecia długość
i szerokość Boskiego planu zbawienia zostaną zamanifestowane
przed wszystkimi – Królestwo Boże będzie ustanowione na świecie,
a Ten, który odkupił ludzkość i który otrzymał moc
błogosławienia wszystkim znajomością Prawdy, usprawiedliwi
faktycznie, czyli przywróci do doskonałości wszystkich, którzy
będą tego pragnąć i przyjmą Bożą łaskę na Boskich
warunkach.
Można
powiedzieć, że nawet wtedy wiara będzie niezbędna do
restytucyjnego <str. 107> postępu w kierunku
rzeczywistego usprawiedliwienia, ponieważ „bez wiary nie można
podobać się Bogu”, a błogosławieństwa i nagrody
restytucji będą udzielane na zasadach, które wymagać będą
wiary. Ale wówczas wiara konieczna, aby uczynić postęp w procesie
restytucji, będzie różniła się bardzo od wiary wymaganej obecnie
od „powołanych na świętych”, „współdziedziców z Jezusem”,
„nowych stworzeń”. Kiedy Królestwo Boże będzie panowało,
Szatan będzie związany, a znajomość Pana napełni ziemię –
spełnianie się obietnic Bożych rozpoznają wszyscy, i w ten
sposób widzenie czy poznanie rzeczywiście rozciągnie się na wiele
spraw, które obecnie postrzegane są jedynie oczami wiary. Niemniej
jednak wiara będzie konieczna, aby można było dojść do
doskonałości; w ten sposób rzeczywiste usprawiedliwienie,
możliwe do uzyskania przy końcu Tysiąclecia, będzie dostępne
tylko dla tych, którzy z uporem będą trwać w wierze
i uczynkach. I choć o tym okresie zostało napisane:
„(...) i sądzeni są umarli według tego, jako napisano było
w onych księgach, to jest według UCZYNKÓW ich”,
w odróżnieniu od obecnego sądu Kościoła – „według
WIARY waszej”, to jednak ich uczynki nie będą bez wiary, tak jak
i nasza wiara nie może być bez uczynków, na ile tylko nas na
to stać.
Oświadczenie
Apostoła, że Bóg usprawiedliwi pogan z wiary (Gal. 3:8),
rozważone w kontekście oznacza, że pojednanie przez
restytucję nie nastąpi jako rezultat Przymierza Zakonu, ale
z łaski, na warunkach Nowego Przymierza, w które wszyscy
chcący z niego skorzystać muszą uwierzyć, które muszą
przyjąć i do którego muszą się zastosować. Różnica
między obecnym a przyszłym usprawiedliwieniem polega na tym,
że poświęceni w obecnym czasie mają na podstawie posiadanej
właściwej wiary natychmiastową społeczność z Ojcem poprzez
przypisane usprawiedliwienie z wiary, podczas gdy praktykowanie
posłusznej wiary w bardziej sprzyjających warunkach następnego
wieku nie przyniesie wcale przypisanego, lecz rzeczywiste
usprawiedliwienie i społeczność z Bogiem dopiero przy
końcu Wieku Tysiąclecia. W międzyczasie świat będzie się
znajdował w rękach wielkiego Pośrednika, którego dzieło
będzie polegało na przedstawianiu mu woli Bożej, wskazywaniu
właściwej drogi i odnawianiu tych, co są posłuszni, aż do
momentu, <str. 108> gdy ich rzeczywiście usprawiedliwi –
a wtedy stawi ich jako nieskazitelnych przed Ojcem tuż przed
oddaniem Królestwa Bogu i Ojcu (1 Kor. 15:24).
Obecnie
Pan szuka specjalnej klasy, która ma stanowić Nowe Stworzenie.
I nikt nie został powołany do tego niebiańskiego powołania
z wyjątkiem tych, którzy zostali przyprowadzeni do znajomości
łaski Bożej w Chrystusie i byli w stanie przyjąć
przez wiarę to, co Bóg urządził – oraz ufać tak zupełnie we
wspaniały cel Boskiego planu, by ich wiara w ten plan wpływała
na bieg ich życia i kształtowała go w obecnym czasie
oraz spowodowała, iż tak wysoko będą sobie cenić przyszłe
życie, że ich życie obecne i jego korzyści będą
w porównaniu z przyszłymi wydawać się marnością.
W tych ciemnych czasach, gdy panowanie zła zdaje się
kwestionować mądrość, miłość i moc Stwórcy, kierujący
się wiarą Kościół jest widziany przez Boga, jakby żył w Wieku
Tysiąclecia i przechodził restytucję do ludzkiej
doskonałości. Ów przypisany stan jest dany, aby członkowie
Kościoła mogli złożyć w ofierze tę ludzką doskonałość,
do której zgodnie z Bożym planem doszliby w przyszłości
– aby w ten sposób mogli stawić swe ciała (uznane za
doskonałe) i swe wszystkie przywileje restytucji, ziemskie
nadzieje, cele i dążenia, ofiarą żywą – zamieniając je
na niebiańskie obietnice oraz nadzieje boskiej natury
i współdziedzictwa z Chrystusem, z którymi związany
jest, jako dowód naszej szczerości, warunek cierpienia i utraty
ziemskich korzyści oraz ludzkich zaszczytów.
Po
piąte, ta klasa, teraz usprawiedliwiona przez swą wiarę, nie
powinna sądzić, że może się jej zapierać przez dobrowolne,
sprzeczne z nią uczynki. Musi zdawać sobie sprawę, że choć
Bóg łaskawie zajmuje się nimi dzięki ich wierze, nie przypisując
im ich występków, lecz uważając je za zgładzone przez
Odkupiciela na Kalwarii – nie przypisując im ich grzechów, ale
postępując z nimi według ich ducha, woli i intencji,
a nie według ciała czy rzeczywistego działania – to jednak
oczekuje, że ciało zostanie poddane nowemu umysłowi, na ile to
tylko możliwe, „o ile to od nas zależy”, i że będzie
współdziałać we wszystkich dobrych <str. 109> uczynkach na
miarę nadarzających się okazji i możliwości. W tym
znaczeniu i w takim stopniu nasze uczynki mają związek
z naszym usprawiedliwieniem – jako świadectwo potwierdzające,
udowadniające szczerość naszego oddania. Niemniej jednak, Pan nie
sądzi nas według uczynków, ale według wiary: gdybyśmy byli
sądzeni według naszych uczynków, okazałoby się, że nam
wszystkim „nie dostaje chwały Bożej”. Lecz jeśli jesteśmy
sądzeni według naszych serc, naszych intencji, to możemy jako Nowe
Stworzenia zostać przyjęci przez Boskie wymagania na warunkach
Przymierza Łaski, w którym zasługa ofiary Chrystusowej
przykrywa nasze mimowolne skazy. I z pewnością nikt nie
może się sprzeciwić temu, że Pan oczekuje od nas przynoszenia
owoców sprawiedliwości, na jakie nas tylko stać w obecnych
niedoskonałych warunkach. Nie prosi o nic więcej, ale też nie
powinniśmy się spodziewać, że przyjmie lub nagrodzi mniej.
Popatrzmy
na działanie kolejki elektrycznej jako na przykład tego szerokiego
oddziaływania usprawiedliwienia z łaski przez krew i przez
naszą wiarę oraz tego, jak mają się do usprawiedliwienia uczynki.
Główna elektrownia może w pewnym stopniu przedstawiać źródło
naszego usprawiedliwienia – łaskę Bożą. Przewody przesyłające
prąd elektryczny mogą, jakkolwiek w niedoskonały sposób,
obrazować naszego Pana, Jezusa, Ojcowski przewód w naszym
usprawiedliwieniu; wagony ilustrują wierzących, a ramię
łączące wagony z przewodem elektrycznym – przejawianą
wiarę, która musi mocno opierać się o przewód elektryczny.
(1) Wszystko jest zależne od prądu elektrycznego. (2) Następny
w hierarchii ważności jest przewód doprowadzający do nas ten
prąd. (3) Bez ramienia wiary dotykającego i przyciskającego
się do Pana Jezusa, przewodu naszego usprawiedliwienia, nie
otrzymalibyśmy żadnych błogosławieństw. (4) Błogosławieństwa,
które otrzymujemy poprzez kontakt z Panem Jezusem,
odpowiadałyby działającemu w wagonie oświetleniu, które
oznacza, że dopływa tam prąd elektryczny i można go używać;
zaś (5) motorniczy i urządzenie kierujące reprezentują wolę
człowieka, podczas gdy (6) sam silnik przedstawia naszą działalność
i energię pod wpływem mocy pochodzącej z wiary. Tak
połączone, te różne siły są niezbędne do naszego postępu –
byśmy mogli zamknąć obwód elektryczny i na końcu dojechać
do zajezdni, <str. 110> która w tym przypadku odnosiłaby
się do naszego miejsca jako Nowych Stworzeń w domu naszego
Ojca, gdzie wiele jest mieszkań, czyli stanów, dla wielu synów
o różnych naturach.
Usprawiedliwienie
a święci Starego Testamentu
Spoglądając
wstecz na zapis apostołów, widzimy w dalekiej przeszłości,
zanim jeszcze drogocenna krew została przelana dla naszego
usprawiedliwienia, że istnieli święci Starego Testamentu –
Enoch, Noe, Abraham, Izaak, Jakub, Dawid i wielu innych świętych
proroków, którzy zostali usprawiedliwieni z wiary. Skoro nie
mogli posiadać wiary w drogocenną krew, to jaka wiara ich
usprawiedliwiała? Odpowiadamy tak, jak jest napisane: „Uwierzyli
Bogu i przyczytano im to ku sprawiedliwości”
[usprawiedliwieniu]. To prawda, że Bóg nie wyjawił im, tak jak
nam, filozofii swego planu, abyśmy zobaczyli, w jaki sposób
Bóg może być sprawiedliwym i jednocześnie
usprawiedliwiającym każdego, kto wierzy w Jezusa. Stąd też
nie byli oni odpowiedzialni za brak wiary w coś, co nie zostało
objawione. Ale wierzyli w to, co Bóg objawił, a objawienie
to zawierało wszystko, co obecnie mamy, tyle że w bardzo
skondensowanej formie, podobnie jak żołądź zawiera w sobie
cały dąb. Enoch prorokował o przyjściu Mesjasza i związanych
z tym błogosławieństwach; Abraham uwierzył Bogu, że jego
nasienie znajdzie u Niego tak wielką łaskę, iż poprzez to
nasienie będą błogosławione wszystkie narody. To oznaczało
powstanie z umarłych, ponieważ wielu ludzi spośród narodów
ziemi zstąpiło już w stan śmierci. Abraham wierzył, że Bóg
jest w stanie wzbudzić umarłych – tak dalece, że kiedy był
doświadczany, zgodził się rozstać z Izaakiem, przez którego
miała wypełnić się obietnica, bo wierzył, że Bóg będzie
w stanie wzbudzić go z martwych. Nie wiemy na pewno, na
ile Abraham i inni rozumieli dokładnie sposób, w jaki Bóg
miał ustanowić swe Królestwo na świecie i zaprowadzić
wieczną sprawiedliwość poprzez usprawiedliwienie wszystkich
posłusznych Mesjaszowi. Ale mamy słowa naszego Pana, sugerujące,
że przynajmniej Abraham w znacznym zakresie pojmował myśl
o nadchodzącym dniu Tysiąclecia i możliwe, <str. 111>
że do pewnego stopnia rozumiał też pojęcie ofiary za grzechy,
bowiem dokonując jej nasz Pan powiedział: „Abraham, ojciec wasz,
z radością żądał, aby oglądał dzień mój, i oglądał,
i radował się” – Jan 8:56.
Nie
wszyscy wyraźnie rozumieją różnicę, jaka była między
usprawiedliwieniem do społeczności z Bogiem – które
otrzymał Abraham i inni żyjący w przeszłości, zanim
Bóg w pełni ustanowił podstawę tej społeczności w ofierze
Chrystusa – a usprawiedliwieniem do życia w czasie
obecnego Wieku Ewangelii. Jest jednak spora różnica między tymi
błogosławieństwami, choć wiara jest konieczna w obu
wypadkach. Wszyscy znajdowali się sprawiedliwie pod wyrokiem śmierci
i dlatego nikt nie mógł być uznany za wolnego od tego wyroku,
za „usprawiedliwionego ku żywotowi” (Rzym. 5:18 NB), aż do
czasu, gdy wielka ofiara za grzechy została złożona przez naszego
Odkupiciela. Apostoł stwierdza, że ofiara była niezbędna
najpierw, aby „Bóg był sprawiedliwym” w tej sprawie (Rzym.
3:26). Lecz Sprawiedliwość, przewidując wykonanie planu
odkupienia, nie widziała przeszkód do oznajmienia go wcześniej –
jako dowodu Boskiej łaski – tym, którzy posiadali wymaganą
wiarę, usprawiedliwiając ich w takim stopniu, by mogli mieć
społeczność z Bogiem.
Apostoł
mówi o „usprawiedliwieniu ku żywotowi” (Rzym. 5:18) jako
o Boskim rozrządzeniu przez Chrystusa, które ostatecznie
stanie się dostępne dla wszystkich ludzi. Właśnie to
usprawiedliwienie do życia przyznawane jest powołanym do Nowego
Stworzenia teraz, zanim dostąpi go świat, przez praktykowanie
wiary. Otrzymują oni usprawiedliwienie nie tylko do stanu
społeczności z Bogiem jako Jego przyjaciele (a nie jako
obcy, cudzoziemcy czy wrogowie), ale dodatkowo mogą dzięki tej
samej wierze posiąść restytucyjne prawo do życia, zapewnione im
przez ofiarę Odkupiciela, a następnie poświęcić to prawo do
ziemskiego życia jako współofiarnicy i podkapłani związani
z Najwyższym Kapłanem wyznania naszego, Chrystusem Jezusem.
Choć
święci Starego Testamentu mogli osiągnąć harmonię z Bogiem
przez wiarę w działanie planu nie do końca im objawionego
i nawet jeszcze nierozpoczętego, to zdawałoby się <str.
112> niemożliwe, by Boska sprawiedliwość mogła posunąć się
dalej wobec kogokolwiek przed pojednaniem za grzech, które tak
naprawdę zostało dokonane przez ofiarę Chrystusa. Pozostaje to
w zupełnej zgodzie ze słowami Apostoła, że „Bóg o nas
coś lepszego przejrzał [o Kościele Wieku Ewangelii, Nowym
Stworzeniu], aby oni [pokorni i wierni święci Starego
Testamentu] bez nas nie stali się doskonałymi” – Hebr. 11:40.
Pozostaje to także w zgodzie z wypowiedzią naszego Pana
odnośnie Jana Chrzciciela, że choć nie powstał większy prorok
nad niego, to jednak fakt, iż umarł on, zanim ofiara pojednania
została ukończona, spowodował, że najmniejszy w klasie
Królestwa Niebieskiego, Nowego Stworzenia, usprawiedliwionego do
życia (po złożeniu rzeczywistej ofiary za grzech) oraz powołanego
do cierpienia i królowania z Chrystusem, większy będzie
niżeli on (Mat. 11:11).
Zaznaczyliśmy
już fakt, że Chrystus i Kościół w chwale będą
wykonywać nad światem dzieło usprawiedliwiania (odnowy) w czasie
Wieku Tysiąclecia i że nie będzie to usprawiedliwienie
z wiary (przypisane), jak ma to miejsce obecnie z nami,
lecz rzeczywiste usprawiedliwienie – usprawiedliwienie z uczynków
w tym sensie, że choć będzie też potrzebna wiara, to końcowa
próba będzie „według uczynków ich” (Obj. 20:12). W obecnym
czasie Nowe Stworzenie musi chodzić według wiary, a nie według
widzenia. Wiara każdego członka jest doświadczana i wymagana,
by mógł „mężnie sobie poczynać, jakoby widział
niewidzialnego”, by wierzył w rzeczy, które na pozór wydają
się nieprawdopodobne i nielogiczne dla naturalnego umysłu.
I wiara ta, wsparta naszymi niedoskonałymi uczynkami,
wspomagana jest także doskonałymi uczynkami naszego Pana za nas.
Bóg przyjmuje naszą wiarę według zasady, że jeśli w tak
niedoskonałych warunkach usiłujemy, na ile nas tylko stać,
zadowolić Pana i mieć tyle ducha Chrystusowego, by radować
się cierpiąc dla sprawiedliwości, oznacza to, iż w warunkach
sprzyjających z pewnością nie bylibyśmy mniej wierni tym
zasadom. Kiedy znajomość Pana napełni całą ziemię, gdy zniknie
ciemność i mgła otaczająca obecnie wiernych Pańskich,
a wielkie Słońce Sprawiedliwości zaleje świat prawdą
i absolutną wiedzą o Bogu, Jego charakterze i <str.
113> planie, gdy ludzkość ujrzy dowody Boskiej łaski, miłości
i pojednania przez Chrystusa w stopniowym dźwiganiu się
pragnących harmonii z Nim, gdy umysłowa, fizyczna i moralna
odnowa zostanie zamanifestowana – wówczas wiara będzie się
w dużym stopniu różnić od pozornie bezpodstawnej wiary
koniecznej w obecnym czasie. Wtedy nie będą widzieć „jakby
w zwierciadle, niejasno” [niewyraźnie]; nie trzeba będzie
wytężać oczu wiary, by zobaczyć dowody chwalebnych rzeczy
zarezerwowanych teraz dla tych, którzy miłują Boga, ponieważ owe
chwalebne rzeczy będą mniej lub bardziej wyraźnie ukazane
ludzkości. Chociaż ludzie będą wtedy wierzyć Bogu i mieć
wiarę w Niego, to jednak będzie wielka różnica między wiarą
w dowody ich zmysłów a wiarą, jaką Nowe Stworzenie musi
się teraz wykazać względem rzeczy, których nie widzi. Wiara,
jakiej teraz Bóg szuka u swego ludu, jest bardzo cenna w Jego
oczach i dotyczy tylko małej, szczególnej klasy. Dlatego też
Bóg wyznaczył za tę wiarę taką nagrodę o wielkiej
wartości. Kiedy Wiek Tysiąclecia zostanie w pełni
wprowadzony, nie będzie możliwe wątpienie w powszechne fakty,
i w związku z tym niecelowe byłoby nadal oferowanie
specjalnej nagrody tym, którzy nie wątpią.
Ale
choć znajomość Pańska napełni całą ziemię i nikt nie
będzie potrzebował mówić bliźniemu swemu: „Poznaj Pana!”, to
jednak ludzkość zostanie poddana innej próbie – nie wiary, lecz
uczynków – próbie posłuszeństwa, ponieważ „stanie się, że
każda dusza, która by nie słuchała [była posłuszna] tego
proroka, będzie wygładzona z ludu” – Dzieje Ap. 3:23.
Obecnie, gdy obfituje grzech i Szatan jest księciem tego
świata, a ciemności przesłaniają postrzeganie wypełniania
się Boskiego planu, nasz Pan nagradza wiarę, mówiąc: „Według
wiary waszej niechaj się wam stanie” – Mat. 9:29 i znowu:
„A to jest zwycięstwo, które zwyciężyło świat, wiara
nasza” – 1 Jana 5:4. Odnośnie próby, czyli sądu świata
w Wieku Tysiąclecia, w Dniu Sądu, czytamy, że wszyscy
będą sądzeni według swych uczynków – popartych wiarą; według
uczynków ich im się stanie i na ich podstawie zostaną
przyjęci lub odrzuceni przy końcu Wieku Tysiąclecia (Obj. 20:12).
<str. 114>
Usprawiedliwienie,
jak to uprzednio zauważyliśmy, oznacza doprowadzenie grzesznika do
pełnej zgody z jego Stwórcą. Nigdzie nie czytamy o tym,
że grzesznik musi być usprawiedliwiony przed Chrystusem, ale że
przez zasługę Chrystusa ma on być usprawiedliwiony przed Ojcem;
jasne pojęcie co do tego zagadnienia może nam pomóc w zrozumieniu
całego przedmiotu. Jest tak dlatego, że Stwórca zajmuje stanowisko
przedstawiciela swego własnego prawa i dlatego, że na początku
umieścił ojca Adama oraz jego potomstwo pod tym prawem,
oznajmiając, iż otrzymanie Jego łask, błogosławieństw i życia
wiecznego zależy od posłuszeństwa, zaś nieposłuszeństwo
zaprzepaści wszystkie te łaski. Tego stanowiska nie da się
pominąć. Dlatego, zanim ludzkość będzie mogła mieć społeczność
z Bogiem i cieszyć się pochodzącym od Niego
błogosławieństwem życia wiecznego, musi w jakiś sposób
wrócić do pełnej harmonii ze swym Stwórcą, i co za tym
idzie, do takiej doskonałości, która ostałaby się w pełnym
świetle Boskiego sprawdzianu i podczas zupełnej próby
posłuszeństwa. A więc świat znajdował się jak gdyby poza
sferą działania Wszechmogącego – który celowo tak ułożył swe
prawa, by świat był poza zasięgiem Sprawiedliwości i by
zaszła konieczność zrealizowania obecnego planu odkupienia
i restytucji, czyli usprawiedliwienia, przywrócenia do
doskonałości wszystkich tego pragnących i posłusznych, przez
Odkupiciela, który w międzyczasie byłby ich pośrednikiem.
Pośrednik,
choć był doskonały, nie był powstrzymywany przez żadne prawo ani
przez żaden wyrok, który wydałby przeciwko Adamowi i jego
potomkom, od uznania ich i okazania miłosierdzia względem ich
niedoskonałości. Przeciwnie, kupił świat znajdujący się
w grzechu i niedoskonałości, w pełni zdając sobie
sprawę z jego niedokończonego stanu. Przyjmuje ludzkość
taką, jaką zastał, zaś w Wieku Tysiąclecia będzie
postępował z każdą jednostką stosownie do jej stanu,
okazując miłosierdzie względem słabych i wymagając więcej
od mocnych, a więc dopasowując samego siebie i prawa
swego Królestwa do ludzkich indywidualnych cech, słabości i wad.
„Bo Ojciec (...) wszystek sąd dał Synowi” – Jan 5:22. Syn
ukaże ludziom doskonałe wymogi Boskiego prawa, które będą
musieli zachować, zanim będą mogli nazwać się sprawiedliwymi
<str. 115> i zostać przyjęci przed oblicze Boga przy
końcu Wieku Tysiąclecia. Lecz nie będzie On żądał spełnienia
tych wymogów ani uznawał, że ci, którzy ich nie spełniają, są
przestępcami potrzebującymi zastosowania łaski, by zakryć każdy
ich występek, choćby nierozmyślny i mimowolny. Wręcz
przeciwnie, zupełne pojednanie z powodu wykroczeń wobec
doskonałego i niezmiennego prawa Boga zostanie dokonane, zanim
w ogóle ujmie On władzę.
Chrystus
zapłacił już wymaganą cenę poprzez swoją ofiarę. Przypisał
już łaskawie tę zasługę domownikom wiary, a przy końcu
Wieku Ewangelii jednoznacznie zastosuje całą ofiarę za grzech na
korzyść „wszystkiego ludu” – całego rodzaju ludzkiego.
W obrazie Dnia Pojednania Bóg pokazał, że zostanie ona
przyjęta i że to na skutek jej przyjęcia Chrystus i Jego
Kościół przejmą wtedy rządy nad światem w warunkach –
można by rzec – „stanu wojennego”, czyli na warunkach władzy
absolutnej, która odsuwa na bok zwykłe prawa i normy ze
względu na krytyczną sytuację i stosuje prawo odpowiednie do
tej sytuacji – nie wobec tych, którzy są w stanie doskonałym
i sprawiedliwym (takie są prawa w imperium Jahwe) – ale
odpowiednio do stanu rebelii i anarchii, jaki zaistniał na
świecie na skutek grzechu. To królestwo w stanie wyjątkowym,
w którym król będzie panował nie tylko jako król, ale też
jako sędzia i najwyższy kapłan, jest tak zaprojektowane, by –
jak się już przekonaliśmy – rzeczywiście, a nie
z przypisania usprawiedliwić świat – gdzie uczynki poparte
wiarą stanowić będą wymóg, czyli ostateczną próbę. To
rzeczywiste usprawiedliwienie dokona się nie na początku rządów
Tysiąclecia, ale w efekcie tych rządów – przy jego końcu.
Obecnie
usprawiedliwienie z wiary ma na celu dopuszczenie tych niewielu,
których Bóg zamierzył powołać do swej szczególnej służby, do
udziału w Przymierzu Abrahamowym jako „nasienie obietnicy”,
jako współofiarników, a przez to – współdziedziców
z Jezusem. Ale nawet z nimi Bóg nie może zawrzeć
bezpośredniej umowy, trzeba bowiem powiedzieć, że nawet jako
usprawiedliwieni z wiary przez zasługę swego Odkupiciela
uważani są za nienadających się. Powiedziano im, że przyjęci
zostają jedynie w Umiłowanym – w Chrystusie – a żadna
z ich <str. 116> umów dotyczących ofiary nie jest ważna,
jeśli nie została przez Niego potwierdzona.
Jest
więc oczywiste, że jedynym celem tego Wieku Ewangelii jest
powołanie spośród ludzkości „małego stadka”, aby jego
członkowie stali się uczestnikami Nowego Stworzenia, i że
celem usprawiedliwienia wierzących do życia, przez wiarę, jest
postawienie ich w takiej relacji względem Boga, by umożliwić
im wejście pod zobowiązania przymierza wymagane od kandydatów na
Nowe Stworzenie. Jak już to zostało wcześniej zaznaczone,
warunkiem ich przyjęcia do Nowego Stworzenia jest złożenie ofiary
z samego siebie. A skoro Bóg nie chce przyjąć w ofierze
niczego, co miałoby wadę, my, jako członkowie grzesznej
i potępionej rasy, nie moglibyśmy zostać przyjęci bez
wcześniejszego rzeczywistego usprawiedliwienia od wszelkiego
grzechu, abyśmy przez to, jak to określa Apostoł, „stawili ciała
(...) ofiarą żywą, świętą, przyjemną Bogu, to jest rozumną
służbę...” – Rzym. 12:1.
Tymczasowo
usprawiedliwieni
Mając
powyższe na uwadze, co powiemy o tych, którzy dochodzą do
stanu wiary w Boga i do pewnej miary usprawiedliwienia,
i choć widzą, że dalszy postęp na drodze Pańskiej oznacza
samoofiarowanie, zaparcie się samego siebie itd., zatrzymują się
jednak i odmawiają wejścia przez ciasną bramę na wąską
drogę zupełnego poświęcenia – aż do śmierci? Czy powiemy, że
Pan Bóg się na nich gniewa? Nie; musimy przyjąć, że do pewnego
momentu, gdy czynili postęp w kierunku sprawiedliwości, byli
Bogu przyjemni. To, że otrzymują błogosławieństwo, zdają się
oznajmiać słowa Apostoła*: „Będąc tedy usprawiedliwieni
z wiary, pokój mamy z Bogiem przez Pana naszego, Jezusa
Chrystusa”. Posiadanie takiego pokoju wskazuje na zrozumienie
Boskiego zamiaru przyszłego zmazania grzechów osoby wierzącej
(Dzieje Ap. 3:19); wskazuje także na znaczną zgodność z zasadami
sprawiedliwości, bo wiara w Chrystusa zawsze dokonuje zmian na
lepsze. Radujemy się z wszystkimi, którzy doszli aż do
takiego punktu; cieszymy się, że mają tę przewagę nad masami
ludzkości, które zostały całkowicie zaślepione przez boga tego
świata <str. 117> i przez to nie mogą widzieć ani
doceniać łaski Boga w Chrystusie. Gorąco takich zachęcamy,
by trwali w łasce Bożej poprzez dalszy postęp w kierunku
zupełnego posłuszeństwa.
*
Późniejszą myślą autora jest, że tekst ten można rozważyć
jako dotyczący usprawiedliwionych do życia.
„Abyście
nadaremno łaski Bożej nie przyjmowali”
Chociaż
bardzo radujemy się z takimi osobami i chociaż wiele
pokoju i radości zstępuje na tych wierzących, którzy starają
się kroczyć ścieżkami sprawiedliwości, ale unikają wąskiej
drogi ofiarowania – to musimy otwarcie wyznać, że tacy „nadaremno
łaskę Bożą przyjmują” (2 Kor. 6:1) – bo łaska Boża
w otrzymanym przez nich usprawiedliwieniu miała być stopniem
umożliwiającym odbicie się do jeszcze większych przywilejów
i błogosławieństw „wysokiego powołania” Nowego
Stworzenia. Przyjmują oni łaskę Bożą nadaremno, ponieważ nie
korzystają z tej wielkiej sposobności, jaka nigdy przedtem nie
była dana, a według tego, co ukazuje Pismo Święte, nie
będzie też dana i w przyszłości. Przyjmują łaskę
Bożą nadaremno, ponieważ możliwości restytucji, które będą
przyznane im w wieku przyszłym, zostaną także przyznane
wszystkim członkom odkupionej rasy. Łaska Boża w obecnym
wieku polega jedynie na tym, że dane im było poznać dobroć Boga,
zanim poznał ją świat, a to w tym celu, by przez
usprawiedliwienie mogli oni dostąpić powołania i ubiegać się
o udział w chwalebnej nagrodzie, jaka ma być dana
wybranemu Ciału Chrystusa, Królewskiemu Kapłaństwu.
Gdy
patrzy się na nominalny „świat chrześcijaństwa”, wydaje się
oczywiste, że wielkie masy nawet szczerych wierzących nigdy nie
przekroczyły tego pierwszego progu usprawiedliwienia: „Skosztowali,
że dobrotliwy jest Pan”, i to ich zadowoliło. Natomiast smak
ten powinien był w nich obudzić większy głód i pragnienie
sprawiedliwości, prawdy, dalszego poznania Boskiego charakteru
i planu, dalszego wzrostu w łasce, znajomości i miłości
oraz osiągnięcia większego zrozumienia woli Bożej wobec nich, nad
czym zastanowimy się poniżej w rozdziale: „Uświęcenie”.
Na
ile możemy to zrozumieć, korzyść usprawiedliwionych tymczasowo
<str. 118> odnosi się jedynie do obecnego życia i ulgi,
jakiej teraz doznają przez poznanie łaskawego Boskiego charakteru
i Jego przyszłego z nimi postępowania. A jednak ich
wiedza na ten temat jest tak znikoma, że śpiewają czasami:
„Często
rodzi się pytanie:
Jestem Twój, czy nie? O, Panie!”
I choć
Chrystus był ich mądrością aż do momentu wskazania im, że
potrzebują Zbawiciela oraz do ukazania im cząstki zbawienia, jakie
w Nim jest, to jednak nie jest częścią planu Bożego, by
stanowił dalej ich mądrość i wprowadzał ich w „głębokości
Boże”, jeśli nie uczynią poświęcenia i z oddaniem
nie staną się naśladowcami Jego stóp. Niepoświęcony wierzący
w żadnym sensie nie jest Nowym Stworzeniem, mimo iż częściowo,
widząc drogi Boże i Jego wymagania, stara się żyć na
świecie moralnie, rozumnie i uczciwie. Jednak jest on z ziemi,
ziemski: nie uczynił wcale kroku, by zamienić swe ludzkie, ziemskie
prawa (zagwarantowane poprzez Jezusa) na rzeczy niebiańskie, do
których nasz Pan otworzył drzwi przez swą ofiarę. Tak jak
w obrazie Lewici nie mogli wejść do miejsc świętych
w Przybytku ani nawet patrzeć na znajdujące się tam rzeczy,
tak też w pozaobrazie niepoświęconym wierzącym nie jest
dozwolone wnikać w głębokości Boże, widzieć czy doceniać
ich wspaniałość, jeśli najpierw nie staną się członkami
Królewskiego Kapłaństwa przez zupełne ofiarowanie się.
Wydaje
się, że oczekiwanie szczególnych względów i łaski z ręki
Pańskiej w Wieku Tysiąclecia dlatego, że ktoś wziął Jego
łaskę nadaremno w obecnym życiu, podobne jest oczekiwaniu
szczególnych błogosławieństw, ponieważ poprzednie
błogosławieństwa zostały niewłaściwie zużyte albo
niedocenione. Czyż nie byłoby zgodne z Bożym sposobem
działania w przeszłości oczekiwać, iż ci, którzy nie
otrzymali łask w tym Wieku Ewangelii, otrzymają główne łaski
w nadchodzącym wieku? Czyż nie zgadzałoby się to ze słowami
naszego Pana: „Oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, a są
pierwsi, którzy będą ostatnimi”? Apostoł przecież wyraźnie
wskazuje, że kiedy Nowe Stworzenie będzie <str. 119>
skompletowane i rozpocznie się Wiek Tysiąclecia, specjalne
łaski Boga znów przejdą na cielesny Izrael, od którego zostały
one odjęte na początku Wieku Ewangelii (Rzym. 11:25 32).
Ci,
którzy zostali usprawiedliwieni do społeczności z Bogiem,
zanim nastał obecny wiek, którzy utrzymali stan swego
usprawiedliwienia i którzy w nagrodę będą uczynieni
„książętami po wszystkiej ziemi” pod zarządem Królestwa
Niebieskiego, utrzymali je kosztem ziemskich wyrzeczeń i zaparcia
samych siebie (Hebr. 11:35). W obecnym wieku ci, którzy
właściwie skorzystają z usprawiedliwienia i utrzymają
je, muszą uczynić to kosztem ciała. Maluczkie Stadko, wierne
w stopniu wyjątkowym, będzie kładło swe życie w służbie
Prawdzie i braciom, będąc w ten sposób odbiciem Wodza
naszego zbawienia. Druga klasa, rozważana w innym miejscu jako
Wielkie Grono, także musi dojść do swej nagrody kosztem ciała,
chociaż z powodu mniejszej gorliwości w ofiarowaniu traci
ona wielką nagrodę Nowego Stworzenia i jego przywileje
w Królestwie. Te trzy klasy wydają się być jedynymi
otrzymującymi korzyści wybiegające poza obecne życie poprzez
szczególne sposobności tego wieku – usprawiedliwienia przez
wiarę.
Działalność
Królestwa w świetle pełnej znajomości i w oparciu
o uczynki będzie, jak można się spodziewać, z wielu
względów najmocniej przemawiała na początku do cielesnego
Izraela, który, gdy jego ślepota zostanie usunięta, okaże wielką
gorliwość względem Pomazańca Pańskiego, mówiąc, jak jest to
przedstawione w proroctwie: „Oto nasz Bóg, któremu
zaufaliśmy, że nas wybawi” – Izaj. 25:9 (NB). Podczas gdy
Izrael naturalnie jako pierwszy podporządkuje się nowemu porządkowi
rzeczy, to błogosławieństwa i sposobności Królestwa będą
– dzięki Bogu! – rozprzestrzeniać się gwałtownie na cały
świat, do takiego stopnia, że wszystkie narody będą mogły się
stać dziećmi Abrahama, w tym znaczeniu, że będą brać
udział w błogosławieństwach jemu obiecanych, jak jest o tym
napisane: „Będziesz ojcem wielu narodów. (...) I błogosławione
będą w nasieniu twoim wszystkie narody ziemi”.
Chrystus
stał się nam uświęceniem
Tak
jak otrzymaliśmy mądrość, czyli znajomość Boga, w rezultacie
złożonej za nas ofiary naszego Pana, Jezusa, i tak jak
otrzymaliśmy usprawiedliwienie <str. 120> przez Jego zasługę,
gdy przyjęliśmy Jego pojednanie i całkowicie poświęciliśmy
wszystko, co mamy, Bogu, podobnie jest z uświęceniem nas przez
Niego. Żaden człowiek nie może sam się uświęcić, czyli
sprawić, że zostanie zaakceptowany i przyjęty do Bożej
rodziny Nowego Stworzenia spłodzonej przez Jego ducha (Jan 1:13;
Hebr. 5:4). Tak jak zasługa Chrystusa była konieczna do naszego
usprawiedliwienia, tak też Jego przyjęcie nas na członków swego
Ciała, podkapłanów Królewskiego Kapłaństwa, i Jego
bezustanna pomoc są niezbędne do uczynienia naszego powołania
i wybrania pewnymi. Apostoł Paweł potępia niektórych, że
„nie trzymają się głowy” (Kol. 2:19) i zauważamy, że
takie uznanie Chrystusa Jezusa nie tylko jako Odkupiciela z grzechu,
ale jako głowy, przedstawiciela, przewodnika, nauczyciela
i zachowawcy Ciała (Kościoła) jest niezbędne dla każdego
jego członka. Nasz Pan wskazuje na tę konieczność przebywania pod
Jego opieką, powtarzając często: „Trwajcie we mnie. (...) Jak
latorośl sama z siebie nie może wydawać owocu, jeśli nie
trwa w krzewie winnym, tak i wy, jeśli we mnie trwać nie
będziecie” – Jan 15:4 (NB). „Jeśli we mnie trwać będziecie
i słowa moje w was trwać będą, proście o cokolwiek
byście chcieli, stanie się wam” – Jan 15:7 (NB). Tę samą
konieczność trwania w Chrystusie Apostoł wyraża mówiąc:
„Straszna to rzecz wpaść w ręce Boga żywego” – Hebr.
10:31 (NB). Wyjaśnia to dalej cytując słowa proroctwa: „Albowiem
Bóg nasz jest ogniem trawiącym”. Miłość Boża, nie mniej niż
Jego sprawiedliwość, pała przeciw wszelkiemu grzechowi, a „wszelka
niesprawiedliwość jest grzech”; On „nie może spoglądać na
bezprawie”, czyli uznawać go [wg Abak. 1:13 NB]; dlatego to, co
przygotował, nie miało na celu zachowania grzeszników, ale
uratowanie ich od tej choroby i jej kary – zniszczenia.
Mamy
więc tu, zgodnie z innymi stwierdzeniami Pisma Świętego,
zapewnienie, że nadchodzi czas, kiedy przeminie grzech i grzesznicy
oraz wszystko, co towarzyszy grzechowi – ból, smutek i umieranie.
Dzięki niech będą Bogu! Możemy się cieszyć także z tej
cechy Boskiego charakteru, że jest On ogniem trawiącym, bo wiemy,
że w Chrystusie Jezusie zgotował nam ucieczkę na czas naszych
nieumyślnych niedoskonałości, że w Nim zapewnił nam <str.
121> ostateczne wyzwolenie z grzechu i śmierci oraz
każdej słabości do stanu na Jego doskonały wzór i podobieństwo;
dla Nowego Stworzenia oznacza to doskonałość boskiej natury i jej
pełnię; dla Wielkiego Grona – doskonałość na poziomie
odpowiadającym w pewien sposób naturze aniołów
i przeznaczenie do służby oraz towarzyszenia uwielbionemu
Kościołowi – „panny za nią, towarzyszki jej” (Psalm 45:15).
Następnie święci Starego Testamentu zostaną doprowadzeni do
doskonałej ludzkiej natury na obraz Boży w ciele i jako
uwielbieni przedstawiciele Królestwa Niebieskiego będą
przekaźnikami błogosławieństw Bożych dla wszystkich narodów
ziemi. Gdy ostatecznie doświadczenia, możliwości i próby
Tysiąclecia przyprowadzą wszystkich chętnych i posłusznych
do doskonałości, oni również, przez okazanie swej wierności
Bogu, osiągną ludzką doskonałość, podobieństwo Boże w ciele.
Będą oni tak doskonale i szczerze rozumieć wolę Bożą
i będą jej posłuszni, że Bóg nie będzie dla nich już
dłużej ogniem trawiącym, ponieważ cały ich brud będzie
oczyszczony pod nadzorem ich wielkiego Pośrednika, którego opiece
wszyscy zostali oddani przez Ojcowską miłość i mądrość.
Wtedy Chrystus „z pracy duszy swej ujrzy owoc [efekt,
rezultat], którym nasycon będzie”.
Uświęcenie
oznacza odłączenie do świętej służby. Grzesznicy nie są
wzywani do uświęcenia, ale do pokuty; a pokutującym
grzesznikom nie jest nakazane ofiarowanie się, lecz to, by wierzyli
w Pana Jezusa Chrystusa ku usprawiedliwieniu. Jedynie ludzie
usprawiedliwieni – wierzący w obietnice Boże, skupione
w Chrystusie i zapewnione przez Jego ofiarę okupową –
są nakłaniani do uświęcenia. Nie oznacza to, że uświęcenie,
czyli świętość, nie jest właściwą rzeczą dla całej
ludzkości: znaczy to jedynie, iż Bóg przewidział, że dopóki
człowiek pozostanie niepoprawnym grzesznikiem, bez pożytku będzie
zapraszanie go do odłączenia się do świętobliwego życia; musi
najpierw zdać on sobie sprawę ze swego grzesznego stanu i okazać
skruchę. Nie znaczy to, że skruszeni nie powinni się uświęcić
i odłączyć do świętości życia, lecz że uświęcenie
nieuwzględniające usprawiedliwienia byłoby całkowicie daremne.
<str. 122> Według porządku Bożego musimy najpierw poznać
Bożą dobroć w tym, co zrobił dla zmazania naszych grzechów,
musimy też przyjąć Jego zarządzenie jako dar dany darmo poprzez
Chrystusa, zanim znajdziemy się w stanie właściwym do
poświęcenia, czyli uświęcenia samych siebie dla Jego służby.
Poza tym, celem tego całego porządku w Wieku Ewangelii:
wezwania do pokuty, oznajmienia dobrej nowiny ku usprawiedliwieniu
i zaproszenia wszystkich wierzących do uświęcenia, czyli
poświęcenia siebie Bogu – są to części składowe jednego
wielkiego planu, który teraz Bóg przeprowadza – jest rozwój
Nowego Stworzenia. Bóg postanowił uprzednio, że wszyscy, którzy
należeć będą do Nowego Stworzenia, muszą być ofiarnikami
spośród Królewskiego Kapłaństwa i każdy z nich musi
mieć coś do zaofiarowania Bogu, tak jak nasz Najwyższy Kapłan,
który „samego siebie ofiarował Bogu” (Hebr. 7:27, 9:14).
Podkapłani także muszą wszyscy ofiarować samych siebie Bogu, jak
napomina Apostoł: „Proszę was tedy, bracia! [bracia, ponieważ
zostali usprawiedliwieni i w ten sposób przyprowadzeni do
społeczności z Bogiem] przez litości Boże [przebaczenie
grzechów już doświadczone], abyście stawiali ciała wasze ofiarą
żywą, świętą, przyjemną Bogu, to jest, rozumną służbę
waszą” – Rzym. 12:1. Zauważmy teraz, że skoro nasze ciała nie
są rzeczywiście „święte”, muszą być uczynione świętymi
poprzez przypisanie, zanim będą mogły być „przyjemne Bogu”,
policzone jako „święte”. To znaczy, że musimy zostać
usprawiedliwieni z wiary w Chrystusa, zanim będziemy mogli
posiadać cokolwiek świętego i przyjemnego do złożenia na
ołtarzu Bożym. Musi to być złożone na ołtarzu Bożym,
ofiarowane oraz przyjęte przez Niego z rąk naszego wielkiego
Arcykapłana, zanim możemy być zaliczeni do Królewskiego
Kapłaństwa.
W Tysiącleciu
wielki Król będzie wymagał uświęcenia. Cały świat będzie
wezwany do uświęcenia, odłączenia się od rzeczy nieczystych, od
wszelkiego grzechu i do okazania posłuszeństwa woli Bożej,
wyrażonej w Królestwie i poprzez jego książąt.
Możliwe, że niektórzy zastosują się do uświęcenia albo
świętości zewnętrznego życia, nie będąc poświęceni
w sercach. Tacy mogą uczynić postęp umysłowy, moralny
i fizyczny – do pełni restytucji – do pełni doskonałości,
i czyniąc to, <str. 123> będą się w międzyczasie
cieszyli błogosławieństwami i nagrodami tego wspaniałego
okresu czasu aż do jego zakończenia. Lecz jeżeli ich uświęcenie
do tego czasu nie osiągnie poziomu ich myśli i zamiarów ich
serc, nie będą odpowiadać warunkom wieczności, jakie będą
istnieć po Wieku Tysiąclecia, do których nie zostanie dopuszczony
nikt, kto w myślach, słowach i czynach nie będzie
w absolutnej zgodzie z wolą Bożą.
Nadając
w ten sposób uświęceniu rangę zasady stosującej się do
całego świata w przyszłości, nie traćmy jednak z oczu
faktu, że Pismo Święte zostało szczególnie „napisane dla
napomnienia naszego” – dla napomnienia Nowego Stworzenia. Gdy dla
świata nadejdzie czas otrzymania instrukcji co do uświęcenia,
będzie on miał wielkiego Nauczyciela: Słońce Sprawiedliwości
zaleje bowiem ziemię znajomością Boga. Nie będzie tam już więcej
wieży Babel – pomieszanych teorii i doktryn, bo Pan dał
obietnicę dotyczącą tego dnia, mówiąc: „Bo na ten czas
przywrócę narodom wargi czyste [przesłanie], którymi by wzywali
wszyscy imienia Pańskiego, a służyli mu jednomyślnie” –
Sof. 3:9. Apostoł zwraca się tylko do Nowego Stworzenia, gdy
oznajmia, że Chrystus „się nam stał mądrością od Boga
i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem”.
Dlatego starajmy się tym mocniej zwracać uwagę na rzeczy napisane
ku naszej nauce i najwidoczniej niezbędne dla uczynienia pewnym
naszego powołania i wybrania do udziału w Nowym
Stworzeniu.
Tak
jak Pan powiedział do obrazowego narodu izraelskiego „uświęcajcie
się” i „Jam Pan, który was uświęcam” (3 Mojż.
20:7 8 NB; 2 Mojż. 31:13), podobnie naprowadza duchowego
Izraelitę, by poświęcał się, by stawiał swe ciało ofiarą
żywą, ofiarował się Bogu w zasłudze, jak też i przez
zasługę Chrystusowego pojednania. Jedynie tych, którzy tak czynią
w tym „czasie przyjemnym”, Pan przyjmuje i odłącza
jako świętych, zapisując ich imiona w księdze żywota
Baranka (Obj. 3:5), przeznacza dla nich korony chwały, czci
i nieśmiertelności, które staną się ich własnością,
jeśli okażą się wierni we wszystkim, czego się podjęli, a co,
jak mamy zapewnienie, jest po prostu „rozumną służbą” (Obj.
3:11). <str. 124>
Tak
jak obrazowe poświęcenie Lewitów było w znacznej mierze
poświęceniem do postępowania według sprawiedliwości, a nie
poświęceniem ku ofiarowaniu, tak też i następny stopień
uświęcenia, należący do tych, którzy przyjęli powołanie Boże
do Królewskiego Kapłaństwa, był przedstawiony w obrazie
poświęcenia Aarona i jego synów na urząd kapłański –
poświęcenia ku ofiarowaniu. Było to zobrazowane przez białe,
lniane szaty, przedstawiające sprawiedliwość, usprawiedliwienie,
przez olejek pomazania oraz przez składanie ofiar, w którym
brali udział wszyscy kapłani (Hebr. 8:3).
W symbolice
związanej z Lewitami pokazane są wyraźnie dwa poświęcenia:
(1) ogólne poświęcenie wszystkich Lewitów; (2) szczególne
poświęcenie kilku Lewitów, którzy byli ofiarnikami lub kapłanami.
Pierwsze wyobraża ogólne poświęcenie do świętobliwego życia
i posłuszeństwa Bogu, które czynią wszyscy wierzący i które
dzięki łasce Bożej przez Chrystusa pozwala im na osiągnięcie,
tymczasowo, „usprawiedliwienia żywota” i pokoju z Bogiem.
Tak rozumieją i tego doświadczają wszyscy prawdziwie wierzący
w obecnym wieku. Ale jak to tłumaczy Apostoł: „Koniec
przykazania jest miłość z czystego serca” – 1 Tym.
1:5. Słowa te znaczą, że Bóg przewiduje, iż nasze zastosowanie
się do pierwszego poświęcenia, nasze zastosowanie się do warunków
usprawiedliwienia w obecnym wieku doprowadzi nas ostatecznie do
drugiego poświęcenia na kapłanów do ofiarowania.
W jaki
sposób? Ponieważ świętobliwe życie i posłuszeństwo Bogu
zawiera w sobie „miłość z czystego serca” do Boga
i naszych bliźnich. Miłość do Boga znaczy miłość „ze
wszystkiego serca, myśli, duszy i siły”; taka miłość nie
będzie czekała na rozkazy, lecz domagać się będzie służby
mówiąc: „Panie! co chcesz, abym czynił?” Podczas pierwszego
przyjścia każdy wierny „prawdziwy Izraelita” był już
pierwotnie poświęcony – co pokazane jest w Lewitach – i do
nich wystosował nasz Pan specjalne ewangeliczne powołanie do
poświęcenia się na śmierć, do ofiarowania swych ziemskich spraw
na korzyść niebiańskich, do postępowania śladami Jezusa, Wodza
naszego zbawienia, po wąskiej drodze do chwały, czci
i nieśmiertelności. Ci, którzy byli posłuszni zaproszeniu,
zostali przyjęci jako kapłani, członkowie Ciała Najwyższego
Kapłana wyznania naszego, „synowie Boży” (Jan 1:12). <str.
125>
Ten
sam plan działania ma miejsce przez cały Wiek Ewangelii: (1)
poświęcenie do posłuszeństwa i sprawiedliwości – jako
pozaobrazowi Lewici; następnie odkrycie, że sprawiedliwość
oznacza najwyższą miłość do Boga i pragnienie poznania
i czynienia Jego woli; później następuje zdanie sobie sprawy
z tego, że obecnie całe stworzenie jest tak wypaczone
i pozostaje w takiej niezgodzie z Bogiem, że harmonia
z Nim oznacza dysharmonię ze wszystkim co niesprawiedliwe
w naszym własnym ciele, podobnie jak i w innych;
następnie szukanie i wołanie do Pana, by dowiedzieć się,
dlaczego nas powołał i przyjął nasze poświęcenie,
uczyniwszy je pozornie nieosiągalnym, chyba że ofiarujemy samych
siebie. W odpowiedzi na to wołanie Pan poucza: „Jesteście
powołani w jednej nadziei powołania waszego” – Efezj. 4:4,
a powołanie to jest do współdziedzictwa z naszym Panem
w chwale, czci i nieśmiertelności w Królestwie
(Łuk. 12:32; Rzym. 2:7); dalej uczy, że droga jest wąska i trudna,
ponieważ zwycięskie wytrwanie w tych próbach konieczne jest
w przypadku tych, których w ten sposób nagrodzi (Mat.
7:14; Rzym. 8:17). To wtedy, gdy usłyszeliśmy powołanie Boże
słowami Apostoła: „Proszę was tedy, bracia! (...) abyście
stawiali ciała wasze ofiarą żywą, świętą, przyjemną Bogu, to
jest rozumną służbę waszą” i przyjęliśmy je oraz
poświęciliśmy się aż do śmierci – zostaliśmy uznani za
kapłanów Królewskiego Kapłaństwa, członków wielkiego
Arcykapłana wyznania (porządku) naszego, Chrystusa Jezusa – za
Nowe Stworzenia.
Tacy
wierzący, którzy zrozumiawszy, że „koniec przykazania jest
miłość z czystego serca”, odmawiają postępowania
w kierunku tego końca, odmawiają przyjęcia wezwania do
ofiarowania i przez to odmawiają spełnienia zamierzonego celu
Bożego odnośnie przypisanego im usprawiedliwienia – nie
dopełniają warunków przymierza posłuszeństwa wobec
sprawiedliwości ze względu na wąskość tej ścieżki, i w ten
sposób nie chcą korzystać z „jednej nadziei powołania
naszego”. Czyż tacy nie przyjmują „nadaremno łaski Bożej
[przypisanego usprawiedliwienia żywota]”? Patrząc wstecz na
świętych Starego Testamentu i zauważając, jak wiele
kosztowało ich zdobycie „chlubnego świadectwa poprzez wiarę”
i „podobanie się Bogu”, by w ten sposób mogli
utrzymać swe usprawiedliwienie do społeczności (Hebr. 11:5,32 39)
– czy możemy się spodziewać, że usprawiedliwienie do życia,
udzielane w czasie Wieku Ewangelii <str. 126> tym, którzy
stają się pozaobrazowymi Lewitami, może być zachowane przez serca
mniej wierne Panu i sprawiedliwości? Z pewnością musimy
się zgodzić, że tymczasowo usprawiedliwieni wierzący
(pozaobrazowi Lewici), którzy „obliczywszy koszty” (Łuk.
14:27 28 NB) uczniostwa, do którego prowadzi uczynione już
przez nich poświęcenie, nie korzystają z wiary w obiecaną
pomoc Pańską i odmawiają lub zaniedbują postępowania dalej
w celu wykonania „rozumnej służby” zupełnie się
poświęcając – aż do śmierci – tacy zostali obdarzeni łaską
Pana na próżno. Z pewnością nie mogą być oni uznani za
posiadających usprawiedliwienie do życia ani nawet
usprawiedliwienie do szczególnej społeczności z Bogiem.
Dlatego tracą swą uprzywilejowaną pozycję pozaobrazowych Lewitów
i więcej za takich nie są uważani.
Ale
pomiędzy tymi, którzy doceniają łaskę Bożą, których serca
z wiernością odpowiadają na zaoferowane przywileje
i przyjmują „rozumną służbę” zupełnego poświęcenia,
i którzy podejmują przymierze posłuszeństwa Bogu oraz
sprawiedliwości aż do śmierci, istnieją dwie klasy:
(1)
Ci z pozaobrazowych Lewitów, którzy chętnie i dobrowolnie
„kładą swe życie”, szukając sposobności służenia Panu,
braciom i Prawdzie i poczytując sobie za radość
i zaszczyt ofiarowanie w taki sposób ziemskich wygód,
udogodnień, czasu, wpływów, środków i wszystkiego, co
składa się na obecne życie. Są to ci radośni, chętni ofiarnicy,
pozaobrazowi kapłani, którzy niebawem będą wywyższeni i razem
ze swym Panem stanowić będą Królewskie Kapłaństwo. Ich ofiary
będą wtedy zakończone i już więcej nie będą wyobrażani
przez Aarona i jego synów, składających ofiary na rzecz ludu,
ale przez Melchisedeka – kapłana na swym tronie – udzielającego
światu w czasie Tysiąclecia błogosławieństw zabezpieczonych
„lepszymi ofiarami” podczas pozaobrazowego Dnia Pojednania –
obecnego Wieku Ewangelii.
(2)
Inna klasa wierzących odpowiada szczerą wiernością i z radością
poświęca wszystko, co ma, Panu i Jego „rozumnej służbie”,
okazując w ten sposób, że są oni godni bycia pozaobrazowymi
Lewitami, ponieważ nie otrzymują łaski Bożej nadaremno. Ale
niestety, choć odpowiadają na <str. 127> powołanie i w ten
sposób wchodzą do „jednej nadziei powołania naszego”
i dostępują wszystkich przywilejów przysługujących
wybranym, to jednak ich miłość i zapał nie są
wystarczające, by pobudzić ich do złożenia ofiar, do których
zobowiązali się przymierzem. Ponieważ ich miłość i wiara
nie są wystarczająco silne, nie udaje im się złożyć czy też
utrzymać ofiar na ołtarzu; dlatego też nie mogą być uważani za
zupełne „podobieństwo” naszego Najwyższego Kapłana, który
z radością wypełniał wolę Ojca. Nie „zwyciężają”
więc oni i dlatego nie mogą być uznani za „zwycięzców”
dzielących niebiańskie Królestwo ze swym Panem jako członkowie
Królewskiego Kapłaństwa; nie czynią swego powołania i wybrania
pewnym poprzez zupełne spełnienie uczynionego przymierza.
Ale
co się z nimi stanie? Czy wszystko stracili dlatego, że
ubiegając się o nagrodę, nie zdołali jednak osiągnąć
wymaganego do jej zdobycia standardu gorliwości i miłości?
Nie, dzięki Bogu; nawet jeśli ich wiara i zapał
w decydujących próbach nie okazały się wystarczające, by
zaliczyć ich w poczet kapłanów, niemniej jednak wystarczająca
wiara i gorliwość do poświęcenia się na śmierć pokazała
szczerość ich serc jako Lewitów. Jednak nie wystarczy fakt, że
poświęcili się zupełnie; muszą pokazać, że w sercu swym
miłują Pana i że nie zaparliby się Go za żadną cenę, choć
nie są wystarczająco wierni, by służąc Mu szukali okazji do
ofiary. Na czym polega ten sprawdzian, mający potwierdzić, że są
godni działu Lewitów w Królestwie? I w jaki sposób
zostanie on przeprowadzony?
Wcześniej
już wspomnieliśmy o „wielkim gronie” prawdziwie
poświęconego ludu Pana, przedstawionym w zarysie w Objawieniu
7:13 15 „Cić są, którzy przyszli z ucisku wielkiego
i omyli szaty swoje, i wybielili je we krwi Barankowej.
Dlatego są przed [a nie na] stolicą Bożą i służą mu
we dnie i w nocy [bezustannie] w kościele
[Chrystusowym] jego, a ten, który siedzi na stolicy, jako
namiotem zasłoni ich” [przybliży ich do siebie i swej
uwielbionej Oblubienicy na poziomie duchowego bytu i we
właściwych mu usługach]. „Głupie panny!” Straciły możliwość
stania się członkami Oblubienicy; niemniej jednak są one
dziewicami, czystymi w intencjach swych serc. Nie udaje im się
otrzymać nagrody, ale później, <str. 128> przeszedłszy
przez ciężkie próby, otrzymują część w uczcie weselnej
z Oblubieńcem i Oblubienicą jako „panny za nią,
towarzyszki jej”; one także zostaną przyprowadzone przed Króla,
blisko Niego. „Przywiodą je z weselem i z radością,
a wnijdą na pałac królewski” – Psalm 45:15 16. Jak
Lewici, nie osiągnęli oni nagrody Królewskiego Kapłaństwa, ale
nadal są Lewitami i mogą służyć Panu Bogu w Jego
chwalebnej świątyni, Kościele, choć nie mogą być ani
„filarami”, ani „żywymi kamieniami” tej świątyni (Obj.
3:12, 19:6 7; Psalm 45:15 16). Werset następujący zaraz
po wyżej wymienionym fragmencie z Psalmu zwraca naszą uwagę
na pozaobrazowych Lewitów minionego czasu, znanych cielesnemu
Izraelowi jako „ojcowie”, i zapewnia nas, że będą oni
nagrodzeni – będą uczynieni „książętami po wszystkiej
ziemi”.
Podobnie
też trzej synowie Lewiego (Kaat, Gerson i Merary) wydają się
reprezentować cztery klasy. Są to: (1) Mojżesz, Aaron i cała
kapłańska rodzina Amrama (syna Kaata), których namioty znajdowały
się na przedniej (wschodniej) stronie Przybytku. Powierzony im był
nadzór nad wszystkimi sprawami religijnymi, a ich bracia – to
znaczy wszyscy Lewici – byli ich zaszczyconymi pomocnikami lub
sługami. (2) Na południowej stronie miała obóz rodzina Kaata, ich
najbliżsi krewni, i do nich należała piecza nad najświętszymi
przedmiotami – ołtarzami, świecznikiem, stołem i arką
przymierza. (3) Po północnej stronie Przybytku mieli swój obóz
Lewici z rodziny Merarego, następni w kolejności co do
rangi zaszczytu służby, i opiekowali się powleczonymi złotem
deskami, słupami, podstawkami itp. (4) Z tyłu znajdował się
obóz Lewitów z rodziny Gersona, zajmujących się najmniej
ważną służbą – przenoszeniem i innymi zadaniami
dotyczącymi sznurów, zewnętrznych zasłon, bramy itd.
Wymienione
tu rodziny Lewitów mogą odpowiednio reprezentować cztery różne
klasy usprawiedliwionej ludzkości po zakończonym pojednaniu:
świętych, czyli Królewskie Kapłaństwo, świętych Starego
Testamentu, Wielkie Grono oraz uratowanych spośród świata. I jak
to często bywa w przypadku obrazów, imiona wydają się być
znaczące: (1) Rodzina Amrama została wybrana na kapłanów: imię
AMRAM oznacza lud wyniesiony albo lud wywyższony. Jakże odpowiednie
jest to imię dla obrazu na „maluczkie stadko”, którego głową
jest Chrystus Jezus! „Nader wywyższony”, „podniesiony i bardzo
uwielbiony” – to biblijne określenia tych kapłanów. (2) KAAT
<str. 129> znaczy sprzymierzeniec lub towarzysz. To z rodziny
Kaata zostali wybrani synowie Amrama na nowy dom kapłanów. Słusznie
więc rodzina Kaata z Lewiego może przedstawiać świętych
Starego Testamentu, których wiara, posłuszeństwo, wierność Bogu
i gotowość cierpienia dla sprawiedliwości zostały w pełni
dowiedzione i z którymi czujemy tak bliskie pokrewieństwo.
Rzeczywiście byli oni sprzymierzeńcami Pana i naszymi; i pod
pewnymi względami są bliżej Chrystusa niż ktokolwiek inny. (3)
MERARY oznacza gorzkość; stąd rodzina Merarego z pokolenia
Lewiego zdaje się przedstawiać „wielkie grono” spłodzonych
z ducha, którzy nie zdobyli nagrody Królewskiego Kapłaństwa
i są „zachowani, wszakże tak jako przez ogień”,
przychodząc z „ucisku wielkiego” i gorzkich
doświadczeń do stanu czci i służby, jaki będą zajmować.
(4) GERSON znaczy uchodźcy lub ocalony; a więc rodzina Gersona
z pokolenia Lewitów mogłaby dobrze reprezentować zbawiony
świat ludzkości, gdzie wszyscy będą uchodźcami wspomożonymi,
wyswobodzonymi i uratowanymi od ślepoty i niewoli Szatana.
Tak
więc pierwsze w rzędzie, jak i w randze pomiędzy
tymi pozaobrazowymi Lewitami albo usprawiedliwionymi będzie
Królewskie Kapłaństwo, pod którego opiekę zostaną oddane
wszystkie sprawy i Królestwo Tysiąclecia. Po ich prawej ręce
będą najbliżej spokrewnieni – święci Starego Testamentu –
których postanowią oni „książętami po wszystkiej ziemi”.
Dalej, po ich lewej stronie znajdą się ich wierni bracia
z Wielkiego Grona*. Ostatnimi zaś będą ocaleni z grzechu
i śmierci w czasie Wieku Tysiąclecia, których wierność
zostanie w pełni sprawdzona w wielkiej próbie, jaką się
Tysiąclecie zakończy (Obj. 20:7 9).
*
Późniejszą myślą autora jest, że niektóre wersety zdają się
uczyć, iż święci Starego Testamentu nie będą mieć
pierwszeństwa, lecz w ciągu Tysiąclecia zajmą w hierarchii
miejsce poniżej Wielkiego Grona, będą natomiast przyjęci do
duchowej natury i większych zaszczytów przy jego końcu.
Wszystkie
te klasy Lewitów będą wypróbowane i zwycięsko przejdą swe
próby wierności serca. Nie oznacza to jednak, że ci obecnie
usprawiedliwieni z wiary, w znaczeniu tymczasowym, którzy
zaniedbują czy odmawiają czynienia postępu w kierunku
osiągnięcia końca przykazania – miłości z <str. 130>
czystego serca – i w ten sposób przyjmują łaskę Bożą
nadaremno, nie będą mieli kolejnej szansy. Jeśli po „obliczeniu
kosztów” udziału w ofiarniczej służbie kapłańskiej nie
skorzystają z zaproszenia, ich oszacowanie „rozumnej służby”
Bogu z pewnością nie zostanie pochwalone ani nagrodzone, ale
też ich nieroztropność nie zasłuży na karę. W przeciwnym
bowiem razie, powołanie do chwały, czci i nieśmiertelności
byłoby nie z łaski, ale z przymusu – nie byłoby
zaproszeniem, ale rozkazem – nie ofiarą, lecz zobowiązaniem.
Niezależnie od zaniechania czy unieważnienia swego
usprawiedliwienia są oni nadal częścią odkupionego świata, tak
samo jak wtedy, gdy jeszcze nie przyjęli Chrystusa przez wiarę,
z tą różnicą, że wzrost poziomu ich znajomości zwiększa
ich odpowiedzialność względem czynienia dobrze. Innymi słowy,
obecna próba na wieczne życie albo śmierć dotyczy tylko tych,
którzy dobrowolnie poświęcają się w pełni Panu „aż do
śmierci”. Pozostała część ludzkości nie jest jeszcze i nie
będzie na sądzie wiecznego życia lub wiecznej śmierci, dopóki
tysiącletnie Królestwo nie zostanie ustanowione. W międzyczasie
jednak każdy obywatel świata, w zależności od posiadanego
światła albo buduje, albo niszczy swój charakter, poprawiając lub
pogarszając w ten sposób swą sytuację w Tysiącleciu
i perspektywę osiągnięcia życia wiecznego stosownie do tego,
czy jest posłuszny, czy też ignoruje swą znajomość i sumienie.
Sprawa
ma się inaczej z zupełnie poświęconymi. Dzięki pełniejszemu
poświęceniu, aż do śmierci, wyrzekają się całkowicie
ziemskiego życia, zamieniając je na duchowe, które będzie do nich
należeć, jeśli okażą się wierni aż do śmierci – ale nie
inaczej. Dlatego dla nich niewierność będzie znaczyła śmierć –
na wieczność; tak pewnie jak dla niewiernych ze świata przy końcu
Tysiąclecia.
Żaden
z Lewitów nie posiadał na własność ziemi w Kanaanie.
Jest to znamiennym faktem, ponieważ poświęciwszy wszystko Panu
i mając serca w pełnej harmonii z Jego
sprawiedliwością, nie posiadają dziedzictwa w niedoskonałych
warunkach obecnego czasu grzechu. Kanaan przedstawiał stan próby
charakteryzujący się konfliktem, pokonywaniem nieprzyjaciół,
przezwyciężaniem zła itd., szczególnie w czasie Tysiąclecia;
ale Bóg zapewnił lepsze, bezgrzeszne i doskonałe dziedzictwo
dla wszystkich, których zupełnie usprawiedliwia <str. 131>
jako pozaobrazowych Lewitów. Pierwszymi, którzy wejdą w posiadanie
tego lepszego dziedzictwa, będą kapłani, którzy dostąpią
„pierwszego zmartwychwstania” i udoskonaleni zostaną do
boskiej natury. Następnie święci Starego Testamentu osiągną
doskonałe dziedzictwo przez zmartwychwstanie jako doskonałe istoty
ludzkie*; „Wielkie Grono” będzie następne w kolejności
i zostanie udoskonalone na poziomie duchowym; a na końcu
klasa Gersona, pouczona, podniesiona i wypróbowana
w Tysiącleciu, odziedziczy swój dział poprzez to stopniowe
zmartwychwstanie czy podnoszenie ze stanu śmierci do życia, które
będzie w pełni osiągnięte przy końcu Tysiąclecia.
*
zob. przypis na str. 129
Tak
jak jedynie ci wierzący, którzy poświęcają się aż do końca –
„aż do śmierci” – są spłodzeni z ducha świętego
i zaliczeni do członków wielkiego Arcykapłana, podobnie
w przytoczonych obrazach: nie wszyscy Lewici mieli udział
w świętym olejku namaszczenia, symbolizującym ducha świętego,
a jedynie ci, którzy składali ofiary, kapłani. Byli oni
kropieni olejkiem zmieszanym z krwią w celu pokazania, że
duch święty, dany członkom Chrystusa, należy do nich wyłącznie
dzięki zasłudze przelanej krwi: (1) ofiara Jezusa Chrystusa za
nich, dająca im usprawiedliwienie; i (2) ich ślubowanie
współofiarowania się z Chrystusem – kładzenie życia
w Jego służbie. 2 Mojż. 29:21
Namaszczenie
Najwyższego Kapłana było rzeczą jeszcze inną i symbolizowało
jedność, solidarność Kościoła wybranych; ponieważ to
namaszczenie było tylko dla tego jednego, który miał pełnić
obowiązki głównego kapłana – na początku pomazywano tylko
Aarona, który obejmował urząd głównego kapłana, potem każdego
z jego synów, „aby mi urząd kapłański sprawowali”
(2 Mojż. 28:41, 40:13,15). Nasz Pan, Jezus Chrystus, jako Głowa
Kościoła, który jest Jego Ciałem, „był pomazany olejkiem
wesela [duchem świętym] nad [tak jak głowa jest powyżej]
uczestników swoich”, czyli współdziedziców, niższych członków
„królewskiego kapłaństwa”. Olejek został nań wylany
w całości, „a z pełności [obfitości] jego myśmy
wszyscy wzięli i łaskę za łaską”. „Niewypowiedzianym
darem” było to, że dostąpiliśmy przebaczenia
i usprawiedliwienia przez zasługę Jego ofiary; tak, jest to
wręcz niewiarygodne, że zostaliśmy wezwani, <str. 132> by
stać się Jego współdziedzicami w Królestwie, i że
nasze poświęcenie zostało „zapieczętowane” pokropieniem krwią
i olejkiem, jak też że znaleźliśmy się pod tym pomazaniem
naszej Głowy.
Pan
kierował prorokiem Dawidem, by przedstawić nam dokładny opis
namaszczenia oraz to, w jaki sposób cały olejek był wylany na
naszą Głowę i jak z Niego ma na nas spłynąć (Psalm
133:1 3, 45:8; Łuk. 4:18). Członkowie Kościoła są „braćmi”,
których duch pobudza, by „zgodnie mieszkali”. Wszyscy, którzy
są w jedności z Głową, muszą utożsamiać się ze
współczłonkami Jego Ciała, którym jest Kościół –
i proporcjonalnie do tego otrzymują cząstkę świętego ducha
pomazania*. Ten święty olejek pomazania przedstawia ducha świętego
i oświecenie, jakie udzielane jest tym wszystkim, których Bóg
akceptuje jako próbnych członków Królewskiego Kapłaństwa,
Nowego Stworzenia, z których każdy jest „zapieczętowany”
albo naznaczony danym mu duchem świętym, jak to już wcześniej
wykazano†.
*
V Tom, Wykład IX
† tamże
Wszystkich
naznaczonych w ten sposób duchem świętym jako przyszłych
członków Nowego Stworzenia Pan zapewnia: „Nie są ze świata,
jako i ja nie jestem ze świata”; „Jam was obrał;
i postanowiłem, abyście wyszli i przynieśli owoc, a owoc
wasz aby trwał”; „Byście byli ze świata, świat, co jest jego,
miłowałby; lecz iż nie jesteście ze świata, alem ja was wybrał
ze świata, przetoż was świat nienawidzi” – Jan 15:16,19,
17:16. Chociaż te znaki uświęcenia mogą być do pewnego stopnia
rozpoznane przez świat, to nie możemy się jednak spodziewać, że
wzbudzą podziw i aprobatę; ale raczej, że świat będzie
postrzegał te oznaki ducha świętego w Nowych Stworzeniach
jako objaw słabości i zniewieściałości. Świat ceni
i aprobuje styl życia silnego i intensywnego – nie
nazbyt sprawiedliwego. Nasz Pan tłumaczy, dlaczego świat nie miał
uznawać Jego naśladowców – otóż dlatego, że ciemność
nienawidzi światłości – ponieważ <str. 133> normy
w zakresie myśli, słowa i uczynku Jego Królewskiego
Kapłaństwa znajdują się na poziomie wyższym niż ogółu
ludzkości i dlatego w mniejszym lub większym stopniu
zdają się one potępiać ludzkie postępowanie. Świat pragnie
raczej uznania i pochwał; i cokolwiek w jakim bądź
stopniu rzucałoby nań cień, jest unikane, a nawet zwalczane.
Ta dezaprobata ze strony mądrych światową mądrością członków
chrześcijaństwa stanowi część próby dla Królewskiego
Kapłaństwa; i jeśli ich poświęcenie nie będzie prawdziwie
z serca, to tak będą tęsknić za towarzystwem świata, tak
pragnąć jego aprobaty, że nie uda im się przeprowadzić we
właściwym duchu ofiarowania ziemskich spraw, którego się podjęli
– nie wypełnią podjętej funkcji kapłanów i wskutek tego
nie staną się częścią Nowego Stworzenia. Jednakże zważywszy
ich dobre intencje, Pan może przeprowadzić ich przez ogniste próby
w celu zniszczenia ciała, do którego ofiarowania zabrakło im
gorliwości. W ten sposób będą mogli być uznani za godnych
udziału w błogosławieństwach i nagrodach Wielkiego
Grona, które wyjdzie z wielkiego ucisku, by służyć przed
tronem, na którym wraz z Panem zasiadać będzie Maluczkie
Stadko.
Uświęcenie
składa się nie tylko z dwóch części, tzn. z całkowitego
poświęcenia ze strony człowieka i zupełnego przyjęcia ze
strony Boga, ale ma ono także element postępu. Nasze poświęcenie
się Panu, choć musi być szczere i całkowite, by w ogóle
mogło być przez Niego przyjęte, to jednak cechuje się stosunkowo
małym stopniem wiedzy i doświadczenia. Dlatego każdodziennie
mamy wzrastać w uświęceniu, odpowiednio do tego, jak pomnaża
się nasza znajomość. Nasze serca były napełnione od samego
początku, odrzucały własną wolę, ale ich pojemność była mała.
Ich dalszemu wzrostowi musi dotrzymywać kroku i uświęcenie,
wypełniając każdy ich zakamarek, jak napomina Apostoł: „Bądźcie
napełnieni duchem” i znowu: „Miłość Boża rozlana jest
w sercach naszych”, „abyście tym bardziej obfitowali”.
A zapewnienie tego rozrastania się naszych serc jest wyrażone
w słowach modlitwy naszego Odkupiciela za nas: „Poświęć je
w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” – Jan 17:17.
To
właśnie Słowo lub przesłanie Boże, „mądrość” Boża
w Chrystusie, na początku ukazało nam łaskę Bożą <str.
134> i prowadziło nas krok po kroku aż do poświęcenia;
teraz to samo Słowo, czyli przesłanie Boże przez Chrystusa, ma
powiększyć nasze serca i zarazem wypełnić je. I choć
to Bóg dostarcza nam Prawdy, która ma nas wypełnić i uświęcić,
to do nas należy okazanie tego poświęconego stanu serca, w którym
będziemy pragnąć i łaknąć tej uświęcającej Prawdy –
codziennie musimy się nią karmić i w ten sposób
umacniać się w Panu i w sile mocy Jego. Nie
wystarczy, że poświęcimy się Panu; On nie pragnie wyłącznie
kandydatów na Nowe Stworzenie. Muszą być oni ćwiczeni,
utrzymywani w karności i próbowani, by mogli wykształcić
i rozwinąć różne cechy charakteru, z których każda
musi być poddana szczegółowej próbie wierności Bogu. Ma to na
celu zyskanie pewności, że te Nowe Stworzenia, będąc wyćwiczone
i doświadczone pod każdym względem, okażą się wierne Temu,
który je „powołał”, i zostaną uznane za godne wejścia
do chwalebnej radości ich Pana, mając udział w pierwszym
zmartwychwstaniu.
Tak
jak usprawiedliwienie do społeczności przyniosło pokój z Bogiem,
tak następny krok pełnego poświęcenia Panu wszystkich korzyści
i spraw życia, każdej nadziei i ambicji, zamiany
ziemskich nadziei, ambicji i błogosławieństw na niebiańskie,
zaoferowane Nowemu Stworzeniu, przynosi ogromną ulgę, wielkie
ukojenie dla serca, w miarę jak poznajemy i przywłaszczamy
sobie te bardzo wielkie i kosztowne obietnice, które Bóg dał
Nowemu Stworzeniu. Treść tych obietnic sumuje się w jednej
z nich: „A wiemy, iż tym, którzy miłują Boga,
wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu, to jest tym, którzy według
postanowienia Bożego powołani są” – Rzym. 8:28. Oto Drugie
Błogosławieństwo w całym tego słowa znaczeniu. Nie dlatego
jednak, że towarzyszą mu zewnętrzne manifestacje cielesne, ale
dlatego, iż wprowadza ono nasze serca w stan zupełnego
odpocznienia, daje nam zupełne zaufanie do Boga i pozwala na
serdeczne przyswojenie sobie tych bardzo wielkich i kosztownych
obietnic Pisma Świętego.
Ze
względu na różnice temperamentów będą też oczywiście różnice
w rodzaju doznań związanych z <str. 135> tym
zupełnym poświęceniem. Dla jednych pełne poddanie się Panu
i zdanie sobie sprawy z Jego szczególnej opieki nad nimi
jako członkami przyszłego wybranego Kościoła przyniesie po prostu
zadowalający spokój i wytchnienie serca, podczas gdy innym,
o bardziej spontanicznej naturze, przyniesie tętniącą życiem
radość, wysławianie i wesele. Musimy pamiętać o tych
naturalnych różnicach temperamentów i mieć zrozumienie dla
tych, których doświadczenia różnią się od naszych, pamiętając,
że podobne zróżnicowanie istniało między dwunastoma apostołami;
niektórzy z nich – szczególnie Piotr, Jakub i Jan –
reagowali w sposób bardziej widoczny niż inni na wszystkie
spotykające ich doświadczenia – włącznie z tymi z Dnia
Pięćdziesiątnicy. Niech bracia o energicznym i impulsywnym
usposobieniu uczą się umiarkowania, które nakazywał Apostoł;
a bracia, którzy z natury są raczej chłodni i surowi,
niech modlą się i starają, by lepiej docenić i rozgłaszać
z większą swobodą chwalebne dzieła Tego, który nas powołał
z ciemności ku dziwnej swojej światłości. Pamiętajmy, że
Jakub i Jan, dwaj szczególnie umiłowani przez Pana uczniowie,
nazwani „synami gromu” z powodu swej gorliwości
i impulsywności, potrzebowali w jednym przynajmniej
przypadku napomnienia i zwrócenia uwagi, by pamiętali, jakiego
są ducha (Łuk. 9:54 55). Apostoł Piotr, także jeden
z umiłowanych i gorliwych, z jednej strony był
pobłogosławiony za szybkie uznanie Mesjasza, innym razem został
zganiony jako przeciwnik, ponieważ źle ukierunkował swą
gorliwość. Niemniej jednak Pan wyraźnie okazał swe uznanie dla
ciepłych i żarliwych temperamentów owych trzech uczniów
poprzez to, że byli oni Jego bliskimi towarzyszami, jedynymi,
których zabrał z sobą na Górę Przemienienia i do
pokoju, gdzie leżała dzieweczka, córka Jaira, którą nasz Pan
obudził ze snu śmierci; byli także Jego wyróżnionymi
towarzyszami, nieco bliższymi niż pozostali, w ogrodzie
Getsemane. Wypływa z tego lekcja dla nas, że gorliwość jest
miła Panu i oznacza bliskość względem Niego; ale też, że
zawsze musi czcić Głowę i kierować się Jego Słowem
i duchem. <str. 136>
Uświęcenie
nie oznacza ludzkiej doskonałości, jak to niektórzy źle
zrozumieli: nie zmienia jakości ani porządku naszego mózgu ani też
nie usuwa w cudowny sposób niedoskonałości naszych ciał.
Jest to poświęcenie albo oddanie woli, którą Pan przyjmuje przez
Chrystusa jako doskonałą; jest to poświęcenie ciała na ofiarę –
„aż do śmierci” – a ciało to, jak już zauważyliśmy,
nie jest uczynione rzeczywiście doskonałym przez usprawiedliwienie
z wiary, lecz jedynie uważane za doskonałe pod względem
naszej woli, serca, intencji. Nowa wola, jak napomina nas Apostoł,
powinna starać się o przyprowadzenie wszystkich sił, talentów
i możliwości należącego do niej ciała do zupełnej harmonii
z Panem, powinna starać się wpływać w ten sam sposób
na wszystkich ludzi, z którymi ma kontakt. Nie będzie to
znaczyło, że w ciągu krótkich paru lat obecnego życia –
pięciu, dziesięciu, dwudziestu, pięćdziesięciu – będzie
w stanie przyprowadzić swe własne biedne, niedoskonałe ciało
(czy niedoskonałe ciała innych, których to ostatnie jest próbką)
do doskonałości. Wręcz przeciwnie, Apostoł zapewnia nas odnośnie
Kościoła, że w śmierci ciało bywa „wsiane
w skazitelności, wsiane w słabości, wsiane w niesławie,
wsiane (...) cielesne [niedoskonałe]”; i nie wcześniej niż
przy zmartwychwstaniu dane nam będą nowe ciała, silne, doskonałe,
chwalebne, nieśmiertelne, pełne godności, a wtedy dostąpimy
doskonałości, o którą się staramy i którą
ostatecznie posiądziemy zgodnie z Pańską obietnicą, jeśli
w teraźniejszym czasie słabości i niedoskonałości
okażemy Mu wierność naszych serc.
Wierność
serc względem Pana będzie jednak oznaczała stały wysiłek w tym
celu, by poddać woli Bożej wszelkie poczynania w naszym życiu,
a nawet każdą myśl i intencję serca (Hebr. 4:12). To
jest naszym pierwszym obowiązkiem, naszym ustawicznym obowiązkiem
i będzie ostatecznie naszym obowiązkiem, ponieważ „ta jest
wola Boża, to jest poświęcenie wasze”; „Świętymi bądźcie,
iżem ja [Pan] jest święty” – 1 Tes. 4:3; 1 Piotra
1:16. Absolutna świętość ma stanowić standard, który nasze
umysły z chęcią i w pełni muszą zaaprobować i do
którego mają dążyć, ale do którego nigdy nie dojdziemy w sposób
rzeczywisty i fizyczny tak długo, jak długo jesteśmy poddani
kruchości naszej upadłej natury i zasadzkom <str. 137>
świata i Przeciwnika. Ale dzień po dniu, w miarę
postępowania procesu „wyuczenia od Boga” i przychodzenia do
pełniejszej znajomości Jego chwalebnego charakteru, w miarę
jak docenianie tego coraz bardziej wypełniać będzie nasze serca –
Nowy Umysł stopniowo będzie zdobywał coraz większy wpływ, siłę
i moc nad słabościami ciała, jakie by one nie były –
a słabości te różne są u poszczególnych członków
Ciała.
Prawdziwe
poświęcenie serca Panu będzie znaczyło gorliwość w Jego
służbie; będzie oznaczało oznajmianie dobrej nowiny innym; będzie
znaczyło wzajemne budowanie się w najświętszej wierze;
będzie oznaczało, że powinniśmy czynić dobrze wszystkim ludziom,
gdy tylko mamy do tego okazję, a szczególnie domownikom wiary;
będzie znaczyło, że na różne sposoby będziemy kłaść za braci
nasze poświęcone Panu życie (1 Jana 3:16), dzień po dniu,
wykorzystując każdą nastręczającą się możliwość; będzie
oznaczało, że nasza miłość do Pana, braci, naszych rodzin, jak
i współczująca miłość do świata ludzkości stopniowo
wypełni nasze serca, stosownie do tego, jak będziemy wzrastać
w łasce, znajomości i posłuszeństwie względem Bożego
Słowa i wzoru. Niemniej jednak, te różne sposoby używania
naszej energii dla innych stanowią dzięki Pańskiemu zrządzeniu
jednocześnie metody, poprzez które może być osiągnięte nasze
własne uświęcenie. Tak jak żelazo ostrzy żelazo, tak nasze
wysiłki na rzecz innych przynoszą błogosławieństwo nam samym.
Poza tym, pomimo że powinniśmy coraz bardziej osiągać ten
wspaniały stan umiłowania naszych bliźnich jak samych siebie –
a szczególnie domowników wiary – to jednak główną
sprężyną tego wszystkiego powinna być nasza najwyższa miłość
do Stwórcy i Odkupiciela oraz nasze pragnienie, by być takimi
i postępować tak, żeby się to Jemu podobało. Dlatego nasze
uświęcenie musi być przede wszystkim dla Boga i musi ono
najpierw wpłynąć na nasze własne serce i wolę, a w efekcie
takiego pełnego oddania się Bogu – znaleźć swój wyraz w trosce
o dobro braci i wszystkich ludzi.
Uświęceni
przez Prawdę
Z powyższego
rozumowania wynika, że uświęcenie, którego wymaga Bóg –
uświęcenie niezbędne do uzyskania <str. 138> miejsca w Nowym
Stworzeniu – będzie dostępne jedynie dla tych, którzy są
w szkole Chrystusa i którzy od Niego się uczą – są
„uświęceni przez prawdę”. Błąd ani niewiedza nie uświęcają.
Co więcej, nie możemy błędnie zakładać, że wszelka prawda
prowadzi do uświęcenia: wręcz przeciwnie, chociaż prawda
generalnie jest ceniona przez wszystkich tych, którzy kochają
prawdę i nienawidzą błędu, to słowa naszego Pana
wyjaśniają, że tylko „prawda twoja” uświęca. Widzimy, jak
cały cywilizowany świat zdaje się ubiegać, nawzajem prześcigać
i zmagać o prawdę. Geologowie zajmują się jedną
częścią tych usiłowań, astronomowie inną, chemicy kolejną,
fizycy następną, mężowie stanu jeszcze inną itp.; ale nie
zauważamy, by te różne gałęzie poszukiwania prawdy prowadziły
do uświęcenia. Przeciwnie, zauważamy, że z reguły prowadzą
one w odwrotnym kierunku; potwierdza to wypowiedź Apostoła, że
„świat nie poznał Boga przez mądrość” (1 Kor. 1:21).
Faktem jest, że w przeciągu krótkich kilku lat obecnego życia
i w obecnym upadłym, niedoskonałym i zdeprawowanym
stanie nasze możliwości są zdecydowanie za małe, by warto było
próbować wchłonąć cały zakres prawdy na każdy temat; dlatego
widzimy, że światowi ludzie sukcesu są specjalistami w swojej
dziedzinie. Człowiek, który poświęca swą uwagę astronomii,
będzie miał aż nadto zajęć związanych ze swym zawodem –
i niewiele czasu na geologię czy chemię, botanikę, medycynę
czy najwyższą ze wszystkich nauk: „prawdę twoją” – Boski
plan wieków. Właśnie w świetle tego Apostoł, który sam był
odpowiednio wykształconym człowiekiem swych czasów, radzi
Tymoteuszowi, by „unikał ludzkich filozofii”, rzekomych teorii
i nauk. Słowo „nauka” sugeruje prawdę i możemy być
pewni, że Apostoł nie miał na celu kwestionowania wiarygodności
naukowców swych czasów ani też sugerowania, że są umyślnymi
fałszerzami; ale jego słowa przekazują nam myśl, którą
potwierdza w pełni historia nauki, że choć istnieje część
prawdy we wszystkich tych naukach, to jednak ludzkie teorie, nazwane
naukami, nie są prawdą – nie są absolutnie poprawne. Są tylko
najlepszymi przypuszczeniami, jakie byli w stanie przedstawić
najpilniejsi badacze <str. 139> danej gałęzi wiedzy; a te
– jak historia jasno dowodzi – od czasu do czasu zaprzeczają
sobie nawzajem. Tak jak naukowcy sprzed pięćdziesięciu lat
odrzucali teorie lat poprzednich, podobnie teraz ich dedukcje
i metody są odrzucane przez współczesnych naukowców.
Apostoł
Paweł był nie tylko mądrym i w pełni poświęconym
człowiekiem, członkiem Królewskiego Kapłaństwa, posiadającym
lepsze niż wielu spośród jego towarzyszy naturalne kwalifikacje,
by dobrze postępować śladami wielkiego Arcykapłana, ale
dodatkowo, jako jeden z wybranych „dwunastu apostołów
Barankowych”, który zajął miejsce Judasza, był podmiotem
Boskiego kierownictwa – szczególnie w odniesieniu do jego
nauczania – przygotowanym przez Pana na nauczyciela dla domowników
wiary przez cały przeciąg Wieku Ewangelii. Słowa tak szlachetnego
wzoru wiary, podobnie jak i przykład jego poświęcenia,
powinny mieć na nas wielki wpływ, gdy zastanawiamy się nad drogą,
na którą wstąpiliśmy jako poświęceni i przyjęci
członkowie Królewskiego Kapłaństwa. Napomina on nas, byśmy
odłożyli na bok wszelki ciężar i grzech, który nas łatwo
usidla, i biegli z cierpliwością w wyścigu, który
jest przed nami, patrząc na Jezusa, sprawcę naszej wiary, aż
stanie się On jej „dokończycielem” (Hebr. 12:2). I jako
napomnienie daje nam przykład swych własnych doświadczeń, mówiąc:
„Ale jedno czynię”. Przekonałem się, że me pełne poświęcenie
Panu nie pozwoli na rozproszenie moich talentów we wszystkich
kierunkach ani nawet na zgłębienie każdej prawdy. Prawda Bożego
objawienia, jaka zstąpiła na me serce i stopniowo kieruje jego
już uświęconymi i poświęconymi talentami, ukazała mi
jasno, że jeśli chcę dostąpić wielkiej nagrody, muszę poświęcić
jej całą swoją uwagę, tak jak ci, którzy chcąc zdobyć ziemskie
nagrody, poświęcają im swą całą uwagę. „Ale jedno czynię,
że tego, co za mną jest, zapamiętywając [zapominając me przeszłe
ambicje jako ucznia, me przeszłe nadzieje obywatela rzymskiego
i człowieka o więcej niż przeciętnym wykształceniu;
zapominając o powabach różnych nauk i laurach, jakimi
darzą tych, którzy postępują ich ścieżkami], a do tego
się, co przede mną jest, spiesząc [mając oczy mej wiary, nadziei,
miłości i oddania <str. 140> zwrócone na wspaniałą
ofertę współdziedzictwa z mym Panem w boskiej naturze
i wielkim dziele błogosławienia świata w Królestwie],
bieżę do kresu ku zakładowi powołania onego Bożego, które jest
z góry” – Filip. 3:13 14.
Odczucia
nie stanowią uświęcenia
Sporo
zamieszania istnieje wśród chrześcijan co do oznak czy dowodów
akceptacji Pańskiej, danej przez Niego wiernym ofiarnikom obecnego
wieku. Niektórzy błędnie oczekują zewnętrznej manifestacji, jaka
była dana Kościołowi na początku w błogosławieństwach
Pięćdziesiątnicy*. Inni oczekują pewnych wewnętrznych, radosnych
odczuć, a jeśli to oczekiwanie się nie spełnia, następuje
rozczarowanie i ciągłe powątpiewanie co do tego, czy jest się
przyjętym przez Pana. Ich oczekiwania są w większości
budowane na świadectwach braci, którzy doświadczyli takich
uniesień. Dlatego ważne jest, by wszyscy dowiedzieli się, że
Pismo Święte nigdzie nie daje nam podstawy do takich oczekiwań: że
wszyscy jesteśmy „powołani w jednej nadziei powołania”
oraz że te same obietnice przebaczenia przeszłych grzechów,
„uśmiechu” oblicza Ojcowskiego, Jego łaski wspomagającej nas
w biegu i w osiągnięciu zaoferowanej nam nagrody –
innymi słowy dostateczna łaska czasu przygodnego – należą
w takim samym stopniu do wszystkich, którzy wchodzą pod
warunki stanu powołania. Lud Pański różni się jednak bardzo
w sposobie przyjmowania wszelkich obietnic, tak doczesnych, jak
i duchowych, tak od ludzi, jak i od Boga. Niektórzy są
bardziej pobudliwi i emocjonalni niż inni i stąd ich
sposoby i słowa opisujące te same przeżycia są bardziej
obrazowe. Poza tym Pan najwyraźniej obchodzi się ze swymi dziećmi
w sposób do pewnego stopnia zróżnicowany. Zacna Głowa
Kościoła, nasz Pan, Jezus, gdy w wieku trzydziestu lat uczynił
pełne poświęcenie wszystkiego, co miał, aż do śmierci, by
czynić wolę Ojca, i gdy został pomazany duchem świętym „nie
pod miarą”, nie miał, na ile nam wiadomo, wybujałych
emocjonalnie doznań. Bez wątpienia jednak miał pełną świadomość
tego, że Jego droga <str. 141> była słuszna i właściwa,
że Ojciec ją zaaprobował i że będzie miała Boskie
błogosławieństwo bez względu na to, jakie doświadczenia miałoby
to oznaczać. Niemniej jednak, zamiast zostać zabranym na szczyt
góry radości, nasz Pan został zaprowadzony duchem na puszczę,
i Jego pierwsze doświadczenia jako Nowego Stworzenia,
spłodzonego z ducha, były srogimi pokusami. Przeciwnik
otrzymał pozwolenie, by Pana atakować. Starał się odwrócić Go
od Jego oddania się woli Ojca, sugerując Mu inne plany
i doświadczenia do przeprowadzenia pracy, którą przyszedł
wykonać – plany, które nie obejmowały Jego ofiarniczej śmierci.
I wierzymy, że podobnie ma się rzecz z niektórymi
z naśladowców Pańskich w momencie ich poświęcenia
i przez jakiś czas potem. Są oni atakowani przez wątpliwości
i obawy podsuwane przez Przeciwnika, kwestionujące mądrość
Bożą czy też Bożą miłość, nakazujące nam ofiarowanie
ziemskich rzeczy. Nie sądźmy jedni drugich w tych sprawach,
ale jeśli ktoś umie radować się w uniesieniu uczuć, to
niech wszyscy inni, podobnie poświęceni, cieszą się wraz z nim
z jego przeżyć. Jeśli ktoś inny, poświęciwszy się,
znajdzie się na próbie srodze osaczony, niech inni jednoczą się
z nim i także radują się, pamiętając, jak wielce jego
doświadczenie podobne jest do doświadczeń naszego Wodza.
*
zob. Tom V, Wykład IX
John
i Charles Wesley, drodzy mężowie Boży, bez wątpienia sami
byli poświęceni; a jednak ich wyobrażenie o efektach
poświęcenia, choć wyrządziło dobro jednym, to w pewnym
stopniu zaszkodziło innym poprzez stworzenie niebiblijnego
oczekiwania, które nie mogło być spełnione przez wszystkich
i stąd poprzez zniechęcenie wyrządziło im zło. Dużą
omyłką z ich strony było przypuszczanie i nauczanie, że
poświęcenie się Panu oznacza w każdym przypadku ten sam
stopień przeżyć emocjonalnych. Ci z wierzących, których
rodzice byli chrześcijanami i wychowali ich pod świętym
wpływem chrześcijańskiego domu, którzy byli pouczani co do
wszystkich spraw życia zgodnie z wiarą swych rodziców
i naukami Słowa Bożego – jeśli w tych warunkach
kiedykolwiek starali się poznać i czynić wolę Bożą, nie
powinni oczekiwać, że osiągając wiek odpowiedzialności
i poświęcając się osobiście Panu, <str. 142> mają
czuć tę samą przepełniającą radość, której doświadczałby
ktoś, kto aż do tego momentu był synem marnotrawnym, cudzoziemcem,
obcym i niezapoznanym z rzeczami świętymi.
Nawrócenie
się tych ostatnich stanowiłoby radykalną zmianę i skierowanie
ku Bogu wszystkich nurtów i sił życia, które uprzednio
zdążały w przeciwną stronę grzechu i samolubstwa. Ale
ci pierwsi, których zapatrywania, cześć i oddanie były od
najmłodszych lat właściwie nakierowywane przez pobożnych rodziców
w stronę Pana i Jego sprawiedliwości, mogą nie poczuć
takiej gwałtownej zmiany czy rewolucji uczuć i nie powinni się
oni spodziewać niczego w tym rodzaju. Powinni zdać sobie
sprawę, że jako dzieci wierzących rodziców znajdowali się pod
łaską Bożą aż do czasu osiągnięcia osobistej odpowiedzialności
i że ich obecne przyjęcie oznaczało pełne uznanie ich
dotychczasowej przynależności do Boga, jak też ich pełnego
poświęcenia swych talentów, sił i wpływów dla Pana, Jego
Prawdy i Jego ludu. Powinni oni zdawać sobie sprawę, że ich
poświęcenie było tylko po prostu „rozumną służbą”; powinni
być pouczeni przez Słowo, że oddając w pełni swe już
usprawiedliwione człowieczeństwo Bogu, mogą teraz przyswoić sobie
w pełniejszym niż wcześniej stopniu wielkie i kosztowne
obietnice Pisma Świętego, które przynależą tylko do poświęconych
i ich dzieci. Jeżeli dodatkowo otrzymają wówczas jaśniejszy
wgląd w Boski plan, czy choćby w jego podstawy, to
powinni uważać to za dowód Bożej łaski dla uczestników
„wysokiego powołania” Wieku Ewangelii i powinni się z tego
radować.
Słowa
Apostoła: „Bo przez wiarę chodzimy, a nie przez widzenie”
stosują się do całego Kościoła obecnego Wieku Ewangelii. Nasz
Pan pragnie rozwinąć naszą wiarę tak, byśmy nauczyli się Mu
ufać tam, gdzie Go dokładnie nie rozumiemy. Mając to na celu,
pozostawia wiele rzeczy częściowo niejasnych dla ludzkiego wzroku
i osądu w tym celu, aby mogła się rozwinąć wiara –
na sposób i do takiego stopnia, jakie byłyby niemożliwe,
gdyby naszym ziemskim zmysłom darowane były cuda i znaki. Oczy
naszego zrozumienia mają być otwarte na Boga przez obietnice Jego
Słowa, <str. 143> przez dostrzeżenie i zrozumienie
prawdy, tak by przyniosło nam to radość wiary w rzeczy
jeszcze niewidoczne i nierozeznawalne przez nas w sposób
naturalny.
Nawet
to otwieranie oczu naszego zrozumienia jest procesem stopniowym, jak
tłumaczy Apostoł. Modli się on za tymi, którzy znajdują się już
w Kościele Bożym, tytułując ich „świętymi”, czyli
poświęconymi, by oczy ich zrozumienia mogły zostać otwarte i by
mogli coraz lepiej pojmować ze wszystkimi świętymi (czego nikt
inny nie może zrozumieć) długość, szerokość, wysokość
i głębokość znajomości i miłości Bożej. Myśl, że
duchowe błogosławieństwa Nowego Stworzenia, które następują po
poświęceniu, nie są namacalne dla ziemskich zmysłów, lecz są
jedynie wiarą, jest zilustrowana w obrazach Przybytku, gdzie
zewnętrzna zasłona pierwszego Miejsca Świętego zakrywa zawarte
w nim święte przedmioty, symbolizujące głębsze prawdy,
nawet przed Lewitami (przedstawiającymi usprawiedliwionych). Mogą
one zostać poznane i ocenione tylko przez tych, którzy weszli
do Miejsca Świętego jako członkowie Królewskiego Kapłaństwa*.
*
zob. Cienie Przybytku lepszych ofiar, str. 117
Wylewność
uczuć, jaka objawia się u niektórych z powodu ich
temperamentu, nierzadko zanika z tego samego powodu. Ale te
uczucia, błogosławieństwo i radość, które mogą być ich
stałym udziałem, jeśli stale będą mieszkać w Panu,
starając się postępować Jego śladami, są radościami wiary,
których nie mogą przyćmić ziemskie chmury i troski, a wolą
Bożą jest, by nigdy nie były przysłonięte w sprawach
duchowych, chyba że tylko na chwilę, jak to miało miejsce
w przypadku naszego Pana, gdy zawołał na krzyżu: „Boże
mój! Boże mój! czemuś mię opuścił?” Konieczne było, by nasz
Mistrz, zajmując miejsce potępionego Adama, skosztował wszystkich
doświadczeń Adama jako grzesznika i dlatego musiał przejść
przez te doświadczenia, choćby przez moment. I kto może
powiedzieć, że taka czarna chwila nie będzie dozwolona nawet
w przypadku najbardziej godnych spośród naśladowców Baranka?
Takie doświadczenia jednak z pewnością nie byłyby
dopuszczone na długo, a dusza, która pokłada ufność w Panu
w ciemnej chwili, <str. 144> zostanie obficie nagrodzona
za doświadczenie wiary i nadzieję, gdy chmury przeminą i znów
zaświeci słońce Pańskiej obecności.
Inna
przyczyna znacznej czasem ciemności jest zawarta w strofach
poety:
„Ach,
nie daj chmurze ziemskich spraw,
Skryć oczom sługi Twoją
twarz!”
Chmury,
jakie pojawiają się pomiędzy zupełnie poświęconymi dziećmi
Bożymi a ich niebiańskim Ojcem oraz ich Starszym Bratem, są
ziemskiego pochodzenia – są rezultatem zezwalania uczuciom na
grawitowanie w stronę rzeczy ziemskich, zamiast kierowania ich
na rzeczy w górze; są skutkiem zaniedbywania ślubu
poświęcenia polegającego na tym, by zużywać wszystko i dać
się zużyć w służbie Pańskiej, kładąc nasze życie za
braci albo czyniąc dobrze wszystkim, kiedy tylko mamy taką okazję.
W takich okolicznościach, gdy nasze oczy są odwrócone od Pana
i Jego kierownictwa, szybko zaczynają zbierać się ciemne
chmury i wkrótce światło społeczności, wiary, ufności
i nadziei zostaje w dużym stopniu przyćmione. Jest to
czas choroby duszy, niepokoju. Pan łaskawie dozwala na takie
utrapienie, ale nie odcina nas od swej łaski. Chowa swą twarz przed
nami, abyśmy zdali sobie sprawę, jak bardzo samotny
i niezadowalający byłby nasz stan, gdyby nie słońce Jego
obecności, które rozjaśnia naszą drogę i sprawia, że
wszystkie brzemiona życia zdają się lekkie, jak to znów wyraził
poeta:
Szczęśliwym,
gdy widzę Go wciąż
I wszystko dla Niego
chcę dać,
A wiary
tej, która tak trwa,
Nie zmieni ni miejsce, ni
czas.
Gdy
wiem, że tę miłość On dał,
Bogactwo dziecinnym się
zda,
A lochy
bogactwem są mi,
Jeżeli mój Jezus jest
tam.
„Który
uzdrawia wszystkie choroby twoje”
„Błogosławże,
duszo moja Panu, a nie zapominaj wszystkich dobrodziejstw jego,
który odpuszcza wszystkie nieprawości twoje; który uzdrawia
wszystkie choroby twoje; który wybawia od śmierci żywot twój;
który cię koronuje miłosierdziem i wielką litością; który
nasyca dobrem usta twoje, a odnawia jako orła młodość twoją”
– Psalm 103:2 5. <str. 145>
Choć
nasz Pan dozwala, by choroby, o jakich właśnie wspomnieliśmy,
przychodziły na Nowe Stworzenia, to jednak jest cały czas gotowy,
by je uzdrowić, gdy zobaczy właściwy stan serca chorujących. Gdy
ktoś doświadcza takiej choroby duszy – takiego osłabienia Nowego
Stworzenia – powinien przystępować do tronu niebiańskiej łaski,
by duchowe życie, żywotność i zdrowie znowu się pojawiły
dzięki promieniom Bożej łaski. Apostoł napomina: „Przystąpmyż
tedy z ufnością [z ufną odwagą] do tronu łaski, abyśmy
dostąpili miłosierdzia i łaskę znaleźli ku pomocy czasu
przygodnego” – Hebr. 4:16. Wszystkie Nowe Stworzenia mają w tej
dziedzinie doświadczenia; i ci, którzy są przez nie właściwie
wyćwiczeni, wzmacniają się coraz bardziej w Panu i w sile
mocy Jego, tak że nawet ich upadki i słabości – w których
muszą wołać o pomoc i chwytać się wiarą Pańskiej
ręki – są środkami otrzymania duchowych błogosławieństw,
przez które wzrastają w sposób, jaki nie byłby możliwy,
gdyby zostali wyzwoleni z prób i trudności oraz gdyby Pan
nie odwracał swego jaśniejącego oblicza od ich serc, gdy stają
się one zimne, obciążone czy niedbałe względem swych duchowych
przywilejów. Za każdym razem, gdy Nowe Stworzenie czuje konieczność
szukania miłosierdzia i pomocy, otrzymuje świeże
przypomnienie o konieczności pojednawczego dzieła Odkupiciela.
Zdaje sobie ono wówczas sprawę, że ofiara Chrystusa była
wystarczająca nie tylko dla przykrycia przeszłych grzechów –
grzechu Adama i naszych osobistych przewinień, zanim
przyszliśmy do Ojca przez zasługę Syna – ale dodatkowo Jego
sprawiedliwość przez Jego jedną ofiarę za wszystkich zakrywa
wszystkie nasze przewinienia, umysłowe, moralne i fizyczne,
których nie popełniamy celowo, rozmyślnie. W ten sposób Nowe
Stworzenie, znajdując się na wąskiej ścieżce, ma stałe
przypomnienie, że zostało kupione za cenę kosztownej krwi
Chrystusa, a jego doświadczenia, nawet w upadkach, stale
przybliżają go do Pana, gdyż rozpoznaje wartość zarówno Jego
przeszłego dzieła jako Odkupiciela, jak też obecnego dzieła
Pomocnika i Wybawiciela.
Jednakże
wielu spośród Nowych Stworzeń nie nauczyło się, jak radzić
sobie z tymi chorobami czy dolegliwościami duszy, i są
oni raczej skłonni powiedzieć sobie: „Znowu upadłem. Nie mogę
się zbliżyć do tronu łaski niebieskiej, zanim nie okażę <str.
146> Panu moich dobrych intencji poprzez odniesienie zwycięstwa”.
W ten sposób odwlekają to, co powinno być pierwszym krokiem
z ich strony. Starają się o własnych siłach odnieść
zwycięstwo, a ponieważ nękani są przez swe wcześniejsze
słabości, ich stan nie jest odpowiedni do bojowania „dobrego boju
wiary” z ich własnym ciałem lub też z Przeciwnikiem,
i klęska jest prawie nieunikniona. A wraz z nią
nastąpi stopniowe zaprzestanie uciekania się do Pana i rosnące
poddawanie się otaczającym chmurom, które zakrywają przed nimi
słońce Bożej łaski. Stopniowo zaczynają uznawać te chmury za
nieuniknione w ich przypadku.
Należy
jednak robić coś zupełnie przeciwnego: Gdy tylko zauważymy błąd
w słowie lub uczynku i na ile to tylko możliwe –
wynagrodzimy wyrządzoną szkodę, szybko powinniśmy udać się do
tronu łaski – pełni wiary, bez wahania. Nie wolno nam myśleć,
że nasz Pan szuka sposobności przeciwko nam i pragnie nas
surowo sądzić. Wręcz przeciwnie, mamy pamiętać, że Jego dobroć
i miłosierdzie sprawiły, iż zapewnił odkupienie, kiedy
jeszcze byliśmy grzesznikami. Możemy być pewni, że od czasu gdy
staliśmy się Jego dziećmi, zostaliśmy spłodzeni z ducha
i staramy się postępować Jego drogami – według ducha, nie
według ciała – choć nasze najlepsze starania mogą być pełne
upadków, to jednak w takich warunkach Jego miłość do nas
musi obfitować jeszcze bardziej, niż gdy byliśmy „dziećmi
gniewu jako i drudzy”. Mamy pamiętać, że tak jak dobry
ziemski ojciec ma litość nad swymi dziećmi, tak Pan lituje się
nad tymi, którzy Go czczą. Powinniśmy popatrzeć na naszych
najlepszych ziemskich przyjaciół i na ich współczucie,
zrozumienie oraz miłość i przez analogię rozsądzić, że
Bóg jest o wiele bardziej dobrotliwy i wierny niż nawet
najlepsze z Jego stworzeń. Zachęca On do takiej wiary, takiej
ufności – i nagradza ją. Wszyscy, którzy mieli dość
wiary, by na początku przyjść do Pana, mają jej wystarczająco,
aby przychodzić do Niego każdodziennie ze swymi doświadczeniami,
trudnościami i słabościami, jeśli tak postanowią. Jeśli
jednak pozwolą na to, by zasłoniły ich chmury i nie
skorzystają z zachęty Słowa Bożego, aby przystąpić do
tronu łaski, by otrzymać pokój i powrócić do harmonii,
ostatecznie zostaną uznani za niegodnych otrzymania miejsca w <str.
147> tej szczególnej klasie, którą wybiera nasz Pan: „Ojciec
takowych szuka, którzy by go chwalili” – którzy by zarówno Mu
ufali, jak i miłowali Go; „Bez wiary nie można podobać się
Bogu”; „A to jest zwycięstwo, które zwyciężyło świat,
wiara nasza” – Jan 4:23; Hebr. 11:6; 1 Jana 5:4.
Istnieją,
rzecz jasna, trudności na naszej drodze, ale Pan daje konieczną
pomoc i radę przez swe Słowo i poprzez braci, których
„umieszcza” w ciele w tym właśnie celu (1 Kor.
12:18). Pomocą jest, na przykład, zrozumienie, na czym dokładnie
polega wspomniany błąd, zrozumienie, że odkładanie naszego
przybliżenia się do tronu łaski w celu otrzymania
miłosierdzia aż do czasu, gdy będziemy mogli własnoręcznie
przynieść coś, co nas usprawiedliwi, wskazuje, że nie doceniamy
w pełni tej wielkiej rzeczy, której Pan Bóg uczył przez
stulecia. A mianowicie, że wszyscy jesteśmy niedoskonali i nie
umiemy czynić tego, co pragniemy, i dlatego musiał przyjść
Odkupiciel, aby nas podźwignąć. Ktoś, kto chce usprawiedliwić
samego siebie, usiłuje dokonać rzeczy niemożliwej, i im
prędzej zda sobie z tego sprawę, tym lepiej. Nasze rozliczanie
się u Pana powinno odbywać się codziennie. I bez względu
na to, czy dana trudność jest znaczna czy niewielka, jeśli serce
osoby poświęconej jest wrażliwe i przyzwyczajone do stałej
łączności i społeczności z Panem, znajdzie ona
błogosławieństwo w udaniu się do tronu łaski natychmiast
gdy tylko trudności się pojawią, nie czekając nawet na schyłek
dnia. Ale z pewnością niczego nie powinno się zostawiać
przez noc, skoro tron łaski jest dla nas otwarty w każdej
chwili. Zaniedbanie w tej kwestii wskazywałoby na usposobienie
przeciwne temu, którego uczy Słowo Pańskie.
Trudność,
jakiej niektórzy doświadczają, polega na tym, że po tym, jak już
przystąpią do tronu łaski, nie doznają błogosławieństwa,
którego szukają – przebaczenia grzechów i pojednania
z Ojcem. Przyczyna może być trojaka: (1) Może brakować im
wiary; skoro Pan w obecnym czasie postępuje z nami według
naszej wiary, bez niej niczego nie można osiągnąć. „Według
wiary waszej niechaj się wam stanie.” (2) Ich trudność może
polegać na tym, że nie naprawili wyrządzonego zła, które
wyznają; nie <str. 148> wynagrodzili krzywdy uczynionej innym
albo – jeśli występek był przeciwko Panu, poszukują pokoju bez
uczynienia przed Nim wyznania i prośby o przebaczenie; (3)
W więcej niż kilku przypadkach tego rodzaju, na jakie
zwróciliśmy uwagę, trudność polega na tym, że zwracający się
do Pana nie uczynili właściwego poświęcenia się Jemu.
Poszukiwali Bożego pokoju, radości i słońca łaski –
szukali błogosławieństw przedstawionych w świetle złotego
świecznika i w chlebach pokładnych Przybytku,
w rzeczywistości będąc ciągle jeszcze poza tymi rzeczami,
poza poświęceniem – i stąd poza Królewskim Kapłaństwem –
będąc jedynie Lewitami, którzy ciągle otrzymywali szczególną
łaskę albo przywilej obecnego czasu nadaremnie.
Odpowiednim
lekarstwem na brak wiary byłoby jej pielęgnowanie poprzez badanie
Bożego Słowa, rozmyślanie nad dobrocią Boga w przeszłości
i obecnie oraz staranie się, by zrozumieć, że jest On
miłosierny, „nader obfitujący”, bardziej, niż moglibyśmy o to
prosić czy nawet pomyśleć. Lekarstwem na drugi rodzaj trudności
byłoby szybkie, zupełne przeproszenie i o ile to jest
możliwe, naprawienie zła albo rekompensata za wyrządzone szkody,
a następnie zwrócenie się do tronu łaski w zupełności
wiary. Lekarstwem na trzeci problem byłoby uczynienie pełnego
poświęcenia, którego wymaga Pan ze strony wszystkich, którzy
cieszyć się pragną szczególnymi przywilejami i zarządzeniami
tego Wieku Ewangelii.
Kolejna
klasa poświęconych, ale chorych duchowo, wymaga, by się nad nią
zastanowić. Należący do tej grupy są najwyraźniej
usprawiedliwieni z wiary i szczerzy w swym
poświęceniu, ale nie czynią prawie wcale postępu
w podporządkowywaniu ciała. Czasem zdaje się nawet, że ich
wiara w Bożą dobroć i miłosierdzie, usunąwszy hamulce
strachu, stawia ich w pozycji bardziej wystawionej na pokusy ze
strony słabości ciała niż pierwotnie – gdy mieli mniejszą
znajomość Pana. Ich doświadczenia są bardzo ciężkie, nie tylko
dla nich, ale dla wszystkich domowników wiary, z którymi mają
kontakt. Ich życie zdaje się być ciągiem upadków i skruchy,
dla jednych <str. 149> w aspekcie niekonsekwencji
finansowych, dla innych – w związku z przewinieniami
w sprawach moralnych albo międzyludzkich.
Jakie
jest lekarstwo na ten stan rzeczy? Odpowiadamy, że osoby takie
powinny zostać wyraźnie poinformowane, że Nowe Stworzenie nie
będzie się składało z tych, którzy jedynie wchodzą
w przymierze – ślubując samozaparcie, ofiarowanie swych
ziemskich rzeczy i chodzenie nie według ciała, ale według
ducha – ale z tych, którzy przez wierność w ochoczym
usiłowaniu zachowywania tego przymierza zostaną policzeni za
zwycięzców przez Tego, który czyta serca. Powinni zostać
pouczeni, że właściwą metodą dla wszystkich poświęconych jest
poczucie, że jako uwolnieni przez Syna tak bardzo pragną osiągnąć
wszystkie błogosławieństwa wynikające z łaski Bożej, że
dobrowolnie staną się niewolnikami – poddając się pod pewne
ograniczenia, limity, niewolę, co się tyczy ich słów, zachowania
i myślenia – szczerze prosząc w modlitwach o obiecaną
pomoc Pańską, o której zapewniają słowa skierowane do
Apostoła: „Dosyć masz na łasce mojej; albowiem moc moja wykonywa
się w słabości”. Za każdym razem, gdy zorientują się, że
zgrzeszyli, powinni oni nie tylko naprawić wyrządzoną krzywdę,
ale także uczynić wyznanie przed Panem i przez wiarę uzyskać
Jego przebaczenie – powinni obiecać większą pilność na
przyszłość oraz zwiększyć ograniczenia swej własnej wolności
względem słabości, jaką wykazali w swym ostatnim upadku.
Tak
czuwając i modląc się, „ustawiając straże” dla swych
uczynków i słów w życiu i „podbijając wszelaką
myśl” pod wolę Bożą w Chrystusie (2 Kor. 10:5),
z pewnością wkrótce będą mogli wykazać się szczerością
serca wobec samych siebie i braci, i postępować w życiu
tak ostrożnie, że wszyscy będą mogli nie tylko rozpoznać, że ci
właśnie byli z Jezusem, lecz także, że uczyli się od Niego
oraz że szukali i korzystali z Jego pomocy w osiąganiu
zwycięstw nad swymi słabościami. Przypadki takowych braci i sióstr
można by określić terminem, którym posłużył się Apostoł
mówiąc o „nieporządnie chodzących” – nie żyjących
według przykładu naszego Pana i apostołów. W innym
rozdziale <str. 150> przypatrzymy się wskazówkom Pana co do
sposobu, w jaki powinni być przez braci traktowani ci, którzy
są słabi w ciele i którzy przynoszą niesławę i złą
opinię sprawie Pańskiej.
Tu
jednak zauważamy, że o ile okazują oni dowody pokuty za swe
złe postępowanie i pragnienie serca, by podążać właściwą
drogą, mieć stateczną wiarę i ufność w Panu, muszą
być uważani za braci – niezależnie od tego, czy i na ile
konieczne byłoby ograniczenie społeczności z nimi aż do
czasu, gdy okażą zewnętrznie, faktycznie, dowód działania łaski
w swych sercach poprzez hamowanie swych cielesnych słabości.
Niemniej jednak mają oni być nadal zachęcani do wiary, że Pan
jest bardzo miłosierny wobec tych, którzy Mu ufają i którzy
w sercu pragną Jego dróg, aczkolwiek nie mogą być zachęcani
do spodziewania się, iż kiedykolwiek staną się godnymi klasy
zwycięzców, chyba że zaczną tak szczerze i gorliwie dążyć
do sprawiedliwości, że ich ciała wykażą jakieś znaczące dowody
poddania się Nowemu Umysłowi.
Widzieliśmy
niektórych z poświęconego ludu Pana wychudłych
i zagłodzonych – szczerze pragnących pełni społeczności
z Nim, lecz nie mających niezbędnej wiedzy, jak ją osiągnąć
i utrzymać. To prawda, że posiadali Biblię; lecz ich uwaga
była odwrócona w inną stronę i nauczyli się bardziej
polegać na nauczycielach i katechizmach itp., idąc za
tradycjami ludzkimi, a nie za umysłem, czyli duchem Bożym,
i dlatego zabrakło im właściwego duchowego pokarmu. Efektem
tego był ich brak zadowolenia z formalizmu, jednocześnie nie
wiedzieli też, jak z całego serca zbliżyć się do Pana, bo
nie byli powiadomieni o Jego dobroci i o bogactwach
Jego łaski w Chrystusie Jezusie, o wielkim planie
zbawienia dla całego świata w przyszłości ani o powołaniu
Kościoła do nowej natury. Ten stan wygłodzenia wymaga najpierw
czystego „szczerego mleka Słowa”, a potem „twardego
pokarmu” objawienia Bożego. Tymi drogimi osobami nie powinno się
pogardzać ani ich zaniedbywać, mimo że poznawszy się na <str.
151> pustce ogólnego kościelnictwa, są one skłonne szukać
czegoś innego, np. świeckich rozrywek itp., by zaspokoić głód
swych serc. Znamy pewne osoby z tej klasy, które po bezowocnych
poszukiwaniach w różnych kierunkach zadowolenia dla duszy
przybrały postawę pozornej obojętności na sprawy duchowe. Ale po
otrzymaniu „teraźniejszej prawdy” ich duchowe łaski i znajomość
rozkwitły w najbardziej niezwykły sposób. Wierzymy, że jest
dużo więcej takich osób w różnych wyznaniach i że
przywilejem tych, którzy otrzymali światło „teraźniejszej
prawdy”, jest wyciągnięcie do nich pomocnej dłoni, wspierającej
ich wydostanie się z ciemności do cudownej światłości,
z duchowego głodu do przeobfitej łaski i prawdy. Ale aby
zostać użytym przez Pana do ubłogosławienia takich osób, trzeba
w Słowie szukać zarówno mądrości, jak i łaski z góry
pochodzącej i posługiwać się nią w sposób życzliwy,
wierny i stały.
Tymczasowe
usprawiedliwienie ma miejsce przed uświęceniem
Zauważyliśmy,
że tymczasowe usprawiedliwienie nie jest jedynie umysłowym uznaniem
faktu, że Chrystus umarł jako Odkupiciel człowieka i że
pewne błogosławieństwa pojednania z Bogiem zostały w ten
sposób zagwarantowane ludzkości, lecz że dodatkowo potrzeba pewnej
miary poświęcenia, by stać się usprawiedliwionym wierzącym. To
usprawiedliwienie oznacza uznanie ogromnej grzeszności grzechu
(Rzym. 7:13) oraz pragnienie zaprzestania go, stania się wolnym od
jego mocy, jak też wolnym od kary zań; jest to zatem pragnienie, by
stać się sprawiedliwym i znaleźć się w harmonii ze
sprawiedliwym Stwórcą oraz w zgodzie ze wszystkimi prawami
sprawiedliwości. Co więcej, oznacza to, że wierzący nakierował
swój umysł i wolę na postępowanie za sprawiedliwością we
wszystkich sprawach życia. Wiara w Jezusa, której towarzyszy
takie poświęcenie, daje tymczasowe usprawiedliwienie, ale nie
oznacza ofiary. Bóg ma prawo żądać, by wszystkie Jego stworzenia
albo pochwalały sprawiedliwość, a nienawidziły nieprawości,
albo uznane zostały za obcych Mu, za Jego nieprzyjaciół. Ale Bóg
nie zmusza, byśmy ofiarowali swe życie celem służenia Mu <str.
152> ani dla żadnego innego celu. Dlatego ofiara jest
przedstawiona w Piśmie Świętym jako akt dobrowolny –
niewymagany przez prawo, choć jest, jak to określa Apostoł,
„rozumną służbą”, stąd też usilnie nakłania nas on:
„Proszę was tedy, bracia! przez litości Boże, abyście stawiali
ciała wasze ofiarą żywą, świętą, przyjemną Bogu, to jest
rozumną służbę waszą” – Rzym. 12:1.
U niektórych
poświęcenie do ofiary może nastąpić wkrótce po osiągnięciu
wiary w Pana i pragnieniu postępowania Jego ścieżkami
sprawiedliwości; ale musi nastąpić po, a nie przed tym,
ponieważ jak już to zauważyliśmy, musimy być przynajmniej
tymczasowo usprawiedliwieni przez wiarę, zanim w ogóle
będziemy mogli mieć do czynienia z Bogiem czy mieć
jakąkolwiek z Nim społeczność. Inni osiągają ten stan
usprawiedliwienia i trwają w nim przez jakiś czas, zanim
w ogóle jakakolwiek myśl o zupełnym poświęceniu czy
ofiarowaniu ziemskich spraw Panu i Jego sprawie powstanie w ich
umysłach. Jednak ci, którzy w obecnych warunkach zaczną iść
ścieżką usprawiedliwienia, ścieżką sprawiedliwości, ścieżką
harmonii z Bogiem, nie zajdą zbyt daleko, zanim nie natrafią
na opór, czy to z wewnątrz, czy od świata lub też od
Przeciwnika.
Widzą
oni, że ścieżka sprawiedliwości wznosi się coraz bardziej i że
staje się bardziej stroma i trudna. W pewnym momencie
pozostanie na tej ścieżce sprawiedliwości w obecnych
grzesznych warunkach stanie się możliwe jedynie kosztem ofiarowania
ziemskich spraw, ziemskich ambicji, ziemskich przyjaźni itd. I tu
rozwidlają się drogi: na jedną z nich, wznoszącą się
w górę i prowadzącą do chwały, czci
i nieśmiertelności, można wejść tylko przez ciasną bramę
pokory, samozaparcia i samoofiary. Okaże się ona drogą
wyboistą, po której jednak pomagają iść pielgrzymom duchy
usługujące; przyświecają na niej gdzieniegdzie pełne łaski
obietnice Chrystusa, Wodza, zachęcające i zapewniające
o wystarczającej łasce i pomocy do końca podróży.
Wytrwałość sprawi, że wszystkie rzeczy będą przyczyniały się
do ich najwyższego dobra – ostatecznego członkostwa w Nowym
Stworzeniu i udziału w chwalebnym dziele tysiącletniego
Królestwa. <str. 153> Przy bramie na tę drogę,
przedstawiającej pełne poświęcenie aż do ofiary, wielu
z tymczasowo usprawiedliwionych zatrzymuje się przez dłuższą
chwilę, obliczając koszty, zanim przez nią wejdą, słuchając
zaproszenia znajdującego się w Słowie i wzmacniając swe
serca do podjęcia tej drogi w oparciu o związane z nią
pokrzepiające obietnice.
Przed
tą bramą są liczne boczne ścieżki, na których wielu, którzy
zaszli aż dotąd, próbowało łatwiejszej drogi do chwały, czci
i nieśmiertelności – ale nadaremnie. Są setki tych skrótów;
niektóre wspinają się nieco i zdają się wymagać pewnej
dozy samozaparcia; inne łatwo biegną w dół w kierunku
błogosławieństw i korzyści tego świata. Jednak na żadnej
z tych bocznych ścieżek nie ma pełnych natchnienia obietnic,
które należą się tylko tym, co wchodzą przez ciasną bramę
ofiary na „wąską drogę” społeczności ze swym Panem,
wyrzeczenia się ziemskich ambicji w zamian za osiągnięcie
serdecznego związku z Chrystusem Jezusem w chwale, jaka ma
nastąpić.
Radość
i pokój pojawiają się od momentu uwierzenia w Pana,
przyjęcia Jego pojednania oraz postanowienia o udaniu się
drogami sprawiedliwości i o uciekaniu od grzechu. Radość
ta i pokój są zupełne aż do momentu dotarcia do ciasnej
bramy, wiodącej na wąską drogę; ale gdy dążenie do
sprawiedliwości wymaga samozaparcia i samoofiary, a ta
ofiara nie została uczyniona i nie następuje przejście przez
ciasną bramę – radość i pokój Bożej łaski zostają
przyćmione. Przez jakiś czas nie zostają one całkowicie odjęte,
gdy szczerze wierzący poszukuje innych sposobów służenia
sprawiedliwości, nadal ją miłując i nadal ceniąc łaskę
Bożą, lecz wstrzymując się od wejścia na tę drogę
i jednocześnie odmawiając wejścia przez jej niedocenienie.
Pełnia radości i pokoju nie może być udziałem takich osób,
ponieważ przez cały ten czas zdają sobie one sprawę, że pełne
poświęcenie ich wszystkich sił Panu nie byłoby niczym innym jak
tylko „rozumną służbą”, logicznym uznaniem i odwzajemnieniem
za łaski Boże już otrzymane w przebaczeniu grzechów.
Wielu
trwa w tym stanie przez długie lata, podczas gdy inni zbaczają
na drogi świata. Nikt nie staje się <str. 154> nawet
kandydatem na Nowe Stworzenie, jeśli nie wejdzie przez ciasną bramę
ofiarowania się. Pan przez długi czas nie odcina ich od tych
szczególnych przywilejów, które im dał jedynie po to, by
przywiodły ich do ciasnej bramy; niemniej jednak, gdy zaniedbują
przejścia przez nią, w rzeczywistości wyznają, że
„nadaremno łaskę Bożą [przebaczenie grzechów i doprowadzenie
do tej bramy] przyjmowali”; gdyż po dojściu do tego stanu
odmawiają lub zaniedbują skorzystania z „jednej nadziei
powołania naszego”. Pan mógłby zupełnie słusznie im
powiedzieć: Natychmiast zabieram wam wszystkie szczególne
przywileje każdego rodzaju. Nie byliście bardziej godni mojej łaski
niż reszta świata i będziecie mieć te same przywileje
i szanse, jakie zamierzam dać całej ludzkości w Wieku
Tysiąclecia; ale w obecnym życiu nie macie już więcej moich
szczególnych przywilejów, miłosierdzia, opieki, troski itd. ani
też szczególnych preferencji w przyszłym życiu. Lecz Pan nie
czyni tego od razu i do wielu ma wielką cierpliwość.
Bardzo
wielkie i kosztowne obietnice Słowa Pańskiego – jak na
przykład te, które zapewniają nas, że „tym, którzy miłują
Boga, wszystkie rzeczy dopomagają ku dobremu” – będą odnosiły
się tylko do tych, którzy znaleźli łaskę u Boga i zostali
doprowadzeni do ciasnej bramy samoofiarowania oraz weszli przez nią
z radością, bo tylko tacy miłują Boga w najwyższym
stopniu – bardziej niż samych siebie. „Wszystkie rzeczy są ich,
a oni są Chrystusowi, a Chrystus Boży.” Weszli oni do
szkoły Chrystusowej, i wszystkie nauki, zachęty i ćwiczenia
ich życia zostaną tak ułożone, by ostatecznie przygotowały ich
do Królestwa. Ale te lekcje, pouczenia i błogosławieństwa
nie są dla tych, którzy odmawiają wejścia do szkoły – którzy
odmawiają poddania swej woli pod wolę wielkiego Nauczyciela.
Ściśle
mówiąc, ci, którzy otrzymują łaskę Bożą nadaremnie, nie mają
odpowiedniej podstawy, dzięki której mogliby nawet w modlitwie
przystąpić do Pana; bo dlaczego ktoś miałby spodziewać się
szczególnej opieki i szczególnych przywilejów od Pana, gdy
zaniedbuje odpowiedniego odwdzięczenia się za otrzymane już
błogosławieństwa? Czy może uważać, że skoro już otrzymał
błogosławieństwo <str. 155> Pańskie w postaci mądrości
i tymczasowego usprawiedliwienia, to Pan będzie zobowiązany
okazywać mu więcej łask? Czyż nie powinien on raczej uważać, że
otrzymawszy te błogosławieństwa Pańskie, daleko ponad powszechną
łaskę, darowaną dotąd odkupionej ludzkości, dostał więcej, niż
mu się należało? Że w zamian za to, iż nie postąpił
zgodnie z wolą Pańską, powinien raczej oczekiwać, że dalsze
Boskie miłosierdzie i łaska ominą go i spłyną na tych,
którzy nie mieli dotąd tych wielkich przywilejów i dlatego
nie pogardzili do takiego stopnia łaskawą ofertą Pana? Ale Pan
jest wielce litościwy i miłosierny, i stąd możemy się
spodziewać, że dopóki ktoś taki będzie pozostawał w stanie
wiary, Pan nie odrzuci go zupełnie.
Jakie
jest lekarstwo dla znajdujących się w tym stanie, a pragnących
należeć całkowicie do Pana i w pełni mieć prawo do
Jego łask? Odpowiadamy, że powinni w pełni poświęcić się
Panu, poddając Mu swą wolę we wszystkim – w swych
dążeniach, nadziejach, planach i środkach; powinni nawet
poddać swe ziemskie miłości Panu, a w zamian za to
powinni uznać jako zasadę swego istnienia i przyszłego
postępowania kierownictwo Jego Słowa, ducha i opatrzności;
mając zapewnienie, że przyniosą im one nie tylko chwalebniejsze
rezultaty co do przyszłego życia, ale też większe
błogosławieństwa serca w życiu obecnym.
Jak
mają to zrobić? Odpowiadamy, że musi to być uczynione z serca,
z czcią, w modlitwie; powinno się zawrzeć z Panem
zdecydowaną umowę, jeśli to możliwe – wypowiedzianą głośno;
należy prosić o łaskę Bożą, miłosierdzie
i błogosławieństwo jako konieczną pomoc w przeprowadzeniu
tej ofiary.
A co
należy uczynić, gdy ktoś ma pragnienie znalezienia się blisko
Boga, lecz nie czuje się w pełni gotowy do zupełnego poddania
się Jego woli? Odpowiadamy, że taki ktoś powinien przyjść do
Pana w modlitwie w tej sprawie i prosić o Jego
błogosławieństwo na badanie Prawdy, by mógł coraz lepiej
pojmować, po pierwsze – rozumność tej służby, po drugie –
<str. 156> pewność mającego nastąpić w efekcie
błogosławieństwa i po trzecie – Jego wierność
w dotrzymywaniu wszystkich łaskawych obietnic odnośnie pomocy
i pokrzepienia dla klasy samoofiarowanych. Tacy powinni także
prosić, by Pan uzdolnił ich do właściwego oceniania i szacowania
ziemskich rzeczy – by mogli zdać sobie sprawę, a jeśli to
konieczne – także doświadczyć, jak przemijające
i niesatysfakcjonujące są wszystkie rzeczy mające związek
z samolubstwem obecnego czasu oraz rzeczy, których łaknie
ziemski umysł. W ten sposób będą w stanie uczynić
poświęcenie i docenić przywilej zwrócenia wszystkich swych
uczuć ku rzeczom w górze, a nie na dole, i ofiarowania
tych ostatnich na rzecz tych pierwszych.
Powstaje
inna kwestia: w świetle faktu, iż „wysokie powołanie”
jest zamknięte i dlatego poświęcający się nie mogą mieć
zupełnej pewności co do możliwości osiągnięcia nagrody nowej
natury z jej chwałą, czcią i nieśmiertelnością –
rodzi się pytanie, jaki to ma wpływ na poświęcenie? Odpowiadamy,
że nie powinno to mieć żadnego znaczenia: poświęcenie i tak
jest jedyną rozumną, właściwą drogą dla ludu Pańskiego. Od
tych, którzy będą chcieli żyć i radować się
błogosławieństwami Wieku Tysiąclecia, nie będzie wymagane nic
innego jak pełne poświęcenie. A co do możliwości
i zasłużonej nagrody, to wskazaliśmy już, że w naszym
zrozumieniu wielu jeszcze zostanie przyjętych do przywilejów
„wysokiego powołania”, by zająć miejsca tych, którzy się już
poświęcili, ale nie będą tak „biec, aby otrzymali” nagrodę
i dlatego zostaną usunięci z tego biegu. Możemy być
jednak pewni, że nikt nie zostanie objęty tym przywilejem, jeśli
najpierw nie przejdzie przez ciasną bramę poświęcenia i ofiary.
Prawdopodobnie
w odniesieniu do wszystkich, którzy weszli przez ciasną bramę,
prawdziwe jest stwierdzenie, że nie widzieli oni jasno i nie
rozumieli w pełni wielkich i bogatych błogosławieństw,
jakie Bóg ma zachowane dla swego wiernego Nowego Stworzenia.
Widzieli na początku jedynie rozumną służbę, a potem
dowiedzieli się więcej o długości, szerokości, wysokości
i głębokości Bożej dobroci i swych przywilejach
„wysokiego powołania”. Podobnie ci, <str. 157> którzy
wstępują obecnie na tę drogę, nie mogą w pełni docenić
rzeczy niebiańskich i duchowych, dopóki nie zaczną pełnić
swej rozumnej służby w stanie całkowitego poświęcenia.
Możemy być też pewni, że dla poświęcających się i czyniących
z siebie pełną ofiarę dla sprawy Pańskiej już po
skompletowaniu klasy niebiańskiej Pan będzie miał wiele
błogosławieństw innego rodzaju; i że wszystkie Jego
błogosławieństwa są dla takich, którzy są Mu poświęceni,
ofiarowani. Możliwe, że zostaną policzeni wraz ze świętymi
Starego Testamentu, którzy posiadali przyjemne Bogu ofiarnicze
usposobienie, zanim zaczęło się „wysokie powołanie”.
Błędne
rozumienie uświęcenia
Zastanawiając
się nad ogólnym zamieszaniem pojęć panującym pomiędzy
chrześcijanami co do Boskiego planu – usprawiedliwienia
i uświęcenia, których konieczność jest wyrażona w Piśmie
Świętym, nie należy się dziwić, że to zamieszanie jest znaczne.
Jeden z błędnych poglądów – utrzymywany jednak przez
stosunkowo mały procent ludu Pańskiego, ale ze szkodą dla niego –
to twierdzenie o rzeczywistej świętości i doskonałości,
przejawiające się czasami w wypowiedziach zwolenników tego
poglądu, że „nie zgrzeszyli przez całe lata” itp. Porównać
ich można do faryzeuszy za dni naszego Pana, którzy „ufali sami
w sobie, że byli sprawiedliwymi, a innych za nic mieli”,
i którzy uważając się za sprawiedliwych w samych sobie,
zignorowali przywileje i łaski przygotowane dla nich przez Pana
w Jego dziele odkupienia.
Członkowie
tego tak zwanego „ludu świętości” lub „ludu bezgrzesznego”
na skutek tego błędu ulegają w znacznym stopniu odwróceniu
swych umysłów od wiary w Pana – wiary w Jego dzieło
odkupienia – od ufności w zasłudze Jego ofiary itd. Bo
dlaczego mieliby polegać na Jego zasłudze czy łasce, jeśli mogą
i zachowują doskonale prawo Boże? Jedną z trudności
prowadzących do ich stanu jest brak czci dla Pana, inną jest zbyt
wysokie poczucie własnej wartości. Właściwa cześć dla Pana
pozwoliłaby dostrzec Jego wielkość, Jego majestat, <str. 158>
a jako Jego miarę świętości – doskonałość Jego własnego
charakteru; zaś właściwa samoocena szybko przekonałaby ich (tak
jak przekonuje innych), że daleko im do Bożego poziomu w słowie,
uczynku i myśli.
Inna
grupa tak zwanego „ludu świętości” nie posuwa się w sprawie
własnej bezgrzeszności aż tak daleko, ale uznając niedoskonałość,
oznajmia swą świętość, całkowite uświęcenie itp. na tej
podstawie, że starają się unikać grzechu – żyć bez grzechu
itd. Jak już wcześniej wykazaliśmy, całkowicie podzielamy pogląd,
że wszyscy prawdziwie poświęceni muszą starać się unikać
grzechu na ile tylko są w stanie. Błąd tych, których tu
krytykujemy, polega na tym, że uznają to unikanie grzechu za jedyny
cel swego poświęcenia. Całkowicie minęli się oni z istotą
tej sprawy: żadne stworzenie Boże nie miało nigdy prawa grzeszyć;
i dlatego unikanie grzechu – do czego się nie ma prawa –
nie może być w żadnym sensie nazwane czy uważane za
„ofiarę”. Słowo Boże nigdzie nie wzywa nas do ofiarowania
grzechów. Ci drodzy przyjaciele, którzy nie postępują dalej niż
poświęcanie się do unikania grzechu, doszli tylko tak daleko, jak
daleko powinni dojść wszyscy usprawiedliwieni; ale nie przeszli
jeszcze przez ciasną bramę ofiarowania się, która oznacza
zrezygnowanie z tych rzeczy, które są słuszne, zgodne
z prawem i właściwe – oznacza dobrowolne zaniechanie
ich, by lepiej móc służyć Panu i Jego sprawie.
Chrystus
stał się nam odkupieniem
Słowo
„odkupienie” użyte jest tu w znaczeniu wyzwolenia,
zbawienia, jako wyniku dzieła odkupienia – rezultatu okupu albo
zapłaconej równoważnej ceny. Myśl zawarta w tym słowie
prowadzi nas do zupełnego celu zwycięstwa Kościoła – zupełnego
narodzenia się Nowego Stworzenia – choć w naszym tekście
może to być także słusznie zastosowane do ubocznego,
w międzyczasie, oswobodzenia wiernych na wąskiej ścieżce,
które to oswobodzenie skończy się „doskonałym” zbawieniem
w chwale, czci i nieśmiertelności „pierwszego
zmartwychwstania”. <str. 159>
Apostoł
zapewnia nas, że ofiara naszego Pana dała nam „wieczne
odkupienie”, zapewniła wieczne wyzwolenie z niewoli grzechu
i kary zań – śmierci (Hebr. 7:25, 9:12). To prawda, że
odkupienie to jest dla całego świata i ostatecznie Pan zapewni
wszystkim, którzy przyjdą do harmonii z Boskimi wymaganiami,
wieczne odkupienie zarówno z grzechu, jak i kary zań,
czyli śmierci; ale jak już to zauważyliśmy*, to wieczne
wyzwolenie, które w przyszłym wieku będzie się odnosiło do
całego świata przez przyprowadzenie wszystkich do znajomości
Prawdy i pod panowanie Królestwa Bożego, w obecnym czasie
odnosi się jedynie do domowników wiary – a spośród nich
całkowicie tylko do tych, którzy teraz idą drogą ofiarowania,
śladami Najwyższego Kapłana jako członkowie Królewskiego
Kapłaństwa. Ich „wieczne odkupienie” z grzechu i śmierci
nastanie, gdy będą już Nowym Stworzeniem ukoronowanym chwałą,
czcią i nieśmiertelnością.
*
Cienie Przybytku lepszych ofiar, str. 90
Zbadajmy
inne wersety, w których to samo słowo greckie apolytrosis
(wyzwolenie, zbawienie) przetłumaczone zostało jako odkupienie.
Nasz Pan, kierując naszą uwagę ku przyszłości, na zbawienie
mające wówczas nastąpić poprzez „pierwsze zmartwychwstanie”,
mówi do żyjących przy końcu wieku, którzy rozeznają pewne znaki
czasów: „Podnoście głowy wasze, przeto iż się przybliża
odkupienie wasze” – Łuk. 21:28. Apostoł, zwracając się do tej
samej klasy – Nowych Stworzeń, napomina ich, mówiąc: „A nie
zasmucajcie Ducha Świętego Bożego, którym zapieczętowani
jesteście na dzień odkupienia” – Efezj. 4:30. Również w tych
tekstach nie jest mowa o dziele odkupienia dokonanym w ofierze
naszego Pana, lecz o rezultatach tego dzieła, jakie zostaną
osiągnięte w postaci doskonałości Kościoła, który jest
Jego Ciałem, przy „pierwszym zmartwychwstaniu”. W tym samym
liście (Efezj. 1:7) Apostoł oznajmia: „Mamy odkupienie przez krew
jego”. Odnosi się on tu najwyraźniej do błogosławieństw,
którymi cieszymy się w obecnym czasie poprzez zasługę ofiary
naszego Pana zakrywającej nasze niedostatki i sprawującej dla
<str. 160> nas nader zacnej chwały wieczną wagę, sprawiając
w nas chcenie i skuteczne wykonanie upodobania Bożego.
Chcielibyśmy położyć nacisk na myśl, że w obecnym czasie
Chrystus jest dla nas wybawieniem – dając nam zwycięstwa
w teraźniejszych trudnościach, a w przyszłości da
nam całkowite zwycięstwo, czyniąc nas doskonałymi na swe
podobieństwo.
Myśl
ta jest ponownie wspomniana przez tego samego autora, który zapewnia
nas (Rzym. 3:24), że jesteśmy darmo usprawiedliwieni łaską Bożą
(która utrzymuje nasze usprawiedliwienie, jeśli trwamy
w Chrystusie) „przez odkupienie, które się stało
w Chrystusie Jezusie” i które w odniesieniu do nas
zostanie ukończone, gdy staniemy się takimi jak On i ujrzymy
Go, jako jest, oraz będziemy dzielić Jego chwałę w dniu
odkupienia (wyzwolenia). W tym samym liście (Rzym. 8:23)
Apostoł mówi ponownie o zakończeniu naszego odkupienia, czyli
wyzwolenia, a także o tym, w jaki sposób mamy na nie
czekać aż do naznaczonego przez Boga czasu. Po zwróceniu naszej
uwagi na fakt, że „wszystko stworzenie wespół wzdycha i wespół
boleje (...) oczekując objawienia synów Bożych” [uwielbionego
Nowego Stworzenia], dodaje: „A nie tylko ono stworzenie, ale
i my [powołani i spłodzeni do Nowego Stworzenia], którzy
mamy pierwiastki ducha, sami w sobie wzdychamy, oczekując
przysposobienia synowskiego, odkupienia [wyzwolenia] ciała naszego”
– Ciała Chrystusowego, Kościoła, którego Jezus jest Głową,
a my przyszłymi członkami. Będzie to koniec dzieła
odkupienia dla nas; bo choć w międzyczasie otrzymujemy wiele
błogosławieństw i korzyści z odkupienia, w pełni
dostąpimy naszego odkupienia dopiero wtedy (Rzym. 8:20 23).
Co
do naszego obecnego stanu – udziału w odkupieniu, które już
jest nasze – nasz Pan stwierdza: „Kto w mię wierzy, ma
żywot wieczny” – Jan 6:47, zaś Apostoł oświadcza: „Kto ma
Syna, ma żywot” – 1 Jana 5:12. Nie powinniśmy pojmować
tej wiary jako jedynie umysłowego pogodzenia się z pewnymi
faktami Boskiego planu zbawienia, ale jako wierzenie w ofiarę
pojednania i postępowanie sprzeciwiające się grzechowi –
żywą wiarę, która objawia się w posłuszeństwie serca.
Podobnie <str. 161> nie mamy rozumieć, że wierzący mają
życie wieczne w pełnym znaczeniu tego słowa – w tym
sensie, że ostatecznie będzie ono do nich należało poprzez udział
w „pierwszym zmartwychwstaniu”. Mamy raczej rozumieć, że
poświęceni wierzący są spłodzeni do nowości żywota, mają
zapoczątkowane w sobie nowe życie w tym znaczeniu, że
Pan Bóg przyjmuje ich wolę jako zaczątki Nowych Stworzeń, którymi
będą przy „pierwszym zmartwychwstaniu”.
Powinniśmy
postrzegać te stwierdzenia jako pozostające w pełnej harmonii
z oświadczeniem Apostoła, który napisał: „Nadziejąśmy
zbawieni” – przez wiarę – jesteśmy uważani za zbawionych,
a nie zupełnie zbawieni. Dlatego musimy cierpliwie czekać na
zakończenie dobrego dzieła, które Pan Bóg w nas
zapoczątkował – czekać na „łaskę [zbawienie], która (...)
dana będzie w objawienie Jezusa Chrystusa” – „gdy
przyjdzie, aby był uwielbiony w świętych swoich” – 2 Tes.
1:10; 1 Piotra 1:13.
Odkupienie
(wybawienie), które jest w Chrystusie Jezusie – to, którym
cieszymy się teraz, jak też to, które ostatecznie będzie w nas
dokonane – wszędzie w Piśmie Świętym jest utożsamiane
z ofiarą, którą nasz Pan złożył za nas. Podczas gdy Jego
śmierć stanowiła cenę za naszą karę, niezwykle ważne znaczenie
miało również Jego zmartwychwstanie; ponieważ martwy Zbawiciel
nie mógłby pomóc odkupionym w dojściu do tego, co zostało
utracone. I mamy zapewnienie, że doświadczenia naszego Pana,
wynikające z Jego ofiarowania się, tym bardziej czynią Go
zdatnym do wielkiego dzieła wyzwalania wzdychającego stworzenia,
które nabył swoją krwią. Apostoł stwierdza: „Albowiem że sam
cierpiał będąc kuszony, może tych, którzy są w pokusach,
ratować” – może wyzwolić ich z pokus, które inaczej
mogłyby nad nimi zapanować. „Nie dopuści, abyście byli kuszeni
nad możność waszą, ale uczyni z pokuszeniem i wyjście.”
Może dopuścić, byśmy się potknęli, ale dokąd w Nim ufamy,
nie dopuści, abyśmy byli całkowicie odrzuceni – popadli we
„wtórą śmierć” (Hebr. 2:18; 1 Kor. 10:13).
Dozwolenie,
byśmy się potykali, może być sposobem, przez który Pan uczy nas
czasami cennych lekcji o naszych słabościach i naszej
potrzebie patrzenia na Niego jako na naszego Pasterza i <str.
162> Odkupiciela, o konieczności zobaczenia naszych słabości
po to, byśmy mogli „wzmacniać się w Panu i w sile
mocy jego”. Jest On przed nami wystawiony jako nasz Najwyższy
Kapłan, zdolny odczuwać nasze słabości, mając jednocześnie
absolutną moc ratować nas w godzinę pokuszenia. Jest wyraźnie
o Nim napisane, że „użala się nieumiejętnych błądzących”,
że może zbawić „doskonale” tych, którzy przystępują do Ojca
przez Jego orędownictwo i którzy trwają w Nim w żywej
wierze, oznaczającej posłuszeństwo ze wszystkich sił. Tak więc
mamy radować się w naszym Odkupicielu jako obecnym Zbawcy,
Wyzwolicielu i już wkrótce – poprzez zmartwychwstanie –
Wybawicielu z grobu oraz Dokończycielu naszej wiary (Hebr.
2:17 18, 4:15 16, 5:2, 7:25 26).
Ty
nam dałeś powołanie,
A więc
stajem na Twój zew.
W krzyż
Twój wierzym, dobry Panie.
Wierzym
w Twoją świętą krew.
Chwała
Panu!
Wznieśmy
Panu wdzięczny śpiew.
Jak
kazałeś, tak dążymy
Za
Twym śladem, Panie nasz,
A gdy
nieba dostąpimy,
Ujrzym
Twą chwalebną twarz,
Kiedy
chwałę
Sługom
Twoim w niebie dasz.
Dziś
w cierpieniu wiernie trwamy,
Boś
Ty cierpieć kazał nam.
I z tęsknotą
wyglądamy,
Kiedy
nas wyzwolisz sam,
Boś
obiecał
Przyjąć
nas do nieba bram.
[PBT
225] <str. 163>