Polskojęzyczna strona poświęcona życiu i twórczości pastora Charlesa Taze Russella
Pastor Charles Taze Russell
<< Wstecz Wybrano: F-4 ,   z 1904 roku.
Zmień język na

Wykład 1 - "Na początku"

Różne początki – Ziemia była – Porządek tygodnia stworzenia – Długość dni epokowych – Prof. Dana przyznaje, że przypuszczenia naukowców są bezpodstawne – Stałość gatunków przeczy teorii ewolucji – Gołębie Darwina – Teoria kosmogonii – Wierne świadectwa prof. Sillimana i Dana – Pierwszy epokowy dzień stworzenia – Drugi – Trzeci – Czwarty – Piąty – Szósty – Człowiek, pan ziemi, stworzony w zaraniu siódmej epoki – Wyciąg z dzieła Sir J. W. Dawsona (doktora praw, członka Towarzystwa Królewskiego) pt. „Spotkanie geologii i historii” – Siódmy dzień epokowy tygodnia stworzenia – Jego długość – Odpoczynek – Jego cel i wynik – Wielki Jubileusz niebieski i ziemski mający nastąpić na jego końcu.

Wiele jest środków, jakimi posługuje się Jahwe, i niezliczone są Jego posłannictwa współdziałające z różnymi aspektami Jego stworzenia, lecz za nimi wszystkimi stoi Jego osobista twórcza mądrość i moc. On sam jest Stworzycielem, i jak zapewnia nas Pismo Święte – „doskonałe jest dzieło Jego”. Może On dozwalać, aby źli aniołowie i źli ludzie wypaczali Jego doskonałe dzieło i źle się z nim obchodzili, ale zapewnia nas, że nie na długo dane będzie złu szkodzić i psuć, i że w końcu, gdy powstrzyma i zniszczy zło, zrozumiemy, że dozwolił On na nie w celu wypróbowania, doświadczenia, oczyszczenia, wygładzenia i sprawienia, by Jego świętość, miłosierny charakter i plan zajaśniały przed obliczem całego inteligentnego stworzenia.

Kiedy czytamy w 1 Księdze Mojżeszowej: „Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię”, musimy pamiętać, że ten początek odnosi się nie do wszechświata, lecz jedynie do naszej planety. Wtedy to „wespół śpiewały gwiazdy zaranne” i wszyscy anielscy synowie Boży „weselili się” – kiedy Pan założył grunty ziemi i „położył obłok za szatę jego, a ciemność za pieluchy jego” (Ijoba 38:4 11). Ale w Biblii wspomniany jest jeszcze wcześniejszy początek – ten przed stworzeniem anielskich synów Bożych, jak o tym czytamy: „Na początku było Słowo [Logos], a on Logos był u [rodzajnik określony] Boga, a [rodzajnik nieokreślony] bogiem był on Logos. To było na początku u [rodzajnik określony] Boga. Wszystkie rzeczy przez niego się stały, a bez niego nic się nie stało, co się stało” – Jan 1:1 3. (Zob. Tom V, Wykład III.) Ponieważ sam Jahwe jest od wieków aż na wieki, nie ma On początku. „Jednorodzony” posiada pozycję wyższą od wszystkich innych poprzez to, że jest „początkiem stworzenia Bożego” – „pierworodnym wszystkich rzeczy stworzonych” (Obj. 3:14; Kol. 1:15). Następowały potem dalsze początki, gdy stwarzane były kolejne zastępy anielskie. Te początki miały miejsce wcześniej, tak że zastępy anielskie mogły wyrażać radość, gdy stworzenia związane z naszą ziemią, o których czytamy w 1 Księdze Mojżeszowej, rozpoczęły swe istnienie.

Czytając uważnie określenia używane w 1 Księdze Mojżeszowej, zauważamy zaznaczoną różnicę między stworzeniem niebios oraz ziemi (w. 1) a dalszymi postanowieniami czy ich rozporządzeniem i kolejnymi aktami stwarzania świata roślinnego i zwierzęcego. To właśnie te późniejsze działania są określane jako Boże dzieło sześciu dni epokowych. Werset drugi mówi nam, że na samym początku pierwszego dnia tego tygodnia stwarzania ziemia była – choć była bezkształtna i próżna – pustynna, pusta i ciemna. Ten istotny fakt powinno się wziąć pod uwagę. Jeśli się go uzna, od razu potwierdzi on wnioski geologów w tym względzie. A ponieważ będziemy zmuszeni nie zgodzić się z wywodami geologów w niektórych punktach, powinniśmy niezwłocznie to przyznać i nie zajmować się wszystkim tym, o co nie należy się spierać broniąc Biblii. Biblia nie mówi, jak długi okres czasu minął między początkiem, gdy Bóg stworzył niebo i Ziemię, a początkiem tygodnia stworzenia mającego na celu udoskonalenie ich dla człowieka. Także geologowie nie zgadzają się między sobą co do długości tego okresu – kilku przedstawicieli krańcowych poglądów pozwala sobie na spekulacje rzędu milionów lat.

Przechodząc zatem do okresu stwarzania – rozporządzania rzeczy na naszym niebie i na Ziemi w celu przygotowania raju Bożego na wieczne mieszkanie dla człowieka – zauważamy, że nigdzie nie ma mowy, by te „dni” trwały po dwadzieścia cztery godziny każdy. Nie musimy więc do takich ich ograniczać. Stwierdzamy, że w Biblii słowo dzień oznacza epokę lub okres. To, że jest ono najczęściej używane w odniesieniu do okresu dwudziestu czterech godzin, nie ma rozstrzygającego znaczenia, ponieważ mamy też zapis o „dniu pobytu (...) na pustyni, gdzie kusili mnie ojcowie wasi (...) przez czterdzieści lat” (Psalm 95:8 10 NB), a czasami o „dniu” czy „czasie” oznaczającym okres roku (4 Mojż. 14:33 34; Ezech. 4:1 8), a także stwierdzenie Apostoła: „Dzień u Pana jest jako tysiąc lat” (2 Piotra 3:8). Z pewnością te dni epokowe nie były dniami słonecznymi, gdyż – jak mówi zapis – Słońce nie było widoczne przed dniem czwartym – czwartą epoką.

Wierzymy, że nasi czytelnicy zgodzą się z nami, że choć nie ma wzmianki o długości tych dni epokowych, to uzasadnione jest przyjmowanie, iż były to jednakowe okresy, gdyż wyraźnie stanowią one części jednego twórczego tygodnia. Stąd, jeśli uda nam się uzyskać sensowny dowód na długość jednego z tych dni, będzie w pełni uzasadnione przyjmowanie, że pozostałe trwały tyle samo. Mamy zadowalające dowody na to, że jeden z tych „dni” stworzenia był okresem siedmiu tysięcy lat, i że w związku z tym cały tydzień stworzenia miałby 7000 × 7 = 49000 lat. I choć ten okres jest nieskończenie krótki w porównaniu z niektórymi hipotezami geologicznymi, to jednak wierzymy, że jest on zupełnie wystarczający na ukończenie wspomnianych dzieł – urządzanie i napełnianie Ziemi, która już „była”, istniała, choć była „niekształtna i próżna”.

Prof. Dana, komentując dane będące podstawą domysłów naukowców i metodę obliczania przez nich przyjętą, pisze:

„W obliczeniach upływu czasu na podstawie grubości warstw jest zawsze wielka niepewność wynikająca z istniejącej zależności tej grubości od postępującego osiadania [regularnego zapadania się gruntu]. W kalkulacjach robionych na podstawie pokładów aluwialnych [gleby naniesionej przez wodę], jeśli dane bazują na grubości naniesionej warstwy w danym okresie czasu – powiedzmy w ciągu ostatnich 2000 lat – powyższa wątpliwość wpływa na całe obliczenie od samej jego podstawy i sprawia, że jest ono prawie, jeśli nie całkiem, bezwartościowe... Gdy oszacowania (...) bazują na ilości detrytusu [drobnych szczątek mineralnych] wyniesionego przez nurt, mają one większą wartość; ale nawet tutaj jest podstawa do wielkiej wątpliwości”.

Zbadajmy ten temat z biblijnego punktu widzenia. Wierzymy, że Biblia jest Boskim objawieniem i jesteśmy w pełni przekonani, że jakiekolwiek rozbieżności istniejące między świadectwem Biblii a domysłami geologów są błędami tych ostatnich; ich metody bowiem nie mają jeszcze wystarczających podstaw naukowych i nie są w pełni rozwinięte.

Niekoniecznie też należy przyjmować, że autor 1 Księgi Mojżeszowej wiedział wszystko o rzeczach, które zapisał – o długości tych dni i ich dokładnym wyniku. Przyjmujemy zapis 1 Księgi Mojżeszowej jako część wielkiego Boskiego objawienia – Biblii – i widzimy, że jej wzniosły zapis zawarty w kilku zdaniach jest w wielkiej mierze potwierdzany przez najbardziej krytyczne badania naukowe. Natomiast żadna z pogańskich „religijnych ksiąg” nie zawiera nic prócz absurdalnych twierdzeń na ten temat.

Wiele majestatu jest w prostocie słów otwierających to objawienie: „Na początku stworzył Bóg”. Odpowiadają one na pierwsze pytanie rozumu: Skąd pochodzę i przed kim odpowiadam? Doprawdy szkoda, że wiele z najświatlejszych umysłów naszego jasnego dnia odwróciło się od myśli o inteligentnym Stwórcy i uznało ślepą siłę działającą pod wpływem praw ewolucji i zasady przetrwania najlepiej przystosowanych. A to jeszcze nie wszystko! Teoria ta została nie tylko szeroko przyjęta przez wyższe szkoły, ale też stopniowo włączana jest do podręczników naszych szkół powszechnych.

To prawda, że dotąd tylko niewielu jest na tyle śmiałych, by zupełnie zanegować istnienie Stwórcy. Lecz nawet pobożni pod wpływem tej teorii naruszają podstawy wiary swojej i innych, gdy twierdzą, że stworzenie jest jedynie królowaniem Praw Natury. Nie posuwając się dalej, przypuszczają oni, że nasze Słońce wyrzuciło ogromne ilości gazów, które z czasem skonsolidowały się i utworzyły naszą Ziemię. Stopniowo uformowała się protoplazma i zawiązała się mała larwa, mikrob, ale nie wiedzą, w jaki sposób się to stało. Muszą przyznać się do istnienia Boskiej mocy, niezbędnej, by dać początek nawet tak małej formie życia – ale tu także szukają oni pracowicie jakiegoś Prawa Natury, by w ogóle nie było potrzeby istnienia Boga-Stworzyciela. Twierdzi się, że prawie dokonano już tego odkrycia. Ci „uczeni” myślą i mówią o Naturze jakby o Bogu – jej dziełach, jej prawach, jej karaniu itd. – prawdziwie ślepy to i głuchy bóg!

Twierdzą oni, że pod kierunkiem Natury protoplazma wytworzyła mikroba (albo małą larwę), który wijąc się i okręcając przedłużył swój własny gatunek, a potem rozwinął ogon, znalazłszy dla niego zastosowanie. Później jedno z jego jeszcze inteligentniejszego potomstwa doszło do wniosku, że do wiosłowania użyteczne byłyby płetwy, więc je rozwinęło. Potem inne, będąc ścigane przez głodne rodzeństwo, wyskoczyło z wody i wpadło na pomysł, że płetwy dalej rozwijane utworzą skrzydła. Spodobało mu się to, więc zostało na lądzie. Następnie zdecydowało, że wygodnie byłoby mieć nogi i palce u stóp, więc je rozwinęło. Inni z rodziny poszli śladami innych „fantazji”, których najwidoczniej mieli niewyczerpany zapas, sądząc po wielkiej różnorodności zwierząt, jakie widzimy wokół nas. Jednakże we właściwym czasie jeden z potomków pierwszej larwy, który osiągnął stan rozwoju małpy, wpadł na szlachetny pomysł i powiedział sobie: Odrzucę ogon, przestanę używać rąk jako nóg, zrzucę sierść, rozwinę nos, czoło i mózg jako organ umożliwiający przetwarzanie informacji i ocenę moralną świata. Będę nosił szyte na zamówienie garnitury, jedwabny cylinder, nazwę się Darwin, doktor praw, i napiszę historię swej ewolucji.

Na to, że Darwin był utalentowanym człowiekiem, wskazuje sukces, jaki odniósł w narzuceniu swej teorii innym ludziom. Niemniej jednak, pobożne dziecko Boże, które ma ufność w osobowym Stwórcy i nie odrzuca pochopnie Biblii jako Jego objawienia, łatwo dostrzeże sofistykę teorii Darwina. Niewystarczająca jest obserwacja Darwina, że wśród swych gołębi był w stanie wyhodować pewne odmiany o szczególnych cechach – z piórami na nogach, czubami na głowie, o nadętym podgardlu itp. Inni robili to samo z ptactwem domowym, psami, końmi itd. Botanicy eksperymentowali z kwiatami i krzewami, osiągając podobne rezultaty. Nową rzeczą u Darwina była teoria, że wszystkie formy życia wyewoluowały ze wspólnego źródła.

Eksperymenty Darwina z gołębiami, jak też i inne każdego zmyślnego hodowcy, musiały jedynie potwierdzić oświadczenie Biblii, że Bóg stworzył każde stworzenie według rodzaju jego. W każdym rodzaju istnieją cudowne możliwości, wielka różnorodność, lecz istniejące rodzaje nie mogą być mieszane ani nie mogą być tworzone nowe. Najbliższą metodą jest hybrydyzowanie, tak jak w przypadku muła – i wszyscy wiedzą, że powstałe w ten sposób nowe gatunki nie mają zdolności rozmnażania się. Co więcej, podobnie jak inni, tak i Darwin musiał zauważyć, że jego „wyszukane” gołębie powinny być zawsze trzymane oddzielnie od innych gołębi, bo w przeciwnym razie szybko zdegradowałyby się do pospolitego poziomu. W przyrodzie widzimy jednak różne gatunki – wszystkie „według rodzaju swego”, istniejące całkowicie oddzielnie jeden od drugiego bez żadnych sztucznych barier – utrzymane tak dzięki prawu Stwórcy. Jako wierzący w osobowego Stwórcę, możemy być spokojni, że ludzkie spekulacje minęły się z prawdą – w takim sensie, że zlekceważyły naszego Boga oraz Jego mądrość i moc opisaną w 1 Księdze Mojżeszowej.

Pewnie nic tak nie zaćmiło ani nie podważyło wiary w Boga jako Stwórcę i w zapis 1 Księgi Mojżeszowej jako Jego objawienia jak błąd rozumienia dni epokowych jako dni mających po dwadzieścia cztery godziny. Różne warstwy skał i glin dowodzą ponad wszelką wątpliwość, że te ogromne zmiany, jakie w nich widać, zaszły w przeciągu długich okresów czasu. I gdy zauważymy, że Biblia uczy o dniu epokowym, jesteśmy gotowi usłyszeć świadectwo skał pozostające w idealnej harmonii z zapisem biblijnym, a nasza wiara w jej słowa wzmacnia się wielce. Sądzimy, że ufamy nie własnym teoriom lub hipotezom innych, lecz Słowu Stwórcy, jakże mocno poświadczanemu przez fakty przyrodnicze.

Teoria kosmogonii

Dla pożytku niektórych naszych czytelników krótko wspomnimy o jednym z poglądów na okres stwarzania, znanym jako „teoria Vaila” lub „teoria sklepienia”, która szczególnie odpowiada autorowi. Następnie postaramy się odnaleźć harmonię między tym poglądem a opisem z 1 Mojżeszowej 1:1 do 2:3.

Zacznijmy od stanu wspomnianego w 1 Mojż. 1:2 „A ziemia była”, bezładna, pusta i ciemna. Ludzie mądrzy nie będą usiłowali zgadywać tego, czego Bóg nie objawił – odnośnie sposobu wcześniejszego zgromadzenia atomów, z jakich składa się Ziemia. Rzeczy nieobjawione przynależą Bogu, i dobrze czynimy czekając cierpliwie na Jego dalsze objawienia we właściwym czasie. Przy pomocy kilofa, łopaty i krytycznej obserwacji człowiek odkrył, że skorupa ziemska składa się z różnych poziomów, czyli warstw znajdujących się jedna na drugiej. Wszystkie one dają świadectwo temu, że kiedyś były miękkie i wilgotne – z wyjątkiem skał magmowych, na których te warstwy są położone z większą lub mniejszą regularnością. Owe skały magmowe jasno wskazują, że były one kiedyś miękkie i płynne od wysokiej temperatury. Naukowcy ogólnie się zgadzają, że niezbyt głęboko pod „skorupą” Ziemia jest nadal gorąca i ciekła.

Skoro te magmowe zastygłe skały – granit, bazalt itd. – musiały być w pewnym momencie tak gorące, że wydaliły z siebie wszystkie elementy palne i znajdują się w warstwie dolnej, możemy bezpiecznie stwierdzić, że był okres, kiedy cała Ziemia była rozgrzana do białości. Wnioskuje się, że w tym czasie woda i minerały (teraz zalegające w górnych warstwach geologicznych pod wodą) musiały być uwolnione jako gazy i utworzyły nieprzeniknione sklepienie, rozciągające się na kilometry wokół Ziemi we wszystkich kierunkach. Ruch Ziemi wokół osi przenosił się także na otaczające ją gazy, czego efektem było szczególne ich skoncentrowanie wokół równika. Gazy te oziębiały się wraz z Ziemią i zamieniały się w ciała stałe i ciecze. Cięższe minerały opadały wcześniej na dno warstwy. Ziemia w tym czasie przypominała prawdopodobnie wyglądem Saturna z jego „pierścieniami”.

W miarę postępowania procesu ochładzania się te oderwane i odległe pierścienie stopniowo nabywały innego od Ziemi toru swego ruchu obrotowego i przez to grawitowały coraz bardziej w jej kierunku. Jeden po drugim opadały na powierzchnię Ziemi. Po uformowaniu się „firmamentu” czy „przestrzeni” albo „atmosfery” te obfite opady ze schodzących „pierścieni” w sposób naturalny docierały do Ziemi od strony dwóch biegunów, gdzie był najmniejszy opór, w największej odległości od równika – centrum siły odśrodkowej ruchu Ziemi. Załamywanie się tych „pierścieni” w przeciągu długiego czasu zasilało liczne potopy i tworzyło kolejne warstwy na powierzchni Ziemi. Gwałtowny napływ wód z biegunów na równik rozprowadzał w różnych rejonach piaski, muły i minerały. Tak silnie zmineralizowana woda pokrywała całą powierzchnię Ziemi, dokładnie tak, jak to jest opisane na początku relacji 1 Księgi Mojżeszowej.

Podczas tych długich „dni”, po siedem tysięcy lat każdy, postępowało pewne dzieło, o czym mówi 1 Księga Mojżeszowa. Każdy dzień kończył się prawdopodobnie potopem, który powodował radykalne zmiany i torował drogę dla kolejnych stopni stwarzania i przygotowywania wszystkiego dla człowieka. Teoria Vaila przyjmuje, że ostatni z tych „pierścieni” miał najmniejszą zawartość minerałów i zanieczyszczeń – składał się z czystej wody. Nie opadł on jeszcze na Ziemię w dniu stworzenia Adama, ale rozpostarł się ponad atmosferą jak przeźroczysta zasłona wokół całej Ziemi. Tak jak bielone szkło cieplarni, służył on wyrównywaniu temperatury – więc klimat na biegunach byłby niewiele, jeśli w ogóle, różny od tego na równiku. W takich równomiernych warunkach wszędzie mogły rosnąć rośliny tropikalne, co potwierdza geologia; burze powstające na skutek gwałtownej różnicy temperatur musiały być wtedy nieznane i z podobnych przyczyn mogło wtedy nie być deszczu.

Z powyższym zgadza się zapis biblijny. Mówi on, że aż do potopu na Ziemię nie spadł deszcz, że roślinność była zasilana parą wznoszącą się z ziemi w wilgotnych, podobnych do cieplarnianych, warunkach (1 Mojż. 2:5 6). Po potopie, mającym miejsce za dni Noego, nastąpiły wielkie zmiany połączone ze znacznym skróceniem lat życia człowieka. Wraz z przerwaniem wodnej zasłony ustały warunki cieplarniane: klimat równikowy stał się o wiele gorętszy, podczas gdy na biegunach zmiana musiała być przerażająca – prawie natychmiastowe przejście z temperatur tropikalnych do arktycznych mrozów.

Potwierdzenie tej nagłej zmiany temperatury odnaleziono w regionie arktycznym: dwa całe mastodonty, zamrożone nagle w bloku czystego lodu. Także na zamarzniętej Syberii, a zatem w klimacie niegościnnie zimnym dla tych zwierząt, znaleziono tony kłów słoni. Znaleziono tam też antylopę, również zamarzniętą w bloku lodowym. Na to, że została nagle zaskoczona, wskazuje niestrawiona trawa w jej żołądku; zwierzę musiało jeść zaledwie kilka minut przed zamarznięciem – i to w miejscu, gdzie teraz nie mogłaby rosnąć żadna trawa.

Ta nagła ulewa – to nagłe zerwanie warstwy utrzymującej równomierne ciepło i nasłonecznienie Ziemi – spowodowała utworzenie się wielkich pól i gór lodowych w regionie arktycznym. Dlatego też corocznie odłamują się setki gór lodowych i spływają na południe ku równikowi. Jak możemy sądzić, jest to proces trwający już stulecia, lecz jego skala ma tendencję malejącą. Tu możemy umieścić okres lodowy albo lodowcowy – tak nazwali go geolodzy – kiedy to wielkie góry lodowe, niesione przez gwałtowne prądy, wyryły głębokie szczeliny, łatwo zauważalne w ukształtowaniu gór Ameryki Północnej. Północno-zachodnia Europa także nosi to świadectwo w swych wzniesieniach. Ale rzecz ma się inaczej z Europą południowo-wschodnią, Armenią i krajami przyległymi – kolebką naszej rasy, gdzie została zbudowana arka i gdzie w końcu osiadła – w pobliżu góry Ararat. Według prof. Wrighta i Sir T. W. Dawsona, doktora praw i członka Towarzystwa Królewskiego, w pobliżu Arabii miało miejsce rozległe zapadnięcie się ziemi, a następnie jej wypiętrzenie. Stwierdzenie to mogłoby ogólnie sugerować, że arka unosiła się na stosunkowo spokojnych prądach z dala od głównego nurtu wód. Wskazują na to niezwykle obfite osady aluwialne, które podobno znaleziono w całym tym rejonie. Najwidoczniej cała Ziemia była zalana wodami z biegunów północnego i południowego, gdy tymczasem kolebka ludzkości została potraktowana specjalnie – najpierw przez zapadnięcie się, a potem wypiętrzenie terenu we właściwym czasie. Zobaczmy, co o tym pisze znany geolog, prof. G. F. Wright z Oberlin College w artykule New York Journal z 30 marca 1901.

Istnienie potopu potwierdzone

Znany geolog, prof. George Frederick Wright z Oberlin College, powrócił z Europy. Wydał „Lody Ameryki Północnej” i inne dzieła z dziedziny geologii, analizujące i opisujące okres lodowcowy. Odbył on naukową podróż dookoła świata. Większość czasu spędził na badaniu geologicznych formacji i śladów na Syberii, choć jego poszukiwania zaprowadziły go także do innych części Azji i do Afryki.

„Głównym celem prof. Wrighta było znalezienie, o ile to możliwe, odpowiedzi na długo dyskutowane pytanie geologów, a mianowicie: Czy Syberia była kiedykolwiek pokryta lodem tak jak Ameryka Północna i część Europy w czasie okresu lodowcowego?

Bardzo wielu geologów, w tym wielu wybitnych naukowców rosyjskich, uważa, że Syberia była pokryta lodem.

W świetle swych obecnych badań prof. Wright jest przekonany, że w zamierzchłej przeszłości, gdy Ameryka Północna była pokryta lodem, Syberia znajdowała się pod wodą.

A woda i lód stanowiły praktycznie fazy biblijnego potopu.

Przeczytajmy najpierw znacznie skrócony opis potopu z 1 Księgi Mojżeszowej:

‘A potop trwał na ziemi czterdzieści dni. I wezbrały wody, i podniosły arkę, i płynęła wysoko nad ziemią.

Wody zaś wzbierały coraz bardziej nad ziemią, tak że zostały zakryte wszystkie wysokie góry, które były pod niebem.

Na piętnaście łokci wezbrały wody ponad góry, tak że zupełnie zostały zakryte.

Wszystko, co miało w nozdrzach tchnienie życia, wszystko, co było na suchym lądzie, pomarło. (...) Pozostał tylko Noe i to, co z nim było w arce.

A wody wzbierały nad ziemią sto pięćdziesiąt dni’ – 1 Mojż. 7:17 24 (NB).

Posłuchajmy teraz tego, co mówi prof. Wright:

‘Nie znalazłem żadnych śladów zjawisk lodowcowych na południe od 56. równoleżnika. Nie wyprawiłem się na północ od tej szerokości, jednak sądząc po innych rzeczach jestem przekonany, że ląd ten był tak samo pokryty lodem jak nasz, gdzie znaki tego są widoczne aż po Nowy Jork na południu.

Nie znaleźliśmy żadnych oznak rozległego zapadnięcia się całego tego regionu, co rzuca na wszystko nowe światło.

W Trebizondzie na wybrzeżu Morza Czarnego były dowody istnienia depresji rzędu około 700 stóp (213 m). Było to widoczne po osadach żwiru na wzgórzach.

W centrum Turkiestanu wody osiągnęły najwyższy poziom, gdyż tam znaleźliśmy te osady na wysokości ponad 2 tys. stóp (609 m) nad poziomem morza.

Południowa Rosja jest pokryta takimi samymi osadami czarnoziemu, jakie znaleźliśmy w Turkiestanie.

Były jeszcze inne dowody na to, że wody pokryły tę część globu. Jednym z nich jest trwająca do dziś obecność fok w jeziorze Bajkał na Syberii, 1600 stóp (490 m) nad poziomem morza. Foki, które tam znaleźliśmy, są gatunku arktycznego, tego samego, jaki występuje w Morzu Kaspijskim.

Dlatego też jedyna możliwa teoria to taka, że znalazły się tam w potrzasku, gdy wody opadły. Ale chyba najwspanialsze odkrycie znajduje się w mieście Kijów nad Dnieprem, gdzie znaleziono kamienne sprzęty pięćdziesiąt trzy stopy (16 m) pod osadami czarnoziemu, co wskazuje na to, że woda pojawiła się tam już za czasów człowieka.

Pozwoliło nam to określić wiek tej depresji. Nasuwa się wniosek, że w Trebizondzie, gdy pojawił się tam człowiek, nastąpiła depresja o głębokości 750 stóp (230 m), a w południowym Turkiestanie wody miały głębokość ponad 2000 stóp (610 m). Sprzęty tu znalezione są podobne do sprzętów wykonanych w Ameryce Północnej przed okresem lodowcowym, co daje nam podstawę, by sądzić, że depresja pojawiła się tam w czasie, gdy tu miała miejsce lawina lodowcowa.

Właściwie był to, praktycznie rzecz biorąc, potop’.”

Jahwe, znając koniec na początku, tak umieścił w czasie wprowadzenie człowieka na Ziemię, by ostatni z pierścieni opadł w formie potopu w odpowiednim momencie, żeby zniszczyć zepsutą rasę za dni Noego i przez to wprowadzić obecny okres, znany w Piśmie Świętym jako „teraźniejszy wiek zły”. Usunięcie powłoki wodnej nie tylko wprowadziło zmienne pory roku – lata i zimy – i umożliwiło gwałtowne burze, ale też dało możliwość pojawienia się tęczy. Widziano ją po raz pierwszy po potopie, ponieważ wcześniej promienie słoneczne nie mogły tak przeniknąć wodnej osłony, by powodować zjawisko tęczy (1 Mojż. 9:12 17).

Pozostając przy tym temacie, zacytujmy z pisma Scientific American zwięzłe orzeczenie samego prof. Vaila.

Zamarznięty mamut

„Do redaktora Scientific American:

Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem w waszym numerze z 12 kwietnia notatkę o niedawnym odnalezieniu przez dr Herza zamrożonego ciała mamuta na zamarzniętych obszarach wschodniej Syberii. Dla geologa jest to w mej opinii coś ważniejszego niż znalezienie ‘kamienia z Rosetty’. Oferuje ono najsilniejszy dowód na podtrzymanie tezy, że wszystkie epoki lodowcowe i wszystkie potopy, jakie kiedykolwiek nawiedziły Ziemię, zostały spowodowane przez stopniowe opadanie pierwotnych oparów Ziemi unoszących się wokół naszej planety, podobnie jak opary planet Jupitera i Saturna unoszą się obecnie wokół tych ciał niebieskich.

Pozwólcie mi zasugerować moim współbraciom geologom, że pozostałości tych ziemskich oparów wodnych mogły wirować wokół Ziemi podobnie jak powłoka Jupitera aż do bardzo niedawnych czasów geologicznych. Takie opary muszą zasadniczo opadać na obszarach polarnych wzdłuż linii najmniejszego oporu i największego przyciągania i z pewnością w postaci ogromnych lawin ziemsko-kosmicznych śniegów. Dodatkowo taka powłoka, czyli dach świata, musiała złagodzić klimat aż po bieguny i w ten sposób udostępnić pastwiska dla mamutów i pokrewnych im zwierząt ze świata arktycznego, tak że Ziemia była cieplarnią pod cieplarnianym dachem. Jeśli przyjmiemy taki scenariusz, to nie będzie wątpliwości, że ogromny byłby udział i skuteczność lawin z takich powłok w spustoszeniu bujnego życia. Wydaje się, że mamut dr Herza, podobnie jak i inne zwierzęta pogrzebane w lodowcu z niestrawionym pokarmem w żołądkach, dowodzi, że został on zaskoczony nagłą i miażdżącą śnieżną nawałnicą. W tym przypadku nieprzeżuta trawa w pysku świadczy niezbicie o śmierci w śnieżnym grobie. Jeśli się z tym zgodzimy, to znaleźliśmy przekonywające źródło lodowcowych śniegów i spokojnie możemy uniknąć nienaukowej alternatywy, przyjmującej, że Ziemia oziębiła się, by mógł spaść śnieg, podczas gdy według mnie – spadł śnieg i Ziemia się oziębiła.

W czasie okresu wulkanicznego oceany przemieściły się do góry wraz z niezliczonymi sublimacjami minerałów i metali; i jeśli przyjmiemy za prawdziwe istnienie tych oparów uformowanych w system pierścieniowy oraz to, że zstępowały w tych okresach w ogromnych ilościach – przy czym niektóre z nich pozostały aż do czasów człowieka – to możemy wytłumaczyć wiele rzeczy, które obecnie są niezrozumiałe i wprawiające w zakłopotanie.

Jeszcze w roku 1874 opublikowałem niektóre z tych myśli w formie broszury. Obecnie zaś, w nadziei, że myśliciele obecnego XX wieku zwrócą na nie uwagę, ponownie przypominam tę ‘Teorię powłok’.

Izaak N. Vail”

Tydzień stworzenia

Mając ten ogólny obraz przed oczami, powróćmy do opisu z 1 Księgi Mojżeszowej i spróbujmy zharmonizować te domysły z jej zapisem. Po pierwsze zauważamy, że tydzień stworzenia podzielony jest na cztery części: (1) Dwa dni albo dwie epoki (według naszej rachuby 2 × 7000 = 14000 lat) były poświęcone przygotowaniu Ziemi do utrzymania życia organizmów zwierzęcych. (2) Następne dwa dni albo dwie epoki (według naszej rachuby następne 2 × 7000 = 14000 kolejnych lat) były poświęcone stwarzaniu roślinności i najniższych form życia, jak np. skorupiaków, oraz formowaniu pokładów wapnia, węgla i innych minerałów. (3) Dwa następne dni-epoki (w naszym obliczeniu 2 × 7000 = 14000 lat) wywiodły istoty żyjące, które się poruszają – w morzu i na lądzie – oraz roślinność, nadal w stanie rozwoju, a wszystko to było przygotowaniem do stworzenia człowieka, ziemskiego obrazu jego Stwórcy, „chwałą i czcią ukoronowanego” po to, by był królem Ziemi. (4) Stworzenie człowieka, jako dzieło ostatnie, miało miejsce u schyłku szóstego dnia albo epoki i na początku siódmego, jak to zostało opisane – „i odpoczął [Bóg] w dzień siódmy od wszelkiego dzieła swego, które uczynił”.

Dwa wierne świadectwa

Prof. Silliman oznajmia:

„Każda istotna właściwość struktury naszej planety zgadza się z porządkiem wydarzeń zapisanym w świętej historii... Ta historia [Biblia] dostarcza informacji ważnych tak dla filozofii, jak i dla religii; i tak, w samej planecie znajdujemy dowód, że zapis [biblijny] jest prawdziwy”.

Mówiąc o opisie stwarzania z 1 Księgi Mojżeszowej prof. Dana stwierdza:

„Ta sekwencja podaje nie tylko kolejność wydarzeń podobną do uzyskanej z dociekań naukowych, lecz zawiera w tym szyku system i daleko sięgające proroctwo, do którego filozofia nie mogłaby dojść, choćby była najbardziej oświecona”.

Dalej dodaje:

„Żaden umysł ludzki nie był świadkiem tych wydarzeń. Żaden też umysł w początkowych wiekach nie mógłby wymyślić takiego porządku, chyba że obdarzony byłby nadludzką inteligencją. Nie umieściłby też stworzenia Słońca, źródła światła dla Ziemi, tak późno, dopiero czwartego dnia po stworzeniu światłości i – co jest równie osobliwe – pomiędzy stworzeniem roślin i zwierząt, skoro było ono tak istotne dla obu. Nikt też nie byłby w stanie pojąć głębokości filozofii, jaka widoczna jest w całym planie”.

Pierwszy epokowy dzień stworzenia

A Duch Boży unaszał się nad wodami. I rzekł Bóg: Niech będzie światłość; i stała się światłość.

Charakter i fizyczna natura światła są jak dotąd słabo rozumiane – nie ma jeszcze zadowalającej odpowiedzi na pytanie: Czym jest światło? Wiemy jednak, że jest ono absolutnie niezbędne w całej przyrodzie; i nie dziwi nas, że jest wymienione jako pierwsze w Boskim porządku stwarzania, gdy nastał czas, by Boska energia podziałała na pustą Ziemię, aby przygotować ją dla człowieka. Wydaje się, że cechą tej Boskiej energii, opisanej jako „unoszenie się”, było ożywianie, być może w postaci energii elektrycznej i świateł, takich jak aurora borealis, czyli zorza polarna. Możliwe, że energia ta obniżyła niektóre z ciężkich wodno-mineralnych pierścieni i przez to dało się odróżnić światło od ciemności oraz dzień od nocy, choć ani gwiazd, ani księżyca czy słońca nie można było w najmniejszym stopniu dostrzec przez ciężkie pierścienie, czyli powłoki nadal okalające ziemię.

„Wieczór i poranek – dzień pierwszy.” Podobnie jak w przypadku hebrajskich dni słonecznych, tak też i w dniach epokowych najpierw nastawał wieczór. Boże zamierzenie stopniowo się wypełniało, gdy następny dzień trwający 7000 lat i przeznaczony do następnego dzieła rozpoczynał się w ciemności i stopniowo prowadził do doskonałości. Ten okres albo „dzień” jest naukowo określany jako azoiczny, bez istniejącego życia.

Drugi epokowy dzień stworzenia

Potem rzekł Bóg: Niech będzie „rozpostarcie” [firmament, atmosfera] w pośrodku [między] wód, a niech dzieli wody od wód; uczynił też rozdział między wodami, które są pod atmosferą, i między wodami, które są nad atmosferą; i stało się tak. I nazwał Bóg firmament [rozpostarcie, atmosferę] niebem.

Ten drugi dzień epokowy trwający 7000 lat był w całości poświęcony stworzeniu atmosfery. Prawdopodobnie rozwinęła się ona w sposób zupełnie naturalny, jak większość wspaniałych dzieł Bożych, lecz pod Jego nadzorem i twórczą inwencją. Opadnięcie „pierścienia” wody i minerałów pozwoliło światłu w ciągu pierwszego dnia epokowego na dotarcie do ciągle jeszcze gorącej Ziemi, pokrytej na powierzchni wrzącymi i parującymi wodami. W wyniku tego opadu powstały różne gazy, które unosząc się uformowały poduszkę lub firmament, czyli atmosferę wokół całej Ziemi, i wydaje się, że podtrzymywały wodę pozostałych „pierścieni” ponad Ziemią. Ten „dzień”, jak na to wskazuje Pismo Święte, należałby także do okresu azoicznego, nieożywionego. Lecz geologia sprzeciwia się temu, twierdząc, że skały przyporządkowane temu okresowi mają kanały wydrążone przez robaki i ogromną liczbę maleńkich skorupiaków, których pozostałości znajdują się w złożach wapiennych. Nazywają oni ten okres okresem paleozoicznym pierwszych form życia – okresem Syluru. Nie jest to w sprzeczności z zapisem biblijnym, który po prostu pomija te najniższe formy życia.

Wieczór i poranek – dzień drugi – zakończył się pełnym osiągnięciem Boskiego zamiaru z nim związanego: oddzielenia atmosferą chmur i oparów itp. od wód znajdujących się na powierzchni Ziemi.

Trzeci epokowy dzień stworzenia

I rzekł Bóg: Niech się zbiorą wody, które są pod niebem, na jedno miejsce, a niech się okaże miejsce suche; i stało się tak. I nazwał Bóg suche miejsce ziemią, a zebranie wód nazwał morzem. I widział Bóg, że to było dobre. Potem rzekł Bóg: Niech zrodzi ziemia trawę, ziele, wydające nasienie, i drzewo rodzajne, czyniące owoc, według rodzaju swego, którego by nasienie było w nim na ziemi; i stało się tak.

Geologia w pełni potwierdza ten opis. Wskazuje nam, że gdy powierzchnia Ziemi oziębiała się, ciężar wód mógł przyczyniać się do jej skręcania się i wyginania – pewne obszary obniżyły się i stały się głębinami mórz, inne miejsca zostały wypiętrzone i utworzyły łańcuchy górskie – nie nagle, lecz stopniowo, jedno pasmo po drugim. Nie powinniśmy przyjmować, że wszystkie te zmiany nastąpiły w przeciągu siedmiu tysięcy lat tego trzeciego dnia epokowego, lecz raczej, że dzień ten był świadkiem jedynie początku dzieła niezbędnego do przygotowania Ziemi na pojawienie się roślinności, gdyż najwidoczniej geologia ma rację twierdząc, że pewne wielkie zmiany tego rodzaju są stosunkowo późniejszej daty. Nawet w przeciągu ostatniego stulecia mieliśmy małe przykłady tej siły i nie będziemy zdziwieni, jeśli następnych kilka lat przyniesie nam kolejne paroksyzmy przyrody, gdyż jesteśmy w kolejnym okresie przejściowym – u zarania Wieku Tysiąclecia, w którym zmiana warunków jest rzeczą konieczną.

Gdy wody spłynęły do mórz, rozwinęła się roślinność – wszystko według swego rodzaju, mając w sobie nasiona, by rozmnażać tylko swój gatunek. Wszystko jest tak urządzone w prawie Stwórcy, że choć ogrodnictwo może i czyni wiele, by stworzyć doskonałe odmiany, to jednak nie może zmienić danego gatunku. Różne rodziny roślin, tak jak i zwierząt, nie mogą się z sobą łączyć ani mieszać. Widzimy tu celowość projektu, a zatem inteligentnego Stwórcę.

Geologia zgadza się z tym, że roślinność poprzedziła wyższe formy życia zwierzęcego. Zgadza się także, że w tym wczesnym okresie roślinność była niezwykle bujna – mchy, paprocie i pnącza rosły do ogromnych rozmiarów i szybciej niż znane obecnie, ponieważ atmosfera była przepełniona gazami węglowymi i azotowymi do tego stopnia, że życie zwierząt oddychających byłoby bardzo trudne. Rośliny, które obecnie rosną na wysokość kilku cali czy stóp w strefie równikowej, w tamtym czasie sięgały czterdziestu do osiemdziesięciu stóp (24 m), a czasami miewały od dwóch do trzech stóp (1 m) średnicy, o czym świadczą skamieniałości. W panujących wtedy warunkach rozwijać się musiały bujnie i szybko.

Jak twierdzą geolodzy, w tym okresie powstały złoża naszego węgla: rośliny i mchy. Mając wielkie zapotrzebowanie na kwas węglowy w formie gazu, zatrzymywały w sobie węgiel i w ten sposób formowały nasze obecne pokłady węgla, oczyszczając jednocześnie atmosferę dla życia zwierząt mającego się pojawić w następnych dniach epokowych. Te rozległe bagna i torfowiska zostały z kolei pokryte piaskiem, gliną itp., naniesionymi przez dalsze wznoszenie się i opadanie powierzchni Ziemi, przez fale pływowe i inne zstępujące „pierścienie” wód sponad firmamentu. W rzeczywistości ten proces musiał się często powtarzać, gdyż znajdujemy pokłady węgla jedne na drugich, a pomiędzy nimi różne warstwy glin, piasków i wapnia.

Wieczór i poranek – trzeci dzień epokowy trwający 7000 lat – dokonał zaplanowanego przez Boga celu dalszego przygotowywania świata. W geologii okres ten znany jest on pod nazwą karbonu ze względu na pokłady węgla, ropy naftowej i innych.

Czwarty epokowy dzień stworzenia

I rzekł Bóg: Niech będą światła na rozpostarciu niebieskim [atmosferze], ku rozdzielaniu dnia od nocy, a niech będą na znaki i pewne czasy, i dni, i lata. I niech będą za światła na rozpostarciu nieba [atmosferze], aby świeciły nad ziemią; i stało się tak. I uczynił Bóg [albo sprawił, że zaświeciły – inny czasownik nie oznaczający ‘stworzył’] dwa światła wielkie: światło większe, aby rządziło dzień [by wskazywało na porę dnia], a światło mniejsze, aby rządziło noc, i gwiazdy.

Dzieło jednego dnia epokowego przechodziło na następny, i możemy przypuszczać, że światło istniejące pierwszego dnia stawało się coraz wyrazistsze w następnych dwóch, gdy pierścienie wodne opadały kolejno z wód nad firmamentem do wód pod nim, aż wreszcie czwartego dnia epokowego słońce, księżyc i gwiazdy stały się widoczne. Dopiero po potopie, w czasach Noego – po opadnięciu ostatniego z „pierścieni” – zabłysnęły jasno i czysto, wcześniej widać je było przez półprzeźroczystą zasłonę wód, jakby przez dzisiejszą mgłę. Słońce, księżyc i gwiazdy na długo wcześniej oświetlały zewnętrzną osłonę Ziemi, lecz teraz nadeszła pora, by te światła na firmamencie stały się widoczne, by dni – wcześniej spowite matowym szarym światłem, jakie czasem widzimy w deszczowy poranek, gdy słońce, księżyc i gwiazdy schowane są za chmurami – stały się wyraźniejsze, tak żeby codzienny cykl mógł wyznaczać czas dla człowieka i zwierząt, które miały zostać stworzone, zaś w międzyczasie rozpocząć utlenianie powietrza, przygotowując je dla zwierząt oddychających. Później, tego samego dnia trwającego 7000 lat, pojawiły się także księżyc i gwiazdy, by oddziaływać na pływy morskie i wskazywać czas nocy, stanowiąc udogodnienie dla człowieka.

Nie mamy powodów, by przypuszczać, że rozwój życia roślinnego ustał w czasie czwartego dnia, lecz raczej, że dokonał postępu – wzmożone oddziaływanie słońca i księżyca spowodowało powstanie jeszcze innych odmian traw, krzewów i drzew. Geologia także wskazuje na postęp w tym okresie – owady, ślimaki, kraby itp. Szkielety ryb i łuski znajdują się w złożach węgla, lecz to nie zakłóca porządku, ponieważ formowanie się pokładów węgla najwyraźniej miało kontynuację po trzecim dniu – dochodząc w ten sposób do okresu gadów. Ten „dzień” odpowiada najbardziej etapowi, który geologia nazywa okresem Triasu. Wieczór i poranek – dzień czwarty, trwający siedem tysięcy lat, albo okres 28000 lat od początku tego dzieła jest zakończony i daje świadectwo wielkiego postępu w przygotowaniu Ziemi dla człowieka.

Piąty epokowy dzień stworzenia

I rzekł Bóg: Niech hojnie wywiodą wody płaz duszy żywiącej; a ptactwo niech lata nad ziemią, pod rozpostarciem niebieskim. I stworzył Bóg wieloryby wielkie i wszelką duszę żywiącą płazającą się, którą hojnie wywiodły wody, według RODZAJU ich; i wszelkie ptactwo skrzydlaste, według RODZAJU ich; i widział Bóg, że to było dobre [i stało się tak, jak zamierzył Bóg].

Sposób, w jaki ciepłe oceany Ziemi zapełniły się istotami żyjącymi, od meduz po wieloryby, można osądzić na podstawie obfitości życia w ciepłych morzach południowych w czasach obecnych. Gady, żyjące po części w wodzie, a po części na lądzie (ziemnowodne) należą również do tego okresu, w czasie którego obecne kontynenty i wyspy stopniowo to wznosiły się, to znów opadały, czasem zalewane zstępującymi większymi czy mniejszymi pierścieniami wodnymi, innym razem wymywane falami pływów. Nic dziwnego, że szczątki skorupiaków itp. znajdowane są w najwyższych górach. I nic dziwnego też, że ogromne pokłady wapnia we wszystkich częściach świata są czasem nazywane „cmentarzyskiem skorupiaków”, gdyż prawie całkowicie składają się ze zlepionych skorupek. Jakież zagęszczenie musiało tam istnieć, kiedy te tryliony małych żyjątek rodziły się i umierając porzucały jedno po drugim swe małe skorupki! Czytamy, że Bóg błogosławił im w rozmnażaniu. Tak, nawet tak niskie i krótkie istnienie jest łaską, błogosławieństwem.

Nie spierajmy się bardziej, niż wymaga tego zapis Pisma Świętego. Biblia nie twierdzi, że Bóg stworzył osobno i indywidualnie niezliczone mnóstwo rodzajów ryb i gadów; twierdzi ona jedynie, że Boski wpływ, albo duch, unosił się i według Boskiego zamysłu morza wydały stworzenia różnego gatunku. Te procesy nie są jawne – jeden rodzaj mógł w danych warunkach rozwinąć się w inny lub z tej samej pierwotnej protoplazmy mogły się w różnych warunkach rozwinąć różne rodzaje istot. Żaden człowiek tego nie wie i nierozsądnie jest być dogmatycznym na tym punkcie. Nie naszą rzeczą jest kwestionowanie nawet tego, czy pierwotna protoplazma paleozoicznego mułu nie mogła powstać w reakcji chemicznej wysoko zmineralizowanych wód ówczesnych mórz. Twierdzimy natomiast, że wszystko to było rezultatem Boskiego zamiaru i porządku i w związku z tym było Boskim stworzeniem, niezależnie od środków i czynników do tego użytych. Twierdzimy też, że jest to widoczne w prawach przyrody nie mniej niż w słowach 1 Księgi Mojżeszowej, że stworzenia morskie, w jakikolwiek sposób by nie powstały, doprowadzone zostały do stanu, w którym każde jest w swoim rodzaju, a granice gatunku nie mogą zostać przekroczone. Jest to Boskie dzieło, niezależnie od tego, w jaki sposób zostało osiągnięte.

Ten dzień albo epoka bardzo dobrze zgadza się z epoką nazwaną przez uczonych okresem gadów. Wieczór i poranek – dzień piąty – 35000 lat od zapoczątkowania dzieła porządkowania Ziemi jako domu i królestwa człowieka.

Szósty epokowy dzień stworzenia

Potem rzekł Bóg: Niech wyda ziemia istotę żywą według rodzaju jej: bydło, płazy i dzikie zwierzęta według rodzajów ich. I tak się stało. I uczynił Bóg dzikie zwierzęta według rodzajów ich, i bydło według rodzaju jego, i wszelkie płazy ziemne według rodzajów ich; i widział Bóg, że to było dobre. (NB)

W tym czasie sprawy na Ziemi zaczęły się już ustalać; skorupa ziemska stała się grubsza o setki stóp pokładów piasków, glin, skorup, węgla i różnych innych nagromadzonych minerałów, jednych powstałych przez kruszenie skał w wyniku trzęsień ziemi, innych z „pierścieni” otaczających kiedyś Ziemię, jeszcze innych z pozostałości zwierzęcych i roślinnych. Poza tym, sama Ziemia musiała znacznie ostygnąć przez tych 35000 lat. Wystarczająco dużo powierzchni Ziemi znajdowało się teraz nad poziomem morza, a wody odpłynęły dzięki łańcuchom górskim i dolinom. Ziemia gotowa była teraz na przyjęcie niższych zwierząt, które dzielą się na trzy rodzaje: (1) ziemskie gady, zimnokrwiste, oddychające stworzenia, takie jak jaszczurki i węże, (2) zwierzęta ziemskie lub dzikie zwierzęta, w odróżnieniu od zwierząt domowych, które szczególnie nadawały się na towarzyszy człowieka i nazwane są (3) bydłem. Także powietrze w tym okresie mogło już zostać oczyszczone ze składników nieodpowiednich dla zwierząt oddychających. Zostały one wchłonięte przez bujną roślinność okresu karbońskiego, podobnie jak nadwyżki węglowodorów zostały wchłonięte z  oceanów przez maleńkie skorupiaki jako przygotowanie do zarojenia się mórz stworzeniami oddychającymi.

Również i tutaj nie mamy potrzeby sprzeczać się niepotrzebnie z ewolucjonistami. Zgodzimy się z tym, że gdyby Bóg tak zechciał, byłby mógł wywieść wszystkie gatunki zwierząt poprzez rozwój jednego w drugi lub też mógł rozwinąć każdy gatunek osobno z pierwotnej mazi protozoicznej. Nie wiemy, której metody użył, gdyż nie jest to objawione ani w Biblii, ani w skałach. Jest natomiast jasno objawione, że niezależnie od sposobu, w jaki Bóg tego dokonał, ustalił On gatunki zwierząt, każdy „według rodzajów ich” w taki sposób, że się nie zmieniają i że nawet pomysłowość ludzkiego umysłu nie była w stanie dopomóc w spowodowaniu takiej zmiany. I tu została postawiona pieczęć inteligentnego Stwórcy na Jego dziele; bo gdyby „natura” albo „ślepa siła” była stworzycielem, to nadal widzielibyśmy jej przypadkowe działania, czasem rozwijające, a czasem degenerujące. Nie widzielibyśmy tego utrwalonego stanu gatunków, jaki mamy w przyrodzie wokół nas.

Możemy słusznie przyjąć, że tuż przed zakończeniem szóstego dnia epokowego Bóg stworzył człowieka, ponieważ stworzenie go było ostatnim zadaniem, a jest wyraźnie powiedziane, że Bóg ukończył swe dzieło stwarzania nie szóstego, ale „siódmego dnia” – z czego wynika, że podzielenie człowieka na dwie osoby, dwie płci, było niewątpliwie dziełem końcowym.

Zatem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na wyobrażenie nasze, według podobieństwa naszego; a niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebieskim, i nad zwierzęty, i nad wszystką ziemią, i nad wszelkim płazem płazającym się po ziemi. Stworzył tedy Bóg człowieka na wyobrażenie swoje, na wyobrażenie Boże stworzył go: mężczyznę i niewiastę stworzył je. I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię; i czyńcie ją sobie poddaną; i panujcie nad rybami morskimi, i nad ptactwem niebieskim, i nad wszelkim zwierzem, który się rusza na ziemi.

W świetle naszych powyższych spostrzeżeń, iż język Pisma Świętego nie wyklucza możliwości, by rośliny, stworzenia wodne i lądowe rozwinęły się w mniejszym lub większym stopniu czy ewoluowały w obrębie swych własnych rodzajów, warto, żebyśmy zaznaczyli wielką różnicę w języku opisującym stworzenie człowieka. Jest on wyraźną deklaracją bezpośredniego użycia Boskiej mocy twórczej, podczas gdy inne zapisy nie mają takiego wydźwięku, a nawet sugerują rozwój:

„I zrodziła ziemia trawę” itd.
„Niech hojnie wywiodą wody płaz duszy żywiącej” itd.
„Niech wyda ziemia duszę żywiącą według rodzaju swego; bydło” itd.

Są dwa opisy stworzenia – jeden, który właśnie rozważamy i który traktuje sprawę pokrótce i w jej porządku epokowym, oraz drugi, następujący po nim w 1 Księdze Mojżeszowej 2:4 25. Innymi słowy, podział na rozdziały nastąpił w niewłaściwym miejscu – każdy z zapisów powinien stanowić osobny rozdział. Drugi jest komentarzem pierwszego, wyjaśnieniem szczegółów. „Oto są dzieje początków” (BT) albo historia rozwoju niebios i ziemi, i stworzonych istot, począwszy od czasów, gdy nie istniały rośliny i zioła. Pierwszy i główny zapis używa słowa „Bóg”, gdy odnosi się do Stwórcy; a drugi, czyli komentujący opis wskazuje, że był to Bóg Jahwe i że to On dokonał całego dzieła – „w dniu”, w którym uczynił niebiosa i Ziemię – w ten sposób obejmując całość w jeden jeszcze większy dzień epokowy, zawierający w sobie dzieła wspomnianych sześciu dni.

Słowo Bóg w pierwszym rozdziale pochodzi od powszechnego hebrajskiego słowa Elohim, występującego w liczbie mnogiej, które można przetłumaczyć jako bogowie i które, jak już to wcześniej zauważyliśmy, oznacza „mocarzy”*. „Jednorodzony” Ojca był z pewnością aktywnym wykonawcą w procesie stwarzania i przy wykonywaniu poszczególnych zadań stworzenia mogły mu towarzyszyć zastępy aniołów; do nich też odnosi się słowo elohim, zarówno tutaj, jak również w innych miejscach Pisma Świętego†. Dobrze zatem, że drugi, komentujący opis zwraca nam uwagę na fakt, że Stworzycielem był Ojciec Jahwe, niezależnie od tego, kogo użył jako swych zaszczytnych przedstawicieli czy narzędzi. Jest to właściwy moment na rozważenie szczegółów tej drugiej relacji odnoszącej się do stworzenia człowieka. Mówi ona:

* zob. Tom V, str. 72-73; † tamże

Ukształtował Pan Bóg człowieka z prochu ziemi i tchnął w nozdrza jego dech życia. Wtedy stał się człowiek istotą żywą. [1 Mojż. 2:7 nb]

Bóg został uwielbiony we wszystkich swych poprzednich dziełach i stworzonych istotach, również w tych mało znaczących, choć żadna z nich nie mogła we właściwy sposób złożyć Mu podziękowań, docenić Go czy nawet Go poznać. Boski zamiar przewidział to wszystko od początku i przygotowywał się na człowieka, który miał być arcydziełem ziemskiego stwarzania bądź ukoronowaniem stwarzania zwierząt. Nie jest powiedziane o człowieku tak jak o stworzeniach wodnych: „Niech zaroją się wody” (NB) ani jak o niższych zwierzętach ziemi: „Niech wyda ziemia”. Przeciwnie, jest zapisane, że człowiek był szczególnym dziełem swego Stwórcy, który stworzył go „na swój obraz”. Nie ma znaczenia, czyj był ten obraz – Elohim czy Jahwe, bo czyż Elohim nie byli „synami Bożymi”, podobnymi do Niego co do zdolności rozumowania i zrozumienia wartości moralnych?

Nie należy rozumieć tego „obrazu” jako odzwierciedlenia kształtu fizycznego. Jest to raczej odzwierciedlenie intelektualnego obrazu wielkiego Ducha, ukształtowane odpowiednio do ziemskich warunków i natury. A co do „podobieństwa”, to bez wątpienia odnosi się ono do królestwa człowieka – miał być królem ziemi i mnóstwa jej stworzeń, podobnie jak Bóg jest Królem całego wszechświata. I tu oto rozpościera się pole bitwy między Słowem Bożym a tak zwaną współczesną nauką, przed którą klęka cały świat, szczególnie ludzie wykształceni – w tym intelektualni przewodnicy we wszystkich seminariach teologicznych oraz duchowni wszystkich wybitnych ambon – oddając cześć naukowemu „bogu” zwanemu „Ewolucją”. Te dwie teorie są diametralnie sprzeczne: jeśli teoria ewolucji jest prawdziwa, wówczas Biblia jest fałszywa – od 1 Księgi Mojżeszowej do Objawienia. Jeśli Biblia jest prawdziwa, jak utrzymujemy, to teoria ewolucji jest absolutnie fałszywa we wszystkich swych wydedukowanych wnioskach dotyczących człowieka.

Sprawę tę rozstrzyga nie tylko zapis 1 Księgi Mojżeszowej, odnoszący się do stworzenia człowieka na obraz Boży, choć użyte tam określenia są bardzo przekonywające. Zapis tej księgi poparty jest przez całą teorię Biblii, a i sama Biblia albo ostaje się, albo upada wraz z nim. Jeśliby bowiem człowiek był stworzony inaczej niż czysty, doskonały i wielce obdarzony intelektualnie, nie mógłby być prawdziwie nazwany „obrazem” Boga ani też jego Stwórca nie mógłby go postawić na próbie w Edenie, by sprawdzić, czy nadaje się do życia wiecznego; także jego nieposłuszeństwo, objawione w zjedzeniu zakazanego owocu, nie mogłoby być uznane za grzech i obwarowane karą śmierci, jak miało to miejsce; nie byłoby też konieczne wykupienie człowieka spod tego wyroku.

Co więcej, „człowiek Jezus Chrystus” jest uznany za „antilytron”, cenę okupu (albo odpowiednią cenę) za winę tego pierwszego człowieka i dlatego musiał zostać uznany za wzór albo ilustrację tego, czym był pierwszy człowiek, zanim zgrzeszył i znalazł się pod Boskim potępieniem, jakim jest śmierć.

Wiemy także, że obecnie, podobnie jak to było wcześniej – jest wielu szlachetnych ludzi, z których wszyscy, w myśl Boskiego oświadczenia, są grzesznikami i jako tacy nie mogą być uznani przez Jahwe, chyba że skruszeni przychodzą do Niego przez zasługę ofiary Chrystusa i uzyskują Jego przebaczenie. Sytuacja wszystkich, którzy w ten sposób przychodzą do Boga, jest określona jako oparta tylko na Jego łasce pod przykryciem szaty Chrystusowej sprawiedliwości. I jak jest powiedziane, rezultatem musi być zmartwychwstanie albo przywrócenie do doskonałości, zanim ktokolwiek może być osobiście i całkowicie zadowalający dla Stwórcy. A jednak był to ten sam Stwórca, który przestawał z Adamem, zanim ten zgrzeszył, i nazywał go swym synem; który też stwierdza, że Adam i my, jego dzieci, staliśmy się „dziećmi gniewu”, przeszliśmy pod potępienie z powodu grzechu, którego nie było w Adamie, gdy został stworzony jako „syn Boży” (Łuk. 3:38).

Z taką samą pewnością, z jaką oznajmiane było „przez usta wszystkich świętych proroków od wieków”, że nadchodzące Tysiąclecie będzie czasem „naprawienia wszystkich rzeczy”, stwierdzamy, że teoria ewolucji stoi w rażącej sprzeczności z wypowiedziami Boga za pośrednictwem wszystkich świętych proroków. Restytucja bowiem, zamiast być błogosławieństwem dla ludzkości, byłaby zbrodnią przeciw niej, gdyby teoria ewolucji była prawdziwa. Jeżeli przez działanie ślepej siły czy innego procesu ewolucyjnego człowiek wspinał się w trudzie i wysiłku od protoplazmy do małży i od małży do ryby, następnie od ryby do gada, od gada do małpy, od małpy do najniższego człowieka, zaś od najniższego człowieka do tego, czym obecnie jesteśmy – wówczas przywrócenie przez Boga rasy ludzkiej do tego, czym był Adam, albo też przesunięcie tej restytucji jeszcze dalej w tył, do protoplazmy, byłoby przerażającą krzywdą dla człowieka. Nie ma wyjścia pośredniego w tej sprawie. Im prędzej lud Boży zgodzi się jednoznacznie z zapisem Bożego Słowa, tym lepiej będzie dla nich i tym pewniejsze będzie, że nie wpadną w sieci niektórych teorii bezokupowych i ewolucyjnych, które są obecnie popularne i mają na celu zwieść, jeśli to tylko możliwe, nawet i samych wybranych. Niech raczej Bóg ma rację, choćby wszyscy ewolucjoniści mieli okazać się kłamcami (Rzym. 3:4).

Nie możemy tu rozwinąć szczegółowo tematu stworzenia Adama i zastanowić się nad jego organizmem, czyli ciałem, jego duchem, czyli tchnieniem żywota, oraz nad tym, jak te połączone czynniki sprawiły, że stanowił żywą istotę, czyli duszę. Przedstawiliśmy to wcześniej na innym miejscu*.

* Tom V, Wykład XII

Liczebność potomstwa najwidoczniej nie miała związku z występkiem, jak niektórzy przyjęli, ale była częścią Boskiego błogosławieństwa. Jedynym związkiem między upadkiem a przekleństwem lub karą było, jak zostało to zapisane, wzmożenie się poczęć i smutków matek odpowiadające pracy w pocie oblicza mężczyzn. Te trudy stawały się coraz cięższe w miarę degeneracji i słabnięcia rasy ludzkiej, tak umysłowo, jak i fizycznie. Cel rozmnażania się zostanie osiągnięty, gdy urodzi się dostateczna liczba ludzi, by całkowicie napełnić Ziemię (a nie uzupełniać liczbę żyjących). To prawda, narodziła się już ogromna liczba ludzi – prawdopodobnie pięćdziesiąt miliardów – i śpią teraz w wielkim więzieniu śmierci; ale bynajmniej nie jest ich za dużo, gdyż gdyby obecna powierzchnia lądu przeznaczona była dla ludzi, co ostatecznie będzie mieć miejsce, pomieściłaby dwukrotnie lub trzykrotnie większą ich liczbę – bez brania pod uwagę możliwości wynurzenia się z głębokości wód nowych kontynentów, jak to miało miejsce w przeszłości z tymi, które dziś istnieją.

Sceptycznie nastawieni naukowcy przez długi czas szukali dowodu na to, że człowiek żył na Ziemi na długo przed okresem wyznaczonym w 1 Księdze Mojżeszowej, i każda kość znajdywana w niższych pokładach glin czy żwirów jest poddawana dokładnej analizie po to, by jakiś naukowiec mógł zdobyć światową sławę jako człowiek, który zadał kłam Słowu Bożemu. Wcześniej wspomnieliśmy już o nieścisłości tego typu dowodów*, jak znalezienie grotów strzał w pokładach żwiru z wcześniejszego okresu. Co najmniej w kilku przypadkach dowiedziono, że były one dziełem współczesnych Indian, którzy wyciosali je w pobliżu miejsca, gdzie znajdowały się odpowiednie krzemienie†.

* Nie jesteśmy nieświadomi istnienia teorii o człowieku „przedadamowym” i starań wytłumaczenia w ten sposób różnorodności ras rodziny ludzkiej. Ale trzymamy się Biblii jako Boskiego objawienia i jako takiego będącego ponad wszystkimi ludzkimi przypuszczeniami. Głosi ona solidarność ludzkiej rodziny w jednoznaczny sposób, mówiąc: „I uczynił [Bóg] z jednej krwi wszystek naród ludzki” – Dzieje Ap. 17:26. Na innym miejscu Pismo mówi, że Adam był „pierwszym człowiekiem” (1 Kor. 15:45,47). Następnie z historii potopu jasno wynika, że tylko osiem istot ludzkich zostało zachowanych w arce i wszystkie one, dzieci Noego, były potomkami Adama. Wielorakość ludzkich typów albo ras musi być wyjaśniana różnorodnością klimatów, zwyczajów, pokarmów itp., a szczególnie faktem wzajemnego odizolowania narodów, dzięki któremu utrwaliły się pewne cechy szczególne. Można to zilustrować na przykładzie Europejczyków żyjących przez dłuższy czas wśród mieszkańców Indii czy Chin, którzy do pewnego stopnia zaczęli przypominać swych sąsiadów, a ich dzieci urodzone na tych ziemiach nosiły jeszcze silniejsze podobieństwo pod względem koloru skóry i rysów, na które bez wątpienia miało wpływ otoczenie matki w okresie ciąży. Ilustracją takiej asymilacji są Chińczycy z pewnego regionu, którzy mówią o sobie, że są Izraelitami rozproszonymi przez ucisk, jakim zakończył się Wiek Żydowski ok. 70 r. n.e. Ci Żydzi stali się tak bardzo chińscy, że są nierozpoznawalni jako Żydzi – najtwardszy z narodów.
† Tom II, str. 34-35

Nie tak dawno temu na zebraniu Instytutu Filozoficznego Wiktorii stwierdzono, że „zostały przedsięwzięte przez prof. Stokes’a, członka Towarzystwa Królewskiego, Sir J. R. Bennetta, wiceprezesa Towarzystwa Królewskiego, prof. Beale’a, członka Towarzystwa Królewskiego, i innych staranne badania nad różnymi teoriami ewolucji, i oznajmiono, że jak dotąd żaden z dowodów naukowych nie potwierdza teorii wywodzącej człowieka z niższych form zwierząt. Prof. Wirchow stwierdził, że istnieje kompletny brak jakichkolwiek skamieniałości niższego rzędu w rozwoju człowieka i że każdy pozytywny postęp w dziedzinie antropologii prehistorycznej w rzeczywistości oddala nas coraz bardziej od dowodów tego typu powiązań, tj. z resztą królestwa zwierząt. Zgadza się z tym wielki paleontolog prof. Barraude, twierdząc, że w żadnym z jego badań nie odkrył, by jakaś skamieniałość rozwinęła się w inną. W istocie wydaje się, że żaden z naukowców nie odkrył jeszcze ogniwa między człowiekiem a małpą, między rybą a żabą czy między kręgowcami a bezkręgowcami. Dalej, nie było żadnego dowodu, by jakikolwiek gatunek, ze skamieniałości czy nie, tracił swe specyficzne cechy i nabywał nowych, należących do innych gatunków, na przykład, choć istnieje duże podobieństwo między psem i wilkiem, nie było ogniwa łączącego; podobnie też w przypadku wymarłych gatunków – nie było stopniowego przejścia z jednego w drugi. Co więcej, pierwsze zwierzęta żyjące na ziemi w żaden sposób nie były gorsze czy zwyrodniałe”.

Zacytujmy pokrótce Sir J. W. Dawsona, doktora praw i członka Towarzystwa Królewskiego, ze streszczenia jego ostatnich odkryć w dziele pt.: „Tam gdzie geologia spotyka się z historią”. Mówi on:

„Nie znaleźliśmy żadnego ogniwa łączącego człowieka z niższymi zwierzętami, które go poprzedzały. Pojawia się on jako nowy kierunek stwarzania, bez jakiejkolwiek bezpośredniej relacji do instynktownego życia zwierząt niższych. Najwcześniejsi ludzie są ludźmi nie mniej niż ich potomkowie, i jak oni, w miarę zasobu swych środków, są wynalazcami i innowatorami wprowadzającymi nowe style życia. Jak dotąd, nie byliśmy w stanie odnaleźć śladów człowieka w bezpiecznym złotym wieku [raju]. Gdy znajdujemy go w jaskiniach i wykopaliskach, jest już człowiekiem upadłym, stojącym w niezgodzie ze swym środowiskiem, jako nieprzyjaciel innych stworzeń wymyślający przeciw nim narzędzia niszczenia bardziej śmiercionośne niż te, jakimi natura obdarzyła mięsożerne dzikie zwierzęta. (...) Człowiek, jeśli chodzi o jego ciało, jest jawnie zwierzęciem – z ziemi ziemski. Jest także członkiem typu kręgowców z gromady ssaków; ale w tym rzędzie stanowi on nie tylko bezpośredni gatunek i rodzaj, lecz również odrębną rodzinę, czyli rząd. Innymi słowy, jest jedynym gatunkiem w swoim rodzaju i rodzinie, czyli rzędzie. Dzieli go więc od najbliższych mu zwierząt wielka odległość. I nawet jeśli przyjęlibyśmy naukę, dotychczas nieudowodnioną, że jeden gatunek wywodzi się z innego w przypadku zwierząt niższych, to nie jesteśmy w stanie wskazać na ‘brakujące ogniwa’ konieczne do połączenia człowieka z jakąkolwiek grupą niższych zwierząt. Żaden fakt nie jest tak pewny w nauce jak to, że człowiek jest niedawnym dodatkiem na geologicznej linii czasu. Nie tylko nie znajdujemy śladów jego szczątków w starszych formacjach geologicznych, lecz nie znajdujemy szczątków najbliższych mu zwierząt; dodatkowo, środowisko w tych okresach zdaje się być nieodpowiednie dla egzystencji człowieka. Jeżeli, trzymając się przyjętego systemu geologicznego, podzielimy całą historię ziemi na cztery wielkie okresy, poczynając od najstarszych znanych nam formacji skał z okresu azoicznego, czyli archaicznego, aż do dzisiejszego dnia, znajdziemy ślady ludzi lub ich wytworów tylko w ostatnim z czterech okresów, i to w ostatniej jego części. W gruncie rzeczy nie ma bezdyskusyjnego dowodu istnienia człowieka wcześniej niż w początkowej fazie obecnego okresu. (...) Poza tym spotykamy tylko jeden rodzaj człowieka, chociaż jest wiele ras i odmian. Rasy te, czyli odmiany, wyłoniły się w bardzo wczesnych czasach i wykazały znamienną stałość w świetle późniejszych odkryć. (...) Historia zawarta w 1 Księdze Mojżeszowej uprzedziła historię współczesną. Ta starożytna Księga jest pod każdym względem wiarygodna i daleka od mitów i baśni starożytnego pogaństwa”.

Prof. Pasteur, wielki bakteriolog, był jawnym przeciwnikiem darwinizmu, a wyraził to następująco:

„Przyszłe pokolenia wyśmieją kiedyś głupotę współczesnych filozofów materializmu. Im więcej badam przyrodę, tym bardziej zdumiewam się nad dziełami Stwórcy. Modlę się, kiedy jestem zajęty swą pracą w laboratorium”.

Rosyjski uczony Wirchow, choć nie był zdeklarowanym chrześcijaninem, był w podobny sposób przeciwnikiem teorii Darwina, wywodzącej pochodzenie życia organicznego z materii nieorganicznej. Stwierdza on: „Wszelkie próby znalezienia formy przejściowej od zwierzęcia do człowieka skończyły się całkowitym niepowodzeniem. Ogniwo łączące nie zostało i nie zostanie odnalezione. Człowiek nie pochodzi od małpy. Ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że w przeciągu ostatnich pięciu tysięcy lat nie zaszła żadna zauważalna zmiana w ludzkości”.

Inni przyrodnicy również wypowiadali się przeciwko poglądom Darwina.

W świetle tych faktów jakże nieroztropne wydają się niekiedy rozprawy „doktorów” czy „profesorów”, którzy udają uczonych i rozprawiają o „brakujących ogniwach” lub sugerują, że małe palce ludzkich stóp stają się bezużyteczne i wkrótce zostaną „odrzucone przez naturę”, jak „odrzucone zostały małpie ogony”. Czyż nie mamy dobrze zakonserwowanych mumii sprzed prawie czterech tysięcy lat? Czyż nie mamy równie starych, naturalnej wielkości nagich posągów? Czy na którymkolwiek z nich znajdują się ogony? Czy ich małe palce różnią się czymkolwiek od naszych obecnych? Czyż cała przyroda nie wykazuje raczej tendencji do upadku? A gdy spojrzymy na rośliny i niższe rodzaje zwierząt, to czy do zachowania najlepszych ich gatunków nie jest niezbędna mądrość i pomoc człowieka? Także w przypadku człowieka, czyż nie jest niezbędna Boża łaska, aby go podnieść i przeszkodzić wielkiej degeneracji, jaką widzimy w „czarnej Afryce”? I czyż nie zgadza się to z Pismem Świętym (Rzym. 1:21,24,28)?

Właściwe jest, by lud Pański dobrze zachowywał w pamięci przestrogę daną Tymoteuszowi przez apostola Pawła: „Tymoteuszu! (...) unikaj pospolitej, pustej mowy i sprzecznych twierdzeń, błędnej, rzekomej nauki” – 1 Tym. 6:20 (NB). By ujrzeć jasno jakąś prawdę, musimy patrzeć z punktu Boskiego objawienia. Musimy „w światłości jego oglądać światłość”. Wówczas, patrząc szerzej na przyrodę pod przewodnictwem Boga tej przyrody, nasze serca i umysły rozwiną się i wypełnią podziwem i uwielbieniem, gdy zobaczymy panoramiczne widoki chwały, majestatu i mocy naszego wszechmogącego Stwórcy.

Wieczór i poranek, dzień szósty. Przy jego zakończeniu, 42000 lat po rozpoczęciu „pracy” dzień ten zastał Ziemię przygotowaną dla człowieka, by ją sobie uczynił poddaną – choć nadal była nieprzystosowana dla niego w całości. Wiedząc zawczasu o nieposłuszeństwie swego stworzenia (i swym całym planie związanym z wyrokiem śmierci na człowieka, jego odkupieniem i końcowym powstaniem z grzechu oraz śmierci wszystkich właściwie wyćwiczonych przez doświadczenia) Bóg nie czekał ze stworzeniem człowieka do czasu, aż cała Ziemia będzie dla niego gotowa, lecz przygotował jedynie raj, ogród w Edenie – uczyniwszy go pod każdym względem doskonałym w celu przeprowadzenia krótkiej próby doskonałej pary – pozostawiając ludzkości, jako pracownikom-skazańcom, dzieło „czynienia ziemi poddaną” i jednocześnie zdobywania przez to cennych lekcji i doświadczeń.

Siódmy dzień epokowy tygodnia stworzenia

I dokończył Bóg dnia siódmego dzieła swego, które uczynił; i odpoczął w dzień siódmy od wszelkiego dzieła swego, które był stworzył Bóg, aby uczynione było.

Zauważając progresywną tendencję rozwojową sześciu dni i pamiętając, że cyfra siedem oznacza kompletność i doskonałość, w sposób naturalny oczekiwalibyśmy, by siódmy dzień epokowy był bardziej cudowny niż poprzednie. I takim go widzimy. Tyle tylko, że jego istotna część jest na jakiś czas – aż do „czasu właściwego” – zasłonięta przed naszymi oczami zrozumienia poprzez ogólne stwierdzenie, że Bóg odpoczął siódmego dnia od wszelkiej pracy. Jakże to dziwne, że odpoczął od stwarzania właśnie wtedy, gdy Jego dzieło wydawało się na ukończeniu; tak jakby pracownik przygotował wszystkie materiały na budowę i zaprzestał pracy bez uzyskania zamierzonego celu!

Lecz wszystko to otwiera się wspaniale przed nami, gdy zauważymy, że Bóg Jahwe wstrzymał swe dzieło stwarzania, zaprzestał wykonywania go, bo w swej mądrości przewidział, że Jego zamysły mogą być najlepiej przeprowadzone za pomocą innych środków. Bóg uznał za najlepsze zezwolić swemu stworzeniu, Adamowi, na używanie wolnej woli, popadnięcie przez pokusę w grzech i otrzymanie za to zasłużonej kary – śmierci, wliczając w to długi okres sześciu tysięcy lat umierania i walki, jako skazaniec, z nieprzyjaznym środowiskiem. Bóg uznał za najlepsze zezwolenie mu jako skazańcowi na pracę przy czynieniu ziemi poddaną, by doprowadzenie jej całej do przepowiedzianego rajskiego stanu odbyło się z korzyścią dla człowieka w danych warunkach; a korzystne będzie, gdy człowiek pozna zasady leżące u podstaw Boskiej sprawiedliwości, pozna wielką „grzeszność grzechu” i w ten sposób zostanie przygotowany na łaskę mającą przyjść na świat we właściwym czasie.

Jednakże jednym z głównych powodów zaprzestania przez Jahwe dzieła stwarzania było niewątpliwie to, by dokonać go mógł ktoś inny – Jego Jednorodzony – w sposób, który nie tylko uwielbiłby Syna, lecz także uwielbiłby Ojca poprzez wykazanie doskonałości cech Boskiego charakteru, czego nie można było osiągnąć w żaden inny sposób. Sposobem tym było danie swego Syna, by stał się Odkupicielem człowieka – co stanowić miało objawienie nie tylko Boskiej sprawiedliwości, która w żadnym razie nie mogła pogwałcić dekretu stanowiącego, że „zapłatą za grzech jest śmierć”, lecz co stanowić miało jednoczesne ukazanie miłości Boga – współczucia dla Jego upadłych stworzeń aż do śmierci Jego Syna dla dobra ludzkości. Ostatecznie także Boska mądrość i moc zostaną ujawnione w każdym detalu planu, gdy się wypełni.

Ktoś może zasugerować, że zaniechanie przez Ojca dokończenia planu stwarzania po to, by dzieła tego mógł dokonać Syn w czasie Tysiąclecia w procesie restytucji, nie różniłoby się od poprzednich aktów stwarzania, z których wszystkie były w Ojcu przez Syna – bez którego nic nie było uczynione, co było uczynione. Ale my odpowiadamy: Nie. Związek Syna z dziełem restytucji, którym zakończy się siódmy dzień epokowy i który przyniesie ziemską doskonałość, będzie całkowicie różny od Jego wcześniejszych dzieł. We wszystkich poprzednich zadaniach stwarzania Syn pracował jedynie dla Jahwe, używając nie swej własnej mocy i energii. Lecz w tym mającym nadejść wielkim dziele będzie używał swej własnej mocy i autorytetu – które kosztowały Go 34 lata upokorzeń i zakończyły się Jego ukrzyżowaniem. Przez tę transakcję, którą Ojcowska mądrość i miłość dla Niego zaplanowały, „kupił” On świat, kupił ojca Adama, jego całe potomstwo i jego posiadłość – ziemię – wraz ze swymi do niej prawami jako monarchy „na podobieństwo Boże”. Ojcu upodobało się uczcić „Pierworodnego” i dlatego tak to wszystko zaplanował i odpoczął, czyli zaprzestał procesu stwarzania, by Syn mógł w ten sposób Go uczcić i mógł być przez Niego uczczony.

Bóg odpoczął nie po to, by zregenerować siły po zmęczeniu, lecz by przerwać dzieło stwarzania. Widział ruinę i upadek, wynikłe z grzechu swego najszlachetniejszego ziemskiego stworzenia, jednak nie użył mocy, by zawiesić drogę wyroku śmierci i rozpocząć dzieło restytucji. Co więcej, według prawa, które sam ustanowił, wykluczył możliwość użycia swego miłosierdzia i ułaskawienia Adama i jego rasy, za wyjątkiem uczynienia tego poprzez odkupiciela. Karą była śmierć – bez granic, wieczna śmierć, „wieczne zniszczenie”. A ponieważ niemożliwe jest, by Bóg kłamał, niemożliwe, by Najwyższy Sędzia wszechświata odwrócił swój sprawiedliwy wyrok, tak też niemożliwe było, aby Stworzyciel stał się bezpośrednim odnowicielem ludzkiej rasy lub by w jakimkolwiek innym sensie kontynuował swe dzieło stwarzania w potępionym człowieku czy w obrębie jego własności, czyli na ziemi.

W ten sposób Bóg Jahwe zamanifestował swoje przekonanie o powodzeniu własnego wielkiego planu wieków i zaufanie do swego jednorodzonego Syna, któremu powierzył całość wykonania tego planu. Przykładu tego zaufania Ojca do Syna używa Apostoł do zilustrowania tego, jak bardzo nasza wiara ma uchwycić się Pomazańca, aby móc powierzyć Mu każdą sprawę i troskę w odniesieniu do nas samych, naszych przyjaciół i wszystkich ludzi. Mówi on: „Wchodzimy do odpocznienia, którzy uwierzyliśmy. (...) Albowiem ktokolwiek wszedł do odpocznienia jego, ten i sam odpoczął od spraw swoich, jako i Bóg od swoich”. Wierzący, tak jak Bóg, mają całkowitą ufność w możliwości i gotowości Chrystusa do wykonania wszystkich zamierzeń Jahwe względem naszej rasy. Dlatego odpoczywają nie od zmęczenia fizycznego, lecz od trosk, niepokojów, od jakiegokolwiek pragnienia, żeby przejąć sprawy z rąk Chrystusa w swoje własne lub też od usiłowania, by zapewnić pożądany rezultat w inny sposób.

Jeśli odpoczynek naszego Stwórcy, czyli zaniechanie przyjścia z rychłą pomocą swemu upadłemu stworzeniu, wygląda choćby w najmniejszym stopniu na obojętność czy zaniedbanie, to jest to mylne wrażenie. Widać bowiem działanie najmądrzejszej i najlepszej metody pomocy człowiekowi – przez Pośrednika. Jeśli ktoś sugeruje, że dzieło restytucji powinno było się zacząć wcześniej, odpowiadamy mu, że czas królowania grzechu i śmierci przez sześć tysięcy lat bynajmniej nie był za długi na narodzenie się takiej liczby ludzi, by „napełnić ziemię”; nie za długi na udzielenie wszystkich lekcji o wielkiej „grzeszności grzechu” i surowej za niego zapłaty; nie za długi, by pozwolić człowiekowi na wypróbowanie jego własnych sposobów na stanie się doskonałym i ujrzenie, jak dalece są one bezowocne. Choć pierwsze przyjście naszego Pana, by odkupić (nabyć) świat i mieć w przyszłości sprawiedliwe i słuszne prawo do przyjścia znowu, by błogosławić, podźwignąć i przywrócić wszystkich, którzy przyjmą Jego łaskę, miało miejsce cztery tysiące lat po nastaniu grzechu i śmierci, to jednak odbyło się we właściwym czasie Bożym, jak mówi o tym Pismo: „W słusznym czasie Bóg posłał Syna swego”. I rzeczywiście, widzimy, że nawet wtedy nie byłby to czas właściwy, gdyby nie Boski zamiar powołania, zgromadzenia, wypolerowania i przygotowania wybranego Kościoła, by miał udział z Odkupicielem w wielkim tysiącletnim dziele błogosławienia świata. Przewidując bowiem, że będzie potrzeba całego Wieku Ewangelii na dokonanie tego wyboru, Bóg posłał swego Syna do wypełnienia dzieła odkupienia wystarczająco wcześnie, aby to osiągnąć.

Okres Boskiego zaprzestania, czyli odpocznienia od twórczego i zasilającego działania względem ziemi

Ile czasu minęło, od kiedy Jahwe odpoczął, czyli zaprzestał swej pracy stwarzania? Odpowiadamy, że minęło już nieco ponad sześć tysięcy lat. Jak długo będzie trwało Jego odpoczywanie albo zaprzestanie pracy? Odpowiadamy, że potrwa jeszcze przez Tysiąclecie – przez tysiąc lat królowania wielkiego Pośrednika, który będzie przeprowadzał dzieło „naprawienia wszystkich rzeczy, co był przepowiedział Bóg przez usta wszystkich świętych swoich proroków od wieków” (Dzieje Ap. 3:21). Czy ufność Jahwe w skuteczne działanie Jego planu, która spowodowała, że odpoczywając powierzył ten plan pieczy Jezusa, okaże się w pełni uzasadniona? Czy zakończenie będzie zadowalające? Bóg Jahwe, który zna koniec na początku, zapewnia nas, że tak właśnie będzie, i że Syn, kosztem którego ten plan się wykonuje, „z pracy duszy swej ujrzy owoc, którym nasycon będzie” (Izaj. 53:11). O tak, wszyscy wierzący, którzy odpoczywają przez wiarę w dzieło swego Odkupiciela – tak przeszłe, jak i mające nadejść – mogą mieć pełne zapewnienie wiary, że „czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, i na serce ludzkie nie wstąpiło, to nagotował Bóg tym, którzy go miłują”; szczególnie dla Kościoła, lecz „długości, szerokości, wysokości i głębokości” miłości, miłosierdzia i błogosławieństw restytucji są przeznaczone również dla tych wszystkich z niewybranego świata, którzy w swym tysiącletnim dniu łaski z gotowością przyjmą wspaniałe Boskie postanowienia na Boskich warunkach.

Sześć tysięcy przeszłych lat i przyszłe tysiąc lat, czyli siedem tysięcy lat „odpocznienia” Jahwe prowadzi do czasu zakończenia tysiącletniego królowania Syna, gdyż wtedy zostanie osiągnięty cel – przywrócenie pragnących i posłusznych ludzi do stanu podobieństwa Bożego oraz poddanie człowiekowi ziemi jako jego własności, jego królestwa. Wówczas, gdy już tron i królowanie Pośrednika spełnią swe zadanie i gdy wszyscy, którzy psują ziemię, będą wyniszczeni, „Syn odda królestwo Bogu i Ojcu” – poprzez przekazanie go ludzkości, dla której było pierwotnie przeznaczone, jak jest o tym napisane* (1 Kor. 15:24 28). „Tedy rzecze król tym (...) Pójdźcie, błogosławieni [mający aprobatę od] Ojca mego! odziedziczcie królestwo wam zgotowane od założenia świata” – czyli stworzeniom ziemskim (Mat. 25:31 34).

* zob. Tom I, str. 305; Tom V, str. 469; Tom IV, str. 617,644,645

To właśnie długość siódmego dnia epokowego, tak wyraźnie zaznaczona przez historię i proroctwo, daje nam wskazówkę co do długości wszystkich pozostałych dni epokowych tygodnia stworzenia. I gdy się zakończy cały okres siedmiokrotności siedmiu tysięcy lat, czyli czterdziestu dziewięciu tysięcy lat, nastąpi początek wielkiego pięćdziesiątego [tysiąclecia], o którym już wcześniej wspominaliśmy* jako o mającym szczególne znaczenie w Piśmie Świętym, gdyż zaznacza ono wielką kulminację Boskiego planu. W Izraelu dni sabatowe, prowadzące do kulminacyjnego 7 × 7 = 49, wprowadzały Dzień Pięćdziesiąty, czyli Pięćdziesiątnicę z jej odpocznieniem wiary; lata sabatowe 7 × 7 = 49 prowadziły do roku pięćdziesiątego albo jubileuszowego; jeszcze większy cykl, 50 × 50, wyznacza Tysiąclecie jako wielki Jubileusz ziemi. I wreszcie zauważmy, że sabat lub system siedmiodniowy w jeszcze większej skali odmierza stwarzanie ziemi od jej początku do stanu doskonałego – 7 × 7000 lat = 49000 lat, prowadzących do wspaniałej epoki, kiedy to nie będzie więcej wzdychania ani płaczu, ani bólu, ani umierania, ponieważ Boże dzieło stwarzania będzie wówczas zakończone, przynajmniej w odniesieniu do ziemi. Nic więc dziwnego, że ta data powinna być zaznaczona jako data Jubileuszu!

Anielscy synowie Boży „wykrzykiwali z radości” (Ijoba 38:7) o świcie ziemskiego tygodnia stwarzania, a patrząc na kolejne kroki rozwoju, ujrzeli w końcu człowieka jako króla uczynionego na podobieństwo Boże. Potem przez nieposłuszeństwo nastąpił upadek w śmierć i grzech oraz przerażające doświadczenia upadłych aniołów, którzy nie zachowali swego pierwotnego stanu, zaś dalej krwawa i samolubna historia człowieka pod panowaniem grzechu i śmierci. Później następuje odkupienie, wybór Pomazańca (Głowy i Ciała) przez ofiarę oraz ustanowienie Mesjańskiego Królestwa z jego wspaniałą restytucją wszystkich rzeczy, opowiedzianą przez Boga ustami Jego wszystkich świętych proroków od wieków. Nic więc dziwnego, że ma zapanować iście jubileuszowa radość w niebie i na ziemi, gdy wszystkie inteligentne stworzenia Boże poznają w ten sposób długość, wysokość, szerokość i głębokość nie tylko miłości Jahwe, lecz także Jego sprawiedliwości, mądrości i mocy.

* zob. Tom II, Wykład VI

Wtedy to z pewnością Nowa Pieśń będzie mogła być śpiewana przez wszystkie Boże stworzenia w niebie i na ziemi:

„Wielkie i dziwne są sprawy Twoje, Panie Boże Wszechmogący!
Sprawiedliwe i prawdziwe są drogi Twoje, o Królu wieków2. Któżby się ciebie nie bał, Panie i nie wielbił imienia Twego? Gdyżeś sam święty, Gdyż wszystkie narody przyjdą i kłaniać się będą przed obliczem Twoim, Że się okazały sprawiedliwe sądy Twoje” – Obj. 15:3 4.

2 wg Kodeksu Synaickiego – przyp. tłum.

„Bo tak mówi Pan, który stworzył niebiosa (ten Bóg, który utworzył ziemię i uczynił ją, który ją utwierdził, nie na próżno stworzył ją, na mieszkanie utworzył ją)” – Izaj. 45:18.

„A wszystko stworzenie, które na niebie i na ziemi (...) i w morzu (...) słyszałem mówiące: Siedzącemu na stolicy Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i siła na wieki wieków” – Obj. 5:13.

Już po napisaniu powyższych słów natknęliśmy się na następujący tekst pióra prof. G. Fryderyka Wrighta, doktora teologii i prawa, z 19 listopada 1902 r., który dotyczy opisu stworzenia z 1 Księgi Mojżeszowej. [Cytujemy:]

Zapis 1 Księgi Mojżeszowej

„Pierwszy rozdział 1 Księgi Mojżeszowej, traktujący o stworzeniu świata, jest bardzo znamiennym dokumentem. Jest znamienny zarówno ze względu na zręczność, z jaką unika ewentualnych konfliktów z odkryciami naukowymi, jak i na swą skuteczność z literackiego punktu widzenia. Gdy weźmiemy pod uwagę wpływ, jaki wywarł, żadna inna pozycja literatury nie może się z nim równać. Jego jasnym celem jest zdyskredytowanie politeizmu i podkreślenie jedności Bóstwa. Czyni to przez zaprzeczenie mnogości bogów, tak w ogólności, jak i w szczególności, oraz przez zapewnienie, że to jedyny wieczny Bóg Izraela stworzył niebiosa i ziemię oraz wszystkie na niej rzeczy, które bałwochwalcy mają w zwyczaju czcić.

Wzniosłość tego rozdziału jest widoczna w tym, że wszędzie poza jego wpływem przeważa wielobóstwo i bałwochwalstwo. Jedyność Boga i czczenie Go jako jedynego Stworzyciela wszystkich rzeczy są przyjmowane tylko przez te narody, które uznają ten rozdział za Boskie i prawdziwe objawienie.

Zgodny z nauką

Jednocześnie postęp nauki służył raczej uwydatnieniu niż umniejszeniu naszego zachwytu dla tego niezwykłego fragmentu wspaniałej księgi Boskiego objawienia. W jego hojnej zawartości może znaleźć uzasadnienie każde prawdziwe odkrycie naukowe. By uniknąć konfliktu ze współczesną nauką, język tego rozdziału został wybrany z tak niezwykłą mądrością, że nawet wielki geolog, prof. J. D. Dana z Uniwersytetu w Yale podkreślił, iż nie można tego wytłumaczyć inaczej niż teorią Boskiej inspiracji.

Pierwszy werset kładzie kres kontrowersjom na temat wieku ziemi, a także i samego systemu słonecznego poprzez proste stwierdzenie, że niebo i ziemia były stworzone ‘na początku’, bez jakiejkolwiek informacji, jak dawno temu nastąpił ten początek. A to, że układ słoneczny miał swój początek, jest potwierdzone przez współczesną naukę tak jasno, że najśmielszy z ewolucjonistów nie może temu zaprzeczyć. Współczesna doktryna zachowania energii dowodzi, że nie zawsze istniał obecny porządek rzeczy. Słońce stygnie. Jego ciepło gwałtownie promieniuje i ginie w pustej przestrzeni. Krótko mówiąc, system słoneczny wyczerpuje się i jest oczywiste, że ten proces nie mógł trwać wiecznie. Nawet hipoteza mgławic zakłada istnienie początku i nigdy żaden ludzki rozum nie stwierdził tego faktu lepiej, niż zanotowany on jest w wersecie otwierającym Biblię.

Stwarzanie było stopniowe

Cały ten pierwszy rozdział 1 Księgi Mojżeszowej opiera się na panującej w tej metodzie stwarzania zasadzie postępu. Wszechświat nie powstał w jednej chwili. Nie był ukończony od razu. Na początku mamy jedynie siły fizyczne, z których ma powstać wielka struktura poprzez stopniowe ‘otwieranie’ albo, jeśli ktoś woli, poprzez proces ‘ewolucyjny’*. Obydwa sformułowania są równie prawdziwe, niezależnie od spojrzenia na znaczenie słowa ‘dzień’ (po hebrajsku ‘jom’). Dlaczego Wszechmocny Stwórca potrzebowałby sześciu dni, choćby tylko 24-godzinnych, do stworzenia świata? Odpowiedź brzmi, że Stwórca posiada nie tylko nieograniczoną moc, ale też nieskończoną mądrość i uznał za stosowną metodę stwarzania polegającą na rozwinięciu się ‘najpierw źdźbła, potem kłosa, a potem pełnego ziarna w kłosie’.

To, że w Boskim planie ma miejsce ewolucja*, jest widoczne w całym tym rozdziale już na pierwszy rzut oka. Stwarzanie zaczyna się od powołania do istnienia najprostszych form materii i postępuje dalej w nałożeniu na nie działania sił i energii, które emitują światło. Potem następuje rozdzielenie materii tworzącej ziemię i oddzielenie lądu od wody oraz wody na ziemi od tej zawieszonej w powietrzu. Jeśli ktoś chce spierać się o słowo ‘firmament’ i nalega, by rozumieć go bezpośrednio i literalnie, nie może tego zrobić w następnym wersecie (1 Mojż. 1:20), który mówi, że ptaki zostały stworzone, by latać nad ziemią po otwartym firmamencie nieba. Nośnik utrzymujący wody w chmurach jednocześnie umożliwiał ptakom lot.

* Jak już było wspomniane, tylko w odniesieniu do stworzenia człowieka teoria ewolucji stoi w sprzeczności z Biblią – i istnieje oraz szuka nowych zwolenników tylko po to, by atakować to stwierdzenie.

Stworzenie roślinności

W trzecim okresie ląd pokrył się roślinnością, będącą najprostszą formą życia, która, raz wprowadzona, niesie z sobą rozwój całej serii płodów roślinnych. Język, jakim opisane jest stworzenie roślin, jest tak wszechstronny, że zostawia wystarczająco dużo miejsca na teorię samorództwa, która wciąż jeszcze jest kwestią sporną w biologii. Jakże niezwykłe są w świetle powyższego stwierdzenia słowa: ‘Potem rzekł Bóg: Niech zrodzi ziemia trawę. (...) I zrodziła ziemia trawę’.

To samo niezwykłe określenie pojawia się we wprowadzeniu do piątego dnia w tym postępującym cyklu, gdzie czytamy (1 Mojż. 1:20): ‘Niech hojnie wywiodą wody płaz duszy żywiącej’. I po raz kolejny ta sama fraza otwiera szósty dzień (1 Mojż. 1:24): ‘Niech wyda ziemia duszę żywiącą według rodzaju swego’. (...) Gdyby ktoś polegał tylko na dosłownej interpretacji tego języka, miałby do czynienia z czymś, czego ani nauka, ani teologia nie mogłyby przyjąć.

Szczególny Stwórca

Kiedy dochodzi do stworzenia człowieka, użyte jest zupełnie inne wyrażenie. Jest powiedziane, że Bóg uczynił człowieka na swoje podobieństwo i tchnął w niego dech żywota. Co to oznacza w odniesieniu do sposobu stworzenia człowieka, nie jest w tym momencie tak ważne. Ale wyrażenie to dobrze odpowiada wzniosłej godności, należnej człowiekowi, gdy porównamy go z resztą stworzeń zwierzęcych. Najbardziej godne zauważenia cechy człowieka są ukazane w tym i dalszym zapisie jego początków. Nie tylko jest powiedziane, że człowiek został uczyniony na podobieństwo Boże, ale też że został wyposażony w możliwość panowania nad zwierzem polnym oraz obdarzony zdolnością mowy, dzięki czemu może nadawać mu nazwy. Co więcej, jest istotą o wolnej woli, znającą różnicę między dobrem a złem – krótko mówiąc, jest w posiadaniu moralnej natury, która umiejscawia go samego w odrębnej klasie.

Fakt, iż tak wiele rzeczy zostało nam powiedzianych o stworzeniu bez niczego, co byłoby absurdalne czy wymyślone, i jednocześnie tak niewiele, co mogłoby spowodować jakąkolwiek trudność w zharmonizowaniu tego ze współczesną nauką, jest najsilniejszym dowodem, że zostało to nam przekazane poprzez Boskie natchnienie. Nawet Milton, z całym swym wykształceniem i korzyścią wynikającą z dostępu do tego opisu, nie mógł pohamować swej wyobraźni na tyle, by przedstawiona przez niego koncepcja stworzenia królestwa zwierząt nie nabrała cech parodii. Cóż innego, jeśli nie ręka natchnienia mogła tak powściągnąć i poprowadzić pisarza pierwszego rozdziału 1 Księgi Mojżeszowej?

Człowiek nie rozwinął się, lecz został stworzony

Istnieje ogromna różnica między rozmiarem i rozwojem mózgu u człowieka a u niższych członków rzędu ‘naczelnych’.

Pod względem fizjologicznym i psychologicznym człowiek różni się jeszcze bardziej od niższych członków swego rzędu. Ma zdolność mowy gramatycznej. Potrafi układać swe myśli w zdania, które mogą być reprezentowane przez znaki umowne na papierze czy innym materiale. Człowiek słyszy harmonię w muzyce, czego nie potrafi żadne inne zwierzę. Do tego konieczna była cudownie precyzyjna budowa organu słuchu. Jeśli zaś chodzi o jego zdolności umysłowe, to umiejętność rozumowania naukowego i wyciągania wniosków jest nadzwyczajna w porównaniu z możliwościami umysłowymi stworzeń zwierzęcych.

W swym wielkim dziele ‘Ewolucja umysłowa’ Romanes twierdzi, że odnajduje w niższych zwierzętach wszystkie elementarne składniki umysłowych zdolności człowieka, lecz są one tak wyraźnie podstawowe, że pozostawiają między człowiekiem a zwierzętami przepaść nadal tak samo wielką. Na podstawie wszystkich zebranych objawów inteligencji u zwierząt zauważa, że wszystkie one razem wykazują inteligencję na poziomie piętnastomiesięcznego dziecka. Ale ten stopień inteligencji nie występuje łącznie u żadnego pojedynczego gatunku; każdy z nich rozwinął bowiem tylko jeden jej aspekt. (...)

Rozum a instynkt

Wyostrzony zmysł węchu u psa nie pomoże mu w pojęciu geologii. Bystry wzrok orła nie przyda mu się w studiowaniu astronomii. Na darmo można by oprowadzać psa po świecie, by uczyć go zasięgu pokrywy lodowej okresu lodowcowego, gdyż nie ma on żadnych zdolności myślenia, dzięki którym potrafiłby połączyć istnienie głazów narzutowych w Stanach Zjednoczonych z ich rodzimymi występami skalnymi w Kanadzie czy porysowanych kamieni z równin Rosji ze skandynawskimi górami, od których to występów skalnych zostały oderwane przez przesuwający się lodowiec. Tego typu wnioski są całkowicie poza zdolnościami psa. (...)

Zdolność do religijności

Nigdzie indziej wyższość umysłu ludzkiego nie jest bardziej uderzająca niż w zdolności do przyjmowania idei religijnych za pomocą literatury. Zaiste, istnieją niezwykłe przykłady tresowanych świń, które poprzez pewne ćwiczenia mogą nauczyć się wybierać kilka liter na klockach i  układać proste słowa. Lecz żadnego zwierzęcia nie można nauczyć inteligentnej mowy. Nawet papuga nie jest tu wyjątkiem, gdyż powtarza ona jedynie dźwięki, nie rozumiejąc ich znaczenia. Tym mniej możliwe jest nauczenie zwierzęcia czytania czy słuchania ze zrozumieniem wykładu lub kazania.

Z drugiej strony, Biblia, która jest przykładem najbardziej zróżnicowanej formy literackiej, zawierającej najwznioślejsze cechy poezji i wyrazu, jakie kiedykolwiek zapisano i przedstawiającej najbardziej majestatyczny koncept Boga i przyszłego życia, jaki kiedykolwiek powstał, została przetłumaczona na prawie wszystkie języki pod słońcem i znalazła w tych językach właściwe metafory, dzięki którym skutecznie przedstawiła swe pojęcia. (...)

Tak oto, patrząc z najwyższego, rozumowego punktu widzenia, najlepiej dostrzegamy niepowtarzalność człowieka wśród stworzeń zwierzęcych. Intelektualnie stanowi on klasę samą w sobie. Naukowa nazwa rodzaju, do którego człowiek należy, to ‘homo’, ale gatunek to ‘homo sapiens’, tj. ciało człowieka połączone z ludzką mądrością. (...)

Alfred Russell Wallace, który niezależnie odkrył zasadę doboru naturalnego i opublikował ją w tym samym czasie co Darwin, przytoczył przykłady różnych fizycznych cech szczególnych u człowieka, które nie mogły powstać jedynie w procesie doboru naturalnego, a które nieodparcie wskazywały na działanie kierującej siły wyższej.

Ubiór i narzędzia

Zalicza on do nich brak u człowieka naturalnego pokrycia ochronnego. Jako jedyny wśród zwierząt, człowiek nosi ubrania. Przędzie włókna roślin w sukno lub pozbawia inne zwierzęta ich skór i używa ich do narzucania na swój nagi grzbiet, by ochronić się od niepogody. Ptaki mają pióra, owce runo, inne zwierzęta mają futra, w cudowny sposób przystosowane do ochrony. Człowiek jako jedyny nie ma takiej ochrony, chyba że nabędzie ją dzięki swej własnej inteligencji. Dopiero gdy się nad tym zastanowimy, widzimy, jak wielka inteligencja musi towarzyszyć ludzkiemu wysiłkowi w zapewnieniu sobie ubioru. Nawet w tak prostej sprawie jak zabezpieczenie skór zwierzęcych na okrycie człowiek był zmuszony najpierw stać się wynalazcą narzędzi. Nigdy żadna skóra zwierzęca nie została wyprawiona bez użycia jakiejś formy noża.

To doprowadza nas do kolejnej dobrej definicji człowieka – jako stworzenia używającego narzędzi. Najbliższym przykładem użycia narzędzi przez zwierzęta jest słoń i małpa. Wiadomo, że słonie potrafią uchwycić trąbą szczotkę i tak przedłużając jej ramię umożliwiają sobie oczyszczenie inaczej nie osiągalnych części ciała. Znany jest przypadek używania przez małpę kija do wyważenia drzwi. Lecz nie słyszano, by jakieś zwierzę sporządziło sobie narzędzie; a przecież nie ma plemienia ludzkiego tak intelektualnie prymitywnego, żeby nie umiało przygotować sobie najosobliwszych i najbardziej skomplikowanych narzędzi.

Czółna budowane przez najbardziej prymitywne ludy mają niezwykle pomysłową konstrukcję, doskonale przystosowaną do ich potrzeb. Ciosane z krzemienia narzędzia wymagają wielostronnego przemyślenia projektu i posłużenia się wielką umiejętnością w celu ich wyrzeźbienia. Pomysłowe metody, dzięki którym dzikie plemiona rozniecają ogień przez tarcie, wzbudzają uznanie u człowieka cywilizowanego. Użycie łuku, procy i bumerangu dowodzi rozwiniętych w najwyższym stopniu zdolności wynalazczych, z którymi pod żadnym względem nie mogą się równać zwierzęta.

Zdolność do muzyki

Dalej Wallace powołuje się na ludzki głos jako cechę przekraczającą wszystko, co może być efektem doboru naturalnego. Małpy nie mają muzyki w swych duszach i żadnych możliwości jej tworzenia w swych aparatach głosowych; podczas gdy nawet najniższe rasy ludzi posiadają jedno i drugie. ‘Ludowe piosenki’ są wielkim źródłem inspiracji, z którego tematy czerpią nasi czołowi kompozytorzy. Zmarły już Teodor F. Seward w swym komentarzu na temat pieśni śpiewanych przez Murzynów na plantacjach i przez niego przetranskrybowanych mówi, że w swej harmonii i rozwoju wszystkie one podlegają naukowym zasadom kompozycji muzycznej. Choćby ta zdolność do muzyki była jak najbardziej korzystna dla w pełni rozwiniętego człowieka, nie możemy sobie wyobrazić, by była ona jakąkolwiek korzyścią dla zwierzęcia w niższym stadium rozwoju, w jakim znajduje się małpa. Dźwięk muzyczny, jaki przyciąga małpę, ma tylko ślad podobieństwa do tego, który jest atrakcyjny dla mężczyzny czy kobiety.

Rozmiar ludzkiego mózgu jest nieproporcjonalny do potrzeb umysłowych najwyżej rozwiniętych zwierząt, stojących niżej niż człowiek, i bez ludzkiej inteligencji byłby bardziej przeszkodą niż pomocą. Dlatego jedno i drugie musiało powstać równocześnie, by stać się zaletą, którą dobór naturalny mógłby przejąć, zachować i rozwinąć. (...)

Trudno dopatrzyć się, jaką korzyść miałaby małpa z przemiany kciuka tylnej kończyny w duży palec, który nie nadawałby się więcej do chwytania rzeczy i byłby przydatny jedynie do chodzenia w pozycji pionowej. Trudno dopatrzyć się korzyści ze skrócenia przednich kończyn małpy, gdyby miały zostać przemienione w ręce ludzkie albo dostrzec korzyść, jaką mogłaby mieć małpa z rozwinięcia kości biodrowej i kręgów szyjnych, które nie pozwoliłyby jej chodzić na czterech łapach i ograniczyły do chodzenia na dwóch w pozycji pionowej.

Każdy z tych aspektów nastręcza sporo trudności, jeśli chodzi o nasze zrozumienie początku człowieka wskutek doboru naturalnego, przy założeniu konieczności przyjęcia, że był to proces powolny i stopniowy i że te zmiany, prowadzące do udoskonalenia ludzkiej budowy, przebiegały w niedostrzegalnym lub prawie niedostrzegalnym stopniu; bo tak rodzące się zmiany nie przynosiły żadnej korzyści. By stały się pożyteczne, musiały być znaczące, a zmiany umysłowe i fizyczne musiały być współzależne i zgodne z pewnymi prawami istniejącej uprzednio harmonii.

Tajemnica początku człowieka nie została nawet w najmniejszym stopniu pomniejszona przez hipotezy Darwina czy przez jakiekolwiek światło rzucone nań przez teorie ewolucjonistyczne. Powszechnie przyjmuje się, że geologicznie człowiek jest najmłodszym z gatunków, jakie zostały dodane do populacji na ziemi. Umysłowo zaś wznosi się człowiek tak bardzo ponad niższe zwierzęta, że z tego właśnie – jeśli już nie z innego powodu – został sklasyfikowany całkiem oddzielnie. Tajemnicą jest, w jaki sposób wszedł w posiadanie tak wysokiej mocy umysłowej, mając nawet budowę ciała i konstrukcję fizjologiczną całkowicie dostosowaną do ich wykorzystania. Ci, którzy mówią, że została ona wydzielona w jakiś nieokreślony sposób z niższych gatunków rozumnych istot, napotkają na trudności natury filozoficznej dziesięciokrotnie bardziej od tych, którzy akceptują proste stwierdzenie Biblii, że dusza człowieka jest rezultatem Boskiego tchnienia – podobieństwem do samego Boga.” [Koniec cytatu]

 

W cudowny sposób Stwórca Pan
     wypełnia plany swe
i żąda, aby ludzki stan
     stosował do nich się.

Choć niezbadane drogi są,
     którymi kroczy Bóg,
miłością jednak wszystkie tchną
     do wiernych Jego sług.

Cudowny każdy Jego czyn
     napełnia wiarą nas,
a razem z Ojcem Boży Syn
     nad nami czuwa wraz.

[PBT 63] 

  Wstecz | Do góry

Home | Biografia | Pogrzeb | Apologia | Historia | Dzieła | Fotogaleria | Pobieralnia | Prenumerata | Biblioteka | Czego nauczał
Polecane strony | Wyszukiwanie | Księgarnia | Kontakt | Manna | Artykuły

© pastor-russell.pl 2004 - 2016