<< Wstecz |
Wybrano: B-13 , z 1889 roku. |
Zmień język na
| |
| | |
Wykład 9 - Człowiek Grzechu - Antychryst
ANTYCHRYST MUSI SIĘ ROZWINĄĆ, BYĆ OBJAWIONY I UKARANY PRZED
DNIEM PAŃSKIM - ROZWAŻANIE PRZECIWSTAWNEGO POGLĄDU NA TEN TEMAT - OPIS PROROCZY
- NARODZINY ANTYCHRYSTA - JEGO SZYBKI ROZWÓJ - ZGODNOŚĆ RZECZYWISTOŚCI
HISTORYCZNEJ Z OPISEM BIBLIJNYM - JEGO KRÓLESTWO JEST FALSYFIKATEM - JEGO
ZNAMIENNE USTA I GŁOWA - NADĘTE SŁOWA WIELKIEGO BLUŹNIERSTWA - BLUŹNIERCZE
NAUKI - WYNISZCZANIE ŚWIĘTYCH NAJWYŻSZEGO - TYSIĄCLETNIE PANOWANIE - UDERZENIE
ANTYCHRYSTA MIECZEM DUCHA - JEGO OSTATNIA POTYCZKA I ZNISZCZENIE.
"Niech was nikt nie zwodzi żadnym
sposobem; albowiem nie przyjdzie on dzień, ażby pierwej przyszło odstąpienie i
byłby objawiony człowiek on grzechu, on syn zatracenia" - 2 Tes. 2:3.
ZNAMIENNE
stwierdzenie apostoła Pawła, zacytowane powyżej, dowodzi, że objawienie postaci
określonej przez niego mianem "Człowieka Grzechu" musi nastąpić przed
nadejściem Dnia Pańskiego. Wcześniej zaś wykazaliśmy, że dzień ten już świta. W
świetle tego wersetu byłoby ważne stwierdzić, czy wspomniany Człowiek Grzechu
już się pojawił. Jeżeliby bowiem postać tak pieczołowicie opisywana przez św.
Pawła i innych apostołów jeszcze się nie pojawiła, to zacytowane słowa
stanowiłyby Pawłowe weto przeciwko wszystkim innym świadectwom odnoszącym się
do obecności Pańskiej i ustanowienia jego Królestwa w obecnym czasie. Takie
weto musi pozostawać jako nieodparty argument aż Człowiek Grzechu zostanie
objawiony, odpowiadając w każdym szczególe opisom proroczym.
Pismo Święte
wyraźnie stwierdza, że Człowiek Grzechu musi powstać, rozwinąć się i osiągnąć
powodzenie zanim nadejdzie Dzień Pański. Jeszcze przed dniem Chrystusowym
powodzenie i wpływy tej potęgi mają osiągnąć swój szczyt i zacząć podupadać. I
to właśnie jasny blask obecności Pana w czasie Jego drugiego przyjścia
spowoduje ostateczne zniszczenie Człowieka Grzechu. Należy obserwować owe
przepowiedziane okoliczności, aby przekonać się, czy przestroga dla Kościoła
czasów św. Pawła, tyczy się także naszych dni. Dziś, po upływie osiemnastu
stuleci, znów twierdzi się, że nastał Dzień Chrystusowy. Rodzi się więc ważne
pytanie: Czy to, co pisał św. Paweł poprawiając błąd Tesaloniczan, jest również
istotnym zastrzeżeniem względem naszych obecnych twierdzeń?
Apostoł napominał
członków Kościoła, aby wyglądali przyjścia Pańskiego, zważając na mocniejszą
mowę prorocką. Z wielką troską wskazywał też na znaki obecności Chrystusa,
charakter Jego działalności w tym czasie itp. Z tego wszystkiego wynika, że
zależało mu na tym, aby Kościół umiał rozpoznać obecność Pańską w słusznym
czasie i nie dał się zwieść twierdzeniom, że Pan przyszedł przed nastaniem
właściwego czasu Jego obecności. Popełnienie drugiego z tych błędów już na
początku Wieku Ewangelii zdemaskowało tych, którzy skwapliwie z tego błędu
korzystając, zwodzili innych w myśl zasady Antychrysta, działającej nawet już w
tamtych czasach. Zaś nieumiejętność rozpoznania Dnia Pańskiego i Jego obecności
w słusznym czasie, objawia tych, co nie potrafią rozpoznać Pana z powodu
nieustającego zwodzenia i fałszywych nauk Antychrysta i pozostają ślepi na
wspaniałe prawdy i szczególne przywileje obecnego czasu. Stąd też troska
apostoła o wiernych żyjących przy obu krańcach wieku i ostrzeżenie: "Niech was nikt nie zwodzi żadnym sposobem...".
Stąd też dokładny opis Człowieka Grzechu, jaki miał umożliwić rozpoznanie go w
swoim czasie.
Chrześcijanie żyjący przy końcu
Wieku Ewangelii mają skłonność do zapominania o obietnicy powrotu Pana, a jeśli
nawet o niej pamiętają, to mają w związku z nią straszne, pełne grozy
przeczucia. Pierwotny Kościół zaś przeciwnie, wyglądał niecierpliwie przyjścia
Pańskiego, a nawet z radością byłby skłonny go przyspieszyć, gdyż miało ono
spełnić wszystkie ich nadzieje; wierni mieli otrzymać nagrodę, a smutek miał
ustać. Nic dziwnego, że wierzący tamtego czasu tak chętnie lgnęli do każdego,
kto nauczał, że Dzień Pański jest bliski albo nawet już nastał. Naturalnie byli
oni w ten sposób wystawieni na niebezpieczeństwo zwiedzenia w tej sprawie,
chyba że pilnie rozważali naukę apostoła, dotyczącą tego zagadnienia.
Kościół w
Tesalonikach, będąc pod wrażeniem błędnych twierdzeń, że Pan już powrócił i
nastał Jego dzień, przypuszczał zapewne, że poglądy te były zgodne z nauką
apostoła Pawła zawartą w pierwszym jego liście, gdzie pisał (1 Tes. 5:1-5), że Dzień Pański przyjdzie potajemnie, cicho
i niepostrzeżenie, jak złodziej w nocy, że święci będą oświeceni wiedzą o nim,
podczas gdy inni pozostaną w nieświadomości. Dowiedziawszy się o poważnym
błędzie, jakiemu ulegli, sądząc, że nastał już dzień obecności Pańskiej,
apostoł Paweł napisał drugi list, którego centralną myślą była naprawa tego
błędu. Pisał on: "Co się zaś tyczy przyjścia Pana
naszego, Jezusa Chrystusa i spotkania naszego z nim, prosimy was, bracia, abyście
nie tak szybko dali się zbałamucić i nastraszyć, czy to przez jakie wyrocznie,
czy przez mowę, czy przez list, rzekomo przez nas pisany, jakoby już nastał [był
obecny, z gr. enistemi] dzień Pański. Niechaj was nikt w
żaden sposób nie zwodzi; bo nie nastanie pierwej, zanim nie przyjdzie
odstępstwo [gr. apostasia] i nie objawi się człowiek
niegodziwości, syn zatracenia, przeciwnik, który wynosi się ponad wszystko, co
się zwie Bogiem [możnowładcą] lub jest przedmiotem
boskiej czci, a nawet zasiądzie w świątyni Bożej, podając się za Boga. Czy nie
pamiętacie, że jeszcze będąc u was, o tym wam mówiłem? A wiecie, co go teraz
powstrzymuje, tak iż się [Chrystus] objawi dopiero we
właściwym czasie. Albowiem tajemna moc nieprawości [nieposłuszeństwa
Chrystusowi] już działa, tajemna dopóty, dopóki ten, który
teraz powstrzymuje nie zejdzie z pola. A wtedy objawi się ów niegodziwiec,
którego Pan Jezus zabije tchnieniem ust swoich i zniweczy blaskiem przyjścia [obecności,
z gr. parousia] swego"(NB). Paweł mógł pisać z
takim przekonaniem o rozwoju Człowieka Grzechu, ponieważ badał Proroctwo
Daniela, na które również zwrócił uwagę nasz Pan (Mat. 24:15).
Niewykluczone też, że apostoł w swych osobistych "widzeniach
i objawieniach" otrzymał więcej informacji na temat tych ogromnych
spustoszeń, jakich w Kościele miał dokonać Antychryst.
Należy
zwrócić uwagę, że św. Paweł nie używa argumentów, jakimi posługują się dzisiaj
niektórzy przeciwnicy poglądu, że Dzień Pański się rozpoczął. Nie pisze on: O
głupi Tesaloniczanie! Czyż nie wiecie, że gdy przyjdzie Chrystus, ujrzą Go
wasze oczy, a uszy wasze usłyszą przerażający głos trąby Bożej? Że otrzymacie
dalsze dowody Jego obecności w postaci chwiejących się nagrobków
zmartwychwstania świętych? Czyż nie jest oczywiste, że gdyby tego typu krytyka
była słuszna, to apostoł nie omieszkałby użyć tak prostych i łatwych
argumentów? Fakt, że nie zastosował on takiej argumentacji stanowi dowód, że
nie jest i nie może ona być zgodna z prawdą.
Istotne
jest to, że św. Paweł, podejmując energiczny wysiłek odwiedzenia ich od błędu,
podnosi jedno tylko zastrzeżenie w stosunku do ich rozumowania. Oznacza to, że
zgadza się zasadniczo z ich poglądem na temat Dnia Pańskiego. Podziela ich
spostrzeżenie, że mógłby się on rozpocząć pomimo ogólnej nieświadomości, że nie
musiałyby mu towarzyszyć żadne zewnętrzne znaki. Jedyną sprawą budzącą jego
zastrzeżenia jest to, że najpierw miało przyjść odstępstwo, a w konsekwencji
odstępstwa - rozwój Człowieka Grzechu, który, niezależnie od tego, jak byśmy go
rozumieli - jako jednostkę, czy też system uosobiony w wielkim Antychryście -
musi powstać, rozkwitnąć i zacząć podupadać pierwej niż rozpocznie się dzień
Pańskiej obecności. Wynika stąd, że jeżeli potrafilibyśmy zidentyfikować
postać, której istnienie dałoby się udowodnić i której charakterystyka
odpowiadałaby w każdym szczególe proroczemu opisowi Człowieka Grzechu od
początku jego istnienia aż do czasów współczesnych, to jedyne i uzasadnione
zastrzeżenie Pawła nie stałoby już przeszkodzie, aby dziś stwierdzić, że żyjemy
podczas Dnia Pańskiego, dnia Pańskiej obecności. Ponadto, jeśli potrafimy
zidentyfikować Człowieka Grzechu, określić dokładnie jego powstanie, rozwój i
upadek, to byłoby to kolejnym dowodem, współgrającym z poglądami
przedstawionymi w poprzednich rozdziałach, potwierdzającym to, że nastał już
Dzień Pański.
Proroczy opis Człowieka Grzechu
Rozważając
proroctwa Pisma Świętego można zauważyć, że jest w nich wyraźnie określony
charakter Człowieka Grzechu, czas oraz miejsce jego powstania, rozkwitu i
upadku.
Już same
nazwy, jakich używają natchnieni autorzy dla określenia tej postaci, dobitnie
uwypuklają jej charakter. Paweł [oraz Jan] używają takich określeń, jak:
niezbożnik, człowiek grzechu, tajemnica nieprawości, antychryst i syn zatracenia.
Prorok Daniel tę samą postać nazywa obrzydliwością spustoszenia (Dan. 11:31; 12:11), zaś nasz Pan - obrzydliwością
spustoszenia, opowiedzianą przez Daniela proroka (Mat. 24:15)
albo bestią (Obj. 13:1-8). Innym obrazem określającym
tę samą postać jest mały róg wyrastający na strasznej bestii, którą widział
Daniel w swej wizji proroczej. Róg ten miał oczy i usta, mówiące wielkie
rzeczy, osiągnął wielkie powodzenie, wypowiedział wojnę świętym i pokonał ich (Dan. 7:8,21). Także św. Jan przestrzegał Kościół przed tym
niebezpieczeństwem: "Jakoście słyszeli, że antychryst
przyjść ma", podając jednocześnie sposób uwolnienia się spod wpływu
antychrysta (1 Jana 2:18-27). Także Księga Objawienia
jest w znacznej części poświęcona szczegółowemu, proroczemu opisowi
Antychrysta. Jednakże to proroctwo zaledwie tutaj wspomnimy, odkładając jego
szczegółowe omówienie na jeden z kolejnych tomów.
Wymienione
miejsca i krótkie opisy ukazują postać nikczemną, wyrafinowaną, obłudną,
zwodniczą, tyrańską i okrutną, która rozwinęła się w pośrodku Kościoła
Chrześcijańskiego. Jej rozwój był początkowo powolny i skryty, po czym
gwałtownie wzrosła ona w siłę, sięgnęła po władzę i wpływy, aż osiągnęła
szczyty ziemskiej mocy, bogactwa i sławy. Jednocześnie cały czas posługiwała się
swymi wpływami, aby przeciwstawiać się Prawdzie i świętym, a poprawiać swoją
własną pozycję, do końca roszcząc sobie pretensje szczególnej świętości,
autorytetu i władzy pochodzącej od Boga.
W rozdziale
tym zamierzamy wykazać, że Człowiekiem Grzechu jest system, a nie jednostka,
jak wielu sugeruje. Tak, jak w skład Chrystusa wchodzi prawdziwy Pan i
prawdziwy Kościół, tak i Antychryst - oszukańczy system - składa się z
fałszywego pana i odstępczego kościoła, któremu dozwolono przez pewien czas fałszywie
przedstawiać Prawdę, praktykować oszustwo i imitować władzę oraz przyszłe
panowanie prawdziwego Pana i jego Kościoła oraz upajać narody fałszywymi
twierdzeniami i przypuszczeniami.
Mamy
nadzieję dowieść w sposób przekonywający dla sumiennego czytelnika, że pojawiło
się już owo wielkie odstępstwo, albo apostazja, wspomniane przez św. Pawła i że
Człowiek Grzechu rozwinął się, usiadł w świątyni Bożej (rzeczywistej, a nie
symbolicznej), wypełnił wszelkie przepowiednie apostołów i proroków odnośnie jego
charakteru i działalności, został objawiony i teraz, począwszy od 1799 roku,
jest niszczony duchem ust Pańskich (Prawdą) i w trakcie rozpoczętego właśnie
dnia gniewu Pańskiego i objawienia w płomienistym ogniu pomsty, zostanie
ostatecznie unicestwiony.
Nie mamy
bynajmniej na celu ignorowania różnych innych poglądów; wydaje nam się jednak
konieczne zwrócenie uwagi czytelnika na kilka absurdów związanych z powszechnym
poglądem na temat Antychrysta. Czynimy to po to, aby dostojeństwo i racjonalność
prawdy na ten temat mogły być w sposób godny ocenione w kontraście do
ograniczonego twierdzenia, jakoby wszystko, co Pismo Święte przepowiada
odnośnie Człowieka Grzechu, miało się wypełnić w działalności jednego
literalnego człowieka. Twierdzi się, że człowiek ten tak oczaruje cały świat,
że w przeciągu kilku krótkich lat zagarnie dla siebie hołd i uwielbienie od
wszystkich ludzi, którzy tak łatwo dadzą się przekonać temu człowiekowi, że
jest on Bogiem, iż odbudują świątynię w Jerozolimie, aby oddawać mu cześć na
podobieństwo Wszechmocnego Jahwe. Wszystko to ma się dokonać w błyskawicznym
tempie trzech i pół roku, twierdzą zwolennicy takiego poglądu, mylnie
interpretując czas symboliczny, podobnie jak błędnie rozumieją oni ten symbol
człowieka.
Żadne
fikcyjne opowieści i najbardziej absurdalne wymysły dziecięce nie dorównają
krańcowości poglądów niektórych drogich dzieci Bożych, które potykają się o
literalne rozumienie języka Pawła, a przez to zaślepiają siebie samych i innych
na wiele kosztownych prawd, których nie są w stanie dostrzec w świetle Prawdy,
ze względu na błąd, jaki popełniają w tym względzie. Niezależnie od naszej do
nich sympatii, ich "ślepa wiara" skłania nas
do uśmiechu, gdy z wielką powagą opowiadają o rozmaitych symbolach Księgi
Objawienia i nie rozumiejąc ich, błędnie odnoszą je w literalny sposób do tego
ich cudownego człowieka. W obecnych czasach niespotykanego dotąd sceptycyzmu
twierdzą oni, że w przeciągu krótkiego, trzyipółrocznego okresu cały świat
legnie u jego stóp i odda mu cześć jako Bogu, podczas gdy cezarowie,
Aleksander, Napoleon, Machomet i inni przelali morza krwi i spędziwszy na tym
daleko więcej niż trzy i pół roku, nie osiągnęli nawet tysięcznej części tego,
czego miałby dokonać ów człowiek.
Na dodatek,
wszystkich wymienionych zdobywców wspomagała tępa ciemnota i zabobon, podczas
gdy obecnie panują warunki jak najbardziej niekorzystne dla tego rodzaju
oszustwa i naciągania; każda tajna rzecz jest objawiana jak nigdy przedtem, a
szalbierstwo, jakie tu miałoby zaistnieć, jest zbyt dziwne i niedorzeczne, aby
mogło być skuteczne. Tendencją naszych czasów jest raczej brak poszanowania dla
człowieka, choćby był najlepszy, najbardziej utalentowany, miał największe
możliwości, i to niezależnie od zajmowanego przez niego stanowiska, czy urzędu.
Stało się to tak powszechne, że po tysiąckroć bardziej można by się spodziewać,
że cały świat zaprzeczy istnieniu jakiegokolwiek Boga, niżby miał uczcić
śmiertelnego człowieka jako Wszechmogącego Boga.
Ci, co
zajmują się tym tematem, napotykają na ogół na jedną zasadniczą przeszkodę: w
ograniczony sposób pojmują oni znaczenie słowa bóg. Nie zauważają oni, że
grecki wyraz theos (bóg) nie zawsze odnosi się do Jahwe. Słowo to tłumaczy się
na możnowładca, a odnosi się ono szczególnie do władców religijnych i
kultowych. W Nowym Testamencie słowo theos używane jest na ogół w odniesieniu
do Jahwe, a to z tej przyczyny, że apostołowie w swych wykładach rzadko mówili
o fałszywych systemach religii, a więc i o ich przywódcach kultowych czy bogach.
Istnieje jednak kilka miejsc, gdzie słowo bóg (theos) odnosi się do istot
innych niż najwyższa istota, Jahwe. Należą do nich: Jan
10:34,35; Dzieje Ap. 7:40,43; 17:23; 1 Kor. 8:5.
Rozumiejąc
ducha greckiego słowa theos, bez przeszkód zgodzimy się, że słowa apostoła,
stwierdzające, że Antychryst usiądzie w kościele Bożym jako Bóg, podając się za
Boga, nie muszą koniecznie oznaczać, że Antychryst będzie usiłował wywyższać
się ponad autorytet Jahwe, ani nawet, że będzie próbował zająć Jego miejsce.
Apostoł stwierdza jedynie, że będzie on przedstawiał się jako przywódca
religijny, roszcząc sobie prawo do sprawowania władzy nad innymi władcami
religijnymi, posuwając się nawet do wywyższenia się w Kościele, czyli w
prawdziwej świątyni Bożej. Tam też miał on rościć sobie prawo do panowania i
sprawowania władzy jako jego upoważniony zwierzchnik. Jeśli w języku greckim
słowo theos pojawia się w niejednoznacznym kontekście, to jako dodatkowa informacja
może nam posłużyć przedimek. Jeśli miejsce to odnosi się do Jahwe, to tam
często pojawia się przedimek określony, tak jakby w języku angielskim
powiedziało się "the God". W rozważanym
wersecie (2 Tes. 2:4) słowo theos odnoszące się do
Antychrysta nie jest zaznaczone takim przedimkiem.
Usunąwszy
tę przeszkodę z naszego umysłu, możemy poszukiwać właściwego wypełnienia dla
tego proroctwa. Nie będziemy szukać Antychrysta, który twierdziłby, iż jest
Jahwe i domagałby się stosownej do tego czci, ale takiego, który rości sobie
prawo do tytułu zwierzchnika, najwyższego nauczyciela religijnego w Kościele,
uzurpując sobie prawo do sprawowania władzy zamiast Chrystusa, który został
przez Boga wyznaczony jako Głowa, Pan i Nauczyciel.
Dziwne jest
także to, że zwolennicy literalnego wypełnienia proroctwa o Człowieku Grzechu
są jednocześnie wyznawcami poglądu o przyjściu Chrystusa przed Tysiącleciem i
oczekują nań "lada chwila". Dlaczego wszyscy
oni nie są w stanie dostrzec znaczenia słów apostoła, gdy twierdzi on tak
zdecydowanie, że Dzień Pański (dzień Jego obecności) nie może przyjść i nie
należy go oczekiwać, zanim nie zostanie objawiony on Człowiek Grzechu? Trzeba
było ponad czterdziestu lat, aby wznieść dawną świątynię żydowską. Wybudowanie
w Jerozolimie świątyni wspanialszej od tamtej, aby mógł w niej osiąść literalny
Człowiek Grzechu i odbierać boską cześć, i dzisiaj wymagałoby także co najmniej
dziesięciu do dwudziestu lat. W jaki sposób pogodzić to z oczekiwaniem, że Pan
przyjdzie lada chwila? Takie rozumowanie jest pozbawione rozsądku, a na dodatek
sprzeczne z proroctwem apostolskim. Spójność rozumowania nakazuje, aby ludzie
ci albo zaniechali oczekiwania na rychłe przyjście Chrystusa, albo zarzucili
swe twierdzenia, że wypełnienie proroctwa o Człowieku Grzechu należy jeszcze do
przyszłości. Przecież dzień obecności Pańskiej nie może przyjść, zanim by nie
pojawiło się odstępstwo (apostazją) i zanim z owej apostazji nie narodzi się,
nie rozwinie i nie zostanie objawiony Człowiek Grzechu.
Umiejętnie
łącząc poprawne zrozumienie słów apostoła z właściwym poglądem na sposób
przyjścia Pańskiego, unikamy tego rodzaju rozbieżności i sprzeczności. Zamiast
tego pojawia się przekonywająca jedność i harmonia. Taki właśnie pogląd chcemy
obecnie przedstawić, pozostawiając czytelnikowi zbadanie, czy jest on zgodny z
Pismem Świętym.
Rozmaite
tytuły używane do określenia tego systemu są niewątpliwie symboliczne. Nie są
to imiona jednostki, ale określenia cech charakterystycznych kombinacji
religijno-świeckiej, rozwiniętej w obrębie nominalnego kościoła
chrześcijańskiego, kombinacji, która przez swe wyrafinowane przeciwstawianie
się Chrystusowi - Głowie i Jego prawdziwemu Kościołowi - dobrze zasłużyła sobie
na imię Antychrysta. Tylko taki system, a nie jednostka, mógł wypełnić
wszystkie przepowiednie, odnoszące się do Antychrysta, czyli Człowieka Grzechu.
Jest też rzeczą oczywistą, że roli systemu Antychrysta nie może spełnić żadna z
religii pogańskich, takich jak Islam, czy Braminizm, gdyż kościół chrześcijański
nigdy nie był poddany zwierzchności tych systemów ani też nie wywodzą się one z
kościoła chrześcijańskiego. Religie te są i zawsze były niezależne od kościoła
chrześcijańskiego.
System,
który w pełni odpowiadałby natchnionemu opisowi, musi być z wyznania
chrześcijański, a w jego szeregach powinno być wielu takich, co twierdzą, iż są
chrześcijanami. Jego korzenie muszą tkwić w apostazji, odstępstwie od
prawdziwej wiary chrześcijańskiej. Odstępstwo to musiało być z początku
tajemne, ukradkowe, aż do chwili, gdy okoliczności pozwoliły na przejęcie
władzy. Jego potajemny początek miał miejsce za czasów apostolskich, gdy
niektórzy nauczyciele pragnęli wywyższyć się nad innych.
Nie
potrzebujemy długo się rozglądać, aby odszukać doskonały odpowiednik wszystkich
tych opisów, dokonywanych tak przez świeckich historyków, jak i zbałamuconych
przez niego jego własnych sług. Przekonamy się, jak dokładnie pasuje on do
proroczego opisu Antychrysta. Jeśli jednak powiemy, że jedynym systemem,
którego historia odpowiada proroctwom, jest papiestwo, to niechaj nas nikt nie
posądza o to, że twierdzimy tym samym, jakoby każdy rzymskokatolik był
człowiekiem grzechu, albo że księża, czy nawet papieże Kościoła Rzymskiego byli
czy są owym Antychrystem. Żaden człowiek nie jest "onym
Antychrystem", "onym Człowiekiem
Grzechu" opisanym w proroctwach. Papieże, biskupi i inni są co
najwyżej członkami systemu Antychrysta, podobnie jak wszyscy uczestnicy
Królewskiego Kapłaństwa są jedynie członkami prawdziwego Chrystusa w Jezusie,
ich Głowie. W podobny też sposób razem tworzą oni w obecnym stanie Eliasza albo
onego przepowiedzianego Chrystusa. Idąc dalej, należy zauważyć, że Kościół
Rzymski, w znaczeniu wyłącznie systemu kościelnego, również nie jest "Człowiekiem Grzechu" i nigdzie nie jest
przedstawiany jako mężczyzna. Przeciwnie, symbolem kościoła odstępczego,
oddzielonego od pana i głowy, jest zawsze kobieta. Prawdziwy Kościół jest
wyobrażany jako "czysta panna", podczas gdy
kościół odstępczy, który odstąpił od pierwotnej czystości i wierności Panu,
jest symbolicznie zwany "wszetecznicą".
Kościół, jako rzeczywista "panna", pozostaje
w takim stanie aż do końca Wieku Ewangelii, kiedy to ma zostać połączony ze
swym Panem i przybrać Jego imię - Chrystus. Odstępczy kościół przeto nie był
Antychrystem czy Człowiekiem Grzechu, zanim nie zjednoczył się ze swym panem i
głową - papieżem, domniemanym namiestnikiem Chrystusa - i nie stał się
religijnym imperium, fałszywie zwanym chrześcijaństwem, czyli królestwem
Chrystusa.
Papiestwo
to imię tego fałszywego królestwa, zbudowanego na mylnym zrozumieniu nauki o
tym, że zwycięzcy Kościoła mieli być królami i kapłanami Bogu i mieli królować
na ziemi. Czas królowania jeszcze nie nadszedł. Wiek Ewangelii ma inny cel:
wybór, rozwój, ćwiczenie, upokorzenie i ofiarowanie Kościoła, podążającego
śladami swego Pana i cierpliwie czekającego i trwającego aż do naznaczonego
czasu obiecanego wywyższenia i pełnego chwały królowania - Wieku Tysiąclecia.
Pan
przewidział, że nominalne chrześcijaństwo rozprzestrzeni się na cały świat, a
zyskując na popularności, będzie przyjmowane przez wielu jedynie ze względu na
formę - bez zagłębiania się w istotę jego ustanowienia. Przewidział też, że
wraz ze wzrostem liczby ludzi tego typu - identyfikujących się z Kościołem -
zakradnie się duch światowości, który jest przeciwny duchowi samozaparcia i
samoofiarowania; przewidział, że rozwinie się samolubstwo, chęć wywyższania się
i żądza władzy i nie trzeba będzie długo czekać na to, by skwapliwie
skorzystały one z okazji do urzeczywistnienia swych zamiarów; że w taki sposób
Kościół rozpocznie królowanie nad światem przed czasem - albo inaczej -
światowy element, który zakradł się do Kościoła, sprawi, że jego wpływ stanie
się na tyle odczuwalny, iż pod nazwą prawdziwego Kościoła ujmie ziemską władzę,
którą Bóg oddał poganom i która nie mogła przejść w ręce prawdziwego Kościoła
aż do zakończenia Czasów Pogan w 1914 roku.
I tak też
się stało. Wraz ze wzrostem liczby wyznawców nominalny kościół począł zbaczać z
drogi. Jego członkowie zostali wystawieni na wpływ i przykład ambitnych
przywódców, których nauki ukierunkowane były coraz bardziej w stronę władzy i
ziemskich wpływów, idących w parze z rosnącą liczbą wyznawców i bogactwem.
Stopniowo do Kościoła wkradł się duch światowości i coraz silniejsze pożądanie
rzeczy doczesnych. Ambicja podsuwała myśli: "Jeśli by tylko wielkie
Imperium Rzymskie z całą jego władzą, wpływami, armią i bogactwem poparło
Kościół, jakże zacną i szlachetną rzeczą byłoby wtedy być chrześcijaninem!
Jakże prędko ustałyby prześladowania ze strony pogan! A wtedy mielibyśmy moc
nie tylko ich zastraszyć, ale i zmusić do przyjęcia chrześcijaństwa, krzyża i
imienia Chrystusowego. Na pewno nie jest to zamiarem Bożym, aby Kościół już
zawsze był poddany światu i prześladowany przez niego. Słowa apostoła: 'Azaż
nie wiecie, iż święci będą sądzili świat?', jak i obietnica naszego Pana, że
będziemy z Nim królować oraz wiele innych proroctw o królowaniu Kościoła jasno
wyrażają Boski zamiar względem nas. To prawda, że apostoł pisał, iż nasz Pan
winien pierwej powrócić i wywyższyć Kościół, że napominał, abyśmy czekali na
Niego, ale minęło już tyle stuleci i nie widać żadnych znaków Pańskiej
obecności. Należy uznać, że apostoł do pewnego stopnia się mylił. Dla nas jest
oczywiste, że powinniśmy wykorzystać wszelkie możliwości objęcia doczesnej
władzy, utrzymania jej i zdobycia świata dla Pana. Kościół winien też posiadać
głowę - kogoś, kto by był przedstawicielem nieobecnego Pana i kto reprezentowałby
Kościół przed światem, kogoś, kto mógłby odebrać hołd od świata, wykonując
władzę Chrystusa i panując nad światem laską żelazną, według słów proroka
Dawida". I tak w powolnym, wielowiekowym procesie usprawiedliwiania się
rzeczywista nadzieja Kościoła - wywyższenie do sprawowania władzy i
błogosławienia świata w czasie drugiego przyjścia Pana - stopniowo ustąpiła
miejsca nowej nadziei, nadziei sukcesu bez Pana, pod przywództwem i kierunkiem
papieży. Przez zmowę, intrygę i wymianę uprzejmości ze światem nadzieja
Kościoła została zamieniona na nadzieję fałszywą, oczukańcze sidło, które
pozwoliło Szatanowi dodawać jeden błąd do drugiego, tak w nauce, jak i
praktyce. <280>
W trakcie
tego procesu zaistniał moment pojawienia się odstępstwa, jakie można było
określić mianem "Człowieka Grzechu". Było to
wtedy, gdy pod przywództwem i kierunkiem papieży hierarchia papieska wzmocniła
się na tyle, że sięgnęła po doczesną władzę w imieniu Chrystusa, roszcząc sobie
pretensje do Jego Tysiącletniego Królestwa. Była to fałszywa i oszukańcza
uzurpacja, niezależnie od tego, jak mocno wierzyli w nią jej zwolennicy. Było
to fałszywe i oszukańcze królestwo, niezależnie od tego, jak szczere były
intencje niektórych twórców i zwolenników tej idei. Było to królowanie Antychrysta,
choć jego uczestnicy z przekonaniem twierdzili i wierzyli, że jest to prawdziwa
chwała, królestwo i moc Chrystusa na ziemi. Nieprawdą jest, że sumienność
gwarantuje rację. Każdy system błędu ma w swych szeregach tyluż sumiennych,
lecz zbałamuconych czcicieli, co obłudników, jeśli nie więcej. Sumienność
oznacza uczciwość moralną i nie zależy od wiedzy. Wprowadzeni w błąd poganie z
przekonaniem hołdują i składają ofiary bałwanom. Wprowadzony w błąd Saul z
przekonaniem prześladował świętych. Tak też było z wieloma zwolennikami
papiestwa; wprowadzeni w błąd z przekonaniem przekręcali proroctwa,
prześladowali prawdziwych świętych i budowali wielki system Antychrysta. Przez
setki lat papiestwo oszukiwało królów ziemi twierdząc, iż jego władza pochodzi
od Boga i jest zwierzchnia w stosunku do władzy doczesnej. Nie dość jednak na
tym. System ten usadził się w samym Kościele, świątyni Bożej - gdzie wyłącznie
Chrystus winien być uznawany za Głowę i Nauczyciela - uzurpując sobie prawa
nauczyciela i prawodawcy. I tu, swym fenomenalnym sukcesem i chełpliwymi
roszczeniami oszukał bez mała wszystkich. "Tedy się
dziwowała wszystka ziemia" - była zaskoczona, wprowadzona w błąd,
oszołomiona - "których imiona nie są zapisane w księgach
żywota Baranka zabitego od założenia świata", a wielu, których
imiona są zapisane jako świętych Bożych, zostało wprawionych w poważne
zakłopotanie. Oszustwo to jest tym trudniejsze do odkrycia, że jego plan rodził
się bardzo powoli, a realizowany był jeszcze wolniej. Ciągnęło się to wiekami, a
przecież ambicje te działały potajemnie już za czasów św. Pawła. Był to powolny
proces dodawania błędu do błędu, poszerzania w miarę upływu czasu ambitnych
deklaracji jednego człowieka przez ambicję jego następców. I tak Szatan
podstępnie sadził i podlewał ziarno błędu, doprowadzając do powstania
największego i najbardziej wpływowego systemu w całej historii ludzkości -
systemu Antychrysta.
Słowo "Antychryst" ma dwojakie znaczenie. Pierwsze z
nich brzmi: przeciwko Chrystusowi (tj. w opozycji do Chrystusa), zaś drugie -
zamiast Chrystusa (tj. imitacja Chrystusa). W pierwszym znaczeniu słowo to ma
ogólny sens i może odnosić się do wszystkich wrogów sprzeciwiających się
Chrystusowi. W tym sensie Saul (później nazwany Pawłem), każdy Żyd, muzułmanin,
pogański cesarz i lud Rzymu byli antychrystami - przeciwnikami Chrystusa (Dzieje Ap. 9:4). Jednakże Pismo Święte nie używa imienia
Antychryst w takim znaczeniu. Pomija ono wszystkich tego typu wrogów i stosuje
pojęcie Antychryst w drugim z podanych znaczeń - przeciwko, ale w znaczeniu
podszywania się, imitacji, zajmowania miejsca prawdziwego Chrystusa. Jan wyraża
to w następujący sposób: "A jakoście słyszeli, że [ów] antychryst przyjść ma, i teraz wiele antychrystów powstało" - 1 Jana 2:18,19. [Język grecki rozgranicza owego
jednego szczególnego Antychrysta i wielu pomniejszych.] Dalszy komentarz św.
Jana dowodzi, że nie miał on na myśli wszystkich oponentów Chrystusa i
Kościoła, ale pewną grupę, która wyznając swą przynależność do Ciała
Chrystusowego - Kościoła, porzuciła fundamentalną zasadę Prawdy. Dlatego też
nie tylko przekręcała ona Prawdę, ale w oczach świata zajmowała miejsce
Chrystusa, nosząc Jego imię. W taki sposób udawała ona prawdziwych świętych.
Św. Jan mówi o nich: "Z nas wyszli, ale nie byli z
nas" - oni nie są naszymi przedstawicielami, choćby nawet
oszukiwali samych siebie i świat pod tym względem. W tym samym liście św. Jan
oświadcza, że ci, o których wspomina jako o wielu antychrystach, posiadają
ducha onego Antychrysta.
Tego
właśnie winniśmy się spodziewać i tego doszukujemy się w papiestwie: nie tyle
przeciwstawiania się imieniowi Chrystusa, co opozycji, która polega na
fałszywym noszeniu Jego imienia, imitowaniu Jego królestwa i władzy i na
przedstawianiu w fałszywym świetle Jego charakteru, planu i nauk wobec świata.
Taki wróg jest najbardziej niebezpieczny, gorszy od zdeklarowanego przeciwnika.
Należy też pamiętać, że taka jest prawda, niezależnie od tego, że poszczególni
członkowie tego systemu pobłądzili w szczerości swych intencji - "zwodzący i zwiedzeni".
Z tymi
wiadomościami na temat tożsamości i charakterystyki Człowieka Grzechu, wiedząc
gdzie, kiedy i w jakich okolicznościach należy go szukać, przejdziemy dalej do
zbadania niektórych historycznych dowodów, świadczących, jak nam się wydaje,
poza wszelkimi racjonalnymi wątpliwościami, że wszystkie przepowiednie odnośnie
Antychrysta wypełniły się w systemie papieskim i to w takim stopniu i wymiarze,
że w świetle dnia dzisiejszego każdy musi przyznać: coś takiego nie mogłoby się
powtórzyć. Ograniczona ilość miejsca zmusza nas do rozważenia tylko niektórych
świadectw historycznych. Z zasady też powołujemy się jedynie na świadectwa o
niekwestionowanej rzetelności historycznej, sięgając niejednokrotnie do cytatów
z pisarzy rzymskokatolickich.
Okoliczności, które doprowadziły do
powstania Człowieka Grzechu
WIELKIE
ODSTĘPSTWO. Zapytujemy najpierw, czy historia światowa odnotowuje wypełnienie
proroctwa św. Pawła o wielkim odstępstwie od pierwotnej prostoty i czystości
nauki i życia Kościoła chrześcijańskiego oraz o tajemnej działalności
nieprawych, ambitnych wpływów w kościele w okresie poprzedzającym powstanie
papiestwa, Człowieka Grzechu, tj., przed uznaniem papieża za głowę kościoła?
Odpowiedź
brzmi: zdecydowanie tak. Hierarchia papieska powstała dopiero kilka wieków po
Chrystusie i po założenia Kościoła apostolskiego, zaś o okresie rozdzielającym
te wydarzenia czytamy: 1*
"W
miarę wzrostu kościoła w liczbę i bogactwo, wznoszono kosztowne budowle
przeznaczone na miejsca kultu. Liturgia stawała się coraz bardziej wyszukana, a
do wspomagania religijności wykorzystywano rzeźby i malowidła. Relikwie
świętych i męczenników były w wielkim poszanowaniu jako uświęcone dziedzictwo.
Zwiększano liczbę nabożeństw, a kościół pod przywództwem chrześcijańskich
cesarzy [w czwartym wieku] z zastępami kleru i imponującymi ceremoniami,
przejął wiele z okazałości i zewnętrznego splendoru pogańskiego systemu, który
został przez niego wyrugowany".
Inni zaś
podają:2* "Równolegle ze stabilizacją [chrześcijaństwa jako oficjalnej religii
cesarstwa w czwartym wieku] postępował proces wielkiej i powszechnej korupcji,
która rozpoczęła się już dwa wieki wcześniej. Z ciemnoty i zabobonu
kościelnictwo czerpało moc do poprawiania swej pozycji".
Rapin zaś
zauważa: "W piątym wieku chrześcijaństwo zostało zdeprecjonowane przez
wielki napływ ludzkich pomysłów. Prostota zarządu i dyscyplina zostały
zredukowane do systemu władzy klerykalnej, zaś sposób uwielbiania Boga skażono
ceremoniami zapożyczonymi z kultów pogańskich".
Mosheim w
swej "Historii chrześcijaństwa" opisuje stopniowe odstępstwo kościoła
od jego pierwotnej prostoty i czystości oraz proces jego degradacji aż do
przekształcenia się w "Człowieka Grzechu". Z
jego pism nie wynika, czy rozpoznał Antychrysta, niemniej jednak w mistrzowski
sposób prześledził działanie "tajemnicy
nieprawości" w kościele aż do początku czwartego wieku. Jego dalsze
studia zostały przerwane nagłą śmiercią. Ograniczona ilość miejsca nie pozwala
nam tu przytoczyć fragmentów jego wspaniałego i obszernego dzieła, lecz
pragniemy je w całości polecić jako wysoce pouczające w rozważanym przez nas
zakresie.
Z książki
Lorda "Stary rzymski świat" zacytujemy
krótki i celny zarys historii kościoła pierwszych czterech wieków. Fragment ten
wyraźnie i zwięźle obrazuje stopniowy upadek chrześcijaństwa oraz jego gwałtowny
rozkład po usunięciu przeszkody, o której wspomina apostoł. Pisze on:
"W
pierwszym wieku wśród powołanych nie znalazło się wielu mądrych i szlachetnie
urodzonych ludzi. Nie są nam znane wielkie nazwiska. Nie było filozofów, mężów
stanu, arystokratów, generałów, gubernatorów, sędziów czy urzędników. W
pierwszym wieku chrześcijanie nie byli dość znamienitymi ludźmi, aby narazić
się na powszechne prześladowania ze strony rządu. Nie absorbowali oni nawet
uwagi opinii publicznej. Nikt z nimi nie polemizował, nawet greccy filozofowie.
Nie zachowały się też żadne protesty czy obrona ze strony chrześcijan przed
zarzutami przeciwników. W ich szeregach nie było wielkich ludzi ani pod
względem wykształcenia, ani talentu, ani bogactwa, ani pozycji społecznej.
Lista wielkich nazwisk kościoła pierwszego wieku jest zupełnie pusta. Pomimo
tego nowonawróconych przybywało w każdym mieście, a tradycja podaje, że
najzacniejsi ginęli śmiercią męczeńską, w tym prawie wszyscy apostołowie.
W drugim
wieku największe nazwiska to: Polikarp, Ignacy, Justyn Męczennik, Klemens,
Melito i Apoloniusz, cisi biskupi i nieustraszeni męczennicy, którzy
przemawiali do wiernych w wieczernikach i nie posiadali światowych godności,
słynąc jedynie ze swej świętości i prostoty charakteru, a wspominano o nich
jedynie ze względu na ich męczeństwo i wiarę. Czytamy o męczennikach, że
niektórzy z nich pisali cenne rozprawy czy apologie, ale nie znajdziemy wśród
nich arystokratów. Mając na względzie blichtr i władzę, hańbą było stać się chrześcijaninem.
Wczesna literatura chrześcijańska ma charakter głównie apologetyczny, zaś jej
wymiar doktrynalny jest prosty i praktyczny. Pojawiały się owszem kontrowersje
w obrębie kościoła, kwitło intensywne życie religijne, wielka aktywność,
wspaniałość cnoty, ale żadnych konfliktów zewnętrznych, żadnej historii
świeckiej. Nie atakowano jeszcze wtedy rządu ani wielkich instytucji
społecznych cesarstwa. Chrześcijaństwo było niewielką społecznością czystych i
nieskalanych ludzi, którzy nie mieli aspiracji, aby sprawować kontrolę nad
społeczeństwem. Zwracali jednak na siebie uwagę rządu i odgrywali na tyle
doniosłą rolę, że byli prześladowani. Postrzegano ich jako fanatyków, którzy
usiłują zniszczyć poszanowanie dla istniejących instytucji.
[Zorganizowany dla ujęcia władzy]
"W tym
wieku dyskretnie zorganizowano administrację kościoła. Pojawiły się
zorganizowane formy społeczności członków. Zwiększyły się wpływy biskupów, nie
w społeczeństwie, ale wśród chrześcijan. Ustanowiono podział na diecezje i
parafie. Zróżnicowano pozycję biskupów miejskich i wiejskich. Delegaci kościoła
zbierali się, aby dyskutować nad zagadnieniami wiary czy też ukrócić rodzące
się herezje. Rozwinął się system diecezjalny i zaczęła się centralizacja
kościoła. Poczęto zaliczać diakonów do wyższego kleru. Ukuto broń ekskomuniki.
Podjęto działalność misyjną. Tworzono święta kościelne. Wiele wiodących umysłów
epoki przyjmowało poglądy gnostyckie. Regularnie nauczano wiary w szkołach
katechetycznych. Wielkiego znaczenia nabrały ceremonie chrztu i sakramentów.
Popularne stało się życie klasztorne. Tak oto kościół kładł fundamenty pod
przyszłe formy administracji i władzy.
Trzeci wiek
zastał kościół jako potężną instytucję. W większych miastach imperium
zgromadzały się synody. Rozwinięto system metropolitalny. Ustalono ostateczną
formę prawa kanonicznego. Wielkie szkoły teologiczne przyciągały co bardziej
dociekliwe umysły. Usystematyzowano [tzn. określono, ograniczono oraz
sformułowano w credo i wyznaniach wiary] naukę kościoła. Chrystianizm
rozprzestrzenił się tak szeroko, że musiało to skończyć się albo
prześladowaniami, albo legalizacją. Wielcy biskupi sprawowali władzę nad
rozwijającym się kościołem. Wielcy doktorzy [teologii] spekulowali na temat
problemów [tak zwanej filozofii i nauki], którymi zostały ożywione szkoły
greckie. Budowle kościelne stawały się coraz większe. Ustanowiono święta dla
uczczenia męczenników. Kościół gwałtownie osiągnął pozycję, która zmuszała
świat do zwracania nań uwagi.
Dopiero w
czwartym wieku ustały cesarskie prześladowania. Na chrześcijaństwo nawrócił się
[rzymski cesarz] Konstantyn. Kościół sprzymierzył się z państwem. Pierwotna
wiara została skażona. Przesądy i próżna filozofia zajęły poczesne miejsce
wśród wiernych. Biskupi znaleźli się wśród dworzan. Kościoły wzrosły w bogactwo
i przepych. Synody dostały się pod wpływy polityczne. Monachiści [mnisi]
przyczynili się do ukształtowania fałszywego obrazu życia w cnocie. Polityka i
dogmatyka szły ręka w rękę, a cesarze mieli decydujący wpływ na dekrety soborów
[kościoła]. W kościele znalazła się arystokracja. Gdy tylko chrześcijaństwo
stało się religią dworu i klas uprzywilejowanych, zaczęło być używane do
popierania wszelkich form zła, przeciwko którym pierwotnie występowało. Kościół
przesiąkł błędami filozofii pogańskiej, a ponadto przyjął na swój użytek wiele
ceremonii kultów wschodnich, pozornie nieszkodliwych a urzekających
wspaniałością. Kościoły czwartego wieku były już równie imponujące co świątynie
bałwochwalstwa. Imponujące i częste były też święta. Lud lgnął do nich, gdyż
dostarczały one rozrywki i były okazją do przerwania ciężkiej pracy. Kult
męczenników zaowocował wprowadzeniem obrazów - późniejszego źródła powszechnego
bałwochwalstwa. Chrześcijaństwo zostało przyozdobione wystawnymi ceremoniami.
Kult świętych nabierał powoli cech czczenia ich jak bogów, a zabobon uczynił z
matki Jezusowej przedmiot absolutnego kultu. Stoły do komunii upodobniły się do
imponujących ofiarniczych ołtarzy żydowskich, a relikwie męczenników były
traktowane jak święte amulety. Życie klasztorne rozrosło się także w wielki
system pokuty i sposobu na oczyszczenie grzechu. Zastępy mnichów udawały się do
ponurych, odludnych miejsc, oddając się śpiewom, postom i samooczyszczeniom.
Był to zestaw ludzi ponurych i fanatycznie usposobionych, którzy stracili
poczucie praktycznego celu życia.
Kler,
ambitny i światowy, gonił za zaszczytami i honorami. Zapełniali oni dwory
książęce, aspirując do tytułów. Nie byli już wspierani dobrowolnymi datkami
wiernych, ale żyli z rządowych pensji lub z dochodów z dóbr odziedziczonych po
starych pogańskich świątyniach. Kościół otrzymywał ogromne dobra w spadku po
bogatych, a pieczę nad tymi posiadłościami sprawował kler. Zapisy spadkowe
stały się źródłem nieprzebranego bogactwa. W miarę bogacenia się kler stawał
się coraz mniej wrażliwy na potrzeby ludu, gdyż uniezależniał się od jego
datków. Był coraz bardziej leniwy, arogancki i obojętny. Lud został odsunięty
od zarządzania kościołem. Biskupi stali się dygnitarzami, wyznaczającymi i kontrolującymi
kler. Kościół sprzymierzył się z państwem, a dogmaty religijne były ustanawiane
mocą urzędniczego miecza.
Ustanowiona została imponująca wielostopniowa
hierarchia, która kończyła się na biskupie Rzymu.
Cesarz
decydował w sprawach wiary, a kler został zwolniony od wszelkich obciążeń
państwowych. Napływ kandydatów na stanowiska kapłańskie był ogromny, ponieważ
kler zgromadził w swych rękach władzę i bogactwo. Otrzymanie stanowisk
[biskupstw] nie zależało od pobożności czy talentów, ale od znajomości wśród
wielkich tego świata. Misja kościoła została zatracona w degradującym związku z
państwem. Chrześcijaństwo stało się widowiskiem na pokaz, rytuałem, ramieniem
państwa, próżną filozofią, przesądem, formą."
W taki to sposób
wielkie odstępstwo, przepowiadane przez apostoła Pawła, stało się faktem
historycznym. Dają temu wyraz wszyscy historycy, nawet ci, którzy akceptują
zagarnięcie władzy i wychwalają głównych aktorów tego dzieła. Szkoda, że ze
względu na ograniczoną ilość miejsca nie możemy przytoczyć więcej dobitnych
cytatów. Odstępstwo, rozgrywające się na przestrzeni wieków, było tak
stopniowe, że żyjącym wtedy ludziom było znacznie trudniej je zaobserwować niż
nam, którzy możemy na to spojrzeć z perspektywy historycznej. Oszustwo było tym
trudniejsze do wykrycia, że każdy krok organizacyjny, każdy postęp w kierunku
zagarnięcia wpływów i władzy w kościele odbywał się w imieniu Chrystusa i wedle
tych, którzy to czynili, zmierzał do uwielbienia Go i wypełnienia planu
objawionego w Piśmie Świętym. Tak rozwinął się wielki Antychryst - najbardziej
niebezpieczny, wyrafinowany i uporczywy przeciwnik prawdziwego chrześcijaństwa,
najzagorzalszy prześladowca prawdziwych świętych.
Usunięcie przeszkody
Apostoł
Paweł przepowiedział, że owa zasada nieprawości miała przez pewien czas działać
potajemnie, podczas gdy na drodze jej działania stały pewne przeszkody. Dopiero
po ich usunięciu miała otworzyć się droga dla gwałtownego rozwoju Antychrysta.
Św. Paweł pisze: "Tylko że ten, który teraz przeszkadza,
przeszkadzać będzie, ażby był z pośrodku odjęty" - 2 Tes. 2:7. Czy historia odnotowała wydarzenia, które
mogłyby stanowić wypełnienie tej przepowiedni? Z zapisów historii wynika, że
rozwój Antychrysta był powstrzymywany przez to, że miejsce, do którego on
aspirował, było już zajęte przez kogoś innego. Świat został podbity pod
panowanie Imperium Rzymskiego, które narzuciło mu swą politykę i prawo. Jego
twórcy, doceniając rolę religijnych zabobonów jako łańcuchów pozwalających na
kontrolę i kierowanie ludźmi, przejęli porządek, który wywodził się z Babilonu,
z czasów jego największej potęgi w roli światowej władzy. Porządek ten zmierzał
do tego, aby cesarz mógł sprawować kontrolę nad sprawami religii w takim samym
stopniu, jak nad sprawami świeckimi. Uzasadnieniem dla takiego roszczenia miało
być twierdzenie, że cesarz jest półbogiem, w pewnym sensie pochodzącym z rodu
pogańskich bóstw. W związku z tym czczono cesarza, a jego posągi adorowano.
Nosił on tytuł Pontifex Maximus - tj. najwyższy kapłan, najpotężniejszy
przywódca religijny. Dokładnie ten właśnie tytuł przywłaszczyli sobie i nosili
papieże i biskupi rzymskiej hierarchii od czasu, gdy Antychryst posiadł "moc i stolicę, i moc wielką" poprzedniego władcy
Rzymu (Obj. 13:2).
Jednakże
starożytny, pogański Rzym, podobnie jak i Babilon, posiadł jedynie nikły
fragment religijnej władzy, w porównaniu do skomplikowanego i szczegółowo
rozwiniętego mechanizmu oraz teoretycznej i praktycznej pomysłowości Rzymu
papieskiego - tryumfującego spadkobiercy zamysłów swych poprzedników - który po
stuleciach podstępów i knowań tak się obwarował, że nawet dzisiaj, będąc
pozornie pozbawiony władzy i świeckiego panowania, nadal z ukrycia, potajemnie
rządzi światem i panuje nad królestwami daleko bardziej niż potrafili to czynić
w stosunku do poddanych im królów rzymscy cesarze.
Trzeba też
przyznać, że rzymscy cesarze, zajmując stanowisko Pontifex Maximus, czyli
najwyższego przywódcy religijnego, nie pozwalali sobie na taką tyranię jak ich
następcy na papieskim tronie. Pisze o tym Gibbon:3* "Należy uwzględnić to, że liczba protestantów skazanych na śmierć w jednej
tylko prowincji i pod panowaniem jednego króla dalece przewyższała ilość męczenników
pierwotnego kościoła, którzy ginęli na przestrzeni trzech wieków w [całym]
Cesarstwie Rzymskim". Było także zwyczajem tamtych czasów, że szczególne
względy okazywano najpopularniejszym bogom, niemniej jednak w krajach podbitych
przez rzymskie wojska na ogół uznawano bogów i kulty lokalnej ludności.
Przykładem może tu być Palestyna, która nawet pod rzymskim panowaniem na ogół
zachowała religijną swobodę i wolność sumienia. Cesarski Pontifex Maximus
pozwalał na to i jako religijny przywódca okazywał w ten sposób łaskawość wobec
ludu oraz tolerancję względem wszelkich popularnych bóstw.
Tak więc,
jak się przekonaliśmy, początkowy rozwój Antychrysta został powstrzymany przez
to, że tron duchowej supremacji, na który pożądliwie spoglądał, był zajęty
przez przedstawicieli najpotężniejszego ze znanych naówczas imperiów
światowych. Jednocześnie zaś jakakolwiek próba jawnego okazania skłonności w
tym kierunku prowadziła do narażenia się na gniew panów ówczesnego świata. Stąd
też początkowo owe nieprawe ambicje były skrzętnie ukrywane, aż do czasu, gdy
pojawiły się dogodne okoliczności, które pozwoliły nominalnemu kościołowi
nabrać potęgi i wpływów, i gdy cesarska władza, rozproszona na skutek
politycznych nieporozumień, ulegała stopniowemu rozkładowi.
Władza
Rzymu poczęła raptownie słabnąć, a jego potęga i jedność zostały podzielone
między sześciu pretendentów do cesarskich zaszczytów. Wtedy to właśnie cesarzem
został Konstantyn. Można bez obawy przyjąć, że jedną z przyczyn przyjęcia przez
niego chrześcijaństwa była chęć wzmocnienia i zjednoczenia cesarstwa. Mówi o
tym historia:
"Nie
sposób jednoznacznie rozstrzygnąć, czy Konstantyn przyjął je [chrześcijaństwo]
będąc przekonanym o jego słuszności, czy też kierowały nim pobudki polityczne.
Na pewno jednak religia ta, spotykając się ze strony władz rzymskich jedynie z
milczącą pogardą lub jawnym prześladowaniem, szerzyła się wśród ludu, tak że
Konstantyn przyjmując ją pozyskał uczucia żołnierzy. (...) Kierunek, który
obrał cesarz, stając się chrześcijaninem, został wyznaczony przez światowe
ambicje, a nie ducha Chrystusa, który powiedział, że Jego Królestwo nie jest z
tego świata. Odkąd Konstantyn uczynił chrześcijaństwo religią cesarstwa,
obserwujemy zhańbienie jego ducha rzeczami ziemskimi. (...) Żaden z biskupów
nie był uznawany za głowę całego kościoła. Rolę tę w gruncie rzeczy spełniał
właśnie cesarz. Korzystając z tego zwołał on Sobór Nicejski, biorąc stronę
Atanazego w jego sporze z Ariuszem. Sobór zgodził się ze stanowiskiem cesarza."
4*
"Niezależnie od tego, jakie korzyści można było osiągnąć przez pozyskanie
cesarskiego prozelity, to raczej splendor purpury, a nie przewaga mądrości i
cnoty, wyróżniał go wśród wielu tysięcy jego poddanych, którzy przyjęli nauki
chrześcijańskie. (...) Ten rok jego królowania, w którym zwołał on Sobór
Nicejski, został skalany egzekucją jego najstarszego syna. Wdzięczność kościoła
wyniosła na piedestały jego cnoty i usprawiedliwiła uchybienia możnego
protektora, który usadowił chrześcijaństwo na tronie rzymskiego świata." 5*
To właśnie
wtedy, pod panowaniem Konstantyna, krańcowo zmienił się stosunek cesarstwa do
chrześcijaństwa, łaskawość zajęła miejsce nieprzychylności, a cesarski Pontifex
Maximus stał się protektorem z wyznania prawdziwego, lecz w rzeczywistości
odstępczego kościoła Chrystusa, następnie ująwszy go za rękę prowadził w stronę
zaszczytów i popularności, aby w miarę osłabiania władzy cesarskiej mógł on
umieszczać przedstawicieli tegoż kościoła na tronie świata w charakterze
naczelnego zwierzchnika religijnego - Pontifex Maximus.
Błędem
byłoby jednak mniemać, choć czyni to wielu, że ówczesny kościół był czysty
(dziewiczy), a dopiero po wyniesieniu do władzy i dostojeństwa wpadł w sidła
światowości. Prawda jest całkiem inna. Jak już stwierdziliśmy, już wcześniej
nastąpiło wielkie odstępstwo od pierwotnej czystości, prostoty i wolności, ku
ambicjonalnym podziałom na wyznaniowe frakcje. Ich błędy i ceremonie
przypominające pogaństwo, ozdobione niektórymi prawdami, ale poparte i
zakończone doktryną o wiecznych mękach, przyciągnęły do chrześcijaństwa
szerokie rzesze zwolenników, które stały się dla Konstantyna wartościowe,
zostały uznane i odpowiednio wykorzystane. Żaden tego rodzaju światowy człowiek
nie myślał poważnie o tym, aby stanąć w obronie pokornego, upodobnionego do
Chrystusa "Małego Stadka" - prawdziwie
poświęconych członków Kościoła, których imiona zapisane są w niebie. Wspomniana
przez historyków popularność wśród żołnierzy cesarskich jest czymś zupełnie
innym od popularności wśród prawdziwych żołnierzy krzyża.
Na dowód
tego zacytujmy fragment opisu historycznego dotyczącego stanu społeczności
religijnej z czasów poprzednika Konstantyna - Dioklecjana, który przy końcu
swego panowania, będąc przekonany, że chrześcijanie czyhają na jego życie,
odwrócił się przeciwko nim i prześladował ich nakazując niszczyć Biblie,
skazując biskupów na wygnanie, a wreszcie skazując na śmierć wszystkich, którzy
sprzeciwialiby się tym zarządzeniom. O epoce tej Gibbon 6* pisze:
"Dioklecjan i jego towarzysze często powierzali najważniejsze urzędy
ludziom, którzy deklarowali swe obrzydzenie dla wszelkich kultów religijnych, a
jednocześnie odznaczali się umiejętnościami przydatnymi w służbie państwowej.
Biskupi zajmowali zaszczytne stanowiska w swoich prowincjach i cieszyli się poważaniem
i szacunkiem nie tylko ludu, ale też i urzędników. W każdym prawie mieście
stare kościoły nie mogły pomieścić rosnącej liczby nowo nawracających się
chrześcijan. Toteż na ich miejsce wznoszono okazałe, znacznie pojemniejsze
budowle, które miały służyć wiernym jako miejsca kultu publicznego. Zepsucie
obyczajów i zasad, nad czym tak bardzo ubolewał Euzebiusz, winno być
rozpatrywane nie tylko jako konsekwencja, ale i dowód wolności, jakiej
chrześcijanie zażywali i nadużywali za czasów Dioklecjana. Powodzenie
rozluźniło nerwy dyscypliny. Podstęp, zazdrość i złość panowały w każdym
zgromadzeniu. Nowo nawróceni pretendowali do urzędów biskupich, które z każdym
dniem stawały się coraz bardziej godne wybujałych ambicji. Biskupi, walcząc o
zdobycie przewagi w hierarchii kościelnej, swym postępowaniem zdawali się
stanowić świecką tyranię w kościele, a żywa wiara, która wciąż jeszcze
odróżniała chrześcijan od pogan, okazywała się w ich życiu znacznie słabsza,
niż by to wynikało z ich rozpraw polemicznych.
Historia
Pawła z Samostaty, który objął stolicę metropolitalną [biskupią] w Antiochii w
czasie, gdy na Wschodzie panował Odenatus i Zenobia, może posłużyć jako
ilustracja stanu i charakteru tamtych czasów. [W 270 r. n.e.] Paweł uznawał
służbę kościelną za bardzo lukratywny zawód. Jego jurysdykcję kościelną
cechowało przekupstwo i zachłanność. Zmuszał on co zamożniejszych wiernych do
składania częstych datków, wykorzystując znaczną część dochodów publicznych na
swe prywatne potrzeby. [Jego krytycy twierdzą, jak pisze Gibbon, że Paweł
zajmował urząd cesarskiego Ducenariusa z roczną pensją dwustu sestertii - 77
tys. dolarów.] Z powodu jego pychy i zbytku religia chrześcijańska stała się
dla pogan odrażająca. Jego sala posiedzeniowa, tron, splendor publicznych wystąpień,
błagające o wysłuchanie tłumy, ogromna liczba listów i petycji, na które
udzielał odpowiedzi i nieustanny pośpiech cechujący jego działalność urzędową,
znacznie bardziej przystawałyby do urzędu świeckiego niż do pokory pierwszych
biskupów. Zwracając się zza mównicy do ludu, Paweł używał obrazowego stylu i
teatralnych gestów, przypominających azjatyckich sofistów, a katedra
rozbrzmiewała najbardziej wyszukanymi peanami na cześć jego boskiej elokwencji.
W stosunku do tych, którzy ośmielali się sprzeciwiać jego władzy albo nie
zaspokoili jego próżności, prałat Antiochii był arogancki, surowy i
nieprzebłagany, zaś podległy Pawłowi kler cieszył się swobodą i korzystał z
hojnie udzielanych bogactw kościoła."
Tak oto pod
panowaniem Konstantyna usunięte zostały wszelkie przeszkody, czego skutkiem
miał być, jak się zaraz przekonamy, gwałtowny rozwój organizacji papieskiej,
czyli nominalnego kościoła pod przywództwem biskupa Rzymu jako papieża.
Szybki rozwój Antychrysta
Szybki
rozwój hierarchii papieskiej po dojściu Konstantyna do władzy jest znamienną
cechą historii papiestwa. "Książę tego świata" był wierny danej obietnicy, że nagrodą za uczczenie go i za posłuszeństwo
będzie władza i panowanie (Mat. 4:8-9). Edyktem
Mediolańskim Konstantyn zapewnił prawne bezpieczeństwo posiadłości kościelnych,
a chrześcijanie mogli odzyskać utracone poprzednio ziemie. Drugi edykt, wydany
w 321 r. n.e., zezwalał na swobodne przekazywanie majątków kościołowi. Sam
Konstantyn dał przykład takiej swobody, obsypując obfitymi bogactwami
chrześcijański kler. Za przykładem cesarza poszło tysiące jego poddanych,
darując już za życia albo zapisując w testamencie swe dobra na rzecz skarbca
kościelnego. White pisze:7*
"Kościół Rzymski prędko zaczął zagarniać władzę nad innymi [kościołami
innych miast i krajów]. Wynikało to zarówno z liczby i bogactwa jego członków,
jak i ze znaczenia samego miasta jako stolicy imperium. Wiele okoliczności
złożyło się na wzrost znaczenia biskupów Rzymu, aczkolwiek jego aspiracje i
roszczenia spotykały się jeszcze wtedy z aktywnym sprzeciwem. Przeniesienie
siedziby władz [z Rzymu do Konstantynopola, dokonane przez Konstantyna w 334 r.
n.e.] rozszerzyło władzę zachodniego kościoła poprzez oddanie biskupowi
głównego urzędu. Do tego dochodzi jeszcze zatwierdzenie przez Gracjana i
Walentyniana zwyczaju odwoływania się do Rzymu i częste pielgrzymki do grobów
św. Piotra, św. Pawła i innych męczenników".
Po śmierci
Konstantyna zmienne losy Cesarstwa Rzymskiego zdawały się sprzyjać umacnianiu
się odstępczego kościoła i rozwojowi Antychrysta. Zjednoczenie pod wodzą
papieża, uznawanego za przedstawiciela i zastępcę Chrystusa, nie stało się
jeszcze faktem. Każdy z następców Konstantyna, aż do Teodozjusza, uznawał się
za głowę kościoła, w którym koncentrowała się boska władza. Chociaż żaden z
tysiąca ośmiuset biskupów cesarstwa nie był jeszcze przygotowany do tego, aby
zażądać uznania go za głowę, czyli papieża, to jednak wielu z nich zmierzało
już ku temu celowi, a cesarzom znane były ich roszczenia do tytułu Pontifex
Maximus. Posługiwano się przy tym płytkim argumentem, że skoro czci się
zmarłych świętych, to podobny szacunek należy się ich żyjącym przedstawicielom
- biskupom. Pomimo tego cesarze w kolejnych edyktach uznawali cesarstwo za
hierarchię bożą, a samych siebie za istoty boskie.8*
Biskup
Rzymu prędko uzyskał władzę i zwierzchność; pięćdziesiąt lat po zalegalizowaniu
chrześcijaństwa był już ogromnie bogaty i wpływowy, korzystając z tego, że jest
biskupem stolicy i zarazem najpotężniejszego miasta ówczesnego świata.
Współczesny historyk Ammianus tak opisuje jego bogactwo i przepych:
"Splendorem i wspaniałością przewyższał królów. Jeździł najwspanialszymi
powozami, przywdziewał najdelikatniejsze szaty, a wyróżniały go zbytek i
pycha". Przeniesienie stolicy imperium do Konstantynopola, narażenie
miasta Rzym na inwazje barbarzyńców z północy, nieustanne zmiany wśród
generałów i zarządców szybko upadającego cesarstwa uczyniły biskupa Rzymu
najstabilniejszym i najbardziej poważanym urzędnikiem na tamtych terenach. Do
stopniowego wzrostu prestiżu jego urzędu przyczyniło się tak przeniesienie
konkurencyjnego splendoru dworu cesarskiego do Konstantynopola, jak i szacunek,
który wzbudzała sama nazwa Rzymu na całym świecie.
Jako
przykład można tu wspomnieć historię najazdu Wandalów na Rzym w 455 r. n.e.
Miasto zostało złupione, a cała okolica była spustoszona i uciśniona.
Okoliczności te wykorzystał Leon, biskup Rzymu, aby oznajmić tak barbarzyńcom,
jak i Rzymianom, swe przekonanie o przynależnym mu prawie do sprawowania
duchowej zwierzchności. Do nieokrzesanych barbarzyńców, pozostających pod
wrażeniem wspaniałości i bogactwa, które zastali w Rzymie, Leon, przywdziawszy
pontyfikalne szaty, zwrócił się: "Strzeżcie się! Oto ja jestem następcą
św. Piotra, któremu Bóg powierzył klucze królestwa niebieskiego i którego
kościoła nie przemogą bramy piekielne; jestem żyjącym przedstawicielem Boskiej
władzy nad ziemią. Jestem Cezarem, panującym w miłości Cezarem chrześcijańskim,
któremu winni się poddać wszyscy chrześcijanie. W mojej mocy jest przekleństwo
piekła i błogosławieństwo niebios. Uwalniam wszystkich poddanych od zobowiązań
wobec króla. Z Boskiego upoważnienia daję i odbieram trony i zwierzchność wśród
chrześcijan. Strzeżcie się, abyście nie zbezcześcili dziedzictwa udzielonego mi
przez waszego niewidzialnego króla. Zaiste, padnijcie przede mną na kolana i
módlcie się, aby nie przyszedł na was gniew Boży."
Szacunek
dla miejsca i nazwy aktywnie działał na korzyść biskupa Rzymu, który wkrótce
począł rościć sobie pretensje do wyższości wobec wszystkich innych biskupów, a
także zarządców i władców. Niebawem też jego ambicją stało się władanie nie
tylko w sprawach kościelnych, ale i w świeckich. Twierdził, że Kościół Rzymski
ma prawo do koronowania i detronizowania, do mianowania i obalania wszystkich
władców dawnego Imperium Rzymskiego, że otrzymując takie prawo i dziedzictwo od
samego Boga ma moc ziemskiego panowania. Roszczenia te były ustawicznie
ponawiane i niezmiennie kwestionowane przez biskupów sprzeciwiających się tym
poglądom, tak że nie sposób podać dokładnej daty początku ziemskiego panowania
Rzymskiego Kościoła. Jeśli chodzi o samo papiestwo, to twierdzi ono, że jego
organizacja powstała za dni apostołów, a Piotr był pierwszym papieżem. Pogląd
taki jest jednak bezzasadny, a ponadto wszystkie fakty historyczne świadczą o
tym, że nieprawe ambicje przez długi czas działały w ukryciu, a przeszkodą dla
ich rozwinięcia w system Antychrysta było istnienie Imperium Rzymskiego,
którego rozkład ujawnił dopiero ukryte roszczenia.
Stąd też
zajmujemy się Antychrystem, którego stopniowy rozwój i organizacja, począwszy
od ukrytych ambicji, stanowiły stosowną przygrywkę do ukazania straszliwego
oblicza tego systemu po zagarnięciu pełni upragnionej władzy - od 539 do 1799
r. n.e. - która znajdowała się w jego rękach przez 1260 lat. Na pierwsze trzy
wieki tego długiego okresu przypadał rozwój doczesnej władzy, ostatnie trzy to
stopniowy jej zanik na skutek oddziaływania wpływów reformacyjnych i rozwoju
cywilizacji. Pozostałe siedem wieków, to okres świetności papiestwa i
"wieki ciemnoty" dla całego świata, pełne kłamstw i oszustw
dokonywanych w imię Chrystusa i prawdziwej religii.
Pisarz
rzymskokatolicki w pełni potwierdza nasze spostrzeżenia. Cytujemy jego słowa
jako uzupełniające świadectwo, pomimo że koloryzuje ono fakty, entuzjastycznie
opisując powstanie papiestwa i uzyskanie przez niego doczesnej władzy jako owoc
działania sił niebieskich, których rzekoma pomoc zapewniła mu szybki wzrost
znaczenia na świecie. Autor ten pisze:
"Rozkwit doczesnej władzy papieży stanowi jeden z najbardziej niezwykłych
fenomenów, jakie zostały odnotowane w annałach historii i zasługują na podziw i
zdumienie. Na skutek jedynego w swym rodzaju współdziałania różnych
okoliczności cicho, ale nieustannie, powstawała na ruinach Rzymskiego Imperium
- możnowładcy wielu narodów i przedmiotu szacunku wszystkich nieomal ludów
żyjących w czasach jego świetności - nowa potęga, nowe królestwo, które
począwszy od nieznacznego początku głęboko zapuściło korzenie i już wkrótce
miało sprawować władzę dalece przewyższającą potęgę Rzymu, którego gigantyczne
ruiny rozpadały się w drobne kawałki i obracały w proch. W samym zaś Rzymie
autorytet następcy Piotrowego wyrastał obok władzy cesarskiej, której cień
stanowił dla niego ochronę. Rosnące wpływy papieży miały już wkrótce przyćmić
swym blaskiem splendor cesarskiej purpury.
Przeniesienie przez Konstantyna stolicy cesarstwa z Zachodu na Wschód, znad
historycznych brzegów Tybru na przepiękne wybrzeża Bosforu, legło u podstaw
suwerenności, której początek należy właściwie liczyć od owej epokowej zmiany.
Praktycznie prawie od tego samego dnia Rzym, który był świadkiem narodzin,
młodości, chwały i upadku potężnej cywilizacji, dzięki której nazwa tego miasta
wraz z jego orłami została zaniesiona do najodleglejszych zakątków znanego
naówczas świata, został porzucony przez dziedziców jego sławy. Jego lud,
opuszczony przez cesarzy, wystawiony na łatwy łup drapieżnych barbarzyńców,
których ataków nie miał już odwagi odpierać, znalazł w biskupie Rzymu swego
stróża i protektora, swego ojca. Z roku na rok doczesna władza papieży
nabierała kształtu i wzrastała w siłę bez użycia przemocy, przelewu krwi i
podstępu, ale dzięki sile sprzyjających okoliczności, które były w oczywisty
niemal sposób kształtowane ręką Bożą".
Podczas gdy
rzymskokatolicy przedstawiają powstanie papiestwa na ruinach pogańskiego Rzymu
jako tryumf chrześcijaństwa, to ci, co są zaznajomieni z prawdziwym duchem
chrześcijaństwa, na próżno usiłują się doszukać najmniejszych choćby przejawów
tej ideologii w nierządzie, jakiego dopuścił się kościół przez swój nieczysty
związek ze światem. Równie trudno byłoby się dopatrzeć przejawów Boskiego
wstawiennictwa na rzecz Kościoła Rzymskiego, który osiągał sukcesy przy pomocy
nieświadomości, zabobonów, nieszczęść i innych okoliczności wynikających z układu
wydarzeń. Tym bardziej też nie sposób zgodzić się z tym, że ziemska władza i
chwała Kościoła Rzymskiego miałaby być w jakimkolwiek sensie wypełnieniem
obietnicy danej przez Pana prawdziwemu Kościołowi, że zostanie on wywyższony w
słusznym czasie - po pojawieniu się i po upadku Antychrysta. Prawdziwy Kościół
nie miał być wywyższony na tronie splamionym krwią i zbrodnią, a takim jest od
samego początku tron papieski. Tym bardziej też prawdziwy Chrystus nie
potrzebowałby wzywać królów ziemi, aby ustanawiali i chronili jego władzę.
Znaki odróżniające prawdziwe Królestwo Chrystusa od jego imitacji są łatwe do
zauważenia przez tych, którzy dzięki Słowu Bożemu znają prawdziwego Chrystusa,
wiedzą czym jest Jego prawdziwe Ciało, prawdziwy Kościół, jakie są zasady, na
których ugruntowane będzie Jego Królestwo, i którym będzie ono służyć.
Niechaj
jednak nikt nie sądzi, iż rzeczywisty Kościół Chrystusowy, nawet w tych czasach
zepsucia, mógłby być zniesiony albo zapomniany. "Zna
Pan, którzy są jego", niezależnie od czasu i okoliczności. Jako
pszenica mogli oni rosnąć na polu przerośniętym kąkolem. Jako złoto mieli
znaleźć się w piecu, aby wypróbowani i doświadczeni mogli stać się "uczestnikami dziedzictwa świętych w światłości".
To prawda, że dzieje ludzi, którzy zwali samych siebie chrześcijanami, zajmują
najpocześniejsze miejsca na kartach historii, bez wątpienia jednak gromadka
wiernych, którzy przez wszystkie prześladowania, wśród zwodniczych dokonań
tajemnicy nieprawości postępowali w sposób godny wysokiego powołania, została
przeniesiona do odpocznienia i zapisana u Boga na liście dziedziców
niewiędnącej korony, która dla nich została odłożona w niebie.
Tak oto z
opisów historycznych jasno wynika, że Człowiek Grzechu, Antychryst, powstał w
Rzymie; że choć początkowo natknął się na pewien opór, to jednak stopniowo
doszedł do władzy lub też, jak wyraża to prorok Daniel, jako "mały
róg" wyrósł na głowie starej rzymskiej bestii, owej "wielkiej i strasznej bestii", dla której Daniel
nie potrafił znaleźć właściwego określenia, a która miała moc, aby ranić i
niszczyć. Stopniowo przekonamy się, że historia Antychrysta zgadza się nie
tylko z proroctwem Daniela, ale i ze wszystkimi proroctwami, które się do niej
odnoszą.
Historyczna charakterystyka
Antychrysta
Rozpoznawszy
Antychrysta, spróbujemy teraz porównać charakterystyki papiestwa z opisem
proroctw odnoszącym się do charakteru i dokonań Antychrysta, czyli Człowieka
Grzechu.
Ktoś mógłby
zarzucić, że pomijamy cesarzy Rzymu (którzy przecież uważali się za naczelnych
zwierzchników religijnych), nie nazywając ich Antychrystem, a odnosimy ten
tytuł w całości do organizacji systemu papieskiego. Z całą stanowczością
odpowiadamy, że taki pogląd jest w pełni uzasadniony i odsyłamy czytelnika do
podanej już definicji Antychrysta, który w Piśmie Świętym przedstawiony jest
jako ten, który zajmuje miejsce czy jest zamiast Chrystusa. Aby być duchowym
imperium, musi on usiłować władać królestwami ziemi przy użyciu duchowego
autorytetu, a ponadto musi być nie tylko przeciwnikiem, ale też jednocześnie
imitacją, fałszywym przedstawicielstwem Królestwa Chrystusa, udającym to
prawdziwe i podejmującym zadania przynależne w słusznym czasie władzy
prawdziwego Chrystusa - Kościoła uwielbionego i zupełnego pod wodzą jedynie
prawdziwej Głowy i Pana - rzeczywistego Pontifex Maximus.
Papiestwo
nie tylko że uważa siebie za chwalebne Królestwo Chrystusowe obiecane przez
Pana, apostołów i proroków, lecz ponadto stosuje do siebie i do swych kolejnych
głów (papieży, którzy wedle jego mniemania stoją na miejscu Chrystusa jako
najwyżsi kapłani lub królowie tego królestwa) wszystkie te fragmenty Pisma
Świętego, które opisują milenijną chwałę Chrystusa. "Jako zwodzący
[innych], tak i zwiedzeni" (swymi fałszywymi teoriami rozwijającymi się
stopniowo, na przestrzeni wieków, na skutek niepohamowania grzesznej chęci
wywyższania się) papieże krok po kroku wprowadzili tytuły dla wszystkich,
którzy byli związani z hierarchią, a ponadto: wspaniałe ubiory, imponujące
ceremonie i wielkie katedry z uroczystymi, budzącymi zachwyt nabożeństwami, a
wszystko na taką skalę, aby odpowiadało ich aspiracjom zajęcia miejsca
Królestwa Chrystusowego. Wszystkie wspaniałe miejsca, ubiory i ceremonie były
tak zaplanowane, aby jak najdokładniej odpowiadały chwale i wielkości, jaka
pojawia się w proroczych opisach.
Na przykład
w Ps. 2:12 czytamy: "Pocałujcie
syna [królowie i sędziowie ziemi], by się snać nie
rozgniewał, i nie zginęlibyście w drodze, gdyby się najmniej zapaliła
pożądliwość jego". W poleceniu tym nie chodzi o rzeczywisty
pocałunek, lecz o dobrowolne poddanie się, ochoczą uległość wobec naszego Pana.
Proroctwo to wypełnia się w obecnym czasie, gdy w trakcie przygotowań do
wspaniałego i prawdziwego Tysiącletniego Królestwa prawdziwego Chrystusa
królowie, czyli wielcy tego świata w zakresie spraw politycznych, społecznych,
finansowych i religijnych, są na próbie gotowości lub braku gotowości oddania
pokłonu sprawiedliwym zarządzeniom, które niebawem mają zostać wprowadzone w
życie. Ci, którzy przeciwstawiają się sprawiedliwości, sprzeciwiają się też
sceptrowi Króla chwały i zostaną zniszczeni w wielkim ucisku, który poprzedzi
Tysiącletnie Królestwo nowego Króla. Wszyscy, którzy nie będą sobie życzyli Jego
panowania, zostaną zabici (Łuk. 19:27). "Nieprzyjaciele jego proch lizać będą" - zostaną
pokonani.
Fałszywe
zastosowanie tego proroctwa do oszukańczego królestwa, do przedstawicielskiej
głowy Antychrysta - papieża, dało za dni szczytu jego świetności podstawę do
tego, aby wszyscy cesarzowie i królowie padali przed nim na kolana, jak przed
Chrystusem, i całowali jego wielki palec u nogi - jako wypełnienie powyższego
proroctwa.
Tego typu
stwierdzenia są na ogół pomijane przez badaczy proroctw i pisarzy, ponieważ
zwracają oni szczególną uwagę na przejawy niemoralności. Jest to jednak poważny
błąd, ponieważ przestępstw w dowolnym czasie i miejscu zawsze była obfitość i
nie wymagałyby one wyjątkowego opisu proroczego, jaki towarzyszy wzmiankom o
Antychryście. Nawet jeżeli udałoby się udowodnić, że ludzie związani z systemem
papieskim byli wzorami moralności, to i tak nie zmieniłoby to faktu, że jest on
wypełnieniem opisywanego przez proroctwa wielkiego Antychrysta, falsyfikatu,
który przywłaszczył sobie wszystkie tytuły, przywileje, władze i szacunek
przynależny Pomazańcowi Pańskiemu. Bądąc falsyfikatem, przekręcił on także plan
Boży w odniesieniu do wyboru w obecnym czasie "Małego
Stadka", czyli Kościoła. Zarzucona została całkowicie prawdziwa
nadzieja Kościoła i Pańskie zapewnienie błogosławienia świata w czasie
Tysiącletniego Królestwa Chrystusa, które wedle ich twierdzeń miało się
wypełnić w ich własnym panowaniu.
Trudno
nawet właściwie ocenić szkody, jakie powstały na skutek tej przewrotności i
błędnej interpretacji planu Bożego. Było to bezpośrednie źródło wszelkich
skażonych nauk, które jedna po drugiej były wprowadzane, aby uzasadnić fałszywe
roszczenia i dodać dostojeństwa Antychrystowi. Pomimo iż trzy wieki temu
reformacja zapoczątkowała erę badań biblijnych i wolności myśli, co
doprowadziło do odrzucenia wielu błędów i zła, to jednak fałszerstwo, o którym
mowa, było rozwinięte na taką skalę, było tak doskonałe w każdym szczególe i w
każdym zarządzeniu, a cały świat był tak skutecznie przez nie oszukany, że
nawet Luter i wielu innych, rozumiejąc już i ogłaszając to, że papiestwo jest
wynikiem wielkiego odstępstwa i owym proroczym Antychrystem, twardo trzymali
się fałszywej teorii, która doprowadziła do tak specyficznych błędów w
doktrynie i praktyce. Do dnia dzisiejszego bowiem większość protestantów
zrzeszonych w różnego rodzaju ugrupowaniach popiera teorię Antychrysta,
twierdząc, że Królestwo Chrystusowe zostało już ustanowione. Niektórzy nawet
usiłowali, tak jak papiestwo, uczynić jakąś osobę głową swojego kościoła. Inni
zaś na miejsce głowy kościoła powołują radę lub synod. Wszyscy jednak pozostają
pod wpływem fałszywego poglądu wprowadzonego przez Antychrysta, a wynikającego
z mylnej interpretacji nauki Pisma Świętego. Twierdzą oni mianowicie, że czas
obecny, a nie przyszły, jest przeznaczony na działalność Królestwa
Chrystusowego. Zaprzeczając potrzebie przyszłego wieku, zaniedbują, podobnie
jak to czyni Antychryst, rozwijania doskonałej świętości wśród wierzących na
rzecz gorliwości w uprzedzaniu dzieła przyszłego wieku (nawrócenia świata). Ich
przekonanie w tym względzie sięga tak daleko, że skłonni są nawet przekręcać
plan Boga i Jego Słowo, wymyślając teorie służące zatrwożeniu świata i
przyprowadzeniu go do wyznania pobożności. Skłonni są także posługiwać się
podejrzanymi światowymi metodami, aby uatrakcyjnić swoje głoszenie, a swoje
ugrupowanie uczynić bardziej ponętnym dla nie nawróconych, których chętnie
będą, podobnie jak i Antychryst, zliczać w swej próżności i w celu przechwalania
się wielką liczbą wyznawców.
Ludziom
takim trudno jest dostrzec, że papiestwo to Antychryst. Nie ma w tym nic
dziwnego, skoro ich wiara nie jest jeszcze uwolniona od trucizny, a rozsądek
jest wciąż w znacznym stopniu zaślepiony samą istotą błędu Antychrysta.
Najpierw trzeba zrozumieć wspaniałość, potęgę i nieodzowność Tysiącletniego
Królestwa Chrystusowego oraz jego dzieło błogosławienia wszystkich rodzajów
ziemi, aby dostrzec potęgę oszukańczego fałszerstwa Antychrysta. Wtedy dopiero
można właściwie oszacować rozmiary zniszczeń, jakich dokonał on na polu Prawdy,
a także ocenić zakres jego pustoszącego i kalającego wpływu na nominalny
kościół, czyli świątnicę Bożą.
Niechaj
nikogo nie dziwi doskonałość owego fałszerstwa. Jest ono przecież dziełem Szatana,
skonstruowanym według najlepszych wzorów Pisma Świętego ilustrujących przyszłą
chwałę. Wielki przeciwnik, widząc, że nadszedł czas wyboru Kościoła, że prawdy
posiane przez Pana i apostołów poczyniły szybkie postępy w stosunku do
wszystkich pogańskich religii, wyszukując pokornych wszędzie, gdzie tylko wieść
o nich dotarła, starał się zrujnować czystość Kościoła, a tych, których nie
potrafił powstrzymać, usiłował zwieść na inną, fałszywą drogę. Tak więc tryumf
Antychrysta, jak i obecna jego potęga, są w istocie sukcesem Szatana. Jednakże
dostrzegamy i tutaj mądrość Bożą, gdyż sukces Antychrysta, pozornie
zapowiadający klęskę planu Bożego, w rzeczywistości nieświadomie <304>
przyczynił się do zapewnienia powodzenia tegoż planu. Trudno byłoby bowiem o lepszy
sposób tak wszechstronnego wypróbowania szczerze poświęconych oraz sprawdzenia
ich wierności Słowu Bożemu, niż dozwolenie na ową wielką oszukańczą imitację
Królestwa Chrystusowego.
Zamieszczona obok tabela pozwoli zauważyć, jak dokładnie papiestwo imitowało
przyszłą organizację Królestwa Chrystusowego oraz w jakim stopniu nawiązywało
ono do wzorów zaczerpniętych z obrazowego kapłaństwa żydowskiego.
KOŚCIÓŁ BOŻY
Królewkie Kapłaństwo
Prawdziwy Obraz
|
Rzeczywistość w Tysiącleciu
|
Oszukańcza Imitacja
|
AARON
i jego następcy - Najwyższy
Kapłan, czyli Arcykapłan, głowa i przedstawiciel oraz rzecznik.
|
CHRYSTUS JEZUS,
nasz Pan i Głowa oraz
przedstawiciel; Najwyższy Kapłan naszego wyznania, czyli porządku.
|
PAPIEŻE,
następujący kolejno Arcykapłani
papieskiej hierarchii, jej panowie i rzecznicy.
|
|
|
|
Podkapłani, którzy wywodzą godność
swego urzędu, prawa i przywilej służby od Aarona, będąc obrazem jego ciała,
wyobrażają Kościół Chrystusowy.
|
Kościół uwielbiony, Ciało
Chrystusa, uczestnicy Jego chwały, majestatu i urzędu władzy: których urzędy
będą się różnić między sobą tak, jak gwiazda od gwiazdy różna jest w jasności.
|
Kościół Rzymski składający się z
biskupów i prałatów, którzy dzielą między sobą dostojeństwo hierarchii, choć
różnią się pod względem ważności urzędów, takich jak: kardynał, biskup, itp.
|
Podwładnymi hierarchii są
następujący pomocnicy:
|
Lewici,
których służba związana była z
obrazowym Przybytkiem i polegała na nauczaniu itp. Niższy stopień kapłaństwa,
który pozbawiony był dostępu do Najświętszego Sanktuarium (obrazującego
naturę duchową); nie wolno im było tam nawet zaglądać.
|
Ziemski poziom
Królestwa Bożego, dzięki któremu
uwielbiony Kościół będzie mógł utrzymywać nieco bardziej bezpośredni kontakt
ze światem, w nauczaniu, zarządzaniu, itp.; także i świat będzie mógł
porozumiewać się z duchowym Kościołem w chwale.
|
Podkapłani
papiestwa, nie będący częścią ani
członkami owego kościoła, czyli hierarchii, lecz zwani "braćmi" i "siostrami". Z tego grona wywodzą się
nauczyciele, pielęgniarki, itp., utrzymujący bezpośrednie stosunki z ludźmi,
jak i z hierarchią.
|
|
|
|
Cały Izrael był nauczany i
prowadzony przez opisaną powyżej hierarchię. W Mojżeszu zaś, który wyobraża
zupełnego Chrystusa, mieli Izraelici proroka, kapłana i króla w jednej
osobie, co jest obrazem władzy Chrystusa w Tysiącleciu (Dzieje
Apostolskie. 3:22).
|
Świat będzie nauczany, prowadzony,
zarządzany i wspierany przez opisane powyżej Królestwo Boże oraz jego
ziemskich przedstawicieli, którzy posiądą pełnię władzy i będzie im się
należało posłuszeństwo. Każdy nieposłuszny będzie "wytracony" (Dzieje Ap. 3:23).
|
Papiestwo jako Królestwo Boże domaga
się, aby świat był posłuszny jego zarządzeniom i nauczaniu. Jako narzędziem
posługuje się niższym kapłaństwem. W czasach potęgi swej władzy usiłowało
egzekwować swoje prawa i "wytracać" nieposłusznych.
|
Mosheim,
opisując powstanie systemu hierarchicznego w kościele, wyraźnie wskazuje na ową
oszukańczą imitację. Cytujemy fragment I tomu, str. 337:
"Gdy
istniały jeszcze nikłe szanse, że Jerozolima podźwignie kiedyś głowę z prochu,
chrześcijańscy nauczyciele i starsi nie przywłaszczali sobie tytułów ani
godności, a przynajmniej nie czynił tego nikt ze skromnych i pokornych. Gdy
jednak los miasta został przypieczętowany przez Hadriana [135 r. n.e.], a Żydzi
nie mieli już żadnych podstaw, aby żywić jakiekolwiek nadzieje na odrodzenie i
ponowne ustanowienie swego rządu, ci sami pasterze i słudzy powzięli zamiar
przekonania swych owieczek, że to oni są spadkobiercami praw żydowskiego
kapłaństwa. Biskupi przeto mieli na celu wpajanie mniemania, jakoby ich urząd
miał mieć charakter przypominający żydowską służbę arcykapłańską, a oni na
skutek tego weszli w posiadanie wszystkich praw przynależnych żydowskiemu
najwyższemu kapłanowi. Funkcje zwykłych żydowskich kapłanów, na tej samej
zasadzie, zostały przejęte w znaczenie doskonalszej formie przez starszych
kościoła chrześcijańskiego, w końcu zaś diakoni zajęli miejsce opowiadające
Lewitom, jako niżsi rangą słudzy".
Głowa i usta Antychrysta - Jego
wielkie wyniosłe słowa
Papież
(każdy z kolejnych papieży) jest głową fałszywego kościoła, który stanowi jego
ciało, podobnie jak Chrystus Jezus jest głową prawdziwego Kościoła, swego
Ciała. Głowa jest reprezentantem ciała, a jego usta przemawiają w imieniu
ciała. Przekonamy się, zgodnie z naszymi oczekiwaniami, że ta istotna cecha
Antychrysta jest dobitnie ukazana w Piśmie Świętym. Proroctwo
Daniela 7:8,11 i 25 oraz Objawienie
13:5,6 zwracają szczególną uwagę na usta Antychrysta, uznając je za
cechę charakterystyczną tej postaci. Daniel mówi, że róg miał "oczy podobne oczom człowieczym" - co przedstawia
inteligencję i dalekowzroczną politykę. Tenże róg miał różnić się od wszystkich
innych potęg; miał być mądrzejszy i bardziej przebiegły niż pozostałe
mocarstwa, które sięgały po światowy prymat. Jego władza miała być oparta nie
na fizycznej sile, ale raczej na umiejętnym używaniu ust (umiejętności
wyrażania się) i oczu (wiedzy). Toteż każdy, kto zapoznał się z historią
papiestwa, przyzna, że symbole, użyte tu dla zobrazowania rodzaju jego władzy i
stosowanych metod, są uderzająco trafne.
"I dane jej są usta, mówiące wielkie rzeczy. (...) I otworzyła usta swoje
ku bluźnierstwu przeciwko Bogu, aby bluźniła imię jego i przybytek jego, i
tych, którzy mieszkają na niebie." "A słowa przeciw Najwyższemu mówić
będzie" - Obj. 13:5,6; Dan. 7:8,25
Należy
pamiętać, że jest to mowa obrazowa, przy pomocy której opisany jest charakter i
roszczenia symbolicznej "bestii" (rządu)
oraz "rogu" (władzy) wychodzącego ze starej
bestii rzymskiej, czyli imperium. Pod pewnymi względami papiestwo stanowiło
nowy rząd ("bestię"), odróżniający się od
starego Imperium Rzymskiego. Z drugiej jednak strony było ono rogiem, czyli
władzą, wyrastającą razem z innymi z imperium, która przez pewien czas
sprawowała nadrzędną kontrolę nad innymi rogami, czyli władzami. Opis proroczy
zawiera oba te ujęcia po to, aby jak najdokładniej wskazać na właściwe
wypełnienie.
Wielkie i
wyniosłe słowa Antychrysta, albo inaczej bluźnierstwa, rozlegały się na
przestrzeni całej, długiej historii jego istnienia. Słowo "bluźnierstwo" ma dziś prawie wyłącznie znaczenie przeklinania i odnosi się do najbardziej
wulgarnych przekleństw i bluźnierstw. W rzeczywistości jednak słowo "bluźnierstwo" oznacza wszelkiego rodzaju zniewagę
Boga. Bouvier tak definiuje to słowo: "Bluźnierstwo jest przypisywaniem
Bogu czegoś, co jest przeciwne jego naturze, nie przynależy do Niego i
zaprzecza temu, co On czyni". Zob. Wielki Słownik Webstera pod hasłem
bluźnierstwo i bluźnierczo. Nie ulega wątpliwości, że w takim właśnie sensie
słowo "bluźnierstwo" jest używane w Piśmie
Świętym. Zauważmy, jak używali tego słowa nasz Pan i Faryzeusze: "Odpowiedzieli mu Żydowie, mówiąc: Dla dobrego uczynku nie
kamienujemy się, ale dla bluźnierstwa, to jest, że ty będąc człowiekiem,
czynisz się sam Bogiem". Jezus odpowiedział im: "A
mnie, którego Ojciec poświęcił i posłał na świat, wy mówicie: Bluźnisz, żem ja
rzekł: Jestem Synem Bożym?" - Jan 10:33,36.
Zobacz też Mar. 14:61-64.
Rozumiejąc
właściwie znaczenie słowa "bluźnierstwo",
najprostszy nawet umysł przyzna, że wielkie, nadęte słowa wypowiadane przez
papiestwo i jego wyniosłe roszczenia są z całą pewnością bluźnierstwami.
Ustanowienie oszukańczego Królestwa Bożego było potwarzą w stosunku do rządu
Bożego, wielkim bluźnierstwem i fałszywym przedstawianiem Jego charakteru,
planu i słowa. Boży charakter, tj. Jego "imię",
zostało zbezczeszczone tysiącami potwornych edyktów, bulli i dekretów, wydanych
w Jego imieniu przez cały szereg tych, co mienili się być namiestnikami i
przedstawicielami Jego Syna. Zbezczeszczony został także Boży Przybytek,
prawdziwy Kościół, a to przez ustanowienie fałszywego systemu, który rościł
pretensje do zajmowania jego miejsca. Głosił on, że jego wyznawcy są jedynym
prawdziwym przybytkiem i kościołem Bożym. Pozwólmy jednak mówić historii,
przytoczmy owe wielkie nadęte słowa, bluźniercze przywłaszczenia, które
wypowiadali i potwierdzali kolejni papieże, głowy Antychrysta.
W dziele zatytułowanym
"Papież Zastępca Chrystusa, Głowa Kościoła",
napisanym przez wybitnego katolika, magistra Monsignora Capela, odnajdujemy
listę ni mniej ni więcej, tylko sześćdziesięciu dwóch bluźnierczych tytułów,
jakich używali papieże. Warto jeszcze zwrócić uwagę, że nie są to jedynie
martwe określenia historyczne, gdyż zestawienie to zostało sporządzone przez
jednego z najsłynniejszych obecnie żyjących papieskich autorów. Z listy tej
przytaczamy następujące tytuły:
Najświętsza ze wszystkich Głów
Święty Ojciec ojców
Najwyższy Arcykapłan nad wszystkimi prałatami
Nadzorca religii chrześcijańskiej
Główny Pasterz - Pasterz pasterzy
Chrystus przez namaszczenie
Abraham przez patriarchat
Melchizedek w obrządku
Mojżesz we władzy
Samuel w urzędzie sądowym
Najwyższy Kapłan, najprzedniejszy biskup
Książę biskupów
Dziedzic apostołów; Piotr we władzy
Klucznik Królestwa Niebieskiego
Arcykapłan naznaczony z pełnią władzy
Zastępca Chrystusa
Królewski Kapłan
Głowa wszystkich świętych kościołów
Zwierzchnik uniwersalnego kościoła
Biskup biskupów, to jest Najwyższy Arcykapłan
Władca Domu Pańskiego
Pan apostolski i Ojciec ojców
Główny Pasterz i Nauczyciel
Lekarz dusz
Skała, której pyszne bramy piekła nie przemogą
Nieomylny Papież
Głowa wszystkich świętych kapłanów
Bożych
Jako
dodatek do tej długiej listy tytułów, której fragmenty przytoczyliśmy powyżej,
autor cytuje wyjątek z listu Św. Bernarda, opata z Clairvaux do papieża
Eugeniusza III, z 1150 roku:
"Kimże
jesteś? Najwyższym Kapłanem, Najprzedniejszym Biskupem. Ty jesteś księciem
biskupów, ty jesteś spadkobiercą apostołów. Ty jesteś Ablem w prymasostwie,
Noem w rządzie, Abrahamem w dostojeństwie patriarchatu, według porządku -
Melchizedekiem, według zacności - Aaronem, według autorytetu - Mojżeszem,
Samuelem według urzędu sędziowskiego, Piotrem według władzy, CHRYSTUSEM Z
NAMASZCZENIA. Tyś jest tym, któremu klucze nieba są dane, któremu powierzono
owce. Są może inni strażnicy niebios, inni pasterze trzody, ale najwspanialszym
z nich jesteś ty, ponieważ odziedziczyłeś obydwa te tytuły w inny sposób niż
tamci i od nich wcześniej. (...) Władza tamtych jest ograniczona, twoja zaś
rozciąga się nawet nad tymi, którzy otrzymali władzę nad innymi. Czyż nie mógłbyś,
gdyby tylko były po temu powody, zamknąć niebios przed biskupem, pozbawiając go
episkopalnego urzędu i oddając go Szatanowi? Tak więc twe przywileje są
niezmienne, zarówno względem kluczy tobie powierzonych, jak i owiec oddanych
pod twą opiekę".
Wszystkie
te schlebiające bluźniercze tytuły zostały odniesione do rzymskich Arcykapłanów
i z rozkoszą oraz nieukrywaną satysfakcją przez nich zaakceptowane, tak jakby
się im one słusznie należały.
Papież
Bonifacy VII wydał następujący dekret, który jest do dziś obowiązującym prawem:
"Oświadczamy, mówimy, określamy i ogłaszamy, iż rzeczą niezbędną dla
zbawienia każdej istoty ludzkiej jest uległość wobec rzymskiego
Arcykapłana". Papież Grzegorz VII, który w 1063 roku zarządził, aby
wszyscy tytułowali papieża ojcem ojców, zamierzając uzasadnić papieskie
roszczenia, wyciągnął następujący wniosek z 1 Mojż. 1:16:
"Bóg uczynił dwa wielkie światła na firmamencie niebieskim: większe, które
miało rządzić dniem i mniejsze, aby rządziło nocą. Obydwa wielkie, ale jedno
było większe. 'Na firmamencie niebieskim', to jest w kościele powszechnym, 'Bóg
uczynił dwa światła', to jest ustanowił dwa rodzaje godności: władzę
pontyfikalną i władzę królewską. Jednakże ta z nich, która zarządza dniem,
czyli sprawami duchowymi, jest większa, zaś druga, sprawująca kontrolę nad
rzeczami cielesnymi, jest mniejsza. Tak jak słońce różni się od księżyca, tak
papieże różnią się od królów". Inni papieże przyjęli tę interpretację,
która w istotny sposób przyczyniła się od ugruntowania idei papieskiej
supremacji.
Św. Antoni,
arcybiskup Florencji, cytując słowa Psalmu 8:4-8: "Albowiem mało mniejszym uczyniłeś go od Aniołów" itd. i odnosząc je do Chrystusa, w taki sposób przenosi następnie ich znaczenie
na papieża:
"A
ponieważ opuścił on nas cieleśnie, to pozostawił swego wikariusza [zastępcę] na
ziemi, tj. Najwyższego Kapłana, o którym mówimy 'papa', tj. 'ojciec ojców', aby
słowa te dobrze pasowały do papieża. Papież bowiem, jak powiada Hostiensis,
jest większy od człowieka, ale mniejszy od aniołów, gdyż jest śmiertelny,
jednakże autorytetem i władzą ich przewyższa, gdyż aniołowie nie mogą poświęcać
ciała i krwi Chrystusa ani też związywać czy rozwiązywać, do czego
najsłuszniejsze prawo mają właśnie papieże. Aniołowie nie mogą też zarządzać
ani udzielać odpustów. Został on ukoronowany chwałą i czcią, chwałą z
polecenia, jest przeto zwany nie tylko błogosławionym, ale najbardziej
błogosławionym. Czyż można mieć wątpliwości co do tego, że zwie się
błogosławionym tego, który został wyniesiony na szczyty wielkiego dostojeństwa?
Jest on ukoronowany taką czcią, że wierni mogą całować jego stopy. Większej
czci być nie może. "Czcijcie podnóżek nóg jego" (Ps. 99:5). Został on ukoronowany świetnością władzy,
ponieważ może wszystkich sądzić, sam nie podlegając niczyjemu osądowi, chyba że
zboczyłby z drogi wiary [wiary Antychrysta oczywiście]. Dlatego właśnie nosi on
potrójną złotą koronę i został 'postanowiony nad sprawami rąk jego', aby
rozporządzał wszystkimi podwładnymi. On otwiera niebiosa, posyła winnych do
piekła, utwierdza cesarstwa i zarządza duchowieństwem".
Sobór
Laterański na pierwszym posiedzeniu przyznał papieżowi tytuł "Książę
Wszechświata". Na drugiej sesji nazwano go "Kapłanem
i Królem, który ma być czczony przez wszystkich ludzi i którego sobie upodobał
Bóg". Na piątym posiedzeniu odniesiono proroctwo opisujące
chwalebne królowanie Chrystusa do panowania Leona X: "Nie
płacz córko Syońska, bo oto Lew z pokolenia Judy, korzeń Dawidowy, oto Bóg
wzbudził tobie zbawiciela".
Ze Słownika
Kościelnego Ferrar'ego, poważanego autorytetu wśród rzymskokatolików, cytujemy
poniżej skondensowaną definicję władzy papieskiej, umieszczoną pod hasłem papa.
Oto jej druga część:
"Dostojeństwo i wywyższenie papieża sprawia, że nie jest on po prostu
człowiekiem, lecz tak jakby Bogiem i wikariuszem [przedstawicielem] Boga. (...)
Stąd też papież jest ukoronowany potrójną koroną - jako król nieba, ziemi i
piekła. Mało tego, znakomitość i władza papieża sięgają nie tylko rzeczy
niebieskich, ziemskich i piekielnych, ale rozciągają się nawet na aniołów i są
w stosunku do nich nadrzędne. Wynika stąd, że jeśliby aniołowie mogli błądzić w
wierze albo żywić uczucia jej przeciwne, to byliby sądzeni i ekskomunikowani
przez papieża. (...) Jego dostojeństwo i władza jest tak wielka, że zasiada on
za jednym trybunałem razem z Chrystusem, tak że cokolwiek czyni papież zdaje
się pochodzić z ust samego Boga. (...) Papież jest jakby Bogiem na ziemi,
jedynym księciem wiernych Chrystusowych, najwspanialszym królem królów,
wyposażonym w ogrom władzy; jemu powierzono zarządzanie ziemią i królestwem
niebieskim". Dalej pisze on: "Autorytet i władza papieża są tak
wielkie, że może on modyfikować, wypowiadać, czyli interpretować Boskie
prawo". "Papież może w pewnych okolicznościach przeciwdziałać prawu
Bożemu przez ograniczenia, komentarze, itp."
W ten
sposób Antychryst nie tylko usiłował ustanowić kościół w mocy przed nadejściem
czasu Pańskiego, ale także był na tyle zuchwały, że próbował "przeciwdziałać" Boskim prawom i "modyfikować" je w taki
sposób, aby odpowiadały jego własnym wymysłom. Jakże wyraźnie wypełniło się w
ten sposób proroctwo, które ponad tysiąc lat wcześniej przepowiedziało: "Będzie zamyślał, aby odmienił czasy i prawa" - Dan. 7:25.
W bulli, czyli edykcie, Sykstus V stwierdza:
"Władza dana św. Piotrowi i jego następcom przez bezgraniczną moc
wiecznego Króla, przewyższa wszelką moc ziemskich królów i książąt. Zarządza
ona nimi wszystkimi w sposób nieograniczony. Gdyby którzykolwiek z nich
opierali się Boskiemu rozporządzeniu, spotkają się ze straszliwą zemstą,
zostaną pozbawieni tronu bez względu na to, jaką mają władzę, i zrzuceni do
najniższych części ziemi jako sługi wywyższającego się Lucyfera".
W bulli
papieża Piusa V, zatytułowanej "Przeklęcie i ekskomunika Elżbiety,
królowej Anglii, oraz jej stronników, z dodaniem innych jeszcze kar"
czytamy:
"Panujący na wysokościach, któremu dana jest wszelka moc na niebie i na
ziemi, powierzył jedyny święty, katolicki i apostolski kościół jednej tylko
osobie na ziemi, to jest Piotrowi, księciu apostołów, i następcy Piotra -
biskupowi Rzymu, aby miał nad kościołem pełną władzę. Jego jedynie uczynił
książęciem nad wszystkimi ludami i wszystkimi królestwami, aby wykorzeniał,
psuł, wytracał, obalał, budował i szczepił".
Św. Bernard
potwierdza, że "nikt oprócz Boga nie jest podobny papieżowi, ani na ziemi,
ani w niebiesiech".
"Cesarz Konstantyn" - twierdzi papież Mikołaj I - "nadał
papieżowi tytuł Boga; tak więc ktoś będący Bogiem nie może być sądzony przez
ludzi".
Według
Innocentego i Jakobacjusza "papież może uczynić prawie wszystko, co czyni
Bóg", podczas gdy Decjusz odrzuca słowo prawie - według niego jest ono
zbędne. Jakobacjusz i Durand utrzymują, że "podobnie jak Boga, nikt nie
ośmiela się zapytać papieża - Panie, co czynisz?" Antoniusz zaś napisał:
"Do
niego [do papieża] należy ustanawianie rzeczy, które służą dobru publicznemu i
usuwanie wszystkiego, co stanowi przeszkodę w dążeniu do tego celu - grzechów,
nadużyć, oddalających ludzi od Boga (...) według tego, co powiedziano w
proroctwie Jeremiasza 1:10 [tutaj znowu zastosowano
do Antychrysta proroctwo odnoszące się do tysiącletniego panowania Chrystusa]:
'Oto cię dziś postanawiam nad narodami i nad królestwami, abyś wykorzeniał i
psuł, i wytracał, i obalał' - jeżeli chodzi o grzechy, 'abyś budował i
szczepił' - jeżeli chodzi o cnoty (...) Co do mocy papieża nad tymi, którzy
znajdują się w piekle, którzy są przedstawieni w rybach morskich (Psalm 8) -
ponieważ tak, jak ryby są bez przerwy miotane falami morza, tak i ci, którzy są
w czyśćcu bez przerwy doświadczają boleści karania - tych Bóg poddał papieżowi,
podobnie, jak i ryby morskie, aby papież udzielał im pomocy przez odpuszczenie
grzechów.
Poganie są
poddanymi papieża, który rządzi światem jako namiestnik Chrystusa. Chrystus
jednak ma pełną władzę nad wszelkim stworzeniem. Papież jest wikariuszem
Chrystusa i nikt nie może zgodnie z prawem odmówić mu posłuszeństwa tak samo,
jak nikt nie może odmówić posłuszeństwa Bogu. (...) Papież może karać pogan i
barbarzyńców (...) i chociaż poganie nie mogą ponieść kary duchowej, na
przykład ekskomuniki, to jednak kościół może na nich nałożyć karę pieniężną, a
także przez książąt kary cielesne. (...) Kościół może w sposób pośredni
nakładać kary duchowe na Żydów, poddając ekskomunice chrześcijańskich książąt,
których ci Żydzi są poddanymi, jeżeli ci książęta zaniedbują karania ich karami
cielesnymi, gdy Żydzi czynią cokolwiek przeciwko chrześcijanom. (...) Jeżeli
istnieje potrzeba nawrócenia niektórych, to pożądane byłoby wymuszenie tegoż
pod strachem i chłostą, nie po to, by rzeczywiście uwierzyli, lecz aby przez
swój upór nie stwarzali przeszkód dla wiary. Nawracanie niewiernych powinno być
wzorowane na sądzie Bożym".
Widzimy
tutaj, w jaki sposób błędne doktryny prowadzą do niesprawiedliwości. Ludzie
szybko stają się okrutni i zaczynają uciskać innych, jeżeli wcześniej
przekonają samych siebie, że czyniąc taką nieprawość stają się podobni Bogu -
stają się naśladowcami Boga. Trudno uwierzyć, że ludzie są jeszcze tak uprzejmi
i spokojni wobec tych wszystkich okropnych, fałszywych pojęć i doktryn
dotyczących Boskiego planu wobec ludzkości, którymi Szatan zaślepia i zwodzi
przez papieską fontannę błędu, prowadząc ludzi drogą zgodną z ich wrodzoną
upadłą naturą. Ten sam autor pisze dalej:
"Papież ma również władzę nad heretykami i schizmatykami, symbolizowanymi
przez woły, ponieważ przeciwstawiają się prawdzie rogami dumy. Bóg poddał ich
również pod stopy papieża, aby byli ukarani czterema sposobami, to jest przez
ekskomunikę, usunięcie ze stanowisk, pozbawienie doczesnych dóbr i
prześladowania ze strony wojska. Za heretyków mają być jednak uznani tylko
wtedy, kiedy odmówią porzucenia swoich szkodliwych nauk i będą gotowi uparcie
ich bronić. (...) Papież może wyznaczać, czyli wybierać cesarza. Cesarz jest
sługą papieża, ponieważ jest on sługą Boga, którego miejsce zajmuje papież. Bóg
bowiem postanowił cesarza sługą papieża. (...) Przypuszczam, że jest uznane za
prawdziwe stwierdzenie, iż papież, wikariusz Chrystusa, posiada uniwersalną
władzę sądowniczą nad duchowymi i doczesnymi sprawami na całym świecie, w
miejsce Boga żywego".
Na uwagę
zasługują poniższe wyrażenia papieży, zacytowane z dzieła Foxa pt. "Acts
and Monuments" przez H. G. Guinnessa, znanego angielskiego pisarza. Całym
sercem zgadzamy się z komentarzem tego pisarza na temat systemu, którego usta
wyrażają takie myśli: "Jeżeli 'kto się wywyższa, będzie poniżony', to
jakież poniżenie będzie proporcjonalne do takiego samowywyższenia?"
"Dlatego, widząc władzę daną Piotrowi, a przez Piotra mnie, który jestem
jego następcą, któż w całym świecie nie powinien być poddany moim dekretom,
mającym taką moc na niebie, w piekle i na ziemi, tak nad żywymi, jak i nad
umarłymi. (...) Przez jurysdykcję, której kluczem jest tak wielka pełnia mojej
mocy, że kiedy wszyscy inni są poddanymi - tak, nawet cesarze powinni
podporządkować swoją władzę mnie - jedynie ja nie jestem niczyim sługą, nawet
sługą samego siebie. Tak więc mój papieski majestat na zawsze pozostaje
niewzruszony i sięga ponad wszystkich ludzi. Temu majestatowi wszyscy powinni
być posłuszni i naśladować go. Żaden człowiek oprócz mnie nie może go sądzić
czy oskarżać o jakiekolwiek przestępstwo. Nikt nie może poddać mnie
ekskomunice, chociaż ja łączę się z ekskomunikowanymi. Nie obowiązuje mnie
żadne prawo. Nikt nie może mnie okłamywać, ponieważ ten, który mnie okłamuje,
jest heretykiem i osobą wyklętą. W ten sposób jest we mnie pokazana wielkość
kapłaństwa rozpoczętego w Melchizedeku, uroczyście obchodzonego w Aaronie,
udoskonalonego w Chrystusie, reprezentowanego w Piotrze, wywyższonego w
uniwersalnej władzy sądowniczej i okazanego w papieżu. W ten sposób przez
wielkość mojego kapłaństwa, gdy wszystkie rzeczy są mi poddane, wypełnia się we
mnie to, co powiedziano o Chrystusie: 'Wszystkoś poddał pod nogi jego'.
Podobnie
należy rozumieć, że biskup tego kościoła jest zawsze dobry i święty. Tak,
chociaż popełniłby zabójstwo lub cudzołóstwo, nie może być oskarżony, lecz
raczej uniewinniony przez pamięć o mordercach Samsona, o kradzieżach Żydów itd.
Cała ziemia stanowi moją diecezję, a ja jestem biskupem wszystkich ludzi,
posiadającym władzę Króla nad wszystkimi królami - moimi sługami. Ja jestem
wszystkim we wszystkim i ponad wszystkim tak, że sam Bóg i ja, wikariusz Boga,
jesteśmy w tym samym konsystorzu, a ja mogę uczynić prawie wszystko to, co
czyni Bóg. We wszystkich sprawach, które wymieniam, moja wola ma zastąpić
rozumowanie, ponieważ mam prawo uwolnić od prawa i zło uznać za sprawiedliwość,
poprawiając prawa i zmieniając je. Dlatego więc, skoro rzeczy, które ja czynię,
nie są czynione przez człowieka, lecz przez Boga - ZA KOGÓŻ MOŻECIE MNIE UZNAĆ,
JEŻELI NIE ZA BOGA? Poza tym, jeśli prałaci kościoła byli przez Konstantyna
nazywani bogami, to ja, stojący o wiele wyżej niż oni, muszę zajmować miejsce
PONAD WSZELKIMI BOGAMI. Dlatego nie ma nic dziwnego w tym, że mam moc zmieniać
czasy i chwile, zmieniać i odwoływać prawa, anulować wszelkie przepisy, łącznie
z naukami Chrystusa. Chrystus bowiem nakazał Piotrowi schować miecz,
napominając uczniów, aby nie używali siły w celu pomszczenia samych siebie. Ja
zaś, papież Mikołaj, napisałem do biskupów we Francji, nakłaniając ich, aby
dobyli rzeczywistych mieczy. (...) I chociaż sam Chrystus był obecny na weselu
w Kanie Galilejskiej, ja, papież Marcin, w moim majestacie zabroniłem
duchowieństwu uczestniczyć w ucztach weselnych, a także zawierać małżeństwa. Co
więcej, chociaż Chrystus zabronił pożyczać w nadziei zdobycia zysku, czyż ja,
papież Marcin, nie anulowałem tego prawa? Cóż miałbym powiedzieć o tym, że
sprawiłem, iż morderstwa nie były uznane za morderstwa czy zabójstwa, aby można
było zabijać wyklętych? Podobnie mogę anulować i anuluję prawa natury i kanony
apostolskie. Według nakazu apostolskiego, za cudzołóstwo kapłan powinien być
pozbawiony urzędu. Ja zaś, przez władzę Sylwestra, zmieniam rygor tego
postanowienia uznając, że obecnie umysły i ciała ludzi są słabsze, niż niegdyś.
(...) Jeśli chcecie poznać wszystkie takie sprawy, które prawnie podlegają moim
papieskim rozporządzeniom i nikt oprócz mnie nie może się do nich wtrącać, a
których było pięćdziesiąt jeden, to wymienię je poniżej. [Tu następuje lista.]
Po tym, jak
opisałem w zadowalający sposób moją władzę na ziemi, w niebie i w czyśćcu, jej
wielkość i jej pełnię w wiązaniu, rozwiązywaniu, rozkazywaniu, przyzwalaniu,
wybieraniu, potwierdzaniu, anulowaniu, czynieniu, nieczynieniu itd., powiem
parę słów o moich bogactwach i o moich wielkich posiadłościach, aby każdy
człowiek mógł zobaczyć obfitość wszystkiego - moje dzierżawy, dziesięciny i
daniny, moje jedwabie, moje purpurowe mitry, korony, złoto, srebro, perły i
drogie kamienie, ziemie i posiadłości. Do mnie należy przede wszystkim
cesarskie miasto - Rzym, Pałac Laterański, Królestwo Sycylii, Apula i Capua.
Również królestwa Anglii i Irlandii: czyż nie są, lub czyż nie powinny być
moimi lennikami? Do powyższych dodałbym także, oprócz innych prowincji i
królestw tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie, od północy aż na południe,
wymienione poniżej posiadłości. [Tu następuje długa lista.] Cóż miałbym
powiedzieć tutaj o moich dziennych dochodach, o pierwocinach, o dochodach
rocznych, odpustach, bullach, dochodach z konfesjonałów, rozporządzeń,
testamentów, dyspens, przywilejów, wyborów, prebend, domów kościelnych i o
innych wpływach, które stanowią niemałą sumę pieniędzy? (...) Trudno pojąć, jak
wielkie bogactwa płyną do mojego skarbca. (...) A cóż powinienem mówić o
Niemczech, skoro, jak mówią moi prawnicy, cały świat jest moją diecezją i
wszyscy ludzie są obowiązani w to wierzyć? Dlatego więc, jak rozpocząłem, tak i
zakończę rozkazując, oświadczając i obwieszczając, iż rzeczą niezbędną do
zbawienia każdej istoty ludzkiej jest być mnie poddanym."
Wielu zakłada
obecnie, że ta chełpliwość papieska należy do odległej przeszłości i że w
czasach późniejszych nastąpiła w tym systemie wielka zmiana. Wystarczy jednak
chwila refleksji i przyjrzenia się faktom, aby stwierdzić, że te skłonności
papiestwa nadal pozostają nie zmienione. Powinniśmy również pamiętać, że
papiestwo ciągle utrzymuje, iż jego doktryny są niezmienne, że dekrety papieża
i soborów są nieomylne, że te dekrety, tchnące bluźnierstwem przeciw Bogu i
prześladowaniem Jego świętych, są nadal przez dzisiejszy Kościół
Rzymskokatolicki uważane za święte. Jedyną zmianą w papiestwie jest utrata
władzy, spowodowana przebudzeniem w okresie Reformacji. Chęć nadal istnieje,
ale możliwość wprowadzenia jej w czyn została ograniczona przez wzrost
znajomości i wolności, w którym najważniejszą rolę spełniała Biblia. Antychryst
jest stopniowo obezwładniany przez prawdziwego Chrystusa - przez "ducha ust jego" - przez Jego Słowo. Wkrótce jasny
blask obecności Immanuela doszczętnie zniszczy chełpliwy falsyfikat i całkowicie
uwolni świat od zwodniczych roszczeń i błędów.
Jako
ilustracja współczesnych żądań papieży niech posłuży nam następujący fakt:
obecny papież po objęciu stanowiska przyjął imię Leona XIII i niedługo potem
nazwał się "Leo de tribus Juda", co oznacza "Lew z pokolenia
Judy". Jest to jeden z tytułów naszej rzeczywistej Głowy. Jeżeli więc
chodzi o zarozumiałe roszczenia, obecny papież nie ustępuje tym, którzy
zajmowali to stanowisko w ciemnych wiekach.
Poniższy
obrządek, zwany Adoracją, nadal jest częścią ceremonii związanej z
wprowadzaniem na urząd nowego papieża. Nowy papież, odziany w biel, ozdobiony
wieloma drogimi kamieniami, w czerwonych butach z wielkimi złotymi sprzączkami
w kształcie krzyża, jest prowadzony do ołtarza, gdzie klęka. Potem "papież
wstaje i, mając na głowie mitrę, zostaje podniesiony przez kardynałów i
posadzony przez nich na tronie-ołtarzu. Jeden z biskupów klęka i rozpoczyna się
śpiewanie Te Deum [Ciebie, Boże, chwalimy]. W tym czasie kardynałowie całują
stopy, ręce i twarz papieża." W mennicy papieskiej zostaje wybita moneta,
przedstawiająca tę ceremonię, a napis głosi: "Którego uczynili, tego
adorują".
Główny
reprezentant papieża w Anglii, kardynał Manning, zwraca szczególną uwagę
wiernych na następujące wymagania wiary katolickiej:
"Oświadczamy, potwierdzamy, wypowiadamy i utrzymujemy, iż rzeczą niezbędną
do zbawienia każdej istoty ludzkiej jest poddanie się arcykapłanowi
rzymskiemu". W opublikowanym wykładzie reprezentuje on papieża mówiącego: "Uważam
się za Najwyższego Sędziego i Rządcę sumienia ludzkiego: chłopa, pracującego w
polu i księcia, zasiadającego na tronie, rodziny, która żyje w domowym zaciszu
i urzędnika, stanowiącego prawa dla królestw. Ja jestem jedynym, ostatecznym,
najwyższym Sędzią tego, co dobre i tego, co złe".
Przyglądając się współczesnym przykładom "wielkich i wyniosłych słów
próżności" papiestwa, nie powinniśmy również przeoczyć znamiennego dekretu
Rady Ekumenicznej, która odbyła się w Rzymie w roku 1870. Dokument ten orzeka o
nieomylności papieża. Prawdą jest, że zarówno teraz, jak i w przeszłości, dumni
papieże rościli sobie prawo do nieomylności, a biskupi i książęta, chcąc zyskać
łaski papieży, rzeczywiście za takowych ich uznawali, stwierdzając: "Tyś
jest bogiem na ziemi". Jednak dopiero Rada Papieska w oświeconym
dziewiętnastym stuleciu, w chłodny i świadomy sposób poinformowała świat, jak
wielkim jest ten "bóg na ziemi" - że jest on prawie tak doskonały,
jak tamten Bóg w niebiesiech; że nie popełnia więcej błędów, niż tamten; że w
swoich wyrokach, ogłaszanych ex cathedra, jest nieomylny - nie popełnia błędów.
Głosowanie
rady odbyło się 13 lipca 1870,
a 18 lipca powyższy dekret został formalnie ogłoszony
podczas specjalnej ceremonii w katedrze św. Piotra w Rzymie. Z zainteresowaniem
można przeczytać poniższy opis tego wydarzenia, przekazany przez dr J.
Cummingsa z Londynu:
"Papież zasiadł na wielkim tronie wzniesionym przed wschodnim oknem
bazyliki św. Piotra. Wokół niego jaśniał blask wspaniałych drogich kamieni.
Obok stali kardynałowie, patriarchowie i biskupi w bogatych szatach. Wszystko
razem stanowiło niezwykły i wspaniały obraz. Papież wybrał na tę ceremonię
poranek i wschodnie okno - aby wschodzące słońce oświetliło swoimi promieniami
jego otoczenie i aby, odbiwszy się i załamawszy w diamentach, rubinach i
szmaragdach, ukazało go nie jako człowieka, lecz - zgodnie z ogłaszanym
dekretem - jako osobę pełną chwały Bożej. (...) Wczesnym rankiem papież zasiadł
przy wschodnim oknie, (...) lecz słońce... nie ukazało się. Ponury świt szybko
się ściemniał; było coraz ciemniej i ciemniej. Oślepiająca chwała nie
rozbłysła. Stare oczy niedoszłego Boga były zbyt zmęczone, aby czytać przy
świetle dziennym: papież musiał poprosić o świece. Światło świec nadwerężyło jego
nerwy wzrokowe i zmuszony był przekazać tekst kardynałowi. Kardynał kontynuował
czytanie wśród zapadającego mroku. Niewiele jednak zdążył przeczytać, gdyż z
granatowego nieba spadł niezwykle jasny piorun i rozpoczęła się taka burza,
jakiej jeszcze w Rzymie nie oglądano. Na wszystkich padł strach. Czytanie
przerwano. Jeden z kardynałów, cały drżąc zerwał się ze swojego krzesła i
zawołał: "To głos mówiącego Boga, gromy Synaju!"
Wśród
bluźnierczych pretensji Antychrysta warte uwagi są niektóre z jego doktryn, a
szczególnie doktryna o mszy, którą szerzej omówimy w następnym Tomie. Pomijając
czczenie świętych i Marii, zatrzymamy się nad kilkoma większymi jeszcze błędami.
Nieomylność
kościoła była jednym z pierwszych błędów i przygotowała drogę dla następnych.
Była ona głoszona jeszcze przed uznaniem urzędu papieskiego. Był to
najpoważniejszy błąd, który zamknął drogę do usuwania innych, później odkrytych
błędów. Postawił on dekrety kościoła poza wszelkim sprzeciwem i wątpliwościami
tak ze strony rozumu, jak i Pisma Świętego. Zasadami wiary stały się ludzkie
słabości, niewiedza i błędne poglądy. Zastąpiły one Słowo Boże - Biblię,
ponieważ skoro głos soboru został ogłoszony nieomylnym (nie popełniającym
błędów), wszystko musiało się temu głosowi podporządkować. Każdy sobór czuł się
zobowiązany nie podejmować decyzji, które byłyby sprzeczne z dekretami
poprzednich. Jeśli któryś postąpiłby inaczej, otrzymałby surową naganę. Tak
więc raz ustanowiony błąd nie mógł być usunięty, ani nawet krytykowany. Biblia
i rozum musiały być tak interpretowane i naciągane, aby pasowały do nieomylnych
dekretów ludzi, którzy się mylą. Nic dziwnego, że okazało się, iż potrzeba było
znakomitych teologów, aby interpretować Pisma tak, żeby zgadzały się z tak
zwanymi nieomylnymi dekretami. Nic też dziwnego, że dla wygody Antychryst
zakazał czytania Biblii.
Zakazana
Biblia. Z historii papiestwa jasno widać, że mimo wyznawania szacunku dla
Biblii jako Słowa Bożego, system ten zawsze stawiał na pierwszym miejscu własne
nieomylne słowa, Biblia zaś pozostawała w ich cieniu. Co więcej, Słowo Boże
zostało całkowicie zakazane jako nie nadające się do czytania i niebezpieczne
dla ludzi. W ten sposób nieomylne słowo papieskie mogło przejąć kontrolę nad
wszystkim. Papiestwo wiedziało dobrze, że Biblia stanowi zagrożenie dla jego
mocy i że była nieprzerwanym oskarżeniem dla jego roszczeń.
W czasach
władzy papieskiej posiadanie lub czytanie Biblii było traktowane jako
przestępstwo kryminalne. Wynalazek druku i idący za nim rozwój nauki
spowodowały około szesnastego wieku zmartwychwstanie Biblii z grobu martwych
języków, w którym trwała starannie ukryta przez Antychrysta, zabraniającego pod
groźbą surowych kar tłumaczenia tej księgi na inne języki. Kiedy więc ożywczy
duch niepodległości zaczął się szerzyć między ludźmi, nierzadko zdarzało się
palenie Biblii. Z Watykanu płynęły długo i głośno bezlitosne klątwy na
domniemanych grzeszników, którzy ośmieliliby się tłumaczyć, publikować lub
czytać Słowo Boże.
Kiedy
Wycliffe wydał swój przekład Biblii, papież Grzegorz przesłał do Uniwersytetu w
Oksfordzie bullę potępiającą tłumacza, który "popadł w obrzydliwy rodzaj
niegodziwości". Przekład Tyndale'a również został potępiony. Kiedy Luter
opublikował swoje tłumaczenie Biblii na język niemiecki, papież Leon X także
wydał przeciwko niemu bullę. Niemniej jednak dzieło wspaniale i równomiernie
posuwało się naprzód: Biblia miała bowiem przejść zupełne zmartwychwstanie i
przeznaczone jej było oświecić ludzi wszelkich narodowości i języków. Kościół w
Rzymie zaczął to powoli zauważać i dlatego postanowił zezwolić na przekładanie
Pisma Świętego na języki nowożytne - przekładanie jej przez katolickich
tłumaczy i z katolickimi objaśnieniami. Biblie te nie miały jednak docierać do
ludzi - chyba, że istniało niebezpieczeństwo, iż otrzymają oni przekłady
protestanckie. Stwierdza to przekład Rhemish.
Poniższe
cytaty pokazują charakter niektórych objaśnień do tego właśnie przekładu, który
w ostatnich latach został zastąpiony bardzo podobnym, chociaż zawierającym
mniej subiektywne objaśnienia, tłumaczeniem Douay. W notatce do trzeciego
rozdziału Ew. Mateusza czytamy: "Heretycy mogą być karani i prześladowani;
mogą i powinni być karani i zabijani przez władze duchowe lub świeckie".
Objaśnienie do Galacjan 1:18 mówi: "Katolicy nie
powinni oszczędzać własnych rodziców, jeżeli są oni heretykami". Komentarz
do Hebr. 5:7: "Tłumacze Biblii protestanckiej
powinni być wrzuceni w otchłań piekielną". Werset z Obj.
17:6 skomentowano: "Krew protestantów nie jest jednak nazywana
krwią świętych, podobnie jak krew złodziei, mężobójców i innych złych ludzi, za
których zgubę - z wyroku sprawiedliwości - społeczeństwo nie ponosi
odpowiedzialności".
Dalej
cytujemy niektóre z ograniczeń narzuconych wtedy, gdy okazało się, że nie da
się całkowicie zapobiec czytaniu Biblii. Czwarta zasada Index Expurgatoris mówi:
"Jeżeli ktoś ośmieli się czytać lub mieć Biblię bez pisemnego pozwolenia,
to nie otrzyma rozgrzeszenia, dopóki nie dostarczy tej Biblii ordynariuszowi. Księgarze, którzy sprzedają lub w inny sposób
rozprowadzają Biblie w języku narodowym, dostarczając je jakimkolwiek osobom
nie posiadającym pisemnego pozwolenia, zostaną ukarani konfiskatą książek, a
biskup nałoży na nich taką karę, jaką uzna za stosowną, według wielkości
przestępstwa".
Decyzja Soboru Trydenckiego, podjęta podczas posiedzenia w roku 1546:
"Aby
ograniczyć działania nierozważnych umysłów, Sobór postanawia, iż w sprawach
wiary i moralności oraz wszystkiego, co ma związek z zachowywaniem chrześcijańskich
doktryn, nikt nie ma prawa rozumieć Pisma Świętego według własnych sądów albo
inaczej, niż było i jest postanowione przez święty macierzysty kościół, którego
prawem jest wydawać sądy o prawdziwym znaczeniu".
Z bulli
Piusa VII przeciwko Towarzystwom Biblijnym, wydanej w dniu 29 czerwca 1816 roku
i przesłanej Prymasowi Polski:
"Byliśmy naprawdę zaskoczeni tym wielce podstępnym narzędziem, jakim
podkopuje się podstawy religii. Ponieważ sprawa ta jest bardzo ważna, wraz z naszymi
czcigodnymi braćmi, kardynałami świętego Kościoła Rzymskiego, rozważyliśmy ją z
największą uwagą na soborze, podczas którego zastanawialiśmy się również nad
krokami, jakie nasza władza pontyfikalna powinna przedsięwziąć, aby uleczyć i
zwalczyć tę zarazę tak dalece, jak tylko jest to możliwe. (...) Wykazaliście
już dobrowolnie gorące pragnienie wykrycia i zniszczenia bezbożnych machinacji
tych nowatorów. Jednak zgodnie z naszym urzędem raz jeszcze upominamy was, że
cokolwiek możecie osiągnąć siłą, radą lub władzą, powinniście czynić codziennie
i z największą uczciwością. (...) Biblia drukowana przez heretyków ma znaleźć
się na liście książek zakazanych, zgodnie z regułami indeksu".
Ten sam
papież w roku 1819 wydał bullę przeciwko używaniu Pisma Świętego w szkołach
irlandzkich. Czytamy w niej:
"Do
świętej kongregacji dotarła wiadomość, że we wszystkich niemal częściach
Irlandii ustanowione zostały Towarzystwa Biblijne, wspierane funduszami
płynącymi od grup heterodoksyjnych. W Towarzystwach tych niedoświadczeni ludzie
obojga płci zatruwani są zdeprawowanymi doktrynami. (...) Powinno się więc
podjąć wszelkie możliwe starania, aby utrzymać młodzież z dala od tych
niszczących szkół. (...) Działajcie, jak tylko umiecie, aby ortodoksyjna
młodzież nie uległa zepsuciu w tych miejscach - a cel ten, mam nadzieję,
zostanie z łatwością osiągnięty przez ustanowienie w całej waszej diecezji
szkół katolickich".
Mamy więc
tutaj szczere objaśnienie prawdziwego celu zakładania katolickich szkół
parafialnych w Wielkiej Brytanii i Ameryce Północnej. Celem tym była ochrona
wyznania katolickiego. Antychryst nie ma żadnego innego celu, kiedy oferuje
edukację prostym ludziom. Niewiedza i przesądy są osłoną papiestwa.
Potwierdzają to stulecia władzy tego systemu, a także okres nazywany
"mrokami Średniowiecza". Nie zaniedbywano ograniczonej edukacji
duchowieństwa, ale głęboka ciemnota wszystkich dawnych krajów
rzymskokatolickich jest dowodem, że nikt nie dbał o naukę zwykłych ludzi.
Szkoły i Biblie zawsze były wrogami Antychrysta i nie mogły być tolerowane -
chyba, że były naprawdę konieczne. Wtedy dla przetrwania Antychrysta niezbędne
stawało się rzucenie na nie fałszywego światła.
W bulli
Leona XII, skierowanej do duchowieństwa Irlandii w roku 1825, czytamy:
"Nie
jest dla was tajemnicą, czcigodni bracia, że na całym świecie panoszy się
zuchwale pewne towarzystwo, powszechnie nazywane Towarzystwem Biblijnym.
Odrzuciwszy tradycje ojców świętych i dobrze znane dekrety Soboru Trydenckiego,
powyższe Towarzystwo wszystkie swoje siły i środki skupia na dążeniu do jednego
celu: do przetłumaczenia albo raczej do wypaczenia Biblii i wydania jej w
narodowych językach wszystkich ludzi".
Nawet dużo
późniejszy papież, Pius IX, wyraził ból swojego serca z powodu triumfu Biblii,
tego wielkiego wroga Antychrysta. Powiedział on: "Niech będą przeklęte te
podstępne i zwodnicze towarzystwa, nazywane Towarzystwami Biblijnymi, które
oddają Biblię w ręce niedoświadczonej młodzieży".
Rzeczywiście, Rzymskokatolicki Sobór Plenarny w Baltimore zadecydował w roku
1886, że w katolickich szkołach w Stanach Zjednoczonych mogą być używane Biblie
zaaprobowane przez kościół. Nie oznaczało to jednak zmiany w rzeczywistych
upodobaniach Antychrysta, lecz było jedynie jeszcze jednym krokiem jego
dalekowzrocznej polityki i ustępstwem wobec panującego w tym kraju ducha
wolności, który nie znosi podobnych ograniczeń. Wiadomo było jednak, że ludzie
szukali wolności, a nie Biblii. Dziś, dwa lata po tych wydarzeniach, w szkołach
katolickich Biblii nie znajdziemy.
Innym
błędem, który przyniósł wiele owoców, była doktryna o naturalnej, przyrodzonej
nieśmiertelności człowieka (raz rozpoczęte życie nigdy nie ustaje). Myśl tę
zapożyczono z filozofii greckiej. Kiedy uznano ją za prawdziwą, w naturalny
sposób doprowadziło to do wniosku, że skoro życie musi trwać wiecznie, to
biblijne wersety dotyczące wtórej śmierci i zniszczenia dobrowolnych
grzeszników muszą znaczyć coś zupełnie przeciwnego niż to, o czym rzeczywiście
mówią, a mianowicie - wiecznie trwające życie w pewnych warunkach. Dalej łatwo
było stwierdzić, że w przypadku złych ludzi życie to musi być cierpieniem.
Tortury te często malowano na ścianach kościołów, mówili też o nich gorliwi
kapłani i mnichowie. Nawróceni ludzie łatwo przyjmowali tę błędną naukę,
ponieważ filozofowie greccy (przodujący wtedy w sprawach nauki, religii i
filozofii, których idee, jak wykazuje Józefus, zaczęły nawet przenikać do
judaizmu) od dawna uczyli już o karze, jaka czekała grzeszników po śmierci. Na
ich korzyść przemawia jednak fakt, że nigdy nie posunęli się oni do tak
strasznych bluźnierstw o charakterze i władzy Boga, jakich nauczał Antychryst.
Zaraz potem przyszła kolej na ustanowienie miejsca tych wszystkich tortur i
nazwanie tego miejsca piekłem. Znaleziono też wersety z Pisma Świętego,
odnoszące się do szeol, hades i gehenny, które opisują rzeczywistą zapłatę za
grzech - pierwszą i drugą śmierć. Zręcznie zinterpretowano te wersety, podobnie
jak przypowieści naszego Pana i symbole z Objawienia, a uczyniono to w taki
sposób, aby zwieść cały świat najokropniejszymi bluźnierstwami o charakterze i
planie Boga, naszego mądrego i łaskawego Ojca Niebieskiego.
Wprowadzono
też koncepcję czyśćca, aby powyższą doktrynę uczynić bardziej znośną i w ten
sposób umożliwić Antychrystowi jeszcze silniejszą kontrolę nad ludźmi.
Antychryst twierdził, że ma klucze nieba i piekła, a także iż może zmniejszyć
cierpienia czyśćcowe, będące karą nie tylko za Adama i odziedziczone po nim
słabości, ale także za dobrowolne, zamierzone grzechy. Łatwo można sobie
wyobrazić, jaką dawało to władzę nad ciemnymi, prostymi ludźmi, szczególnie gdy
cesarze i przywódcy akceptowali tego zwodziciela i gięli się przed nim w
ukłonach.
Zaraz potem
pojawiły się msze za zmarłych: tak biedni, jak i bogaci poczuwali się do
obowiązku płacenia za nie. Skuteczność tych mszy, jeżeli chodzi o uwalnianie od
cierpień czyśćcowych, miała być nieograniczona - nawet Jahwe ani Chrystus nie
mogli się im przeciwstawić. Stało się to źródłem wielkich dochodów Antychrysta,
ponieważ kapłani ciągle przypominali umierającym bogaczom o powinności
pozostawienia hojnych datków na msze za nich samych, aby ci, którzy odziedziczą
po nich majątek nie przeoczyli tej sprawy. Podobne ostrzeżenia pojawiły się w
tym roku w rzymskokatolickich czasopismach - ostrzeżenia mówiące, że mniej
pieniędzy powinno się wydawać przy pogrzebie na kwiaty, a więcej na msze za
zmarłych.
Niedługo
przed krucjatami wprowadzono odpusty: wiemy, że odpusty te były niezbędne, aby
zwerbować ochotników, którzy wzięliby udział w tych krucjatach, czyli świętych
wojnach. Zgodnie z papieskim zarządzeniem każdy uczestnik takiej wojny
uzyskiwał przebaczenie nie tylko swoich przeszłych grzechów, ale również tych,
które miał popełnić w przyszłości, co chroniło go od pewnych cierpień w
czyśćcu. Odpusty te, jak twierdzą rzymskokatolicy, nie były przewidziane jako
pozwolenia na popełnianie grzechów, lecz jako nagrody za zasługi; nagrody te
mogły wyrównać dług lub anulować określoną liczbę dni lub lat mąk w czyśćcu. Tak
więc jeżeli na skutek popełnionych grzechów człowiek podlegał karze tysiąca lat
cierpień, a jednocześnie zdołał jednorazowo lub przy wielu okazjach zapewnić
sobie odpusty za tysiąc lat - za pieniądze, za przysługi oddane papiestwu lub
za odbyte pokuty - był wolny od czyśćca. Gdyby zdobył dziewięćset lat odpustu,
musiałby jeszcze cierpieć przez sto lat. Gdyby z kolei ilość odpustów była dużo
większa od należnych mu kar, człowiek taki prawdopodobnie zostałby uznany za
świętego, do którego należy zanosić modły i którego należy adorować. W ten
właśnie sposób Ludwik, król Francji i uczestnik krucjat stał się świętym:
został kanonizowany i obecnie ludzie modlą się do niego jako do świętego
Ludwika.
Rzeczywiście istnieje pewna różnica między rozumianymi w ten sposób odpustami a
pozwoleniami na popełnianie grzechów: różnica ta jest jednak bardzo mała,
papiestwo bowiem wyznaczyło za powszechnie popełniane grzechy określoną ilość
cierpień. W ten sposób nie tylko przeszłe grzechy mogły być anulowane, ale również
ci, którzy mieli powody, aby przypuszczać, że popełnią określone grzechy w
przyszłości, mogli z wyprzedzeniem zapewnić sobie ich odpuszczenie. Istniały
również "odpusty całkowite", które oczywiście obejmowały wszystkie
grzechy, tak przeszłe, jak i przyszłe.
Nawet w
dzisiejszych czasach mają jeszcze miejsce różne niewiarygodne praktyki.
Rzymskokatolicy mają pewne modlitwy, których powtarzanie jest podstawą odpustu
za pewien określony czas. Duża ilość powtórzeń, jak twierdzą, uchroni ich od
gniewu przez długi czas. Tak więc ci, którzy odmówią "Witaj, święta
Królowo" otrzymują czterdzieści dni odpustu; za "Litanię do
Błogosławionej Panienki" można uzyskać dwieście dni, zaś dla odmawiających
"Zdrowaś Mario" przewidziano sto lat odpustu. Można sobie wyobrazić,
do jakiego odstępstwa doprowadziła ta bluźniercza doktryna w "ciemnych
wiekach", kiedy wszystkim oferowano odpusty za pieniądze oraz za
prześladowania niewiernych i heretyków.
Za
przestępstwa popełniane przez bogaczy, którzy mogli płacić, żądano olbrzymich
kar, zaś najbardziej podstawowe występki przeciwko sprawiedliwości,
powszechniejsze między prostymi ludźmi, przebaczano dużo łatwiej. Tak więc
małżeństwo z najbliższym kuzynem kosztowało pięć tysięcy dolarów, podczas gdy
za zamordowanie żony lub za ojcobójstwo wymagano jedynie dwudziestu dolarów.
Spanheim pisze: "Instytucja odpustów stała się mennicą pieniędzy dla
Kościoła Rzymskokatolickiego, kopalnią złota dla rozpustnych siostrzeńców,
bratanków i dzieci papieży, źródłem finansów dla wojen papieskich, środkiem
spłacania długów i niewyczerpaną fontanną zbytku papieży".
Aby to
wszystko uregulować, rozmaitym grzechom przypisywano różne kary - różne liczby
dni lub lat w czyśćcu. Ustalono też odpowiednią skalę cen, aby uzyskiwać
określone opłaty za morderstwo, kradzież, dzieciobójstwo, cudzołóstwo,
krzywoprzysięstwo i inne grzechy. W ten sposób anulowano pokuty oraz łagodzono
bądź skracano męki w czyśćcu, a to wszystko ku zadowoleniu pracowników
Antychrysta. Trudno się dziwić, że ludzie szybko zrozumieli, iż za tyle
grzechów trzeba płacić tyle pieniędzy.
Z powodu
odpustów przestępczość wzrosła tak znacznie, że oburzenie wyższych klas
społecznych stało się przyczyną rebelii skierowanej przeciwko kościołowi. Ludziom
otworzyły się oczy i zobaczyli, że duchowieństwo, począwszy od najwyższych
dostojników, a na zwykłych urzędnikach kończąc, pogrążone jest w niegodziwości.
Podobnie,
jak największe ciemności zapadają przed samą burzą, tak i przed wielkim ruchem
reformacji nastąpiła najczarniejsza, jeżeli chodzi o moralność, godzina
mrocznego panowania Antychrysta. Wtedy właśnie jawny i bezwstydny handel
odpustami napełnił wstrętem Lutra i doprowadził jego i innych gorliwych
papistów do tego, że zaczęli badać i kwestionować cały system, tak z punktu
widzenia moralności, jak i - później - aspektów doktrynalnych. Na koniec Luter
ogłosił prawdę, że papiestwo rzeczywiście jest Antychrystem. Odkrywszy to,
odważnie wskazał na pewne symbole z Objawienia oraz na ich zastosowanie i
częściowe wypełnienie w hierarchii papieskiej.
O tej sprawie czytamy u dobrze
znanego duchownego, Lymana Abbotta:
"Jednym z powodów, dla których przedtem udzielano więcej odpustów niż
obecnie, był napływ pieniędzy do kościoła. Handel ten osiągnął największe
rozmiary na początku XVI wieku za czasów Leona X, który udzielał odpustu
każdemu, kto wspomagał wznoszenie katedry św. Piotra w Rzymie. Jego głównym
przedstawicielem do spraw sprzedaży odpustów w Niemczech był niejaki Jan
Tetzel. Jego osławione występki nie stały na przeszkodzie wybraniu go do
udzielania odpustów innym, czystszym od niego duszom. Żadne dziwactwo nie było
dla niego zbyt wielkie, byle tylko napełniało pieniędzmi jego szkatułę.
Twierdził on, że czerwony krzyż, który towarzyszył mu we wszystkich miejscach,
ma równie wielką moc, jak krzyż Chrystusa - że nie istnieje tak wielki grzech,
z którego ten krzyż nie mógłby człowieka oczyścić: 'Odpusty są zbawieniem nie
tylko dla żywych, ale i dla umarłych. W tym samym momencie, kiedy pieniądze
uderzą w dno skrzynki, dusza opuszcza czyściec i ulatuje wolna do nieba' - oto
jedno z bluźnierczych stwierdzeń Tetzla. Ustanowiono cennik grzechów:
'Poligamia kosztuje sześć dukatów; świętokradztwo i krzywoprzysięstwo -
dziewięć; morderstwo - osiem; czary - dwa'. Ten właśnie jawny i bezwstydny
handel był największą przyczyną reformacji. Odpustów nadal udzielano - nie
tylko za przejawy pobożności, lecz również za finansowe wspieranie kościoła.
Publiczne i jawne sprzedawanie odpustów zostało teraz przez Kościół Rzymski w
większej części zaprzestane".
Inny pisarz zacytował dalsze słowa
Tetzla:
"Podejdźcie bliżej, a dam wam listy z odpowiednimi pieczęciami, dzięki
którym nawet grzechy, które zapragniecie popełnić w przyszłości, będą wam
odpuszczone. Nie ma tak wielkiego grzechu, którego odpusty nie mogłyby zmazać.
Płaćcie tylko, płaćcie dużo, a wszystko będzie wam wybaczone. Wy, kapłani, wy
szlachta, wy, sprzedawcy i wy, żony, panny i młodzieńcy, słuchajcie waszych
rodziców i przyjaciół, którzy wołają na was z bezdennej czeluści: 'Cierpimy
straszliwe męki, niewielka jałmużna wybawi nas od tortur. Możecie ją dać, więc
czyż jej nie dacie?' Za dziesięć groszy możecie wybawić waszych ojców od
czyśćca. Nasz Pan Bóg nie zajmuje się już nami jako Bóg - całą swoją moc oddał
papieżowi".
Poniższy tekst pochodzi z blankietów
używanych przez Tetzla, które uzupełniał imieniem kupującego, jego grzechami
itd.:
"Niech nasz Pan, Jezus Chrystus, zmiłuje się nad tobą, (...) i wybawi cię
przez zasługi swoich najświętszych mąk. Ja, w imieniu danej mi władzy
apostolskiej, oczyszczam cię z wszystkich (...) występków, grzechów i zbrodni,
jakie popełniłeś, bez względu na ich wielkość i rodzaj, (...) anuluję
cierpienia, które musiałbyś znosić w czyśćcu, (...) przywracam ci niewinność i
czystość, jaką miałeś w chwili twego chrztu tak, że gdy umrzesz, zamkną się
przed tobą drzwi miejsca kaźni, a otworzą bramy raju. Jeżeli zaś będziesz żył
długo, łaska ta będzie trwała niezmiennie do końca twoich dni. W imię Ojca i
Syna, i Ducha Świętego, amen. Brat Jan Tetzel, intendent, podpisuje ten
dokument własnoręcznie - - - "
Jeżeli chodzi o obecne czasy, możemy powiedzieć, że kilka lat temu drukowane
odpusty były sprzedawane na stołach w niektórych z większych kościołów
rzymskokatolickich w Meksyku i na Kubie.
"Dano jej też walczyć z świętymi i zwyciężać
ich" -
"i święte najwyższych miejsc zetrzeć".
Czy
fałszywe królestwo papieskie rzeczywiście miało władzę nad prawdziwie
poświęconymi dziećmi Bożymi? Czy rzeczywiście zwyciężyło - czy "starło ich" podczas długiego okresu ucisku albo
też zgniatania, jak sugeruje tekst hebrajski? Nasza odpowiedź brzmi: tak.
Używano wszelkich możliwych środków, aby zdławić ducha prawdziwego
chrześcijaństwa (Jan 8:36; Gal.
5:1; 2 Kor. 3:17), a zamiast niego wprowadzić ducha, doktryny i obrządki
Antychrysta. Na początku nie było to otwarte atakowanie wiernych, lecz raczej
powolny, nieprzerwany, zgniatający ucisk, skierowany szczególnie przeciwko
nauczycielom odmiennych doktryn i wyczerpujący cierpliwość i wiarę wielu ludzi.
To ciągłe gnębienie i uciskanie można jasno zobaczyć na przykładzie instytucji
konfesjonału, w którym Antychryst nie tylko dowiadywał się o każdym przejawie
krytyki i przeciwstawiania się temu systemowi, o jakim słyszał spowiadający
się, ale pod groźbą przyszłej kary nakazywał też ujawniającemu swoje grzechy
człowiekowi wyznanie i pokutę za jego własne myśli i czyny podobne tamtym.
Wkrótce powyższa procedura została poparta przez władze cywilne; tak więc
jakikolwiek protest przeciwko kościołowi mógł być uznany za zdradę władzy
cywilnej, która była popierana przez system papieski.
W pierwszym
okresie wywyższenia papiestwa narody w całości stawały się nominalnymi
członkami kościoła; w przeciwnym razie były uznawane za pogan. Od wszystkich,
którzy wyznawali Chrystusa, oczekiwano podporządkowania się zwyczajom i prawom
hierarchii dążącej stopniowo do samowywyższenia się. Kiedy błąd - zawsze
bardziej popularny niż prawda - zyskiwał większy wpływ i siłę, wówczas ścigał,
zakazywał i oczerniał Prawdę oraz wszystkich, którzy ją wyznawali. To właśnie
był czas, kiedy - jak pokazano w Objawieniu - prawdziwy Kościół (niewiasta)
uciekł na pustynię - w odosobnienie (Obj. 12:6).
Odrzucenie to było spowodowane jej wiernością Prawdzie, prawdziwemu Panu i
Głowie Kościoła. W tych czasach, kiedy odstępcy stawali się książętami,
prawdziwi, pokorni święci doświadczali tego, przed czym Pan ostrzegał zarówno
ich, jak i wszystkich innych pobożnych - doświadczali prześladowań. Teściowa
była przeciwko synowej, ojciec przeciwko synowi, brat przeciwko bratu.
Najwięksi wrogowie człowieka często rzeczywiście znajdowali się w jego własnym
domu. Czy cokolwiek mogło bardziej zetrzeć lub zgniatać świętych Najwyższego
niż takie prześladowania, trwające przez wiele stuleci?
Aby
zobaczyć, jak srogie i bezwzględne były te prześladowania, musimy znów spojrzeć
na karty historii.
Prześladowania chrześcijan w pogańskim Rzymie nie są nawet warte porównywania z
prześladowaniami przez Rzym papieski. Były one o wiele rzadsze, miały
ograniczony zasięg i były mniej srogie. Z przekazów wczesnych chrześcijan
wiadomo, że większość urzędników rzymskich, egzekwujących w poszczególnych
prowincjach decyzje cesarza lub senatu, mających w swoich rękach władzę życia i
śmierci, zachowywała się jak dobrze wychowani ludzie o liberalnym
wykształceniu, którzy respektowali reguły sprawiedliwości. Rzadko używali tak
wstrętnych metod, jak prześladowania. Częściej z pogardą oddalali oskarżenia
przeciwko chrześcijanom (tak, jak próbowali uczynić Piłat i Herod w przypadku
naszego Pana - Łuk. 23:14-16,20,22; Mat. 27:24) lub
sugerowali oskarżonym chrześcijanom jakieś sposoby obejścia prawa. Kiedy tylko
mogli, używali swojej władzy raczej chroniąc chrześcijan, niż ich uciskając.
Pogańskie trybunały często były najpewniejszym ratunkiem przed żydowskimi
oskarżycielami.9* Okrutne
prześladowania za czasów obrzydliwego tyrana - Nerona, który spalił niektórych
chrześcijan, aby odwrócić od siebie publiczne podejrzenia, są jedną z
najczarniejszych kart historii pogańskiego Rzymu. Liczba ofiar Nerona była
jednak stosunkowo niewielka. Ofiarami pogańskich prześladowań były przeważnie
wybitne jednostki, nie zaś społeczności. Jednak nawet te prześladowania
przywódców nie stanowiły wyrazu ustalonej, ciągłej i zdeterminowanej opozycji
ze strony panujących; były raczej rezultatem niekontrolowanego, spowodowanego
przesądami, poruszenia między ludem. Zaspokojenie tych żądań wydawało się
przywódcom niezbędne dla utrzymania spokoju i porządku. Przykłady takich
wydarzeń znajdujemy w życiu apostoła Pawła, a także innych apostołów (Dzieje Ap. 19:35-41; 25:24-27; 26:2,3,28). Nawet szersze
prześladowania przez cesarzy rzymskich trwały bardzo krótko, wyjąwszy
prześladowania za czasów Dioklecjana, które z różną siłą trwały przez 10 lat.
Pomiędzy tymi prześladowaniami były długie okresy pokoju i ciszy. Pod władzą
cesarzy chrześcijaństwo było niepokojone, ale nie zostało "starte";
można raczej powiedzieć, że wspaniale się rozwijało.
Jakże inne
były prześladowania papieskie, którym podlegali nie tylko przywódcy, lecz
wszyscy, i które trwały nie przez kilka miesięcy, lecz nieprzerwanie! To, co
pod panowaniem pogańskich cesarzy było przejściową modą lub szaleństwem, za
czasów papieży stało się zorganizowanym systemem, który podsycany był
fanatyzmem religijnym i intrygami ambicji oraz inspirowany szatańską
gorliwością, energią i okrucieństwem, którego nie można porównać z niczym innym
w całych dziejach ludzkości. Odpadły kościół odłożył miecz ducha i, trzymając
się mocno ramienia cesarstwa, ze straszliwą furią obrócił swoją cielesną broń
przeciwko wszystkim słabszym przeciwnikom, którzy stali na drodze jego ambicji.
Jednocześnie system ten uległością i pochlebstwem zwodził możnych, aż zdobył
ich zaufanie, po czym mógł uzurpować sobie ich pozycję i władzę.
Zarówno
pogaństwo, jak i herezja stały się wówczas przedmiotem prześladowań -
szczególną uwagę zwrócono przy tym na herezję. "Tak zwane duchowieństwo
chrześcijańskie", pisze Edgar, "przewrotnie zastosowało prawa
żydowskiej teokracji i zapisy żydowskich annałów dla niechrześcijańskiego i
podłego celu obudzenia demona prześladowań przeciwko rozpadającym się pozostałościom
greckich i rzymskich [pogańskich] przesądów. (...) Rozplótłszy starożytną
tkaninę politeizmu, przenieśli jego dochody do systemu kościelnego, państwowego
i wojskowego. (...) Pogaństwo zostało wygnane z rzymskich terytoriów. (...)
Przekonania zastąpiono przymusem, a ewangelię terrorem. Twarz pokrywa się
rumieńcem, gdy czytamy Symmachusa i Libaniusza, dwóch pogańskich oratorów,
apelujących o rozsądek i perswazję w propagowaniu religii, podczas gdy
Teodozjusz i Ambrozjusz, chrześcijański cesarz i chrześcijański biskup, usilnie
podkreślają przemoc i przymus".
Kiedy
Konstantyn objął władzę w Rzymie, był skłonny tolerować wszystkie religie,
czego świadectwem był Edykt Mediolański, dający wolność przekonań religijnych
każdemu człowiekowi w Imperium Rzymskim. Kościół chrześcijański, który tak
długo był prześladowany i tęsknił do wolności, powinien był powitać taki krok z
radością. Stało się jednak inaczej. Zaniknął już prawdziwy duch chrześcijaństwa
i teraz największą ambicją kościoła było wywyższenie się tak szybko, jak tylko
możliwe, przez zadeptanie każdej iskierki wolności i podporządkowanie
wszystkiego własnym rozkazom. "Zgodnie z tym", mówi Gibbon,10* "jego [Konstantyna]
urzędnicy kościelni szybko doprowadzili do zredukowania bezstronności urzędu i
do obudzenia gorliwości nawróconego. (...) Wszelkie nadzieje pokoju i
tolerancji wygasły, kiedy zebrał w murach swojego pałacu trzystu
biskupów". Cesarz został wtedy zmuszony do ogłoszenia, że ci, którzy w
sprawach wiary nie akceptują wyroków tego duchownego zgromadzenia, powinni
przygotować się na wygnanie. Ogłoszono również, że decyzje powyższych
duchownych mają autorytet boski. Ten duch nietolerancji szybko wydał owoc w
postaci gorzkich i bezwzględnych prześladowań. Konstantyn wydał dwa prawa karne
przeciwko herezji, a za tym przykładem poszli jego następcy - Walentynian,
Gracjan, Teodozjusz, Arkadiusz i Honoriusz. Teodozjusz wydał piętnaście
podobnych statutów, Arkadiusz - dwanaście, Honoriusz - nie mniej niż
osiemnaście. Zostały one zapisane w kodeksach Teodozjusza i Justyniana ku
niesławie ich autorów - kapłanów i cesarzy.
To, co
Antychryst uważał za stosowne nazwać herezją (a co w dużej części było prawdą i
sprawiedliwością, opartą na mocnych podstawach), zostało uznane za rzecz gorszą
od niewierności; przeciwko tym obydwóm rzeczom powstawali królowie, cesarze i
teolodzy; obie były prześladowane (szczególnie herezja) przez inkwizycję. Kiedy
na początku trzynastego wieku nastąpił rozwój nauki, kiedy ludzie zaczęli
budzić się ze snu i koszmarnych widziadeł "ciemnych wieków", ci, z
których umysłów Prawda nie została całkowicie wymazana, znów otrzymali zachętę
do działania i znów prawdy zostały ukazane na przekór coraz większym błędom
Antychrysta. Wtedy właśnie duch prześladowań, którym był owładnięty Antychryst,
spowodował eksplozję działań mających na celu zmiażdżenie przeciwnika.
Królowie i
książęta drżeli o swoje korony, jeżeli w jakimkolwiek stopniu spowodowali
niezadowolenie papieża. Ich majątki zagrożone były interdyktem, jeżeli oni sami
lub ich poddani odmawiali absolutnego posłuszeństwa rozkazom papieża. Złożyli
oni przysięgę, że wytrzebią herezję. Ostrzeżono ich, że muszą oczyścić swoje
prowincje z heretyckiej przewrotności, inaczej bowiem utracą swoje włości.
Baronom, którzy nie pomagali w dziele prześladowań, rzeczywiście odebrano
majątki. Królowie i książęta czynili więc wysiłki, aby zastosować się do
poleceń papieskich, a baronowie i ich wasale musieli im służyć i pomagać w dziele
niszczenia.
Nawet przed
tym przebudzeniem, jeszcze w roku 630, Sobór w Toledo zmusił wstępującego na
tron króla Hiszpanii do złożenia przysięgi, że nie będzie tolerował w swoim
państwie żadnych heretyków; ogłoszone zostało, że monarcha, nie dotrzymujący
powyższej przysięgi, będzie "wyklęty przed obliczem wiecznego Boga i
zostanie wrzucony do ognia piekielnego". Straszliwe znaczenie tych
roszczeń poznano jednak w pełni dopiero wtedy, gdy rozpoczęło się przebudzenie,
a Antychryst osiągnął szczyty swej władzy.
Sobór w
Oksfordzie w roku 1160 przekazał sądowi cywilnemu grupę zwolenników Waldensa,
którzy przybyli do Anglii z Gaskonii. Według odpowiedniego rozkazu króla
Henryka II tak kobiety, jak i mężczyźni zostali publicznie wychłostani,
naznaczeni na policzku piętnem, odbitym rozpalonym żelazem i - półnadzy -
wypędzeni w środku zimy poza miasto. Wszystkim mieszkańcom zabroniono okazywać
współczucie dla skazańców lub wyświadczyć im najdrobniejszą choćby przysługę.
Fryderyk,
cesarz niemiecki, rozkazał w roku 1224, aby wszyscy heretycy zostali żywcem
spaleni ogniem. Ich majątki miały być skonfiskowane, a ich dzieci, jeżeli nie
przyłączyły się do prześladowań, miały być zniesławione. Ludwik, król Francji,
w roku 1228 wydał dekret nakazujący wykorzenienie herezji, po czym sam
dopilnował jego wykonania. Zmusił on Rajmunda, hrabiego Tuluzy, do zniszczenia
heretyków w jego włościach, nie wyłączając jego przyjaciół i wasali.
Od
najwcześniejszych przejawów władzy, która stopniowo rozwinęła się potem w
system papieski, istnieli ludzie, którzy przeciwstawiali się tym siłom. Opór
ten okazywała jednak tylko garstka wiernych, którzy mieli bardzo niewielki
wpływ na przytłaczający napływ światowości, zalewający kościół. Stopniowo,
kiedy spostrzegali błędy, wycofywali się po cichu z wielkiego odstępstwa, aby
chwalić Boga zgodnie z własnym sumieniem, nawet pod groźbą prześladowań.
Najznaczniejsi z nich zostali później nazwani waldensami, albigensami,
wycliffitami i hugenotami. Wszyscy oni, chociaż różnie nazywani, mieli, o ile
nam wiadomo, jednakowe początki i jednakową wiarę. "Waldensjanizm" -
pisze Rainerous (3.4), wyróżniający się trzynastowieczny inkwizytor -
"jest najstarszą herezją i istnieje, według niektórych, od czasów
[papieża] Sylwestra, a według innych - nawet od czasów apostolskich".
Sylwester był papieżem, kiedy Konstantyn zasiadał na cesarskim tronie i kiedy
wyznał chrześcijaństwo. W ten sposób widzimy, że od samego początku Prawda
miała swoich zwolenników, którzy, choć pokorni i niepopularni, rozumnie
odrzucali papieskie doktryny o czyśćcu, oddawaniu czci obrazom, ustanawianiu
świętych, czczeniu Marii Panny, modlitwach za zmarłych, przemianie chleba i
wina w ciało i krew Jezusa, celibacie duchowieństwa, odpustach, mszy itd.
Odrzucali również pielgrzymki, palenie kadzideł, święte pogrzeby, używanie wody
święconej, święte szaty, monachizm itd. Utrzymywali oni, że powinno się
postępować według nauk Pisma Świętego, a nie według tradycji i roszczeń
kościoła w Rzymie. Uważali oni papieża za głowę wszystkich błędów i twierdzili,
że odpuszczenie grzechów można otrzymać jedynie przez zasługi Pana Jezusa.
Wiara i
praca tych ludzi stały się podstawą reformacji i protestu przeciwko błędowi na
długo przed pojawieniem się Lutra; tak oni, jak i inni przeciwnicy Rzymu, byli
ścigani, nienawidzeni i prześladowani przez rozwścieczonych i bezlitosnych
emisariuszy papiestwa. Waldensowie i albigensowie stanowili najliczniejszą
grupę protestantów sprzeciwiających się papiestwu. Kiedy w XIII wieku nadeszło
przebudzenie, to właśnie głównie od nich rozbłysła Prawda, chociaż później jej
blask został odbity i wzmocniony przez Wycliffe'a, Hussa, Lutra i innych. Ich
doktryny, oparte na prostocie i moralności, lśniły jeszcze większym blaskiem na
tle pompatycznej dumy i rażącej niemoralności wywyższonego wówczas papiestwa.
Wtedy
właśnie papieże, doradcy, teologowie, królowie, uczestnicy krucjat i
inkwizytorzy połączyli swoje diabelskie siły, aby zniszczyć każdego przeciwnika
i zagasić najdrobniejsze nawet promyki wschodzącego światła. Papież Innocenty
III wysłał najpierw misjonarzy do dystryktów, w których znalazły poparcie
doktryny albigensów. Misjonarze ci mieli głosić rzymską religię, czynić cuda
itd. Wysiłki te okazały się bezużyteczne, więc papież ogłosił krucjatę,
obiecując wszystkim jej uczestnikom przebaczenie grzechów i natychmiastowe
pójście do nieba bez przechodzenia przez czyściec. Z przekonaniem, że papież
jest w stanie zapewnić obiecane nagrody, pół miliona ludzi - Francuzów, Niemców
i Włochów - zebrało się pod sztandarem krzyża, aby bronić katolicyzmu i
wykorzeniać herezję. Przez kolejne dwadzieścia lat trwała seria bitew i
oblężeń. Miasto Beziers zostało zaatakowane i zdobyte w roku 1209. Jak podają historycy,
sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców, bez względu na wiek i płeć, zginęło od
miecza. Krew tych, którzy uciekli do kościołów i tam zostali zamordowani przez
świętych uczestników krucjaty, zalała ołtarze i płynęła ulicami.
Lavaur
zostało zdobyte w roku 1211. Gubernatora powieszono na szubienicy, a jego żonę
wrzucono do studni i zabito kamieniami. Mieszkańcy bez żadnych wyjątków zostali
skazani na śmierć; czterystu z nich spalono żywcem. Kwitnąca kraina Langwedocji
została spustoszona, miasta spalono, a mieszkańców wybito ogniem i mieczem.
Ocenia się, że jednego dnia zginęło tysiąc albigensów; ich ciała złożono na
jedno miejsce i spalono.
Całe to
szaleństwo krwi i nikczemności odbywało się w imieniu religii: ku chwale Bożej
i ku czci kościoła, ale w rzeczywistości celem tego wszystkiego było umocnienie
Antychrysta siedzącego w świątnicy Bożej [w kościele], ogłaszającego siebie
bogiem - mocarzem - zdolnym pokonać i zniszczyć swoich wrogów. Duchowieństwo
dziękowało Bogu za zniszczenia, a po chwalebnej wiktorii pod Lavaur
skomponowano i śpiewano hymn ku chwale Boga. Okrutną rzeź pod Beziers uznano za
"widzialny sąd nieba" nad herezją albigensów. Uczestnicy krucjaty
wzięli rano udział w mszy, a w dzień podążyli dalej niszczyć krainę Langwedocji
i mordować jej mieszkańców.
Powinniśmy
jednak pamiętać, że te jawne krucjaty przeciwko albigensom i waldensom podjęto
jedynie dlatego, że tak zwana "herezja" zdobyła poparcie dużej części
tych społeczności. Byłoby wielkim błędem przypuszczać, że te krucjaty były
jedynym rodzajem prześladowań. Spokojne, ciągłe zgniatanie tych jednostek,
których w olbrzymim państwie papieskim były tysiące, trwało bez przerwy,
"ścierając" świętych Najwyższego.
Karol V,
cesarz niemiecki oraz król Hiszpanii i Niderlandów, prześladował zwolenników
reformacji w całym swoim wielkim państwie. Popierany przez sejm w Worms, wyjął
spod prawa Lutra, jego naśladowców i jego pisma. Przeklął też wszystkich,
którzy pomagaliby Lutrowi lub czytali jego książki, skazując ich na utratę mienia,
wygnanie poza granice cesarstwa i karę za zdradę stanu. Na terenie Niderlandów
naśladowcy Lutra mieli być ścinani, zaś kobiety miały być żywcem pogrzebane,
lub - jeżeli były wyjątkowo uparte - oddane płomieniom. Chociaż to zbiorowe
prawo zostało zawieszone, dzieło śmierci trwało nadal we wszystkich
przerażających formach. Książę Alvy pysznił się egzekucją 18 000 protestantów,
wykonaną w ciągu sześciu tygodni. Paolo ocenia liczbę straconych w Niderlandach
z powodu religii na 50 000. Grotius podaje listę 100 000 męczenników
belgijskich. Na łożu śmierci Karol nakazał swojemu synowi, Filipowi II,
dokończenie dzieła prześladowań i wykorzenienie herezji, które on sam
rozpoczął. Filip nie omieszkał wypełnić tego zobowiązania. Z zaciekłością
rozniecał ducha prześladowań, paląc protestantów bez żadnych wyjątków i bez
cienia litości.
Franciszek
i Henryk, królowie francuscy, poszli za przykładem Karola i Filipa, jeżeli
chodzi o ich gorliwość względem katolicyzmu i wykorzeniania herezji.
Najlepszymi przykładami tej gorliwości w dziele Antychrysta są masakry w
Merindol, w Orange i w Paryżu. Masakra w Merindol została zaplanowana przez
francuskiego króla i zatwierdzona przez francuski parlament, po czym jej
realizację powierzono prezydentowi o nazwisku Oppeda. Prezydent otrzymał rozkaz
wybicia ludzi, spalenia miasta i zburzenia zamków waldensów, których wielu
zamieszkiwało tamte właśnie tereny. Historycy rzymskokatoliccy przyznają, że na
skutek tego rozkazu tysiące mężczyzn, kobiet i dzieci poniosło śmierć, zrujnowano
dwadzieścia cztery miasta, a cała kraina została spustoszona. Mężczyźni,
kobiety i dzieci szukali schronienia w lasach, gdzie również wyszukiwano ich i
zabijano mieczem. Wielu z tych, którzy pozostali w miastach, spotkał taki sam
lub jeszcze gorszy los. Pięćset kobiet zamknięto w stodole, którą następnie
podpalono; kiedy wyskakiwały przez okna, zabijano je włóczniami. Kobiety
gwałcono, a dzieci mordowano na oczach ich rodziców, którzy nie mogli im pomóc.
Niektórych spychano do przepaści, a innych przepędzano nagich przez miasta.
Rzeź w
Orange w roku 1562 miała, jak opisują ze szczegółami katoliccy historycy,
podobny charakter. Włoska armia, wysłana przez papieża Piusa VI, miała rozkaz
zabijać mężczyzn, kobiety i dzieci; rozkaz ten wykonywano z całym
okrucieństwem. Bezbronni heretycy ginęli od miecza, byli spychani ze skał,
rzucani na ostrza haków i sztyletów, wieszani, przypiekani ogniem, hańbieni i
torturowani na wszelkie możliwe sposoby.
Rzeź w
Paryżu w dniu św. Bartłomieja 24 sierpnia 1572 roku, była równie okrutna, a
miała jeszcze większy zasięg. To również zostało szczegółowo opisane przez
katolickich historyków. Jeden z nich, Thuanus, określa te wydarzenia jako
"srogie okrucieństwo, nie znajdujące porównania w całej starożytności".
Rozlegający się o północy 23 sierpnia dźwięk dzwonów dał sygnał do niszczenia i
znów powtórzyły się przerażające sceny z Merindol i Orange, tym razem ku zgubie
znienawidzonych hugenotów. Karnawał śmierci trwał siedem dni. Całe miasto
spłynęło ludzką krwią, dwór był pełen trupów, na które król i królowa patrzyli
z wielką satysfakcją. Ciało admirała Coligny było wleczone przez ulice, Sekwana
pokryła się trupami. Dane o ilości zabitych wahają się od 5 000 do 10 000.
Dzieło zniszczenia nie ograniczyło się do samego Paryża, lecz objęło szerokim
kręgiem cały naród francuski. Następnego dnia wysłano we wszystkich kierunkach
specjalnych gońców z rozkazem ogólnej masakry hugenotów. Okrutne sceny
rozgrywały się we wszystkich niemal prowincjach, a szacunkowe dane o ilości zabitych
wahają się od 25 000 do 70 000.
W scenach
tych okrutnych rzezi Antychryst znajdował wielką satysfakcję. Papież i jego
dwór cieszyli się ze zwycięstwa odniesionego przez katolicyzm nad
waldensjanizmem w Merindol i w Orange, a bezbożnego Oppedę nazwano
"obrońcą wiary i bohaterem chrześcijaństwa". Król francuski udał się
na mszę i składał Bogu wielkie podziękowania za zwycięstwo i za rzeź hugenotów
w Paryżu. Ta rzeź, usankcjonowana przez francuskiego króla i przez parlament
oraz przez podwładnych Rzymu, była prawdopodobnie spowodowana podżeganiem ze
strony papieża i całej hierarchii papieskiej. Na pewno zaś była ona przez nich
aprobowana. Świadczy o tym fakt, że dwór papieski przyjął powyższe wieści z
ogromną radością. Papież Grzegorz XIII osobiście poprowadził wspaniałą procesję
do kościoła św. Ludwika, aby podziękować Bogu za tak wielkie zwycięstwo.
Ogłosił natychmiast święto i wysłał na dwór francuski nuncjusza, aby w imieniu
papieża pochwalił "ten czyn tak długo obmyślany, a tak szczęśliwie dokonany
dla dobra religii". Król wybił medal na pamiątkę rzezi. Na medalu tym
znajdował się napis "Pietas Excitavit Justitiam" - Pobożność Wykonała
Sprawiedliwość.
Medale
upamiętniające to wydarzenie zostały również wybite z rozkazu papieża w mennicy
papieskiej. Jeden z nich znajduje się obecnie na wystawie w Memorial Hall w
Filadelfii. Na jednej stronie znajduje się postać papieża i skrócony napis:
"Gregorius XIII, Pontifex Maximus Anno I" - pierwszy rok jego
pontyfikatu, tzn. 1572. Na rewersie widać anioła zniszczenia z krzyżem w lewej
ręce i z mieczem w prawej, przed którym próbuje uciec powalona na ziemię grupa
hugenotów - mężczyzn, kobiet i dzieci, których twarze i postacie pełne są
przerażenia i rozpaczy. Pod tym znajdują się słowa: "Ugonottorum Strages
1572", co oznacza "Rzeź hugenotów 1572".
W Watykanie
powieszono obraz przedstawiający rzeź w dniu św. Bartłomieja. W jego górnej
części był zwój z łacińskim napisem oznaczającym "Arcykapłan aprobuje los
Coligny". Coligny był wybitnym przywódcą hugenotów i jednym z pierwszych
zabitych. Kiedy zginął, jego głowę odcięto od reszty ciała i oddano królowej
(która kazała ją zabalsamować i posłać do Rzymu jako trofeum). Jego ciało tłum
wlókł przez ulice Paryża. Wkrótce potem król został owładnięty wyrzutami sumienia,
które nigdy go już nie opuściły. Swojemu zaufanemu lekarzowi powiedział:
"Nie wiem, co się ze mną stało, ale mój umysł i ciało drżą, jakby w
gorączce. Kiedy śpię i kiedy czuwam, wydaje mi się bez przerwy, że widzę
dookoła poszarpane ciała z odpychającymi twarzami, całe pokryte krwią".
Król zmarł po długiej agonii, zlany krwawym potem.
W roku 1641
Antychryst ogłosił "wojnę o religię" w Irlandii i wezwał lud do
uśmiercania protestantów na wszelkie możliwe sposoby. Zwiedziony naród uznał
ten rozkaz za głos Boży i nie omieszkał go wykonać. Krew protestantów zaczęła
płynąć w całej Irlandii. Domy obracano w popiół, miasta i wsie były prawie
zupełnie zrujnowane. Niektórzy byli zmuszani do mordowania własnych krewnych, a
potem do odbierania sobie życia. Żegnani byli słowami księży, którzy mówili, że
ich agonia to dopiero początek mąk piekielnych. Tysiące ludzi umierały z zimna
i głodu, próbując uciekać do innych krajów. W Cavan droga na przestrzeni
dwunastu mil była splamiona krwią rannych zbiegów. Podczas ucieczki ścigani
rodzice porzucili sześćdziesięcioro dzieci. Ogłoszono, że ktokolwiek udzieli
tym maleństwom pomocy, zostanie razem z nimi pogrzebany. Siedemnastu dorosłych
pogrzebano żywcem w Fermaugh, a w Kilkenny - siedemdziesięciu dwóch. W samej prowincji
ulsterskiej ponad 154 000 protestantów zostało zabitych lub wygnanych z
Irlandii.
O'Niel,
prymas Irlandii, ogłosił tę masakrę "świętą i prawowitą wojną", a
papież (Urban VIII) wydał w maju 1643 roku bullę dającą "pełne i absolutne
odpuszczenie grzechów" tym, którzy wzięli udział w "dzielnym
czynieniu tego, co do nich należy, aby całkowicie wykorzenić zatruty zaczyn
heretyckiej zarazy".
Inkwizycja czyli "Święte
Oficjum"
Zaszczyt
wynalezienia piekielnej inkwizycji przypisuje się przywódcy owej krucjaty -
Dominikowi, chociaż Benedykt, gorliwie nadający świętemu Dominikowi tytuł
Wielkiego Inkwizytora, ma pewne wątpliwości co do tego, czy sama idea pojawiła
się najpierw w umyśle papieża Innocentego, czy też świętego Dominika. Po raz
pierwszy inkwizycja została ustanowiona przez papieża Innocentego III w roku
1204.
Św. Dominik
był potworem, pozbawionym śladów współczucia. Wydawało się, że największą
przyjemność znajdował w scenach tortur i cierpień. Podczas krucjaty przeciwko
albigensom z krzyżem w dłoni prowadził i zachęcał świętych wojowników do
zabijania i niszczenia. Inkwizycja, czyli Święte Oficjum, jest obecnie w
kościele rzymskokatolickim trybunałem do spraw wykrywania, uciskania i karania
herezji i innych przestępstw przeciwko kościołowi w Rzymie.11* W czasach Dominika nie było legalnego trybunału, a
narzędzi tortur nie doprowadzono jeszcze do takiej doskonałości, jaką osiągnęły
później. Niemniej jednak i bez tej maszynerii Dominik wynalazł obfitość
sposobów torturowania ludzi: wykręcanie stawów, wydzieranie nerwów, odrywanie
części ciał ofiar i palenie na stosie tych, których przekonań nie można było
zmienić w żaden inny sposób i którzy nie wyrzekliby się swojej wolności i wiary.
Z
upoważnienia papieża Innocentego - aby karać odebraniem majątku, wygnaniem i
śmiercią heretyków nie przyjmujących jego ewangelii - Dominik podburzył urząd
miejski i lud, aby zabijali heretyków waldensów. Za jednym razem wydał na
spalenie stu osiemdziesięciu albigensów. Właśnie za taką wierność w służeniu
Antychrystowi Dominik został kanonizowany i do dzisiaj jest adorowany przez
rzymskokatolików, którzy się do niego modlą. Rzymski Brewiarz (coś w rodzaju
modlitewnika) chwali "jego zasługi i doktryny, które oświeciły kościół,
jego pomysłowość i cnotę, które unicestwiły heretyków tolossańskich, oraz jego
cuda, którymi nawet wzbudzał umarłych". Rzymski Mszał (zawierający
liturgię związaną z administrowaniem wieczerzy Pańskiej) wychwala jego zasługi
i prosi przez jego wstawiennictwo o doczesną pomoc. W ten sposób Antychryst
ciągle podtrzymuje i czci swoich wiernych bohaterów.
Żaden
krótki opis nie da wyobrażenia okropności inkwizycji, paraliżującego
przerażenia, jakie siała wśród ludzi. Tych, którzy głośno nie wychwalali
Antychrysta lub którzy ośmielali się krytykować jego metody, podejrzewano o
herezję. Takie osoby, bez żadnego ostrzeżenia, podlegały uwięzieniu w ciemnicy
na nieokreślony czas - aż do momentu, w którym przeprowadzano proces.
Oskarżyciel i oskarżenie pozostawały więźniowi nieznane. Procesy odbywały się w
tajemnicy, a zeznania wymuszano torturami. Tortury, jakie stosowano, wydają się
zbyt okropne, aby opisywać je w tym wieku i w tym kraju wolności. Ich
prawdziwość potwierdzona jest jednak dowodami, których nawet katoliccy
historycy nie są w stanie obalić. Ich bezowocne próby usprawiedliwiania się
umacniają tylko już istniejące dowody. Narzędzia tortur, pozostałości
inkwizycji, istnieją nadal i w tej sytuacji próby zaprzeczania nie mają sensu.
"Święte Oficjum" zatrudniało nawet lekarzy, którzy obserwowali
tortury i przerywali je, kiedy istniało prawdopodobieństwo, że śmierć uwolni
cierpiącego. Ofierze pozwalano odzyskać świadomość, aby można było zastosować
tortury po raz drugi albo nawet trzeci. Tortury te nie zawsze miały być karą za
herezję: ich ogólnym celem było wymuszenie zeznań, odwołanie przekonań lub
wskazanie dalszych winnych - zależnie od przypadku.
Nawet w
obecnym stuleciu, gdy cierpienia zadawane przez inkwizycję znacznie zelżały,
nadal były szczególnie okrutne. Historyk wojen napoleońskich, opisując zdobycie
Toledo, przedstawia też moment otwarcia więzienia inkwizycji:
"Wydawało się, że nastąpiło otwarcie grobów. Blade postacie niczym duchy
wysnuwały się z ciemnic, ziejących grobowym smrodem. Krzaczaste brody sięgające
piersi i paznokcie przypominające ptasie szpony zniekształcały szkielety, które
po raz pierwszy od wielu lat odetchnęły świeżym powietrzem. Wśród nich było
wiele kalek z głową wysuniętą w przód i rękami zwisającymi sztywno i bezradnie.
Zostali oni zamknięci w pieczarach tak małych, że nie mogli się w nich
wyprostować. Pomimo wysiłków lekarzy [wojskowych] wielu z nich tego samego dnia
zmarło. Następnego dnia generał Lasalle wraz z kilkoma oficerami przeprowadził
dokładną inspekcję całego więzienia. Ilość machin do torturowania ludzi
napełniła przerażeniem nawet ich - mężczyzn przywykłych do pola walki.
We
wgłębieniu podziemia, przylegającego do prywatnej sali przesłuchań, stała
drewniana figura Marii, wyrzeźbiona przez mnichów. Jej głowa otoczona była
złocistą aureolą, a jej prawa ręka dzierżyła sztandar. Wszystkim od razu wydało
się podejrzane, że oprócz jedwabnej szaty, zwieszającej się w fałdach od jej
ramion, postać ma na sobie rodzaj pancerza. Po dokładniejszym obejrzeniu
okazało się, że przednia część figury była pełna sterczących gwoździ i małych,
wąskich ostrzy, skierowanych w kierunku patrzących. Jednemu ze sług inkwizycji
generał polecił uruchomić tę - jak to nazwał - machinę. Kiedy figura wyciągnęła
ręce tak, jakby miała przytulić kogoś do serca, miejsce ofiary zajął dobrze
wypchany plecak polskiego grenadiera. Statua coraz mocniej przyciskała go do
siebie i kiedy pomocnik, zgodnie z rozkazami, umieścił ramiona figury w
poprzedniej pozycji, plecak był podziurawiony na głębokość dwóch-trzech cali, a
jego części znajdowały się nadal na gwoździach i ostrzach".
Wynaleziono
również różnego rodzaju koła tortur. Jedną z najprostszych metod można opisać
następująco: ofierze, odartej z wszelkiej odzieży, wiązano z tyłu ręce
powrozem, który za pomocą bloku podciągał człowieka do góry. Do nóg skazańca
przymocowywano obciążenie. Cierpiący był kilkakrotnie opuszczany, a następnie
gwałtownie podciągany, co wykręcało mu stawy i powodowało, że lina, na której
wisiał, przecinała ciało aż do kości.
Niedawno
wyciągnięto na światło dzienne jeszcze inną pozostałość popełnianych w imię
Chrystusa przestępstw. Drukarnia Towarzystwa Biblijnego w Rzymie potrzebowała
więcej miejsca, więc wynajęto duże pomieszczenie w pobliżu Watykanu. Wkrótce
zwrócono uwagę na duży, dość szczególny pierścień na suficie. Dochodzenie
wykazało, że pokój, w którym obecnie drukowano Biblie - "miecz ducha,
który jest słowo Boże" i dzięki któremu Antychryst stał się
"bezsilny" i nie może szkodzić świętym - ten sam pokój był niegdyś
używany przez inkwizycję jako izba tortur; kółko na suficie było prawdopodobnie
przeznaczone do zadawania cierpień wielu biednym, zakneblowanym męczennikom.
Podejrzanych o herezję skazywano niekiedy na tak zwany "akt wiary".
Władza kościelna oddawała więźnia w ręce sprawiedliwości świeckiej.
Duchowieństwo w imię miłosierdzia błagało magistrat o okazanie oskarżonemu
współczucia i, trzymając krzyż, ujmowało się za nim i nakłaniało go do zaparcia
się wiary, żeby mógł zbawić swoje teraźniejsze i przyszłe życie. Urzędnicy
dobrze znali swoją rolę: okazywali litość tylko tym, którzy wypierali się
swoich przekonań. W ten sposób sędziowie zdobywali miano "obrońców
wiary" i "tępicieli heretyków". Skazanego heretyka ubierano w
żółtą szatę, upstrzoną wizerunkami psów, węży, płomieni i diabłów, po czym
prowadzono go na miejsce egzekucji, przywiązywano do stosu i palono.
Torquemada,
drugi osławiony Wielki Inkwizytor, był jeszcze innym obrazem ducha Antychrysta.
Rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że spowodował spalenie żywcem dziesięciu
tysięcy dwustu dwudziestu osób - mężczyzn i kobiet. Llorente, który przez trzy
lata był Wielkim Sekretarzem Inkwizycji i miał dostęp do dowodów w dokumentach,
wykazuje w swoich raportach opublikowanych w roku 1817 (4 tomy), że w latach
1481-1808 z rozkazu jedynie tego "Świętego Oficjum" spalono żywcem
nie mniej niż 31 912 osób, a ponad 300 000 torturowano i skazano na odbycie
pokuty. Każdy katolicki kraj w Europie, Azji i Ameryce miał swoją własną
inkwizycję.
Nie możemy
tutaj pójść śladami cierpień, jakimi Antychryst gnębił wszelkie przejawy
reform, wolności sumienia czy wolności publicznej. Wystarczy powiedzieć, że te
prześladowania obejmowały wszystkie kraje, w których papiestwo miało poparcie -
Niemcy, Holandię, Polskę, Włochy, Anglię, Irlandię, Szkocję, Francję,
Hiszpanię, Portugalię, Abisynię, Indie, Kubę, Meksyk i niektóre stany
południowoamerykańskie. Nie mamy tutaj miejsca, aby zacytować poszczególne
przypadki i wykazać, że wielu męczenników to prawdziwi święci i bohaterowie,
którzy nawet w najgorszych cierpieniach mieli wystarczającą łaskę i siłę, aby
powoli umierając, śpiewać hymny chwały i wdzięczności prawdziwej Głowie
prawdziwego Kościoła i, podobnie jak Jezus, modlić się za swoich wrogów,
prześladujących ich zgodnie z tym, co przepowiedział Pan.12*
Dla tych
samych powodów nie będziemy wyszczególniać wszystkich okropnych,
przyprawiających o mdłości i drążących duszę tortur, zadawanych niektórym z
Boskich klejnotów za to, że byli wierni swoim przekonaniom. Ci, którzy
zajmowali się tym przedmiotem, oceniają, że w ciągu ostatnich trzynastu stuleci
papiestwo pośrednio lub bezpośrednio spowodowało śmierć pięćdziesięciu milionów
ludzi. Można z całą pewnością powiedzieć, że ludzka i szatańska pomysłowość
dały z siebie wszystko, aby wynaleźć nowe i okrutne tortury tak dla politycznych,
jak i religijnych przeciwników Antychrysta. Ci ostatni zaś - heretycy -
prześladowani byli z dziesięciokrotnie większą zawziętością. Oprócz pospolitych
form prześladowań, takich jak łamanie kołem, palenie, topienie, przebijanie
sztyletem, głodzenie, zabijanie przy pomocy strzał i kul, diabelskie serca
wynalazły inne metody oddziaływania na najwrażliwsze części ciała tak, aby
spowodować jak największy ból. Do uszu wlewano roztopiony ołów; wycinano
języki, a usta wypełniano płynnym ołowiem; budowano koła najeżone ostrzami,
które powoli rozcinały ofiarę na kawałki; kleszcze rozgrzewano do czerwoności i
chwytano nimi najwrażliwsze części ciała; wydłubywano oczy; rozpalonymi
szczypcami zrywano paznokcie; w piętach przewiercano otwory, przez które przeciągano
linę krępującą ofiarę; niektórych zmuszano do rzucania się z wysokości na
ustawione na dole ostrza, na których powoli umierali, wijąc się w bólu.
Niektórym wypełniano usta prochem strzelniczym, którego podpalenie rozrywało
głowę na strzępy; niektórych zatłuczono na śmierć młotem na kowadle; w innych,
przymocowanych do miechów kowalskich, pompowano powietrze, dopóki nie pękli;
innych jeszcze zadławiano na śmierć posiekanymi częściami ich własnych ciał,
moczem lub ekskrementami itd.
Gdyby nie
dowody, w niektóre z tych diabelskich okrucieństw trudno byłoby dziś uwierzyć.
Pokazują one, jaki stopień zdeprawowania może osiągnąć ludzkie serce i jak
nieczuli na wszelkie dobre instynkty mogą stać się ludzie pod wpływem
fałszywej, oszukańczej religii. Duch Antychrysta zdegradował i poniżył świat
tak, jak duch prawdziwego Chrystusa i wpływ prawdziwego Królestwa Bożego
podniósłby i uszlachetnił serca i czyny ludzi, co w rzeczywistości będzie miało
miejsce w Tysiącleciu. W pewnym, niewielkim stopniu zostało to pokazane w
rozwoju cywilizacji, sprawiedliwości i miłosierdzia, od kiedy moc Antychrysta
poczęła słabnąć, a ludzie nakłonili uszy ku Słowu Bożemu i chociaż trochę się
nim zajęli.
Prawdą
jest, że trudno byłoby wyobrazić sobie lepsze narzędzie zwodzenia i uciskania
rodzaju ludzkiego. Wykorzystywano każdą słabość upadłego człowieka, podniecano
wszelkie podłe uczucia i sowicie je nagradzano. W ten sposób przyciągano
wszystkich złych ludzi, których zaliczano potem do najbardziej oddanych sług.
Członków szlachetniejszych grup nęcono w inny sposób - zewnętrznym, pełnym
hipokryzji okazywaniem pobożności, samozaparciem i miłosierdziem,
manifestowanym w instytucjach klasztornych, których jedynym celem było
sprowadzanie ludzi ze ścieżek cnoty. Radośni i frywolni mogli być
usatysfakcjonowani paradami i pokazami, całą tą pompą i ceremoniałem; odważni i
szukający przygód realizowali swe marzenia w misjach i krucjatach; rozpustni
mogli kupić odpuszczenie grzechów, a okrutni bigoci mieli możliwość gnębienia
swoich przeciwników.
Pełni
przerażenia i zdziwienia zapytujemy samych siebie: Dlaczego królowie, książęta,
cesarze i wszyscy ludzie nie sprzeciwiali się tym okrucieństwom? Dlaczego nie
powstali i nie pobili Antychrysta? Odpowiedź znajdujemy w Piśmie Świętym (Obj. 18:3): narody były pijane (ogłupione), potraciły
zmysły pijąc zmieszane wino (fałszywych i prawdziwych doktryn), podane im przez
odpadły kościół. Zwiodły ich roszczenia papiestwa. Prawdę mówiąc, dziś jeszcze
częściowo trwają w osłupieniu, bo chociaż królewscy ambasadorowie, upadający
przed papieżem, nie zwracają się doń jak dawniej "Baranku
Boży, który gładzisz grzech świata", ani nie traktują go jako "Boga mającego moc nad wszelkimi rzeczami na ziemi i w
niebie", to jednak nadal są jeszcze daleko od poznania prawdy - że
papiestwo było i jest szatańskim falsyfikatem prawdziwego Królestwa.
Podczas gdy
królowie i żołnierze męczyli się tą nieludzką pracą, święta (?) hierarchia
zachowywała się zupełnie inaczej: okazuje się, że Sobór w Siennie w roku 1423
ogłosił, iż przyczyną rozprzestrzeniania się herezji w różnych częściach świata
jest ospałość inkwizytorów, będąca powodem obrazy Boskiej, krzywdy katolicyzmu
i zagłady dusz. Książąt upominano przez miłosierdzie Boże, aby wykorzenili
herezję, jeżeli chcą uniknąć Boskiej pomsty. Wszystkim, którzy zaangażowali się
w dzieło zniszczenia i przysłali zbrojnych ludzi, darowano zbiorcze odpusty.
Ustawy te ogłaszano w kościołach w każdy sabat. Wielu rzymskokatolickich
pisarzy i historyków używało swoich piór w celu usprawiedliwiania, polecania i
chwalenia prześladowań heretyków. Bellarmine stwierdza na przykład, że
apostołowie "powstrzymywali się od używania świeckich armii tylko dlatego,
że w ich czasach nie było chrześcijańskich książąt". Doktor Dens, uznany
teolog rzymskokatolicki, wydał w roku 1758 dzieło, uważane przez papistów za
autorytet szczególnie w ich kolegiach, gdzie ma taką rangę, jak Blackstone w
angielskim prawie cywilnym. Dzieło to jest przesiąknięte duchem prześladowań.
Skazuje ono patronów herezji na konfiskatę majątków, wygnanie z kraju,
uwięzienie, śmierć i zakaz chrześcijańskiego pogrzebu.
Jedna z autoryzowanych klątw,
opublikowana w rzymskim pontyfikale, mówi:
"Niech
Bóg Wszechmogący i wszyscy Jego święci przeklną ich takim przekleństwem, jakim
przeklinają diabła i jego aniołów. Niech zostaną wyniszczeni z ziemi, w której
mieszkają. Niech przyjdzie na nich najpodlejsza śmierć i niech żywi zstąpią do
grobu. Niech ich potomstwo będzie wyniszczone z ziemi - głodem, pragnieniem, nagością
i wszelkim innym cierpieniem. Niech spadnie na nich wszelkie nieszczęście,
zaraza i męka. Niech wszyscy będą przeklęci. Niech będą przeklęci zawsze i
wszędzie. Niech będą przeklęci od czubka głowy do palców stóp. Niechaj ich oczy
oślepną, uszy ogłuchną, usta zaniemówią. Niech ich język przylgnie do
podniebienia, niech ich ręce osłabną, niech ich nogi więcej nie chodzą. Niech
będą przeklęte wszystkie członki ich ciał. Przeklęci niech będą - stojąc czy
leżąc - od tej chwili na wieki; niech ich światło zagaśnie w obecności Boga w
dniu sądu. Niech będą pogrzebani wraz z psami i osłami. Niech głodne wilki
targają ich ciała. Niech diabeł i aniołowie jego towarzyszą im na wieki. Amen,
amen; niech tak będzie, niech tak się stanie".
To jest
właśnie duch papiestwa; wszyscy, którzy mają ducha prawdziwego Chrystusa,
powinni natychmiast rozpoznać tak podły falsyfikat.
Ponieważ
błędy doktrynalne są podstawą wszystkich błędów moralnych, trudno wątpić, że w
sprzyjających warunkach nie zmienione doktryny znów stałyby się przyczyną złego
ducha i złych owoców - podobnych aktów niesprawiedliwości, ucisku, przesądów,
ignorancji i prześladowań. Wszystkie dostępne środki zostałyby użyte do
odbudowania, podtrzymania i rozszerzenia fałszywego Królestwa Bożego. Aby to udowodnić,
przytoczmy kilka incydentów, na które ostatnio zwróciliśmy uwagę:
7 sierpnia
1887 roku w Meksyku, w miejscowości Ahuehuetitlan, Guerrero, protestancki
misjonarz, Abraham Gomez, został wraz z dwoma współpracownikami zamordowany z
zimną krwią przez tubylców, nakłonionych do tego czynu przez księdza
rzymskokatolickiego, ojca Vergarę. Jak się okazało, poprzedniego dnia podczas
mszy ksiądz ten namawiał słuchaczy, aby "przykładnie obeszli się z tym
sługą szatana", który się między nimi objawił. Dodał przy tym, że mogą go
zabić i będą chronieni tak przez szefa policji, jak i przez samego księdza.
Słowo kapłana było dla tych prostych ludzi prawem, podobnie jak dla władz
świeckich. Zmasakrowane ciało biednego misjonarza, zastrzelonego i pociętego na
części, wleczono po ulicach, hańbiąc je we wszelki możliwy sposób, aby stało
się ostrzeżeniem dla innych. Takiej krzywdy nie można naprawić.
Po tym, jak
nowojorski Independent zwrócił uwagę na tę krwawą masakrę, wpływowe
rzymskokatolickie czasopismo Freeman (Wolnościowiec), ukazujące się również w
Nowym Jorku, zamieściło następującą odpowiedź:
"[Protestanccy misjonarze] widzą, jak uczciwi ludzie klękają na dźwięk
dzwonów bijących na Anioł Pański, aby uczcić Zwiastowanie i Wcielenie. Biblia,
jak mówią, wymaże wkrótce takie 'przesądy'. Lampka pali się przed wizerunkiem
Matki Boskiej. 'Ha!' woła misjonarz; 'wkrótce nauczymy nieoświeconych ludzi,
aby nie szanowali tego symbolu!' i tak dalej. Jeżeli zabicie kilku misjonarzy
skłoni podobnych im ludzi do pozostania w domach, to powinniśmy powiedzieć -
my, papiści, jesteśmy tak grzeszni! - powinniśmy powiedzieć: 'Niech ten taniec
trwa nadal; niech nic nie przesłania naszej radości'".
Minister o
nazwisku C. G. Moule opowiada historię, która obiegła całą prasę - historię
prześladowań w Madeirze, których ofiarą byli Robert Kelley i nawróceni przez
niego ludzie. Wszyscy oni i ich dzieci - około tysiąca osób - za przyjęcie
ziarna Prawdy zostali wygnani z kraju.
W tak
zwanych protestanckich Prusach pastor Thummel został aresztowany za
"obrażanie Kościoła Rzymskokatolickiego". Opublikował on pamflet
krytykujący papiestwo, w którym w jednej z "obraźliwych" uwag
stwierdzał, iż papiestwo jest odstępstwem "zbudowanym na pieniądzach i
bałwochwalstwie".
Niedawno
Prusy i Hiszpania toczyły spór o Wyspy Karolińskie, a papież wyznaczył siebie
na arbitra, czyli sędziego, który miał rozwiązać ten spór. (Wiele przypomina
tutaj o jego poprzedniej sile i o stanowisku arbitra, czyli najwyższego
sędziego narodów.) Papież podjął decyzję na korzyść Hiszpanii. Hiszpania
natychmiast wysłała okręt wojenny, pięćdziesięciu żołnierzy i sześciu księży.
Gdy tylko przyjechali, amerykański misjonarz Mr. Doane został uwięziony i
pozbawiony wszelkiego kontaktu z nawróconymi przez siebie ludźmi. Jedynym
powodem tej kary było to, że odmówił zaprzestania pracy misyjnej i oddania
swojej własności księżom. Ponieważ zaś wyspy te należą obecnie do Hiszpanii, a
Hiszpania do papieża, żadna religia oprócz papieskiej nie może być na ich
terenie tolerowana.
Pewien
przyjaciel piszącego, były rzymskokatolik, twierdzi, że kiedy ostatnio
podróżował po Ameryce Południowej, został obrzucony kamieniami i musiał ratować
się ucieczką, ponieważ nie odkrywał głowy i nie klękał wraz z całym tłumem,
kiedy ulicą szli rzymscy kapłani, niosący krucyfiks i hostię. Za podobne
przestępstwo, jak zapewne pamiętają czytelnicy gazet codziennych, trzej
Amerykanie zostali w Madrycie pobici przez księży, zaatakowani przez tłum i
aresztowani przez policję.
"Nawrócony Katolik" cytuje ze "Stróża", rzymskokatolickiego
dziennika ukazującego się w St. Louis, w stanie Missouri:
"Protestantyzm! Chętnie byśmy go ciągnęli i rwali na części, wbili na pal
i rozwiesili wysoko, jak wronie gniazda; darli kleszczami i przypiekali
rozpalonym żelazem; wypełnili roztopionym ołowiem i zatopili w ogniu piekielnym
na sto sążni głęboko".
Gdy
spojrzymy na wydarzenia z przeszłości, wydaje się prawdopodobne, że w takim
duchu i mając większą władzę wydawca "Stróża" szybko powiększyłby
zasięg swoich gróźb poza protestantyzm - do osób samych protestantów.
W
Hiszpanii, w Barcelonie, z rozkazu rządu spalono niedawno dużą ilość
egzemplarzy Biblii. Zasugerował to, oczywiście, Kościół Rzymskokatolicki.
Poniższy cytat, przetłumaczony ze "Sztandaru Katolickiego" -
tamtejszej gazety papieskiej - potwierdza, iż kościół zezwolił na taką akcję i
był z niej zadowolony:
"Dzięki Bogu dożyliśmy wreszcie czasów, gdy głosiciele heretyckich doktryn
są przykładnie karani. Wkrótce musi być przywrócony święty Trybunał Inkwizycji.
Jego panowanie będzie bardziej chwalebne i owocne, niż w przeszłości. Nasze
katolickie serce przepełnione jest wiarą i entuzjazmem. Ogromna radość, którą
czujemy, widząc owoce obecnej kampanii, przechodzi wszelkie wyobrażenia. Cóż za
przyjemny dla nas dzień nastąpi, kiedy ujrzymy antyklerykałów wijących się w
płomieniach inkwizycji".
Aby zainicjować nową krucjatę, ta
sama gazeta pisze:
"Wierzymy, iż należy ogłosić imiona tych świętych mężów, z których rąk
ucierpiało tak wielu grzeszników, aby dobrzy katolicy mogli uczcić ich pamięć:
Torquemada:
|
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił
|
10 220
|
Wizerunków spalił
|
6 840
|
Na inne kary skazał
|
97 371
|
Diego Deza:
|
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił
|
2 592
|
Wizerunków spalił
|
829
|
Na inne kary skazał
|
32 952
|
Kardynał Jiminez de Cisneros:
|
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił
|
3 564
|
Wizerunków spalił
|
2 232
|
Na inne kary skazał
|
48 059
|
Adrian de Florencia:
|
Kobiet i męszczyzn żywcem spalił
|
1 620
|
Wizerunków spalił
|
560
|
Na inne kary skazał
|
21 835
|
|
Ogólna liczba kobiet i mężczyzn spalonych żywcem pod rządami 45 Wielkich Inkwizytorów
|
35 534
|
Ogólna liczba spalonych wizerunków
|
18 637
|
Ogólna liczba skazanych na inne kary
|
293 533
|
Razem
|
347 704
|
Tysiąclecie papiestwa
Prawdziwe
Królestwo prawdziwego Chrystusa miało trwać tysiąc lat. Papieski falsyfikat
uważa więc okres swojego największego powodzenia, który rozpoczął się w roku 800, a zakończył w obecnym
stuleciu, za wypełnienie tysiącletniego panowania, przepowiedzianego w
dwudziestym rozdziale Objawienia. Okres, który nastąpił potem, kiedy to
papiestwo stopniowo traciło całą swoją doczesną moc, cierpiało wiele upokorzeń
od narodów, będących wcześniej jego sprzymierzeńcami, postradało większość
swoich terytoriów, dochodów i praw tak długo posiadanych i wykorzystywanych -
ten okres zwolennicy Rzymu nazywają "małym czasem" z Objawienia 20:3,7,8, który miał nastąpić pod koniec
Tysiąclecia, gdy Szatan zostanie rozwiązany.
W historii
łatwo można znaleźć daty początku i końca papieskiego tysiąclecia ignorancji,
przesądów i oszustw. Jeden z pisarzy rzymskokatolickich13* określa początek tego imperium religijnego w następujący sposób:
"Koronacja Karola Wielkiego na Cesarza Zachodu, dokonana przez papieża
Leona w roku 800 n.e. była rzeczywistym początkiem świętego Cesarstwa
Rzymskiego".14*
Chociaż
papiestwo było już dużo wcześniej zorganizowane jako system religijny, a nawet
otrzymało władzę świecką w roku 539, to jednak właśnie Karol Wielki
rzeczywiście nadał i formalnie uznał doczesne panowanie papieża. Podobnie jak w
roku 800 Karol Wielki stał się pierwszym władcą "Świętego Cesarstwa
Rzymskiego", tak Franciszek II był ostatnim i dobrowolnie zrzekł się
tytułu w roku 1806.15* Podobnie, jak przed rokiem 800 papiestwo rosło, popierane przez rzymską
"bestię" (lud) i przez jej rogi (władze), tak po roku 1800 zostało
pozbawione świeckiego panowania nad królami i narodami, a nawet było deptane i
rabowane przez swoich wcześniejszych zwolenników (Obj.
17:16,17). Obecnie, chociaż nadal jest czczone i nadal ma duży wpływ na
świadomość ludzi, to jednak opłakuje utratę wszystkiego, co przypomina świeckie
dominium.
Uważny
badacz zauważy w rozwoju i wywyższeniu Antychrysta cztery mniej lub bardziej
wyraźne okresy. Również proces jego upadku składa się z czterech etapów. Rozwój
można podzielić następująco:
1. W czasach Pawła, około roku 50,
początek sekretnego dzieła niegodziwej ambicji.
2. Papiestwo, "Człowiek
Grzechu", zostało zorganizowane hierarchicznie, tzn. kościół stał się
organizacją; papieża uznano za Głowę, reprezentującą Chrystusa panującego nad kościołem
i nad narodami; proces ten następował stopniowo w latach 300-494.16*
3. Czas, w którym papieże rozpoczęli
używanie świeckiej władzy i autorytetu, co, jak później wykażemy, miało miejsce
w roku 539 (Tom III, rozdział 3).
4. Czas wywyższenia, rok 800, kiedy
to, jak już widzieliśmy, zostało stworzone "Święte Cesarstwo
Rzymskie", a papież, koronujący Karola Wielkiego na cesarza, został uznany
za Króla królów, Cesarza cesarzy, "innego Boga, Boga na ziemi".
Upadek papieskich wpływów można
podzielić następująco:
1. Okres reformacji, który rozpoczął
się około roku 1400 pismami Wycliffe'a; po nim przyszli Huss, Luter i inni.
2. Okres sukcesów Napoleona,
degradacja papieży, aż wreszcie zrzeczenie się tytułu "Cesarza świętego
Cesarstwa Rzymskiego" przez Franciszka II - lata 1800-1806.
3. Ostateczne odrzucenie papieża
jako władcy Rzymu i tak zwanych papieskich prowincji Włoch, dokonane przez
papieskich poddanych i króla Włoch w roku 1870. Na skutek tego Antychryst
został całkowicie pozbawiony świeckiej władzy.
4. Ostateczne wykorzenienie tej
fałszywej hierarchii blisko końca rozpoczętego już "dnia gniewu" i
sądu - który dokona się, jak już wykazaliśmy w "Czasach Pogan", w
roku 1914.
Czy można jeszcze wątpić?
Prześledziliśmy wzrost Antychrysta, zapoczątkowany odstępstwem, czyli
"odpadnięciem" w kościele chrześcijańskim. Słyszeliśmy, jak bluźnił,
ogłaszając samego siebie Królestwem Chrystusowym, a papieża namiestnikiem Chrystusa
- "innym Bogiem, Bogiem na ziemi". Słyszeliśmy jego dumne
bluźnierstwa, przywłaszczanie sobie tytułów i zaszczytów należnych prawdziwemu
Królowi królów i Panu panów. Widzieliśmy, jak okrutnie wypełniał słowa
przepowiedni: "zetrze święte najwyższych miejsc". Widzieliśmy, że
przytłoczona i zdeformowana Prawda zostałaby całkiem przesłonięta przez błąd,
przesądy i działalność księży, gdyby Pan w odpowiednim momencie nie spowodował
pojawienia się reformatorów, pomagając w ten sposób swoim świętym, jak
napisano: "Zaczem ci, którzy nauczają lud, którzy
nauczają wielu, padać będą od miecza i od ognia, od pojmania i od łupu przez
wiele dni. A gdy padać będą, małą pomoc mieć będą" (Dan. 11:33,34).
Czyż w
świetle tego całego świadectwa możemy jeszcze wątpić, że apostołowie i prorocy
pisali właśnie o papiestwie, dokładnie przedstawiając nam jego
charakterystyczne cechy? Myślimy, że każdy pozbawiony przesądów umysł nie
będzie miał najmniejszych wątpliwości, że papiestwo to Antychryst, Człowiek
Grzechu. Żaden człowiek nie mógłby wypełnić tych przepowiedni. Nieporównywalny
z niczym sukces papiestwa jako fałszywego Chrystusa - sukces odniesiony w
zwodzeniu całego świata - w wystarczającym stopniu wypełnił przepowiednię Pana,
który, odniósłszy się wcześniej do Jego odrzucenia, powiedział: "Jeźliżby przyszedł inny w imieniu swojem, onego
przyjmiecie" - Jan 5:43.
Niewątpliwie wielu będzie zaskoczonych faktem, że zastanawiając się nad tym
tematem pominęliśmy nikczemność i wielką niemoralność papieży i innych urzędników
kościelnych oraz mroczne dzieje "metod" stosowanych przez jezuitów i
inne tajne zakony, pracujące dla papiestwa jako instytucje wywiadowcze.
Pominęliśmy je celowo: nie dlatego, że są nieprawdziwe, bo nawet
rzymskokatoliccy pisarze przyznają, że miały rzeczywiście miejsce, lecz
dlatego, że nasza argumentacja nie wymaga takich dowodów. Wykazaliśmy, że
hierarchia papieska (nawet, gdyby składała się z najbardziej obyczajnych i
rzetelnych ludzi - co, jak widać z historii, nie miało miejsca) jest Antychrystem,
Człowiekiem Grzechu, imitacją i fałszywym reprezentantem tysiącletniego
Królestwa Chrystusa, zręcznie zorganizowanym w celu zwodzenia.
Słowa
angielskiego historyka Macaulay'a są dowodem, że niektórzy nawet bez
szczególnego światła proroctw potrafią zobaczyć cudowny system papieski -
imitację najcudowniejszego z systemów, Królestwa Bożego, które jeszcze jest
przed nami:
Macaulay pisze:
"Nie
można w żaden sposób zaprzeczyć, że forma rządzenia w Kościele Rzymskim jest
arcydziełem ludzkiej [my powiedzielibyśmy - szatańskiej] mądrości. Prawdą jest,
że żaden inny system władzy nie mógł wprowadzić takich doktryn przy tak dużych
przeciwnościach. Doświadczenie dwunastu stuleci, pełnych wydarzeń, oraz
pomysłowość i cierpliwa opieka czterdziestu pokoleń polityków doprowadziły ten
system do takiej doskonałości, że pomiędzy organizacjami politycznymi zajmuje
on najwyższe miejsce".
Ostateczny koniec Antychrysta
Prześledziliśmy historię papiestwa aż do obecnych czasów, do Dnia Pańskiego -
do czasu obecności Immanuela. Człowiek Grzechu rozwijał się, dokonał swojego
straszliwego dzieła, został uderzony mieczem ducha - Słowem Bożym. Bez względu
na jego pragnienia, duch ust Chrystusowych uczynił go bezsilnym, jeżeli chodzi
o jawne i ogólne prześladowanie świętych. Pytamy teraz: co dalej? Co mówi
apostoł o upadku Antychrysta?
W 2 Tes. 2:8-12 apostoł Paweł pisze o Antychryście
następujące słowa: "którego Pan zabije duchem ust swoich
i zniesie objawieniem przyjścia swego". Światło Prawdy rozjaśni
wszystkie sprawy. Przez objawienie dobra i zła doprowadzi do wielkiej walki
pomiędzy tymi dwiema zasadami i pomiędzy ludźmi będącymi ich zwolennikami. To
spowoduje czas wielkiego ucisku i gniewu. W walce tej błąd i zło upadną, a sprawiedliwość
i prawda zatryumfują. Jednym z bastionów zła, które zostanie ostatecznie i
całkowicie zniszczone, jest Antychryst, z którym prawie każdy teoretyczny czy
praktyczny błąd jest pośrednio lub bezpośrednio związany. To właśnie ten blask,
to światło słoneczne obecności Pańskiej, doprowadzi do "dnia
ucisku", na skutek którego w tym czasie zostanie zniszczony
Antychryst wraz ze wszystkimi innymi złymi systemami. "Pojawieniu
się jego towarzyszyć będzie działanie Szatana, z całą mocą, wśród znaków i
fałszywych cudów, z wszelkim zwodzeniem ku nieprawości tych, którzy giną
ponieważ nie przyjęli miłości Prawdy, aby dostąpić zbawienia. Dlatego Bóg
dopuszcza działanie na nich oszustwa, tak iż uwierzą kłamstwu, aby byli
osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, ale upodobali sobie
nieprawość" (BT) - aby zostali uznani za niegodnych dzielić w
tysiącletnim Królestwie władzę jako współdziedzice z Chrystusem.
Rozumiemy,
iż z tych słów wynika, że w czasie obecności Pańskiej (właśnie teraz, po roku
1874), Szatan użyje tego systemu - Antychrysta (jednego ze swoich
najważniejszych narzędzi, mających na celu zwodzenie i panowanie nad światem),
a także innych swoich pomocników, aby stawić jak największy opór nowemu
porządkowi rzeczy, który właśnie ma być ustanowiony. Będzie wykorzystywał
każdą, najmniejszą nawet okoliczność, całą wrodzoną słabość i całe samolubstwo
rodzaju ludzkiego, aby zapewnić sobie pomoc ich serc, rąk i piór w tej
ostatecznej walce przeciwko wolności i całkowitemu rozjaśnieniu Prawdy.
Uprzedzenia pojawią się tam, gdzie przesłoniłaby je w pełni poznana Prawda.
Wielu zostanie zwiedzionych i sprowadzonych na manowce wielką gorliwością i
różnymi związkami stronników. Stanie się tak nie dlatego, że Bóg zaciemnił
Prawdę do takiego stopnia, żeby nie mogła prowadzić prawdziwie poświęconych,
lecz dlatego, że zwiedzeni ludzie nie byli wystarczająco gorliwi w poszukiwaniu
i używaniu Prawdy, danej jako "pokarm na czas
słuszny". Wtedy właśnie okaże się, że zwiedziona klasa przyjęła
Prawdę nie dlatego, że ją umiłowała, lecz raczej powodowana była tradycją,
formalnością lub strachem. Apostoł zapewnia nas, jak się wydaje, że w tej
ostatecznej, śmiertelnej walce Antychryst będzie pozornie zwiększał swoją moc
przez użycie nowych strategii, oszustw i kombinacji; jednak prawdziwy Pan
ziemi, Król królów, zwycięży w czasie swojej obecności. Podczas wielkiego
ucisku całkowicie i ostatecznie unicestwi On Antychrysta i na zawsze pozbawi go
mocy i możliwości zwodzenia.
Jeżeli
chodzi o dokładny kształt tej ostatecznej walki, to możemy jedynie podać pewne
sugestie, oparte głównie na jej symbolicznych obrazach z Księgi Objawienia.
Oczekujemy, że cały świat podzieli się na dwa obozy - prawdziwi, zwycięscy
święci nie przyłączą się do żadnego z nich. Jeden obóz będzie się składał z
socjalistów, wolnomyślicieli, niewierzących, niezadowolonych i prawdziwych
miłośników wolności, których oczy zaczynają dostrzegać fakty, jeżeli chodzi o
złe systemy rządzenia i o despotyzm tak w polityce, jak i w religii. Drugi obóz
będzie się stopniowo tworzył z przeciwników ludzkiej wolności i równości:
cesarzy, królów, arystokracji; będzie z nimi również sympatyzował falsyfikat
Królestwa Bożego - Antychryst - popierający świeckich despotów i sam także
przez nich popierany. Oczekujemy również, że Antychryst zmieni i złagodzi swoją
politykę, aby odzyskać sympatię i nawiązać praktyczną współpracę (a nie
rzeczywiście się jednoczyć) z ekstremistami ze wszystkich denominacji
protestanckich, które nawet teraz dążą do nominalnego zjednoczenia się z sobą i
z Rzymem - zapominając przy tym, że prawdziwa jedność powstaje i trwa dzięki
Prawdzie, a nie na mocy dekretów, konwencji i praw. Chociaż taka współpraca
protestantów i katolików może się niektórym wydawać niemożliwa, to jednak
widzimy już niewątpliwie znaki szybkiego zbliżania się takiego związku.
Przyśpiesza to jeszcze tajna działalność papiestwa wśród jego ludzi, przez co
politycy chętni do współpracy z nim otrzymują wysokie stanowiska w rządach.
Można
również oczekiwać, że wkrótce pojawią się prawa, które stopniowo ograniczą
wolność osobistą pod pretekstem konieczności i dobra publicznego. Krok po
kroku, wkrótce okaże się, że niezbędne jest sformułowanie jakiegoś
"prostego prawa religijnego". W ten sposób kościół i państwo będą do
pewnego stopnia zjednoczone w rządzeniu Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Prawa te
będą jak najprostsze, aby odpowiadały wszystkim tak zwanym
"ortodoksyjnym" (czyli popularnym) poglądom religijnym. Będą one
miały na celu ograniczenie i uniemożliwienie dalszego rozwoju w łasce i w
znajomości "pokarmu na czas słuszny". Pretekstem stanie się
prawdopodobnie ochrona przed socjalizmem, niewiarą i polityczną erupcją
niższych i niezależnych klas społeczeństwa.
Z całą
pewnością możemy powiedzieć, że w niedalekiej przyszłości, jako część ucisku -
nawet wcześniej, niż najcięższy ucisk tego "dnia gniewu" spadnie na
świat i zniszczy całą konstrukcję społeczną ziemi (co będzie przygotowaniem do
nowego, lepszego świata pod rządami prawdziwego Chrystusa) - jeszcze przed tym
wszystkim nastąpi surowa próba dla prawdziwie poświęconego Kościoła, podobna do
tego, co działo się w dniach tryumfu papiestwa. Teraz zmienią się jedynie
metody prześladowań - będą bardziej wyrafinowane i lepiej dopasowane do
cywilizacji obecnych czasów: ostrza, kleszcze i koła przyjmą formę sarkazmu i
donosicielstwa, ograniczenia wolności oraz socjalnego, finansowego i
politycznego bojkotu.
Kończąc ten
rozdział, chcielibyśmy jeszcze raz powiedzieć naszym czytelnikom, że papiestwo
jest Antychrystem nie z powodu swej niemoralności, lecz dlatego, że stanowi
falsyfikat prawdziwego Kościoła i prawdziwego Królestwa. Nie zauważywszy tego
właśnie faktu, wielu protestantów zostanie zwiedzionych i podejmie współpracę z
papiestwem przeciwko prawdziwemu Królowi Chwały.
Wierni aż do śmierci
Jestem żołnierzem. Mój znak - krzyż;
W ślady Baranka idę.
Czy się obawiam walczyć dlań,
Lub wyznać Jego imię?
Czy mogę wejść do raju bram
Kwiecistą, łatwą drogą,
Gdy inni idą pośród burz
I toczą bitwę srogą?
Czyż ja nie muszę walczyć tak,
Aby pokonać wroga?
Czy próżny świat mi łaskę da,
Pomoże dojść do Boga?
Muszę więc trwać, by zdobyć tron.
Dodaj odwagi, Panie!
Pokonam trud i zniosę ból,
Gdy Słowo przy mnie stanie.
W chwalebnej walce świętych zbór
Zwycięży - choć umiera.
Święci przez wiarę znają triumf
I widzą go już teraz.
Gdy przyjdzie ten wspaniały dzień,
Gdy święci w blasku staną,
Zwycięską zaśpiewają pieśń:
Niech chwała będzie Panu!
1. * Historia Powszechna Fishera,
str. 193
2. * Historia Powszechna White'a,
str. 156
3. * Tom II, str 85
4. * Historia Powszechna Willarda,
str. 163
5. * Gibbon, Tom II, str. 269
6. * Tom II, str. 53,57
7. * Historia Powszechna White'a,
str. 155
8. * Zob. Gibbon, Tom II, str. 108
9. * Gibbon, Tom II, strony 31-33
10. * Tom II, str. 236
11. * Stolica św. Piotra, str. 589
12. * Tym, którzy chcieliby
dowiedzieć się więcej o tych przerażających czasach i scenach, polecamy
następujące książki: Historia Anglii Macaulay'a; Republika holenderska
Motley'a; Historia reformacji D'Aubigne'a; Osiemnaście wieków chrześcijaństwa
White'a; Romanizm Elliota; Księga męczenników Foxa.
13. * Stolica św. Piotra
14. * Święte Cesarstwo Rzymskie to
nazwa wielkiej instytucji politycznej średniowiecza. Jego początkiem był Karol
Wielki. W swojej "Historii uniwersalnej" Fisher opisuje to na stronie
262: "W teorii była to unia światowego państwa i światowego kościoła -
nierozłączna społeczność, na czele której stali cesarz i papież, naznaczone
przez niebo [?] głowy: świecka i duchowa." Ponieważ zaś papieże, jako
namiestnicy Chrystusa, namaszczali cesarzy, w rzeczywistości stali na czele
całego imperium.
15. * "Bitwy: pod Marengo (1800)
i pod Austerlitz (1805) dwa razy rzuciły Niemcy do stóp Napoleona.
Najważniejszym rezultatem tej drugiej klęski było utworzenie Konfederacji
Reńskiej pod protektoratem władcy francuskiego. To wydarzenie oznaczało koniec
starych Niemiec, czyli [świętego] Cesarstwa Rzymskiego, trwającego przez tysiąc
lat". ("Historia Uniwersalna" White'a, str. 508.
16. * Papieże długo starali się o to
przywództwo, o bycie głową kościoła; stopniowo zostali uznani i otrzymali
władzę. Władzę tę ogólnie zaakceptowano już w roku 494, jak wykazuje romanista
- autor "Stolicy św. Piotra". Wymieniwszy szczegółowo wszystkie
dowody przyznania przez różne rady, biskupów, cesarzy itd., że biskup Rzymu jest
najwyższym kapłanem, autor książki czyni następujące podsumowanie:
"słowa te zostały spisane już
Roku Pańskiego 494. (...) Z powyższych autentycznych świadectw wynika więc
niezbicie, że prymat tronu Piotrowego [biskupstwo Rzymu] rozwinął się w piątym wieku
do tego stopnia, iż papieża uważano ogólnie za centrum jedności
chrześcijańskiej - za najwyższego władcę i nauczyciela kościoła Bożego, księcia
biskupów, ostatecznego arbitra, rozsądzającego duchowe sprawy we wszystkich
częściach świata; za sędziego i przewodniczącego ogólnych zgromadzeń, które
prowadził za pośrednictwem swoich legatów".