<< Wstecz |
Wybrano: R-3500 a, z 1905 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Dom miłosierdzia
Jana 5:1-15
Złoty tekst: „I szedł za nim lud
wielki, iż widzieli cuda jego” – Jana 6:2.
Słowo Betesda oznacza „dom
miłosierdzia”. Była to nazwa dana wielkiej budowli z pięcioma gankami,
połączonymi z wielką sadzawką wody, usytuowaną blisko murów Jerozolimy. Gdy gaz
gromadzony w zbiorniku wypychał wodę, działo się to w podobny sposób, jak
niekiedy źródła ropy naftowej wyrzucają swoją zawartość. Ten przypływ wody
nasyconej gazami zdarzał się przy nieregularnych przerwach i w takich
przypadkach woda w sadzawce była mącona, czyli bulgotała dzięki przypływowi, a
także na skutek zawartych w niej gazów. Zjawisko to nie było zrozumiałe i wielu
traktowało je jako cudowne poruszenie, przypisując je aniołowi niebieskiemu.
Częściowo na skutek ożywiającego wpływu wiary, a częściowo może dzięki pewnym
właściwościom leczniczym zawartym w gazowanej wodzie, uleczenia były osiągane,
co spowodowało, że sadzawka stała się bardzo sławna w całej okolicy.
Dobrodziejstwo wypływające z gazów wynika z faktu, że tylko ci, którzy
natychmiast po poruszeniu wody wstępowali do sadzawki, osiągali poprawę
zdrowia. Gazy nasycające wody sadzawki mogły być szybko połączone z atmosferą,
a ci, którzy pierwsi wstępowali do sadzawki, mogli nie tylko mieć korzyści z
nasyconej gazami wody, lecz wdychać pewną ilość ulatniających się z wody gazów,
takich jak ozon lub jeszcze inne. Dużo takich źródeł jest dziś znanych w
różnych częściach świata, a wiele z nich ma lecznicze właściwości bez
jakiegokolwiek podejrzewania o cud. Amerykańska Encyklopedia mówi na ten temat:
„Wody lecznicze są bardzo pospolite w wielu częściach świata, a ludzie
przychodzą do nich z dalekich stron, aby uzyskać uleczenie. Kapłani,
szczególnie Eskulapa, umieszczali swe świątynie blisko tych źródeł, jak np.
przy alkalicznych źródłach Nauplia i Dodora. Filostrikus mówi, że greccy
żołnierze zranieni podczas bitwy koło Caicus byli uleczeni przez wody źródeł
Agamemnona niedaleko Smyrny”.
Istnieje źródło coś w rodzaju, jaki
jest wspomniany w naszej lekcji, w Kissingen, które po gwałtownym dźwięku,
około tego samego czasu każdego dnia zaczyna bulgotać i jest najbardziej
skuteczne szczególnie wtedy, gdy ulatnia się z niego gaz. Są też gejzery w
Islandii, Wyoming i gdzie indziej, które cechuje zmienny, czyli „trudny”
charakter.
MARGINESOWA UWAGA KOPISTY
Dom miłosierdzia wraz ze swymi
pięcioma gankami był zbudowany dla publicznej higieny, dla pożytku i wygody
tych, którzy pragnęli używać poruszanej sadzawki i to wyjaśnia, dlaczego
wielkie tłumy chorych, chromych, ślepych, uschłych leżały w tych gankach,
czekając na sposobność skorzystania z uleczenia podczas poruszenia wody. W
związku z tym należy zauważyć, że stare greckie manuskrypty opuszczają ostatnie
siedem słów wersetu trzeciego i cały werset czwarty. Nie są to natchnione
słowa, nie zostały napisane przez ap. Jana, lecz zostały dodane do jego
oświadczenia w późniejszym czasie – prawdopodobnie jako marginesowa uwaga. W
późniejszym czasie kopista myśląc, że marginesowa uwaga została pominięta z
tekstu, dodał ją, a jego manuskrypt przepisany powtórnie trafił do nas. W
okresie ostatnich pięćdziesięciu lat (pisane w 1905 r. – przyp. tłum.) do czasu
odkrycia starych greckich manuskryptów nikt nie mógł wiedzieć, że słowa te nie
były częścią Boskiego Słowa, lecz dodatkiem do niego, być może przypadkowym.
Nasza ostatnia lekcja ukazała
naszego Pana w Galilei i Jego drugi cud w Kanie. W tej lekcji znajdujemy Go
znów w Jerozolimie, wstępującego do tego miasta według żydowskiego zwyczaju,
aby obchodzić jedno z największych dorocznych świąt. Przechodził On przez
Betesdę, „dom miłosierdzia” i zatrzymał się dla dokonania cudu zanotowanego w
tej lekcji. Aby nasze umysły mogły lepiej pojąć sytuację, zacytujemy opis o dwu
takich zakładach, podany przez współczesnych pisarzy: Bovet mówi nam o łaźni
Ibrahima w pobliżu Tyberiusa przy morzu Galilejskim w ten sposób:
„Dół, w którym znajdowało się
źródło, otoczony jest kilkoma portykami (przedsieniami), w których widzimy tłumy ludzi tłoczących
się jeden za drugim, leżących na łożach lub obracających się na kocach, w
niezmiernym bolesnym nieszczęściem i cierpieniem”.
Zola tak opisuje tłumy przy grocie w
Lourdes: „Idealny dziedziniec cudów ludzkiego cierpienia, toczącego się
wzdłuż pochyłego bruku. Nie ma tu porządku; dolegliwości wszelkiego rodzaju są
razem zmieszane. Jest to podobne do opisu pewnego piekła, gdzie bardzo potworne
choroby, rzadko spotykane i najbardziej straszne przypadki, jakie przyprawiają
o dreszcz grozy, zostały tu razem zgromadzone”.
ZNAK, CZYLI SYMBOL JEGO MOCY
Taki obraz rzucił się w oczy naszego
drogiego Zbawiciela, gdy przechodził przez Dom Miłosierdzia. Możemy sobie
lepiej wyobrazić, niż opisać rozmiar Jego sympatii do biednych cierpiących,
którzy przed Nim się znajdowali. Jeżeli takie sceny smutku, bólu i zmartwienia
poruszają odczuwalnie i głęboko nasze upadłe serca, o ile większe musiało być
współczucie, jakiego Pan doświadczył wobec takiej sytuacji. Możemy być pewni,
że On, który tak umiłował cały świat, że opuścił chwałę u Ojca, przyjął ludzką
naturę, aby mógł umrzeć i odkupić, a ostatecznie uwolnić nas od mocy grzechu i
jego kary, chorób i śmierci, musiał być bardziej współczującym wobec
cierpiących tłumów, cisnących się jeden za drugim, aby mieć sposobność
skorzystać z dobrodziejstwa poruszanej wody. Jednakże na przekór wszelkiej
sympatii świadectwo podaje nam, że nasz Pan uleczył tylko jednego spośród nich.
Faktycznie, jak możemy to zauważyć, był to Jego zwykły obyczaj, jak to kiedyś
wyraził w swym kazaniu, w którym wykazał, że przy Boskiej opatrzności, choć
wiele było wdów w Izraelu podczas głodu za czasów Eliasza, był on posłany do
wdowy w Sarepcie (Asyria) i podczas gdy wiele było trędowatych za czasów
Elizeusza, z jego uleczenia skorzystał jedynie Naaman Syryjczyk. Podobnie choć
wielkie tłumy chorych znajdowały się w Domu Miłosierdzia, Jezus uleczył tylko
jednego.
Przyczyna, dlaczego tak się stało,
nie jest trudna do odkrycia. Nasz Pan podczas swej pierwszej obecności był na
świecie nie po to, aby uwolnić go od mocy grzechu, śmierci i szatana, lecz aby
świat odkupić, a wszelkie uleczenia, jakich udzielał w owym czasie, były
jedynie częściowe i obrazowe – były demonstracjami Jego mocy, zamierzone dla
wzbudzenia wiary w Niego i Jego okupowe dzieło u tych, którzy posiadali uszy
wiary ku słuchaniu i oczy ku widzeniu. Tych niewielu słuchało, lecz inni
pozostali zaślepieni i nie poznali wielkiego Mesjasza aż do naszych dni. Bogu
niech będą dzięki za błogosławione zapewnienie, że w słusznym czasie cały
Izrael będzie uwolniony od swego zaślepienia (Rzym. 11:25-26), a nie tylko
Izrael, lecz wszystkie narody ziemi – „Otworzą się oczy ślepych, a uszy
głuchych otworzone będą” – Iz. 35:5.
SZATAN POŚREDNIM GNĘBICIELEM
Podczas gdy śmiało możemy przyjąć,
że wszystkie ludzkie trudności, umysłowe, fizyczne i moralne pochodzą od
pierwotnego zwiedzenia szatana, dokonanego wobec naszych pierwszych rodziców, z
tego względu musimy dobrowolnie przyznać, że każdy przypadek choroby jest mniej
lub więcej pośrednim lub bezpośrednim dziełem przeciwnika i że o wszystkich
chorych możemy właściwie powiedzieć, podobnie jak o każdym z nich, że „szatan
go związał”. Tym nie mniej nie jesteśmy z tych, którzy rozumieją, że już
nastało związanie szatana i uwolnienie jego więźniów. Ten czas przez Boskie
postanowienie nastanie w przyszłości – będzie to czas Tysiąclecia. Ponieważ
nasz Pan nie dokonał cudów dla wszystkich chorych, również dziś nie możemy
oczekiwać uleczenia wszystkich chorych naszych dni, ani przez naturalne środki,
ani przez cudowną moc. Pocieszające dla nas jest, gdy pamiętamy, że szatan i
wszelkie zło jest podległe mocy Wszechmocnego i że w przypadku poświęconego
Pańskiego ludu i jego interesów jest On zdolny i chętny tak pokierować, aby
cokolwiek On na nich dopuści, mogło przynieść im większe błogosławieństwo.
Jesteśmy wyraźnie pouczani, że cuda
naszego Pana objawiały naprzód Jego przyszłą chwałę. Były one lekcjami, czyli
obrazami wielkiego dzieła restytucji od grzechu, chorób i śmierci, jakiego Pan
wkrótce dokona dla świata – podczas swego tysiącletniego panowania. Wtedy my,
Jego Kościół, połączeni z Nim, będziemy uczestnikami Jego mocy, wielkiej chwały
i przywilejów. Ci, którzy byli ubłogosławieni Jego cudowną mocą podczas Jego
pierwszej obecności, widocznie byli wyłącznie garstką porównawczą do wszystkich
chorych, słabych i ślepych owego czasu, a cuda, oprócz ilustracji przyszłej
mocy Pana, były zamierzone, aby świadczyły o Nim i Jego apostołach jako
przedstawicielach Ojca w ustanowieniu nowej dyspensacji – Wieku Ewangelii, tak
odmiennego od poprzedniego – Wieku Żydowskiego i jego prawa Mojżeszowego.
LECZENIE WYBRANYCH
Nie jest niewłaściwą rzeczą mówić o
człowieku, który został uprzywilejowany spośród wielkiego mnóstwa, że został on
wybrany, czyli wyróżniony przez Pana jako osoba, przez którą chciał objawić swą
moc i przyszłą chwałę. Opowiadanie nie wyjaśnia nam, dlaczego Pan wybrał
właśnie tego, dając mu pierwszeństwo wśród innych. Jednakże możemy rozsądnie
przypuszczać, że te trzydzieści osiem lat choroby rozwinęły w nim znaczną
skruchę wobec grzechu, znaczne pragnienie sprawiedliwości, że przez te
trzydzieści osiem lat nauczył się pewnych cennych lekcji z przeżywanego
zmartwienia. To było przyczyną jego uprzywilejowania, gdyż przyszedł do stanu,
gdzie uleczenie mogło stać się dla niego pożytkiem. Podobnie jest to prawdziwe
w zakresie łaski, jaką Pan udziela podczas tego wieku, a która rzeczywiście
jest o wiele bardziej cenna niż jakiekolwiek fizyczne błogosławieństwa, jakie
mogą być użyczone.
Z początku nie możemy zauważyć
Pańskich względów nieco więcej niż inni przy znajomości Jego łask i Prawdy,
lecz możemy bezpiecznie przypuszczać, że jest tu lekcja i że ta lekcja zmierza
w kierunku uczciwości serca, żalu za grzechy i pragnienia, czyli „skłonności
ku Bogu”. Jeżeli Bóg ma jakieś szczególne względy do okazania, możemy
bezpiecznie zakładać, że nie są one dane przypadkowo, lecz godnie z pewnymi
częściowymi warunkami wiary albo zasługi. W przypadku tego człowieka, który
został uzdrowiony zauważmy, że nie ma tu wzmianki, iż posiadał więcej wiary w
Pana niż inni, którzy byli obok niego. Wręcz przeciwnie, kontekst pokazuje nam,
że nie posiadał on żadnej wiary, że nawet nie znał Pana i nie wiedział aż
dotąd, kim był ten, kto go uzdrowił.
„CHCESZ BYĆ ZDROWY?”
Jak to już było wspomniane, słowa
naszego Pana do swych uczniów: „większe nad te rzeczy czynić będziecie, gdyż
ja idą do Ojca” znalazły swe wypełnienie podczas całego Wieku Ewangelii w
tym, że większym dziełem jest otwieranie oczu wyrozumienia niż przywracanie
wzroku cielesnych oczu. Jest również większym dziełem otwieranie uszu
wyrozumienia niż przywracanie naturalnego słuchu. Do większych dzieł należy
również zaliczyć uleczenie od grzechu niż uzdrowienie jego figury – trądu.
Większym dziełem jest także uleczenie chromania i słabości, jakie spotkały cały
rodzaj ludzki przez upadek, niż przywrócenie siły cielesnym członkom. Zgodnie z
tą myślą możemy obecnie zauważyć, że nasz Pan zapytał tego, którego uzdrowił,
mówiąc: „Czy chcesz być zdrowy?” i jak On w ten sposób uzależnił tę
rzecz od jego własnej woli, podobnie jest z tymi, którzy teraz mają być
uleczeni z moralnych schorzeń, którzy mają być duchowo oświecani itd. –
wymagane jest ich współdziałanie. Jeżeli mają uszy do słuchania i oczy do
patrzenia, do oceny, do zrozumienia daru Bożego w Chrystusie, wtedy otrzymują
pytanie: Czy chcesz być zdrowy?”.
Jak wielu jest moralnie trędowatych,
umysłowo zaślepionych i częściowo głuchych, którzy mało mogą widzieć, słyszeć i
rozumieć o łasce Bożej, a którzy przez przyjęcie tego trochę, co rozumieją i
przez pragnienie, aby być zdrowym, mogą iść z łaski do łaski, ze znajomości w
większą znajomość, od sukcesu do sukcesu, a ostatecznie do pełnego osiągnięcia
wielkiego błogosławieństwa, jakie Pan zaproponował dla swego „maluczkiego
stadka”, aby się stali dziedzicami Bożymi i współdziedzicami z Jezusem
Chrystusem, naszym Panem w Jego królestwie – jeśli z Nim cierpimy, abyśmy z Nim
mogli być uwielbieni.
W harmonii z tą myślą starajmy się
używać naszego wpływu wobec wszystkich, z którymi mamy kontakt, wszystkich,
którzy nie posiadają mocy, aby widzieć, słyszeć czy też pojmować i oceniać
łaskę Bożą, nakłaniać ich, aby przyjęli Boską pomoc, jakiej my doznaliśmy, „łaskę
dostateczną w każdym czasie potrzeby”. Jedynie ci, którzy odpowiedzą
twierdząco na pytanie, są godni, aby poświęcić im więcej czasu. Musi być
wyrażona wola wobec Pana, gdyż inaczej Jego błogosławieństwo nie może przyjść
do serca i w życiu. Nie możemy mieć nadziei, że Pan uczyni cud łaski w sercach
grzesznie chorych, jeśli nie są gotowi odpowiedzieć twierdząco na pytanie: „Czy
chcesz być zdrowym?”. Jedynie ci, którzy chcą, skorzystają w obecnym wieku,
gdyż taki jest Boski porządek – Pan szuka takich i jedynie takich, którzy Go
chwalą w duchu i w prawdzie. Nasz Pan na początku swej pierwszej obecności
świadczył również według tej zasady, mówiąc do wielu, którzy słuchali Jego
kazań: „Nie chcecie przyjść do mnie, abyście mieli żywot”. Przyjść do
Pana oznacza przyjąć Jego postanowienia, odpowiedzieć na Jego pytanie: Tak,
Panie! chcę być zdrowym.
Uleczenie takiego nie dzieje się
momentalnie, lecz stopniowo. Tacy wzrastają w łasce, znajomości i miłości, a
ukończenie dzieła łaski nastąpi podczas pierwszego zmartwychwstania, „przemiany”,
jaką Pan obiecał wszystkim tym, którzy w obecnym czasie odpowiedzą twierdząco
na Jego pytanie i okażą swą gorliwość przez usilne odtąd postępowanie nie
według ciała, lecz według ducha. Tacy znajdują się pod opieką Dobrego Lekarza i
ostatecznie On uczyni ich zdrowymi, kompletnymi, doskonałymi i na swoje
podobieństwo.
WIĘKSZY DOM MIŁOSIERDZIA
Wkrótce obecny wybór Kościoła,
obecna łaska i przywilej, aby stać się zdrowym, znajdzie swe zakończenie w
pierwszym zmartwychwstaniu, a wtedy, dzięki łasce Bożej nastąpi otwarcie
jeszcze bardziej powszechnego błogosławieństwa dla świata. Obietnica Pisma
Świętego głosi, że w Boskim słusznym czasie świątynia Boża będzie z ludźmi i
będzie mieszkał z nimi. To jeszcze się nie stało. Rodzaj ludzki nadal jest pod
potępieniem, szatan jest jeszcze „księciem tego świata”, my nadal oczekujemy i
modlimy się: „Przyjdź królestwo twoje, bądź wola twoja jako w niebie, tak i
na ziemi”. Ustanowienie świątyni, czyli domu Bożego pomiędzy ludźmi będzie
podczas Wieku Tysiąclecia. Będzie to dom miłosierdzia nie jedynie dla niewielu
wybranych, lecz zgodnie z potwierdzonym przysięgą Boskim przymierzem Bóg przez
swój wybrany Kościół, przez Chrystusa – Głowę i Ciało, pozafiguralne nasienie
Abrahama będzie „błogosławi wszystkie narody ziemi” (Gal. 3:29).
Ach, tak! jaki to będzie wspaniały
dzień! „Otrze Bóg wszelką łzą z oczu ich”. Tak, również pohańbienie Jego
ludu zostanie usunięte. Nie będzie więcej pohańbienia dla Pańskiego ludu, nie
będą więcej mówić do Pańskich ustników: „Mówicie o miłości Bożej, o Jego
miłosierdziu i o wartości wielkiego pojednania, lecz my widzimy grzech i
cierpienie, smutek i śmierć, które ustawicznie panują nad światem”. Pohańbienie
skończy się, szatan zostanie związany, znajomość Pańska napełni całą ziemię i
rozpocznie się usuwanie wszystkich łez, smutków i cierpień. A dla wszystkich,
którzy właściwie przyjmą te łaski i poddadzą się pod ich zasady, zostanie
udzielone błogosławieństwo zupełnej restytucji do doskonałości, jakie zostanie
wypełnione przy końcu Tysiąclecia, przy wprowadzeniu do wiecznej epoki, podczas
gdy ci, którzy się zaniedbają, odrzucą Boskie postanowienia wspaniałego
miłosierdzia, zostaną pozbawieni dalszej egzystencji (Dz. Ap. 3:23).
BYŁO TO W SABAT
Przy dokonaniu cudu nasz Pan pouczył
uzdrowionego, aby wziął swe łoże i poszedł. Uzdrowiony tak uczynił. Łoże
prawdopodobnie było lekkim materacem lub kocem, zgodnie ze zwyczajem owego
czasu, i nie trzeba było wielkiego wysiłku przy wykonaniu tego polecenia.
Dlatego nie istniało pogwałcenie przepisów sabatu według żydowskiego Zakonu,
którego ani nasz Pan nie gwałcił, ani uczył innych, aby to czynili, ponieważ
był Żydem i podlegał wszystkim warunkom i przepisom tego Zakonu, tak jak każdy
jeden z Żydów. Cel Jego instrukcji danej człowiekowi, aby niósł swe łoże miał
podwójne znaczenie:
(1) Sam czyn mógł być świadectwem
cudu nie tylko bezpośrednio, lecz (2) Pośrednio mógł przyciągać uwagę doktorów
i nauczonych w Piśmie, ponieważ oni wypowiadali pewne zastrzeżenia dotyczące
tego dnia, które nie były zawarte w Zakonie Mojżeszowym. Nasz Pan mógł użyć tej
sposobności dla udzielenia lekcji nie tylko w zakresie swej mocy, lecz również
odnośnie właściwego przestrzegania Zakonu, że był on przeznaczony przez Pana
dla wygody ludzkości, a nie jako moralne kajdany.
Nasz Pan przy tej okazji wyjaśnił
nauczonym w Piśmie i faryzeuszom, że ich interpretacja Zakonu była uciążliwa
dla mas ludu, że nadmiernie wyolbrzymiali małe szczegóły Zakonu, a ważniejsze
zasady dotyczące sprawiedliwości, słuszności, miłości i miłosierdzia całkowicie
pomijali. Z tego opowiadania możemy zauważyć, że taki właśnie skutek został
osiągnięty. Nauczeni w Piśmie i faryzeusze ganili człowieka za niesienie łoża,
a on odrzekł, że był w pełni usprawiedliwiony, aby tak czynić, gdyż człowiek,
który go uleczył z trzydziestoośmioletniej choroby, musiał być dosyć mądry i
dobry, aby być autorytetem w tym przedmiocie, a on jedynie wykonywał jego
zalecenia. W ten sposób cud naszego Pana stał się widoczny dla klasy, której
życzył, aby Go uznała, zwłaszcza wodzowie i przedstawiciele narodu, który Go
przyjmował, a z drugiej strony mogła być pokazana różnica pomiędzy Jego
nauczaniem i dobrymi dziełami a nauczaniem i bezczynnością faryzeuszów.
Mogłoby się wydawać, że uzdrowiony
człowiek był tak zdziwiony wypadkami związanymi z usunięciem jego choroby, że
na moment zapomniał odszukać tego o tym, kto dokonał cudu i dowiedzieć się
więcej szczegółów o nim i nasz Pan, nie chcąc odmawiać wielkim tłumom chorych
tam zgromadzonych, spokojnie wycofał się tak, iż wtedy gdy cud stał się
wiadomy, uzdrowiciela już nie było. On dokonał cudu dla chwały Bożej, aby
zwrócić uwagę na nową dyspensację i na siebie jako Boskiego w niej
przedstawiciela i przy sposobności uleczył, jak możemy przypuszczać –
najbardziej godnego z tłumów. Fakt, że Pan Jezus specjalnie znów spotkał tego
człowieka w świątyni, gdzie prawdopodobnie poszedł, aby wyrazić swe
podziękowanie i uwielbienie Bogu za swe uleczenie, nasuwa wniosek, że On
widział w tym człowieku coś więcej niż zwyczajny charakter, którego nie tylko
uleczył, lecz również objawił mu samego siebie.
„IDŹ I WIĘCEJ NIE GRZESZ”
Powitanie uzdrowionego człowieka
przez naszego Pana w świątyni musiało mieć doniosłe znaczenie, pokazując temu
osobnikowi, że Pan był nie tylko zdolny uleczyć, lecz że posiadał On znajomość
o grzechach, które doprowadziły go do choroby przed trzydziestu ośmiu laty. On
mu powiedział: „Oto stałeś się zdrowym, nie grzesz więcej, aby co gorszego
na cię nie przyszło”. W tej radzie naszego drogiego Zbawiciela znajdujemy
cenną lekcję, pouczającą nie tylko dla tego biednego człowieka, lecz jeszcze
bardziej wartościową i pomocną dla tych, którzy dzięki Pańskiej łasce zostali
uleczeni z choroby grzechu, dla tych, którzy otrzymali usprawiedliwienie i
zostali przyjęci do rodziny Bożej jako synowie Boży. Kara za pierworodny grzech
była bardzo surowa i dosięgła każdego członka Adamowego rodu. Jednakże za ten
pierworodny grzech Bóg przygotował wielkie pojednanie, a ostatecznie każda
istota otrzyma pełną sposobność uwolnienia się ze wszystkich jego kar i
skutków. Lecz gdy w ten sposób zostaliśmy uwolnieni, ciąży na nas nowa
odpowiedzialność. Jak wyjaśnia apostoł, jeśli grzeszymy dobrowolnie po wzięciu
znajomości Prawdy, wtedy nie pozostaje więcej dla nas ofiara za grzechy, lecz
możemy oczekiwać sądu ognistego oburzenia, jakie ma strawić niezbożników (Żyd.
10:27). Zapłatą za grzech pierworodny jest śmierć, jakiej wszyscy zakosztowali,
wraz z towarzyszącymi jej smutkami, cierpieniami i umieraniem. Zapłatą za
dobrowolny, rozmyślny, zamierzony grzech, po otrzymaniu usprawiedliwienia od
wszystkich naszych grzechów będzie gorsza rzecz, o wiele gorsza od pierwotnej
kary, gdyż choć będzie ta sama kara śmierci, może być to wtóra śmiercią, o
której Bóg nas zapewnił, że nie przewidział z niej żadnego powrotu – Chrystus
więcej nie umiera. Jeśli po usprawiedliwieniu i uwolnieniu grzeszymy
dobrowolnie, jednakże w granicach kuszących nas słabości i niedoskonałości,
możemy oczekiwać chłosty, lecz jeśli grzeszymy dobrowolnie i rozmyślnie,
niezależnie od zwykłych pokus czy słabości, nie możemy oczekiwać żadnego
przebaczenia, ponieważ korzystając z niego w zakresie pierworodnego grzechu
znaleźliśmy się pod nowym, osobistym potępieniem, pod nowym niewybaczalnym
pogwałceniem sprawiedliwości, za co karą jest śmierć, bez nadziei przywrócenia
do życia.
Na
Straży 1983/4/02, str. 54 , W.T.
R-3500a – 1905 r